Wampiry z Morganville 7 rozdział 4

background image

4

Michael grał na gitarze w salonie , gdy Claire przeszła hol, zrzuciła plecak nie przejmując się
znajdującym się w nim laptopem, i rozciągnęła się na kanapie. Michael zatrzymał się w połowie
akordu, wyczuła, że patrzył na nią, ale nie obejrzała się. Po chwili zaczął od początku. Dźwięki uniosły
się nad nią, piękne i skomplikowane i leżąc tylko i oddychając, czuła jak napięcie w niej zaczyna
ustępowad. Dzieo wciąż był paskudny, ale jakoś nigdy nie potrafiła dusid w sobie złości gdy Michael
grał.

-

Więc - powiedział, nie podnosząc wzroku znad gitary, jakby starał się wypróbować skomplikowane

chwyty -

myślałem nad gitarą elektryczną, co o tym myślisz ?

- Eve mnie

olała, Zostałam zdradzona przez najlepszą przyjaciółkę. -

Michael zagrał parę ostrzejszych akordów, potem znowu dźwięki stały się łagodniejsze. - Zgaduję, że
to oznacza nie ? -

-

Ta dziewczyna, Kim, znasz ją ? -

Michael skinął głową, ale nic nie powiedział. Claire poczuła, że jej

dłonie zaciskają w pięści. Powoli i starannie je wyprostowała. -Więc ta Kim, ona jest tak doskonała i w
ogóle ... Ooooh, ona jest artystką. I nagle ona i Ewa mają wiele ze sobą wspólnego i jestem nagle
obca, ta która nie rozumie żarcików. -

-

Poznałem Kim - powiedział Michael.

Jego głos był pozbawiony wyrazu, a wzrok wbijał w gitarę. -

Ona jest jak czarna dziura, po prostu ściąga ludzi z ich orbit. Ewa wciąż jest Twoją przyjaciółką. Jest po
prostu zauroczona Kim, bo on nigdy wcześniej nie chciała się z nią nawet porozmawiad. -

- Więc to tak jakby jest historia fantastycznej Kim ? -

Wzruszył ramionami i rzucił jej szybkie, przenikliwe spojrzenie. - Poszła do OLOM, więc nie znałem jej
za dobrze -

- OLOM ? -

Claire powtórzyła pytająco.

-

Ciągle zapominam, ze tu nie dorastałaś.

Our Lady of Mystery * to miejscowa szkoła katolicka

prowadzona przez najbardziej przerażające zakonnice jakie kiedykolwiek widziałem. W każdym razie,
Kim ZWOLNIONO ze szkoły, kiedy miała czternaście lat, o ile dobrze pamietam. Była naszą
sublokatorką w typie artystki, taką co to prędzej cię oszuka niż poda ci rękę.

- Założę się że była do bani. -

Michael wyglądał teraz jakby usilnie starał się ukryd uśmiech. - Sztuka zawsze jest subiektywna.
Mogłabyś jej nie lubid. -

-

A Ty ją polubiłeś ? -

Claire zaczynała się czud jakby tonęła. O, świetnie, oczywiście Michael także lubił

Kim. Shane chyba nie tylko ją lubił, ale umawiał się z nią i potajemnie nadal był w niej zakochany.
Claire Danvers, nowa dziewczyna, była prawdopodobnie jedyną osobą w Morganville, która nie
myślała w ten sposób o Kim.

Michael uspokoił struny gitary płaską dłonią i usiadł z powrotem, patrząc prosto na nią. - Powinnaś ją
poznad - powiedział. - Jest interesująca. Tylko uważaj, żeby nie za blisko -

- Ona traktuje mnie jak śmiecia.-

-

To całkiem prawdopodobne - zgodził się.

- Czy wiesz, że przeżyła atak wampira, kiedy była bezdomna

w wieku szesnastu lat ? -

Claire połknęła uwagę którą chciała teraz wygłosid, byłaby bardzo sarkastyczna i krytyczna. Zamiast
tego, zapytała : - Przeżyła ? W jaki sposób? -

-

Zabiła wampira który próbował z niej wyssać krew.

Według zasad powinna dostad wyrok śmierci.

Zamiast tego, została uniewinniona. Nawet nie poszła do więzienia. Brandon nie był zbyt szczęśliwy z
tego powodu, był wtedy zastępcą Amelie, ale musiał jakoś to przełknąd. Tak naprawdę, jest tylko
dwoje ludzi w Morganville, którzy kiedykolwiek zabili wampira i uszło im to na sucho.

- Kim i kto jeszcze ? -

Michael uniósł brwi. - Nie wiesz ? -

- Nie wiem czego ? -

- Druga osoba to Richard Morrell - powiedział.

-

Poważnie ? -

Richard Morrell, aktualnie burmistrz Morganville, jeden z trzech najważniejszych ludzi

w mieście - to przekraczało pojęcie Claire, że wampiry pozwoliły mu po prostu. . . uciec od
odpowiedzialności. - Kiedy ? -

background image

Michael nie zdążył odpowiedzied, jego telefon zaczął wściekle grad "Born to Be Wild", wyjął go i
spojrzał na wyświetlacz. - Muszę się przygotowad - powiedział. - Przepraszam. Później Ci opowiem.
Ale zaufaj mi, Kim jest jak żywioł, jak burza, prze przed siebie i nie ogląda się do tyłu. Eve będzie
zafascynowana przez chwilę, ale Kim szybko znajdzie sobie kogoś innego. Tak to sie odbywa. -

Claire miała naprawdę silne uczucie, że nie mówi jej wszystkiego. Albo, że nie powiedział jej tak
naprawdę nic. Ale nie dał jej czasu na żadne pytania, schował gitarę do futerału i ruszył w stronę
schodów.

