D HUME BADANIA DOTYCZÄ„CE ROZUMU LUDZKIEGO a

background image

DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI

do ko

ń

ca staro

ż

ytno

ś

ci

ś

redniowiecze i odrodzenie

barok i o

ś

wiecenie

1815-1914

1914-1989

jak i z czego studiowa

ć

filozofi

ę

moje wykłady

Wittgenstein

filozofowie i socjologowie nauki

David HUME

BADANIA DOTYCZ

Ą

CE ROZUMU LUDZKIEGO

przekład Jana Łukasiewicza i Kazimierza Twardowskiego, opracowała Anna

Hochfeldowa

wybór fragmentów

Rozdział I. O ró

ż

nych rodzajach filozofii

Rozdział II. O pochodzeniu idei

Rozdział III. O kojarzeniu idei

Rozdział IV. W

ą

tpliwo

ś

ci sceptyczne dotycz

ą

ce czynno

ś

ci rozumu

Rozdział V. Sceptyczne rozwi

ą

zanie tych trudno

ś

ci

Rozdział VI. O prawdopodobie

ń

stwie

Rozdział VII. O idei zwi

ą

zku koniecznego

Rozdział VIII. O wolno

ś

ci i konieczno

ś

ci

Rozdział IX. O rozumie zwierz

ą

t

Rozdział X. O cudach

Rozdział XI. O szczególnej opatrzno

ś

ci i o

ż

yciu przyszłym

Rozdział XII. O filozofii akademickiej, czyli sceptycznej

Rozdział I

O RÓ

ś

NYCH RODZAJACH FILOZOFII

Filozofi

ę

moraln

ą

, czyli nauk

ę

o naturze ludzkiej, mo

ż

na ujmowa

ć

w sposób dwojaki;

ka

ż

dy z nich ma swoje zalety i mo

ż

e przyczyni

ć

si

ę

do zadowolenia (entertainement),

nauki i poprawy ludzko

ś

ci. Jedni uwa

ż

aj

ą

człowieka za istot

ę

zrodzon

ą

głównie do

działania, zale

ż

n

ą

w swoim post

ę

powaniu od upodoba

ń

i uczu

ć

, d

ążą

c

ą

do rzeczy

jednych, a unikaj

ą

c

ą

innych, stosownie do warto

ś

ci, jak

ą

zdaj

ą

si

ę

posiada

ć

, oraz do

tego, z jakiej bierzemy je strony. A

ż

e ze wszystkich rzeczy najwi

ę

ksz

ą

warto

ść

przyznaje

si

ę

cnocie, przeto maluj

ą

j

ą

filozofowie tej kategorii w najpi

ę

kniejszych barwach,

korzystaj

ą

c obficie z pomocy poezji i wymowy, i przedstawiaj

ą

swój przedmiot w sposób

łatwy i przyst

ę

pny, a przy tym tak, a

ż

eby najskuteczniej przemówi

ć

do wyobra

ź

ni i

pozyska

ć

sympati

ę

. Dobieraj

ą

szczególnie efektowne przypadki i przykłady z

ż

ycia;

zestawiaj

ą

c przeciwne sobie charaktery, uwydatniaj

ą

zachodz

ą

cy mi

ę

dzy nimi kontrast; a

wabi

ą

c nas na drog

ę

cnoty nadziej

ą

chwały i szcz

ęś

cia, strzeg

ą

naszych kroków na tej

drodze za pomoc

ą

m

ą

drych wskazówek i znakomitych wzorów. Ucz

ą

nas odczuwa

ć

ż

nic

ę

mi

ę

dzy wyst

ę

pkiem a cnot

ą

; wzbudzaj

ą

nasze wzruszenia i kieruj

ą

nimi; kiedy

za

ś

uda im si

ę

skłoni

ć

serca nasze do umiłowania tego, co prawe i godziwe, s

ą

dz

ą

,

ż

e

osi

ą

gn

ę

li w pełni cel wszystkich swych trudów.

Filozofowie drugiego rodzaju widz

ą

w człowieku istot

ę

raczej my

ś

l

ą

c

ą

ni

ż

działaj

ą

c

ą

i

staraj

ą

si

ę

bardziej wykształci

ć

jego rozum ni

ż

udoskonali

ć

obyczaje. Dla nich natura

ludzka jest przedmiotem docieka

ń

; roztrz

ą

saj

ą

j

ą

zatem skrupulatnie, chc

ą

c znale

źć

zasady, które rz

ą

dz

ą

naszym rozumem, pobudzaj

ą

uczucia i sprawiaj

ą

,

ż

e chwalimy albo

ganimy dany przedmiot, uczynek, sposób zachowania si

ę

. Poczytuj

ą

to całemu

pi

ś

miennictwu za brak,

ż

e filozofia nie zdołała dotychczas w sposób powszechnie uznany

ustali

ć

podstaw etyki, rozumowania, krytyki estetycznej;

ż

e rozprawia ci

ą

gle o prawdzie i

fałszu, o cnocie i wyst

ę

pku, o pi

ę

knie i brzydocie, nie umiej

ą

c poda

ć

ź

ródła tych

rozró

ż

nie

ń

. W mozolnym tym przedsi

ę

wzi

ę

ciu nie cofaj

ą

si

ę

przed

ż

adnymi trudno

ś

ciami,

lecz post

ę

puj

ą

c od poszczególnych przypadków do zasad ogólnych staraj

ą

si

ę

wy

ś

ledzi

ć

zasady coraz to ogólniejsze i nie zaznaj

ą

spoczynku, póki nie dotr

ą

do owych zasad

Strona 1 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

ostatecznych, które musz

ą

w ka

ż

dej nauce poło

ż

y

ć

kres ciekawo

ś

ci ludzkiej. Chocia

ż

dociekania ich wydaj

ą

si

ę

abstrakcyjne, a nawet niezrozumiałe dla zwykłych czytelników,

pragn

ą

oni uznania ludzi uczonych i m

ą

drych i czuj

ą

si

ę

dostatecznie wynagrodzeni za

trudy całego

ż

ywota, je

ż

eli uda im si

ę

wydoby

ć

na jaw kilka ukrytych prawd, które mog

ą

przyczyni

ć

si

ę

do pouczenia potomno

ś

ci.

Jest rzecz

ą

pewn

ą

,

ż

e filozofia popularna i przyst

ę

pna (easy and obvious) zachowa

zawsze u ogółu ludzi pierwsze

ń

stwo przed

ś

cisł

ą

filozofi

ą

spekulatywn

ą

(accurate and

abstruse), a wielu zachwala

ć

j

ą

b

ę

dzie jako nie tylko przyjemniejsz

ą

, lecz tak

ż

e bardziej

po

ż

yteczn

ą

. Bli

ż

ej ł

ą

czy si

ę

ona z

ż

yciem, kształci serce i uczucia, a odnosz

ą

c si

ę

bezpo

ś

rednio do zasad, które kieruj

ą

działaniem ludzkim, poprawia obyczaje i zbli

ż

a

człowieka do doskonałych wzorów, jakie opisuje. Filozofia spekulatywna natomiast,
opieraj

ą

c si

ę

na sposobie my

ś

lenia, który nie ma nic wspólnego z działaniem i

ż

yciem

praktycznym, zatraca si

ę

, gdy filozof opu

ś

ci swe ustronie i wst

ą

pi na widowni

ę

ż

ycia;

niełatwo te

ż

mog

ą

jej zasady wywrze

ć

wpływ na nasz sposób zachowania si

ę

i

post

ę

powanie. (...)

(...) Sława Cycerona kwitnie po dzi

ś

dzie

ń

, podczas gdy sława Arystotelesa zupełnie

upadła. La Bruyere gło

ś

ny jest poza morzami i do tej pory cieszy si

ę

uznaniem, natomiast

Malebranche'a sławili tylko współcze

ś

ni mu rodacy. A Addisona b

ę

d

ą

mo

ż

e jeszcze

ch

ę

tnie czyta

ć

ludzie wtedy, gdy o Locke'u nikt ju

ż

nie wspomni.

Człowiek zajmuj

ą

cy si

ę

wył

ą

cznie filozofi

ą

jest postaci

ą

na ogół nie bardzo ch

ę

tnie przez

ś

wiat widzian

ą

, poniewa

ż

według powszechnego mniemania nie przysparza

społecze

ń

stwu ani

ż

adnego po

ż

ytku, ani przyjemno

ś

ci,

ż

yj

ą

c z dala od ludzi, w

ś

ród

zasad i poj

ęć

tak samo jak on niedost

ę

pnych. Ale kompletny nieuk z jeszcze wi

ę

kszym

spotyka si

ę

lekcewa

ż

eniem; za

ś

kiedy w jakim

ś

kraju rozkwitaj

ą

nauki, zupełny brak

zamiłowania do szlachetnych tych zaj

ęć

uchodzi za najpewniejsz

ą

oznak

ę

pospolito

ś

ci

ducha. Za wzór doskonało

ś

ci uwa

ż

a si

ę

człowieka, który nie popada w

ż

adn

ą

z tych

kra

ń

cowo

ś

ci i odznacza si

ę

w równej mierze zamiłowaniem do ksi

ąż

ek, towarzystwa i

ż

ycia praktycznego, zachowuj

ą

c w obcowaniu z innymi ow

ą

bystro

ść

umysłu i

wra

ż

liwo

ść

, któr

ą

wytwarza kontakt z literatur

ą

pi

ę

kn

ą

, a w

ż

yciu praktycznym -

rzetelno

ść

i dokładno

ść

, do jakiej z natury rzeczy prowadzi dobra filozofia. A

ż

eby

wykształci

ć

i rozpowszechni

ć

tak wszechstronnie rozwini

ę

ty typ człowieka, nie ma nic

u

ż

yteczniejszego nad utwory w łatwym stylu i typie, które nie odci

ą

gaj

ą

zanadto od

ż

ycia,

nie wymagaj

ą

do swego zrozumienia gł

ę

bokich studiów ani odci

ę

cia si

ę

od

ś

wiata, a

sprawiaj

ą

,

ż

e czytelnik powraca do ludzi pełen szlachetnych uczu

ć

i m

ą

drych nauk,

daj

ą

cych si

ę

zastosowa

ć

w ka

ż

dej

ż

yciowej potrzebie. Dzi

ę

ki takim utworom cnota staje

si

ę

pon

ę

tna, nauka przyjemna, towarzystwo pouczaj

ą

ce, a samotno

ść

- nie nudna.

Człowiek jest istot

ą

rozumn

ą

, z nauki czerpie wi

ę

c wła

ś

ciw

ą

dla siebie straw

ę

i

po

ż

ywienie. Lecz tak ciasne s

ą

granice rozumu ludzkiego,

ż

e niewiele mo

ż

na si

ę

spodziewa

ć

zadowolenia z osi

ą

gni

ęć

w tej dziedzinie, czy to pod wzgl

ę

dem ich zakresu,

czy pewno

ś

ci. Równie jak rozumn

ą

, jest człowiek istot

ą

towarzysk

ą

; nie zawsze jednak

znale

źć

mo

ż

e towarzystwo przyjemne i zajmuj

ą

ce i nie zawsze czuje do niego nale

ż

yty

poci

ą

g. Człowiek jest tak

ż

e istot

ą

czynn

ą

, zarówno wi

ę

c z tego powodu, jak wskutek

rozlicznych potrzeb

ż

yciowych musi pracowa

ć

i zajmowa

ć

si

ę

sprawami praktycznymi.

Lecz umysłowi potrzeba od czasu do czasu odpoczynku, nie mo

ż

e zatem bez przerwy

utrzyma

ć

si

ę

w gotowo

ś

ci do pracy i trudu. Zdaje si

ę

przeto,

ż

e natura wyznaczyła

rodzajowi ludzkiemu mieszany sposób

ż

ycia jako najbardziej dla

ń

odpowiedni i po cichu

ostrzegła człowieka, a

ż

eby

ż

adnej ze swych skłonno

ś

ci nie pozwolił wybuja

ć

na tyle, by

odebrało mu to mo

ż

liwo

ść

innych zainteresowa

ń

i zaj

ęć

. Pu

ść

wodze swej nami

ę

tno

ś

ci

dla nauki, powiada; niech tylko nauka twoja b

ę

dzie ludzka i niech ma bezpo

ś

redni

ą

styczno

ść

z czynnym

ż

yciem i społecze

ń

stwem. Spekulacji my

ś

lowych i bada

ń

si

ę

gaj

ą

cych w gł

ą

b zabraniam ci i kara

ć

je b

ę

d

ę

surowo: sprowadz

ą

one na ciebie

Strona 2 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

pos

ę

pn

ą

melancholi

ę

, pogr

ążą

ci

ę

w wiecznej niepewno

ś

ci, a gdy rzekome swe odkrycia

ogłosisz

ś

wiatu, spotkasz si

ę

z chłodnym przyj

ę

ciem. B

ą

d

ź

filozofem, lecz przy całej swej

filozofii b

ą

d

ź

te

ż

człowiekiem.

Gdyby ogól ludzi poprzestawał na tym,

ż

e woli filozofi

ę

popularn

ą

ni

ż

abstrakcyjn

ą

i

uczon

ą

, a tej ostatniej nie pot

ę

piał ani lekcewa

ż

ył, mo

ż

na by ostatecznie zgodzi

ć

si

ę

z t

ą

powszechn

ą

opini

ą

i bez sprzeciwów pozwoli

ć

ka

ż

demu człowiekowi lubi

ć

to, do czego

skłaniaj

ą

go własne upodobania i uczucia. Poniewa

ż

jednak cz

ę

sto w sprawie tej idzie

si

ę

dalej, posuwaj

ą

c si

ę

a

ż

do całkowitego odrzucenia wszelkich gł

ę

bszych docieka

ń

,

czyli tego, co nosi zwykle nazw

ę

metafizyki, przeto zastanowimy si

ę

obecnie, jakie

rozumne argumenty przytoczy

ć

mo

ż

na w ich obronie.

Zacznijmy od uwagi,

ż

e jedn

ą

ze znacznych korzy

ś

ci, wynikaj

ą

cych z filozofii

ś

cisłej i

abstrakcyjnej, s

ą

usługi

ś

wiadczone filozofii popularnej i bliskiej sprawom ludzkim, która

bez pomocy tamtej nie zdołałaby nigdy osi

ą

gn

ąć

w swych pogl

ą

dach, wskazówkach i

dowodzeniach dostatecznego stopnia

ś

cisło

ś

ci. Cała literatura pi

ę

kna to tylko obrazy

ż

ycia ludzkiego, rozmaitych ludzkich postaw i sytuacji; wzbudza ona w nas ró

ż

ne uczucia

- pochwały lub nagany, podziwu lub kpiny - stosownie do rodzaju przedmiotu, który nam
przedstawia. Zadanie to niezawodnie lepiej wykona artysta, który oprócz subtelnego
smaku i bystrego zmysłu spostrzegawczego posiada dokładn

ą

znajomo

ść

naszej

wewn

ę

trznej organizacji, czynno

ś

ci rozumu, działa

ń

nami

ę

tno

ś

ci i rozmaitych odmian

uczucia, odró

ż

niaj

ą

cych wyst

ę

pek od cnoty. Jakkolwiek mozolne wyda

ć

mo

ż

e si

ę

to do

wewn

ą

trz skierowane badanie, staje si

ę

ono jednak w pewnej mierze nieodzownie

potrzebne tym, którzy chc

ą

z powodzeniem opisa

ć

widom

ą

, zewn

ę

trzn

ą

stron

ę

ż

ycia i

obyczajów. Anatom ukazuje nam rzeczy w najwy

ż

szym stopniu niemiłe i wstr

ę

tne; a

jednak nauka jego przydaje si

ę

malarzowi, nawet kiedy maluje Wenus lub Helen

ę

.

U

ż

ywaj

ą

c najbogatszych barw swojej sztuki i nadaj

ą

c swoim postaciom pełen gracji i

uroku wygl

ą

d, musi malarz jednak zwróci

ć

zarazem uwag

ę

na wewn

ę

trzn

ą

budow

ę

ciała

ludzkiego, na rozmieszczenie mi

ęś

ni, układ ko

ś

ci oraz na przeznaczenie i kształt ka

ż

dej

cz

ęś

ci ciała i ka

ż

dego jego organu. Dokładno

ść

w ka

ż

dym przypadku podnosi walory

pi

ę

kna, a trafno

ść

rozumowania - walor subtelnych uczu

ć

. Daremnie wywy

ż

szaliby

ś

my

jedno, deprecjonuj

ą

c drugie.

Widzimy nadto,

ż

e gdy chodzi o wszystkie sztuki i umiej

ę

tno

ś

ci, nawet je

ś

li ich zwi

ą

zek z

ż

yciem i działaniem jest najbli

ż

szy, duch

ś

cisło

ś

ci, jakkolwiek b

ą

d

ź

nabyty, zbli

ż

a je do

doskonało

ś

ci i sprawia,

ż

e lepiej słu

żą

dobru społecze

ń

stwa. A chocia

ż

filozof

ż

yje z dała

od

ż

ycia praktycznego, przecie

ż

filozoficzny sposób my

ś

lenia, je

ż

eli poszczególne

jednostki starannie go kultywuj

ą

, rozszerza si

ę

stopniowo na całe społecze

ń

stwo i

u

ż

ycza podobnej poprawno

ś

ci ka

ż

dej sztuce i ka

ż

demu powołaniu. Polityk nabywa

wi

ę

kszej ostro

ż

no

ś

ci i subtelno

ś

ci w rozdzielaniu i równowa

ż

eniu władzy, prawnik

rozumuje bardziej metodycznie i wedle lepszych zasad, wódz

ś

ci

ś

lej przestrzega

karno

ś

ci i z wi

ę

ksz

ą

przezorno

ś

ci

ą

układa plany operacji. Trwało

ść

nowo

ż

ytnych rz

ą

dów

w porównaniu ze staro

ż

ytnymi oraz

ś

cisło

ść

nowo

ż

ytnej filozofii wzrastały stopniowo i

prawdopodobnie w analogicznym tempie wzrasta

ć

b

ę

d

ą

nadal.

Gdyby nawet z docieka

ń

filozoficznych wynikała tylko ta korzy

ść

,

ż

e zaspokajaj

ą

niewinn

ą

ciekawo

ść

, i tak nie nale

ż

ałoby ich lekcewa

ż

y

ć

, gdy

ż

byłyby jedn

ą

wi

ę

cej z

nielicznych bezpiecznych i nieszkodliwych rozrywek, które ludzko

ś

ci przypadły w udziale.

Najmilsza

ś

cie

ż

ka

ż

ycia i najmniej kryj

ą

ca zasadzek prowadzi drog

ą

nauki i wiedzy, a

tego, kto potrafi usun

ąć

jak

ąś

przeszkod

ę

na tej drodze lub ukaza

ć

nowe jakie

ś

perspektywy, powinno si

ę

uwa

ż

a

ć

za dobroczy

ń

c

ę

ludzko

ś

ci. Zaj

ę

cia naukowe mog

ą

wydawa

ć

si

ę

uci

ąż

liwe i nu

żą

ce, ale podobnie jak silne organizacje cielesne, tak samo

zdarzaj

ą

si

ę

dzielne i kwitn

ą

cym zdrowiem obdarzone umysły, które potrzebuj

ą

forsownych

ć

wicze

ń

i czerpi

ą

przyjemno

ść

z tego, co dla ogółu ludzi jest mozolne i

trudne. Ciemno

ść

jest w samej rzeczy uci

ąż

liwa zarówno dla umysłu, jak dla oka, lecz co

Strona 3 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

za rozkosz, co za rado

ść

wydoby

ć

z ciemno

ś

ci

ś

wiatło, cho

ć

by kosztem najwi

ę

kszej

pracy.

Zarzuca si

ę

jednak,

ż

e ta ciemno

ść

w filozofii uczonej i abstrakcyjnej jest nie tylko

uci

ąż

liwa i nu

żą

ca, lecz

ż

e jest ona tak

ż

e nieuniknionym

ź

ródłem niepewno

ś

ci i bł

ę

du. W

samej rzeczy, najsłuszniejszym i najbardziej powa

ż

nym zarzutem w stosunku do

znacznej cz

ęś

ci metafizyki jest to,

ż

e nie jest ona wła

ś

ciwie nauk

ą

, lecz wynika albo z

bezowocnych wysiłków pró

ż

no

ś

ci ludzkiej, która chciałaby zgł

ę

bi

ć

rzeczy dla rozumu

zgoła niedost

ę

pne, albo te

ż

z chytro

ś

ci potocznych zabobonów, które, nie mog

ą

c obroni

ć

si

ę

na otwartym polu, fabrykuj

ą

spl

ą

tane zaro

ś

la, by ukry

ć

i osłoni

ć

sw

ą

słabo

ść

.

Wyp

ę

dzone z miejsc otwartych, ucieka to plemi

ę

rozbójnicze do lasów i czatuje w

zasadzce, by wedrze

ć

si

ę

na ka

ż

d

ą

niestrze

ż

on

ą

drog

ę

my

ś

li i zablokowa

ć

j

ą

religijnymi

skrupułami i przes

ą

dami. (...)

(...) Jedyna metoda, za pomoc

ą

której uwolni

ć

mo

ż

na od razu nauk

ę

od tych zawiłych

kwestii, polega na tym, by wnikn

ąć

w natur

ę

rozumu ludzkiego i okaza

ć

na podstawie

ś

cisłej analizy jego władz i zdolno

ś

ci,

ż

e nie nadaje si

ę

w

ż

aden sposób do roztrz

ą

sania

tak odległych i niejasnych rzeczy. Musimy podj

ąć

si

ę

tej pracy,

ż

eby móc nast

ę

pnie

ż

y

ć

spokojnie; musimy uprawia

ć

starannie prawdziw

ą

metafizyk

ę

, by pozby

ć

si

ę

fałszywej i

zepsutej. Niektórych od zwodniczej filozofii chroni lenistwo; u innych nad lenistwem
przewa

ż

a jednak ciekawo

ść

. Zw

ą

tpienie, które w pewnych chwilach bierze gór

ę

, ust

ę

puje

z kolei miejsca

ś

miałym nadziejom i oczekiwaniom.

Ś

cisłe i trafne rozumowanie jest

jedynym uniwersalnym lekarstwem, odpowiednim dla wszystkich osób i usposobie

ń

; ono

jedno potrafi obali

ć

filozoficzn

ą

t

ę

spekulacj

ę

i ów

ż

argon metafizyczny, który w

poł

ą

czeniu z potocznym zabobonem czyni j

ą

niejako nieprzeniknion

ą

dla tych, co

rozumuj

ą

niedbale, i nadaje jej pozór nauki i m

ą

dro

ś

ci.

Z dokładniejszego rozpatrzenia władz i zdolno

ś

ci natury ludzkiej wynika nie tylko ta

korzy

ść

,

ż

e mo

ż

emy po uwa

ż

nym zbadaniu sprawy odrzuci

ć

najmniej pewn

ą

i najmniej

przyjemn

ą

cz

ęść

wiedzy, lecz i wiele korzy

ś

ci pozytywnych. Jest rzecz

ą

godn

ą

uwagi,

ż

e

czynno

ś

ci umysłu, jakkolwiek s

ą

nam najbli

ż

sze, zdaj

ą

si

ę

, gdy je badamy, zapada

ć

w

ciemno

ść

; wzrok nasz niełatwo umie znale

źć

linie i granice, które je wyró

ż

niaj

ą

i dziel

ą

.

S

ą

to zbyt ulotne obiekty, by mogły przez dłu

ż

szy czas przedstawia

ć

si

ę

jednakowo;

trzeba je uj

ąć

w jednej chwili, przy pomocy szczególnej przenikliwo

ś

ci, b

ę

d

ą

cej darem

natury, udoskonalonym przez przyzwyczajenie i refleksj

ę

. Jest to przeto wcale

niepo

ś

lednia cz

ęść

nauki, pozna

ć

po prostu ró

ż

ne czynno

ś

ci umysłu, oddzieli

ć

jedne od

drugich, uło

ż

y

ć

je według wła

ś

ciwych kategorii i uporz

ą

dkowa

ć

cały ten pozorny chaos, w

który s

ą

uwikłane, gdy staj

ą

si

ę

przedmiotem refleksji i badania. (...)

Gdy wi

ę

c starannie uprawia

ć

b

ę

dziemy filozofi

ę

i gdy ogół, zwracaj

ą

c na t

ę

nauk

ę

uwag

ę

, doda jej zach

ę

ty, czy

ż

nie b

ę

dzie nam wolno spodziewa

ć

si

ę

,

ż

e zdoła ona

poszukiwania swe posun

ąć

jeszcze dalej i wykry

ć

, do pewnego przynajmniej stopnia,

tajemne spr

ęż

yny i prawa, które kieruj

ą

czynno

ś

ciami umysłu ludzkiego? Przez długi

czas zadowalali si

ę

astronomowie tym,

ż

e na podstawie zjawisk okre

ś

lali rzeczywiste

ruchy, układ i wielko

ść

ciał niebieskich; a

ż

pojawił si

ę

wreszcie filozof, który za pomoc

ą

bardzo udatnego rozumowania okre

ś

lił tak

ż

e prawa i siły rz

ą

dz

ą

ce i kieruj

ą

ce ruchami

planet. Podobnych rzeczy dokonano i dla innych dziedzin przyrody. Nie ma wi

ę

c powodu

traci

ć

nadziei na analogiczne sukcesy i w naszych badaniach, dotycz

ą

cych władz umysłu

i jego organizacji, je

ż

eli tylko przeprowadzone zostan

ą

z takim samym talentem i

ostro

ż

no

ś

ci

ą

. Prawdopodobnie jedne czynno

ś

ci i prawa umysłu zale

żą

od drugich, te

znowu mog

ą

da

ć

si

ę

sprowadzi

ć

do innych, jeszcze bardziej ogólnych i uniwersalnych.

Jak daleko mo

ż

na w badaniach tych si

ę

posun

ąć

- trudno to nam b

ę

dzie

ś

ci

ś

le okre

ś

li

ć

,

zanim starannie rzeczy nie wypróbujemy, a trudno tak

ż

e i potem. (...) Je

ż

eli wi

ę

c kwestie

te le

żą

w granicach rozumu ludzkiego, to mo

ż

e rozwi

ąż

emy je w ko

ń

cu szcz

ęś

liwie; je

ż

eli

nie, b

ę

dziemy przynajmniej mogli porzuci

ć

je z czystym sumieniem. (...)

Strona 4 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

(...) B

ę

dziemy szcz

ęś

liwi, gdy uda nam si

ę

ą

czy

ć

ż

ne rodzaje filozofii, godz

ą

c

gruntowno

ść

bada

ń

z jasno

ś

ci

ą

i rzetelno

ść

z oryginalno

ś

ci

ą

; za

ś

jeszcze szcz

ęś

liwsi,

gdy rozumuj

ą

c w sposób przyst

ę

pny, zdołamy podwa

ż

y

ć

podstawy filozofii

spekulatywnej, która dotychczas słu

ż

yła, jak si

ę

zdaje, jedynie ochronie zabobonu i

osłaniała niedorzeczno

ść

i bł

ą

d.

Rozdział II

O POCHODZENIU IDEI

Ka

ż

dy bez trudu przyzna,

ż

e istnieje znaczna ró

ż

nica mi

ę

dzy percepcjami umysłu

zale

ż

nie od tego, czy odczuwamy przykro

ść

nadmiernego gor

ą

ca lub przyjemno

ść

umiarkowanego ciepła, czy te

ż

uprzytamniamy sobie pó

ź

niej wra

ż

enia te z pami

ę

ci lub

wyprzedzamy je wyobra

ź

ni

ą

. Te zdolno

ś

ci umysłu mog

ą

na

ś

ladowa

ć

lub odtwarza

ć

percepcje zmysłów; nie potrafi

ą

jednak nigdy osi

ą

gn

ąć

w całej pełni siły i

ż

ywo

ś

ci czu

ć

pierwotnych. Nawet wtedy, gdy działaj

ą

z najwi

ę

ksz

ą

sił

ą

, mo

ż

emy co najwy

ż

ej rzec o

nich,

ż

e tak

ż

ywo przedstawiaj

ą

nam przedmioty, i

ż

prawie je czujemy lub widzimy.

Wyj

ą

wszy jednak wypadki rozstroju umysłowego, wywołanego chorob

ą

lub obł

ą

kaniem,

nie mog

ą

nigdy percepcje te uzyska

ć

takiego stopnia

ż

ywo

ś

ci, by zupełnie nie dały si

ę

od

pierwotnych odró

ż

ni

ć

. Wszelkie barwy poezji, cho

ć

by najwspanialsze, nie zdołaj

ą

nigdy

odda

ć

przyrody w taki sposób, a

ż

eby

ś

my opis wzi

ę

li za rzeczywisty krajobraz. Naj

ż

ywsza

my

ś

l nie dorówna nigdy najsłabszemu nawet czuciu.

Tak

ą

sam

ą

ż

nic

ę

mo

ż

emy zauwa

ż

y

ć

, je

ś

li chodzi o wszystkie inne percepcje umysłu.

Inaczej zachoruje si

ę

człowiek w napadzie gniewu, inaczej, gdy tylko my

ś

li o tym uczuciu.

Skoro mi kto

ś

powie,

ż

e jaka

ś

osoba jest zakochana, łatwo zrozumiem jego my

ś

l i

utworz

ę

sobie trafne wyobra

ż

enie o stanie tej osoby; w

ż

aden jednak sposób nie mog

ę

wzi

ąć

tego wyobra

ż

enia za rzeczywiste niepokoje i wzruszenia miłosne. Gdy my

ś

limy o

minionych uczuciach i wzruszeniach, my

ś

l nasza jest wiernym zwierciadłem i odtwarza

rzeczy zgodnie z prawd

ą

; lecz barwy, których u

ż

ywa, s

ą

blade i niewyra

ź

ne w

porównaniu z tymi, w które odziane były percepcje pierwotne. Nie trzeba wielkiej
bystro

ś

ci ani głowy metafizycznej, by spostrzec mi

ę

dzy nimi ró

ż

nic

ę

.

Mo

ż

emy przeto teraz podzieli

ć

wszystkie percepcje umysłu na dwie klasy, czyli rodzaje,

które ró

ż

ni

ą

si

ę

od siebie stopniem siły i

ż

ywo

ś

ci. Słabsze i mniej

ż

ywe percepcje

nazywaj

ą

si

ę

zwykle my

ś

lami lub ideami. Dla drugiej kategorii brak nazwy w naszym

j

ę

zyku i w bardzo wielu innych; jak przypuszczam dlatego,

ż

e tylko dla potrzeb

filozoficznych trzeba było obj

ąć

je jakim

ś

jednym słowem czy terminem ogólnym.

Pozwólmy sobie zatem nazwa

ć

je impresjami, nadaj

ą

c słowu temu znaczenie cokolwiek

odmienne od zwykłego. Przez wyraz impresja rozumiem wi

ę

c wszystkie percepcje

ż

ywsze, które powstaj

ą

, gdy słyszymy, widzimy, czujemy, kochamy, nienawidzimy,

po

żą

damy lub chcemy. Impresje za

ś

odró

ż

niam od idei, które s

ą

mniej

ż

ywymi

percepcjami i które u

ś

wiadamiamy sobie wtedy, gdy zastanawiamy si

ę

nad

którymkolwiek z wymienionych powy

ż

ej wra

ż

e

ń

lub wzrusze

ń

.

Na pierwszy rzut oka nie ma, zdaje si

ę

, rzeczy, która by mniej była skr

ę

powana ani

ż

eli

my

ś

l człowieka; wymyka si

ę

ona nie tylko wszelkiej ludzkiej władzy i kontroli, ale

swobody jej nie hamuj

ą

nawet granice natury i rzeczywisto

ś

ci. Tworzy

ć

dziwol

ą

gi i ł

ą

czy

ć

nieodpowiadaj

ą

ce sobie kształty i formy - to dla wyobra

ź

ni trudno

ść

nie wi

ę

ksza, ni

ż

przedstawienie sobie najnaturalniejszych i doskonale znanych przedmiotów. I podczas
gdy nasze ciało przykute jest do jednej planety, po której porusza si

ę

z mozołem i

trudem, my

ś

l mo

ż

e nas w jednej chwili przenie

ść

w najodleglejsze zak

ą

tki wszech

ś

wiata,

a nawet poza wszech

ś

wiat, w nieograniczony chaos, w którym, jak sobie wyobra

ż

amy,

panuje zupełny zam

ę

t. Czego oko nie widziało ani ucho nie słyszało - nawet to mo

ż

na

sobie tak

ż

e wyobrazi

ć

; w mocy my

ś

li jest wszystko, z wyj

ą

tkiem tego, co zawiera

absolutn

ą

sprzeczno

ść

.

Strona 5 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

Chocia

ż

jednak my

ś

l nasza zdaje si

ę

posiada

ć

nieograniczon

ą

swobod

ę

, przekonamy si

ę

po bli

ż

szym zbadaniu,

ż

e zamkni

ę

ta jest faktycznie w bardzo ciasnych granicach i

ż

e

cała twórcza moc umysłu sprowadza si

ę

jedynie do zdolno

ś

ci ł

ą

czenia, przemieszczania,

powi

ę

kszania lub umniejszania materiału dostarczonego nam przez zmysły i

do

ś

wiadczenie. Gdy my

ś

limy o złotej górze, ł

ą

czymy tylko ze sob

ą

dwie niesprzeczne

idee, złoto i gór

ę

, które poznali

ś

my ju

ż

poprzednio. Cnotliwego konia mo

ż

emy sobie

pomy

ś

le

ć

; mo

ż

emy bowiem na podstawie znajomo

ś

ci własnych dozna

ń

pomy

ś

le

ć

sobie

cnot

ę

i poł

ą

czy

ć

j

ą

z kształtem i postaci

ą

konia, zwierz

ę

cia dobrze nam znanego. Jednym

słowem, cały materiał my

ś

lowy pochodzi albo z wra

ż

e

ń

zewn

ę

trznych, albo z

wewn

ę

trznych, a tylko poł

ą

czenie ich i układ zale

żą

od umysłu i woli. Albo te

ż

, wyra

ż

aj

ą

c

si

ę

w sposób filozoficzny, wszystkie nasze idee, czyli słabsze percepcje, s

ą

kopiami

impresji, czyli percepcji

ż

ywszych.

A

ż

eby to udowodni

ć

, wystarcz

ą

, mam nadziej

ę

, dwa nast

ę

puj

ą

ce argumenty. Po

pierwsze: gdy analizujemy nasze my

ś

li, czyli idee, najbardziej nawet zło

ż

one lub

wzniosłe, przekonujemy si

ę

zawsze,

ż

e mo

ż

na je rozło

ż

y

ć

na idee proste, odtwarzaj

ą

ce

jakie

ś

poprzednie uczucie lub wra

ż

enie. Nawet idee, które z pochodzeniem tym na pozór

nic wspólnego nie maj

ą

, ujawniaj

ą

po bli

ż

szym zbadaniu taki sam sposób powstania.

Idea Boga jako istoty niesko

ń

czenie rozumnej, m

ą

drej i dobrej powstaje z refleksji nad

czynno

ś

ciami naszego własnego umysłu i z nieograniczonego spot

ę

gowania cech

dobroci i m

ą

dro

ś

ci. Rozbiorów takich mo

ż

emy przeprowadza

ć

, ile nam si

ę

podoba;

zawsze oka

ż

e si

ę

,

ż

e ka

ż

da badana idea jest kopi

ą

podobnej do niej impresji. Kto by

twierdził,

ż

e teza ta nie jest w ka

ż

dym przypadku prawdziwa i

ż

e nie brak wyj

ą

tków, ma

jedn

ą

tylko i to łatw

ą

drog

ę

,

ż

eby j

ą

obali

ć

: niech nam poda ide

ę

, która w jego mniemaniu

nie pochodzi z tego

ź

ródła. Wtedy naszym zadaniem b

ę

dzie wskaza

ć

impresj

ę

, czyli

ż

yw

ą

percepcj

ę

, która jej odpowiada, je

ż

eli zechcemy utrzyma

ć

nasze stanowisko.

Po wtóre: je

ż

eli si

ę

zdarzy,

ż

e wskutek jakiej

ś

wady narz

ą

du zmysłowego brak komu

ś

pewnej kategorii czu

ć

, okazuje si

ę

zawsze,

ż

e brak mu równie

ż

i odpowiednich idei.

Ś

lepy nie mo

ż

e utworzy

ć

sobie poj

ę

cia barw, ani głuchy poj

ę

cia d

ź

wi

ę

ków. (...)

Lapo

ń

czyk lub Murzyn nie maj

ą

poj

ę

cia smaku wina. (...) Człowiek o łagodnych

obyczajach nie mo

ż

e utworzy

ć

sobie idei nienasyconej m

ś

ciwo

ś

ci lub okrucie

ń

stwa;

niełatwo te

ż

pojmie samolub, czym jest wielka przyja

źń

i bezinteresowno

ść

. Przyznamy

bez trudu,

ż

e inne istoty posiada

ć

mog

ą

wiele zmysłów, o których nie jeste

ś

my w stanie

mie

ć

poj

ę

cia, gdy

ż

idee ich nigdy nie dotarły do nas t

ą

drog

ą

, któr

ą

idea jaka

ś

mo

ż

e

dosta

ć

si

ę

do umysłu, to znaczy drog

ą

faktycznego wra

ż

enia i uczucia.

(...) Wszystkie idee, a zwłaszcza idee abstrakcyjne, s

ą

z natury blade i niewyra

ź

ne i

umysł zaledwie mo

ż

e je uchwyci

ć

. Łatwo mo

ż

na je pomyli

ć

z innymi, podobnymi ideami,

a gdy cz

ę

sto u

ż

ywali

ś

my jakiego

ś

terminu, cho

ć

nie ł

ą

czyli

ś

my z nim wyra

ź

nego

znaczenia, skłonni jeste

ś

my my

ś

le

ć

,

ż

e ł

ą

czy si

ę

on z jak

ąś

okre

ś

lon

ą

ide

ą

. Natomiast

wszystkie impresje, to znaczy wszystkie wra

ż

enia, czy to zewn

ę

trzne, czy wewn

ę

trzne,

s

ą

jasne i

ż

ywe. Granice mi

ę

dzy nimi s

ą

ś

ci

ś

lej okre

ś

lone i nie tak łatwo w ich zakresie

popełni

ć

jaki

ś

ą

d lub si

ę

pomyli

ć

. Skoro zatem podejrzewamy,

ż

e jaki

ś

termin

filozoficzny bywa u

ż

ywany bez znaczenia, czyli idei (co zbyt cz

ę

sto si

ę

dzieje), pozostaje

nam tylko zbada

ć

, z jakiej impresji wywodzi si

ę

owa rzekoma idea. Je

ż

eli za

ś

ż

adnej

impresji nie da si

ę

wskaza

ć

, potwierdzi to słuszno

ść

naszych podejrze

ń

. O

ś

wietlaj

ą

c idee

tak jasno, mo

ż

emy si

ę

nie bez racji spodziewa

ć

,

ż

e czynimy bezprzedmiotow

ą

wszelk

ą

dalsz

ą

dyskusj

ę

na temat ich realnego istnienia i natury. (...)

