003 White Tiffany Prezent jak sie patrzy

background image

TIFFANY WHITE

Prezent jak się patrzy

(The 6’1” Grinch)

background image

PROLOG

Padał śnieg.

Znowu.

Claudia Claus wprost uwielbiała swojego mężulka. Mimo tylu wspólnie przeżytych lat

wystarczyło, że połaskotał jej twarz swymi siwymi wąsiskami, a dreszcz przebiegał jej

wzdłuż kręgosłupa – i nie był to, bynajmniej, zimny dreszcz!

ś

ycie z mężem było pełne radości, Claudia czuła jednak, że tegoroczne święta Bożego

Narodzenia musi spędzić inaczej. Wyjący grudniowy wiatr, zacinający śnieg i przygnębiające

odizolowanie od świata, na które skazana była, mieszkając na biegunie północnym, działały

jej na nerwy. Miała dosyć lodu, śniegu, wichur i przymrozków. Czuła się zaniedbywana przez

Mikołaja, który w szaleńczym zapamiętaniu przygotowywał się do corocznego objazdu z

prezentami. Wydawałoby się, że powinien to robić z zamkniętymi oczami. Ale gdzież tam!

Za każdym razem był tak zdenerwowany i zatroskany, jakby pierwszy raz w życiu miał

dosiąść reniferowego zaprzęgu.

A ona potrzebowała odrobiny szaleństwa; miała już pomysł, jak spędzić te święta. Zresztą

Mikołaj, zajęty doglądaniem pracy krasnoludków, na pewno wcale by się nie przejął, gdyby

zafundowała sobie mały wypad. Ostatniej nocy, gdy mruczała mu do ucha słodkie słówka,

próbując zwabić go do sypialni, miał czelność zasugerować, że chyba nie jest w najlepszej

formie!

Kręciła się bez celu po domu, zaglądając to tu, to tam. Wreszcie, przypomniawszy sobie

złośliwą uwagę Mikołaja o jej figurze, przejrzała kasety i wybrała tę z nagranymi

ć

wiczeniami gimnastycznymi. Zaczęła uprawiać aerobik wraz z Claudią Schiffer, ale szybko

się zniechęciła. śadna ilość skłonów i podskoków nie mogła sprawić, by jej uda stały się tak

smukłe i umięśnione, jak uda sławnej modelki. Może potrzebna jest do tego magia Davida

Copperfielda?

Wyjęła kasetę z magnetowidu i sięgnęła po jeden z tych błyszczących magazynów

kobiecych, które lubiła czasem poczytać. Usiadła w wygodnym fotelu w sypialni. Jej uwagę

przykuł artykuł, którego autorka zachęcała kobiety, by zajęły się własną osobą: „Precz z

rutyną! Bądź panią swojego życia!” To było to! Takiej właśnie zachęty potrzebowała, by

uciec od mrozów i owianej chłodem nudy. I od świątecznych wypieków!

Spod olbrzymiego drewnianego łoża wyciągnęła zakurzoną walizkę. Szelmowski

uśmieszek pojawił się na jej ustach, gdy pomyślała o podróży na południe. Co prawda, St.

Louis nie leżało aż tak bardzo na południu, ale uznała, że to i lepiej – intuicja podpowiadała

jej, że nie byłoby zbyt rozsądnie wrócić na biegun z opalenizną!

Postanowiła, że na znak pojednania przywiezie Mikołajowi jakiś zupełnie wyjątkowy

prezent.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

16 grudnia

Każdego roku Ewa Winslow ubierała choinkę już w Święto Dziękczynienia. I również

każdego roku, w walentynki, jej przyjaciółka, Sara Smith, zmuszała ją, by rozebrała drzewko.

Ewa wiedziała, że, zdaniem Sary, jest zwariowana na punkcie świąt, ale nie podzielała tej

opinii. Nie mogła uwierzyć, że ktoś mógłby mieć dość tak radosnych, czarodziejskich dni.

Sznury kolorowych świątecznych lampek, w połączeniu ze śniegiem prószącym na

kopuły, przyczółki i gzymsy domów z przełomu wieku przy Wisteria Avenue, nadawały ulicy

magiczny wygląd. Przynajmniej tak widziała to Ewa, jadąca samochodem do biura na ostatni

przedświąteczny dyżur.

Nagle nacisnęła na hamulec i samochód zatrzymał się z piskiem opon. Przed

wiktoriańskim domem, który wyglądał jak chatka z piernika, zauważyła tabliczkę. Obawiam

się, że ktoś mnie ubiegł, pomyślała. Od dłuższego czasu miała na oku ten pusty dom.

Próbowała wciągnąć go na listę nieruchomości swojej agencji, ale nie mogła ustalić, kto jest

jego właścicielem. Zaciekawiona, któryż to z agentów okazał się od niej szybszy, Ewa

wrzuciła wsteczny bieg i zjechała na bok jezdni. Zanim zaparkowała przed domem, koła

wpadły w poślizg na oblodzonym kawałku drogi. Zamknęła oczy. Nie usłyszała jednak

odgłosu zderzenia, więc rozwarła powieki i odetchnęła z ulgą. Zaparkowany na podjeździe

przed domem czerwony sportowy samochód stał nietknięty.

Mrużąc oczy, odczytała napis na tabliczce, stojącej na długim podwórzu przed domem:

Pani Claudia

Przepowiednie

Okazyjne świąteczne ceny.

Hmm... to zaczynało być ciekawe.

Ewa nie mogła się powstrzymać, by nie sprawdzić, kto i od kogo wynajął posiadłość.

Gdyby się okazało, że jest to tylko krótkoterminowy najem, może mogłaby przejąć dom zaraz

po świętach. W żadnym wypadku nie zamierzała pracować podczas świąt. Nadchodzące

dziesięć dni miała zaplanowane szczegółowo i dokładnie wypełnione zajęciami.

Bez przeszkód pokonała ścieżkę prowadzącą do domu. Weszła na werandę i nacisnęła

guzik dzwonka. Spodziewała się zobaczyć w drzwiach postać ze złotymi obręczami w uszach

i ozdobionym frędzlami szalu na ramionach. Zamiast tego ujrzała szykowną kobietę o siwych

włosach, ubraną w czerwony sweter i zielone legginsy.

– Zapraszam do środka – powiedziała do Ewy, jak gdyby jej oczekiwała. – To ja jestem

ową Claudią.

– Ewa Winslow – przedstawiła się, wyciągając rękę. Uśmiechnęła się na widok napisu na

czerwonym swetrze pani Claudii: „Nic nie widziałeś, jeśli nie widziałeś St. Louis”.

background image

Rozpoznała w tym arcydziele rękę miejscowego artysty, który w taki sposób chciał zapewnić

sobie sławę.

– Przychodzisz po przepowiednię? Okazyjna świąteczna cena. Tylko pięćdziesiąt

dolarów...

– Och! – Ewa zerknęła na swój ulubiony zegarek z choinką na cyferblacie. – Nie mam

zbyt wiele czasu, zaraz muszę jechać do biura.

– W takim razie może to być miniprzepowiednia, za... powiedzmy, dwadzieścia pięć

dolarów. Odpowiem tylko na najważniejsze pytania.

– Najważniejsze pytania? – zdziwiła się Ewa. Pani Claudia roześmiała się.

– No wiesz, na przykład, co Mikołaj podaruje ci na Gwiazdkę, jeśli byłaś grzeczna. A ty,

rzecz jasna, zawsze byłaś grzeczna.

Pani Claudia rzeczywiście się nie myliła. Osierocona w wieku siedmiu lat, Ewa poznała

wiele sierocińców. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a ponieważ dziewczynka

nie została adoptowana, dorastała pod opieką rodzin zastępczych. Ciągle starała się być

grzeczna i zadowolić wszystkich. Nie zaskarbiła sobie tym niczyjej miłości, jednak łatwiej jej

było przetrwać. Opieka rodzin zastępczych miała charakter tymczasowy; Ewa co kilka lat

przenosiła się od jednej rodziny do drugiej. Nie pozwolono, by przywiązała się do którejś z

nich.

Bezustannie wyrywana z miejsc, do których zdążyła się przyzwyczaić, czuła się

osamotniona i nade wszystko pragnęła mieć własny dom. Może dlatego wybrała zawód

agentki handlu nieruchomościami. Mogła wyszukiwać najlepsze domy dla swoich klientów, a

każdy trafny wybór sprawiał jej wiele radości. Myśląc o tym, uśmiechnęła się do siebie.

Domy fascynowały ją już od dzieciństwa. Traktowała je jak żywe istoty. Za każdym

razem, gdy opuszczała jakiś dom, mówiła mu: „do widzenia”.

Rozejrzała się po przedpokoju, do którego została wprowadzona. Było w tym wnętrzu

coś, co przemawiało jej do wyobraźni. Ewa uznała, że skoro pani Claudia chce jej powróżyć,

niegrzecznie byłoby odmówić, zwłaszcza że zdarzała się oto świetna okazja, by dokładnie

przyjrzeć się tej „chatce z piernika”. Może nawet uda jej się dowiedzieć, kto jest jej

właścicielem.

– Sądzę, że skrócona wróżba mnie zadowoli – zgodziła się Ewa.

Pani Claudia skinęła głową i wzięła od Ewy jej czerwony płaszcz. Powiesiła go na

mosiężnym wieszaku i wprowadziła gościa do saloniku. W centrum pokoju pyszniła się

olbrzymia choinka, obwieszona bombkami, lampkami i rozmaitymi ozdobami w

wiktoriańskim stylu.

Może pani Claudia odziedziczyła dom? W tym miejscu czuła się dobrze. I dom, i ona

wydawali się tacy przyjaźni i gościnni, myślała Ewa, siadając w jednym z obitych aksamitem

zielonych foteli z wysokim oparciem. Blask ognia z kominka oświetlił jej twarz.

– Zatem, co chciałabyś wiedzieć? – spytała pani Claudia, usadowiwszy się w fotelu po

przeciwnej stronie.

– Kto jest właścicielem tego domu – odpowiedziała szybko Ewa.

Pani Claudia roześmiała się.

background image

– No tak, w końcu zajmujesz się sprzedażą nieruchomości. Ja nie jestem właścicielką tego

domu. Wynajęłam go tylko na czas świąt. Anons o wynajmie znalazłam w gazecie. Zanim

wyjdziesz, poszukam tego ogłoszenia. O ile wiem, ktoś, kto odziedziczył tę posiadłość, ma

zamiar osiedlić się tu po świętach.

Jak na początek, nie była to rewelacyjna przepowiednia. Ewa wyraźnie posmutniała.

Zdążyła już pokochać ten dom i byłaby zachwycona, mogąc pokazywać go klientom. No cóż,

widocznie nie było jej to pisane.

– Z pewnością chciałabyś wiedzieć coś jeszcze... – zachęcała pani Claudia.

– Oczywiście. – Ewa rozchmurzyła się nieco. – Co dostanę na Gwiazdkę od Świętego

Mikołaja?

– W tym roku Mikołaj ma dla ciebie naprawdę duży prezent.

– Jak duży?

– Metr osiemdziesiąt pięć.

– Co takiego?!

– I nie będzie to wielkie pudło przewiązane wstążką. W tym roku Mikołaj przyniesie ci

kawalera – odpowiedziała pani Claudia, najwyraźniej zadowolona z tego, co podpowiada jej

intuicja.

– Chwileczkę. Czy dobrze zrozumiałam? – zapytała Ewa, śmiejąc się nerwowo. – Mówi

mi pani, że w świąteczny poranek znajdę pod choinką faceta?

– Tak. Czy chciałabyś wiedzieć coś jeszcze?

– Ale... ale w liście do Mikołaja nie prosiłam o mężczyznę. Chciałam dostać piekarnik do

chleba... wie pani, jedno z tych wspaniałych urządzeń... – szczerze wyznała Ewa i poczuła, że

musi wyjaśnić, dlaczego złożyła właśnie takie zamówienie. – Parę tygodni temu

skosztowałam chleba upieczonego w takim właśnie piekarniku. Ten chleb pachniał i

smakował wprost wspaniale!

– Tak jak mężczyzna... – Pani Claudia z błyskiem w oczach obstawała przy swoim.

Ewa poczuła, że się czerwieni. Wiedziała, że wróżka to zauważyła. Blada cera zawsze

była jej zmartwieniem. Kiedy na policzkach Ewy pojawiały się rumieńce, dziewczyna płonęła

jak świąteczna choinka.

– Czy pani jest tego pewna? Bo ja nie jestem przekonana, czy chcę... to znaczy, czy

jestem gotowa na...

– Miłość? – przerwała jej pani Claudia. – Czy ktokolwiek może nie być gotowy na

miłość? – spytała.

– Nie o to chodzi. Chciałabym się zakochać, ale we właściwym mężczyźnie.

– A dotychczas nie miałaś do nich szczęścia? – zgadła wróżka.

– Zwykle mnie rozczarowywali.

– Ten będzie inny.

– Też to sobie powtarzam za każdym razem. No cóż, dobrze, że przynajmniej przez parę

dni będę miała spokój, zanim on pojawi się pierwszego dnia świąt, by narobić zamieszania w

moim życiu.

– Wiesz co, Ewo, nadmiar spokoju może zmęczyć.

background image

– Tak jak mężczyzna – mruknęła Ewa pod nosem kilka godzin później, gdy jej dyżur w

biurze agencji dobiegał końca. Wkrótce będzie wolna i zacznie się upajać świąteczną

atmosferą, którą tak uwielbiała. Dzięki Bogu, o tej porze roku ruch w interesie malał.

Spojrzała na zegarek. Jeszcze tylko parę minut i będzie mogła wyjść. Sięgnęła po torebkę

i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Właśnie wtedy zadzwonił telefon.

– Agencja handlu nieruchomościami Premierę Homes, słucham – powiedziała do

słuchawki, a pod nosem mruknęła: – spadaj!

– Potrzebuję pomocy agenta... – odezwał się głos w słuchawce.

– Zechce pan łaskawie poczekać. – Ewa przerwała klientowi w pół zdania, nim zaczął

wyłuszczać, o co mu chodzi. Przez okno zobaczyła, że na parking wjeżdża właśnie jej

zmienniczka, Sandy Martin. – Zaraz poproszę sekretarkę, żeby ustaliła z panem termin

spotkania... – dodała i pomyślała, że gdyby przetrzymała faceta przez chwilę, to sprawę

musiałaby poprowadzić Sandy.

– Pani mnie nie zrozumiała. Potrzebuję agenta natychmiast! Znalazłem dom, który chcę

obejrzeć jeszcze dziś!

– Ale...

– Właśnie przeniosłem się tu z innego miasta i przed świętami muszę znaleźć dom. –

Niski głos brzmiał stanowczo i z pewnością nie należał do osoby, którą można łatwo spławić.

Ewa czuła, jak jej plany biorą w łeb. Zaczęła się poddawać. Sprawa w końcu była istotna.

To zrozumiałe, że każdy chciałby zadbać o to, by jego rodzina spędzała święta we własnym

domu. śaden prawdziwy mężczyzna nie dopuściłby do tego, żeby bożonarodzeniowe

ś

niadanie jeść w motelu. Zresztą ten facet ułatwiał jej podjęcie decyzji.

– Proszę posłuchać, pójdę pani na rękę – mówił, spuszczając nieco z tonu. – Kupuję ten

dom w ciemno. I płacę gotówką!

Klient z gotówką był marzeniem każdego agenta, a klient kupujący w ciemno to było po

prostu coś wspaniałego. Tylko głupiec przepuściłby podobną okazję. A kobieta, której stary

samochód zbyt często trafiał do warsztatu samochodowego, musiałaby być kompletnie

szalona, rezygnując z takiego klienta. Ewie przemknęła przez głowę myśl o kupnie nowego

samochodu – niekoniecznie na raty – i... dziewczyna połknęła haczyk.

– Gdzie jest ten dom, który chciałby pan zobaczyć? Czy może mi pan podać adres?

– Tak, oczywiście – odparł rozmówca. – Zanotowałem go, kiedy tylko zobaczyłem, że

posesja jest wystawiona na sprzedaż.

Mężczyzna podyktował Ewie adres, a ona wklepała go do komputera, by sprawdzić w

wykazie sieci MLS dane na temat domu. Dość szybko je znalazła. Dom kosztował trzysta

tysięcy dolarów, a to znaczyło, że ona, jako pośredniczka – jeśliby zawarła umowę – otrzyma

dziewięć tysięcy!

– O której godzinie byłby pan skłonny obejrzeć dom? – zapytała Ewa, siląc się na

obojętność.

– Tak szybko, jak to możliwe. Chcę kupić dom przed świętami – powtórzył mężczyzna.

– W porządku. Zadzwonię teraz do pełnomocnika właścicieli i spróbuję ustalić termin

załatwienia wszystkich formalności. Nie będzie to łatwe w okresie przedświątecznym, więc

background image

proszę nie robić sobie zbyt dużych nadziei. Proszę podać mi swój telefon, a ja zadzwonię do

pana, kiedy uzyskam konkretne dane.

Mężczyzna podał Ewie nazwę hotelu, w którym się zatrzymał.

– Jak panu na imię? – spytała.

– Adam.

– Powiedział pan: „Adam”?

– Czy widzi pani w tym coś złego? – zapytał z wyczuwalną irytacją w głosie.

– Nie, skądże. Tyle tylko, że zbliża się Wigilia... Pan ma na imię Adam, a ja Ewa. Ewa

Winslow.

– Będę czekał na pani telefon, pani Winslow – odpowiedział chłodnym tonem Poczuła się

głupio, że tak się wyrwała z tym „Adamem i Ewą”, i odłożyła słuchawkę O rany, w końcu

ż

eby sprzedać dom, nie musi od razu polubić jego przyszłego właściciela. I, rzecz jasna, on

też nie musi darzyć jej sympatią. Dlaczego więc miało dla niej znaczenie to, jakie wrażenie na

nim wywarła?

– Niezły początek świąt! – pomyślała Ewa, kiedy wieczorem, w warsztacie Leo, czekała

na zamontowanie nowego tłumika w samochodzie. Stary tłumik odpadł na środku drogi, i to

w godzinach szczytu. Dojechała więc do mechanika, robiąc więcej hałasu niż pociąg

towarowy.

Sandy przesłała Ewie na pager informację, że pan Adam Hawksley był w biurze agencji i

natychmiast chciał się widzieć z panią Winslow. Był z lekka zdenerwowany, że jej nie zastał,

i domagał się wyjaśnień, dlaczego nie zadzwoniła do niego. Przecież miał obejrzeć dom,

który musi kupić natychmiast.

– Czy pani Winslow jest osobą tak niekompetentną na co dzień, czy tylko ód święta?! –

dopytywał się złośliwie.

Utyskiwania Hawksleya bez wątpienia dotarły do szefa, pomyślała Ewa i obiecała sobie,

ż

e jutro musi to wyjaśnić i przekonać pryncypała, że właśnie w interesie pana Hawksleya

spędziła całe popołudnie, oglądając domy wystawione na sprzedaż. Chciała mieć coś w

zanadrzu do pokazania, w razie gdyby nie zdołała odszukać pełnomocnika właścicieli

upatrzonej przez niego posesji. Nie jej wina, że poszukiwania spełzły na niczym. No, a

później ten cholerny tłumik...

Czekając na naprawę samochodu, przemierzała warsztat tam i z powrotem. Czuła się

całkowicie unieruchomiona. Dobrze, że nie było żadnych nowych zgłoszeń z biura agencji.

Spojrzała na swój telefon komórkowy, leżący na ladzie obok torebki. Mam nadzieję, że

działa, pomyślała.

Naprawdę chciała doprowadzić do spotkania ze swoim klientem, ale w tej sytuacji

zmuszona była odłożyć załatwienie sprawy do rana.

Znów zerknęła na zegarek. Wiedziała, że jej chrześnica, czteroletnia Elena, jest bardzo

niecierpliwa. A przecież miały dziś, razem z Sarą, matką Eleny, najlepszą przyjaciółką Ewy,

rozpocząć świąteczny maraton pieczenia ciasteczek. Sara na pewno zabrała się do roboty, nie

czekając na nią.

background image

Ewa przypomniała sobie, że Sara prosiła ją o kupienie białej czekolady. Trzeba będzie

więc po nią pojechać do sklepu, co jeszcze bardziej opóźni przyjazd. Zadzwoniłaby do Sary,

gdyby nie to, że czekała na telefon od pełnomocnika.

– Odezwij się, do diabła! – mruczała, wlepiając wzrok w milczący aparat. Z uśmiechem

wręczyła Mattowi, który od niedawna pracował w warsztacie, czek za naprawę

zdezelowanego tłumika.

– Proszę podziękować Leo, że zgodził się mnie przyjąć poza kolejnością.

– Wuj Leo uprzedzał, żeby zająć się panią natychmiast, gdyby miała pani jakiekolwiek

kłopoty – powiedział Matt.

Ewa roześmiała się.

– Zapewne dlatego, że płacąc za ciągłe naprawy mojego starego gruchota, finansuję

wujowi wakacyjne rejsy.

– Myślę, że urzekł wuja pani piękny uśmiech – odpowiedział Matt z przekonaniem.

Ewa zaczerwieniła się. Na szczęście Matt właśnie odwrócił się do kasy, więc nie

zauważył zmieszania dziewczyny.

W tym momencie do warsztatu weszła odświętnie ubrana kobieta, szukając kogoś, kto

wymieniłby jej koło. Strój nieznajomej przypomniał Ewie o pani Claudii i obiecanym przez

nią prezencie gwiazdkowym. Matt, siostrzeniec Leo, był całkiem niezły i... dość wysoki.

– Ile ma pan wzrostu? – Tym pytaniem zaskoczyła zarówno siebie, jak i młodego

mechanika, który odwrócił się, by wręczyć jej rachunek.

– Ile mam wzrostu? – powtórzył jej pytanie. – Około metra osiemdziesięciu.

A więc Matt odpadał. Nie było raczej szans, by do świąt urósł aż o pięć centymetrów.

Ewa uśmiechnęła się do siebie. Otrzymanie w prezencie wysokiego, przystojnego bruneta też

pozostawało raczej w sferze marzeń. Ale pomarzyć zawsze można, czyż nie?

Wracając z warsztatu, włączyła kasetę. Kojące tony kolędy wypełniły samochód. Właśnie

wtedy odezwał się milczący do tej pory telefon komórkowy.

– Halo – powiedziała Ewa.

– Gdzie ty się podziewasz? Przecież od dawna powinnaś być u mnie! – wrzeszczała do

słuchawki zirytowana Sara.

– A ty powinnaś być pełnomocnikiem, na którego telefon czekam. Co słychać, Saro?

– Elena nalega, żebym przestała piec ciasteczka, a zamiast tego zaplotła jej francuski

warkocz, taki jak ma ciocia Ewa. Pamiętałaś o białej czekoladzie?

– Tak. Powiedz Elenie, żeby poszukała gumki do warkocza. I ma być grzeczna, dopóki

się nie pojawię.

– A kiedy się pojawisz?

– Dzisiaj. To ci obiecuję.

– Ewo!

– No już dobrze. Daj mi piętnaście minut. No, chyba że na horyzoncie pojawi się metr

osiemdziesiąt pięć.

– Co?

– Opowiem ci, kiedy przyjadę.

background image

– W porządku, tylko się pospiesz! Nie, Eleno, nie wolno karmić psa czekoladą!

Gdy Ewa wreszcie dotarła do mieszkania przyjaciółki, drzwi otworzyła jej Elena. Jak na

czteroletnie dziecko, miała wyjątkowo twórcze wyczucie własnego stylu. W dodatku

przechodziła etap żywego zainteresowania sztuką makijażu i układania włosów. Teraz ubrana

była w dżinsową wizytową sukienkę i pionierki. Na ramionach miała plecaczek w kształcie

brązowego pluszowego misia.

– Spóźniłaś się – oznajmiła z wyrzutem.

– Dokąd się wybierasz? – zapytała Ewa. Z kuchni wyjrzała Sara. Nos miała przyprószony

mąką. Włosy związała w niedbały kucyk.

– Donikąd się nie wybiera – powiedziała Sara. – Po prostu nie chce zdjąć plecaczka.

Nawet z nim śpi.

– Powinnaś zapisać ją do skautów. Nadaje się. Zawsze i na wszystko jest przygotowana,

prawda?

– Jasne. Masz czekoladę?

– Mam – odparła Ewa. – Mam też nowy tłumik, z powodu którego się spóźniłam.

Zawsze, kiedy uzbieram trochę grosza na operację plastyczną, muszę wydać wszystko na

reperację samochodu.

– Co to jest operacja plastyczna, mamo? – zapytała Elena.

– Ciocia Ewa chce mieć większy biust – odpowiedziała Sara. Adoptując dziewczynkę,

obiecała sobie, że nie będzie przed nią niczego ukrywać.

– To ja też chcę – oznajmiła Elena. Sara potrząsnęła głową.

– Wiesz, Ewo, kiedy Elena skończy trzynaście lat, powinna zamieszkać z tobą.

– Świetnie, będę miała od kogo pożyczać ciuchy – odparła Ewa, z trudem utrzymując

powagę.

– Nie wiem już, która z was gorzej wpływa na drugą! – Sara wzięła od przyjaciółki

czekoladę i ruchem głowy zaprosiła Ewę do kuchni.

– Możesz rozpuścić czekoladę z masłem i oblać nią ciasteczka, kiedy się upieką –

zaproponowała.

– A mój francuski warkocz? – zawołała Elena, wydymając pomalowane na różowo usta.

Nie ulegało wątpliwości, że myszkowała w kosmetyczce mamy.

– Zaraz wracam... – obiecała Ewa, gdyż Elena już ciągnęła ją za rękę do sypialni. –

Nastawiam stoper! – krzyknęła za nimi Sara.

– Dobrze, nastawiaj! – Ewa pomachała dłonią.

– Zaśpiewać ci kolędę, której nauczyliśmy się dziś w przedszkolu? – spytała Elena.

Wspięła się na wiklinowe krzesło, stojące przed toaletką Sary, i nie czekając na odpowiedź

Ewy, odśpiewała „Święty Mikołaj przyjeżdża do miasta”. Zanim mała skończyła swoje trele,

Ewa zdążyła zapleść warkocz i ścisnąć go różową gumką.

– A teraz pomożemy twojej mamie piec ciasteczka.

– Dobrze – zgodziła się Elena, pędząc do kuchni. – Mama obiecała, że będę mogła je

polukrować.

Ewa poczuła miły zapach, dolatujący z piekarnika. Patrzyła, jak Sara ręką fachowca

background image

rozwałkowuje dwudziestocentymetrowy placek ciasta.

– Eleno, podaj mi wykrawacz do ciastek. Ten w kształcie aniołka – wyjaśniła Sara, po

czym pokazała córce, jak go użyć. Elena zajęła się wycinaniem aniołków z miękkiego żółtego

ciasta, tymczasem Ewa zaczęła wypytywać przyjaciółkę o jej sprawy sercowe.

– No i co, dostaniesz na Gwiazdkę pierścionek zaręczynowy?

– Jeśli sama go sobie kupię – bez entuzjazmu odpowiedziała Sara.

– Co się stało?

– Nie wyszło. Był wspaniały dla Eleny, ale...

– Ale ty nie potrzebujesz faceta dla córki, tylko dla siebie! Z pewnością nie powinnaś

wychodzić za mąż jedynie dla dobra małej.

– Uważasz, że źle robię?

– Nie, sądzę, że jeśli jesteś szczęśliwa bez męskiej obstawy, to i Elena jest szczęśliwa.

Adoptowałaś ją, bo chciałaś kogoś kochać. Kiedyś spotkasz mężczyznę, którego obie

pokochacie, a wtedy nie będziesz się wahać. Nie rób niczego na siłę! Zresztą jeśli nie spodoba

mi się facet, którego mam znaleźć pod choinką, podeślę go tobie.

– Jaki facet? O czym ty mówisz? – spytała Sara, układając ciasteczka na blasze.

Sara od czasu adoptowania dziecka utrzymywała się ze sprzedaży domowych wypieków.

Najczęściej dostarczała je na różne przyjęcia. Zapewniało jej to niezły zarobek i pozwalało

poświęcać więcej czasu córeczce. Myślała nawet, by rozwinąć interes, kiedy mała pójdzie do

szkoły. Już teraz, podczas bezsennych nocy, planowała swoją przyszłość i szukała nowych

wyzwań.

– Pani Claudia powiedziała mi, a właściwie obiecała, że na Gwiazdkę dostanę kawalera...

– Jaka pani Claudia?

– Wróżka. Wynajęła ten wiktoriański domek, o którym ci opowiadałam. Za niewielką

opłatą wróży. Może powinnaś spróbować? – zaproponowała Ewa.

– Raczej dam sobie spokój. Wiem, co mnie czeka w najbliższych dniach. Przyjęcia! Od

dziś do sylwestra mam zamówienia na każdy wieczór.

– Taki jest los pracusiów.

– Nie żartuj sobie ze mnie – ostrzegła ją Sara, uśmiechając się. Włożyła ciasteczka do

piekarnika.

– Zamierzam upiec piernikową chatkę – wyznała Ewa. – To podobno łatwizna.

– Piernikowa chatka! Och, ciociu, czy mogę ci pomagać? – spytała Elena, podskakując.

– Jasne, że możesz, słonko. W końcu zbliżają się święta! Choć nie mam czasu, bo jeszcze

została mi sprawa Adama.

– Kim jest Adam? – zaciekawiła się Sara.

– Klientem. Do świąt muszę znaleźć mu dom. Upatrzył sobie jeden, ale mam nadzieję, że

spodoba mu się ten, który pokażę mu jutro. Wyobraź sobie, płaci gotówką, z góry! – zacierała

ręce Ewa. – Te święta zapowiadają się naprawdę cudownie! Czuję, że mam szansę na kupno

nowego samochodu!

– Czy będę mogła posiedzieć z wami w nocy, kiedy już upieczemy piernikową chatkę,

ciociu? – szczebiotała Elena, podskakując.

background image

– Oczywiście, sroczko. Namówimy twoją mamę, żeby zrobiła sobie przerwę w pracy.

Wypożyczymy „Małą księżniczkę”, weźmiemy kąpiel z pianką, pomalujemy sobie paznokcie

na wiśniowo, a potem będziemy jeść ciasteczka w łóżku.

– Zróbmy to już teraz! – Elena przestała skakać i zarzuciła Ewie ramiona na szyję.

– Nie, najpierw musimy upiec te ciasteczka, które później będziemy jeść w łóżku. Chyba

pamiętasz, że obiecałaś je polukrować – powiedziała Ewa, patrząc z czułością na Elenę.

Dziewczynka kiwnęła głową.

Ewa przesunęła dłonią po jedwabistych włosach małej. Zastanawiała się, czy sama kiedyś

będzie miała córkę. Najpierw jednak musiałabym wyjść za mąż, pomyślała. Nie była tak

odważna jak Sara, która zdecydowała się wychowywać dziecko samotnie. Dobrze wiedziała,

czym jest dzieciństwo bez rodziców; nie miałaby serca pozbawić swojego dziecka tego, czego

jej samej tak bardzo kiedyś brakowało. Tymczasem jednak nie mogła jakoś zrealizować

marzenia o założeniu rodziny. Faceci, z którymi się umawiała, mieli awersję do

poważniejszych związków. Zaczynała już nawet myśleć, że mężczyźni zainteresowani życiem

rodzinnym wyginęli jak dinozaury.

Adam Hawksley siedział w pokoju hotelowym i gapił się na milczący telefon.

Z samego rana pojechał do Premierę Homes, by zostawić wiadomość dla pani Winslow.

Tę samą wiadomość, którą sekretarka najwyraźniej zapomniała jej przekazać poprzedniego

dnia. Chciał wreszcie kupić dom. Natychmiast.

Co prawda wziął urlop do pierwszego stycznia, żeby załatwić tę sprawę, ale skoro znalazł

dom, o jakim marzył, za nic w świecie nie chciał pozostać w Stanach na czas Bożego

Narodzenia. Swój stosunek do tych świąt, obchodzonych w amerykańskim stylu, określał

jednym słowem: głupota!

Zdjął garnitur i starannie powiesił go w szafie. Wszystkie garnitury leżały na nim

idealnie: po pierwsze dlatego, że szyte były na miarę, po drugie: Adam, regularnie ćwicząc,

dorobił się fantastycznej sylwetki. Będę musiał poszukać tutaj jakiejś siłowni, pomyślał.

Chciał być w dobrej formie, kiedy w nowym roku zacznie pracę.

Nie był typem mężczyzny, który zagłębiałby się w czeluście własnej duszy. Wolał omijać

te mroczne obszary. Zamiast tego koncentrował się na robieniu kariery, która dawała mu

pewność siebie i szansę ucieczki od niepożądanych rozważań.

Skoro już mowa o ucieczkach, należało pamiętać, że podczas ubiegłorocznych świąt nie

udało mu się uciec od Marcy, jego nadopiekuńczej narzeczonej. I miało to wyjątkowo przykre

skutki.

Ucieczka! Na to właśnie miał ochotę w tej chwili, ale najpierw musi kupić dom. Wziął do

ręki leżącego na nocnym stoliku pilota i włączył telewizor. Zdaje się, że ta Ewa Winslow też

nie przepada za świętami. To pocieszające, pomyślał, wyciągając się nago na ogromnym

łóżku. Zagorzała miłośniczka świąt była ostatnią osobą, z jaką chciałby mieć do czynienia.

W tym samym czasie na biegunie północnym...

– Irytuje mnie ta kartka, którą zostawiła Claudia. Niczego z niej nie rozumiem – mruczał

pod nosem Mikołaj. – Nie napisała, gdzie dokładnie znajduje się kurort, do którego pojechała.

Odkąd zaczęła ćwiczyć aerobik i zaprenumerowała sobie kobiece magazyny, nie jest już sobą.

background image

„Nowa kobieta” – też coś!

