CECILY VON ZIEGESAR
NIKT NIE
NIKT NIE
NIKT NIE
NIKT NIE
ROBI TEGO
ROBI TEGO
ROBI TEGO
ROBI TEGO
LEPIEJ
LEPIEJ
LEPIEJ
LEPIEJ
plotkara 7
plotkara 7
plotkara 7
plotkara 7
Przeklad Malgorzata Strzelec
Tytul oryginalu
NOBODY DOES IT BETTER
- 1 -
Chcac byc lagodnym, okrutnym byc musze.
William Szekspir Hamlet
przekl. J. Paszkowski
*
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
Zostaly dwa tygodnie, zeby sie zdecydowac, do którego pójsc college'u - oczywiscie dotyczy to tylko
tych, którzy maja jakis wybór. Cwiczymy sie wlasnie w trudnej sztuce: jak totalnie nie zawalic
ostatniego semestru w szkole, jak najrzadziej bywajac na zajeciach i nie odrabiajac prac domowych.
Jesli zobaczycie dziewczyny, które zrzucaja bialo - niebieskie szkolne mundurki i klada sie na Owczej
Lace w Central Parku w slicznych, szpanerskich bikini, to wlasnie my A jesli zobaczycie grupe biegaja
cych boso chlopaków bez koszul, w podwinietych spodniach khaki, z platynowymi zegarkami od
Cartiera polyskujacymi na opalonych, umiesnionych od gry w lacrosse rekach, to wlasnie bedziecie
podziwiac naszych chlopaków. No dobra, jest dopiero jedenasta przed poludniem w piatek i
powinnysmy byc na WF - ie albo francuskim dla zaawansowanych, ale zblizamy sie do konca
najtrudniejszego roku w naszym zyciu i naprawde musimy wyluzowac, wiec odpuscie nam troche, w
porzadku?
- 2 -
Albo lepiej przylaczcie sie do nas.
A na wypadek, gdybyscie do tej pory chowali sie pod jakims kamieniem i jeszcze nas nie znali - no bo
znaja nas juz chyba wszyscy - to wlasnie my jestesmy tymi najpiekniejszymi na balach; ksiezniczkami
i ksiazetami z Upper East Side w Nowym Jorku. Przez wiekszosc czasu mieszkamy w rezydencjach
przy Park Avenue albo Piatej Alei lub w ogromnych willach, More zajmuja pól kwartalu. Reszte czasu
spedzamy w naszych „domkach na wsi”, co moze oznaczac rezydencje w Connecticut lub w
Hamptons, sredniowieczny zamek w Irlandii albo wille na St. Barts z widokiem na morze. W tygodniu
uczymy tle - nuda - w którejs z tych malych, prywatnych, zenskich lub meskich szkól na Manhattanie,
gdzie obowiazuja mundurki. W weekendy ostro balujemy, zwlaszcza teraz, gdy pogoda jest piekna i
nasi rodzice sa na swoich jachtach, w prywatnych odrzutowcach albo limuzynach z kierowca i
zostawiaja nam, swoim zwariowanym dzieciakom, zupelna swobode.
A nas najbardziej teraz rajcuje cos, co nazywa sie na litere „s”. Moze jeszcze tego nie robicie, ale na
pewno o tym mówicie. Wszyscy o tym mówia. A niektórzy tez to robia. Zwlaszcza...
PARY, KTÓRE RÓWNIE DOBRZE MOGLYBY JUZ BYC MALZENSTWAMI
Razem spia, razem jedza, pozyczaja sobie ubrania. Nie zwracaja uwagi na oddzielanie jego i jej
rzeczy ze stosu ubran porzuconych kolo lózka i po prostu wskakuja w pierwszy lepszy ciuch, wiedzac,
ze i tak za chwile go zrzuca. Zadne z nich nie moze nigdzie pójsc samo i nie uslyszec pytan „A gdzie
jest to...?” lub „Gdzie jest tamto...?”, jakby nie potrafili sie rozdzielic na dluzej niz trzydziesci sekund.
Wiem, juz slysze, jak sie nabijacie. Przeciez to takie nudne miec jednego chlopaka. Ale spójrzmy
prawdzie w oczy, oni na pewno robia cos wiecej, niz tylko rozmawiaja o tym slowie na „s” - a
niewielu z nas moze to o sobie powiedziec.
Wasze e - maile
P: Droga P!
Mój ojciec jest niezaleznym producentem filmowym i wlasnie wyjechal na festiwal do
Cannes. Wszyscy tam mówia o filmie dokumentalnym na temat „uprzywilejowanych
nastolatków z Nowego Jorku”, ale nikt nie wie, kto go nakrecil. Po pierwsze, wystepujesz w
tym filmie? Po drugie, to ty go zrobilas?
dziewczyna z LA
- 3 -
O: Droga dziewczyno z LA!
Nie moge odpowiedziec na twoje pierwsze pytanie, bo nie widzialam tego filmu, ale brzmi
przerazajaco znajomo... Kilka tygodni temu pewna dziewczyna z ogolona glowa chodzila za
wszystkimi z kamera... A co do twojego drugiego pytania - ledwo daje sobie rade z robie-
niem zdjec moja komórka!
P
Na celowniku
Po pólnocy S wybiega na paluszkach do skrzynki pocztowej przed swoim mieszkaniem przy Piatej
Alei. W rekach trzyma plik wielkich bialych kopert z herbami róznych college'ów. Ma na sobie skapa
blekitna koszulke nocna Cosabella, która ledwo zakrywa jej slynna, przesliczna pupe (ku uciesze
wszystkich portierów na sluzbie i taksówkarzy, którzy stoja w korku). Potem jednak wraca na
paluszkach do domu, niczego nie wyslawszy. Pewnie trudno jej podjac decyzje co do przyszlego roku,
skoro dostala sie do wszystkich szkól, do których zlozyla papiery, i moze nawet do paru takich, gdzie
w ogóle sie nie zglaszala! C zabiera swoje straszliwe wojskowe buciory do Toda, zeby je troche
odszykowac. Bedzie pierwszym kadetem w historii z rózowymi fredzlami przy butach. D i J walcza o lu
stro w H&M. Wyglada na to, ze teraz, kiedy oboje sa tacy stawni, zaczeta sie typowa dla rodzenstwa
rywalizacja. V w kafejce internetowej w Williamsburgu gawedzi na czacie z przypadkowymi
nieznajomymi. Ta kobieta niczego sie nie boi. K i I objadaja sie i knuja intrygi w Jackson Hole. Boze,
co tym razem? Nie widac nigdzie N i B... Jezu, czy oni nigdy sie soba nie znudza? A co, jesli w
przyszlym roku beda musieli sie rozstac?
Decyzje, decyzje, decyzje... Gdzie bedziemy za rok? Czy zdolamy przetrwac bez siebie? Spróbujcie nie
oszalec. Wiecie, gdzie mnie szukac, gdybyscie potrzebowali pomocy, towarzystwa albo gdybyscie
chcieli mnie zaprosic na jedna z tych slynnych spontanicznych imprez na dachu, które maturzysci
organizuja pod koniec roku.
Wiecie, ze was kocham.
plotkara
- 4 -
sypialnia N to 100% czystej milosci
- Obudz sie! - Blair Waldorf szarpnela koldre w krate i pozwolila jej opasc na podloge obok
antycznego lózka.
Nate Archibald, calkiem nagi, lezal rozciagniety swobodnie na materacu. Blair usiadla obok
niego i z calej sily zatrzesla pare razy lózkiem. Nate nie otwieral oczu. chociaz zlotowlosa glowa
podskakiwala mu na poduszce. Dlaczego seks sprawial, ze ona byla taka nakrecona, a on taki
spiacy?
- Nie spie - wymamrotal.
Otworzyl jedno blyszczace zielone oko i natychmiast poczul, ze jest znacznie bardziej
obudzony niz jeszcze sekunde temu. Blair tez byla naga - caly jej metr i szescdziesiat dwa
centymetry, od lsniacych, pomalowanych na koralowo paznokci u stóp po kasztanowe falujace wlosy,
które juz nieco odrosly po króciutkim scieciu. Miala tego rodzaju cialo, które nago prezentuje sie
jeszcze lepiej niz w ubraniu. Zaokraglone, ale bez zbednego tluszczu, delikatniejsze, niz to zdradzaly
jej grzeczne, porzadnie zaprasowane dzinsy i kaszmirowe sweterki albo krótkie, obcisle czarne
sukienki. Byla jak wrzód na jego tylku, bo odkad skonczyli jedenascie lat wiele razy rozstawali sie i
godzili. A on pragnal jej nagosci chyba jeszcze dluzej. Jakie to typowe, ze Blair potrzebowala szesciu
lat i pól roku. zeby przestac sie klócic i w koncu pójsc z nim do lózka.
A kiedy juz raz to zrobili, nie potrafili przestac.
Nate zlapal ja i wciagnal na siebie. Calowal namietnie gdzie popadlo, napawajac sie mysla,
ze w koncu jest jego, cala jego.
- Ej! - zachichotala Blair.
Granatowe jedwabne rolety byly podciagniete, a okna otwarte, ale Blair miala gdzies, czy
ktos ich zobaczy. Byli zakochani, piekni i uprawiali seks. Kazdego, kto na nich patrzyl, mogla zzerac
jedynie zazdrosc.
Poza tym uwielbiala zwracac na siebie uwage, nawet przypadkowych, zboczonych
podgladaczy, którzy akurat obserwowali ich z okien otaczajacych domów przez zlocone lorgnon.
Calowali sie przez chwile, ale Nate byl zbyt wycienczony, zeby zrobic cos wiecej. Blair sturlala
sie z niego i zapalila papierosa. Co jakis czas posylala do Nate'a male obloczki dymu, jak aktorzy w
Do utraty tchu, rewelacyjnym czarno - bialym francuskim filmie, który widziala wczesniej tego dnia
- 5 -
na zajeciach z francuskiego dla zaawansowanych. Glówna bohaterka, blondynka, zawsze wygladala
stylowo, byla piekna i nigdy nie pokazywala sie bez szminki. Ludzie w tym filmie nie robili nic oprócz
tego, ze jezdzili na skuterze Vespa, kochali sie, przesiadywali w kafejkach i palili. I oczywiscie przez
caly czas rewelacyjnie wygladali. Ale Blair musiala utrzymac oceny, jesli chciala wyskoczyc z listy
rezerwowych do Yale, a skoro miala na glowie szkole, prace domowe i codziennie po lekcjach seks z
Nate'em, niewiele czasu zostawalo jej na dbanie o urode, Ciemne, falujace wlosy Blair byly
zmatowione i przepocone, usta spierzchniete od dlugich pocalunków, a brwi zarosniete. Tak
naprawde wcale jej to nie przeszkadzalo. Zdecydowanie warto bylo poswiecic sprawie seksu troche
czasu przeznaczonego do tej pory na zabiegi upiekszajace. Poza tym przeczytala gdzies, ze godzina
seksu pozwala spalic trzysta szescdziesiat kalorii, wiec nawet jesli troche sie zaniedbala, to
przynajmniej byla chuda!
Musnela dlonia i wyczula odrastajace wloski miedzy ciemnymi, pieknie wygietymi w luk
brwiami. No dobra, moze odrobinke jej to przeszkadzalo, ale zawsze mogla zlapac taksówke i
pojechac do salonu Elizabeth Arden na regulacje brwi.
Pomijajac kwestie brwi, Blair nigdy w zyciu nie byla tak szczesliwa. Odkad prawie dwa
tygodnie temu zrobili to z Nate'em po raz pierwszy, czula sie zupelnie inna kobieta. Jedyna ciemna
chmure na jej rózowym niebie stanowil irytujacy fakt, ze znalazla sie tylko na liscie rezerwowych do
Yale. Jak bedzie spedzac z Nate'em kazde popoludnie, jesli ona wyladuje w Georgetown - w jedynej
szkole, do której ja przyjeli - a on pójdzie do Yale w New Haven, w Connecticut, albo do Brown w
Providence, na Rhode Island lub do którejs z pozostalych swietnych szkól, gdzie zupelnie
niesprawiedliwie sie dostal. Nie przemawiala przez nia gorycz - po prostu Nate mial szczescie.
Przychodzil na egzaminy ujarany, nie bral zadnych dodatkowych zajec i jego srednia wynosila
zaledwie cztery, podczas gdy ona chodzila na wszystkie zajecia dla zaawansowanych, na egzaminie
koncowym zdobyla tysiac czterysta dziewiecdziesiat punktów i miala srednia prawie piec z plusem.
No dobra, moze rzeczywiscie byla troche zgorzkniala.
- Jesli zglosze sie do Korpusu Pokoju i przez kilka lat bede budowac kanaly i robic kanapki dla
glodujacych dzieci w Rio czy gdzies indziej, to beda musieli mnie przyjac do Yale, prawda? - zapytala.
Nate usmiechnal sie szeroko. Wlasnie to uwielbial w Blair. Byla rozpieszczona, ale nie leniwa.
Wiedziala, czego chce, a poniewaz niezachwianie wierzyla, ze moze miec wszystko, czego zapragnie,
jesli tylko sie postara, nigdy nie przestawala próbowac.
- Slyszalem, ze w Korpusach Pokoju wszyscy choruja. I trzeba mówic miejscowym jezykiem.
- Wobec tego bede pracowac we Francji. - Blair wydmuchnela dym w strone sufitu. - Albo w
któryms z tych afrykanskich krajów, gdzie mówia po francusku.
- 6 -
Próbowala sobie wyobrazic siebie, jak rozmawia z tubylcami w jakies spalonej sloncem
wiosce, trzymajac na glowie gliniany dzban z kozim mlekiem, ubrana w pieknie farbowany, dlugi
wschodni kaftan, który moze wygladac niezwykle seksownie, jesli sie go przewiaze w odpowiednich
miejscach. Mialaby zabójcza opalenizne i cialo skladajace sie tylko z miesni i kosci z powodu ciezkiej
pracy i straszliwej choroby jelit. Dzieci krecilyby sie wokól jej kolan, domagajac sie czekoladek
Godivy, które zamawialaby dla nich, a ona usmiechalaby sie do nich lagodnie jak piekna,
niepomarszczona matka Teresa. Po powrocie do Stanów zdobylaby nagrode dla najlepszej
wolontariuszki Korpusu Pokoju, a moze nawet Pokojowa Nagrode Nobla. Zjadlaby kolacje z
prezydentem, który napisalby jej rekomendacje do college'u, a Yale staneloby na glowie, zeby ja
przyjac.
Nate byl pewien, ze Korpus Pokoju pomaga tylko w krajach Trzeciego Swiata, a nie w
kwitnacych pod wzgledem gospodarczym panstwach, takich jak Francja. Byl tez przekonany, ze Blair
nie wytrzymalaby nawet jednego dnia w jakiejs dalekiej, afrykanskiej wiosce, gdzie nie byloby
perfumerii Sephora ani nawet toalet ze spluczka. Biedna Blair. To byla razaca niesprawiedliwosc, ze
on sie dostal, bez najmniejszych staran, podczas gdy ona. dziewczyna, która naprawde chciala
studiowac w Yale, odkad skonczyla dwa latka, dostala sie na lisie rezerwowych. Z drugiej strony
Nate przyzwyczail sie do tego, ze bez wysilku dostaje rózne rzeczy.
Uniósl glowe i oparl ja na reku. Czule odgarnal ciemne wlosy z czola Blair.
- Obiecuje, ze nie pójde do Yale. chyba ze ciebie tez tam przyjma - przysiagl. - Równie dobrze
moge isc do Brown albo gdziekolwiek indziej.
- Naprawde? - Blair zgasila papierosa w marmurowej popielniczce w ksztalcie lodki, która
stala kolo lózka, i objela Nate'a za szyje.
Nate byl zdecydowanie najlepszym chlopakiem, jakiego dziewczyna mogla sobie wymarzyc.
Blair nie potrafila zrozumiec, dlaczego z nim zerwala, i to nie raz, ale wiele, wiele razy.
Bo ja zdradzal wiele, wiele razy?
Teraz wiedziala tylko jedno: ze nigdy, przenigdy go nie opusci. Oparla policzek na jego
szerokiej, nagiej piersi. Wlasciwie, gdy sie teraz nad tym zastanowila, wprowadzenie sie do domu
Archibaldów bylo calkiem dobrym pomyslem, zwlaszcza ze jej obecne wlasne mieszkanie nie mialo
nic wspólnego ze sceneria z filmu Siódme niebo. Jej matka raptem dwa tygodnie temu urodzila
córeczke i teraz przechodzila ciezka depresje poporodowa. Dzis rano Blair zostawila matke
szlochajaca nad DVD przyslanym przez farme peruwianskich alpak. Jesli adoptuje sie stado
roczniaków, mozna zamawiac recznie tkane koce i swetry z welny zwierzat ze swojego stada. Mala
siostrzyczka Blair bedzie niedlugo dumna posiadaczka wlochatego bialego koca z alpaki, który do
- 7 -
niczego sie nie przyda przez cale lato i pewnie tak juz zostanie przez reszte jej zycia. No chyba ze
jako nastolatka mala Yale przejdzie okres hipisowskiej mody na wlasnorecznie robione rzeczy, wytnie
w kocu dziure na glowe i przerobi go na poncho.