-

Przygotuj się - mruknęła wciąż w nie najlepszym humorze -

no tak, nagle wszyscy muszą gdzieś

wybyd, tylko nie ja. Powinnaś poznad Kim, jest interesująca. -
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Claire nie mogła sie powstrzymad
od ironicznego brzmienia gdy powtarzała słowa Michaela. - jasne, już lecę -

Tylne drzwi otwarto i zamknięto, zaskrzypiały deski podłogowe w kuchni, i Claire poczuła
zachwycający aromat dymu z grilla. Nie mogła powstrzymad uśmiechu bo pojawił się właściciel
zapachu.

- Hej -

powiedział Shane i pochylił się nad kanapą patrząc na nią.

Jego włosy były coraz dłuższe oraz

bardziej rozczochrane i brudne, wyglądały jakby potrzebowały fryzjera. Lub nożyc ogrodowych.
Powinno wyglądad to okropnie ale w jakiś dziwny sposób sprawiało to, że...wyglądał gorąco.

Ale nie w taki sposób, że mogło by to ja poruszyd.

- Hej -

odparła i uniosła dłoń by dotknąć jego twarzy.

Zamiast tego, wziął ją i pocałował delikatnie.

-

Dlaczego jesteś taka osowiała?

Zapomniałem coś powiedzied ? -

- Od Ciebie wystarczy samo hej -

Westchnęła. Narzekanie na Kim nie było tak dobrym pomysłem jak

wcześniej się jej wydawało, Michael nie podzielał jej zdania, a ona nie miała podstaw by sądzid, że
Shane zachowa się inaczej. - Jestem po prostu w strasznym nastroju. -

-

Muszę na to spojrzeć. -

Shane pochylił się i spojrzał jej w oczy. - Taak, to straszne Widzę, że brakuje ci

już niewiele do Hannibala Lectera -.

Westchnęła. - Nikt się mnie nie boi. -

- Nie.

Nikt. To dobrze, Claire. -

- I mówi facet, który przeraża wszystkich. -

Shane uśmiechnął się powoli. Kochała sposób w jaki jego uśmiech wyciągał się wyżej niż u innych
ludzi, oraz powstające w trakcie jego trwania małe dołeczki. - Nie przerażam Ciebie. -

-

Cóż ...

No może troszeczkę. -

-

Muszę mocniej popracować nad tym "troszeczkę" - powiedział,

- Skoro już wspominamy

przerażających ludzi, co u twojego pokręconego szefa ? -

-

Nie wiem, nie idę tam, nie obchodzi mnie to - powiedziała.

- Twarz mnie boli. -

- A więc jesteś osowiała ponieważ twarz cię boli ? -

- Jestem brzydka i nikt mnie kocha. -

-

Źle, - powiedział, - oraz naprawdę źle. -

Pocałował jej palce jeszcze raz i tym razem pozostawił ciepłe

wargi na skórze przez długi czas. - Michael się szykuje ? -

Claire westchnęła nagle zirytowana. - Tak. - Każdy gdzieś się wybiera, a ja co ? - Chciała zostad w
domu ponieważ przybrała odpychający wygląd.

- Teatr w TPU ?.

Dziś w nocy ? Koncert Michaela? Zapomniałaś ? -

No tak. Nie, nie zapomniała o wszystkim, ale teraz czuła się, jeśli to w ogóle możliwe, jeszcze gorzej. -
Jestem idiotką- powiedziała. - O człowieku. Dąsałam się jak dwulatka prze Kim. Zapomniałam, że
wybieramy się razem na występ.

- Kim ? -

Shane zwrócił uwagę na ostrzejszy ton. -Kim. Gotycka Kim ? -

-

Tak, jak tam ona się nazywała ? Dziwna Kim, ta sama.

- Gdzie spotkałaś Kim ? -

- Była z Eve. Grają razem w sztuce. -

- Ach -

powiedział Shane.-

Wyraz jego twarzy zmienił się, wyglądał jakby chciał coś ukryd. - Więc

rozmawiałaś z Kim. -

- Nie było warto. -

background image

Myliła się, czy widziała w jego oczach cieo ulgi ? - To prawdopodobnie dobrze, ona jest na swój
sposób ciężka. -

-

Na swój sposób ? -

Claire zmrużyła oczy. - umawiałeś się z nią ? -

Oczy Shane'a rozszerzyły się i zapadła chwila śmiertelnej ciszy zanim powiedział, - Niedokładnie tak.
W zasadzie nie. -

- Chodziliście ze sobą ? -

Otworzył usta do odpowiedzi, a następnie potrząsnął głową. - Nie wiem jak to ując, - powiedział. -
Cokolwiek powiem, uwierzysz w to ? Nawet gdybym to robił, to było dawno temu, jestem teraz z
tobą. W porządku ? -

-

W porządku. - powiedziała.

Czuła się jak gdyby kawałki układanki jej życia rozpadały się, a jakoś to

wszystko z winy Kim. Jestem dorosła, mówiła sobie. Dorosłe kobiety nie stresują się z powodu byłych
dziewczyn lub byłych randek czy czegokolwiek innego. Poza tym miała ochotę znaleźd Kim i ją zdzielid,
co nie było chyba dobrym pomysłem, gdyż była pewna, że Kim oddałaby jej dwa razy mocniej. -
Jasne. Wszystko w porządku. -

Shane nie wierzył jej nawet przez sekundę ale widad było, że postanowił zagrad tak jak ona. - - W
porządku - powiedział. - Więc. Grill. Wchodzisz w to ? -

-

Nie mogę uwierzyć, że chcesz robić grilla po tym jak serwujesz go przez cały dzień.

Czy to nie

oznaka starości ? -

- Grill to grill, -

powiedział.

- O co ci chodzi ? Chodź, osowiała. Chodź jeśd. -

Na wpół wyciągnął ją z kanapy, zaczął łaskotad jej miejsca w których była na to wrażliwa, i pogonił ją
do kuchni.

Miał rację. Grill naprawdę stanowił rodzaj magicznego lekarstwa dla osowiałych.

