JASEŁKA
MISTERIUM BOŻONARODZENIOWE W TRZECH AKTACH
AKTA I - PASTERZE
Narrator, Kuba, Stach, Maciek, Wojtek, Szymek, Bartosz,
(wychodzi narrator, otwiera księgę i czyta)
Narrator - Bóg w Trójcy Świętej stworzył świat cały potęgą swej wszechmocności.
A stworzył wszystko dla swej chwały, powołał wszystko z nicości.
Stworzył rozumne także stworzenia, by wiecznie szczęśliwe były
I od przyrody całej imienia Stwórcę przyrody wielbiły.
Lecz pierwsi ludzie: Adam i Ewa, mimo Bożego zakazu,
Spożyli owoc z rajskiego drzewa i raj stracili od razu.
Mijały długie wieki, lat tysiące, nikt nie mógł ludzi ratować.
Nic nie pomogły modlitwy gorące, by Bóg mógł winę darować.
Wreszcie zlitował się Bóg nad światem i posłał swego Syna,
Aby dla ludzi został bratem, rodząc się jako Dziecina.
Potem nauczał jak żyć potrzeba i grzech Adama naprawił
Jezus otworzył bramy do nieba, bo śmiercią swoją nas zbawił.
Więc każdy powinien Bogu dziękować, gdy Jezus w żłóbku się rodzi.
Powinien się cieszyć, powinien radować i hołd oddawać Dziecięciu.
(Narrator zamyka księgę i wychodzi; wchodzą pasterze: Kuba, Stach, Maciek, Wojtek, siadają wkoło ogniska i rozmawiają, po chwili przychodzi Szymek z grubym kijem w ręce)
Kuba - Gdzieś ty był?
Szymek - Wilkam ścigał.
Wszyscy - Co?
Szymek - Posłuchajcie. Powiem szczerze.
Jak on gnał, w ręku miałem tęgi kół, jak go zdzielę, tak przez pół,
Legł od razu.
Kuba - (z zachwytem) Toś ty zuch! Zabić wilka tak od razu, że nie zipnął ani razu
- O to z ciebie tęgi zuch.
Szymek - Zuch - nie zuch. Takie straszne ślepia miał,
Jeszcze charczał gdym go gnał.
Kuba - I nie skoczył?
Szymek - Nie. (Pokazuje kij) Kół był długi,
A że mocne tęgi miał, tom go zdzielił po raz drugi.
Kuba - Ale przecież taka sztuka, zawsze ci się nie powiedzie.
Szymek - Jak mam w ręku kawał buka, niech tam idą i niedźwiedzie. Nie ma strachu!
Stach - (ostro) Nie bądź Szymek taki zuch. Zawsze lepiej iść we dwóch.
Szymek - (zrywa się i ostro) A cóż to: wilki takie cuda?
Kuba - (z zatroskaniem) Zawsze ci się tak nie uda; sam nie próbuj takiej sztuki.
Szymek - (spokojnie siada) Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka.
Pożyjemy - zobaczymy.
Stach - Bracia! O cóż się kłócimy?
Wojtek - (troskliwie) Co tam wilki, żyć nam trzeba i pracować na kawałek chleba.
Maciek - Owce paść, to nasza praca. Nocą też pilnować trzeba.
Wojtek - W nocy łatwo o przygodę; owce mogą popaść w szkodę.
Szymek - (wstaje, rozgląda się, wskazuje ręką) Księżyc dzisiaj dość wysoko,
Lecz mieć trzeba dobre oko, po północy będzie mgła.
Wojtek - Ano, bracia, na nas czas,
Jutro trzeba wstać o świcie, żeby zacząć nowe życie. Chodźmy spać.
Szymek - A gdzie Bartosz?
Kuba - Bartosz teraz owce liczy, bo on jeden zna rachunki.
Wojtek - Noc dziś taka dziwnie głucha, psów nie słychać, wiatr nie dmucha
I jakoś dziwnie się dziś czuję.
Szymek - (uspokajająco) Chłopcy! Musicie się wciąż przemawiać, próżno tyle gadać.
Kuba - (z naciskiem) Im tylko wciąż sprzeczki w głowie. A ja, bracia, to wam powiem.
Ciężkie czasy dziś na świecie, Rzym nas podatkami gniecie;
Jak podatników nas poniewiera, każdy starosta na swą rękę zdziera.
Wojtek - Alko i ten spis - potrzebne to było, żeby tyle ludu na kark się zwaliło.
Szymek - (macha ręką) Po co wciąż to narzekanie. Czy przez to lepiej się stanie?
(ostro do Kuby) Patrzaj Kuba, ogień gaśnie.
Kuba - (ze złością) Niech to wszystko piorun trzaśnie!
Bartosz - (wchodząc) Co?!
Szymek - (wskazuje ręką) Ot! I Bartosz idą właśnie.
Bartosz - (do wszystkich) Jakieś kłótnie z dala słyszę - co się stało?
Kuba - (do Bartosza) Szymek wilka zabił pałą.
Bartosz - (do Szymka) Gdzie to było?
Szymek - (wskazuje ręką) Tam - pod skałą.
Bartosz - Toś miał stracha co nie mało.
Szymek - (chwyta kij, pokazuje) Ależ gdzie tam? Kół był tęgi, tom go rąbnął między kręgi.
Bartosz - (pytająco) Toś go zabił?
Szymek - Tak, leży ścierwo. O! Jeszcze sępy nad nim krążą.
Bartosz - Toć go hieny zjeść nie zdążą. Szymek?
Szymek - No!
Bartosz - (pytająco) A może to ten, co owce z naszego stada zjadł?
Szymek - Jeśli tak, to nie pożywi się już więcej gad.
Bartosz - I dobrze mu tak.
Szymek - No! Macie rację mój Bartoszu. Niech tam zgnije i niech leży.
Bartosz - To mu się należy. (Do wszystkich) Czyście bracia po wieczerzy?
Wszyscy - Tak!
Bartosz - (energicznie) Czego więc jeszcze nie śpicie?! Jeszcze wam za mało dnia?!
Rano przecież trzeba wstać, na pastwiska owce gnać.
Brać się zaraz do pacierzy - (rozgląda się) - żywo wszyscy.
Kuba - (zrywa się) Otóż to!
Szymek - (wstaje, rozgląda się) Patrzcie jeno bracia, co za noc cudowna.
Takiej nocy nie widziałem od dawna.
Taka spokojna, cicha, podobna do świtu, tylko gwiazdki małe mrugają z błękitu -
- a na duszy mej, jakoś tak tęskno i rzewnie.
Bartosz - (poklepując Szymka) Widać spokojne i czyste serce masz,
To ci Bóg daje pociechę na ziemi,
Bo szczęśliwy ten, co w myślach bywa ze świętymi.
Lecz my, pastuszkowie, nam już spać wypada.
(do Szymka) Ty Szymku wilków się nie boisz?
Szymek - Nie.
Bartosz - Więc tej nocy popilnujesz stada, by nie zrobiło jakiejś szkody.
Niech cię Pan Bóg strzeże od złej przygody.
A teraz, moi bracia, nim nas sen rozbierze,
Czas pomyśleć o Bogu o zmówić pacierze.
(wszyscy klękają i rozpoczynają modlitwę)
Wszyscy - Ty, ojców naszych przedwieczny Boże, oto twe dzieci klęczą w pokorze.
Twe ramie silne po wszelkie wieki, niech nam użyczy łask i opieki.
Za wszystkie dary życia naszego przyjmij podziękę z serca kornego.
I racz nas wspierać, aż z niebios tronu, w nadziei życia i w chwili zgonu.
(wznoszą do góry ręce)
Ześlij na ziemię Syna Swego, ześlij nam Zbawcę rodu ludzkiego.
Niech światłość nocy rozproszy cienie ojczyźnie naszej daj oświecenie.
(pasterze kładą się spać; Szymek czuwa; nagle ukazuje się łuna; Szymek coraz bardziej wystraszony pochyla się nad śpiącym Stachem i mówi)
Szymek - Stachu, Stachu! (Potrząsa nim).
Stach - (zaspany) A czego?
Szymek - Wstawaj!
Stach - Co złego?
Szymek - (z lękiem) Jakieś wielkie słonko świeci, jakieś wojsko z nieba leci.
