SOWIŹRZAŁ KROTOCHWILNY I ŚMIESZNY, polonistyka, HLP staropolska i oświecenie


SOWIŹRZAŁ KROTOCHWILNY I ŚMIESZNY
(wybór)

[1.] Napierwsza historyja, jako się Sowiźrzał narodził i trzykroć jednego dnia krzczon był, a którzy jego kmotrowie byli

We wsi Knotowicach, w saskiej ziemi, niedaleko lasu jednego Sowiźrzał, dobre dzieciątko się narodziło. Jego ojcu imię było Kulas Sowiźrzał, a matce Hanna.

Jakoż się im to dziecię udało, wnet do Plemienice na krzest nieśli, a imię jemu Dyla Sowiźrzał dali. I był niejaki Tylach Lachowic, obywatel plewiński, jego kmotrem i przy tym inni dobrzy ludzie. Gdy tedy Dyla Sowiźrzał okrzczon był, one kmoszki i inne matuchny wedle starego zwyczaju poszły do karczmy na dobre piwo i podpili sobie dobrze po onej gorącej a niebliskiej drodze, a to, co przepili, musiał ociec zapłacić. Potym, gdy się z dziecięciem ku domu wrócili, idąc po ławkach przykrych tuż wedle wody, kmoszka, co dziecię niosła, potknęła się i upadła do głębokiego jeziora z dziecięciem wespół. Oboje się barzo umazało, a wszakże krom urazu dziecięcego - i jako dawno powiedają: "Złe nigdy nie zginie" - i z wielką trudnością oboje z błota dobyto. Potym poszli do domu, a uchędożyli zasię dziecię.

Tak-że ubogi Sowiźrzał trzykroć jednego dnia był krzczon: naprzód w kościele w krzcilnicy, powtóre w kałuży głębokiej, potym doma w kotle. I to napierwszy znak jego nieszczęścia był, które jego, póki żyw, naśladowało, jakoż się to dalej opisuje.

OBJAŚNIENIA

Por. A. Aarne, The Types of the Folk-Tale, a Classification and Bibliography, translated and enlarged by S. Thompson, Helsinki 1961: 1823. Na temat recepcji anegdoty w polskiej (?) bajce ludowej por. H. Kapełuś, "Sowiźrzał" w polskiej tradycji ludowej, [w:] Literatura - komparatystyka - folklor. Księga poświęcona Julianowi Krzyżanowskiemu, Warszawa 1968, s. 858-859. Nowela pt. Pierwoje pochożdienije Sowiest-Drała, gdie Sowiest-Drał imieł swoje rożdienije i kto jego był kriestnoj otiec weszła w skład ruskiej przeróbki Sowiźrzała (Pochożdienij nowago uwiesielitielnago szuta i wielikago w dziełach lubownych płuta Sowiest-Drała, Bolszago Nosa, Sanktpietierburg [przed 1781]: I 1).

Tytuł: jego kmotrowie - rodzice chrzestni.

We wsi Knotowicach - Kneitlingen, wieś pod Schöppenstedt w Dolnej Saksonii, po raz pierwszy poświadczona źródłowo w 1135 r.

lasu jednego - w oryginale las leżący pomiędzy Helmstedt, Schöppenstedt i Königlutter, nosił historycznie potwierdzoną nazwę Elm.

dobre dzieciątko - tj. (ironicznie) urwis.

Kulas - imię znaczące: 'Kulawy', będące dźwiękowym ekwiwalentem oryginalnego "Claus", tj. Mikołaj.

Jakoż - i rzeczywiście, w samej rzeczy.

Plemienice - w oryginale: "Amplenen", z informacją, że znajdował się tam zamek raubritterów (rycerzy-rabusiów) zdobyty przed pięćdziesięcioma laty (w rzeczywistości w 1425 r.) przez mieszczan brunszwickich.

wedle starego zwyczaju - po ceremonii chrztu ojciec tradycyjnie częstował kumów piwem, stąd dawna niemiecka nazwa biesiady chrzestnej: "Kindelbier".

po ławkach - po kładkach.

krom urazu dziecięcego - bez uszkodzenia dziecka.

jako dawno powiedają: "Złe nigdy nie zginie" - zwrot przysłowiowy w takiej postaci poświadczony dopiero w XIX w., znane są jednak pokrewne przysłowia o podobnej treści. Grzegorz Knapiusz (1632) odnotował np. paremię: "Złego i śmierć nie chce".

uchędożyli zasię - oczyścili na powrót.

które go ... naśladowało - które go prześladowało, które mu towarzyszyło.

2. Historyja, jako wszyscy kmiecie z swoimi żonami na młodego Sowiźrzała skarżyli, powiedając, jakim by on silnym zuchwalcem i oszczercą był, k temu siedząc na koniu za ojcem, na ludzi milczkiem zadek wypinał

Gdy już Sowiźrzał ku latom przyszedł, a z prochu był wychowan, dziwne a rozmaite kunszty między dziećmi wymyślał i jakoby niejaka małpa po trawie się walał aż do czwartego lata, a tak w złości swej przyrodzonej rósł - im starszy, tym gorszy - że pospolicie wszyscy sąsiedzi nań uciążali i skarżyli ojcu, żeby on łotrem był.

Wysłuchawszy ociec ich skarg, począł syna swego karać, tak mówiąc:

- Co się dzieje, synu miły, że tak wszyscy sąsiedzi na cię skarżą? Powiedają, żeś przewrotny a młody łotr.

Sowiźrzał na to odpowiedział:

- Miły ojcze, wszak nikomu żadnej przykrości nie czynię, a to, jako się w sobie ma, wnet okażę. Wsiądź na twego własnego konia, a ja za cię wsiędę i pojedziemy sobie przez tę ulicę cicho, a wżdy oni na mię łgać i narzekać będą, a wszakże na to nic nie dbam.

Tak-że ociec uczynił. Wsadził go za się na koń, a Sowiźrzał, podkasawszy się dobrze, wypiął zadek na ludzi i siadł sobie zasię cicho. Ujźrzawszy tę niecnotę jego, sąsiedzi z żonami swymi wszyscy wespołek za nimi bieżeli, łając a przeklinając go, że tak niestatecznym był. Na to rzekł:

- Miły ojcze, baczysz dobrze, że ja spokojnie siedzę, a żadnego nie prześladuję, a wżdy ludzie powiedają, iżem ja łotr.

Ociec, chcąc go doświadczyć, posadził go przed się na koń, aby jedno nań nie narzekano. Aczkolwiek synek spokojem siedział, a wżdy swojej przyrodzonej złości zataić nie mógł - na ludzi gębę zakrzywiał a język wyszczyniał. Ludzie się temu barzo dziwowali i niewymownie łajali. Ociec rzekł:

- I zaiste, synu, w nieszczęśliwąś się ty godzinę urodził. Baczę dobrze po tobie, żeś cichy, ale wżdy ludzie na cię uciążają i ciebie wespół ze mną sromocą.

