Na bezdrożach teorii ewolucji MITY NA TEMAT EWOLUCJI CZŁOWIEKA


J.W.G. Johnson:  Na bezdrożach teorii ewolucji
9
 EWOLUCJA CZAOWIEKA
Zacznijmy /.../ od potrójnej pomyłki: człowieka z Nebraski, człowieka z Piltdown i
neandertalczyka.
/.../ CZAOWIEK Z NEBRASKI przetrwał całe pięć lat. W 1927 roku dalsze odkrycia
dowiodły, że ten niezwykły ząb, na którym zbudowano człowieka z Nebraski,
pochodzi nie od jakiegoś domniemanego małpoluda, lecz od pekari, czyli pewnego
gatunku dzikich świń.
/.../ w 1929 roku prof. Sergi udowodnił, że NEANDERTALCZYK poruszał się w
postawie wyprostowanej, dokładnie tak, jak chodzi dzisiaj każdy z nas. /.../ Rysunki
i statuetki przedstawiające neandertalczyka jako pochylone zwierzę są wyłącznie
dziełem artystów. /.../
CZAOWIEK Z PILTDOWN, Anglia, przez czterdzieści lat zwodził świat
/.../ naukowcy doprowadzili do kolejnych badań, co tym razem okazało się haniebne
dla nauki. Albowiem czaszka była taka, jak u człowieka współczesnego, najzupełniej
współczesnego człowieka. Kość szczękowa natomiast należała do małpy, która
całkiem niedawno zdechła. Dopiero teraz dostrzeżono również, iż zęby zostały
spiłowane tak. aby uczynić je podobnymi do ludzkich. /.../ kość szczękowa oraz zęby
były barwione środkami chemicznymi dla nadania im wyglądu bardzo starych
okazów. /.../ A ta nieszczęsna czaszka, którą eksperci pierwotnie datowali na
500.000 lat, następnie na 50.000 lat, pózniej na 5000 lat, a której wiek obecnie
ocenia się na 500 lat!
Kto więc popełnił to szalbierstwo? /.../ W 1978 roku obwieszczono, iż zapis
magnetofonowy dokonany przez prof. Jamesa Douglasa, niedawno zmarłego w wieku
93 lat, stanowi dowód, że oszustem był profesor William Sollas. Dr Halstead
natomiast, który jest w posiadaniu tej taśmy, napisał do  Timesa stwierdzając, że w
sprawę tę było zamieszanych kilka ówczesnych autorytetów naukowych z Muzeum
Brytyjskiego. W wywiadzie radiowym dr Halstead wspomniał, iż jest całkowicie
pewny, że owa fałszywa szczęka pochodziła od jakichś nie ewidencjonowanych kości
orangutana z Muzeum Brytyjskiego. /.../ ciężar dowodów wskazuje na Teilharda de
Chardin jako na autora tego oszustwa. /.../ Stanowiska i kariery wielu osób byłyby
zagrożone /.../
AUSTRALOPITEKI /.../ Orzeczenie lorda Zuckermana stwierdzało mianowicie, iż te
zwierzęce kości nie stanowią żadnego dowodu na istnienie jakiegoś stworzenia,
które ewoluowało w człowieka. Rangą naukową lord Zuckerman przewyższa
innych /.../ odkrycia jakich dokonano począwszy od roku 1972 sprawiły, że sprawa
australopiteków, jak to poniżej zobaczymy, znalazła się w ślepym zaułku.
CZAOWIEK JAWAJSKI. /.../ czaszki Wadjak, jak się je określa, dowodziły niezbicie,
że prawdziwe istoty ludzkie rzeczywiście żyły na Jawie w tym samym czasie, co
domniemane małpoludy. /.../ Przez jakieś trzydzieści lat Dubois utrzymywał te
ludzkie czaszki w ukryciu, /.../ wielki biolog W.R. Thompson stwierdził, że sukcesowi
darwinizmu towarzyszył zanik naukowej solidności. /.../ wybitny autorytet w
dziedzinie badań nad szczątkami kostnymi, Marcellin Boule, odrzucił tezę o istnieniu
CZAOWIEKA JAWAJSKIEGO. Powiedział wręcz, że był to gibon. /.../ w 1938 roku sam
dr Dubois wyrzekł się swojego Człowieka jawajskiego. /.../
CZAOWIEK PEKICSKI. /.../ dr Black przebywał w Chinach /.../. Jednocześnie
reprezentował Amerykańską Fundację Rockefellera, od której otrzymywał roczną
dotację w wysokości 20.000 dolarów (ogromna suma pieniędzy w tamtych latach) na
kontynuowanie badań /.../.
W roku 1927 odnaleziono ząb trzonowy. Dr Black uznał, że jest on półmałpi,
półludzki i oto narodził się nowy małpolud, Sinanthropus pekinensis (CZAOWIEK
PEKICSKI). /.../ Ze sprawozdań o. Connella i Malcolma Bowdena wynika, że metody
Blacka zastosowane przy rekonstruowaniu głowy Sinanthropusa noszą poważne
znamiona braku naukowej uczciwości /.../. Boule został zaproszony do odwiedzenia
miejsca, gdzie narodził się CZAOWIEK PEKICSKI - i rzeczywiście je odwiedził. Jedyną
reakcją tego wielkiego człowieka była irytacja, że każą mu tracić czas dla małpich
czaszek. /.../ pod koniec roku 1933 wydobyto z ziemi  górnej groty trzy ludzkie
czaszki. Dostarczono je do laboratorium Blacka. I oto okazało się, że były to szczątki
ludzkie /.../. Dlaczego nie poddaje się badaniom tych szczątków kostnych i przez to
nie dochodzi się prawdy? Nie możemy niestety tego uczynić, ponieważ wszystkie
fragmenty kości CZAOWIEKA PEKICSKIEGO zaginęły /.../.
CZASZKA 1470. /.../ odkryto ludzką czaszkę i ludzkie kości o wiele starsze od owych
rzekomych przodków człowieka; /.../ Richard Leakey obwieścił:  To, co odkryliśmy
wymazuje po prostu wszystko, czego nas uczono o ewolucji człowieka; nie mam nic
do zaoferowania w to miejsce .
RAMAPITHECUS. /.../ dowody mające świadczyć na rzecz RAMAPITEKA sprowadzały
się zaledwie do kilku fragmentów żuchwy oraz paru zębów. Znaleziono je w różnych
częściach świata, lecz było ich tak niewiele, że wszystkie zmieściłyby się w pudełku
po cygarach. Były tak fragmentaryczne, że kawałki te mogły być równie dobrze użyte
do złożenia hominida, jak małpy - wszystko zależało od upodobania. /.../ Wraz z
dyskwalifikacją RAMAPITEKA,  kopalne drzewo genealogiczne człowieka okazuje
się na nowo nie zapisaną kartą. /.../
JESZCZE JEDEN BOISEI (LUB ZINJANTHROPUS). /.../ Pani Shipman kończy swój
artykuł następująco:  Jak trzęsienie ziemi, nowa czaszka sprowadziła nagle
wszystkie nasze skrupulatnie zorganizowane konstrukcje do kupy gruzu
nieporadnych z grubsza ciosanych nowych hipotez .
W  New Scientist /.../ John Reader, publicysta naukowy, dowodzi, /.../ że szczątki
kostne są po większej części tak fragmentaryczne, iż dopuszczają kilka różnych
interpretacji. A całkowity zbiór szczątków hominidów znanych obecnie, ledwie
pokryłby stół bilardowy. /.../ słusznym będzie wysłuchanie opinii lorda Zuckermana,
który był głównym doradcą naukowym rządu brytyjskiego. On sam oraz jego zespół
naukowy poświęcili wiele lat na badania szczątków kostnych hominidów przy
zastosowaniu ściśle naukowych metod. W swojej książce  Beyond The Ivory Tower
(str. 75-94), lord Zuckerman wykazuje, że /.../ nie widzi żadnego dowodu kopalnego
świadczącego o ewolucji człowieka od jakiejś niższej istoty.
___________________________
Poniżej znajduje się pełen  Części 4
J.W.G. Johnson:  Na bezdrożach teorii ewolucji
Wydawnictwo Michalineum, 1989
CZŚĆ 4
 EWOLUCJA CZAOWIEKA"
Dochodzimy do problemu małpoludów, a jest to punkt, w którym teoria ewolucji
najbardziej wdziera się w domenę religii, gdyż bezpośrednio dotyczy pochodzenia
człowieka. Teoria ewolucji logicznie wiedzie do poligenizmu, a więc nie do Adama,
pierwszego człowieka, lecz do grupy zwierzowatych mężczyzn i kobiet, którzy drogą
mutowania wzięli swój początek od rodziców nie będących ludzmi. Poligenizm
odgrywa najbardziej niszczącą rolę w stosunku do podstawowego dogmatu
chrześcijańskiego o grzechu pierworodnym. A ostatnio, pod wpływem teologii
ewolucji Teilharda de Chardin, wszystkie dogmaty katolickie wywracane są do góry
nogami. Jeśli jednak będziemy zdolni wykazać, że małpoludy nigdy nie istniały, to
wówczas upadnie cała argumentacja na rzecz ewolucji, poligenizmu oraz
teilhardyzmu.
MAAPOLUDY. Przeciętny człowiek wierzy dzisiaj, że w czasach prehistorycznych
żyły dziwne istoty, które nie były ani całkowicie ludzmi, ani też zupełnie zwierzętami.
W imieniu nauki wmawia się nam, że te małpoludy istniały naprawdę i że
pochodzimy właśnie od nich. Jeśli jest to nieprawdą, to nasze dwudzieste stulecie
jest najmroczniejszym z wszystkich wieków. Ale czy jest to prawdą, czy też nie,
faktem pozostaje, że ta opowieść o małpoludach odnosi sukces. Cieszy; się ona takim
powodzeniem, że opowieść o Adamie i Ewie wydaje się śmieszna. Jesteśmy
świadkami triumfu przebieglej gry, której celem jest pozbycie się Boga i podkopanie
Biblii.
Adam został stworzony na obraz i podobieństwo Boga, fizycznie doskonały, a,
przed upadkiem, intelektualnie czysty. Przez wieki trwania wiary, chrześcijańskie
wyobrażenia Adama i Ewy ukazywano w pobożnej gorliwości na ścianach i witrażach
wielkich katedr, na sklepieniach kościołów i kaplic. Ale dzisiaj obraz ten uległ
zmianie. Dzisiejszym wyobrażeniem Adama, lub wielu Adamów, stał się zwierzolud.
Ten zwierzęcy Adam zmienił w sposób całkowity pogląd na świat i filozofię. Oto
nadzwyczajne osiągnięcie Darwina. Mając rację czy też myląc się, Darwin zmienił
pojęcie człowieka o człowieku.
Istniały do tej pory, i istnieją, drzewa genealogiczne człowieka, pozostające de
facto we wzajemnej niezgodności i konflikcie. U podstawy niemal każdego drzewa
genealogicznego człowieka znajdował się ramapithecus. Jednakże, z powody kilku
dramatycznych odkryć, jakie miały miejsce począwszy od roku 1972, omówienie
ramapithecusa pozostawiamy na koniec.
Zacznijmy zatem od lat dwudziestych naszego wieku, od potrójnej pomyłki:
człowieka z Nebraski, człowieka z Piltdown i neandertalczyka. W 1925 roku samo
istnienie ludzkości spoczywało na tych trzech dżentelmenach: pierwszym
Amerykaninie, pierwszym Angliku i pierwszym Europejczyku. Prześledzmy teraz, co
się z nimi stało.
