106 Cartland Barbara Diona i Dalmatyńczyk

background image

DIONA I DALMATYNCZYK

Najpi kniejsze mi o ci

ę

ł ś

background image

Rozdzia 1

ł

Rok 1819

Sir Hereward Grantley z trudem sadowi si w ogromnym fotelu. Krzywi c si i sapi c, d wign

ł ę

ą

ę

ą

ź

ął

opuchni t stop na taboret i ostro

ę ą

ę

żnie próbowa znale oparcie dla obola ych pleców.

ł

źć

ł

W tej samej chwili w radosnych susach ruszy ku niemu m ody dalmaty czyk. Nagle,

ł

ł

ń

potr cona psim ogonem, szklanka brandy zsu

ą

n a si ze stolika. Sir Hereward wpad we

ęł

ę

ł

w ciek o :

ś

ł ść

— Pilnuj swego przekl tego psa! — krzykn na bratanic i doda z pretensj w g osie: .

ę

ął

ę

ł

ą

ł

— Mówi em ci ju , e nie ma prawa tutaj przebywa . Nie ycz go sobie w domu. Jego

ł

ż ż

ć

ż

ę

miejsce jest w psiarni.

Diona pospiesznie zbiera a z dywanu kawa ki szk a.

ł

ł

ł

— Bardzo przepraszam, stryju Herewardzie. Syriusz zrobi to niechc cy. Chcia tylko przy

ł

ą

ł

-

wita si z tob . Wiesz przecie , e ci lubi.

ć ę

ą

ż ż

ę

— Mam dostatecznie du o w asnych psów. Albo pójdzie do budy, albo trzeba b dzie go

ż

ł

ę

zastrzeli .

ć

Diona, przera ona, krzykn a, a z drugiego k ta pokoju odezwa si g os:

ż

ęł

ą

ł ę ł

— S dz , ojcze, e to dobra my l! W domu psy sprawiaj tylko k opot. Niedawno te

ą ę

ż

ś

ą

ł

ż

widzia em, jak Syriusz polowa w lesie, gdzie bez w tpienia wystraszy wysiaduj ce ptaki...

ł

ł

ą

ł

ą

— To nieprawda! — zaprotestowa a Dio

ł

na. — Syriusz nigdy beze mnie nie wychodzi. Wiem,

e jest pora l gowa, wi c trzymamy si z dala od lasu.

ż

ę

ę

ę

— Widzia em na w asne oczy!

ł

ł

Diona wiedzia a, e kuzyn Simon k amie i domy la a si powodu jego zachowania.

ł ż

ł

ś ł

ę

Odk d zamieszka a w wielkim, brzydkim domu stryja, Simon prze ladowa j zalotami, a gdy

ą

ł

ś

ł ą

je odrzuci a, sta si z o liwy. Teraz za wtr ci si do sporu zapewne powodowany ch ci

ł

ł ę ł ś

ś

ą ł ę

ę ą

zemsty za domnieman zniewag . Dwa dni temu bowiem, spotkawszy Dion na scho

ą

ę

ę

dach,

usi owa j poca owa . Broni a si , a kie

ł

ł ą

ł

ć

ł

ę

dy zrozumia a, e jest od niej silniejszy, nadep

ł ż

n a mu

ęł

na nog tak mocno, e j kn z bólu.

ę

ż ę ął

Wyrwa a si kuzynowi, wo aj c:

ł

ę

ł ą

background image

— Zostaw mnie w spokoju! Nienawidz ci ! Je eli jeszcze raz o mielisz si mnie dotkn

,

ę ę

ż

ś

ę

ąć

powiem stryjowi Herewardowi!

Simon tylko czeka na stosown okazj . Wsta od sto u, przy którym apczywie po

ł

ą

ę

ł

ł

ł

ch ania

ł

ł

obfite niadanie, mimo e pora po

ś

ż

rannego posi ku ju dawno min a, i podszed do ojca.

ł

ż

ęł

ł

— Koniecznie trzeba zabi tego psa — stwie

ć

rdzi , wycieraj c usta. — Powiem Heywoodowi,

ł

ą

eby go zastrzeli , tak jak starego Rufusa, kiedy przesta si ju do czegokolwiek nadawa .

ż

ł

ł ę ż

ć

— Nie tkniesz mojego psa! — krzykn a gniewnie Diona. — Jest m ody, a szkod wyrz dzi

ęł

ł

ę

ą ł

nieumy lnie! To pierwsza rzecz, któr st uk w tym domu!

ś

ą ł ł

— Pierwsza, któr zauwa yli my! — wark

ą

ż ś

n Simon.

ął

Diona spojrza a na stryja.

ł

— Bardzo prosz . Wiesz jak ogromnie ko

ę

cham Syriusza, jak wiele dla mnie znaczy. Tylko on

pozosta mi po ojcu...

ł

Raptem u wiadomi a sobie, e mówi c w ten sposób post puje nierozwa nie. Wszak sir

ś

ł

ż

ą

ę

ż

Hereward Grantley nie znosi m odszego brata. Ojciec Diony by o wiele bardziej popularny w

ł ł

ł

hrabstwie, znacznie lepszy w ró nych dzie

ż

dzinach sportu i, w dodatku, o wiele przystojniejszy.

Czasami Diona mia a wra enie, e stryj jest w gruncie rzeczy zadowolony, i m odszy brat

ł

ż

ż

ż ł

przyp aci yciem upadek z porywistego ogiera, gdy ko bra wysok przeszkod .

ł ł ż

ń

ł

ą

ę

Wypadek taki nie powinien by si zdarzy je d cowi równie do wiadczonemu jak jej ojciec.

ł ę

ć ź ź

ś

Ca e hrabstwo op akiwa o Harry'ego Grantleya i Diona zrozumia a, e w a ciwie wtedy

ł

ł

ł

ł

ż

ł ś

umar a tak e jej matka! Pani Grantley z ka

ł

ż

żdym dniem robi a si coraz s absza, a w rok pó niej i

ł

ę

ł

ź

j równie pochowano. Od tej pory stryj sta si prawnym opiekunem bratanicy. Diona musia a

ą

ż

ł ę

ł

opu ci strony, gdzie tak szcz

ś ć

ę liwie up ywa o niegdy jej ycie.

ś

ł

ł

ś

ż

Rodzinny dom zdawa si zawsze wype niony s o cem, podczas gdy nale

cy od trzystu lat

ł ę

ł

ł ń

żą

do Grantleyów dwór by ogromny, ciemny i ponury.

ł

Wkrótce te Diona poj a, e kuzyn Simon przyczyni jej wielu zmartwie . Sir Herewardowi

ż

ęł ż

ń

wydawa o si , e przynajmniej pod jednym wzgl dem by lepszy od nie yj cego brata — mia

ł

ę ż

ę

ł

ż ą

ł

dziedzica. Na nieszcz cie Simon nie by synem, z którego jakikolwiek ojciec móg by by

ęś

ł

ł

ć

dumny. Mia dwadzie cia cztery lata, ale jego rozwój psychiczny zatrzyma si na etapie

ł

ś

ł ę

niedojrza ego nastolatka. Nie wyró nia si

te

niczym szczególnym, oprócz

ł

ż

ł

ę

ż

background image

nieprawdopodobnego wr cz apetytu. Kuzyn Diony jad za czterech i wci by g odny.

ę

ł

ąż ł ł

W przysz o ci Simon mia zosta szóstym baronetem. W t a, wiecznie cierpi ca lady

ł ś

ł

ć

ą ł

ą

Grantley nie mog a mie wi cej dzieci, tote sir Hereward uwielbia jedynaka i dogadza mu we

ł

ć

ę

ż

ł

ł

wszystkim. ywi przy tym nie uzasadnion nadziej , e podsycaj c wrodzony egoizm syna,

Ż

ł

ą

ę ż

ą

wychowa Simona na m

czyzn .

ęż

ę

Diona, z natury spostrzegawcza, szybko zauwa y a nieweso sytuacj stryja i szczerze z nim

ż ł

łą

ę

wspó czu a. W niczym jednak nie po

ł

ł

prawi o to jej w asnego losu.

ł

ł

By a nie tylko wyj tkowo adna, ale te inteligentna. Wkrótce wi c zrozumia a, e iry

ł

ą

ł

ż

ę

ł ż

tuje

stryja, jak niegdy irytowa go jej tragicznie zmar y ojciec. Próby u agodzenia sir Herewarda

ś

ł

ł

ł

spe za y na niczym. Rzadko dzie mija bez z orzecze na wyimaginowane przewinienia

ł ł

ń

ł

ł

ń

bratanicy, zmuszonej cierpliwie znosi wybuchy z o ci starszego pana.

ć

ł ś

ona sir Herewarda ca e dnie sp dza a le

c i skar

c si na okropne bóle. P aka a i

Ż

ł

ę

ł

żą

żą

ę

ł

ł

narzeka a, nigdy nie uczyni a jednak naj

ł

ł

mniejszego bodaj wysi ku, by pokona w asn s abo .

ł

ć ł

ą ł

ść

Zachowanie Simona za stanowi o pasmo rozczarowa . Sir Hereward zacz szuka po

ś

ł

ń

ął

ć

ciechy

w alkoholu. Nadmierne picie powodowa o kolejne ataki podagry. Chory cierpia na srogie bóle

ł

ł

go cowe, puch y mu nogi i r ce.

ść

ł

ę

Teraz, kiedy gniew osi gn stan wrzenia, starszy pan warkn do syna:

ą ął

ął

— Masz racj . Powiedz Heywoodowi, eby dzi wieczorem zastrzeli to zwierz . Nie dopu

ę

ż

ś

ł

ę

-

szcz , by przez jakiego psa, mia y nie uda si jesienne polowania!

ę

ś

ł

ć ę

Diona ukl k a przy fotelu stryja. W jej g osie brzmia o b aganie.

ę ł

ł

ł

ł

— Nie mo esz tego zrobi , stryju Herewardzie! Nie mo esz by tak okrutny. Wiesz ile

ż

ć

ż

ć

Syriusz dla mnie znaczy.

Przez chwil mia a wra enie, e sir Hereward ust pi. I wtedy odezwa si Simon:

ę

ł

ż

ż

ą

ł ę

— Ten pies poluje na wszystko, co si rusza! Wczoraj widzia em, jak goni kury i je li nie

ę

ł

ł

ś

dostaniemy jaj na niadanie, b dzie to jego wina!

ś

ę

— To k amstwo! K amstwo! — krzykn a Diona.

ł

ł

ęł

Jednak zmy lona przez Simona historyjka zawa y a na decyzji sir Herewarda.

ś

ż ł

— Wydaj polecenie Heywoodowi! — rzek do syna. — I niech przeka e le niczym, eby

ł

ż

ś

ż

zastrzeli ka dego b kaj cego si po lesie kota czy psa!

ć ż

łą ą

ę

background image

Diona zrozumia a, e nie ma sensu prosi stryja o lito . Chcia o jej si krzycze z oburzenia na

ł ż

ć

ść

ł

ę

ć

t ra

c niesprawiedliwo

i bezsen

ę żą ą

ść

sowne okrucie stwo. Naraz dostrzeg a b ysk z o liwego

ń

ł

ł

ł ś

zadowolenia w oczach kuzyna Simona. Wsta a wi c i z wysoko podniesion g ow wysz a z

ł

ę

ą ł ą

ł

jadalni. Dopiero gdy zamkn y si za ni drzwi, rzuci a si jak szalona do swojego pokoju.

ęł

ę

ą

ł

ę

Dalmaty czyk pobieg za ni .

ń

ł

ą

Syriusza ofiarowa Dionie ojciec nie na d ugo przed tragicznym wypadkiem. Piesek by mie

ł

ł

ł ś

-

szny i nieporadny. Na bia ym futerku zacz y pojawia si ciemne plamki, gdy Syriusz sko

ł

ęł

ć ę

ż

ń-

czy w a nie dwa tygodnie. Kiedy patrzy na Dion z mi o ci , przytuli a go delikatnie i po

ł ł ś

ł

ę

ł ś ą

ł

czu a,

ł

e bardzo go kocha.

ż

Tylko Syriusz potrafi pocieszy dziewczyn po mierci rodziców. Liza jej policzki i tuli si ,

ł

ć

ę

ś

ł

ł ę

gdy p aka a bezradnie, jakby rozumia jej rozpacz i samotno . Teraz mia a ju tylko jego.

ł

ł

ł

ść

ł

ż

Oczywi cie yli jeszcze inni cz onkowie ro

ś

ż

ł

dziny Grantleyów, ale niestety mieszkali poza

granicami hrabstwa. Nikt z nich jednak nie kwapi si , by udzieli Dionie go ciny. Nie mia a

ł ę

ć

ś

ł

przecie pieni dzy. Jej ojciec ca y swój niewielki kapita wyda na zakup koni. Liczy , e

ż

ę

ł

ł

ł

ł ż

uje d one b dzie mo na sprzeda z zyskiem. Wyniki treningu pierwszych trzech czy czte

ż ż

ę

ż

ć

rech

wierzchowców przekroczy y wszelkie oczekiwania, wi c zach cony sukcesem naby nast pne.

ł

ę

ę

ł

ę

— Mo e to ekstrawagancja — powiedzia onie — ale mam okazj za bezcen kupi od

ż

ł ż

ę

ć

znajomego z Irlandii kilka rasowych koni. G upio przepu ci tak szans .

ł

ś ć

ą

ę

— Oczywi cie, najdro szy — przytakn a. — Nie znam nikogo, kto by by zr czniejszy od

ś

ż

ęł

ł

ę

ciebie w uje d aniu koni. Jestem pewna, e twój nowy nabytek przyniesie nam wielkie korzy ci.

ż ż

ż

ś

Harry Grantley nawet o tym nie w tpi . Gdy nadszed oczekiwany przez niego transport, z

ą ł

ł

rado ci odkry , e wierzchowce wygl da y znacznie bardziej obiecuj co, ni si tego spo

ś ą

ł ż

ą ł

ą

ż ę

-

dziewa . By jednak wiadom, e s na tyle dzikie, i okie znanie ich wymaga musi ogrom

ł

ł

ś

ż ą

ż

ł

ć

nej

cierpliwo ci i wysi ku.

ś

ł

— Có to b dzie za przyjemno

obser

ż

ę

ść

wowa prac nad nimi — mówi a sobie Diona. W

ć

ę

ł

obawie o bezpiecze stwo córki ojciec nie pozwala jej dosiada nie wytrenowanego ko

ń

ł

ć

nia. A

przecie Diona by a do wiadczon ama

ż

ł

ś

ą

zonk . Je dzi a konno niemal od chwili, gdy nauczy a si

ą

ź

ł

ł

ę

chodzi .

ć

background image

I w a nie jeden z irlandzkich wierzchow

ł ś

ców sta si mimowolnym sprawc mierci jej ojca.

ł ę

ą ś

Nie uje d one konie sprzedano przygod

ż ż

nemu kupcowi. Mimo, e nie uda o si uzyska za nie

ż

ł

ę

ć

dobrej ceny, panie Grantley mog y y do

wygodnie podczas smutnych miesi cy, które

ł ż ć

ść

ę

nast pi y po mierci sir Harry'ego.

ą ł

ś

Wkrótce Diona zauwa y a, e matka z dnia na dzie robi si coraz s absza i trudno j

ż ł ż

ń

ę

ł

ą

czymkolwiek zainteresowa . Tylko córce po wi ca a jeszcze nieco uwagi. Nie mia a si ju

ć

ś ę ł

ś

ł

ę ż

jednak nigdy i rzadko na jej twarzy go ci blady u miech. W ci gu dnia pani Grantley udawa o

ś ł

ś

ą

ł

si zachowa pozory opa

ę

ć

nowania, ale Diona by a przekonana, e noce matka musia a sp dza

ł

ż

ł

ę

ć

rozpaczaj c za zma

ą

r ym m

em.

ł

ęż

Pó niej Diona nie raz zastanawia a si , czy nie mog a, mimo wszystko, uratowa matki.

ź

ł

ę

ł

ć

Zdawa a sobie jednak spraw , e przyczyn mierci nie by a adna z chorób cia a. Wdowa po

ł

ę ż

ą ś

ł ż

ł

Harry'm Grantleyu po prostu nie potrafi a y bez m

czyzny, którego kocha a ponad wszystko.

ł ż ć

ęż

ł

wiadomo , e rodzice byli ze sob szcz

Ś

ść ż

ą

ęśliwi, dodawa a Dionie si do zniesienia ponurej

ł

ł

atmosfery, panuj cej we dworze stryja. Dopiero teraz zrozumia a, e to nie mury i sprz ty

ą

ł ż

ę

tworz dom, ale ludzie, którzy w nim yj !

ą

ż ą

W a ciwie Grantley Hall powinien uchodzi za pi kny. Zdobi a go bowiem wy mienita

ł ś

ć

ę

ł

ś

kolekcja obrazów i mebli, dziedziczonych z pokolenia na pokolenie.

Sir Hereward jednak by cz owiekiem trud

ł

ł

nym, rozgoryczonym, a w gruncie rzeczy, nie-

szcz liwym. Nic wi c dziwnego, e ca y dom wydawa si Dionie ponury i równie zimny, jak

ęś

ę

ż

ł

ł ę

serca jego mieszka ców.

ń

S u

cy, starzy i zgorzkniali, bole nie od

ł żą

ś

czuwali sposób, w jaki wydawano im polecenia, lecz

ze strachu przed utrat posady nigdy nie odwa yli si otwarcie zaprotestowa .

ą

ż

ę

ć

Sir Hereward utrzymywa stajni , s ynn z doskona ych koni oraz psiarni , jedn z naj

ł

ę ł

ą

ł

ę

ą

-

lepszych w hrabstwie. Ale nawet zwierz ta wydawa y si Dionie inne ni wierzchowce i psy

ę

ł

ę

ż

hodowane w jej rodzinnym maj tku. Mo e dlatego, e nikt nie odnosi si tu do nich jak do

ą

ż

ż

ł ę

indywidualnych istot.

Na pocz tku stryj zgodzi si , by Syriusz zawsze jej towarzyszy , a nawet sypia ko o ó ka

ą

ł ę

ł

ł

ł ł ż

Diony.

background image

Po pewnym czasie jednak Simonowi uda o si nastawi ojca wrogo wobec Syriusza. Sir

ł

ę

ć

Hereward przeklina ulubie ca bratanicy, ile

ł

ń

kro ów wszed mu w drog i wykrzykiwa , e „ten

ć

ł

ę

ł ż

pies prze re wszystko, do ostatniego pensa."

ż

W taki to w a nie sposób stryj dawa Dionie do zrozumienia, e znalaz a si w Grantley Hall

ł ś

ł

ż

ł

ę

na askawym chlebie i nie pozwoli bra

ł

ł

tanicy zapomnie , i musia sp aci d ugi po jej ojcu.

ć ż

ł ł ć ł

Nie by y to du e sumy, ale nawet niewielkie rachunki rozw ciecza y sir Herewarda.

ł

ż

ś

ł

S u

cych, których zatrudniali jej rodzice, kaza zwolni i tylko dwoje najstarszych za

ł żą

ł

ć

-

trzyma na posadzie dozorców, lecz, jak zapo

ł

wiedzia , jedynie do momentu, kiedy znajdzie si

ł

ę

nabywca posiad o ci Harry'ego Grantleya.

ł ś

— A potem — lubi straszy — o ile nie trafi si jakie miejsce, pójdziecie do przy

ł

ć

ę

ś

tu ku.

ł

Dionie kraja o si serce z rozpaczy, ale nie mia a adnego wp ywu na decyzje despotycz

ł

ę

ł ż

ł

nego

stryja. W g bi duszy ywi a jednak nadziej , e sir Hereward nie spe ni swojej gro by.

łę

ż

ł

ę ż

ł

ź

Natomiast staruszkowie dniami i nocami zamartwiali si o swój niepewny los.

ę

Wyje d aj c z rodzinnego maj tku, Diona zapewni a, e zrobi wszystko, co w jej mocy, aby

ż ż ą

ą

ł ż

im pomóc, kiedy dom zostanie sprzedany.

— My l , e to ma o prawdopodobne — pociesza a ich. — Z pewno ci niewiele osób

ś ę ż

ł

ł

ś ą

chcia oby mieszka na takim odludziu i stryj szybko nie znajdzie nabywcy posiad o ci. Przecie

ł

ć

ł ś

ż

tatu tylko dlatego tak bardzo lubi to miejsce, i trudno o lepsze tereny je dzieckie.

ś

ł

ż

ź

Diona wiedzia a te jak wa ny dla jej ojca by kontakt z domem, gdzie sp dzi szcz liwe

ł

ż

ż

ł

ę ł

ęś

dzieci stwo i, przede wszystkim, ze starszym bratem. Za ycia dziadka Diony, Harry'ego i jego

ń

ż

przyjació zawsze w Grantley Hall ycz

ł

ż

liwie witano. Pó niej ojciec wst pi do armii, walczy

ź

ą ł

ł

przez wiele lat i w 1802 roku, gdy wreszcie zapanowa czas pokoju, o eni si z kobiet , któr

ł

ż

ł ę

ą

ą

pokocha od pierwszego wej

ł

rzenia. Zdecydowa si wówczas osi

w ma

ł

ę

ąść

ym dworku i

ł

rozpocz przyk adne ycie ro

ąć

ł

ż

dzinne.

Chocia Harry Grantley musia odczuwa rozczarowanie, e dochowa si tylko jednej córki,

ż

ł

ć

ż

ł ę

nigdy jej tego nie okazywa . Marzy zapewne o m skim potomku, który mia by szans na

ł

ł

ę

ł

ę

godno baroneta. W tej sytuacji jako dziedzic rodowego tytu u pozosta jedynie Simon.

ść

ł

ł

background image

Diona musia a przezwyci

y obezw adnia

ł

ęż ć

ł

j cy smutek i zmierzy si z k opotami, jakie

ą

ć ę

ł

nios o ycie. Gdy stryj stawa si szczególnie dokuczliwy, rozmy la a gor czkowo, czy nie ma

ł ż

ł ę

ś ł

ą

jakiego sposobu, aby sama mog a za

ś

ł

rabia na swoje utrzymanie. Rozwa a a te mo liwo

ć

ż ł

ż

ż

ść

wyjazdu do innych krewnych. Lecz krewni Diony byli te krewnymi sir Here-warda...

ż

— Jestem twoim opiekunem. Masz robi to, co ci ka

— zwyk powtarza bratanicy. Wida

ć

żę

ł

ć

ć

by o, e terroryzowanie sieroty po znienawi

ł

ż

dzonym bracie, sprawia mu wiele przyjemno ci.

ś

Wra liw , a zarazem spostrzegawcz dziew

ż

ą

ą

czyn razi a nie tyle z o liwo wypowiedzi stryja,

ę

ł

ł ś

ść

co wyra nie wrogie uczucia.

ź

Chocia rodzice Diony dobrze znali ycie wielkomiejskie, przedk adali jednak wiejskie

ż

ż

ł

zacisze nad uroki Londynu. Czasami matka wspomina a mimochodem, e gdy córka sko

ł

ż

ńczy

nauk , trzeba b dzie wprowadzi j w wie

ę

ę

ć ą

lki wiat i zaprezentowa na dworze królews

ś

ć

kim. Lecz

ojciec zmar sze miesi cy przed osiemnastymi urodzinami Diony. Nie zd

y a wi c zobaczy

ł

ść

ę

ąż ł

ę

ć

Londynu, ani nie bra a dot d udzia u w adnym balu z prawdziwego zdarze

ł

ą

ł

ż

nia. Oczywi cie, jako

ś

dziecko bywa a wraz z matk na przyj ciach wydawanych w hrabs

ł

ą

ę

twie, ale gdy podros a, wola a

ł

ł

towarzyszy ojcu w polowaniach lub obserwowa gonitwy, w których uczestniczy . Podczas

ć

ć

ł

wypraw myśliwskich pozna a szlacht hrabstwa. Jednak szczególn sympati darzyli j ,

ł

ę

ą

ą

ą

uwielbiaj cy Harry'ego Grantleya, okoliczni farmerzy. Na

ą

zywali Dion „ adn ma pann

ę ł

ą

łą

ą

Grantley", na jej widok zrywali kapelusze z g ów i cz s

ł

ę towali smacznym, wie ym wiejskim

ś

ż

jedzeniem. Jakkolwiek byli uprzejmi i dobrzy, nie stanowili towarzystwa, o jakim marzy a dla

ł

niej matka.

— Chc , eby odnios a taki sam sukces, jak ja, kiedy by am debiutantk — mówi a pani

ę ż

ś

ł

ł

ą

ł

Grantley. — Nie jestem pró na, moja najdro sza, ale powiem ci, e mia am wielu wielbicieli,

ż

ż

ż

ł

czaruj cych i bogatych m odych ludzi, którzy pytali mego ojca, czy mog si o mnie stara .

ą

ł

ą ę

ć

— To znaczy, e chcieli ci po lubi , ma

ż

ę ś

ć

musiu?

— Tak, ale ja ich nie chcia am. Czeka am, cho wtedy nie zdawa am sobie z tego sprawy...

ł

ł

ć

ł

Na twojego ojca.

— A w jaki sposób si poznali cie? Jak to si sta o?

ę

ś

ę

ł

— Zakocha am si w nim! By taki przystoj

ł

ę

ł

ny, onie mielaj cy, niezwyk y! — pani Grantley

ś

ą

ł

westchn a. — Szkoda, e nie mia a okazji zobaczy go w mundurze! Ju sam ten widok

ęł

ż

ł ś

ć

ż

background image

wystarcza , aby serce m odej dziewczyny za

ł

ł

cz o bi mocniej!

ęł

ć

— A czy on te zakocha si w tobie od pierwszego wejrzenia?

ż

ł ę

— Tak! Natychmiast! I nie s dz , eby jakakolwiek para mog a by od nas szcz liwsza!

ą ę ż

ł

ć

ęś

Diona t skni a za takim szcz ciem, czystym i s onecznym. ycie z rodzicami by o po prostu

ę

ł

ęś

ł

Ż

ł

cudowne.

Wbieg a do pokoju, a za ni Syriusz. Staran

ł

ą

nie zamkn a drzwi. Wiedzia a, e musi spokoj

ęł

ł ż

nie

zastanowi si , by znale wyj cie ze strasz

ć ę

źć

ś

nej sytuacji, w której si znalaz a.

ę

ł

Ukl k a i obj a Syriusza. zy sp ywa y jej po policzkach. Pies, wyczuwaj c rozpacz swojej

ę ł

ęł

Ł

ł

ł

ą

pani, liza j po mokrej twarzy.

ł ą

Diona wiedzia a, e w adnym wypadku nie mo e rozsta si z Syriuszem. Po có mia aby

ł ż

ż

ż

ć ę

ż

ł

wtedy y ? G aszcz c i tul c czworono nego przyjaciela, raptem poczu a przyp yw si i zde

ż ć

ł

ą

ą

ż

ł

ł

ł

-

cydowania, czego nie do wiadcza a ju od dawna.

ś

ł

ż

Zamieszkawszy w domu stryja, Diona czu a si tak bardzo nieszcz liwa, i bez protestu

ł

ę

ęś

ż

przyjmowa a wszystkie upokorzenia. Preten

ł

sje, zaczepki i z o liwe uwagi, na które na

ł ś

prawd ani

ę

razu nie zas u y a, znosi a z aniels

ł ż ł

ł

k cierpliwo ci . Przeprasza a i obiecywa a popraw .

ą

ś ą

ł

ł

ę

Teraz jednak poj a, e musi si zbuntowa , nie tylko ze wzgl du na siebie, ale i z powodu

ęł ż

ę

ć

ę

Syriusza. Przytuli a go mocniej, a pies znów poliza j w policzek i zamerda ogonem. Patrzy z

ł

ł ą

ł

ł

niem pro b , jakby proponowa wyj cie na spacer.

ą

ś ą

ł

ś

— Tak zrobimy, Syriuszu. Pójdziemy i nie wrócimy wi cej. Och, dlaczego wcze niej o tym

ę

ś

nie pomy la am...

ś ł

Wsta a i przekr ci a klucz w drzwiach, by nikt nie zaskoczy jej podczas przygotowa .

ł

ę ł

ł

ń

Musia a by dyskretna. Roz o y a na ó ku ogromny jedwabny szal, który nale a ongi do jej

ł

ć

ł ż ł

ł ż

ż ł

ś

matki. Na szalu zacz a uk ada wszy

ęł

ł

ć

stko, co uzna a za absolutnie niezb dne. Sta

ł

ę

ra a si nie

ł

ę

wybiera rzeczy ci

kich. Przecie sama b dzie musia a nie w ze ek. Zapakowa

ć

ęż

ż

ę

ł

ść ę ł

a drobiazgi i

ł

dwie cieniutkie, mu linowe suk

ś

nie. Mimo to, pakunek okaza si ca kiem spory.

ł ę ł

Diona zawaha a si przez moment. Potem zmieni a sukni na najlepsz , jak mia a, w o

ł

ę

ł

ę

ą

ą

ł

ł y a

ż ł

nowe buciki i elegancki czepeczek, który nale a dawniej do jej matki.

ż ł

Od miesi ca nie nosi a ju a oby. Sir Hereward w przyp ywie z ego humoru oznajmi , e

ą

ł

ż ż ł

ł

ł

ł ż

nienawidzi lamentuj cych mu po domu „czar

ą

nych wron".

background image

Mia a adne stroje, gdy stryj zmuszony by da jej troch pieni dzy na zakupy. By o to na

ł ł

ż

ł

ć

ę

ę

ł

samym pocz tku pobytu Diony w Grantley Hall. Kiedy stan a przed sir Herewardem w

ą

ęł

eleganckim stroju, kupionym w pobliskim miasteczku, przyjrza si jej z niech tn ap

ł ę

ę ą

robat .

ą

Wkrótce jednak zacz

znowu narze

ął

ka , wypominaj c Dionie poniesione wydatki. Ale

ć

ą

dziewczyna nie zwraca a na to uwagi. Suknie by y nowe, a to znaczy o, e starcz na wiele lat.

ł

ł

ł ż

ą

Teraz za Diona martwi a si przede wszyst

ś

ł

ę

kim brakiem pieni dzy. a owa a, e musi

ę

Ż ł

ł

ż

zostawi tyle nowych rzeczy, ale na szcz cie mog a wzi

ze sob odziedziczon po matce

ć

ęś

ł

ąć

ą

ą

bi uteri : zar czynowy pier cionek, wysadzan diamentami brosz — prezent od Harry'ego z

ż

ę

ę

ś

ą

ę

okazji narodzin córki i raczej brzydk , ale warto ciow , bransolet po babce.

ą

ś

ą

ę

— Bransolet mo na spieni

y — pomy

ę

ż

ęż ć

śla a. — Je li j sprzedam, b d mia a za co kupi

ł

ś ą

ę ę

ł

ć

jedzenie dla Syriusza.

W o y a pieni dze i bi uteri do torebeczki, podnios a tobo ek i szepn a do Syriusza, by

ł ż ł

ą

ż

ę

ł

ł

ęł

szed za ni . Cicho zamkn a za sob drzwi. Pies przekonany, e idzie na spacer, zacz rado nie

ł

ą

ęł

ą

ż

ął

ś

podskakiwa , ale Diona uspokoi a go gestem d oni. Zrozumia w lot. Wychowy

ć

ł

ł

ł

wa a go od

ł

szczeniaka i nauczy a spe nia ró ne polecenia. Syriusz nigdy nie zachowy

ł

ł

ć ż

wa si niepos usznie,

ł ę

ł

tote k amstwa, które rozpowiada o nim Simon, tym bardziej j oburza y. Nie by o w nich nawet

ż ł

ł

ą

ł

ł

ziarna prawdy!

Syriusz ruszy za swoj pani . Przemkn li si do bocznej klatki schodowej, do tylnego

ł

ą

ą

ę

ę

wyj cia. Diona nie chcia a przechodzi ko o kuchni. O tej porze, a by a ju jedenasta, s u ba

ś

ł

ć

ł

ł

ż

ł ż

mia a wolny czas na drugie niadanie. Jedynie w hallu na parterze mog a zosta zauwa ona, ale,

ł

ś

ł

ć

ż

na szcz cie, nikogo nie spotka a.

ęś

ł

Znalaz szy si na podje dzie, skierowa a si ku niewidocznej z frontowych okien cie ce.

ł

ę

ź

ł

ę

ś ż

Niemal bieg a. Syriusz, w sz c za królikami, od czasu do czasu znika w zaro lach, ale

ł

ę ą

ł

ś

pos usznie wraca , gdy wo a a go przyciszonym g osem.

ł

ł

ł ł

ł

Po mniej wi cej dziesi ciu minutach dotar a do niedu ej bramy. By o to boczne wej cie, nie

ę

ę

ł

ż

ł

ś

tak okaza e jak g ówny wjazd. Diona wiedzia a, e zastanie bram otwart . Para staruszków--

ł

ł

ł ż

ę

ą

dozorców zamyka a j tylko na wyra ny roz

ł ą

ź

kaz. Nie by o ich teraz nigdzie wida , lecz Diona,

ł

ć

mijaj c stró ówk , przyspieszy a kroku.

ą

ż

ę

ł

background image

Wybieg a na zakurzon drog . Przez chwil zastanawia a si , w któr stron si skierowa , ale

ł

ą

ę

ę

ł

ę

ą

ę ę

ć

u wiadomi a sobie, e w a ciwie nie ma wyboru. Droga w prawo prowadzi a do wioski.

ś

ł

ż

ł ś

ł

Zwróci a si wi c w lewo i w tym momencie dostrzeg a nadje d aj c dwukó k . Dziewczy

ł

ę

ę

ł

ż ż ą ą

ł ę

na

zaniepokoi a si , czy to przypadkiem nie kto , kogo powinna si wystrzega . Wkrótce jednak, ku

ł

ę

ś

ę

ć

swej uldze, rozpozna a w a ciciela powoziku. Gdy dwukó ka podjecha a bli ej, pomacha a mu

ł

ł ś

ł

ł

ż

ł

przyja nie.

ź

Wszyscy we wsi znali starego Teda. Dostarcza paczki, mleko, a czasami nawet podwozi

ł

ł

podró nych.

ż

Ted ci gn lejce t ustemu pstrokatemu koniowi i powozik zatrzyma si ko o Diony.

ś ą ął

ł

ł ę ł

— Dobry dzie , panienko! Mog w czym pomóc?

ń

ę

— Och, tak! Czy mo ecie mnie zabra ze sob ?

ż

ć

ą

Stary zdziwi si . — A dok d to panienka yczy jecha ?

ł ę

ą

ż

ć

— Za chwil wam powiem.

ę

Poda a mu tobo ek i wspi a si na dwu

ł

ł

ęł

ę

kó k , a Syriusz wskoczy w lad za ni . Ca y ty

ł ę

ł

ś

ą

ł

ł

powozu zajmowa y klatki z m odymi kogucikami, wi c Diona usiad a ko o wo

ł

ł

ę

ł

ł

nicy.

ź

— Dawno nie widzia em panienki, ale widz , panienka i pies zdrowi — zagadn Ted.

ł

ę

ął

Tymczasem Syriusz, zbyt podniecony, by le e spokojnie na pod odze, zdo a wcisn

si na

ż ć

ł

ł ł

ąć ę

aweczk obok Diony. Pies rozgl da si bacznie, a jego pani obj a go opieku czym gestem,

ł

ę

ą ł ę

ęł

ń

jakby chcia a ochroni ulubie ca przed czyhaj cymi niebezpiecze stwami.

ł

ć

ń

ą

ń

Przez jaki czas jechali w milczeniu. Wreszcie dziewczyna zdecydowa a si zapyta : —

ś

ł

ę

ć

Dok d jedziecie? Chyba daleko?

ą

— A daleko — odpar Ted. — Zabieram te koguciki do jednej farmy w maj tku jego

ł

ą

lordowskiej mo ci. To szmat drogi. Potrzeba ca ego dnia, eby tam dojecha .

ś

ł

ż

ć

— Jego lordowskiej mo ci? — zdziwi a si Diona.

ś

ł

ę

Ted skin g ow .

ął ł ą

— Do markiza Irchester. One tam b d ... Mówi co jeszcze, ale Diona ju nie s ucha a.

ę ą

ł ś

ż

ł

ł

Zna a nazwisko markiza Irchester, ale nigdy nie spotka a go osobi cie. S ysza a, e jego dobra

ł

ł

ś

ł

ł ż

le a y gdzie w s siednim hrabstwie, bli ej Londynu.

ż ł

ś

ą

ż

background image

— Markiz Irchester — powtórzy a zamy

ł

ślona. Ojciec czasem opowiada o koniach wy

ł

-

cigowych markiza. Niedawno te czyta a w ga

ś

ż

ł

zecie, e Irchester wygra wielki wy cig w New-

ż

ł

ś

market. Poza tym nic o nim nie wiedzia a.

ł

Znów przez jaki czas jechali w ciszy. S ycha by o tylko st panie konia i skrzypienie piast

ś

ł

ć

ł

ą

dwukó ki.

ł

— Jak s dzicie? Czy jest nadzieja, ebym dosta a jakie zaj cie na której z farm nale

ą

ż

ł

ś

ę

ś

żących

do markiza?

— Zaj cie, panienko? Czemu panienka mia

ę

aby pracowa ?

ł

ć

— Bo uciek am!

ł

— Chce panienka tam pojecha i harowa jak biedni ludzie?! Ojciec panienki to by sobie

ć

ć

chyba tego nie yczy .

ż

ł

Zamilk , smutno kiwaj c g ow . Po d u szej chwili mówi dalej.

ł

ą ł ą

ł ż

ł

— Dobry koniarz by z ojca panienki. Wie-lem go razy widzia , a to na polowaniu, a to jak

ł

ł

jecha do Grantley Hall. Nikt nie siedzia w siodle lepiej ni on.

ł

ł

ż

— Tak, tak — przytakn a Diona. — Ale zrozumcie, ja musia am ucieka ! Stryj Here-ward

ęł

ł

ć

kaza zastrzeli Syriusza!

ł

ć

Ted spojrza jej w oczy z niedowierzaniem. — Nie mo e by ! To m odziutki pies! Dlaczego

ł

ż

ć

ł

go zabija ?! — wykrzykn .

ć

ął

— Tatu da mi go tu przed mierci . Nie mog straci Syriusza! Nie mog ! — Diona mia a

ś ł

ż

ś

ą

ę

ć

ę

ł

zy w oczach. — Nie pozwoli abym go zabi nawet, gdyby by stary i niedo

ny!

ł

ł

ć

ł

łęż

— Jasne, e nie! — zgodzi si Ted. — Ale mo e by go panienka komu odda a?

ż

ł ę

ż

ś

ł

— Nie. Zawsze mieszka ze mn . Zama

ł

ą

rtwia abym si tylko, czy jest nale ycie tra

ł

ę

ż

ktowany i

ywiony. To by oby nie do znie

ż

ł

sienia!

Rozpacz, brzmi ca w jej g osie, powiedzia a Tedowi wi cej ni s owa. Zrozumia , w jak

ą

ł

ł

ę

ż ł

ł

trudnej sytuacji znalaz a si jego m oda pa

ł

ę

ł

sa erka.

ż

— Ale przecie panienka sama sobie nie poradzi. Nie mo e panienka jecha do jakich

ż

ć

ś

krewnych?

— My la am o tym, ale jestem pewna, e stryj Hereward zmusi by mnie do powrotu.

ś ł

ż

ł

Straci abym szans na ocalenie Syriusza.

ł

ę

Ted zamy li si .

ś ł ę

background image

— Wi c co panienka chce robi ? — zapyta po chwili zatroskanym tonem.

ę

ć

ł

— Mog abym pracowa na farmie.

ł

ć

— Ale panienka nie ma poj cia o... krowach!

ę

— Naucz si .

ę ę

Srokaty ko spokojnie przemierza dobrze znan tras . Diona dalej snu a swoje rozwa a

ń

ł

ą

ę

ł

ż nia,

jakby chcia a przekona nie tylko Teda, lecz i sam siebie.

ł

ć

ą

— Znam si dobrze na koniach i psach — o wiadczy a.

ę

ś

ł

— Tak, jego lordowska mo trzyma psy. Zdaje si spaniele. Nawet adne — zauwa y stary.

ść

ę

ł

ż ł

Diona spojrza a na Teda z nieukrywan rado ci .

ł

ą

ś ą

— Mo e potrzebuje kogo do opieki nad nimi?

ż

ś

— Tam ju jest ch opak od psów.

ż

ł

— A nie mo e by dziewczyna od psów? — zapyta a z u miechem.

ż

ć

ł

ś

— Ale tam, panienka arty sobie stroi. Nigdy o czym takim nie s ysza em.

ż

ś

ł

ł

Diona uchwyci a si jednak tej my li.

ł

ę

ś

— Och, jest mnóstwo zaj

, które kobiety mog wykonywa równie dobrze jak m

czy

ęć

ą

ć

ęż

ni! —

ź

stara a si przekona Teda. — Mog a

ł

ę

ć

ł bym opiekowa si szczeniakami i chorymi zwierz tami.

ć ę

ę

Mog abym te tresowa psy nie gorzej ni niejeden m

czyzna!

ł

ż

ć

ż

ęż

— W adnym z domów, które znam — ode

ż

zwa si powoli Ted — gdzie s jakie konie czy

ł ę

ą

ś

psy, nie widzia em, eby zajmowa a si nimi kobieta!

ł

ż

ł

ę

— Ale to nie znaczy, e w a ciciel maj tku nie zatrudni by kobiety, gdyby nadarzy a si taka

ż

ł ś

ą

ł

ł

ę

okazja! — upiera a si Diona. — Rolnicy maj dziewki do krów. Dlaczego nie mog oby by

ł

ę

ą

ł

ć

dziewczyny do psów i koni?

Ted prze o y lejce do jednej d oni i woln r k podrapa si po g owie. By zak opotany.

ł ż ł

ł

ą ę ą

ł ę

ł

ł

ł

— Po prawdzie, to sam nie wiem. Mo e panienka ma racj . Tylko, jak yj , nigdy czego

ż

ę

ż ę

ś

podobnego nie widzia em...

ł

— Jednak spróbuj — o wiadczy a Diona, ale ju znacznie mniej pewnym g osem. — Je eli

ę

ś

ł

ż

ł

ż

powiedz : nie, b dziemy musieli wymy li co innego... to znaczy ja b d musia a co

ą

ę

ś ć

ś

ę ę

ł

ś

wymy li .

ś ć

Diona nagle u wiadomi a sobie, e natkni cie si na dwukó k Teda by o nieprzewidzianym

ś

ł

ż

ę

ę

ł ę

ł

background image

utem szcz

cia. Jednak, gdy dojad ju na miejsce, b dzie zdana tylko na sam siebie. W tej

ł

ęś

ą ż

ę

ą

samej chwili, Ted, jakby czytaj c w jej my lach, powiedzia :

ą

ś

ł

— Je li mog , dam panience rad . Niech panienka wraca do stryja i jeszcze raz go poprosi.

ś

ę

ę

Czuj , e inaczej napyta sobie panien

ę ż

ka biedy...

— Biedy? My licie o zabójcach, z odziejach? Syriusz mnie obroni!

ś

ł

— Zdarzaj si gorsze rzeczy, panienko Diono.

ą ę

— A co, na przyk ad?

ł

Ted nie chcia da odpowiedzi, albo nie dos ysza . Przejechali kawa drogi, zanim znów si

ł

ć

ł

ł

ł

ę

odezwa :

ł

— Mnie tam panienka nie przeszkadza, ale my l sobie, e panienka le robi, odje d aj c tak

ś ę

ż

ź

ż ż ą

daleko od domu.

— Zaoszcz dzili cie mi d ugiego spaceru. A ja, i tak nie mam zamiaru wraca ! — odpar a.

ę

ś

ł

ć

ł

Jechali ju do d ugo. Diona poczu a g ód. Na niadanie zjad a ma o, a i to by o kilka godzin

ż

ść ł

ł

ł

ś

ł

ł

ł

temu.

— Mia em przegry

co „Pod Zielonym Cz owiekiem" w Little Ponders End, ale je li

ł

źć

ś

ł

ś

panienka nie chce, eby j kto zobaczy , pojedziemy mimo karczmy.

ż

ą

ś

ł

— Ale ja te jestem g odna — sm tnie zauwa y a Diona. — A poza tym w Little Ponders End

ż

ł

ę

ż ł

by am tylko raz. Na polowaniu. Nie s dz , eby mnie tu kto pozna .

ł

ą ę ż

ś

ł

Po chwili namys u doda a:

ł

ł

— Je li zdejm kapelusz i owin g ow sza

ś

ę

ę ł ę

lem, mo emy udawa , e jestem dziewczyn ze

ż

ć ż

ą

wsi, która prosi a o podwiezienie...

ł

— Dobry pomys , panienko Diono — ucie

ł

szy si Ted. — Wezm sera i chleba. Panienka nie

ł ę

ę

musi nawet wysiada . Znam karczmarza. Jest prawie lepy, pewnie nawet na panienk nie

ć

ś

ę

popatrzy.

Z dala majaczy y domki Little Ponders End.

ł

Diona odwi za a wst

ki kapelusza, który po chwili wsun a pod aweczk . Rozsup a a to

ą ł

ąż

ęł

ł

ę

ł ł

bo ek i

ł

wyci gn a nale

cy niegdy do matki, bladob kitny jedwabny szal. Nie by ozdobny, wi c z

ą ęł

żą

ś

łę

ł

ę

pewnej odleg o ci móg uchodzi za wiejsk chustk .