Wnet dla uwiarowania hańbienia z miejsca się ruszył, bo syna barzo miłował, i brał się do majdeburskiej ziemie, z której żona jego rodem była. I sam, ubogi starzec, niedługo był żyw, żonę, dzieci w wielkim ubóstwie zostawił. A Sowiźrzał, aczkolwiek rzemięsła żadnego nie umiał i k niemu żadnej myśli nie miał, będąc w szesnastym roku, wszakże swym kuglarstwem i błazeństwem wszędzie miejsce i pożywienie dobre miał wedle starego przysłowia: "Błaźni się nalepiej mają".

OBJAŚNIENIA

Na temat recepcji anegdoty w polskiej bajce ludowej por. H. Kapełuś, "Sowiźrzał" w polskiej tradycji ludowej, [w:] Literatura - komparatystyka - folklor. Księga poświęcona Julianowi Krzyżanowskiemu, Warszawa 1968, s. 859. Nowela pt. Kak wsie poczti togo sieła kriestianie na małodogo Sowiest-Drała otcu jego żałowalis weszła w skład ruskiej przeróbki Sowiźrzała (Pochożdienij nowago uwiesielitielnago szuta i wielikago w dziełach lubownych płuta Sowiest-Drała, Bolszago Nosa, Sanktpietierburg [przed 1781]: I 2).

ku latom przyszedł, a z prochu był wychowan - tj. wyrósł i odrósł od ziemi.

do czwartego lata - do czwartego roku.

w złości ... przyrodzonej - we wrodzonej złośliwości.

nań uciążali - narzekali, utyskiwali na niego.

syna ... karać - napominać syna.

baczysz - widzisz.

język wyszczyniał - wystawiał język, co w średniowieczu uważano za

gest obsceniczny.

w nieszczęśliwąś się ty godzinę urodził - zwrot przysłowiowy.

sromocą - hańbią.

Wnet dla uwiarowania hańbienia - zaraz dla uchronienia się hańby.

z miejsca się ruszył - tj. wyprowadził się.

do majdeburskiej ziemie - do ziemi magdeburskiej.

żadnej myśli nie miał - nie miał żadnego upodobania.

wedle starego przysłowia: "Błaźni się nalepiej mają" - zdania w oryginale brak; Nowa księga przysłów i wyrażeń przysłowiowych polskich notuje jedynie przysłowia pokrewne, jak "Błaznów pełno wszędzie" - spopularyzowana przez Kochanowskiego (Fraszki III 76, w. 10) polska wersja łacińskiej paremii (por. "błazen, błazeński" 11, "głupi, głupiec" 18) czy też: "Głupim szczęście sprzyja" ("głupi, głupiec" 146).

17. Historyja, jako Sowiźrzał w jednym szpitalu wszytkie chore a niemocne okrom lekarstwa za jeden dzień uzdrowił

Czasu jednego Sowiźrz[ał] przyszedł do Norenbergu. Tam przybijał u kościelnych drzwi listy, które świadczyły, żeby on był lekarzem, sam też o sobie powiedał, że wszelkie niemocy może leczyć. A w onym szpitalu było barzo wiele chorych ludzi, których by był rad ociec szpitalny pozbył, a rad im zdrowia był życzył. Szedł do Sowiźrzała lekarza, pytając go - według listów, które był porozbijał - jeśliby się niemocnych ludzi a niedostatecznych chciał podjąć, a im ku zdrowiu pomóc, a jemu miało być dobrze zapłacono. Sowiźrzał jemu przyrzekł, żeby tych chorych więtszą część chciał wyprawić tym obyczajem, jeśliby jemu dwieście złotych dać chciał. Ociec szpitalny jemu takowe pieniądze obiecał dać tym sposobem, jeśliby im pomógł. Sowiźrzał na to przyzwolił, jeśliby nie powstali, aby mu żadnego pieniądza nie dał. Ta rzecz podobała się ojcowi szpitalnemu, wnet mu zadał dwadzieścia złotych.

Tak-że Sowiźrzał szedł do szpitala, wziąwszy z sobą dwu pachołków, i pytał chorych, każdego z osobna, co by za niedostatek cierpieli. Na koniec każdy przysiądz musiał, żeby to, co by z nim działał, taił a nikomu nie powiedał. I obiecali wszyscy niemocni tak uczynić, a zwłaszcza to każdemu przepowiedział. I rzecze potym:

- Mam-li ja wam chorym ku zdrowiu dopomóc, a z chromych proste uczynić, toć u mnie niemożna, lecz abym jednego z was na proch spalił, a ten proch innym pić dał, i tak muszę uczynić. A przeto który jest miedzy wami nachorszy a niezdrowszy, a który na nogi postąpić nie może, z tego ja prochu napalę, abym innym mógł pomóc, k temu bym też ojca szpitalnego przywołał.

A sam przed szpitalem stanął i głosem wielkim wołał:

- Który nie jest chory, wynidź! Patrzaj, aby poślednim nie był - tak każdemu osobliwie powiedział - bo ostatni musi rząd zapłacić.

Takową rzecz każdy sobie rozważał i na jeden naznamionowany dzień każdy z nich się ku temu gotował, jakoby wolą swego lekarza wypełnił, i każdy chciał być pierwszy na jego zawołanie. A gdy już Sowiźrzał na nie zawołał, to wszyscy chutnie z miejsca się porwali i co niektórzy od kilku lat z miejsca się nie ruszyli, to na ten strach wszyscy z wielką ciężkością wybieżeli, że żaden w szpitalu nie został.

Sowiźrzał swojej zapłaty według przyrzeczenia od ojca szpitalnego upominał się, aby mu krom omieszkania dosyć uczynił. Ociec z wielką radością jemu pieniądze zmówione dał i k temu jeszcze podziękował. Sowiźrzał, wziąwszy pieniądze, wsiadł na koń, co rychlej precz pojechał.

Potym trzeciego dnia oni niemocni do ojca swego przyszli, powiedając o chorobie. Rzecze ociec:

- Cóż się to dzieje? Wszak-em wam był mistrza a lekarza znamienitego zjednał, co was miał wyleczyć i baczyłem to dobrze po was, żeście już byli na nogi wszyscy powstali i z szpitala wybieżeli.

I powiedzieli ojcowi swemu, jako się z nimi obchodził, grożąc i zakazując, aby żaden nie powiedział:

- I który by na jego zawołanie pośledniejszy był, tego chciał na proch spalić. A tak za niewolą naszą musieliśmy, co nam barzo trudno przyszło, wybieżeć.