CZAOWIEK z NEBRASKI. W 1922 roku ktoś znalazł w Nebrasce nietypowy ząb
trzonowy. Wybitny profesor Henry Osborn z Muzeum Historii Naturalnej w Nowym
Jorku zdecydowanie oświadczył, że ząb ten musiał należeć do jakiegoś stworzenia,
które było półmałpą i półczłowiekiem. Wielu specjalistów i naukowców zgodziło się z
tą opinią, l tak powstał człowiek z Nebraski. Ameryka była dumna z posiadania
stuprocentowego, czysto amerykańskiego małpoluda.
Człowiek z Nebraski
Człowiek z Nebraski przetrwał całe pięć lat. W 1927 roku dalsze odkrycia
dowiodły, że ten niezwykły ząb, na którym zbudowano człowieka z Nebraski,
pochodzi nie od jakiegoś domniemanego małpoluda, lecz od pekari, czyli pewnego
gatunku dzikich świń. Tak więc małpolud profesora Osborna okazał się być świnią!
Tak wygląda fantastyczny świat ewolucji.
NEANDERTALCZYK. Zakładano, iż neandertalczyk był niewiele doskonalszy od
szympansa. Miał małą pojemność mózgu, poruszał się-pochylony do przodu na
przygiętych nogach - włochaty, zwierzęcy i bardzo nieprzyjemny. Błąd co do
pojemności mózgu został skorygowany przez wielkiego Marcellin Boule'a. Na
podstawie przeprowadzonych pomiarów dowodził on, że neandertalczyk miał
większą pojemność mózgu niż człowiek współczesny.
Z kolei znaleziono dowody na to, że neandertalczyk wierzył w istnienie sił
nadprzyrodzonych. Douglas Dewar wykazał, że neandertalczyk grzebał zmarłych z
zachowaniem ceremonii pogrzebowych oraz że wyróżniał się również wysokimi
umiejętnościami rzemieślniczymi. Istniał ponadto dowód wskazujący na to, że
neandertalczyk zawierał związki małżeńskie z człowiekiem typu nowoczesnego,
szczątki kostne bowiem z Fontechevade wykazały, że neandertalczyk i nowoczesny
typ człowieka byli sobie współcześni.
Na domiar wszystkiego w 1929 roku prof. Sergi udowodnił, że neandertalczyk
poruszał się w postawie wyprostowanej, dokładnie tak, jak chodzi dzisiaj każdy z
nas. Mógł on więc stawać na baczność przed jakimś prehistorycznym sierżantem.
Rysunki i statuetki przedstawiające neandertalczyka jako pochylone zwierzę są
wyłącznie dziełem artystów. Artysta oczywiście może ukazać wszystko. Może zatem
sprawić, że neandertalczyk będzie wyglądał jak zwierzę, ale może też sprawić, że
będzie wyglądał jak filozof. Wszystko zależy od artysty.
Neandertalczyk był myśliwym i nomadą, a na schronienia wykorzystywał
jaskinie. Możemy być pewni, że należał do jakiejś rasy Homo sapiens, był naszym
bratem, prawdziwym człowiekiem posiadającym duszę, której przeznaczeniem jest
zbawienie.
CZAOWIEK Z PILTDOWN, Anglia, przez czterdzieści lat zwodził świat oraz
przyczynił się do niszczenia pierwszych rodziców, Adama i Ewy.
Głównymi postaciami w tym dramacie byli: Charles Dawson, który znalazł
pierwszą część czaszki, Sir Arthur Smith Woodward z Muzeum Brytyjskiego oraz
student seminarium duchownego, Teilhard de Chardin. W grudniu 1912 roku Dawson
i Woodward oznajmili wobec znakomitego grona słuchaczy, że w czasie czteroletnich
prac znalezli w Piltdown osobliwe szczątki kostne, takie jak górna część czaszki,
która należała do człowieka, a w pobliżu złamaną kość żuchwową, zupełnie
przypominającą kość małpy, z tą różnicą, że zęby były starte w sposób, w jaki
ścierają się u człowieka, a nie u małpy. Brakowało wszakże jednego bardzo ważnego
zęba, a mianowicie kła. Gdyby jednak ten brakujący kieł został znaleziony i gdyby
był starty podobnie jak zęby trzonowe, wówczas argumentacja na rzecz małpoluda
znacznie by się wzmocniła.
Ząb ów został znaleziony osiem miesięcy pózniej, czyli 29 sierpnia 1913 roku.
Cała sprawa miała przebieg następujący: kiedy Teilhard de Chardin powrócił z
Francji, zaraz następnego dnia wszyscy trzej: Dawson, Woodward i Teilhard,
wyjechali do Piltdown aby zabrać się do przesiewania żwiru. Po jakimś czasie
Teilhard wykrzyknął, że znalazł brakujący ząb. Ząb ten pasował do szczęki i w ten
oto sposób do istnienia został powołany  pan Piltdown". Jednakże niektórzy uczeni
nie mogli zaakceptować stwierdzenia, że szczęka małpy może stanowić całość z
ludzką czaszką. Wśród nich znajdował się także wybitny antropolog, Marcellin
Boule.
Ale w 1915 roku Dawson donosił, że w innym miejscu, odległym o dwie mile od
Piltdown, znalazł dwa niewielkie kawałki czaszki oraz ząb trzonowy i że szczątki te
podobne były do szczątków z Piltdown; podobne znalezisko w miejscu oddalonym o
dwie mile  to już przekraczało zwykły zbieg okoliczności. Zatem małpolud musi być
prawdziwy. W takiej sytuacji nawet sam Boule zmiękł nieco i człowiek z Piltdown
został ustanowiony; najstarszy Anglik, liczący sobie pół miliona lat.
Człowiek z Piltdown królował przez czterdzieści lat. Dopiero po pewnym czasie
niektórzy sceptycy zaczęli nalegać, aby poddać go ponownie testom. Pan Piltdown
przeszedł jednak pierwszą próbę pomyślnie, choć jego wiek obniżył się z 500.000 do
50.000 lat. Krytycznie wszakże nastawieni naukowcy doprowadzili do kolejnych
badań, co tym razem okazało się haniebne dla nauki. Albowiem czaszka była taka,
jak u człowieka współczesnego, najzupełniej współczesnego człowieka. Kość
szczękowa natomiast należała do małpy, która całkiem niedawno zdechła. Dopiero
teraz dostrzeżono również, iż zęby zostały spiłowane tak. aby uczynić je podobnymi
do ludzkich. Świadczyły o tym odkryte na nich ślady ścierniwa. Dopiero teraz
ujawniono, że kość szczękowa oraz zęby były barwione środkami chemicznymi dla
nadania im wyglądu bardzo starych okazów. Dopiero teraz zauważono ordynarność
tego całego oszustwa. Dlaczego nikt nie dostrzegł tego wcześniej? A ta nieszczęsna
czaszka, którą eksperci pierwotnie datowali na 500.000 lat, następnie na 50.000 lat,
pózniej na 5000 lat, a której wiek obecnie ocenia się na 500 lat!
Kto więc popełnił to szalbierstwo? Woodward wydaje się być raczej ofiarą aniżeli
winowajcą. Dawson, nienaukowiec, był oczywiście obiektem ataków, a oficjalny
werdykt przypisał winę właśnie jemu, dziś już nie żyjącemu. Ale to bynajmniej nie
powstrzymało dalszych spekulacji. W 1978 roku obwieszczono, iż zapis
magnetofonowy dokonany przez prof. Jamesa Douglasa, niedawno zmarłego w wieku
93 lat, stanowi dowód, że oszustem był profesor William Sollas. Dr Halstead
natomiast, który jest w posiadaniu tej taśmy, napisał do  Timesa" stwierdzając, że w
sprawę tę było zamieszanych kilka ówczesnych autorytetów naukowych z Muzeum
Brytyjskiego. W wywiadzie radiowym dr Halstead wspomniał, iż jest całkowicie
pewny, że owa fałszywa szczęka pochodziła od jakichś nie ewidencjonowanych kości
orangutana z Muzeum Brytyjskiego.
Od czasu, kiedy sprawa wydała się, Piltdown stał się niezwykle płodnym zródłem
prac o charakterze  kryminałów", a cały ciężar dowodów wskazuje na Teilharda de
Chardin jako na autora tego oszustwa. Najbardziej reprezentatywne są dwa ostatnie
artykuły. W artykule pt.  The Piltdown Conspiracy" (Konspiracja Piltdown),
zamieszczonym niedawno w  Natural History Magazine", wybitny ewolucjonista,
Stephen Jay Gould, pisze:  ja także zauważyłem jednocześnie z ubawieniem i ze
zdziwieniem, że tak niewielu uwierzyło w oficjalną relację o samotnym działaniu
Dawsona... kilku z tych ludzi, których najbardziej podziwiam, podejrzewało
Teilharda..."
Następnie Gould kontynuuje poddawanie śladów dokładnym analizom i buduje
mocne dowody na to, że Teilhard działał w porozumieniu z Dawsonem, a być może
jeszcze z kilkoma młodymi pracownikami Muzeum Brytyjskiego, którzy zostali w to
wciągnięci. Tymczasem Dawson umarł; zaszły wydarzenia, które zamiast ujawnienia
żartu, spowodowały milczenie Teilharda. Stanowiska i kariery wielu osób byłyby
zagrożone, nie wyłączając własnej, niespodziewanej i nowej kariery Teilharda.
Gould zapytuje: Czy mamy w takim razie winić Teilharda czy też przebaczyć mu?
Nie możemy bowiem, ot tak po prostu, pośmiać się z tego i zapomnieć. Piltdown
absorbował zawodową uwagę wielu wspaniałych i uczciwych naukowców. Oszustwo
to przez czterdzieści lat sprowadzało na manowce wiele milionów ludzi. Rzuciło
fałszywe światło na podstawowe procesy ewolucji człowieka. Kariery są zbyt
krótkotrwałe, a czas jest nazbyt drogocenny, by można było przyglądać się ze
spokojem takiemu jego trwonieniu.
Gould miłosiernie usprawiedliwia Teilharda na tej podstawie, że działał on jak
żartowniś, nie mający złej woli i nie oczekujący nagrody. Ale żart ów okazał się
gorzki. Gould sądzi, że Teilhard  cierpiał z powodu Piltdown przez całe swoje życie."
Uważa, iż Teilhard  musiał zżymać się wewnętrznie, kiedy obserwował jak Smith
Woodward, a nawet sam Boule robią z siebie głupców  ci sami ludzie, którzy
przyszli mu z pomocą i byli jego nauczycielami".
O Piltdown traktuje wiele książek napisanych przez ewolucjonistów i przez
antyewolucjonistów. Wśród tych ostatnich znajduje się książka Malcolma Bowdena
pt.  Ape-men: Fact or Fallacy?" (1977), ( Małpoludy: Fakt czy złuda?"), której
znaczną część autor poświęca na gruntowne przebadanie sprawy Piltdown. Nici
prowadzą do Teilharda. Bowden czyni następujące przypuszczenie:  Z poważnym
wahaniem stwierdzam, że dowody przemawiają przeciwko człowiekowi, który
osiągnął światowy rozgłos i któremu tak wielu ludzi okazuje głęboki szacunek";
niemniej jednak wyciąga  ostateczny wniosek: ponieważ upłynęło już ponad 60 lat
od czasu, kiedy miały miejsce prace wykopaliskowe w Piltdown, byłoby niezmiernie
trudno stwierdzić z absolutną pewnością prawdziwą tożsamość oszusta. Stwierdzam
jednak, że dopóki nie pojawią się dalsze fakty, dowody przedstawione tutaj
wskazują na Pierre Teilharda de Chardin SJ jako na moralnego sprawcę tego
szalbierstwa".