O! Nad Betlejem jakaś straszna łuna. Tam coś się dzieje!
Stach - (leżąc - półprzytomnie) Cóżby piorun u pioruna. Dawaj no serdaczek,
Niech się przyodzieję, a zaraz wstanę.
(siada, przeciera oczy, ubiera serdaczek, bredzi)
Oj, nieszczęśliwa dla nas godzina, smutna to będzie dla nas nowina.
A gdzież ta łuna, co tak o niej bredzisz?
Szymek - (energicznie pokazując) Na Boga! Czyś ślepy, że jeszcze nie widzisz?
Noc taka ciemna jak smoła, a tu taki blask dookoła.
Stach - (rozgląda się, przytomnieje i z lękiem) Gwałtu! Rety! Coś się dzieje!
Jeszcze północ, a już dnieje?
Szymek - Patrz tam (pokazuje ręką), bo nie wiem, co myśleć o tym mam.
Stach - (wstaje, podchodzi do Szymka) Oj, prawda, prawda. Ale to nie żarty.
Tyś mi prawdę gadał, ja byłem uparty.
Gwałtu! Rety! Co robimy? Może braci pobudzimy?
Szymek - Pockaj ino trochę, nie budź jeszcze, Stachu.
(Patrzy na łunę) Może ino darmo narobimy strachu.
Może nam się ino marzy, trza uważać, co się zdarzy. (Obaj spoglądają na łunę).
Stach - (zdecydowanie) Nie ma na co czekać, budźmy wszystkich.
(budzą mówiąc głośno, potrząsając budzących)
Kuba, Maciek, Wojtek, Bartosz. Już czas jakiś was budzimy, a wy śpicie jak zabici.
Wstawajcie! Wstawajcie! Niebo gore!
Wojtek - (siada, przeciera oczy) Czego krzyczycie? Co się złego stało?
Pewnie trzodę nieszczęście spotkało?
Stach - (podniecony) Wstawajcie! Wstawajcie! A wszystko ujrzycie,
Cuda niesłychane, jak mi nie wierzycie.
Maciek - (przerażony) Co się stało? Co za cuda?
Szymek - (zdecydowanie pokazuje ręką) To w ogniu niebiosy.
Kuba - (przerażony) Co za głosy? Każdy się boi, a może to wilkowi ślepia się świecą.
(odwraca głowę, widzi łunę) Olaboga! (Do Szymka) Patrz tam.
Wszystko się pali, trzeba uciekać.
Bartosz - (wstaje, przeciera oczy i ze złością)
Co się z wami dzieje, że krzyczycie przez noc całą.
W dzień to ciągle zbytkujecie, po nocy spać nie dajecie.
Co to znów za awantury. Czy się może upił który?
Szymek - Oj, Bartoszu! Patrz tam.
Bartosz - (odwraca się, widzi łunę).Wielki Boże - A tam co?
Szymek - (do Bartosza) Więc poradźcie, bo nie wiemy, co tu roboć?
Poginiemy chyba wszyscy marnie tu.
Wojtek - (do Bartosza) Miły Bartoszu, co na to powiecie?
Co mamy czynić? Co nam radzicie?
Wy się na tym lepiej znacie, oczytany jesteście, swoje lata macie.
Bartosz - Poczekajcie bracia, muszę pomyśleć. (Myśli, po chwili).
To światłość jest z nieba. Uspokójcie się, nie ma strachu.
(staje Anioł) Patrzcie, Anioł do nas leci.
(wszyscy wpatrzeni z zachwytem w Anioła, klękają. Anioł mówi łagodnym głosem)
Anioł - Nie bójcie się!
Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu:
Dziś bowiem w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel,
Którym jest Mesjasz Pan. A to będzie znakiem dla was:
Znajdziecie Niemowlę owinięte w pieluszki i leżące w żłobie.
(Anioł wychodzi, pasterze klęcząc wpatrują się w wyjście w zachwycie, po chwili)
Szymek - (w zachwycie) Jaki śliczny. Cały biały.
Taka jasność z nieba biła, że mnie całkiem oślepiła.
Stach - (wzruszony) Sam nie wiem, co myśleć o tym.
Serce we mnie bije, niby kowal młotem.
Kuba - (z niedowierzaniem - pytająco) A mnie się to wszystko zdaje, że mi się majaczy.
Nie pojmujesz ty, Szymku, co to wszystko znaczy?
Szymek - (przecząco) Nic, a nic. Lecz powiem wam, oto Bartosz klęczy tam.
(pokazuje na Bartosza) On najlepiej wytłumaczy, co to wszystko razem znaczy.
Bartoszu! Hej, Bartoszu!
Bartosz - (do pasterzy) Nie bójcie się. Wstańcie. Sami słyszeliście, co Anioł powiedział.
Lecz nie wiem, czyście zrozumieli? Iż kazał iść do Betlejem - tam gdzie łuna.
Wojtek - (wzruszając ramionami) Ja wcale nie rozumiem,
Każą iść do Betlejem, Betlejem ja nie wiem po co.
Stach - (do Bartosza) Niech nam Bartosz wytłumaczy, on oczytany,
Czy to czasem nie jest Mesjasz obiecany.
Bartosz - (spokojnie) Bracia! Ten dziw coście widzieli, ta jasna zorza,
To łaska Boża przychodzi nam.
Wszyscy - (razem odpowiadają) To łaska Boża przychodzi nam.
Bartosz - (wyjaśniająco) Otóż bracia mili.
Bóg stworzył człowieka i ofiarował mu raj.
Lecz człowiek sprzeniewierzył się Bogu, przez co ludzie zasłużyli na wieczną karę.
Dlatego Bóg obiecał zesłać Syna Swego, aby odkupić człowieka grzesznego.
(z radością) Dziś nam Zbawiciel się narodził.
Pójdźmy do Betlejem witać swego Pana.
Szymek - A owce?
Bartosz - Owce - zostawimy Bogu w opiece.
Wojtek - Chodźmy bracia, pośpieszajmy, nasze stada Bogu powierzajmy.
(ruszają w stronę wyjścia, Szymek ich wstrzymuje)
Szymek - (w zachwycie) Bartosz! Kuba! O mój Boże! Chłopaki!
Czy to być może, że my pierwsi pośpieszymy, Boże Dzieciątko ujrzymy?
Maciek - Hej, pasterze! Jak pójdziemy? Z gołą ręką tam staniemy?
Trzeba dać coś Maleńkiemu, dziś w szopie narodzonemu.
Kuba - Prawda, Bartoszu? Ale cóż my damy, skorośmy biedni.
Zgoła nic nie mamy. Cóż wziąć?
Bartosz - (pouczająco) Co bądź. Co kto może, niech zabierze, byle tylko dawał szczerze.
Bo Bóg nie patrzy na srebro ni złoto, lecz na szczere ofiary.
Niech bierze każdy, co kto może, co ma pod drzewem lub w komorze,
Na grządce lub w dzbanuszku. Kto ile może.
Teraz chodźmy przygotować nasze skromne dary,
By Dzieciątku były miłe serc naszych ofiary.
Chociaż skromne i ubogie, złóżmy Dzieciątku przy żłobie
Ja was poprowadzę, a wy bierzcie dary. (Wszyscy wychodzą po dary).
Bartosz - (wraca) Ja, Bartosz, dam wielki bochen chleba, bo to jest dar nieba,
Żeby Jezus błogosławił ten dar Boski, bo jak chleba jest dosyć, to nie ma troski.
Szymek - (wraca) Ja dam Dzieciątku kawałek grubej spyrki,
Wielki wianek kiełbasy i ze cztery syrki.
Małemu Panu nic nie pożałuję, niech se Dzieciątko dobrze posmakuje.
Kuba - (wraca) Ja dam owieczkę ze stada swego latem zakupionego.
Maciek - (wraca) Ja dam dwie skóry baranie na przykrycie i posłanie.
Wojtek - (wraca) Ja dam sandałki z owczej skórki, na Dzieciątka małe nóżki.
Stach - (wraca) Ja dam masła osełeczkę i cieplutką poduszeczkę,
Żeby Dziecina za młodu nie zaznała głodu i chłodu.
Bartosz - (z uznaniem) Skorośmy już uradzili, wszystko pięknie przyrządzili,
Czas nam ruszać w drogę. Bracia! Chodźmy wszyscy do stajenki.