Kiedy matka Blair byla jeszcze w ciazy, poprosila swoja córke o wymyslenie imienia dla
dziecka, a ona z czystego oddania dla ukochanego college'u nazwala siostre Yale. Teraz mala Yale
byla zywym i bardzo halasliwym przypomnieniem faktu, ze niezaleznie od tego, jak oszalamiajace
byly osiagniecia jej Starszej siostry, szkola ma ja po prostu w nosie. Na dodatek dziecko przejelo
sypialnie Blair, transportujac ja do pokoju przyrodniego brata. Aarona, az do czasu jesiennego
wyjazdu do colleges. Aaron byl rastafarianinem. weganem i milosnikiem psów, wiec z mysla o nim
pokój urzadzono samymi ekologicznymi, przyjaznymi srodowisku rzeczami w odcieniach oberzyny i
szalwii. Na domiar zlego kotka Blair, Kitty Minky, zaczela sikac na poduszki wypelnione lupinami z
jeczmienia i wymiotowac na maty z trawy morskiej, zeby zabic w pokoju zapach wiecznie sliniacego
sie psa Aarona, boksera Mookiego.
Obrzydliwosc, prawda?
„Zamieszkac u Nate'a”. Blair nie wiedziala, dlaczego wczesniej nie wpadla na ten pomysl.
Oglupiala matka, przesiakniety kocim moczem pokój i nowo narodzona siostrzyczka o imieniu Yale
nie sprzyjaly ani nauce, ani seksowi. Bylo wiec naturalne poszukac dla siebie nowego miejsca.
Oczywiscie w gre wchodzil jeszcze dom Sereny, ale raz juz próbowaly i skonczylo sie klótnia. Poza
tym Serena niewiele by jej pomogla w kwestii seksu.
No chyba, ze te stare plotki byly prawdziwe...
Nate leniwie wodzil dlonia po jej nagich plecach.
- Nie myslalas nigdy o tatuazu? - zapytal ni stad, ni zowad, gdy glaskal ja po lopatkach.
Poza krótkim okresem na odwyku na poczatku tego roku Nate niemal codziennie od
jedenastego roku zycia byl upalony trawa i Blair przyzwyczaila sie do jego dziwacznych pytan.
Zmarszczyla spiczasty, lekko zadarty nosek na mysl o wielkiej bliznie wypelnionej czarnym tuszem.
- Ohyda - odparla.
Zostawiala takie pomysly aktorkom, które lubia odstreczajacy wizerunek, jak Angelina Jolie.
Nate wzruszyl ramionami. Zawsze uwazal, ze dobrze dobrany, malenki tatuaz w odpowiednim
miejscu moze byc szalenie seksowny. Na przyklad czarny kotek miedzy lopatkami naprawde idealnie
by pasowal do Blair. Ale nim zdazyl powiedziec cos wiecej, Blair szybko zmienila temat.
- Nate? - Otarla sie policzkami o jego meski, idealnie ksztaltny obojczyk. - Myslisz, ze twoi
rodzice mieliby cos przeciwko, gdybym zostala...
Nim zdolala skonczyc zdanie, na dole rozlegl sie dzwonek.
- 8 -
Czesc domu, która nalezala do Nate'a. zajmowala cale ostatnie pietro - stad osobny dzwonek
przy frontowych drzwiach.
Nate odsunal sie od Blair i spuscil nogi na podloge.
- Tak? - zawolal przyciskajac guzik domofonu.
- Dostawa! - wrzasnal Jeremy Scott Tompkinson chrapliwym, ujaranym glosem. - Pospiesz sie,
póki gorace!
Nate uslyszal smiech i jakies inne glosy w tle. Blair poczekala, az jej chlopak ich splawi, ale
on nacisnal guzik, zeby ich wpuscic.
- Pójde sie ubrac - stwierdzila krótko.
Wysliznela sie z lózka i pomaszerowala do sasiadujacej z sypialnia lazienki. Jak to mozliwe, ze
Nate byl dosc inteligentny, by dostac sie do Yale, a jednak za glupi, zeby zrozumiec, ze zapraszajac
swoich nacpanych przyjaciól do ich parnego, milosnego gniazdka, calkowicie zniszczy nastrój?
Ale Yale nie przyjelo Nate'a ze wzgledu na jego intelekt: szkola potrzebowala kilku dobrych
graczy lacrosse. I tyle.
Przynajmniej Blair miala teraz pretekst, zeby uzyc cudnego sandalowego mydla w plynie
L'Occitane, które gospodyni przynosila Nate'owi pod prysznic. Wytarla sie grubym granatowym
recznikiem od Ralpha Laurena, wskoczyla w rózowe, cieniutkie, jedwabne figi Cosabella, w spódnice
od wiosennego mundurka szkolnego Constance Billard z bialo - niebieskiej krepy i zapiela biala,
lniana bluzke z rekawami trzy czwarte od Calvina Kleina na dwa z szesciu guzików. Bez stanika i boso
wygladala dokladnie w stylu „moja dziewczyna Wlasnie wyszla spod prysznica, wiec moglibyscie
sobie pójsc?” Miala nadzieje, ze znajomi Nate'a zrozumieja aluzje, strzela pare dymków i wyniosa sie
w podskokach. Roztrzepala wilgotne wlosy palcami i otworzyla drzwi lazienki.
- Bonjour!
Piersiasta, kruczowlosa i dlugonoga dziewczyna z L'École powitala Blair z lózka Nate'a. Blair
widziala ja juz na paru imprezach. Nazywala sie Lexus albo Lexique czy jakos równie irytujaco. Miala
szesnascie lat i jako dziecko byla modelka w Paryzu, a teraz pracowala nad doprowadzeniem do
perfekcji wizerunku jednej z francuskich hipisowskich zdzir. Lexique, która tak naprawde nazywala
sie Lexie, miala na sobie wiazana, recznie farbowana, lawendowo - musztardowa sukienke, która wy
gladala na uszyta przez kompletnego laika, ale która w rzeczywistosci zostala kupiona u Kirny Zabete
za czterysta piecdziesiat dolarów. Lexie nosila tez brzydkie sandaly na plaskim obcasie w stylu
pasterzy z Pakistanu, które mozna bylo kupic w Barneys i które wszyscy poza Blair najwyrazniej
uwazali za swietny pomysl na ten sezon. Lexie nie miala makijazu, a w chudych rekach trzymala
gitare. Obok niej lezala torebka pelna trawy.
- 9 -
Prawdziwa buntowniczka. Wiekszosc dziewczyn z L'École nie ruszala sie nigdzie bez gitanów.
czerwonej szminki i wysokich obcasów.
- Chlopcy szykuja fajke na dachu - wyjasnila Lexie. Przejechala kciukiem po strunach gitary. -
Alors, chcesz ze mna poimprowizowac, póki nie wróca?
Poimprowizowac?
Blair zmarszczyla nos jeszcze bardziej niz wtedy, gdy uslyszala o tatuazu. Zdecydowanie nie
odpowiadalo jej popalanie, granie na gitarze oraz smianie sie z idiotycznych uwag najaranych
znajomych. I absolutnie nie miala ochoty spedzac czasu z la Lexique, która najwyrazniej uwazala sie
za najbardziej odlotowa Francuzke w Nowym Jorku. Blair wolala juz ogladac potworki Ophrah w
smierdzacym kocimi sikami pokoju w towarzystwie szlochajacej matki, wzruszonej losem malych
alpak.
Ktos wbil plonace kadzidelko o zapachu ambry w korkowy obcas jej nowych espadryli w
kolorze miety od Christiana Diora. Zlapala kadzidelko i wepchnela je do iluminatora jednego z
ukochanych modeli lódek Nate'a, które staly na biurku. Zawiazala buty, porzadniej zapiela bluzke i
zlapala torbe z bambusowymi uszami od Gucciego.
- Powiedz, prosze, Nathanielowi, ze poszlam do domu - rzucila ostro.
- Pokój wszystkim! - Lexie zasalutowala, wesola po trawce. - Au revoir!
Na lopatce miala tatuaz ze sloncem, ksiezycem i gwiazdami.
Stad u Nate'a to nagle zainteresowanie tatuazami?
Blair zeszla po schodach i wyszla na Osiemdziesiata Druga. Mialo sie wrazenie, ze lato juz sie
zaczelo. Do zachodu slonca brakowalo jeszcze dwóch godzin, powietrze pachnialo swiezo skoszona
trawa w Central Parku i balsamem do opalania pólnagich dziewczat spieszacych do swoich domów
przy Park Avenue. Stado nieudaczników z klasy Nate'a i Jeremy'ego krecilo sie na dole przy dzwonku.
Jeden z nich mial przewieszona przez ramie gitare.
- Bien sur. Wchodzcie! - Blair uslyszala glos Lexie, wolajaca do chlopaków przez domofon.
Zupelnie, jakby tam mieszkala.
Dom Nate'a najwyrazniej przyciagal wszystkie upalone trawa dzieciaki z Upper East Side, jak
jakis magiczny magnes. A Blair przysiegala, ze nie ma nic przeciwko - naprawde nie miala nic
przeciwko - pod warunkiem, ze nie musi z nimi siedziec i patrzec, jak „improwizuja”. Po tym
wszystkim, co Blair i Nate razem przeszli, wiedziala, ze tym razem bedzie inaczej. Byli jednoscia w
sensie duchowym, a teraz takze fizycznie, dzieki czemu mogla go zostawic samego i miec absolutna
pewnosc, ze jej nie zdradzi.
Ruszyla Osiemdziesiata Druga w strone Piatej Alei. Co chwila sprawdzala na komórce, czy nie
- 10 -
ma wiadomosci od Nate'a. To oczywiste, ze w kazdej chwili mógl zadzwonic. Nawet powinien. Jak
kazda zaborcza, agresywna i obsesyjna dziewczyna lubila sobie wyobrazac, ze Nate nie ma poza nia
zadnego zycia.
Z drugiej jednak strony, gdyby rzeczywiscie nie mial, doprowadzilby ja do szalu.
gwiazdka daje kilka rad wielkiej gwiezdzie
- Dali nam piec rozkladówek - wyjasniala Serena van der Woodsen, przegladajac egzemplarz
„W” prosto z drukarni. - To cale dziesiec stron!
Znany na calym swiecie projektant mody Les Best przyslal wlasnie do jej mieszkania nowe
wydanie pisma z moda oraz liscik: Jak zawsze jestes bajeczna, kochanie. Tak samo jak ta mata,
slodka brunetka, twoja przyjaciólka!
Owa rzekomo mala, slodka brunetka, czternastoletnia Jenny Humphrey, z calych sil próbowala
nie zsikac sie w majtki z przejecia. Serena, najbardziej podziwiana dziewczyna w Constance Billard.
absolutnie przeslawna i najpiekniejsza modelka, znana na cale miasto mieszkanka Upper East Side,
poprosila, zeby spotkaly sie dzis po szkole. Teraz Jenny siedziala w ogromnej, staromodnie
urzadzonej sypialni Sereny - w jej prywatnym sanktuarium - na jej osobistym lózku i przegladaly
najnowsze wydanie najbardziej odlotowego czasopisma o modzie na swiecie. Ogladaly strony, na
których we dwie jako modelki prezentowaly niesamowite markowe ciuchy. Jenny zawsze tesknie
patrzyla na takie ubrania w sklepach, ale nigdy nawet nie marzyla, ze bedzie je nosic. To bylo tak nie
rzeczywiste, ze az jej dech zaparlo.
- O, popatrz! - pisnela Serena, stukajac w kartke dlugim, smuklym palcem. - Wygladamy jak
ostatnie jedze, nie?
Jenny pochylila sie, zeby sie przyjrzec. Uszczesliwiona zaciagnela sie slodkim zapachem
mieszanki olejków paczuli robionej specjalnie na zamówienie dla Sereny. Na pieknych, idealnych
kolanach starszej kolezanki lezala rozkladówka z dwiema dziewczynami ubranymi od stóp do glów w
stroje Lesa Besta. Dziewczeta jechaly po plazy mala terenówka, a za nimi widac bylo rozswietlony
diabelski mlyn na Coney Island. Zdjecie bylo typowe dla stylu Jonathana Joyce'a - superslawnego
fotografa mody, który stworzyl te rozkladówke - wygladalo naturalnie - zupelnie jakby dziewczyny
akurat jechaly sobie plaza o zachodzie slonca w terenówce i swietnie sie bawily. Rzeczywiscie
wygladaly jak ostre jedze w tych zwariowanych turkusowo - czarnych leginsach w pasy. turkusowych
- 11 -
skórzanych kamizelkach, bialych górach od bikini i w bialych, wysokich do kolan kozakach z
cieniutkimi obcasami. Rozwiane wlosy, paznokcie pomalowane na bialo, cukierkowo rózowe usta... Z
uszu zwisaly im kolczyki z pawich piór. To bylo bardzo w stylu lat osiemdziesiatych, a zarazem
futurystyczne i stylowe. I absolutnie czadowe.
Jenny nie mogla oderwac oczu. Oto ona. w czasopismie, i po raz pierwszy w zyciu jej ogromny
biust nie byl w centrum zainteresowania. Obie wygladaly tak swiezo i niewinnie, ze fotografie
chcialo sie po prostu schrupac. Jenny nawet nie marzyla, ze zdjecie wyjdzie tak dobrze. Bylo boskie.
- Strasznie mi sie podoba wyraz twojej twarzy - zauwazyla Serena. - Wygladasz tak. jakby
wlasnie ktos cie pocalowal albo cos w tym rodzaju.
Jenny zachichotala. Czula sie wlasnie tak. jakby ktos ja pocalowal.
- Ty tez ladnie wygladasz.
Ups, patrzcie, któz to sie podkochuje w Serenie! Tak samo zreszta jak cala reszta
wszechswiata!
Ale uczucie Jenny bylo glebsze niz innych - tak naprawde to ona chciala stac sie Serena.
Brakowalo jej jeszcze jednej rzeczy - zagadkowej przeszlosci, ponetnej atmosfery absolutnie
niezglebionej tajemnicy.
- Zaloze sie, ze ledwo pamietasz czas, kiedy wyrzucili cie ze szkoly z internatem -
zaryzykowala odwaznie Jenny, nie odrywajac oczu od pisma.
- Balam sie. ze przez to nie przyjma mnie do zadnego college'u - westchnela Serena. -
Gdybym wiedziala, ze przyjma mnie do wszystkich, nie wyslalabym az tylu podan.
Biedactwo. Gdybysmy wszyscy mieli takie problemy.
- Podobalo ci sie w szkole z internatem? - dopytywala sie Jenny, patrzac na Serene wielkimi
brazowymi oczami. - To znaczy bardziej niz w normalnej szkole?
Serena polozyla sie na lózku z baldachimem i popatrzyla na bialy material nad glowa. Dostala
to lózko, gdy miala osiem lat, i co wieczór, kiedy szla spac, czula sie jak mala ksiezniczka. Prawde
mówiac, nadal czula sie jak ksiezniczka, tyle ze starsza.
- Uwielbialam to wrazenie, ze mam wlasne zycie, niezaleznie od rodziców i przyjaciól, których
znalam praktycznie od urodzenia. Podobalo mi sie chodzenie do szkoly z chlopcami, jedzenie z nimi w
stolówce. Jakbym miala cala klase braci. Ale tesknilam za wlasnym pokojem i miastem, i za
wyjsciami w weekendy. - Sciagnela biale bawelniane skarpetki i rzucila je przez pokój. - I pewnie
wyjde na strasznie rozpieszczona, ale brakowalo mi pokojówki.
Jenny kiwnela glowa. Podobala jej sie mysl o stolówce pelnej chlopców. Nawet bardzo. I
nigdy nie miala pokojówki, wiec nie odczulaby jej braku.
- 12 -
- To chyba byl dobry trening przed college'em - Serena rozmyslala na glos. - Oczywiscie, jesli
w koncu zdecyduje sie pójsc do college'u.
Jenny zamknela magazyn i przycisnela go do piersi.
- Myslalam, ze pójdziesz do Brown.
Serena zakryla twarz poduszka z gesiego puchu, która po chwili odlozyla. Czy naprawde
musiala odpowiadac na tyle pytan? Nagle pozalowala, ze zaprosila do siebie Jenny.
- Nie wiem, gdzie pójde. Moze nigdzie nie pójde. Naprawde nie wiem - wymamrotala,
rzucajac poduszke na podloge obok skarpetek.
Jasne jak len wlosy rozsypaly sie wokól jej twarzy o idealnie wyrzezbionych rysach, kiedy
zapatrzyla sie w dal wielkimi blekitnymi oczami. Wygladala tak slicznie, ze Jenny wyobrazila sobie, ze
spod lózka wyfruwa stado bialych golebi.
Serena wziela z nocnego stolika pilota do wiezy i wlaczyla stara plyte Ravesów, której
ostatnio czesto sluchala. Plyta wyszla zeszlego lata i przypominala jej czas, kiedy zyla zupelnie
beztrosko. Jeszcze nie wywalili jej ze szkoly z internatem. Jeszcze nie myslala o podaniach do
college'ów. Jeszcze nie zaczela pracy jako modelka.
- A co jest takiego super w Brown? - zapytala, chociaz studiowal tam jej brat. Erik, i pewnie
wscieklby sie jak diabli, gdyby nie poszla do tej szkoly.
Poza tym poznala tam seksownego latynoskiego malarza, który zakochal sie w niej po uszy.
Ale co z Harvardem i wrazliwym krótkowidzem, jej przewodnikiem, który tez sie w niej zabujal? Albo z
Yale i Whifteopoofs, którzy napisali dla niej piosenke? No i jeszcze zostawalo Princeton, do którego
nawet nie pojechala. W koncu ten college byl najblizej miasta.
- Moze powinnam poczekac z rok albo dwa lata i zalatwic sobie wlasne mieszkanie. Moze
popracowalabym troche jako modelka albo spróbowalabym aktorstwa?
- Albo jedno i drugie. Jak Claire Danes - podsunela Jenny. - No bo gdy raz przerwiesz szkole,
to pewnie trudno potem wrócic.
Jakbys cos o tym wiedziala, mala madrala.