W dalszej części swojej książki Bowden wypowiada się jeszcze na temat
osobistego zaangażowania się Teilharda w sprawę człowieka z Pekinu w Chinach, a
także w inne ewolucjonistyczne poczynania.
Tropienie głównego organizatora afery Piltdown jest niewątpliwie interesującym
zadaniem, niemniej jednak uważam, iż winowajcami było również wielu znakomitych
uczonych owych czasów. Pozwolili oni na to, aby dające się wykryć fałszerstwo
narzucone zostało całemu światu i szerzyło credo ewolucji przez czterdzieści lat.
AUSTRALOPITEKI. Przejdzmy teraz do tzw. grubych ryb wywodzących się z
Afryki, z Jawy oraz z Chin. Z Afryki pochodzą australopiteki. W 1924 roku dr
Raymond Dart znalazł swoją sławną czaszkę Taung w kamieniołomach Afryki
Południowej. Po jakimś czasie Robert Broom oraz J.T. Robinson znalezli inne
fragmenty, które uznali za resztki hominidów.
Australopiteki przedstawiano na rysunkach jako istoty o dużych szczękach,
niewielkim mózgu, chodzące w postawie wyprostowanej, mierzące około 1,20 m
wzrostu i poruszające się w sposób zbliżony do ludzkiego  jeszcze nieludzie, ale już
przedludzka forma hominidów. Dla najszerszego ogółu brzmi to zupełnie jak
określona kwestia naukowa. Ale ów ogół byłby wielce zdumiony dowiadując się, jak
niewiele w istocie szczątków kopalnych istnieje na potwierdzenie tego. Ogół ów
ponadto byłby zaskoczony dowiadując się, w jaki sposób czasami naukowcy
dopasowują kości, aby odpowiadało to ich wyobrażeniom czyli tak, aby pozostawało
to zgodne z założeniami teorii ewolucji.
W 1954 roku Sir Solly Zuckerman otwarcie wypowiedział swoje myśli. Otóż
przeprowadził on szczegółowe badania, kość po kości, i wreszcie, na podstawie
pojemności mózgu, szczęk, zębów, oraz punktu równowagi czaszki na kręgosłupie,
wydał swoje orzeczenie. Orzeczenie lorda Zuckermana stwierdzało mianowicie, iż te
zwierzęce kości nie stanowią żadnego dowodu na istnienie jakiegoś stworzenia,
które ewoluowało w człowieka. Rangą naukową lord Zuckerman przewyższa innych,
ponadto dowiódł on braku najmniejszych skłonności ku jakiemukolwiek uprzedzeniu.
Osiągnął wspaniałą karierę prowadzącą do nominacji na Głównego Doradcę
Naukowego Rządu Jej Królewskiej Mości i następnie w roku 1971 do wyniesienia go
do godności para jako lorda Zuckermana. Jego orzeczenie winno posiadać ogromne
znaczenie.
Jego werdykt okazał się zgubny dla australopiteka, chociaż prawie nikt o nim nie
słyszał. W 1974 dr Charles Oxnard z Uniwersytetu z Chicago wykonał
wieloczynnikową analizę komputerową kości australo-piteków. W 1975 roku
obwieścił, że  Australopithecus różnił się w sposób wyjątkowy zarówno od
człowieka jak i od współczesnej małpy. Jeśli już mamy mówić o jakimś
podobieństwie, to tylko o takim, które wskazywało na orangutana".
W każdym razie odkrycia jakich dokonano począwszy od roku 1972 sprawiły, że
sprawa australopiteków, jak to poniżej zobaczymy, znalazła się w ślepym zaułku. W
konsekwencji są one obecnie powszechnie uważane za istoty nie mające nic
wspólnego z genealogią człowieka.
Przyjrzyjmy się teraz pokrótce innym, w dalszym ciągu liczącym się, członkom
naszego rzekomego drzewa genealogicznego.
Dr Louis Leakey prowadził prace badawcze w Afryce. W 1950 roku jego żona
znalazła 400 fragmentów jakiejś czaszki. W rzeczywistości istnieje solidna podstawa,
by sądzić, że chodziło o pomieszane części dwóch czaszek. Ale Leakeyowie złożyli te
czterysta kawałków w jedną zrekonstruowaną czaszkę. Brakowało jednak żuchwy,
toteż dodali do tej czaszki wymodelowaną, wykonaną według wzoru żuchwy
znalezionej w innym miejscu przez syna dr Leakey'a. W rezultacie tych zabiegów
powstał słynny zinjanthropus lub inaczej zinj. Popularne magazyny zamieszczały
jego portrety oraz publikowały opowiadania o jego indywidualnych zwyczajach.
Zinj został uznany za istotę ludzką, za najstarszego  prawdziwego człowieka ,
liczącego sobie 1.750.000 lat. Podniecenie było tak wielkie, iż wyrażano wręcz
zdanie jakoby wszystkie podręczniki nagle z dnia na dzień uległy zdezaktualizowaniu
z chwilą, gdy dr Leakey odkrył zinjana.
Ale wkrótce zinjan spadł z piedestału. Albowiem w końcu wszyscy, nawet sami
Leakeyowie przyznali, że tak czy inaczej zinjan nie jest istotą ludzką. Był on tylko
jeszcze jednym australopitekiem, czyli po prostu zwierzęciem.
Jednakże dr Leakey przedstawił innego kandydata, a był nim Homo habilis
(człowiek zręczny), tzn. sprawny w posługiwaniu się narzędziami. Otóż na podstawie
kawałków czaszki, części żuchwy, zębów, a także niektórych kości stopy oraz kilku
kości palców rąk, Leakey wywnioskował, iż odkrył nowy rodzaj Homo z pojemnością
czaszki wynoszącą około 670 cm3 i używającego narzędzi, ponieważ w pobliżu
znaleziono kilka prostych kamiennych narzędzi.
Wiele ewolucjonistycznych autorytetów nie zgodziło się jednak z klasyfikacją
Homo dr Leakey'a. Wobec takiej szczupłości dowodów orzekli, że Homo habilis to
jedynie jakaś odmiana australopiteka. W obrębie polemizujących ze sobą szkół
zrodziła się idea przedstawiania sekwencji ewolucyjnej od australopiteka poprzez
Homo habilis do Homo erectus (Człowiek jawajski i Człowiek pekiński) i następnie aż
do Homo sapiens. Ten prosty ciąg ewolucyjny został wywrócony przez samego
Leakey'a z chwilą kiedy doniósł, że znalazł w złożu II w Wąwozie Olduvai resztki
australopiteka, Homo habilis oraz Homo erectus, żyjących w tym samym czasie.
CZAOWIEK JAWAJSKI. Przejdzmy teraz do Homo erectus, a więc do pojęcia,
które obejmuje Człowieka jawajskiego oraz Człowieka pekińskiego. W pierwszym
rzędzie przyjrzyjmy się bliżej Człowiekowi jawajskiemu. W 1891 roku dr Eugene
Dubois z Holandii porzucił swoją karierę i wyjechał na Jawę w celu poszukiwania
brakującego ogniwa. Po jakimś czasie zaprezentował światu swojego
Pithecanthropus erectus, określanego również mianem Człowieka jawajskiego. Tak
więc na jakiś czas stał się Jawajczyk bohaterem i mówiono o nim w taki sam sposób,
jak dawniej o Pitcie czy Napoleonie. Portrety Człowieka jawajskiego prezentowały
popularne magazyny. G.K. Chesterton skomentował to mówiąc, że ktoś
niezorientowany, spoglądając na jego starannie narysowaną twarz nie byłby w
stanie wyobrazić sobie, że jest to tylko portret kości udowej, kilku zębów, oraz
kawalątka puszki mózgowej.
W jaki sposób doszło do tego? Kiedy w roku 1895 Dubois powrócił do Europy,
przedstawił Międzynarodowemu Kongresowi Zoologów to, co znalazł w korycie rzeki
na Jawie, czyli górną część czaszki oraz jeden ząb, które, jak się pózniej okazało,
należały do małpy. Zaprezentował im także coś, co zostało znalezione rok pózniej w
miejscu odległym o 18 m, a mianowicie kość udową, która wydawała się być ludzką.
Gdybyśmy na przykład, ja czy Ty, znalezli w jednym miejscu górną część małpiej
czaszki, a w rok pózniej, w innym miejscu oddalonym o 18 m, ludzką kość udową, to
nie sądzę, abyśmy z tego powodu wpadli w podniecenie i mówili iż te dwa różne
szczątki należą do siebie:  Słuchajcie! Oto znalezliśmy małpoluda!" Dubois
jednakże, mimo wszystko uznał, że szczątki te należą do siebie. A naukowcy
pozwolili mu w ten sposób mówić, ponieważ wierzono, iż człowiek migrował na
Jawę całkiem niedawno. Tak więc, zakładając, że na Jawie nie było w owym czasie
żadnych istot ludzkich, pozwolili, aby ten kawałek małpiej czaszki został skojarzony
z ludzką kością udową i w ten oto sposób znalezli wreszcie owo  brakujące ogniwo",
które tak bardzo pragnęli znalezć.
Jednakże dr Dubois nie ujawnił całej prawdy. Otóż nie opowiedział
najważniejszej części tej historii, a mianowicie tego, że znalazł również dwie ludzkie
czaszki w tej samej warstwie, w której znajdowała się małpia czaszka. Albowiem
ujawniając ten fakt, zniszczyłby całą swoją argumentację; te ludzkie czaszki, czaszki
Wadjak, jak się je określa, dowodziły niezbicie, że prawdziwe istoty ludzkie
rzeczywiście żyły na Jawie w tym samym czasie, co domniemane małpoludy.
Oznaczałoby to, iż nie miało najmniejszego sensu łączenie ze sobą ludzkiej kości
udowej i sklepienia małpiej czaszki znalezionych w odległości 18 m od siebie. W
konsekwencji oznaczałoby to, że ulotniłby się tzw. dowód na istnienie rzekomego
małpoluda. Przez jakieś trzydzieści lat Dubois utrzymywał te ludzkie czaszki w
ukryciu, nie ujawniając ich istnienia. Był to czyn niewybaczalny. Fakt ten sprawił, iż
wielki biolog W.R. Thompson stwierdził, że s u k c e s o w i d a r w i n i z m u t o w
a r z y s z y ł z a n i k n a u k o w e j s o l i d n o ś c i. (Wyróżnienie red.)
Dopiero około roku 1921 pewne wydarzenia nakłoniły dr Dubois do ujawnienia
tych ludzkich (Wadjak) czaszek. Ale, niestety, było już za pózno. Człowiek jawajski
został ustanowiony i zdążył poczynić szkody. Zresztą należy dodać, że wybitny
autorytet w dziedzinie badań nad szczątkami kostnymi, Marcellin Boule, odrzucił tezę
o istnieniu Człowieka jawajskiego. Powiedział wręcz, że był to gibon. Co w tym
wszystkim okazuje się jeszcze bardziej znamienne, to fakt, że w 1938 roku sam dr
Dubois wyrzekł się swojego Człowieka jawajskiego.