(śpiewają kolędę „Pójdźmy wszyscy do stajenki” i wychodzą)
Akt II - W DOMU HERODA
Narrator, Herod, setnik, żołnierze, sługa, Kacper, Melchior, Baltazar, arcykapłan, kapłani, diabeł, śmierć, duchy - żony, matki, dziecka
(Narrator wychodzi, otwiera księgę i czyta)
Narrator - Gdy się tedy narodził Jezus w Betlejem Judzkim, za dni króla Heroda, oto przybyli mędrcy ze Wschodu do Jerozolimy mówiąc: gdzie jest Król Żydowski, który się narodził? Albowiem ujrzeliśmy gwiazdę Jego na wschodzie i przybyliśmy pokłonić się Jemu. A usłyszawszy to król Herod, zatrwożył się, i cała Jerozolima z nim. I zebrawszy wszystkich przedniejszych kapłanów i nauczycieli ludu, dowiadywał się od nich, gdzie się miał Mesjasz narodzić. (Wychodzi).
(Herod siada na tronie; przychodzi setnik i składa meldunek)
Setnik - Królu mój i panie!
Pozwól, abym ci złożył mój hołd poddańczy
I powiedział o tym, co się dzieje w mieście.
Spis ludności postępuje powoli i wnet się skończyć nie może, bo wielka to praca.
Ogromne tłumy ludu nagromadziły się w mieści i okolicy
- Tak, iż nie mogąc znaleźć schronienia po domach, nocują po jaskiniach.
W mieście, jak w ulu, wesoło, gwarno na każdej ulicy,
Jak nigdy dotąd nie było w tej stolicy.
Żydzi czekają Mesjasza swego, który ich zwolni spod jarzma rzymskiego.
A dziś, Betlejem, to miasto Judy, wzburzone wielce, widziało cuda.
Jasność niebieska nad nim świeciła, a głos powszechny aż tu dochodził,
Że dziś w nocy, Mesjasz się narodził.
Herod - Co? … Mesjasz pojawił się w Betlejemie:
Dziś, gdy mi gwiazdy wróżą tron i ziemię? To jakiś spisek powstał w okolicy!
(rozkazująco) Posłać szpiegów do onej mieściny:
Zbadać dokładnie wszystkie przyczyny:
A betlejemskich ruchów uczestnicy, niechaj zawisną na szubienicy.
Zarządzić: śledztwo ścisłe i surowe. Jakież są jeszcze doniesienia nowe?
Setnik - Właśnie donoszą gońcy ze strażnicy, że wielcy goście jadą do stolicy.
Że trzej królowie spieszą tu społem … aby przed tobą uderzyć czołem.
Herod - Trzech królów do mnie? Ha! Na krańce świata
O mym istnieniu wieść z dawna dolata.
I całkiem słusznie, bo blask mej korony, rzuca promienie na wszechświata strony.
Dobrze. Lecz każ to wybadać dokładnie. Co to za królowie.
Niech się ktoś zakradnie między ich orszak.
Staraj się dowiedzieć, po co tu przyjechali.
Chciałbym prędko wiedzieć, bo mnie to zaciekawia. Cóż więcej nowego?
Setnik - Poza tym spokój Najjaśniejszy Panie!
Lud twój, o Panie raduje się z tego, że przed ich władcę trzech monarchów stanie,
W winnym pokłonie.
Herod - Tak: to naturalne. Każ monarchom zgotować wejście triumfalne.
Niech idą wszyscy - lud, wojsko, dworzanie, aż do bram miasta na ich powitanie.
Orszak prowadzić przez pierwsze ulice, aby poznali dobrze mą stolicę.
Wprowadzić ich następnie do tronowej Sali, by mi należną cześć i pokłon dali.
Setnik - Pozwól, mój panie, że zbadać pójdziemy i twoje wątpliwości, wkrótce rozwiejemy.
A jako wierni twemu rozkazowi, służyć będziemy swojemu królowi.
Bronić będziemy berła i twej władzy, zawsze gotowi na twoje rozkazy. (Wychodzi).
Herod - (wstaje z tronu, mówi donośnym głosem, gestykuluje)
Lud mój cieszy się z tego, że z powodu mego zobaczy trzech monarchów,
Bo to chluba dla narodu. I lud to czuje, że z moim imieniem
Sława i blask złączone z niebios przeznaczeniem. Wszyscy to dobrze wiedzą:
I moi dworzanie, rycerstwo, senatorowie, wojsko i kapłani.
I stoją mi ulegle, dopóki nie zdradzą,
Bo każdy z nich dopóty się korzy przed władzą dopóki się boi i drży.
Dlatego nikomu nie wolno ufać szczerze, nawet we własnym domu.
Chcę być panem jedynym i w królestwie całym nie chce mieć żadnych spisków:
Dość już ich zaznałem. Znam swój naród niewierny,
Bo na całym wschodzie nie znajdzie tyle zdrady, co w judzkim narodzie.
Wszędzie zdrada i fałsz. Zdrada wśród motłochu, wśród kapłanów i wojska.
Wszystko czołga w prochu, ale tylko na oko.
Z tyłu zdradę knuje i miecz zdradziecki na własnego monarchę gotuje.
O Wschodzie! Wschodzie! Któż cię przejrzeć zdoła!
Wszędzie dookoła na pozór pięknie, ładnie, ale zdrada w duszy,
A na jeden zew spisku wszystko się poruszy.
I w mym własnym pałacu napadnięty w nocy,
W nikim, nawet w najbliższym, nie znajdę pomocy.
Ale ja nie śpię! Czuwam! Moje władne oko
Każdą duszę zdradziecką przeniknie głęboko do wnętrza sumień.
Zajrzę i w sumienie. Nic się przede mną nie skryje,
Przenikam spojrzenia, myśli, słowa, ruch każdy.
I po trzykroć biada takiemu, na czyim czole wyryta jest zdrada.
Chcę być królem jedynym!
(wskazuje na tron) Tutaj moje imię musi być nawet świętszym, niż cesarzów w Rzymie.
Setnik - (wchodzi i mówi) Spis ludności został zakończony.
Rozkaz cesarza Augusta został wypełniony.
W Betlejem spokój, lecz lud głośno mówi o jakimś cudzie, łunie i aniołach,
Które w nocy śpiewały o Królu - Mesjaszu,
Że On się narodził, by świat wyswobodzić.
A u bram najjaśniejszego pana, stoją trzej królowie. Co mam czynić dalej?
(w czasie wypowiadania ostatniego zdania przez setnika, wchodzi sługa)
Herod - (do sługi) Co nowego?
Sługa - Królowie przybyli, najjaśniejszy panie.
Herod - (do sługi) Niech tu w tej chwili służba moja stanie. (Do setnika) I gwardia.
(do sługi) Przynieś mi tutaj berło i koronę.
(setnik i sługa wychodzą, po chwili wchodzi sługa, setnik oraz dwaj żołnierze)
Setnik - (do Heroda) Bądź pozdrowiony, najjaśniejszy panie.
Niech ci Pan udziela łaski i powodzenia, niech cię rozwesela w każdej godzinie.
Masz nas tu przy sobie gotowych żyć i umrzeć przy twojej osobie.
Jesteśmy na usługi.
Herod - (do żołnierzy) Witajcie panowie. Stańcie tu przy mnie.
(do setnika) Niech wejdą królowie.
(setnik wprowadza trzech królu)
Herod - (do mędrców) Witajcie królowie. Co was do mnie sprowadza?
Kacper - (do Heroda) Wolni synowie wschodniej krainy,
Gdzie się roztacza bezmiar wód siny, bratnie przynosim ci pozdrowienia.
Herod - (do mędrców) Witam was mile. Lecz jakie bogi was tu sprowadzają w moje progi?
Melchior - Przyszliśmy pytać, gdzie ten Król nowy, który się zrodził w królestwie judowym.
Bo gwiazda Jego zabłysła na niebie; ona nas właśnie przywiodła do ciebie.
Herod - (zaskoczony) Co? Co mówicie? Zrodził się Król nowy?
W moim królestwie, w królestwie judowym?
Ależ ja o tym dotychczas nic nie wiem.
Wszystko to może być buntu zarzewiem. I któż wam to doniósł?