Rozdział III

O KOJARZENIU SI

Ę

IDEI

Jest rzecz

ą

, oczywist

ą

,

ż

e istnieje jakie

ś

prawo (principle) zwi

ą

zku pomi

ę

dzy ró

ż

nymi

my

ś

lami, czyli ideami umysłu, i

ż

e nast

ę

puj

ą

one po sobie w sposób do pewnego stopnia

Strona 6 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

metodyczny i prawidłowy, gdy pojawiaj

ą

si

ę

w pami

ę

ci lub wyobra

ź

ni. W powa

ż

niejszych

rozmy

ś

laniach i wypowiedziach fakt ten jest tak widoczny,

ż

e ka

ż

d

ą

poszczególn

ą

my

ś

l,

która przerwie prawidłowy tok czy ła

ń

cuch idei, spostrzegamy i eliminujemy natychmiast.

Nawet w najbardziej fantastycznych, najbardziej bezładnych marzeniach, ba, nawet w
snach naszych odkry

ć

mo

ż

emy po zastanowieniu si

ę

,

ż

e wyobra

ź

nia nie p

ę

dzi w nich na

o

ś

lep, ale

ż

e zawsze jest jaki

ś

zwi

ą

zek pomi

ę

dzy poszczególnymi nast

ę

puj

ą

cymi po

sobie ideami. Gdyby

ś

my spisali najzupełniej swobodn

ą

, lu

ź

no tocz

ą

c

ą

si

ę

rozmow

ę

,

zauwa

ż

yliby

ś

my od razu co

ś

, co stanowiło ł

ą

cznik pomi

ę

dzy kolejnymi jej etapami.

Gdyby za

ś

nie dało si

ę

go odszuka

ć

, to jednak osoba, która przerwała tok rozmowy,

powiedziałaby nam,

ż

e jakie

ś

ukryte nast

ę

pstwo my

ś

li pojawiło si

ę

w jej umy

ś

le,

odwodz

ą

c j

ą

stopniowo od przedmiotu rozmowy. Stwierdzono,

ż

e w ró

ż

nych j

ę

zykach,

nawet je

ś

li nie mo

ż

na podejrzewa

ć

najmniejszego mi

ę

dzy nimi zwi

ą

zku czy styczno

ś

ci,

wyrazy oznaczaj

ą

ce najbardziej cho

ć

by zło

ż

one idee

ś

ci

ś

le sobie odpowiadaj

ą

. Stanowi

to niezbity dowód tego,

ż

e idee proste, zawarte w zło

ż

onych, zostały poł

ą

czone ze sob

ą

na zasadzie jakiego

ś

powszechnego prawa, które jednako przejawia si

ę

u wszystkich

ludzi.

Chocia

ż

fakt ł

ą

czenia si

ę

rozmaitych idei ze sob

ą

zbyt jest oczywisty, by mógł uj

ść

uwagi,

nie znam przecie

ż

filozofa, który by próbował wyliczy

ć

lub sklasyfikowa

ć

wszystkie

zasady ich kojarzenia si

ę

; a jest to przecie

ż

przedmiot, który, jak si

ę

zdaje, zasługuje na

zainteresowanie. Co do mnie, s

ą

dz

ę

,

ż

e istniej

ą

tylko trzy zasady zwi

ą

zku pomi

ę

dzy

ideami, mianowicie podobie

ń

stwo, styczno

ść

w czasie lub przestrzeni oraz przyczyna i

skutek.

W to,

ż

e zasady te słu

żą

do ł

ą

czenia idei, jak s

ą

dz

ę

, nikt szczególnie w

ą

tpi

ć

nie b

ę

dzie.

Obraz wiedzie w sposób naturalny my

ś

l nasz

ą

w stron

ę

oryginału. Wzmianka o jednym

pomieszczeniu w jakim

ś

domu daje w sposób naturalny pocz

ą

tek my

ś

li lub rozmowie o

innych. A gdy my

ś

limy o ranie, trudno nam powstrzyma

ć

si

ę

od my

ś

li o cierpieniu, które z

niej wynika. Trudno byłoby jednak

ż

e udowodni

ć

w stopniu zadowalaj

ą

cym dla czytelnika,

a nawet dla siebie samego,

ż

e wyliczenie to jest wyczerpuj

ą

ce i innych zasad kojarzenia

si

ę

prócz wymienionych nie ma. W takich przypadkach mo

ż

emy jedynie przemy

ś

le

ć

szereg przykładów, badaj

ą

c starannie zasad

ę

, która wi

ąż

e ze sob

ą

ż

ne my

ś

li, i nie

ustawa

ć

dopóty, dopóki zasadzie tej nie nadamy mo

ż

liwie najogólniejszej postaci. Im

wi

ę

cej przykładów zbadamy i im wi

ę

cej doło

ż

ymy stara

ń

, tym wi

ę

ksz

ą

osi

ą

gniemy

pewno

ść

,

ż

e wyliczenie, które na tej podstawie podajemy, jest wyczerpuj

ą

ce i pełne. (...)

Rozdział IV

W

Ą

TPLIWO

Ś

CI SCEPTYCZNE DOTYCZ

Ą

CE CZYNNO

Ś

CI ROZUMU

Cz

ęść

I

Wszystkie przedmioty rozumu lub badania ludzkiego mo

ż

na w sposób naturalny

podzieli

ć

na dwa rodzaje, tj. na stosunki pomi

ę

dzy ideami i na fakty. Pierwszego rodzaju

przedmiotów dotycz

ą

geometria, algebra i arytmetyka, krótko mówi

ą

c - wszelkie

twierdzenia, które s

ą

albo intuicyjnie, albo demonstratywnie pewne. Twierdzenie,

ż

e

kwadrat przeciwprostok

ą

tnej równa si

ę

sumie kwadratów obu przyprostok

ą

tnych, wyra

ż

a

pewien stosunek pomi

ę

dzy tymi figurami. Zdanie,

ż

e trzy razy pi

ęć

równa si

ę

połowie

trzydziestu, wyra

ż

a pewien stosunek pomi

ę

dzy tymi liczbami. Twierdzenia tego rodzaju

odkry

ć

mo

ż

na dzi

ę

ki samemu działaniu my

ś

li, niezale

ż

nie od jakichkolwiek przedmiotów

istniej

ą

cych we wszech

ś

wiecie. Gdyby nawet kół lub trójk

ą

tów na

ś

wiecie wcale nie było,

to i tak prawdy dowiedzione przez Euklidesa zachowałyby zawsze pewno

ść

i

oczywisto

ść

.

Fakty, które stanowi

ą

drug

ą

kategorie przedmiotów rozumu ludzkiego, nie daj

ą

si

ę

dowodzi

ć

(are not ascertained) w taki sam sposób; dowody (evidence), które

Strona 7 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

przemawiaj

ą

na rzecz ich prawdziwo

ś

ci, jakkolwiek wielkiej wagi, maj

ą

odmienn

ą

natur

ę

ni

ż

tamte.

ś

aden fakt nie wyklucza mo

ż

liwo

ś

ci faktu przeciwstawnego, ten bowiem nie

mo

ż

e nigdy zawiera

ć

sprzeczno

ś

ci, a umysł równie łatwo i jasno go pojmuje, jak gdyby

był najzupełniej zgodny z rzeczywisto

ś

ci

ą

.

ś

e sło

ń

ce jutro nie wzejdzie, jest zdaniem nie

mniej zrozumiałym i nie bardziej w sobie sprzecznym ni

ż

twierdzenie,

ż

e wzejdzie.

Nadaremnie przeto usiłowaliby

ś

my wykaza

ć

demonstratywnie jego fałszywo

ść

. Gdyby

mo

ż

na fałszywo

ść

tego zdania wykaza

ć

demonstratywnie, musiałoby ono zawiera

ć

w

sobie sprzeczno

ść

, a wtedy umysł nie mógłby go jasno poj

ąć

.

Jest zatem, jak si

ę

zdaje, rzecz

ą

interesuj

ą

c

ą

zbada

ć

, co uprawnia nas do tego (what is

the nature of that evidence), by w kwestiach rzeczywistego istnienia i faktów

ż

ywi

ć

pewno

ść

wykraczaj

ą

c

ą

poza bie

żą

ce

ś

wiadectwo zmysłów i zapis pami

ę

ci. Ten dział

filozofii - rzecz ciekawa - mało był uprawiany zarówno w staro

ż

ytno

ś

ci, jak i w czasach

nowszych; (...).

Wszelkie rozumowanie dotycz

ą

ce faktów ma, jak si

ę

zdaje, za podstaw

ę

stosunek

przyczyny i skutku. Jedynie za pomoc

ą

tego stosunku mo

ż

emy wyj

ść

poza

ś

wiadectwo

pami

ę

ci i zmysłów. Gdyby kogo

ś

zapyta

ć

, dlaczego uznaje fakt, który mu nie jest dany w

do

ś

wiadczeniu, np.

ż

e przyjaciel jego bawi na wsi albo we Francji - podałby tego racj

ę

,

ą

racj

ą

t

ą

byłby jaki

ś

inny fakt, np.

ż

e otrzymał od niego list albo

ż

e znał wcze

ś

niejsze jego

plany i decyzje. Kto znalazłby zegarek lub jaki

ś

inny przyrz

ą

d na niezamieszkałej wyspie,

wnioskowałby,

ż

e na wyspie tej byli kiedy

ś

ludzie. Wszelkie nasze rozumowania

dotycz

ą

ce faktów s

ą

takiej samej natury; przypuszczamy tu zawsze,

ż

e zachodzi zwi

ą

zek

pomi

ę

dzy faktem danym nam w do

ś

wiadczeniu a innym, o którym na podstawie tamtego

wnosimy. Gdyby ich nic ze sob

ą

nie ł

ą

czyło, wniosek byłby nieuprawniony. Słysz

ą

c w

ciemno

ś

ci artykułowany głos i rozumne słowa, jeste

ś

my przekonani,

ż

e jest tu jaki

ś

człowiek. Dlaczego? Poniewa

ż

s

ą

to rzeczy wynikaj

ą

ce z ustroju i organizmu ludzkiego,

ś

ci

ś

le z nim zwi

ą

zane. Analizuj

ą

c jakiekolwiek inne rozumowanie tego rodzaju,

zobaczymy zawsze,

ż

e opiera si

ę

ono na stosunku przyczyny i skutku, przy czym

stosunek ten bywa bli

ż

szy lub dalszy, prosty lub rozgał

ę

ziony. Ciepło i

ś

wiatło s

ą

równoległymi skutkami ognia i z jednego z nich wolno zasadnie wnosi

ć

o drugim.

Chc

ą

c zatem pozna

ć

dokładnie, co stanowi podstaw

ę

upewniaj

ą

c

ą

nas o prawdziwo

ś

ci

faktów, musimy zbada

ć

, w jaki sposób poznajemy przyczyny i skutki.

O

ś

mielam si

ę

twierdzi

ć

, przy tym tez

ę

moj

ą

wypowiadam w postaci zdania ogólnego nie

dopuszczaj

ą

cego wyj

ą

tku,

ż

e w

ż

adnym przypadku nie osi

ą

gamy znajomo

ś

ci tego

stosunku na podstawie rozumowania a priori, wynika ona w zupełno

ś

ci z do

ś

wiadczenia,

mianowicie wtedy, gdy spostrzegamy,

ż

e jakie

ś

konkretne przedmioty stale ze sob

ą

si

ę

ł

ą

cz

ą

. Przypu

ść

my,

ż

e człowiek o najbystrzejszym nawet rozumie wrodzonym i jak

najwi

ę

kszych zdolno

ś

ciach znajduje si

ę

wobec jakiego

ś

przedmiotu: je

ż

eli przedmiot ten

jest mu zupełnie nieznany, człowiek ów nie potrafi na podstawie najstaranniejszego
zbadania jego własno

ś

ci zmysłowych wykry

ć

ani

ż

adnej z jego przyczyn, ani

ż

adnego ze

skutków. Chocia

ż

by zdolno

ś

ci intelektualne Adama były od samego pocz

ą

tku bez

zarzutu, nie zdołałby on przecie

ż

z płynno

ś

ci i przejrzysto

ś

ci wody wywnioskowa

ć

,

ż

e

mo

ż

e go zadławi

ć

, ani te

ż

z jasno

ś

ci i ciepła ognia,

ż

e mo

ż

e go spali

ć

. Własno

ś

ci

przedmiotu dost

ę

pne zmysłom nigdy nie ujawniaj

ą

przyczyn, które go wywołały, ani te

ż

skutków, które z niego wynikn

ą

; rozum nasz bez pomocy do

ś

wiadczenia nie mo

ż

e nic

wnosi

ć

o rzeczywistym istnieniu i faktach.

Łatwo zgodz

ą

, si

ę

wszyscy na zdanie,

ż

e przyczyny i skutki mo

ż

emy pozna

ć

nie na

podstawie rozumu, lecz tylko za pomoc

ą

do

ś

wiadczenia, je

ś

li chodzi o przedmioty, o

których pami

ę

tamy,

ż

e niegdy

ś

były nam zupełnie nieznane; zdajemy sobie bowiem

spraw

ę

,

ż

e byli

ś

my wówczas zupełnie niezdolni przewidzie

ć

, co z nich wyniknie.

Poka

ż

my człowiekowi, który nie ma poj

ę

cia o fizyce, dwie gładkie płyty marmuru;

Strona 8 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

człowiek ten nie domy

ś

li si

ę

,

ż

e przylgn

ą

do siebie w taki sposób, i

ż

trzeba b

ę

dzie

wielkiej siły, by je rozsun

ąć

w kierunku prostopadłym, gdy tymczasem naciskowi

bocznemu stawiaj

ą

tak niewielki opór. Tak

ż

e gdy chodzi o zjawiska, które wykazuj

ą

mało

podobie

ń

stwa do powszednich zjawisk przyrody - wszyscy łatwo si

ę

godz

ą

,

ż

e

poznajemy je jedynie drog

ą

do

ś

wiadczenia; nikt przecie

ż

nie b

ę

dzie sobie wyobra

ż

ał,

ż

e

wybuch prochu strzelniczego albo przyci

ą

ganie magnesu mo

ż

na było odkry

ć

na

podstawie rozumowania a priori. Tak samo rzecz si

ę

ma, je

ż

eli skutek jaki

ś

zale

ż

y od

bardzo skomplikowanego mechanizmu albo od ukrytego układu cz

ą

stek; w takich

przypadkach równie

ż

bez trudu przyznajemy,

ż

e wszelka nasza wiedza pochodzi z

do

ś

wiadczenia. Któ

ż

b

ę

dzie twierdził,

ż

e potrafi wskaza

ć

ostateczn

ą

przyczyn

ę

, dla której

mleko i chleb s

ą

straw

ą

odpowiedni

ą

dla człowieka, a nieodpowiedni

ą

dla lwa lub

tygrysa?

Ale ta sama prawda nie wyda si

ę

na pierwszy rzut oka równie oczywista, je

ż

eli chodzi o

zjawiska, z którymi oswoili

ś

my si

ę

od pierwszych chwil

ż

ycia, które wykazuj

ą

ś

cisł

ą

analogi

ę

z całym biegiem przyrody i o których przypuszczamy,

ż

e wynikaj

ą

z prostych

własno

ś

ci przedmiotów, a nie z ukrytego układu cz

ą

stek. Skłonni jeste

ś

my mniema

ć

,

ż

e

skutki mo

ż

na by odkry

ć

tu samym działaniem rozumu, bez pomocy do

ś

wiadczenia.

Wyobra

ż

amy sobie,

ż

e znalazłszy si

ę

niespodziewanie na tym

ś

wiecie, umieliby

ś

my od

razu wywnioskowa

ć

, i

ż

jedna kula bilardowa, uderzaj

ą

c o drug

ą

, wprawi j

ą

w ruch;

sadzimy,

ż

e nie trzeba czeka

ć

na wynik, by móc to z cał

ą

stanowczo

ś

ci

ą

twierdzi

ć

.

Przyzwyczajenie w ten sposób na nas wpływa,

ż

e tam, gdzie jest najsilniejsze, zasiania

nie tylko nasz przyrodzony brak wiedzy, lecz tak

ż

e ukrywa samo siebie i pozornie nie

odgrywa roli wła

ś

nie dlatego,

ż

e oddziałuje z najwi

ę

ksz

ą

sił

ą

.

(...) Gdy widz

ę

np. kul

ę

bilardow

ą

poruszaj

ą

c

ą

si

ę

w kierunku innej kuli i gdy nawet,

przypu

ść

my, przypadkiem powstanie we mnie my

ś

l o ruchu drugiej kuli jako skutku

zetkni

ę

cia si

ę

czy zderzenia obu kul - czy

ż

nie mog

ę

sobie pomy

ś

le

ć

,

ż

e sto innych

zdarze

ń

mo

ż

e by

ć

równie dobrze nast

ę

pstwem tej przyczyny? Czy

ż

nie mogłyby obie

kule znale

źć

si

ę

w stanie bezwzgl

ę

dnego spoczynku? Czy nie mogłaby pierwsza w linii

prostej wróci

ć

na dawne miejsce albo odskoczy

ć

od drugiej w dowolnym kierunku?

Wszystkie te przypuszczenia s

ą

niesprzeczne i dadz

ą

si

ę

pomy

ś

le

ć

. Dlaczegó

ż

wi

ę

c

mieliby

ś

my uprzywilejowa

ć

jedno, ani bardziej niesprzeczne, ani łatwiejsze do

pomy

ś

lenia ni

ż

inne? Nigdy rozumowanie a priori nie potrafi uzasadni

ć

takiego

przywileju.

Jednym słowem: ka

ż

dy skutek jest zdarzeniem ró

ż

nym od swojej przyczyny. Nie mo

ż

na

go przeto wykry

ć

w przyczynie, a aprioryczne na jego temat pomysły i koncepcje s

ą

czym

ś

zupełnie dowolnym. A nawet gdy ju

ż

mamy skutek, jego poł

ą

czenie z przyczyn

ą

musi okaza

ć

si

ę

równie dowolne, poniewa

ż

jest zawsze wiele innych skutków, które

rozumowi musz

ą

wyda

ć

si

ę

równie dobrze dopasowane do przyczyny i równie naturalne.

Daremnie wi

ę

c usiłowaliby

ś

my bez pomocy obserwacji i do

ś

wiadczenia przewidywa

ć

poszczególne fakty lub drog

ą

wnioskowania rozpoznawa

ć

przyczyny i skutki.

Pozwala nam to zrozumie

ć

, dlaczego jeszcze

ż

aden rozumny i skromny filozof nie

wyobra

ż

ał sobie,

ż

e potrafi poda

ć

ostateczn

ą

przyczyn

ę

jakiegokolwiek zjawiska

przyrody lub wskaza

ć

wyra

ź

nie działania siły wytwarzaj

ą

cej którykolwiek z danych nam

skutków. Wiadomo,

ż

e rozum ludzki ze wszystkich sił d

ąż

y do tego, by upro

ś

ci

ć

zasady

rz

ą

dz

ą

ce zjawiskami przyrody i - rozumuj

ą

c na podstawie analogii, do

ś

wiadczenia i

obserwacji - sprowadzi

ć

liczne skutki szczegółowe do kilku przyczyn ogólnych.

Wysilaliby

ś

my si

ę

jednak daremnie, chc

ą

c wykry

ć

przyczyny tych przyczyn ogólnych; nie

potrafimy nigdy wyja

ś

ni

ć

ich sobie w sposób, który by nas zadowolił. Te ostateczne

spr

ęż

yny i zasady s

ą

w zupełno

ś

ci ukryte przed ciekawo

ś

ci

ą

ludzk

ą

i niedost

ę

pne

badaniu. Spr

ęż

ysto

ść

, ci

ąż

enie, spójno

ść

cz

ą

stek, przenoszenie si

ę

ruchu przez

uderzenie - oto prawdopodobnie ostateczne przyczyny i zasady, jakie kiedykolwiek

Strona 9 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

odkryjemy w przyrodzie; b

ę

dziemy mogli uwa

ż

a

ć

si

ę

za dostatecznie szcz

ęś

liwych, je

ż

eli

uda si

ę

nam przez dokładne badania i

ś

cisłe rozumowanie sprowadzi

ć

poszczególne

zjawiska w zupełno

ś

ci albo w przybli

ż

eniu do tych zasad ogólnych. Najdoskonalsza

filozofia naturalna jedynie odsuwa nieco nasz

ą

niewiedz

ę

, tak jak najdoskonalsza

filozofia moralna czy metafizyczna pozwala, by

ć

mo

ż

e, jedynie dojrze

ć

wi

ę

ksze jej

obszary. Tak oto z ka

ż

dej nauki wypływa przekonanie o

ś

lepocie i niemocy człowieka,

prze

ś

laduj

ą

c nas na ka

ż

dym kroku, mimo i

ż

usiłujemy si

ę

mu wymkn

ąć

.

Nawet pomoc u

ż

yczona filozofii naturalnej przez geometri

ę

, mimo całej wła

ś

ciwej tej

nauce

ś

cisło

ś

ci rozumowania, dla której tak słusznie si

ę

j

ą

sławi, nie zdoła temu brakowi

zapobiec ani poprowadzi

ć

nas ku poznaniu ostatecznych przyczyn. Ka

ż

dy dział

matematyki stosowanej opiera si

ę

na zało

ż

eniu,

ż

e przyroda ustanowiła okre

ś

lone

prawa, którymi si

ę

kieruje, a rozumowaniem abstrakcyjnym posługujemy si

ę

albo po to,

by wesprze

ć

do

ś

wiadczenie w wykrywaniu tych praw, albo by okre

ś

li

ć

ich działanie w

poszczególnych przypadkach, w których zale

ż

y ono od pewnej

ś

ci

ś

le oznaczonej

odległo

ś

ci i ilo

ś

ci. Istnieje np. wykryte do

ś

wiadczalnie prawo ruchu, które powiada,

ż

e

p

ę

d, czyli siła ciała w ruchu pozostaje w stosunku zło

ż

onym, czyli w proporcji do jego

masy i pr

ę

dko

ś

ci; st

ą

d wynika,

ż

e niewielka siła mo

ż

e pokona

ć

ka

ż

d

ą

przeszkod

ę

lub

podnie

ść

ka

ż

dy ci

ęż

ar, je

ż

eli za pomoc

ą

odpowiedniego przyrz

ą

du czy maszyny

potrafimy zwi

ę

kszy

ć

pr

ę

dko

ść

do takiego stopnia,

ż

e przewy

ż

szy opór przeszkody.

Geometria pomaga nam stosowa

ć

to prawo, okre

ś

laj

ą

c wła

ś

ciwe rozmiary cz

ęś

ci i figur,

które mog

ą

wej

ść

w skład danej maszyny. B

ą

d

ź

co b

ą

d

ź

jednak wykrycie samego prawa

zawdzi

ę

czamy wył

ą

cznie do

ś

wiadczeniu i całe rozumowanie abstrakcyjne

ś

wiata nie

potrafiłoby nigdy ani o krok zbli

ż

y

ć

nas do jego poznania. (...)

Cz

ęść

II

Nie mamy dot

ą

d zadowalaj

ą

cej odpowiedzi na nasze pierwotne pytanie. Wszelka

odpowied

ź

stwarza coraz to nowe zagadnienia, nie mniej trudne od poprzednich, i

prowadzi do dalszych pyta

ń

. Gdy zapytamy, jakiej natury s

ą

wszystkie nasze

rozumowania dotycz

ą

ce faktów, wła

ś

ciwa odpowied

ź

, jak si

ę

zdaje, brzmi,

ż

e opieraj

ą

si

ę

one na stosunku przyczyny i skutku. Gdy zapytamy z kolei, co jest podstaw

ą

wszystkich

naszych rozumowa

ń

i konkluzji dotycz

ą

cych tego stosunku, odpowiedzie

ć

mo

ż

emy

jednym słowem: do

ś

wiadczenie. Gdy jednak posuniemy nasz

ą

ciekawo

ść

jeszcze dalej i

zapytamy, jaka jest podstawa wszystkich konkluzji uzyskanych z do

ś

wiadczenia - to

wyst

ą

pi tu pytanie nowe, którego rozwikłanie i wyja

ś

nienie wydaje si

ę

trudniejsze. (...)

W tym rozdziale zadowol

ę

si

ę

rozwi

ą

zaniem łatwego zadania, ograniczaj

ą

c si

ę

do

negatywnej odpowiedzi na postawione tu pytanie. Twierdz

ę

zatem,

ż

e nawet gdy ju

ż

wiemy z do

ś

wiadczenia, jak działaj

ą

przyczyna i skutek, konkluzje, uzyskane z tego

do

ś

wiadczenia, nie opieraj

ą

si

ę

na rozumowaniu ani na

ż

adnych w ogóle czynno

ś

ciach

intelektu. Odpowied

ź

t

ę

postaram si

ę

zarówno wyja

ś

ni

ć

, jak obroni

ć

.

Trzeba niew

ą

tpliwie przyzna

ć

,

ż

e przyroda trzyma nas z dala od wszystkich swych

tajników i poucza jedynie o niewielu powierzchownych własno

ś

ciach rzeczy, ukrywaj

ą

c

przed nami siły i zasady, od których oddziaływanie tych rzeczy w cało

ś

ci zale

ż

y. Zmysły

mówi

ą

nam o barwie, ci

ęż

arze i konsystencji chleba, ale ani zmysły, ani rozum nie mog

ą

nam nigdy wskaza

ć

tych jego własno

ś

ci, które czyni

ą

ze

ń

straw

ę

i po

ż

ywienie ludzkiego

organizmu. Wzrok lub dotyk dostarcza nam idei dokonuj

ą

cego si

ę

wła

ś

nie ruchu ciał; nie

mo

ż

emy sobie jednak utworzy

ć

nawet najsłabszego poj

ę

cia o tej cudownej sile czy

mocy, która sprawia,

ż

e poruszaj

ą

ce si

ę

ciało pozostałoby w wieczystym ruchu, a któr

ą

ciała trac

ą

tylko wtedy, gdy udzielaj

ą

jej innym ciałom. Chocia

ż

jednak nie znamy sił

[wyrazu "siła" u

ż

ywam tutaj w znaczeniu nie

ś

cisłym i potocznym (...)] i zasad przyrody,

przypuszczamy z reguły,

ż

e podobnym własno

ś

ciom zmysłowym odpowiadaj

ą

podobne

siły ukryte, i spodziewamy si

ę

,

ż

e wynikn

ą

z nich skutki podobne do tych, które były nam

Strona 10 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

ju

ż

dane w do

ś

wiadczeniu. Je

ż

eli nam kto

ś

poka

ż

e substancj

ę

podobn

ą

barw

ą

i

konsystencj

ą

do chleba, który jedli

ś

my dawniej, powtórzymy prób

ę

(experiment) bez

namysłu, przewiduj

ą

c z wszelk

ą

pewno

ś

ci

ą

,

ż

e substancja ta tak samo nas po

ż

ywi. Oto

czynno

ść

umysłu czy my

ś

li, której podstaw

ę

bardzo chciałbym pozna

ć

. Przyznaje si

ę

ogólnie,

ż

e pomi

ę

dzy własno

ś

ciami zmysłowymi a ukrytymi siłami nie zachodzi

ż

aden

znany nam zwi

ą

zek, i co za tym idzie,

ż

e umysł nie wnioskuje o ich stałym i prawidłowym

(regular) poł

ą

czeniu na podstawie niczego, co o nich wie. Co si

ę

tyczy do

ś

wiadczenia

minionego, mo

ż

na zgodzi

ć

si

ę

,

ż

e dostarcza nam bezpo

ś

redniej i pewnej wiedzy w

zakresie tych wył

ą

cznie przedmiotów i w obr

ę

bie tego jedynie czasu, który obejmowało.

Dlaczego jednak mieliby

ś

my rozszerza

ć

to do

ś

wiadczenie na przyszło

ść

i na inne

przedmioty, które mog

ą

, o ile wiemy, by

ć

tylko z wygl

ą

du podobne do poprzednich - oto

główne pytanie, na które kładłbym nacisk. Chleb, który dawniej jadłem, po

ż

ywił mnie, to

znaczy,

ż

e ciało o takich to a takich zmysłowych własno

ś

ciach posiadało wtedy takie to a

takie siły ukryte; czy jednak z tego wynika,

ż

e inny chleb musi mnie kiedy indziej tak

ż

e

po

ż

ywi

ć

i

ż

e podobnym własno

ś

ciom zmysłowym musz

ą

zawsze towarzyszy

ć

podobne

siły ukryte? Wniosek taki nie wydaje mi si

ę

ż

adn

ą

miar

ą

konieczny. Ale nie mo

ż

na chyba

zaprzeczy

ć

,

ż

e umysł wyprowadza tu jakie

ś

nast

ę

pstwo,

ż

e stawia si

ę

tu jaki

ś

krok,

dokonuje jakiej

ś

czynno

ś

ci my

ś

lowej, jakiego

ś

wnioskowania, które wymaga wyja

ś

nienia.

Wszak bynajmniej nie mo

ż

na uwa

ż

a

ć

za identyczne tych dwóch zda

ń

: Przekonałem si

ę

,

ż

e z takim to a takim przedmiotem ł

ą

czył si

ę

, zawsze taki to a taki skutek, oraz:

Przewiduj

ę

,

ż

e z innymi przedmiotami, z wygl

ą

du podobnymi, ł

ą

czy

ć

si

ę

, b

ę

d

ą

skutki

podobne. (...)

Rozumowanie bywa dwojakie, mianowicie albo demonstratywne, tj. takie, które dotyczy
stosunków mi

ę

dzy ideami, albo te

ż

moralne, tj. takie, które dotyczy faktów i istnienia.

ś

e

w niniejszym przypadku nie mamy do czynienia z argumentami demonstratywnymi, jest,
jak si

ę

zdaje, rzecz

ą

oczywist

ą

, nie ma bowiem

ż

adnej sprzeczno

ś

ci w przypuszczeniu,

ż

e bieg przyrody mo

ż

e ulec zmianie i

ż

e rzecz jaka

ś

, pozornie podobna do tych, które

znamy z do

ś

wiadczenia, poci

ą

gnie za sob

ą

odmienne albo nawet wprost przeciwne

skutki. Czy

ż

nie mog

ę

sobie jasno i wyra

ź

nie pomy

ś

le

ć

,

ż

e ciało spadaj

ą

ce z chmur i pod

ka

ż

dym innym wzgl

ę

dem podobne do

ś

niegu, posiada mimo to smak soli i działa na

dotyk jak ogie

ń

? Czy istnieje twierdzenie zrozumialsze nad zdanie,

ż

e wszystkie drzewa

zakwitn

ą

w grudniu i styczniu, a opadn

ą

w maju i czerwcu? Otó

ż

wszystko, co jest

zrozumiałe i co mo

ż

na sobie wyra

ź

nie pomy

ś

le

ć

, wolne jest od sprzeczno

ś

ci i

ż

adne

argumenty demonstratywne,

ż

adne abstrakcyjne rozumowanie a priori nie dowiod

ą

tego,

ż

e jest fałszem. (...)

W istocie, wszelkie argumenty uzyskane z do

ś

wiadczenia opieraj

ą

si

ę

na podobie

ń

stwie,

które spostrzegamy pomi

ę

dzy zjawiskami przyrody i dzi

ę

ki któremu jeste

ś

my skłonni

oczekiwa

ć

w przyszło

ś

ci skutków podobnych do tych, jakie nast

ę

powały po owych

zjawiskach do tej pory. (...) Po przyczynach, które wydaj

ą

si

ę

podobne, spodziewamy si

ę

podobnych skutków. To jest cała nasza tre

ść

wszystkich naszych opartych na

do

ś

wiadczeniu wniosków. Otó

ż

wydaje si

ę

oczywiste,

ż

e gdyby

ś

my wniosek taki

wyprowadzali na podstawie rozumu - to od razu, i oparty na jednym przypadku, byłby on
równie doskonały jak po najdłu

ż

szym do

ś

wiadczeniu. Rzecz ma si

ę

jednak zupełnie

inaczej. Nic nie jest tak podobne do siebie, jak jajka; a przecie

ż

nikt z racji tego

zewn

ę

trznego podobie

ń

stwa nie spodziewa si

ę

,

ż

e wszystkie b

ę

d

ą

mu tak samo

smakowały. Dopiero po długim szeregu jednakowych do

ś

wiadcze

ń

zebranych w danym

zakresie zjawisk nabieramy pełnego zaufania i pewno

ś

ci, gdy chodzi o poszczególne

przypadki. (...)

(...) Istnieje zgoda co do tego,

ż

e barwa, konsystencja i inne własno

ś

ci zmysłowe chleba

nie wydaj

ą

si

ę

same przez si

ę

pozostawa

ć

w zwi

ą

zku z ukryt

ą

sił

ą

ż

ywi

ą

c

ą

. Inaczej

bowiem mogliby

ś

my, obywaj

ą

c si

ę

bez pomocy do

ś

wiadczenia, wnosi

ć

o tej sile

natychmiast, gdy pojawi

ą

si

ę

odpowiednie własno

ś

ci zmysłowe - wbrew opinii wszystkich

Strona 11 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

filozofów, wbrew oczywistym faktom. Objawia si

ę

tu zatem nasz przyrodzony stan

niewiedzy je

ś

li chodzi o siły i oddziaływanie obiektów. W jaki sposób zaradza temu

do

ś

wiadczenie? Ukazuje nam jedynie pewn

ą

ilo

ść

jednakowych (uniform) skutków

wywołanych przez okre

ś

lone obiekty i uczy nas,

ż

e owym obiektom przysługiwały w

danej chwili takie to a takie siły i władze. Skoro zjawia si

ę

nowy obiekt wyposa

ż

ony w

podobne własno

ś

ci zmysłowe, spodziewamy si

ę

po nim podobnych sił i władz i

oczekujemy analogicznego skutku. Po ciele o takiej samej barwie i konsystencji, co
chleb, spodziewamy si

ę

,

ż

e dostarczy nam podobnego po

ż

ywienia i strawy. Ale krok ten,

który stawia nasz umysł, wymaga niew

ą

tpliwie wyja

ś

nienia. Gdy kto

ś

powiada: We

wszystkich dotychczasowych przypadkach stwierdziłem,

ż

e takie to a takie własno

ś

ci

zmysłowe ł

ą

czyły si

ę

z takimi to a takimi siłami ukrytymi, oraz gdy powiada: Podobne

własno

ś

ci zmysłowe b

ę

d

ą

si

ę

zawsze ł

ą

czyły z podobnymi siłami ukrytymi, nie mo

ż

na mu

zarzuci

ć

tautologii, a zdania te nie s

ą

pod

ż

adnym wzgl

ę

dem identyczne. Powiecie,

ż

e

jedno z tych zda

ń

jest wnioskiem wyprowadzonym ze zdania drugiego. Musicie jednak

przyzna

ć

,

ż

e wniosek ten nie jest ani intuicyjny, ani wyprowadzony demonstratywnie;

jaki

ż

wi

ę

c ma charakter? Twierdzi

ć

,

ż

e opiera si

ę

na do

ś

wiadczeniu, byłoby petitio

principii, albowiem wszystkie wnioski uzyskane z do

ś

wiadczenia wychodz

ą

z zało

ż

enia,

ż

e przyszło

ść

b

ę

dzie podobna do przeszło

ś

ci i

ż

e z podobnymi własno

ś

ciami

zmysłowymi b

ę

d

ą

ł

ą

czyły si

ę

podobne siły. Je

ż

eli zachodzi najl

ż

ejsze podejrzenie,

ż

e

bieg przyrody mo

ż

e ulec zmianie i

ż

e przeszło

ść

mo

ż

e nie by

ć

norm

ą

przyszło

ś

ci -

wszelkie do

ś

wiadczenie staje si

ę

nieu

ż

yteczne i nic ze

ń

nie wynika.

ś

adn

ą

wi

ę

c miar

ą

argumenty uzyskane z do

ś

wiadczenia nie zdołaj

ą

dowie

ść

,

ż

e przyszło

ść

b

ę

dzie

podobna do przeszło

ś

ci, poniewa

ż

one same opieraj

ą

si

ę

bez wyj

ą

tku na zało

ż

eniu,

ż

e

podobie

ń

stwo takie istnieje. (...)

Jest rzecz

ą

niew

ą

tpliw

ą

,

ż

e najbardziej nieo

ś

wieceni i nierozgarni

ę

ci chłopi, ba, nawet

dzieci i nierozumne zwierz

ę

ta korzystaj

ą

z do

ś

wiadczenia i poznaj

ą

własno

ś

ci

otaczaj

ą

cych przedmiotów, obserwuj

ą

c wynikaj

ą

ce z nich skutki. Je

ż

eli dziecko doznało

bólu dotkn

ą

wszy płomienia

ś

wiecy, b

ę

dzie w przyszło

ś

ci starannie unikało zbli

ż

ania r

ę

ki

do

ś

wiec, spodziewaj

ą

c si

ę

podobnego skutku po przyczynie o podobnych własno

ś

ciach

zmysłowych i podobnym wygl

ą

dzie. Je

ś

li na tej podstawie twierdzisz,

ż

e umysł dziecka

do takiego wniosku dochodzi za pomoc

ą

jakiego

ś

procesu argumentacji czy

rozumowania, to mam prawo domaga

ć

si

ę

, by

ś

mi t

ę

argumentacj

ę

wyłuszczył; nie

znajdziesz pretekstu,

ż

eby nie uczyni

ć

zado

ść

temu tak słusznemu

żą

daniu. Nie mo

ż

esz

powiedzie

ć

,

ż

e argumentacja jest zawiła i mo

ż

e nie uda ci si

ę

jej uchwyci

ć

, skoro

przyznajesz,

ż

e pojmuje j

ą

prosty umysł dzieci

ę

cy. A je

ż

eli chwil

ę

si

ę

zawahasz albo te

ż

,

po namy

ś

le, przytoczysz jak

ąś

argumentacj

ę

skomplikowan

ą

i uczon

ą

- sam poniek

ą

d

dasz za wygran

ą

i przyznasz,

ż

e to, co nam ka

ż

e przypuszcza

ć

, i

ż

przyszło

ść

jest

podobna do przeszło

ś

ci, i spodziewa

ć

si

ę

podobnych skutków po przyczynach z wygl

ą

du

podobnych, nie jest rozumowaniem. (...)