Poza tą wyprawą dr Dubois, zorganizowano jeszcze dwie ekspedycje naukowe na
Jawę. Ekspedycja Selenka, w latach 1907-1908, była przeprowadzona ze ściśle
naukową dyscypliną. Wybrano więcej niż 10.000 m3 ziemi do głębokości 12 m, w
miejscu znalezisk dr Dubois. Zgromadzono aż 43 skrzynie skamienielin kostnych.
Ekspedycja ta stwierdziła, że wulkany na wyspie bardzo szybko fosylizowały kości, a
to oznaczało, iż skamienieliny niekoniecznie musiały być bardzo stare. Ponadto
stwierdzono, że gwałtowne powodzie pomieszały warstwy geologiczne. Znaleziono
także dowody wskazujące na istnienie człowieka w tej samej warstwie, w której
znajdował się ów rzekomy małpolud. Ekspedycja jednakże nie znalazła żadnego
dowodu potwierdzającego koncepcję Dubois.
Orzeczenia ekspedycji Selenka były kłopotliwe dla  brakującego ogniwa". A
potem w 1920 roku dr Dubois ujawnił, że przetrzymywał w ukryciu te istniejące
czaszki Wadjak, ludzkie czaszki, które anulowały sensowność łączenia odkrytego
przezeń sklepienia czaszki z kością udową. Zatem teoria o istnieniu małpoluda spaliła
na panewce, chyba że coś nowego zostanie jeszcze dokonane.
Rozpoczęła się więc trzecia ekspedycja. W 1931 roku na obszar ten został
wysłany G.H.R. von Koenigswald celem dokonania poszukiwań. Znalazł pewną liczbę
ludzkich czaszek ale nie było  brakującego ogniwa". Nadeszły lata kryzysu
gospodarczego i von Koenigswald stracił swoją pracę w Geologie Survey. W 1936
roku, dzięki rekomendacji Teilharda de Chardin, mianowano go współpracownikiem
badawczym przy Fundacji Carnegie w Ameryce oraz przyznano mu znaczne fundusze
na poszukiwanie skamieniałych szczątków człowieka.
W książce Malcolma Bowdena czytamy na str. 140:  Kontakty międzynarodowe
Teilharda rosły nieprzerwanie i stały się tak rozległe, że Cuenot stwierdza: 'Odnosi
się wrażenie, że była to jakaś ogromna pajęczyna, której część nici trzymał Teilhard
pełniąc funkcję agenta łącznikowego czy nawet szefa personelu, podobny magikowi,
który kazał płynąć amerykańskim pieniądzom lub co najmniej skierował je tak, aby
służyły najszczytniejszemu dobru paleontologii  .
W ten sposób przywrócono von Koenigswaldowi możliwość poszukiwań. Do 1938
roku odnalazł on fragmenty kości szczękowych, kilka zębów, odłamki czaszek oraz
jedną kaletę. Na podstawie tych znalezisk zaproponował swojego Pithecanthropusa
II, III i IV. Ale jakaż była ich prawdziwa wartość naukowa? W swojej książce:
 Evolution: The Fossils Say No" dr Duane Gish odsyła nas do pracy Boule'a i Valloisa
( Fossil Men", 1957, str. 118-122). Autorzy uważają, że jego czaszki mają takie
same ogólne cechy jak ta, z której Dubois skonstruował swojego Człowieka
jawajskiego; uznali oni ponadto sklepienie czaszki Człowieka jawajskiego za  bardzo
podobne do czaszek należących do szympansów i gibonów".
W tym to właśnie czasie Dubois wypierał się swojego Człowieka jawajskiego.
Oświadczył, że po długich badaniach dochodzi do przekonania, iż  mamy tu do
czynienia z gigantycznym gibonem". O ironio, teraz, kiedy próbował odkręcić to, co
namotał, został zignorowany jako niekompetentny i nie pozwolono mu uśmiercić
jego własnego Człowieka jawajskiego, który teraz czczony był (razem z Człowiekiem
pekińskim) jako  Homo erectus"  początek człowieka.
 Małpoludy" wykluły się w mrokach i ukrywano je przed światłem prawdy.
Oficjalne publikacje maskowały skandale. Podręczniki pomijają rzeczywiste dowody.
W dalszym ciągu naucza się, że małpie sklepienie czaszki oraz ludzka kość udowa
stanowią jedną całość. Francis Vere, historyk, skarżył się:  mamy prawo do
wszystkich dowodów... jeśli dowody są przed nami ukrywane, to w jakiż sposób
mamy znalezć wyjaśnienie?".
CZAOWIEK PEKICSKI. Obsesji znalezienia małpoludów rzeczywiście
 towarzyszył upadek naukowej solidności". Historia człowieka z Pekinu jest długa i
złożona. Koniecznym staje się zatem jej streszczenie i uproszczenie.
W roku 1914 dr Davidson Black pomagał złożyć w całość czaszkę z Piltdown. W
1926 roku, kiedy w Anglii nadal panował  małpolud z Piltdown, dr Black przebywał
w Chinach, gdzie piastował funkcję profesora anatomii w pekińskim Medical College.
Jednocześnie reprezentował Amerykańską Fundację Rockefellera, od której
otrzymywał roczną dotację w wysokości 20.000 dolarów (ogromna suma pieniędzy w
tamtych latach) na kontynuowanie badań, wcześniej rozpoczętych w Zhou Koutian.
Odpowiedzialność za prace wykopaliskowe dr Black przejął na siebie.
Kierownikiem prac w terenie był chiński naukowiec dr Pei. O. Teilhard de Chardin,
mający już rozgłos z powodu człowieka z Piltdown, ale będący pod krytyką Kościoła
za swoją skrajną koncepcję filozofii ewolucji, wyjechał do Chin. Tam wszedł w skład
ekipy Blacka jako doradca.
W roku 1927 odnaleziono ząb trzonowy. Dr Black uznał, że jest on półmałpi,
półludzki i oto narodził się nowy małpolud, Sinanthropus pekinensis (Człowiek
pekiński). Black słusznie sądził, że trwający w oczekiwaniu świat bardzo pragnie
nowych małpoludów i dlatego też nie będzie nazbyt krytyczny. Prasa z radością
powitała nowego przodka człowieka, zrodzonego z jednego zęba.
Potem, w roku 1929, znaleziono część czaszki. Black powitał to odkrycie jako
uzasadnienie tego, co wywnioskował na podstawie zęba trzonowego. Ale, tak
naprawdę, cóż on takiego posiadał?
Teilhard niezwłocznie przekazał do Francji wiadomość o znalezieniu czaszki,
która  dobitnie przypomina ścisłe powiązania z wielkimi małpami" o małej
pojemności mózgu. Ocena ta została potwierdzona przez trzech innych ekspertów,
którzy pózniej badali tę czaszkę. I na tym wszystko powinno się skończyć; czaszka ta
bowiem nie pochodziła od żadnej małpy człekokształtnej (ponieważ żadnych
kopalnych małp człekokształtnych nie odnaleziono w Chinach), ale od pawiana, czy
też dużej małpiatki, których szkielety znalezione zostały w tym regionie, podobne,
lecz nieco większe od współcześnie żyjących okazów.
Jednakże dr Black pragnął mieć Sinanthropusa. Zrobił więc model  nie odlew,
lecz model  tej czaszki; sporządził następnie sporej długości protokół szczegółowo
go opisujący. Według o. Patricka 0'Connella, który był w Chinach i który prowadził
szczegółowe badania nad sprawą Człowieka pekińskiego, model Blacka  jest jedynie
sztucznym modelem czaszki mitycznego Sinanthropusa, a nie odlewem czaszki
opisanej przez o. Teilharda de Chardin (i innych) . Model ten, oraz  równie sztuczny
dokument rzekomo ten model opisujący, miał na celu zaprezentowanie Człowieka
piekińskiego jako ogniwa pośredniego pomiędzy Człowiekiem jawajskim a
neandertalczykiem.
Dr Black ocenił pojemność mózgoczaszki na 960 cm3 (według jego własnych
obliczeń), co znajduje się w zakresie pojemności mózgowej człowieka i co znacznie
przekracza pojemność czaszki opisanej przez Teilharda. Ze sprawozdań o. Connella i
Malcolma Bowdena wynika, że metody Blacka zastosowane przy rekonstruowaniu
głowy Sinanthropusa noszą poważne znamiona braku naukowej uczciwości. Innymi
słowy, modeI ten był fałszywy; Black sprawił wszystko, aby jego Sinanthropus
reprezentował to, co on sam pragnął, by reprezentował.
W czasie kontynuowania prac wykopaliskowych odkryto dwa wielkie kopce
popiołu. W popiołach tych znajdowały się kości licznych zwierząt. Znaleziono w nich
także pewną ilość połamanych kawałków małpich czaszek, które Black uznał za
dalsze fragmenty swojego Człowieka pekińskiego. Wielce znamiennym faktem było
iż znaleziono jedynie części małpich czaszek, natomiast prawie żadnych innych kości
szkieletowych, co wskazywało na to, że dostały się do wnętrza tej  groty" tylko
głowy jakichś małpopodobnych istot, a w konsekwencji na to, że głowy te zostały
tam wniesione. Nie znaleziono żadnego świadectwa kopalnego, dającego
wyobrażenie o wielkości i postawie tego zwierzęcia. Jednakże mimo to Teilhard z
pewnością siebie oświadczył, że hominid ten poruszał się w postawie wyprostowanej
i był dwuręczny.
Świat dowiedział się ponadto o odkryciu  śladów ognia . Zatem Człowiek
pekiński wyłonił się jako obraz istoty przekraczającej linię podziału; istoty ludzkiej,
ale dopiero co ludzkiej, używającej narzędzi kamiennych, chodzącej w postawie
wyprostowanej, żyjącej w grocie, wykorzystującej ogień do gotowania. Dowody
zostały poprzekręcane i zatajone w tym celu, by sfabrykować Człowieka
pekińskiego; prasa dokonała reszty i świat uległ jego urokowi.
Na zaproszenie Teilharda prof. Breuil, znakomity paleontolog, odwiedził to
miejsce w 1931 roku. Kiedy powrócił do Francji, opublikował artykuł, który ujawniał,
że owe  ślady ognia" są w istocie pozostałościami po piecach przemysłowych.
Oglądał również same skamienieliny i postawił pytanie (które pózniej postawią inni
eksperci): Czy istoty o tak wyraznie zwierzęcych czaszkach zdolne były wytworzyć
tak wielki przemysł?
Dr Black i Teilhard de Chardin musieli wiedzieć, co prof. Breuil opublikował w
1932 roku; Breuil był światową sławą w dziedzinie archeologii i antropologii. A
jednak w następnym roku wydali oni swoją własną książkę:  Fossil Man in China"
(Człowiek kopalny w Chinach), która rościła sobie pretensje do wymienienia
wszystkich artykułów poświęconych temu tematowi a wydanych do roku 1933,
jednak z pominięciem ważnej publikacji Breuila. W związku z tym Francis Vere,
historyk, pisał następująco:  To po prostu niewiarygodne. Można wyciągnąć tylko
jeden wniosek, że odkrycia Breuila, jako niewygodne zostały rozmyślnie zatajone".