Serena sturlala sie z lózka i stanela przed wysokim lustrem, które wisialo na szafie. Miala
pognieciona niebieska bluzke w rustykalnym stylu od Marni, a bialo - blekitna spódniczka Z krepy od
mundurka wisiala krzywo na jej biodrach. Dzis rano jak zwykle biegla spózniona i sie potknela.
Zgubila pomaranczowy drewniak na korkowym obcasie od Miu Miu i wyladowala jak dluga na
chodniku. Teraz polyskujacy rózowy lakier na duzym palcu lewej stopy odprysl, a na prawym kolanie
widnial wielki, fioletowo - zólty siniak.
- Co za rozpacz - jeknela.
- 13 -
Jenny nie wyobrazala sobie, jak Serena moze codziennie stawac przed lustrem i nie mdlec,
patrzac na swoja idealna twarz. To bylo calkiem niezrozumiale, zeby ktos tak perfekcyjnie piekny jak
Serena mógl miec jakies problemy.
- Na pewno uda ci sie to rozwiazac - powiedziala Jenny.
Nagle jej uwage przyciagnelo zdjecie Erika van der Woodsena - seksownego, starszego brata
Sereny. Fotografia stala na nocnym stoliku w srebrnych ramkach od Tiffany'ego. Wysoki i smukly,
mial tak samo jasne wlosy, dosc dlugie i pieknie okalajace twarz - meska wersja Sereny. Mial tez
identyczne ciemnoniebieskie oczy, takie same usta z uniesionymi kacikami, takie same proste,
snieznobiale zeby i arystokratyczny podbródek. Na zdjeciu stal na kamienistej plazy, opalony i bez
koszuli. Jenny zacisnela kolana. Ta klatka, ten brzuch, te ramiona... och! Jesli w szkole z internatem
sa chlopcy chociaz w polowie tak sliczni jak Erik van der Woodsen. juz by ja mogli przyjac!
Spokojnie, kowbojko!
Rózowy iMac Sereny zapiszczal, co znaczylo, ze przyszedl e - mail.
- Pewnie ktos z naszych fanów - zazartowala Serena, chociaz Jenny pomyslala, ze mówi
powaznie.
Serena pochylila sie nad antycznym sekretarzykiem, kliknela myszka i sprawdzila najnowszy
list.
Do: SvW§vanderWoodsen.com
Od: Sheri@PrincetonTriDs.org
Droga Sereno!
Nasze stowarzyszenie studentek absolutnie wielbi Lesa Besta. Kilka dziewczyn od nas bylo tej
wiosny na jego nowojorskim pokazie, wiec mozesz sobie wyobrazic nasza radosc, gdy sie
dowiedzialysmy, ze bierzesz pod uwage studiowanie w Princeton. Jesli wybierzesz nasz
college, musisz przylaczyc sie do Tri Delt. Mamy juz mnóstwo pomyslów na imprezy
charytatywne, lacznie z pokazem Lesa Besta, z którego pieniadze poszlyby na dzikie konie w
Chincoteague. W pokazie jako modelki wzielybysmy udzial my - czlonkinie Tri Delt. Najlepsze
jest to, ze nie musisz nawet przechodzic slubowania i reszty - nasze gratulacje, Sereno, juz
jestes nasza siostra! Musisz tylko przywiezc swój tylek do Princeton kilka dni wczesniej w
sierpniu, zebys dostala dobry pokoik w naszym domu.
Nie mozemy sie doczekac. Calusy.
Twoja siostra,
- 14 -
Sheri
Serena przeczytala wiadomosc raz jeszcze, a potem sie wylogowala. Zszokowana gapila sie
jeszcze przez chwile na pusty ekran. Namolne siostrzyczki ze stowarzyszenia to ostatnie osoby, od
których chcialaby dostac teraz list. A poza tym. czy Princeton to nie jest uczelnia z intelektualnymi
ambicjami? Podniosla sluchawke i wybrala numer do Blair, a polem cisnela ja z powrotem, zdajac
sobie sprawe, ze zupelnie zapomniala o swoim gosciu. Jenny byla slodka, milutka i w ogóle, ale czyz
nie miala do odrobienia zadnej pracy domowej, nie musiala obejrzec jakiegos filmu czy cos takiego?
Widzicie, nawet chodzace idealy maja wredna strone.
Jenny zesliznela sie z lózka i poprawila ramiaczka superszerokiego. wzmacnianego stanika,
zgadujac, ze zaraz zostanie pozegnana.
- Wiesz, mój brat, Dan. spiewa teraz z Ravesami - oznajmila. - Jutro wieczorem ma pierwszy
koncert. Moge cie wpisac na liste specjalnych gosci, jesli masz ochote przyjsc.
Jenny nie byla pewna, czy w ogóle istnieje taka lista specjalnych gosci. Wiedziala tylko, ze
wchodzi za darmo, bo jest siostra wokalisty. Dan uwazal, ze jest taki slawny, skoro nalezy do kapeli,
która wydala najlepiej sprzedajacy sie album na wschodnim wybrzezu. Gdyby jednak pojawila sie na
koncercie z Serena - dwie najladniejsze modelki w Nowym Jorku w takich samych sukienka od Lesa
Besta - przebilaby go o glowe.
Serena zmarszczyla nos. Chciala isc na koncert Ravesów, naprawde chciala, ale juz
potwierdzila rodzicom, ze jutro wieczorem pójda razem na przyjecie zapoznawcze dla przyszlych
studentów Yale. Nie za bardzo mogla ich teraz wystawic.
- Chyba nie moge - powiedziala przepraszajacym tonem. - Musze isc na impreze
organizowana przez Yale. Ale spróbuje dojechac, jesli wyrwe sie wczesniej.
Jenny kiwnela glowa i rozczarowana wsadzila „W” do torby z uszami Gapa. Juz sobie
wyobrazala, jak robia we dwie wielkie wejscie do klubu w Lower East Side. Zapomnijcie o Ravesach -
to tylko gwiazdy rocka, wielkie mi co. One z Serena byly supermodelkami, a przynajmniej byla nia
Serena. Na pewno wszystkie glowy odwrócilyby sie w ich kierunku.
Chyba bedzie musiala zadowolic sie statusem siostry lidera zespolu. Jakby to komukolwiek
wystarczalo.
- 15 -
kryzys tozsamosci
- Strzaskaj mnie jak jajko!
Daniel Humphrey spiorunowal wzrokiem swoje odbicie w lustrze w sypialni i zaciagnal sie do
polowy wypalonym camelem. Mieczak o beznadziejnym glosie w znoszonych sztruksach w kolorze
khaki i bordowej koszulce Gapa. Prawie gwiazda rocka.
- Strzaskaj mnie jak jajko! - jeknal znowu, próbujac wygladac jednoczesnie na udreczonego,
zbuntowanego i totalnie wyluzowanego.
Problem polegal na tym, ze glos lamal mu sie za kazdym razem, gdy wchodzil na wyzsze
rejestry. Wydawal z siebie dychawiczny szept, a jego twarz wygladala lagodnie, mlodo i bez cienia
pozy.
Dan potarl koscisty podbródek i zastanawial sie, czy nie zapuscic koziej bródki. Vanessa
zawsze byla zdecydowanie przeciwna zarostowi, ale odkad przestali byc para, jej zdanie juz sie nie
liczylo.
Prawie dwa tygodnie temu na osiemnastce Vanessy w jej mieszkaniu w Williamsburgu, w
Brooklynie. Dan zostal odkryty przez megapopulama kapele grajaca indie - Raves. A wlasciwie
odkryto jego wiersze. Myslac, ze oboje od przyszlego roku beda studiowac na NYU
*
i zyc dlugo i
szczesliwie. Dan wprowadzi! sie do Vanessy raptem pare dni przed impreza. Ale ich zwiazek szybko
zaczal sie sypac. Bardziej przygnebiony niz zwykle Dan siedzial na imprezie w kacie i zlopal prosto z
butelki wódke Grey Goose. W tym czasie pojawili sie Ravesi i ich gitarzysta. Damian Polk, napatoczyl
sie na stos czarnych notatników z wierszami Dana. Damian i jego zespól zwariowali na punkcie tej
poezji. Upierali sie. ze to swietne teksty do piosenek. Ich wokalista zniknal w tajemniczych okoliczno
sciach - czyzby jakis odwyk? - wiec postanowili zaproponowac fuche autorowi wierszy. Dan byl juz
wtedy zalany w pestke i uznal, ze cala ta sytuacja jest przezabawna. Rzucil sie do roboty z pijackim
zapalem, przyciagnal cala uwage i wszystkich nakrecil swoim bezwstydnym wystepem.
Myslal, ze to byla jednorazowa propozycja, cos, co pomoze mu przestac myslec o tym. ze
wlasnie zerwal z jedyna dziewczyna, która go kochala. Nastepnego dnia odkryl, ze jest oficjalnym
czlonkiem zespolu i ze tkwi w tym po uszy.
W czasie prób Dan zorientowal sie. ze jego normalne, trzezwe ja jest fizycznie niezdolne do
wystepów z ta sama brawura co w czasie imprezy i ze przy pozostalych czlonkach zespolu, którzy byli
- 16 -
juz po dwudziestce i nosili ubrania szyte na miare przez awangardowych projektantów, takich jak
Pistolcock albo Better Than Naked, czul sie jak niezreczny, piszczacy dzieciak. Zapytal nawet
Damiana Polka, dlaczego do diabla Ravesi chca. zeby dla nich spiewal. Damian odpowiedzial po
prostu:
- Chodzi tylko o slowa.
Kurcze, to, ze potrafil pisac, nie znaczylo, ze potrafi spiewac. Ale gdyby wygladal bardziej jak
ktos, kto potrafi spiewac, to moze przekonalby publicznosc, ze zasluguje na bycie w zespole.
Dan przegrzebal przepelnione szuflady biurka w poszukiwaniu maszynki na baterie do
przycinania brody. Kupil sobie to urzadzenie w zeszlym roku, gdy przez tydzien eksperymentowal z dlu
goscia bokobrodów. Poszedl do pokoju mlodszej siostry, Jenny, i w koncu znalazl maszynke pod jej
lózkiem, z niewyjasnionych przyczyn zawinieta w stary rózowy recznik kapielowy.
Lekcja numer jeden na temat mlodszych sióstr: jesli chcesz zachowac swoje smiecie, zalóz
klódke na drzwiach.
Nawet nie klopotal sie. zeby wrócic do wlasnego pokoju - podszedl do lustra na drzwiach
szafy Jenny i pociagnal sie za wlosy. Odrosly mu juz po fryzurze w stylu „modnego artysty”, która
zafundowal sobie zaraz po tym, jak opublikowano jego wiersz w „New Yorkerze”. Teraz, kiedy z poety
zamienil sie w przebojowa gwiazde rocka, nadszedl czas na zmiane.
Fuj! Przeciez wszyscy wiedza, ze w dzien przed wielkim wystepem nie wypróbowuje sie
nowego wizerunku!
Wlaczyl maszynke i zaczal golic kark. Patrzyl, jak jasnobrazowe pasemka pokrywaja
czekoladowy dywan. Przerwal, bo nagle zaniepokoil sie, ze maszynka nie ma odpowiednich ostrzy do
golenia glowy. Moglaby zostawic dziwne, czerwone slady na calej czaszce albo ogolic go nierówno i
wygladalby, jakby ktos wygryzl mu wlosy.
Pewnie, ze chcial wygladac jak twardziel, ale niekoniecznie jak twardziel z wygryziona glowa.
Zastanawial sie. co dalej. Jesli zostawi tak jak teraz, ogolony kawalek bedzie zasloniety przez
reszte wlosów do chwili, kiedy Dan sie nie pochyli - a wtedy voila - wyloni sie ogolona szyja.
Wlasciwie to fajne wiedziec, ze ma sie taki wygolony kawalek, ale nie musi go pokazywac. Z drugiej
jednak strony, niezauwazalna fryzura to nie bylo dokladnie to, o co mu chodzilo.
Odlozyl golarke, wsadzil do ust camela i siegnal po telefon Jenny. Jesli ktos zna sie na
goleniu glowy, to na pewno Vanessa. Golila sobie wlosy od dziewiatej klasy. Unikala drogich
salonów, takich jak Frederic Fekkai i Elizabeth Arden Red Door, gdzie regularnie chodzily jej
wyfiokowane kolezanki z klasy, i upierala sie, zeby golic wlosy samodzielnie w domu. W glebi duszy
zawsze uwazal, ze gdyby miala odrobine wiecej wlosów, wygladalaby troche lepiej, ale skoro
- 17 -
najwyrazniej myslala, ze jako lysa prezentuje sie swietnie, nic jej nie mówil.
- Jesli dzwonisz w sprawie wynajmu mieszkania, oddzwonie zaraz po przejrzeniu oferty online
- Vanessa automatycznie wyrecytowala formulke.
- Hej, to ja, Dan - odpowiedzial wesolo. - Co u ciebie?
Vanessa nie od razuzareagowala. Chciala dac Danowi troche przestrzeni, zeby podrósl i
rozkwitl jako nowy Kurt Cobain. Jon Keats czy czym tam do cholery chcial byc, ale zerwanie z nim i
wyrzucenie go z mieszkania nie bylo dla niej takie latwe. Zwyczajny, przyjacielski ton w jego glosie
sprawil, ze serce jej oklaplo jak balon bez powietrza.
- Jestem troche zajeta. - Wystukala na klawiaturze jakas bzdure, zeby sprawiac wrazenie
dramatycznie zawalonej praca. - Mam mnóstwo ofert do przejrzenia, no wiesz, w sprawie
mieszkania.
- Och.
Dan nie wiedzial, ze Vanessa szuka wspóllokatora. Ale Z drugiej strony, skoro jej starsza
siostra Ruby pojechala w trase ze swoim zespolem, pewnie Vanessie nudzilo sie samej w
mieszkaniu, zwlaszcza ze on juz nie dotrzymywal jej towarzystwa.
Na ulamek sekundy Dana ogarnal taki zal, ze mial ochote zlapac olówek i napisac tragiczny
wiersz o rozstaniu, uzywajac slów. takich jak „ciac” i „golic”, ale jego swiezo ogolony kark zaczal go
piec i szczypac, wiec od razu przypomnial sobie, po co dzwonil do Vanessy.
- Mam tylko pytanko. - Zaciagnal sie kilka razy papierosem, a potem wrzucil go z
roztargnieniem do wazonu ze stokrotkami wiednacymi na biurku Jenny. - Jak golisz glowe, no wiesz...
Uzywasz konkretnej golarki, czy jak? Jakiegos ostrza?
W pierwszej chwili Vanessa chciala mu powiedziec, ze z ogolona glowa bedzie wygladal jak
chudy siedmiolatek z bialaczka swiezo po chemioterapii, ale miala juz dosc chronienia go przed
wlasnymi bledami, zwlaszcza teraz, gdy byli „tylko przyjaciólmi”.
- Wahl, ostrze numer dziesiec. Sluchaj, musze konczyc.
Dan obejrzal swoja golarke. Kupil ja w drogerii. Nie bylo na niej informacji o rozmiarze ostrza.
Moze lepiej pójsc do fryzjera.
- Dobra. Zobaczymy sie jutro wieczorem na moim koncercie, tak?
- Moze - odparla beztrosko Vanessa. - Jesli uporam sie z tym szukaniem wspóllokatora.
Zmykam. Czesc!
Dan odlozyl sluchawke i znowu obejrzal golarke.
- Strzaskaj mnie jak jajko! - wrzasnal, trzymajac maszynke przy ustach, jakby to byl mikrofon.
Sciagnal koszulke i wystawil blady, chudy brzuch, próbujac wygladac jak ktos zuchwaly, znudzony i
- 18 -
zbuntowany - taka nizsza, chudsza i mniej narabana wersja Jima Morrisona. - Strzaskaj mnie jak
jajko! - jeknal, opadajac na kolana.
Nagle w progu stanal jego ojciec, Rufus, w poprzypalanej papierosami szarej bluzie Old Navy
i rózowej opasce frotté, której Jenny uzywala do odgarniania wlosów, gdy myla twarz.
- Dobrze, ze twoja siostra jest juz zbyt zajeta, zeby siedziec z nami po szkole. Pewnie nie
bylaby zachwycona, gdyby zobaczyla, jak robisz striptiz w jej pokoju - stwierdzil.
- Mam próbe. - Dan wstal, starajac sie zachowac resztki godnosci. - Móglbys mi nie
przeszkadzac?
- Mna sie nie przejmuj.
Rufus nadal sial w drzwiach, drapiac sie po piersi i macajac camela bez filtra, którego wsunal
za lewe ucho. Byl samotnym ojcem pracujacym w domu. wydawca mniej znanych poetów - bitników i
pisarzy ezoterycznych, o których nikt nie slyszal.
- Mysle, ze jakbys akcentowal co drugie slowo, lepiej by to brzmialo.
Dan przechylil glowe i podal ojcu golarke.
- Pokaz mi.
Rufus wyszczerzyl zeby.
- Dobra, ale nie zdejme koszuli.
Bogu dzieki.
Odsunal golarke od twarzy, jakby sie bal. ze moze sie wlaczyc i przyciac jego slynna,
niepielegnowana brode.
- Strzaskaj mnie jak jajko! - zawyl. Jego brazowe oczy rozblysly.
Oddal synowi maszynke do strzyzenia.
- Teraz ty.
Oczywiscie Rufus zabrzmial wlasnie tak, jak chcial brzmiec Dan. Dan rzucil golarke na lózko
Jenny i wlozyl z powrotem koszulke.
- Mam prace domowa do zrobienia - wymamrotal.
Ojciec wzruszyl ramionami.
