S Zizek, Witajcie na pustyni rzeczywistości

background image

Slavoj Žižek

Witajcie na pustyni rzeczywistości

1

Współczesna   amerykańska   paranoja   jest   mniej   więcej   taka:   mieszkaniec   idyllicznego 

kalifornijskiego miasteczka – synonimu  konsumpcyjnego raju – nagle zaczyna podejrzewać, że 
świat   w   którym   żyje   jest   nieprawdziwy,   że   jest   przedstawieniem   odgrywanym   po   to,   by   go 
przekonać, że żyje w prawdziwym świecie, podczas gdy wszyscy otaczający go ludzie są aktorami i 
statystami monstrualnego show.

Tak   dzieje   się   w   filmie   Petera   Weira   „Truman   Show”,   w   którym   Jim   Carrey   gra 

małomiasteczkowego   urzędnika,   odkrywającego   stopniowo,   że   jest   bohaterem   24­godzinnego 
reality show: jego rodzinne miasteczko to gigantyczne studio, w którym przez cały czas obserwują 
go kamery.

Podobnie jest w filmie Philipa Dicka pt. „Time Out of Joint” z 1959 roku. Główny bohater 

prowadzi skromne życie w kalifornijskim miasteczku końca lat 1950 i stopniowo odkrywa, że całe 
miasto jest sceną, stworzoną po to, by go uszczęśliwić...

U   podłoża   obu   filmów   leży   przekonanie,   że   Kalifornia   –   mityczna   kraina   rajskiej 

konsumpcji   późnego   kapitalizmu   –   jest,   w   samej   rzeczy   [w   sensie   hiper­rzeczywistym] 
NIEREALNA, pozbawiona materialnej substancji i właściwej jej inercji.

Można powiedzieć, że Hollywood przedstawia pozorowaną rzeczywistość nie bez powodu. 

Bowiem   społeczeństwo   konsumpcyjne   samo   zmienia   „prawdziwe   życie   społeczne”   w 
przedstawienie,   w   którym   nasi   sąsiedzi   zachowują   się   w   „prawdziwym”   życiu   jak   aktorzy   i 
statyści...   W   kapitalistycznym,   utylitarnym,   pozbawionym   duszy   wszechświecie   następuje 
dematerializacja „prawdziwego życia”, które zamienia się we własne przeciwieństwo: widmowy 
show.

Tę nierzeczywistość amerykańskiej codzienności dobrze zilustrował Christopher Isherwood 

posługując   się   przykładem   motelu:   „Amerykańskie   motele   są   nierzeczywiste!   (...)   bo   są   tak 
zaprojektowane.   (...)   Europejczycy   nie   znoszą   nas,   bo   życie   zastąpiliśmy   reklamą”.   W   tej 
wypowiedzi   odnajdujemy   cień   „kuli”   Petera   Sloterdijka   –   gigantycznej   metalowej   kuli, 
przykrywającej i izolującej całe miasto.

Dzisiejszą postmodernistyczną predominantę zapowiadały filmy science fiction takie, jak 

„Zardoz”   czy   „Logan's   Run”,   które   przedstawiały   odseparowane,   żyjące   w   technologicznej, 
higienicznej niszy grupy ludzi tęskniące za doświadczeniem prawdziwego świata i materialnego 
rozkładu.

W   kultowym   „Matrixie”   braci   Wachowski   z   1999   roku   logika   ta   osiągnęła   apogeum: 

domniemana materialna rzeczywistość jest cyfrową projekcją generowaną przez mega­komputer, 
do którego podłączeni są wszyscy mieszkańcy Ziemi. Gdy główny bohater (grany przez Keanu 
Reevesa) trafia z Matrixu do „prawdziwej rzeczywistości” – zaśmieconych ruin przypominających 
Chicago po globalnej wojnie – przywódca rebeliantów Morpheus mówi do niego ironicznie: „Witaj 
na pustyni rzeczywistości”.

Czy nie to samo wydarzyło się 11 września w Nowym Jorku? Czy Nowojorczycy nie zostali 

brutalnie   wyrzuceni   na   „pustynię   rzeczywistości”?   Jedno   jest   pewne:   nam   –   ludziom 
skorumpowanym   przez   Hollywood   –   krajobraz   i   huk   upadających   wież   WTC   kojarzył   się   z 
katastroficznymi scenami wielkich filmowych produkcji.