(Lessons of Piltdown, str. 47).
To bowiem, co oni nazwali  śladami ognia" było w rzeczywistości dwoma
ogromnymi kopcami popiołów. Jeden kopiec, znajdujący się na niższym poziomie, nie
został całkowicie odsłonięty. Kopiec zaś leżący na wyższym poziomie był kupą
popiołu sięgającą rozmiarami połowy boiska do piłki nożnej i, nawet po wiekach
osiadania, wysokością dorównywał dwupiętrowemu budynkowi. Utworzyły go
odpady z pieców przemysłowych, które widocznie płonęły nieprzerwanie przez długie
okresy czasu. Znajdowały się tam ponadto tysiące kamieni kwarcowych
sprowadzonych do tego miejsca z odległych co najmniej o milę kamieniołomów.
Dowody te wskazywały wyraznie, że wysoko rozwinięty człowiek wytworzył
przemysł wypalania wapienia, prawdopodobnie na potrzeby budowy starożytnego
miasta Cambaluc, znajdującego się w pobliżu miejsca, gdzie obecnie leży Pekin. Ale
mimo to Black i Teilhard wytrwale upierali się przy zaniżaniu wielkości tych palenisk,
ukazując je jako niewielkie piece domowe i ukrywając informacje na temat istnienia
działalności przemysłowej.
Człowiek pekiński zaprezentowany został jako istota żyjąca w grocie. Groty tam
żadnej nie było. Na zboczu góry znajdowały się dwa poziomy, z których wydobywano
wapień. Stare obsunięcia się ziemi najwidoczniej wszystko pokryły, a teraz nazwano
to grotami.
Sławny Marcellin Boule w teorii nie był przeciwnikiem ewolucji, ale - jak to już
zauważyliśmy - zawsze odnosił się krytycznie do metod, którym brakowało naukowej
solidności. Otóż Boule został zaproszony do odwiedzenia miejsca, gdzie narodził się
Człowiek pekiński - i rzeczywiście je odwiedził. Jedyną reakcją tego wielkiego
człowieka była irytacja, że każą mu tracić czas dla małpich czaszek. Wyraził
stanowczą opinię, że ten rozbudowany przemysł został tutaj wytworzony przez
prawdziwego człowieka. Boule odrzucił całkowicie teorię dr Blacka. Nazwał
fantastyczną hipotezą pomysł, że te istoty o małpich czaszkach mogłyby prowadzić
taką działalność przemysłową. Ponadto oświadczył, że te małpie czaszki oraz inne
zwierzęce kości zmieszane w popiołach stanowią resztki pożywienia pracujących tam
robotników, wrzucane w popiół.
Opinie Boule'a oraz Breuila powinny były położyć kres tej najnowszej eskapadzie
w poszukiwaniu małpoludów. Tak się jednak nie stało. Zamiast tego prowadzono
nadal taktykę przekręcania oraz zatajania istotnych dowodów, podczas gdy głosy
Boule'a i Breuila były ignorowane. Świat był w sposób systematyczny oszukiwany, a
Człowiek pekiński, wyrosły na oszustwie, stawał się coraz silniejszy. Podobnie też
rosła w świecie pozycja dr Blacka. W roku 1934 otrzymał on tytuł honorowego
członka the Royal Society of London. Wyobrazmy sobie jak zareagowaliby wszyscy
zainteresowani, gdyby odkryto szczątki prawdziwego człowieka w miejscu, gdzie
znaleziono Człowieka pekińskiego! Właśnie dokładnie to wydarzyło się na krótko
przed nadaniem dr Blackowi zaszczytnego tytułu. Mianowicie pod koniec roku 1933
wydobyto z ziemi  górnej groty trzy ludzkie czaszki. Dostarczono je do laboratorium
Blacka. I oto okazało się, że były to szczątki ludzkie, nie jakieś poobijane fragmenty
jak w wypadku Sinanthropusa, ale trzy kompletne czaszki dorosłych ludzi z
żuchwami, a także inne kości, prawdopodobnie należące do sześciu osób, w tym do
jednego dziecka. To wielkiej wagi odkrycie uzasadniało całkowicie poglądy Boule'a i
Breuila, a zarazem stanowiło zły znak dla Sinanthropusa.
Teilhard przesłał do Francji raport mówiący o tym, iż zostały znalezione kości
ludzkie. Ale, bez zbadania sprawy na miejscu, dodawał, że ci prawdziwi ludzie
musieli być pózniejszej daty, nie mają zatem żadnego związku z Sinanthropusem i
nie przedstawiają większego znaczenia. Dr Black miał wówczas poważne problemy z
sercem. W marcu 1934 roku znaleziono go martwego w jego laboratorium pośród
tych ludzkich szczątków.
Po śmierci Blacka kierownictwo nad badaniami przejął dr Franz Weidenreich.
Prowadził dalej prace nad konstruowaniem własnego modelu Sinanthropusa
(Człowieka pekińskiego) i prześcignął w tym samego Blacka. Wykorzystał cztery
różne odłamki czaszki; następnie na tej podstawie wykonano odlew głowy kobiecej,
zbliżonej wyglądem do ludzkiej. Pojemność mózgu była ogromna, gdyż sięgała 1200
cm3. Zwróćmy przy okazji uwagę, że w 1937 roku Teilhard (pozostając w jawnej
sprzeczności ze swoim raportem z 1933 roku) opublikował w  Etudes artykuł, w
którym dawał do zrozumienia, że nie znaleziono żadnych ludzkich szczątków. Mówił
natomiast o czaszce  wielkiego samca (Sinanthropusa) z pojemnością 1200 cm3, a
czynił to w tym celu, aby obalić pogląd Boule'a, jakoby dla stworzenia takiego
przemysłu konieczna była działalność prawdziwych ludzi. Czaszka ta jest
najwidoczniej modelem wykonanym przez Weidenreicha.
Być może narzuca się w tej chwili czytelnikowi następująca myśl: Dlaczego nie
poddaje się badaniom tych szczątków kostnych i przez to nie dochodzi się prawdy?
Nie możemy niestety tego uczynić, ponieważ wszystkie fragmenty kości Człowieka
pekińskiego zaginęły, a to co pozostało, to jedynie wyobrażeniowe modele wykonane
przez Blacka i Weidenreicha. Modele te wykorzystywane były w Chinach przez
komunistów w celu nauczania Chińczyków, że pochodzą od małp.
Wszystkie szczątki kostne zniknęły w sposób tajemniczy. Jednym wyjaśnieniem
jest to, że po wojnie skamienieliny zostały załadowane na amerykański statek - i po
prostu przepadły. Drugim natomiast, że w czasie wojny zniszczyli je japońscy
najezdzcy. Nie może to być jednak prawdą. Japończycy bowiem zezwolili dr Pei na
kontynuowanie prac badawczych dotyczących Człowieka pekińskiego przez cały czas
trwania wojny. O. Patrick 0'Connell pisał, że Japończycy w ogóle nie wtrącali się w te
sprawy, ale że były ważne powody, by zniszczyć te szczątki pózniej.  Czaszki te
zatem zostały zniszczone przed powrotem rządu chińskiego do Pekinu, a to w tym
celu, aby usunąć dowody oszustwa na wielką skalę .
Według mnie było to zaiste mistrzowskie posunięcie. Pozbyć się wszystkich
oskarżających dowodów, a jednocześnie pozwolić, aby Człowiek pekiński żył sobie
dalej jako nasz bezpośredni przodek. I to zostało osiągnięte. Albowiem Człowiek
pekiński i Człowiek jawajski zostali objęci wspólnym mianem HOMO ERECTUS -
pierwszy  człowiek przekraczający próg nowego stadium ewolucyjnego (the first
 Man across the threshold).
Z powodu upadku naukowej solidności oraz dzięki propagandowej działalności
środków masowego przekazu i systemowi edukacyjnemu, zaprezentowano światu
nowy ciąg ewolucyjny: od ramapithecusa i australopitheka aż po Homo habilis; dalej
poprzez Homo erectus wreszcie do Homo sapiens (włączając Homo neandertalis).
Tak było aż do roku 1972.
ROK 1972 - POCZTEK WIELKICH ZMIAN
CZASZKA 1470. W 1972 roku piorunująca wiadomość wstrząsnęła  drzewem
genealogicznym człowieka . Richard Leakey, syn nie żyjącego dr Leakey'a, znalazł w
Kenii czaszkę oraz kilka kości nóg i nagle wszystko się zmieniło. Czaszka ta została
określona jako  Czaszka 1470 . Pojemność mózgu wynosiła u niej około 800 cm3, co
znajduje się na dalszym krańcu wartości spotykanych u Homo sapiens. Leakey
twierdził, że jest to czaszka ludzka, a wiek jej określił na 2.800.000 lat.
K o ś c i n ó g znalezione w tej samej warstwie były  nie do odróżnienia od
kości współczesnego człowieka . Oprócz tego znajdowały się tam także narzędzia,
którymi posługiwał się człowiek.
I chociaż była to kwestia sporna, mimo wszystko  Czaszka 1470 sklasyfikowana
została tymczasowo jako genus homo. Był to rzeczywiście przełom: oto bowiem
odkryto ludzką czaszkę i ludzkie kości o wiele starsze od owych rzekomych przodków
człowieka; o wiele starsze niż Homo erectus. Homo habilis i australopiteki. Tak więc
Richard Leakey obwieścił:  To, co odkryliśmy wymazuje po prostu wszystko, czego
nas uczono o ewolucji człowieka; nie mam nic do zaoferowania w to miejsce".
Zaproponował coś, o czym będzie mowa poniżej.
RAMAPITHECUS. Jedynym  przodkiem , na którego nie miało wypływu odkrycie
 Czaszki 1470 był ramapithecus, znajdujący się u samej podstawy tego  drzewa
genealogicznego . Aż do momentu owego przełomu nie odgrywał większego
znaczenia, znajdował się bowiem w nazbyt odległej przeszłości, bo aż jedenaście
milionów lat wstecz. Ale oto, nagle, cała ewolucja człowieka została od niego
uzależniona; stał się niespodziewanie jedynym ogniwem łączącym człowieka ze
zwierzętami.
W rzeczy samej jednak dowody mające świadczyć na rzecz ramapiteka
sprowadzały się zaledwie do kilku fragmentów żuchwy oraz paru zębów. Znaleziono
je w różnych częściach świata, lecz było ich tak niewiele, że wszystkie zmieściłyby
się w pudełku po cygarach. Były tak fragmentaryczne, że kawałki te mogły być
równie dobrze użyte do złożenia hominida, jak małpy - wszystko zależało od
upodobania. Wiarygodność ramapiteka, zawsze krucha, została w końcu podważona
dzięki odkryciu żyjących w Etiopii pawianów, których szczęki i zęby były w sposób
charakterystyczny podobne do owych resztek ramapiteka. Oczywiście oznaczało to,
że szczątki ramapiteka nie mogły już stanowić żadnej podstawy do tego, by nazywać
go hominidem, bo to samo można by rzec o żyjących współcześnie pawianach.
Nokautujące uderzenie nastąpiło w roku 1978, kiedy to David Pilbeam znalazł
kompletną żuchwę ramapiteka. Napisał, że  ten nowy okaz nie odpowiada naszym
oczekiwaniom . Dokonawszy opisu niektórych jej cech stwierdził:  Znalezisko to,
wraz z innymi danymi, ukazało w sposób jasny, że historia człowieka wymaga
ponownego przemyślenia . Wraz z dyskwalifikacją ramapiteka,  kopalne drzewo
genealogiczne człowieka okazuje się na nowo nie zapisaną kartą.
