str 028 029

str 028 029



ostre jak dzidy wieże meczetu sułtana Achmeda. Główne ulice tego miasta uderzają w oczy gwałtownie kontrastami. Żebrak w łachmanach i bogaty kupiec w fezie, nędzarka i kobieta w zasłonie jaszmaku. Tragarze ciężarów, beczek i pak zginają karki pod żerdziami. Kołysząc się krzyczą na tłum ochrypłymi głosami: „Guarda! Gua-rda!” Języki mieszają się w gwarze wąskich uliczek. Bazarowi kupcy zastygli w milczącej zadumie. Wspaniałe dywany i złocone materie sąsiadują z błotem. Jeźdźcy z brązowymi twarzami spinają dzikie ogiery na ulicach, gdzie przejeżdżający powóz jest rzadkością.

Edmund włóczył się po mieście, notując w pamięci rozgrywające się wokoło sceny. Pewnego razu, gdy zmęczenie dało mu się we znaki, miał zamiar skierować się ku małemu zajazdowi, w którym zatrzymał się zaraz po przybyciu. Szedł powoli, ociężale, gdy nagle usłyszał polską mowę. Przystanął jak porażony, nie śmiał odwrócić głowy, bojąc się, że to wyrosła z tęsknoty ima-ginacja. Jednak nie — minęło go dwóch niemłodych mężczyzn, z których jeden był w ciemnej pelerynie narzuconej na ramiona, a na głowie miał czarny kapelusz z szerokim rondem. Jak zaczarowany szedł tuż za nimi i słuchał, jak mężczyzna w pelerynie mówił do swego towarzysza:

— W obozie Sadyka panuje porządek, żołnierze są przywiązani do dowódcy. Są tam starzy wojskowi i młodzi synowie obywateli z Poznańskiego. Wszyscy żyją zgodnie, po bratersku. Zdawało mi się, że byłem na łonie ojczyzny, i gdyby nie nagła słabość, z trudnością bym wyrwał się z tego obozu. U nieregularnych kozaków zaprowadzono większy rygor; wszakże widziałem, że ten rygor nie osłabia ich przywiązania do pułku i dowódcy. Drugi pułk mniej znam, byłem bowiem w pierwszym, wszyscy jednak mówią, że jest złożony z dzielnych żołnierzy i że dziś mogliby stanąć na linii bojowej. Taka formacja, gdyby się rozwinęła w większą liczbę pułków, stałaby się potężnym narzędziem dla sprawy polskiej...

Edmund, idąc za nieznajomymi i słuchając tych słów, gorączkowo przywoływał w pamięci twarz tego mężczyzny. Wydawało mu się, że gdzieś już go widział, nie mógł sobie jednak przypomnieć, gdzie to było. Chciał ich zatrzymać — porozmawiać, ale nie miał odwagi. Dwaj nieznajomi skręcili w jedną z ulic i po kilku chwilach przystanęli przed jakimś domem w dzielnicy Pera. Uliczka była wąska i brudna. Z dala widać było brzeg Bosforu, obok olbrzymie cyprysy strzelały wysoko w niebo. Od wód cieśniny szedł ożywczy powiew, w dali widniały przymglone góry azjatyckiego wybrzeża.

Jeden z nich, podawszy rękę mężczyźnie w pelerynie, odszedł, drugi zaś skierował się ku drzwiom bramy. Edmund podążył za znikającym nieznajomym.

— Przepraszam — rzekł po polsku. — Jestem

29


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
str 028 029 (3) 15. BAJECZNY ŚWIAT W MUZYCZNEJ WERSJI Świat ludowej fantastyki działał nie tylko na
str 028 029 (2) 12. ZA NASZĄ I WASZĄ WOLNOŚĆ W dziejach oręża polskiego tradycja walk „za naszą i wa
str 028 029 róg budynku itp.) w celu uniknięcia niebezpieczeństwa dla rzucającego. Dane dotyczące gr
str 028 029 1860 roku przybierające już formę demonstracji ulicznych, docierały do odległej
str 028 029 wało szybkiego ich zakończenia. Postanowiono więc przystąpić do pertraktacji, tym bardzi
str 028 029 niowej Wielkopolsce. Umiejętnie zorganizowana koncentracja sil pod Kościanem, a następni
str 028 029 Ła łatwa. Ale poznał doskonale w ciągu tych kilku lat dolę i niedolę żołnierskiego bytow
str 028 029 17 sierpnia pułkownik Ludwik Bystrzonowski przeprawił się przez Dunaj na stronę serbską&
str 028 029 rarzy. Osiemnastoletni porucznik pierwszej klasy nadzorował ludzi, wyznaczał place robót
63486 str 028 029 (2) 12. ZA NASZĄ I WASZĄ WOLNOŚĆ W dziejach oręża polskiego tradycja walk „za nasz
15554 str 090 czopem i panwią, jak to pokazano na rys. 13.1. Zgodnie z rys. 13.1 moment oporu tarcia
str 8 029 28 TRANSAK.CYJA WOJNY CHOCIMSKIEJ Bogomyślnym kapłanom cicho kładą w uszy, 515 Którzy tam
Str #(1) miv OHYDA-. PAMIĘTAM-. JAK ZAMGLĄ-. OHYDA DYLAM TAMZMATW)- DYL NIEDZIELNY

więcej podobnych podstron