Astolphe de Cuistine Listy z rosji

background image

Astolphe de Cuistine

„Listy z Rosji”

Rosja w 1839 roku

background image

WSTÊP

Nie wszystkie niniejsze listy by³y przeznaczone dla publicznoœci – niektóre z pierwszych by³y
po prostu zwierzeniami. Zmêczony pisaniem, ale nie podró¿owaniem, zamierza³em tym razem
obserwowaæ bez metody i zachowaæ swoje opisy dla przyjació³. W ci¹gu tej pracy czytelnik
zobaczy, jakie powody sk³oni³y mnie do opublikowania wszystkiego.
G³ównym z nich by³o to, ¿e czu³em, jak moje opinie zmieniaj¹ siê co dzieñ pod wp³ywem
badania, jakiemu poddawa³em zupe³nie nowe dla mnie spo³eczeñstwo. Zdawa³o mi siê, ¿e
mówi¹c prawdê o Rosji zrobiê rzecz u¿yteczn¹, now¹ i œmia³¹: a¿ do chwili obecnej strach i
interes dyktowa³y przesadne pochwa³y, a nienawiœæ sprawi³a, ¿e og³aszano oszczerstwa – ja
natomiast unikn¹³em chyba i jednej, i drugiej rafy.
Pojecha³em do Rosji, by szukaæ tam argumentów przeciwko rz¹dom reprezentacyjnym, a
wróci³em jako zwolennik konstytucji. Rz¹dy mieszane nie najbardziej sprzyjaj¹ aktywnoœci, ale
starzej¹ce siê ludy maj¹ mniejsz¹ potrzebê dzia³ania, a taki rz¹d w³aœnie najbardziej wspomaga
produkcjê i przynosi ludziom najwiêkszy dobrobyt i zamo¿noœæ, a przede wszystkim taki rz¹d
w³aœnie budzi najwiêksz¹ aktywnoœæ myœlow¹ w sferze pomys³ów praktycznych; wreszcie
uniezale¿nia obywatela, nie na drodze uwznioœlenia uczuæ, ale przez dzia³anie praw: oto bez
w¹tpienia wielkie zadoœæuczynienie za wszelkie niedogodnoœci.
W miarê poznawania straszliwych i osobliwych rz¹dów uprawomocnionych, a mo¿e nawet
wprowadzonych przez Piotra I, lepiej zrozumia³em wagê misji, któr¹ mi powierzy³ przypadek.
Skrajne zaciekawienie, jakie budzi³a w Rosjanach moja praca, w sposób widoczny
zaniepokojonych rezerw¹ okazywan¹ przeze mnie w rozmowach, kaza³o mi s¹dziæ, ¿e jestem
potê¿niejszy ni¿ sobie wyobra¿a³em. Sta³em siê uwa¿ny i ostro¿ny, bo rych³o odkry³em
niebezpieczeñstwo, na jakie mog³a mnie naraziæ moja szczeroœæ.
Nie maj¹c odwagi posy³aæ moich listów poczt¹, zachowa³em je wszystkie i nadzwyczaj
troskliwie trzyma³em w ukryciu, jako podejrzane papiery; w ten sposób po powrocie do Francji
opis mojej podró¿y by³ gotów i znajdowa³ siê w ca³oœci w mych rêkach. Mimo to waha³em siê
trzy lata, czy go og³osiæ. Tyle czasu potrzebowa³em na to, by uzgodniæ w g³êbi mego sumienia
to, co uwa¿a³em za swój obowi¹zek z jednej strony wobec wdziêcznoœci, a z drugiej wobec
prawdy. Wreszcie prawda bierze górê, bo wydaje mi siê, ¿e powinna zainteresowaæ mój kraj. Nie
mogê zapominaæ, ¿e piszê przede wszystkim dla Francji i uwa¿am za swój obowi¹zek odkryæ jej
fakty po¿yteczne i znacz¹ce.
Uwa¿am, ¿e mam prawo s¹dziæ nawet surowo, je¿eli tego wymaga moje sumienie, kraj, gdzie
mam przyjació³, analizowaæ nie popadaj¹c w obraŸliwe przytyki osobiste charakter mê¿ów stanu,
cytowaæ s³owa dygnitarzy, przede wszystkim pierwszej osoby w tym kraju, opowiadaæ, co czyni¹
i wyprowadzaæ ostateczne wnioski z przemyœleñ, jakie mi mo¿e zasugerowaæ ta analiza, z tym
zastrze¿eniem, ¿eby pod¹¿aj¹c kapryœnie za tokiem mych myœli podawaæ innym swoje s¹dy nie
arbitralnie, lecz z podkreœleniem, ¿e s¹ to moje w³asne opinie – tak¹ postawê mo¿na chyba
nazwaæ uczciwoœci¹ pisarza.

background image

Lecz id¹c za g³osem obowi¹zku przestrzega³em – tak siê przynajmniej spodziewam – praw
grzecznoœci. Jest pewien sposób mówienia przykrych prawd; polega on na tym, ¿eby mówiæ
tylko to, o czym jesteœmy przekonani, odrzucaj¹c podszepty pró¿noœci.
Co wiêcej, znalaz³szy w Rosji wiele rzeczy godnych podziwu, musia³em domieszaæ do mych
opisów du¿o pochwa³.
Rosjanie nie bêd¹ zadowoleni – czy mi³oœæ w³asna bywa kiedyœ zadowolona? A przecie¿ nikt
nie by³ bardziej ode mnie przejêty wielkoœci¹ tego narodu i jego politycznym znaczeniem.
Wznios³e losy tego ludu, który tak póŸno znalaz³ siê na starej scenie œwiata, poch³ania³y mnie
przez ca³y czas mego pobytu w Rosji. Rosjanie w sumie wydawali mi siê wielcy nawet w swoich
najbardziej ra¿¹cych przywarach, pojedynczo wydawali siê sympatyczni; charakter ludu uzna³em
za interesuj¹cy: te pochlebne prawdy powinny chyba wystarczyæ do zrównowa¿enia innych,
mniej mi³ych. Ale dotychczas Rosjanie byli zawsze traktowani przez wiêkszoœæ podró¿nych jak
rozpieszczone dzieci.
Jeœli sprzecznoœci, których nie sposób nie dostrzec w ich obecnym spo³eczeñstwie, jeœli duch
ich rz¹dów, z gruntu przeciwny moim przyzwyczajeniom, wydar³ mi czasem wyrzuty, a nawet
coœ jakby okrzyki oburzenia – tym wiêksz¹ wagê maj¹ moje pochwa³y, te¿ spontaniczne.
Ale ci ludzie Wschodu, tak przyzwyczajeni do wdychania i wydychania najordynarniejszego
kadzid³a, uwa¿aj¹cy siê zawsze za wiarygodnych, gdy siê wychwalaj¹ nawzajem, bêd¹ wra¿liwi
tylko na przygany. Wszelka dezaprobata wydaje im siê zdrad¹, wszelk¹ surow¹ prawdê uznaj¹ za
k³amstwo, nie dostrzeg¹, ile jest w moich pozornych krytykach delikatnego podziwu, ile ¿alu i –
pod pewnym wzglêdem – sympatii w mych najsurowszych uwagach. Jeœli mnie nie nawrócili na
swoje religie (maj¹ ich wiele, a ich religia polityczna nie odznacza siê szczególn¹ tolerancj¹),
jeœli, przeciwnie, wp³ynêli na zmianê moich pogl¹dów monarchistycznych w kierunku
odwrotnym do despotyzmu, sprzyjaj¹cym rz¹dom reprezentacyjnym, bêd¹ siê czuli obra¿eni tym
choæby, ¿e nie jestem ich zdania. ¯a³ujê tego, ale wolê ¿al od wyrzutów sumienia.
Gdybym siê nie pogodzi³ z ich niesprawiedliwoœci¹, nie og³osi³bym tych listów. Poza tym
mo¿e bêd¹ siê na mnie skar¿yæ w s³owach, ale rozgrzesz¹ mnie w swoim sumieniu, a to
œwiadectwo mi wystarczy. Ka¿dy uczciwy Rosjanin zgodzi siê z tym, ¿e jeœli pope³ni³em jakieœ
pomy³ki w szczegó³ach z braku czasu, by sprostowaæ moje z³udzenia, w sumie odmalowa³em
Rosjê tak¹, jak¹ jest. Wezm¹ pod uwagê trudnoœci, które mia³em do pokonania i pogratuluj¹ mi
sukcesu oraz szybkoœci, z jakimi uda³o mi siê uchwyciæ cechy ich pierwotnego charakteru pod
polityczn¹ mask¹, zniekszta³caj¹c¹ go od tylu stuleci...

background image

Ems, 5 czerwca 1839.
Wczoraj rozpocz¹³em podró¿ do Rosji. Wielki ksi¹¿ê, nastêpca tronu, przyby³ do Ems w
towarzystwie licznego dworu, poprzedzony parunastoma powozami.
Na widok dworzan rosyjskich w dzia³aniu uderzy³o mnie natychmiast, ¿e wykonuj¹ swój
zawód wielmo¿ów z nadzwyczajn¹ pokor¹; jest to rodzaj niewolników wy¿szego rzêdu. Lecz
natychmiast po znikniêciu ksiêcia powracaj¹ do swobodnego tonu, zdecydowanego sposobu
bycia, do niezale¿nej postawy i miny, kontrastuj¹cych w niezbyt przyjemny sposób z zupe³n¹
abnegacj¹ udawan¹ poprzednio; s³owem, wœród ca³ej œwity nastêpcy tronu panowa³ duch
s³u¿alczoœci, któremu panowie ulegali w niemniejszym stopniu ni¿ s³udzy. Nie by³a to zwyk³a
etykieta, taka jak ta, co rz¹dzi innymi dworami, gdzie oficjalny respekt, waga rangi wy¿szej ni¿
nasza, wreszcie obowi¹zkowa rola wywo³uj¹ nudê, a niekiedy poczucie œmiesznoœci, By³o to coœ
wiêcej – s³u¿alczoœæ bezinteresowna i mimowolna, nie wykluczaj¹ca arogancji. Zdawa³o mi siê,
¿e ich s³yszê, jak mówi¹ przekornie o swoim losie: „Skoro nie mo¿e byæ inaczej, bardzo siê z
tego cieszê”. Ta mieszanina dumy i pokory bardzo mi siê nie podoba³a i wcale mnie nie
usposobi³a przychylnie dla kraju, który zamierzam zwiedziæ.
Znalaz³em siê w t³umie gapiów tu¿ obok wielkiego ksiêcia w chwili, gdy wysiada³ z powozu.
Przed wejœciem do ³azienek d³ugo sta³ przed bram¹, rozmawiaj¹c publicznie z pewn¹ dam¹
rosyjsk¹, hrabin¹, a zatem mog³em mu siê przygl¹daæ do woli. Ma dwadzieœcia lat i na tyle
w³aœnie wygl¹da, jest wysoki, ale wyda³ mi siê nieco za têgi, jak na cz³owieka tak m³odego; rysy
by³yby ³adne, gdyby nie puco³owatoœæ, pozbawiaj¹ca twarz wyrazu. To okr¹g³e oblicze jest
r¹czej niemieckie ni¿ rosyjskie, nasuwa myœl o tym, jak musia³ wygl¹daæ cesarz Aleksander w
tym samym wieku, choæ nie ma w sobie nic ka³muckiego. Twarz ta przejdzie przez wiele faz,
nim przybierze ostateczny charakter; nastrój maluj¹cy siê na niej dziœ jest ³agodny i ¿yczliwy, a
jednak pomiêdzy m³odym uœmiechem oczu a sta³ym skurczem ust jest niezgoda œwiadcz¹ca o
braku szczeroœci, a mo¿e o jakimœ ukrytym cierpieniu... Spojrzenie tego m³odego ksiêcia wyra¿a
dobroæ; chód ma wdziêczny, lekki i szlachetny: to prawdziwy ksi¹¿ê, wygl¹da na skromnego bez
nieœmia³oœci, co dobrze o nim œwiadczy.
...Robi wra¿enie przede wszystkim cz³owieka doskonale wychowanego. Jeœli bêdzie panowa³,
narzuci pos³uszeñstwo si³¹ atrakcyjn¹ przynale¿n¹ wdziêkowi, nie postrachem, chyba ¿e
obowi¹zki zwi¹zane ze statusem cesarza Rosji zmieni¹ jego sposób bycia, zmieniwszy pozycjê...

background image

Travemünde, 4 lipca 1839.
Dziœ rano w Lubece w³aœciciel zajazdu, dowiedziawszy siê, ¿e mam wsi¹œæ na statek p³yn¹cy
do Rosji, wszed³ do mego pokoju ze wspó³czuj¹c¹ min¹, która mnie rozbawi³a. Ten cz³owiek jest
sprytniejszy, umys³ ma ¿ywszy, bardziej szyderczy ni¿ by mo¿na przypuszczaæ po p³aczliwym
tonie jego g³osu i po jego francuskiej wymowie.
Dowiedziawszy siê, ¿e podró¿ujê tylko dla przyjemnoœci, zacz¹³ mi perswadowaæ z niemieck¹
dobrodusznoœci¹, abym zrezygnowa³ ze swego projektu.
– Znasz pan Rosjê? – zapyta³em.
– Nie, panie, ale znam Rosjan. Wielu ich przeje¿d¿a przez Lubekê, a ja s¹dzê o kraju pod³ug
fizjognomii jego mieszkañców.
– Có¿ wiêc takiego znajdujesz pan w wyrazie ich twarzy, co by powinno mnie powstrzymaæ
od udania siê do nich?
– Panie, oni maj¹ dwie fizjognomie – nie mówiê o s³ugach, ci nie maj¹ ¿adnej, mówiê o
panach; ci, gdy zsiadaj¹ ze statku, ¿eby siê udaæ do Europy, maj¹ minê swobodn¹, weso³¹,
zadowolon¹ – to konie, co zerwa³y uzdê, ptaki wypuszczone z klatki. Mê¿czyŸni, kobiety, starzy
i m³odzi – wszyscy siê ciesz¹ jak uczniowie w czasie wakacji. Wracaj¹c, te same osoby maj¹
twarze wyd³u¿one, ponure, cierpi¹ce; mówi¹ krótko, strzêpami zdañ, czo³o maj¹ stroskane. Z tej
ró¿nicy wywnioskowa³em, ¿e kraj, który siê opuszcza z tak¹ radoœci¹, a do którego siê wraca z
takim ¿alem, to niedobry kraj.
– Mo¿e masz pan racjê – odpar³em – ale pañskie uwagi œwiadcz¹ o tym, ¿e Rosjanie nie s¹ tak
skryci, jak siê nam ich maluje; myœla³em, ¿e s¹ nieprzeniknieni.
– S¹ tacy u siebie, ale nie czuj¹ nieufnoœci do nas, poczciwych Niemców – rzek³ ober¿ysta
wychodz¹c i uœmiechaj¹c siê sprytnie.
Oto cz³owiek mo¿e nawet poczciwy, który bardzo siê boi, by go nie wziêto za poczciwca! –
pomyœla³em œmiej¹c siê do siebie... Trzeba podró¿owaæ samemu, ¿eby wiedzieæ, jak bardzo na
charaktery wp³ywaj¹ reputacje, wyrabiane ró¿nym narodom przez podró¿ników, czêsto
lekkomyœlnych w swoich s¹dach z powodu lenistwa umys³owego. Ka¿da jednostka usi³uje
osobiœcie protestowaæ przeciwko utartej opinii o swoich rodakach.
Jutro wsiadam na statek i zniosê z radoœci¹ wszystkie niewygody zwi¹zane z podró¿¹, byleby
mnie niós³ w stronê pustkowi i stepów... Stepy! Ta wschodni¹ nazwa sama przez siê budzi we
mnie przeczucie niezmiernej a cudownej przyrody, nieci we mnie pragnienie zastêpuj¹ce mi
m³odoœæ, odwagê i przypominaj¹ce mi, ¿e przyszed³em na œwi¹t tylko po to, by podró¿owaæ; to
przeznaczenie mojej natury. Ale czy mam coœ wyznaæ? Mo¿e nigdy bym nie przedsiêwzi¹³ tej
podró¿y, gdyby w Rosji nie by³o stepów. Doprawdy obawiam siê, ¿e jestem za m³ody na nasze
stulecie i na kraj, gdzie ¿yjemy...
Mój powóz ju¿ siê znajduje na statku; jest to, twierdz¹ Rosjanie, jeden z najpiêkniejszych
parowców œwiata. Nazywa siê „Miko³aj I”. Statek ten pali³ siê w zesz³ym roku podczas rejsu z
Petersburga do Travemünde, przerobiono go i od czasu tej naprawy jest to jego druga podró¿.

background image

Wspomnienie o tej katastrofie, która zdarzy³a siê podczas pierwszej podró¿y, budzi teraz tylko
lekki niepokój u pasa¿erów.
...Po przebudowie nasz piêkny statek tak przecieka, ¿e nie mo¿e dop³yn¹æ do Petersburga –
przesi¹dziemy siê na inny w Kronsztadzie, a dwa dni póŸniej odzyskamy nasze powozy, które
nam przyœl¹ na trzecim statku, p³askodennym. Mnóstwo k³opotów, ale ciekawoœæ, g³ówna cecha
podró¿nika, jest silniejsza ni¿ wszystko...

background image

Na pok³adzie „Miko³aja I”, 8 lipca 1839.
...Prawdê mówi¹c, odk¹d wsiedliœmy na statek, pogoda by³a wspania³a bez przerwy...
Kiedy ju¿ mia³em opuœciæ Travemünde, w szczytowym momencie mego niepokoju, w chwili
gdy miano podnieœæ kotwicê, zobaczy³em, jak na statek, gdzie siê ulokowa³em zawczasu,
wchodzi mê¿czyzna niem³ody, bardzo oty³y; trzyma³ siê z trudem na nogach, strasznie
opuchniêtych; g³owa jego, dobrze osadzona miêdzy szerokimi ramionami, wyda³a mi siê
szlachetna, by³ to istny portret Ludwika XVI. Wkrótce siê dowiedzia³em, ¿e to Rosjanin,
potomek zdobywców – Waregów, a wiêc najstaro¿ytniejszej szlachty. Nazywa³ siê ksi¹¿ê K XXX.
Widz¹c, jak wlecze siê z wysi³kiem do sto³ka, opieraj¹c siê na ramieniu swego sekretarza,
pomyœla³em w pierwszej chwili: Jaki¿ to smêtny towarzysz podró¿y. Ale gdy us³ysza³em jego
nazwisko, przypomnia³em sobie, ¿e go znam ze s³yszenia od dawna i ofukn¹³em siê w duchu za
niepoprawn¹ maniê s¹dzenia z pozorów.
Ledwo usiad³szy, ten starzec o otwartej fizjognomii, o spojrzeniu przebieg³ym, choæ
szlachetnym i szczerym, zwraca siê do mnie po nazwisku, chocia¿ nigdyœmy siê nie spotkali.
Zagadniêty tak obcesowo, wstajê zdumiony, ale nie odpowiadam, a ksi¹¿ê mówi dalej tym
wielkopañskim tonem, którego idealna prostota wyklucza wszelk¹ ceremonialnoœæ z powodu
prawdziwej dwornoœci. Omówiliœmy pobie¿nie wiêkszoœæ godnych uwagi spraw i ludzi tego
œwiata, a przede wszystkim tego stulecia; us³ysza³em mnóstwo anegdot, charakterystyk, definicji,
subtelnych uwag, co tryska³y mimowolnie z g³êbi rozmowy i z naturalnego a wyrobionego
umys³u ksiêcia K XXX Ta wyszukana i subtelna przyjemnoœæ sprawi³a, ¿e jeszcze raz siê
zarumieni³em za pierwszy s¹d, jaki powzi¹³em o tym starym podagryku.
Wielkoœwiatowy ton w Rosji jest g³adk¹ grzecznoœci¹, której sekret zatraci³ siê niemal u nas...
Jeœli to w³aœnie zyskuje siê ¿yj¹c w despotycznym ustroju, niech ¿yje Rosja.
...Mimo rezerwy, jak¹ zachowywa³em w odpowiedziach ksiêciu KXXX, eks-dyplomata wkrótce
poczu³ siê zdumiony kierunkiem moich przekonañ.
– Jesteœ pan obcy swemu krajowi i swemu czasowi – stwierdzi³. – Jesteœ wrogiem s³owa jako
lewaru politycznego.
– To prawda – odrzek³em. ...Obawiam siê adwokatów i ich echa – dziennika, bêd¹cego tylko
s³owem, którego brzmienie trwa dwadzieœcia cztery godziny: oto tyrani zagra¿aj¹cy nam dzisiaj.
– Proszê, przyjedŸ pan do nas, a nauczysz siê obawiaæ innych tyranów.
– Pró¿ne wysi³ki, ksi¹¿ê, nie panu siê uda wyrobiæ we mnie z³¹ opiniê o Rosjanach.
– Nie s¹dŸ pan o nich ani na podstawie mojej osoby, ani ¿adnego z Rosjan, którzy ju¿
podró¿owali: z nasz¹ natur¹ stajemy siê kosmopolitami z chwil¹ opuszczenia Rosji i samo to
nastawienie umys³u jest ju¿ satyr¹ na nasz ustrój.
Tu mimo zwyczaju szczerego mówienia o wszystkim ksi¹¿ê zl¹k³ siê mnie, samego siebie, a
zw³aszcza innych, i przerzuci³ siê na doœæ ogólnikowe rozwa¿ania.
Nie bêdê niepotrzebnie wysila³ pamiêci odtwarzaniem Ci dialogu, który sta³ siê za ma³o
szczery, ¿eby zast¹piæ myœli blaskiem ekspresji, choæ tego, trzeba przyznaæ, nie brakowa³o mu

background image

nigdy. PóŸniej ksi¹¿ê skorzysta³ z chwili samotnoœci, by mi rozwin¹æ do koñca swoje zdanie o
charakterze ludzi i instytucji swego kraju. Oto w przybli¿eniu co zapamiêta³em z jego rozwa¿añ:
„Rosjê dzieli dziœ zaledwie czterysta lat od inwazji barbarzyñców, podczas gdy Zachód
doœwiadczy³ tego prze³omu przed czternastoma wiekami: otó¿ cywilizacja starsza o czterysta lat
stwarza niezmierzony dystans miêdzy obyczajami dwóch narodów.
Wiele wieków przed inwazj¹ Mongo³ów Skandynawowie przys³ali do S³owian, wówczas
zupe³nych dzikusów, swoich przywódców, którzy zaczêli panowaæ w Nowogrodzie Wielkim i w
Kijowie – byli to Waregowie. Ci cudzoziemscy herosi, przybyli w niezbyt licznym sk³adzie,
zostali pierwszymi ksi¹¿êtami rosyjskimi, a towarzysz¹cy im mê¿owie stali siê szczepem
najstarszej szlachty. Ksi¹¿êta warescy, rodzaj pó³bogów, og³adzili nieco ten koczowniczy w tym
czasie lud. Jednoczeœnie cesarze i patriarchowie konstantynopolscy zaszczepili mu zami³owanie
do swojej sztuki i zbytku. By³a to, ¿e siê tak wyra¿ê, pierwsza warstwa cywilizacji, która uleg³a
zniszczeniu pod nogami Tatarów, kiedy ci nowi zdobywcy wtargnêli do Rosji.
W baœniowych czasach Rosji b³yszcz¹ wielkie postacie œwiêtych mê¿ów i niewiast, którzy
stali siê prawodawcami chrzeœcijañskich ludów. Ksi¹¿êta potê¿ni swymi dzikimi cnotami
uszlachetnili pierwszy okres kronik s³owiañskich. Pamiêæ o nich przebija ten g³êboki mrok, jak
gwiazdy przebijaj¹ chmury podczas burzliwej nocy. Sam ju¿ dŸwiêk tych niezwyk³ych imion
budzi wyobraŸniê i roznieca ciekawoœæ. Ruryk, Oleg, królowa Olga, œwiêty W³odzimierz,
Œ wiatope³k, Monomach, to jednostki, których ani charakter, ani imiona nie przypominaj¹
waszych wielkich ludzi Zachodu.
Ci herosi nie maj¹ w sobie nic rycerskiego, s¹ to królowie biblijni: naród okryty przez nich
chwa³¹ pozosta³ s¹siadem Azji. Obcy waszym romantycznym tradycjom, zachowa³ swe
patriarchalne obyczaje.
Rosjanie nie zostali urobieni w tej œwietnej szkole dobrej wiary, z której rycerska Europa
potrafi³a tak skorzystaæ, ¿e wyraz honor by³ d³ugo synonimem wiernoœci s³owu, i ¿e s³owo
honoru jest wci¹¿ jeszcze œwiêtoœci¹ nawet we Francji, gdzie zapomniano tylu rzeczy. Szlachetny
wp³yw rycerzy krzy¿owych zatrzyma³ siê w Polsce razem z wp³ywem katolicyzmu. Rosjanie s¹
wojownikami, ale dla zdobywania, walcz¹ z pos³uszeñstwa i z chciwoœci, podczas gdy rycerze
polscy wojowali wy³¹cznie z mi³oœci sprawy. Zatem, choæ pocz¹tkowo te dwa narody, wyros³e z
tego samego szczepu, mia³y wielkie powinowactwo miêdzy sob¹, proces historyczny, maj¹cy na
celu edukacje ludów, rozdzieli³ je tak g³êboko, ¿e polityce rosyjskiej potrzeba bêdzie wiêcej
wieków dla ich ponownego po³¹czenia, ni¿ potrzeba by³o religii i spo³eczeñstwu dla ich
rozdzia³u.
Podczas gdy Europa ledwo dysza³a z wysi³ków czynionych przez ca³e wieki dla wydarcia
Grobu Pañskiego niewiernym, Rosjanie p³acili daninê mahometanom za rz¹dów Uzbeka, a
jednoczeœnie wci¹¿ przejmowali od Bizancjum, zgodnie z nabytym przyzwyczajeniem, jego
sztukê, naukê, obyczaje, religiê, politykê z jej tradycjami hipokryzji i krêtactwa oraz jego odrazê
do krzy¿owców ³aciñskich. Gdy rozwa¿ymy wszystkie te przes³anki religijne, œwieckie i
polityczne, nie bêdzie ju¿ nas dziwiæ niesolidnoœæ s³owa Rosjanina (mówi to ksi¹¿ê rosyjski!),
ani duch przebieg³oœci, który siê zgadza z fa³szyw¹ bizantyjsk¹ kultur¹ i który kieruje nawet
¿yciem spo³ecznym pod w³adz¹ carów, szczêœliwych nastêpców Batu-Chana.
Despotyzm ca³kowity, taki, jaki panuje u nas, powsta³ w momencie, kiedy w pozosta³ej
Europie upada³a pañszczyzna. Od czasu inwazji Mongo³ów S³owianie, dot¹d jeden z
najwolniejszych ludów œwiata, stali siê najpierw niewolnikami zwyciêzców, a potem – swych
w³asnych ksi¹¿¹t. Wówczas pañszczyzna ustali³a siê u nich nie tylko jako fakt, lecz jako
zawarowana prawem sytuacja spo³eczna. To ona zdegradowa³a s³owo ludzkie w Rosji do tego

background image

stopnia, ¿e jest ju¿ tu uwa¿ane wy³¹cznie za pu³apkê: rz¹d nasz ¿ywi siê k³amstwem, gdy¿

zarówno tyran jak niewolnik boi siê prawdy. Tote¿ choæ w Rosji niewiele siê mówi, jest to
zawsze za du¿o, poniewa¿ w tym kraju wszelka rozmowa jest wyrazem hipokryzji religijnej lub
politycznej.
Samow³adztwo, bêd¹ce tylko demokracj¹ ba³wochwalcz¹, powoduje u nas zrównanie, ca³kiem
jak demokracja absolutna powoduje je w republikach zwyk³ych.
Nasi autokraci w³asnym kosztem nauczyli siê kiedyœ tyranii.
Wielcy ksi¹¿êta1, zmuszeni do wyciskania soków ze swoich ludów na korzyœæ Tatarów, sami
czêsto wleczeni w niewolê a¿ w g³¹b Rosji, wzywani do Ordy o byle co, panuj¹cy tylko pod
warunkiem s³u¿enia za pokorne narzêdzie ucisku, detronizowani natychmiast, gdy odmówili
pos³uszeñstwa, przyuczeni do despotyzmu przez w³asn¹ niewolê, spoufalili swoje ludy z
gwa³tami podboju, których doznali osobiœcie2: tak w³aœnie z biegiem czasu ksi¹¿êta i naród
znieprawili siê wzajemnie.
Otó¿ zwa¿ pan ró¿nicê: to siê dzia³o w Rosji w czasie, kiedy królowie zachodni i ich wielcy
wasalowie rywalizowali ze sob¹ w wielkodusznoœci dla wyzwolenia ludów.
Polacy znajduj¹ siê dzisiaj wobec Rosjan dok³adnie w tej samej pozycji, w jakiej ci ostatni
znajdowali siê wobec Mongo³ów za nastêpców Batu-Chana. Jarzmo dŸwigane przez nas nie
zawsze sk³ania nas do z³agodzenia jarzma nak³adanego przez nas samych. W³adcy i ludy mszcz¹
siê niekiedy na niewinnych jak zwyk³e jednostki – wierz¹ w swoj¹ si³ê, bo maj¹ ofiary.
– Ksi¹¿ê – podj¹³em wys³uchawszy uwa¿nie tego d³ugiego szeregu rozwa¿añ – ja panu nie
wierzê. To kultura duchowa ka¿e panu wznieœæ siê ponad narodowe przes¹dy i czyniæ honory
swego kraju cudzoziemcowi tak, jak pan to czyni, ale ja nie bardziej ufam pañskim ustêpstwom
ni¿ pretensjom innych.
– Za trzy miesi¹ce oddasz pan wiêksz¹ sprawiedliwoœæ w³adzy s³owa i mnie, a tymczasem
(mówi³ to rozgl¹daj¹c siê wokó³) pragnê skierowaæ twoj¹ uwagê na punkt zasadniczy: chcê daæ ci
klucz, który pozwoli ci zrozumieæ wszystko w kraju, dok¹d zmierzasz.
Za ka¿dym krokiem postawionym wœród tego azjatyckiego ludu pomyœl pan, ¿e Rosjanom
zabrak³o wp³ywu rycerstwa i katolicyzmu. Nie tylko go nie doznali, lecz zareagowali nañ wrogo
podczas swych d³ugich wojen z Litw¹, Polsk¹, wreszcie z Zakonem Krzy¿ackim i z Zakonem
Rycerzy Mieczowych.
– Pañskie s³owa sprawiaj¹, ¿e jestem dumny z mej przenikliwoœci. Pisa³em ostatnio do
jednego z przyjació³, ¿e, jak zauwa¿y³em, nietolerancja religijna jest ukryt¹ sprê¿yn¹ polityki
rosyjskiej.
– Doskonale odgad³eœ pan to, co niebawem zobaczysz: trudno sobie wyrobiæ w³aœciwe pojêcie
o g³êbokiej nietolerancji Rosjan. Ludzie obdarzeni kultur¹ duchow¹ i maj¹cy do czynienia z
Zachodem Europy usi³uj¹ misternie ukryæ sw¹ myœl przewodni¹, któr¹ jest tryumf prawos³awia
greckiego, bêd¹cy dla nich synonimem rosyjskiej polityki. Bez tej myœli nic siê nie t³umaczy ani
z naszych obyczajów, ani z naszej polityki. Nie myœl pan na przyk³ad, ¿e przeœladowanie Polski
jest rezultatem osobistej niechêci cesarza: nie, jest rezultatem zimnego i g³êbokiego
wyrachowania. Te akty okrucieñstwa s¹ chwalebne w oczach ludzi naprawdê wierz¹cych. To
Duch Œ wiêty oœwiecaj¹c w³adcê wznosi jego duszê ponad wszelkie ludzkie uczucia i Bóg
b³ogos³awi wykonawcê Jego wznios³ych zamiarów. Z tego punktu widzenia sêdziowie i oprawcy
tym bardziej s¹ œwiêci, im bardziej barbarzyñscy. Nasze legitymistyczne dzienniki nie wiedz¹, do
czego d¹¿¹ szukaj¹c sprzymierzeñców wœród schizmatyków. Prêdzej zobaczymy rewolucjê

background image

1 Dawny tytu³ ksi¹¿¹t moskiewskich.
2 D³ugotrwa³a gnuœnoœæ S³owian jest nastêpstwem wieków niewoli, rodzaju tortury politycznej, demoralizuj¹cej
jednoczeœnie ludy i w³adców.

europejsk¹ ni¿ cesarza Rosji, wspieraj¹cego w dobrej wierze jak¹œ partiê katolick¹. Protestanci
³acniej przy³¹cz¹ siê do papie¿a ni¿ g³owa rosyjskiego samow³adztwa, gdy¿ po stwierdzeniu, ¿e
wszystkie ich wierzenia wyradzaj¹ siê w systemy, a ich wiara religijna zamienia siê w
filozoficzne zw¹tpienie, pozosta³a im ju¿ tylko duma sekciarzy do poœwiêcenia Rzymowi;
podczas gdy cesarz posiada bardzo realn¹ i bardzo pozytywn¹ w³adzê duchown¹, której nigdy nie
zrzeknie siê dobrowolnie. Rzym i wszystko zwi¹zane z rzymskim Koœcio³em nie ma drugiego tak
groŸnego wroga jak autokrata moskiewski, niew¹tpliwie g³owa swego Koœcio³a, i dziwiê siê, ¿e
w³oska przenikliwoœæ nie odkry³a jeszcze niebezpieczeñstwa, gro¿¹cego nam z tej strony.3 Na
podstawie tego bardzo prawdziwego obrazu mo¿esz pan s¹dziæ o z³udzeniu, jakim upaja siê czêœæ
legitymistów w Pary¿u...”
Ta rozmowa da Ci pojêcie o wszystkich innych. Ilekroæ temat stawa³ siê niepokoj¹cy dla
mi³oœci w³asnej Moskowitów, ksi¹¿ê Kxxx urywa³, chyba ¿e by³ ca³kowicie pewien, ¿e nikt nas
nie mo¿e us³yszeæ.
Te zwierzenia sk³oni³y mnie do rozmyœlañ, a te rozmyœlania mnie przestraszy³y. Kraj ten,
d³ugo lekcewa¿ony przez naszych wspó³czesnych myœlicieli ze wzglêdu na jego pozorne
zacofanie, ma przed sob¹ nie mniejsz¹, a mo¿e wiêksz¹ przysz³oœæ ni¿ spo³eczeñstwo angielskie
zaszczepione na glebie amerykañskiej i nazbyt chwalone przez filozofów, których teorie zrodzi³y
nasz¹ obecn¹ demokracjê wraz z jej wszystkimi nadu¿yciami.
Jeœli duch wojskowy panuj¹cy w Rosji nie stworzy³ nic podobnego do naszej religii honoru,
nie wynika st¹d, ¿e naród ma mniej si³y, poniewa¿ jego ¿o³nierze s¹ mniej œwietni ni¿ nasi: honor
jest bóstwem ludzkim, ale w ¿yciu praktycznym obowi¹zek wart jest tyle co honor, nawet wiêcej
ni¿ honor: to coœ mniej wspania³ego, ale trwalszego, bardziej pozytywnego – mocniejszego. Coœ,
co nie zrodzi bohaterów Tassa czy Ariosta, lecz postacie godne natchn¹æ innego Homera, innego
Danta, mog¹ odrodziæ siê z ruin drugiej Troi, zaatakowanej przez innego Achillesa.
Moim zdaniem w³adza nad œwiatem przypadnie teraz nie ludom ha³aœliwym, lecz ludom
cierpliwym.4 Europa, oœwiecona jak jest, mo¿e ju¿ siê podporz¹dkowaæ tylko sile realnej; otó¿
si³¹ realn¹ narodów jest pos³uszeñstwo wobec rz¹dz¹cej nimi w³adzy, podobnie jak si³¹ realn¹
wojska jest dyscyplina. W przysz³oœci k³amstwo bêdzie szkodzi³o przede wszystkim tym, co je
uprawiaj¹, prawda staje siê znowu œrodkiem wp³ywu, skoro zapomnienie przysporzy³o jej
m³odoœci i potêgi.
Kiedy nasza kosmopolityczna demokracja rodz¹c swe ostatnie owoce zohydzi wojnê licznym
ludom; kiedy narody rzekomo najbardziej cywilizowane na ziemi przestan¹ wreszcie szarpaæ
sobie nerwy w politycznej rozpuœcie; kiedy upadaj¹c coraz ni¿ej popadn¹ w sen wewn¹trz i w
pogardê na zewn¹trz, a wszelki zwi¹zek z tymi spo³eczeñstwami pogr¹¿onymi w egoizmie
zostanie uznany za niemo¿liwy, wówczas œluzy Pó³nocy znów otworz¹ siê ku nam, wówczas
doznamy ostatniej inwazji, ju¿ nie ze strony ciemnych barbarzyñców, lecz mistrzów
przebieg³ych, roztropnych, bardziej doœwiadczonych ni¿ my, bo siê naucz¹ z naszych w³asnych
nadu¿yæ, jak mo¿na i jak trzeba nami rz¹dziæ.
Nie na darmo Opatrznoœæ gromadzi tyle bezczynnych si³ na Wschodzie Europy. Pewnego dnia
uœpiony olbrzym powstanie i przemoc po³o¿y kres panowaniu s³owa. Na pró¿no wtedy
przera¿ona równoœæ wezwie star¹ arystokracjê na ratunek wolnoœci: broñ chwycona za póŸno,
dŸwigana przez rêce za d³ugo bezczynne, bêdzie bezsilna. Spo³eczeñstwo zginie, bo zaufa³o

background image

3 Ksi¹¿ê Kxxx by³ katolikiem. Ka¿dy Rosjanin prawdziwie religijny i o niezale¿nych pogl¹dach sk³ania siê ku
Koœcio³owi rzymskiemu.
4 Uczciwoœæ, której jestem zwolennikiem, nie pozwoli³a mi niczego wykreœliæ z tego listu. Proszê tylko raz jeszcze
czytelnika, który zechce mnie czytaæ do koñca, ¿eby dla wytworzenia sobie pogl¹du na Rosjê móg³ porównaæ ze sob¹ moje
opinie sprzed i po podró¿y.

s³owom pozbawionym sensu lub sprzecznym – a wówczas zwodnicze echa opinii, dzienniki,
chc¹c za wszelk¹ cenê utrzymaæ czytelników, popchn¹ do przewrotu, choæby po to, by mieæ coœ
do opowiadania jeszcze przez miesi¹c – zabij¹ spo³eczeñstwo, ¿eby ¿ywiæ siê jego trupem.
Moj¹ ciekawoœæ tego, co ujrzê w Rosji i mój podziw dla ducha ³adu, który musi przewodziæ
rz¹dzeniu tym rozleg³ym pañstwem, nie przeszkadzaj¹ mi oceniaæ bezstronnie polityki jego
rz¹du. Przewaga Rosji, choæby siê ogranicza³a tylko do wymagañ dyplomatycznych, nie
posuwaj¹c siê a¿ do podboju, wydaje mi siê czymœ najgroŸniejszym dla œwiata. Mylnie ocenia siê
rolê, jak¹ to pañstwo odgrywa³oby w Europie: zgodnie z zasad¹ jego ustroju mia³oby
reprezentowaæ ³ad, ale zgodnie z charakterem ludzi szerzy³oby tyraniê pod pretekstem zaradzenia
anarchii – jak gdyby samowola mog³a zaradziæ jakiemukolwiek z³u. Temu narodowi brak zmys³u
moralnego: ze swoimi wojskowymi obyczajami i wspomnieniami o inwazjach znajduje siê
jeszcze w stadium wojen zdobywczych, najbrutalniejszych ze wszystkich, podczas gdy walki
Francji i innych narodów zachodnich bêd¹ w przysz³oœci wojnami propagandowymi.
Kiedy ju¿ mieliœmy siê rozstaæ na resztê nocy, ksi¹¿ê KXXX powiedzia³ mi komplement z
powodu uwagi, z jak¹ go s³ucha³em.
– Dobrze wychowanego cz³owieka – powiedzia³ – poznaje siê po sposobie, w jaki wydaje siê
s³uchaæ.
– Ksi¹¿ê – odpar³em – najlepszym sposobem wydawania siê s³uchaj¹cym jest s³uchanie.
Odpowiedz ta, powtarzana potem przez ksiêcia, by³a chwalona ponad swoje zas³ugi.
Oto dwie historie, które Ci dowiod¹, jak ma³o zas³u¿y³em na ten komplement.
Mijaliœmy w³aœnie wyspê Dago, le¿¹c¹ na skraju Estonii. Widok tej ziemi jest ponury, to
zimna pustka, przyroda wydaje siê tu raczej ja³owa i naga ni¿ potê¿na i dzika; rzek³byœ, chce
odepchn¹æ cz³owieka raczej nud¹ ni¿ si³¹.
– Zdarzy³o siê tu coœ bardzo dziwnego – odezwa³ siê do nas ksi¹¿ê K XXX.
– Kiedy to by³o?
– Niezbyt dawno – za panowania Paw³a I.
– Proszê nam to opowiedzieæ.
Ksi¹¿ê zabra³ g³os.
Pewien baron Ungern von Sternberg d³ugo przemierza³ Europê, a jako cz³owiek wielce m¹dry
osi¹gn¹³ dziêki podró¿om szczyt swoich mo¿liwoœci, staj¹c siê wielk¹ indywidualnoœci¹
rozwiniêt¹ przez doœwiadczenie i studia.
Po powrocie do Petersburga – by³o to za panowania Paw³a I – popad³ w nieumotywowan¹

background image

nie³askê, co go sk³oni³o do opuszczenia dworu. Osiedli³ siê na wyspie Dago, której by³
w³aœcicielem, i siedz¹c w tej dzikiej samotni poprzysi¹g³ œmierteln¹ nienawiœæ ca³emu rodzajowi
ludzkiemu, aby siê zemœciæ na cesarzu, tym cz³owieku, który reprezentowa³ dla niego ca³¹
ludzkoϾ.
Postaæ ta jeszcze ¿y³a w czasach mojego dzieciñstwa.
W swoim osamotnieniu poczu³ rzekomo namiêtn¹ sk³onnoœæ do nauki, i pragn¹c swobodnie
poœwiêciæ siê pracy naukowej kaza³ dobudowaæ do swego zamku bardzo wysok¹ basztê, której
mury mo¿ecie dojrzeæ przez lunetê.
Tu ksi¹¿ê przerwa³ i przyjrzeliœmy siê baszcie na wyspie Dago.
– Nazwa³ tê basztê – podj¹³ ksi¹¿ê – swoj¹ bibliotek¹ i zwieñczy³ j¹ czymœ w rodzaju
oszklonej ze wszystkich stron latarni, upodobniaj¹c j¹ do belwederu, do obserwatorium, a raczej
do latarni morskiej. Powtarza³ raz po raz, ¿e mo¿e pracowaæ tylko w nocy i tylko w tej samotni.
Tu siê chroni³, aby siê skupiæ i znaleŸæ spokój.

Wstêp do tej samotni mieli tylko jedyny syn barona, jeszcze dziecko, i jego guwerner.
Oko³o pó³nocy, kiedy baron myœla³, ¿e obaj œpi¹, zamyka³ siê w pewne dni w swojej
pracowni, a wtedy oszklona baszta by³a oœwietlona tak mocno b³yszcz¹c¹ lamp¹, ¿e brano j¹ z
dala za sygna³. Ta latarnia morska, która ni¹ wcale nie by³a, mia³a na celu oszukanie
cudzoziemskich statków, które mog³y siê rozbiæ o przybrze¿ne ska³y, jeœli ich kapitan, przyby³y z
daleka, nie zna³ doskonale wybrze¿a, które nale¿y op³yn¹æ, aby wejœæ do niebezpiecznej Zatoki
Fiñskiej . Wprowadzenie ich w b³¹d by³o w³aœnie zamiarem straszliwego barona. Wzniesiona na
skale wœród groŸnego morza, perfidna baszta stawa³a siê gwiazd¹ przewodni¹
niedoœwiadczonych ¿eglarzy, i nieszczêœnicy, zwiedzeni fa³szyw¹ nadziej¹, któr¹ mamiono ich
oczy, spotykali œmieræ myœl¹c, ¿e znajd¹ schronienie przed huraganem.
Nie ulega w¹tpliwoœci, ¿e rosyjska policja morska mocno wtedy szwankowa³a. Kiedy statek
by³ bliski rozbicia, baron schodzi³ na brzeg, potajemnie wsiada³ do ³odzi z kilkoma zrêcznymi i
zdecydowanymi ludŸmi, których trzyma³, by go wspierali w jego nocnych wyprawach; pomaga³
obcym marynarzom zejœæ na l¹d, og³usza³ ich w mroku, zamiast ich wesprzeæ, udusiwszy ich
³upi³ statek, a wszystko nie tyle z chciwoœci, ile z mi³oœci z³a, z bezinteresownej ¿¹dzy
niszczenia.
Zw¹tpiwszy o wszystkim, a zw³aszcza o sprawiedliwoœci, uwa¿a³ bez³ad moralny i spo³eczny
za stan ca³kowicie analogiczny do sytuacji cz³owieka na tym padole, a cnoty polityczne i
obywatelskie za szkodliwe chimery, jako ¿e sprzeciwiaj¹ siê naturze nie poskramiaj¹c jej.
Uwa¿a³, ¿e decyduj¹c o losie swych bliŸnich, sprzymierza siê z celami Opatrznoœci, która siê
lubuje, jak siê wyra¿a³, w czerpaniu ¿ycia ze œmierci.
Pewnego wieczoru pod koniec jesieni, w okresie najd³u¿szych nocy w roku, wykoñczy³ swoim
zwyczajem za³ogê holenderskiego statku handlowego i od wielu ju¿ godzin zbiry, pe³ni¹cy u
niego funkcjê stra¿ników wœród innej s³u¿by zatrudnionej w jego domu, przenosili na l¹d resztê
³adunku z rozbitego statku, nie dostrzeg³szy, ¿e w czasie masakry kapitan pod os³on¹ mroku
uciek³ w szalupie z kilkoma majtkami.
O brzasku mroczne dzie³o barona i jego zbirów nie by³o jeszcze ukoñczone, kiedy syrena
obwieszcza zbli¿anie siê ³odzi. Natychmiast zamykaj¹ siê sekretne bramy lochów, gdzie z³o¿ono
trupy, i most zwodzony opada przed przybyszem.
Kasztelan z wytworn¹ goœcinnoœci¹, charakterystyczn¹ i sta³¹ cech¹ rosyjskich obyczajów,
szykuje siê do powitania goœcia. Z pozorn¹ beztrosk¹ postanawia czekaæ nañ w sali przyleg³ej do
apartamentu swego syna. Guwerner ch³opca le¿a³ wtedy z³o¿ony powa¿n¹ chorob¹. Drzwi od
pokoju tego cz³owieka, wychodz¹ce na salê, by³y jeszcze otwarte. Zaanonsowano podró¿nego.
– Panie baronie – powiedzia³ przybysz pewnym siebie tonem, bardzo nieostro¿nym – pan
mnie znasz, ale nie poznajesz, bo widzia³eœ mnie tylko jeden raz, i to w ciemnoœciach. Jestem
kapitanem statku, którego za³oga w³aœnie zginê³a pod murami tego zamku. Z ¿alem przychodzê
do ciebie, ale jestem zmuszony powiedzieæ ci, ¿e wœród zamieszek rozpoznano wielu twoich

background image

ludzi, a i ciebie samego widziano tej nocy, dusz¹cego w³asnymi rêkami jednego z moich ludzi.
Baron nie odpowiada, idzie do drzwi guwernera i zamyka je bezszelestnie. Rozbitek mówi
dalej.
– Je¿eli mówiê do ciebie, panie, w ten sposób, to dlatego, ¿e nie mam zamiaru ciê gubiæ, chcê
tylko dowieœæ, ¿e jesteœ zale¿ny ode mnie... Proszê mi zwróciæ ³adunek i statek, który mimo
powa¿nych uszkodzeñ mo¿e mnie jeszcze dowieŸæ do Sankt-Petersburga, a dochowam
tajemnicy, zobowi¹¿ê siê do tego pod przysiêg¹. Gdybym odczuwa³ przemo¿n¹ chêæ zemsty,
dosta³bym siê wp³aw do najbli¿szego miasteczka i zadenuncjowa³bym ciebie.
Moje zwrócenie siê do ciebie, panie, œwiadczy o tym, ¿e chcê ciê ocaliæ uprzedzaj¹c o
niebezpieczeñstwie, na jakie ciê nara¿aj¹ twoje zbrodnie.

Baron wci¹¿ zachowuje g³êbokie milczenie. Wyraz twarzy ma powa¿ny, ale nie ma w nim nic
z³owrogiego. Po chwili prosi o trochê czasu do namys³u i wychodzi mówi¹c, ¿e przyniesie
odpowiedŸ za kwadrans.
Parê minut przed up³ywem wyznaczonego terminu wchodzi nagle do sali przez ukryte drzwi,
rzuca siê na œmia³ego przybysza i przebija go sztyletem!... Przedtem wyda³ rozkaz
natychmiastowego uduszenia wszystkich cz³onków za³ogi bez wyj¹tku. Cisza zaczyna zapadaæ w
tym przybytku zbrodni, zak³ócona przez chwilê przez tyle morderstw.
Ale guwerner ch³opca wszystko s³ysza³ i s³ucha dalej... rozró¿nia ju¿ tylko kroki barona i
chrapanie korsarzy owiniêtych owczymi skórami i le¿¹cych na stopniach baszty.
Baron, niespokojny i podejrzliwy, wchodzi ostro¿nie do pokoju tego cz³owieka, przypatruje
mu siê uwa¿nie: stoj¹c przy ³ó¿ku z zakrwawionym jeszcze sztyletem w d³oni, œledzi najmniejsze
znaki, które mog³yby zdradziæ udawanie. W koñcu, stwierdziwszy, ¿e cz³owiek jest g³êboko
uœpiony, decyduje siê pozostawiæ go przy ¿yciu.
– Doskona³oœæ w z³em jest równie rzadka, jak we wszystkim innym – wtr¹ca ksi¹¿ê KXXX,
przerywaj¹c na chwilê opowieœæ.
Milczeliœmy, pragn¹c us³yszeæ koniec historii. Ksi¹¿ê podj¹³:
– Guwerner od dawna ju¿ powzi¹³ podejrzenie. Skoro tylko pierwsze s³owa holenderskiego
kapitana dobieg³y jego uszu, wsta³, aby byæ œwiadkiem morderstwa, i zobaczy³ wszystkie jego
szczegó³y przez szparê w drzwiach, zamkniêtych na klucz przez barona. W chwilê potem, jak
s³yszeliœcie w³aœnie, zachowa³ tyle zimnej krwi, by oszukaæ mordercê i ocaliæ swoje ¿ycie.
Zostawszy wreszcie sam wstaje i ubiera siê mimo gor¹czki, przy pomocy sznura wychodzi przez
okno, odwi¹zujê ³ódŸ zakotwiczon¹ pod murem, spycha j¹ w morze, kieruje ku l¹dowi i
szczêœliwie dop³ywa do najbli¿szego miasta, gdzie te¿ denuncjuje zbrodniarza.
Nieobecnoœæ chorego w zamku zostaje niebawem zauwa¿ona. Baron, oœlepiony oparami
zbrodni, myœli zrazu, ¿e guwerner rzuci³ siê w morze w ataku gor¹czki. Poch³oniêty szukaniem
cia³a, nie myœli o ratowaniu siê. A przecie¿ sznur uwi¹zany do okna i ³ódŸ, która znik³a,
stanowi³y niezbite dowody ucieczki guwernera. Zbrodniarz, przekonawszy siê poniewczasie o
katastrofie, zacz¹³ w³aœnie myœleæ o ratunku, gdy zosta³ otoczony przez oddzia³ wys³any dla jego
ujêcia. By³o to nazajutrz po ostatniej masakrze. Przez chwilê chcia³ siê broniæ, ale opuszczony
przez swoich zbirów, zosta³ schwytany i przewieziony do Sankt-Petersburga, gdzie cesarz Pawe³
skaza³ go na do¿ywotni¹ katorgê. Umar³ na Syberii.
...Taki by³ smutny koniec cz³owieka, który wdziêkiem swego umys³u, urokiem i elegancj¹
manier d³ugo zdobi³ najœwietniejsze salony Europy.
Ta historia wydaje siê nam romantyczna, ale podobne do niej czêsto zdarza³y siê w
œredniowieczu. Nie by³bym wam jej opowiedzia³, gdyby siê nie zdarzy³a, ¿e siê tak wyra¿ê, za
naszych czasów – to w³aœnie czyni j¹ interesuj¹c¹. Rosja jest we wszystkim zapóŸniona o cztery

background image

stulecia.
...Z tymi s³owami ksi¹¿ê bierze mnie pod rêkê, ¿eby wstaæ, i prosi, ¿ebym mu pomóg³ zejœæ do
kajuty, tam ka¿e mi usi¹œæ i mówi do mnie bardzo cicho:
– Jesteœmy sami, pan lubi historiê, oto fakt wy¿szej rangi, ni¿ ten, który przed chwil¹
opowiedzia³em. Mówiê to wy³¹cznie panu, bo wobec Rosjan nie mo¿na mówiæ o historii. Wie
pan – podj¹³ na nowo po chwili – ¿e Piotr Wielki po d³ugim wahaniu zniós³ patriarchat
moskiewski, by po³¹czyæ na swojej g³owie tiarê z koron¹. Tak wiêc samow³adztwo polityczne
siêgnê³o otwarcie po wszechpotêgê duchow¹, której po¿¹da³o i której dokucza³o od dawna:
po³¹czenie potworne, wyj¹tkow¹ aberracja wœród narodów wspó³czesnej Europy. Chimera
papie¿y w œredniowieczu jest dziœ urzeczywistniona w pañstwie licz¹cym szeœædziesi¹t milionów

ludzi, czêœciowo Azjatów, których nic nie dziwi i którzy nic nie maj¹ przeciw temu, ¿eby w
swoim carze odnaleŸæ wielkiego Lamê.
Cesarz Piotr chce poœlubiæ markietankê Katarzynê. Aby spe³niæ to najwy¿sze ¿yczenie, trzeba
najpierw znaleŸæ przysz³ej cesarzowej rodzinê. Wygrzebuje siê wiêc na Litwie, zdaje mi siê, czy
w Polsce jakiegoœ szlachcica nieznanego rodu, oœwiadcza siê, ¿e pochodzi z wielkopañskiej
rodziny i wreszcie nadaje mu siê tytu³ brata wybranej w³adczyni.
Despotyzm rosyjski nie tylko ma za nic myœli i uczucia, lecz nadto przerabia fakty, walczy z
oczywistoœci¹ – i odnosi tryumf w tej walce, gdy¿ oczywistoœæ nie ma u nas adwokata, podobnie
jak sprawiedliwoœæ, jeœli przeszkadza w³adzy.
Zaczyna³em siê baæ zuchwa³ego jêzyka ksiêcia KXXX.
Dziwny to kraj, który rodzi tylko niewolników przyjmuj¹cych na klêczkach narzucone
pogl¹dy, tylko szpiegów, którzy nie maj¹ ¿adnych pogl¹dów, aby móc chwytaæ w locie pogl¹dy
innych, lub kpiarzy, co przesadzaj¹ w ocenie z³a: inny sposób, bardzo sprytny, unikniêcia
bacznego spojrzenia cudzoziemskich obserwatorów – ale w³aœnie ten spryt staje siê wyznaniem,
bo w jakim innym kraju uwa¿ano kiedykolwiek za konieczne uciekaæ siê do niego? Zawód
mistyfikatora cudzoziemców znany jest tylko w Rosji i pomaga nam odgadn¹æ i zrozumieæ stan
spo³eczeñstwa w tym dziwnym kraju. Podczas gdy mnie przychodzi³y do g³owy te myœli, ksi¹¿ê
kontynuowa³ swe filozoficzne rozwa¿ania:
– Lud, a nawet arystokraci, bierni widzowie tego znêcania siê nad prawd¹, znosz¹ tê gorsz¹c¹
sytuacjê, bo k³amstwo despoty, choæby najgrubszymi niæmi szyte, zawsze wydaje siê
niewolnikowi pochlebstwem. Rosjanie, którzy znosz¹ tyle rzeczy, nie znieœliby tyranii, gdyby
tyran nie udawa³ pokornie, ¿e ich uwa¿a za zwolenników jego polityki. Godnoœæ ludzka,
poni¿ana pod absolutnymi rz¹dami, chwyta siê najmniejszej s³omki, jak¹ mo¿e pochwyciæ
rozbitek: ludzkoœæ zgadza siê, i owszem, na to, by j¹ lekcewa¿ono, poni¿ano, ale nie zgadza siê
na to, by jej oœwiadczano prosto z mostu, ¿e siê j¹ lekcewa¿y i ¿e siê ni¹ pomiata. Zel¿ona
czynami, chroni siê w s³owa. K³amstwo jest tak poni¿aj¹ce, ¿e zmuszenie tyrana do hipokryzji
jest zemst¹, która pociesza ofiarê. Nêdzne to i ostatnie z³udzenie nieszczêœcia, które trzeba jednak
respektowaæ w obawie, by nie uczyniæ niewolnika jeszcze bardziej nêdznym, a despotê jeszcze
bardziej szalonym.
Istnia³ starodawny zwyczaj, zgodnie z którym w uroczystych procesjach patriarcha
moskiewski kroczy³ w otoczeniu dwóch najwiêkszych wielmo¿ów pañstwa. W momencie o¿enku
car – kap³an najwy¿szy – postanowi³ wybraæ sobie za towarzyszy w ceremonialnym pochodzie z
jednej strony s³awnego bojara, a z drugiej nowego szwagra, którego sobie stworzy³, gdy¿ w Rosji
najwy¿sza potêga kreuje coœ wiêcej ni¿ wielmo¿ów, kreuje krewnych tym, którzy ich wcale nie
mieli; traktuje rodziny jak drzewa, które ogrodnik mo¿e przycinaæ, wyrywaæ lub na których mo¿e

background image

zaszczepiæ co mu siê ¿ywnie podoba. U nas despotyzm jest silniejszy ni¿ natura, cesarz jest nie
tylko przedstawicielem Boga, jest sam¹ potêg¹ twórcz¹: potêg¹ rozleglejsz¹ ni¿ boska, bo Bóg
tworzy tylko przysz³oœæ, podczas gdy cesarz przetwarza przesz³oœæ. Prawo nie dzia³a wstecz,
natomiast kaprys despoty dzia³a.
Osob¹, któr¹ Piotr chcia³ do³¹czyæ do nowego brata carycy by³ najwiêkszy dostojnik
moskiewski i po carze najwa¿niejsza postaæ cesarstwa; nazywa³ siê ksi¹¿ê Romodanowski... Piotr
oznajmi³ mu przez pierwszego ministra, ¿e ma siê udaæ na ceremoniê, by kroczyæ w procesji u
boku cesarza, zaszczyt, który bêdzie dzieliæ z nowym bratem nowej cesarzowej.
– Dobrze – odpowiedzia³ ksi¹¿ê – ale z której strony cara mam siê umieœciæ?
– Drogi ksi¹¿ê – odpowiedzia³ dwornie minister – co za pytanie! Czy szwagier najjaœniejszego
pana nie powinien iϾ po prawicy?
– Ja nie pójdê po lewicy – odpar³ dumny bojar.

Ta odpowiedz, przekazana carowi, powoduje nastêpny rozkaz:
– Pójdziesz – kaza³ mu powiedzieæ tyran ogarniêty gniewem – pójdziesz, albo ka¿ê ciê
powiesiæ!
– Proszê powiedzieæ carowi5 – odpar³ nieposkromiony Moskowita – ¿eby zacz¹³ od mojego
jedynaka, on ma dopiero piêtnaœcie lat: mo¿liwe, ¿e to dziecko po mojej œmierci zgodzi siê ze
strachu iœæ po lewicy cara, podczas gdy ja jestem pewien, ¿e nie przyniosê ujmy krwi
Romodanowskich ani przed, ani po egzekucji mojego dziecka.
Car, trzeba mu to przyznaæ, ust¹pi³, ale z zemsty za niezale¿nego ducha moskiewskiej
arystokracji uczyni³ z Petersburga nie zwyczajny port nad Morzem Ba³tyckim, lecz miasto, które
widzimy.
Miko³aj – doda³ ksi¹¿ê KXXX – nie by³by ust¹pi³, by³by pos³a³ bojara wraz z synem na katorgê
i oznajmi³ ukazem ujêtym w terminach prawnych, ¿e ani ojcu, ani synowi nie wolno mieæ
dzieci. Mo¿e by³by og³osi³, ¿e ojciec w ogóle nie jest ¿onaty: takie rzeczy dziej¹ siê w Rosji
jeszcze doœæ czêsto, a dowodem, ¿e wci¹¿ jeszcze wolno je robiæ, jest to, ¿e nie wolno o nich
opowiadaæ.
Tak czy inaczej, duma szlachetnego Moskowity daje dok³adne pojêcie o dziwnej kombinacji,
z której wy³oni³o siê aktualne spo³eczeñstwo rosyjskie: ta potworna mieszanka subtelnoœci
Bizancjum i okrucieñstwa hordy, ta walka etykiety Cesarstwa Wschodniego z dzikimi cnotami
Azji wytworzy³a niezwyk³e pañstwo, które Europa widzi dziœ wyprostowane i którego wp³ywu
mo¿e jutro dozna, nie rozumiej¹c jego sprê¿yn.
...Co mnie najbardziej bawi³o w czasie tego zbyt krótkiego rejsu, to fakt, ¿e musia³em
bezustannie broniæ Rosji przed ksiêciem KXXX. Decyzja ta, któr¹ powzi¹³em bez ¿adnego
wyrachowania, wy³¹cznie by zadoœæuczyniæ memu poczuciu sprawiedliwoœci, zdoby³a mi
¿yczliwoœæ wszystkich Rosjan s³uchaj¹cych naszych rozmów.
...Zdumiony jestem przesadnym niepokojem Rosjan o opiniê cudzoziemców. Có¿ za
niezwyk³y brak niezale¿noœci! Ca³y czas s¹ poch³oniêci wra¿eniem, jakie kraj ich mo¿e wywrzeæ
na podró¿nym... Epigramaty ksiêcia KXXX oburzaj¹ jego rodaków nie tyle dlatego, ¿e rani¹ w
nich powa¿ne przywi¹zanie do kraju, ile z powodu wp³ywu, jaki mog¹ wywrzeæ na mnie,
cz³owieku w ich oczach wa¿nym, poniewa¿ powiedziano im, ¿e piszê wra¿enia z podró¿y.
– Nie pozwól pan, by ten niedobry Rosjanin wyrobi³ w nim uprzedzenie do Rosji, nie pisz pan
pod wra¿eniem jego k³amstw, on tak mówi, by naœladowaæ naszym kosztem francuski esprit, ale
w gruncie rzeczy bynajmniej tak nie myœli.
Oto co mi tu powtarzaj¹ po cichu dziesiêæ razy dziennie. Moja myœl jest jak skarbiec, z
którego ka¿dy czuje siê upowa¿niony czerpaæ do woli, tak i¿ mam zamêt w g³owie i pod koniec

background image

dnia sam w¹tpiê o swojej opinii. To siê w³aœnie podoba Rosjanom: gdy ju¿ nie wiemy, co mówiæ
i co myœleæ o nich, o ich kraju, wtedy tryumfuj¹.
Mam wra¿enie, ¿e zgodziliby siê byæ rzeczywiœcie gorsi i bardziej barbarzyñscy ni¿ s¹, byle
ich miano za lepszych i bardziej cywilizowanych. Nie lubiê umys³ów sk³onnych do tak niskiej
oceny prawdy: cywilizacja nie jest bynajmniej przebieg³oœci¹, to si³a, która ma swój rezultat, to
korzeñ, który wypuszcza ³odygê, wytwarza kwiat i przynosi owoc.
„Przynajmniej nie bêdziesz pan nas nazywa³ barbarzyñcami Pó³noc y, jak czyni¹ pañscy
rodacy...” Oto co mi tu mówi¹, ilekroæ widz¹, ¿e jestem rozbawiony lub wzruszony jak¹œ
interesuj¹c¹ opowieœci¹, jak¹œ narodow¹ melodi¹, jakimœ piêknym rysem patriotyzmu, jakimœ
szlachetnym i poetycznym uczuciem przypisywanym Rosjaninowi.

5 Piotr I przybra³ tytu³ cesarza dopiero w 1721 roku.

Na te wszystkie obawy odpowiadam b³ahymi komplementami, ale myœlê po cichu, ¿e
wola³bym barbarzyñców Pó³nocy od ma³p Po³udnia.
S¹ lekarstwa przeciw prymitywnej dzikoœci, nie ma ich przeciw manii wydawania siê tym,
czym siê nie jest.
W czasie tej podró¿y narzuca³ mi siê niezmiernie jakiœ dziwny osobnik: coœ w rodzaju
rosyjskiego uczonego, gramatyk, t³umacz wielu niemieckich utworów, profesor nie wiem jakiej
uczelni. W³aœnie przemierzy³ Europê i wraca do Rosji pe³en gorliwoœci, powiada, aby szerzyæ
tam najciekawsze wspó³czesne teorie panuj¹ce na Zachodzie. Swoboda jego wypowiedzi wyda³a
mi siê podejrzana, nie jest to luksus niezale¿noœci, jak u ksiêcia KXXX, jest to liberalizm
wystudiowany i wykalkulowany po to, by sk³oniæ innych do mówienia. Pomyœla³em, ¿e musi
zawsze siê znaleŸæ tego rodzaju uczony w pobli¿u Rosji, w ober¿ach Lubeki, na parostatkach, a
nawet w Hawrze, który dziêki ¿egludze po Morzu Pó³nocnym i po Morzu Ba³tyckim staje siê
moskiewsk¹ granic¹.
Cz³owiek ten wyci¹gn¹³ ode mnie bardzo niewiele. Chcia³ przede wszystkim wiedzieæ, czy
opiszê swoj¹ podró¿ i uprzejmie ofiarowywa³ mi pomoc. Ja go o nic nie pyta³em i moja rezerwa
wzbudzi³a w nim tylko niejakie zdziwienie z domieszk¹ satysfakcji. Zostawi³em go w
przekonaniu, ¿e jadê wy³¹cznie dla rozrywki i tym razem nie zamierzam opublikowaæ relacji o
podró¿y, która bêdzie tak krótka, ¿e nie pozwoli mi zebraæ dostatecznej iloœci szczegó³ów dla
zainteresowania czytelników.
Wyda³ mi siê uspokojony tym zapewnieniem, którego mu udzieli³em we wszelkich
postaciach, bezpoœrednio i poœrednio. Ale jego niepokój, który uda³o mi siê usun¹æ, obudzi³
niepokój we mnie. Je¿eli chcê opisaæ tê podró¿, muszê byæ przygotowany na nara¿enie siê
rz¹dowi najprzebieglejszemu i najlepiej w œwiecie obs³ugiwanemu przez swoich szpiegów. Jest
to zawsze przykre; bêdê chowa³ listy, bêdê milcza³, ale nie bêdê niczego udawa³. Jeœli chodzi o
maskê, najbardziej zwodnicza jest twarz ods³oniêta.
Mój nastêpny list bêdzie datowany z Petersburga.

background image

Petersburg, 10 lipca 1839.
W pobli¿u Kronsztadu, morskiej fortecy, któr¹ Rosjanie s³usznie siê chlubi¹, Zatoka Fiñska
o¿ywia siê nagle, imponuj¹ce statki marynarki cesarskiej krzy¿uj¹ siê w niej bezustannie: jest to
flota cesarza. Ponad szeœæ miesiêcy rocznie pozostaje zamarzniêta w porcie, a przez trzy letnie
miesi¹ce kadeci marynarki manewruj¹ na statkach miêdzy Sankt-Petersburgiem a Morzem
Ba³tyckim. Tak wykorzystuje siê dla kszta³cenia m³odzie¿y krótki okres, jaki s³oñce u¿ycza
nawigacji pod t¹ szerokoœci¹ geograficzn¹.
...Morze Ba³tyckie ze swymi niezbyt ¿ywymi barwami, ze swymi ma³o uczêszczanymi
wodami zapowiada s¹siedztwo l¹du sk¹po zaludnionego z powodu srogiego klimatu. To ja³owe
wybrze¿e harmonizuje z zimnym i pustym morzem, a smutek gleby, nieba, zimny odcieñ wód
mrozi serce podró¿nego.
Ledwo cz³owiek znajdzie siê blisko tego niepoci¹gaj¹cego wybrze¿a, a ju¿ chcia³by siê st¹d
oddaliæ i przypomina sobie z westchnieniem s³owa jednego z faworytów Katarzyny, kiedy
narzeka³a na fatalny wp³yw klimatu Petersburga na swoje zdrowie: „To nie wina Pana Boga, o
Pani, jeœli ludzie uparli siê zbudowaæ stolicê wielkiego imperium na ziemi przeznaczonej przez
naturê na siedlisko wilków i niedŸwiedzi''.
Moi towarzysze objaœnili mi z dum¹ ostatnie postêpy rosyjskiej marynarki. Podziwiam ten
cud, lecz nie ceniê go tak jak oni. Jest to kreacja lub raczej rekreacja cesarza Miko³aja. Ten
w³adca zabawia siê urzeczywistnianiem naczelnej idei Piotra I, ale bez wzglêdu na ca³¹ swoj¹
potêgê cz³owiek jest wczeœniej czy póŸniej zmuszony do przyznania, ¿e natura jest silniejsza od
wszystkich ludzi. Dopóki Rosja nie wyjdzie poza swe naturalne granice, rosyjska marynarka
bêdzie zabawk¹ cesarzy, niczym wiêcej!... Cesarz utrzyma³by swoje wp³ywy na Morzu
Ba³tyckim z jedn¹ czwart¹ si³ morskich zgromadzonych w Kronsztadzie i rozs¹dna polityka
niczego wiêcej nie wymaga.
Wyt³umaczono mi, ¿e w okresie æwiczeñ nawigacyjnych najm³odsi elewowie czyni¹ swe
ewolucje w okolicach Kronsztadu, podczas gdy doœwiadczeñsi posuwaj¹ siê w swych
odkrywczych podró¿ach do Rygi, a czasem nawet a¿ do Kopenhagi. Ach, przepraszam! Dwa
statki rosyjskie, których manewrami kieruj¹ zapewne cudzoziemcy, ju¿ odby³y albo zamierzaj¹
odbyæ podró¿ dooko³a œwiata!
Mimo dworskiej dumy, z jak¹ Rosjanie chwalili przede mn¹ cuda woli w³adcy, który chce

background image

mieæ – i ma – cesarsk¹ marynarkê, kiedy siê dowiedzia³em, ¿e ogl¹dane przez nas statki znajduj¹
siê tu dla kszta³cenia elewów, wyda³o mi siê, ¿e jestem w szkole, i widok tej zatoki, o¿ywionej
wy³¹cznie szkoln¹ niemal nauk¹, robi³ ju¿ na mnie tylko nieopisanie smutne wra¿enie.
Te manewry, nie uzasadnione faktami, nie bêd¹ce ani rezultatem wojny, ani handlu, wyda³y
mi siê parad¹. Otó¿ Bóg wie, i wiedz¹ Rosjanie, czy parada jest przyjemnoœci¹!... Zami³owanie
do rewii jest w Rosji po prostu maniackie: oto jeszcze przed wejœciem do tego królestwa
militarnych ewolucji muszê asystowaæ przy rewii na wodzie!... Nie, nie œmiejê siê z tego:
dziecinada wielkiego kalibru wydaje mi siê czymœ okropnym, ta potwornoœæ jest mo¿liwa tylko
pod rz¹dami tyranii, której jest mo¿e najstraszniejszym objawem. Gdzie indziej ni¿ pod rz¹dami

absolutnego despotyzmu ludzie czyni¹ wielkie wysi³ki dla osi¹gniêcia wielkiego celu; tylko
wœród ludów œlepo pos³usznych w³adca mo¿e nakazaæ ogromne ofiary dla osi¹gniêcia
niewielkiego rezultatu. Widok si³ morskich Rosji zrobi³ wiêc na mnie ponure wra¿enie.
Wyczu³em w tych uczniowskich æwiczeniach ¿elazn¹ wolê na opak, wolê gnêbi¹c¹ ludzi z
zemsty za to, ¿e nie mo¿e pokonaæ przyrody.
...Zamiast budziæ podziw, którego oczekuj¹ tu po mnie, ta despotyczna improwizacja
wywo³uje we mnie coœ jakby strach – nie strach przed wojn¹, lecz przed tyrani¹. Zbêdna
marynarka Miko³aja I przypomina mi nieludzkoœæ Piotra Wielkiego, prototypu wszystkich
w³adców rosyjskich dawnych i nowych... i mówiê sobie w duchu: gdzie ja zmierzam? Co to jest
Rosja? Rosja to kraj, gdzie mo¿na robiæ najwiêksze rzeczy dla najmniejszego rezultatu... Nie
trzeba tam jechaæ.
...Rosjanie powtarzaj¹ mi raz po raz, ¿e trzeba spêdziæ w Rosji przynajmniej dwa lata, zanim
wolno bêdzie oceniaæ ich kraj, rzekomo najtrudniejszy na œwiecie do okreœlenia.
Lecz ostro¿noœæ i cierpliwoœæ s¹ cnotami koniecznymi tylko dla uczonych podró¿ników,
takich, co d¹¿¹ do chwa³y pisania trudnych naukowych utworów, ja natomiast obawiam siê
wysi³ku w pisaniu, poniewa¿ powoduje on równie¿ wysi³ek w czytaniu, wiêc nie zamierzam
robiæ z dziennika pañszczyzny. Jak dot¹d, piszê tylko dla Ciebie i dla siebie.
Obawia³em siê c³a rosyjskiego, ale mnie zapewniaj¹, ¿e moje przybory do pisania bêd¹
respektowane. Wszelako chc¹c odmalowaæ Rosjê tak¹, jak¹ dostrzegam na pierwszy rzut oka,
chc¹c powiedzieæ wszystko zgodnie z moim zwyczajem, bez wzglêdu na niedogodne skutki
szczeroœci, przewidujê, ¿e bêdê mia³ niejeden twardy orzech do zgryzienia, ale chyba nie zgryzê
¿adnego, bo lenistwo weŸmie górê.
Jak¿e smutna jest przyroda w pobli¿u Petersburga! W miarê posuwania siê po zatoce bagnista
Ingria, która biegnie sp³aszczaj¹c siê coraz bardziej, zmienia siê w koñcu w ma³¹ dr¿¹c¹ liniê
rozci¹gniêt¹ miêdzy niebem a morzem: t¹ lini¹ jest Rosja... to znaczy równina wilgotna, niska i
usiana jak okiem siêgn¹æ brzozami robi¹cymi wra¿enie ubogich i nieszczêœliwych. Ten krajobraz
jednostajny, pusty, bez niespodzianek, bez kolorów, bez granic, a jednak bez wielkoœci, jest
oœwietlony tak sk¹po, ¿e ledwo widzialny. Tu szara ziemia jest ca³kiem godna bladego s³oñca, co
j¹ oœwietla, nie z góry, lecz z boku, prawie z do³u, tak ostry k¹t tworz¹ jego ukoœne promienie z

background image

powierzchni¹ tej ziemi, skrzywdzonej przez Stwórcê. W Rosji noce s¹ dziwnie jasne, ale dni ton¹
w zasmucaj¹cym mroku. Nawet najpiêkniejsze maj¹ niebieskawy odcieñ...
Kronsztadt ze swoim lasem masztów i granitowymi bulwarami szlachetnie przerywa
monotonne dumania pielgrzyma, który przybywa jak ja, by prosiæ tê niewdziêczn¹ ziemiê o
obrazy. ¯adne z wielkich miast nie wita nas tak smutnym widokiem, jak brzeg Newy... Zbli¿aj¹c
siê do Petersburga trzeba przebyæ pustyniê wodn¹ obramowan¹ pustyni¹ ziemn¹: wody, brzegi,
niebo – wszystko siê miesza, jest to lustro matowe, posêpne, co nie odbija niczego.
Kilka nêdznych ³odzi, kierowanych przez rybaków brudnych jak Eskimosi, kilka statków
u¿ywanych do holowania d³ugich trenów drzewa budulcowego, przeznaczonego dla marynarki
cesarskiej, kilka parowców, przewa¿nie zbudowanych i kierowanych przez cudzoziemców – to
jedyne urozmaicenie widoku. Tote¿ nic mi nie przeszkadza³o pogr¹¿yæ siê w posêpnych
rozmyœlaniach. Takie s¹ najbli¿sze okolice Petersburga. A wiêc wszystko, co by³o w wyborze tej
siedziby sprzeczne z wymogami natury, z rzeczywistymi potrzebami wielkiego narodu – wiêc to
wszystko przechodzi³o przez mózg Piotra Wielkiego nie budz¹c w nim w¹tpliwoœci? Morze za
wszelk¹ cenê: oto co mówi³!!... Przedziwny pomys³ dla Rosjanina – za³o¿yæ stolicê pañstwa
S³owian u Finów przeciwko Szwedom! Piotr Wielki daremnie mówi³, ¿e chcia³ tylko daæ Rosji
port – gdyby by³ tak genialny, za jakiego uchodzi³, musia³by przeczuwaæ wagê swego dzie³a, i ja
osobiœcie nie w¹tpiê, ¿e j¹ przeczuwa³. Polityka i, obawiam siê, zemsta mi³oœci w³asnej cara,

ura¿onej niezale¿noœci¹ starych Moskowitów, z³o¿y³y siê na losy wspó³czesnej Rosji. Rosjanie
mog¹ che³piæ siê w s³owach wybranym dla nich losem, ale w g³êbi duszy myœl¹ jak ja, ¿e
woleliby inny.
Rosja przypomina cz³owieka pe³nego wigoru, który siê dusi: brak jej wylotów. Piotr I obieca³,
¿e je dostanie, otworzy³ jej Zatokê Fiñsk¹ nie dostrzegaj¹c, ¿e morze si³¹ rzeczy zamkniête przez
osiem miesiêcy w roku nie jest tym samym co inne morza. Ale dla Rosjan nazwy s¹ wszystkim.
Wysi³ki Piotra I, jego poddanych i jego nastêpców, choæ naprawdê zdumiewaj¹ce, stworzy³y
tylko miasto, w którym trudno mieszkaæ, któremu Newa próbuje wydrzeæ grunt przy ka¿dym
porywie wiatru wiej¹cym od strony zatoki i z którego ludzie próbuj¹ uciekaæ przy ka¿dym kroku,
jaki wojna pozwala im zrobiæ w stronê Po³udnia. Dla biwaku granitowe bulwary by³y zbytkiem.
...Kronsztad jest bardzo p³ask¹ wysp¹ poœrodku Zatoki Fiñskiej. Ta wodna twierdza wznosi siê
ponad poziomem morza akurat na tyle, by uniemo¿liwiæ nawigacjê nieprzyjacielskim statkom,
które chcia³yby zaatakowaæ Petersburg. Jej lochy, fundamenty, jej si³a s¹ w przewa¿nej czêœci
pod wod¹. Artyleria, któr¹ dysponuje miasto, jest rozlokowana, jak mówi¹ Rosjanie, bardzo
kunsztownie. W czasie salwy armatniej ka¿dy strza³ siêgn¹³by celu i ca³e morze zosta³oby
przeorane jak gleba spulchniona p³ugiem i bron¹. Dziêki temu gradowi pocisków, jakim rozkaz
cesarza mo¿e obrzuciæ nieprzyjaciela, miasto uchodzi za niezdobyte. Nie wiem, czyjego armaty
mog¹ zamkn¹æ obydwa tory zatoki, Rosjanie, którzy mogliby mnie o tym pouczyæ, nie
zechcieliby tego zrobiæ. Aby odpowiedzieæ na to pytanie, trzeba by skalkulowaæ zasiêg i kierunek
pocisków i wysondowaæ g³êbokoœæ obu przesmyków. Moje doœwiadczenie, choæ œwie¿ej daty,
ju¿ mnie nauczy³o nie ufaæ przechwa³kom i przesadom, jakie dyktuje Rosjanom nadmiar
gorliwoœci w s³u¿bie swemu panu. Ta narodowa duma wydaje mi siê znoœna tylko u wolnego
narodu. Kiedy ludzie okazuj¹ dumê z pochlebczych wzglêdów, przyczyna budzi we mnie
nienawiœæ do skutku: taka fanfaronada to tylko strach, mówiê sobie, taka wynios³oœæ – tylko
starannie ukryta nikczemnoœæ. To odkrycie wywo³uje we mnie wrogoœæ.
...Przybyliœmy do Kronsztadu o œwicie jednego z tych dni bez pocz¹tku ni koñca, których opis
mnie nu¿y, ale których widok mnie nie nu¿y, to jest o wpó³ do pierwszej w nocy. Te d³ugie dni
krótko trwaj¹, ju¿ siê zbli¿aj¹ ku koñcowi.

background image

Zarzuciliœmy kotwicê przed milcz¹c¹ twierdz¹, ale trzeba by³o d³ugo czekaæ na przebudzenie
siê ca³ej armii urzêdników, którzy wchodzili na nasz pok³ad jedni po drugich: komisarze policji,
dyrektorzy i wicedyrektorzy urzêdu celnego i wreszcie sam naczelnik urzêdu celnego we w³asnej
osobie. T¹ wa¿na osobistoœæ uwa¿a³a za konieczne z³o¿yæ nam wizytê dla uczczenia s³awnych
pasa¿erów znajduj¹cych siê na pok³adzie „Miko³aja I”. D³ugo rozmawia³ z ksi¹¿êtami i
ksiê¿nymi zamierzaj¹cymi wróciæ do Petersburga. Mówiono po rosyjsku, zapewne dlatego, ¿e
tematem rozmowy by³a polityka Europy Zachodniej, ale kiedy rozmowa przesz³a na k³opoty
zwi¹zane z l¹dowaniem i na koniecznoœæ porzucenia swego powozu i zmiany statku, zaczêto
mówiæ po francusku.
...Ksi¹¿êta rosyjscy musieli tak samo jak ja, zwyk³y cudzoziemiec, poddaæ siê odprawie
celnej. Ta równoœæ pocz¹tkowo spodoba³a mi siê, ale po przybyciu do Petersburga zobaczy³em,
¿e ich zwolniono po trzech minutach, a ja musia³em borykaæ siê przez trzy godziny z
najrozmaitszymi szykanami. Przywilej, przez chwilê doœæ s³abo ukryty pod p³aszczykiem
despotyzmu, pojawi³ siê znowu, i to zmartwychwstanie mi siê nie podoba³o.
Zbytek drobnych i zbêdnych formalnoœci powo³uje tu do ¿ycia mnóstwo urzêdników ni¿szego
autoramentu, a ka¿dy z tych ludzi spe³nia swoj¹ powinnoœæ z pedanteri¹, rygoryzmem i wa¿n¹
min¹, maj¹c¹ na celu dodanie wagi najb³ahszej czynnoœci najskromniejszego z tych
funkcjonariuszy. Taki osobnik nie pozwala sobie wymówiæ ani jednego s³owa, ale widaæ, ¿e
myœli mniej wiêcej tak:

„Bijcie mi czo³em, mnie, który jestem jednym z cz³onków machiny pañstwowej”.
Ten cz³onek, funkcjonuj¹cy zgodnie z wol¹, która nie jest jego wol¹, ma tyle samo ¿ycia w
sobie, ile œrubka w mechanizmie, a przecie¿ w Rosji to siê nazywa cz³owiekiem!... Widok tych
dobrowolnych automatów przejmuje mnie trwog¹, jest coœ nieludzkiego w osobniku
sprowadzonym do stanu zwyk³ej maszyny. Jeœli w krajach o rozwiniêtej mechanice drewno i
metal wydaj¹ siê mieæ duszê, w ustroju despotycznym ludzie wydaj¹ nam siê zrobieni z drewna:
zastanawiamy siê, co oni mog¹ robiæ ze swym nadmiarem logiki, i czujemy niesmak na myœl o
presji, jak¹ musiano wywrzeæ na rozumnych istotach, aby zrobiæ z nich rzeczy. W Rosji litujê siê
nad ludŸmi, w Anglii natomiast ba³em siê maszyn. Tam wytworom ludzi brak tylko s³owa, tu
s³owo jest zbêdne tworom pañstwa.
Te maszyny obci¹¿one dusz¹ s¹ zreszt¹ przera¿aj¹co uprzejme, widaæ, ¿e od ko³yski by³y
naginane do grzecznoœci jak do w³adania broni¹. Ale jak¹ wartoœæ mog¹ mieæ formy wolnoœci,
kiedy szacunek jest na zamówienie? Pró¿no wysila siê despotyzm, wolna wola cz³owieka bêdzie
zawsze koniecznym uœwiêceniem ka¿dego czynu ludzkiego, je¿eli czyn ten ma mieæ jakieœ
znaczenie. Tylko swoboda wyboru pana mo¿e daæ wartoœæ wiernoœci; otó¿ w Rosji ktoœ
podrzêdny nie wybiera niczego, a wiêc wszystko, co robi i mówi, nie ma ¿adnego sensu ani
¿adnej wartoœci.
Na widok wszystkich tych kategorii szpiegów, którzy nas ogl¹dali i wypytywali, ogarnia³a
mnie chêæ ziewania, która mog³a ³atwo siê zmieniæ w chêæ p³aczu, nie nad sob¹, lecz nad tym
narodem. Tyle formalnoœci uchodz¹cych tu za niezbêdne, ale bez których gdzie indziej obchodz¹
siê doskonale, ostrzega³o mnie, ¿e jestem na progu pañstwa strachu, a strach jest zaraŸliwy jak
smutek. A wiêc ba³em siê i by³em smutny... z grzecznoœci, aby siê nastroiæ na ogóln¹ nutê.
Polecono mi zejœæ do g³ównej sali naszego parowca, gdzie mia³em stan¹æ przed areopagiem
urzêdników zebranych dla skontrolowania pasa¿erów. Wszyscy cz³onkowie tego trybuna³u,
raczej budz¹cego lêk ni¿ imponuj¹cego, siedzieli przy du¿ym stole. Wielu z nich wertowa³o
jakieœ rejestry ze z³owrog¹ uwag¹. Wydawali siê tak poch³oniêci t¹ czynnoœci¹, ¿e musieli mieæ
do spe³nienia jakieœ sekretne zadanie. Ich oficjalna funkcja nie uzasadnia³a a¿ takiej powagi.

background image

Jedni z piórem w rêku s³uchali odpowiedzi podró¿nych, lub, œciœlej mówi¹c, oskar¿onych, gdy¿
ka¿dy cudzoziemiec jest traktowany jak przestêpca, gdy przybywa na rosyjsk¹ granicê; inni
g³oœno przekazywali kopistom s³owa, do których my nie przywi¹zywaliœmy ¿adnej wagi. S³owa
tê, t³umaczone z jednego jêzyka na drugi, przechodz¹ce z francuskiego poprzez niemiecki,
dociera³y wreszcie do rosyjskiego, wtedy ostatni ze skrybów utrwala³ je nieodwo³alnie, a mo¿e
dowolnie, w swej ksiêdze. Wpisywano imiona podane w paszporcie, ka¿da data, ka¿da wiza by³a
badana z drobiazgow¹ skrupulatnoœci¹, ale pasa¿erom, udrêczonym t¹ ca³¹ tortur¹ moraln¹,
zadawano pytania stylem i tonem tak ugrzecznionym, jakby mia³y na celu uspokojenie
przes³uchiwanego.
W wyniku d³ugiego badania, któremu mnie poddano, podobnie jak wszystkich innych,
zabrano mi paszport, poleciwszy mi przedtem podpisaæ zaœwiadczenie, na którego podstawie
bêdê móg³ siê upomnieæ o paszport w Sankt-Petersburgu.
Zdawa³o siê, ¿e wszyscy dope³nili formalnoœci zarz¹dzonych przez policjê; walizki i ludzi ju¿
przetransportowano na nowy statek, i od czterech godzin nudziliœmy siê przed Kronsztadem, a
jeszcze nie by³o mowy o ruszeniu.
Co chwila nowe czarne czó³na wyp³ywa³y z miasta i smêtnie wios³owa³y w nasz¹ stronê.
Chocia¿ zatrzymaliœmy siê bardzo blisko murów miasta, panowa³a g³êboka cisza... ¯aden g³os
nie wydobywa³ siê z tego grobu, cienie ¿egluj¹ce wokó³ wyspy by³y nieme jak brzeg, od którego
odbi³y – rzek³byœ, kondukt ¿a³obny przygotowany dla nieboszczyka, który ka¿e czekaæ na siebie.
Mê¿czyŸni kieruj¹cy tymi niechlujnymi i z³owrogimi ³odziami byli ubrani w ordynarne kapoty z
szarego sukna, ich fizjognomie nie mia³y ¿adnego wyrazu, oczy martwe, cera ¿ó³tozielona.
Powiedziano mi, ¿e s¹ to majtkowie przynale¿¹cy do garnizonu; przypominali ¿o³nierzy. Od
dawna ju¿ by³ bia³y dzieñ, ale nie przyniós³ nam wiêcej œwiat³a ni¿ œwit. By³o duszno i dokucza³o
mi s³oñce, jeszcze niezbyt wysoko stoj¹ce, ale odbite w wodzie. Niekiedy ³odzie kr¹¿y³y wokó³
nas w ciszy, ale nikt nie wchodzi³ na nasz pok³ad. Kiedy indziej kilku lub kilkunastu majtków w
³achmanach, pokrytych odwróconymi owczymi skórami z sierœci¹ w œrodku a brudn¹ skór¹ na
zewn¹trz, przyprowadza³o nam nowego policjanta lub oficera z garnizonu albo spóŸnionego
celnika. Te wêdrówki, nie posuwaj¹ce naprzód naszych spraw, dawa³y mi przynajmniej
sposobnoœæ do smêtnych refleksji o rodzaju brudu w³aœciwego ludziom Pó³nocy. Po³udniowcy
spêdzaj¹ ¿ycie na powietrzu, pó³nadzy lub w wodzie, ludzie Pó³nocy natomiast, pozostaj¹cy
niemal zawsze w zamkniêciu, odznaczaj¹ siê niechlujnoœci¹ oleist¹ i g³êbok¹, która mi siê wydaje
odpychaj¹ca, wolê zaniedbanie ludów skazanych na ¿ycie pod niebem i zrodzonych do grzania
siê w s³oñcu.
Nuda, na któr¹ skazywa³a nas rosyjska pedanteria, da³a mi równie¿ sposobnoœæ do
zauwa¿enia, ¿e tutejsi wielmo¿e nie s¹ zbyt odporni na niewygody z urzêdu, kiedy ten urz¹d daje
im siê we znaki.
„Rosja jest krajem zbêdnych formalnoœci” – mruczeli do siebie, ale po francusku, z obawy, by
ich nie us³yszeli ni¿si urzêdnicy. Zapamiêta³em te uwagê, której s³usznoœci dowiod³o mi a¿
zanadto w³asne doœwiadczenie. Zgodnie z tym, co uda³o mi siê dostrzec dotychczas, dzie³o o
tytule „Rosjanie we w³asnych oczach” musia³oby byæ surowe: mi³oœæ ojczyzny jest dla nich tylko
œrodkiem dla schlebiania w³adcy; z chwil¹, gdy myœl¹, ¿e w³adca nie mo¿e ich s³yszeæ, mówi¹ o
wszystkim z szczeroœci¹ tym niebezpieczniejsz¹, ¿e ci, którzy s³uchaj¹, staj¹ siê
wspó³odpowiedzialni...
Przyczyna tego opóŸnienia zosta³a nam wreszcie odkryta. Naczelnik nad naczelnikami,
zwierzchnik nad zwierzchnikami, dyrektor dyrektorów urzêdu celnego ukazuje siê: to by³a ta
ostatnia wizyta, na któr¹ czekaliœmy tak d³ugo nie wiedz¹c o tym. Zamiast poprzestaæ na
w³o¿eniu munduru, najwy¿szy funkcjonariusz przybywa we fraku, jak prywatna osoba. Podobno
jego rola polega na odgrywaniu œwiatowca; najpierw siê wdziêczy, emabluje damy rosyjskie,
przypomina ksiê¿nej D. ich spotkanie w pewnym domu, gdzie ksiê¿na nigdy nie by³a, mówi jej o
balach na dworze, gdzie go nigdy nie widzia³a, wreszcie odgrywa komediê, odgrywaj¹ zw³aszcza
dla mnie. A przecie¿ nie przypuszcza³em bynajmniej, ¿e mo¿na udawaæ kogoœ wa¿niejszego ni¿
siê jest w kraju, gdzie ¿ycie jest uregulowane, gdzie ranga ka¿dego jest wypisana na jego
kapeluszu lub na jego epolecie, ale istota cz³owieka jest wszêdzie jednakowa... Nasz salonowy
celnik nie przestaje udawaæ œwiatowca, komuœ grzecznie konfiskuje parasol, komuœ innemu

background image

zatrzymuje walizkê, zabiera ze sob¹ neseser, i z niezm¹conym spokojem podejmuje na nowo
rewizjê, ju¿ sumiennie przeprowadzon¹ przez jego podw³adnych.
W rosyjskiej administracji drobiazgowoœæ nie wyklucza nie³adu. Tu zadaje siê sobie wiele
trudu dla osi¹gniêcia ma³ego celu i wy³azi siê ze skóry, by wykazaæ swoj¹ gorliwoœæ. Ta
rywalizacja drobnych urzêdników sprawia, ¿e jedna formalnoœæ nie zabezpiecza cudzoziemca
przed inn¹. To coœ ca³kiem jak rabunek: ¿e podró¿ny wyszed³ z r¹k jednej zgrai, nie znaczy, ¿e
nie spotka drugiej, trzeciej, i wszystkie te szykany spiêtrzone na jego drodze udrêczaj¹ go do
ostatecznoœci.
O jego losie decyduje mniej lub bardziej lêkliwe sumienie urzêdników wszystkich rang, z
którymi mo¿e mieæ do czynienia. Cokolwiek by nie powiedzia³, jeœli ma siê do niego pretensjê,
on nigdy nie bêdzie w porz¹dku. I kraj o takiej administracji chce uchodziæ za cywilizowany na
mod³ê pañstw zachodnich!...

Naczelny wódz stra¿ników cesarstwa zabra³ siê wolno do oglêdzin statku, by³ powolny,
bardzo powolny w spe³nianiu swego zadania. Prowadzona rozmowa komplikuje funkcje tego
uperfumowanego cerbera, uperfumowanego dos³ownie, bo czuæ od niego pi¿mem o milê.
Wreszcie pozbyliœmy siê ceremonii odprawy celnej, uprzejmoœci policji, pozbyliœmy siê salutów
wojskowych i widoku najwiêkszej nêdzy, jaka mo¿e zniekszta³caæ rodzaj ludzki, gdy¿ wioœlarze
rosyjskich panów celników to wyj¹tkowe pod tym wzglêdem istoty. Poniewa¿ w niczym nie
mog³em ul¿yæ ich doli, ich obecnoœæ by³a dla mnie odra¿aj¹ca i ilekroæ ci nêdzarze sprowadzali
na nasz pok³ad oficerów wszystkich rang, zatrudnionych w urzêdach celnych i w policji morskiej,
najsurowszej policji pañstwa, odwraca³em oczy. Ci majtkowie w ³achmanach uw³aczaj¹ swemu
krajowi: to coœ jakby zat³uszczeni galernicy, spêdzaj¹cy ¿ycie na przewo¿eniu urzêdników i
oficerów z Kronsztadu na pok³ad cudzoziemskich statków. Widz¹c ich twarze i myœl¹c o tym,
czym jest istnienie dla tych nieszczêœników, zastanawia³em siê, co cz³owiek uczyni³ Bogu, by
skaza³ szeœædziesi¹t milionów istot stworzonych na Jego podobieñstwo na ¿ycie w Rosji.
W momencie l¹dowania podszed³em do ksiêcia KXXX.
– Jesteœ pan Rosjaninem – odezwa³em siê – Kochaj wiêc na tyle swój kraj, by sk³oniæ ministra
spraw wewnêtrznych lub ministra policji do zmienienia tego wszystkiego: niech siê przebierze
któregoœ dnia za niepodejrzanego cudzoziemca, takiego jak ja, i niech przyjedzie do Kronsztadu,
aby zobaczyæ na w³asne oczy, co to znaczy przybyæ do Rosji.
– Po co? – odpar³ ksi¹¿ê. – Cesarz nie móg³by temu zaradziæ.
– Cesarz nie, ale minister chyba tak.
Nareszcie ruszamy, ku wielkiej radoœci rosyjskich ksi¹¿¹t i ksiê¿nych, którzy odzyskaj¹ wnet
rodzinê i ojczyznê. Szczêœcie maluj¹ce siê na ich fizjognomiach zadawa³o k³am uwagom mego
ober¿ysty w Lubece, chyba ¿e jeszcze i tym razem wyj¹tek potwierdza³ regu³ê. Co do mnie, to siê
nie cieszy³em, przeciwnie, niechêtnie opuszcza³em czaruj¹ce towarzystwo, by siê rzuciæ na oœlep
w miasto, z którym pierwsze zetkniecie napawa³o mnie smutkiem. I ju¿ nie istnia³o to

background image

przypadkowe towarzystwo, jeszcze wczoraj, przy zbli¿aniu siê do l¹du, nasze wiêzy prys³y,
kruche wiêzy, stworzone wy³¹cznie przejœciowymi koniecznoœciami podró¿y.
Widzia³em, ¿e ka¿dy z nich gotów jest powróciæ na dawn¹ drogê, któr¹ wspólny los wytyczy³
przed tymi pielgrzymami, przywróconymi zwyczajnemu ¿yciu. Swoboda podró¿y nie istnia³a ju¿
dla nich, wracali do rzeczywistego œwiata, i tylko ja zostawa³em w œwiecie chimer, skazany na
tu³anie siê z kraju do kraju... A przecie¿ wieczna tu³aczka to nie jest ¿ycie...