Ociec natychmiast porozumiał, że on lekarz z łotrowskiemi figlami się obierał, jego oszukał, a w tym ujechał i musiał onych pieniędzy z jałmużny zebranych stradać, na które Sowiźrzał wesoło trawił. Tak-że oni chorzy zostali jako i pierwej, lecz pieniądze zginęły.

OBJAŚNIENIA

Anegdota zaczerpnięta została z wierszowanej historii o plebanie Amisie z pierwszej połowy XIII w. (Des Strickers Pfaffe Amis, hrsg. von K. Kamihara, 2 Auflage, Göppingen 1990: w. 805-932). Popularna była również w wersjach łacińskich (np. z początku XIII w. Jacquesa de Vitry Sermones vulgares, nr 254, czy z połowy XV w.: P. Bracciolini, Facezie, con un saggio di E. Garin, introduzione, traducione e note di M. Ciccuto, Milano 1994, nr 190: Facetum cuiusdam Petrilli ut deliberaret hospitale a sordidis) oraz francuskich (por. np. J. Bédier, Les fabliaux, Paris 1925, s. 476). Por. też S. Thompson, Motif-Index of Folk-Literature: A Classification of Narrative Elements in Folktales, Ballads, Myths, Fables, Mediaeval Romances, Exempla, Fabliaux, Copenhagen 1959: K1955.1.

Na temat recepcji anegdoty w polskiej bajce ludowej por. J. Krzyżanowski, Polska bajka ludowa w układzie systematycznym, wyd. 2, Wrocław 1963: 1635B; H. Kapełuś, "Sowiźrzał" w polskiej tradycji ludowej, [w:] Literatura - komparatystyka - folklor. Księga poświęcona Julianowi Krzyżanowskiemu, Warszawa 1968, s. 859-860 i s. 868, przyp. 25. Nowela pt. Kak Sowiest-Drał wsiech w bogadielnie bolnych w odin dien wyliecził weszła w skład ruskiej przeróbki Sowiźrzała (Pochożdienij nowago uwiesielitielnago szuta i wielikago w dziełach lubownych płuta Sowiest-Drała, Bolszago Nosa, Sanktpietierburg [przed 1781]: I 10); por. też E. Małek, Ukazatiel siużetow russkoj narratiwnoj litieratury XVII-XVIII ww., Łódź 2000: 323.

Tytuł: w jednym szpitalu - terminem "szpital" określano w średniowieczu i na początku czasów nowożytnych instytucję kościelną, pełniącą funkcję przytułku dla chorych, ubogich oraz starców.

okrom lekarstwa - bez lekarstwa.

do Norenbergu - do Norymbergii. Jedno z najważniejszych miast średniowiecznych Niemiec wzmiankowane już w połowie XI w., od początku XIII w. posiadało prawa miejskie.

przybijał u kościelnych drzwi listy, które świadczyły, żeby on był lekarzem - drzwi kościołów powszechnie używano jako tablice ogłoszeniowe.

ociec szpitalny - zakonnik ze zgromadzenia duchaków opiekujący się przytułkiem - szpitalem św. Ducha.

według listów - tj. zgodnie z ogłoszeniami.

jeśliby się niemocnych ludzi a niedostatecznych chciał podjąć - czy chciałby się podjąć leczenia chorych biedaków.

zadał - dał jako zadatek.

niedostatek - chorobę.

działał - robił.

przepowiedział - przestrzegł.

z chromych - z kulawych.

toć u mnie niemożna - nie jest to dla mnie możliwe.

głosem wielkim - głośno.

Patrzaj, aby poślednim nie był - uważaj, żebyś nie był ostatni.

każdemu osobliwie - każdemu z osobna.

ostatni musi rząd zapłacić - ostatni musi zapłacić za kolejkę, tj. będzie spalony.

naznamionowany - umówiony, naznaczony.

chutnie - chętnie.

krom omieszkania dosyć uczynił - tj. bez zwłoki zadośćuczynił.

zjednał - najął, zatrudnił.

porozumiał - zrozumiał.

się obierał - udawał.

trawił - żywił się.

24. Historyja, jako Sowiźrzał w Polszcze królewskiego błazna swoim błazeństwem oszukał

Czasu wielmożnego a najaśniejszego książęcia Kazimierza, króla polskiego, był jeden nieprzepłacony błazen, który barzo misterny był, przy tym kuglarz niepospolity, umiał też na gęślach grać. Natenczas Sowiźr[zał] był do Polski przyszedł.

Król o Sowiźrzale dawno słyszał i łaskawie go k sobie przyjął i osobę jego widzieć chciał, bo rad przy sobie krotochwilnego a śmiesznego człowieka miał. Będąc już Sowiź[rzał] przy królu, poznał się z jego błaznem. Tu się trafiło, jako przysłowie jest pospolite: "Gdzie się dwa błaźni zejdą, ci rzadko co dobrego zrobią". Królewski błazen tego drugiego nierad widział, ale Sowiźr[zał] nic po sobie znać nie dał. Obaczywszy to król, kazał obu k sobie na pałac zawołać i mówił tak ku nim:

- Który między wami jest namisterniejszy ku okazaniu niejakiego kunsztu krotofilnego, żeby tu jeden nad drugiego swoje misterstwo okazał, temu ja sukno i 20 złotych daruję, jedno aby się to wnet zstało tuż przy mnie.

Słysząc to, oba poczęli się ku błaznowaniu stroić i wymyślali miedzy sobą, jako nalepiej który umiał, zakrzywiając gęby na się jakoby niejakie małpy, przy tym insze dziwne rzeczy okazowali jeden nad drugiego, podług swej umiejętności. A jakiekolwiek paraty błazen królewski wymyślał, Sowiź[rzał] we wszytkim go misternie naśladował. Król z swoim rycerstwem takowemu błaznowaniu się śmiał i pilnie na nie poglądał, bo się im ich błazeństwo niepospolite widziało. I radzi by byli wiedzieli, który by z nich sukno i dwadzieścia złotych otrzymał. Sowiźrzał sobie pomyślił: "20 złotych, k temu sukno - dobra pomoc ubogiemu pachołku, a ja dla tego bez wstydu nieco takowego się domyślę, czego bych nigdy nie uczynił ani się dopuścił". Bo baczył dobrze myśl królewską, żeby jemu wszytko za jedno było, który by kolwiek przy dworze jego plac otrzymał a sławy dostał.

Tak-że stanął Sowiźrzał we środku pałacu królewskiego, podniósszy suknią, uplugawił się. Wziął łyżkę, ono łajno na dwoje rozdzielił i wołał do niego onego drugiego błazna, tak rzekąc:

- Błaźnie, przystąp sam, a dokaż mi kuńsztu takowego, jaki natychmiast ode mnie ujźrzysz.