ł ś

ł

ć

ą

ę

background image

Mia a nadziej , e zdo a go udrapowa na wzór nakry g owy noszonych przez miejscowe

ł

ę ż

ł

ć

ć ł

dziewcz ta.

ę

Wjechali do wsi. By o pusto, tylko po stawie p ywa o stadko kaczek, a nieco dalej szczypa y

ł

ł

ł

ł

traw dwa os y.

ę

ł

Zatrzymali si przed karczm . Ted pozwoli koniowi swobodnie skuba traw , a sam wszed

ę

ą

ł

ć

ę

ł

do rodka. U wej cia do „Zielonego Cz owie

ś

ś

ł

ka" sta a drewniana awa, któr popo udniami

ł

ł

ą

ł

zajmowali m

czy ni z wioski. Teraz jednak nie by o tu nikogo. Diona przysiad a na awie i

ęż

ź

ł

ł

ł

czeka a.

ł

Wkrótce pojawi si Ted. Niós dwa talerze z plastrami sera i kromkami wie ego, jeszcze

ł ę

ł

ś

ż

ciep ego, chleba.

ł

Diona jad a z apetytem. Dawno ju nic jej tak nie smakowa o.

ł

ż

ł

Ted znów znikn w karczmie. Tym razem wróci z dwoma cynowymi kubkami. Dla Dio-ny

ął

ł

przyniós jab ecznik, sobie za piwo.

ł

ł

ś

Jedli w po piechu, nie chc c ci ga na siebie uwagi.

ś

ą ś ą ć

Gdy sko czyli, stary poszed zap aci , a dzie

ń

ł

ł ć

wczyna usadowi a si w dwukó ce. Syriusz

ł

ę

ł

usiad obok niej.

ł

I znów ruszyli w drog . Po chwili milczenia Diona zwróci a si do Teda:

ę

ł

ę

— Prosz mi powiedzie , ile jestem wam winna?

ę

ć

— Panienka jest moim go ciem. Skoro pa

ś

nienka uciek a, powinna oszcz dza ka dego pensa

ł

ę

ć

ż

dla siebie i dla pieska.

— Ale nie mog si na to zgodzi ! — wy

ż

ę ę

ć

krzykn a speszona.

ęł

— Zap aci mi panienka, kiedy ju si wzbo

ł

ż ę

gaci. Mam nadziej , e uda si to panience

ę ż

ę

niebawem — powiedzia z u miechem.

ł

ś

— Ja te mam tak nadziej — westchn a Diona.

ż

ą

ę

ęł

Podró w nieznane naraz wyda a jej si smutna i przera aj ca. Lecz przecie zdanie si na

ż

ł

ę

ż ą

ż

ę

ask stryja by o jeszcze gorsze. Sir Hereward niechybnie rozkaza by zarz dcy Heywoodowi

ł

ę

ł

ł

ą

zabi Syriusza. A bez ukocha

ć

nego psa samotno sta aby si nie do znie

ść

ł

ę

sienia.

Diona pociesza a si w duchu, e sprosta wszystkim przeciwno ciom. Najwa niejsze, to nie

ł

ę

ż

ś

ż

rozstawa si z Syriuszem. Mia a uczucie, i ojciec b dzie nad nimi czuwa .

ć ę

ł

ż

ę

ł

background image

Ojciec szczególnie nienawidzi okrucie stwa w jakiejkolwiek postaci. Cierpia , gdy musia

ł

ń

ł

ł

dobi starego lub nieuleczalnie chorego ko

ć

nia.

Z pewno ci by by wstrz ni ty pomys em starszego brata, by zastrzeli Syriusza tylko dla

ś ą

ł

ąś ę

ł

ć

kaprysu.

Mimo przekonania, e ojciec b dzie si ni opiekowa , Diona odczuwa a coraz wi ksze

ż

ę

ę ą

ł

ł

ę

zaniepokojenie.

Dopiero teraz zacz a u wiadamia sobie, jak ma posiada a wiedz o wiecie, jak nie

ęł

ś

ć

łą

ł

ę

ś

-

wielkie do wiadczenie yciowe.

ś

ż

Owszem, dzi ki trosce matki, zdoby a wy

ę

ł

kszta cenie ogólne. Pobiera a bowiem nauki nie

ł

ł

tylko u mieszkaj cej w s siedztwie emery

ą

ą

towanej guwernantki, lecz równie u miejs

ż

cowego

proboszcza, znakomitego humanisty.

Diona pokocha a starego pastora jakby by jej w asnym dziadkiem. Gdyby y , w a nie do

ł

ł

ł

ż ł

ł ś

niego zwróci aby si o pomoc. Cho nawet wtedy stryj móg by odebra j spod go cinnego

ł

ę

ć

ł

ć ą

ś

dachu plebanii. By wszak jej prawnym opie

ł

kunem.

— Sprawi abym tylko k opot — pomy la a ze smutkiem.

ł

ł

ś ł

Od starego przyjaciela my li Diony pod

y y ku innym postaciom z dzieci stwa. Wspomi

ś

ąż ł

ń

-

na a guwernantk , bardzo ju leciw osob , i nauczyciela z wiejskiej szko y, który wprowadza

ł

ę

ż

ą

ę

ł

ł

ma Dion w tajemnice algebry i geo

łą

ę

metrii.

— W a ciwie dlaczego musz si uczy ? — zapyta a kiedy matk .

ł ś

ę ę

ć

ł

ś

ę

— wiczysz umys , kochanie — odpar a pani Grantley. — Chc , by otrzyma a wszech

Ć

ł

ł

ę

ś

ł

-

stronne wykszta cenie. B dzie to z korzy ci dla ciebie, bez wzgl du na to, jak potoczy si twoje

ł

ę

ś ą

ę

ę

ycie.

ż

Diona by a wówczas zbyt m oda, by zro

ł

ł

zumie , co matka ma na my li. Wiedzia a jednak, e

ć

ś

ł

ż

rodzice przywi zuj ogromn wag do spraw edukacji. Dziadek Diony, dzi ki wybitnym

ą ą

ą

ę

ę

zdolno ciom i gruntownemu wy

ś

kszta ceniu, piastowa ongi wa ne stanowisko w Ministerstwie

ł

ł

ś

ż

Spraw Zagranicznych.

On to w a nie zaszczepi córce szacunek dla nauki i wiadomo , jak wielk rol odgrywa

ł ś

ł

ś

ść

ą

ę

sprawny umys , nie tylko w yciu m

czyzny, ale i kobiety.

ł

ż

ęż

Nied ugo przed mierci pani Grantley oznaj

ł

ś

ą

mi a córce:

ł

background image

— Bardzo pragn am i modli am si , aby da twemu ojcu syna. Wiele dla niego znaczy

ęł

ł

ę

ć

a ,

ł ś

bo, mimo e jeste dziewczyn , doskonale rozumieli cie si . Móg rozmawia z tob , jak z

ż

ś

ą

ś

ę

ł

ć

ą

ch opcem.

ł

Widz c wyraz przykro ci i rozczarowania na twarzy Diony, pospiesznie doda a:

ą

ś

ł

- Ojciec by z ciebie bardzo dumny, gdy jeste prze liczna, ale wiedzia , e uroda nie

ł

ż

ś

ś

ł ż

wystarcza. M

czyzna potrzebuje partnerki umiej cej inspirowa i bawi . Niestety, wi k

ęż

ą

ć

ć

ę szość

kobiet tego nie potrafi. — Ostatnie s owa mówi a ju bardzo cicho. Diona uca owa a matk i

ł

ł

ż

ł

ł

ę

rzek a:

ł

— Zawsze pragn am, by ojciec móg by ze mnie dumny i wiesz, mamo, e uwielbia am z

ęł

ł

ć

ż

ł

nim rozmawia . Ale teraz dopiero widz , e by o to mo liwe w a nie dzi ki lekcjom, które

ć

ę ż

ł

ż

ł ś

ę

wydawa y mi si takie trudne, a szczerze mó

ł

ę

wi c, czasem okropnie nudne.

ą

Pani Grantley u miechn a si do córki.

ś

ęł

ę

— Pewnego dnia b dziesz mia a z nich praw

ę

ł

dziwy po ytek. Mój ojciec, a twój dziadek,

ż

mawia : w najmniej spodziewanym momencie nawet drobiazgi nabieraj ogromnej warto ci.

ł

ą

ś

Diona wiedzia a, e matka nie ma na my li spraw materialnych.

ł ż

ś

— Oczywi cie. To co takiego, jak posiada

ś

ś

nie skarbów, których nikt nie mo e ci ukra —

ż

ść

przytakn a z powag .

ęł

ą

Stwierdzenie Diony wywo a o kolejny u miech na twarzy chorej.

ł ł

ś

— W a nie to chcia am powiedzie ! A ty, kochanie, posiadasz wiele nieoszacowanych

ł ś

ł

ć

skarbów. Pewnego dnia przekonasz si o ich wielkiej warto ci.

ę

ś

Wspominaj c tamt rozmow , Diona, mi

ą

ą

ę

mo woli, poczu a si rozbawiona. Rzeczywi

ł

ę

ście,

praca przy dogl daniu krów lub psów b dzie wielkim wyzwaniem dla inteligencji i wiedzy.

ą

ę

Gdybym by a starsza, rozmy la a, mo e do

ł

ś ł

ż

sta abym posad opiekunki biblioteki. Ale czy kto

ł

ę

ś

s ysza o bibliotekarce z psem?

ł

ł

Pomys ten wyda si jej tak zabawny, e dziewczyna roze mia a si cichutko.

ł

ł ę

ż

ś

ł

ę

S ysz c to, Ted powiedzia :

ł

ą

ł

— Dobrze, e si panienka mieje. mieje si panienka, jak jej wi tej pami ci tatu . To by

ż

ę

ś

Ś

ę

ś ę

ę

ś

ł

dopiero pan. Ka dy k opot umia obróci w miech.

ż

ł

ł

ć ś

background image

— To prawda. Zawsze, kiedy b dzie mi si le dzia o, postaram si mia . I nigdy nie strac

ę

ę ź

ł

ę ś

ć

ę

nadziei, e b dzie lepiej.

ż ę

— Racja, panienko — pokiwa g ow Ted. Jednak jego g os nie brzmia zbyt pewnie.

ł ł ą

ł

ł

Diona poczu a, e znów ogarnia j smutek.

ł ż

ą

Ko zwolni kroku i zacz wspina si na niewielkie wzniesienie. Wreszcie znale li si na

ń

ł

ął

ć ę

ź

ę

szczycie wzgórza. Diona spojrza a w lewo. Na tle nieba rysowa a si sylwetka pi knego, wiel

ł

ł

ę

ę

-

kiego budynku.

W popo udniowym s o cu pa ac wygl da imponuj co. Na jednej z wie powiewa a wspa

ł

ł ń

ł

ą ł

ą

ż

ł

nia a

ł

chor giew.

ą

Dziewczyna nie mog a powstrzyma okrzyku zachwytu:

ł

ć

— Cudowne! Czyj to dom?

— Jego lordowskiej mo ci. A maj tek le y po drugiej stronie doliny. W a nie tam je

ś

ą

ż

ł ś

dziemy.

Diona przez moment milcza a. Po chwili powiedzia a dobitnie:

ł

ł

— Chc jecha do pa acu. Wiem, e znajd tam pomoc!

ę

ć

ł

ż

ę

background image

Rozdzia 2

ł

Markiz Irchester wróci do domu znacznie wcze niej ni si go spodziewano. Mimo to, w

ł

ś

ż ę

Irchester Park zasta , jak zwykle, idealny porz dek. S u

cy, chocia nie byli uprzedzeni o

ł

ą

ł żą

ż

przyje dzie pana, znajdowali si na pos

ź

ę

terunkach, a szef kuchni potrzebowa zaledwie pó

ł

ł

godziny, by uraczy markiza wspania ym obiadem.

ć

ł

M ody w a ciciel Irchester Park w a ciwie nie mia zamiaru przyje d a na wie . Przypa

ł

ł ś

ł ś

ł

ż ż ć

ś

dkiem

jednak poprzedniej nocy us ysza , i ksi

regent planuje znów pobyt w Brighton i przerazi si ,

ł

ł ż

ążę

ł ę

e b dzie zmuszony mu towa

ż ę

rzyszy .

ć

Rok wcze niej ju przekona si , jak bardzo Brighton go nudzi. Markiz dysponowa , co

ś

ż

ł ę

ł

prawda, w asnym domem i nie by zmuszony stawa w Pawilonie Królewskim, nie móg jednak

ł

ł

ć

ł

unikn

monotonii ycia towarzyskiego, konieczno ci s uchania pospolitych truizmów i m ki

ąć

ż

ś

ł

ę

rozmów z lud mi, z którymi nie mia ju o czym mówi .

ź

ł ż

ć

Owszem, markiz szanowa ksi cia regenta*

ł

ę

1

i nawet mieli ze sob sporo wspólnego: obaj byli

ą

znawcami i mi o nikami sztuki. Kochali doskona e malarstwo i meble pochodz ce ze

ł ś

ł

ą

znakomitych warsztatów, cenili pi kno nie dostrzegane przez wi kszo cz onków wity jego

ę

ę

ść

ł

ś

wysoko ci.

ś

Jednak e teraz markiz uzna , e nie warto marnowa ju wi cej czasu na ja owe rozrywki.

ż

ł ż

ć ż

ę

ł

Ci gn ce si w niesko czono obiady w Carl-ton House znale

mia y godn kontynuacj w

ą ą

ę

ń

ść

źć

ł

ą

ę

Brighton, gdzie szef ksi

cej kuchni z pew

ążę

no ci zechce rywalizowa , w ró norodno ci i

ś ą

ć

ż

ś

przepychu da , z kuchmistrzami okolicznych panów.

ń

Nagle markiz odczu niesmak i przesyt. Ale, prawd mówi c, by jeszcze jeden powód tak

ł

ę

ą

ł

pospiesznego odjazdu. Romanse pana na Ir-chester Park budzi y powszechne zaintereso

ł

wanie,

lecz wrodzone rozwaga i dyskrecja chroni y go jak dot d od skandalu.

ł

ą

W affaires de coeur markiz okaza si równie bieg y, jak w prowadzeniu rozleg ych

ł

ę

ł

ł

1 * Ksi

Regent — pó niejszy Jerzy IV (1762-1830), najstarszy syn Jerzego III, znany z urody, intelektu i romansów. Z powodu choroby

ążę

ź

psychicznej ojca parokrotnie pe ni funkcj regenta. Od 1811 r. wyst puje ju zawsze jako ksi

regent. Niepopularny w kraju z po

ł ł

ę

ę

ż

ążę

wodu

ekstrawaganckiego trybu ycia. W 1820 r. wst puje na tron. (przyp. red.)

ż

ę

background image

interesów, czy je dzie konnej.

ź

Przy jego urodzie i maj tku flirty by y nie

ą

ł

uniknione. Jak dot d udawa o mu si jednak

ą

ł

ę

unikn sytuacji, w której musia by si ostatecz

ąć

ł

ę

nie zdeklarowa .

ć

Ale markiz Irchester da si pozna nie tylko w londy skich salonach. Dos u y si wysokich

ł ę

ć

ń

ł ż ł ę

odznacze w armii Wellingtona. Odegra bo

ń

ł

wiem wielk rol w dzia aniach operacyjnych, a w

ą

ę

ł

ż

ko cu mianowany zosta jednym z dowód

ń

ł

ców armii okupacyjnej.

Kiedy nareszcie wróci do domu, tak jak wielu innych o nierzy, pragn odrobi lata

ł

ż ł

ął

ć

zmarnowane na ci g ej grze ze mierci .

ą ł

ś

ą

Londyn czeka , aby ofiarowa weteranom ka d mo liw rozrywk i przyjemno . Po trudach

ł

ć

ż ą

ż

ą

ę

ść

i niebezpiecze stwach wojny smaczne jedzenie, wino i oczywi cie kobiety zaj y m o

ń

ś

ęł

ł dego

oficera bez reszty.

Markiz otworzy dom przy Park Lane, a z je

ł

go fantastycznymi przyj ciami konkurowa

ę

ć

mog y jedynie obiady wydawane w Carlton House przez nast pc tronu. Markiz by jednak

ł

ę ę

ł

bardziej wybredny w doborze go ci, a zdobione sztychami zaproszenia do Irchester House cie

ś

-

szy y si szczególn popularno ci w ród s yn

ł

ę

ą

ś ą ś

ł nych pi kno ci londy skiego

ę

ś

ń

Beau Monde.

Ambitne matki córek na wydaniu do szyb

ść

ko zorientowa y si , e nie uda im si upolowa

ł

ę ż

ę

ć

przystojnego pana Irchester House na zi cia.

ę

M ody cz owiek mia wyra n predylekcj do wyrafinowanych i uwodzicielskich m

atek i

ł

ł

ł

ź ą

ę

ęż

do weso ych wdówek, których m

owie stracili ycie na wojnie.

ł

ęż

ż

Jedn z takich dam, mo e najwybitniejsz , by a lady Sybille Malden.

ą

ż

ą

ł

Lady Malden pochodzi a ze starego ksi

ł

ążęcego rodu. Mia a ju za sob nieudane ma e

ł

ż

ą

łż ństwo.

W osiemnastym roku ycia zakocha a si w niejakim Christopherze Maldenie, tylko dla

ż

ł

ę

tego, e

ż

wygl da niezwykle atrakcyjnie w ofi

ą ł

cerskim mundurze. Dopiero po jakim czasie odkry a, e

ś

ł ż

jej urodziwy m

, mówi c ogl dnie, jest wyj tkowo nudnym cz owiekiem i, jeszcze zanim

ąż

ą

ę

ą

ł

poleg pod Waterloo, ich ma e stwo otwarcie uchodzi o za nieporozumienie.

ł

łż ń

ł

Lady Sybille owdowia a w wieku dwudziestu trzech lat. By a wówczas wiadom swych

ł

ł

ś

ą

background image

wdzi ków wiatow dam . Gdy sko czy si rok a oby objawi a si , jako nowa gwiazda, na

ę

ś

ą

ą

ń

ł ę

ż ł

ł

ę

firmamencie londy skiego ycia towarzys

ń

ż

kiego. Natychmiast odnios a sukces, z którego te

ł

ż

umia a korzysta . Jej kochankami zo

ł

ć

stawali tylko m

czy ni o wielkim znaczeniu i jeszcze

ęż

ź

wi kszym maj tku. Byli jednak onaci.

ę

ą

ż

Mniej wi cej sze

miesi cy wcze niej pi kna wdowa pozna a markiza Irchester i wtedy

ę

ść

ę

ś

ę

ł

w a nie przyszed jej do g owy pewien pomys .

ł ś

ł

ł

ł

Pierwsze ma e stwo okaza o si nudne i nie da o oczekiwanego szcz cia. Teraz zdecydo

łż ń

ł

ę

ł

ęś

-

wana by a nie wychodzi za m

, lecz korzysta z ycia na wszelkie mo liwe sposoby.

ł

ć

ąż

ć ż

ż

Jako córka ksi cia, jakkolwiek by si nie zachowywa a, mog a z ca pewno ci liczy na

ę

ę

ł

ł

łą

ś ą

ć

zaproszenia do najdostojniejszych domów. Natomiast jako kobieta wyj tkowej urody mia a

ą

ł

zawsze wokó t um m

czyzn gotowych z o y serce i maj tek u jej licznych stóp.

ł ł

ęż

ł ż ć

ą

ś

To, e potrzebowa a raczej nie wielbicieli, a ich bogactwa by o dla wszystkich jasne. Jej

ż

ł

ł

ojciec nie posiada du ego maj tku, z którego utrzymywa i tak jeszcze kilku synów. M

ł

ż

ą

ł

ąż

natomiast nie zostawi jej w spadku fortuny niezb dnej do zaspokojenia licznych potrzeb

ł

ę

wykwintnego ycia.

ż

Mimo k opotów finansowych, nic nie mog o przeszkodzi Sybille w wynaj ciu domu przy

ł

ł

ć

ę

Berkeley Square i protekcjonalnym traktowaniu najdro szych krawców z Bond Street.

ż

Trudno by o oderwa od niej oczy, gdy przeje d a a przez Hyde Park powozem za

ł

ć

ż ż ł

prz

onym w

ęż

najpi kniejsze konie pe nej krwi. Jednak lady Malden uzna a, e teraz, w dwudziestym ósmym

ę

ł

ł ż

roku ycia, osi gn a w a nie apogeum urody i czeka j ju tylko zmierzch starzenia si .

ż

ą ęł

ł ś

ą ż

ę

A przecie wys awiali j wszyscy wybitni arty ci, niemal na kolanach b agali, by zgodzi a si

ż

ł

ą

ś

ł

ł

ę

pozowa . Porównywali j z Afrodyt , Simonett Botticellego i licznymi kobietami Fragonarda.

ć

ą

ą

ą

ś

Mimo to, pi kna wdowa z niepokojem my

ę

śla a o najbli szych latach, gdy na jej twarzy

ł

ż

pojawi si zmarszczki, a w z otych w osach pierwsze srebrne nitki.

ą ę

ł

ł

Pewnego dnia ujrza a markiza Irchester i zro

ł

zumia a czego pragnie.

ł

Nie spotkali si wcze niej, gdy ubieg e dwa lata lady Sybille sp dza a g ównie za granic .

ę

ś

ż

ł

ę

ł ł

ą

Nast pca tronu jakiego bli ej nieznanego ba ka skiego ksi stewka podczas wizyty w Lon

ę

ś

ż

ł ń

ę

-

dynie zakocha si w niej bez pami ci.

ł ę

ę

Wiedzia a, e nie mo e pozwoli sobie na tak dwuznaczny zwi zek z cudzoziemcem. Stra

ł ż

ż

ć

ą

-

background image

ci aby wiele w oczach swych angielskich wiel

ł

bicieli.

Pozwoli a wi c zaprosi si do Pary a.

ł

ę

ć ę

ż

Miasto pod wign o si ju z upadku czasu wojny i na powrót sta o si jednym z najbardziej

ź

ęł

ę ż

ł

ę

uroczych i najweselszych miejsc w Europie.

Sukcesy towarzyskie, jakie tam odnios a, uderzy y lady Sybille do g owy niczym m ode wino.

ł

ł

ł

ł

Nadszed jednak dzie , kiedy uzna a, e ma ju do Pary a i czas wraca do domu.

ł

ń

ł ż

ż

ść

ż

ć

Z okazji powrotu lady Sybille wydano w Devonshire House wspania e przyj cie. W a nie na

ł

ę

ł ś

tym balu pozna a markiza. Oczywi cie s ysza a ju o nim wiele, lecz nie poznali si wcze niej,

ł

ś

ł

ł

ż

ę

ś

gdy ona by a zaj ta swoimi roman

ż

ł

ę

sami, a on swoimi.

Wystarczy o jednak, e raz tylko zerkn a na markiza przez pe n go ci sal balow . Natych

ł

ż

ęł

ł ą

ś

ę

ą

-

miast poprosi a gospodarza, aby go jej przed

ł

stawiono.

W ci gu nast pnych dwóch miesi cy markiz przekona si , e jest obiektem przemy lnego

ą

ę

ę

ł ę ż

ś

polowania. Dostrzegli to nawet mniej spostrzegawczy od niego i sprawa sta a si pub

ł

ę

liczną

tajemnic .

ą

Trudno zreszt by o nie dostrzec licznych, niby przypadkowych, spotka na przyj ciach, kiedy

ą ł

ń

ę

to Sybille wci

przebywa a w pobli u markiza. Gdziekolwiek by si nie pojawi , ona

ąż

ł

ż

ę

ł

znajdowa a si tam równie .

ł

ę

ż

Pocz tkowo mówi sobie, e nie jest szcze

ą

ł

ż

gólnie zainteresowany czynionymi mu awansami.

Owszem, lady Malden by a pi kna, nie mo na temu zaprzeczy , ale on odznacza si

ł

ę

ż

ć

ł

ę

wybrednym gustem w doborze kochanek. A poza tym w owym czasie polowa na pon tn on

ł

ę ą ż ę

pewnego w gierskiego dyplomaty.

ę

Sam markiz lubi okre la swoje zabiegi wokó p ci pi knej s owem „polowanie". Zde

ł

ś ć

ł ł

ę

ł

-

cydowanie jednak wola uchodzi za my liwego, ni za zwierzyn own . W rzeczywisto ci

ł

ć

ś

ż

ę ł

ą

ś

sprawy wygl da y wr cz przeciwnie: wi kszo ko

ą ł

ę

ę

ść

biet okazywa a mu zainteresowanie w sposób

ł

zupe nie jednoznaczny. Cz sto zastanawia si , czemu w tych adnych g ówkach tak ma o kryje

ł

ę

ł ę

ł

ł

ł

si rozumu.

ę

W ko cu, mo e pragn c podsyci jawn zazdro przyjació , zacz ulega lady Sybille.

ń

ż

ą

ć

ą

ść

ł

ął

ć

Na pocz tku nie by ani troch rozczarowa

ą

ł

ę

ny. Cho wygl dem przypomina a olimpijsk

ć

ą

ł

ą

background image

bogini , jej usta czarowa y ca kowicie ziems

ę

ł

ł

kim ogniem, a ca e cia o niespo yt nami t

ł

ł

ż ą

ę no ci .

ś ą

Jednak markiz z wolna zacz nabiera prze

ął

ć

konania, e Sybille pragn a czego wi cej, ni

ż

ęł

ś

ę

ż

tylko przelotnego zwi zku mi osnego, podczas gdy on sam nie oczekiwa , by romans ten potrwa

ą

ł

ł

ł

d u ej ni którykolwiek z dotychcza

ł ż

ż

sowych. Nie musia tego kochance oznajmia . By a zbyt

ł

ć

ł

przebieg a, aby nie dostrzec jego intencji. On za , z tak sam intuicj , z jak dowodzi

ł

ś

ą

ą

ą

ą

ł

oddzia ami, umia dociec tajników my li kobiety. I doszed do wniosku, e lady Malden planuje

ł

ł

ś

ł

ż

ma e stwo.

łż ń

Markiz wiedzia , i kiedy wreszcie musi si o eni . Krewni dawali mu do zrozumienia, e

ł ż

ś

ę ż

ć

ż

jego powinno ci jest sp odzenie dziedzica. Istotnie, powinien mie synów, aby by o ko

ś ą

ł

ć

ł

mu

przekaza stary tytu szlachecki oraz ma

ć

ł

j tek.

ą

Jednak od powrotu z wojny nie odczuwa adnej potrzeby ustatkowania si . D ugie lata

ł ż

ę

ł

o nierskiej tu aczki obudzi y w nim przemo n ch

odrobienia straconej m odo ci. Teraz by

ż ł

ł

ł

ż ą

ęć

ł

ś

ł

panem samego siebie, co mu ze wszech miar odpowiada o. Gdy s u y pod rozkazami ksi cia

ł

ł ż ł

ę

Wellingtona, takie poczucie wolno ci wydawa o si nie do pomy lenia.

ś

ł

ę

ś

— O eni si kiedy — powtarza sobie — ale nie z przymusu.

ż ę ę

ś

ł

Na razie jednak k opota si g ównie swoim maj tkiem, który, podczas ostatnich lat ycia

ł

ł ę ł

ą

ż

ojca, mocno podupad . Stary pan Irchester zaniedba rozleg e dobra, a na domiar z ego powierzy

ł

ł

ł

ł

ł

administrowanie nimi ludziom nieudolnym. Markiz, podnosz c Irchester Park z upadku,

ą

odczuwa rado i ogromn satys

ł

ść

ą

fakcj . Ma e stwo mog o wi c poczeka . Od

ę

łż ń

ł

ę

ć

kry przy tym, e

ł

ż

ci

ka praca tak e bywa doskona rozrywk . Zwi zek z kobiet , która, nawet je li pi kna, z

ęż

ż

łą

ą

ą

ą

ś

ę

pewno ci okaza aby si g upiutk g sk przeszkadza by mu tylko w zaj

ś ą

ł

ę ł

ą ą ą

ł

mowaniu si maj tkiem.

ę

ą

Kiedy w „White Club", popijaj c w towa

ś

ą

rzystwie jednego z najlepszych przyjació ,

ł

o wiadczy z zadum w g osie:

ś

ł

ą

ł

— Nie wiem, jak to t umaczy , e wi kszo kobiet, z którymi sp dzi em tyle czasu, jest tak

ł

ć ż

ę

ść

ę ł

zatrwa aj co le wykszta cona? Niepodobna rozmawia z nimi o czymkolwiek, pomijaj c jeden

ż ą ź

ł

ć

ą

tylko temat amorów.

Przyjaciel, z którym markiz s u y ongi w tym samym pu ku, roze mia si tylko. — Wiesz

ł ż ł

ś

ł

ś

ł ę

background image

równie dobrze jak ja, e pieni dze wydaje si na kszta cenie synów. Córkami zajmuj si

ż

ą

ę

ł

ą ę

guwernantki, a one same niewiele umiej .

ą

— Masz racj — powiedzia markiz, kiwaj c w zamy leniu g ow .

ę

ł

ą

ś

ł ą

Pami ta , e kiedy jego wys ano do Eton, a potem do Oksfordu, siostry zosta y w domu w

ę ł ż

ł

ł

towarzystwie bladych, myszowatych kobietek, których twarzy nie sposób by o zapami ta .

ł

ę ć

— Przypuszczam, e dlatego w a nie damy na kontynencie sprawiaj wra enie znacznie

ż

ł ś

ą

ż

inteligentniejszych... — ci gn swoje rozwa

ą ął

ania.

ż

— Nie powiem, eby mi nadmiernie zale a o na umy le kobiecym — odpar przyjaciel. — Je

ż

ż ł

ś

ł

-

li kobieta jest adna, to j uwodz , je eli brzydka, nie zauwa am jej.

ś

ł

ą

ę ż

ż

Markiz roze mia si . Nadal my la jednak o banalnej wymianie zda z lady Sybille, przy

ś

ł ę

ś ł

ń

tych nielicznych okazjach, gdy nie byli zaj ci igraszkami mi osnymi.

ę

ł

Pewnego wieczoru przy apa kochank , gdy rozmawia a z regentem, w sposób, który wyda

ł

ł

ę

ł

ł

mu si wysoce podejrzany. Nie móg s ysze , co mówili, ale bez w tpienia odnosi o si to do

ę

ł ł

ć

ą

ł

ę

jego osoby. Lady Malden zerka a na markiza od czasu do czasu. W jej oczach malowa si

ł

ł ę

wyraz, z jakim g odny kot wlepia wzrok w mi

ł

seczk mietanki, wyraz po

dliwo ci i zado

ę ś

żą

ś

-

wolenia. Markiz czu w powietrzu k opoty. Tymczasem jednak prowadzi uprzejm kon

ł

ł

ł

ą

wersację

z jednym z ambasadorów. I od swego rozmówcy niespodziewanie otrzyma klucz do

ł

rozwi zania zagadki.

ą

— Przypuszczam, e to ostatnie przyj cie w Carlton House — mówi ambasador —jakim

ż

ę

ł

cieszymy si , zanim jego wysoko wyjedzie do Brighton.

ę

ść

— Zapewne — zgodzi si markiz.

ł ę

— Moja ona i ja zostali my zaproszeni do Pawilonu Królewskiego w Brighton — ci gn

ż

ś

ą ął

dygnitarz z nut satysfkacji w g osie —jeste my zachwyceni, e pan i lady Sybille równie tam

ą

ł

ś

ż

ż

b d . Jego wysoko wspomina o tym.

ę ą

ść

ł

Markiz spojrza na ambasadora, staraj c si dobrze zrozumie zawart w jego wypowiedzi

ł

ą

ę

ć

ą

background image

sugesti . Po chwili milczenia dyplomata wzru

ę

szy bezradnie ramionami i doda :

ł

ł

— Moja ona zawierzy a mi pa ski sekret, ale obiecuj , e b d szalenie, ale to szalenie

ż

ł

ń

ę ż

ę ę

dyskretny. Naturalnie ja te jestem wielbicielem lady Sybille.

ż

Nawet, gdyby pod oga otworzy a si , ziej c u jego stóp g bok przepa ci , markiz nie by by

ł

ł

ę

ą

łę

ą

ś ą

ł

bardziej zaskoczony i zak opotany. Zro

ł

zumia teraz, co robi Sybille. Jak móg by tak

ł

ł

ć

niedomy lny? U ywa a wszak tej samej broni, któr pos ugiwa o si tyle kobiet: opinii pub

ś

ż

ł

ą

ł

ł

ę

-

licznej.

Tylko e Sybille zacz a od szczytu: od nast pcy tronu i jego otoczenia. Chcia a zmusi

ż

ęł

ę

ł

ć

kochanka do o wiadczyn. Presj mieli wywiera krewni i znajomi regenta. Irchester zna ju

ś

ę

ć

ł ż

podobne przypadki w ród swoich przyjació .

ś

ł

Korzystaj c z tego, e gospodarz zaj ty by rozmow z licznym gronem go ci, markiz czym

ą

ż

ę

ł

ą

ś

pr dzej opu ci Carlton House, omijaj c z da

ę

ś ł

ą

leka lady Sybille.

Wróci do domu, na Park Lane. Zastanawia si , co powinien w tej sytuacji zrobi . Z wpraw

ł

ł ę

ć

ą

zdobyt podczas planowania wojennych ope

ą

racji, b yskawicznie podj decyzj . Pierwszym

ł

ął

ę

krokiem musi by opuszczenie Londynu, po

ć

stanowi .

ł

Wyda dyspozycje s u bie: trzeba wszystko przygotowa do natychmiastowego wyjazdu do

ł

ł ż

ć

Irchester Park. Przeprowadzi rozmow z sekretarzem i wreszcie zasiad przy biurku, by

ł

ę

ł

napisa list do regenta. Dzi kowa za go

ć

ę

ł

ścinno i wyja nia , e zosta wezwany na wie w

ść

ś ł ż

ł

ś

nie cierpi cej zw oki sprawie rodzinnej.

ą

ł

Do lady Sybille nie pos a ani s owa. Mia cich i okrutn nadziej , e b dzie si martwi a

ł ł

ł

ł

ą

ą

ę ż

ę

ę

ł

jego znikni ciem.

ę

Natychmiast po niadaniu wyruszy z naj

ś

ł

wi kszym po piechem do Irchester Park. Czu si

ę

ś

ł ę

okropnie, jak lis cigany przez sfor psów go czych.

ś

ę

ń

Widok rodzinnych stron i pe ne dostoje stwa pi kno starego pa acu przynios y mu ulg jak

ł

ń

ę

ł

ł

ę

dotyk koj cej ból d oni.

ą

ł

— Czy jego mi o oczekuje towarzyst

ł ść

wa? — zapyta z szacunkiem kamerdyner.

ł

— Nie w tej chwili, Dawson — odpar markiz. — Mam sporo do zrobienia w Irchester Park i

ł

potrzebuj spokoju.

ę

— Wasza mi o znajdzie tu spokój. Tak si cieszymy, e pan wróci , milordzie.

ł ść

ę

ż

ł

Szczero brzmi ca w jego g osie spodoba a si markizowi.

ść

ą

ł

ł

ę

background image

Lecz kiedy Irchester zosta sam, na twarzy pojawi mu si grymas zniecierpliwienia. My la o

ł

ł

ę

ś ł

narastaj cej nudzie, przenikaj cej jego ycie w ci gu ubieg ego roku. Jak melodia wygrywana

ą

ą

ż

ą

ł

przez katarynk . Te same bale, przyj cia, zebrania w Carlton House, Vauxhall, Ranelagh. I

ę

ę

ci gle te same kobiety. Pi kne, do

ą

ę

wiadczone, kusz ce, budz ce po

danie, przy bli szym

ś

ą

ą

żą

ż

poznaniu odkrywa y bezwiednie sw pró no , samolubstwo, sk pstwo, niewiary

ł

ą

ż ść

ą

godn g upot

ą ł

ę

i bezwzgl dno , gdy chodzi o o ich ma e, egoistyczne cele.

ę

ść

ł

ł

— Czego ja chc , czego szukam? Markiz nie potrafi znale odpowiedzi.

ę

ł

źć

Poczu t sknot za wojn , za podniet , jak daje skrajne niebezpiecze stwo, za odpowie

ł ę

ę

ą

ą

ą

ń

-

dzialno ci , za najwy szym napi ciem uwagi. Tam by cel — ja niej cy niczym gwiazda

ś ą

ż

ę

ł

ś

ą

przewodnia — zwyci stwo.

ę

Cel zosta osi gni ty i... rozczarowa .

ł

ą

ę

ł

— Czego naprawd chc ?

ę

ę

To pytanie wci

dr czy o go, gdy samotnie jad obiad. Wyszed na taras. S o ce zachodzi o

ąż ę

ł

ł

ł

ł ń

ł

powoli za starymi d bami w wielkim ogrodzie, a w gasn cym wietle dnia ukazywa y si ju na

ę

ą

ś

ł

ę ż

niebie pierwsze gwiazdy i nów ksi

yca.

ęż

Za plecami markiza wznosi si , wsparty na tych samych od pi ciuset lat fundamentach pa ac

ł ę

ę

ł

— Irchester House. W pocz tkach ubieg

ą

ego wieku pradziad markiza zdecydowa si na

ł

ł

ę

ca kowit przebudow rezydencji.

ł

ą

ę

W rezultacie powsta jeden z naj wietniej

ł

ś

szych w kraju przyk adów architektury

ł

gregoria skiej. Paradne apartamenty pa acu za

ń

ł

chwyca y pi knem wystroju.

ł

ę

Markiz bowiem posiada zbiory sztuki, które by y przedmiotem zazdro ci samego ksi cia

ł

ł

ś

ę

regenta.

Irchester House otacza y ogrody i lasy. Ogro

ł

dom markiz przywróci ich pierwotny kszta t,

ł

ł

tote zadowoli mog y sw urod ka dego konesera pi kna. Rozleg e lasy za pozwala y na

ż

ć

ł

ą

ą

ż

ę

ł

ś

ł

organizowanie wspania ych polowa . W do

ł

ń

linie p yn strumie , którego rozlewiska two

ł ął

ń

rzy y

ł

bagna. Tam w a nie, pó n jesieni strze

ł ś

ź ą

ą

la kaczki i bekasy.

ł

Na ogromnych obszarach swej posiad o ci markiz móg rozkoszowa si nie tylko polowa

ł ś

ł

ć ę

-

background image

niem, ale i jazd konn . A odk d wróci z Francji jego stajnie s yn y z najlepszych

ą

ą

ą

ł

ł ęł

wierzchowców.

Mam wszystko, my la , dlaczego mia bym pragn

wi cej? Jednak czego mu brakowa o,

ś ł

ł

ąć

ę

ś

ł

czego niezmiernie wa nego, czego nie umia okre li .

ś

ż

ł

ś ć

Zm czony postanowi po o y si wcze niej. Nie móg jednak zasn w ogromnej sypialni, w

ę

ł

ł ż ć ę

ś

ł

ąć

której jego przodkowie przychodzili na wiat i umierali.

ś

Rozmy la o sobie. Zawsze uwa a , e jest panem samego siebie i doskonale daje sobie rad .

ś ł

ż ł ż

ę

W armii za przekona si , e posiada umiej tno dowodzenia.

ś

ł ę ż

ę

ść

Pewna kobieta — nie by a Angielk — po

ł

ą

równywa a go do Aleksandra Wielkiego i szcze

ł

rze

mówi c, podoba o mu si to wyró nienie. Aleksander by nie tylko wojownikiem, ale te

ą

ł

ę

ż

ł

ż

cz owiekiem wykszta conym, idealist nie po

ł

ł

ą

przestaj cym na atwych celach.

ą

ł

— Taki przecie i ja jestem — mówi sobie markiz. A przecie nie czu si zadowolony.

ż

ł

ż

ł ę

Szcz cie jest zawsze zwi zane ze zmaganiami, z podj ciem walki, ze zwyci stwem. W czasie

ęś

ą

ę

ę

wojny wiedzia , jak odnosi zwyci stwa. Pod

ł

ć

ę

czas pokoju mia wra enie, i cel wymyka mu si

ł

ż

ż

ę

r k.

ą

Nast pnego dnia markiz wsta w kwa nym humorze. Z drwi cym u miechem wspomina

ę

ł

ś

ą

ś

ł

wczorajsze rozterki.

Po niadaniu, by odwróci uwag od przy

ś

ć

ę

krych my li, wyruszy na konn przeja d k .

ś

ł

ą

ż ż ę

Specjalnie wybra tym razem szczególnie narowistego ogiera.

ł

Wróci w lepszym nastroju. Samotnie zjad obiad, obmy laj c list osób, które chcia by go ci

ł

ł

ś ą

ę

ł

ś ć

w Irchester Park. Mia kilku przyjació , których móg zaprosi bez obawy, e b dzie si z nimi

ł

ł

ł

ć

ż

ę

ę

nudzi . Lecz towarzystwo wy cznie m skie, pr dzej czy pó niej, sta oby si nie

ł

łą

ę

ę

ź

ł

ę

zno ne, przeto

ś

zastanawia si nad kandydaturami dam. Nie wypada o zaprasza adnej z pa , z którymi

ł ę

ł

ć ż

ń

flirtowa zanim pozna lady Sybille. Do wiadczenie podpowiada o, e ka da spo ród jego

ł

ł

ś

ł

ż

ż

ś

dawnych kochanek natychmiast

da aby przeprosin, robi a nieprzyjemne sceny i domaga a si

żą ł

ł

ł

ę

zado uczynienia za wyimagi

ść

nowane krzywdy.

— A niech to! Z kobietami zawsze same utrapienia. Obejd si bez nich! — o wiadczy sam

ę ę

ś

ł

background image

sobie.

Od powrotu z Londynu nie mia i nie chcia mie utrzymanki, chocia by o to modne w

ł

ł

ć

ż

ł

wy szych sferach. Raz tylko zastanawia si , czy by nie wzi

pod opiek adnej baletniczki z

ż

ł ę

ąć

ę ł

Covent Garden, ale w ostatniej chwili doszed do wniosku, e dra ni go jej akcent i preten

ł

ż

ż

-

sjonalno . Markiz by wybredny i takie w a nie drobiazgi cz sto odpycha y go od kobiet. Przy

ść

ł

ł ś

ę

ł

-

jaciele nie mogli zrozumie jego post powania, a poniewa nigdy nie rozmawia o swoich

ć

ę

ż

ł

sercowych perypetiach, cieszy si opini wy

ł

ę

ą

j tkowo dyskretnego. Salonowa plotka przy

ą

-

pisywa a mu za t um pa na utrzymaniu.

ł

ś ł

ń

— Czego ja w a ciwie chc ? — zapyta siebie po raz setny i, jak zwykle, nie mog c znale

ł ś

ę

ł

ą

źć

odpowiedzi, kaza osiod a konia.

ł

ł ć

Wróci o czwartej. Czu si ju znacznie lepiej. Uda si wi c do biblioteki, gdzie ka

ł

ł ę ż

ł ę

ę

żdego

popo udnia sp dza czas na lekturze.

ł

ę

ł

Rzuci spojrzenie na nag ówki w a nie dostar

ł

ł

ł ś

czonych gazet i zacz przegl da wiadomo ci

ął

ą ć

ś

sportowe. Nie znalaz niczego zajmuj cego. Ziewn lekko i w tym momencie drzwi ot

ł

ą

ął

worzy y

ł

si , a Dawson zaanonsowa :

ę

ł

— Pan Roderic Nairn, prosz pana!

ę

Markiz spojrza zaskoczony na wkraczaj ce

ł

ą go do biblioteki siostrze ca. M ody cz owiek,

ń

ł

ł

ubrany zgodnie ze wszystkimi wymogami mody, wyci gn d o na powitanie.

ą ął ł ń

— Co tutaj robisz, Roderiku? — zdumia si Irchester.

ł ę

— Jeste zaskoczony wuju Lenoxie?

ś

Dwudziestodwuletni syn starszej siostry markiza by mi ym m odym cz owiekiem. Rozpiesz

ł

ł

ł

ł

-

czany od chwili urodzenia upar si , e musi spróbowa ycia w Londynie. Matka wyla a potoki

ł ę ż

ć ż

ł

ez, a wreszcie ub aga a markiza, by zechcia wzi pod opiek jej „najdro szy skarb".

ł

ł

ł

ł

ąć

ę

ż

Lady Beatrice Nairn by a wdow po Szkocie, który zostawi w spadku wielkie, lecz nie

ł

ą

ł

przynosz ce specjalnych dochodów, dobra. Nie mog a wi c opu ci Szkocji, aby dogl da

ą

ł

ę

ś ć

ą ć

debiutu syna w stolicy, obawiaj c si pozo

ą

ę

stawi rozleg posiad o bez swojego dozoru.

ć

łą

ł ść

Lady Nairn by a przekonana, e najukocha

ł

ż

ńszy synek b dzie w Londynie wydany na pastw

ę

ę

licznych pokus. A markiz traktowa swoje obowi zki nader lekko.

ł

ą

— Ch opak musi samodzielnie stan

na nogi — powiedzia siostrze, kiedy zaklina a go, aby

ł

ąć

ł

ł

background image

dba o Roderika.

ł

— Ale on jest taki m odziutki, a przy tym taki przystojny!