Rozdział V

SCEPTYCZNE ROZWI

Ą

ZANIE TYCH W

Ą

TPLIWO

Ś

CI

Cz

ęść

I

Zamiłowanie do filozofii, podobnie jak zamiłowanie do religii, posiada, jak si

ę

zdaje, t

ę

słab

ą

stron

ę

,

ż

e cho

ć

słu

ż

y

ć

ma poprawie naszych obyczajów i wykorzenieniu wad,

czasem przecie

ż

, je

ś

li

ź

le nim pokierowa

ć

, podsyca w nas jedynie jak

ąś

dominuj

ą

c

ą

skłonno

ść

i pcha umysł tym bardziej zdecydowanie ku temu, co wskutek wrodzonego

charakteru i nastawienia i tak zanadto go ci

ą

gnie. Nie ulega w

ą

tpliwo

ś

ci,

ż

e d

ążą

c do

podniosłego spokoju ducha, który cechuje filozofa-m

ę

drca, i usiłuj

ą

c znale

źć

przyjemno

ść

tylko w tym, czego nam dostarcza własny umysł, mo

ż

emy na koniec - jak to

si

ę

przydarzyło Epiktetowi i innym stoikom - uczyni

ć

z naszej filozofii po prostu

wysubtelniony nieco system egoizmu i usprawiedliwi

ć

sobie rozumowo zarówno

Strona 12 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

poniechanie wszelkiej cnoty, jak te

ż

wszelkiej przyjemno

ś

ci społecznej natury; kiedy za

ś

analizujemy uwa

ż

nie marno

ść

ż

ycia ludzkiego i rozmy

ś

lamy o znikomo

ś

ci i nietrwało

ś

ci

bogactw i zaszczytów - mo

ż

e wła

ś

nie tym samym schlebiamy wrodzonemu lenistwu,

które, nienawidz

ą

c wiru

ś

wiatowego i zgiełku interesów, szuka sobie rozumnego pozoru,

aby oddawa

ć

si

ę

pełnej i nieskr

ę

powanej bezczynno

ś

ci. Istnieje jednak pewien kierunek

filozofii, któremu pod tym wzgl

ę

dem niewiele zdaje si

ę

grozi

ć

, poniewa

ż

nie wi

ąż

e si

ę

z

ż

adn

ą

ujemn

ą

skłonno

ś

ci

ą

człowieczego umysłu ani nie mo

ż

e przymiesza

ć

si

ę

do

wrodzonych upodoba

ń

i tendencji. Kierunkiem tym jest filozofia akademicka, czyli

sceptyczna. Akademicy mówi

ą

ustawicznie o w

ą

tpliwo

ś

ciach, o zawieszeniu s

ą

du, o

niebezpiecze

ń

stwie tkwi

ą

cym w pospiesznych rozstrzygni

ę

ciach, o ograniczeniu bada

ń

do bardzo w

ą

skiego zakresu i o wyrzeczeniu si

ę

wszelkich docieka

ń

, le

żą

cych poza

obr

ę

bem powszedniego

ż

ycia i praktyki. Có

ż

wi

ę

c silniej ni

ż

taka filozofia sprzeciwia si

ę

lenistwu i gnu

ś

no

ś

ci umysłu, jego beztroskiej arogancji, wygórowanym pretensjom i

zabobonnej łatwowierno

ś

ci! Pow

ś

ci

ą

ga ona wszelk

ą

nami

ę

tno

ść

, z wyj

ą

tkiem umiłowania

prawdy, tej za

ś

nami

ę

tno

ś

ci nigdy nie jest, ani by

ć

nie mo

ż

e, dosy

ć

. Jest tedy

zdumiewaj

ą

ce,

ż

e wła

ś

nie ta filozofia, która w

ż

adnym niemal wypadku nie jest zdolna

wyrz

ą

dzi

ć

zła ani szkody, stanowi obiekt tylu nieuzasadnionych zarzutów i oszczerstw.

Lecz mo

ż

e wła

ś

nie to, co czyni j

ą

tak bezgrzeszn

ą

, nara

ż

a j

ą

zarazem na ogóln

ą

niech

ęć

i zło

ść

. Nie schlebiaj

ą

c niedobrym skłonno

ś

ciom, mało zdobywa sobie zwolenników; a

poniewa

ż

sprzeciwia si

ę

tylu przywarom i niedorzeczno

ś

ciom, podnosi przeciw sobie

tłumy nieprzyjaciół, którzy oskar

ż

aj

ą

j

ą

o libertynizm, profanacj

ę

ś

wi

ę

to

ś

ci i bezbo

ż

no

ść

.

Nie nale

ż

y te

ż

obawia

ć

si

ę

,

ż

e filozofia ta, staraj

ą

c si

ę

zamkn

ąć

nasze badania w

granicach powszedniego

ż

ycia, zdoła kiedykolwiek podwa

ż

y

ć

sens rozumowa

ń

, jakie w

ż

yciu tym przeprowadzamy, i posun

ąć

swe w

ą

tpliwo

ś

ci tak daleko, by sparali

ż

owało to

wszelkie działanie i wszelk

ą

prac

ę

my

ś

li. Natura nigdy si

ę

swych praw nie wyrzeknie i

ostatecznie zawsze odniesie zwyci

ę

stwo nad dowolnego rodzaju rozumowaniem

abstrakcyjnym. (...)

Wyobra

ź

my sobie,

ż

e jaki

ś

osobnik, obdarzony zreszt

ą

wielkim rozumem i inteligencj

ą

,

znalazłby si

ę

znienacka na

ś

wiecie. Niew

ą

tpliwie zauwa

ż

yłby od razu nieustaj

ą

c

ą

sukcesj

ę

rzeczy i nast

ę

puj

ą

cych kolejno zdarze

ń

; niczego wi

ę

cej nie potrafiłby wykry

ć

.

ś

adne rozumowanie nie pozwoliłoby mu pocz

ą

tkowo doj

ść

do poj

ęć

przyczyny i skutku,

poniewa

ż

owe siły, dzi

ę

ki którym dokonuj

ą

si

ę

wszystkie operacje przyrody, nigdy nie

podpadaj

ą

pod zmysły i poniewa

ż

nie mo

ż

na na tej tylko podstawie,

ż

e jedno zjawisko w

jednym przypadku wyprzedziło inne, wyprowadzi

ć

rozumnego wniosku,

ż

e pierwsze jest

przyczyn

ą

drugiego. Zwi

ą

zek ich mo

ż

e by

ć

arbitralny i przygodny. Mo

ż

e nie istnie

ć

racja

pozwalaj

ą

ca z ukazania si

ę

jednego zjawiska wnosi

ć

o istnieniu drugiego. Jednym

słowem, osobnik ów, zanim nie nabyłby wi

ę

kszego do

ś

wiadczenia, nie byłby w ogóle

zdolny powzi

ąć

na temat faktów

ż

adnych hipotez ani wniosków, pewnym za

ś

mógłby by

ć

jedynie tego, co dane mu jest bezpo

ś

rednio w postrze

ż

eniu i pami

ę

ci.

Wyobra

ź

my sobie natomiast,

ż

e zdobył on wi

ę

ksze do

ś

wiadczenie i

ż

e

ż

ył do

ść

długo na

ś

wiecie, by zauwa

ż

y

ć

, i

ż

podobne rzeczy czy zjawiska wchodz

ą

w stałe ze sob

ą

zwi

ą

zki;

jakie

ż

b

ę

d

ą

efekty takiej sytuacji? Ze zjawienia si

ę

jednego przedmiotu wnosi on

bezpo

ś

rednio o istnieniu drugiego. A przecie

ż

mimo całego swego do

ś

wiadczenia nie

wytworzył idei ani nie poznał tej ukrytej siły, dzi

ę

ki której jedna rzecz wywołuje inn

ą

; nie

skłania go te

ż

do wyprowadzenia takiego wniosku

ż

aden proces rozumowania. Mimo to

czuje,

ż

e co

ś

go do tego zmusza; a cho

ć

by był przekonany, i

ż

rozum nie bierze udziału w

tej operacji, sposób jego my

ś

lenia nie ulegnie zmianie. Inna to zasada nim powoduje,

gdy taki wyprowadza wniosek.

Zasad

ą

t

ą

jest nawyk, przyzwyczajenie. Gdziekolwiek bowiem powtarzanie si

ę

pewnej

czynno

ś

ci lub funkcji wytwarza skłonno

ść

do ponawiania tej samej czynno

ś

ci lub funkcji

tak

ż

e wtedy, gdy nie pobudza nas do niej

ż

adne rozumowanie ani działanie umysłu, tam

Strona 13 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

zawsze powiadamy,

ż

e skłonno

ść

ta jest efektem przyzwyczajenia. U

ż

ywaj

ą

c tego

wyrazu wcale nie s

ą

dzimy, jakoby

ś

my podali ostateczn

ą

przyczyn

ę

tego rodzaju

skłonno

ś

ci. Wskazujemy tylko pewn

ą

tkwi

ą

c

ą

w naturze ludzkiej zasad

ę

, powszechnie

uznan

ą

i dobrze znan

ą

ze swego działania. (...) Wszystkie zatem wnioski z

do

ś

wiadczenia nie s

ą

wynikiem rozumowania, lecz przyzwyczajenia.

Przyzwyczajenie wi

ę

c jest tym wielkim kierownikiem

ż

ycia ludzkiego. Jest ono jedyn

ą

zasad

ą

, która sprawia,

ż

e do

ś

wiadczenie jest dla nas po

ż

yteczne i

ż

e oczekujemy w

przyszło

ś

ci podobnego porz

ą

dku zjawisk jak ten, który poznali

ś

my dawniej. Bez wpływu

przyzwyczajenia nie wiedzieliby

ś

my o

ż

adnym fakcie nic poza tym, co jest bezpo

ś

rednio

dane w spostrze

ż

eniu i pami

ę

ci. Nie dowiedzieliby

ś

my si

ę

nigdy, jak dobiera

ć

ś

rodki do

celów, ani jak posługiwa

ć

si

ę

danymi nam przez przyrod

ę

siłami, by wywoła

ć

skutek. Od

razu sko

ń

czyłoby si

ę

zarówno wszelkie działanie praktyczne, jak te

ż

, po najwi

ę

kszej

cz

ęś

ci, badanie naukowe.

Tutaj jednak mo

ż

e na miejscu b

ę

dzie uwaga,

ż

e chocia

ż

wnioski czerpane z

do

ś

wiadczenia prowadz

ą

nas poza zakres pami

ę

ci i zmysłów, upewniaj

ą

c nas o faktach

zaszłych w najodleglejszych miejscach i w najdawniejszych czasach, przecie

ż

musi by

ć

zawsze dany zmysłom lub pami

ę

ci jaki

ś

fakt, który mógłby przy wyprowadzaniu takich

wniosków słu

ż

y

ć

za punkt wyj

ś

cia. Kto by natrafił w bezludnej okolicy na szcz

ą

tki

wspaniałych gmachów, wnosiłby st

ą

d,

ż

e okolic

ę

t

ę

w dawnych czasach zamieszkiwali

ludzie cywilizowani; gdyby za

ś

nie napotkał

ż

adnej tego rodzaju rzeczy, nigdy by takiego

wniosku nie sformułował. O zdarzeniach wieków minionych dowiadujemy si

ę

z historii;

znaczy to,

ż

e musimy przestudiowa

ć

ksi

ę

gi, które zawieraj

ą

odpowiednie informacje, a

nast

ę

pnie posuwa

ć

si

ę

we wnioskowaniu, przechodz

ą

c od jednego

ś

wiadectwa do

drugiego, a

ż

dotrzemy do naocznych

ś

wiadków i widzów owych zamierzchłych

wypadków. (...)

(...) Wszelkie przekonanie o faktach, czyli o rzeczywistym istnieniu, wynika wył

ą

cznie

st

ą

d,

ż

e jaka

ś

rzecz dana jest pami

ę

ci lub zmysłom, oraz

ż

e przywykli

ś

my ł

ą

czy

ć

t

ę

rzecz

z jak

ąś

inn

ą

. Czyli innymi słowy: Stwierdziwszy w wielu przypadkach,

ż

e jakie

ś

dwa

rodzaje przedmiotów, płomie

ń

i gor

ą

co,

ś

nieg i zimno, zawsze si

ę

ze sob

ą

ł

ą

czyły, umysł

przez przyzwyczajenie nakłoniony zostaje do tego,

ż

e ilekro

ć

znowu spostrze

ż

e płomie

ń

lub

ś

nieg, oczekuje ciepła lub zimna i jest prze

ś

wiadczony, i

ż

własno

ś

ci te istniej

ą

naprawd

ę

i ujawni

ą

si

ę

przy bli

ż

szym kontakcie. Prze

ś

wiadczenie to (belief) jest

koniecznym rezultatem zetkni

ę

cia si

ę

umysłu z danym faktem. Jest to akt duszy w

danych warunkach tak samo nieunikniony, jak odezwanie si

ę

uczucia miło

ś

ci, gdy

doznajemy dobrodziejstw, lub nienawi

ś

ci, gdy spotyka nas krzywda. Wszystkie te akty s

ą

rodzajem wrodzonych instynktów, których

ż

adne argumentowanie,

ż

aden proces

my

ś

lowy czy rozumowy nie mo

ż

e ani wytworzy

ć

, ani usun

ąć

.

Cz

ęść

II

Nie ma nic swobodniejszego nad wyobra

ź

ni

ę

człowieka; chocia

ż

nie mo

ż

e ona wyj

ść

poza pierwotny zasób idei, którego jej dostarczaj

ą

zmysły zewn

ę

trzne i wewn

ę

trzne,

posiada przecie

ż

nieograniczon

ą

władz

ę

mieszania, ł

ą

czenia, rozł

ą

czania i dzielenia tych

idei, tworz

ą

c najrozmaitszego rodzaju fikcje i fantazje. Mo

ż

e wymy

ś

li

ć

sobie ci

ą

g

wypadków posiadaj

ą

cych wszelkie pozory rzeczywisto

ś

ci, mo

ż

e przypisa

ć

im okre

ś

lone

miejsce w czasie i w przestrzeni, przedstawi

ć

je sobie jako istniej

ą

ce i odmalowa

ć

je w

całym bogactwie szczegółów, jakie bywaj

ą

wła

ś

ciwe faktom historycznym, o których

autentyczno

ś

ci jeste

ś

my najzupełniej prze

ś

wiadczeni. Na czym polega wi

ę

c ró

ż

nica

mi

ę

dzy tak

ą

fikcj

ą

a prze

ś

wiadczeniem? Nie tkwi ona po prostu w jakiej

ś

okre

ś

lonej idei,

która ł

ą

czyłaby si

ę

z danym wyobra

ż

eniem i zmuszała nas do uznania jego

rzeczywisto

ś

ci, a której brakowałoby wszelkiej widomej fikcji. Wszak umysł rozporz

ą

dza

swobodnie wszystkimi swymi ideami; mógłby wi

ę

c wedle woli doł

ą

czy

ć

ow

ą

ide

ę

do byle

Strona 14 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

jakiej fikcji, dzi

ę

ki czemu potrafiłby by

ć

prze

ś

wiadczony o czymkolwiek by zechciał; ale to

sprzeciwia si

ę

codziennemu do

ś

wiadczeniu. Mo

ż

emy w my

ś

li zł

ą

czy

ć

głow

ę

ludzk

ą

z

ciałem ko

ń

skim; nie mo

ż

emy jednak na zawołanie wzbudzi

ć

w sobie prze

ś

wiadczenia,

ż

e

taka istota kiedykolwiek rzeczywi

ś

cie istniała.

St

ą

d wynika,

ż

e ró

ż

nica mi

ę

dzy fikcj

ą

a prze

ś

wiadczeniem tkwi w jakim

ś

uczuciu lub

poczuciu (sentiment or feeling), zwi

ą

zanym wła

ś

nie z prze

ś

wiadczeniem, a nie z fikcj

ą

,

niezale

ż

nym od naszej woli i nie daj

ą

cym si

ę

według upodobania wywoła

ć

. Musi ono

stanowi

ć

reakcj

ę

wrodzon

ą

, jak wszystkie inne uczucia, i wynika

ć

z okre

ś

lonej sytuacji,

wobec której umysł znalazł si

ę

w danej chwili. (...) Gdy widz

ę

kul

ę

bilardow

ą

d

ążą

c

ą

po

gładkim stole ku innej, łatwo mog

ę

sobie pomy

ś

le

ć

,

ż

e zatrzyma si

ę

, kiedy si

ę

z ni

ą

zetknie. My

ś

l ta nie zawiera

ż

adnej sprzeczno

ś

ci, a przecie

ż

odczuwam j

ą

zupełnie

inaczej, ani

ż

eli my

ś

l, w której przedstawiam sobie,

ż

e jedna kula popchnie drug

ą

i udzieli

jej swego ruchu.

Gdyby

ś

my chcieli pokusi

ć

si

ę

o definicj

ę

tego poczucia, stan

ę

liby

ś

my zapewne wobec

zadania nierozwi

ą

zalnego lub przynajmniej bardzo trudnego, tak samo, jak gdyby

ś

my

chcieli zdefiniowa

ć

uczucie zimna lub gniewu na u

ż

ytek kogo

ś

, kto nigdy stanów tych nie

doznał. Prze

ś

wiadczenie, oto trafna i wła

ś

ciwa nazwa tego poczucia; a nie ma chyba

człowieka, który by nie wiedział, co wyraz ten oznacza, skoro ka

ż

dy człowiek w ka

ż

dej

chwili

ś

wiadom jest uczucia odpowiadaj

ą

cego temu wyrazowi. (...) Prze

ś

wiadczenie daje

ideom wi

ę

ksz

ą

wag

ę

i wpływ; sprawia,

ż

e wydaj

ą

nam si

ę

donio

ś

lejsze, utrwala je w

umy

ś

le i czyni z nich zasady kieruj

ą

ce naszym post

ę

powaniem. Słysz

ę

np. w tej chwili

głos znanej mi osoby; brzmienie głosu zdaje si

ę

dochodzi

ć

z s

ą

siedniego pokoju. To

wra

ż

enie zmysłowe zwraca moj

ą

my

ś

l ku owej osobie, a zarazem ku całemu jej

otoczeniu. Wyobra

ż

am sobie,

ż

e i ona, i zwi

ą

zane z ni

ą

rzeczy, istniej

ą

w tej chwili

naprawd

ę

, wyposa

ż

one w te same własno

ś

ci i stosunki, które poznałem dawniej. Te idee

silniej opanowuj

ą

mój umysł ani

ż

eli my

ś

l o zaczarowanym zamku. Maj

ą

one zupełnie

inn

ą

tre

ść

uczuciow

ą

i odznaczaj

ą

si

ę

pod ka

ż

dym wzgl

ę

dem o wiele wi

ę

kszym

wpływem, czy to chodzi o wzbudzenie przyjemno

ś

ci czy przykro

ś

ci, rado

ś

ci czy smutku.

(...)

Zauwa

ż

yli

ś

my ju

ż

,

ż

e natura ustanowiła zwi

ą

zki pomi

ę

dzy poszczególnymi ideami; skoro

tylko pewna idea przychodzi nam na my

ś

l, poci

ą

ga ona za sob

ą

swój korelat i powoli,

niepostrze

ż

enie kieruje na

ń

nasz

ą

uwag

ę

. Zasady tego zwi

ą

zku, czyli kojarzenia,

sprowadzili

ś

my do trzech, mianowicie do podobie

ń

stwa, styczno

ś

ci i przyczynowo

ś

ci; s

ą

to jedyne ogniwa wi

ążą

ce ze sob

ą

nasze my

ś

li i wytwarzaj

ą

ce ów uporz

ą

dkowany tok

my

ś

li i słów, który w stopniu silniejszym lub słabszym wyst

ę

puje u wszystkich ludzi. (...)

Otó

ż

jako pierwsze w tym kierunku do

ś

wiadczenie mo

ż

emy przytoczy

ć

fakt,

ż

e na widok

portretu nieobecnego przyjaciela idea, któr

ą

o nim mamy, staje si

ę

dzi

ę

ki podobie

ń

stwu

wyra

ź

nie

ż

ywsza i

ż

e ka

ż

de wywołane przez ni

ą

uczucie, czy to rado

ś

ci, czy smutku,

nabiera nowej siły i

ś

wie

ż

o

ś

ci. (...)

Obrz

ę

dy religii rzymsko-katolickiej mo

ż

na uwa

ż

a

ć

za przykład tego samego rodzaju.

Wyznawcy tego [osobliwego] zabobonu, chc

ą

c usprawiedliwi

ć

cały ten ceremoniał, który

im si

ę

wyrzuca, twierdz

ą

zwykle, i

ż

odczuwaj

ą

dodatni wpływ pewnych ruchów, pozycji i

czynno

ś

ci, gdy chodzi o spot

ę

gowanie pobo

ż

no

ś

ci i o

ż

ywienie zapału religijnego, który

inaczej, skierowany wył

ą

cznie ku dalekim i niematerialnym celom, niechybnie by osłabł.

Przedstawiamy sobie, powiadaj

ą

, przedmioty naszej wiary w wizerunkach i obrazach

dostrzegalnych, a znalazłszy si

ę

wobec tych wizerunków, uobecniamy sobie owe

przedmioty lepiej, ani

ż

eli potrafiliby

ś

my to uczyni

ć

wył

ą

cznie okiem ducha i drog

ą

kontemplacji. (...)

Strona 15 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

Nie ulega w

ą

tpliwo

ś

ci,

ż

e przyczynowo

ść

wywiera taki sam wpływ, co stosunki

podobie

ń

stwa i styczno

ś

ci. Ludzie zabobonni otaczaj

ą

kultem relikwie

ś

wi

ę

tych i

pobo

ż

nych m

ęż

ów z tej samej racji, z jakiej czuj

ą

potrzeb

ę

wizerunków i obrazów, a

czyni

ą

to, aby wzmocni

ć

swoj

ą

gorliwo

ść

i uzyska

ć

dokładniejsze i

ż

ywsze poj

ę

cie o

ż

ywotach, których wzór pragn

ą

na

ś

ladowa

ć

. Otó

ż

jest rzecz

ą

jasn

ą

,

ż

e jedn

ą

z

najcenniejszych relikwii, jak

ą

mo

ż

e sobie zdoby

ć

ich czciciel, byłby jaki

ś

przedmiot

sporz

ą

dzony r

ę

k

ą

ś

wi

ę

tego; a je

ż

eli takiego charakteru nabieraj

ą

odzie

ż

i sprz

ę

ty

ś

wi

ę

tego, to dzieje si

ę

tak dlatego,

ż

e niegdy

ś

posługiwał si

ę

on tymi rzeczami,

ż

e ich

dotykał i kładł je na siebie. Z tego wzgl

ę

du nale

ż

y je wi

ę

c uzna

ć

do pewnego stopnia za

jego dzieło powi

ą

zane z nim ła

ń

cuchem przyczyn i skutków krótszym ni

ż

wszystko, co

poza tym pozwala nam stwierdzi

ć

,

ż

e

ś

wi

ę

ty ów istniał rzeczywi

ś

cie.

Wyobra

ź

my sobie,

ż

e spotykamy syna przyjaciela, który ju

ż

dawno umarł lub wyjechał;

rzecz jasna,

ż

e widok taki natychmiast o

ż

ywi skorelowan

ą

z nim ide

ę

i odtworzy w

naszych my

ś

lach cał

ą

dawniejsz

ą

serdeczno

ść

i poufało

ść

w barwach daleko

ż

ywszych,

ani

ż

eli by si

ę

to stało w innych warunkach. Otó

ż

i nowe zjawisko, które zdaje si

ę

potwierdza

ć

nasz

ą

zasad

ę

.

Widzimy,

ż

e stałym elementem w tego rodzaju zjawiskach jest prze

ś

wiadczenie o

rzeczywistym charakterze korelatu; w innym wypadku skorelowanie nie odniosłoby
skutku. (...)

Mamy tu wi

ę

c co

ś

w rodzaju przedustanowionej harmonii pomi

ę

dzy biegiem przyrody a

nast

ę

pstwem naszych idei; a chocia

ż

władze i siły kieruj

ą

ce owym biegiem s

ą

nam

zupełnie nieznane, przecie

ż

nasze my

ś

li i przedstawienia zawsze mimo to, jak widzimy,

post

ę

puj

ą

tym samym torem, co inne zjawiska przyrody. Przyzwyczajenie jest ow

ą

zasad

ą

, dzi

ę

ki której wytworzyła si

ę

ta zgodno

ść

, tak niezb

ę

dna do istnienia naszego

rodzaju i do unormowania naszego post

ę

powania we wszystkich okoliczno

ś

ciach i

przypadkach

ż

ycia. Gdyby obecno

ść

przedmiotu nie wywoływała natychmiast idei

przedmiotów, które z nim normalnie si

ę

ł

ą

cz

ą

, cała nasza wiedza musiałaby zamyka

ć

si

ę

w ciasnych granicach naszej pami

ę

ci i zmysłów; nie nauczyliby

ś

my si

ę

nigdy dobiera

ć

ś

rodków do celów ani wykorzystywa

ć

naszych przyrodzonych władz do tego, by

zapewni

ć

sobie jakie

ś

dobro lub unikn

ąć

zła. Kto si

ę

lubuje w dociekaniu i roztrz

ą

saniu

przyczyn celowych, ma tu obszerne pole do zachwytu i podziwu.

Na poparcie przedstawionej powy

ż

ej teorii dodam jeszcze,

ż

e owo działanie umysłu,

dzi

ę

ki któremu z podobnych przyczyn wnosimy o podobnych skutkach i vice versa, jest

tak nieodzownym warunkiem utrzymania si

ę

przy

ż

yciu ka

ż

dej istoty ludzkiej, i

ż

jest

nieprawdopodobne, aby mogło zosta

ć

powierzone zwodniczym dedukcjom rozumu, który

pracuje tak powoli; w pierwszych latach dzieci

ń

stwa nie przejawia si

ę

wcale, za

ś

w

ka

ż

dym wieku i ka

ż

dym okresie

ż

ycia jest, w najlepszym razie, nadzwyczaj podatny na

ę

dy i pomyłki. Odpowiada to lepiej zwykłej m

ą

dro

ś

ci przyrody, je

ś

li tak konieczny akt

umysłu powierzyła jakiemu

ś

instynktowi czy mechanicznej skłonno

ś

ci, która mo

ż

e działa

ć

nieomylnie, mo

ż

e zjawia

ć

si

ę

razem z pojawieniem si

ę

ż

ycia i my

ś

lenia i funkcjonowa

ć

zupełnie niezale

ż

nie od mozolnych dedukcji rozumu. Tak jak przyroda nauczyła nas

u

ż

ywa

ć

naszych członków, nie udzielaj

ą

c nam znajomo

ś

ci mi

ęś

ni i nerwów, za pomoc

ą

których wprawiamy je w ruch, tak samo te

ż

wszczepiła nam instynkt, który ka

ż

e porusza

ć

si

ę

naszej my

ś

li zgodnie z porz

ą

dkiem, jaki ustanowiła dla zdarze

ń

zewn

ę

trznych, mimo

i

ż

nie znamy władz i sił, od których w cało

ś

ci zale

ż

y ów prawidłowy tok i nast

ę

pstwo

zdarze

ń

.

Rozdział VI

O PRAWDOPODOBIE

Ń

STWIE

Strona 16 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

[Locke dzieli wszystkie sposoby argumentowania na demonstratywne i prawdopodobne.
Z tego punktu widzenia powinni

ś

my mówi

ć

,

ż

e jest tylko rzecz

ą

prawdopodobn

ą

, i

ż

wszyscy ludzie musz

ą

umrze

ć

, lub

ż

e sło

ń

ce jutro wzejdzie. Aby jednak zbli

ż

y

ć

nasz

sposób mówienia do potocznego, nale

ż

ałoby podzieli

ć

argumenty na demonstracje,

dowody i prawdopodobie

ń

stwa, przy czym przez dowód rozumiem taki oparty na

do

ś

wiadczeniu argument, wobec którego ustaje wszelka w

ą

tpliwo

ść

i opozycja.]

Nie istnieje wprawdzie na

ś

wiecie nic takiego jak przypadek, ale nieznajomo

ść

rzeczywistej przyczyny zjawiska oddziałuje na rozum w taki sam sposób i wytwarza taki
sam typ przekona

ń

czy pogl

ą

dów.

Istnieje na pewno prawdopodobie

ń

stwo wynikaj

ą

ce z przewagi szans po jakiej

ś

stronie; a

w miar

ę

, jak ta przewaga wzrasta i przewy

ż

sza szanse przeciwne, wzrasta te

ż

w

odpowiednim stosunku prawdopodobie

ń

stwo i sprawia,

ż

e strona, po której ow

ą

przewag

ę

widzimy, wzbudza w nas coraz silniejsze prze

ś

wiadczenie i uznanie. Je

ż

eli

cztery

ś

ciany kostki oznaczymy okre

ś

lon

ą

figur

ą

czy liczb

ą

punktów a dwie pozostałe

ś

ciany - inn

ą

figur

ą

czy inn

ą

liczb

ą

punktów, to b

ę

dzie bardziej prawdopodobne, i

ż

kostka

odwróci si

ę

do góry jedn

ą

z owych czterech

ś

cian, a nie jedn

ą

z dwóch. (...)

Wydaje si

ę

rzecz

ą

oczywist

ą

,

ż

e umysł, staraj

ą

c si

ę

przewidzie

ć

, co wyniknie z rzucenia

takiej kostki, uwa

ż

a zwrócenie si

ę

ka

ż

dej ze

ś

cian do góry za rzecz w równym stopniu

prawdopodobn

ą

; na tym wła

ś

nie polega istota przypadku,

ż

e zrównuje on całkowicie

wszystkie poszczególne wchodz

ą

ce w gr

ę

zdarzenia. (...)

Z prawdopodobie

ń

stwem przyczyn ma si

ę

rzecz tak samo, jak z prawdopodobie

ń

stwem

przypadku. Niektóre przyczyny wywołuj

ą

okre

ś

lony skutek w sposób całkowicie

jednostajny i stały; nie znamy przykładu, by działanie ich nas zawiodło lub ujawniło jak

ąś

nieprawidłowo

ść

. Ogie

ń

zawsze parzył, a woda dławiła wszystkie istoty ludzkie; to,

ż

e

ruch powstaje wskutek zderzenia i ci

ęż

ko

ś

ci, jest prawem powszechnym, które, jak

dot

ą

d, nie dopuszcza wyj

ą

tków. S

ą

jednak inne przyczyny, o których przekonali

ś

my si

ę

,

ż

e działaj

ą

mniej regularnie i niezawodnie. Rabarbar nie zawsze okazuje si

ę

ś

rodkiem

przeczyszczaj

ą

cym, a opium - nasennym dla ka

ż

dego, kto za

ż

ył te lekarstwa. (...)

Gdzie

ś

my natomiast widzieli,

ż

e z przyczyn pozornie zupełnie podobnych wynikały skutki

ż

ne, wszystkie te rozmaite skutki sił

ą

rzeczy przychodz

ą

nam na my

ś

l i musz

ą

zosta

ć

wzi

ę

te w rachub

ę

, gdy okre

ś

lamy prawdopodobie

ń

stwo zdarzenia. (...) Wida

ć

tu wi

ę

c w

sposób oczywisty,

ż

e przenosz

ą

c minione do

ś

wiadczenie na przyszło

ść

, by móc okre

ś

li

ć

skutek, który z danej przyczyny wyniknie, przenosimy wszystkie poszczególne zdarzenia
z zachowaniem proporcji, w jakich wyst

ę

powały one w przeszło

ś

ci, u

ś

wiadamiaj

ą

c sobie,

ż

e jedno wyst

ą

piło np. sto razy, inne dziesi

ęć

razy, a jeszcze inne - raz jeden. (...)

Rozdział VII

O IDEI ZWI

Ą

ZKU KONIECZNEGO

Nauki matematyczne posiadaj

ą

nad moralnymi t

ę

wielk

ą

przewag

ę

,

ż

e idee ich, b

ę

d

ą

c

wyra

ź

ne, s

ą

zawsze jasne i precyzyjne,

ż

e najmniejsz

ą

mi

ę

dzy nimi ró

ż

nic

ę

mo

ż

na

natychmiast spostrzec,

ż

e te same terminy wyra

ż

aj

ą

zawsze te same idee i wolne s

ą

od

dwuznaczno

ś

ci i chwiejno

ś

ci. Nikt nie pomiesza linii owalnej z kołem ani te

ż

hiperboli z

elips

ą

. Trójk

ą

ty równo- i ró

ż

noramienne s

ą

o wiele

ś

ci

ś

lej rozgraniczone, ani

ż

eli cnota i

wyst

ę

pek, prawda i fałsz. Je

ż

eli termin jaki

ś

jest zdefiniowany w geometrii, umysł

samorzutnie przy ka

ż

dej sposobno

ś

ci bez trudu podstawia definicj

ę

t

ę

w miejsce

zdefiniowanego terminu; a nawet kiedy definicj

ą

si

ę

nie posługuje, mo

ż

e uzmysłowi

ć

sobie sam przedmiot i dzi

ę

ki temu uj

ąć

go w sposób jasny i trwały. Natomiast

subtelniejsze stany umysłu, operacje rozumu, rozmaite poruszenia uczu

ć

, chocia

ż

faktycznie ró

ż

ni

ą

si

ę

mi

ę

dzy sob

ą

, przecie

ż

trudne s

ą

do uchwycenia, kiedy si

ę

nad nimi

zastanawiamy; nie potrafimy te

ż

wskrzesi

ć

w sobie pierwotnego zjawiska za ka

ż

dym

Strona 17 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

razem, kiedy zdarza nam si

ę

o nim my

ś

le

ć

. Dlatego to stopniowo w nasze rozumowanie

wkrada si

ę

chwiejno

ść

: zjawiska podobne łatwo bierzemy za identyczne, a wnioski

zaczynaj

ą

w ko

ń

cu odbiega

ć

bardzo daleko od przesłanek. (...)

W

ś

ród idei wyst

ę

puj

ą

cych w metafizyce nie ma bardziej niejasnych i chwiejnych, ni

ż

s

ą

idee mocy, siły, energii czy zwi

ą

zku koniecznego, którymi z konieczno

ś

ci bez przerwy

zajmujemy si

ę

we wszystkich naszych roztrz

ą

saniach. Spróbujmy wi

ę

c w tym rozdziale

ustali

ć

w miar

ę

mo

ż

no

ś

ci

ś

cisłe znaczenie tych wyrazów i tym sposobem usun

ąć

nieco

tej niejasno

ś

ci, na któr

ą

podnosi si

ę

tyle skarg wobec tej dziedziny filozofii.

ś

e wszystkie nasze idee s

ą

tylko kopiami naszych impresji, czyli, innymi słowy,

ż

e

niepodobna nam pomy

ś

le

ć

ż

adnej rzeczy, której nie czuli

ś

my poprzednio b

ą

d

ź

zmysłami

zewn

ę

trznymi, b

ą

d

ź

wewn

ę

trznymi - oto twierdzenie, które, jak si

ę

zdaje, nie wywoła

wielkiej dyskusji. Próbowałem [rozdz. II] twierdzenie to wyja

ś

ni

ć

i uzasadni

ć

, a tak

ż

e

wyraziłem nadziej

ę

,

ż

e czyni

ą

c ze

ń

odpowiedni u

ż

ytek mo

ż

na osi

ą

gn

ąć

w

rozumowaniach filozoficznych wi

ę

ksz

ą

jasno

ść

i

ś

cisło

ść

, ani

ż

eli to si

ę

dot

ą

d udawało.

Idee zło

ż

one daj

ą

si

ę

, by

ć

mo

ż

e, dobrze pozna

ć

za pomoc

ą

definicji, która jest po prostu

wyliczeniem wchodz

ą

cych w ich skład cz

ęś

ci, czyli idei prostych. Gdy jednak doszedłszy

w definicji do idei najprostszych natykamy si

ę

nadal na jak

ąś

wieloznaczno

ść

i brak

jasno

ś

ci, jakie

ż

wtedy mamy wyj

ś

cie? W jaki sposób mo

ż

emy rzuci

ć

na idee te dosy

ć

ś

wiatła i sprawi

ć

, by stały si

ę

dla intelektualnego wgl

ą

du całkowicie jednoznaczne i

ś

cisłe? Otó

ż

trzeba wskaza

ć

impresje, czyli pierwotne odczucia (sentiments), których

kopiami s

ą

idee. Impresje te s

ą

bez wyj

ą

tku

ż

ywe i wyra

ź

ne. Wykluczaj

ą

wszelk

ą

dwuznaczno

ść

. Nie tylko same staj

ą

przed nami w jasnym

ś

wietle, lecz mog

ą

tak

ż

e

rzuci

ć

ś

wiatło na odpowiadaj

ą

ce im, a pogr

ąż

one w ciemno

ś

ciach idee. W ten sposób

uda nam si

ę

mo

ż

e uzyska

ć

nowy mikroskop czy te

ż

rodzaj narz

ę

dzia optycznego, za

pomoc

ą

którego potrafimy w zakresie nauk moralnych najbardziej nieuchwytne,

najprostsze idee tak powi

ę

kszy

ć

, aby bez trudu mo

ż

na je było uj

ąć

i niemniej dobrze

pozna

ć

, jak najjaskrawsze i najbardziej wyra

ź

ne z idei, jakie mog

ą

by

ć

przedmiotem

bada

ń

.

Aby wi

ę

c pozna

ć

w całej pełni ide

ę

siły czy koniecznego zwi

ą

zku, zbadajmy

odpowiadaj

ą

c

ą

jej impresj

ę

; aby za

ś

tym pewniej impresj

ę

t

ę

wykry

ć

, szukajmy jej we

wszystkich

ź

ródłach, z których dałaby si

ę

zaczerpn

ąć

.

Patrz

ą

c na otaczaj

ą

ce nas przedmioty zewn

ę

trzne i rozwa

ż

aj

ą

c działanie przyczyn, nie

potrafimy nigdy, w

ż

adnym konkretnym przypadku, wykry

ć

jakiejkolwiek siły czy

koniecznego zwi

ą

zku, jakiejkolwiek własno

ś

ci ł

ą

cz

ą

cej skutek z przyczyn

ą

tak, i

ż

by był

on jej niechybnym nast

ę

pstwem. Widzimy tylko,

ż

e aktualnie jedno zjawisko faktycznie

nast

ę

puje po drugim. Pchni

ę

cie jednej kuli bilardowej ł

ą

czy si

ę

z ruchem drugiej. Oto

wszystko, co si

ę

przedstawia zmysłom zewn

ę

trznym. Umysł nie doznaje

ż

adnego

odczucia,

ż

adnej wewn

ę

trznej impresji, któr

ą

wywołałoby nast

ę

pstwo tych zjawisk: st

ą

d

wynika wi

ę

c,

ż

e

ż

aden pojedynczy, konkretny przypadek przyczyny i skutku nie zawiera

nic, co mogłoby nasuwa

ć

ide

ę

siły lub koniecznego zwi

ą

zku. (...)

W rzeczywisto

ś

ci nie ma takiej cz

ą

stki materii, która by kiedykolwiek za po

ś

rednictwem

swoich własno

ś

ci zmysłowych ujawniła jak

ąś

sił

ę

lub energi

ę

albo dała nam podstaw

ę

do

wyobra

ż

ania sobie, i

ż

cokolwiek wywołuje lub

ż

e nast

ę

puje po niej co

ś

innego, co

mieliby

ś

my prawo nazwa

ć

jej skutkiem. Cielesno

ść

, rozci

ą

gło

ść

, ruch - wszystkie te

własno

ś

ci s

ą

w sobie zamkni

ę

te i nigdy nie wskazuj

ą

innych zjawisk, które miałyby z nich

wynika

ć

. Widownia wszech

ś

wiata zmienia si

ę

ustawicznie; jedna rzecz nast

ę

puje po

drugiej nieprzerwanym szeregiem, ale siła czy te

ż

moc, poruszaj

ą

ca cał

ą

maszyneri

ę

,

jest przed nami całkowicie ukryta i nie uwidacznia si

ę

w

ż

adnej z dostrzegalnych

własno

ś

ci ciał. Wiemy,

ż

e ciepło rzeczywi

ś

cie zawsze towarzyszy ogniowi, nie mamy

jednak

ż

adnych podstaw, by chocia

ż

by domy

ś

la

ć

si

ę

lub wyobra

ż

a

ć

sobie, na czym

Strona 18 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

polega zwi

ą

zek jednego z drugim. Niepodobna zatem, by idea siły miała swe

ź

ródło w

rozwa

ż

aniu ciał, ciała bowiem nigdy nie uwidaczniaj

ą

siły, która mogłaby sta

ć

si

ę

pierwowzorem takiej idei.

