Rok jak żaden inny5

ROZDZIAŁ 35: MAGIA ZWROTNA


- Dobra, chyba na tyle wystarczy – oświadczył Draco następnego poranka, sięgając po książkę, którą „czytał” Harry. - Jeśli przez dłuższy czas będziesz słuchał samej teorii, mózg ci wysiądzie.

- Lepiej się przyznaj, że masz już dosyć słodkiego głosiku Hermiony – zakpił Harry, kołysząc zaczarowanym piórem.

- Muszę mieć jakieś pojęcie, ile zostało ci w pamięci.

Malfoy przyciągnął książkę do siebie, ale jej nie otworzył. Przepytywał Harry'ego, gładząc palcami okładkę.

- Wyjaśnij, dlaczego nie musisz określić zasięgu, zanim rzucisz Alegrarus.

Gryfon przewrócił oczami.

- Ponieważ wybierasz konkretną osobę i to z góry określa zasięg.

- Dobrze – pochwalił Draco rzeczowo. - Podaj nazwy trzech uroków, które wymagają wytyczenia granic.

Harry zastanawiał się chwilę.

- Uch... Fulminare, Hummos pacta i Tempestadus.

- Mógłbyś również dodać Loviosa albo Helare, chyba że traktujemy zaklęcia pogody jako osobną klasę – dodał Draco. - Dlaczego zatem nie uczyli nas określać zasięgu, kiedy w pierwszej klasie poznawaliśmy Incendio albo Wingardium Leviosa?

- Ponieważ zawsze skupialiśmy się na obiekcie w zasięgu wzroku.

- Najwyraźniej dobrze potrafisz słuchać ze zrozumieniem – skomentował Ślizgon. - Nigdy bym nie powiedział.

- Wiedziałem, że twoje idealne maniery długo się nie utrzymają.

- Jejku, naprawdę bierzesz wszystko do siebie – wycedził Draco. - Miałem na myśli tylko to, że ja bym nie umiał tyle zapamiętać, słuchając tekstu. Dlatego nie lubię wykładów. Wolę się uczyć, czytając.

Harry lekko się zaczerwienił, ale rumieniec zaraz znikł, kiedy Malfoy zmienił temat.

- A teraz napiszesz dwanaście cali o ujemnych stronach wykorzystywania murów jako punktów określających granice uroku.

- Dajesz mi korepetycje, ale nie jesteś nauczycielem – wytknął Harry. - Chyba raczej nie możesz zadawać mi wypracowań.

- Co ci przed chwilą powiedziałem o braniu wszystkiego do siebie? To samo zadanie dostała reszta klasy. Nie sądzisz, że profesor Flitwick też by ci to zadał? Zresztą nieważne, nie odpowiadaj. Severus zebrał plany lekcji z ostatnich miesięcy i to wypracowanie jest wspomniane dokładnie tutaj.

Draco przesunął kawałek pergaminu po stole.

- Bardzo zabawne, zwłaszcza że wiesz, że nie mogę tego przeczytać – odszczeknął Gryfon. - Niby jak mam napisać wypracowanie?

- Cóż, przynajmniej mógłbyś spróbować, Po... Harry – poprawił się Malfoy szybko i wyszczerzył zęby. - Masz, weź czystą kartkę i pióro. Wiem, że nadal masz kłopoty ze wzrokiem - nie, nie naigrawam się z tego - ale być może uda ci się napisać coś w miarę czytelnego.

Gryfon zastanowił się chwilę, zmrużył oczy tak, że przypominały dwie szparki, po czym napisał jedno zdanie wstępu.

- I jak?

Draco westchnął.

- Cóż, może słowo „czytelny” to przesada. Bazgrolisz gorzej niż zwykle. Chyba muszę ci pożyczyć moje zaczarowane pióro. Będziemy tylko musieli wyjaśnić profesorom, czemu wszystkie twoje prace są napisane moim pięknym charakterem.

Wrócił po chwili i wręczył Harry'emu długie, jasnobrązowe pióro i czysty kawałek pergaminu.

- Postaw je nad kartką i zacznij dyktować. Jest samonapełniające.

Harry zrobił, jak mu powiedziano, ale pióro opadło bezwładnie na pergamin w momencie, kiedy je puścił.

- I co teraz?

Malfoy namyślał się chwilę, zanim odpowiedział:

- Przypuszczam, że reaguje na twój... ach, stan...

- Draco, możesz mówić brak magii – odrzekł Harry niecierpliwie. - Wiesz, ja w pełni zdaję sobie z tego sprawę.

- W porządku. W takim razie ja spróbuję.

Ślizgon umieścił pióro w odpowiednim miejscu i cofnął rękę patrząc, czy nie opada. Potem odezwał się do Harry'ego:

- A teraz dyktuj.

Pióro powoli zaskrobało po pergaminie, wypisując słowo po słowie: „A teraz dyktuj”.

- Finite! - wykrzyknął Draco, mnąc pióro, jakby chciał je udusić. Po chwili wziął swoją różdżkę ze stołu i dotknął go nią kilka razy, szepcząc miękko po łacinie. Harry wyłapał tylko kilka słów: ty, on, nie ja, mówić, a potem coś, co brzmiało jak wymamrotane po angielsku: Jeśli nie chcesz mi się narazić.

- W porządku – oznajmił Ślizgon. - Nie możesz go aktywować, bo to wymaga magii, jednak jeśli postawię je na kartce, powinno teraz reagować na twój głos.

Kiedy pióro zaczęło działać, Harry był dość zaskoczony. Mówiące pióro Hermiony robiło niezłe wrażenie, ale wypadało blado przy piórze zapisującym usłyszane słowa. Byłby przekonany, że Draco dostał je od ojca – odpowiedni prezent dla małego, rozpieszczonego smarkacza z bogatej rodziny, który właśnie poszedł do szkoły – gdyby nie fakt, że Ślizgon zmienił zaklęcie bez żadnego przygotowania. Najwyraźniej sam zaczarował pióro i potrafił nim manipulować bez chwili namysłu.

Draco posiada niespotykane intuicyjne zrozumienie magii - powiedział wcześniej Snape i teraz Harry zrozumiał, co nauczyciel miał na myśli.

- Dzięki – mruknął i Draco się roześmiał.

- Powiedz lepiej „cofnij dzięki” – wytknął, wskazując na poruszające się pióro. - Jeśli chcesz coś wymazać, powiedz „cofnij”. Jeśli potrzebujesz napisać słowo „cofnij”, powiedz „cofnij cofnij”. Żeby zatrzymać pióro, trzeba rzucić Finite, więc daj mi wtedy znać. Jeśli spróbujesz je podnieść, będzie pisało nadal, po rękach i gdzie się da.

- Cofnij dzięki – rzekł Harry, kiwając głową. Potem ograniczył swoje wypowiedzi do rozważań na temat murów i określania granic uroku. Draco obserwował go przez chwilę, podnosząc brew, kiedy Gryfon zawahał się przy kilku szczegółach. W końcu otworzył swój podręcznik do eliksirów i zaczął studiować listę ingrediencji i formułę jakiegoś wywaru. Od czasu do czasu zamykał książkę i wypisywał instrukcje z pamięci, dopóki nie potrafił ich odtworzyć słowo po słowie.

- Idę to uwarzyć – oznajmił, wstając. Harry kiwnął tylko głową i kontynuował wypracowanie.


***


Tego popołudnia, przed kolacją, Draco podniósł nagle głowę sponad książki i odezwał się:

- Zdaje się, że przybył twój fanklub.

Harry nie miał pojęcia, skąd Ślizgon mógł to wiedzieć.

- To Granger i Weasley – mruknął Draco, zamykając książkę z trzaskiem. - No, na co czekasz? Idź otworzyć drzwi.