ż

ł

— Jak wi kszo

jego rówie ników. Przecie nie mo e by na wieki przywi zany do

ę

ść

ś

ż

ż

ć

ą

mamusinego fartuszka!

— Martwi si o niego. Nie ma ojca, do którego w nag ej potrzebie móg by si zwróci o

ę ę

ł

ł

ę

ć

rad — odpar a strapiona matka.

ę

ł

— Nie dr cz si na zapas — zirytowa si markiz. — Je li wpadnie w k opoty, to go

ę

ę

ł ę

ś

ł

wyci gniemy.

ą

— W a nie o to przez ca y czas ci prosz — i lady Beatrice rozp aka a si . — Nie umia a

ł ś

ł

ę

ę

ł

ł

ę

ł -

bym go ochroni , tak jak ty! Boj si , e przy swoim braku do wiadczenia wpadnie w r ce

ć

ę ę ż

ś

ę

jakiej zepsutej kobiety.

ś

Markiz rozumia siostr . Uwa a jednak, e Roderic, zgodnie z prawami m odo ci, powi

ł

ę

ż ł

ż

ł

ś

nien

si wyszale . Nie dr czy wi c siostrze ca kazaniami, a wr cz przeciwnie, zapowiedzia mu, e

ę

ć

ę

ł

ę

ń

ę

ł

ż

w razie potrzeby mo e liczy na pomoc.

ż

ć

Dlatego rok temu, Irchester bez zmru enia oka, uregulowa niewysokie d ugi karciane

ż

ł

ł

m odzie ca i nie rzek mu z tego powodu z ego s owa.

ł

ń

ł

ł

ł

Pe ne zrozumienia podej cie spowodowa o, e ch opak, pocz tkowo nieufny, zacz trak

ł

ś

ł ż

ł

ą

ął

tować

opiekuna jak przyjaciela. Nie ukrywa te przed nim niczego. Markiz szybko zorien

ł ż

towa si ,

ł ę

e Roderic jest cz owiekiem prosto

ż

ł

linijnym, chocia mo e niezbyt inteligentnym. Roderic

ż

ż

zbli y si do fotela, w którym zasiada wuj, i zacz niepewnym g osem:

ż ł ę

ł

ął

ł

— Mam problem wuju Lenoxie, dlatego przyjecha em.

ł

— Jak si tu dosta e ?

ę

ł ś

Po krótkiej chwili milczenia m ody cz owiek odrzek :

ł

ł

ł

— Twoim powozem.

Markiz mocno zacisn usta i ostro zapyta :

ął

ł

— Sam powozi e ?

ł ś

— Chcia em, ale Sam mi nie pozwoli . Irchester odetchn . Sam doskonale radzi

ł

ł

ął

ł

sobie z ko mi.

ń

— No i...?

— Nie wiedzia em, e wyjecha e z Lon

ł

ż

ł ś

dynu — mówi Roderic. — Kiedy uda em si do

ł

ł

ę

background image

Irchester House, pan Swaythling powiedzia mi, e pojecha e na wie . Oznajmi em, e musz

ł

ż

ł ś

ś

ł

ż

ę

si z tob natychmiast zobaczy .

ę

ą

ć

— I Swaythling kaza Samowi odwie ci do Irchester Park?

ł

źć ę

— Tak. Mia em nadziej na pobicie twojego rekordu.

ł

ę

— Jak d ugo jechali cie?

ł

ś

Trzy godziny i czterdzie ci pi minut. Oczy markiza b ysn y.

ś

ęć

ł

ęł

— O dziesi minut d u ej.

ęć

ł ż

— To samo powiedzia Sam. By em roz

ł

ł

czarowany.

— Ciesz si , e nadal jestem w dobrej formie — stwierdzi markiz z ukontento

ę ę ż

ł

waniem.

— Jak mog oby by inaczej? — pospieszy z komplementem Roderic.

ł

ć

ł

— A teraz opowiedz mi, dlaczego tak pr d

ę ko przyby e z Londynu. Masz wierzycieli na

ł ś

karku?

— Nie! Nie! Tym razem to nie pieni dze. Markiz przyjrza mu si z niepokojem.

ą

ł

ę

— Chodzi o zak ad ze znajomymi z klubu — kontynuowa m ody cz owiek.

ł

ł ł

ł

— Ach, tak. O zak ad.

ł

— Chc zwyci

y i my l , e nikt poza tob nie jest w stanie mi pomóc.

ę

ęż ć

ś ę ż

ą

Lenox Irchester poprawi si w fotelu. Szy

ł ę

kowa o si d u sze opowiadanie.

ł

ę ł ż

— Mów, s ucham. Tylko zacznij od po

ł

cz tku.

ą

— To zdarzy o si wczoraj po lunchu. Wszy

ł

ę

scy my ju sporo wypili...

ś

ż

— Co to znaczy „my"? — przerwa markiz.

ł

— Och, moi znajomi, pozna e ich.

ł ś

Edward, George, Billy i Stephen...

Markiz skin g ow .

ął ł ą

Zna ich. Byli m odymi arystokratami, przy

ł

ł

jació mi Roderika z Eton. Zdaniem markiza pili

ł

zbyt du o, a jakichkolwiek po ytecznych zaj

mieli za ma o. Siostra, gdyby ich razem

ż

ż

ęć

ł

zobaczy a, by aby jednak pewnie zachwycona. Typowi ch opcy z dobrych domów.

ł

ł

ł

— Rozmawiali my i artowali my — mówi dalej Roderic. — I wtedy do czy do nas sir

ś

ż

ś

ł

łą

ł

Mortimer Watson.

Markiz skrzywi si lekko. Wiedzia wiele o sir Mortimerze, lecz nic co by wiadczy o na

ł ę

ł

ś

ł

background image

jego korzy . Rozmy lnie wi c go unika . Przez jaki nieszcz liwy zbieg okoliczno ci Watson

ść

ś

ę

ł

ś

ęś

ś

zosta przyj ty do „White Club". Cz sto bywa te na wy cigach. Wi kszo

przyzwoitych

ł

ę

ę

ł ż

ś

ę

ść

d entelmenów oddala a si pospiesznie na jego

ż

ł

ę

widok.

— Ta winia, Watson, znów chce oskuba przy kartach jakiego dzieciaka — markiz

ś

ć

ś

przypomnia sobie niedawno us yszan w klubie uwag .

ł

ł

ą

ę

— Postawi nam drinka, i sam nie wiem kiedy, zacz li my si spiera , czy zagraniczne

ł

ę ś

ę

ć

kurtyzany s adniejsze od angielskich, czy odwrotnie.

ą ł

Przerwa na moment, po czym doda :

ł

ł

— Sir Mortimer twierdzi , e zagraniczne Córy Koryntu s nie tylko adniejsze, ale i

ł ż

ą

ł

inteligentniejsze i z atwo ci umiej gra role osób z lepszych sfer.

ł

ś ą

ą

ć

Markiz pomy la , e sir Watson ma sporo racji. Roderic tymczasem mówi dalej.

ś ł ż

ł

— Potem Edward, który jak wiesz, nie lubi sir Mortimera, powiedzia , e cudzoziemki s ,

ł ż

ą

przepraszam za wyra enie „rynsztokowe", je li tylko zajrze pod puder i szmink . A angielskie

ż

ś

ć

ę

dziewczyny maj wrodzon og ad i umiej zachowywa si elegancko.

ą

ą ł ę

ą

ć ę

Markiz przypomnia sobie, e ów Edward to lord Somerford, który ca kiem niedawno otrzy

ł

ż

ł

-

ma tytu i fortun .

ł

ł

ę

— Oczywi cie, wi kszo

z nas popar a Ed

ś

ę

ść

ł

warda — opowiada Roderic. — Potem sir

ł

Mortimer postawi tysi c funtów przeciw jed

ł

ą

nemu, e nikt z nas nie dostarczy dziewczyny, która

ż

mog aby wspó zawodniczy z pewn , znan mu dobrze, Francuzk . Jest ona pono nie tylko

ł

ł

ć

ą

ą

ą

ć

pi kna, ale te bez trudu mo e uchodzi za dam .

ę

ż

ż

ć

ę

— Nigdy nie s ysza em podobnej bzdury! — zawo a wtedy Edward. — Z pewno ci dziew

ł

ł

ł ł

ś ą

-

czyny od krów w naszym maj tku bardziej przypominaj damy ni jaka importowana pi kno !

ą

ą

ż

ś

ę

ść

Roderic u miechn si i mówi dalej:

ś

ął ę

ł

— Byli my naturalnie bardzo rozgor czko

ś

ą

wani i zgodzili my si spotka z sir Mortimerem za

ś

ę

ć

tydzie . Ka dy ma przyprowadzi s u

c ub kurtyzan , eby udowodni , e byle An

ń

ż

ć ł żą ą ł

ę ż

ć ż

gielka

b dzie lepsza od jego zagranicznej pa

ę

nienki.

Roderic sko czy i popatrzy na wuja z oba

ń

ł

ł

w .

ą

— Ile musicie wp aci do wspólnej puli?

ł ć

background image

— Z o yli my si po sto gwinei — od

ł ż ś

ę

powiedzia Roderic — które oczywi cie straci

ł

ś

my, je li

ś

bezstronny s dzia wybierze jego dziewczyn . Sir Mortimer wy o y pi

set funtów.

ę

ę

ł ż ł ęć

Markiz by pewien, e Watson nie ryzyko

ł

ż

wa by, ni z tego ni z owego, takiej sumy. Po

ł

cz owieku jego pokroju nale a o spodziewa si jakiego podst pu. adne wyzwanie znalaz dla

ł

ż ł

ć ę

ś

ę

Ł

ł

g upich, podpitych m odzików.

ł

ł

— Wi c có zamierzasz zrobi ? — zapyta siostrze ca.

ę

ż

ć

ł

ń

— To dlatego przyjecha em do ciebie wuju Lenoxie!

ł

— Tak? A to czemu?

— eby mi wynalaz jak pi kn dziew

Ż

ś

ł

ąś ę ą

czyn od krów.

ę

Markiz roze mia si . — Drogi ch opcze, zdajesz sobie chyba spraw , e Watson wy

ś

ł ę

ł

ę ż

strychnął

was na dudków. Nie stan by do zak adu, gdyby nie mia czego specjalnego w zanadrzu.

ął

ł

ł

ś

Roderic zrobi nad san min .

ł

ą

ą

ę

— Wuju, aden z nas nie chce przegra .

ż

ć

— Ja te nie pragn , eby on wygra . Nie lubi go — uspokoi siostrze ca markiz.

ż

ę ż

ł

ę

ł

ń

— Musimy co zrobi . Edward wyjecha do swego maj tku w Hertfordshire, a reszta roz

ś

ć

ł

ą

gl da

ą

si po teatrach...

ę

— No i...?

— Co mamy zrobi ? — w g osie m odego cz owieka brzmia a desperacja.

ć

ł

ł

ł

ł

— Zap a sto gwinei i uznaj przegran . Roderic, który przysiad wcze niej na krze le,

ł ć

ą

ł

ś

ś

wsta gwa townie.

ł

ł

— A niech to. Ju nie pierwszy raz sir Mortimer mnie nabra !

ż

ł

— Tak?

— Nie mówi em ci, ju kiedy za o y em si z nim. By em wtedy lekko wstawiony, w efekcie

ł

ż

ś ł ż ł

ę

ł

straci em dwie cie gwinei. Nast

ł

ś

ępnego ranka czu em si okropnie. Nawet ó todziób nie

ł

ę

ż ł

powinien okaza si takim durniem.

ć ę

— Zatem dosta e nauczk . Taki cz owiek jak Watson zawsze wyci gnie pieni dze. od

ł ś

ę

ł

ą

ą

naiwnych.

— Tak, ale tym razem chcia em go pobi jego w asn broni . Czy mog jutro rozejrze si po

ł

ć

ł

ą

ą

ę

ć ę

twoich farmach, wuju? Mo e znajd jak pi kno , która ich zaskoczy?

ż

ę

ąś ę

ść

— To dopiero b dzie cud! Sam by bym zaskoczony!

ę

ł

background image

— W a nie, potrzebuj cudu! Jestem op

ł ś

ę

tymist i wierz , e si wydarzy.

ą

ę ż

ę

— Mam nadziej , e twoja wiara zostanie wynagrodzona. Uwa am, e najpi kniejsza wiejska

ę ż

ż

ż

ę

dziewczyna przeniesiona na Picadilly mo e du o straci ze swej atrakcyjno ci.

ż

ż

ć

ś

— Ty mnie rozmy lnie chcesz przygn bi — j kn Roderic. — Czy wiesz, co mi powiedzia

ś

ę ć

ę ął

ł

Edward, zanim przyjecha em tutaj?

ł

— Opowiedz — zach ci go markiz, sam w coraz lepszym humorze.

ę ł

— Powiedzia : jedyn osob , która mo e ci pomóc, jest twój wuj.

ł

ą

ą

ż

— A to dlaczego?

— Doda jeszcze, e je li jest kto , kto zna adne kobiety i umie sprawi , eby nie uciek y, to

ł

ż

ś

ś

ł

ć ż

ł

chyba tylko Irchester!

— Dzi kuj — powiedzia markiz. — Po

ę

ę

ł

doba mi si ten komplement. Jednak za

ę

pewniam ci ,

ę

e kobiety, z którymi by em zwi zany nie by y i nie s dziewczynami od krów.

ż

ł

ą

ł

ą

— Wi c co mam zrobi ? — Roderic by

ę

ć

ł

smutny.

Markiz zastanawia si nad odpowiedzi , kiedy drzwi dyskretnie si uchyli y.

ł ę

ą

ę

ł

— Przepraszam ja nie pana — rzek Dawson. — Jest tu m oda dama. Nalega na widzenie z

ś

ł

ł

panem.

— Jak si nazywa? — zapyta markiz.

ę

ł

— Nie poda a nazwiska, ale twierdzi, e to bardzo wa ne, aby mog a z panem pomówi

ł

ż

ż

ł

ć

osobi cie.

ś

— Powiedzia e „m oda dama", Dawson?

ł ś

ł

— W a ciwie powinienem powiedzie „m o

ł ś

ć

ł da kobieta", prosz ja nie pana. Ma ze sob

ę ś

ą

du ego psa.

ż

— M oda kobieta z psem, która nie chce powiedzie jak si nazywa? — zastanowi si markiz.

ł

ć

ę

ł ę

— To brzmi jak jedna z twoich zagadek, Roderiku.

Siostrzeniec spogl da przez okno, min mia smutn . Milcza .

ą ł

ę

ł

ą

ł

— Wydaje mi si , e to do dziwaczna pro ba, Dawson. Czy s dzisz, e ona zamierza wej

ę ż

ść

ś

ą

ż

ść

tu z psem?

— Zaproponowa em, eby zosta na ze

ł

ż

ł

wn trz, ale powiedzia a: pies przyjecha ze mn i chc ,

ą

ł

ł

ą

ę

background image

eby jego wysoko go zobaczy — od

ż

ść

ł

par Dawson.

ł

— Podejrzewam, e chce mi sprzeda psa.— rzek sucho markiz. — Trzeba jej b dzie po

ż

ć

ł

ę

-

wiedzie , e mam ju du o psów i nie po

ć ż

ż

ż

trzebuj wi cej.

ę ę

Spodziewa si , e kamerdyner opu ci pokój, ale ten zawaha si .

ł ę ż

ś

ł ę

— To bardzo pi kny pies, prosz ja nie pana. Niezwyk y. Mo e zabrzmi to imper-tynencko,

ę

ę ś

ł

ż

ale ta kobieta jest wyj tkowo adna i co dziwnego by o w sposobie, w jaki nalega a na widzenie

ą

ł

ś

ł

ł

z panem, milordzie.

Roderic odwróci si od okna.

ł ę

— adna? Dawson, powiedzia e , e jest

Ł

ł ś ż

adna?

ł

— Bardzo, bardzo adna, paniczu, niezwykle

ł

adna!

ł

Roderic spojrza na markiza.

ł

— S ysza e wuju Lenoxie? Mam przeczucie, e w a nie sta si cud!

ł

ł ś

ż

ł ś

ł ę

Markiz za mia si z przymusem.

ś

ł ę

— Je li to naprawd cud, w co nie wierz , to zap ac tych sto gwinei za ciebie.

ś

ę

ę

ł ę

— Dobrze! — wykrzykn zachwycony Ro

ął

deric. — Dawson, zawo aj j ! Natychmiast zawo aj

ł

ą

ł

t m od kobiet i jej psa!

ę ł ą

ę

Dawson spojrza na markiza, aby si upew

ł

ę

ni . Ten skin g ow .

ć

ął ł ą

— Tak jest, milordzie — powiedzia kamer

ł

dyner i wyszed .

ł

background image

Rozdzia 3

ł

Ted spojrza na Dion zaskoczony.

ł

ę

— Panienko, my l e to b d — powie

ś ę ż

łą

dzia bez przekonania. — Jego wysoko chyba jest w

ł

ść

domu. Powinni my pojecha na farm .

ś

ć

ę

Diona potrz sn a g ow .

ą ęł ł ą

— Nie, Ted. Pójd od razu do pa acu, czuj e mam racj .

ę

ł

ę ż

ę

Intuicja podpowiada a jej, e w Irchester Park otrzyma pomoc. Wiedzia a, e to szansa, aby

ł

ż

ł ż

uratowa Syriusza.

ć

Powóz jecha powoli, zm czony ko Teda wlók si noga za nog .

ł

ę

ń

ł ę

ą

— Prosz mi obieca , e nie powiecie niko

ę

ć ż

mu, gdzie jestem. Gdyby wiadomo ci o miejscu

ś

mego pobytu dosz y do stryja Herewarda, zabra by mnie st d i zabi Syriusza.

ł

ł

ą

ł

— Panienka Diona mo e mi zaufa , to jasne — odpar stary i zamy li si .

ż

ć

ł

ś ł ę

Po chwili znów si odezwa :

ę

ł

— Gdyby panienka znalaz a si w k opo

ł

ę

ł

tach, prosz powiadomi farmera Burrowsa. Po le po

ę

ć

ś

mnie. Przyjad tak szybko, jak tylko dam rad .

ę

ę

— Dzi kuj , dzi kuj za pomoc i za wasz

ę

ę

ę

ę

ą

dobro .

ć

Ted ci gn lejce i powóz zatrzyma si . Diona wysiad a, a Syriusz zeskoczy za ni . Ted

ś ą ął

ł ę

ł

ł

ą

poda dziewczynie jej niewielki baga .

ł

ż

— Prosz dba o siebie, panienko Diono. Niech panienka pami ta, przyjad , kiedy do

ę

ć

ę

ę

stanę

wiadomo .

ść

— Nie zapomn . Jeszcze raz dzi kuj . Ruszy a w stron domu. Wiedzia a, e stary

ę

ę

ę

ł

ę

ł ż

cz owiek patrzy za ni z trosk . Dosz a do szarego kamiennego mostu nad jeziorem i za

ł

ą

ą

ł

trzyma a

ł

si . Pomy la a, e mo e to dziwnie wygl da , je li pojawi si w pa acu, d wigaj c owini ty

ę

ś ł ż

ż

ą ć

ś

ę

ł

ź

ą

ę

szalem ca y swój dobytek.

ł

background image

Obok mostu ros a k pa krzaków. Diona ukry a tobo ek mi dzy ga ziami i poczu a si lepiej.

ł

ę

ł

ł

ę

łę

ł

ę

Mia a nadziej , e nikt nie natrafi na kryjówk zanim b dzie mog a zabra st d swoje rzeczy.

ł

ę ż

ę

ę

ł

ć ą

By a zdenerwowana i przera ona, ale nie widzia a innego wyj cia. Wola a szorowa pod ogi ni

ł

ż

ł

ś

ł

ć

ł

ż

wróci do stryja i narazi Syriusza na mier . Pro by na pewno by nie poskut

ć

ć

ś

ć

ś

kowa y. Powiem

ł

markizowi, rozwa a a, e mog robi cokolwiek, ale najbardziej u ytecz

ż ł ż

ę

ć

ż

na by abym w psiarni.

ł

Przebycie szarych, kamiennych schodów wiod cych do frontowego wej cia wymaga o ogro

ą

ś

ł

-

mnego wysi ku woli.

ł

Nie musia a ko ata . Lokaj pe ni cy s u b w sieni dostrzeg j i, gdy znalaz a si przed

ł

ł ć

ł ą

ł ż ę

ł ą

ł

ę

wielkimi drzwiami, otworzy .

ł

— Chc widzie si z markizem Irchester! — powiedzia a tonem, jakiego u ywa a jej matka.

ę

ć ę

ł

ż

ł

Lokaj bez s owa spojrza na kamerdynera, który nadszed w a nie w tej chwili. Mia siwe

ł

ł

ł ł ś

ł

w osy i wygl da niezwykle dostojnie.

ł

ą ł

— Panienka do jego wysoko ci? — spyta namaszczonym tonem.

ś

ł

— Tak. Chc si z nim zobaczy .

ę ę

ć

— Kogo mam zaanonsowa ?

ć

Diona nie chcia a zdradzi swego nazwiska. Kamerdyner o wiadczy wi c, i nie mo e

ł

ć

ś

ł

ę

ż

ż

przeszkadza jego wysoko ci, o ile nie b dzie wiadomo, e sprawa jest naprawd istotna. Ale

ć

ś

ę

ż

ę

Diona nie ust powa a. Musia a spotka si z cz owiekiem, na którego pomoc liczy a.

ę

ł

ł

ć ę

ł

ł

Wreszcie kamerdyner, pokonany jej uporem, odszed . Sta a w westybulu i czu a, e trzech

ł

ł

ł ż

innych s u

cych przygl da si jej i Syriuszowi z zachwytem.

ł żą

ą

ę

— Pi kny pies — powiedzia jeden z nich. Diona pomy la a, e je li wzi li j za osob

ę

ł

ś ł ż

ś

ę ą

ę

z wy szych sfer, s zapewne zdziwieni, dlaczego nie przyby a w towarzystwie matki lub opie

ż

ą

ł

-

kunki.

— Ma na imi Syriusz. Mam go od szcze

ę

niaka — odpar a.

ł

— To szybkie psy, dobre na gonitwy.

— Tak, wiem — u miechn a si z dum . Us yszeli kroki powracaj cego kamerdynera.

ś

ęł

ę

ą

ł

ą

Lokaj wyprostowa si s u bi cie i zamilk . Diona poczu a niepokój.

ł ę ł ż ś

ł

ł

— T dy, panienko, prosz — rzek kamer

ę

ę

ł

dyner.

Wi c uda o si . Ale to dopiero pocz tek. Pomó mi tatusiu, prosz .

ę

ł

ę

ą

ż

ę

background image

Kamerdyner otworzy drzwi z tak min , jakby wiedzia , e pope nia b d, wpuszczaj c

ł

ą

ą

ł ż

ł

łą

ą

nieznajom przed oblicze ja nie pana.

ą

ś

Us ysza a:

ł

ł

— M oda kobieta, milordzie!

ł

Wesz a. W pierwszym momencie widzia a tylko tysi ce ksi

ek, od sufitu do pod ogi.

ł

ł

ą

ąż

ł

Dopiero po chwili dostrzeg a, e w bibliotece jest dwóch m

czyzn. Jeden, ca kiem m ody,

ł ż

ęż

ł

ł

patrzy na ni w dziwny sposób. Drugi by chyba najprzystojniejszym m

czyzn , jakiego

ł

ą

ł

ęż

ą

widzia a w yciu. Wyda si jej w adczy i pot

ny. Tak w a nie wyobra a a sobie markiza

ł

ż

ł ę

ł

ęż

ł ś

ż ł

Irchester.

Siedzia odpr

ony w fotelu z wysokim opar

ł

ęż

ciem. Nogi skrzy owa niedbale. Wygl da jak

ż

ł

ą ł

król na tronie. Ogarn o j nieprawdopodobne uczucie, e powinna pa przed nim na kolana.

ęł ą

ż

ść

Zamiast tego dygn a wdzi cznie. Poniewa obydwaj milczeli, podesz a bli ej. Nie mog a

ęł

ę

ż

ł

ż

ł

wiedzie , i jej widok zaskoczy ich zupe nie. W najlepszej sukience ze wzorzystego mu linu

ć ż

ł

ł

ś

przewi zanej b kitn wst

k wygl da a nad

ą

łę

ą

ąż ą

ą ł

zwyczaj pi knie. Wianuszek z polnych kwia

ę

tków

zdobi jej s omkowy kapelusz, a po

ł

ł

niewa r kawiczki by y dla niej za drogie, za o y a mitenki,

ż ę

ł

ł ż ł

które nie zakrywa y kszta t

ł

ł nych palców.

Podesz a jeszcze kilka kroków. U jej boku st pa dalmaty czyk. Kiedy znalaz a si blisko

ł

ą ł

ń

ł

ę

markiza, uzna a e nale y jeszcze raz dygn

.

ł ż

ż

ąć

— Panienka yczy a sobie widzie si ze mn ? — spyta Irchester.

ż

ł

ć ę

ą

ł

— Tak, prosz pana.

ę

— Powiedzia a panienka, e to pilne?

ł

ż

— Bardzo pilne, wasza wysoko .

ść

— Ciekawe. Jak si panienka nazywa? Po chwili wahania powiedzia a:

ę

ł

— Diona...

Markiz spojrza nieco zdziwiony.

ł

— I to wszystko?

— Tak. Tak, prosz pana. Mam powody aby nie podawa mojego nazwiska.

ę

ć

background image

— Prosz mi wi c powiedzie , jaki jest po

ę

ę

ć

wód pani przyjazdu tutaj.

Z trudem zacz a:

ęł

— Zastanawia am si , czy wasza wysoko nie zatrudni by mnie jako dziewczyn do psów...

ł

ę

ść

ł

ę

W oczach markiza dostrzeg a wyraz zasko

ł

czenia. Drugi m

czyzna podszed teraz bli ej i

ęż

ł

ż

przygl da si jej w sposób, który wprawi j w jeszcze wi ksze zak opotanie.

ą ł ę

ł ą

ę

ł

— Jako dziewczyn do psów? — upewni si

ę

ł ę

markiz.

— Tak, prosz pana. Mo e na to nie wy

ę

ż

gl dam, ale mam du e do wiadczenie z psami i

ą

ż

ś

ko mi... Potrzebuj pracy.

ń

ę

— Nigdy nie s ysza em... — zacz markiz, ale Roderic przerwa mu.

ł

ł

ął

ł

— Dlaczego nie mia aby by dziewczyn

ł

ć

ą

do krów? Diona spojrza a na niego i odpowiedzia a:

ł

ł

— Mog pracowa w oborze, ale wola abym w psiarni. Wiem, e kobiety zwykle nie do

ę

ć

ł

ż

-

gl daj psów. Lecz przecie nic nie stoi na przeszkodzie... Umiem wiele rzeczy, które uwa

ą ą

ż

a si

ż

ę

za trudne tylko dlatego, e wykonuj je m

czy ni.

ż

ą

ęż

ź

Spojrza a markizowi prosto w oczy.

ł

— A co panienka potrafi?

— Kobieta lepiej opiekuje si szczeniakami, je li musz by karmione r k . Umiem te

ę

ś

ą

ć

ę ą

ż

zajmowa si chorymi ko mi. Uczy mnie tego ojciec i jego stajenni...

ć ę

ń

ł

W tej chwili u wiadomi a sobie, e pragn c zaprezentowa si jak najlepiej, nieopatrznie

ś

ł

ż

ą

ć ę

pope ni a b d.

ł ł łą

— Ojciec panienki ma konie? — zainteresowa si markiz.

ł ę

— Tak, prosz pana.

ę

— I nie chce, aby panienka pomaga a dalej w stajni?

ł

— Mój ojciec... Nie yje, prosz pana. Markiz dos ysza dr enie jej g osu, mimo e

ż

ę

ł

ł ż

ł

ż

by o ledwo wyczuwalne.

ł

— Domy lam si , e nie zostawi panience adnych pieni dzy?

ś

ę ż

ł

ż

ę

Suchy, rzeczowy ton rozmówcy pomóg Dionie opanowa si . Odpar a ca kiem spokojnie:

ł

ć ę

ł

ł

— To prawda, prosz pana. Musz teraz sama zarabia na ycie. Dla mnie to wa ne, bym

ę

ę

ć

ż

ż

mog a zacz prac jak najszybciej. Nawet od zaraz.

ł

ąć

ę

background image

Gdyby nie by a tak zdenerwowana, szybka odpowied markiza zastanowi aby j .

ł

ź

ł

ą

— To znaczy, je li dobrze zrozumia em, e panienka nie ma dok d pój , gdybym jej nie

ś

ł

ż

ą

ść

przyj ?

ął

— Tak...

W tym momencie Roderic wyda cichy okrzyk tryumfu:

ł

— Cud! Wuju Lenoxie, cud! Wygra em za

ł

k ad! Spójrz na ni ! Spójrz! To osoba, której

ł

ą

szukamy!

Markiz machn niecierpliwie r k . Roderic post pi ku przyby ej i natarczywie poprosi :

ął

ę ą

ą ł

ł

ł

— Czy mo esz zdj kapelusz?

ż

ąć

Diona spojrza a na niego ze zdziwieniem.

ł

— Zaraz wyja ni , ale prosz zdj kapelusz.

ś ę

ę

ąć

By o to dziwne

danie, ale nie mia a powo

ł

żą

ł

du odmawia . Pomy la a, e dziewczyny na

ć

ś ł ż

farmie nie nosz si tak jak ona. Szkoda, e nie wzi a ze sob stroju do pracy. Zabra a jednak

ą ę

ż

ęł

ą

ł

spódnic do jazdy konnej. Zapakowa a j w ostatniej chwili, mimo e sporo wa y a.

ę

ł ą

ż

ż ł

Diona si gn a do wst

ek przy kapeluszu.

ę ęł

ąż

— Rozumiem, i s jakie powody, dla których przyprowadzi a panienka swego psa?

ż ą

ś

ł

Panienka chce go sprzeda ?

ć

— Ale nie! Nie odda abym go nawet za milion funtów. To w a nie z jego powodu szukam

ż

ł

ł ś

pracy. Chcia am pracowa w psiarni, aby on móg mi zawsze towarzyszy .

ł

ć

ł

ć

Markiz wyci gn d o . Diona zdziwi a si , gdy Syriusz podszed do niego bez oporu. Pies

ą ął ł ń

ł

ę

ł

by zazwyczaj nieufny wobec obcych.

ł

— To wyj tkowo pi kny okaz swojej rasy — zauwa y w a ciciel Irchester Park. — Rozu

ą

ę

ż ł ł ś

-

miem, dlaczego panienka nie chce si z nim rozsta .

ę

ć

- Mam go odk d by szczeniakiem. Jest dla mnie ca ym wiatem, moj mi o ci .

ą

ł

ł

ś

ą

ł ś ą

Dziewczyna powiedzia a to tak gor co, e markiz uniós brwi zaskoczony.

ł

ą

ż

ł

Zdj a kapelusz i przyg adzi a z ociste w osy, które spad y na ramiona. Roderic j kn z za

ęł

ł

ł

ł

ł

ł

ę ął

-

chwytu.

— Wuju, ona jest pi kna! W a nie jej szu

ę

ł ś

ka em!

ł

Diona spojrza a na niego ze zdumieniem. To bardzo dziwny m odzieniec, pomy la a.

ł

ł

ś ł

background image

Natomiast markiz w duchu przyzna Roderikowi ca kowit racj . Ta dziewczyna istotnie by a

ł

ł

ą

ę

ł

pi kna. Chocia , pomy la artobliwie, nie mia a ró owych policzków angielskiej wie

ę

ż

ś ł ż

ł

ż

śniaczki, o

jak chodzi o Roderikowi.

ą

ł

Tymczasem Roderic dalej wykrzykiwa :

ł

— Znalaz em! Jestem pewien, e sir Mor-timer zg upieje z wra enia i tysi c gwinei nasze!

ł

ż

ł

ż

ą

— Roderiku! Spokojnie. Musisz jeszcze przekona Dion , aby pomog a ci w tym donios ym

ć

ę

ł

ł

zadaniu.

Ze sposobu, w jaki markiz to powiedzia , Diona wyczu a, e nie pochwala zamys ów

ł

ł

ż

ł

ł

m odego m

czyzny.

ł

ęż

— Prosz ja nie pana. Ja chc pracowa u milorda, z psami — powtórzy a.

ę ś

ę

ć

ł

— Rozwa

t niezwyk

propozycj . My l jednak, i powinna panienka wys ucha

żę ę

łą

ę

ś ę

ż

ł

ć

najpierw, co do powiedzenia ma mój siostrzeniec. Pozwoli panienka, e przedstawi . Pan

ż

ę

Roderic Nairn — panna Diona!

Znów w g osie gospodarza wyczu a ironi . Dygn a. Syriusz podbieg do niej. Po o y a d o

ł

ł

ę

ęł

ł

ł ż ł

ł ń

na jego bie i poczu a otuch . Nie mo e stchórzy . Co zrobi aby ze sob i Syriuszem? Syriusz

ł

ł

ę

ż

ć

ł

ą

poliza jej r k , a ona pog aska a go po karku. Spojrza a na markiza. Zupe nie innym ni przed

ł

ę ę

ł

ł

ł

ł

ż

chwil tonem powiedzia :

ą

ł

— Proponuj , eby pani usiad a i wys ucha a mego siostrze ca. Jego propozycja mo e w pier

ę ż

ł

ł

ł

ń

ż

-

wszej chwili wyda si nie tyle niepoj ta, co nieprzystojna.

ć ę

ę

— Przepraszam, je li zachowa em si nieelegancko — powiedzia szybko Roderic. — To

ś

ł

ę

ł

dlatego, e wuj powiedzia mi, i to, co chc znale

jest niemo liwe. I e tylko cud mo e mi

ż

ł

ż

ę

źć

ż

ż

ż

pomóc...

U miechn si bardzo mi o i doko czy :

ś

ął ę

ł

ń

ł

— Kiedy pani wesz a, cud si dokona !

ł

ę

ł

Diona poczu a, e nogi odmawiaj jej po

ł ż

ą

s usze stwa. Przysiad a ostro nie na krzese ku blisko

ł

ń

ł

ż

ł

fotela markiza, a Syriusz u o y si przy niej. Po o y a kapelusz na kolanach i podnios a

ł ż ł ę

ł ż ł

ł

ogromne, fio kowe oczy na Roderika Nairna. Zastanawia a si , có on ma zamiar powiedzie .

ł

ł

ę

ż

ć

background image

Wszystko, co do tej pory us ysza a w bibliotece, zaskakiwa o j . My la a, e markiz zechce

ł

ł

ł ą

ś ł ż

sprawdzi jej umiej tno ci i b dzie wypytywa o nazwisko. Bardzo j to niepokoi o, gdy nie

ć

ę

ś

ę

ł

ą

ł

ż

lubi a k ama . Roderic przysiad na por czy fotela i zacz :

ł ł

ć

ł

ę

ął

— Przypuszczam, e wie pani, i m

czy ni w Londynie lubi si zak ada . Szczególnie

ż

ż ęż

ź

ą ę

ł

ć

dotyczy to cz onków mojego „White Club".

ł

— Wiem, poniewa ... — w ostatniej chwili ugryz a si w j zyk.

ż

ł

ę

ę

Harry Grantley nie raz rozbawia on i cór

ł ż ę

k opowiadaniami o zak adach, spo ród któ

ę

ł

ś

rych

najdziwaczniejsze zapisywano w specjalnej ksi dze. Diona pomy la a, e musi bardzo uwa a .

ę

ś ł ż

ż ć

Dobrze, e nie doko czy a!

ż

ń

ł

— Ja i kilku moich przyjació — mówi Roderic — za o yli my si z pewnym cz onkiem

ł

ł

ł ż ś

ę

ł

klubu, e uda nam si znale

Angielk , naj

ż

ę

źć

ę

lepiej prost dziewczyn od krów, adniejsz i

ą

ę

ł

ą

inteligentniejsz ni zachwalana przez naszego przeciwnika cudzoziemka.

ą ż

Diona zdumia a si .

ł

ę

— Z pewno ci — powiedzia a — b dzie to nierówne wspó zawodnictwo, o ile dziewcz ta

ś ą

ł

ę

ł

ę

pochodz z ró nych klas spo ecznych. Przecie wie niaczki nie maj adnego wykszta cenia.

ą

ż

ł

ż

ś

ą ż

ł

Markiz zacisn usta i zwróci twarz w stron siostrze ca. Wiedzia , e Roderic dobiera ostro

ął

ł

ę

ń

ł ż

-

nie s owa, by nie da pozna , e chodzi o zawodniczki podejrzanej konduity. A wi c znacznie

ż

ł

ć

ć ż

ę

bardziej b yskotliwe ni zwyk a wie

ł

ż

ł

śniaczka. To, e Diona wytkn a s abo wywo

ż

ęł ł

ść

du, rozbawi o

ł

Irchestera.

Tymczasem Roderic usi owa znale logicz

ł

ł

źć

n odpowied .

ą

ź

— To nie musi by dziewczyna od krów. Poda em tylko taki przyk ad. Lecz cudzoziem

ć

ł

ł

ka,

któr sir Mortimer chce zaprezentowa , jest nie tylko pi kna, ale i b yskotliwa. I oczy

ą

ć

ę

ł

wi cie ma

ś

maniery damy.

Diona zastanawia a si przez chwil .

ł

ę

ę

— Nie my l , aby którakolwiek ze znanych mi wie niaczek mia a szans na wygranie takie

ś ę

ś

ł

ę

go

wspó zawodnictwa.

ł

— Ale — zaoponowa Roderic — w a nie pani jest odpowiedni osob . Powiedzia a pani, e

ż

ł

ł ś

ą

ą

ł

ż

mo e pracowa w oborze. A jestem pewien, e wuj Lenox z zachwytem zatrudni pani w

ż

ć

ż

ą

psiarni...

Urwa i po chwili doda z naciskiem:

ł

ł

background image

— Ale najpierw musi pani wygra dla mnie

ć

ten zak ad.

ł

— Co... musz ... zrobi ? —j kn a Diona. Obawia a si , e m ody cz owiek proponuje co ,

ę

ć

ę ęł

ł

ę ż

ł

ł

ś

czego absolutnie nie zaaprobowaliby rodzice. Ojciec wyra a si bardzo niepochlebnie o

ż ł

ę

zatwardzia ych hazardzistach i bezmy lnych dandysach, których nazywa „niczym wi cej jak

ł

ś

ł

ę

wieszakami na ubrania".

Podawa za przyk ad Beau Brummella*

ł

ł

2

, znanego z dba o ci o swój wygl d, cho min y ju

ł ś

ą

ć

ęł

ż

lata od czasu kiedy s ynny galant zmuszony zosta opu ci Angli .

ł

ł

ś ć

ę

— Nie pojmuj — mówi Harry Grantley — jak to mo liwe, eby m

czyzna chcia sp dzi

ę

ł

ż

ż

ęż

ł ę ć

dwie lub trzy godziny, stroj c si . To ju nie tylko marnowanie cennego czasu, to marno

ą

ę

ż

wanie

ycia!

ż

— A ja s ysza am, ojcze — zaoponowa a Diona — e Brummell by szalenie inteligent

ł

ł

ł

ż

ł

nym

cz owiekiem.

ł

— Dowcipnym. I na tyle bystrym, e potrafi uczyni z siebie arbitra elegancji i osob po

ż

ł

ć

ę

żą-

dan w towarzystwie. Jednocze nie jednak nie mia ani odrobiny samokontroli. Nie umia

ą

ś

ł

ł

powstrzyma si od hazardu i zgrywa si do ostatniego pensa. Czy mo e by przyk ad wi k

ć ę

ł ę

ż

ć

ł

ę szej

g upoty?

ł

— Ca kowicie si z tob zgadzam — do rozmowy w czy a si matka Diony. — Wydaje mi

ł

ę

ą

łą

ł

ę

si jednak, e to, w du ej mierze, wina tych wszystkich klubów. Tam m odzi ludzie wy

ę

ż

ż

ł

stawiani

s na ró ne pokusy. Chc si pokaza przed pozosta ymi, wi c nieuchronnie zaczynaj pi zbyt

ą

ż

ą ę

ć

ł

ę

ą ć

du o, eby doda sobie odwagi do ponoszenia wydatków, na które nie mog sobie pozwoli .

ż ż

ć

ą

ć

Ojciec u miechn si .

ś

ął ę

— Doskona e usprawiedliwienie, ale m

ł

ężczyzna musi si zachowywa jak na m czyzn

ę

ć

ęż

ę

przysta o i radzi sobie o w asnych si ach.

ł

ć

ł

ł

— Obawiam si jednak, e zazwyczaj spro

ę

ż

wadza si to do szukania oparcia w innych —

ę

odpar a spokojnie pani Grantley.

ł

Wspomnienie tej rozmowy sprzed lat sprawi o, e Diona zdenerwowa a si jeszcze bar

ł ż

ł

ę

dziej.

2 * Brummell, George Bryan (1778-1840) — zwany Beau Brummell, s ynny dandys narzucaj cy mod socjecie londy skiej w pocz. XIX w.

ł

ą

ę

ń

Przez lata cieszy si opiek ksi cia regenta, pó niejszego Jerzego IV. Z po

ł ę

ą

ę

ź

wodu d ugów i k ótni z ksi ciem, zbieg ok. 1813 r. do Francji, gdzie w

ł

ł

ę

ł

kilkana cie lat potem zmar w szpitalu dla ob kanych, (przyp. red.)

ś

ł

łą

background image

— Wszystko, o co chc pani prosi — t u

ę

ą

ć

ł maczy tymczasem Roderic — to eby przyje

ł

ż

-

cha a pani do Londynu i pozwoli a zabra si do... Nie do klubu, bo tam kobiety nie maj

ł

ł

ć ę

ą

wst pu, ale do pewnego domu, gdzie b d oczekiwa y inne zawodniczki, no i ta cudzozie

ę

ę ą

ł

mka.

Ona z pewno ci , nawet w po owie, nie jest tak adna jak pani.

ś ą

ł

ł

— A w jaki sposób oceniana b dzie in

ę

teligencja zawodniczek? — zapyta a Diona.

ł

Roderic znów musia si namy li . Markiz by w coraz lepszym humorze. Podoba o mu si

ł ę

ś ć

ł

ł

ę

pytanie Diony. By o rozs dne. Zapewne sam sir Mortimer nie umia by na nie od

ł

ą

ł

powiedzie .

ć

— Przypuszczam — rzek wreszcie m ody cz owiek — e b dzie to rozmowa, chyba po

ł

ł

ł

ż

ę

obiedzie, a potem mo e zata czymy. S dziowie oceni maniery dziewcz t podczas jedzenia i

ż

ń

ę

ą

ą

ta ca.

ń

Diona z trudem z apa a oddech. Propozycja wzi cia udzia u w tak podejrzanym konkursie

ł

ł

ę

ł

by a dla niej absolutnie nie do przyj cia. Obiad z jakimi nieznanymi m

czyznami, bez

ł

ę

ś

ęż

przyzwoitki, ta ce w towarzystwie dziewczyn od krów i Bóg wie kogo jeszcze, kiedy na dodatek

ń

nie wiadomo, kto jest pani domu. Matka z pewno ci nigdy by jej na to nie pozwoli a.

ą

ś ą

ł

— Nie mog tego uczyni — powiedzia a szybko.

ę

ć

ł

— A to dlaczego? — zdumia si Roderic. Po chwili, jakby sobie co przypomnia ,

ł ę

ś

ł

dorzuci :

ł

— Naturalnie zostanie pani wynagrodzona. — Zawaha si i doda . — Otrzyma pani

ł

ę

ł

dwadzie cia funtów i now sukni .

ś

ą

ę

Diona wyprostowa a si na krzese ku.

ł

ę

ł

— Nie! — zawo a a. — Nie mog si zgo

ł ł

ę ę

dzi , aby nieznajomy m

czyzna kupowa mi

ć

ęż

ł

sukni ! Nie chc bra udzia u w tych... za

ę

ę

ć

ł

wodach!

Przysz o jej na my l, e gdyby zgodzi a si i pojecha a do Londynu, w klubie móg by

ł

ś ż

ł

ę

ł

ł

zobaczy j jaki dawny znajomy ojca. By o ma o prawdopodobne, a eby starsi, szacowni

ć ą

ś

ł

ł

ż

d entelmeni nale eli do towarzystwa Nairna, ale jednak mo liwe. Có by pomy leli, widz c

ż

ż

ż

ż

ś

ą

córk Grantleya, udaj c wiejsk dziewczyn .

ę

ą ą

ą

ę

Roderic przera ony krzykn :

ż

ął

— Nie mów tak! Musisz mi pomóc! Poniewa zarówno postawa, jak i ton g osu

ż

ł

background image

nie pozostawia y w tpliwo ci, e dziewczyna czuje si obra ona, Roderic zwróci si o pomoc

ł

ą

ś

ż

ę

ż

ł ę

do markiza.

— Zrób co wuju Lenoxie —j kn . — Wy

ś

ę ął

t umacz pannie Dionie, e jest cudem, o który si

ł

ż

ę

modli em, nawet jeszcze wi kszym cudem, ni mog em sobie wymarzy !

ł

ę

ż

ł

ć

— My l — odpar markiz powoli — e twoja propozycja wyda aby si , podobnie jak i

ś ę

ł

ż

ł

ę

Dionie, przera aj ca i szokuj ca tak e wielu

ż ą

ą

ż

godnym szacunku wiejskim dziewcz tom.