Wziąwszy na łyżkę połowicę smrodu swego, zjadł tuż przed nim. Potym drugiemu błaznowi z łyżką podał, mówiąc ku niemu:

- Weźmi ode mnie łyżkę a zjedz ten ostatek i uczyń tak potym, jakom ja uczynił, na dwoje rozdzieliwszy, będę ja z tobą jadł.

Błazen królewski odpowiedział:

- Hej, bracie, nie będę ja ciebie w tym naśladował, by mi do śmierci nago chodzić i nie uczynię tego: ani swego, ani twego nie będę jeść.

Tak-że Sowiźrzał swym łotrowskim figlem przy dworze królewskim niemało sławy doszedł. A król jemu za to 20 złotych i sukno darował.

Potym od królewskiego dworu się precz brał a sławę po sobie zostawił.

OBJAŚNIENIA

Fabuła zaczerpnięta z włoskich żartów Gonelli; por. Francesco da Mantua, Facecie del Gonella (najstarsze zachowane wydanie pochodzi z r. 1506).

Anegdotę Sowiźrzała przywołał autor zbioru fraszek pt. Nowy Sowiźrzał abo raczej nowyźrzał: nie patrzęć ja jako sowy, [b.m., b.r., b.dr.] z ok. 1614 r. w utworze Na starego Sowiźrzała (w. 1-6, 13-14):

Nie umiałbyś teraz nic, stary ancykryście,

Nie stałbyś i za figę, baczę ja to czyście.

Mógłbyś w on czas być nad mię trochę foremniejszy,

Ale teraz tych czasów byłbyś prawie mniejszy.

Ale tu u nas, w Polszcze, niegodzien byś strawy:

To nawiętsze misterstwo, iżeś był plugawy.

[...]

Żeby sie miał przed panem błazen uplugawić,

Wziąłby kijem - nie wiem, by mógł za tydzień ożyć.

książęcia Kazimierza, króla polskiego - tak w oryginale; mowa o Kazimierzu Jagiellończyku (1447-1492), który (od 1440) był wielkim księciem litewskim i królem Polski, lub też - jak chciał twórca dużo późniejszej, czwartej redakcji polskiego Sowiźrzała - o Piaście, Kazimierzu Wielkim, królu Polski w latach 1333-1370 (zbieżność dat również wskazywałaby na Piasta).

jeden nieprzepłacony błazen - w ludowym podaniu zachowało się imię błazna Kazimierza Wielkiego, kmiecia Kura (K.W. Wójcicki, Obrazy starodawne, Warszawa 1843, t. 1, s. 164). Gdyby jednak utożsamiać króla, u którego służył błazen, z Jagiellończykiem, warto przypomnieć, że rachunki króla z 1477 r. dowodzą, iż również miał on na utrzymaniu trefnisia. Badacze utożsamiają go z Niemcem Hanuszem, działającym później (1493-1510) histrionem Jana Olbrachta, Aleksandra i Zygmunta Starego (Rachunki Podskarbiego Andrzeja Kościeleckiego z lat 1510-1511, wyd. A. i H. Wajs, Kraków 1997, s. 6; M. Wilska, Błazen na dworze Jagiellonów, Warszawa 1998, s. 237-238).

na gęślach grać - gęśle to dawny instrument smyczkowy o trzech strunach, rodzaj cytry.

jako przysłowie jest pospolite: "Gdzie się dwa błaźni zejdą, ci rzadko co dobrego zrobią" - tłumacz daje przekład przysłowia z tekstu niemieckiego, w takim brzmieniu nieznanego poza tym polszczyźnie. Znamy natomiast podobny zwrot przysłowiowy odnotowany już w rękopisie z 1504 r.: "Dość na jednym błaźnie w domu".

20 złotych - pieniądz obrachunkowy, którym posługiwano się od XVI w. (w Krakowie w połowie stuleccia wartość taką miały dwie beczki śledzi, w Poznaniu koń wierzchowy). W oryginale 20 guldenów (dukat, złota moneta o równowartości 20 groszy lub 240 fenigów).

paraty - sztuczki.

wszytko za jedno było - było wszystko jedno.

plac otrzymał - tj. zwyciężył.

suknią - szatę.

77. Historyja, jako Sowiźrzał gospodarzowi brzękiem pieniężnym zapłacił

Sowiźrz[ał] był do Kolna przyszedł, a tam niemały czas mieszkał na jednej gospodzie. Jednego czasu nierychło obiad poczęli warzyć, aże o południu, i niemiło mu to było, że tak długo miał obiadu czekać. Gospodarz to po nim widział i rzekł:

- Kto obiadu czekać nie chce, niechże je, co sobie nagotuje.

Sowiźr[zał] szedł, kupił sobie żemłę. I przechadzał się po domu, aże zegar dwanaście bił, i poczęli wtenczas stół przykrywać, potrawy na stół przyniesiono. Gospodarz z gościami swymi siadł za stół, a Sowiź[rzał] w kuchni został. Gospodarz rzekł:

- Nie pójdziesz ty do stołu?

Sowiźr[zał] rzekł:

- Nie pójdę, nie chce mi się jeść, bom woniej pieczystego się najadł.

Gospodarz milczał, a z swemi gośćmi jadł. Kiedy już byli po obiedzie, płacił mu za strawę (bo jeden, najadszy się, precz jechał, a drugi został), a So[wiźrzał] przy ogniu siedział.

Przyszedł gospodarz do niego z celbratem, gniewając się, kazał Sowiźr[załowi] dwa koleńskie śrebrne pieniądze za obiad położyć. Sowiźr[zał] rzekł:

- Panie gospodarzu, aza żeście wy takim, że sie pieniędzy u tego śmiecie upominać, który waszej strawy nie je?

Gospodarz nań fukał, aby pieniądze co rychlej dał:

- Aczkolwiek-eś nie jadł, aleś sie woniej najadł, boś tu nad pieczenią siedział, jakobyś u stołu z nami jadł, bo ja sobie to za strawę rachuję.

Sowiźrz[ał], wyjąwszy z kalety piniądz koleński, cisnął go na ławę; rzekł:

- Panie gospodarzu, słyszycie ten brzęk?

Rzekł:

- Słyszę.

Sowiźrzał wnet zasię pieniądz swój porwał i do mięszka włożył, mówiąc:

- Jako wiele ten brzęk wam jest pożyteczny, takież i mnie wonia waszej pieczeniej, którąście jedli, w moim brzuchu.

Gospodarz się nań rozgniewał, bo onego pieniądza pragnął. I chciał mu go Sowiźrz[ał] dać, tylko aby zań prawo uczynił. Gospodarz tego uczynić nie chciał, aby przysiądz miał, i żal by mu było do śmierci, kiedy by mu co dał. Tak-że się w gniewie roześli. Sowiź[rzał] udał się na inną drogę, prosto ku saskiej ziemi.

