13 (217)



















A. Cole & C. Bunch     
  Sten

   
. 13 .    








    Mahoney zeskoczył z ruchomego chodnika, przesadził barierkę i
wpadł w drzwi do sklepu. Zwinął się w powietrzu, wylądował na nogach i pobiegł.

    Zwalił rząd urządzeń, przeleciał przez transporter i przetoczył
na pas wywożący śmieci. Wyjechał na nim ze sklepu i znalazł się parę stóp nad
drugim chodnikiem, prowadzącym na południe. Przesunął się na brzeg pasa i zawisł
na nim na rękach.
    Puścił i wylądował na chodniku. Odetchnął głęboko kilka razy i
otrzepał ubranie. Gubienie tego ogona, pomyślał, staje się coraz trudniejsze.
Thoresen i jego służba bezpieczeństwa najwyraźniej za bardzo interesowali się
ruchami sierżanta Inna Mahoneya z Gwardii Imperialnej, z podsekcji Kontroli
Jakości Racji Polowych.
    Jak dotąd "opieka" nad nim nie przekraczała granic normalnego
dla Vulcana paranoicznego nadzoru nad każdym cudzoziemcem. Miał taką nadzieję.
Ale gdyby znaleźli go teraz, to na pewno zostałby w końcu zdmuchnięty. Udało mu
się co prawda "pożyczyć" kartę Miga na wystarczająco długo, aby zdążyć
wyprodukować przyzwoitą fałszywkę, zwędził też komplet ubrań Miga i skierował
się na południe, jednak ciągle musiał uważać.
    Znajdował się całe mile poniżej Oka. O wiele dalej, niż
pozwalały przepustki Kompanii.
    Gdyby w tych rejonach został zdemaskowany przez służbę
bezpieczeństwa albo strażników, Kompania prawdopodobnie uznałaby przerobienie go
na nawóz dla najbliższej farmy kwiatków za prostsze od brnięcia przez wszystkie
formalności deportacji. .
    Mahoney jednak postąpił tak z pełnym rozmysłem. Jakoś nie
odniósł do tej pory sukcesów przy rekrutowaniu lokalnych agentów. Utknął w Oku i
miał dostęp tylko do oczywistych prowokatorów i Migów tak przerażonych, że nie
warto było, zawracać sobie nimi głowy. W każdym razie, osobiste przystąpienie do
akcji wydawało się mniej ryzykowne niż zakończenie misji i powrót do świata
Primy.
    Imperator, myślał Mahoney, nie byłby zachwycony postępami w
zbieraniu danych, skoro raport mógł brzmieć co najwyżej jakoś tak:
    1. Thoresen bez wątpienia tkwi po uszy w konspiracji i nie
pozwala nikomu, nawet członkom własnego zarządu, wtrącać się do swoich operacji.
Wielka rzecz. To Imperator wiedział już rok temu, na Primie.
    2. Thoresen prowadzi cicho kampanię propagandową przeciwko
Imperium, adresowaną szczególnie do Migów. Ale dopóki używał Doradców jako
piorunochronów i postawił tyle szczebli pośrednich pomiędzy sobą a Kompanią, nie
można go ruszyć. Mahoney stwierdził, że działania się toczą, ale nie mógł
powiedzieć nic ponad to, że odznaczają się dużą intensywnością.
    Żachnął się sam na siebie. Każdy zwykły szeregowiec z rezerwy
Sekcji Modliszki mógłby się tyle dowiedzieć albo i wracać, żeby zostać
zbieraczem gówna.
    3. System bezpieczeństwa planety został wzmocniony i krążą
uporczywe plotki jakoby niektóre z produktów Kompanii przerabiano na wyposażenie
wojskowe. Jak dotąd, nie można tego udowodnić. I nawet gdyby Mahoney mógł
dowieść prawdziwości tego twierdzenia, to Kompania zawsze była w stanie
uspokajać głosząc, że planuje ekspansję w Sektorze Pionierskim.
    - Całkowite i absolutne nic, tyle mam - zamruczał Mahoney. I
nagle zamarł. Daleko w przodzie, w dole chodnika zobaczył kordon strażników
sprawdzających karty w przenośnym komputerze. Jego fałszywka nie była aż tak
dobra. Szybko zeskoczył na najbliższym skrzyżowaniu, stanął na prostopadłym
chodniku, który przesuwał się piszcząc aż do wielkiej kopuły. Tu też była
blokada i sprawdzanie kart identyfikacyjnych.
    Mahoney uskoczył na bok. Spokój. Iść powoli. Oddychać powoli.
Wyglądać rześko. Trochę na haju. Po prostu właśnie zszedłem ze zmiany i wracam
do swojego mieszkania. Wszedł w zwężający się korytarz, potem spokojnie zboczył
w kolejny.
    Obrócił się przy wejściu i wielkim skokiem ominął następny
zakręt.
    Zatrzymał się. Czekał. Nasłuchiwał. No oczywiście. Kroki za
nim.
    Jasne, wmanewrowano go. Ale nie miał zbyt wielu możliwości do