Petersburg, 11 lipca, wieczorem.
Ulice Petersburga maj¹ dziwny wygl¹d w oczach Francuza, spróbujê Ci je opisaæ, ale najpierw
opowiem o wjeŸdzie do miasta przez Newê. Jest s³ynny i Rosjanie s³usznie s¹ z niego dumni,
mnie siê jednak wyda³ nadmiernie wychwalany. Kiedy z bardzo daleka zaczynamy dostrzegaæ
kilka dzwonnic, to, co siê dojrzy, robi raczej wra¿enie dziwaczne ni¿ imponuj¹ce. Lekkie
zgrubienie terenu, zauwa¿one z daleka miêdzy niebem a morzem, staje siê w kilku punktach
nieco bardziej nierówne ni¿ w innych – to wszystko, a te niedostrzegalne nieprawid³owoœci – to
s¹ gigantyczne budowle nowej stolicy Rosji. Rzek³byœ, linia nakreœlona dr¿¹c¹ rêk¹ dziecka,
rysuj¹cego jak¹œ figurê geometryczn¹. Zbli¿aj¹c siê zaczynamy rozpoznawaæ greckie dzwonnice,
poz³acane kopu³y kilku klasztorów, potem nowoczesne gmachy, zak³ady publiczne: fronton
gie³dy, pobielane kolumnady szkó³, muzeów, koszar, pa³aców okalaj¹cych granitowe bulwary.
Gdy ju¿ jesteœmy w Petersburgu, przechodzimy obok sfinksów tak¿e z granitu, s¹ olbrzymich
rozmiarów, ich widok jest imponuj¹cy. Miasto pa³aców, có¿ za majestat! Jednakowo¿ imitacja
staro¿ytnych budowli razi nas, gdy pomyœlimy o klimacie, w który te wzory s¹ niezrêcznie
przeszczepione. Ale wkrótce jesteœmy zaskoczeni iloœci¹ strza³, wie¿yczek o rozmaitych
kszta³tach, metalowych iglic wznosz¹cych siê zewsz¹d: przynajmniej jest to narodowa
architektura. Petersburg jest upstrzony obszernymi i licznymi budynkami z dzwonnic¹. S¹ to
wspólnoty religijne; te œwiête miasta s³u¿¹ miastu œwieckiemu za wa³ ochronny. Cerkwie
rosyjskie zachowa³y swoj¹ pierwotn¹ oryginalnoœæ. Wprawdzie to nie Rosjanie wynaleŸli ten
ciê¿ki i kapryœny styl, zwany bizantyjskim, ale wyznaj¹ religiê greck¹ i ich charakter, ich wiara,
ich wykszta³cenie, ich dzieje usprawiedliwiaj¹ po¿yczki, jakie zaci¹gnêli w Bizancjum: mo¿na
przystaæ na to, ¿e szukali wzorów do swoich gmachów w Konstantynopolu, nie zaœ w Atenach.
Widziane od strony Newy, balustrady bulwarów petersburskich s¹ imponuj¹ce i wspania³e, ale
ju¿ przy pierwszym kroku na ziemi odkrywamy, ¿e te bulwary s¹ wybrukowane kiepskim

background image

kamieniem, niewygodne, nierówne, tak samo niemi³e dla oka, jak fatalne dla pieszych i
niebezpieczne dla powozów. Kilka z³otych strza³, cienkich jak piorunochrony; portyki o
podstawach niemal znikaj¹cych pod wod¹; place ozdobione kolumnami, gin¹cymi w bezmiarze
otaczaj¹cych je terenów; pos¹gi naœladuj¹ce staro¿ytne, których rysy, styl i stroje k³óc¹ siê z
natur¹ gleby, z kolorem nieba, z klimatem, a tak¿e z wygl¹dem, ubiorem i zwyczajem tutejszych
ludzi tak, i¿ wygl¹daj¹ na herosów w wiêzach wrogów; gmachy wykorzenione, œwi¹tynie, co
spad³y ze szczytów gór Grecji w bagna Laponii i wskutek tego wydaj¹ siê zbyt przyt³oczone,
przyziemne dla miejsca, gdzie zosta³y przeszczepione same nie wiedz¹c dlaczego: oto co mnie
uderzy³o na wstêpie.
...Przyroda tu wymaga³a od ludzi akurat przeciwieñstwa tego, co sobie wymyœlili. Zamiast
naœladowaæ pogañskie œwi¹tynie, nale¿a³o otoczyæ siê konstrukcjami o œmia³ych formach, o
liniach pionowych, aby przebiæ mg³y polarnego nieba i przerwaæ monotonn¹ powierzchniê
szarych wilgotnych stepów, tworz¹cych jak okiem siêgn¹æ terytorium Petersburga. W³aœciw¹
architektur¹ dla takiego kraju nie by³a kolumna Partenonu, kopu³a Panteonu, lecz wie¿a Pekinu.
Do cz³owieka nale¿y budowanie gór w krainie, której przyroda odmówi³a wszelkiego

urozmaicenia terenu. Zaczynam rozumieæ, dlaczego Rosjanie tak nalegaj¹, abyœmy do nich
przyje¿d¿ali w zimie: szeœæ stóp œniegu zakry³oby wszystko, latem natomiast widzimy, jak to
wygl¹da.
Przemierzamy terytorium Petersburga i s¹siednich prowincji, a nie znajdujemy podobno na
przestrzeni setek mil nic prócz ka³u¿, kar³owatych sosen i brzóz o ciemnozielonym listowiu. Z
pewnoœci¹ ca³un zimy lepszy jest od szarej roœlinnoœci wiosny i lata. Wci¹¿ te same niziny
ozdobione kar³owatymi krzewami za ca³y krajobraz, chyba ¿e siê skierujemy ku Szwecji i
Finlandii. Tam ujrzelibyœmy ca³y szereg granitowych ska³ek naje¿onych sosnami, które
zmieniaj¹ widok terenu nie urozmaicaj¹c zbytnio krajobrazu. Jasne, ¿e monotonii takiej krainy
nie rozweselaj¹ bynajmniej linie kolumienek, które ludziom przysz³o do g³owy zbudowaæ na tej
p³askiej i nagiej ziemi. Na coko³y do perystylów greckich trzeba by gór, a tu nie ma ¿adnej zgody
miêdzy inwencjami sztuki a w³aœciwoœciami natury, i ten brak harmonii razi mnie na ka¿dym
kroku. Przechadzaj¹c siê po tym mieœcie doznajê niesmaku w rodzaju tego, jaki czujemy, kiedy
przyjdzie nam rozmawiaæ z minoderyjn¹ osob¹. Portyk, eteryczny ornament, jest tutaj zgrzytem
dodanym do zgrzytliwego klimatu, s³owem, gustowanie w niegustownej architekturze by³o
naczeln¹ zasad¹ za³o¿enia i powiêkszenia Petersburga. Ur¹ganie zdrowemu rozs¹dkowi – oto dla
mnie charakterystyczna cecha budownictwa tego olbrzymiego miasta, robi¹cego wra¿enie
fabryki w z³ym stylu zbudowanej w parku; ale tym parkiem jest jedna trzecia œwiata, a tym
architektem – Piotr Wielki.
Tote¿ choæ nas tak bardzo ra¿¹ g³upie imitacje psuj¹ce aspekt Petersburga, nie mo¿emy
ogl¹daæ bez swoistego podziwu tego miasta, co wy³oni³o siê z morza na g³os jednego cz³owieka i
co ¿eby przetrwaæ broni siê przed okresowym zasypaniem lodem i permanentnym zalaniem
wod¹; a jest to rezultat olbrzymiej si³y woli. Jeœli nie podziwiamy, to siê boimy, a to ju¿ prawie

background image

respekt.
Parowiec z Kronsztadu zarzuci³ kotwicê w œrodku Petersburga, przed granitowym bulwarem;
bulwar angielski naprzeciwko urzêdu celnego znajduje siê w niewielkiej odleg³oœci od s³ynnego
placu, gdzie wznosi siê pos¹g Piotra Wielkiego na skale. Gdy siê tu raz zakotwiczy³o, zostajê siê
tu na d³ugo, zobaczysz dlaczego.
Chcia³bym Ci oszczêdziæ szczegó³ów nowych przeœladowañ, którym podda³a mnie pod nazw¹
zwyk³ych formalnoœci policja i jej wierny wspólnik, urz¹d celny. Jednakowo¿ uwa¿am za swój
obowi¹zek daæ Ci pojêcie o trudnoœciach oczekuj¹cych cudzoziemca na morskiej granicy Rosji:
podobno wjazd l¹dowy jest ³atwiejszy.
Trzeba by³o stan¹æ przed nowym trybuna³em, który siê zebra³, jak ten w Kronsztadzie, w
g³ównej sali naszego statku. Zwrócono siê do mnie z tymi samymi pytaniami z takim samym
ugrzecznieniem, a moje odpowiedzi zosta³y przet³umaczone z tymi samymi formalnoœciami.
– Po co pan przyjecha³ do Rosji?
– Aby zobaczyæ kraj.
– Nie jest to motyw podró¿y. (Czy nie podziwiasz pokory tego zastrze¿enia?)
– Nie mam innego.
– Kogo zamierza pan zobaczyæ w Petersburgu?
– Wszystkich, którzy pozwol¹ mi zaznajomiæ siê z sob¹.
– Jak d³ugo zamierza pan przebywaæ w Rosji?
– Nie wiem.
– Proszê powiedzieæ mniej wiêcej.
– Kilka miesiêcy.
– Czy ma pan oficjaln¹ misjê dyplomatyczn¹?
– Nie.

– Jakiœ cel naukowy?
– Nie.
– Czy pañski rz¹d pos³a³ pana dla obserwowania spo³ecznego i politycznego stanu tego kraju?
– Nie.
– A mo¿e wys³a³a pana jakaœ spó³ka handlowa?
– Nie.
– A wiêc podró¿uje pan z w³asnej woli i z czystej ciekawoœci?
– Tak.
– Dlaczego skierowa³ siê pan do Rosji?
– Nie wiem, itd., itd., itd.
– Czy ma pan listy polecaj¹ce do kogoœ w tym kraju? Uprzedzono mnie, ¿e nie nale¿y
odpowiadaæ zbyt szczerze na to pytanie, wiêc wymieni³em tylko swego bankiera.
Wyszed³szy z sali po tym przes³uchaniu zobaczy³em wielu z moich wspólników: ci
cudzoziemcy doznali ró¿nych szykan z powodu jakichœ nieformalnoœci w paszportach.
Agenci rosyjskiej policji maj¹ doskona³y wêch, i zale¿nie od kontrolowanych osób s¹ ³atwiejsi
lub trudniejsi w sprawach paszportowych. Wyda³o mi siê, ¿e bardzo nierówno traktuj¹
podró¿nych. Jakiœ w³oski handlowiec, który mnie wyprzedzi³, zosta³ przed zejœciem ze statku
bezlitoœnie przeszukany, mo¿na by rzec przeszukany do krwi: kazano mu otworzyæ nawet
kieszonkowy portfelik, zagl¹dano do wnêtrza ubrañ, które mia³ na sobie. Je¿eli ze mn¹ post¹pi¹
tak samo, pomyœla³em, uznaj¹ mnie za nader podejrzanego.
Mia³em kieszenie pe³ne listów polecaj¹cych, które da³ mi w Pary¿u czêœciowo sam ambasador
rosyjski oraz inne równie znane osoby, ale wszystkie by³y zapieczêtowane, która to okolicznoœæ

background image

ostrzeg³a mnie przed ich zostawieniem w teczce z przyborami piœmiennymi. Zatem widz¹c
zbli¿aj¹cych siê do mnie policjantów, zapi¹³em sobie garnitur na piersi. Przepuœcili mnie bez
rewizji osobistej, ale gdy przysz³o wypakowaæ wszystko z walizek przed celnikami, ci nowi
wrogowie zajêli siê drobiazgowo moim baga¿em, a zw³aszcza ksi¹¿kami. Po niekoñcz¹cym siê
przegl¹daniu wszystkie ksi¹¿ki skonfiskowano bez ¿adnego wyj¹tku; wci¹¿ z nadzwyczajn¹
grzecznoœci¹, ale nie licz¹c siê wcale z moimi reklamacjami. Zabrano mi tak¿e dwie pary
pistoletów podró¿nych i stary przenoœny zegar œcienny; daremnie próbowa³em zrozumieæ i
uzyskaæ wyjaœnienie, dlaczego ten przedmiot mia³ ulec konfiskacie: wszystko, co mi zabrano,
odzyskam, zapewniono mnie, lecz nie bez wielu k³opotów i pertraktacji. Powtarzam wiêc za
rosyjskimi arystokratami, ¿e Rosja jest krajem zbêdnych formalnoœci.
...Miêdzy godzin¹ dziewi¹t¹ a dziesi¹t¹ ja osobiœcie, to jest bez moich baga¿y, wydosta³em siê
z wiêzów celnych i mog³em wreszcie dostaæ siê do Petersburga, gdzie zazna³em chwalebnej
troskliwoœci ze strony niemieckiego podró¿nika, którego przypad ek pozwoli³ mi spotkaæ na
bulwarze. Jeœli to szpieg, jest przynajmniej us³u¿ny: mówi³ po rosyjsku i po francusku, podj¹³ siê
uprzejmie znaleŸæ mi droschki i sam pomaga³ memu lokajowi przewieŸæ na wózku drobn¹ czêœæ
moich baga¿y, któr¹ mi zwrócono, do ober¿y Coulona. Poleci³em memu s³udze nie okazywaæ mu
¿adnej niechêci.
Coulon to Francuz, którego zajazd uchodzi za najlepszy w Petersburgu, co nie znaczy, ¿e u
niego jest dobrze. Cudzoziemcy w Rosji zatracaj¹ niebawem wszelki œlad swej narodowoœci,
nigdy jednak nie asymiluj¹c siê z krajowcami.
Gorliwy cudzoziemiec znalaz³ mi nawet przewodnika, który mówi³ po niemiecku i wsiad³
do droschki, lokuj¹c siê za mn¹, aby odpowiadaæ na wszystkie moje pytania. Ten cz³owiek
podawa³ mi nazwy osobliwoœci, obok których przeje¿d¿aliœmy w drodze z urzêdu celnego do
zajazdu, drodze bynajmniej nie krótkiej, bo odleg³oœci w Petersburgu s¹ wielkie.

Os³awiony pos¹g Piotra Wielkiego œci¹gn¹³ zaraz moj¹ uwagê i zrobi³ na mnie wyj¹tkowo
nieprzyjemne wra¿enie. Umieszczony na skale przez Katarzynê, z tym napisem doœæ wynios³ym
mimo pozornej prostoty: Piotrowi I Katarzyna II. Ta postaæ mê¿czyzny na koniu nie jest ani
antyczna, ani nowoczesna: jest to Rzymianin z czasów Ludwika XV. Aby pomóc koniowi
utrzymaæ siê dêba, w³o¿ono mu pod nogi ogromnego wê¿a – fatalny pomys³, s³u¿¹cy tylko do
ujawnienia niemocy artysty sprowadzonego z Francji do Petersburga po to, by wznieϾ ten
monument, chwalony nadmiernie dlatego, ¿e znajduje siê w Rosji.
Ten pos¹g i plac, na którym on siê ca³kiem zatraca, s¹ najbardziej godnymi uwagi rzeczami,
jakie widzia³em na trasie miêdzy urzêdem celnym a gospod¹.
Kaza³em zatrzymaæ siê chwilê przed rusztowaniami gmachu ju¿ s³awnego w Europie, choæ nie
jest jeszcze ukoñczony: bêdzie to cerkiew œwiêtego Izaaka; poza tym widzia³em fasadê nowego
pa³acu Zimowego – inny niezwyk³y rezultat woli jednego cz³owieka, zawziêcie walcz¹cej z
prawami natury przy pomocy ludzi. Cel zosta³ osi¹gniêty, bo w ci¹gu roku ten pa³ac wzniós³ siê z
popio³ów, i chyba jest najwiêkszym z istniej¹cych pa³aców, dorównuje Luwrowi wraz z
Tuileriami.
Aby prace zosta³y ukoñczone w terminie wyznaczonym przez cesarza, potrzeba by³o
nies³ychanych wysi³ków. Robót wewnêtrznych nie przerywano nawet w czasie wielkich mrozów,
pracowa³o bezustannie szeœæ tysiêcy robotników. Codziennie umiera³a znaczna ich liczba, lecz
poniewa¿ ofiary zastêpowano natychmiast nowymi zawodnikami, którzy wype³niali luki, aby
zgin¹æ z kolei na tej nies³awnej wyrwie, martwi nie byli widoczni. A jedynym celem tylu
poœwiêceñ by³o zaspokojenie zachcianki jednego cz³owieka! U ludów cywilizowanych w sposób

background image

naturalny, to jest od wieków, ¿ycie ludzkie nara¿a siê tylko we wspólnych interesach, których
donios³oœæ uznaj¹ prawie wszyscy. Lecz ile¿ pokoleñ w³adców znieprawi³ przyk³ad Piotra I !
Podczas mrozów w granicach 26 do 30 stopni szeœæ tysiêcy nieznanych nikomu mêczenników
bez zas³ugi, mêczenników mimowolnego pos³uszeñstwa, gdy¿ ta cnota jest u Rosjan wrodzona i
wymuszona, zamkniêtych by³o w salach ogrzanych do 30 stopni, aby prêdzej sch³y œciany. Tak
wiêc ci nieszczêœnicy wchodz¹c i wychodz¹c z tego przybytku œmierci, który sta³ siê dziêki ich
poœwiêceniu przybytkiem pró¿noœci, zbytku i uciech, musieli znosiæ ró¿nicê temperatur siêgaj¹c¹
50–60 stopni.
Roboty w kopalniach Uralu s¹ mniej sprzeczne z ¿yciem, a przecie¿ robotnicy zatrudnieni w
Petersburgu nie byli z³oczyñcami.
Podobno ci spoœród nieszczêœników, którzy malowali wnêtrza najbardziej ogrzanych sal,
musieli wk³adaæ sobie na g³owê coœ w rodzaju czapek z lodu, aby nie postradaæ zmys³ów w
upalnej temperaturze, na która byli skazani przez ca³y czas swojej pracy. Gdyby ktoœ chcia³ nam
wpoiæ odrazê do sztuk, do poz³oty, do przepychu i do ca³ej pompy dworskiej, nie móg³by znaleŸæ
skuteczniejszego sposobu. Mimo to w³adca by³ nazywany Ojcem przez tylu ludzi zgubionych na
jego oczach w celu zaspokojenia czystej cesarskiej pró¿noœci.
Czujê siê w Petersburgu nieswojo, odk¹d ujrza³em ten pa³ac i odk¹d mi powiedziano, ile ludzi
kosztowa³. Te szczegó³y mam nie od szpiegów ani od kpiarzy rosyjskich, rêczê za ich
autentycznoϾ.
Miliony wydane na Wersal wy¿ywi³y tyle¿ rodzin francuskich robotników, ilu niewolników
s³owiañskich zabi³o tych dwanaœcie miesiêcy budowy pa³acu Zimowego, ale dziêki ich
poœwiêceniu s³owo cesarza dokona³o cudu i ukoñczony ku ogólnemu zadowoleniu pa³ac bêdzie
zainaugurowany obchodami weselnymi. W Rosji w³adca mo¿e byæ popularny nie przywi¹zuj¹c
wiêkszej wagi do ¿ycia obywateli. To prawda, ¿e nic kolosalnego nie uzyskuje siê bez trudu, ale
kiedy jeden jedyny cz³owiek jest ca³ym narodem i rz¹dem, powinien by ograniczyæ siê do

u¿ywania wielkich sprê¿yn poruszanej przez siebie machiny tylko dla osi¹gniêcia celu godnego
wysi³ku.
Wydaje mi siê, ¿e nawet w dobrze zrozumianym interesie swojej w³adzy cesarz móg³by daæ
jeden rok wiêcej robotnikom na naprawê szkód poczynionych przez po¿ar.
W³adca absolutny nie ma racji mówi¹c, ¿e mu siê spieszy: przede wszystkim powinien
obawiaæ siê gorliwoœci swoich s³ugusów, którzy mog¹ pos³u¿yæ siê na pozór niewinnym s³owem
pana jak mieczem, by sprawiaæ cuda, ale kosztem ¿ycia armii niewolników. To du¿o, za du¿o, bo
Bóg i ludzie bior¹ w koñcu odwet za te nieludzkie wyczyny. Ze strony w³adzy nieostro¿noœci¹
jest, mówi¹c oglêdnie, tak wysoko sobie ceniæ zaspokojenie swej pychy. Ale w³adcom rosyjskim
zale¿y przede wszystkim na rozg³osie zdobytym u cudzoziemców, wiêcej zale¿y im na nim ni¿
na faktycznej w³adzy. Ta ich postawa zgadza siê z opini¹ publiczn¹, w dodatku nic nie mo¿e
zdyskredytowaæ autorytetu w³adzy w kraju, gdzie pos³uszeñstwo sta³o siê warunkiem ¿ycia. Inni
ludzie uwielbiali œwiat³o, Rosjanie uwielbiaj¹ mrok – jak¿e ich oczy mia³yby kiedykolwiek
przejrzeæ?
Nie mówiê, ¿e ich system polityczny nie wytwarza nic dobrego, mówiê tylko, ¿e to, co
wytwarza, za drogo kosztuje.
Cudzoziemcy nie od dzisiaj dziwi¹ siê mi³oœci tego ludu do swojej niewoli: przeczytasz zaraz
fragment korespondencji barona von Herberstein, ambasadora cesarza Maksymiliana, ojca Karola
V, na dworze cara Wasyla Iwanowicza. Mam to œwie¿o w pamiêci, bo znalaz³em ten ustêp u
Karamzina, którego czyta³em wczoraj na parostatku. Zawieraj¹cy go tom uszed³ bacznoœci policji

background image

w kieszeni mego podró¿nego p³aszcza. Najsprytniejsi szpiedzy nigdy nie s¹ doœæ sprytni:
mówi³em Ci ju¿, ¿e mnie nie rewidowano.
Gdyby Rosjanie wiedzieli to wszystko, czego uwa¿niejsi czytelnicy mog¹ siê dowiedzieæ od
pochlebcy historyka, którym siê chlubi¹, a którego cudzoziemcy traktuj¹ z krañcow¹ nieufnoœci¹
z powodu jego dworskiej stronniczoœci, to by go znienawidzili, i ¿a³uj¹c, ¿e pofolgowali tej manii
oœwiecenia, która opêta³a wspó³czesn¹ Europê, b³agaliby cesarza, by wyda³ zakaz czytania
wszystkich rosyjskich historyków z Karamzinem na czele, aby pozostawiæ przesz³oœæ w mroku
przychylnym zarówno spokojowi despoty, jak szczêœciu poddanych, którzy nigdy nie s¹ tak
godni litoœci, jak wówczas, gdy ktoœ siê litujê nad nimi. Ci biedni ludzie czuliby siê szczêœliwi,
gdybyœmy my, cudzoziemcy, nie nazywali ich nieopatrznie ofiarami. Porz¹dek i pos³uszeñstwo,
dwa bóstwa rosyjskiej policji i narodu, wymagaj¹, zdaje mi siê, tego ostatniego poœwiêcenia.
Oto wiêc co pisa³ Herberstein, krytykuj¹c despotyzm rosyjskiego monarchy: „On (car) mówi,
a wszystko jest wykonane: ¿ycie, los kleru i ludnoœci laickiej, mo¿nych panów i obywateli,
wszystko zale¿y od jego najwy¿szej woli. Nie wie, co to sprzeciw, i wszystko w nim wydaje siê
sprawiedliwe, jak w Bóstwie, Rosjanie bowiem s¹ przekonani, ¿e car jest wykonawc¹ wyroków
boskich: «Tak chcia³ Bóg i car», «Bóg i car to wiedz¹» – oto pospolite wœród nich powiedzenia,
niezmierna jest u nich gorliwoœæ w s³u¿eniu w³adcy. Jeden z jego g³ównych wojskowych,
siwow³osy starzec, niegdyœ ambasador w Hiszpanii, przyby³ na spotkanie z nami, kiedy
przyjechaliœmy do Moskwy. Pêdzi³ konno i przejmowa³ siê jak m³odzieniec, a gdy mu wyrazi³em
zdziwienie, odpowiedzia³ mi ca³kiem g³oœno: «Ach, panie baronie, my s³u¿ymy naszemu
monarsze zupe³nie inaczej ni¿ wy».
Nie wiem, czy to charakter rosyjskiego narodu ukszta³towa³ takich autokratów, czy te¿ sami
autokraci wszczepili ten charakter narodowi.”
List ten, napisany przesz³o trzy wieki temu, ukazuje ówczesnych Rosjan ca³kowicie takimi,
jakimi widzê Rosjan dzisiejszych. Podobnie jak ambasador Maksymiliana, zastanawiam siê
wci¹¿, czy to charakter narodu ukszta³towa³ samow³adztwo, czy te¿ samow³adztwo ukszta³towa³o

rosyjski charakter, i nie potrafiê rozstrzygn¹æ problemu, tak samo jak nie potrafi³ niemiecki
ambasador.
Wydaje mi siê jednak, ¿e ten wp³yw jest wzajemny: ani ustrój rosyjski nie powsta³by nigdzie
poza Rosj¹, ani Rosjanie nie staliby siê tym, czym s¹, w innym ustroju ni¿ ich w³asny.
Dodam inn¹ cytatê z tego samego autora, Karamzina: opowiada on, co mówili w XVI wieku
podró¿nicy, którzy zwiedzili Moskoviê. „Có¿ w tym dziwnego – mówi¹ cudzoziemcy – ¿e cesarz
jest bogaty! Nie daje pieniêdzy ani swoim wojskom, ani swoim ambasadorom, a nawet odbiera
tym ostatnim wszystkie cenne przedmioty, które przywo¿¹ z obcych krajów6. Tak na przyk³ad
ksi¹¿ê Jaros³awski po powrocie z Hiszpanii musia³ oddaæ do skarbu wszystkie z³ote ³añcuchy,
kolie, cenne tkaniny i srebrne naczynia, które dosta³ od cesarza i arcyksiêcia Ferdynanda
Austriackiego. Mimo to ci ludzie nie skar¿yli siê wcale, mówili: „Najjaœniejszy Pan bierze,
Najjaœniejszy Pan odda.”
Oto jak mówiono o carze w Rosji w XVI wieku. Dziœ mo¿na us³yszeæ b¹dŸ w Pary¿u, b¹dŸ w
Rosji wielu Rosjan unosz¹cych siê nad cudownymi skutkami s³owa cesarza, i gdy siê tak chlubi¹
skutkami, nikt siê nie uskar¿a na œrodki. S³owo cara jest twórcze, powiadaj¹. Tak: ono o¿ywia
kamienie, ale czyni to zabijaj¹c ludzi. Mimo tej ma³ej obiekcji wszyscy Rosjanie s¹ dumni z tego,
¿e mog¹ nam powiedzieæ: „Widzicie, u was rozprawia siê trzy lata o sposobach odbudowania sali
widowiskowej, natomiast nasz cesarz wskrzesza w ci¹gu roku najwiêkszy pa³ac œwiata”; a ten
dziecinny tryumf nie wydaje siê im okupiony za drogo œmierci¹ kilku tysiêcy marnych

background image

robotników, poœwiêconych tej w³adczej niecierpliwoœci, tej cesarskiej zachciance, która staje siê,
¿e siê pos³u¿ê modn¹ liczb¹ mnog¹, jedn¹ z chlub narodowych. A jednak ja, Francuz, widzê w
tym tylko nieludzk¹ pedanteriê. Ale od krañca do krañca olbrzymiego imperium nie wznosi siê
¿aden protest przeciw orgiom absolutnej w³adzy.
Naród i rz¹d, wszystko tu jest ca³kiem zgrane: Rosjanie nie zrezygnowaliby z cudów woli,
których s¹ œwiadkami, wspólnikami i ofiarami, nawet gdyby chodzi³o o wskrzeszenie wszystkich
uœmierconych tym procederem niewolników. A jednak zdumiewa mnie nie to, ¿e cz³owiek
wychowany w ba³wochwalstwie wobec swojej w³asnej osoby, cz³owiek uznany za
wszechmocnego przez szeœædziesi¹t milionów ludzi lub prawie ludzi, podejmuje siê takich rzeczy
i doprowadza je do skutku; zdumiewa mnie to, ¿e wœród g³osów opowiadaj¹cych te fakty ku
chwale tego wyj¹tkowego cz³owieka ani jeden g³os nie wy³ania siê z chóru, by wo³aæ o
cz³owieczeñstwo przeciwko cudom samow³adztwa. O Rosjanach wielkich i ma³ych mo¿na
powiedzieæ, ¿e s¹ pijani niewol¹.

6 Dickens w swojej relacji z podró¿y do Stanów Zjednoczonych mówi, ¿e to samo dzieje siê dzisiaj w Ameryce.

Petersburg, 12 lipca 1839, rano.
Przedwczoraj miêdzy dziewi¹t¹ a dziesi¹t¹ godzin¹ uzyska³em wolny wstêp do Petersburga.
To miasto nie jest zbyt poranne: w tej porze dnia sprawi³o na mnie wra¿enie wielkiego
osamotnienia. Z rzadka spotyka³em jak¹œ doro¿kê...
...Te niedostrzegalne pojazdy bardzo siê trzês¹ i podskakuj¹ na nierównych kamieniach
petersburskich ulic, co prawda w niektórych dzielnicach bruki, nierówne jak wszêdzie, s¹
wyrównane po obu stronach ulicy pasami z d³ugich inkrustowanych œwierkowych k³ód. Mo¿na je
znaleŸæ na najszerszych ulicach miasta, konie biegn¹ po nich z wielk¹ szybkoœci¹, szczególnie w
such¹ pogodê, ale w deszcz drewno staje siê œliskie. Te pó³nocne mozaiki s¹ bardzo kosztowne,
bo wymagaj¹ ci¹g³ych napraw, ale s¹ lepsze od bruku rosyjskich miast.
Ruchy spotykanych ludzi wydawa³y mi siê sztywne i skrêpowane, ka¿dy gest wyra¿a wolê nie
nale¿¹c¹ do osobnika, który go czyni: wszyscy ci, których widzia³em po drodze, zanosili gdzieœ
polecenia lub rozkazy. Poranek jest por¹ zleceñ. ¯aden osobnik nie zdawa³ siê iœæ we w³asnym
celu, i widok tego przymusu nape³nia³ mnie mimowolnym smutkiem. Spostrzega³em niewiele
kobiet na ulicach, nie rozweselonych ¿adn¹ ³adn¹ twarz¹, ¿adnym dziewczêcym g³osem;
wszystko by³o szare, regularne, jak w koszarach, jak w wojskowym obozie; wygl¹da³o to jak na
wojnie – ale bez jej zapa³u, bez ¿ycia. W Rosji panuje dyscyplina wojskowa. Widok tego kraju

background image

ka¿e mi têskniæ do Hiszpanii, jak gdybym siê urodzi³ Andaluzyjczykiem, a przecie¿ tu nie brak
upa³u, bo cz³owiek siê dusi – brak œwiat³a i radoœci.
Raz widzimy oficera na koniu pêdz¹cym galopem – ma dorêczyæ roz kaz jakiemuœ
dowódcy oddzia³u, to znów feldjeger jedzie z rozkazem do jakiegoœ gubernatora, mo¿e na
drugim koñcu pañstwa, dok¹d udaje siê w kibitce, ma³ym rosyjskim szarabanie bez resorów i nie
wyœcie³anym. Ten pojazd, kierowany przez starego brodatego woŸnicê, szybko wiezie kuriera,
któremu ranga nie pozwala pos³ugiwaæ siê wygodniejszym pojazdem, choæby go mia³ do
dyspozycji. Nieco dalej ¿o³nierze piechoty wracaj¹ z æwiczeñ i udaj¹ siê do swych kwater, by
otrzymaæ rozkaz od kapitana: wszêdzie s¹ wy¿si urzêdnicy rozkazuj¹cy urzêdnikom ni¿szym.
To spo³eczeñstwo automatów przypomina po³owê partii szachów, bo jeden cz³owiek posuwa
wszystkie figury, a niewidocznym przeciwnikiem jest ludzkoœæ. Wszyscy tu poruszaj¹ siê i
oddychaj¹ wy³¹cznie za pozwoleniem cesarza lub na jego rozkaz, tote¿ wszyscy s¹ ponurzy i
skrêpowani: milczenie przewodzi ¿yciu i je parali¿uje. Oficerzy, woŸnice, kozacy, niewolnicy,
dworzanie – wszyscy w ró¿nych rangach w s³u¿bie jednego pana œlepo s³uchaj¹ nieznanej im
myœli, ale widok tego piêknego porz¹dku nie cieszy mnie wcale, poniewa¿ tak¹ regularnoœæ
uzyskuje siê tylko poprzez kompletny brak niezale¿noœci i fantazji.
Mam wra¿enie, jakby cieñ œmierci unosi³ siê nad t¹ czêœci¹ kuli ziemskiej.
Wœród tego ludu pozbawionego swobody i woli widaæ tylko cia³a bez duszy, i dreszcz nas
ogarnia na myœl o tym, ¿e na tak ogromne mnóstwo r¹k i nóg jest tylko jedna g³owa...
Despotyzm jest mieszanin¹ niecierpliwoœci i lenistwa. Nieco wiêksz¹ wytrwa³oœæ ze strony
w³adz, aktywnoœæ ze strony ludu, a mo¿na by uzyskaæ ten sam rezultat znacznie tañszym kosztem
– ale có¿ by siê sta³o z tyrani¹?... Stwierdzono by, ¿e jest niepotrzebna. Tyrania to urojona

choroba ludów; tyran przebrany za lekarza wmówi³ im, ¿e zdrowie nie jest naturalnym stanem
cywilizowanego cz³owieka, i ¿e im wiêksze niebezpieczeñstwo, tym gwa³towniejsze powinno
byæ lekarstwo: w ten sposób utrzymuje chorobê pod pretekstem jej kurowania. Porz¹dek
spo³eczny kosztuje w Rosji za drogo, ¿ebym go podziwia³.
A jeœli mi zarzucisz, ¿e mieszam despotyzm z tyrani¹, odpowiem, ¿e czyniê to z rozmys³em.
S¹ to tak bliscy krewni, ¿e prawie zawsze ³¹cz¹ siê w tajemnicy, na nieszczêœcie dla ludzi. W
ustroju despotycznym tyrania mo¿e trwaæ, bo nie zdejmuje maski.
Kiedy Piotr Wielki wprowadzi³ to, co nazywa siê tutaj czyn, to znaczy kiedy zastosowa³
wojskow¹ hierarchiê do ca³ej pañstwowej administracji, zamieni³ swój naród w armiê niemych
oœwiadczaj¹c, ¿e jest ich pu³kownikiem z prawem przekazywania tej rangi swym spadkobiercom.
...Ustrój rosyjski to dyscyplina obozowa wprowadzona zamiast ³adu spo³ecznego, to stan
oblê¿enia, który sta³ siê normalnym stanem spo³eczeñstwa.
Gdy up³yn¹ godziny poranne, miasto o¿ywia siê stopniowo, ale staj¹c siê bardziej ha³aœliwe
nie wygl¹da weselej. Wszêdzie widaæ tylko niezbyt eleganckie powozy, unosz¹ce ca³ym pêdem
swoich dwóch, czterech i szeœciu koni ludzi zawsze spiesz¹cych siê, poniewa¿ ich ¿ycie up³ywa
na odbywaniu drogi. Przyjemnoœæ bezcelowa, to jest zwyk³a przyjemnoœæ, jest tu rzecz¹

background image

nieznan¹.
Tote¿ prawie wszyscy wielcy artyœci przybyli do Rosji dla zebrania owoców rozg³osu
zdobytego gdzie indziej zostawali tu tylko przez chwilê lub, je¿eli przed³u¿yli pobyt tutaj,
zaszkodzili swemu talentowi. Aura tego kraju nie sprzyja sztukom, wszystko, co gdzie indziej
rodzi siê w naturalny sposób, tu roœnie tylko w cieplarni. Sztuka rosyjska bêdzie zawsze tylko
roœlin¹ ogrodow¹.
Po przyjœciu do hotelu Coulona znalaz³em tam zwyrodnia³ego francuskiego ober¿ystê. Jego
dom jest teraz prawie przepe³niony w zwi¹zku z obchodami zaœlubin wielkiej ksiê¿nej Marii, i
Coulon wyda³ mi siê prawie niezadowolony, ¿e musi przyj¹æ jeszcze jednego goœcia, tote¿ nie
zada³ sobie zbytniego trudu, by mi dogodziæ. Po doœæ d³ugiej bieganinie i po wielu pertraktacjach
umieœci³ mnie wreszcie na drugim piêtrzê w dusznym apartamencie, z³o¿onym z przedpokoju,
salonu i sypialni, bez firanek, bez stor, bez ¿aluzji.
...Ledwo siê ulokowa³em, zmêczenie po nocy i ranku, znu¿enie odpraw¹ celn¹ wziê³y górê
nad ciekawoœci¹: zamiast zanurzyæ siê w Petersburgu, b³¹dz¹c zgodnie z moim zwyczajem sam,
bez okreœlonego celu, po wielkim obcym mieœcie, pad³em nie zdejmuj¹c p³aszcza na olbrzymi¹
skórzan¹ sofê koloru butelkowej zieleni, zajmuj¹c¹ wielk¹ po³aæ salonu, i usn¹³em g³êboko... na
trzy minuty.
Po tym czasie budzê siê z gor¹czk¹, i co widzê rzucaj¹c wzrok na swój p³aszcz?... Tkaninê
br¹zow¹, lecz ¿yw¹. Trzeba nazywaæ rzeczy po imieniu: jestem ca³kowicie pokryty, po¿erany
przez pluskwy. Odrzucam daleko od siebie ca³¹ odzie¿ i zaczynam biegaæ po pokoju wo³aj¹c
pomocy! Co za perspektywa na noc! – myœla³em, nie przestaj¹c g³oœno krzyczeæ. Przychodzi
ch³opiec, Rosjanin, t³umaczê mu na migi, ¿e chcê mówiæ z jego panem. Pan ka¿e d³ugo czekaæ na
siebie, Wreszcie zjawi¹ siê, a kiedy mu wy³uszczam powód mej troski, wybucha œmiechem i
natychmiast wychodzi powiedziawszy mi, ¿e siê przyzwyczajê do têgo, bo nie znajdê w
Petersburgu nic innego. Radzi mi jednak nigdy nie siadaæ na rosyjskiej kanapie, bo na tym
sprzêcie sypia s³u¿ba, maj¹ca zawsze na sobie legiony owadów. Aby mnie uspokoiæ, zapewnia,
¿e robactwo nie rzuci siê na mnie, je¿eli bêdê unika³ mebli, w których pozostaje dyskretnie
zamkniête.
Hotel Coulona wychodzi na coœ w rodzaju skweru, doœæ weso³ego jak na tutejsze warunki.
Ten skwer graniczy z jednej strony z nowym pa³acem Michaj³owskim, okaza³¹ siedzib¹
wielkiego ksiêcia Micha³a, brata cesarza. Nie mog³em wyjœæ nie przeszed³szy obok bramy tego

pa³acu, który od razu zwróci³ moj¹ uwagê. Trzy inne strony placu s¹ zamkniête rzêdami piêknych
domów, poprzecinanych piêknymi ulicami. Dziwny przypadek! Ledwo odszed³em od nowego
pa³acu Michaj³owskiego, znalaz³em siê przed starym. Stary pa³ac Michaj³owski to obszerny
czworoboczny gmach, ponury i ca³kowicie odmienny od eleganckiej i nowoczesnej siedziby o tej
samej nazwie.
Ludzie w Rosji milcz¹, kamienie natomiast mówi¹, i to w rozpaczliwy sposób. Nie dziwi
mnie, ¿e Rosjanie obawiaj¹ siê swoich starych budowli i zaniedbuj¹ je: s¹ to œwiadkowie ich
dziejów, o których najczêœciej woleliby zapomnieæ. Gdy siê przyjrza³em czarnym portykom,
g³êbokim kana³om, masywnym mostom, pustym perystylom tego z³owieszczego pa³acu,
zapyta³em o jego nazwê, a ta nazwa mimo woli przypomnia³a mi katastrofê, która osadzi³a
Aleksandra na tronie, i od razu ujrza³em w duchu wszystkie okolicznoœci z³owrogiej sceny, któr¹
zakoñczy³o siê panowanie Paw³a I.
To jeszcze nie wszystko: jakaœ krwawa ironia losu sprawi³a, ¿e przed g³ównym wejœciem do
tego z³owieszczego gmachu postawiono – przed œmierci¹ têgo, kto go zajmowa³ i na jego rozkaz
– konny pos¹g jego ojca, Piotra III, innej ofiary, której niechlubn¹ pamiêæ czci³ Pawe³, aby

background image

zbezczeœciæ triumfuj¹c¹ pamiêæ matki. Ile¿ tragedii rozegranych na zimno w tym kraju, gdzie
ambicja, a nawet nienawiœæ maj¹ tak spokojne pozory! Namiêtnoœci u ludów Po³udnia godz¹
mnie do pewnego stopnia z ich okrucieñstwem, natomiast wyrachowana powœci¹gliwoœæ, ch³ód
ludzi Pó³nocy daje zbrodni polor hipokryzji: œnieg jest mask¹. Cz³owiek wydaje siê tutaj ³agodny,
bo jest nieczu³y, ale morderstwo bez nienawiœci budzi we mnie wiêksz¹ grozê ni¿ zabójstwo dla
odwetu. Czy kult zemsty nie jest naturalniejszy ni¿ zdrada dla interesu? Im wiêcej mimowolnego
impulsu stwierdzam w zbrodni, tym bardziej czujê siê pocieszony. Niestety zamordowaniu Paw³a
przewodzi³o wyrachowanie, a nie gniew, przewodzi³a ostro¿noœæ. Zacni Rosjanie twierdz¹, ¿e
spiskowcy zamierzali go tylko uwiêziæ. Widzia³em sekretne drzwi prowadz¹ce do apartamentu
cesarza ukrytymi schodami; drzwi te wychodz¹ na czêœæ ogrodu w pobli¿u wielkiej fosy. Pahlen
umieœci³ tam morderców w obawie, by ofierze nie wpad³o do g³owy umkn¹æ tym wyjœciem.
Oto co Pahlen powiedzia³ spiskowcom w przeddzieñ wieczorem:
„Albo zabijecie cesarza jutro o pi¹tej rano, albo o wpó³ do szóstej zadenuncjujê was przed
cesarzem jako spiskowców”. Efekt tej elokwentnej lakonicznej przemowy nie nasuwa³
w¹tpliwoœci.
Co rzek³szy, z obawy przed niewczesnymi wyrzutami sumienia wyszed³ z domu, by nie
wróciæ w ci¹gu nocy, a chc¹c byæ zupe³nie pewnym, ¿e ¿aden ze spiskowców nie znajdzie go
przed egzekucj¹, zacz¹³ odwiedzaæ ró¿ne koszary miejskie: chcia³ poznaæ nastroje wojska.
Nazajutrz o szóstej Aleksander zosta³ cesarzem i uchodzi³ za ojcobójcê, chocia¿ zgodzi³ siê
(chyba to prawda) tylko na uwiêzienie swego ojca, aby uchroniæ matkê przed wiêzieniem, mo¿e
przed œmierci¹, by siê uchroniæ samemu przed podobnym losem, aby ocaliæ swój kraj od
szaleñstw i kaprysów zwariowanego autokraty.
Dziœ Rosjanie przechodz¹c obok starego pa³acu Michaj³owskiego nie œmi¹ podnieœæ oczu: nie
wolno opowiadaæ w szko³ach ani gdzie indziej o œmierci cara Paw³a, ani nawet wierzyæ w to
wydarzenie, uznane za wymys³.
Dziwi mnie, ¿e nie zburzono pa³acu nasuwaj¹cego tak niemi³e wspomnienia, ale dla
podró¿nika szczêœliwie siê sk³ada, ¿e spotyka gmach rzucaj¹cy siê w oczy swym omsza³ym
wygl¹dem w kraju, gdzie despotyzm wszystko ujednolica, odnawia, gdzie aktualne potrzeby
zacieraj¹ codziennie œlady przesz³oœci. Zreszt¹ w³aœnie ta ruchliwoœæ t³umaczy, dlaczego stary
pa³ac Michaj³owski wci¹¿ stoi: po prostu zosta³ zapomniany. Jego czworoboczna bry³a, g³êbokie
fosy, jego tragiczne wspomnienia, sekretne schody, potajemne drzwi, tak sprzyjaj¹ce zbrodni,
jego wysokoœæ, rzadka w kraju, gdzie wszystkie budynki wydaj¹ mi siê zgniecione, nadaj¹ mu

styl imponuj¹cy, rzadka w Petersburgu zaleta. Dziwi mnie tu na ka¿dym kroku nieustaj¹ce
wymieszanie dwóch sztuk tak odmiennych, jak architektura i dekoracja. Piotr Wielki i jego
nastêpcy uznali swoj¹ stolicê za teatr.
Uderzy³a mnie przera¿ona mina mego przewodnika, kiedy go zapyta³em najnaturalniej w
œwiecie, co siê zdarzy³o w starym pa³acu Michaj³owskim. Fizjognomia têgo cz³owieka mówi³a:
„Zaraz widaæ, ¿eœ pan dopiero co wyl¹dowa³”.
Widzisz, ¿e wszyscy tu myœl¹ o tym, o czym nikt nie mówi. Zdziwienie, strach, nieufnoœæ,
udawana naiwnoœæ, odgrywana niewiedza, doœwiadczenie starego chytrusa nie daj¹cego siê
wywieœæ w pole, czyni³y kolejno z tej fizjognomii wzburzonej wbrew woli, pouczaj¹c¹ ksi¹¿kê,
zachêcaj¹c¹ do studiów.
Kiedy naszego szpiega zwiedzie nasza pozorna beztroska, ma on naprawdê œmieszn¹ minê, bo
myœli, ¿e jest skompromitowany przez nas, gdy widzi, ¿e nie boimy siê byæ skompromitowani
przez niego. Szpieg wierzy tylko w szpiegowanie i je¿eli unikamy jego side³, wyobra¿a sobie, ¿e
sam wpadnie w nasze.

background image

Spacer po ulicach Petersburga pod stra¿¹ miejscowego s³ugi jest, zapewniam Ciê, bardzo
interesuj¹cy i bynajmniej niepodobny do przechadzki po stolicach innych krajów
cywilizowanego œwiata. Wszystko jest niezachwiane w pañstwie rz¹dzonym z logik¹ tak surow¹
jak ta, co kieruje rosyjsk¹ polityk¹.
Obejrzawszy stary, tragiczny pa³ac Michaj³owski, przeci¹³em d³ugi plac, podobny do
Marsowego Pola w Pary¿u, tak samo obszerny i pusty. Z jednej strony ogród publiczny, z drugiej
kilka domów, poœrodku piach i kurz wszêdzie, taki jest ten plac; kszta³t ma nieokreœlony,
wielkoœæ ogromn¹, a koñczy siê nad New¹, obok spi¿owego pomnika Suworowa.
Newa, jej mosty i jej bulwary s¹ prawdziw¹ chlub¹ Petersburga. Ten obraz jest tak rozleg³y, ¿e
ca³a reszta wydaje siê ma³a. Newa jest zbiornikiem pe³nym po brzegi, które znikaj¹ pod wod¹,
gotow¹ do przelania siê z wszystkich stron. Nawet Wenecja i Amsterdam chyba lepiej siê broni¹
przed morzem ni¿ Petersburg.
Nie lubiê miasta, nad którym nic nie góruje: oczywiœcie s¹siedztwo rzeki, szerokiej jak jezioro
i p³yn¹cej równo z ziemi¹ po bagnistej równinie, zagubionej pomiêdzy mg³¹ nieba a oparami
morza, by³o z wszystkich miejsc œwiata najmniej odpowiednie do za³o¿enia stolicy. Tu woda
wczeœniej czy póŸniej odniesie zwyciêstwo nad pych¹ cz³owieka: nawet granit nie jest
zabezpieczony przed dzia³aniem zim w tej wilgotnej lodowni, gdzie cytadela zbudowana przez
Piotra Wielkiego ju¿ dwa razy zu¿y³a swoje mury i fundamenty. Odbudowano je i jeszcze siê
odbudujê, by obroniæ to arcydzie³o pychy i woli, nie maj¹ce jeszcze stu czterdziestu lat. Co za
walka! Kamienie uleg³e przemocy ludzi narzucaj¹ im z kolei swoj¹ przemoc.
Chcia³em natychmiast przejœæ przez most, aby zobaczyæ z bliska tê s³awn¹ cytadelê; mój s³uga
zaprowadzi³ mnie najprzód naprzeciw twierdzy, przed dom Piotra Wielkiego, oddzielony od
fortecy drog¹ i postaci¹. Jest to chata, zachowana podobno w stanie, w jakim zostawi³ j¹ car. W
cytadeli mieszcz¹ siê groby cesarzy i wiêŸniowie polityczni: dziwny sposób czczenia zmar³ych!...
Gdy pomyœlimy o wszystkich ³zach wylanych tutaj pod mogi³¹ w³adców Rosji, wydaje nam siê,
¿e ogl¹damy pogrzeb jakiegoœ azjatyckiego w³adcy. Nawet grób podlany krwi¹ zdawa³by mi siê
mniej bezbo¿ny: ³zy p³yn¹ d³u¿ej i mo¿e boleœniej.
Podczas gdy cesarz-robotnik mieszka³ w chacie, na jego oczach budowano przysz³¹ stolicê.
Trzeba powiedzieæ ku jego pochwale, ¿e wtedy mniej mu zale¿a³o na pa³acu ni¿ na mieœcie.
Jeden z pokoi tej s³awnej cha³upy, ten, co s³u¿y³ za pracowniê carowi-cieœli, jest dziœ przerobiony
na kaplicê; wchodzi siê tam z takim skupieniem, jak do najbardziej czczonych koœcio³ów
cesarstwa. Rosjanie chêtnie czyni¹ œwiêtych ze swych bohaterów. Lubuj¹ siê w ³¹czeniu

straszliwych cnót swoich w³adców z dobroczynn¹ potêg¹ patronów i usi³uj¹ oddaæ okrucieñstwa
historii pod ochron¹ wiary.
Inny rosyjski bohater, moim zdaniem ca³kiem niegodny podziwu, zosta³ uœwiêcony przez
greckich duchownych: to Aleksander Newski, wzór przezornoœci, ale który nie by³ mêczennikiem
ani wiary, ani wielkodusznoœci. Narodowy Koœció³ kanonizowa³ tego ksiêcia, bardziej
roztropnego ni¿ bohaterskiego. Jest to Ulisses wœród œwiêtych. Wokó³ jego relikwii zbudowano

background image

klasztor niezwyk³ej wielkoœci.
Grobowiec umieszczony w cerkwi tego œwiêtego Aleksandra jest ju¿ sam przez siê
monumentem: w jego sk³ad wchodzi masywny srebrny o³tarz zwieñczony piramid¹ z tego
samego metalu, i to mnóstwo srebrnych trofeów wznosi siê tak a¿ do sklepienia obszernego
koœcio³a. Klasztor, cerkiew i sarkofag s¹ jednym z cudów Rosji. Znajduj¹ siê na skraju ulicy o
nazwie Newski Prospekt: alei, która siê koñczy w czêœci miasta przeciwleg³ej do cytadeli.
W³aœnie je ogl¹da³em raczej ze zdziwieniem ni¿ z podziwem: sztuka nie ma ¿adnego udzia³u w
tym dziele pobo¿noœci, lecz jego przepych graniczy z cudem.
Strach pomyœleæ, ile ludzi i ile bry³ szlachetnego metalu zu¿yto na budowê tego mauzoleum!
Powróæmy do chaty cara. Pokazano mi tam ³ódŸ zbudowan¹ przez niego samego i kilka
innych przedmiotów przechowanych z pietyzmem; dziœ ich strze¿e weteran. W Rosji cerkwie,
pa³ace i domy prywatne powierzane s¹ opiece inwalidów wojennych. Ci nieszczêœnicy, z regu³y
starzy po opuszczeniu koszar, zostaj¹ portierami, to dla nich jedyne wyjœcie. Na tym stanowisku
zachowuj¹ d³ugi p³aszcz wojskowy – ordynarn¹ sukienn¹ kapotê brudnego martwego koloru.
Przy ka¿dych naszych odwiedzinach ludzie tak ubrani przyjmuj¹ nas przed bram¹ domu czy
wstêpu do gmachów publicznych. Te widma w mundurze maj¹ przypomnieæ nam dyscyplinê, w
jakiej ¿yjemy. Petersburg jest obozem wojskowym zamienionym w miasto.
Mój przewodnik nie darowa³ mi ani jednego obrazka, ani jednego kawa³ka drewna w
cesarskiej cha³upie. Pilnuj¹cy jej weteran po zapaleniu wielu œwiec w kaplicy, która jest tylko
s³awn¹ klitk¹, pokaza³ mi sypialniê Piotra Wielkiego, cesarza Wszechrosji: dzisiejszy cieœla nie
umieœci³by w niej swego terminatora. Ten chwalebny ascetyzm tyle¿ maluje nam epokê i kraj, co
cz³owieka; wtedy w Rosji poœwiêcano wszystko dla przysz³oœci, budowano monumenty zbyt
wspania³e dla ¿yj¹cych pokoleñ. Budowniczowie tylu pysznych gmachów publicznych, nie
czuj¹c potrzeby zbytku dla samych siebie, zadowalali siê rol¹ zwiadowców cywilizacji,
wyprzedzaj¹c o wiele nieznanych mo¿now³adców, dla których z dum¹ wznosili miasto, gdzie w
przysz³oœci mieli zamieszkaæ i upiêkszyæ je ich nastêpcy. Z pewnoœci¹ ta troska przywódcy
pañstwa i jego ludu o potêgê, a nawet o pró¿noœæ przysz³ych pokoleñ jest œwiadectwem wielkoœci
ducha; ta ufnoœæ ¿yj¹cych w chwa³ê prawnuków ma w sobie coœ szlachetnego i oryginalnego.
Jest to uczucie bezinteresowne, poetyczne i znacznie przewy¿szaj¹ce zwyk³y szacunek ludzi i
narodów dla przodków.
Gdzie indziej wzniesiono wielkie miasta dla upamiêtnienia wielkich czynów przesz³oœci, lub
te¿ grody wznios³y siê same za pomoc¹ okolicznoœci i historii, bez udzia³u, przynajmniej
widocznego, ludzkiej kalkulacji. Sankt-Petersburg ze swoj¹ wspania³oœci¹ i ogromem jest
trofeum wzniesionym przez Rosjan ich przysz³ej potêdze. Nadzieja rodz¹c¹ takie wysi³ki wydaje
mi siê wznios³ym uczuciem. Od czasów œwi¹tyni ¯ydów w Jerozolimie nigdy wiara ludu w
swoje przeznaczenie nie wydar³a z ziemi czegoœ tak cudownego jak Sankt-Petersburg. A co ka¿e
naprawdê podziwiaæ ten zapis zrobiony przez jednego cz³owieka na rzecz swego ambitnego kraju
– to fakt, ¿e zosta³ on zaakceptowany przez historiê.
Proroctwo Piotra Giganta, wyrzeŸbione w morzu w postaci granitowych bry³, spe³nia siê od
wieków na oczach œwiata. Gdy pomyœlimy, ¿e te zdania, które by³yby wszêdzie emfatyczne, s¹ tu
tylko dok³adnym wyrazem rzeczywistoœci, zatrzymujemy siê z szacunkiem i mówimy sobie:

„Jest w tym Bóg!” Pierwszy raz pycha wydaje mi siê wzruszaj¹c¹: wszêdzie tam, gdzie potêga
ducha ludzkiego objawia siê ca³kowicie, jest powód do podziwu.
W dodatku historia Rosji nie zaczyna siê, jak widocznie myœli nieœwiadoma rzeczy i frywolna
Europa, z panowaniem Piotra I: Moskwa t³umaczy Sankt-Petersburg, a Iwanowie torowali drogê
Piotrowi Wielkiemu.

background image

Wyzwolenie Moskwy po d³ugich wiekach inwazji, póŸniej oblê¿enie Kazania przez Iwana
GroŸnego, zawziête walki ze Szwedami i inne œwietne i cierpliwe czyny bojowe usprawiedliwiaj¹
dumn¹ postawê Piotra I i pokorn¹ ufnoœæ jego narodu. Wiara w nieznane jest zawsze imponuj¹ca.
Ten cz³owiek z ¿elaza mia³ prawo opieraæ siê na przysz³oœci, takie charaktery zawsze robi¹ to,
czego spodziewaj¹ siê inni. Widzê go, jak z prostot¹ wielkiego pana, a nawet wielkiego
cz³owieka siedzi na progu tej chaty, z której przygotowuje przeciw Europie jednoczeœnie miasto,
naród i historiê. Wielkoœæ Petersburga nie jest pusta, i to potê¿ne miasto, ujarzmiaj¹ce swój lód i
swoje bagna, jest wspania³e, mniej nawet wspania³e dla oczu ni¿ dla myœli. Ale prawdê mówi¹c
to cudo kosztowa³o sto tysiêcy ludzi, poch³oniêtych z pos³uszeñstwa przez tchn¹ce zaraz¹ bagna,
które s¹ teraz stolic¹.
W dzisiejszych Niemczech dokonuje siê arcydzie³o krytyki: jedno z ich miast przekszta³ca siê
umiejêtnie w miasto greckie i staroitalskie, ale nowemu Monachium brak staro¿ytnego narodu,
natomiast Rosjanom brak³oby Petersburga.
Po wyjœciu z domu Piotra Wielkiego znów przeszed³em przed mostem na Newie
prowadz¹cym na wyspy i wszed³em do twierdzy. Nie pozwolono mi obejrzeæ wiêzieñ: s¹
ciemnice pod wod¹, s¹ tak¿e pod dachami, a wszystkie pe³ne ludzi. Zaprowadzono mnie tylko do
koœcio³a, gdzie znajduj¹ siê groby panuj¹cej rodziny. Sta³em przed tymi grobami i wci¹¿ jeszcze
ich szuka³em, nie mog¹c sobie wyobraziæ, ¿e czworoboczny kamieñ bez ozdób, d³ugoœci i
szerokoœci ³ó¿ka, pokryty kap¹ z zielonego sukna z wyhaftowanymi cesarskimi insygniami, jest
grobowcem carycy Katarzyny I, Piotra I, Katarzyny II i tylu innych w³adców w³¹cznie z
cesarzem Aleksandrem.
...W tej ¿a³obnej cytadeli zmarli wydawali mi siê wolniejsi od ¿ywych. Póki przebywa³em w
jej murach, mia³em wra¿enie, ¿e z trudem oddycham. Je¿eli to myœl filozoficzna sprawi³a, ¿e
zamkniêto w tym samym grobowcu wiêŸniów cesarza i wiêŸniów œmierci, spiskowców i
w³adców, przeciw którym siê spiskuje, czu³bym dla niej szacunek, ale widzê w tym tylko cynizm
absolutnej w³adzy, tylko brutalne zadufanie pewnego siebie despotyzmu. Maj¹c tê nadludzk¹
si³ê, mo¿na wznieœæ siê ponad ma³e ludzkie delikatnoœci, dobre dla zwyk³ych ustrojów. Cesarz
Rosji jest tak przepe³niony tym, co sam winien sobie, ¿e jego sprawiedliwoœæ nie chyli czo³a
przed bosk¹. My, ludzie Zachodu, rewolucyjni rojaliœci, widzimy w wiêŸniu politycznym w
Petersburgu tylko niewinn¹ ofiarê despotyzmu, Rosjanie widz¹ w nim potêpieñca. Oto dok¹d
prowadzi polityczne ba³wochwalstwo. Rosja jest krajem, gdzie nieszczêœcie spotwarza
wszystkich bez wyj¹tku, których spotyka.
Ka¿dy ha³as wydawa³ mi siê skarg¹, kamienie jêcza³y mi pod nogami, a serce rozdziera³o siê
na myœl o najsro¿szych torturach, jakie cz³owiek zada³ kiedykolwiek cz³owiekowi. Ach, jak¿e mi
¿al wiêŸniów tej twierdzy. Jeœli mam s¹dziæ o ¿yciu Rosjan zamkniêtych pod ziemi¹ na
podstawie ¿ycia tych, co siê przechadzaj¹ po powierzchni, s¹ powody do dr¿enia.
Gdzie indziej te¿ widzia³em twierdze, ale ta nazwa nie oznacza³a tego, co oznacza w
Petersburgu. Dr¿a³em na myœl o tym, ¿e najskrupulatniejsza wiernoœæ, najwiêksza nieskazitelnoœæ
nie chroni nikogo przed lochami petersburskiej cytadeli, i serce mi uros³o, gdy przekroczy³em z
powrotem fosy broni¹ce tego smutnego przybytku i dziel¹ce go od reszty œwiata.
Ha, któ¿by siê nie litowa³ nad tym ludem? Rosjanie – mówiê o tych z wy¿szych klas – ¿yj¹
dziœ zgodnie z przes¹dami i ignorancj¹, których ju¿ nie maj¹! Udawanie rezygnacji wydaje mi siê

ostatnim stopniem upadku, jaki mo¿e dotkn¹æ niewolniczy lud. Bunt, rozpacz by³yby zapewne
straszniejsze, ale nie tak nikczemne. S³aboœæ, która tak nisko upad³a, ¿e odmawia sobie nawet
skargi, tej pociechy bydlêcia, strach uciszony nadmiarem strachu – oto zjawisko duchowe,
którego nie mo¿na byæ œwiadkiem nie roni¹c krwawych ³ez.

background image

Po zwiedzeniu grobowca w³adców Rosji kaza³em siê odwieŸæ do mojej dzielnicy i stan¹æ przy
katolickim koœciele w gestii ojców dominikanów. Chcia³em zamówiæ tam mszê w zwi¹zku z
rocznic¹, któr¹ obchodzê w koœciele katolickim podczas wszystkich moich podró¿y. Klasztor
dominikanów znajduje siê na Newskim Prospekcie. (...) Koœció³ nie jest okaza³y, najwy¿ej
przyzwoity. (...) W Rosji tolerancja nie jest zagwarantowana ani przez opiniê publiczn¹, ani przez
konstytucjê: podobnie jak wszystko, jest ³ask¹ udzielan¹ przez jednego cz³owieka, a cz³owiek ten
mo¿e jutro odebraæ to, co dziœ daje.
Czekaj¹c na wizytê u przeora zatrzyma³em siê w koœciele; w pewnej chwili trafi³em nog¹ na
kamieñ i przeczyta³em na nim imiê, które mnie mocno wzruszy³o: Poniatowski!... Królewska
ofiara pró¿noœci, ten zbyt ³atwowierny kochanek Katarzyny II jest pochowany tu bez ¿adnych
nale¿nych mu wzglêdów, ale wyzuty z majestatu korony, zachowa³ majestat nieszczêœcia. (...)
Niedole tego w³adcy, jego zaœlepienie tak okrutnie ukarane i perfidna polityka jego wrogów
zwróc¹ uwagê wszystkich podró¿nych na jego poniechany grób.

Petersburg, tego¿ dnia, 12 lipca 1839, wieczorem.
...Niech ta stolica bez korzeni w historii i w glebie zostanie zapomniana przez w³adcê na jeden
dzieñ, niech jakaœ nowa polityka odci¹gnie gdzie indziej myœl w³adcy – a granit ukryty pod wod¹

background image

wykruszy siê, zalane tereny powróc¹ do stanu naturalnego i prawowici gospodarze pustki
odzyskaj¹ sw¹ siedzibê.
Myœli te poch³aniaj¹ wszystkich cudzoziemców spaceruj¹cych wœród lekkich powozów
Petersburga; nikt nie wierzy w trwa³oœæ tej przecudnej stolicy. O ile siê w ogóle rozmyœla (a jaki¿
podró¿nik godny swego zawodu nie rozmyœla?), przewiduje siê jak¹œ wojnê, jakieœ zmiany
polityczne, które sprawi¹, ¿e ten twór Piotra I zniknie jak bañka mydlana.
Nigdzie nie czu³em siê tak przenikniêty nietrwa³oœci¹ rzeczy ludzkich. W Pary¿u, w Londynie
mówi³em sobie: przyjdzie czas, kiedy to gwarne miejsce bêdzie cichsze ni¿ Ateny, Rzym,
Syrakuzy czy Kartagina, ale nikomu nie jest dane przeczuæ godziny ani bezpoœredniej przyczyny
tego zniszczenia, natomiast znikniêcie Petersburga mo¿na przewidzieæ; mo¿e to staæ siê jutro
wœród tryumfalnych œpiewów jego zwyciêskiego ludu. Upadek innych stolic nastêpuje po
wytêpieniu ich mieszkañców, ta natomiast zginie w tej samej chwili, kiedy wzroœnie potêga
Rosjan. Wierzê w trwa³oœæ Petersburga jako systemu politycznego, jak w sta³oœæ cz³owieka. To
jest coœ, czego nie mo¿na powiedzieæ o ¿adnym innym mieœcie œwiata.
Co za straszliwa musia³a byæ moc, która wydoby³a z pustyni stolicê i która jednym s³owem
mo¿e zwróciæ pustce wszystko, co jej odebra³a! Tutaj w³aœciwe ¿ycie nale¿y tylko do w³adcy:
los, si³a, wola ca³ego narodu mieszcz¹ siê w jednej g³owie. Cesarz rosyjski jest uosobieniem
potêgi spo³ecznej: poni¿ej panuje w zasadzie, jeœli nie w rzeczywistoœci, równoœæ taka, o jakiej
marz¹ wspó³czeœni demokraci galloamerykañscy, furierzyœci itd. Ale Rosjanie wierz¹ w inn¹
przyczynê burzy ni¿ reszta ludzi: jest ni¹ gniew cesarza. Tyrania republikañska lub monarchiczna
wywo³uje nienawiœæ do absolutnej równoœci. Niczego siê tak nie bojê, jak nieugiêtej logiki
zastosowanej do polityki.
...W Rosji zasada despotyzmu funkcjonuje zawsze z matematyczn¹ œcis³oœci¹, a rezultatem tej
skrajnej konsekwencji jest skrajny ucisk. Widz¹c ten nieodzowny skutek nieugiêtej polityki
czujemy oburzenie i zapytujemy ze strachem, jak siê to dziejê, ¿e tak ma³o jest cz³owieczeñstwa
w dzie³ach cz³owieka. Ale dr¿enie nie jest równoznaczne z pogard¹: nie gardzimy tym, czego siê
boimy.
Ogl¹daj¹c Petersburg i zastanawiaj¹c siê nad strasznym ¿yciem mieszkañców tego
granitowego obozu, mo¿na zw¹tpiæ w mi³osierdzie Boga, mo¿na jêczeæ, bluŸniæ, ale nie sposób
siê nudziæ. Tkwi w tym niezrozumia³a tajemnica, lecz zarazem niezwyk³a wielkoœæ, granicz¹ca z
cudem. Despotyzm zorganizowany tak jak tutaj staje siê niewyczerpanym tematem obserwacji i
medytacji. To kolosalne imperium, które wyrasta nagle przede mn¹ na Wschodzie Europy – tej
Europy, gdzie spo³eczeñstwa cierpi¹ na zanik wszelkich uznanych autorytetów – robi na mnie
wra¿enie zmartwychwstania. Wydaje mi siê, ¿e jestem wœród ludu Starego Testamentu, i stojê ze
strachem pomieszanym z ciekawoœci¹ u stóp przedpotopowego olbrzyma.

Co siê rzuca w oczy natychmiast po przybyciu do kraju Rosjan? To, ¿e takie spo³eczeñstwo,
jakie oni sobie urz¹dzili, mo¿e s³u¿yæ tylko na ich u¿ytek. Aby ¿yæ w Rosji, trzeba byæ

background image

Rosjaninem, a przecie¿ na pozór wszystko dzieje siê tutaj tak, jak gdzie indziej. Ró¿nica kryje siê
tylko w g³êbi rzeczy.
...Naród bez wolnoœci ma instynkty, nie ma uczuæ; te instynkty objawiaj¹ siê czêsto w sposób
niewygodny i niezbyt delikatny. Cesarze rosyjscy musz¹ byæ zmêczeni pokor¹ ludu – kadzid³o
czasem nu¿y idola. Prawdê mówi¹c, ten kult miewa straszliwe przerwy. Ustrój rosyjski jest
monarchi¹ absolutn¹ temperowan¹ morderstwem. Otó¿ gdy w³adca dr¿y, to siê nie nudzi; a wiêc
¿yje pomiêdzy przera¿eniem a zniechêceniem.
Je¿eli pycha despoty potrzebuje niewolników, cz³owiek szuka po prostu bliŸnich; ale car nie
ma bliŸnich, etykieta i zazdroœæ trzymaj¹ stra¿ wokó³ jego samotnego serca. Jest godzien litoœci
jeszcze bardziej ni¿ jego lud, zw³aszcza je¿eli ma jak¹œ wartoœæ.
...Jest pierwsza rano, s³oñce zaraz wzejdzie, jeszcze nie mogê spaæ, zakoñczê wiêc moj¹ noc
tak, jak j¹ zacz¹³em, pisz¹c do Ciebie bez œwiat³a.
...Dziœ wieczór opowiedziano mi wiele ciekawych rzeczy odnoœnie tego, co nazywamy
niewolnictwem rosyjskich ch³opów.
Trudno nam w³aœciwie zrozumieæ prawdziw¹ sytuacjê tej klasy ludzi, którzy nie maj¹ ¿adnych
uznanych praw, a jednoczeœnie s¹ w³aœciwym narodem. Pozbawieni wszystkiego przez ustawy,
s¹ nie tyle zacofani pod wzglêdem moralnym, co poni¿eni pod wzglêdem spo³ecznym. S¹
nieg³upi, czasem dumni, ale cecha dominuj¹c¹ ich charakteru i ca³ego postêpowania jest spryt.
Nikt nie ma prawa robiæ im zarzutu z tego jak¿e naturalnego nastêpstwa ich sytuacji. Ten lud,
zawsze pe³en nieufnoœci wobec dziedziców, od których w ka¿dej chwili doznaje dowodów z³ej
woli, musi kompensowaæ sprytem brak prawoœci panów wobec niewolników.
Stosunki wieœniaka z posiadaczem ziemi oraz z ojczyzn¹, to jest cesarzem, który reprezentuje
Pañstwo, by³yby same przez siê obiektem studiów godnym d³ugiego pobytu w g³êbi Rosji.
W wielu czêœciach pañstwa wieœniacy s¹dz¹, ¿e przynale¿¹ do ziemi – warunek istnienia,
który im siê wydaje naturalny, ale znacznie im trudniej zrozumieæ, jak ludzie mog¹ byæ
w³asnoœci¹ cz³owieka. W wielu innych czêœciach kraju ch³opi myœl¹, ¿e ziemia nale¿y do nich. Ci
s¹ najszczêœliwszymi, je¿eli nie najpokorniejszymi z niewolników.
S¹ tacy, co wystawieni na sprzeda¿ wysy³aj¹ gdzieœ daleko proœbê do dziedzica, o którego
dobroci s³yszeli, by ich kupi³ wraz z ziemi¹, dzieæmi i byd³em, i je¿eli ten dziedzic, s³yn¹cy z
³agodnoœci (nie mówi¹ ze sprawiedliwoœci, uczucie sprawiedliwoœci jest w Rosji nieznane, nawet
wœród ludzi pozbawionych wszelkiej w³adzy), wiêc je¿eli ten upragniony dziedzic nie ma
pieniêdzy, daj¹ mu je, aby mieæ pewnoœæ, ¿e bêd¹ tylko jego w³asnoœci¹. Wówczas dobry
dziedzic, aby zadowoliæ swych nowych wieœniaków, kupuje ich za ich w³asne grosze i przyjmuje
za niewolników, potem zwalnia ich z podatków na pewn¹ liczbê lat, daj¹c w ten sposób
odszkodowanie za cenê, któr¹ uiœcili z góry, wp³acaj¹c zamiast niego sumê odpowiadaj¹c¹
wartoœci ich kawa³ka ziemi, do którego uzyskania na w³asnoœæ oni go, ¿e tak powiem, zmusili.
Oto jak zamo¿ny niewolnik pozwala ubogiemu dziedzicowi nabyæ go na w³asnoœæ na wiecznoœæ,
jego samego i jego zstêpnych, szczêœliwy z nale¿enia do dobrego pana i do jego potomstwa, by
unikn¹æ dziêki temu jarzma nieznanego pana lub dziedzica, który uchodzi za z³ego. Widzisz, ¿e
zakres ich ambicji nie jest jeszcze zbyt szeroki.
Najwiêksze nieszczêœcie, jakie mo¿e spotkaæ tych ludzi-roœliny, jest sprzeda¿ ich ojcowizny;
sprzedaje siê ich zawsze wraz z gruntem, do którego s¹ zawsze przywi¹zani. Jedyn¹ rzeczywist¹
korzyœci¹, jak¹ odnieœli dot¹d ze z³agodzenia wspó³czesnych ustaw, jest to, ¿e teraz ju¿ nie
mo¿na sprzedaæ cz³owieka bez ziemi. Jednak ten zakaz jest pomijany wszystkimi znanymi

sposobami, a wiêc zamiast sprzedawaæ ca³y grunt wraz z ch³opami, sprzedaje siê kilka mórg i stu

background image

czy dwustu ludzi na morgê. Je¿eli w³adze dowiaduj¹ siê o takim oszustwie, srogo je karz¹, ale
rzadko miewaj¹ okazjê do interwencji, gdy¿ miêdzy przestêpstwem a najwy¿sz¹
sprawiedliwoœci¹, to znaczy cesarzem, jest mnóstwo ludzi zainteresowanych mno¿eniem i
ukrywaniem nadu¿yæ.
W³aœciciele ziemscy cierpi¹ tak samo jak poddani z powodu tego stanu rzeczy, zw³aszcza ci,
których sprawy Ÿle stoj¹. Ziemiê trudno sprzedaæ, tak trudno, ¿e cz³owiek maj¹cy d³ugi i chc¹cy
je sp³aciæ po¿ycza w koñcu w banku cesarskim potrzebne mu sumy i bank wystawia hipotekê na
ziemiê d³u¿nika. Rezultat jest ten, ¿e cesarz staje siê skarbnikiem i wierzycielem ca³ej rosyjskiej
szlachty i ¿e szlachta, wziêta w ten sposób w cugle przez najwy¿sz¹ w³adzê, nie ma mo¿noœci
wykonywania swych obowi¹zków w stosunku do ludu.
Pewnego dnia jakiœ dziedzic chcia³ sprzedaæ kawa³ ziemi. Wieœæ o tym projekcie wprawi³a
jego poddanych w pop³och. Pos³ali do niego najstarszych z wioski, którzy rzucili mu siê do nóg i
powiedzieli z p³aczem, ¿e nie chc¹ byæ sprzedani.
– Tak musi byæ – odrzek³ dziedzic. – Ja z zasady nie podnoszê podatku, jaki p³ac¹ moi
wieœniacy, a nie jestem doœæ bogaty, by zachowaæ ziemiê, która nie daje mi prawie ¿adnych
dochodów.
– Czy tylko o to chodzi? – zawo³ali pos³owie z maj¹tku dziedzica. – My jesteœmy dostatecznie
bogaci, abyœcie mogli nas, panie, zachowaæ.
I od razu dobrowolnie podwoili podatek, jaki p³acili od niepamiêtnych czasów.
Inni wieœniacy, mniej ³agodni i bardziej wyrafinowani, buntuj¹ siê przeciw swemu panu w
nadziei, ¿e stan¹ siê poddanymi cesarza. Jest to szczyt ambicji wszystkich rosyjskich ch³opów.
Uwolniæ nagle takich ludzi, to znaczy podpaliæ kraj. Kiedy poddani rozdzieleni z ziemi¹
zobacz¹, ¿e siej¹ sprzedaje, oddaje w zastaw, uprawia siê bez nich, natychmiast powstan¹
masowo z krzykiem, ¿e siê ich wyzuwa z w³asnoœci.
Ostatnio w pewnej odleg³ej wsi, gdzie wybuchn¹³ po¿ar, wieœniacy oburzeni na swego pana z
powodu jego tyranii, wykorzystuj¹c zamieszanie, wywo³ane mo¿e przez nich samych, pochwycili
swego wroga, to jest dziedzica, odci¹gnêli go na bok, wsadzili na pal i spalili w ogniu po¿aru.
S¹dzili, ¿e dostatecznie siê usprawiedliwiaj¹, zapewniaj¹c pod przysiêg¹, ¿e ten nieszczêœnik
chcia³ spaliæ ich domy i ¿e oni siê tylko bronili.
Za takie czyny cesarz zarz¹dza najczêœciej deportacjê ca³ej wsi na Syberiê; oto co siê nazywa
w Petersburgu zaludnianiem Azji.
Kiedy myœlê o tych faktach i o mnóstwie innych mniej lub bardziej sekretnych okrucieñstw,
maj¹cych dzieñ w dzieñ miejsce w g³êbi tego olbrzymiego pañstwa, gdzie odleg³oœci u³atwiaj¹
zarówno bunt, jak i ucisk, zaczynam nienawidziæ kraj, ustrój i ca³¹ ludnoœæ, ogarnia mnie jakaœ
nieokreœlona trwoga i myœlê ju¿ tylko o ucieczce.
Je¿eli Rosja, jak mówi¹, stanie siê krajem przemys³owym, stosunki miêdzy poddanym a
w³aœcicielem ziemi bezzw³ocznie siê zmieni¹, pomiêdzy szlacht¹ a wieœniakami wyroœnie
warstwa niezale¿nych kupców i rzemieœlników, ale dzisiaj ta warstwa zaledwie zaczyna siê
kszta³towaæ, a w dodatku sk³ada siê niemal wy³¹cznie z cudzoziemców. Fabrykanci, handlowcy,
kupcy s¹ prawie wszyscy Niemcami.
Tu jak naj³atwiej daæ siê zwieœæ pozorom cywilizacji. Gdy widzimy dwór cara i ludzi, którzy
do niego nale¿¹, wydaje siê nam, ¿e jesteœmy w kraju o wysoko rozwiniêtej kulturze i ekonomii
politycznej, lecz gdy pomyœlimy o stosunkach miêdzy ró¿nymi klasami spo³ecznymi, gdy
widzimy, jak nieliczne s¹ jeszcze te klasy, wreszcie gdy zbadamy dok³adnie sedno obyczajów i
rzeczy, ujrzymy rzeczywiste barbarzyñstwo, ledwo okryte oburzaj¹cym przepychem.

background image

Nie zarzucam Rosjanom, ¿e s¹ tym, czym s¹; co w nich potêpiam, to pretensje do wydawania
siê tym, czym my jesteœmy. Oni s¹ jeszcze surowi, ten stan daje przynajmniej mo¿liwoœæ nadziei,
ale przy tym s¹ bezustannie poch³oniêci chêci¹ ma³powania innych narodów, a ma³puj¹ je na
sposób ma³p, kpi¹c z tego, co kopiuj¹. Kiedy to widzê, mówiê sobie: oto ludzie straceni dla stanu
dzikoœci i chybieni dla cywilizacji. Przychodzi mi na myœl straszliwe powiedzenie Woltera czy
te¿ Diderota, zapomniane we Francji: „Rosjanie zgnili zanim dojrzeli”.
W Petersburgu wszystko wydaje siê bogate, wielkie, wspania³e, ale gdybyœmy s¹dzili o
rzeczywistoœci pod³ug tego pozoru rzeczy, bylibyœmy naprawdê rozczarowani: zazwyczaj
pierwszym efektem cywilizacji jest u³atwienie ¿ycia materialnego – tu zaœ wszystko jest trudne;
sprytna apatia – oto sekret ¿yciowy ogó³u ludzi.
Czy chcesz siê dowiedzieæ dok³adnie, co nale¿y zobaczyæ w tym wielkim mieœcie? Je¿eli
Schnitzler Ci nie wystarczy, nie znajdziesz innego przewodnika7, ¿aden ksiêgarz nie sprzedaje
kompletnego wykazu osobliwoœci Petersburga, a wykszta³ceni ludzie, którym zadajemy pytania,
s¹ zainteresowani w tym, by nas nie oœwiecaæ, albo maj¹ coœ innego do roboty ni¿ odpowiadaæ na
nasze pytania. Cesarz, miejsce, gdzie mieszka, projekt, który go zajmuje w widoczny sposób –
oto tematy godne poch³aniaæ myœli Rosjanina, o ile w ogóle myœli. Ten katechizm dworski
wystarcza do ¿ycia. Wszyscy pragn¹ zadowoliæ w³adcê, przyczyniaj¹c siê do ukrycia jakiegoœ
skrawka prawdy przed podró¿nymi. Nikomu siê nie œni sprzyjaæ ciekawskim, tu siê chêtnie ich
oszukuje za pomoc¹ fa³szywych dokumentów. Trzeba by talentu wielkiego krytyka, aby
w³aœciwie podró¿owaæ po Rosji. W despotycznym ustroju ciekawoœæ jest synonimem
niedyskrecji. Pañstwo to panuj¹cy cesarz; je¿eli dobrze siê miewa, obywatele s¹ zwolnieni od
wszelkich innych trosk, a ich serce i umys³ maj¹ swój chleb powszedni. Byleby wiedzieæ, gdzie
przebywa i jak ¿yje to Ÿród³o wszelkiej myœli, ten motor wszelkiej woli, wszelkiej dzia³alnoœci –
ani cudzoziemiec, ani poddany rosyjski nie ma o nic pytaæ w Rosji, nawet o drogê, poniewa¿ na
rosyjskim planie miasta Petersburga s¹ zaznaczone tylko nazwy g³ównych ulic.
A jednak ten przera¿aj¹cy stopieñ potêgi nie wystarczy³ carowi Piotrowi, ten cz³owiek nie
zadowoli³ siê tym, ¿e by³ racj¹ ¿ycia swego ludu: zechcia³ byæ jego œwiadomoœci¹ i sumieniem.
Powa¿y³ siê zadecydowaæ o losie Rosjan w wiecznoœci, podobnie jak decydowa³ o ich
postêpkach na tym œwiecie.
Ta w³adza, towarzysz¹c¹ cz³owiekowi a¿ poza grób, wydaje mi siê potworna, w³adca, który
siê nie cofn¹³ przed tak¹ odpowiedzialnoœci¹ i który mimo d³ugich wahañ, pozornych czy
rzeczywistych, w koñcu pope³ni³ tak osza³amiaj¹ce nadu¿ycia, uczyni³ wiêcej z³a œwiatu samym
ju¿ tym zamachem na prerogatywy kap³ana i na wolnoœæ religijn¹ cz³owieka, ni¿ dobra Rosji
wszystkimi swymi zaletami wojennymi, administracyjnymi i swym talentem przemys³owym.
Cesarz ten, typ i wzór wspó³czesnego cesarstwa i wspó³czesnych cesarzy, jest przedziwnym
stopem wielkoœci i ma³oœci. Duch w³adczy, jak najokrutniejsi tyrani wszystkich wieków i
wszystkich ludów, robotnik doœæ sprawny, by wspó³zawodniczyæ z najlepszymi mechanikami
swego czasu, w³adca skrupulatnie straszliwy – orze³ i mrówka, lew i bóbr, ten bezlitosny za ¿ycia
pan narzuca siê jeszcze jako rodzaj œwiêtego potomnoœci, której s¹d chce wymusiæ po spêdzeniu
¿ycia na wymuszaniu postêpków poddanych. S¹dziæ tego cz³owieka, oceniaæ go bezstronnie – to
jeszcze dziœ œwiêtokradztwo, nie pozbawione niebezpieczeñstwa nawet dla cudzoziemca
zmuszonego ¿yæ w Rosji. Ja siê na to niebezpieczeñstwo nara¿am w ka¿dej chwili ka¿dego dnia,
bo dla mnie jarzmem najnieznoœniejszym ze wszystkich mo¿liwych jest wymuszony,
konwencjonalny podziw.
W Rosji w³adza, choæ nieograniczona, nadzwyczaj boi siê potêpienia lub po prostu szczeroœci.

7 Schnitzler jest autorem najlepszej statystyki, jak¹ sporz¹dzono o Rosji

...

Wszyscy urodzeni w Rosji lub pragn¹cy ¿yæ w tym kraju spiknêli siê, by wszystko bez
wyj¹tku przemilczaæ, nic siê tu nie mówi, a jednak wszystko siê wie: sekretne rozmowy by³yby
zapewne bardzo interesuj¹ce, ale kto sobie na nie pozwala? Zastanawiaæ siê, rozwa¿aæ, znaczy
staæ siê podejrzanym.

background image

Repnin rz¹dzi³ cesarstwem i cesarzem, Repnin od dwóch lat jest w nie³asce, i od dwóch lat
Rosja nie s³ysza³a, by ktoœ wymówi³ to nazwisko, które niegdyœ by³o na ustach wszystkich. W
jednym dniu spad³ ze szczytu w³adzy w najg³êbsze zapomnienie, nikt nie œmie wspomnieæ o nim,
ani nawet wierzyæ w jego ¿ycie, nie w jego ¿ycie obecne, ale w jego ¿ycie w przesz³oœci. W Rosji
w dniu upadku ministra wszyscy przyjaciele staj¹ siê g³usi i niemi. Cz³owiek, co popad³ w
nie³askê, lub na to wygl¹da, jest natychmiast pogrzebany. Mówiê: wygl¹da, bo tu siê nikt nigdy
nie posuwa do têgo, by powiedzieæ, ¿e ktoœ popad³ w nie³askê, choæ niekiedy na to wygl¹da.
Stwierdziæ czyj¹œ nie³askê znaczy tego kogoœ zabiæ. Oto dlaczego Rosja nie wie dziœ, czy
minister, który rz¹dzi³ ni¹ wczoraj, istnieje. Za Ludwika XV wygnanie Choiseula by³o tryumfem,
w Rosji dymisja Repnina jest œmierci¹.
Przed kim lud zaskar¿y pewnego dnia niemotê wielmo¿ów? Jak¹ eksplozjê zemsty przeciw
samow³adztwu przygotowuje biernoœæ tak nikczemnej arystokracji? Co robi szlachta rosyjska?
Ubóstwia cesarza i staje siê wspólniczk¹ nadu¿yæ najwy¿szej w³adzy, by samej w dalszym ci¹gu
uciskaæ lud, który bêdzie biczowaæ tak d³ugo, jak d³ugo bóg, któremu ona s³u¿y, pozostawi jej
bicz i rêkê (zauwa¿, ¿e to ona stworzy³a tego boga). Czy tak¹ rolê przewidzia³a dla niej
Opatrznoœæ w ekonomii tego rozleg³ego pañstwa? Ona zajmuje w nim honorowe miejsce. Co
robi³a, by na nie zas³u¿yæ? Nadmierna i wci¹¿ rosn¹ca w³adza panuj¹cego jest a¿ za s³uszn¹ kar¹
za s³aboœæ mo¿now³adców. W historii Rosji nikt prócz cesarza nie wykona³ tego, co do niego
nale¿a³o. Szlachta, duchowieñstwo, wszystkie klasy spo³eczne zaniedbywa³y swoje obowi¹zki.
Lud” uciskany zawsze zas³uguje na swoj¹ karê, tyrania jest dzie³em narodów, nie jest
arcydzie³em jednego cz³owieka. Albo cywilizowany œwiat popadnie znów, nim piêædziesi¹t lat
minie, pod jarzmo barbarzyñców, albo Rosja dozna straszliwszej rewolucji ni¿ ta, której skutki
wci¹¿ jeszcze odczuwa Zachód.
Spostrzegam, ¿e mnie siê tu boj¹, bo wiedz¹, ¿e pisze, z przekonaniem. ¯aden cudzoziemiec
nie mo¿e postawiæ stopy w tym kraju, by nie czuæ siê od razu zwa¿onym i os¹dzonym, „To
cz³owiek szczery – myœl¹ Rosjanie – a wiêc mo¿e byæ niebezpieczny”...

14 lipca 1839.
Wracam z dworu, gdzie by³em obecny w cesarskiej kaplicy przy wszystkich prawos³awnych
ceremoniach œlubu wielkiej ksiê¿nej Marii z ksiêciem von Leuchtenberg. Za chwilê Ci opiszê je

background image

najlepiej jak potrafiê, ale przede wszystkim chcê Ci opowiedzieæ o cesarzu.
Na pierwszy rzut oka g³ówn¹ cech¹ jego fizjognomii jest niespokojna surowoœæ, wyraz niezbyt
przyjemny, trzeba przyznaæ, mimo regularnoœci rysów. Fizjognomiœci utrzymuj¹, i maj¹ do tego
podstawy, ¿e zatwardzia³oœæ serca mo¿e szkodziæ piêknu twarzy. Niemniej u cesarza Miko³aja ta
niezbyt ¿yczliwa dyspozycja wydaje siê byæ rezultatem raczej doœwiadczenia ni¿ dzie³em natury.
Czy jeœli czyjaœ fizjognomia wywo³uje u nas lêk mimo spontanicznej ufnoœci, jak¹ budzi
zazwyczaj szlachetne oblicze – czy to nie znaczy, ¿e owego cz³owieka drêczy³o d³ugie, okrutne
cierpienie?
...Ten, kto mo¿e wszystko, kto robi wszystko, bywa obwiniany o wszystko:
podporz¹dkowuj¹c œwiat swym najwy¿szym rozkazom, nawet w przypadkach widzi cieñ buntu;
przekonany o tym, ¿e jego prawa s¹ œwiête, nie uznajê innych tam dla swojej potêgi ni¿ tamy
swojej m¹droœci i swojej si³y, i rzekomy bunt, nawet cieñ buntu go oburza. Wzywa siê doñ jak do
Boga, oddajê mu siê czeœæ niemal jak Bogu, a kierowane doñ mod³y ujawniaj¹ tylko jego
kalectwo. Mucha przelatuj¹ca nie w porê w pa³acu cesarskim w czasie ceremonii upokarza
w³adcê, niezale¿noœæ natury wydaje mu siê z³ym przyk³adem. Ka¿de stworzenie, którego nie
mo¿e podporz¹dkowaæ swoim dowolnym prawom, stajê siê w jego oczach ¿o³nierzem
buntuj¹cym siê przeciw swemu zwierzchnikowi w czasie bitwy, hañba pada na armiê, a nawet na
genera³a: cesarz rosyjski jest naczelnikiem wojskowym i ka¿dy jego dzieñ jest dniem bitwy.
Jednakowo¿ od czasu do czasu w³adcze spojrzenie w³adcy ³agodz¹ przeb³yski ³agodnoœci, a
wtedy wyraz uroczej ³askawoœci wydobywa nagle wrodzone piêkno tej antycznej g³owy. W sercu
ojca i ma³¿onka cz³owieczeñstwo tryumfuje chwilami nad polityk¹ w³adcy. Kiedy cesarz
odpoczywa od jarzma, które ci¹¿y za jego wol¹ nad wszystkimi g³owami, wydaje siê szczêœliwy.
Ta walka pierwotnej godnoœci cz³owieka z udan¹ powag¹ w³adcy wydaje siê nader ciekawa i
godna œledzenia. Na tym w³aœnie spêdzi³em wiêksz¹ czêœæ mego przebywania w kaplicy.
Cesarz przewy¿sza o pó³ g³owy przeciêtnych mê¿czyzn, postaæ ma szlachetn¹, choæ niezbyt
giêtk¹. Ju¿ za m³odu powzi¹³ rosyjski zwyczaj przepasywania siê poni¿ej bioder, tak i¿ brzuch siê
podnosi ku piersi, co musia³o spowodowaæ rozdêcie ¿eber; ta nienaturalna wypuk³oœæ szkodzi
zarówno zdrowiu jak wdziêkowi cia³a, ¿o³¹dek przesadnie wydêty pod mundurem koñczy siê
spiczasto i opada ponad pasem. Ta dobrowolna u³omnoœæ, krêpuj¹ca swobodê ruchów, zmniejsza
elegancjê postawy i nadaje sztywnoœæ ca³ej osobie. Mówi¹, ¿e gdy cesarz rozluŸnia pas,
wnêtrznoœci, odzyskuj¹c na chwilê zachwian¹ równowagê, przyprawiaj¹ go o nadzwyczajny
upadek si³. Brzuch mo¿na przemieœciæ, nie mo¿na go zlikwidowaæ.
Profil ma grecki, czo³o wysokie, lecz cofniête, nos prosty i kszta³tny, usta przepiêkne, twarz
szlachetn¹, owaln¹, lecz nieco przyd³ug¹, wygl¹d wojskowy i raczej niemiecki ni¿ s³owiañski.
Jego chód i pozy s¹ œwiadomie imponuj¹ce.

Zawszê liczy siê z tym, ¿e na niego patrz¹, ani przez chwilê o tym nie zapomina: nawet,
rzek³byœ, chce byæ celem spojrzeñ wszystkich oczu. Za czêsto mu powtarzano lub dawano do

background image

poznania, ¿e piêknie wygl¹da i ¿e powinien siê pokazywaæ, i przyjacio³om, i wrogom Rosji.
Spêdza wiêksz¹ czêœæ ¿ycia na œwie¿ym powietrzu, dokonuj¹c rewii wojskowych lub szybkich
podró¿y, tote¿ latem cieñ czapki wojskowej przecina mu opalone czo³o ukoœna lini¹,
zaznaczaj¹c¹ dzia³anie s³oñca na skórê, której biel zatrzymuje siê w miejscu chronionym przez
w³osy; linia ta robi szczególne wra¿enie, ale nie przykre, poniewa¿ przyczynê zgadujemy od
razu.
Studiuj¹c uwa¿nie piêkn¹ twarz tego mê¿czyzny, którego wola stanowi o ¿yciu tylu ludzi,
spostrzeg³em z mimowoln¹ litoœci¹, ¿e nie potrafi uœmiechaæ siê naraz oczami i ustami: niezgoda
ta œwiadczy o sta³ym przymusie i ka¿e mi ¿a³owaæ wszystkich odcieni naturalnego uroku, jakie
siê podziwia³o w twarzy mo¿e mniej regularnej, lecz przyjemniejszej, jego brata, cesarza
Aleksandra. Ten ostatni, zawsze czaruj¹cy, wygl¹da³ czasem na fa³szywego; cesarz Miko³aj jest
szczerszy, ale wyraz twarzy ma surowy, niekiedy nawet wiêcej ni¿ surowy – twardy i nieugiêty;
je¿eli jest mniej ujmuj¹cy, ma wiêcej si³y, ale te¿ jest znacznie czêœciej zmuszony do robienia z
niej u¿ytku; wdziêk zapewnia autorytet uprzedzaj¹c opory. Ta zrêczna oszczêdnoœæ w
sprawowaniu w³adzy jest sekretem nieznanym cesarzowi Miko³ajowi. Jest zawsze cz³owiekiem,
który chce, by go s³uchano – byli tacy, co chcieli byæ kochani.
Cesarzowa ma wielce wytworn¹ figurê i mimo nadmiernej chudoœci uwa¿am ca³¹ jej osobê za
nies³ychanie wdziêczn¹, jej postaw¹, bynajmniej nie wynios³a, jak mi zapowiadano, wyra¿a
nawyk dumnej duszy do rezygnacji. Wchodz¹c do kaplicy by³a bardzo wzruszona, wyda³a mi siê
umieraj¹ca: nerwowe konwulsje przebiegaj¹ przez rysy jej twarzy, powoduj¹c nawet niekiedy
trzêsienie g³ow¹; oczy zapadniête, niebieskie i ³agodne, œwiadcz¹ o g³êbokich cierpieniach,
znoszonych z anielskim spokojem; spojrzenie pe³ne uczucia ma tym wiêcej mocy, im mniej ona
pragnie mu jej nadaæ. Przedwczeœnie zniszczona, jest osob¹ bez wieku, patrz¹c na ni¹ nie
zgadniesz, ile ma lat.
Jest tak s³aba, ¿e jakby niedo¿ywiona, bezsilna, rzek³byœ, zaraz zgaœnie, ju¿ nie nale¿y do
ziemi, to cieñ, nie kobieta. Nigdy siê nie otrz¹snê³a z trwogi doznanej w dniu wst¹pienia na tron,
a obowi¹zki ma³¿eñskie strawi³y jej ¿ycie do reszty.
Da³a za wiele bo¿yszcz Rosji, za wiele dzieci cesarzowi. „Rodziæ w mozole samych wielkich
ksi¹¿¹t, co za los!” – powiedzia³a pewna znakomita Polka, nie uwa¿aj¹c¹ za swój obowi¹zek
czciæ w s³owach to, czego nienawidzi w sercu.
Wszyscy widz¹ stan cesarzowej, nikt o nim nie mówi. Cesarz kocha j¹; kiedy ma gor¹czkê i
le¿y w ³ó¿ku, sam j¹ pielêgnuje, czuwa przy niej, przygotowuje lekarstwa, podaje do za¿ycia jak
pielêgniarka, ale z chwil¹, gdy ona jest na nogach, znów j¹ zabija niespokojnym trybem ¿ycia,
przyjêciami, podró¿ami, mi³oœci¹. Co prawda gdy jej grozi stwierdzone niebezpieczeñstwo,
rezygnuje ze swoich projektów, ale nie znosi œrodków ostro¿noœci, które zapobieg³yby chorobie.
¯ona, dzieci, s³u¿ba, krewni, faworyci – wszystko w Rosji musi towarzyszyæ cesarskiemu
wirowi, uœmiechaj¹c siê a¿ do œmierci.
Wszystko ma siê zmuszaæ do pos³uszeñstwa pomys³om cesarza, ta jedna myœl jest losem
wszystkich: im bli¿ej jakaœ osoba znajduje siê têgo s³oñca umys³ów, tym bardziej jest niewolnic¹
chwa³y zwi¹zanej z jego rang¹. Cesarzowa na to umiera.
Ka¿dy tutaj wie o tym, ale nikt o tym nie mówi, bo z regu³y nikt tu nie wymawia nigdy
takiego s³owa, które mog³oby kogoœ ¿ywo zainteresowaæ; ani cz³owiek, który mówi, ani cz³owiek
do którego siê mówi, nie powinien wyznaæ, ¿e temat rozmowy zas³uguje na piln¹ uwagê lub
zdradza ¿ywa namiêtnoœæ. Wszystkie rezerwy jêzyka wyczerpuje siê na usuwanie z rozmowy
myœli i uczuæ, ale przy tym nale¿y udawaæ, ¿e siê ich nie ukrywa, co by³oby niezrêcznoœci¹.

