wirus zachodniego Nilu, Wirus zachodniego Nilu rozprzestrzenia się w USA w błyskawicznym tempie


Wirus zachodniego Nilu rozprzestrzenia się w USA w błyskawicznym tempie. Wędruje na zachód i nie zamierza się zatrzymać.

Niewiele jest rzeczy wzbudzających strach równie wielki jak nowe i tajemnicze choroby, szczególnie jeżeli mogą być śmiertelne. Wirus zachodniego Nilu (West Nile), który może powodować śmiertelne zapalenie mózgu, w tym roku zabił już siedmiu chorych i zaraził ponad 130 innych osób. Przenoszące groźną chorobę komary nadal kąsają w najlepsze.
Naturalny rezerwuar wirusa stanowią różne gatunki ptaków. Ofiarami krwiożerczych komarów padają zwierzęta gospodarskie, przede wszystkim bydło i konie, a coraz częściej niestety także ludzie. Wirus przemieszcza się na terenie Stanów Zjednoczonych z ogromną szybkością. Dzieje się tak dlatego, że każdy nowy obszar stanowi dla niego dziewicze terytorium, gdzie ani ludzie, ani zwierzęta nie nabyli jeszcze przeciw niemu odporności.
Tegoroczna epidemia gorączki wywołanej wirusem zachodniego Nilu jest największa z dotychczasowych i prawdopodobnie zakończy się też największą liczbą zgonów. Objęła już niemal cały środkowy i południowy zachód USA. Obecność wirusa u ludzi i ptaków wykryto już w 34 stanach oraz dystrykcie Columbia ze stolicą kraju - Waszyngtonem - włącznie. Migracje ptaków amerykańskich i mapa występowania zakażeń wskazują epidemiologom, że wirus będzie się rozprzestrzeniał na zachód.
Obecność wirusa jest stwierdzana u kolejnych gatunków komara. Wirus przenosi się coraz bardziej na południe, w coraz cieplejsze regiony. W związku z tym specjaliści przewidują, że epidemie wywoływane przez wirusa zachodniego Nilu będą pojawiać się w coraz wcześniejszych porach roku. Wirus bowiem coraz częściej atakuje takie gatunki komarów, które masowo wylęgają się w cieplejszych miesiącach.
Pierwsza w USA epidemia tej gorączki wybuchła w Nowym Jorku trzy lata temu - zachorowały 62 osoby, a zmarło siedem. Wtedy świat po raz pierwszy usłyszał o nowym i groźnym wirusie, wywołującym śmiertelne zapalenie mózgu i opon mózgowo-rdzeniowych.
Dziś w samej tylko Luizjanie jest 70 zakażonych z poważnymi objawami choroby, a zmarło pięć osób. Kolejne 22 przypadki odnotowano w Missisipi, dziesięć w Teksasie, cztery w Missouri, dwa w Illinois, po jednym w Arkansas, Maryland, Massachusetts. Luizjana ogłosiła stan klęski i czeka na fundusze federalne. Miejscowe władze nie mają już pieniędzy ani na opryskiwanie rozległych mokradeł, ani też na hospitalizowanie chorych wymagających intensywnej opieki medycznej. A muszą się o nich nich zatroszczyć władze stanowe, bo 20 procent mieszkańców L
uizjany to ludzie pozbawieni jakiegokolwiek ubezpieczenia medycznego.