Gdy słyszymy, że atak był całkowicie nieoczekiwany, że był szokiem, że niewyobrażalne 

1 Źródło: „Magazyn Sztuki”, wersja on­line, 2001. Tłumaczenie: Beata Maciejewska.

1 / 6

background image

Slavoj Žižek

„Niemożliwe”   wydarzyło   się,   powinniśmy   przypomnieć   sobie   inną   równie   charakterystyczną 
katastrofę z początku XX wieku – zatonięcie Titanica. To także był szok. Ale i ta katastrofa została 
przewidziana   przez   ideologicznych   fantastów,   dla   których   Titanic   był   symbolem   potęgi   XIX­
wiecznej  cywilizacji  industrialnej.  Czy  w przypadku  ataku  na WTC  nie jest  tak samo?  Media 
bombardowały nas informacjami o groźbie terroryzmu a ilustrowały ją dosadnie produkcje filmowe 
(poczynając od „Ucieczki z Nowego Jorku” a kończąc na „Dniu Niepodległości”). Tak więc to, co 
nie do pomyślenia, było obiektem fantazji od dawna. W pewnym sensie Ameryka dostała to, o 
czym fantazjowała. I to było największą niespodzianką.

Właśnie teraz, gdy nie okrzepła jeszcze Rzeczywistość po katastrofie, musimy pamiętać o 

ideologicznych i fantasmagorycznych czynnikach determinujących percepcję owej katastrofy. Jeśli 
upadek   wież  WTC   coś  symbolizuje,   to   na  pewno   nie  upadek   staromodnego   pojęcia   „centrum 
finansowego   kapitalizmu”.   Wieże   WTC   reprezentowały   raczej   centrum   WIRTUALNEGO 
kapitalizmu – finansowych spekulacji oderwanych od sfery materialnej produkcji. Niszczącą siłę 
tego aktu terroru można tłumaczyć tylko w odniesieniu do przeszłości, a więc do czasów narodzin 
granicy oddzielającej cyfrowe Centrum Pierwszego Świata od „pustyni Rzeczywistości” Trzeciego 
Świata. Atak uzmysłowił nam, że żyjemy w wyizolowanym, sztucznym wszechświecie, który sam 
generuje   poczucie   zagrożenia   personifikowane   przez   złowieszczego,   szykującego   nam   zagładę, 
agenta.

Idąc   tym   tropem,   Osama   bin   Laden,   domniemany   „mózg”   bombardowania,   jest 

odpowiednikiem   Ernesta   Stavro  Blofelda   –  super­kryminalisty  dążącego  do  zniszczenia   całego 
świata   z   filmowej   serii   Bonda.   Warto   zauważyć,   że   jedynym   obrazem   wytężonej   pracy 
(intensywnego procesu produkcji narkotyków, konstruowania rakiety, która ma zniszczyć Nowy 
Jork...)   jest   odkryta   przez   Bonda   sekretna   kryjówka   super­kryminalisty.   Schwytawszy   Bonda, 
super­kryminalista   zabiera   go   na   przechadzkę   po   swojej   nielegalnej   fabryce.   W   tej   sekwencji 
wyczuwamy naiwną hollywoodzką fascynację realistycznością produkcji fabrycznej, a same sceny 
mają w sobie coś z socrealizmu. Funkcją Bonda, co oczywiste, jest wysadzić tę całą fabrykę w 
powietrze... Czy to nie jest tak – z tymi wieżami WTC – że nasza własna broń wobec groźnego 
świata Zewnętrznego obróciła się przeciwko nam?

Zagrożenia strefy bezpieczeństwa Amerykanie upatrują w ataku terrorystów z Zewnątrz. 