- Dobra, zostawiam cie w spokoju. - Mrugnal do syna. - Zdecydowales juz, gdzie pójdziesz na
jesieni?
- Nie - odparl ponuro Dan.
Wyszedl z pokoju Jenny, powlóczac nogami, i wrócil do siebie. Ojciec tak przezywal te sprawe
college'ów, ze zaczynal sie robic naprawde denerwujacy.
- Columbia jest blisko! - zawolal za nim Rufus. - Móglbys mieszkac w domu!
- 19 -
Jakby nie wspomnial o tym juz tysiac razy!
W pokoju Dan znalazl w szufladzie biurka gumke i spial nia wlosy w krótki kucyk, odslaniajac
wygolona czesc. Zlapal znowu golarke.
- Strzaskaj mnie jak jajko! - szepnal, nasladujac ojca najlepiej, jak umial.
Skrzywil sie. Jego glos nie byl dosc zachryply, zeby zabrzmialo to przekonujaco.
Zamienil maszynke na stos informatorów z college'ów, które przegladal przez ostatnie trzy
miesiace, i rzucil sie na lózko. Jeszcze tydzien, zeby wybrac miedzy NYU, Brown, Columbia i
Evergreen. Otworzyl katalog na zdjeciu ze studentem z Brown ubranym w tweedowa marynarke i
wygladajacym na intelektualiste. Stal oparty o pien drzewa i bazgral cos w notatniku jak mlody
Keats. Wygladal wlasnie tak. jak Dan wyobrazal sobie siebie za rok - zanim zostal odkryty przez
Ravesów i zanim ogolil sobie tyl glowy.
Przejechal palcem po ogolonym kawalku i zerknal na swoje ubranie. Bedzie musial isc na
zakupy, bo nic z jego ciuchów nie pasuje juz do wlosów.
A mysleliscie, ze takimi rzeczami martwia sie tylko dziewczyny.
Szkoda, ze nie ma Jenny do pomocy, pomyslal ponuro Dan. Ale jego mlodsza siostra byla zbyt
zajeta kariera supermodelki. zeby przejrzec jego ubrania i powiedziec mu, co jest do bani. a co da sie
wlozyc. Dan wzial kubek z kawa rozpuszczalna,, która od rana stygla na podlodze, i wypil lyk. Skrzywil
sie do swojego odbicia w lustrze i przez chwile wyobrazal sobie, ze na scenie krzywi sie tak samo do
publicznosci - wsciekly i rozdrazniony. Moze. moze jednak da sobie jakos rade z tym wszystkim bez
pomocy siostry. A moze nie.
druga polowa zamiast wspóllokatora
Polykaczkaognia: mam raczej chory cykl dobowy, spie za dnia i pracuje nocami
Lysakotka: co robisz?
Polykaczkaognia: ech... wystepuje
Lysakotka: naprawde polykasz ogien?
Polykaczkaognia: pracuje nad tym. najczesciej tancze z wezami.
Lysakotka: wezami?
Polykaczkaognia: aha, mam cztery weze.
Polykaczkaognia: nie masz nic przeciwko zwierzakom, nie?
- 20 -
Polykaczkaognia: jestes tam?
Polykaczkaognia: ej?
- Próbuj dalej, frajerko! - Vanessa Abrams wylogowala sie i podeszla do szafy.
Dwie godziny temu zdjela swój cieply, a zarazem okropny, bordowy welniany mundurek szkoly
Constance Billard - zimowy, ale jedyny, jaki miala - i do tej pory niczego nie wlozyla. Chociaz
dziewczyna, z która Vanessa miala spotkac sie za trzy minuty, w porannych e - mailach wypadla
calkiem fajnie, pewnie troche by sie przestraszyla, gdyby Vanessa otworzyla jej drzwi tylko w
czarnych bawelnianych figach. Na oslep wyciagnela z górnej pólki zlozone spodnie Wszystkie jej
ubrania byly czarne, a poza tym Vanessa wierzyla w sens podwójnych zakupów. Jesli masz szesc par
prostych, czarnych, dopasowanych dzinsów Levisa, to nigdy tak naprawde nie zastanawiasz sie, co
wlozyc, i wystarcza, jak raz w tygodniu robisz pranie. Wciagnela spodnie na blade i troche zbyt
pulchne biodra, a potem naciagnela czarna koszulke z dlugimi rekawami i dekoltem w szpic.
Przeciagnela dlonmi po ogolonej glowie. Dla tak zwanych normalnych dziewczyn, z którymi chodzila
do szkoly, wygladalaby dziwnie, ale ta, z która miala sie spotkac, zapowiadala sie naprawde
interesujaco - zadna z tamtych gesi nie mogla nawet marzyc, zeby wypasc równie ciekawie. No,
przynajmniej tak wynikalo z rozmowy online.
Zgodnie z oczekiwaniami odezwal sie dzwonek. Vanessa podeszla do okna i odsunela zaslone
(tak naprawde to bylo czarne przescieradlo z bawelny z domieszka sztucznych wlókien, które kupily z
Ruby, jej siostra, w Kmart w poprzednie Halloween). Na ulicy dwa pietra nizej pijany bezdomny
wrzeszczal na puste zaparkowane samochody. Chlopczyk z zielonymi, nastroszonymi wlosami, bez
koszulki, pedzil chodnikiem na górskim rowerze, który byl zdecydowanie dla niego za duzy. Kruszacy
sie kawal betonu, który robil za schodek do domu Vanessy, byl pusty. Przyszla wspóllokatorka juz
wchodzila na góre.
- Prosze, badz normalna - mruknela Vanessa.
Nie chodzilo o to, ze tak naprawde lubila normalne dziewczyny. Normalne dziewczyny, jak te z
jej klasy w Constance Billard. malowaly usta na rózowo i nosily rózne wersje dokladnie tej samej
pary butów, z nabozenstwem traktujac takie rzeczy jak pasemka albo pedikiur. W e - mailowym
zgloszeniu Beverly napisala, ze studiuje w Pratt, wiec jest starsza - to juz cos, a poza tym
prawdopodobnie woli bardziej alternatywny styl zycia. Vanessa miala nadzieje, ze dziewczyna
wypadnie równie dobrze, jak sie zapowiadala.
Otworzyla drzwi mieszkania w chwili, gdy gosc doszedl do konca schodów. Tyle, ze ku
kompletnemu zaskoczeniu Vanessy gosc okazal sie facetem.
- 21 -
Vanessa zapomniala zaznaczyc w ogloszeniu w Internecie, ze na wspóllokatora szuka
dziewczyny.
Tak calkiem przypadkiem o tym zapomniala?
- Zaloze sie, ze spodziewalas sie dziewczyny, nie? - zapytal Beverly, wyciagajac reke do
Vanessy. - To imie jest potwornie staroswieckie i absolutnie mylace. Nie martw sie, przyzwyczailem
sie.
Vanessa starala sie nie wygladac na zaskoczona, co nie bylo dla niej zbyt trudne. Dawno
temu podczas samotnych lunchów w szkolnej stolówce Constance Billard, kiedy wylaczala sie z
paplaniny pieknych, jedzowatych kolezanek z klasy, do mistrzostwa opanowala zupelnie obojetne
spojrzenie. Wsadzila palce do tylnych kieszeni dzinsów i nonszalancko wpuscila goscia do
mieszkania.
- Wlasnie gadalam na czacie z jakas zwariowana panienka, która tanczy z wezami. Ty nie
hodujesz wezy, prawda?
- Nie.
Beverly zlozyl rece jak do modlitwy i przyjrzal sie ponuro urzadzonemu mieszkaniu. Sciany byly
biale, a drewniane podlogi nagie. Malenka kuchnia wychodzila na salon, pelniacy funkcje drugiej
sypialni, w którym lezal materac i stal telewizor. Jedyna dekoracja to kadry z ponurych filmów, które
Vanessa ciagle krecila w wolnym czasie.
- Czyja to praca? - zapytal Beverly, wskazujac na czarno - biala fotografie golebia dziobiacego
zuzyty kondom w parku przy Madison Square.
Vanessa zlapala sie na tym, ze gapi sie na mocny, okragly tylek Beverly'ego, wiec szybko
odwrócila wzrok.
- Moja - odparla chrapliwym glosem. - To z filmu, który nakrecilam w tym roku.
Beverly pokiwal glowa, nadal trzymajac zlozone dlonie i przygladajac sie pozostalym
zdjeciom. Vanessie bardzo spodobalo sie to, ze nie zaczac od razu paplac, jakie sa przygnebiajace i
oryginalne, jak to zwykle robili ludzie. Juz sam sposób, w jaki zapytal „czyja to praca”, sprawil, ze
poczula sie jak prawdziwa artystka.
- Masz ochote na piwo? - zapytala.
Chociaz to nietypowe dla niej, w lodówce stalo mnóstwo piwa, które zostalo po jej szalonej
osiemnastce dwa tygodnie temu. Teraz korzystala z kazdej okazji, zeby sie go pozbyc”.
- Przykro mi, ale poza woda niczego wiecej nie moge zaoferowac.
- Woda to dobry pomysl - odpowiedzial Beverly, a Vanessa poczula, ze jeszcze bardziej go
lubi.
- 22 -
Zapytaj jakiegokolwiek chlopaka ze szkoly sredniej, czy chce piwa, a ten w trzy sekundy
wyzlopie caly szesciopak. Beverly potrzebowal tylko troche wody do moczenia pedzli i miejsca do
mieszkania, na przyklad z nia...
Prrr, szalona! A co ze wstepna rozmowa?
Vanessa poszla do malenkiej kuchni, wyjela stara szklanke ze Scooby - Doo, troche lodu i
dzbanek ze schlodzona woda Z lodówki. Nalewala do szklanki powoli, jednoczesnie podejrzliwie
przygladajac sie Beverly'emu. Jego male oczy o intensywnym spojrzeniu byly bladoniebieskie, a
krótkie, potargane wlosy prawie czarne. Dlonie i paznokcie mial poplamione jakims czarnym tuszem,
którego pewnie uzywal do pracy, a jego burozielona koszulka byla przyprószona czyms, co wygladalo
jak trociny. Mial czarne luzne spodnie z bawelny, które sama nosilaby codziennie, gdyby byla
facetem, a na nogach cienkie pomaranczowe klapki z gumy, jakie mozna kupic za dziewiecdziesiat
dziewiec centów w drogerii. Byl tak rózny od ludzi, z którymi chodzila do szkoly, ze Vanessa zaczela
sie strasznie ekscytowac - zupelnie nie potrafila sie opanowac.
Czy to moglo miec cos wspólnego z faktem, ze okazal sie facetem?
Obeszla blat i podala Beverly'emu wode, juz wyobrazajac sobie, ze siedza razem do pózna i
ogladaja filmy. Ona podawalaby mu wode, a on kiwalby glowa w podziekowaniu w ten swój
zamyslony, seksowny sposób. A potem przeanalizowaliby dorobek Stanleya Kubricka. film po filmie...
nago.
Vanessa usiadla na materacu, a Beverly przysiadl obok niej.
- W tej chwili wlasciwie tylko pomieszkuje, nie mam stalego miejsca - wyjasnil. - Mieszkalem
w akademiku, a teraz jestem z grupa artystów. Mamy mieszkanie i pracownie w magazynach przy
stoczni marynarki wojennej w Brooklynie. Ale czasem to prawdziwy dom wariatów. - Zasmial sie
cicho. - Potrzebuje miejsca, gdzie moge spokojnie sie zdrzemnac i nie bac sie, ze ktos w czasie snu
odrabie mi palce. No wiesz, do rzezby z ludzkich czesci ciala albo czegos w tym stylu.
Vanessa pokiwala entuzjastycznie glowa. Doskonale wiedziala, o co mu chodzi.
Serio?
Oczywiscie nie spodziewala sie. ze bedzie mieszkac z facetem - innym niz Dan - ale miala juz
osiemnascie lat. byla dorosla, zdolna do podejmowania samodzielnych decyzji i dosc dojrzala, zeby
mieszkac z chlopakiem i nie miec ochoty od razu wskoczyc mu do lózka.
Jasne.
- Ale problem w tym, ze to troche dziwne, zamieszkac z kims. z kim nigdy nie oddychalo sie
tym samym powietrzem, rozumiesz? - ciagnal Beverly.
Wielkie brazowe oczy Vanessy zrobily sie jeszcze wieksze. Wiec nie chcial z nia mieszkac?
- 23 -
- Chyba - odpowiedziala ponuro.
- Zastanawialem sie, czy moze moglibysmy najpierw spedzic troche czasu razem, przez kilka
tygodni. Porobic rózne rzeczy. Poznac sie troche. Sprawdzic, czy cos z tego bedzie - dodal.
Vanessa przysiadla na dloniach. Czula sie zaklopotana, jak te tak zwane normalne
dziewczyny, których tak nie cierpiala, kiedy jakis przystojniak zaprasza je na bal czy jak tam nazywali
te idiotyczne imprezy, na które trzeba sie odstawic i na które nieustannie chodzily, bo mialy pretekst,
zeby kupowac nowe sukienki. Beverly mial ochote z nia zamieszkac, tylko najpierw chcial ja poznac.
Jakie to odswiezajace i jakie ekscytujace poznac nareszcie kogos, kto jest inteligentny, w porzadku,
twórczy i... seksowny!
- Cóz. mam jeszcze kilka spotkan z chetnymi - odparla, zeby nie wykazac zbyt duzego
entuzjazmu. - Ale jak dla mnie, to dobry pomysl. To znaczy, masz racje. To wazne wiedziec, do kogo
czlowiek sie wprowadza.
- Wlasnie.
Beverly dopil wode. wstal i odstawil szklanke do zlewu.
Rety, w dodatku sprzata po sobie.
Wrócil do salonu, postukujac klapkami.
- Moglibysmy spotkac sie w ten weekend albo...
Nagle Vanesse olsnilo. Czy istnieje lepszy pomysl, zeby pokazac Danowi, ze jej juz przeszlo i
ze ma wlasne zycie, niezaleznie od Dana i jego egoistycznego ,ja”, niz przyjsc na jego pierwszy
koncert z chlopakiem?
- Mój stary znajomy spiewa jutro wieczorem z Ravesami. Masz ochote pójsc?
Na szczescie Beverly byl dosc dojrzaly, zeby nie zaczac podskakiwac i glupiec z powodu tego,
ze Vanessa znala kogos, kto spiewa w Ravesach. Zlozyl dlonie i kiwnal glowa w ten swój seksowny,
uduchowiony sposób.
- Jasne. Zadzwonie jutro to ustalimy reszte.
Vanessa zaprowadzila go do drzwi i popedzila do okna. Odprowadzila spojrzeniem zgrabny
tyleczek Beverly'ego. Chlopak poszedl Szósta Poludniowa i zniknal w labiryncie starych magazynów,
które tworzyly krajobraz Williamsburga. W sobotnie poranki siadywaliby z Beverlym wlasnie przy tym
oknie, korzystajac z tego, ze wychodzi na poludnie, i zajmowaliby sie swoja sztuka. On pracowalby w
milczeniu nad plótnami, brudzac sobie cale dlonie czarnym tuszem, a ona by go filmowala. I oboje
byliby... nadzy.
Oczywiscie.
Jakie to ekscytujace mieszkac z artysta. Owszem, Dan byl poeta, ale to co innego. Przez caly
- 24 -
dzien tylko bazgral w notatnikach, pil okropna kawe i z godziny na godzine stawal sie coraz bardziej
roztrzesiony i neurotyczny.
Oczywiscie nadal bedzie spotykala sie z ludzmi z ogloszenia, a przynajmniej bedzie z nimi
rozmawiala w Necie. Byla jednak pewna, ze juz znalazla to, czego szukala: idealnego partnera.
Czekajcie. A czyz nie szukala wspól lokatora?
B ciagle ucieka z domu
- Przepraszam, co wy robicie? - zapylala ostro Blair. Eleanor Waldorf i przyrodni brat Blair,
Aaron Rose, stali nad lózkiem Blair w jej zaimprowizowanym pokoju i przypinali pinezkami do sciany
jakas wielka mape. Blair stanela w progu ze skrzyzowanymi rekoma i czekala na wyjasnienia.
- Nic nie mów - szepnela do Aarona podekscytowana matka.
Eleanor miala na sobie dziwny strój od Versace, który az krzyczal; „fatalny zakup na
wyprzedazy”. Strój skladal sie z bluzki bez pleców w pionowe pomaranczowo - czarne pasy
polaczonej Z rybaczkami w zielono - czarne poziome pasy masa zlotych lancuszków i guzików.
Rybaczki mialy nawet zlota lamówke.
Dlaczego tak jest, ze najwieksze bledy projektantów zawsze przyciagaja populacje matek?
Nie dosc, ze strój byl brzydki, to w kolejnym ataku depresji poporodowej Eleanor zrobila cos
strasznego z wlosami. Jeszcze rano byly do ramion i w kolorze blond. Teraz byly ciemnorude i
króciutko przyciete, jak u Sharon Osbourne. Nie trzeba mówic, ze Blair ledwo mogla patrzec na
matke.
Aaron wcisnal ostatnia pinezke w róg mapy i zeskoczyl z lózka. Mial krótkie rastafarianskie
dredy, które obijaly mu sie wesolo o zapadle od wegetarianskiej diety policzki.
- Przykro mi to mówic, mamus, ale trzeba jej co nieco wyjasnic.
Rzucil Blair przepraszajace spojrzenie.
- Przykro mi. siostruniu, to miala byc niespodzianka.