Baltazar - Znak to na niebie. Król ten od dawna jest przepowiedziany.
Proroctwa głoszą, że gdy się narodzi, gwiazda się nowa ukaże na wschodzie.
Herod - (z niepewnością) I wyście tę nową gwiazdę już ujrzeli?
Melchior - Tak! Ona nas wiodła tu właśnie, do ciebie.
I szliśmy za nią ufni i weseli. Aż nagle dzisiaj znikła nam na niebie.
Kacper - Więc my pewni, że to w twoim domu ten Król się zrodził, stajemy przed tobą.
Herod - Nic o tym nie wiem. Poza mą osobą nikt nie ma prawa do judzkiego tronu.
Kacper - A jednak, królu, proroctwa Go głoszą i księgi święte wieść o Nim przynoszą,
Że tu się zrodzi, w ziemi Izraela, Król nad królami.
Herod - (do żołnierzy) Panowie, słyszycie? Król ma się zrodzić w ziemi Izraela.
Ależ tu idzie o mój tron i życie. I co wy na to?
Setnik - Nie chcemy innego, tylko Heroda niezwyciężonego.
Herod - (do mędrców) Ale czekajcie! Powiadacie sami,
Że to ma być nawet Król nad królami. Czyż nie tak?
Kacper - Tak! Lecz wszystkie plemiona miłością, nie mieczem do siebie przekona.
Herod - Więc krótko mówiąc, cała mowa wasza, zwiastuje światu przyjście Mesjasza.
Baltazar - Temu Królowi właśnie niesiemy dary. I hołd najniższy i serca ofiary.
Przed Nim się wkrótce cały świat ukorzy, bo według proroctw:
Ma to być Syn Boży.
Herod - (kiwając głową) Teraz rozumiem.
Słyszałem w młodości, że taki Człowiek zrodzi się na świecie,
I że to jakieś dziwne będzie Dziecię. Ale czekajcie.
Wszak moi kapłani są z proroctwami dobrze obeznani.
Oni wam wskażą, gdzie się ma narodzić. Względnie z czyjego rodu ma pochodzić.
Herod - (do setnika) Wezwać kapłanów. Natychmiast!
Niech wezmą proroctwa i księgi, i tu przyjdą.
Herod - (do mędrców) Cieszyłbym się z wami,
Gdyby już wreszcie przybył obiecany Mesjasz na świat.
Sam pójdę z darami, aby Go uczcić. Wszak to Pan nad pany.
(wchodzi setnik i mówi do Heroda)
Setnik - Kapłani przybyli, najjaśniejszy panie.
Herod - (do setnika) Wprowadź ich.
(setnik wprowadza arcykapłana i dwóch kapłanów, którzy w ręku trzymają księgi)
Herod - (do kapłanów) By tych monarchów życzeniom dogodzić,
Szukajcie w pismach, gdzie się ma narodzić Mesjasz obiecany.
Arcykapłan - Niech ci Bóg zdrowia użyczy, o panie, że tak ciekawe zadajesz pytanie.
(do Szimonidesa) Niechaj pobożny Szimonides zbada,
Co o Nim prorok Zachariasz powiada.
Szimonides - Wielki Zachariasz, prorok Pański woła, aby usunąć ból i smutek z czoła,
Bo już niedługo na Dawidów tronie zasiądzie Mesjasz na górnym Syjonie.
(czyta) Raduj się córko Syjonu, wykrzykuj, córko Jeruzalem:
Oto Król twój idzie do ciebie.
On sprawiedliwy - zwycięski. On, cichy - dosiadł oślęcia. Młodego źrebięcia oślicy.
Arcykapłan - Widzimy z tego, że On królem będzie. I że na tronie Dawida zasiądzie.
(do Hyrakona) A ty - czcigodny rabbi - Hyrakonie
Zbadaj, co sam Izajasz prorokuje o Nim.
Hyrakon - Izajasz woła, że Bóg nowym cudem ogłosi Jego przyjście między ludem.
Bo z Panny czystej narodzić się raczy i ten znak przyjście Jego nam oznaczy.
(czyta) Słuchajcie tedy, domie Dawidów: Pan sam da wam znamię.
Oto Panna pocznie i porodzi Syna, a nazwą imię Jego - Emmanuel.
Herod - (do mędrców) Widzicie z tego drodzy przyjaciele,
Że wiadomości tych wcale niewiele, a wszystkie mylne, niejasne, ciemne.
(macha ręką) Szukać Go po tych znakach byłoby daremne.
Arcykapłan - Królu! Lecz pewne miejsce przyjścia Mesjasza
Jest określone w księdze Micheasza.
(czyta) A ty, Betlejem, Errata maluczkie, nie jesteś najpodlejsze z plemion judzkich,
Albowiem z ciebie wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu.
A pochodzenie Jego od początku, od dni wieczności. (Zamyka księgę według mówi):
A według przepowiedni Daniela teraz ma się narodzić władca Izraela.
Herod - (do żołnierzy) A więc się narodził - słyszycie panowie. Mamy nowego Króla.
(do mędrców) Zacni monarchowie, cieszę się z wami,
Że już podróż wasza skończona, bo już znacie miejsce narodzin Mesjasza.
Idźcie tedy do Niego, a gdy Go znajdziecie,
Opowiecie mi bliżej, co to jest za Dziecię.
Abym i ja, wraz ze służbą, mógł pospieszyć społem,
Ażeby przed Nim też uderzyć czołem.
Po drodze nikt wam przeszkadzać nie będzie.
A służba moja, usłuży wam wszędzie.
Kacper - (do Heroda) Bóg niech swe dary wyleje na ciebie,
Żeś nam tak mile usłużył w potrzebie.
Melchior - Niech Bóg Najwyższy będzie zawsze z tobą i niech się opiekuje twą zacną osobą.
Baltazar - Pokój ci, wielki królu.
Herod - Niech Pan będzie z wami.
(mędrcy wychodzą; kapłani chcą wyjść, ale Herod ich zatrzymuje)
Herod - (z naciskiem) Zostańcie! Chcę mówić z Najwyższego sługami.
(szyderczo do kapłanów) A więc Króla już będziecie mieli?
Herod wam nie smakuje, bo w karbach was trzyma.
Więc Izrael knuje spiski i Dawidowego Syna na tron chce posadzić.
Ha! Podli Hebreje! Ha! Jaszczurcze plemię!
Wiem ja, że coś tu się dzieje, że coś za plecami mi drzemie.
Ale póki ja żyję, póki jestem przy władzy i oręż mam w dłoni;
Ja was wszystkich wygładzę, nikt was nie zasłoni.
Z waszych czasz i piszczeli postawie tron wysoko.
Co, zdrajcy! Kto się ośmieli. Kto raczy spojrzeć w moje oko!?
Arcykapłan - (wskazuje ręką na siebie) Ja!
Herod - (wskazuje berłem na arcykapłana) Ty!
Arcykapłan - (stanowczo) Ja!
Herod - (ze złością i szyderstwem) Ty! Śmiesz mi to mówić! Tu, w moim pałacu!
Co? … Króla wam się zachciewa? Czy to ja już niczem przed waszym obliczem?
Bóg Najwyższy wysoko. Ja! Jestem was blisko.
Nim spojrzy Jego oko, zduszę nad kołyską to młode szczenię, co się Królem mieni.
Ja wszystko w cmentarzysko zmienię, a miasto i świątynię w kupkę kamieni.
Co? … Wy, zdrajcy! Przebrzydła hołoto!
Śmiecie! Same śmiecie! Same błoto!
Szimonides - Opamiętaj się królu, nie mieszaj nas z błotem i nie znieważaj ludu twojego.
Herod - (z wściekłością) Ha! Puchacze! Na twarz waszą pluję (pluje).
Nie kapłani - lecz zdrajcy i zbóje!
Ha! Jadowite plemię! Na kolana paść! Na ziemię!
(kapłani padają na kolana, arcykapłan stoi)
Herod - (do arcykapłana) A ty co?
Arcykapłan - Ja!
Herod - Ty!
Arcykapłan - Ja tylko klękam przed Bogiem Najwyższym, ale nigdy przed tobą.
Herod - (rozwścieczony) Ty! Ty rozbójniku! Zapłacisz mi głową.
(do setnika i żołnierzy) Wziąć go!