Tylko u jednego procenta zakażonych wirusem - głównie osób o obniżonej odporności, u starszych, małych dzieci oraz nosicieli wirusa HIV - występują poważne komplikacje. U większości kończy się na gorączce, bólach głowy i mięśni, swędzeniu skóry i powiększeniu węzłów chłonnych.
Mniej niż jedna setna zakażonych choruje na zapalenie mózgu i zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Około dziesięć procent z nich może umrzeć lub ulec paraliżowi.
Wirus nie przenosi się ani podczas bezpośredniego kontaktu osoby chorej ze zdrową, ani drogą kropelkową przez powietrze. Jedynym potwierdzonym sposobem przenoszenia choroby jest zakażenie przez krew podczas ukąszenia komara. Nie ma dotąd żadnych dowodów, że można się zakazić od chorego bądź martwego ptaka.
Amerykańskie Centrum Kontroli (CDC) z siedzibą w Atlancie od czasu wybuchu pierwszej epidemii, która miała miejsce trzy lata temu, poddaje testom także ludzi i zwierzęta bez objawów choroby. Chodzi o to, by sprawdzić, kto może być nosicielem zarazka.
Powołany został specjalny zespół naukowców. Badaniom przesiewowym (wybiera się do nich losowo część populacji zamieszkującej określony teren - może to być na przykład jedna dzielnica miasta) poddawane są głównie ptaki, komary i zwierzęta gospodarskie, przede wszystkim bydło i konie, które podobnie jak ludzie padają ofiarą chorobotwórczego wirusa. W badaniach uczestniczą stanowe ośrodki kontroli chorób oraz federalne instytucje zajmujące się stanem epidemiologicznym zwierząt gospodarskich oraz ich dzikich kuzynów.
W walce z wirusem zachodniego Nilu nie dysponujemy praktycznie żadną bronią. Nie ma leków, nie ma szczepionki. Pomocne może być opryskiwanie terenów, gdzie stwierdzono obecność zakażonych wirusem komarów, preparatami owadobójczymi. Takimi, które jednocześnie zniszczą larwy tych zwierząt. Niestety opryski nie są stosowane powszechnie i nie zawsze tam, gdzie przede wszystkim należałoby je przeprowadzić. Tak się stało na przykład w stolicy stanu Teksas - Huston - jednej z największych amerykańskich metropoli. Zgony ludzi oraz obecność martwych ptaków stwierdzono tu w bardzo biednej dzielnicy zamieszkałej głównie przez meksykańskich imigrantów i Afroamerykanów. Ale zamiast w tej części miasta opryski, które miałyby unicestwić przenoszące chorobę komary, przeprowadzono w zadbanym centrum oraz w luksusowej dzielnicy River Oaks, gdzie od kilku lat mieszka były prezydent Stanów Zjednoczonych George Bush wraz z rodziną.

Władze radzą mieszkańcom zachowywać podstawowe środki ostrożności. Amerykanom zaleca się, aby nie przebywali na wolnym powietrzu w czasie, kiedy żerują komary, czyli od zmierzchu aż do wschodu słońca. Najlepiej nosić ubrania zakrywające nogi i ramiona oraz używać środków odstraszających owady. Koniecznie trzeba likwidować wszelkie zbiorniki wody stojącej.
- Obserwowałem, jak komary znajdują sobie miejsca lęgowe w zbiornikach nawet tak maleńkich jak zakrętka od butelki - mówi Joseph Conlon z Amerykańskiego Stowarzyszenia Kontroli Komarów.
(American Mosquito Control Association).
- Udało im się przetrwać już ponad 400 milionów lat - bardzo sprytne z nich bestie. Również od milionów lat przenoszą najróżniejsze choroby, a mądrzy ludzie powinni starać się schodzić im z drogi.
Wygląda na to, że wirus, który nie wiadomo dokładnie jak i skąd przybył na zachodnią półkulę, zadomowił się tam na dobre. I szybko jej nie opuści.

Klątwa Nilu

Bismisja - 09.09.2002

Agnieszka Stecka-Gadomska: Dzisiejsza prasa donosi o poczynaniach pewnego wirusa afrykańskiego, który w ciągu 8 miesięcy tego roku zaatakował w Stanach Zjednoczonych już ponad 700 osób, 40 z nich nie żyje. Wirus zachodniego Nilu przywędrował do Stanów 3 lata temu, ale do tej pory czynił znacznie mniejsze spustoszenia. Teraz liczba zarażonych zaczęła gwałtownie wzrastać. Aby dowiedzieć się czegoś więcej o tym wirusie, zadzwoniłam do doktora Włodzimierza Guta, kierownika Krajowego Ośrodka Referencyjnego ds. Arbowirusów.

Włodzimierz Gut: Wirus zachodniego Nilu jest jednym z arbowirusów, czyli wirusów przenoszonych przez stawonogi, przenoszą je najczęściej komary lub kleszcze, ten jest przenoszony przez komary. Należy do rodziny flawiwirusów, jest to bardzo spokrewniona antygenowo ze sobą rodzina, występująca na całym świecie. Sam wirus łączy się ze strefą północnej Afryki, ale wywołuje również epidemię poza tym obszarem. Znane są epidemie w Palestynie, a ostatnio został zawleczony do Ameryki Północnej, gdzie wg wszelkich danych, zasiedlił się chyba na stałe.