Blair lubila swojego przyrodniego brata - o wiele bardziej niz tego tlustego frajera, jej
ojczyma. Cyrusa Rose - ale wkurzal ja jak diabli, gdy mówil do Eleanor „mamus” albo do niej
„siostruniu”. Koniec konców rodzice pobrali sie raptem w Swieto Dziekczynienia, wiec Eleanor
zdecydowanie nie byla jego mama, a ona jego siostra. Mimo ze miala mlodszego brata, Tylera (ale w
koncu to chlopak), i Yale (ale to tylko niemowle), Blair zawsze uwazala sie za jedynaczke, poza tymi
- 25 -
rzadkimi sytuacjami, gdy tak dobrze ukladalo im sie z Serena, ze czuly sie jak siostry.
Eleanor szybko zeszla z lózka, zlapala Blair za reke i pociagnela ja do Sciany w kolorze szalwii,
zeby popatrzyla na mape. To byla szczególowa mapa Australii i Pacyfiku. Zakreslono cztery czerwone
kólka wokól punkcików na morzu miedzy Vanuatu a Fidzi. Pod kólkami czarnym tuszem Eleanor
napisala ozdobna kursywa imiona: Yale, Tyler, Aaron i Blair.
Pardonnes - moi ?
Blair przekrecila kilka razy na palcu rubinowy pierscionek.
- Co do cholery? - dopytywala sie niecierpliwie.
Eleanor nadal trzymala córke za reke i zaciskala dlon na jej palcach z maniakalna radoscia.
- Kupilam ci wyspe, kochanie, i nazwalam twoim imieniem. Kazde z moich kochanych skarbów
ma wlasna wyspe na Pacyfiku! W przyszlym roku, kiedy wydrukuja nowe mapy, wasze imiona
pojawia sie tuz kolo Fidzi! Prawda, ze to fantastyczne?
Blair gapila sie na mape. Fidzi zawsze kojarzylo jej sie dosc egzotycznie, ale Wyspa Blair
prawdopodobnie skladala sie z paru krzaków na kawalku rafy usianej klujacymi jezowcami i
wodorostami.
- Tyler juz planuje nam wielka wyprawe na poludniowy Pacyfik w czasie Bozego Narodzenia -
paplala Eleanor. - Sprawdza, która z naszych wysp ma najlepsze warunki do surfowania.
Blair zauwazyla, ze Aaron ma paznokcie pomalowane na czarno.
- Chodzi o nasz zespól - wytlumaczyl, rejestrujac jej spojrzenie. - To w zwiazku z tym, ze
obecnie zaden z nas nie ma dziewczyny.
Zadna niespodzianka, pomyslala Blair. Jesli nie bedzie ostrozny, Aaron skonczy jako jeden z
tych bladych, chudych, aseksualnych starszawych wegetarian jak Morrissey, rozplynie sie w
powietrzu i nikt nawet nie bedzie pamietal, ze kiedykolwiek istnial. Aaron i Serena spotykali sie
ostatniej zimy i przez chwile byli w sobie zakochani, ale Aaron nie byl dosc ekscytujacy, zeby
utrzymac zainteresowanie Sereny na dluzej niz piec minut.
Choc z drugiej strony, kto byl?
Blair nie ciekawilo za bardzo, co Aaron i jego beznadziejni kumple ze szkoly Bronxdale, z
którymi grywa, robia dla rozrywki. Nie interesowaly jej tez przypadkowe i calkowicie bezuzyteczne
zakupy matki w stylu wysp, alpak i desek do surfowania. Chciala tylko wiedziec, dlaczego Kitty
Minky, jej kotka rasy blekitnej rosyjskiej, grzebala wsród okazalego stosu jedwabnych zaglówków,
poduszek i jasków u wezglowia jej lózka.
- Miau? - Blair zagadnela kotke.
Od dziewiatego roku zycia udawala, ze mówi do niej w kocim jezyku.
- 26 -
Nagle Kitty Minky zaczela siusiac.
- Nie! - wrzasnela Blair i rzucila w kota skórzanym sandalem w ceglastym kolorze od Manolo.
Kitty Minky zeskoczyla z lózka, ale bylo juz za pózno: rózowa jedwabna narzuta i stos jasków
calkiem przesiakly.
- Ojej! - wykrzyknela Eleanor, zalamujac rece. Wygladala, jakby miala sie rozplakac. - Och, co
za balagan - dodala z rozpacza, blyskawicznie przechodzac od uniesienia do przygnebienia.
- Nie martw sie, Blair. Mozesz spac ze mna i Tylerem w naszym pokoju, dopóki Esther tu nie
sprzatnie - zaproponowal Aaron.
Pokój Tylera i Aarona pachnial piwem, skarpetami, hot dogami z tofu i tymi obrzydliwymi,
ziolowymi papierosami, które wiecznie palil Aaron. Blair zmarszczyla nos.
- Wole spac na podlodze w pokoju Yale - odparla z zalosna mina.
Eleanor znowu zalamala rece.
- Ale mala Yale ma kwarantanne na najblizszych kilka dni. Zlapala jakas wysypke na buzi w
gabinecie pediatry, kiedy byla wczoraj na kontrolnej wizycie. Najwyrazniej wysypka jest bardzo
zarazliwa.
Fuj.
Blair zmruzyla niebieskie oczy. Uwielbiala siostrzyczke, ale nie miala zamiaru ryzykowac, ze
zlapie wysypke, zwlaszcza na twarzy. A to sprawialo, ze nadal nie znalazla odpowiedzi na zasadnicze
pytanie: gdzie do cholery ma spac?!
Apartament nie nadawal sie do mieszkania. Dom Archibaldów jeszcze godzine temu wydawal
sie oczywistym wyborem, ale okazal sie miejscem popoludniowych zajec dla ujaranych wielbicieli
Nate'a. Drzwi Sereny zawsze staly otworem, ale van der Woodsenowie byli troche staroswieccy i
pewnie by sie im nie podobalo, gdyby Blair zaprosila do siebie chlopaka i zamknela drzwi lub cos w
tym stylu.
Chwileczke! A czy Serena nigdy nie zapraszala do siebie chlopaka i nie zamykala drzwi?!
Poza tym Blair próbowala juz przez kilka dni tej wiosny mieszkac z Serena. Ciagle sie klócily.
Oczywiscie to byl okres, kiedy Blair próbowala uwiesc brata Sereny, Erika, zeby w ten sposób
odciagnac uwage Nate'a od tej zacpanej, puszczalskiej panienki, która poznal na odwyku. Ale mimo
wszystko, chociaz znowu byly przyjaciólkami, lepiej nie ryzykowac.
Jakby nie potrafily znalezc sobie innego pretekstu do klótni.
Blair otworzyla górna szuflade mahoniowej, przyjaznej srodowisku komody. Miala karte
kredytowa, a w okolicy znajdowalo sie mnóstwo przyjemnych hoteli. Zlapala pare czystych bialych fig
Hanro i bialy podkoszulek. Jedna z korzysci noszenia do szkoly mundurka byla mala ilosc bagazu. A
- 27 -
zaleta malego bagazu bylo to, ze na pewno bedzie potrzebowala czegos, czego nie wziela, i w
zwiazku z tym bedzie musiala to kupic w któryms z trzech B: u Bendela. Bergdorfa albo w Barneys.
- Chcesz zobaczyc, co Tyler wyszukal na temat naszych wysp? - zapytal Aaron. - Wlasnie
sciaga z Internetu mnóstwo informacji.
- Mezczyzna, z którym rozmawialam, powiedzial, ze temperatura na tych wyspach przez caly
rok wynosi od dwudziestu pieciu do trzydziestu stopni - dodala radosnie Eleanor. Zerknela na zloty
zegarek od Cartiera. - O rety. spóznilam sie juz piec minut na makijaz w salonie Red Door. -
Zachichotala konspiracyjnie i klasnela w rece jak mala dziewczynka. - Cyrus zabiera mnie dzis
wieczór do Four Seasons. Nie moge sie doczekac, zeby powiedziec mu o niespodziance dla niego.
Blair nawet nie chciala slyszec, jakim zakupem matka zamierzala zaskoczyc Cyrusa. Kupila
jakis kraj?
- Pewnie wpadne jeszcze, zeby zabrac pare rzeczy - poinformowala matke. - Trzeba kupic do
tego pokoju nowy materac, poduszki i posciel. Ale nie jestem pewna, czy jeszcze lulaj wróce, no
wiesz, zeby tu mieszkac.
Eleanor zamrugala zdziwiona, patrzac na Blair. Po siedemnastu latach i pól roku bycia jej
matka nadal nie potrafila zrozumiec córki.
- Na wypadek, gdyby na twojej wyspie wybuchla wojna domowa albo pojawila sie nowa
dostawa francuskiej bielizny. gdzie bedzie mozna cie znalezc? - zapytal z przemadrzalym
usmieszkiem Aaron.
- W hotelu Plaza. - Blair odpowiedziala mu podobnym usmieszkiem.
Najpewniej w apartamencie.
latwo wyprowadzic N na glebokie wody
Taras na dachu trzypietrowego domu Nate'a nie znajdowal sie dosc wysoko, zeby oferowac
ladne widoki. Mimo to przyjemnie sie tam siedzialo, popalalo z ogromnej fajki wodnej z zielonego
szkla, która nalezala do Jeremy'ego, i wspominalo wszystkie zwariowane numery, jakie wykrecali,
kiedy byli mlodzi i beztroscy - to znaczy, zanim zaczeli sie martwic college'ami i przyszloscia.
Jakby naprawde sie tym martwili.
- Stary, pamietasz te zajecia z laciny, kiedy byles tak ujarany, ze myslales, ze jestes na
francuskim? - zapytal przeciagle Charlie Dern, wypuszczajac dym kacikiem szerokich, pajacowato
- 28 -
usmiechnietych ust. - Paplales po francusku jak jakis pochrzaniony swir, a pan Herman, nasz She -
Man, rzucil tylko: „Przepraszam bardzo, panie Archibald, ale chociaz wszystkie jezyki romanskie maja
swoje korzenie w lacinie, nigdy nie opanowalem francuskiego”.
Anthony Avuldsen i Jeremy Scott Tompkinson wybuchli smiechem, przypominajac sobie
tamten dzien.
- Cholera, i w dodatku mówilem perfekcyjnie - stwierdzil Nate. - Chyba przez moment
myslalem, ze naprawde jestem Francuzem. Mówilem jak urodzony we Francji.
- Jasne - rzucil sarkastycznie Charlie. - Czlowieku, ledwo w ogóle byles w stanie cos
wybelkotac.
Lexie tanczyla boso w batikowej sukience, wymachujac rekoma przed swoja twarza.
Flamastrem swiecacym w ciemnosciach, który znalazla na biurku Nate'a, namalowala sobie kwiatki
na palcach rak i stóp. Teraz, w zapadajacym zmierzchu, rysunki zaczynaly jasniec neonowa zielenia.
Uczesany w kucyk chlopak o imieniu Malcolm gral na gitarze i spiewal stare jak swiat piosenki
Jamesa Taylora.
Wystarczy, ze mnie zawolasz,
A wiedz, ze gdziekolwiek bede,
Natychmiast do ciebie przybiegne.
- Szkoda, ze nie jestesmy na plazy - westchnal Jeremy i przeciagnal palcem po brzegu fajki
wodnej. - Byloby po prostu idealnie, gdybysmy siedzieli teraz na plazy.
Nate pokiwal zlotobrazowa glowa.
- Niedlugo bedziemy. Za dwa tygodnie ruszamy z rodzicami w rejs charytatywny do Hamptons.
Lódz juz dokuje w Battery Park. Plyniecie z nami, nie?
Chlopcy z mlodszych klas podniesli glowy z nadzieja, ze Nate mówi tez do nich.
Marne szanse.
- Pewnie, ze wszyscy plyna - odparl Anthony Avuldsen, a mlodsi chlopcy jeszcze bardziej
poczuli sie jak skonczeni frajerzy. - To otwarcie sezonu, absolutnie odjazdowego lata.
- Klasa Blair urzadza sobie wagary nastepnego dnia - myslal glosno Nate.
Dotarlo do niego jak przez mgle. ze Blair ani razu nie pojawila sie na dachu. Moze nadal brala
prysznic, a moze pocalowala go na pozegnanie i wrócila do domu? Szczerze mówiac, nie mógl sobie
przypomniec. Gdyby dalej brala prysznic, móglby zakrasc sie na dól i ja zaskoczyc. Na mysl o nagiej i
mokrej Blair usmiechnal sie rozkosznie.
Charlie wyciagnal z kieszeni spodni koloru khaki torebke pelna trawy i zaczal ladowac fajke.
- Mówisz, ze lódz stoi w porcie?
- 29 -
Zanim Nate zdazyl odpowiedziec, zadzwonila jego komórka. Na ekranie rozblyslo imie Blair.
O wilku mowa.
Nate bez slowa przylozyl telefon do ucha.
- Zgadnij, gdzie jestem - rzucila radosnie Blair. - W hotelu Plaza. Wiec natychmiast przytargaj
tu swój tylek. Mam apartament.
Hotel Plaza znajdowal sie raptem dwadziescia przecznic dalej. Nate zerknal w kierunku
centrum. Wydawalo mu sie, ze to strasznie daleko, ale milo by bylo polozyc sie na wielkim, bialym
hotelowym lózku, ogladac mnóstwo filmów i zamówic posilek do pokoju. Zrobil sie porzadnie glodny.
Blair niezupelnie to miala na mysli.
- Zabierz szczoteczke do zebów. Poza tym mam wszystko, co potrzebne - dodala niesmialo.
Miala na mysli trzy rzeczy na „k”: kawior, kondomy i koniecznie szampan.
- Brzmi kuszaco - odparl ochoczo Nate. - Do zobaczenia za chwile. - Rozlaczyl sie.
Jeremy podsunal mu fajke.
- Wiec mysle sobie... - tlumaczyl dalej Nate'owi z twarza pelna skupienia, jakie pojawia sie
tylko u kogos, kto wypalil tone trawy. Oderwal aligatora od czarnej koszulki Lacoste'a i teraz
naszywka wisiala mu na piersi jak czesciowo zerwany strup - ...ze moglibysmy wszyscy pójsc na lódz
twoich starych. Pelno tam gorzalki, a zaloga pewnie oglada miasto i nawet nie zauwazy, ze na chwile
wyplynelismy, nie? Ty plywasz jak mistrz. Moze bysmy urwali sie na krótka wycieczke przed impreza,
w Hamptons, powiedzmy na...
- Bermudy! - wypalil Charlie.
- Cholera, wlasnie! - przytaknal Anthony.
Wszyscy trzej spojrzeli na Nate'a. Wiedzieli, ze prosza go o zrobienie czegos absolutnie
skandalicznego, ale po zaciekawionym blysku w oczach Nate'a zorientowali sie, ze uda sie go
namówic.
Mysli Nate'a pedzily w przedziwny, zakrecony i ujarany sposób. Poplynac na Bermudy? Jasne,
czemu nie? Byli w ostatniej klasie, mogli robic, co chcieli. Blair tez moglaby przyjsc - piliby drinki z
szampana i pomaranczowego soku i kochaliby sie na plazy w cieplym sloncu. Zawsze mówila o tym,
ze chcialaby gdzies z nim wyjechac.
Lexie podeszla i usiadla Nate'owi na kolanach. Pachniala kadzidelkami z ambry i pasztetem z
gesich watróbek. Koniuszek kruczoczarnego kucyka muskal tatuaz ze sloncem, ksiezycem i gwiazdami
na jej lopatce.
- Alors, co robimy? - pociagajac dymka z fajki, ziewnela.
Nate poczekal, az dziewczyna zaciagnie sie, a potem zepchnal ja z kolan i wstal. Klasnal w
- 30 -
rece, jakby byl ujaranym opiekunem na letnim obozie dla dzieci.
- Zbieramy sie, czas na wielka przygode.
Wsród mlodszych chlopców rozlegl sie podniecony pomruk. Nie dosc, ze dostali sie na
impreze u Nate'a Archibalda, to jeszcze teraz on gdzies ich zabieral - pewnie w tak czadowe miejsce,
jakiego w zyciu nie widzieli.
- Wszyscy, którzy rzygaja na lodziach, powinni zostac - ostrzegl ich Jeremy.
- Za cholere - szepnal chlopak ze szkoly Swietego Judy. Tak sie skladalo, ze nazywal sie Nate
Lyons i nasladowal swojego imiennika tak wiernie, ze nawet nosil identyczne granatowe skarpetki
Brook Brothers.
Zapanowalo pelne podniecenia zamieszanie. Nate Archibald, najfajniejszy chlopak z Upper
East Side, zabieral ich na swoja lódz. Cholera, to ich wielki dzien!
Nate ruszyl na dól z chlopakami pelen dobrodusznego rozbawienia. Zupelnie zapomnial, co
zamierzal zrobic, zanim wyplynal temat Bermudów. Jego komórka zostala na tarasie na dachu. Przez
nastepne pólgodziny ekranik rozblyskiwal co dwie minuty imieniem Blair.
Zima, wiosna, latem czy jesienia
Wystarczy, ze zawolasz,
A od razu przybiegne!
Aha. Jasne.
kolejna zmarnowana para fig la perla
- Nate wlasnie jedzie - z zadowoleniem oznajmila Serenie Blair.
Zadzwonila do przyjaciólki, zeby sie pochwalic, ze spi w hotelu Plaza. Gdy wybierala numer,
czula pewne wyrzuty sumienia, ale kiedy czekala na polaczenie, zaczelo jej przechodzic. Pochylila sie
ku wielkiemu lustru w lazience, oprawionemu w zlota rame i nalozyla kolejna warstwe szminki
Chanel. Byla ciemnoczerwona, wiec zwykle uzywala jej zima, ale kiedy siedzi sie ze swoim
chlopakiem w luksusowym hotelu i nie wychodzi sie z lózka, kto by sie przejmowal pora roku?