Tymczasem dalsze odkrycia rugowały w cień  Czaszkę 1470 . Obraz zaczął
ulegać szybkim zmianom.
LAETOLI (Tanzania). Odkrycia dokonane przez Mary Leakey. W 1974 roku w Laetoli,
Mary Leakey (matka Richarda Leakey'a) znalazła żuchwy podobne do ludzkich,
których wiek określiła na 3 i pół miliona lat. W 1976 roku zaś odkryła ona
sfosylizowane odciski stóp w zastygłych popiołach wulkanicznych, których wiek
datowany był na trzy i pół miliona lat. Mary Leakey donosiła:  ...Kształt jego stopy
był dokładnie taki sam jak naszej . I dalej, w innym miejscu:  Budowa nogi musiała
być bardzo podobna do naszej . Dr Louise Robbins, specjalista w dziedzinie odcisków
stóp, dokonał ich analizy:  Rozłożenie nacisków w tych śladach odpowiada
ludzkim... Robbins podkreślił:  Wyglądają one zupełnie jak ślady człowieka, jak
współczesnego człowieka, tak że nieprawdopodobnym się wydaje, aby mogły być
znalezione w tak starym lufie wulkanicznym". ( Nat. Geog." kwiecień 1979, str. 446-
456).
Na dwustronicowej ilustracji przedstawiony jest wulkan, zaś na pierwszym
planie tego rysunku znajdują się dwie istoty zwierzęce, nagie i włochate, chodzące
(w postawie wyprostowanej oczywiście) po wilgotnej warstwie popiołu, na ludzkich
nogach i stopach. Istoty te pozostawiają za sobą wstęgę śladów stóp, tak aby nasi
współcześni poszukiwacze mogli je po upływie wieków odnalezć. Uczony
kreacjonista skomentowałby to następująco:  Współcześni ludzie pozostawili odciski
stóp współczesnego człowieka. Wasze metody datowania są bezużyteczne. Ten
rysunek jest czystą fantazją .
Gdyby żuchwy, które wyglądały zupełnie jak ludzkie, oraz ślady stóp odciśnięte
przez stopy  dokładnie takie same jak nasze zostały znalezione w najmłodszych
skałach, to na pewno byłyby niezwłocznie sklasyfikowane, nawet przez najbardziej
gorliwego ewolucjonistę, jako ślady współczesnego człowieka. Jednakże kiedy
ewolucjonistyczne radiometryczne datowanie sprawia, że wiek skały sięga trzech i
pół miliona lat, to wówczas sami ewolucjoniści znajdują się w kłopocie. Wyrażają
wtedy swoje zdumienie i usiłują znalezć azyl w ewolucjonistycznej nowomowie:
 Znalezliśmy ślady stóp hominidów, które są w znacznym stopniu podobne do
śladów stóp współczesnego człowieka. Ślady, które - moim zdaniem (czyli zdaniem
p. Mary Leakey) - mogły być pozostawione jedynie przez jakiegoś przodka
człowieka . Prawdziwe dowody są tak przetwarzane, aby odpowiadały z góry
przyjętemu wyobrażeniu o ewolucji. Kiedy ewolucjoniści spotykają się z
nieodpowiednim dowodem, to okazuje się, że nie potrafią ocenić go obiektywnie - są
niewolnikami swoich wcześniej przyjętych sądów. Coś wręcz przeciwnego
powiedziałby uczony kreacjonista, a mianowicie :  Ludzkie ślady stóp z pewnością
pozostawione zostały przez ludzi; ludzkie żuchwy na pewno należały do ludzi .
HADAR (Etiopia). Odkrycia dokonane przez Johansona:
(A) W roku 1974 dr Donald Johanson i dr Maurice Taieb znalezli części dwóch
dolnych szczęk, połowę szczęki górnej, a także jedną kompletną górną szczękę z 16
zębami. Johanson sklasyfikował te szczątki kostne jako 'homo' (człowiek),
określając ich wiek na około 4 miliony lat. ( Sc. American", grudzień 1974, str. 64).
(B) Z kolei w 1975 roku znajduje Johanson szczątki dwojga dzieci oraz kości
czterech lub pięciu osób dorosłych, które zostały określone jako  pierwsza rodzina
człowieka pierwotnego". Znaleziono tam kości szczękowe, zęby oraz kilkadziesiąt
kości rąk, kości stóp, nóg, kręgów, żeber oraz niekompletne czaszki. ( Nat. Geog.",
grudzień 1976).
Sprawozdanie zawierające opisy i fotografie tych wszystkich znalezisk, wyrażało
pewność, że są to szczątki ludzkie. Na przykład strony 808-809 ukazują fotografie
kilku znalezisk z następującymi komentarzami:  Kości rąk... ułożone jako para
przypominająca w sposób zadziwiający nasze własne - i w wymiarach i w kształcie i
w funkcji". A także to:  Szczęka ma kształt litery U, zupełnie jak szczęki ludzkie, a
nie kształt litery V jak u australopiteka". A ponadto:  Dla żartu członkowie
ekspedycji badawczej wykonali gliniane kopie swoich własnych zębów; kopia szczęki
pewnej kobiety wyróżniała się uderzającym podobieństwem do okazu pochodzącego
sprzed trzech milionów lat". Nikt nie miał wątpliwości, że szczątki są ludzkie; wiek
ich określono na trzy i pół miliona lat.
(C) Wkrótce po tych znaleziskach, a więc w tym samym 1975 roku, Johanson odkrył
inną istotę. Znalazł prawie połowę szkieletu, a wiek jego datował na 3 miliony lat.
Znalezisko to nazwał  Lucy" i był pewien, że jest zwierzęciem, a nie istotą ludzką:
 Lucy jest daleka od tego, by należeć do rodzaju Homo. Jako w pełni dojrzała nie
przekracza 1,3 metra wysokości. Jej kończyny górne w stosunku do nóg są dłuższe
niż ręce współczesnego człowieka, ale jednak nie tak długie jak łapy małpy... Dolna
szczęka ma kształt litery V, a jej wąskie siekacze przypominają siekacze
australopiteka..." ( Nat. Geog." grudzień 1976, str. 802).
 Time" (7 listopada 1977) donosił:  Odsłonięto skamieniałe szczątki
dwudziestoletniej samicy australopiteka leżące w warstwie skał osadowych, których
wiek datowano na 3 miliony lat... Lucy była małą istotą, mierzyła niewiele ponad 1
metr wysokości, z pojemnością mózgu trzykrotnie mniejszą niż u współczesnego
człowieka. Szkielet Lucy stanowił najlepszy klucz do proporcji australopiteka ...
zadziwiająco krótkonoga ... nie ma jednak wątpliwości, że chodziła w postawie
wyprostowanej .
W gruncie rzeczy wątpliwym jest, aby Lucy rzeczywiście miała wyprostowaną
postawę. W 1979 roku dr Owen Lovejoy stwierdził, że wieloczynnikowa analiza
stawów kolanowych Lucy wykazała, iż są one  wyraznie małpie i bardzo odbiegające
od ludzkich .
Istniała zgoda pomiędzy Leakey'ami, Johansonem i Taiebem a także w kołach
naukowych i w prasie co do tego, że powyższe znaleziska wymienione w punkcie (A)
i punkcie (B) są pochodzenia ludzkiego ( Homo ) i że wiek ich waha się między 3,5 a
czterema milionami lat; istniała również zgoda co do tego, że znalezisko opisane w
punkcie (C) było zwierzęciem (australopitek  Lucy), które żyło pózniej w czasie niż
owe istoty ludzkie (w polemice z tą argumentacją stosuję ewolucjonistyczną
milionową skalę czasu, jakkolwiek jej nie akceptuję. W dalszej części niniejszej
książki metody tego rodzaju datowania omówiono w sposób krytyczny i w
konsekwencji odrzucono.)
Nieewolucjoniści uważają części tych znalezisk z Hadaru i Laetoli za
zdecydowanie ludzkie ale, ponieważ  datowane były one jako bardzo stare,
ewolucjoniści nie mogą pozwolić, by okazały się ludzkimi. Spowodowałoby to
wyrwanie z korzeniami  genealogicznego drzewa człowieka , a do tego przecież nie
mogą oni dopuścić.
NOWE  DRZEWO GENEALOGICZNE CZAOWIEKA"
RICHARDA LEAKEY'A: CZASZKA Z KOOBI FORA. W 1975 roku w Koobi Fora, Richard
Leakey znalazł stosunkowo nie uszkodzoną czaszkę tam, gdzie wcześniej odkrył
 Czaszkę 1470 . Twierdził, że ta najnowsza czaszka przypomina wyglądem Homo
erectus (Człowieka jawajskiego i Człowieka pekińskiego) i że jej pojemność mózgu
wynosi 900 cm3;
R. Leakey datował jej wiek na 1,5 miliona lat. Ponadto oświadczył, że czaszka ta jest
bardziej rozwinięta niż  Czaszka 1470 . Zdegradował w ten sposób  Czaszkę 1470" z
poziomu  ludzkiego" do poziomu Homo habilis.
Na tej podstawie zaproponował nowe  drzewo genealogiczne człowieka", a
mianowicie, od Homo habilis ewoluującego w Homo erectus, który następnie
ewoluował w Homo sapiens.
Omówmy teraz wydarzenia jakie miały miejsce w Hadarze i Laetoli oraz nowe
 drzewo genealogiczne Johansona.
JOHANSON ZMIENIA FRONT. AUSTRALOPITHECUS AFARENSIS: Kiedy w latach 1974-
5 Johanson znalazł w Hadarze szczęki, zęby oraz inne kości, nie wyłączając
 pierwszej rodziny człowieka pierwotnego , kiedy Mary Leakey odkryła w Laetoli
podobne do ludzkich kości szczękowe oraz odciski stóp, Johanson uznał je wszystkie
za należące do genus Homo. Jednakże około roku 1979, pod wpływem dr Tima
White'a, dokonał nagłej zmiany frontu. Teraz bowiem klasyfikował znalezione przez
siebie kości Homo oraz zwierzęcej Lucy, jako pojedynczą istotę, jako prymitywnego
australopiteka, którego określił mianem  Afarensis i który od tego momentu
stanowił podstawę jego nowego  drzewa genealogicznego człowieka . Tak więc
drzewo to zaczyna się od Australopithecus Afarensis jako od  wspólnego rodzica
dwóch rozgałęzionych linii. Johanson utrzymywał, że jedna z tych linii wytworzyła
australopiteki: wpierw Africanusa, następnie Robustusa i dalej aż do Boisei (lub
Zinjanthropusa). Twierdził także, iż ta druga odgałęziona linia wydała Homo habilis,
który następnie ewoluował aż do Homo erectus, by ostatecznie osiągnąć poziom
Homo sapiens.
Leakey'owie jednak odrzucają australopiteka afarensis, podobnie jak to czyni
kilku innych uczonych. Twierdzą oni, że Afarensis jest zlepkiem co najmniej dwóch
oddzielnych gatunków. Afarensis Johansona został jednak powszechnie
zaakceptowany jako  rodzic australopiteków i człowieka. Nagle nastąpiło nowe
odkrycie, które obaliło ów status australopiteka afarensis, a z nim prawie całą teorię.