Nie chciał, broń Boże, narzekać. Uważał, że Claudia wygląda niezwykle pociągająco w

obcisłych rajtuzach, które nosiła do kolorowych swetrów.

– Hej, ho! Hej, ho! – wykrzyknął na myśl o niej. Okrzyk zabrzmiał teraz dużo weselej.

A jednak byłby o wiele szczęśliwszy, gdyby wiedział, gdzie jest ten kurort i... gdzie żona

schowała świąteczne ciasteczka.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

17 grudnia

Adam Hawksley zaparkował czarnego lexusa przed wejściem do Premierę Homes. Po

wypiciu porannej kawy postanowił złożyć pani Winslow wizytę z samego rana, zanim znowu

się z nią minie.

Jęknął, słysząc w radiu jeszcze jedną kolędę. Szybko wyłączył stacyjkę i radio. Niestety,

nie umiał wyłączyć swojej niechęci do tej pory roku. Ponieważ urodził się w Wigilię, jako

dziecko zawsze otrzymywał jeden prezent, który był zarazem urodzinowy i imieninowy. To

był początek jego nienawiści do świąt. Później poczuł w sobie powołanie do handlu.

Wyszukiwał nowe lokalizacje dla luksusowych sklepów sieci Bon Marche. Organizował ich

uroczyste otwarcia.

Grudzień był dla wszystkich zatrudnionych w handlu miesiącem stresu i ogólnego

wyczerpania. Adam po tygodniach nie przespanych nocy odnajdywał chwile wytchnienia pod

koniec roku, kiedy uciekał od świąt do St. Bart na Karaibach. Tabuny opalonych dziewczyn w

bikini i czyste, białe plaże były najlepszą nagrodą za niepopełnienie wcześniej morderstwa w

afekcie.

Jeden raz był bliski zmiany zdania na temat świąt. Skończyło się to dosyć tragicznie. Rok

ternu kobieta, o której myślał, że go kocha, zerwała zaręczyny w Wigilię. Bożego

Narodzenia. To ostatecznie przypieczętowało jego nienawiść do świętowania. Nigdy nie

wybaczył tego Marcy!

Wysiadł z samochodu i wszedł do biura agencji, zdecydowany ostatecznie załatwić

sprawę zakupu domu.

– Adam Hawksley do pani Winslow – zwrócił się do Sandy, która właśnie odbierała

telefon.

– Pierwsze drzwi na prawo – odparła Sandy, przykrywając słuchawkę ręką.

We wskazanym przez Sandy pokoju znad sterty papierów rozrzuconych na biurku

wystawała głowa pokryta bujnymi, ciemnymi włosami. Kobieta siedząca za biurkiem

nerwowo czegoś szukała, mrucząc do siebie: Eleno, ty mała sroczko, jeśli gwizdnęłaś mi

notes...

Adam wykorzystał sytuację, że dziewczyna wciąż nie zauważyła jego wejścia, i rozejrzał

się po pokoju. Na widok wiszącego po prawej stronie plakatu wybuchnął niepohamowanym

ś

miechem. Dziewczyna zerwała się z miejsca. Na plakacie widoczny był słynny pałac Hearsta

– San Simeon – a w poprzek zdjęcia biegł napis: „Sprzedany od ręki”.

Dziewczyna spłonęła rumieńcem i próbowała ukryć swoje zmieszanie oficjalnym

pytaniem:

– Czym mogę służyć? Wyciągnął do niej rękę.

– Adam Hawksley. Mam nadzieję, że mnie pani pamięta.

– Oczywiście. Właśnie szukałam notesu, żeby do pana zadzwonić. Miałam kłopoty ze

background image

skontaktowaniem się z notariuszem. Na szczęście odezwał się do mnie dziś rano i umówiłam

spotkanie. Właściciele wyjechali wprawdzie na święta, ale możemy wziąć klucz od notariusza

i obejrzeć dom, kiedy tylko pan zechce.

– Dostosuję się do pani – powiedział, patrząc na bałagan na jej biurku. Była tam

buteleczka z czerwonym lakierem do paznokci, męski dezodorant, zestaw długopisów, telefon

komórkowy i różne gazety.

Agentka jednym ruchem ręki zmiotła cały ten majdan do aktówki i posłała Adamowi

olśniewający uśmiech.

– Jestem gotowa!

Wsiedli do jej samochodu. Ewa prowadziła, natomiast Adam czytał ofertę kupna domu. Z

trudem powstrzymywał się od komentarza na temat skłonności Ewy do częstej zmiany pasów.

Zazwyczaj niedzielni kierowcy doprowadzali go do szału, ale dzisiaj jej pośpiech był mu na

rękę. Im szybciej znajdą dla niego dom, tym lepiej.

– Wybierze pan szkołę prywatną czy państwową? – spytała, zatrzymując się na

czerwonym świetle.

– Nie chodzę już do szkoły – odpowiedział sucho.

– Miałam na myśli... Ach, więc nie ma pan dzieci?

– Nie, nie mam.

– Rozumiem. Podatek od domu nie jest wygórowany. W okolicy mieści się wiele

punktów usługowych, w pobliżu jest duży sklep. Pańska żona będzie mogła robić w nim

zakupy. Ja też zaopatruję się tam przed świętami.

– Nie mam żony – odparł z kamienną twarzą.

– Aha. No więc będzie mógł pan sam robić zakupy.

– Raczej nie.

– Czyżby był pan typowym mężczyzną, który nie lubi chodzić po sklepach?

– Nie mam nic przeciwko zakupom. Ale nie o tej porze roku.

– Nie lubi pan świąt? – spytała zaskoczona.

– Nienawidzę!

To był dla niej prawdziwy szok. Zupełnie tak, jakby powiedział, że nie wierzy w

Ś

więtego Mikołaja. Nie powinien tego mówić. Mógł się domyślić, że ona jest zachwycona

perspektywą świątecznych zakupów. Tylne siedzenie jej samochodu zawalone było

ozdobnym papierem do pakowania prezentów, wstążkami i pudełkami w różnych rozmiarach

i kształtach.

Pewnie zdziwiłaby się, gdyby jej powiedział, że na temat sklepów wie znacznie więcej

niż ona, pomyślał. To była jego działka. Dobrze znał handlowe triki, które sprawiały, że klient

szybko wyciągał kartę kredytową. Wiedział, jaka muzyka wprawia w nastrój do wydawania

pieniędzy i jakie kolory działają na podświadomość, przyśpieszając decyzję o kupnie danego

towaru.

Było coś jeszcze, w czym był niedościgniony. Umiał bezbłędnie wyczuć panujące trendy

i dzięki temu potrafił przewidzieć, jakie będą oczekiwania konsumentów. Ta właśnie

umiejętność sprawiła, że zainteresowali się nim szefowie sieci Bon Marche i jego zarobki

background image

poszły w górę. Jednak nie ze względu na pieniądze pozostał w tej branży. To była raczej

ciekawość. Nienawidził nudy i bezczynności, a w handlu zawsze coś się działo.

– Jesteśmy na miejscu – powiedziała Ewa, parkując przed piętrowym domem z

brukowanym podjazdem.

– Jesteśmy. – Szedł za nią ścieżką wiodącą do frontowej werandy. Ewa chodziła wolniej

niż jeździła, ale może przeszkadzała jej w tym długa do kostek, czarna gabardynowa spódnica

z rozcięciem z tyłu, którą miała na sobie. Zamszowe kozaczki na sześciocentymetrowych

obcasach uwydatniały szczupłość jej łydek, ale krótki, czarny zamszowy żakiet ukrywał

znacznie bardziej interesujące fragmenty jej ciała.

Dom udekorowany był skromnym świątecznym wieńcem, wiszącym na drzwiach. Adam

rozglądał się dokoła, podczas gdy Ewa przetrząsała swoją teczkę w poszukiwaniu klucza. Jak

prawdziwa kobieta interesu używała aktówki również jako torebki.

– Eleno, uduszę cię! – zamruczała do siebie.

– Czyżby pojawiły się jakieś kłopoty? – zapytał Adam, widząc, że Ewa, coraz bardziej

zdenerwowana, przyklękła na ziemi, by jeszcze raz przeszukać teczkę.

– Nie mogę znaleźć klucza. Dałabym głowę, że go wzięłam. Powinien tu być, bo jeśli nie,

to będę musiała słono zapłacić za duplikat. Proszę, znajdź się – błagała, wyrzucając w końcu

zawartość teczki na ziemię.

„Sprzedany od ręki”? Adam nie mógł sobie tego nawet wyobrazić. Pani Winslow była

taką profesjonalistką i organizatorką jak czteroletnie dziecko.

Odsunął się nieco, kiedy ona na kolanach przeglądała rozsypaną na ziemi zawartość

teczki. Był pewien, że klucza tam nie ma. Nie zanosiło się więc na obejrzenie domu. A tym

samym na szybkie jego kupno.

– Nie ma go tu – ogłosiła w końcu ku niczyjemu zaskoczeniu, – I co teraz? – zapytał,

patrząc, jak Ewa zbiera z ziemi swoje rzeczy i wrzuca je z powrotem do aktówki. Był

naprawdę ciekaw, co ona zrobi w tej sytuacji.

– Jestem wściekła, że przyjechaliśmy tu na próżno.

Ewa odrzuciła do tyłu bujne włosy i zaczęła się zastanawiać. Adam tymczasem

przyglądał się jej lśniącym, zielonym oczom.

– W porządku, już wiem. Skoro już tu jesteśmy, możemy przynajmniej zajrzeć do

wewnątrz domu przez okna.

Podeszła do jednego z okien. Na szczęście firanki upięte były w taki sposób, że bez

przeszkód można było zajrzeć do środka.

– Proszę spojrzeć, w jadalni znajduje się kominek. To dodatkowa atrakcja, nie sądzi pan?

Pokój byłby idealny na oficjalne przyjęcia. – Ewa z powagą opisywała wnętrze domu. Adam

uświadomił sobie, że agentka próbuje mu sprzedać kota w worku.

Podszedł do okna i zerknął do środka.

– Nie wydaję oficjalnych przyjęć. Jestem kawalerem, więc zwykle jadam w restauracjach.

Słyszałem, że w St. Louis są miejsca, gdzie można dobrze zjeść.

– To prawda. St. Louis jest znany zwłaszcza z kuchni włoskiej. Niech pan zobaczy, w

salonie także jest kominek.

background image

– Ewa nie rezygnowała z przeprowadzenia do końca swego szatańskiego planu.

Nie zraziła się tym, że klient nie podążył za nią do kolejnego okna.

– Proszę spojrzeć na te wielkie stare krokwie. Sosnowe podłogi ułożone są z desek

piórowowpustowych, a drzwi mają nawet nadproża – wymieniała kolejne zalety pokoju.

– Bardziej mnie interesuje, czy kuchnia wyposażona jest w kuchenkę mikrofalową i czy

pokój wypoczynkowy jest na tyle duży, bym mógł tam wstawić trzydziestocalowy telewizor i

stół do bilardu.

– Stół do bilardu – powtórzyła, najwyraźniej zaskoczona. Nie spodziewała się po nim

takich zainteresowań. Idealnie skrojony garnitur nie zdradzał natury miłośnika motocykli i

zadymionych spelunek.

Adam wzruszył ramionami.

– Niektórzy relaksują się, uprawiając jogę, inni wędkując. Mnie uspokaja bilard.

– Zajrzyjmy więc przez tylne okna – zaproponowała.

– Rozkład domu jest typowy dla domów w St. Louis, z salonem i jadalnią od frontu, a

kuchnią i pokojem wypoczynkowym z tyłu. Całość zbudowana na planie idealnego kwadratu.

Musiał przyznać, że po mistrzowsku starała się opanować sytuacje. Zaimponowała mu

tym, więc podążył za nią, aby obejrzeć dom od strony ogrodu.

Olbrzymi cedrowy taras na tyłach budynku umożliwiał łatwy dostęp do okien. Adam

przepuścił Ewę przed sobą na schodach, podziwiając... no, na pewno nie widok ogrodu.

– Och, tu jest mnóstwo miejsca, by wstawić pański sprzęt! – wykrzyknęła uszczęśliwiona

na widok ogromnego pokoju wypoczynkowego. – I proszę zobaczyć, w kuchni jest

wbudowana kuchenka mikrofalowa. Są nawet szklane szafki. To na wypadek, gdyby wstał

pan lewą nogą i zapomniał, w której szafce jest kawa.

Zrozumiał, że to przytyk. Musiał jednak przyznać, że dom w zupełności spełniał jego

wymagania.

– Rzeczywiście, wygląda nieźle, ale co z pokojami na górze? Muszę mieć gabinet z

wieloma gniazdkami elektrycznymi w ścianie, na faks, komputer, kopiarkę i tak dalej.

Spojrzał na okna umieszczone półtora metra nad ich głowami, a potem znów na Ewę.

– Może podniosę panią, pani stanie na moich ramionach i powie mi...

Ewa rzuciła okiem na swoją długą, wąską spódnicę i buty, a potem na Adama.

– Raczej nie. Będzie musiał pan posłużyć się wyobraźnią.

Jej odpowiedź wywołała rozmarzony uśmiech na twarzy Adama. Najwyraźniej jego

wyobraźnia już pracowała. Ewa wiedziała, że, jak dotąd, nie zaprezentowała się w najlepszym

ś

wietle. On z pewnością uważał ją za beznadziejną idiotkę. A przecież nią nie była. Musi

sprzedać mu ten dom! Jest naprawdę bardzo dobra w swoim zawodzie.

On zresztą też miał o sobie świetne zdanie.

Próba sprzedania Adamowi kota w worku nie powiodła się. Ewa nie mogła uwierzyć, że

w ogóle zdecydowała się na taki podstęp. Nie rozumiała też, dlaczego obecność kogoś

takiego, jak jej wysoki i nieźle zbudowany klient, wpływa na nią stresująco. Adam Hawksley

miał nienaganne maniery i coś takiego w sobie, co robiło na niej wrażenie. Czuła się, jakby to

była ich pierwsza randka, a nie pierwsze oględziny domu.

background image

Zdała sobie sprawę, że jej wysiłki, by wejść do wnętrza budynku, nie były podyktowane

jedynie względami zawodowymi. Chciała, żeby Adam ją polubił. Dlaczego? Przecież nie

wiedziała nawet, czy sama go lubi. Jedno nie ulegało wątpliwości – Adam nie był osobą,

wobec której można było stosować różne gierki. Mogła się założyć, że słowo „gra” nie

figurowało w jego słowniku. Był człowiekiem niezwykle zasadniczym i musiała przyznać, że

nawet jej się to podobało.

Siedzieli naprzeciwko siebie w biurze agencji. Ewa szukała w komputerze planów innych

domów, o podobnym kształcie i wielkości, aby Adam mógł się upewnić, czy wnętrze

upatrzonego budynku jest takie, jakiego by sobie życzył.

Odwróciła głowę od ekranu komputera:

– W tym domu nie ma miejsca na gabinet.

Westchnęła i pomyślała, jak miło byłoby znaleźć się we własnym domu i wdychać

ś

wiąteczne zapachy. Zdradziła się ze swoją miłością do Gwiazdki, skuszona możliwością

zarobienia większej kwoty. Poza tym wcześniej sądziła, że wyświadcza przysługę rodzinie,

która szuka domu na święta.

Tymczasem Adam Hawksley nie tylko okazał się kawalerem, lecz na dodatek strasznym

marudą. Znała ten typ klientów. Najpierw zaklinają się, że kupią dom od ręki, po czym

zabierają agentowi mnóstwo czasu, ciągle wydłużając listę swoich oczekiwań.

– Może to niedobór cukru we krwi jest przyczyną pani rozdrażnienia. Zapraszam panią na

lunch. Kiedy się najemy, wpadniemy do Eleny – kimkolwiek ona jest – by sprawdzić, czy ma

klucz. Potem możemy obejrzeć inne domy.

– Elena to moja chrześniaczka, córka przyjaciółki. Co do niedoboru cukru, nie ma pan

racji – odpowiedziała Ewa i wyłączyła komputer. Na śniadanie zjadła jedynie ciasteczka,

które podwędziła zeszłego wieczoru z kuchni Sary, przy milczącej aprobacie Eleny. – Zgoda,

dam się zaprosić na lunch, skoro pan nalega – dodała po chwili. – Ale najpierw zadzwonię do

Sary i sprawdzę, czy obie będą w domu.

W końcu pojechali najpierw do Sary, gdyż Elena musiała wkrótce wyjść na lekcję tańca.

Gdy Ewa zadzwoniła do drzwi, usłyszała tupot małych nóżek i dziecinny głos:

– Otworzę, mamusiu!

Ewa modliła się, żeby Elena nie wyrwała się przy Adamie z jakimś głupim tekstem. Pod

tym względem nie ufała wychowawczym praktykom Sary.

– Czy mogę spać dziś z tobą, ciociu? – Elena rzuciła się Ewie w ramiona. Nagle

dostrzegła Adama. – A kto to jest? Czy to twój nowy facet? – spytała.

– Przepraszam – powiedziała Sara. Zdążyła dobiec do drzwi w momencie, gdy policzki

Ewy poczerwieniały już jak piwonie. – Eleria jest podekscytowana nadchodzącymi świętami.

Obawiam się, że ma to po swojej chrzestnej mamie. Eleno, uspokój się! Zniszczysz cioci

spódnicę swoimi drewniakami.

Elena uwolniła szyję Ewy i wyciągnęła ręce do Adama. Ten cofnął się o krok.

– Chodź, sroczko. – Ewa chwyciła małą za rękę. – Poszukajmy klucza i notesu, które

pożyczyłaś sobie wczoraj. Pamiętasz, gdzie te rzeczy schowałaś?

– Sara Smith – przedstawiła się mama Eleny, wyciągając rękę do Adama. – Musi pan

background image

wybaczyć Ewie. Jest trochę roztrzepana.

– Zauważyłem. Ale to dobrze, że pani córka ma się z kim bawić.

– Zapraszam do kuchni. Słyszę właśnie, jak mój pies drapie w drzwi od strony ogrodu.

Adam poszedł za nią, zastanawiając się, co jeszcze go czeka w tym zwariowanym domu.

Minęli jadalnię, zastawioną taką ilością naczyń i form do pieczenia, że można by otworzyć

sklep.

– Właśnie pracowałam – usprawiedliwiała się Sara. – Odkąd adoptowałam Elenę, zajmuję

się pieczeniem domowych ciast. W tym roku przyjęłam dużo zamówień na świąteczne

wypieki. Dzięki Bogu nikt dzisiaj nie ma czasu, żeby samemu piec ciasta.

Kuchnia Sary sprawiała równie miłe wrażenie jak jej właścicielka. Białe, przeszklone

szafki wypełniały kolorowe naczynia. Patelnie i kubki w różnych kształtach zdawały się

tańczyć na powbijanych w ściany kołkach.

Sara otworzyła drzwi ogrodowe. Ledwie Adam zdążył usiąść przy okrągłym stole pod

oknem, już miał na kolanach kudłatego, łaciatego psa. Bestia oparła łapy na jego ramionach i

z ufnością lizała mu twarz.

– Midnight, uspokój się! – rozkazała Sara. Midnight miała najwyraźniej problemy ze

słuchem.

– Chyba nie boi się pan psów? – spytała Sara, wabiąc sukę biszkoptem, by zeszła z kolan

Adama.

– Nie. Po prostu nie jestem do nich przyzwyczajony.

– Szkoda. Podobno często się pan przeprowadza? To musi być uciążliwe.

A więc Sara i Ewa rozmawiały o nim.

– Lubię to. Pociągają mnie coraz nowe wyzwania.

– Pan i moja przyjaciółka pasowalibyście do siebie. Chociaż mężczyźni na ogół

rozczarowywali Ewę. Och, nie powinnam tego mówić. – Sara zreflektowała się, że bawi się w

swatkę.

Zanim Adam zdążył spytać, dlaczego mężczyźni rozczarowywali Ewę, weszła ona do

kuchni, zwycięsko dzierżąc w dłoni swój notes.

– Znalazłam go w plecaczku twojej córki. Musiałam ją przekupić twoją purpurową

szminką. Niestety klucza nie ma.

– Chyba nie pozwoliłaś jej się umalować! – Sara pobiegła do sypialni, zanim jej

przyjaciółka zdążyła powiedzieć, że tylko żartowała i że tak naprawdę przekupiła Elenę

szminką bladoróżową.

– No i co pan myśli? – spytała Ewa, siadając naprzeciwko Adama.

– Co myślę? – zdziwiony powtórzył jej pytanie.

– O Sarze... – odparła, uśmiechając się zachęcająco.

– Jest miła.

– Miła? Ona jest fantastyczna. Wspaniałe nogi, duże niebieskie oczy, doskonale gotuje i

jest cudowną matką.

– Myślałem, że szukamy dla mnie domu.

– Oczywiście. Ale pan jest kawalerem, więc pomyślałam...

background image

– śe byłbym niezłym tatusiem dla Eleny?

– Nie. Widziałam przecież, jak się pan cofnął, gdy podbiegła do pana.

– Nie wiem, co się robi z małymi dziećmi – tłumaczył się wykrętnie.

– Więc nie pasowałby pan do Sary. Ona chce adoptować jeszcze jedno dziecko.

– Czy często zajmuje się pani swataniem? – spytał, pocierając palcami o drewniany blat

stołu.

– Przyznaję... i to ku niezadowoleniu Sary. Ona uważa, że nie ma nic złego w samotnym

wychowywaniu dzieci. Nie zgadzam się z nią, a pan?

– Spędziłem dzieciństwo w szkole z internatem. Ojca widywałem tylko podczas świąt.

– To okropne.

– Naprawdę?

– Pan tak nie uważa? – Ewa była zaskoczona. Jej zawsze brakowało rodziców, a on, który

ich miał, zdawał się zupełnie nie doceniać tego faktu. – A czy teraz często widuje się pan z

rodzicami? – zapytała kategorycznym tonem;

– Widujemy się w święta, poza Bożym Narodzeniem, które spędzam na tropikalnej

wyspie, z dala od tego szaleństwa.

– Jak można nie kochać Bożego Narodzenia? – Spoważniała. – Przecież to najbardziej

magiczny czas w roku. Wszystko się może zdarzyć. Absolutnie wszystko!

Midnight najadła się już biszkoptów i wskoczyła teraz na kolana Ewy, która w

zamyśleniu głaskała ją po grzbiecie.

– Ma pani całkowitą rację.

Najwyraźniej nie zamierzał dłużej z nią dyskutować. Zapytał tylko, która jest godzina.

– Z pewnością już pora na lunch. Co moglibyśmy zjeść szybko, zanim rozpocznę od

nowa poszukiwania klucza? – spytała Ewa wchodzącą do kuchni Sarę.

– Co powiecie na kanapki z masłem orzechowym i galaretką?

– Od razu widać, że masz na co dzień do czynienia z małym dzieckiem – powiedziała

Ewa, z niechęcią marszcząc nos. – Wolałabym coś innego do jedzenia.

– Może tosty z serem?

– Świetnie. Pomogę ci je zrobić. Nie ma pan chyba nic przeciwko tostom i temu, żebyśmy

zjedli je tutaj? Zyskamy więcej czasu na oglądanie domów.

Adam wzruszył ramionami. Poczuł, że Ewa go przechytrzyła, poza tym był bardzo

głodny.

Kiedy kuchnię wypełnił wspaniały zapach przypiekanego sera, przydreptała Elena z

kasetą „Kopciuszka” w ręku.

– Mamo, nie mogę dosięgnąć do wideo. Włączysz mi kasetę? Obiecałaś, że będę mogła

obejrzeć film, dopóki nie pójdziemy na lekcję tańca.

Sara myła właśnie sałatę, a Ewa pilnowała, aby tosty się nie przypaliły. Obie kobiety

zwróciły się więc o pomoc do Adama.

– Myślę, że poradzę sobie z wideo – zapewnił je i wstał, by spełnić prośbę dziecka.

– Wyglądasz jak przystojny książę. – Kobiety usłyszały dochodzący z pokoju głos Eleny.

Obie wybuchnęły śmiechem.

background image

– Najwyraźniej twoja mała opanowała już sztukę uwodzenia mężczyzn – powiedziała

Ewa.

– O, tak. Będę ją musiała trzymać pod kluczem, dopóki nie skończy trzydziestu lat. Myślę

też, by adoptować dla niej braciszka.

– A co sądzisz o Adamie? – spytała szeptem Ewa, tak by ich gość nie słyszał, że jest

obgadywany.

– Pierwszy raz spotykam faceta, który nie lubi ani dzieci, ani psów – odparła Sara. –

Zupełnie jakby się ich bał.

– Dorastał w internatach, więc myślę, że po prostu nie ma pojęcia o życiu rodzinnym.

– To smutne.

– On w ogóle jest jakiś smutny, nie sądzisz? – zauważyła Ewa, kładąc na talerz jeden z

tostów. Sara przyrządzała sałatę.

– Stwierdził, że lubi wyzwania, więc powiedziałam mu, że jesteś dla niego idealną

partnerką.

Widelec, który Ewa trzymała w ręku, spadł z brzękiem na podłogę.

– Nie zrobiłaś tego!

– Zrobiłam. Teraz jesteśmy kwita. Sądzisz, że nie wiem, co planowałaś?

– Ale on pomyśli, że mam na niego ochotę.

– A nie masz?

– Mam ochotę się go pozbyć.

– Bzdura. I tak ci nie wierzę.

– Nie jestem zainteresowana – zapewniła Ewa. – Nie jest w moim typie.

– Jasne. Za wysoki, zbyt dobrze zbudowany, zbyt przystojny. – Sara roześmiała się

głośno.

– Rzadko się uśmiecha – powiedziała Ewa z naciskiem.

– Będzie się uśmiechał, kiedy lepiej cię pozna. Na razie traktujesz go bardzo oficjalnie.

– Ja tylko sprzedaję mu... – Ewa chwyciła tosta, zanim spadł na podłogę – ... dom. I to

wszystko. Przy odrobinie szczęścia znajdziemy coś po południu i marudny pan Adam

Hawksley przejdzie do historii.

– Dlaczego marudny?

– Ciągle mówi, że nie cierpi świąt!

Sara wybuchnęła salwą niepohamowanego śmiechu. Zdołała jedynie wykrztusić, że w

takim razie Ewa i Adam są sobie pisani jako całkowite przeciwieństwa.

– Wielkie dzięki – prychnęła Ewa pogardliwie, przygładzając niesforne loki. – A już

miałam ci powiedzieć, że bardzo mi się podoba twoja nowa fryzura.

– Naprawdę? To jest gumowe cięcie. – Sara postawiła na stole miskę z sałatą.

– Gumowe cięcie? – Ewa dostawiła talerz pełen pachnących złotobrązowych tostów

serowych.

– Nasza kochana sroczka odwiedziła mnie w łóżku tej nocy, kiedy akurat miałam okropny

sen. W jakiś tajemniczy sposób jej guma balonowa znalazła się w moich włosach. Musiałam

iść do fryzjera... Przyznaję jednak, że krótkie włosy dużo łatwiej utrzymać w porządku. Nie

background image

wiem, dlaczego nie obcięłam ich wcześniej, tym bardziej że mam teraz tak mało czasu.

– Zawołaj pana marudę i Elenę, a ja nakryję do stołu. – Ewa wolała nie patrzeć Adamowi

w oczy, odkąd dowiedziała się, że Sara usiłowała ich swatać. Pomyślała, że jej zabiegi były

dużo subtelniejsze.

Nawet sroczka potwierdziła jej spostrzeżenie: Adam wygląda jak książę z bajki! Jednak

Ewa nie wierzyła, że jakaś dobra wróżka zdołałaby zamienić Adama w chłopaka, z którym

można by przyjemnie spędzić randkę. Sara myliła się, sądząc, że Ewa jest księżniczką, której

najskrytsze marzenia się spełniają.

Ułożyła plan działania: szybko znajdzie dom dla Adama, odbierze prowizję i kupi sobie

wymarzony samochód. To będzie szczęśliwe zakończenie. śadnego gubienia szklanych

pantofelków, wspaniałego balu ani przystojnego, stęsknionego księcia. Bajki są dobre dla

dzieci.

Adam spojrzał na małą księżniczkę, która wdrapała się mu na kolana, gdy tylko usiadł na

Sofie. Wtulała się w niego, oglądając bajkę o Kopciuszku. Najwyraźniej była bardzo

zadowolona!

Adam, o dziwo, też.

Pomyślał, że chyba zacznie wierzyć w bajki.

Szczęśliwe święta.

I szczęśliwe zakończenia.

Musi się pilnować, żeby nie zrobić jakiegoś głupstwa.

Przede wszystkim powinien uważać na tę przebiegłą agentkę handlu nieruchomościami,

która stawała się powoli bohaterką jego fantazji. Co jest takiego w Ewie Winslow, myślał, co

nie pozwala mu się skupić? To coś więcej niż jej ciało, które wciąż miał przed oczami, i coś

więcej niż jej umysł, który przedkładał magię nad logikę.

W tym samym czasie na biegunie północnym...

Mikołaj rozsiadł się wygodnie w fotelu. Nałożył ulubione czerwone skarpety i oparł nogi

o puf. Zaczął przerzucać sterty magazynów kobiecych, które znalazł w łazience Claudii. Jeśli

będzie miał szczęście, może znajdzie jakąś wskazówkę. Może przed wyjazdem Claudia

zakreśliła gdzieś nazwę miejscowości, do której zamierzała się udać.

Jak dotąd nie odnalazł schowanych przez nią świątecznych ciasteczek. Szukał ich

wszędzie, zajrzał nawet do domków krasnoludków. One jednak zaklinały się, że nie widziały

ż

adnych wypieków. Nie było po nich śladu nawet w stajni reniferów. Te okruszki na nosie

Rudolfa z pewnością były tylko przywidzeniem. Przecież Claudia nie nakarmiłaby reniferów

czekoladowymi rogalikami tylko dlatego, że obraziła się na niego, bo ostatnio nie miał dla

niej czasu. To niemożliwe!

Przewrócił kartkę kolorowego pisma, po czym włączył pilotem telewizor. Szukał na

kanałach sportowych meczu hokejowego. Zrezygnowany, sięgnął po niskokaloryczne

krakersy, jedyne, jakie udało mu się znaleźć w spiżarni.

background image

Koszmar. Istna paranoja.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

18 grudnia

– Co się stało z panem Smithem? – zapytał Adam następnego popołudnia, kiedy jechali

obejrzeć feralny dom. Ewa znalazła w końcu klucz, i to nie u Eleny, a w jednej ze swoich

torebek.

– Nie ma pana Smitha. I nigdy go nie było. Sara adoptowała Elenę, nie będąc mężatką.

– I pani uważa, że dziewczynka potrzebuje ojca? Wydaje mi się

?

że jest całkiem

szczęśliwa, no, może trochę rozpuszczona.

– Wychowałam się w sierocińcach i rodzinach zastępczych, więc chyba zawsze będę

uważała, że dziecko powinno mieć oboje rodziców.

– Jak to się stało, że mieszkała pani w sierocińcach? – Nagle głos Adama zamienił się w

krzyk: – Proszę uważać, ten facet z cygarem, w wielkim wozie zajeżdża pani drogę!

Ewa przyhamowała, by uniknąć zderzenia z łysym facetem, którego zauważyła, zanim

Adam krzyknął.

– Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, kiedy byłam mała.

– I nie została pani adoptowana? Mimo tych słodkich loczków? Aż trudno uwierzyć.

Może była pani małą złośnicą?

– Nigdy nie pamiętałam, kiedy były dni odwiedzin – odparła. – Kandydaci na rodziców

przychodzili nas oglądać, a ja zawsze gdzieś znikałam.

– Pewnie w tym czasie wdrapywała się pani na sąsiednie drzewa, kradła jabłka i później

sprzedawała je innym dzieciom.

– Skąd pan wie? – zaśmiała się Ewa.

– Pracuję w handlu.

– A jak to się stało, że dorastał pan w szkołach z internatem? – spytała, gdy jechali ulicą,

przy której stał ów pechowy dom.

– Mój ojciec był ambasadorem w Holandii. Zakochał się w jakiejś Holenderce. Sporo

podróżowali, więc zostałem wysłany do szkoły w Hadze.

– To wyjaśnia pański akcent.

– Tak – zgodził się. – A teraz, pani Winslow, zobaczymy, czy potrafi mi pani ten dom

właściwie zaprezentować od środka – zażartował Adam.

Łagodny powiew wiatru poruszył igłami wiszącego na drzwiach wieńca, gdy Ewa

włożyła klucz do zamka.

– Musi pan tu się podpisać. – Ewa położyła na stole kartkę z rejestrem odwiedzających,

po czym podała Adamowi długopis.

Ponieważ sama wcześniej nie widziała tego domu, zrobili obchód razem. W umeblowaniu

pokojów widać było rękę profesjonalisty, więc ogólnie pomieszczenia wyglądały nieźle.

Brakowało tu jednak dodatków, które przydałyby im przytulności, indywidualnego

charakteru. Każdy mógł tu mieszkać. Ewie zrobiło się żal domu. Nie było w nim zdjęć w

background image

zabawnych ramkach ani dziecięcych rysunków przytwierdzonych magnesami do drzwi

lodówki. Gdyby nie to, że w szafach wisiały ubrania, można by pomyśleć, że jest to

pokazowy budynek jednej ze spółek budowlanych.

– I co pan o tym myśli? – spytała Ewa, kiedy schodzili na parter.

– To pani jest agentką handlu nieruchomościami. Niech pani mi powie, dlaczego

powinienem kupić ten dom.

– Znajduje się w ładnej okolicy, cena nie jest wygórowana, koszty utrzymania są niskie,

no i może się pan tu przeprowadzić przed świętami – wyliczała, spoglądając na kartkę.

– Ale...