Arcykapłan - (do Heroda) Opamiętaj się królu i w morderczym szale,
Podniósłszy świętokradzką dłoń na sługi Boże, głuchym jesteś na lęki i żale.
Prośba i groźba nic ci nie pomoże.
Łzy, krew narodu ciążą na tobie, lecz Bóg cię skarze;
Pomyśl o duszy, gdy cię już nasza prośba nie wzruszy.
Wiec bój się kary i ty będziesz w grobie, i ty przed Bogiem …
(Herod podchodzi do arcykapłana i groźnie mówi)
Herod - Milcz, niewolniku!
(do setnika i żołnierzy) Wziąć ich!
W kajdany zakuć i pod strażą osadzić w więzieniu jako buntowników.
Arcykapłan - (do Heroda) Już mnie dziś sądy twoje nie przerażą!
Oto nad światem wielka nowina, Panna przeczysta zrodziła Syna.
Powiła Go w Betlejemie, Króla królów, Pana ziemi, Boga na niebie.
On tron Dawidów, Syjon, posiądzie, królestwu Jego końca nie będzie.
Uciśnionych On ochłodzi, niewolników oswobodzi, nędznych posili.
Anieli śpiewem budzą pasterzy, trzech królów przed Nim czołem uderzy.
Już ze wszech stron ciągną rzesze, kiedy na stajennej strzesze gwiazda goreje.
Mnie Pan zdjął z oczu wszelka zasłonę; czasy twych rządów są policzone.
Za twe gwałty i uciski, sądu Boga jesteś bliski - srogi mocarzu.
Herod - (z wściekłością) Zamilkniesz mi, ty zdrajco!
A cóż to się dzieje?! (Pokazuje na arcykapłana) Czy ten starzec oszalał?!
(pokazuje na siebie) Czy ja dziś szaleję? Wszak on mi buntem grozi.
(do setnika i żołnierzy) I wy tego słuchacie?
I nikt z was nie przeszkodzi tej straszliwej zbrodni.
(do kapłanów) Precz mi z oczu, nędznicy, łask moich niegodni.
(do setnika i żołnierzy) Wziąć ich! Wyprowadzić!
(arcykapłan wychodząc mówi do Heroda)
Arcykapłan - I tak nie schylę przed tobą głowy.
(Herod zostaje na scenie sam, wymachując berłem mówi)
Herod - (wściekły i wzburzony) Ha! Króla im się zachciewa! O króla im chodzi!
Ja was oduczę buntu, skąpie w krwi powodzi! Ja rzucę nawet piekłu moją rękawicę.
Przede mną drżeć muszą nawet same piekła
I choćby z ciała mego wszystka krew wyciekła, ja Jemu nie przebaczę.
Króla im zgnieść muszę. Choćbym miał życie stracić, czartu oddać duszę.
(siada na tronie, zamyśla się; na scenę wchodzi diabeł, Herod go spostrzega i woła)
Herod - Kto tu? Kto tu się porusza? Precz! Precz ode mnie!
Ja sam się obronię. Kto ty jesteś? Duch czciciel, czy pocieszyciel?
Diabeł - Nie lękaj się mnie, panie. Jam anioł twego tronu.
Mym królestwem otchłanie … Zawżdy przy tobie stoję.
Znam wszystkie myśli twoje, znam wszystkie twe zamiary.
Herod - (szukając ratunku daje się kusić) Ratuj moją koronę. Radź, w którą spojrzeć stronę.
Wszędy klęski bez miary przeciwko mnie zwrócone.
Diabeł - (stanowczo) Krwi trzeba i ofiary.
Herod - (błagalnie) Ratuj! Ja ci ołtarze w całym państwie wystawię.
Czcić mym ludom każę. Na cześć twoją wonne dymy i kadzidła,
Weź mnie pod swe skrzydła i bądź mą obroną.
Diabeł - Komu skronie koroną szczęsny los przyozdobi,
Wszystko mu dozwolono, co dla korony robi.
Celem jest powodzenie - cnota mija bezpłodnie. Wolę wiąże sumienie.
- Król niech działa swobodnie. Grzech króla nie jest grzechem.
Zbrodniami nie są zbrodnie. Czyn zrodzon z nienawiści
Rozbrzmiewa sławy echem, jeśli daje korzyści!
Korony blask złocisty z wszelkich zmaz go oczyści
- Kto potężny, ten czysty!
Herod - Nie działałem inaczej przez całe panowanie
Czemu dziś schnę z rozpaczy? Mój tron, czemu się chwieje?
Ratuj mnie, bron szatanie! Sam nie wiem, co się dzieje i co to wszystko znaczy?
Niebo łuną goreje w komety świetle srogim,
Burzy się lud prostaczy, wnet na mnie wręcz uderzy.
O Królu, co jest Bogiem, po świecie wieść się szerzy.
Co to jest, co to znaczy?
Diabeł - Dziecię, co jest twym wrogiem, wrogiem jest także moim.
To nieprzyjaciel stary. My dwaj się nań uzbroim i złączym siły nasze.
Ja, strutymi oparami, promienną gwiazdę zgaszę, która Dziecięciu świeci.
Ty, czyń krwawe ofiary - wymorduj wszystkie dzieci (znika).
Herod - (woła) Setnik! Żołnierze!
(wchodzi setnik z dwoma żołnierzami)
Setnik - (do Heroda) Jestem, mój panie!
Herod - Teraz, kiedy droga moja pełna kolców i cierni,
Ja w przywiązanie wasze, w poświęcenie wierzę.
Ale wy, z waszej strony, okażcie się wierni.
Czyście gotowi chwycić za pałasze, w obronie życia mego złożyć życie wasze?
Setnik - W twojej obronie, o królu, nikt się z nas nie boi,
Walczyć do krwi ostatka, paść u twych podwoi.
Herod - (z czułością) Bo widzicie, żołnierze moi, że bunt mi za plecami
Przebiegły wróg nieci i sen spędza mi z powiek, serce niepokoi …
(z wściekłością) Więc, by bunt uspokoić, każę wszystkie dzieci,
Jakie wydały betlejemskie ziemie … wyciąć wraz i wyniszczyć,
Niech drży Żydów plemię.
(do żołnierzy) Więc pójdźcie me dzieci, moje sokolęta
Poswawolić, pohulać we krwi tej hołoty.
Niechaj zuchwały Hebrej dobrze to spamięta,
Że nie znają co żarty, dzielne Rzymian roty.
(żołnierze wychodzą, Herod jest sam)
Herod - Ha! Jak byłbym szczęśliwy, ile dałbym za to,
Bym mógł cały ród Żydów oddać w ręce katów.
Źle się dzieje ze mną. Ja, król Herod, na którego imię drżał świat cały - nawet diabli
Setnik - (wchodzi) Najjaśniejszy panie!
Herod - Co nowego?
Setnik - Jest goniec.
Herod - Niech tu zaraz stanie.
(setnik wychodzi i przyprowadza gońca)
Goniec - O najmiłościwszy …
Herod - Jakież niesiesz wieści?
Goniec - Całe miasto Betlejem krwią dzieci opływa,
Już żywego dzieciątka nie ma w całym mieście.
Lecz Ten, którego szukamy nadal się ukrywa.
Herod - (ze złością) Co! Śmiesz mi to mówić? Niedołęstwo! Zdrada!
Jak mi Go nie schwytacie, to wam wszystkim biada!
Precz mi z oczu w tej chwili! Dzień i noc szukajcie! Słyszysz?!
Pod groźbą śmierci, próżno nie wracajcie. Chcę widzieć Jego głowę.
(wbiega drugi goniec, staje zdyszany i mówi)
Goniec II - O niezwyciężony! Idę z Betlejem.
Darmo wszystkie strony przeszukaliśmy bacznie z orężami w dłoni.
On musiał dawno uciec, nikt Go nie dogoni.
Herod - (z wściekłością) Ha, psy! Na krzyż z nimi!
(pokazuje na gońców) I precz! Precz ze zdrajcami!
Żołnierze! (Wbiegają żołnierze) Zabić ich, rozszarpać ciała obcęgami. To zdrajcy!
(żołnierze wyprowadzają gońców)
Setnik - Ależ panie! To jest niepodobna, aby uciekli. Każ przeszukać każdy dom z osobna.
Przecież o tym wyroku nie mogli nic wiedzieć.