Claire wystroiła się show Michaela TPU, ale biorąc pod uwagę stan jej oparzeo słonecznych, nie była
pewna, czy wysiłek wart był przysłowiowej świeczki, przynajmniej, dopóki nie zeszła na dół. Shane i
Michael stali razem, rozmawiając. Claire zatrzymała się na schodach, podziwiając.

- Co ? -

Shane zapytał chwytając jej spojrzenie.

- Nic. -

- Wyglądacie świetnie. -

Michael wzruszył ramionami, jakby to było coś normalnego. Shane zrobił tak samo, nawet jeśli
poświęcił czas na założenie swojej czarnej koszuli i czarnej skórzanej kurtki, a nawet zrobił coś w
rodzaju irokeza ze swojej niesfornej szopy na głowie.

Michael, a'la gwiazda rocka. Nie w sensie długich włosów, nie, po prostu wyglądał na ...ważnego.
Claire zastanawiała się, czy Eve wybrała ubranie dla niego, jeśli tak to naprawdę go kochała, dlatego,
że leżało na nim doskonale. No właśnie -Gdzie jest Eve ?-

-

Robi się późno - , powiedział Michael.

- spotkamy się z nią na miejscu. -

Ewa przepuściła grilla? To było dziwne. Claire zeszła po pozostałych stopniach i dała się obejrzed
Shane'owi. - OK ? -

-

Oszałamiająco, - powiedział i pocałował ją ostrożnie, ze względu na oparzenia słoneczne.

- Wiesz, że

uwielbiam tę spódniczkę. -

Zarumieniła się pod oparzeniami. - Tak. Wiem. - To była krótka, plisowana spódnica w kratkę. Buty
które miała na sobie to były te, które Eve kupiła dla niej na ostatnie Halloween, zabawne ale w sumie
niezłe i całkiem seksowne. Claire nadal czuła się trochę nieswojo ze swoim ciałem, ale było coś w
sygnałach Shane'a co powodowało, że czuła się mniej zakłopotana. Bardziej pewna siebie.

-

Jedziecie ze mną ? -

Michael spytał, machając jego kluczykami od samochodu. - Jeśli tak, to autobus

zaraz odjeżdża. -

Oczywiście, Eve została uznana za zaginiona w akcji, nie mieli innego samochodu, a chodzenie w
ciemnościach nie było najlepszym pomysłem, nawet w nowym, spokojniejszym Morganville. Nie była
to długa podróż, a Michael

bębnił palcami na kierownicy, jakby dwiczył grę na gitarze, nikt nie mówił za wiele. Claire oparła się o
Shane'a na tylnej kanapie, głowę położyła na jego ramieniu, a jego obecnośd pomagała jej zapomnied
o tym, jak zły był dla niej ten dzieo.

Przynajmniej dopóki nie pomyślała sobie, że niegdyś siedział tak z Kim. W jakiejś odległej przeszłości.
- Hej - , powiedziała. - A'propos Kim ... -

background image

-

O człowieku, wiedziałem.

Ty nie odpuścisz, prawda ? -

- Chcę tylko wiedzied czy wy spotykaliście się lub ... -

- Nie -

,Shane powiedział i odwrócił wzrok.

Udawał, że wygląda przez okno, z tym że ciemno barwione

szyby nie pozwalały dostrzec niczego. - Dobra, zabrałem ja raz na kręgle. Była całkiem dobra. Czy to
liczy jako randka ? -

- Tak, jeśli później stanowiliście parę. -

Zawahał się, wreszcie westchnął. - Tak -, powiedział. - Winny. Randka. Para. Potem przeniosła się do
kolejnego faceta. Coś jeszcze ? -

Claire była zupełnie nieprzygotowana na to jak strasznie czuła się wypytując. - Czy, naprawdę ją
lubiłeś ? -

-

Czy musicie przeprowadzać tę rozmowę przy świadkach ? -

Michael podniósł rękę. - chcę mied to na

taśmie więc nie zwracam teraz zbytnio uwagi. -

- I... jeszcze. -

-

Stary, sam się w to wpakowałeś, nie obwiniaj mnie. -

W głosie Michaela brzmiała zdecydowana nutka

rozbawienia, która nie sprawiła, że Claire poczuła się lepiej.

- Przykro mi, -

Claire powiedziała żałośnie.

- Myślę, że możemy pomówid o tym później. Nie ma to

znaczenia, w każdym razie. - Oprócz tego, że miało znaczenie. Spore.

Shane odwrócił się by spojrzed jej w oczy. Jego źrenice były ogromne w słabym blasku deski
rozdzielczej. - Szukałem dziewczyny - , powiedział. - Kim była pomyłką. Ty nie jesteś, więc przestao się
tym martwid. A co do odpowiedzi na pytanie : tak, lubiłem ją. - Czy bardzo ? Raczej nie. I nie było to
złamane serce, kiedy odeszła. Raczej ulga. -

Claire zamrugała. - Och. - Nie wiedziała, co z tym zrobid. Poczuła się lepiej, a także, trochę dziecinne i
zawstydzona. Czy jestem zazdrosna dziewczyną, która opuści i będzie szczęśliwy ? Wydawało się, że
nie. Tak, jakoś.

- Hej -

, powiedział, i dokładnie prześledził linię policzka, unikając oparzonych miejsc.

- Podoba mi się

to, że interesujesz się tym. Naprawdę. -

Wyciągnęła mocno powietrze. - Ja po prostu nie chcę się tobą dzielid -, powiedziała. - Nigdy. Nawet
zanim cie poznałam. Wiem, że to nie ma sensu, ale ... -

- Ma sens -

, powiedział i pocałował ją.

- To naprawdę działa. - Michael się uśmiechnął, widziała to w

lusterku wstecznym. Złapał ją jak się mu przyglądała i potrząsnął głową.

- Co ? -

rzuciła.