– Ale? – zdziwiła się Ewa.

– Słyszę „ale” w pani głosie. Proszę powiedzieć, dlaczego nie powinienem kupować tego

domu.

Ewa podeszła do okna w kuchni i objęła wzrokiem rozległy ogród. Brzęczenie włączonej

lodówki przerwało ciszę, która zapadła. Wreszcie odpowiedziała:

– To chyba nie jest dom dla pana! – No i już, wyrzuciła to z siebie. Na pewno uważa

mnie za nienormalną, pomyślała. Zamiast zachwalać towar, robię wszystko, żeby zniechęcić

klienta do kupna. – Ten dom jest smutny i zasługuje na to, by zamieszkała w nim szczęśliwa

rodzina – dodała po chwili.

– Co takiego? – Spojrzał na nią z niedowierzaniem.

– Nie chciałam panu tego mówić, ale skoro pan spytał... Po prostu uważam, że pan i ten

dom nie pasujecie do siebie. Twierdzę tak pomimo tego, że bardzo chcę go panu sprzedać i

iść wreszcie na urlop.

– I to jest jedyny powód? To, że ja i dom nie pasujemy do siebie?

Pokiwała głową.

– Napiszmy więc ofertę – powiedział z naciskiem, siadając na blacie kuchennej szafki, na

której leżała aktówka Ewy. – Mam nadzieję, że nie zapomniała pani o stosownym

formularzu?

– Oczywiście, mam go.

Podeszła do szafki i wyciągnęła formularz z teczki.

– Jaką cenę mam podać? – spytała, po wypełnieniu podstawowych rubryk formularza.

– Proponuję dwadzieścia tysięcy poniżej ceny wywoławczej.

Nie powiedziała ani słowa, wpisując podaną cyfrę.

– Nie zgadza się pani? – spytał.

– To pańskie pieniądze. Jestem tylko trochę zaskoczona, że się pan targuje. Zależało panu

na tym, by kupić dom jak najszybciej i wyjechać przed świętami.

– Nikt się chyba nie spodziewa, że klient od razu zgodzi się na zaoferowaną sumę. Może

jestem niecierpliwy, ale nie głupi. Ani smutny – dodał stanowczo.

Ewa zaśmiała się.

– Nie lubi pan krytyki, prawda?

– A pani lubi? – zapytał ironicznie, podpisując ofertę, którą mu podsunęła.

I tu ją miał. Ewa rzeczywiście nie znosiła, gdy ktoś pouczał ją, co ma robić. Zawsze była

background image

samodzielna, zdana na własne siły.

– No cóż, przekażę pańską ofertę właścicielom domu i poinformuję pana, kiedy się

czegoś dowiem.

Złożyła formularz na pół i schowała do aktówki. Wyjęła telefon komórkowy.

– Zadzwonię tylko do biura, powiem, że się pan zdecydował, i możemy jechać.

Kiedy Ewa prowadziła rozmowę telefoniczną, Adam nie wykorzystał tego czasu na

dalsze zwiedzanie domu. Wyglądał, jakby wcale nie był nim zainteresowany. Pewnie traktuje

go jedynie jako mieszkanie służbowe, pomyślała. Znudziły mu się pokoje hotelowe i tyle.

Sara wspominała coś, że on przeprowadza się co roku do innej miejscowości, by zakładać tam

nowe sklepy. Musi wieść bardzo samotne życie. Nic dziwnego, że jest smutny. Było jej żal

zarówno Adama, jak i domu.

Ewa nie mogła uwierzyć własnym uszom, gdy Adam zaproponował, że będzie

towarzyszył jej podczas zakupów. Twierdził, że i tak nie ma nic lepszego do roboty, skoro

musi czekać na decyzję w sprawie domu. Podejrzewała, że taki maruda nieźle da się jej we

znaki. Będzie ciągle narzekał na tłumy, kolejki i brak zdecydowania Ewy, która długo

musiała się zastanowić, zanim coś kupiła. Jednak, ku jej zdumieniu, Adam okazał się bardzo

pomocny. Razem wybrali wiele prezentów, przedyskutowali kwestię nowych lampek,

którymi Ewa chciała udekorować kominek, i w końcu znaleźli wymarzoną Barbie dla Eleny.

Niestety, lalka ubrana była w nieodpowiednią sukienkę. Elena marzyła o sukience

różowej, tymczasem ta była brzoskwiniowa. Nawet Adam rozumiał tę subtelną różnicę. Ewa

stanęła bezradna pośrodku zatłoczonego sklepu. W obu rękach trzymała paczki i zastanawiała

się, co zrobić. Adam zaproponował, że przeniesie sprawunki do samochodu, ale ona nie

chciała wykorzystywać sytuacji.

Być może w sąsiednim sklepie znalazłaby Barbie w takiej sukience, o jaką jej chodziło.

Jednakże gdyby się to nie udało, a odłożyłaby na półkę tę lalkę, którą już miała, ktoś mógłby

ją kupić, zanim Ewa wróciłaby po nią. Lepsza Barbie w brzoskwiniowej sukience niż żadna.

– Niech pan potrzyma – powiedziała pod wpływem nagłego impulsu, wciskając paczki

oraz Barbie w ręce Adama. Do kieszeni wsunęła mu dwa zestawy ubranek dla lalki, które

również zamierzała kupić. – Zaraz wracam.

– Dokąd pani... – zaczął Adam, ale Ewa już zniknęła w tłumie.

Mógł jedynie czekać. A czekanie nie było jego ulubionym zajęciem. W dodatku trzymał

kurczowo w dłoni lalkę, na którą patrzyła jakaś rudowłosa kobieta. Czteroletnia miniaturka

tejże kobiety ciągnęła ją za rękę, krzycząc:

– Ja chcę tamtą Barbie, mamo! Ja chcę, ja chcę!

– Ale takich już nie ma. – Kobieta starała się mówić spokojnie.

– Ale ja chcę! – darło się dziecko.

Zmęczony i obładowany zakupami Adam rozglądał się za Ewą, ale nie było po niej ani

ś

ladu. Wiedział, że jeśli zacznie jej szukać, pogubią się. Mógł więc jedynie czekać.

– Ja chcę tamtą Barbie, mamo. Dlaczego ten pan ma moją ulubioną Barbie?

Coraz lepiej! Teraz czuł się jak przestępca. W dodatku ludzie zaczynali się gapić na

background image

niego.

Kobieta podeszła do Adama, ciągnąc za sobą dziecko.

– Czy zamierza pan kupić tę lalkę? – zapytała.

– Być może – odpowiedział zgodnie z prawdą.

– A kiedy będzie pan wiedział? Bo jeśli pan się nie zdecyduje, to kupiłabym ją dla córki.

– Czekam na kogoś – odparł Adam słabym głosem.

– Czy mogę ją potrzymać? – spytała dziewczynka. Łzy płynęły jej po policzkach.

Adam wiedział, co się święci, ale czy miał jakieś wyjście? Poza tym cóż się stanie, jeśli

pozwoli tej małej potrzymać lalkę? Nacieszy się nią i zapragnie czegoś innego. Nawet dzieci

tracą zainteresowanie upragnionymi rzeczami, kiedy tylko je dostają.

Ustąpił. Wręczył lalkę dziewczynce. W zamian został obdarzony promiennym

uśmiechem. Zapragnął, żeby Ewa już wróciła.

Nagle poczuł, jak jakaś inna młoda kobieta, może dwudziestoletnia, obmacuje go

natarczywie, zachwycając się materiałem jego marynarki.

– Gdzie pan ją kupił? Szukam prezentu dla mojego chłopaka i ta marynarka bardzo mi się

podoba. Czy była bardzo droga?

– To jest... – Adam nie mógł sobie przypomnieć nazwiska projektanta.

– Może sprawdzę na metce? – Dziewczyna bez oporów wyciągnęła ręce w stronę klap

marynarki.

– To Calvin Klein – wybełkotał Adam, cofając się gwałtownie.

Zaczynał się pocić, a gwar panujący w sklepie doprowadzał go do szału.

Gdzie podziała się Ewa?

Dziewczyna poczynała sobie coraz śmielej. Było jasne, że interesuje ją coś więcej niż

marynarka.

– Czy lalka, którą pan trzymał, była przeznaczona dla pańskiej córeczki? – dopytywała

się. Adam rozumiał, że pytanie miało znaczyć: „Czy jest pan żonaty?”

– Nie. To dla... – Rozejrzał się i przeszedł go zimny dreszcz. Dziewczynka i jej matka

zniknęły. A wraz z nimi Barbie...

– Przepraszam. – Zbył natarczywą dziewczynę i pobiegł w stronę kas, szukając dwóch

rudowłosych dam, które podstępem zabrały mu Barbie. Wolałby odzyskać lalkę, zanim wróci

Ewa.

Ale przy kasach nie było kobiety z dzieckiem. Musiała już zapłacić i wraz z córeczką w

rekordowym tempie ulotniła się ze sklepu. Nigdy ich nie znajdzie. Zatem nie było sensu dalej

czekać na Ewę. Równie dobrze może wyjść, poszukać jej i powiedzieć, że zawalił sprawę.

Zdawało mu się, że Ewa na odchodnym wspomniała coś o innym sklepie z zabawkami.

Zapytał kasjerkę, która wskazała mu budynek naprzeciwko. Już przekraczał próg, gdy nagle

włączył się przeraźliwie głośny alarm.

– Proszę pana, proszę zaczekać – zawołał za nim młody kasjer.

Adam zatrzymał się. Kasjer przyprowadził kierownika sklepu, pryszczatego młokosa,

który musiał udowodnić, jaki jest ważny.

– Proszę wejść z powrotem do sklepu – polecił.

background image

– Ależ to jakaś pomyłka – powiedział Adam z irytacją.

– Zapraszam do mojego biura.

Wszyscy dookoła stali i gapili się na Adama jak na złodzieja Wiedział, że nic nie ukradł,

ale nikt mu nie wierzył. I oczywiście w tym momencie musiała nadejść Ewa.

– Cześć, John. Jak ci się mieszka? – Ewa poznała Johna Pritcharda kilka miesięcy

wcześniej, kiedy pomagała jemu i jego żonie znaleźć idealne mieszkanie dla młodej pary.

Wybrali wtedy przytulne, dwupokojowe mieszkanko na przedmieściu.

– Świetnie. Jesteśmy zachwyceni. Znasz może tego typka, Ewo? – spytał John, wskazując

na Adama.

– Tak. Robimy razem zakupy. Coś się stało?

– Kiedy ten pan wychodził ze sklepu, włączył się alarm.

– Czyżby próbował pan ukraść Barbie? – droczyła się z Adamem Ewa.

– Nawet już jej nie mam – odparł Adam ze złością.

– Doprawdy? – W głosie Ewy dało się wyczuć nutkę rozbawienia. – Co to znaczy, że nie

ma pan Barbie?

– Dałem ją potrzymać jednej dziewczynce, a ona prysnęła wraz z lalką – oznajmił Adam.

– Sprawa wyjaśniona, John. Jakieś dziecko włączyło alarm.

Kierownik sklepu spojrzał na kasjera przy drzwiach, ale tamten pokręcił głową.

– Musimy zajrzeć do pana toreb – nalegał kierownik.

– Daj spokój, John! – błagała zawstydzona Ewa.

Adam zobaczył determinację w oczach młodego mężczyzny i wręczył mu torby. Znał się

na systemach bezpieczeństwa i wiedział, że coś musiało włączyć ten alarm. Chyba że był

zepsuty. Nie trzeba było mieć bujnej wyobraźni, żeby zgadnąć, co się stało. Ktoś po prostu

podrzucił mu coś do torby. Zaraz się wszystko wyjaśni.

John przeszukał torby w asyście spojrzeń wszystkich klientów, którzy zapewne czuli się,

jakby uczestniczyli w finałowej scenie filmu sensacyjnego. Srodze się jednak rozczarowali,

bo w torbach nie było ani jednej rzeczy z działu z zabawkami.

– No widzisz, mówiłam ci – powiedziała Ewa triumfalnie.

– Musi pan opróżnić kieszenie. – John zdawał się ignorować Ewę.

– Ależ John!

– Taka jest procedura, Ewo.

A więc to jednak alarm się zepsuł. No, teraz się odegram, pomyślał Adam. Sięgnął do

kieszeni... i twarz mu stężała. W lewej kieszeni poza bilonem było coś jeszcze. Niechętnie

odwrócił się, by pokazać to Johnowi.

– Nie wiem, skąd to się tutaj wzięło – wydusił Adam. Spojrzał na dwa małe opakowania z

ubrankami dla Barbie, tak jakby były miniaturowymi statkami kosmicznymi, które w jakiś

sposób wylądowały w jego kieszeni.

– Ale ja wiem – rzuciła Ewa.

– Wiesz? – spytali równocześnie Adam i John.

– Włożyłam je do pańskiej kieszeni, bo miał pan już zajęte ręce przez torby z moimi

zakupami.

background image

– Dziękuję, że mi pani o tym powiedziała.

– A więc to wszystko jest niewinnym nieporozumieniem – oznajmił John, biorąc do ręki

dwie paczuszki. – I nie miał pan zamiaru, no...

– Mogę pana zapewnić, że nie miałem zamiaru, no... – poinformował go Adam. – Czy

jestem wolny?

– Oczywiście – odparł młody kierownik, wręczając skonfiskowany towar kasjerowi. – A

ty, Ewo, następnym razem...

– Nie będzie następnego razu, John. Obiecuję – rzuciła, wybiegając za Adamem ze

sklepu.

– Niech pan poczeka. Czy nie może pan na to spojrzeć z innej strony? Było przecież

całkiem zabawnie.

Zatrzymał się i warknął ze złością:

– Zostałem niemalże aresztowany za kradzież. Nie ma w tym nic śmiesznego Zupełnie

nic!

– Nie był pan ani trochę podekscytowany, że za chwilę mogą nałożyć panu kajdanki?

Wyglądał tak pociągająco, kiedy się złościł. Ale jego emocje szybko zaczęły opadać.

– Nie – odparł.

– No tak, już zapomniałam, jaki z pana sztywniak – powiedziała, gdy wziął torby i ruszył

za nią do samochodu.

– Nie jestem sztywniakiem! – obruszył się.

– Nie, skąd. Jest pan słodki jak miód. – Teraz ona była zła. – No już dobrze, powiedzmy,

ż

e jesteśmy kwita.

– Kwita? – Najwyraźniej nie wierzył własnym uszom. Otworzyła bagażnik, a on wrzucił

do niego torby.

– Kwita – powiedziała. – Fakt, to przeze mnie prawie pana aresztowali, ale dlaczego

pozwolił pan odebrać sobie moją Barbie? Tego typu lalkę tak trudno kupić. A Elena tak

bardzo o niej marzy.

– Co miałem zrobić? Zabrać lalkę tamtej dziewczynce? Nie potrafiłbym. Czy może sobie

pani wyobrazić, co by się działo?

Kiedy wsiedli do samochodu, Ewa roześmiała się szczerze.

– O rany, jak szybko daje się pan wyprowadzić z równowagi.

– Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby być zakuty w kajdanki i odstawiony

do paki. Nie jest to mój ulubiony sposób spędzania czasu.

– Niech pan się rozchmurzy. Policja, gdyby tylko mogła, też zdjęłaby moje odciski

palców. Jakieś głupie badania wykazały, że najwięcej przestępców jest wśród agentów handlu

nieruchomościami. Ponieważ mamy dostęp do wielu domów...

– A skoro mowa o domach. Czy moja oferta została przyjęta?

– Gdybym wiedziała, powiedziałabym panu o tym. Ewa odniosła wrażenie, że Adam

uśmiecha się pobłażliwie.

– Pewnie pan nie uwierzy, ale naprawdę jestem dobra w swoim fachu.

– A więc sprzedała pani mieszkanie temu Johnowi? – Adam wyraźnie wolał uniknąć

background image

dyskusji na drażliwy temat.

– Tak. Bardzo przytulne gniazdko dla młodej pary. John kupił to mieszkanko, kiedy

awansował na kierownika działu.

Jechali ulicami oświetlonymi wielkimi, czerwonymi latarniami, których słupy ozdabiały

gałązki choinek. Ewa była w siódmym niebie.

Za to Adam był ponury. Obiecał sobie, że nic nie zrobi na nim wrażenia. Tymczasem

teraz nie chciał przyznać się przed samym sobą, że największe wrażenie robi na nim Ewa.

Ewie jednak niepotrzebny był kompan, z którym dzieliłaby radość z nadchodzących

ś

wiąt. Umiała robić to sama. Nauczyła się tego, dorastając w samotności. Gdy zbliżali się do

restauracji Garveya, pomyślała, że jakaś mała przekąska i schłodzone piwo przywrócą

Adamowi dobry humor. Była tego pewna.

W restauracji Adam usiadł naprzeciwko Ewy. Był zdumiony tym, co się z nim dzieje. To

prawda, Ewa Winslow potrafiła go zdenerwować, ale także rozśmieszyć. W jej towarzystwie

czuł, że żyje. Była niebezpieczną kobietą. Im szybciej kupię ten dom, tym lepiej, pomyślał.

Ledwie ją poznał i już czuł się bardziej pociągający.

Zaproponował jej wspólne zakupy.

Mógłby zrobić wszystko, byle razem z nią.

Ale to działo się zbyt szybko. Nie chciał tego.

Chciał tego rozpaczliwie.

Ale przede wszystkim nie chciał jej rozczarować.

Lokal Garveya znany był z doskonałego jedzenia i przyjemnej atmosfery. Ewa złożyła

zamówienie, a Adam je zaakceptował. Znała tutejsze menu na pamięć. Na przystawkę

wybrała specjalność zakładu – zupę cebulową. Czekając na danie główne – pieczonego

kurczaka – wypili dwa piwa.

– Jest pani pewna, że pager działa? – zapytał Adam.

– Działa – zapewniła go. – Musi pan być cierpliwy. Sprzedaż domu nie jest łatwą decyzją

dla właścicieli. Zdarza się, że ludzie w ostatniej chwili zmieniają zdanie.

– Ale myśli pani, że uda mi się kupić ten dom?

– Nie wiem. Dopiero niedawno został wystawiony na sprzedaż. Ktoś może przebić

pańską ofertę.

– Więc sprawa może się przeciągnąć...

– Tak. Proszę spróbować zupy cebulowej i przestać się martwić. To moja praca. Nurtuje

mnie jednak pytanie, dlaczego chce pan kupić dom, skoro zostanie pan w mieście tylko do

czasu otwarcia nowego sklepu? Może pan przecież wynająć jakieś mieszkanie albo

pomieszkać przez ten czas w hotelu. Nie chcę, broń Boże, zrażać pana do kupna – zastrzegła

– ale...

– To jest prawdopodobnie ostatni sklep, jaki otwieram – przerwał jej Adam.

– Czy został pan zwolniony? Może, w takim razie, wolałby pan zapłacić czekiem?

– Nie. Powiedziałem przecież, że zapłacę gotówką. Jestem po prostu znudzony tą pracą.

Chciałbym podjąć nowe wyzwanie. Interesuje mnie międzynarodowy rynek internetowy.

Cóż, on z pewnością zna kilka języków obcych, pomyślała Ewa. Zdobył gruntowne

background image

wykształcenie. Nosi ubrania w europejskim stylu.

Adam naprawdę dobrze się ubierał. Lepiej niż większość mężczyzn, których znała.

Początkowo sądziła, że jest to związane z jego pracą w handlu. Teraz wiedziała, że to coś

znacznie więcej. Adam Hawksley miał styl. Starała się nie dostrzegać, jak bardzo jest

atrakcyjny. śadna szanująca się miłośniczka świąt nie zwróciłaby większej uwagi na kogoś,

kto tak demonstracyjnie objawiał swoją niechęć do nich. To byłby rodzaj emocjonalnego

samobójstwa.

Do ich stolika podszedł wysoki młodzieniec.

– Dobry wieczór. Mam na imię Jake. Kelnerka, która państwa obsługiwała, musiała

wyjść. Samochodu jej mamy nie można uruchomić. Teraz ja zajmę się państwa

zamówieniem. Czy coś podać?

Jake odwrócił się na moment w stronę telewizora zamontowanego przy barze. Nadawano

właśnie odcinek serialu, którego akcja rozgrywała się w czasie świąt Bożego Narodzenia.

– Przepraszam. Wprost uwielbiam ten serial.

– Ile masz wzrostu, Jake? – zapytała nagle Ewa, jakby coś sobie przypomniała.

– Metr dziewięćdziesiąt pięć. Pewnie myśli pani, że jestem koszykarzem? Ma pani rację.

Czy to nie wspaniale, że weszliśmy do finału? A może chce pani mój autograf? – zażartował.

– Tylko jedzenie – przerwał mu Adam.

– A, racja. Już je przynoszę.

– Dlaczego spytała go pani o wzrost?

– Byłam po prostu ciekawa, to wszystko – odparła Ewa wykrętnie.

Po chwili Jake wrócił z zamówionym kurczakiem. W tym samym czasie rozbrzmiał

dźwięk pagera.

– No widzi pan? Działa! – powiedziała Ewa triumfalnie. – Idę zadzwonić. Proszę nie

czekać na mnie. Jestem przyzwyczajona do zimnego jedzenia.

Wróciła kilka minut później z informacją dla Adama.

– Przykro mi. Nie kupi pan tego domu. Ktoś zaoferował sumę bliższą cenie

wywoławczej.

Adam nie był pewien, jak ma zareagować. Powinien być rozczarowany, a tymczasem

cieszył się, że spędzi więcej czasu z Ewą.

Przecież nie cierpiał, gdy coś mu się nie udawało. Ale teraz czuł, że opanował go już

ś

wiąteczny nastrój. Czy mu się to podobało, czy nie.

W tym samym czasie na biegunie północnym...

No, dzięki mnie przynajmniej centrala telefoniczna będzie miała wesołe święta, pomyślał

Mikołaj, wykręcając numer kolejnego kurortu. Jak dotąd nie miał szczęścia w poszukiwaniu

Claudii.

– Halo, szukam pani Claudii Claus. Czy jest u państwa ktoś o tym nazwisku? – Czekał, aż

recepcjonistka sprawdzi listę gości.

– Nie, przykro mi. Nikt o tym nazwisku nie zatrzymał się u nas.

background image

Mikołaj odłożył słuchawkę. Czuł się zrezygnowany. To nie miało sensu. Pewnie Claudia

podała jakieś inne nazwisko. Dlaczego on tak za nią tęskni? Po raz pierwszy coś ich

rozdzieliło i dopiero teraz uświadomił sobie, że jej obecność traktował jak rzecz całkowicie

naturalną. Miał nadzieję, że ta ucieczka miała być dla niego nauczką i że Claudia nie odeszła

na dobre.

ś

eby oderwać się od tych ponurych myśli, nałożył pelerynę i wyszedł z warsztatu.

Krasnoludki bardzo narzekały, że kazał im pracować po godzinach i robić coraz więcej lalek

Barbie w różowych sukienkach. Wyglądało na to, że każda mała dziewczynka chciała mieć

tylko taką.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Ewa jechała do biura handlu nieruchomościami, żeby przejrzeć inne oferty domów

wystawionych na sprzedaż, które mogłaby zaproponować Adamowi. Minąwszy wiktoriański

domek z piernika zatrzymała się, cofnęła samochód i zaparkowała na podjeździe. Pomyślała,

ż

e może ten dom odpowiadałby Adamowi. Miała pretekst, żeby tam wejść. Pani Claudia nie

dała jej obiecanego numeru telefonu jego właścicieli.

Właśnie miała nacisnąć guzik dzwonka, gdy drzwi otworzyły się i ze środka wyszły dwie

nastolatki. Były tak zaaferowane porównywaniem swoich przepowiedni, że nie zwróciły

najmniejszej uwagi na Ewę.

– Dzień dobry – zawołała, stając w progu.

– Już idę! – odkrzyknęła pani Claudia i po chwili pojawiła się w drzwiach. – Ach, Ewo, to

ty!

– Tak. Zapomniałam wziąć od pani numer telefonu właścicieli domu. Mam klienta, który

mógłby być zainteresowany jego kupnem.

– Ależ oczywiście. Już go podaję. – Claudia znikła w jednym z pokoi, by za chwilę

wrócić z kartką w dłoni. – Proszę bardzo. Jak tam twój nowy kawaler?

– Ma pani na myśli tego o wzroście metr osiemdziesiąt pięć? – spytała Ewa, chowając

kartkę do teczki.

Pani Claudia pokiwała głową.

– Nie spotkałam go jeszcze. Ale jest pewna szansa.

Zamówię pizzę na wigilijną kolację, po czym uwiodę dostawcę.

– Nie rozumiem. – Pani Claudia wyglądała na zdziwioną. – Musiałam źle odczytać

przepowiednię, bo inaczej on już by się pojawił.

– Proszę się nie martwić. Może za to dostanę automat do pieczenia chleba, o którym

marzę. Muszę już iść. Dziękuję za telefon.

Wychodząc z domu, Ewa spojrzała na zegarek i stwierdziła, że naprawdę zrobiło się

późno. Umówiła się w biurze z Adamem, a wiedziała, że on nie cierpi spóźnialskich. Skoro

mają spędzić cały dzień na oglądaniu domów, nie może dopuścić, by jej klient był w złym

humorze.

Rzuciła szybkie spojrzenie w lusterko wsteczne i cofnęła samochód. Dźwięk wgniatanej

blachy uświadomił jej, że właśnie zderzyła się z innym autem. No, teraz na pewno się

spóźnię, pomyślała. A Adam będzie wściekły.

Gdy ponownie spojrzała we wsteczne lusterko i zobaczyła, z czyim samochodem się

zderzyła, ogarnęła ją zgroza.

Adam wysiadł właśnie ze swojego luksusowego samochodu. Ujmując się pod boki,

patrzył na zniszczony pojazd.

– Wszystko w porządku? – zapytał z troską.

– Oczywiś... – Zachwiała się na nogach. Kiedy zobaczyła, w jakim stanie jest jego

samochód, zrobiło jej się słabo. Zareagowała jak typowy tchórz: zaczęła mdleć.

background image

Silne ramiona Adama pochwyciły ją, gdy upadała.

– Ewo, Ewo...

Słysząc niepokój w jego głosie, odzyskała świadomość i otworzyła oczy.

– Już dobrze. Proszę mnie puścić. Nic się nie stało, jestem bez śniadania i

prawdopodobnie mój organizm na chwilę się zbuntował. – Ponownie rzuciła okiem na dzieło

zniszczenia. – Skąd pan wyjechał? Przecież spojrzałam w lusterko, zanim cofnęłam

samochód.

– Widocznie znajdowałem się w tak zwanym martwym punkcie. Ale proszę na razie

zapomnieć o samochodach. Chcę wiedzieć, jak pani się czuje.

– Jeśli mnie pan puści, zobaczy pan, że nic mi nie jest – odparła. Była zadowolona, że on

bardziej przejmuje się stanem jej zdrowia niż samochodem. Znała facetów, którzy mieli inną

hierarchię wartości.

Puścił ją, a ona nie zemdlała.

– Myślę, że oba samochody nadają się dojazdy. To była tylko stłuczka. Proponuję, byśmy

pojechali do pani domu i tam załatwili sprawy ubezpieczenia.

Kiedy podjechali pod mały biały domek z zielonymi okiennicami i czerwonymi

frontowymi drzwiami, w którym mieszkała Ewa, zaczynał właśnie padać śnieg. Adam

wysiadł z samochodu i usłyszał szum pobliskich drzew. Robiło się coraz zimniej.

– Proszę wziąć mnie pod rękę – zaproponował Ewie. Kiedy przekroczył próg jej domu,

uderzył go zapach sosny. Pewnie ustawiła już choinkę i udekorowała ją, nie zostawiając

jednej wolnej gałązki, pomyślał.

W domu Ewy wszystko błyszczało: okna, lustra, szklane półmiski pełne owoców i

słodyczy. Adam stał pośrodku salonu, do którego weszli z maleńkiego przedpokoju. Z salonu

widać było kuchnię, połączoną z ogromną jadalnią. Przez trzyipółmetrowe okna, wychodzące

na ogród, można było podziwiać padający śnieg.

Ewa otrząsnęła się z zimna.

– Chyba napalę w kominku.

– Proszę mi powiedzieć, gdzie jest drewno – powiedział Adam. – Sam to zrobię.

– Przykro mi, że pana rozczaruję, ale wystarczy przekręcić kurek. To gazowy kominek,

chociaż wygląda jak prawdziwy. Ale przynajmniej sadze nie brudzą ścian i sprzętów.

Miała rację. Kominek wyglądał jak prawdziwy.

Adam pomógł Ewie zdjąć czerwony płaszcz, który powiesiła w szafie. Kiedy wróciła,

zauważył, że masuje sobie ramiona.

– Mówiła pani, że wszystko jest w porządku. – Adam zerwał się z sofy stojącej przy

kominku.

– Ramiona zdrętwiały mi od pasów – wyjaśniła. – Przyniosę gorącą czekoladę oraz

ciasteczka i zaczniemy dzwonić do agencji ubezpieczeniowych.

– Może w czymś mogę pani pomóc? – zaofiarował się Adam.

– Nie, proszę nacieszyć się ogniem.

Adam rozsiadł się wygodnie i rozglądał po salonie. Zauważył, że wszędzie pełno jest

ś

wiec. Stały w świecznikach o najprzeróżniejszych kształtach, jeden z nich wyglądał jak

background image

wydrążone jabłko. Jodłowe stroiki i kępy ostrokrzewu zdobiły kominek. Na stole leżały

przewiązane żółtą wstążką świąteczne kartki, które Ewa otrzymała od przyjaciół.

Uśmiechnął się, zachwycony. Radosne piękno i domowe ciepło dekoracji urzekły go,

choć przecież nie znosił świąt.

Zapatrzył się w ogień. Płomienie hipnotyzowały go, usypiały. Poprzedniego wieczoru do

późna oglądał telewizję i czuł się niewyspany. Kiedy tylko załatwię sprawę domu, pomyślał,

wyjadę stąd, aby zrelaksować się na jakiejś tropikalnej wyspie. A później ruszę z kopyta do

roboty. Prawdę mówiąc, Adam nie wiedział, co ze sobą zrobić, kiedy nie pracował.

To pewnie dlatego tak zawracał głowę Ewie. Powinien mieć wyrzuty sumienia, bo ona

przecież chciała zacząć urlop. Może poszukaliby domu później? Kiedy śnieg przestanie

padać. Teraz chciał jedynie siedzieć przy kominku i odpoczywać. W tym małym domku czuł

się wspaniale.

– Proszę bardzo. – Ewa weszła do pokoju, niosąc dwa kubki gorącej czekolady. Postawiła

je na stoliczku przed Adamem. – Dolałam do czekolady trochę whisky, dla uspokojenia

nerwów, przynajmniej moich. Co pan na to? – spytała, wracając do kuchni, by wyjąć

ciasteczka z mikrofalówki.

– Całkiem niezłe. Mam propozycję – powiedział, kiedy Ewa wróciła z tacą pełną

najróżniejszych ciasteczek. – Czy ma pani jakieś gry planszowe, w które moglibyśmy zagrać?

Chyba powinniśmy przeczekać zamieć, zanim zdecydujemy się oglądać kolejne domy.

Ewa wzięła do ust kruche ciasteczko i zastanawiała się przez chwilę.

– Mam Monopol. I oczywiście Candyland, w który czasem grywam z Eleną.

– Wolę Monopol – zdecydował Adam.

– Może zadzwoni pan do swojej agencji ubezpieczeniowej, a ja w tym czasie poszukam

gry – zasugerowała, popijając ciasteczko czekoladą. Wręczyła Adamowi przenośny telefon.

Chyba nieźle się tu czuje, pomyślała Ewa, grzebiąc w szafie w poszukiwaniu gry.

Wypadek nie wyprowadził go z równowagi, Ale ją czekał kolejny wydatek. Ubezpieczenie

pokryje koszty naprawy tylko do trzystu dolarów, bo tyle wart był jej samochód. Nie

wiedziała, czy jest sens decydować się na kolejną naprawę. Może dopóki nie sprzedam

Adamowi domu i nie dostanę swojej prowizji, zasłonię uszkodzony zderzak wieńcem,

pomyślała. W końcu samochód nadal jest na chodzie.

Ewa wyjrzała przez okno. Wciąż padał śnieg. Miała nadzieję, że jutro uda jej się kupić

wymarzoną lalkę dla Eleny.

Ś

więta w tym roku nie będą takie jak zwykle. A wszystko przez faceta, który siedzi teraz

w jej pokoju. Co gorsza, ona też czuła się inaczej, odkąd pojawił się w jej życiu. Adam

Hawksley był niepokojący. Przypominał jej, że jest kobietą.

Uśmiechnęła się, biorąc do ręki Monopol. Postanowiła, że musi z nim wygrać.

Jednak nie wygrała.

Adam pokonał ją w brawurowym stylu. I chociaż Ewa wiedziała, że kierowała nim męska

próżność i chęć zaprezentowania się jako mistrz, nie potrafiła przegrywać. W dodatku dwa

razy z rzędu.

– Koniec. Nie gram więcej w Monopol! – oznajmiła, kiedy Adam napawał się swoim

background image

drugim zwycięstwem.

– Ale przecież ciągle pada śnieg, a ja nie lubię grać w Candyland – zaprotestował. Zmiótł

ostatnie ciasteczko z czerwonej, błyszczącej patery.

– Będę pakowała prezenty, więc może chciałby mi pan pomóc? – zapytała, wiedząc, że

odmówi.

– Mam dwie lewe ręce – wykręcił się. – Czy miałaby pani coś przeciwko temu, żebym

zdrzemnął się na sofie, dopóki pada śnieg? Proszę mnie obudzić, kiedy przestanie.