Terroryści są ludźmi gotowymi  poświęcić własne życie, ale są JEDNOCZEŚNIE tchórzami, są 
niezwykle inteligentni i JEDNOCZEŚNIE barbarzyńscy. Gdy stajemy oko w oko z czystym złem z 
Zewnątrz,   musimy   przypomnieć   sobie   lekcję   z   Hegla:   w   czystej   Zewnętrzności   rozpoznać 
przedestylowany obraz Własnej esencji. (...) Jakkolwiek okrutnie by to nie brzmiało, powinniśmy 
także pamiętać, że skutki ataku na Nowy Jork są raczej symboliczne. Stany Zjednoczone zaledwie 
posmakowały tego, co na co dzień dzieje się na całym świecie, od Sarajewa po Grozny, od Rwandy 
i Kongo po Sierra Leone. Jeśli ktoś doda do sytuacji w Nowym Jorku wyborowych strzelców i 
gangi rabusiów, może zacząć rozumieć, czym dziesięć lat temu było Sarajewo.

Oglądany   na  ekranach   telewizorów   upadek   dwóch   wież  WTC,   ujawnił   nieprawdziwość 

„telewizyjnych reality show”, które dzieją się „na prawdę” tylko w tym sensie, że ich bohaterowie 
występują na scenie „grając” samych siebie. (...) Oczywiście „powrót do Rzeczywistości” może 
przyjąć inny  obrót  – prawicowi  komentatorzy,  m.in.  George  Will,  natychmiast  ogłosili  koniec 
amerykańskich „wakacji od historii”. (Oto wpływ rzeczywistości druzgocącej odosobnioną wieżę 
liberalnej tolerancji i uniwersyteckich Studiów Kulturalnych). Ale jest to powrót tekstualny. Mówi 
się: teraz musimy oddać cios, walczyć z prawdziwymi  wrogami  w prawdziwym  świecie... Ale 
KOMU oddać? Żaden cios sam dla siebie nie rozwiąże problemu. Uderza głupota planów ataku na 

2 / 6

background image

Slavoj Žižek

Afganistan: czy zniszczenie przez najpotężniejszy kraj świata jednego z najbiedniejszych krajów 
nie będzie wymownym przykładem impotencji?

W   pojęciu   „starcia   cywilizacji”   tkwi   częściowa   prawda.   Spójrzmy   na   zaskoczenie 

przeciętnego Amerykanina: „Jak to możliwe, że ci ludzie tak bardzo pogardzają własnym życiem?” 
Czy za tym zdziwieniem nie stoi smutny fakt, iż my mieszkańcy Pierwszego Świata nie potrafimy 
nawet   wyobrazić   sobie   publicznej   czy   uniwersalnej   Przyczyny,   dla   której   ktoś   byłby   gotów 
poświęcić własne życie?

(...)
Atak   ten   zmienił   jedno:   odbudował   poczucie   solidarności   –   widok   Afroamerykanów 

pomagających   przejść   przez   ulicę   starszemu   Żydowi,   był   jeszcze   kilka   dni   temu   nie   do 
wyobrażenia.

Teraz, tuż po ataku, zatrzymaliśmy się w wyjątkowym  czasie pomiędzy traumatycznym 

przeżyciem a jego symbolicznym znaczeniem. W tych dniach, gdy zostaliśmy głęboko zranieni a 
nie odczuwamy jeszcze bólu – kwestia symboliki tych wydarzeń wciąż jest otwarta. Nie wiadomo 
jaka będzie symboliczna skuteczność wydarzeń i jakie usprawiedliwione czyny wydarzenia te za 
sobą pociągną. Są już pierwsze złe znaki: dzień po ataku otrzymałem wiadomość od wydawcy 
gazety,   która   miała   opublikować   mój   obszerny   tekst   o   Leninie,   że   postanowiono   odłożyć 
publikację. Tekst o Leninie wydał im się niestosowny tuż po bombardowaniu. Czy fakt ten nie 
zapowiada złowieszczych ideologicznych restrykcji?

Nie   ZNAMY   jeszcze   ekonomicznych,   ideologicznych,   politycznych   i   wojennych 

konsekwencji tego wydarzenia, ale jedno jest pewne: Stany Zjednoczone, które dotąd uważały się 
za   wyspę   bezpieczeństwa,   zostały   boleśnie   doświadczone.   Reakcją   obronną   może   być   jeszcze 
większa izolacja, a jej konsekwencją wzmożona agresja wobec Świata Zewnętrznego ukoronowana 
paranoicznym   odwetem.   Amerykanie   mogą   również   zaryzykować   wyjście   z   izolacji.   Zamiast 
powtarzać „Dlaczego to stało się u nas? Takie rzeczy nie powinny mieć TUTAJ miejsca!” mogą 
przekroczyć fantasmagoryczny ekran oddzielający ich od Rzeczywistego świata, czyniąc mocno 
spóźniony   krok   od   „Takie   rzeczy   nie   powinny   mieć   TUTAJ   miejsca!”   do   „Takie   rzeczy   nie 
powinny mieć miejsca NIGDZIE!”.