Harry nie miał jak tego zrobić – drzwi nie miały klamki. Większość rzeczy w kwaterze Snape'a wymagała używania magii. Gryfonowi niezbyt się podobało, że musi prosić Draco o pomoc w różnych sprawach, ale przypuszczał, że mogło być gorzej. Przynajmniej urządzenia w łazience działały na dotyk. Nie musiał rzucać zaklęć, żeby odkręcić kran albo spuścić wodę w toalecie. Ale drzwi...

- Nie otworzę ich i wiesz o tym – odparł Harry. - I co teraz?

- No cóż, racja – zgodził się Draco.

- Zaczekaj! - powstrzymał go Gryfon, kiedy Malfoy podniósł różdżkę. - Skąd wiesz, kto tam jest?

Draco wskazał na ozdobny pergamin wiszący na ścianie przy drzwiach. Harry zauważył go już wcześniej, ale był w stanie zobaczyć tylko obrzeże wymalowane tuszem w skomplikowany wzór. Przypuszczał, że obraz pośrodku musi być narysowany liniami zbyt cienkimi, żeby mógł je ujrzeć, nieważne jak bardzo mrużył oczy. Teraz jednak, kiedy podszedł do pergaminu, pośrodku ukazały się imiona, wypisane literami takiej wielkości, że nawet on mógł je przeczytać. Napis na zwoju oznajmiał: Hermiona Granger, Ronald Weasley.

- Słyszałem o zaczarowanych lustrach, które pokazują, kto stoi na zewnątrz – skomentował Draco. – Ale pergamin jest lepszy. Pokazuje prawdziwą tożsamość osób, więc wykryjesz ewentualnego oszusta pod wpływem Wielosokowego.

Harry przypuszczał, że było to jedno z zabezpieczeń wspomnianych przez Snape'a. Nieco go pocieszyło, że ludzie stojący na zewnątrz nie okazali się dwoma Ślizgonami, udającymi jego przyjaciół.

- W porządku, wpuść ich.

Zamiast machnąć różdżką ze swojego miejsca na sofie, Draco wstał i podszedł do drzwi, rzucając koledze przebiegły uśmieszek.

- Draco – ostrzegł go Harry.

- Słucham? - zapytało ślizgońskie uosobienie niewinności. - Wiem, jak zachowywać się w towarzystwie. Patrz i ucz się.

Rzucił Abrire, chwycił krawędź drzwi, które zdążyły się już uchylić, i otworzył je na oścież.

- Ron, Hermiona! - wykrzyknął z idealną bezpośredniością, uśmiechając się szeroko i olśniewając białymi zębami. - Jak miło z waszej strony, że postanowiliście odwiedzić nasz mały zakątek w lochach. Proszę, wejdźcie.

Hermiona uniosła brew, weszła do środka i rozejrzała się. Ron miał więcej do powiedzenia.

- Ron! - powtórzył zniesmaczonym tonem. - Hermiona!

- Och, mamy tu taką zasadę mówienia sobie po imieniu – wyjaśnił Draco gładko, zamykając drzwi. - Severus nalegał.

- Severus! - Ron się nieomal zadławił, patrząc na Harry'ego.

- Tak mi przykro, że nie mamy domowego skrzata, który by zadbał o wasze wygody – szczebiotał Draco, prowadząc Gryfonów w głąb pokoju. - Aczkolwiek to chyba dobrze, biorąc pod uwagę głęboką i długotrwałą troskę Hermiony o dobrostan niższych form magicznego życia. Nie byłoby najlepiej niepokoić tym naszych gości, doprawdy. Czy mógłbym w takim razie wziąć wasze peleryny? Dzięki Severusowi w naszych kwaterach jest dość ciepło, a chciałbym, żebyście czuli się tutaj jak najbardziej komfortowo.

- Nie zwracajcie na niego uwagi. – Harry spiorunował Ślizgona wzrokiem. - Nie rozumie różnicy między kulturą a kpiną. Chodźcie tu. Siadajcie.

- Tak, usiądźcie – poprosił Draco gładko, wsuwając różdżkę do kieszeni tak zamaszystym ruchem, że nikomu nie umknęła jego ostentacja. - Chcielibyście coś do picia? Trochę za wcześnie na aperitif, byłbym jednak uradowany, mogąc uraczyć was czymś lżejszym. Może być herbata? Ron, jak mniemam twoja rodzina niewiele pije. Nie pogardziłbyś piwem kremowym? - Uśmiech Draco stał się jeszcze szerszy, kiedy odwrócił się do Harry'ego. - Oczywiście możemy dla każdego poprosić o coś według gustu. Czy to nie byłoby zabawne?

- Nie, dziękuję – oświadczyła Hermiona, siadając na sofie i krzyżując nogi w kostkach. - Chcieliśmy porozmawiać z Harrym.

Spojrzała na Draco wyzywająco.

- To znaczy: wynoś się – przetłumaczył Ron, sadowiąc się na sofie.

Draco najwyraźniej się zawahał, ale odpowiedział opanowanym głosem:

- W takim razie zostawię cię razem z przyjaciółmi. Co ty na to, Harry? - Skinąwszy głową, chłopak wyszczerzył się znowu i dokończył: - Było wspaniale znów was zobaczyć. Musicie zaszczycić nas swoją obecnością ponownie. A teraz proszę o wybaczenie.

Postąpił sztywnym krokiem w kierunku sypialni i delikatnie zamknął drzwi.

- Powiedział do ciebie „Harry”! - wykrzyknął Ron z oburzeniem.

- Cała ta rozmowa jest jakaś dziwaczna – skomentowała Hermiona, poruszając ręką w sposób, który miał im dać do zrozumienia, żeby ściszyli głos.

- Rzuć czar wyciszający – doradził Harry, opadając na krzesło. - Nadal jednak uważajcie na słowa. Z tego co wiem, Draco mógł rzucić przeciwzaklęcie, kiedy byłem odwrócony plecami.

- Draco!

- Ron, powtarzasz się – zbeształa go Hermiona, machając różdżką. Harry zauważył, jak wyznaczała granice przed rzuceniem zaklęcia.

- Poza tym Gryffindor traci dziesięć punktów za każdym razem, kiedy zwrócę się do niego po nazwisku – dodał Harry.

- To jest zbyt podłe nawet jak na Snape'a – zrzędził Ron. - Założę się, że po to cię tu ściągnął – żeby mógł zabierać punkty na prawo i lewo. I od środka. Ile już straciłeś?

- Tylko dziesięć. - Głos Harry'ego stwardniał. - Ale Slytherinowi też zabrał, więc jego motywem nie były raczej notowania domów, Ron.

Rudzielec wybałuszył oczy.

- Snape zabrał punkty Slytherinowi?

- Tak, żeby zmusić Draco do zwracania się do mnie po imieniu. Dlatego nie poruszajmy już tej sprawy, dobra? W każdym razie cieszę się, że przyszliście. Powiedzcie mi, co słyszeliście na temat mojej przeprowadzki.

- McGonagall przyszła i przywołała twoje rzeczy do kufra – odrzekła Hermiona. - Potem zabrały go skrzaty, ale nic nam nie wyjaśniła.

- Stanęła na środku pokoju wspólnego – poinformował Ron - i oświadczyła nadętym głosem: „Z powodów przekraczających ludzkie pojęcie, od chwili obecnej pan Potter zamieszka aż do odwołania w prywatnych kwaterach profesora Snape'a. Pan Potter nie będzie uczęszczał na lekcje, a jeśli będziecie chcieli go odwiedzić, odprowadzę was na dół.”

- Przyszła tu z wami? - zapytał Harry, gdyż na zwoju nie zauważył jej nazwiska.

- Tak. Kazała nam stanąć w tym miejscu i czekać. Wyglądało jak zwykła ściana, ale po paru minutach pojawiły się drzwi i Malfoy nam otworzył – objaśniła Hermiona.

- Czy straciliśmy dziesięć punktów po tym, jak nazwała go Malfoy? - zastanowił się Ron. - Teraz to już dwadzieścia, bo ja powtórzyłem.

- Nie sądzę, żeby obejmowały was zasady Snape'a – mruknął Harry.