(...) Akt woli wprawia nasze członki w ruch lub wzbudza w naszej wyobra

ź

ni nowe idee.

Ten wpływ woli znany nam jest z własnej

ś

wiadomo

ś

ci.

(...) Nale

ż

y zauwa

ż

y

ć

,

ż

e wpływ ten jest faktem, który, jak wszystkie inne zjawiska

przyrody, mo

ż

e by

ć

znany tylko z do

ś

wiadczenia i którego niepodobna przewidzie

ć

na

podstawie jakiej

ś

widocznej w przyczynie siły lub energii, która by przyczyn

ę

t

ę

ł

ą

czyła ze

skutkiem i czyniła go nieuchronnym jej nast

ę

pstwem. Ruch naszego ciała odbywa si

ę

na

rozkaz naszej woli. Tego jeste

ś

my w ka

ż

dej chwili

ś

wiadomi. Sposobu jednak, w jaki to

si

ę

dzieje, energii, dzi

ę

ki której wola dokonuje tak nadzwyczajnej operacji - rzeczy tych

tak dalece nie jeste

ś

my bezpo

ś

rednio

ś

wiadomi,

ż

e pozosta

ć

musz

ą

na zawsze

nieuchwytne nawet dla najstaranniejszych bada

ń

.

Albowiem, po pierwsze: Czy

ż

jest w całej przyrodzie zasada bardziej tajemnicza, ni

ż

poł

ą

czenie duszy z ciałem, dzi

ę

ki któremu domniemana substancja duchowa zyskuje taki

wpływ na materialn

ą

,

ż

e najsubtelniejsza my

ś

l mo

ż

e wprawi

ć

w ruch najgrubsz

ą

materi

ę

?

Gdyby

ś

my posiadali zdolno

ść

przenoszenia tajemnym pragnieniem gór albo kierowania

planetami po ich drogach - ogromna ta władza nie byłaby wcale czym

ś

bardziej

nadzwyczajnym ani bardziej dla nas niepoj

ę

tym. Je

ż

eliby

ś

my jednak za spraw

ą

ś

wiadomo

ś

ci postrzegali jak

ąś

sił

ę

lub energi

ę

w woli, to musieliby

ś

my sił

ę

t

ę

zna

ć

,

musieliby

ś

my zna

ć

jej zwi

ą

zek ze skutkiem, musieliby

ś

my zna

ć

tajemne poł

ą

czenie

duszy i ciała oraz natur

ę

obu tych substancji, dzi

ę

ki której jedna z nich mo

ż

e w tylu

przypadkach oddziaływa

ć

na drug

ą

.

Po drugie: Nie mamy jednakowej władzy nad ruchami wszystkich narz

ą

dów naszego

ciała, chocia

ż

nie umiemy wskaza

ć

ż

adnej oprócz do

ś

wiadczenia racji dla tej tak

znacznej mi

ę

dzy nimi ró

ż

nicy. Dlaczego wola mo

ż

e oddziaływa

ć

na j

ę

zyk i palce, a nie

na serce lub w

ą

trob

ę

? Pytanie to nie sprawiałoby nam trudno

ś

ci, gdyby

ś

my mieli

ś

wiadomo

ść

jakiej

ś

siły w przypadku pierwszym, w drugim natomiast nie mieli.

Rozumieliby

ś

my wtedy niezale

ż

nie od do

ś

wiadczenia, dlaczego władza woli nad

narz

ą

dami ciała nie przekracza pewnych okre

ś

lonych granic. Znaj

ą

c w takim wypadku

dokładnie sił

ę

czy te

ż

moc, za pomoc

ą

której wola działa, wiedzieliby

ś

my równie

ż

,

dlaczego oddziaływanie jej ma wła

ś

nie taki, a nie inny zakres. (...)

Po trzecie: Anatomia uczy nas,

ż

e bezpo

ś

rednim przedmiotem siły przy ruchu dowolnym

nie jest sam poruszony członek, lecz

ż

e s

ą

nim pewne mi

ęś

nie, nerwy i tchnienia

ż

yciowe, a mo

ż

e jakie

ś

jeszcze drobniejsze i mniej znane elementy, którym kolejno

udziela si

ę

ruch, zanim dosi

ę

gnie członka, którego ruch jest bezpo

ś

rednim przedmiotem

aktu woli. (...) Oto umysł chce, by zaszło okre

ś

lone zjawisko; natychmiast powstaje

zjawisko inne, nam samym nieznane, a całkiem od zamierzonego odmienne; zjawisko to
wywołuje z kolei inne, tak samo nieznane, a

ż

w ko

ń

cu długiego szeregu nast

ę

pstw

pojawia si

ę

wreszcie zjawisko zamierzone. (...)

(...)

ś

e ruch ich posłuszny jest rozkazom woli - o tym, tak samo jak o innych zjawiskach

przyrody, mówi nam potoczne do

ś

wiadczenie; siła jednak czy te

ż

energia, dzi

ę

ki której to

si

ę

dzieje, jest tak samo jak siła działaj

ą

ca w innych zjawiskach przyrody nieznana i

niepoj

ę

ta.

Czy

ż

b

ę

dziemy wobec tego twierdzi

ć

,

ż

e jeste

ś

my

ś

wiadomi siły czy te

ż

energii, która

działa w naszym własnym umy

ś

le wówczas, gdy aktem lub rozkazem woli wywołujemy

jak

ąś

now

ą

ide

ę

, ka

ż

emy j

ą

umysłowi w skupieniu rozwa

ż

a

ć

, obracamy j

ą

na wszystkie

strony, a wreszcie - usuwamy na rzecz innej idei w przekonaniu,

ż

e rozpatrzyli

ś

my j

ą

ju

ż

Strona 19 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

dokładnie? My

ś

l

ę

,

ż

e te same argumenty dowiod

ą

, i

ż

nawet tego rodzaju rozkaz woli nie

dostarcza nam rzeczywistej idei siły czy te

ż

energii.

Po pierwsze: (...)

Po drugie: Władza, któr

ą

ma umysł nad sob

ą

samym, jest tak samo ograniczona, jak jego

władza nad ciałem; nasza wiedza o tych granicach nie wynika ani z rozumu, ani ze
znajomo

ś

ci natury przyczyny i skutku, ale opiera si

ę

na do

ś

wiadczeniu i obserwacji, tak

samo jak i wiedza o wszystkich innych zjawiskach przyrody i o zachowaniu si

ę

przedmiotów zewn

ę

trznych. Nad naszymi uczuciami i nami

ę

tno

ś

ciami mamy władz

ę

o

wiele skromniejsz

ą

ni

ż

nad ideami, a i ta zamyka si

ę

w bardzo ciasnych granicach. Czy

ż

powie kto

ś

,

ż

e potrafi wskaza

ć

ostateczn

ą

racj

ę

tych granic lub wyja

ś

ni

ć

, dlaczego w

jednym wypadku siła jest wi

ę

ksza, a w drugim mniejsza?

Po trzecie: Ta władza nad sob

ą

samym jest w ró

ż

nych momentach bardzo ró

ż

na.

Człowiek zdrowy posiada j

ą

w stopniu wy

ż

szym ni

ż

osłabiony chorob

ą

. Jeste

ś

my

bardziej panami swoich my

ś

li rano ni

ż

wieczorem; bardziej na czczo ni

ż

po sutym

posiłku. Czy potrafimy wytłumaczy

ć

sobie te wahania inaczej ni

ż

na podstawie

do

ś

wiadczenia? Gdzie

ż

jest wiec owa siła, której jeste

ś

my rzekomo

ś

wiadomi? Czy nie

ma tu, b

ą

d

ź

w duchowej, b

ą

d

ź

w cielesnej substancji, albo i w obu naraz, jakiego

ś

ukrytego mechanizmu lub układu cz

ą

stek, od którego zale

ż

y skutek, a który, b

ę

d

ą

c nam

zupełnie nieznany, sprawia,

ż

e siła czy te

ż

energia woli jest nam równie nieznana i

niepoj

ę

ta? (...)

Na ogół ludzie nie maj

ą

najmniejszych trudno

ś

ci z tłumaczeniem bardziej zwykłych i

pospolitych działa

ń

przyrody, jak np. spadanie ciał ci

ęż

kich, wzrost ro

ś

lin, rozmna

ż

anie

si

ę

zwierz

ą

t albo od

ż

ywianie si

ę

organizmów pokarmem, ale s

ą

dz

ą

, i

ż

we wszystkich

tych przypadkach postrzegaj

ą

sam

ą

ow

ą

sił

ę

czy energi

ę

, która tkwi w przyczynie, ł

ą

cz

ą

c

j

ą

ze skutkiem i czyni

ą

c jej działanie raz na zawsze niezawodnym. Na podstawie

długiego nawyku wyrabia si

ę

w nich taki sposób my

ś

lenia,

ż

e na widok przyczyny z

całym zaufaniem zaczynaj

ą

natychmiast oczekiwa

ć

towarzysz

ą

cego jej normalnie

zjawiska i niemal nie wyobra

ż

aj

ą

sobie, i

ż

mogłoby z niej wynikn

ąć

co

ś

innego. Jedynie

natykaj

ą

c si

ę

na wydarzenia niezwykłe, w rodzaju trz

ę

sienia ziemi, zarazy czy

wszelakiego typu dziwów i cudów, popadaj

ą

w zakłopotanie, nie umiej

ą

c dobra

ć

do nich

przyczyny ani wyja

ś

ni

ć

sposobu, w jaki powstaje z niej skutek. W przypadku takich

trudno

ś

ci zwykli ludzie ucieka

ć

si

ę

do jakiego

ś

niewidzialnego rozumnego czynnika,

upatruj

ą

c w nim bezpo

ś

redni

ą

przyczyn

ę

zdarzenia, które ich zadziwia, a którego ich

zdaniem niepodobna wytłumaczy

ć

zwykłymi siłami przyrody. Filozofowie natomiast,

którzy posuwaj

ą

si

ę

w swych badaniach nieco dalej, spostrzegaj

ą

od razu,

ż

e nawet w

najzwyklejszych zjawiskach energia przyczyny jest tak samo niepoj

ę

ta jak w zjawiskach

najbardziej niezwykłych i

ż

e z do

ś

wiadczenia dowiadujemy si

ę

jedynie o cz

ę

stym

poł

ą

czeniu zjawisk, natomiast nigdy nie jeste

ś

my w stanie dopatrzy

ć

si

ę

mi

ę

dzy

zjawiskami niczego w rodzaju zwi

ą

zku. (...)

[Nie mam potrzeby rozbiera

ć

szczegółowo owej vis inertiae, o której tyle si

ę

mówi w

najnowszej filozofii, a któr

ą

przypisuje si

ę

materii. Wiemy z do

ś

wiadczenia,

ż

e ciało w

stanie spoczynku lub ruchu pozostaje w tym samym stanie, póki nie wytr

ą

ci go z niego

jaka

ś

nowa przyczyna, oraz

ż

e ciało poruszone odbiera poruszaj

ą

cemu je tyle wła

ś

nie

ruchu, ile go samo nabywa. To s

ą

fakty. U

ż

ywaj

ą

c tu nazwy vis inertiae, oznaczamy ni

ą

jedynie te fakty, nie twierdz

ą

c wcale,

ż

e mamy jak

ąś

ide

ę

siły bezwładno

ś

ci, tak samo jak

mówi

ą

c o sile ci

ąż

enia mamy na my

ś

li pewne skutki, nie zajmuj

ą

c si

ę

sam

ą

działaj

ą

c

ą

sił

ą

. Sir Isaac Newton nie miał nigdy intencji pozbawia

ć

przyczyn wtórnych [wydania E i

F: materii] wszelkiej siły i energii, chocia

ż

niektórzy z jego zwolenników usiłowali tak

ą

wła

ś

nie teori

ę

oprze

ć

na jego powadze. Przeciwnie, ów wielki uczony uciekł si

ę

do

eterycznego czynnego fluidu, by wyja

ś

ni

ć

powszechne ci

ąż

enie; był jednak na tyle

Strona 20 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

ostro

ż

ny i skromny,

ż

e przyznał, i

ż

jest to tylko hipoteza, przy której nie nale

ż

ałoby si

ę

bez dalszych do

ś

wiadcze

ń

upiera

ć

. Musz

ę

wyzna

ć

,

ż

e losy pogl

ą

dów maj

ą

w sobie co

ś

do

ść

niezwykłego. Descartes napomkn

ą

ł o teorii powszechnego i wył

ą

cznego działania

Boga, nie upieraj

ą

c si

ę

przy niej. Malebranche i inni kartezja

ń

czycy uczynili z niej

podstaw

ę

całej swej filozofii. W Anglii jednak nie cieszyła si

ę

ona uznaniem. Locke,

Clarke i Cudworth nie zwrócili na ni

ą

nawet uwagi, zakładaj

ą

c przez cały czas,

ż

e materia

posiada rzeczywist

ą

sił

ę

, chocia

ż

podrz

ę

dn

ą

i pochodn

ą

. Jakim sposobem teoria ta

nabyła takiej przewagi u naszych współczesnych metafizyków?]

Cz

ęść

II

Spieszmy jednak do konkluzji tego dowodzenia, które i tak ju

ż

ci

ą

gnie si

ę

zbyt długo.

Daremnie szukali

ś

my idei siły czy te

ż

koniecznego zwi

ą

zku wsz

ę

dzie tam, gdzie mo

ż

na

by si

ę

dopatrywa

ć

jej

ź

ródeł. Okazuje si

ę

,

ż

e bez wzgl

ę

du na to, jak gruntownie

podchodzimy do rzeczy, w odosobnionych przypadkach działania ciał wykry

ć

mo

ż

emy

wył

ą

cznie nast

ę

powanie jednego zjawiska po drugim, nigdy natomiast nie jeste

ś

my w

stanie uchwyci

ć

siły czy mocy, dzi

ę

ki której przyczyna działa, ani zwi

ą

zku mi

ę

dzy

przyczyn

ą

a jej domniemanym skutkiem. Na tak

ą

sam

ą

trudno

ść

natrafiamy równie

ż

i

wtedy, gdy rozpatrujemy oddziaływanie umysłu na ciało; widzimy mianowicie,

ż

e ruch

ciała nast

ę

puje po akcie woli, nie jeste

ś

my jednak w stanie dostrzec czy te

ż

poj

ąć

w

ę

zła,

który wi

ą

załby ruch z aktem woli, ani energii, dzi

ę

ki której umysł wytwarza ów skutek.

Władza woli nad własnymi jej zdolno

ś

ciami i ideami nie jest ani odrobin

ę

bardziej

zrozumiała. Tak wi

ę

c w ogóle w całym wszech

ś

wiecie nie wyst

ę

puje ani jeden przypadek

zwi

ą

zku, który mogliby

ś

my uchwyci

ć

. Wszystkie zjawiska ukazuj

ą

si

ę

nam jako

całkowicie niezale

ż

ne i odr

ę

bne. Jedno nast

ę

puje po drugim, ale jakiego

ś

w

ę

zła mi

ę

dzy

nimi nie udaje si

ę

zaobserwowa

ć

. Wydaj

ą

si

ę

poł

ą

czone, lecz nigdy zwi

ą

zane. A

poniewa

ż

nie mo

ż

emy mie

ć

idei tego, co nigdy nie było nam dane ani w postrzeganiu

zewn

ę

trznym, ani w wewn

ę

trznym odczuciu - to wydaje si

ę

wynika

ć

st

ą

d konieczna

konkluzja,

ż

e idei zwi

ą

zku czy te

ż

siły nie mamy w ogóle i

ż

e wyrazy te s

ą

całkowicie

pozbawione sensu, czy to gdy posługujemy si

ę

nimi w rozumowaniu filozoficznym, czy w

ż

yciu powszednim.

(...) Gdy jednak pewien rodzaj zjawisk zawsze, we wszystkich wypadkach, wyst

ę

pował w

poł

ą

czeniu z innym, nie wahamy si

ę

przepowiada

ć

jednego z nich, gdy pojawia si

ę

drugie i posługiwa

ć

rozumowaniem, które jedyne zdolne jest upewni

ć

nas o faktach i

istnieniu. Jedno z takich zjawisk nazywamy wtedy przyczyn

ą

, drugie skutkiem;

przypuszczamy,

ż

e zachodzi mi

ę

dzy nimi pewien zwi

ą

zek,

ż

e w jednym z nich tkwi jaka

ś

siła, która nieuchronnie wytwarza drugie, działaj

ą

c w sposób absolutnie niezawodny i

konieczny.

Okazuje si

ę

tedy,

ż

e idea koniecznego zwi

ą

zku mi

ę

dzy zjawiskami powstaje na

podstawie wi

ę

kszej liczby podobnych do siebie przypadków, w których owe zjawiska

stale ze sob

ą

si

ę

ł

ą

cz

ą

,

ż

e natomiast nie mo

ż

e nam jej nasun

ąć

jeden spo

ś

ród takich

przypadków, cho

ć

by

ś

my rozpatrywali go z wszelkich mo

ż

liwych punktów widzenia i stron.

W wi

ę

kszej liczbie przypadków nie ma jednak

ż

e nic, co by ró

ż

niło ka

ż

dy z nich od

ka

ż

dego z przypadków pojedynczych; s

ą

one z zało

ż

enia dokładnie do siebie podobne, z

wyj

ą

tkiem tej tylko okoliczno

ś

ci,

ż

e umysł po powtórzeniu si

ę

przypadków podobnych

staje si

ę

wskutek przyzwyczajenia skłonny na widok jednego zjawiska oczekiwa

ć

tego,

które tamtemu stale towarzyszy, i wierzy

ć

, i

ż

zaistnieje ono rzeczywi

ś

cie. Ten wi

ę

c

zwi

ą

zek, który umysł nasz czuje, to nawykowe przenoszenie si

ę

wyobra

ź

ni z jednego

przedmiotu na drugi, który tamtemu stale towarzyszy - oto owo odczucie, oto impresja,
na podstawie której tworzymy ide

ę

siły czy koniecznego zwi

ą

zku. Niczego wi

ę

cej tu nie

ma. (...)

Strona 21 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

(...) Podobne przedmioty ł

ą

cz

ą

si

ę

zawsze z podobnymi. Tego uczy nas do

ś

wiadczenie.

Zgodnie zatem z tym do

ś

wiadczeniem mo

ż

na zdefiniowa

ć

przyczyn

ę

jako przedmiot, po

którym nast

ę

puje przedmiot inny, przy czym po wszystkich przedmiotach podobnych do

pierwszego nast

ę

puj

ą

przedmioty podobne do drugiego; albo innymi słowy: przy czym,

gdyby nie było przedmiotu pierwszego, drugi nie mógłby był istnie

ć

. Pojawienie si

ę

przyczyny naprowadza umysł zawsze, na zasadzie nawykowego przej

ś

cia, na ide

ę

skutku. Tego równie

ż

uczy nas do

ś

wiadczenie. Mo

ż

na tedy zgodnie z tym

do

ś

wiadczeniem utworzy

ć

inn

ą

definicj

ę

przyczyny i nazwa

ć

j

ą

przedmiotem, po którym

nast

ę

puje przedmiot inny, a którego pojawienie si

ę

naprowadza zawsze nasz

ą

my

ś

l na

ten inny przedmiot. Chocia

ż

jednak obydwie te definicje opieraj

ą

si

ę

na okoliczno

ś

ciach

wzgl

ę

dem przyczyny obcych - brakowi temu nie mo

ż

na zaradzi

ć

ani te

ż

doj

ść

do jakiej

ś

definicji doskonalszej, uwydatniaj

ą

cej w przyczynie ten moment, który stanowi o jej

zwi

ą

zku ze skutkiem. Nie mamy

ż

adnej idei tego zwi

ą

zku ani nawet jasnego wyobra

ż

enia

o tym, co wła

ś

ciwie pragniemy wiedzie

ć

, gdy usiłujemy wyrobi

ć

sobie jakie

ś

o nim

poj

ę

cie. Mówimy np.,

ż

e drganie tej oto struny jest przyczyn

ą

tego oto d

ź

wi

ę

ku. Có

ż

jednak mamy na my

ś

li, wypowiadaj

ą

c to twierdzenie? Albo to,

ż

e po okre

ś

lonym drganiu

nast

ę

puje okre

ś

lony d

ź

wi

ę

k i

ż

e po wszystkich podobnych drganiach nast

ę

powały

podobne d

ź

wi

ę

ki, albo

ż

e po okre

ś

lonym drganiu nast

ę

puje okre

ś

lony d

ź

wi

ę

k i

ż

e w

momencie pojawienia si

ę

pierwszego zjawiska umysł wyprzedza zmysły, tworz

ą

c

natychmiast ide

ę

zjawiska drugiego. Mo

ż

emy rozpatrywa

ć

stosunek przyczyny i skutku z

któregokolwiek z tych dwóch punktów widzenia; poza tym jednak

ż

adnej jego idei nie

mamy. [W my

ś

l tych wyja

ś

nie

ń

i definicji idea siły jest równie wzgl

ę

dna jak idea

przyczyny: obie odniesione s

ą

do skutku, czyli jakiego

ś

zjawiska stale ł

ą

cz

ą

cego si

ę

z

poprzednim. Rozwa

ż

aj

ą

c nieznany moment zjawiska, normuj

ą

cy i okre

ś

laj

ą

cy stopie

ń

lub

wielko

ść

jego skutku, nazywamy go jego sił

ą

. Zgodnie z tym wszyscy uczeni przyjmuj

ą

,

ż

e skutek jest miar

ą

siły. Wszak gdyby mieli jak

ąś

ide

ę

siły samej w sobie, dlaczego nie

mogliby jej samej w sobie mierzy

ć

? Sporu, czy energia ciała b

ę

d

ą

cego w ruchu jest

proporcjonalna do jego pr

ę

dko

ś

ci, czy te

ż

do kwadratu jego pr

ę

dko

ś

ci - sporu tego,

mówi

ę

, nie trzeba by rozstrzyga

ć

, porównuj

ą

c ze sob

ą

skutki w równych i ró

ż

nych

odcinkach czasu, lecz mo

ż

na by to uczyni

ć

drog

ą

bezpo

ś

redniego pomiaru i porównania.

(...)]

Powtórzmy wi

ę

c pokrótce wywody tego rozdziału. Ka

ż

da idea jest kopi

ą

jakiej

ś

poprzedzaj

ą

cej j

ą

impresji czy uczucia (sentiment), a gdzie nie da si

ę

takiej impresji

odnale

źć

, tam z pewno

ś

ci

ą

idei nie ma. W

ż

adnym z osobna wzi

ę

tym przypadku

działania ciał lub umysłów nie ma nic, co wytwarzałoby jak

ąś

impresj

ę

, a przeto mogło

nasun

ąć

ide

ę

siły czy koniecznego zwi

ą

zku. Gdy jednak zachodzi wi

ę

ksza ilo

ść

przypadków jednakowych (uniform), a po takich samych zjawiskach nast

ę

puje zawsze to

samo - zaczynamy my

ś

le

ć

o przyczynie i zwi

ą

zku. Doznajemy wtedy nowej impresji,

czujemy nowe uczucie (we feel a new sentiment), a mianowicie nawykowe zwi

ą

zanie (a

customary connection) w my

ś

li lub wyobra

ź

ni jednego zjawiska z innym, które mu stale

towarzyszy. To wła

ś

nie uczucie jest pierwowzorem idei, której poszukujemy. Skoro

bowiem idea ta powstaje na podstawie wi

ę

kszej ilo

ś

ci podobnych do siebie przypadków,

a nie powstaje na podstawie

ż

adnego przypadku pojedynczego, przeto

ź

ródłem jej musi

by

ć

to, czym wi

ę

ksza ilo

ść

przypadków ró

ż

ni si

ę

od ka

ż

dego przypadku wzi

ę

tego z

osobna. Jedyna jednak ró

ż

nica mi

ę

dzy nimi polega na owym nawykowym zwi

ą

zaniu,

czyli nawykowym przenoszeniu si

ę

wyobra

ź

ni. Pod ka

ż

dym innym wzgl

ę

dem s

ą

one do

siebie podobne. Pierwszy, jaki widzieli

ś

my, przypadek ruchu przeniesionego przez

zderzenie si

ę

dwóch kul bilardowych (by powróci

ć

do przykładu, który rzecz doskonale

obja

ś

nia) jest zupełnie podobny do przypadków, które widujemy teraz; ró

ż

nic

ę

stanowi

tylko to,

ż

e za pierwszym razem nie mogli

ś

my z jednego zjawiska wyprowadzi

ć

wniosku

o drugim, co mo

ż

emy zrobi

ć

obecnie, po tak długim jednostajnym do

ś

wiadczeniu

(uniform experience). (...)

Strona 22 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

Rozdział VIII

O WOLNO

Ś

CI I KONIECZNO

Ś

CI

Mo

ż

na by nie bez racji oczekiwa

ć

,

ż

e w kwestiach, roztrz

ą

sanych i dyskutowanych z

wielk

ą

zawzi

ę

to

ś

ci

ą

od chwili powstania nauk i filozofii, strony dyskutuj

ą

ce powinny si

ę

były zgodzi

ć

przynajmniej co do znaczenia poszczególnych terminów i

ż

e w ci

ą

gu dwóch

tysi

ę

cy lat powinni

ś

my byli w naszych badaniach zdoby

ć

si

ę

na to, by przej

ść

od słów do

rzeczywistego przedmiotu sporu. Jak

ż

e bowiem łatw

ą

rzecz

ą

mo

ż

e wydawa

ć

si

ę

ś

cisłe

zdefiniowanie u

ż

ytych w rozumowaniu wyrazów i zaj

ę

cie si

ę

w dalszym ci

ą

gu

rozpatrywaniem i rozbiorem tych definicji, a nie pustych d

ź

wi

ę

ków. Przypatrzywszy si

ę

jednak całej sprawie bli

ż

ej, b

ę

dziemy skłonni doj

ść

do zgoła odmiennych wniosków. Z

samego faktu,

ż

e pewien spór długo si

ę

toczył i dot

ą

d pozostaje nierozstrzygni

ę

ty,

mo

ż

na si

ę

domy

ś

li

ć

,

ż

e w sposobie wyra

ż

ania si

ę

zachodzi tu jaka

ś

niejednoznaczno

ść

i

ż

e strony dyskutuj

ą

ce ł

ą

cz

ą

ż

ne idee z wyrazami, którymi si

ę

w sporze posługuj

ą

.

Skoro bowiem przyjmujemy,

ż

e władze umysłu s

ą

z natury rzeczy u wszystkich jednostek

jednakowe - inaczej wzajemne przekonywanie si

ę

i dysputy musiałyby by

ć

najzupełniej

bezowocne - to gdyby ludzie z wypowiadanymi wyrazami ł

ą

czyli jednakowe idee, byłoby

niepodobie

ń

stwem, by przez tak długie lata dochodzili w tej samej sprawie do ró

ż

nych

pogl

ą

dów, zwłaszcza

ż

e informuj

ą

si

ę

wzajemnie o swoich zapatrywaniach i

ż

e ka

ż

da ze

stron stara si

ę

wszelkimi sposobami o argumenty, które by jej przyniosły zwyci

ę

stwo nad

przeciwnikiem. Co prawda, gdy ludzie próbuj

ą

dyskutowa

ć

o zagadnieniach le

żą

cych

całkowicie poza zasi

ę

giem ludzkich mo

ż

liwo

ś

ci poznawczych, jak np. problem pocz

ą

tków

bytu lub organizacji

ś

wiata czystych inteligencji czyli duchów - mog

ą

przez długie lata

przelewa

ć

z pustego w pró

ż

ne, nie dochodz

ą

c do

ż

adnego wyniku. Gdy jednak chodzi o

zagadnienia le

żą

ce w sferze

ż

ycia i do

ś

wiadczenia, to narzuca si

ę

my

ś

l,

ż

e

rozstrzygni

ę

cie sporów odwleka si

ę

tak bardzo jedynie wskutek niejednoznaczno

ś

ci

pewnych wyrazów, która utrzymuje mi

ę

dzy przeciwnikami ci

ą

gły dystans i nie pozwala im

zetrze

ć

si

ę

wr

ę

cz.

Tak wła

ś

nie miała si

ę

rzecz z roztrz

ą

sanym od tak dawna zagadnieniem wolno

ś

ci i

konieczno

ś

ci; a miała si

ę

tak do tego stopnia,

ż

e, je

ś

li nie bardzo si

ę

myl

ę

, wszyscy

ludzie, zarówno uczeni, jak nieuczeni, w sprawie tej, jak to zobaczymy, zawsze byli
jednego zdania i

ż

e kilka jasnych definicji byłoby natychmiast zako

ń

czyło cały spór.

Kwesti

ę

t

ę

zreszt

ą

tak dalece nicowano na wszystkie strony i wtr

ą

ciła ona filozofów w taki

labirynt pogmatwanej sofistyki,

ż

e nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby rozs

ą

dny

czytelnik dbał o swój spokój na tyle, i

ż

pozostałby głuchy na propozycj

ę

zaj

ę

cia si

ę

zagadnieniem, po którym nie mo

ż

e si

ę

spodziewa

ć

ani nauki, ani zabawy. Proponowany

jednak tutaj sposób argumentowania mo

ż

e zdoła na nowo pobudzi

ć

jego uwag

ę

; wszak

jest on mniej utarty, pozwala si

ę

spodziewa

ć

pewnego cho

ć

by rodzaju rozstrzygni

ę

cia

sporu i zbytnio nie zakłóci spokoju czytelnika zawiłym i niejasnym rozumowaniem.

Spodziewam si

ę

tedy wykaza

ć

,

ż

e w pogl

ą

dach i na konieczno

ść

, i na wolno

ść

- je

ś

li

nadaje si

ę

tym wyrazom jakie

ś

sensowne znaczenie - wszyscy ludzie zawsze si

ę

ze sob

ą

zgadzali, a cały spór toczył si

ę

dot

ą

d wył

ą

cznie o słowa. Zaczniemy od rozbioru doktryny

konieczno

ś

ci. (...)

Wydaje si

ę

rzecz

ą

oczywist

ą

,

ż

e gdyby sceneria przyrody zmieniała si

ę

ustawicznie w

taki sposób, i

ż

nie byłoby dwóch zjawisk do siebie podobnych, lecz ka

ż

dy przedmiot

byłby czym

ś

zupełnie nowym, niepodobnym do niczego, co widzieli

ś

my przedtem - nie

byliby

ś

my nigdy ani w przybli

ż

eniu doszli do idei konieczno

ś

ci czy zwi

ą

zku ł

ą

cz

ą

cego

tego rodzaju przedmioty. W takich warunkach mogliby

ś

my powiedzie

ć

,

ż

e jeden

przedmiot czy te

ż

jedno zjawisko nast

ę

puje po drugim, nie za

ś

,

ż

e jedno wywołuje

drugie. Stosunek przyczyny i skutku musiałby rodzajowi ludzkiemu by

ć

zupełnie

nieznany. Wnioskowanie i rozumowanie o działaniach przyrody stałoby si

ę

niemo

ż

liwe, a

jedynymi drogami, którymi wiedza o rzeczywistym istnieniu czegokolwiek mogłaby

Strona 23 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

dotrze

ć

do umysłu, pozostałyby zmysły i pami

ęć

. Zatem idea konieczno

ś

ci i

przyczynowo

ś

ci ma swoje

ź

ródło wył

ą

cznie w widocznej w działaniach przyrody

jednostajno

ś

ci (uniformity); przedmioty podobne stale si

ę

tu ze sob

ą

ł

ą

cz

ą

, a

przyzwyczajenie urabia umysł tak, i

ż

z istnienia jednego przedmiotu wnioskuje si

ę

o

istnieniu drugiego. Na tych dwóch momentach polega cała konieczno

ść

, któr

ą

przypisujemy materii. Poza stałym poł

ą

czeniem przedmiotów podobnych i wynikaj

ą

cym

stad wnioskowaniem z jednego o drugim nie mamy

ż

adnego w ogóle poj

ę

cia

konieczno

ś

ci ani zwi

ą

zku. (...)

Co si

ę

tyczy momentu pierwszego, tj. stałego i regularnego poł

ą

czenia zjawisk

podobnych, zadowol

ą

nas mo

ż

e nast

ę

puj

ą

ce uwagi: Istnieje powszechna zgoda,

ż

e

czyny ludzkie, bez wzgl

ę

du na kraj i czasy, znamionuje wielka jednostajno

ść

i

ż

e natura

ludzka pozostaje zawsze co do swych pierwiastków (principles) i działa

ń

taka sama. Te

same motywy wywołuj

ą

zawsze te same czyny, te same skutki wynikaj

ą

z tych samych

przyczyn. Ambicja, sk

ą

pstwo, samolubstwo, pró

ż

no

ść

, przyja

źń

, szlachetno

ść

, duch

obywatelski - uczucia te, splataj

ą

c si

ę

w rozmaitych proporcjach i przenikaj

ą

c

społecze

ń

stwo, były od pocz

ą

tku

ś

wiata i s

ą

do tej chwili

ź

ródłem wszystkich czynów i

przedsi

ę

wzi

ęć

w dziejach ludzko

ś

ci. Chcecie pozna

ć

uczucia, skłonno

ś

ci i sposób

ż

ycia

Greków i Rzymian? Przypatrzcie si

ę

dobrze usposobieniu i post

ę

powaniu Francuzów i

Anglików; nie mo

ż

na bardzo zbł

ą

dzi

ć

, przenosz

ą

c na narody dawniejsze wi

ę

kszo

ść

spostrze

ż

e

ń

, które dotycz

ą

ź

niejszych. Ludzie s

ą

tak dalece, bez wzgl

ę

du na czas i

miejsce, tacy sami,

ż

e historia nie powie nam w tej materii nic nowego ani niezwykłego.

Główny jej po

ż

ytek polega wył

ą

cznie na tym,

ż

e wykrywa ona stałe i powszechne

pierwiastki natury ludzkiej, ukazuj

ą

c człowieka w najró

ż

norodniejszych okoliczno

ś

ciach i

warunkach, i

ż

e dostarcza materiału, na podstawie którego mo

ż

emy obserwowa

ć

i

poznawa

ć

trwałe mechanizmy post

ę

powania i zachowania si

ę

ludzi. Te opowiadania o

wojnach, intrygach, walkach stronnictw i rewolucjach s

ą

zbiorami tylu

ż

do

ś

wiadcze

ń

, za

pomoc

ą

których polityk albo filozof ustala zasady swej nauki, podobnie jak fizyk lub

przyrodnik zapoznaje si

ę

z natur

ą

ro

ś

lin, minerałów albo innych przedmiotów

zewn

ę

trznych dzi

ę

ki do

ś

wiadczeniom, które gromadzi. A podobie

ń

stwo mi

ę

dzy ziemi

ą

,

wod

ą

i innymi

ż

ywiołami, którymi zajmowali si

ę

Arystoteles i Hipokrates, a t

ą

ziemi

ą

,

wod

ą

etc., które obserwujemy obecnie - otó

ż

podobie

ń

stwo mi

ę

dzy tymi rzeczami nie jest

bynajmniej wi

ę

ksze ni

ż

podobie

ń

stwo mi

ę

dzy lud

ź

mi opisanymi przez Polibiusza i Tacyta

a tymi, którzy dzisiaj rz

ą

dz

ą

ś

wiatem. (...)

Dlatego to do

ś

wiadczenie, nabyte w długim

ż

yciu i dzi

ę

ki ró

ż

norodno

ś

ci zaj

ęć

i

otoczenia, jest tak po

ż

yteczne dla poznania zasad natury ludzkiej i regulowania zarówno

naszego przyszłego post

ę

powania, jak i bada

ń

naukowych. Dzi

ę

ki takiemu

przewodnictwu wznosimy si

ę

od poznania czynów, słów, a nawet gestów człowieka do

poznania jego skłonno

ś

ci i motywów; i na odwrót, znaj

ą

c jego motywy i skłonno

ś

ci,

dochodzimy do zrozumienia jego czynów. (...)

Nie nale

ż

y si

ę

jednak spodziewa

ć

, by taka jednostajno

ść

w post

ę

powaniu ludzkim miała

doprowadzi

ć

do tego, i

ż

wszyscy ludzie w takich samych warunkach zachowywaliby si

ę

zawsze dokładnie w ten sam sposób, bez wzgl

ę

du na ró

ż

norodno

ść

charakterów,

upodoba

ń

i pogl

ą

dów. Takiej jednostajno

ś

ci w ka

ż

dym szczególe nie znajdujemy nigdzie

w przyrodzie. Wprost przeciwnie, obserwuj

ą

c rozmaito

ść

post

ę

powania rozmaitych ludzi,

dochodzimy na tej podstawie do znacznej rozmaito

ś

ci zasad, zakładaj

ą

cych z reguły

pewien stopie

ń

jednostajno

ś

ci i prawidłowo

ś

ci. (...)

Tak na przykład, gdy zwykłe objawy fizycznego zdrowia i choroby nie odpowiadaj

ą

naszym oczekiwaniom, gdy lekarstwa nie działaj

ą

tak jak zazwyczaj, gdy taka czy inna

przyczyna wywołuje nieprawidłowe skutki, filozof i lekarz nie dziwi

ą

si

ę

temu ani te

ż

nie

s

ą

skłonni zaprzeczy

ć

w ogóle konieczno

ś

ci i jednostajno

ś

ci praw, które rz

ą

dz

ą

organizmem istot

ż

ywych. Wiedz

ą

oni,

ż

e ciało ludzkie jest wielce skomplikowan

ą

Strona 24 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

maszyn

ą

,

ż

e drzemie w nim wiele ukrytych sił zupełnie naszemu pojmowaniu

niedost

ę

pnych,

ż

e musi nam si

ę

ono w swych działaniach cz

ę

sto przedstawia

ć

jako

nader niepewne i

ż

e przeto nieprawidłowe skutki objawiaj

ą

ce si

ę

na zewn

ą

trz nie mog

ą

dowodzi

ć

, jakoby w jego wewn

ę

trznych czynno

ś

ciach i stanach prawa przyrody nie były

zachowane z najwy

ż

sz

ą

dokładno

ś

ci

ą

.