-

Fajnie, że mogę z wami mieszkać -, powiedział, - później wrzucę to na YouTube i pośmiejemy się

wszyscy. -

- Dupek. -

- Nie zapomnij : dupek krwiopijca.-

-

Ponadto, nieumarły dupek krwiopijca -, powiedział Shane. -

to bardziej teatralnie. -

Michael zatrzymał samochód. - Jesteśmy na miejscu. - Chwycił futerał od gitary i wyszedł, spojrzał na
nich i błysnął uśmiechem ze zrozumieniem.- Zamknijcie auto jak wysiądziecie. Aha, i pamiętajcie :
wampiry mogą widzied poprzez ciemne szyby. Po prostu mówię. -

- Ach,- Claire

westchnęła.

- Nastrój prysł. -

Michael zniknął w wejściu dla artystów, jego krok był pewny jakby scena należała już do niego, Claire
i Shane szli ręka w rękę, poprzez garaż. Było tu wiele innych osób, parkujących, rozmawiajacych,
spacerujących grupkami w kierunku wejścia do teatru. Podobnie jak większośd budynków TPU, był to
toporny produkt lat 70, szkło i beton, solidne, proste, funkcjonalne, co najmniej na zewnątrz.

Lobby było cieplejsze, z ciemnym, czerwonym dywanem i zasłonami, które wyglądały na najmniej
dziesięcioletnie. Claire widziała ludzi gapiących się na nią, wolałaby mied czapkę, ale ponieważ nie
miała, trzymała brodę wysoko i ściskała dłoo Shane'a mocniej, kiedy sprawdzano bilety poprowadził
ją na balkon. Po drodze, Claire dostrzegła wiele znajomych twarzy - Ojciec Joe z kościoła, stojącego w
swojej czarnej koszuli z białym kołnierzykiem i rudymi włosami. Poznała ludzi z klasy, którzy
prawdopodobnie nie mieli pojęcia, że przybyli aby usłyszed wampira grającego na gitarze. Aha, i
mnóstwo wampirów, z błyskiem w oczach i lekko głodnym sposobie taksowania tłumu. Niektórzy z
nich nawet bardzo dobrze ubrani.

background image

Nie zauważyła nigdzie Amelie, ani Myrnina czy też Olivera, co rzucało się w oczy. Za to zobaczyła Mr.
Pennywell, nieprzyjemnego typka, który wyjątkowo wyglądał na zadowolonego z siebie i
wyluzowanego, całkowicie bezpłciowego w swoim zwykłym czarnym żakiecie i spodniach. Siedział
przy stoliku w pobliżu schodów, obserwując każdego przechodzącego obok. Miała silne poczucie, że
był jak ci ludzie, którzy stanęli przed zbiornikiem z homarami wybierając danie na talerz.

Skrzywiła się.

-

Wszystko w porządku ? -

Shane spytał, a ona zdała sobie sprawę, że nie mówił o wampirach, ani o

niczym podobnym Szybko sprostował, - Wiesz, między nami ? -

-

Och. Oczywiście, tak myślę -

Nie wydawała się zbyt pewna siebie, bo zatrzymał się na schodach,

rozejrzał się i skierował ją w kierunku małej grupy krzeseł z boku.

Nikt nie siedział w ich pobliżu. To był ciemniejszy kąt, rodzaj intymnego oświetlonego tylko poprzez
światła na ścianie. Ludzie przechodzili obok, ale nikt nawet nie spojrzał.

-

Muszę mieć pewność -, powiedział.

- Nie chcę abyś myślała o Kim jak o konkurencji. Nic dla mnie nie

znaczy. Do dziś, nie pomyślałem o niej więcej jak dwa razy. -

Ale myślał o niej teraz, porównując ją do Claire. Nie mogła byd całkowicie pewna, że była od niej
lepsza. - Tyle, że każdy uważa, że ona jest tak interesująca. I jestem po prostu, wiesz... –


-

Supermądra uczennica dwuosobowościowego wampira, nie mówiąc już o tym, że jedna z kilku osób

w mieście której Amelie słucha ostatnio ?

Tak. Jesteś strasznie nudna. - Ciepłe ręce Shane'a objęły jej

twarz i uniosły delikatnie, aby mógł spojrzed jej w oczy pomimo przydmionego światła.
- Tak. Tak jest lepiej. -

- Dlaczego ? -

Słowo w jej ustach drżało, jak powściągliwy krzyk goryczy. –Więc teraz możesz zobaczyd

jak brzydka jestem w porównaniu z Kim?
-Masz kilka warstw złuszczającej się skóry –powiedział –Za tydzieo będziesz miała zabójczą
opaleniznę i każdy będzie się zastanawiał skąd masz taki spray samoopalający. To nie ma znaczenia.
Nawet trochę. Rozumiesz?

Nie chciała płakad i jakimś cudem nie płakała. Nabrała powietrze do płuc, przytrzymała je i powoli
wypuściła. I to było to.

Uśmiechnęła się –Tak, rozumiem.
-W takim razie w porządku. Kocham Cię. Pamiętasz?
Ciepło ukoiło jej nerwy i ogrzało miejsce w dole brzucha. –Tak, pamiętam. –powiedziała - Ja ciebie też
kocham.

Pocałował ją w czubek nosa. –Zazdrość. Lubię to w pewnym sensie.
Ręka w rękę skierowali się do Sali koncertowej.

Pan Pennywell zablokował im przejście.

Było coś naprawdę nieprzyjemnego i złego w Pennywell, w sposób który Clarie nie mogła nawet
kiwnąć palcem. Wampir wyglądał na dziwnie zbudowanego. W jednym świetle wyglądał jak kobieta, w
innym jak mężczyzna. Ale to nie była ta rzecz która czyniła go przerażającym.

Był całkowicie pozbawiony duszy, a jego oczy nie wyrażały żadnych uczuć. Nawet gdy się uśmiechał
jego oczy pozostawały bez wyrazu, bez żadnych emocji.