Efektem tej karko³omnej pracy – karko³omnej zw³aszcza z powodu wysi³ków, z jakimi siej¹

background image

ukrywa – jest g³êbokie zawstydzenie, i to ono w³aœnie zatruwa ¿ycie Rosjanom. Tego rodzaju
praca s³u¿y za ekspiacjê ludziom, którzy siê pozbawiaj¹ dobrowolnie dwóch najwiêkszych darów
Boga: duszy i przekazuj¹cego j¹ s³owa, inaczej mówi¹c, uczucia i wolnoœci.
Im d³u¿ej widzê Rosjê, tym bardziej siê zgadzam z cesarzem, ¿e zabrania Rosjanom podró¿y i
utrudnia cudzoziemcom wstêp do swego kraju. Ustrój polityczny Rosji nie opar³by siê przez
dwadzieœcia lat swobodnemu obcowaniu z Zachodem Europy. Nie s³uchajmy przechwa³ek
Rosjan, oni bior¹ wystawnoœæ za wytwornoœæ, zbytek za grzecznoœæ, policjê i strach za podstawy
spo³eczeñstwa. W ich pojêciu dyscyplina oznacza cywilizacjê, zapominaj¹, ¿e s¹ dzikusy o
bardzo ³agodnych obyczajach i bardzo okrutni ¿o³nierze. Mimo swych pretensji do dobrych
manier, mimo powierzchownego wykszta³cenia i wczesnego g³êbokiego zepsucia, mimo ³atwoœci
zgadywania i rozumienia dodatnich stron ¿ycia, Rosjanie nie s¹ jeszcze cywilizowani. S¹ to
wziêci do wojska Tatarzy, nic wiêcej.
Pod wzglêdem cywilizacji zadowalali siê dotychczas pozorami, lecz je¿eli bêd¹ mogli kiedyœ
pomœciæ swoj¹ rzeczywist¹ ni¿szoœæ, ka¿¹ nam s³ono zap³aciæ za nasz¹ przewagê.
Dziœ rano, ubrawszy siê pospiesznie, aby siê udaæ do cesarskiej kaplicy, siedz¹c sam w swoim
powozie, jecha³em za powozem ambasadora Francji przez ulice i place prowadz¹ce do pa³acu, i
obserwowa³em z ciekawoœci¹ wszystko, co siê znajdowa³o na mojej drodze. Przed wejœciem do
pa³acu spostrzeg³em oddzia³y, które nie wyda³y mi siê doœæ wspania³e jak na swoj¹ renomê, ale
konie s¹ œwietne. Olbrzymi plac dziel¹cy siedzibê w³adcy od reszty miasta przecina³y w ró¿nym
kierunkach dworskie karety, ludzie w liberiach i ¿o³nierze w mundurach wszystkich kolorów.
Najbardziej rzucaj¹ siê w oczy kozacy. Mimo t³umów nie by³o t³oku, tak wielka jest przestrzeñ!
W nowych pañstwach wszêdzie jest pustka. Zw³aszcza gdy maj¹ absolutne rz¹dy: brak
wolnoœci stwarza samotnoœæ i sieje smutek. Tylko wolne kraje s¹ zaludnione.
...By³em poch³oniêty ... mnóstwem refleksji, jakie mi nasuwa³a mnogoœæ widzianych rzeczy,
kiedy mój powóz zatrzyma³ siê przed okaza³ym perystylem, gdzie siê wysiada pod przykryciem
wœród mnóstwa rozmaitych odg³osów œwietnego t³umu z³o¿onego z dworzan o bardzo
wyrafinowanym wygl¹dzie. Towarzyszyli im wasale nader dzicy na pozór, jak w rzeczywistoœci,
ale strój tych pacho³ków by³ niemal równie olœniewaj¹cy jak ich panów.
Ceremonia³ prawos³awnego œlubu jest d³ugi i majestatyczny: wszystko jest symboliczne w
Koœciele Wschodnim. Mia³em wra¿enie, ¿e splendory religii podnosi³y blask dworskiej
uroczystoœci.
Œ ciany, sklepienia kaplicy, stroje kap³anów i ich pomocników – wszystko lœni³o od z³ota i
drogich kamieni; te bogactwa mog³y zadziwiæ najmniej poetyck¹ wyobraŸniê. Widowisko godne
najfantastyczniejszych opisów „Tysi¹ca i jednej nocy”, poezj¹ jak „Lalla Rook”, jak „Cudowna
lampa Aladyna”: ten rodzaj poezji orientalnej, gdzie doznanie przewa¿a nad uczuciem i myœl¹.
Cesarska kaplica nie ma wielkich rozmiarów; by³a wype³niona przedstawicielami wszystkich
w³adców Europy i prawie ca³ej Azji, kilkoma cudzoziemcami, takimi jak ja, którym wolno by³o
wejœæ w œlad za korpusem dyplomatycznym, ¿onami ambasadorów, wreszcie wysokimi
dostojnikami dworskimi. Od kolistego ogrodzenia, za którym wznosi siê o³tarz, dzieli³a nas
balustrada. O³tarz ten przypomina doœæ niski kwadratowy stó³. Na chórze mo¿na by³o dostrzec
miejsca zarezerwowane dla cesarskiej rodziny. W chwili naszego przyjœcia by³y puste.
Niewiele rzeczy widzia³em godnych porównania ze wzglêdu na splendor i dostojnoœæ z
wkroczeniem cesarza do tej kaplicy lœni¹cej od z³oceñ. Kiedy ukaza³ siê krocz¹c z cesarzow¹, a
za nim ca³y dwór, moje spojrzenia i wszystkich obecnych skierowa³y siê natychmiast do niego,
potem podziwialiœmy jego rodzinê: m³odzi ma³¿onkowie b³yszczeli wœród wszystkich.
Ma³¿eñstwo ze sk³onnoœci pod haftowanymi strojami i w miejscu tak pompatycznym to rzadkoœæ,

background image

która potêgowa³a atrakcyjnoœæ ca³ej tej sceny. Przynajmniej mówili to wszyscy dooko³a, ale co
do mnie, to nie wierzê w ten cud i nie mogê siê powstrzymaæ przed widzeniem politycznej
intencji we wszystkim, co siê tu dzieje i dzia³o. Mo¿e sam cesarz myli siê co do tego, s¹dzi, ¿e
spe³nia czyn ojcowskiej czu³oœci, podczas gdy w g³êbi duszy o jego wyborze zadecydowa³a
nadzieja na jak¹œ korzyœæ w przysz³oœci. Z ambicj¹ jest podobnie jak ze sk¹pstwem: sk¹piec
zawsze kalkuluje, nawet gdy myœli, ¿e kieruje siê bezinteresownym uczuciem.
Chocia¿ dwór by³ liczny, a kaplica ma³a, nie by³o wcale zamieszania. Sta³em wœród korpusu
dyplomatycznego, ko³o balustrady dziel¹cej nas od sanktuarium. Nie byliœmy a¿ tak st³oczeni, by
nie móc rozró¿niæ rysów i ruchów ka¿dej z osobistoœci, któr¹ sprowadzi³ tu obowi¹zek lub
ciekawoœæ. Nic nie m¹ci³o pe³nej respektu ciszy. Olœniewaj¹ce s³oñce oœwietla³o wnêtrze kaplicy,
gdzie temperatura dochodzi³a podobno do trzydziestu stopniu. W œwicie cesarza widoczny by³ –
w d³ugiej z³otej szacie i w spiczastej czapce, te¿ ozdobionej z³otymi haftami – chan tatarski, na
wpó³ ho³downik, na wpó³ niezale¿ny od Rosji. Ten ma³y w³adca-niewolnik myœla³ w zwi¹zku z
dwuznaczn¹ pozycj¹, narzucon¹ mu przez zdobywcz¹ politykê jego protektorów, ¿e wypada mu
przybyæ do cesarza Wszechrosji z proœb¹ o przyjêcie w poczet paziów dwunastoletniego syna,
którego przywozi do Petersburga, ¿eby zapewniæ temu dziecku odpowiedni¹ przysz³oœæ. Ta
upad³a potêga, dodaj¹c¹ splendoru potêdze zwyciêskiej, przypomnia³a mi rzymskie tryumfy.
Pierwsze damy dworu rosyjskiego i ¿ony ambasadorów wszystkich dworów... ozdobi³y przód
kaplicy; w g³êbi, zakoñczonej rotund¹ lœni¹c¹ od malowide³, uplasowa³a siê ca³¹ rodzina
cesarska. Z³ocenie lamperii roz¿arzone promieniami pal¹cego s³oñca tworzy³o rodzaj aureoli nad
g³owami w³adców i ich dzieci. Ozdoby i diamenty kobiet lœni³y magicznym blaskiem wœród
wszystkich skarbów Azji rozmieszczonych na œcianach œwi¹tyni, gdzie wspania³oœæ królewska
zdawa³a siê wyzywaæ majestat Boga, którego czci³a nie zapominaj¹c o sobie. Wszystko to jest
piêkne, a przede wszystkim zadziwiaj¹ce dla nas, je¿eli sobie przypomnimy niezbyt jeszcze
odleg³e czasy, kiedy o œlubie córki cara prawie nie wiedziano by w Europie i kiedy Piotr I
og³asza³, ¿e ma prawo zostawiæ swoj¹ koronê komu siê mu spodoba. Ile¿ postêpu w tak niewielu
latach!
Gdy siê pomyœli o zdobyczach dyplomatycznych i innych tej potêgi, niegdyœ jeszcze
lekcewa¿onej w interesach cywilizowanego œwiata, nasuwa siê pytanie: czy to, co siê widzi, nie
jest snem. Nawet sam cesarz nie wydawa³ mi siê bardzo przyzwyczajony do tego, co siê przed
nim dzia³o, bo co chwila opuszcza³ swój klêcznik i robi³ kilka kroków w tê i tamt¹ stronê,
prostuj¹c b³êdy w etykiecie pope³nione przez jego dzieci czy kler. To mi dowiod³o, ¿e w Rosji
nawet dwór doznaje postêpu. Jego ziêæ nie znajdowa³ siê tam, gdzie by³ powinien – kaza³ mu siê
posun¹æ lub cofn¹æ o krok; wielka ksiê¿na, kap³ani równie¿, dostojnicy – wszystko wydawa³o siê
podporz¹dkowane jego kierownictwu drobiazgowemu, choæ odgórnemu. Moim zdaniem bardziej
by siê godzi³o pozostawiæ wszystko w³asnemu biegowi i wola³bym, aby znalaz³szy siê w kaplicy
myœla³ ju¿ tylko o Bogu, pozwalaj¹c ka¿demu cz³owiekowi spe³niaæ to, co do niego nale¿y, nie
prostuj¹c skrupulatnie najmniejszej pomy³ki w dyscyplinie religijnej czy dworskim ceremoniale.
Ale w tym osobliwym kraju brak wolnoœci objawia siê wszêdzie, znajdujemy go nawet u stóp
o³tarza. Duch Piotra Wielkiego panuje nad wszystkimi duchami.
Podczas liturgii œlubu prawos³awnego w pewnym momencie ceremonii ma³¿onkowie pij¹
razem z jednego kielicha. Potem wraz z celebruj¹cym kap³anem okr¹¿aj¹ trzykrotnie o³tarz
trzymaj¹c siê za rêce, aby zaznaczyæ zwi¹zek ma³¿eñski i podkreœliæ wiernoœæ, z jak¹ powinni iœæ
w ¿yciu zawsze tym samym krokiem. Wszystkie te akty s¹ tym bardziej imponuj¹ce, ¿e
przypominaj¹ zwyczaje pierwotnego Koœcio³a.
...Podczas d³ugiej ceremonii prawos³awnego œlubu nadchodzi moment, kiedy wszyscy
powinni paœæ na klêczki. Cesarz, zanim uklêkn¹³ jak wszyscy, rzuci³ najpierw na zgromadzonych

background image

niezbyt mi³e, kontroluj¹ce spojrzenie. Wydawa³o mi siê, ¿e chcia³ siê upewniæ, czy nikt nie stoi –
zbêdna przezornoœæ, bo choæ tam znajdowali siê równie¿ katolicy i protestanci, ¿adnemu z tych
cudzoziemców nie przysz³o na myœl nie zastosowaæ siê zewnêtrznie do wszystkich rytua³ów
Koœcio³a Wschodniego. Mo¿liwoœæ w¹tpliwoœci co do tego usprawiedliwi¹ to, co powiedzia³em
wy¿ej i upowa¿ni¹ mnie do powtórzenia Ci, ¿e zwyk³ym wyrazem twarzy cesarza sta³a siê
niespokojna surowoϾ.
Dziœ, kiedy bunt jest, ¿e tak powiem, w powietrzu, czy nawet samow³adztwo obawia siê
jakiegoœ zamachu na swoj¹ potêgê? Lêk ten tworzy niemi³y, a nawet zatrwa¿aj¹cy kontrast z
zachowanym przez nie wyobra¿eniem o swoich prawach. Samow³adztwo staje siê szczególnie
groŸne, kiedy siê boi.
Widz¹c nerwowe dr¿enie, s³aboœæ i chudoœæ cesarzowej, tej tak uroczej kobiety,
przypomnia³em sobie, co musia³a wycierpieæ podczas buntu wojska w momencie wst¹pienia na
tron, i szepn¹³em do siebie: „Bohaterstwo s³ono kosztuje!!!...” Jest to si³a, ale taka, która wypija
¿ycie.
Mówi³em ju¿ Ci, ¿e wszyscy padli na klêczki, a cesarz po wszystkich. Ma³¿onkowie s¹ ju¿
zaœlubieni, rodzina cesarska i t³um siê podnosi. W tym momencie kap³an i chór intonuj¹ „Te
Deum”, podczas gdy na zewn¹trz strza³y artyleryjskie oznajmiaj¹ miastu, ¿e œlub siê odby³.
Efekt tej niebiañskiej muzyki, której towarzysz¹ strza³y armatnie, dŸwiêk dzwonów i odleg³e
okrzyki t³umu, jest nieopisany. Wszelki instrument muzyczny jest wygnany z greckiego Koœcio³a
i tylko g³osy ludzkie celebruj¹ tam chwa³ê Pana. Ta surowoœæ wschodniego obrz¹dku sprzyja
sztuce, która dziêki niej zachowa³a ca³¹ prostotê i daje w œpiewie iœcie niebiañskie efekty.
Zdawa³o mi siê, ¿e s³yszê w dali bicie serc szeœædziesiêciu milionów poddanych – ¿ywa
orkiestra, towarzysz¹ca tryumfalnemu œpiewowi kap³anów bez zag³uszania go. By³em
wzruszony, muzyka mo¿e sprawiæ, ¿e siê zapomni o wszystkim, nawet o despotyzmie.
Wielbicielowi sztuki dla samej muzyki w kaplicy cesarskiej warto pojechaæ do Petersburga.
Wszystkie piano i forte, najsubtelniejsze odcienie wyrazu s¹ wykonywane z g³êbokim uczuciem,
z cudownym artyzmem i z godnym podziwu zestrojeni. Naród rosyjski jest muzykalny, o tym nie
mo¿na w¹tpiæ, gdy siê s³ysza³o jego œpiewy koœcielne. S³ucha³em z zapartym oddechem.
...W czasie Te Deum, w chwili, gdy dwa chóry odpowiadaj¹ sobie, otwiera siê tabernakulum i
ukazuj¹ siê kap³ani w iskrz¹cych siê klejnotami tiarach, w z³otych szatach, na których siê
odcinaj¹ dostojnie ich srebrne brody; s¹ takie, co opadaj¹ ¹Ÿ do pas¹. Asysta jest równie
olœniewaj¹ca jak celebranci. Ten dwór jest wspania³y, a mundur wojskowy œwieci tu pe³nym
blaskiem. Widzia³em z podziwem, jak œwiat czci Boga ca³¹ swoj¹ pomp¹, wszystkimi
bogactwami. Laickie audytorium s³ucha³o œwiêtej muzyki w milczeniu i skupieniu, które
upiêkszy³yby œpiewy mniej wznios³e. Jest w tym Bóg, i jego obecnoœæ uœwiêca nawet chór. Œ wiat
jest ju¿ tylko dodatkiem, myœl¹ przewodni¹ jest niebo.
Celebruj¹cy arcybiskup nie pomniejsza³ majestatu tej sceny. Nie jest piêkny, ale jest stary; ma
twarz cierpi¹cej ³asiczki, ale g³owê ubielon¹ wiekiem; wygl¹da na zmêczonego, chorego – ale
stary i s³aby kap³an nie mo¿e byæ ¿a³osny. Po zakoñczeniu ceremonii cesarz podszed³ do niego z
uk³onem i poca³owa³ go w rêkê z szacunkiem. Autokrata nigdy nie omieszka daæ przyk³adu
pokory, kiedy ten przyk³ad mo¿e mu siê przydaæ. Podziwia³em biednego arcybiskupa, który
wygl¹da³ wœród swej chwa³y na umieraj¹cego, i cesarza o majestatycznej postaci, o szlachetnej
twarzy, który siê chyli³ przed religijn¹ potêg¹, a nieco dalej m³odych ma³¿onków, rodzinê, t³um,
wreszcie ca³y dwór, wype³niaj¹cy i o¿ywiaj¹cy kaplicê: by³ w tym temat do obrazu.
Po zakoñczeniu ceremonii religijnej w prawos³awnej kaplicy mia³o nast¹piæ pob³ogos³awienie
ma³¿onków przez kap³ana katolickiego w jednej z sal pa³acu, poœwiêconej tylko na dzisiaj na ten
zbo¿ny u¿ytek. Po tych dwóch œlubach ma³¿onkowie z rodzin¹ mieli zasi¹œæ do sto³u. Poniewa¿

background image

nie mia³em prawa asystowaæ ani przy katolickim œlubie, ani na bankiecie, uda³em siê w œlad za
wiêkszoœci¹ dworzan i wyszed³em, by odetchn¹æ mniej dusznym powietrzem.
... Zamiast odpoczywaæ, piszê do Ciebie. Oto jak ¿yjê w podró¿y.
Po wyjœciu z pa³acu znalaz³em swój powóz bez trudu. Powtarzam Ci, nigdzie w Rosji nie ma
t³oku, pustka panuj¹ca tu wszêdzie sprawia, ¿e gmachy wydaj¹ siê za ma³e dla miejsca, gdzie
stoj¹, gubi¹ siê w bezkresie. Kolumna Aleksandra uchodzi za wy¿sz¹ od naszej na placu
Vendôme z powodu rozmiarów swego coko³u, trzon kolumny jest z jednego kawa³a granitu,
najwiêkszy z wszystkich, jakie wykona³a kiedykolwiek ludzka rêka. No i co – ta olbrzymia
kolumna, wzniesiona pomiêdzy pa³acem Zimowym a pó³kolem budowli koñcz¹cym jeden z
krañców placu, robi wra¿enie palika, a domy okalaj¹ce plac wydaj¹ siê tak p³askie i niskie, ¿e
wygl¹daj¹ na parkan. WyobraŸ sobie ogrodzone miejsce, gdzie sto tysiêcy ludzi pracuje nie
wype³niaj¹c go i nie stwarzaj¹c pozorów zaludnienia: nic tam nie mo¿e pozostaæ wielkim. Ten
plac, a raczej to rosyjskie Pole Marsowe, jest zamkniêty pa³acem Zimowym, którego fasady
zosta³y odbudowane wed³ug planu dawnego pa³acu carycy El¿biety. Ten przynajmniej pozwala
oczom odpocz¹æ po sztywnych i lichych imitacjach gmachów ateñskich i rzymskich: jest w stylu
regencji, to Ludwik XIV, zdegenerowany, ale bardzo wielki. Strona placu przeciwleg³a do pa³acu
Zimowego jest zakoñczona pó³kolem i zamkniêta budowlami, w których umieszczono wiele
ministerstw; gmachy te s¹ przewa¿nie zbudowane w antycznym greckim stylu. Dziwny gust!...
Œ wi¹tynie wzniesione dla urzêdników. Wzd³u¿ tego samego placu znajduj¹ siê budynki
Admiralicji: te s¹ malownicze, ich kolumienki, ich z³ote iglice robi¹ dobre wra¿enie. W tym
miejscu plac zdobi aleja drzew i czyni go mniej monotonnym. W jednym z krañców tego
ogromnego pola, mniej wiêcej naprzeciw kolumny Aleksandra, wznosi siê cerkiew Œ wiêtego
Izaaka z olbrzymim perystylem i spi¿ow¹ kopu³¹, jeszcze na pó³ ukryt¹ za rusztowaniami. Dalej
widaæ pa³ac Senatu i inne gmachy, wszystkie w kszta³cie œwi¹tyñ pogañskich, chocia¿ s³u¿¹ za
siedzibê ministrowi wojny. Potem, w wysuniêtym rogu, jaki tworzy ten d³ugi plac w jego krañcu
zbli¿onym do Newy widzimy, a przynajmniej staramy siê zobaczyæ pos¹g Piotra Wielkiego,
dŸwigany przez granitow¹ ska³ê i znikaj¹cy w bezmiarze jak kamyk na pla¿y. Pos¹g herosa sta³
siê zbyt s³awny z powodu szarlatañskiej pychy kobiety, która go wznios³a, i nie mo¿e sprostaæ
swojej famie. Wymienionych przeze mnie gmachów wystarczy³oby na zbudowanie ca³ego
miasta, a jednak nie wype³niaj¹ wielkiego placu petersburskiego: jest to pole, nie zbo¿a, lecz
kolumn. Na pró¿no Rosjanie usi³uj¹ z mniejszym lub wiêkszym powodzeniem naœladowaæ
najpiêkniejsze dzie³a sztuki wszystkich czasów i wszystkich krajów – zapominaj¹, ¿e natura jest
najsilniejsza: nigdy siê jej nie radz¹ w dostatecznym stopniu, a ona siê mœci mia¿d¿¹c ich.
Wszelkiego rodzaju arcydzie³a tworzyli wy³¹cznie ludzie, którzy s³uchali i wyczuwali naturê.
W staro¿ytnoœci architekci gromadzili gmachy w miejscach skalistych i zwartych, gdzie
malowniczoœæ po³o¿enia do³¹cza³a siê do efektu dzie³ cz³owieka. Rosjanie, którzy s¹dz¹, ¿e
wskrzeszaj¹ staro¿ytnoœæ, a w gruncie rzeczy tylko niezrêcznie j¹ naœladuj¹, odwrotnie,
rozrzucaj¹ swoje rzekomo greckie i rzymskie budowle w bezkresnych polach, gdzie oko je ledwo
dostrzega, w wyniku czego w tych miastach, gdzie pretendowano do odtworzenia forum
rzymskiego, przychodz¹ na myœl stepy azjatyckie.8 Trudno i darmo, Moskwa zawsze bêdzie mieæ
wiêcej z Azji ni¿ z Europy. Duch Wschodu unosi siê nad Rosj¹, której siê nie udaje, kiedy
zaczyna naœladowaæ Zachód.

background image

8 Ten zarzut dotyczy tylko gmachów zbudowanych za Piotra I. Œredniowieczni Rosjanie, buduj¹c Kreml,
potrafili przecie¿ znaleŸæ architekturê odpowiedni¹ dla swego kraju i ducha.

Pó³kole gmachów odpowiadaj¹ce pa³acowi cesarskiemu robi od strony placu wra¿enie
chybionego amfiteatru antycznego; trzeba nañ patrzeæ z daleka, z bliska widzimy tylko dekoracjê
tynkowan¹ na nowo co roku, by naprawiæ szkody wyrz¹dzone przez zimê.
Staro¿ytni budowali z niezniszczalnych materia³ów pod przychylnym niebem – tu, bez
wzglêdu na klimat niszcz¹cy wszystko, wznosi siê pa³ace z drzewa, domy z desek, œwi¹tynie z
gipsu, tote¿ rosyjscy robotnicy ca³e ¿ycie przerabiaj¹ latem to, co zniszczy³a zima. Nic siê nie
oprze wp³ywowi tego klimatu, wszystkie gmachy, nawet te, co siê wydaj¹ najstarsze, zosta³y
wczoraj przebudowane, kamieñ trwa tutaj tyle, co zaprawa i wapno gdzie indziej. Trzon kolumny
Aleksandra, ten niezwyk³y kawa³ granitu, jest ju¿ spêkany od mrozu. W Petersburgu trzeba
u¿ywaæ spi¿u, aby podeprzeæ granit, lecz pomimo tylu ostrze¿eñ w mieœcie nieznu¿enie naœladuje
siê gmachy ciep³ych krajów. Pustkê polarn¹ zape³nia siê pos¹gami i p³askorzeŸbami
przeznaczonymi do utrwalania historii, bez wzglêdu na to, ¿e w tym kraju gmachy nie siêgaj¹
nawet tak daleko, jak wspomnienia.
Rosjanie robi¹ przeró¿ne rzeczy, ale powiedzia³bym, ¿e jeszcze zanim je skoñcz¹, ju¿ sobie
mówi¹: kiedy damy temu spokój? Petersburg jest jak rusztowanie gmachu: rusztowanie odpadnie
w chwili, gdy gmach bêdzie gotowy i doskona³y. Tym arcydzie³em, nie architektury, lecz
polityki, bêdzie zdobycie Bizancjum, które w najskrytszej g³êbi myœli Rosjan jest przysz³¹ stolic¹
Rosji i œwiata.
Naprzeciw pa³acu ogromna arkada przecina pó³kole budynków naœladuj¹cych antyk; s³u¿y ona
za wyjœcie z placu i prowadzi do ulicy Morskiej; nad tym olbrzymim sklepieniem wznosi siê
pompatycznie wóz szeœciokonny frontem do nas, koñmi ze spi¿u kieruje jakaœ postaæ, nie wiem
kto, alegoryczna lub historyczna. Nie s¹dzê, aby mo¿na by³o gdziekolwiek na œwiecie zobaczyæ
coœ w tak z³ym guœcie jak ta kolosalna brama, otwarta pod domem i po mieszczañsku upstrzona
mieszkalnymi pomieszczeniami, co nie przeszkadza, ¿e dziêki d¹¿eniu rosyjskich architektów do
monumentalizmu, zosta³a potraktowana jak ³uk triumfalny. Pójdê z wielk¹ niechêci¹ popatrzeæ z
bliska na te z³ocone konie i na posag, i na wóz, ale choæby nawet by³y piêknie zrobione, o czym
w¹tpiê, s¹ tak Ÿle umieszczone, ¿e ich na pewno nie bêdê podziwia³. W pomnikach zachêca nas
do przygl¹dania siê szczegó³om przede wszystkim harmonia ca³oœci; bez piêknej koncepcji
niewa¿na jest subtelnoœæ wykonania. Zreszt¹ wytworom sztuki rosyjskiej brak i jednej i drugiej.
A¿ do dnia dzisiejszego ta sztuka – to tylko cierpliwoœæ, polega ona na lepszym lub gorszym
naœladowaniu tego, co zosta³o wynalezione gdzie indziej, na chêci przeniesienia tego do siebie
bez wyboru ni smaku. Wszystko to jest mierne, choæ kolosalne, bo w architekturze o wielkoœci
decyduj¹ nie rozmiary murów, lecz surowoœæ stylu.
RzeŸba na otwartej przestrzeni robi tu na mnie wra¿enie egzotycznych roœlin, które trzeba by
wnosiæ ka¿dej jesieni do wnêtrza. Jak¿e ten fa³szywy zbytek nie odpowiada zwyczajom i
duchowi tego narodu, jego glebie i klimatowi! W kraju, gdzie jest niekiedy 60° stopni ró¿nicy
miêdzy temperatur¹ zimy a lata, nale¿a³oby zrezygnowaæ z architektury krajów ciep³ych. Ale
Rosjanie powziêli zwyczaj traktowania nawet samej natury jak niewolnicy i do zupe³nego
nieliczenia siê z czasem. Uparci naœladowcy, bior¹ swoj¹ pró¿noœæ za geniusz i wierz¹, ¿e s¹
powo³ani do odtworzenia u siebie, i to na wiêksza skalê, pomników ca³ego œwiata. To miasto ze
swymi bulwarami z granitu jest cudem, ale pa³ac z lodu, gdzie cesarzowa El¿bieta urz¹dzi³a
zabawê, równie¿ by³ cudem – a trwa³ tyle co p³atki œniegu, te ró¿e Syberii.
A¿ do chwili obecnej dzie³a zamawiane przez w³adców Rosji wydawa³y mi siê natchnione nie
mi³oœci¹ do sztuki, lecz mi³oœci¹ w³asn¹ cz³owieka.
Poœród innych przechwa³ek s³yszê, jak wielu Rosjan mówi, ¿e ich klimat staje siê
³agodniejszy. Czy¿by Bóg by³ wspólnikiem ambicji chciwego narodu? Czy¿by chcia³ mu daæ w
posiadanie nawet niebo, nawet aurê Po³udnia? Czy zobaczymy Ateny w Laponii, Rzym w

background image

Moskwie, bogactwa Tamizy w Zatoce Fiñskiej? Czy dzieje narodów sprowadzaj¹ siê do kwestii
d³ugoœci i szerokoœci geograficznej? Czy œwiat bêdzie zawsze œwiadkiem tych samych scen,
odgrywanych w coraz to innych teatrach?
Te pretensje mimo ca³ej œmiesznoœci dowodz¹, jak daleko mo¿e siêgaæ ambicja Rosjan.
Podczas gdy mój powóz po wyruszeniu z pa³acu szybko przecina³ d³ugi prostok¹t utworzony
przez opisany Ci w³aœnie przeze mnie ogromny plac, gwa³towny wiatr unosi³ k³êby kurzu; ju¿
tylko przez ruchom¹ zas³onê widzia³em pojazdy pêdz¹ce we wszystkich kierunkach po
nierównym bruku miasta. Letni kurz jest jedn¹ z klêsk Petersburga, do tego stopnia, ¿e ka¿e mi
têskniæ do zimowego œniegu.
Ledwo zd¹¿y³em wróciæ do siebie przed wybuchem burzy, któr¹ przerazi³a mniej lub wiêcej
znacz¹cymi prognostykami wszystkich zabobonnych mieszkañców miasta. Ciemnoœci w bia³y
dzieñ, duszna temperatura, coraz silniejsze grzmoty, którym nie towarzyszy deszcz, wichura
zdolna zburzyæ domy, sucha burza: oto widowisko dane nam przez niebo w czasie œlubnego
bankietu. Rosjanie pocieszaj¹ siê mówi¹c, ¿e burza krótko trwa³a i ¿e powietrze ju¿ jest czystsze
ni¿ przedtem. Ja tu opowiadam, co widzê, nie bior¹c w tym udzia³u. Moim wk³adem jest tylko
zainteresowanie uwa¿nego widza, uwa¿nego, lecz sercem obcego temu, co siê dzieje na jego
oczach. Miêdzy Francj¹ a Rosj¹ wznosi siê mur chiñski: s³owiañski jêzyk i s³owiañski charakter.
Wbrew pretensjom zaszczepionym Rosjanom przez Piotra Wielkiego, Syberia zaczyna siê od
Wis³y.

background image

15 lipca.
Wczoraj wieczór, o siódmej godzinie wróci³em do pa³acu z wieloma innymi cudzoziemcami.
Mieliœmy byæ przedstawieni cesarzowi i cesarzowej.
Widaæ, ¿e cesarz nie mo¿e zapomnieæ ani przez chwilê o tym, czym jest, ani o bezustannej
uwadze jak¹ budzi. Bez przerwy p o z u j e, z czego wynika, ¿e nigdy nie jest naturalny, nawet
kiedy jest szczery. Jego twarz ma trzy wyrazy, z których ¿aden nie jest zwyczajn¹ dobroci¹.
Najczêstszym wydaje mi siê surowoœæ; inny wyraz, choæ rzadszy, mo¿e lepiej pasuje do tego
piêknego oblicza – wyrazem tym jest majestat; trzeci to uprzejmoœæ, a do tego wyrazu wœlizguje
siê parê niuansów wdziêku, które ³agodz¹ zimne zdziwienie spowodowane w nas pocz¹tkowo
przez tamte dwa. Ale mimo wdziêku coœ szkodzi moralnemu wp³ywowi tego cz³owieka: to
mianowicie, ¿e ka¿dy z wyrazów nastêpuj¹cych dowolnie po sobie na tej twarzy jest przybierany
lub odrzucany zupe³nie, i¿ znikaj¹c nie zostawia ¿adnego œladu, który by nieco odmieni³ nowy
wyraz. Jest to zmiana dekoracji na oczach widza nie przygotowana ¿adnym przejœciem, rzek³byœ,
maska nak³adana i zdejmowana. Nie pomyl siê co do sensu, jaki nadajê tu s³owu maska, u¿ywam
go zgodnie z etymologi¹. Hipokryta po grecku znaczy³o aktor; hipokryta by³ to cz³owiek, który
wk³ada³ maskê, by odegraæ komediê. Mam wiêc na myœli, ¿e cesarz jest zawsze w swojej roli i ¿e
j¹ odgrywa jak wielki aktor.
Hipokryta, komediant to wyrazy Ÿle brzmi¹ce, zw³aszcza w ustach cz³owieka, który
pretenduje do bezstronnoœci i powagi. Ale wydaje mi siê, ¿e dla czytelników inteligentnych – a
zwracam siê tylko do takich – s³owa same w sobie s¹ niczym i ¿e wartoœæ wyra¿eñ zale¿y od
sensu, jaki chcemy im nadaæ. Nie znaczy to, ¿eby fizjognomii tego w³adcy brakowa³o szczeroœci
– nie, powtarzam, brak jej tylko naturalnoœci. Tak oto najwiêksza z chorób, na jakie cierpi Rosja
– brak wolnoœci – maluje siê nawet na twarzy jej monarchy: ma ona wiele masek, lecz ani jednej
twarzy. Szukacie cz³owieka? Znajdziecie jedynie cesarza.
Myœlê, ¿e mo¿na obróciæ tê uwagê ku jego chwale: ma cierpliwoœæ do swego zawodu. Przy
wzroœcie przekraczaj¹cym wzrost zwyk³ych ludzi tak, jak jego tron góruje nad tronami innych
w³adców, da³by dowód s³aboœci, gdyby przez chwilê po prostu by³ i gdyby zdradzi³ siê z tym,
¿e ¿yjê, myœli i czuje jak zwyczajny œmiertelnik. Nie dziel¹c z pozoru ¿adnego z naszych
przywi¹zañ, jest on zawsze wodzem, sêdzi¹, genera³em, admira³em, wreszcie panuj¹cym: nic
wiêcej, nic mniej.9 Poczuje siê bardzo zmêczony pod koniec ¿ycia, ale za to znajdzie siê bardzo
wysoko w opinii swego narodu, a mo¿e i w opinii œwiata, bo t³um lubi wysi³ki, które go dziwi¹,
roœnie w dumê widz¹c trud podejmowany dla jego olœnienia.
Gdybym mieszka³ w Petersburgu, sta³bym siê dworakiem, nie z mi³oœci w³adzy, nie z
chciwoœci ani z dziecinnej pró¿noœci, lecz pragn¹c znaleŸæ jak¹œ drogê, by dotrzeæ do serca tego
cz³owieka wyj¹tkowego i odmiennego od wszystkich innych ludzi. Nieczu³oœæ nie jest u niego

background image

9 Jakiœ Rosjanin wróci³ z Petersburga do Pary¿a.

Rodaczka spyta³a go: – Jak siê ma nasz pan? –Bardzo dobrze. – A cz³owiek? – Cz³owieka nie
widzia³em. – Powtarzam to bez przerwy; Rosjanie s¹ mojego zdania, ale tego w³aœnie nie powiedz¹..
wad¹ wrodzon¹, to nieunikniony rezultat stanowiska, którego nie wybra³, a którego nie mo¿e
odrzuciæ.
Odrzucenie w³adzy kwestionowanej bywa czasem odwetem, odrzucenie w³adzy absolutnej
by³oby tchórzostwem.
Tak czy inaczej, przedziwny los cesarzy Rosji budzi we mnie odruch najpierw ciekawoœci,
potem litoœci: jak nie wspó³czuæ trudnoœciom tego zaszczytnego osamotnienia!
...Im wiêcej siê widzi, czym jest dwór, tym bardziej siê wspó³czujê losowi cz³owieka
zmuszonego do kierowania nim, szczególnie gdy jest to dwór rosyjski. Dwór ten coraz bardziej
robi na mnie wra¿enie teatru, gdzie aktorzy spêdzaj¹ ¿ycie na próbach generalnych. Nikt nie
umie swojej roli i dzieñ przedstawienia nigdy nie przychodzi, bo dyrektor nigdy nie jest
zadowolony z gry swoich podw³adnych. Aktorzy i dyrektor, wszyscy marnuj¹ w ten sposób ¿ycie
na bezustannym przygotowywaniu, poprawianiu, doskonaleniu niekoñcz¹cej siê komedii
spo³ecznej, która ma za tytu³ „0 cywilizacji Pó³nocy”. Je¿eli mêcz¹cy jest sam tego widok,
wywnioskuj, co te¿ mo¿e kosztowaæ gra! ...Wolê ju¿ Azjê, panuje tam wiêksza zgoda. Przy
ka¿dym kroku postawionym w Rosji cz³owiek jest zdumiony konsekwencjami, jakie musz¹
poci¹gn¹æ za sob¹ zmiany w rzeczach i w instytucjach oraz niedoœwiadczenie ludzi. Wszystko to
ukrywane jest nader starannie, ale nieco uwagi wystarczy podró¿nikowi, aby zauwa¿yæ, czego
mu nie chc¹ pokazaæ.
...Zosta³em przedstawiony dziœ wieczorem nie przez ambasadora Francji, lecz przez wielkiego
mistrza ceremonii.
...Wszyscy cudzoziemcy dopuszczeni do zaszczytu zbli¿enia siê do panuj¹cych osób byli
zgromadzeni w jednym z salonów, przez które osoby te mia³y przejœæ, by otworzyæ bal.
...Przybywszy o oznaczonej godzinie czekaliœmy doœæ d³ugo na ukazanie siê w³adcy. Nie by³o
nas wielu.
Obok mnie sta³o kilku Francuzów, jeden Polak, jeden Genewczyk i wielu Niemców, ...cesarz
powita³ nas wszystkich z wyszukan¹ i ujmuj¹c¹ grzecznoœci¹. Od razu poznaæ by³o cz³owieka
zmuszonego i przyzwyczajonego do oszczêdzania mi³oœci w³asnej innych. Ka¿dy poczu³ siê po
jednym s³owie, jednym spojrzeniu sklasyfikowanym w myœli cesarskiej, a st¹d i w umyœle
wszystkich.
Aby mnie powiadomiæ, ¿e nie ma nic przeciwko moim podró¿om po jego kraju, cesarz by³
³askaw powiedzieæ mi, ¿e chc¹c wyrobiæ sobie nale¿yte pojêcie o kraju, trzeba pojechaæ
przynajmniej do Moskwy i do Nowogrodu Ni¿nego. – Petersburg jest rosyjski – doda³ – ale nie
jest to Rosja.
Tych parê s³ów wymówionych zosta³o dŸwiêkiem g³osu, którego siê nie da zapomnieæ, tyle
ma w sobie autorytetu, tak jest powa¿ny i zdecydowany. Wszyscy mówili mi o imponuj¹cym
wygl¹dzie, o szlachetnoœci rysów i postawy cesarza, ale nikt nie uprzedzi³ mnie o potêdze jego
g³osu: z pewnoœci¹ jest to g³os cz³owieka stworzonego do rozkazywania. Nie ma w tym ani
wysi³ku, ani wystudiowania, jest to dar rozwiniêty przez nawyk pos³ugiwania siê nim.
Cesarzowa ma z bliska ujmuj¹cy wyraz twarzy, a dŸwiêk jej g³osu jest równie ³agodny, równie
g³êboki, jak g³os cesarza jest naturalnie rozkazuj¹cy.
Zapyta³a mnie, czy przyjecha³em do Petersburga jako zwyk³y podró¿ny. Odpowiedzia³em, ¿e
tak.
– Wiem, ¿e pan jest cz³owiekiem ciekawym wszystkiego – doda³a.
– Tak, Pani – odpar³em – to ciekawoœæ sprowadza mnie do Rosji, i tym razem przynajmniej
nie bêdê ¿a³owa³, ¿e pofolgowa³em namiêtnoœci do poznawania œwiata.

background image

– S¹dzi pan? – podjê³a z czaruj¹cym wdziêkiem.

– Wydaje mi siê, ¿e w tym kraju s¹ rzeczy tak zadziwiaj¹ce, ¿e aby w nie uwierzyæ, trzeba je
zobaczyæ na w³asne oczy.
– Pragnê, ¿eby pan zobaczy³ du¿o i dobrze.
– To pragnienie Waszej Wysokoœci jest zachêt¹.
– Je¿eli bêdzie pan myœla³ o nas dobrze, pan to powie, ale na pró¿no, nie uwierz¹ panu: s³abo
nas znaj¹ na œwiecie i nie chc¹ poznaæ lepiej.
S³owa te zaskoczy³y mnie w ustach cesarzowej, bo kry³o siê w nich zatroskanie. Wyda³o mi
siê równie¿, ¿e okaza³a niejak¹ ¿yczliwoœæ dla mnie, wyra¿on¹ z wyj¹tkow¹ grzecznoœci¹ i
prostot¹.
...Feta, która nast¹pi³a po naszej prezentacji, jest jedn¹ z najwspanialszych, jakie widzia³em w
¿yciu. By³a to istna feeria, a podziw i zdziwienie budzone w ca³ym dworze przez ka¿dy salon
tego pa³acu, odnowionego w ci¹gu jednego roku, dodawa³y dramatycznego nastroju nieco
ch³odnej pompie zwyk³ych uroczystoœci. Ka¿da sala, ka¿de malowid³o by³o powodem do
zaskoczenia nawet dla samych Rosjan, którzy byli przy katastrofie i nie widzieli tej cudownej
siedziby, dopóki na s³owo boga œwi¹tyni¹ nie odrodzi³a siê z popio³ów. Co za wysi³ek woli! –
myœla³em na widok ka¿dej galerii, ka¿dego marmuru, ka¿dego malowid³a. Styl tych ornamentów,
choæ dopiero co zosta³y odnowione, przypomina³ wiek, w którym pa³ac powsta³: to, co
widzia³em, zdawa³o mi siê ju¿ pradawne – w Rosji kopiuje siê wszystko, nawet czas. Te cuda
budzi³y w t³umie zaraŸliwy podziw. Widz¹c tryumf woli jednego cz³owieka i s³uchaj¹c okrzyków
innych ludzi, sam zaczyna³em mniej siê oburzaæ na cenê, jak¹ kosztowa³ ten cud. Je¿eli
odczuwam ten wp³yw po dwudniowym pobycie, powinniœmy byæ pob³a¿liwi dla ludzi
urodzonych i pêdz¹cych ¿ycie w atmosferze tego dworu... to jest w Rosji, bo od koñca do koñca
pañstwa oddycha siê powietrzem dworu. Nie mówiê o ch³opach pañszczyŸnianych, choæ
w³aœciwie nawet i oni przez stosunki z dziedzicem doznaj¹ wp³ywu najwy¿szej myœli, jedynej,
która o¿ywia pañstwo. Dworzanin bêd¹cy ich panem jest dla nich obrazem najwy¿szego w³adcy;
wszêdzie, gdzie jest ktoœ pos³uszny komuœ, kto rozkazuje – wszêdzie tam widz¹ Rosjanie cesarza
i dwór.
Gdzie indziej biedak jest ¿ebrakiem lub wrogiem, w Rosji jest zawsze dworakiem. Na
wszystkich szczeblach spo³ecznych mo¿na znaleŸæ dworaków, dlatego mówi¹, ¿e dwór jest tu
wszêdzie, i ¿e miêdzy uczuciami wielkich panów rosyjskich a szlachty starej Europy jest taka
ró¿nica, jak miêdzy dworactwem a arystokracj¹.
...Zaproszono ambasadorów ca³ej Europy, by podziwiali niezwyk³e efekty tego ustroju, tym
dosadniej krytykowanego przez pospólstwo, im bardziej mu zazdroszcz¹ i podziwiaj¹ go
politycy, umys³y z gruntu praktyczne, i które musi przede wszystkim uderzaæ prostota trybów
maszyny despotyzmu. Jeden z najwiêkszych pa³aców œwiata odbudowany w ci¹gu roku: co za
obiekt podziwu dla ludzi nawyk³ych do oddychania powietrzem dworów!
Nigdy siê nie uzyskuje wielkich rzeczy bez wielkich ofiar. Jednoœæ kierowania, si³ê, autorytet,
potêgê wojskow¹ okupuje siê tu brakiem wolnoœci, podczas gdy Francja zap³aci³a za wolnoœæ
polityczn¹ i bogactwo przemys³owe swym dawnym duchem rycerskim i t¹ star¹ delikatnoœci¹
uczuæ, któr¹ niegdyœ nazywano honorem narodowym. Honor ten zast¹pi³y inne cnoty, mniej
patriotyczne, lecz bardziej powszechne: humanitaryzm, religia, mi³osierdzie. Wszyscy siê
zgadzaj¹ co do tego, ¿e Francja jest dzisiaj bardziej religijna ni¿ za czasów wszechmocy
duchowieñstwa. Chcieæ zachowaæ wykluczaj¹ce siê wzajemnie korzyœci znaczy straciæ te, które
s¹ w³aœciwe dla ka¿dej sytuacji. Oto czego nie chc¹ uznaæ u nas, nara¿aj¹c siê na zniszczenie
wszystkiego z chêci zachowania wszystkiego. Ka¿dy ustrój ma swoje koniecznoœci, które musi
akceptowaæ i szanowaæ, jeœli nie ma ulec zag³adzie.

background image

Chcemy byæ handlowcami jak Anglicy, ludŸmi wolnymi jak Amerykanie, niekonsekwentnymi
jak Polacy za czasów swoich sejmów, zdobywczymi jak Rosjanie: to znaczy byæ niczym. Zdrowy
rozs¹dek narodu polega najpierw na przeczuciu, potem na wyborze celu zgodnie ze swoim
duchem i na nieunikaniu ¿adnej z ofiar koniecznych dla osi¹gniêcia tego celu, wskazanego przez
naturê i historiê. To w³aœnie stanowi o sile Anglii.
Francji brak rozs¹dku w myœlach i umiaru w pragnieniach.
Francja jest wielkoduszna, a nawet zdolna do poœwiêceñ ale nie umie u¿ywaæ swoich si³ i
kierowaæ nimi. Dzia³a na oœlep. Ten kraj, gdzie od czasu Fenelona bez przerwy mówiono o
polityce, nie jest dziœ ani rz¹dzony, ani administrowany, spotyka siê tylko ludzi, którzy widz¹ z³o
i ubolewaj¹ nad nim; co do lekarstwa, ka¿dy go szuka wœród swych namiêtnoœci, a wiêc nikt go
nie znajduje, gdy¿ namiêtnoœci przekonywuj¹ tylko tych, którzy je maj¹.
Mimo to w³aœnie w Pary¿u pêdzi siê najmilsze ¿ycie: ludzie tu bawi¹ siê wszystkim
narzekaj¹c na wszystko, w Petersburgu natomiast ludzie nudz¹ siê wszystkim chwal¹c wszystko:
nawiasem mówi¹c, przyjemnoœæ nie jest celem istnienia, nie jest nim nawet dla jednostek, tym
bardziej dla narodów.
Co mi siê wyda³o nawet jeszcze godniejsze podziwu ni¿ sala tañców pa³acu Zimowego z jej
z³oceniami, to galeria, gdzie podano kolacjê... stó³ nakryty do kolacji by³ olœniewaj¹cy: w tym
bankiecie wszystko mi siê zdawa³o kolosalne, wszystko by³o nieprzeliczone, i nie wiedzia³em, co
nale¿y bardziej podziwiaæ: efekt ca³oœci czy te¿ wielkoœæ i liczbê przedmiotów rozpatrywanych
oddzielnie. Przy tym stole nakrytym w jednej tylko sali siedzia³o naraz tysi¹c osób.
Nie spodziewa³em siê wcale, ¿e doznam na tym balu przyjemnoœci nie maj¹cej nic wspólnego
z otaczaj¹cymi mnie osobami i przedmiotami: mam na myœli wra¿enie, jakie wywieraj¹ na mnie
zawsze wielkie zjawiska natury. W dzieñ temperatura osi¹gnê³a trzydzieœci stopni i mimo
wieczornej œwie¿oœci atmosfera w pa³acu w czasie fety by³a przyt³aczaj¹ca. Odszed³szy od sto³u
schroni³em siê czym prêdzej w ambrazurze otwartego okna. Tam, ca³kiem oderwany od tego, co
mnie otacza³o, nagle zosta³em olœniony widokiem jednego z efektów œwietlnych które raduj¹ nas
tylko na Pó³nocy, podczas czarodziejskiej poœwiaty nocy polarnych. Wielopiêtrowe masy chmur
burzowych, bardzo czarnych, bardzo ciê¿kich, dzieli³y niebo na strefy. By³o pó³ do pierwszej.
Noce zaczynaj¹ce siê znowu w Petersburgu s¹ jeszcze tak krótkie, ¿e ledwo ma siê czas je
zauwa¿yæ. O tej porze zorza poranna pojawi³a siê ju¿ od strony Archangielska, wiatr usta³ i w
przerwach dziel¹cych wa³y nieruchomych ob³oków widnia³a g³¹b nieba, ¿ywoœci¹ i blaskiem
bieli podobna do srebrnych pasemek przedzielonych masywnymi girlandami haftu. To œwiat³o
odbija³o siê w Newie bez pr¹du, bo zatoka, jeszcze wstrz¹sana niedawn¹ burz¹, odpycha³a wodê
do ³o¿yska rzeki i dawa³a wielkiemu zwierciad³u tej uœpionej wody pozory mlecznego morza czy
per³owego jeziora.
Przed moimi oczami rozci¹ga³a siê wiêksza czêœæ Petersburga z bulwarami i iglicami kaplic;
by³a to prawdziwa kompozycja Brueghela Aksamitnego. S³owa nie mog¹ oddaæ barw tego
obrazu. Cerkiew Œ wiêtego Miko³aja z kioskami swych dzwonnic odcina³a siê b³êkitem lapis
lazuli na bia³ym niebie. Resztki iluminacji zgaszonej przez jutrzenkê iskrzy³y siê jeszcze pod
portykiem Gie³dy, gmachu greckiego, koñcz¹cego z teatraln¹ pomp¹ jedn¹ z wysp na Newie, w
miejscu gdzie rzeka dzieli siê na dwoje g³ównych ramion. Oœwietlone kolumny gmachu, których
kiepski styl znika³ o tej porze i z tej odleg³oœci, powtarza³y siê w wódziê bia³ej rzeki, gdzie
rysowa³y odwrócone fronton i z³oty perystyl. Ca³a reszta miasta by³a jaskrawo b³êkitna, jak dal
na obrazach starych mistrzów. Ten fantastyczny obraz, namalowany na ultramarynowym tle,
obramiony z³otym oknem, kontrastowa³ w sposób naprawdê nadprzyrodzony z blaskiem

background image

¿yrandoli i z przepychem wnêtrza pa³acu. Rzek³byœ, miasto, niebo, morze, ca³a natura chce
wspó³dzia³aæ ze wspania³oœci¹ dworu i umo¿liwiæ bankiet ofiarowany córce przez w³adcê tej

ogromnej krainy. Wygl¹d nieba mia³ w sobie coœ tak zadziwiaj¹cego, ¿e przy odrobinie
wyobraŸni mo¿na by uwierzyæ, ¿e od pustyñ Laponii a¿ do Krymu, od Kaukazu i Wis³y do
Kamczatki król nieba odpowiada jakimœ znakiem na zew króla ziemi. Niebo Pó³nocy obfituje w
przepowiednie. Wszystko to by³o nadzwyczajne, a nawet piêkne, by³em pogr¹¿ony w coraz
g³êbszej kontemplacji, gdy obudzi³ mnie g³os kobiecy, ³agodny i g³êboki.
– Co pan tu robi? – spyta³a.
– Podziwiam, Pani. Dziœ nie jestem w stanie robiæ nic innego.
By³a to cesarzowa. Znajdowa³a siê sama ze mn¹ w ambrazurze tego okna, przypominaj¹cego
kiosk otwarty na Newê.
– Ja siê duszê – podjê³a jej Wysokoœæ – to mniej poetyczne, ale pan ma s³usznoœæ, ¿e podziwia
ten obraz, bo jest wspania³y. – Zaczê³a patrzeæ razem ze mn¹.
– Jestem pewna – doda³a – ¿e pan i ja jesteœmy tu jedyni, którzy spostrzegli ten efekt œwietlny.
– Wszystko, co widzê tutaj, jest dla mnie nowoœci¹ i jestem niepocieszony, ¿e nie
przyjecha³em do Rosji za m³odu.
– Cz³owiek jest zawsze m³ody sercem i wyobraŸni¹.
Nie œmia³em odpowiedzieæ, bo cesarzowa, tak samo jak ja, ma ju¿ tylko ten rodzaj m³odoœci, a
tego w³aœnie nie chcia³em daæ jej odczuæ. Ona by mi nie zostawi³a czasu, a ja nie mia³bym
odwagi powiedzieæ jej, ile ona ma rekompensat, by siê pocieszyæ za bieg czasu. Oddalaj¹c siê
powiedzia³a mi z w³aœciwym sobie szczególnym wdziêkiem:
– Bêdê pamiêtaæ, ¿e cierpia³am i podziwia³am razem z panem. – Po czym doda³a: – Jeszcze
nie odchodzê. Jeszcze siê dziœ zobaczymy.
...Opuszczaj¹c salê jadaln¹, by przejœæ na galeriê balow¹, zbli¿y³em siê do innego okna.
Wychodzi³o na wewnêtrzne podwórze pa³acu. Mia³em tu widowisko ca³kiem innego rodzaju,
lecz tak samo niespodziewane, tak samo zaskakuj¹ce, jak wschód jutrzenki na piêknym niebie
Petersburga: widok wielkiego dziedziñca pa³acu Zimowego; jest czworok¹tny, jak w Luwrze. W
czasie balu to ogrodzenie stopniowo wype³ni³o siê ludŸmi. Œ wiat³o brzasku stawa³o siê coraz
wyraŸniejsze, pojawia³ siê dzieñ. Widz¹c ten t³um oniemia³y z zachwytu, ten lud nieruchomy,
milcz¹cy i, ¿e tak powiem, zafascynowany splendorem pa³acu swego w³adcy, wdychaj¹cy z
nieœmia³ym szacunkiem, z rodzajem zwierzêcej radoœci emanacjê królewskiej uczty, dozna³em
przyjemnego wra¿enia. Nareszcie znalaz³em w Rosji t³um, przedtem widzia³em tu tylko ludzi.
Nie by³o widaæ ani piêdzi ziemi, taki by³ t³ok. Niemniej w despotycznych krajach wszystkie
rozrywki ludu wydaj¹ mi siê podejrzane, kiedy pokrywaj¹ siê z rozrywkami w³adców. Lêk i
pochlebstwo ma³ych, pycha i ob³udna wspania³omyœlnoœæ wielkich – to jedyne uczucia, w
których realnoœæ wierzê miêdzy ludŸmi ¿yj¹cymi w ustroju autokratycznym.
Wœród petersburskich festynów nie mogê zapomnieæ o podró¿y carycy Katarzyny na Krym i o
fasadach wiosek, symulowanych tu i ówdzie przy pomocy malowanych desek i p³ócien, o æwieræ
mili od drogi, by wmówiæ tryumfuj¹cej w³adczyni, ¿e za jej panowania pustynia siê zaludni³a.
Dziœ jeszcze umys³ami Rosjan w³adaj¹ podobne d¹¿enia: ka¿dy maskuje z³o i symuluje dobro w
oczach w³adcy. Jest to permanentny spisek uœmiechów, konspiruj¹cy przeciw prawdzie na rzecz
zadowolenia tego, kto uchodzi za istotê, która pragnie dobra wszystkich i dzia³a w tym celu.
Cesarz jest jedynym ¿ywym cz³owiekiem w cesarstwie – bo jeœæ to nie znaczy ¿yæ.
Trzeba jednak przyznaæ, ¿e ten lud pozostawa³ tu prawie dobrowolnie, nie wygl¹da³o na to, ¿e
coœ go zmusi³o do przyjœcia pod okna cesarza, by udawaæ, ¿e siê bawi; a wiêc bawi³ siê, ale
wy³¹cznie rozbawieniem swoich panów, bawi³ siê wielce smutno, jak powiada Froissart.

background image

Jednakowo¿ fryzury kobiet z ludu, piêkne kortowe suknie i jaskrawe we³niane pasy mê¿czyzn
ubranych z rosyjska, to jest z perska, rozmaitoœæ kolorów, nieruchomoœæ ludzi stwarza³y iluzjê
ogromnego tureckiego dywanu, rzuconego od koñca do koñca podwórza na rozkaz magika, który

przewodzi tu wszystkim cudom. Ca³y klomb g³ów, taka by³a najpiêkniejsza ozdoba pa³acu
cesarza podczas pierwszej nocy zaœlubin jego córki. W³adca ten myœla³ o tym to samo co ja, bo
wskazywa³ uprzejmie cudzoziemcom na ten t³um bez okrzyków, który œwiadczy³ jedynie
obecnoœci¹ o udziale, jaki bierze w szczêœciu swych panów. By³ to cieñ ludu na klêczkach przed
niewidzialnymi bogami.

background image

Petersburg, 19 lipca 1839.
...Trzeba byæ Rosjaninem, a nawet cesarzem, by siê nie poddawaæ zmêczeniu petersburskim
¿yciem w tej chwili: wieczorami takie festyny, jakie widuje siê tylko w Rosji, rano dworskie
gratulacje, ceremonie, przyjêcia, lub te¿ uroczystoœci publiczne, parady na morzu i na l¹dzie,
okrêt o 120 armatach spuszczony na Newê przed ca³ym dworem powiêkszonym o ca³e miasto:
oto, co poch³ania moje si³y i zajmuje moj¹ ciekawoœæ. Przy tak wype³nionych dniach
korespondencja staje siê niemo¿liwa.
Kiedy Ci mówiê, ¿e z³¹czone miasto i dwór widzia³y spuszczenie okrêtu na Newê –
najwiêkszego okrêtu jaki siê na niej pojawi³ – nie wyobra¿aj sobie z tego powodu, ¿e na tym
œwiêcie ¿eglugi by³y t³umy: czterysta czy piêæset tysiêcy ludzi zamieszka³ych w Petersburgu gubi
siê w obszernym obwodzie tego ogromnego miasta o sercu z granitu i spi¿u, o ciele z gipsu i
zaprawy murarskiej i o krañcach z malowanego drewna i zgni³ych desek. Deski te s¹ posadzone
na kszta³t wa³u ochronnego wokó³ pustego moczaru. To miasto bajecznie wspania³e, kolos na
glinianych nogach, nie jest podobne do ¿adnej ze stolic cywilizowanego œwiata, chocia¿ aby je
zbudowaæ skopiowano je wszystkie. Ale cz³owiek bêdzie szuka³ na pró¿no wzorów na koñcu
œwiata, jego panami s¹ gleba i klimat, one zmuszaj¹ go do robienia nowych rzeczy, chocia¿
wola³by tylko odtwarzaæ antyk.10
Widzia³em Kongres Wiedeñski, ale nie przypominam sobie ¿adnego przyjêcia, które da³oby
siê porównaæ pod wzglêdem bogactwa klejnotów, strojów, ró¿norodnoœci i zbytku mundurów ani
pod wzglêdem rozmachu i organizacji ca³ej imprezy z bankietem wydanym przez cesarza w
wieczór œlubu jego córki w tym samym spalonym rok temu pa³acu Zimowym, który siê odradza z
popio³ów na g³os jednego cz³owieka.
Piotr Wielki nie umar³. Jego si³a duchowa wci¹¿ ¿yje, wci¹¿ dzia³a: Miko³aj jest jedynym
w³adc¹ rosyjskim, jakiego mia³a Rosja od czasów za³o¿yciela jej stolicy.
...Ledwo odpocz¹wszy po balu dworskim mieliœmy wczoraj now¹ fetê w pa³acu
Michaj³owskim, u wielkiej ksiê¿ny Heleny, szwagierki cesarza.
...Wnêtrze wielkiej galerii, gdzie tañczono, urz¹dzone by³o z bajkowym zbytkiem. Tysi¹c
piêæset skrzyñ i donic z najrzadszymi roœlinami tworzy³o wonny bukiet. W jednym z k¹tów sali,
w g¹szczu egzotycznych roœlin, widnia³ basen ze œwie¿¹ i przezroczyst¹ wod¹, z której tryska³
bez przerwy strumieñ. Ten wodotrysk oœwietlony pêkami œwiec, lœni³ jak diamentowy py³ i
odœwie¿a³ powietrze poruszane bez przerwy ogromnymi ga³êziami wilgotnych od deszczu
palmowców i bananowców lœni¹cych od rosy, a wicher walca unosi³ jego per³y i rzuca³ je na
mech pachn¹cego gaju. Rzek³byœ, wszystkie te cudzoziemskie roœliny o korzeniach ukrytych pod
kobiercami zieleni rosn¹ tu na w³asnym terenie, a orszak tancerek i tancerzy Pó³nocy przechadza
siê moc¹ czarów po tropikalnym lesie. Myœla³em, ¿e œniê. Nie by³ to tylko przepych, by³a to
poezja. Blask tej czarodziejskiej galerii ustokrotnia³o tak¿e mnóstwo luster, jakiego nie
widzia³em jeszcze nigdzie... Nie wiadomo by³o, gdzie jesteœmy, znikne³y granice, wszystko

background image

10 . Bulwary nad New¹ s¹ z granitu, kopu³a Œwiêtego Izaaka z miedzi, pa³ac Zimowy i kolumna Aleksandra z
piêknego kamienia, marmuru i granitu, pos¹g Piotra I ze spi¿u

stawa³o siê przestrzeni¹, œwiat³em, z³oceniami, kwiatami, refleksami, iluzj¹, ruchy t³umu i sam
t³um mno¿y³y siê w nieskoñczonoœæ... Nie widzia³em czegoœ tak piêknego.
...Podziwiaj wiêc z wszystkich si³ i to, co Ci opisujê, i to, czego Ci odmalowaæ nie mogê.
Przed kolacj¹ cesarzowa, siedz¹ca pod baldachimem egzotycznej zieleni, da³a mi znak, ¿ebym
siê do niej zbli¿y³. Ledwo us³ucha³em, gdy cesarz podszed³ do czarodziejskiego basenu, którego
wodotrysk oœwietla³ nas diamentowo, odœwie¿aj¹c wonnymi emanacjami. Wzi¹³ mnie pod rêkê,
zaprowadzi³ o kilka kroków od fotela swojej ¿ony i tam raczy³ gawêdziæ ze mn¹ ponad kwadrans
o interesuj¹cych rzeczach, bo ten w³adca nie rozmawia z kimœ tak jak tylu innych w³adców, tylko
po to, by by³o widaæ, ¿e z kimœ rozmawia. Najpierw powiedzia³ mi kilka s³ów o dobrej
organizacji fety. Odpowiedzia³em mu, ¿e przy tak aktywnym trybie ¿ycia jak jego dziwiê siê, ¿e
mo¿e znaleŸæ czas na wszystko, a nawet na to, by podzielaæ przyjemnoœci t³umu.
– Na szczêœcie – podj¹³ – machina administracyjna w moim kraju jest bardzo prosta; bo przy
naszych odleg³oœciach utrudniaj¹cych wszystko, gdyby forma rz¹dów by³a skomplikowana, nie
wystarczy³aby g³owa jednego cz³owieka.
By³em zaskoczony i pochlebiony tym tonem szczeroœci. Cesarz, który lepiej ni¿ ktokolwiek
s³yszy to, czego mu nie mówi¹, prawi³ dalej, odpowiadaj¹c na moj¹ myœl.
– Je¿eli mówiê do pana w ten sposób, to dlatego, ¿e wiem, ¿e pan mnie mo¿e zrozumieæ: my
kontynuujemy dzie³o Piotra Wielkiego.
– On nie umar³, Najjaœniejszy Panie, jego duch i wola rz¹dz¹ jeszcze Rosj¹.
Gdy siê rozmawia publicznie z cesarzem, w pe³nym szacunku dystansie tworzy siê grupka
dworzan. St¹d nikt nie mo¿e s³yszeæ tego, co mówi w³adca, choæ na nim w³aœnie spoczywaj¹
wszystkie spojrzenia.
To nie w³adca nas wprawia w zak³opotanie, gdy czyni nam zaszczyt mówienia do nas – to
jego dwór.
Cesarz podj¹³: – Tê wolê bardzo trudno spe³niæ. Pos³uszeñstwo sprawia, ¿e wierzy pan w
jednolitoœæ u nas – jest pan w b³êdzie, nie ma kraju o takiej ró¿norodnoœci plemion, obyczajów,
wyznañ i ducha, jak Rosja. Odmiennoœæ pozostaje w g³êbi, na powierzchni jest jednolitoœæ, wiêc
jednoœæ jest tylko pozorna. Widzi pan tu nieopodal dwudziestu oficerów, otó¿ tylko dwaj pierwsi
z nich to Rosjanie, trzej nastêpni to pojednani Polacy, czêœæ innych to Niemcy. Niekiedy nawet
jakiœ chan kirgiski przywozi mi syna, ¿eby siê wychowa³ wœród moich kadetów: oto jeden z nich
– powiedzia³ wskazuj¹c mi palcem chiñsk¹ ma³pkê w dziwacznym stroju z aksamitu gêsto
przetykanego z³otem. To dziecko Azji wystrojone by³o w wysok¹ sztywn¹ spiczast¹ czapkê o
du¿ym rondzie, zaokr¹glonym i podwiniêtym, podobn¹ do nakrycia g³owy kuglarza.
– Dwieœcie tysiêcy dzieci wychowuje siê i kszta³ci na mój koszt razem z tym dzieckiem.
– Najjaœniejszy Panie, wszystko w Rosji robi siê na wielk¹ skalê, wszystko tu jest kolosalne.
– Zbyt kolosalne dla jednego cz³owieka.
– Jaki cz³owiek by³ kiedykolwiek bli¿szy swemu narodowi?
– Ma pan na myœli Piotra Wielkiego?
– Nie, Najjaœniejszy Panie.
– Mam nadziejê, ¿e pan nie poprzestanie na zobaczeniu Petersburga? Jakie s¹ pañskie plany

background image

podró¿y po moim kraju?
– Najjaœniejszy Panie, pragnê wyjechaæ od razu po festynie w Peterhofie.
– By udaæ siê dok¹d?
– Do Moskwy i do Nowogrodu Ni¿nego.
– To dobrze, ale wybiera siê pan tam za wczeœnie: zamierza pan opuœciæ Moskwê przed moim
przyjazdem, a ja bym siê cieszy³ widz¹c tam pana.
– Najjaœniejszy Panie, te s³owa Waszej Wysokoœci wp³yn¹ na zmianê mojego planu.

– Tym lepiej, poka¿emy panu nowe roboty, które prowadzimy na Kremlu. Moim celem jest
uczyniæ architekturê tych starych gmachów bardziej odpowiedni¹ do u¿ytku, jaki siê z nich robi
dzisiaj. Pa³ac, zbyt ma³y, stawa³ siê dla mnie niewygodny. Bêdzie pan równie¿ œwiadkiem
interesuj¹cej ceremonii na równinie Borodina: mam tam po³o¿yæ kamieñ wêgielny pod pomnik,
który wznoszê na pami¹tkê tej bitwy.
Milcza³em, i prawdopodobnie twarz mi spowa¿nia³a. Cesarz wbi³ we mnie wzrok, a potem
podj¹³ tonem pe³nym dobroci z odcieniem delikatnoœci, a nawet wra¿liwoœci, który mnie
wzruszy³.
– Przynajmniej widok manewrów zainteresuje pana.
– Najjaœniejszy Panie, wszystko w Rosji mnie interesuje...
...Odszed³em z balu w pa³acu Michaj³owskim bardzo wczeœnie. Wychodz¹c przystan¹³em na
schodach, gdzie chêtniej bym zosta³ d³u¿ej: by³ to gaj pomarañczowy w rozkwicie. Nigdy nie
widzia³em nic wspanialszego i lepiej zorganizowanego ni¿ ten festyn, ale nie znam nic tak
mêcz¹cego, jak przed³u¿aj¹cy siê podziw, o ile nie odnosi siê ani do zjawisk przyrody, ani do
dzie³ sztuki.
¯egnam siê z Tob¹, by pójœæ na obiad do pewnego oficera rosyjskiego; jest to m³ody hrabia
XXX, który mnie zabra³ dziœ rano do muzeum mineralogicznego, chyba najpiêkniejszego w
Europie, bo kopalnie Uralu s¹ niezmiernie bogate.
Tu nic nie mo¿na zobaczyæ samemu, zawsze jest z nami ktoœ tutejszy, by nam czyniæ honory
urzêdów i instytucji publicznych, a w ci¹gu roku niewiele dni sprzyja ich ogl¹daniu. W lecie
naprawia siê gmachy zniszczone zimnem, zim¹ bywa siê w œwiecie, tañczy siê, gdy siê nie
marznie. Pomyœlisz, ¿e przesadzam, je¿eli Ci powiem, ¿e w Petersburgu wcale nie lepiej widzi
siê Rosjê ni¿ z Francji. Wyniszcz tê uwagê z jej paradoksalnej formy, a uzyskasz szczer¹ prawdê.
Z pewnoœci¹ nie wystarczy przyjechaæ do tego kraju, by go poznaæ. Bez protekcji nie mia³oby siê
pojêcia o niczym, a protekcja czêsto nas tyranizuje i nara¿a na wyrobienie sobie fa³szywych
pojêæ.11

background image

11 O to im w³aœnie chodzi.

Petersburg, 21 lipca 1839.
...Widzia³em w Operze coœ, co nazywa siê przedstawieniem galowym. Wspaniale oœwietlona
sala wydawa³a mi siê wielka i kszta³tna. Tu nie znaj¹ ani galerii, ani balkonów, nie ma w
Petersburgu mieszczañstwa, które by przeszkadza³o architektom w ich planach, a wiêc sale
widowiskowe mo¿na budowaæ na podstawie planów prostych i regularnych jak teatry w³oskie,
gdzie kobiety nie nale¿¹ce do wielkiego œwiata zajmuj¹ parter.
Dziêki szczególnym wzglêdom dosta³em na to przedstawienie fotel w pierwszym rzêdzie
parteru. W dniach spektakli galowych fotele s¹ zarezerwowane dla najwiêkszych panów, to jest
dla najwy¿szych rang dworskich; nie wpuszcza siê tu nikogo bez munduru, bez stroju
odpowiedniego do rangi i stanowiska...
...Nie podziwia³em zbytnio widowiska, zajmowali mnie przede wszystkim widzowie.
Wreszcie nadszed³ dwór. Lo¿a cesarska to œwietny salon, zajmuj¹cy g³¹b sali teatralnej, i salon
ten jest jeszcze mocniej oœwietlony ni¿ reszta teatru, której te¿ nic pod tym wzglêdem nie
brakuje.
Wejœcie cesarza wyda³o mi siê imponuj¹ce. Kiedy siê zbli¿a³ do przodu swej lo¿y w
towarzystwie cesarzowej, a za nim jego rodzina i dwór, publicznoœæ wsta³a masowo. Cesarz w
paradnym mundurze, jaskrawoczerwonym, jest szczególnie piêkny. W mundurze kozackim
dobrze jest tylko bardzo m³odym mê¿czyznom, w tym jest lepiej mê¿czyŸnie w wieku Jego
Wysokoœci, podkreœla on szlachetnoœæ jego rysów i postaci.
...Widziany z miejsca, gdzie siê znajdowa³em, bêd¹cym mniej wiêcej œrodkiem obu teatrów –
sceny i dworu – cesarz wydawa³ mi siê ca³kowicie godnym rozkazywania ludziom, tak
szlachetn¹ i majestatyczn¹ ma twarz, tak nobliwie wygl¹da³. Od razu przypomnia³em sobie jego
zachowanie w momencie, gdy wstêpowa³ na tron i ta piêkna karta historii oderwa³a mnie od
ogl¹danego widowiska.
To, co zaraz przeczytasz, opowiedzia³ mi parê dni temu sam cesarz. Nie powtórzy³em Ci tej
rozmowy w ostatnim liœcie dlatego, ¿e papierów zawieraj¹cych podobne szczegó³y nie mo¿na
powierzyæ rosyjskiej poczcie ani nawet ¿adnemu podró¿nemu.
Dzieñ, kiedy Miko³aj mia³ obj¹æ tron, by³ dniem wybuchu buntu gwardii. Na pierwsz¹ wieœæ o
rebelii w wojsku cesarz i cesarzowa zeszli sami do swojej kaplicy i pad³szy na klêczki na stopnie
o³tarza poprzysiêgli sobie przed Bogiem, ¿e je¿eli nie zdo³aj¹ opanowaæ buntu, umr¹ jako
w³adcy.
Cesarz s¹dzi³, ¿e sprawa jest powa¿na, bo w³aœnie dowiedzia³ siê, ¿e arcybiskup usi³owa³ ju¿
na pró¿no uspokoiæ ¿o³nierzy. Gdy w Rosji zawodzi w³adza duchowna, znaczy to, ¿e nie³ad jest
ju¿ groŸny.
Prze¿egnawszy siê cesarz wyszed³ z kaplicy z zamiarem pójœcia do buntowników i
uœmierzenia ich sam¹ swoj¹ obecnoœci¹ i spokojn¹ energi¹ swej fizjognomii. Sam mi opowiedzia³

background image

tê scenê w skromniejszych terminach ni¿ te, których w³aœnie u¿y³em. Niestety zapomnia³em
pierwszej czêœci jego opowiadania, bo w pierwszej chwili by³em nieco zmieszany

nieoczekiwanym obrotem, jaki przybiera³a nasza rozmowa. Podejmê j¹ w momencie, który
pamiêtam.
– Najjaœniejszy Panie, Wasza Wysokoœæ zaczerpnê³a swoj¹ si³ê z samego Ÿród³a.
– Nie wiedzia³em, co bêdê robi³ i mówi³, by³em natchniony.
– Aby mieæ podobne natchnienia, trzeba na nie zas³u¿yæ.
– Nie zrobi³em nic nadzwyczajnego, powiedzia³em do ¿o³nierzy: „Wracajcie do szeregów”, a
w chwili, gdy mia³em zrobiæ przegl¹d oddzia³u, zawo³a³em: „Na kolana!” Wszyscy us³uchali. Co
mi doda³o si³, to fakt, ¿e chwilê wczeœniej przysta³em na œmieræ. Jestem wdziêczny za sukces, nie
jestem z niego dumny, bo nie ma w nim mojej zas³ugi.
Tymi oto szlachetnymi s³owami pos³u¿y³ siê cesarz, by mi opowiedzieæ tê wspó³czesn¹
tragediê.
Mo¿esz z tego s¹dziæ o atrakcyjnoœci tematów, jakie wype³niaj¹ jego rozmowy z
cudzoziemcami, których raczy zaszczyciæ sw¹ ¿yczliwoœci¹, jak¿e odleg³a jest ta opowieœæ od
dworskich bana³ów! To Ci powinno wyjaœniæ rodzaj w³adzy, jak¹ ma nad nami, podobnie jak nad
swoim narodem i swoj¹ rodzin¹. Jest to s³owiañski Ludwik XIV.
Naoczni œwiadkowie zapewniali mnie, ¿e rós³ w oczach z ka¿dym krokiem, jaki stawia³
postêpuj¹c ku buntownikom. Z cz³owieka ma³omównego, melancholijnego i pedantycznego, na
jakiego wygl¹da³ za m³odu, sta³ siê z chwil¹ dojœcia do w³adzy bohaterem. Jest to przeciwieñstwo
wiêkszoœci w³adców, którzy na ogó³ zapowiadaj¹ wiêcej ni¿ dotrzymuj¹.
Ten jest do tego stopnia w swojej roli, ¿e tron jest dla niego tym, czym scena dla wielkiego
aktora. Jego postawa wobec zbuntowanej gwardii by³a podobno tak imponuj¹ca, ¿e jeden ze
spiskowców podszed³ doñ cztery razy, aby go zabiæ w czasie przemowy do oddzia³u, i cztery
razy nêdznikowi zabrak³o odwagi, jak Cymbrowi Mariusza. Dobrze poinformowani ludzie
przypisuj¹ ten bunt wp³ywowi tajnych towarzystw, które podobno toczy³y Rosjê od czasu
kampanii wojsk sprzymierzonych we Francji i czêstych podró¿y oficerów rosyjskich do Niemiec.
Powtarzam Ci to, co s³yszê; s¹ to fakty niejasne, których sprawdziæ nie mam mo¿liwoœci.
Œ rodkiem wybranym przez spiskowców dla podburzenia wojska by³o œmieszne k³amstwo:
rozpowszechniono pog³oskê, ¿e Miko³aj uzurpuje koronê nale¿n¹ jego bratu Konstantemu, który
podobno znajdowa³ siê w drodze do Petersburga, by dochodziæ swoich praw z broni¹ w rêku. Oto
podstêp, po który siêgniêto, by sk³oniæ buntowników do wo³ania pod oknami pa³acu: „Niech ¿yje
konstytucja!” Przywódcy mówili im, ¿e wyraz Konstytucja jest imieniem ¿ony Konstantego,
ich przewidywanej cesarzowej. Widzisz wiêc, ¿e w g³êbi serc ¿o³nierzy by³o poczucie
obowi¹zku, skoro uda³o siê ich sk³oniæ do buntu tylko za pomoc¹ podstêpu.
Faktem jest, ¿e Konstanty zrezygnowa³ z tronu tylko z powodu s³aboœci; ba³ siê, ¿e zostanie
otruty, na tym polega³a jego filozofia. Bóg wie, i mo¿e równie¿ kilku ludzi, czy abdykacja ocali³a

background image

go przed niebezpieczeñstwem, którego chcia³ unikn¹æ.
A wiêc oszukani ¿o³nierze zbuntowali siê przeciw swemu prawowitemu w³adcy broni¹c
prawowitej w³adzy!
Zauwa¿ono, ¿e przez ca³y czas pozostawania przed wojskiem cesarz ani razu nie zmusi³
swego konia do galopu, tak by³ spokojny, by³ tylko bardzo blady. Sprawdza³ swoj¹ potêgê, a
sukces tej próby zapewni³ mu pos³uszeñstwo narodu.
Oto co jeszcze zapamiêta³em z dalszego ci¹gu naszej rozmowy:
– Po uœmierzeniu buntu Wasza Wysokoœæ wróci³ chyba do pa³acu w ca³kiem innym
usposobieniu ni¿ przed wyjœciem z niego, bo zapewni³ sobie wraz z tronem podziw œwiata i
sympatie wszystkich szlachetnych dusz.
– Nie s¹dzi³em tak. Przesadnie oceniono to, co wtedy zrobi³em.

– W ka¿dym razie, Najjaœniejszy Panie, jednym z g³ównych motywów mojej ciekawoœci przed
przyjazdem do Rosji by³a chêæ zbli¿enia siê do panuj¹cego, który ma tak¹ w³adzê nad ludŸmi.
– Rosjanie s¹ dobrzy, ale trzeba staæ siê godnym rz¹dzenia takim narodem.
– Wasza Wysokoœæ zgad³, co jest odpowiednie dla Rosji, lepiej ni¿ którykolwiek z jego
poprzedników.
– Despotyzm jeszcze istnieje w Rosji, bo jest istot¹ moich rz¹dów, ale siê zgadza z duchem
narodu.
– Najjaœniejszy Pan wstrzymuje Rosjê na drodze do naœladowania i zwraca j¹ samej sobie.
– Kocham mój kraj i myœlê, ¿e go zrozumia³em. Zapewniam pana, ¿e kiedy siê czujê bardzo
znu¿ony ca³¹ niedol¹ naszych czasów, próbujê zapomnieæ o reszcie Europy, chroni¹c siê w
œrodku Rosji.
– Aby siê zanurzyæ w swoim Ÿródle?
– W³aœnie! Nikt nie jest w sercu bardziej Rosjaninem ode mnie. Powiem panu coœ, czego nie
powiedzia³bym komu innemu, ale czujê, ¿e pan mnie zrozumie.
Tu cesarz urwa³ i spojrza³ na mnie uwa¿nie. S³ucha³em go nic nie mówi¹c. Po chwili podj¹³:
– Uznajê republikê, to ustrój szczery i okreœlony, a przynajmniej mo¿e byæ taki, uznajê
monarchiê absolutn¹, poniewa¿ jestem szefem takiego ustroju, ale nie uznajê monarchii
konstytucyjnej. Jest to ustrój oparty na k³amstwie, oszustwie, korupcji i wola³bym cofn¹æ siê
a¿ do Chin ni¿ go kiedykolwiek przyj¹æ.
– Najjaœniejszy Panie, ja zawsze uwa¿a³em rz¹dy konstytucyjne za stan przejœciowy
nieuchronny w niektórych spo³eczeñstwach, w niektórych okresach, ale jak wszystkie stany
przejœciowe i ten nie rozstrzyga ¿adnego problemu, odsuwa tylko na czas jakiœ trudnoœci.
Cesarz min¹ zachêca³ mnie do dalszego mówienia. Podj¹³em:
– Jest to zawieszenie broni podpisane miêdzy demokracj¹ a monarchi¹ pod auspicjami dwóch
nader nikczemnych tyranów: strachu i interesu, i przed³u¿ane pych¹ ducha lubuj¹cego siê w
gadulstwie i trywialn¹ pró¿noœci¹ poprzestaj¹c¹ na s³owach. Wreszcie jest to arystokracj¹ s³owa
zastêpuj¹c¹ arystokracjê pochodzenia, bo s¹ to rz¹dy adwokatów.
– Ma pan s³usznoœæ – powiedzia³ cesarz œciskaj¹c mi rêkê. – By³em monarch¹
konstytucyjnym12, i ca³y œwiat wie, ile mnie kosztowa³o, ¿e nie chcia³em siê poddaæ
wymaganiom tego NIECNEGO ustroju (cytujê dos³ownie). Kupowaæ g³osy, znieprawiaæ
sumienia, uwodziæ jednych, ¿eby oszukaæ innych – wszystkimi tymi œrodkami gardzi³em jako
poni¿aj¹cymi zarówno dla tych, co s³uchaj¹, jak dla tego, co rozkazuje, i drogo zap³aci³em za
wysi³ek szczeroœci. Ale, Bogu dziêkowaæ, skoñczy³em na zawsze z t¹ ohydn¹ machin¹

background image

polityczn¹. Nie bêdê ju¿ wiêcej królem konstytucyjnym. Zbyt siln¹ mam potrzebê mówienia
tego, co myœlê, by kiedykolwiek siê zgodziæ na rz¹dzenie jakimœ narodem za pomoc¹
przebieg³oœci i intryg.
W tej zajmuj¹cej rozmowie nie pad³o ani razu s³owo Polska, stale obecne w naszych
umys³ach.
Wielkie by³o wra¿enie, jakie uczyni³ na mnie; czu³em siê pozyskany. Szlachetnoœæ uczuæ
ujawniona mi przez cesarza, szczeroœæ s³ów uwypukla³y w moim pojêciu jego wszechw³adzê i
wyznajê, ¿e by³em olœniony. Cz³owiek, któremu mimo mych pojêæ o niezale¿noœci mog³em
wybaczyæ, ¿e jest absolutnym w³adc¹ szeœædziesiêciu milionów ludzi, by³ w moich oczach
nadprzyrodzon¹ istot¹, ale by³em nieufny wobec mego podziwu, by³em taki, jak nasi
mieszczanie, kiedy czuj¹, ¿e daj¹ siê nabraæ na wdziêk i zrêcznoœæ ludzi starej daty: dobry smak
sk³ania ich do poddania siê doznawanemu poci¹gowi, ale poniewa¿ ich zasady opieraj¹ siê temu,

12 W Polsce pozostaj¹ sztywni i udaj¹ nieczu³ych; i j¹ te¿ stoczy³em w sercu podobn¹ walkê.

W mojej naturze nie le¿y pow¹tpiewanie o czyichœ s³owach w chwili kiedy je s³yszê. Cz³owiek
mówi¹cy jest dla mnie narzêdziem Boga, dopiero w drodze refleksji i doœwiadczenia uznajê
mo¿liwoœæ wyrachowanego udawania. Nazwiesz to g³upot¹, i mo¿e tak jest istotnie, aleja siê lubujê
w tej s³aboœci umys³u, bo wywo³an¹ jest si³¹ ducha. Moja dobra wiara ka¿e mi wierzyæ w szczeroœæ
innych, nawet w szczeroϾ cesarza Rosji.
Jego uroda jest te¿ dla niego œrodkiem perswazji, bo jest tyle¿ duchowa, co fizyczna. Jej
dzia³anie przypisujê prawdzie uczuæ maluj¹cych siê zwykle na jego fizjognomii jeszcze bardziej
ni¿ regularnoœci rysów jego twarzy. To na przyjêciu u ksiê¿nej Oldenburg mia³em z cesarzem tê
interesuj¹c¹ rozmowê:
– Co pan robi³ dziœ rano?
– Najjaœniejszy Panie, ogl¹da³em muzeum historii naturalnej i s³ynnego mamuta z Syberii.
– To jedyny egzemplarz na œwiecie.
– Tak, Najjaœniejszy Panie, wiele jest rzeczy w Rosji, których nie znajdzie siê gdzie indziej.
– Pan mi pochlebia.
– Najjaœniejszy Panie, zbyt szanujê Wasz¹ Wysokoœæ, ¿ebym œmia³ mu pochlebiaæ, ale mo¿e
ju¿ siê nie doœæ go lêkam, wiêc wypowiadam naiwnie sw¹ myœl, nawet, jeœli prawda jest podobna
do komplementu.
– Ten jest bardzo subtelny, proszê pana. Cudzoziemcy nas rozpieszczaj¹.
– Najjaœniejszy Pan chcia³, abym siê czu³ z nim swobodnie, i uda³o mu siê, jak ze wszystkim,
co robi – wyleczy³ mnie, przynajmniej na jakiœ czas, z przyrodzonej nieœmia³oœci.
Zmuszony unikaæ wszelkich aluzji do wielkich aktualnych problemów politycznych, chcia³em
sprowadziæ rozmowê na temat co najmniej interesuj¹cy dla mnie, wiêc doda³em:
– Ilekroæ Wasza Wysokoœæ pozwala mi zbli¿yæ siê do siebie, poznajê moc, która rzuci³a
wrogów do jego stóp w dniu wst¹pienia na tron.
– W pañskim kraju maj¹ do nas uprzedzenia, które trudniej przezwyciê¿yæ ni¿ namiêtnoœci
zbuntowanego wojska.
– Najjaœniejszy Panie, widzimy Wasz¹ Wysokoœæ ze zbyt wielkiej odleg³oœci. Gdybyœmy
lepiej znali Wasz¹ Wysokoœæ, lepiej byœmy go ocenili i znalaz³by u nas, jak tutaj, du¿o
wielbicieli. Sam ju¿ pocz¹tek panowania Waszej Wysokoœci zapewni³ mu s³uszne pochwa³y. Raz
jeszcze wzniós³ siê Najjaœniejszy Pan na ten sam poziom w czasie cholery, a mo¿e nawet wy¿ej,
bo przy ponownym buncie Najjaœniejszy Pan wykaza³ ten sam autorytet, lecz temperowany

background image

najszlachetniejszym oddaniem ludzkoœci. W niebezpieczeñstwie nigdy nie zawodz¹ go si³y.
– Chwile, które pan wskrzesz¹ w mej pamiêci, by³y najpiêkniejszymi w moim ¿yciu,
niew¹tpliwie, niemniej wydawa³y mi siê najokropniejsze.
– Rozumiem to, Najjaœniejszy Panie; aby poskromiæ naturê w sobie i innych, potrzeba
wysi³ku...
– Straszliwego wysi³ku – przerwa³ cesarz z wyrazem twarzy, który mnie wzruszy³ – i odczuwa
siê to dopiero póŸniej.
– Tak, ale by³o siê wznios³ym.
– Nie by³em wznios³y, robi³em tylko to, co do mnie nale¿a³o. W takich okolicznoœciach nikt
nie mo¿e wiedzieæ, co zrobi. Pêdzi siê w stronê niebezpieczeñstwa nie zastanawiaj¹c siê, jak siê
da sobie radê.
– To Bóg natchn¹³ Najjaœniejszego Pana, i gdyby mo¿n¹ by³o porównaæ dwie rzeczy tak
niepodobne do siebie, jak poezja i rz¹dy, powiedzia³bym, ¿e Najjaœniejszy Pan post¹pi³ tak, jak
œpiewaj¹ poeci – s³uchaj¹c g³osu z góry.
– W moim czynie nie by³o ¿adnej poezji.

Zauwa¿y³em, ¿e moje porównanie nie wyda³o mu siê pochlebne, bo nie zosta³o zrozumiane w
znaczeniu wyrazu poeta po ³acinie. Na dworach zwyk³o siê uwa¿aæ poezjê za rodzaj rozrywki
umys³owej; nale¿a³oby wszcz¹æ dyskusjê, aby udowodniæ, ¿e poezj¹ jest najczystszym i
naj¿ywszym œwiat³em duszy. Wola³em zachowaæ milczenie, ale cesarz, nie chc¹c zapewniê
oddalaj¹c siê zaraz ode mnie zostawiæ we mnie ¿alu, ¿e mog³em go uraziæ, zatrzyma³ mnie
jeszcze d³ugo, ku wielkiemu zdumieniu dworu, i z urocz¹ dobroci¹ podj¹³ na nowo rozmowê:
– Jaki jest ostatecznie pañski plan podró¿y? – zapyta³.
– Najjaœniejszy Panie, po festynie w Peterhofie zamierzam udaæ siê do Moskwy, sk¹d pojadê
zobaczyæ jarmark w Ni¿nym, ale tak, ¿eby wróciæ do Moskwy przed przybyciem Waszej
Wysokoœci.
– Cieszy³bym siê bardzo, jeœli by pan móg³ dok³adnie obejrzeæ moje prace na Kremlu: sam
panu wyt³umaczê wszystkie moje plany upiêkszenia tej czêœci Moskwy, któr¹ my uwa¿amy za
kolebkê pañstwa. Ale nie ma pan czasu do stracenia, bo s¹ ogromne przestrzenie do przebycia.
Odleg³oœci s¹ plag¹ Rosji.
– Najjaœniejszy Panie, proszê nie narzekaæ na to: s¹ to ramy do wype³nienia. Gdzie indziej
ludziom brak ziemi – wam jej nigdy nie zabraknie.
– Brak mi czasu.
– Przysz³oœæ nale¿y do Waszej Wysokoœci.
– Trzeba mnie s³abo znaæ, by mi zarzucaæ ambicje i chêæ rozszerzenia siê. Daleki jestem od
chêci powiêkszenia naszego terytorium, przeciwnie, chcia³bym móc skupiæ wokó³ siebie ca³¹
ludnoœæ Rosji. Chcê zatryumfowaæ tylko nad nêdz¹ i barbarzyñstwem, by³oby to lepiej ni¿
zdobyæ nowe prowincje. Gdybyœ pan wiedzia³, jaki to dobry lud – lud rosyjski!... Jaki ³agodny,
jakie uprzejme i grzeczne ma usposobienie!... Zobaczy go pan w Peterhofie, ale chcia³bym go
panu pokazaæ przede wszystkim tutaj 1 stycznia. – Potem, wracaj¹c do swego ulubionego tematu,
podj¹³: – Ale to nie ³atwo staæ siê godnym rz¹dzenia takim narodem.
– Wasza Wysokoœæ ju¿ du¿o uczyni³ dla Rosji.
– Czasem mi siê wydaje, ¿e nie zrobi³em wszystkiego, co móg³bym zrobiæ.
To chrzeœcijañskie s³owo, powiedziane z g³êbi serca, wzruszy³o mnie do ³ez. Zrobi³o na mnie
tym wiêksze wra¿enie, ¿e mówi³em sobie po cichu: cesarz jest sprytniejszy ode mnie, gdyby mia³
jakiœ interes w powiedzeniu tego, wyczu³by ¿e nie nale¿y tego mówiæ. Wykaza³ wiêc po prostu

background image

piêkne i szlachetne uczucia, skrupu³ sumiennego w³adcy. Ten krzyk cz³owieczeñstwa id¹cy z
duszy, któr¹ wszystko musia³o sk³oniæ do pychy, rozczuli³ mnie raptem. Byliœmy wœród ludzi,
próbowa³em ukryæ wzruszenie, ale on, który odpowiada raczej na to, co siê myœli, ni¿ na to, co
siê mówi (przêdê wszystkim ta niezwyk³a domyœlnoœæ stanowi o uroku rozmowy z nim, o
skutecznoœci jego woli), dostrzeg³ wra¿enie, które wywar³ na mnie i które stara³em siê ukryæ, i
zbli¿aj¹c siê do mnie uj¹³ moj¹ rêkê z ¿yczliwym uœmiechem i uœcisn¹³ j¹ mówi¹c „do widzenia”.
Cesarz jest jedynym cz³owiekiem w Rosji, z którym mo¿na rozmawiaæ nie obawiaj¹c siê
donosicieli, jest równie¿ jedynym dotychczas, u którego stwierdzi³em naturalne uczucia i
szczeroœæ w mówieniu. Gdybym ¿y³ w tym kraju i mia³ coœ do ukrycia, zacz¹³bym od zwierzenia
siê w³aœnie jemu.
Pomijaj¹c wszelki presti¿, wszelk¹ etykietê i wszelkie pochlebstwo, wydajê mi siê jednym z
pierwszych ludzi w Rosji. Prawdê mówi¹c, nikt inny nie uzna³ miê za godnego mówienia do
mnie tak szczerze, jak on.
Przed t¹ podró¿¹ zaczerpn¹³em swoje wyobra¿enia o despotyzmie ze studiów nad
spo³eczeñstwem austriackim i pruskim. Nie myœla³em, ¿e te pañstwa s¹ despotyczne tylko z
imienia i ¿e obyczaje koryguj¹ tu instytucje; mówi³em sobie: tam ludy uchodz¹ce za
despotycznie rz¹dzone wydaj¹ mi siê najszczêœliwszymi na ziemi. Despotyzm miarkowany

³agodnoœci¹ obyczajów nie jest zatem tak okropn¹ rzecz¹, jak twierdz¹ nasi filozofowie. Nie
wiedzia³em jeszcze, czym jest spotkanie z ustrojem absolutnym i z narodem niewolników.
Trzeba przyjechaæ do Rosji, ¿eby zobaczyæ rezultat tej straszliwej kombinacji ducha i nauki
Europy z duchem Azji. Uwa¿am j¹ za tym groŸniejsz¹, ¿e mo¿e byæ trwa³a, poniewa¿ ambicja i
strach – namiêtnoœci, które gdzie indziej gubi¹ ludzi, ka¿¹c im mówiæ za du¿o – tutaj rodz¹
milczenie. To gwa³towne milczenie powoduje wymuszony spokój, pozorny porz¹dek silniejszy i
okropniejszy od anarchii, poniewa¿, powtarzam Ci, spowodowany przezeñ niepokój wydaje siê
wieczny.
Uznajê w polityce tylko bardzo niewiele zasadniczych pojêæ, jako ¿e bardziej wierzê w ustroju
w skutecznoœæ okolicznoœci, zwyczajów ni¿ zasad, ale moja obojêtnoœæ nie posuwa siê a¿ do
tolerowania instytucji, które, jak mi siê wydaje, nieuchronnie wykluczaj¹ godnoœæ charakteru.
Mo¿e niezale¿na sprawiedliwoœæ i silna arystokracja da³yby nieco spokoju umys³om
rosyjskim, wznios³oœci duszom, szczêœcia krajowi, ale nie s¹dzê, by cesarz myœla³ o tym sposobie
ulepszenia kondycji swoich ludów: nawet cz³owiek naprawdê góruj¹cy nad innymi nie jest
sk³onny dobrowolnie rezygnowaæ ze stanowienia o ich losie.
Jakim prawem zreszt¹ mielibyœmy wyrzucaæ cesarzowi rosyjskiemu jego mi³oœæ do w³adzy?
Czy rewolucja nie jest równie tyrañska w Pary¿u, jak samow³adztwo w Petersburgu?
Jednakowo¿ naszym obowi¹zkiem jest zrobiæ tu pewne zastrze¿enie, stwierdzaj¹ce ró¿nicê
miêdzy stanem socjalnym obu tych krajów. We Francji rewolucyjna tyrania jest z³em
przejœciowym, w Rosji tyrania despotyzmu jest permanentn¹ rewolucj¹.

background image

Petersburg, 22 lipca 1839.
Ludnoœæ Petersburga wynosi czterysta piêædziesi¹t tysiêcy dusz, nie licz¹c garnizonu, jak
utrzymuj¹ rosyjscy patrioci, ale ludzie dobrze poinformowani i skutkiem tego uwa¿ani tu za
malkontentów zapewniaj¹ mnie, ¿e siêga tylko czterechset tysiêcy ³¹cznie z garnizonem. Co jest
pewne, to fakt, ¿e to miasto pa³aców ze swymi ogromnymi, pustymi przestrzeniami, które tu
nosz¹ nazwê placów, przypomina po³acie pól otoczone deskami. W dzielnicach oddalonych od
centrum przewa¿aj¹ drewniane domki.
Rosjanie, pochodz¹cy z aglomeracji plemion d³ugo koczuj¹cych i zawsze wojowniczych,
jeszcze nie ca³kiem zapomnieli ¿ycia na biwaku. Wszystkie ludy niedawno przyby³e z Azji
obozuj¹ w Europie jak Turcy. Petersburg jest sztabem generalnym armii, a nie stolic¹ narodu. To
wojskowe miasto, tak wspania³e, wydaje siê nagie oczom cz³owieka z Zachodu.
Odleg³oœci s¹ plag¹ Rosji, powiedzia³ mi cesarz; s³usznoœæ tej uwagi mo¿na sprawdziæ ju¿ na
ulicach Petersburga.
...Wystarczy oddaliæ siê od centrum miasta, a ju¿ gubi siê cz³owiek w pustaciach okolonych
barakami, wygl¹daj¹cymi na pomieszczenia dla robotników œci¹gniêtych tu prowizorycznie na
jak¹œ wielk¹ robotê. S¹ to sk³ady fura¿u, szopy pe³ne odzie¿y i wszelkiego zaopatrzenia dla
¿o³nierzy: ma siê wra¿enie, ¿e zaraz nast¹pi parada lub ¿e jesteœmy w przededniu jarmarku, który
nigdy siê nie odbywa. Trawa roœnie na tak zwanych ulicach, zawsze pustych, poniewa¿ s¹ zbyt
obszerne dla id¹cych nimi ludzi. Tyle perystylów dodano do domów, tyle portyków zdobi
koszary, które naœladuj¹ pa³ace, taki nadmiar zapo¿yczonych ornamentów rzuca siê w oczy w tej
prowizorycznej stolicy, ¿e jest chyba mniej ludzi ni¿ kolumn na placach Petersburga, zawsze
cichych i smutnych z powodu swej wielkoœci, a zw³aszcza niczym nie zak³óconej regularnoœci.
Wêgielnica i sznur mierniczy tak œciœle zgadzaj¹ siê ze sposobem widzenia absolutnych
w³adców, ¿e k¹t prosty jest jednym z atrybutów despotycznej architektury. Architektura ¿ywa,
przepraszam za to okreœlenie, nie jest robiona na zamówienie, jest, ¿e tak powiem, samorodna i
wynika jakby mimo woli z ducha i potrzeb danego narodu. Tworzyæ wielki naród to niechybnie
tworzyæ architekturê. Nie dziwi³bym siê, gdyby udowodniono, ¿e by³o tyle oryginalnych
architektur, ile jêzyków-matek.

background image

...W braku wyczucia sztuki, wiedzy o harmonii i swobodnych tworów fantazji, powstaniu
Petersburga patronowa³a matematyczna œcis³oœæ spojrzenia. Tote¿ chodz¹c po tej ojczyŸnie
gmachów i pomników bez duszy ani na chwilê nie mo¿na zapomnieæ, ¿e to miasto zosta³o
zrodzone z jednego cz³owieka, a nie z jednego narodu. Pomys³y wydaj¹ siê tu skromne, choæ
rozmiary s¹ ogromne. Na widok tych niezwyk³ych wysi³ków i tak miernych rezultatów
stwierdzamy, ¿e wszystko jest na zamówienie prócz wdziêku, brata wyobraŸni i syna wolnoœci.
G³ówna ulica Petersburga to Newski Prospekt, jedna z trzech alej koñcz¹cych siê przy pa³acu
Admiralicji. Te trzy linie w kszta³cie gêsiej nogi dziel¹ na piêæ równych czêœci po³udniowe
miasto, które przybiera formê wachlarza, jak Wersal. To miasto, czêœciowo bardziej nowoczesne
ni¿ port, stworzony w pobli¿u wysp przez Piotra I, roz³o¿y³o siê na lewym brzegu Newy mimo

¿elaznej woli za³o¿yciela: tym razem strach przed powodzi¹ przewa¿y³ strach przed
niepos³uszeñstwem i tyrania natury pokona³a despotyzm cz³owieka.
...Szkaradne kamienie w kszta³cie kocich ³bów zastêpuj¹ bruk na tym bulwarze o nazwie
Prospekt. Ale przynajmniej tu, podobnie jak na kilku innych g³ównych ulicach, wprowadzono
miêdzy kamienie d³ugie k³ody, po których mog¹ g³adko toczyæ siê ko³a powozów. Te piêkne
trasy na poziomie jezdni s¹ zrobione z ozdobnych kwadratów, a niekiedy z oœmiok¹tów
jod³owych, g³êboko winkrustowanych. Ka¿da z nich sk³ada siê z dwóch pasów szerokich na
dwie–trzy stopy, przedzielone drog¹ ze zwyk³ych kamieni, po których chodz¹ konie. Dwie z
nich, to jest cztery drewniane pasy, biegn¹ wzd³u¿ Newskiego Prospektu, jedna po prawej stronie
ulicy, druga po lewej, nie dotykaj¹c domów, od których s¹ jeszcze oddzielone p³ytami s³u¿¹cymi
za trotuary piechurom. Te piêkne szlaki ró¿ni¹ siê bardzo od nêdznych trotuarów z desek,
szpec¹cych jeszcze dziœ niektóre boczne ulice. S¹ wiêc cztery linie bruku na tym piêknym,
rozleg³ym prospekcie, który siê ci¹gnie, wyludniaj¹c siê nieznacznie, stopniowo brzydn¹c i
smutniej¹c, a¿ do nieokreœlonych granic mieszkalnego miasta, to jest a¿ ku granicom
azjatyckiego barbarzyñstwa, atakuj¹cego zawsze Petersburg, gdy¿ na koñcu jego
najluksusowszych ulic napotyka siê na pustyniê. Trochê za mostem Aniczkowskim spotykamy
ulicê o nazwie Tele¿naja, prowadz¹c¹ do pustyni o nazwie plac Aleksandra. W¹tpiê, czy cesarz
Miko³aj widzia³ kiedyœ tê ulicê. Pyszne miasto stworzone przez Piotra Wielkiego, upiêkszone
przez Katarzynê II, wyci¹gniête sznurem mierniczym przez wszystkich innych w³adców przez
bagnist¹ i niemal zawsze zalan¹ równinê, przechodzi w koñcu w przeraŸliw¹ mieszaninê
kramów, w bez³adne skupisko bezimiennych budynków, rozleg³ych placów bez planu, którym
naturalny nieporz¹dek i wrodzone niechlujstwo mieszkañców tego kraju pozwala od lat stu
obrastaæ w przenajrozmaitsze odpady, w plugastwa wszelkiego rodzaju. Te paskudztwa
gromadz¹ siê w rosyjskich miastach z roku na rok, by protestowaæ przeciw pretensjom ksi¹¿¹t
niemieckich, którzy pochlebiaj¹ sobie, ¿e z gruntu cywilizuj¹ narody s³owiañskie. Pierwotny
charakter tych ludów, choæ tak zniekszta³cony przez narzucone im jarzmo, ujawnia siê
przynajmniej w jakimœ zak¹tku ich despotycznych miast i niewolniczych domów. Je¿eli oni

background image

nawet maj¹ te rzeczy, które siê nazywaj¹ miastami i domami, to dlatego, ¿e im siê mówi, i¿
trzeba je mieæ, a raczej je znosiæ, ¿eby nie pozostawaæ w tyle za starymi ludami cywilizowanego
Zachodu, a zw³aszcza dlatego, ¿e gdyby siê oœmielili opieraæ ludziom, którzy nimi kieruj¹ i
instruuj¹ ich militarnie, ludzie ci, bêd¹cy zarazem ich kapralami i wychowawcami, odes³aliby ich
smagaj¹c batem do ich ojczyzny Azji. Te biedne egzotyczne ptaki, wsadzone do klatki przez
europejsk¹ cywilizacjê, któr¹ musz¹ nienawidziæ i ma³powaæ, s¹ ofiarami manii, a raczej g³êboko
wyrachowanej ambicji carów, przysz³ych zdobywców œwiata, którzy dobrze wiedz¹, ¿e zanim
nas ujarzmi¹, musz¹ nas naœladowaæ.
Horda Ka³muków obozuj¹cych przed barakami wokó³ skupiska antycznych œwi¹tyñ, greckie
miasto zaimprowizowane przez Tatarów jako dekoracja teatralna – dekoracja wspania³a, ale
niegustowna, przygotowana do s³u¿enia za ramy dla prawdziwego i okropnego dramatu – oto co
siê spostrzega na pierwszy rzut oka w Sankt-Petersburgu.
...Po dwunastej w po³udnie przez Newski Prospekt, wielki plac pa³acowy, bulwary, mosty
przeje¿d¿a doœæ du¿a iloœæ powozów wszelkiego rodzaju i dziwnych kszta³tów. Ruch ten nieco
o¿ywia zwyk³y smutek tego miasta, najbardziej monotonnej ze stolic Europy. Jest to rezydencja
niemiecka na wielk¹ skalê.
Wnêtrza mieszkañ s¹ tak¿e smutne, bo mimo wspania³oœci umeblowania, skupionego na
mod³ê angielsk¹ w niektórych pokojach, przeznaczonych do przyjmowania goœci, w pó³mroku
daj¹ siê zauwa¿yæ brudy domowe, nie³ad naturalny i dog³êbny, przypominaj¹cy Azjê.

