ROZDZIAŁ VI, SAGA ZMIERZCHU, Jacob i Renesmee


ROZDZIAŁ VI
Elijah

Elijah ostrożnie zajął miejsce obok mnie.
- Chcę, żebyś wiedziała, jak bardzo mi przykro z powodu tego, co się stało - odezwał się głosem przepełnionym skruchą.
- Nie, nie ma powodu, byś kogokolwiek przepraszał. To nie twoja wina. Przecież nie wpoiłeś się we mnie świadomie - odparłam, jednak w głębi duszy chciałam, żeby podjął tę decyzję z własnej woli, bo wtedy najpewniej mógłby ją cofnąć. Niestety, to tak nie działało.
- Nie wiem, czy to zmieni coś na lepsze czy na gorsze, ale musisz wiedzieć, że gdybyś nie była już zajęta… - Przerwał i chyba ostatecznie zmienił słowa, jakich chciał w tej rozmowie użyć. - To znaczy… Jest w tobie coś innego. Naprawdę ciężko to wytłumaczyć. Siła, która bije od ciebie, wydaje mi się taka…
- Nieludzka? - wtrąciłam.
- Dokładnie. Tak, jakbyś była…
- Wyjątkowa? Nieśmiertelna? - przerwałam mu znowu.
- A jesteś? - Na jego twarzy malowało się znużenie i zakłopotanie.
- Moi rodzice to wampiry, a ty rozmawiasz właśnie z pół-wampirem, pół-człowiekiem.
Na dłuższy moment zapanowała cisza. Czekałam, aż dokładnie przemyśli moje słowa. Słyszałam jego przyspieszony oddech, ale po chwili już się opanował.
- Więc… pijesz krew?
- Tak, ale jem też ludzkie potrawy. Tak pół na pół, chociaż wolę krew.
- Och - mruknął cicho i wydawało mi się, że twarz zrobiła mu się jeszcze bardziej blada niż zwykle. Bez wątpienia był w szoku.
Znowu zapadło milczenie.
- Więc… jacy ludzie… to znaczy, gdzie… - odezwał się i widziałam, że walczy ze słowami. Nagle zorientowałam się, dlaczego poczuł się skrepowany: pomyślał, że piję ludzką krew.
- Nie! To nie tak. Ja i reszta mojej rodziny nie zabijamy ludzi. Określamy się mianem „wegetarianów”, bo pijemy wyłącznie krew zwierząt.
Odetchnął krótko, jakby ktoś zdjął mu z barków olbrzymi ciężar.
- Rzeczywiście, zapomniałem, że Jacob wspominał coś o nietypowych wampirach. Wspominał też o tobie, ale nie skupiał się na twoich… preferencjach smakowych - powiedział z uśmiechem, chcąc zapewne rozluźnić atmosferę.
- O moich preferencjach smakowych? - odparłam z rozbawieniem i oboje zaśmialiśmy się z tych słów. Chociaż znałam go bardzo krótko, świetnie mi się z nim rozmawiało, prawie tak dobrze jak z Jacobem.
- To na co wolisz polować: jelenie czy lwy górskie? - spytał.
- Tak właściwie to preferuję niedźwiedzie.
- Niedźwiedzie? Poważnie? Widziałbym cię raczej z małym jelonkiem albo jakimś innym potulnym zwierzątkiem. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak stajesz na drodze potężnemu misiowi - powiedział. Na jego ustach nadal widniał radosny uśmiech, a błękitne oczy dziwnie błyszczały.
- A co, nie wierzysz, że poradziłabym sobie z niedźwiedziem? - Uderzyłam go delikatnie łokciem, na co on roześmiał się głośno.
- Naprawdę chciałbym zobaczyć, jak polujesz. Jesteś niezwykle piękna i masz taką słodką i niewinną twarzyczkę, do której zupełnie nie pasują obnażone zęby albo inne oznaki wściekłości.
Ciągle żartował, ale poczułam się nieco zażenowana na dźwięk tonu jego głosu, gdy mówił o mojej urodzie. Dziwnie było słyszeć coś takiego z ust, które nie należały do Jake'a…
Postanowiłam natychmiast zmienić temat.
- Jak to możliwe, żeby wilkołak miał taką bladą cerę jak ty?
- To tajemnica nawet dla mnie. Ja i mój brat Spencer najprawdopodobniej jesteśmy jedynymi takimi przypadkami w całych Stanach.
- Wow - mruknęłam. - Twoja skóra wydaje mi się taka… piękna… nadzwyczajna… Oczywiście jak na wilka.
Ponownie wybuchnął śmiechem.
- Dzięki.
Przez pewien czas żadne z nas nic nie mówiło.
- Kiedy Jacob w zeszłym tygodniu złożył nam wizytę - odezwał się w końcu Elijah - powiedział, że wasze relacje opierają się tylko na przyjaźni.
Rozumiem, że coś się w tej kwestii zmieniło?
- Tak, zaraz po tym, jak wrócił do domu. Wszystko zaczęło się już układać, aż nagle… - Urwałam i spojrzałam na ciemny las, zastanawiając się, dokąd udał się Jake. Może jednak powinnam za nim pobiec? Ale z drugiej strony wiedziałam też, że potrzebował chwili samotności.
- To całe wpojenie jest do kitu, prawda?
- Świat jest do kitu - odparłam, uśmiechając się.
- Cały wszechświat jest do kitu. A już dla mnie bardziej do kitu być nie może.
- Dlaczego? - spytałam zdziwiona, bo w końcu to ja miałam teraz największy problem.
- Widzę, jak Jacob na ciebie patrzy, podobnie jak i ty na niego. Uczucie pomiędzy wami to coś więcej niż wpojenie. Zakochalibyście się w sobie nawet bez tej magii. Jestem wilkołakiem od czterech lat i w końcu ona też mnie dopadła… Ja… - Wziął głęboki oddech i kontynuował. - Cieszę się, że trafiłem na tak wspaniałą osobę. Wiem, że masz ogromne serce, ale wiem też, że nigdy nie będziesz ze mną w taki sposób, jaki bym tego pragnął… W sposób, jaki domaga się tego wpojenie.
Zrozumiałam jego punkt widzenia. Żadne z nas nie cieszyło się z obecnej sytuacji. Raniła ona każdego, ale nie było w tym niczyjej winy. Zatem na kogo mogłam być wściekła? Na wpojenie? Przecież nie wyżyję się na magii…
Westchnęłam i zapytałam:
- Jak długo macie zamiar tutaj zostać?
- Planowaliśmy, że przez tydzień, ale teraz… Po tym, co się stało… - Napotkałam jego spojrzenie i w mojej głowie zapanował kompletny chaos.
Kiedy zmusiłam się, by odwrócić wzrok od jego oczu, wróciły wszystkie zmartwienia, a także pojawiły się niepokojące pytania. Jakim cudem Elijah oddziaływał na mnie tak silnie? Dlaczego, patrząc w oczy Jacoba, nie czułam się tak, jakbym była zahipnotyzowana? On przecież doznawał tego uczucia, podobnie jak Bella wpatrująca się w Edwarda. I ja teraz też tak się czułam, tyle że pod wpływem spojrzenia Elijaha…
To wszystko nie miało sensu.
- Rozumiem - odezwałam się, pod wpływem impulsu łapiąc dłoń blondyna. Tak zaabsorbowała mnie ta dziwna elektryczność przenikająca moje ciało pod wpływem jego dotyku, że nie usłyszałam, jak ktoś przedziera się w ciemnościach pomiędzy drzewami. Po chwili zauważyłam znajomą, szeroką sylwetkę. Jacob wrócił.
Natychmiast do niego podbiegłam i objęłam go ramionami. Podniosłam wysoko głowę, żeby złożyć na jego ustach pocałunek, ale on zrobił to szybciej, przyciskając mnie do siebie mocniej. Elijah siedział niedaleko, ale w ramionach Jake'a całkowicie o nim zapomniałam. Tajemnicze mrowienie, które wywoływał u mnie dotyk blondyna, było niczym w porównaniu z tym, co w tej chwili wyprawiało moje serce pod wpływem bliskości Jacoba. Jego namiętny pocałunek działał ogromnie kojąco. Nie mogłam go stracić, nieważne, jak wspaniale czułam się w towarzystwie Elijaha.
- Przepraszam, Ness. Co ja sobie myślałem? - powiedział ze szczerym żalem w głosie.
- Nie masz za co przepraszać, Jake, wszystko okej. Zdenerwowałeś się…
- To mnie nie usprawiedliwia. Mogłem cię zranić albo zrobić coś dużo gorszego…
Uciszyłam go pocałunkiem, ale po chwili znowu się zaczęło.
- Tak mi przykro… Przepraszam, przepraszam… Już nigdy więcej nie stracę nad sobą kontroli… Przepraszam… - mówił, całując moją twarz i szyję.
- Nie masz za co przepraszać, Jake… Wszystko w porządku - starałam się go pocieszyć, oddając pocałunki. Zerknęłam do tyłu i zauważyłam, że Elijah sobie poszedł, ale nie przejęłam się tym. Teraz liczył się tylko Jacob.
- Nie możesz mnie zostawić - powiedział, kiedy w końcu się uspokoiliśmy.
- Nie zostawię, nigdy.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. Nie powinieneś nawet o to pytać.
Po chwili weszliśmy do domu i już żadne słowo nie padło tej nocy z naszych ust.