Któż by ich śmiał o twoim rozkazie uprzedzić?
Herod - Tak. Ale trzeba się spieszyć.
Weźcie sami miecze, idźcie szukać z innymi. Niech krew dziatek ciecze.
Co nowo - narodzone do nogi niech zginie.
Przysięgam na koronę - śmierć każdej dziecinie.
Nikomu nie przebaczę, ni swemu dzieciątku. Czy słyszycie!
Wszystkich mordować bez wyjątku. I na mego syna wybiła już godzina.
Niech tu przyjdzie mój sługa.
(setnik i żołnierze wychodzą, Herod zostaje sam, mówi)
Herod - Ach bada. Biada, mnie Herodowi. Utrapionemu wielce królowi.
Bo żeby jedno Dzieciątko małe, miało się targać na moją chwałę.
A ja, pozbawion czci i korony, mam przed Nim korne chylić pokłony?
I własną swoją poniżyć moc? To niesłychane. Morze krwi wyleję nim to nastąpi.
W oczach mi ciemnieje. Ach, żeby przeszłą nareszcie ta noc.
Znużony jestem, chcę odpocząć chwilę. I na cóż tyle trupów - po cóż ofiar tyle.
(Herod podpiera głowę - jakby spał, wchodzi sługa, Herod jakby wyrwany z drzemki mówi)
Herod - Kto tu jest! Idź precz! Precz szatanie! Gdzie mój miecz! Służba!
Sługa - (łagodnie) Uspokój się, panie. To ja, twój wierny sługa.
Jestem na usługi. Wołałeś mnie?
Herod - Ach, tak! Czekałem czas długi i zdrzemnąłem się, a sny miałem tak przykre i czarne.
Jeszcze bojaźń mnie zbiera, gdy myślą ogarnę com widział i com przeżył.
Sługa - (łagodnie) Uspokój się, królu. Nie chciej sobie przyczyniać zmartwień i bólu.
Masz dość kłopotów i trudów pośród trosk tak wielu.
Herod - Ty mnie jeden rozumiesz, wierny przyjacielu. Ty jeden.
A to wszystko, ten motłoch, ci słudzy, to wrogowie.
Sługa - A wojsko? A kapłani?
Herod - (macha ręką) I jedni, i drudzy. Tak mi tu pusto i głucho, jak w samotnym grobie.
Nie mam komu zaufać - chyba tylko tobie.
Ty byłeś mi zawsze wierny, reszta wszystko zdrajcy.
Lecz ja potrafię karać, niech drżą winowajcy.
Wiesz? Gdyśmy z astrologiem horoskop badali, widziałem tę gwiazdę. Słyszysz?
Ja sam ją widziałem. Widziałem jak świeciła. Jeszcze świeci w dali.
I ja - król niezwyciężony. Słyszysz? Ja się bałem.
Sługa - Nie bój się.
Herod - Już się nie boję, ale strzec się trzeba.
Gwiazdy się okazują czasem głosem nieba. Chcę zostać sam.
Idź już mój sługo i odpocznij sobie.
(sługa wychodzi, po chwili wbiega żona Heroda i mówi)
Żona - Panie, u moich podwoi - twoich żołdaków gromada z mieczami jasnemi stoi, -
I mnie - mnie, matce powiada, że chce syna twego zgonu.
Herod - (stanowczo) Pani. Bronię mego tronu.
Dziecię nowonarodzone, nie wiem,
Syn mój czy poddany, ma pozostać Panem nad pany. Poniżyć moją koronę.
Niechaj żywym ogniem spłonę, nim dopuszczę tej niesławy.
Dałem rozkaz rzezi krwawej!
Żona - (upada na kolana - prosi) Wejrzyj na łzy moje słone - żebrzę łaski twojej - panie!
To twoje dziecko rodzone - dziedzic twój na majestacie!
Herod - (ze złością) Precz! Com kazał - to się stanie.
Żona - Zgiń, dziatek niewinnych, kacie! Przepadnij krwawy tyranie!
Herod - (ze złością) Wynoś się z mojej komnaty! Nie mam litości! Wynoś się!
(wypędza żonę wymachując berłem, zostaje sam)
Herod - Ciemność już zapada, dziwna i niezwykła.
Zdaje się, że mi dusza z trwogi krzykła. To nic … to duszę targa srogi gniew.
(zza kulis słychać słowa, Herod się w nie wsłuchuje z lękiem)
Kazałeś królu zabić wszystkie betlejemskie dzieci.
Ale nie wiesz o tym, że twemu synowi głowa z karku leci.
Kazałeś zabić święte Dziecię Boga, prędzej cię - królu,
Śmierć powali sroga, z tronu wysokiego.
Herod - Ha, przechodzą mnie dreszcze … jakieś widma złowieszcze biorą serce w kleszcze.
Coś śmieje się przede mną … coś targa me wnętrzności …
Wchodzi do szpiku kości … boję się i drżę cały …
(patrzy w sufit) Coś, jakby ogrom powały naciska moje ramię i wali się na mnie.
(wchodzi setnik z głową dziecka na mieczu, staje i mówi)
Setnik - Królu mój i panie. Twój rozkaz został wykonany.
Oto dowód tego, głowa syna twego.
Herod - (ze złością) Ach - zabierz tę głowę, zabierz. Dłużej nie mogę na to patrzeć.
(zasłania twarz ręką) Zabierz i wynoś się! Wynoś!
(Herod wypędza setnika, siada na tronie i zamyśla się.
Wchodzi zjawa - żona, Herod zrywa się i mówi)
Herod - Ha! Kto idzie? Stój maro! Stój!
Zjawa żona - Nie poznajesz? Jam Miriam. Tyś małżonek zbój.
Wspomnij tę noc, gdy księżyc pogodnie patrzył na twoje okropne zbrodnie.
Tyś nie mordował, nie … to twoi siepacze … czy słyszysz? …
(zza kulis słychać głos dziecka)
Głos to znany … dziecię twoje płacze …
Wpadają zbiry … w mig idą miecze …
Horda z twojego rozkazu … mnie i dziecko siecze …
(Herod zasłania się)
Daremny trud … bo nasze cienie … widzi i słyszy twoje sumienie …
Jesteś przeklęty, przeklęty na wieki (wychodzi).
(Herod spostrzega inną zjawę, patrzy z przerażeniem i mówi)
Herod - A tam, co znowu … co za nowe cienie, przychodzą kąsać moje sumienie?
Zjawa matka - Czy nie poznajesz matki? Wyrodny synu …
Kacie na tronie … w purpurze i złocie … spójrz na swe dłonie …
(Herod podchodzi do matki i pada przed nią na kolana, matka mówi)
Potworze - człowiecze! …
Herod - (klęcząc, w geście błagalnym) Matko! Litości.
Zjawa matka - Litości wołasz, potworze?
Znałeś ty litość zadając męczarnie? Dlatego zgiń! Przepadnij marnie!
Czyś widział, jak była twarz moja sina,
Gdyś kazał mnie dusić w sypialnej komnacie?
Za to cię matka przeklina … własna matka … synu … kacie (wychodzi).
(Herod przygnębiony siada na tronie, zza kulis słychać płacz dzieci)
Herod - Co to za mary znów? Coś głuszy dźwięk mych słów?
Ach … To one …zabite w Betlejem.
(z rozpaczą) Rozstąpcie się ziemie … niech zrzucę z siebie to piekieł brzemię.
(wchodzi dziecko ubrane na biało, w ręku trzyma krzyż, Herod mówi)
Herod - A to? Co znowu za postać? Dziecina się zbliża?
Dziecię zamiast zabawki trzyma drzewo krzyża!
Co znaczy? … Tak, to On! … Nazarejczyk! … Uniknął rąk mych cało!
On sam … a innych sto pod miecz się dostało… Tak, to On …
Za mną żołnierze, do broni, do broni.
(rozkłada ręce) Cóż to? Nikt nie idzie na pomoc. Ach! Wszyscy mnie opuścili …
Myślałem, że Go złamię. A to On mnie łamie … Siła moja już Go nie dosięgnie …
Ach! Sam popędzę i zaduszę jeszcze.
Złapię w swoje dłonie, w me żelazne kleszcze!