OBJAŚNIENIA

Anegdota w wersji włoskojęzycznej znana już w XIII w. Znalazła się również w zbiorze Schimpf und Ernst (J. Pauli, Schimpf und Ernst, hrsg. von J. Bolte, t. 1-2, Berlin 1924, nr 48). Por. A. Aarne, The Types of the Folk-Tale, a Classification and Bibliography, translated and enlarged by S. Thompson, Helsinki 1961: 1804B; S. Thompson, Motif-Index of Folk-Literature: A Classification of Narrative Elements in Folktales, Ballads, Myths, Fables, Mediaeval Romances, Exempla, Fabliaux, Copenhagen 1959: J1172.2.

Na gruncie polskim anegdotę spopularyzowało przysłowie odnotowane zarówno przez Samuela Rysińskiego (1618), jak i Grzegorz Knapiusza: "Dźwięk za węch", przy czym ten drugi podaje, że wiąże się ono z facecjami niemieckimi (por. G. Cnapius, Adagia polonica, Kraków 1632, s. 298; J. Krzyżanowski, Mądrej głowie dość dwie słowie. Pięć centuryj przysłów polskich i diabelski tuzin z hakiem, wyd. 4, [red. M. Bokszczanin], Warszawa 1994, t. 1, s. 202-204). Anegdotę przytacza Mikołaj Rej w Figlikach pt. Co brząkając obiad płacił (M. Rej, Figliki, oprac. M. Bokszczanin, wstęp J. Krzyżanowski, Warszawa 1974: nr 147):

Jeden, będąc w gospodzie, kędy drudzy jedli,

Siedział daleko misy, oni bliżej siedli.

Ano jeść i prze tamty było barzo mało,

Temu prawie na szpicy nic sie nie dostało.

Wyjął złoty i począł im brzękać na stole:

"Gospodarzu, toć płacę, mój miły sokole!

Bo jakom ja z daleka, nic nie jedząc, krząkał,

Także sie ty nasłuchaj, kiedyć będę brząkał".

Pod koniec XVII w. przewierszował ją również ksiądz Mateusz Ignacy Kuligowski pt.
Za zapach od potraw płata [marg.: "Za pozór i wąchanie potraw płata Włochowi od Polaka"] (M.I. Kuligowski, Demokryt śmieszny albo Śmiech Demokryta chrześcijańskiego..., Wilno 1699, s. 104):

Włoch w austeryjej dał jeść posadzonym gościom,

A Lech przypatrował się z daleka Ich mościom,

Stojąc. Po obiedzie Włoch uprasza o płatę

Sauromaty, mówiąc: "I ty patrzałeś na tę

Potrawę i wąchałeś". A Polak czerwone

Złote ukaże przed nim i zabrząka w one,

Mówiąc: "Jakom ja jest z twych potraw kontent wdziękiem

I wonią, tak ty złota bądź blaskiem i brzękiem".

W wersji prozaicznej pt.
Jaka cześć, taka i dzięka znajdujemy ją w zbiorze Co nowego (Co nowego. Zbiór anegdot polskich z r. 1650, wyd. A. Brückner, Kraków 1903: nr 42):

Francuz Ozianper we Włoszech przy kuchni, gdzie jeść wydawano, że się jeść onych potraw jako chudy pachołek, które dla panów gotowano, nie spodziewał, oczy swoje tylko pasł nimi, a potym, ośmieliwszy się, i wąchać począł, wielce je sobie, jakoby jadł, smakując. Gospodarz przechera, gdy się z drugimi rachował, przyszedł i do niego, mówiąc mu: "Płać też ty, bracie!". Pyta: "Za co?" - "Za to - prawi - żeś naszych potraw nawąchał się do woli". On potym rzecze: "Cóż czynić? Choć resztą gonię, przymyślić muszę, jakoby zapłacić". I tak wyjąwszy mieszek z resztą pieniędzy, pocznie gospodarzowi brząkać w uszy. Gospodarz pyta: "Co czynisz?". Odpowie: "Jadłem twoje potrawy węchem, a to ci je płacę mych pieniędzy dźwiękiem".

Fabularny schemat facecji wykorzystał Wacław Potocki (za muzykę nadzieja zapłaty) we fraszce pt.
Jaka praca, taka płaca, włączonej później do większej całości zatytułowanej Do Jegomości Pana chorążego zatorskiego o pieśniach jejmości paniej wojewodzinej krakowskiej przy[pisanych] (Ogród IV 308,19-28). Na temat recepcji anegdoty w polskiej bajce ludowej por. J. Krzyżanowski, Polska bajka ludowa w układzie systematycznym, wyd. 2, Wrocław 1963: 1804B i 1635M; H. Kapełuś, "Sowiźrzał" w polskiej tradycji ludowej, [w:] Literatura - komparatystyka - folklor. Księga poświęcona Julianowi Krzyżanowskiemu, Warszawa 1968, s. 857.

do Kolna - do Kolonii. Założona w 38 r. p.n.e. jako Colonia Agrippinensis, od II w. główny ośrodek rzymskiej Germanii. Od 795 arcybiskupstwo, prawa miejskie otrzymała w 1230 r.

żemłę - bułkę pszenną.

zegar dwanaście bił - wybiła dwunasta, tj. nadeszła pora obiadu.

z celbratem - z deską rachunkową, tj. czarną tabliczką do zapisywania kredą rachunków (niem. Zahlbrett).

pieczystego - pieczonego mięsa.

koleńskie śrebrne pieniądze - tj. fenigi nadreńskie.

z kalety - z sakiewki.

aby zań prawo uczynił - tj. pod warunkiem, że dochodziłby należności przed sądem.

82. Historyja, jako Sowiźrzał jednej gospodyniej pościel splugawił, a potym ją namówił, żeby powiedziała, że to ksiądz uczynił

Sowiźr[zał] złość w Frankforcie wyrządził; przywędrował tam z jednym księdzem i oba na jednej gospodzie stali. Przy wieczerzy ich dobrze chował, częstując je rybami i źwierzyną. Gdy do stołu siadać mieli, gospodyni księdza posadziła za stół na wyższym miejscu, a co nalepszy kęs, to przedeń kładła, mówiąc:

- Miły ojcze, zjedzcie to przez moje zdrowie.

Sowiźrz[ał], u końca stołu siedząc na niższym miejscu, patrzał na gospodarza, na gospodynią, a żaden przedeń nie kładł ani go częstował, a przecię tak wiele płacił.