Najmniej u¿ywanym sprzêtem w domach rosyjskich jest ³ó¿ko. S³u¿¹ce sypiaj¹ w komórkach
przypominaj¹cych dawne lo¿e portierów we Francji, s³u¿ba mêska gnieŸdzi siê na schodach, w
westybulach, a podobno nawet w salonach, na poduszkach rzuconych na pod³ogê.
Dziœ rano by³em z wizyt¹ u ksiêcia xxx. To zrujnowany magnat, kaleki, chory na puchlinê
wodn¹. Cierpi tak, ¿e nie mo¿e wstaæ, mimo to nie ma na czym le¿eæ, chcê powiedzieæ, ¿e nie ma
tego, co siê nazywa ³ó¿kiem w krajach o dawniejszej cywilizacji. Mieszka w domu swej siostry,
któr¹ jest nieobecn¹. Sam w tym pustym pa³acu, spêdza noce na drewnianej ³awce przykrytej
dywanem i paroma poduszkami. Tego nie mo¿na przypisaæ specjalnemu zami³owaniu osobnika,
bo we wszystkich domach rosyjskich, w których by³em, widzia³em, ¿e parawan jest tak
niezbêdny ³ó¿ku S³owian, jak pi¿mo ich osobom: prawdziwe niechlujstwo, nie wykluczaj¹ce
pozornej elegancji. Czasami maj¹ paradne ³ó¿ko, przedmiot zbytku, który siê demonstruje z
szacunku dla europejskiej mody, ale z którego nie robi siê u¿ytku.
...W Rosji ¿ycie jest uci¹¿liwe dla wszystkich. Cesarz nie jest wcale mniej nara¿ony na
zmêczenie ni¿ ostatni z jego niewolników. Pokazano mi jego ³ó¿ko; twardoœæ tego pos³ania
zdziwi³aby naszych niewolników. Tu wszyscy ludzie musz¹ sobie powtarzaæ surow¹ prawdê: ¿e
cel stworzenia nie znajduje siê tutaj, na ziemi, a œrodkiem dojœcia do niego nie jest przyjemnoœæ.
W ka¿dej chwili stoi przed nami nieub³agany obraz obowi¹zku i pos³uszeñstwa i nie pozwala
nam zapomnieæ o surowych warunkach ludzkiego istnienia: pracy i bólu! W Rosji trwanie jest
dozwolone tylko pod warunkiem, ¿e siê wszystko poœwiêca mi³oœci ziemskiej ojczyzny, mi³oœci
uœwiêconej wiar¹ w ojczyznê niebiañsk¹. Je¿eli chwilami w czasie spaceru po ludnej ulicy,
spotkanie kilku beztroskich spacerowiczów wywo³uje we mnie z³udzenie, ¿e w Rosji, jak gdzie
indziej, mog¹ siê zdarzyæ jednostki, które siê bawi¹ dla zabawy, dla których przyjemnoœæ jest
powa¿n¹ spraw¹, chwilê póŸniej wyprowadza mnie z b³êdu widok feldjegra jad¹cego galopem w
kibitce. Feldjegerjest cz³owiekiem maj¹cym w³adzê, jest s³owem pana; bêd¹c ¿ywym telegrafem,
zawozi rozkaz innemu cz³owiekowi, równie jak on nieœwiadomemu poruszaj¹cej nimi myœli, a
ten drugi automat czeka na niego o sto, tysi¹c, pó³tora tysi¹ca mil dalej, w g³êbi kraju. Kibitka, na

background image

której posuwa siê cz³owiek z ¿elaza jest najmniej wygodnym z wszystkich podró¿nych pojazdów.
WyobraŸ sobie wózek o dwóch skórzanych ³aweczkach, bez resorów i bez oparcia. ¯aden inny
pojazd nie nadaje siê do bocznych dróg, w które przechodz¹ wszystkie drogi g³ówne, rozpoczête
a¿ do tej chwili poprzez ten pusty i dziki kraj. Pierwsza ³aweczka jest przeznaczona dla
pocztyliona lub dla woŸnicy, który siê zmienia na ka¿dej stacji, druga dla kuriera, który jeŸdzi a¿
do œmierci, wczeœnie przychodz¹cej dla ludzi skazanych na tê ciê¿k¹ pracê. Kiedy widzê ich
pêdz¹cych we wszystkich kierunkach przez piêkne ulice miasta, muszê myœleæ o pustaciach, w
które siê niebawem zapuszcz¹. Towarzyszê im w duchu, i na koñcu ich drogi zjawia siê przede
mn¹ Syberia, Kamczatka, pustynne solniska, mur chiñski, Laponia, Ocean Lodowaty, Nowa
Ziemia, Persja, Kaukaz. Te historyczne nazwy, niemal baœniowe, wywo³uj¹ w mych myœlach
zarys mglistej dali w wielkim pejza¿u, ale mo¿esz sobie wyobraziæ, jak tego rodzaju rojenia
zasmucaj¹ duszê... Niemniej pojawienie siê tych g³uchych, œlepych i niemych kurierów jest
straw¹ poetyck¹, bezustannie dostarczan¹ wyobraŸni cudzoziemca. Ten cz³owiek, skazany na to,
by ¿y³ i umar³ na swoim wózku, maj¹c w teczce losy œwiata, rzuca melancholijny odblask na
najmniejsze sceny ¿ycia. Nic prozaicznego nie mo¿e ostaæ siê w myœlach na widok tylu cierpieñ i
takiej wznios³oœci.
Trzeba przyznaæ, ¿e je¿eli despotyzm unieszczêœliwia uciskane przez siebie ludy, zosta³
wynaleziony dla uciechy podró¿nych, których wprawia w coraz to nowe zdumienie. W ustroju
opartym na wolnoœci wszystko siê publikuje i o wszystkim siê zapomina, bo wszystko ogarnia siê
jednym spojrzeniem, w ustroju absolutnym wszystko jest ukryte, ale wszystko siê zgadujê, st¹d
¿ywe zainteresowanie: zauwa¿a siê i zapamiêtuje najdrobniejsze okolicznoœci, skryta ciekawoœæ
o¿ywia rozmowê, pikantniejsz¹ z powodu tajemnicy, a nawet z powodu pozornego braku
zainteresowania. Dowcip kryje siê tu za zas³on¹, jak piêkna kobieta u muzu³manów. Co prawda
mieszkañcy tak rz¹dzonego kraju nie mog¹ siê w nim szczerze bawiæ, za to cudzoziemiec nie
mo¿e siê tu naprawdê nudziæ. Im mniej zg³êbiamy istotê rzeczy, tym bardziej powinny nas
interesowaæ pozory. Co do mnie, to trochê za du¿o myœlê o tym, czego nie widzê, by byæ ca³kiem
zadowolony z tego, co widzê, niemniej to widowisko, choæ nie zasmuca, wydaje mi siê
zajmuj¹ce.
Rosj¹ nie ma wcale przesz³oœci, mówi¹ zwolennicy dawnych czasów. To prawda, ale
przysz³oœæ i przestrzeñ daj¹ tu ¿er najp³omienniejszej wyobraŸni.
...Natura musia³a obdarzyæ g³êboko poetyck¹ wra¿liwoœci¹ duszê Rosjan, ludu kpiarzy i
melancholików, skoro znaleŸli sposób nadania oryginalnego i malowniczego wygl¹du miastom
zbudowanym przez architektów ca³kowicie pozbawionych wyobraŸni, i to w kraju
najsmutniejszym, najbardziej monotonnym i najbardziej nagim na ziemi. Wieczne równiny,
mroczne i p³askie pustacie – oto Rosja. A jednak gdybym móg³ Ci pokazaæ Petersburg z jego
ulicami i mieszkañcami, ka¿da linijka mego listu by³aby obrazem rodzajowym, tak potê¿nie
zareagowa³ duch s³owiañskiego narodu na ja³ow¹ maniê swojego ustroju. Ten antynarodowy
ustrój posuwa siê naprzód tylko dziêki postêpom wojskowym: przypomina Prusy za ich
pierwszego króla.
Opisa³em Ci miasto bez charakteru, raczej pompatyczne ni¿ imponuj¹ce, raczej rozleg³e ni¿
piêkne, wype³nione gmachami bez stylu, bez gustu, bez historycznego znaczenia. Ale chc¹c byæ
kompletnym, to znaczy zgodnym z prawd¹, nale¿a³o jednoczeœnie wprawiæ w ruch w Twoich
oczach – w tych ramach pretensjonalnych i œmiesznych – ludzi pe³nych naturalnego wdziêku,
którzy ze swym wschodnim duchem potrafili przyswoiæ sobie miasto zbudowane dla ludu
nigdzie nie istniej¹cego, Petersburg bowiem zosta³ zrobiony przez ludzi bogatych, których umys³
ukszta³towa³ siê w drodze porównania – bez g³êbszych studiów – ró¿nych krajów Europy. Ten
legion podró¿ników, mniej lub bardziej wyrafinowanych, raczej doœwiadczonych ni¿ uczonych,
by³ sztucznym narodem, wyborem umys³ów inteligentnych i zrêcznych, zwerbowanych spoœród
wszystkich narodów œwiata. Nie by³ to lud rosyjski; ten jest szyderczy jak niewolnik, który siê
pociesza za dŸwiganie jarzma, szydz¹c po cichu ze swoich ciemiêzców, lud zabobonny,
samochwalczy, odwa¿ny i leniwy jak ¿o³nierz; poetyczny, muzykalny i myœl¹cy jak pasterz;
bowiem nawyki koczowniczych plemion bêd¹ d³ugo panowaæ wœród S³owian. To wszystko nie
zgadza siê ani ze stylem gmachów, ani z rozplanowaniem ulic Petersburga, jest tu wyraŸna scysja
miêdzy architektem a mieszkañcami. Europejscy in¿ynierowie przybyli, by powiedzieæ

background image

Moskowitom, jak powinni zbudowaæ i ozdobiæ stolicê godn¹ podziwu Europy, a ci z tym swoim
wojskowym pos³uszeñstwem ust¹pili przed si³¹ rozkazu. Piotr Wielki zbudowa³ Petersburg
bardziej przeciw Szwedom ni¿ dla Rosjan, ale natura ludu wziê³a górê mimo szacunku dla
zachcianek w³adcy i mimo nieufnoœci do samego siebie. I temu w³aœnie mimowolnemu
niepos³uszeñstwu zawdziêcza Rosja swoj¹ oryginalnoœæ: nic nie potrafi³o zatrzeæ pierwotnego
charakteru mieszkañców. Ten tryumf wrodzonych sk³onnoœci nad Ÿle kierowan¹ edukacj¹ jest
ciekawym widowiskiem dla ka¿dego podró¿nika, który zdolny jest je oceniæ.
Na szczêœcie dla malarza i dla poety Rosjanie s¹ g³êboko religijni i ich koœcio³y przynajmniej
nale¿¹ do nich. Niezmienna forma gmachów kultowych jest tu czêœci¹ kultu, a zabobon broni
tych œwiêtych twierdz przed mani¹ figur matematycznych z kamieni ciosowych, prostok¹tów,
p³askich powierzchni i prostych linii, wreszcie przed architektur¹ r¹czej wojskow¹ ni¿ klasyczn¹,
któr¹ sprawia, ¿e ka¿de z tych miast wygl¹da jak obóz maj¹cy trwaæ kilka tygodni podczas
wielkich manewrów.

Duch koczowniczego ludu uzewnêtrznia siê równie¿ w rosyjskich wozach, pojazdach, uprzê¿y
i zaprzêgach. WyobraŸ sobie roje, chmary doro¿ek tocz¹cych siê po ziemi, pêdz¹cych wœród
domów bardzo niskich, ponad którymi widaæ iglice mnóstwa koœcio³ów i kilku s³ynnych
gmachów: mo¿e ta ca³oœæ nie jest piêkna, ale w ka¿dym razie zadziwiaj¹ca. Te strza³y, z³ote lub
kolorowe, przerywaj¹ monotonne linie gmachów, dziurawi¹ powietrze tak ostrymi grotami, ¿e
oko z trudem dostrzega punkt, w którym ich z³ocenie gaœnie we mgle polarnego nieba. Strza³a
cytadeli, Ÿród³a i kolebki Petersburga, oraz strza³a Admiralicji, ob³o¿ona z³otem holenderskich
dukatów, s¹ najbardziej godne uwagi. Te monumentalne egrety naœladuj¹ce azjatyck¹ bi¿uteriê,
którymi s¹ ozdobione gmachy Moskwy, wydaj¹ mi siê naprawdê wyj¹tkowo wysokie i zuchwa³e.
Nie mo¿n¹ sobie wyobraziæ, jak siê trzymaj¹ w powietrzu, ani jak siê dosta³y tak wysoko: to
ornament prawdziwie rosyjski. WyobraŸ wiêc sobie olbrzymie skupisko œwi¹tyñ z czterema
dzwonnicami, nieodzownymi u nowo¿ytnych Greków dla powstania koœcio³a. WyobraŸ sobie
mnóstwo kopu³ srebrnych, z³otych, lazurowych, gwiezdnych, i dachy pa³aców pomalowane na
zieleñ szmaragdow¹ lub na ultramarynê, place ozdobione spi¿owymi pos¹gami ku czci g³ównych
postaci historycznych Rosji i cesarzy; opasz ten obraz olbrzymi¹ rzek¹, która w spokojne dni
s³u¿y za lustro, a w dni burzy za odskoczniê dla wszystkich przedmiotów; do³¹cz do tego most
Troicki pontonowy, rzucony na najszerszy punkt Newy, miêdzy Pole Marsowe, gdzie pos¹g
Suworowa gubi siê w przestrzeni, a cytadelê, gdzie œpi¹ w swoich wyzutych z ornamentów
grobowcach Piotr Wielki z rodzin¹13, wreszcie pamiêtaj, ¿e lustro wodne zawszê pe³nej Newy
p³ynie na równi z nizin¹ i zaledwie tolerujê w œrodku miasta wyspê okolon¹ gmachami o
greckich kolumnach, opartymi na granitowych fundamentach, a zbudowanych pod³ug rysunków
œwi¹tyñ pogañskich: je¿eli dobrze uchwycisz tê ca³oœæ, zrozumiesz, ¿e Petersburg jest miastem
nieskoñczenie malowniczym mimo z³ego smaku swej zapo¿yczonej architektury, mimo

background image

bagnistego kolorytu otaczaj¹cych go wsi, mimo ca³kowitego braku urozmaicenia w
ukszta³towaniu powierzchni i mimo bladoœci piêknych dni lata w szarym klimacie Pó³nocy.
Niezwyk³oœæ obrazu potêguj¹ jeszcze ruchy rzeki w pobli¿u jej ujœcia, gdzie morze bardzo
czêsto zmusza j¹ do zatrzymania siê, a nawet cofniêcia.
Nie rób mi zarzutów z powodu moich sprzecznoœci, dostrzeg³em je sam, ale nie chcia³em
unikaæ, bo le¿¹ w naturze rzeczy – mówiê to raz na zawsze. Jak Ci daæ prawdziwe wyobra¿enie o
tym, co Ci opisujê, jeœli nie popadaj¹c co chwil¹ w sprzecznoœæ? Gdybym by³ mniej szczery,
wyda³bym Ci siê konsekwentniejszy. Zwa¿, ¿e zarówno w zakresie fizycznym, jak moralnym
prawd¹ jest tylko zlepkiem tak krzycz¹cych kontrastów, jakby natura i spo³eczeñstwo zosta³y
stworzone tylko dla utrzymania razem sk³adników, które bez nich powinny siê nienawidziæ i
wzajemnie wykluczaæ.

13 Rytua³ grecki zabrania umieszczania rzeŸb w œwi¹tyniach.

Peterhof, 28 lipca 1839.
Nale¿y rozpatrywaæ festyn w Peterhofie z dwóch ró¿nych punktów widzenia: materialnego i
moralnego. To samo widowisko pod ka¿dym z tych wzglêdów wywiera zgo³a odmienne
wra¿enie.
Nie widzia³em nic tak piêknego dla oczu, nic tak smutnego dla myœli, jak to rzekomo
narodowe zgromadzenie dworzan i ch³opów, którzy siê zbieraj¹ faktycznie w tych samych
salonach nie ³¹cz¹c siê sercem.
...Kiedy cesarz otwiera na pozór serdecznie swój pa³ac dla uprzywilejowanych ch³opów i
wybranych mieszczan, którym czyni dwa razy do roku ten zaszczyt, ¿e pozwala im, by mu
nadskakiwali14, nie mówi wtedy do rolnika, do kupca: „Jesteœ cz³owiekiem, jak ja”, ale mówi do
wielmo¿y: „Jesteœ niewolnikiem, jak ch³op pañszczyŸniany, a ja, wasz bóg, jednakowo górujê
nad wami”.
...Szukanie namiastki popularnoœci w zrównaniu innych jest okrutn¹ zabaw¹, ¿artem despoty,
który móg³ olœniæ ludzi z innego stulecia, ale nie potrafi zwieœæ ludów, co osi¹gnê³y wiek
doœwiadczenia i refleksji. To nie cesarz Miko³aj uciek³ siê do takiego oszustwa, ale poniewa¿ nie
wymyœli³ tej politycznej dziecinady, by³by godny tego, ¿eby j¹ zlikwidowaæ. To prawda, ¿e w
Rosji niczego siê nie znosi bez nara¿ania siê na niebezpieczeñstwo: ludy, którym brak
zabezpieczenia, opieraj¹ siê tylko na przyzwyczajeniach. Uparte przywi¹zanie do zwyczaju,
bronionego buntem i trucizn¹, jest jednym z filarów konstytucji, a sporadyczna œmieræ w³adców
dowodzi Rosjanom, ¿e ta konstytucja umie budziæ dla siebie szacunek. Równowaga takiej
machiny jest dla mnie g³êbok¹ i bolesn¹ tajemnic¹.

background image

Jako dekoracja, jako malownicze zgromadzenie ludzi wszelkich stanów, jako rewia strojów
wspania³ych b¹dŸ osobliwych, festyn w Peterhofie zas³uguje na najwy¿sze pochwa³y. Nic z tego,
co czyta³em, co mi opowiadano, nie mog³o mi daæ pojêcia o takiej feerii: wyobraŸnia nie
dorówna³a rzeczywistoœci.
WyobraŸ sobie pa³ac wzniesiony na tarasie robi¹cym wra¿enie góry w krainie niekoñcz¹cych
siê równin, krainie tak p³askiej, ¿e ze wzniesienia licz¹cego szeœædziesi¹t stóp ogarniamy
ogromny horyzont. Przed t¹ imponuj¹c¹ budowl¹ zaczyna siê rozleg³y park, którego granic¹ jest
morze. Dostrzegamy tam rz¹d okrêtów wojennych, które w dniu festynu s¹ zwykle iluminowane.
Jest to czarowny widok: ogieñ zapala siê, rozszerza, p³onie jak po¿ar od parku i tarasów pa³acu
a¿ do wód Zatoki Fiñskiej. W parku lampiony daj¹ z³udzenie dnia. Widzimy tu drzewa rozmaicie
oœwietlone s³oñcami wszystkich kolorów. W tych ogrodach Armidy œwiec¹ nie tysi¹ce, nie
dziesi¹tki tysiêcy, lecz setki tysiêcy œwiate³, a podziwiamy to wszystko przez okna zamku
wziêtego szturmem przez lud tak u³o¿ony, tak pe³en szacunku, jakby spêdzi³ ¿ycie przy dworze.
Niemniej w tym t³umie, gdzie próbuje siê zatrzeæ rangi, wszystkie klasy spotykaj¹ siê nie
mieszaj¹c. Choæ despotyzm zada³ arystokracji wiele ciosów, w Rosji jeszcze istniej¹ rangi.
Jest to jeszcze jeden punkt stycznoœci ze Wschodem, i nie nale¿y on do najmniej uderzaj¹cych
sprzecznoœci ustroju spo³ecznego, na jaki siê z³o¿y³y obyczaje ludu zespolone z rz¹dem pañstwa.

14 1 stycznia w Petersburgu, a w Peterhofie w dniu imienin cesarzowej.

Oto jak na tym balu ku czci cesarzowej, bêd¹cym prawdziw¹ bachanali¹ absolutnej w³adzy,
ujrza³em obraz ³adu panuj¹cego w kraju pod pozornym bez³adem balu. Spotyka³em raz po raz
kupców, ¿o³nierzy, rolników, dworzan, a wszyscy ró¿nili siê strojem: ubiór, który nie
wskazywa³by na rangê cz³owieka, cz³owiek, którego jedyn¹ wartoœci¹ by³yby osobiste zas³ugi
by³by tu anomali¹, europejskim wynalazkiem importowanym przez niespokojnych nowatorów i
nieostro¿nych podró¿ników. Nie zapominaj, ¿e jesteœmy tu¿ obok Azji: Rosjanin we fraku u
siebie wydaje mi siê obcokrajowcem.
Rosja znajduje siê na granicy dwóch kontynentów, i to, co pochodzi z Europy, nie mo¿e siê
stopiæ bez reszty z tym, co zosta³o wniesione z Azji. To spo³eczeñstwo rozwija³o siê dotychczas
znosz¹c przemoc i nieprzystosowalnoœæ obu obecnych w nim cywilizacji, zawsze bardzo
odmiennych. Dla podró¿nego jest to Ÿród³em interesuj¹cych, choæ nie zawsze pocieszaj¹cych
obserwacji.
Bal jest ci¿b¹... sale starego pa³acu wype³nione ludŸmi to ocean g³ów o t³ustych w³osach, a
nad wszystkimi góruje szlachetna g³owa cesarza, którego wzrost, g³os i wol¹ unosz¹ siê nad jego
ludem. ...W Peterhofie, jak na paradzie, jak na wojnie, jak w ca³ym pañstwie, jak we wszystkich
momentach jego ¿ycia widaæ w nim cz³owieka, który panuje.
To panowanie, bezustanne i bezustannie adorowane, by³oby prawdziw¹ komedi¹, gdyby od
tego nieustaj¹cego przedstawienia nie zale¿a³o istnienie szeœædziesiêciu milionów ludzi ¿yj¹cych
tylko dlatego, ¿e cz³owiek, którego widzimy oto przed sob¹ w postawie cesarza, zezwala im

background image

oddychaæ i dyktuje sposób korzystania z tego pozwolenia. Jest to boskie prawo, zastosowane do
mechanizmu ¿ycia spo³ecznego. Oto powa¿na strona widowiska, a wynikaj¹ st¹d tak wa¿ne
fakty, ¿e wzbudzany przez nie strach odbiera chêæ do œmiechu.
Nie istnieje dziœ na ziemi ¿aden cz³owiek, który by mia³ tak¹ w³adzê i który by z niej
korzysta³, nie istnieje nawet w Turcji, nawet w Chinach. WyobraŸ sobie zrêcznoœæ naszych
rz¹dów wypróbowan¹ d³ugim æwiczeniem, oddan¹ na us³ugi spo³eczeñstwa jeszcze m³odego i
dzikiego; wyobraŸ sobie kruczki administracyjne Zachodu wspomagaj¹ce ca³ym nowoczesnym
doœwiadczeniem despotyzm Wschodu; dyscyplinê europejsk¹ wspieraj¹c¹ tyraniê Azji; policjê
zajêt¹ ukrywaniem barbarzyñstwa, ¿eby je utrwaliæ miast zdusiæ; brutalnoœæ, okrucieñstwo
zdyscyplinowane, taktykê armii Europy s³u¿¹c¹ do umocnienia polityki dworów Wschodu;
wyobraŸ sobie lud na wpó³ dziki, który zmilitaryzowano nie cywilizuj¹c, a zrozumiesz stan
moralny i socjalny rosyjskiego narodu.
Korzystaæ z postêpów administracyjnych narodów europejskich, by rz¹dziæ szeœædziesiêcioma
milionami ludzi na sposób orientalny – oto od czasów Piotra I problem do rozstrzygniêcia dla
ludzi kieruj¹cych Rosj¹.
Rz¹dy Katarzyny Wielkiej i Aleksandra przed³u¿y³y jedynie systematyczne dzieciñstwo tego
narodu, który wci¹¿ jeszcze istnieje tylko z nazwy.
Katarzyna stworzy³a szko³y, aby zadowoliæ francuskich filozofów, których pochwa³ po¿¹da³a
jej pró¿noœæ. Gubernator moskiewski, jeden z jej dawnych faworytów, nagrodzony luksusowym
wygnaniem do dawnej stolicy pañstwa, napisa³ kiedyœ do niej, ¿e nikt nie posy³a dzieci do szkó³.
Cesarzowa odpisa³a mniej wiêcej tymi s³owy:
„Drogi ksi¹¿ê, nie narzekaj na to, ¿e Rosjanie nie chc¹ siê kszta³ciæ. Wprowadzam szko³y nie
dla nas, lecz dla Europy, bo NALE¯Y PODTRZYMYWAÆ NASZA RANGÊ W JEJ OPINII, ale
gdyby nasi ch³opi zechcieli siê uczyæ, ani ty, ani ja nie utrzymalibyœmy siê na naszych
miejscach”.
List ten czyta³a osoba naprawdê godna zaufania.

...Rosjanie zgodnie ze swoj¹ zwyk³¹ taktyk¹ zaprzecz¹ autentycznoœci tej anegdoty, ale choæ
nie jestem pewien dok³adnoœci s³ów, mogê stwierdziæ, ¿e wyra¿aj¹ prawdziw¹ myœl w³adczyni.
Powinno to wystarczyæ dla Ciebie i dla mnie.
Te s³owa ukazuj¹ Ci ducha pró¿noœci, który rz¹dzi i drêczy Rosjan i znieprawia samo Ÿród³o
ustanowionej nad nimi w³adzy.
Ta nieszczêsna opinia Europy jest widmem, które ich przeœladuje w najg³êbszej g³êbi ich
myœli i sprowadza dla nich cywilizacjê do poziomu sztuki cyrkowej, wykonanej mniej lub
bardziej zrêcznie.
Obecny cesarz ze swoim zdrowym rozs¹dkiem i jasnym umys³em, widzi rafê, ale czy bêdzie
móg³ jej unikn¹æ? Trzeba wiêcej ni¿ si³y Piotra Wielkiego, by zaradziæ z³u wyrz¹dzonemu przez
tego pierwszego deprawatora Rosjan.
...Z³o jest tak zakorzenione, ¿e bije nawet w oczy ma³o uwa¿nych cudzoziemców, a przecie¿
Rosja jest krajem, gdzie wszyscy siê sprzysiêgli, by oszukaæ podró¿nego.
Czy wiesz, co to jest podró¿owaæ po Rosji? Dla lekkoducha to znaczy ¿ywiæ siê z³udzeniami,
ale dla kogoœ, kto ma oczy otwarte i ³¹czy niezale¿ne usposobienie z odrobin¹ zdolnoœci
obserwacyjnych, jest to praca nieustanna, uporczywa, polegaj¹ca na ¿mudnym rozró¿nianiu przy
lada okazji dwóch narodów walcz¹cych ze sob¹. Te dwa narody to Rosja taka, jaka jest, i Rosja
taka, jak¹ by chciano pokazaæ Europie.

background image

...Korpus dyplomatyczny i w ogóle ludzie z Zachodu byli zawsze uwa¿ani przez ten ustrój o
bizantyjskim duchu i przez ca³¹ Rosjê za szpiegów nie¿yczliwych i zazdrosnych. Rosjanie maj¹
tê wspóln¹ cechê z Chiñczykami, ¿e jedni i drudzy zawsze pos¹dzaj¹ cudzoziemców o zazdroœæ,
s¹dz¹ bowiem o nas pod³ug siebie.
Tote¿ tak chwalona goœcinnoœæ Moskowitów sta³a siê sztuk¹, która siê finalizuje jako bardzo
subtelna polityka: polega na tym, ¿eby zadowoliæ goœcia mo¿liwie najni¿szym kosztem
szczeroœci. Najlepiej widziani wœród cudzoziemców s¹ ci, którzy naj dobroduszniej i najd³u¿ej
pozwalaj¹ siê nabieraæ. Grzecznoœæ jest tu tylko sztuk¹ ukrywania przed sob¹ nawzajem
podwójnego strachu, doznawanego i wzbudzanego. Dostrzegam w g³êbi wszystkiego zak³aman¹
gwa³townoœæ, gorsz¹ od tyranii Batu-Chana, z którym wspó³czesna Rosja ma wiêcej wspólnego
ni¿ chc¹ nam tu wmówiæ. S³yszê tu wszêdzie ludzi mówi¹cych jêzykiem filozofii, a widzê
wszêdzie ucisk na porz¹dku dziennym. Mówi¹ mi: „Chêtnie byœmy siê obyli bez silnej w³adzy,
bylibyœmy bogatsi i mocniejsi, ale mamy do czynienia z azjatyckimi ludami”. A jednoczeœnie
myœl¹: „Gdybyœmy mogli, chêtnie byœmy siê obyli bez gadania o liberalizmie i filantropii,
bylibyœmy szczêœliwsi i silniejsi, ale musimy siê liczyæ z rz¹dami Europy”. Tych rz¹dów tu
nienawidz¹, boj¹ siê ich i schlebiaj¹ im.
Trzeba to powiedzieæ: Rosjanie wszystkich klas wyj¹tkowo zgodnie wspó³pracuj¹ nad
krzewieniem u siebie ob³udy. Maj¹ tak¹ wprawê w k³amaniu, tak¹ naturalnoœæ w hipokryzji, ¿e to
oburza moj¹ szczeroœæ i przera¿a mnie. Wszystkiego, co podziwiam gdzie indziej, tu nienawidzê,
bo uwa¿am, ¿e za drogo to kosztowa³o: porz¹dek, cierpliwoœæ, spokój, elegancja, grzecznoœæ,
szacunek, naturalne i moralne stosunki, które powinny siê ustaliæ miêdzy tym, który zamyœlana
tym, który wykonuje, wreszcie wszystko, co stanowi wartoœæ i urok dobrze zorganizowanych
spo³eczeñstw, wszystko, co daje sens i cel politycznym instytucjom, stapia siê tu w jednym
jedynym uczuciu – strachu. W Rosji strach zastêpuje, czyli parali¿uje myœli. Kiedy to uczucie
panuje niepodzielnie, mo¿e wytworzyæ tylko pozory cywilizacji: niech siê nara¿ê
krótkowzrocznym prawodawcom, ale strach nigdy nie bêdzie dusz¹ dobrze zorganizowanego
spo³eczeñstwa. To nie jest porz¹dek, to zas³ona chaosu, nic wiêcej; gdzie brak wolnoœci, brak
tak¿e duszy i prawdy. Rosja to cia³o bez ¿ycia, kolos egzystuj¹cy dziêki g³owie, ale wszystkie
jego cz³onki, jednakowo pozbawione si³y, dogorywaj¹... St¹d g³êboki niepokój, niewyra¿alna

trwoga, a te uczucia nie wynikaj¹, jak u nowych francuskich rewolucjonistów, z niekonsekwencji
naszej edukacji, z nieokreœlonoœci pojêæ, z nadu¿yæ, ze znudzenia dobrobytem materialnym, z
rodz¹cej siê zazdroœci o konkurencjê: s¹ one wyrazem rzeczywistego cierpienia, oznak¹ jakiejœ
organicznej choroby. Myœlê, ¿e z wszystkich czêœci ziemi Rosja jest t¹, gdzie ludzie s¹ najmniej
szczêœliwi. My te¿ nie jesteœmy szczêœliwi u siebie, ale my czujemy, ¿e szczêœcie zale¿y od nas,
natomiast u Rosjan jest ono niemo¿liwe. WyobraŸ sobie namiêtnoœci republikañskie (gdy¿ raz
jeszcze powtarzam, za panowania cesarza Rosji panuje fikcyjna równoœæ) kipi¹ce w ciszy
despotyzmu. Jest to straszliwa kombinacja, zw³aszcza z powodu przysz³oœci, jak¹ wró¿y œwiatu.
Rosja jest kot³em wrz¹cej wody, dok³adnie zamkniêtym, lecz umieszczonym na coraz silniejszym
ogniu: istnieje obawa eksplozji.
...Wiêc to ta g³owa bez cia³a, ten w³adca bez ludu urz¹dza festyny ludowe! Mnie siê zdaje, ¿e
zanim siê zacznie zabiegaæ o popularnoœæ u ludu, nale¿a³oby stworzyæ lud.
...Pod tym wzglêdem, podobnie jak pod wieloma innymi, cudzoziemcy opisuj¹cy Rosjê s¹ w
zgodzie z Rosj¹, by oszukaæ œwiat. Czy mo¿na byæ bardziej zdradziecko pob³a¿liwym ni¿
wiêkszoœæ tych pisarzy, którzy siê zbiegli z wszystkich k¹tów Europy, by siê rozczulaæ nad
wzruszaj¹c¹ za¿y³oœci¹, panuj¹c¹ miêdzy cesarzem Rosji a jego ludem? Czy¿by presti¿
despotyzmu by³ a¿ tak wielki, ¿e podbija nawet zwyk³ych ciekawskich? Albo ten kraj by³

background image

dotychczas opisywany tylko przez ludzi, których pozycja, czy charakter nie pozwala³y im na
niezale¿noœæ, albo najszczersze umys³y trac¹ swobodê s¹du z chwil¹ przybycia do Rosji.
...S³ysza³em wczoraj, jak wszyscy ludzie zwi¹zani z dworem, przechodz¹c obok mnie chwalili
grzecznoœæ swych poddanych. „Spróbujcie zrobiæ podobny festyn we Francji” – mówili. Kusi³o
mnie, by im odpowiedzieæ: „Aby porównywaæ nasze dwa narody, wasz musi wpierw zaistnieæ”.
...Kupcy, którzy mogliby utworzyæ œredni¹ klasê, s¹ tak nieliczni, ¿e nie mog¹ siê zaznaczyæ w
pañstwie, zreszt¹ prawie wszyscy s¹ cudzoziemcami. Pisarzy przypada jeden lub dwóch na ka¿de
pokolenie, artyœci s¹ jak pisarze, ich ma³a liczba sprawia, ¿e siê ich ceni, lecz jeœli rzadkoœæ s³u¿y
ich osobistej fortunie, szkodzi za to ich spo³ecznemu wp³ywowi. W kraju, gdzie nie ma
sprawiedliwoœci, nie ma adwokatów. Gdzie¿ wiec znaleŸæ tê œredni¹ klasê, która stanowi o sile
pañstw i bez której naród jest tylko stadem prowadzonym przez kilku zrêcznie wytresowanych
agentów?
Nie wymieni³em gatunku ludzi, których nie powinno siê zaliczyæ ani do wielkich, ani do
ma³ych: s¹ to synowie duchownych. Prawie wszyscy zostaj¹ ni¿szymi urzêdnikami, i ten ludek
drobnych kancelistów jest plag¹ Rosji: tworzy zespó³ ciemnej szlachty, bardzo wrogo
nastawionej do magnatów, szlachty o duchu antyarystokratycznym w prawdziwym znaczeniu
politycznym tego s³owa, ale mimo to bardzo uci¹¿liwej dla swoich poddanych. S¹ to ludzie
niewygodni dla pañstwa, produkt schizmy, która zezwoli³a duchownym mieæ ¿onê, ludzie, którzy
rozpoczn¹ blisk¹ rewolucjê w Rosji.
Zespó³ tej drugorzêdnej szlachty rekrutuje siê równie¿ z administratorów, z artystów, z
urzêdników wszelkiego rodzaju przyby³ych z zagranicy i z ich uszlachconych dzieci. Czy widzisz
w tym wszystkim element naprawdê rosyjskiego narodu, godny i zdolny usprawiedliwiæ
popularnoœæ w³adcy?
Raz jeszcze powtarzam, wszystko w Rosji jest zawodne, a pe³na wdziêku familiarnoœæ
cesarza, przyjmuj¹cego u siebie w pa³acu swoich poddanych i poddanych swoich dworzan, jest
jeszcze jedn¹ kpin¹.
Kara œmierci nie istnieje w tym kraju wyj¹wszy zbrodniê zdrady stanu, ale s¹ tacy przestêpcy,
których siê chce zabiæ. Oto jak siê tu zabieraj¹ do pogodzenia ³agodnoœci kodeksu z tradycyjnym
okrucieñstwem obyczajów: kiedy zbrodniarz jest skazany na ponad sto uderzeñ knutem, oprawca,

który wie, co oznacza ten wyrok, przez litoœæ zabija skazañca za trzecim ciosem, uderzaj¹c go w
œmiertelne miejsce. Ale kara œmierci zosta³a zniesiona!15
Tak k³amaæ w oczy prawu – czy to nie gorzej ni¿ g³osiæ najzuchwalsz¹ tyraniê?
Wœród szeœciu czy siedmiu przedstawicieli tego pseudorosyjskiego narodu, zgromadzonych
wczoraj wieczorem w peterhofskim pa³acu, na pró¿no szuka³em weso³ej twarzy: kiedy ludzie
k³ami¹, to siê nie œmiej¹.
Mo¿esz wierzyæ w to, co mówiê o takich skutkach absolutnych rz¹dów, bo kiedy
przyjecha³em, ¿eby poznaæ ten kraj, kierowa³a mn¹ nadzieja znalezienia tu œrodka przeciw
chorobom zagra¿aj¹cym naszemu. Je¿eli uwa¿asz, ¿e za surowo oceniam Rosjê, oskar¿aj tylko
mimowolne wra¿enia, jakie odnoszê codzieñ w stycznoœci z rzeczami i z ludŸmi i jakie ka¿dy
przyjaciel ludzkoœci odniós³by na moim miejscu, gdyby siê stara³ patrzeæ tak jak ja, poza to, co
mu pokazuj¹.
Pañstwo to mimo swoich olbrzymich rozmiarów jest tylko wiêzieniem, od którego klucz ma
cesarz, a w tym pañstwie, które mo¿e ¿yæ tylko z podbojów, w czasie pokoju nic nie jest tak
bliskie nieszczêœciu poddanych, jak nieszczêœcie w³adcy. ¯ycie stra¿nika zawsze wydawa³o mi

background image

siê tak podobne do ¿ycia wiêŸnia, ¿e bezustannie podziwiam nadmiar wyobraŸni, który sprawia,
¿e drugi z tych ludzi uwa¿a siê za bez porównania mniej godnego litoœci ni¿ pierwszy.
Cz³owiek tu nie zna ani prawdziwych uciech spo³ecznych, znanych wyrobionym umys³om,
ani ca³kowitej i brutalnej wolnoœci dzikusa, ani niezale¿noœci czynu pó³dzikusa, barbarzyñcy. Nie
widzê innej kompensaty za nieszczêœcie urodzenia siê w tym ustroju, jak sny o potêdze i nadzieja
panowania. I ta namiêtnoœæ zawszê przychodzi mi na myœl, kiedy chcê analizowaæ ¿ycie
duchowe mieszkañców Rosji. Rosjanin myœli i ¿yje jak ¿o³nierz... jak ¿o³nierz-zdobywca.
Prawdziwy ¿o³nierz, z jakiekolwiek kraju, nie jest w ogóle obywatelem, a tu jest nim jeszcze
mniej ni¿ gdzie indziej. To do¿ywotni wiêzieñ, Skazany na pilnowanie wiêŸniów. Zapamiêtaj, ¿e
w Rosji s³owo „wiêzienie” oznacza coœ wiêcej ni¿ gdzie indziej.
Gdy siê pomyœli o wszystkich ukrytych okrucieñstwach, które umykaj¹ naszej litoœci dziêki
dyscyplinie milczenia w kraju, gdzie ka¿dy cz³owiek przychodz¹c na œwiat uczy siê dyskrecji,
ogarnia dr¿enie. Trzeba przyjechaæ tutaj, by znienawidziæ rezerwê: taka ostro¿noœæ œwiadczy o
sekretnej tyranii, której obraz stajê przede mn¹ na ka¿dym kroku. Ka¿da zmiana fizjognomii,
ka¿de wahanie g³osu mówi mi o niebezpieczeñstwie gro¿¹cym ufnoœci i naturalnoœci.
Nawet widok domów kieruje moje myœli ku bolesnym warunkom ludzkiego ¿ycia w tym
kraju.
...Kiedy cierpiê z powodu wilgoci w moim pokoju, myœlê o nieszczêœnikach wystawionych na
wilgoæ podwodnych lochów Kronsztadu, twierdzy Petersburskiej, i wielu innych grobów
politycznych, których nie znam nawet z imienia. Ziemista cera spotykanych na ulicy ¿o³nierzy
wskazuje mi na oszustwa urzêdników zajmuj¹cych siê aprowizacj¹ wojska... Na ka¿dym
stawianym tu kroku widzê staj¹ce przede mn¹ widmo Syberii, i myœlê o wszystkim, co oznacza
tu nazwa tej politycznej pustyni, tej otch³ani nêdzy, tego cmentarza ¿yj¹cych, œwiata
nies³ychanych boleœci, ziemi zaludnionej niecnymi zbrodniarzami i wznios³ymi bohaterami,
kolonii, bez której to pañstwo by³oby niekompletne, jak pa³ac bez piwnic.
Takie to mroczne obrazy staja przed moj¹ wyobraŸni¹, kiedy ktoœ chwali wzruszaj¹ce stosunki
cara ze swymi poddanymi. O nie, zaprawdê nie jestem sk³onny zachwycaæ siê popularnoœci¹
cesarza; przeciwnie, wola³bym straciæ przyjaŸñ Rosjan ni¿ wolnoœæ umys³u, której u¿ywam, by
stwierdzaæ ich podstêpy i u¿ywane przez nich sposoby oszukiwania nas i samych siebie, ale nie
obawiam siê zbytnio ich gniewu, bo im oddajê sprawiedliwoœæ myœl¹c, ¿e w g³êbi serca s¹dz¹

15 Przeczytaj broszurê M. To³stoja pod tytu³em: „Rzut oka na prawodawstwo rosyjskie” itd.

swój kraj bardziej surowo ni¿ ja, bo znaj¹ go lepiej ode mnie. Potêpiaj¹c mnie g³oœno, przebacz¹
mi po cichu, a to mi wystarczy. Podró¿ny, który by zezwoli³, by pouczali go ludzie tutejsi,
móg³by przebiec ca³e pañstwo od krañca do krañca nie ujrzawszy nic innego ni¿ d³ugi ci¹g fasad:
tego w³aœnie potrzeba by siê podobaæ moim gospodarzom, ja to widzê, ale za tê cenê ich
goœcinnoœæ kosztowa³aby mnie za drogo, wolê zrezygnowaæ z ich pochwa³ ni¿ straciæ
prawdziwy, jedyny owoc mojej podró¿y: doœwiadczenie.
...Ja siê lubujê w dygresjach, wiesz o tym od dawna; nie lubiê zostawiaæ na uboczu
dodatkowych myœli, jakie narzuca mi temat. Ten rodzaj bez³adu pobudza moj¹ wyobraŸniê,
zakochan¹ we wszystkim, co przypomina wolnoœæ. Nie wyleczy³bym siê z têgo, chyba ¿e trzeba
by za to przepraszaæ za ka¿dym razem i pomna¿aæ oratorskie zastrze¿enia, by urozmaiciæ
przejœcie z tematu na temat, bo wówczas wysi³ek górowa³by nad przyjemnoœci¹.
Peterhof wraz z otoczeniem jest dotychczas najpiêkniejszym krajobrazem, jaki widzia³em w
Petersburgu. Niezbyt wysoka ska³a wznosi siê nad morzem, które zaczyna siê na krañcu parku,

background image

oko³o jednej trzeciej mili poni¿ej pa³acu zbudowanego obok tej ska³ki, pêkniêtej prawiê do
szczytu. W tym miejscu zrobiono wspania³e rampy. Schodzimy z tarasu na taras a¿ do parku,
gdzie znajdujemy bujne kêpy drzew, imponuj¹ce gêstym cieniem i rozleg³oœci¹. Park ozdabiaj¹
wodotryski i sztuczne kaskady w rodzaju wersalskich, jest doœæ urozmaicony jak na ogród
zaplanowany w stylu Le Nôtre'a. Znajduj¹ siê tu ró¿ne wzniesienia, z których widoczne jest
morze, wybrze¿e Finlandii, nastêpnie arsena³ marynarki rosyjskiej, wyspa Kronsztadt z jej
granitowymi balustradami na poziomie wody, a dalej, o dziewiêæ mil w prawo, Petersburg, bia³e
miasto, które z daleka wydaje siê weso³e i b³yszcz¹ce i które ze swymi gromadami pa³aców o
malowanych dachach, ze swymi wyspami, œwi¹tyniami o gipsowych kolumnach, swymi lasami
dzwonnic podobnych do minaretów, przypomina pod wieczór las jod³owy, którego srebrne
piramidy zapali³ po¿ar.
...Gdy pomyœlê o wszystkich przeszkodach, które pokona³ cz³owiek, aby ¿yæ tutaj spo³ecznie,
aby zbudowaæ miasto prawdziwie królewskie w tej siedzibie wilków i niedŸwiedzi, jak mówiono
Katarzynie, i aby je tu utrzymaæ ze wspania³oœci¹ odpowiedni¹ dla pró¿noœci wielkich w³adców i
wielkich ludów, to patrz¹c na byle sa³atê, na byle ró¿ê, mam chêæ krzyczeæ, ¿e to cud. Je¿eli
Petersburg jest otynkowan¹ Laponi¹, Peterhof jest pa³acem Armidy pod szk³em. Trudno mi
uwierzyæ, ¿e jestem na œwie¿ym powietrzu, gdy widzê tyle rzeczy wspania³ych, delikatnych,
b³yszcz¹cych i gdy myœlê, ¿e o kilk¹ stopni wy¿ej rok siê dzieli na cztery równe czêœci: jeden
dzieñ, jedna noc i cztery szarówki po trzy miesi¹ce ka¿d¹. Zw³aszcza wtedy nie umiem
powstrzymaæ podziwu. Podziwiam tryumf woli ludzkiej wszêdzie tam, gdzie go stwierdzam, co
mnie nie zmusza do zbyt czêstego podziwu.
W parku cesarskim Peterhofu jad¹c milê powozem nie przeje¿d¿a siê dwa razy tej samej alei,
a wiêc wyobraŸ sobie ca³y ten park w ogniu. W tym lodowatym, pozbawionym ¿ywego œwiat³a
kraju iluminacje s¹ prawdziwym po¿arem, rzek³byœ, noc ma nas pocieszyæ za dzieñ. Drzewa gin¹
pod dekoracj¹ z diamentów, w ka¿dej alei jest tyle¿ lampionów co liœci, to Azja, nie ta
prawdziwa, wspó³czesna, lecz bajeczny Bagdad z „Tysi¹ca i jednej nocy”, najbajeczniejszy
Babilon Semiramidy.
Podobno w dniu imienin cesarzowej szeœæ tysiêcy powozów, trzydzieœci tysiêcy pieszych i
niezliczona iloœæ ludzi wyrusz¹ z Petersburga, by siê roz³o¿yæ obozem wokó³ Peterhofu. To
jedyny dzieñ i jedyne miejsce, gdzie widzia³em w Rosji t³umy. Mieszczañski biwak w zupe³nie
wojskowym kraju to ciekawostka. Nie ¿eby na festynie brak by³o wojska, czêœæ gwardii i korpus
kadetów te¿ obozuje wokó³ rezydencji panuj¹cych, a wszyscy ci ludzie, oficerowie, ¿o³nierze,
kupcy, ch³opi pañszczyŸniani, panowie, magnaci b³¹dz¹ razem po gajach, sk¹d dwieœcie
piêædziesi¹t tysiêcy lampionów wygna³o noc.

...Podobno wszystkie lampiony parku zapala w trzydzieœci piêæ minut tysi¹c oœmiuset ludzi, a
czêœæ iluminacji znajduj¹c¹ siê naprzeciw pa³acu zapala siê w piêæ minut. Obejmuje ona miêdzy
innymi kana³, który odpowiada g³ównemu balkonowi pa³acu, i biegnie przez ca³y park w stronê
morza. Ta perspektywa oddzia³ywuje magicznie, lustro wody kana³u jest tak okolone œwiat³ami,
odbija tak ¿ywe blaski, ¿e mo¿na je wzi¹æ za ogieñ. Mo¿e Ariosto mia³by doœæ olœniewaj¹c¹
wyobraŸniê, ¿eby Ci odmalowaæ w mowie wró¿ek tyle cudów. Jest i smak, i fantazja w u¿ytku,
jaki siê tu robi z tej niezwyk³ej masy œwiat³a: ró¿ne grupy lampionów, pomys³owo rozrzucone,
maj¹ oryginalne formy: s¹ to kwiaty wielkie jak drzewa, s³oñca, wazony, kolebki z pêdów wina
imituj¹ce w³oskie pergole16, obeliski, kolumny, mury powycinane na mauretañski sposób,
s³owem ca³y fantastyczny œwiat przechodzi nam przed oczami nie zatrzymuj¹c naszych spojrzeñ,
bo cuda nastêpuj¹ po sobie z niewiarygodn¹ szybkoœci¹. Od ognistej fortyfikacji odci¹gaj¹ nas
draperie, koronki z drogich kamieni, wszystko b³yszczy, wszystko p³onie, wszystko jest z ognia i

background image

z diamentów. A¿ strach bierze, by to wspania³e widowisko nie skoñczy³o siê tak jak po¿ar – kup¹
zgliszcz.
Ale najbardziej zdumiewaj¹c¹ rzecz¹ widoczn¹ z pa³acu jest mimo wszystko wielki kana³,
podobny do nieruchomej lawy w p³on¹cym lesie.
Na koñcu tego kana³u wznosi siê na ogromnej piramidzie kolorowych ogni (ma chyba
siedemdziesi¹t stóp wysokoœci) god³o cesarzowej, b³yszcz¹ce jaskraw¹ biel¹ ponad wszystkimi
œwiat³ami, czerwonymi, zielonymi i niebieskimi, które j¹ otaczaj¹ i rzek³byœ, diamentowa egreta
okolona kolorowymi kamieniami. To wszystko jest na tak wielk¹ skalê, ¿e w¹tpisz o tym, co Ci
staje przed oczyma. Takie wysi³ki dla dorocznego œwiêta, to niemo¿liwe, mówisz sobie; to, co
widzê, jest zbyt wielkie, aby by³o prawdziwe, to sen zakochanego olbrzyma, opowiedziany przez
szalonego poetê.
...W dniu balu i iluminacji, o siódmej wieczór, wszyscy id¹ do cesarskiego pa³acu. Dwór,
korpus dyplomatyczny, zaproszonych cudzoziemców i rzekome osoby z ludu dopuszczone do
festynu wprowadza siê do wielkich salonów. Wszystkich mê¿czyzn prócz muzyków, którzy s¹ w
strojach narodowych, i kupców ubranych w kaftany obowi¹zuje tabarro, p³aszcz wenecki
w³o¿ony na mundur, bo ten festyn nazywa siê balem maskowym.
Tu siê czeka doœæ d³ugo w œcisku na zjawienie siê cesarza i rodziny cesarskiej. Jak tylko
w³adca, s³oñce pa³acu, zaczyna siê wy³aniaæ, otwiera siê przed nim przestrzeñ. Idzie naprzód, a
za nim jego szlachetny orszak, przechodzi swobodnie, nawet nie muœniêty przez t³um, przez
salony, gdzie chwilê przedtem nie wcisn¹³by siê nikt wiêcej. Skoro tylko Najjaœniejszy Pan
zniknie, fala ch³opów zamyka siê za nim. Daje to efekt bruzdy po przejœciu statku.
...Cesarz rozmawia³ z kilkoma brodaczami odzianymi z rosyjska, to jest ubranymi w persk¹
szatê, i oko³o wpó³ do jedenastej, gdy ju¿ noc zapad³a, zaczê³a siê iluminacja. Ju¿ Ci mówi³em o
magicznej szybkoœci, z jak¹ zapalaj¹ siê tysi¹ce lampionów: to prawdziwa feeria.
...Myœleliœmy przez wiêksz¹ czeœæ dnia, ¿e iluminacji nie bêdzie. Oko³o godziny trzeciej,
kiedy byliœmy na obiedzie w pa³acu Angielskim, nad Peterhofem rozszala³a siê wichura. Drzewa
w parku gwa³townie siê poruszy³y, ich wierzcho³ki skrêca³y siê w powietrzu, ga³êzie zgina³y siê
do ziemi, a my ogl¹daj¹c to widowisko byliœmy dalecy od myœli, ¿e córki, matki, przyjaciele
mnóstwa osób, spokojnie siedz¹cych przy tym stole co my, gin¹ na wodzie z powodu tej samej
wichury, której efekty ogl¹daliœmy tak spokojnie. Nasza beztroska ciekawoœæ bliska by³a
weso³oœci, podczas gdy wielka liczba ³odzi, które wyp³ynê³y z Petersburga aby siê udaæ do
Peterhofu, tonê³a na œrodku zatoki. Dziœ siê stwierdza, ¿e utonê³o dwieœcie osób, inni mówi¹, ¿e

16 Kolumny lub pilastry owite pn¹czami.

tysi¹c piêæset, dwa tysi¹ce: nikt siê nie dowie prawdy, dzienniki nie bêd¹ pisa³y o klêsce, bo to by
znaczy³o zmartwiæ cesarzow¹ i oskar¿yæ cesarza.
Sekret o klêsce tego dnia zachowano przez ca³y wieczór, coœ przeniknê³o na zewn¹trz dopiero
po festynie, a dziœ rano dwór nie wygl¹da ani na bardziej, ani na mniej zasmucony. Tu etykieta
chce przede wszystkim, ¿eby nikt nie mówi³ o tym, co poch³ania wszystkich, nawet poza pa³acem
zwierzenia czynione s¹ tylko pó³gêbkiem, w locie i bardzo cicho. Zwyk³y smutek ¿ycia
tutejszych ludzi pochodzi st¹d, ¿e oni sami tego ¿ycia nie ceni¹, ka¿dy czuje, ¿e jego istnienie
wisi na w³osku i ka¿dy siê z tym godzi, ¿e tak powiem, od urodzenia...

background image

Petersburg, 27 lipca 1839.
Prosi³em usilnie pani¹XXX, aby mi pokaza³a cottage cesarza i cesarzowej. Jest to domek, który
sobie wybudowali we wspania³ym peterhofskim parku w nowym stylu gotyckim modnym w
Anglii. „Ogromnie trudno – odpisa³a mi paniXXX – dostaæ siê do cottage'u w czasie obecnoœci
tam Ich Wysokoœci, ogromnie ³atwo natomiast w czasie ich nieobecnoœci. Mimo to spróbujê”.
Przed³u¿y³em swój pobyt w Peterhofie, oczekuj¹c niecierpliwie, ale bez wiêkszej nadziei
odpowiedzi od paniXXX. Wreszcie wczoraj rano przyszed³ od niej bilecik tej treœci: „Proszê
przyjœæ do mnie za kwadrans jedenasta. Pozwolono mi w drodze nadzwyczajnych wzglêdów
pokazaæ panu cottage w porze, kiedy cesarz z cesarzow¹ wychodz¹ na spacer, to jest dok³adnie o

background image

jedenastej”.
Oczywiœcie stawi³em siê punktualnie. PaniXXX mieszka w bardzo ³adnym zameczku w g³êbi
parku. Towarzyszy wszêdzie cesarzowej, ale w miarê mo¿noœci mieszka zawsze osobno, choæ
bardzo blisko cesarskich rezydencji. Za kwadrans jedenasta wsiadamy do czterokonnego
powozu, szybko przecinamy park i o jedenastej bez paru minut jesteœmy przed drzwiami
cottage'u.
Jest to dom w stylu angielskim, otoczony kwiatami i drzewami. /.../ Ledwo przeszliœmy przez
westybul i przystanêliœmy ogl¹daj¹c umeblowanie salonu, które wyda³o mi siê nieco zbyt
wyszukane jak na ca³oœæ tego domu, kiedy lokaj we fraku podszed³ do pani XXX i szepn¹³ jej coœ
do ucha, co j¹ chyba zaskoczy³o.
– Co siê sta³o? – zapyta³em po odejœciu lokaja.
– To cesarzowa wraca.
– Co za pech! – zawo³a³em – nic nie zd¹¿ê zobaczyæ.
– Kto wie. Proszê wyjœæ przez ten taras, zejœæ do ogrodu i czekaæ na mnie przed drzwiami
domu.
By³em tam ledwo dwie minuty, gdy cesarzowa podesz³a do mnie /.../ Nigdy jeszcze nie
wygl¹da³a tak korzystnie. Jej Wysokoœæ – pomyœla³em – musi byæ o wiele silniejsza ode mnie,
je¿eli po wczorajszym balu wstaje dziœ tak œwie¿a i wypoczêta.
– Skróci³am mój spacer – rzek³a do mnie – bo wiedzia³am, ¿e jest pan tutaj.
Zaczêliœmy siê przechadzaæ przed domem. /.../
Cesarzowa wie, ¿e siê interesujê ca³¹ rodzin¹ paniXXX, któr¹ jest Polk¹. Jej Wysokoœæ wie
równie¿, ¿e jeden z braci tej pani jest od wielu lat w Pary¿u. Skierowa³a rozmowê na tryb ¿ycia
tego m³odzieñca i d³ugo wypytywa³a mnie o jego pogl¹dy, zainteresowania, charakter, tym
sposobem daj¹c mi mo¿noœæ powiedzenia jej tego, co mi dyktowa³o przywi¹zanie do niego.
S³ucha³a mnie bardzo uwa¿nie. Kiedy przesta³em mówiæ, wielki ksi¹¿ê podj¹³ ten temat i
powiedzia³:
– Niedawno spotka³em go w Ems i bardzo mi siê spodoba³.
– I to tak wspania³emu cz³owiekowi uniemo¿liwia siê przyjazd tutaj, bo siê schroni³ do
Niemiec po polskim powstaniu – zawo³a³a paniXXX w swoim siostrzanym zapale, wyra¿aj¹c siê
ze swobod¹, której nie utraci³a mimo przebywania od dzieciñstwa na dworze.

– A có¿ on takiego zrobi³? – spyta³a cesarzowa.
By³em zak³opotany: jak odpowiedzieæ na to bezpoœrednie pytanie? Trzeba by³o poruszyæ
delikatny temat polityki, a by³o w tym ryzyko, ¿e siê wszystko popsuje.
Wielki ksi¹¿ê znów przyszed³ mi z pomoc¹ /.../ Pewnie myœla³, ¿e mam za wiele do
powiedzenia, bym œmia³ odpowiedzieæ, wiêc chc¹c zapobiec jakiemuœ odezwaniu siê, które by
zdradzi³o moje zak³opotanie i popsu³o sprawê, któr¹ chcia³em poprzeæ, zawo³a³:
– Ale¿ mamo, czy kto kiedy pyta³ piêtnastoletniego dziecka, co on zrobi³ w polityce?
Ta odpowiedŸ, sensowna i serdeczna, wybawi³a mnie z k³opotu, ale po³o¿y³a kres rozmowie.

background image

Gdybym œmia³ zinterpretowaæ milczenie cesarzowej, powiedzia³bym, ¿e myœla³a co nastêpujê:
„Co robiæ dzisiaj w Rosji z Polakiem przywróconym do ³ask? Bêdzie zawsze obiektem zazdroœci
dla starych Rosjan, a w swoich nowych w³adcach bêdzie budzi³ tylko nieufnoœæ. Straci ¿ycie i
zdrowie w próbach, na które bêdzie siê musia³o go wystawiaæ, by siê upewniæ o jego wiernoœci.
Wreszcie je¿eli bêdzie siê myœla³o, ¿e mo¿na liczyæ na niego, bêdzie siê nim pogardza³o w³aœnie
dlatego, ¿e mo¿na liczyæ. Zreszt¹ co ja mogê zrobiæ dla tego m³odzieñca? Mam tak ma³o
autorytetu!”
Chyba siê niezbyt myli³em przypisuj¹c cesarzowej takie myœli, bo takie w³aœnie by³y mniej
wiêcej moje. Doszliœmy oboje bez s³ów do wniosku, ¿e z dwojga nieszczêœæ dla szlachcica, który
nie ma ju¿ ani wspó³obywateli, ani towarzyszy broni, mniejszym jest zostaæ z dala od ojczystego
kraju: nie tylko ziemia jest ojczyzn¹, a najgorszym z losów by³by los cz³owieka ¿yj¹cego u siebie
jak obcy.

Petersburg, 29 lipca 1839.
Pod³ug ostatnich informacji o klêsce podczas peterhofskiego festynu, które uda³o mi siê
zdobyæ dziœ rano, przewy¿szy³a ona moje przypuszczenia. W dodatku nigdy nie poznamy
dok³adnie okolicznoœci tego wydarzenia. Ka¿dy wypadek uwa¿any tu jest za sprawê pañstwow¹.
...Co wiêcej tajemnica, w której policja stara siê zachowaæ tutaj nieszczêœcia najzupe³niej
niezale¿ne od ludzkiej woli, chybia celu, jako ¿e zostawia szerokie pole dla wyobraŸni.
...A wiêc jedni powiadaj¹, ¿e przedwczoraj zginê³o tylko trzynaœcie osób, podczas gdy inni

background image

mówi¹ o tysi¹c dwustu, o dwóch tysi¹cach, a jeszcze inni o stu piêædziesiêciu. Mo¿esz sobie
wyobraziæ, jak niepewni jesteœmy wszystkiego, je¿eli okolicznoœci wypadku, który zdarzy³ siê, ¿e
tak powiem, na naszych oczach, pozostan¹ na zawsze w¹tpliwe nawet dla nas.
Nie przestajê siê dziwiæ widz¹c, ¿e istnieje tu lud tak beztroski, ¿eby ¿yæ i umieraæ w
pó³œwietle, jakiego mu u¿ycza policja jego w³adców. Dotychczas myœla³em, ¿e cz³owiek tak
samo nie mo¿e siê obejœæ bez prawdy dla ducha, jak bez powietrza i s³oñca dla cia³a. Moja
podró¿ do Rosji wyprowadza mnie z b³êdu. ...Tu k³amaæ znaczy ochraniaæ spo³eczeñstwo, mówiæ
prawdê znaczy wstrz¹saæ pañstwem.
Oto dwa epizody, których autentycznoœæ mogê Ci zagwarantowaæ:
Dziewiêæ osób z tej samej rodziny i z tego samego domu, przyby³ych niedawno z prowincji do
Petersburga, mê¿czyŸni, kobiety, dzieci i s³u¿ba, wsiad³o nieopatrznie do ³odzi zbyt kruchej, by
stawiæ czo³a morzu. Zerwa³ siê sztorm, ¿adna z tych osób siê nie odnalaz³a. Od trzech dni
przeszukuje siê wybrze¿e, ale do dzisiaj rano nie znaleziono jeszcze ¿adnego œladu tych
biedaków, o których upomnieli siê tylko s¹siedzi, bo nie mieli krewnych w Petersburgu. W koñcu
odnaleziono ³ódŸ, która ich wioz³a, by³a odwrócona i le¿a³a na piaszczystej ³awicy tu¿ przy
brzegu, o trzy mile od Peterhofu, a szeœæ od Petersburga. Ludzi ani œladu, ani majtków, ani
pasa¿erów. Oto dziewiêæ œmierci, nie licz¹c marynarzy, a liczba stateczków i ³odzi zatopionych
jak ta jest znaczna. Dziœ rano ktoœ przyszed³ opieczêtowaæ drzwi pustego mieszkania
s¹siaduj¹cego z moim. Gdyby nie ta okolicznoœæ, nie opowiedzia³bym Ci tego faktu, bo bym o
nim nie wiedzia³, jak nie wiem o wielu innych. Szarówka polityki jest mniej przejrzysta od
szarówki polarnego nieba. A przecie¿ zwa¿ywszy wszystko szczeroœæ lepiej by siê op³aci³a, bo
kiedy przede mn¹ ukrywa siê choæby odrobinê, podejrzewam du¿o.
A oto inny epizod peterhofskiej katastrofy:
Trzech m³odych Anglików, z których znam najstarszego, znajdowa³o siê od trzech dni w
Petersburgu. Ich ojciec jest w Anglii, a matka czeka na nich w Karlsbadzie. W dniu
peterhofskiego festynu dwaj m³odsi wsiadaj¹ do ³odzi bez starszego brata, który siê opiera ich
namowom odpowiadaj¹c raz po raz, ¿e nie jest ciekaw. ...A wiêc upar³szy siê, ¿e zostanie, widzi
swoich braci odp³ywaj¹cych na niewielkim stateczku i wo³aj¹cych doñ : „do jutra!...”. W trzy
godziny póŸniej obaj zginêli wraz z wieloma kobietami, kilkorgiem dzieci i dwoma czy trzema
mê¿czyznami, znajduj¹cymi siê w tej samej ³odzi. Uratowa³ siê tylko jeden majtek; by³ dobrym
p³ywakiem. Nieszczêœliwy brat, który prze¿y³, prawie zawstydzony tym, ¿e istnieje, jest w
nieopisanej rozpaczy. Szykuje siê do wyjazdu, ¿eby zawieŸæ tê wiadomoœæ matce. Pisa³a do nich,

¿eby nie rezygnowali z peterhofskiego festynu, pozostawiaj¹c zupe³n¹ swobodê ich ciekawoœci,
jeœliby chcieli przed³u¿yæ sw¹ nieobecnoœæ i powtarzaj¹c im, ¿e bêdzie na nich cierpliwie czeka³a
w Karlsbadzie. Przy wiêkszych wymaganiach mo¿e ocali³aby im ¿ycie.
Wyobra¿asz sobie tysi¹ce opowieœci, spory, rozmowy wszelkiego rodzaju, przypuszczenia,
krzyki, jakie mia³yby miejsce po takim wypadku w ka¿dym innym kraju, a przede wszystkim w
naszym? Ile¿ to gazet twierdzi³oby, a ile g³osów by powtarza³o, ¿e policja nigdy nie spe³nia

background image

swych obowi¹zków, ¿e ³odzie s¹ kiepskie, przewoŸnicy chciwi, a w³adze zamiast zaradziæ z³u
jeszcze je pog³êbiaj¹ b¹dŸ swoj¹ beztrosk¹, b¹dŸ chciwoœci¹. Dodawano by, ¿e œlub ksiê¿nej
odby³ siê pod z³¹ wró¿b¹, jak tyle innych ksi¹¿êcych œlubów. A wtedy posypa³yby siê daty,
aluzje, cytaty!... A tu nic!!! Cisza bardziej przera¿aj¹ca ni¿ samo nieszczêœcie!... Dwie linijki w
gazecie, bez szczegó³ów, a na dworze cesarskim, w mieœcie, w wielkoœwiatowych salonach ani
s³owa. Je¿eli siê nie mówi tam, nie mówi siê tak¿e gdzie indziej, w Petersburgu nie ma kawiarñ,
aby w nich komentowaæ nieistniej¹ce dzienniki. Ni¿si urzêdnicy s¹ bardziej zastraszeni ni¿
wielcy panowie, i to, czego nikt nie œmie powiedzieæ na górze, jeszcze mniej siê omawia u
podw³adnych. Pozostaj¹ kupcy i sklepikarze, a ci s¹ ostro¿ni, jak wszystko, co chce ¿yæ i
prosperowaæ w tym kraju. Je¿eli rozmawiaj¹ na tematy powa¿ne, wiêc niebezpieczne, to tylko na
ucho i sam na sam.
...Rosjanie s¹ zawsze dworakami: ¿o³nierze w koszarach, szpiedzy, stra¿nicy wiêzienni,
oprawcy – w tym kraju wszyscy spe³niaj¹ wiêcej ni¿ swój obowi¹zek: wykonuj¹ swój zawód.
Kto mi powie, dok¹d mo¿e iœæ spo³eczeñstwo, którego podstaw¹ nie jest ludzka godnoœæ?
Czêsto powtarzam: trzeba by tu wszystko przerobiæ, aby zrobiæ naród.
Tym razem milczenie policji nie jest czystym pochlebstwem, jest tak¿e wynikiem strachu.
Niewolnik boi siê z³ego humoru swego pana i stara siê z wszystkich si³ utrzymaæ go w
opiekuñczej weso³oœci. Rozz³oszczony car – to widmo kajdan, knuta, Syberii, a przynajmniej
Kaukazu, tej z³agodzonej Syberii na u¿ytek despotyzmu, który rzekomo ³agodnieje z dnia na
dzieñ zgodnie z postêpem wieku.
...Rosja jest narodem niemych, jakiœ magik zamieni³ szeœædziesi¹t milionów ludzi w automaty
czekaj¹ce na ró¿d¿kê innego czarodzieja, by siê odrodziæ i ¿yæ. Ten kraj robi na mnie wra¿enie
pa³acu œpi¹cej królewny: to b³yszczy, jest z³ote, wspania³e, niczego tu nie brakuje... prócz
wolnoœci, to znaczy ¿ycia.
...Z³o ob³udy siêga tu dalej ni¿ siê myœli: rosyjska policja, tak ¿wawa, gdy chodzi o drêczenie
ludzi, jest powolna w ich oœwiecaniu, kiedy zwracaj¹ siê do niej, by wyœwietliæ jakiœ w¹tpliwy
fakt.
Oto przyk³ad tej wykalkulowanej biernoœci: w czasie ostatniego karnawa³u pewna moja
znajoma pozwoli³a swej pokojówce wyjœæ w t³usty wtorek. Noc zapad³a, dziewczyna nie wróci³a.
Nazajutrz rano jej pani, bardzo zaniepokojona, posy³a na policjê po informacje.17 OdpowiedŸ
brzmi, ¿e w Petersburgu tej nocy nie zdarzy³ siê ¿aden wypadek, a wiêc zaginiona pokojówka
musi siê wkrótce odnaleŸæ ca³a i zdrowa.
Dzieñ up³ywa na tym zwodniczym uspokojeniu, nowin brak. Wreszcie na trzeci dzieñ krewny
dziewczyny, m³ody cz³owiek doœæ dobrze zorientowany w sekretnych sprawkach krajowej
policji, wpada na pomys³ udania siê do prosektorium, gdzie go wprowadza przyjaciel. Ledwo
wszed³szy poznaje trupa swojej kuzynki, do której sekcji maj¹ w³aœnie przyst¹piæ studenci.
Jako dobry Rosjanin zachowuje doœæ panowania nad sob¹, by ukryæ wzruszenie. Pyta wiêc:
– Czyje to cia³o?

17 Nie podajê nazwisk ze zrozumia³ych wzglêdów.

– Nie wiadomo, dziewczynê znaleziono martw¹ onegdajszej nocy na jakiejœ ulicy. Chyba
zosta³a uduszona broni¹c siê przed mê¿czyznami, którzy chcieli j¹ zgwa³ciæ.
– Co to za mê¿czyŸni?
– Nie mamy pojêcia, mo¿na snuæ tylko przypuszczenia na temat tego wypadku, dowodów

background image

brak.
– Jak zdobyliœcie to cia³o?
– Policja nam je sprzeda³a w sekrecie, a wiêc proszê o tym nie opowiadaæ – sta³y refren, który
powraca jak paso¿ytnicze zdanie po ka¿dym zdaniu wymówionym przez Rosjanina albo przez
zaklimatyzowanego obcokrajowca.
Przyznajê, ¿e ten wypadek nie jest tak oburzaj¹cy, jak zbrodnia Burke'a w Anglii, ale dla Rosji
jest charakterystyczne to ochronne milczenie, jakie siê tu zbo¿nie zachowuje o podobnych
przestêpstwach.
Kuzyn umilk³. Chlebodawczyni ofiary nie œmia³a siê poskar¿yæ, i dziœ, po szeœciu miesi¹cach,
jestem mo¿e jedyn¹ osob¹, której opowiedzia³a o œmierci swej pokojówki, poniewa¿ jestem
cudzoziemcem... i poniewa¿ nie piszê, bo tak jej powiedzia³em.
Widzisz, jak ni¿sze rangi rosyjskiej policji spe³niaj¹ swoje obowi¹zki. Ci niewierni urzêdnicy
znaleŸli podwójn¹ korzyœæ w przehandlowaniu cia³a zamordowanej kobiety: po pierwsze zarobili
na tym kilka rubli, a po drugie ukryli zabójstwo, które œci¹gnê³oby na nich surow¹ naganê, gdyby
rozesz³a siê wiadomoœæ o tym wypadku. Reprymendom udzielanym ludziom tej klasy towarzysz¹
chyba demonstracje doœæ szorstkie i maj¹ce na celu wyryæ na zawsze s³owa nagany w pamiêci
s³uchaj¹cego ich nieszczêœnika.
Rosjanin z ni¿szej klasy jest w swoim ¿yciu co najmniej tyle razy bity, co pozdrawiany.
...Ciosów rózg¹ (w Rosji rózg¹ nazywa siê d³uga, rozciêta na koñcu witka) i skinieñ g³ow¹,
odmierzanych w równych dozach, skutecznie u¿ywa siê w edukacji spo³ecznej tego ludu, raczej
ugrzecznionego ni¿ uobyczajnionego. ...W Rosji wolno zbiæ tylko kogoœ z okreœlonej klasy, a
uczyniæ to mo¿e te¿ ktoœ z okreœlonej klasy. Z³e traktowanie jest tu uregulowane niczym taryfa
celna, co przypomina kodeks Iwana. Uznaje siê godnoœæ kasty, ale dotychczas nikt nie pomyœla³
o tym, by uprawomocniæ, czy bodaj liczyæ siê w ¿yciu codziennym z godnoœci¹ cz³owieka.
Pamiêtasz zapewne, co Ci pisa³em o grzecznoœci Rosjan z wszystkich klas spo³ecznych.
Pozostawiam Ci zdanie o tym, co jest warta owa œwiatowoœæ i poprzestanê na opowiedzeniu Ci
paru scen, rozgrywaj¹cych siê dzieñ w dzieñ na moich oczach.
Widzia³em na ulicy, jak dwaj woŸnice droschki (to rosyjski fiakier) zdejmowali ceremonialnie
kapelusze przy spotkaniu, co jest nabytym zwyczajem. Je¿eli s¹ w nieco za¿ylszych stosunkach,
to mijaj¹c siê k³ad¹ sobie z przyjazna min¹ rêkê na ustach, ca³uj¹c j¹ i daj¹c sobie oczami nader
dowcipny i nader wyrazisty znak: tyle, jeœli idzie o grzecznoœæ. A jeœli idzie o sprawiedliwoœæ:
nieco dalej widzia³em konnego kuriera, feldjegra czy jakiegoœ ni¿szego urzêdnika pañstwowego,
jak zsiad³ z konia, podbieg³ do jednego z tych dobrze wychowanych doro¿karzy i zacz¹³ go
brutalnie biæ batem, pa³k¹ czy piêœci¹, bezlitoœnie mierz¹c w pierœ, w twarz i w g³owê. Biedak,
który zapewne nie doœæ szybko zjecha³ z drogi, pozwala siê ok³adaæ bez najmniejszego
sprzeciwu, z szacunku dla munduru i dla kasty oprawcy, ale b³yskawiczna uleg³oœæ delikwenta
nie zawsze rozbraja gniew kata.
Widzia³em, jak jeden z tych dorêczycieli depesz, kurier jakiegoœ ministra czy wygalonowany
lokaj któregoœ z adiutantów cesarza, wyszarpn¹³ z koz³a m³odego woŸnicê i dopiero wtedy
przesta³ go biæ, gdy rozkrwawi³ mu twarz! Ofiara znosi³a egzekucjê jak prawdziwy baranek, bez
najmniejszego oporu, jak siê s³ucha wyroku z góry, jak siê ulega klêsce ¿ywio³owej. Tymczasem
przechodnie bynajmniej nie byli poruszeni takim okrucieñstwem, nawet jeden z kolegów ofiary,
który poi³ konie o kilka kroków stamt¹d, pos³uszny skinieniu rozz³oszczonego feldjegra

przybieg³, by trzymaæ wodze konia tej publicznej osoby przez ca³y czas trwania egzekucji.
Niechby ktoœ w ka¿dym innym kraju spróbowa³ za¿¹daæ od cz³owieka z ludu pomocy w
egzekucji dokonywanej w³asnowolnie na jego koledze! ...Lecz ranga i ubiór cz³owieka

background image

zadaj¹cego ciosy zapewnia³y mu prawo do nieumiarkowanego bicia woŸnicy fiakra, który
pokornie te ciosy przyjmowa³. To znaczy, ¿e kara by³a zgodna z prawem. Ale ja powiadam: tym
gorzej dla kraju, gdzie takie czyny s¹ uprawnione.
Scena, któr¹ Ci opisa³em, dzia³a siê w najpiêkniejszej dzielnicy miasta, w porze ogólnej
przechadzki. Kiedy oprawca puœci³ wreszcie pobitego biedaka, ten wytar³ krew ciekn¹c¹ mu po
twarzy i usiad³ spokojnie na koŸle, podejmuj¹c uk³ony przy ka¿dym nowym spotkaniu.
Przestêpstwo, jakiekolwiek by³o, nie spowodowa³o jednak ¿adnego powa¿nego wypadku.
Zwróæ uwagê na fakt, ¿e ta ohyda odbywa³a siê w idealnym porz¹dku w obecnoœci milcz¹cego
t³umu, który ani myœla³ o obronie lub usprawiedliwieniu ofiary, sk¹d, nie œmia³ nawet zatrzymaæ
siê d³u¿ej, by przygl¹daæ siê karzê. Naród rz¹dzony po chrzeœcijañsku zaprotestowa³by przeciw
dyscyplinie spo³ecznej, która niszczy wszelk¹ indywidualn¹ wolnoœæ. Ale tu duchowieñstwo
poprzestaje na uzyskiwaniu od ludu i od mo¿now³adców znaków krzy¿a i przyklêkniêæ.
Mimo kultu Ducha Œ wiêtego ten naród ma zawsze swego Boga na ziemi. Cesarz Rosji jest
ubóstwiany przez swoich poddanych jak Batu-Chan, jak Tamerlan. Prawo rosyjskie nie jest w
ogóle ochrzczone.
Co dzieñ s³yszê pochwa³y ³agodnych manier, zgodnego usposobienia, grzecznoœci
mieszkañców Sankt-Petersburga. Gdzie indziej podziwia³bym ten spokój, tu widzê w nim
najbardziej przera¿aj¹cy objaw choroby, na któr¹ narzekam. Tu wszyscy dr¿¹ tak bardzo, ¿e
ukrywaj¹ strach pod mask¹ spokoju, co zadowala ciemiê¿cê i uspokaja ciemiê¿onego. Prawdziwi
tyrani s¹ ¿¹dni uœmiechów. Dziêki postrachowi zawis³emu nad wszystkimi g³owami
pos³uszeñstwo s³u¿y wszystkim: ofiary i kaci, wszyscy s¹ zainteresowani w uleg³oœci,
utrwalaj¹cej zarówno z³o, które zadaj¹, jak z³o, które znosz¹.
Wiadomo, ¿e interwencja policji, kiedy ludzie siê k³óc¹, narazi³aby przeciwników na kary
znacznie gorsze od zadawanych sobie w milczeniu ciosów; unika siê ha³asu, bo wybuch gniewu
sprowadzi³by karz¹cego oprawcê.
Oto jednak burzliwa scena, której œwiadkiem by³em przypadkowo dziœ rano:
Szed³em wzd³u¿ kana³u pe³nego galarów za³adowanych drzewem. Ludzie wynosili to drzewo
na ziemiê i uk³adali je na wózkach w wysokie stosy; ju¿ Ci kiedyœ opisywa³em ten rodzaj
ruchomego muru jad¹cego ulicami stêpa. Jeden z tragarzy zajêtych wyci¹ganiem drzewa ze
statku i przewo¿eniem go w taczkach do wózka, wdaje siê w k³ótniê z kolegami i po chwili
wszyscy wszczynaj¹ bójkê, jak nasi tragarze. Napastnik czuj¹c siê s³abszy ratuje siê ucieczk¹: ze
zrêcznoœci¹ wiewiórki wdrapuje siê na g³ówny maszt statku. A¿ do tego momentu scen¹
wydawa³a mi siê zabawna: przycupniêty na rei uciekinier prowokuje swych przeciwników, mniej
sprawnych od niego. Czuj¹c siê zawiedzeni w swej nadziei odwetu, ludzie ci zapominaj¹, ¿e s¹ w
Rosji, przekraczaj¹ wszelkie granice grzecznoœci, to jest nawykowej ostro¿noœci, i wyra¿aj¹
wœciek³oœæ wzmo¿onymi krzykami i dzikimi pogró¿kami.
Na wszystkich ulicach miasta s¹ tu i ówdzie policjanci w mundurach. Dwaj z tych
posterunkowych, przywo³ani wrzaskami bij¹cych siê, przybywaj¹ na teren bójki i wzywaj¹
g³ównego winowajcê do poddania siê, to jest do zejœcia ze swojej tyczki. Ten nie s³ucha,
policjant skacze na pok³ad, buntownik czepia siê masztu, przedstawiciel w³adzy powtarza
¿¹danie, buntownik opiera siê dalej. Rozwœcieczony policjant próbuje wspi¹æ siê na maszt i udaje
mu siê schwyciæ buntownika za nogê. Jak myœlisz, co robi teraz? Ci¹gnie przeciwnika z ca³ych
si³, bezwzglêdnie, nie dbaj¹c o to, w jaki sposób zmusi biedaka do zejœcia. Ten, straciwszy
nadziejê unikniêcia czekaj¹cej go kary, poddaje siê w koñcu losowi: przechyla siê i pada g³ow¹ w

ty³ z dwukrotnej wysokoœci cz³owieka na stos drzewa, gdzie jego cia³o zostaje bez ruchu,
bezw³adne jak worek kartofli.

background image

Pomyœl sam, jaki to musia³ byæ upadek! G³owa podskoczy³a na k³odach i odg³os upadku
doszed³ moich uszu, chocia¿ siê zatrzyma³em o kilkadziesi¹t kroków stamt¹d. Myœla³em, ¿e
cz³owiek siê zabi³, twarz mia³ zakrwawion¹, a jednak oprzytomniawszy po og³uszeniu ten biedny
dzikus schwytany w potrzask dŸwiga siê. Twarz, a raczej to z niej, co widaæ pod plamami krwi,
jest trupio blada. Zaczyna ryczeæ jak wó³. Jego straszliwe krzyki zmniejsza³y moje wspó³czucie,
zdawa³o mi siê, ¿e to ju¿ tylko zwierzê i ¿e nie powinienem rozczulaæ siê nad nim jak nad
jednym z moich bliŸnich. Im bardziej wrzeszcza³, tym bardziej twardnia³o mi serce; prawd¹ jest,
¿e obiekty naszego wspó³czucia musz¹ zachowaæ jakieœ poczucie w³asnej godnoœci, abyœmy
mogli braæ powa¿ny udzia³ w ich zmartwieniu!! ...Litoœæ jest zespoleniem, a jaki¿ cz³owiek,
choæby najbardziej wspó³czuj¹cy, chcia³by zespoliæ siê z tym, czym pogardza?
Zabieraj¹ go w koñcu, mimo ¿e stawia rozpaczliwy i doœæ d³ugotrwa³y opór. Niewielka ³ódŸ,
sprowadzona w³aœnie przez dwóch policjantów, szybko siê zbli¿a, wiêŸnia krêpuj¹ i z rêkami
zwi¹zanymi na plecach rzucaj¹ twarz¹ w dó³ do ³odzi. Po tym drugim upadku, znów nader
gwa³townym, nastêpuje grad ciosów. Ale to jeszcze nie wszystko, jeszcze nie koniec tortur. Ten
sam policjant, który go schwyta³, na widok le¿¹cej ofiary wskakuje na cia³o. Zbli¿y³em siê,
by³em wiêc naocznym œwiadkiem tego, co Ci opisujê. Oprawca zszed³ na dno ³odzi i chodz¹c po
plecach biedaka zacz¹³ go coraz mocniej ok³adaæ i deptaæ nogami, jak siê t³oczy winogrona w
t³oczni. W czasie tej okropnej egzekucji dzikie wrzaski torturowanego najpierw siê wzmog³y, ale
gdy zaczê³y s³abn¹æ, poczu³em, ¿e i mnie samemu braknie si³ i uciek³em; nie mog¹c niczemu
przeszkodziæ, za du¿o widzia³em.
...Oto co siê odby³o na moich oczach w bia³y dzieñ, na ulicy, w czasie przechadzki dla
wypoczynku, bo chcia³em odetchn¹æ przynajmniej przez kilka dni od mojego zawodu
podró¿nika-pisarza. Ale jak st³umiæ oburzenie? To ono kaza³o mi chwyciæ natychmiast za pióro.
Takie fakty i wszystko, co one nam pozwalaj¹ odgadn¹æ, kaza³yby mi znienawidziæ
najpiêkniejszy kraj na ziemi, tym bardziej wiêc ka¿¹ mi nienawidziæ wypacykowanej równiny,
zagipsowanego moczaru. – Co za przesada! – zawo³aj¹ Rosjanie. – Tyle ha³asu o nic!!! – Dla was
to nic, wiem o tym, i w³aœnie o to mam do was pretensjê. Przyzwyczajenie do tych okropnoœci
t³umaczy wasz¹ obojêtnoœæ, nie usprawiedliwia jej jednak. Nie wiêcej sobie robicie ze sznurów,
którymi na waszych oczach krêpuj¹ cz³owieka, ni¿ z obro¿y kolczatki, nak³adanej waszym psom
myœliwskim.
Przyznajê, te postêpki s¹ zgodne z waszymi obyczajami, bo nie dostrzeg³em wyrazu
potêpienia czy grozy na fizjognomii ¿adnego z widzów tych horrendalnych scen, a przecie¿ byli
tam ludzie z najrozmaitszych klas. Jeœli mi przytoczycie na usprawiedliwienie tê milcz¹c¹
aprobatê t³umu, to siê zgadzamy.
Uderzyæ cz³owieka, biæ go do krwi, mo¿e zabiæ, w bia³y dzieñ na ulicy, wœród t³umu, bez s¹du
– to wydaje siê nader proste publicznoœci i zbirom z Petersburga. Mieszczanie, magnaci,
¿o³nierze, cywile, bogaci i biedni, wielcy i mali, eleganccy i obdarci, prostacy i dandysi –
wszyscy zgodnie pozwalaj¹ na robienie czegoœ takiego na ich oczach, nie troszcz¹c siê o
legalnoœæ postêpku. Gdzie indziej wszyscy broni¹ obywatela przed przedstawicielem w³adzy,
który jej nadu¿ywa, tu przedstawiciela w³adzy broni siê przed s³usznymi reklamacjami
maltretowanego cz³owieka. Niewolnik nie powinien reklamowaæ.

...Obstajê przy œcis³oœci przytoczonych tu faktów, nie doda³em ani nie uj¹³em ¿adnego gestu w

background image

przeczytanej przez Ciebie opowieœci. Wróci³em do domu, ¿eby j¹ do³¹czyæ do listu, póki
najdrobniejsze szczegó³y tej sceny by³y jeszcze obecne w moim umyœle 18.
Obyczaje narodu s¹ powolnym wytworem wzajemnego oddzia³ywania praw na zwyczaje i
zwyczajów na prawa, nie zmieniaj¹ siê od machniêcia czarodziejsk¹ ró¿d¿k¹. Obyczaje Rosjan
mimo wszelkich pretensji tych pó³dzikusów s¹ i d³ugo jeszcze bêd¹ okrutne. Najwy¿ej przed
wiekiem byli z nich prawdziwi Tatarzy (dopiero Piotr Wielki zacz¹³ zmuszaæ mê¿czyzn do
wprowadzania kobiet na towarzyskie zebrania) i pod sw¹ nowoczesn¹ elegancj¹ wielu z tych
parweniuszy cywilizacji zachowa³o niedŸwiedzi¹ skórê, oni j¹ tylko odwrócili na drug¹ stronê,
lecz wystarczy poskrobaæ, a sierœæ siê poka¿e i stanie dêba 19.
Obecnie, skoro Rosjê omin¹³ okres rycerstwa, który narody Europy Zachodniej tak dobrze
wykorzysta³y za m³odu, jest jej potrzebna religia niezale¿na i zdobywcza. Rosja posiada wiarê,
ale wiara polityczna nie emancypuje umys³u cz³owieka, lecz zamyka go w w¹skim krêgu
naturalnych sk³onnoœci. Maj¹c religiê katolick¹ Rosjanie zdobyliby wkrótce ogólne idee oparte
na rozs¹dnym wykszta³ceniu i na wolnoœci proporcjonalnej do wiedzy. Co do mnie, jestem
przekonany, ¿e z tej wysokoœci, gdyby mogli do niej dotrzeæ, panowaliby nad œwiatem. Choroba
siêga g³êboko, a stosowane dotychczas lekarstwa dzia³a³y tylko na powierzchniê, zas³ania³y ranê
nie lecz¹c jej. W³aœciwa cywilizacja idzie od centrum do obwodu, podczas gdy cywilizacja
rosyjska przysz³a z obwodu do centrum: to pobielane barbarzyñstwo, nic wiêcej.
...Cesarz wspomagany przez swoje armie ¿o³nierzy i artystów, mo¿e czyniæ najwiêksze
wysi³ki – nigdy nie uzbroi greckiego Koœcio³a w potêgê, której nie da³ mu Bóg. Mo¿na go
uczyniæ przeœladowczym, nie uczyni siê go apostolskim, to znaczy cywilizuj¹cym i zdobywczym
w œwiecie moralnym: dyscyplinowaæ ludzi nie znaczy nawracaæ dusze. Ten Koœció³ polityczny i
narodowy nie ma ani ¿ycia moralnego, ani ¿ycia nadprzyrodzonego. Komu brak niezale¿noœci,
temu zaczyna brakowaæ wszystkiego. Schizma oddzielaj¹c kap³ana od jego niezale¿nego
zwierzchnika oddaje go natychmiast w rêce zwierzchnika tymczasowego; w ten sposób bunt
ukarany zostaje niewol¹. Nale¿a³oby zw¹tpiæ w Boga, gdyby narzêdzie ucisku sta³o siê
narzêdziem wyzwolenia.
W najkrwawszych okresach historii Koœció³ katolicki wci¹¿ jeszcze pracowa³ nad
emancypacj¹ narodów: cudzo³o¿ny kap³an sprzedawa³ Boga niebiañskiego Bogu ziemskiemu, by
tyranizowaæ cz³owieka w imiê Chrystusa, ale ten bezbo¿ny kap³an wci¹¿ jeszcze oœwieca³
umys³y, nawet wówczas, gdy uœmierca³ cia³a, bo choæ schodzi³ ze swojej drogi, by³ jednak
czêœci¹ Koœcio³a, który posiada³ ¿ycie i œwiat³o. Kap³an grecki natomiast nie daje ani ¿ycia, ani
œmierci: sam jest martwy.
Znaki krzy¿a, pozdrawianie na ulicy, przyklêkanie przed kaplicami, le¿enie krzy¿em starych
dewotek na p³ytach cerkwi, ca³owanie r¹k; ¿ona, dzieci i powszechna pogarda – oto jedyny plon,
jaki uzyska³ pop za sw¹ abdykacjê... oto wszystko, co zdo³a³ otrzymaæ od najbardziej
zabobonnego narodu œwiata... Co za nauczka!... Co za kara! Patrzmy i podziwiajmy, w³aœnie w
pe³ni tryumfu swej schizmy schizmatyczny kap³an zostaje pora¿ony niemoc¹. Kiedy kap³an chce
zdobyæ tymczasow¹ w³adzê, ginie z braku doœæ wznios³ych pogl¹dów, by poznaæ drogê, któr¹
Bóg przed nim otwiera; kap³an który pozwala siê zdetronizowaæ królowi, ginie z braku odwagi
kroczenia t¹ drog¹: obaj jednako uchybiaj¹ swemu najwy¿szemu powo³aniu.

18 Nie zawadzi powtórzyæ, ¿e list ten, jak prawie wszystkie inne, by³ starannie przechowany przez ca³y czas
mego
pobytu w Rosji.
19 To powiedzenie pochodzi od biskupa Tarentu, którego Valery tak interesuj¹co i szczegó³owo opisa³ w
swoich„Italskich anegdotach i ciekawostkach”. Zdaje mi siê, ¿e tê sam¹ myœl wypowiedzia³ jeszcze energiczniej

background image

cesarz Napoleon. Zreszt¹ musi ona przyjœæ do g³owy ka¿demu, kto pozna Rosjan z bliska.

Piotr Wielki musia³ mieæ sumienie obarczone doœæ ciê¿kim ciê¿arem odpowiedzialnoœci,
kiedy zabra³ dla siebie i dla swych nastêpców cieñ niezale¿noœci, resztkê wolnoœci zachowanej
przez jego nieszczêsny Koœció³. Przedsiêwzi¹³ dzie³o ponad ludzkie si³y. Od tego czasu koniec
schizmy sta³ siê niemo¿liwy... to jest w oczach rozs¹dku, i jeœli siê patrzy na rodzaj ludzki z
czysto ludzkiego punktu widzenia.
Jestem wdziêczny bujaniu mojej myœli, dlatego ¿e pozwalaj¹c jej przeskakiwaæ swobodnie z
przedmiotu na przedmiot, z pomys³u na pomys³, odmalowujê Ci Rosjê ca³¹. Gdyby mój styl by³
bardziej systematyczny, obawiam siê, ¿e napotka³bym na zbyt krzycz¹ce kontrasty, i aby unikn¹æ
zarzutu pomieszania materii, dywagacji czy niekonsekwencji, straci³bym mo¿liwoœæ ukazania Ci
prawd tak, jak mi siê ukazuj¹: frontalnie. Stan narodu, wielkoœæ cesarza, widok ulic, piêkno
gmachów i pomników, otêpia³oœæ umys³ów – skutek degeneracji zasady religijnej – to wszystko
uderza mój wzrok b³yskawicznie i wpada mi, ¿e tak powiem, jednoczeœnie pod pióro, a to
wszystko to w³aœnie Rosja, której istota objawia siê mojej myœli w zwi¹zku z przedmiotami nie
maj¹cymi na pozór wiêkszego znaczenia.
To jeszcze nie koniec, nie zakoñczy³em jeszcze moich wycieczek sentymentalnych. Wczoraj
przechadza³em siê z pewnym bardzo m¹drym Francuzem, który dobrze zna Petersburg.
Zatrudniony jako nauczyciel w magnackiej rodzinie ma mo¿noœæ poznania prawdy, któr¹ my,
cudzoziemcy przejœciowi, daremnie œcigamy.
Spacerowaliœmy bez okreœlonego celu, gdzie oczy ponios¹. Doszed³szy do po³owy Newskiego
Prospektu, najpiêkniejszej i najbardziej uczêszczanej ulicy Petersburga, zwolniliœmy kroku, by
zostaæ d³u¿ej na trotuarach tej olœniewaj¹cej promenady. Podziwia³em j¹ w³aœnie, gdy nagle
pojawi³ siê przed nami pojazd czarny czy ciemnozielony, d³ugi, czworoboczny, doœæ niski,
zamkniêty ze wszystkich czterech stron, coœ na kszta³t ogromnej trumny, ustawionej na podwoziu
wózka. Cztery otworki, po mniej wiêcej szeœæ kwadratowych cali ka¿dy, okratowane ¿elaznymi
prêtami, wpuszczaj¹ trochê powietrza i œwiat³a do tego ruchomego grobu. Dwoma koñmi
zaprzê¿onymi do tej machiny kierowa³o dziecko najwy¿ej oœmio- czy dziesiêcioletnie, i ku memu
wielkiemu zdumieniu eskortowa³a j¹ doœæ znaczna liczba ¿o³nierzy. Pytam mego przewodnika,
do czego mo¿e s³u¿yæ tak dziwny pojazd. Jeszcze nie przebrzmia³o moje pytanie, kiedy w
jednym z okienek tej skrzyni ukaza³a siê czyjaœ mizerna twarz podejmuj¹c siê odpowiedzi: wóz
ten s³u¿y do transportu wiêŸniów na miejsce przeznaczenia.
– To rosyjski pojazd wiêzienny – powiedzia³ mi mój towarzysz. – Gdzie indziej te¿ jest
pewnie coœ podobnego, ale to przedmiot wstydliwy, który w miarê mo¿noœci ukrywa siê przed
spojrzeniami przechodniów. Czy pan nie odnosisz wra¿enia, ¿e tutaj siê go demonstruje? Co za
rz¹dy!
– Pomyœl pan – odpar³em – o trudnoœciach, na jakie ten rz¹d napotyka.
– Ach, pan jeszcze dajesz siê nabraæ na ich z³ote s³owa. Ju¿ widzê, ¿e w³adze rosyjskie zrobi¹
z tob¹, co im siê bêdzie podobaæ.
– Próbujê przyj¹æ ich punkt widzenia. Trzeba siê liczyæ przede wszystkim z punktem widzenia
rz¹dz¹cych, bo to nie oni go obieraj¹. Ka¿dy ustrój zmuszony jest wyjœæ od faktów dokonanych,
ten tutaj nie stworzy³ porz¹dku, którego musi energicznie broniæ i ostro¿nie udoskonalaæ. Gdyby
¿elazne ber³o kieruj¹ce tym jeszcze nie wyrobionym ludem przesta³o na chwilê ci¹¿yæ nad nim,
ca³e spo³eczeñstwo dozna³oby wstrz¹su.
– Tak panu mówi¹, ale mo¿esz pan wierzyæ, ¿e oni s¹ zadowoleni z tej rzekomej koniecznoœci.
Ci, co najbardziej narzekaj¹ na surowoœæ, któr¹, jak twierdz¹, zmuszeni s¹ stosowaæ, z ¿alem by z
niej zrezygnowali: w gruncie rzeczy lubi¹ rz¹dziæ bez opozycji, bo tak jest ³atwiej... Czy wiesz
pan, co siê dzieje w³aœnie teraz nad Wo³g¹?
– S³ysza³em o powa¿nych rozruchach, szybko zlikwidowanych.

background image

– O tak, ale jakim kosztem? A jeœli panu powiem, ¿e te okropne zamieszki s¹ rezultatem paru
s³ów cesarza...
– Nigdy nie uwierzê, ¿e zaaprobowa³ takie okropnoœci.
– Ale¿ ja tego wcale nie mia³em na myœli, jednakowo¿ w³aœnie s³owa wymówione przez niego
bez zdro¿nej intencji, myœlê tak samo jak pan, wywo³a³y nieszczêœcie, to fakt. Mimo nieprawoœci
carskich przedstawicieli dola ch³opów cesarza jest jednak lepsza od doli innych
pañszczyŸnianych, i jak tylko w³adca zostaje w³aœcicielem jakiegoœ nowego maj¹tku, mieszkañcy
tych nabytych przez niego ziem staj¹ siê obiektem zazdroœci wszystkich s¹siadów. Ostatnio kupi³
spor¹ posiad³oœæ w rejonie xxx, który siê potem zbuntowa³. Natychmiast z wszystkich punktów
tego rejonu wys³ano delegatów do nowych administratorów cesarskich ziem, aby b³agaæ przez
nich cesarza o kupienie tak¿e ludzi i posiad³oœci s¹siednich. Ch³opi wybrani na pos³ów zostali
wys³ani do Petersburga. Cesarz ich przyj¹³ ³askawie, lecz ku ich ubolewaniu nie kupi³. „Nie mogê
– powiedzia³ im – nabyæ ca³ej Rosji, ale mam nadziejê, ¿e przyjdzie taki czas, kiedy ka¿dy ch³op
w tym pañstwie bêdzie wolny. Gdyby to zale¿a³o tylko ode mnie, Rosjanie otrzymaliby
natychmiast niezale¿noœæ, której im ¿yczê i któr¹ usi³uje im zapewniæ w przysz³oœci”.
– Có¿, ta odpowiedŸ wydaje mi siê bardzo szczera, rozs¹dna i humanitarna.
– Z pewnoœci¹, ale cesarz powinien by³ wiedzieæ, do kogo kieruje te s³owa i nie przyczyniaæ
siê do wyr¿niêcia szlachty z czu³oœci dla pañszczyŸnianych. Ta przemowa, zinterpretowana przez
dzikich i zawistnych ludzi, za¿eg³a ca³¹ prowincjê. PóŸniej trzeba by³o ukaraæ lud za zbrodnie, do
których go nak³oniono.
„O j c i e c chce naszego wyzwolenia – wo³aj¹ na brzegu Wo³gi delegaci po powrocie z misji.
– Pragnie tylko naszego szczêœcia, sam nam to powiedzia³, a wiêc to dziedzice i ich zastêpcy s¹
naszymi wrogami i sprzeciwiaj¹ siê dobrym zamiarom Ojca! Zemœcijmy siê i pomœcijmy
cesarza!”
To rzek³szy ch³opi s¹dz¹c, ¿e spe³niaj¹ zbo¿ne dzie³o, rzucaj¹ siê na swych panów, i oto
wszyscy dziedzice z pewnego rejonu i wszyscy ich administratorzy wraz z rodzinami zostaj¹
zamordowani. Jednego wsadzono na pal i podpalono ¿ywcem, drugiego wrzucono do kot³a z
wrz¹tkiem i ugotowano, rozpruwano brzuchy, w najrozmaitszy sposób zabijano przedstawicieli
administracji, rabowano wszystko, co wpad³o pod rêkê, palono ca³e miasta, lano strumienie krwi,
s³owem, zdewastowano ca³¹ prowincjê, nie w imiê wolnoœci, oni nie wiedzieli, co to jest, lecz w
imiê wyzwolenia, i z okrzykiem „Niech ¿yje cesarz!” – s³owa dla nich jasne i ca³kiem
okreœlone.
– To mo¿e kilku z tych kanibali widzieliœmy jad¹cych têdy w klatce dla wiêŸniów. Czy wiesz
pan, ¿e to mog³oby utemperowaæ nasze filantropijne oburzenie... Spróbujmy prowadziæ takich
dzikusów ³agodnymi œrodkami, jakich ¿¹damy od rz¹dów zachodnich!
– Trzeba by zmieniæ stopniowo ducha mieszkañców. Zamiast tego uwa¿a siê za ³atwiejsze
wyjœcie zmianê ich miejsc zamieszkania. Po ka¿dej podobnej historii deportuje siê masowo ca³e
wsie, ba, ca³e kantony, mieszkañcy nigdzie nie s¹ pewni sta³ego pobytu na w³asnej glebie.
Rezultatem takiego systemu jest to, ¿e cz³owiek przywi¹zany do ziemi nie ma w swojej niedoli
nawet tej jedynej pociechy, na jak¹ pozwala jego kondycja: sta³oœci, przyzwyczajenia,
przywi¹zania do w³asnego gniazda. Na mocy jakiejœ piekielnej kombinacji jest ruchomy nie
bêd¹c wolnym. Jedno s³owo w³adcy wykorzenia go jak drzewo, wyrywa z ziemi rodzinnej i
posy³a na zgubê lub wegetacjê na koniec œwiata. Có¿ siê dzieje z synem pól przesadzonym do
wsi, w której siê nie urodzi³, skoro ca³e jego ¿ycie jest zwi¹zane z wszystkimi otaczaj¹cymi go
przedmiotami?20 Wieœniak wystawiony na te huragany najwy¿szej w³adzy nie kocha ju¿ swojej

background image

20 Rosjanin cierpi mniej ni¿ kto inny z powodu tej zmiany dziêki monotonnemu widokowi przyrody na
przestrzeni

chaty, jedynej rzeczy, jak¹ móg³ kochaæ na œwiecie, nie znosi swego ¿ycia i zaniedbuje swe
obowi¹zki, bo cz³owiekowi trzeba daæ nieco szczêœcia, ¿eby zrozumia³ swoje powinnoœci,
nieszczêœcie uczy go tylko ob³udy i buntu. Je¿eli dobrze zrozumiany interes nie jest podstaw¹
moralnoœci, jest przynajmniej zachêt¹ do niej. Gdyby mi by³o wolno przekazaæ panu autentyczne
szczegó³y, które zebra³em wczoraj o wydarzeniach w xxx, s³uchaj¹c ich, zadr¿a³byœ.
– Nie jest ³atwo zmieniæ ducha narodu, nie jest to sprawa jednego dnia ani nawet jednego
panowania.
– Czy nad tym pracuje siê w dobrej wierze?
– Chyba tak, ale ostro¿nie.
– To, co nazywasz pan ostro¿noœci¹, ja nazywam ob³ud¹. Nie znasz cesarza.
– Mo¿esz pan mu zarzuciæ, ¿e jest nieugiêty, ale nie ¿e jest ob³udny. Otó¿ u panuj¹cego
nieugiêtoœæ bywa czêsto zalet¹.
– Temu by mo¿n¹ zaprzeczyæ, ale nie chcê oddalaæ siê od tematu. Wierzysz pan w szczeroœæ
charakteru cesarza? Przypomnij sobie jego zachowanie po œmierci Puszkina.
– Nie znam okolicznoœci tego faktu.
Tak gawêdz¹c doszliœmy do Pola Marsowego, obszernej równiny, która wydaje siê pusta,
chocia¿ zajmujê pó³ miasta, ale jest tak rozleg³a, ¿e ludzie tam siê gubi¹. Z daleka widaæ, jak siê
zbli¿aj¹, wiêc mo¿na tu rozmawiaæ bezpieczniej ni¿ w swoim pokoju. Mój cicerone podj¹³:
– Puszkin by³, jak panu wiadomo, najwiêkszym rosyjskim poet¹.
– Nie nam o tym s¹dziæ.
– My mo¿emy s¹dziæ przynajmniej o jego rozg³osie.
– Chwal¹ jego styl, jest to ³atwa zaleta u cz³owieka urodzonego wœród ludu jeszcze
niekulturalnego, choæ w okresie wyrafinowanej cywilizacji, gdy¿ pozbierawszy po prostu uczucia
i myœli kr¹¿¹ce w s¹siednich pañstwach mo¿e siê wydaæ oryginalny u siebie. Jego jêzyk jest jego
w³asnoœci¹, bo jest ca³kiem nowy, i aby przewodziæ wœród narodu ciemnego, otoczonego
narodami oœwieconymi, wystarczy mu t³umaczyæ, nie musi siê wykazywaæ myœlami. Bêd¹c
imitatorem, bêdzie uchodziæ za twórcê.
– Ugruntowany czy nie, jego rozg³os jest wielki. Puszkin by³ jeszcze m³ody i mia³ dra¿liwe
usposobienie: wiesz pan zapewne, ¿e po matce mia³ krew mauretañsk¹. Jego ¿ona, bardzo piêkna
osoba, budzi³a w nim wiêksz¹ namiêtnoœæ ni¿ zaufanie. Ze swoj¹ dusz¹ poety przy afrykañskim
usposobieniu sk³onny by³ do zazdroœci. Nieszczêœnik doprowadzony do ostatecznoœci pozorami,
fa³szywymi doniesieniami, j¹trzonymi z perfidi¹ przypominaj¹c¹ pomys³ Szekspira, ten rosyjski
Otello traci wszelkie poczucie miary i chce zmusiæ cz³owieka, który – jak mu siê wydaje –
ubli¿y³ mu, do pojedynku. Cz³owiek ten by³ Francuzem, w dodatku jego szwagrem, nazywa³ siê
d'Antes. Pojedynek w Rosji to powa¿na sprawa, tym powa¿niejsza, ¿e zamiast zgadzaæ siê, jak u
nas, z obyczajami przeciwko prawom, rani nabyte pogl¹dy tego narodu, bardziej wschodniego
ni¿ rycerskiego. Pojedynek jest tu nielegalny, jak wszêdzie, i ma mniej ni¿ gdzie indziej poparcia
opinii publicznej.
D'Antes zrobi³ wszystko, ¿eby unikn¹æ skandalu: nagabywany przez rozgniewanego
ma³¿onka, ze spor¹ doz¹ godnoœci odmówi³ udzielenia satysfakcji, ale nie przerwa³ swych
nadskakiwañ. Puszkin prawie oszala³, nieunikniona obecnoœæ mê¿czyzny, którego œmierci
pragnie, wydaje mu siê sta³¹ obelg¹, robi wiêc wszystko by go wypêdziæ z domu. Sprawy
przyjmuj¹ taki obrót, ¿e pojedynek staje siê nieodzowny. Dwaj szwagrowie bij¹ siê wiêc, i
d'Antes zabija Puszkina. Cz³owiek, którego oskar¿a opinia publiczna, zwyciê¿a, a zniewa¿ony
m¹¿, narodowy poeta, niewinny, pada w walce.

background image

ca³ej Rosji i dziêki prostocie wiejskich obyczajów, o czym piszê gdzie indziej.