(Herod idzie za dzieckiem, nagle drogę zagradza mu śmierć)
Śmierć - Dokąd! Dokąd, opętańcze? Nie wejdziesz w te progi!
Do mnie! Do mnie! Ja z tobą zatańczę okrutniku srogi.
Herod - (mocnym głosem) Kto bądź jesteś, z drogi! Z drogi przeraźliwa maro!
Śmierć - (obraca nim jak w tańcu) Ha! Do tańca drżą ci nogi. Pójdźmy pląsać parą.
(przystawia mu kosę do szyi, Herod wystraszony pada na kolana i mówi)
Herod - Pani. Żebrzę twej litości. Dam ci me szkarłaty, okryj nagie kości.
Wstąp na majestaty. Pani, z rąk mych weź berło i koronę.
Zasiądź na mym tronie, a ja przed twym tronem,
Schylę czoło pochylone w pokornym pokłonie (pochyla głowę).
Śmierć - Ja się nigdy nie wstydzę, choć szkielet mój nagi.
Z tronów i bereł szydzę, i z królewskiej powagi.
Korona u mnie tania, tak jak czapka barania.
Ja w śmiertelną koszulę, stroję chłopy i króle.
W zimne moje uściski biorę dziecko z kołyski, ululam je, utulę.
Ja i panny młode od ołtarza wiodę w zimne grobu łoże.
A ciebie oszczędzę, morderco - potworze!
Herod - (przerażony błaga) Wejrzyj na mą nędzę! Cóż z państwem się stanie?
Miej pomiłowanie! Majestat mocarza u stóp twych się tarza, w pokorze i skrusze.
Śmierć - Słońce i miesiąc z gwiazdami pod moimi stopami.
W obrotów zawierusze i w złotych iskier kurzawie, wirują, aż je skruszę.
Z mocarza czy nędzarza wywlekam drżącą duszę i przed sąd Boga stawiam.
To twój koniec! … Koniec … (unosi kosę do góry).
Tak długo czekałam. Teraz głowę twoją ścinam.
(Herod pada na scenę; śmierć znika, wbiega diabeł i mówi)
Diabeł - Ha! Ha! Ha! W piekle radość dzisiaj trwa.
Jesteś nasz! Jesteś nasz! Więc się w ogniu wiecznie smaż.
(diabeł bierze Heroda za ręce i ciągnie za scenę)
Akt III - W STAJENCE BETLEJEMSKIEJ
Narrator, Maryja, Józef, Aniołowie, pasterze, trzej królowie, Anioł, człowiek
Narrator - (czyta) W stajence betlejemskiej Chrystus się narodził,
Aby nas odkupić, z grzechów oswobodzić.
Leczy sobie w żłóbku Najświętsza Dziecina,
Niewinna, bezbronna i cała drży z zimna.
A chóry anielskie „Gloria” Jej śpiewają i Dobrą Nowinę światu ogłaszają.
Że dziś się narodził Chrystus Pan, Zbawiciel,
Z Maryi Dziewicy, świata Odkupiciel.
Wół i osioł parą Dziecię ogrzewają, ubodzy pasterze pokłon Jej oddają.
A Maryja? Maryja klęczy, cała zatroskana i w głębi swej duszy wielbi Imię Pana.
Boga Wszechmogącego - Ojca Przedwiecznego,
Który świat odkupi przez Syna Swojego.
Boskie Dziecię, Jezus, dzisiaj narodzone, w pieluszki powite, w żłobie położone.
My też Ci składamy pokłon, uwielbienie, za Twoje cudowne dla nas urodzenie.
Serca swe składamy u stóp żłóbka Twego. Błogosław Jezu rączką swą każdego.
Błogosław rodzinom, polom, wsiom, miastom,
Rzekom i dolinom, i górom, i lasom.
Przyjmij nasze serca, pokłon, uwielbienie,
Bo dzisiaj jest Twoje dla nas narodzenie.
Wzmocnij naszą wiarę, ufność i nadzieję
Tak, by w naszych sercach też było Betlejem.
Żeby mieszkał w nich Jezus, Józef i Maryja.
Wzór życia ziemskiego - Najświętsza Rodzina (wychodzi).
(Aniołowie śpiewają kolędę „Cicha noc”)
Józef - Boże Wszechmogący! Ty wszystko znasz. Jesteś wszechwiedzący.
Pociesz Matkę utrudzoną, przeżyciami umęczoną.
Boże! Ojcze na niebiosach, miej nas w swej opiece.
Obdarz zdrowiem Matkę Świętą i maleńkie Dziecię.
Maryja - (z czułością) Śpij, najmilsze me kochanie, masz tu mięciutkie, biedne posłanie.
Sianko świeże i pachnące, zżęte na kwiecistej łące.
Lulaj, Najmileńszy. Dziecino ma święta.
(Aniołowie śpiewają kolędę „Lulaj że Jezuniu”)
Józef - Noc się rozprasza na wysokim niebie, a tu nikt nie śpieszy, by powitać Ciebie.
Dzieciątko małe w tym żłóbku złożone, przez wszystkich ludzi jesteś opuszczone.
Ach! Pośpieszcie! Pośpieszcie utulić to łkanie,
Tej świętej Dzieciny złożonej na sianie.
(Aniołowie śpiewają kolędę „W żłobie leży”)
Aniołowie - W żłobie leży, któż pobieży kolędować Małemu,
Jezusowi Chrystusowi, dziś nam narodzonemu?
Pastuszkowie przybywajcie, Jemu wdzięcznie przygrywajcie,
Jako panu naszemu.
(na scenę wchodzą pasterze prowadzeni przez Bartosza, śpiewają II zwrotkę kolędy)
Pasterze - My zaś sami, z piosneczkami za wami pospieszymy
A tak Tego, Maleńkiego niech wszyscy zobaczymy.
Jak ubogo narodzony, płacze w stajni położony, więc Go dziś ucieszymy.
Józef - (do pasterzy) Czego szukacie ubodzy pasterze?
Czy przychodzicie tu w dobrej wierze?
Może oglądać chcecie małe Dziecię, które nie ma równego na świecie.
W lichej stajence, którą tu widzicie, cuda przed ludem objawił Bóg ukrycie.
Matka - Dziewica. Dziecię - to Syn Boży, co niebo ludziom swą łaską otworzy.
Mnie, niegodnego, w tej lichej świątyni, Bóg miłosierny opiekunem czyni.
Niech was nie dziwi ubóstwo, prostota, Bogu nie trzeba pałaców ni złota.
On, co wszechmocnym słowem wszystko stworzył,
Co tyle dobra dla świata namnożył, sam chce być z nami w ubóstwie, pokorze,
Aby nam okazać czułe serce Boże.
Bartosz - (do Józefa) O mów nam wszystko! Mów nam mężu święty:
Czy to jest prawda, że Bóg niepojęty tu się narodził - w tej lichej stajence?
Że Go dziś dotkną moje starcze ręce? Że Go zobaczą dzisiaj moje oczy?
Niech więc się wypełni zakon proroczy.
Bo nam mówił Anioł Boży z nieba, że do Betlejem nam pośpieszyć trzeba.
Emmanuela powitać na ziemi, co się narodził, by być z dziećmi swymi.
A światło wielkie w tej stronie jaśniało.
Józef - (do pasterzy) Chodźcie i złóżcie hołd Bożej Dziecinie.
Błogosławieństwo Jego na was spłynie.
(pasterze podchodzą do żłóbka, klękają, Bartosz skupiony mówi)
Bartosz - Witaj Jezu, nasz Zbawicielu.
Tobie pokłon oddajemy i dziękujemy, żeś się nam darował.
My, biedni pasterze, przed Tobą klękamy
I prostym, chłopskim sercem szczerze Cię witamy.
O, Dzieciątko Święte - Boże, przyjm nasze serca w pokorze.
O, maluśki Jezu w żłobie, wielka miłość jest ku Tobie.
Szczęście, radość nam przyniosłeś.
Niech Ci będzie wieczna chwała po wsze wieki.
My trafili tu z ciemności, z niedostatku, fałszu, złości
Jedząc chłopski chleb powszedni, zaprawiany potem, łzami,
Tyś zlitował się nad nami.
A przez swoje narodzenie dałeś nam zbawienie.
Miej nas Jezu w swej opiece: niech już żadna łza na tej ziemi nie ciecze.