Ron przytaknął, Hermiona zaś wskazała na zamknięte drzwi sypialni i zapytała:

- Co to była za przesadna kurtuazja?

- Chyba coś w rodzaju prapremiery – odparł Harry, wzdrygając się lekko. - Mój kuzyn przyjedzie mnie odwiedzić, a Draco zapowiedział, że będzie uprzejmy. Szczerze mówiąc, martwi mnie to.

- Twój kuzyn – odezwał się Ron tonem skrajnego zwątpienia. - Odwiedzić. Eee, ten sam który lubił na tobie siadać, jak byłeś mały? A potem używał cię jako worka treningowego?

- Zgadza się, ale znacznie lepiej się nam układa ostatnio – odparł Harry i opowiedział im o niedawnych wydarzeniach, rzecz jasna tylko tyle, ile było niezbędne. Nie zapominał, że Draco mógł to słyszeć. - To moja jedyna rodzina – skończył, wzruszając ramionami. Nie zdradził ani słowa na temat magii ochronnej. Jeśli Snape nie powiedział nic Ślizgonowi, to Harry też nie zamierzał.

Hermiona także powątpiewała, lecz z innych powodów niż Ron.

- Nie sądzę, by mugole mogli tu przyjeżdżać.

- Wiem tylko tyle, że Snape nad tym pracuje.

Ron zmarszczył czoło.

- Jak myślisz, o co chodziło McGonagall, kiedy mówiła o tych „powodach przekraczających ludzkie pojęcie”? To było naprawdę dziwaczne.

- Ron, przecież to oczywiste. – Hermiona odgarnęła włosy do tyłu, skręcając je w kitkę. - Harry jest Gryfonem, a ona opiekunką jego domu. Jeśli potrzeba mu ekstra ochrony przed wrednymi Ślizgonami, to ona powinna go wziąć pod swój dach. Z pewnością wspomniała o tym Dumbledore'owi, ale jej prośbę odrzucono.

- Na korzyść Snape'a – warknął Ron. - Blee. Wiem, Harry, że jesteś odważny i w ogóle, ale naprawdę, Snape i Malfoy naraz? Zniesiesz to?

- Snape nie jest taki zły. – Harry poczuł się zmuszony stanąć w obronie nauczyciela. - To przyzwoicie z jego strony, że pozwolił mi mieszkać w jedynym miejscu, którego nie zaatakują Ślizgoni.

- To prawda – zgodziła się Hermiona, rzucając Ronowi ostrzegawcze spojrzenie. - Aczkolwiek niepokoi mnie, czy to zdrowe, żebyś pozostawał w zamknięciu z tą samą osobą, która...

- Która po raz kolejny ocaliła moje życie – dokończył Harry, patrząc wyzywająco, czy przyjaciółka ośmieli mu się zaprzeczyć. - Tak właśnie było. To dokładnie zrobił.

- Zgoda, rozumiem twój punkt widzenia – westchnęła Hermiona. - Ale jak zamierzasz nadążać z nauką, żeby przygotować się do owutemów?

- Och. – Harry nagle poczuł się nieswojo. - Draco mnie uczy.

Hermiona rozpuściła włosy.

- I wszystko między wami w porządku?

Chłopak był już kompletnie zmieszany, jednak nie chciał okłamywać przyjaciół.

- Eee, tak naprawdę to zaczęliśmy dopiero dzisiaj rano – przyznał. - Ale raczej tak, w porządku. On naprawdę dużo wie i jest nawet pomocny.

Ron prychnął.

- Pewnie nauczy cię wszystkiego na odwrót, żeby narobić ci kłopotów.

- Korzystam z tych samych podręczników co ty, Ron – warknął Harry.

- Czemu Hermiona nie może cię uczyć? - odpalił rudzielec. - Ma lepsze stopnie niż Malfoy.

- Może dlatego, że Hermiona cały dzień jest na zajęciach, a Draco tkwi tu razem ze mną? Czas, który spędzam z wami, wolałbym poświęcić na coś innego.

Ron zwiesił głowę i objął ją rękami.

- Widzę, co się tu dzieje. Już niedługo powiesz: „Draco nie jest taki zły” – powiedział, naśladując głos Harry'ego.

- Draco jest zły – upewnił go Harry. - Nie mogę tylko odkryć, co on chce osiągnąć przez udawanie, że odwrócił się od Voldemorta.

Od strony sypialni dobiegł trzeszczący dźwięk.

- To daje odpowiedź na pytanie, czy nas podsłuchiwał – oznajmił Gryfon, celowo podnosząc głos. - Jak widać nie zorientował się, że to wskazuje na brak jakichkolwiek manier, nie mówiąc już o idealnych.

- Ale to nieprawdopodobne, że zdradziłby się w ten sposób - dziwiła się Hermiona, wciąż mówiąc przyciszonym głosem. Harry zaśmiał się.

- Wiem od wiarygodnej osoby, że ma problemy z kontrolą impulsów, więc powiedziałbym, że to typowe.

- Typowe? - zapytał Ron.

- Mugolskie powiedzenie – odrzekł Harry i oboje z Hermioną się zaśmiali. - Znaczy charakterystyczne.

- Trochę mnie to martwi, że zastanawiasz się nad tym, co jest charakterystyczne dla Malfoya – wytknął Ron.

- Taa – zgodził się Harry. - Jednak muszę cię ostrzec, że na pewno mi się pogorszy. Mieszkamy w jednym pokoju.

- Biedaku – powiedziała Hermiona współczującym głosem i wyciągnęła dłoń, żeby poklepać go po ramieniu. W ostatniej chwili powstrzymała się i cofnęła rękę. - Eee, Harry? Polepszyło ci się?

- Widzę coraz lepiej, ale jeszcze się zdarza, że raz na jakiś czas tracę wzrok.

- Nie to miałam na myśli. Jesteś... mniej nerwowy?

- Raczej bardziej, kiedy Draco się tu czai – odrzekł Harry, słuchając czy pojawi się kolejny dźwięk od strony sypialni, ale nic go nie dobiegło. - Jednak dobrze mi w towarzystwie Snape'a, więc to się pewnie równoważy.

- Dobrze ci w towarzystwie Snape'a – jęknął Ron.

- Tak.

Harry pogrzebał w kieszeni i wyciągnął list do Dudleya. Zawsze nosił go przy sobie, bo bał się, że Draco ukradnie list i pokaże Snape'owi.

- Przeczytaj to na głos, Hermiono, ale najciszej, jak możesz.

Jak się okazało, list został napisany dokładnie tak, jak podyktował. Co do ostatniej obelgi.

- O rety – odetchnął Ron na koniec. - Cofam wszystko, Harry. To ci dopiero list.

- No – odparł Harry, czując się mniej dumny niż wcześniej. Zobaczył, że Hermiona ogląda list ciekawie, i był pewien, że rozpoznała pismo, ale nie skomentowała. - Nie mogę go jednak wysłać. To by za bardzo zraniło Dudleya. Miałem nadzieję, że któreś z was go spali.

- A, nadal masz problemy z różdżką – zauważył Ron współczująco. - Przykro mi. Daj, ja to zrobię.

Rudzielec wziął list, umieścił w kominku i rzucił Incendio.

Hermiona zmarszczyła brwi.

- Właśnie zdałam sobie sprawę, jak musi ci być trudno bez magii. Przedtem o tym nie myślałam, pewnie dlatego, że wychowałeś się wśród mugoli, jak ja. Umiałbyś rozpalić ogień zapałkami. Tylko że profesor Snape nie ma przecież zapałek.

- Ani włącznika światła – dodał Harry. - Trochę z tym trudno. Przekonałem się dzisiaj rano, że nie mogę nawet zamówić nic z kuchni, dopóki ktoś nie wrzuci proszku Fiuu w płomienie. Ja nie mogę nawiązać połączenia. Żeby skrzaty mnie usłyszały, musi to za mnie zrobić jakiś czarodziej.