Œ mieræ ta by³a publicznym skandalem i powszechn¹ ¿a³ob¹. Puszkin, rosyjski poeta par
excellence, autor najpiêkniejszych ód w tym jêzyku, chluba kraju, odnowiciel s³owiañskiej
poezji, pierwszy krajowy talent, którego imiê zdoby³o niejaki rozg³os w Europie... w Europie!!!,
wreszcie chwa³a dnia dzisiejszego, nadzieja na przysz³oœæ – wszystko str¹cone: zburzono idola w
œwi¹tyni, w dodatku bohater, trafiony w sile wieku, pada z rêki Francuza... Ile nienawiœci, ile
namiêtnoœci wchodzi tu w grê! Petersburg, Moskwa, ca³a Rosja siê wzrusza, ogólna ¿a³oba
poœwiadcza zas³ugi zmar³ego i dowodzi chwa³y kraju, który mo¿e powiedzieæ Europie: Mia³em
swego poetê!!!... i mam zaszczyt go op³akiwaæ!
Cesarz, cz³owiek rosyjski, który najlepiej zna Rosjan i który najlepiej siê zna na pochlebstwie,
wystrzega siê niebrania udzia³u w publicznym zmartwieniu. Zamawia nabo¿eñstwo ¿a³obne, nie
wiem nawet, czy nie posuwa pobo¿nej kokieterii a¿ do udania siê osobiœcie na tê ceremoniê aby
zamanifestowaæ ¿al, bior¹c samego Boga za œwiadka swego podziwu dla narodowego geniusza,
tak wczeœnie odebranego w³asnej chwale.
Tak czy inaczej, sympatia w³adcy tak bardzo schlebia moskiewskim nastrojom, ¿e budzi
wielkoduszny patriotyzm w sercu pewnego m³odzieñca obdarzonego wielkim talentem. Ten zbyt
³atwowierny poeta, pe³en entuzjazmu dla aktu najwy¿szego poparcia przyznanego pierwszej ze
sztuk, tak siê rozzuchwala, ¿e siê czuje natchniony! W naiwnym wylewie wdziêcznoœci oœmiela
siê nawet napisaæ odê... co za odwaga! ...patriotyczn¹, dziêkuj¹c cesarzowi za popieranie
literatury! Koñczy zaœ ten niezwyk³y utwór g³osz¹c pochwa³ê nie¿yj¹cego poety, nic wiêcej...
Czyta³em te wiersze i mogê zarêczyæ za niewinnoœæ intencji autora, chyba ¿e uznasz pan za
zbrodniê to, ¿e kryje w g³êbi serca nadzieje chyba ca³kiem usprawiedliwion¹ u m³odej
wyobraŸni. Pos¹dza³em go o myœlenie w skrytoœci ducha, ¿e mo¿e pewnego dnia wskrzeœnie w
nim Puszkin i ¿e syn cesarza wynagrodzi drugiego poetê Rosji, jak cesarz czci pierwszego...
Zuchwalec!... Pretendowaæ do rozg³osu, wyznaæ namiêtnoœæ do s³awy pod rz¹dami despotyzmu!
To tak, jakby Prometeusz powiedzia³ do Jowisza: „Uwa¿aj, broñ siê, zaraz porwê ci piorun!” No
i jak¹ nagrodê otrzyma³ m³ody pretendent do tryumfu czyli mêczeñstwa? Nieszczêœnik, co zbyt
zuchwale zaufa³ publicznej mi³oœci swego w³adcy do literatury i sztuki, dozna³ jego szczególnej
nie³aski i otrzyma³ SEKRETNY rozkaz udania siê na Kaukaz, z³agodzon¹ filie pradawnej
Syberii, by tam rozwijaæ swe dyspozycje poetyckie.
Po dwóch latach powróci³ stamt¹d ze zrujnowanym zdrowiem, przybitym duchem i
wyobraŸni¹ ca³kowicie wyleczon¹ z chimer oraz z nadziej¹, ¿e cia³o te¿ siê wyleczy z gruziñskiej
febry. Czy po czymœ takim ufa³byœ jeszcze pan oficjalnym s³owom cesarza i jego aktom
publicznym?
Oto mniej wiêcej co odpowiedzia³em na opowieœæ mego rodaka:
– Cesarz jest cz³owiekiem i nie jest pozbawiony ludzkich s³aboœci. Coœ go musia³o uraziæ w
pogl¹dach tego m³odego poety. B¹dŸ pan pewien, ¿e by³y one raczej europejskie ni¿ narodowe.
Cesarz robi coœ odwrotnego ni¿ Katarzyna II – prowokuje Europê zamiast jej schlebiaæ. •le
postêpuje, przyznajê, bo dra¿nienie jest jednak rodzajem zale¿noœci, skoro wynika tylko ze
sprzeciwu, ale postêpowanie to jest wybaczalne, zw³aszcza gdy siê zastanowimy nad krzywd¹,
jak¹ zrobili Rosji w³adcy opêtani przez ca³e ¿ycie mani¹ naœladownictwa.
– Jesteœ pan niepoprawny – zawo³a³ adwokat ostatnich bojarów. – Pan te¿ wierzysz w
mo¿liwoœæ cywilizacji na mod³ê rosyjsk¹. By³o to dobre przed Piotrem I, ale ten w³adca zniszczy³
owoc w zarodku. JedŸ pan do Moskwy, to oœrodek dawnego Imperium, zobaczysz jednak, ¿e
wszystkie umys³y zwracaj¹ siê tam ku spekulacjom przemys³owym i ¿e narodowy charakter jest
tam tak samo zatarty jak w Petersburgu. Cesarz Miko³aj pope³nia dziœ w innym aspekcie b³¹d
podobny do b³êdu cesarza Piotra I: za nic ma historiê ca³ego wieku – wieku Piotra Wielkiego.

background image

Historia ma w³asne prawa, przesz³oœæ wszêdzie rozci¹ga swój wp³yw na teraŸniejszoœæ. Biada
w³adcy, który nie chce jej siê poddaæ!
By³a póŸna godzina, rozstaliœmy siê, i spacerowa³em dalej sam, myœl¹c o gwa³townym duchu
sprzeciwu, który musi kie³kowaæ w g³êbi dusz nawyk³ych do rozmyœlañ w milczeniu
despotyzmu. Charaktery, których taki ustrój nie otêpia, wzmacniaj¹ siê.
Wróci³em do domu, aby napisaæ do Ciebie, robiê to prawiê codziennie, niemniej sporo czasu
up³ynie, zanim otrzymasz te listy, jako ¿e chowam je niczym plany konspiracji, czekaj¹c na
moment, kiedy bêdê móg³ Ci je przes³aæ bezpiecznie; rzecz tak trudna, ¿e chyba bêdê zmuszony
przywieŸæ Ci je sam. ...

background image

30 lipca 1839.
...Czy mo¿na spokojnie rozkoszowaæ siê luksusem wspania³ej rezydencji, kiedy siê myœli, ¿e o
kilkaset mil od pa³acu poddani morduj¹ siê i ¿e spo³eczeñstwo rozpad³oby siê, gdyby nie
straszliwe œrodki stosowane dla jego obrony?
...W tym pos³usznym narodzie wp³yw instytucji spo³ecznych jest we wszystkich klasach tak
wielki, mimowolna edukacja przyzwyczajeñ tak góruje nad charakterami, ¿e nawet najdziksze
porywy zemsty wydaj¹ siê jeszcze uregulowane niejak¹ dyscyplin¹. Wykalkulowane zabójstwo
odbywa siê tutaj rytmicznie, ludzie zadaj¹ œmieræ innym ludziom militarnie, religijnie, bez
gniewu, bez wzruszenia, bez s³ów, ze spokojem straszliwszym ni¿ gor¹czk¹ nienawiœci. Potr¹caj¹
siê, przewracaj¹, rozgniataj¹, depcz¹ wzajemnie po swych cia³ach, jak mechanizmy obracaj¹ce
siê regularnie na swoich osiach. Ta fizyczna niewzruszonoœæ poœród najgwa³towniejszych
czynów, to potworne zuchwalstwo poczynañ, ten ch³ód wykonania, to milczenie wœciek³oœci, ten
niemy fanatyzm – to, je¿eli mo¿na tak siê Wyraziæ, sumienna zbrodnia: w tym dziwnym kraju
najdzikszym wyczynom patronujê pewien sprzeczny z natur¹ porz¹dek. Tyrania i bunt id¹ tu w
parze, uzgadniaj¹c wzajemnie swe kroki.
Tu nawet ziemia, monotonny wygl¹d wsi narzucaj¹ symetriê: ca³kowity brak ruchu na terenie
wszêdzie jednakowym i najczêœciej nagim, brak ró¿norodnoœci w zawsze ubogiej wegetacji
pó³nocnych ziem, absolutny niedostatek malowniczych nierównoœci gruntu na wiecznych
równinach, gdzie, rzek³byœ, jeden jedyny widok narzuca siê podró¿nemu i œciga go jak z³y sen od
koñca pañstwa po kraniec, wreszcie wszystko, czego Bóg nie zrobi³ dla tego kraju, sprzyja
niezm¹conej jednorodnoœci ¿ycia politycznego i spo³ecznego.
Poniewa¿ wszystko tu jest prawie jednakowe, mimo olbrzymiej rozleg³oœci terytorium
wszystko od krañca do krañca Rosji dokonuje siê z magiczn¹ punktualnoœci¹ i zgod¹. Gdyby
kiedyœ uda³o siê wywo³aæ przez lud rosyjski prawdziw¹ rewolucjê, masakra by³aby regularna jak
parada wojskowa. Miasteczka i wsie zamieniono by w koszary, a zorganizowane morderstwo
wychodz¹c w pe³nym uzbrojeniu z chat postêpowa³oby naprzód w szeregu, we wzorowym
porz¹dku. Wreszcie Rosjanie przygotowaliby siê do rabunku od Smoleñska po Irkuck tak, jak
maszeruj¹ na paradzie na placu przed pa³acem Zimowym w Petersburgu. Z takiej jednorodnoœci
powstaje miêdzy naturalnymi sk³onnoœciami narodu a jego nawykami spo³ecznymi zgoda, której
skutki mog¹ staæ siê niezwyk³e zarówno w dobrem, jak w z³em.
Wszystko jest zagadk¹ w przysz³oœci œwiata, ale jedno jest pewne: ¿e zobaczy on dziwne
sceny, które odegra przed narodami ten przeznaczony do tego naród.
Je¿eli Rosjanie zak³ócaj¹ czasami porz¹dek publiczny, to prawie zawsze czyni¹ to z szacunku
dla w³adzy. A wiêc jeœli mamy wierzyæ temu, co siê powtarza po cichu, gdyby nie s³owa cesarza
do delegatów ch³opskich, ch³opi nie byliby siêgnêli po broñ.
...Ten w³adca zna lepiej ni¿ ktokolwiek inny charakter swego ludu i nie mogê sobie
wyobraziæ, ¿eby sprowokowa³ bunt ch³opów, nawet mimowolnie. Jednakowo¿ muszê dodaæ, ¿e
wiele bardzo wykszta³conych osób ma o tym inne zdanie ni¿ ja.

background image

...Dodam, ¿e krwawe sceny powtarzaj¹ siê jeszcze co dzieñ w wielu punktach tej samej czêœci
kraju, gdzie porz¹dek publiczny zosta³ zak³ócony i przywrócony w tak straszliwy sposób. Jak
widzisz, Rosjanie nies³usznie zarzucaj¹ Francji jej zamieszki polityczne i wyci¹gaj¹ z nich
konsekwencje na korzyœæ despotyzmu. Niech rz¹d przyzna Rosjanom wolnoœæ prasy na
dwadzieœcia cztery godziny, a to, czego siê dowiemy, ka¿e nam zadr¿eæ z przera¿enia. Ucisk
potrzebuje milczenia. Pod rz¹dami absolutnymi zwyk³a niedyskrecja mo¿e byæ poczytana za
zbrodniê zdrady stanu.
Je¿eli wœród Rosjan znaleŸæ mo¿na lepszych dyplomatów ni¿ wœród narodów o wysokim
stopniu cywilizacji, to dlatego, ¿e nasze dzienniki informuj¹ ich o wszystkim, co siê dzieje i co
projektuje siê u nas, i ¿e zamiast ukrywaæ przed nimi przezornie nasze s³abostki, ujawniamy im je
z ferworem co rano, podczas gdy ich bizantyjska polityka, przeciwnie, pracuj¹c w cieniu,
starannie ukrywa przed nami, co siê u nich robi, co siê myœli i co budzi w nich lêk. My kroczymy
w bia³y dzieñ, oni siê posuwaj¹ pod os³on¹ mroku, szanse wiêc nie s¹ równe. Niewiedza, w jakiej
oni nas zostawiaj¹, oœlepia nas, nasza szczeroœæ ich oœwieca. My mamy s³aboœæ gadulstwa, oni
maj¹ si³ê sekretu, i to zw³aszcza w tym jest ich zrêcznoœæ...

background image

Petersburg, 1 sierpnia 1839.
...Trudno sobie wyobraziæ smutny nastrój Petersburga w dniach, kiedy cesarz jest nieobecny.
Prawdê mówi¹c, to miasto nigdy nie jest w³aœciwie weso³e, ale bez dworu to po prostu pustynia,
wiesz zreszt¹, ¿e jest zawsze zagro¿one morzem. Tote¿ mówi³em sobie dziœ rano przebiegaj¹c
jego samotne bulwary i widz¹c jego puste promenady: „A wiêc Petersburg zostanie zatopiony,
ludzie uciekli i woda powraca, by ow³adn¹æ moczarem. Tym razem natur¹ odnios³a zwyciêstwo
nad wysi³kiem sztuki”. Nic z tych rzeczy, Petersburg umar³, poniewa¿ cesarz jest w Peterhofie –
to wszystko.
...Przy tym sta³ym napiêciu umys³owym wszystkich razem i ka¿dego z osobna w d¹¿eniu do
awansu nie ma mowy o jakiejœ rozmowie: oczy Rosjan z wielkiego œwiata s¹ s³onecznikami
pa³acu. Oni mówi¹ do cz³owieka nie interesuj¹c siê tym, co mówi¹, a ich spojrzenie jest stale
zafascynowane s³oñcem ³aski monarszej.
Nie wyobra¿aj sobie, ¿e nieobecnoœæ cesarza czyni rozmowê swobodniejsz¹: on jest zawsze
obecny w umyœle, i w braku oczu myœl zachowuje siê jak s³onecznik. S³owem, cesarz jest Panem
Bogiem, jest ¿yciem, mi³oœci¹ tego nieszczêœliwego narodu.
...Czy wyobra¿asz sobie ¿ycie ludzkie sprowadzone do nadziei uk³onienia siê w³adcy, aby mu
podziêkowaæ za jedno spojrzenie?
...Je¿eli siê stawiam na miejscu jedynego cz³owieka, któremu przyznaje siê tutaj prawo do
swobodnego ¿ycia, dr¿ê o niego. Co za okropna rola do odgrywania – rola Opatrznoœci dla
szeœædziesiêciu milionów dusz!!! To bóstwo, zrodzone z politycznego zabobonu, ma tylko dwie
drogi do wyboru: albo dowieœæ, ¿e jest cz³owiekiem, pozwalaj¹c siê zmia¿d¿yæ, albo pchn¹æ
swoich czcicieli do podbicia œwiata, by utrzymywaæ, ¿e jest Bogiem. Oto jak w Rosji ca³e ¿ycie
jest tylko szko³¹ ambicji.
Ale jak¹ drogê przebyli Rosjanie, by dojœæ do tej samoabnegacji?
Jaki ludzki œrodek móg³ doprowadziæ do takiego skutku politycznego? Œ rodek? Oto on – to
czyn. Czyn to galwanizm, pozorne ¿ycie cia³ i duchów, to namiêtnoœæ mocniejsza i trwalsza od
wszystkich innych.
...Czyn to zmilitaryzowany naród, to re¿im wojskowy zastosowany do ca³ego spo³eczeñstwa, a
nawet do kast, które nie id¹ na wojnê. S³owem, to podzia³ cywilnej ludnoœci na klasy
odpowiadaj¹ce stopniom wojskowym. Odk¹d wprowadzono tê hierarchiê, ktoœ, kto nigdy nie
widzia³ na oczy æwiczeñ, mo¿e otrzymaæ stopieñ pu³kownika.
Piotr Wielki – bo trzeba siê cofn¹æ zawsze do niego, by zrozumieæ teraŸniejsz¹ Rosjê – Piotr
Wielki, niezadowolony z ró¿nych narodowych przes¹dów, które przypomina³y arystokracjê i
przeszkadza³y mu w urzeczywistnieniu planów, uzna³ pewnego dnia, ¿e g³owy jego stada s¹ zbyt
myœl¹ce, zbyt niezale¿ne. Chc¹c zaradziæ tej niedogodnoœci, najpowa¿niejszej ze wszystkich dla
umys³u aktywnego i sprawnego w swoim zakresie, ale zbyt ograniczonego, by zrozumieæ dobre
strony wolnoœci, mimo ¿e jest tak korzystna dla narodów, a nawet dla rz¹dz¹cych nimi ludzi – a
wiêc ten mistrz samowoli w swej przenikliwoœci g³êbokiej, lecz ograniczonej nie wymyœli³ nic
lepszego jak podzia³ stada, czyli kraju, na ró¿ne klasy, niezale¿ne od nazwiska, od pochodzenia

background image

jednostki i od rodowego splendoru, tak i¿ syn najwiêkszego wielmo¿y cesarstwa mo¿e nale¿eæ do
ni¿szej klasy, podczas gdy syn jego poddanego mo¿e wspi¹æ siê do klas najwy¿szych, je¿eli tak
siê spodoba cesarzowi. W tym podziale narodu ka¿dy cz³owiek otrzymuje swoje miejsce z ³aski
panuj¹cego, i w ten sposób Rosja sta³a siê szeœædziesiêciomilionowym wojskiem: tym jest
w³aœnie czyn, i jest to najwiêksze dzie³o Piotra Wielkiego.
...Czyn sk³ada siê z czternastu klas, a ka¿da z tych klas ma w³aœciwe sobie przywileje.
Czternasta jest najni¿sza. Znajduj¹c siê bezpoœrednio nad ch³opami pañszczyŸnianymi, ma nad
nimi tê jedyn¹ przewagê, ¿e sk³ada siê z ludzi zwanych wolnymi. Ta wolnoœæ polega na tym, ¿e
nie mo¿na ich bezkarnie biæ. Ten bowiem, kto bije cz³owieka „wolnego”, odpowiada przed
prawem. Ka¿dy osobnik nale¿¹cy do tej klasy musi napisaæ na swoich drzwiach numer swej
klasy, ¿eby nikt z wy¿szych rang nie by³ nara¿ony na pokusê czy na pomy³kê. Ostrze¿ony w ten
sposób, kto by pobi³ cz³owieka wolnego, pope³ni³by przestêpstwo i poniós³by karê.
Ta czternasta klasa sk³ada siê z najni¿szych urzêdników pañstwowych, z pracowników poczty,
listonoszy i innych podrzêdnych rang, obowi¹zanych do dorêczania lub wykonywania rozkazów
wy¿szych urzêdników administracji pañstwowej, i odpowiada stopniowi podoficera w cesarskiej
armii. Ludzie, którzy do niej nale¿¹, to s³udzy cesarza, nie s¹ niczyimi poddanymi i maj¹
poczucie godnoœci spo³ecznej. Co do godnoœci ludzkiej, jak Ci wiadomo, nie jest w Rosji znana.
Poniewa¿ wszystkie klasy czynu odpowiadaj¹ stopniom wojskowym, hierarchia armii jest, ¿e
tak powiem, równoleg³a do porz¹dku panuj¹cego w ca³ym pañstwie. Pierwsza klasa jest u
szczytu piramidy i sk³ada siê dzisiaj z jednego cz³owieka: marsza³ka Paskiewicza, wicekróla
Warszawy.
Powtarzam Ci, tylko wola cesarza sprawia, ¿e osobnik awansuje w czynie. W ten sposób
cz³owiek wspinaj¹cy siê ze stopnia na stopieñ a¿ do najwy¿szej rangi tego sztucznego narodu
mo¿e dojœæ do najwy¿szej godnoœci wojskowej nie maj¹c za sob¹ s³u¿by w ¿adnym wojsku.
O awans nie prosi siê nigdy, zawsze siê go zdobywa za pomoc¹ intryg.
Jest w tym ogromna si³a fermentacyjna, oddana do dyspozycji g³owy pañstwa. Lekarze
narzekaj¹, ¿e nie mog¹ przyprawiæ niektórych pacjentów o gor¹czkê, aby ich wyleczyæ z
chronicznych chorób: otó¿ car Piotr przyprawi³ ca³y swój lud o gor¹czkê ambicji, aby uczyniæ go
bardziej giêtkim i rz¹dziæ nim pod³ug swej woli.
...Podobn¹ organizacja spo³eczna rodzi tak gwa³town¹ gor¹czkê zawiœci, tak sta³e napiêcie
ambicji d¹¿¹cej ku awansowi, ¿e naród rosyjski musia³ staæ siê niezdolny do niczego prócz
podboju œwiata. Wci¹¿ powracam do tego terminu, poniewa¿ tylko tym celem mo¿na
wyt³umaczyæ nadmiar ofiar narzucanych tu jednostce przez spo³eczeñstwo. Je¿eli bez³adna
ambicja wysusza serce cz³owieka, mo¿e ona równie¿ wyja³owiæ myœl, zm¹ciæ rozumowanie
narodu do takiego stopnia, ¿e poœwiêci swoj¹ wolnoœæ zwyciêstwu. Bez tej ubocznej myœli,
wyznanej lub nie, której ludzie pos³uszni s¹ tu mo¿e bezwiednie, historia Rosji wydawa³aby mi
siê niepojêt¹ zagadk¹.
Tu powstaje zasadnicze pytanie: czy myœl zdobywcza, bêd¹ca ukrytym ¿yciem Rosji, jest
omamem zdolnym d³u¿ej lub krócej zwodziæ prymitywne ludy, czy te¿ musi pewnego dnia siê
urzeczywistniæ?
Ta w¹tpliwoœæ œciga mnie bez przerwy i mimo wszystkich wysi³ków nie umia³em jej
rozstrzygn¹æ. Jedyne, co Ci mogê powiedzieæ, to ¿e odk¹d jestem w Rosji, widzê przysz³oœæ
Europy w czarnych barwach. Wszelako moje sumienie zmusza mnie do wyznania Ci, ¿e ten
pogl¹d zwalczaj¹ ludzie bardzo m¹drzy i bardzo doœwiadczeni.

background image

Ludzie ci mówi¹, ¿e przes¹dnie oceniam rosyjsk¹ potêgê, ¿e ka¿de spo³eczeñstwo ma swoje
przeznaczenie, ¿e losem tego jest posuwaæ swoje zdobycze ku Wschodowi, potem samemu siê
rozdzieliæ, ...¿e Rosja, potê¿na u siebie, groŸna póty, póki walczy tylko z plemionami

azjatyckimi, rozbi³aby siê o Europê w dniu, kiedy zechcia³aby zrzuciæ maskê i walczyæ dla
zbrojnego poparcia swej aroganckiej dyplomacji.
...Widzê kolosa z bliska i trudno mi uwierzyæ, ¿e to dzie³o Opatrznoœci ma na celu jedynie
zmniejszenie barbarzyñstwa Azji. Wydaje mi siê, ¿e jest przeznaczone g³ównie do ukarania now¹
inwazj¹ niedobrej cywilizacji Europy. Wieczna tyrania wschodnia grozi nam bezustannie i my jej
doœwiadczymy, je¿eli nasze ekstrawagancje i nieprawoœci uczyni¹ nas godnymi takiej kary.
Rosjanie podobno nie mog¹ nas niczego nauczyæ, niech bêdzie, ale mog¹ sprawiæ, ¿ebyœmy o
wielu rzeczach zapomnieli. Zreszt¹ czy nie umiej¹ lepiej od nas trwaæ w pos³uszeñstwie i
cierpliwie czekaæ? W polityce rezygnacja ludu stanowi o potêdze ustroju.
Nie oczekuj ode mnie kompletnego opisu podró¿y. Nie mówiê Ci o wielu rzeczach s³ynnych
lub interesuj¹cych, bo na mnie zrobi³y niewielkie wra¿enie. Chcê zostaæ wolny i opisywaæ tylko
to, co mnie ¿ywo porusza.
...Nic tu nie mo¿na zobaczyæ bez ceremonii i bez przygotowañ. Pójœæ gdziekolwiek wtedy,
kiedy ma siê na to ochotê, to rzecz niemo¿liwa. Je¿eli trzeba przewidzieæ zawczasu, gdzie nas
poniesie fantazja, lepiej nie mieæ fantazji, w koñcu trzeba na to przystaæ ¿yj¹c tutaj. Rosyjska
goœcinnoœæ, naje¿ona formalnoœciami, utrudnia ¿ycie nawet najbardziej uprzywilejowanym
cudzoziemcom, jest godziwym pretekstem, by krêpowaæ ruchy podró¿nych i ograniczaæ swobodê
ich obserwacji. Czyni siê nam rzekomo honory kraju i dziêki tej uci¹¿liwej grzecznoœci
obserwator nie mo¿e obejrzeæ ¿adnych miejsc ani zbadaæ ¿adnych rzeczy bez przewodnika.
Poniewa¿ nigdy nie bywa sam, trudniej mu oceniaæ samemu, i w³aœnie tego tu chc¹. Aby wjechaæ
do Rosji, trzeba zostawiæ na granicy wraz z paszportem swoj¹ woln¹ wolê. Chcemy mo¿e
zobaczyæ osobliwoœci jednego z cesarskich pa³aców? Dadz¹ nam szambelana, który bêdzie nam
czyni³ jego honory z góry na dó³ i sw¹ obecnoœci¹ zmusi nas do szczegó³owego ogl¹dania ka¿dej
rzeczy, to znaczy do patrzenia tylko z jego punktu widzenia i do podziwiania wszystkiego bez
wyboru. Chcemy mo¿e zwiedziæ obóz wojskowy, który nas interesuje wy³¹cznie ze wzglêdu na
po³o¿enie baraków, malowniczy wygl¹d mundurów, piêkno koni, postawê ¿o³nierza przed
namiotem? Bêdzie nam towarzyszyæ oficer, niekiedy genera³. Szpital? Bêdzie nas eskortowa³
lekarz naczelny. Twierdzê? Poka¿e nam j¹ naczelnik, lub raczej grzecznie ukryje. Szko³ê? Jakiœ
zak³ad publiczny? Dyrektor, inspektor bêdzie uprzedzony o naszej wizycie, zastaniemy go pod
broni¹ i w nastroju dok³adnie przygotowanym do stawiania czo³a naszym oglêdzinom. Gmach
jakiœ? Architekt oprowadzi nas po wszystkich jego czêœciach i samorzutnie wyt³umaczy nam
wszystko, o co go nie bêdziemy pytali, aby unikn¹æ pouczenia nas o tym, o czym chcielibyœmy
siê dowiedzieæ.
Z tego orientalnego ceremonia³u wynika, ¿e nie chc¹c marnowaæ czasu na staranie siê o
przepustkê, rezygnujemy z widzenia wielu rzeczy – korzyœæ numer jeden. Je¿eli nasza ciekawoœæ
jest doœæ krzepka, by nas zmusiæ do zawracania ludziom g³owy, bêdziemy przynajmniej tak
pilnowani w naszych oglêdzinach, ¿e do niczego nie doprowadz¹, bêdziemy siê komunikowaæ
tylko oficjalnie z kierownikami tak zwanych zak³adów publicznych i nie zostawi siê nam innej
wolnoœci prócz wolnoœci wyra¿ania wobec prawowitych w³adz naszego podziwu, dyktowanego
grzecznoœci¹, ostro¿noœci¹ i wdziêcznoœci¹, na których Rosjanom bardzo zale¿y. Niczego nam
siê nie odmawia, ale wszêdzie siê nam towarzyszy: grzecznoœæ staje siê tu œrodkiem nadzoru.
Oto jak siê nas tyranizuje pod pretekstem honorowania. Taki jest los podró¿nych
uprzywilejowanych. Co do podró¿nych bez protekcji, ci w ogóle nic nie widz¹. Kraj ten jest

background image

zorganizowany w taki sposób, ¿e ¿aden cudzoziemiec nie mo¿e siê po nim poruszaæ przyjemnie
ani nawet bezpiecznie bez natychmiastowej interwencji w³adz... Mam nadzieje, ¿e poznajesz
obyczaje i politykê Wschodu pod p³aszczykiem europejskiej dwornoœci. ...To po³¹czenie Wschodu z
Zachodem, którego efekty znajdujemy na ka¿dym kroku, jest charakterystyczn¹
cech¹ pañstwa rosyjskiego.
...Rosjanie s¹ jeszcze przekonani o skutecznoœci k³amstwa, i to z³udzenie dziwi mnie ze strony
ludzi, którzy tak go nadu¿ywali... Nie ¿eby ich umys³owi brakowa³o subtelnoœci i pojêtnoœci, ale
w kraju, gdzie rz¹dz¹cy nie zrozumieli jeszcze przewagi wolnoœci nawet dla nich samych,
rz¹dzeni musz¹ siê cofaæ przed natychmiastowymi niewygodami szczeroœci. Zmuszeni jesteœmy
powtarzaæ raz po raz: tu wielcy i mali, wszyscy przypominaj¹ nam Greków z Cesarstwa
Wschodniego.
...W Rosji tajemnica przewodzi wszystkiemu: tajemnica s³u¿bowa, polityczna, spo³eczna;
dyskrecja u¿yteczna i bezu¿yteczna, milczenie nadmierne, ¿eby zapewniæ konieczne. Takie s¹
nieuniknione konsekwencje prymitywnego charakteru tych ludzi, podpartego wp³ywem ich
ustroju. Ka¿dy podró¿ny jest niedyskretnym intruzem, trzeba mo¿liwie najgrzeczniej mieæ ci¹gle
na oku zbyt ciekawego cudzoziemca z obawy, by nie zobaczy³ rzeczy takimi, jakie s¹, co by by³o
najmniej stosowne. S³owem, Rosjanie to przebrani Chiñczycy: nie chc¹ siê przyznaæ do awersji
do obserwatorów przyby³ych z daleka, ale gdyby mieli odwagê naraziæ siê, jak prawdziwi
Chiñczycy, na zarzut barbarzyñstwa, zabroniliby nam wjazdu do Petersburga tak, jak nas siê
wyklucza z Pekinu, i wpuszczaliby do siebie tylko rzemieœlników, nie pozwalaj¹c raz ju¿
wpuszczonemu robotnikowi na powrót do ojczyzny.
...Wszyscy Rosjanie s¹ urodzonymi naœladowcami, a wiêc przede wszystkim obserwatorami, a
nawet, ¿eby ju¿ wszystko powiedzieæ, ten talent, który jest talentem dziecinnych narodów,
degeneruje siê czêsto w doœæ nikczemne szpiegostwo, powoduje pytania natrêtne, niegrzeczne,
ra¿¹ce ze strony ludzi zawsze nieprzeniknionych, których odpowiedzi s¹ tylko wybiegami.
Mo¿na by powiedzieæ, ¿e nawet przyjaŸñ ma tu pewne pokrewieñstwo z policj¹. Jak siê czuæ
nieskrêpowanie, swobodnie z ludŸmi tak rozwa¿nymi, tak dyskretnymi w tym, co ich dotyczy, a
tak dociekliwymi w stosunku do innych? Gdybyœmy siê zachowali wobec nich bardziej
naturalnie ni¿ oni wobec nas, s¹dziliby, ¿e nas nabrali.
...Nadmierna nieufnoœæ ludzi, z którymi mamy tu do czynienia, niezale¿nie od klasy, z której
pochodz¹, ostrzega nas, ¿eby siê mieæ na bacznoœci: budzona przez nas obawa jest oznak¹
gro¿¹cego nam niebezpieczeñstwa.
...Taka nieufnoœæ œwiadczy o panuj¹cej w kraju z³ej wierze, a poniewa¿ Rosjanie mieli
dotychczas ma³o osobistych kontaktów z cudzoziemcami, mogli nauczyæ siê przebieg³oœci tylko
od samych siebie. Doœwiadczenie zdobyli ze wzajemnych stosunków. Ci ludzie nie pozwalaj¹
nam zapomnieæ powiedzenia ich ulubionego w³adcy, Piotra Wielkiego: „Potrzeba trzech ¯ydów,
¿eby oszukaæ jednego Rosjanina”.
Za ka¿dym postawionym tu krokiem poznajemy tych polityków z Bizancjum, których
odmalowali historycy z czasów krucjat, a których cesarz Napoleon odnalaz³ w osobie cesarza
Aleksandra, a o nim zwykle mówi³: „To Grek z Cesarstwa Wschodniego!!!...”

background image

Petersburg, 2 sierpnia 1839.
W dniu festynu w Peterhofie zapyta³em ministra wojny, jak siê zabraæ do tego, by otrzymaæ
pozwolenie zwiedzenia twierdzy Schlüsselburskiej.
Odrzek³ mi: – Przeka¿ê pañskie ¿yczenie Najjaœniejszemu Panu. – Ten ton ostro¿noœci
zmieszanej z niejakim zaskoczeniem by³ dla mnie znacz¹cy. Moja proœba, choæ zdawa³a mi siê
zupe³nie prosta, w oczach ministra mia³a wielk¹ wagê. Chcieæ zwiedziæ twierdzê ju¿ historyczn¹
od czasu niewoli i œmierci Iwana VI, która zdarzy³a siê za panowania carycy El¿biety, by³o
potwornym zuchwalstwem... Zrozumia³em, ¿e niechc¹cy dotkn¹³em wra¿liwego punktu, i
umilk³em.
Kilka dni wczeœniej, to znaczy przedwczoraj, w chwili gdy siê wybiera³em do Moskwy,
otrzyma³em od ministra wojny list zawiadamiaj¹cy, ¿e zezwala mi siê na obejrzenie
Schlüsselburskich œluz.
Dawna szwedzka twierdza, nazwana przez Piotra I kluczem do Ba³tyku, znajduje siê
dok³adnie u Ÿród³a Newy, na jednej z wysp jeziora £adoga, którego ta rzeka, mówi¹c œciœle, jest
odp³ywem: rodzajem naturalnego kana³u, którym jezioro œle swoje wody do Zatoki Fiñskiej. Ale
ten kana³, którym jest Newa, wzbiera jeszcze obfitym strumieniem, uwa¿anym za wy³¹czne
Ÿród³o rzeki. Widaæ jak tryska z g³êbi okrywaj¹cych go wód, akurat pod murami twierdzy
Schlüsselburskiej, pomiêdzy rzek¹ a jeziorem, którego fale wylewaj¹c siê przez odp³yw ³¹cz¹ siê
natychmiast z falami Ÿród³a, porywaj¹c je z sob¹. Jest to jedna z najgodniejszych uwagi
naturalnych osobliwoœci w Rosji, a krajobraz, choæ bardzo p³aski, jak wszystkie w tym kraju, jest
jednym z najciekawszych w okolicach Petersburga. Dziêki œluzom statki i ³odzie unikaj¹
niebezpieczeñstwa, p³yn¹ wzd³u¿ jeziora omijaj¹c Ÿród³o Newy i docieraj¹ do rzeki mniej wiêcej
pó³ mili poni¿ej jeziora, którego ju¿ nie musz¹ przebywaæ.
Oto piêkna robota, któr¹ mi pozwolono dok³adnie obejrzeæ. Chodzi³o mi o wiêzienie stanu,
zamiast tego ofiarowano mi œluzy.
Minister wojny zakoñczy³ swój bilet powiadomieniem, ¿e dyrektor pañstwowej komunikacji
otrzyma³ rozkaz u³atwienia mi tej podró¿y. Co za u³atwienie!... Mój Bo¿e!... Na jakie k³opoty
wystawi³a mnie moja ciekawoœæ!
...Tak oto, gryz¹c wêdzid³o i t³amsz¹c w rêku list polecaj¹cy ministra, mówi³em sobie:
„Ksi¹¿êXXX, którego spotka³em na statku w Travemünde, mia³ racjê mówi¹c, ¿e Rosja jest krajem
zbêdnych formalnoœci”.
Poszed³em do dyrektora komunikacji, aby za¿¹daæ spe³nienia najwy¿szego rozkazu.
Dyrektor nie przyjmowa³ albo by³ nieobecny, kazano mi przyjœæ nazajutrz. Nie chc¹c straciæ
jeszcze jednego dnia nalegam, mówi¹ mi, ¿ebym przyszed³ wieczorem. Przychodzê i wreszcie
docieram do tej wa¿nej persony. Przyjmuje mnie z uprzejmoœci¹, do jakiej mnie przyzwyczaili tu
ludzie na stanowisku, i po kwadransie rozmowy wychodzê od niego, zanotuj to sobie,
zaopatrzony w rozkazy niezbêdne dla in¿yniera Schlüsselburga, ale nie dla naczelnika zamku.
Odprowadzaj¹c mnie do przedpokoju zapewni³, ¿e nazajutrz o czwartej rano stawi siê u mnie
podoficer.

background image

Nie spa³em, drêczy³a mnie myœl, która wyda Ci siê szalona, myœl, ¿e mój protektor móg³by siê
staæ moim katem. Je¿eli ten cz³owiek zamiast mnie zaprowadziæ do twierdzy Schlüsselburskiej,
po³o¿onej o osiemnaœcie mil od Petersburga, po opuszczeniu miasta przedstawi mi rozkaz
deportowania mnie na Syberiê, abym odpokutowa³ sw¹ niew³aœciw¹ ciekawoœæ, co zrobiê, co
powiem? Trzeba bêdzie siê poddaæ, a dopiero póŸniej, po dotarciu do Tobolska, je¿eli tam w
ogóle dotrê, bêdê reklamowa³... Grzecznoœæ nie uspokaja mnie, przeciwnie, gdy¿ nie
zapomnia³em ³askawoœci Aleksandra, roztaczanych jednemu z jego ministrów, schwytanemu
przez feldjegra w³aœnie w chwili wyjœcia z gabinetu cesarza, który wyda³ rozkaz wys³ania go na
Syberiê od razu z pa³acu, nie pozwalaj¹c mu wróciæ nawet na chwilê do domu. Wiele innych
przyk³adów tego rodzaju usprawiedliwia³o moje przeczucia i m¹ci³o mi wyobraŸniê.
Status cudzoziemca te¿ nie jest wystarczaj¹c¹ gwarancj¹: przypomnia³em sobie okolicznoœci
porwania Kotzebuego, który na pocz¹tku tego wieku te¿ zosta³ schwytany przez feldjegra i w oka
mgnieniu, podobnie jak ja (ju¿ sobie wyobra¿a³em, ¿e jestem w drodze), przetransportowany z
Petersburga do Tobolska. To prawda, ¿e wygnanie niemieckiego poety trwa³o tylko szeœæ
tygodni, tote¿ za m³odu kpi³em sobie z jego lamentów, ale tej nocy ju¿ siê z nich nie œmia³em.
Czy to mo¿liwa analogia naszych losów zmieni³a mój punkt widzenia, czy to wiek mnie uczyni³
wyrozumialszym, doœæ, ¿e litowa³em siê nad Kotzebuem z ca³ego serca. Podobna tortura nie
powinna byæ mierzona d³ugoœci¹ jej trwania. Tysi¹c osiemset mil w teledze po kocich ³bach, na
dodatek w tym klimacie, jest ju¿ tortur¹, której nie ka¿de cia³o mo¿e sprostaæ, ale nie rozwodz¹c
siê nawet nad t¹ pierwsz¹ niewygod¹, któ¿ by nie wspó³czu³ biednemu cudzoziemcowi,
porwanemu od przyjació³ i rodziny, który przez szeœæ tygodni myœli, ¿e jest skazany na
przebywanie do œmierci na pustkowiu bez nazwy, bez granic, wœród z³oczyñców i ich stra¿ników,
a choæby nawet wœród administratorów ni¿szej lub wy¿szej rangi? Taka perspektywa jest gorsza
od œmierci i wystarczy do jej wywo³ania albo przynajmniej do zm¹cenia rozumu.
Mój ambasador upomni siê o mnie, tak, ale przez szeœæ tygodni zd¹¿ê poznaæ smak wiecznego
wygnania. W dodatku mimo wszelkich upomnieñ, jeœli by miêli powa¿ny interes w pozbyciu siê
mnie, rozpuszcz¹ pog³oskê, ¿e uton¹³em podczas przeja¿d¿ki ³odzi¹ po jeziorze. Coœ takiego
zdarza siê codziennie. Czy ambasador Francji wy³owi mnie z g³êbi tej otch³ani? Powiedz¹ mu, ¿e
daremnie szukano mego cia³a, wówczas godnoœæ naszego narodu zostanie ocalona, on bêdzie
usatysfakcjonowany, a ja zgubiony.
Czym ich obrazi³ Kotzebue? Lêkano siê go, bo publikowa³ swoje opiniê, a ich zdaniem nie
wszystkie by³y jednakowo przychylne istniej¹cemu w Rosji stanowi rzeczy. Otó¿ kto mi zarêczy,
¿e nie wzbudzi³em w³aœnie takiej obawy czy bodaj takiego podejrzenia? Tak w³aœnie myœla³em
przemierzaj¹c pokój, bo nie mog³em usn¹æ. Czy i ja te¿ nie mam manii myœlenia i pisania? Jeœli
tu wzbudzê choæby cieñ nieufnoœci, czy bêdê móg³ siê spodziewaæ, ¿e bêd¹ mieli wiêcej
wzglêdów dla mnie ni¿ mieli dla tylu potê¿niejszych i bardziej znanych ludzi? Daremnie
powtarzam wszystkim, ¿e nic nie opublikujê o tym kraju, zapewne tym mniej wierz¹ moim
s³owom, im wiêcej podziwu udajê dla tego, co mi pokazuj¹. Nawet najbardziej sobie schlebiaj¹c
nie mog¹ myœleæ, ¿e wszystko mi siê jednakowo podoba. Rosjanie znaj¹ siê na przezornych
k³amstwach... Zreszt¹ szpieguj¹ mnie, jak ka¿dego cudzoziemca, a zatem wiedz¹, ¿e piszê listy,

background image

¿e ich nie wysy³am, wiedz¹ te¿, ¿e nie opuszczam miasta nawet na jeden dzieñ, nie zabieraj¹c z
sob¹ tych tajemniczych papierów w du¿ej teczce. Mo¿e bêd¹ chcieli poznaæ moje prawdziwe
myœli. Przygotuj¹ mi zasadzkê gdzieœ w lesie, zaatakuj¹ mnie, obrabuj¹, by mi zabraæ listy, i
zabij¹, aby zmusiæ do milczenia.
Takie obawy œciga³y mnie przez ca³¹ przedwczorajsz¹ noc, i choæ wczoraj zwiedzi³em bez
wypadku twierdzê Schlüsselbursk¹, nie s¹ one tak bezpodstawne, ¿ebym siê czu³ zupe³nie
uspokojony na resztê podró¿y. Na pró¿no powtarzam sobie, ¿e rosyjska policja, ostro¿na,

oœwiecona, dobrze poinformowana pozwala sobie tylko na takie zamachy, które uwa¿a za
konieczne, i ¿e wyobra¿aæ sobie, ¿e moje uwagi i moja osoba mog¹ zaniepokoiæ ludzi rz¹dz¹cych
tym pañstwem, to przypisywaæ sobie zbyt wielkie znaczenie: te podstawy do uspokojenia i
jeszcze wiele innych, które tu pomijam, wydaj¹ mi siê niezbyt przekonuj¹ce, doœwiadczenie
dowiod³o mi snadnie, jaki duch pedanterii panuje u zbyt potê¿nych osobistoœci. Wszystko jest
wa¿ne dla kogoœ, kto chce ukryæ, ¿e rz¹dzi strachem, i komukolwiek zale¿y na opinii, nie mo¿e
lekcewa¿yæ zdania cz³owieka niezale¿nego, a w dodatku pisz¹cego. Rz¹dy oparte na tajemnicy,
których si³¹ jest ostro¿noœæ, by nie powiedzieæ ob³uda, lêkaj¹ siê wszystkiego, wszystko wydaje
siê im wa¿ne. S³owem, mi³oœæ w³asna sprzymierza siê z refleksj¹ i ze wspomnieniami, by mnie
przekonaæ, ¿e jestem tu nara¿ony na niejakie niebezpieczeñstwa.
K³adê nacisk na te niepokoje dlatego, ¿e maluj¹ Ci kraj. Nawet jeœli moje obawy to
przywidzenia, w ka¿dym razie s¹ to takie przywidzenia, które mog¹ zam¹ciæ mi umys³ tylko w
Petersburgu i w Maroku: oto co pragnê stwierdziæ.
...Wczoraj o pi¹tej rano wyjecha³em w czterokonnej kolasie.
...Mój feldjeger zaj¹³ miejsce przede mn¹ na koŸle obok woŸnicy i przejechaliœmy przez
Petersburg bardzo szybko, zostawiaj¹c za sob¹ eleganck¹ dzielnicê, potem dzielnicê
manufaktur... potem ogromne przêdzalnie bawe³ny oraz wiele innych fabryk, przewa¿nie
kierowanych przez Anglików. Ta czêœæ miasta przypomina koloniê, jest to siedziba fabrykantów.
Poniewa¿ cz³owiek jest tu ceniony tylko zale¿nie od swych stosunków z w³adzami, obecnoœæ
feldjegra na moim powozie robi³a wielkie wra¿enie.
...Dostrzega³em z przera¿eniem niezwyk³¹ skutecznoœæ tej w³adzy, obowi¹zanej mnie chroniæ,
i myœla³em, ¿e uzyska³aby pos³uch tak samo bezzw³ocznie, gdyby otrzyma³a rozkaz zmia¿d¿enia
mnie. Trudnoœæ dostania siê do tego kraju jest irytuj¹ca, ale nie napawa zbytnim lêkiem, mocno
natomiast czujê siê zaniepokojony trudnoœci¹, na jak¹ napotka³aby próba ucieczki. Proœci ludzie
mówi¹: „Drzwi wejœciowe do Rosji s¹ szerokie, wyjœciowe – w¹skie”. Choæ tak wielki to kraj,
czujê siê tu skrêpowany: wiêzienie te¿ bywa obszerne, ale wiêzieñ zawsze czuje, ¿e mu za ciasno.
Jest to z³udzenie wyobraŸni, zgoda, ale trzeba by³o przyjechaæ tu, by mu ulec.
Pod opiek¹ mego ¿o³nierza szybko jecha³em wzd³u¿ brzegów Newy. Wyje¿d¿a siê z
Petersburga niewielk¹ ulic¹, nieco mniej monotonn¹ ni¿ drogi, jakie przebywa³em dotychczas w
Rosji. Kilka widoków na rzekê skroœ brzozowe aleje, szereg fabryk, sporo zak³adów
wygl¹daj¹cych na bardzo aktywne, wioski zbudowane z drzewa trochê urozmaicaj¹ krajobraz.
Nie wyobra¿aj sobie natury malowniczej w bie¿¹cym znaczeniu tego s³owa, po prostu ta okolica
jest mniej rozpaczliwa ni¿ to, co widzia³em po drugiej stronie miasta, nic wiêcej.
...Zaskoczy³ mnie wygl¹d niektórych wsi, jest w tym prawdziwe bogactwo, a nawet pewien
rodzaj rustykalnej elegancji, mi³ej oczom. Domy siê ci¹gn¹ wzd³u¿ jednej jedynej ulicy i siedziby
te, wszystkie z drewna, wydaj¹ siê doœæ zadbane... Kiedy siê przyjrzeæ im z bliska, widaæ, ¿e te
baraki s¹ w istocie bardzo kiepsko zbudowane: belki i k³ody ledwo ociosane, wydr¹¿one po obu
koñcach i wsuniête jedna w drug¹, tworz¹ rogi chaty; te dyle, topornie st³oczone jedne na drugich
zostawiaj¹ pomiêdzy sob¹ przerwy starannie uszczelnione smo³owanym mchem, którego dziki

background image

zapach rozchodzi siê po ca³ej sadybie, a nawet na zewn¹trz.
...Wys³a³em wczeœniej zaprzêg na odleg³oœæ dziesiêciu mil od Petersburga: cztery œwie¿e
konie mia³y czekaæ na mnie w pewnej wsi. Zasta³em tam coœ w rodzaju rosyjskiej venty i
wszed³em do œrodka. Bêd¹c w podró¿y nie lubiê traciæ nic z pierwszych wra¿eñ, opisujê swoje
wycieczki, aby je odœwie¿yæ i aby czuæ, ¿e podró¿ujê po œwiecie. Wyszed³em wiêc z powozu,
aby zobaczyæ rosyjsk¹ fermê. Pierwszy raz widzê ch³opów w ich w³asnym domu. Peterhof nie

by³ naturaln¹ Rosj¹: t³um zgromadzony tam na festynie zmienia³ powszedni wygl¹d kraju i
przenosi³ na wieœ miejskie zwyczaje. Tutaj wiêc jest mój debiut wœród pól.
Wielka szopa ca³a z drewna, œciany z desek z trzech stron, deski pod nogami, deski nad g³ow¹
– oto co spostrzegam od razu. Wchodzê do tej ogromnej hali, zajmuj¹cej wiêksz¹ czêœæ wiejskiej
sadyby, i mimo przeci¹gów uderza mnie odór cebuli, kiszonej kapusty i starej t³ustej skóry, jaki
wydzielaj¹ rosyjskie wsie i wieœniacy.
Wspania³y ogier przywi¹zany do s³upa poch³ania³ uwagê wielu ludzi zajêtych podkuwaniem
go, nie bez wysi³ku. Ludzie ci byli zaopatrzeni w powrozy, by zwi¹zaæ ogniste zwierzê, w
kawa³ki we³ny, by zakryæ mu oczy oraz w wêdzid³o i munsztuk, by je poskromiæ. To wspania³e
bydlê nale¿y, jak mi powiedziano, do stajni dziedzica z s¹siedztwa. W tym samym ogrodzeniu, w
g³êbi szopy ch³op stoj¹cy na bardzo ma³ym wózku, takim, jak wszystkie rosyjskie wózki, wrzuca
na strych nie powi¹zane w snopy siano, które nabiera wid³ami, aby je unieœæ ponad swoj¹ g³owê,
inny cz³owiek je bierze i upycha pod dach. Oko³o oœmiu osób zajmuje siê koniem, wszyscy ci
mê¿czyŸni maj¹ godne uwagi twarze, postacie i ubiory. Jednak ludnoœæ prowincji granicz¹cych
ze stolic¹ nie jest urodziwa, nie jest nawet rosyjska, gdy¿ bardzo zmieszan¹ z ludŸmi grupy
fiñskiej, podobnymi do Lapoñczyków.
...Do tej niezwyk³ej szopy przylega niska i niezbyt obszerna izba. Wchodzê tam i odnoszê
wra¿enie, ¿e znajdujê siê w g³ównym pokoju jakiegoœ p³askodennego statku, ¿egluj¹cego po
rzece, wydaje mi siê tak¿e, ¿e jestem w beczce: wszystko jest z drewna, œciany, sufit, pod³oga,
stó³, sto³ki s¹ nagromadzeniem dyli i k³ód ró¿nej d³ugoœci, topornie wykonanych. Odór kiszonej
kapusty i dziegciu góruje nad wszystkim.
W tej klitce, niemal pozbawionej powietrza i œwiat³a, bo drzwi s¹ niskie, a okna ma³e jak
dymniki, spostrzeg³em star¹ kobietê, zajêt¹ nalewaniem herbaty czterem czy piêciu brodatym
ch³opom, okrytym owczymi futrami o we³nie zwróconej do wewn¹trz (dziœ, 1 sierpnia, od kilku
dni ju¿ jest zimno). Ci mê¿czyŸni, przewa¿nie niscy, siedz¹ przy stole, ich futra, drapuj¹ce
cz³owieka w rozmaity sposób, maj¹ styl.
Jak ju¿ Ci nieraz mówi³em, lud rosyjski jest malowniczy: wœród grup mê¿czyzn i zwierz¹t
otaczaj¹cych mnie w tym wnêtrzu rosyjskiej fermy malarz znalaz³by temat do wielu uroczych
obrazów.
Czerwone i niebieskie koszule wieœniaków, zapiête w nadgarstku i œciœniête wokó³ bioder
pasem, nad którym ten rodzaj kaftana opada antycznymi fa³dami, podczas gdy dó³ zwisa luŸno
jak tunika i zakrywa spodnie, do których go siê nie wk³ada; d³uga suknia na persk¹ mod³ê, czêsto
nie zapiêta, która, gdy cz³owiek nie pracuje, czêœciowo zas³ania bluzê; w³osy d³ugie po bokach,
rozdzielone nad czo³em, ale równo obciête z ty³u nieco nad karkiem, zostawiaj¹c ods³oniêt¹
wiêksz¹ czêœæ szyi – czy ta ca³oœæ nie sk³ada siê na wygl¹d oryginalny i malowniczy?... £agodny
i dziki zarazem wyraz twarzy ch³opów rosyjskich, nie jest pozbawiony wdziêku, krzepka postaæ,
si³a nie odbiera im lekkoœci, zrêcznoœci, szerokie ramiona, ³agodny uœmiech ust, mieszanina
czu³oœci i okrucieñstwa kryj¹ca siê w dzikim i smutnym wejrzeniu – wszystko to czyni ich

background image

wygl¹d tak odmiennym od wygl¹du naszych rolników, jak ich miejsce zamieszkania i uprawiana
przez nich ziemia s¹ odmienne od reszty Europy. Wszystko tu nowe dla cudzoziemca. Ludzie
maj¹ tu pewien urok, odczuwalny a niewyra¿alny: jest to wschodnia powolnoœæ pomieszana z
romantycznym marzycielstwem ludów Pó³nocy, a wszystko w postaci nieokrzesanej, ale
szlachetnej, daj¹cej im powab pierwotnych darów. Lud ten budzi szczególne zainteresowanie bez
zaufania, odcieñ uczucia, który pozna³em dopiero tutaj. Cz³owiek z ludu w Rosji to zabawna
szelma. Mo¿na by tych wieœniaków daleko zaprowadziæ, gdyby ich nie oszukiwano, lecz kiedy
widz¹, ¿e dziedzice i ich zastêpcy k³ami¹ wiêcej od nich, zasklepiaj¹ siê w chytroœci i otêpieniu.

...Kraj ten jest bardzo niechlujny, ale brud domów i ubrañ bardziej mnie razi ni¿ brud ludzi, bo
Rosjanie doœæ dbaj¹ o swoje osoby. Prawdê mówi¹c, ich ³aŸnie parowe budz¹ w nas obrzydzenie,
s¹ to wyziewy gor¹cej wody, wola³bym czyst¹ wodê lej¹c¹ siê strumieniami, a jednak te wrz¹ce
opary myj¹ cia³o i o¿ywiaj¹ je, marszcz¹c zarazem przedwczeœnie skórê. Dziêki nawykowi tych
k¹pieli czêsto widzimy ch³opów o czystych w³osach i brodach, podczas gdy o ich ubraniach nie
mo¿na tego powiedzieæ. Ciep³a odzie¿ drogo kosztuje, ludzie s¹ zmuszeni d³ugo j¹ nosiæ, a wiêc
wydaje siê brudna na d³ugo przed zu¿yciem. Izby, w których myœli siê tylko o zabezpieczeniu
przed zimnem, s¹ si³¹ rzeczy mniej wietrzone od mieszkañ ludów Po³udnia. W ogóle brud ludzi
Pó³nocy, zawsze zamkniêty w czterech œcianach, jest gêœciejszy i bardziej odpychaj¹cy ni¿ brud
ludzi ¿yj¹cych w s³oñcu: Rosjanom przez dziewiêæ miesiêcy w roku brak oczyszczaj¹cego
powietrza.
W niektórych okolicach ludzie pracy nosz¹ na g³owie granatow¹ sukienn¹ czapkê w kszta³cie
bani, przypominaj¹c¹ nakrycie g³owy bonzów. Ci tutaj maj¹ ró¿ne czapki, a wszystkie te berety i
ko³paki o rozmaitych kszta³tach s¹ doœæ mi³e dla oka.
...Ale co ja Ci powiem o kobietach? Te, co widzia³em dotychczas, wydawa³y mi siê
odpychaj¹ce. Spodziewa³em siê spotkaæ w czasie tej wycieczki kilka piêknych wieœniaczek, ale
nie, tutaj, jak w Petersburgu s¹ one niskie i grube i przepasuj¹ siê nieco powy¿ej biustu, który
buja swobodnie nad spódnic¹ – jest to ohydne. Dodaj do tej dobrowolnej deformacji grube
mêskie buty z t³ustej cuchn¹cej skóry i rodzaj peleryny z owczej skóry, podobnej do futra ich
mê¿ów, a bêdziesz mia³ obraz nadzwyczaj nieprzyjemny. Niestety ten obraz jest prawdziwy. Na
domiar brzydoty futro kobiet jest skrojone mniej wdziêcznie ni¿ paletko mê¿czyzn, poza tym –
co wynika zapewne z chwalebnej oszczêdnoœci – jest zazwyczaj bardziej zrobaczywia³e i
dos³ownie w strzêpach... Tak siê przedstawia ich strój.
...Prawdê mówi¹c, wiêkszoœæ kobiet, które siê spotyka w guberni petersburskiej, jest
pochodzenia fiñskiego. Zapewniano mnie, ¿e w œrodkowej czêœci kraju, któr¹ mam zwiedziæ, s¹
przepiêkne wieœniaczki.
Droga z Petersburga do Schlüsselburga jest kiepska w niektórych miejscach: s¹ to g³êbokie
piaski b¹dŸ ruchome bagna, na które rzucono deski nie wystarczaj¹ce dla pieszych i fatalne dla
pojazdów. Te Ÿle dopasowane kawa³y drzewa ruszaj¹ siê i opryskuj¹ cz³owieka siedz¹cego w
kolasie, i jest to jeszcze najmniejsza z niewygód drogi, jest coœ gorszego ni¿ deski: mam na myœli
bierwiona nie przepo³owione, umieszczone w stanie surowym w poprzek w pewnych partiach
bagnistych terenów, które trzeba przebywaæ na d³u¿szych odcinkach drogi i których niepewny
grunt poch³on¹³by ka¿d¹ inwestycjê prócz drogi u³o¿onej z k³ód. Niestety t¹ rustykalna i ruchoma
pod³oga umieszczona na bagnie jest zbudowana z kawa³ków drewna Ÿle z³¹czonych, nierównych,
ca³a ta chwiejna budowla podskakuje pod ko³ami na gruncie bez dna, zawsze podmok³ym i który
przy nacisku robi siê elastyczny. Przy rosyjskim tempie podró¿owania pojazd szybko siê niszczy
na takich drogach, ludzie ³ami¹ tu sobie koœci, sworznie kolas z wiorsty na wiorstê pryskaj¹ na

background image

wszystkie strony, ¿elazne obrêcze kó³ pêkaj¹, resory rw¹ siê. Ten stan rzeczy musi sprowadziæ
pojazdy do ich najprostszej postaci, do czegoœ tak prymitywnego jak telega.
Oprócz s³ynnej szosy z Petersburga do Moskwy jedn¹ z dróg, gdzie siê spotyka najmniej tych
groŸnych okr¹glaków, jest droga do Schlüsselburga. Naliczy³em tam du¿o mostów z kiepskich
desek i jeden z nich wyda³ mi siê niebezpieczny. ¯ycie ludzkie nisko siê ceni w Rosji. Czy maj¹c
szeœædziesi¹t milionów dzieci mo¿na byæ czu³ym ojcem?
Po przybyciu do Schlüsselburga, gdzie mnie oczekiwano, zosta³em przyjêty przez in¿yniera
kieruj¹cego budow¹ œluz.
Kana³ £adoga w swej obecnej postaci biegnie wzd³u¿ czêœci jeziora znajduj¹cej siê miêdzy
miastem o tym samym imieniu a Schlüsselburgiem. Jest to wspania³a robota, s³u¿y do chronienia

statków i ³odzi przed niebezpieczeñstwami, na które wystawia³y je niegdyœ burze na jeziorze.
Teraz ³odzie omijaj¹ to burzliwe morze i wichury nie mog¹ ju¿ przerwaæ ¿eglugi uwa¿anej
kiedyœ za bardzo niebezpieczn¹ nawet przez najodwa¿niejszych marynarzy.
By³o szaro, zimno, wietrzno. Ledwo wysiad³em z powozu przed domem in¿yniera, porz¹dnym
drewnianym budynkiem, a ju¿ on sam mnie wprowadzi³ do przyzwoitego salonu i poczêstowa³
lekkim posi³kiem.
...Wszelako chc¹c sumiennie wype³niæ swoje zadanie, powiedzia³ mi w koñcu:
– ¯a³ujê, ¿e muszê sk³oniæ pana do wyjœcia, ale nie mamy zbyt du¿o czasu na obejrzenie
robót, które mam zgodnie z rozkazem pokazaæ panu ze szczegó³ami.
Przewidzia³em ten cios, ale nie mog¹c go odparowaæ przyj¹³em go z rezygnacj¹ i pozwoli³em
siê prowadziæ od œluzy do œluzy, wci¹¿ myœl¹c z daremnym ¿alem o tej twierdzy, grobie m³odego
Iwana, do której nie pozwalano mi siê zbli¿yæ. Mia³em bez przerwy w myœli ten niewyznany cel
mej wycieczki; wkrótce zobaczysz, jak zosta³ osi¹gniêty.
Liczba granitowych bloków, które widzia³em tego ranka, stawide³ osadzonych we wpustach
wy¿³obionych w bry³ach tego samego tworzywa, p³yt równie¿ z granitu, u¿ytych do
wybrukowania dna olbrzymiego kana³u nie interesuje Ciê wcale i bardzo mnie to cieszy, bo nie
móg³bym Ci tego powiedzieæ. Wiedz tylko, ¿e przez dziesiêæ lat, odk¹d zosta³y ukoñczone
pierwsze œluzy, nie wymaga³y one ¿adnej naprawy. Zadziwiaj¹cy przyk³ad wytrzyma³oœci w
takim klimacie, jaki panuje nad jeziorem £adoga, gdzie granit, kamienie, marmur, najmocniejsze
materia³y trwaj¹ zaledwie kilka lat.
Ta wspania³a robota ma na celu wyrównanie ró¿nicy poziomów miêdzy kana³em £adoga a
pr¹dem Newy u jej Ÿród³a, na zachodnim krañcu odp³ywu, który wpada do rzeki wieloma
spustami. Pomno¿ono odp³ywy z podziwu godnym zbytkiem, aby maksymalnie u³atwiæ i
usprawniæ ¿eglugê, trwaj¹c¹ z powodu srogiej zimy najwy¿ej przez trzy–cztery miesi¹ce w roku.
Niczego nie zaniedbano pod wzglêdem solidnoœci i dok³adnoœci roboty, pos³uguj¹c siê w
miarê mo¿noœci fiñskim granitem na mosty, balustrady, a nawet, powtarzam to z podziwem, na
dno koryta kana³u. Roboty w drewnie s¹ wykonane starannie, odpowiednio do tego zbytku
materia³ów, s³owem, wykorzystano wszystkie wynalazki, wszystkie udoskonalenia wspó³czesnej
nauki i wykonano w Schlüsselburgu dzie³o tak doskona³e w swoim rodzaju, jak na to pozwoli³a
surowoœæ natury w tym niewdziêcznym klimacie.
Wewnêtrzna ¿egluga Rosji zas³uguje na najwiêksz¹ uwagê fachowców, jest to jedno z
g³ównych Ÿróde³ bogactwa kraju. Dziêki systemowi kanalizacji tak kolosalnej, jak wszystko, co
siê dzieje w tym pañstwie, od czasów Piotra Wielkiego uda³o siê po³¹czyæ bez niebezpieczeñstwa
dla statków Morze Kaspijskie z Ba³tykiem, Wo³g¹, jeziorem £adoga i New¹. Tym sposobem
wody ³¹cz¹ce Pó³noc z Po³udniem p³yn¹ przez Europê i przez Azjê. Pomys³ ten, zuchwa³y w
koncepcji, niezwyk³y w wykonaniu, stworzy³ w koñcu jeden z cudów cywilizowanego œwiata.

background image

Dobrze i piêknie jest o tym wiedzieæ, ale moim zdaniem ogl¹danie tego jest nudne, zw³aszcza
pod opiek¹ jednego z wykonawców tego arcydzie³a. Fachowiec darzy swoj¹ pracê szacunkiem
bez w¹tpienia zas³u¿onym, ale dla zwyk³ego laika, takiego jak ja, podziw zag³uszaj¹ te
drobiazgowe detale, które ja Ci darujê. Nowy dowód na to, co Ci ju¿ powiedzia³em gdzie indziej:
cz³owiek podró¿uj¹cy po Rosji pozostawiony samemu sobie nie widzi nic; wspomagany, to
znaczy eskortowany, Stale na czyimœ oku, widzi za du¿o, co wychodzi na jedno.
Kiedy zdawa³o mi siê, ¿e sp³aci³em nale¿n¹ daninê z mego czasu i pochwa³ cudom, które
by³em zmuszony obejrzeæ, by siê odp³aciæ za ³askê, jak¹ w pojêciu gospodarzy mi
wyœwiadczono, powróci³em do pierwszego motywu mej podró¿y i ukrywaj¹c swój cel, ¿eby go
lepiej osi¹gn¹æ, powiedzia³em, ¿e chcia³bym zobaczyæ Ÿród³o Newy. Ta chêæ, której pozorna

niewinnoœæ nie potrafi³a os³oniæ jej niedyskrecji, zosta³a pocz¹tkowo zignorowana przez mego
in¿yniera, który mi odpowiedzia³:
– •ród³o tryska pod wod¹ przy koñcu jeziora £adoga, w g³êbi kana³u dziel¹cego to jezioro od
wyspy, gdzie wznosi siê twierdza.
Wiedzia³em o tym.
– Jest to jedna z naturalnych osobliwoœci Rosji – odpar³em. – Czy nie by³oby mo¿liwe
obejrzenie tego Ÿród³a?
– Wiatr jest za silny, nie uda nam siê dostrzec burzenia siê Ÿród³a; gdyby by³a bezwietrzna
pogoda, oko mog³oby dojrzeæ strumieñ wody tryskaj¹cy z g³êbi fal, ale zrobiê co bêdê móg³, aby
zaspokoiæ pañsk¹ ciekawoœæ.
Co rzek³szy in¿ynier skin¹³ na bardzo ³adn¹ ³ódŸ kierowan¹ przez szeœciu elegancko ubranych
wioœlarzy i pojechaliœmy rzekomo po to, by zobaczyæ Ÿród³o Newy, ale w rzeczywistoœci po to,
by siê zbli¿yæ do murów fortecy lub raczej zaczarowanego wiêzienia, do którego zabroniono mi
wstêpu z arcyzrêczn¹ grzecznoœci¹. Ale trudnoœci tylko wzmaga³y moj¹ ¿arliwoœæ. Gdybym zna³
has³o dla uwolnienia jakiegoœ nieszczêœliwego wiêŸnia, moja niecierpliwoœæ nie by³aby wiêksza.
Twierdzê Schlüsselbursk¹ zbudowano na p³askiej wyspie, rodzaju rafy, niezbyt wzniesionej
ponad poziom wód. Ta ska³a dzieli rzekê na pó³, oddziela te¿ j¹ od w³aœciwego jeziora i s³u¿y za
wskaŸnik dla rozpoznawania linii, gdzie wody siê ³¹cz¹. Okr¹¿aliœmy twierdzê rzekomo po to, by
siê zbli¿yæ mo¿liwie najbardziej do Ÿród³a Newy. Nasz stateczek zawióz³ nas wkrótce akurat nad
ten wir. Wioœlarze tak zrêcznie pruli fale, ¿e mimo niepogody i niewielkich rozmiarów naszej
³odzi ledwo czuliœmy ko³ysanie, choæ jest tak silne w tym miejscu, jak na œrodku morza. Nie
mog¹c dojrzeæ Ÿród³a, którego kipiel kry³y nios¹ce nas fale, odbyliœmy najpierw przeja¿d¿kê po
wielkim jeziorze, a w drodze powrotnej nieco uspokojony wiatr pozwoli³ nam dostrzec na doœæ
wielkiej g³êbokoœci kilka drobnych wirów: by³o to w³aœnie Ÿród³o Newy, nad którym p³ynêliœmy.
...Kiedy siê napodziwia³em do syta po³o¿enia Schlüsselburga, doœæ nachwali³em siê tej
naturalnej osobliwoœci, doœæ naogl¹da³em przez lunetê pozycji baterii dzia³ umieszczonej przez
Piotra Wielkiego dla bombardowania fortecy Szwedów, wreszcie napodziwia³em siê do syta
wszystkiego, co mnie wcale nie interesowa³o, powiedzia³em najswobodniej, najobojêtniej w
œwiecie:
– ChodŸmy zobaczyæ wnêtrze twierdzy. Jej po³o¿enie wydaje mi siê bardzo malownicze –
doda³em nieco mniej zrêcznie, bo zw³aszcza z dyplomatycznymi subtelnoœciami nigdy nie nale¿y
przesadzaæ.
Rosjanin rzuci³ na mnie przenikliwe spojrzenie, którego wagê odczu³em w ca³ej pe³ni, i
matematyk przemieniony w dyplomatê odpar³:
– W tej twierdzy, proszê pana, nie ma nic ciekawego dla cudzoziemca.

background image

– Mniejsza o to, wszystko jest ciekawe w tak interesuj¹cym kraju jak wasz.
– Ale je¿eli komendant nas nie oczekuje, to nas nie wpuszcz¹.
– Poœle pan do niego kogoœ z proœb¹, by pozwoli³ wprowadziæ podró¿nego do twierdzy.
Przypuszczam zreszt¹, ¿e nas oczekuje.
I rzeczywiœcie, wpuszczono nas na pierwsz¹ proœbê in¿yniera, co mnie sk³oni³o do
przypuszczenia, ¿e jeœli moja wizyta nie by³a zapowiedziana jako pewna, to w ka¿dym razie
zaznaczona jako mo¿liwa.
Przyjêci z wojskowym ceremonia³em, zostaliœmy wpuszczeni pod sklepienie przez doœæ s³abo
strze¿on¹ bramê i przeszed³szy przez zaros³y traw¹ dziedziniec wprowadzeni ...do wiêzienia?...
Nic podobnego: do mieszkania komendanta. On nie umie ani s³owa po francusku, ale przyj¹³
mnie godziwie. Udaj¹c, ¿e bierze moj¹ wizytê za grzecznoœæ, której obiektem jest wy³¹cznie on,
sk³ada³ mi t³umaczone przez in¿yniera podziêkowania, których nie móg³ wyraziæ mi sam. Te

podstêpne komplementy wydawa³y mi siê raczej zabawne ni¿ mi³e. Trzeba by³o prowadziæ
salonow¹ rozmowê, udawaæ, ¿e gawêdzê z ¿on¹ komendanta, która te¿ nie mówi³a po francusku,
trzeba by³o napiæ siê czekolady, s³owem, zajmowaæ siê czymœ ca³kiem innym ni¿ zwiedzanie
wiêzienia Iwana, tej wymarzonej nagrody za wszystkie wysi³ki, wszystkie podstêpy, wszystkie
k³opoty têgo dnia. Nigdy nikt nie po¿¹da³ tak dostaæ siê do pa³acu wró¿ek, jak ja pragn¹³em
wejϾ do tego lochu.
W koñcu, gdy wydawa³o mi siê, ¿e up³yn¹³ przyzwoity czas wizyty, spyta³em mego
przewodnika, czy jest mo¿liwe zobaczenie wnêtrza twierdzy. Komendant i in¿ynier szybko
zamienili ze sob¹ parê s³ów, parê spojrzeñ i wyszliœmy z pokoju.
Myœla³em, ¿e to ju¿ koniec moich wysi³ków. Twierdza Schlüsselburg nie ma w sobie nic
malowniczego, jest to ogrodzenie ze szwedzkich murów, niezbyt wysokich, których wnêtrze
przypomina rodzaj wirydarza, gdzie rozrzucono ró¿ne budynki, wszystkie bardzo niskie,
mianowicie: cerkiew, dom mieszkalny komendanta, koszary, wreszcie wiêzienie, niewidoczne i
zamaskowane oknami... Nic tu nie zapowiada przemocy, tajemnica tkwi w samej istocie rzeczy,
nie w ich wygl¹dzie. Widok prawie pogodny tego pañstwowego wiêzienia wyda³ mi siê bardziej
przera¿aj¹cy dla myœli ni¿ dla wzroku. Nie ma tu krat, mostów zwodzonych, blanków, s³owem,
nieco teatralnego sztafa¿u, dekoruj¹cego groŸne zamki œredniowiecza. Po wyjœciu z salonu
komendanta rozpoczêto od pokazania mi wspania³ych przyborów cerkiewnych! Cztery
kapy uroczyœcie roz³o¿one przede mn¹ kosztowa³y trzydzieœci tysiêcy rubli, jak raczy³
powiedzieæ mi sam komendant. Znu¿ony tyloma komediami zapyta³em po prostu o grób Iwana
VI. W odpowiedzi pokazano mi szczerbê zrobion¹ w murze armat¹ cara Piotra, kiedy osobiœcie
szturmowa³ szwedzk¹ twierdzê, klucz do Ba³tyku.
– A gdzie jest grób Iwana? – powtórzy³em niespeszony.
Tym razem zaprowadzono mnie za cerkiew, do krzewu ró¿y bengalskiej.
– To tu – powiedziano.
Wywnioskowa³em, ¿e w Rosji ofiary nie maj¹ grobu.
– A pokój Iwana? – zapyta³em z naleganiem, które musia³o byæ dla mych gospodarzy równie
osobliwe, jak dla mnie ich skrupu³y, powœci¹gliwoœæ i lawirowanie.
In¿ynier odpowiedzia³ mi pó³g³osem, ¿e nie mo¿na mi pokazaæ pokoju Iwana, poniewa¿
znajduje siê w czêœci twierdzy zajêtej obecnie przez wiêŸniów politycznych.
Wymówka wyda³a mi siê uzasadniona, spodziewa³em siê jej, ale zaskoczy³ mnie gniew
komendanta: czy rozumia³ po francusku lepiej ni¿ mówi³, czy ¿e chcia³ mnie przedtem oszukaæ
udaj¹c, ¿e nie zna naszego jêzyka, czy wreszcie odgad³ sens wyjaœnienia, które mi dano, doœæ ¿e
udzieli³ ostrej reprymendy mojemu przewodnikowi, dla którego ta niedyskrecja, doda³, mo¿e

background image

któregoœ dnia staæ siê fatalna. Co te¿ ten, ura¿ony nagan¹, zdo³a³ powiedzieæ mi w sprzyjaj¹cym
momencie, dodaj¹c, ¿e komendant uprzedzi³ go w sposób nader znacz¹cy, ¿eby w przysz³oœci
powstrzyma³ siê od mówienia o sprawach publicznych i od wprowadzania cudzoziemców do
wiêzienia stanu. Mój in¿ynier ma wszystkie dyspozycje niezbêdne do zostania dobrym
Rosjaninem, ale jest m³ody i nie zna jeszcze dog³êbnie swego fachu... nie mam na myœli profesji
in¿yniera.
Poczu³em, ¿e trzeba ust¹piæ, by³em s³abszy, uzna³em siê za pokonanego i zrezygnowa³em ze
zwiedzenia pokoju, gdzie zmar³ nieszczêœliwy nastêpca tronu Rosji, poniewa¿ uznano za
wygodniejsze zrobiæ z niego kretyna ni¿ cesarza. Nie mog³em siê nadziwiæ sposobowi, w jaki
pañstwo rosyjskie jest obs³ugiwane przez swoich agentów. Wspomnia³em minê ministra wojny
za pierwszym razem, kiedy oœmieli³em siê wyraziæ chêæ zwiedzenia zamku, który sta³ siê
historycznym zabytkiem od czasu zbrodni pope³nionej za carycy El¿biety, i z mieszanin¹
podziwu i lêku porównywa³em chaos pojêæ panuj¹cych u nas z brakiem wszelkiej myœli,

wszelkich osobistych pogl¹dów, ze œlepym pos³uszeñstwem, bêd¹cym regu³¹ postêpowania u
przywódców rosyjskiej administracji, jak równie¿ ni¿szych urzêdników. Jednoœæ dzia³ania tego
rz¹du przera¿a³a mnie, podziwia³em z dr¿eniem milcz¹c¹ zgodê zwierzchników i podw³adnych w
zwalczaniu myœli, a nawet faktów. Czu³em tak samo niecierpliw¹ chêæ wyjœcia, jak chwilê
przedtem wejœcia, i skoro nic ju¿ nie mog³o przyci¹gn¹æ mojej uwagi w twierdzy, z której
raczono mi pokazaæ tylko zakrystiê, poprosi³em niecierpliwie o powrót, jak bym siê ba³ zostaæ
skutkiem przemocy jednym z mieszkañców tego przybytku sekretnych ³ez i utajonych boleœci. W
swym ci¹gle rosn¹cym lêku d¹¿y³em ju¿ tylko do fizycznej przyjemnoœci chodzenia, oddychania,
nie pamiêta³em, ¿e sam kraj, który wnet znowu ujrzê, jest tak¿e wiêzieniem – wiêzieniem tym
groŸniejszym, ¿e obszerniejsze i ¿e z wiêkszym trudem osi¹ga siê i przekracza jego granice.
Rosyjska twierdza!!! S³owa te wywieraj¹ na wyobraŸniê inne wra¿enie ni¿ to, które siê
odczuwa podczas zwiedzania fortec ludów naprawdê cywilizowanych, na wskroœ ludzkich.
Dziecinne œrodki ostro¿noœci stosowane w Rosji dla ukrycia tego, co siê okreœla jako tajemnice
pañstwowe, utwierdzaj¹ mnie – bardziej ni¿ by to uczyni³y otwarte akty barbarzyñstwa – w
przekonaniu, ¿e ten ustrój jest tylko ob³udn¹ tyrani¹. Odk¹d przenikn¹³em do rosyjskiego
wiêzienia stanu i sam dozna³em niemo¿noœci mówienia tam o tym, czego wszak¿e ka¿dy
cudzoziemiec szuka w podobnym miejscu, mówiê sobie, ¿e takie udawanie musi byæ mask¹
g³êbokiej niehumanitarnoœci: nie jest dobrem to, co siê tak troskliwie os³ania.
Gdyby zamiast ukrywania prawdy zaprowadzono mnie po prostu na miejsce, które wolno
pokazywaæ; gdyby szczerze odpowiedziano na moje pytania o fakt dokonany przed wiekiem, nie
by³bym tak poch³oniêty tym, czego ogl¹daæ nie mog³em; to natomiast, czego mi zakazano zbyt
przebiegle, dowiod³o mi przeciwieñstwa tego, o czym mnie chciano przekonaæ. Wszystkie te
daremne wykrêty s¹ rewelacjami dla doœwiadczonego obserwatora. Oburza³o mnie, ¿e ludzie
stosuj¹cy wobec mnie te wybiegi mogli myœleæ, ¿e da³em siê zwieœæ ich dziecinnym podstêpom.
Zapewniono mnie, a wiem o tym z pewnego Ÿród³a, ¿e w podwodnych lochach Kronsztadu
znajduj¹ siê wœród innych wiêŸniów stanu nieszczêœnicy relegowani tu za panowania Aleksandra.
Ci nieszczêœliwi s¹ otêpieni tortur¹, której okrucieñstwa nic nie jest w stanie usprawiedliwiæ ani
umotywowaæ. Gdyby wyszli teraz spod ziemi, powstaliby jako widma mœcicieli, na których
widok cofn¹³by siê ze zgrozy sam despota i run¹³by gmach despotyzmu. Wszystko mo¿na
obroniæ piêknymi s³ówkami, a nawet s³usznymi racjami, ¿adnej z opinii dziel¹cych œwiat
polityczny, literacki i religijny nie brak argumentów, ale trudno i darmo, ustrój oparty na
przemocy, wymagaj¹cy podtrzymywania takimi sposobami, jest ustrojem do g³êbi wystêpnym.
Ofiary tej ohydnej polityki nie s¹ ju¿ ludŸmi: ci nieszczêœnicy wyjêci spod prawa, wegetuj¹cy

background image

z dala od œwiata, zapomniani przez wszystkich, opuszczeni przez samych siebie w nocy swej
niedoli, gdzie zidiocenie staje siê plonem i ostatni¹ pociech¹ w bezterminowej nudzie, stracili
pamiêæ, a nawet rozs¹dek, to œwiat³o ludzkie, którego ¿aden cz³owiek nie ma prawa zgasiæ w
duszy swego bliŸniego. Zapomnieli nawet swego imienia, o które stra¿nicy pytaj¹ ich dla
zabawy, dla brutalnej i zawsze bezkarnej kpiny, bo w g³êbi tych otch³ani nieprawoœci panuje taki
nie³ad, tak gêsty mrok, ¿e zacieraj¹ siê tam œlady wszelkiej sprawiedliwoœci.
W³adze nawet nie znaj¹ zbrodni niektórych wiêŸniów, a trzymaj¹ ich nad¹³ w zamkniêciu,
poniewa¿ nie wiedz¹, komu ich zwróciæ i poniewa¿ myœl¹, ¿e przystojniej jest uwieczniæ
nadu¿ycie ni¿ je ujawniæ. Obawiaj¹c siê z³ego wra¿enia sprawionego spóŸnion¹
sprawiedliwoœci¹, pog³êbiaj¹ z³o, aby nie musieæ usprawiedliwiæ jego istnienia: okrutna
ma³odusznoœæ, która nazywa siê szacunkiem dla konwenansów, przezornoœci¹,
pos³uszeñstwem, m¹droœci¹... i bo ja wiem czym jeszcze? Despotyzm przemawia dyskretnie: w
ludzkim spo³eczeñstwie ka¿da rzecz ma dwoje imion. Tak wiêc mówi siê nam co chwila, ¿e w
Rosji nie ma kary œmierci. Pochowaæ ¿ywcem nie znaczy zabiæ! Gdy pomyœlimy z jednej strony

o takich nieszczêœciach, a z drugiej o takiej niesprawiedliwoœci i ob³udzie, nie widzimy ju¿
przestêpcy w wiêzieniu, zbrodniarzem wydaje siê nam tylko sêdzia, a co mnie najbardziej
przera¿a, to fakt, ¿e ten sêdzia nieprawy nie jest wcale okrutny, bo mu to sprawia przyjemnoœæ.
Oto co mo¿e zrobiæ niedobry ustrój z ludzi zainteresowanych w jego trwaniu!... Ale Rosja kroczy
ku swemu przeznaczeniu, a to t³umaczy wszystko. Oczywiœcie je¿eli wielkoœæ celu mierzy siê
iloœci¹ ofiar, trzeba przepowiedzieæ temu narodowi panowanie nad œwiatem.

background image

Petersburg, 2 sierpnia 1893, o pó³nocy.
Rzuci³em ostatnie spojrzenie na to niezwyk³e miasto, po¿egna³em siê z Petersburgiem...
¯egnaj!! Jest to magiczne s³owo!! Dodaje miastom zarówno jak ludziom nieznanego uroku.
...By³o po dziesi¹tej, wróci³em z przechadzki po wyspach. Jest to moment, kiedy wygl¹d
miasta robi dziwne i bardzo trudne do opisania wra¿enie, bo piêkno tego obrazu nie polega na
liniach, poniewa¿ po³o¿enie jest ca³kowicie p³askie, lecz na magii zamglonych nocy pó³nocnego
kraju, nocy œwietlistych, które trzeba widzieæ, by zrozumieæ ten poetyczny majestat.
Od strony zachodniej miasto pozostawa³o mroczne, dr¿¹ca linia rysowana przez nie na
horyzoncie wygl¹da³a jak ma³a wycinanka z szarego papieru przyklejona na bia³ym tle: tym t³em
jest niebo na zachodzie, gdzie zorza wieczorna lœni d³ugo po znikniêciu s³oñca, podczas gdy na
mocy odwrotnego efektu to samo lœnienie na wschodzie oœwietla gmachy przeciwleg³ej dzielnicy
o eleganckich fasadach, rysuj¹cych siê jasn¹ plam¹ na czêœci nieba przezroczystej i g³êbszej ni¿
ta, na której b³yszczy gloria zachodu. To przeciwieñstwo sprawia, ¿e na zachodzie miasto jest
czarne, a niebo jasne, natomiast na wschodzie to, co siê wznosi na ziemi, jest oœwietlone i odcina
siê biel¹ na ciemnym niebie. Ten kontrast robi wra¿enie, które s³owa mog¹ oddaæ tylko nader
niedoskonale. Powolne gaœniêcie barw zmierzchu, które zdaje siê utrwalaæ dzieñ walcz¹c z ci¹gle
rosn¹cym mrokiem, udziela ca³ej naturze tajemniczego ruchu: niskie tereny miasta ze swymi
niezbyt wzniesionymi gmachami na brzegu Newy wydaj¹ siê oscylowaæ miêdzy niebem a wod¹
– rzek³byœ, zaraz znikn¹ w pustce.
Wiele wie¿ i dzwonnic ma na szczycie, jak ju¿ Ci pisa³em gdzie indziej, ostre iglice, podobne
do masztów statku. W nocy te egrety, poz³acane zgodnie z narodowym zwyczajem, p³yn¹ w
powietrzu nad niebem, które nie jest ani czarne, ani jasne, a kiedy nie odcinaj¹ siê tam cieniem,
b³yszcz¹ tysi¹cem refleksów podobnych do mory ³usek jaszczurki.
Jest pocz¹tek sierpnia, w tej szerokoœci geograficznej to ju¿ koniec lata, a jednak cz¹stka nieba
jeszcze zostaje œwietlista przez ca³¹ noc. Ta per³owa aureola trwaj¹ca na horyzoncie odbija siê w
Newie, która w spokojne dni wydaje siê nie mieæ pr¹du. Rzeka lub raczej jezioro tak oœwietlone
upodabnia siê do ogromnej metalowej p³yty i ta srebrzysta równina jest oddzielona od nieba,
bia³ego jak ona, tylko sylwet¹ miasta. Ta odrobina ziemi odcinaj¹ca siê i dr¿¹ca na wodzie jak
piana naniesiona powodzi¹, te czarne, nieregularne punkciki, ledwo zaznaczone pomiêdzy biel¹
nieba a biel¹ rzeki – czy¿by to by³a stolica wielkiego pañstwa, czy te¿ to wszystko jest tylko
pozorem, z³udzeniem optycznym? T³o obrazu jest p³ótnem, a kszta³ty to cienie o¿ywione przez

background image

chwilê latarni¹ magiczn¹, u¿yczaj¹c¹ im urojonego istnienia, ale podczas gdy one dokonuj¹ w
przestrzeni milcz¹cych obrotów, lampa zgaœnie, miasto z powrotem zapadnie siê w pustkê i
widowisko skoñczy siê jak fantasmagoria.
Widzia³em iglicê katedry, w której s¹ z³o¿one szcz¹tki ostatnich w³adców Rosji, odcinaj¹c¹
siê czerni¹ na bia³ym p³ótnie nieba: ta strza³a góruje nad twierdz¹ i nad miastem. Ostrzejsza ni¿
piramida cyprysa, na per³owej szaroœci dali robi wra¿enie zbyt mocnego i zbyt zuchwa³ego
poci¹gniêcia pêdzlem, zrobionego przez artystê w chwili upojenia. Rys przyci¹gaj¹cy spojrzenie
popsu³by obraz, lecz upiêksza rzeczywistoœæ: Bóg nie umie malowaæ tak jak my. By³o to

piêkne... ma³o ruchu, lecz dostojna cisza, inspiruj¹ca sennoœæ. Ca³y zamêt, wszystkie ha³asy
powszedniego ¿ycia usta³y, ludzie zniknêli, ziemia by³a we w³adzy nadprzyrodzonych potêg. W
tych ostatnich blaskach nieskoñczenie d³ugiego dnia, w tych nierównych, gasn¹cych œwiat³ach
borealnych nocy, s¹ nieokreœlone, niepojête tajemnice, t³umacz¹ce mitologiê Pó³nocy. Rozumiem
dziœ wszystkie zabobony Skandynawów. Bóg kryje siê w œwietle bieguna, jak siê objawia w
olœniewaj¹cym dniu tropików.
...Chcia³bym móc spêdziæ ca³e lato w Petersburgu, zajêty wy³¹cznie robieniem co wieczór
tego, co dziœ.
Uznawszy po³o¿enie jakiegoœ kraju czy miasta za piêkne, przywi¹zujê siê do niego namiêtnie i
wracam tam codzieñ o sprzyjaj¹cej godzinie.
D³ugo siê zatrzyma³em na œrodku wielkiego mostu na Newie, pragn¹³em wyryæ sobie w
pamiêci dwa ró¿ne obrazy, którymi mog³em siê rozkoszowaæ odwracaj¹c siê tylko i nie
zmieniaj¹c miejsca.
By³bym zosta³ tam d³ugo, by³bym tam jeszcze teraz, gdyby nie chêæ jak najszybszego powrotu
do domu, by Ci odmalowaæ, zanim mi umknie z pamiêci, czêœæ rozmarzonego podziwu, jaki
odczuwa³em na widok gasn¹cych tonów tego ruchomego obrazu. Ca³okszta³t rzeczy opisuje siê
lepiej z pamiêci, ale chc¹c oddaæ pewne szczegó³y trzeba chwytaæ pierwsze wra¿enia w locie.
Widowisko, które w³aœnie Ci opisa³em, nape³nia³o mnie religijnym rozrzewnieniem, którego
nie chcia³em utraciæ. Mo¿na wierzyæ w realnoœæ tego, co siê g³êboko odczuwa, ale w moim
wieku wie siê, ¿e z wszystkiego, co przemija, najszybciej przemijaj¹ tak ¿ywe wzruszenia, ¿e
zdawa³oby siê musz¹ trwaæ wiecznie.
Petersburg wydaje mi siê mniej piêkny, lecz bardziej zdumiewaj¹cy ni¿ Wenecja. S¹ to dwa
kolosy wzniesione przez strach. Wenecja by³a dzie³em zwyk³ego strachu: ostatni Rzymianie
woleli uciec ni¿ umrzeæ i owoc strachu tych antycznych kolosów sta³ siê jednym z cudów
wspó³czesnego nam œwiata. Petersburg te¿ jest wytworem. zgrozy, ale zgrozy zbo¿nej; bo
rosyjska polityka potrafi³a uczyniæ z pos³uszeñstwa cesarzowi dogmat. Lud rosyjski uchodzi za
bardzo religijny; powiedzmy, ¿e to prawda, ale czym jest religia, której nie wolno nauczaæ? W
cerkwiach rosyjskich nie wyg³asza siê kazañ. Ewangelia objawi³aby S³owianom wolnoœæ.
Ta obawa przed wyjaœnieniem czêœci tego, w co lud wierzy, wydaje mi siê podejrzana: im
bardziej rozs¹dek i nauka ograniczaj¹ domenê wiary, tym wiêkszy odblask rzuca to boskie

background image

œwiat³o, skupione w swoim boskim ognisku; lepiej wierzy siê, gdy siê mniej wierzy. Znaki krzy¿a
nie œwiadcz¹ o pobo¿noœci, tote¿ mimo przyklêkañ i wszystkich zewnêtrznych oznak pietyzmu
Rosjanie chyba myœl¹ w swoich mod³ach wiêcej o cesarzu ni¿ o Królu królów. Temu ludowi
czc¹cemu swych panów potrzebny by by³, jak Japoñczykom, drugi w³adca: cesarz duchowy, by
go poprowadziæ do nieba. W³adca tymczasowy zbytnio go przywi¹zuje do ziemi. „ZbudŸcie
mnie, kiedy dojdziecie do Pana Boga” – powiedzia³ w cerkwi pewien ambasador, na wpó³
uœpiony nabo¿eñstwem cesarskim.
Czasami jednak czujê siê sk³onny podzieliæ zabobon tego ludu: entuzjazm siê udziela, gdy jest
powszechny albo gdy wydaje siê taki. Ale z chwil¹ gdy mnie ogarnia ta choroba, myœlê o Syberii,
tej niezbêdnej podporze moskiewskiej cywilizacji, i raptem odzyskujê spokój i niezale¿noœæ.
Wiara polityczna jest tutaj mocniejsza ni¿ wiara religijna. Jednoœæ Koœcio³a greckiego jest
tylko pozorna: Bizancjum i Moskwa nie s¹ nigdy w zgodzie, sekty, zmuszone do milczenia
zrêcznie wykalkulowanym milczeniem panuj¹cego Koœcio³a, dr¹¿¹ sobie drogi pod ziemi¹, ale
narody s¹ nieme tylko przez jakiœ czas, wczeœniej czy póŸniej przychodzi dzieñ dyskusji, religia,
polityka, wszystko przemawia, wszystko siê w koñcu wypowiada. Otó¿ jak tylko ten naród w
kagañcu odzyska mowê, us³yszymy tyle dysput, ¿e zdziwiony œwiat poczuje siê jakby œwiadkiem

pomieszania jêzyków przy budowie wie¿y Babel: rewolucja spo³eczna w Rosji dokona siê kiedyœ
z powodu niesnasek religijnych.
Kiedy zbli¿am siê do cesarza i widzê jego urodê i dostojnoœæ, podziwiam to cudo.
...Jednakowo¿ badam skrupulatnie przedmioty mego szacunku, w wyniku czego kiedy
obserwujê z blisk¹ tê jedyn¹ na œwiecie osobistoœæ, mam wra¿enie, ¿e ta g³owa ma dwie twarze,
jak g³owa Janusa, i ¿e na tym drugim czole, którego nie widzê, s¹ wyryte s³owa „przemoc”,
„wygnanie”, „ucisk” lub te¿ równowa¿nik ich wszystkich – Syberia.
Myœl ta przeœladuje mnie bezustannie, nawet kiedy mówiê do niego. Na pró¿no usi³ujê myœleæ
tylko o tym, co mówiê, moja wyobraŸnia podró¿uje wbrew woli z Warszawy do Tobolska, i
samo s³owo Warszawa przywraca mi ca³¹ nieufnoœæ.
Czy wiesz, ¿e w tej chwili drogi Azji s¹ raz jeszcze pe³ne wygnañców œwie¿o wydartych
rodzinom, którzy pieszo szukaj¹ swego grobu, jak stada opuszczaj¹ce pastwisko, by pod¹¿yæ do
rzeŸni? Ten nowy wybuch gniewu zosta³ spowodowany rzekomym polskim spiskiem – spiskiem
m³odych szaleñców, którzy byliby uwa¿ani za bohaterów, gdyby siê im uda³o, choæ moim
zdaniem ich wysi³ki s¹ tym wznioœlejsze, ¿e beznadziejne. Serce mi krwawi z powodu banitów,
ich rodzin, ich kraju... Co siê stanie, kiedy gnêbiciele tego zak¹tka ziemi, gdzie niegdyœ kwit³o
rycerstwo, zaludni¹ Tatariê najszlachetniejszymi i najodwa¿niejszymi spoœród dzieci starej
Europy? Wówczas wype³niwszy sw¹ polityczn¹ lodowniê gnêbiciele bêd¹ tryumfowali: Syberia
stanie siê królestwem, a Polska pustyni¹.
Czy nie nale¿y rumieniæ siê ze wstydu wymawiaj¹c wyraz „liberalizm”, gdy siê pomyœli, ¿e
istnieje w Europie naród, który by³ niezale¿ny i który nie zna ju¿ innej wolnoœci ni¿
odszczepieñstwo? Kiedy Rosjanie zwracaj¹ przeciw Zachodowi broñ, której u¿ywaj¹ z
powodzeniem przeciw Azji, zapominaj¹, ¿e ten sam sposób postêpowania, który mo¿e sprzyjaæ
postêpowi u Ka³muków, staje siê zbrodni¹ obrazy ludzkoœci u narodu od dawna cywilizowanego.
Powstrzymuje siê – widzisz, jak troskliwie – przed u¿yciem s³owa „tyrania”, choæ by³oby tu na
miejscu, da³oby jednak broñ przeciw mnie ludziom maj¹cym doœæ skarg wywo³ywanych przez
siebie... Ale czym ja siê niepokojê? Po kilku stronach przestan¹ mnie czytaæ, umieszcz¹ ksi¹¿kê
na indeksie i zabroni¹ mówienia o niej, ksi¹¿ka przestanie istnieæ, ba, bêdzie tak, jakby nigdy nie
istnia³a dla nich i u nich. Ten ustrój siê broni udaj¹c niemowê, jak ich Koœció³, ¿yj¹cy tylko

background image

milczeniem. T¹ polityka zwyciê¿a³a do dzisiaj i powinna d³ugo jeszcze zwyciê¿aæ w kraju, gdzie
odleg³oœci, odosobnienie, moczary, lasy i zimy zastêpuj¹ sumienie tym, co rz¹dz¹, a cierpliwoœæ
tym, co s³uchaj¹.
Nigdy nie bêdzie doœæ powtarzania: ich rewolucja bêdzie tym straszniejsza, ¿e dokona siê w
imiê religii; rosyjska polityka wtopi³a w koñcu Koœció³ w Pañstwo, stopi³a niebo z ziemi¹.
Cz³owiek widz¹cy Boga w swoim w³adcy spodziewa siê raju tylko z ³aski cesarza. Taki
cz³owiek, gdy przejrzy, stanie siê fanatykiem wolnoœci.
Rozruchy na Powo³¿u trwaj¹, a te okropnoœci przypisuje siê prowokacjom polskich
emisariuszy: pos¹dzenie przypomina sprawiedliwoœæ wilka z bajki La Fontaine'a. Te
okrucieñstwa, te obopólne nieprawoœci s¹ przygrywk¹ do konwulsji rozwi¹zania i pozwalaj¹ nam
przewidzieæ jego charakter. Ale w narodzie tak rz¹dzonym jak ten namiêtnoœci d³ugo kipi¹,
zanim nast¹pi wybuch. Choæ niebezpieczeñstwo zbli¿a siê z godziny na godzinê, choroba trwa,
prze³om opóŸnia siê. Mo¿e nasze wnuki nie zobacz¹ wybuchu, który my przewidujemy ju¿ dziœ
jako nieunikniony, nie okreœlaj¹c jednak momentu.