Jezu! Czym Cię dzisiaj ucieszymy? To, co mamy, to złożymy.
(Bartosz pierwszy składa dar i mówi po chwili skupienia)
Bartosz - Jest to istna prawda szczera, że łez szczęścia nikt nie zbiera.
Proszę, przyjmij Dziecię Boże, nasze szczere dary.
(pozostali pasterze składają dary; jako ostatni dar składa Szymek, który mówi)
Szymek - (z czułością i troską) Jezusie mój ukochany, czemuś taki zapłakany?
Pewno Ci zimno na sianie, niewygodne masz posłanie.
Dzieciątko me jedyne, jakbym wiedział, to pierzynę wziąłbym ze sobą.
Na drugi raz nabiorę wprawy i dam Ci jeszcze kożuszek i koszyczek gruszek.
(Bartosz spogląda na pasterzy i mówi)
Bartosz - Bracia! Jeszcze się tu pomodlimy i do trzody powrócimy.
(po chwili skupienia pasterze mówią tekst modlitwy)
Pasterze - Błogosław nam, Boże Dziecię, Najświętsze Dziecię na świecie.
Błogosław nam świętą ręką, taką małą - malusieńką. (Wychodzą).
(Aniołowie śpiewają kolędę „Mędrcy świata, monarchowie”)
Aniołowie - Mędrcy świata, monarchowie, gdzie śpiesznie dążycie?
Powiedzcie nam, trzej królowie, chcecie widzieć Dziecię?
Ono w żłobie nie ma tronu i berła nie dzierży,
A proroctwo Jego zgonu już się w świecie szerzy.
Mędrcy świata, złość okrutna, dziecię prześladuje.
Wieść okrutna, wieść to smutna, Herod spisek knuje.
Nic monarchów nie odstrasza, do Betlejem śpieszą,
Gwiazda Zbawcę im ogłasza, nadzieją się cieszą.
(Wchodzą trzej królowie, klękają, po chwili skupienia)
Kacper - Panie! Królu nad króle.
Przyjmij nasze ziemskie dary, z dalekiego Wschodu niesiemy ofiary.
Gwiazda nas tu prowadziła przed próg Twojej szopy.
Składam mirrę razem z sercem, pod Twe małe stopy.
Melchior - Dziś Król nowy się narodził w Palestyńskiej ziemi.
W świętych księgach zapisano, tego nikt nie zmieni.
Więc zebrałem swoją służbę z całą karawaną,
I kadzidła wonne niosę, by złożyć je Panu.
Baltazar - Moje garbate wielbłądy, szły poprzez pustynie.
Gwiazda drogę wskazywała, chwała Twa nie zginie.
Przyjmij panie, Dziecię Boże, złoto i korony.
Tyś jest Królem waszego świata. Przyjm nasze pokłony.
(Kacper mówi do widowni)
Kacper - Ciesz się ludzkości, ciesz się ziemio cała,
Któraś w pogańskich ciemnościach jęczała.
Bo światło ci jasne z niebiosów zstępuje
I ciężar z ciebie przekleństwa zdejmuje.
Słowo przedwieczne Ciałem się dziś stało
I między ludźmi cicho zamieszkało.
Błogosław Jezu nas i nasze ludy, które wyzwalasz z przesądów i zguby.
Myśmy serca nasze Tobie i Matuli oddali (klęka)
Błagamy: abyśmy Tobie poddani, wojny i nieszczęść nie zaznali.
Króluj nam wiecznie, o Najświętsze Boże Dziecię
I pomiędzy narodami utrwalaj pokój na całym świecie.
(Trzej królowie kłaniają się)
Maryja - (do monarchów) Niech was, zacni monarchowie, w drogę Bóg prowadzi.
Anioł - (do monarchów) Hej! Królowie! Polecenie wam daję od Boga.
Do stron waszych niechaj inna prowadzi was droga.
Do Heroda nie wstępujcie, bo on zdradę knuje.
Lecz biada człowiekowi, co z bogiem wojuje.
Wyście Bogu chwałę dali, dla was jest nagroda.
A odwieczna śmierć i piekło dla króla Heroda.
(Królowie wychodzą, Aniołowie śpiewają kolędę „Nie było miejsca dla Ciebie”)
(wchodzi ubogi człowiek, słyszy śpiew i mówi)
Człowiek - Jakiś dziwny śpiew słyszę … Czy on przy mnie, czy we mnie woła?
Nie było miejsca dla Ciebie? Gdzie? Przecież On mieszka w kościołach.
Nie było miejsca dla Niego … w mym życiu, w mym sercu, w mej duszy …
Dawno ja myśl wszelką o Nim w sercu swym zagłuszył.
(chwila milczenia)
Młodość moja minęła, życie jak rzeka przepływa,
Dlaczegom w życiu nie pojął, gdzie szczęście prawdziwe przebywa.
Szukałem szczęścia, goniłem, gdzie mi się tylko zdawało.
Gdzie znaleźć szczęście - ludzi pytałem. Ktoś rzekł - „w kielichu” - więc piłem.
O, głupi. - Wszak chciałem szczęścia - na zawsze je straciłem.
Szukałem bogactwa, za rozkoszami goniłem …
Miałem, czegom pragnął - myślicie, że szczęśliwy byłem?
Wszędzie szczęścia szukałem, gdziem tylko znaleźć mógł
I nigdzie nie znalazłem … i wszystko straciłem.
I wtedy wspomniałem mej matki słowa: że szczęście - to Bóg.
I ja - grzesznik nikczemny, wyszedłem szukać Boga.
Lecz nie wiem, gdzie Go znaleźć? Która jest prawdy droga?
I jakże przed Nim stoję - ja, nędznik utrudzony grzechami.
On, Bóg, Najsprawiedliwszy, czym Go przebłagałem?
Anioł - Łzami!
W górę serca i czoła, pieśń niech zabrzmi wesoła
I po ziemi rozlega się całej.
Oto Jezus maleńki, pośród lichej stajenki.
Zstąpił z niebieskiej swej chwały.
Radość bije w przestrzenie, czuje każde stworzenie,
Jaka dana mu z nieba pociecha.
Bowiem Boskie to Dziecię, do każdego na świecie,
Od łona Matki się uśmiecha.
(człowiek podchodzi do żłóbka, klęka i mówi ze skruchą)
Człowiek - Spojrzyj, Boska Dziecino!
Oto z oczu mi łzy płyną i przez łzy się modlę do Ciebie.
Niech ta gwiazda, co płonie w chwały Twojej koronie
I mnie także zabłyśnie na niebie.
Jezu, przebacz … wiem … zgrzeszyłem … Ciebie Boga obraziłem.
Jezu przebacz … przebacz, Panie. Miej nade mną zmiłowanie.
Jam niegodny Twojej łaski, lecz Ty, Boże malusieńki,
Tu mnie wiodłeś do stajenki.
Któż mnie prowadził przez śnieżne bezdroże?
Miłość Twa wielka, niepojęta, Boże.
Anioł - Bóg cię ukochał.
Człowiek - (ze skruchą) Bóg? Mnie grzesznika?
A jam Go omijał, serce żal przenika. O, przebacz, Jezu.
Ukarz, lecz nie płacz z mej winy.
Nie płacz już Dziecię, mój Boże jedyny.
Łezki mi Twoje zapadły już głęboko w duszę.
Uśnij już Dziecino, nie płacz … ja być dobrym muszę.
Wszyscy, co tu byli, i wielcy i mali, Tobie Dzieciątku ofiary składali.
Nie mam nic godnego, bym Tobie ofiarować mógł.
Moje serce nędzne, grzeszne, składam u Twych stóp.
Anioł - Jezus właśnie tego serca pragnie, na to właśnie czeka.
W stajence tej lichej, tęskni za sercem człowieka.
Człowiek - (do Maryi) Matko, powiedz, co mam czynić?
Maryja - Idź w pokoju. Nie grzesz więcej. Bądź już dobrym, synu mój.
Łaska Boża cię powiedzie, poprzez życia bój.
Kogo spotkasz - temu wskazuj, tej stajenki próg.
I głoś całym swoim życiem, że szczęście, to Bóg!
(Wychodzą wszyscy aktorzy
i śpiewają pierwszą oraz czwartą zwrotkę kolędy „Bóg się rodzi”).
1