Je

ż

eli filozof jest konsekwentny, zastosuje to samo rozumowanie do post

ę

powania i

aktów woli istot rozumnych. Najdalej odbiegaj

ą

ce od normy, najbardziej nieoczekiwane

postanowienia ludzkie mog

ą

by

ć

cz

ę

sto zrozumiałe dla osób, które dokładnie znaj

ą

charakter i sytuacj

ę

tego, kto postanowienie takie podj

ą

ł. Człowiek o usposobieniu

uprzejmym odpowiada opryskliwie: otó

ż

bol

ą

go z

ę

by albo te

ż

nie jadł obiadu. Osobnik z

natury ospały objawia w zachowaniu niezwykłe o

ż

ywienie: otó

ż

spotkał go

niespodziewanie jaki

ś

szcz

ęś

liwy przypadek. A gdy nawet jakiego

ś

post

ę

pku, jak si

ę

to

niekiedy zdarza, nie mo

ż

e szczegółowo wytłumaczy

ć

ani sama osoba działaj

ą

ca, ani te

ż

nikt inny, to wiemy przecie

ż

na ogół,

ż

e charakter ludzki jest do pewnego stopnia

zmienny i nierówny. Jest to poniek

ą

d stałe znami

ę

natury ludzkiej, chocia

ż

szczególniej

odnosi si

ę

to do tych osób, które nie maj

ą

c utrwalonych zasad post

ę

powania zachowuj

ą

si

ę

z reguły w sposób kapry

ś

ny i chwiejny. Wewn

ę

trzne zasady i pobudki mog

ą

działa

ć

w

sposób jednostajny, mimo owych pozornych nieprawidłowo

ś

ci; tak samo jak wiatry,

deszcze, chmury i inne zmiany pogody podlegaj

ą

, jak przypuszczamy, stałym zasadom,

chocia

ż

niełatwo wykrywa je ludzka przenikliwo

ść

. (...)

Wzajemna zale

ż

no

ść

ludzi jest we wszystkich zwi

ą

zkach społecznych tak wielka,

ż

e nie

ma prawie czynno

ś

ci ludzkiej zupełnie w sobie zamkni

ę

tej lub wykonywanej bez

ż

adnego

wzgl

ę

du na czynno

ś

ci innych, niezb

ę

dne do tego, by osi

ą

gn

ę

ła ona w pełni cel, do

którego zmierza działaj

ą

cy. Najubo

ż

szy, w pojedynk

ę

pracuj

ą

cy rzemie

ś

lnik spodziewa

si

ę

przynajmniej opieki władzy, która by mu zapewniała korzystanie z owoców jego

pracy. Spodziewa si

ę

tak

ż

e,

ż

e znajdzie nabywców, gdy wyniesie swój towar na targ i

zaofiaruje go za odpowiedni

ą

cen

ę

, oraz

ż

e za pieni

ą

dze, które zarobi, potrafi skłoni

ć

innych, by go zaopatrzyli we wszystko, czego potrzebuje do

ż

ycia. (...) Krótko mówi

ą

c,

wnioskowanie oparte na do

ś

wiadczeniu i rozumowanie dotycz

ą

ce post

ę

powania innych

ludzi przenika tak dalece

ż

ycie ludzkie, i

ż

nie ma chwili, w której by si

ę

nim nie posługiwał

ka

ż

dy człowiek, o ile nie

ś

pi. Czy

ż

wi

ę

c nie mamy racji twierdz

ą

c,

ż

e wszyscy ludzie

zawsze si

ę

zgadzali z teori

ą

konieczno

ś

ci w tym znaczeniu, w którym okre

ś

lili

ś

my j

ą

i

wyja

ś

nili powy

ż

ej?

I filozofowie nie

ż

ywili w tym wzgl

ę

dzie nigdy pogl

ą

du odmiennego od ogółu ludzi. (...)

Wydaje si

ę

zatem prawie niepodobie

ń

stwem, by mo

ż

na było wzi

ąć

si

ę

do jakiejkolwiek

nauki albo działalno

ś

ci praktycznej, nie uznaj

ą

c teorii konieczno

ś

ci i owego

wnioskowania z motywów o czynno

ś

ciach zale

ż

nych od woli, z cech człowieka - o jego

post

ę

powaniu. (...)

Cz

ę

sto nad tym si

ę

zastanawiałem, co by mogło by

ć

powodem,

ż

e ludzie, chocia

ż

powszechnie w całym swym post

ę

powaniu i rozumowaniu godz

ą

si

ę

bez wahania z

teori

ą

konieczno

ś

ci, objawiaj

ą

mimo to tak

ą

niech

ęć

, gdy chodzi o uznanie jej w słowach

i w ka

ż

dej epoce okazuj

ą

si

ę

skłonni wyznawa

ć

raczej pogl

ą

d przeciwny. Mo

ż

na to, jak

s

ą

dz

ę

, wytłumaczy

ć

w sposób nast

ę

puj

ą

cy: Badaj

ą

c działania ciał i wywoływanie

skutków przez przyczyny, przekonujemy si

ę

,

ż

e wszystkie nasze władze poznawcze nie

s

ą

w stanie naszej wiedzy o tym stosunku posun

ąć

poza stwierdzenie,

ż

e poszczególne

przedmioty stale si

ę

ze sob

ą

ł

ą

cz

ą

i

ż

e umysł nawykowo przechodzi od zjawienia si

ę

jednego przedmiotu do prze

ś

wiadczenia o istnieniu drugiego. Chocia

ż

jednak ostateczny

ów wniosek, konstatuj

ą

cy ułomno

ść

wiedzy ludzkiej, jest rezultatem naj

ś

ci

ś

lejszego

rozbioru tej kwestii, ludzie mimo to nader skłonni s

ą

wierzy

ć

,

ż

e wnikaj

ą

ę

biej w siły

przyrody i spostrzegaj

ą

co

ś

w rodzaju koniecznego zwi

ą

zku pomi

ę

dzy przyczyn

ą

a

skutkiem. Gdy natomiast zwróciwszy my

ś

l ku czynno

ś

ciom własnego umysłu, zwi

ą

zku

Strona 25 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

takiego pomi

ę

dzy pobudk

ą

a czynem nie czuj

ą

, gotowi s

ą

na tej podstawie

przypuszcza

ć

,

ż

e istnieje ró

ż

nica mi

ę

dzy skutkami wynikaj

ą

cymi z sił materialnych, a

skutkami wywołanymi przez my

ś

l i rozum. Doszedłszy natomiast raz do przekonania,

ż

e

o

ż

adnego rodzaju zwi

ą

zku przyczynowym nie wiemy nic prócz tego,

ż

e przedmioty stale

si

ę

ze sob

ą

ł

ą

cz

ą

, i

ż

e w

ś

lad za tym umysł z jednego wnioskuje o drugim, oraz widz

ą

c,

ż

e te dwie rzeczy, jak si

ę

powszechnie uwa

ż

a, dotycz

ą

tak

ż

e działa

ń

zale

ż

nych od woli,

łatwiej mo

ż

e damy si

ę

nakłoni

ć

do tego, by przyzna

ć

wszystkim przyczynom jedn

ą

i t

ę

sam

ą

konieczno

ść

. A chocia

ż

rozumowanie to, przypisuj

ą

c decyzjom woli konieczno

ść

,

sprzeciwia si

ę

systemom wielu filozofów, zobaczymy po namy

ś

le,

ż

e owi filozofowie nie

zgadzaj

ą

si

ę

z nim tylko w słowach, a nie w swym prawdziwym przekonaniu.

Konieczno

ś

ci tak rozumianej, jak rozumiemy j

ą

tutaj,

ż

aden filozof nigdy dot

ą

d jeszcze

nie odrzucał i, jak s

ą

dz

ę

, nigdy nie b

ę

dzie mógł odrzuci

ć

. Mo

ż

e jedynie utrzymywa

ć

,

ż

e w

działaniach materii umysł potrafi spostrzec mi

ę

dzy przyczyn

ą

i skutkiem jaki

ś

ę

bszy

zwi

ą

zek, który nie wyst

ę

puje w zale

ż

nych od woli działaniach istot rozumnych. Czy tak

jest czy te

ż

nie jest, o tym mo

ż

e rozstrzygn

ąć

jedynie zbadanie sprawy; obowi

ą

zek

uzasadnienia tego stanowiska spada na filozofów, którzy je głosz

ą

, w tym za

ś

celu

powinni oni zdefiniowa

ć

lub opisa

ć

t

ę

konieczno

ść

i wskaza

ć

j

ą

nam w działaniach

przyczyn materialnych.

Wydawałoby si

ę

istotnie,

ż

e ludzie przyst

ę

puj

ą

do zagadnienia wolno

ś

ci i konieczno

ś

ci z

niewła

ś

ciwej strony, rozpoczynaj

ą

c od rozpatrywania władz duszy, wpływu rozumu i

czynno

ś

ci woli. Niechaj si

ę

naprzód zajm

ą

rozbiorem sprawy prostszej, mianowicie

działaniem ciał i martwej, nierozumnej materii, i niechaj spróbuj

ą

, czy w tej dziedzinie

potrafi

ą

sobie utworzy

ć

ide

ę

przyczynowo

ś

ci i konieczno

ś

ci innej ni

ż

ta, która polega na

stałym poł

ą

czeniu przedmiotów i na id

ą

cym w

ś

lad za tym wnioskowaniu umysłu z

jednego przedmiotu o innym. Je

ż

eli momenty te s

ą

naprawd

ę

wszystkim, co składa si

ę

na konieczno

ść

, któr

ą

poznajemy w

ś

wiecie materialnym, i je

ż

eli wszyscy si

ę

godz

ą

,

ż

e

tak samo si

ę

dzieje w przypadku działa

ń

umysłu, dyskusja dobiegła ko

ń

ca; a

przynajmniej trzeba j

ą

odt

ą

d uwa

ż

a

ć

za czysto słown

ą

. (...)

Ale id

ź

my dalej w tej próbie pogodzenia przeciwnych stanowisk w kwestii wolno

ś

ci i

konieczno

ś

ci - najbardziej spornej kwestii metafizyki, tej najbardziej spornej z nauk. Nie

trzeba b

ę

dzie wielu słów, by dowie

ść

,

ż

e ludzie powszechnie zgadzali si

ę

ze sob

ą

zarówno w pogl

ą

dzie na wolno

ść

, jak i w pogl

ą

dzie na konieczno

ść

, i

ż

e przeto cały spór

na ten temat był dot

ą

d czysto słowny. Có

ż

bowiem rozumiemy przez wolno

ść

, kiedy

u

ż

ywamy tego słowa w stosunku do działa

ń

zale

ż

nych od woli? Z pewno

ś

ci

ą

nie chcemy

przez to powiedzie

ć

, jakoby działania były tak lu

ź

no powi

ą

zane z pobudkami,

skłonno

ś

ciami i okoliczno

ś

ciami, i

ż

by nie wypływały z nich w sposób do pewnego stopnia

jednostajny, i by jedne nie dawały podstaw do wnioskowa

ń

pozwalaj

ą

cych konkludowa

ć

o istnieniu drugich. S

ą

to bowiem niew

ą

tpliwe i uznane powszechnie fakty. Przez

wolno

ść

mo

ż

emy wi

ę

c jedynie rozumie

ć

mo

ż

no

ść

działania lub niedziałania stosownie do

determinacji woli, co znaczy,

ż

e je

ż

eli chcemy si

ę

nie rusza

ć

, mo

ż

emy si

ę

nie rusza

ć

,

je

ż

eli chcemy poruszy

ć

si

ę

, mo

ż

emy i to uczyni

ć

. Otó

ż

hipotetyczna ta wolno

ść

przysługuje według zgodnego i powszechnego zdania wszystkim, którzy nie s

ą

wi

ę

zieni i

zakuci w kajdany. Tu wi

ę

c nie ma

ż

adnej kwestii spornej.

W jakikolwiek sposób definiowaliby

ś

my wolno

ść

, zawsze powinni

ś

my przestrzega

ć

dwóch niezb

ę

dnych warunków: po pierwsze,

ż

eby definicja była zgodna z niew

ą

tpliwymi

faktami, po drugie, by pozostawała w zgodzie sama z sob

ą

. Je

ż

eli b

ę

dziemy warunków

tych przestrzegali, a definicji naszej nadamy form

ę

zrozumiał

ą

- to zobaczymy, o czym

jestem gł

ę

boko przekonany,

ż

e wszyscy ludzie oka

żą

si

ę

co do niej zgodni.

Jest rzecz

ą

powszechnie uznan

ą

,

ż

e nie istnieje nic, co by nie miało przyczyny istnienia, i

ż

e w efekcie

ś

cisłego rozbioru przypadek okazuje si

ę

tylko wyrazem negatywnym, nie

oznaczaj

ą

cym

ż

adnej realnej siły, która by miała byt rzeczywisty. Istnieje jednak pogl

ą

d,

Strona 26 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

ż

e pewne przyczyny s

ą

konieczne, a inne konieczne nie s

ą

. Otó

ż

i korzy

ś

ci definicji.

Niechaj kto

ś

zdefiniuje przyczyn

ę

, nie uwzgl

ę

dniaj

ą

c jako elementu definicji koniecznego

zwi

ą

zku przyczyny ze skutkiem, i niech wyra

ź

nie wska

ż

e

ź

ródło idei, któr

ą

definicja

wyra

ż

a, a ch

ę

tnie dam za wygran

ą

. Je

ż

eli jednak przyj

ąć

podane powy

ż

ej wyja

ś

nienie

sprawy, rzecz b

ę

dzie absolutnie niewykonalna. Gdyby przedmioty nie były ze sob

ą

w

sposób trwały (regular) poł

ą

czone, nie doszliby

ś

my nigdy do poj

ę

cia przyczyny i skutku;

za

ś

efektem tego trwałego poł

ą

czenia jest wnioskowanie rozumu, stanowi

ą

ce jedyny

uchwytny dla nas rodzaj powi

ą

zania. Ktokolwiek podejmuje si

ę

zdefiniowa

ć

przyczyn

ę

pomijaj

ą

c te momenty, musi albo posłu

ż

y

ć

si

ę

wyrazami niezrozumiałymi, albo

synonimami wyrazu, który usiłuje zdefiniowa

ć

. Je

ż

eli za

ś

przyjmuje si

ę

definicj

ę

wspomnian

ą

powy

ż

ej - wolno

ść

, rozumiana jako przeciwie

ń

stwo nie przymusu, lecz

konieczno

ś

ci, niczym nie ró

ż

ni si

ę

od przypadku, który, jak wszyscy zgodnie przyznaj

ą

,

nie istnieje.

Cz

ęść

II

Nie ma bardziej rozpowszechnionej, a przecie

ż

bardziej nagannej metody rozumowania,

jak stara

ć

si

ę

w dyskusjach filozoficznych zbi

ć

jak

ąś

hipotez

ę

utrzymuj

ą

c, i

ż

konsekwencje jej s

ą

niebezpieczne dla religii i moralno

ś

ci. Je

ż

eli pogl

ą

d jaki

ś

prowadzi

do niedorzeczno

ś

ci, jest on niew

ą

tpliwie mylny; nie jest jednak jaki

ś

pogl

ą

d niew

ą

tpliwie

mylny dlatego,

ż

e wypływaj

ą

ze

ń

niebezpieczne konsekwencje. Takich argumentów

nale

ż

y wyrzec si

ę

całkowicie; wszak nie przyczyniaj

ą

si

ę

w niczym do wykrycia prawdy, a

słu

żą

tylko do tego, by zohydzi

ć

przeciwnika. Uwag

ę

t

ę

wypowiadam całkiem ogólnie, nie

zamierzaj

ą

c wyci

ą

gn

ąć

st

ą

d

ż

adnej korzy

ś

ci dla siebie. Poddaj

ę

si

ę

bez zastrze

ż

e

ń

tego

rodzaju krytyce i

ś

miem twierdzi

ć

,

ż

e koncepcje zarówno konieczno

ś

ci, jak wolno

ś

ci, tak

jak je powy

ż

ej wyło

ż

yłem, nie tylko s

ą

z moralno

ś

ci

ą

zgodne, lecz bezwzgl

ę

dnie

potrzebne dla jej utrzymania.

Konieczno

ść

mo

ż

na definiowa

ć

dwojakim sposobem, stosownie do dwóch okre

ś

le

ń

przyczyny, której jest istotn

ą

cz

ęś

ci

ą

. Polega ona albo na stałym poł

ą

czeniu przedmiotów

podobnych, albo na wnioskowaniu rozumu z jednego przedmiotu o innym. Otó

ż

w

szkołach, na ambonie, w zwykłym wreszcie

ż

yciu uznaje si

ę

powszechnie, cho

ć

milcz

ą

co,

ż

e konieczno

ść

w obu tych znaczeniach (które naprawd

ę

s

ą

w gruncie rzeczy

identyczne) cechuje zjawiska woli; nikt te

ż

dot

ą

d nie próbował zaprzeczy

ć

,

ż

e mo

ż

emy

działania ludzkie czyni

ć

przedmiotem wniosków i

ż

e wnioski te opieraj

ą

si

ę

na

do

ś

wiadczeniu wskazuj

ą

cym, i

ż

podobne do siebie działania ł

ą

cz

ą

si

ę

z podobnymi

pobudkami, skłonno

ś

ciami i okoliczno

ś

ciami. (...)

Jedynym rzeczywistym przedmiotem nienawi

ś

ci lub zemsty jest osoba, czyli istota

obdarzona my

ś

l

ą

i

ś

wiadomo

ś

ci

ą

, a je

ż

eli uczucia te bywaj

ą

wywoływane przez

zbrodnicze lub haniebne czyny, dzieje si

ę

tak tylko dlatego,

ż

e pozostaj

ą

z t

ą

osob

ą

w

jakim

ś

stosunku lub zwi

ą

zku. Czyny z natury rzeczy s

ą

czym

ś

ograniczonym w czasie i

przemijaj

ą

cym, a gdy nie wypływaj

ą

z jakiej

ś

przyczyny tkwi

ą

cej w charakterze lub

usposobieniu osoby, która ich dokonała, nie mog

ą

ani przynie

ść

jej zaszczytu, kiedy s

ą

dobre, ani niesławy, kiedy s

ą

złe. Same czyny mog

ą

by

ć

naganne, mog

ą

si

ę

sprzeciwia

ć

wszelkim przepisom moralno

ś

ci i religii, ale osoba działaj

ą

ca nie jest za nie

odpowiedzialna; a poniewa

ż

nie s

ą

efektem

ż

adnej trwałej i stałej jej wła

ś

ciwo

ś

ci i nic

stałego ani trwałego po sobie nie zostawiaj

ą

, tedy niepodobna, aby owa osoba z ich

powodu mogła si

ę

sta

ć

przedmiotem kary lub zemsty. Według pogl

ą

du zatem, który nie

uznaje konieczno

ś

ci, a co za tym idzie - przyczyn, człowiek, który popełnił

najstraszniejsz

ą

zbrodni

ę

, jest tak samo czysty i bez skazy, jak w chwili przyj

ś

cia na

ś

wiat, a jego charakter nie ma absolutnie nic wspólnego z popełnionymi czynami, skoro

nie wypływaj

ą

one z charakteru i skoro ich zbrodniczo

ść

nie mo

ż

e nigdy słu

ż

y

ć

za dowód

zepsucia.

Strona 27 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

Nie gani si

ę

ludzi za czyny, których dokonuj

ą

bezwiednie i przypadkowo, jakiekolwiek by

poci

ą

gn

ę

ły nast

ę

pstwa. Dlaczego? Tylko dlatego,

ż

e to, z czego te czyny wypływaj

ą

(the

principles of these actions), jest czym

ś

jedynie chwilowym i wył

ą

cznie do tych czynów si

ę

ogranicza. Mniej si

ę

gani ludzi za czyny, których dokonuj

ą

w po

ś

piechu i bez namysłu,

ani

ż

eli za czyny przemy

ś

lane. Z jakiej racji? Tylko dlatego,

ż

e temperament porywczy,

chocia

ż

jest stał

ą

przyczyn

ą

czy te

ż

pierwiastkiem (principle) w umy

ś

le, nie działa przez

cały czas i nie kazi całego charakteru. Z drugiej strony skrucha zmazuje wszelk

ą

zbrodni

ę

, je

ż

eli ł

ą

czy si

ę

z ni

ą

poprawa

ż

ycia i obyczajów. Jak to wytłumaczy

ć

? Tylko w

ten sposób,

ż

e czyny wyciskaj

ą

na człowieku pi

ę

tno zbrodniarza wył

ą

cznie o tyle, o ile

dowodz

ą

,

ż

e w jego umy

ś

le tkwi

ą

pierwiastki zbrodnicze, a gdy w stanie umysłu nast

ą

piła

pod tym wzgl

ę

dem zmiana, czyny trac

ą

charakter dowodu, a zarazem trac

ą

zbrodniczo

ść

. A gdyby nie zaj

ąć

stanowiska konieczno

ś

ci, nigdy by niczego nie

dowodziły, a w nast

ę

pstwie tego nigdy nie byłyby zbrodnicze.

Równie łatwo i na podstawie tych samych argumentów mo

ż

na wykaza

ć

,

ż

e wolno

ść

, w

my

ś

l owej wspomnianej powy

ż

ej definicji, co do której wszyscy ludzie s

ą

zgodni, jest

tak

ż

e istotnym warunkiem moralno

ś

ci i

ż

e czyny ludzi, którym jej brak, nie podlegaj

ą

kwalifikacji moralnej, nie mog

ą

sta

ć

si

ę

przedmiotem uznania lub nagany. Skoro bowiem

czyny s

ą

przedmiotem naszych uczu

ć

etycznych tylko o tyle, o ile s

ą

objawem

wewn

ę

trznego charakteru, uczu

ć

i afektów, to niepodobna, aby pobudzały do pochwały

lub nagany, gdy nie wynikaj

ą

z owych

ź

ródeł, lecz s

ą

w cało

ś

ci wytworem zewn

ę

trznego

przymusu. (...)

Odpowied

ź

na zarzut pierwszy wydaje si

ę

jasna i przekonywaj

ą

ca. Jest wielu filozofów,

którzy na podstawie dokładnego rozbioru wszelkiego rodzaju zjawisk przyrody
stwierdzaj

ą

,

ż

e cało

ść

, rozwa

ż

ana jako jeden system,

ś

wiadczy w ka

ż

dym momencie

swego istnienia o doskonałej dobroci sprawcy i

ż

e ostatecznie wszystkie istoty stworzone

dost

ą

pi

ą

mo

ż

liwie najwy

ż

szego szcz

ęś

cia, bez domieszki pozytywnego czyli

bezwzgl

ę

dnego cierpienia i zła. Ka

ż

de zło fizyczne, powiadaj

ą

, jest istotn

ą

cz

ęś

ci

ą

tego

systemu dobroci i nawet samo Bóstwo, ze wzgl

ę

du na sw

ą

m

ą

dro

ść

, nie mogłoby go

usun

ąć

, nie stwarzaj

ą

c przy tym wi

ę

kszego zła albo nie eliminuj

ą

c wi

ę

kszego dobra,

które z owego zła wyniknie. Niektórzy filozofowie, a w

ś

ród nich staro

ż

ytni stoicy,

wyprowadzili z tej teorii argument maj

ą

cy dostarcza

ć

pociechy w ka

ż

dym utrapieniu;

pouczali mianowicie swych zwolenników,

ż

e zło, z powodu którego cierpi

ą

, jest w istocie

czym

ś

dla wszech

ś

wiata dobrym i

ż

e przy szerszym sposobie widzenia rzeczy, który

zdołałby obj

ąć

cało

ść

ś

wiata, ka

ż

de zdarzenie dawałoby powód do zadowolenia i

rado

ś

ci. Argument ten mo

ż

e wydawa

ć

si

ę

dobry i wzniosły, ale w praktyce rychło okazał

si

ę

słaby i nieskuteczny. Niezawodnie zniecierpliwiliby

ś

my raczej ani

ż

eli uspokoili

człowieka wij

ą

cego si

ę

w bólach go

ść

cowych, gdyby

ś

my mu prawili o m

ą

dro

ś

ci ogólnych

praw, które wywołały w jego ciele zło

ś

liwe humory i doprowadziły je przez odpowiednie

przewody do

ś

ci

ę

gien i nerwów, gdzie teraz powoduj

ą

tak okropne m

ę

ki. Takie szersze

spojrzenie na rzeczy mo

ż

e na chwil

ę

poci

ą

gn

ąć

wyobra

ź

ni

ę

człowieka usposobionego

refleksyjnie, a wiod

ą

cego

ż

ycie spokojne i bezpieczne; nie mo

ż

e jednak osta

ć

si

ę

na

dłu

ż

szy czas w jego umy

ś

le, cho

ć

by nie przeszkadzały temu ból ani nami

ę

tno

ść

; tym

bardziej nie mo

ż

e si

ę

utrzyma

ć

, gdy przypuszcz

ą

na

ń

atak pot

ęż

ni ci przeciwnicy. (...)

Rozdział IX

O ROZUMIE ZWIERZ

Ą

T

(...) Po pierwsze: Wydaje si

ę

rzecz

ą

oczywist

ą

,

ż

e zwierz

ę

ta, nie inaczej ni

ż

ludzie, ucz

ą

si

ę

wielu rzeczy z do

ś

wiadczenia i wnosz

ą

,

ż

e te same skutki wynikaj

ą

zawsze z tych

samych przyczyn. Na tej podstawie zapoznaj

ą

si

ę

z bardziej widocznymi własno

ś

ciami

ciał zewn

ę

trznych i od chwili przyj

ś

cia na

ś

wiat gromadz

ą

stopniowo wiadomo

ś

ci o

wła

ś

ciwo

ś

ciach ognia, wody, ziemi, kamieni, wysoko

ś

ci i gł

ę

bi itd. oraz o nast

ę

pstwach

wynikaj

ą

cych z ich oddziaływania. Brak wiedzy i do

ś

wiadczenia młodych ró

ż

ni si

ę

tu

Strona 28 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

wyra

ź

nie od sprytu i rozumu starszych zwierz

ą

t, które na podstawie dłu

ż

szej obserwacji

nauczyły si

ę

unika

ć

tego, co im szkodzi, a szuka

ć

tego, co im przynosi po

ż

ytek lub

przyjemno

ść

. Ko

ń

obeznany z terenem poznaje wła

ś

ciw

ą

wysoko

ść

, któr

ą

mo

ż

e wzi

ąć

w

skoku, i nigdy nie pokusi si

ę

o co

ś

, co przechodzi jego siły i zr

ę

czno

ść

. Stary chart

powierzy bardziej m

ę

cz

ą

c

ą

cz

ęść

polowania młodszemu, a sam si

ę

tak ustawi, by

spotka

ć

zaj

ą

ca, gdy b

ę

dzie kluczył; przewidywania za

ś

, które mu nastr

ę

cza ta sytuacja,

opieraj

ą

si

ę

wył

ą

cznie na obserwacji i do

ś

wiadczeniu.

Wida

ć

to jeszcze wyra

ź

niej ze skutków tresury i wychowania zwierz

ą

t, które mo

ż

na przez

odpowiednie zastosowanie nagród i kar nauczy

ć

czynno

ś

ci najbardziej nawet

niezgodnych z ich wrodzonymi instynktami i skłonno

ś

ciami. Czy

ż

to nie do

ś

wiadczenie

uczy psa obawia

ć

si

ę

bólu, gdy mu grozimy lub podnosimy bicz, by go uderzy

ć

? Czy

ż

nie

do

ś

wiadczenie równie

ż

ka

ż

e mu reagowa

ć

na imi

ę

i na podstawie najzupełniej

dowolnego d

ź

wi

ę

ku wnosi

ć

,

ż

e mamy jego na my

ś

li, a nie którego

ś

z jego towarzyszy, i

ż

e chcemy go przywoła

ć

, gdy imi

ę

to wymawiamy w pewien sposób, z pewn

ą

intonacj

ą

i

akcentem?

We wszystkich tych przypadkach, jak widzimy, zwierz

ę

wnioskuje o pewnym fakcie

przekraczaj

ą

cym zakres tego, co bezpo

ś

rednio działa na jego zmysły, a wnioskowanie to

opiera si

ę

w zupełno

ś

ci na minionym do

ś

wiadczeniu; zwierz

ę

spodziewa si

ę

mianowicie

po danej mu aktualnie rzeczy nast

ę

pstw takich samych jak te, o których przekonało si

ę

w

do

ś

wiadczeniu,

ż

e wynikaj

ą

z rzeczy do niej podobnych.

Po drugie: Niepodobna, aby to wnioskowanie zwierz

ą

t mogło si

ę

opiera

ć

na jakim

ś

procesie argumentacji czy rozumowania, dzi

ę

ki któremu stwierdzi

ć

by mogły w konkluzji,

ż

e jednakowe rzeczy musz

ą

poci

ą

gn

ąć

za sob

ą

jednakowe skutki i

ż

e wszystko w

przyrodzie b

ę

dzie i

ść

zawsze tym samym trybem. Je

ż

eli bowiem istniej

ą

naprawd

ę

jakie

ś

za tym przemawiaj

ą

ce argumenty, s

ą

one niew

ą

tpliwie zbyt zawiłe, by mogły by

ć

dost

ę

pne istotom o tak ograniczonej inteligencji; wszak trzeba nieraz najdalej id

ą

cej

staranno

ś

ci i uwagi umysłu filozoficznego, aby je odkry

ć

i zastosowa

ć

. Zatem zwierz

ę

ta

nie kieruj

ą

si

ę

w tych wnioskach rozumowaniem, tak jak nie kieruj

ą

si

ę

nim dzieci ani te

ż

ogół ludzi w zwykłych swoich poczynaniach i wnioskach; nie kieruj

ą

si

ę

nim nawet sami

filozofowie, którzy, o ile chodzi o wszelkie praktyczne strony

ż

ycia, s

ą

w gruncie rzeczy

tacy sami jak zwykli ludzie i tym samym podlegaj

ą

prawom. Przyroda musiała postara

ć

si

ę

o jak

ąś

inn

ą

zasad

ę

, daj

ą

c

ą

si

ę

łatwiej i bardziej ogólnie u

ż

y

ć

i zastosowa

ć

; nie mo

ż

e

te

ż

operacja tak niesłychanie dla

ż

ycia doniosła, jak

ą

jest wnioskowanie o skutkach na

podstawie przyczyn, by

ć

powierzona niepewnym procesom rozumowania i argumentacji.

A je

ż

eli mo

ż

na by jeszcze o tym w

ą

tpi

ć

, gdy chodzi o człowieka, to gdy chodzi o istoty

nierozumne, rzecz wydaje si

ę

nie ulega

ć

w

ą

tpliwo

ś

ci; skoro za

ś

owa teza jest w pełni

uzasadniona w przypadku zwierz

ą

t, to według wszelkich prawideł analogii wiele

przemawia za tym,

ż

e nale

ż

y j

ą

przyj

ąć

ogólnie, bez wyj

ą

tków i zastrze

ż

e

ń

. Jedynie

przyzwyczajenie sprawia,

ż

e zwierz

ę

ta z rzeczy danej w postrze

ż

eniu zmysłowym

wnosz

ą

o istnieniu tego, co stale rzeczy tej towarzyszy, i przyzwyczajenie wła

ś

nie ka

ż

e

ich wyobra

ź

ni na widok jednego zjawiska przedstawia

ć

sobie drugie w osobliwy ów

sposób, który zwiemy prze

ś

wiadczeniem. Nie mo

ż

na poda

ć

innego wytłumaczenia tej

operacji znamionuj

ą

cej wszystkie, zarówno wy

ż

sze, jak ni

ż

sze rodzaje istot czuj

ą

cych,

które znajduj

ą

si

ę

w zasi

ę

gu naszej obserwacji. (...)

Chocia

ż

jednak zwierz

ę

ta czerpi

ą

wielk

ą

cz

ęść

swej wiedzy z do

ś

wiadczenia, niemał

ą

cz

ęść

otrzymuj

ą

wprost z r

ę

ki przyrody; ta cz

ęść

ich wiedzy przewy

ż

sza znacznie zakres

poj

ę

tno

ś

ci, któr

ą

przejawiaj

ą

w zwykłych warunkach, i przy najdłu

ż

szym stosowaniu i

do

ś

wiadczeniu mało albo wcale si

ę

nie doskonali. Nazywamy j

ą

instynktem i jeste

ś

my

nader skłonni podziwia

ć

j

ą

jako co

ś

bardzo nadzwyczajnego i nie daj

ą

cego si

ę

wytłumaczy

ć

ż

adnym dociekaniem rozumu ludzkiego. Ale podziw nasz mo

ż

e zniknie albo

zmaleje, gdy zwa

ż

ymy,

ż

e wła

ś

nie to oparte na do

ś

wiadczeniu rozumowanie, które jest

Strona 29 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

wspólne nam i zwierz

ę

tom i od którego zale

ż

y całe post

ę

powanie w

ż

yciu, nie jest niczym

innym ni

ż

rodzajem instynktu lub mechanicznej siły, która działa w nas, cho

ć

jej nie

znamy, i któr

ą

w jej głównych czynno

ś

ciach nie kieruj

ą

owe stosunki czy porównania idei,

b

ę

d

ą

ce wła

ś

ciwym przedmiotem naszych władz intelektualnych. Cho

ć

instynkty te ró

ż

ni

ą

si

ę

od siebie, przecie

ż

jednak to, co uczy człowieka unika

ć

ognia, jest tak samo

instynktem jak to, co uczy ptaka tak dokładnie sztuki wysiadywania jaj oraz całej
ekonomii i porz

ą

dku wychowania młodych.

Rozdział X

O CUDACH

Cz

ęść

I

W pismach Dra Tillotsona znajduje si

ę

argument przeciw rzeczywistej obecno

ś

ci,

nacechowany tak

ą

zwi

ę

zło

ś

ci

ą

, zgrabno

ś

ci

ą

i sił

ą

, jaka w ogóle da si

ę

pomy

ś

le

ć

w

wywodzie skierowanym przeciw nauce tak mało zasługuj

ą

cej na powa

ż

ne odparcie. Jest

rzecz

ą

powszechnie uznan

ą

, powiada ów uczony prałat,

ż

e powaga zarówno Pisma

ś

wi

ę

tego, jak tradycji, opiera si

ę

wył

ą

cznie na

ś

wiadectwie apostołów, naocznych

ś

wiadków tych cudów, za pomoc

ą

których nasz Zbawiciel potwierdzał swe boskie

posłannictwo. (...)

Chocia

ż

do

ś

wiadczenie jest naszym jedynym przewodnikiem w rozumowaniu

dotycz

ą

cym faktów, trzeba przyzna

ć

,

ż

e przewodnik ten nie jest pod ka

ż

dym wzgl

ę

dem

nieomylny, lecz mo

ż

e nas w niektórych przypadkach wprowadzi

ć

w bł

ą

d. Je

ż

eli kto

ś

spodziewa si

ę

w naszym klimacie lepszej pogody w którym

ś

tygodniu czerwca ani

ż

eli

grudnia, rozumuje trafnie i zgodnie z do

ś

wiadczeniem, cho

ć

niew

ą

tpliwie mo

ż

e si

ę

zdarzy

ć

,

ż

e si

ę

pomyli. (...)

Człowiek roztropny dostosowuje zatem prze

ś

wiadczenie do mocy dowodowej. We

wnioskach opartych na do

ś

wiadczeniu niezawodnym oczekuje zjawiska z maksymaln

ą

pewno

ś

ci

ą

, widz

ą

c w do

ś

wiadczeniu minionym niezbity dowód tego,

ż

e zjawisko to

zaistnieje w przyszło

ś

ci. W innych razach post

ę

puje z wi

ę

ksz

ą

ostro

ż

no

ś

ci

ą

; porównuje

do

ś

wiadczenia przeciwne, zastanawia si

ę

, za czym przemawia wi

ę

ksza ilo

ść

do

ś

wiadcze

ń

i ku tej te

ż

stronie si

ę

skłania, nie bez w

ą

tpliwo

ś

ci i waha

ń

; a gdy

ostatecznie s

ą

d swój ustali, moc dowodowa nie wykracza poza to, co nazywamy

prawdopodobie

ń

stwem. (...)

(...) Skoro jest zasad

ą

ogóln

ą

,

ż

e pomi

ę

dzy przedmiotami nie ma wykrywalnego zwi

ą

zku

i

ż

e wszystkie wnioski, jakie mo

ż

na na podstawie jednych przedmiotów wyprowadzi

ć

o

innych, opieraj

ą

si

ę

wył

ą

cznie na do

ś

wiadczeniu stałego i regularnego poł

ą

czenia, to jest

rzecz

ą

oczywist

ą

, i

ż

nie powinni

ś

my wył

ą

cza

ć

spod tej zasady

ś

wiadectwa ludzkiego,

którego zwi

ą

zek z jakim

ś

zdarzeniem wydaje si

ę

sam w sobie równie mało konieczny jak

wszystkie zwi

ą

zki. (...)

Otó

ż

skoro moc dowodowa relacji i

ś

wiadectw ludzkich opiera si

ę

na minionym

do

ś

wiadczeniu, przeto odpowiednio do tego do

ś

wiadczenia przybiera rozmait

ą

warto

ść

i

uwa

ż

ana bywa za dowód b

ą

d

ź

prawdy, b

ą

d

ź

prawdopodobie

ń

stwa, stosownie do tego,

czy poł

ą

czenie mi

ę

dzy jak

ąś

okre

ś

lon

ą

relacj

ą

a obiektem jest stałe czy zmienne. (...)

W przypadku, którym si

ę

obecnie zajmujemy, ta niezgodno

ść

materii dowodowej

(contrariety of evidence) mo

ż

e wynika

ć

z kilku ró

ż

nych przyczyn: z przeciwie

ń

stwa

niezgodnych ze sob

ą

ś

wiadectw, z charakteru i liczby

ś

wiadków, ze sposobu, w jaki

zło

ż

yli

ś

wiadectwo, albo te

ż

z poł

ą

czenia wszystkich tych okoliczno

ś

ci. Fakt jaki

ś

wydaje

nam si

ę

podejrzany, je

ż

eli

ś

wiadkowie wzajem sobie przecz

ą

, je

ż

eli jest ich niewielu albo

je

ż

eli ich charakter budzi pewne w

ą

tpliwo

ś

ci, je

ż

eli maj

ą

interes w przedstawieniu sprawy

Strona 30 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

tak, jak j

ą

przedstawiaj

ą

, je

ż

eli składaj

ą

ś

wiadectwo z wahaniem albo, na odwrót, w

ś

ród

zbyt stanowczych zapewnie

ń

. Istniej

ą

liczne inne tego typu okoliczno

ś

ci, które mog

ą

osłabi

ć

lub zniszczy

ć

sił

ę

argumentów powołuj

ą

cych si

ę

na

ś

wiadectwo ludzkie.