A.S.-G.: Panie profesorze, czy wiemy jak wirus przedostał się do Stanów Zjednoczonych?

W.G.: Nie bardzo. Komar nie jest dogodnym środkiem do transportu na duże odległości, raczej można powiedzieć, że w tym wypadku bardziej niebezpieczne są małe zbiorniki wodne, to może być nawet puszka coca-coli, beczka z brudną wodą, w której larwy komara ewentualnie mogłyby się dostać na określone terytorium.

A.S.-G.: A czy samolotem nie mógłby się przedostać?

W.G.: Mówiąc szczerze nie wierze w pojedynczego komara zakażonego. Jest to bardzo mało prawdopodobne, za dużo zbiegów okoliczności. Jeden komar zarażony od razu musiałby trafić na ptaka i zamknąć cykl itd. Jeżeli już miałby być komar, może była większa liczba larw, z których wylęgły się zakażone komary i wyległy się w większej ilości.

A.S.-G.: Jak można się zarazić tym wirusem?

W.G.: Pokąsanie przez zakażonego komara, najkrócej.

A.S.-G.: Czy jest pomysł jak sobie z tym wirusem poradzić?

W.G.: Podejrzewam, że w tej sytuacji będą intensywne prace nad szczepionką, które zaczynają się z reguły wtedy, kiedy pojawia się poważniejszy problem na terenach, które stać na badania nad szczepionką. Albo jeżeli problem ma charakter trochę szerszy niż problem jakichś sporadycznych zachorowań wśród ludności. Dla flawiwirusów właściwie istnieje gro szczepionek, które są, to są szczepionki zabite, żywe dla żółtej gorączki, znanej już od dawna przy wyjazdach do tropików.

A.S.-G.: Zabite, to znaczy z martwe....

W.G.: Tak, namnażany wirus w hodowlach komórkowych, wcześniej był nawet przygotowywany i zabity w mózgach zwierzęcych np. mysich. On uodparnia - to są szczepionki w miarę skuteczne, zależnie od jakości. To dotyczy na przykład jedynego, który występuje w Polsce flavi wirusa, wirusa kleszczowego zapalenia mózgu, który jest przenoszony przez kleszcze i w tym przypadku skuteczność szczepionki wynosi powyżej 95%, czyli właściwie jeżeli ktoś się nie uodporni to jest to bardzo, bardzo dziwne.

A.S.-G.: Czy to jest groźny wirus, panie profesorze?

W.G.: Określenie - groźny - jest określeniem trochę dziwnym, po prostu jest pasożytem, niekiedy prowadzącym do śmierci gospodarza, zwłaszcza przypadkowego, człowiek jest przypadkowym gospodarzem.

A.S.-G.: Aż strach pomyśleć, co jeszcze w Afryce drzemie.

W.G.: Co roku rejestruje się całe serie nowych wirusów.

A.S.-G.: Prawdziwa wylęgarnia.

W.G.: Każdy obszar ma swoje własne wirusy, które występują na tym obszarze i mają charakter endemiczny, miejscowa populacja sobie z nimi żyje. Kiedy świat się otwiera, każdy obszar wprowadza swoje wirusy do obiegu. Istnieje katalog ponad 600 arbowirusów. Liczby się zmieniają, dochodzą coraz to nowe. Czasami, choć dość rzadko, liczby są redukowane, kiedy się okazuje, że dwa wirusy z różnych miejsc są tym samym pasożytem, ale raczej jest tendencja do zwiększania liczby wirusów.

A.S.-G.: Panie profesorze, na wirus zachodniego Nilu nie mamy dzisiaj jeszcze ani leku ani szczepionki.

W.G.: Leku w zasadzie nie należy oczekiwać, szczepionki owszem.

A.S.-G.: U nas tego wirusa nie ma.

W.G.: Powiedzmy, że nie ma zachorowań wywołanych tym wirusem.

A.S.-G.: Bo może on gdzieś sobie drzemie.

W.G.: Istnieją dowody serologiczne, że niektórzy z obywateli Polskich z tym wirusem się zetknęli. Chociaż nie mam danych, czy zetknęli się tu, czy w trakcie podróży, więc nie mogę odpowiedzieć, czy wirusa nie ma czy jednak jest.