wyboru. Poruszając się tak wolno, jak tylko potrafił, pociągnął nagonkę głębiej
w opuszczone sektory Vulcana.
    Pierwszy z nich popełnił błąd usiłując zaskoczyć Mahoneya z
mijanej ślepej uliczki. Pułkownik Imperium prześlizgnął się pod skórzaną pałką i
uderzył łokciem w gardło zbira. Kopniakiem wytrącił broń z dłoni drugiego
opryszka, złapał ją w powietrzu i nacisnął spust. Strażnik uchylił się, a wtedy
Mahoney z całej siły uderzył pięścią w postawę czaszki.
    Dwóch. Odwrócił się i stwierdził, że tamci tylko blokowali
przejście. Trzech następnych nadchodziło zza rogu. Jeden z nich miał broń.
Wycelowaną.
    Przywiązany do pręta paralizator, ciśnięty ze znajdującego się
wyżej otworu wentylacyjnego, trafił w oko uzbrojonego mężczyzny. Ten wrzasnął i
runął na ziemię.
    Mahoney szedł nadal do przodu, chcąc zmniejszyć odległość
między sobą a przeciwnikami, gdy z otworu kanału wentylacyjnego wyskoczył młody
mężczyzna. Jego prawa ręka śmigała tam i z powrotem.
    Oficer Imperium zamrugał, gdy głowa drugiego ze strażników
oddzieliła się od tułowia, opryskując wszystko fontanną krwi. Chłopak skulił się
w obrocie. Podnosząc się do góry, zatoczył nożem pełne koło.
    Mahoney zauważył, że trzyma on nadgarstek swoją wolną dłonią,
używając jej jako przewodnika. Wiedząc to...
    Trzeci człowiek upadł z nożem tkwiącym głęboko w piersi. Młody
mężczyzna schylił się, wyciągnął nóż i wytarł go w ubranie trupa. Młody. Dobry.
Odważny.
    Mahoney stał bardzo spokojnie i pozwolił chłopakowi przejść
obok. Następny chłopak - nie, dziewczyna, wyskoczyła z otworu. Zabrała swoją
broń.
    Około dziewiętnastki, nieduży, powiedzmy sześćdziesiąt
kilogramów. Poprawka: dziewiętnaście na czterdzieści. Wyglądał jak każdy
bezdomny dzieciak z parszywego świata, tyle że się nie płaszczył. Mahoney
pomyślał, że pewnie zawsze nosił głowę wysoko. Buntownik. Oficer prawie się
uśmiechnął.
    Sten popatrzył na niego, a potem na leżące obok dwa ciała.
Całkiem dobrze, jak na starego człowieka. Wyglądał tak gdzieś na czterdziestkę,
duży. Sten nie potrafił określić go precyzyjnie z powodu kombinezonu Miga. Nic
dziwnego, przecież znał tylko trzy kasty, a spotkał się twarzą w twarz tylko z
dwiema.
    - Pewnie wkrótce będzie ich więcej, przyjacielu - powiedział
Mahoney. - Lepiej skróćmy wstępne formalności.
    - Nie ma pośpiechu. Nigdy nie widziałem pięciu strażników
wysłanych za jednym człowiekiem. Co takiego zrobiłeś?
    - To trochę skomplikowane...
    - Sten. Patrz.
    Sten nie zdjął wzroku z Mahoneya. Bet wstała znad ciał i
trzymając trzy karty podeszła do nich.
    - To nie byli strażnicy. Mają karty Execów!
    - To służba bezpieczeństwa Thoresena - stwierdził Mahoney. -
Musieli iść za mną od Oka.
    - Ty nie jesteś... jesteś cudzoziemcem.
    - Tak.
    Sten podjął decyzję.
    - Rozbieraj się.
    Mahoney najeżył się, potem załapał i zaklął. Dzieciak miał
rację. Zdjął kombinezon, potem ściągnął buty. Swoje własne buty z Primy. Zważył
jeden na próbę w dłoni, potem trzasnął nim o ścianę. Obcas pękł i szczątki
małego przekaźnika posypały się na podłogę.
    Sten kiwnął głową.
    - Dzięki temu mogli iść za tobą. Nałóż teraz ubranie z
powrotem.
    Złączył dłonie i podsadził Bet do otworu. Wyciągnęła rękę i
pomogła mu wejść.
    Wewnątrz kanału obrócił się, podczas gdy Mahoney podskoczył,
złapał za krawędzie obiema rękami i podciągnął się do środka.
    - Trochę trudne dla kogoś w moim wieku.
    - To nie kwestia wieku - powiedziała Bet.
    - Idź za nami - stwierdził krótko Sten. - I nie gadaj.
    Mahoney zamrugał znowu, gdy Sten schował swój nóż...
najwyraźniej do ramienia. Potem pobiegł za nimi w dół krętego przewodu.


następny   









Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
UAS 13 zao
er4p2 5 13
Budownictwo Ogolne II zaoczne wyklad 13 ppoz
ch04 (13)
model ekonometryczny zatrudnienie (13 stron)
Logistyka (13 stron)
Stereochemia 13
kol zal sem2 EiT 13 2014
EZNiOS Log 13 w7 zasoby

więcej podobnych podstron