Przypu

ść

my np.,

ż

e fakt, którego autentyczno

ść

ś

wiadectwo usiłuje wykaza

ć

, ma w sobie

co

ś

nadzwyczajnego i cudownego; warto

ść

dowodowa

ś

wiadectwa mo

ż

e w takim

wypadku ulec wi

ę

kszemu lub mniejszemu osłabieniu, w zale

ż

no

ś

ci od tego, czy fakt jest

mniej czy bardziej niezwykły. Je

ż

eli pokładamy jakie

ś

w ogóle zaufanie w tym, co mówi

ą

ś

wiadkowie i historycy, to dzieje si

ę

tak nie dlatego, jakoby

ś

my postrzegali a priori jaki

ś

zwi

ą

zek mi

ę

dzy

ś

wiadectwem a rzeczywisto

ś

ci

ą

, lecz dlatego,

ż

e przywykli

ś

my

stwierdza

ć

mi

ę

dzy nimi zgodno

ść

. Kiedy jednak

ż

e fakt, którego dotyczy

ś

wiadectwo,

nale

ż

y do kategorii zjawisk rzadko podpadaj

ą

cych pod nasz

ą

obserwacj

ę

, wywi

ą

zuje si

ę

walka dwóch przeciwstawnych do

ś

wiadcze

ń

- jedno w miar

ę

swej siły niweczy drugie, a

do

ś

wiadczenie posiadaj

ą

ce przewag

ę

mo

ż

e działa

ć

na umysł jedynie z tak

ą

sił

ą

, jaka mu

pozostaje. Dokładnie ta sama zasada do

ś

wiadczenia, która daje nam, w pewnym

stopniu, poczucie pewno

ś

ci co do wiarygodno

ś

ci

ś

wiadectwa, w tym wypadku daje nam

tak

ż

e, w innym stopniu, poczucie pewno

ś

ci co do niewiarygodno

ś

ci faktu, którego

autentyczno

ść

usiłuje ono wykaza

ć

; z tej sprzeczno

ś

ci wynika nieuchronnie pewna

przeciwwaga i wzajemne niweczenie si

ę

prze

ś

wiadcze

ń

i autorytetów. (...)

Ów ksi

ążę

indyjski, który nie chciał uwierzy

ć

pierwszym wie

ś

ciom o skutkach mrozu,

rozumował trafnie; trzeba było oczywi

ś

cie bardzo przekonuj

ą

cego

ś

wiadectwa, aby

nakłoni

ć

go do uznania faktów wynikaj

ą

cych z nieznanych mu zjawisk przyrody i tak

bardzo niepodobnych do tego, o czym mówiło mu stałe i jednostajne do

ś

wiadczenie.

Cho

ć

owe fakty nie sprzeciwiały si

ę

temu do

ś

wiadczeniu, nie były jednak z nim zgodne.

(...)

Cud jest zakłóceniem praw przyrody, a poniewa

ż

prawa te opieraj

ą

si

ę

na

niewzruszonym i niezmiennym do

ś

wiadczeniu, przeto dowód, jakiego przeciw cudowi

dostarcza sama natura faktu, jest tak pełny, jak tylko mo

ż

na sobie w ogóle wyobrazi

ć

jaki

ś

dowód z do

ś

wiadczenia. Dlaczego jest rzecz

ą

wi

ę

cej ni

ż

prawdopodobn

ą

,

ż

e

wszyscy ludzie musz

ą

umrze

ć

,

ż

e ołów sam z siebie nie mo

ż

e zawisn

ąć

w powietrzu,

ż

e

ogie

ń

spala drzewo i

ż

e go gasi woda, je

ś

li nie dlatego,

ż

e zjawiska te okazały si

ę

zgodne z prawami przyrody i

ż

e trzeba zakłócenia tych praw lub, innymi słowy, trzeba

cudu, aby im zapobiec? Nie uwa

ż

a si

ę

za cud niczego, co si

ę

zdarza w granicach

zwykłego porz

ą

dku przyrody. Nie jest cudem, je

ż

eli człowiek pozornie zupełnie zdrowy

nagle umrze; taki bowiem rodzaj

ś

mierci, cho

ć

jest mniej zwyczajny od innego, widuje si

ę

cz

ę

sto. Byłoby jednak cudem, gdyby umarły powrócił do

ż

ycia; tego bowiem nie widziano

nigdy i nigdzie. Musi zatem istnie

ć

jednostajne do

ś

wiadczenie przemawiaj

ą

ce przeciw

ka

ż

demu zdarzeniu cudownemu; inaczej zdarzenie nie zasługiwałoby na t

ę

nazw

ę

. A

poniewa

ż

jednostajne do

ś

wiadczenie ma znaczenie dowodu, przeto mamy tutaj

bezpo

ś

redni i całkowity dowód wynikaj

ą

cy z natury faktu przeciw istnieniu jakichkolwiek

cudów; i tylko dowód przeciwny, wyposa

ż

ony w wi

ę

ksz

ą

sił

ę

przekonuj

ą

c

ą

, mo

ż

e taki

dowód obali

ć

i uczyni

ć

cud wiarygodnym.

Wynika st

ą

d w sposób jasny (a jest to zasada ogólna, godna naszej uwagi),

ż

e "

ż

adne

ś

wiadectwo nie wystarcza do wykazania autentyczno

ś

ci cudu, je

ż

eli nie jest ono tego

rodzaju,

ż

e jego fałszywo

ść

byłaby wi

ę

kszym cudem ani

ż

eli fakt, który ma by

ć

na jego

podstawie wykazany, a nawet w tym wypadku argumenty wzajemnie si

ę

niwecz

ą

i

silniejszy daje nam pewno

ść

odpowiadaj

ą

c

ą

jedynie temu stopniowi siły, który pozostaje

po odj

ę

ciu siły argumentu słabszego". Je

ż

eli mi kto

ś

opowiada,

ż

e widział, jak umarłemu

przywrócono

ż

ycie, natychmiast my

ś

l

ę

sobie, czy jest rzecz

ą

bardziej prawdopodobn

ą

,

ż

e opowiadaj

ą

cy b

ą

d

ź

mnie wprowadza w bł

ą

d, b

ą

d

ź

sam został w bł

ą

d wprowadzony,

czy te

ż

ż

e fakt, o którym opowiada, istotnie zaszedł. Porównuj

ę

jeden cud z drugim i

stosownie do przewagi, któr

ą

po jednej z tych stron stwierdzam, spraw

ę

rozstrzygam,

Strona 31 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

odrzucaj

ą

c zawsze cud wi

ę

kszy. Je

ż

eliby fałszywo

ść

ś

wiadectwa była czym

ś

bardziej

cudownym ani

ż

eli opowiedziany fakt, wtedy, ale dopiero wtedy,

ś

wiadcz

ą

cy mógłby

wymaga

ć

, abym mu podporz

ą

dkował swoje prze

ś

wiadczenie i s

ą

d.

Cz

ęść

II

W powy

ż

szym rozumowaniu przypuszczali

ś

my,

ż

e

ś

wiadectwo, na które powołuje si

ę

cud, mo

ż

e ewentualnie osi

ą

gn

ąć

warto

ść

pełnego dowodu i

ż

e fałszywo

ść

tego

ś

wiadectwa byłaby prawdziwym cudem. Łatwo jednak wykaza

ć

,

ż

e

ś

my w tym ust

ę

pstwie

byli o wiele za liberalni i

ż

e nigdy

ż

adnego cudownego zdarzenia nie stwierdzono w

sposób tak zupełnie oczywisty.

Albowiem, po pierwsze: Nie znajdzie si

ę

w całej historii cudu po

ś

wiadczonego przez

wystarczaj

ą

c

ą

liczb

ę

ludzi posiadaj

ą

cych tak niew

ą

tpliwy zdrowy rozs

ą

dek, takie

wychowanie i wykształcenie, które by nas upewniły,

ż

e sami w

ż

aden sposób nie ulegli

złudzeniu; ludzi o tak niew

ą

tpliwej prawo

ś

ci, i

ż

by mo

ż

na ich uwa

ż

a

ć

za wy

ż

szych ponad

wszelkie podejrzenie,

ż

e maj

ą

zamiar wprowadzenia innych w bł

ą

d; ludzi ciesz

ą

cych si

ę

u ogółu tak dobr

ą

sław

ą

i takim powa

ż

aniem, i

ż

by mieli bardzo wiele do stracenia na

wypadek, gdyby im wykazano jaki

ś

fałsz; ludzi po

ś

wiadczaj

ą

cych przy tym fakty, które

dokonały si

ę

w sposób tak jawny i w tak znanej cz

ęś

ci

ś

wiata,

ż

e wyj

ś

cie na jaw fałszu

byłoby nieuniknione; a przecie

ż

wszystkie te czynniki s

ą

nieodzowne, aby wzbudzi

ć

w

nas pełne zaufanie w

ś

wiadectwo ludzkie.

Po drugie: Mo

ż

emy w naturze ludzkiej zauwa

ż

y

ć

pewien pierwiastek, o którym, je

ś

li go

ś

ci

ś

le zbadamy, przekonamy si

ę

,

ż

e musi niezmiernie osłabi

ć

wiar

ę

we wszelkiego

rodzaju cuda, jak

ą

mogłoby wzbudzi

ć

w nas

ś

wiadectwo ludzkie. (...)

Jak łakomie słucha si

ę

cudownych sprawozda

ń

podró

ż

ników, ich opisu potworów

morskich i l

ą

dowych, opowie

ś

ci o bajecznych przygodach, zadziwiaj

ą

cych ludach i

obyczajach! A je

ż

eli z upodobaniem do cudów zł

ą

czy si

ę

duch religijny - ko

ń

czy si

ę

zdrowy rozs

ą

dek, a

ś

wiadectwo ludzkie traci w tych warunkach wszelk

ą

miarodajno

ść

.

Człowiek religijny mo

ż

e by

ć

marzycielem (enthusiast) i wyobra

ż

a

ć

sobie,

ż

e widzi to, co

jest nierzeczywiste; mo

ż

e wiedzie

ć

,

ż

e jego opowiadanie nie jest prawdziwe, a przecie

ż

trwa

ć

przy nim w najlepszej w

ś

wiecie intencji po to, aby przysłu

ż

y

ć

si

ę

tak

ś

wi

ę

tej

sprawie; albo te

ż

, nawet gdy nie ulega takiemu złudzeniu, działa na niego pró

ż

no

ść

,

która, podniecona tak wielk

ą

pokus

ą

, wywiera na niego wpływ silniejszy ni

ż

na ludzi w

innych warunkach; a tak samo działa miło

ść

własna. Ci, którzy go słuchaj

ą

, mog

ą

nie

mie

ć

i zwykle nie maj

ą

do

ść

rozs

ą

dku, aby zbada

ć

, o ile to, co mówi, jest zasadne; z tej

dozy rozs

ą

dku za

ś

, jak

ą

maj

ą

, rezygnuj

ą

z zasady, gdy chodzi o tego rodzaju wzniosłe i

tajemnicze sprawy. A gdyby nawet chcieli rzeczywi

ś

cie posłu

ż

y

ć

si

ę

rozs

ą

dkiem,

nami

ę

tno

ść

i rozogniona wyobra

ź

nia sprawiaj

ą

,

ż

e nie funkcjonuje on prawidłowo. Ich

łatwowierno

ść

pot

ę

guje zuchwalstwo opowiadaj

ą

cego, a zuchwalstwo opowiadaj

ą

cego

wzmaga ich łatwowierno

ść

.

Sztuka wymowy doprowadzona do szczytu pozostawia mało miejsca rozumowi i refleksji;
zwracaj

ą

c si

ę

w zupełno

ś

ci do wyobra

ź

ni i uczu

ć

, ujarzmia ch

ę

tnych słuchaczy i

podporz

ą

dkowuje sobie ich rozs

ą

dek. Na szcz

ęś

cie szczyt ten rzadko kiedy bywa

osi

ą

gany. Czego jednak taki Tuliusz czy Demostenes tylko z trudem mogli dokona

ć

z

audytorium rzymskim lub ate

ń

skim, to z ogółem ludzi potrafi zrobi

ć

pierwszy lepszy

kapucyn, pierwszy lepszy w

ę

drowny lub miejscowy kaznodzieja, przy czym osi

ą

ga efekt

lepszy, gdy

ż

porusza nami

ę

tno

ś

ci niewyszukane i pospolite.

Liczne przykłady oszuka

ń

czych cudów, proroctw i nadprzyrodzonych zdarze

ń

, które w

ci

ą

gu wszystkich wieków demaskowano na podstawie zaprzeczaj

ą

cych im

ś

wiadectw

albo które same si

ę

demaskuj

ą

przez sw

ą

niedorzeczno

ść

, dowodz

ą

w sposób

Strona 32 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

dostateczny wielkiego upodobania człowieka do rzeczy nadzwyczajnych i cudownych i
powinny, rozumie si

ę

, wzbudzi

ć

nieufno

ść

wobec wszelkich tego rodzaju relacji. (...)

Po trzecie: Silnej presumpcji przeciw wszelkim opowiadaniom o nadprzyrodzonych
zjawiskach i cudach dostarcza okoliczno

ść

, i

ż

obfituj

ą

w nie głównie ludy nieo

ś

wiecone i

barbarzy

ń

skie; je

ś

li za

ś

jakim

ś

tego rodzaju opowiadaniom daje do siebie przyst

ę

p naród

cywilizowany, to okazuje si

ę

z reguły,

ż

e przej

ą

ł je od nieo

ś

wieconych i barbarzy

ń

skich

przodków, którzy przekazali je wraz z ow

ą

sankcj

ą

nietykalno

ś

ci i powag

ą

, jaka

towarzyszy zawsze opartym na tradycji pogl

ą

dom. (...)

Dziwna to rzecz, powie mo

ż

e bystry czytelnik po przeczytaniu relacjonuj

ą

cych te cuda

historyków,

ż

e takie nadzwyczajne rzeczy nie zdarzaj

ą

si

ę

nigdy w naszych czasach. Ale

wcale, mam nadziej

ę

, nie jest dziwne to,

ż

e ludzie we wszystkich czasach kłami

ą

.

Musiałe

ś

zapewne spotka

ć

do

ść

przykładów tej ułomno

ś

ci. Sam wiele razy byłe

ś

ś

wiadkiem, jak rodziły si

ę

opowie

ś

ci o cudach, które wszyscy ludzie m

ą

drzy i bystrzy

przyjmowali z szyderstwem, a które na koniec porzucał nawet i szary tłum. B

ą

d

ź

przekonany,

ż

e owe gło

ś

ne kłamstwa, które rozkrzewiły si

ę

i rozwin

ę

ły do tak potwornych

rozmiarów, miały pocz

ą

tki podobne; padłszy jednak na odpowiedniejszy grunt, wyrosły

na koniec na cuda równe nieomal tym, o których opowiadaj

ą

. (...)

Jako czwarty powód, osłabiaj

ą

cy wiarygodno

ść

cudów, chciałbym wskaza

ć

i t

ę

okoliczno

ść

, i

ż

za

ż

adnym z nich, nawet je

ś

li nie został dot

ą

d wyra

ź

nie zdemaskowany,

nie przemawia

ś

wiadectwo, któremu nie sprzeciwiałaby si

ę

wielka ilo

ść

ś

wiadków, tak

ż

e

nie tylko cud niweczy wiarygodno

ść

ś

wiadectwa, ale tak

ż

e

ś

wiadectwo niweczy samo

siebie. Aby to ja

ś

niej wytłumaczy

ć

, zwa

ż

my,

ż

e w kwestiach religijnych wszystko to, co

jest ró

ż

ne, jest sobie przeciwne, i

ż

e jest rzecz

ą

niemo

ż

ebn

ą

, aby religie staro

ż

ytnego

Rzymu, Turcji, Syjamu i Chin były wszystkie razem oparte na niewzruszonej podstawie.
Tak samo wi

ę

c jak ka

ż

dy cud, do którego ro

ś

ci sobie prawo jedna z tych religii (a

wszystkie one obfituj

ą

w cuda), zmierza bezpo

ś

rednio do uzasadnienia tego systemu, do

którego nale

ż

y, tak te

ż

w równej mierze, cho

ć

w sposób bardziej po

ś

redni, słu

ż

y obaleniu

ka

ż

dego innego systemu. Obalaj

ą

c system współzawodnicz

ą

cy, obala zarazem

wiarygodno

ść

cudów, na których system ten został oparty, tak

ż

e cuda ró

ż

nych religii

trzeba uwa

ż

a

ć

za fakty ze sob

ą

sprzeczne, a dowody (evidences) na ich rzecz, bez

wzgl

ę

du na to, czy s

ą

słabe, czy silne, za dowody, które si

ę

sobie nawzajem

przeciwstawiaj

ą

. (...)

Jednym z najlepiej po

ś

wiadczonych cudów całej

ś

wieckiej historii jest to, co Tacyt

opowiada o Wespazjanie:

ś

lin

ą

swoj

ą

uzdrowił w Aleksandrii

ś

lepca, a dotkni

ę

ciem

kalekiej nogi - kulawego, który posłuszny objawieniu boga Serapisa wypełnił jego
polecenie i udał si

ę

do Wespazjana po cudowne uzdrowienie. Opowiadanie to mo

ż

na

sobie przeczyta

ć

u owego znakomitego historyka. Ka

ż

dy szczegół zdaje si

ę

dodawa

ć

wagi takiemu

ś

wiadectwu i mógłby zosta

ć

szeroko rozwini

ę

ty z cał

ą

sił

ą

argumentacji i

wymowy, gdyby komu

ś

dzisiaj na tym zale

ż

ało, by przeprowadzi

ć

dowód tego wygasłego

i bałwochwalczego zabobonu: - Wi

ę

c powaga, rzetelno

ść

, wiek i prawo

ść

tak wielkiego

cesarza, który przez całe

ż

ycie swobodnie przestawał z przyjaciółmi i dworzanami i nie

przybierał nigdy owych póz bosko

ś

ci, w które stroili si

ę

Aleksander i Demetriusz. -

Historyk, pisarz współczesny, znany z nieskazitelno

ś

ci i prawdomówno

ś

ci, a nadto mo

ż

e

najwi

ę

kszy i najprzenikliwszy geniusz całego

ś

wiata staro

ż

ytnego, tak dalece nieskłonny

do łatwowierno

ś

ci,

ż

e ci

ąż

y na nim nawet zarzut przeciwny - ateizmu i bezbo

ż

no

ś

ci.

Osoby, na których powadze opiera swoj

ą

relacj

ę

o cudzie, objawiaj

ą

ce, jak wolno

przypu

ś

ci

ć

, w swych s

ą

dach wyrobiony charakter i prawdomówno

ść

. - Naoczni

ś

wiadkowie zdarzenia, podtrzymuj

ą

cy swe zeznania, gdy ród Flawiuszów był ju

ż

pozbawiony tronu i nie mógł ju

ż

ż

adnymi nagrodami płaci

ć

za kłamstwo. (...) - Je

ś

li do

tego dodamy,

ż

e wedle relacji zdarzenia te miały si

ę

odby

ć

publicznie, to oka

ż

e si

ę

,

ż

e

Strona 33 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

niepodobna pomy

ś

le

ć

dowodu, który by silniej przemawiał za tak grubym i namacalnym

fałszem. (...)

Z pewno

ś

ci

ą

nigdy nie przypisywano nikomu wi

ę

kszej ilo

ś

ci cudów, ni

ż

miało to miejsce

w zwi

ą

zku z cudami, które ostatnimi czasy działy si

ę

rzekomo we Francji u grobu opata

Parisa, słynnego jansenisty, którego

ś

wi

ę

to

ś

ci

ą

tak długo zwodzono lud.

ś

e chorzy

odzyskuj

ą

zdrowie, głusi słuch,

ś

lepi wzrok - o tym wsz

ę

dzie mówiono jako o zwykłych

zjawiskach zachodz

ą

cych za spraw

ą

ś

wi

ę

tego owego grobu. Bardziej zdumiewa to,

ż

e

wiele z tych cudów stwierdzono na miejscu wobec s

ę

dziów o nieposzlakowanej

prawo

ś

ci,

ż

e potwierdzone one zostały przez

ś

wiadków wiarygodnych i wybitnych, w

wieku o

ś

wieconym i w najznakomitszej z istniej

ą

cych obecnie na

ś

wiecie miejscowo

ś

ci.

Ale to jeszcze nie wszystko: wydano i szeroko rozpowszechniono opis tych cudów, a
nawet jezuici, którzy przecie

ż

s

ą

korporacj

ą

uczon

ą

i ciesz

ą

si

ę

poparciem władzy, a przy

tym s

ą

zdecydowanymi przeciwnikami wierze

ń

, na których rzecz owe cuda miały si

ę

rzekomo dzia

ć

, nigdy nie potrafili ich w sposób stanowczy odeprze

ć

lub wyja

ś

ni

ć

(...).

Gdzie

ż

znajdziemy tak wielk

ą

liczb

ę

okoliczno

ś

ci stwierdzaj

ą

cych zgodnie jaki

ś

fakt? I

ż

mo

ż

emy przeciwstawi

ć

takiej chmarze

ś

wiadków prócz absolutnej niemo

ż

liwo

ś

ci,

czyli cudowno

ś

ci zdarze

ń

, o których opowiadaj

ą

? Ale ten jeden argument b

ę

dzie w

oczach wszystkich rozumnych ludzi uchodzi

ć

niew

ą

tpliwie za wystarczaj

ą

cy.

Czy

ż

słuszny jest wniosek,

ż

e poniewa

ż

pewnego: rodzaju

ś

wiadectwo ludzkie ma

olbrzymi

ą

doniosło

ść

i powag

ę

w pewnych przypadkach, np. je

ż

eli nam opowiada o

bitwie pod Filippi lub Farsalos, to z tego powodu wszelkie

ś

wiadectwo ludzkie musi we

wszystkich przypadkach mie

ć

tak

ą

sam

ą

doniosło

ść

i powag

ę

?

Przypu

ść

my,

ż

e zarówno stronnicy Cezara, jak Pompejusza przyznawaliby sobie

zwyci

ę

stwo w tych bitwach i

ż

e historycy ka

ż

dej ze stron w jednakowy sposób

przypisywaliby przewag

ę

własnej partii; jak

ż

eby ludzko

ść

mogła po takim upływie czasu

mi

ę

dzy nimi rozstrzygn

ąć

? Równie silne jest przeciwie

ń

stwo mi

ę

dzy cudami opisanymi

przez Herodota czy Plutarcha, a cudami, które podaje Mariana, Bede czy jakikolwiek inny
historyk zakonny.

Człowiek m

ą

dry okazuje bardzo akademick

ą

wiar

ę

wszelkiej relacji, która sprzyja

uczuciom relacjonuj

ą

cego, b

ą

d

ź

to sławi

ą

c jego ojczyzn

ę

, jego ród lub jego samego,

b

ą

d

ź

to zgadzaj

ą

c si

ę

w jakikolwiek inny sposób z wrodzonymi mu skłonno

ś

ciami i

pop

ę

dami. Ale czy

ż

jest wi

ę

ksza pokusa ni

ż

uchodzi

ć

za wysłannika, proroka, posła

ń

ca

niebios? Któ

ż

nie chciałby walczy

ć

z licznymi niebezpiecze

ń

stwami i trudno

ś

ciami, aby

zdoby

ć

tak wzniosł

ą

godno

ść

? A je

ż

eli kto

ś

wskutek pró

ż

no

ś

ci i podnieconej wyobra

ź

ni

sam siebie naprzód nawrócił i bierze teraz swoje urojenia na serio, czy

ż

b

ę

dzie si

ę

kiedy

wahał u

ż

y

ć

pobo

ż

nego oszustwa, by poprze

ć

spraw

ę

tak

ś

wi

ę

t

ą

i pełn

ą

zasługi?

Najmniejsza iskra mo

ż

e tutaj buchn

ąć

najwi

ę

kszym płomieniem, poniewa

ż

zawsze

znajdzie przygotowany materiał palny. Owo avidum genus auricularum, ów tłum gapiów,
przyjmie łakomie i bez zastanowienia wszystko, co schlebia zabobonowi i sprzyja cudom.

Ile

ż

to takich historii wykryto w ci

ą

gu wieków i wy

ś

miano w samym ich zarodku! A ile

ż

wi

ę

cej szumnie przez jaki

ś

czas rozgłaszano, by pó

ź

niej je porzuci

ć

i zapomnie

ć

! Gdzie

wi

ę

c kr

ążą

tego rodzaju opowie

ś

ci, wytłumaczenie zjawiska jest rzecz

ą

prost

ą

.

Post

ę

pujemy zgodnie z nie zmieniaj

ą

cym si

ę

do

ś

wiadczeniem i danymi obserwacji,

tłumacz

ą

c je znanymi i naturalnymi przyczynami - łatwowierno

ś

ci

ą

i urojeniem. Czy

ż

powinni

ś

my, zamiast odwoływa

ć

si

ę

do tak naturalnego wyja

ś

nienia, pogodzi

ć

si

ę

raczej

z my

ś

l

ą

o cudownym pogwałceniu najbardziej ustalonych praw przyrody?

Nie musz

ę

przypomina

ć

, jak trudno jest stwierdzi

ć

fałszywo

ść

informacji w sprawach

b

ą

d

ź

prywatnych, b

ą

d

ź

nawet publicznych, chocia

ż

dotycz

ą

rzeczy, które zaj

ść

miały na

Strona 34 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

miejscu. Có

ż

dopiero, gdy chodzi o sprawy cho

ć

by nieco bardziej odległe! Nawet

trybunał s

ą

dowy z całym autorytetem, cał

ą

ś

cisło

ś

ci

ą

i rozumem, jakie ma do dyspozycji,

znajduje si

ę

cz

ę

sto w kłopocie, gdy ma rozstrzygn

ąć

mi

ę

dzy prawd

ą

a fałszem

rozpatruj

ą

c całkiem niedawne czyny. Kwestia ta za

ś

nigdy nie zostanie rozstrzygni

ę

ta,

je

ż

eli powierzymy j

ą

zwykłym metodom sporów, kłótni i niepewnych wie

ś

ci, zwłaszcza

gdy po obu stronach działaj

ą

nami

ę

tno

ś

ci ludzkie.

Gdy zaczyna kiełkowa

ć

jaka

ś

nowa religia, ludzie m

ą

drzy i uczeni uwa

ż

aj

ą

rzecz zwykle

za zbyt błah

ą

, by zasługiwała na ich uwag

ę

. A gdy pó

ź

niej zapragn

ą

ujawni

ć

oszustwo,

aby otworzy

ć

otumanionemu tłumowi oczy, min

ę

ła ju

ż

pora po temu, a dokumenty i

ś

wiadectwa, które mogłyby spraw

ę

wyja

ś

ni

ć

, zagin

ę

ły bezpowrotnie.

Nie dysponujemy

ż

adnymi innymi

ś

rodkami wykrycia fałszywo

ś

ci

ś

wiadectwa prócz tych,

które trzeba wydoby

ć

z samych wła

ś

nie

ś

wiadectw, a

ś

rodki te, chocia

ż

zawsze

skuteczne w r

ę

kach m

ą

drych i

ś

wiadomych rzeczy, bywaj

ą

zazwyczaj zbyt subtelne, by

mogły by

ć

zrozumiałe dla ludzi niewykształconych.

Ogólnie wi

ę

c mówi

ą

c, okazuje si

ę

,

ż

e

ż

adne

ś

wiadectwo za jakiegokolwiek rodzaju

cudem nigdy nie osi

ą

ga

prawdopodobie

ń

stwa, a tym mniej siły dowodu; dalej,

ż

e gdyby

nawet osi

ą

gn

ę

ło t

ę

sił

ę

, przeciwstawia mu si

ę

inny dowód, wynikaj

ą

cy z samej natury

faktu, którego autentyczno

ść

ś

wiadectwo usiłuje wykaza

ć

. Jedynie do

ś

wiadczenie nadaje

powag

ę

ludzkiemu

ś

wiadectwu; jest to to samo do

ś

wiadczenie, które upewnia nas o

prawach przyrody. Gdzie tedy oba te rodzaje do

ś

wiadczenia sprzeciwiaj

ą

si

ę

sobie, nie

pozostaje nam nic innego, jak odj

ąć

jedno od drugiego i skłoni

ć

si

ę

do jednego lub

drugiego pogl

ą

du z takim poczuciem pewno

ś

ci, jakie wynika z ró

ż

nicy. W my

ś

l jednak

wyłuszczonej tutaj zasady, odejmowanie to, gdy chodzi o wszystkie religie obiegowe,
równa si

ę

zupełnemu unicestwieniu. Dlatego mo

ż

na przyj

ąć

jako norm

ę

,

ż

e

ż

adne

ś

wiadectwo ludzkie nie mo

ż

e mie

ć

takiej siły, aby udowodni

ć

cud i uczyni

ć

go prawowit

ą

podstaw

ą

systemu religijnego. (...)

(...) Naj

ś

wi

ę

tsza nasza religia opiera si

ę

na wierze, nie na rozumie (...). Aby rzecz t

ę

lepiej unaoczni

ć

, zanalizujemy cuda, o których opowiada Pismo

ś

wi

ę

te;

ż

eby za

ś

nie

zgubi

ć

si

ę

na polu zbyt obszernym, ograniczmy si

ę

do cudów, o których czytamy w

Pi

ę

cioksi

ę

gu, przy czym zgodnie z zasadami owych rzekomych chrze

ś

cijan potraktujemy

to dzieło nie jako słowo lub

ś

wiadectwo samego Boga, lecz jako czysto ludzki wytwór

pisarzy i historyków. Mamy tu wi

ę

c przede wszystkim do czynienia z ksi

ę

g

ą

przekazan

ą

nam przez lud barbarzy

ń

ski i nieo

ś

wiecony, napisan

ą

w okresie, gdy lud ów tkwił w

jeszcze gł

ę

bszym barbarzy

ń

stwie, i według wszelkiego prawdopodobie

ń

stwa - w bardzo

długi czas po faktach, które relacjonuje, nie potwierdzon

ą

przez

ż

adne zbie

ż

ne z ni

ą

ś

wiadectwo i przypominaj

ą

c

ą

owe bajeczne opowie

ś

ci, które ka

ż

dy naród snuje o swoich

pocz

ą

tkach. Czytaj

ą

c t

ę

ksi

ę

g

ę

widzimy,

ż

e obfituje w rzeczy cudowne i nadprzyrodzone.

Opowiada o stanie

ś

wiata i natury ludzkiej zupełnie odmiennym od obecnego; o upadku,

który nas tego stanu pozbawił; o wieku ludzkim si

ę

gaj

ą

cym prawie tysi

ą

ca lat; o

zniszczeniu

ś

wiata przez potop; o arbitralnym wyznaczeniu jednego narodu na

wybra

ń

ców niebios, przy czym naród ten to ziomkowie autora; o wybawieniu owego

narodu z niewoli przez cuda tak zdumiewaj

ą

ce, jak to sobie tylko mo

ż

na wyobrazi

ć

.

Chciałbym, aby kto

ś

z r

ę

k

ą

na sercu i po, powa

ż

nym namy

ś

le o

ś

wiadczył, czy s

ą

dzi,

ż

e

fałszywo

ść

tego rodzaju ksi

ę

gi, popartej tego rodzaju

ś

wiadectwem, byłaby czym

ś

bardziej niezwykłym i cudownym od cudów, które zostały w niej opisane; co wszak

ż

e, w

my

ś

l podanego powy

ż

ej kryterium prawdopodobie

ń

stwa, stanowi warunek konieczny

tego, by móc ksi

ąż

k

ę

t

ę

zaakceptowa

ć

.

To, co

ś

my powiedzieli o cudach, mo

ż

e by

ć

bez zmian zastosowane tak

ż

e do proroctw;

wszelkie proroctwa s

ą

wszak rzeczywistymi cudami i tylko jako cuda mog

ą

uchodzi

ć

za

dowody objawienia. Gdyby przepowiadanie przyszło

ś

ci nie przekraczało przyrodzonych

Strona 35 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

zdolno

ś

ci ludzkich, byłoby niedorzeczno

ś

ci

ą

powoływa

ć

si

ę

na jakiekolwiek proroctwo

jako argument przemawiaj

ą

cy za posłannictwem boskim lub za powag

ą

nadan

ą

przez

niebiosa. Ogółem wi

ę

c wzi

ą

wszy, mo

ż

emy stwierdzi

ć

w konkluzji,

ż

e religii

chrze

ś

cija

ń

skiej towarzyszyły cuda nie tylko w jej pocz

ą

tkach, lecz

ż

e tak

ż

e dzisiaj

ż

aden

rozumny człowiek nie mo

ż

e w ni

ą

wierzy

ć

bez cudu. Sam rozum nie wystarcza, aby nas

przekona

ć

o jej prawdziwo

ś

ci. A kogokolwiek pobudza do jej przyj

ę

cia wiara, ten

ś

wiadom jest dziej

ą

cego si

ę

w nim samym nieustaj

ą

cego cudu, który obala wszystkie

zasady jego rozumu i zniewala go do akceptacji rzeczy całkowicie sprzecznych z
nawykiem i do

ś

wiadczeniem.

Rozdział XI

O SZCZEGÓLNEJ OPATRZNO

Ś

CI I O

ś

YCIU PRZYSZŁYM

Wdałem si

ę

niedawno w rozmow

ę

z przyjacielem, który lubuje si

ę

w paradoksach

sceptycznych. (...)

Rozmowa rozpocz

ę

ła si

ę

od tego,

ż

e wyraziłem podziw dla osobliwie szcz

ęś

liwego losu

filozofii, która potrzebuj

ą

c przed wszystkimi innymi przywilejami zupełnej wolno

ś

ci, a

kwitn

ą

c głównie dzi

ę

ki swobodnemu

ś

cieraniu si

ę

stanowisk i argumentów, zrodziła si

ę

po raz pierwszy w epoce i w kraju wolno

ś

ci i tolerancji, niekr

ę

powana nawet w swych

najdziwaczniejszych pogl

ą

dach

ż

adnymi wierzeniami, wyznaniem czy kodeksem karnym.

Pomin

ą

wszy bowiem wygnanie Protagorasa i

ś

mier

ć

Sokratesa, która miała po cz

ęś

ci i

inne podło

ż

e, trudno wła

ś

ciwie w dziejach staro

ż

ytnych o przykłady owej zawistnej

bigoterii, dr

ę

cz

ą

cej w tak wysokim stopniu nasz wiek. Epikur a

ż

do pó

ź

nej staro

ś

ci

mieszkał spokojnie w Atenach; epikurejczyków dopuszczano nawet do godno

ś

ci

kapła

ń

skiej (...).

Podziwiasz, odrzekł mój przyjaciel, jako całkiem osobliwe szcz

ęś

cie filozofii to, co, jak si

ę

zdaje, wynika z naturalnego biegu rzeczy i jest nieuniknionym zjawiskiem, jakikolwiek
byłby to wiek i naród. Ta uparta bigoteria, na któr

ą

si

ę

u

ż

alasz jako na rzecz tak dla

filozofii fataln

ą

, jest w istocie rzeczy jej córk

ą

, która, poł

ą

czywszy si

ę

z zabobonem,

zupełnie odsuwa si

ę

od spraw swej matki i staje si

ę

jej najzaci

ę

tszym wrogiem i

prze

ś

ladowc

ą

. (...) gdy min

ę

ły pierwsze burze wywołane nowymi paradoksami i

zasadami filozofów, nauczyciele ci zawsze od tej pory przez cał

ą

staro

ż

ytno

ść

zdawali

si

ę

ż

y

ć

w wielkiej zgodzie z ugruntowanym zabobonem dziel

ą

c ludzko

ść

starannie na

dwie cz

ęś

ci: dla wykształconych i m

ą

drych przeznaczali filozofi

ę

, religi

ę

za

ś

oddali na

własno

ść

nieo

ś

wieconemu ludowi. (...)

Chciałbym, odpowiedziałem, aby

ś

spróbował swej wymowy na tak niezwykłym temacie i

wypowiedział mow

ę

w obronie Epikura (...).

W takich warunkach, odrzekł, rzecz nie byłaby trudna; je

ż

eli chcesz, b

ę

d

ę

przez chwil

ę

uwa

ż

ał si

ę

za Epikura, a ciebie potraktuj

ę

jako lud ate

ń

ski i wypowiem tak

ą

mow

ę

,

ż

e

cała urna wypełni si

ę

biał

ą

fasol

ą

i nie znajdzie si

ę

ani jedno czarne ziarnko,

ż

eby

ucieszy

ć

zło

ś

liwo

ść

moich przeciwników.

Doskonale; uczy

ń

wi

ę

c, jake

ś

my uło

ż

yli.

Ate

ń

czycy! Przybywam tutaj, by usprawiedliwi

ć

przed waszym gronem nauki, które

głosiłem w mojej szkole i widz

ę

,

ż

e zamiast rozprawia

ć

ze spokojnymi i wolnymi od

nami

ę

tno

ś

ci badaczami, stoj

ę

wobec oskar

ż

e

ń

zaciekłych przeciwników. Wasza uwaga,

która naprawd

ę

powinna si

ę

kierowa

ć

ku zagadnieniom dobra publicznego i interesom

republiki, odbiega oto ku roztrz

ą

saniom filozofii spekulatywnej; i te imponuj

ą

ce cho

ć

mo

ż

e bezowocne dociekania zajmuj

ą

miejsce waszych bardziej powszednich, lecz i

bardziej po

ż

ytecznych zaj

ęć

. O ile to jednak ode mnie zale

ż

y, pragn

ę

temu nadu

ż

yciu

Strona 36 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

zapobiec. Nie b

ę

dziemy tutaj rozprawiali o powstaniu i rz

ą

dach

ś

wiatów. Zastanowimy

si

ę

tylko nad tym, jak dalece tego rodzaju zagadnienia wi

ążą

si

ę

z dobrem publicznym. A

je

ż

eli potrafi

ę

was przekona

ć

,

ż

e s

ą

one rzecz

ą

dla spokoju społecznego i dla

bezpiecze

ń

stwa rz

ą

du zupełnie oboj

ę

tn

ą

, to natychmiast, jak si

ę

spodziewani, ode

ś

lecie

nas do naszych szkół, aby

ś

my tam dowoli rozpatrywali to najsubtelniejsze, a zarazem

najbardziej spekulatywne zagadnienie wszelkiej filozofii.

Religijnie usposobieni filozofowie, nie zadowalaj

ą

c si

ę

tradycj

ą

waszych przodków ani

naukami kapłanów (co do mnie, ch

ę

tnie si

ę

na to wszystko godz

ę

), folguj

ą

niewczesnej

ciekawo

ś

ci próbuj

ą

c ustali

ć

, w jakiej mierze potrafi

ą

religi

ę

uzasadni

ć

przy pomocy zasad

rozumu; tym sposobem za

ś

, zamiast usun

ąć

- budz

ą

w

ą

tpliwo

ś

ci wyłaniaj

ą

ce si

ę

naturalnym biegiem rzeczy z pilnych i sumiennych roztrz

ą

sa

ń

. W barwach

najwspanialszych opisuj

ą

ład, pi

ę

kno i m

ą

dre urz

ą

dzenie wszech

ś

wiata, a nast

ę

pnie

pytaj

ą

, czy tak

ś

wietny objaw inteligencji mo

ż

e by

ć

dziełem przypadkowego zetkni

ę

cia

si

ę

atomów albo czy

ś

lepy traf mógł wytworzy

ć

rzeczy, dla których najwi

ę

kszy nawet

geniusz nie znajdzie do

ść

słów podziwu. Nie b

ę

d

ę

badał słuszno

ś

ci tego argumentu.

Przyznam,

ż

e jest tak silny, jak tego tylko pragn

ąć

mog

ą

moi przeciwnicy i oskar

ż

yciele.