ę

— Szokuj ca? — zdziwi si niepomiernie Roderic.

ą

ł ę

Nagle dotar o do niego, e wuj specjalnie zaakcentowa s owa „godnym szacunku" i zro

ł

ż

ł ł

-

zumia , dlaczego.

ł

Wsta z por czy fotela i b agalnie zwróci si do dziewczyny:

ł

ę

ł

ł ę

— Prosz , panno Diono, niech mi pani nie odmawia pomocy, której tak rozpaczliwie po

ę

-

trzebuj . Diona milcza a, wi c po chwili doda :

ę

ł

ę

ł

— Mówi pani, e musi zarobi . To jest najprostsza droga. Zap ac pi

dziesi t funtów, je eli

ż

ć

ł ę ęć

ą

ż

przyjmie pani moj propozycj .

ą

ę

— To... za du o! — zaprotestowa a Dio

ż

ł

na. — Zreszt , nie mog ... jecha do Londynu.

ą

ę

ć

— Nie takie to straszne, jak pani s dzi — przekonywa Roderic. — Obiecuj , e b d si

ą

ł

ę ż

ę ę ę

pani opiekowa .

ą

ł

Markiz spojrza przenikliwie na Dion . Nie mo e jecha do Londynu, pomy la . Mia

ł

ę

ż

ć

ś ł

ł

wra enie, i Roderic niew a ciwie poj od

ż

ż

ł ś

ął

powied dziewczyny.

ź

Irchester przepada za wszelkiego rodzaju amig ówkami i tajemnicami, dla rozwi zania

ł

ł

ł

ą

których musia by szczególnie nat

a swój bystry umys . Po powrocie do Anglii z zapa

ł

ęż ć

ł

em

ł

zabra si do wykrywania s abych punk

ł ę

ł

tów w organizacji odziedziczonych dóbr rodowych.

Sporo czasu po wi ci na dociekanie, w jaki sposób pieni dze ojca zosta y roz

ś ę ł

ą

ł

trwonione b d

ą ź

ukradzione i kto, spo ród zatrudnionych w maj tku, nie zas uguje na zaufanie.

ś

ą

ł

Teraz o ywi si równie , gdy tajemnicza panna wyda a mu si nadzwyczaj intryguj ca. I to

ż

ł ę

ż

ż

ł

ę

ą

nie z powodu niecodziennej urody. By o jasne, e dziewczyna ukrywa co wa nego i z

ł

ż

ś

ż

pewno ci nie pochodzi z prostego stanu. Postanowi przerwa Roderikowi.

ś ą

ł

ć

— Mam pewn propozycj i pragn , aby cie oboje jej wys uchali — o wiadczy .

ą

ę

ę

ś

ł

ś

ł

Diona zwróci a si w stron markiza, to samo niech tnie uczyni Roderic.

ł

ę

ę

ę

ł

background image

— Wyobra am sobie, cho mog si myli , e Diona ma za sob dalek drog i musi by

ż

ć

ę ę

ć ż

ą

ą

ę

ć

zm czona. Wspomnia a, i nie ma dok d pój . Proponuj wi c, aby przyj a moj go cin na

ę

ł

ż

ą

ść

ę

ę

ęł

ą

ś ę

dzisiejsz noc, a jutro, czy te po dzisiejszym obiedzie, rozwa y a twoj propozycj ponownie.

ą

ż

ż ł

ą

ę

Diona ju rozchyli a usta, eby powtórzy swoj odmow , lecz markiz nie pozwoli jej doj

ż

ł

ż

ć

ą

ę

ł

ść

do s owa.

ł

— Chcia bym równie porozmawia z moim zarz dc , czy uwa a za mo liwe zatrudnienie

ł

ż

ć

ą ą

ż

ż

kobiety w psiarni. Mamy ju bowiem czterech m

czyzn do opieki nad psami.

ż

ęż

Diona spojrza a z wdzi czno ci . Jej twarz rozja ni a si , a z oczu zacz znika wyraz l ku.

ł

ę

ś ą

ś ł

ę

ął

ć

ę

— Wasza wysoko naprawd tak zrobi? — zapyta a bez tchu.

ść

ę

ł

— Zrobi , je li zgodzisz si przenocowa tu dzi .

ę ś

ę

ć

ś

— Z Syriuszem? — upewni a si .

ł

ę

— Oczywi cie, moje zaproszenie obejmuje równie i jego.

ś

ż

— Och, wi c serdecznie dzi kuj . Dzi kuj milordzie!

ę

ę

ę

ę

ę

Wsta a, a markiz powiedzia :

ł

ł

— Przypuszczam, i ma pani jaki baga ? Mówi z lekk ironi , jakby przypuszcza , e

ż

ś

ż

ł

ą

ą

ł ż

nic ze sob nie zabra a. Diona zarumieni a si .

ą

ł

ł

ę

— Nie chcia am, aby by o mi ci

ko, spako

ł

ł

ęż

wa am wi c tylko kilka rzeczy do tobo ka.

ł

ę

ł

Zostawi am go w krzakach, po drugiej strome mostu.

ł

Pomy la a, e musia o to zabrzmie dzie

ś ł ż

ł

ć

cinnie.

Markiz nie sprawia wra enia zaskoczonego. Rzek :

ł

ż

ł

— Roderiku, zadzwo .

ń

— Mam nadziej — zwróci si do Diony — e nie odmówi nam pani przyjemno ci swego

ę

ł ę

ż

ś

towarzystwa przy obiedzie?

Spodziewa si , e przyjmie zaproszenie z ta

ł ę ż

k sam skwapliwo ci , z jak przyj a propo

ą

ą

ś ą

ą

ęł

-

zycj noclegu, ale ku swemu zdziwieniu, do

ę

strzeg , e zawaha a si przez moment, zanim

ł ż

ł

ę

odpowiedzia a:

ł

— Chyba nie b dzie mi wypada o?

ę

ł

— S ucham?

ł

— Skoro mam by dziewczyn do psów, nie wypada, abym zasiada a przy jednym stole z

ć

ą

ł

chlebodawc .

ą

background image

Markiz u miechn si .

ś

ął ę

— Jeste dosy niezwyk dziewczyn do psów. Pragn zauwa y , e jeszcze ci nie

ś

ć

łą

ą

ę

ż ć ż

ę

zatrudni em. Wi c b dzie w porz dku, je li zjesz z nami obiad.

ł

ę ę

ą

ś

Przez chwil Diona rozwa a a jego argu

ę

ż ł

menty.

— Dzi kuj , milordzie — powiedzia a w ko

ę

ę

ł

ńcu. — Czuj si zaszczycona pa skim zapro

ę ę

ń

-

szeniem.

— Przestrzegam londy skich pór posi ków. Obiad jemy o ósmej. My l , e zechce pani

ń

ł

ś ę ż

odpocz

. Spotkamy si w B kitnym Salonie kwadrans przed posi kiem. S u ba wska e pani

ąć

ę

łę

ł

ł ż

ż

drog .

ę

— Dzi kuj milordzie.

ę

ę

Do biblioteki wszed Dawson.

ł

— Pan dzwoni , milordzie?

ł

— Tak, panna Diona zostaje tu dzi na noc. Umie j w pokoju go cinnym. Zostawi a swoje

ś

ść ą

ś

ł

rzeczy w krzakach, po drugiej stronie mostu.

Twarz Dawsona nawet nie drgn a. Powie

ęł

dzia oboj tnie:

ł

ę

— Zabior je, milordzie.

ę

— Popro pani Fielding, aby zaopiekowa a si pann Dion . Panna Diona zje obiad wraz z

ś

ą

ł

ę

ą

ą

paniczem Roderikiem i ze mn .

ą

Dawson sk oni g ow . Diona dygn a.

ł

ł ł ę

ęł

— Dzi kuj panu, milordzie. Bardzo, bardzo dzi kuj .

ę

ę

ę

ę

By a ju zupe nie spokojna.

ł

ż

ł

Markiz przygl da si jej, gdy ruszy a za Dawsonem. Zastanawia si , co naprawd ukry

ą ł ę

ł

ł ę

ę

wa.

Intrygowa o go to.

ł

Gdy drzwi si zatrzasn y, Roderic poderwa z krzes a poduszk , podrzuci j i rado nie

ę

ęł

ł

ł

ę

ł ą

ś

zawo a :

ł ł

— Wygra em! Wygra em! Nikt, powtarzam nikt, nie dostarczy tak adnej dziewczyny!

ł

ł

ł

Rzuci poduszk na krzes o.

ł

ę

ł

— Dzi kuj , wuju Lenoxie! Zawsze wiedzia

ę

ę

em, e masz sportowego ducha, a teraz jestem

ł

ż

background image

gotów tysi c razy wypi twoje zdrowie i publi

ą

ć

cznie og osi , e nie ma drugiego takiego jak ty!

ł ć ż

— Jestem bardzo wdzi czny — powiedzia oschle markiz.

ę

ł

— Przez moment by em przera ony, e ona ucieknie, ale zrozumia em twoje ostrze enie, aby

ł

ż

ż

ł

ż

odnosi si do niej z szacunkiem. Sam bym o tym nie pomy la .

ć ę

ś ł

— Oczywi cie, ona jest godna szacunku! — powiedzia ostro markiz. — A co wi cej, w t

ś

ł

ę

ą pi ,

ę

czy kiedykolwiek w yciu s ysza a o „Có

ż

ł

ł

rach Koryntu", a je li nawet, to czy wie, co ten zwrot

ś

naprawd oznacza.

ę

Roderic wbi w niego wzrok.

ł

— Naprawd tak s dzisz, wuju?

ę

ą

— My l , Roderiku, e musisz nauczy si ocenia ludzi nie tylko wed ug pozorów.

ś ę

ż

ć ę

ć

ł

— Ale, tu nie ma o czym mówi . Przyjecha a bez przyzwoitki, chce dosta prac w psiarni.

ć

ł

ć

ę

Co mam my le o takiej panience?

ś ć

Markiz dopiero po chwili odpowiedzia :

ł

— Sam powiniene umie wyci gn

wnio

ś

ć

ą ąć

ski. Po prostu ostrzegam ci Roderiku, e ona

ę

ż

zapewne uciek a z domu i ukrywa si . Je li b dziesz j dalej straszy , odejdzie.

ł

ę

ś

ę

ą

ł

Roderic zaprotestowa gwa townie.

ł

ł

— Nie pozwol na to!

ę

— Wi c uwa aj, jak si zachowujesz i co mówisz.

ę

ż

ę

Roderic przez chwil zastanawia si nad s owami wuja. Wreszcie rzek :

ę

ł ę

ł

ł

— Je li ona jest, jak mówisz, godna szacun

ś

ku, na pewno nie b dzie zachwycona pozna

ę

niem

wybranki Watsona, która z pewno ci jest, jak mawiaj Francuzi, „kurtyzan ". Cho

ś ą

ą

ą

cia nigdy

ż

nie by em w Pary u, wiele o nich s ysza em. S ponad zwyk e

ł

ż

ł

ł

ą

ł filles de joie. I oczekuj , e ka dy

ą ż

ż

wystarczaj co bogaty m

czyzna obsypie je diamentami i orchideami.

ą

ęż

Przerwa , przypomniawszy sobie z kim roz

ł

mawia.

— Zreszt komu to mówi ? By e w Pary u i wiesz, o co mi chodzi.

ą

ę

ł ś

ż

Markiz zmru y oczy.

ż ł

— Uwa am, e w Anglii nie ma prawdzi

ż

ż

wych kurtyzan. Dlatego Watson móg bez obawy

ł

sprowokowa zak ad z band naiwnych m odzików.

ć

ł

ą

ł

— A niech go licho! Kawa ajdaka! I po

ł ł

wiadasz wuju, e aden z nas nie ma szans z

ż ż

Watsonem?

background image

— Przeciwnie, uwa am, e macie szans . Je li s dziowie b d uczciwi, Diona za mi ka d

ż

ż

ę

ś

ę

ę ą

ć

ż ą

francusk kurtyzan !

ą

ę

Roderic wyprostowa si .

ł ę

— Naprawd tak uwa asz, wuju Lenoxie?

ę

ż

— Tak.

— Wi c musz j namówi , albo... ty!

ę

ę ą

ć

— Ja nie mam z tym nic wspólnego! — zaprotestowa markiz.

ł

— Ale musisz mi pomóc. Wiesz, równie dobrze jak i ja, e ka da kobieta zrobi wszyst

ż

ż

ko, co

zechcesz. Na twoj pro b nawet skoczy ze ska y!

ą

ś ę

ł

Markiz roze mia si .

ś

ł ę

— Tak ciesz si reputacj ?

ą

ę ę

ą

— Edward kiedy powiedzia o tobie: nie

ś

ł

pokonany na wojnie i niepokonany w ó ku.

ł ż

Roderic dostrzeg zmarszczk mi dzy brwia

ł

ę

ę

mi wuja, wi c doda szybko:

ę

ł

— Ja tylko powtarzam, co powiedzia Ed

ł

ward. Nie obra aj si . Prosz , wiesz przecie , e

ż

ę

ę

ż ż

musz pokona tego obuza. W przeciwnym razie, on roztr bi swoje zwyci stwo po ca ym

ę

ć

ł

ą

ę

ł

Londynie!

— I tego w a nie nale y unikn

za wszelk cen — zauwa y markiz — ale nie wolno by

ł ś

ż

ąć

ą

ę

ż ł

ć

zbyt pewnym siebie. Nie, eby Diona nie mia a wszelkich szans na zwyci stwo, ale dlatego, e

ż

ł

ę

ż

mo e nie zgodzi si na wzi cie udzia u w takim wspó zawodnictwie.

ż

ć ę

ę

ł

ł

Markiz wsta i, nie czekaj c na odpowied Roderika, wyszed z biblioteki. U miecha si ,

ł

ą

ź

ł

ś

ł ę

sytuacja zdecydowanie bawi a go.

ł

background image

Rozdzia 4

ł

Schodz c na obiad, Diona czu a si jak boha

ą

ł

ę

terka sztuki teatralnej. Wprawdzie matka opisywa a

ł

jej pi kne domy, w których go ci a za m odu, a potem ju jako m

atka, ale przepych Irchester

ę

ś ł

ł

ż

ęż

Park zupe nie Dion oszo omi . Sy

ł

ę

ł

ł

pialnia nie by a wprawdzie du a, lecz urz dzo

ł

ż

ą

no j wygodnie i

ą

elegancko.

o e pod bal

Ł ż

dachimem wspartym na czterech kolumienkach ozdobiono

przewi zanymi srebrnym sznurem zas onami.

ą

ł

Gdy dziewczyna rozgl da a si z zachwytem po przydzielonym jej pokoju, gospodyni po

ą ł

ę

-

wiedzia a tonem wyra aj cym najwy sz deza

ł

ż ą

ż ą

probat :

ę

— Rozumiem panienko, e baga em s rze

ż

ż

ą

czy, które ma panienka w szalu?

W a nie w tej chwili lokaj wr czy wystrojonej w koronkowy czepeczek pokojówce w ze ek

ł ś

ę

ł

ę ł

Diony.

— Nie chcia am zabiera w drog zbyt ci

ł

ć

ę

ężkiego baga u — t umaczy a si speszona — dla

ż

ł

ł

ę

-

tego nie wzi am adnych kufrów.

ęł

ż

Pani Fielding zacisn a usta, wi c Diona doda a:

ęł

ę

ł

— Dom opu ci am w wielkim po piechu. Gospodyni milcza a. Diona, aby doda sobie

ś ł

ś

ł

ć

animuszu unios a podbródek i o wiadczy a, na laduj c sposób mówienia matki:

ł

ś

ł

ś

ą

— Bardzo mi o z pani strony, e si pani o mnie troszczy. A ten dom, to naj adniejszy dom,

ł

ż

ę

ł

jaki kiedykolwiek widzia am.

ł

Pani Fielding udobrucha a si . Po chwili ju zupe nie innym tonem zwróci a si do Diony:

ł

ę

ż

ł

ł

ę

— Panienka yczy sobie, aby pies spa obok panienki w pokoju?

ż

ł

— Tak, oczywi cie. Obiecuj , e nie b dzie z nim adnych k opotów. Jest przyzwyczajony do

ś

ę ż

ę

ż

ł

warunków domowych.

Gospodyni sapn a niedowierzaj co, wi c Diona doda a:

ęł

ą

ę

ł

— Mam go od szczeniaka. Opiekuje si mn . Gdyby z odzieje próbowali w ama si tutaj, to

ę

ą

ł

ł

ć ę

zapewniam, e stan by w obronie domu. Potrafi by gro ny!

ż

ął

ć

ź

Gospodyni spojrza a troch dziwnie, lecz po chwili u miechn a si .

ł

ę

ś

ęł

ę

background image

- My l , e to rozs dnie ze strony panienki, mie go przy sobie. Emilia b dzie si

ś ę ż

ą

ć

ę

ę

opiekowa panienk . Niech j panienka prosi o wszystko, czego tylko panienka potrzebuje.

ć

ą

ą

Mówi c to, wysun a si majestatycznie z po

ą

ęł

ę

koju, dumna jak królowa. Dionie zachcia o si

ł

ę

mia .

ś

ć

Zacz a a owa , e nie ma tu matki. Razem mog yby podziwia dom i mia si z za

ęł ż ł

ć ż

ł

ć

ś

ć ę

bawnych

sytuacji. Zastanawia a si , czy b dzie mia a okazj zobaczy obrazy i inne pi kne rzeczy. eby

ł

ę

ę

ł

ę

ć

ę

Ż

tylko markiz da jej prac , wes

ł

ę

tchn a w duchu. Przypomnia a sobie o czym mówi pan Nairn.

ęł

ł

ł

Jak e mog aby jecha do Londynu i bra udzia w tym dziwnym przy

ż

ł

ć

ć

ł

j ciu?

ę

Diona mia a zaledwie mgliste wyobra enie, na czym polega b dzie konkurs, ale prze

ł

ż

ć ę

-

czuwa a, e jest to impreza zupe nie dla niej niestosowna.

ł ż

ł

Przecie chcia a tylko pracowa przy psach i mie pewno , e stryj jej tu nie znajdzie.

ż

ł

ć

ć

ść ż

Propozycja pana Nairna komplikowa a wszy

ł

stko.

W Londynie czyha y tysi czne zasadzki, a gdyby kto j rozpozna , to by aby katastrofa.

ł

ę

ś ą

ł

ł

Wiedzia a o tym bardzo dobrze, dlatego pomys m odego cz owieka przera a j . Ulg natomiast

ł

ł ł

ł

ż ł ą

ę

przynosi a Dionie my l, e ona i Syriusz maj gdzie sp dzi dzisiejsz noc i e za darmo dostan

ł

ś ż

ą

ę ć

ą

ż

ą

posi ek.

ł

Obja ni a Emilii, co Syriusz jada na kolacj . Zaledwie Diona zd

y a si umy , gdy s u

ca

ś ł

ę

ąż ł

ę

ć

ł żą

wróci a z misk pe n wie ego, poci tego w kawa eczki mi sa. Syriusz a podskoczy z rado ci.

ł

ą ł ą ś

ż

ę

ł

ę

ż

ł

ś

Diona obawia a si czymkolwiek narazi pani Fielding, wi c na wszelki wypadek roz

ł

ę

ć

ę

o y a na

ł ż ł

dywanie r cznik i dopiero wtedy pozwoli a Emilii ustawi misk dla Syriusza. Chcia a mie

ę

ł

ć

ę

ł

ć

pewno , e nie dostarczy powodu do narzeka na ni i na psa.

ść ż

ń

ą

Kiedy pokojówka pomaga a jej przebra si w bia mu linow sukni , jedn z tych, które

ł

ć ę

łą

ś

ą

ę

ą

zabra a z Grantley Hall, Dionie przysz o do g owy, e markiz i pan Nairn wyst pi w stro

ł

ł

ł

ż

ą ą

jach

wieczorowych. Sukienka by a bardzo ad

ł

ł na, ale matka na pewno nie uzna aby jej za odpowiedni

ł

ą

na wieczór.

Chyba powinnam odmówi uczestnictwa w obiedzie, pomy la a sp oszona. Mo e po

ć

ś ł

ł

ż

prosi o

ć

jedzenie do sypialni?

Jednak jedzenie w samotno ci wydawa o jej si smutne i nudne. Posi ek w towarzystwie

ś

ł

ę

ł

background image

markiza z pewno ci oka e si przyjemniejszy i w niczym nie b dzie przypomina obiadów w

ś ą

ż

ę

ę

ł

Grantley Hall. Sir Hereward zawsze monopolizowa konwersacj przy stole. Monologowa ,

ł

ę

ł

wiecznie zirytowanym tonem, o sprawach hrabstwa lub w asnym maj tku. Od pozosta

ł

ą

ych

ł

biesiadników stryj oczekiwa jedynie po

ł

mruków aprobaty.

Diona dobrze pami ta a ciekawe rozmowy rodziców, dyskusje, podczas których mierzyli si

ę ł

ę

na dowcip i intelekt.

— Je eli jest co , czego nie mog znie — mawia ojciec — to m ode dziewcz ta z nieobec

ż

ś

ę

ść

ł

ł

ę

-

nym spojrzeniem, my l ce jedynie o tym, ile jedzenia mog sobie na o y na talerz.

ś ą

ą

ł ż ć

— Chyba nie mówisz tego o naszej córce? — roze mia a si pani Grantley.

ś

ł

ę

— Chcia bym, eby by a taka jak ty. Pi kna i dowcipniejsza od innych kobiet — odpar jej

ł

ż

ł

ę

ł

m

.

ąż

— Mi o mi to s ysze , ale Diona jest jeszcze bardzo m oda. Nie podró owa a tyle, co ty. Nie

ł

ł

ć

ł

ż

ł

zna wiata. Dopiero wkracza w ycie.

ś

ż

— Nauczy si b yskotliwej rozmowy. Nie znosz dzwonów, które nie dzwoni , ptaków, co

ę ł

ę

ą

nie piewaj i kobiet, które nie maj nic do powiedzenia!

ś

ą

ą

Roze mieli si wszyscy troje.

ś

ę

Wspominaj c t rozmow , Diona pomy la a, e nawet je li nie b dzie mia a wiele do powie

ą ę

ę

ś ł ż

ś

ę

ł

-

dzenia, mo e przynajmniej pos ucha m drzej

ż

ł

ć ą

szych od siebie.

Markiz onie miela j , ale by a pewna, i wszystko, co mówi warte jest uwagi. Wola a s ucha

ś

ł ą

ł

ż

ł ł

ć

jego ni pana Nairna.

ż

Dawson czeka na dole. Dziewczynie wyda o si , e spojrza z dezaprobat na jej prost

ł

ł

ę ż

ł

ą

ą

mu linow sukni .

ś

ą

ę

Kiedy j kupowa a, suknia wygl da a zbyt skromnie. Diona poprosi a zatrudnione u stryja

ą

ł

ą ł

ł

szwaczki o przyszycie falbany z prawdziwej koronki. Koronka otacza a te dekolt, a przód sukni

ł

ż

zdobi y wst

ki z niebieskiej paryskiej satyny. Wprawdzie strój ten nie przypomina

ł

ąż

ł

wymy lnych modeli z „Lady's Journal", lecz by naprawd adny.

ś

ł

ę ł

B kitny Salon, do którego Dawson wpro

łę

wadzi Dion , o wietla ogromny, kryszta owy

ł

ę

ś

ł

ł

background image

yrandol, w którym p on a chyba setka wiec. W ich migotliwym blasku wszystko zdawa o si

ż

ł ęł

ś

ł

ę

b yszcze . Diona u miechn a si . Ruszy a przed siebie po mi kkim dywanie z Aubusson.

ł

ć

ś

ęł

ę

ł

ę

Opodal kominka sta wielki wazon z bukietem kwiatów.

ł

Markiz i Nairn trzymali w d oniach kielichy szampana. Markiz wygl da wspaniale, pomy

ł

ą

śla a

ł

Diona. Nawet bardziej wytwornie ni ojciec na balach my liwskich lub obiadach z dostoj

ż

ś

nikami

z hrabstwa.

Mia bia y fular, zawi zany w przemy lny w ze , nad który wystawa y rogi wysokiego

ł

ł

ą

ś

ę ł

ł

ko nierzyka. nie na biel materia u odcina a si od lekko opalonej twarzy. Na doskonale

ł

Ś

ż

ł

ł

ę

skrojonym surducie nie by o wida najmniejszej fa dki, a krój spodni „drainpipe" zgodny by z

ł

ć

ł

ł

wymogami ostatniej, lansowanej przez ksi cia regenta, mody. Nowy ten fason uwalnia d en

ę

ł ż -

telmenów od konieczno ci wk adania przy mniej formalnych okazjach jedwabnych po

ś

ł

ńczoch do

satynowych, si gaj cych kolan bry

ę ą

czesów.

Roderic Nairn wygl da mi o i elegancko, lecz markiz nosi swój wykwintny strój z tak

ą ł

ł

ł

ą

naturalno ci , jakby nie wiadom by w asnego wygl du.

ś ą

ś

ł ł

ą

Gdy sz a ku nim przez salon, obaj m

czy ni zamilkli. Dygn a, a markiz powiedzia :

ł

ęż

ź

ęł

ł

— Dobry wieczór, Diono! Mam nadziej , e dobrze si pani zaj to?

ę ż

ę

ą

ę

— Wszyscy s tacy mili, a Syriusz dzi kuje panu za wy mienity obiad.

ą

ę

ś

Syriusz na d wi k swego imienia podniós ogon i zamerda . Ca y czas trzyma si za plecami

ź ę

ł

ł

ł

ł ę

Diony.

— Dziwne imi dla zwierz cia — zauwa y markiz.

ę

ę

ż ł

— Dziwne? Wasza wysoko zapewne wie, e Syriusz to pies Oriona. Razem polowali.

ść

ż

Markiz zdziwi si . Zna , rzecz jasna, mito

ł ę

ł

logiczne pochodzenie imienia, ale nie spodziewał

si , e Diona te co wie na ten temat.

ę ż

ż ś

— Och, staro ytni Grecy... Uczy em si o nich w Oksfordzie, ale ju wszystko zapomnia em!

ż

ł

ę

ż

ł

— zawo a Roderic, jakby by o si czym chwali .

ł ł

ł

ę

ć

— Jest to raczej powód do alu — zauwa y markiz. — Nie wiesz te zapewne, e Diona to

ż

ż ł

ż

ż

imi utworzone od Dione.

ę

Roderic wygl da do niem drze i Diona musia a si roze mia .

ą ł

ść

ą

ł

ę

ś

ć

background image

— Ma pan racj — powiedzia a. — Mama chcia a nazwa mnie Dione, bo, jak artowa a,

ę

ł

ł

ć

ż

ł

jestem córk Nieba i Ziemi, czyli mojej matki i ojca.

ą

Znowu roze mia a si i opowiada a dalej:

ś

ł

ę

ł

— Tatu uzna , e Dione to imi za trudne dla Anglików i mog abym mie z tego powodu

ś

ł ż

ę

ł

ć

k opoty. Wola form Diona i tak mnie ochrzczono.

ł

ł

ę

Oczy markiza b ysn y.

ł

ęł

— My l , drogi Roderiku — zwróci si do siostrze ca — e szykuje si nam bardzo in

ś ę

ł ę

ń

ż

ę

-

telektualny wieczór! Szkoda, e s dziowie za

ż ę

k adu nie s ysz nas teraz.

ł

ł

ą

— Chcia bym, eby panna Diona powtó

ł

ż

rzy a to wszystko w ich obecno ci — o wiadczy

ł

ś

ś

ł

Nairn.

Diona nie chcia a popsu nastroju o wiad

ł

ć

ś

czeniem, e, za adne skarby, nie we mie udzia u w

ż

ż

ź

ł

nieprzyzwoitym konkursie, wi c zr cznie zmieni a temat rozmowy.

ę

ę

ł

- Chcia am, aby Syriusz mia na imi Tisztrja, jak gwie dzisty pies czczony w Persji, ale

ł

ł

ę

ź

tata powiedzia , e to imi jest nazbyt trudne do wymówienia. Zbyt skomplikowane.

ł ż

ę

Przerwa a. Markiz s ucha z zamy lon min . Po chwili mówi a dalej:

ł

ł

ł

ś

ą

ą

ł

— Wtedy pomy la am, e nadam mu imi innego niebia skiego psa, mianowicie chi

ś ł

ż

ę

ń

ńskiego

T'ienkon, który odp dza z e duchy.

ę

ł

W chwili, gdy wymówi a „z e duchy", przy

ł

ł

sz o jej na my l, i T'ienkon móg by „od

ł

ś ż

ł

p dzi "

ę ć

stryja Herewarda.

— Obawiam si , e imiona moich psów wydadz si pani zbyt pospolite — zauwa y markiz.

ę ż

ą ę

ż ł

— Wybiera je zarz dca psiarni.

ł

ą

— Czy wasza wysoko ma jakiego dalmaty czyka?

ść

ś

ń

— Dwa. Starsze, ale z dobrym rodowodem. Ciekaw jestem, jak wypadn w porównaniu z

ą

Syriuszem.

— B dzie mi przykro, je li Syriusz oka e si gorszy.

ę

ś

ż

ę

— A ja, oczywi cie, poczuj si dotkni ty, je li zwyci

y — odpowiedzia markiz artob

ś

ę ę

ę

ś

ęż

ł

ż

-

liwie.

Roze mia a si w sposób uroczy i naturalny. Jak e inaczej brzmi afektowany miech kobiet,

ś

ł

ę

ż

ś

które spotyka em w Londynie, pomy la ma

ł

ś ł

rkiz.

Po chwili Diona rzek a:

ł

background image

— Musz panowie wybaczy mi ten nie

ą

ć

odpowiedni strój, ale opu ci am dom w wielkim

ś ł

po piechu i nie mog am zabra ze sob zbyt wielu rzeczy.

ś

ł

ć

ą

Po ustach markiza przemkn s aby grymas.

ął ł

— Wi c uzna a , Diono, e ta bardzo adna sukienka, w której pani przyjecha a, jest od

ę

ł ś

ż

ł

ł

-

powiednia do pracy w psiarni?

Diona sp on a rumie cem. Pomy la , e chyba zachowa si nieuprzejmie.

ł ęł

ń

ś ł ż

ł ę

Po chwili milczenia dziewczyna odpowiedzia a:

ł

— Ja naprawd przyjecha am tu tylko po to, aby dosta prac . Oczywi cie, je li wasza

ę

ł

ć

ę

ś

ś

wysoko zatrudni mnie, to sprawi sobie... odpowiednie ubranie.

ść

ę

Markiz nie zd

y nic odrzec, gdy w tej chwili Dawson zapowiedzia , e obiad zosta

ąż ł

ż

ł ż

ł

podany. Roderic poda Dionie rami .

ł

ę

— Wygl da pani bardzo adnie, ale w tpi eby psy mojego wuja mog y wyrazi swój

ą

ł

ą ę ż

ł

ć

zachwyt równie elokwentnie jak ja!

Diona roze mia a si .

ś

ł

ę

— Je li oka e si pan zbyt wymowny, wów

ś

ż

ę

czas Syriusz b dzie zazdrosny. A on robi si

ę

ę

niebezpieczny, kiedy mnie broni.

— Przez pani staj si nerwowy — o wiad

ą

ę ę

ś

czy Roderic.

ł

Patrz c na Dion pomy la , e kiedy si mieje wygl da powabniej ni jakakolwiek

ą

ę

ś ł ż

ę ś

ą

ż

Francuzka, nawet wybitna pi kno . Postano

ę

ść

wi by ostro ny i niczym jej nie zra a . Mia

ł

ć

ż

ż ć

ł

nadziej , e wuj Lenox pomo e mu.

ę ż

ż

Weszli do jadalni. Na widok tego wn trza Diona a krzykn a z zachwytu.

ę

ż

ęł

Utrzyman w tonacji bladej zieleni sal projektowa sam Robert Adam. W cianach

ą

ę

ł

ś

podzielonych jo skimi pilastrami znajdowa y si nisze, w których ustawiono pos gi greckich

ń

ł

ę

ą

bóstw. Plafon przedstawia Wenus w otoczeniu t u ciutkich putt, które pozdrawia y wy aniaj

ł

ł ś

ł

ł

ą-

cego si z pienistych fal Neptuna. Obok boga morza pl sa y nereidy.

ę

ą ł

Jadalni o wietla y ogromne wiece osadzone w rze bionych kandelabrach pochodz cych, jak

ę ś

ł

ś

ź

ą

s dzi a Diona, z W och lub Hiszpanii.

ą ł

ł

Na stole ustawiono mniejszy, srebrny kandelabr. Nie by o natomiast bia ego obrusa, zgod

ł

ł

nie z

background image

mod wprowadzon przez nast pc tronu.

ą

ą

ę ę

Diona usiad a po prawej stronie markiza. Czu a si tak podekscytowana, e musia a podzieli

ł

ł

ę

ż

ł

ć

si swoimi wra eniami.

ę

ż

— Ojciec mówi , e panuje moda, aby nie k a obrusa na stole z politurowanym blatem, ale

ł ż

ł ść

nigdy jeszcze czego takiego nie widzia am. Jak, dzi ki temu, pi knie prezentuje si ten

ś

ł

ę

ę

ę

kandelabr w stylu Jerzego I.

Markiz znów si zdziwi .

ę

ł

— Ma pani racj . Sk d pani wie, e to Je

ę

ą

ż

rzy I?

— S ucham? — zapyta a zaskoczona. Markiz postanowi sformu owa pytanie

ł

ł

ł

ł

ć

inaczej.

— Je li chodzi o srebra, to myli si powsze

ś

ę

chnie trzy style georgia skie — Jerzego I, II i III.

ń

— Przecie srebra z okresu Jerzego I s du o prostsze w rysunku. Dlatego ten kan

ż

ą

ż

delabr tak

wietnie pasuje do wn trza ozdo

ś

ę

bionego jo skimi, a nie korynckimi, kolu

ń

mnami.

Markiz pomy la , e nawet wyrobiona Fran

ś ł ż

cuzka przegra z Dion .

ą

Zreszt w tej chwili ma o go obchodzili sir Mortimer, Roderic i ich zak ad. Markiz usi o

ą

ł

ł

ł wał

bowiem z o y fragmenty uk adanki i no

ł ż ć

ł

towa w my li ka dy lad, mog cy naprowadzi na

ł

ś

ż

ś

ą

ć

rozwi zanie tajemnicy: kim jest Diona.

ą

Tymczasem Roderikowi znudzi o si mil

ł

ę

czenie i te postanowi b ysn erudycj . Zacz wi c

ż

ł ł

ąć

ą

ął ę

mówi o koniach i wy cigach w Ascot.

ć

ś

Diona dowiedzia a si , e markiz zdoby tam z oty puchar i nie zaskoczy o jej to. Musia

ł

ę ż

ł

ł

ł

ł

wspaniale finiszowa , gdy jego ko pobi faworyta o szyj .

ć

ż

ń

ł

ę

— Szkoda, e tego nie widzia am. Zawsze pragn am pojecha do Ascot, lecz obawiam si , i

ż

ł

ęł

ć

ę ż

nigdy nie b d mia a okazji.

ę ę

ł

Zapewne kiedy obiecywano zabra j na wy cigi, ale z jakiej przyczyny jej marzenia si nie

ś

ć ą

ś

ś

ę

spe ni y, pomy la markiz.

ł ł

ś ł

Diona zamilk a. Markiza coraz bardziej in

ł

trygowa a zagadka pochodzenia dziewczyny. Bez

ł

w tpienia by a dam , cho zdawa o si niemo liwe, aby panna z dobrego domu po

ą

ł

ą

ć

ł

ę

ż

dró owa a

ż

ł

wy cznie w towarzystwie psa. I ja

łą

kim cudem zdoby a si na tyle odwagi, eby chcie

ł

ę

ż

ć

samodzielnie zarabia na ycie? Dlaczego nie mia a pieni dzy? Dlaczego krewni pozwolili jej na

ć

ż

ł

ę

background image

równie niebezpieczn eskapad ?

ą

ę

To tajemnica, któr musia rozwi za . Naj

ą

ł

ą ć

pro ciej by o pozwoli , aby mówi a o sobie. Mia

ś

ł

ć

ł

ł

zbyt wiele do wiadczenia, zdobytego w czasie przes ucha dezerterów i niesubordy-nowanych

ś

ł

ń

o nierzy, eby wystraszy dziew

ż ł

ż

ć

czyn dociekliwymi pytaniami. Zamiast tego prowokowa j do

ę

ł ą

rozmowy na ró ne tematy.

ż

— Chyba nie musz ci pyta , czy lubisz jazd konn , ale czy jeste dobr amazonk ? —

ę ę

ć

ę

ą

ś

ą

ą

zapyta .

ł

— My l , e nie b dzie to pró no , je li powiem „tak". Ojciec tak uwa a , a on zna si na

ś ę ż

ę

ż ść

ś

ż ł

ł ę

tym i by surowym s dzi .

ł

ę ą

— Czy twój ojciec bra udzia w jakich wy cigach?

ł

ł

ś

ś

Diona zawaha a si , nie chc c zapewne, aby odpowied zdradzi a jej sekret. Dosz a jednak do

ł

ę

ą

ź

ł

ł

wniosku, e markiz nie móg s ysze o ojcu i odpowiedzia a:

ż

ł ł

ć

ł

— Bra udzia w lokalnych gonitwach, to wszystko.

ł

ł

— To mi przypomina, e powinienem zor

ż

ganizowa tutaj bieg z przeszkodami. Wyda em ju

ć

ł

ż

polecenie, aby tor wy cigu zosta odpowied

ś

ł

nio przygotowany, ale jeszcze go nie sprawdza em.

ł

Chc mie takie same przeszkody, jak na Grand National.

ę

ć

— Wspania y pomys , wuju Lenoxie! — za

ł

ł

wo a Roderic. — Gdybym móg pojecha na

ł ł

ł

ć

którym z twoich koni, mia bym zwyci stwo w kieszeni!

ś

ł

ę

Markiz roze mia si .

ś

ł ę

— Gdyby dosiad mojego wierzchowca w swoich barwach, uznano by to za czyn niegodny

ś

ł

sportowca.

— W takim razie zainwestuj we w asne konie!

ę

ł

— Niestety, s dz c z obecnego stanu twoich oszcz dno ci, nie by aby to rozs dna decyzja.

ą ą

ę

ś

ł

ą

— Skoro wi c nie po yczysz mi adnego konia ze stajni w Irchester Park, b d zmuszony

ę

ż

ż

ę ę

pozosta obserwatorem — o wiadczy Roderic weso o.

ć

ś

ł

ł

Diona zrozumia a, e Nairn i tak postawi na swoim, wi c u miechn a si do niego, a on

ł ż

ę

ś

ęł

ę

rzek :

ł

— Je li masz zamiar bra udzia w tych zawodach, doradzam ci: ukl knij przed wujem

ś

ć

ł

ę

background image

Lenoxem i b agaj, eby pozwoli ci dosi

jednego ze swoich koni — s lepsze od najlep

ł

ż

ł

ąść

ą

szych.

— Domy lam si — powiedzia a Diona. — Mam nadziej , e b dzie mi wolno opiekowa si

ś

ę

ł

ę ż ę

ć ę

w razie potrzeby równie ko mi jego wysoko ci.

ż

ń

ś

Markiz poprawi si w fotelu.

ł ę

— Powa nie rozwa asz prac w stajniach i psiarni?

ż

ż

ę

— Ale , czemu nie? Nie rozumiem! — rzek a nieco bu czucznie. — Konie dobrze znosz

ż

ł

ń

ą

kobiec r k i czasami to w a nie my posiada

ą ę ę

ł ś

my magiczn , znan Cyganom, moc, która

ą

ą

nieokie znanego wierzchowca sk ania do spo

ł

ł

koju i pos usze stwa.

ł

ń

— A ty znasz jakie cyga skie zakl cia? — zapyta markiz z lekk ironi w g osie.

ś

ń

ę

ł

ą

ą

ł

Diona odwróci a od niego wzrok. Rozwa a

ł

ż a, co odpowiedzie .

ł

ć

Lenox Irchester równie potrafi zmusza do pos usze stwa. U ywa do tego magii w asnej

ż

ł

ć

ł

ń

ż

ł

ł

osobowo ci. Skoncentrowa my li na Dionie, a wreszcie znów na niego spojrza a.

ś

ł

ś

ż

ł

— Niewiele wiem na ten temat — odpar a. Cyganie maj swoje sekrety.

ł

ą

— A czy zawierzali je kiedykolwiek tobie? -spyta cicho markiz.

ł

Oczy Diony zamigota y.

ł

— Wtajemniczyli ojca. Traktowa ich jak przyjació . Kiedy mieli do sprzedania jakiego

ł

ł

ś

naprawd wietnego konia, zawsze propono

ę ś

wali go najpierw nam.

— I nie zdarzy o si , eby was oszukali?

ł

ę ż

— Nie. Oczywi cie, e nie. Cyganie nigdy nie oszukaj przyjaciela. A nas uwa ali za

ś

ż

ą

ż

przyjació .

ł

— Dlaczego? — Pytanie zosta o postawione z takim naciskiem, i Diona nie mia a od

ł

ż

ś

ł

mówić

udzielenia odpowiedzi.

— Mieli obozy na naszej ziemi i co roku wracali. — Spojrza a na markiza i ci gn a:

ł

ą ęł

— Wiem, e trudno w to uwierzy , ale nigdy nie tkn li niczego, co do nas nale a o. Ani razu

ż

ć

ę

ż ł

nie zgin o nam kurcz , czy cho by jajko. A kiedy ruszali w drog , zostawiali po sobie idealny

ęł

ę

ć

ę

porz dek. Jedynie lady wypalonych ognisk przypomina y nam o nich.

ą

ś

ł

Diona si gn a my lami w przesz o . Nie tylko Cyganie, ale ka dy kto pozna jej ro

ę ęł

ś

ł ść

ż

ł

dziców,

musia ich pokocha . Szcz cie, które od nich promieniowa o, ogarnia o ca e ich otoczenie.

ł

ć

ęś

ł

ł

ł

Gdy znalaz a si u stryja, mia a wra enie, e otoczy y j ciemno ci. W Grantley Hall nie

ł

ę

ł

ż

ż

ł ą

ś

background image

kochano jej, a nawet nie akceptowano. Twarz dziewczyny wyra a a wi cej ni Diona mog a

ż ł

ę

ż

ł

przypuszcza .

ć

Nagle jej oczy napotka y badawczy wzrok markiza i przez moment obydwojgu wydawa o si ,

ł

ł

ę

e sprz g a ich ze sob jaka dziwna si a.

ż

ę ł

ą

ś

ł

Nie mia o znaczenia ani gdzie byli, ani kim byli. Na chwil stali si cz stk wie

ł

ę

ę ą ą

czno ci.

ś

I wtedy odezwa si Roderic, przywracaj c obydwoje do rzeczywisto ci.

ł ę

ą

ś

— Pomówmy o zawodach. Wuju Lenoxie, jakie przewidujesz nagrody? Kogo zamierzasz

zaprosi ?

ć

— Przyjació i ka dego z s siadów, który ma dostatecznie dobre konie.

ł

ż

ą

Jego odpowied u wiadomi a Dionie, e osob , która na pewno nie powinna wzi

udzia u w

ź ś

ł

ż

ą

ąć

ł

zawodach jest w a nie ona. Okoliczni ziemianie, a przynajmniej niektórzy spo ród nich, mogli

ł ś

ś

okaza si znajomymi jej rodziców i bez trudu j rozpozna . A mo e b d w ród nich przyjaciele

ć ę

ą

ć

ż ę ą ś

stryja, których zna a, chocia nigdy nie mia a okazji z nimi rozmawia . Ilekro w Grantley Hall

ł

ż

ł

ć

ć

próbowa a przy czy si do konwersacji, sir Hereward ostro przywo

ł

łą

ć ę

dzi j do porz dku, ka

c

ł ą

ą

żą

pilnowa w asnego nosa zamiast w ciubia go tam, gdzie nie powinna. Znajomi stryja na pewno

ć ł

ś

ć

j pami tali.

ą

ę

Je li chcia a pozosta w ukryciu, absolutnie nie mog a dopu ci , aby zobaczyli j s siedzi ma

ś

ł

ć

ł

ś ć

ą ą

-

rkiza.

Diona nie odzywa a si , ale markiz zauwa

ł

ę

y , e jej nastrój przygas . Tym bardziej po

ż ł ż

ł

czu si

ł ę

zaintrygowany. Przysz o mu na my l, e uciek a z powodu narzucanego jej przez rodzin

ł

ś ż

ł

ę

narzeczonego. Potem jednak doszed do wniosku, a pomog a mu w tym doskona a znajomo

ł

ł

ł

ść

duszy kobiecej, e dziewczyna jest jeszcze zupe nie niewinna, nietkni ta nawet poca unkiem.

ż

ł

ę

ł

Kiedy po raz pierwszy na niego patrzy a, w jej wzroku malowa y si tylko szacunek i obawa. Nie

ł

ł

ę

uczyni a najmniejszego gestu obliczonego na przyci gni cie m skiej uwagi, zapewne nawet nie

ł

ą

ę

ę

potrafi aby zacho

ł

wywa si kokieteryjnie.