- Och, Harry. Wiesz, że jesteś czarodziejem.

- Pracuję nad tym – powiedział tylko Gryfon. Tymczasem Ron wrócił na miejsce, wycierając lekko okopcone ręce. - Wiecie, tego... pewnie was to kompletnie zaskoczy, ale jeśli byście chcieli, zapytałbym Snape'a, czy możecie zostać dłużej i zjeść z nami kolację. Założę się, że pozwoli. Znaczy, jak już skończy z usiłowaniem odstraszenia was. Tego się chyba nie da uniknąć.

- Eee, nie, Harry. Dzięki, ale nie – wyrzucił szybko Ron. - A kiedy on wraca? Bo wiesz, bez obrazy, dzisiaj dał mi znowu szlaban z Filchem i jakoś nie mam ochoty go widzieć.

- Naprawdę musimy już iść – dodała Hermiona bardziej dyplomatycznie. - W porządku, Harry? Niedługo znów przyjdziemy.

Gryfon odprowadził gości do drzwi, ale oczywiście nie mógł ich otworzyć. Hermiona spróbowała trzech różnych zaklęć, zanim w końcu znalazła to właściwe. Kiedy wyszli, Harry opadł na sofę i wyciągnął się na całą długość. Miał bardzo przykre wrażenie, że „niebawem” oznacza całkiem co innego dla nich, niż dla niego.

- Już poszli? - zapytał Draco drwiąco, wychodząc z pokoju. Zupełnie jakby czytał Harry'emu w myślach.

- Zamknij się – odparł Gryfon i odwrócił się w drugą stronę.


***


Mijające dni wypełniła z grubsza ustalona rutyna. Śniadanie ze Snape'em, lekcje przez cały dzień przerywane tylko lunchem, który obaj chłopcy jedli zwykle sami. Potem kolacja, którą często, ale nie zawsze, jedli z profesorem. Wieczory zwykle zajmowało odpytywanie Harry'ego przez Draco, podczas gdy Snape sprawdzał prace. Nauczyciel czasami przerywał, pytając Malfoya o jego własne postępy albo o kwestię Slytherinu. Gryfon nie do końca rozumiał te rozmowy. Pamiętał, że Draco nie wolno snuć intryg, ale pisane przez niego listy wyglądały właśnie jak jedna wielka intryga. Snape zdawał się to pochwalać i Harry nic już nie pojmował.

Zbyt ślizgońskie.

Harry nadążał z materiałem w zupełności, przynajmniej jeśli chodzi o teorię, jednak praktyka kompletnie go frustrowała. Draco zaś zdawał się mieć z grubsza podobne podejście jak Remus.

- Spróbujmy dzisiaj poćwiczyć zaklęcia – zasugerował po kilku dniach pracy z podręcznikiem. - Może zaczniemy od Lumos? To nie powinno zbytnio obciążyć... cóż, tego czegoś, co dzieje się w twoim wnętrzu.

Harry wolałby tego nie robić. Nawet nie chciał dotykać różdżki w obecności Draco, ale raczej nie było sposobu na odzyskanie mocy bez żadnych prób, racja? Poza tym studiowali transmutację przez kilka godzin i chłopak naprawdę tęsknił za odmianą od tematu właściwości protoplazmy. Nawet przygnębiającą odmianą.

Wyciągnął różdżkę z kieszeni. Trzymając ją luźno, mruknął:

- Lumos.

Nic. Dość oczywiste. Harry już się przyzwyczaił.

Draco zmarszczył brwi.

- Wiesz co, Harry, nie tylko rzucanie Niewybaczalnych wymaga określonej intencji. Twoja inkantacja była słabo przekonywująca. Czy w ogóle chciałeś wywołać światło?

- Nie – przyznał Harry. - Po co? Snape ma kwatery oświetlone bardzo jasno jak na loch.

- Rozumiem – wycedził Draco, wyciągając różdżkę. Rzucał Finite, przesuwając ją półkolistym ruchem w kierunku ścian. Mury przygasały jeden za drugim, aż wreszcie pogrążyli się w kompletnej ciemności. To nie była nie-do-końca-czerń, którą Harry widywał, kiedy czasami tracił wzrok. To było czarniejsze-niż-czerń, tak absolutne, że kompletnie go to zdetonowało.

- To nie jest zabawne – żachnął się Gryfon z obawą. - Zapal światło z powrotem!

- To nie miało być zabawne. Ty zapal.

Harry westchnął.

- Lumos. I co? Nic.

- Bo nie chciałeś. – Głos Draco jakby się przybliżył. Harry nie mógł nic poradzić na to, że zaczął drżeć na myśl o Malfoyu uzbrojonym w różdżkę i czającym się gdzieś za nim w ciemnościach. - Wciąż koncentrujesz się na swojej złości, że zgasiłem światło. Zamiast tego skup się na tym, żeby je zapalić.

- Odejdź ode mnie – syknął Harry, wymierzając cios na ślepo. Nikogo jednak nie dosięgnął.

- Nie powiem, że nie przeszło mi przez myśl wystraszyć cię tak, żebyś zapragnął światła – wycedził Draco z kierunku, w którym stała sofa. - Słyszałem jednak, co narobiłeś w skrzydle szpitalnym. Sądzę więc, że raczej poczekam, aż ciemność ci się wreszcie znudzi.

Od tej chwili nic nie przerwało ciszy w ciemnym pokoju, poza chrapliwym oddechem Harry'ego.

Zabrało mu pełne pięć minut, zanim się uspokoił. Wtedy spróbował ponownie. Lumos. Nic. Potem znowu, i znowu, i znowu, aż na koniec wywrzaskiwał to słowo, żądając od różdżki, żeby go wreszcie usłuchała.

Nic.

Draco podniósł się, mówiąc cicho:

- Nie panikuj. Nie rzucę na ciebie klątwy. Przełóż różdżkę do drugiej ręki i weź moją, dobra? Żeby sprawdzić.

Jednak różdżka Draco nie działała lepiej niż stara szkolna różdżka Syriusza.

- W porządku – oznajmił wreszcie Malfoy, biorąc różdżkę z powrotem i rzucając Lumos. - To najwyraźniej nie jest sposób.

Powiedział kilka słów i pokój się rozjaśnił.

Wyczerpany Harry zajął wolne krzesło i zerknął na towarzysza złowrogo.

- Podobało ci się?

- No jasne. Mam takie hobby. Lubię siedzieć w kompletnej ciemności, znudzony do cna, słuchając zaklęć, które nie działają – odparł Draco powoli, opierając się jedną ręką o stół. Każde słowo ociekało sarkazmem.

- Widziałeś, jak mi nie wychodzi – wypluł Harry. - To ci się podobało.

- Jeśli bym chciał widzieć, to zapaliłbym światło – odparował Draco tym samym znudzonym tonem. - Raczej dziwne, że je zgasiłem, nie uważasz?

- Bardzo śmieszne!

- Zaiste, to zabawne. - Malfoy zgrzytnął zębami, a irytacja wymazała wzgardę z jego tonu. - Zwijam się ze śmiechu, nie widać? Nic mnie tak nie śmieszy jak myśl, że moje życie spoczywa w twoich rękach, a ty nie możesz rzucić nawet Lumos. W razie gdybyś nie zauważył, mój los jest związany z twoim. Dlatego średnio mnie bawi, kiedy widzę, jak zmagasz się z zaklęciem, które Czarny Pan opanował sześćdziesiąt lat temu!

- Dziesięć punktów od Slytherinu! - ryknął Harry. - Miałeś nie naigrawać się z mojej magii!

- Naigrawam się z twojej głupoty – odciął Draco. - Musisz mieć swoją moc pod kontrolą i nie podoba mi się oglądanie, jak się z tym bezskutecznie zmagasz. Wiesz jednak, co mi przyszło do głowy? To prostsze niż ci się wydaje. Nie odzyskasz mocy, dopóki nie będziesz tego chciał.

- Zwariowałeś? Przecież tego chcę!