JESZCZE JEDEN BOISEI (LUB ZINJANTHROPUS). W lipcu 1986 roku prasa
donosiła o nowym odkryciu w Kenii, którego dokonał współpracownik Richarda
Leakey'a, dr Alan Walker. Była to jeszcze jedna czaszka australopiteka Boisei (lub
Zinjanthropusa), ale jej wiek został określony na 2,5 miliona lat, co czyniło ją
znacznie starszą od jakiegokolwiek poprzedniego okazu Boisei. Wiek jego jest zatem
niemalże tak stary jak Lucy, jakkolwiek dotychczas przypuszczano, że to Lucy jest
przodkiem Boisei. To nowe odkrycie przeniknęło całą  ewolucję hominidów falami
wstrząsów. A oznacza to, że: (1) Boisei nie mógł wyewoluować z Afarensis (lub
Lucy); (2) dlatego także zarówno Africanus jak i Robustus nie mogli wyewoluować z
Afarensis; (3) toteż Afarensis okazuje się być bez znaczenia, gdyż jawi się jedynie
jako jeden z kilku współistniejących gatunków australopiteków, a żaden z nich nie
posiada nawet jednego znanego przodka; (4) Homo habilis nie ma żadnego znanego
przodka i współistniał z australopitekami; (5) rejestr kandydatów do  ewolucji
hominidów" ulega więc wymazaniu do czysta.
Konsekwencje tego nowego odkrycia zostały ocenione w  Discover (wrzesień
1986). Na okładce tego pisma widnieje odlew nowej czaszki z następującym
komentarzem:  Zadziwiająca, 2 i pół miliona lat licząca czaszka znaleziona w Kenii,
obala wszystkie dotychczasowe wyobrażenia o procesie ewolucji pierwotnych
hominidów. Teraz już nie wiemy kto komu dał początek - ani też nawet w jaki sposób
i kiedy my sami zaistnieliśmy .
Ocena powyższa jest dziełem paleontologa ze Szkoły Medycznej Johna Hopkinsa,
pani Patrycji Shipman, żony Alana Walkera, a więc człowieka, który odkrył tę
czaszkę. W artykule p. Shipman czytamy co następuje:  To, co ta nowa czaszka czyni
za jednym zamachem, jest całkowitym obaleniem wszystkich dotychczasowych
wyobrażeń o przebiegu ewolucji pierwotnych hominidów . Z artykułu tego
dowiadujemy się ponadto, że omawiana czaszka jest  starsza od. wszelkich
domniemanych przodków Robustusa. Pomimo jednak swego starego wieku jest już
wyspecjalizowana do poziomu Boisei .
Pani Shipman zauważa, iż nie było wystarczająco wiele ewolucyjnego czasu na
to, aby Afarensis mógł dać początek czterem najwyrazniej odmiennym rodowodom
hominidów. Stawia ona wielki znak zapytania wobec Afarensis, utrzymując, że on
 mógł może reprezentować wszystkie te odmienne gatunki hominidów niewłaściwie
grupowane jako jeden gatunek. W takim razie, gdzie się więc podział ów gatunek
dający początek rodowodowy wszystkim hominidom? Najlepszą odpowiedzią, jaką
jesteśmy w stanie dać obecnie jest to, że w ogóle nie mamy żadnego jasnego pojęcia
o tym, kto komu dał początek; wiemy jedynie, kto tego początku nie dał... W istocie
rzeczy nie wiemy nawet jakiego 'pragatunku' poszukujemy .
Artykuł ten jest więc przyznaniem, że uczeni ewolucjoniści nie posiadają żadnych
danych na temat pochodzenia człowieka.
Pani Shipman kończy swój artykuł następująco:  Jak trzęsienie ziemi, nowa
czaszka sprowadziła nagle wszystkie nasze skrupulatnie zorganizowane konstrukcje
do kupy gruzu nieporadnych z grubsza ciosanych nowych hipotez . Następnie dodaje
coś, co brzmi raczej dziwnie:  Oto niezawodny znak naukowego postępu .
Wszystko wymierza śmiertelny cios scenariuszowi Lucy-Afarensis. Teraz z kolei
przyjrzyjmy się sytuacji w jakiej się znajdują Homo habilis i Homo erectus.
HOMO HABILIS. Najnowsze znalezisko pozostawia habilisa bez żadnego przodka. Był
on sporną klasyfikacją od roku 1960, kiedy to dr Louis Leakey znalazł szczątki
jakiejś prymitywnej istoty i sklasyfikował ją jako Homo habilis (człowiek zręczny). Z
powodu pojemności jego mózgu wynoszącej zaledwie 650 cm3, status tego Homo
był, i jest nadal, kwestionowany przez wielu naukowców, którzy uważają go za
australopiteka.
Kilka dalszych znalezisk, z mózgami mniej więcej takimi samymi lub mniejszymi,
zostało również zaliczonych do gatunku Homo habilis.
W 1972 roku Richard Leakey znalazł (jak już wcześniej wspominano)  czaszkę
1470 z pojemnością mózgu sięgającą prawie 800 cm3. Oznajmił, że jest to ludzka
czaszka -  ZADZIWIAJCO ROZWINITY PIERWOTNY CZAOWIEK ( Nat. Geog.
czerwiec 1973, str. 820). Opinie na temat tej klasyfikacji były jednakże podzielone.
Ponadto w skałach osadowych  liczących ponad 2.600.000 lat znalazł Leakey
także kości nóg  zdumiewająco podobne do kości nóg współczesnego człowieka
( Nat. Geog. str. 823 i 828). Ale w ciągu pięciu lat Richard Leakey oraz jego
współpracownik z zespołu, dr Alan Walker, zdegradowali  czaszkę 1470 . Ważnym
jest tutaj zwrócenie uwagi na to, że obaj eksperci nie byli zgodni co do tego, jak
sklasyfikować swoją własną  czaszkę 1470 . We wspólnym artykule opublikowanym
w  Scientific American (sierpień 1978), na stronie 54 stwierdzają:  My sami nie
jesteśmy zgodni w przedmiocie rodzajowego ustalenia dla KNM-ER 1470. Jeden z
nas (Leakey) jest za tym, by zaszeregować ten okaz w rodzaju Homo, drugi
natomiast (Walker), by zaszeregować go do gatunku australopiteków .
Jak się zdaje stanowisko Leakey'a wzięło górę i  czaszka 1470 weszła do
naszego rodowodu jako Homo habilis. Wszystko to dowodzi, że Homo habilis jest
klasyfikacją wyłącznie z racji indywidualnych preferencji. Klasyfikacja ta obejmuje
dużą różnorodność istot z pojemnością mózgu od około 500 cm3 do prawie 800 cm3,
co sprawia, że wszystko to daje w sumie bardzo pomieszany gatunek Homo habilis,
pozbawiony jakiejkolwiek naukowej ścisłości, a ponadto pozbawiony jakiejkolwiek
możliwej do udowodnienia kolejności ewolucyjnej, wiodącej do niego lub też
wywodzącej się od niego. Jednakże nie traćmy z oczu ludzkich kości nóg.
Czymkolwiek bowiem może okazać się Homo habilis, to te kości pozostaną nadal
kłopotliwe dla kalendarza ewolucjonistów.
HOMO ERECTUS. Wydaje się, że jest to klasyfikacja ustalona dla wygody. Pierwszymi
okazami, które zostały do niej włączone, byli Człowiek jawajski i Człowiek pekiński.
W istocie, zarówno jeden jak i drugi, powinni być uważani za efekt oszustwa.
Zauważyliśmy już, że w roku 1975 Richard Leakey sklasyfikował czaszkę z Koobi
Fora jako Homo erectus (KNM-ER 3733); jej pojemność mózgu wynosiła około 850
lub 900 cm3. Niedługo po tym znalazł jeszcze jedną czaszkę (KNM-ER 3883), którą
zaliczył także do klasy Homo erectus, chociaż, w porównaniu z poprzednią, czaszka
ta miała masywniejsze łuki brwiowe, kości policzkowe oraz wyrostki sutkowe. Sądzę
również, iż ilustracje ukazują niższe i bardziej cofnięte czoło. Ze sprawozdania z
1978 roku dowiadujemy się, że wymiary jego mózgu nie zostały jeszcze określone,
ale nie ma powodu, by spodziewać się, iż będą one znacznie różniły się od czaszki
3733 (Koobi Fora) ( Sci. Amer. , sierpień 1978, str. 55). Po upływie trzech lat od
znalezienia tej czaszki nie dokonano pomiaru wielkości jego mózgu. Ciekawi
jesteśmy dlaczego.
Dr Duane Gish powiedział:  ...Możliwym jest, że niektóre ze szczątków kostnych,
opisane jako Homo erectus, w rzeczywistości mogły być szczątkami neandertalczyka.
Mówiono mi, że niektóre szczątki kostne sklasyfikowane jako Homo erectus, zostały
określone jako takie jedynie dlatego, że uważano, iż są zbyt stare jak na
neandertalczyka (z listu dr D. Gisha do A.W. Mahlerta z Brisbane, 24 marca 1978).
SZKIELET CHAOPCA. Opinia dr Gisha zyskuje pewną moc dzięki ostatniemu odkryciu,
jakiego dokonali Richard Leakey i Alan Walker w Kenii w 1984 roku.  Najbardziej
kompletny szkielet przodka pierwotnego człowieka jaki kiedykolwiek znaleziono -
pisał  N.Y. Times z 19 pazdziernika 1984 roku, str. A 1. Był to prawie kompletny
szkielet chłopca w wieku około 12 lat i o wzroście nie przekraczającym 170 cm.
Gdyby dorósł wieku dojrzałego, mógłby osiągnąć 185 cm wzrostu. Na podstawie
warstw popiołów wulkanicznych wiek jego określono na 1.600.000 lat (w dalszej
części niniejszej książki omówimy te metody datowania oraz dlaczego są one
odrzucane przez uczonych kreacjonistów).
 The Washington Post (z 19 pazdziernika 1984, str. A 1) podawał, że nowe
znalezisko ujawnia, iż ci pradawni ludzie mieli kształt ciała w istocie nie do
odróżnienia od naszych własnych. Ciekawy jestem czy redaktorzy  The Post" zdawali
sobie sprawę z tego, że nie stanowi to żadnego poparcia dla owych 1,6 milionów lat
ewolucji. Główny szkielet wygląda zupełnie tak jak szkielet współczesnego
człowieka. Dr Walker powiedział:  Wygląd ma niesamowicie ludzki. Nie jestem
pewny czy przeciętny patolog zauważyłby cokolwiek różniącego ten szkielet od
szkieletu człowieka .
Co się zaś tyczy jego czaszki, to Walker wspomniał:  Kiedy dołączyłem żuchwę
do tej czaszki, wtedy Richard (Leakey) i ja zaczęliśmy się obaj śmiać, ponieważ tak
bardzo przypominała neandertalczyka ( Wash. Post , 19 pazdziernika 1984, str. A
11). Pojemność mózgu ustalono na 850 cm3, co jest niewiele, ale mieści się w
ramach zmienności ludzkiej.
Wygląda na to, że chłopiec został bez wahania włączony do gatunku Homo
erectus. Można zatem wnioskować, że gdyby ten popiół wulkaniczny był  datowany
jako młodszy, wówczas chłopiec byłby sklasyfikowany jako neandertalczyk albo też
jako spokrewniony z neandertalczykiem.