ć ę

Markiz spojrza na Roderika i uzna , e m ody cz owiek rozmawia z Dion nader ocho

ł

ł ż

ł

ł

ą

czo, a

przy najmniejszej zach cie z jej strony z pewno ci zacz by flirtowa . Jednak e dzie

ę

ś ą

ął

ć

ż

wczynie

taka my l nawet nie za wita a w g o

ś

ś

ł

ł wie. Nie wygl da o te , by Diona czu a si za enowana

ą ł

ż

ł

ę

ż

faktem, i zasiada do obiadu sama z dwoma atrakcyjnymi, m odymi m

czyznami.

ż

ł

ęż

Zachowywa a si jak dziecko. Z zapa em za

ł

ę

ł

chwyca a si jadalni , srebrami i wykwintnymi

ł

ę

ą

background image

daniami.

- Nigdy nie jad am nic wspanialszego! — zawo a a, gdy obiad si sko czy . — Lecz jednej

ł

ł ł

ę

ń

ł

rzeczy nie potrafi zrozumie .

ę

ć

— Jakiej? — zapyta markiz.

ł

— Je li wasza wysoko

ma doskona ego kuchmistrza w Irchester Park, a w Londynie

ś

ść

ł

drugiego, który pewnie tutejszemu w pe ni dorównuje, to w jaki sposób wasza wysoko zdo a

ł

ść

ł ł

zachowa tak dobr lini ?

ć

ą

ę

Pytanie zabrzmia o jak przejaw czystej cie

ł

kawo ci, nie jak komplement, wi c markiz

ś

ę

odpowiedzia skromnie:

ł

— Du o wicz .

ż ć

ę

— Tak my la am. Tatu zawsze narzeka , e jadamy zbyt du o posi ków przyprawionych

ś ł

ś

ł ż

ż

ł

mietan . Obawia si uty , a to nie by oby wskazane przy je dzie konnej.

ś

ą

ł ę

ć

ł

ź

— Ja tak e nie chc by zbyt ci

ki dla moich koni. Ale przez tyle lat s u by w armii

ż

ę

ć

ęż

ł ż

otrzymywa em posi ki tak skromnie racjono-wane, e teraz lubi si wprost przejada . Za d ugo

ł

ł

ż

ę ę

ć

ł

mia em do czynienia z przymusowym postem — wyja ni markiz.

ł

ś ł

— Musz przyzna , e i ja by am dzisiaj bardzo akoma. Jad am o wiele wi cej ni zazwyczaj

ę

ć ż

ł

ł

ł

ę

ż

i cieszy mnie ka dy k s.

ł

ż

ę

Roze mia a si , a Roderic wraz z ni .

ś

ł

ę

ą

Razem przeszli do salonu, gdy markiz i Rode

ż

ric zgodnie o wiadczyli, i pragn jeszcze w

ś

ż

ą

towarzystwie Diony wypi kieliszek portwajnu.

ć

Diona podesz a do wysokiego, wychodz ce

ł

ą go na ogród, okna. Jej smuk a sylwetka spowita w

ł

bia sukni rysowa a si na tle gwiazd i gin cych w mroku drzew. Mog aby by niebia sk

łą

ę

ł

ę

ą

ł

ć

ń ą

istot , greck czy rzymsk bogini , która przyby a tu, aby uwodzi i czarowa zwyk ych

ą

ą

ą

ą

ł

ć

ć

ł

miertelników, my la Irchester, przy

ś

ś ł

gl daj c si jej z zachwytem.

ą ą

ę

Markiz by pewien, e Diona nie pomo e Roderikowi. Mia te uczucie, e dziewczyna mo e

ł

ż

ż

ł ż

ż

ż

znikn równie tajemniczo, jak si poja

ąć

ę

wi a i nie uprzedzi o swoich planach.

ł

Zostali sami. Roderic wyszed odetchn

wieczornym powietrzem. W ogrodzie s ycha by o

ł

ąć

ł

ć

ł

Syriusza buszuj cego po krzakach. Markiz stan obok Diony w otwartym oknie.

ą

ął

Odwróci a g ow i spojrza a na gwiazdy.

ł ł ę

ł

background image

— Czy b aga pani Oriona, tam nad naszymi g owami jest jego konstelacja, aby nie domaga

ł

ł

ł

si powrotu Syriusza?

ę

Pytanie zosta o zadane lekkim tonem i mar

ł

kiza zaskoczy a niespodziewana arliwo

i

ł

ż

ść

emocja w g osie Diony.

ł

— Nikt, nikt nie zabierze mi Syriusza! Jest mój! Mój... Nikt go nie skrzywdzi!

Markiz spojrza na ni szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Jej reakcja zaskoczy a go w

ł

ą

ł

najwy szym stopniu. Po chwili spyta cicho:

ż

ł

- Pani protest... Brzmi tak, jakby kto grozi , e to zrobi?

ś

ł ż

Diona spojrza a w stron Syriusza, biegaj

ł

ę

ącego mi dzy ciemnymi krzewami.

ę

— Ja... Nie chc o tym mówi . Zamilkli. Dopiero po d u szym czasie ode

ę

ć

ł ż

zwa a si .

ł

ę

— Czy mog pana prosi o ask ?

ę

ć ł

ę

— Oczywi cie.

ś

— Czy mo e pan obieca , e nie powie o mojej obecno ci tutaj, i o tym, e jestem razem z

ż

ć ż

ś

ż

dalmaty czykiem?

ń

— Uwa a pani, e pieskowi co grozi?

ż

ż

ś

— Tak! Jest w niebezpiecze stwie! Prosz , mo e mi pan obieca ?

ń

ę

ż

ć

— Chyba zrozumia e, e jestem ciekaw przy

ł ż

czyn takiej pro by.

ś

— Przykro mi, e musz tyle ukrywa , ale dla pana to nie ma wielkiego znaczenia, a dla

ż

ę

ć

mnie... ogromne. Musimy zachowa ... anoni

ć

mowo .

ść

— Oczywi cie, b d respektowa pani ycze

ś

ę ę

ł

ż

nie, ale mam w zamian za to pro b .

ś ę

Podnios a oczy i znów zobaczy w nich strach. Zrozumia , e Diona obawia si , i ponowione

ł

ł

ł ż

ę ż

zostanie yczenie Roderika. Jednak, ku zdumieniu dziewczyny, markiz rzek :

ż

ł

— Je li boi si pani i my li, e móg bym jej w czym pomóc, prosz powiedzie mi o tym.

ś

ę

ś ż

ł

ś

ę

ć

Us ysza westchnienie ulgi.

ł

ł

— Dzi kuj z ca ego serca! Wiedzia am, e u pana znajd pomoc.

ę

ę

ł

ł

ż

ę

— Tak? — Pomy la , e ona nie powie ju ani s owa. Lecz spojrza a na gwiazdy i rzek a:

ś ł ż

ż

ł

ł

ł

— Co , co tatu nazywa intuicj kaza o mi wej

do tego domu. Czu am, e otrzymam

ś

ś

ł

ą

ł

ść

ł

ż

pomoc... I nie omyli am si .

ł

ę

Markiz wiedzia , o czym mówi Diona. Nie

ł

raz, gdy rozum, do wiadczenie i rozs dek nie na

ś

ą

background image

wiele si zdawa y, intuicja ratowa a mu ycie. I nigdy go nie zawiod a.

ę

ł

ł

ż

ł

— By a pani pewna, e jej pomog ? Spojrza a na niego.

ł

ż

ę

ł

— By am te przede wszystkim bardzo wy

ł

ż

straszona... — przyzna a.

ł

— A teraz?

— Nadal, ale to nie z pana powodu.

— Pomog pani uwolni si od strachu... Potrz sn a g ow .

ę

ć ę

ą ęł ł ą

— Nikt mi w tym nie pomo e, ale je li mogliby my, ja i Syriusz, zosta tu przez jaki czas,

ż

ś

ś

ć

ś

b dziemy bardzo wdzi czni.

ę

ę

— Mówi em ju , i zastanawiam si jak pomóc. Nie lubi podejmowa pospiesznych decyzji.

ł

ż ż

ę

ę

ć

Na razie b dzie pani po prostu moim go ciem.

ę

ś

Kiedy odpowiada a, ujrza w jej renicach odbicie gwiazd.

ł

ł

ź

- Dzi kuj ... Dzi kuj panu! Nie b d mu

ę

ę

ę

ę

ę ę

sia a spa w stogu siana, ani pod p otem! Ba am

ł

ć

ł

ł

si tego! Markiz roze mia si .

ę

ś

ł ę

— My l , e ó ko w sypialni jest znacznie wygodniejsze.

ś ę ż ł ż

Diona wpatrywa a si w ciemno , lecz Ir-chester mia wra enie, e nie widzi ani Syriusza

ł

ę

ść

ł

ż

ż

biegaj cego gdzie daleko, ani Roderika, ani gwiazd odbijaj cych si w jeziorze.

ą

ś

ą

ę

Powiedzia a niemal szeptem:

ł

— My l , e mamusia by aby zaszokowana moim pobytem tutaj. Ale ja, nie wiem dlaczego,

ś ę ż

ł

czuj , e to dobre i w a ciwe miejsce i sam Bóg mnie tu przywiód .

ę ż

ł ś

ł

Kiedy wróci Roderic, a za nim nadbieg pies, Diona znów zadziwi a markiza. — Mam

ł

ł

ł

nadziej — powiedzia a — e nie b dzie to zbyt niegrzecznie, je li Syriusz i ja pójdziemy ju do

ę

ł

ż

ę

ś

ż

sypialni. Jestem bardzo zm czona, mam za sob d ugi dzie , du o zdenerwowania i nie

ę

ą ł

ń

ż

pokoju.

Czuj si tak wyczerpana... Jakbym ca y dzie sp dzi a w siodle.

ę ę

ł

ń ę ł

Markiz przyzwyczajony by do kobiet, które szuka y wszelkich mo liwych pretekstów, aby

ł

ł

ż

nie rozstawa si z nim.

ć ę

— My l , e to rozs dny pomys . Mam nadziej , Diono, e w swoim obfitym baga u ma pani

ś ę ż

ą

ł

ę

ż

ż

ubrania nadaj ce si do jazdy konnej!

ą

ę

Proponuj , aby nazajutrz, po niadaniu wyru

ę

ś

szy a pani z Roderikiem i ze mn na konn

ł

ą

ą

background image

przeja d k .

ż ż ę

Diona przez chwil wpatrywa a si w niego bez s owa. Wreszcie odezwa a si , nie ukrywaj c

ę

ł

ę

ł

ł

ę

ą

rado ci:

ś

— Naprawd ?! Mam spódnic do jazdy konnej. Obawiam si tylko, e jest nieco dziwna.

ę

ę

ę

ż

— Och, przecie jedynie konie b d j ogl

ż

ę ą ą

ąda y. Nie s dz , aby chcia y sk ada skarg !

ł

ą ę

ł

ł

ć

ę

Dziewczyna roze mia a si cicho:

ś

ł

ę

— O której godzinie jest niadanie? Nie chc si spó ni .

ś

ę ę

ź ć

— O ósmej. Oczywi cie, je li b dzie pani jeszcze spa a, Roderic i ja zrozumiemy to i

ś

ś

ę

ł

pojedziemy we dwóch — dokucza jej markiz, ale Diona o wiadczy a z powag :

ł

ś

ł

ą

— Wstan i b d ubrana ju o szóstej na wypadek, aby panowie nie czekali na mnie!

ę ę ę

ż

— Nie ma takiej potrzeby. Wystarczy poprosi pani Fielding, aby obudzi a pani o

ć

ą

ł

ą

odpowiedniej porze.

— Tak, oczywi cie. Nie przysz o mi to do g owy, bo w domu musia am si sama budzi .

ś

ł

ł

ł

ę

ć

To nast pny lad, pomy la markiz. Miesz

ę

ś

ś ł

ka a w domu, w którym nie by o wielu s u

ł

ł

ł żących.

Cho podczas obiadu zauwa y , e by a przyzwyczajona do tego, aby obs ugiwano j przy stole.

ć

ż ł ż

ł

ł

ą

Zwróci o równie jego uwag , e stanowczo i bez zastanowienia dzi kowa a za niektóre gatunki

ł

ż

ę ż

ę

ł

win, musia a wi c je zna .

ł

ę

ć

K ad c si spa , markiz rozmy la o spra

ł ą

ę

ć

ś ł

wach dotycz cych Diony. Przedstawia a sob

ą

ł

ą

pasjonuj c zagadk . Pr dzej czy pó niej b dzie musia równie powa nie zastanowi si nad

ą ą

ę

ę

ź

ę

ł

ż

ż

ć ę

problemem posady i zwi zanymi z ni kom

ą

ą

plikacjami. Nie mo e przecie zatrudnia dziew

ż

ż

ć

-

czyny w psiarni, a jednocze nie go ci przy swoim stole. Gdyby mia a pracowa przy psach, nie

ś

ś ć

ł

ć

mog aby te d u ej mieszka w pa

ł

ż ł ż

ć

acu. Diona, zapewne, jeszcze o tym nie pomy

ł

śla a, ale

ł

wkrótce i ona zda sobie spraw z k o

ę

ł potliwej sytuacji.

Chocia nie powiedzia a tego wprost, rozu

ż

ł

mia e wszystko, co dotyczy o jej tajemniczej

ł ż

ł

ucieczki, mia o zwi zek z Syriuszem. Nigdy dot d nie spotka kobiety, której uwaga by aby

ł

ą

ą

ł

ł

bardziej skupiona na tym, czy psu nie dzieje si jaka krzywda ni na atrakcyjnym m skim

ę

ś

ż

ę

towarzystwie. Dziwne. Pi kne kobiety ch tnie, odchylaj c g owy, spogl da y w gwiazdy, aby

ę

ę

ą

ł

ą ł

uwydatni d ug lini szyi. Diona uczyni a" to samo, jednak w sposób ca kiem naturalny.

ć ł ą

ę

ł

ł

Nie wiadoma spojrzenia markiza, nawet nie pomy la a, e ten gest móg by zrobi na nim

ś

ś ł ż

ł

ć

wra enie. egnaj c si przed pój ciem na gór , wyci gn a do Irchestera r k i powiedzia a:

ż

Ż

ą

ę

ś

ę

ą ęł

ę ę

ł

background image

— Dzi kuj , milordzie, za dobro . Ten wie

ę

ę

ć

czór by dla mnie prze yciem, którego nigdy nie

ł

ż

zapomn .

ę

Markiz, mimo wszystko, spodziewa si , e Diona doda to, co kobiety zawsze mówi y mu

ł ę ż

ł

mi kkim, kusz cym tonem:

ę

ą

nigdy nie zapomn sp dzonego z panem wieczoru.

ę ę

Ona za zamiast tego powiedzia a:

ś

ł

— Dzi kuj za mo liwo

obejrzenia pa

ę

ę

ż

ść

ńskiego pi knego domu. Mam nadziej , i jutro

ę

ę ż

zwiedz go dok adniej. Dzi kuj te za wspa

ę

ł

ę

ę ż

nia y obiad.

ł

— Mi o mi, e jest pani zadowolona — od

ł

ż

par uprzejmie markiz.

ł

— Syriusz tak e dzi kuje. — Da a znak dalmaty czykowi i pies natychmiast do niej podszed .

ż

ę

ł

ń

ł

— Powiedz: dzi kuj ,

ę ę Syriuszu! — rozkaza a. Zwierz przysiad o na tylnych apach i pochyli o

ł

ę

ł

ł

ł

eb.

ł

— Co wspania ego! Widz , e jest dosko

ś

ł

ę ż

nale wychowany i naprawd szczerze okazuje

ę

wdzi czno .

ę

ść

— Oboje dzi kujemy! — o wiadczy a Diona. U miechn a si , ale w jej spojrzeniu nie

ę

ś

ł

ś

ęł

ę

by o nic intymnego ani prowokuj cego. Z oczu znikn równie wyraz l ku.

ł

ą

ął

ż

ę

Markiz i Roderic odprowadzili Dion do podnó a schodów. Dziewczyna powiedzia a

ę

ż

ł

dobranoc, dygn a, po czym, jak podlotek, pomkn a razem z Syriuszem na gór . Zanim

ęł

ęł

ę

znikn a im z oczu, odwróci a si jeszcze i ra

ęł

ł

ę

do nie pomacha a d oni .

ś

ł ł

ą

— Jest doskona a! — wykrzykn Rode

ł

ął

ric. — Doskona a! Och, wuju Lenoxie! Nie mog si

ł

ę ę

doczeka , kiedy wreszcie zaprezentuj j sir Mortimerowi!

ć

ę ą

Markiz nie odpowiedzia . Ruszy z powrotem do salonu, a min mia zafrasowan . Ostatnia

ł

ł

ę

ł

ą

uwaga Roderika rozdra ni a go. Nie chcia nawet my le , e kto tak nie zepsuty jak Diona,

ż ł

ł

ś ć ż

ś

mia by mie cokolwiek do czynienia z sir Mortimerem Watsonem.

ł

ć

background image

Rozdzia 5

ł

Kiedy Simon wszed do jadalni, ojciec siedzia ju za sto em. M ody cz owiek obficie nape ni

ł

ł ż

ł

ł

ł

ł ł

talerz i zapyta :

ł

— S jakie wiadomo ci od Diony?

ą

ś

ś

Przez chwil sir Hereward milcza . Wreszcie mrukn :

ę

ł

ął

— Wróci, kiedy b dzie g odna.

ę

ł

Simon rozsiad si wygodnie i rozpocz niadanie. Sposób, w jaki rzuca si na jedzenie

ł ę

ął ś

ł ę

zawsze przyprawia Dion o md o ci.

ł

ę

ł ś

Tymczasem sir Hereward czyta listy. Nagle wykrzykn wzburzonym g osem:

ł

ął

ł

— Dobry Bo e!

ż

Simon oderwa wzrok od talerza:

ł

— Co si sta o, tato?

ę

ł

— Trudno uwierzy .

ć

— W co? — dopytywa si Simon.

ł ę

Sir Hereward jeszcze raz z najwi kszym niedowierzaniem popatrzy na trzyman w r ku

ę

ł

ą

ę

kartk papieru.

ę

— To jest list od radcy prawnego twego stryja. Pisze, e Diona w a nie odziedziczy a,

ż

ł ś

ł

zapisany jej przez matk chrzestn du y spadek.

ę

ą ż

— Spadek?

— Osiemdziesi t tysi cy funtów!

ą

ę

— My la em, e ona nie dysponowa a ad

ś ł

ż

ł ż nymi pieni dzmi — w g osie Simona zabrzmia o

ę

ł

ł

szczere rozczarowanie.

— Oczywi cie! — przytakn z w ciek o

ś

ął

ś

ł ci sir Hereward. — Ale teraz, dzi ki chrze

ś ą

ę

stnej

matce, o której istnieniu nigdy nawet nie s ysza em, Diona sta a si bogata. Ad

ł

ł

ł

ę

wokat, zresztą

najzupe niej s usznie, skon

ł

ł

taktowa si ze mn , jako prawnym opie

ł ę

ą

kunem.

— Ale ty nie wiesz, gdzie ona teraz jest. Simon, jak zwykle, odkrywczym tonem

stwierdza to, co oczywiste, wi c sir Hereward nawet nie zwróci na niego uwagi. Zmarszczy

ł

ę

ł

ł

natomiast brwi i rzek sam do siebie:

ł

background image

— Osiemdziesi t tysi cy funtów! Ona ma zaledwie dziewi tna cie lat! Simonie, mam po

ą

ę

ę ś

mys .

ł

I ty zyskasz dzi ki spadkowi Diony.

ę

— Ja, ojcze?

— Tak.

Sir Hereward u miechn si w sposób, który z pewno ci przerazi by Dion , gdyby tylko

ś

ął ę

ś ą

ł

ę

mog a zobaczy wyraz twarzy stryja.

ł

ć

Diona rozmy la a wracaj c konno przez park. Ostatnie dni nale a y do najszcz liw

ś ł

ą

ż ł

ęś szych w jej

yciu. Je dzi a na doskona ych wierzchowcach, a radosna perspektywa wy

ż

ź

ł

ł

praw w towarzystwie

markiza i Roderika sprawia a, e ka dego ranka Diona ochoczo zry

ł ż

ż

wa a si z ó ka i wita a

ł

ę

ł ż

ł

rozpoczynaj cy si dzie u miechem.

ą

ę

ń ś

Zaraz po niadaniu galopowali na

ki, wje d ali w ch ód lasów, przesadzali tuziny

ś

łą

ż ż

ł

ywop otów i ogrodze .

ż

ł

ń

Wracali w a nie z takiej wyprawy. W pa acu czeka na nich wy mienity posi ek, który up ynie

ł ś

ł

ś

ł

ł

przy interesuj cej rozmowie. Od czasu mierci ojca Diona nie mia a okazji do prawdziwie

ą

ś

ł

b yskotliwej, intelektualnej konwersacji, tote teraz przy apywa a sam siebie na tym, e przed

ł

ż

ł

ł

ą

ż

za ni ciem obmy la tematy do kolejnych dyskusji. Wi kszo o ywionych utarczek s ow

ś ę

ś

ę

ść ż

ł

nych

odbywa a si mi dzy ni a markizem. Roderic za by doskona ym s uchaczem. Od czasu do

ł

ę

ę

ą

ś

ł

ł

ł

czasu wspiera to jedn , to drug stron , co czyni o spór bardziej interesuj cym.

ł

ą

ą

ę

ł

ą

Czasami, gdy nie mog a spa , Diona rozmy la a. Mia a wra enie, i je li zapali wiec ,

ł

ć

ś ł

ł

ż

ż

ś

ś

ę

zobaczy nie pi knie udrapowane kotary o a, w którym sp dzi a ostatnich kilka nocy, lecz

ę

ł ż

ę ł

ciemnobr zowe, aksamitne zas ony sypialni w Grantley Hall, równie ponure jak ca y dom

ą

ł

ł

stryja i wszyscy jego mieszka cy.

ń

Tutaj czu a si szcz liwa. Powoli zapomina a o strachu przed sir Herewardem i o niebez

ł

ę

ęś

ł

-

piecze stwie gro

cym Syriuszowi.

ń

żą

Psy markiza, co stwierdzi a z zadowoleniem, mimo e bardzo rasowe, nie dorównywa y jej

ł

ż

ł

ulubie cowi. Nawet zarz dca psiarni przyzna

ń

ą

wa , e Syriusz to zwierz wyj tkowej urody.

ł ż

ę

ą

Poranne biegi za ko mi dobrze wp yn y na jego sylwetk . Jest po prostu pi kny, my

ń

ł ęł

ę

ę

la a

ś ł

Diona. Zwróci a wzrok na markiza i na

ł

gle przysz o jej do g owy, e tym samym przymiotnikiem

ł

ł

ż

mo na by okre li w a ciciela Irchester Park.

ż

ś ć ł ś

background image

— Pora wypróbowa tego konia na torze przeszkód — odezwa si Roderic. — Przeko

ć

ł ę

nam

si , jak skacze. Musz przecie zadecydo

ę

ę

ż

wa , na którym z twoich wierzchowców pojad

ć

ę

podczas zawodów.

Markiz u miecha si . Milcza . Roderic za

ś

ł ę

ł

wróci i pogalopowa w stron trasy wy cigów po

ł

ł

ę

ś

drugiej stronie parku.

— Jest pe en zapa u — stwierdzi a Diona. Jechali w a nie st pa przez kamienny most.

ł

ł

ł

ł ś

ę

— Czy s dzi pan, e ma szans na zwy

ą

ż

ę

ci stwo?

ę

Zanim markiz zd

y otworzy usta, roze

ąż ł

ć

mia a si i sama sobie udzieli a odpowiedzi:

ś

ł

ę

ł

— Wiem: zwyci

y, o ile pan osobi cie nie we mie udzia u w wy cigu.

ęż

ś

ź

ł

ś

— Chce pani przez to powiedzie , e powi

ć ż

nienem da mu fory?

ć

— Oczywi cie — odpar a. — Poniewa jest pan za dobry we wszystkich konkurencjach, co

ś

ł

ż

odbiera szans innym miertelnikom.

ę

ś

— To pochlebstwo! Podejrzewam, e ma pani ochot poprosi mnie o pozwolenie, by

ż

ę

ć

podczas zawodów dosi

Championa lub Mer

ąść

kurego.

Istotnie, w a nie te konie podoba y si D o

ł ś

ł

ę ł nie najbardziej i by a zdumiona, e markiz to

ł

ż

zauwa y . Przypomnia a sobie jednak, i nie powinna pokazywa si na zawodach. Odpar a

ż ł

ł

ż

ć ę

ł

wi c:

ę

— Obawiam si , e na d ugo przed terminem wy cigu b dzie pan musia zadecydowa , czy

ę ż

ł

ś

ę

ł

ć

zaanga uje mnie pan do pracy... Je li nie, poszukam miejsca gdzie indziej.

ż

ś

Ka dym nerwem czu a, e za nic w wiecie nie chce opu ci Irchester Park, a ci lej mó

ż

ł ż

ś

ś ć

ś ś

wi c,

ą

e nie mo e rozsta si z Lenoxem Irchesterem.

ż

ż

ć ę

Reszta drogi up yn a w milczeniu. Dopiero gdy przystan li na schodach pa acu, markiz

ł ęł

ę

ł

powiedzia :

ł

— Musz z pani porozmawia . Kiedy si pani przebierze, Diono, prosz zej do biblio

ę

ą

ć

ę

ę

ść

teki.

B d tam na pani czeka .

ę ę

ą

ł

Zaniepokojona podnios a na niego oczy, ale on nawet na ni nie spojrza .

ł

ą

ł

Diona pobieg a do sypialni. W napi ciu zastanawia a si , co te markiz ma jej zakomu

ł

ę

ł

ę

ż

-

nikowa . Nie chcia a traci czasu na toalet , wi c tylko rozpu ci a w osy, upi te do konnej

ć

ł

ć

ę

ę

ś ł

ł

ę

jazdy, a pokojówka Emilia pomog a jej si przebra .

ł

ę

ć

background image

Tym razem Diona wybra a skromn sukien

ł

ą

k z bia ego mu linu, ozdobion bladozielony

ę

ł

ś

ą

mi,

jak wiosenne p czki, wst

kami. Przypi a jeszcze do gorsu dwie malutkie, wyj te z wazo

ą

ąż

ęł

ę

nu,

ró yczki i ju by a gotowa.

ż

ż

ł

— Panienka zawsze taka adna! — z za

ł

chwytem pochwali a pokojówka.

ł

Diona u miechn a si do niej i szybko wysz a z pokoju.

ś

ęł

ę

ł

Tak jak oczekiwa a, markiz odpoczywa w swoim ulubionym fotelu w pobli u pi knego

ł

ł

ż

ę

kominka projektu braci Adamów. Nad kominkiem wisia a, malowana na desce, tarcza her

ł

bowa

rodu Irchesterów.

Kiedy tak zbli a a si do markiza, przysz o Dionie na my l, i siedz c bez ruchu, Lenox

ż ł

ę

ł

ś ż

ą

Irchester wygl da jak posta z obrazu jakiego wybitnego artysty, jeszcze jeden wizerunek w

ą

ć

ś

galerii portretów przodków.

Markiz powita j bez u miechu. Powa ny wyraz jego szarych oczu sprawi , e znów poczu a

ł ą

ś

ż

ł ż

ł

si zdenerwowana.

ę

— Co si sta o? Chyba nie zrobi am nicze

ę

ł

ł

go... z ego? — wyj ka a.

ł

ą ł

— Oczywi cie, e nie. Jednak nadszed czas, eby porozmawia o pani przysz o ci.

ś

ż

ł

ż

ć

ł ś

Diona, czuj c, jak lodowata d o ciska jej serce, zapyta a:

ą

ł ń ś

ł

— Czy pan Nairn wspomnia znowu o tym... konkursie?

ł

— Rzeczywi cie, mówi o tym — potwierdzi markiz.

ś

ł

ł

— Ja... obawiam si , e pan b dzie si na mnie gniewa , ale... Prosz ... nie mog zrobi tego, o

ę ż

ę

ę

ł

ę

ę

ć

co on mnie prosi.

— Dlaczego?

— Bo, wiem, e to co ... co , czego moi rodzice z pewno ci by nie zaakceptowali, a poza

ż

ś

ś

ś ą

tym... nie mog jecha do Londynu.

ę

ć

— Dlaczego? — po raz wtóry zapyta Ir

ł chester.

Diona by a pewna, e odmowa odpowiedzi rozgniewa markiza, wi c spojrza a na niego

ł

ż

ę

ł

b agalnie i rzek a:

ł

ł

— Prosz spróbowa zrozumie . Ja... si ukrywam. Gdybym pojecha a do Londynu, kto

ę

ć

ć

ę

ł

ś

móg by mnie rozpozna .

ł

ć

Zauwa y a, e popatrzy na ni ze zdzi

ż ł ż

ł

ą

wieniem.

background image

— Podobno nigdy nie by a pani w Lon

ł

dynie — przypomnia jej w asne s owa.

ł

ł

ł

— To prawda, ale znam ludzi, którzy tam mieszkaj i gdybym wzi a udzia w konkursie pana

ą

ęł

ł

Nairna... To...

Jej g os si za ama . Przera ona, i markiz b dzie nalega na przyj cie propozycji Roderi-ka,

ł

ę ł

ł

ż

ż

ę

ł

ę

pad a na kolana.

ł

— Prosz o pomoc — b aga a. — Wszystko jest straszliwie popl tane... By am tutaj taka...

ę

ł

ł

ą

ł

szcz liwa... z panem...

ęś

Markiz spojrza Dionie w oczy. Milcza , ale poj a, e j rozumie. Po d u szej chwili

ł

ł

ęł ż

ą

ł ż

powiedzia cicho:

ł

— Mówisz Diono, e by a pani tu ze mn szcz liwa. Ja tak e czu em si bardzo szcz

ż

ł

ą

ęś

ż

ł

ę

ęśliwy.

Pragn wi c co zaproponowa .

ę ę

ś

ć

Nie spuszcza a z niego wzroku. Irchester zawaha si , jakby zastanawiaj c, nad dobo

ł

ł ę

ą

rem

s ów:

ł

— Mam nadziej , e pewnego dnia powierzy mi pani swój sekret. Jednak tymczasem nie mo e

ę ż

ż

pani przebywa tutaj jako osoba o nie

ć

okre lonym statusie. Pojedziemy do Londynu. Tam ukryj

ś

ę

pani w bezpiecznym miejscu.

ą

— Do Londynu? Przecie ja musz pracowa .

ż

ę

ć

— Ale nie jako dziewczyna do psów!

— Wi c, co mam robi ?

ę

ć

Przez chwil si zastanawia , wreszcie odpar :

ę ę

ł

ł

— Mam ma y, ale wygodny dom. Obydwoje z Syriuszem b dziecie tam bezpieczni. Nie

ł

ę

zamieszkam z wami na sta e, ale mo emy widywa si do cz sto. B d te zabiera pani do

ł

ż

ć ę

ść ę

ę ę ż

ć

ą

moich wiejskich posiad o ci, gdzie mo emy je dzi konno.

ł ś

ż

ź

ć

Diona spogl da a na niego zdumiona jakby nie dok adnie rozumia a, co jej proponuje.

ą ł

ł

ł

Wreszcie powiedzia a:

ł

— Z panem czu abym si bezpiecznie, ale w jaki sposób mia abym zarabia na ycie?

ł

ę

ł

ć

ż

Markiz wyci gn do niej r k , a ona, po sekundzie wahania, równie poda a mu d o .

ą ął

ę ę

ż

ł

ł ń

Przyci gn Dion bli ej i otoczy ra

ą ął

ę

ż

ł mieniem.

Poczu a si jego mi ni i te dziwne wibracje, które ju wcze niej pozna a.

ł

łę

ęś

ż

ś

ł

— Jeste liczna — rzek g bokim g osem — i bardzo m oda. Kto musi si tob opiekowa .

ś ś

ł łę

ł

ł

ś

ę

ą

ć

background image

Sposób, w jaki to powiedzia sprawi , e ogarn o Dion dziwne, nie znane jej wcze niej

ł

ł ż

ęł

ę

ś

uczucie. Patrzy a na markiza szeroko otwar

ł

tymi oczami i nic ju poza nim nie widzia a.

ż

ł

— Razem b dziemy szcz liwi — powiedzia Irchester agodnie.

ę

ęś

ł

ł

Nagle drzwi do biblioteki uchyli y si . Diona i markiz odsun li si od siebie gwa townie. Do

ł

ę

ę

ę

ł

pokoju wszed Dawson i zaanonsowa :

ł

ł

— Sir Hereward Grantley i pan Simon Grantley, milordzie!

Diona wyda a st umiony okrzyk, a Syriusz, który przez ca y czas spokojnie le a obok fotela,

ł

ł

ł

ż ł

zawarcza g ucho.

ł ł

Do pokoju, kulej c z powodu podagry, wkroczy sir Hereward.

ą

ł

Szed z trudem, wspieraj c si na lasce wyko czonej ga k z ko ci s oniowej. Na jego widok

ł

ą

ę

ń

ł ą

ś

ł

Diona poczu a, e kamienieje. Zapad a cisza.

ł ż

ł

Sir Hereward stan w odleg o ci kilku stóp od markiza. Nie zwróci jednak na gospodarza

ął

ł ś

ł

uwagi, tylko szorstko warkn do Diony:

ął

— A wi c tutaj jeste ! adnie mnie urz dzi

ę

ś Ł

ą

a , znikaj c w tak haniebny sposób!

ł ś

ą

Dopiero teraz Diona odwa y a si odetchn

. Ze zdenerwowania dr a a na ca ym ciele. Sy

ż ł

ę

ąć

ż ł

ł

-

riusz znowu zawarcza . Reakcja psa przywró

ł

ci a dziewczynie przytomno umys u. Odwa

ł

ść

ł

y a

ż ł

si odezwa :

ę

ć

— Stryju... uciek am, aby ratowa Syriusza. Przecie chcia e go zabi . A ja nie mog am go

ł

ć

ż

ł ś

ć

ł

straci ! Nie mog am...

ć

ł

— Trzeba by o porozmawia ze mn , a nie post powa jak ostatnia idiotka. — Sapn i po

ł

ć

ą

ę

ć

ął

chwili doda : — Mo esz teraz wróci do domu. Je li Syriusz b dzie grzeczny, daruj mu.

ł

ż

ć

ś

ę

ę

Zmiana tonu by a tak niespodziewana, e Diona a otworzy a szerzej oczy.

ł

ż

ż

ł

Tymczasem Simon, pragn c w czy si do rozmowy, wykrzykn :

ą

łą

ć ę

ął

— Ojciec chce powiedzie , e teraz, kiedy odziedziczy a maj tek, sama mo esz utrzymy

ć ż

ł ś

ą

ż

wać

Syriusza i sp aci d ugi swojego ojca!

ł ć ł

— Simonie! B d cicho! — rykn sir Here

ą ź

ął

ward i dopiero wówczas dostrzeg stoj cego nie

ł

ą

opodal markiza. Wyci gn do niego r k w ge cie powitania i powiedzia :

ą ął

ę ę

ś

ł

background image

— Prosz mi przebaczy , milordzie, tak nieoczekiwane wtargni cie do pa skiego domu, ale

ę

ć

ę

ń

dopiero ostatniej nocy dowiedzia em si , e moja niesubordynowana podopieczna w a nie tutaj

ł

ę ż

ł ś

przebywa.

Markiz zignorowa wyci gni t d o i ch od

ł

ą

ę ą ł ń

ł nym tonem zwróci si do sir Herewarda:

ł ę

— Chcia bym us ysze , o co w tej historii chodzi.

ł

ł

ć

— Wyja ni panu — wyrwa si znów Si

ś ę

ł ę

mon. — Moja kuzynka, Diona, otrzyma a w a nie

ł

ł ś

spadek po matce chrzestnej. Prosz sobie wyobrazi : osiemdziesi t tysi cy funtów dla takiej

ę

ć

ą

ę

m odej dziewczyny!

ł

— Simonie, o czym ty mówisz? — wyj ka a Diona.

ą ł

— Nie ma potrzeby, aby my przed obcymi omawiali nasze rodzinne sprawy! — wtr ci sir

ś

ą ł

Hereward nerwowo. — Na zewn trz czeka powóz. Diono, pójdziesz teraz ze mn . Wszy

ą

ą

stko ci

pó niej wyt umacz .

ź

ł

ę

— Przepraszam, stryju Herewardzie, ale nie zamierzam wraca do Grantley Hall. By am tam

ć

ł

nieszcz liwa. Mimo moich pró b i b aga , chcia e zastrzeli Syriusza. Nie chc ryzyko

ęś

ś

ł

ń

ł ś

ć

ę

wa , e

ć ż

taka sytuacja si powtórzy.

ę

— Ju ci powiedzia em, e mo esz zatrzyma psa — odpar ze z o ci stryj.

ż

ł

ż

ż

ć

ł

ł ś ą

— Mo esz go sobie mie — znowu wtr ci si Simon — poniewa mnie po lubisz! Z takim

ż

ć

ą ł ę

ż

ś

posagiem trzymaj i tuzin psów, je eli ci na tym zale y.

ż

ż

— O czym ty mówisz...?

Diona tak si zdenerwowa a, e s owa z tru

ę

ł ż ł

dem wydobywa y si z jej ust.

ł

ę

— Cicho b d , Simonie! — hukn na syna sir Hereward. — Ja to za atwi .

ą ź

ął

ł

ę

Simon, który lekcewa y wszystkich z ojcem w cznie, zupe nie nie zmieszany u miechn

ż ł

łą

ł

ś

ął

si do Diony. Na widok wyrazu jego twarzy dziew

ę

czyn przesz y ciarki. By to ten sam

ę

ł

ł

obrzydliwy u miech, z jakim m ody cz owiek usi owa nie

ś

ł

ł

ł

ł

gdy ca owa stawiaj c opór

ś

ł

ć

ą ą

kuzynk .

ę

Sir Hereward gestem d oni nakaza synowi milczenie, po czym zwróci si do markiza:

ł

ł

ł ę

— Milordzie, prosz przyj

moje przepro

ę

ąć

siny za zak ócanie pa skiego spokoju naszymi

ł

ń

rodzinnymi k opotami. Zabior zaraz moj bratanic i wi cej nie b dziemy pana niepokoi .

ł

ę

ą

ę

ę

ę

ć

Diona nie mia o przysun a si do markiza. Mia a wra enie, e za chwil si udusi.

ś

ł

ęł

ę

ł

ż

ż

ę ę

background image

— Poniewa zosta em ju niejako wprowa

ż

ł

ż

dzony w sprawy pa skiej bratanicy — odezwa si

ń

ł ę

Lenox Irchester — nale y mi si wyja nienie z pa skiej strony. Jakie s pana zamiary co do jej

ż

ę

ś

ń

ą

przysz o ci?

ł ś

— Nie widz adnego powodu... — zacz sir Hereward, ale prze kn lin i opanowa si . —

ę ż

ął

ł ął ś ę

ł ę

Diona jest sierot . Pragn , aby po lubi j mój syn, który odziedziczy po mnie tytu i maj tek.

ą

ę

ś

ł ą

ł

ą

— I s dzi pan, e pa ska bratanica przy

ą

ż

ń

stanie na taki plan?

W g osie markiza zabrzmia a wyra na ironia. Twarz sir Herewarda pokra nia a. Odrzek

ł

ł

ź

ś ł

ł

gniewnie:

— Jestem jej opiekunem i, jak jego wysoko dobrze wie, zgodnie z prawem musi mi by

ść

ć

pos uszna.

ł

W jednej chwili Diona poj a groz sytuacji. Zapragn a natychmiast ukry si przed zbli a

ęł

ę

ęł

ć ę

ż -

j cym si niebezpiecze stwem i gotowa by a w ka dej chwili rzuci si do drzwi.

ą

ę

ń

ł

ż

ć ę

Markiz jakby przeczuwaj c decyzj Diony, mocno uj dziewczyn za nadgarstek, unie

ą

ę

ął

ę

-

mo liwiaj c jej ucieczk . Spojrza a mu w oczy z wyrzutem. Widzia , e by a blada i dr a a ze

ż

ą

ę

ł

ł ż

ł

ż ł

strachu. Syriusz zawarcza ostrzegawczo. Mar

ł

kiz zacie ni u cisk i przyci gn Dion bli ej

ś ł ś

ą ął

ę

ż

ku sobie, po czym zwróci si do sir Herewarda:

ł ę

— Obawiam si , sir Grantley, e pana plany s nieaktualne, poniewa panna Diona dzi

ę

ż

ą

ż

ś

w a nie zar czy a si ze mn !

ł ś

ę

ł

ę

ą

Zapad a d uga cisza. Nagle jednocze nie da o si s ysze g o ne westchnienie Diony i

ł

ł

ś

ł

ę ł

ć ł ś

w ciek y wrzask Simona.

ś

ł

— Nie mo esz jej mie ! Ona jest moja! Moja! Tata powiedzia , e ona wyjdzie za mnie! I tak

ż

ć

ł ż

ma by !

ć

Markiz nie zwraca uwagi na krzyki m odego cz owieka. Obserwowa sir Herewarda. Ten za

ł

ł

ł

ł

ś

wiadom by w pe ni wagi s ów wypowie

ś

ł

ł

ł

dzianych przez Irchestera. Sir Hereward czuł

beznadziejno

sytuacji. W pierwszej chwili zaskoczenia nie potrafi zebra my li, wi c, gdy

ść

ł

ć

ś

ę

wreszcie umilk przenikliwy, histeryczny g os Simona, rzek tylko:

ł

ł

ł

— Ona nie mo e wyj za m wbrew mojej woli!

ż

ść

ąż

— Wiem o tym — markiz zachowywa ca

ł

łkowity spokój — ale nie s dz , by odmówi pan

ą ę

ł

swej zgody.

Ich oczy spotka y si . Spojrzenie Irchestera by o pe ne pogardy. Sir Hereward opu ci wzrok.

ł

ę

ł

ł

ś ł

background image

— W tych okoliczno ciach mog mie tylko nadziej , milordzie, e jest pan wiadom swych

ś

ę

ć

ę

ż

ś

czynów i nie b dzie pan pó niej rozczarowany.

ę

ź

Markiz nie odpowiedzia , wi c sir Hereward doda :

ł

ę

ł

— S dz , e kolejnym krokiem b dzie spo

ą ę ż

ę

rz dzenie przez pa skich prawników intercyzy

ą

ń

ma e skiej...

łż ń

Markiz nadal milcza . Nie wykona te ad

ł

ł ż ż nego gestu zapraszaj cego, by niespodziewani

ą

go cie usiedli. Jego opanowanie jeszcze bardziej zirytowa o sir Herewarda. Rzuci wi c z pasj :

ś

ł

ł

ę

ą

— egnam, milordzie!

Ż

Sir Grantley, nie obdarzywszy Diony nawet jednym spojrzeniem, ruszy powoli w stron

ł

ę

drzwi.

— Ale , tato! — protestowa Simon. — Obieca e mi! Powiedzia e , e po lubi Dion ! Jak

ż

ł

ł ś

ł ś ż

ś

ę

ę

ona mo e wyj za kogo innego?! To nie w porz dku! Przecie on nie potrzebuje jej pieni dzy.

ż

ść

ś

ą

ż

ę

Ma swoje w asne!

ł

Sir Hereward w milczeniu opu ci bibliotek . Simon wybieg za nim. Przez otwarte drzwi

ś ł

ę

ł

s ycha by o jeszcze jego j kliwe skargi, s a

ł

ć

ł

ę

ł bn ce w miar , jak nieproszeni go cie oddalali si .

ą

ę

ś

ę

Dopiero, gdy g osy zupe nie ucich y, markiz pu ci r k Diony. Dziewczyna osun a si na

ł

ł

ł

ś ł ę ę

ęł

ę

kolana i obj a ramionami Syriusza, który, wyczuwaj c stan ducha swojej pani, poliza j

ęł

ą

ł ą

delikatnie w policzek. Markiz podszed do drzwi.

ł

— Zaraz po lunchu jedziemy do Londynu. Natychmiast! — o wiadczy stanowczo.

ś

ł

Diona przez chwil nie mog a poj znacze

ę

ł

ąć

nia jego s ów. Wreszcie szepn a:

ł

ęł

— Do Londynu...

W bibliotece zostali ju tylko ona i Syriusz.

ż

Jechali na tyle szybko, i nie sposób by o rozmawia . Diona z zadowoleniem pomy la a, e w tej

ż

ł

ć

ś ł ż

sytuacji nie musi zada pyta , których i tak w najbli szej przysz o ci nie uniknie.

ć

ń

ż

ł ś

Wyp akawszy si w samotno ci swojej sypia

ł

ę

ś

lni, Diona ogromnym wysi kiem woli zdo a a

ł

ł ł

nakaza sobie opanowanie i na lunch zesz a ju ca kiem spokojna. W bibliotece, oprócz

ć

ł

ż

ł

Irchestera, zasta a rów

ł

nie Roderika. Nie mia a poj cia, czy Nairn s ysza o scenie, która

ż

ł

ę

ł

ł

rozegra a si tu pod jego nieobecno , nie chcia a jednak, by poruszano ten temat. Markiz

ł

ę

ść

ł

wyczuwaj c jej nastrój, rozpocz rozmow o biegach terenowych z przeszkodami. Przedstawi

ą

ął

ę

ł

Roderikowi przepisy zawodów, po czym zacz li rozwa a , kogo nale a oby zaprosi .