- Nie wsciekaj sie - Blair prosila najlepsza przyjaciólke. - Mozemy spotkac sie w moim
apartamencie jutro popoludniu albo jakos tak, dobra? - Usmiechnela sie do swojego odbicia w sek-
sowny, wymowny sposób. - Jak sie juz z Nate'em obudzimy.
- Wy dwoje jestescie po prostu smieszni. - Serena nabijala sie z niej bez cienia zazdrosci.
- 31 -
Blair juz nastepnego ranka przyznala sie jej. ze stracila dziewictwo z Nate'em, ale odmawiala
wchodzenia w szczególy, a Serena zadawala za duzo pytan - W koncu Serena i Nate razem stracili
dziewictwo, wiec seks byl troche niezrecznym tematem do rozmów.
- Musze isc na te impreze dla przyszlych studentów Yale - odparla Serena. - Nie, zebym juz
wybrala Yale - pospiesznie sie poprawila. To. ze przyjeto ja do Yale. bylo jeszcze gorszym tematem
do rozmowy. - Moi rodzice nas zglosili, wiec musze isc.
- Och.
Blair wydela usta z niezadowoleniem i odwrócila sie, zeby obejrzec swój tylek w nowym,
czarnym komplecie z jedwabiu La Perla. Oczywiscie formalnie nie przyjeto jej jeszcze do Yale. ale w
koncu byla na liscie rezerwowych, wiec mimo wszystko mogli ja zaprosic.
- Mialam nadzieje, ze pójdziesz ze mna - dodala Serena. - Bo to o niebo bardziej
prawdopodobne, ze w Yale wyladujesz ty, a nie ja.
Blair poprawila ramiaczka stanika. Nate tez dostal sie do Yale, ale nic nie wspominal o
imprezie. A jesli on nie idzie, to ona tez sie nie wybiera. Moga miec... inne plany na wieczór.
Jasne.
- Zaczyna sie dopiero o siódmej - przekonywala ja Serena. - Do tego czasu powinniscie byc juz
gotowi do wyjscia.
- Zadzwonie do ciebie jutro w tej sprawie, dobrze? - Blair zapytala z wahaniem.
- Jak chcesz. - Serena nie miala nic przeciwko pójsciu samej, bo nigdy zbyt dlugo nie siedziala
sama. Chlopcy krecili sie wokól niej jak muchy nad piknikiem. - Baw sie dobrze. Do zobaczenia,
kochanie.
Blair rozlaczyla sie w chwili, gdy zjawil sie boy hotelowy z butelka szampana Dom Pérignon
oraz z talerzem kawioru i tostami, które zamówila do pokoju. Zawinela sie w jeden z hotelowych
grubych szlafroków frotté i otworzyla drzwi.
- Postaw przy lózku - polecila.
Spodobalo sie jej, ze powiedziala to takim znudzonym tonem w stylu Joan Crawford. Dala
facetowi napiwek i poczekala, az zamknie za soba drzwi. Potem zrzucila szlafrok, wskoczyla na swoja
polowe ogromnego lózka i siegnela po pilot. W ciagu kilku sekund znalazla AMC - program z
amerykanskimi klasykami, kanal, na którym regularnie puszczano jej ulubione filmy typu Sniadanie u
Tiffany'ego z Audrey Hepburn albo My Fair Lady, tez z Audrey Hepburn.
Ku jej rozczarowaniu, puscili Dirty Dancing. Od kiedy to. co nakrecono po tysiac dziewiecset
osiemdziesiatym, bylo prawdziwa klasyka, zastanawiala sie Blair. Nagle poczula sie staro. Ale z
drugiej strony wydawalo sie to calkiem na miejscu, zwlaszcza ze wlasnie szykowala sie do goracego
- 32 -
spotkania ze swoim kochankiem w luksusowym apartamencie hotelowym. A wlasciwie to gdzie
podziewal sie Nate? Taksówka z jego domu do hotelu powinno sie jechac z siedem minut. Na
miejscu Nate'a przyjechalaby w piec minut. Wybrala do niego numer, nawet nie patrzac na telefon,
ale nikt nie odbieral. Moze bral prysznic i zakladal seksowne czarne bokserki Calvina Kleina, szykujac
sie do ich randki, zastanawiala sie.
A moze jednak nie.
Blair wstala i przygasila swiatla. Rozsmarowala odrobine kawioru na toscie i, stojac, patrzyla
w ogromne lustro w zlotych ramach, jak zajada. Na ekranie telewizyjnym Baby wlasnie starala sie
wygladac niewinnie po calej nocy spedzonej na goracym seksie z Patrickiem Swayze, instruktorem
tanca w letnim kurorcie, do którego wybrala sie jej rodzina na wakacje. Ojciec Baby byl tak wsciekly,
ze Blair przez ulamek sekundy zastanawiala sie. jak czulby sie jej wlasny ojciec, gdyby wiedzial, ze
wprowadzila sie do apartamentu hotelowego, zeby miec troche prywatnosci z Nate'em. Oczywiscie
jej ojciec, gej. mieszkajacy w rezydencji we Francji, noszacy pastelowe skarpetki w krate i blekitne
okulary przeciwsloneczne od Gucciego, pod zadnym wzgledem nie przypominal odpowiedzialnego
doktora z Dirty Dancing, Znowu wybrala numer do Nate'a, ale nie odbieral. Zrobila wiec sobie
kolejna kanapke z kawiorem i zadzwonila do poludniowej Francji, gdzie jej ojciec mieszkal od dwóch
lat, odkad rozstal sie z Eleanor z powodu swojego homoseksualizmu.
- Misiaczku? Wszystko w porzadku? Odezwali sie juz ci kretyni z Yale? Przyjeli cie? - zaczal
dopytywac sie ojciec, gdy tylko uslyszal jej glos.
Blair widziala go oczami wyobrazni, w samych niebieskich jedwabnych bokserkach, ze
spiacym kochankiem - Françoisem albo Edwardem czy jak tam mial na imie - chrapiacym cicho tuz
obok. Wielmozny pan Harold Waldorf byl kiedys czlonkiem zarzadu powaznej kancelarii prawniczej,
ozenil sie z dama z towarzystwa, Eleanor, i mieszkal w apartamencie razem z dwójka dzieci: Blair i
Tylerem. Teraz butelkowal wlasne wino z winnic otaczajacych jego rezydencje, robil zakupy w
milutkich francuskich butikach, które zaopatrywaly tylko opalonych gejów, i plywal we wlasnym
basenie, podczas gdy jego opaleni kochankowie czekali z czystymi recznikami i kieliszkami koniaku.
To bylo zycie w luksusie, nie da sie ukryc.
- Zgadnij, gdzie jestem? - Blair pochwalila sie tym samym tonem, którym przechwalala sie
Serenie.
Wlasciwie to rozmowa z ojcem nie róznila sie za bardzo od rozmowy z któras z przyjaciólek.
Nawet mu nie przeszkadzalo, ze we Francji dochodzila druga w nocy i pewnie go obudzila.
- W Paryzu? - zapytal z nadzieja ojciec. - Wysle po ciebie samochód. Bedziesz tu w godzine.
- Nie. tato - jeknela Blair, chociaz tak naprawde nie mialaby nic przeciwko temu, zeby znalezc
- 33 -
sie teraz w Paryzu, jesli moglaby zabrac ze soba Nate'a i apartament w hotelu Plaza. - Jestem w
Plaza. Mieszkam tu teraz, mam apartament.
- Brawo, córeczko! - Wykrzyknal ojciec. - Pewnie mieszkanie jest teraz troche zatloczone.
Odkad sie urodzilo dziecko i w ogóle.
W tle Blair uslyszala odglos nalewania czegos do kieliszka. Zajmowal sie teraz ostatnia partia
bialego wina i pewnie trzymal przy lózku chlodzaca sie butelke specjalnie na takie okazje.
Na Dirty Dancing wredna siostra Baby wlasnie brala udzial w idiotycznym konkursie talentów,
majac na sobie zdecydowanie za mala góre od bikini. Blair wylaczyla dzwiek w telewizorze,
rozsmarowala kolejna porcje kawioru na toscie, zapalila papierosa i westchnela dramatycznie.
- Chodzi o to, ze prawie koncze szkole i potrzebuje troche przestrzeni... No wiesz, zeby zajac
sie nauka i zastanowic sie nad przyszlym rokiem, i...
Nagle bardzo wyraznie zobaczyla siebie w roli stroniacej od ludzi gwiazdy filmowej - kogos jak
Greta Garbo - rzadko opuszczajacej hotelowy pokój i komunikujacej sie ze swiatem zewnetrznym
tylko poprzez role, które zdecyduje sie zagrac. Obsluga grzebalaby w jej smieciach i kradla jej
ubrania, a turysci stawaliby na ulicy naprzeciwko hotelu, majac nadzieje, ze zobacza ja przez ulamek
sekundy. Cale miasto mówiloby o niej.
Jakby juz o niej nie mówilo.
- O, zaloze sie, ze duzo sie uczysz... - Ojciec nasmiewal sie z niej miedzy lykami czegos, co
wlasnie popijal. - Zaloze sie. ze wlasnie twój przystojny chlopak masuje ci stopy.
Byloby pieknie.
Blair zachichotala i miedzy jednym a drugim dymkiem merita ultra light pochlonela kolejna
kanapke z kawiorem.
- Tak naprawde to Nate wlasnie do mnie jedzie - przyznala sie.
Przyjrzala sie butelce z szampanem, chlodzacej sie w srebrnym wiaderku z lodem. Nate chyba
nie mialby nic przeciwko, gdyby otworzyla butelke i wypila malenki kieliszek przed jego przyjazdem?
Pewnie, ze nie.
- Tak myslalem - odparl ze zrozumieniem ojciec. - Ale zaslugujesz sobie na to, kochanie.
Zaslugujesz na wszystko.
Jasne. Przeciez to wie.
Blair zlapala butelke szampana, przy trzymala ja kolanami, z wprawa rozkrecila drut wokól
korka, a potem powoli... powolutku... po troszku... wyciagala korek... az...
Buch!
- O! Mój Boze! Ty tam rozkrecasz prawdziwa impreze! - wykrzyknal ojciec. - W srodku
- 34 -
tygodnia? - udal przejetego zgroza, jakby byl surowym rodzicem, który przejmowal sie takimi
rzeczami jak szkola. - Natychmiast daj mi do telefonu tego twojego przystojniaka.
Blair nalala szampana do wysokiego kieliszka, wychylila go jednym haustem i znowu sobie
nalala. Na ekranie telewizora Patrick Swayze stal wlasnie twarza w twarz z ojcem Baby.
- Nikt nie bedzie stawial Baby do kata - powtórzyla bezglosnie slowa, chociaz telewizor mial
wylaczony dzwiek.
To byl najbardziej czerstwy film na swiecie, ale nadal fantazjowala sobie, ze Nate staje w jej
obronie z równa determinacja i zloscia. Nate robil sie niesamowicie seksowny, gdy sie wkurzal, co
zdarzalo mu sie... Praktycznie nigdy.
Trudno sie wkurzyc, kiedy przez caly czas jest sie upalonym trawa.
- Juz ci mówilam, tato - tlumaczyla ojcu Blair. - Nate jeszcze nie przyjechal. - Zazgrzytala
zebami i wypila kolejny lyk szampana. Tylko, do cholery, nie wiedziala, co go zatrzymalo.
- A tak w ogóle... - powiedziala, wydymajac usta do odbicia w lustrze albo do kamery, albo do
kogos, kto akurat obserwowal ja przez teleskop z czubków drzew w Central Parku. - Skoro na to
wszystko sobie zasluzylam, to dlaczego nie przyjeli mnie do tego durnego Yale?
- Och, misiaczku - - ojciec powiedzial to meskim, a zarazem matczynym glosem, który
sprawial, ze i kobiety, i mezczyzni natychmiast sie w nim zakochiwali. - Przyjma cie, do cholery, na
pewno przyjma.
Blair siegnela po nastepny tost i odkryla, ze zjadla juz wszystkie. Przez telefon uslyszala, jak
ktos mruczy po francusku zaspanym glosem.
- Sluchaj, sloneczko, pózno juz. Musze konczyc - powiedzial ojciec, zagluszajac mamrotanie. -
Poza tym u ciebie wszystko w porzadku, prawda? Baw sie dobrze.
Blair spojrzala krzywo na do polowy oprózniona butelke szampana i resztki kawioru na talerzu
z bialej porcelany. Dirty Dancing skonczyl sie.
- Dobranoc, tato - odpowiedziala z odrobina smutku.
Rozlaczyla sie i znowu wybrala numer komórki Nate'a. Zadnej reakcji. Zadzwonila do niego do
domu. Zadnej reakcji, poza spietym glosem admirala na automatycznej sekretarce. Nagral tekst z
instrukcji do sekretarki, którego zaden normalny czlowiek by nie wykorzystal:
- Dodzwoniles sie do rezydencji Archibaldów. Prosze zostawic krótka wiadomosc. Jak najszyb
ciej oddzwonimy.
Wlasnie mial zaczac sie Tramwaj zwany pozadaniem z Marlonem Brando i Vivien Leigh.
Kolejny z ulubionych klasyków. Blair z powrotem wlozyla bialy szlafrok frotte' i poprawila poduszki na
wielkim lózku. Zadzwonila do obslugi.
- 35 -
- Poprosze deser lodowy z goracym sosem czekoladowym i paczke meritów ultra light.
Opadla na poduszki i zamknela oczy. Kiedy wychodzila z jego domu. Nate imprezowal z grupa
ujaranych dzieciaków, miedzy innymi z ta denerwujaca francuska hipiska, Lexique. Ten glupi, leniwy
dupek, który nie zasluguje, zeby isc do Yale, pewnie nawet nie zauwazyl, ze Blair wyszla. Lzy
wyplynely jej spod zacisnietych powiek. Nate sie nie zmienil. Nic sie nie zmienilo - poza tym, ze
stracila dziewictwo. Przygryzla usta i próbowala powstrzymac pelen wscieklosci placz. No wiec co z
tego? Nate nie zaslugiwal na seks. Poza tym jedzenie lodów z sosem czekoladowym w lózku hotelu
Plaza i planowanie zemsty na swoim juz wkrótce bylym chlopaku, frajerze i dupku w jednej osobie,
bylo lepsze od seksu.
O niebo lepsze.
K oraz I niezmiernie powaznie traktuja swoje zadanie
DROGIE KOLEZANKI!
Nie mozemy sie juz doczekac przyszlego piatku, w który, jak wiadomo, caly ostatni rok
wagaruje - to bedzie nasz pierwszy dzien weekendu pieknosci!!!!! Zgadza sie, powinnysmy byc wtedy
w szkole. Niestety, bedziemy zbyt zajete szykowaniem sie do maseczek z goracej glinki i okladów z
wodorostów, zeby pamietac o lekcjach! Prosze, nie martwicie sie. ze bedziecie miec jakies klopoty -
nie, zebyscie rzeczywiscie sie tym przejmowaly. Dzien wagarowicza to stara tradycja w Constance
BiIlard i nigdy nikt z jego powodu nie zostal wydalony ani nawet ukarany
Oto nasz plan:
W czwartek po poludniu o godzinie osiemnastej trzydziesci meldujemy sie na wielkiej lodzi
Archibaldów, która cumuje w Battery Park. Archibaldowie wyruszaja w swój coroczny rejs do
Hamptons i zaproponowali, ze nas podrzuca. Gdy tylko zatrzymamy sie w Sag Harbor, odbierze nas
flotylla limuzyn i zabierze do absolutnie niesamowitego domku na plazy Isabel Coates, gdzie
odbedzie sie najwieksza i najlepsza impreza pizamowa tylko dla dziewczyn. Chlopcom wstep
wzbroniony! Rano zjemy sniadanie przy basenie przygotowane przez... To sie jeszcze okaze (pra-
cujemy nad tym, zeby dorwac szefa kuchni, który pomógl Julii Roberts zrzucic wage po urodzeniu
blizniat). A potem Origins zapewni nam caly dzien róznych zabiegów. Kazda dostanie torbe z
prezentami od Origins wartymi trzysta dolarów, które zabierze do domy calkowicie odswiezona i
zregenerowana!
- 36 -
Strój: zwykly, jak do kurortu. Reczniki, suszarki do wlosów, produkty do kapieli oraz pielegnacji
zapewniamy na miejscu - bedzie tego w bród. I prosimy zadnych psów. nawet naprawde malych. I
zadnych facetów!
Hip. hip hura na czesc niesamowitego weekendu tylko dla dziewczyn!
Wielkie calusy!!
Pozdrawiamy,
Wasze kolezanki Kati Farkas i Isabel Coates
PS W szatni dla najstarszej klasy wystawimy skrzyneczke na listy z sugestiami od was - wasze
pomysly sa mile widziane, chociaz juz zaplanowalysmy wam idealny dzien!
PPS Raz, dwa, trzy sluchajcie matoly, juz za miesiac koniec szkoly!!!
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
KILKA NAJSWIEZSZYCH SPOSTRZEZEN
ROZBITKOWIE
Musze szczerze przyznac, ze nie mam pojecia, co sie ostatnio stalo z pewna grupa ludzi. No bo w
koncu, czy to w porzadku tak nagle zniknac?? Najwyrazniej grupa chlopców, których znamy i kochamy
(albo raczej zwykle kochamy), porwala bardzo duza, dobrze wyposazona lódz i ruszyla na Atlantyk. To
móglby byc kolejny wyglup maturzystów, gdyby nie to, ze polowa chlopców na lodzi jest z mlodszych
klas. To nie najlepszy moment na znikniecie, zwlaszcza ze my wszystkie chetnie bysmy sie troche ro-
zerwaly. Co oni sobie mysla? Ze sa Krzysztofami Kolumbami?