– Oczywiście, proszę bardzo – zgodziła się, patrząc, jak Adam zrzuca mokasyny i luzuje

krawat. Nie uszedł jej uwagi fakt, że długość sofy była wprost wymarzona dla tego

mężczyzny. Ewa popatrzyła na niego przez chwilę, po czym usadowiła się na podłodze przy

kominku, wraz z papierem do pakowania, pudełkami i wstążkami.

Dobrze, że Adam już chrapie, pomyślała. Gdyby nie spał, na pewno krytykowałby jej

sposób pakowania prezentów.

W tym roku Ewa zdecydowała się na biały papier i czerwony sznurek. Do tego kolorowe

kokardki i naklejki z informacją, dla kogo prezent jest przeznaczony. Wiedziała, że starannie i

pomysłowo zapakowane prezenty wyglądają pod choinką niezwykle uroczo.

Adam nie poruszył się ani razu. Widocznie spał głęboko. Ewa patrzyła na śpiącego

mężczyznę i zastanawiała się, co do niego czuje. W wyobraźni widziała go jako małego,

samotnego chłopca w szkole z internatem i od razu była gotowa wszystko mu wybaczyć.

Kiedy tak rozmyślała, wyraz jego twarzy zmienił się. Zamruczał coś, a na jego ustach wyjawił

się błogi uśmiech.

Miała nadzieję, że śni o niej. Zawstydziła się tej myśli, ale już następna, równie

niedorzeczna, chodziła jej po głowie: ciekawe, jak on całuje? Czy omdlewałaby pod

wpływem jego pocałunków? Ewa oczywiście nie należała do kobiet, które mdleją z byle

powodu, ale Adam – wysoki, przystojny brunet – każdej mógł zawrócić w głowie. Ktoś tak

zgrabny i wysportowany w łóżku jest na pewno rewelacyjny, rozmyślała. Ciekawe tylko, czy

jest kochankiem romantycznym?

Nie wyglądał na specjalnie czułego i delikatnego. Gdyby mógł, pewnie zrobiłby swoje i

wyszedł. Nie był też typem mężczyzny, który przyniósłby jej śniadanie do łóżka. Czuły?

Chciało jej się śmiać. Adam był tak samo czuły jak kawał wysuszonego drewna. A to, że

wyglądał słodko, kiedy spał, o niczym nie świadczyło.

Gdyby wierzyła w to, że facetów można zmienić, podjęłaby wyzwanie. Ale wiedziała z

doświadczenia, że ludzie rzadko się zmieniają.

Adam był marudą i tyle!

Pociągającym, ale jednak marudą.

Lepiej dać sobie spokój z fantazjowaniem. Byłaby skończoną idiotką, gdyby uległa

urokowi takiego mężczyzny. Na głupotę nie mogła sobie pozwolić.

Mężczyzna taki jak Adam zdołałby złamać jej serce.

A tu interesy czekają!

Adam był zainteresowany jednym: chciał kupić dom przed świętami. Na tym powinna się

skoncentrować. Znajdzie klientowi wygodne lokum. Zawrze umowę i oboje będą zadowoleni:

background image

on z domu, ona z nowego samochodu. Dzięki temu będzie miała udane święta.

Zauważyła, że powieki Adama lekko drżą. Śnił. Pewnie o zamachu na Świętego

Mikołaja, sądząc po dzikim uśmiechu, który wykrzywiał mu wargi. Ewa spojrzała w okno.

Ciągle padał śnieg. Choćby nie wiem jak chciała, będą musieli odłożyć oglądanie domów

do jutra.

Przez chwilę Ewa krzątała się po kuchni. Pomyślała, że mogłaby upiec świąteczny chleb

z orzechami i podarować go sąsiadom. Zajrzała do lodówki. Okazało się, że nie ma jajek.

Dwie przecznice dalej znajdowało się targowisko, więc postanowiła udać się tam, zostawiając

pogrążonego we śnie Adama samego w domu.

Przez całą drogę, brnąc w śniegu, myślała o nim.

– Chyba pan wie, że mam na pana ochotę?

Adam uznał, że to sen.

Jego agentka zachowywała się zgoła nieprofesjonalnie. Najpierw obdarzyła go

uwodzicielskim spojrzeniem, po czym odgarnęła z czoła jeden z okalających jej twarz

słodkich loczków. Na jego oczach zmieniała się w prowokatorkę, niebezpieczną kocicę. Jej

obcisła sukienka uwydatniała opływowe kształty. Adam pożerał ją wzrokiem.

– Chciałby pan mnie dotknąć? – spytała, ciągle zachowując dystans dwóch kroków.

– Rozpaczliwie! – Wyciągnął rękę, ale ona się cofnęła.

– Najpierw ustalmy reguły – wyjaśniła.

– Reguły?

– Tak. Ja mogę pana dotykać, ale pan nie może dotknąć mnie.

Zastanowił się przez chwilę. Nie był to najlepszy układ, ale lepszy rydz niż nic. Podniósł

ręce do góry, dając znak, że się poddaje.

– Dobrze, pani jest tu szefem. Może pani ze mną zrobić wszystko.

– Nie ufam panu. – Popatrzyła na niego uważnie, po czym rozkazała: – Ręce za głowę!

– Zrobione – powiedział, stosując się do jej rozkazu. Podeszła do niego.

– Jest pan całkiem niezły, wie pan? Te jasnoniebieskie oczy i czarne rzęsy robią wrażenie.

– Schlebia mi pani, żeby dostać to, czego pani chce. Jak wszystkie inne kobiety.

– A dużo ich było?

– Całe legiony – przechwalał się, by ją zdenerwować.

– Ale żadna mi do pięt nie dorasta. – Powiedziała to z takim przekonaniem, że jej

uwierzył. Uwierzył, bo kiedy przesuwała ręką po jego policzkach, oczach, ustach, jej dotyk

był niespotykanie delikatną pieszczotą.

– śadna pani nie dorównuje – wyszeptał. Zaczęła rozpinać mu koszulę.

– Już przez materiał czuję, jaki pan jest gorący. Czyżbym pana podniecała?

– Och, czy mogłaby pani robić to szybciej? – błagał, zdesperowany.

– O nie, będę to robiła wolno, bardzo wolno. Musi pan cierpieć, zanim dostanie nagrodę.

Nie tylko pan potrafi grać, panie Hawksley.

– Sądzę, że w tych okolicznościach powinniśmy przejść na ty.

– Ale ty przecież nie lubisz swojego imienia, prawda, Adamie?

background image

– A tobie się ono podoba?

– Jest wspaniałe! Adam i Ewa, zupełnie jakbyśmy byli sobie przeznaczeni.

Ś

ciągnęła mu koszulę.

– Jaka gładka skóra, jakie twarde mięśnie. Imponujące, jak na biznesmena. Musiałeś dużo

ć

wiczyć, by mieć taki płaski brzuch.

– Wspinaczki skałkowe... Nie tylko wyrabiają mięśnie, ale i relaksują. Niebezpieczeństwo

sprawia, że docenia się wartość życia.

Uklękła przed nim i zaczęła całować jego rozpaloną skórę. Adam poczuł się szczęśliwy i

dumny, że ma tak wspaniałe ciało. Z trudem powstrzymywał się, by nie złamać zasad gry.

Tak bardzo chciał zanurzyć dłonie w kasztanowych włosach Ewy, ale wiedział, że wtedy czar

pryśnie. Ręce miał wciąż splecione na karku, a ciało oddał w całkowite władanie

niebezpiecznej uwodzicielki.

Spojrzała mu w oczy, po czym pocałowała go w pępek.

Po chwili obudził go hałas dochodzący od frontowych drzwi.

Adam z początku nie wiedział, co się dzieje. Sen był tak realistyczny. Czuł, że jest mu

gorąco. Ciągle dochodził do siebie. Wiedział jednak, że ten sen położył kres kłamstwu,

jakoby z Ewą łączyły go tylko interesy. Ta kobieta bardzo go pociągała, i to nie tylko

fizycznie. Ewa Winslow była po prostu kimś wyjątkowym!

Roześmiał się gorzko, zdając sobie sprawę, że uprzejmość Ewy ma jedynie podłoże

zawodowe. Łatwiej jest kupić dom od kogoś, kogo się polubi.

Musiał się obudzić i wrócić do rzeczywistości.

Kiedy jednak usłyszał, jak drzwi się otwierają, zamarzył, aby Ewa była dla niego tak

miła, jak we śnie.

Wkładając klucz do zamka, Ewa oparła torbę o biodro, uważając, by nie stłuc jajek. Od

jej wyjścia minęło zaledwie pół godziny. Śnieżyca zatrzymała większość ludzi w domach, nie

musiała więc czekać w kolejce. Pod wpływem nagłego impulsu oprócz jajek kupiła także

butelkę wina.

Kiedy weszła do salonu, Adam siedział na sofie i przeciągał się.

Uśmiechnęła się do niego i poszła z zakupami do kuchni.

Na stole pod oknem leżała reklamówka pełna foremek do ciasta.

– Skąd one się tu wzięły? – spytała Adama, który niespodziewanie pojawił się tuż za jej

plecami.

– Podrzuciła je Sara. Zostawiła Elenę pod opieką znajomych. Miała do załatwienia jakieś

pilne sprawy.

Ewa spojrzała na Adama.

– Czy mówiła coś jeszcze? – spytała.

– Tak. Prosiła, by pani do niej zadzwoniła. Chce, żeby zabrała pani Elenę do domu

towarowego na spotkanie ze Świętym Mikołajem. Sara w ostatniej chwili dostała nowe

zamówienie i nie znajdzie czasu na wyprawę z córką.

background image

– To wszystko? – spytała Ewa, wkładając do lodówki jajka i butelkę z winem.

– Tak. Wspomniała, że miała pani pożyczyć te formy i prosiła o telefon w sprawie Eleny.

Adam wciąż był zaspany i wyglądał tak podniecająco i słodko, że Ewa, nie mogąc się

powstrzymać, podeszła do niego i pocałowała go w czubek nosa.

– A to co? – spytał zadowolony, ale i zaskoczony. Ewa wzruszyła ramionami.

– Zbliżają się święta. A pan wyglądał tak... – głos ją zawiódł. Co też jej przyszło do

głowy? Pocałowała klienta, ale jak się teraz wytłumaczyć? śe zrobiła to, ponieważ wyglądał

słodko?

– Czy zawsze działa pani tak impulsywnie? – zapytał Adam z błyskiem w oku.

– A pan nigdy? – odpowiedziała pytaniem, przygryzając wargę, w którą Adam tak się

wpatrywał.

Adam przypomniał sobie sen, który przerwała mu Sara, brzęcząc siatką pełną foremek.

Teraz bał się, że Ewa zauważy jego podniecenie.

– To chyba dobra chwila, żeby poprosić pana o przysługę? – zaryzykowała pytanie.

– Nie pójdę z Eleną na spotkanie ze Świętym Mikołajem, jeśli o to chodzi.

– To oczywiste, przecież wiem, jaki z pana przeciwnik świąt. Chciałabym tylko, aby

pomógł mi pan naprawić lampki choinkowe. Niektóre z nich przestały mrugać. Bardzo je

lubię i nie chciałabym kupować nowych.

– Dobrze. Zrobi się – odrzekł Adam. – Chyba nie damy dziś rady obejrzeć domów.

Wygląda na to, że napadało kilkanaście centymetrów śniegu. Warto by odśnieżyć podjazd

przed domem.

– Zrobiłby pan to? – zapytała z nadzieją w głosie. W końcu nie proponowała mu wspólnej

budowy bałwana.

– Dlaczego nie? Zaraz sobie zapiszę, że muszę kupić łopatę do śniegu. Ale teraz zajmijmy

się lampkami. – Podszedł do stojącej w rogu pokoju choinki.

– Chwileczkę. Co to znaczy, że musi pan kupić łopatę do śniegu?

– Jeszcze o tym nie wspomniałem? Znalazłem dom, który chcę kupić. To jest właśnie ten,

w którym się znajdujemy.

Ta rewelacja zaskoczyła oboje. Adam nie zdawał sobie sprawy, czego pragnie, dopóki

tego nie powiedział. Ale kiedy już to się stało, zrozumiał, że to prawda. Jego marzenie o

domu, którego nigdy nie miał, właśnie się spełniało. Dom Ewy był ciepły i przytulny. Tak

przytulny, że nawet w nim zasnął.

Dzięki Ewie zdał sobie sprawę, za czym tęskni i czego pragnie.

Osiągnął już sukces zawodowy i może nadszedł czas, żeby zająć się życiem osobistym.

Miał uczucie, że byłoby w nim miejsce dla Ewy. Przecież już zaistniała w jego śnie. I to jak!

Podobała mu się bardzo jako kobieta, ale nie tylko o to chodziło. Szukał pokrewnej duszy. Po

raz pierwszy w życiu poczuł, że właśnie ją odnalazł. W Ewie.

Chciał znaleźć się w jej snach. A to oznaczało, że musi kupić jej dom.

W tym samym czasie na biegunie północnym...

background image

– Mam nadzieję, że pani Claudia wróci przed Wigilią – powiedział Rudolf do Prancera.

Oba renifery przeżuwały siano. – Mikołaj zrobił się straszliwym zrzędą, od kiedy odkrył, że

jego żona wybrała się na wakacje.

Prancer zatańczył na tylnych nogach.

– Wiem, co by mu pomogło. Gdyby znalazł ciasteczka, które upiekła mu przed

wyjazdem.

– Nie liczyłbym na to... – Nos Rudolfa zrobił się czerwony.

„PW Rudolfie I Ty chyba... nie zjadłeś ciasteczek Mikołaja?

– Kto, ja?

Prancer pokręcił łbem.

– W Wigilię czeka nas długa wyprawa.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Adam nie mógł uwierzyć, że stoi w długiej kolejce do Świętego Mikołaja w domu

towarowym. Ale był tu. Popychany i potrącany przez niezmordowane, podskakujące do góry

dzieci, które niecierpliwie czekały, by wyszeptać Mikołajowi do ucha listę wymarzonych

prezentów.

Ewa nalegała, żeby przyłączył się do niej i do Eleny, jeśli chce nadal rozmawiać o kupnie

domu. Adam był zdecydowany dopiąć swego, więc, pełen poświęcenia, czekał w kolejce,

zbliżając się nie tylko do Mikołaja, ale i do swoich marzeń.

Co prawda już kilka razy usłyszał z ust Ewy stanowcze „nie”, ale z jakiegoś powodu

kupno jej domu było dla niego niezwykle istotne. Kiedyś nie miało dla niego większego

znaczenia, gdzie mieszka. Przeprowadzał się bez przerwy. Najpierw z internatu do internatu,

później z hotelu do hotelu.

A teraz po raz pierwszy w życiu rozpaczliwie pragnął domu. Domu Ewy.

Adam przyjrzał się Ewie i Elenie. Obie wyglądały jak małe dziewczynki.

Ewa klęczała na ziemi, usiłując włożyć małej świecący diadem, który córka Sary

koniecznie chciała mieć na głowie. Diadem ciągle ześlizgiwał się z głowy dziecka, a

umocowanie go nie było łatwym zadaniem, ponieważ Elena, podniecona spotkaniem z

Mikołajem, trajkotała przez cały czas, obracając głowę na wszystkie strony.

– O ile rzeczy mogę poprosić Świętego Mikołaja? – dopytywała się dziewczynka. – Czy

będzie zły, jeśli poproszę go o zbyt wiele?

– Myślę, że możesz poprosić o trzy rzeczy – odparła Ewa spokojnie. – Trzy jest liczbą

odpowiednią w każdej niezwykłej sytuacji. Pamiętaj tylko, żeby dobrze się zastanowić, zanim

wypowiesz jakieś życzenie. Chyba nie chcesz ich zmarnować, prosząc na przykład, aby

Midnight przestała szczekać na przelatujące nad domem samoloty.

Elena zachichotała.

– Ona myśli, że może je złapać.

Ewa połaskotała Elenę w brzuch. Dziewczynka sama wybrała swój strój na spotkanie z

Mikołajem. Diadem i jaskrawe okulary przeciwsłoneczne w samym środku mroźnej zimy

robiły dość piorunujące wrażenie. Oprócz tego Elena miała na sobie biały podkoszulek,

dżinsowe ogrodniczki, czarno-białe tenisówki i kilka rodzajów koralików na szyi.

Adam uśmiechnął się. Styl prezentowany przez Elenę był uroczy. Byłaby wspaniałą

modelką działu dziecięcego w sklepie, który mógłby wkrótce otworzyć.

Na szczęście nie jestem tutaj jedynym mężczyzną, pomyślał Adam. Wielu ojców

cierpliwie stało w kolejce, podczas gdy matki niezmordowanie przyczesywały swoim

pociechom włosy i wygładzały ich ubrania. Hałas panujący w domu towarowym był tak

wielki, że Adam z trudem usłyszał dobiegające ze sklepowych głośników tony „Świątecznej

piosenki” w wykonaniu Aarona Neville’a.

Gdyby jeszcze niedawno ktoś powiedział mu, że na pięć dni przed świętami z własnej

woli znajdzie się w zatłoczonym sklepie, założyłby się o dużą sumę, że to niemożliwe. I, jak

background image

widać, przegrałby. Święta w ogóle kojarzyły mu się z wyrzucaniem w błoto grubszej forsy. W

zeszłym roku Marcy zmusiła go do wspólnych zakupów i przy okazji naciągnęła na

kosztowne prezenty, niby to z okazji Gwiazdki. Oczywiście, nie zwróciła mu tych wszystkich

błyskotek, kiedy zerwała zaręczyny, a nawet przywłaszczyła sobie kilka należących do

Adama rzeczy.

– Wiem, o co na pewno poproszę Mikołaja – powiedziała nagle Elena. – Poproszę, żeby

przyniósł mi Barbie w różowej sukience.

Ewa posłała Adamowi spojrzenie, które mówiło, że będzie miał kłopoty. Do diabła,

zdawał sobie z tego sprawę! Stał w zatłoczonym domu towarowym z kobietą, która wie czego

chce i z dzieckiem, wyraźnie zafascynowanym jej osobą. Słowo „zafascynowany” nabierało

dla Adama całkiem nowego znaczenia, kiedy myślał o Ewie. Sam był zafascynowany jej

osobą i miał tak podniecający sen, że obudził się zawstydzony.

– Jestem pewien, że Mikołaj przyniesie ci Barbie – zapewnił Elenę. Ewa uniosła brwi ze

zdumienia. – Czego jeszcze sobie zażyczysz?

– Chciałabym dostać kilka takich pierścionków, jakie ma ciocia.

Ewa spojrzała na złote pierścionki z kamieniami szlachetnymi, które nosiła na

ś

rodkowym palcu prawej ręki. Zauważywszy zainteresowanie Adama, wyjaśniła:

– Elena pragnie ich, odkąd kupiłam je zeszłego lata. Powiedziałam jej, że nie robią

biżuterii w tak małym rozmiarze, więc ilekroć mnie odwiedza, pyta, czy pierścionki są już

stare.

– Stare? – Adam wyraźnie niczego nie rozumiał.

– To taki jej podstęp. Kiedy zostaje u mnie na noc, dobiera się do każdej, nawet

najmniejszej sztuki mojej biżuterii i pyta, która z nich jest stara. Wszystko, co stare, zabiera

ze sobą do domu. Pewnie pan zauważył, że Elena ma słabość do błyskotek.

– Tak. Mężczyzna, który się z nią ożeni, będzie skazany na bankructwo.

– A o co pan ma zamiar poprosić Mikołaja? – przerwała im Elena, patrząc na Adama.

– śeby pani Ewa sprzedała mi swój dom. Elenę przeraziły słowa Adama.

– Ciociu! Ty nie możesz się wyprowadzić! – Dziewczynka uczepiła się rękawa Ewy i

uwiesiła się na niej. Łzy stanęły jej w oczach.

– Nie martw się. Nie mam zamiaru się wyprowadzać – zapewniła Ewa małą.

– Ale...

– Znajdziemy panu Adamowi dom, który będzie mu się bardzo, bardzo podobał. To, co

powiedział, to był tylko żart.

Adam nie chciał dalej ciągnąć drażliwego tematu w obecności przestraszonego dziecka.

Właściwie Ewa mogłaby się przeprowadzić gdzieś bliżej Sary i Eleny, pomyślał. Dziecko

byłoby tym zachwycone. A dopóki czegoś nie znajdzie, mogłaby nawet u nich zamieszkać.

Tymczasem on nie miał się gdzie podziać.

Mógł jedynie liczyć na ten nieprzytulny pokój hotelowy, w którym się zatrzymał.

– A o co pani poprosi Mikołaja? – zapytał Adam Ewę.

– śeby pewien maruda nie zepsuł mi świąt – odparła, patrząc na niego znacząco.

– Dlaczego nazywasz go marudą, ciociu?

background image

– Bo on nie cierpi świąt.

– Niemożliwe! Wszyscy kochają święta. – Elena nawet nie czekała na potwierdzenie

swoich słów. Pociągnęła Ewę za rękę, posuwając się krok do przodu. Błysk flesza oznajmił

im, że kolejne dziecko, siedzące na kolanach u Świętego Mikołaja, zostało uwiecznione na

zdjęciu.

Adam przyjrzał się Mikołajowi. Z jego kolan właśnie ześlizgiwał się mały chłopiec, a

wdrapywała się na nie Elena. Pomyślał, że ten Mikołaj wygląda dość niechlujnie i nieświeżo.

Ot, zwykła komercja. Ale Ewa tego tak nie dostrzegała. Dla niej wszystko miało magiczny

wymiar. Ona stwarzała tę magię.

Dla siebie.

Dla Eleny.

Dla niego.

Po raz pierwszy w życiu zastanawiał się, jak by to było, gdyby miał dziecko. Mógłby o

tym pomyśleć już w zeszłym roku, gdyby się zaręczył. Skończył trzydzieści lat i wydawało

mu się, że przyszła najwyższa pora na zawarcie małżeństwa. Zależało mu na tamtej kobiecie,

ale teraz zrozumiał, że wcale nie był wtedy zakochany.

O miłości myślał z przerażeniem.

Zapomniał o tym uczuciu, kiedy przekroczył progi szkoły z internatem. W szkole był

ostry rygor, jak w wojsku. Uczucia były tępione, najważniejsza była dyscyplina.

– Hej ho! Co byś chciała dostać od Mikołaja, dziewczynko?

Elena uśmiechnęła się.

– Chcę Barbie w różowej sukience.

– I co jeszcze?

– Pierścionki. Kilka malutkich pierścionków.

– Coś jeszcze? – dopytywał się Mikołaj. Fotograf robił im zdjęcie.

Elena zastanawiała się przez chwilę.

– Chcę, żebyś dał narzeczonego dla mojej mamy.

– O ho, ho! – wykrzyknął Mikołaj nieco zbity z tropu. Wtedy Elena nachyliła się nad nim

i wyszeptała mu coś do ucha.

– Oczywiście, że możesz wypowiedzieć czwarte życzenie – powiedział Mikołaj

wielkodusznie, najwyraźniej szczęśliwy, że może na chwilę zapomnieć o narzeczonym dla

matki dziewczynki. – Czego jeszcze sobie życzysz?

– Spraw, żeby ciocia Ewa i on – powiedziała głośno, wskazując palcem Adama –

pocałowali się, i żeby ciocia Ewa nie musiała się wyprowadzić ze swojego domu.

To życzenie nie było łatwiejsze do zrealizowania niż poprzednie.

Otaczający ich tłum zamarł w oczekiwaniu.

Matki patrzyły z nadzieją. Ojcowie mieli rozbawione miny. Dzieci chichotały.

Ewa i Adam zamarli. Ze stanu odrętwienia wyrwał ich dopiero głos jednego z ojców:

– Pocałuj ją, do cholery! Muszę zdążyć z dzieciakiem na mecz hokejowy.

Ewa nie patrzyła na Adama. Była pewna, że policzki ma czerwone jak płaszcz Mikołaja.

W głębi duszy pragnęła przecież, żeby Adam ją pocałował.

background image

Adam widział, że Elena smutnieje. Miał ochotę zrobić coś, co było niezgodne z jego

charakterem. Publiczne okazywanie uczuć również nie było w jego stylu. Zbliżył się do Ewy.

Ona z kolei zrobiła cofnęła się o krok, zdenerwowana i gotowa zemdleć.

Poradził sobie z tym. Wziął ją w ramiona i przechylił do tyłu, jak robią to amanci w

filmach. Spoglądając w szeroko otwarte oczy Ewy, pochylił się i pocałował ją w obecności

Eleny i tłumu obcych obserwatorów. Całował ją delikatnie i z czułością, co sprawiło, że

zadrżała i, oszołomiona, przerwała pocałunek.

Usłyszeli brawa. Adam wrócił do rzeczywistości i wypuścił z ramion Ewę. Była

oszołomiona.

– Dziękuję ci, Mikołaju – powiedziała Elena, zeskakując z jego kolan i uśmiechając się

szeroko.

– Czy teraz jesteś zadowolona, mała swatko? – spytała Ewa, chwytając dziewczynkę za

rękę.

– Pewnie. Pan Adam tylko żartował, kiedy mówił, że kupi twój dom, prawda?

Ewa pokiwała głową.

No cóż, Elena może była usatysfakcjonowana, ale Adam zdecydowanie nie. Nadal

pragnął domu... i pragnął jeszcze raz pocałować Ewę. Czy to możliwe, że się w niej zakochał?

Czy może po prostu znudziła go samotność?

O tej porze roku nie mógł zaufać swoim uczuciom. To dlatego zawsze uciekał na koniec

ś

wiata, kiedy nadchodziły święta.

– Dokąd teraz idziemy? – zapytała Elena, gdy wyszli z domu towarowego.

– Idę z panem Adamem szukać dla niego domu. Ale najpierw odprowadzimy cię do

mamy.

– Nie mogłabym pojechać z wami?

– Nie. Twoja mama mówiła, że musisz posprzątać swój pokój, jeśli chcesz, żeby Mikołaj

przyniósł ci jakiś prezent. Mikołaj lubi grzeczne dziewczynki, które mieszkają w czystych

pokojach.

– No dobrze – zgodziła się niechętnie Elena.

Kiedy odwozili ją do domu, Adam zdał sobie sprawę, że jeszcze nie widział sypialni

Ewy.

– Może ten spodoba się panu bardziej – powiedziała Ewa, parkując przed kolejnym

budynkiem. Zdążyli dotąd obejrzeć trzy i żaden mu się nie podobał.

Najwyraźniej był zdecydowany kupić jej dom i tylko z grzeczności oglądał inne.

Obiecała, że pomyśli o sprzedaży swego domu. Kłamała.

Kochała swój dom, a on kochał ją. Byli dobraną parą.

Ona i Adam taką parą nie byli, choć wspaniale całował.

Chciała już zrezygnować z transakcji... Liczyła na łatwy zarobek, a tymczasem zadanie

przerosło jej siły.

Wiedziała jednak, że ugrzęzła na dobre. Nie miała wyjścia. Adam musiał kupić jakiś

dom. Pomyślnie zakończona transakcja była jej teraz naprawdę potrzebna. Nawet najlepszy

agent handlu nieruchomościami nie budził zaufania, jeśli jeździł takim wrakiem, jak ona.

background image

Uzyskana prowizja pozwoliłaby jej na szybką zmianę samochodu.

Jej kariera stała pod znakiem zapytania. Musi być profesjonalistką i utrzymać dobrą

opinię odpowiedzialnego agenta. Zatem nie zrezygnuje, dopóki nie zadowoli Adama.

Jej świąteczny urlop również stał pod znakiem zapytania. Im dłużej ta sprawa będzie się

ciągnęła, tym krócej będzie mogła się cieszyć świętami. A jeśli do Nowego Roku nie znajdą

odpowiedniego lokum?

Wszystkie problemy Ewy mogłyby zostać rozwiązane, gdyby sprzedała Adamowi swój

dom. Ale nie mogła i nie zamierzała tego zrobić. Dom należał do niej. To były jedyne

korzenie, jakie miała na tym świecie. Czuła się w nim bezpieczna i szczęśliwa.

Natomiast jej serce było w niebezpieczeństwie.

To ją martwiło najbardziej. W Adamie dostrzegała pokrewną duszę. Nie patrzyli na świat

w ten sam sposób, ale oboje doświadczyli samotności. Ewa była zdecydowana uczynić swoje

ż

ycie szczęśliwym.

Tymczasem Adam stanął jej na drodze.

Chciała uniknąć rozczarowań. Musiała więc kontrolować sytuację.

Kiedy zaczynała mieć nadzieję, że ktoś mógłby ją pokochać, narażała się na cierpienie.

Może dlatego stała jedną nogą w rzeczywistości, a drugą w świecie fantazji.

Rzeczywistość głównie ją rozczarowywała.

– To miejsce powinno się pani spodobać – powiedział Adam, kiedy weszli do piętrowego

domku z poddaszem, wystrojem przypominającym wiejską chatę.

– Szukamy domu dla pana. Ja już mam dom, który bardzo lubię.

– Pani nawet nie próbuje zainteresować się innym – poskarżył się Adam.

– Powiedziałam panu, że nie chcę się przeprowadzać. Dlaczego mi pan nie chce uwierzyć

i pogodzić się z tym? Mój dom jest dla pana za mały. Nie ma w nim miejsca na duże biuro ani

na stół do bilardu. Ale ten, na przykład, spełnia pańskie wymagania. Proszę się rozejrzeć.

Posłusznie zwiedził całe wnętrze, docenił wszystkie zalety, takie jak gabinet obok

sypialni, kominek w przytulnej kuchni czy wanna wpuszczona w podłogę w łazience. Zgodził

się, że są to plusy, ale dom i tak mu się nie podobał.

Podobał mu się tylko dom Ewy.

Sprawa utknęła w martwym punkcie.

Ewa mogła zapomnieć o długim weekendzie, na który tak się cieszyła. Cały piątek

poświęci na towarzyszenie Adamowi podczas kolejnych oględzin. A w sobotę będzie się

cisnąć w zatłoczonych sklepach, aby uporać się z resztą świątecznych sprawunków.

Musi znaleźć Adamowi dom!

– Elena mówiła, że Adam pocałował cię w sklepie – powiedziała Sara kilka godzin

później, kiedy obie siedziały przed telewizorem. śadna z nich nie patrzyła jednak na ekran.

Zwinięta w kłębek Elena spała na podłodze wraz z Midnight. Dziewczynka usnęła, oglądając

„Pocahontas” i nie zbudziła się nawet wtedy, kiedy Sara wyjęła kasetę, żeby przełączyć

odbiornik na kanał, na którym nadawano wiadomości.

– Czy powiedziała również, że to był jej pomysł? – Ewa dmuchała na świeżo

background image

polakierowane paznokcie.

– To pominęła. A więc jak tego dokonała? – Sara była wyraźnie zachwycona, że u jej

córki w tak młodym wieku ujawnił się talent swatania bliźnich.

– Podpuściła Świętego Mikołaja, żeby nakłonił nas do pocałunku. To było jedno z jej

ż

yczeń. Z jakiegoś powodu uznała, że wtedy nie sprzedam swojego domu Adamowi.

– Kiedy postanowiłaś to zrobić? Czyżbym znów coś przeoczyła? – spytała Sara, sięgając

po buteleczkę z lakierem.

– Nie zamierzam sprzedawać mu swojego domu. Ale Adam mnie nie słucha. Po prostu

się uparł, że kupi tylko ten i żaden inny. Dostał hopla na tym punkcie. Usiłuję odwieść gó od

tego pomysłu i znaleźć mu inny dom.

– Bez powodzenia?

– Całkowicie.

– No cóż.... Powiedz lepiej, jak całuje. Zauważyłam, że starannie unikasz tego tematu.

– Całuje tak, jakby nic innego nie robił przez całe życie.

– Było przyjemnie, co?

– I słodko.

– Słodko? No, no, to coś nowego.

– Nic tego nie będzie. On po prostu nie miał wyjścia. To nie była jego inicjatywa. Ani

moja – dodała, widząc podejrzliwy wyraz twarzy Sary.

– Więc może Elena jest sprytniejsza od ciebie. On jest naprawdę niezły, Ewo. – Sara

odstawiła buteleczkę na miejsce i przyjrzała się swoim dłoniom.

– Elena jest sprytniejsza niż ty i ja razem wzięte. Ale czteroletnie dziecko nie może

układać mi życia osobistego.

Poza tym Mikołaj ma mi podarować przecież kawalera pod choinkę. Muszę czym prędzej

pozbyć się Adama.

– Więc sprzedaj mu swój dom.

Ewa wiedziała, że rozwiązałoby to wszystkie problemy.

Nie mogła jednak sprzedać Adamowi swego domu. Wykluczone!

Przecież musiał gdzieś być dom przeznaczony dla niego. Po prostu jeszcze go nie

znalazła. Może jutro, kiedy się wyśpi...

– Czy Elena powiedziała, że prosiła Mikołaja, aby przyniósł ci narzeczonego? – zapytała

Ewa, kiedy czekały, aż wyschnie im lakier na paznokciach i będą mogły przenieść Elenę do

łóżka.

– Teraz rozumiem, dlaczego się pojawił.

– Co? Poznałaś kogoś, a ja nic o tym nie wiem? – Ewa opadła na sofę.

– On jest strażakiem i jest naprawdę uroczy. Pojawił się dziś rano, by uratować kota

sąsiadów, który nie mógł zejść z drzewa. Świetnie poradził sobie z kotem, czym zachwycił

dzieci. Myślę jednak, że jest dla mnie trochę za młody.

– Ile ma lat?

– Nie jestem pewna. Chyba jeszcze nie przekroczył trzydziestu.

– Może już głosować. To wystarczy – powiedziała Ewa, rzucając w Sarę poduszką.

background image

– No wiesz!

Obie padły na kanapę, chichocząc głośno, co oczywiście obudziło Elenę.