ę

ż ć

ż ł

ć

background image

Zanim lunch dobieg ko ca Diona nabra a przekonania, e Roderic nie ma poj cia o nie

ł

ń

ł

ż

ę

-

spodziewanej wizycie sir Herewarda i Simona. Zaskoczy o j natomiast i wyda o si zastana

ł ą

ł

ę

-

wiaj ce, i nie by ciekaw, dlaczego tak nagle wyruszaj do Londynu. Czy przypadkiem nie

ą

ż

ł

ą

wzi takiego obrotu spraw za pocz tek reali

ął

ą

zacji planu zwi zanego z zak adem. Zapewne uzna ,

ą

ł

ł

e markiz zabiera j do stolicy wcze niej, aby zd

y a odpocz

i nale ycie przygotowa si do

ż

ą

ś

ąż ł

ąć

ż

ć ę

konkursu. Ta my l ogromnie Dion niepokoi a. By ju najwy szy czas, by ujawni Roderikowi

ś

ę

ł

ł ż

ż

ć

ca prawd i u wiadomi mu, e córka Harry'ego Grantleya absolutnie nie mo e bra udzia u w

łą

ę

ś

ć

ż

ż

ć

ł

podobnie podejrzanych przedsi wzi ciach.

ę

ę

A zreszt — pomy la a nieco spokojniej — najlepiej b dzie zda si na pomoc markiza.

ą

ś ł

ę

ć ę

Uratowa j raz, uratuje wi c znowu.

ł ą

ę

Mimo e nie potrafi a przenikn

uczu i my li Irchestera, Diona by a przekonana, e nie ma

ż

ł

ąć

ć

ś

ł

ż

on zamiaru si z ni o eni . S owa, które wypowiedzia podczas wizyty stryja za

ę

ą ż

ć ł

ł

pewne nic nie

znaczy y. Intrygowa a j nato

ł

ł

ą

miast niezrozumia a propozycja markiza, by zamieszka w

ł

ć

Londynie, a wspomnienie tonu, jakim to mówi , i dotyku obejmuj cych j ramion budzi y w

ł

ą

ą

ł

Dionie nieznane jej dot d emocje. Pomy la a, cho natychmiast wyda o jej si to niedorzeczne,

ą

ś ł

ć

ł

ę

i gdyby nie przybycie stryja Herewarda, markiz z pewno ci by j poca owa . Stali wtedy tak

ż

ś ą

ą

ł

ł

blisko siebie, a kiedy j obejmowa , czu a zawrót g owy, nag y jak wiat o b yskawicy. Przez

ą

ł

ł

ł

ł

ś

ł

ł

chwil nie mog a oddycha , ani my le .

ę

ł

ć

ś ć

Teraz obserwowa a markiza ukradkiem, gdy ca swoj uwag skupia na powo eniu. Wy

ł

łą

ą

ę

ł

ż

-

gl da niezwykle poci gaj co. Diona zrozu

ą ł

ą ą

mia a, i t skni do dotyku jego ust. Tak, pragn a

ł

ż ę

ęł

poca unków.

ł

Dawniej poca unek kojarzy si jej tylko z obrzydliwymi zalotami Simona. Kiedy uciek

ł

ł ę

a,

ł

pe na wstr tu obiecywa a sobie, e nigdy nie pozwoli dotkn

si adnemu m

czy nie. A te

ł

ę

ł

ż

ąć ę ż

ęż

ź

raz,

musia a szczerze to przyzna , niepokoi a si , czy Lenox Irchester, wiedz c, e ma do czynienia z

ł

ć

ł

ę

ą ż

pann Grantley, zechce kiedykol

ą

wiek znowu j poca owa .

ą

ł

ć

Rozs dek podpowiada , i „zar czyny" zo

ą

ł ż

ę

sta y og oszone stryjowi, aby ratowa j przed

ł

ł

ć ą

zakusami Simona.

Zbli ali si ju do Londynu, a Diona ci gle zastanawia a si nad uczuciami markiza i raz po

ż

ę ż

ą

ł

ę

raz powtarza a sobie w duchu, e niemo liwe jest, ,by naprawd my la o ma e stwie. Zapew

ł

ż

ż

ę

ś ł

łż ń

-

background image

ne, dosz a do wniosku, postanowi si ni po prostu zaopiekowa .

ł

ł ę ą

ć

Diona niewiele wiedzia a o m

czyznach i o mi o ci, cho ycie rodziców by o dla niej

ł

ęż

ł ś

ć ż

ł

przyk adem szcz cia, które pragn a osi gn we w asnym ma e stwie.

ł

ęś

ęł

ą ąć

ł

łż ń

Simon chcia j obejmowa i ca owa , co napawa o Dion wstr tem. Markiz by zupe nie

ł ą

ć

ł

ć

ł

ę

ę

ł

ł

inny, lecz i on nie ofiarowywa jej takiej mi o ci, na któr czeka a i któr mog aby przyj

, nie

ł

ł ś

ą

ł

ą

ł

ąć

trac c przy tym szacunku dla samej siebie.

ą

— Uratowa mnie, ale nie mog mu ule

ł

ę

ga — postanowi a. A je li stryj odnajdzie j i

ć

ł

ś

ą

ponownie zacznie nak ania do ma e stwa z Simonem? By oby to straszne i poni aj ce. Sama

ł

ć

łż ń

ł

ż ą

my l o zwi zku z kuzynem, o jego dotyku i pieszczotach, sprawi a, e Dion zala a fala

ś

ą

ł

ż

ę

ł

obrzydzenia.

Musia a chyba zadr e , gdy markiz obróci si ku niej i zapyta :

ł

ż ć

ż

ł ę

ł

— Wszystko dobrze? Nie jest ci zimno?

— Nie, oczywi cie, e nie.

ś

ż

Zatrzymali si tylko, by wymieni konie i natychmiast ruszyli dalej. Roderic podró owa w

ę

ć

ż

ł

towarzystwie Sama innym faetonem.

Markiz powozi osobi cie i Diona domy li a si , e ma on zamiar pobi swój w asny rekord

ł

ś

ś ł

ę ż

ć

ł

przejazdu do Londynu.

Gdy nareszcie dotarli do Irchester House, Dion znów ogarn l k.

ę

ął ę

Wesz a za markizem do ogromnej sieni, gdzie powita ich starszy m

czyzna. By to pan

ł

ł

ęż

ł

Swaythling, osobisty sekretarz, maj cy piecz nad wszystkimi domami markiza. Diona zna a go

ą

ę

ł

ze s yszenia, gdy jego nazwisko pada o niejednokrotnie podczas rozmów markiza i Roderica.

ł

ż

ł

— Otrzyma e wiadomo , Swaythling? — zapyta Irchester.

ł ś

ść

ł

— Tak, milordzie. Pos aniec przyjecha pó godziny temu.

ł

ł

ł

— Wykona e moje instrukcje?

ł ś

— Wszystko zosta o urz dzone zgodnie z pa sk wol , milordzie.

ł

ą

ń ą

ą

— wietnie! — wykrzykn markiz i zwróci si do Diony:

Ś

ął

ł ę

— To jest mój sekretarz, pan Swaythling, który z w a ciw sobie operatywno ci zdo a ju

ł ś

ą

ś ą

ł ł ż

znale dla ciebie przyzwoitk .

źć

ę

background image

Sekretarz z szacunkiem sk oni si przed Dion .

ł

ł ę

ą

— Mam nadziej , panno Grantley, e b

ę

ż ędzie pani zadowolona. Przypuszczam, e teraz pragnie

ż

pani obmy si i przebra po podró y, bo, jak s dz , by a to bardzo szybka jazda. Na górze czeka

ć ę

ć

ż

ą ę

ł

na pani ochmistrzyni, pani Norton.

ą

— Dzi kuj — odpar a krótko Diona.

ę

ę

ł

Markiz w milczeniu przygl da si , jak po

ą ł ę

woli idzie po schodach — smutna, onie mielona i

ś

samotna. Gdy pan Swaythling zwróci si do niej po nazwisku, zda a sobie nagle spraw , e

ł ę

ł

ę ż

nadszed moment, kiedy jej pozycja w domu markiza musi zosta ostatecznie jasno sprecy

ł

ć

-

zowana.

Pani Norton dygn a. Diona skin a jej g ow .

ęł

ęł

ł ą

— Panienka jest pewnie miertelnie zm czo

ś

ę

na. Jecha ze wsi z tak szybko ci , z jak jego

ć

ą

ś ą

ą

wysoko zawsze p dzi! Gdybym to ja mia a podró owa , w którym z tych szybkich powo

ść

ę

ł

ż

ć

ś

zów,

umar abym chyba ze strachu.

ł

— Mnie to sprawi o przyjemno , chocia , mam wra enie, e jestem ca a pokryta ku

ł

ść

ż

ż

ż

ł

rzem —

u miechn a si dziewczyna.

ś

ęł

ę

Wyruszaj c w drog , Diona w o y a najlep

ą

ę

ł ż ł

sz sukni i kapelusz. Nie musia a wi c wstydzi

ą

ę

ł

ę

ć

si swojego wygl du w tym eleganckim domu.

ę

ą

Rozejrza a si po pokoju. By ogromny, a okna wychodzi y na ogród.

ł

ę

ł

ł

— S ysza am, e baga panienki gdzie si zapodzia . Krawcowe b d tu w ci gu godziny.

ł

ł

ż

ż

ś ę

ł

ę ą

ą

— Krawcowe? — zdumia a si Diona.

ł

ę

Ju mia a powiedzie , e nie sta jej na nowe suknie. Tym bardziej nie mia a zamiaru po

ż

ł

ć ż

ć

ł

-

zwoli , aby markiz za nie p aci , gdy nagle przypomnia a sobie, e przecie teraz jest bar

ć

ł ł

ł

ż

ż

dzo

bogata.

Podczas podró y tak zaprz tni ta by a roz

ż

ą ę

ł

my laniami o Lenoxie Irchesterze, e zupe nie

ś

ż

ł

zapomnia a, po co w gruncie rzeczy przyjecha stryj i jak wa n wiadomo uzyska a dzi ki tej

ł

ł

ż ą

ść

ł

ę

nieprzyjemnej wizycie.

By a naprawd bogata. Niezwyk e uczucie po d ugim okresie niedostatku. Od momentu

ł

ę

ł

ł

przybycia Diony do Grantley Hall nieustannie podkre lano jej ubóstwo, ci gle przypominano o

ś

ą

d ugach ojca. Teraz to ju si nigdy nie powtórzy.

ł

ż ę

background image

Dobrze pami ta a matk chrzestn . Lady Campbell, cho du o starsza, przyja ni a si

ę ł

ę

ą

ć

ż

ź ł

ę

ogromnie z pani Grantley. Obecnie musia a by mie ju chyba dobrze po siedemdziesi tce,

ą

ł

ć ż

ą

my la a Diona.

ś ł

Udr czona atmosfer panuj c w domu stry

ę

ą

ą ą

ja, Diona nie raz mia a ochot zwróci si o

ł

ę

ć ę

pomoc do lady Campbell, lecz wszelki kontakt z ni urwa si na dwa lata przed mierci matki.

ą

ł ę

ś

ą

Chrzestna mieszka a w Northumber-land, za daleko dla Diony.

ł

— Widocznie przez ten czas jednak my la a o mnie. Wiem przecie , jak bardzo nas kocha

ś ł

ż

a

ł

— snu a rozwa ania Diona — i dlatego uczyni a mnie swoj spadkobierczyni . Dziew

ł

ż

ł

ą

ą

czyna

a owa a, e nie próbowa a zobaczy si , czy cho by napisa do staruszki, ale po mierci

ż ł

ł

ż

ł

ć ę

ć

ć

ś

rodziców czu a si tak przygn biona i bezradna, i nie potrafi a zdoby si na jakikolwiek wyraz

ł

ę

ę

ż

ł

ć ę

sprzeciwu wobec stryja.

- By am s aba i samolubna — skarci a si w duchu. — Ojciec nigdy nie zaniedba starych

ł

ł

ł

ę

ł

przyjació . Jaka szkoda, e nie mo na cofn

czasu. Potem my li jej pop yn y innym torem.

ł

ż

ż

ąć

ś

ł ęł

Gdyby pieni dze nadesz y za ycia rodziców, mogliby cieszy si nimi we trójk . Diona

ą

ł

ż

ć ę

ę

kupi aby ojcu najlepsze konie i nie dosz oby do wypadku z dzikim ogierem. Pojechaliby te do

ł

ł

ż

Londynu, jak pragn a matka, i Diona wy

ęł

st pi aby na wielkim balu jak prawdziwa debiutantka.

ą ł

Teraz by o ju za pó no. Pieni dze nie mia y dla niej znaczenia, tyle e uniezale

ł

ż

ź

ą

ł

ż

żnia y j od aski

ł ą

ł

stryja.

Raptem przypomnia a sobie o czym bardzo wa nym, co powinno zosta zrobione od razu!

ł

ś

ż

ć

Musia a si pospieszy . Nie przebiera a si wi c, a tylko zmy a kurz z twarzy i r k i, z pomoc

ł

ę

ć

ł

ę

ę

ł

ą

ą

pokojówki, u o y a w osy.

ł ż ł

ł

Zbieg a na dó . Kamerdyner wskaza jej drog do salonu, gdzie spodziewa a si znale

ł

ł

ł

ę

ł

ę

źć

markiza. Zauwa y a go stoj cego w pobli u kominka i ruszy a ku niemu prawie biegiem, lecz

ż ł

ą

ż

ł

nagle z rozczarowaniem stwierdzi a, e nie by sam.

ł ż

ł

Na sofie siedzia a przystojna pani w rednim wieku, ubrana z niebywa elegancj i przymil

ł

ś

łą

ą

-

nie spogl da a na markiza.

ą ł

— Oto Diona Grantley — przedstawi Ir-chester. — Diono, s dz , e powinna pani

ł

ą ę ż

podzi kowa mojej kuzynce, pani Lamborn, która zgodzi a si przyby tutaj i pe ni rol twojej

ę

ć

ł

ę

ć

ł ć

ę

opiekunki.

background image

Diona dygn a, a pani Lamborn wyci gn a r k :

ęł

ą ęł ę ę

— Niezmiernie mi mi o, i mog pani po

ł

ż

ę

ą

zna , Diono Grantley. Kuzyn wspomina mi o

ć

ł

wielkim szcz ciu, które pani spotka o. Moje gratulacje.

ęś

ą

ł

— Pieni dze szcz cia nie daj — uci markiz tonem tak ch odnym, jakby chcia ostudzi

ą

ęś

ą

ął

ł

ł

ć

entuzjazm pani Lamborn. Ale ta roze mia a si tylko:

ś

ł

ę

— Owszem, tak si mówi. Ale wielu pan

ę

nom, niezbyt powabnym, odziedziczony majątek

dziwnie doda atrakcyjno ci. Oczywi cie, nie dotyczy to panny Grantley.

ł

ś

ś

— Dzi kuj — odpar a Diona, zdenerwo

ę

ę

ł

wana, e trac czas na tak bezsensowne roz

ż

ą

wa ania,

ż

po czym zwróci a si nagl cym tonem do markiza:

ł

ę

ą

— Czy mog spyta o co bardzo wa nego i pilnego?

ę

ć

ś

ż

— O co chodzi?

— Je li rzeczywi cie mam tyle pieni dzy, w co nadal trudno mi uwierzy , to czy mog wys a

ś

ś

ę

ć

ę

ł ć

od razu zasi ek ludziom, których zaraz po mierci ojca odes ano na emerytur ? Stryj Hereward

ł

ś

ł

ę

potraktowa ich w taki sposób, e zapewne przymieraj g odem. To samo dotyczy s u

cych,

ł

ż

ą ł

ł żą

pozostawionych aby opiekowa si naszym domem, zanim zostanie sprzedany.

ć ę

— Prosz zwróci si do Swaythlinga, eby wykona pani zarz dzenia — odpar markiz.

ę

ć ę

ż

ł

ą

ł

— Czy mog pój do niego natychmiast?

ę

ść

— Oczywi cie.

ś

— Gdzie go znajd ?

ę

Markiz, z pob a liw min , jakby op dza si od natr tnego dziecka, ruszy w stron drzwi.

ł ż

ą

ą

ę

ł ę

ę

ł

ę

Mijaj c kuzynk , sk oni si lekko:

ą

ę

ł

ł ę

— Wybacz mi na chwil , Noreen.

ę

— Ale oczywi cie — odpar a pani Lam

ż

ś

ł

born.

Markiz szybkim krokiem przemierzy kory

ł

tarz, potem drugi i wskaza Dionie drzwi, za

ł

którymi mie ci si gabinet sekretarza. Na ich widok pan Swaythling podniós si zza biurka.

ś ł ę

ł ę

— Panna Grantley — powiadomi go Irches-ter — ma dla pana szereg polece . Poniewa

ł

ń

ż

przej cie spadku zajmie nieco czasu, na razie ja b d pe ni funkcj bankiera panny Diony.

ę

ę ę ł ł

ę

Dziewczyna wygl da a na skonsternowan .

ą ł

ą

— Nie chc sprawia k opotu, ale bardzo le y mi na sercu los tych ludzi. S u yli wiernie

ę

ć ł

ż

ł ż

moim rodzicom i ufali im.

background image

Lenox Irchester spojrza na ni agodnie.

ł

ą ł

— By oby niegodziwo ci pozostawienie ich w niedostatku.

ł

ś ą

— Wiedzia am, e pan to zrozumie — u miechn a si Diona.

ł

ż

ś

ęł

ę

— Prosz poinformowa pana Swaythlinga dok adnie, czego pani sobie yczy — markiz

ę

ć

ł

ż

ruszy ku drzwiom, lecz Diona zatrzyma a go na moment, k ad c mu d o na ramieniu.

ł

ł

ł ą

ł ń

— Chcia abym pó niej porozmawia z pa

ł

ź

ć

nem na osobno ci.

ś

— Oczywi cie, ale s dz , e najpierw powin

ś

ą ę ż

na pani pozna si lepiej z pani Lamborn. Na

ć ę

ą

pewno oka e si bardzo pomocna.

ż

ę

Markiz powiedzia to tonem innym ni po

ł

ż

przednio i odszed . Spogl daj c za nim, poczu a

ł

ą ą

ł

nagle pustk , sama nie mog a zrozumie dla

ę

ł

ć

czego.

— Prosz mi dok adnie wszystko powie

ę

ł

dzie , panno Grantley — dobieg j , jakby z oddali,

ć

ł ą

g os sekretarza.

ł

Straci am markiza — ta rozpaczliwa my l ko ata a si w g owie Diony. Nie umia a po

ł

ś

ł ł

ę

ł

ł

wiedzie ,

ć

na czym polega o zerwanie wi zi. Zdarzenia toczy y si tak szybko, e czasami Diona mia a

ł

ę

ł

ę

ż

ł

wra enie, jakby brak o jej tchu. A przecie , gdy ujrza a stryja w Irchester Park, od razu poj a, i

ż

ł

ż

ł

ęł ż

wszystko musi si zmieni . W Londynie zasiadali do sto u we czworo. Pani Lamborn

ę

ć

ł

opowiada a o ludziach, których Diona nie zna a, g ównie o krewnych jej i mar

ł

ł

ł

kiza. Roderic

wci

si d sa , gdy markiz stanowczo zabroni mu miesza Dion w spra

ąż ę ą ł

ż

ł

ć

ę

w zak adu z

ę

ł

Watsonem.

Pewnego razu Roderic szepn Dionie, tak aby pani Lamborn nie us ysza a:

ął

ł

ł

— Wuj przynajmniej móg si nie sprzeci

ł ę

wia , ebym rozejrza si po wsi. Mo e znalaz

ć ż

ł ę

ż

łbym

jak adn dziewczyn . Mog em chocia spróbowa ...

ąś ł

ą

ę

ł

ż

ć

— Jest pan pewien, e markiz nic tu nie pomo e? — równie sciszonym g osem zapyta a

ż

ż

ż

ł

ł

Diona.

— Powiedzia , eby zda si na niego. Ale przecie nie mog straci twarzy przed wszyst

ł ż

ć ę

ż

ę

ć

kimi

znajomymi z klubu, sam musz co zrobi .

ę ś

ć

Diona u miechn a si .

ś

ęł

ę

— Jestem pewna, e markiz wymy li co m drego i przechytrzy tego obrzydliwego cz o

ż

ś

ś ą

ł -

wieka.

background image

— W tpi — ponuro odpar Roderic. Rozmawiali w odleg ym k cie salonu. Diona

ą ę

ł

ł

ą

pomy la a, e je li b d zachowywa si tak tajemniczo, pani Lamborn zacznie podejrzewa ich

ś ł ż

ś

ę ą

ć ę

ć

o jakie wspólne sekrety. Podesz a zatem do markiza i jego kuzynki. Odnios a jednak wra e

ś

ł

ł

ż nie,

e nie mieli oni ochoty na jej towarzystwo, wi c, smutna i zm czona wydarzeniami dnia,

ż

ę

ę

zapragn a znale si ju w swojej sypialni.

ęł

źć ę ż

Wysz a jeszcze tylko z Syriuszem na krótki spacer do ogrodu. Ogród by niewielki, ale jak

ł

ł

wszystko co nale a o do markiza pi knie utrzy

ż ł

ę

many. Widok kwiatów i drzew na chwilę

pocieszy Dion . K ad c si do ó ka, czu a si jednak straszliwie samotna i nieszcz liwa.

ł

ę ł ą

ę

ł ż

ł

ę

ęś

Nast pnego dnia pani Lamborn zabra a Dio

ę

ł

n po zakupy, które zaj y im czas od rana do

ę

ęł

wieczora.

Diona i jej nowa opiekunka samotnie zjad y szybki posi ek, gdy Irchester wyszed gdzie

ł

ł

ż

ł

ś

wcze niej. Zobaczyli si dopiero wieczorem, podczas obiadu, ale markiz znowu rozmawia

ś

ę

ł

g ównie z kuzynk . Dionie przypomnia y si smutne obiady w domu stryja, w czasie których

ł

ą

ł

ę

siedzia a milcz c — smutna i znudzona.

ł

ą

A jednak tu by o inaczej. Mog a przynaj

ł

ł

mniej patrze na markiza i s ysze jego g os. Staraj c

ć

ł

ć

ł

ą

si , by tego nie zauwa y , przygl da a mu si ukradkiem i próbowa a si my li ci g

ę

ż ł

ą ł

ę

ł

łą

ś ś ą n , cho

ąć

ć

na chwil , jego uwag .

ę

ę

Kiedy yczyli sobie dobrej nocy, czu a e markiz staje si wobec niej coraz bardziej oficjalny.

ż

ł ż

ę

Mia a ochot uciec i ukry si . Roz

ł

ę

ć ę

s dek podpowiada , i zamiarem markiza jest wprowadzenie

ą

ł ż

Diony do towarzystwa i znalezienie dla niej, z pomoc pani Lamborn, odpowiedniego m

a. Bo

ą

ęż

przecie w a nie za stosown parti powinni si rozgl da opieku

ż ł ś

ą

ą

ę

ą ć

nowie debutante.

Dzi ki staraniom markiza, Diona ubiera a si teraz szczególnie elegancko, a pani Lamborn

ę

ł

ę

da a jej do zrozumienia, e uzyska a zaprosze

ł

ż

ł

nia na wszystkie licz ce si bale a do ko ca

ą

ę

ż

ń

sezonu. Mimo, e by ju rodek lata, sporo osób zdecydowa o si pozosta w Londynie. Kiedy

ż

ł ż ś

ł

ę

ć

jednak ycie towarzyskie w stolicy za

ż

mrze ca kowicie, wezm udzia w wielu przyj

ł

ą

ł

ęciach w

wiejskich rezydencjach.

— Kuzyn Lenox zna, rzecz jasna, wszystkie te miejsca — i pani Lamborn zacz a wymie

ęł

nia ,

ć

pe nym szacunku tonem, nazwy posiad

ł

o ci — Syon House nale

cy do ksi cia i ksi

ł ś

żą

ę

ężnej

Northumberland, Osterley — dom hrabiostwa Jersey w Chiswick...

background image

Lista ci gn a si bez ko ca, a wreszcie Diona przesta a cokolwiek rozumie i nie pró

ą ęł

ę

ń

ł

ć

bowa a

ł

ju nawet zapami tywa nazwisk wszy

ż

ę

ć

stkich tych nie znanych jej ludzi.

— Chc tylko jednego — powtarza a sobie w duchu — porozmawia z markizem, tak jak w

ę

ł

ć

Irchester Park. Bola a j my l o tamtych szcz liwych chwilach. Wspomina a wspólne konne

ł ą

ś

ęś

ł

wyprawy i pasjonuj ce, a czasem zabaw

ą

ne, dyskusje przy stole.

Diona czu a, jak ogarnia j rozpacz. Przewraca a si w ó ku z boku na bok, zm czona i

ł

ą

ł

ę

ł ż

ę

niespokojna. By o zbyt gor co, aby mog a zasn

.

ł

ą

ł

ąć

Nagle us ysza a dziwny d wi k dochodz cy zza okna. Wiedziona ciekawo ci wyskoczy a z

ł

ł

ź ę

ą

ś ą

ł

po cieli, odsun a zas ony i wyjrza a. Ksi

yc blado-srebrzystym blaskiem o wietla ogród.

ś

ęł

ł

ł

ęż

ś

ł

W ród cieni drzew Diona odró nia a zarysy rabat kwiatowych.

ś

ż

ł

D wi k powtórzy si . Brzmia jak j k bólu jakiego zwierz cia. Syriusz wspi si na okno

ź ę

ł ę

ł

ę

ś

ę

ął ę

przednimi apami i warkn .

ł

ął

— Co to mo e by , Syriuszu? — szepn a.

ż

ć

ęł

Pies znów zawarcza . Jednocze nie Diona us ysza a cichutki skowyt. Teraz by a ju pew

ł

ś

ł

ł

ł

ż

na, e

ż

jakie ma e zwierz , mo e kot, wpad o w pu apk .

ś

ł

ę

ż

ł

ł

ę

Nie zastanawiaj c si d u ej, Diona narzuci a szal na koszul nocn , otworzy a drzwi i wy

ą

ę ł ż

ł

ę

ą

ł

-

bieg a na korytarz. Pies nie odst powa jej ani na krok. Dotarli do bocznej klatki schodowej,

ł

ę

ł

któr odkry a wieczorem, wychodz c na spacer z Syriuszem.

ą

ł

ą

Tamt dy najszybciej b dzie mo na wydosta si z domu. Teraz od ogrodu dzieli y j ju tylko

ę

ę

ż

ć ę

ł ą ż

drzwi wej ciowe. Diona przekr ci a tkwi

ś

ę ł

ący w zamku klucz i odsun a skobel. Syriusz wybieg

ęł

ł

pierwszy, a ona pod

y a za nim. Nagle zatrzyma a si w pó kroku. Przera ona chcia a wzywa

ąż ł

ł

ę

ł

ż

ł

ć

pomocy, lecz krzyk zosta st umiony, nim jeszcze wydoby si z gard a. Na g ow zarzucono jej

ł ł

ł ę

ł

ł ę

jak grub i ci

k tkanin . Próbowa a walczy , ale nie potrafi a si wyrwa . Z przera eniem

ąś

ą

ęż ą

ę

ł

ć

ł

ę

ć

ż

poczu a, e traci równowag i jacy ludzie nios j przez ogród.

ł ż

ę

ś

ą ą

background image

Rozdzia 6

ł

Lenox Irchester po o y si pó no i chocia by zm czony, nie móg zasn

. Sprawy, o któ

ł ż ł ę

ź

ż

ł

ę

ł

ąć

rych

my la bez przerwy, i teraz nie pozwala y mu zmru y oka. W ko cu jednak zmorzy go sen.

ś ł

ł

ż ć

ń

ł

Obudzi si nagle z uczuciem niepokoju. Zza drzwi dobiega niezwyk y ha as. Co w nie

ł ę

ł

ł

ł

ś

drapa o, po chwili us ysza ostre szczekanie. Przez moment wydawa o mu si , e jest na wsi i to

ł

ł

ł

ł

ę ż

jeden z jego psów próbuje dosta si do pokoju. Ale zaraz oprzytomnia . Le a w swojej

ć ę

ł

ż ł

londy skiej sypialni, a za drzwiami musia znajdowa si Syriusz.

ń

ł

ć ę

Markiz zapali wiec , wyskoczy z ó ka i otworzy drzwi. Syriusz, jak burza, wpad do

ł ś

ę

ł

ł ż

ł

ł

pokoju. G o no zaszczeka i, ogl daj c si , czy markiz idzie za nim, wybieg na korytarz.

ł ś

ł

ą ą

ę

ł

Zatrzyma si po raz kolejny, znów odbieg kawa ek i obejrza ponownie. Przy tak wymow

ł ę

ł

ł

ł

nym

zachowaniu psa, Irchester nie móg nie zrozumie , e sta o si co z ego, i Syriusz prosi o

ł

ć ż

ł

ę

ś ł

pomoc.

Markiz chwyci szlafrok, pozostawiony przez lokaja na krze le obok ó ka, i narzuciw

ł

ś

ł ż

szy go

na koszul , z zapalon wiec w r ku pod

y za Syriuszem. Spodziewa si , e pies pobiegnie

ę

ą ś

ą

ę

ąż ł

ł ę ż

prosto do sypialni Diony. Id c ciemnym, w skim korytarzem, zastanawia si , co te mog o si

ą

ą

ł ę

ż

ł

ę

zdarzy . Czy aby Diona nie zachorowa a?

ć

ł

A je li tak, dlaczego nie pos u y a si dzwonkiem i nie wezwa a pokojówki? Syriusz min

ś

ł ż ł

ę

ł

ął

jednak otwarte drzwi sypialni Diony i nawet si nie obejrza . Na widok pustego ó ka i

ę

ł

ł ż

otwartego okna, markiz poczu l k. To bardzo dziwne. Musia o si wydarzy jakie nieszcz cie.

ł ę

ł

ę

ć

ś

ęś

Syriusz wyra nie prowadzi go w stron drzwi wej ciowych. Co jaki czas przystawa , by

ź

ł

ę

ś

ś

ł

upewni si czy markiz nadal mu towarzyszy.

ć ę

Irchesterowi za wita o w g owie straszne podejrzenie. Zawróci szybko do swojej sypia

ś

ł

ł

ł

lni.

Je li jego domys y s s uszne, musi si ubra . Syriusz przystan przed drzwiami i tyl

ś

ł ą ł

ę

ć

ął

ko cichym

wyciem okazywa zniecierpliwienie. Markiz b yskawicznie naci gn obcis e, jasne spodnie,

ł

ł

ą ął

ł

które nosi poprzedniego dnia, po czym wsun nogi w wysokie buty. Z apa pierwsz ze stosu

ł

ął

ł

ł

ą

bia ych, starannie u o onych koszul w szufladzie komody. Owin jeszcze szyj fularem,

ł

ł ż

ął

ę

narzuci lekki p aszcz i ju by gotów. Lata s u by wojskowej przyzwyczai y go do sprawnego,

ł

ł

ż

ł

ł ż

ł

szybkiego dzia ania. Tym

ł

czasem Syriusz skomla nagl co.

ł

ą

background image

Jeszcze od drzwi markiz zawróci i otworzy szuflad komody. Wyci gn pistolet, z którym

ł

ł

ę

ą ął

nie rozstawa si podczas nie zawsze bezpiecz

ł ę

nych podró y.

ż

Syriusz zaskomla g o niej. Markiz wsun bro do kieszeni i pobieg za psem. Ku zdu

ł ł ś

ął

ń

ł

mieniu

markiza ruszyli nie do g ównego wej cia, ale w kierunku rzadko u ywanej bocznej klatki

ł

ś

ż

schodowej. Dopiero na dole, na widok otwartych drzwi do ogrodu, Irchester poj , co sta o si z

ął

ł

ę

Dion .

ą

Syriusz mkn ju mi dzy drzewami, a mar

ął ż

ę

kiz spieszy za nim. Wiedzia , e Dion upro

ł

ł ż

ę

-

wadzono. Zapewne wyniesiono j przez wiod

ą

ąc do stajen bram na ko cu ogrodu.

ą

ę

ń

Irchester gor czkowo zastanawia si , gdzie, u diab a, z oczy cy mogli ukry dziewczyn . To

ą

ł ę

ł

ł

ń

ć

ę

oczywiste, e zosta a porwana i wiadomo przez kogo. Okaza naiwno , s dz c, e sir Hereward

ż

ł

ł

ść ą ą ż

tak atwo da za wygran . A przecie brak jakichkolwiek prób kontaktu ze strony radców

ł

ą

ż

prawnych starego Grantleya powinien by wyda si wystarczaj co podejrzany.

ł

ć ę

ą

Markiz sta w pustej alejce. W ciemno ci nocy s ysza jedynie d wi ki dolatuj ce ze stajni.

ł

ś

ł

ł

ź ę

ą

Sam ju nie wiedzia , co czyni . I nagle przy

ż

ł

ć

pomnia sobie. Przecie sir Grantley ma dom w

ł

ż

Londynie!

Dowiedzia si o tym przez przypadek dawno temu, tu po zako czeniu wojny, ale z

ł

ę

ż

ń

atwo ci potrafi jeszcze odtworzy w pami ci potrzebn mu scen . Oczyma wyobra ni

ł

ś ą

ł

ć

ę

ą

ę

ź

zobaczy pewn liczn m od dam , która mówi a:

ł

ą ś

ą ł ą

ę

ł

— Mam nadziej , e przyjdzie pan jutro na kolacj . Bez trudu znajdzie pan mój dom na Park

ę ż

ę

Street. Niedu y, wci ni ty mi dzy znacznie bardziej imponuj ce budowle, z których jedna

ż

ś ę

ę

ą

nale y do hrabiego Warnshaw, druga za do sir Herewarda Grantleya.

ż

ś

Po czym roze mia a si i doda a:

ś

ł

ę

ł

— Chocia jestem wci ni ta mi dzy tych dwóch panów, nie ma pan powodu do zazdro

ż

ś ę

ę

ci.

ś

Obaj s wiekowi i niezbyt poci gaj cy.

ą

ą ą

Markiz pami ta , e jej dom sta naprzeciwko szeregu budynków wzniesionych w miejsce

ę ł ż

ł

ci gn cych si wzd u ca ej Park Street stajni pa acowych. Przypomnia sobie co jeszcze. Dama

ą ą

ę

ł ż ł

ł

ł

ś

dbaj c o reputacj , po dwóch wizytach da a mu klucz do ogrodu. Co prawda, ogród nale a do

ą

ę

ł

ż ł

kilku s siaduj cych ze sob domów, ale czasami, zw aszcza noc , markiz u ywa klucza i nigdy

ą

ą

ą

ł

ą

ż

ł

nie natkn si na nikogo obcego. Teraz zastanawia si , w jaki sposób wykorzys

ął ę

ł ę

ta posiadan

ć

ą

znajomo terenu.

ść

background image

— By oby b dem — pomy la , prawie bieg

ł

łę

ś ł

n c — dzwoni lub puka do domu Grantleya.

ą

ć

ć

S u ba zapewne otrzyma rozkaz, by nikogo nie wpuszcza , a sam nie zdo am sforsowa drzwi.

ł ż

ć

ł

ć

Zwolni kroku i przeszed na drug stron Park Street. Odnalaz przej cie prowadz ce do

ł

ł

ą

ę

ł

ś

ą

ogrodów na ty ach szeregu domów z czerwonobrunatnej ceg y.

ł

ł

Bez trudu dotar do bramy. Tak jak przypu

ł

szcza , by a zamkni ta. Pomy la , e wy amanie

ł

ł

ę

ś ł ż

ł

zamka spowoduje ha as, który w ciszy nocnej z pewno ci zwróci na niego uwag . Po o y wi c

ł

ś ą

ę

ł ż ł

ę

d o na bie Syriusza, i g aszcz c powie

ł ń

ł

ł

ą

dzia rozkazuj cym tonem:

ł

ą

— Siad, Syriuszu. Siad.

Pies pos ucha . Markiz, bez wi kszego tru

ł

ł

ę

du, wdrapa si na mierz cy blisko sze

stóp *

ł ę

ą

ść

3

wysoko ci mur i po chwili by ju w ogrodzie. Odsun zasuw blokuj c furtk i wpu ci

ś

ł

ż

ął

ę

ą ą

ę

ś ł

Syriusza. Pies zdawa si doskonale rozumie , o co chodzi. Bezszelestnie pod

a za mar

ł ę

ć

ąż ł

kizem

gdy ten skrada si mi dzy drzewami i krzewami.

ł ę

ę

Pomimo panuj cych ciemno ci, markiz bez trudu odnalaz dom sir Herewarda. Na dole pali o

ą

ś

ł

ł

si wiat o, zas ony nie by y zaci gni te, a dwa okna, szcz liwym zrz dzeniem losu,

ę ś

ł

ł

ł

ą

ę

ęś

ą

pozostawiono szeroko owarte.

Najpierw uszu markiza doszed be kotliwy, m ski g os, a w chwil potem Irchester us ysza

ł

ł

ę

ł

ę

ł

ł

Dion . Mówi a:

ę

ł

— Nie po lubi go! Nie po lubi !

ś

ę

ś

ę

Jeszcze w ogrodzie Diona zorientowa a si , kto j porwa . Z g ow owini t ci

k tkani

ł

ę

ą

ł

ł ą

ę ą ęż ą

n ,

ą

mia a wra enie, e za chwil si udusi. Nios cy j m

czy ni szli bardzo szybko. Po jakim

ł

ż

ż

ę ę

ą

ą ęż

ź

ś

czasie us ysza a g os, który od razu rozpozna a.

ł

ł ł

ł

— Uwa aj na bram ! — warkn sir He

ż

ę

ął

reward.

M

czy ni przystan li na chwil . Stryj za

ęż

ź

ę

ę

kl , tak dobrze znanym jej, rozw cieczonym tonem:

ął

ś

— Z drogi, precz, przekl ty psie! Us ysza a skowyt. Pewnie to sir Hereward

ę

ł

ł

uderzy lask Syriusza. W tym samym momen

ł

ą

cie trzasn a furtka i Diona domy li a si , e

ęł

ś ł

ę ż

Syriusz zosta zamkni ty w ogrodzie. Zadr a a ze strachu, sukno na twarzy dusi o j coraz

ł

ę

ż ł

ł

ą

bardziej. Wiedzia a, i tylko jeden cz owiek móg by j uratowa . Trzeba wi c sk oni Sy

ł

ż

ł

ł

ą

ć

ę

ł

ć

riusza,

by obudzi markiza.

ł

3 * 1 stopa ~ 30,5 cm

background image

Gdy dalmaty czyk by jeszcze ca kiem malu

ń

ł

ł

tki, oprócz zwyczajnej tresury, Diona próbowa a

ł

na nim te wicze w wykonywaniu rozkazów przekazywanych jedynie za pomoc si y umys u.

ż ć

ń

ą ł

ł

Ojciec opowiedzia jej o zdumiewaj cych przyk adach transferencji my li. Zjawisko to by o

ł

ą

ł

ś

ł

pono dobrze znane w Indiach. Zdarza y si przypadki, e ludzie potrafili kontaktowa si ze

ć

ł

ę

ż

ć ę

sob na bardzo du odleg o .

ą

żą

ł ść

— Tato, nie rozumiem. Jak to mo liwe? — dziwi a si Diona.

ż

ł

ę

— Uczeni od dawna wiedz , e ywe istoty emituj specyficzne fale. My l , i na tym w a nie

ą ż ż

ą

ś ę ż

ł ś

opiera si zjawisko transferencji my li.

ę

ś

— Dalej nie rozumiem...

— Nasze my li s falami — t umaczy ojciec. — Wysy amy je w okre lonych kie

ś ą

ł

ł

ł

ś

runkach, do

innych ludzi. Ale odebra taki przekaz potrafi tylko kto szczególnie wra

ć

ś

liwy.

ż

— Tato, to fascynuj ce. Spróbuj przes a ci w ten sposób jak informacj .

ą

ę

ł ć

ąś

ę

— Cz sto robimy to z twoj matk . Czasami ona odpowiada na pytanie, którego jeszcze nie

ę

ą

ą

zd

y em wypowiedzie na g os.

ąż ł

ć

ł

Diona postanowi a wypróbowa t metod w tresurze Syriusza. Wkrótce te zacz a od

ł

ć ę

ę

ż

ęł

nosić

sukcesy. Potrafi a wezwa go do siebie bez u ycia s ów, nawet z drugiego ko ca ogro

ł

ć

ż

ł

ń

du.

Jednak, gdy chcia a aby Syriusz spe ni jakikolwiek inny rozkaz, efekty by y znikome. Tote

ł

ł ł

ł

ż

teraz Diona obawia a si , e pies nie zrozumie jej polecenia.

ł

ę ż

— Biegnij po markiza! Biegnij po markiza! — powtarza a w my li. Czu a napi cie ka dego

ł

ś

ł

ę

ż

nerwu, gdy tak nat

a a umys , by zmusi Syriusza do wykonania rozkazu. Tym

ęż ł

ł

ć

czasem

m

czy ni wnosili j ju do jakiego budynku.

ęż

ź

ą ż

ś

Wreszcie pozwolono Dionie stan na nogi i zdj to jej z twarzy okropne sukno.

ąć

ę

Przez moment niczego nie mog a dostrzec, by o jej tylko straszliwie gor co i duszno. Gdy

ł

ł

ą

oczy przyzwyczai y si do pó mroku, zobaczy a e znajduje si w wielkim, o wiet

ł

ę

ł

ł ż

ę

ś

lonym

wiecami pokoju. Przed ni stali stryj i Simon. Mimo e spodziewa a si ich widoku, zadr a a ze

ś

ą

ż

ł

ę

ż ł

zgrozy. Simon przygl da si jej z wyrazem twarzy, który wzbudzi w Dionie wstr t, a zarazem

ą ł ę

ł

ę

przera enie. Nerwowo za

ż

garn a szal na piersi, okrywaj c szczelniej nocn koszul .

ęł

ą

ą

ę

— Dostarczy em j tutaj — o wiadczy sir Hereward. — Teraz wszystko za atwimy!

ł

ą

ś

ł

ł

background image

Stryj mówi do kogo za jej plecami. Odwróci a g ow i zobaczy a ubranego na czarno

ł

ś

ł

ł

ę

ł

m

czyzn . Kim móg by ? Wydawa si zbyt niski i w t y, jak na jednego z porywaczy.

ęż

ę

ł

ć

ł ę

ą ł

Mo e wi c lokaj?

ż

ę

Nagle, ku swemu przera eniu, dostrzeg a bia koloratk . Nieznajomy by duchownym! Dion

ż

ł

łą

ę

ł

ę

przej a trwoga. Nie by o trudno domy li si powodu, dla którego sprowadzono pastora.

ęł

ł

ś ć ę

Dziewczyna poczu a si schwytana w pu apk bez mo liwo ci ucieczki. Jaki wewn trzny

ł

ę

ł

ę

ż

ś

ś

ę

g os podpowiedzia jej, eby za wszelk cen gra na zw ok . Powoli osun a si na pod og i

ł

ł

ż

ą

ę

ć

ł ę

ęł

ę

ł ę

mocno zacisn a powieki. Mia a nadziej , e stryj da si oszuka i uzna, e ze strachu straci a

ęł

ł

ę ż

ę

ć

ż

ł

przytomno .

ść

— Zemdla a! — zawo a Simon. — Widzisz ojcze, co narobi e ?! Zemdla a, a mo e nawet

ł

ł ł

ł ś

ł

ż

umar a!

ł

— Oczywi cie, e yje! — odburkn gniew

ś

ż ż

ął

nie sir Hereward. — Przynie szklank wody!

ś

ę

— Sk d? Nie mam poj cia, gdzie tu jest woda!

ą

ę

— Rozka s u

cemu, g upcze! — zagrzmia sir Hereward.

ż ł żą

ł

ł

Spiesznie wychodz c, Simon potkn si i Diona z nadziej pomy la a, e zbyt pr dko nie

ą

ął ę

ą

ś ł ż

ę

zdo a spe ni rozkazu ojca. Stryj pozosta przy niej.

ł

ł ć

ł

Tu obok siebie s ysza a jego ci

ki oddech.

ż

ł

ł

ęż

Nadal udaj c omdlenie, Diona nie przery

ą

wa a wewn trznego wo ania o pomoc. Tym razem

ł

ę

ł

jednak zwraca a si w my lach bezpo

ł

ę

ś

rednio do Irchestera.

ś

Je li Syriusz zdo a zrozumie przes any mu rozkaz, markiz zauwa y ju jej tajemnicze

ś

ł ł

ć

ł

ż ł

ż

znikni cie. Ale czy domy li si , gdzie jej szuka ? Pami ta a, e stryj ma w Londynie dom, z któ

ę

ś

ę

ć

ę ł ż

-

rego rzadko korzysta .

ł

Ale nigdy w tym domu nie by a i nie potrafi a nawet przypomnie sobie, gdzie si dok adnie

ł

ł

ć

ę

ł

znajduje.