Gdy już po wieczerzy było i był też czas spania, oba do jednej komory byli prowadzeni, a każdy na swej pościeli leżał, gdzie pięknie i chędogo było posłano, kędy odpoczywać mieli. Rano wstał na godziny ksiądz, potym zapłacił gospodarzowi strawę i dalej poszedł. Sowiźrzał leżał w tej pościeli, aby się dobrze mógł wyspać. Wstawszy, splugawił ono łoże, gdzie ksiądz leżał, a zasię do łoża swego się położył. A gospodyni przyszła, pytała hausknechta, jeśli ksiądz i inni goście wstali i strawę zapłacili. Sługa powiedział:

- Ksiądz wstał dawno. Zapłaciwszy, dalej poszedł, ale jego towarzysza jeszczem nie widział.

Pani bała się, by się w jej pościeli nie rozstękał, szła do komory, gdzie leżał, pytała Sow[iźrzała], jeśliby wstać zechciał. Rzekł:

- Wstanę, niech sobie na dobrej wieczerzy odpocznę.

A w tym gospodyni prześcieradło oglądać chciała, gdzie ksiądz leżał, a ono widzi poplugawioną pościel. Zlękła się, mówiąc:

- Uchowaj, miły Panie, cóż to jest?

Sowiźr[zał] rzecze:

- Miła pani, temu się ja nie dziwuję, bo cokolwiek wczora najlepszego na stół dano, to wszytko przed księdza kładziono, a innego nic nie mówiono, tylko: "Miły księże, nie dajcie się częstować". Dziwno mi to barzo, że jeszcze gorzej nie uczynił (aboć mało jadł?): że komory wszytkiej nie nawoził.

Gospodyni gniewała się i przeklinała niewinnego kapłana, mówiąc:

- Przyjdziesz drugi raz, pościelę-ć miedzy świniami!

Ale na Sowiźrz[ała] jako na dobrego pachołka była łaskawa. Jemu dobrą wolą w domu swym obiecowała.

OBJAŚNIENIA

Wcześniej analogiczną facecję opowiedział Pauli w zbiorze Schimf und Ernst (J. Pauli, Schimpf und Ernst, hrsg. von J. Bolte, t. 1-2, Berlin 1924: 653). Anegdota znana polskiej literaturze począwszy od odmiennej nieco poetyckiej wersji Reja pt. Dwa do panny przyjechali (M. Rej, Figliki, oprac. M. Bokszczanin, wstęp J. Krzyżanowski, Warszawa 1974: nr 18):

Dwa do panny przyjadą. Społu im posłali,

Jednemu wżdy poduszki odświętniejsze dali.

A ten, go podpoiwszy, kazał drzwi zastawić,

Tego ruszy sumnienie, maca, gdzie co sprawić.

On sie k niemu porwawszy: "O, stój, spadniesz z góry!

Ale poczkaj, iże cie dowiodę do dziury".

Przywiódł go do poduszek, tak że przez nie prysnął,

A on też w nocy dunął, jako lepiej usnął.

Znamy też wersję prozaiczną pt.
O bakałarzu, co pannie księdza omierził (Facecyje polskie z roku 1624, wyd. A. Brückner, Kraków 1903: nr 17):

Trafniejsza to podobno, na com sam patrzył. Bakałarz długo się zalecał jednej pannie w jednym domu, ale, iż był defekt koło niego, mało oń z przodku panna dbała, łaskawsza była na plebana jednego, który paniej matce często zboże na piwo syłał. Trafiło się, iż ksiądz tam przyjachał i na noc został. Bakałarz, jako tam był
quotidianus, pobratał się z onym księdzem dobrej myśli mu pomagać. Gdy noc przyszła, posłano księdzu pstre poduszki z ofnaty, z kitajką etc., a memu bakałarzowi wezgłowie skórzane, poduszczynkę przydawszy jakąś w głowy. Patrząc na pościel księżą, niemiło mu, rumienuje sam z sobą: "Certissime, że ja tej pannie dawniej służę, a wżdy na takiej pościeli nigdym nie leżał, a ksiądz przyjachawszy dopiero, by to oddać". Ksiądz, że na termin do biskupa jachał, wstał rano, skoro świtać poczęło, nie żegnając nikogo, bo zaś nazad idąc miał tam wolą wstąpić; pojachał precz. Nasz bakałarz zaszedł na księdza sofistyją: wstawszy, szedł i uczynił źle, podniósszy pierzynki na łóżku, gdzie ksiądz spał, i zaś przykrył, widząc, że w onej izbie nikt inszy nie spał - podobno też była pana bakałarza laksa od melankolijej napadła. Tymczasem kucharka wstawszy, sprzętać pocznie, chcąc pościel do kownaty wynieść. Zerwie pierzynkę, a on klajster ręce pomaże. Pocznie księdza nadobnie żegnać: "O niezbedny popie, przyjedziesz tu drugi raz, pościelęć diabła, nie taką pościel! Ale jakoć się przede dniem pokwapił, źle uczyniwszy! Jednoć diabli w tym księdzu srali!". Potem panna wstanie. Dziewka nowinę powiada, że ją ksiądz tak barzo miłuje, aż i upominek na znak miłości zostawił. Powie paniej pomału, co ksiądz udziałał. Przyjedzie trzeciego dnia ksiądz, ale pani od niego stroni, panna jeszcze więcej. Wieczór księdzu pościelą daleko różną pościel niźli pierwej, a memu bakałarzowi lepszą. Ksiądz nie wiedząc, co się działo, rozgniewawszy się, rano precz pojachał, z daleka napotem oną gospodę omijając [...].

(Por. też anegdotę
Co się pannie zalecał, tamże, nr 31). Inny wariant anegdoty w XVIII w. zapisał Karol Żera (Fraszki i opowiadania, wyd. Z. Gloger, Warszawa 1893, s. 60-61: Przygoda pana Babińskiego). Na temat recepcji anegdoty w polskiej bajce ludowej por. J. Krzyżanowski, Polska bajka ludowa w układzie systematycznym, wyd. 2, Wrocław 1963: 1552; E. Stankiewicz-Kapełuś, Z zagadnień polskiej facecjonistyki wieku XVI ("Figliki" M. Reja - "Facecje polskie"), [w:] Z badań nad dawną książką. Studia ofiarowane profesor Alodii Kaweckiej-Gryczowej w 85-lecie urodzin, Warszawa 1991, s. 119.

Tytuł: ją namówił, żeby powiedziała - fraza nie jest adekwatna do treści historii; w oryginale jak Sowiźrzał załatwił się do łóżka i wmówił gospodyni, że to uczynił pewien klecha.

w Frankforcie - we Frankfurcie nad Odrą; od połowy XIII w. wzmiankowany jako miasto, od 1368 r. członek Hanzy.

dobrze chował - tj. gospodarz ich hojnie częstował.

tak wiele płacił - tj. tyle samo płacił.

do... komory - do sypialni.

chędogo - starannie.