Petersburg, 3 sierpnia 1839.
Nigdy nie wyjadê, Pan Bóg siê w to miesza... jeszcze jedno opóŸnienie!... ale tym razem jest
uzasadnione, nie bêdziesz mi robi³ wyrzutów o nie... Mia³em ju¿ wsi¹œæ do powozu, wtem
przyszed³ jeden z moich przyjació³, upiera³ siê, ¿e musi wejœæ. Sz³o o list, który mia³em
natychmiast przeczytaæ. Co za list, Bo¿e wielki!... Od ksiê¿ny Trubeckiej, skierowany do kogoœ z
jej rodziny, kto ma go pokazaæ cesarzowi. Chcia³em go odpisaæ, aby wydrukowaæ nie zmieniaj¹c
ani s³owa, na co nie chciano mi pozwoliæ.
– Obieg³by ca³y œwiat – mówi³ mój przyjaciel, przestraszony wra¿eniem, jakie list wywar³ na
mnie.
– Tym bardziej nale¿y go opublikowaæ – odpar³em.
– Niemo¿liwe, chodzi o ¿ycie wielu osób. Po¿yczono mi go tylko po to, by go panu pokazaæ
pod s³owem honoru i pod warunkiem, ¿e zostanie zwrócony za pó³ godziny.
Nieszczêœliwy kraj, gdzie ka¿dy cudzoziemiec jawi siê jako zbawca w oczach stada
uciskanych, bo reprezentuje prawdê, jawnoœæ, wolnoœæ w narodzie pozbawionym wszystkich
tych dóbr!
Zanim Ci powiem, co zawiera ten list, muszê Ci powiedzieæ po krotce pewn¹ ¿a³osn¹ historiê.
Znasz jej g³ówne fakty, ale mgliœcie, jak wszystko, co siê wie o kraju dalekim i nie budz¹cym
szczególnego zainteresowania. Ta mglistoœæ czyni nas okrutnymi i obojêtnymi, jak by³em ja
przed wyjazdem do Rosji. Czytaj i rumieñ siê, tak, rumieñ siê, bo ktokolwiek nie protestowa³ z
wszystkich si³ przeciw polityce kraju, gdzie mo¿liwe s¹ takie rzeczy, i gdzie œmie siê twierdziæ,
¿e s¹ konieczne, jest poniek¹d ich wspólnikiem, odpowiedzialnym za nie.
Odsy³am konie przez mego feldjegra pod pretekstem nag³ej niedyspozycji i polecam mu
powiedzieæ na poczcie, ¿e wyjadê dopiero jutro. Pozbywszy siê tego niemal oficjalnego szpiega,
zaczynam pisaæ do Ciebie.
Ksi¹¿ê Trubecki zosta³ skazany na ciê¿kie roboty przed czternastoma laty; by³ wtedy
m³ody i w³aœnie wzi¹³ aktywny udzia³ w rewolcie 14 grudnia.
Chodzi³o o to, ¿eby oszukaæ ¿o³nierzy co do praw Miko³aja I do tronu. Przywódcy
spiskowców spodziewali siê wykorzystaæ pomy³kê oddzia³ów dla przeprowadzenia w czasie

background image

jakiegoœ buntu w koszarach rewolucji politycznej, której potrzebê, szczêœliwie lub nieszczêœliwie
dla Rosji, odczuwali dotychczas tylko oni. Liczba tych reformatorów by³a zbyt nieznaczna, ¿eby
wywo³ane przez nich zamieszki mog³y osi¹gn¹æ upragniony cel. By³o to robienie nie³adu dla
nie³adu.
Spisek zosta³ udaremniony dziêki przytomnoœci ducha cesarza, a raczej dziêki niez³omnoœci
jego spojrzenia. W³adca ten od chwili wst¹pienia na tron czerpa³ z energii swojej postawy ca³¹
si³ê swego panowania.
Po st³umieniu rewolucji trzeba by³o przyst¹piæ do ukarania winnych. Ksi¹¿ê Trubecki, jeden z
najbardziej skompromitowanych, nie móg³ siê usprawiedliwiæ i wys³ano go na przymusowe
roboty w kopalniach Uralu na czternaœcie lub piêtnaœcie lat i do koñca ¿ycia na Syberiê, do jednej
z tych dalekich kolonii, przeznaczonych dla maj¹cych je zasiedliæ z³oczyñców.

Ksi¹¿ê mia³ ¿onê pochodz¹c¹ z najœwietniejszego rodu.
Nikomu nie uda³o siê wyperswadowaæ jej towarzyszenia mê¿owi do grobu. „To mój
obowi¹zek – mówi³a – i ja go spe³niê. ¯adna ludzka potêga nie ma prawa roz³¹czaæ ¿ony z
mê¿em. Chcê dzieliæ los mojego mê¿a”. Ta szlachetna ma³¿onka otrzyma³a ³askê, by mog³a byæ
¿ywcem pogrzebana razem ze swoim mê¿em. Pewna rzecz dziwi mnie, odk¹d pozna³em Rosjê i
zaczynam rozumieæ ducha kieruj¹cego tym ustrojem: to mianowicie, ¿e dziêki resztce
przyzwoitoœci uwa¿ano za stosowne uszanowaæ ten akt poœwiêcenia, i trwa³o to ca³e czternaœcie
lat. ¯e siê popiera heroizm patriotyczny, to zrozumia³e, korzysta siê z niego, ale tolerowanie
wznios³ej cnoty, niezgodnej z pogl¹dami politycznymi w³adcy, to zaniedbanie, którego musiano
potem ¿a³owaæ.
...Obawiaj¹c siê rozpaczy najwybitniejszych rodzin zezwolono na akt ostro¿noœci lub
mi³osierdzia: ksiê¿na wyjecha³a razem ze swoim mê¿em-skazañcem i, co najbardziej
zdumiewaj¹ce, dojecha³a. Olbrzymia trasa ju¿ sama przez siê by³a straszliw¹ prób¹. Wiesz
przecie¿, ¿e te podró¿e odbywaj¹ siê w teledze, otwartym wózku bez resorów. Przebywa siê
setki, tysi¹ce mil po kocich ³bach ³ami¹cych pojazdy i cia³a. Nieszczêœliwa kobieta znios³a tê
mêkê, a po niej wiele innych. Domyœlam siê jej cierpieñ, ale nie mogê Ci ich opisaæ, brakuje mi
szczegó³ów, a nie chcê nic zmyœlaæ; prawda tej historii jest dla mnie œwiêta.
Jej wysi³ek wyda Ci siê bardziej bohaterski kiedy siê dowiesz, ¿e a¿ do chwili katastrofy
ma³¿onkowie pozostawali w raczej ch³odnych stosunkach. Ale czy namiêtne oddanie nie
zastêpuje mi³oœci? Czy nie jest w³aœnie mi³oœci¹? Mi³oœæ ma wiele Ÿróde³, a poœwiêcenie jest
najobfitszym.
W Petersburgu nie mieli dzieci, na Syberii urodzi³o im siê piêcioro!
Ten cz³owiek, ws³awiony wielkodusznoœci¹ swej ¿ony, sta³ siê œwiêt¹ istot¹ w oczach
wszystkich, co siê zbli¿ali do niego. Bo i któ¿ by nie czci³ obiektu œwiêtej przyjaŸni?
Bez wzglêdu na to, jak wielkim zbrodniarzem by³ ksi¹¿ê Trubecki, jego u³askawienie, którego
cesarz mu bêdzie zapewne odmawia³ do koñca s¹dz¹c, ¿e winien jest swemu narodowi i samemu
sobie nieub³agan¹ surowoœæ, jest od dawna przyznane przestêpcy przez. Króla królów. Prawie

background image

nadprzyrodzone cnoty ma³¿onki mog¹ z³agodziæ gniew Boga, ale nie mog³y rozbroiæ ludzkiej
sprawiedliwoœci. Bowiem wszechmoc Boga jest rzeczywista, natomiast wszechmoc cesarza Rosji
jest fikcj¹. O ile¿ dro¿ej kosztuje jej utrzymanie.
Ma³¿onkowie spêdzili czternaœcie lat tu¿ obok, ¿e tak powiem, kopalni uralskich, bo rêce
takiego robotnika jak ksi¹¿ê nie nadaj¹ siê specjalnie do pracy kilofem. On tam jest, by tam byæ...
nic wiêcej, ale jest zes³añcem, to wystarczy... Zaraz zobaczysz, na co ten' stan skazuje
cz³owieka... i jego dzieci!!!
W Petersburgu nie brak dobrych Rosjan i spotka³em takich, co uwa¿aj¹ ¿ycie wygnañców na
Syberii za ca³kiem znoœne21 i co narzekaj¹ na to, ¿e wspó³czeœni frazesowicze przesadnie
opisuj¹ cierpienia spiskowców na Uralu. Co prawda przyznaj¹, ¿e nie wolno posy³aæ im ¿adnych
pieniêdzy, ale za to wolno posy³aæ im paczki, wiêc otrzymuj¹ w ten sposób ubranie i ¿ywnoœæ...
¯ywnoœæ!... Niewiele produktów mo¿e przebyæ tê szalon¹ odleg³oœæ w takim klimacie nie
ulegaj¹c zepsuciu. Ale jakiekolwiek s¹ cierpienia skazañców, prawdziwi patrioci aprobuj¹ bez
zastrze¿eñ polityczn¹ katorgê rosyjskiego pomys³u. Ci dworacy oprawców zawsze uwa¿aj¹ karê
za zbyt ³agodn¹ w stosunku do zbrodni.

21 Jeden z nich wydrukowa³ w trzech jêzykach, ¿e ¿ycie zes³añców na Syberii jest tak mi³e, ¿e spêdzaj¹ czas
nagracowaniu alej i podlewaniu kwiatów. Dlaczego wiêc wszyscy Rosjanie nie emigruj¹ do tego Edenu? (M.
Grecz: „Refutacja «Rosji w r.. 1839»”).

...Jakkolwiek ma siê rzecz z rozkoszami Syberii, zdrowie ksiê¿nej Trubeckiej ucierpia³o z
powodu jej pobytu w kopalni. Trudno, zrozumieæ, jak kobieta przyzwyczajona do
wielkoœwiatowego zbytku i ró¿nych uciech mog³a znosiæ tak d³ugo wszelkiego rodzaju braki, na
które zosta³a skazana w³asnym wyborem. Chcia³a ¿yæ, ¿y³a, zachodzi³a w ci¹¿e, rodzi³a,
wychowa³a swoje dzieci w strefie, gdzie d³ugoœæ i ch³ody zimy wydaj¹ nam siê sprzeczne z
¿yciem. Termometr opada tam co roku do minus 36–40 stopni, sama ju¿ temperatura
wystarczy³aby do zniszczenia rodzaju ludzkiego... Ale œwiêta kobieta ma sporo innych trosk.
Po up³ywie siedmiu lat wygnania, widz¹c, ¿e dzieci dorastaj¹, uzna³a za swój obowi¹zek
napisaæ do kogoœ z rodziny, by spróbowano pokornie b³agaæ cesarza o zgodê na wys³anie ich do
Petersburga lub do jakiegoœ innego wielkiego miasta, aby tam otrzyma³y nale¿yt¹ edukacjê.
Proœbê zaniesiono do stóp cara, a godny nastêpca Iwanów i Piotra I odpowiedzia³, ¿e dzieci
zes³añca, a wiêc te¿ zes³añcy, bêd¹ zawsze doœæ wykszta³cone.
Uzyskawszy tê odpowiedŸ rodzina... matka... skazaniec milczeli przez dalsze siedem lat.
Humanitarnoœæ, honor, chrzeœcijañskie mi³osierdzie, religia, upokorzone, same protestowa³y za
nich, ale po cichu, ¿aden g³os siê nie podniós³, ¿eby zaprotestowaæ przeciw takiej
sprawiedliwoœci.
A jednak dzisiaj wzmo¿ona niedola wyrwa³a ostatni krzyk z g³êbi tej otch³ani.
Termin katorgi ksiêcia up³yn¹³ i teraz ci zes³añcy, uwolnieni, jak siê to nazywa, s¹ skazani na
stworzenie wraz ze sw¹ m³od¹ rodzin¹ kolonii w jednym z najodleglejszych zak¹tków pustyni.
Miejsce ich nowego pobytu, wybrane rozmyœlnie przez samego cesarza, jest tak dzikie, ¿e
nawet nazwa tej dziury nie jest zaznaczona na mapach rosyjskiego sztabu generalnego,
najdok³adniejszych i najszczegó³owszych z istniej¹cych map.
Rozumiesz chyba, ¿e dola ksiê¿nej (wymieniam tylko j¹) jest nieszczêœliwsza, odk¹d jej
pozwolono zamieszkaæ na tym pustkowiu, (zauwa¿, ¿e w tym jêzyku gnêbionych,
interpretowanym przez gnêbiciela, pozwolenia s¹ przymusowe). W kopalni grza³a siê pod ziemi¹,

background image

tam przynajmniej matka rodziny mia³a towarzyszy niedoli, niemych pocieszycieli, œwiadków jej
bohaterstwa, spotyka³a ludzkie spojrzenia, ogl¹daj¹ce i op³akuj¹ce z czci¹ jej n i e s ³ a w n e
mêczeñstwo, okolicznoœæ czyni¹ca je wznioœlejszym. Znajdowa³y siê serca bij¹ce na jej widok,
wreszcie nawet nie potrzebuj¹c rozmawiaæ czu³a siê w towarzystwie, bo rz¹dy daremnie robi¹
tyle z³ego, ile mog¹: wszêdzie, gdzie s¹ ludzie, pojawi¹ siê litoœæ.
Ale jak wzruszyæ niedŸwiedzie, przejœæ nieprzebyte lasy, roztopiæ wieczne lody, przebyæ
bagniste wrzosy niezmierzonego moczaru, zabezpieczyæ siê w baraku przed œmiertelnym
zimnem? Jak wreszcie przetrwaæ samej z mê¿em i piêciorgiem dzieci o sto mil, mo¿e wiêcej, od
jakiejkolwiek ludzkiej siedziby prócz siedziby zwierzchnika kolonistów? Bo to w³aœnie nazywa
siê na Syberii kolonizacj¹.
...Dziœ ten ojciec i ta matka, pozbawieni jakiejkolwiek pomocy, bez si³ fizycznych dla
przeciwstawienia siê takiej niedoli, wyczerpani zwodniczymi nadziejami przesz³oœci, niepokojem
o przysz³oœæ, pogrzebani w swej samotnoœci, ze z³aman¹ dum¹ ze swego nieszczêœcia, które nie
ma ju¿ nawet widzów, ukarani w swych dzieciach, których niewinnoœæ tylko pog³êbia torturê
rodziców – ci mêczennicy okrutnej polityki ju¿ nie wiedz¹, jak ¿yæ i zapewniæ ¿ycie swojej
rodzinie. Ci mali zes³añcy od urodzenia, ci pariasi cesarscy mog¹ nosiæ numery zamiast imion,
lecz choæ nie maj¹ ju¿ ojczyzny ani miejsca w pañstwie, natura da³a im cia³o, które trzeba ¿ywiæ i
ubieraæ. Czy matka mimo ca³ej swej godnoœci, ca³ej wielkoœci duchowej mo¿e patrzeæ na zgubê
owoców swego ³ona nie wo³aj¹c o ³askê? Nie, ona upokarza siê... i tym razem nie z
chrzeœcijañskiej cnoty: zrozpaczona matka zwyciê¿y³a mocn¹ kobietê. Mod³y do Boga
wystarczaj¹ tylko do wiecznego zbawienia, a ona prosi cz³owieka o chleb... Niech jej Bóg
przebaczy... Widzi swe dzieci chore, a nie mo¿e im pomóc, nie ma ¿adnego lekarstwa, by

przynieœæ im ulgê, wyleczyæ, by uratowaæ im ¿ycie, które mog¹ utraciæ... W kopalni mo¿na by³o
jeszcze je leczyæ, na nowym wygnaniu brak im wszystkiego. W tym ostatecznym wyzuciu widzi
ju¿ tylko ich mêkê. Ojciec, z sercem z³amanym tyloma nieszczêœciami, pozwala jej dzia³aæ
zgodnie z natchnieniem. S³owem, przebaczaj¹c... (prosiæ o ³askê znaczy przebaczaæ...)
przebaczaj¹c z bohatersk¹ wielkodusznoœci¹ okrucieñstwo pierwszej odmowy, ksiê¿na pisze z
g³êbi swej chatki drugi list. List ten zwrócony jest do rodziny, ale przeznaczony dla cesarza.
Znaczy³o to paœæ do nóg swemu wrogowi, zapomnieæ, co siê jest winnym samemu sobie, ale kto
by nie odpuœci³ nieszczêœliwej matce?
...List ksiê¿nej doszed³ gdzie nale¿a³o, cesarz przeczyta³ go i po to w³aœnie, by mi pokazaæ ten
list, zatrzymano mnie tutaj. Nie ¿a³ujê tego opóŸnienia, nigdy w ¿yciu nie czyta³em czegoœ tak
prostego i tak wzruszaj¹cego, takie czyny jak jej nie wymagaj¹ s³ów, ona korzysta ze swego
przywileju bohaterki, jest lakoniczna, nawet wtedy, gdy prosi o ¿ycie dla swych dzieci. Ukazuje
swoj¹ sytuacjê w niewielu s³owach, bez deklaracji, bez skarg. Stanê³a ponad wszelk¹ elokwencj¹,
mówi¹ za ni¹ tylko fakty. Koñczy b³agaj¹c o jedno: o zgodê na zamieszkanie w pobli¿u apteki,
aby, pisze, móc daæ swoim dzieciom jakieœ lekarstwo, kiedy s¹ chore... Okolice Tobolska,
Irkucka czy Orenburga, wydaj¹ siê jej rajem. W ostatnich s³owach swego listu nie zwraca siê ju¿
do cesarza, zapomina o wszystkim prócz swego mê¿a, wypowiada myœl ich serca z delikatnoœci¹
i godnoœci¹ zas³uguj¹c¹ na zapomnienie o najwiêkszym przestêpstwie – a jest przecie¿ niewinna!
...a w³adca, do którego przemawia, jest wszechw³adny i ma tylko Boga za sêdziê swych
czynów!... .Jestem bardzo nieszczêœliwa – pisze ksiê¿na – a jednak gdyby czas siê cofn¹³,
zrobi³abym to jeszcze raz”. Chyba w³aœnie te wznios³e s³owa zapali³y gniewem serce w³adcy...
Biada mu!...
W rodzinie tej kobiety znalaz³a siê osoba doœæ odwa¿na – i ktokolwiek zna Rosjê, powinien
z³o¿yæ ho³d temu zbo¿nemu uczynkowi – osoba doœæ odwa¿na, by oœmieliæ siê zanieœæ ten list

background image

cesarzowi, a nawet by poprzeæ pokorn¹ proœb¹ b³aganie wyklêtej krewniaczki. Mówi siê o niej do
w³adcy z przera¿eniem, jakby siê mówi³o o zbrodniarce, a przecie¿ wobec ka¿dego innego
cz³owieka ni¿ cesarz rosyjski chlubiono by siê pokrewieñstwem z t¹ szlachetn¹ ofiar¹ obowi¹zku
ma³¿eñskiego.
...No i co? Po czternastu latach zemsty, wykonywanej bez przerwy, lecz nie nasyconej... Ach,
pozwól wybuchn¹æ memu oburzeniu: liczyæ siê ze s³owami opowiadaj¹c o takich faktach
znaczy³oby zdradziæ œwiêt¹ sprawê! Niech Rosjanie protestuj¹, jeœli maj¹ odwagê; ja wolê okazaæ
brak szacunku dla despotyzmu ni¿ dla nieszczêœcia. Oni mnie zgniot¹, je¿eli bêd¹ mogli, ale
przynajmniej Europa siê dowie, ¿e cz³owiek, który s³yszy bezustannie od szeœædziesiêciu
milionów ludzi, ¿e jest wszechpotê¿ny, mœci siê!... Tak, chcê zastosowaæ w³aœnie s³owo „zemsta”
do takiej sprawiedliwoœci!... A wiêc po czternastu latach ta kobieta, uszlachetniona tyloma
heroicznymi niedolami, otrzymuje od cesarza Miko³aja za ca³¹ odpowiedz s³owa, które zaraz
przeczytasz, a które us³ysza³em z ust osoby, której powtórzy³ je odwa¿ny krewny ofiary. „Dziwiê
siê, ¿e ktoœ jeszcze oœmiela siê mówiæ mi... (dwa razy w ci¹gu piêtnastu lat!...) o rodzinie, której
g³owa spiskowa³a przeciwko mnie”. Mo¿esz w¹tpiæ o tej odpowiedzi, sam chcia³bym o niej
w¹tpiæ, ale mam dowód, ¿e jest prawdziwa. Osoba, która mija powtórzy³a, zas³uguje na
ca³kowite zaufanie, zreszt¹ fakty mówi¹ za siebie: list nic nie zmieni³ w losie zes³añców.
...¯adnych ju¿ wahañ, ¿adnej niepewnoœci!!... Dla mnie cesarz Miko³aj jest wreszcie
os¹dzony... To cz³owiek charakteru i woli, trzeba tym byæ, by siê ustanowiæ stra¿nikiem jednej
trzeciej kuli ziemskiej, ale brak mu wielkodusznoœci, u¿ytek, jaki robi ze swojej w³adzy, a¿ nadto
dowodzi mi tego. Niech mu Bóg przebaczy! Ja go ju¿ nie zobaczê na szczêœcie!
...Dokoñczê podró¿y bez udawania siê do Borodina, bez obecnoœci w czasie przyjazdu dworu
na Kreml, bez mówienia Ci wiêcej o cesarzu. Có¿ bym móg³ powiedzieæ o tym w³adcy, czego

byœ nie wiedzia³ teraz równie dobrze jak ja? Aby sobie wyrobiæ pojêcie o ludziach i sprawach
tego kraju, pomyœl o tym, ¿e tu siê dzieje du¿o historii w rodzaju tych, o których w³aœnie
przeczyta³eœ, ale one s¹ i pozostan¹ nieznane. Potrzebny by³ zbieg okolicznoœci, który uwa¿am za
opatrznoœciowy, by mi ujawniæ fakty i szczegó³y, które moje sumienie ka¿e mi tutaj opisaæ.22
Posk³adam wszystkie listy, które napisa³em do Ciebie od czasu mego przyjazdu do Rosji i
których nie otrzyma³eœ, poniewa¿ zachowa³em je z ostro¿noœci, do³¹czê do nich ten i zrobiê z
nich dobrze zalakowany pakiet, który z³o¿ê w pewne rêce, co nie jest ³atw¹ rzecz¹ do znalezienia
w Petersburgu. Potem zakoñczê dzieñ pisz¹c do Ciebie inny list, list oficjalny, który odejdzie
jutro poczt¹. Wszystkie osoby i wszystkie rzeczy, które tu widzê, s¹ w tym liœcie przesadnie
chwalone. Zobaczysz w nim, ¿e podziwiam tej kraj bez zastrze¿eñ z wszystkim, co siê tu
znajduje i z wszystkim, co siê tu robi... Najzabawniejsze, ¿e jestem przekonany, ¿e rosyjsk¹
policjê i Ciebie samego jednakowo oszuka mój entuzjazm na zamówienie i moje pochwa³y bez
wyboru i bez zastrze¿eñ.23
Je¿eli nie us³yszysz wiêcej o mnie, to bêdzie znaczy³o, ¿e zes³ano mnie na Syberiê: tylko ta
podró¿ mog³aby przeszkodziæ mojej podró¿y do Moskwy, której nie bêdê wiêcej odk³ada³ bo
feldjeger w³aœnie mi mówi po raz drugi, ¿e konie znajd¹ siê jutro rano nieodwo³alnie przed
moimi drzwiami.

background image

22 . Od czasu ukazania siê pierwszego wydania tej ksi¹¿ki pewna osoba zwi¹zana z ambasad¹ francusk¹ w czasie
œmierci Aleksandra opowiedzia³a mi nastêpuj¹ce zdarzenie, którego by³a jednym ze œwiadków: Po zamieszkach
zwi¹zanych z jego wst¹pieniem na tron, cesarz Miko³aj skaza³ na œmieræ piêciu g³ównych przywódców spisku
(por. broszurê M. To³stoja o prawodawstwie rosyjskim, rozdzia³ „O zniesieniu kary œmierci”). Postanowiono, ¿e
powiesz¹ ich o drugiej po pó³nocy na stoku cytadeli, na skraju rowu g³êbokoœci dwudziestu piêciu stóp.
Skazañców umieszczono pod szubienic¹ na ³awie kilku stóp wysokoœci. Po zakoñczeniu wszystkich
przygotowañ do egzekucji hrabia Czernyszew, odpowiedzialny za jej wykonanie, przyst¹pi³ do swojej funkcji
szefa katów, daj¹c umówiony znak. Zabrzmia³ werbel i ³awkê wyci¹gniêto spod nóg skazañców. Trzy sznury
urywaj¹ siê, dwie z uwolnionych ofiar spadaj¹ do rowu, trzecia zatrzymuje siê na jego brzegu... Osoby obecne
przy tej z³owrogiej scenie s¹ wstrz¹œniête, serca bij¹ im z radoœci i wdziêcznoœci na myœl o tym, ¿e cesarz
wybra³ ten œrodek, aby pogodziæ prawa humanitaryzmu z obowi¹zkami polityki. Ale hrabia Czernyszew ka¿e
nie przerywaæ bicia w werble, oprawcy schodz¹ do rowu, podnosz¹ dwie z ofiar, z których jedna mia³a z³amane
nogi, a druga pêkniêt¹ szczêkê, pomagaj¹ im wróciæ na szubienicê i zak³adaj¹ z powrotem sznur na szyjê. Kiedy
robi¹ to samo z trzecim skazañcem, biedak zbiera si³y i z heroiczn¹ wœciek³oœci¹ wo³a tak, by przekrzyczeæ
warkot werbla: „Biada krajowi, gdzie nie umiej¹ nawet wieszaæ”. Nazywa³ siê Pestel i by³ dusz¹ sprzysiê¿enia.
Ta energia pokonanego i to barbarzyñstwo tryumfuj¹cej w³adzy – oto ca³a Rosja! Dla uzupe³nienia obrazu trzeba
powiedzieæ, ¿e w nastêpstwie tej sceny Czernyszew otrzyma³ tytu³ hrabiowski i zosta³ mianowany ministrem
wojny.
23 Myœla³em nie bez podstaw, ¿e te okolicznoœciowe pochlebstwa przeczytane na granicy zapewni³yby mi
spokój na resztê podró¿y.

Pomerania, stacja pocztowa osiemnaœcie mil od Petersburga, 3 sierpnia 1839.
Podró¿owaæ koñmi pocztowymi po drodze z Petersburga do Moskwy to doœwiadczaæ ca³ymi
dniami wra¿enia, jakiego siê doznawa³o zje¿d¿aj¹c w Pary¿u diabelskim m³ynem.
...Droga ta, szersza od dróg w Anglii, jest tak samo g³adka, choæ mniej wygodna, a ci¹gn¹ce
nas konie s¹ ma³e, ale ¿wawe.
Mój feldjeger ma pogl¹dy, postawê i twarz, które mi nie pozwalaj¹ zapomnieæ o duchu
panuj¹cym w jego kraju. Gdy doje¿d¿aliœmy do drugiej stacji, jeden z naszych koni,
zaprzêgniêtych obok siebie, potkn¹³ siê i wpad³ pod ko³o. Na szczêœcie woŸnica, pewien
pozosta³ych koni, natychmiast je wstrzyma³. Mimo ¿e lato ju¿ na odlocie, w œrodku dnia jest
jeszcze bardzo gor¹co, a powietrze duszne z powodu kurzu. Myœlê, ¿e koñ ten dosta³ pora¿enia
s³onecznego, i je¿eli mu siê nie puœci natychmiast krwi, padnie. Wo³am wiêc feldjegra i
wyjmuj¹c z kieszeni futera³ zawieraj¹cy lancet weterynarski podajê mu go ze s³owami, ¿eby
zaraz zrobi³ z niego u¿ytek, je¿eli chce uratowaæ biedne zwierzê. Feldjeger odpowiada mi z
przekorn¹ flegm¹, nie bior¹c podawanego mu narzêdzia, nie patrz¹c na zwierzê:
– To ca³kiem zbyteczne, jesteœmy na stacji.
Po czym, zamiast pomóc nieszczêœliwemu pocztylionowi wyci¹gn¹æ zwierzê spod ko³a,

background image

wchodzi do pobliskiej stajni, ¿eby zamówiæ œwie¿y zaprzêg.
Cz³owiek ten, Inflantczyk z pochodzenia, na moje szczêœcie mówi po niemiecku. Pod
pozorami oficjalnej grzecznoœci, poprzez uni¿ony sposób mówienia, czyta siê w jego myœlach
wielkie zuchwalstwo i upór. Budowê ma s³abowit¹, w³osy koloru lnu dodaj¹ jego rysom
dzieciêcej miêkkoœci, której zaprzecza twardy wyraz fizjognomii, a zw³aszcza oczu o spojrzeniu
fa³szywym i okrutnym; s¹ szare, obrze¿one niemal bia³ymi rzêsami. Czo³o wypuk³e, ale niskie,
gêste jasne brwi, jakby wyp³owia³e, twarz sucha, cera by³aby jasna, ale jest ogorza³a od sta³ego
dzia³ania powietrza i wiatru; usta delikatne, zawsze zaciœniête. Kiedy milczy, wargi s¹ tak
cienkie, ¿e je widaæ tylko wtedy, gdy mówi. Mundur koloru zgni³ej zieleni, czysto utrzymany,
dobrze skrojony, œciœniêty wokó³ bioder skórzanym pasem zapiêtym z przodu na sprz¹czkê, daje
mu pewien rodzaj elegancji. Chód ma lekki, ale umys³ niezwykle ociê¿a³y.
...Ten feldjeger nie budzi we mnie zbytniego zaufania. Oficjalnie nazywa siê moim opiekunem
i przewodnikiem, ale ja widzê w nim ukrytego szpiega i myœlê, ¿e w ka¿dej chwili mo¿e
otrzymaæ rozkaz ujawnienia siê jako stra¿nik lub ¿andarm... Takie myœli mog³yby zak³óciæ
przyjemnoœæ podró¿owania, ale, jak Ci ju¿ mówi³em, przychodz¹ mi do g³owy tylko wtedy, gdy
piszê, a w drodze porywaj¹cy mnie ruch i szybko zmieniaj¹ce siê rzeczy nie pozwalaj¹ mi myœleæ
o niczym.
Mówi³em ci ju¿ tak¿e, ¿e Rosjanie miêdzy sob¹ przeœcigaj¹ siê w grzecznoœci i w brutalnoœci,
wszyscy siê pozdrawiaj¹ i bij¹ ze sob¹. Oto wœród mnóstwa innych przyk³ad wymiany
komplementów i z³ego traktowania. Pocztylion, który mnie zawióz³ dopiero co na stacjê
pocztow¹ sk¹d piszê do Ciebie, przed odjazdem poniós³, nie wiem za jak¹ przewinê, karê, do
której ponoszenia jest bardziej nawyk³y ni¿ ja do widoku, gdy jeden cz³owiek zadaje j¹

drugiemu. Ten wiêc, ca³kiem jeszcze m³ody, mo¿na powiedzieæ nawet zupe³ne dziecko, przed
odjazdem ze mn¹ zosta³ mocno skopany i zbity piêœciami przez swego kolegê, zarz¹dcê stajni.
Ciosy by³y mocne, bo z daleka s³ysza³em ich dudnienie o pierœ biedaka. Kiedy oprawca i mœciciel
pocztowy zmêczy³ siê swoj¹ robot¹, sponiewierany nieszczêœnik powsta³ bez s³owa, zdyszany,
dr¿¹cy, poprawi³ sobie w³osy, pozdrowi³ swego zwierzchnika i zachêcony doznanym
potraktowaniem r¹czo wsiad³ na kozio³, by przebywaæ potrójnym galopem cztery i pó³ do piêciu
mil na godzinê.
Cesarz przebywa mil siedem. Poci¹gi kolei ¿elaznej z trudem nad¹¿a³yby za jego powozem.
Ile ludzi musi zostaæ pobitych, ile koni musi zdechn¹æ, by umo¿liwiæ tak zdumiewaj¹c¹
szybkoœæ, i to na przestrzeni stu osiemdziesiêciu mil za jednym zamachem!...
...Lud rosyjski przypomina mi ludzi obdarzonych wdziêkiem, którzy s¹dz¹, ¿e s¹ zrodzeni
wy³¹cznie dla si³y: przy nonszalancji mieszkañców Wschodu ma wyczucie sztuk piêknych, co
jest równoznaczne z twierdzeniem, ¿e natura da³a tym ludziom potrzebê wolnoœci; zamiast tego
ich w³adcy robi¹ z nich maszyny do gnêbienia. Byleby cz³owiek wzniós³ siê o w³os ponad masy,
a od razu zdobywa prawo – wiêcej, obowi¹zek – maltretowania innych ludzi, którym ma

background image

przekazywaæ ciosy spadaj¹ce nañ z góry, szukaj¹c w przykroœciach sprawianych przez siebie
zadoœæuczynienia za przykroœci znoszone. Tak oto schodzi ze szczebla na szczebel duch
nieprawoœci a¿ do podstaw tego nieszczêsnego spo³eczeñstwa, istniej¹cego tylko wskutek
przemocy i to takiej, co zmusza niewolnika do k³amania samemu sobie, ¿eby siê odwdziêczyæ
tyranowi. I z tylu dowolnych czynów, z jakich sk³ada siê ka¿de indywidualne istnienie, rodzi siê
to, co siê tutaj nazywa porz¹dkiem publicznym, to znaczy ponure milczenie, cisza przera¿aj¹ca,
bo podobna do ciszy grobu – ale Rosjanie s¹ dumni z tego spokoju. Skoro cz³owiek nie zgodzi³
siê chodziæ na czterech ³apach, musi siê czymœ chlubiæ, choæby po to, by zachowaæ prawo do
miana rozumnej istoty... Jeœliby komuœ uda³o siê dowieœæ mi, ¿e dla uzyskania wielkich
rezultatów w polityce konieczna jest niesprawiedliwoœæ i przemoc, wywnioskowa³bym z tego, ¿e
patriotyzm nie jest bynajmniej cnot¹ obywatelsk¹ jak twierdzono dotychczas, lecz zbrodni¹
obrazy ludzkoœci.
Rosjanie usprawiedliwiaj¹ siê we w³asnych oczach myœl¹c, ¿e znoszony przez, nich ustrój
sprzyja ich ambitnym nadziejom, ale ka¿dy cel osi¹gany tylko takimi œrodkami jest z³y. Ten lud
jest interesuj¹cy, dostrzegam u osobników z najni¿szych klas pewien rodzaj dowcipu w mimice,
giêtkoœci i ¿wawoœci w ruchach, subtelnoœci, melancholii, wdziêku w fizjognomiach, œwiadcz¹ce
o tym, ¿e s¹ to ludzie rasowi – a uczyniono z nich byd³o robocze. Czy ktoœ mnie przekona, ¿e
trzeba z³o¿yæ resztki tego byd³a ludzkiego do ziemi, aby ziemia siê u¿yŸnia³a przed d³ugie lata,
zanim zdo³a wyprodukowaæ pokolenia godne zebrania owoców chwa³y, któr¹ Opatrznoœæ
obiecuje S³owianom? Opatrznoœæ nie pozwala uczyniæ ma³ego z³a nawet w nadziei uzyskania
najwiêkszego dobra.
...Je¿eli absolutna w³adza jest tylko fikcj¹ schlebiaj¹c¹ mi³oœci w³asnej cz³owieka kosztem
godnoœci ca³ego narodu, nale¿y j¹ obaliæ; je¿eli jest rzeczywistoœci¹, kosztuje za drogo nie s³u¿¹c
niczemu.
Chcecie rz¹dziæ ziemi¹ jak staro¿ytne spo³eczeñstwa: drog¹ podboju. Zamierzacie zaw³adn¹æ
zbrojnie krajami wybranymi przez was i stamt¹d uciskaæ resztê œwiata przera¿eniem.
Rozszerzanie potêgi, o którym marzycie, nie jest bynajmniej rozumne, nie jest bynajmniej
moralne, i je¿eli Bóg wam je przygna, bêdzie to nieszczêœciem dla œwiata.
Gdybyœmy byli skazani na znoszenie hañby nowej inwazji, tryumf zwyciêzców œwiadczy³by
w moich oczach tylko o winach zwyciê¿onych.
...Na widok tylu nieuniknionych cierpieñ, tylu koniecznych okrucieñstw, tylu ³ez nie otartych,
tylu nieprawoœci dobrowolnych i mimowolnych, bo tu niesprawiedliwoœæ jest w powietrzu;

wobec widowiska tych klêsk, co spadaj¹ nie na jedn¹ rodzinê, nie na jedno miasto, lecz na ca³e
plemiê, na lud zamieszkuj¹cy jedn¹ trzeci¹ kuli ziemskiej, zrozpaczona dusza musi siê odwróciæ
od ziemi i zawo³aæ: „To prawda, Bo¿e! Królestwo Twoje nie jest z tego œwiata”.
Widok tego spo³eczeñstwa, którego wszystkie sprê¿yny s¹ napiête jak mechanizm gotowej do
strza³u broni, przera¿a mnie a¿ do zawrotu g³owy.

background image

Klin, miasteczko o kilka mil od Moskwy, 6 sierpnia 1839.
...Patriarchalna tyrania azjatyckich rz¹dów w zetkniêciu z teoriami wspó³czesnej filantropii,
charaktery ludów Wschodu i Zachodu, niezgodnych z natury, a jednak gwa³townie sprzêgniêtych
ze sob¹ w spo³eczeñstwie na wpó³ barbarzyñskim, ale uporz¹dkowanym przez strach – oto
widowisko, które mo¿na zobaczyæ tylko w Rosji, i doprawdy, ¿aden cz³owiek myœl¹cy nie
po¿a³uje wysi³ków, jakie trzeba podj¹æ, ¿eby zobaczyæ je z bliska.
Stan socjalny, intelektualny i polityczny dzisiejszej Rosji jest rezultatem i, ¿e tak powiem,
streszczeniem rz¹dów Iwana IV, nazwanego GroŸnym przez samych Rosjan, Piotra I,
mianowanego Wielkim przez ludzi, którzy siê chlubi¹ ma³powaniem Europy, oraz Katarzyny II,
deifikowanej przez lud marz¹cy o podboju œwiata i schlebiaj¹cy nam, zanim nas po¿re: oto
groŸne dziedzictwo, którym dysponuje Miko³aj... Bóg wie, w jakim celu... Dowiedz¹ siê o tym
nasi potomkowie, bo co do spraw tego œwiata cz³owiek przysz³oœci bêdzie tak oœwiecony, jak
OpatrznoϾ dzisiaj.

background image

Moralnoœæ ka¿dej jednostki zale¿y od edukacji, jak¹ otrzymuje ca³y naród, z czego wynika, ¿e
Opatrznoœæ ustanowi³a miêdzy rz¹dami a poddanymi straszn¹ i tajemnicz¹ solidarnoœæ zas³ug i
win, i ¿e w historii spo³eczeñstw przychodzi taki moment, kiedy pañstwo zostaje os¹dzone,
skazane i zlikwidowane jak pojedynczy cz³owiek.
Nale¿y czêsto powtarzaæ, ¿e cnoty, przywary, zbrodnie niewolników nie maj¹ tego samego
znaczenia, co cnoty, przywary i zbrodnie ludzi wolnych. Tak wiêc gdy obserwujê lud rosyjski,
mogê stwierdziæ jako fakt, nie wywo³uj¹cy tu takiej samej przygany, jak¹ wywo³a³by u nas, ¿e w
sumie brak mu dumy, delikatnoœci, szlachetnoœci i ¿e zastêpuje te zalety cierpliwoœci¹ i sprytem:
takie jest moje prawo przedstawienia rzeczy, prawo przys³uguj¹ce ka¿demu prawdomównemu
obserwatorowi. Ale przyznajê, ¿e s³usznie czy nies³usznie ja posuwam siê jeszcze dalej:
potêpiam lub chwalê to, co widzê; nie doœæ mi opisywaæ, chcê s¹dziæ.
...”Lud rosyjski jest ³agodny” – wo³aj¹ niektórzy, a ja na to odpowiadam: „Nie mam mu tego
za zas³ugê, to po prostu nawyk pos³uszeñstwa... Inni mi mówi¹: „Lud rosyjski jest ³agodny tylko
dlatego, ¿e nie œmie pokazaæ tego, co ma w sercu, istot¹ jego uczuæ i myœli jest zabobon i
okrucieñstwo”. Na co ja odpowiadam: „Biedny lud! Jest tak Ÿle wychowany”.
Oto dlaczego tak mi ¿al ch³opów rosyjskich, chocia¿ s¹ to ludzie najszczêœliwsi, to znaczy
najmniej godni litoœci w ca³ej Rosji. Rosjanie bêd¹ oburzeni i zaprotestuj¹ w dobrej wierze
przeciwko mojej przesadzie, bo nie ma takiego z³a, którego by nie ³agodzi³ nawyk i nieznajomoœæ
odwrotnego dobra, ale ja te¿ twierdzê w dobrej wierze, a punkt, z którego obserwujê rzeczy,
pozwala mi dostrzec, choæ mimochodem, to, co umyka oczom zblazowanych tubylców.
Z wszystkiego, co widzê w tym œwiecie, a zw³aszcza w tym kraju, wynika, ¿e szczêœcie nie
jest prawdziwym celem misji cz³owieka na tym padole. Cel ten jest wy³¹cznie religijny:
doskonalenie siê moralne, walka i zwyciêstwo.
Ale od czasu nadu¿yæ w³adzy tymczasowej religia chrzeœcijañska w Rosji zatraci³a swoj¹
cnotê: jest nieruchoma, jest jednym z trybów despotyzmu i koniec. W tym kraju, gdzie nic nie

jest œciœle okreœlone, i to nie bez kozery, trudno zrozumieæ obecne stosunki Koœcio³a z
naczelnikiem pañstwa, który ustanowi³ siê równie¿ jako arbiter wiary, nie oznajmiaj¹c jednak
konkretnie tej prerogatywy: przyzna³ j¹ sobie, sprawuje j¹ faktycznie, ale nie œmie siê o ni¹
upominaæ jak o prawo. Zachowa³ synod, jest to ostatni ho³d oddany przez tyraniê Królowi królów
i jego upad³emu Koœcio³owi. Oto jak tê rewolucjê religijn¹ opisuje Levesque, którego przed
chwil¹ czyta³em.
Wysiad³em z powozu na stacji pocztowej i w czasie, gdy mi szukano kowala, by zreperowaæ
jedno z tylnych kó³ mojej kolasy, przegl¹da³em „Historiê Rosji”, sk¹d wybra³em ten ustêp, który
przepisujê dla Ciebie nie zmieniaj¹c ani s³owa:
„1721. Od czasu œmierci Adrian24 Piotr25 ci¹gle zwleka³ z elekcj¹ nowego patriarchy. W
czasie dwudziestoletniej zw³oki czeœæ religijna ludu dla tej g³owy Koœcio³a niepostrze¿enie

background image

och³od³a.
Cesarz wyczu³, ¿e mo¿e wreszcie oœwiadczyæ, ¿e ta godnoœæ jest zniesiona na zawsze.
Podzieli³ w³adzê duchown¹, zjednoczon¹ przedtem w osobie najwy¿szego kap³ana, i przydzieli³
wszystkie sprawy dotycz¹ce religii nowemu trybuna³owi, który siê nazywa najœwiêtszym
synodem.
Nie og³osi³ siê g³ow¹ Koœcio³a, ale sta³ siê ni¹ faktycznie na mocy przysiêgi, któr¹
z³o¿yli mu cz³onkowie nowego kolegium duchownego. Oto jej tekst: «Przysiêgam, ¿e bêdê
wiernym i pos³usznym s³ug¹ mojego naturalnego i prawdziwego zwierzchnika... Uznajê, ¿e
jest on najwy¿szym sêdzi¹ tego duchownego kolegium».
Synod sk³ada siê z przewodnicz¹cego, dwóch wiceprzewodnicz¹cych, czterech doradców i
czterech zastêpców. Ci usuwalni sêdziowie spraw koœcielnych wszyscy razem nie maj¹
bynajmniej tej w³adzy, któr¹ posiada³ sam patriarcha i z której korzysta³ niegdyœ metropolita. Nie
s¹ obecni na naradach, ich imiona nie figuruj¹ w aktach zwierzchnictwa, nawet w podleg³ych im
sprawach s¹ ca³kowicie zale¿ni od swego zwierzchnika. Poniewa¿ ¿adna zewnêtrzna oznaka nie
ró¿ni ich od innych pra³atów, a ich autorytet ustaje, odk¹d nie zasiadaj¹ ju¿ na swym trybunale,
wreszcie poniewa¿ sam ten trybuna³ nie ma w sobie nic osobliwie imponuj¹cego, nie budz¹
wœród ludu szczególnej czci”.
(„Historia Rosji i g³ównych narodów Cesarstwa rosyjskiego”, napisa³ Pierre-Charles
Levesque, 4 wydanie, Malte-Brun i Depping, tom 5, strony 89–90, Pary¿, 1812.)
Lud rosyjski jest obecnie najbardziej wierz¹cym z chrzeœcijañskich ludów. Wykaza³em Ci
w³aœnie g³ówn¹ przyczynê nieskutecznoœci jego wiary. Kiedy Koœció³ rezygnuje z wolnoœci, traci
si³ê normaln¹: bêd¹c niewolnikiem, rodzi tylko niewolnictwo. Nigdy nie bêdzie doœæ
powtarzania, ¿e jedynym Koœcio³em naprawdê niezale¿nym jest Koœció³ katolicki, który równie¿
jako jedyny zachowa³ depozyt prawdziwego mi³osierdzia. Wszystkie inne Koœcio³y s¹ czêœci¹
sk³adow¹ pañstw, które pos³uguj¹ siê nimi jako œrodkami politycznymi do podparcia swojej
potêgi. Te Koœcio³y s¹ doskona³¹ pomoc¹ dla rz¹dów: pob³a¿liwe dla depozytariuszy w³adzy
tymczasowej, panuj¹cych i urzêdników, bezwzglêdne dla poddanych, wzywaj¹ Bóstwo na pomoc
policji. Natychmiastowy rezultat jest pewny: porz¹dek w spo³eczeñstwie. Natomiast Koœció³
katolicki, równie potê¿ny pod wzglêdem politycznym, przychodzi z wy¿szych regionów i idzie
dalej. Koœcio³y narodowe tworz¹ obywateli, Koœció³ powszechny tworzy ludzi.
W Rosji szacunek dla w³adzy jest jeszcze dzisiaj jedynym motorem machiny publicznej. Ten
respekt jest bez w¹tpienia konieczny, ale ¿eby ucywilizowaæ do g³êbi serca ludzi, nale¿y ich
nauczyæ czegoœ wiêcej ni¿ œlepe pos³uszeñstwo.

24 Ostatni patriarcha moskiewski.
25 Cesarz Piotr I.

...Spêdzi³em noc na medytowaniu o wielkim problemie wzglêdnych cnót i przywar i
doszed³em do wniosku, ¿e w naszych czasach niedostatecznie wyjaœniono pewien bardzo wa¿ny
punkt moralnoœci politycznej: jest nim czêœæ zas³ugi lub odpowiedzialnoœci przypadaj¹ca na
ka¿d¹ jednostkê w jej w³asnych uczynkach oraz czêœæ nale¿¹ca do spo³eczeñstwa, w którym ta
jednostka siê urodzi³a. Je¿eli spo³eczeñstwo chlubi siê wielkimi rzeczami dokonywanymi przez
niektóre ze swoich „dzieci, powinno równie¿ poczuwaæ siê do solidarnoœci ze zbrodniami kilku
innych. Pod tym wzglêdem staro¿ytnoœæ by³a bardziej zaawansowana ni¿ my: kozio³ ofiarny
¯ydów pokazuje nam, jak bardzo naród obawia³ siê solidarnoœci w zbrodni. Z tego punktu
widzenia kara œmierci by³a nie tylko mniej lub bardziej sprawiedliwym ukaraniem przestêpcy –

background image

by³a te¿ publiczn¹ ekspiacj¹, protestem spo³eczeñstwa przeciw jakiemukolwiek udzia³owi w
przestêpstwie i w inspiruj¹cej je myœli. To nam pomo¿e zrozumieæ, jak cz³owiek spo³eczny móg³
sobie przyznaæ prawo do legalnego dysponowania ¿yciem swego bliŸniego: oko za oko, z¹b za
z¹b, ¿ycie za ¿ycie – s³owem, prawo odwetu by³o polityczne. Spo³eczeñstwo, które chce
przetrwaæ, musi usun¹æ zbrodniarza ze swego wnêtrza. Kiedy zjawi³ siê Chrystus, by zast¹piæ
swym mi³osierdziem surowe prawo Moj¿esza, wiedzia³, ¿e skraca trwanie królestw ziemskich,
ale otwiera³ ludziom królestwo niebieskie... Bez wiecznoœci i nieœmiertelnoœci chrystianizm
wiêcej kosztowa³by ziemiê ni¿ przynosi jej zysków. O tym w³aœnie œni³em na jawie tej nocy.
Orszak nieokreœlonych pojêæ, fantomów umys³u na po³y aktywnego, na po³y sennego
przesuwa³ siê wolno w mej g³owie. Galop unosz¹cych mnie koni wydawa³ mi siê szybszy od
pracy mego ociê¿a³ego umys³u. Cia³o by³o uskrzydlone, myœl by³a z o³owiu, zostawi³em j¹, ¿e
tak powiem, za sob¹ pêdz¹c w kurzu szybciej ni¿ wyobraŸnia przebywa przestrzeñ. Stepy,
moczary ze swymi kar³owatymi sosnami i nieforemnymi brzozami, wsie i miasta umyka³y sprzed
moich oczu jak fantastyczne zjawy, a ja nie mog³em zdaæ sobie sprawy, co mnie postawi³o przed
tym ruchomym widowiskiem, gdzie dusza nie nad¹¿a³a za cia³em, tak szybkie by³y wra¿enia.
...To odwrócenie natury, te z³udzenia umys³u, które mia³y materialn¹ przyczynê, ta gra optyczna
zastosowana do mechanizmu myœlowego, to przemieszczanie siê ¿ycia, te dobrowolne sny
stapia³y siê z monotonnym œpiewem ludzi kieruj¹cych mymi koñmi: smutne tony podobne do
psalmodii œpiewu w naszych koœcio³ach, lub raczej do nosowych pomruków starych ¯ydów w
niemieckich synagogach. ...To gruchanie bez rytmu, coœ jakby deklamowane rojenie, gdzie
cz³owiek powierza swoje zmartwienie zwierzêtom, jedynym przyjacio³om, którym mo¿e zaufaæ,
nape³nia³o mi duszê melancholi¹ raczej g³êbok¹ ni¿ ³agodn¹.
Jest taki moment, kiedy droga spada raptownie na most pontonowy, w tej chwili bardzo niski,
bo susza zwêzi³a rzekê, przez któr¹ przechodzi ten most. Rzeka ta, jeszcze szeroka, choæ
skurczona przez letnie upa³y, nosi wielkie imiê: to Wo³ga. Na brzegu tej s³ynnej rzeki zjawia siê
przede mn¹ miasto w blasku ksiê¿yca, jego d³ugie bia³e mury po³yskuj¹ w nocy, która jest tylko
zmrokiem sprzyjaj¹cym wspomnieniom. Droga o œwie¿o naprawionej nawierzchni okr¹¿a œwie¿o
otynkowane miasto, gdzie odnajdujê wieczne rzymskie frontony i gipsowe kolumnady, które tak
lubi¹ Rosjanie, bo rzekomo œwiadcz¹ o ich znajomoœci sztuki. Po tej zat³oczonej drodze mo¿na
posuwaæ siê tylko stêpa. Miasto, które okr¹¿am, wydaje mi siê ogromne. Jest to Twer; nazwa ta
przypomina mi niekoñcz¹ce siê spory familijne, których pe³ne s¹ dzieje Rosji a¿ do najœcia
Tatarów. S³yszê braci zniewa¿aj¹cych braci, rozbrzmiewa okrzyk bojowy, jestem œwiadkiem
masakry, Wo³ga wzbiera krwi¹, z g³êbi Azji nadci¹gaj¹ Ka³mucy, pij¹ tê krew i sami krew
przelewaj¹. Ale po co ja jestem wmieszany w ten t³um ¿¹dny rzezi? Po to, by móc opowiedzieæ
Ci now¹ podró¿.
Nawet sama Moskwa nie wynagradza mi wysi³ków, jakie podejmujê dla jej zobaczenia.
Zrezygnujmy z Moskwy, ka¿my pocztylionowi zawróciæ i ruszajmy czym prêdzej do Pary¿a.
Znajdowa³em siê w tym miejscu moich rojeñ, kiedy siê rozwidni³o.

Mój s³u¿¹cy oznajmia mi, ¿e powóz jest naprawiony. Jadê, i... je¿eli nie jest mi s¹dzone
przybyæ do Moskwy w wózku lub na nogach, mój pierwszy list bêdzie datowany ze œwiêtego
miejsca Rosjan, dok¹d podobno przyjadê za parê godzin.
Czy widzisz mnie chowaj¹cego te listy, bo ka¿dy z nich, nawet ten, który wyda³by Ci siê
ca³kiem niewinny, wystarczy³by do wys³ania mnie na Syberiê? Zamykam siê, aby pisaæ, i kiedy
do mnie stuka mój feldjeger lub ktoœ z poczty, sprz¹tam swoje papiery zanim mu otworzê i udajê,
¿e czytam. Ten list wsunê sobie pod podszewkê kapelusza. Mam nadziejê, ¿e ta ostro¿noœæ jest
zbêdna, ale uwa¿am za konieczne j¹ zachowaæ. To wystarczy, by Ci daæ pojêcie co myœlê o

background image

rz¹dzie rosyjskim.

Moskwa, 7 sierpnia 1839.
Czy zdarzy³o Ci siê kiedyœ w pobli¿u jakiegoœ portu nad kana³em La Manche lub nad Zatok¹
Biskajsk¹ zauwa¿yæ maszty floty za niewysokimi wydmami, zas³aniaj¹cymi Ci miasto, molo,
wybrze¿e, nawet samo morze za skorupami statków? Mog³eœ dojrzeæ ponad naturalnym wa³em
ochronnym tylko ogo³ocony las, dŸwigaj¹cy po³yskliwe bia³e ¿agle, reje, pstre flagi, bujaj¹ce
bandery, ró¿nobarwne jaskrawe proporce, i stawa³eœ zdumiony widokiem eskadry na l¹dzie –
otó¿ takie dok³adnie wra¿enie zrobi³o na mnie pierwsze spotkanie z Moskw¹. Mnóstwo dzwonnic

background image

b³yszcza³o ponad kurz¹c¹ siê drog¹, miasto kry³o siê pod tym wiruj¹cym ob³okiem, a ponad
najdalsz¹ dal¹ krajobrazu linia widnokrêgu zaciera³a siê za oparami letniego nieba, zawsze nieco
zamglonego w tym regionie.
Nierówna p³aszczyzna, ledwo zamieszka³a, na wpó³ uprawna, ja³owa na oko, przypomina
wydmy, gdzie rosn¹ w¹t³e kêpy œwierków i gdzie rybacy zbudowali tu i ówdzie parê chat niezbyt
mocnych, lecz wystarczaj¹cych do schronienia ich nêdzy. I nagle zobaczy³em wy³aniaj¹ce siê
spoœród tego pustkowia setki malowanych wie¿ i wygwie¿d¿onych dzwonnic, o niewidocznych
podstawach: by³o to miasto. Niskie domy kry³y siê jeszcze za jednym ze sfa³dowañ terenu,
podczas gdy lotne strza³y cerkwi, przedziwne formy dzwonnic, pa³aców i starych klasztorów
przyci¹ga³y ju¿ moje spojrzenia, jak flota stoj¹ca na kotwicy, z której mo¿na dojrzeæ tylko
maszty szybuj¹ce w niebie.
Ten pierwszy widok stolicy pañstwa S³owian, która wznosi siê b³yszcz¹c w zimnych
pustkowiach chrzeœcijañskiego Wschodu, wywiera niezapomniane wra¿enie.
Ma siê przed sob¹ krajobraz smutny, lecz wielki jak ocean, a dla o¿ywienia tej pustki
poetyczne miasto o architekturze nie maj¹cej nazwy i nie maj¹cej wzoru.
Abyœ dobrze zrozumia³ osobliwoœæ obrazu, muszê Ci przypomnieæ klasyczny kszta³t ka¿dego
greckiego koœcio³a: szczyt tych przybytków wiary jest zawsze z³o¿ony z wielu wie¿ ró¿nej formy
i wysokoœci, lecz zawsze co najmniej w liczbie piêciu z tym, ¿e ta sakramentalna liczba bywa
niekiedy znacznie wiêksza. Wie¿a œrodkowa jest najwy¿sza, cztery inne umieszczone na ni¿szych
poziomach, otaczaj¹ z respektem tê g³ówn¹. Ich kszta³ty s¹ zmienne, wierzcho³ek tych
symbolicznych baszt doœæ czêsto przypomina spiczaste czapki w³o¿one na g³owê. Mo¿na tak¿e
porównaæ wielk¹ dzwonnicê niektórych cerkwi, malowan¹ i poz³acan¹ na zewn¹trz, do mitry
biskupa, do tiary ozdobionej drogimi kamieniami, do chiñskiego pawilonu, do minaretu, do
nakrycia g³owy bonzy, ale czêsto jest to po prostu kopu³ka w kszta³cie kuli, zakoñczona
spiczasto. Wszystkie te kszta³ty, mniej lub bardziej dziwaczne, s¹ zwieñczone wielkim
miedzianym krzy¿em, poz³acanym i a¿urowym, którego skomplikowany rysunek trochê
przypomina filigranowe przedmioty. Liczba i uk³ad tych dzwonnic ma zawsze sens religijny,
oznaczaj¹ one stopnie cerkiewnej hierachii. Jest to patriarcha otoczony kap³anami, diakonami,
protodiakonami, wznosz¹cy miêdzy ziemi¹ a niebem swoj¹ promienn¹ g³owê. Rysunkiem tych
mniej lub bardziej ozdobnych zadaszeñ rz¹dzi pe³ne fantazji urozmaicenie, ale pierwotna
intencja, idea teologiczna jest tu zawsze skrupulatnie przestrzegan¹. Lœni¹ce ³añcuchy z metalu
poz³acanego lub posrebrzanego ³¹cz¹ krzy¿e ni¿szych iglic z krzy¿em g³ównej wie¿y i ta

metaliczna sieæ przeci¹gniêta nad ca³ym miastem wywiera wra¿enie nieprzekazywalne nawet w
obrazie a tym bardziej w opisie, bo s³owa prawie tak samo nie nad¹¿aj¹ za kolorami, jak za
dŸwiêkami. WyobraŸ wiêc sobie jeœli potrafisz, efekt tej œwiêtej kohorty dzwonnic, które nie
odtwarzaj¹c dok³adnie formy ludzkiej kreœl¹ groteskowe skupisko osób zgromadzonych na
wierzchu ka¿dej z cerkwi, jak i na dachach pomniejszych kaplic: istna falanga fantomów
zawis³ych nad miastem.

background image

Ale nie powiedzia³em Ci jeszcze, co jest najosobliwsze w wygl¹dzie rosyjskich cerkwi: ich
tajemnicze kopu³y s¹, ¿e tak powiem, opancerzone, tak wyszukana jest robota ich pow³oki.
Rzek³byœ, damasceñska zbroja, i stajesz oniemia³y ze zdumienia widz¹c po³yskuj¹ce w s³oñcu to
mrowie dachów grawerowanych, ³uskowatych, emaliowanych, prêgowanych, pasiastych,
pomalowanych na ró¿ne kolory, ale zawsze bardzo ¿ywe i bardzo b³yszcz¹ce.
WyobraŸ sobie bogate obicia puszczone z góry na dó³ najokazalszych budynków miasta,
którego zespo³y architektoniczne odcinaj¹ siê na wodnistej zieleni wiejskiej pustki. Pustkowie
jest, ¿e tak powiem, iluminowane t¹ czarodziejsk¹ sieci¹ karbunku³ów, odcinaj¹c¹ siê na tlê
metalicznego piasku. Gra œwiate³ migoc¹cych nad tym powietrznym miastem rodzi efekt
fantasmagorii w bia³y dzieñ, przypominaj¹c blask lamp odbitych w sklepie jubilera: te mieni¹ce
siê œwiat³a nadaj¹ Moskwie wygl¹d odmienny od wszystkich innych wielkich miast europejskich.
Mo¿esz sobie wyobraziæ efekt nieba widzianego ze œrodka takiego miasta: jest to gloria, jak na
starych obrazach, widaæ tam tylko z³oto.
...Doœæ chyba powiedzia³em, ¿ebyœ zrozumia³ i podzieli³ moje zaskoczenie przy pierwszym
spojrzeniu na Moskwê: oto moja jedyna ambicja. Twoje zdziwienie wzroœnie, je¿eli przywo³asz
pamiêæ o tym, co wszêdzie czyta³eœ: ¿e to miasto jest ca³¹ krain¹ i ¿e zamkniête w jego obrêbie
pola, jeziora, lasy rozdzielaj¹ znacznymi odleg³oœciami zdobi¹ce je gmachy. Takie rozproszenie
wywo³uje przyrost z³udzeñ: ca³¹ równinê pokrywa srebrzysta gaza; trzysta lub czterysta
rozsianych cerkwi tworzy dla oka olbrzymie pó³kole, tote¿ gdy siê zbli¿ymy pierwszy raz do
miasta o zachodzie s³oñca, a niebo jest zachmurzone, wydaje nam siê, ¿e widzimy têczê zawis³¹
nad cerkwiami Moskwy. To aureola œwiêtego miasta.
Lecz w odleg³oœci mniej wiêcej trzech czwartych mili od bramy miasta z³udzenie znika,
zatrzymujemy siê przed bardzo realnym zamkiem Piotrowskim, ciê¿kim pa³acem z surowej
ceg³y, wzniesionym przez Katarzynê II w dziwacznym guœcie, pod³ug nowoczesnego rysunku
prze³adowanego ornamentami odcinaj¹cym siê biel¹ na czerwieni murów. Te ozdoby, chyba z
gipsu, a nie z kamienia, maj¹ w sobie coœ z gotyku, ale nie jest to gotyk w dobrym stylu, jest
tylko ekstrawagancki. Gmach jest szeœcienny jak kostka do gry, regularnoœæ planu nie przydaje
ogólnemu wygl¹dowi ani majestatu, ani lekkoœci. To tu zatrzymuje siê cesarz, kiedy chce
uroczyœcie wkroczyæ do Moskwy.
...Po miniêciu pa³acu Piotrowskiego rozczarowanie ci¹gle roœnie, do tego stopnia, ¿e bêd¹c ju¿
w Moskwie, w koñcu nie wierzymy temu, coœmy dostrzegli z daleka: to siê tylko œni³o, a po
obudzeniu znajdujemy siê w czymœ najprozaiczniejszym i najnudniejszym w œwiecie, w wielkim
mieœcie bez zabytków, to jest bez ¿adnego dzie³a sztuki naprawdê godnego podziwu. Wobec tej
ciê¿kiej i niezdarnej kopii Europy zastanawiamy siê, co siê sta³o z Azj¹, która siê nam ukaza³a.
Moskwa widziana od zewn¹trz i jako ca³oœæ jest dzie³em sylfów, to œwiat chimer; z bliska i ze
szczegó³ami to du¿e handlowe miasto, nierówne, zakurzone, Ÿle brukowane, Ÿle zbudowane,
s³abo zaludnione, miasto bêd¹ce bez w¹tpienia dzie³em potê¿nej rêki, lecz jednoczeœnie myœl¹
g³owy, której zabrak³o idei piêkna, by stworzyæ arcydzie³o. Lud rosyjski ma si³ê r¹k, to jest si³ê
liczebn¹, ale brak mu potêgi wyobraŸni.
Bez poczucia architektury, bez talentu, bez zami³owania do rzeŸby mo¿na gromadziæ
kamienie, robiæ rzeczy ogromnych rozmiarów, lecz nie mo¿na stworzyæ nic harmonijnego, to

znaczy wielkiego pod wzglêdem proporcji. ...W architekturze, podobnie jak w innych sztukach,
wra¿enie piêkna rodzi siê z doskona³oœci najdrobniejszych szczegó³ów i z ich stosunków
umiejêtnie zestrojonych z ogólnym planem. Nic w ca³ej Rosji nie wywiera tego wra¿enia.
Niemniej w chaosie gipsu, cegie³ i desek nazywanych Moskw¹ dwa punkty przykuwaj¹ bez
przerwy uwagê: cerkiew œwiêtego Bazylego (za chwilê opiszê jej wygl¹d) i Kreml, z którego sam

background image

Napoleon potrafi³ wysadziæ tylko parê kamieni!
Ten niezwyk³y gmach ze swymi bia³ymi murami, nierównymi, dziwacznie poszarpanymi, ze
swymi spiêtrzonymi krenela¿ami, jest sam wielki jak miasto. Mówi¹ mi, ¿e ma ca³¹ milê w
obwodzie. Pod koniec dnia, w chwili mego wjazdu do Moskwy, nadzwyczajne iloœci pa³aców i
cerkwi zamkniêtych w tej cytadeli odcina³y siê jasno na tle krajobrazu mglistego, o prostych
liniach, o ubogim planie, wielkim z powodu pustki, ale zimnym w tonie, co nie przeszkadza, by
pali³ nas skwar, dusi³ kurz, gryz³y komary. Na Po³udniu d³ugotrwa³a wiosna i lato zabarwiaj¹
krajobraz; na Pó³nocy czuje siê wprawdzie dzia³anie lata, ale siê go nie widzi: powietrze nawet
siê rozgrzewa chwilami, ale ziemia pozostaje bezbarwna.
Nigdy nie zapomnê dreszczu zgrozy, jakiego dozna³em na widok kolebki wspó³czesnego
pañstwa rosyjskiego. Kreml wart jest podró¿y do Moskwy.
Przy bramie tej twierdzy, ale na zewn¹trz jej ogrodzenia, jak mi powiedzia³ mój feldjeger, bo
jeszcze nie zd¹¿y³em tam dotrzeæ, wznosi siê cerkiew œwiêtego Bazy lego, Wasilij B³a¿ennyj,
znany tak¿e pod nazw¹ katedry pod wezwaniem Matki Boskiej Opiekuñczej. W greckim rytuale
koœcio³y obdarza siê szczodrze godnoœci¹ katedr, ka¿da dzielnica, ka¿de miasto ma ich wiele, a
Wasilij jest z pewnoœci¹ najosobliwszym, je¿eli nie najpiêkniejszym gmachem w Rosji.
Widzia³em go tylko z daleka, robi niezwyk³e wra¿enie. WyobraŸ sobie nagromadzenie ma³ych
wie¿yczek niejednakowej wielkoœci, tworz¹cych razem krzak, bukiet kwiatów, lub raczej coœ w
rodzaju nieregularnego owocu, naje¿onego naroœlami, melonkantalupê o haftowanych bokach,
lub jeszcze lepiej, kryszta³ tysi¹ca kolorów, którego metaliczny po³ysk rzuca refleksy b³yszcz¹ce
z daleka w promieniach s³oñca jak czeskie lub weneckie szk³o, jak fajans z Delft, jak chiñska
najpo³yskliwsza emalia. S¹ to ³uski z³otych rybek, skóry wê¿ów roz³o¿one na kupach
nieforemnych kamieni, g³owy smoków, pancerze jaszczurek o mieni¹cych siê barwach,
ornamenty o³tarza, szaty kap³añskie, a wszystko zwieñczone iglicami, których pokrycie
przypomina z³ociste jedwabne tkaniny. W w¹skich przerwach miêdzy tymi dzwonnicami,
zdobionymi jak siê zdobi osoby, widaæ lœni¹ce dachy pomalowane na kolor go³êbich piersi, na
ró¿owo, b³êkitno, i zawsze bardzo b³yszcz¹ce. Iskrzenie siê tych gobelinów olœniewa oko i
fascynuje wyobraŸniê.
„Zaprawdê, kraj w którym taki gmach nazywa siê miejscem mod³ów, nie jest Europ¹ – to
Indie, Persja, Chiny, a ludzie, co przychodz¹ do tej puszki konfitur wielbiæ Boga, nie s¹
chrzeœcijanami.” Taki okrzyk wyrwa³ mi siê na widok osobliwej cerkwi Wasyla. Odk¹d jestem w
Moskwie, nie mam innego pragnienia, jak tylko przyjrzeæ siê z bliska temu arcydzie³u kapryœnej
fantazji. Musi ten gmach byæ naprawdê nadzwyczajny, skoro oderwa³ mnie od Kremla w chwili,
kiedy ten groŸny zamek ukaza³ mi siê po raz pierwszy.
...Kreml nie jest pa³acem jak inne, to ca³e miasto, a to miasto jest rdzeniem Moskwy, poza tym
stanowi granice dwóch czêœci œwiata, Wschodu i Zachodu. Œ wiat staro¿ytny i œwiat wspó³czesny
stykaj¹ siê tu ze sob¹. Za nastêpców D¿yngis-Chana Azja runê³a ostatni raz na Europê; cofaj¹c
siê uderzy³a nog¹ o ziemiê i w tym miejscu wyrós³ Kreml.
W³adcy dzier¿¹cy dzisiaj ten œwiêty przybytek wschodniego despotyzmu mówi¹, ¿e s¹
Europejczykami, poniewa¿ wypêdzili z Moskwy Ka³muków, swoich braci, tyranów i nauczycieli.
Niech mi nie bior¹ tego za z³e, nie by³o nic tak podobnego do chanów tatarskich, jak ich

antagoniœci i nastêpcy, carowie moskiewscy, którzy od nich zapo¿yczyli nawet swój tytu³.
Rosjanie nazywali carami chanów tatarskich. Karamzin mówi na ten temat co nastêpuje:
„Wyraz ten nie jest skrótem ³aciñskiego cesarza, jak bezpodstawnie myœli wielu uczonych.
Jest to starodawne imiê wschodnie, które poznaliœmy ze s³owiañskiego przek³adu Biblii.

background image

Najpierw dawane przez nas cesarzom wschodnim, a potem chanom tatarskim, znaczy po persku
tron, najwy¿sza w³adza, i daje siê zauwa¿yæ w koñcówkach imion królów Asyrii i Babilonii,
jak Talassar, Nabonassar itp.” A w przypisie dodaje: „Patrz Boyer, «Pocz¹tki Rosji». W naszym
przek³adzie Pisma Œ wiêtego piszê siê Kesar zamiast Cezar, ale Tsar lub Car to zupe³nie inny
wyraz”.
Znalaz³szy siê wreszcie w samej Moskwie przeci¹³em bulwar nie maj¹cy w sobie nic
szczególnego, potem zszed³em po doœæ ³agodnym zboczu, u którego stóp znalaz³em siê w
eleganckiej dzielnicy zbudowanej z kamienia, o ulicach wymierzonych pod sznur, po czym
zaprowadzono mnie na Dmitrowkê: to ulica, gdzie czeka³ na mnie piêkny i dobry pokój,
zarezerwowany w doskona³ej angielskiej ober¿y.
...Po urz¹dzeniu siê zacz¹³em pisaæ list do Ciebie, dla wypoczynku. Noc siê zbli¿a, œwieci
ksiê¿yc, przerywam, by przebiec przez miasto. Kiedy wrócê, opiszê Ci mój spacer.
1 w nocy.
Wyszed³em oko³o dziesi¹tej wieczór bez przewodnika, sam, id¹c zgodnie ze swoim
zwyczajem bez celu, zacz¹³em przemierzaæ d³ugie, szerokie ulice, o kiepskich brukach, jak
wszystkie ulice rosyjskich miast, a ponadto doœæ strome. Te paskudne ulice s¹ prawid³owo
wytyczone. Architektura tego kraju lubuje siê w liniach prostych, wszelako wêgielnica i sznur
mniej zeszpeci³y Moskwê ni¿ Petersburg. Tam ci durni tyrani nowoczesnych miast znaleŸli
tabula rasa, tu jednak musieli walczyæ z nierównoœciami terenu i ze starymi zabytkami
narodowymi, i dziêki tym niewzruszonym przeszkodom historii i natury wygl¹d Moskwy
pozosta³ wygl¹dem starego miasta. Jest to najbardziej malownicze z miast pañstwa, które je
wci¹¿ uznaje za swoj¹ stolice mimo prawie nadludzkich wysi³ków cara Piotra – o tyle silniejsze
jest prawo natury od woli najpotê¿niejszych nawet ludzi!
...Szed³em powoli za spacerowiczami i po zejœciu i wejœciu na wiele zboczy za potokiem
pró¿niaków, których obiera³em machinalnie za przewodników, doszed³em do centrum miasta, do
pustego placu, gdzie siê zaczyna ogromna aleja. Ta promenada wyda³a mi siê olœniewaj¹ca:
s³ychaæ by³o odleg³¹ muzykê, widaæ by³o liczne iskrz¹ce siê œwiat³a, wiele otwartych kawiarñ
przypomina³o Europê, ale mnie nie mog³y zainteresowaæ te rozrywki; by³em pod murami
Kremla, kolosalnej góry, wzniesionej dla tyranii rêkami niewolników. Zrobiono dla
nowoczesnego miasta publiczn¹ promenadê, rodzaj ogrodu posadzonego na mod³ê angielsk¹
wokó³ murów tej starodawnej moskiewskiej twierdzy.
Czy wiesz, co to s¹ mury Kremla? Wyraz „mury” daje pojecie o rzeczy zbyt powszedniej,
byle jakiej, zwodzi nas. Mury Kremla to ³añcuch górski... Ta cytadela, zbudowana na pograniczu
Europy i Azji, jest wobec przeciêtnych murów tym, czym s¹ Alpy wobec naszych pagórków:
Kreml to Mont Blanc poœród twierdz. Gdyby olbrzym nazywany pañstwem rosyjskim mia³ serce,
powiedzia³bym, ¿e Kreml jest sercem tego potwora – ale on jest jego g³ow¹.
Chcia³bym daæ Ci pojêcie o tej masie kamieni rysuj¹cej siê tarasowa³o na niebie. Osobliwa
sprzecznoœæ!!... ten przybytek despotyzmu powsta³ w imiê wolnoœci, bo Kreml by³ twierdz¹
wzniesion¹ przez Rosjan przeciw Ka³mukom, jego mury mia³y dwa cele: sprzyja³y niezale¿noœci
pañstwa i s³u¿y³y tyranii w³adcy. Id¹ zuchwale za g³êbokimi meandrami terenu, a kiedy zbocza

wzgórza robi¹ siê zbyt strome, mur zni¿a siê stopniami. Te stopnie wznosz¹ce siê miêdzy niebem
a ziemi¹ s¹ ogromne, to drabina olbrzymów staj¹cych do walki z bogami.
Linia tego pierwszego pasa budynków jest przeciêta fantastycznymi wie¿ami, tak wysokimi,

background image

tak mocnymi i o tak dziwnych formach, ¿e przypominaj¹ ró¿nokszta³tne ska³y i lodowce
mieni¹ce siê wszystkimi kolorami têczy. Ciemnoœæ sprzyja³a zapewne powiêkszeniu
przedmiotów, nadawa³a im nienaturalny rysunek i zabarwienie. Mówiê „zabarwienie”, bo noc ma
swój koloryt, jak sztych...
...Przemierzy³em ogrody publiczne posadzone na stokach cytadeli carów, widzia³em wie¿e,
potem inne wie¿e, piêtra, potem inne piêtra murów, i moje spojrzenia unosi³y siê nad
zaczarowanym miastem. S³owo „feeria” jeszcze nie oddaje cudownoœci zjawiska!...Trzeba by
elokwencji m³odoœci, któr¹ wszystko zdumiewa i zaskakuje, by znaleŸæ s³owa analogiczne do
tych cudownych rzeczy. Ponad d³ugim sklepieniem, które w³aœnie przeby³em, dostrzeg³em
wisz¹c¹ drogê, któr¹ piechurzy i powozy dostaj¹ siê do œwiêtego grodu. Ten widok wyda³ mi siê
niezrozumia³y: nic tylko wie¿e, bramy, tarasy spiêtrzone jedne na drugich, nic tylko strome
zbocza, tylko ³ukowate podjazdy s³u¿¹ce do dŸwigania dróg, którymi wychodzi siê lub wyje¿d¿a
z Moskwy dzisiejszej, Moskwy pospolitej, by siê dostaæ na Kreml, do Moskwy historycznej, do
Moskwy cudownej. Te akwedukty bez wody podtrzymuj¹ jeszcze inne piêtra jeszcze
fantastyczniejszych budowli. Dostrzeg³em oparty na jednym z tych wisz¹cych pasa¿y okr¹g³¹
wie¿ê, ca³¹ naje¿on¹ blankami z grotów; olœniewaj¹ca biel tego osobliwego ornamentu odcina siê
na murze koloru krwi: krzycz¹cy kontrast, który dostrzegam w zawsze nieco przejrzystym mroku
borealnych nocy. Wie¿a ta, jest olbrzymem góruj¹cym o ca³¹ swoj¹ g³owê nad s¹siednim fortem i
wydaje siê jego stra¿nikiem. Kiedy siê ju¿ nasyci³em rozkosz¹ œnienia na jawie, próbowa³em
odnaleŸæ drogê powrotn¹ do siebie, a wróciwszy zabra³em siê do pisania, zajêcie niezbyt
w³aœciwe, by uœmierzyæ podniecenie. Ale jestem zbyt zmêczony, nie mogê odpoczywaæ, do
spania trzeba mieæ si³y.
Czegó¿ nie widzimy noc¹ przy blasku ksiê¿yca, kr¹¿¹c u stóp Kremla? Wszystko tu jest
nadprzyrodzone, wierzy siê tu wbrew sobie w zjawy. Kto móg³by siê zbli¿yæ bez zbo¿nej grozy
do tej czcigodnej warowni, której jeden kamieñ wyrwany przez Bonapartego dolecia³ a¿ na
Œ wiêt¹ Helenê, by zmia¿d¿yæ na œrodku oceanu zuchwa³ego tryumfatora...
...Ujrzawszy to, co ujrza³em dziœ wieczór, dobrze bym zrobi³ wracaj¹c prosto do swego kraju:
wzruszenia podró¿y s¹ wyczerpane.

Moskwa, 8 sierpnia 1839.
...Chcia³em powtórzyæ dziœ wczorajsz¹ wieczorn¹ przechadzkê, aby porównaæ Kreml dzienny

background image

z fantastycznym Kremlem nocnym. Ciemnoœæ powiêksza, przemieszcza wszystkie rzeczy, ale
s³oñce przywraca przedmiotom ich kszta³ty i proporcje.
Podczas tej drugiej próby twierdza carów znowu mnie zaskoczy³a. Œ wiat³o ksiê¿yca
powiêksza³o i uwypukla³o niektóre zwa³y kamieni, ale kry³o przede mn¹ inne. Prostuj¹c parê
pomy³ek, stwierdzaj¹c, ¿e wyobrazi³em sobie za du¿o sklepieñ, za du¿o krytych galerii, za du¿o
wisz¹cych dróg, kru¿ganków i podziemi, odnalaz³em dosyæ tych rzeczy, by usprawiedliwiæ moje
zaskoczenie.
W Kremlu jest wszystko, jest to kamienny krajobraz.
Solidnoœæ jego murów przewy¿sza si³ê dŸwigaj¹cych je ska³, liczba i kszta³t jego zabytków
jest cudem. Ten labirynt pa³aców, muzeów, baszt, cerkwi, lochów jest przera¿aj¹cy. ...Z g³êbi
podziemi dobywaj¹ siê jakieœ tajemnicze ha³asy: takie siedziby nie mog¹ odpowiadaæ istotom
podobnym do nas. Tu siê roi o najdziwaczniejszych scenach i dr¿y siê uœwiadamiaj¹c sobie, ¿e te
sceny nie s¹ bynajmniej czystym zmyœleniem. Te s³yszane przez nas ha³asy dobywaj¹ siê jak
gdyby z grobu; mo¿na uwierzyæ wszystkiemu na widok takiego zabytku.
B¹dŸmy pewni, ¿e Kreml moskiewski nie jest wcale tym, za co uchodzi. Nie jest to pa³ac, nie
jest to sanktuarium narodowe, gdzie s¹ zachowane historyczne skarby cesarstwa, nie jest to
rosyjska warownia, czcigodna sadyba, gdzie spoczywaj¹ œwiêci patronowie ojczyzny. Jest to i
mniej, i wiêcej ni¿ to wszystko: jest to po prostu cytadela widm.
Dziœ rano, chodz¹c wci¹¿ bez przewodnika, doszed³em do samego œrodka Kremla i dosta³em
siê sam do wnêtrza kilku cerkwi bêd¹cych ozdob¹ tego pobo¿nego grodu, czczonego przez
Rosjan zarówno dla jego relikwii, jak dla znajduj¹cych siê w nim œwieckich bogactw i
chwalebnych trofeów.
...Kreml na swoim wzgórzu wyda³ mi siê z daleka ksi¹¿êcym miastem, zbudowanym w œrodku
miasta ludowego. Ten tyrañski zamek, ten dumny stos kamieni góruje nad przeciêtnymi
siedzibami ludzi ca³¹ wysokoœci¹ swoich ska³, murów i dzwonnic, i w przeciwieñstwie do tego,
co siê dzieje z gmachami o zwyczajnych rozmiarach, im wiêcej siê zbli¿amy do tego
niezniszczalnego kolosa, tym bardziej jesteœmy oczarowani. Podobnie jak niektóre koœci
gigantycznych zwierz¹t, Kreml nam dowodzi historii œwiata, o którym wci¹¿ jeszcze w¹tpimy,
nawet odnajduj¹c jego szcz¹tki. W tym niezwyk³ym tworze si³a zastêpuje piêkno, kaprys –
elegancjê. Jest to sen tyrana, ale to jest potê¿ne, to jest przera¿aj¹ce, jak myœl jednego cz³owieka
rozkazuj¹ca myœli ca³ego narodu. Jest w tym coœ nieproporcjonalnego: widzê œrodki obrony
œwiadcz¹ce o wojnach, jakich siê ju¿ nie prowadzi. Ta architektura nie ma nic wspólnego z
potrzebami wspó³czesnej cywilizacji.
Dziedzictwo baœniowych czasów, kiedy k³amstwo by³o niekontrolowanym królem; wiêzienie,
pa³ac, œwi¹tynia; warownia przeciw cudzoziemcom, bastion przeciw narodowi, podpora tyranów,
loch ludów: oto czym jest Kreml!

Rodzaj Akropolu Pó³nocy, barbarzyñskiego Panteonu, to narodowe sanktuarium mog³oby siê

background image

nazywaæ s³owiañskim Alkazarem.
A wiêc taka by³a ulubiona siedziba dawnych ksi¹¿¹t moskiewskich, a jednak nawet te groŸne
mury nie potrafi³y uspokoiæ przera¿enia Iwana IV.
Strach wszechpotê¿nego cz³owieka jest najbardziej przera¿aj¹c¹ rzecz¹ w œwiecie, tote¿
zbli¿amy siê do Kremla z dr¿eniem.
Wie¿e wszystkich kszta³tów: okr¹g³e, szeœcienne, owalne, o ostrych iglicach, stra¿nice, baszty,
wie¿yczki, wartownie na minaretach, dzwonnice przeró¿nej wysokoœci, wszelkich kolorów, stylu
i przeznaczenia; pa³ace, kopu³y, mury z krenela¿ami i otworami strzelniczymi, machiku³y, wa³y
obronne, poterny, wszelakie fortyfikacje, przedziwne fantazje, niezrozumia³e pomys³y, pawilon
obok katedry – wszystko tu œwiadczy o gwa³cie w bez³adzie, wszystko zdradza sta³y nadzór,
niezbêdny dla bezpieczeñstwa dziwnych istot, które skaza³y same siebie na przebywanie w tym
nadprzyrodzonym œwiecie. Ale te niezliczone pomniki pychy, kaprysu, u¿ycia, pró¿noœci,
pobo¿noœci mimo pozornej ró¿norodnoœci wyra¿aj¹ zawsze jedn¹ jedyn¹ myœl, co góruje nad
wszystkim: wojnê i strach. Kreml jest niew¹tpliwie dzie³em istoty nadludzkiej, lecz istoty
czyni¹cej z³o. Chwa³a dziêki niewolnictwu, oto alegoria przedstawiona przez ten szatañski
zabytek, tak niezwyk³y pod wzglêdem architektonicznym, jak wizja œwiêtego Jana pod wzglêdem
poetyckim. Jest to siedziba odpowiednia dla postaci z Apokalipsy.
Daremnie ka¿da wie¿yczka ma w³asny charakter i w³asny szczególny u¿ytek, wszystkie maj¹
to samo znaczenie: uzbrojon¹ grozê!
Jedne przypominaj¹ nakrycia g³owy kap³anów, inne paszczê smoka, jeszcze inne odwrócone
miecze: garda w dole, ostrze w górze; niektóre przypominaj¹ kszta³t, a nawet kolor pewnych
egzotycznych owoców, jeszcze inne wygl¹daj¹ jak spiczasta czapa carów, ozdobiona drogimi
kamieniami, jak u weneckiego do¿y; inne wreszcie to zwyczajne korony, a wszystkie te rodzaje
wie¿ s¹ pokryte werniksowan¹ dachówk¹. Wszystkie te kopu³y metalowe, malowane, b³êkitne,
z³ote i srebrne b³yszcz¹ w s³oñcu jak emalia na eta¿erce, lub raczej jak kolosalne stalaktyty w
kopalniach soli, które siê widzi w okolicach Krakowa. Te ogromne pilastry, te iglice
ró¿nokszta³tne, piramidalne, okr¹g³e, spiczaste, ale zawsze nieco przypominaj¹ce ludzk¹ postaæ,
góruj¹ nad miastem i okolic¹.
Gdy je widzisz z daleka, jak b³yszcz¹ w niebie, powiedzia³byœ, ¿e to zgromadzenie potentatów
bogato ubranych i udekorowanych oznakami swojej godnoœci; skupisko przodków zasiadaj¹cych
na grobach; widma czuwaj¹ce nad potokami na szczycie pa³acu.
Mieszkaæ na Kremlu nie znaczy ¿yæ, to znaczy broniæ siê. Ucisk rodzi bunt, bunt wymaga
œrodków zapobiegawczych, œrodki zapobiegawcze wzmagaj¹ niebezpieczeñstwo, a z tego
d³ugiego ci¹gu akcji i reakcji rodzi siê potwór; despotyzm, który zbudowa³ sobie dom w
Moskwie: oto czym jest Kreml! Gdyby olbrzymy przedpotopowego œwiata wróci³y na ziemiê, by
odwiedziæ swych s³abych nastêpców, po daremnym poszukiwaniu jakichœ œladów swoich
pierwotnych siedzib mog³yby jeszcze osiedliæ siê tutaj.
W architekturze Kremla wszystko ma symboliczny sens, œwiadomy lub nie, ale jedyne, co
pozostaje konkretne, kiedy przezwyciê¿ymy pierwsze przera¿enie i przenikniemy do wnêtrza
tych dzikich wspania³oœci, to mnóstwo ciemnic, pompatycznie nazywanych pa³acami i katedrami.
Pró¿no siê staraj¹ Rosjanie, oni nigdy nie wychodz¹ z wiêzienia.
Nawet ich klimat jest wspólnikiem tyranii. Ch³ody tego kraju nie pozwalaj¹ budowaæ
obszernych koœcio³ów, gdzie wierni marzliby w czasie mod³ów. Duch tu nie wznosi siê w niebo
dziêki pompie sakralnej architektury. W tej strefie cz³owiek mo¿e budowaæ Bogu tylko ponure
baszty. Mroczne katedry Kremla o w¹skich sklepieniach i grubych murach przypominaj¹
grobowce: s¹ to malowane wiêzienia, podobnie jak pa³ace s¹ z³oconymi klatkami.

background image

O cudach tej przera¿aj¹cej architektury mo¿na powiedzieæ to, co podró¿nicy mówi¹ o wnêtrzu
Alp: co za piêkne potwornoœci.
Tego samego dnia, wieczorem.
Zamierzam obróciæ te trzy dni wymuszonych wywczasów na zakoñczenie pracy rozpoczêtej
dla Ciebie w Petersburgu, a przerwanej zamêtem ¿ycia, jakie prowadzi³em w tym mieœcie. Jest to
zarys panowania Iwana IV, tyrana par excellence, duszy Kremla. To nie on wprawdzie zbudowa³
tê twierdzê, ale urodzi³ siê w niej i umar³, wraca tam, jego duch wci¹¿ tam trwa. Plan budowy
zosta³ powziêty i wykonany przez jego przodka, Iwana III i przez ludzi tego samego pokroju.
Chcê siê pos³u¿yæ tymi kolosalnymi postaciami jak lustrem, by Ci pokazaæ Kreml, poniewa¿
muszê zrezygnowaæ z opisania go ca³kiem po prostu, bo s³owa s¹ na to za s³abe. Zreszt¹ ten
poœredni sposób uzupe³nienia opisu wydaje mi siê nowy i s¹dzê, ¿e jest pewny. Dotychczas
robi³em wszystko, co zale¿a³o ode mnie, by Ci daæ pojêcie o miejscu jako takim, teraz trzeba Ci
je pokazaæ w nowym aspekcie, opowiadaj¹c dzieje ludzi, co je zamieszkiwali.
Je¿eli z urz¹dzenia domu wnioskujemy o charakterze zamieszkuj¹cej go osoby, mo¿emy
chyba w drodze analogicznego zabiegu umys³owego wyobraziæ sobie wygl¹d gmachów pod³ug
ludzi, dla których je zbudowano. Nasze namiêtnoœci, nawyki, nasz duch s¹ na pewno doœæ
potê¿ne, ¿eby siê wyryæ niezatarcie nawet w kamieniach naszych domów.
Doprawdy, je¿eli istnieje zabytek, do którego mo¿na zastosowaæ ten proceder wyobraŸni, to
jest nim Kreml. Stoj¹ tam na przeciw siebie Europa i Azja, a ³¹czy je duch Greków z Cesarstwa
Wschodniego.
Zwa¿ywszy wszystko, czy bêdzie siê patrzeæ na tê twierdzê z punktu widzenia czysto
historycznego, czy te¿ z punktu widzenia poetyckiego i malarskiego, jest to najbardziej narodowy
z rosyjskich zabytków i wskutek tego najbardziej interesuj¹cy i dla Rosjan, i dla cudzoziemców.
Jak ju¿ mówi³em, Iwan IV wcale nie zbudowa³ Kremla. To tabernakulum despotyzmu zosta³o
odbudowane z kamienia za Iwana III w roku 1458 przez dwóch w³oskich architektów, Marco i
Pietro Antonio, zaproszonych do Moskwy przez Wielkiego Ksiêcia, który chcia³ podwy¿szyæ
dawniej drewniane ogrodzenie twierdzy za³o¿onej wczeœniej za Dymitra Doñskiego.
Lecz je¿eli ten pa³ac nie jest dzie³em Iwana IV, jest jego myœl¹. Wielki król Iwan III w
proroczym natchnieniu zbudowa³ pa³ac dla swego wnuka-tyrana. W³oscy architekci bywali
wszêdzie, ale nigdzie nie stworzyli czegoœ, co by przypomina³o dzie³o zbudowane przez nich w
Moskwie. Dodam, ¿e byli gdzie indziej w³adcy absolutni, niesprawiedliwi, samowolni,
dziwaczni, ale panowanie ¿adnego z tych potworów nie by³o podobne do panowania Iwana IV: to
samo ziarno, kie³kuj¹ce w ró¿nych strefach i na ró¿nych terenach, przeradza siê w roœliny tego
samego rodzaju, ale ró¿nych rozmiarów i o ró¿nym wygl¹dzie. Ziemia nie ujrzy dwóch arcydzie³
despotyzmu podobnych do Kremla ani dwóch narodów tak zabobonnie cierpliwych, jak
Moskowici za baœniowych rz¹dów swego tyrana.
Skutki tego daj¹ siê odczuæ jeszcze za naszych dni. Gdybyœ mi towarzyszy³ w tej podró¿y,
odkry³byœ ze mn¹ w g³êbi duszy rosyjskiego narodu nieuchronne spustoszenia dokonane przez
absolutn¹ w³adzê posuniêt¹ do najdalszych konsekwencji. Przede wszystkim jest to dzika
obojêtnoœæ wobec œwiêtoœci s³owa, wobec prawdy uczuæ, wobec sprawiedliwoœci czynów;
nastêpnie jest to k³amstwo tryumfuj¹ce we wszystkich czynnoœciach ¿ycia, indywidualnych i
spo³ecznych; jest to brak uczciwoœci, z³a wola, oszukañstwo w przeró¿nej postaci: s³owem, zanik
poczucia moralnego.
Wydaje mi siê, ¿e widzê pochód przywar wychodz¹cych z wszystkich bram Kremla, by zalaæ
Rosjê.

background image

Piotr I mawia³, ¿e potrzeba trzech ¯ydów, aby zwieœæ jednego Rosjanina. My, którzy nie
mamy obowi¹zku liczyæ siê ze s³owami, jak cesarz, przek³adamy to powiedzenie w ten sposób:
„Jeden Rosjanin mo¿e zwieœæ trzech ¯ydów”.
Inne narody tolerowa³y ucisk, naród rosyjski go kocha³ i jeszcze go kocha. Czy ten fanatyzm
pos³uszeñstwa nie jest charakterystyczny? W ka¿dym razie nie mo¿na zaprzeczyæ, ¿e ta mania w
drodze wyj¹tku mo¿e staæ siê zasad¹ wznios³ych czynów. W tym nieludzkim kraju
spo³eczeñstwo wypaczy³o cz³owieka, ale nie pomniejszy³o go wcale: nikczemnoœæ posuwa on
czasem a¿ do bohaterstwa, nie jest dobry, ale nie jest ma³ostkowy. Mo¿na to równie¿ powiedzieæ
o Kremlu. Nie jest przyjemnie nañ patrzeæ, ale budzi strach, nie jest piêkny, jest przera¿aj¹cy –
przera¿aj¹cy jak panowanie Iwana IV.
Takie panowanie oœlepia na zawsze duszê ludzk¹ w narodzie, który zniós³ je cierpliwie a¿ do
koñca. Ostatni zstêpni tych ludzi, naznaczeni przez katów, jeszcze bêd¹ odczuwaæ skutki
przeniewierstwa swych ojców: zbrodnia obrazy cz³owieczeñstwa degraduje narody a¿ do
najdalszego potomstwa. Zbrodnia ta nie polega wy³¹cznie na uprawianiu niesprawiedliwoœci,
lecz i na jej tolerowaniu: naród, co pod pretekstem traktowania pos³uszeñstwa jako
najwa¿niejszej z cnót przekazuje potomkom tyraniê, uchybia swym w³asnym interesom, gorzej –
uchybia swym obowi¹zkom.
Œ lepa cierpliwoœæ poddanych, ich milczenie, ich wiernoœæ szalonym w³adcom to kiepskie
cnoty; pos³uszeñstwo jest chwalebne, a w³adza czcigodna tylko wtedy, kiedy siê staj¹ œrodkami
do zapewnienia praw cz³owieczeñstwa.
...Oto zastrze¿enia, których Rosjanie nigdy nie uznali ani nie zrozumieli, a przecie¿ s¹ one
konieczne dla rozwoju prawdziwej cywilizacji, bez nich nadszed³by moment, kiedy stan
spo³eczny sta³by siê raczej szkodliwy ni¿ u¿yteczny dla ludzkoœci, a sofiœci mieliby sposobnoœæ
odes³ania cz³owieka w g³¹b lasów.
A jednak ta teoria, choæby j¹ wyeksponowaæ i realizowaæ z najwiêkszym umiarem, uchodzi w
Petersburgu za buntownicz¹, mimo ¿e jest tylko zastosowaniem Pisma Œ wiêtego. A wiêc dzisiejsi
Rosjanie s¹ godnymi dzieæmi poddanych Iwana IV. Jest to jeden z powodów sk³aniaj¹cych mnie
do streszczenia Ci dziejów tego panowania.
We Francji nie pamiêta³em tych faktów, ale w Rosji cz³owiek jest zmuszony przypomnieæ
sobie te okropne szczegó³y. Bêdzie to tematem mego nastêpnego listu. Nie obawiaj siê nudy, jest
to najbardziej pasjonuj¹ca z opowieœci.
Ten szaleniec przekroczy³, ¿e tak powiem, granice strefy, w której ludzkoœæ otrzyma³a od
Boga pod nazw¹ wolnej woli pozwolenie czynienia z³a: nigdy ramiê ludzkie nie siêgnê³o tak
daleko. Przy brutalnym okrucieñstwie Iwana IV blednie Tyberiusz, Neron, Karakalla, Ludwik
XI, Piotr Okrutny, Ryszard III, Henryk VIII, wreszcie wszyscy tyrani dawni i nowi wraz z ich
najbardziej nieprzekupnymi sêdziami z Tacytem na czele.
A wiêc zanim Ci opiszê szczegó³y tych niewiarygodnych nadu¿yæ w³adzy, odczuwam
potrzebê zapewnienia o mojej dok³adnoœci. Nie bêdê cytowa³ niczego z pamiêci. Rozpoczynaj¹c
tê podró¿ nape³ni³em swój powóz niezbêdnymi dla mnie ksi¹¿kami, a g³ównym Ÿród³em, z
którego czerpa³em, by³ Karamzin, autor, którego Rosjanie nie mog¹ zakwestionowaæ, bo mu siê
zarzuca, ¿e raczej ³agodzi³ ni¿ przesadnie ocenia³ fakty niekorzystne dla renomy swej ojczyzny.
Wad¹ tego autora jest nadmierna ostro¿noœæ, dochodz¹ca do stronniczoœci. W Rosji patriotyzm
jest zawsze zabarwiony pob³a¿liwoœci¹.
...Zatem mo¿na, nale¿y dawaæ wiarê Karamzinowi, kiedy opowiada o potwornoœciach ¿ycia
Iwana IV. Poœwiadczam, ¿e wszystkie fakty, o których przeczytasz w moim zarysie, s¹ podane z
wiêkszymi szczegó³ami przez tego historyka w jego ksi¹¿ce po tytu³em „Dzieje pañstwa

background image

rosyjskiego”, M. Karamzin, przek³ad Jauffret, zakoñczenie M. Diwowa, obecnego radcy stanu i
szambelana cesarza Rosji, jedenaœcie tomów in-8, Pary¿, 1826.

background image

Moskwa, 11 sierpnia 1839.
Je¿eli nie przestudiowa³eœ dok³adnie kronik rosyjskich, praca, któr¹ przeczytasz, wyda Ci siê
wynikiem potwornego manewru, a przecie¿ jest to tylko streszczenie autentycznych faktów.
Ale ca³a ta masa okropnoœci poœwiadczonych przez historiê, któr¹ siê czyta jak bajki, nie jest
tym, co daje najwiêcej do myœlenia, kiedy siê wspomina d³ugie panowanie Iwana IV. Nie,
problemem ca³kowicie nierozwi¹zalnym dla filozofa, wiecznym powodem do zaskoczenia i do
zatrwa¿aj¹cych medytacji jest wp³yw, jaki wywar³a ta niebywa³a tyrania na zdziesi¹tkowany
przez siebie naród: rzecz w tym, ¿e ona nie tylko nie rodzi buntu w poddanych, lecz przeciwnie,
przywi¹zuje ich do siebie. Ta prawdziwa okolicznoœæ rzuca chyba nowe œwiat³o na tajemnice
ludzkiego serca.
Iwan IV wstêpuje na tron jeszcze jako dziecko, w roku 1533. Ukoronowany w wieku
siedemnastu lat, 16 stycznia 1546, zmar³ w swoim ³ó¿ku na Kremlu po rz¹dach trwaj¹cych
piêædziesi¹t jeden lat, 18 stycznia 1584, maj¹c piêædziesi¹t cztery lata, i by³ op³akiwany przez
ca³y naród, nie wy³¹czaj¹c dzieci swoich ofiar.
...To potworne panowanie zafascynowa³o Rosjê do tego stopnia, ¿e nawet w bezczelnej
w³adzy rz¹dz¹cych ni¹ carów znajduje obiekt podziwu. Pos³uszeñstwo polityczne sta³o siê dla
Rosjan kultem, religi¹. Tylko w tym narodzie, tak mi siê przynajmniej wydaje, widziano
mêczenników adoruj¹cych katów! ...Czy Rzym pad³ do nóg Tyberiusza i Nerona z b³aganiem,
¿eby nie rezygnowali z absolutnych rz¹dów i nadal palili, rabowali, spokojnie k¹pali siê w jego
krwi, bezszczeœcili jego dzieci? A to w³aœnie, jak zobaczysz, robili Moskowici w czasie rz¹dów i
najwiêkszego nasilenia tyranii Iwana IV.
Chcia³ abdykowaæ, ale Rosjanie u¿yli podstêpu wobec tego strasznego w³adcy: b³agali go, by
nadal rz¹dzi³ nimi, jak mu siê spodoba. Tak usprawiedliwiony, tak zabezpieczony, tyran powróci³
do swych egzekucji. Dla niego panowaæ znaczy³o zabijaæ, zabija³ przez pomy³kê i z obowi¹zku i
ta prosta taktyka by³a poparta zgod¹ Rosjan i ¿alem i p³aczem ca³ego narodu po œmierci
tyrana!!!...
Kiedy Iwan postanowi³, jak Neron, zrzuciæ jarzmo chwa³y i cnoty, by rz¹dziæ jedynie groz¹,
nie poprzesta³ na wyszukiwaniu nieznanych przed nim i po nim okrucieñstw, lecz jeszcze
obrzuca³ inwektywami nieszczêsne obiekty swej furii. By³ wynalazczy i komiczny w
okrucieñstwie, jego umys³, satyryczny i zarazem bezlitosny, o¿ywia³ siê przy zetkniêciu z groz¹ i
œmiesznoœci¹. Przebija³ serca sarkastycznymi s³owami, sam jednoczeœnie rozszarpuj¹c cia³a, i w
piekielnym dziele dokonywanym przeciwko swym bliŸnim, których jego przera¿ona pycha bra³a
za wrogów, wyrafinowanie s³ów przewy¿sza³o barbarzyñstwo uczynków.
Nie znaczy to wcale, ¿e nie wysila³ siê na stosowanie wszelakich wynalezionych przed nim
sposobów rozszarpywania cia³ i przed³u¿ania bólu: jego rz¹dy to rz¹dy tortury.
WyobraŸnia nie chce wierzyæ w trwanie takiego fenomenu moralnego i politycznego.
Powiedzia³em ju¿, i nie od rzeczy bêdzie powtórzyæ: Iwan IV zaczyna, jak syn Agrypiny, od
cnoty i od czegoœ, co mo¿e jeszcze wiêcej zdobywa mi³oœæ ambitnego i pró¿nego narodu: od
podbojów. W tym okresie swego ¿ycia hamuje grubiañskie zachcianki i brutalne impulsy, jakie
objawia³ od dziecka, podporz¹dkowuj¹c siê woli m¹drych i surowych przyjació³.