— A markiz przecie nie zna stryja — my la a gor czkowo — i ma o prawdopo

ż

ł

ś ł

ą

ł

dobne, by w

ogóle wiedzia , e sir Hereward ma tu jak posiad o . Jednak tl cy si jeszcze w jej sercu w t y

ł ż

ąś

ł ść

ą

ę

ą ł

p omie nadziei sprawi , i znów zacz a wzywa pomocy. Oczyma wyobra ni ujrza a twarz

ł

ń

ł ż

ęł

ć

ź

ł

markiza i ca si woli skoncentrowa a si na prze

łą łą

ł

ę

kazywaniu mu w my lach, tak, jak zgodnie z

ś

opowiadaniami ojca, robili to wtajemniczeni Hindusi.

background image

— Pomó mi! Uratuj mnie! Prosz ... Uratuj mnie! Kocham... ci !

ż

ę

ę

Kiedy dopowiada a dwa ostatnie s owa, u wiadomi a sobie, i przecie on jej nie kocha i

ł

ł

ś

ł

ż

ż

przestraszy a si , czy w tej sytuacji zrozumie jej przes anie.

ł

ę

ł

Rozmy lania Diony przerwa y kroki powra

ś

ł

caj cego Simona. Stryj zapyta :

ą

ł

— Masz wod ? Podnie jej g ow i wlej do gard a.

ę

ś

ł ę

ł

— A je li nie prze knie? Duchowny odezwa si po raz pierwszy:

ś

ł

ł ę

— Ja to zrobi .

ę

Diona wyczu a, e przykl kn obok niej. Simon zapewne poda mu szklank .

ł ż

ę ął

ł

ę

Kiedy pod o y jej rami pod plecy i uniós g ow , poczu a wstr t. Ten cz owiek by równie

ł ż ł

ę

ł ł ę

ł

ę

ł

ł

odpychaj cy jak Simon. Dotyk jego r k koja

ą

ą

rzy jej si z czym obrzydliwym, diabelskim. Mia a

ł

ę

ś

ł

ochot wyszarpn

si , lecz on radzi sobie znacznie lepiej ni m ody Grantley. Przy

ę

ąć ę

ł

ż ł

cisn brzeg

ął

szklanki do jej ust i chocia stawia a opór, musia a prze kn

odrobin , a woda sp ywa a stró k

ż

ł

ł

ł ąć

ę

ł

ł

ż ą

po podbródku i na koszul nocn .

ę

ą

— No, dalej! — ponagla sir Hereward.

ł

— My l , e wraca do siebie — zawiadomi pastor. — Poruszy a oczami.

ś ę ż

ł

ł

— Najlepiej chlusn jej wod w twarz! — zniecierpliwi si sir Hereward.

ąć

ą

ł ę

Tego Diona nie yczy a sobie zupe nie, wi c ostro nie poruszy a r koma i odepchn a od ust

ż

ł

ł

ę

ż

ł ę

ęł

szklank .

ę

— Ju w porz dku! — stwierdzi sir Here

ż

ą

ł

ward. — A teraz wstawaj i przesta nam opó nia

ń

ź

ć

ceremoni — zwróci si ostro do Diony.

ę

ł ę

— Niedobrze mi, stryju — j kn a omdle

ę ęł

waj co.

ą

— Zaraz b dzie ci jeszcze gorzej, je li nie zrobisz tego, co ci ka

! Simon! Pomó jej, niech

ę

ś

żę

ż

wstanie i rozpoczynamy!

Simon niezdarnie usi owa pod wign

Dion z pod ogi, w czym, równie nieudolnie,

ł

ł

ź

ąć

ę

ł

pomaga mu pastor. Diona, widz c, e dalszy opór nie ma sensu, sama podnios a si i

ł

ą ż

ł

ę

odgarn wszy w osy z czo a zwróci a si do sir Herewarda:

ą

ł

ł

ł

ę

— Stryju, prosz pozwoli mi ubra si w co

ę

ć

ć ę

ś

przyzwoitego.

background image

— Po lubie b dziesz mog a wróci do Ir-chester House i zabra swoje ubrania — od

ś

ę

ł

ć

ć

rzek sir

ł

Grantley z drwin w g osie. — Teraz nie ma powodu, aby nara a a narzeczonego na dalsz

ą

ł

ś

ż ł

ą

strat czasu.

ę

— Je li masz zamiar wyda mnie za Simona ja... Nie godz si ! Nigdy go nie po lubi !

ś

ć

ę ę

ś

ę

Diona wiedzia a, e nie ma ju nic do stracenia, wi c krzycza a dalej. — Jak mia e post pi ze

ł ż

ż

ę

ł

ś

ł ś

ą ć

mn w taki sposób! Porwa e mnie! To... Bezczelno ! To bezprawie, dobrze o tym wiesz!

ą

ł ś

ść

— Milcz! — rykn sir Hereward. — By a sierot bez grosza przy duszy, kiedy wzi em ci

ął

ł ś

ą

ął

ę

do swego domu. Ubra em, nakarmi em, sp aci em d ugi twego ojca! Mieszka a w Grantley Hall

ł

ł

ł ł

ł

ł ś

za darmo i oto podzi kowanie, ty niewdzi cznico!

ę

ę

— To nie kwestia wdzi czno ci — odpar a Diona ch odno. — Jestem gotowa podzi kowa ci

ę

ś

ł

ł

ę

ć

za wszystko, co dla mnie zrobi e , chocia ani przez moment nie by am u ciebie szcz liwa! Ale

ł ś

ż

ł

ęś

twojego syna nie po lubi ! On nie mo e by moim m

em. W ogóle... niczyim m

em!

ś

ę

ż

ć

ęż

ęż

Diona zdawa a sobie spraw , e jej s owa brzmi obra liwie, ale teraz, gdy musia a sto

ł

ę ż

ł

ą

ź

ł

czyć

samotn walk w obronie w asnej czci i honoru, nagle przesta a si ba . Wola aby raczej umrze ,

ą

ę

ł

ł

ę ć

ł

ć

ni pozwoli , by Simon cho by j dotkn i z pewno ci zabi aby si , gdyby musia a z nim y ,

ż

ć

ć

ą

ął

ś ą

ł

ę

ł

ż ć

jako ona. S ysz c jej zuchwa odpowied , sir Hereward spurpurowia na twarzy i ostro zwróci

ż

ł

ą

łą

ź

ł

ł

si do pastora: — Rozpoczynaj! No, dalej!

ę

— Nie po lubi go! Nie po lubi ! — po

ś

ę

ś

ę

wtarza a z rozpacz Diona.

ł

ą

Sir Hereward Grantley podniós lask .

ł

ę

— B d ci bi dot d, dopóki nie zrobisz tego, co ka

... — zasycza ju niemal fioletowy ze

ę ę ę ć

ą

żę

ł ż

z o ci. Post pi krok w jej stron . Przera ona krzykn a.

ł ś

ą ł

ę

ż

ęł

Naraz rozleg o si szczekanie i do pokoju wskoczy Syriusz.

ł

ę

ł

Us yszawszy podniesione g osy, nie czekaj c na markiza, ruszy swojej pani na pomoc.

ł

ł

ą

ł

Teraz biega rado nie wokó niej, szcz

liwy, e j odnalaz . Diona westchn a z ulg , gdy w

ł

ś

ł

ęś

ż ą

ł

ęł

ą

otwartym oknie ukaza si równie markiz.

ł ę

ż

Tylko moment zaj o mu przedostanie si do rodka. Ale t krótk chwil sir Hereward

ęł

ę

ś

ę

ą

ę

zdo a wykorzysta . Ze zdumiewaj c w jego wieku szybko ci i si chwyci Dion za szyj i

ł ł

ć

ą ą

ś ą

łą

ł

ę

ę

odci gn a pod cian . Teraz trzyma dziew

ą ął ż

ś

ę

ł

czyn przed sob , jak tarcz .

ę

ą

ę

background image

Lenox Irchester spojrza z pogard na roz

ł

ą

grywaj c si przed nim scen . Pastor i Simon

ą ą ę

ę

wlepiali we os upia y wzrok. Stary Grantley za , niemal zgniataj c Dion w stalowym u cis

ń ł

ł

ś

ą

ę

ś ku,

woln r k wyszarpn z kieszeni p aszcza pistolet i zawo a :

ą ę ą

ął

ł

ł ł

— Milordzie! Wdar e si do mojego domu! Albo natychmiast wyniesiesz si st d, albo

ł ś ę

ę ą

przydarzy ci si przygoda, któr nazwa mo na po a owania godnym wypadkiem.

ę

ą

ć

ż

ż ł

— Pan powa nie grozi mi mierci ? — ton markiza wiadczy o ch odnym opanowaniu.

ż

ś

ą

ś

ł

ł

— Nie zawaham si ani chwili, je li b dzie si pan dalej wtr ca — odpar gniewnie sir

ę

ś

ę

ę

ą ł

ł

Hereward, celuj c w pier Irchestera.

ą

ś

Diona z trudem chwyta a powietrze, gdy stryj coraz mocniej ciska jej szyj . Przera ona

ł

ż

ś

ł

ę

ż

pomy la a, e gotów jest wype ni swoje gro by, je eli tylko markiz b dzie próbowa interwe

ś ł ż

ł ć

ź

ż

ę

ł

-

niowa . Zrozumia a, e musi ulec, podda si yczeniu stryja i po lubi Simona, aby nie

ć

ł ż

ć ę ż

ś

ć

dopu ci do tragedii. Spróbowa a wi c odezwa si , ale stryj wzmocni u cisk i, zamiast s ów, z

ś ć

ł

ę

ć ę

ł ś

ł

ust Diony wyrwa si j k bólu.

ł ę ę

W tym momencie Syriusz zrozumia , e jego pani grozi miertelne niebezpiecze stwo. Rzuci

ł ż

ś

ń

ł

si na sir Herewarda i wbi mu z by w r k . Zaatakowany starzec podniós pistolet i wy

ę

ł

ę

ę ę

ł

mierzył

do dalmatynczyka. Ale markiz by szybszy. Huk wystrza u odbi si echem w ogro

ł

ł

ł ę

mnym pokoju.

Sir Hereward zatoczy si , a bro wypad a mu z bezw adnej d oni. Pu ci Dion i zdrow r k

ł ę

ń

ł

ł

ł

ś ł

ę

ą ę ą

z apa si za zranione prawe rami .

ł

ł ę

ę

Dziewczyna rzuci a si rozpaczliwie w stron markiza. Nie mog a mówi , trzyma a si go

ł

ę

ę

ł

ć

ł

ę

tylko kurczowo, jakby by ostatni desk ratun

ł

ą

ą

ku na wzburzonym morzu. Markiz obj j woln

ął ą

ą

r k i, mierz c z pistoletu, wycofywa si ty em w kierunku wyj cia. Gdy znale li si wreszcie

ę ą

ą

ł ę ł

ś

ź

ę

przy drzwiach, z naciskiem powiedzia :

ł

— Je eli my li pan, e zdo a mnie zatrzyma , to si pan myli!

ż

ś

ż

ł

ć

ę

— Bandyto! Nie mia e prawa strzela do mojego ojca! — histerycznie wrzasn Simon.

ł ś

ć

ął

Lenox Irchester nie zada sobie trudu, aby zwróci na niego uwag , spojrza natomiast z

ł

ć

ę

ł

wyrzutem na pastora. Czarno ubrany mężczyzna z modlitewnikiem w r ku kuli si pod cian ,

ę

ł ę

ś

ą

jakby by oskar ony o dokonanie bez

ł

ż

prawia.

background image

— To nie moja wina! Robi em tylko to, co mi kazano — zacz si t umaczy , ale markiz nie

ł

ął ę ł

ć

zni y si do odpowiedzi.

ż ł ę

Wiedzia , jakiego typu duchownego naj sir Hereward. W Londynie by o takich wielu. Za

ł

ął

ł

odpowiednio wysok zap at udzielali nielegal

ą

ł ą

nych lubów, a potem przysi gali, e ceremonia

ś

ę

ż

odby a si w wi tyni i zgodnie z prawem.

ł

ę ś ą

Markiz po raz ostatni spojrza na zgroma

ł

dzonych w pokoju. Sir Hereward opad ci

ł ężko na

krzes o, krew sp ywa a mu z przed

ł

ł

ł

ramienia.

Irchester poci gn Dion do sieni. Dopiero teraz uwa niej przyjrza si dziewczynie i do

ą ął

ę

ż

ł ę

-

strzeg , e jest bosa. Wzi j wi c na r ce, a kiedy lokaj otwiera przed nimi drzwi, zwróci si

ł ż

ął ą

ę

ę

ł

ł ę

do niego:

— Po lij po doktora. Twój pan skaleczy si !

ś

ł ę

Nie czekaj c na odpowied , markiz zniós Dion po schodkach i ruszy w stron Irchester

ą

ź

ł

ę

ł

ę

House. Diona ukry a twarz w jego ramionach, obejmowa a go kurczowo, jakby ba a si go znów

ł

ł

ł

ę

utraci i cicho p aka a.

ć

ł

ł

Markiz szed szybkim krokiem, a Syriusz bieg za nim, rado nie machaj c ogonem. Nie

ł

ł

ś

ą

-

bawem znale li si przed domem.

ź

ę

Markiz otworzy furtk i weszli do ogrodu.

ł

ę

Kiedy kroki markiza przesta y uderza o bruk, Diona unios a g ow i rozejrza a si .

ł

ć

ł ł ę

ł

ę

— Przyszed e ... — szepn a. — By am pew

ł ś

ęł

ł

na, e Syriusz jako da panu zna , co mi si

ż

ś

ć

ę

przydarzy o.

ł

— I da mi zna — odpar cicho markiz.

ł

ć

ł

— Próbowa am te przekaza panu wiado

ł

ż

ć

mo , gdzie jestem...

ść

— Znalaz em ci ! I na szcz cie zd

y em. Diona znów wtuli a twarz w klap jego

ł

ę

ęś

ąż ł

ł

ę

p aszcza i obj a go mocniej. Markiz wniós j do domu, ale zamiast pój na gór , skr ci w

ł

ęł

ł ą

ść

ę

ę ł

korytarz prowadz cy do frontowego holu.

ą

W du ym, wy cie anym fotelu obok g ów

ż

ś ł

ł

nego wej cia drzema lokaj. Na d wi k kroków

ś

ł

ź ę

ockn si nagle i zerwa na równe nogi.

ął ę

ł

— Zapal wiece w salonie — rozkaza markiz.

ś

ł

S u

cy pospieszy spe ni polecenie, a mar

ł żą

ł

ł ć

kiz wniós Dion do pokoju. Po chwili za

ł

ę

p on y

ł ęł

dwa kandelabry.

background image

— Wystarczy, dzi kuj — powiedzia markiz i lokaj wyszed , cicho zamykaj c drzwi.

ę

ę

ł

ł

ą

Diona unios a g ow . W osy sp ywa y jej na ramiona, a w oczach odbija si blask wiec.

ł

ł ę

ł

ł

ł

ł ę

ś

Próbowa a co powiedzie , lecz wzruszenie t umi o jej g os.

ł

ś

ć

ł

ł

ł

— Uratowa e mnie! Uratowa e mnie! — wyszepta a wreszcie.

ł ś

ł ś

ł

— Tak, uratowa em ci .

ł

ę

Irchester postawi Dion na pod odze, ale nadal nie wypuszcza jej z ramion. Pochyli si nad

ł

ę

ł

ł

ł ę

ni i zbli y usta do jej warg. Mia a wra enie, e zaraz zacznie krzycze ze szcz cia, ale on ju

ą

ż ł

ł

ż

ż

ć

ęś

ż

ca owa j gwa townie, jakby sam sobie chcia udowodni , e jest bezpieczna, i e znów s

ł

ł ą

ł

ł

ć ż

ż

ą

razem.

Nie mog a uwierzy , e to prawda. Wszystko, co si z ni dzia o okaza o si jeszcze cudow-

ł

ć ż

ę

ą

ł

ł

ę

niejsze, ni sobie wyobra a a. Usta markiza by y twarde, sprawia y niemal ból, ale ona ju si

ż

ż ł

ł

ł

ż ę

nie ba a, bo wiedzia a, e nie straci a wcale uczu cz owieka, który by dla niej ca ym wiatem.

ł

ł ż

ł

ć ł

ł

ł

ś

Irchester ze wzruszeniem tuli Dion , tak drobn i bezbronn w jego obj ciach. Coraz czulej

ł

ę

ą

ą

ą

ę

i delikatniej ca owa jej nienawyk e do pieszczot wargi.

ł

ł

ł

I w a nie wtedy Diona poj a, i odkry a skarb, którego istnienia nawet nie przeczuwa a. To

ł ś

ęł

ż

ł

ł

by o pi kno kwiatów, gwiazd, ksi

yca i jego srebrnych b ysków w tafli wody. To by a muzyka,

ł

ę

ęż

ł

ł

s yszana w marzeniach i s o ce, i mi

ł

ł ń

o , za któr t skni a, odk d opu ci a dom i zamieszka a w

ł ść

ą ę

ł

ą

ś ł

ł

Grantley Hall. Cudown t doskona o

ofiarowywa jej ukochany m

ą ę

ł ść

ł

ężczyzna. Wiedzia a, e

ł ż

nale y do niego dusz , sercem i cia em.

ż

ą

ł

Kiedy na moment uniós g ow , szepn a:

ł ł

ę

ęł

- Kocham ci ... By am pewna, e... moja mi o ... przywiedzie ci do mnie...

ę

ł

ż

ł ść

ę

Markiz milcza i nie przestawa jej ca owa . Obydwoje czuli, jakby ogarnia ich p omie , a ich

ł

ł

ł

ć

ł

ł

ń

usta zdawa y si coraz bardziej rozpalone. Nieoczekiwanie markiz chwyci Dion na r ce i

ł

ę

ł

ę

ę

zaniós na sof .

ł

ę

— Tyle przesz a — o wiadczy — e po

ł ś

ś

ł

ż

winna czym si wzmocni . Bóg mi wia

ś

ś ę

ć

ś

dkiem, e

ż

obydwoje zas u yli my na kieliszek czego dobrego.

ł ż ś

ś

Chcia a mu powiedzie , e nic jej nie po

ł

ć ż

trzeba, ale Irchester wyci gn ju butelk szampana

ą ął ż

ę

ze srebrnego kube ka z lodem. Na

ł

pe ni kielich, poda jej i, nie odrywaj c od niej wzroku,

ł ł

ł

ą

przysiad na brzegu sofy. Wyraz jego szarych oczu onie miela Dion i nagle zda a sobie spraw ,

ł

ś

ł

ę

ł

ę

background image

e ubrana jest tylko w nocn koszul , a szal ca kiem zsun jej si z ramion. Speszona, próbowa a

ż

ą

ę

ł

ął

ę

ł

otuli si szczelniej, na

ć ę

daj c si raczej do ozdoby, jedwabn tkanin . Na ten widok markiz nie

ą ą ę

ą

ą

móg powstrzyma u miechu.

ł

ć ś

— Kto by uwierzy , e tak male kiej osobie mog y si przydarzy równie wielkie przygody?

ł ż

ń

ł

ę

ć

— Na szcz cie zd

y e ... W por .

ęś

ąż ł ś

ę

— My l , e za to powinna podzi kowa Syriuszowi.

ś ę ż

ś

ę

ć

Dalmaty czyk, który przez ca y czas le a grzecznie przy kominku, us yszawszy swoje imi ,

ń

ł

ż ł

ł

ę

nastawi uszy.

ł

— Czy Syriusz... powiedzia ci, co si ze mn dzieje? — zapyta a nie mia o Diona.

ł

ę

ą

ł

ś

ł

— Opowiedzia wszystko w najbardziej wy

ł

mowny sposób. Najpierw obudzi mnie drapa

ł

niem

w drzwi i wyciem. Potem zaprowadzi do ogrodu, gdzie zobaczy em, e zamek u furtki jest

ł

ł

ż

wy amany — relacjonowa markiz.

ł

ł

— Usi owa am dawa mu polecenia za pomo

ł

ł

ć

c my li, ale obawia am si , e tego nie

ą

ś

ł

ę ż

zrozumie.

W oczach markiza odmalowa o si zdumie

ł

ę

nie. Zacinaj c si , gdy by a mocno wytr cona z

ą

ę

ż

ł

ą

równowagi poca unkami, Diona przytoczy a teori ojca na temat przenoszenia my li. Opo

ł

ł

ę

ś

-

wiada a, jak porywacze nie li j zawini t w grube sukno, a ona próbowa a przekazywa rozkazy

ł

ś ą

ę ą

ł

ć

Syriuszowi.

Markiz s ucha uwa nie, wreszcie cicho rzek :

ł

ł

ż

ł

— Potem chyba wysy a a my li bezpo red

ł ł ś

ś

ś

nio do mnie.

— Czu e to?

ł ś

— Teraz jestem tego pewien. To twoje my li musia y sprawi , e nagle przypomnia em sobie,

ś

ł

ć ż

ł

gdzie znajduje si dom sir Herewarda. Uda o mi si dosta do ogrodu i kiedy dotar em a pod

ę

ł

ę

ć

ł

ż

owarte okno, us ysza em, jak ten ajdak straszy ci pobiciem.

ł

ł

ł

ł ę

— Próbowa am gra na zw ok — westchn a Diona — ale chyba jestem... tchórzem... wi c,

ł

ć

ł ę

ęł

ę

gdyby nie przyby na czas, nie potrafi a

ś

ł

ł bym ju d u ej si opiera .

ż ł ż

ę

ć

background image

Markiz uj d o dziewczyny i podniós do ust.

ął ł ń

ł

— Nigdy nie widzia em kogo równie dziel

ł

ś

nego i... cudownego! — szepn , patrz c jej prosto

ął

ą

w oczy. Jego g os brzmia tak dziwnie, e spojrza a na niego rozszerzonymi ze zdu

ł

ł

ż

ł

mienia

oczami.

Wsta i wyj kielich z jej r ki.

ł

ął

ę

— Nalegam, aby po o y a si ju spa . Przesz a piek o... Jutro o wszystkim poroz

ś

ł ż ł

ę ż

ć

ł ś

ł

mawiamy.

— Nie chc ci opuszcza — zaprotestowa a Diona.

ę ę

ć

ł

— Wiem, kochanie. I ja nie pragn si z tob rozstawa , ale powinienem by rozs dny za nas

ę ę

ą

ć

ć

ą

obydwoje.

Odstawi kielich na stolik i pomóg Dionie podnie si z sofy.

ł

ł

ść ę

— Poza tym, pomy l o Syriuszu. On tak e potrzebuje odpoczynku.

ś

ż

Roze mia a si , a o to mu w a nie chodzi o. Gdy tak sta a obok niego, bosa, z jasnymi

ś

ł

ę

ł ś

ł

ł

w osami opadaj cymi na ramiona i oczami niemal e zbyt ogromnymi w porównaniu z de

ł

ą

ż

likatną

twarzyczk , wyda a mu si drobna jak dziecko.

ą

ł

ę

— Diono, mamy sobie tyle do powiedzenia, ale wiem, nawet je li nie chcesz si do tego

ś

ę

przyzna , e jeste miertelnie zm czona.

ć ż

ś ś

ę

To by a prawda. Dion zaskoczy o, e mar

ł

ę

ł ż

kiz tak doskonale wyczuwa jej reakcje. Ponownie

wzi j w ramiona.

ął ą

— Mog i sama — broni a si .

ę ść

ł

ę

— Lubi ci nosi , jeste taka lekka, e mog aby by nimf z naszego jeziora w Ir-chester

ę ę

ć

ś

ż

ł

ś

ć

ą

Park — odpar .

ł

— Od kiedy ujrza am to jezioro, by am pew

ł

ł

na, e rzeczywi cie mo na tam napotka nimfy,

ż

ś

ż

ć

ale nie mówi am o tym, bo ba am si , e mnie wy miejesz za takie fantazje.

ł

ł

ę ż

ś

— W dzieci stwie wierzy em w czarodziej

ń

ł

skie mieszkanki jeziora. Teraz, gdy jestem doros y,

ł

nagle przekona em si , e istniej naprawd — roze mia si markiz, wynosz c Dion z salonu.

ł

ę ż

ą

ę

ś

ł ę

ą

ę

Lokaj spojrza na nich za

ł

skoczony. Markiz zaniós Dion do sypialni. Zdj z niej szal, u o y

ł

ę

ął

ł ż ł

dziewczyn w ó ku, otuli do snu jak dziecko i rzek :

ę ł ż

ł

ł

— pij smacznie, najdro sza, nij, e oboje z Syriuszem jeste cie bezpieczni. Nic z ego ju

Ś

ż

ś

ż

ś

ł

ż

si nie zdarzy.

ę

background image

Poniewa nie zna a s ów, jakimi mog aby wyrazi tak wielk mi o , Diona po prostu

ż

ł

ł

ł

ć

ą

ł ść

wyci gn a ramiona. Ca owa j dopóki nie poczu a, e ca y pokój zaczyna wirowa , a oni,

ą ęł

ł

ł ą

ł ż

ł

ć

spleceni u ciskiem, zdaj si wzlatywa do gwiazd. Chcia a eby to szcz cie trwa o wiecz

ś

ą ę

ć

ł ż

ęś

ł

nie,

lecz markiz raptem powiedzia zmienionym g osem:

ł

ł

— Dobranoc, moja droga.

Wysun si delikatnie z jej ramion i przez chwil jeszcze sta i spogl da na ni z góry, a ona

ął ę

ę

ł

ą ł

ą

czu a, e w nich obydwojgu p onie nadal jaki tajemniczy ogie .

ł ż

ł

ś

ń

Markiz zgasi wiec i wyszed , cicho za

ł ś

ę

ł

mkn wszy za sob drzwi. Przez moment Diona nie

ą

ą

mog a uwierzy , e ju go nie ma.

ł

ć ż

ż

W ci gu tej nocy sta si dla niej tak bliski, e czu a si jego cz ci , jakby byli ze sob

ą

ł ę

ż

ł

ę

ęś ą

ą

nierozerwalnie zwi zani. Zamkn a wi c oczy i powtarza a:

ą

ęł

ę

ł

— Dzi kuj Ci, Bo e, dzi kuj ! To mi o , o której zawsze marzy am! Dzi kuj ! Dzi kuj !

ę

ę

ż

ę

ę

ł ść

ł

ę

ę

ę

ę

background image

Rozdzia 7

ł

Diona ockn a si przepe niona uczuciem szcz cia. Le a a i rozmy la a, jakie to cudow

ęł

ę

ł

ęś

ż ł

ś ł

ne, e

ż

ju nigdy nie b dzie musia a si ba i nie b dzie ju nigdy samotna. Syriusz spogl da na ni

ż

ę

ł

ę

ć

ę

ż

ą ł

ą

sponad brzegu ó ka. Domy li a si , e to w a nie on j obudzi .

ł ż

ś ł

ę ż

ł ś

ą

ł

— Pewnie chcesz wyj , Syriuszu? — po

ść

ci gn a za brokatowy pas dzwonka i niemal

ą ęł

natychmiast w drzwiach ukaza a si poko

ł

ę

jówka.

— Czy kto mo e wyprowadzi Syriusza do ogrodu? I prosz z nim tam pozosta .

ś

ż

ć

ę

ć

— Dobrze, panienko — dygn a s u

ca. Syriusz wyczu , e idzie na spacer i rado nie

ęł ł żą

ł ż

ś

podbieg do drzwi, a jego pani przeci gn a si i zapyta a:

ł

ą ęł

ę

ł

— Która to godzina?

— Prawie jedenasta, panienko. Diona j kn a ze zgrozy.

ę ęł

— Nie mia am poj cia, e jest tak pó no!

ł

ę

ż

ź

— Jego wysoko nakaza , eby panienki

ść

ł ż

nie budzi !

ć

— Czy jego wysoko jest na dole?

ść

— Nie, panienko. Wyszed i powiedzia , e wróci na lunch, a pani Lamborn kaza a po

ł

ł ż

ł

-

wtórzy , e przedpo udnie sp dzi chodz c po sklepach.

ć ż

ł

ę

ą

Poniewa Syriusz wymkn si ju na kory

ż

ął ę ż

tarz, pokojówka pospieszy a za nim.

ł

Diona wyskoczy a z ó ka i rozsun a zas ony. Wyjrza a do ogrodu i przypomnia a sobie

ł

ł ż

ęł

ł

ł

ł

wydarzenia ubieg ej nocy. Gdyby nie Syriusz i markiz by aby teraz on Simona. Ta my l

ł

ł

ż ą

ś

przyprawi a j o dreszcz zgrozy. Ale przecie wszystko co z e, sko czy o si . By a absolutnie

ł ą

ż

ł

ń

ł

ę

ł

przekonana, e stryj zostawi j ju teraz w spokoju. Nie powin

ż

ą

ż

na nigdy wi cej my le o

ę

ś ć

smutnych dniach sp dzonych w Grantley Hall, ani o Simonie. Czu a si znów jak za ycia

ę

ł

ę

ż

rodziców. S o ce wieci o specjalnie dla niej, piewa y ptaki, a ziemia zdawa a si by jej

ł ń

ś

ł

ś

ł

ł

ę

ć

w asnym rajem.

ł

Diona w o y a jedn z naj adniejszych sukie

ł ż ł

ą

ł

nek. Mia a nadziej , e spodoba si w niej

ł

ę ż

ę

markizowi. Nie chcia a traci ani chwili, wi c zbieg a na dó w towarzystwie Syriusza, który

ł

ć

ę

ł

ł

wróci ze spaceru, w a nie gdy si ubiera a.

ł

ł ś

ę

ł

background image

Postanowi a pój do biblioteki, gdy wie

ł

ść

ż

dzia a, e jest to ulubiony pokój markiza. By o tutaj

ł ż

ł

znacznie mniej ksi

ek ni w Irchester Park, za to ciany zdobi a pi kna kolekcja p ócien

ąż

ż

ś

ł

ę

ł

przedstawiaj cych g ównie konie i sceny my liwskie.

ą

ł

ś

Diona przygl da a si obrazom, wspomi

ą ł

ę

naj c jednocze nie, jak dobrym je d cem jest markiz i

ą

ś

ź ź

jaka to rado je dzi konno w jego towarzystwie.

ść ź

ć

Nagle drzwi biblioteki otworzy y si . Diona odwróci a si rado nie, przekonana, e to mar

ł

ę

ł

ę

ś

ż

kiz

wcze niej wróci do domu, i zastyg a ze zdumienia. Zobaczy a bowiem najpi kniejsz kobiet ,

ś

ł

ł

ł

ę

ą

ę

jak kiedykolwiek zdarzy o jej si spotka . Nieznajoma ubrana by a z wyszukan elegancj w

ą

ł

ę

ć

ł

ą

ą

sukni , która musia a kosztowa maj tek i najmodniejszy kapelusz-budk , przy

ę

ł

ć

ą

ę

brany strusimi

piórami o barwie srebrzysto-zielonej morskiej wody. Efektu dope nia y bry

ł

ł

lantowe kolczyki i

pi kna kolia otaczaj ca szyj .

ę

ą

ę

Przez moment Diona nie mog a wykrztusi s owa, tymczasem dama podesz a bli ej. Do

ł

ć ł

ł

ż

piero

wtedy dziewczyna przypomnia a sobie o dobrych manierach i dygn a. Dostrzeg a przy tym ze

ł

ęł

ł

zdumieniem, e niespodziewany go patrzy na ni z nieukrywan niech ci .

ż

ść

ą

ą

ę ą

— A wi c to prawda! — g os nieznajomej zabrzmia ostro i nieprzyjemnie. — Mówiono mi,

ę

ł

ł

e markiz trzyma u siebie m od kobiet , ale nie wierzy am!

ż

ł ą

ę

ł

Diona, oszo omiona agresywnym tonem roz

ł

mówczyni, odpar a:

ł

— Tak, mieszkam tutaj, ale opiekuje si mn kuzynka markiza, pani Lamborn.

ę

ą

Uprzejme wyja nienie bynajmniej nie uspo

ś

koi o pi knej pani. Wprost przeciwnie. Wyda

ł

ę

-

wa a si coraz bardziej rozgniewana.

ł

ę

— Kim jeste i sk d si tu wzi a ? — zapy

ś

ą

ę

ęł ś

ta a ju wr cz niegrzecznie.

ł

ż

ę

Diona stropi a si , lecz odpowiedzia a:

ł

ę

ł

— Nazywam si Diona Grantley. Przyje

ę

cha am do Londynu razem z jego wysoko ci dwa

ł

ś ą

dni temu.

— Jak s dz , narzuca a si mu! — warkn a dama. — Twoja obecno tutaj wywo a a mnó

ą ę

ł ś ę

ęł

ść

ł ł

-

stwo plotek bardzo niepo

danych dla reputacji jego wysoko ci! Czy masz przyzwoitk , czy

żą

ś

ę

nie, m ody m

czyzna z jego pozycj nie mo e trzyma w domu jakiej dziewczyny. Im wcze

ł

ęż

ą

ż

ć

ś

ś-

niej st d wyjedziesz, tym lepiej.

ą

— Mam wyjecha ...?

ć

— Tak, wyjedziesz st d natychmiast.

ą

background image

— Ja... nie... rozumiem.

— Wi c mog ci to wyja ni ! Jestem lady Sybille Malden. Markiz, do którego domu

ę

ę

ś ć

wtargn a ma zamiar mnie po lubi !

ęł ś

ś

ć

— Po lubi ...? — Dionie pociemnia o w oczach. Mia a wra enie, e sufit zaraz spad

ś

ć

ł

ł

ż

ż

nie jej na

g ow .

ł ę

— Tak, po lubi — powtórzy a lady Sybille ostro i dobitnie. — I nie pozwol wystawia na

ś

ć

ł

ę

ć

po miewisko mego przysz ego ma onka. Jes

ś

ł

łż

tem przekonana, e nie przysz o ci nawet na my l,

ż

ł

ś

i tak dwuznaczna sytuacja kompromituje markiza w towarzystwie.

ż

— Nie... Nie przysz o mi to na my l.

ł

ś

— No, to teraz ju wiesz — rzek a szorstko lady Sybille. — Im szybciej wyjedziesz i wrócisz

ż

ł

tam, sk d przyby a , tym lepiej dla mnie i dla niego!

ą

ł ś

Przygl da a si Dionie. Zauwa y a s oneczne wiat o na jej w osach i bezbrze ny smutek w

ą ł

ę

ż ł ł

ś

ł

ł

ż

ogromnych oczach o zdumiewaj cej barwie. Nagle, jakby ten widok zupe nie wytr ci j z

ą

ł

ą ł ą

równowagi, lady Sybille tupn a nog .

ęł

ą

— S ysza a , co mówi am! — krzykn a. — Wyno si st d i nigdy nie wracaj! Lenox

ł

ł ś

ł

ęł

ś ę ą

Irchester nale y do mnie!

ż

Diona, wstrzymuj c p acz, odwróci a si i wybieg a z biblioteki. Drzwi oddzieli y j od tej

ą

ł

ł

ę

ł

ł ą

strasznej kobiety. Teraz pr dko na gór . Prawie bez tchu wpad a do sypialni. Wiedzia a ju ,

ę

ę

ł

ł

ż

dlaczego markiz nie poprosi jej o r k . By a g upia i naiwna. Jak mog a my le , kiedy ca owa j

ł

ę ę

ł ł

ł

ś ć

ł

ł ą

wczorajszej nocy, e nale y do niego i pozostanie z nim na zawsze? Gor czkowo zastanawia a

ż

ż

ą

ł

si dok d powinna si uda , gdzie si ukry . Chc do domu, pomy la a, niczym skrzywdzone

ę

ą

ę

ć

ę

ć

ę

ś ł

dziecko. Stryj wprawdzie mo e odnale j w maj tku rodziców, ale zapewne ju tam jej szuka i

ż

źć ą

ą

ż

ł

jest nadzieja, e pr dko nie powróci.

ż

ę

— Tak, musz wróci do domu — powtó

ę

ć

rzy a i otar a zy. — Nigdzie indziej.

ł

ł ł

Nieopodal szafy, na krze le le a o du e okr g e pud o na kapelusze, które pani Lam-born

ś

ż ł

ż

ą ł

ł

kupi a poprzedniego dnia na Bond Street. Diona sprawnie je opró ni a, a na miejsce eleganckich

ł

ż ł

okry g owy wrzuci a kilka sukie

ć ł

ł

nek, które, prawie im si nie przygl daj c, ci gn a z

ę

ą ą ś ą ęł

wieszaków. Do o y a jeszcze nocn koszul i szczotk do w osów. Pude ko by o pe ne.

ł ż ł

ą

ę

ę

ł

ł

ł

ł

Przykry a je i obwi za a wst

kami. Wyda o jej si dosy ci

kie, chocia niewiele si w nim

ł

ą ł

ąż

ł

ę

ć ęż

ż

ę

background image

pomie ci o. Dziewczyna przypo

ś ł

mnia a sobie jeszcze o szalu matki, którego przecie nie mog a

ł

ż

ł

tu zostawi . Wreszcie w o

ć

ł y a kapelusz, r kawiczki i przypasa a satynow sakiewk na

ż ł

ę

ł

ą

ę

chusteczki.

Przysz o jej na my l, e powinna mie pie

ł

ś ż

ć

ni dze. Przez moment zastanawia a si , czy s jej

ą

ł

ę

ą

rzeczywi cie niezb dne, lecz rozs dek pod

ś

ę

ą

powiada , e brak pieni dzy mo e uniemo liwi jej

ł ż

ę

ż

ż

ć

sprawn ucieczk .

ą

ę

Zesz a na dó z Syriuszem u nogi. S u

cy chcia odebra od niej pud o, wi c wyja ni a, sil c

ł

ł

ł żą

ł

ć

ł

ę

ś ł

ą

si na naturalny ton:

ę

— Musz spotka si na mie cie z pani Lamborn. Prosz sprowadzi mi doro k .

ę

ć ę

ś

ą

ę

ć

ż ę

— Mog pos a do stajni, eby zaprz gli, panienko — zaproponowa lokaj.

ę

ł ć

ż

ę

ł

— Nie potrzeba. Pani Lamborn ma powóz i do czenie do niej nie zajmie mi wi cej ni

łą

ę

ż

kwadrans.

— Racja, panienko — potwierdzi i wyszed poszuka doro ki. Diona za pospieszy a do biura

ł

ł

ć

ż

ś

ł

pana Swaythlinga.

Sekretarz pracowa przy biurku. Na jej widok wsta i u miechn si .

ł

ł

ś

ął ę

— Dzie dobry, panno Grantley. Czym mog panience s u y ?

ń

ę

ł ż ć

— Chcia abym dosta troch pieni dzy — powiedzia a i zaczerwieni a si lekko.

ł

ć

ę

ę

ł

ł

ę

— Ale , oczywi cie! Ile panienka potrzebuje?

ż

ś

— Sporo, b d dzisiaj mia a du e wydatki. Mo e dwadzie cia funtów?

ę ę

ł

ż

ż

ś

Swaythling uniós brwi. Wysoko

kwoty zdziwi a go niepomiernie, ale uprzejmie od

ł

ść

ł

-

powiedzia :

ł

— Naturalnie. Jednak, gdyby panienka zechcia a poprzesta na pi tnastu funtach wyp aci bym

ł

ć

ę

ł ł

je od razu panience w banknotach.

— Dobrze — zgodzi a si Diona i otworzy a uwi zan przy nadgarstku satynow sakiewk .

ł

ę

ł

ą

ą

ą

ę

Sekretarz wyci gn banknoty z szuflady, a po chwili do o y do woreczka Diony jeszcze pi

ą ął

ł ż ł

ęć

z otych suwerenów.

ł

— Niech panienka uwa a na kieszonkowych z odziejaszków — za artowa .

ż

ł

ż

ł

— Dzi kuj za przestrog , b d uwa a a.

ę

ę

ę ę ę

ż ł

— Mam nadziej , e zakupy si udadz .

ę ż

ę

ą

background image

Gdy Diona wysz a, usiad znowu przy biur

ł

ł

ku. W tym czasie s u

cy przywo a doro k i

ł żą

ł ł

ż ę

zd

y umie ci w niej pud o Diony.

ąż ł

ś ć

ł

— Chc pojecha do sklepu

ę

ć

madame Bertin na Bond Street.

Polecenie zosta o przekazane doro karzowi i ruszyli. Nie ujechali daleko, gdy Diona

ł

ż

zawo a a:

ł ł

— Prosz si zatrzyma ! Zmieni am zda

ę ę

ć

ł

nie! — a po chwili doda a:

ł

— Jedziemy na Picadilly do „Bia ego Nie

ł

d wiedzia".

ź

Doro karz pokiwa g ow na znak, e zro

ż

ł ł ą

ż

zumia i skr ci z Park Lane. Có za szcz liwy

ł

ę ł

ż

ęś

zbieg okoliczno ci, pomy la a Diona, e wiem gdzie mo na wynaj karetk pocztow .

ś

ś ł

ż

ż

ąć

ę

ą

Dowiedzia a si o tym przez zupe ny przypa

ł

ę

ł

dek. Kiedy w drodze powrotnej do Londynu uda o

ł

si markizowi wygra wy cig z Roderikiem, ten ostatni o wiadczy :

ę

ć

ś

ś

ł

— Naturalnie! Pobi e mnie! Mia e najlep

ł ś

ł ś

sze konie! Te, którymi powozi Sam s okropnie

ą

powolne. Lepiej ju by oby wynaj poczt na Picadilly „Pod Bia ym Nied wiedziem"!

ż

ł

ąć

ę

ł

ź

— Czy ty mnie przypadkiem nie chcesz obrazi ? — zapyta markiz z udan gro b w g osie.

ć

ł

ą

ź ą

ł

Roderic roze mia si .

ś

ł ę

— Ale sk d. Po prostu doprowadza mnie do sza u, e aden wo nica nie mo e si z tob

ż

ą

ł ż ż

ź

ż

ę

ą

równa .

ć

— Tak mi pochlebiasz, e zaczynam si zastanawia , o co mnie za chwil poprosisz.

ż

ę

ć

ę

Wszyscy si roze mieli. Diona pomy la a, e w towarzystwie tych m

czyzn nie sposób by

ę

ś

ś ł ż

ęż

ć

smutn . Czasami, nawet podczas powa nej rozmowy, markiz albo Roderic wtr cali jakie

ą

ż

ą

ś

artobliwe uwagi.

ż

Nazwa „Bia y Nied wied " wyda a jej si dziwaczna i by mo e dlatego utkwi a w pa

ł

ź

ź

ł

ę

ć

ż

ł

mi ci.

ę

Kiedy doro ka wjecha a na podwórko, Dio

ż

ł

na by a ju ca kiem pewna, e doskonale zatar a za

ł

ż ł

ż

ł

sob lady. Ani stryj, ani markiz nie odnajd jej.

ą ś

ą

By mo e markiz nawet nie b dzie próbowa mnie szuka , pomy la a, albo, wr cz przeciwnie,

ć

ż

ę

ł

ć

ś ł

ę

uzna to za swój obowi zek? Wiedzia a, i teraz, gdy pozna a prawd , nie mog aby znie jego

ą

ł

ż

ł

ę

ł

ść

uprzejmo ci i troski.

ś

background image

On ma zamiar po lubi lady Malden, po

ś

ć

wtarza a w duchu. Jaka by am g upia, gdy

ł

ż

ł

ł

wyobra a am sobie, e mog co dla niego znaczy !

ż ł

ż

ę ś

ć

Diona zap aci a za doro k i wynaj a za

ł ł

ż ę

ęł

prz

on w dwa konie karetk . Wyda a sporo

ęż ą

ę

ł

pieni dzy, ale to nie mia o dla niej znaczenia. Dziesi

minut pó niej, z Syriuszem u boku,

ę

ł

ęć

ź

jecha a zat oczonymi ulicami. A wreszcie wy

ł

ł

ż

dostali si z miasta na go ciniec. Wraca a do

ę

ś

ł

domu. By o to jedyne miejsce, o którym mog a bez wahania powiedzie , e nale a o naprawd

ł

ł

ć ż

ż ł

ę

do niej. Ale czu a, e jej serce pozosta o w Lon

ł ż

ł

dynie. Ofiarowa a je markizowi, a on wkrótce

ł

po lubi lady Sybille Malden.

ś

Kiedy tylko markiz pojawi si w klubie, Roderic natychmiast odci gn go na bok i

ł

ę

ą ął

konfidencjonalnym szeptem zapyta :

ł

— Jak to za atwi e ? W jaki sposób doko

ł

ł ś

na e tak zr cznej sztuki?

ł ś

ę

Markiz u miechn si nieznacznie.

ś

ął ę

— Z tego co mówisz, wnioskuj , e konkurs sir Mortimera nie odb dzie si .

ę ż

ę

ę

— W a nie nas poinformowa , e z powo

ł ś

ł ż

dów, których nie mo e wyjawi , musi wycofa si z

ż

ć

ć ę

zaproponowanego przez siebie zak adu — Roderic nie ukrywa rado ci.

ł

ł

ś

— Wspaniale! — stwierdzi markiz.

ł

— Jak tego dokona e ? Co zrobi e , e Wat-son podda si bez walki?

ł ś

ł ś ż

ł ę

— My l , e najrozs dniej zapomnie o tej sprawie.

ś ę ż

ą

ć

— Nie mo esz mnie zostawi dr czonego ciekawo ci przez reszt ycia — nalega Ro

ż

ć ę

ś ą

ę ż

ł

deric.

Markiz pomy la , e by by to zaiste okrutny los.

ś ł ż

ł

— Naprawd podzi kowania nale

si pew

ę

ę

żą ę

nemu mojemu przyjacielowi, który zdo a do

ł ł

-

wiedzie si , dzi ki komu to sir Mortimer chcia wygra zak ad.