Amerykańskie  „wakacje  od  historii”  były   nieprawdą:   Amerykański  pokój   okupiony   był 

katastrofami, które miały miejsce gdzie indziej.

Lekcja jaka z tego płynie jest następująca: jedynym sposobem na to, by akt terroru nie 

powtórzył się TUTAJ, jest dbanie o to, by nie wydarzyło się to GDZIEKOLWIEK INDZIEJ.

Zemsta światowych finansów

1

Rywalizujący z chrześcijaństwem buddyzm w stylu New Age (niemający wiele wspólnego z 

właściwym   buddyzmem,   będący   raczej   swobodnym   dostosowaniem   różnych   motywów   religii 
Wschodu do naszej nowej globalnej cywilizacji i kreowanych przez nią potrzeb) jest dziś obiektem 
fascynacji jako sposób na zaakceptowanie rozwoju kapitalizmu finansowego i napięć związanych z 
postępem technologii. Nawet reżyser George Lucas nie oparł się jego wpływowi. Świadczy o tym 
„Zemsta Sithów”, ostatnia część sagi „Gwiezdnych wojen”, która wchodzi właśnie na ekrany kin 
całego świata.

1 Źródło: „EUROPA” (22) 125/05 (01.06.2005), GLOBALIZACJA, str. 8. Tłumaczenie: Michał Warchala. Pierwotnie 

tekst został opublikowany w „Le Monde Diplomatique”, 2005.

3 / 6

background image

Slavoj Žižek

Przedstawiając wreszcie w „Zemście Sithów” (trzeci epizod „pierwszej trylogii”) kluczowy 

moment całej sagi „Gwiezdnych wojen”, czyli przemianę „szlachetnego” Anakina w „złego” Lorda 
Vadera, George Lucas tworzy paralelę między jednostką i polityką. Na poziomie jednostkowym 
wyjaśnienie tej przemiany opiera się na pewnego rodzaju buddyzmie w wersji pop. „On zmienia się 
w Vadera – wyjaśnia Lucas – ponieważ przywiązał się do rzeczy. Nie udaje mu się oderwać od 
matki ani od przyjaciółki. Nie może odrzucić przedmiotów. To przywiązanie go zaślepia. A gdy 
jesteśmy   ślepi,   wkraczamy   na   drogę   ku   ciemnej   stronie,   ponieważ   boimy   się   stracić   to,   co 
posiadamy”.   W   przeciwieństwie   do   tego   nieprzyjemnego   uwikłania   Zakon   Jedi   jawi   się   jako 
zamknięta męska wspólnota,  zakazująca swym członkom  wszelkich  więzów, jako nowa wersja 
wspólnoty Graala opiewanej przez Ryszarda Wagnera w „Parsifalu”.

Wyjaśnienie polityczne owej przemiany ujawnia jeszcze więcej: „W jaki sposób Republika 

przekształciła się w Imperium? (Pytanie analogiczne do poprzedniego: jak Anakin stał się Lordem 
Vaderem?).   Jak   demokracja   przekształca   się   w   dyktaturę?   Nie   dlatego,   że   Imperium   podbiło 
Republikę,   ale dlatego   że  samo   jest   Republiką”.  Imperium   rodzi  się  za sprawą  wewnętrznego 
zepsucia  Republiki:  „Pewnego  pięknego  dnia księżniczka  Leia i jej przyjaciele  obudzili  się ze 
słowami: «To już nie jest Republika, to Imperium. Jesteśmy złymi ludźmi»”.

Błędem byłoby lekceważenie współczesnych konotacji, pobrzmiewających w nawiązaniach 

do  starożytnego  Rzymu,  które  pojawiają   się  przy   okazji  tej  przemiany   państw  narodowych  w 
globalne Imperium (podobne aluzje widzieliśmy ostatnio m.in. w „Gladiatorze” Ridleya Scotta). 
Problematykę   „Gwiezdnych   wojen”   należy   umieścić   właśnie   w   kontekście   dokonującego   się 
niejako na naszych oczach przejścia od państwa narodowego do Imperium.