– Czy już przyszedł Święty Mikołaj? – zapytała dziewczynka, przecierając zaspane oczy.

– Nie, sroczko. Będziesz musiała na niego poczekać jeszcze kilka dni. Święta zaczynają

się dopiero w środę. Idź spać. – Kiedy Ewa wzięła Elenę na ręce, oczy dziecka znów się

zamknęły. Ewa i Sara zaniosły małą do sypialni, tuląc ją i całując na dobranoc i życząc jej

kolorowych snów.

– Jak się nazywa twój strażak? – zapytała Ewa, kiedy wyszły z sypialni Eleny i wróciły

do salonu. Zdążyły akurat na prognozę pogody. Z wiadomości głównie interesowało je, czy

spadnie jeszcze więcej śniegu na święta.

– Rick Winzen.

– Masz zamiar się z nim spotykać? – naciskała Ewa.

– Nie umówił się ze mną, jeśli ci o to ci chodzi. Ewa zaśmiała się.

– Od kiedy ma to dla ciebie znaczenie? Ty się z nim umów.

– Pomyślałam, że to mogłoby go wystraszyć.

Ewa przyjrzała się uważniej przyjaciółce. Sara miała trzydzieści trzy lata, ale wyglądała o

dziesięć lat młodziej. Zwykle, kiedy wyznaczała sobie cel, dopinała swego. To wahanie, które

teraz Ewa zauważyła, było czymś zupełnie nowym i niespodziewanym. Sara była wyraźnie

onieśmielona.

– Jest wyjątkowy, co? Podoba ci się ten Rick Winzen?

– Może?

– Już wiem. Idź do pani Claudii i zapytaj ją o Ricka.

– To niemożliwe, Ewo. Mam teraz tak napięty plan pracy, że nawet krasnoludki od

Ś

więtego Mikołaja wpadłyby w panikę. Jutro przez cały dzień będę przygotowywać uroczystą

kolację dla dwudziestu czterech osób. Wszystko muszę dostarczyć na siódmą. Nie mam więc

czasu, aby odwiedzić twoją ulubioną wróżkę. Poza tym jestem pewna, że Rick nie jest mną

zainteresowany. To po prostu miły i uprzejmy facet.

Sara powiedziała to dość żałosnym tonem.

– Myślę, że... – słowa Ewy przerwał dzwonek telefonu.

– Kto to może być? – zastanawiała się Sara. – Już po dziesiątej.

Ewa była bliżej aparatu.

– Chwileczkę. Już ją proszę... – powiedziała do słuchawki i rzuciła przenośny telefon w

kierunku przyjaciółki.

Sara spojrzała pytająco na Ewę.

– To on – powiedziała Ewa szeptem.

– Halo... – Głos Sary brzmiał niepewnie. – Dobry wieczór, panie Winzen – dodała. Przez

chwilę słuchała swego rozmówcy.

– Jutro wieczorem? – zapytała, uśmiechając się się promiennie. Popatrzyła na Ewę, która

skinęła głową.

Rick Winzen znowu mówił coś do słuchawki.

– Proszę chwilkę poczekać. – Sara przycisnęła telefon do piersi, żeby Rick nie mógł

background image

usłyszeć jej słów. – Ewo, on chce jutro zabrać mnie i Elenę na lunch, a potem na „Dziadka do

orzechów”.

– Więc powiedz, że się zgadzasz.

– Nie mogę. Muszę przygotować jedzenie na ten jutrzejszy obiad.

– Nie przejmuj się tym. Zajmę się obiadem.

– A co z Adamem?

– Nie martw się, poradzę sobie. A ty zasługujesz na mały relaks. Więc zabierz Elenę i idź.

Wszystko zrobię za ciebie. Zrewanżujesz mi się dokładną relacją z przebiegu spotkania.

Sara nie była pewna, czy może przyjąć tak wspaniałomyślną propozycję Ewy.

Przyjaciółka nalegała jednak.

– Z przyjemnością pójdziemy – powiedziała w końcu Sara do słuchawki. – O której

godzinie?

Porozmawiała jeszcze przez chwilę i zakończyła rozmowę.

– On mnie lubi! – zawołała radośnie.

– Oczywiście, że cię lubi. Idę do domu. Muszę się wyspać, jeśli mam jutro odgrywać rolę

kucharki doskonałej.

– Ewo, jesteś tego pewna?

– Pozwól mi wyjść, zanim zmienię zdanie – drażniła przyjaciółkę Ewa, wkładając

płaszcz.

– Ale co z Adamem?

– Powiem mu, że wypadło mi coś pilnego. Będzie się musiał z tym pogodzić.

– To mu się nie spodoba.

– Saro, myślę, że nie ma takiej rzeczy, która podobałaby się takiemu marudzie jak on.

– Może on nie jest aż takim marudą.

– Dobranoc, Saro.

– Cześć.

Ewa pobiegła do samochodu, starając się nie myśleć, że Adam rzeczywiście w jednym

był znakomity. Świetnie całował.

Adam siedział na łóżku w swoim pokoju. Dookoła niego porozrzucane były gazety, w

których z czysto zawodowego zainteresowania przeglądał świąteczne reklamy.

Z początku próbował znaleźć jakiś program w telewizji, ale wszystkie utrzymane były w

ś

wiątecznym nastroju.

Jednakże czytanie reklam szybko go znudziło. Powrócił myślami do problemu, który go

gnębił od jakiegoś czasu.

Nie mógł zrozumieć, dlaczego Ewa tak uparcie odmawia mu sprzedania swojego domu,

mimo że zaproponował jej w końcu cenę wyższą od rynkowej.

Czy ta kobieta w ogóle nie zna się na interesach?

Przecież potrzebne jej były pieniądze na nowy samochód.

Zaczynał podejrzewać, że jej odmowa ma podłoże osobiste. Miał dziwne przeczucie, że

Ewa nie chce, aby to on mieszkał w jej domu. A Adam nigdy nie miewał dziwnych przeczuć.

background image

Może powinien się z nią zaprzyjaźnić? Przyjacielowi chętniej sprzeda swój dom. Nigdy

nie przyszłoby mu do głowy, że kiedykolwiek będzie musiał najpierw zdobyć czyjąś

sympatię, żeby coś kupić.

Ale warto było zaryzykować. W przeciwnym wypadku będzie uziemiony w Stanach na

całe święta.

Zaczął układać listę posunięć, które powinien wykonać, żeby Ewa sprzedała mu swój

dom.

Kiedy ją skończył, był prawie pewien, że za jakieś dwa, trzy dni będzie odpoczywał na

tropikalnej wyspie jako właściciel domu, do którego będzie mógł wrócić w nowym roku.

W tym samym czasie na biegunie północnym...

Mikołaj siedział przy komputerze, bawiąc się grą, którą wymyślił wraz z reniferem z

zaprzęgu, odpowiedzialnym za omijanie przeszkód podczas jazdy z prezentami. Takie

bezmyślne zajęcie było niezłym sposobem, by zapomnieć o stresie związanym z

nieobecnością ukochanej żony.

Wkrótce weźmie się w garść i wyruszy w trasę, bo inaczej dzieci będą wolały

wielkanocnego zająca niż Świętego Mikołaja.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Ewa miała nadzieję, że spędzi ten dzień bez Adama.

Niestety. Kiedy zadzwoniła do niego, żeby odwołać spotkanie, zaofiarował, że przyjedzie

do domu Sary i pomoże jej. Dzięki temu przygotowanie przyjęcia zajmie Ewie mniej czasu i

być może zostanie im kilka godzin, aby poszukać dla niej domu. Trzeba przyznać, że Adam

był uparty jak osioł i nie dawał za wygraną. Naprawdę wierzył, że przekona ją, aby sprzedała

mu swój dom.

Ewa właśnie rozbijała plastry mięsa na rolady, gdy zauważyła, jak Adam parkuje na

podjeździe pod domem Sary. Obawiała się, że będzie jej tylko przeszkadzał w pracy.

Podejrzewała, że taki facet jak on ma kontakt ze sztuką kulinarną tylko w restauracji, gdzie

podają mu przed nos pełny talerz. Nie umknęło jej uwagi, że samochód Adama znów

wyglądał elegancko. Wszelkie ślady stłuczki zniknęły, a koszty naprawy pokryło

ubezpieczenie Ewy.

Adam był równie elegancki jak jego samochód. Ubrany niby niedbale, w spodnie i

skórzaną kurtkę wojskową, narzuconą na niebieski sweter, wyglądał niesamowicie

pociągająco.

Słysząc dzwonek do drzwi, Midnight rozszczekała się na cały dom. Wystarczyło jednak,

ż

e Ewa zdecydowanie odsunęła ją nogą, by wróciła na swoje stałe miejsce przy oknie i nadal

obserwowała ptaki, siedzące na telefonicznych drutach.

Adam wszedł do domu i pierwsze kroki skierował do kuchni.

– Telewizor stoi tam, pamięta pan? – powiedziała Ewa, wskazując ręką w kierunku

salonu.

– Przyszedłem tu, żeby pomóc – przypomniał Adam z naciskiem.

– Myślałam, że pan tylko żartował. Popatrzył na nią poważnie.

– Ja nigdy nie żartuję.

– No tak, powinnam się była już tego nauczyć. Jak mogłam myśleć inaczej? Dobrze,

proszę powiesić kurtkę w szafie, zakasać rękawy i zabieramy się do pracy!

Dlaczego w ogóle zgodziłam się, żeby tu przyszedł? Ewa skarciła w myślach samą siebie.

Miała sobie za złe, że tak bardzo się cieszy z obecności Adama. Pomyślała, że będzie za nim

tęsknić, kiedy odejdzie... jeśli kiedykolwiek odejdzie. Nigdy przedtem nie miała takiego

klienta. I nigdy przedtem nie była tak zaangażowana.

– Od czego mam zacząć?

Słowa Adama wyrwały ją z zamyślenia i pierwszą odpowiedzią, jaka jej przyszła do

głowy, było: „Pocałuj mnie jeszcze raz, tak jak to zrobiłeś w sklepie”. Co się z nią działo?

– Niech pan pokroi boczek w plasterki i włoży je do kuchenki mikrofalowej – zarządziła.

– Ja w tym czasie przygotuję resztę składników.

Ewa zdjęła pierścionki i położyła je na półce, aby nie przeszkadzały. Starała się

skoncentrować na tym, co robi, świadomie ignorując wypełniający kuchnię zapach męskiej

wody kolońskiej.

background image

Przygotowała tartą bułkę i włoską przyprawę do sałatek. Wsypała je do głębokich misek.

Do innej miski wsypała tarty ser, po czym zaczęła ucierać marchewki.

Kiedy Adam wyjął z mikrofalówki chrupiący boczek, Ewa pokazała mu, jak się zawija

rolady. Brała rozbity tłuczkiem plaster mięsa, obtaczała go w przyprawie, a następnie w tartej

bułce. Potem kładła pośrodku pasek boczku i głęboką łyżką nakładała na mięso tarty ser i

utartą marchewkę. Na koniec zwijała nafaszerowaną roladkę i spinała ją trzema

wykałaczkami.

– Kiedy już zrobi pan wszystkie rolady, przygotuję do nich sos. Nie żałuje pan, że

zaofiarował mi swoją pomoc?

– Dam sobie radę – zapewnił.

Przez dłuższą chwilę pracowali w ciszy, oboje zatopieni we własnych myślach.

Wreszcie Adam przerwał milczenie:

– Dlaczego zdecydowała się pani na pracę w biurze handlu nieruchomościami? – zapytał.

– Zawsze kochałam domy i chyba ta miłość podpowiedziała mi takie zajęcie –

odpowiedziała Ewa, mieszając sos.

– To trudna praca dla kobiety – zauważył. – Musi pani znosić humory swoich klientów.

– Agent przez cały czas musi nad tym panować. Tylko wytrwałość pomaga szybciej

zawrzeć umowę. I wciąż trzeba być przygotowanym do przeprowadzenia niezliczonej ilości

rozmów telefonicznych. Bywa, że klient zmienia agenta.

Adam milczał przez chwilę, zastanawiając się nad jej odpowiedzią.

– Dlaczego pan pyta? Czyżby zamierzał pan sprawdzić się jako agent handlu

nieruchomościami? – zapytała Ewa, zmniejszając płomień pod patelnią z sosem.

– Nie ma mowy. Nie zniósłbym takiej pracy.

– Ma pan rację. Przypuszczalnie zamordowałby pan swoich klientów, gdyby po raz

trzydziesty ósmy zmienili zdanie.

– Czy to miał być przytyk?

– Nie. Pan podjął pewną decyzję, a ja pracuję nad tym, by ją zmienić.

– Dlaczego jest pani taka uparta?

– Ja? – Ewa uniosła brwi ze zdziwienia.

– Tak, pani. Proponuję pani więcej pieniędzy, niż pani dom jest wart.

– Pieniądze to nie wszystko. Niestety, milionerzy nie mają o tym pojęcia.

W tym momencie pod dom podjechał samochód pocztowy. Wysiadł z niego listonosz,

szybkim krokiem zbliżył się . do drzwi i nacisnął guzik dzwonka. Midnight zaczęła szczekać,

a Ewa upuściła łyżkę wprost do gorącego sosu. Zaklęła pod nosem, zdenerwowana tym

incydentem.

– Otworzę drzwi – zaoferował się Adam. Szybko umył ręce i chwytając ręcznik, wyszedł

z kuchni. – Niech pani zajmie się psem!

Midnight jednak wyrwała się Ewie i kiedy Adam otwierał frontowe drzwi, przemknęła

pomiędzy jego nogami.

– Midnight! – wrzasnęła Ewa.

Ale suka najwyraźniej poczuła smak wolności i galopowała przez błotniste trawniki,

background image

oddalając się od domu tak szybko, jak tylko pozwalały na to jej małe łapki.

– Niech pani podpisze odbiór przesyłki, a ja przyprowadzę psa – zdecydował Adam,

biorąc ster sprawy w swoje ręce.

– Ale...

– I tak nie wiedziałbym, co robić w kuchni bez pani – zauważył logicznie. – Schwytanie

Midnight nie zabierze mi dużo czasu. To przecież mały piesek.

Kiedy Adam zdecydował się rzucić w pogoń za Midnight, Ewa nie miała serca

powiedzieć mu, że właśnie trafił swój na swego. Może to i mały piesek, ale...

– Proszę pani? – Listonosz wyraźnie się śpieszył. Ewa podpisała za Sarę odbiór przesyłki

i wróciła do kuchni. Musiała obrać górę ziemniaków, które miały być dodatkiem do rolady.

Swoją drogą to ciekawe, że zawsze, kiedy zaczyna się największa harówka, mężczyzna znika

z pola widzenia.

– Niech to szlag! – zaklął Adam, kiedy jego wypastowane mokasyny zaczęły się ślizgać

po błotnistej powierzchni trawnika. Do St. Louis przyszło tego dnia ocieplenie i śnieg, który

spadł poprzedniego dnia, topniał w przyspieszonym tempie.

Kiedy już miał Midnight w zasięgu ręki, suczka szczeknęła na niego i zrobiła zręczny

unik.

Adam spojrzał groźnie na małą kudłatą bestię, a później na swoje zniszczone mokasyny.

Na kolanie miał wielką błotnistą plamę; ręka bolała od upadku na kamienie. Syknął,

dostrzegając na przedramieniu zdarty naskórek.

– Chodź tu, Midnight – powiedział zdecydowanym tonem.

Niestety, pies go zlekceważył.

– Powiedziałem, do nogi!

Midnight zaszczekała i ruszyła przed siebie.

Adam zdał sobie sprawę, że głupi kundel najwyraźniej uważa to wszystko za zabawę.

Warto by go przetrzymać na dworze, dopóki nie zgłodnieje. Wtedy pokornie wróciłby do

domu, pomyślał. Ale szybko uświadomił sobie, że to mogłoby trochę potrwać. Midnight była

dobrze odżywiona i przyzwyczajona do przebywania w ogrodzie. Smak wolności nie był

czymś, czego mogła się łatwo wyrzec.

Adam wiedział, że nie powinien tak po prostu zostawiać psa. Nie miał o nim najlepszego

zdania i podejrzewał, że zwierzę gotowe jest wpaść wprost pod pędzący samochód.

Pomyślał również, że Elena zacznie rozpaczać, jeśli powrocie do domu zauważy, że jej

ukochany piesek zaginął. Nie miał więc wyjścia: musiał dogonić Midnight.

– Chodź tu, malutka – zawołał, próbując niepostrzeżenie zbliżyć się do suczki. Przecież

schwytanie takiego maleństwa nie może być zbyt trudne. Nie pozwoli dać się przechytrzyć tej

kudłatej kulce.

Midnight siedziała spokojnie i czekała, obserwując, jak Adam stara się ją podejść.

Zadarła łepek i słuchała jego przymilnych nawoływań.

– Dobry piesek. Siedź spokojnie. Pan przyjdzie i weźmie cię na ręce – kusił. A potem

ukręci ci ten mały, kudłaty kark, szepnął do siebie pod nosem.

background image

Kiedy Midnight uznała, że Adam znalazł się niebezpiecznie blisko niej, odskoczyła

gwałtownie, po czym obszczekała swego prześladowcę, jakby był starym hyclem.

Całkowicie sfrustrowany, Adam pochylił się i pobiegł znowu za uciekającym psem. Bieg

skończył się kolejnym upadkiem. Tym razem mężczyzna uderzył czołem o gałąź drzewa.

Ujrzał gwiazdy przed oczami. Poczuł potężne zawroty głowy, więc nie próbował nawet

wstać, tylko leżał na mokrym trawniku.

To właśnie powinien był zrobić od samego początku. Midnight skomląc, podeszła do

niego, wskoczyła mu na pierś i zaczęła lizać po twarzy. Był pewien, że już ją ma.

Tymczasem zza rogu wyjechała na rowerach dwójka dzieci z sąsiedztwa. Teraz one

przykuły uwagę suczki. Wyrwała się z objęć Adama i pobiegła za chłopcami, ujadając głośno.

Adam wciąż trzymał głowę w obu dłoniach. Zapragnął znaleźć się na tropikalnej,

słonecznej wyspie. Głowa ewentualnie mogłaby go boleć... z powodu kaca.

Musiał wstać i pobiec za psem.

Zanim straci go z oczu.

A przynajmniej zanim przestanie słyszeć jego szczekanie.

Ostatkiem sił wstał z wilgotnej ziemi i wznowił swój groteskowy pościg.

Adama długo nie ma, pomyślała z niepokojem Ewa.

Modliła się, żeby Midnight nic się nie stało. Elena byłaby zrozpaczona i miałaby popsute

ś

więta.

Przełożyła ugotowane ziemniaki z garnka na durszlak, aby obciekały.

Zdążyła ugnieść je i zajrzeć do piekarnika, żeby sprawdzić, czy rolady się przyrumieniły,

a Adama i Midnight ciągle nie było.

Spojrzała na zegarek.

– Gdzie jesteś, Adamie? – spytała głośno.

Wiedziała, że Sara i Elena nie wrócą zbyt szybko. Nie mogła więc z nimi dzielić swego

niepokoju.

Chciała oderwać się od złych myśli. Podeszła do zestawu stereofonicznego i włączyła

radio. Bez trudu odnalazła stację, która nadawała kolędy. Ulubione tony jednak jej nie

uspokoiły.

Wróciła do zajęć w kuchni. Wyjęła z lodówki kilka cykorii, czerwoną sałatę i kapustę

pekińską. Musiała przygotować dużo sałatki. Myjąc sałatę zastanawiała się, co pozostało

jeszcze do zrobienia przed świętami. Pierwsze miejsce na liście zajmowało kupno Barbie w

różowej sukience.

Poza tym musi kupić produkty do upieczenia piernikowej chatki. Obiecała Elenie, że

upieką ją wspólnie i że dziewczynka będzie mogła u niej przenocować. Wreszcie musi

pomyśleć, jak ozdobić tegoroczną choinkę.

Ewa westchnęła cicho. Przypomniała sobie nagle, że zupełnie zapomniała pocałować

piętnastego grudnia owoc granatu, co przyniosłoby spełnienie wszystkich jej świątecznych

ż

yczeń. Zamiast tego pocałowała pewnego marudę. Trudno zgadnąć, co by to miało znaczyć.

Adam mógłby spędzić ten dzień przyjemniej niż pomagając jej w gotowaniu i chwytaniu

psa. Czyżby chciał w ten sposób wkraść się w jej łaski, żeby sprzedała mu własny dom?

background image

Mówił wprawdzie, że chce jej pomóc, aby mieli po południu czas na szukanie domu dla niej.

Ale w tym momencie przyszło jej do głowy, że to nie musiał być prawdziwy powód. Może

Adam czuł się samotny?

Właśnie skończyła strzepywać wodę z umytej sałaty, kiedy usłyszała dźwięk dzwonka.

Wytarła ręce i podeszła do drzwi, mając nadzieję, że zobaczy za nimi Adama z Midnight.

Nie zawiodła się. Suczka wiła się i wyrywała, ale była cała i zdrowa. Za to Adam

wyglądał, jakby go przed chwilą potrąciła ciężarówka.

– Co się panu stało? – wykrzyknęła Ewa, biorąc na ręce psa.

– Muszę usiąść.

Pomogła Adamowi dojść do sofy. Midnight skorzystała z okazji i wyrwała się z ramion

Ewy. Pobiegła do swojej miski z wodą, którą błyskawicznie, głośno i łapczywie opróżniła.

Adam ostrożnie osunął się na kanapę.

– Czy może pani wyłączyć muzykę i zgasić światło? Ewa pobiegła spełnić jego prośbę.

Midnight, zmęczona przygodami, podreptała do pokoju Eleny.

– Co się panu stało? – zapytała ponownie Ewa, siadając u boku Adama.

– Uderzyłem się o jakąś nisko rosnącą gałąź, kiedy ścigałem tego, tego... A później

musiałem wczołgać się pod samochód, żeby go stamtąd wydostać.

– Tak mi przykro. Czy mogłabym coś dla pana zrobić?

– Tak. Mam skłonności do migreny i bez tabletki nie uporam się z tym upiornym bólem.

– Sięgnął do kieszeni spodni i wydobył portfel. – Są tam pieniądze i recepta. Poczekam tu na

panią i lekarstwo.

– Czy na pewno mogę zostawić pana samego? Może pan stracić przytomność –

powiedziała z troską.

– Nic złego się nie dzieje. Nabiłem sobie wprawdzie na głowie guza jak kurze jajo i

dręczy mnie ból głowy, ale nie mam mdłości ani nie jestem zamroczony. Gdyby pani tylko

mogła zrealizować tę receptę u Wagreensa na Lindbergh, byłbym wdzięczny.

Ewa wzięła portfel Adama i zapisała numer swojego telefonu komórkowego na jednej z

jego wizytówek, po czym położyła ją na stoliku stojącym obok sofy.

– Gdyby pan czegoś potrzebował, proszę dzwonić. – Wzięła przenośny telefon i umieściła

go obok wizytówki.

– Dziękuję.

Ewa zajrzała jeszcze do piekarnika, a upewniwszy się, że rolady są już upieczone,

wyłączyła piecyk.

– Wychodzę – oznajmiła.

– Ładnie tu pachnie – zamruczał Adam pod nosem, kiedy Ewa zamknęła za sobą drzwi.

Ponieważ była to ostatnia sobota przed świętami, zarówno na ulicach, jak i w sklepach

pełno było ludzi. Apteka nie stanowiła wyjątku. W środku kłębiły się tłumy i zanosiło się na

długie czekanie.

Stojąc w kolejce, Ewa zajrzała do portfela Adama, by odszukać w nim receptę. Zanim ją

znalazła, natrafiła na różne karty kredytowe: VISA, ATM, American Express... Kiedy

wkładała je z powrotem do przegródek, jej wzrok przykuło prawo jazdy Adama.

background image

Nie, to nie możliwe! On na pewno jest wyższy... albo niższy!

Przecież ludzie czasem kłamią, podając swój wzrost do prawa jazdy.

W głębi serca wiedziała jednak, że widniejąca na blankiecie cyfra jest prawdziwa.

Co oznaczało, że Adam Hawksley jest tym tajemniczym mężczyzną, który ma metr

osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu!

– Następny – zawołał aptekarz i Ewa przesunęła się w stronę okienka.

Kiedy po godzinie wróciła do domu, Adam spał wyciągnięty na sofie, tam, gdzie go

zostawiła. Dotknęła guza, który wyrósł mu na czole, i nieco przeraziła się jego rozmiarami.

Biedny Adam! Musiał naprawdę nieźle uderzyć się w głowę, pomyślała.

Położyła torbę z apteki na stoliczku do kawy i wróciła do kuchni, aby skończyć obiad dla

dwudziestu czterech osób. Midnight przybiegła do kuchni i położyła się cichutko w kącie,

mając nadzieję, że dostanie choć odrobinę tych pyszności, które wypełniały wspaniałym

zapachem cały dom.

– Nie zasłużyłaś na nagrodę – przypomniała Ewa wpatrującemu się w nią psu.

Midnight szczeknęła i to wystarczyło, by dopiąć swego. Ewa bała się, że suka obudzi

Adama, przeszukała więc szafki i znalazła pudełko z suchym pokarmem dla psów. Midnight

ucichła, przynajmniej na pewien czas.

Ewa chciała się zastanowić nad wszystkim, zanim stanie z Adamem twarzą w twarz.

Wiedziała już, że to on jest tym kawalerem, którego Mikołaj miał przynieść jej na Gwiazdkę.

Nie była tylko pewna, co o tym myśleć.

Wyjęła z lodówki kilka marchewek i zaczęła je obierać. Zamierzała zrobić jeszcze danie

warzywne z plasterków marchewki i zielonego groszku;

Adam był niewątpliwie przystojny. I wysoki. Metr osiemdziesiąt pięć! Bystry. Był

również człowiekiem sukcesu. Bohaterem, który uratował pieska Eleny. Miał naprawdę wiele

godnych podziwu zalet.

Ale w głębi duszy był marudą. Nie cierpiał świąt!

A to jej po prostu nie odpowiadało.

Ewa chciała widzieć swoje życie w ciepłych barwach. Nie dopuszczała nawet myśli, by

jej nieszczęśliwa przeszłość mogła mieć jakikolwiek wpływ na teraźniejszość. Robiła

wszystko, aby zaznać radości, miłości, otoczyć się przyjaciółmi i dobrze się bawić.

To prawda, nie miała dużo pieniędzy. Ale była szczęśliwa.

Nie pozwalała sobie na skargi i rozpacz tylko dlatego, że, jak dotychczas, głównie

spotykały ją rozczarowania. To było w stylu różnych marudów.

Pomyślała, że Święty Mikołaj ma wielkie poczucie humoru.

Zaśmiała się głośno.

– Co panią tak śmieszy?

Drgnęła, przerażona, że Adam się obudził i przygląda się jej od nie wiadomo jak dawna.

Teraz stał w drzwiach, trzymając w ręku torebkę z apteki.

– Chciałby pan coś zjeść? – spytała. – Może nie powinien pan wstawać?

Adam oparł się o blat stołu.

– Co tak ładnie pachnie?

background image

– Rolady. Pora wyjąć je z pieca...

Ewa zajęła się roladami, tymczasem Adam sięgnął do buteleczki z lekarstwem i wydobył

z niej dwie tabletki.

– Mogę prosić o szklankę wody? – zapytał słabym głosem.

Popił tabletki zimną wodą z kranu i połknął je, nie rozgryzając.

– Chyba daruję sobie dzisiaj oglądanie domów. Możemy zacząć jutro z samego rana, jeśli

nie ma pani nic przeciwko temu.

– Powinnam chyba odwieźć pana do hotelu?

– Nie, dziękuję! Dam sobie radę. Marzę o gorącej kąpieli i dużej ilości snu. Zadzwonię do

pani jutro.

Wymamrotał jakąś groźbę pod adresem Midnight, nałożył kurtkę i wyszedł.

Suczka ani trochę nie przejęła się pogróżkami Adama. Leżała wciąż w tym samym

miejscu, a w jej oczach malowało się zdumienie i pytanie: „Czyżbym ja coś zbroiła?”

– Nie udawaj niewiniątka – zaśmiała się Ewa. – Jesteś bardzo niegrzecznym pieskiem.

Na tę reprymendę Midnight zareagowała jedynie wesołym merdaniem ogona.

Ewa pokręciła głową i poszła do salonu, aby ponownie włączyć radio. Podśpiewując

kolędy, dokończyła szykowania obiadu. Gdy wreszcie wszystko było gotowe zgodnie z

instrukcją napisaną przez Sarę, pomyślała, że pomysł Adama, aby wziąć długą, gorącą kąpiel,

nie był najgorszy.

Czekając na Sarę i Elenę, Ewa zadzwoniła do właściciela „domku z piernika”, który

zajmowała obecnie pani Claudia. Nikt nie odbierał telefonu.

Ewa zdążyła już posprzątać kuchnię i właśnie usiadła, by obejrzeć wieczorne wiadomości

w telewizji, kiedy wróciły Sara i Elena. Najpierw jednak stanął w drzwiach sprawca

całodziennego pobytu Sary poza domem.

Rick Winzen wkroczył do kuchni.

– Cześć, jestem Rick – powiedział po prostu.

– A ja nazywam się Ewa – odparła, ściskając podaną dłoń.

– Ty jesteś ciocia Ewa – zaszczebiotała Elena.

– Ale tylko dla ciebie, sroczko. Jak ci się podobał „Dziadek do orzechów”? – zapytała.

– Był przepiękny! – odpowiedziała Sara z przejęciem.

– Zostanę baletnicą – z przekonaniem oznajmiła Elena i wykręciła parę piruetów.

– Miło było cię poznać, Ewo, ale muszę już iść – powiedział Rick. – Nie wiedziałem, że

będą takie korki w mieście. Organizujemy dziś w remizie imprezę charytatywną na rzecz

dzieci upośledzonych.

– Cześć! – Elena pogłaskała Midnight.

– Eleno, nie zapomniałaś o czymś? – przypominała jej Sara.

– A, tak. Świetnie się bawiłam, Rick. Dziękuję, że mnie zaprosiłeś.

– Zrobiłem to z przyjemnością. – Patrząc na Sarę, dodał: – Przyjadę po ciebie jutro o

siódmej.

– Mamy jutro randkę – powiedziała Sara do Ewy, kiedy Rick już wyszedł. – Czy będziesz

mogła wziąć Elenę do siebie? Jeśli nie, wynajmę jakąś opiekunkę.

background image

– W ostatnią niedzielę przed świętami? Wątpię. Co prawda obiecałam Elenie, że

upieczemy razem piernikową chatkę, ale to chyba dość szalony pomysł. Raczej spędzimy ten

wieczór, oczekując piernikowego kawalera.

– Dlaczego Midnight jest cała w błocie? – zapytała Elena.

– Wyszła na dwór i teraz trzeba ją wykąpać – odpowiedziała Ewa.

– Wyszła na dwór?! Jak udało ci się zwabić ją do domu z powrotem? – pytała zdziwiona

Sara.

– O to będziemy musiały zapytać Adama. Chyba jednak trochę później.

Zwłaszcza że teraz wyobraziła sobie Adama w wannie. Nagiego.

– Miałaś jakieś kłopoty z obiadem? – Sara zaglądała do pojemników, w które Ewa

zapakowała jedzenie.

– śadnych. Mam nadzieję, że nie zaplanowałaś deseru. W każdym razie nie zostawiłaś mi

ż

adnych instrukcji na ten temat.

– Pani Krausse piecze ciasto. Będzie wspaniałe! Jej ciasta są zwykle tak pięknie

udekorowane, że aż żal je jeść.

– Skoro już mowa o słodyczach... – drażniła się z nią Ewa.

– Słucham? – Sara lekko się zarumieniła.

– Dobrze wiesz, o co chodzi. O twojego słodkiego Rickastrażaka.

– Uważasz, że jest miły?

– Bardzo.

– Zgadzam się z tobą.

– I macie jutro drugą randkę. To szybki Bill. Musi być tobą porażony.

– Co to znaczy porażony? – spytała zaciekawiona Elena.

– Hmmm... to znaczy, że ktoś cię lubi.

– Tak jak Adam lubi ciebie?

– Kto ci o tym powiedział? – Ewa badawczo wpatrywała się w małą.

– Nikt. Po prostu wiem. Wszyscy oprócz ciebie to wiedzą – powiedziała Sara.

Ewa cisnęła w nią ścierką.

Adam rozkoszował się kąpielą w wannie wypełnionej po brzegi gorącą wodą. Czuł się

tak, jakby zakończył właśnie mecz z drużyną Chicago Bulls, a nie gonił małego pieska.

Gorąca woda przynosiła ulgę jego zbolałym mięśniom.

Przynajmniej ból głowy ustąpił.

Nie mógł uwierzyć, że zdobycie względów Ewy będzie aż tak trudne. Miał nadzieję, że

zebrał wystarczającą ilość punktów i że jego cierpienie było warte zachodu. Teraz odczuwał

głód. Prawdopodobnie zapach jedzenia, które przygotowywała Ewa, pobudził jego apetyt.

Może gdyby zdobył jej współczucie, zaprosiłaby go kiedyś na taki domowy obiad?

Jutro wieczorem, kiedy już obejrzymy kilka domów, musimy spędzić trochę czasu razem,

pomyślał. Chociaż tyle była mu winna. Chyba zasłużył na to. Ułożył się wygodnie w wannie i

uśmiechnął do siebie. Tak, jutro wieczorem! Muszą powtórzyć ten pocałunek.

W tym samym czasie na biegunie północnym...

background image

Mikołaj jęknął przeciągle i wsunął nogi do wanny z gocv cop[;;;;;rącą wodą. Wanna

stała na dworze, otoczona śnieżnymi zaspami.

Był zmęczony i zbolały. Marzył o kąpieli. Ale bez Claudii nic nie miało uroku. A już na

pewno nie gorąca kąpiel.