ć ę

ę

ł

ć

ł

— Odnalaz francusk kurtyzan !

ł

ą

ę

— No, w a nie — potwierdzi markiz.

ł ś

ł

— Ale ty musia e przekona j jako , eby nie przyje d a a do Anglii — powiedzia do

ł ś

ć ą

ś ż

ż ż ł

ł

-

my lnie Roderic.

ś

— Udzia w konkursie wyperswadowa jej jeden z moich znajomych. Pary jest znacznie

ł

ł

ż

zabawniejszym miejscem ni Londyn.

ż

Roderic wyda okrzyk tryumfalnej rado ci:

ł

ś

background image

— Wuju Lenoxie! Nale y ci nazwa geniu

ż

ę

ć

szem! Jestem ci wdzi czny na wieki za ocalenie

ę

honoru tak w asnego, jak i moich przyjació ! Widzisz, nie znale li my adnej kobiety, która

ł

ł

ź ś

ż

by aby wystarczaj co pi kna i inteligentna!

ł

ą

ę

— Nast pnym razem wystrzegaj si sir Mortimera i nie przyjmuj jego zak adów — o wiad

ę

ę

ł

ś

-

czy powa nie markiz.

ł

ż

— Nie, nie b d . Mo esz by tego ca kiem pewnym — zaklina si Nairn. — Kto si raz

ę ę

ż

ć

ł

ł ę

ę

sparzy , na zimne dmucha!

ł

W tym momencie zauwa y znacz cy wyraz twarzy markiza, wi c doda z lekkim alem:

ż ł

ą

ę

ł

ż

— Je eli o mnie chodzi, to sparzy em si nawet dwa razy.

ż

ł

ę

— wietnie, jestem zadowolony, e mog em

Ś

ż

ł

ci pomóc.

Markiz u miechn si i odszed , aby poroz

ś

ął ę

ł

mawia ze znajomym, który dawa mu znaki z

ć

ł

drugiego ko ca sali. Ale pobyt w klubie nie sprawia tego dnia markizowi przyjemno ci.

ń

ł

ś

Irchester ze zdumieniem u wiadomi sobie, e t skni za Dion i zdecydowa si natychmiast

ś

ł

ż ę

ą

ł ę

wraca do domu.

ć

Chcia zobaczy si z ni ju z samego rana, ale wiedzia , e po tak m cz cej nocy musia a

ł

ć ę

ą ż

ł ż

ę ą

ł

dobrze si wyspa .

ę

ć

Teraz czu , e musi j jak najszybciej zoba

ł ż

ą

czy . Narasta w nim dziwny niepokój, przypo

ć

ł

-

minaj cy zam t uczu , którego doznawa , gdy zosta a porwana. Dr czony irracjonalnym l

ą

ę

ć

ł

ł

ę

ękiem,

markiz pop dzi konie.

ę ł

Gdy dotar do domu, ujrza czekaj cego na schodach Swaythlinga. Ogarn o go przeczucie

ł

ł

ą

ęł

nieszcz cia. Wysiad z faetonu i skierowa szybkie kroki do holu. Sekretarz pod

a za nim, a

ęś

ł

ł

ąż ł

wyraz niepewno ci malowa si na jego twarzy. W ko cu odezwa si cicho:

ś

ł ę

ń

ł ę

— Czy pozwoli pan, milordzie, do gabinetu? Musz panu co powiedzie .

ę

ś

ć

— Tak, oczywi cie.

ś

W milczeniu weszli do rodka i dopiero wtedy markiz zapyta :

ś

ł

— Czy sta o si co z ego?

ł

ę ś ł

— Milordzie, my l , e powinienem pana uprzedzi , i lady Sybille jest tutaj ju od ponad

ś ę ż

ć ż

ż

godziny...

background image

Sekretarz dostrzeg , e oczy markiza pociem

ł ż

nia y. — Kiedy przyjecha a, uda a si prosto do

ł

ł

ł

ę

biblioteki, chocia lokaj usi owa wprowa

ż

ł

ł

dzi j do salonu. A w bibliotece by a w a nie panna

ć ą

ł

ł ś

Grantley.

Markiz zesztywnia , lecz milcza . Swaythling za kontynuowa :

ł

ł

ś

ł

— Milordzie, mo e martwi si bez potrze

ż

ę ę

by, ale panna Grantley przysz a zobaczy si ze

ł

ć ę

mn w dwadzie cia minut po przybyciu lady Sybille. O wiadczy a, e wybiera si do sklepów w

ą

ś

ś

ł ż

ę

towarzystwie pani Lamborn.

Swaythling zawiesi g os, jakby zbieraj c my li przed przekazaniem najgorszej wiadomo

ł ł

ą

ś

ci.

ś

Po chwili zacz szybko mówi dalej:

ął

ć

— Poprosi a mnie o wydanie dwudziestu funtów. Mówi a, e musi kupi mas drobiazgów.

ł

ł ż

ć

ę

Nie uzna em tego za dziwne czy niepoko

ł

j ce, dopóki nie wróci a pani Lamborn, która

ą

ł

twierdzi, e panna Grantley wcale nie spotka a si z ni w mie cie.

ż

ł

ę

ą

ś

— W jaki sposób Diona opu ci a dom? — zapyta rzeczowo markiz.

ś ł

ł

— Odjecha a doro k , milordzie.

ł

ż ą

— Doro k ? Przecie mamy konie w staj

ż ą

ż

niach.

— Lokaj powiedzia mi, e doradza jej wzi cie powozu, ale ona upar a si , eby we

ł

ż

ł

ę

ł

ę ż

zwać

doro k . I to w a nie mnie zdziwi o i zaniepokoi o, milordzie.

ż ę

ł ś

ł

ł

Na czole markiza pojawi a si g boka bruz

ł

ę łę

da. Zapyta :

ł

— Czy panna Diona wzi a co ze sob ?

ęł

ś

ą

— Nios a du e pud o na kapelusze. Lokaj mówi , e ci

kie. No i naturalnie mia a ze sob

ł

ż

ł

ł ż

ęż

ł

ą

sakiewk .

ę

Markiz stara si spokojnie rozwa y sytua

ł ę

ż ć

cj . W tym momencie rozleg o si pukanie i w

ę

ł

ę

drzwiach stan a, przydzielona Dionie przez markiza, pokojówka.

ęł

— Przepraszam panie Swaythling, ale domy li am si , e jego wysoko

jest u pana i

ś ł

ę ż

ść

postanowi am znie to na dó ...

ł

ść

ł

— A có to takiego? — zapyta sekretarz.

ż

ł

— List, który znalaz am na toaletce w sypia

ł

lni panny Grantley. Nie wiedzia am, e jeszcze raz

ł

ż

wchodzi a na gór . List zauwa y am dopie

ł

ę

ż ł

ro przed chwil .

ą

background image

— Dzi kuj .

ę

ę

Swaythling zamkn drzwi i wr czy papier markizowi. Pomy la jednocze nie, e jednak

ął

ę

ł

ś ł

ś

ż

chyba nie pomyli si podejrzewaj c, e panna Grantley wcale nie zamierza a odwiedza

ł

ę

ą ż

ł

ć

sklepów.

Tymczasem markiz otworzy list.

ł

„Dzi kuj za ocalenie mnie przed stryjem Herewardem i dzi kuj za okazanie mi serca

ę ę

ę ę

pisa a

ł

Diona. Mam nadziej , e b dzie Pan bardzo, bardzo szcz liwy, ale poniewa moja obecno

ę ż ę

ęś

ż

ść

w Pa skim domu szkodzi Panu, Syriusz i ja musimy odej

tam, gdzie nikt nas nie znajdzie.

ń

ść

Prosz si o mnie nie martwi . Jestem pewna, e dam sobie rad . Jeszcze raz ogromnie dzi kuj .

ę ę

ć

ż

ę

ę ę

Diona"

Markiz przeczyta list jeszcze raz, po czym zwróci si do sekretarza:

ł

ł ę

— Swaythling, gdyby by sam jeden na wiecie i musia si ukrywa , to dok d by si uda ?

ś

ł

ś

ł ę

ć

ą

ś ę

ł

Sekretarz, który zna markiza od lat, ledwie rozpozna g os swego pana.

ł

ł ł

— ...I gdyby mia przy duszy tylko dwadzie

ś

ł

ścia funtów? — doko czy markiz zupe nie

ń

ł

ł

cicho.

Swaythling zamy li si , zanim udzieli od

ś ł ę

ł

powiedzi:

— Nie wyobra am sobie, dok d w tych okoliczno ciach mog a pojecha panna Grant-ley.

ż

ą

ś

ł

ć

Przecie ona nie ma domu...

ż

Nie doko czy , gdy markiz przerwa mu raptownie.

ń

ł

ż

ł

— Co to by za adres, który ci da a, gdy chcia a wys a pieni dze dla starych s u

ł

ł

ł

ł ć

ą

ł

cych ojca?

żą

Sekretarz przez chwil szuka w ród stosu papierów na biurku, wreszcie poda markizowi

ę

ł ś

ł

zapisan kartk .

ą

ę

— Co pan zamierza, milordzie?

— Id do stajni.

ę

— Zapomnia pan, e lady Sybille czeka w bibliotece?

ł

ż

— Niech czeka — odpar markiz i szybkim krokiem wyszed z gabinetu.

ł

ł

Diona znów znalaz a si w starym dworze, w którym prze y a z rodzicami tyle szcz

ł

ę

ż ł

ę liwych lat.

ś

background image

Dotar a na miejsce w po udnie. Podró trwa

ł

ł

ż

a d ugo, gdy za ka dym razem, kiedy zmie

ł

ł

ż

ż

niali

konie, Diona pozwala a Syriuszowi troch pobiega . W a ciciele przydro nych zajazdów

ł

ę

ć

ł ś

ż

namawiali j , aby co zjad a i wypi a, ale Diona nie czu a g odu. Natomiast z ka d mil

ą

ś

ł

ł

ł

ł

ż ą

ą

oddalaj c j od Londynu, narasta w jej sercu niezno ny ci

ar. Wyobra nia przywo ywa a

ą ą ą

ł

ś

ęż

ź

ł

ł

wspomnienie urodziwej twarzy markiza i dotyku jego warg, które ca owa a ubieg ej nocy.

ł

ł

ł

Rozmy la a o cudownym uczuciu wzlatywania do gwiazd i zjednoczenia ze wszech wiatem — i

ś ł

ś

ze sob nawzajem.

ą

— Ju nigdy nie b d szcz liwa — szepn a do siebie. Diona ba a si przysz o ci. Mo e ju

ż

ę ę

ęś

ęł

ł

ę

ł ś

ż

ż

zawsze b dzie musia a ukrywa si przed stry

ę

ł

ć ę

jem. W jaki sposób ma si obroni , by nie wyda

ę

ć

ł

jej za Simona?

Lecz gdy przekroczy a próg domu, w którym sp dzi a pogodne dzieci stwo, poczu a, jakby to

ł

ę ł

ń

ł

ojciec i matka znów wzi li j w ramiona i poj a, e ich mi o b dzie j nadal chroni przed

ę ą

ęł ż

ł ść ę

ą

ć

z em.

ł

Starzy Briggsowie ucieszyli si z jej przyjazdu ogromnie. Nie otrzymali jeszcze wiadomo ci o

ę

ś

zmianie sytuacji maj tkowej Diony, wi c zasiad a z nimi, jak dawniej, w kuchni i d ugo

ą

ę

ł

ł

opowiada a o k opotach i smutkach, których zazna a od czasu, gdy ostatni raz si widzieli. Zna a

ł

ł

ł

ę

ł

Briggsów od wczesnego dzieci stwa i uwa a a za cz onków rodziny. Gdy us yszeli, w jaki

ń

ż ł

ł

ł

sposób stryj Hereward usi owa zmusi j do po lubienia Simona, wydawali si równie

ł

ł

ć ą

ś

ę

wstrz ni ci i przera eni, jak z pewno ci byliby przera eni jej rodzice.

ąś ę

ż

ś ą

ż

— Od razu, kiedy zobaczy am oczy tego m odego, wiedzia am, e co jest z nim nie w

ł

ł

ł

ż

ś

porz dku — o wiadczy a pani Briggs. — Wy

ą

ś

ł

gl da jak ten biedny Jake ze wsi, co to zawsze

ą ł

wszyscy si z niego miali i nazywali „g up

ę

ś

ł kiem". Nikt nie pomy la nawet, e mo e by

ś ł

ż

ż

ć

czyim m

em.

ś ęż

— Teraz rozumiecie, dlaczego musia am si ukrywa — powiedzia a smutno Diona.

ł

ę

ć

ł

Diona mia a racj przypuszczaj c, e stryj odwiedzi dwór Grantleyów w poszukiwaniu

ł

ę

ą ż

zbieg ej bratanicy. Briggsowie opowiadali, e sir Hereward przyby w towarzystwie lo

ł

ż

ł

kaja,

ogromnego m

czyzny o srogim wy

ęż

gl dzie, który, mimo ich protestów, zrewi

ą

dowa ca y dom.

ł ł

— Panno Diono, to by a obraza i despekt, nie ma na to s ów — relacjonowa stary Briggs,

ł

ł

ł

oburzony w najwy szym stopniu.

ż

background image

— Nie przypuszczam, eby stryj Hereward szuka mnie tutaj ponownie. Ale je li zrobi to,

ż

ł

ś

jestem gotowa ukry si w lesie, albo w piwnicy, dopóki nie odjedzie.

ć ę

— Nie dopu cimy do tego, kochanie — po

ś

wiedzia a agodnie pani Briggs. — Teraz id na

ł ł

ź

gór , przebierz si w co wie ego, a ja zabior si do przygotowania smacznego obiadu.

ę

ę

ś ś

ż

ę ę

Diona uczyni a to, co poleci a jej staruszka. Jednak nie posz a do siebie, lecz otworzy a

ł

ł

ł

ł

drzwi do sypialni matki.

Pokój by uroczy. Wprawdzie Grantleyowie mieli ma o pieni dzy, ale matka Diony od

ł

ł

ę

-

znacza a si wy mienitym gustem.

ł

ę

ś

Diona rozwar a okiennice i, kiedy wiat o s oneczne zala o pokój, przekona a si , e

ł

ś

ł

ł

ł

ł

ę ż

Briggsowie utrzymywali wsz dzie nieskaziteln czysto . Bia e, mu linowe draperie ocienia y

ę

ą

ść

ł

ś

ł

du e ó ko, w którym sypia a niegdy jej matka. Po ciel by a nadal nie nobia a, podobnie jak

ż ł ż

ł

ś

ś

ł

ś ż

ł

delikatna tkanina zdobi ca toaletk .

ą

ę

Przez otwarte okno nap ywa do pokoju osza amiaj cy zapach ró . Ojciec ze znawstwem

ł

ł

ł

ą

ż

sadzi je i piel gnowa .

ł

ę

ł

Znajoma wo uzmys owi a Dionie, e rodzice nadal czuwaj nad ni . Atmosfera mi o ci, za

ń

ł

ł

ż

ą

ą

ł ś

któr tak t skni a w pa acu stryja, znów j otoczy a. Mimo dr cz cego smutku i rozpaczy, Diona

ą

ę

ł

ł

ą

ł

ę ą

poczu a ulg .

ł

ę

By a tu sama, nie musia a zwa a na opini innych, mog a wi c wreszcie wyp aka swój al i

ł

ł

ż ć

ę

ł

ę

ł

ć

ż

poczucie straty.

— On ma zamiar si o eni — powtarza a we zach. T skni a za ramionami, których si i

ę ż

ć

ł

ł

ę

ł

łę

urok pozna a ostatniej nocy. Czu a jego usta na swoich wargach i s ysza a pi kny, g boki g os,

ł

ł

ł

ł

ę

łę

ł

od którego zamiera o jej serce w pier

ł

siach.

— Kocham go, kocham go — powtarza a na g os, jakby zwierza a si matce. — On wype nia

ł

ł

ł

ę

ł

ca y mój wiat, niebo i ziemi ... Nigdy nie pokocham nikogo innego... Zaszlocha a i doda a:

ł

ś

ę

ł

ł

— Mamo, w taki sam sposób kocha a ojca, teraz to rozumiem. Co mam teraz zrobi ? Jestem

ł ś

ć

ca kiem sama.

ł

Poczu a mokry nos Syriusza na d oni. Pies usi owa pocieszy swoj pani . Obj a go

ł

ł

ł

ł

ć

ą

ą

ęł

i rzek a:

ł

background image

— Teraz zostali my sami, Syriuszu. Ja i ty. Sami. Musisz si mn opiekowa , gdy nikt inny

ś

ę

ą

ć

ż

tego nie uczyni...

Siedzia a tak w sypialni matki, nie zauwa a

ł

ż j c up ywaj cego czasu.

ą

ł

ą

S o ce zacz o zachodzi w powodzi czer

ł ń

ęł

ć

wonego blasku. Dopiero wtedy Diona zorientowa a

ł

si , e ju zapada zmierzch. W o y a szybko czyst sukni , a te które przywioz a ze sob

ę ż

ż

ł ż ł

ą

ę

ł

ą

rozwiesi a, zupe nie jakby chcia a pokaza

ł

ł

ł

ć

je matce.

Strój podró ny by ca kiem zakurzony. Od

ż

ł ł

o y a go na bok. Trzeba poprosi pani Briggs by

ł ż ł

ć

ą

pó niej si nim zaj a, pomy la a.

ź

ę

ęł

ś ł

Bia a, ozdobiona ró yczkami krepdeszynowa suknia, w któr przebra a si Diona, pochodzi a

ł

ż

ą

ł

ę

ł

z eleganckiego sklepu przy Bond Street. By a wykwintna, a zarazem odpowiednia dla m odej

ł

ł

dziewczyny, najpi kniejsza spo ród wszystkich, jakie Diona kiedykolwiek posiada a. Gdy

ę

ś

ł

spojrza a na siebie w lustrze, dziewczyna zrozumia

ł

a, e prosi a o t sukni , aby wyda si

ł ż

ł

ę

ę

ć ę

adniejsz markizowi. Teraz nawet najwspanial

ł

ą

sza kreacja nie potrafi a wzbudzi jej zaintere

ł

ć

-

sowania.

I znów my li wróci y do markiza. Broni c si przed narastaj c rozpacz , Diona posta

ś

ł

ą

ę

ą ą

ą

nowi a

ł

zej na dó do Briggsów. Mia a na

ść

ł

ł

dziej , e rozmowa z nimi zaprz tnie jej uwag cho by na

ę ż

ą

ę

ć

krótki czas.

By a ju na schodach, gdy us ysza a turkot kó na podje dzie. Drzwi wej ciowe o tej porze

ł

ż

ł

ł

ł

ź

ś

dnia sta y jeszcze otworem i Dion ogarn strach, e pomimo zastosowania tylu rodków

ł

ę

ął

ż

ś

ostro no ci, stryj j w a nie odnalaz . Nawet je li to kto z miejscowych, my la a gor cz

ż ś

ą ł ś

ł

ś

ś

ś ł

ą kowo,

wa ne jest by nie wiedzia , e jestem tutaj. Wie

o mnie mog aby wszak dotrze do sir

ż

ł ż

ść

ł

ć

Herewarda.

Ow adni ta panik , nie zdo a a wymy li nic innego, jak ukry si za pierwszymi z brzegu

ł

ę

ą

ł ł

ś ć

ć ę

drzwiami. To by gabinet ojca. Podobnie jak u markiza, sceny my liwskie i pó ki z ksi

kami

ł

ś

ł

ąż

wype nia y ciany. Wn

ł

ł ś

ętrze ton o w pó mroku. Diona ruszy a do k ta, gdzie spodziewa a si

ęł

ł

ł

ą

ł

ę

znale du y fotel, za którym, w razie potrzeby, mog a si scho

źć

ż

ł

ę

wa . Przykucn a i pe na nadziei,

ć

ęł

ł

e nikt jej tu nie zdo a dostrzec, przytuli a si do Syriusza, dotkni ciem d oni nakazuj c mu

ż

ł

ł

ę

ę

ł

ą

absolutn cisz .

ą

ę

background image

Wkrótce us ysza a odg os otwieranych drzwi. Kto wszed do sieni. Po krokach rozpozna a, e

ł

ł

ł

ś

ł

ł ż

to by m

czyzna. Bo e, jednak stryj j odnalaz . Ale, w jaki sposób? Zapewne sir Hereward i

ł ęż

ż

ą

ł

Simon rozpowiadali we wsi o maj tku, który odziedziczy a, a miejscowi far

ą

ł

merzy, w najlepszej

wierze, zrobili wszystko, by pomóc j odnale . Diona zacz a si gor co modli , aby stryj,

ą

źć

ęł

ę

ą

ć

mimo wszystko, nie zorientowa si , e ona tu jest.

ł ę ż

Nagle poczu a uk ucie w sercu. Przypomnia a sobie, e swój, ozdobiony piórami i kwiatami,

ł

ł

ł

ż

kapelusz rzuci a niedbale na stó w sieni. Zacis

ł

ł

n a palce na sier ci Syriusza. Pies poruszy si i

ęł

ś

ł ę

cichutko zawy . Diona sykn a, eby go uciszy i w tej chwili drzwi do pokoju otworzy y si .

ł

ęł ż

ć

ł

ę

Zamar a i wstrzyma a oddech, ale Syriusz, rado nie szczekaj c, wyrwa si z jej ramion.

ł

ł

ś

ą

ł ę

Podskakiwa zachwycony i merda ogonem.

ł

ł

— Diona?

To by g os markiza. Wsta a i zobaczy a jego sylwetk na tle jasnego prostok ta drzwi. Rzu

ł ł

ł

ł

ę

ą

-

ci a si biegiem przez pokój, prosto w obj cia Lenoxa Irchestera, a on przytuli j mocno i

ł

ę

ę

ł ą

ca owa , jak poprzedniej nocy.

ł

ł

Dla Diony nic ju nie mia o znaczenia, prócz tego, e znów nale a a do ukochanego

ż

ł

ż

ż ł

m

czyzny. Wreszcie markiz zapyta zd awionym g osem:

ęż

ł ł

ł

— Jak mog a uciec w taki sposób? Jak mog a opu ci mnie po tym, co powiedzia em ci

ł ś

ł ś

ś ć

ł

ostatniej nocy?

Diona milcza a, wi c znów j przytuli . Mia a wra enie, e leci wprost do nieba. Wre

ł

ę

ą

ł

ł

ż

ż

szcie

odezwa a si cichym, lekko dos yszalnym g osem:

ł

ę

ł

ł

— Zrobi am ci krzywd . Skompromitowa

ł

ę

am ci , mieszkaj c w twoim domu w Lon

ł

ę

ą

dynie...

— Sk d ci przysz y do g owy takie niedo

ą

ł

ł

rzeczno ci? — zdziwi si markiz.

ś

ł ę

— Lady Sybille... Ona w a nie wyja ni a mi, e zamierzasz j po lubi .

ł ś

ś ł

ż

ą ś

ć

Markiz z apa Dion za r k i wyci gn z ciemnego pokoju. Wpadaj cy przez okna blask

ł

ł

ę

ę ę

ą ął

ą

zachodz cego s o ca pozwoli mu do

ą

ł ń

ł

strzec delikatne rumie ce, lady poca unków i smutek w jej

ń

ś

ł

oczach. Ogarn a go czu o

i wzruszenie, gdy patrzy na male kie usta i jasnoz ote w osy,

ęł

ł ść

ł

ń

ł

ł

l ni ce niczym nimb wokó drobnej twarzy.

ś ą

ł

Rzek bardzo cicho:

ł

— We kapelusz, widzia em e le y na stoliku.

ź

ł

ż

ż

background image

Diona, wstrz ni ta spotkaniem, sta a nadal jak skamienia a. Markiz si gn wi c po kapelusz,

ąś ę

ł

ł

ę ął ę

w o y go dziewczynie na g ow i zawi za pod brod wst

ki.

ł ż ł

ł ę

ą ł

ą

ąż

Spogl da a na niego spokojnie, z mi o ci której nie umia a i nie chcia a ju nigdy ukry

ą ł

ł ś ą

ł

ł

ż

wa .

ć

Podali sobie r ce i wyszli.

ę

Powóz, którym przyjecha markiz pokryty by kurzem, lecz konie wygl da y ca kiem rze ko.

ł

ł

ą ł

ł

ś

Stajenny, krz taj cy si przy powozie, u miechn si do Diony i dotkn d oni kapelusza na

ą ą

ę

ś

ął ę

ął ł

ą

powitanie. Rozpozna a go, gdy cz sto towarzyszy swemu panu, i równie si

ł

ż ę

ł

ż ę

u miechn a.

ś

ęł

Markiz pomóg jej wsi

, potem wzi lejce, usadowi si na miejscu wo nicy i zaci

ł

ąść

ął

ł ę

ź

ął

konie.

Dopiero gdy wyjechali na poln drog , Diona odzyska a g os.

ą

ę

ł ł

— Dok d mnie zabierasz? — zapyta a nie

ą

ł

mia o.

ś

ł

— Do ko cio a.

ś ł

Spojrza a na niego, jakby si przes ysza a. Powtórzy a ze zdumieniem:

ł

ę

ł

ł

ł

— Do ko cio a?!

ś ł

— Pobierzemy si , proboszcz ju na nas czeka — odpar spokojnie Irchester.

ę

ż

ł

Diona milcza a, og uszona niezwyk ym bie

ł

ł

ł

giem wydarze . Po jakim czasie w oddali ukaza

ń

ś

ł

si , zbudowany z szarego kamienia ko ció ek. Diona zna a go doskonale. Ka dej niedzieli

ę

ś ł

ł

ż

chodzi a tu na msze. Tutaj te na przyko cielnym cmentarzu pochowani byli jej rodzice. W

ł

ż

ś

czasie podró y dziewczyna och o

ż

ł n a na tyle, by zapyta :

ęł

ć

— Ale jak mo esz mnie po lubi ?

ż

ś

ć

— Zupe nie po prostu — odpar markiz rado nie. I natychmiast doda :

ł

ł

ś

ł

— Powinienem by zrobi to wcze niej. Nie chc wi cej ryzykowa , e mi znów uciekniesz!

ł

ć

ś

ę ę

ć ż

Zajechali przed bram ko cio a i markiz pomóg Dionie wysi

.

ę ś ł

ł

ąść

— Czy ma e stwo ze mn przyniesie ci szcz cie? — zapyta a. — Naprawd tego chcesz?

łż ń

ą

ęś

ł

ę

Markiz zwróci si do niej agodnie:

ł ę

ł

— My l , e oboje tego chcemy...

ś ę ż

Diona spojrza a mu uwa nie w oczy i zro

ł

ż

zumia a, e mia racj . Ju teraz stanowili jedno .

ł ż

ł

ę

ż

ść

Markiz uj Dion pod r k i wprowadzi j do ko cio a. Us ysza a agodny d wi k orga

ął

ę

ę ę

ł ą

ś ł

ł

ł ł

ź ę

nów.

background image

Na stopniach o tarza czeka na nich pastor. Par lat temu zast pi starego probosz

ł

ł

ę

ą ł

cza, jej

nauczyciela i w krótkim czasie zdo a zaskarbi sobie przyja

rodziny Grantleyów.

ł ł

ć

źń

Markiz powiód Dion wzd u g ównej nawy do o tarza. Po chwili obrz dek za lubin rozpo

ł

ę

ł ż ł

ł

ą

ś

-

cz si .

ął ę

Wracali poln drog do jej rodzinnego domu. Z trudem mog a uwierzy , e jest m

atk . Jak

ą

ą

ł

ć ż

ęż ą

przez mg

pami ta a zdecydo

łę

ę ł

wane s owa markiza i w asn , z o on dr

ł

ł

ą

ł ż ą

żącym g osem

ł

przysi g . Marzenie sta o si rzeczywisto ci . Muzyka wype nia a ich serca. Diona czu a, e jej

ę ę

ł

ę

ś ą

ł

ł

ł ż

rodzice s razem z ni szcz liwi, bo pragn li, aby ich córka prze y a tak wspania e chwile.

ą

ą

ęś

ę

ż ł

ł

Jestem zam

na, my la a, i kocham go bar

ęż

ś ł

dziej ni umiem wypowiedzie . Nikt nie móg

ż

ć

ł

mie nigdy pi kniejszego lubu.

ć

ę

ś

Diona czu a mi o i szcz cie promieniuj ce od markiza. Serce bi o jej jak oszala e. Nawet

ł

ł ść

ęś

ą

ł

ł

Syriusz zdawa si dzieli ich rado .

ł ę

ć

ść

Wierny dalmaty czyk bieg za faetonem, gdy jechali do ko cio a i przez ca y czas trwania

ń

ł

ś ł

ł

ceremonii za lubin nie odst powa swojej pani. Gdy tak wspomina a niedawne prze ycia,

ś

ę

ł

ł

ż

powóz zajecha przed dwór. Markiz wzi Dion na r ce i przeniós j przez próg. Syriusz bieg

ł

ął

ę

ę

ł ą

ł

przed nimi.

Weszli do bawialni. Pani Briggs zostawi a wszystkie okna otwarte i dom wype nia cudow

ł

ł

ł

ny

zapach kwiatów z ogrodu.

Markiz niespiesznie rozwi zywa wst

ki ka

ą

ł

ąż

pelusza Diony. Przez moment patrzy jej prosto

ł

w oczy. Potem schyli si nad ni i poca owa w czo o, w oczy, w usta. Ca owa j tak

ł ę

ą

ł

ł

ł

ł

ł ą

delikatnie, e Dionie chcia o si p aka ze szcz cia. Przytuli a si do niego z ca ej si y.

ż

ł

ę ł

ć

ęś

ł

ę

ł

ł

— Jeste moja. Moja, nigdy ci nie strac ...

ś

ę

ę

— Kocham ci ... Kocham ci ... — odpo

ę

ę

wiedzia a mu oszo omiona. — Kocham ci , ale chyba

ł

ł

ę

nie powiniene by mnie po lubia ...

ś

ł

ś

ć

— Nigdy przez ca e moje ycie nikogo tak nie kocha em. Moja najdro sza, moja liczna, to

ł

ż

ł

ż

ś

by o nieuchronne.

ł

Znów j poca owa , a po chwili doda :

ą

ł

ł

ł

— adne z nas nie potrafi oby ju y bez drugiego. Jeste my jedno ci .

Ż

ł

ż ż ć

ś

ś ą

— To w a nie czuj , ale nie wiedzia am, e i ty tak to odbierasz.

ł ś

ę

ł

ż

background image

Markiz u miechn si .

ś

ął ę

— Wiem o tym od chwili, gdy ci ujrza em. Walczy em z t mi o ci , gdy s dzi em, e nie

ę

ł

ł

ą

ł ś ą

ż ą ł

ż

chc nikogo po lubi ...

ę

ś

ć

— ... Ale lady Sybille powiedzia a...

ł

— Zapomnij o niej — przerwa . — Ona nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. My l , e

ł

ś ę ż

post pi em g upio zabieraj c ci do Londynu, ale uczyni em tak z uwagi na twoje dobro.

ą ł

ł

ą

ę

ł

— Z uwagi na moje dobro?

— Tak. Jeste bardzo m oda, s abo znasz wiat. Postanowi em da ci to, co nazywa si

ś

ł

ł

ś

ł

ć

ę

sportow szans . W ten sposób mog a pozna innych m

czyzn. Gdyby zechcia a, mog aby

ą

ą

ł ś

ć

ęż

ś

ł

ł

ś

pokocha którego z nich.

ć

ś

Diona krzykn a z oburzenia:

ęł

— Jak mog e co podobnego pomy le ? To oczywiste, e nigdy nie pokocha abym nikogo

ł ś ś

ś ć

ż

ł

bardziej ni ciebie. To by oby niemo liwe!

ż

ł

ż

— Tak. Pope ni em b d i zosta em za to ukarany. Nie chcia bym ju nigdy wi cej cier

ł ł

łą

ł

ł

ż

ę

pieć

takich m czarni jak ostatniej nocy, gdy zorientowa em si , e zosta a porwana, albo jak dzisiaj,

ę

ł

ę ż

ł ś

gdy dowiedzia em si , e uciek a . I to tylko dlatego, e lady Malden opowiada a

ł

ę ż

ł ś

ż

ł

jakie nonsensy.

ś

— To znaczy, e nie obiecywa e lady Sybille

ż

ł ś

ma e stwa?

łż ń

— Nigdy nie prosi em o r k adnej kobiety,

ł

ę ę ż

z wyj tkiem ciebie. Diona roze mia a si .

ą

ś

ł

ę

— Mnie równie nie prosi e ! Dlatego, kiedy ona opowiada a, e macie si pobra , pomy

ż

ł ś

ł ż

ę

ć

ś-

la am, e chcia e ukry mnie w jakim ma ym domku na uboczu, gdzie byliby my razem, ale

ł

ż

ł ś

ć

ś

ł

ś

nie jako m i ona.

ąż ż

Markiz przytuli j .

ł ą

— Musisz zapomnie o z ych chwilach. W g upi sposób próbowa em obroni le poj t

ć

ł

ł

ł

ć ź

ę ą

wolno i niezale no . Od pocz tku powinie

ść

ż ść

ą

nem wiedzie , e to przegrana bitwa.

ć ż

background image

Markiz pomy la , e wyra a si niezbyt jasno,

ś ł ż

ż

ę

wi c doda :

ę

ł

— Kocham ci . Moje serce t skni o za tob , ale jak wi kszo m

czyzn obawia em si

ę

ę

ł

ą

ę

ść ęż

ł

ę

zwi za na zawsze z jedn kobiet , która mog aby mnie znudzi . Diona struchla a.

ą ć

ą

ą

ł

ć

ł

— A co si stanie, je eli... ja ci znudz ? — spyta a z l kiem w g osie.

ę

ż

ę

ę

ł

ę

ł

— Nie, najdro sza, to niemo liwe. Nigdy nie zdarzy o si , abym si nudzi w twoim

ż

ż

ł

ę

ę

ł

towarzystwie. Gdy by a przy mnie, jedna dramatyczna scena nast powa a po drugiej. My l , e

ł ś

ę

ł

ś ę ż

teraz jestem wr cz upowa niony do odpoczynku, czyli... Do miodowego miesi ca.

ę

ż

ą

— A gdzie sp dzimy miodowy miesi c?

ę

ą

— Pojedziemy do Dover, a stamt d po

ą

p yniemy moim jachtem.

ł

Oczy Diony rozszerzy y si z zachwytu.

ł

ę

— Dok d? Powiedz, dok d?

ą

ą

— Pop yniemy tam, gdzie tylko b dziesz sobie yczy a. wiat jest ogromny i znam wiele

ł

ę

ż

ł Ś

pi knych miejsc, które chcia bym ci pokaza . B dziemy si kocha , a gdy wrócimy, razem

ę

ł

ć

ę

ę

ć

podejmiemy wspólne obowi zki.

ą

Diona zaczerpn a tchu.

ęł

— To brzmi tak cudownie, cudownie! Jeste pewien, e nie b dziesz mn znudzony?

ś

ż

ę

ą

— A oczekujesz tego po mnie? — zapyta z u miechem.

ł

ś

— Nie, ale obawiam si , e... Markiz przerwa jej delikatnie.

ę ż

ł

— Zapomnia a ju , e czy nas nie tylko zwi zek uczu , ale i my li. e ty potrafisz

ł ś

ż ż łą

ą

ć

ś

Ż

odczyta moje my li, a ja twoje.

ć

ś

— To znaczy, e naprawd s ysza e mnie wtedy, w noc porwania?

ż

ę ł

ł ś

— Tak. I dzisiaj te — potwierdzi mar

ż

ł

kiz. — Jestem pewien, e pod wiadomie wzy

ż

ś

wa a

ł ś

mnie, cho chcia a uciec ode mnie jak najdalej.

ć

ł ś

— By am absolutnie przekonana, e masz zamiar po lubi lady Sybille... Prze y am strasz

ł

ż

ś

ć

ż ł

ne

chwile, chcia am umrze .

ł

ć

Ostatnie s owa Diona wymówi a na tyle cicho, e ledwie zdo a j dos ysze .

ł

ł

ż

ł ł ą

ł

ć

Ich usta spotka y si . Ca owa j tak d ugo, a wszystko wokó sta o si ciemno ci . Czu a

ł

ę

ł

ł ą

ł

ż

ł

ł

ę

ś ą

ł

tylko zapach ró i s ysza a muzyk w g bi serca.

ż ł

ł

ę

łę

— Kocham ci ... Kocham ci ...

ę

ę

background image

Nie by a pewna, czy powiedzia a to g o no, czy tylko pomy la a.

ł

ł

ł ś

ś ł

Znacznie pó niej, gdy pokój o wietla ju tylko blask gwiazd i stoj cego wysoko na niebie

ź

ś

ł

ż

ą

ksi

yca, Diona poruszy a si w ramio

ęż

ł

ę

nach markiza.

— Nie pisz? — wyszepta a.

ś

ł

— Jestem zbyt szcz liwy, eby spa .

ęś

ż

ć

— Naprawd ? Nie jeste znudzony, rozcza

ę

ś

rowany?

Roze mia si .

ś

ł ę

— W tpi , czy kiedykolwiek mi si to przy tobie przydarzy! A ty moja najdro sza? Czy nie

ą ę

ę

ż

skrzywdzi em ci , ani nie urazi em?

ł

ę

ł

Diona g boko westchn a.

łę

ęł

— Ach... Nie wiedzia am, e mi o jest taka cudowna!

ł

ż

ł ść

Poca owa a go w rami i stwierdzi a:

ł

ł

ę

ł

— By z tob , to jak by w niebie. Teraz czuj si jeszcze szcz liwsza. I ciesz si , e t noc

ć

ą

ć

ę ę

ęś

ę ę ż ę

mogli my sp dzi w domu wype nionym mi o ci moich rodziców, e mogli my le e w ich

ś

ę ć

ł

ł ś ą

ż

ś

ż ć

ó ku. Oni byli najszcz liwszymi lud mi na wiecie!

ł ż

ęś

ź

ś

— Oprócz nas! — poprawi j markiz. — Je

ł ą

stem przekonany, moja liczna, e aden m

ś

ż ż

ęż-

czyzna nie mo e si nazwa takim szcz ciarzem jak ja. B d walczy m

niej ni wtedy, gdy

ż

ę

ć

ęś

ę ę

ł ęż

ż

by em o nierzem, aby ci chroni , aby nie dozna a adnej krzywdy.

ł

ż ł

ę

ć

ś

ł ż

Diona przytuli a si mocniej do niego.

ł

ę

— Kocham ci , mój najdro szy... Kocham ci . Kocham ci — szepta a nami tnie. — Nie

ę

ż

ę

ę

ł

ę

znam innych s ów, prócz tych dwóch: kocham ci . Kocham ci !

ł

ę

ę

— I one mi wystarcz . To w a nie pragn us ysze . Ale mo esz kocha mnie bez s ów. Za

ą

ł ś

ę ł

ć

ż

ć

ł

ka dym razem, moja najdro sza, gdy dotykam twego cia a czuj , e wyznaje mi mi o . Za

ż

ż

ł

ę ż

ł ść

ka dym razem, kiedy patrz w twoje oczy, widz w nich wszystko, co chcia aby mi wyzna .

ż

ę

ę

ł

ś

ć

— Mówisz w a nie to, o czym chcia am ci powiedzie — rzek a cicho Diona. — Jeste

ł ś

ł

ć

ł

ś

wspania y, cudowny.

ł

— Chcia bym, najdro sza, chcia bym by cudowny. Teraz wiem, jak wiele szcz cia da

ł

ż

ł

ć

ęś

wali

innym twoi rodzice. My tak e musimy kocha si podobn mi o ci .

ż

ć ę

ą

ł ś ą

background image

Diona lekko westchn a.

ęł

— Jak mog am kiedykolwiek w tpi , e mama i ojciec opiekuj si mn nawet po mierci? To

ł

ą ć ż

ą ę

ą

ś

oni skierowali moje kroki do Irchester Park. My l , e od samego pocz tku, chocia budzi e we

ś ę ż

ą

ż

ł ś

mnie ogromny respekt, pod wiadomie wiedzia am, e to w a nie ty jeste cz owiekiem, z którym

ś

ł

ż

ł ś

ś ł

chc sp dzi reszt

ę ę ć

ę

ycia.

ż

Na chwil przerwa a, zaczerpn a tchu i za

ę

ł

ęł

pyta a nie mia o:

ł

ś

ł

— Czy nasze ma e stwo nie b dzie mia o negatywnego wp ywu na twoj pozycj spo

łż ń

ę

ł

ł

ą

ę

-

eczn ? Po lubi e dziewczyn z niezamo nej

ł

ą

ś

ł ś

ę

ż

rodziny.

Markiz wiedzia , e Dion znów gn bi my l o lady Sybille. Odpar wi c agodnie, ale z na

ł ż

ę

ę

ś

ł

ę ł

-

ciskiem:

— Nie jeste , moja uwielbiana ono, jedy

ś

ż

n osob na wiecie, której zdarzy o si rato

ą

ą

ś

ł

ę

wać

ucieczk . Pami tasz, e kiedy pojawi a si w Irchester Park, przyby em tam w a nie

ą

ę

ż

ł ś

ę

ł

ł ś

niespodziewanie dla s u by. Otó , musisz wie

ł ż

ż

dzie , e wówczas uciek em z Londynu przed

ć ż

ł

pewn kobiet , która próbowa a z apa mnie w sid a...

ą

ą

ł ł

ć

ł

Nagle jego ton zmieni si .

ł ę

— Ale oczywi cie, tak jak i ty, wierz , e by o to przeznaczenie wiod ce mnie na spot

ś

ę ż

ł

ą

kanie z

tob . Zwróci a si wtedy do mnie o pomoc, w a nie wtedy...

ą

ł ś ę

ł ś

— Och! Naturalnie, e to los, przeznacze

ż

nie! — przytakn a Diona. — No, i Syriusz. Gdyby

ęł

nie str ci szklanki brandy stryja Herewarda... I gdyby nie obudzi ci wtedy, by uchroni mnie

ą ł

ł ę

ś

ł

przed ma e stwem z Simonem... Nie by abym tutaj teraz...

łż ń

ł

Markiz instynktownie przytuli j mocniej, a Diona mówi a dalej:

ł ą

ł

— To by a ekscytuj ca, frapuj ca, niezwyk a historia. Mam wra enie, e przeczyta am o niej

ł

ą

ą

ł

ż

ż

ł

w ksi

ce, a nie prze y am naprawd ...

ąż

ż ł

ę

— A mo e powinna napisa o tym ksi

k ? A na pewno kiedy opowiemy j naszym

ż

ś

ć

ąż ę

ś

ą

dzieciom.

background image

W ciemno ci markiz nie móg dostrzec ru

ś

ł

mie ca, który wyp yn na policzki Diony, ale

ń

ł ął

wyczu jej konsternacj . Diona wtuli a twarz w rami m

a. Us ysza jej st umiony g os.

ł

ę

ł

ę ęż

ł

ł

ł

ł

— Czy s dzisz, e teraz zosta o pocz te nasze

ą

ż

ł

ę

dziecko?

Markiz u miechn si zanim odpowiedzia :

ś

ął ę

ł

— Je li chcesz, mo emy zrobi to dla pew

ś

ż

ć

no ci jeszcze raz.

ś

— A do tej... chwili... nie wiedzia am... sk d si bior dzieci... — mówi a urywanym g osem.

ż

ł

ą

ę

ą

ł

ł

— To jest... co cudownego.... nie chc tylko jednego... Chc mie kilkoro dzieci... Czy mo esz,

ś

ę

ę

ć

ż

bardzo prosz , kocha si ze mn dalej?

ę

ć ę

ą

— Moja liczna, mog ci kocha , przytula , pie ci , dopóki gwiazdy nie zgasn na niebie,

ś

ę ę

ć

ć

ś ć

ą

dopóki ksi

yc nie zajdzie.

ęż

Jego usta w drowa y po mi kkiej skórze ony, delikatnie g adzi jej cia o.

ę

ł

ę

ż

ł

ł

ł

I znów poczu a, e ogie zap on w jej piersiach i na jej wargach. A wreszcie podda a si i

ł ż

ń

ł ął

ż

ł

ę

bez reszty pogr

y a w rado ci i zapom

ąż ł

ś

nieniu. To by o boskie uczucie i wiedzia a, e Bóg

ł

ł ż

b ogos awi ich szcz ciu.

ł

ł

ęś

Nami tno ogarn a ich swoim p omieniem i stali si jedno ci cia a i duszy. Na wieczno .

ę

ść

ęł

ł

ę

ś ą

ł

ść


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Cartland Barbara Diona i Dalmatynczyk
Cartland Barbara Diona i dalmatyńczyk
Cartland Barbara Podroz po gwiazde
Cartland Barbara Córka pirata
Cartland Barbara Princessa
Cartland Barbara Nie zapomnisz o miłości
107 Cartland Barbara Wyjątkowa miłość
Cartland Barbara Znak miłości
Cartland Barbara Forella
28 Cartland Barbara Światło bogów
Cartland Barbara Maska miłości
Cartland Barbara Poskromienie tygrysicy
Cartland Barbara Kobiety też mają serca
24 Cartland Barbara Klątwa klanu
Cartland Barbara Lwica i Lilia Rh
4 Cartland Barbara Raj odnaleziony
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 66 Powrót syna marnotrawnego
75 Cartland Barbara Niezwykła misja
Cartland Barbara Chwile miłości

więcej podobnych podstron