- 37 -
WY PIERWSI O TYM USLYSZYCIE
Maja spory wybór facetów, a jednak z jakiegos powodu modelki uwielbiaja facetów z gitarami.
Wedlug plotek, najnowsza para to pewna blondynka z Piatej Alei, konczaca w tym roku szkole, i
gitarzysta z Ravesów. Jak, kiedy i gdzie sie poznali to kompletna tajemnica, ale to dopiero idealna
para!
GAPIC CZY NIE GAPIC?
Nawet nie próbuj udawac, ze to byt ktos inny: widzialam cie, jak zakradlas sie do Gapa przy
Osiemdziesiatej Szóstej i Madison. W dziale dzieciecym przymierzalas sliwkowa zapinana na suwak
bluze frotté z kapturem, podróbke Juicy Couture. Wiem, jestem jedza, która wszystko wyniucha. Ale
wydalam cie dlatego, ze przymierzalam dokladnie taka sama bluze i w przeciwienstwie do ciebie
(chociaz wiem, ze mialas ochote) kupilam sobie trzy! A dlaczego nie? Sa slodkie, a tego lata przyda
nam sie sporo rzeczy frotte po wyjsciu z basenu. Poza tym na pewno oblejemy sie campari, likierem
mietowym albo czyms równie niszczycielskim, wiec potrzebna nam bedzie wiecej niz jedna bluza.
Poza tym frotte to frotté i czy istnieje lepszy sposób, zeby popisac sie nowym, bialym, zakardowym
bikini od Gucciego, jak wkladajac sliczna sliwkowa bluze z kapturem? Pomysl o tym jak o dyspensie -
nadal nie wolno ci kupowac tam dzinsów - niech Bóg broni! - ale teraz masz moje pozwolenie, zeby
kupowac w Gap pewne niezbedne rzeczy.
Wasze e - maile
P: Droga P!
Powiesz nam, gdzie zamierzasz sie uczyc w przyszlym roku? Zdecydowalas sie juz?
pytek
O: Drogi pytku!
Moja rzecz wiedziec, twoja - sie dowiedziec. Pozwól jednak, ze sie zapytam: czy ja sie
czepiam ciebie za to, ze nie potrafisz sie zdecydowac?
P
P: Droga P!
- 38 -
Slyszalam, ze Damian Polk z Ravesów mieszkal kiedys w tym samym domu co ta blond
modelka, o której ciagle piszesz. Znaja sie od dziecka i kiedys po nocach spotykali sie w
windzie, gdy portier drzemal.
ewi - dentna
O: Droga ewi - dentna!
To swietna historia, ale slyszalam, ze rodzina Damiana mieszkala w Irlandii, dopóki nie
skonczyl trzynastu lat. To tlumaczy, skad ma ten smieszny akcent i dlaczego zawsze
wyglada na lekko podchmielonego.
P
P: Droga P!
Dowodze zaloga na lodzi nalezacej do znanej nowojorskiej rodziny. Ich syn, który - jak
slyszalem - mial ostatnio spore problemy, wyplynal wczoraj wieczorem i do tej pory nie
wrócil. Jak wróci, bedzie mial przerabane, bo jego ojciec to twardy gosc.
kapitan
O: Drogi kapitanie!
Juz ma przerabane i to nie tylko z powodu lodzi!
P
Na celowniku
S i niezidentyfikowany przystojniak w kolorze blond - byc moze jej brat, a byc moze gitarzysta z
Ravesów - w Central Parku karmia Iwy morskie resztkami sushi, które im zostaly po lunchu u Nicole.
B kupuje dwie koszulki nocne La Perla w Barneys. Najwyrazniej uzaleznila sie od kupowania bielizny,
ale z drugiej strony co mozna nosic, kiedy sie kobieta samotnie obija w apartamencie w hotelu Plaza
i czeka, az wróci jej chlopak? D przymierza wszystkie czapki w Yellow Rat Bastard na Broadwayu. V
kupuje sobie nowy kolczyk do ust - fuj! - w Williamsburgu, w gabinecie, w którym robia piercing. J
przymierza w Barneys wszystkie pary dzinsów Seven, ignorujac uwagi sprzedawczyni, ze moze latwiej
bedzie jej znalezc cos dla siebie w dziale dzieciecym w Bloomingdale. K oraz I znowu siedza w
Jackson Hole i znowu cos knuja. N - brak. Gdzie on do diabla sie podzial?
- 39 -
Nie martwcie sie, znajde go.
Wiem, ze mnie kochacie.
plotkara
modelki, które spotykaja sie i gwiazdami rocka
- Jak to jest, ze niezaleznie od lego - co wloze, zawsze wygladam jak posiac z kreskówki? -
Jenny skarzyla sie swojej przyjaciólce i zarazem kolezance ze szkoly Constance Billard. Elise Wells.
Byl sobotni wieczór i szykowaly sie na koncert Dana z grupa Raves w Funktion, nowym klubie
muzycznym, który urzadzono w wyremontowanej remizie strazackiej przy Orchard Street. Jenny
zerknela na Elise.
- A ty zawsze wygladasz tak normalnie.
Obie dziewczyny przyjrzaly sie sobie w wysokim lustrze na drzwiach szafy. Jenny wlozyla
obcisly czerwony top bez rekawów z glebokim dekoltem w ksztalcie U. w którym jej piersi wygladaly
monstrualnie. Miala ledwo metr piecdziesiat dwa wzrostu i jej nowe spodnie - pierwsza w zyciu para
dzinsów Seven - byly na nia zdecydowanie za dlugie, gdy kupowala je w Bloomingdale. Poprosila
wiec pania w pralni chemicznej na rogu Broadwayu i Dziewiecdziesiatej Ósmej, zeby skrócila je o
jakies dwadziescia piec centymetrów. Dopiero teraz zauwazyla, ze spodnie byly specjalnie wytarte
na kolanach - u niej wytarcia wypadaly w polowie lydki. W przypadku Jenny jedynie glowe dalo sie
zaakceptowac. Lubila swoje wielkie, szeroko otwarte brazowe oczy, czysta, jasna cere, czerwone
usta i krecone brazowe wlosy z prosta, ciezka grzywka opadajaca na czolo. Wedlug Sereny wygladala
jak modelka Prady - tyle ze z za duzymi implantami piersi i kikutami zamiast nóg, ale tego akurat
Serena nigdy by nie powiedziala.
Pod wzgledem figury Elise stanowila przeciwienstwo Jenny. Byla prawie dwadziescia
centymetrów wyzsza, miala dlugie, chude nogi, dlugie, chude rece i malenkie piersi. Zadna rzecz
nigdy nie byla na nia za ciasna, no moze z wyjatkiem okolic brzucha, wokól którego zrobila sie jej
mala oponka. Ale latwo to bylo schowac pod koszulka. A Jenny w zaden sposób nie mogla ukryc
swoich piersi. Z drugiej strony Elise miala skóre usiana piegami - miala piegi nawet na powiekach -
oraz dlugie do podbródka slomkowozólte wlosy, które byly tak grube i tak sztywne, ze ledwo dawalo
sie je zwiazac gumka.
Cóz, nie ma idealów. Moze z wyjatkiem kilku z nas.
- 40 -
- Zamienmy sie bluzkami - zaproponowala Elise.
Zdjela czarna koszulke z dekoltem w szpic i podala ja Jenny.
- No dobra - odparla z wahaniem Jenny i zdjela top. Bluzka Elise pochodzila z Express, a jej z
Anthropologic, czyli byla troche fajniejsza, ale Jenny nie chciala urazic uczuc przyjaciólki i nic nie
powiedziala. Poza tym efekt byl wstrzasajacy. W czarnej koszulce piersi Jenny wygladaly prawie nor-
malnie, a czerwony top sprawil, ze wlosy Elise rozblysly rudawymi pasemkami - zadna z nich nie
wiedziala, skad sie wziely.
- Zaloze sie, ze Serena van der Woodsen nawet nie oglada sie przed wyjsciem - stwierdzila
Jenny. Uklekla i zaczela chodzic na kolanach po pokoju. - Pewnie nawet nie musi niczego
przymierzac, moze z wyjatkiem butów.
Elise oparla reke na biodrze.
- Co ty robisz?
- Wycieram moje nowe dzinsy - odpada Jenny, nie przerywajac chodzenia na czworaka. -
Slyszalas o Serenie i Damianie z Ravesów?
Elise pokiwala glowa. Wszyscy o nich slyszeli.
Szorujac kolanami o rózowy dywan. Jenny przeszla do szafy, zeby wybrac buty. Oczywiscie
Serena nigdy nie musiala lazic na czworaka jak pies, zeby jej dzinsy wygladaly normalnie.
- Nie wiem, jak ona to robi.
Wyciagnela nowe zlote sandaly z petelka na palec od Michaela Korsa i wsunela w nie stopy.
Ojciec powiedzial, ze cos takiego moglaby nosic tancerka brzucha, ale dostala je za darmo po sesji
zdjeciowej dla „W” i byly to najladniejsze buty, jakie miala.
Jakie to dziwne, ze przez chwile byla supergwiazda - dzieki tym zdjeciom z Serena - a teraz
znowu wrócila do swojego starego, zwyklego ja. Znowu byla czternastolatka - prawie pietnastolatka -
z wielkimi ambicjami i jeszcze wiekszymi piersiami. Oczywiscie jej zyciowa ambicja nie bylo rzucenie
szkoly w wieku czternastu lat i zostanie supermodelka, ale byloby milo, gdyby ktos ja o to poprosil.
Jenny wstala, otrzepala kolana. Dzinsy byly calkowicie i rozczarowujaco niewylarte. Jesli
zapomniec o dziwacznym umiejscowieniu oryginalnych wytarc, spodnie wygladaly zupelnie
normalnie, tak jak wszystkie inne ubrania w jej szafie. Ubrania Sereny zawsze byly idealnie
wystrzepione, wyblakle i znoszone, sugerujac, ze noszaca je osoba ma za soba kolorowa i tajemnicza
przeszlosc. Jenny caly czas zastanawiala sie. czyjej wlasne ubrania tez by tak wyblakly i nabraly
charakteru, gdyby zostala wyrzucona z Constance i wyslana do szkoly z internatem.
- Nigdy nie myslalas o szkole z internatem? - Jenny zapytala przyjaciólke.
Elise skrzywila sie.
- 41 -
- Trzy razy dziennie jesc szkolne posilki i mieszkac z nauczycielami? Ohyda!
Jenny zmarszczyla brwi. Nie tak wyobrazala sobie internat. Dla niej taka szkola oznaczala
wolnosc: z dala od maniakalno - depresyjnego brata, boga poezji i rocka, z dala od maniakalnego,
nadopiekunczego i tak zaniedbanego, ze mozna sie bylo go wstydzic ojca, z dala od straszliwych
mundurków Constance Billard. z dala od jej starej, zakurzonej sypialni oraz od codziennej nudy i
robienia w kólko tego samego nudziarstwa przez nastepne trzy lata. Internat oznaczal tez okazje:
zeby mieszkac i chodzic do szkoly razem z chlopcami, chlopcami i chlopcami oraz zeby stac sie
dziewczyna, jaka zawsze chciala byc: dziewczyna, o której ciagle sie mówi.
Rufus wsadzil glowe do pokoju, nawet nie myslac o tym, ze Jenny juz dawno nie ma pieciu lat
i moze byc calkiem naga albo cos w tym stylu. Niesforne wlosy zwiazal w kucyk kawalkiem
jasnoniebieskiej torebki, w której przynoszono rano „New York Timesa”.
- Dziewczyny, chcecie, zebym wam zamówil taksówke? - Jego glos byl pelen troski.
Jenny widziala, ze ojciec bardzo chcialby isc z nimi na koncert, ale dzis wieczór byly, jak co
miesiac, warsztaty pisarzy - anarchistów - jedyna rzecz, która traktowal równie powaznie jak
wychowywanie dzieci, chociaz nigdy niczego nie wydal.
- Nie trzeba, tato. - Jenny usmiechnela sie slodko, podpuszczajac go. aby powiedzial cos
niegrzecznego na temat jej sandalów. - Gotowa? - zapytala przyjaciólke.
Elise nalozyla jeszcze raz ulubiony blyszczyk Jenny na i tak juz lsniace usta.
- Gotowa - odparla.
- Wygladacie tak... - Rufus pociagnal sie za zmierzwiona brode, szukajac stosownego
okreslenia - doroslo - stwierdzil w koncu.
Aha, ale nie jak material na modelki, które spotykaja sie z gwiazdami rocka, dodala w
myslach Jenny. Obie dziewczyny popatrzyly na swoje odbicie w lustrze. Elise nalozyla zdecydowanie
za duzo blyszczyku, a Jenny zalowala, ze jej sandaly nie maja jednak jakiegos obcasa, bo wtedy
wygladalaby na ciul wyzsza. W koncu nie idzie na koncert po to, zeby zobaczyc Dana. Chciala poznac
Damiana Polka oraz reszte zespolu i zrobic na nich wrazenie.
Jenny stanela na palcach, a potem z powrotem opadla na piety.
- Mamy szczescie, ze jestesmy na liscie gosci - westchnela. - Bo inaczej w ogóle by nas nie
wpuscili.
Wlasciwie to z takimi piersiami wszedzie by ja wpuszczono. Ale sama musi to odkryc.
- 42 -
czasem V bywa calkiem zwyczajna dziewczyna
- Co do cholery? - zapytala ostro Vanessa.
Jak mogla ich nie zauwazyc przez wszystkie te lata? Nie miala pojecia. Obrócila glowe i
znowu sprawdzila swoje odbicie w lazienkowym lustrze. Byly tam - cztery wielkie brazowe pieprzyki,
ustawione na jej karku za uchem jak jakas cholerna konstelacja. Czula sie jak dziewczyna z reklamy
clearasilu, która panikuje z powodu pryszcza tuz przed wyjsciem na randke. Ale pryszcze kiedys
znikaja. Pieprzyki zostaja na cale zycie. Kto przy zdrowych zmyslach golilby glowe, majac na karku
takie znamiona?
Szarpnela szuflade pod umywalka w lazience, szukajac tego kryjacego dziadostwa w cielistym
kolorze, którego uzywala jej siostra pod oczy, gdy zarwala noc. Znalazla sztyft, który nazywal sie
Peekaboo. Byl odrobine bardziej rózowy niz odcien jej skóry, ale wystarczajaco dobry. Nalozyla troche
na pieprzyki, roztarta i obejrzala sie. Teraz wygladala jakby dostala poparzen po trujacym bluszczu.
Przez chwile zastanawiala sie, czy nie nakleic plastra, ale nie miala dosc duzego, który zaslonilby
wszystkie cztery znamiona, a sam plaster i tak bedzie przyciagal uwage. Zmyla korektor i zaczela
grzebac w szufladzie w poszukiwaniu czegos, co odwróciloby uwage Beverly'ego od odrazajacego
znieksztalcenia na jej szyi.
Jakby niezagojona przekluta górna warga nie odciagala wystarczajaco uwagi od szyi. Beverly
byl dosc uprzejmy, zeby nie wspomniec o tym wczesniej, ale teraz, kiedy beda poznawac sie lepiej,
moze zapytac, czy paprzaca sie ranka nad kolczykiem w ustach sprawia jej ból.
I wlasciwie, dlaczego Beverly mialby ogladac jej szyje? Wybieraja sie dzisiaj na koncert
Ravesów, spedza razem troche czasu, zeby sprawdzic, czy nadaja sie do wspólnego mieszkania, ale
jako wspól lokatorzy, a nie para, która oglada sobie szyje. Poza tym Beverly to artysta. Moze nawet
uznac, ze pieprzyki sa fajne.
Próbka perfum, które nazywaly sie Pewnosc, walala sie na dnie zagraconej szuflady toaletki.
Nazwa kojarzyla sie bardziej z tamponami albo testami ciazowymi, ale mimo to Vanessa zdjela
czarny korek i skropila odrobina perfum nadgarstki i skronie. Zapach byl tak pizmowy i ciezki, ze mógl
calkiem odciagac uwage Beverly'ego od ohydnej konstelacji pieprzyków na szyi Vanessy. Moze
nawet zadzialaja jak czar. Ona wejdzie do klubu, gdzie Dan i Ravesi beda juz grali. Dan po-
czerwienieje z pozadania, zalu i wscieklej zazdrosci, a Beverly natychmiast poczuje, ze chce z nia
- 43 -
mieszkac. Jako przyjaciel, rzecz jasna.
Oczywiscie.
kiepsko, gdy ubranie nie pasuje do twojego nastroju
- Na pewno nic ci nie jest? - Damian zapytal po raz drugi przez zamkniete drzwi do toalety.
- Aha - odkrzyknal Dan zza drugiej strony drzwi, modlac sie, zeby Damian i reszta zespolu
uznali, ze to jego zwykle zachowanie przed koncertem, i wrócili do gry w pokera, obalania stolicznej
czy co tam robili za kulisami.
- No dobra. Do zobaczenia za chwile - odpowiedzial Damian. - Ladne sznurówki - dodal i
wyszedl z lazienki.