Nowy Jork nad Nilem

Tygodnik "Wprost", Nr 929 (17 września 2000)

Ocieplenie klimatu sprawia, że wiele nie znanych do tej pory w Europie i USA chorób zakaźnych staje się olbrzymim problemem

Danuta Trojanowska z Port Chester koło Nowego Jorku nigdy wcześniej nie chorowała. W lecie 1999 r., podczas upalnego popołudnia ugryzł ją komar. - Tamtego lata krążyły ich tu całe chmary - wspomina pani Danuta (w USA od 1982 r.), poprawiając się na wózku inwalidzkim. Nie przypuszczała, że to ugryzienie kosztować ją będzie trzy miesiące wymazane ze świadomości i roczny pobyt w szpitalu.
Polka była jedną z pierwszych amerykańskich ofiar wirusa Zachodniego Nilu, choroby przenoszonej przez komary i mogącej powodować paraliż, zapalenie opon mózgowych, a w rezultacie nawet śmierć. Tylko w rejonie Nowego Jorku zmarło do tej pory z jej powodu siedem osób, a u prawie 70 zanotowano różne stadium rozwoju choroby. Co najgorsze, wbrew zapewnieniom amerykańskich epidemiologów wirus przetrwał ubiegłoroczną zimę i ciągle zbiera śmiertelne żniwo nie tylko w Nowym Jorku, ale także w pięciu stanach wschodniego wybrzeża USA.
O tym, że wirus Zachodniego Nilu jest przyczyną zgonów w Afryce, na Bliskim Wschodzie, a także w Azji wiadomo było od dawna. Podobnie jak o tym, że sporadycznie dopadał swe ofiary również w Europie: w latach 1962-1965 we Francji, w 1996 r. w Rumunii, a dwa lata temu w Czechach. Do połowy 1999 r. nie zanotowano jednak ani jednego ataku tego wirusa w USA.
Kiedy pojawiły się pierwsze przypadki choroby rozpoczynającej się zwykle od gorączki i bólów głowy oraz oczu, a następnie chwilowych utrat świadomości, sklasyfikowano ją jako odmianę zapalenia opon mózgowych. Dopiero kilka tygodni później, gdy okazało się, że to "zapalenie opon mózgowych" ogranicza się tylko do kilku powiatów stanu Nowy Jork, na miejsce przybyły ekipy badaczy z Centrum Kontroli Chorób Zakaźnych (CDC). Ubrani jak kosmici w biało-srebrne kombinezony i w maskach znanych z filmu "Epidemia" z Dustinem Hoffmanem zaczęli badać ofiary choroby wymykającej się wszelkim klasyfikacjom. "Nie wiem, czy wirus przypłynął do nas na statku, przyleciał samolotem, czy przyniósł go egzotyczny ptak. Nie wiem i mnie to nie obchodzi. Na te pytania ma odpowiedzieć CDC. I to jak najszybciej" - nawoływał Andrew Spano, jeden z polityków powiatu Westchester, najbardziej dotkniętego skutkami ataku wirusa. Odpowiedź przyszła już kilka tygodni później, ale wcale nie ukoiła nerwów zaniepokojonych polityków. Wprost przeciwnie - oświadczenie CDC, iż potencjalnie śmiertelny wirus przenoszony jest przez pospolite komary, wywołało w Nowym Jorku panikę. Jak bowiem obronić się przed wszechobecnymi komarami? W ciągu 72 godzin od ogłoszenia w nowojorskich gazetach komunikatu CDC siedmiokrotnie wzrosła liczba sprzedanych środków chroniących przed owadami, a trzykrotnie sprzedaż elektronicznych gadżetów emitujących odstraszające je - według producentów - fale.
W lipcu 2000 r. Rudy Giuliani, burmistrz Nowego Jorku, zdecydował się na bezprecedensowy w historii miasta krok - w ostatniej chwili odwołał koncert Nowojorskiej Orkiestry Symfonicznej w liczącym 843 akry Central Parku, nakazując jego całonocne spryskiwanie. Prawie 40 tys. podążających na koncert melomanów musiało słuchać tłumaczeń nowojorskich policjantów, którzy blokowali wieczorem wszystkie ulice dojazdowe do Central Parku.