Ułożył się wygodnie i wrócił myślami do tamtej gwiaździstej nocy, którą spędził razem z

ż

oną. Rozpoczęli ją spacerem, a skończyli w wannie pełnej gorącej wody.

Para unosiła się w otchłań mroźnej nocy, a Mikołaj zastanawiał się, gdzie się podziewa ta

jego nieznośna kobieta.

Już wyciągnął wnioski z lekcji, którą mu dała. A teraz był najwyższy czas, aby wróciła.

Tęsknił za nią, do licha!

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

– Ten dom jest dla pani idealny – upierał się Adam.

– Proszę spojrzeć, jaki wysoki jest salon. Będzie tu pani mogła postawić ogromną

choinkę. Taką, jaką pani lubi.

– Ja mam już dom – odparła Ewa, po czym zatoczyła ramionami krąg, jakby chciała

ogarnąć nimi całą przestrzeń. – Natomiast pan będzie mógł ustawić tu stół do bilardu. Nawet

największy.

Zignorował jej słowa.

– Proszę obejrzeć tę kuchnię – powiedział z naciskiem.

– To urządzone ze smakiem pomieszczenie jest wprost idealne dla pani. Jeśli te zapachy,

które wczoraj czułem, są próbką pani zdolności kulinarnych, to muszę przyznać, że świetnie

pani gotuje. Będzie tu pani miała pole do popisu. No i sześć gniazdek kontaktowych.

Zmarnowałyby się, gdybym ja tu zamieszkał. Włączam jedynie ekspres do kawy.

– Ja już mam dom – powtórzyła z naciskiem Ewa.

– Niezupełnie, chyba że kupi pani ten. – Adam skrzyżował ręce na piersi, co miało

oznaczać, że nie ustąpi.

– Niech się pan zdecyduje. Nogi mnie bolą – jęknęła Ewa, zdejmując atłasowe szpilki w

kolorze kości słoniowej, ozdobione kokardkami. Była zdecydowana znaleźć Adamowi dom

jeszcze dziś i skończyć z tą sprawą raz na zawsze.

– A mnie boli głowa – zrewanżował się Adam. – I to z pani winy.

Wstrętny szczur! pomyślała. Chciał wzmocnić jej poczucie winy za wczorajszą

niefortunną przygodę z Midnight. Postanowiła, że nie da się zapędzić w kozi róg.

– Dobrze, idziemy. Najlepszą propozycję zostawiłam na koniec. Zachwyci się pan tym

domem – powiedziała Ewa z przekonaniem, wsuwając obolałe stopy w szpilki.

– Niech pani jeszcze nie oblicza swojej prowizji – zamruczał Adam. Niezadowolony,

podążył za nią w stronę drzwi.

– Jeśli chce pan wyjechać przed świętami, proszę zacząć pozytywnie myśleć o kupnie,

ponieważ zbliżamy się do końca listy domów wystawionych na sprzedaż, które

odpowiadałyby pańskim wymaganiom – ostrzegła go złośliwie. – Woli pan nadal żartować,

proszę bardzo. Jednak na wypadek, gdyby stracił pan poczucie czasu, przypominam, że został

tylko jeden dzień do Wigilii.

– Tylko dwa dni na zrobienie przedświątecznych zakupów, wiem, wiem... – Skrzywił się.

– Skoro już mowa o zakupach... Musimy wstąpić do Juliana.

– To pani fryzjer? – zgadywał Adam.

– Właściciel sklepu z butami. Zamierzam kupić jedną parę na święta.

– Buciki ozdobione świątecznymi dzwoneczkami? – zapytał.

– Nie. Myślę o pantoflach z białej satyny, z paskami przy kostkach i małymi pączkami

róż.

– Poczekam w samochodzie. – Adam rozparł się w fotelu i zamknął oczy.

background image

Ewa była zadowolona, że Adam nie chciał jej towarzyszyć. Miała dosyć jego złośliwych

uwag.

Wkładając pudełko z zakupionymi butami do bagażnika, zauważyła w nim małe

koszyczki. Całkiem o nich zapomniała. Miała umieścić w nich chleby, które planowała upiec

dla sąsiadów. Tymczasem ze świątecznymi przygotowaniami była daleko w lesie. Z

determinacją zatrzasnęła bagażnik. Ten marudny facet musi w końcu kupić któryś z

prezentowanych mu domów!

– Miała pani jakieś kłopoty z kupnem butów? – spytał Adam.

– Nie, skąd panu to przyszło do głowy?

– Zamknęła pani gwałtownie bagażnik. Pomyślałem, że może pojawiły się jakieś

problemy.

Problem się pojawił, ale parę dni temu. Był nim Adam Hawksley we własnej osobie.

Tego mu jednak nie powiedziała. Jedną z zasad, których przestrzegała jako agentka handlu

nieruchomościami, było trzymanie języka za zębami.

– Może pani skreślić z listy zakupów jeden z punktów – oznajmił Adam, gdy Ewa

milczała. – Dostarczę pani Barbie w różowej sukience.

To ją zainteresowało.

Gdzie ją pan znalazł? Przecież szukałam wszędzie! Barbie w różowej sukience to

największy przebój tego sezonu!

– Proszę pamiętać, że pracuję w handlu. Wiem, gdzie należy robić zakupy i jak.

– Jasne, po prostu bierze pan to, co chce, i stara się wyjść ze sklepu nie zauważony. –

Ewa nie mogła darować sobie małej złośliwości.

– Proszę mi o tym nie przypominać. Przecież robię pani przysługę, prawda? Lalka jest już

w drodze i dotrze na czas.

– I tak będzie pan musiał kupić ten dom.

Ewa wyjechała z parkingu i ruszyła w stronę ulicy Jemiołowej. Miała nadzieję, że Adam

nie zwrócił uwagi na nazwę, która niewątpliwie kojarzyła się ze świętami.

– Lokalizacja jest doskonała – powiedziała Ewa, kiedy wysiedli z samochodu i skierowali

się w stronę domu. – W sąsiedztwie nie ma innych posesji, więc nikt nie będzie panu

przeszkadzał w pracy i grze w bilard. Jednocześnie blisko stąd do wszystkich głównych

arterii. Nie będzie miał pan kłopotu z dojazdem.

– Agenci handlu nieruchomościami przywiązują dużą wagę do lokalizacji, prawda?

– Ma pan rację. Dobra lokalizacja podwyższa wartość sprzedawanego domu. Ten na

pewno szybko znajdzie nabywcę. Pan jest pierwszym klientem, który go ogląda. Musi się pan

zdecydować na kupno, zanim obejrzy go ktoś inny. Poza tym ostrzegam, że wygrywa ten

kupujący, który proponuje cenę najbardziej zbliżoną do ceny wywoławczej. Dlatego ten

pierwszy dom przeszedł panu koło nosa.

– Zobaczymy.

Obojętność Adama nie wróżyła dobrze zawarciu transakcji, ale Ewa postanowiła to

zignorować. Zamierzała sprzedać mu dom, ponieważ był dla niego idealny. Poza tym, gdyby

pozbyła się Adama przed świętami, może miałaby szansę spotkać innego mężczyznę tego

background image

samego wzrostu.

Szkoda, że w ogóle wpadło jej w ręce prawo jazdy Adama. I tak czuła zbyt silny pociąg

do niego, a przecież na pewno nie był tym kawalerem, którego Święty Mikołaj obiecał jej pod

choinkę.

Przez chwilę razem podziwiali parter domu. W ogromnym przedpokoju, tuż przy

schodach prowadzących na piętro, stała pokaźnych rozmiarów statua. Przedstawiała konia,

wierzgającego w powietrzu przednimi nogami.

– Czyż to nie jest niesamowity widok? – zapytała Ewa, kiedy weszli dalej do foyer i

ujrzeli dwupoziomowy salon, z którego okien można było podziwiać rosnący blisko domu

las.

– Podoba mi się koń – przyznał Adam.

– Może właściciele zgodzą się go tu zostawić – powiedziała z nadzieją Ewa. – A tutaj

mieści się kuchnia. Nie jest może ogromna, ale wystarczająca. Ma wbudowaną w szafki

mikrofalówkę. Półki wyłożone są płytkami ceramicznymi, a wszystkie urządzenia są

najlepszej jakości i mają tylko dwa lata.

Adam pokiwał głową bez entuzjazmu. Nie umiała go rozszyfrować. Umyślnie trzymał ją

w niepewności, nie zdradzając swojej opinii o domu.

– Sypialnie są na górze, jak sądzę?

– Sypialnia gospodarzy jest na pierwszym piętrze, a pokój gościnny i dodatkowe

sypialnie na drugim. Znajduje się tam również galeria z widokiem na salon. To idealne

miejsce, żeby ustawić stół do bilardu i wielki telewizor. Obejrzymy je?

Nie czekając na odpowiedź, Ewa ruszyła schodami w górę. Za sobą słyszała kroki

Adama.

Widok z galerii był podobny jak z salonu, z tym że teraz dodatkowo można było

zobaczyć basen w ogrodzie.

– Nieźle – przyznał Adam.

Po zwiedzeniu sypialni zajrzeli do łazienki. Królowała w niej olbrzymia wanna.

– Zmieści się pan w niej bez trudu. Na pewno ma więcej niż metr osiemdziesiąt pięć

długości – oznajmiła bez namysłu.

– Skąd pani wie, ile mam wzrostu? Czy pani mnie mierzyła?

– Przypadkowo wpadło mi w ręce pańskie prawo jazdy, kiedy szukałam w portfelu

recepty.

Zmieszała się, a Adam wykorzystał to i przysunął się bliżej. Zbliżył rękę do jej twarzy.

Ewa stała bez ruchu, wstrzymując oddech.

– Ma pani rzęsę na policzku – wytłumaczył, sięgając delikatnie po malutki włosek.

Potem cofnął się. Napięcie minionej chwili ustąpiło, ale podniecenie nie mijało.

– Może chciałby pan zobaczyć garaż? – spytała Ewa łamiącym się głosem.

– Dobrze. Czemu nie?

Nad automatycznie otwierającymi się drzwiami do garażu wisiał kosz. Adam podniósł

leżącą na podjeździe piłkę, pokozłował nią przez chwilę, po czym podskoczył i wrzucił ją do

kosza. Z triumfalnym uśmiechem odwrócił się w stronę Ewy.

background image

– Zagra pani ze mną? – zaproponował.

– Przecież mam na nogach szpilki!

– Więc niech je pani zdejmie.

– Zniszczę sobie pończochy.

– Pończochy również może pani ściągnąć.

– Raczej nie. Miałam już przyjemność z panem grać. Jest pan bezwzględny, gdy chce pan

wygrać.

– Przecież po to się gra.

– Nie tylko. Przyznaję, że, podobnie jak pan, lubię wygrywać. Ale lubię również czystą

przyjemność samego grania. Najważniejsza jest dobra zabawa. Nie zawsze trzeba

rywalizować.

– A więc nie ma dla pani znaczenia, czy sprzeda mi pani ten dom, czy nie? – zapytał,

znęcając się nad Ewą.

– Nie, swojej pracy nie traktuję jako zabawy. Prosił pan, żebym znalazła panu dom.

Zrobiłam to. Nadszedł czas, aby podjął pan decyzję w sprawie kupna.

Adam upuścił piłkę, która potoczyła się wzdłuż podjazdu.

– śarty się skończyły? Wóz albo przewóz?

– Powiedziałam panu, że wyczerpałam listę ofert. Adam popatrzył na Ewę wzrokiem,

który mówił, że to sprawa dyskusyjna. Wiedział jednak, że lepiej nie przeciągać struny.

– Proponuję pani kompromis. Pokaże mi pani cały swój dom, bo widziałem tylko jego

część, i wtedy zdecyduję, który z tych dwóch domów wybrać.

Ewa musiała przyznać, że jest to jakiś postęp.

– Dobrze. Pokażę panu mój dom – zgodziła się. – Ale nie sprzedam go – zastrzegła.

– Chciałbym tylko popatrzeć... – Najwyraźniej sądził, że może ją zmęczyć swoim

uporem. Albo wręcz oczarować i sprawić, by zrobiła to, czego będzie chciał.

Dlaczego wszystko, co mówił, brzmiało tak, jakby miał na myśli seks? A może tak się

tylko Ewie zdawało? Kiedy opuszczali posesję, Adam spytał:

– Podoba się pani ten dom?

– To nie ma znaczenia.

– Dla mnie ma.

– Wobec tego odpowiem szczerze: bardzo mi się podoba. Kupiłabym go, gdyby mnie

było na niego stać.

– Co się w nim pani podobało najbardziej?

– Przeszklone drzwi, prowadzące z sypialni nad basen. – To romantyczne, zgadzam się.

Czy on myślał o tym samym, co ona? śe miło byłoby popływać nocą nago, a później...

– Mieliśmy męczący dzień i żadne z nas nie jadło lunchu. Pozwoli się pani zaprosić na

obiad, zanim pojedziemy do pani domu?

A więc to tylko jej wyobraźnia. Ona myślała o seksie, a on o jedzeniu.

– Nie możemy iść na obiad, bo mam inne plany.

– Och, a więc umówiła się pani z kimś.

Pokiwała głową i skręciła z ulicy jednokierunkowej w drogę główną.

background image

– Tak. Z czteroletnią dziewczynką. Elena nocuje dziś u mnie. Muszę więc teraz podjechać

do domu Sary i zabrać małą, bo jej matka ma dziś wieczorem randkę.

– Więc zapraszam na lunch panią i Elenę. Nawet pozwolę jej wybrać restaurację.

– To ryzykowne. Chyba że chciałby pan się wybrać do Honey Bear’s Pizza Cave i

obejrzeć tańczące misie.

– Nie chciałbym. Sami podejmiemy decyzję.

Elena jednak była uparta, a oni nie mieli siły słuchać jej pojękiwań. Męczyła ich tak

długo, dopóki nie zgodzili się zabrać jej do Honey Bear’s. W rezultacie pomysł nie okazał się

najgorszy. Wszyscy byli głodni, a jedzenie zostało podane szybko i było całkiem smaczne,

choć wyglądało dość osobliwie. Pizze miały kształt niedźwiedzich pazurów i pszczelich uli.

Na deser również dostali pizzę, co już przyprawiło Adama o lekkie mdłości.

Zanim wyszli, Elena włożyła do plecaczka w kształcie misia reklamowe baloniki i

czapeczki, które dostała w restauracji. W samochodzie dawała upust radości, że udało jej się

postawić na swoim.

Ewa miała nadzieję, że Adam złoży ofertę na kupno domu przy ulicy Jemiołowej i ona

również będzie się mogła tego wieczoru z czegoś cieszyć.

– Czy upieczemy teraz piernikową chatkę? – zapytała Elena, kiedy dotarli do domu Ewy.

– Musimy trochę zmienić plany, sroczko. Jest już późno, więc zamiast chatki zrobimy

dzisiaj płatki śniegowe.

– Płatki śniegowe?

– Tak. To takie śliczne ciasteczka w kształcie płatków śniegu, posypane cukrem pudrem.

Dam ci puszkę z wizerunkiem Świętego Mikołaja. Włożysz tam kilka ciasteczek i podarujesz

mamie w prezencie, zgoda?

– Tak! – Uradowana Elena pobiegła do sypialni, by położyć tam swego misia.

Adam delikatnie poklepał Ewę po ramieniu.

– Nie zapomniała pani o mnie przypadkiem? Miała mi pani pokazać dom.

– Jasne. Ale musimy być ostrożni. Nie chcę, żeby Elena znów pomyślała, że się

wyprowadzam. Może poproszę ją, żeby to ona się panem zajęła? – zaproponowała Ewa, kiedy

dziewczynka zjawiła się w kuchni.

– Eleno, czy oprowadzisz pana Adama po domu? Ja w tym czasie przygotuję wszystko,

co jest potrzebne do upieczenia płatków śniegowych.

– Pewnie – zgodziła się dziewczynka. Wzięła Adama za rękę i zaprowadziła go do

pokoju, z którego sama przed chwilą przyszła.

– To jest mój pokój, kiedy zostaję na noc u cioci Ewy.

– Elena usiadła na łóżku. – Pomogłam go cioci pomalować na mój ulubiony kolor. Ciocia

mówi, że to jest kolor słomiany.

Adam rozejrzał się po sypialni utrzymanej w bladożółtej tonacji. O jedną ze ścian

opierało się ogromne lustro. Wszędzie walały się kapelusze, damskie torebki oraz buty na

obcasach.

– To są stare rzeczy cioci. Noszę je, kiedy tu przychodzę. Podoba ci się mój nowy strój? –

Elena okręciła się dokoła, prezentując biało-czerwony bawełniany fartuszek i białe legginsy.

background image

Na nogach miała buty traperskie, z których wystawały skarpetki z lamówkami.

– Podoba mi się. A czy to są twoje ulubione książki?

– zapytał Adam, wskazując tomiki stojące na regaliku przy łóżku.

– Tak. Te dwie są najbardziej ulubione – wyjaśniła, podając Adamowi książki: – „Gilly,

ryba, która cierpiała na chorobę morską” autorstwa Susann Batson i „Chichocik nie jest

ciasteczkiem” Bonnie Jeanne Peny. Poczytasz mi?

– Może najpierw pokażesz mi resztę domu, a ja poczytam ci, kiedy ty i Ewa skończycie

piec ciasteczka, zgoda? – Był zadowolony, że wymyślił, w jaki sposób szybko skłonić

dziecko do snu.

– Dobrze. Chodź. Pokażę ci sypialnię Ewy.

Nareszcie, pomyślał Adam. Miał inne plany na ten wieczór; Elena zdecydowanie mu

przeszkadzała. Ale przecież mała w końcu pójdzie spać, a wtedy będzie miał ciocię Ewę tylko

dla siebie.

Elena chwyciła Adama za rękę i zaciągnęła go do sypialni Ewy.

– Jest naprawdę piękna – oznajmiła z dumą.

Dziewczynka miała rację. Pokój utrzymany był w tonacji pastelowej. Adam zaśmiał się

na widok miniaturowej choinki, przystrojonej lampkami i bombkami, która stała na nocnej

szafce przy łóżku.

Podekscytowana Elena podeszła do drzewka i włączyła lampki.

– Ciocia Ewa ma swoją własną sypialnianą choinkę. Ja też będę taką miała, jak urosnę.

– Na pewno – zgodził się Adam.

Odgłos kroków na dachu sprawił, że Elena szeroko otworzyła oczy.

– Myślisz, że to renifery Świętego Mikołaja? Adam zaśmiał się.

– Nie, nie sądzę, żeby urządziły sobie jazdę próbną. O ile wiem, pojawiają się tylko w

Wigilię.

– Aha! – Elena zaczęła skakać na łóżku Ewy. Dziewczynka musiała chyba wypróbować

w ten sposób każde posłanie.

– Ciocia Ewa ma najbardziej miękkie łóżko na świecie.

Na to wygląda, pomyślał Adam. Łóżko przykryte było bladoróżową narzutą, a u

wezgłowia piętrzyła się góra białych, pękatych poduszek z pastelowymi haftami.

Staroświecki mebel miał wysokie nóżki i dlatego wyglądał, jakby był niezwykle wysoki.

Kiedy Elena miała dość podskakiwania, zeskoczyła z łóżka i podeszła do wielkiej

różowej komody.

– Ciocia Ewa ma dużo pięknych rzeczy. Chcesz zobaczyć? – Dziewczynka otworzyła

jedną z szuflad i wydobyła kilka sztuk satynowych, jedwabnych i koronkowych ciuszków. –

Ciocia mówi, że muszę poczekać, aż urosnę, zanim będę mogła je nosić. – Elena z

rozmarzeniem przytuliła do policzka miękki materiał nocnej koszulki.

Adam miał ochotę zrobić to samo. Donośny głos Ewy, dobiegający z kuchni, przerwał

jego rozmyślania.

– Przecież ten dom nie jest aż tak duży! Schodźcie już oboje! Czas zabrać się do

pieczenia.

background image

Ja miałbym się czymś takim zajmować? pomyślał Adam. Wolałbym raczej wypróbować

łóżko. Adam miał zaplanowany czas aż do rana. Czekał tylko, kiedy Elena pójdzie spać.

A jednak zgodnie z wolą Ewy robił płatki śniegowe.

– Włożymy ciasteczka do pieca, a później podpisze pan ofertę. Mam nadzieję, że podjął

pan już decyzję – powiedziała Ewa, trąc skórkę cytryny.

Produkcja śniegowych płatków zajęła im ponad godzinę. Ewa zagniotła ciasto i upiekła

wykrojone foremką płatki, a Adam i Elena posypali ciasteczka cukrem pudrem. Kiedy

skończyli, oboje byli pokryci białym płynem i wyglądali jak płatki śniegowe.

Ciasteczka stygły, a Elena wreszcie musiała iść spać.

Adam dał się namówić na przeczytanie jednej z jej ulubionych książeczek, Ewa

tymczasem sprzątała w kuchni.

Właśnie odwieszała na miejsce ścierkę do naczyń, gdy nadszedł Adam z wiadomością, że

Elena śpi. Nareszcie byli sami.

– Jaka jest pańska decyzja? – spytała Ewa. – Czy jest pan gotów podpisać ofertę kupna

domu przy ulicy Jemiołowej?

– Nie jestem pewien, czy podoba mi się nazwa ulicy... – powiedział, siadając przy stole,

na którym Ewa położyła formularze.

– Rozumiem.

– Naprawdę podobał się pani tamten dom? Nie zachwalała go pani tylko dlatego, aby

zawrzeć umowę?

– Przysięgam. Chętnie bym go kupiła. To chyba wystarczające zapewnienie. Dom jest

wspaniały, a cena niewygórowana. Może pan stać się jego właścicielem jeszcze przed

ś

więtami.

– Dobrze, napiszmy ofertę – powiedział. – Pogodzę się nawet z nazwą ulicy – dodał,

marszcząc brwi.

Ewa odczuła jednocześnie ulgę, podniecenie i smutek. Ulgę, że Adam zrezygnował z

kupna jej domu. Podniecenie na myśl o prowizji, jaką dostanie za zawarcie umowy. Smutek,

ż

e to koniec jej codziennych spotkań z Adamem. Bo chociaż doprowadzał ją do szału,

przyzwyczaiła się do jego widoku, zapachu, do jego towarzystwa.

Pamiętała również o pocałunku.

Mógł ją przecież wtedy po prostu cmoknąć w policzek. Mógł od niechcenia musnąć jej

usta. Mógł nawet niczego nie zrobić.

Zamiast tego pocałował ją naprawdę! W taki sposób, który zwykle prowadzi do... czegoś

więcej. Nie był to niedbały pocałunek agentki handlu nieruchomościami i klienta, szczęśliwie

kończących przeprowadzaną transakcję.

A jednak tamten pocałunek do niczego nie doprowadził.

Teraz zaś nadszedł kres ich znajomości. Jutro przedstawi właścicielowi domu ofertę

Adama. Właściciel na pewno będzie się trochę targował, zanim ostatecznie uzgodnią cenę.

Potem Adam wyjedzie na czas świąt na te swoje wyspy.

– Jak pani myśli, ile czasu potrzeba, by zakończyć sprawę? – zapytał Adam, przerywając

jej rozważania. Miał ochotę na romantyczny wieczór, tymczasem Ewa myślała jedynie o

background image

transakcji.

– Dlaczego pan pyta? Chciałby pan skorzystać z telefonu i zarezerwować miejsce w

samolocie? – odpowiedziała pytaniem Ewa, pewna, iż Adamowi spieszno było do wyjazdu.

– Tak, o to mi chodzi – odparł Adam. Był rozczarowany, że nic nie wyjdzie z jego

planów na ten wieczór, – Proszę bardzo. Niech pan dzwoni – powiedziała Ewa, nie patrząc na

niego. – Przy odrobinie szczęścia wszystko załatwię już jutro. Najwyżej będzie pan musiał

zatelefonować z tej wyspy, na którą się pan wybiera.

Miała nadzieję na radosne święta. Teraz Adam całkiem ją rozwiał.

Pozwoliła sobie na zbyt fantastyczne marzenia.

Marzenia, do których wcześniej nie przyznawała się nawet przed sobą samą.

Aż do tej chwili.

W tym samym czasie na biegunie północnym...

– Jak Claudia mogła wyjechać i nie zostawić mi nic do jedzenia poza tymi okropnymi

potrawami dietetycznymi, którymi zapełniła całą zamrażarkę – mruczał do siebie

niezadowolony Mikołaj, wyrzucając do kosza drugą pustą puszkę.

Mikołaj nienawidził, kiedy ludzie, którzy zwalczyli swoje złe nawyki, tracili poczucie

humoru. A może to jego pracoholizm był powodem, dla którego Claudia nie śmiała się już tak

jak dawniej?

Ponownie sięgnął po jeden z tych magazynów kobiecych, w których szukał odpowiedzi

na pytanie: „Gdzie jest Claudia?” Chciał dokończyć czytać tekst zatytułowany: „Sprawdź, czy

twoje małżeństwo przechodzi kryzys”.

Po zakreśleniu wszystkich odpowiedzi i podliczeniu punktów przeczytał rozwiązanie i

dowiedział się tego, co powiedziała mu już sama nieobecność Claudii.

Będzie musiał pomyśleć o jakichś zmianach. Może diamentowa rakieta do tenisa mogłaby

być niezłym początkiem. I kryty kort tenisowy... Claudia wyglądałaby niezwykle pociągająco

w białej, krótkiej spódniczce tenisistki... Ale niech najpierw wróci!

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

23 grudnia

– Jak ci się udała wczorajsza randka ze strażakiem?

– zapytała Ewa Sarę. Siedziała na pasiastej sofie w domu przyjaciółki, nogi położyła na

wysokim dębowym stoliczku do kawy.

– Przychodzi do nas na Wigilię. Może zaprosisz też Adama? – zaproponowała Sara.

– Jutro Adam będzie już daleko stąd.

– Chyba nie sprzedałaś mu swojego domu?

– Nie, ale znalazłam wreszcie taki, który mu się spodobał. Dzisiaj rano złożyliśmy ofertę i

teraz czekam na wiadomość – powiedziała, stukając w pager, z którym nigdy się nie

rozstawała. – To dziwne. Najpierw dostaje hopla na punkcie mojego domu, a w chwilę

później kupuje inny. Cieszę się, rzecz jasna, że udało mi się zatrzymać swój dom i otrzymać

wysoką prowizję za sprzedaż innego. Niemniej jednak...

Sara upiła łyk miodowo-cytrynowej herbatki.

– Moim zdaniem to całkiem proste. Czy kiedykolwiek wzięłaś pod uwagę możliwość, że

twój dom interesuje Adama dlatego, że ty sama go pociągasz? Myślę, że chciał go kupić, by

stać się częścią twojego życia, choćby symbolicznie.

– Dziękuję, panno Freud – zaśmiała się Ewa nerwowo.

– Jeśli mam uwierzyć w twoją diagnozę, wytłumacz mi, dlaczego zdecydował się na

kupno innego dom?

– To rzeczywiście jest istotne pytanie. – Sara wzruszyła ramionami. – Może jednak... –

Przerwała nagle w pół zdania i posłała Ewie figlarne spojrzenie. – Już wiem! Ponieważ chce

mieć dom wystarczająco duży dla was dwojga.

Policzki Ewy pokryły się rumieńcem.

– Daj spokój! Prawie się nie znamy.

– Oczywiście! – Sara wybuchnęła śmiechem. – Przez cały tydzień spotykaliście się

codziennie. Wiecie o sobie już chyba wszystko. A poza tym, powiem ci szczerze, iskrzy się

między wami niemiłosiernie. Dlaczego się przed tym bronisz? Może, gdybyś poprosiła, Adam

zostałby tu na święta.

– Niemożliwe. Ten facet nie może się doczekać, kiedy będzie mógł uciec na Karaiby.

– Daj mu szansę, Ewo! Z pewnością uda ci się zarazić go swoim entuzjazmem do świąt

Bożego Narodzenia. Zaproś go do nas na Wigilię. Elena się ucieszy. Przez cały ranek

opowiadała o tym, jak Adam czytał jej bajeczki.

– Rzeczywiście napracował się wczoraj – powiedziała Ewa ze śmiechem. – Kiedy

myśleliśmy, że mała już śpi, budziła się i błagała, by Adam czytał dalej. Sami omal nie

usnęliśmy.

– Rozumiem... Adam podpisał ofertę i wcale nie spieszył się do wyjścia. Na pewno chciał

się do ciebie pozalecać. Przykro mi, że Elena wam przeszkodziła. – Sara zachichotała

background image

radośnie. – No, przesadzam, aż tak przykro to mi nie jest. Gdybyś nie zaopiekowała się moją

córką, ja i Rick nie moglibyśmy się pościskać.

– Saro! To była dopiero druga randka!

– Pierwsza nie ma znaczenia. Byłam razem z dzieckiem. Na „Dziadku do orzechów” nie

mieliśmy okazji, żeby...

– Nie o to mi chodzi, flirciaro. Nie wolno się ściskać już na drugiej randce.

– Midnight, zostaw! – krzyknęła Sara na psa, który dobrał się do stojącego na stoliku

pudełka ze śniegowymi płatkami. – Powiedz mi, gdzie to jest napisane? – zwróciła się do

przyjaciółki.

– Kiedyś o tym słyszałam – odparła Ewa z wyższością. – Szczerze mówiąc, Adam wcale

się do mnie nie zalecał. Po prostu czuł się samotny, a w hotelu czekał na niego pusty pokój.

Nie chciał również sprawić zawodu małej. Naprawdę się starał, żeby zasnęła.

– W to akurat wierzę – mruknęła cicho Sara. – Myślę, że powinnaś przynajmniej

zaproponować mu, żeby przyszedł na jutrzejszą kolację. Może, jeśli będzie miał dokąd pójść,

wcale nie wyjedzie z St. Louis.

Ewa przejrzała listę sprawunków i włożyła buty, szykując się do wyjścia na ostatnie

przedświąteczne zakupy.

– Zastanów się, Saro. Słoneczna plaża, ciepły piasek, ocean i lekki wietrzyk... To ponętna

wizja. Adam nie będzie chciał tu zostać! Ja zresztą nie mam już czasu na dyskusję. Miło się z

tobą gawędzi, ale dosyć tego lenistwa. Ruszam na podbój sklepów. Czy chcesz, żebym ci coś

kupiła?

– Wszystko już mam, dziękuję.

Ewa miała już zamiar wychodzić, kiedy zadźwięczał pager.

– To na pewno wiadomość w sprawie oferty Adama. Mogę skorzystać z telefonu?

– Głupie pytanie. Oczywiście, że możesz.

Sara postanowiła pomóc Ewie w rozwikłaniu spraw sercowych i kiedy przyjaciółka

opuściła jej dom, zostawiła Elenę pod opieką sąsiadów i poszła do wróżki. Wydawało się jej,

ż

e wpadła na doskonały pomysł, ale w chwili gdy naciskała dzwonek u drzwi „chatki z

piernika”, poczuła się głupio.

Kobieta, która pojawiła się w progu, rozwiała jej wątpliwości. Pani Claudia uprzejmie

zaprosiła Sarę do salonu i wskazała jej miejsce przy kominku.

– Czego chciałabyś się dowiedzieć? – zapytała, biorąc ją za rękę. – Może jesteś ciekawa,

jak rozwinie się twój interes i czy słodka mała Elena będzie miała braciszków i siostrzyczki?

– No cóż... – Sara uznała, że nie powinna być zdziwiona, że pani Claudia tyle wie... W

końcu to wróżka.

– Ach, skoro tak się rumienisz, to na pewno pragniesz wiedzieć, jak ci się ułoży z tym

twoim strażakiem.

– On nie jest mój, to znaczy...

– Ależ jest, kochanie. – Pani Claudia poklepała Sarę po ręce. – Możesz go mieć.

– Naprawdę?

background image

Pani Claudia pokiwała głową.

– Lubisz go, prawda?

– Tak, tylko że on jest trochę za...

– Potrzebujesz kogoś młodszego, kto będzie rozumiał ciebie i Elenę. Poza tym, mając tyle

braci i sióstr, Rick jest bardzo dojrzałym młodym człowiekiem.

– Też mi się tak wydaje. Ale nie dlatego przyszłam. Chciałam panią zapytać o moją

przyjaciółkę Ewę. Ewę Winslow. Była tu u pani i dowiedziała się, że Mikołaj ma jej

podarować kawalera o wzroście metr osiemdziesiąt pięć.

– A ona w to nie wierzy, prawda?

– Ale ja wierzę. Myślę, że ona już go spotkała, tylko jest zbyt uparta, by zacząć działać.

Pani Claudia uśmiechnęła się wyrozumiale.

– Oboje są zbyt uparci.

– A więc, jak...

– Wiem, że chcesz pomóc swojej przyjaciółce, Saro – przerwała jej pani Claudia. – Ale

oni muszą poradzić sobie sami. Ewa powinna zrozumieć, że Adam potrzebuje tego, co ona

może mu ofiarować.

– Więc nic nie mogę zrobić? – zapytała Sara. – Chciałabym, żeby Ewa była tak

szczęśliwa, jak na to zasługuje.

– Ona i Adam dadzą sobie radę – zapewniła ją pani Claudia.

Sara uśmiechnęła się.

– W takim razie proszę mi powiedzieć, jak rozwinie się mój interes?

– Myślę, że twój strażak znajdzie sposób, żebyś gotowała tylko dla niego i...

– Dla dzieci!

– Jeśli ich pragniesz.

– Elena byłaby zachwycona, gdyby miała rodzeństwo. Zamęcza mnie prośbami o

młodszą siostrę. Och, a tak przy okazji, czy nie wie pani, gdzie można kupić Barbie w

różowej sukience?

– Jest już w drodze.

– To znaczy, że przyniesie ją Święty Mikołaj?