-Przesuo się –powiedział Shane, a Clarie poczuła, że nieświadomie uścisk jego dłoni zrobił się
mocniejszy. –Koleś, nie jesteś na tyle szalony by ścigad nas na neutralnym terenie przy świadkach,
racja?

background image

-To głównie zależy od tego co planuje osiągnąd –powiedział Pennywell –Ale nie jestem tutaj po to by
wam grozid. Jestem tutaj by was zawoład.

-Na nasze miejsca? Dzięki, nie potrzebujemy doprowadzenia. –Pennywell stanął prosto w przejściu.
Tłum wokół nich zaczął się przerzedzad. Ostatnią rzeczą jaką Clarie chciała było zostad tu z nim sam na
sam. Każdy w środku wiwatując i klaszcząc zagłuszyłby jej aż nazbyt prawdopodobne krzyki.
Wymieniła spojrzenie z Shanem.

-Oliver chciałaby zamienid słowo –powiedział Pennywell i uczynił wdzięczny gest ręką po jego lewej
stronie – Jeśli bylibyście tak mili.

-Teraz?

-Oliver nie ustala terminów. Tak, teraz.

Wyglądało na to, że nie mają większego wyboru, ale Clarie zobaczyła, że Shane ma ochotę powiedzied
Pannywell’owi żeby się ugryzł. To byłoby złe. Pennywell nie wyglądał na osobę która dobrze
przyjmuje odmowy.

Nie doszło do tego z możliwie najgorszego powodu.

-Shane? Shane Collins? Nie wierze własnym oczom. –Dziewczęcy głos nadszedł zza ramienia
Pennywell’a, a następnie przekształcił się w dziewczynę przesuwającą się obok wampira i cały ciałem
rzucającą się na Shane. W zaskoczeniu puścił rękę Clarie i złapał dziewczynę zanim oboje runęli na
ziemię.

Zajęło to dobrą sekundę zanim farbowane czarno-różowe włosy zestawiła z głosem, ale Clarie
wiedziała to jeszcze zanim jej mózg podał jej imię.

Kim. Super.

A Kim całowała Shane’a.

I to nie było tak, że od oddawał pocałunek… bardziej jakby próbował odepchnąd ją od jego ust.

Ale jednak. Jej usta dotykały Shane’a ust.

Nawet Pennywell wyglądał na wstrząśniętego.

-Hej!- Clarie protestowała, nie będąc pewna co powinna zrobid, ale bardzo chciała złapad w garśd te
czarne kłaki i pociągnąd. Mocno. Ale nie musiała. Shane podniósł Kim, fizycznie i odstawił ją na
długośd jego ramienia i tak ją zatrzymał.
-Kim –powiedział –oh, cześd.

-Jak leci Collins? Wow, minęła kupa czasu. Przepraszam za te rodzinne sprawy, to popierzone
człowieku. Och, słyszałeś, że teraz mam poddasze? Sprzedaję przez Internet. Bardzo fajne.

Szeroko otwarte oczy Kim zatrzymały się na twarzy Shane’a, miała ckliwie-zachwycony wyraz twarzy.

-Po prostu nie mogę uwierzyd, że to ty, Shane. Wow, tak świetnie Cię widzied.

background image

-Taak –powiedział i spojrzał na Clarie. To był szybki (i paniczny) rzut oka. –To jest Clarie. Moje
dziewczyna. –Podkreślił to słowo. Nie wyglądało na to, że to do niej dotarło, a nawet jeśli to Kim
wzruszyła ramionami i ledwo spojrzała na Clarie.

-Super- powiedziała -Hej, ty jesteś jedną z tej kawiarni, przyjaciółka Eve, jaki mały ten świat prawda?

-Klaustrofobicznie mały –powiedziała Clarie –Co ty tu robisz? –Wiedziała, że słuchad było złośd w jej
głosie, ale nie mogła nic na to poradzid. Pennywell spoglądał z niej na Kim, wyraźnie starał się
zdecydowad którą z nich ma najpierw zabid. Z jego wyrazu twarzy można wywnioskowad, że skłaniał
się do Kim, ale to wcale nie odstresowało Clarie.

-Przyszłam żeby usłyszed Michael’a Glass’a. –powiedziała Kim –To znaczy Eve mi o wszystkim
powiedziała. Michael zawsze był najfajniejszym facetem w mieście –z wyjątkiem tu obecnego. –
Mrugnęła do Shane’a. Mrugnęła. Clarie chciała zwymiotowad. –Chciałam tylko okazad swoje
poparcie.

-Nie jestem tobą zainteresowany –powiedział do niej Pennywell –Odejdź.

Kim zamrugała i odwróciła się by spojrzed na wampira po raz pierwszy. Zareagowała tak, jakby nawet
nie wiedziała, że tam stał. Poważnie? Dostała rolę w sztuce? Bo to była najgorsza reakcja jaką Clarie
kiedykolwiek widziała, poza naprawdę starymi, niemymi filmami.

-O mój boże! Czym ty do diabła jesteś. Mam na myśli, tak, zdecydowanie –uniosła dwa palce do góry,
Clarie pomyślała, że to znak pokoju, zanim zdała sobie sprawę że to „V” – jak wampir.

-Ale cholera, jesteś dziwaczny.

Pennywell nie miał pojęcia co zrobid. Z dezaprobatą uniósł swoje wysokie czoło. Bez słowa spojrzał na
Kim, tylko studiując jej twarz. Wtedy powiedział –Ty jesteś historykiem.

Kim uśmiechnęła się. –Bingo, koleś. Jestem historykiem. A ty jesteś w pewnym sensie nowy, mam
rację? Muszę mied cię na aparacie. Umówmy się, dobrze? Proszę, to jest mój numer. –Poszukała w
małym, czarnym woreczku wiszącym przy jej nadgarstku i wyjęła z niego coś jakby wizytówkę i podała
mu. Pennywell wziął ją od niej –głównie w samoobronie –i schował do kieszeni kurtki.