W   „Gwiezdnych   wojnach”   sporo   jest   wzajemnie   przeciwstawnych   politycznych   aluzji. 

Nadają one tej serii filmów „mityczną” siłę oddziaływania: wolny świat kontra Imperium  Zła; 
debata nad państwem narodowym przywołująca tezy Pata Buchanana albo Jeana­Marie Le Pena; 
sprzeczności popychające osoby z kręgów arystokracji (księżniczka, członkowie elitarnego Zakonu 
Jedi) do obrony „demokratycznej” (choć jednocześnie wewnętrznie zepsutej i znajdującej się w 
stanie kryzysu) Republiki przeciw Imperium Zła; wreszcie ta zasadnicza refleksja: „to my jesteśmy 
źli”.

Jak głoszą wszystkie te filmy, Imperium Zła nie leży gdzieś poza nami – jego pojawienie się 

zależy od tego, czy i jak my, „dobrzy”, będziemy je obalać. To pytanie dotyczy obecnej „wojny z 
terroryzmem”: w jaki sposób ta wojna odmieni nas samych?

Polityczny   mit   nie   jest   narracją   obdarzoną   określonym   znaczeniem   politycznym,   lecz 

pustym naczyniem, do którego wlewa się wiele różnych sprzecznych ze sobą znaczeń. „Mroczne 
widmo”,   pierwszy   odcinek   „Gwiezdnych   wojen”,   dostarcza   tu   kluczowej   wskazówki, 
przedstawiając „chrystusowe” cechy młodego Anakina – jego matka twierdzi, że jest on owocem 
„niepokalanego   poczęcia”,   a   wygrany   przez   niego   wyścig   w   widoczny   sposób   nawiązuje   do 
sławnego wyścigu rydwanów z „Ben Hura”, tej „opowieści o Chrystusie” przedstawionej w taki 
sposób, by zrozumieli ją XX­wieczni Amerykanie.

Ideologiczny wszechświat „Gwiezdnych wojen” odsyła do pogańskiego wszechświata New 

Age.   Logiczne   jest   zatem,   że   centralna   postać   stanowi   odbicie   postaci   Chrystusa.   W   wizji 
pogańskiej nadejście Chrystusa jest niesłychanym skandalem. W tej mierze, w jakiej „diabolos” 
(oddzielać, rozrywać) jest przeciwieństwem „symbolos” (łączyć, jednoczyć), Chrystus sam staje się 
figurą diaboliczną – w tym sensie, że przynosi „miecz, a nie pokój” i zakłóca istniejącą jedność. 
Wedle Ewangelii św. Łukasza Chrystus miał powiedzieć: „Jeśli ktoś przychodzi do mnie, a nie ma 
w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być 

4 / 6

background image

Slavoj Žižek

moim uczniem”.

Trzeba pamiętać, że stanowisko chrześcijańskie jest odstępstwem od mądrości pogańskiej. U 

swych początków chrześcijaństwo za najbardziej  wzniosły akt uznało to, co pogańska mądrość 
potępiała   jako   źródło   zła:   gest   oddzielenia,   rozdzielenia   albo   związania   się   z   jednym   tylko 
żywiołem, co zakłóca całą równowagę żywiołów.

Oznacza   to,   że   należy   przeciwstawić   buddyjskie   (czy   taoistyczne)   współczucie 

chrześcijańskiej miłości. Stanowisko buddyjskie jest koniec końców stanowiskiem obojętności – 
stanem, w którym wszystkie namiętności zostały wygaszone – podczas gdy chrześcijańska miłość 
jest namiętnością, której cel stanowi nadanie bytom hierarchicznego porządku relacji. Miłość jest 
przemocą – i to nie tylko w sensie bałkańskiego przysłowia „jeśli nie bije, to nie kocha” – przemoc 
miłości prowadzi do wyrwania bytu z jego kontekstu.