- Nieprawda. Jesteś teraz jak Longbottom. On ma wszystko, czego trzeba, by być dobrym czarodziejem. Z pochodzeniem włącznie. Jednak zbyt się boi w to zaangażować. Nic dziwnego. Po tym, co stało się z jego rodzicami...

- Wiesz o...

- Śmierciożercy gadali – przyznał Draco, spacerując w tę i z powrotem w polu widzenia Harry'ego.

- Neville nienawidzi Voldemorta i zrobiłby wszystko, żeby pomścić rodziców!

- Na pewnym poziomie, tak. Lecz na innym poziomie zdaje sobie sprawę, że tylko silny, pewny siebie czarodziej może się ośmielić na rzucenie wyzwania Czarnemu Panu. Jego rodzice, twoi rodzice, ty. On nie chce umierać, ani być torturowanym do utraty zmysłów, więc zdecydował, że nie stanie się silnym, pewnym siebie czarodziejem. Najwidoczniej ty zdecydowałeś tak samo.

Harry wyprostował się.

- To nieprawda! Próbowałem tak ciężko, jak tylko mogłem! Przez całe tygodnie! Nic o tym nie wiesz!

Draco posłał mu nieodgadniony uśmiech.

- Ja cię nie osądzam, Harry. Jestem pewien, że niedobrze ci od tego całego gówna. Najpierw szaleniec próbuje cię zwabić do jakiegoś miejsca, gdzie mógłby cię bez przeszkód zamordować, ale kiedy już cię ma, okazuje się za głupi, żeby to zrobić. Wtedy ty mu uciekasz i cała zabawa zaczyna się na nowo. Gdybym był tobą, też chciałbym z tym skończyć.

- Więc myślisz, że Voldemort powinien mnie zabić!

- Tego nie powiedziałem – odparował Draco, zaciskając pięści. Przestał chodzić po pokoju, przyciągnął drewniane krzesło i usiadł twarzą w twarz z Harrym z zaciętą miną. - Jeśli chcesz wiedzieć, co myślę, to ci powiem. On mógł obciąć ci głowę w jednej chwili. Zamiast tego patrzył godzinami, jak wbijają w ciebie igły. Oczywiście, że jest skończonym debilem! - Draco wyprostował się, potrząsając głową. - Ale nie o to przecież chodzi, tylko o twoją moc. Jeśli pragniesz trzymać się z dala od wojny, to nie odzyskasz magii.

- Nie pragnę trzymać się z dala od wojny – zaprotestował Harry szyderczo.

- Zwykłe zaprzeczanie – zdiagnozował Draco.

- Zaprzeczanie! - oburzył się Harry. - Skąd wytrzasnąłeś te bzdety?

- Z książki Severusa o mugolskiej psychologii.

Zazwyczaj obecność Draco nie sprawiała, że Harry tracił grunt pod nogami. Teraz jednak odpowiedź była tak zaskakująca, że Gryfon potrafił tylko wybełkotać:

- Co?

- Przecież słyszałeś. Jest zatytułowana „Uraz psychiczny u nastolatka: powrót do równowagi”. Zostawił ją kiedyś na wierzchu i przeczytałem ją od deski do deski.

Harry wciągnął gwałtownie oddech. Snape imał się mugolskich książek o pomocy dzieciom, ofiarom traumatycznych przeżyć? O tej właśnie książce musiał mówić Draco, kiedy zwrócił uwagę, że Snape ślęczy nad nią każdej nocy. I Snape był zdenerwowany, że Draco ją czytał. Harry czuł, jak robi mu się ciepło w środku. Nikt jeszcze nigdy nie zadawał sobie dla niego takiego trudu, czyż nie?

Tak czy inaczej, nie był zadowolony, że Malfoy wtrąca się w sprawę jego traumy.

- Uważasz się za jakiegoś eksperta po tym, jak ją raz przeczytałeś? - zadrwił Gryfon.

Draco wskazał w kierunku stołu, przy którym się uczyli.

- Przecież wiesz, że zapamiętywanie i synteza przeczytanego tekstu idzie mi bardzo dobrze. A teraz posłuchaj, bo wszystko już mi się wyklarowało. Według tej książki, to zupełnie normalne, że starasz się unikać czegokolwiek, co mogłoby zaowocować kolejną traumą. W twoim wypadku chodzi o unikanie magii. Nie chcesz stanąć nigdy więcej twarzą w twarz z Czarnym Panem, więc nie pozwalasz sobie na rzucenie nawet najprostszego zaklęcia.

Spojrzenie srebrzystych oczu Draco było zdeterminowane, co zdumiało Harry'ego. Ślizgon najwyraźniej wierzył w to, co mówił, nawet jeśli kompletnie się mylił.

- Źle ci się wyklarowało – argumentował Harry. - Straciłem kontrolę nad magią zanim Voldemort kazał mnie porwać, a potem torturował. To nie jest skutek traumy.

- Czy twoje problemy z magią nie zaczęły się po traumie, jakiej doznałeś, poddając się mugolskiej medycynie?

- Miałem operację, Mal... - Harry przerwał. - Pobrali mi szpik, co jak się okazało, nie było dobrym pomysłem. Tak czy siak, cała przyczyna leży po stronie fizycznej, a nie psychicznej, jasne?

- Bałeś się igieł, i musiałeś poradzić sobie z jedną, bardzo grubą – sprzeciwił się Draco. - To musiała być silna trauma. Co mój... co stało się później, tylko pogorszyło sprawę.

- Dopasowujesz wszystko na siłę do twojej teorii – uciął Harry, mając poczucie, że jest obrażany. Nie był przecież tchórzem uciekającym z pola bitwy! - Nie mogę już używać różdżki, więc co? Żaden z tego pożytek. Voldemort i tak będzie mnie ścigał ze wszystkich sił, żeby mnie zabić. Czemu miałbym chcieć się stać łatwiejszym celem?

- A jak twoja blizna ostatnio? - zapytał nagle Draco.

Tak spokojnie, że przestałem o tym myśleć - stwierdził Harry od razu.

- Nie bolała cię wcale, racja? Nie sądzisz, że to dziwne? Czarny Pan miał cię w końcu w swoich rękach i z tego, co słyszałem, był gotów spalić cię na popiół. A ty umknąłeś mu sprzed samego nosa. Nie uważasz, że powinien być wściekły i atakować cię bez przerwy, tak żeby blizna wciąż cię piekła? Ale nie. On wie, że nie masz już mocy. Czemu miałby się tobą przejmować? Ty też o tym wiesz, podświadomie, i dlatego postanowiłeś ukryć się w świecie fantazji, gdzie nie możesz odzyskać swojej mocy, choćbyś nie wiem jak próbował!

- To nie ma sensu – kłócił się Harry. - Widział, jak wybuchła moja dzika magia. Raczej potraktowałby mnie jako jeszcze większe zagrożenie, przekonawszy się, jaką mam moc.

- Skąd ma wiedzieć, że to byłeś ty? Równie dobrze mógł uwierzyć, że to dyrektor przełamał bariery. A już z całą pewnością sądzi, że maczał w tym palce Severus.

- Jeśli już mówimy o Severusie przy tej okazji: czy to nie dziwne, że Znak go ostatnio nie palił? Voldemort na pewno chce go zabić za to, że pomógł mi w ucieczce. Czy nie powinien wzywać go bez przerwy, żeby zadawać mu katusze? Ale nie. Możliwe więc, że wybuch mojej dzikiej magii zakłócił w jakiś sposób wpływ Voldemorta, i nie może nas więcej dosięgnąć. Ani mnie, ani profesora.

- Ciekawa teoria, którą obala jedno: Znak go palił, i to nie raz.

- Ale Snape nie dawał nic po sobie poznać!

- Zgadza się, ale lepiej nie pytaj, jak sobie z tym radzi. To bardzo osobiste i jeśli będzie chciał, to z pewnością ci powie.

- Ale ty wiesz, racja?