Wystarczy, je

ż

eli potrafi

ę

na podstawie samego tego rozumowania wykaza

ć

,

ż

e

zagadnienie jest czysto spekulatywne i

ż

e odrzucaj

ą

c w moich filozoficznych

roztrz

ą

saniach opatrzno

ść

i

ż

ycie przyszłe, nie podkopuj

ę

podstaw społecze

ń

stwa, lecz

głosz

ę

pogl

ą

dy, o których nawet oni, wychodz

ą

c ze swoich własnych zało

ż

e

ń

i rozumuj

ą

c

konsekwentnie, musz

ą

powiedzie

ć

,

ż

e s

ą

rzetelne i nale

ż

ycie uzasadnione.

Otó

ż

wy, oskar

ż

yciele moi, uznajecie,

ż

e główny albo i jedyny argument przemawiaj

ą

cy

za istnieniem Boga (czego nigdy nie podawałem w w

ą

tpliwo

ść

) opiera si

ę

na panuj

ą

cym

w

ś

wiecie ładzie; wida

ć

w nim bowiem takie oznaki inteligencji i

ś

wiadomo

ś

ci celów,

ż

e

uwa

ż

acie to za rzecz nierozs

ą

dn

ą

, je

ż

eli za przyczyn

ę

tego wszystkiego przyjmuje si

ę

b

ą

d

ź

przypadek, b

ą

d

ź

ś

lep

ą

i niczym nie kierowan

ą

sił

ę

materialn

ą

. Przyznajecie,

ż

e jest

to argument post

ę

puj

ą

cy od skutków do przyczyn. Na podstawie ładu cechuj

ą

cego dzieło

wnosicie,

ż

e ten, kto je sporz

ą

dził, musiał je zaprojektowa

ć

i obmy

ś

li

ć

z góry. Je

ż

eli nie

potraficie my

ś

li tej obroni

ć

, to, jak przyznajecie, konkluzja wasza upada; nie twierdzicie

równie

ż

, jakoby konkluzj

ę

ow

ą

mo

ż

na było posun

ąć

poza to, do czego upowa

ż

niaj

ą

zjawiska przyrody. Oto wasze ust

ę

pstwa. Wi

ę

c zwa

ż

cie, prosz

ę

, co z tego wynika.

Je

ż

eli na podstawie skutku wnosimy o jakiej

ś

konkretnej przyczynie, musimy

przestrzega

ć

wła

ś

ciwej mi

ę

dzy nimi proporcji; nie wolno nam nigdy przypisywa

ć

przyczynie jakichkolwiek własno

ś

ci prócz tych, które akurat wystarczaj

ą

do wywołania

skutku. (...)

Przyznaj

ą

c zatem,

ż

e twórcami bytu albo ładu wszech

ś

wiata s

ą

bogowie, otrzymujemy

wniosek,

ż

e posiadaj

ą

dokładnie taki stopie

ń

mocy, inteligencji i dobroci, jaki si

ę

przejawia w ich dziele; niczego wi

ę

cej tym sposobem dowie

ść

nie mo

ż

na, chyba

ż

e

przywołamy na pomoc przesad

ę

i pochlebstwo, aby wypełni

ć

braki dowodzenia i

rozumowania. (...)

Widzicie w

ś

wiecie pewne zjawiska. Szukacie przyczyny lub sprawcy. Wyobra

ż

acie

sobie,

ż

e

ś

cie go znale

ź

li. Nast

ę

pnie tak si

ę

rozmiłowujecie w tym płodzie waszego

mózgu,

ż

e sobie wyobra

ż

acie, i

ż

sprawca ów musiał wytworzy

ć

co

ś

wi

ę

kszego i bardziej

doskonałego od tego, co sami widzimy, a co tak pełne jest zła i nieładu. Zapominacie,

ż

e

ta najwy

ż

sza inteligencja i dobro

ć

s

ą

czym

ś

całkowicie wyimaginowanym, a przynajmniej

rozumowo bezzasadnym, i

ż

e nie macie prawa przypisywa

ć

temu sprawcy

ż

adnych

własno

ś

ci, prócz tych, które naprawd

ę

, jak sami widzicie, objawił i wyraził w swoich

tworach. Pozwólcie tedy, filozofowie, aby wasi bogowie odpowiadali obecnemu
wygl

ą

dowi

ś

wiata i nie próbujcie wygl

ą

du tego zmienia

ć

przy pomocy dowolnych

Strona 37 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

przypuszcze

ń

tak, by lepiej odpowiadał atrybutom, które tak ochoczo przypisujecie swoim

bóstwom. (...)

St

ą

d to pochodz

ą

wszystkie owe daremne usiłowania zmierzaj

ą

ce do wyja

ś

nienia tego,

co nam si

ę

w

ś

wiecie przedstawia jako zło, i do ocalenia honoru bogów, skoro musimy

uzna

ć

rzeczywisto

ść

zła i nieładu, w co

ś

wiat tak bardzo obfituje. Uparte i oporne

własno

ś

ci materii, przestrzeganie ogólnych praw albo jakie

ś

inne tego rodzaju racje - oto,

jak powiadaj

ą

, jedyna przyczyna, która ograniczała moc i dobro

ć

Jowisza i kazała mu

uczyni

ć

człowieka i wszelkie czuj

ą

ce stworzenie tak niedoskonałym i nieszcz

ęś

liwym.

Widocznie wi

ę

c atrybuty te przyjmuje si

ę

z góry jako dowiedzione w ich najszerszym

zakresie. I przyznaj

ę

,

ż

e przy takim zało

ż

eniu tego rodzaju domysły mog

ą

przedstawia

ć

si

ę

jako prawdopodobne wyja

ś

nienie istniej

ą

cego w

ś

wiecie zła. Ale znowu si

ę

pytam:

Dlaczego uwa

ż

a

ć

atrybuty te za dowiedzione albo dlaczego przypisywa

ć

przyczynie inne

własno

ś

ci ani

ż

eli te, które istotnie przejawiaj

ą

si

ę

w skutku? Po co torturowa

ć

mózg, by

usprawiedliwi

ć

porz

ą

dek

ś

wiata na podstawie zało

ż

e

ń

, które, o ile wiadomo, mog

ą

by

ć

całkowitym urojeniem i których

ś

ladów nie da si

ę

nigdzie w przyrodzie odnale

źć

?

Hipotez

ę

religijn

ą

trzeba zatem uwa

ż

a

ć

tylko za pewien sposób wyja

ś

nienia widzialnych

zjawisk

ś

wiata; nikt jednak, kto rozumuje trafnie, nie o

ś

mieli si

ę

wywnioskowa

ć

z niej

ż

adnego konkretnego faktu ani te

ż

na jej podstawie zmieni

ć

czegokolwiek w zjawiskach,

ani czegokolwiek do nich doda

ć

. (...)

Gdzie

ż

wi

ę

c jest ohyda tej nauki, któr

ą

głosz

ę

w mej szkole albo któr

ą

raczej rozpatruj

ę

w

moich ogrodach? Albo có

ż

znajdujecie w całym tym zagadnieniu, co chocia

ż

w

najsłabszym stopniu zagra

ż

ałoby bezpiecze

ń

stwu dobrych obyczajów czy spokoju i

porz

ą

dku społecznego?

Powiadacie,

ż

e nie uznaj

ę

opatrzno

ś

ci ani najwy

ż

szego władcy

ś

wiata, który kieruje

biegiem wypadków i karze złych niesław

ą

i niepowodzeniem, a wynagradza dobrych

czci

ą

i powodzeniem we wszystkich ich przedsi

ę

wzi

ę

ciach. Ale z pewno

ś

ci

ą

nie

kwestionuj

ę

samego biegu wypadków, jawnego ka

ż

demu, kto go chce bada

ć

i

roztrz

ą

sa

ć

. Przyznaj

ę

,

ż

e w obecnym porz

ą

dku rzeczy cnota ł

ą

czy si

ę

z wi

ę

kszym

spokojem umysłu ni

ż

wyst

ę

pek i spotyka si

ę

na

ś

wiecie z

ż

yczliwszym przyj

ę

ciem.

Ś

wiadom jestem tego,

ż

e zgodnie z dotychczasowym do

ś

wiadczeniem ludzko

ś

ci

przyja

źń

jest najwi

ę

ksz

ą

rozkosz

ą

ż

ycia ludzkiego, a umiarkowanie jedynym

ź

ródłem

równowagi i szcz

ęś

cia. Nigdy nie waham si

ę

pomi

ę

dzy cnotliwym i wyst

ę

pnym sposobem

ż

ycia, lecz zdaj

ę

sobie spraw

ę

,

ż

e dla ka

ż

dego zdrowo my

ś

l

ą

cego człowieka przewaga w

zupełno

ś

ci jest po stronie cnoty. Có

ż

wi

ę

cej mo

ż

ecie powiedzie

ć

, razem z wszystkimi

waszymi przypuszczeniami i całym waszym rozumowaniem? Prawda, mówicie mi,

ż

e ten

porz

ą

dek rzeczy (disposition of things) jest dziełem inteligencji i zamiaru. Ale sk

ą

dkolwiek

by si

ę

wywodził - sam ów porz

ą

dek, od którego zale

ż

y nasza dola lub niedola, a co za

tym idzie, nasz sposób i rodzaj

ż

ycia, nie ulega przez to zmianie. Zawsze mam mo

ż

no

ść

,

tak samo jak macie j

ą

wy, kierowa

ć

si

ę

w post

ę

powaniu dawniejszym do

ś

wiadczeniem.

(...)

ż

jednak musi sobie pomy

ś

le

ć

filozof o owych pustych rezonerach, którzy, zamiast

traktowa

ć

rzeczywisty stan rzeczy jako jedyny przedmiot rozwa

ż

a

ń

, tak dalece odwracaj

ą

do góry nogami cały porz

ą

dek natury,

ż

e czyni

ą

z tego

ż

ycia tylko przej

ś

cie do czego

ś

,

co le

ż

y dalej, przedsionek, wiod

ą

cy do obszerniejszego i zupełnie odmiennego gmachu,

prolog, słu

żą

cy jedynie za wst

ę

p do sztuki i maj

ą

cy jej doda

ć

wdzi

ę

ku i zalet! Jak

s

ą

dzicie, sk

ą

d mog

ą

tacy filozofowie czerpa

ć

swoj

ą

ide

ę

bogów? Z pewno

ś

ci

ą

z własnej

swej pomysłowo

ś

ci i wyobra

ź

ni. Gdyby bowiem czerpali j

ą

z danych nam zjawisk, nie

wskazywałaby nigdy na nic poza nimi, lecz musiałaby by

ć

do nich dokładnie

dostosowana.

ś

e jest rzecz

ą

mo

ż

liw

ą

, i

ż

bóstwo jest wyposa

ż

one w atrybuty, których

przejawów nigdy nie zdarzyło si

ę

nam widzie

ć

, oraz

ż

e kieruje si

ę

ono w działaniu

Strona 38 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

zasadami, których nie umiemy nale

ż

ycie rozpozna

ć

- wszystko to mo

ż

na

ś

miało

przyzna

ć

. Ale zawsze b

ę

dzie to czysta mo

ż

liwo

ść

i hipoteza. Brak nam wszelkich racji,

na podstawie których mogliby

ś

my wnosi

ć

o jego atrybutach i zasadach działania, o ile nie

widzimy,

ż

e si

ę

przejawiaj

ą

i realizuj

ą

.

Czy istniej

ą

na

ś

wiecie jakie

ś

oznaki sprawiedliwo

ś

ci w rozdziale dóbr? Je

ż

eli

odpowiecie,

ż

e tak, wnosz

ę

st

ą

d, i

ż

sprawiedliwo

ś

ci dzieje si

ę

zado

ść

, skoro si

ę

w

ś

wiecie objawia. Je

ż

eli odpowiecie,

ż

e nie, wnosz

ę

,

ż

e nie macie podstaw, by

przypisywa

ć

bogom sprawiedliwo

ść

w tym znaczeniu, w jakim słowa tego u

ż

ywamy.

Je

ż

eli zajmiecie stanowisko po

ś

rednie pomi

ę

dzy twierdzeniem a przeczeniem, mówi

ą

c,

ż

e sprawiedliwo

ść

bogów w chwili obecnej objawia si

ę

tylko po cz

ęś

ci, a nie w całej swej

pełni - odpowiem, i

ż

nie macie podstaw, by przypisywa

ć

jej inny jaki

ś

okre

ś

lony zasi

ę

g

oprócz tego, w jakim w chwili obecnej widzicie,

ż

e si

ę

przejawia.

Tym wi

ę

c sposobem, Ate

ń

czycy, doprowadzam spór z moimi przeciwnikami do rychłego

ko

ń

ca. Bieg

ś

wiata tak samo jest dost

ę

pny moim rozwa

ż

aniom, jak waszym. Dany w

do

ś

wiadczeniu tok wypadków jest t

ą

wielk

ą

wskazówk

ą

, któr

ą

wszyscy si

ę

kierujemy w

post

ę

powaniu. Nie wolno si

ę

powoływa

ć

na nic innego ani. w polu, ani w senacie. O

niczym innym nie powinno by

ć

mowy ani w szkole, ani w izbie uczonego. Daremnie

ograniczony nasz rozum chciałby przedrze

ć

si

ę

przez te granice, zbyt ciasne dla naszej

żą

dnej wyobra

ź

ni. Gdy na podstawie biegu

ś

wiata wnosimy o jakiej

ś

przyczynie

rozumnej, która naprzód zaprowadziła, a nast

ę

pnie utrzymuje we wszech

ś

wiecie ład,

chwytamy si

ę

zasady tyle

ż

niepewnej, co bezu

ż

ytecznej. Jest niepewna, poniewa

ż

sprawa le

ż

y całkowicie poza zasi

ę

giem naszego do

ś

wiadczenia; jest bezu

ż

yteczna,

poniewa

ż

je

ś

li wiedz

ę

o tej przyczynie czerpiemy w cało

ś

ci z naturalnego biegu

wydarze

ń

, to w my

ś

l reguł poprawnego rozumowania nie mo

ż

emy

ż

adn

ą

miar

ą

post

ą

pi

ć

odwrotnie i z przyczyny wyprowadza

ć

nowych wniosków o skutku ani te

ż

, czyni

ą

c jakie

ś

dodatki do zwykłego i znanego z do

ś

wiadczenia biegu

ś

wiata, ustanawia

ć

na tej

podstawie nowych zasad post

ę

powania. (...)

(...) Gdy chodzi o wytwory sztuki i my

ś

li ludzkiej, wolno post

ę

powa

ć

od skutku do

przyczyny, a nast

ę

pnie odwrotnie, wychodz

ą

c od przyczyny, wyprowadza

ć

nowe wnioski

o skutku oraz bada

ć

zmiany, którym prawdopodobnie ulegał albo te

ż

mo

ż

e jeszcze ulec.

Ale có

ż

jest podstaw

ą

tej metody rozumowania? Niew

ą

tpliwie to,

ż

e człowiek jest istot

ą

znan

ą

nam z do

ś

wiadczenia; znamy jego pobudki i zamiary, a jego plany i skłonno

ś

ci

wi

ążą

i ł

ą

cz

ą

si

ę

ze sob

ą

w pewien sposób zgodny z prawami, którym przyroda poddała

tego rodzaju istoty. (...)

Sprawa ma si

ę

inaczej, gdy w naszych rozumowaniach wychodzimy od tworów przyrody.

Bóstwo jest nam znane wył

ą

cznie ze swych dzieł i jest w całym wszech

ś

wiecie jedyne;

nie podpada pod

ż

aden rodzaj lub gatunek, którego własno

ś

ci lub cechy znaliby

ś

my z

do

ś

wiadczenia, tak i

ż

na ich podstawie mogliby

ś

my wnioskuj

ą

c drog

ą

analogii doj

ść

do

jakich

ś

atrybutów czy cech Bóstwa. (...)

Walnym

ź

ródłem popełnianych przez nas w tej mierze bł

ę

dów i nieograniczonej

dowolno

ś

ci domysłów, na jak

ą

sobie w tym przedmiocie pozwalamy, jest to,

ż

e

cichaczem stawiamy siebie w miejscu Najwy

ż

szej Istoty i wnosimy, i

ż

za ka

ż

dym razem

obierze ona taki sposób post

ę

powania, na jaki by

ś

my, jako na rozumny i wskazany, sami

si

ę

na jej miejscu zdecydowali. Ale pomin

ą

wszy okoliczno

ść

,

ż

e zwyczajny porz

ą

dek

ś

wiata mo

ż

e nas przekona

ć

, i

ż

prawie wszystkim rz

ą

dz

ą

zasady i prawa odmienne od

naszych własnych, pomin

ą

wszy ju

ż

to, powiadam, przecie

ż

musi si

ę

wyda

ć

rzecz

ą

ewidentnie niezgodn

ą

z wszelkimi regułami analogii,

ż

eby z intencji i planów ludzkich

wnioskowa

ć

o intencjach i planach Istoty tak bardzo odmiennej i o tyle wy

ż

szej. (...) Co

uwa

ż

amy za wielk

ą

doskonało

ść

, mo

ż

e by

ć

w rzeczywisto

ś

ci ułomno

ś

ci

ą

. A chocia

ż

by

nawet było najdoskonalsz

ą

doskonało

ś

ci

ą

, to przecie

ż

wygl

ą

da to raczej na pochlebstwo

Strona 39 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

i panegiryzm ani

ż

eli na trafne rozumowanie i zdrow

ą

filozofi

ę

, je

ż

eli t

ę

mnieman

ą

doskonało

ść

przypisuje si

ę

Najwy

ż

szej Istocie wtedy, gdy si

ę

w jej dziełach w całej pełni

naprawd

ę

nie przejawiła. Cała wi

ę

c filozofia

ś

wiata i cała religia, która jest wszak tylko

rodzajem filozofii, nigdy nie zdoła nas wyprowadzi

ć

poza zwyczajny porz

ą

dek

do

ś

wiadczenia ani dostarczy

ć

nam norm post

ę

powania i zachowania si

ę

innych ani

ż

eli

te, które płyn

ą

z refleksji nad

ż

yciem. Na podstawie hipotezy religijnej niepodobna ani

wywnioskowa

ć

ż

adnego nowego faktu, ani przewidzie

ć

czy przepowiedzie

ć

ż

adnego

zdarzenia, ani oczekiwa

ć

ż

adnych nagród czy kar wykraczaj

ą

cych poza to, co ju

ż

znamy

z praktyki i obserwacji. Tak wi

ę

c moja obrona Epikura nadal przedstawia si

ę

jako dobrze

uzasadniona i przekonywaj

ą

ca; a mi

ę

dzy politycznymi interesami społecze

ń

stwa i

filozoficznymi rozprawami dotycz

ą

cymi metafizyki i religii nie ma

ż

adnej ł

ą

czno

ś

ci.

Jest jeszcze jedna okoliczno

ść

, odrzekłem, któr

ą

, jak si

ę

zdaje, przeoczyłe

ś

. Chocia

ż

godz

ę

si

ę

na twoje przesłanki, musz

ę

jednak odrzuci

ć

twój wniosek. Stwierdzasz

mianowicie,

ż

e koncepcje i rozumowania tre

ś

ci religijnej nie mog

ą

wpływa

ć

na

ż

ycie,

poniewa

ż

wpływa

ć

na nie nie powinny. Nie liczysz si

ę

zupełnie z tym,

ż

e ludzie nie

rozumuj

ą

tak jak ty, ale

ż

e z wiary w istnienie boskie wyci

ą

gaj

ą

liczne konsekwencje,

przypuszczaj

ą

c, i

ż

Bóstwo wymierzy kar

ę

za wyst

ę

pki i udzieli nagrody cnocie poza tym,

co ujawnia si

ę

w zwykłym porz

ą

dku

ś

wiata. Nie idzie o to, czy to ich rozumowanie jest

czy te

ż

nie jest słuszne. Jego wpływ na ich

ż

ycie i post

ę

powanie przez to si

ę

nie zmienia.

Ci za

ś

, którzy usiłuj

ą

pozbawi

ć

ich tego rodzaju przes

ą

dów, s

ą

by

ć

mo

ż

e dzielnymi

my

ś

licielami, lecz nie mog

ę

ich uwa

ż

a

ć

za dobrych obywateli i polityków; wszak

uwalniaj

ą

człowieka od jednego z hamulców pow

ś

ci

ą

gaj

ą

cych jego nami

ę

tno

ś

ci i

sprawiaj

ą

,

ż

e gwałcenie praw społecznych staje si

ę

pod pewnym wzgl

ę

dem łatwiejsze i

bardziej bezpieczne.

Ostatecznie zgodziłbym si

ę

mo

ż

e na twoje ogólne konkluzje przemawiaj

ą

ce na korzy

ść

wolno

ś

ci, chocia

ż

oparłbym je na przesłankach odmiennych od tych, którymi usiłujesz je

uzasadni

ć

. S

ą

dz

ę

,

ż

e pa

ń

stwo powinno tolerowa

ć

ka

ż

dy kierunek filozoficzny; nie ma

wszak przykładu,

ż

eby jakikolwiek rz

ą

d wskutek takiej pobła

ż

liwo

ś

ci doznał był szkody w

swych interesach politycznych. Filozofowie nie ulegaj

ą

egzaltacji; ich doktryny nie s

ą

dla

szerokich warstw zbyt pon

ę

tne; a wszelkie hamulce, jakie mo

ż

na nało

ż

y

ć

ich

rozumowaniu, musz

ą

z konieczno

ś

ci poci

ą

gn

ąć

konsekwencje niebezpieczne dla nauki,

a nawet i dla pa

ń

stwa, gdy

ż

toruj

ą

drog

ę

prze

ś

ladowaniu i uciskowi w sprawach

posiadaj

ą

cych gł

ę

bsze znaczenie i doniosło

ść

dla ogółu. (...)

Rozdział XII

O FILOZOFII AKADEMICKIEJ, CZYLI SCEPTYCZNEJ

Cz

ęść

I

W

ż

adnej sprawie nie u

ż

yto tylu filozoficznych dowodze

ń

, co z my

ś

l

ą

o tym, by wykaza

ć

,

ż

e Bóg istnieje i

ż

e atei

ś

ci s

ą

w bł

ę

dzie; a przecie

ż

najbardziej wierz

ą

cy filozofowie dot

ą

d

wiod

ą

spór o to, czy mo

ż

e kto

ś

by

ć

tak za

ś

lepiony,

ż

eby wyznawał ateizm. Jak mamy te

sprzeczno

ś

ci pogodzi

ć

? Bł

ę

dni rycerze, którzy włóczyli si

ę

po

ś

wiecie, aby go uwolni

ć

od

smoków i olbrzymów, nie mieli nigdy najmniejszych w

ą

tpliwo

ś

ci co do istnienia tych

monstrów.

Innym wrogiem religii jest sceptyk, który z natury rzeczy wywołuje oburzenie wszystkich
teologów i solenniejszych filozofów, chocia

ż

z cał

ą

pewno

ś

ci

ą

nikt nie spotkał si

ę

jeszcze

z tak niedorzeczn

ą

istot

ą

ani te

ż

nie rozmawiał z człowiekiem, który nie miałby

ż

adnego

zdania czy pogl

ą

du ani w sprawach

ż

yciowych, ani w kwestiach teoretycznych. St

ą

d

rodzi si

ę

całkiem naturalnym trybem rzeczy pytanie, co mamy na my

ś

li, gdy dajemy

komu

ś

miano sceptyka? I do jakich granic mo

ż

na posun

ąć

filozoficzne zasady w

ą

tpienia i

niedowierzania?

Strona 40 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

Istnieje pewien rodzaj sceptycyzmu, który poprzedza wszelk

ą

prac

ę

badawcz

ą

i filozofi

ę

,

a który nader zalecany był przez Descartes'a i innych jako znakomita ochrona przed

ę

dami i zbyt pochopnym s

ą

dem. Sceptycyzm ten ka

ż

e nam zaj

ąć

stanowisko ogólnego

pow

ą

tpiewania nie tylko wobec wszystkich naszych dawniejszych pogl

ą

dów i zasad, lecz

nawet wobec samych władz naszych; o tym,

ż

e nas te władze nie wprowadzaj

ą

w bł

ą

d,

musimy si

ę

, powiadaj

ą

owi sceptycy, sami upewni

ć

przy pomocy ła

ń

cucha rozumowa

ń

wyprowadzonych z pewnej zasady pierwotnej, która

ż

adn

ą

miar

ą

nie mo

ż

e by

ć

ę

dna

ani zwodnicza. Ani jednak nie ma

ż

adnej takiej pierwotnej zasady, która by miała

pierwsze

ń

stwo przed innymi oczywistymi i przekonuj

ą

cymi zasadami, ani te

ż

, gdyby taka

zasada istniała, nie mogliby

ś

my o krok nawet wyj

ść

poza ni

ą

, nie posługuj

ą

c si

ę

tymi

wła

ś

nie władzami, którym ju

ż

z zało

ż

enia nie ufamy. Kartezja

ń

skie zatem w

ą

tpienie,

gdyby jaka

ś

istota ludzka potrafiła si

ę

na nie zdoby

ć

(co jest jawnym niepodobie

ń

stwem),

byłoby całkiem nieuleczalne i

ż

adne rozumowanie nie mogłoby nam da

ć

pewno

ś

ci i

przekonania w jakimkolwiek przedmiocie.

Trzeba jednak przyzna

ć

,

ż

e temu rodzajowi sceptycyzmu, uj

ę

temu w form

ę

bardziej

umiarkowan

ą

, mo

ż

na nada

ć

sens nader racjonalny, a wtedy jest on niezb

ę

dnym

przygotowaniem do zajmowania si

ę

filozofi

ą

, poniewa

ż

pozwala nam zachowa

ć

wła

ś

ciw

ą

bezstronno

ść

s

ą

du i uwalnia umysł od rozmaitych przes

ą

dów, którymi mogli

ś

my

przesi

ą

kn

ąć

wskutek wychowania lub pochopno

ś

ci w pogl

ą

dach. Rozpoczynaj

ą

c od

jasnych i oczywistych zasad, post

ę

puj

ą

c krokiem ostro

ż

nym i pewnym, dokonuj

ą

c cz

ę

sto

przegl

ą

du naszych wniosków i skrupulatnie analizuj

ą

c wszystkie ich nast

ę

pstwa,

b

ę

dziemy si

ę

co prawda w systemie naszym posuwali i powoli, i nie nazbyt znacznie; ale

przecie

ż

jest to jedyny sposób pozwalaj

ą

cy nam si

ę

spodziewa

ć

,

ż

e dojdziemy do

prawdy i osi

ą

gniemy nale

ż

yt

ą

stało

ść

i pewno

ść

przekona

ń

.

Istnieje inny rodzaj sceptycyzmu, b

ę

d

ą

cy nast

ę

pstwem nauki i zaj

ęć

badawczych, a

polegaj

ą

cy na przypuszczeniu,

ż

e ludzie wykryli b

ą

d

ź

to całkowit

ą

zawodno

ść

władz

umysłowych, b

ą

d

ź

te

ż

sw

ą

niezdolno

ść

do wyrobienia sobie jakiego

ś

ustalonego

przekonania w tych wszystkich ciekawych kwestiach teoretycznych, którymi si

ę

zazwyczaj zajmuj

ą

. Nawet i nasze zmysły stały si

ę

dzi

ę

ki pewnemu rodzajowi filozofów

przedmiotem sporu, a prawidła post

ę

powania w

ż

yciu potocznym bywaj

ą

tak samo

podawane w w

ą

tpliwo

ść

jak najgł

ę

bsze zasady lub twierdzenia metafizyki czy teologii.

Poniewa

ż

z tymi paradoksalnymi doktrynami (je

ś

li zechcemy je w ogóle tak nazwa

ć

)

mo

ż

na spotka

ć

si

ę

u niektórych filozofów, a u niejednego - z ich odparciem, przeto z

natury rzeczy budz

ą

one nasz

ą

ciekawo

ść

i zach

ę

caj

ą

do zbadania argumentów, na

których mo

ż

na by je oprze

ć

.

Byłoby niepotrzebne zatrzymywa

ć

si

ę

na bardziej oklepanych argumentach, którymi

sceptycy wszystkich czasów wojuj

ą

przeciw

ś

wiadectwu zmysłów; nale

żą

do nich

argumenty czerpane z niedoskonało

ś

ci i zawodno

ś

ci naszych narz

ą

dów zmysłowych

objawiaj

ą

cej si

ę

przy niezliczonych sposobno

ś

ciach: pozorne załamanie wiosła w

wodzie, ró

ż

ny wygl

ą

d przedmiotów zwi

ą

zany z ró

ż

nym ich oddaleniem, podwójne obrazy

powstaj

ą

ce przy ucisku na jedno oko i liczne inne tego rodzaju złudzenia. Takie

sceptyczne argumenty naprawd

ę

dowodz

ą

jedynie,

ż

e na samych zmysłach nie mo

ż

na

bezwzgl

ę

dnie polega

ć

, lecz

ż

e nale

ż

y prostowa

ć

ich

ś

wiadectwo za pomoc

ą

rozumu oraz

uwzgl

ę

dniaj

ą

c to wszystko, co wynika z natury

ś

rodowiska, odległo

ś

ci przedmiotu i stanu

narz

ą

du zmysłowego; tylko w tych warunkach mo

ż

na z nich, w stosownym dla nich

zakresie, uczyni

ć

autentyczne kryteria prawdy i fałszu. Istniej

ą

przeciw zmysłom inne,

ę

bsze argumenty, z którymi nie tak łatwo jest da

ć

sobie rad

ę

.

Wydaje si

ę

rzecz

ą

oczywist

ą

,

ż

e przyrodzony instynkt czy predyspozycja skłania

człowieka do tego, by polegał na swych zmysłach, i

ż

e bez pomocy jakiegokolwiek

rozumowania, a nawet niemal przed u

ż

yciem rozumu, zakładamy zawsze istnienie

ś

wiata

zewn

ę

trznego, który nie jest zale

ż

ny od naszego postrzegania, lecz który by istniał,

Strona 41 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

chocia

ż

by

ś

my wszyscy, a z nami wszystkie istoty czuj

ą

ce, nie istnieli lub wygin

ę

li. Nawet

zwierz

ę

ta podlegaj

ą

takiemu mniemaniu; przekonanie o istnieniu przedmiotów

zewn

ę

trznych towarzyszy wszystkim ich my

ś

lom, planom i czynno

ś

ciom.

Wydaje si

ę

równie

ż

rzecz

ą

oczywist

ą

,

ż

e człowiek id

ą

c za tym

ś

lepym a pot

ęż

nym

instynktem natury przyjmuje zawsze, i

ż

wła

ś

nie obrazy, których dostarczaj

ą

mu zmysły,

s

ą

przedmiotami zewn

ę

trznymi i nigdy nie podejrzewa, i

ż

by jedne miały by

ć

tylko

przedstawieniami drugich. Ten oto stół, który, jak widzimy, jest biały, i który, jak czujemy,
jest twardy, wedle naszego przekonania istnieje niezale

ż

nie od tego,

ż

e go postrzegamy,

i jest w stosunku do postrzegaj

ą

cego go umysłu czym

ś

zewn

ę

trznym. Nasza obecno

ść

nie nadaje mu bytu, nasza nieobecno

ść

bytu go nie pozbawia. Zachowuje swoje istnienie

niezmiennie i całkowicie, niezale

ż

nie od stanu istot rozumnych, które go postrzegaj

ą

lub

o nim my

ś

l

ą

(contemplate it).

Ale ten powszechny i pierwotny pogl

ą

d ka

ż

dego człowieka rychło burzy najskromniejsza

ju

ż

filozofia, która nas poucza,

ż

e umysłowi mog

ą

by

ć

dane jedynie obrazy (images),

czyli percepcje i

ż

e zmysły s

ą

jedynie wej

ś

ciem przepuszczaj

ą

cym owe obrazy, lecz

niezdolnym wytworzy

ć

bezpo

ś

rednio obcowania umysłu z przedmiotem. Stół, który

widzimy, wydaje si

ę

coraz mniejszy w miar

ę

jak si

ę

od niego oddalamy; rzeczywisty

jednak stół, istniej

ą

cy niezale

ż

nie od nas, nie ulega

ż

adnej zmianie; wi

ę

c to, co było dane

umysłowi, było tylko obrazem stołu. Oto oczywiste wyroki rozumu;

ż

aden my

ś

l

ą

cy

człowiek nigdy nie w

ą

tpił,

ż

e byty, o które nam chodzi, gdy mówimy ten dom, to drzewo,

nie s

ą

niczym innym, jak postrze

ż

eniami w umy

ś

le, ulotnymi kopiami albo

przedstawieniami (representations) innych bytów, istniej

ą

cych zawsze tak samo i od

niczego niezale

ż

nie.

Co si

ę

wi

ę

c tyczy tej kwestii, rozumowanie zmusza nas do tego, aby

ś

my przeciwstawili

si

ę

przyrodzonym instynktom pierwotnym lub wzi

ę

li z nimi rozbrat, przyjmuj

ą

c nowy

system pogl

ą

dów, gdy chodzi o

ś

wiadectwo zmysłów. Jednak

ż

e filozofia znajdzie si

ę

teraz w olbrzymim kłopocie chc

ą

c ten nowy system uzasadni

ć

i zabezpieczy

ć

si

ę

przed

chwytami i obiekcjami sceptyków. Nie mo

ż

na ju

ż

powoła

ć

si

ę

na nieomylny i nie

dopuszczaj

ą

cy sprzeciwu przyrodzony instynkt, ten bowiem zawiódł nas do zupełnie

odmiennego systemu, o którym przekonali

ś

my si

ę

,

ż

e jest złudny, a nawet bł

ę

dny. A

uzasadnienie tego domniemanego systemu filozoficznego, które by opierało si

ę

na

szeregu jasnych i przekonuj

ą

cych argumentów albo chocia

ż

by na jakim

ś

pozorze

argumentów, to rzecz ponad wszelkie ludzkie siły i mo

ż

liwo

ś

ci.

Na podstawie jakich argumentów mo

ż

na dowie

ść

,

ż

e percepcje umysłu musz

ą

by

ć

wywołane przez przedmioty zewn

ę

trzne, zupełnie od nich ró

ż

ne, a przecie

ż

do nich, je

ś

li

to mo

ż

liwe, podobne, i

ż

e nie mogłyby powsta

ć

b

ą

d

ź

to dzi

ę

ki energii samego umysłu,

b

ą

d

ź

to dzi

ę

ki sugestii wywieranej przez jakiego

ś

niewidzialnego i nieznanego ducha,

b

ą

d

ź

te

ż

dzi

ę

ki jakiej

ś

innej, jeszcze mniej nam znanej przyczynie? Jest rzecz

ą

wiadom

ą

,

ż

e w rzeczywisto

ś

ci wiele owych percepcji powstaje bez udziału czynników

zewn

ę

trznych, np. we

ś

nie, w obł

ą

kaniu i w innych chorobach. I nie mo

ż

e by

ć

nic bardziej

niewytłumaczalnego ni

ż

sposób, w jaki ciało miałoby tak oddziaływa

ć

na umysł, aby

obraz swój zdołało przekaza

ć

substancji, której natura ma tak dalece ró

ż

ni

ć

si

ę

od natury

ciała, a nawet by

ć

jej przeciwie

ń

stwem.

Czy percepcje zmysłowe s

ą

wywołane przez podobne do nich przedmioty zewn

ę

trzne,

jest to quaestio facti. Jak nale

ż

y pytanie to rozstrzygn

ąć

? Niew

ą

tpliwie na podstawie

do

ś

wiadczenia, tak jak wszystkie innego tego typu pytania. Ale tutaj do

ś

wiadczenie

milczy i milcze

ć

musi. Umysłowi zawsze dane s

ą

tylko percepcje i niepodobna, by zdoby

ć

miał jakie

ś

do

ś

wiadczenie co do ich zwi

ą

zku z przedmiotami. Przypuszczenie,

ż

e taki

zwi

ą

zek istnieje, nie ma

ż

adnego oparcia w rozumowaniu.

Strona 42 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

Kto powołuje si

ę

na wiarygodno

ść

Istoty Najwy

ż

szej, by dowie

ść

wiarygodno

ś

ci naszych

zmysłów, ten niew

ą

tpliwie nadaje sprawie bardzo niespodziewany obrót. Gdyby w

sprawie tej w ogóle znaczyła cokolwiek wiarygodno

ść

owej Istoty, zmysły nasze byłyby

całkowicie nieomylne, gdy

ż

niepodobna, by mogła ona nas kiedykolwiek zwodzi

ć

. Nie

mówi

ę

ju

ż

o tym,

ż

e podawszy raz

ś

wiat zewn

ę

trzny w w

ą

tpliwo

ść

, niełatwo znajdziemy

argumenty zdolne dowie

ść

istnienia takiej Istoty lub któregokolwiek z jej atrybutów.

Jest to wi

ę

c sposób argumentowania zapewniaj

ą

cy stałe triumfy sceptykom gł

ę

bszym i

bardziej filozoficznie wyrobionym, gdy usiłuj

ą

wprowadzi

ć

uniwersalne w

ą

tpienia do

wszystkich dziedzin wiedzy ludzkiej i nauki. Czy idziesz za przyrodzonymi instynktami i
skłonno

ś

ciami, powiedz

ą

, kiedy godzisz si

ę

z tez

ą

o wiarygodno

ś

ci zmysłów? Ale to

prowadzi ci

ę

do przekonania,

ż

e samo postrze

ż

enie czy sam zmysłowy obraz jest

przedmiotem zewn

ę

trznym. Czy odrzucasz t

ę

tez

ę

, by głosi

ć

bardziej racjonalny pogl

ą

d,

ż

e postrze

ż

enia s

ą

tylko przedstawieniami czego

ś

zewn

ę

trznego? Zatem odbiegasz od

skłonno

ś

ci przyrodzonych i od bardziej oczywistych zapatrywa

ń

, a mimo to nie potrafisz

zadowoli

ć

swego rozumu, który nigdy nie zdoła znale

źć

ż

adnego przekonuj

ą

cego, na

do

ś

wiadczeniu opartego argumentu,

ż

eby dowie

ść

,

ż

e postrze

ż

enia pozostaj

ą

w zwi

ą

zku

z jakimi

ś

przedmiotami zewn

ę

trznymi.