background image

Pobo¿ni doradcy, rozwa¿ni wychowawcy czyni¹ z pocz¹tkowego okresu tych rz¹dów jedn¹ z
najwspanialszych i najszczêœliwszych kart kronik moskiewskich, ale ten pocz¹tek by³ krótki w
porównaniu z reszt¹, a metamorfoza szybka, straszliwa i ca³kowita.
Kazañ, to groŸne przedpole islamu w Azji, pad³ w roku 1522 pod ciosami m³odego cara po
pamiêtnym oblê¿eniu. Energia rozwiniêta przez tego w³adcê wydaje siê zdumiewaj¹ca nawet w
oczach ludzi na po³y barbarzyñskich. Car broni swoich planów kampanii z uporem mêstwa i z
dojrza³¹ m¹droœci¹, która pora¿a najstarszych dowódców i wywo³uje w koñcu ich podziw.
W pocz¹tkach kariery wojennej Iwana zuchwalstwo jego poczynañ narazi³oby na zarzut
ma³odusznoœci wszelk¹ ostro¿n¹ odwagê, ale wkrótce widzimy go równie tchórzliwym, równie
nikczemnym, jak by³ przedtem œmia³y. Staje siê lêkliwy, a jednoczeœnie okrutny, bowiem u
niego, jak prawie u wszystkich potworów, g³ównym Ÿród³em okrucieñstwa by³ strach. Ca³e ¿ycie
pamiêta³ cierpienia zaznane w dzieciñstwie. Despotyzm bojarów, ich swary zagrozi³y jego ¿yciu
w okresie kiedy by³ jeszcze za s³aby, ¿eby siê broniæ. Mo¿na by rzec, ¿e wiek mêski wzbudzi³ w
nim jedynie chêæ pomszczenia g³upoty wczesnych lat.
W straszliwej historii ¿ycia tego cz³owieka jest jeden g³êboko moralny fakt: to mianowicie, ¿e
trac¹c cnotê, traci zarazem odwagê.
Dziêki nieustêpliwoœci m³odego bohatera, potêpianej podówczas przez ca³¹ jego radê,
Astrachañ spotyka ten sam los, co Kazañ. Rosja, uwolniona od s¹siedztwa swych dawnych
panów, Tatarów, wydaje okrzyki radoœci, ale ten naród podw³adnych, który potrafi unikn¹æ
jarzma tylko po to, by przejœæ pod inne, ubóstwi¹ swego m³odego w³adcê z pych¹ i nieœmia³oœci¹
wyzwoleñca. W tym wieku uroda Iwana odpowiada³a energii jego ducha. By³ bogiem Rosjan.
Lecz nagle zmêczony car zatrzymuje siê poœród swej chwa³y. Nudz¹ go w³asne b³ogos³awione
cnoty, ugina siê pod ciê¿arem palm i wawrzynów i rezygnuje na zawsze z kontynuowania swej
œwiêtej kariery. Woli nie ufaæ nikomu i karaæ swoich przyjació³ za budzony w nim strach, ni¿
s³uchaæ dalej rozwa¿nych rad. Wszelako szaleñstwo ma w sercu, nie ogarnia ono g³owy. Bowiem
wœród najnierozs¹dniejszych czynów s³owa jego s¹ pe³ne sensu, listy – logiki. Ich ciêty styl
maluje z³oœliwoœæ jego duszy, ale czyni zaszczyt g³êbi i przenikliwoœci umys³u.
Dawni doradcy staj¹ siê pierwszymi ofiarami jego ciosów. S¹ w jego oczach zdrajcami albo,
co na jedno wychodzi, nauczycielami. Skazuje na wygnanie, na œmieræ tych zbrodniarzy,
winnych zbrodni obrazy samow³adztwa, tych bezczelnych ministrów, którzy œmieli przez d³u¿szy
czas uwa¿aæ siê za m¹drzejszych od swego w³adcy – i wyrok wydaje siê narodowi sprawiedliwy.
Swoj¹ s³awê zawdziêcza³ radom tych nieprzekupnych ludzi, nie mo¿e znieœæ ciê¿aru nale¿nej im
wdziêcznoœci, i z obawy, ¿e siê im wyda niewdziêczny, zabija ich... Wtedy zapala siê w nim
dzika wœciek³oœæ, lêki dziecka budz¹ okrucieñstwo w doros³ym cz³owieku, zawsze obecne
wspomnienie swarów i przemocy wielmo¿ów, walcz¹cych o stra¿ nad jego ko³ysk¹, ukazuje mu
wszêdzie zdrajców i spiskowców.
Samoubóstwianie zastosowane z wszystkimi jego konsekwencjami do rz¹dzenia pañstwem –
oto kodeks sprawiedliwoœci cara, potwierdzony przyzwoleniem ca³ej Rosji. Mimo swych zbrodni
Iwan IV jest w Moskwie wybrañcem narodu, gdzie indziej uwa¿ano by go za potwora rodem z
piek³a.
Znu¿ony k³amstwem, posuwa cynizm tyranii a¿ do rezygnacji z udawania, tej ostatniej
ostro¿noœci przeciêtnych tyranów. Staje siê po prostu krwio¿erczy, a po to, by nie musieæ
czerwieniæ siê z powodu cnót innych ludzi, wydaje ostatnich swoich surowych przyjació³ na ³up
pob³a¿liwszych faworytów.
Wówczas miêdzy carem a jego satelitami zaczyna siê przyprawiaj¹ca o dr¿enie rywalizacja w
zbrodni, i... (tu Bóg znowu siê ods³ania w tej prawie nadprzyrodzonej historii) podobnie jak jego

background image

¿ycie moralne rozpada siê na dwa okresy, jego wygl¹d zewnêtrzny przedwczeœnie siê zmienia:
piêkny we wczesnej m³odoœci, robi siê ohydny, kiedy staje siê zbrodniarzem.
Traci idealn¹ ma³¿onkê, wybiera inn¹, równie krwio¿ercz¹ jak on. Ta te¿ umiera, on ¿eni siê
po raz trzeci ku wielkiemu zgorszeniu prawos³awnego Koœcio³a, który nie zezwala na trzecie
ma³¿eñstwo, potem ¿eni siê po raz czwarty i pi¹ty, i szósty, i siódmy!!!... Nikt nie zna dok³adnej
liczby jego ma³¿eñstw. Odtr¹ca, zabija, zapomina o swoich ¿onach, ¿adna nie opiera siê d³ugo
jego pieszczotom i jego atakom furii, i mimo afiszowania siê obojêtnoœci¹ dla obiektów swych
dawnych amorów przyk³ada siê do pomszczenia ich œmierci ze skrupulatn¹ wœciek³oœci¹, która
przy ka¿dym owdowieniu w³adcy sieje w pañstwie now¹ grozê. A przecie¿ te zgony, s³u¿¹ce za
pretekst do tylu egzekucji, by³y najczêœciej spowodowane lub nakazane przez samego cara.
Ka¿da kolejna ¿a³oba jest dla niego jedynie okazj¹ do przelewu krwi i ³ez.
Ka¿e og³osiæ powszêdy, ¿e pobo¿na carowa, piêkna carowa, nieszczêœliwa carowa zosta³a
otruta przez ministrów, przez doradców cara albo przez bojarów, których on chce siê pozbyæ.
Oszczerstwa Iwana IV s¹ zawsze z góry uwierzytelnione, kogokolwiek dosiêgnie jad jego
s³owa ginie, wokó³ niego gromadz¹ siê trupy. Ale œmieræ jest najmniejszym z³em, jakim udrêcza
skazañców. Jego pog³êbione okrucieñstwo odkry³o sztukê subtelniejszej tortury: kazaæ im d³ugo
czekaæ na ostateczny cios. Doœwiadczony w sprawach tortur, rozkoszuje siê wyrafinowanym
bólem swych ofiar, przed³u¿a go z piekieln¹ zrêcznoœci¹ i w swej okrutnej trosce kocha ich mêkê
i obawia siê jej koñca w tym samym stopniu, w jakim oni go pragn¹. Œ mieræ jest jedynym
dobrodziejstwem, jakiego wreszcie u¿ycza swoim poddanym.
Muszê Ci jednak opisaæ raz na zawsze kilka nowych sposobów torturowania, wynalezionych
przez niego i d³ugo stosowanych wobec tak zwanych winowajców, których pragnie ukaraæ: ka¿e
gotowaæ ich ¿ywcem, ale czêœciami, podczas gdy resztê cia³a polewa siê lodowat¹ wod¹; ka¿ê ich
¿ywcem obdzieraæ ze skóry w swojej obecnoœci, potem ka¿e drzeæ pasami ich obna¿one cia³a,
a jego oczy pas¹ siê ich krwi¹, konwulsjami, jego uszy – krzykami. Niekiedy wykañcza ich
w³asnorêcznie przebijaj¹c sztyletem, ale najczêœciej unika tego aktu mi³osierdzia jako s³aboœci i
oszczêdza mo¿liwie najd³u¿ej serce i g³owê, aby przed³u¿yæ mêczarniê. Ka¿e obcinaæ koñczyny,
ale ostro¿nie, nie uszkadzaj¹c tu³owia, potem ka¿e rzucaæ te ¿ywe kad³uby zg³odnia³ym bestiom,
chciwym tego nêdznego miêsa, które szarpi¹ na straszliwe strzêpy na oczach innych, na wpó³
posiekanych ofiar.
Utrzymuje siê przy ¿yciu drgaj¹ce torsy starannie, kunsztownie, aby je zmusiæ do jak
najd³u¿szego przygl¹dania siê tej masakrze, odbywaj¹cej siê ich kosztem, w której car
okrucieñstwem walczy o lepsze z tygrysami...
Car zmêczy oprawców, kap³ani nie bêd¹ nad¹¿aæ z pogrzebami, Nowogród Wielki zostanie
wybrany, by s³u¿yæ za przyk³ad gniewu potwora. Ca³e miasto, oskar¿one o zdradê na rzecz
Polaków, ale winne g³ównie dlatego, ¿e d³ugo by³o niezale¿ne i s³awne, zostaje rozmyœlnie
pora¿one mnóstwem bezprawnych egzekucji, które siê odbywaj¹ w jego zakrwawionych murach.
Wody Wo³chowa zaczynaj¹ cuchn¹æ od niepogrzebanych trupów, le¿¹cych pod murami
przeklêtego miasta, i jakby œmieræ od tortur nie by³a doœæ p³odna, sztucznie wywo³ana epidemia
rywalizuje z szubienicami, by ca³kowicie wytêpiæ ludnoœæ i zaspokoiæ furiê Ojca, imiê nadane z
mi³oœci, a raczej tytu³, który Rosjanie, kordialni pochlebcy, nadaj¹ machinalnie swym
wszechpotê¿nym i umi³owanym w³adcom bez wzglêdu, na to, jacy oni s¹.
Za tego ob³êdnego panowania ¿aden cz³owiek nie odbywa normalnej drogi swego ¿ycia,
¿aden nie osi¹ga prawdopodobnego kresu swego istnienia; ludzka bezbo¿noœæ wyprzedza bosk¹
prerogatywê. Sama œmieræ nawet – œmieræ sprowadzona do roli pacho³ka kata – traci swój presti¿
proporcjonalnie do tego, co ¿ycie traci ze swej ceny. Tyran zdetronizowa³ anio³a i ziemia,
sk¹pana we ³zach i we krwi, widzi z rezygnacj¹, jak wykonawca Bo¿ej sprawiedliwoœci, kap³an,

background image

postêpuje pokornie za zbirami w³adcy. Za cara œmieræ staje siê niewolnic¹ jednego cz³owieka.
Ten wszechmocny szaleniec wci¹gn¹³ w swe szranki zarazê, która z pos³uszeñstwem kaprala
wyludnia ca³e prowincje, skazane na zgubê kaprysem panuj¹cego. Radoœæ tego cz³owieka jest
rozpacz¹ innych, jego w³adza – zag³ad¹, jego ¿ycie – wojn¹ bez chwa³y, wojn¹ w czasie pokoju,
wojn¹ przeciw biednym istotom pozbawionym obrony, nagim, bezwolnym,... jego prawem
nienawiœæ rodzaju ludzkiego, jego namiêtnoœci¹ strach – strach podwójny: ten, który sam
odczuwa i ten, który budzi.
Kiedy car siê mœci, idzie za tokiem swych aktów sprawiedliwoœci a¿ do ostatniego stopnia
pokrewieñstwa têpi¹c ca³e rodziny, m³ode dziewczêta, starców, brzemienne kobiety i ma³e dzieci.
Nie poprzestaje, jak przeciêtni tyrani, na zg³adzeniu po prostu kilku rodzin, kilku podejrzanych
jednostek: nie, on ma³puje Boga ¯ydów, zabija ca³e po³acie ziemi nie oszczêdzaj¹c nikogo,
wszystko, co ¿yje, znika ³¹cznie ze zwierzêtami, z rybami, które on truje w jeziorach i rzekach.
Czy uwierzysz? Zmusza synów do pe³nienia roli katów... wobec ojców!... i znajduje
pos³usznych!!! ...Dowiadujemy siê od niego, ¿e cz³owiek mo¿e tak kochaæ ¿ycie, ¿e ze strachu
przed jego utrat¹ zabija tego, od kogo je otrzyma³.
Pos³uguj¹c siê cia³ami ludzkimi jak zegarami, Iwan wymyœla trucizny dzia³aj¹ce o oznaczonej
godzinie i udaje mu siê regularnie oznaczyæ najmniejsze cz¹steczki swego czasu œmierci¹
poddanych, kunsztownie ustawionych na drodze do grobu, który on trzyma bez przerwy otwarty
pod ich stopami. T¹ piekieln¹ rozrywk¹ rz¹dzi najskrupulatniejsza precyzja. Czy¿ „piekielna” nie
jest w³aœciwym wyrazem? Czy cz³owiek sam z siebie wynalaz³by takie rozkosze, a przede
wszystkim czy œmia³by sprofanowaæ œwiête imiê sprawiedliwoœci, stosuj¹c je do tej niecnej
zabawy? Kto œmia³by w¹tpiæ o piekle czytaj¹c podobn¹ historiê?
Potwór sam jest obecny przy wszystkich zarz¹dzanych torturach, opary krwi upajaj¹ go nie
zaspokajaj¹c pragnienia, nigdy nie jest tak radosny jak zobaczywszy œmieræ i zadawszy cierpienia
wielu nieszczêœliwym.
Czyni sobie rozrywkê – co mówiê? obowi¹zek z ur¹gania ich mêczeñstwu, a ostrze jego
kpi¹cych s³ów jest dotkliwsze od ¿elaza jego sztyletów.
No i co? No i Rosja trwa w milczeniu na taki widok!!... Ale nie, wkrótce zobaczymy, ¿e siê
wzburzy, zaprotestuje. Nie myœlmy jednak, ¿e ten protest bêdzie na rzecz zniewa¿onego
cz³owieczeñstwa – ona protestuje przeciw nieszczêœciu utraty w³adcy, który ni¹ rz¹dzi w opisany
sposób.
Potwór, który da³ tyle dowodów okrucieñstwa, musia³ byæ znany swemu ludowi, by³ znany!...
Nagle, b¹dŸ bawi¹c siê mierzeniem wytrzyma³oœci Rosjan, b¹dŸ z chrzeœcijañskiej skruchy...
(udawa³ szacunek dla œwiêtych rzeczy, hipokryzja nawet mog³a siê zamieniaæ w prawdziw¹
pobo¿noœæ w pewnych momentach ¿ycia ca³kiem osobliwego, ³aska bowiem, ta niebiañska
trucizna, ta manna duchowa, przenika od czasu do czasu do serc najwiêkszych zbrodniarzy, póki
œmieræ nie ziœci ich potêpienia)... a wiêc b¹dŸ z chrzeœcijañskiej skruchy, b¹dŸ ze strachu, b¹dŸ z
kaprysu, b¹dŸ ze zmêczenia, b¹dŸ z przebieg³oœci – doœæ, ¿e pewnego dnia odk³ada swoje ber³o,
to jest swój topór i rzuca koronê na ziemiê. Wtedy, ale dopiero wtedy na ca³ej przestrzeni tego
d³ugiego panowania pañstwo siê burzy: naród zagro¿ony wyzwoleniem budzi siê raptem.
Rosjanie, dotychczas niemi œwiadkowie, bierne narzêdzia tylu okropnoœci, odzyskuj¹ g³os, i ten
g³os ludu, bêd¹cy rzekomo g³osem Boga, wznosi siê nagle, by rozpaczaæ nad utrat¹ takiego
tyrana!... Mo¿e w¹tpili o jego szczeroœci, obawiali siê s³usznie jego zemsty, gdyby przyjêto tê
udawan¹ abdykacjê: kto wie, czy ta ca³a mi³oœæ dla w³adcy nie mia³a Ÿród³a w przera¿eniu, jakie
budzi³ kat? Rosjanie wysubtelnili strach, u¿yczaj¹c mu maski mi³oœci.
Moskwie grozi inwazja (penitent wybra³ odpowiedni moment), Rosjanie lêkaj¹ siê anarchii,
innymi s³owy przewiduj¹ chwilê, kiedy nie mog¹c siê ochroniæ przed wolnoœci¹ bêd¹ zmuszeni
myœleæ i chcieæ samodzielnie, okazaæ siê mê¿czyznami i co gorzej, obywatelami. To, co by³oby

background image

szczêœciem dla innego narodu, Rosjan doprowadza do rozpaczy. S³owem, Rosja os³abiona
nierz¹dem, przera¿ona, pada do nóg Iwanowi, którego boi siê mniej ni¿ samej siebie, b³aga tego
nieodzownego w³adcê, podnosi koronê i zakrwawione ber³o, wrêcza mu je i prosi go o tê jedn¹
jedyn¹ ³askê: by jej pozwoli³ odzyskaæ ¿elazne jarzmo, którego dŸwiganie jej nigdy nie znu¿y.
...Oœlepieni monarchicznym fetyszyzmem, na klêczkach przed bo¿yszczem politycznym, które
sami sobie stworzyli, Rosjanie – zarówno z naszego wieku, jak z wieku Iwana – zapominaj¹, ¿e
wszystkim ludziom ³¹cznie ze S³owianami bardziej zale¿y na szacunku dla sprawiedliwoœci, na
kulcie prawdy ni¿ na losie Rosji.
Tu mi raz jeszcze siê jawi, w tym dramacie o antycznych formach, interwencja
nadprzyrodzonej potêgi. Zastanawiamy siê dr¿¹c, jak¹ przysz³oœæ szykuje Opatrznoœæ
spo³eczeñstwu, które p³aci tak¹ cenê za przed³u¿enie swego ¿ycia.
Zbyt czêsto mam sposobnoœæ do zwracania Ci uwagi na to, ¿e w Rosji pod popio³ami
Imperium greckiego tli siê Imperium rzymskie. Sam strach nie rodzi a¿ takiej cierpliwoœci. Nie,
wierzaj memu instynktowi, istnieje namiêtnoœæ, któr¹ Rosjanie rozumiej¹, jak nie rozumia³ jej
¿aden naród od czasu Rzymian: jest to ambicja. Ambicja ka¿e im poœwiêciæ wszystko, absolutnie
wszystko, jak to zrobi³ Bonaparte, koniecznoœci istnienia.
I w³aœnie to nadrzêdne prawo podporz¹dkowuje naród takiemu Iwanowi IV: raczej tygrys
zamiast Boga ni¿ unicestwienie pañstwa, taka by³a rosyjska polityka za tych rz¹dów, które
stworzy³y Rosjê i które mnie przera¿aj¹ jeszcze bardziej cierpliwoœci¹ ofiar ni¿ frenezj¹ tyrana.
Niewa¿ne dla mnie, czy jest to polityka instynktowna, czy wyrachowana. Co jest wa¿ne dla mnie
i co widzê ze zgroz¹, to fakt, ¿e ta polityka siê utrwala zmieniaj¹c siê zale¿nie od okolicznoœci, i
¿e dziœ jeszcze wywo³a³aby takie same skutki za podobnych rz¹dów, gdyby ziemia mog³a po raz
drugi zrodziæ Iwana IV.
Podziwiaj wiêc ten wyj¹tkowy obraz w dziejach œwiata: Rosjanie z odwag¹ i nikczemnoœci¹
ludzi, którzy chc¹ posi¹œæ ca³¹ ziemiê, p³acz¹ u stóp Iwana, ¿eby zechcia³ nadal nimi rz¹dziæ...
wiesz, w jaki sposób, i ¿eby zachowa³ dla nich to, co kaza³oby znienawidziæ spo³eczeñstwo
ka¿demu narodowi nie upitemu fanatycznym przeczuciem swej chwa³y.
Wszyscy przysiêgaj¹, wielcy, mali, bojarowie, kupcy, kasty i jednostki, s³owem, ca³y naród
przysiêga ze ³zami, z mi³oœci¹, ¿e siê podporz¹dkuje wszystkiemu, byleby car nie zostawia³ go na
pastwê losu: ten szczyt niedoli jest bowiem jedyn¹ klêsk¹, o której Rosjanie w swym niecnym
patriotyzmie nie potrafi¹ myœleæ spokojnie, jako ¿e nieuchronny bez³ad, który by st¹d wynikn¹³,
zniszczy³by ich niewolnicze pañstwo. Hañba posuniêta do tego stopnia jest bliska wznios³oœci, to
iœcie rzymska cnota, utrwalaj¹c¹ pañstwo... ale jakie pañstwo, Bo¿e wielki!... Œ rodek bezczeœci
cel!
Tymczasem dzika bestia, rozczulona, lituje siê nad zwierzêtami, które d³ugo by³y jej ¿erem, i
przyrzeka stadu, ¿e znów zacznie je dziesi¹tkowaæ, znów bierze w³adzê w swe rêce, bez
ustêpstw, przeciwnie, pod absurdalnymi warunkami, które s¹ wszystkie na korzyœæ jej pychy i
furii, przy czym ka¿e je przyj¹æ jako ³askê dla tego ludu zakochanego w poddañstwie, jak inne s¹
zakochane w wolnoœci, dla tego ludu spragnionego swej w³asnej krwi, ludu, który chce daæ siê
zabiæ, by zabawiæ swego w³adcê, bo on siê denerwuje, on dr¿y, gdy spokojnie oddycha.
Od tej chwili ustala siê systematyczna tyrania i to tak gwa³towna, ¿e w kronikach rodzaju
ludzkiego nie znajdzie siê nic podobnego, jako ¿e jej znoszenie jest takim samym szaleñstwem,
jak jej sprawowanie. W tym okresie ca³e pañstwo, w³adca i naród, staje siê frenetyczne, a
nastêpstwa ataku wci¹¿ jeszcze trwaj¹.
GroŸny Kreml ze wszystkimi swoimi gwarancjami, ¿elaznymi bramami, s³ynnymi lochami,
niedostêpnymi murami wznosz¹cymi siê a¿ do nieba, ze swoimi blankami, basztami,

background image

strzelnicami, wydaje siê schronem zbyt s³abo strze¿onym szalonemu monarsze, który chce
wytêpiæ po³owê swego ludu, by móc spokojnie rz¹dziæ drug¹ po³ow¹. W tym sercu, które samo
siebie znieprawia si³¹ grozy i okrucieñstwa, w którym z³o i rodzony przez nie strach powoduj¹
dzieñ i noc nowe spustoszenia, niepojêta nieufnoœæ – niepojêta, bo na pozór nieumotywowana, a
przynajmniej nie maj¹ca widocznego motywu – ³¹czy siê z bezcelowym okrucieñstwem; w ten
sposób najhaniebniejsze tchórzostwo dzia³a na korzyœæ najœlepszej krwio¿erczoœci. Król, nowy
Nabuchodonozor, zamieni³ siê w tygrysa.
Chroni siê naprzód do pa³acu s¹siaduj¹cego z Kremlem, kazawszy umocniæ go jak cytadelê, a
potem do samotni: Woli Aleksandrowskiej. To miejsce staje siê jego sta³¹ rezydencj¹. To tam
spoœród najrozpustniejszych, najbardziej straconych ze swych niewolników wybiera sobie na
stra¿ doborowy oddzia³, z³o¿ony z tysi¹ca ludzi, których nazywa wybrañcami: to oprycznina. W
rêce tego piekielnego legionu oddaje na siedem kolejnych lat los, ¿ycie rosyjskiego narodu,
powiedzia³bym jego honor, gdyby to s³owo mog³o mieæ jakiœ sens u ludzi, którym trzeba by³o
zakneblowaæ usta, by nimi rz¹dziæ do woli.
Oto jak Karamzin (tom IX, strona 96) opisuje nam Iwana w roku 1565, dziewiêtnaœcie lat po
koronacji:
„W³adca ten, wysoki, dobrze zbudowany, barczysty, mia³ muskularne ramiona, szerok¹ pierœ,
piêkne w³osy, d³ugie w¹sy, orli nos, szare oczy, ma³e, ale b³yszcz¹ce, pe³ne ognia i w sumie
fizjognomiê niegdyœ raczej przyjemn¹. Obecnie by³ tak zmieniony, ¿e z trudem mo¿na go by³o
poznaæ. W zniekszta³conych rysach malowa³a siê ponura dzikoœæ. Oko mia³ zgas³e, by³ prawie
³ysy, zosta³o mu tylko kilka w³osów w brodzie, niepojêty skutek po¿eraj¹cej mu duszê furii! Po
nowym wyliczeniu b³êdów pope³nionych przez bojarów powtórzy³, ¿e zgadza siê zachowaæ
koronê, d³ugo rozwodzi³ siê nad narzuconym ksi¹¿êtom obowi¹zkiem zachowania spokoju w ich
ksiêstwach i zastosowania w tym celu wszystkich œrodków, jakie uznaj¹ za stosowne; nad
marnoœci¹ ¿ycia ludzkiego, koniecznoœci¹ kierowania spojrzeñ poza grób; po czym
zaproponowa³ wprowadzenie opryczniny, wyraz dot¹d nieznany. Skutki tego wprowadzenia
znów przyprawi³y Rosjê o dreszcz... Car oznajmi³, ¿e wyznaczy spoœród szlachty, ksi¹¿¹t, i dzieci
bojarskich26 tysi¹c wybrañców i ¿e da im w swoich dobrach maj¹tki, których w³aœciciele zostan¹
przeniesieni gdzie indziej.
Zaw³adn¹³ w samej Moskwie wieloma ulicami, z których trzeba by³o wypêdziæ szlachtê i
urzêdników nie wpisanych do carskiego tysi¹ca... Jakby ogarniêty nienawiœci¹ do œwietnych
wspomnieñ Kremla i do grobów swych przodków, nie chcia³ mieszkaæ we wspania³ym pa³acu
Iwana III, lecz kaza³ zbudowaæ poza murami Kremla nowy pa³ac, otoczony wysokim murem
obronnym, jak twierdza. Ta czêœæ Rosji i Moskwy, ten carski tysi¹c, ten nowy dwór utworzy³y
razem prywatn¹ w³asnoœæ Iwana IV, bezpoœrednio zale¿n¹ od niego, i otrzyma³y nazwê
opryczniny”.
Nieco dalej, na stronie 99 i nastêpnych, w tym¿e tomie, czytamy, ¿e rozpoczê³o siê na nowo
torturowanie bojarów, czyli rz¹dy Iwana IV.
„4 lutego Moskwa ujrza³a spe³nienie siê warunków postawionych przez cara klerowi oraz
bojarom w Woli Aleksandrowskiej. Rozpoczê³y siê egzekucje rzekomych zdrajców, oskar¿onych
o spiskowanie z Kurbskim przeciw ¿yciu monarchy, carowej Anastazji i jej dzieci. Pierwsz¹
ofiar¹ by³ s³ynny wojewoda, ksi¹¿ê Aleksander Gorbaty-Szujski, potomek œwiêtego
W³odzimierza, Wsiewo³oda Wielkiego i dawnych ksi¹¿¹t suzdalskich. Cz³owiek ten, wielce
utalentowany, œwietny wojskowy, o¿ywiony jednak¹ ¿arliwoœci¹ dla religii i dla ojczyzny,

background image

26 Dzieci bojarskie to oddzia³ z³o¿ony z trzystu tysiêcy tzw. obroñców korony, ustanowionych jako szlachta
drugiego stopnia przez Iwana III, dziada Iwana IV.

który wreszcie przyczyni³ siê walnie do likwidacji pañstwa Kazañskiego, zosta³ skazany na
œmieræ wraz ze swoim synem Piotrem, siedemnastoletnim m³odzieñcem.27 Udali siê obaj na
miejsce kaŸni spokojnie, z godnoœci¹, bez lêku, trzymaj¹c siê za rêce. Syn nie chc¹c byæ
œwiadkiem œmierci autora swych dni pierwszy podstawi³ g³owê pod miecz, ale ojciec odsun¹³ go
mówi¹c z przejêciem: «Nie, mój synu, nie chcê ogl¹daæ twej œmie rci. » M³odzieniec
ust¹pi³ mu miejsca i g³owa ksiêcia spad³a natychmiast. Syn bierze j¹ w rêce, obsypuje
poca³unkami i wznosz¹c oczy ku niebu pogodnie oddaje siê w rêce kata, Szwagier Gorbatego,
ksi¹¿ê Chobrin, Grek z pochodzenia, wysoki dostojnik Go³owin, ksi¹¿ê Suchoj-Kaszyn, wielki
podczaszy, ksi¹¿ê Piotr Goreñski zostali œciêci w tym samym dniu. Ksi¹¿ê Szewyrew zosta³
wbity na pal. Podobno ten nieszczêœliwy cz³owiek straszliwie cierpia³ przez ca³y dzieñ, ale
wspierany przez wiarê zapomina³ o tych cierpieniach œpiewaj¹c hymny do Chrystusa. Dwóch
bojarów, ksi¹¿¹t Kuragina i Niemoja, zmuszono do wst¹pienia do zakonu, sporej liczbie szlachty
i dzieci bojarów skonfiskowano dobra, niektórych wygnano...”
Na stronie 103 tego¿ tomu Karamzin opisuje sposób formowania przez cara nowej gwardii,
która nie ogranicza³a siê d³ugo do liczby tysi¹ca, ustalonej z pocz¹tku, ani nie by³a wybierana
spoœród wy¿szych warstw spo³ecznych.
„Przyprowadzano m³odzieñców, w których nie doszukiwano siê ¿adnych zas³ug, lecz
pewnego zuchwalstwa, znanych z zepsucia i rozpusty, czyni¹cych ich zdolnymi do wszystkiego.
Iwan zadawa³ im pytania o pochodzenie, przyjació³ i protektorów. Wymagano przede wszystkim,
¿eby nie mieli ¿adnych powi¹zañ z wielkimi bojarami, tytu³em do przyjêcia by³o niepewne, a
nawet niskie pochodzenie. Car podniós³ ich liczbê do szeœciu tysiêcy, musieli z³o¿yæ przysiêgê,
¿e bêd¹ mu s³u¿yæ przeciwko wszystkim, donosiæ o zdrajcach, nie utrzymywaæ ¿adnych
stosunków z obywatelami w s p ó l n o t y, to jest ze wszystkimi nie wpisanymi do legionu
wybrañców28, nie przejmowaæ siê swoj¹ rodzin¹ i krewnymi, gdy bêdzie chodzi³o o w³adcê. W
nagrodê car im przekaza³ nie tylko ziemiê, lecz tak¿e domy i dobra ruchome dwunastu tysiêcy
w³aœcicieli, którzy zostali wypêdzeni z pustymi rêkami z miejsc przyznanych legionowi, tak i¿
du¿a ich liczba, w tym ludzie, którzy oddali ojczyŸnie powa¿ne przys³ugi, okryci zaszczytnymi
ranami, musieli odejœæ zim¹ pieszo z ¿onami i dzieæmi do swoich innych posiad³oœci, oddalonych
i pustych”. itd.
U Karamzina mo¿na tak¿e dowiedzieæ siê o skutkach tej piekielnej instytucji. Ale szczegó³y,
którymi historyk podpiera swoj¹ opowieœæ, nie mog¹ znaleŸæ miejsca w tak ciasnych ramach jak
te.
Z chwil¹ kiedy ta horda zosta³a wypuszczona na kraj, zaczê³y siê wszêdzie rabunki i
morderstwa. Nowe uprzywilejowane podpory tyranii grabi³y miasta, i zawsze bezkarnie. Kupcy,
bojarzy ze swymi ch³opami, mieszczanie, s³owem wszyscy nie bêd¹cy wybrañcami s¹
w³asnoœci¹ wybrañców. Ta straszliwa gwardia jest jakby jednym cz³owiekiem, którego dusz¹
jest cesarz.
W Moskwie i jej okolicach odbywaj¹ siê nocne wyprawy na korzyœæ rabusiów. Zas³ugi,
urodzenie, fortuna, uroda – wszystkie przewagi szkodz¹ ich posiadaczom. Kobiety i dziewczêta
piêkne i maj¹ce nieszczêœcie uchodziæ za cnotliwe s¹ porywane, by s³u¿yæ za zabawkê brutalnym
faworytom cara. On trzyma nieszczêsne istoty w swej norze, a póŸniej, kiedy ma ich doœæ, odsy³a
do mê¿ów, do rodzin te spoœród nich, których nie zamêczono po kryjomu torturami,
wymyœlonymi specjalnie dla nich. Te kobiety, co siê wydosta³y z pazurów tygrysich, wracaj¹ do
swych zbezczeszczonych ognisk domowych, aby tam umrzeæ ze wstydu.

background image

27 Mieli wyj¹tkowe szczêœcie: nie byli torturowani.
28 A wiêc w s p ó l n o t¹ by³a ca³a Rosja prócz szeœciu tysiêcy bandytów op³acanych przez cara.

To jeszcze nie wszystko: inicjator tylu okropnoœci, car, chce, aby jego w³aœni synowie brali
udzia³ w orgiach zbrodni, tym wyrafinowaniem tyranii odbieraj¹c nawet przysz³oœæ swym
zidiocia³ym poddanym.
Mieæ nadziejê na lepsze rz¹dy znaczy³oby spiskowaæ przeciw obecnemu w³adcy. Mo¿e te¿
Iwan lêka³by siê znaleŸæ cenzora w osobie syna mniej skalanego, mniej spodlonego ni¿ on sam.
Zreszt¹ czy nale¿y zg³êbiaæ tê otch³añ zepsucia? Iwan znajduje rozkosz w znieprawianiu ludzi,
jest to inny rodzaj uœmiercania. Gubi¹c czyj¹œ duszê odpoczywa od zabijania cia³a, ale nie
przestaje niszczyæ. Takie jest jego wytchnienie.
Jeœli chodzi o prowadzenie spraw pañstwa, ¿ycie tego potwora jest niepojêt¹ mieszanin¹
energii i tchórzostwa. Póki czuje siê mocny, grozi swym wrogom, zwyciê¿ony p³acze, b³aga,
czo³ga siê, sam siê bezczeœci, bezczeœci swój kraj, i to zawsze nie doznaj¹c oporu, nie s³ysz¹c ani
jednego g³osu sprzeciwu wobec tych potwornoœci!!! Wstyd, ta ostatnia kara dla narodów, co
uchybiaj¹ same sobie, nie otwiera oczu Rosjanom!...
Chan krymski pali Moskwê, car ucieka, wraca, kiedy stolica jest kup¹ popio³ów, jego
obecnoœæ budzi wiêksz¹ zgrozê w tej reszcie mieszkañców ni¿ sprawi³aby obecnoœæ wroga.
Mimo to ¿aden szmer nie przypomina monarsze, ¿e jest mê¿czyzn¹ i ¿e uchybi³ sobie porzucaj¹c
swój królewski posterunek.
Polacy, Szwedzi otrzymuj¹ kolejno dowody jego arogancji i tchórzostwa. W pertraktacjach z
chanem krymskim poni¿a siê a¿ do ofiarowania Tatarom Kazania i Astrachania, które tak
chwalebnie im ongiœ wydar³. Nic sobie nie robi z chwa³y, tak samo jak ze wszystkiego innego.
PóŸniej widzimy jak oddaje Stefanowi Batoremu Inflanty, tê cenê krwi, cel wysi³ków narodu
w czasie wielusetletnich wojen. Ale mimo ponawianych zdrad swego w³adcy Rosja, wci¹¿
nieznu¿enie s³u¿alcza, nie rezygnuje ani na chwilê z pos³uszeñstwa, równie uci¹¿liwego jak
poni¿aj¹cego. Bohaterstwo mniej kosztowa³oby ten narów zawziêty sam na siebie. I nawet dziœ
Karamzin czuje siê w obowi¹zku z³agodziæ w tych s³owach oburzenie, jakie powinno by
wywo³aæ we wszystkich Rosjanach haniebne postêpowanie ich w³adcy:
„Wymieniliœmy ju¿ wojskowe instytucje tych rz¹dów: Jan, którego tchórzostwo na polu
walki okrywa³o hañb¹ ojczyste sztandary, zostawi³ nam jednak armiê bardziej
zdyscyplinowan¹ i znacznie liczebniejsz¹ ni¿ by³a kiedykolwiek”. Tom IX, strona 567. Jest to
fakt, ale jak mo¿na by³o nie dodaæ tu s³owa protestu na rzecz cz³owieczeñstwa i narodowej
chwa³y?
To za tych rz¹dów Syberia zosta³a, ¿e tak powiem, odkryta i podbita przez bohaterskich
awanturników moskiewskich. Przeznaczeniem Iwana IV by³o zapisaæ swym nastêpcom ten
œrodek tyranii.
...Zakoñczmy ten szkic o tyranii Iwana.
Pewnego dnia przysz³o mu do g³owy przywdziaæ sukienkê duchown¹, przyodziewa w ni¹
tak¿e swych towarzyszy rozpusty. Przebrany w ten sposób, nadal przera¿a niebo i ziemiê
nieludzkoœci¹ i potworn¹ rozwi¹z³oœci¹. Prowokuje oburzenie i rozpacz w sercu ludu, ale zawsze
na pró¿no! Nienasyconemu okrucieñstwu, ob³êdowi w³adcy niewolnicy przeciwstawiaj¹
nieskruszon¹ rezygnacjê: Rosjanie chc¹ ¿yæ pod rz¹dami tego pana, kochaj¹ go wraz z jego furi¹
i wybuchami, lituj¹c siê nad jego lêkami chêtnie daj¹ swe ¿ycie, by go uspokoiæ. Czuj¹ siê
dostatecznie szczêœliwi, dostatecznie niezale¿ni, dostatecznie mêscy, byleby on by³ carem i byle

background image

panowa³. Nic nie zaspokaja ich niewyczerpanego pragnienia s³u¿alczoœci, s¹ to mêczennicy
abnegacji. Nigdy zwierzê nie by³o wielkoduszniejsze, mam na myœli œlepsze w swym oddaniu...
Nie, pos³uszeñstwo posuniête do takiej przesady nie jest ju¿ cierpliwoœci¹ – jest to namiêtnoœæ!
Oto klucz do zagadki!

Je¿eli chcemy uzupe³niæ portret Iwana IV, trzeba znów siêgn¹æ do Karamzina. Wyszukam
wiêc w jego dziele na zakoñczenie mej pracy kilka charakterystycznych ustêpów (tom IX, strona
343).
Wœród dworzan mia³y miejsce spory o przewagê. Jak widzisz, w norze dzikiej bestii panowa³a
etykieta.) Piêkny Borys Godunow29, nowy podczaszy i faworyt Jana, mia³ w zwi¹zku z tym w
roku 1578 zatarg z ksiêciem Bazylim Szyckim: syn tego ostatniego odmówi³ us³ugiwania przy
carskim stole w parze z Borysem i chocia¿ ksi¹¿ê Bazyli mia³ godnoœæ bojara, Godunow zosta³
uznany na podstawie dyplomu od w³adcy za wy¿szego odeñ o wiele rang, bo przodek
Godunowa zosta³ wpisany do dawnych rejestrów przed Szyckimi. Lecz je¿eli car przymyka³ oczy
na spory wojewodów dotycz¹ce pierwszeñstwa, nigdy nie przebacza³ pomy³ek w sprawach
wojskowych: na przyk³ad ksi¹¿ê Micha³ Nozdrewaty, wy¿szy wojskowy, zosta³ wych³ostany
w stajni, bo Ÿle zaplanowa³ oblê¿enie.”
Oto jak car pojmowa³ godnoœæ szlachty i wojska. Ten fakt, który mia³ miejsce w roku 1577,
przypomina mi inny fakt z historii Rosji, ca³kiem wspó³czesny, bo zdarzy³ siê za naszych czasów.
Staram siê zestawiaæ okresy, aby Ci dowieœæ, ¿e miêdzy przesz³oœci¹ a teraŸniejszoœci¹ tego kraju
jest mniejsza ró¿nica ni¿ s¹dzisz. By³o to w Warszawie, za czasów wielkiego ksiêcia
Konstantego i za panowania cesarza Aleksandra, naj³agodniejszego spoœród carów.
Któregoœ dnia Konstanty robi³ przegl¹d swojej gwardii, a chc¹c pokazaæ pewnemu wybitnemu
cudzoziemcowi, jaka dyscyplina panuje w armii rosyjskiej, zsiada z konia, podchodzi do jednego
z genera³ów... DO GENERA£A!... i bez ¿adnego uprzedzenia, bez zarzucenia mu czegoœ,
najspokojniej przebija mu szpad¹ stopê. Genera³ stoi bez ruchu, bez s³owa skargi, bez jêku.
Kiedy ksi¹¿ê wyci¹gn¹³ mu z nogi szpadê, wyniesiono go. Ten niewolniczy stoicyzm
usprawiedliwia okreœlenie ksiêdza Galianiego: „Odwaga – powiada³ ten Neapolitañczyk-filozof
– to tylko bardzo wielki strach”.
Widzowie tej sceny nie odezwali siê ani s³owem. A sta³o siê to w XIX wieku w Warszawie na
placu publicznym.
Jak widzisz, wspó³czeœni Rosjanie s¹ godnymi nastêpcami poddanych Iwana, i nie próbuj mi
mówiæ o szaleñstwie Konstantego. To szaleñstwo, o ile rzeczywiœcie istnia³o, musia³o byæ
ogólnie znane, skoro postêpowanie tego cz³owieka od wczesnej m³odoœci by³o jednym ci¹giem
publicznych aktów ob³êdu. Otó¿ po tylu dowodach zaburzeñ umys³owych zleciæ mu komendê
nad wojskiem i rz¹dzenie pañstwem znaczy³o afiszowaæ siê z oburzaj¹c¹ pogard¹ ludzkoœci!
By³¹ to kpin¹ równie szkodliw¹ dla tych, co sprawuj¹ w³adzê, jak zniewa¿aj¹ca dla tych, co s¹ jej
pos³uszni. Ale ja zaprzeczam szaleñstwu wielkiego ksiêcia i widzê w jego ¿yciu tylko rozpêtane
okrucieñstwo.
Czêsto powtarzano, ¿e w rosyjskiej rodzinie cesarskiej ob³êd jest dziedziczny, ale jest to
pochlebstwo. S¹dzê, ¿e z³o wynika z samej natury ustroju, a nie z wystêpnej organizacji
jednostek. Absolutna w³adza, kiedy jest taka naprawdê, mo¿e w koñcu zm¹ciæ najzdrowszy
umys³, despotyzm oœlepia ludzi, naród i w³adca upijaj¹ siê razem winem tyranii. Wydaje mi siê,
¿e historia Rosji naocznie potwierdza tê prawdê.
Wracajmy do naszych wypisów, ta sama strona; mówi kronikarz inflancki, cytowany przez

background image

Karamzina. Tym razem na scenie zjawiaj¹ siê kolejno ambasador i cz³owiek torturowany, obaj
jednakowo ubóstwiaj¹cy swego pana i kata.
Ani tortury, ani hañba nie potrafi³y os³abiæ oddania tych ludzi swemu w³adcy. Zacytujemy
pamiêtne œwiadectwo: ksi¹¿ê Sugorski, pos³any w roku 1576 do cesarza Maksymiliana,
zachorowa³ przeje¿d¿aj¹c przez Kurlandiê. Z szacunku dla cara wielki ksi¹¿ê informowa³ siê

29 Który sta³ siê póŸniej morderc¹ nastêpcy tronu i uzurpatorem korony.

wielokroæ o jego zdrowie przez swego w³asnego ministra, który s³ysza³, jak chory powtarza³ raz
po raz: Moje zdrowie nie ma znaczenia, byleby nasz w³adca by³ z drów. Zdziwiony
minister zapyta³ go: – Jak mo¿ecie tak gorliwie s³u¿yæ tyranowi? – My, Rosjanie –
odpar³ ksi¹¿ê Sugorski – jesteœmy zawsze oddani naszym carom, i tym dobrym, i tym
okrutnym. Na dowód tego, co mówi³, chory opowiedzia³, ¿e jakiœ czas temu Jan kaza³ wbiæ na
pal jednego ze swoich wybitnych ludzi ZA LEKK¥ PRZEWINÊ i ¿e nieszczêœliwy
prze¿y³ dwadzieœcia cztery godziny w okrutnych cierpieniach, rozmawiaj¹c z ¿on¹ i dzieæmi i
powtarzaj¹c raz po raz: Panie Bo¿e, chroñ cara!30 To znaczy, (dodaje sam Karamzin), ¿e Rosjanie
chlubili siê tym, co zarzucali im cudzoziemcy: œlepym, bezgranicznym oddaniem monarsze,
nawet gdy ten w swych najch³odniejszych wybrykach depta³ wszystkie zasady sprawiedliwoœci i
cz³owieczeñstwa.”
¯a³ujê, ¿e nie mogê mno¿yæ tych ciekawych wyj¹tków, ale trzeba wybieraæ. Poprzestanê wiêc
na przepisaniu tu jeszcze korespondencji cara z jedn¹ ze swoich kreatur, (tom IX, str. 264).
„Chan krymski mia³ w swojej w³adzy Wasyla Griaznoja, jednego z faworytów Jana,
uwiêzionego w czasie rekonesansu pod Mo³ocznewody. Zaproponowa³, ¿eby go wymieniæ na
Murze Diwego, ale car tej oferty nie chcia³ przyj¹æ, mimo ¿e ¿a³owa³ Griaznoja i pisywa³ doñ
przyjacielskie listy, w których zgodnie ze swym charakterem oœmiesza³ zas³ugi nieszczêsnego
faworyta. „Myœla³eœ – pisa³ – ¿e jest równie ³atwo walczyæ z Tatarami, jak ¿artowaæ przy moim
stole. Nie, bo oni nie s¹ tacy jak wy, nie zasypiaj¹ we wrogim kraju i nie powtarzaj¹ bez przerwy:
«Czas wróciæ do domu!... Co za dziwny mia³eœ pomys³, ¿eby udawaæ kogoœ znacznego. To
prawda, ¿e zmuszeni oddaliæ otaczaj¹cych nas perfidnych bojarów musieliœmy przybli¿yæ do
naszej osoby takich jak ty niewolników pod³ego pochodzenia, ale nie powinieneœ zapominaæ
swojego ojca i dziada. Œ miesz siê porównywaæ do Diwego? Tobie wolnoœæ zwróci³aby ³o¿e
rozkoszy, jemu zaœ w³o¿y³aby w d³oñ miecz przeciwko chrzeœcijanom. Musi ci wystarczyæ, ¿e
chroni¹c tych z naszych niewolników, co nam s³u¿¹ gorliwie, jesteœmy gotowi zap³aciæ za ciebie
okup».
OdpowiedŸ s³ugi godna jest listu pana. Oto ona, taka, jak¹ nam podaje Karamzin. To coœ
wiêcej ni¿ obraz serca pod³ego cz³owieka, na jej podstawie mo¿na sobie wyrobiæ zdanie o
szpiegostwie uprawianym wówczas w obcych krajach przez Rosjan. Niewielu zapewne jest ludzi
zdolnych do pope³nienia zbrodni Griaznoja, ale jestem pewien, ¿e wielu jest takich, co napisaliby
listy pod wzglêdem istotnych uczuæ podobne do listu tego urzêdnika.
„Mi³oœciwy panie, ja nie spa³em we wrogim kraju, wykonywa³em twoje rozkazy,
zbiera³em wiadomoœci s³u¿¹ce bezpieczeñstwu Rosji. Nie ufaj¹c nikomu, czuwaj¹c w
dzieñ i w nocy, zosta³em ujêty okryty ranami w chwili, kiedy mia³em wydaæ ostatnie tchnienie,
porzucony przez tchórzliwych towarzyszy broni. Niszczy³em w walce wrogów chrzeœcijañstwa, a
jako jeniec doprowadzi³em do zguby zdrajców Rosjan, którzy chcieli ciê zgubiæ. Padli p
o t a j e m n i e z mej rêki i ani jeden nie zosta³ z nich tutaj poœród ¿yj¹cych.31 ¯artowa³em
przy stole mego w³adcy, ¿eby go rozweseliæ, dziœ umieram dla BOGA i dla NIEGO. Tylko dziêki

background image

szczególnej ³asce Najwy¿szego jeszcze oddycham, tylko p³omieñ mej gorliwoœci dla twojej
s³u¿by wspiera mnie, abym móg³ wróciæ do Rosji i znów rozweselaæ mego w³adcê. Cia³o moje
jest na Krymie, ale dusza moja jest z Bogiem i z Twoj¹ Wysokoœci¹. Nie bojê siê œmierci,
bojê siê tylko twej nie³aski”.

30 Takie przywi¹zanie ofiary do tyrana jest niew¹tpliwie rodzajem fanatyzmu w³aœciwym szczególnie Azjatom i
Rosjanom.
31 Na dworze cesarza Miko³aja widuje siê codzieñ wielmo¿ê przezywanego po cichu trucicielem, który ¿artuje
sobie z tego przydomku.

Tak wygl¹da przyjacielska korespondencja cara ze sw¹ kreatur¹.
Karamzin dodaje: „Takich nêdzników potrzebowa³ Jan dla swych rz¹dów i, jak myœla³, dla
swego bezpieczeñstwa”.
Ale wszystkie wydarzenia tego niezwyk³ego panowania – niezwyk³ego g³ównie ze wzglêdu na
spokój i d³ugotrwa³oœæ – bledn¹ przy najstraszliwszej ze zbrodni.
Jak ju¿ powiedzia³em, Iwan, upodlony, dr¿¹cy na sam dŸwiêk s³owa Polska, odstêpuje
Batoremu prawie bez walki prowincjê, o któr¹ od wieków zawziêcie walczono z Polakami, ze
Szwedami, z jej w³asnymi mieszkañcami, a przede wszystkim z jej g³ównymi zdobywcami,
kawalerami mieczowymi. Inflanty by³y dla Rosji bram¹ do Europy, obcowaniem z
cywilizowanym œwiatem. Od niepamiêtnych czasów by³y przedmiotem po¿¹dania carów i celem
wysi³ków moskiewskiego narodu. I oto w niepojêtym napadzie przera¿enia ten najbardziej
arogancki, a jednoczeœnie najtchórzliwszy z w³adców, rezygnuje z tego ³upu i zostawia go
wrogowi, i to nie w nastêpstwie przegranej bitwy, lecz spontanicznie, jednym poci¹gniêciem
pióra, choæ jest jeszcze zasobny w niezliczon¹ armiê i w niewyczerpany skarb. No i pos³uchaj, co
by³o pierwsz¹ konsekwencj¹ tej zdrady.
Carewicz, ukochany syn Iwana IV, przedmiot wszystkich jego czu³oœci, którego urabia³ na
swoje podobieñstwo w uprawianiu zbrodni i w nawykach najhaniebniejszej rozpusty, czuje
niejakie zawstydzenie widz¹c niecne postêpowanie ojca i w³adcy. Nie pozwala sobie na krytykê,
zbyt dobrze zna Iwana, ale starannie unikaj¹c Wszelkich s³ów, co by mog³y wygl¹daæ na skargê,
prosi tylko, by mu pozwolono wyprawiæ siê przeciw Polakom.
– Ach, wiêc potêpiasz moj¹ politykê! To ju¿ jest zdrada! – wo³a car. – Kto wie, czy nie
kryjesz w sercu buntu przeciw ojcu!
Z tymi s³owami, zap³on¹wszy nag³ym gniewem, chwyta swoj¹ okut¹ laskê i uderza ni¹ z
ca³ych si³ syna w g³owê. Jeden z faworytów chce powstrzymaæ rêkê tyrana, ale Iwan uderza
powtórnie – i carewicz pada œmiertelnie zraniony.
Teraz odbywa siê jedyna wzruszaj¹ca scena w ¿yciu Iwana IV.
Jej patos jest czymœ nadludzkim, tylko jêzyk poezji móg³by uwiarygodniæ cnoty tak wznios³e,
¿e a¿ niepojête.
Carewicz d³ugo umiera³, agonia trwa³a kilka dni. Kiedy car zobaczy³, ¿e zabi³ w³asn¹ rêk¹ to,
co mia³ najdro¿szego na œwiecie, popad³ w dzik¹ rozpacz, tak gwa³town¹, jak straszny by³ jego
gniew. Tarza³ siê w kurzu wydaj¹c przeraŸliwe wrzaski, miesza³ swoje ³zy z krwi¹ swego
nieszczêœliwego syna ca³uj¹c jego rany, b³agaj¹c niebo i ziemiê o zachowanie ¿ycia, które mu
wydar³, wo³aj¹c do siebie lekarzy i znachorów i obiecuj¹c skarby, zaszczyty i w³adzê temu, kto
mu uzdrowi nastêpcê jego tronu i jedyny obiekt jego czu³oœci... czu³oœci Iwana IV!!...
Wszystko daremne! Zbli¿a siê nieuchronna œmieræ. Ojciec uderzy³, a Bóg os¹dzi³ ojca i syna –
syn umrze!!... Ale tortura d³ugo trwa, Iwan wreszcie nauczy siê cierpieæ cudzym cierpieniem.
¯ywotna ofiara walczy a¿ cztery dni ze œmierci¹. Ale jak myœlisz, na czym up³ynê³y te cztery

background image

dni? Jak myœlisz, jak siê to dziecko znieprawione przez swego ojca – zwróæ na to uwagê,
nies³usznie podejrzewane, zel¿one, zabite przez ojca – jak myœlisz, jak ono siê mœci za utratê
wszystkich swoich nadziei na tym œwiecie i za cztery dni cierpieñ, na które skazujê go niebo dla
pouczenia ziemi i, jeœli to mo¿liwe, dla nawrócenia jego kata?
Spêdza ten czas próby na mod³ach do Boga za ojca, na pocieszaniu tego ojca, który go nie
chce opuœciæ, na usprawiedliwianiu go, na powtarzaniu mu z delikatnoœci¹ godn¹ syna lepszego
cz³owieka, ¿e kara mimo pozornej surowoœci by³a sprawiedliwa, bo syn, który potêpia choæby w
g³êbi serca postêpowanie koronowanego ojca, zas³uguje na œmieræ. A œmieræ jest obok. To nie
mówi ju¿ strach, to zabobon polityczny, ale tym razem efekt jest wznios³y.

Kiedy nadchodz¹ ostatnie chwile, nieszczêœliwa ofiara myœli ju¿ tylko o ukryciu okropnoœci
swego zgonu przed oczyma zabójcy, którego czci jak najlepszego z ojców i najwiêkszego z
królów: b³aga cara, by siê oddali³.
A kiedy zamiast ust¹piæ naleganiu konaj¹cego Iwan w ataku skruchy rzuca siê na ³ó¿ko syna,
a potem znów pada na klêczki, by b³agaæ swoj¹ ofiarê o spóŸnione przebaczenie, ten bohater
synowskiego oddania odnajduje w poczuciu obowi¹zku nadprzyrodzon¹ si³ê: ju¿ walcz¹c ze
œmierci¹, zatrzymuje w przejœciu sw¹ duszê, czepi¹ siê przez chwilê ¿ycia, przytrzymuj¹c je
jakby cudem, by powtórzyæ ze zdwojon¹ energi¹ i solennoœci¹, ¿e jest winien, ¿e jego œmieræ jest
zas³u¿ona, ¿e jest zbyt ³agodna. Dziêki synowskiej mi³oœci i szacunkowi dla w³adzy udaje mu siê
ukryæ agoniê i a¿ do ostatniej chwili kryjê przed ojcem mêczarnie cia³a, w którym zbuntowana
m³odoœæ walczy z rozk³adem. Gladiator pada z wdziêkiem, tym razem nie z pod³ej pychy, lecz
przez wysi³ek litoœci, wy³¹cznie po to, by z³agodziæ wyrzuty sumienia w sercu wystêpnego ojca.
Do ostatniego tchnienia zapewnia go o swojej wiernoœci, oddaniu prawowitemu w³adcy Rosji, i
wreszcie umiera ca³uj¹c rêkê, która go zabi³a, b³ogos³awi¹c Boga, ojczyznê i ojca.
...Carewicz skona³ poza Moskw¹, w jaskini tyrana o nazwie Wola Aleksandrowska.
Co za tragedia! Nigdy pogañski Rzym, ani Rzym chrzeœcijañski nie wyda³y nic tak
szlachetnego, jak to d³ugie ¿egnanie siê syna Iwana IV z ojcem.
Je¿eli Rosjanie nie potrafi¹ byæ ludzcy, potrafi¹ za to wznieœæ siê niekiedy ponad ludzkoœæ.
Karamzin, surowszy, podaje w w¹tpliwoœæ szczeroœæ carewicza. To prawda, ¿e trwa³a krótko,
ale chcê wierzyæ, ¿e by³a przez chwilê prawdziwa.
Tak czy inaczej, trzeba to powiedzieæ, ¿e ta próba nie z³agodzi³a charakteru potwora, który
dalej, do koñca swych dni pi³ niewinn¹ krew i tarza³ siê w najohydniejszej rozpuœcie.
Czuj¹c, ¿e zbli¿a siê zgon, wiele razy kaza³ siê zanosiæ do izby, gdzie mia³ swoje skarby. Tam
zgas³ym wzrokiem chciwie ogl¹da³ klejnoty, daremne bogactwa, umykaj¹ce mu wraz z ¿yciem.
Prze¿ywszy ¿ycie jak dzikie zwierzê, umar³ jak satyr, zel¿ywszy aktem oburzaj¹cej lubie¿noœci
nawet swoj¹ synow¹, anio³a czystoœci i cnoty, m³od¹, niewinn¹ ma³¿onkê swego drugiego syna,
Fiodora, który zosta³ po œmierci carewicza Jana nastêpc¹ tronu. Ta m³oda kobieta zbli¿y³a siê do
³ó¿ka umieraj¹cego, aby go pocieszyæ w ostatniej chwili... lecz nagle ujrzano, ¿e siê cofnê³a i
uciek³a z okrzykiem przera¿enia.
Oto jak Iwan IV umar³ na Kremlu, i... trudno uwierzyæ, by³ d³ugo op³akiwany przez ca³y
naród, przez mo¿nych, lud, mieszczan i duchowieñstwo, jakby by³ najlepszym z panuj¹cych...
Przyznajmy wiêc i nie przestañmy powtarzaæ, ¿e nieograniczony despotyzm ma na ludzki umys³
taki wp³yw, jak upajaj¹cy trunek. Cesarz Rosji musia³by byæ anio³em lub przynajmniej
cz³owiekiem genialnym, by zachowaæ rozs¹dek po dwudziestu latach panowania. Ale co
powiêksza moje zdziwienie i przera¿enie, to fakt, ¿e szaleñstwo cz³owieka sprawuj¹cego tyraniê
tak ³atwo udziela siê ludziom jej doznaj¹cym; ofiary staj¹ siê najgorliwszymi wspólnikami

background image

katów. Oto czego mo¿na dowiedzieæ siê w Rosji.
Szczegó³owa i ca³kowicie prawdziwa historia tego kraju by³aby chyba najbardziej pouczaj¹c¹
ksi¹¿k¹, jak¹ mo¿na by ofiarowaæ przemyœleniom ludzi, ale nie sposób jej napisaæ. Karamzin,
który próbowa³ to zrobiæ, pochlebi³ swoim modelom, a i to zatrzyma³ siê przed wst¹pieniem na
tron dynastii Romanowów. Umar³ w chwili, kiedy dalsze pisanie stawa³o siê niemo¿liwe.
Niemniej z³agodzony i skrócony szkic który Ci nakreœli³em, wystarczy do ukazania Ci faktów i
ludzi, ku którym myœl zwraca siê mimowolnie na widok straszliwych murów Kremla.

Moskwa, 11 sierpnia 1839, wieczorem
...Dziœ uzupe³ni³em swoj¹ podró¿ systematycznym i szczegó³owym ogl¹daniem Kremla przy
pomocy MXXX, któremu mnie polecono. Wci¹¿ ten Kreml! Dla mnie to ca³a Moskwa, ca³a Rosja!
Kreml to osobny œwiat!
Nigdy nie widzia³em Konstantynopola, ale myœlê, ¿e po tym mieœcie Moskwa jest najbardziej
frapuj¹c¹ ze stolic Europy. To Bizancjum l¹dowe. Bogu dziêki, place starej stolicy nie s¹
olbrzymie jak petersburskie, gdzie rzymski Œ wiêty Piotr by siê zgubi³. W Moskwie gmachy i
pomniki s¹ mniej rozsiane i dlatego wywieraj¹ mocniejsze wra¿enie. Despotyzmowi linii
prostych i symetrycznych planów opar³a siê tutaj historia i natura. Moskwa jest przede wszystkim
malownicza. Niebo, nie bêd¹c bezchmurne ma zabarwienie srebrzyste i lœni¹ce. Wzory
wszystkich rodzajów architektonicznych nagromadzone s¹ tutaj bez ³adu i sk³adu, ¿aden
monument nie jest doskona³y, niemniej ca³oœæ przejmuje nas, nie podziwem, lecz zdumieniem.
Nierównoœci terenu mno¿¹ punkty widzenia. Cerkwie ze swymi kopu³ami, których liczba jest
zmienna i nieraz bardzo przekracza sakramentaln¹ liczbê nakazan¹ architektom przez
prawos³awie, iskrz¹ siê w powietrzu magicznymi aureolami. Mnóstwo z³otych piramid i
dzwonnic w kszta³cie minaretów rysuje na niebie sylwety lœni¹ce w s³oñcu. Orientalny pawilon,
hinduska kopu³a przenosz¹ nas do Delhi, baszta, wie¿yczka sprowadzaj¹ nas do Europy czasu
wypraw krzy¿owych. Wartownik czuwaj¹cy na wie¿y stra¿niczej przywodzi na myœl muezzina
wzywaj¹cego wiernych do mod³ów, wreszcie, aby ca³kiem zm¹ciæ nam myœli, krzy¿ b³yszcz¹cy
wszêdzie, nakazuj¹cy ludziom uklêkn¹æ przed S³owem, wygl¹da, jakby spad³ tutaj z nieba w sam
œrodek gromady Azjatów, by poprowadziæ ich wszystkich razem na w¹sk¹ drogê zbawienia.
Zapewne przed tym w³aœnie poetycznym obrazem pani de Stael zawo³a³a: Moskwa jest
Rzymem Pó³nocy!
Powiedzenie nietrafne, bo pod ¿adnym wzglêdem nie mo¿na przeprowadziæ paraleli miêdzy
tymi dwoma miastami. Zjawiwszy siê w Moskwie myœlimy o Niniwie, Palmirze, Babilonie, a nie
o arcydzie³ach sztuki znajduj¹cych siê w Rzymie pogañskim czy chrzeœcijañskim. Historia i
religia tego kraju tak¿e nie kieruj¹ umys³u podró¿nika ku Rzymowi. Rzym jest bardziej
odmienny do Moskwy ni¿ Pekin.
...Nie jestem przesycony widokiem Kremla od zewn¹trz; jego dziwaczne budowle,
zdumiewaj¹ce mury obronne, mnóstwo ³uków, widet, dzwonnic, strzelnic odkrywanych na
ka¿dym kroku postawionym wokó³ tego baœniowego monumentu, niezwyk³e rozmiary
wszystkich tych rzeczy, nagromadzenie ich bry³, pêkniêcia w ich murach robi¹ na mej wyobraŸni
wci¹¿ nowe wra¿enie. Mury zewnêtrzne nierówno zarysowane, wspinaj¹ce siê i schodz¹ce w dó³
w zale¿noœci od g³êbokich i stromych za³amañ pagórków i kotlin, tyle spiêtrzonych kondygnacji
budynków o dziwnym stylu tworz¹ jedn¹ z najoryginalniejszych i najpoetyczniejszych dekoracji

background image

œwiata. To nie ja, to malarze powinni pokazaæ Ci te cuda, brak mi s³ów, by opisaæ ich efekt, s¹ to
rzeczy, które potrafi¹ oceniæ tylko oczy. Wszelako malarz musia³by wybraæ swoje punkty
widzenia z rozwag¹, bo ogl¹dany od zewn¹trz, Kreml jest cudowny – od wewn¹trz p³aski i
pospolity. Jak Ci wyraziæ moje zaskoczenie, kiedy wchodz¹c do œrodka tego czarodziejskiego

miasta zbli¿y³em siê do nowoczesnego budynku zwanego Skarbcem i zobaczy³em przed sob¹
pa³ac o ostrych k¹tach, o sztywnych liniach i o greckich frontonach ozdobionych korynckimi
kolumnami? Ta zimna imitacja antyku, której powinienem by³ siê spodziewaæ, wyda³a mi siê tak
groteskowa, ¿e cofn¹³em siê o kilka kroków.
...W koñcu zdecydowa³em siê zbli¿yæ do greckich perystylów i korynckich kolumn Skarbca i
mijaj¹c z zamkniêtymi oczyma te arcydzie³a z³ego smaku wszed³em do s³ynnego Arsena³u, gdzie
siê znajduj¹ ustawione jak w gabinecie osobliwoœci najciekawsze zabytki historyczne Rosji.
Co za kolekcja zbroi, waz i klejnotów narodowych! Co za obfitoœæ koron i tronów,
zgromadzonych w jednym miejscu! Sposób rozmieszczenia tych przedmiotów jeszcze potêguje
wywierane przez nie wra¿enie. Nie mo¿na powstrzymaæ podziwu dla smaku tej dekoracji, a co
wiêcej, inteligencji politycznej, co kierowa³a tak pysznym uk³adem tylu insygniów i trofeów, ale
pycha patriotyczna jest najbardziej uzasadnion¹ z wszystkich rodzajów pychy. Mo¿na wybaczyæ
namiêtnoœæ, która pomaga spe³niæ tyle obowi¹zków. Jest w tym g³êbok¹ myœl, rzeczy s¹ tylko jej
symbolem.
Korony spoczywaj¹ na poduszkach umieszczonych na piedesta³ach, a trony na estradach
pyszni¹ siê pod œcianami. Tej ewokacji przesz³oœci brak tylko obecnoœci ludzi, dla których
zosta³y zrobione wszystkie te rzeczy. Ich brak zastêpuje kazanie o marnoœci spraw ludzkich.
Kreml bez swoich carów to teatr bez œwiat³a i bez aktorów.
Najczcigodniejsz¹, je¿eli nie najokazalsz¹ z koron jest korona Monomacha, przywieziona z
Bizancjum do Kijowa w roku 1116.
Potem id¹ korony za koronami, ale wszystkie s¹ podporz¹dkowane koronie cesarskiej. W tej
królewskiej konstelacji znajduj¹ siê korony pañstw Kazania, Astrachania, Gruzji, Krymu: widok
tych satelitów królewskoœci, trzymanych w godziwej odleg³oœci od góruj¹cej nad nimi
wszystkimi gwiazdy, jest niezwykle imponuj¹cy: wszystko w Rosji jest emblematem, to kraj
poetyczny – poetyczny jak ból! Có¿ wymowniejszego ni¿ ³zy, co p³yn¹ wewn¹trz i spadaj¹ na
serce? Korona Syberii znajduje siê wœród tylu innych koron. Ta pochodzi z rosyjskiej fabryki,
jest to urojone insygnium, z³o¿one tutaj dla upamiêtnienia wielkiego faktu historycznego,
dokonanego przez awanturniczych kupców i wojowników za panowania Iwana IV, okresu, w
którym siê odby³o nie odkrycie, lecz podbój Syberii. Wszystkie te korony s¹ obsypane
najcenniejszymi i najwiêkszymi kamieniami œwiata. £ono tej rozpaczliwej ziemi otwar³o siê, by
dostarczyæ strawy dla pychy wyros³ego na niej despotyzmu.
Tron i korona Polski te¿ maj¹ swoje miejsce na tym pysznym firmamencie cesarskim i
królewskim... Tyle klejnotów zamkniêtych na ma³ej przestrzeni b³yszcza³o przed mymi oczami,
jak ogon pawia. Co za krwawa pró¿noœæ! – powtarza³em sobie po cichu przy ka¿dym nowym

background image

cudzie, przy którym zatrzymywali mnie moi przewodnicy...
Zafrapowa³y mnie zw³aszcza korony Piotra I, Katarzyny I i El¿biety: co tam z³ota,
diamentów... i kurzu!!! Gdzie s¹ teraz nosz¹ce je g³owy? Jab³ka cesarskie, trony, ber³a, wszystko
tu jest zgromadzone, by œwiadczyæ o wielkoœci rzeczy i o nicoœci ludzi, a gdy pomyœlimy, ¿e ta
nicoœæ rozci¹ga siê nawet na pañstwa, nie wiemy, jakiej uchwyciæ siê s³omki w potoku czasu.
...Wazy cyzelowane w stylu Benvenuta Celliniego, czary zdobione drogimi kamieniami,
przedziwne hafty, szk³o z wszystkich krajów i wszystkich wieków... Jest ich wielka obfitoœæ w
tym wspania³ym zbiorze, którego prawdziwy amator nie obejrza³by nawet przez tydzieñ. Prócz
tronów czy foteli wszystkich ksi¹¿¹t rosyjskich wszystkich wieków widzia³em tu równie¿
czapraki ich koni, ubiory, meble, i te rzeczy mniej lub bardziej bogate, mniej lub bardziej
rzadkie, olœniewa³y mi oczy. Przypomnij sobie pa³ace z Tysi¹ca i jednej nocy: nie ma innego
sposobu opisania Ci baœniowego, po prostu czarodziejskiego wnêtrza, ale tutaj barwnoœæ historii
przyczynia siê jeszcze do wra¿enia wywieranego przez tyle cudów! Ile¿ tu interesuj¹cych faktów

malowniczo zarejestrowanych i poœwiadczonych czcigodnymi relikwiami!... Poczynaj¹c od
kunsztownego he³mu œwiêtego Aleksandra Newskiego a koñcz¹c na noszach, na których niesiono
Karola XII do Po³tawy, ka¿dy przedmiot o¿ywia nam jakieœ ciekawe wspomnienie, jakiœ
osobliwy fakt. Ten Skarbiec jest prawdziwym albumem kremlowskich olbrzymów.
Koñcz¹c ogl¹danie tych dumnych pami¹tek czasu przypomnia³em sobie, jak w natchnieniu,
pewien ustêp z Montaigne'a, który przepisujê dla Ciebie, aby uzupe³niæ ciekawym kontrastem ten
opis wspania³oœci moskiewskiego Skarbca. Ty wiesz, ¿e nigdy nie podró¿ujê bez Montaigne'a.
„Za dawnych czasów ksi¹¿ê moskiewski winien by³ tê czêœæ Tatarom, ¿e kiedy wyprawiali
doñ pos³ów, mia³ iœæ naprzeciw nim piechot¹ i podaæ im kubek mleka klaczy (napój, który mi³uj¹
nad wszystko); a jeœli pij¹c upuœcili jak¹ kroplê na grzywê konia, trzeba mu by³o oblizaæ j¹
jêzykiem”.
„Armiê, któr¹ cesarz Bajazet wyprawi³ do Rosji, zaskoczy³a taka nawa³nica œniegu, i¿ chc¹c
siê os³oniæ i ocaliæ przed zimnem, wielu postanowi³o zabiæ i wypatroszyæ swoje konie, aby siê
tam zaszyæ i skrzepiæ tym ¿ywym ciep³em”. (T³um. T. Boy-¯eleñski)
Cesarz Wszechrosji ze wszystkimi swoimi tronami, z ca³¹ swoj¹ dum¹ jest jednak tylko
nastêpc¹ tych samych wielkich ksi¹¿¹t, których tak upokorzono w XVI wieku, a i to sta³ siê nim
wskutek spornych spraw, bowiem pomijaj¹c ju¿ nawet elekcjê Trubeckiego, uniewa¿nion¹ przez
intrygi rodziny Romanowów i ich przyjació³, dzieci Katarzyny II dosta³y siê na tron dziêki
zbrodniom wielu pokoleñ ksi¹¿¹t. Zatem nie bez powodu ukrywa siê historiê Rosji przed
Rosjanami, a chcia³oby siê j¹ ukryæ przed œwiatem.
... W okresie, kiedy wielcy ksi¹¿êta moskiewscy dŸwigali na klêczkach hañbi¹ce jarzmo
na³o¿one im przez Mongo³ów, w Europie kwitn¹³ duch rycerski, zw³aszcza w Hiszpanii, gdzie
la³a siê krew strumieniami za honor i niezale¿noœæ chrzeœcijañstwa. Nie s¹dzê, ¿eby mimo
œredniowiecznego barbarzyñstwa znalaz³ siê w Europie choæ jeden król, zdolny do
zbezczeszczenia w³adzy przyjêciem warunków narzuconych wielkim ksi¹¿êtom Moskwy w XII,
XIV i XV wieku przez ich panów, Tatarów. Raczej straciæ koronê ni¿ poni¿yæ królewski
majestat: oto co powiedzia³by król francuski, hiszpañski czy ka¿dy inny w starej Europie. Ale w
Rosji chwa³a jest œwie¿ej daty, jak wszystko inne. Czas trwania inwazji podzieli³ historiê tego
kraju na dwie zupe³nie odmienne epoki: historiê niezale¿nych S³owian – i historiê Rosjan
zaprawionych do tyranii przez trzy wieki niewoli. A tê dwa narody nie maj¹, prawdê mówi¹c, nic
wspólnego prócz imienia z dawnymi szczepami po³¹czonymi przez Waregów w jeden naród.
Szczepy te by³y niepodleg³e, obecni Rosjanie – bynajmniej.
...Gdzie indziej oczekiwa³y mnie inne cuda: zwiedzi³em senat, cesarskie pa³ace, dawny pa³ac

background image

patriarchy – w nich wszystkich nie ma nic ciekawego prócz nazw – i wreszcie kanciasty pa³acyk,
bêd¹cy klejnotem i zabawk¹. Jego budowa przypomina trochê arcydzie³a mauretañskiej
architektury, b³yszczy wytwornoœci¹ wœród otaczaj¹cych ciê¿kich bry³, rzek³byœ karbunku³
oprawiony w zwyk³y kamieñ. Ten pa³ac jest wielopiêtrowy, piêtra ni¿sze s¹ szersze od wy¿szych,
co mno¿y tarasy i nadaje ca³ej budowie formê piramidy o bardzo malowniczym wygl¹dzie.
Ka¿de piêtro jest cofniête wobec ni¿szego, a ostatnie, bêd¹ce szczytem piramidy, jest tylko
pawilonikiem. Na ka¿dym z piêter fajansowe p³yty werniksowane na mod³ê arabsk¹ rysuj¹ liniê
architektoniczn¹ z wielkim smakiem i precyzj¹, niestety te ornamenty s¹ wspó³czesne. Wnêtrze
zosta³o niedawno przemeblowane, oszklone, pomalowane, ca³kowicie odrestaurowane, doœæ
pomys³owo.
Niepodobna przekazaæ Ci kontrastu wywo³anego przez tyle ró¿nych budynków
zgromadzonych w jednym punkcie, bêd¹cym centrum olbrzymiego miasta, a wœród tej
mieszaniny odmalowaæ Ci wygl¹d tego pa³acu, œwie¿o odnowionego, ale o ornamentyce w
dawnym stylu, zbli¿onym do gotyku i pomieszanym z arabskim: tu œwi¹tyni¹ grecka, tam

twierdze gotyckie, dalej hinduskie wie¿e, chiñskie pagody, a wszystko dziwacznie st³oczone w
ogrodzeniu zamkniêtym cyklopicznymi murami – oto co nale¿a³oby pokazaæ Ci jednym s³owem,
jak siê to spostrzega jednym spojrzeniem.
S³owa maluj¹ przedmioty tylko za pomoc¹ przywo³ywanych wspomnieñ; otó¿ ¿adne z twoich
wspomnieñ nie mo¿e ci pos³u¿yæ do wyobra¿enia sobie Kremla. Trzeba byæ Rosjaninem, by
zrozumieæ podobn¹ architekturê.
Dolne piêtro tego arcydzie³a jest prawie ca³kiem wype³nione ogromnym sklepieniem,
wznosz¹cym siê na jednym filarze, który zajmuje œrodek izby. Jest to sala tronowa, tu siê udaj¹
cesarze opuœciwszy cerkiew po koronacji. Tu wszystko przypomina o wspania³oœci dawnych
carów i wyobraŸnia jest zmuszona przenosiæ siê w czasy Iwanów i Aleksych: jest to naprawdê
moskiewskie. Malowid³a, ca³kiem nowe, pokrywaj¹ce œciany tego pa³acu wyda³y mi siê jednak
doœæ gustowne; ca³oœæ przypomina rysunki porcelanowej wie¿y w Pekinie.
Ta grupa budowli czyni z Kremla jedn¹ z najbardziej teatralnych dekoracji œwiata, ale ¿aden z
gmachów st³oczonych na tym rosyjskim forum nie wytrzyma³by szczegó³owej analizy, tak samo
jak te, co s¹ rozproszone w pozosta³ych czêœciach miasta. Na pierwszy rzut oka Moskwa
wywiera niezwyk³e wra¿enie. By³oby to najpiêkniejsze z miast dla dorêczyciela depesz,
cwa³uj¹cego wzd³u¿ murów jej wszystkich cerkwi, klasztorów, pa³aców, zamków obronnych,
które bynajmniej nie odznaczaj¹ siê dobrym smakiem, ale które na pierwszy rzut oka wygl¹daj¹
na siedziby nadprzyrodzonych istot.
Niestety dziœ siê buduje na Kremlu nowy pa³ac, aby uczyniæ dawn¹ siedzibê cesarza bardziej
wygodn¹, ale czy zadano sobie pytanie, czy to œwiêtokradcze ulepszenie nie popsuje jedynego na
œwiecie ca³okszta³tu dawnych budowli œwiêtej twierdzy? Obecna siedziba cesarza jest mierna,
zgoda, ale chc¹c temu zaradziæ narusza siê najszacowniejsze budowle starego sanktuarium
narodowego, co jest profanacj¹. Ja bym na miejscu cesarza raczej zawiesi³ swój pa³ac w
powietrzu ni¿ bym usun¹³ jeden kamieñ ze starych murów Kremla.
...W dodatku tê profanacjê spe³nia siê z koniecznym szacunkiem, który mi czyni j¹ jeszcze
ohydniejsz¹. Zamierza siê pozostawiæ stary gmach, to znaczy, ¿e nie zostanie zniszczony, lecz
¿ywcem pogrzebany w jakimœ pa³acu. Taki œrodek stosuje siê tutaj, by pogodziæ oficjalny kult
przesz³oœci z zami³owaniem do komfortu, œwie¿o importowanym z Anglii. Ten sposób
upiêkszania narodowego miasta Rosjan jest najzupe³niej godny Piotra Wielkiego. Czy
za³o¿ycielowi nowej stolicy nie wystarczy³oby opuœciæ dawn¹? Nie, oto jego nastêpcy j¹
demoluj¹ pod pretekstem upiêkszania.

background image

Cesarz Miko³aj móg³by zdobyæ osobist¹ s³awê: zamiast wlec siê drog¹ wytyczon¹ przez kogoœ
innego, móg³ po prostu opuœciæ pa³ac Zimowy spalony w Petersburgu i przenieœæ na zawsze
rezydencjê cesarsk¹ na Kreml taki, jaki jest, a dla potrzeb swego domu, dla wielkich dworskich
obchodów, móg³by zbudowaæ poza murami œwiêtego przybytku wszelkie pa³ace, jakie uzna³by za
konieczne. Tym powrotem naprawi³by b³¹d cesarza Piotra, który zamiast ci¹gn¹æ swoich bojarów
do sali widowiskowej zbudowanej dla nich nad Ba³tykiem, móg³ i powinien by³ cywilizowaæ ich
u siebie, wykorzystuj¹c godne podziwu elementy, które natura da³a mu do dyspozycji, a które on
zlekcewa¿y³ z pogard¹ i z lekkomyœlnoœci¹ niegodnymi cz³owieka wy¿szego, jakim by³ pod
wieloma wzglêdami. Tote¿ z ka¿dym krokiem stawianym przez cudzoziemca na drodze z
Petersburga do Moskwy Rosja ze swymi niezmierzonymi terytoriami, ze swymi ogromnymi
bogactwami rolniczymi roœnie w jego umyœle, podczas gdy Piotr Wielki maleje. Monomach w XI
wieku by³ w³adc¹ prawdziwie rosyjskim, Piotr I w XVIII dziêki swej fa³szywej metodzie
doskonalenia jest tylko ho³downikiem zagranicy, ma³p¹ Holendrów, naœladowc¹ cywilizacji,
któr¹ kopiuje ze skrupulatnoœci¹ dzikusa. Albo Rosja nie spe³ni tego, co nam siê wydaje jej
losem, albo Moskwa któregoœ dnia stanie siê z powrotem stolic¹ pañstwa, bo tylko ona ma w

sobie ziarno rosyjskiej niepodleg³oœci i oryginalnoœci. Tam jest korzeñ drzewa, tam powinno
wydaæ swoje owoce – szczep nigdy nie uzyskuje mocy ziarna.
Gdybym kiedyœ zobaczy³ tron rosyjski majestatycznie przeniesiony do jego prawdziwej
siedziby, do centrum pañstwa rosyjskiego, Moskwy, gdyby Petersburg pozwoliwszy swym
gipsom i poz³otom obróciæ siê w proch w rujnuj¹cym bagnie, do którego je przywieziono, sta³ siê
z powrotem tym, czym powinien by³ byæ zawsze – wspania³ym sk³adem handlowym miêdzy
Rosj¹ a Zachodem, podczas gdy z innej strony Kazañ i Ni¿ny pos³u¿y³yby za drabinê miêdzy
Rosj¹ a Wschodem, powiedzia³bym: naród s³owiañski pokonawszy dziêki s³usznej dumie
pró¿noœæ swych w³adców, ¿yje nareszcie w³asnym ¿yciem. Konstantynopol nañ czeka; tam sztuki
piêkne i bogactwa nagrodz¹ w naturalny sposób wysi³ki ludu powo³anego do tym wiêkszej
potêgi, tym wiêkszej chwa³y, ¿e tak d³ugo by³ nieznany i zrezygnowany.
Czy mo¿na sobie wyobraziæ majestat stolicy rozpartej w œrodku równiny licz¹cej wiele tysiêcy
mil, równiny rozci¹gniêtej od Persji do Laponii, Astrachania i Morza Kaspijskiego a¿ do Uralu i
Morza Bia³ego z portem w Archangielsku? Potem, zni¿aj¹c siê ku krajom bardziej nadaj¹cym siê
do mieszkania, ta równina biegnie wzd³u¿ Ba³tyku, gdzie siê znajduj¹ Sankt-Petersburg i
Kronsztad, dwa arsena³y Moskwy, wreszcie rozci¹ga siê na zachód i na po³udnie, od Wis³y do
Bosforu, który czeka na Rosjan. Konstantynopol s³u¿y za bramê ³¹cz¹c¹ Moskwê, œwiête miasto
Rosjan, ze œwiatem!... Z pewnoœci¹ majestat tego królewskiego miasta z wszystkimi jego filiami
zwróconymi w cztery strony œwiata by³by imponuj¹cy wœród wszystkich potêg œwiata i
usprawiedliwia³by œwietny emblemat koron z kremlowskiego Skarbca.
Cesarz Miko³aj, mimo wielkiego zmys³u praktycznego i g³êbokiej m¹droœci, nie dojrza³
najlepszego sposobu osi¹gniêcia celu. Przychodzi³ od czasu do czasu pospacerowaæ na Kreml,
ale to nie doœæ, powinien uznaæ koniecznoœæ osiedlenia siê tam na sta³e. Mo¿liwe, ¿e j¹ uzna³, ale
nie mia³ si³y zdobyæ siê na takie poœwiêcenie: jest to wielki b³¹d. Za Aleksandra Rosjanie spalili
Moskwê, aby ocaliæ ojczyznê; za Miko³aja Bóg spali³ pa³ac w Petersburgu, aby pchn¹æ naprzód
los Rosji – a Miko³aj nie odpowiedzia³ na wo³anie Opatrznoœci. Rosja jeszcze czeka!...
...Widok z góry z tarasu Kremla jest wspania³y, trzeba go podziwiaæ przede wszystkim
wieczorem. W³aœnie wróci³em sam pod dzwonnicê Iwana Wielkiego, wie¿ê Wielikij, najwy¿sz¹
na Kremlu i chyba w ca³ej Moskwie; widzia³em stamt¹d zachód s³oñca i bêdê tam czêsto wraca³,
gdy¿ nic mnie tak nie interesuje w Moskwie jak Kreml.
Nowe drzewa, którymi kilka lat temu obsadzono wiêkszoœæ jego murów, s¹ wielce gustown¹

background image

ozdob¹ upiêkszaj¹c¹ kupieckie miasto, miasto zupe³nie nowoczesne, a jednoczeœnie obramiaj¹
staroruski Alkazar. Drzewa podkreœlaj¹ malowniczy wygl¹d pradawnych wa³ów obronnych. W
grubych murach tego baœniowego zamku s¹ wielkie przestrzenie, widzimy w nich schody,
których œmia³oœæ i wysokoœæ sk³ania do marzeñ, oko œciga tam ca³¹ rzeszê zmar³ych, których
wskrzeszamy w duchu, którzy przebiegaj¹ tarasy, schodz¹ po ³agodnych zboczach i opieraj¹ siê o
balustrady na szczycie starych wie¿, wznosz¹cych siê na sklepieniach, co zdumiewaj¹
rozmachem i trwa³oœci¹. St¹d pochylaj¹c g³owê rzucaj¹ na œwiat zimne, pogardliwe spojrzenie
œmierci. Im d³u¿ej obserwujê te nierówne bry³y, o nieskoñczonej rozmaitoœci form, tym bardziej
podziwiam ich biblijn¹ architekturê i poetycznych budowniczych.
Gdy s³oñce znika za drzewami promenady, jego promienie jeszcze oœwietlaj¹ szczyt
pa³acowych wie¿yczek i cerkwi b³yszcz¹cych w ciemnym b³êkicie nieba z wszystkimi
dzwonnicami: to czarodziejski obraz.
W œrodku plant otaczaj¹cych od zewn¹trz mury widzimy sklepienie, które Ci ju¿ opisa³em, ale
które mnie zadziwi³o przed chwil¹, jak bym dostrzeg³ je po raz pierwszy: to monstrualny tunel.
Opuszczamy miasto o nierównym terenie, miasto naje¿one wie¿ami wznosz¹cymi siê a¿ pod
ob³oki, zag³êbiamy siê w ciemn¹, zakryt¹ drogê, wchodzimy w ten mroczny tunel o d³ugim

stromym zboczu, a wszed³szy na szczyt znajdujemy siê pod niebem i patrzymy z góry na inn¹
czêœæ miasta, dotychczas nie zauwa¿on¹, która siê stapia z ruchliwym kurzem ulic i promenad i
rozci¹ga siê pod naszymi stopami na brzegu na pó³ wyschniêtej od upa³u rzeki Moskwy. Kiedy
ostatnie promienie s³oñca prawie ju¿ gasn¹, widzimy, jak reszta wody, zapomniana w korycie tej
pylnej rzeki, zabarwia siê ogniœcie. WyobraŸ sobie to naturalne lustro, obramione wdziêcznymi
wzgórzami, których masywy s¹ odrzucone ku krañcom pejza¿u, jak brzegi obrazu: to
imponuj¹ce! Niejeden z tych odleg³ych gmachów, miêdzy innymi przytu³ek dla znalezionych
dzieci, jest wielki jak ca³e miasto. S¹ to zak³ady dobroczynnoœci, szko³y, fundacje religijne.
WyobraŸ sobie Moskwê z jej kamiennym mostem, wyobraŸ sobie stare klasztory z niezliczonymi
kopu³ami, z metalowymi wie¿yczkami przypominaj¹cymi ponad œwiêtym miastem wiecznie
rozmodlonych, kolosalnych kap³anów, wyobraŸ sobie ³agodny dŸwiêk dzwonów, które brzmi¹ w
tym kraju wyj¹tkowo harmonijnie, pobo¿ny szmer zlewaj¹cy siê z ruchami spokojnego, choæ
licznego t³umu, zawsze o¿ywionego, ale nigdy nie podnieconego cichym, szybkim biegiem koni i
powozów, których liczba jest tak wielka w Moskwie jak w Petersburgu – a bêdziesz mia³ pojêcie
o s³oñcu, co opada w kurz tego starego grodu. Wszystko to sprawia, ¿e w ka¿dy letni wieczór
Moskwa staje siê miastem jedynym na œwiecie. To nie jest Europa ani Azja, to Rosja – i jej serce.

background image

Moskwa, 12 sierpnia 1839.
Przed przyjazdem do Rosji przeczyta³em chyba wiêkszoœæ opisów Moskwy wydanych przez
podró¿ników, ale mimo to nie wyobra¿a³em sobie dziwnego wygl¹du tego potwornego miasta, co
wyrasta z ziemi jak pod wp³ywem czarów i ukazuje siê na równej ogromnej przestrzeni ze swymi
wzgórzami jeszcze podwy¿szonymi przez budowle, które dŸwigaj¹ na sobie i które tworz¹
wypuk³oœæ poœród falistej równiny. Istna dekoracja teatralna. Moskwa jest jedynym górzystym
regionem w œrodku Rosji... Nie, nie wyobra¿aj sobie czegoœ w rodzaju Szwajcarii lub Italii: to
nierówny teren, nic wiêcej. Ale kontrast tych nierównoœci gruntu z przestrzeni¹, gdzie oko i myœl
gubi¹ siê jak w sawannach Ameryki lub stepach Azji, robi zaskakuj¹ce wra¿enie. To miasto
przywodzi na myœl nie wiedzieæ czemu Persepolis, Babilon, Palmirê, romantyczne stolice
baœniowych krain, których dzieje s¹ poezj¹, a architektura snem. S³owem, w Moskwie zapomina
siê o Europie. Oto coœ, o czym nie wiedzia³em we Francji. Wszystko tu jest malownicze. Je¿eli
sztuka ma³o zrobi³a dla tego miasta, kaprys robotników i si³a rzeczy stworzy³y cuda. Niezwyk³y
wygl¹d grup budynków, wielkoœæ bry³ uderzaj¹ wyobraŸniê. Moskwa nie jest wytworem
geniuszu i znawcy nie znajduj¹ tu ¿adnego monumentu godnego uwa¿nej obserwacji, nie jest to
tak¿e majestatyczne pustkowie, gdzie milcz¹cy czas nieustannie przekszta³ca to, co zrobi³a
natura: jest to siedziba opuszczona przez jakiœ szczep olbrzymów, coœ poœredniego miêdzy
Bogiem a cz³owiekiem. Jest to dzie³o cyklopów. Nie da siê jej porównaæ z pozosta³¹ Europ¹, ale
w mieœcie, gdzie ¿aden wielki artysta w jakimkolwiek rodzaju nie zostawi³ œladu swej myœli,
cz³owiek dziwi siê, nic wiêcej. Otó¿ zdziwienie szybko siê wyczerpuje i dusza nie lubuje siê
wcale w wyra¿aniu go.
...Moskwa jest jakby zagrzebana w samym œrodku kraju, którego jest stolic¹. St¹d pieczêæ
oryginalnoœci wyciœniêta na jej gmachach, st¹d atmosfera wolnoœci wyró¿niaj¹ca jej
mieszkañców, st¹d wreszcie niewielkie zami³owanie carów do tej rezydencji o niezale¿nym
obliczu.
Carowie, ci dawniejsi tyrani, utemperowani mod¹, która ich przemieni³a w cesarzy – wiêcej,
w ludzi g³adkich, unikaj¹ Moskwy. Wol¹ Petersburg mimo wszystkich jego mankamentów,
poniewa¿ potrzebuj¹ sta³ego kontaktu z Zachodem Europy. Rosja taka, jak¹ uczyni³ j¹ Piotr
Wielki, nie ufa sobie samej, jeœli chodzi o ¿ycie i kszta³cenie siê.

background image

...Gdyby zlodowacia³e œniegi i œniegi topniej¹ce nie unieruchamia³y kolei ¿elaznych w tym
kraju na szeœæ do oœmiu miesiêcy w roku, rz¹d rosyjski wyprzedzi³by inne w budowie tych dróg,
bo bardziej ni¿ jakikolwiek inny cierpi z powodu ogromnych odleg³oœci. Ale daremnie bêdzie siê
mno¿yæ liniê kolejowe, zwiêkszaj¹c szybkoœæ transportów, rozleg³oœæ terytorium jest i zawsze
bêdzie przeszkod¹ w cyrkulacji myœli, gdy¿ ziemia nie daje siê bruŸdziæ we wszystkich
kierunkach, jak morze.
...Oczywiœcie gdyby Moskwa by³a portem morskim, albo przynajmniej oœrodkiem wielkiej
sieci tych metalowych bruzd, elektrycznych przewodników ludzkiej myœli, przeznaczonych do
zaspokajania pewnych potrzeb naszego wieku, nie zobaczy³oby siê tam tego, co zobaczy³em
wczoraj w Klubie Angielskim: wojskowi w ró¿nym wieku, eleganccy panowie, powa¿ni

mê¿czyŸni i m³ode lekkoduchy robili znak krzy¿a i skupiali siê przez parê chwil, zanim siedli do
sto³u, nie w rodzinie, lecz w lokalu publicznym, miêdzy mê¿czyznami. Ci, którzy nie czynili tego
(a by³o ich tam sporo) patrzyli na tamtych bez zdziwienia. Sam widzisz, ¿e jest jeszcze dobrych
osiemset mil z Pary¿a do Moskwy.
Podziwiam naprawdê szczerze religijnoœæ Rosjan. Powiedzia³em to znajomemu, który mnie
wprowadzi³ do tego krêgu.32
Rozmawialiœmy sam na sam po obiedzie, w g³êbi klubowego ogrodu.
– Proszê mi daæ pojêcie (zwróci³em siê do niego) o sytuacji religii w pañskim kraju. Jaka jest
w Rosji kultura umys³owa ludzi wyk³adaj¹cych i komentuj¹cych Ewangeliê?
Choæ to pytanie by³o zwrócone do cz³owieka naprawdê nieprzeciêtnego, w Petersburgu
by³oby niedyskretne; w Moskwie wyczu³em, ¿e je mo¿na zaryzykowaæ z tej racji, ¿e tu panuje
owa tajemnicza wolnoœæ, z której siê korzysta nie zdaj¹c sobie sprawy, której nie mo¿na ani
umotywowaæ, ani okreœliæ, ale która jest rzeczywista, chocia¿ budzone przez ni¹ zwodnicze
zaufanie mo¿e niekiedy bardzo drogo kosztowaæ. Oto w skrócie co mi odpowiedzia³ mój
Rosjanin-filozof (u¿ywam tego s³owa w najpozytywniejszym znaczeniu). Wiesz ju¿ jakiego
rodzaju ma przekonania: po latach pobytu w ró¿nych europejskich krajach wróci³ do Rosji bardzo
liberalnie nastawiony, ale bardzo konsekwentny. Oto co mi powiedzia³:
– W koœcio³ach schizmatycznych wyznania greckiego zawsze bardzo rzadko wyg³aszano
kazania. Nasze w³adze polityczne i religijne oponowa³y wiêcej ni¿ gdzie indziej przeciw
teologicznym dyskusjom. Skoro tylko próbowano wyjaœniæ problemy roztrz¹sane miêdzy
Rzymem a Bizancjum, obu stronom narzucano milczenie. Tematy dysput maj¹ tak ma³a wagê, ¿e
spór mo¿e trwaæ tylko z powodu ignorancji. W wielu zak³adach dla dziewcz¹t i ch³opców, na
wzór jezuitów udzielano niekiedy nauki religii, ale zwyczaj tych lekcji jest jedynie tolerowany i
od czasu do czasu siê je odwo³uje. Pewien fakt wyda siê panu niezrozumia³y, choæ jest
rzeczywisty: w Rosji nie ma powszechnego nauczania religii. Wynikiem tego jest mnóstwo sekt,
których istnienie rz¹d skrupulatnie ukrywa.
Jedna z nich zezwala na poligamiê, inna posuwa siê jeszcze dalej: g³osi teoretycznie i

background image

wprowadza w praktyce wspólnotê kobiet dla mê¿czyzn i mê¿czyzn dla kobiet.
Naszym ksiê¿om nie wolno pisaæ nawet kronik! Raz po raz jakiœ wieœniak interpretuje jakiœ
ustêp z Biblii, który wziêty oddzielnie i zastosowany fa³szywie powoduje natychmiast now¹
herezjê, najczêœciej kalwiñsk¹. Kiedy miejscowy pop to spostrzega, herezja ogarnê³a ju¿ czêœæ
mieszkañców gminy, a dziêki upartej ignorancji zakorzeni³a siê ju¿ nawet u s¹siadów. Je¿eli pop
podnosi krzyk, zara¿eni wieœniacy zostaj¹ natychmiast zes³ani na Syberiê, co rujnuje dziedzica,
który – gdy jest przewiduj¹cy – zmusza popa ró¿nymi sposobami do milczenia. A je¿eli mimo
tylu œrodków zaradczych herezja osi¹ga taki stopieñ, ¿e rzuca siê w oczy najwy¿szej w³adzy,
liczba dysydentów jest ju¿ tak znaczna, ¿e niemo¿liwe jest przeciwdzia³anie: przemoc g³osi³aby
z³o nie t³umi¹c go, perswazja umo¿liwi³aby dyskusjê, bêd¹c¹ najwiêkszym z³em w oczach
absolutnej w³adzy. Pozostaje wiêc tylko uciec siê do milczenia, które ukrywa z³o nie tylko nie
usuwaj¹c go, lecz przeciwnie, sprzyja mu.
Pañstwo rosyjskie zginie z powodu podzia³ów religijnych, zatem zazdroœciæ nam, tak jak wy
to czynicie, silnej wiary, to oceniaæ nas nie znaj¹c nas wcale!!
Tak myœl¹ najszczersi i najbardziej dalekowzroczni ludzie, jakich spotka³em w Rosji...
By³em obecny na festynie ludowym, odbywaj¹cym siê wokó³ monasteru na Dziewiczym Polu
Festyn by³ poœwiêcony pamiêci jakiegoœ œwiêtego, którego podobizny i relikwie ogl¹da siê