Rano wstał na godziny - tj. wstał na poranne modlitwy. Najwcześniejsza godzina modlitwy brewiarzowej, jutrznia rezurekcyjna, odmawiana przed wschodem słońca.

hausknechta - służącego w gospodzie (niem. Hausknecht).

się ... nie rozstękał - nie rozchorował się.

na dobrej wieczerzy - po dobrej kolacji.

ono widzi - oto widzi.

Przyjdziesz drugi raz, pościelę-ć miedzy świniami! - w oryginale brak odpowiednika tej wypowiedzi.

Za wydaniem: Sowiźrzał krotochwilny i śmieszny. Krytyczna edycja staropolskiego przekładu Ulenspiegla, oprac. Radosław Grześkowiak i Edmund Kizik, Gdańsk 2005.

PEREGRYNACJA MAĆKOWA
(fragment)

Z chodawki kurpetowego syna, a nawłokowego brata, którą opisał kopera, co dupy łata wołową golenią na kobylim pargaminie

Ja, Maciek, barzo cęsto1 sobie ozwazając i ozmyślając o dziwarnych zecach, które mi powiadał Stasek Porzygałów, jako dziwarnych zecy sie napatsył, w dalekich stronach będąc, bo wie go szubienica, kędy tez nie bywał, a zwłasca w Węgzech około Dukle, po same Jaśliska, w Podolu około Kańcugi, na Wołyniu pod samym Próchnikiem, w Mazosu, okoo Opatowca, w Niemcach, okoo Bieca, na Śląsku, aze po samy Grybów2. O tym tedy ja tez ozmyślając sobie, umyśliłem tez i ja udać sie do cudzych krain, do cego mi tez i sierce potęznej siły dodawało.

I tak casu jednego, juz dobze sie na to namyśliwsy i nagotowawsy, klusięta3 i cielęta, którem pasał cas niemały, by je psi pojedli, na polu zostawiwsy, psysedłem do domu, wziąłem sobie nanuśków4 kostur wielki i prawie doświadcony, ze mu go trzej chłopi nie mogli w karczmie złamać, takzem wziął i pienięstwa do zabitości, cały wierdunk5, i kukiołkę, co mi była mać upiekła, i dwie gomołce w kalatkę6 na strawę, a nic nie powiadając nankowi, tylkom sie maciezy tego zwiezył, która płakała, jakoby ją Walanty trząsł, i dała mi jesce parę gomołek i owsiaka pół chlebice na drogę, i tak pozegnawsy mać, i samech sie psezegnau kzyzem świętym, i puściłem sie w drogę nieznajomą.

Idąc tedy tak barzo chutko, usedech tego dnia mao nie poutory mile, jazem się zmordowau, juzem tez nie mog dalej uść, bo noc zachodziła, ledwie byo do wiecora z seść godzin, a tez tam dalej nie było gdzie nocować dla wielkiej puscej, której byo z milę abo jesce mniej, takzem trafił do dobrego człowieka na noc, jakiegoś Kostogryza; tozem ci sie tam miał, dajze go Walantemu, toć mię cestował. Dał mi jakiejsi chlipawki, rozmaitościami przyprawionej, był w niej chrzan, rzezucha, piołyn, pokrzywy, scaw, awo prawie dostatkiem kozenia wselakiego, potym tygiel jajeśnice i misę maślanki z pęcakiem, tom wciornastko pojadł. Potym dał mi pić dyngusu7 pełen przetak, ledwiem go na pięć razów wypił; ej, tom ci sie obzgał8 niepomału, zem miał bzuch jak nawiętsy wantuch9, a głowęch miał jak pudło. Potym mi posłał grochowianki na piecu i odział mię starym kozuchem; usnąłem, jakby mię zarzezał, bom był sobie podjadł i podpił. Obudzę się, ano mię pluskwy kąsają i wsy z onego kozucha objadły mi boki, ledwiem zyw został. To pierwsy nocleg.

Nazajutrz, wstawszy, chcę iść w drogę, ano mi głowa sumna, w koło chodzi, nogi drżą, a opusyło mię byo cosi, zem miał bzuch jak desckę, i musiałem jesce godzinę psespać, jazem sie dobrze wysumau. Potymech wstał trzeźwo i podziękowałem temu gospodazyckowi ucliwemu za nocleg. [...]

Trafiłem do dobrego cłowieka na koniec rogu, co go zwano pan dowtor, cłowiek ucony i dostatecny w mendycynie, barzo psewazny cłowiek, bo widzę: z cyny jadał zelazną łyską, a ze śkła pijał, tamzem u niego nocował, bom był uziąbł uciekając, aż kosula była na mnie mokra. Powiedziałem panu dowtorowi tę swoję psygodę, co sie ze mną działo, który mię barzo żałował, jaze głową kiwał. I ucynił o mnie pilne staranie, miał nie małe pudełko maści owej, co nią ptaki łowią na rogalu10, i miał tez kęs wielkonocnej radości w skorupce, tym mię nasmarował w rynsztoku. Potym nawierciał chrzanu w donicy, rzodkwie, cebule, i rozpuścił to maślanką, i dał mi wypić, i tak mi sie byo odzygnęo, aze w bzuchu mao zostało. Potym mi kazał wleźć pod fundament piecowy i psykrył mię zajęcą siecią, a posłał mi rogozą, cobym sie zapocił, toć mi tam dusno byo, aze ząb zębu nie dolatował, a bych sie był nie domyślił drzeć, tedybym tam był zdech od wielkiego gorąca, bom już był rozepsał, jako ono iste w oboze na Trzy Króle.

Potym mi dał pan dowtor pigułek, narwawsy na trześni, pełne niecki, co dzieci na nich kąpią, tom wsytko nacco pojadł i z kostkami, jedno sypułki zostały, i konew brzecki11 ciepłej prosto z browaru, i wypiłem ją duskiem; potym mię pocęły rusać ony pigułki, jazem ledwie z izby uciekł, to był taki trzask, aze od drugiego sąsiada wołali na mię, toć mi sie wzdy byo ulzyo i byłem zdrów, jako i pierwej. Po tym lekarstwie zachciao mi sie jeść; co pan dowtor zrozumiawsy, pozwolił mi i dał mi całego chrząsca i trzy zęby wiepsowe, smazone w olejku starej motyki, i pocęło mię rozpalać zem pocął barzo pragnąć; obacywsy pan dowtor, ze mdłość na mię przychodziła, dał mi sie zakropić kuśnierskim kwasem z kozich skór, i wypiłem go pięć garcy.