W marcu br. kardynał Tarcisio Bertone na antenie radia watykańskiego ogłosił deklarację 

twardo potępiającą powieść Dana Browna „Kod Leonarda da Vinci”, oskarżoną o to, że opiera się 
na   kłamstwach   i   propaguje   błędne   nauki   (takie   mianowicie,   że  Chrystus   miał   poślubić   Marię 
Magdalenę i mieć z nią dzieci). Śmieszność tego posunięcia nie powinna przesłonić faktu, że treść 
tej deklaracji jest w sumie prawdziwa: „Kod Leonarda da Vinci” wpisuje chrześcijaństwo w nurt 
New Age – pod hasłem równowagi między zasadą męską i żeńską.

Wracając   do   „Zemsty   Sithów”,   można   powiedzieć,   że   pozostaje   wierna   wspomnianym 

motywom New Age nie tylko za sprawą panującego w niej ideologicznego pomieszania, ale także 
za sprawą słabości narracji: przemiana Anakina w Lorda Vadera, kluczowy moment całej sagi, nie 
osiąga odpowiedniego stopnia tragicznej wielkości. Zamiast skupić się na pysze Anakina, która jest 
niepowstrzymanym  pragnieniem  działania,  czynienia  dobra,  pójścia na całość w interesie  tych, 
których się kocha (księżniczka Amidala), czego konsekwencją byłoby przejście na ciemną stronę – 
pokazuje się go po prostu jako niezdecydowanego bojownika, który schodzi na złą drogę, ulegając 
pokusie   władzy   i   padając   pod   ciosem   złego   cesarza.   Innymi   słowy:   George   Lucas   nie   miał 
wystarczającej siły, by stworzyć  r e a l n ą  paralelę Republika­Imperium oraz Anakin­Lord Vader. 
To sama tylko obsesja Anakina na punkcie zła przekształca go w potwora...

Jakie   analogie   można   z   tego   wyprowadzić?   Otóż   w   momencie,   gdy   „europejska” 

technologia i kapitalizm  triumfują  w skali  całej  planety,  dziedzictwo  judeochrześcijańskie  jako 
„ideologiczna nadbudowa” wydaje się zagrożone przez atak „azjatyckiej” myśli New Age. Taoizm 
staje się właśnie hegemoniczną ideologią światowego kapitalizmu. Pewien rodzaj „zachodniego 
buddyzmu” jest teraz przedstawiany jako lekarstwo na stres związany z kapitalistyczną dynamiką. 
Miałby   nam   pozwalać   oderwać   się,   zachować   wewnętrzny   spokój   i   funkcjonowałby   w 
rzeczywistości jako jej doskonałe ideologiczne dopełnienie. Ludzie nie są już zdolni dostosować się 
do tempa technologicznego postępu i towarzyszących mu społecznych wstrząsów. Wszystko dzieje 
się zbyt szybko. Nawiązanie do taoizmu albo buddyzmu wskazuje wyjście z tej sytuacji. Zamiast 
przystosowywać   się   do   tempa   transformacji,   warto   raczej   zrezygnować   i   „dać   się   ponieść”, 
zachowując dystans.

Kuszące byłoby nawet wyciągnięcie przy tej okazji starej marksistowskiej kliszy religii jako 

„opium dla ludu”, jako wyobrażonego dodatku do ziemskiej nędzy. „Zachodni buddyzm” okazuje 
się więc najbardziej efektywnym sposobem pełnego uczestniczenia w kapitalistycznej dynamice 
przy zachowaniu pozorów zdrowia psychicznego.

Jeśli potrzebny byłby dodatkowy kontekst dla trzeciej części „Gwiezdnych wojen”, mógłby 

nim być film dokumentalny Alexandra Oeya „Sandcastles. Buddhism and Global Finance” („Zamki 
na   piasku.   Buddyzm   i   globalny   system   finansowy”),   cudownie   wieloznaczny   wskaźnik   naszej 

5 / 6

background image

Slavoj Žižek

trudnej sytuacji ideologicznej, w którym przeplatają się komentarze ekonomisty Arnouda Boota, 
socjolog Saskii Sassen oraz nauczyciela buddyzmu tybetańskiego Dzongara Khyentse Rinpoche.

Sassen i Boot dyskutują o zasięgu, władzy i efektach światowego systemu finansowego. 