Istnieje inny, podobnej natury, sceptyczny sposób argumentowania, zaczerpni

ę

ty z nader

gruntownej filozofii, który zasługiwałby na nasz

ą

uwag

ę

, gdyby trzeba było si

ę

ga

ć

a

ż

do

takiej gł

ę

bi, aby odkry

ć

argumenty i rozumowania, tak mało przydatne do jakich

ś

powa

ż

nych celów. Jest rzecz

ą

przez współczesnych badaczy powszechnie uznan

ą

,

ż

e

wszystkie jako

ś

ci zmysłowe przedmiotów, jak twardo

ść

, mi

ę

kko

ść

, ciepło, czarno

ść

,

biało

ść

itp. s

ą

wył

ą

cznie wtórne i

ż

e nie istniej

ą

w samych tych przedmiotach, lecz s

ą

percepcjami umysłu, przy czym nie istnieje

ż

aden zewn

ę

trzny oryginał czy wzór, który by

sob

ą

reprezentowały. Je

ż

eli teza ta jest słuszna, gdy chodzi o jako

ś

ci wtórne, to musi

stosowa

ć

si

ę

tak

ż

e do jako

ś

ci domniemanie pierwotnych - rozci

ą

gło

ś

ci i

nieprzenikalno

ś

ci; do takiej nazwy jako

ś

ci te nie mog

ą

te

ż

sobie ro

ś

ci

ć

wi

ę

kszego od

tamtych prawa. Idei rozci

ą

gło

ś

ci dostarczaj

ą

nam wył

ą

cznie zmysły wzroku i dotyku; a

je

ż

eli wszystkie jako

ś

ci postrzegane zmysłowo s

ą

w umy

ś

le, nie za

ś

w przedmiotach - to

samo dotyczy

ć

musi tak

ż

e idei rozci

ą

gło

ś

ci, która jest całkowicie zale

ż

na od idei

zmysłowych, czyli od idei jako

ś

ci wtórnych. Od takiego wniosku nic nas nie mo

ż

e

uchroni

ć

prócz twierdzenia,

ż

e idee owych jako

ś

ci pierwotnych zawdzi

ę

czamy abstrakcji;

je

ś

li pogl

ą

d taki dokładnie zbadamy, przekonamy si

ę

,

ż

e jest niezrozumiały, a nawet

niedorzeczny. Niepodobna poj

ąć

rozci

ą

gło

ś

ci, która by nie była ani widzialna, ani

dotykalna; a rozci

ą

gło

ść

dotykalna i widzialna, która by nie była ani twarda, ani mi

ę

kka,

ani czarna, ani biała, jest czym

ś

w równej mierze niepoj

ę

tym. Niechaj kto

ś

spróbuje poj

ąć

trójk

ą

t w ogóle, który nie jest ani równoramienny, ani ró

ż

noboczny, i który nie ma

okre

ś

lonych rozmiarów ani okre

ś

lonego stosunku boków, a rychło zrozumie

niedorzeczno

ść

wszystkich scholastycznych pogl

ą

dów na abstrakcj

ę

i idee ogólne.

[Argument ten jest wzi

ę

ty od dra Berkeleya; wi

ę

kszo

ść

pism tego bardzo pomysłowego

autora jest w istocie najlepsz

ą

szkoł

ą

sceptycyzmu, na jak

ą

trafi

ć

mo

ż

na czy to u

staro

ż

ytnych, czy u nowszych filozofów, nie wył

ą

czaj

ą

c Bayle'a. Na tytułowej karcie swej

ksi

ąż

ki wyznaje on jednak,

ż

e napisał j

ą

tyle

ż

przeciwko sceptykom, co przeciw ateistom i

wolnomy

ś

licielom. Ale

ż

e wszystkie jego argumenty, mimo i

ż

inaczej pomy

ś

lane, maj

ą

w

rzeczywisto

ś

ci charakter czysto sceptyczny, to wida

ć

po tym, i

ż

nie dopuszczaj

ą

ż

adnej

odpowiedzi i nie wytwarzaj

ą

ż

adnego przekonania. Jedynym ich skutkiem jest to,

ż

e

wywołuj

ą

owo chwilowe zaniepokojenie, zakłopotanie i zmieszanie, które jest efektem

sceptycyzmu.]

Tak wi

ę

c pierwszy zarzut filozoficzny przeciw

ś

wiadectwu zmysłów, czyli przeciw

pogl

ą

dowi uznaj

ą

cemu byt zewn

ę

trzny, polega na tym,

ż

e o ile pogl

ą

d taki opiera si

ę

na

przyrodzonym instynkcie, sprzeciwia si

ę

rozumowi, a o ile odnosimy go do rozumu -

sprzeciwia si

ę

przyrodzonemu instynktowi, nie dysponuj

ą

c przy tym

ż

adnymi

Strona 43 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

sensownymi argumentami (rational evidence), które by przekonały bezstronnego
badacza. Drugi zarzut si

ę

ga dalej i przedstawia pogl

ą

d ten jako niezgodny z rozumem;

przynajmniej wtedy, je

ż

eli jest zasad

ą

rozumu, i

ż

wszystkie jako

ś

ci zmysłowe s

ą

w

umy

ś

le, a nie w przedmiotach. Pozbaw materi

ę

jej wszystkich dost

ę

pnych nam jako

ś

ci,

zarówno pierwotnych, jak wtórnych, a obrócisz j

ą

niejako w nico

ść

, pozostawiaj

ą

c jedynie

jakie

ś

nieznane, niewytłumaczalne co

ś

jako przyczyn

ę

naszych postrze

ż

e

ń

: poj

ę

cie tak

niejasne,

ż

e

ż

aden sceptyk nie uzna go za godne zwalczania.

Cz

ęść

II

Mo

ż

e si

ę

to wydawa

ć

przedsi

ę

wzi

ę

ciem bardzo dziwacznym ze strony sceptyków, i

ż

pragn

ą

zniweczy

ć

rozum przy pomocy dowodzenia i rozumowania; a przecie

ż

jest to

podstawowe zadanie wszystkich ich bada

ń

i dysput. Usiłuj

ą

podnosi

ć

zarzuty zarówno

przeciwko rozumowaniu abstrakcyjnemu, jak przeciwko rozumowaniu dotycz

ą

cemu

faktów i istnienia.

Główny zarzut przeciw wszelkiemu rozumowaniu abstrakcyjnemu opiera si

ę

na ideach

przestrzeni i czasu; idee te s

ą

bardzo jasne i zrozumiałe w

ż

yciu potocznym i przy

bezkrytycznym ich uj

ę

ciu; kiedy jednak zostaj

ą

poddane rozbiorowi w prawdziwie

gruntownych naukach (a s

ą

głównym przedmiotem tych nauk) - prowadz

ą

do tez, które

wydaj

ą

si

ę

pełne niedorzeczno

ś

ci i sprzeczno

ś

ci.

ś

aden dogmat ko

ś

cielny, wymy

ś

lony w

celu poskromienia i ujarzmienia buntowniczego rozumu ludzkiego, nie razi zdrowego
rozs

ą

dku w stopniu wy

ż

szym, ani

ż

eli twierdzenie o niesko

ń

czonej podzielno

ś

ci

przestrzeni wraz z płyn

ą

cymi st

ą

d nast

ę

pstwami, o których z pewnego rodzaju triumfem i

egzaltacj

ą

rozpowiadaj

ą

ostentacyjnie wszyscy matematycy (geometricians) i metafizycy.

Wielko

ść

rzeczywista niesko

ń

czenie mniejsza ani

ż

eli jakakolwiek wielko

ść

sko

ń

czona,

zawieraj

ą

ca wielko

ś

ci niesko

ń

czenie od niej samej mniejsze i tak dalej in infinitum - oto

konstrukcja tak zuchwała i zadziwiaj

ą

ca,

ż

e

ż

aden ewentualny dowód nie potrafi jej

ci

ęż

aru ud

ź

wign

ąć

, albowiem obra

ż

a ona najja

ś

niejsze i najnaturalniejsze zasady

rozumu ludzkiego. [Cokolwiek by s

ą

dzi

ć

o punktach matematycznych, trzeba przecie

ż

przyzna

ć

,

ż

e istniej

ą

punkty fizyczne, tj. cz

ęś

ci rozci

ą

gło

ś

ci, których nie mo

ż

na dzieli

ć

czy

te

ż

zmniejsza

ć

ani wzrokowo, ani w wyobra

ź

ni. Te wi

ę

c obrazy (images) dane wyobra

ź

ni

lub zmysłom s

ą

absolutnie niepodzielne, matematycy musz

ą

przeto uzna

ć

,

ż

e s

ą

niesko

ń

czenie mniejsze ani

ż

eli jakakolwiek rzeczywista cz

ęść

rozci

ą

gło

ś

ci; a przecie

ż

nic

nie wydaje si

ę

dla rozumu rzecz

ą

pewniejsz

ą

ni

ż

to,

ż

e niesko

ń

czona ich ilo

ść

tworzy

niesko

ń

czon

ą

rozci

ą

gło

ść

. Có

ż

dopiero, gdy chodzi o niesko

ń

czon

ą

ilo

ść

owych

niesko

ń

czenie małych cz

ęś

ci rozci

ą

gło

ś

ci, które si

ę

uwa

ż

a znowu za niesko

ń

czenie

podzielne.] Ale sprawa staje si

ę

jeszcze dziwaczniejsza przez to,

ż

e te pozornie

niedorzeczne pogl

ą

dy opieraj

ą

si

ę

na arcyjasnym i arcynaturalnym ci

ą

gu rozumowa

ń

; a

niepodobna wszak zgodzi

ć

si

ę

na przesłanki, nie przyjmuj

ą

c zarazem, tego, co z nich

wynika. Nie mo

ż

e by

ć

rzeczy bardziej przekonuj

ą

cej i przemawiaj

ą

cej nam do rozumu,

ani

ż

eli wszystkie twierdzenia o własno

ś

ciach kół i trójk

ą

tów; a przecie

ż

, raz je

przyj

ą

wszy, jak

ż

e mo

ż

emy nie uzna

ć

,

ż

e k

ą

t utworzony przez koło i doprowadzon

ą

do

niego styczn

ą

jest niesko

ń

czenie mniejszy ani

ż

eli jakikolwiek k

ą

t o ramionach prostych,

ż

e powi

ę

kszaj

ą

c

ś

rednic

ę

koła in infinitum otrzymujemy mi

ę

dzy kołem a styczn

ą

k

ą

ty

coraz mniejsze, znowu in infinitum, i

ż

e k

ą

ty utworzone przez inne krzywe i

doprowadzone do nich styczne mog

ą

by

ć

niesko

ń

czenie mniejsze ani

ż

eli k

ą

t mi

ę

dzy

jakimkolwiek kołem a jego styczn

ą

itd. in infinitum? Dowód tych twierdze

ń

wydaje si

ę

równie poprawny jak dowód wykazuj

ą

cy,

ż

e suma k

ą

tów w trójk

ą

cie równa si

ę

dwóm

k

ą

tom prostym, chocia

ż

to twierdzenie jest zrozumiałe i przyst

ę

pne, a tamto obfituje w

sprzeczno

ś

ci i niedorzeczno

ś

ci. Rozum wydaje si

ę

tu wtr

ą

cony w rodzaj osłupienia i

zawieszenia, a st

ą

d rodzi si

ę

w nim, bez podszeptów ze strony sceptyków, brak zaufania

do samego siebie i do gruntu, po którym st

ą

pa. Widzi jasne

ś

wiatło, rozja

ś

niaj

ą

ce

niektóre miejsca; ale tu

ż

obok tego

ś

wiatła rozci

ą

ga si

ę

nieprzenikniona ciemno

ść

. To

Strona 44 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

wszystko tak go razi i miesza,

ż

e niemal o niczym nie mo

ż

e wypowiedzie

ć

si

ę

w sposób

stanowczy i pewny.

Niedorzeczno

ść

tych

ś

miałych orzecze

ń

wydawanych w naukach abstrakcyjnych wydaje

si

ę

stawa

ć

, je

ś

li jest to w ogóle mo

ż

liwe, bardziej jeszcze wyrazista, gdy chodzi o

zagadnienie czasu, a nie przestrzeni. Niesko

ń

czona ilo

ść

realnych cz

ą

stek czasu,

nast

ę

puj

ą

cych kolejno po sobie i kolejno zapadaj

ą

cych si

ę

w nico

ść

, wydaje si

ę

sprzeczno

ś

ci

ą

tak oczywist

ą

,

ż

e nale

ż

ałoby s

ą

dzi

ć

, i

ż

ż

aden człowiek, na którego umysł

owe nauki nie wpłyn

ę

ły ujemnie zamiast dodatnio, nie potrafi nigdy na ni

ą

si

ę

zgodzi

ć

.

A przecie

ż

rozum musi trwa

ć

dalej w niepokoju i niepewno

ś

ci, nawet w stosunku do tego

sceptycyzmu, ku któremu popychaj

ą

go owe pozorne niedorzeczno

ś

ci i sprzeczno

ś

ci.

Jest całkowicie niezrozumiałe, jak idea jasna i wyra

ź

na mo

ż

e zawiera

ć

czynniki

sprzeczne z ni

ą

sam

ą

albo z inn

ą

jasn

ą

i wyra

ź

n

ą

ide

ą

; jest to rzecz mo

ż

e równie

niedorzeczna, jak jakikolwiek s

ą

d, który mo

ż

na wypowiedzie

ć

. Tak wi

ę

c nic nie mo

ż

e by

ć

bardziej sceptyczne, bardziej wypełnione niepewno

ś

ci

ą

i w

ą

tpliwo

ś

ciami, ani

ż

eli sam ów

sceptycyzm, wyłaniaj

ą

cy si

ę

z niektórych paradoksalnych twierdze

ń

geometrii, czyli nauki

o wielko

ś

ciach. [Nie s

ą

dz

ę

, aby było niemo

ż

liwe unikni

ę

cie tych niedorzeczno

ś

ci i

sprzeczno

ś

ci, je

ż

eli przyj

ąć

,

ż

e w ogóle nie istnieje nic takiego, jak idee oderwane lub

ogólne w

ś

cisłym tego słowa znaczeniu, lecz

ż

e wszystkie idee ogólne to w istocie idee

szczegółowe, przył

ą

czone do pewnych wyrazów ogólnych, które w danym przypadku

przywodz

ą

na my

ś

l inne idee szczegółowe, podobne pod pewnymi wzgl

ę

dami do idei

obecnej w danym momencie w umy

ś

le. Tak wi

ę

c, słysz

ą

c wyraz "ko

ń

", natychmiast

przedstawiamy sobie ide

ę

karego czy siwego zwierz

ę

cia o pewnych rozmiarach i

kształtach; poniewa

ż

jednak wyraz ten normalnym trybem rzeczy stosuje si

ę

tak

ż

e do

zwierz

ą

t o innych barwach, kształtach i rozmiarach, przeto odpowiednie idee, chocia

ż

faktycznie wyobra

ź

ni dane nie s

ą

, łatwo jej si

ę

przypominaj

ą

, a nasze rozumowanie i

wnioskowanie przebiega tak samo, jak gdyby były nam one dane rzeczywi

ś

cie. Je

ż

eli to

przyjmiemy (co wydaje si

ę

rzecz

ą

sensown

ą

), to wyniknie st

ą

d,

ż

e wszystkie idee

wielko

ś

ci, których dotycz

ą

rozumowania matematyków, to wył

ą

cznie idee szczegółowe,

dostarczone przez zmysły i wyobra

ź

ni

ę

, i

ż

e, co za tym idzie, nie mog

ą

by

ć

podzielne w

niesko

ń

czono

ść

. (...)]

Zarzuty sceptyczne przeciw dowodzeniu moralnemu (moral evidence), czyli przeciw
rozumowaniu dotycz

ą

cemu faktów, s

ą

albo potoczne, albo filozoficzne. Zarzuty potoczne

powołuj

ą

si

ę

na przyrodzon

ą

ułomno

ść

rozumu ludzkiego, na sprzeczne ze sob

ą

pogl

ą

dy, wyznawane w ró

ż

nych czasach i przez ró

ż

ne ludy, na odmienno

ść

naszych

zapatrywa

ń

w warunkach zdrowia i choroby, młodo

ś

ci i staro

ś

ci, pomy

ś

lno

ś

ci i

niepowodze

ń

, na ustawiczne sprzeczno

ś

ci w stanowisku i pogl

ą

dach ka

ż

dego człowieka

z osobna i na wiele innych tego rodzaju argumentów. Nie ma potrzeby dłu

ż

ej rozwodzi

ć

si

ę

nad t

ą

spraw

ą

. Zarzuty te s

ą

zbyt błahe. Poniewa

ż

w

ż

yciu codziennym na ka

ż

dym

kroku przeprowadzamy rozumowania dotycz

ą

ce faktów i istnienia i nie mogliby

ś

my

ż

adn

ą

miar

ą

ż

y

ć

, nie posługuj

ą

c si

ę

ustawicznie tym rodzajem rozumowania, przeto

ż

aden st

ą

d zaczerpni

ę

ty zarzut potoczny nie mo

ż

e wystarczy

ć

do tego, aby dowodzenie

moralne podkopa

ć

. Wielkimi burzycielami pyrronizmu, czyli przesadnych zasad

sceptycznych, s

ą

czyn, działanie, zaj

ę

cia codziennego

ż

ycia. Owe zasady mog

ą

kwitn

ąć

i triumfowa

ć

w filozofii szkół, gdzie istotnie trudno albo nawet niepodobna ich zbi

ć

. Z

chwil

ą

jednak, gdy wyst

ę

puj

ą

z ukrycia i gdy obecno

ść

rzeczywistych zdarze

ń

poruszaj

ą

cych nasze uczucia i nami

ę

tno

ś

ci przeciwstawi je pot

ęż

niejszym zasadom

naszej natury - znikaj

ą

jak dym, a stanowisko najzagorzalszego sceptyka okazuje si

ę

takie samo, jak stanowisko wszystkich innych

ś

miertelników.

Sceptyk zatem lepiej by czynił, nie opuszczaj

ą

c wła

ś

ciwego swego terenu i rozwijaj

ą

c

owe bardziej filozoficzne zarzuty, które wynikaj

ą

z gł

ę

bszego spojrzenia na spraw

ę

. Ma

on, jak si

ę

wydaje, a

ż

nadto okazji do triumfu, gdy słusznie obstaje przy tym,

ż

e wszelkie

Strona 45 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

dowodzenie dotycz

ą

ce faktów, wykraczaj

ą

cych poza

ś

wiadectwo zmysłów lub pami

ę

ci,

opiera si

ę

w cało

ś

ci na stosunku przyczyny i skutku,

ż

e nasza idea tego stosunku jest

wył

ą

cznie ide

ą

dwóch zjawisk, które cz

ę

sto były ze sob

ą

poł

ą

czone,

ż

e nie dysponujemy

argumentami, które by nas przekonały, i

ż

zjawiska, które według naszego do

ś

wiadczenia

były cz

ę

sto poł

ą

czone, b

ę

d

ą

równie

ż

kiedy indziej poł

ą

czone w taki sam sposób i

ż

e do

takiego wniosku nie skłania nas nic prócz przyzwyczajenia, czyli pewnego istniej

ą

cego w

naszej naturze instynktu, któremu co prawda trudno si

ę

oprze

ć

, lecz który, jak ka

ż

dy w

ogóle instynkt, mo

ż

e by

ć

zawodny i wprowadza

ć

nas w bł

ą

d. Gdy sceptyk obstaje przy

tych argumentach, dowodzi swojej siły, a wła

ś

ciwie raczej swojej i naszej ułomno

ś

ci, i

zdaje si

ę

burzy

ć

, przynajmniej w danej chwili, wszelk

ą

pewno

ść

i wszelkie przekonanie.

Argumenty te mo

ż

na by przedstawi

ć

szerzej, gdyby mo

ż

na si

ę

po nich spodziewa

ć

jakiego

ś

trwałego dobra czy po

ż

ytku dla społecze

ń

stwa.

W tym bowiem tkwi główny i najbardziej kłopotliwy zarzut przeciw przesadnemu
sceptycyzmowi,

ż

e nie mo

ż

e z niego nigdy wynikn

ąć

ż

adne trwałe dobro, póki zachowuje

on pełn

ą

swoj

ą

sił

ę

i moc. Wystarczy po prostu spyta

ć

takiego sceptyka, o co mu chodzi i

co chce osi

ą

gn

ąć

przez osobliwe swoje, dociekania, a od razu znajdzie si

ę

w kłopocie i

nie b

ę

dzie wiedział, co odpowiedzie

ć

. Wyznawca Kopernika lub Ptolemeusza, broni

ą

c

którego

ś

z tych systemów astronomii, mo

ż

e mie

ć

nadziej

ę

,

ż

e wzbudzi u słuchaczy

przekonanie, które oka

ż

e si

ę

stabilne i trwałe. Stoik lub epikurejczyk głosi zasady, które

nie tylko mog

ą

okaza

ć

si

ę

trwałe, lecz nadto oddziała

ć

na post

ę

powanie ludzi.

Pyrro

ń

czyk natomiast nie mo

ż

e liczy

ć

na to,

ż

e jego filozofia wywrze jaki

ś

trwały wpływ

na umysł, a gdyby go wywarła -

ż

e wpływ ten byłby dla społecze

ń

stwa korzystny.

Przeciwnie, musi przyzna

ć

, je

ż

eli w ogóle co

ś

przyzna,

ż

e wszelkie

ż

ycie ludzkie

musiałoby zgin

ąć

, gdyby teorie jego zapanowały trwale i powszechnie. Wszelka logiczna

my

ś

l, wszelkie działanie natychmiast by ustały, a człowiek trwałby w stanie kompletnego

letargu, póki nie zaspokojone potrzeby organizmu nie poło

ż

yłyby kresu n

ę

dzy jego

ż

ywota. Prawda,

ż

e tak fatalnej ewentualno

ś

ci nie bardzo nale

ż

y si

ę

obawia

ć

. Przyroda

jest zbyt pot

ęż

na, aby mogła j

ą

zmóc teoria. A chocia

ż

pyrro

ń

czyk dociekliwo

ś

ci

ą

swoich

rozumowa

ń

mo

ż

e wprawi

ć

siebie lub innych w chwilow

ą

konsternacj

ę

i zmieszanie, to

przecie

ż

pierwsze najzwyklejsze zdarzenie

ż

yciowe rozwieje wszystkie jego w

ą

tpliwo

ś

ci i

skrupuły i we wszystkich sprawach działania i my

ś

lenia postawi go na równi z filozofami

dowolnego innego kierunku, albo i z lud

ź

mi, którzy nigdy filozofi

ą

si

ę

nie zajmowali.

Zbudzony ze swych snów, pierwszy b

ę

dzie si

ę

wraz z innymi z siebie

ś

miał i wyzna,

ż

e

wszystkie jego obiekcje s

ą

tylko zabaw

ą

i maj

ą

na celu jedynie wykazanie dziwacznego

poło

ż

enia rodzaju ludzkiego, który musi i działa

ć

, i my

ś

le

ć

, i wierzy

ć

, chocia

ż

nie potrafi,

mimo najusilniej szych stara

ń

, znale

źć

dla tych czynno

ś

ci zadowalaj

ą

cej podstawy, ani

te

ż

oddali

ć

zarzutów, jakie mog

ą

by

ć

przeciw nim podniesione.

Cz

ęść

III

Istnieje, rzecz prosta, sceptycyzm bardziej umiarkowany, czyli filozofia akademicka, która
mo

ż

e by

ć

zarazem trwała i po

ż

yteczna, a która mo

ż

e po cz

ęś

ci wypływa

ć

z owego

pyrronizmu, czyli sceptycyzmu przesadnego, je

ż

eli jego niewiele znacz

ą

ce w

ą

tpliwo

ś

ci

zostan

ą

w jakiej

ś

mierze sprostowane przez zdrowy rozs

ą

dek i refleksj

ę

. Wi

ę

kszo

ść

ludzi

z natury ma skłonno

ść

do pogl

ą

dów o charakterze stanowczym i dogmatycznym; patrz

ą

c

na rzeczy jednostronnie i nie maj

ą

c poj

ę

cia o argumentach, które by tu stanowi

ć

mogły

jak

ąś

przeciwwag

ę

, chwytaj

ą

si

ę

bez namysłu zasad, ku którym czuj

ą

skłonno

ść

; nie

maj

ą

te

ż

ż

adnego wyrozumienia dla tych, co

ż

ywi

ą

pogl

ą

dy przeciwne. Wszelkie

niezdecydowanie i niepewno

ść

pl

ą

cz

ą

ich my

ś

l, unieruchamiaj

ą

uczucia, parali

ż

uj

ą

działanie. Niecierpliwi

ą

si

ę

tedy, póki nie wyzwol

ą

si

ę

ze stanu, w którym tak

ź

le si

ę

czuj

ą

, i s

ą

dz

ą

,

ż

e gwałtowno

ś

ci

ą

swych twierdze

ń

i uporczywo

ś

ci

ą

przekona

ń

nie mog

ą

si

ę

nigdy do

ść

daleko od niego odsun

ąć

. Gdyby jednak tacy dogmatycy zdołali

u

ś

wiadomi

ć

sobie osobliwe ułomno

ś

ci rozumu ludzkiego, którym podlega on nawet

wtedy, gdy funkcjonuje bez zarzutu i zachowuje maksymaln

ą

ś

cisło

ść

i ostro

ż

no

ść

s

ą

du,

Strona 46 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

to tego rodzaju refleksja z natury rzeczy wzbudziłaby w nich wi

ę

ksz

ą

skromno

ść

i

pow

ś

ci

ą

gliwo

ść

, obni

ż

aj

ą

c zarazem ich wysokie o sobie mniemanie i osłabiaj

ą

c

uprzedzenia, jakie

ż

ywi

ą

wobec swoich przeciwników. Człowieka niewykształconego

mo

ż

e zastanawia

ć

postawa uczonego, który mimo przewagi, jak

ą

daje mu nauka i

rozmy

ś

lanie, zwykle przecie

ż

s

ą

dom swym nie dowierza; a je

ż

eli jaki

ś

uczony jest

wskutek wrodzonego usposobienia skłonny do pychy i uporu - kilka kropelek pyrronizmu
mo

ż

e wyleczy go z zarozumiało

ś

ci, pokazuj

ą

c mu,

ż

e niewielka wy

ż

szo

ść

, jak

ą

ewentualnie uzyskał nad bli

ź

nimi, jest całkowicie bez znaczenia w porównaniu z

uniwersaln

ą

dezorientacj

ą

i pomieszaniem tkwi

ą

cym w naturze ludzkiej. Istnieje w ogóle

pewien stopie

ń

w

ą

tpienia, ostro

ż

no

ś

ci i skromno

ś

ci, który nie powinien nigdy opuszcza

ć

dobrego my

ś

liciela we wszelkiego rodzaju badaniach i s

ą

dach.

Inn

ą

form

ą

sceptycyzmu umiarkowanego, która mo

ż

e przynie

ść

ludzko

ś

ci korzy

ść

, a

stanowi

ć

naturalny rezultat pyrro

ń

skich w

ą

tpliwo

ś

ci i skrupułów, jest ograniczenie

naszych bada

ń

do przedmiotów najlepiej dostosowanych do niewielkich mo

ż

liwo

ś

ci

rozumu ludzkiego. Wyobra

ź

nia ludzka z natury rzeczy jest wysokiego lotu, zachwyca si

ę

wszystkim, co dalekie i niezwykłe, i unosi si

ę

dowolnie w najbardziej odległe regiony

czasu i przestrzeni, by uciec od rzeczy, które wskutek przyzwyczajenia zbytnio jej
spowszedniały. Poprawny za

ś

sposób s

ą

dzenia (a correct judgement) przestrzega

metody przeciwnej: unikaj

ą

c wszelkich zbyt daleko i wysoko si

ę

gaj

ą

cych roztrz

ą

sa

ń

,

zamyka si

ę

w granicach zwykłego

ż

ycia i spraw, które nale

żą

do codziennej praktyki i

do

ś

wiadczenia, tematy za

ś

bardziej wzniosłe odst

ę

puje umiej

ę

tno

ś

ciom zdobniczym

poetów i mówców oraz sztuce kapłanów i polityków. Najskuteczniejsz

ą

drog

ą

,

prowadz

ą

c

ą

do zaj

ę

cia tak zbawiennego stanowiska, jest przekona

ć

si

ę

raz do gł

ę

bi o

sile pyrro

ń

skiego w

ą

tpienia i o tym,

ż

e nic nas nie potrafi od niego uwolni

ć

z wyj

ą

tkiem

wielkiej pot

ę

gi przyrodzonych instynktów. Ci, którzy maj

ą

zamiłowanie do filozofii, b

ę

d

ą

mimo to kontynuowa

ć

badania, gdy

ż

pomin

ą

wszy bezpo

ś

redni

ą

przyjemno

ść

,

towarzysz

ą

c

ą

takim zaj

ę

ciom, zdaj

ą

sobie spraw

ę

, i

ż

pogl

ą

dy filozoficzne nie s

ą

niczym

innym, jak odbiciem (rejflections) powszedniego

ż

ycia, skorygowanym i

usystematyzowanym. Nigdy jednak nie ogarnie ich pokusa wykroczenia poza granice

ż

ycia powszedniego, póki pami

ę

ta

ć

b

ę

d

ą

o niedoskonało

ś

ci, w

ą

skim zasi

ę

gu i

niedokładnym funkcjonowaniu władz, którymi si

ę

posługuj

ą

. Skoro nie umiemy poda

ć

zadowalaj

ą

cej racji, dla której po tysi

ą

ckrotnym do

ś

wiadczeniu wierzymy,

ż

e kamie

ń

upadnie, a ogie

ń

spali - czy

ż

zdołamy kiedykolwiek uzasadni

ć

pogl

ą

d, który mówiłby o

pocz

ą

tku

ś

wiatów lub o miejscu przyrody w wieczno

ś

ci?

To zaw

ęż

enie bada

ń

jest w samej rzeczy czym

ś

tak pod ka

ż

dym wzgl

ę

dem racjonalnym,

ż

e aby przekona

ć

nas o nim, wystarczy najbardziej pobie

ż

ny rozbiór przyrodzonych

władz umysłu ludzkiego i zestawienie ich z tym, co stanowi ich przedmiot. Zobaczymy
wtedy, co jest wła

ś

ciwym polem nauki i bada

ń

.

Wydaje mi si

ę

,

ż

e jedynym przedmiotem nauk abstrakcyjnych i rozumowania

demonstratywnego jest wielko

ść

i liczba i

ż

e wszelkie wysiłki zmierzaj

ą

ce do

rozszerzenia tego doskonalszego rodzaju wiedzy poza ten zakres s

ą

czyst

ą

sofistyk

ą

i

złudzeniem. Poniewa

ż

składniki wielko

ś

ci i liczby s

ą

całkiem podobne, przeto stosunki

mi

ę

dzy nimi komplikuj

ą

si

ę

i wikłaj

ą

i nie ma nic ciekawszego, a zarazem

u

ż

yteczniejszego, jak

ś

ledzi

ć

za pomoc

ą

ż

norodnych

ś

rodków ich równo

ść

lub

nierówno

ść

poprzez ró

ż

ne ich przejawy. Poniewa

ż

jednak wszystkie inne idee s

ą

wyra

ź

nie od siebie ró

ż

ne i odmienne, przeto nawet przy ich najdokładniejszym

roztrz

ą

saniu mo

ż

emy jedynie spostrzec t

ę

odmienno

ść

i na podstawie prostego

zastanowienia si

ę

orzec,

ż

e jedna rzecz nie jest drug

ą

. Je

ś

li za

ś

zdarzy si

ę

w tym

zakresie jaka

ś

trudno

ść

, pochodzi ona wył

ą

cznie z nieokre

ś

lonego znaczenia słów, które

mo

ż

na poprawi

ć

za pomoc

ą

lepszych definicji. Tego,

ż

e kwadrat przeciwprostok

ą

tnej jest

równy sumie kwadratów dwóch pozostałych boków, nie mo

ż

na wiedzie

ć

, mimo

najdokładniejszego okre

ś

lenia wyrazów, bez bada

ń

i przeprowadzenia odpowiedniego

Strona 47 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

rozumowania. Aby si

ę

jednak przekona

ć

o prawdziwo

ś

ci zdania,

ż

e tam, gdzie nie ma

własno

ś

ci, nie ma te

ż

niesprawiedliwo

ś

ci, wystarczy zdefiniowa

ć

poszczególne wyrazy,

wyja

ś

niaj

ą

c,

ż

e niesprawiedliwo

ść

jest naruszeniem własno

ś

ci. Zdanie to jest w istocie

po prostu mniej dokładn

ą

definicj

ą

. Tak samo ma si

ę

rzecz z owymi wszystkimi

rzekomymi wnioskami sylogistycznymi, które mo

ż

na znale

źć

w ka

ż

dej dziedzinie wiedzy,

z wyj

ą

tkiem nauk o wielko

ś

ci i liczbie; o wielko

ś

ci za

ś

i liczbie mo

ż

na, jak s

ą

dz

ę

, orzec z

całym spokojem,

ż

e s

ą

one jedynym wła

ś

ciwym przedmiotem wiedzy posługuj

ą

cej si

ę

dowodzeniem demonstratywnym.

Wszystkie inne badania ludzkie dotycz

ą

wył

ą

cznie faktów i istnienia, te za

ś

, rzecz prosta,

nie nadaj

ą

si

ę

do dowodzenia demonstratywnego. Cokolwiek jest, mo

ż

e nie by

ć

.

ś

adne

zaprzeczenie faktu nie mo

ż

e prowadzi

ć

do sprzeczno

ś

ci. Nieistnienie ka

ż

dego bez

wyj

ą

tku bytu (being) jest równie jasn

ą

i wyra

ź

n

ą

ide

ą

, jak jego istnienie. Zdanie

stwierdzaj

ą

ce,

ż

e byt ów nie istnieje, chocia

ż

by było fałszywe, jest równie zrozumiałe i

jasne jak zdanie stwierdzaj

ą

ce,

ż

e istnieje. Inaczej ma si

ę

rzecz z naukami w

ś

cisłym

tego słowa znaczeniu. Tu ka

ż

de zdanie, które nie jest prawdziwe, jest bałamutne i

niezrozumiałe. Ze pierwiastek sze

ś

cienny z 64 równa si

ę

połowie 10, jest zdaniem

fałszywym, którego niepodobna zrozumie

ć

. Ale

ż

e Cezar albo archanioł Gabriel, albo

inna jaka

ś

istota, nigdy nie istniała, mo

ż

e by

ć

zdaniem fałszywym, które niemniej jest w

pełni zrozumiałe i nie prowadzi do sprzeczno

ś

ci.

Istnienie wi

ę

c wszelkiego bytu mo

ż

na udowodni

ć

jedynie za pomoc

ą

argumentów

czerpanych z jego przyczyn lub skutków; te za

ś

argumenty opieraj

ą

si

ę

całkowicie na

do

ś

wiadczeniu. Je

ż

eli rozumujemy a priori, wtedy jakakolwiek rzecz mo

ż

e nam si

ę

wyda

ć

zdolna wytworzy

ć

jak

ą

kolwiek inn

ą

. Upadniecie kamyczka mo

ż

e na dobr

ą

spraw

ę

zgasi

ć

sło

ń

ce, a

ż

yczenie ludzkie kierowa

ć

biegiem planet po orbitach. Jedynie do

ś

wiadczenie

poucza nas o naturze i granicach przyczyny i skutku i pozwala z istnienia jednego
przedmiotu wnosi

ć

o istnieniu innego. [Owa bezbo

ż

na zasada dawnej filozofii Ex nihilo

nihil fit, wykluczaj

ą

ca stworzenie materii, na gruncie tej filozofii traci racj

ę

bytu. Nie tylko

wola Najwy

ż

szej Istoty mo

ż

e stworzy

ć

materi

ę

, lecz, ujmuj

ą

c rzecz a priori, stworzy

ć

j

ą

mo

ż

e wola jakiejkolwiek innej istoty lub jakakolwiek w ogóle przyczyna, jak

ą

tylko potrafi

wskaza

ć

najbardziej bujna wyobra

ź

nia.] Taka jest podstawa rozumowania moralnego,

które le

ż

y u podstaw wi

ę

kszej cz

ęś

ci wiedzy ludzkiej i z którego płyn

ą

wszelkie działania i

post

ę

pki człowieka.

Rozumowanie moralne dotyczy albo faktów szczegółowych, albo ogólnych. Wszelkie
rozwa

ż

ania

ż

yciowe dotycz

ą

faktów szczegółowych, a tak samo wszelkie dociekania w

zakresie historii, chronologii, geografii i astronomii.

Naukami, które zajmuj

ą

si

ę

faktami ogólnymi, s

ą

polityka, filozofia naturalna, medycyna,

chemia itd., gdzie bada si

ę

własno

ś

ci, przyczyny i skutki całych kategorii zjawisk.

Nauka o Bogu, czyli teologia, dowodz

ą

c istnienia Boga i nie

ś

miertelno

ś

ci duszy, składa

si

ę

po cz

ęś

ci z rozumowa

ń

dotycz

ą

cych faktów szczegółowych, po cz

ęś

ci z rozumowa

ń

dotycz

ą

cych faktów ogólnych. Ma oparcie w rozumie, o ile zasadza si

ę

na

do

ś

wiadczeniu. Najlepszym jednak i najsilniejszym jej oparciem jest wiara i objawienie

boskie.

Etyka i estetyka s

ą

raczej sprawami smaku i odczu

ć

(taste and sentiment) ani

ż

eli

rozumu. Pi

ę

kno, czy to duchowe, czy fizyczne, raczej czujemy, ni

ż

postrzegamy. Je

ż

eli

za

ś

na jego temat rozumujemy i usiłujemy ustali

ć

jego kryterium - to rozwa

ż

amy tu fakt

nowy, mianowicie smak ludzki w ogóle lub te

ż

inny jaki

ś

fakt tego rodzaju,

ż

e mo

ż

e by

ć

przedmiotem rozumowania i bada

ń

.

Strona 48 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20

background image

Je

ż

eli przej

ę

ci tymi zasadami przebiegniemy biblioteki, jakiego

ż

musimy dokona

ć

spustoszenia! Bior

ą

c do r

ę

ki jaki

ś

tom, traktuj

ą

cy np. o teologii albo szkolnej metafizyce,

zapytujemy: Czy zawiera jakie

ś

rozumowanie abstrakcyjne, dotycz

ą

ce wielko

ś

ci lub

liczby? Nie. Czy zawiera jakie

ś

oparte na do

ś

wiadczeniu rozumowanie dotycz

ą

ce faktów

i istnienia? Nie. A wi

ę

c w ogie

ń

z nim, albowiem nie mo

ż

e zawiera

ć

nic prócz sofisterii i

złudze

ń

!

Strona 49 z 49

Bez tytułu 1

2009-10-20


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
HUME-Badania dotyczące rozumu ludzkiego
D HUME BADANIA DOTYCZÄ„CE ROZUMU LUDZKIEGO
D HUME BADANIA DOTYCZĄCE ROZUMU LUDZKIEGO
David Hume Badania dotyczące rozumu ludzkiego wraz z apendyksami
badania dotyczące rozumu ludzkiego Hume, I rok Filozofia, wstęp do filozofii
Badania Dotyczące Rozumu Ludzkiego.
Bateson Gregory Badania Dotyczace Rozumu Ludzkiego
Hume Badania dotyczace ludzki Nieznany
G LEIBNIZ NOWE ROZWAŻANIA DOTYCZĄCE ROZUMU LUDZKIEGO
J LOCKE ROZWAŻANIA DOTYCZĄCE ROZUMU LUDZKIEGO
kolokwium I, 03. Rozważania dotyczące rozumu ludzkiego, Nowe rozważania dotyczące rozumu ludzkiego,
D HUME BADANIA DOTYCZÄ CE ZASAD MORALNO šCI
Etyka, Hume - Badania dotyczące zasad moralności, Hume

więcej podobnych podstron