Potym chciałem panu dowtorowi zapłacić ony nakłady i pracą, którą około mnie podejmował, ale on, jako cłowiek ucony, nie pragnął zysku z podróznego cłeka, nie chciał nic ode mnie wziąć, co ja widząc tak wielką dobroć jego, dziękowałem mu, obłapiając go, i posedłem, pocałowawsy go rzycią w twarz.

Potymech sedł w drogę za granice, do cudzej ziemie, i trafiłem do psewozu, i psewoziłem sie psez gówniane morze, aze na usrany świat, gdziem sie napatsył jęcmiennych obycajów. A idąc od onego psywozu, trafił mi sie towazys barzo gzecny, urodziwy pachołek, znać sługgały, bo miał i sablicę, piękny jak wciornascy dyjabli; twarz miał prawie ślachecką, gładką jak broskwiniowa kostka, mądry jako wół, zem sie i w rozmowach z nim uciesył, głowę miał, jako pudło, mądrą; ocy każde osobno, brwi jak dwie garści zgzebi, nos jako wołowy róg, wąs jak kobyli ogon, broda sie mu też już sypała, aze mu wisiała na dół jak torba; piersi miał jak puklerz, w opasaniu był jak gęsie jaje w taśmie, nogi jak stąpory12, pięty jak kowalskie młoty, a białe jako makuch, cłowiek potęzny, ksyzysty, ramiona jako wał u dzwonu krakowskiego, a zwał sie Rzygońskim.

Duskos13 do nasej Gretki tak urodziwego, zaraz by sie wściekła obacywsy go, chybaby ocy w dupie miała, tozby nań nie pozrała; a rozmowa z nim piękna jako z kadłuba, a kiedy rozmawia, to sie uśmiecha, jaze wsytkie zęby widać, a z twazy mu pachnie jako z dudkowego gniazda; owa na wsytkim gzecny pachołek, dajze go Walantemu. Ja tobie, Grytusiu, radzę, nie opuscaj go, bo choćbyś wsytek świat schodziła, nie najdzies takiego drugiego. [...]

Rano, psede dniem wyrwałem sie w drogę, nie dziękując za nocleg i za dobrą wolą, zgarbiwsy sie, bom był boki odlezał; wysedsy na zagumnie, pozrę do kalety, ali w niej nie mas nic, wsytko mi zdrajcy wybrali, nie śmiałem sie do nich wrócić, zem im nie podziękował za nocleg, a izeby mię znowu nie bankietowali, jako i wcora. Idę dalej, nie mogę syją obrócić, a do tego frasuję się, ze nie mam na strawę. Alić na moje scęście nadsedłem stado kiełbas, a ony chodzą po łące. Ja tez, wyjąwsy kredkę z kalety, namalowałem sobie kiskę na wiezchu kalety, obróciwsy kaletę na kolana, połozyłem trześniową kostkę na cięciwie i strzeliłem z niej wielkim palcem, i zabiłem ich seść par. Tom ci im był rad, a idąc skubłem je sobie z pierza.

A idąc nadydę gołębi stado i cisnąłem kosturem, aze z nich pieze do kęsa opadło, a ony nago zleciały. Potym sukam kostura w onym piezu, nie mogłem go najść. Sedłem do wsi i psyniosłem wiązań słomy i rozesłałem onę słomę na onym piezu i zapaliłem, a gdy i słoma, i pieze zgozało, sukam kostura, a kostur u dyjabła i u jego macieze, gołębie u dwu, patrz zły duchu, ze i ja będę u tzeciego. Scere niescęście sie mnie trzymao, a podno14 dlatego, zem nanuśkowi kostur swą wolą wziął, nie powiedziawszy mu, anim sie z nim był pozegnau. Niechajze sie ja drugi ras nanuśka we wciornastkim radzę, bo widzę, ze to źle, kto sobie lekko powaza rodaki swoje.

Tego dnia psysedech do domu i zastałem nanuśka, a on sieje zepę, a mać psędła zgzebi, na piecu siedząc, jaz sie ospłakała, uzrawsy mię, i nanko takze, toć mię kuśkali, co mi byli radzi, dajze ich Walantemu! I uwazyła mać na wiecezę kapusty garniec w kolano, i suchej zepy z kozim smalcem, i kase serwatcanej garniec. Tom ci wzdy był sobie podjadł, jazem poklęknoł. Zem sie nazad wrócił z takowego niebespieceństwa, to cały tydzień spał na piecu, ościągnowsy sie jako wilk, com sie naspać nie mog, a nazajutrz nanusiek mi boty possywał, com był w drodze podar, a mać mi tez, kosulę biełą dawsy, kazała mi gnać cielęta na pole.

Fragment anonimowego dziełka (autor ukrył się pod pseudonimem Januariusa Swizralusa) podajemy za wydaniem: Antologia literatury sowizdrzalskiej XVI i XVII wieku, oprac. S. Grzeszczuk, Wrocław-Warszawa-Kraków 1985.

Przypisy

1 cęsto - język utworu jest stylizowany na gwarę mazurzącą (brak tu jednak konsekwencji).
2 Absurdalne wyliczeczenie regionów (państw) oraz miejscowości nie mających ze sobą nic wspólnego.
3 klusięta - źrebięta.
4 nanuśków - należący do ojca.
5 wierdunk - jednostka monetarno-wagowa stanowiąca ćwierć grzywny.
6 w kalatkę - do sakwy.
7 dyngusu - polewki z owsa.
8 obzygał - napchał, obżarł.
9 wantuch - wór.
10 na rogalu - na rosochatym drzewie, gdzie zawieszano sieci na ptaki.
11 brzecki - ekstraktu słodowego (pólprpdukt przy wyrobie piwa).
12 stąpory - drewniane ubijaki do bruku.
13 Duskos - gdybyż to.
14 podno - podobno.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
15. POEZJA ŚWIECKA XV w., HLP (staropolska i oświecenie), opracowania lektur, średniowiecze
Dworzanin, POLONISTYKA, HLP, staropolka
Naborowski - Krótkość żywota, HLP (staropolska i oświecenie), notatki z zajęć
STABRYŁA ST., POLONISTYKA, HLP, staropolka
SPIS LEKTUR, Ścieżka polonistyczna, Lit. Staropolska i Oświecenie
ENEIDA KCIĘGA I i II, Ścieżka polonistyczna, Lit. Staropolska i Oświecenie
O zachowaniu się przy stole (Wiersz o chlebowym stole) - notatki, POLONISTYKA, HLP, staropolka
Jak rozumiesz pojęcie alegoryzm średniowieczny, POLONISTYKA, HLP, staropolka
Morsztyn - Kiep, HLP (staropolska i oświecenie), notatki z zajęć
Michalkowska ''Sredniowiecze'', POLONISTYKA, HLP, staropolka
Petrarka, POLONISTYKA, HLP, staropolka

więcej podobnych podstron