- Pomagałem mu przy tym – odrzekł Malfoy stanowczo. - Ale nie będę o tym rozmawiał, i tobie też odradzam zadawanie pytań. Wierz mi, rozmowa nie byłaby przyjemna. Istotą sprawy jest potęga Czarnego Pana, która wcale nie osłabła. Sądzę, że książka mówi prawdę. Nie polepszy ci się, dopóki sam tego nie zechcesz.

- Zostaw już tę książkę i posłuchaj sam siebie! – wykrzyknął Harry. - To mugolska psychologia! A ja nie jestem mugolem.

- Wychowywałeś się wśród mugoli, co zresztą sam mi wytknąłeś. Jakieś ich tendencje z pewnością przejąłeś. Jestem nawet tego pewien. Cały czas zaprzeczasz.

Harry wyrzucił ręce w górę.

- Ta książka się myli, rozumiesz? Myli się!

- Przynajmniej co do jednej rzeczy – przyznał Draco. - Powinieneś odpychać Severusa rękami i nogami, nawet jeśli to on ci pomógł, bo jest głównym czynnikiem przypominającym o traumie.

- No widzisz? Ta książka nadaje się tylko dla mugoli.

- Możliwe – mruknął Draco, stukając palcem w policzek. - Chyba że twoje nagłe przywiązanie akurat do Severusa, spośród wszystkich ludzi, to nadkompensacja.

- Przestań używać słów, których nie rozumiesz! - warknął Harry, kompletnie wytrącony z równowagi takim opisem swoim uczuć. Przywiązanie? Nie myślał o tym w takich kategoriach. Szczerze mówiąc, wolał w ogóle o tym nie myśleć. Wystarczyło mu, że Snape był w porządku. Wobec niego, i tak ogólnie.

- Nadkompensacja – zacytował Draco bez wysiłku. - Nadmierny wysiłek w celu zniwelowania psychologicznego defektu lub inaczej, ekstremalne neurotyczne dążenie do uzyskania aprobaty, spowodowane brakiem poczucia bezpieczeństwa.

Harry obdarzył go wrogim spojrzeniem.

- Nie mówiłem, że nie jesteś w stanie zapamiętać dużych fragmentów czegokolwiek. Ale definicja to nie jakaś lista instrukcji, które musisz wypełniać. Powiedz mi szczerze, czy masz w ogóle pojęcie, co to wszystko znaczy?

- Szczerze? - odrzekł Draco drwiącym tonem. - Nie. Musiałbym przeczytać książkę drugi raz, ale od tamtej pory Severus trzyma ją zawsze u siebie.

- Powinieneś się więc domyślić, że nie chciał, abyś mnie w ten sposób prześladował.

- Tak uważasz? To czemu ją zostawił? Czy ty masz w ogóle pojęcie, jaką osobą jest Severus? Wszystko, co on robi, nawet najmniejszy drobiazg, jest obliczone na jakiś skutek. On nie popełnia przypadkowych błędów.

- Tak uważasz? - powtórzył Harry. - Rozlał eliksir, kiedy się o mnie martwił!

- Miałeś na myśli, kiedy twoje wrzaski zmroziły krew w żyłach nam obu!

- Nie spałeś wtedy?

- Nie sądzę, żeby ktokolwiek w Slytherinie spał tamtej nocy po tym, jak usłyszeli twoje wycie przez Fiuu! - wybuchnął Draco, a potem skorygował: - W zasadzie to chyba tylko my dwaj cię słyszeliśmy, ale mimo to... - Chłopak zadrżał. - Posłuchaj, Harry. Już sam fakt, że masz takie okropne koszmary, jest dowodem na to, że masz pewne... kwestie do przepracowania.

- Nie jestem wariatem!

- Nikt nie mówi, że jesteś! - krzyknął Draco. - Może też powinieneś przeczytać tę książkę. Albo raczej posłuchać. Poproś Severusa, żeby ci przeczytał.

- Może masz rację – odparł Harry wiedząc, że nie wspomni o tym Snape'owi. Nie chciał w ogóle przyznawać, że wie o książce. Cała ta sprawa zbyt go poruszała, sam nie wiedział, czemu. Tylko to miało znaczenie, że Mistrz Eliksirów troszczył się o niego, nieważne, czy mówił o tym głośno, czy nie. To było miłe, że był ktoś taki, prawda? Przedtem był tylko Syriusz i Remus, ale oni w dużej mierze kochali Harry'ego, bo był synem Jamesa. Ze Snape'em nie było tego problemu. Poza tym, nawet kiedy żył Syriusz, Harry nie mógł widywać go za często. Snape za to mieszkał tutaj i pozostałby częścią jego życia, ze względu na lekcje i tak dalej, nawet gdyby Harry przeprowadził się z powrotem do wieży.

Zatem Mistrz Eliksirów troszczył się o ucznia na tyle, że przebrnął przez mugolską książkę, żeby pomóc mu w pokonaniu jego problemów... To było bardziej istotne i jednocześnie bardziej zagrażające niż cokolwiek, co robili Syriusz i Remus.

Może dlatego czuję się wyprowadzony z równowagi - myślał Harry. - Boję się, że to minie. To, co dobre, nigdy nie trwa długo, przynajmniej w moim wypadku. Straciłem Syriusza dwa razy. Najpierw kiedy chciał uprzedzić wymiar sprawiedliwości i trafił do więzienia. Póżniej, kiedy zginął. Myślałem, że jestem blisko z Remusem, jednak kiedy zwolnili go przez Snape'a, nie widzieliśmy się przez prawie rok. Ludzie, na których mi zależy, nigdy nie pozostają ze mną na długo. Opuszczają mnie w taki czy inny sposób.

Gryfon powoli ocknął się z zamyślenia, zdając sobie sprawę, że Draco macha mu ręką przed oczami.

- Wszystko w porządku? Potrzebujesz kolejnej dawki Eliksiru? Jak dotąd mieliśmy szczęście i za każdym razem Severus był akurat w pobliżu.

- Nie, nadal widzę – odrzekł Harry. - Zastanawiałem się tylko. Profesor wspomniał o pewnej rzeczy, która mogłaby mi pomóc w odzyskaniu mocy...

- Oklumencja – zgodził się Draco, udowadniając tym samym, że Snape już wcześniej z nim o tym dyskutował. Harry trochę się zdenerwował, ale następny komentarz Draco usunął żądło z rany. - Wolałbyś, żebym został i obserwował na wypadek, gdyby wydarzyło się coś istotnego? Czy lepiej zostawić cię samego?

- Eee, chyba lepiej samego – wymamrotał Harry, cokolwiek zaskoczony.

- W porządku. – Draco wstał z krzesła z wdziękiem. - Będę w naszym pokoju. Mam kilka listów do napisania.

Jak się jednak okazało ku przerażeniu Harry'ego, oklumencja nie robiła żadnej różnicy. Nadal nie mógł rzucić Lumos.


***


- A zatem – zapytał Harry pewnego wieczoru przy kolacji - znaleźliście już jakiś sposób, żeby Dudley mógł tu bezpiecznie przyjechać?

Snape pokroił swoją porcję kurczaka po kijowsku w schludne kawałeczki, zanim odpowiedział:

- Dyrektor i ja wciąż nad tym pracujemy.

- Mówi pan tak każdego wieczoru.

- Bo to jest prawda każdego wieczoru.

- Zgoda, jednak po całym tygodniu można by pomyśleć, że sporządziliście już jakiś plan – narzekał Harry.

Draco nalał sobie drugi kieliszek wina i wysączył łyk, słuchając.

- Nawet prywatna biblioteka Albusa nie zawiera żadnych wzmianek o mugolach mających dostęp do Hogwartu – wytknął Snape z pewną niecierpliwością. - Jednak usilnie szukamy rozwiązania.