***



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ROZDZIAŁ VII, SAGA ZMIERZCHU, Jacob i Renesmee
ROZDZIAŁ IV, SAGA ZMIERZCHU, Jacob i Renesmee
ROZDZIAŁ IX, SAGA ZMIERZCHU, Jacob i Renesmee
ROZDZIAŁ III, SAGA ZMIERZCHU, Jacob i Renesmee
ROZDZIAŁ II, SAGA ZMIERZCHU, Jacob i Renesmee
ROZDZIAŁ V, SAGA ZMIERZCHU, Jacob i Renesmee
ROZDZIAŁ I, SAGA ZMIERZCHU, Jacob i Renesmee
meyer ogólnie o zmierzchu część2, Stephenie Meyer, Saga Zmierzch
Śmieszne cytaty saga zmierzch
Pedagogika Społeczna, Pilch, Lepalczyk Rozdział VI
socjologia kultury Rozdział VI ZRÓŻNICOWANIE SPOŁECZNE A ZRÓŻNICOWANIE KULTUROWE, socjologia kultury
farmakologia Rozdzialy VI, VII, VIII
Ksiązka Rozdział VI
Picard Hannibal ROZDZIAŁ VI
Skrypt KPA, Rozdział VI - Strona postępowania, ROZDZIAŁ VI: STRONA POSTĘPOWANIA
ROZDZIAŁ VI w, ZiIP, ZiIP, R2, SI, Przygotowanie Produkcji, pp

więcej podobnych podstron