– Trochę pomoże mu w tym poczta kurierska. Sara spojrzała na zegarek.

– O rany, muszę lecieć. Córka nie wie nawet, dokąd poszłam.

– Wesołych świąt – powiedziała pani Claudia, odprowadzając gościa do drzwi.

Uśmiechnęła się, bowiem już wiedziała, że całkiem niedługo Sara zostanie matką dwóch

chłopców, bliźniaków. Elena powinna cieszyć się pozycją rozpieszczanej księżniczki, dopóki

może!

Pani Claudia weszła do kuchni, by podgrzać zupę. Właśnie wtedy pomyślała o Mikołaju.

Zastanawiała się, czy on tęskni za nią tak bardzo, jak ona za nim.

– Gratuluję posiadania własnego domu. – Ewa stuknęła się z Adamem kieliszkiem

szampana.

– Właściciele nie robili żadnych trudności. Zgodzili się na moją pierwszą ofertę.

– Miał pan szczęście – powiedziała Ewa, dolewając do kieliszka Adama szampana z

background image

butelki, którą przyniósł, by uczcić zawarcie umowy. – Może zaczęlibyśmy mówić sobie po

imieniu? – zaproponowała.

Adam skinął głową, uśmiechnął się i wzniósł w górę kieliszek.

– Ależ się wystroiłeś – zauważyła Ewa. Adam miał na sobie dwurzędową marynarkę i

jedwabny krawat. – Na pewno nie zaczynasz dzisiaj pracy? Chyba nie zmieniłeś planów i

opuszczasz miasto na okres świąt? – W głosie Ewy zadźwięczała maleńka nutka nadziei,

którą starała się ukryć.

– Kupiłem bilet na jutro, na drugą. Ubrałem się starannie, ponieważ chciałbym cię

zaprosić na kolację. Namęczyłaś się ze mną i zasługujesz na nagrodę.

– Chcesz mnie zabrać do restauracji? Pokiwał głową, lecz szybko zastrzegł:

– Wszędzie, byle nie do Honey Bear’s Pizza Cave.

– Musiałabym wziąć prysznic i przebrać się... – Zawahała się. Wiedziała, że większość

mężczyzn nie lubi czekać na strojące się kobiety.

– Oczywiście. Mamy czas. Powiedz mi tylko, dokąd chciałabyś pójść, a ja zadzwonię i

zamówię stolik.

Ewa wypiła łyk szampana i poczuła lekki zawrót głowy. To od wina musującego,

wmawiała sobie. Ten facet, który wygląda, jakby zszedł właśnie z wybiegu dla modeli, nie

ma z tym nic wspólnego. Przypomniała sobie, że Sara wspominała jej o eleganckiej

restauracji w Clayton. Miała jakąś taką śmieszną nazwę. Co to było?

– „Szalona Ryba”! – powiedziała nagle. – Chciałabym sprawdzić, czym tam karmią

klientów.

– Wobec tego jemy kolację w „Szalonej Rybie”. Idź się przygotować – powiedział,

opróżniając swój kieliszek.

– Książka telefoniczna leży na półce w przedpokoju – poinformowała go, kierując się w

stronę sypialni.

Adam zadzwonił do restauracji i zamówił stolik dla dwóch osób. Ponownie napełnił swój

kieliszek szampanem. Czekał. W myślach wyznaczył Ewie godzinę na przygotowanie się.

Dodał do tego pół godziny na dojazd do restauracji.

Przypominał sobie dzień, kiedy zasnął w mieszkaniu Ewy i śnił mu się sen, w którym

grała ona główną rolę. To był bardzo wyrazisty sen, romantyczny i zmysłowy. Zrobiło mu się

gorąco na samo wspomnienie. Odstawił kieliszek i skierował się w stronę łazienki, skąd

dochodził odgłos lejącej się wody.

W tym momencie przyszło mu do głowy coś innego. Zajrzy do komody w sypialni Ewy.

Tej, którą pokazała mu Elena.

Z łazienki wciąż dobiegał odgłos lejącej się wody, a do pokoju przedostawały się kłęby

pary. Pachniało dziką różą i piżmem.

Rozsądek i opanowanie opuściły Adama. Ogarnęło go niepohamowane pożądanie.

Otworzył szufladę z bielizną i zaczął przeglądać jej zawartość. Zwykła zawodowa ciekawość,

wmawiał sobie. W końcu pracował w handlu.

Wydobył stanik z weneckiej koronki, ozdobiony delikatnym różanym motywem, po czym

odrzucił go i wyciągnął inny, biały, z ażurowym haftem, wykończony draperią w kształcie

background image

muszelek. Był jednocześnie niewinny i prowokujący, zupełnie jak Ewa!

Położył stanik na łóżku, następnie podszedł do szafy i popatrzył na wiszące w niej

ubrania. Jego wzrok przykuł kostium z krepy o barwie cytrynowej z plisowaną spódnicą.

Słoneczny kolor spodobał się Adamowi, ale to nie było dokładnie to, co miał na myśli. Szukał

dalej. W końcu znalazł idealny strój na kolację w „Szalonej Rybie”: białą, gładką, obcisłą

bluzkę i czarną krótką spódnicę.

Położył oba ciuszki na łóżku, po czym spojrzał na nie okiem znawcy. Zbliżył się znowu

do komody, by poszukać cienkich pończoch.

W łazience nadal lała się woda, a wydobywająca się z niej woń podniecała Adama. Czuł

się trochę niepewnie. Wiedział, że Ewa może mieć mu za złe buszowanie po jej sypialni i

odwołać planowaną kolację.

Trudno. Zaryzykuje.

Buty! Prawie o nich zapomniał. Szybko przejrzał zawartość pudełek, wypełniających

górne półki w szafie, i zdecydował się na piękne czarne lakierki na szerokich,

sześciocentymetrowych obcasach. Położył je na łóżku obok bluzki, spódniczki i pończoch.

Zamarł, kiedy usłyszał, że Ewa zakręca kran i otwiera drzwi kabiny prysznicowej.

Wyobraził ją sobie nagą, z kroplami wody na gładkiej skórze, i przeniknął go dreszcz. Po

cichu wycofał się do salonu, aby z daleka obserwować, co się stanie. Był ciekaw, jak Ewa

zareaguje, kiedy zobaczy ubranie leżące na łóżku.

Miał świadomość, że wtargnął w jej prywatność, że przekroczył granice przyzwoitości.

Ale jeśli Ewa zachowa się tak, jak się tego spodziewał, będzie mógł na Karaibach upajać

się tym wspomnieniem przez całe święta. Świadomość, że wybrał każdy, najintymniejszy

fragment jej garderoby, będzie podniecała go niesamowicie, kiedy zasiądą naprzeciwko siebie

podczas kolacji.

Nie wiedział, dlaczego tak się zachował. Po raz pierwszy zdarzyło mu się pofolgować

swojej zachciance.

Wydawało mu się, że czeka całą wieczność, choć minęły zaledwie sekundy. Czy Ewa już

opuściła łazienkę? pytał siebie w myślach. Czy odkryła już jego niespodziankę?

A jeśli tak, to co o tym myśli?

Co zrobi?

Było tak cicho, że Adam słyszał, jak małe krople deszczu uderzają o szyby.

Wstał i zaczął przechadzać się po pokoju, zdenerwowany i niespokojny. Na pianinie stała

patera z owocami. Sięgnął po kiść winogronową i zjadł kilka słodkich owoców, co wzmogło

jedynie jego podniecenie.

Usiadł przy pianinie i zaczął uderzać w klawisze, próbując odtworzyć melodię ulubionej

piosenki.

Nie słyszał, jak Ewa zawołała go po raz pierwszy. Ani po raz drugi.

Dopiero trzeci okrzyk przykuł jego uwagę. Wstał od pianina i ruszył w stronę sypialni,

mając nadzieję, że się nie przesłyszał. Bał się, że jego zbyt wybujała wyobraźnia płata mu

figla.

– Czy mógłbyś tu przyjść? – wołała Ewa, gdy Adam przemierzał przedpokój. Wolno

background image

przeszedł obok wiszącego na ścianie zdjęcia Eleny w stroju baletnicy i obok oprawionych w

ramki obrysowanych dłoni dziewczynki. Minął pokój, w którym niedawno do północy czytał

małej bajkę na dobranoc. Ewa w tym czasie, zgodnie z obietnicą, malowała paznokcie małej

na wiśniowo. Nieziemsko rozpuszcza to dziecko, pomyślał Adam.

Wchodząc do pokoju Ewy, zamarzył, by tylko jego tak rozpuszczała. W tej chwili jednak

nie wiedział, czego się spodziewać.

Była ubrana.

W ten właśnie strój, który Adam własnoręcznie wybrał. I uśmiechała się, co odnotował z

ulgą. To był dyskretny, pełen uznania figlarny uśmieszek.

– Pomyślałam, że zechcesz... – zaczęła, otwierając aksamitne pudełko stojące na toaletce

– wybrać również dla mnie kolczyki. Potem jeszcze się tylko uczeszę i możemy jechać.

Adam nie myślał teraz o kolacji. Zupełnie coś innego chodziło mu po głowie. Ewa

wyglądała cudownie. Słodko i podniecająco jednocześnie.

Czy to był podstęp? Trochę niepewnie zbliżył się do toaletki i zajrzał do aksamitnego

pudełka. Zobaczył kolczyki o dziwacznych kształtach: aniołków, serduszek, księżyców i

gwiazdek.

Wybrał błyszczące, czerwono-zielone miniaturki świątecznych wieńców. Miał nadzieję,

ż

e sprawi tym Ewie przyjemność. Stał wystarczająco blisko, by widzieć dziurki w jej uszach.

Pragnął całować je i ssać. Na początek.

Kolacja zajmowała odległe miejsce na liście tego, na co miał w tej chwili ochotę.

Ewa uśmiechnęła się na widok kolczyków, które wybrał.

– Włożyć też masz ochotę? – zapytała.

Niemal przestał oddychać, sądząc, że odgadła jego myśli.

Ewa odwróciła się do niego bokiem i czekała... Wtedy Adam zdał sobie sprawę, że chodzi

jej o kolczyki, które trzymał w dłoni. Nie mógł wydobyć z siebie głosu. Drżącymi z przejęcia

rękami przeciągnął zapięcie jednego z miniaturowych wieńców przez dziurkę w uchu Ewy.

– Dziękuję – powiedziała, wręczając mu drugi kolczyk. – Pomalowałam sobie paznokcie i

nie chciałabym uszkodzić lakieru – wyjaśniła, dmuchając na dłonie.

Podobał mu się ten gest. Być może dmuchała na paznokcie, żeby je wysuszyć, ale dla

niego wyglądało to, jakby gratulowała sobie odniesionego zwycięstwa.

Aż bał się pomyśleć, nad czym.

Do diabła, wcale nie chciał myśleć. Ulegając nagłemu impulsowi, przestał to robić.

Przesunął palcami od jej ucha przez policzek aż do szyi. Pochylił się i w przypływie

gwałtownej namiętności pocałował ją. Bez namysłu odwzajemniła pocałunek, a Adam

zanurzył dłonie w jej wilgotne loki.

– Spóźnimy się – powiedziała, gdy Adam na chwilę oderwał usta od jej warg.

– Zależy ci na kolacji? – zapytał.

W odpowiedzi objęła go za szyję i zmusiła do kolejnego pocałunku. Pocałunku, który

sprawił, że stracił nad sobą panowanie.

– Co ty robisz? – zapytała, gdy przerwali pocałunek, by złapać oddech.

– Twoje łóżko zafascynowało mnie, odkąd ujrzałem je po raz pierwszy. Wygląda jak

background image

różowa chmura, zawieszona wysoko nad ziemią. Chciałbym sprawdzić, czy jest aż tak

miękkie i wygodne, na jakie wygląda.

Ewa westchnęła z podniecenia, kiedy Adam ułożył ją na posłaniu.

Pośpiesznie rozwiązał krawat i odrzucił go wraz z marynarką, a potem gwałtownym

ruchem przytulił się do Ewy. Leżąc blisko niej, szeptał jej do ucha o tym, co mu się śniło: jak

go całowała, podniecała...

– Czy to jest prośba? – zapytała Ewa.

– Na później – odparł, unosząc do góry jej spódnicę. Zbliżył twarz do brzucha Ewy,

odnalazł pępek i pocałował go.

Potem uniósł głowę, zaciekawiony, jak Ewa zareagowała na tę pieszczotę.

– No i co o tym myślisz? – zapytała, rozpinając guziki jego koszuli.

– W tej chwili nie jestem w stanie myśleć. Cała krew odpłynęła mi z mózgu i popłynęła...

gdzieś indziej.

– Chciałam zapytać, co myślisz o moim łóżku. Czy jest tak miękkie, jak sobie

wyobrażałeś?

Nieartykułowany pomruk był wszystkim, co Adam zdołał wydusić z siebie, gdy Ewa

pokrywała jego ciało pocałunkami.

– Poczekaj chwilę! Może najpierw zjemy kolację, a później wrócimy na deser?

Ewa zaśmiała się, wiedząc, że Adam wcale nie chce czekać.

– Zawsze powtarzam Sarze: W życiu nie ma nic pewnego, najpierw więc jedz deser!

Potem już żadne z nich nie kontrolowało swoich reakcji.

Kilka chwil później Ewa otworzyła oczy i zobaczyła nagiego Adama. Kiedy zdołał

zrzucić z siebie wszystkie ciuchy? przemknęło jej przez głowę. Ona była kompletnie ubrana,

miała na sobie nawet buty.

Naprawdę strzelił w dziesiątkę, wybierając jedną z jej ulubionych par pantofli. To nie był

zwyczajny mężczyzna. Ale o tym wiedziała przecież od momentu, kiedy wszedł do jej pokoju

w biurze handlu nieruchomościami. Wtedy wkroczył również w jej życie.

A jutro po południu najprawdopodobniej odejdzie...

Nie chciała o tym myśleć. Miała zamiar cieszyć się Bożym Narodzeniem.

Gdyby mogła wypowiedzieć życzenie świąteczne, poprosiłaby, żeby Adam nie

wyjeżdżał. W głębi duszy wiedziała, że mogliby spędzić razem naprawdę wspaniałe święta.

– Nie wiem jak ty, ale ja umieram z głodu – powiedział Adam, przerywając myśli Ewy.

Usiadł na łóżku.

– Mogłabym poszukać czegoś w lodówce – zaproponowała.

– Protestuję! Obiecałem ci elegancką kolację i będzie elegancka kolacja. Poza tym

zasłużyłaś na nagrodę.

Ewa zarumieniła się. Chcąc ukryć zmieszanie, spojrzała na zegarek, stojący na nocnym

stoliku.

– Minęła już godzina, na którą zarezerwowałeś stolik.

– Więc zarezerwuję inny. Powiem, że coś nas zatrzymało. Najpierw jednak wezmę

prysznic. Zdrzemnij się przez chwilę.

background image

Ewa usłyszała, że Adam odkręcił kran i zobaczyła oczyma wyobraźni, jak woda spływa

po jego muskularnym ciele. Ogarnęła ją taka błogość, że nie usłyszała, kiedy woda przestała

się lać. Nie słyszała nic, dopóki z zamyślenia nie wyrwał jej rozdzierający krzyk Adama.

Wyskoczyła z łóżka i pobiegła do łazienki, myśląc, że Adam poślizgnął się i upadł. Może

coś sobie złamał! przemknęło jej przez myśl.

Było jeszcze gorzej.

Adam stał oparty o ścianę łazienki, dotykając rękami okolic podbrzusza. Był blady z bólu.

– Co się stało?

– Lokówka do włosów... – wydusił zdławionym głosem. – Oparzyłem się, kiedy

wychodziłem spod prysznica. Nie wiedziałem, że jest włączona.

Nic dziwnego, że był blady jak ściana. Mało brakowało, a przestałby być mężczyzną...

Potem przyszła jej do głowy całkiem przewrotna myśl, że dobrze się stało, iż zaczęli od

deseru. Trochę potrwa, nim znów będą mogli go skosztować...

W tym samym czasie na biegunie północnym...

– Musimy coś z tym zrobić! – powiedział ferrell, przywódca krasnoludków. Zwołał

właśnie nadzwyczajne zebranie, poprzedzające najważniejszą noc w roku.

– Ale co? – zapytał krasnoludek, zwany Sammym. – Nawet Mikołaj nie wie, gdzie

podziewa się jego żona. To przez nią jest taki skwaszony.

– Jestem pewien, że jeśli razem pomyślimy, znajdziemy jakieś wyjście. On nie może w

takim stanie wyjechać jutro z prezentami dla grzecznych dzieci. Jest zbyt przygnębiony.

– Wiem – odparł Sammy. – A zatem Pogotowie Krasnoludkowe.

– Pogotowie Krasnoludkowe! – krzyknęła reszta krasnali. Ostatni raz powołali ten sztab

ratunkowy, kiedy renifer Rudolf zbuntował się i odmówił poprowadzenia zaprzęgu.

Oczekiwał narodzin potomka. Krasnoludki zmusiły wtedy klauna Clarabella, aby pożyczył

swój czerwony nos Prancerowi, żeby to on mógł pojechać na czele zaprzęgu.

Wszystkie krasnoludki wyciągnęły prawe dłonie i położyły jedną na drugiej. A potem

zaśpiewały:

„Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, chociaż jesteśmy wzrostu małego.

Gdy się zbierzemy i razem ruszymy, Mikołaja w mig rozchmurzymy”.

Otworzyły dębową szafę i wydobyły z niej hełmy Pogotowia Krasnoludkowego.

Magia zaczęła działać.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

24 grudnia

Tak naprawdę Ewa nie wiedziała, czego sobie życzyć na święta. Aż do zeszłego

wieczora, kiedy upragniony prezent otrzymała nieco wcześniej, niż się spodziewała. Leżała

na łóżku rozleniwiona i uśmiechała się, wspominając minioną noc. Powinnam wstać,

pomyślała. Miała jeszcze tyle do zrobienia. Ale chciała przedłużyć tę chwilę ekscytujących

wspomnień. Ekscytujących, dopóki Adam nie wyszedł spod prysznica i nie oparzył się jej

lokówką.

To zakończyło wieczór.

Ich romans.

I plany wspólnej kolacji.

Adam, kulejąc, opuścił jej dom. Najprawdopodobniej nie słyszał żadnych

usprawiedliwień ze strony właścicielki nieszczęsnej lokówki.

Ewa przysunęła do siebie jedną z poduszek i wtuliła się w nią, wdychając zapach Adama

– zapach jodły z domieszką świeżych cytrusów! Okryta kołdrą, nie miała na sobie niczego

prócz kolczyków, które on wybrał. Nie zdjęła ich, rozbierając się po wyjściu Adama. Kiedy

tylko wyłączyła lokówkę i odłożyła ją w bezpieczne miejsce, wzięła prysznic. Wsunęła się

leniwie pod kołdrę, ale nie zasnęła.

Nastrój poprzedniego wieczora nie opuszczał jej. Była z facetem, który wiedział, czego

chce, i nie wstydził się tego wziąć i oddać. Wiedziała, że w tym momencie jej policzki są tak

czerwone jak czapka Świętego Mikołaja. Nigdy w życiu nie było jej tak dobrze jak z

Adamem. Uwiódł ją bez dotykania. Wystarczyło, że wybrał zestaw ciuchów, które chciał, by

włożyła, i ułożył je na łóżku. Jak gdyby była dziewczyną z haremu, która za chwilę ma

spędzić noc ze swym panem.

Podniecała ją świadomość, że buszował w jej rzeczach, podczas gdy ona była naga w

łazience. Zastanawiała się, czy podglądał ją ukradkiem, kiedy brała prysznic?

Każdego innego mężczyznę oskarżyłaby o zbyt daleko posuniętą poufałość, ale Adam

zrobił to w taki sposób, że Ewa była bardziej zadowolona niż zła.

Spojrzała na zegarek, stojący na nocnym stoliku, i pomyślała, że pora skończyć z

leniuchowaniem. Ale zbyt wielką radość sprawiało jej przypominanie sobie wszystkich

pieszczot oraz towarzyszących im słów, wyszeptanych w obcym języku, podniecających i

tajemniczych. Co on miał jej do powiedzenia? Co zawarł w słowach, w których wyczuła tyle

pasji i pożądania.

Czy powiedział „kocham cię”?

Czy mógłby to zrobić?

Gwałtowne burczenie w brzuchu przerwało dziewczęce fantazje Ewy. Zeszłego wieczo

r

a

nie poszli do restauracji, a potem zupełnie nie myślała o jedzeniu. Jej żołądek był

najwyraźniej w złym humorze. Przeciągnęła się, po czym usiadła na łóżku. Kołdra opadła jej

background image

na biodra, odsłaniając do połowy nagie ciało.

Zaśmiała się. Adam nie mógł powiedzieć niczego, co zdradzałoby jego zaangażowanie

albo chociażby chwilową fascynację. Niesamowite, ale on nawet nie widział jej piersi. Każdy

facet, z którym do tej pory się spotykała, nie darowałby sobie takiego przeoczenia.

Adam naprawdę był wyjątkowy. Wstała z łóżka i narzuciła na siebie długą, białą

sukienkę, przewiązując ją krawatem, który Adam zapomniał zabrać.

Przydreptała boso do kuchni, żeby sprawdzić, czy Adam nie zostawił wiadomości na

automatycznej sekretarce. Rozczarowana, stała przez chwilę bez ruchu.

Głód zmusił ją jednak do przeszukania wnętrza lodówki. Miała ochotę uczcić to, co

zdarzyło się poprzedniego wieczora, zrobiła więc swoje ulubione śniadanie – wafle i lody.

Połączenie gorących maślanych wafli i zimnych lodów uspokoiło jej żołądek.

– No szybciej, zadzwoń! – powiedziała Ewa, wycierając usta chusteczką i wpatrując się w

telefon, który milczał uparcie. Nienawidziła tych niepisanych zasad, które mówiły, że

pierwszy krok należy do mężczyzny. Jej pozostawało tylko czekanie.

Nagle ciszę przerwał dzwonek do drzwi.

Adam!

To było lepsze niż telefon.

Miała nadzieję, że przyszedł powiedzieć, iż zmienił zdanie co do swego wyjazdu na

ś

więta. Wtedy mogłaby zaprosić go na kolację wigilijną do Sary.

Gdy wyjrzała przez okno, zrozumiała swoją pomyłkę. Przed furtką stał listonosz z paczką

i notesem.

Chwyciła jedną z puszek pełną domowych ciasteczek, by wręczyć je listonoszowi zamiast

napiwku, i otworzyła drzwi, zastanawiając się, kto przysłał jej prezent. Podpisała Odbiór

przesyłki i wymieniła puszkę oraz życzenia wesołych świąt na paczkę. Natychmiast

otworzyła pudełko. Cierpliwość nie była nigdy jej mocną stroną.

W pudełku znajdowała się obiecana przez Adama Barbie w różowej sukience. Co za

szczęście! Elena byłaby rozczarowana, gdyby nie dostała upragnionego prezentu.

Gdy Ewa przepakowywała prezent w ozdobny papier, zadzwonił telefon. Wreszcie!

pomyślała.

– Ciociu, ciociu, dziś przychodzi Święty Mikołaj!

To nie był Adam, ale ktoś równie miły jej sercu. Mała dziewczynka, której głos budził

radość Ewy.

– Jesteś pewna, że to dziś? – drażniła się z Eleną. – Może źle policzyłaś.

– Nie. Mama mówi, że dziś jest Wigilia. Wieczorem, zanim pójdę spać, wystawimy przed

drzwi mleko i ciasteczka dla Mikołaja. Rick też dziś przychodzi.

– Lubię Ricka – powiedziała Ewa, mając nadzieję, że Elena podziela to zdanie.

– On ma w remizie szczeniaka w kropki, który nazywa się Shana. I mama mówi, że to on

gotuje dla wszystkich strażaków.

– Shana gotuje dla strażaków?

– Nie, ciociu, pies nie umie gotować. Rick gotuje. Obiecał nawet, że kiedyś ugotuje coś

dla mnie.

background image

– No dobrze, do zobaczenia wieczorem.

– Mhm... Mama chce z tobą porozmawiać.

Sara zadała pytanie, którego Ewa miała nadzieję nie usłyszeć:

– Czy Adam przychodzi dziś z tobą?

– Nie wiem.

– A co to za odpowiedź? Nie zaprosiłaś go nawet, co?

– Wiesz... nie było okazji, a on musiał wcześnie wyjść.

– O czym ty mówisz?

Ewa opowiedziała Sarze o przygodzie z lokówką, po czym odłożyła słuchawkę. Dalsza

rozmowa była bez sensu, bowiem Sara nie przestawała się śmiać.

Nie doczekawszy się telefonu od Adama, Ewa zdecydowała się działać. Miała miły

zwyczaj po każdej udanej sprzedaży obdarowywania klienta specjalnym koszykiem z

upominkiem. Teraz postanowiła zawieźć podobny koszyk Adamowi do hotelu. To będzie

dobra okazja, aby zaprosić go do Sary. Lub przynajmniej sprawdzić, czy z nim wszystko w

porządku.

Ponieważ Adam miał wyjechać o drugiej, musiała się spieszyć. Tęczowy papier i wstążki

do owinięcia koszyka miała pod ręką. Pozostawało tylko znaleźć odpowiedni upominek.

Szybko umyła się, ubrała i wyszła.

Butelkę dobrego wina, krakersy i ser kupiła w jednym sklepie. Nie mogła się

powstrzymać, by nie wstąpić do apteki i kupić bandaże elastyczne. Do południa miała gotowy

koszyk i była w drodze do hotelu Adama.

Była zdecydowana wejść do jego pokoju.

Poczekała, aż dziewczyna z recepcji poszła na kawę, a jej miejsce zajął mężczyzna.

Dziewczyna nie uwierzyłaby w jej kłamstwo, ale mężczyzna, co wiedziała z doświadczenia,

nie oprze się jej zalotnemu spojrzeniu.

– Przepraszam, mam niespodziankę dla mojego chłopaka, a w pokoju nikt nie odpowiada

na moje pukanie. Może jednak tam jest, tylko zasnął. – Posłała recepcjoniście swój

najpiękniejszy uśmiech, który zwykle sprawiał, że wszyscy rozpływali się jak masło.

– Sprawdzę, czy się nie wymeldował. – Mężczyzna starał się być tak pomocny, jak tylko

mógł. – Ciągle zameldowany – poinformował. – Ale zamówił już taksówkę na lotnisko.

Spojrzała na zegarek.

– Aleja muszę się z nim zobaczyć, dać mu ten prezent. Może mogłabym pożyczyć na

chwilkę zapasowy klucz?

– Aleja nie mogę...

Ewa nie dała mu dokończyć zdania. Położyła dłoń na jego dłoni i spojrzała mu w oczy

błagalnie.

– Przecież są święta... załatwię to błyskawicznie. Obiecuję.

Recepcjonista poddał się jej urokowi.

– Ale proszę się pospieszyć – ostrzegł. – Zanim ktoś zauważy zniknięcie klucza. –

Najwyraźniej miał na myśli dziewczynę, która poszła na kawę.

background image

– Wrócę w mgnieniu oka.

Była zdenerwowana, stojąc przed drzwiami pokoju Adama z koszykiem w ręku.

Czy wyglądała głupio?

A może, co gorsza, desperacko?

Może po prostu powinna odejść?

Zapomnieć.

Zapomnieć o Adamie.

Nie, była już przecież tak blisko! Nie poddawała się, kiedy czegoś naprawdę chciała. To

dlatego była tak dobrym agentem handlu nieruchomościami. Zawsze doprowadzała sprawy do

końca, bez względu na to, jak były trudne.

Wzięła głęboki oddech i zapukała do drzwi.

– Adamie, ja...

Kobieta, która otworzyła drzwi, z pewnością nie była Adamem, ale najwyraźniej

oczekiwała go. Wyraz jej twarzy dał Ewie do zrozumienia, że jest ona tak samo zdziwiona

widokiem Ewy, jak Ewa była zdziwiona jej widokiem.

– Kim pani jest? – chciała wiedzieć kobieta. – Czy to prezent pożegnalny od hotelu?

Ewa spojrzała na koszyk w swoim ręku.

– Nie, ja... A kim pani jest? – zawołała, patrząc na elegancką czarną koronkową bieliznę,

widoczną między połami białego szlafroka frotte z logo hotelu na kieszeniach. – Gdzie jest

Adam?

– Kto o niego pyta? – odrzekła kobieta władczym tonem.

– Nazywam się Ewa Winslow. Sprzedałam Adamowi dom – wyjąkała.

– Och, to tłumaczy ten koszyk. Jest pani agentem sprzedającym nieruchomości. To

znaczy, że znalazł dla nas dom.

– Dla nas?

– Jestem Marcy Walker, narzeczona Adama – wyjaśniła czarnowłosa kobieta, podtykając

pod twarz Ewy dłoń ozdobioną pierścionkiem zaręczynowym z ogromnym, szlifowanym

diamentem. – Właśnie przyleciałam z Atlanty. Adam widocznie wyszedł na chwilę, ale

pokojówka pozwoliła mi wejść. Przekażę mu koszyk, jeśli pani chce.

– A więc jedzie pani z Adamem na święta na Karaiby.

– Tak. Jak co roku. Adam nie może się doczekać wyjazdu.

Oczywiście. Byli idealną parą. Zauważyła to natychmiast, gdy tylko ta kobieta otworzyła

drzwi.

Czuła się jak kretynka.

– śyczę przyjemnej podróży – powiedziała Ewa, wręczając Marcy koszyk. Nie chciała

widzieć Adama, pragnęła uciec z hotelu jak najszybciej.

Nie będę płakać! pomyślała. Nie będę!

– No dobra, do diabła, będę – zaszlochała, wsiadając do samochodu.

Jak to się mogło stać?!

Adam Hawksley nie mógł jej rozczarować, ponieważ od początku wiedziała, że tak

background image

będzie. Nie krył faktu, że chce opuścić miasto. Powtarzał, że nie cierpi jej ulubionych świąt.

Mówił jej to często i prosto w twarz.

Teraz miała w kieszeni niezłą prowizję, za którą kupi sobie nowy samochód. I powinna

być szczęśliwa.

Adam Hawksley zrobił coś, co do tej pory uważała za niemożliwe. Zrujnował jej święta!

A potem Ewa uśmiechnęła się przez łzy.

Ona też zrujnowała mu święta. Przez przypadek przyczyniła się do tamtego poparzenia.

Może sobie spędzić święta ze swoją narzeczoną, ale Ewa będzie wciąż towarzyszyć jego

myślom. Po bolesnym wypadku z lokówką Adam nie będzie mógł się dobrze bawić. Ani

Marcy... I tego faktu nie zmieni najbardziej choćby ekskluzywna bielizna.

To trochę pocieszyło Ewę.

– Ciociu Ewo, myślałam, że nigdy nie przyjdziesz – powitała ją Elena, gdy Ewa

przekroczyła próg domu Sary. – Czy wszystkie te prezenty są dla mnie?

– A byłaś grzeczna? – zapytała Ewa, zdejmując płaszcz i wieszając go w przedpokoju.

– Tak.

– A więc połóż prezenty pod choinką i nie podglądaj, dla kogo są przeznaczone. Ani nie

potrząsaj nimi – powiedziała Ewa, rozglądając się za Sarą.

– Nie tak dużo pieprzu – instruowała Sara Ricka, który pichcił coś w kuchni.

– To nie pachnie mi jak świąteczna szynka – zauważyła Ewa.

– Elena nalegała, aby Rick zrobił swoje chili – wyjaśniła Sara. – Kolacja wigilijna będzie

dość nietypowa.

– A czego innego mogłabym się spodziewać w twoim domu? – powiedziała Ewa i

poprosiła o fartuszek, aby pomóc w przygotowaniach.

– Nie, Rick twierdzi, że sytuacja w kuchni jest opanowana. Ty pomożesz mi przy

ubieraniu choinki. – Sara wskazała wzrokiem na pudło z bombkami, łańcuchami i lampkami,

stojące obok nagiego drzewka.

Sara miała zwyczaj dekorować choinkę dopiero w Wigilię, głównie dlatego, że Midnight

podkradała ozdoby z dolnych gałęzi. Po czym je zjadała. W tej chwili suka leżała pomiędzy

prezentami i wyglądała całkiem niewinnie.

Kiedy przyjaciółki wyszły poza zasięg słuchu Ricka i Eleny, która zabawiała

narzeczonego-strażaka rozmową, Sara wyszeptała:

– Co jest grane?

– Nic. Sprawdzałaś, czy działają? – Ewa wzięła do ręki sznur lampek.

– Daj spokój, Ewo, masz spuchnięte powieki. Płakałaś.

– Oglądałam „Cud na 34 ulicy”. Rozumiesz?

– Skoro tak mówisz. Ale co z Adamem? Dołączy do nas?

Ewa potrząsnęła głową i włączyła lampki, upewniając się, że działają.

– Wyjeżdża, tak jak planował.

– Przykro mi. – Sara dotknęła ramienia Ewy.

– W porządku. To tylko klient. Sprzedałam mu dom i... i... – Ewa pociągnęła nosem.

background image

– Co się stało?

– On jest zaręczony, Saro... ! – Ewa rozkleiła się na dobre, tracąc kontrolę nad swymi

emocjami. Nie chciała nikomu popsuć świąt swoim nastrojem. – I ona jest piękna! – dodała z

westchnieniem.

– Co ty mówisz? Skąd wiesz? – Sara wzięła jeden koniec łańcucha z rąk Ewy, okrążyła z

nim choinkę i wróciła do przyjaciółki.

– Widziałam ją. Była w pokoju Adama, kiedy poszłam do hotelu, żeby wręczyć mu

koszyk w podziękowaniu za zawarcie umowy. – Ewa zajęła się wypróbowywaniem kolejnych

lampek.