32 Wiedzia³em o tym fakcie i wspomnia³em o nim gdzie indziej.

skrupulatnie miêdzy dwiema libacjami kwasu. Dziœ wieczór odbywa siê nieprawdopodobna
konsumpcja tego narodowego napoju.
W tym klasztorze, zawieraj¹cym osiem cerkwi, znajduje siê cudowny obraz Dziewicy
Smoleñskiej; niektórzy twierdz¹, ¿e jest to kopia.
Pod koniec dnia wszed³em do g³ównej cerkwi; wyda³a mi siê imponuj¹ca, ciemnoœæ jeszcze
wzmocni³a wra¿enie, jakie wywiera³o to miejsce. Mniszki maj¹ za zadanie zdobiæ o³tarze swoich
kaplic i bardzo dok³adnie spe³niaj¹ ten obowi¹zek, zapewne naj³atwiejszy dla nich; co dotyczy
obowi¹zków trudniejszych, s¹ podobno doœæ s³abo spe³niane, bo jeœli mam wierzyæ dobrze
poinformowanym osobom, zachowanie moskiewskich mniszek nie jest bynajmniej buduj¹ce.
Cerkiew ta mieœci groby wielu carowych i ksiê¿niczek, mianowicie ambitnej Zofii, siostry
Piotra Wielkiego, oraz grób carowej Eudoksji, pierwszej ma³¿onki tego w³adcy. Ta nieszczêœliwa
kobieta, odtr¹cona chyba w roku 1696, by³a zmuszona wst¹piæ do klasztoru w Suzdalu.
...Cesarzowa-mniszka zmar³a w Moskwie w monasterze na Dziewiczym Polu w roku 1731.
Wewnêtrzny dziedziniec cerkwi jest czêœciowo zajêty przez cmentarz, który jest piêkny. W
ogóle rosyjskie klasztory wygl¹daj¹ raczej jak skupisko domów, jak otoczona murem dzielnica
miasta, ni¿ jak schron pobo¿noœci. Czêsto niszczone i odbudowywane, maj¹ nowoczesny wygl¹d.
W tym klimacie, gdzie nie ma nic trwa³ego, ¿aden gmach nie mo¿e siê oprzeæ natarciu ¿ywio³ów.
Wszystko zu¿ywa siê w ci¹gu niewielu lat i wszystko siê odnawia, tak i¿ kraj ma pozory kolonii
istniej¹cej od wczoraj. Tylko Kreml wygl¹da jakby ur¹ga³ zimie i jakby ¿y³ od tak dawna, jak
pañstwo, którego jest emblematem i warowni¹.
Lecz jeœli rosyjskie klasztory nie imponuj¹ stylem architektonicznym, myœl o nieodwo³alnym
budzi zawsze szacunek i lêk. Po wyjœciu z tego ogrodzenia nie by³em wcale sk³onny do
wmieszania siê w t³um, jego ha³as przeszkadza³ mi. Noc unosi³a siê powoli ku szczytom cerkwi.
Zacz¹³em siê przygl¹daæ jednemu z najpiêkniejszych krajobrazów Moskwy i okolic. Powtarzam
Ci, miejsce to obfituje w doskona³e punkty obserwacyjne. Ze œrodka ulic dostrzegamy tylko

background image

otaczaj¹ce je domy, ale wystarczy przeci¹æ wielki plac, wejœæ po paru stopniach, otworzyæ okno,
wyjϾ na balkon, na taras, a odkrywamy natychmiast miasto nowe, ogromne, rozpostarte na
wzgórzach doœæ g³êboko rozdzielonych polami uprawnymi, stawami, nawet lasami. Ogrodzenie
tego miasta jest ca³ym krajem, a kraj ten siê rozci¹ga od wiosek nierównych, ale faluj¹cych jak
morze. Morze widziane z daleka robi zawsze wra¿enie równiny.
...Ta stara stolica jest miejscem jedynym na œwiecie, bo jest jedynym wielkim miastem, które
pomimo zaludnienia pozostaje malownicze jak wieœ. Mo¿na tu siê doliczyæ tylu dróg co ulic, tylu
pól uprawnych co zabudowanych wzgórz, tylu pustych pagórków co placów publicznych. Zaraz
po oddaleniu siê od centrum znajdujemy siê poœród wsi, stawów, lasów raczej ni¿ w mieœcie, tu
dostrzegamy raz po raz majestatyczne monastery, strzelaj¹ce w niebo ze swym mnóstwem cerkwi
i dzwonnic, tam widzimy zabudowane zbocze, inne zbocze obsiane, gdzie indziej rzekê, prawie
wyschniêt¹ latem, nieco dalej ujrzymy ca³e wyspy niezwyk³ych a ró¿norodnych gmachów; sale
widowiskowe z antycznymi perystylami w otoczeniu drewnianych pa³aców, jedynych siedzib o
narodowej architekturze, a wszystkie te bloki ró¿nych budowli s¹ na wpó³ ukryte w zieleni;
wreszcie nad t¹ poetyczn¹ dekoracj¹ zawsze góruje stary Kreml o zêbatych murach, o
niezwyk³ych wie¿ach, którego korona przypomina kosmat¹ g³owê dêbiny. Ten s³owiañski
Partenon rz¹dzi Moskw¹ i chroni j¹; rzek³byœ, do¿a wenecki siedz¹cy wœród swego senatu.
Dziœ wieczór namioty, gdzie siê t³oczyli spacerowicze na Dziewiczym Polu, by³y
zapaskudzone ró¿nymi odorami, ich mieszanina wytwarza³a cuchn¹ce powietrze; by³a to
perfumowana skóra rosyjska, napoje alkoholowe, kwaœne piwo, sfermentowana kapusta, kozacki
smar do butów, pi¿mo i ambra na osobach kilku wielmo¿ów, którzy tu przyszli nie maj¹c nic do

roboty. Pewnie postanowili siê nudziæ, choæby tylko z arystokratycznej dumy. Nie mog³em d³u¿ej
oddychaæ tym zara¿onym powietrzem.
Najwiêksz¹ przyjemnoœci¹ tego ludu jest pijañstwo, innymi s³owy zapomnienie. Biedni
ludzie!
Musz¹ marzyæ, aby siê czuæ szczêœliwymi. Ale to jest coœ, co œwiadczy o dobrodusznoœci
Rosjan: gdy siê mu¿ycy popij¹, to mimo zbydlêcenia rozczulaj¹ siê zamiast siê biæ i zabijaæ
nawzajem, zgodnie ze zwyczajem naszych rodzimych pijaków; nie – oni p³acz¹ i ca³uj¹ siê!
Interesuj¹cy i zabawny naród!... dobrze by by³o go uszczêœliwiæ. Ale to trudne zadanie, ¿eby nie
powiedzieæ niemo¿liwe do spe³nienia. Niech mi kto znajdzie sposób zaspokojenia nieokreœlonych
pragnieñ olbrzyma m³odego, leniwego, ciemnego, ambitnego i tak skrêpowanego, ¿e nie mo¿e
ruszyæ rêk¹, ni nog¹!... Gdy siê rozczulam nad losem têgo ludu, zawsze litujê siê równie¿ nad
wszechmocnym cz³owiekiem, który nim rz¹dzi.
...Klasztor na Dziewiczym Polu po³o¿ony jest blisko Moskwy i nad ni¹ góruje. Plac
jarmarczny, jak siê mówi w Normandii, to jest plac, gdzie odbywa siê festyn, to pusty teren
schodz¹cy w dó³ raz ³agodnym, raz stromym spadkiem a¿ do koryta rzeki, która w tym roku
przypomina drogê nierównej szerokoœci, piaszczyst¹, pobru¿d¿on¹ na ca³ej d³ugoœci smug¹
wody. Z jednej strony, w kierunku wsi, wznosz¹ siê wie¿e klasztorne ograniczaj¹ce przestrzeñ, a
od strony przeciwnej ukazuj¹ siê gmachy starej Moskwy, dostrzegane z daleka. Przeb³yski
widoków na równinê i bloki domów poprzecinane kêpami drzew, szare deski chat obok gipsu i
wapna wspania³ych pa³aców, odleg³e sosnowe lasy otaczaj¹ce miasto ¿a³obnym pasem, powoli
nikn¹ce barwy d³ugiego zmierzchu – wszystko to sprzyja wzmo¿eniu efektu monotonnych
krajobrazów Pó³nocy. Jest to smutne, lecz imponuj¹ce. Jest w tym poezja pisana w tajemniczym
jêzyku, którego nie znam: depcz¹c tê uciskan¹ ziemiê s³ucham lamentów nieznanego Jeremiasza
nie rozumiej¹c ich. Despotyzm musi rodziæ proroków: przysz³oœæ jest rajem niewolników i

background image

piek³em tyranów! Kilka tonów bolesnego œpiewu, spojrzenia ukoœne, podstêpne, przelotne,
przebieg³e sk³aniaj¹ mnie do zg³êbienia myœli kie³kuj¹cych w sercu tego ludu, ale tylko czas i
m³odoœæ, która, choæ siê j¹ spotwarza, znacznie bardziej sprzyja studiom ni¿ wiek dojrza³y,
mog³yby mi wyt³umaczyæ dok³adnie wszystkie tajemnice tej bolesnej poezji.
W braku konkretnych danych zabawiam siê zamiast studiowaæ. Fizjognomia ludu, jego strój
na wpó³ wschodni, na wpó³ fiñski bezustannie sprzyjaj¹ rozrywce podró¿nika. Winszujê sobie, ¿e
przyszed³em na ten festyn, tak nieweso³y, ale tak odmienny od wszystkiego, co widzia³em gdzie
indziej.
Wœród t³umu spaceruj¹cych i pij¹cych na placu byli tak¿e Kozacy, tworzyli milcz¹ce grupy
wokó³ paru œpiewaków. Ich przenikliwe g³osy monotonnie œpiewa³y melancholijne s³owa na
melodiê bardzo ³agodn¹, choæ o mocno zarysowanym rytmie. Ta melodia to narodowa pieœñ
Kozaków znad Donu. Ma coœ wspólnego z pewn¹ star¹ melodi¹ hiszpañsk¹, ale jest smutniejsza,
jest to miêkkie i przejmuj¹ce jak trele s³owika, gdy siê je s³yszy z daleka noc¹ w g³êbi lasu.
Niekiedy s³uchacze powtarzali chórem ostatnie s³owa zwrotki.
...Przy ka¿dym refrenie efekt nasila siê. Kiedyœ w Pary¿u tañczono rosyjski taniec, który ta
muzyka mi przypomina, ale na miejscu narodowe melodie wywieraj¹ zupe³nie inne wra¿enie: po
kilku kupletach przenika nas nieodparte wzruszenie.
...Kozacy uralscy tak¿e maj¹ swoje w³asne pieœni, ¿a³ujê, ¿e ich nie s³ysza³em.
Ten szczep zas³ugiwa³by na osobne studia, ale taka praca nie jest ³atwa dla spiesz¹cego siê
cudzoziemca, jakim jestem. Kozacy, przewa¿nie ¿onaci, s¹ rodzin¹ wojskow¹, raczej
poskromion¹ hord¹ ni¿ oddzia³em podporz¹dkowanym dyscyplinie wojskowej. Przywi¹zani do
swych przywódców jak pies do pana, s¹ pos³uszni rozkazom z wiêksz¹ mi³oœci¹ i mniejsz¹
s³u¿alczoœci¹ ni¿ inni rosyjscy ¿o³nierze. W kraju, gdzie nic nie jest okreœlone, czuj¹ siê

sprzymierzeñcami, nie zaœ niewolnikami cesarskich rz¹dów. Ich zwinnoœæ, koczownicze nawyki,
szybkoœæ i krewkoœæ ich koni, cierpliwoœæ i zrêcznoœæ cz³owieka i zwierzêcia uto¿samionych ze
sob¹, odpornych na zmêczenie, na niewygody i braki wszelkiego rodzaju, tworz¹ potêgê. Trudno
nie podziwiaæ instynktu geograficznego, który pomaga tym dzikim zwiadowcom wojska
kierowaæ siê bez dróg w zalewanych przez siebie krajach, zarówno w najbardziej pustynnych,
najbardziej ja³owych, jak w najbardziej cywilizowanych i najludniejszych. W czasie wojny samo
s³owo kozacy sieje od razu grozê wœród wrogów. Genera³owie umiej¹cy odpowiednio u¿yæ tak
lekkiej kawalerii maj¹ ogromny atut, którego brak kapitanom najbardziej cywilizowanych armii.
Kozacy maj¹ podobno ³agodne usposobienie, wiêksz¹ wra¿liwoœæ ni¿ mo¿na by oczekiwaæ po
tak prostackim ludzie, ale nadmiar ich ciemnoty martwi mnie ze wzglêdu na nich i na ich panów.
Kiedy sobie przypomnê, jak oficerowie wykorzystuj¹ ³atwowiernoœæ ¿o³nierza, ca³a moja
godnoœæ buntuje siê przeciw rz¹dom, zni¿aj¹cym siê do takich wybiegów lub nie karz¹cym tych
swoich s³ugusów, którzy oœmielaj¹ siê ich u¿ywaæ.
Wiem z wiarygodnego Ÿród³a, ¿e wielu kozackich naczelników, prowadz¹cych swoich ludzi
poz¹ kraj w czasie wojny 1814–1815, mówi³o do nich: „Zabijajcie du¿o wrogów, bijcie
przeciwników bez obawy. Je¿eli padniecie w walce, po trzech dniach bêdziecie z powrotem przy
waszych ¿onach i dzieciach, zmartwychwstaniecie cia³em i dusz¹, czegó¿ wiêc macie siê baæ?”
Ludzie nawykli do rozpoznawania g³osu Boga Ojca w g³osie swych oficerów rozumieli
dos³ownie czynione im obietnice i walczyli ze znanym nam dobrze rodzajem odwagi, to jest
uciekali jak maruderzy, póki mogli unikn¹æ niebezpieczeñstwa, lecz jeœli œmieræ by³a
nieunikniona, stawiali jej czo³a jak na ¿o³nierzy przysta³o.
Co do mnie, gdyby trzeba by³o siêgn¹æ koniecznie po takie œrodki lub do nich podobne, by
poprowadziæ tych biednych ludzi, nie zgodzi³bym siê byæ nawet przez tydzieñ ich dowódc¹:

background image

oszukiwaæ ludzi, choæby k³amstwo mia³o stworzyæ bohaterów, wydawa³oby siê zadaniem
niegodnym ani mnie, ani ich. Zgodzê siê wykorzystaæ odwagê tych, którymi dowodzê, ale chcê
móc j¹ jednoczeœnie podziwiaæ. Zachêcaæ ich godziwymi œrodkami do lekcewa¿enia
niebezpieczeñstwa jest obowi¹zkiem dowódcy, natomiast sk³aniaæ ich do umierania ukrywaj¹c
przed nimi œmieræ znaczy odbieraæ ich mêstwu zas³ugê, ich poœwiêceniu godnoœæ moraln¹,
znaczy postêpowaæ jak sztukmistrz mydl¹cy oczy: wojskowe kuglarstwo nie jest lepsze od
kuglarstwa religijnego. Gdyby wojna usprawiedliwia³a wszystko, jak utrzymuj¹ niektórzy, kto
usprawiedliwi³by wojnê?
Ale czy mo¿na sobie wyobraziæ bez przera¿enia i wstrêtu stan moralny narodu, którego armie
by³y kierowane w ten sposób jeszcze nieca³e dwadzieœcia piêæ lat temu? Co siê dziejê dziœ, têgo
nie wiem i bojê siê o tym dowiedzieæ.
O powy¿szym s³ysza³em, ale mo¿esz sobie wyobraziæ, ile innych podstêpów, gorszych od
têgo lub do têgo podobnych, pozosta³o mi nieznanych. Kiedy siê choæ raz uciek³o do dziecinady,
by rz¹dziæ ludŸmi, gdzie siê mo¿na zatrzymaæ? Wiadomo, ¿e fa³szerstwo ma ograniczony zasiêg,
ale k³amstwo jako sta³a taktyka – i machina pañstwa dzia³a: dla ka¿dej wojny wystarcza jej
w³asne oszustwo.
Zakoñczê bajk¹ jakby umyœlnie napisan¹, by usprawiedliwiæ mój gniew. Jej autorem jest
Polak, biskup warmiñski, s³ynny z m¹droœci i dowcipu za panowania Fryderyka II. Przek³ad
francuski pióra hrabiego Elzeara de Sabran.
Zaprzêg – Bajka
Pewien zrêczny woŸnica karet¹ kierowa³.
Zaprzêg by³ czterokonny, dwie pary w nim bieg³y.
Kiedy w drogê ruszy³y, woŸnica przebieg³y
Kieruj¹c, coraz do nich przemawia³ w te s³owa:

„Nie pozwólcie siê wyprzedziæ”
Do pary dyszlowych prawi³.
„Nie pozwólcie siê dopêdziæ”
Przednie usilnie namawia³.
„Tu chodzi o wasz koñski honor i o s³awê.”
A konie szybko mknê³y, pos³uszne i ¿wawe.
Wtem ktoœ, kogo zadziwi³ podstêp sprytny taki,
Odezwa³ siê do niego:
„¯e tak zwodzisz te biedne zwierzêta, kolego!”
„Zwodziæ zwodzê, rzek³ furman, ale mkn¹ jak ptaki.”

background image

W klasztorze Œ w. Trójcy, dwadzieœcia mil od Moskwy, 17 sierpnia 1839.
Jeœli mamy wierzyæ Rosjanom, wszystkie drogi s¹ u nich dobre w lecie... ale ja uwa¿am, ¿e
wszystkie s¹ z³e.
Monotonia jest bóstwem Rosjan, ale nawet i ona ma pewien urok dla dusz umiej¹cych
rozkoszowaæ siê samotnoœci¹...
Odleg³y las jest niezmienny... któ¿ mo¿e go zbadaæ? Kiedy siê pomyœli, ¿e koñczy siê dopiero
przy Murze Chiñskim, czujê siê respekt: natura, jak muzyka, czerpie czêœæ swej potêgi z
powtórzeñ...
Nigdzie, w ¿adnym kraju nie widzia³em tak piêknych starców jak w Rosji. ...Ach, niech anio³
lub szatan przemys³u mi wybaczy, ale znajdujê wielki urok w nieuctwie, gdy widzê jego owoce
w boskich rysach starych rosyjskich ch³opów. Ci wspó³czeœni patriarchowie wypoczywaj¹ u
schy³ku ¿ycia... siedz¹c spokojnie na progu swej chaty... Gdybym mia³ przywieŸæ z podró¿y do
Rosji tylko wspomnienie o tych pogodnych starcach, opartych o te drzwi bez zamków, nie
¿a³owa³bym wysi³ków podjêtych dla zobaczenia istot tak odmiennych od wszystkich innych
ch³opów na œwiecie. Szlachetnoœæ chaty zawsze budzi we mnie g³êboki szacunek.
Ka¿dy sta³y ustrój, choæby najgorszy, ma swoje dobre strony, a ka¿dy nieco og³adzony lud ma
czym siê pocieszyæ z ofiar ponoszonych na rzecz spo³ecznego ¿ycia.
Niemniej w g³êbi tego spokoju, który podzielam i podziwiam, jaki nie³ad! jaka przemoc! jakie
oszukañcze bezpieczeñstwo!...
Napisa³em w³aœnie te s³owa, kiedy jeden z moich znajomych, którego s³owom mo¿na zaufaæ,
przyjecha³ na postój przy Œ w. Trójcy. Wiedz¹c ¿e mam tu spêdziæ noc, chcia³ siê ze mn¹

background image

zobaczyæ i porozmawiaæ w tym czasie, kiedy bêd¹ mu zmieniaæ konie. Potwierdzi³ mi to, o czym
ju¿ wiedzia³em: ¿e w guberni symbirskiej w nastêpstwie buntu ch³opskiego spalono ostatnio
osiemdziesi¹t wsi. Rosjanie przypisuj¹ te zamieszki intrygom Polaków.
– Jaki interes maj¹ Polacy w paleniu Rosji? – zapyta³em osoby, która mi to opowiedzia³a.
– ¯adnego – odpar³a – chyba ten, ¿e chc¹ œci¹gn¹æ na siebie gniew rz¹du rosyjskiego:
najbardziej z wszystkiego siê boj¹, ¿eby ich nie zostawiono w spokoju.
– Przypominasz mi pan – zawo³a³em – bandy podpalaczy, którzy na pocz¹tku naszej pierwszej
rewolucji oskar¿ali arystokratów o to, ¿e podpalaj¹ swoje w³asne zamki.
– Pan mi nie wierzysz – odpar³ Rosjanin – a przecie¿ ja obserwujê wypadki z bliska i wiem z
doœwiadczenia, ¿e ilekroæ Polacy widz¹, jak cesarz siê sk³ania do ³agodniejszej polityki wobec
nich, wówczas knuj¹ nowe spiski, posy³aj¹ do nas przebranych emisariuszy i symuluj¹
sprzysiê¿enia w braku prawdziwych przestêpstw, a wszystko wy³¹cznie po to, by roznieciæ w
Rosjanach nienawiœæ i sprowokowaæ nowe przeœladowania swoich rodaków. S³owem, najbardziej
siê obawiaj¹ przebaczenia, bo ³agodnoœæ rz¹du odmieni³aby uczucia ich ch³opów, którzy w koñcu
polubiliby wroga, gdyby doznali od niego dobrodziejstw.
– To mi wygl¹da na heroiczny makiawelizm – odpar³em – ale ja w to nie wierzê. Zreszt¹
czemu wy im nie przebaczacie, aby ich ukaraæ? Bylibyœcie zarazem zrêczniejsi i wielkoduszniejsi

od nich. Ale wy ich nienawidzicie i wierzê raczej, ¿e Rosjanie chc¹c usprawiedliwiæ swoj¹ urazê
oskar¿aj¹ ofiarê i szukaj¹ we wszystkich swoich niepowodzeniach pretekstu do coraz wiêkszego
uciemiê¿enia przeciwników, których dawna chwa³a jest niewybaczaln¹ zbrodni¹, tym bardziej ¿e,
trzeba to przyznaæ, polska chwa³a nie by³a najskromniejsza.
– Tak jak francuska – doda³ z³oœliwie mój znajomy. – Ale pan Ÿle oceniasz nasz¹ politykê, bo
nie znasz ani Rosjan, ani Polaków.
– Zwyk³y refren pañskich rodaków, kiedy ktoœ siê odwa¿y powiedzieæ im przykr¹ prawdê.
Polacy s¹ ³atwi do poznania, ci¹gle mówi¹, a ja bardziej ufam gadu³om ni¿ ludziom mówi¹cym
tylko to, czego nikt nie jest ciekaw.
– A jednak ma pan do mnie zaufanie.
– Do pana osobiœcie tak, ale gdy sobie przypomnê, ¿e jesteœ Rosjaninem, to mimo ¿e znam
Ciê od dziesiêciu lat, wyrzucam sobie nieostro¿noœæ, to znaczy szczeroœæ.
– Przewidujê, ¿e pan nas dobrze urz¹dzi po powrocie do siebie.
– O ile bym pisa³, to tak, ale, jak pan mówisz, nie znam Rosjan, wiêc powstrzymam siê od
mówienia na chybi³ trafi³ o tym nieprzeniknionym narodzie.
– Tak bêdzie najlepiej.
– Z pewnoœci¹. Ale nie zapominaj pan, ¿e ludzie najbardziej skryci, kiedy siê ich pozna z tej
strony, tym samym siê demaskuj¹.
– Jesteœ pan zbyt satyryczny i zbyt przenikliwy dla takich barbarzyñców jak my.
Co rzek³szy mój przyjaciel wsiada do powozu i odje¿d¿a galopem, a ja wracam do mego

background image

pokoju, by Ci opisaæ nasz dialog.
Chowam swoje nowe listy miêdzy papierami pakunkowymi, bo ci¹gle siê bojê jakiejœ rewizji,
potajemnej lub nawet otwartej...

Tyl¿a, 26 wrzeœnia 1839.
...Nigdy nie zapomnê, co czu³em przep³ywaj¹c przez Niemen, by wjechaæ do Tyl¿y. W tym
w³aœnie momencie przede wszystkim przyzna³em racjê ober¿yœcie z Lubeki. Ptak, co wymkn¹³
siê z klatki lub wyszed³ spod klosza maszyny pneumatycznej, nie czu³by takiej radoœci.
...Nareszcie oddycham!... Mogê pisaæ do Ciebie bez oratorskich zastrze¿eñ narzuconych przez
policjê: zastrze¿eñ prawie zawsze niewystarczaj¹cych, bo w szpiegostwie Rosjan jest tyle samo
dra¿liwej mi³oœci w³asnej, co przezornoœci politycznej. Rosja jest najsmutniejszym krajem na
ziemi, zamieszka³ym przez najpiêkniejszych mê¿czyzn, jakich widzia³em. Kraj, gdzie siê prawie
nie dostrzega kobiet, nie mo¿e byæ weso³y... Nareszcie jestem poza nim i to bez najmniejszego
wypadku! Przeby³em dwieœcie piêædziesi¹t mil w ci¹gu czterech dni, drogami czêsto okropnymi,
czêsto wspania³ymi, poniewa¿ duch rosyjski przy ca³ym przywi¹zaniu do jednorodnoœci nie
mo¿e osi¹gn¹æ prawdziwego porz¹dku. Cech¹ tej administracji jest dzia³anie po omacku,
niedbalstwo i przekupstwo. Cz³owiek siê buntuje na myœl o tym, ¿e trzeba siê przyzwyczaiæ do
tego wszystkiego, a jednak siê przyzwyczaja. Cz³owiek szczery w tym kraju uchodzi³by za
wariata.
Teraz bêdê odpoczywa³ podró¿uj¹c swobodnie. St¹d do Berlina mam do przebycia jeszcze
dwieœcie mil, ale ³ó¿ka, w których mo¿na spaæ i dobre ober¿e wszêdzie, szeroka droga, miêkka i
równa, czyni¹ z tej podró¿y prawdziwy spacer...

background image

Ems, 22 paŸdziernika 1839.
...Wyjechawszy z Ems do Rosji oko³o piêciu miesiêcy temu, wracam do tego eleganckiego
miasteczka po przebyciu kilku tysiêcy mil. Pobyt u wód by³ dla mnie przykry na wiosnê z
powodu nieuniknionych t³umów, k¹pi¹cych siê i pij¹cych, ale uwa¿am go za rozkoszny teraz,
kiedy jestem tu dos³ownie sam, poch³oniêty rozkoszowaniem siê postêpami piêknej jesieni,
wœród gór, których smutek podziwiam, porz¹dkuj¹c wspomnienia i szukaj¹c odpoczynku tak
potrzebnego mi po skoñczonej niedawno szybkiej podró¿y.
Co za kontrast! W. Rosji by³em pozbawiony widoku przyrody: tam w ogóle nie ma przyrody,
A jednak te widoki równin wyzutych z malowniczych krajobrazów tak¿e maj¹ swego rodzaju
piêkno, ale wielkoœæ bez wdziêku szybko mêczy. Co za przyjemnoœæ podró¿owaæ przez ogromne
nagie przestrzenie, gdzie jak okiem siêgn¹æ odkrywa siê tylko zupe³n¹ pustkê?
...Przemierzy³em Rosjê. Chcia³em zobaczyæ kraj, gdzie panuje spokój w³adzy pewnej swojej
si³y, ale po przyjeŸdzie stwierdzi³em, ¿e panuje tam tylko milczenie strachu i wyci¹gn¹³em z tego
widowiska zupe³nie inn¹ naukê ni¿ chcia³em uzyskaæ. Jest to œwiat prawie ca³kiem nieznany
cudzoziemcom: Rosjanie, którzy wyje¿d¿aj¹, by uciec od niego, sk³adaj¹ z oddali w sprytnych
pochwa³ach ho³d ojczyŸnie, a wszyscy niemal podró¿nicy, którzy nam dali jego opisy, chcieli
tam zobaczyæ tylko to, czego szukali. Jeœli siê broni swoich uprzedzeñ wbrew oczywistoœci, po
co podró¿owaæ? Kiedy ktoœ postanowi³ widzieæ narody tak, jak chce, nie potrzebuje wyje¿d¿aæ z

background image

domu.
Posy³am Ci streszczenie mojej podró¿y, napisane po przybyciu do Ems. By³eœ obecny w mej
myœli, gdy wykonywa³em tê pracê, wolno mi wiêc skierowaæ j¹ do Ciebie.

Streszczenie podró¿y
W Rosji wszystko, co nam siê rzuca w oczy, wszystko, co siê wokó³ nas dzieje, jest
przeraŸliwie regularne i pierwsz¹ rzecz¹ przychodz¹c¹ na myœl cudzoziemcowi, kiedy obserwuje
tê symetriê, jest to, ¿e tak ca³kowita jednorodnoœæ, regularnoœæ tak sprzeczna z naturalnymi
sk³onnoœciami cz³owieka, nie mog³a byæ osi¹gniêta i nie mo¿e trwaæ bez przemocy. WyobraŸnia
b³aga o trochê ró¿norodnoœci... Daremnie, jak ptak rozk³ada skrzyd³a w klatce. W takim ustroju
cz³owiek mo¿e wiedzieæ i wie od pierwszego dnia ¿ycia, co bêdzie widzia³ i co bêdzie robi³ do
ostatniego dnia. Tak sroga tyrania nazywa siê w oficjalnym jêzyku szacunkiem dla
jednomyœlnoœci, zami³owaniem do ³adu i ten cierpki owoc despotyzmu wydaje siê
systematycznym umys³om tak cenny, ¿e ¿aden koszt, powiadaj¹, nie jest dla nich zbyt wysoki.
Bêd¹c we Francji s¹dzi³em, ¿e siê zgadzam z tak œcis³ym nastawieniem. Odk¹d ¿y³em pod
straszliw¹ dyscyplin¹, podporz¹dkowuj¹c¹ ludnoœæ ca³ego pañstwa regule wojskowej, wyznam
Ci, ¿e ju¿ wolê nieco bez³adu zapowiadaj¹cego si³ê, ni¿ doskona³y ³ad kosztuj¹cy ¿ycie.
W Rosji ustrój panuje nad wszystkim i nie o¿ywia niczego. W tym ogromnym pañstwie lud,
jeœli nie jest spokojny, jest niemy, œmieræ unosi siê tam nad wszystkimi g³owami i pora¿a je
zgodnie z w³asn¹ zachciank¹, co ka¿e w¹tpiæ o najwy¿szej sprawiedliwoœci. Cz³owiek ma tam
dwie trumny: ko³yskê i grób, matki powinny tam bardziej op³akiwaæ narodziny dzieci ni¿ ich

background image

œmieræ.
Nie s¹dzê, ¿eby samobójstwo by³o tam rozpowszechnione: ludzie za bardzo cierpi¹, by siê
zabijaæ. Dziwne usposobienie cz³owieka!!! Gdy jego ¿yciem rz¹dzi groza, nie szuka on œmierci,
bo ju¿ wie, czego po niej oczekiwaæ.
Zreszt¹ nawet gdyby iloœæ samobójców w Rosji by³a wielka, nikt by o tym nie wiedzia³:
znajomoœæ liczb jest tam przywilejem policji; nie wiem, czy nawet do cesarza docieraj¹
dok³adnie. Wiem natomiast, ¿e za jego rz¹dów ¿adne nieszczêœcie nie trafia do prasy, je¿eli on
siê nie zgodzi na to upokarzaj¹ce przyznanie siê do przewagi Opatrznoœci. Pycha despotyzmu jest
tak wielka, ¿e rywalizuje z potêg¹ Boga.
...Kochajcie wiêc prawdê, broñcie jej w kraju, gdzie zasad¹ konstytucji jest ba³wochwalstwo!
Jeden cz³owiek, któremu wolno wszystko – to ukoronowane k³amstwo.
Rozumiesz chyba, ¿e nie zajmujê siê teraz cesarzem Miko³ajem, lecz cesarzem rosyjskim.
Du¿o nam mówi¹ o zwyczajach ograniczaj¹cych jego w³adzê – mnie zaskoczy³y nadu¿ycia i nie
widzia³em ¿adnego lekarstwa.
W oczach prawdziwego mê¿a stanu i wszystkich ludzi praktycznych prawa, przyznajê to, s¹
mniej wa¿ne ni¿ s¹dz¹ nasi surowi logicy, nasi polityczni filozofowie, bo w ostatecznym
rachunku o ¿yciu narodów decyduje sposób ich stosowania. Tak, ale ¿ycie Rosjan jest
smutniejsze ni¿ ¿ycie wszystkich innych ludów Europy, a kiedy mówiê lud, nie mam na myœli
tylko ch³opów przypisanych do ziemi, lecz wszystkich ludzi sk³adaj¹cych siê na pañstwo. Ustrój
rzekomo silny i bezlitoœnie narzucaj¹cy szacunek w ka¿dej okolicznoœci musi koniecznie
unieszczêœliwiaæ ludzi. W spo³eczeñstwach wszystko mo¿e s³u¿yæ despotyzmowi, bez wzglêdu
na to, jakiej fikcji pozwolono tam górowaæ, monarchicznej czy demokratycznej. Wszêdzie tam,
gdzie dzia³anie machiny publicznej jest bezwzglêdnie precyzyjne, panuje despotyzm.

...W tym kraju, odmiennym od wszystkich innych, nawet sama przyroda sta³a siê wspólniczka
kaprysów cz³owieka, który zabi³ wolnoœæ, aby ubóstwiæ jednoœæ: nawet ona jest tam wszêdzie
taka sama: dwa drzewa niezmiennie, jak okiem siêgn¹æ, na bagnistych lub piaszczystych
równinach, brzoza i sosna, oto ca³a naturalna roœlinnoœæ pó³nocnej Rosji, to jest okolic
Petersburga i otaczaj¹cych go prowincji, co stanowi ogromn¹ czêœæ obszaru kraju.
Gdzie znaleŸæ schronienie przed mankamentami spo³eczeñstwa w klimacie, który pozwala
korzystaæ z wsi tylko przez trzy miesi¹ce w roku? Dodajmy, ¿e w ci¹gu szeœciu najostrzejszych
miesiêcy zimowych nikt nie ma odwagi oddychaæ œwie¿ym powietrzem d³u¿ej ni¿ przez dwie
godziny dziennie, chyba ¿e jest ch³opem rosyjskim. Oto co uczyni³ Bóg dla cz³owieka w tym
kraju.
Zobaczmy, co cz³owiek uczyni³ dla samego siebie: jednym z cudów œwiata bezprzecznie jest
Sankt-Petersburg, Moskwa te¿ jest bardzo malowniczym miastem, ale co powiedzieæ o wygl¹dzie
prowincji?
...We wszystkim ujawnia siê brak duszy, z ka¿dym postawionym krokiem czujemy, ¿e
jesteœmy wœród narodu pozbawionego niepodleg³oœci. W odstêpach dwudziestu–trzydziestu mil
na wszystkich drogach czeka na nas jedno jedyne miasto, zawsze jednakie. Tyrania wynajduje

background image

tylko sposoby wzmacniania siê.
...Wojsko i jego pedantyczny duch, taki jest model tego spo³eczeñstwa.
...Wahaj¹c siê od czterech wieków miedzy Europ¹ a Azj¹, Rosja nie potrafi³a jeszcze
zaznaczyæ siê swymi dzie³ami w historii ducha ludzkiego, poniewa¿ jej charakter narodowy
zatar³ siê pod zapo¿yczeniami.
Oddzielona od Zachodu swoim przyst¹pieniem do schizmy greckiej, po wielu wiekach z
niekonsekwencj¹ zawiedzionej mi³oœci w³asnej zaczyna ponownie prosiæ narody ukszta³towane
przez katolicyzm o cywilizacje, której pozbawi³a j¹ ca³kowicie upolityczniona religia. Ta
bizantyjska religia, która wysz³a z pa³acu, by utrzymaæ ³ad w obozie, nie odpowiada
najwznioœlejszym potrzebom duszy ludzkiej: pomaga policji oszukiwaæ naród, nic wiêcej.
To ona uczyni³a z góry ten lud niegodnym stopnia kultury, do którego aspiruje. Niewolniczy
pasterze mog¹ prowadziæ tylko ja³owe umys³y: pop nigdy nie nauczy narodów czegoœ innego
prócz korzenia siê przed si³¹.
Dla kr¹¿enia soków religijnych konieczna jest niezale¿noœæ Koœcio³a, poniewa¿ rozwój
najszlachetniejszej zdolnoœci narodów, zdolnoœci do wiary, zale¿y od godnoœci duchowieñstwa.
T³um bêdzie zawsze pos³uszny, zawsze bêd¹ kierowali nim ludzie: nazwijmy ich kap³anami,
lekarzami, uczonymi, poetami, tyranami, obojêtne – duch ludu jest w rêku jego przywódców,
kimkolwiek s¹. Wolnoœæ religijna dla mas jest zatem chimer¹, ale tym, co decyduje o losie dusz,
jest wolnoœæ cz³owieka sprawuj¹cego wobec nich funkcje kap³ana. Otó¿ jedynym na œwiecie
wolny kap³anem jest kap³an katolicki. Wszelki kap³an zbuntowany przeciw swemu przywódcy
duchowemu traci swoj¹ si³ê, tote¿ upokorzenie wykonawców kultu jest pierwsz¹ kar¹ za herezjê.
Oto dlaczego we wszystkich schizmatycznych krajach lud pogardza kap³anami, mimo protekcji
królów, lub mówi¹c œciœlej z powodu tej protekcji, któr¹ ich uzale¿nia od w³adcy, nawet w tym,
co dotyczy ich boskiej misji.
Ludy znaj¹ siê na wolnoœci i nigdy nie bêd¹ szczerze, z g³êbi serca pos³uszne zale¿nemu
duchowieñstwu – nie maj¹ siê czego po nim spodziewaæ, s³u¿alczy kap³an nigdy nie nauczy
swych wiernych niczego prócz chylenia siê pod jarzmem.
...Nie pytaj mnie zatem wiêcej, jak to siê dzieje, ¿e Rosjanie nic nie wynajduj¹ i potrafi¹ tylko
naœladowaæ nie udoskonalaj¹c...
Kiedy na Zachodzie potomkowie barbarzyñców studiowali staro¿ytnych autorów z czci¹
zakrawaj¹c¹ na ba³wochwalstwo, przekszta³cali ich, aby sobie przyswoiæ: kto mo¿e poznaæ

Wergiliusza w Dantem? Homera w Tassie? Justyniana i prawo rzymskie w kodeksach
feudalizmu? Naœladowanie mistrzów ca³kowicie obcych wspó³czesnym obyczajom mog³o
szlifowaæ umys³y kszta³c¹c jêzyk, nie mog³o ich sprowadziæ do ja³owego odtwarzania. Namiêtna
czeœæ dla przesz³oœci, jak¹ wyznawali, nie tylko nie t³umi³a ich talentu, lecz przeciwnie, budzi³a
go. Ale Rosjanie pos³ugiwali siê nami nie w taki sposób.
...Jedna tylko Rosja, póŸno ucywilizowana, z powodu niecierpliwoœci swoich przywódców
zosta³a pozbawiona g³êbokiej fermentacji i dobrodziejstwa powolnej i naturalnej kultury. Rosji
zabrak³o wewnêtrznej pracy, która tworzy wielkie ludy i przygotowuje naród do panowania, to
znaczy do oœwiecania innych.
...Rosja bêdzie zawsze odczuwaæ ten brak w³asnego ¿ycia, na który cierpia³a w okresie swego
przebudzenia politycznego. Wiek m³odzieñczy, ten pracowity okres, kiedy umys³ ludzki bierze
na siebie ca³¹ odpowiedzialnoœæ za swoj¹ niezale¿noœæ, by³ dla niej stracony. Jej w³adcy, a przede
wszystkim Piotr Wielki, maj¹cy czas za nic, przerzucili j¹ bezwzglêdnie z dzieciñstwa w wiek
mêski. Ledwo oswobodzonej spod obcego jarzma, wszystko, co nie by³o panowaniem Mongo³ów
wydawa³o siê wolnoœci¹. Dlatego w radoœci swego niedoœwiadczenia przyjê³a nawet poddañstwo

background image

jak wyzwolenie, poniewa¿ zosta³o jej narzucone przez prawowitych zwierzchników. Ten lud,
upodlony pod jarzmem, czu³ siê dostatecznie szczêœliwy, dostatecznie niezale¿ny, byle tylko jego
tyran mia³ imiê rosyjskie zamiast tatarskiego.
Skutek takiego z³udzenia jeszcze trwa, oryginalnoœæ umys³owa umknê³a z tej ziemi, której
dzieci, przyzwyczajone do niewoli, a¿ do dzisiaj nie traktowa³y powa¿nie niczego prócz strachu i
ambicji.
...Niegdyœ Rosjanie po³udniowi odznaczali siê pewnym wyrafinowaniem smaku i dziêki
stosunkom utrzymywanym przez ca³¹ staro¿ytnoœæ, w ci¹gu najbardziej barbarzyñskich wieków,
z Konstantynopolem przez ksi¹¿¹t kijowskich, ta czêœæ pañstwa S³owian odznacza³a siê
zami³owaniem do sztuki, a jednoczeœnie tradycje Wschodu utrzyma³y tu poczucie wielkoœci i
utrwali³y wœród artystów i robotników pewn¹ zrêcznoœæ. Zalety te, owoce dawnych kontaktów z
ludami zaawansowanymi w cywilizacji odziedziczonej po staro¿ytnoœci, zatraci³y siê po inwazji
Mongo³ów.
Ten prze³om zmusi³, ¿e tak powiem, pierwotn¹ Rosjê do zapomnienia swoich dziejów:
niewola powoduje upodlenie, które wyklucza prawdziw¹ grzecznoœæ; t¹ ostatnia nie ma w sobie
nic s³u¿alczego, poniewa¿ jest wyrazem najwznioœlejszych i najsubtelniejszych uczuæ. Otó¿
dopiero wtedy, gdy grzecznoœæ staje siê czymœ w rodzaju obiegowej monety w ca³ym narodzie,
mo¿na powiedzieæ, ¿e ten naród jest cywilizowany; wtedy pierwotna szorstkoœæ, brutalna istota
natury ludzkiej, zaciera siê od ko³yski dziêki lekcjom, które ka¿da jednostka otrzymuje w swojej
rodzime. Gdziekolwiek siê cz³owiek urodzi, jako dziecko nie jest bynajmniej litoœciwy i je¿eli od
zarania nie jest oduczany od swych okrutnych sk³onnoœci, nigdy nie bêdzie naprawdê grzeczny.
Grzecznoœæ jest tylko kodeksem litoœci dostosowanym do codziennych stosunków spo³ecznych.
Kodeks ten uczy przede wszystkim wspó³czucia dla cierpieñ mi³oœci w³asnej, jest tak¿e
najbardziej uniwersalnym, najskuteczniejszym, najpraktyczniejszym ze œrodków wynalezionych
dotychczas przeciwko egoizmowi.
Mówcie co chcecie, wszystkie te wyrafinowania, naturalny rezultat dzia³ania czasu, s¹
nieznane dzisiejszym Rosjanom, którzy znacznie lepiej pamiêtaj¹ Batu-Chana ni¿ Bizancjum.
To Piotr Wielki z ca³¹ nieostro¿noœci¹ nieokrzesanego geniusza, ca³ym zuchwalstwem
cz³owieka tym niecierpliwszego, ¿e uwa¿any by³ za wszechmocnego, z wytrwa³oœci¹
nieustêpliwego charakteru pospiesznie pochwyci³ w Europie ca³kiem gotowe owoce cywilizacji
zamiast poprzestaæ na powolnym rzucaniu jej ziaren we w³asn¹ glebê. Ten cz³owiek zbyt

wychwalany stworzy³ jedynie sztuczne dzie³o: dziwne to, ale dobro, jakie uczyni³ ten dziki
geniusz, by³o przejœciowe, z³o natomiast jest nieodwracalne.
...Nale¿a³oby zatrzymaæ siê i zacz¹æ od nowa. Ale czy taki wysi³ek jest mo¿liwy? Czy mo¿na
przebudowaæ od podstaw tak obszerny gmach? Zbyt œwie¿a cywilizacja pañstwa rosyjskiego,
choæ tak sztuczna, przynios³a ju¿ rzeczywiste rezultaty, których nie mo¿e przekreœliæ ¿adna
ludzka potêga. Chcieæ kierowaæ przysz³oœci¹ narodu nie licz¹c siê z teraŸniejszoœci¹, to
chimeryczne przedsiêwziêcie. Ale teraŸniejszoœæ, kiedy zostanie gwa³townie oddzielona od
przesz³oœci, wró¿y tylko nieszczêœcie. Uchroniæ Rosjê przed tymi nieszczêœciami zmuszaj¹c j¹ do
liczenia siê ze swoj¹ dawn¹ histori¹, która by³a tylko rezultatem jej prymitywnego charakteru –
takie bêdzie w przysz³oœci niewdziêczne zadanie, raczej po¿yteczne ni¿ œwietne, ludzi
powo³anych do rz¹dzenia tym krajem.
Niezwykle praktyczny i wybitnie narodowy umys³ cesarza Miko³aja zrozumia³ ten problem,
ale czy potrafi go rozstrzygn¹æ? Nie s¹dzê. Nie daje on innym dostatecznej swobody dzia³ania,
zbyt polega na sobie i za ma³o na innych, ¿eby odnosiæ sukcesy. Zreszt¹ w Rosji nawet

background image

maksymalna wola nie wystarczy do czynienia dobra.
Ludzie musz¹ tu walczyæ nie z jakimœ poszczególnym tyranem, lecz z tyrani¹. By³oby
niesprawiedliwoœci¹ oskar¿aæ cesarza o nieszczêœcia pañstwa i o przywary ustroju: si³a jednego
cz³owieka nie sprosta zadaniu narzuconemu w³adcy, który chcia³by nagle panowaæ po ludzku nad
nieludzkim narodem.
Trzeba pojechaæ do Rosji, trzeba zobaczyæ z bliska, co siê tam dzieje, ¿eby przekonaæ siê o
wszystkim, czego nie mo¿e zrobiæ cz³owiek, który mo¿e wszystko, zw³aszcza kiedy chce czyniæ
dobrze.
...Piotr I i Katarzyna II dali œwiatu wielk¹ i po¿yteczn¹ lekcjê, za któr¹ Rosja zap³aci³a:
pokazali nam, ¿e despotyzm nigdy nie jest tak groŸny jak wtedy, kiedy chce czyniæ dobrze, gdy¿
wtedy wyobra¿a sobie, ¿e usprawiedliwia najbardziej oburzaj¹ce czyny intencjami, i z³o, które
aplikuje sobie jako lekarstwo, nie ma ju¿ granic. Zbrodnia bez os³ony tryumfuje tylko przez
chwilê, natomiast fa³szywe cnoty ba³amuc¹ na zawsze ducha narodów. Ludy olœnione œwietnymi
akcesoriami zbrodni, wielkoœci¹ pewnych wystêpków, które usprawiedliwi³ rezultat, wierz¹ w
koñcu, ¿e s¹ dwie niegodziwoœci i dwie moralnoœci, i ¿e koniecznoœæ – racja stanu, jak dawniej
mówiono – uniewinnia zbrodniarzy wielkiego autoramentu, byleby umieli uzgodniæ swoje
wybryki z namiêtnoœciami narodu.
Mniej siê bojê otwartej tyranii ni¿ ucisku przebranego za mi³oœæ ³adu. Si³a despotyzmu tkwi
wy³¹cznie w masce despoty. Niechaj w³adca zostanie zmuszony do zaniechania k³amstwa, a lud
bêdzie wolny; tote¿ nie znam na tym œwiecie gorszego z³a ni¿ k³amstwo. Je¿eli siê ktoœ boi tylko
gwa³townego i szczerego tyrana, niech jedzie do Rosji, a nauczy siê baæ przede wszystkim tyranii
ob³udnej.
Nie mogê zaprzeczyæ, ¿e przywo¿ê ze swojej podró¿y myœli, których nie mia³em, kiedy
powzi¹³em jej zamiar. Tote¿ nie odda³bym za nic wysi³ków, jakie mnie kosztowa³a. Je¿eli
wydrukujê sprawozdanie z niej, bêdzie to w³aœnie dlatego, ¿e zmieni³a moje pogl¹dy na wiele
spraw. Te pogl¹dy znali wszyscy, którzy mnie czytali, moje rozczarowanie nie jest znane
nikomu, a wiêc moim obowi¹zkiem jest je opublikowaæ.
...W moim nowym postanowieniu podtrzymywa³o mnie ci¹gle rosn¹ce rozczarowanie.
Oczywiœcie przyczyna zawodu musi byæ g³êboka i silna, skoro niesmak ogarn¹³ mnie w czasie
najœwietniejszych bankietów, jakie widzia³em w ¿yciu i mimo olœniewaj¹cej goœcinnoœci Rosjan.
Ale stwierdzi³em od pierwszego spojrzenia, ¿e w okazanym mi demonstracyjnym
zainteresowaniu jest wiêcej chêci wydawania siê uprzejmymi ni¿ prawdziwej serdecznoœci. Oni
wype³niaj¹ nam ca³y czas, zabawiaj¹ nas, absorbuj¹, tyranizuj¹ nadskakiwaniem, dowiaduj¹ siê o

nasz rozk³ad czasu, wypytuj¹ o wszystko z sobie tylko w³aœciwym naleganiem, i od przyjêcia do
przyjêcia przeszkadzaj¹ nam zobaczyæ ich kraj. Wymyœlili nawet francuskie s³owo, by wyraziæ
rezultat tej rzekomo ¿yczliwej taktyki: to siê u nich nazywa enguirlander les étrangers (omotaæ
cudzoziemców). Niestety, te skwapliwe starania spad³y na cz³owieka, którego przyjêcia zawsze
raczej mêczy³y ni¿ bawi³y. Ale niech tylko spostrzeg¹, ¿e ich bezpoœredni efekt nie dzia³a na
umys³ cudzoziemca, a uciekaj¹ siê do poœrednich sposobów dyskredytowania jego opowiadañ w
oczach oœwieconych czytelników i nadu¿ywaj¹ ich z niezwyk³¹ zrêcznoœci¹. A wiêc chc¹c mu
ukazaæ rzeczy w fa³szywym œwietle k³ami¹ negatywnie, jak k³amali pozytywnie, póki myœleli, ¿e
mog¹ liczyæ na ¿yczliw¹ ³atwowiernoœæ. Czêsto w czasie jednej i tej samej rozmowy
stwierdzi³em, ¿e ta sama osoba dwa lub trzy razy zmienia wobec mnie taktykê. Nie pochlebiam
sobie, ¿e potrafi³em zawsze rozpoznaæ prawdê mimo wysi³ków tak kunsztownie czynionych
przez ludzi, których zawodem jest jej ukrywanie, ale wiedzieæ, ¿e siê pomyli³eœ, to ju¿ bardzo
du¿o: je¿eli nie widzê prawdy, widzê, ¿e siê j¹ przede mn¹ ukrywa, i je¿eli nie jestem

background image

zorientowany, jestem uzbrojony.
...Kiedy mia³em wyjechaæ z Petersburga, pewien Rosjanin zapyta³ mnie, jak wszyscy
Rosjanie, co bêdê opowiada³ o jego kraju. „By³em w nim zbyt dobrze przyjêty, aby o nim
mówiæ” – odrzek³em.
Ukuwa siê przeciw mnie broñ z tego wyznania, w którym próbowa³em ukryæ zaledwie
grzeczny epigramat. „Po takim potraktowaniu – napisano do mnie – jest oczywiste, ¿e nie mo¿e
pan powiedzieæ prawdy. Otó¿ poniewa¿ nie umie pan inaczej, lepiej zrobi pan, jeœli bêdzie
milcza³”. Taka jest opinia czêœci ludzi, których zwyk³em s³uchaæ. W ka¿dym razie nie jest ona
pochlebna dla Rosjan.
...Tylko prawda razi, powiadaj¹ ludzie; mo¿liwe, ale przynajmniej we Francji nikt nie ma
prawa ani si³y zamkn¹æ ust temu, kto j¹ mówi. Moje okrzyki oburzenia nie bêd¹ mog³y uchodziæ
za zamaskowany wyraz zranionej pró¿noœci. Gdybym s³ucha³ tylko swojej mi³oœci w³asnej,
kaza³aby mi zachwycaæ siê wszystkim, ale moje serce nie by³o zadowolone z niczego.
Tym gorzej dla Rosjan, je¿eli wszystko, co siê opowiada o ich kraju i jego mieszkañcach,
wygl¹da na osobiste przytyki; jest to nieuniknione nieszczêœcie, bowiem, prawdê mówi¹c, fakty
w Rosji nie istniej¹, skoro je stwarza i niszczy kaprys jednego cz³owieka; nie jest to wina
podró¿nych.
Cesarz nie wydaje mi siê sk³onny zrezygnowaæ z czêœci swego autorytetu, niech wiêc dŸwiga
odpowiedzialnoœæ za wszechmoc. Jest to pierwsza pokuta za k³amstwo polityczne, na mocy
którego cz³owiek jest ustanowiony absolutnym w³adc¹ kraju, wszechmocnym panem myœli
ca³ego narodu.
...Powiedzmy raczej: nie ma rosyjskiego narodu... S¹ cesarze, którzy maj¹ niewolników, i
dworzanie, którzy maj¹ te¿ niewolników, a to wszystko nie sk³ada siê na naród.
Œ rednia klasa, dotychczas niezbyt liczna w porównaniu z innymi, sk³ada siê prawie wy³¹cznie
z obcokrajowców. Kilku ch³opów wyzwolonych dziêki pieni¹dzom i najdrobniejsi urzêdnicy
podniesieni o kilka stopni zaczynaj¹ j¹ pomna¿aæ. Przysz³oœæ Rosji zale¿y od tych nowych
mieszczan o tak ró¿nym pochodzeniu, ¿e nie mog¹ mieæ zgodnych pogl¹dów. Tajne
stowarzyszenia staraj¹ siê ich zjednoczyæ.
...W Rosji, mimo ró¿nych pozorów, w g³êbi wszystkiego jest przemoc i samowola.
Uspokojono tam tyraniê przy pomocy strachu: oto po dziœ dzieñ jedyny rodzaj szczêœcia, jakie
ten ustrój potrafi³ zapewniæ swoim ludom.
I gdy przypadek czyni mnie œwiadkiem nies³ychanych nieszczêœæ, które siê znosi za
konstytucji o przesadnym za³o¿eniu, mia³a byæ obawa zranienia czyichœ uczuæ powstrzymaæ
mnie przed powiedzeniem tego, co widzia³em?... Co, wpuszczono mnie do wiêzienia,

zrozumia³em milczenie przera¿onych ofiar, i mia³bym siê nie odwa¿yæ opowiedzieæ o ich
mêczarni w obawie przed oskar¿eniem mnie o niewdziêcznoœæ z powodu uprzejmoœci stra¿ników
czyni¹cych mi honory wiêzienia? Taka ostro¿noœæ nie mia³aby w sobie nic z cnoty. Oœwiadczam
wiêc, ¿e po uwa¿nym rozejrzeniu siê dooko³a, by zobaczyæ to, co przede mn¹ ukrywano, po
uwa¿nym ws³uchaniu siê, by us³yszeæ to, czego mi nie chciano powiedzieæ, po starannych
wysi³kach wytropienia fa³szu w tym, co mi mówiono, s¹dzê, ¿e nie przesadzam zapewniaj¹c Ciê,
¿e pañstwo rosyjskie jest krajem, gdzie ludzie s¹ najnieszczêœliwsi, poniewa¿ tam cierpi¹
jednoczeœnie z powodu barbarzyñstwa – i cywilizacji.
...W kraju, gdzie umys³y s¹ od kolebki zaprawiane do udawania i do przebieg³oœci orientalnej
polityki, naturalnoœæ musi byæ rzadsza ni¿ gdzie indziej, tote¿ kiedy j¹ tam spotkamy, ma
szczególny urok. Widzia³em w Rosji kilku ludzi zawstydzonych uciskiem twardego ustroju, w
którym zmuszeni s¹ ¿yæ nie œmiej¹c siê nañ uskar¿aæ. Ci ludzie s¹ wolni tylko w obliczu wroga;

background image

udaj¹ siê na wojnê na Kaukaz, by odpocz¹æ od jarzma dŸwiganego u siebie. Smutek tego ¿ycia
naznacza przedwczeœnie ich czo³a piêtnem melancholii, kontrastuj¹cej z wojskowymi nawykami
i beztrosk¹ ich wieku. Zmarszczki m³odoœci ujawniaj¹ g³êbokie zmartwienia i budz¹ wielk¹
litoœæ. Ci m³odzi ludzie zaczerpnêli ze Wschodu jego powagê, z wyobraŸni Pó³nocy mglistoœæ i
marzycielstwo. S¹ bardzo nieszczêœliwi i bardzo sympatyczni, absolutnie niepodobni do
mieszkañców innych krajów.
Poniewa¿ Rosjanie maj¹ wdziêk, musz¹ mieæ jakiœ rodzaj naturalnoœci, którego nie uda³o mi
siê dojrzeæ. Mo¿e naturalnoœæ tego ludu jest nieuchwytna dla cudzoziemca, który przemierza kraj
tak szybko jak ja. Charakter tego ludu jest wyj¹tkowo trudny do okreœlenia.
Pozbawieni Œ redniowiecza, dawnych wspomnieñ, katolicyzmu, pozbawieni rycerskiej
przesz³oœci, szacunku dla w³asnego s³owa33, bêd¹cy zawsze Grekami z Cesarstwa Wschodniego,
og³adzeni formalnie jak Chiñczycy, grubiañscy lub przynajmniej niedelikatni jak Ka³mucy,
brudni jak Lapoñczycy, piêkni jak anio³y, ciemni jak dzikusy (z wyj¹tkiem kobiet i kilku
dyplomatów), sprytni jak ¯ydzi, intryganccy jak wyzwoleñcy, ³agodni i powa¿ni w sposobie
bycia jak mieszkañcy Wschodu, okrutni w uczuciach jak barbarzyñcy, sarkastyczni i pogardliwi z
rozpaczy, podwójnie szyderczy z natury i z poczucia ni¿szoœci, lekkomyœlni, lecz tylko na pozór:
Rosjanie s¹ wyj¹tkowo zdatni do powa¿nych spraw, wszyscy maj¹ spryt niezbêdny do zdobycia
nadzwyczaj wyostrzonego taktu, ale ¿aden z nich nie jest doœæ wielkoduszny, by wznieœæ siê
ponad przebieg³oœæ, tote¿ zniechêcili mnie do tej cechy, koniecznej do przebywania wœród nich.
Z t¹ ich sta³¹ samokontrol¹ wydaj¹ mi siê ludŸmi najbardziej godnymi litoœci na ziemi.
...Ale, mój Bo¿e, do czego mog¹ prowadziæ te wszystkie manewry? Jaki motyw wystarczy do
usprawiedliwienia takiej ob³udy? Jaki obowi¹zek, jaka nagroda mo¿e sk³oniæ ludzkie twarze do
tak d³ugiego noszenia maski? Czy taki arsena³ podstêpów ma na celu tylko obronê rzeczywistej i
prawowitej w³adzy?... Ale¿ w³adza tego nie potrzebuje, prawda broni siê sama. Czy chce
ochraniaæ nêdzne interesy pró¿noœci? Byæ mo¿e. Wszelako zdobywaæ siê na takie wysi³ki, by
osi¹gaæ tak mizerny rezultat, by³oby prac¹ niegodn¹ powa¿nych ludzi narzucaj¹cych j¹ sobie.
Pos¹dzam ich o g³êbsz¹ myœl, jawi mi siê wy¿szy cel i t³umaczy mi ich niezwyk³¹ ob³udê i
wytrwa³oœæ.
W sercu rosyjskiego ludu fermentuje bez³adna ambicja, ogromna, jedna z tych ambicji, które
mog¹ kie³kowaæ tylko w duszy uciskanych i ¿ywiæ siê tylko nieszczêœciem ca³ego narodu. Ten
naród, na wskroœ zdobywczy, chciwy z powodu braków, pokutuje z góry u siebie upadlaj¹c¹
pokor¹ za nadziejê sprawowania tyranii u innych. Oczekiwana przez ten naród s³awa i bogactwo

33 Mimo tego, co wy¿ej powiedziano, nale¿y dodaæ, ¿e dotyczy to tylko mas, które s¹ w Rosji rz¹dzone
wy³¹cznie strachem i si³¹.

pocieszaj¹ go za doznawan¹ hañbê i aby powetowaæ sobie niecn¹ rezygnacjê z wszelkiej
wolnoœci publicznej i osobistej, niewolnik na klêczkach marzy o panowaniu nad œwiatem.
To nie cz³owieka wielbi siê w osobie cesarza Miko³aja, lecz ambitnego w³adcê narodu
ambitniejszego ni¿ on. Namiêtnoœci Rosjan s¹ przykrojone na wzór staro¿ytnych ludów,
wszystko u nich przypomina Stary Testament, ich nadzieje i cierpienia s¹ wielkie jak ich
pañstwo.
Nic tam nie ma granic: ani bóle, ani pociechy, ani ofiary, ani nadzieje. Ich w³adza mo¿e staæ
siê ogromna, ale oni za ni¹ zap³ac¹ cenê, jak¹ narody Azji p³ac¹ za trwa³oœæ swych rz¹dów: cenê
szczêœcia. Rosja widzi w Europie ³up, który zdobêdzie wczeœniej czy póŸniej dziêki naszym
niesnaskom. Podsyca w nas anarchiê w nadziei wykorzystania wspomaganego przez ni¹

background image

rozk³adu, bo on sprzyja jej celom: jest to historia Polski powtórzona na wielk¹ skalê. Od wielu lat
Pary¿ czyta rewolucyjne dzienniki – rewolucyjne pod ka¿dym wzglêdem – op³acane przez Rosjê.
Europa – mówi siê w Petersburgu – wybiera drogê, któr¹ posz³a Polska: os³abia siê przez pusty
liberalizm, podczas gdy my wci¹¿ jesteœmy potê¿ni w³aœnie dlatego, ¿e nie jesteœmy wolni.
Trwajmy cierpliwie w jarzmie, a ka¿emy innym zap³aciæ za nasz¹ hañbê”.
Plan, który Ci tu ujawniam, mo¿e siê wydaæ chimeryczny roztargnionym oczom, ale ka¿dy
cz³owiek wtajemniczony w funkcjonowanie europejskich spraw i w sekrety gabinetów w ci¹gu
ostatnich dwudziestu lat, uzna go za prawdziwy.
...Czy rozumiesz teraz znaczenie opinii, sarkastycznego odezwania siê, listu, kpiny, uœmiechu,
a tym bardziej ksi¹¿ki w oczach tego ustroju, popieranego ³atwowiernoœci¹ jego ludów oraz
pob³a¿liwoœci¹ wszystkich cudzoziemców?... S³owo prawdy rzucone w Rosji to iskra, która pada
na proch.
Co obchodzi przywódców Rosji nêdza, bladoœæ ¿o³nierzy cesarza? Te ¿ywe widma maj¹
najpiêkniejsze mundury w Europie: kogo obchodz¹ zgrzebne kapoty, którymi siê owijaj¹ w g³êbi
swoich kwater te poz³acane zjawy? Niech tylko bêd¹ ubodzy i brudni w sekrecie i niech b³yszcz¹,
kiedy siê pokazuj¹, niczego siê od nich nie wymaga i niczego siê im nie daje. Udrapowana nêdza:
oto bogactwo Rosjan. Dla nich pozory s¹ wszystkim, a pozory u nich k³ami¹ bardziej ni¿ u
innych. Tote¿ ktokolwiek oœmiela siê unieœæ r¹bek zas³ony, traci na zawsze reputacjê w
Petersburgu.
¯ycie spo³eczne w tym kraju jest nieustaj¹cym spiskiem przeciw prawdzie. Tam ka¿dy, kto
nie jest naiwn¹ ofiar¹, uchodzi za zdrajcê; tam poœmiaæ siê z ¿artu, odeprzeæ k³amstwo,
sprzeciwiæ siê politycznej przechwa³ce, umotywowaæ pos³uszeñstw o jest zamachem na
bezpieczeñstwo pañstwa i w³adzy i oznacza nara¿enie siê na los rewolucjonisty, spiskowca,
wroga porz¹dku, zbrodniarza winnego obrazy majestatu... Polaka, a sam wiesz, jaki to okrutny
los! Trzeba przyznaæ, ¿e DRA¯LIWOŒ Æ ujawniaj¹ca siê w ten sposób jest raczej groŸna ni¿
groteskowa: pedantyczna opieka takiego rz¹du zespolona z oœwiecon¹ pró¿noœci¹ takiego ludu
nie jest ju¿ œmieszna, staje siê przera¿aj¹ca.
Mo¿na i trzeba siê zmusiæ do wszelkiego rodzaju ostro¿noœci pod rz¹dami w³adcy, który nie
u³askawia ¿adnego wroga, który nie lekcewa¿y ¿adnego oporu i który w konsekwencji narzuca
sobie zemstê jak obowi¹zek. Ten cz³owiek, a raczej ten uosobiony rz¹d uwa¿a³by przebaczenie
za apostazjê, ³askawoœæ za niepamiêtanie o sobie, ludzkoœæ za brak szacunku dla w³asnego
majestatu... przepraszam, dla w³asnej boskoœci!... Nie jest w³adny zrezygnowaæ z adoracji
poddanych.
Rosyjska cywilizacja jest jeszcze tak blisko swego Ÿród³a, ¿e przypomina barbarzyñstwo.
Rosja jest tylko spo³eczeñstwem zdobywczym, jego si³a nie tkwi w myœli, lecz w wojnie, to
znaczy w sprycie i okrucieñstwie.

...Zwa¿ proszê, ¿e gdyby Rosjanom uda³oby siê kiedyœ opanowaæ Zachód, nie rz¹dziliby nim
od siebie, na sposób dawnych Mongo³ów; przeciwnie, by³oby im spieszno opuœciæ ojczyste
mroŸne równiny i nie naœladuj¹c swych dawnych panów, Tatarów, wyciskaj¹cych z daleka
swych ho³downików S³owian – klimat Moskowii przera¿a³ nawet Mongo³ów – Moskowici
opuœciliby t³umnie swój kraj z chwil¹, gdy drogi do innych krajów stanê³yby dla nich otworem.
Teraz prawi¹ oni o umiarkowaniu, zapewniaj¹, ¿e nie myœl¹ o zdobyciu Konstantynopola,
boj¹ siê – jak sami mówi¹ – wszystkiego, co mog³oby powiêkszyæ pañstwo, gdzie odleg³oœci ju¿
teraz s¹ plag¹, unikaj¹ nawet... zwa¿, jak daleko posuwa siê ich przezornoœæ!... unikaj¹ gor¹cych
klimatów!... Poczekaj trochê, zobaczysz, czym siê skoñcz¹ wszystkie te obawy.

background image

I ja mia³bym nie wskazaæ na tyle k³amstw, tyle niebezpieczeñstw, tyle plag? O nie, nie, wolê
pomyliæ siê i mówiæ, ni¿ s³usznie oceniæ i milczeæ. Jeœli jest zuchwalstwem mówienie o tym, co
zaobserwowa³em, zbrodni¹ by³oby ukrywanie tego.
...Na wszystko to Rosjanie mi nie odpowiedz¹, orzekn¹ tylko: „Trzy miesi¹ce podró¿y,
niewiele zobaczy³”.
To prawda, niewiele zobaczy³em, lecz wiele odgad³em.
A jeœli uczyni¹ mi zaszczyt zwalczania mnie, bêd¹ negowaæ fakty. Fakty, surowiec ka¿dego
opowiadania, z którym zazwyczaj nie licz¹ siê w Petersburgu, gdzie przesz³oœæ jak przysz³oœæ,
jak teraŸniejszoœæ stoi do dyspozycji w³adcy, gdy¿, jeszcze raz powtarzam, Rosjanie maj¹ na
w³asnoœæ tylko pos³uszeñstwo i naœladownictwo, nastawienie ich umys³u, ich pogl¹dy, ich wolna
wola nale¿¹ do w³adcy. W Rosji historia jest czêœci¹ dóbr korony, jest to w³asnoœæ moralna
w³adcy, jak ludzie i ziemia s¹ jego materialn¹ w³asnoœci¹. Umieszcza siê j¹ w sk³adnicy wraz z
cesarskimi skarbami i pokazuje siê z niej tylko tyle, ile siê chce udostêpniæ. Wspomnienie o tym,
co siê sta³o w przeddzieñ, jest w³asnoœci¹ cesarza, on zmienia dowolnie rodzime kroniki i
wydziela codziennie swemu ludowi prawdy historyczne zgodne z fikcj¹ danej chwili. Oto jak
Minin i Po¿arski, bohaterzy zapomniani od dwóch wieków, zostali nagle ekshumowani i stali siê
modni w momencie inwazji Napoleona: rzecz w tym, ¿e w³aœnie wtedy sytuacja zezwala³a na
patriotyczny entuzjazm.
Wszelako ta kolosalna potêga szkodzi sama sobie i Rosja nie bêdzie znosi³a jej zawsze: w
wojsku tli siê duch buntu. Mówiê to samo co cesarz: Rosjanie za du¿o podró¿owali, naród
zapragn¹³ oœwiaty. C³o nie st³umi ducha, armie nie zniszcz¹ myœli, mury jej nie zatrzymaj¹ – ona
kr¹¿y pod ziemi¹, idee s¹ w powietrzu, s¹ wszêdzie, a idee zmieniaj¹ œwiat.
Z wszystkiego co podzia³em wynika, ¿e przysz³oœæ – ta przysz³oœæ tak œwietna, wymarzona
przez Rosjan – nie zale¿y od nich, ¿e oni nie maj¹ w³asnych idei i ¿e los tego ludu naœladowców
rozstrzygnie siê w krajach o w³asnych, osobistych ideach. Je¿eli na Zachodzie uspokoj¹ siê
namiêtnoœci, je¿eli miêdzy rz¹dami a poddanymi zapanuje zgoda, chciwa nadzieja S³owian stanie
siê chimer¹. Dlatego niebezpiecznie jest pozwalaæ im siê wtr¹caæ do naszej polityki i do polityki
naszych s¹siadów.
Czy Ci muszê powtarzaæ, ¿e mówiê bez animozji, ¿e opisa³em rzeczy bez oskar¿ania osób i
we wnioskach, które wyci¹gn¹³em z pewnych przera¿aj¹cych mnie faktów, stara³em siê wskazaæ
na udzia³ koniecznoœci? Nie tyle oskar¿am, co opowiadam.
...Jako cudzoziemiec, zw³aszcza cudzoziemiec pisz¹cy, by³em zarzucany przez Rosjan
objawami grzecznoœci, ale ich uczynnoœæ ogranicza³a siê do obietnic, nikt nie dawa³ mo¿noœci
zajrzenia w g³¹b rzeczy. Mnóstwo tajemnic zosta³o dla mnie nieprzeniknionych.
Rok spêdzony w tym kraju niewiele posun¹³by mnie naprzód. Zimowe ch³ody budzi³y we
mnie tym wiêksz¹ obawê, ¿e krajowcy zapewniali mnie o ich ³agodniejszym ostatnio przebiegu...
Zreszt¹ w tym pañstwie g³êbokiego milczenia, wielkich pustych przestrzeni, nagich pól,
samotnych miast, ostro¿nych fizjognomii, których niezbyt szczery wyraz budzi nieufnoœæ do

ca³ego spo³eczeñstwa, ogarnia³ mnie smutek. W rezultacie uciek³em zarówno przed spleenem,
jak przed zimnem. Trudno i darmo, kto chce spêdziæ zimê w Petersburgu, musi przystaæ na
zapomnienie przez szeœæ miesiêcy o naturze, by ¿yæ uwiêzionym wœród ludzi nie maj¹cych w
sobie ¿adnej naturalnoœci.
Powiem otwarcie: spêdzi³em miêdzy Petersburgiem a Moskw¹ okropne lato, poniewa¿ uda³o
mi siê zrozumieæ tylko bardzo ma³¹ cz¹stkê têgo, co tam widzia³em. Spodziewa³em siê znaleŸæ
rozwi¹zania, przynoszê Ci tylko problemy.
Jest pewna tajemnica, której nie mog³em przenikn¹æ, czego szczególnie ¿a³ujê: niewielki

background image

wp³yw religii w Rosji. Czy Koœció³ grecki mimo politycznej niesamodzielnoœci nie móg³by
zachowaæ przynajmniej jakiegoœ autorytetu moralnego wœród mieszkañców? Bo nie posiada go
wcale. Jaki jest powód s³aboœci Koœcio³a, którego dzia³aniu na pozór wszystko sprzyja? Oto
problem. Czy to w³aœciwoœæ religii greckiej – trwaæ w biernoœci, zadowalaj¹c siê zewnêtrznymi
oznakami szacunku? Czy taki rezultat jest nieunikniony wszêdzie, gdzie w³adza duchowa popada
w ca³kowit¹ zale¿noœæ od œwieckiej? S¹dzê, ¿e tak, ale to w³aœnie chcia³bym móc udowodniæ za
pomoc¹ dokumentów i faktów. Tymczasem streszczê w paru s³owach ostatni wynik obserwacji,
jakie poczyni³em na temat stosunków rosyjskiego duchowieñstwa z wiernymi.
Widzia³em w Rosji Koœció³ chrzeœcijañski, którego nikt nie atakuje, który wszyscy szanuj¹,
przynajmniej na pozór; Koœció³, któremu wszystko pomaga sprawowaæ jego autorytet moralny, a
jednak ten Koœció³ nie ma ¿adnego autorytetu, ¿adnej w³adzy nad sercami, potrafi kszta³towaæ
tylko ludzi ob³udnych lub zabobonnych.
W krajach, gdzie religia nie budzi szacunku, nie jest za nic odpowiedzialna, ale tutaj, gdzie
ca³y presti¿ absolutnej w³adzy wspomaga kap³ana w spe³nianiu jego misji, gdzie doktryny nie
atakuje siê ani w mowie, ani w piœmie, gdzie praktyki religijne zamieni³y siê, ¿e tak powiem, w
pañstwowe ustawy; gdzie zwyczaje tak s³u¿¹ wierze, jak u nas siê jej sprzeciwiaj¹ – ma siê prawo
zarzuciæ Koœcio³owi ja³owoœæ. Ten Koœció³ jest martwy, a jednak s¹dz¹c z tego, co siê dziejê w
Polsce, mo¿e staæ siê przeœladowc¹, jako ¿e nie ma doœæ wznios³ych cnót ani doœæ wielkich
talentów, by staæ siê zdobywczym przy pomocy myœli. S³owem, Koœcio³owi rosyjskiemu brak
tego, czego brak ca³emu krajowi: wolnoœci, bez której zanika wola ¿ycia i gaœnie œwiat³o.
Europa Zachodnia nie wie, ile nietolerancji religijnej zawiera rosyjska polityka. Kult
zjednoczonych Greków zosta³ obalony w nastêpstwie d³ugich a skrytych przeœladowañ – czy
katolicka Europa wie, ¿e u Rosjan nie ma ju¿ unitów? Czy wie przynajmniej, oœlepiona œwiat³ami
swej filozofii, kim s¹ unici?
Oto fakt, który Ci wyka¿e, jakie niebezpieczeñstwo grozi w Rosji komuœ, kto mówi to, co
myœli o religii greckiej i o jej niewielkim wp³ywie moralnym.
Kilka lat temu pewien m¹dry cz³owiek, dobrze widziany przez wszystkich w Moskwie,
szlachetnego pochodzenia i charakteru, lecz na swoje nieszczêœcie po¿erany mi³oœci¹ do prawdy
– namiêtnoœæ niebezpieczna wszêdzie, a w tym kraju œmiertelna – odwa¿y³ siê napisaæ, ¿e religia
katolicka bardziej sprzyja rozwojowi umys³ów i postêpowi w sztukach ni¿ bizantyjska, rosyjska.
Myœla³ na ten temat to samo co ja i oœmieli³ siê to powiedzieæ, zbrodnia dla Rosjanina
niewybaczalna. ¯ycie ksiêdza katolickiego, twierdzi w swej ksi¹¿ce, ¿ycie ca³kiem nadludzkie,
albo przynajmniej maj¹ce byæ takim, jest dobrowoln¹ i codzienn¹ ofiar¹ z brutalnych sk³onnoœci
naturalnych, jest w oczach niedowierzaj¹cego t³umu aktywnym i wci¹¿ ponawianym dowodem
wy¿szoœci ducha nad materi¹; ofiar¹ powtarzan¹ co dzieñ na o³tarzu wiary dla udowodnienia
najbardziej bezbo¿nym, ¿e cz³owiek nie podlega we wszystkim sile fizycznej i ¿e mo¿e otrzymaæ
od wy¿szej potêgi sposób unikniêcia praw materialnego œwiata, po czym dodaje: „Dziêki
reformom dokonanym w czasie, religia katolicka mo¿e u¿yæ swej w³adzy tylko dla czynienia
dobra”, s³owem utrzymywa³, ¿e wielkie losy rasy s³owiañskiej ucierpia³y z braku katolicyzmu, bo

tylko to wyznanie ma w sobie jednoczeœnie sta³y entuzjazm, absolutne mi³osierdzie i czyste
rozeznanie. Opiniê swoj¹ popiera³ wielk¹ iloœci¹ dowodów i usi³owa³ wykazaæ przewagê religii
niezale¿nej, to znaczy uniwersalnej, nad religiami lokalnymi, to znaczy ograniczonymi polityk¹;
s³owem, wyra¿a³ opiniê, której ja nie przestawa³em broniæ ze wszystkich si³.
Nawet wady charakteru kobiet w Rosji przypisuje ten autor religii greckiej. Twierdzi, ¿e je¿eli
s¹ lekkomyœlne, je¿eli nie umia³y zachowaæ wobec swych rodzin autorytetu, który powinna
posiadaæ w rodzinie chrzeœcijañska ¿ona i matka, to dlatego, ¿e nigdy nie otrzyma³y prawdziwej

background image

edukacji religijnej.
Ksi¹¿ka ta, nie wiem jakim cudem unikn¹wszy czujnoœci cenzury, poruszy³a ca³a Rosjê:
Petersburg i œwiêta Moskwa zap³onê³y wœciek³oœci¹ i oburzeniem, wreszcie umys³y wiernych tak
zawrza³y, ¿e od koñca do koñca pañstwa ¿¹dano ukarania tego nieostro¿nego obroñcy matki
chrzeœcijañskich Koœcio³ów... Wreszcie w Rosji nie sta³o knuta, Syberii, kopalñ, twierdz,
wiêzieñ, by zabezpieczyæ Moskwê i jej bizantyjsk¹ prawowiernoœæ przed ambicjami Rzymu,
wspieranymi bezbo¿n¹ teori¹ cz³owieka bêd¹cego zdrajc¹ Boga i ojczyzny.
Oczekuje siê z wielkim niepokojem wyroku, który zadecyduje o losie wielkiego zbrodniarza.
Poniewa¿ na wyrok ten d³ugo czekano, zaczêto ju¿ w¹tpiæ o najwy¿szej sprawiedliwoœci, kiedy
cesarz w swym niewzruszonym mi³osierdziu oœwiadczy³, ¿e nie ma podstaw do ukarania, ¿e nie
ma zbrodniarza, ¿e jest natomiast szaleniec, którego nale¿y zamkn¹æ, po czym doda³, ¿e chory
bêdzie powierzony opiece lekarzy.
Ten nowy rodzaj tortury zastosowano bezzw³ocznie, ale w tak surowy sposób, ¿e domniemany
szaleniec nieledwie usprawiedliwi³ groteskowy wyrok absolutnego w³adcy Koœcio³a i Pañstwa.
Mêczennik prawdy by³ bliski utraty rozumu, którego mu odmówi³a decyzja z góry. Dziœ, po
trzech latach surowo przestrzeganego leczenia, leczenia upadlaj¹cego i zarazem okrutnego,
nieszczêœliwy teolog z wielkiego œwiata zaczyna dopiero korzystaæ z odrobiny wolnoœci, ale... to
mo¿e wydawaæ siê cudem... teraz sam w¹tpi o swoim rozumie, i ufaj¹c s³owom cesarza przyznaje
siê do ob³êdu!...
...Oto najœwie¿szy przyk³ad sposobu, w jaki sprawy sumienia s¹ traktowane dziœ w Rosji.
Zapytujê Ciê po raz ostatni: czy podró¿nik, który mia³ nieszczêœcie lub szczêœcie zebraæ takie
fakty, ma prawo ich nie og³aszaæ? W tym sprawach nasza konkretna wiedza oœwieca nasze
przypuszczenia i z tego wszystkiego wynika przekonanie, które mamy obowi¹zek przekazaæ
œwiatu, je¿eli jest to w naszej mocy.
Mówi³em bez osobistej nienawiœci, ale tak¿e bez leku ni ograniczeñ czy zastrze¿eñ, a nawet
nara¿aj¹c siê na niebezpieczeñstwo znudzenia czytelników.
...Trzeba by³o poznaæ ow¹ nieustann¹ samotnoœæ, to ponure wiêzienie, które nazywa siê Rosj¹,
¿eby poczuæ ca³¹ wolnoœæ, z jakiej korzysta siê w innych krajach Europy, bez wzglêdu na
wybran¹ przez nie formê rz¹dów.
...Kiedy Twój syn bêdzie niezadowolony z Francji, skorzystaj z mojego przepisu i powiedz
mu: „JedŸ do Rosji”. Jest to podró¿ u¿yteczna dla ka¿dego cudzoziemca. Ktokolwiek zobaczy ten
kraj, bêdzie zadowolony, ¿e ¿yje gdzie indziej, obojêtne gdzie. Zawsze dobrze jest wiedzieæ, ¿e
istnieje spo³eczeñstwo, gdzie szczêœcie jest niemo¿liwe w ¿adnej postaci, bo zgodnie z prawem
swojej natury cz³owiek nie mo¿e byæ szczêœliwy bez wolnoœci...

DODATEK
Listopad 1842.
W ci¹gu tego roku przypadek pozwoli³ mi spotkaæ dwóch ludzi, którzy s³u¿yli w naszym
wojsku w czasie kampanii 1812 roku i którzy przez wiele lat przebywali w Rosji jako
wiêŸniowie. Jeden z tych Francuzów jest obecnie nauczycielem jêzyka rosyjskiego w Pary¿u,
nazywa siê Girard, drugi jest W³ochem, nazwiskiem Grassini, bratem s³ynnej œpiewaczki.

background image

Te dwie osoby opowiedzia³y mi fakty, które siê potwierdzaj¹ wzajemnie i które wydaj¹ mi siê
dostatecznie interesuj¹ce, by zas³ugiwaæ na publikacjê.
Zanotowawszy co do s³owa swoj¹ rozmowê z Grassinim przeka¿ê j¹ najdok³adniej, ale
poniewa¿ nie zatroszczy³em siê tak o szczegó³y podane mi przez Girarda, mogê je powtórzyæ
tylko w skrócie. Oba opowiadania s¹ tak podobne do siebie, jakby jedno by³o kalk¹ drugiego i to
podobieñstwo natchnê³o mnie tym wiêkszym zaufaniem do osób, od których us³ysza³em poni¿sze
fakty. Zauwa¿, ¿e ci dwaj ludzie s¹ sobie zupe³nie obcy, ¿e nigdy siê nie widzieli i ¿e nie znaj¹
siê nawet z nazwiska.
Oto najpierw co mi opowiedzia³ Girard:
W czasie odwrotu naszych wojsk zosta³ wziêty do niewoli i natychmiast wys³any w g³¹b Rosji
pod nadzorem oddzia³u kozaków jako jeden z trzech tysiêcy francuskich jeñców. Z dnia na dzieñ
robi³o siê coraz zimniej, lecz mimo niesprzyjaj¹cej pory roku jeñcy zostali skierowani poza
Moskwê, by zostaæ potem rozproszeni po ró¿nych guberniach kraju.
Konaj¹cy z g³odu, wyczerpani w najwy¿szym stopniu, czêsto byli zmuszeni zatrzymywaæ siê
w drodze, a wtedy liczne, gwa³towne smagniêcia knutem zastêpowa³y im po¿ywienie i dawa³y
si³ê, by iœæ naprzód a¿ do œmierci. Na ka¿dym etapie kilku z tych nieszczêœników, s³abo
ubranych, niedo¿ywionych, pozbawionych jakiejkolwiek pomocy i okrutnie traktowanych,
zostawa³o na œniegu. Gdy raz upadli, mróz przykuwa³ ich do ziemi i ju¿ siê nie podnosili. Nawet
sami oprawcy bywali przera¿eni ich nêdz¹.
Po¿erani robactwem, trawieni gor¹czk¹ i nêdz¹, nios¹cy wszêdzie ze sob¹ zarazê, budzili
wstrêt i zgrozê w mieszkañcach miasteczek i wsi, u których musieli siê zatrzymywaæ. Posuwali
siê naprzód popêdzani kijami, d¹¿¹c ku miejscom wyznaczonym na popasy, przyjmowano ich
tam równie¿ kijami, nie pozwalaj¹c zbli¿aæ siê do ludzi ani nawet wchodziæ do domów.
Niektórzy z nich zostali doprowadzeni do takiego stanu, ¿e we wœciek³ej rozpaczy rzucali siê na
siebie z piêœciami czy z kamieniami, by siê nawzajem pozabijaæ, szukaj¹c w tym ostatniej szansy,
poniewa¿ ci, którzy uchodzili z ¿yciem, zjadali nogi trupów!!! Do takich okropnoœci zmusza³a
naszych nieszczêsnych rodaków nieludzkoœæ Rosjan.
W nocy na biwakach ludzie czuj¹cy bliskoœæ œmierci podnosili siê ze zgroz¹, by stoj¹c
walczyæ z agoni¹. Zaskoczeni w œmiertelnych drgawkach przez zimno, konali oparci o mur,
sztywni i zamarzniêci. Ostatnie poty zamienia³y siê w sople lodu na ich wychudzonych cia³ach.
Trwali z oczyma otwartymi na zawszê, z cia³em zastyg³ym w konwulsyjnej postawie, w jakiej
zasta³a i zamrozi³a ich œmieræ. Trupy zostawa³y na miejscu, a¿ wyrywano je stamt¹d by spaliæ, i

stopa ³atwiej siê odrywa³a od nogi, ni¿ podeszwa buta od ziemi. Kiedy siê rozwidnia³o, ich
towarzysze podnosz¹c g³owê stwierdzali, ¿e znajduj¹ siê pod stra¿¹ krêgu zastyg³ych, a czasem
jeszcze niemal ciep³ych pos¹gów, które sta³y na posterunku wokó³ obozu, jak wartownicy
przybyli z tamtego œwiata. Straszliwoœci tych przebudzeñ nie da siê opisaæ ¿adnymi s³owami.
Ka¿dego ranka przed wyruszeniem kolumny Rosjanie palili zmar³ych, a niekiedy, o zgrozo,

background image

palili umieraj¹cych!...
Oto co widzia³ Girard, oto cierpienia, jakich zazna³ i jakie przetrwa³ dziêki swojej m³odoœci i
szczêœliwej gwieŸdzie. Te fakty, aczkolwiek tak straszne, nie wydaj¹ mi siê bardziej wyj¹tkowe
ni¿ mnóstwo opowiadañ zarejestrowanych przez historyków, ale jest coœ, czego absolutnie nie
mogê wyt³umaczyæ ani w co nie mogê uwierzyæ: milczenie Francuza, który siê wydosta³ z tego
nieludzkiego kraju i powróci³ na zawsze do ojczyzny.
Girard nigdy nie chcia³ opublikowaæ relacji o tym, co przecierpia³, z szacunku, jak mówi³, dla
cesarza Aleksandra, który zatrzyma³ go na blisko dziesiêæ lat w Rosji, gdzie nauczywszy siê po
rosyjsku zosta³ zaanga¿owany jako nauczyciel jêzyka francuskiego w szko³ach cesarskich. Ilu
aktów samowoli, ilu oszustw móg³ byæ œwiadkiem w tych wielkich zak³adach? Nic go nie zdo³a³o
sk³oniæ do mówienia i do ods³oniêcia Europie tylu krzycz¹cych nadu¿yæ! Cesarz Aleksander,
zanim zezwoli³ mu na powrót do Francji, spotka³ go kiedyœ w czasie swoich odwiedzin w jakiejœ
prowincjonalnej szkole. Zwróci³ siê wtedy do niego z kilkoma ³askawymi s³owami na temat jego
chêci wyjazdu z Rosji, chêci, jak¹ jeniec od dawna wyjawi³ swym prze³o¿onym, i udzieli³ mu
wreszcie pozwolenia na powrót do Francji, o które tak d³ugo zabiega³, kaza³ mu nawet daæ jak¹œ
sumê na podró¿. Girard ma mi³¹ fizjognomiê, która zapewne spodoba³a siê cesarzowi.
Oto jak po dziesiêciu latach biedak, cudem unikn¹wszy œmierci, rozsta³ siê z niewol¹. Opuœci³
kraj swoich oprawców i stra¿ników, œpiewaj¹c g³oœno hymny pochwalne na czeœæ Rosjan i
zapewniaj¹c o swej wdziêcznoœci za doznan¹ od nich goœcinnoœæ.
– Nic pan nie napisa³eœ? – spyta³em wys³uchawszy uwa¿nie jego opowieœci.
– Mia³em zamiar opisaæ wszystko, co widzia³em – odpar³ ale nie jestem znany, wiêc nie
móg³bym znaleŸæ ani wydawcy, ani czytelnika.
– Prawda w koñcu sama utoruje sobie drogê – rzek³em.
– Nie chcia³bym jej mówiæ przeciwko temu krajowi – odpar³ Girard. – Cesarz by³ dla mnie
taki dobry.
– Tak – odpar³em – ale zwa¿ pan, ¿e jest bardzo ³atwo wydawaæ siê dobrym w Rosji.
– Kiedy dawano mi paszport, zalecano mi dyskrecjê.
Oto co dziesiêæ lat pobytu w tym kraju zdo³a³o zrobiæ z umys³em cz³owieka urodzonego we
Francji, cz³owieka odwa¿nego i lojalnego. Oblicz pod³ug tego, jakie musi byæ poczucie
moralnoœci, przekazywane w Rosji z pokolenia na pokolenie...
W lutym 1842 roku by³em w Mediolanie, gdzie spotka³em Grassiniego, który mi opowiedzia³,
¿e w roku 1812, s³u¿¹c w wojsku wicekróla Italii, w czasie odwrotu dosta³ siê do niewoli w
okolicy Smoleñska. Potem spêdzi³ dwa lata w g³êbi Rosji. Oto nasz dialog; przepisujê go tutaj ze
skrupulatn¹ dok³adnoœci¹, bo zanotowa³em go w tym samym dniu.
– Musia³eœ pan bardzo cierpieæ w tym kraju – powiedzia³em do niego – z powodu
nieludzkoœci mieszkañców i ostrego klimatu?
– Z powodu zimna tak – odpar³ – ale nie nale¿y mówiæ, ¿e Rosjanom brak ludzkich uczuæ.
– Gdyby to jednak by³o prawd¹, có¿ z³ego by³oby w powiedzeniu tego? Dlaczego mamy
pozwoliæ Rosjanom chwaliæ siê wszêdzie nie posiadanymi cnotami?
– Myœmy otrzymali w g³êbi kraju niespodziewan¹ pomoc. Wieœniaczki i wielkie œwiatowe
damy posy³a³y nam odzie¿, by nas zabezpieczyæ przed mrozami, lekarstwa, by nas leczyæ,
¿ywnoœæ, a nawet bieliznê. Wiele z nich z nara¿eniem zdrowia przychodzi³o pielêgnowaæ nas na

biwakach, mimo ¿e mog³y siê od nas zaraziæ, bo z nêdzy zapadaliœmy na ró¿ne okropne choroby,
które udziela³y siê mieszkañcom wsi i miasteczek na naszej trasie. Po to, by dojœæ do naszych
popasów, nie doœæ by³o zwyk³ego wspó³czucia: potrzebna by³a wielka odwaga, prawdziwa cnota.
Ja to w³aœnie nazywam ludzkoœci¹.

background image

– Nie twierdzê bynajmniej, ¿e nieczu³oœæ, któr¹ stwierdzi³em na ogó³ u Rosjan, nie zna
¿adnych wyj¹tków. Wszêdzie, gdzie s¹ kobiety, jest litoœæ, kobiety wszystkich krajów bywaj¹
niekiedy bohaterskie we wspó³czuciu, ale prawd¹ jest równie¿, ¿e w Rosji prawa, zwyczaje,
obyczaje, charaktery cechuje okrucieñstwo, od którego nasi nieszczêœliwi wiêŸniowie i jeñcy
zbyt ucierpieli, abyœmy mogli wychwalaæ ludzkoœæ krajowców.
– Ja u nich cierpia³em jak inni, a nawet wiêcej ni¿ wielu innych, bo powróci³em do ojczyzny
prawie œlepy. Od trzydziestu ju¿ lat siêgam bez powodzenia po wszystkie œrodki, by wyleczyæ
oczy – straci³em czêœciowo wzrok. Nocne rosy w Rosji, nawet w ciep³ych porach roku, maj¹
fatalny wp³yw na wszystkich, którzy sypiaj¹ pod go³ym niebem.
– Kazano wam tak sypiaæ?
– Musieliœmy, bo taka by³a marszruta.
– A wiêc przy temperaturze dwudziestu do trzydziestu stopni mrozu nie mieliœcie dachu nad
g³ow¹?
– Tak, ale o nasze cierpienia na tych przymusowych popasach nale¿y oskar¿yæ nieludzkoœæ
klimatu, nie ludzi.
– A czy ludzie nie dodawali niekiedy swych niepotrzebnych rygorów do rygorów natury?
– To prawda, ¿e by³em œwiadkiem okrucieñstwa godnego dzikich ludów, ale ja odrywa³em siê
od tych okropnoœci dziêki wielkiemu umi³owaniu ¿ycia. Mówi³em sobie, ¿e je¿eli dam siê
ponieœæ oburzeniu, bêdê wystawiony na podwójne niebezpieczeñstwo: albo zadusi mnie
wœciek³oœæ, albo zabij¹ mnie nasi stra¿nicy, aby pomœciæ honor swego kraju. Ludzka mi³oœæ
w³asna jest czymœ tak dziwacznym, ¿e ludzie s¹ zdolni zabiæ cz³owieka, by udowodniæ innym, ¿e
nie s¹ nieludzcy.
– Masz pan zupe³n¹ racjê... Ale wszystko, co mi tu mówisz, nie zmienia mego zdania o
charakterze Rosjan.
– Pêdzono nas gromadami, sypialiœmy poza miasteczkami i wsiami, do których nie wolno nam
by³o wchodziæ z powodu zarazy, jak¹ wlekliœmy z sob¹. Wieczorem uk³adaliœmy siê na ziemi
otuliwszy siê p³aszczami, miêdzy dwoma wielkimi ogniskami. Rano, przed wymarszem, nasi
stra¿nicy liczyli umar³ych i zamiast ich pogrzebaæ, co by wymaga³o za du¿o czasu i wysi³ków z
powodu grubej, twardej warstwy œniegu i lodu, palili ich. Tym sposobem próbowano tak¿e
powstrzymaæ szerzenie siê zarazy i dlatego palono cia³a wraz z odzie¿¹. Ale czy dasz pan wiarê?
Zdarza³o siê nieraz, ¿e rzucano w p³omienie ¿ywych jeszcze ludzi! O¿ywieni na chwilê bólem
dogorywali wœród straszliwych krzyków!
– Có¿ za potwornoœæ!
– Ach, dzia³o siê jeszcze wiele innych okropnoœci. Co nocy dziesi¹tkowa³ nas mróz. Gdy
znajdowano jakiœ opuszczony budynek na rogatkach miasta, brano tê ruderê w posiadanie, aby
zapewniæ nam nocleg. Upychano nas po wszystkich k¹tach tych domów. Ale noce spêdzone pod
dachem nie by³y wcale lepsze od nocy na biwaku, bo wewn¹trz budynku nie wszêdzie mo¿na
by³o rozpaliæ ogieñ, podczas gdy pod go³ym niebem mogliœmy go rozpalaæ wokó³ ca³ego obozu.
Tak wiêc wielu naszych ludzi umiera³o z zimna w swoich pokojach, bo nie mia³o sposobu siê
ogrzaæ.
– Ale dlaczego kazano wam podró¿owaæ zim¹?
– W okolicach Moskwy pozara¿alibyœmy ludzi. Czêsto widzia³em ¿o³nierzy rosyjskich
wynosz¹cych trupy naszych jeñców z górnych piêter budynków, gdzie nas zakwaterowano.

Ci¹gnêli po schodach te cia³a za nogi, a g³owy podskakiwa³y na stopniach od samej góry a¿ do
parteru. Mówili: ich ju¿ nie boli, s¹ martwi!
– I pan znajdujesz, ¿e to bardzo ludzkie?

background image

– Ja opowiadam to, co widzia³em, proszê pana. Zdarza³o siê nawet coœ gorszego, bo czasem i
¿ywych wykañczano w ten sposób, zostawiaj¹c na zakrwawionych stopniach ohydne dowody
okrucieñstwa rosyjskich ¿o³nierzy. Niekiedy, muszê to powiedzieæ, przy tych brutalnych
egzekucjach by³ obecny oficer, lecz je¿eli zezwalano na te okropnoœci, to w nadziei, ¿e
powstrzymaj¹ zarazê, przyspieszaj¹c œmieræ ludzi dotkniêtych chorob¹. Oto co widzia³em i co
moi towarzysze widzieli codziennie bez protestu, tak bardzo nêdza znieczula ludzi!... To samo
zdarzy siê jutro i mnie, myœla³em, i ta wspólnota niebezpieczeñstwa uspokaja³a moje sumienie i
sprzyja³a biernoœci.
– Która wci¹¿ jeszcze trwa, mam wra¿enie, skoro mog³eœ pan byæ œwiadkiem podobnych
faktów i milczeæ blisko trzydzieœci lat.
– Obróci³em dwa lata niewoli na skrupulatne spisywanie wspomnieñ i zebra³em w ten sposób
dwa tomy faktów, ciekawszych i bardziej niezwyk³ych ni¿ wszystko, co wydrukowano na ten
temat. Opisa³em despotyczny ustrój, którego byliœmy ofiarami, okrucieñstwo z³ych ziemian,
pogarszaj¹cych nasz los i id¹cych w zawody z brutalnoœci¹ prostych ludzi; pociechê i pomoc
otrzymywane przez nas od dobrych ziemian. Ukaza³em przypadek i kaprys decyduj¹ce o ¿yciu
zarówno wiêŸniów jak krajowców. Wreszcie powiedzia³em wszystko!
– No i co?
– No i spali³em moje sprawozdanie przed przekroczeniem granicy rosyjskiej, kiedy mi
pozwolono wróciæ do W³och.
– Ale¿ to zbrodnia!
– Zrewidowano mnie. Gdyby znaleziono i przeczytano te papiery, wych³ostanoby mnie i
zes³ano do koñca ¿ycia na Syberiê, gdzie moje nieszczêœcie nie bardziej przys³u¿y³oby siê
ludzkoœci ni¿ moje milczenie s³u¿y jej tutaj.
– Nie mogê panu przebaczyæ tej rezygnacji.
– Zapominasz pan, ¿e uratowa³a mi ¿ycie i ¿e moja œmieræ nie przynios³aby nikomu korzyœci.
– To pañska biernoœæ, pozwól pan sobie powiedzieæ, i biernoœæ osób o pañskich pogl¹dach
utrwala zaœlepienie Europy i œwiata i sprzyja uciskowi.
– Nic by na to nie pomog³y wszystkie nasze ksi¹¿ki i wszystkie nasze krzyki. Aby panu
udowodniæ, ¿e inni te¿ s¹ mojego zdania, chcê panu jeszcze opowiedzieæ historiê jednego z mych
towarzyszy niedoli. By³ to Francuz. Pewnego dnia ten m³ody cz³owiek przyszed³ chory na biwak,
w nocy zapad³ w letarg i rano powleczono go wraz z innymi zmar³ymi na stos, ale zanim
wrzucono go w ogieñ, postanowiono zgromadziæ wszystkie trupy w jednym miejscu. ¯o³nierze
zostawili go wiêc na chwilê na ziemi i poszli po resztê cia³ porzuconych gdzie indziej. Le¿a³
ubrany na plecach, z twarz¹ obrócon¹ ku niebu, jeszcze oddycha³, nawet s³ysza³ wszystko, co siê
dzia³o i mówi³o wokó³ niego. Odzyska³ œwiadomoœæ, ale nie zdo³a³ daæ znaku ¿ycia. Jakaœ m³oda
kobieta, zaskoczona urod¹ rysów i wzruszaj¹cym wyrazem twarzy zmar³ego, zbli¿a siê do
naszego nieszczêsnego towarzysza, stwierdza, ¿e jeszcze ¿yje, wo³a o pomoc i zabiera go ze
sob¹, pielêgnuje i leczy cudzoziemca, ratuj¹c mu ¿ycie. Po d³ugotrwa³ej niewoli on wraca do
Francji – i te¿ nie opisuje swoich dziejów.
– Ale pan, proszê pana, cz³owiek wykszta³cony, niezale¿ny – dlaczego pan nie opublikowa³eœ
opowieœci o swojej niewoli? Fakty tego rodzaju, prze¿yte osobiœcie, niezaprzeczalne,
zainteresowa³yby ca³y œwiat.
– W¹tpiê, œwiat jest z³o¿ony z ludzi tak zajêtych sob¹, ¿e cierpienia nieznajomych ma³o ich
obchodz¹. Zreszt¹ mam rodzinê, posadê, zale¿ê od mego rz¹du, który jest w dobrych stosunkach

z rz¹dem rosyjskim i który niechêtnie by widzia³, ¿e jego poddany publikuje tu fakty, ukrywane
w kraju, gdzie one zachodz¹.

background image

– Ach, panie, jestem przekonany, ¿e spotwarzasz pan swój rz¹d, tylko ty – wybacz mi moj¹
szczeroœæ – jesteœ godny potêpienia za zbytek ostro¿noœci.
– Mo¿liwe, ale nigdy nie og³oszê, ¿e Rosjanie pozbawieni s¹ ludzkich uczuæ.
– Jestem bardzo szczêœliwy, ¿e spêdzi³em w Rosji tylko parê miesiêcy, bo spostrzegam, ¿e
ludzie najszczersi, umys³y najbardziej niezale¿ne, po spêdzeniu wielu lat w tym osobliwym kraju
myœl¹ przez ca³¹ resztê ¿ycia, ¿e jeszcze tam s¹, albo ¿e s¹ nara¿eni na powrót tam. I tym w³aœnie
t³umaczy siê nasza nieznajomoœæ wszystkiego, co tam siê dzieje. Prawdziwy charakter ludzi
¿yj¹cych w tym ogromnym i groŸnym pañstwie jest dla wiêkszoœci Europejczyków zagadk¹.
Je¿eli wszyscy podró¿nicy z rozmaitych powodów sprzysiêgli siê, by przemilczeæ, jak pan to
czynisz, przykre prawdy, które mo¿na powiedzieæ temu narodowi i rz¹dz¹cym nim ludziom,
Europa nie dowie siê nigdy, co ma s¹dziæ o tym wzorowym wiêzieniu. Chwalenie rozkoszy
despotyzmu nawet kiedy siê jest poza jego zasiêgiem, to stopieñ ostro¿noœci, który mi siê wydaje
zbrodniczy. Oczywiœcie jest w tym niepojêta tajemnica. Jeœli jej nie zg³êbi³em, unikn¹³em
przynajmniej fascynacji strachem, i to w³aœnie udowodniê szczeroœci¹ mojej opowieœci.

KONIEC


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
astolphe de custine listy z rosji OMWX2WGD6OMIESALEF35MY5V7ZAV7IVDRSB35DI
Astolphe? Cuistine Listy z Rosji
Astolphe? Cuistine Listy z Rosji
Cuistine de Astolphe Listy z Rosji Rosja w 1839 roku
listy z rosji austolphe de custine WSUMDJ34LTCJOI4KTIG3BO6IA3ASYFZMF4RN62A
Custinede Astolphe Listy z Rosji
listy z rosji
listy panny de lespinasse
Lavergne Gabriel Joseph de LISTY PORTUGALSKIE JEDNOROŻEC
Brasil Política de 1930 A 2003
TEMPETE DE GLACE
listy zadan, rach3
De Sade D A F Zbrodnie miłości
Detector De Metales
madame de lafayette princesse de cleves
Dicionário de Latim 3
BSA Tarjeta de Instrucciones de Funcionamiento Ingles 3399

więcej podobnych podstron