Mówią o tym, jak rynki kapitałowe mogą w ciągu kilku godzin podnieść albo zniszczyć wartość 
całych społeczeństw czy gospodarek. Rinpoche przeciwstawia ich apokaliptycznym rozważaniom 
medytacje na temat natury ludzkiego postrzegania: „Uwolnijcie się – zachęca – od więzów z tym, 
co   jest   tylko   percepcją,   a   nie   istnieje   w   rzeczywistości”.   W   odpowiedzi   Sassen   zaznacza: 
„Światowy system finansowy jest zasadniczo całością, na którą składają się ciągłe ruchy. Wszystko 
tu pojawia się i znika”.

W wizji buddysty niezwykły wzrost światowego bogactwa finansowego jest iluzoryczny, 

odcięty   od   obiektywnej   rzeczywistości,   od   ludzkiego   cierpienia,   które   wywołują   transakcje 
zawierane w halach giełdowych i salach posiedzeń zarządów niewidocznych dla większości z nas. 
Jakiż mógłby być lepszy dowód na brak substancjalnego charakteru rzeczywistości niż gigantyczna 
fortuna, która może zostać zredukowana do zera w ciągu kilku godzin? Dlaczego żałować tego, że 
spekulacje na rynku kontraktów terminowych są „odcięte od obiektywnej rzeczywistości”, skoro 
ontologia buddyjska głosi, że nie ma „obiektywnej rzeczywistości”?

Ten dokumentalny film dostarcza więc klucza do „Zemsty Sithów”. Krytyczna lekcja do 

zapamiętania jest następująca: nie powinniśmy angażować się duszą i ciałem w kapitalistyczną grę, 
ale zarazem możemy to robić, zachowując jednocześnie dystans wewnętrzny. Kapitalizm stawia nas 
bowiem wobec faktu, że przyczyną naszego zniewolenia nie jest obiektywna rzeczywistość jako 
taka (bo ona nie istnieje), lecz nasze pragnienie, chciwe pożądanie rzeczy materialnych i nadmierne 
przywiązanie do nich. W konsekwencji pozostaje nam jedynie zrezygnować z pragnienia i przyjąć 
postawę wewnętrznego pokoju.

Nic dziwnego, że taki buddyzm­taoizm może funkcjonować jako ideologiczne dopełnienie 

liberalnej globalizacji: pozwala nam uczestniczyć w niej przy zachowaniu cały czas wewnętrznego 
dystansu. Owszem – bądźmy kapitalistami, ale oderwanymi, w stylu zen...

6 / 6


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
04 Rozdział 03 Działania arytmetyczne na liczbach rzeczywistych
przygoda na pustyni, przygoda na pustyni
Zobacz Jak Przestać Odkładać Na Później Rzeczy Do Zrobienia
przeprowadzania kontroli legalności pobytu cudzoziemców na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej 11
12 Kuszenie na pustyniid 13514 Nieznany (2)
Wlasnosci dzialan na liczbach rzeczywistych
D19250630 Ustawa z dnia 22 lipca 1925 r o uregulowaniu obrotu cukrem na obszarze Rzeczypospolitej
WODA NA PUSTYNI, PRAKTYCZNE PORADY DOMOWE
Głos wołającego na pustyni- ROZWIĄZANIE, KATECHEZA DLA DZIECI, QUIZY
1 Zadanie o mocy na źródłach rzeczywistych
108 NIE ZAMYKAĆ OCZU NA OTACZAJĄCĄ RZECZYWISTOŚĆ
Bulyczow Kir Cziczako na pustyni
Ake Holmberg Cykl Ture Sventon (3)?tektyw na pustyni
Nie ma wody na pustyni
Usługa jest to czynność wykonywana na?nej rzeczy n1h9o
Usługa jest to czynność wykonywana na?nej rzeczy np
DUCHOWOŚĆ CHRZEŚCIJAŃSKA NA PUSTYNI ZSEKULARYZOWANEGO ŚWIATA, Duchowość chrześcijanina
Wychowanie i jego właściwości na tle rzeczywistości społecznej, Studia, Przedmioty, Teoria wychowani
Dwaj murzyni na pustyni, TEKSTY POLSKICH PIOSENEK, Teksty piosenek

więcej podobnych podstron