Z tego wszystkiego, co już do tej pory omówiliśmy, wyrasta wciąż wzmagające
się wrażenie, że Homo erectus jest w gruncie rzeczy jakąś bezpostaciową
(amorficzną) klasyfikacją zaimprowizowaną dla wygody. Wrażenie to jeszcze
bardziej potęgują australijskie szczątki kostne odkryte w Talgai i Kow Swamp.
CZASZKA z TALGAI. Czaszka ta znaleziona została w Queensland w 1886 roku.
Przechowywana była w prywatnym domu aż do roku 1914, kiedy to na kongresie
nauki w Sydney głośno obwieszczono jej istnienie. Potem jednak zapadła się w mrok
niepamięci, aż do 1948 roku, kiedy N.W.G. MacIntosh, profesor anatomii na
uniwersytecie w Sydney, rozpoczął lata pracowitych badań nad nią.
 Science News" (z 20 kwietnia 1968, str. 381) w redakcyjnym komentarzu
pisały:  Ze swoim cofniętym czołem, ze swoją wysuniętą do przodu twarzą,
wydatnymi łukami brwiowymi oraz wielkimi kłami (czaszka Talgai) ma w sobie wiele
cech charakterystycznych dla tak zwanego Człowieka jawajskiego. Homo erectus ...
A tymczasem są to szczątki czternastoletniego aborygeńskiego chłopca, który żył i
umarł w Queensland 13.000 lat temu i który należał do gatunku Homo sapiens . W
informacji tej czytamy ponadto:  Doniosłość tego odkrycia polega na tym. że
wskazuje ono, iż Homo erectus i Homo sapiens mogły być tym samym gatunkiem .
KOW SWAMP. W kilka lat po opublikowaniu owego sprawozdania na temat czaszki
Talgai, A.G. Thorne oraz P.G. Macumber odkryli szczątki ponad trzydziestu osobników
na obszarze Kow Swamp, Australia, Victoria. Wiek ich określono na dziesięć tysięcy
lat.
W roku 1972  Nature" (nr nr 238-316) zamieścił szczegółowe sprawozdanie na
temat tych szczątków, które będąc szczątkami ludzkimi, ujawniają jednak archaiczne
rysy czaszek, co sugeruje przetrwanie w Australii gatunku Homo erectus aż do tak
niedawnych czasów jak okres sprzed 10.000 lat. W swojej nowej książce dr Gish
omawia sprawozdanie publikowane w  Nature , w którym stwierdza się (str. 319),
że czaszki te wskazują na  długie czasowe zachowanie cech pierwotnych typowych
dla gatunku sapiens (przypuszczalnie chodzi tu o cechy charakterystyczne
neandertalczyka), ale wskazuje się również na to, że kości czołowe jawią się jako
szczególnie archaiczne, gdyż zachowują prawie nie zmienioną formę typową dla
wywodzącego się ze Wschodu Homo erectus, zwłaszcza takiego, jak jawajskie
pitekantropy (tj. Człowieka jawajskiego).
Główny szkielet nie jest opisany, stąd też D. Gish przypuszcza, że jest on
współczesny. Wcześniej już omówiliśmy odkrycie w Kenii szkieletu chłopca, który R.
Leakey oraz A. Walker natychmiast sklasyfikowali jako Homo erectus. Otóż D. Gish
sugeruje, że ów domniemany szkielet erectusa może okazać się podobny do
szkieletów ludzi z Kow Swamp. (D. Gish,  Evolution: The Challenge of the Fossil
Record , str. 202-203).
Chłopiec z Talgai oraz ludzie z Kwo Swamp należeli bezsprzecznie do gatunku
Homo sapiens. Ale oto znowu rodzi się dylemat: Neandertalczyk sapiens i niesapiens
erectus reprezentowani przez tych samych osobników, a eksperci w dalszym ciągu z
zakłopotaniem drapią się w głowę. Wszystko razem wziąwszy, wydaje się, że Homo
erectus (podobnie jak Homo habilis) jest wyłącznie tworem imaginacji niewielkiej
grupy poszukiwaczy skamienielin.
Właściwym wydaje się w tym miejscu przypomnieć dwa dawniejsze odkrycia,
które winny były powstrzymać poszukiwanie małpoludów, zanim się ono zaczęło.
Otóż w czasach Darwina znaleziono dwie czaszki współczesnych ludzi w skałach,
które - jak sądzono - mają miliony lat.
CZASZKA Z CASTENEDOLO (Włochy). Została ona znaleziona w roku 1860 w warstwie
pliocenu. Była to czaszka jakiegoś współczesnego człowieka. Dwadzieścia lat
pózniej, w pobliżu tego samego miejsca i w tej samej warstwie pliocenu, znaleziono
szczątki kobiety oraz dwojga dzieci. Uznano, że pojemność mózgu kobiety wynosiła
około 1340 cm3.
CZASZKA Z CALAVERAS. W roku 1866, w żwirze wczesnego pliocenu w Kalifornii,
znaleziono typowo współczesną czaszkę ludzką. W tych samych pokładach
znajdowały się także narzędzia kamienne wykonane przez człowieka.
Dla każdej bezstronnej osoby znaleziska te stanowiły dowód, że ludzie
nowoczesnego typu żyli w okresie pliocenu, czyli wiele milionów lat temu (według
ewolucjonistycznej skali czasu). Ewolucjoniści jednakże nie są bezstronni. Takie
kości nie pasowały do ich teorii ewolucji. Stąd też zostały one w konsekwencji
zignorowane i ukryte. Krzewiciele ewolucji postępowali więc tak, jak gdyby te
szczątki kostne z Castenedolo i Calaveras nigdy nie istniały. Godnym jest także
zauważenia, iż ludzie tak bardzo liczący się, jak Sergi i Quatrefages uznali to za
dowód, że nowoczesny typ człowieka żył wiele milionów lat temu.
Najwyższy czas, aby czaszki z Castenedolo i Calaveras zyskały sobie należny im
rozgłos. Znakomitą relację na ich temat można znalezć w książce Douglasa Dewara
(1957) pt.  The Transformist Illusion oraz w książce Malcolma Bowdena,  Ape-men,
Fact or Fallacy (1977).
* *
*
Ostatnie wydarzenie, będące przykładem wciąż potęgującego się zamieszania w
ewolucjonizmie, podzieliło zwolenników ewolucji na dwa wrogie obozy.  Zjadliwość
tego sporu oraz wywoływane przezeń uczucia u przeciwników są zaiste godne
uwagi... ( The Neck of the Giraffe , cytowane na str. 218 słowa dr Colin Patterson).
Z jednej strony znajdują się gradyści (Gradists), którzy są darwinistami i którzy
klasyfikują różne gatunki według domniemanych powiązań ewolucyjnych. Po
przeciwnej stronie zaś znajdują się kladyści (Cladists), którzy pomijając teorię
darwinistyczną, klasyfikację przeprowadzają na zasadzie liczby cech wspólnych dla
gatunków bez ewolucyjnych założeń.
W  New Scientist (3 maja 1984, str. 25) Peter Andrews, dyrektor działu
paleontologii w British Museum wyjaśnia, jakie były tego konsekwencje dla Homo
erectus. Gradyści bowiem utrzymują, że był on reprezentowany przez jeden i ten
sam gatunek zarówno w Azji jak i Afryce i że przeszedł ewolucję do Homo sapiens.
Kladyści natomiast twierdzą, że gatunek Homo erectus ograniczał się tylko do Azji
(Człowiek jawajski - Człowiek pekiński) i że tam uległ wymarciu. Twierdzą oni
ponadto, że okazy afrykańskie w istocie nie były gatunkiem Homo erectus; niemniej
jednak, czymkolwiek by one nie były, to i tak ewoluowały w Homo sapiens.
Być może artykuł Petera Andrews jest pomyślany jako wyjaśnienie całego
obrazu, ale faktycznie uwydatnia on tylko zamęt jaki panuje w ewolucji hominidów -
zamęt spowodowany rozmaitymi sprzecznościami alternatywnymi, z których każdy
ekspert wybiera to, co odpowiada jego własnym wyobrażeniom - zamęt powodujący,
iż wątpliwym staje się to, czy Homo sapiens ewoluował odrębnie w Afryce, w Azji i w
Europie, czy też ewoluował tylko w Afryce - zamęt, z którego już nie wiadomo czy
Homo erectus i Homo sapiens są dwoma odrębnymi gatunkami, czy też stanowią
jeden i ten sam gatunek.
Jeśli eksperci nie wiedzą, co i dokąd zmierza, to w takim razie zasadnym jest
następujące pytanie: jakież prawo może mieć ktokolwiek, aby upowszechniać teorię
ewolucji jako wiedzę ścisłą? W taki to sposób małpoludy przychodzą i odchodzą i nic
nie trwa długo.
W  New Scientist" (26 marca 1981, str. 805) John Reader, publicysta naukowy,
dowodzi, że niewielu kopalnych hominidów (jeśli w ogóle) utrzymywało się długo na
scenie. Mówi on:  Teraz już można wybaczyć laikom ich poczytywanie każdego
nowego przybysza za nie mniej efemerycznego, niż prognoza pogody . Ukazuje on
nam ponadto (str. 802) coś, co nie jest tak dobrze znane. A mianowicie, że szczątki
kostne są po większej części tak fragmentaryczne, iż dopuszczają kilka różnych
interpretacji. A całkowity zbiór szczątków hominidów znanych obecnie, ledwie
pokryłby stół bilardowy.
Na podstawie tych kilku nic nie znaczących fragmentów kości, niewielka grupa
poszukiwaczy skamienielin, wspomagana przez środki masowego przekazu,
przekonywała i przekonuje nadal świat, że zwierzęta przeistoczyły się w człowieka.
W całym tym zamieszaniu słusznym będzie wysłuchanie opinii lorda Zuckermana,
który był głównym doradcą naukowym rządu brytyjskiego. On sam oraz jego zespół
naukowy poświęcili wiele lat na badania szczątków kostnych hominidów przy
zastosowaniu ściśle naukowych metod. W swojej książce  Beyond The Ivory Tower
(str. 75-94) lord Zuckerman wykazuje, że nie dostrzega żadnej prawdziwej nauki w
poszukiwaniu kopalnych przodków człowieka, również nie widzi żadnego dowodu
kopalnego świadczącego o ewolucji człowieka od jakiejś niższej istoty.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Genetyka przeciwko fantazjom na temat ewolucji człowieka
Fakty i mity na temat paralotni z profilem samostatecznym
Mity na temat Kościoła w
W poszukiwaniu genów człowieczeństwa biologia molekularna na tropie ewolucji człowieka Pweł Golik
Prawdy i mity na temat herbaty
3 mity na temat pięknych kobiet
Refleksje na temat Kodeksu Etyki Zawodowej
Opinie uczniów gimnazjów na temat dostępności do nielegalnych substancji psychoaktywnych i przyczyn
Metodologia pracy umysłowej Esej na temat Metody uczenia się
Ocena wiedzy kobiet z Podkarpacia na temat profilaktyki
15 PYTAŃ DO ZWOLENNIKÓW TEORII EWOLUCJI
Rothbard Notatka na temat katolicyzmu
Analiza baz danych na temat materiałów betonopodobnych

więcej podobnych podstron