- Zasadniczy problem tkwi w tym, że nie będzie mógł widzieć tego, co my, zgadza się? - wtrącił Draco. - Zobaczy tylko ruiny. Może ktoś powinien go ogłuszyć, aportować się z nim na peron i lewitować go do pociągu. Potem możemy rzucić na niego Enervate, jak już będzie w środku. Komnaty z pewnością nie są zaczarowane od środka tak, żeby wyglądały na ruinę.

- To jest myśl – mruknął Snape.

- Wcale nie! - uciął Harry. - Dudley zwariuje ze strachu, jak zrobimy mu coś takiego!

- Nie to, żebyś go kochał, racja? - rzucił Draco wyzywająco. - Sądząc po słowach Weasleya, to kuzyn siedział na tobie całym ciężarem przez większość twojego dzieciństwa!

Harry spiorunował Draco spojrzeniem i zwrócił się do nauczyciela:

- Może mógłby pan wytłumaczyć Panu-Idealne-Maniery, że nie powinno się podsłuchiwać!

- Jeśli już mówimy o manierach – spokojnie odparł Snape, nabijając na widelec połówkę brukselki - być może mógłbyś wziąć pod rozwagę, że w przeciwieństwie do ciebie Draco nie może przyjmować gości. Byłoby miło, gdybyś go na ten czas nie wypraszał.

- Nieważne, mówmy o jego kuzynie. – Draco rzucił Snape'owi spojrzenie błagalne i zirytowane zarazem, a potem kontynuował: - Zbyt wiele magii może spowodować dożywotnie omamy paranoidalne albo tendencje schizofreniczne lub maniakalno-depresyjne...

- Przestań się bawić w psychiatrę! - ryknął Harry. - Przysięgam, brzmisz zupełnie jak Hermiona!

Draco wyglądał na przerażonego.

- Strzeż mnie Merlinie. Już nic nie mówię. Chodziło mi o to, że nie liczy się zachowanie twojego kuzyna przy zdrowych zmysłach. Najważniejsze, żeby pomógł cię ochronić, zgadza się?

Harry rzucił nóż na stół i krzyknął na Snape'a:

- O magii ochronnej też mu pan powiedział? Dlaczego po prostu nie obwieści pan naszych planów z najwyższej wieży? Być może są jeszcze jacyś śmierciożercy, którzy nie wiedzą wszystkiego!

- Gryffindor traci dziesięć punktów – oznajmił Snape, odkładając sztućce i biorąc różdżkę, żeby zaktualizować stan klepsydr. - Mówiłem ci, żebyś nie podważał lojalności Draco w jego obecności.

- Podważam ją w pana obecności!

- Czego ty chcesz, Potter? - warknął Draco. - Mam znów zeznawać pod Veritaserum, tym razem z tobą jako przesłuchującym? Jak widzisz, wiem, że Severus powiedział ci o moim przesłuchaniu. Rozumiesz? Nie jesteś jedynym, któremu zdradza różne rzeczy!

- Nie chcę, żebyś zeznawał. Najwidoczniej znasz jakiś sposób na oszukanie serum! – wrzasnął Harry. - A co z utratą punktów? On powiedział do mnie „Potter”.

- Słusznie – zgodził się Snape, machając różdżką po raz kolejny. - Zachowujecie się zupełnie jak dzieci. Wracając zaś do kuzyna Harry'ego, to jego zdrowie psychiczne musimy brać pod uwagę...

- Wielkie dzięki!

- ...ponieważ – ciągnął Snape, posyłając Harry'emu groźne spojrzenie – młody pan Dursley nie będzie mógł brać udziału w rytuale, jeśli utraci tę resztkę zdrowego rozsądku, którą jeszcze posiada. Musi dać na wszystko przyzwolenie. Jak sądzisz, Harry, czy twój kuzyn zgodziłby się przybyć tu drogą, którą zaproponował Draco, jeśli wcześniej mu wszystko wyjaśnimy?

- Nie – stwierdził Harry. - To by go jeszcze bardziej przeraziło.

- Zatem potrzeba nam ochrony, w pewnym sensie – rozważał Snape. - Oczywiście nie zabezpieczenia przed atakiem. Musimy ochronić go tak, żeby zniósł obecność magii, żeby mógł ją widzieć...

- Ochronić go przed jego wrodzoną mugolskością – wtrącił Draco.

- Nie ma nawet takiego słowa – żachnął się Harry, ale Snape i Draco zignorowali go.

- Zastanawialiście się nad Urokiem Isedral?

- To działa tylko na charłaków – odparł Snape.

- Co z drugą zasadą Sakenheima?

- A masz przypadkiem pod ręką podległego twojej woli tureckiego półwampira, nie wspominając o złej reputacji, jaką cieszy się ten czar?

- Cóż. Nie. – Draco zabębnił magicznie wymanikiurowanymi paznokciami o lakierowany blat stołu. - A co z magią zwrotną? Matka Harry'ego i jego ciotka mogłyby być punktami ogniskowymi.

- Jedna mugolka, druga mugolskiego pochodzenia – uśmiechnął się Snape szyderczo. - Bądźże poważny. Dyrektor i ja zgłębiamy tę kwestię od tygodnia. Sądzisz, że przeoczyliśmy coś, co zauważyłby szóstoklasista?

- Wciąż ma pan coś przeciwko czarodziejom mugolskiego pochodzenia? - spytał Harry ostro. Pierś ścisnęło mu uczucie dziwnego napięcia. Od mugoli dzieliło go wszak tylko jedno pokolenie.

Draco przewrócił oczami.

- Gdyby tak było, to czy wypominałby mi wciąż stopnie Granger, które są najlepszym dowodem, że czysta krew to nie wszystko?

- Czemu więc wyśmiewa się pan z mugolaków? - naciskał Harry, pragnąc usłyszeć odpowiedź z ust samego Snape'a.

- Wyśmiewałem się z Draco, który z reguły wykazuje dużo lepszą znajomość dynamiki zaklęć – wyjaśnił Snape tonem tylko odrobinę mniej szyderczym. - Tak się składa, że zadaję sobie cały ten trud po to, by mugol mógł przybyć do moich prywatnych kwater. Mógłbyś zatem docenić ten fakt, a nie wygłaszać bezczelne komentarze!

Nauczyciel zwrócił się do Malfoya bardziej powściągliwym tonem.

- Zaklęcia zwrotnej magii inkantowali krewni, będący punktami ogniskowymi. Co więcej, wymagały one posiadania czystej krwi, a odbiorcą mógł być tylko charłak. Dlatego nie możemy ich tu użyć.

- To nie są wymagania – argumentował Draco. - Nie w znaczeniu, jakie masz na myśli. To tylko... zbieg okoliczności.

Snape potrząsnął głową, ale kontynuował temat.

- Wyjaśnij.

- Pomyśl, to zaklęcie było używane tylko przez rodziny czystej krwi. Kto jeszcze chciałby się w to bawić, zwłaszcza w dawnych czasach? - Draco na chwilę zwrócił się w stronę Harry'ego. - To dość archaiczna magia, nie używana od wieków, jak sądzę.

- Być może masz rację – zamyślił się Snape.

Draco wypił resztę wina jednym łykiem, co było dość niezwykłe. Zazwyczaj sączył je dość powoli.

- No wiesz, jeśli naprawdę wierzysz w to, co powiedziałeś Harry'emu, to na pewno mam rację – odezwał się nieswoim głosem. - Ponieważ... - westchnął niechętnie i kontynuował, nie patrząc na Gryfona. - Jak czystość krwi może być jednym z wymagań, skoro według ciebie nie istnieje coś takiego jak czysta krew?

Snape spojrzał na niego, przymrużając powieki.

- Ty w to wierzysz, prawda?

Draco wzruszył ramionami, nie patrząc nauczycielowi w oczy.

- Powiedzmy, że moje przekonania są nieistotne przy rzucaniu zaklęcia. - Chłopak szybko przeszedł do tematu stwarzającego mniejsze zagrożenie. - Zaś co do magii zwrotnej to spełniamy wszystkie pozostałe wymagania, racja? Ten sam stopień pokrewieństwa... potrzebujemy tylko pięciu przeciwieństw. Nie powinno być zbyt trudno je znaleźć. Ciotka Harry'ego była mugolką; ciotka Dudleya – czarownicą... - Draco zaczął wyliczać na palcach, wreszcie dodał: - Jeszcze jakieś jedno przeciwieństwo, Harry. Na pewno coś wymyślisz.