– Może kłamała.

Ewa potrząsnęła głową.

– Pokazała mi pierścionek zaręczynowy. Był ogromny.

– Nie wiem, co powiedzieć. – Sara była naprawdę zmartwiona.

Dzwonek do drzwi uniemożliwił jej powiedzenie czegokolwiek. Ruszyła w kierunku

przedpokoju, ale Elena wyprzedziła ją.

– Ja otworzę! – krzyknęła mała. I za chwilę dał się słyszeć kolejny jej okrzyk: – Adam!

Ewa upuściła trzymane w rękach lampki.

Co on tu robi? Jak ma czelność pokazać się jej na oczy? Przecież wie na pewno, że Ewa

odkryła jego wstrętny sekret. Nie chciała go widzieć! Nie miała ochoty, aby on widział ją!

Potarła oczy.

Sara przyszła po nią do salonu.

– On chce się z tobą zobaczyć, Ewo – powiedziała Sara, wiedząc, że przyjaciółka musiała

słyszeć okrzyk Eleny.

– Powiedz mu, że nie chcę go widzieć.

Elena wpadła do salonu z małym, ślicznie zapakowanym pudełkiem.

– Adam przyniósł mi prezent!

– Połóż go pod choinką, kochanie – poinstruowała ją Sara, kierując w stronę Ewy

błagalne spojrzenie. – Przynajmniej z nim porozmawiaj – dodała.

Nie chcąc robić zamieszania i psuć wigilijnego wieczoru, Ewa zgodziła się i podeszła do

drzwi, przy których czekał na nią Adam.

– Czy mogę wejść? – zapytał.

– Nie. Ja wyjdę! – Chwyciła swój płaszcz i narzuciła go na ramiona.

– Ewo, pozwól mi to wszystko wyjaśnić.

Z początku nie odpowiedziała mu, przygryzając dolną wargę, aby nie wybuchnąć

płaczem.

– Nie sądzę, żebyś mógł mi dać satysfakcjonujące wyjaśnienie, Adamie. Powinieneś

raczej przeprosić swoją narzeczoną. To ona ma wobec ciebie jakieś prawa. Ma twój

pierścionek na palcu. Widziałam. I chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to nie jest pierścionek

zaręczynowy od ciebie, prawda?

– Zgadza się. To jest pierścionek ode mnie – potwierdził.

– Ale...

background image

– śegnaj, Adamie. – Ewa odwróciła się, by wejść do środka, ale chwycił ją za ramię.

– Poczekaj, Ewo, musisz mnie wysłuchać. Chociaż tyle możesz zrobić. Mylisz się, jeśli

chodzi o...

Rick, który najwyraźniej obserwował całą scenę z kuchennego okna, otworzył drzwi.

– Czy wszystko w porządku, Ewo? – zapytał z troską w głosie.

– Tak, w porządku – odpowiedziała. Rick pozostawił ich samych.

– Nie rozumiesz, że Marcy Walker jest moją byłą narzeczoną?

– A więc mieliście małą sprzeczkę. Ale jestem pewna, że wkrótce się pogodzicie. Ja

tymczasem muszę wrócić do swojego życia – powiedziała Ewa, patrząc na jego dłoń,

ś

ciskającą jej ramię.

Adam cofnął rękę.

– Nie. Nie słuchasz mnie, Ewo. Nie przespałbym się z tobą zeszłej nocy, gdybym wciąż

był zaręczony z Marcy. Zerwała nasze zaręczyny w Wigilię zeszłego roku. Zdaje się, że teraz

doszła do wniosku, iż popełniła błąd, i chce spróbować jeszcze raz...

– Myślę, że powinniście to zrobić – skłamała Ewa, trzęsąc się z zimna.

– Ewo, jesteś bezlitosna. Dlaczego nie chcesz wysłuchać tego, co mam ci do

powiedzenia? – błagał, chowając ręce w kieszeniach.

– Wiem, co widziałam. Poszłam do ciebie do hotelu, aby zaprosić cię tutaj na dzisiejszy

wieczór. Aby przekonać cię, że ucieczka nie jest rozwiązaniem. Ale kiedy weszłam do

twojego pokoju, zobaczyłam, że, owszem, uciekasz, ale w ramiona innej kobiety. Powitała

mnie półnaga nimfa z twoim pierścionkiem zaręczynowym. Sam więc rozumiesz, że nie

uwierzę w żadne bajeczki. Myślę, że najlepiej będzie, jak sobie pójdziesz.

– Może masz rację. Zawsze miałem ogromnego pecha o tej porze roku! – powiedział z

goryczą w głosie. Odwrócił się i odszedł w kierunku samochodu.

Ewa z wielkim trudem powstrzymała się, żeby za nim nie pobiec. Nigdy nie chciała mieć

pierwszego lepszego faceta. Pragnęła mężczyzny, który by jej nie rozczarował. Mężczyzny,

któremu mogłaby zaufać.

Gdy Ewa weszła do domu, Sara nakrywała do stołu, Elena wieszała anielskie włosy na

choince, a Midnight skakała wokół drzewka, próbując pochwycić jakąś błyskotkę.

– W czym mogłabym wam pomóc? – zapytała Ewa, zmuszając się do uśmiechu.

– Możesz wymieszać sałatę – zaproponował Rick. – Albo lepiej ja zajmę się sałatą, a ty

pokrój cebulę do chili.

Ewa wiedziała, że Rick podsunął jej tę pracę, bo zauważył łzy w jej oczach. Krojenie

cebuli było niezłą wymówką. Sara znalazła sobie wspaniałego faceta, pomyślała Ewa.

I miała nadzieję, że jej przyjaciółka zdaje sobie z tego sprawę.

Przez resztę wieczoru było już tylko coraz gorzej.

Sara i Rick byli tak zajęci sobą, że przebywanie w ich towarzystwie sprawiało Ewie ból.

Ale ponieważ była dobrą przyjaciółką, zachwycała się jedzeniem przygotowanym przez

Ricka, gawędziła wesoło z Eleną i starała się spojrzeniem przekonać Sarę, że z nią wszystko

jest w porządku.

Tylko przez moment miała jedną małą chwilę zwątpienia, czy aby dobrze postąpiła,

background image

odsyłając Adama z kwitkiem. Była to chwila, gdy Elena zamęczała ją pytaniami, kiedy wróci

Adam i dlaczego wyszedł przed kolacją. Ale Ewa wyjaśniła, że Adam przyszedł tylko po to,

by się pożegnać przed wyjazdem na wakacje. I wtedy Elena spytała, czy może otworzyć

prezent od Adama.

Ewa o mało co znów nie zaczęła szlochać, gdy ujrzała zawartość pudełka. W jakiś –

znany wyłącznie Adamowi – sposób zdołał wyszukać cały zestaw malutkich pierścionków,

pasujących na palce dziecka. Elena była tak szczęśliwa, że tańczyła po całym salonie,

pokazując wszystkim swoją nową biżuterię.

Wkrótce potem Ewa opuściła dom przyjaciółki. Wiedziała, że Sara i Rick świetnie dadzą

sobie radę z wystawianiem przed drzwi mleka i ciasteczek. Ona by tylko im przeszkadzała.

Po raz pierwszy Ewa czuła się naprawdę samotna, chociaż przez całe życie umiała i

musiała radzić sobie sama. Nie zapaliła nawet lampek na choince, kiedy wróciła do domu.

Powitała ją ciemność i pustka.

Claudia Claus potarła skronie.

Narobiła niezłego bałaganu! A przecież przeczytała instrukcję Mikołajowego laptopa.

Musiała widocznie coś przeoczyć. Mikołaj używał laptopa do spełniania dziecięcych marzeń.

Wpisywał po prostu życzenie do komputera i sprawa załatwiona.

Może nie powinna była wtrącać się w życie Ewy.

Unieszczęśliwiła ją. Claudia była pewna, że Adam jest idealnym partnerem dla tej

dziewczyny. Była przekonana, że są pokrewnymi duszami.

Oboje zasługiwali na szczęście.

Mikołaj nie będzie zadowolony, kiedy się dowie, że zabrała jego laptopa i narobiła

bałaganu. Nie mogła wrócić na biegun północny ze świadomością, że ktoś cierpi przez jej

spartaczoną robotę.

Ale co zrobiła źle? Spędziła całe lata czytając romanse i uwielbiała szczęśliwe

zakończenia. Absolutnie w nie wierzyła.

Nie powinna była zaczynać od tak trudnej sprawy, jaką jest miłość. Na początek powinna

zacząć od zauroczeń. Prawdziwa miłość to poważny problem, a Claudia czuła się amatorką.

Ona to nie to samo, co Mikołaj, który z taką łatwością potrafił uszczęśliwiać ludzi. A ona z

pewnością unieszczęśliwiła tych dwoje.

Teraz czekało ją trudne zadanie – zwrócić im radość życia. I koniecznie musi to zrobić!

Ciągle jeszcze jest na to czas. Zanim skończą się święta!

Claudia ponownie przeczytała instrukcję obsługi laptopa. I zdała sobie sprawę, że

zapomniała przycisnąć klawisz: „Zachowaj”. Zrobi to teraz, by zachować i uratować święta

Ewy. Nacisnęła klawisz.

W tym samym czasie na biegunie północnym...

– Czas ruszyć w drogę, Mikołaju – powiedział Terrell, patrząc na zegarek.

– Chyba tak – westchnął Mikołaj. Wziął czerwony płaszcz od naczelnego krasnoludka i

background image

zarzucił go na ramiona.

Terrell odprowadził Mikołaja do sań. Tam renifery niecierpliwie przestępowały z nogi na

nogę, podekscytowane perspektywą długiej podróży. Jak zwykle, robiły zakłady o to, w jakim

czasie uda im się przebyć trasę.

Prancer nigdy nie wygrał, ale wracał zawsze z najpełniejszym brzuchem. Miał nosa do

wywąchiwania drzwi, przed którymi pozostawiono najwięcej marchewki dla reniferów.

Gdy Mikołaj ulokował się już w saniach razem z magicznymi workami, z których żaden

nie miał dna, Terrell wyjął z kieszeni kartkę papieru.

– To dla ciebie, Mikołaju – powiedział, wręczając mu kartkę.

– Co to jest? Jeszcze jeden adres, pod który mam dostarczyć prezent?

– Nie, to adres, pod którym zatrzymała się pani Claudia.

– Znaleźliście ją! Terrell pokiwał głową.

– W saniach znajdziesz też koszyk z romantyczną kolacją dla dwojga. Pomyślałem, że

będziesz chciał zaprosić żonę na późnowieczorną przekąskę...

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

25 grudnia

Ewa obudziła się z zapuchniętymi oczami i obolałym kręgosłupem. Była głęboko

rozczarowana początkiem świąt. Odrzuciła kołdrę i poszła do łazienki, żeby wziąć prysznic.

Miała dosyć tego litowania się nad sobą. Nie przynosiło to nic dobrego. Chciała znaleźć

odrobinę radości w tych świętach i na nowo przejąć kontrolę nad własnym życiem.

Adam ją zawstydził, wykorzystał, oderwał od rzeczywistości i porzucił. Ale ona jednak

przetrwała. Dziś nadszedł dzień, kiedy musi zacząć wszystko od nowa. Uwierzyć w cuda i

znów kogoś pokochać, chociażby siebie.

Na śniadanie Ewa zjadła kilka ciasteczek, popijając je gorącą czekoladą. Wyszła przed

dom. Poprzedniego dnia zupełnie zapomniała wyjąć listy ze skrzynki. Teraz odkryła, że

pocztowa skrzynka zawiera niespodziankę. Ktoś zostawił dla niej bukiet. Co za uroczy gest!

Wiązanka składała się z morelowych tulipanów, niebieskich przełączników, żółtych

dziurawców i fioletowego bzu. O tej porze roku musiała kosztować fortunę!

Oczarowana, wyciągnęła bukiet ze skrzynki. Trzymając go w miejscu, gdzie był

przewiązany czerwoną kokardą, Ewa wysunęła spomiędzy liści małą, białą karteczkę i

przeczytała: „Wesołych świąt”.

Kwiaty nie mogły leżeć w skrzynce zbyt długo, pomyślała. Jeszcze nie zwiędły z zimna.

Ewa rozejrzała się, ale nie dostrzegła w pobliżu żadnego zaparkowanego samochodu. Nie

było nikogo. Ktokolwiek zostawił bukiet, odjechał.

I wtedy upuściła kartkę, która, padając, odwróciła się na drugą stronę. Było tam

nabazgrane imię Adam.

A więc był tutaj.

Zatęskniła za nim.

Dlaczego pani Claudia zesłała na nią to nieszczęście? Czy naprawdę musiała jej

wywrożyć tego faceta, który złamał jej serce?

Nie będzie o nim myśleć.

Nie będzie!

Gdy weszła do środka, chciała wrzucić bukiet do kosza, ale zamiast tego wstawiła go do

małego wazonu. I nagle uświadomiła sobie, co oznaczają te świeże kwiaty: Adam nie

wyjechał z Marcy na Karaiby. W ogóle nie wyjechał. O co tu chodzi?

Postanowiła nie zastanawiać się nad tym, włączyła ulubioną płytę z kolędami i zaczęła

porządkować swoją teczkę. Kiedy już poukładała wszystkie zaświadczenia i dokumenty,

zdała sobie sprawę, że znowu brakuje klucza. Tym razem była pewna, że to nie Elena jej go

podwędziła. Musiała sama zostawić klucz w posiadłości na ulicy Jemiołowej. Tam używała

go po raz ostatni.

Właściciele wrócą jutro rano, musiała więc pojechać do posiadłości i mieć nadzieję, że

uda jej się jakoś dostać do środka i odzyskać klucz.

background image

Musiała uciec z tego domu. Wszystko tutaj przypominało jej Adama. Ubrała się więc

ciepło i wyszła.

Pierwszy dzień świąt był najcichszym dniem w roku. Ulice były zupełnie puste. Ewa

pomyślała o Elenie i zastanawiała się, czy małej podobała się Barbie w różowej sukience.

Muszę do niej zadzwonić i chociaż przez telefon dzielić z nią radość świątecznego ranka,

pomyślała.

Luksusowy samochód Adama zaparkowany przed posiadłością przy Jemiołowej był dla

Ewy całkowitą niespodzianką.

– A więc klucz musiałam zostawić Adamowi – powiedziała do siebie.

Najpierw pomyślała o ucieczce. Ale nie mogła odjechać. Chciała odzyskać klucz.

Wysiadła więc z samochodu i skierowała się do drzwi wejściowych. Zanim zapukała,

nacisnęła klamkę. Drzwi były otwarte.

Czy powinna wejść? Może Adam był tu z Marcy i oprowadzał ją po domu, który dla niej

kupił. Ewa nie była pewna, czy jest w stanie znieść taki widok.

Ale musiała odzyskać klucz. Odważyła się więc wejść do środka.

– Jest tu kto? – zawołała.

Nikt nie opowiedział. W domu było cicho jak makiem zasiał. Może Adam jest w

ogrodzie? przyszło jej na myśl. Ewa nerwowo potarła dłonie.

Może to zrobić, przecież obiecała sobie.

Wzięła głęboki oddech i poszła w kierunku kuchni, gdzie spodziewała się znaleźć klucz.

Wcale jednak do kuchni nie dotarła.

Gdy zobaczyła Adama siedzącego na podłodze w jadalni przed wygaszonym kominkiem,

zamurowało ją ze zdumienia. Adam obracał w palcach pierścionek z diamentem i gapił się na

niego.

Ewa odchrząknęła.

– Przyszłam po klucz – powiedziała. Zaskoczony, drgnął ze zdumienia.

– Jest na stole w kuchni. – Ruchem głowy wskazał pomieszczenie przylegające do

jadalni.

– A więc kupujesz jej pierścionek zaręczynowy w każde święta? Czerpiesz z tego radość?

– Ewa nie mogła pohamować złośliwości.

– Nie, nie w tym roku. Mówiłem ci, to jest zeszłoroczny pierścionek. Powiedziałem

Marcy, żeby go zatrzymała, ale kiedy dotarło do niej, że nie jestem zainteresowany jej

powrotem, rzuciła nim we mnie i wyszła.

– Ach, tak... – burknęła Ewa. Czyżby to była prawda? Rozpaczliwie chciała mu uwierzyć.

Przeżyła szok, gdy zobaczyła półnagą Marcy w jego pokoju hotelowym. To było poniżające

doświadczenie.

– Czy wiesz, że kupiłem ten dom dla ciebie? – zapytał, patrząc na Ewę z nadzieją, że

jeszcze nie jest za późno.

– Co takiego?

– To dlatego chciałem być pewien, że dom ci się podoba. Pragnąłem, abyśmy byli w nim

szczęśliwi. śebyśmy wychowywali w nim nasze dzieci... Wiesz, Ewo, kiedy zobaczyłem twój

background image

dom, zdałem sobie sprawę, że nie szukam jakiegoś tam budynku. – Zawahał się. – Szukam

prawdziwego domu.

Ewa wybuchnęła płaczem.

– Och, Adamie!

Zerwał się na równe nogi i pochwycił ją w ramiona.

– Ewo, ja nigdy nie wiedziałem, czego tak naprawdę chcę. Ale kiedy spotkałem ciebie,

nie miałem już wyboru. To zupełnie tak, jakby ktoś osobiście wybrał cię dla mnie. Ktoś, kto

wiedział dokładnie, jaka ma być moja wymarzona pokrewna dusza.

Adam wycierał dłonią łzy z twarzy Ewy i mówił:

– Pragnę cię! Potrzebuję cię! Kocham cię! Proszę, wprowadź miłość w moje życie. Nie

wiedziałem, jaki jestem samotny, dopóki nie zacząłem cię tracić. Należymy do siebie, Ewo.

Jak dwie połówki jabłka, jak lody i wafelek, jak Bonnie i Clyde, jak Gwiazdka i Święty

Mikołaj.

Ewa uśmiechnęła się, słysząc ostatnie porównanie.

– śe też nigdy nie ma w pobliżu jemioły, kiedy jest potrzebna. – Ewa pociągnęła nosem.

– Do diabła, przecież jesteśmy na ulicy Jemiołowej, kochanie – powiedział Adam i

pocałował Ewę, ku ogromnej uldze pani Claudii.

Uwielbiała przecież szczęśliwe zakończenia.

W tym samym czasie na biegunie północnym...

– Strasznie za tobą tęskniłem – powiedział Mikołaj, głaszcząc Claudię po policzku.

– To znaczy, że nie byłeś zbyt zajęty, by zauważyć, że mnie nie ma?

– Jesteś moją żoną. Jak mogłaś myśleć, że nie będę za tobą tęsknił? – zapytał Mikołaj,

obejmując ją czule.

– O rany, czy mi się zdaje, czy schudłeś? – zapytała Claudia z troską.

– Usychałem z tęsknoty za tobą.

– A więc nie znalazłeś ukrytych przeze mnie ciasteczek? – zachichotała Claudia. Wstała,

obiecując, że wróci zaraz z niespodzianką dla niego.

Po kilku chwilach weszła z wielką blachą domowych świątecznych ciasteczek i skrzynką

piwa korzennego.

– Skąd je wzięłaś? – zapytał Mikołaj, gdy żona znów usiadła obok niego przy kominku.

Claudia wręczyła mężowi zimną butelkę „Napoju Mikołajowego”, jak było napisane na

etykietce, i wyjęła jedną dla siebie.

– Zamówiłam piwo specjalnie dla ciebie w małym browarze w St. Louis. A ciasteczka

były na poddaszu, leżały na siodełku roweru treningowego. Gdybyś go używał, jak obiecałeś,

znalazłbyś je.

Stuknęli się kuflami i Mikołaj wzniósł toast:

– Za moją żonę! Obiecuję zaprzyjaźnić się z rowerem treningowym i nigdy już cię nie

zaniedbywać.

– I o to chodzi – powiedziała Claudia, pociągając łyk piwa.

background image

– A teraz ja mam prezent dla ciebie – powiedział Mikołaj, wyjmując z kieszeni małą

paczuszkę.

– Co to jest?! – wykrzyknęła Claudia w zachwycie.

– Otwórz, to się dowiesz.

Claudia odpakowała prezent z prędkością, która przekraczała nawet możliwości Eleny.

– Och, Mikołaju! Jest piękna.

– Do tego będzie jeszcze kort tenisowy. W ten sposób będziemy mogli ćwiczyć razem.

– A potem razem odpoczywać – powiedziała Claudia zalotnie.

– Hej-ho, hej-ho!

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

14 lutego

– Przecież sklepy są zamknięte – zauważyła Ewa, gdy Adam zaparkował samochód przed

południowym wejściem do ekskluzywnego domu towarowego, w którym otwierał jeden z

działów.

– Wiem – odparł Adam. – Ale ja mam klucz.

– To znaczy, że zamierzasz pracować? Myślałam, że będziemy świętować dzień świętego

Walentego. – W głosie Ewy zabrzmiała nuta rozczarowania.

– Nie będę pracował. Wszystko jest przygotowane na jutrzejsze uroczyste otwarcie.

Pomyślałem jednak, że zanim otworzą sklep, moglibyśmy spędzić tutaj moje ulubione święto

w całkowitym odosobnieniu.

– Przyznaję, że niełatwo czuć się samotnym w piątkowy wieczór – powiedziała Ewa,

skłonna zaaprobować jego pomysł.

– Ja wyrwałem się dziś wcześniej z pracy. To ty musiałaś tak długo pracować nad

kontraktem z klientem. Ale nawet dobrze się złożyło, bo dzięki temu miałem czas, żeby to

przygotować.

– Co przygotować?

– Zobaczysz.

Ewa czuła się podekscytowana, gdy podążała z Adamem w kierunku zamkniętego sklepu.

Było coś niesamowitego w potajemnym wślizgiwaniu się do tak ekskluzywnego miejsca,

któremu Adam od półtora miesiąca poświęcał wiele czasu. Każdy szczegół musiał być

dopracowany do perfekcji.

– Chodź! – powiedział, ukrócając tym samym jej nie kończące się zachwyty nad

kolejnymi wystawami. Ewa i Sara często plądrowały pchle targi i lumpeksy, w tak

luksusowych butikach bywały niezwykle rzadko. Ostatnim dużym zakupem, jaki zrobiła, był

nowy samochód, na który wydała całą prowizję otrzymaną od Adama.

Od ostatnich świąt, kiedy to zaczęła spotykać się z Adamem, wkroczyła w całkiem nowy

ś

wiat. Świat, o którym, rzecz jasna, wiedziała, ale do którego, jak dotąd, nie miała wstępu. To

było zupełnie jak bajka. Taka ze szczęśliwym zakończeniem.

– A więc naprawdę to przygotowałeś – powiedziała Ewa, kiedy zatrzymali się przed

oszkloną ladą działu jubilerskiego. Obok lady stała na stoliku butelka schłodzonego szampana

i dwa kieliszki.

– Mówiłem ci, że to moje ulubione święto – powiedział Adam.

W dziale dominował czerwony kolor, który miał przyciągnąć oko potencjalnych klientów

na uroczystym otwarciu. Adam stanął z drugiej strony lady i bawiąc się w gospodarza

wieczoru, otworzył butelkę z wielkim hukiem. Napełnił musującym płynem oba kieliszki.

– Za nas! – powiedział, podając Ewie kieliszek. Roześmiała się, kiedy, pociągając łyk,

poczuła, jak bąbelki łaskoczą ją w nos.

background image

– Pamiętasz chyba, co się stało ostatnim razem, gdy piliśmy szampana – ostrzegła go.

– Mam nadzieję, że ty też o tym pamiętasz. Tym razem zamknąłem w komórce wszystkie

lokówki – odrzekł.

– Adamie!

– Wszystko w porządku. Jestem znów zdatny do użytku. Obejdzie się bez części

zamiennych. Tak powiedział wczoraj lekarz.

– Wspaniała wiadomość! – zawołała Ewa.

– Widzisz tutaj coś dla siebie? – zapytał Adam z uśmiechem.

Ewa wsparła się jedną ręką o ladę, a drugą pociągnęła Adama za krawat.

– Tak, kochanie, ciebie.

– Myślałem o którejś z tych błyskotek.

– Och! – Ewa pocałowała go, po czym spojrzała na zawartość szklanej gabloty. – To

znaczy...?

– Zrobisz ze mnie porządnego człowieka, prawda?

Puściła jego krawat i następne chwile poświęciła na studiowanie kasetki z diamentowymi

pierścionkami zaręczynowymi.

– Wybierz ten, który podoba ci się najbardziej – powiedział.

– Na dzisiejszy wieczór czy na zawsze? – zapytała, spoglądając na Adama i próbując

odgadnąć jego prawdziwe zamiary.

– Jeśli daję ci pierścionek zaręczynowy, to chcę, żebyś nigdy go nie zdejmowała.

Ewa spojrzała raz jeszcze na wystawę i wskazała na pierścionek z kwadratowym

diamentem w prostej oprawie. Adam wyjął go i wsunął na jej palec.

– Pasuje! – wykrzyknęła zachwycona.

– Zastanów się jeszcze. Możesz przymierzyć inne pierścionki.

– O, nie – odrzekła. – Jeśli ten pasuje, to widocznie jest przeznaczony dla mnie. To jest

mój pierścionek.

– Chodź – powiedział, chwytając ją za rękę.

– Dokąd?

– Zobaczysz.

Schodami ruchomymi wjechali do działu z sukniami ślubnymi.

– Chyba nie każesz mi dziś wybierać sukni?

– Nie. Mam dla ciebie niespodziankę. Usiądź – zaprosił, wskazując na pluszową kanapę.

– Zamknij oczy, a ja zaraz wrócę z niespodzianką.

Ewa, siedząc na kanapie, z zamkniętymi oczami zastanawiała się, co Adam znowu

wymyślił. Ostatnie tygodnie potwierdziły, że ten, z pozoru, realista potrafi zachowywać się

jak prawdziwy romantyk.

– Nie otwieraj oczu – powiedział, gdy wrócił z niespodzianką.

Słyszała, jak klęka przed nią, otwiera pudełko i szeleści papierem.

– Co to jest? – niecierpliwiła się Ewa.

– Połóż stopę tu, na moim kolanie – instruował, podnosząc jej nogę. Zdjął jeden z butów i

zaczął masować stopę Ewy.

background image

– A więc ta niespodzianka to masaż stopy? – zgadywała. – Podoba mi się. Nie narzekam.

Ale on w tym momencie wsunął jej na nogę inny but.

– Możesz otworzyć oczy.

– Są przepiękne – wyszeptała, patrząc na ślubne pantofelki, które Adam kazał zrobić

specjalnie dla niej. W jej oczach błysnęły łzy. Pantofelki wykonane były z białego brokatu i

pracowicie ozdobione sznurkiem perełek i kryształami.

– Podobają ci się?

– Czy mi się podobają? Są cudowne! Będę musiała zamknąć je w szafie, gdy przyjdzie

Elena. Wyglądają jak buciki księżniczki.

– Bo to są buciki księżniczki – zapewnił ją, wkładając jej dragi pantofel. – A ponieważ

akurat klęczę, chciałbym cię o coś zapytać. Czy wyjdziesz za mnie, Ewo, i sprawisz, że

wszystkie moje święta będą szczęśliwe?

– Tak, wyjdę za ciebie, Adamie. Możesz pocałować przyszłą pannę młodą.

Adam podniósł się i pocałował swoją księżniczkę w pantofelkach, które pasowały na nią

jak ulał.

– Spróbuj się przejść, żeby sprawdzić, czy są wygodne – zaproponował. – Jeśli coś będzie

nie tak, mogę je wymienić.

– Nie, noszenie ich przed ślubem przyniosłoby pecha. Są idealne i bardzo wygodne –

szybko odpowiedziała Ewa. Zdjęła pantofle i włożyła je do pudełka.

– A teraz mam dla ciebie ostatnią niespodziankę – powiedział Adam, biorąc pudełko z

butami do ręki i ciągnąc Ewę za sobą.

Szła za nim, aż dotarli do działu sportowego. Adam przystanął.

– Dlaczego się tu zatrzymujemy? – zapytała zdumiona.

– Pomyślałem, że sobie pobiwakujemy.

– Pobiwakujemy? Nienawidzę tego.

– Spodoba ci się. Zaufaj mi. Przecież, jak dotąd, nieźle się spisałem, czyż nie?

Nieźle? Wspaniale! To była magia. On był magiem. Rzucił na nią urok, którego nie

chciałaby nigdy przerwać.

Ale biwak?

Wziął ją za rękę.

A ona się zgodziła, nie potrafiąc mu odmówić.

Zaprowadził ją do otwartego namiotu, wystawionego na pokaz. Otworzył wejście do

końca i delikatnie popchnął ją do środka. Pochyliła się i westchnęła z zachwytu.

Wnętrze namiotu wypełniały czerwone balony w kształcie serca. Na małym składanym

stoliczku stała salaterka pełna truskawek zanurzonych w czekoladzie. Było tu naprawdę

romantycznie. Prawie nie słyszała, jak Adam zamknął za sobą wejście do namiotu.

– Czy ty w ogóle coś zrobiłeś dziś w pracy? – zapytała, sięgając po truskawkę.

– Urządziłem to wszystko potajemnie, kiedy tylko zamknęli sklep. Nikt się nigdy nie

może o tym dowiedzieć. To nasza tajemnica.

– Nikomu nie powiem – zapewniła go, delektując się smakiem truskawki.

– Nie sądzisz, że zasłużyłem na nagrodę? – zapytał, porywając ją w ramiona i całując

background image

zapamiętale.

– Ale tutaj?!

Potwierdził.

– Teraz?!

Wymruczał, że tak.

– Ale...

– Jesteśmy sami, a na zewnątrz pada. Nie słyszysz, jak krople deszczu uderzają o namiot?

Czy nie wprawia cię to w romantyczny nastrój?

Przyznała, że tak.

– Nie można biwakować w krawacie – powiedziała, rozwiązując węzeł i ściągając krawat

z szyi Adama. .

– Ani w marynarce – powiedział Adam, zdejmując żakiet z jej ramion i opuszczając go na

podłogę.

– Czekałem na to całe tygodnie – wyznał.

– Planowałeś to od tak dawna?

– Owszem. I czekałem, aż będę zdrowy i sprawny.

– Musisz być strasznie podniecony.

– Strasznie – odpowiedział, rozpinając bluzkę Ewy i całując jednocześnie jej skronie.

– To kompletne szaleństwo – powiedziała Ewa, rozpinając jego pasek od spodni.

– Wiem – odparł i położył ją delikatnie na podłodze. Byli jednakowo podnieceni,

jednakowo gotowi.

– Och, Adamie! – wyszeptała.

I wtedy na zewnątrz usłyszeli głosy: „Myślę, że ustawimy się tutaj, Jonathonie”. „Czy tak

będzie dobrze, panie Baker?”

– Cholera.

– Co się dzieje? Kim oni są?

– To kierownik sklepu. Zupełnie zapomniałem, że Kanał Piąty telewizji robi migawkę do

wiadomości w związku z jutrzejszym otwarciem.

– Zapomniałeś! – wyszeptała Ewa, czując, że płonie rumieńcem.

– Byłem zajęty innymi rzeczami – wymamrotał. Wtedy usłyszeli inny głos: „Mówi Chriss

Meyer dla Kanału Piątego. Jesteśmy w nowym sklepie sieci Bon Marchć, który otworzy swe

podwoje w St. Louis jutro o dziesiątej rano. Tu, w nowym sklepie... „

Ewa poczuła, że Adam zaczyna ją dalej rozbierać.

– Co ty robisz? – wyszeptała mu wprost do ucha, starając się nie myśleć, jak bardzo jej

się to podoba. – Zwariowałeś?

– Muszę, Ewo. Muszę!

– Adamie! – nalegała, próbując powstrzymać jego ręce.

– Tylko nie wymawiaj mojego imienia ani tym bardziej nazwiska – powiedział, ignorując

jej starania, by jednak go powstrzymać. – Najlepiej nic nie mów, bo w przeciwnym razie

pokażą nas w wiadomościach o jedenastej.

Ewa musiała użyć całej swojej woli, aby nie wydobyć z siebie ani jednego dźwięku.

background image

Ale chwile z Adamem warte były tego poświęcenia, tych pełnych napięcia sekund, kiedy

Chriss kontynuował opisywanie sklepu. Ewa modliła się tylko, aby nikt nie zechciał

przypadkiem zademonstrować rozmiarów namiotu, otwierając go i wchodząc z kamerą do

ś

rodka.

Wreszcie, zamykając sobie rękami usta, aby nie krzyczeć, opadli wykończeni na podłogę.

– Wesołych walentynek, kochanie – wyszeptał Adam, łapiąc wreszcie oddech.

Ewa nie odpowiedziała. Była zbyt zajęta obmyślaniem planu zemsty.

W święta.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
003 White Tiffany Prezent jak sie patrzy
03 White Tiffany Miłość i Uśmiech Prezent jak sie patrzy
Trójkącik jak się patrzy
Jak sie poruszac po naszym kurs Nieznany
baciary jak się bawią ludzie
Jak Się Masz Kochanie, Teksty piosenek, TEKSTY
Niesmialosc jak sie jej pozbyc
Jak sie ubrac na jesienny spacer, jesien-scenariusze,wiersze, zagadki
jak sie odprezyc 21 sposobow eioba
Jak się ustrzedz przed cholerą, czerwonką i tyfusem brzusznym
Jak się masz, teksty
Poczucie winy jak się go pozbyć, Interesujące, PSYCHOLOGIA, PSYCHOLOGIA (materiały), alkoholizm - ma
Laboratoryjna ocena jak się ją wykonuje i po co
Jak się wykonuje stropy żelbetowe
jak się zdrowo odżywiać
jak się włamywać P254PPH7SML7CDFBVVRWTGLQUG6JD5MMLMOLKWA

więcej podobnych podstron