-Mała rada? Kurtki Nehru wyszły z mody w latach sześddziesiątych. Przejdź na Brook Brothers. Nie
chciałbyś byd zachowany dla potomności źle wyglądając, prawda? Także można by popracowad nad
twoimi włosami, pomyśl o tym.

Podczas gdy Kim mówiła, Shane wziął Clarie za łokied i cicho popchnął ją obok Pennywell’a, którego
oczy cały czas patrzały na Kim, bo noc stop paplała. Do czasu kiedy wampir zorientował się co się
dzieje i odepchnął Kim. Clarie i Shane przemknęli przez drzwi do sali, mieli nadzieje, że poza jego
zasięgiem.

-Czy ona zrobiła to celowo? –zapytała Clarie

-Nie wiem –powiedział Shane –Ale nie chciałem zmarnowad takiej szansy. Zadzwoo do Oliviera.
Dowiedz się czy rzeczywiście chce nas widzied.

background image

Clarie skinęła głową. Tłum na sali wciąż szumiał i było naprawdę głośno. Nikt nie zauważał jej z
telefonem. Było ich ze sto lub więcej błyszczących jak klejnoty, na swoich miejscach, ludzie nadrabiali
stracony czas z przyjaciółmi; plotkowali, umawiali się na spotkania.

Clarie szybko zadzwoniła do wampira, ale trafiła na pocztę głosową. Oliver nie robił sobie kłopotu by
się przedstawią, ale kazał dzwoniącemu zostawid wiadomośd, co też uczyniła i ustawiła swój telefon
na tryb wibracyjny.

Shane wpatrywał się w zamknięte drzwi którymi weszli. Clarie stłumiła się zazgrzytania zębami.

-Martwisz się o nią? –Zapytała i starała się utrzymad swój głos w neutralnym tonie.

-Zostawiliśmy ją samą z Pennywell’em. Cholera myślałem, że szła za nami.

Cóż, Kim nie poszła za nimi. Clarie próbowała byd bardziej zmartwiona, ale najlepsze na co mogła się
zebrad, było słabe poczucie irytacji i to, że naprawdę jej nie lubiła, zawsze starała się wynajdywad
usprawiedliwienie dla najgorszych ludzi, w jakiś sposób, po prostu nie mogła wziąd strony Kim,
chodby nie wiem co.

Ale wiedziała co powinni zrobid –Powinnyśmy jej poszukad.

-Nie –powiedział Shane –Ty zostaniesz tutaj. Ja tylko pójdę sprawdzid czy ona tam jest. Chcę po
prostu upewnid się, że z nią wszystko w porządku.

Ponieważ ty nie potrzebujesz tej opieki –pomyślała Clarie, ale miała silne uczucie by zatrzymad to dla
siebie. Po prostu skinęła głową. Shane puścił jej rękę i ruszył do drzwi, które z łatwością otworzył i
wyjrzał za nie. Po chwili zamknął je i wrócił.

-Tam nie –powiedział.

-Którego z nich?

-Obojga –Shane był spięty i nie mogła go za to winid. Miał tendencję oby brad większośd na siebie i
jeżeli coś skooczyło by się źle z Kim, to pomyślałby, że to przez niego, co byłoby kompletnym
nonsensem, ale tak właśnie Shane reagował
–Muszę.

-Co musisz?
Kim znowu nadeszła zza Clarie. Clarie zacisnęła swoje powieki i prawie krzyknęła sfrustrowana –nie z
poczucia ulgi –ale udało jej się kontrolowad. Odwróciła się i powiedziała bardzo spokojnie
-Upewnid się, że z tobą wszystko w porządku. Kiedy tak jest. Oczywiście.

Kim przez chwilę na nią patrzała po czym jej usta oblekł delikatny uśmiech.

-Oczywiście –prawie zamruczała. Przeniosła swoje spojrzenie na Shane i się uśmiechnęła.

-Martwiłeś się o mnie? To słodkie, ale tamten wampir – niedzielny kierowca nie chciał zrobid mi
krzywdy.

background image

-Dlaczego nie? –Zapytała Clarie?
Kim wzruszyła ramionami –Eh, no wiecie… Cholera, naprawdę nie widziałam cie przez wieki, Collins.
Co nowego?

-Niewiele – Powiedział i ponownie sięgną po rękę Clarie. –Przepraszam, ale tam na dole mamy
miejsce. I dzięki, że zainterweniowałaś wtedy.

-Nie ma sprawy –powiedziała Kim –W takim razie do zobaczenia później.

Ich miejsca były blisko sceny i kiedy dotarli do nich światła zaczęły przygasad. Clarie odwróciła się, ale
nigdzie nie mogła dostrzec Kim w tym cieniu.

-Myślę, że naprawdę nienawidzę tej dziewczyny –powiedziała

Shane delikatnie pocałował jej palce. –Nie bądź zazdrosna. Nie jestem nią zainteresowany. Teraz czy
później.

Clarie chciała móc w to uwierzyd, ale było jeszcze kilka jej małych trudnych części, które zbyt dobrze
informowały ją o jej wadach.

Wtedy zapaliły się reflektory, światła zgasły i Michael wyszedł na scenę przy akompaniamencie
nagłych braw i aplauzów. Nie był to Michael, którego Clarie znała – nie był tym który siedział w
salonie i grał w gry wideo, improwizował z gitarą i na wieczór filmowy wybierał okropne westerny.

To był ktoś inny.

Ktoś prawie przerażający. Sposób w jaki złapał i trzymał reflektor. Wcześniej wyglądał dobrze, ale
Clarie zobaczyła w sposób w jaki Michael Glass zawsze chciał zostad zauważony… w samym centrum
sceny. Światło uczyniło jego włosy w świecące złoto, jego blada skóra świeciła w księżycowym blasku,
zmieniło go w coś egzotycznego, wspaniałego i nietykalnego, a jednocześnie w coś co chciało się
dotknąd. Bardzo.