- Nawet nie wiem, co robisz! - sprzeciwił się Gryfon.

- Użyjemy magii zwrotnej na twoim kuzynie, ale potrzebny nam jest jeszcze jeden element, więc myśl.

Harry odsunął talerz i spojrzał na Snape'a, który objaśnił:

- To stare zaklęcie, pozwalające charłakom z danej rodziny widzieć przez określony czas pewne magiczne zjawiska. Zastanów się, w jaki sposób matka twojego kuzyna i twoja były przeciwieństwami.

- Hmm – zastanowił się Harry, ale nie doszedł do żadnych wniosków. - Nigdy nie znałem mojej matki.

- Nic nie pamiętasz z dzieciństwa? - zapytał Draco, unosząc brwi.

- Ile pamiętasz z czasów, kiedy miałeś rok? - odpalił Harry.

- Lekcje łaciny – oświadczył Ślizgon zadowolony z siebie.

- Nie czas na głupie żarty – zganił go Snape. - Harry, naprawdę nic sobie nie przypominasz?

Gryfon odpowiedział pustym głosem:

- Pamiętam, jak krzyczała przed śmiercią.

Mistrz Eliksirów odchylił się do tyłu i splótł palce, mówiąc cichym głosem:

- A na dodatek zawdzięczasz to wspomnienie atakowi dementorów. Przykro mi, Harry.

- Mnie też – odparł Harry. Jego głos wciąż był bez wyrazu. - Remus panu powiedział? - spytał podejrzliwie.

- Nie. Dowiedziałem się od ciebie, kiedy bredziłeś po operacji.

- Ach, rozumiem.

- Nie powiem, że to nie jest fascynujące – wycedził Draco – ale wciąż nam potrzeba jednego przeciwieństwa.

Harry zamknął oczy i wyrzucił drżącym głosem:

- Moja matka została zamordowana, a ciotka zmarła we śnie?

Poczuł, jak czyjaś ciepła dłoń przykryła jego rękę i ścisnęła współczująco. Zrobiło mu się nieco lepiej, nawet jeśli wyczuł przy tym nikły zapach jakiegoś eliksiru, który odebrał mu do reszty apetyt.

- To musi być przeciwieństwo związane z tobą i twoim kuzynem – zaznaczył Snape.

Draco odchrząknął. Harry otworzył oczy i zauważył, jak Ślizgon wlepia wzrok w rękę Snape'a przykrywającą jego dłoń. Nic jednak na ten temat nie powiedział.

- Postarajmy się coś wymyślić.

- W każdym wypadku potrzebujemy jakiegoś symbolu – dodał Snape. Spojrzał na Gryfona wyczekująco. - Z pewnością posiadasz coś, co mogłoby reprezentować twoją matkę?

- Mam kilka fotografii – przytaknął Harry.

- Zaklęcie lepiej zadziała, jeśli będzie to coś osobistego.

Czyli miał na myśli pierścionek. Chłopak wyciągnął go spod koszulki, trzymając w zamkniętej dłoni.

- Czy ja... eee, dostanę go z powrotem? Nie rozpuści go pan w jakimś eliksirze, prawda?

Snape roześmiał się i puścił jego dłoń.

- Dudley będzie musiał mieć go na palcu w drodze tutaj i w trakcie pobytu, ale potem dostaniesz pierścionek z powrotem, Harry.

- No to w porządku.

Chłopak chciał go już zdjąć, ale Snape go powstrzymał.

- Na razie go zatrzymaj. Zanim dopasujemy z Draco zaklęcia, minie trochę czasu. Myślę, że jutro wieczorem będziemy gotowi.

Blondyn jęknął cicho.

- A wszystko po to, żeby wypić herbatę z mugolem.

- Chyba coś więcej, niż herbatę – odparł Harry, chowając pierścionek pod koszulkę. Lubił czuć, jak dotyka jego skóry. - Przecież Dudley będzie tu kilka dni.

- Dni? - powtórzył Draco. - Czy ty rozumiesz, że to oznacza też noce? Chciałbym wiedzieć, gdzie on będzie spał? Nie sądzę, Severusie, że chciałbyś dzielić ze mną swoje łóżko na ten czas?

Czarne oczy Mistrz Eliksirów spojrzały na niego twardo.

- Nie chciałbym.

- Ale ja nie chrapię – przymilał się Draco.

- Właśnie, że chrapiesz – wtrącił Harry.

- A ty gadasz we śnie! - odpalił Malfoy. - Co, nie wierzysz? Zeszłej nocy bełkotałeś coś o Granger zamieniającej się w kota; może mi powiesz, że nie tylko potrafi się teleportować, ale też jest animagiem? A, i jeszcze Wrzeszcząca Chata. Naprawdę straszą tam wilkołaki? - powiedział Ślizgon kpiąco. - To ci dopiero bzdury.

- Panna Granger potrafi się teleportować? - zapytał Snape z pewną obawą.

- Nie, i nie jest też animagiem – fuknął Harry, niezbyt zadowolony z faktu, że mówi we śnie. Postanowił zacząć znowu zażywać Bezsenny Sen. Kto wie, co jeszcze mógł nagadać, a o czym Malfoy nie wspomniał. - To tylko sny. Nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.

- Od jakiegoś czasu twoje sny stały się bardzo znaczące – upierał się Snape.

- Już dawno nie miałem proroczych snów.

- A ty co, jakaś nowa Trelawney? - dociął Draco.

- Jak pan myśli, dlaczego te sny ustały? - dopytywał Harry. Wprawdzie czuł w związku z tym ulgę i wcześniej się nad tym głębiej nie zastanawiał, teraz jednak wydało mu się to podejrzane.

- Może na ten moment wiesz już wszystko, co było ci potrzebne.

Draco przeniósł spojrzenie z Harry'ego na Snape'a i zazgrzytał zębami.

- No ekstra. Wy mówicie poważnie! Nie miałeś już dość tych twoich zdolności, gadania do węży, odpędzania dementorów, przezwyciężania Imperiusa? Teraz jeszcze będziesz jasnowidzem? Czy ty w ogóle masz pojęcie, jakie to jest cholernie irytujące? No, na co jeszcze czekasz? Dowiedzmy się w końcu, co kryje przed nami przyszłość!

Harry nie zamierzał na to odpowiadać, ale nawet nie musiał, bo Snape posłał Draco miażdżące spojrzenie. Ślizgon odwrócił wzrok, szemrząc coś pod nosem. Nauczyciel przywołał kilka pergaminów, atrament i pióro, niecierpliwie mrucząc zaklęcia, które usunęły resztę przedmiotów ze stołu. Naszkicował na papierze spory owal z dziesięcioramienną gwiazdą w centrum. Kiedy doszedł do oznaczania każdego z ramion łacińskimi inkantacjami, Draco przestał się dąsać i zaczął z nim omawiać znaczenie każdej frazy.

Harry zostawił ich i przeniósł się na sofę, słuchając jak pióro Hermiony czyta mu o transmutacji.


NASTĘPNY ROZDZIAŁ: MUGOLSKI EKSPRES.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rok jak żaden innyE
Rok jak żaden inny8
Rok jak żaden innyS
Rok jak żaden innyC
Rok jak żaden inny`
Rok jak żaden innyb
Rok jak Żaden inny 29
Rok jak żaden innyQ
Rok jak żaden innyB
Rok jak żaden inny7
Rok jak żaden innyd ie
Rok jak zaden inny3
Rok jak żaden innyF
Rok jak żaden innyR
Rok jak żaden innyp
Rok jak zaden inny1
Rok jak żaden innyc
Rok jak żaden innyi
Rok jak żaden innyY