Dla Centrum Kontroli Chorób Zakaźnych wirus Zachodniego Nilu pozostaje poważnym problemem. Kiedy w początkach XX wieku odkryto, że insekty mogą przenosić wirusy, sytuacja wydawała się opanowana. Od początku lat 70. na skutek postępów procesu urbanizacji oraz łatwości podróżowania problem zdaje się jednak powracać. W Nowym Jorku wszystko zaczęło się od padających masowo ptaków w pobliżu brooklyńskiego ogrodu zoologicznego. - Prawdopodobnie ptaki zaraziły się wirusem od któregoś ze zwierząt przebywających w ogrodzie zoologicznym. Ponieważ wirus jest praktycznie nieznany na półkuli zachodniej, ptaki nie miały odpowiedniego systemu obronnego i zaczęły masowo padać. Żerujące na nich komary zrobiły resztę i sytuacja wymknęła się spod naszej kontroli - mówi dr Harold Adel z nowojorskiego Departamentu Zdrowia. Sytuacja była na tyle groźna, że CDC przyznało, iż najskuteczniej z epidemią może się uporać tylko natura. "Mikroby obumierają w niskich temperaturach i nie będą w stanie przetrwać zimy" - uspokajali w listopadzie 1999 r. przedstawiciele CDC z Atlanty. Kiedy wiosną tego roku zanotowano kolejne trzy zachorowania, wiadomo było, że problem jest znacznie poważniejszy, a wirus Zachodniego Nilu może być tylko zapowiedzią tego, co czeka ludzkość w najbliższej przyszłości. Ocieplenie klimatu sprawi, że wiele nie znanych do tej pory w Europie i USA chorób zakaźnych stanie się wkrótce olbrzymim problemem w tych regionach świata. - Jedyną przeszkodą powstrzymującą wirus malarii przed rozprzestrzenianiem się w różnych częściach świata jest fakt, że mikroby nie potrafią przetrwać okresu zimowego - twierdzi dr Cathey Falvo, dyrektor International and Public Health w New York Medical College. - Biorąc pod uwagę to, że nasze zimy stają się coraz krótsze, a lata coraz bardziej gorące i wilgotne, już wkrótce wielkie populacje ludzkie w USA i w Europie mogą zostać narażone na atak wielu wirusów podobnych do wirusa Zachodniego Nilu. To nie jest straszenie, tylko ostrzeżenie - konkluduje dr Falvo. Z tą opinią zgadza się między innymi Andrew Spielman, epidemiolog z Katedry Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Harvarda: - Wirus Nilu Zachodniego najprawdopodobniej już z nami pozostanie. Teraz musimy się nauczyć z nim walczyć.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Zachodnie lotniska skarżą się na pilotów 36
SOŁŻENICYN odrzucenie przez Zachód Boga skończy się nędzą i terrorem
Etyczny wymiar globalnego rozprzestrzeniania się epidemii AIDS, HIV na świecie – zarys problemu (2)
Omów sposoby rozprzestrzeniania się gatunków Jakie?chy wykazują gatunki inwazyjne
kolo 1, Naturalne bariery uniemożliwiające populacji rozprzestrzenianie się na nowe terytoria, Natur
Monitoring rozprzestrzeniania zanieczyszczen 1, Studia, 2-stopień, magisterka, Ochrona Środowiska, M
ORTOPEDIA, OSTRE KRWIOPOCHODNE ZAPALENIE KOSCI 1, OSTRE KRWIOPOCHODNE ZAPALENIE KOSCI 1) choroba bak
Modelowanie rozprzestrzeniania się epidemii SARS
Rola człowieka w rozprzestrzenianiu się gatunków roślin i zwierząt, Ekologia roślin
reumetalogia, Ogniska zapalne a schorzenia reumatyczne859 -Darek1, Ogniska zapalne a schorzenia reun
Drogi rozprzestrzeniania się pożaru
Historia filozofii starożytnej, Rozprzestrzenianie się epikureizmu w Rzymie i Lukrecjusz, Rozprzestr
Pożar to niekontrolowane rozprzestrzenianie się ognia, które
Etyczny wymiar globalnego rozprzestrzeniania się epidemii AIDS, HIV na świecie – zarys problemu (2)
Kult Osho rozprzestrzenia się w Rosji
Rozprzestrzenianie się Ewangelii 2

więcej podobnych podstron