Ktoś pchnął krzesło obok Clarie. Eve. Włożyła swoją najlepszą czarną aksamitną suknię z odkrytymi
plecami, swoje włosy ułożyła w eleganckiej, lśniącej czapce, a kiedy skrzyżowała nogi rozcięcie w jej
sukni ukazało długie nogi i szpilki. Nie mogła złapad tchu.

-Boże, myślałam, że nigdy mi się nie uda –szepnęła do Clarie i otworzyła czarny, jedwabny wachlarz,
którym machała by się ochłodzid. –Wiesz, to jest mój chłopak.

-Wiem –powiedziała Clarie. Była przygotowana żeby nie rozmawiad z Eve, ale po dwóch zdaniach
uśmiechnęła się do niej. Było coś radosnego w dzieleniu się szczęściem.

-Jest w porządku, tak sądzę.

-Ugryź się w język. Mój chłopak jest bogiem rocka, dziecinko.

A to, z kilku pierwszych nut jego piosenki, Michael Glass udowodnił dokładnie całej sali.

Koncert był świetny. After party było przytłaczające, głównie dlatego, że Clarie naprawdę nie
wiedziała, że będzie jedyną która będzie gapid się na setkę obcych ludzi którzy zewsząd napierali aby
tylko dostad się do Michaela i zastanawiała się dlaczego jest tak wyjątkowa, że stoi za stołem z

background image

autografami, a nie przed nim. Michael ledwo zdążył powiedzied „cześd”, od kiedy zszedł ze sceny był
oblegany i nawet wyglądająca niczym przepiękna gwiazda filmowa Eve, nie mogła dostad chwili na
prywatną rozmowę kiedy otaczali go fani. Nie było śladu po Kim. Wampir nie przejmował się
mieszanką tłumu, ale kiedy każdy z nich opuszczał budynek, zatrzymywał się i kiwał głową. Clarie
przypuszczała, że to była ich wersja owacji na stojąco.

Kiedy liczba osób ubiegających się o autografy wreszcie zmalała, zostało tylko kilka osób. Jedną z nich
był Pennywell, oparty o filar sto metrów dalej, wyglądał na znudzonego, ale wiecznego gdyby w
konieczności musiał czekad jeszcze dziesięd tysięcy lat, bez zmiany bielizny. Kolejną była Kim zajęta
ożywioną rozmową z kilkoma chłopakami z TPU, którzy Clarie zdaniem wyglądali na studentów sztuk
wyzwolonych. Clarie wciąż przyglądała się tej małej grupce, i zrozumiała, że lada chwila Kim kopnie
swoje towarzystwo w tyłek i skieruje się prosto do Shane.

Ostatnią osobą –pomyślała –był człowiek –starszy facet ubrany w skurzaną kurtkę i dopasowane
jeansy, jak biznesmen. Miał świetne włosy i jeden z tych miłych, śnieżnobiałych uśmiechów jakie mają
ludzie z telewizji i opaleniznę.

-Michael, świetny występ –powiedział mężczyzna i uścisnął rękę Michaela.

-Poważnie. Nazywam się Harry Sloan, moja córka Hilary chodzi tutaj do szkoły. Powiedziała mi, żebym
tu przyszedł i sprawdził, i muszę powiedzied, że jestem pod wrażeniem.

-Dzięki –powiedział Michael –wyglądał na trochę zmęczonego, już nie tak jak potężny bóg gitary,
którym był na scenie i Clarie pomyślała, że chciał tylko to zrobid i pójśd do domu.

-Doceniam to, Panie Sloan.

Pan Sloan przygotował wizytówkę, którą przesunął po stole w kierunku Michaela.

-Taak, jest jeszcze jedna sprawa. Myślę, że masz prawdziwy potencjał, Michael. Pracuję dla dużej
firmy fonograficznej i chciałbym zabrad ze sobą twoje demo na CD.

To był moment w którym wszyscy patrzyli się na niego, a wtedy Michael odpowiedział obojętnie
-Demo CD?

-Nie masz takiego?
-Nie, byłem –Michael nie wiedział jak dokooczyd to zdanie –zajęty -Zajęty byciem zabitym, potem
przemienionym w ducha, potem przemieniony w wampira, walcząc na wojnie i tym podobne.


-To musisz teraz udad się do studia człowieku, właśnie teraz. Ustawię wszystko. Mam dobre miejsce
w Dallas, zarezerwuję czas dla ciebie jeśli podasz mi terminy, ale chciałbym mied to wszystko do
naszego następnego spotkania. Myślę, że możemy zrobid interes. Pomyślisz o tym? Pierwsza rzecz to
zrobienie tego demo. Zadzwoo do mnie.

Ponownie podał mu swoją rękę, a Michael ją uścisnął. Był trochę blady i obojętny, pomyślała Clarie.
Pan Sloan ponownie obdarzył wszystkich swoim hollywoodzkim uśmiechem, założył bardzo drogie
przeciwsłoneczne okulary i wyszedł.

-Nie może byd –powiedziała Eve –To żart prawda? Pomysł Monicki czy coś takiego.

background image

Michael podał jej wizytówkę, Eve obejrzała ją, zamrugała i podała Shane’owi, który przekazał ją do
Clarie.

-Wiceprezes –przeczytała Clarie –Och, Wow.

-To nie jest żart –powiedział Michael –był artykuł o tym gościu w Rolling Stone jakieś sześd tygodni
temu. –Michael powoli wstał i naprawdę skierował się do domu –On chcę podpisad ze mną umowę
jako z muzykiem.

Shane podniósł rękę i Michael przybił mu piątkę, potem chwycił Eve i obrócił ją i ukrył swoją twarz w
jej lśniących włosach.

-Całe swoje życie –powiedział –Przez całe swoje życie na to czekałem.

-Wiem –powiedziała Eve i go pocałowała –Jestem z ciebie taka dumna.

Sto metrów dalej Pan Pennwell zaczął klaskad. Brzmiało to jak dźwięk wystrzałów. Dwoje chłopaków
którzy rozmawiali z Kim, zorientowali się gdzie się znaleźli, skierowali się do drzwi i wyszli w ciemną
noc. Kim, tak jak Clarie się obawiała, podeszła do nich. Pennywell przestał klaskad i powiedział

-Oczywiście zdajesz sobie sprawę, że oni nigdy nie pozwolą ci odejśd?

Michael podniósł głowę i Clarie poczuła jakby ich reszta zninęła z tego świata. Został tylko Michael i
Pennywell.

-Oni? –powiedział Michael –Masz na myśli Oliver i Amelie.

-Oni chcą mied wszystkie wampiry tutaj, pod kontrolą. Pod ich opieką.

Szyderstwo Pennywella było jak policzek.

-Dwa małe przestraszone szczeniaki starają się zapanowad nad stadem wilków. Jesteś jucznym
zwierzem, Michael? Ja myślę, że sam nie jestem.

-Czego chcesz? –zapytał Michael

-Od ciebie? Niczego. Jesteś tylko psem uciekającym do piekła.

Jego puste spojrzenie przesunęło się z Michaela na Clarie.

-Chcę ją.

Shane, Michael i Eve otoczyli Clarie w szeregu zanim zdążyła wziąd oddech. Pennywell cmoknął.

-Nie, nie, nie dzieci. To strata krwi. Zabiję was wszystkich, tak, nawet ciebie –żółtodziobie i tak wezmę
to co chcę. A ty dziewczynko –chciałabyś zobaczyd jak twoi przyjaciele umierają?

-Akurat –powiedział Shane –My już walczyliśmy o twój tyłek, pamiętasz? Idź zapytaj Bishopa jak na
tym wyszedł, jeśli boisz się o tym pomyśled.

Pennywell wysłał mu pogardliwe spojrzenie.

background image

-Nie byliście sami, chłopcze. Mieliście sojuszników. A tutaj macie –Powoli się obrócił i skupił się na
Kim. –Ją. Może to nie jest wasz najbardziej przekonujący argument.

Jego głos zrobił się niesamowicie cichy i bardzo poważny kiedy przeniósł swoje spojrzenie powrotem
na Clarie.

-Przeżyłem siedemset lat i byłem mordercą od kiedy byłem wystarczająco silny aby utrzymad miecz.
Polowałem na czarownice i heretyków w całej Europie. Niszczyłem silniejszych od was w
trudniejszych warunkach. Nie zrozumcie mnie źle kiedy mówię wam, że nie dostaniecie drugiej
szansy.

Clarie przełknęła i wyszła zza Shane’a. Próbował chwycid ją za rękę, ale mu się wyśliznęła, nie
spuszczając wzroku z Pennywell’a.

-Nie rób im krzywdy. –powiedziała –Czego chcesz?

-Chcę żebyś poszła ze mną –powiedział –Moja cierpliwośd jest na wyczerpaniu. Teraz.

Clarie wyciągnęła ręce do swoich przyjaciół. Michael –w swoich rockowych ubraniach, wyglądał
blado, skoncentrowanie i niebezpiecznie. Eve ubrana w falbany czarnego aksamitu wyglądająca jak
cicha gwiazda filmowa miała na twarzy przerażenie. Shane praktycznie błagał ją aby nie szła. Maił
potrzebę ją ochraniad i przyciągał ją jak grawitacja.

Powiedziała –On mnie nie skrzywdzi. Zadzwonię jak tylko będę mogła. A wy idźcie do domu. Proszę.

-Clarie…

-Shane, idź.

Ku jej zupełnej konsternacji zobaczyła jak Kim podchodzi do jej przyjaciół i staje obok Shane. Położyła
mu rękę na ramieniu, a on spojrzał na nią.

-Puśd ją –powiedziała do niego –Nic jej nie będzie.

Clarie wiedziała, że nie był to właściwy czas aby zacząd krzyczed „zabieraj łapy od mojego chłopaka,
suko” i robiła wszystko by przytrzymad to w środku.

Ręka Pennywell’a zamknęła się na jej nadgarstku, zimna i silna jak kajdanki i zaczął ją ciągnąd. Clarie
ostatni raz napotkała spojrzenie Shane.

-Wrócę –powiedziała –Nie róbcie niczego szalonego.

On prawdopodobnie pomyślał, że miała na myśli walkę z wampirami. A tak naprawdę chodziło jej,
żeby nie zakochał się w Kim.

Tłumaczenie Rubberek & Idriael


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
wampiry z Morganville rozdział 6
Wampiry z Morganville rozdział 10 czesc 5
Wampiry z Morganville 7 rozdział 5,6
Wampiry z Morganville 7 rozdział 8
Caine Rachel Wampiry z Morganville 5, rozdziały 5 14
Wampiry z Morganville 7 rozdział 3
Wampiry z Morganville 7 rozdział 9
Wampiry z Morganville 7 rozdział 7
Wampiry z Morganville 7 rozdział 2
WzM 10 - Bite Club - 1 rozdział, Wampiry z Morganville 10
Wampiry z Morganville 13 Bitter Blood Rozdział 6
Wampiry z Morganville 13 Bitter Blood Rozdział 8
Caine Rachel Wampiry z Morganville 5 Pan złych rządów (rozdział 1 4)
Wampiry z Morganville 12 Black Dawn Rozdział 12
Wampiry z Morganville 12 Black Dawn Rozdział 15
Wampiry z Morganville 13 ROZDZIAŁ 14 Bitter Blood
Wampiry z Morganville 13 ROZDZIAŁ 10 Bitter Blood
Wampiry z Morganville 12 Black Dawn Rozdział 14
Wampiry z Morganville 13 ROZDZIAŁ 11 Bitter Blood

więcej podobnych podstron