Siedzac na pokrywie muszli klozetowej. Dan spojrzal zalosnie na nowe trampki i absurdalnie
szerokie nogawki spodni, które prawie je zakrywaly. Wczoraj zaszedl do Piecset Piecdziesiatej Piatej
Soul na Broadwayu w SoHo i dal sie namówic sprzedawcy na kompletnie nowa garderobe z okazji
koncertu. Wielki zólto - czarny T - shirt, potwornie wielkie i workowate spodnie dresowe ze
sznurkami do sciagania, przetyczkami i kieszeniami we wszystkich mozliwych miejscach, czarne pló-
cienne trampki Converse z zóltymi sznurówkami oraz czapke Z daszkiem w kolorze khaki z wielkim
zóltym znakiem nakazujacym ustapienie pierwszenstwa przejazdu. Czapka pozwalala mu zapanowac
nad zmierzwionymi wlosami i odslaniala ogolona szyje, co sprawialo, ze wygladal grozniej, niz
potrafil to sobie wyobrazic. Wlasciwie to w tym nowym ubraniu prezentowal sie jak nizsza, chudsza
wersja Eminema. Zdecydowanie nie tak zamierzal wygladac.
Zaden z chlopaków z zespolu nie skomentowal jego stroju, ale z drugiej strony, wlasciwie nie
dal im szansy cokolwiek powiedziec. Raz tylko zerknal na ogromna kolejke stojaca przed wejsciem do
klubu, na instrumenty i mikrofony ustawione na scenie i od razu popedzil do lazienki, zeby wyrzygac
flaki. Od tej chwili nawet na minute nie wyszedl z toalety.
Gdyby tylko mial jakis talizman, cos w rodzaju recznie robionej sprzaczki do spodni albo
wisiorka z zeba rekina, jakie pewnie mieli najslynniejsi gwiazdorzy rocka. Zalozylby go i przestalby
sie denerwowac, potem spiewalby bez opamietania i doprowadzil tlumy do szalu. A tak siedzial na
kiblu w pomalowanej na jaskrawozielono meskiej toalecie i palil swoje camele - wypalil juz jakies
czterdziesci - czujac sie coraz gorzej i gorzej.
Nagle z jekiem otworzyly sie drzwi do toalety i pod drzwiami do kibla pojawily sie znowu
- 44 -
czarne buciory o pozdzieranych noskach nalezace do Damiana.
- Pociagnij sobie i od razu bedzie ci lepiej - poradzil, wsuwajac zamknieta butelke stolicznej
pod drzwi.
Dan wzial butelke. Jesli ma dzis wieczorem wystapic, bedzie musial byc równie ostry jak jego
nowy wizerunek. Otworzyl butelke i pociagnal lyk. Mial wrazenie, ze ma zoladek bez dna - zupelnie
jakby wlal raptem lyzeczke wódki do pustej studni. Wzial nastepny lyk i otarl usta wierzchem dloni.
- Do zobaczenia za chwile, dobra? - odezwal sie znowu Damian. - Ale moze zdejmij te czapke -
zasugerowal delikatnie przed wyjsciem z lazienki.
Ravesi dbali, zeby nie bazowac na wygladzie i nie wypasc zbyt zaangazowanie. Wiekszosc
nadal nosila ubrania, które kupily im matki, gdy chodzili do szkoly sredniej: koszulki polo Lacoste'a,
spodnie khaki z Brooks Brothers w zestawieniu z czyms absolutnie czadowym i absurdalnie drogim,
typu szyty na zamówienie plaszcz od Dolce & Gabbana. Ale matka Dana uciekla do Czech z jakims
lysiejacym, napalonym hrabia, nim Dan zaczal chodzic do szkoly sredniej, wiec nie mial zadnych
koszulek polo ani spodni khaki, tylko ubrania, które sam wybral i zdolal za nie zaplacic z glodowego
kieszonkowego od Rufusa. Poczul, jak ogarnia go panika. Kto bedzie sluchal wymiotujacego, chudego
nastolatka z ogolonym karkiem w potwornych zólto - czarnych trampkach?
Jeszcze sie zdziwisz.
jestes piekna, a twoja matka smiesznie cie ubiera
Spódnica, koszulka, bielizna, buty, zegarek, kolczyki i obrózka z perel. Serena gapila sie na
ubranie, które jej matka wylozyla schludnie na lózko córki. Wszystko, co wybrala matka, bylo szare
lub granatowe. Akurat tak sie skladalo, ze byly to kolory uniwersytetu Yale. Ma robic za kretynke?
Naprawde potrzebowala matki, zeby wybierala jej ubrania? Ile w koncu miala lat? Piec?
Jej rodzice byli w swoim apartamencie i szykowali sie do przyjecia organizowanego przez
uniwersytet Yale pod haslem „Yale kocha Nowy Jork” dla przyszlych studentów z Nowego Jorku.
Mialo odbyc sie z apartamencie Stanforda Parrisa III na rogu Park Avenue i Osiemdziesiatej Czwartej.
Dla nich to kolejne koktajl party - okazja, zeby spotkac sie z rodzicami dzieci, z którymi ich wlasne
dzieci chodzily do szkoly, na lekcje tenisa albo kursy przygotowujace do koncowych egzaminów. Nikt
tam nikogo nie zna naprawde dobrze, ale kazdy kazdego kojarzy. Ludzie tacy jak van der
Woodsenowie mysleli o wszystkich ze swojego kregu towarzyskiego jak o najblizszych przyjaciolach,
- 45 -
ale jak blisko mozna przyjaznic sie z kims takim jak Stanford Parris III?
- Jestes juz prawie gotowa, kochanie?! - Serena uslyszala wolanie matki.
- Aha! - odkrzyknela.
Czula sie jak uparta, nadasana i rozloszczona dziewczynka. Fakt byl jednak laki. ze mogla
jechac na koncert Ravesów. zamiast isc z rodzicami na kolejne nudne i bezsensowne przyjecie.
Ignorujac ubranie, które naszykowala jej matka, usiadla przed iMackiem i zalogowala sie. Wiekszosc
e - maili przyslaly domy mody typu Burberry albo Missoni. Zapowiadaly wyprzedaz próbek albo
przyjecia, na których mozna zdobyc sygnowane nazwiskiem znanych osób perfumy albo buty, ale na
samej górze listy byla nowa wiadomosc z Brown, potem z Harvardu i na koncu z Princeton.
Do: SvW@vanderWoodsen.com
Od: malarz@brown.edu
Carina Serena!
Kiedys malowalem anioly bez twarzy i bezcielesne dlonie. Bylem martwy. Teraz moja sztuka
ma twarz. Gdybys w przyszlym roku byla tutaj, w Brown - zywa, oddychajaca muza! - to byloby
dla mnie wskrzeszeniem. Klecze u Twoich stóp.
Christian
PS Kraza plotki, ze zareczylas sie z tym wariatem, gitarzysta z Ravesów. Moja mila, modle sie,
aby to byla tylko plotka.
Do: SvW@vanderWoodsen.com
Od: chlopak2@harvarduniversity.edu
Droga Sereno!
Wiem, ze ty i ja jestesmy z róznej gliny, jesli mozna tak to ujac. Ja jestem osilkiem ze wsi, a ty
boginia z Nowego Jorku - ale jak to mówia w starej piosence, nie moge przestac o tobie
myslec. Kiedy przypominam sobie ciebie, zaparowuja mi okna w dzipie i nie moge oddychac.
Przez ciebie zawale egzaminy. Nie sadze, zeby trzeba bylo powtarzac rok, jesli zawali sie
semestr w college'u, jak to bylo w szkole sredniej, ale nie mialbym nic przeciwko, bo wtedy
moglibysmy dluzej byc razem. Wiem, ze takie slowa to czyste wariactwo, ale jestes moja
dziewczyna, wiec lepiej przyjedz w przyszlym roku do Harvardu. Wzniesmy toast za nas przez
- 46 -
nastepne cztery lata i do konca zycia.
Wade (kolega z pokoju twojego przewodnika z Harvardu, pamietasz?)
Do: SvW@vanderWoodsen.com
Od: Sheri@PrincetonTriDs.org
Droga Sereno!
Chcemy ci powiedziec, ze caly czas gadamy o tym, jaka to wspaniala pare tworzycie z Da-
mianem z Ravesów!! Nie mozemy sie doczekac, kiedy go poznamy, ale najpierw musimy
posciagac wszystkie jego zdjecia ze scian w naszym domu - to takie zenujace! Ucaluj od nas
Damiana i powiedz mu, ze go kochamy (chociaz nigdy w zyciu nie ukradlybysmy ci Twojego
faceta).
Calujemy,
Twoje siostry z Princeton, Tri Delt.
Serena wykrzywila sie i skasowala wszystkie trzy wiadomosci od natretów, majac nadzieje, ze
ostatni zniknie tez z jej pamieci.
Nie ma nic gorszego od grupy dziewczyn udajacych twoje najlepsze przyjaciólki, chociaz
nawet ich nie kojarzysz, i tylko plotkujacych na temat twojego chlopaka - gwiazdy rocka, którego tak
naprawde nawet nie znasz. Dzieki takim listom tracila wszelka ochote na pójscie do college'u.
Wylogowala sie, nie czytajac reszty e - maili, i zwiazala burze jasnych wlosów w niezbyt
porzadny kucyk zwykla biala gumka. Potem posmarowala usta wazelina i wyszla z sypialni, zeby
poszukac rodziców.
Starsi van der Woodsenowie mieli osobny apartament skladajacy sie miedzy innymi z
ogromnej sypialni z poteznym lózkiem z baldachimem, dwóch garderób z ogromnymi szafami -
pokojami. dwóch lazienek z pelnym wyposazeniem, saloniku z barem z alkoholami i plazmowym
telewizorem, którego nigdy nie ogladali, i biblioteki pelnej rzadkich ksiazek, których nigdy nie czytali,
poniewaz wiecznie wychodzili na jakies kolacje dobroczynne, do opery albo mecze polo w
Connecticut. Juz sam ten apartament móglby stanowic samodzielne mieszkanie, a zajmowal
zaledwie cwierc powierzchni calego lokalu van der Woodsenów przy Piatej Alei.
- Nie zauwazylas ubran, które ci naszykowalam? - zapytala matka, ogladajac z rozpacza strój
córki.
Pani van der Woodsen byla wysoka, miala jasne wlosy jak Serena i równie harmonijne rysy,
- 47 -
które z wiekiem stawaly sie coraz bardziej arystokratyczne.
- Dzinsy z dziurami na pupie nie pasuja na taka okazje, chyba sie ze mna zgodzisz, kochanie?
- To nie sa po prostu stare dzinsy - odparl Serena, patrzac na swoje wyblakle spodnie. - To
moje ulubione dzinsy.
Wlasciwie to miala ze dwadziescia par dzinsów, ale w tym tygodniu Blue Cults byly dzinsami,
bez których nie potrafila zyc.
- Spódnica i bluzka, które ci wybralam, sa w sam raz. - Matka upierala sie nadal.
Zapiela zakiet od zlotego kostiumu Chanel i zerknela na platynowy zegarek - antyk od
Cartiera, który nosila na opalonym na San Domingo nadgarstku.
- Wychodzimy za piec minut. Bedziemy z ojcem czytali gazete w jego gabinecie. Nie rób
problemów, kochanie. To tylko przyjecie. Lubisz przyjecia.
- Ale nie takie - burknela Serena.
Matka uniosla jasna brew tak groznie, ze Serena postanowila nie wspominac o tym, ze
wolalaby pójsc na koncert Ravesów, niz paplac z banda dzieciaków i ich rodziców, upajajacych sie
faktem przyjecia do najbardziej prestizowych college'ów na swiecie.
Serena wrócila do swojego pokoju. Z niechecia zdjela dzinsy i wlozyla szara plisowana
spódnice Marca Jacobsa, która lezala na lózku, a do niej blekitna koszulke z paciorkami i poma-
ranczowe drewniaki Miu Miu zamiast nudnej granatowej bluzki i blekitnych mokasynów z Tod's
naszykowanych przez matke.
A perly? Przykro mi, mamo.
Na koniec rozpuscila kucyk i przeczesala jasne wlosy palcami. Potem, nawet nie zerkajac w
lustro, wyszla z pokoju i stanela w korytarzu pod drzwiami wyjsciowymi.
Gdybysmy wszystkie mogly byc równie pewne swojej powalajacej urody.
- Mamo! Tato! Jestem gotowa! - krzyknela, próbujac udawac podekscytowana.
Pobedzie na przyjeciu piec, dziesiec minut, akurat tyle. aby jej rodzice wdali sie w jakas
nadzwyczaj nudna i angazujaca rozmowe z Stanfordem Parrisem III albo z innym, starym jak swiat,
nudnym absolwentem Yale, który od wieków chodzil na takie przyjecia. Potem wymknie sie i pojedzie
do centrum na koncert Ravesów.
W koncu, jesli przez nastepne cztery lata ma robic za intelektualistke, musi sie bawic, póki
ma okazje.
Zaraz, zaraz, czy juz nie zabawiala sie przy kazdej nadarzajacej sie okazji?
- 48 -
plyn, plyn po morzach i oceanach!
Jeremy, Charlie i Anthony ciagle gadali o Bermudach, wiec kiedy weszli na poklad Xharlotte”,
nazwanej tak na czesc babki Nate'a ze strony ojca, Nate poszukal w komputerze lodzi portu na
Bermudach i zaprogramowal kurs na zatoke Horseshoe. Ustawil predkosc kilometr na godzine, co
oznaczalo, ze plyneli na Bermudy bardzo wolno. Chociaz opuscili port w Dolnym Manhattanie prawie
dwadziescia godzin temu, dopiero przeplywali obok Coney Island w Brooklynie.
Piatkowy wieczór zamienil sie w sobotni. Slonce wisialo nisko nad Staten Island, podczas gdy
lódz powoli plynela na poludnie. Powietrze bylo chlodniejsze niz nad ladem i pachnialo mokrym
psem. Nate i cala reszta towarzystwa na lodzi nadal byli ujarani. Wyciagneli sie leniwie na pokladzie
z przymknietymi oczami i otwartymi ustami albo niespiesznie dreptali boso pod poklad, zeby
uzupelnic zapasy piwa i przekasek.
Dopiero niedawno dotarlo do Nate'a, ze Blair nie ma na pokladzie. Przypomnial sobie, ze
dzwonila do niego zeszlego wieczoru z hotelu Plaza i ze chyba zapomnial o umówionym spotkaniu.
Oczywiscie zadzwonilby do niej, ale zniknal jego telefon komórkowy, a kiedy pozyczyl komórke od
Jeremy'ego, zorientowal sie. ze nie zna numeru do Blair, bo zawsze wybieral go z ksiazki
telefonicznej w telefonie. Kiedy czlowiek jest przez niemal dwadziescia cztery godziny na dobe
upalony trawa, zadzwonienie do informacji i sprawdzenie numeru do dziewczyny wydaje sie niemal
przekraczac ludzkie mozliwosci.
Ofiara losu do kwadratu, nie?
Nate i jego ojciec sami zbudowali „Charlotte” w posiadlosci Archibaldów na Mt. Desert
Island, w Maine. To byl ponadtrzydziestometrowy kecz. dosc duzy, zeby wygodnie zabrac okolo setki
pasazerów z parku Battery do Hamptons albo siedemnascioro dzieciaków na Bermudy. W zwiazku z
przygotowaniami do nadchodzacego rejsu do Hamptons kuchnia byla pelna najlepszych serów,
lekkich krakersów, wedzonych ostryg, belgijskiego piwa, szampana Veuve Clicquot i starej whisky.
Cztery lazienki wyposazono w prysznice z goraca woda, granatowe reczniki Frette oraz recznie
robione mydelka w ksztalcie muszelek ze zlotym nadrukiem Charlotte. Kabina kapitana miala
najnowsze systemy nawigacji i komunikacji, a na pokladzie i pod nim zamontowano wspanialy
system naglosnienia - prawdziwy majstersztyk.
Po kolacji skladajacej sie z piwa. sera brie i chipsów ziemniaczanych odpuscil sobie kolejna
- 49 -
fajke z trawka w towarzystwie kumpli i wdrapal sie na bocianie gniazdo na wyzszym maszcie lodzi.
Usiadl, objal kolana i zamyslil sie nad sytuacja, patrzac na wszystko z wysoka. Poniewaz tylko
dryfowali, byl pewien, ze do poniedzialku nie doplyna dalej niz do brzegów New Jersey. Nie mial nic
przeciwko temu. Byl tez pewien, ze ominie go przyjecie organizowane przez Yale. na które mial isc z
rodzicami. I pewnie ominie go masa wscieklych, smutnych i byc moze nawet zmartwionych telefonów
od Blair.
Byc moze.
Nate'a dreczylo przeczucie, ze maly wypad lodzia to byl zly pomysl. Zaloga bedzie sie
potwornie denerwowac, gdy odkryje, ze „Charlotte” zniknela, a ojciec wscieknie sie jak diabli. Ale
jezeli zdaza wrócic przed planowanym rozpoczeciem rejsu do Hamptons, nikomu zadna krzywda sie
nie stanie, prawda? Podciagnal czarna koszulke i sprawdzil, czy jeszcze widac malinki, które
zostawila mu przedwczoraj na brzuchu Blair. Zrobily sie ciut bladsze, ale tak, nadal tam byly.
Wspomnienie Blair uspokoilo go. Nawet jesli przez osiemdziesiat procent czasu byla na niego
wkurzona, na zawsze pozostana razem i miejmy nadzieje, razem pójda na Yale. Jak to dobrze,
pomyslal sobie w sposób, w jaki potrafi myslec tylko na wpól ujarany chlopak, „miec kogos, kogo
mozna trzymac za reke, wchodzac w wielkie nieznane”.
- Pokój wszystkim, stary! - rozlegl sie z pokladu dziewczecy glos. - Alors, znalazlam pare
herbatników Oreos na deser!
Nate zerknal w dól na Lexie. Z góry wygladala na bardzo niska. I miala blyszczace oczy -
zupelnie jak mala dziewczynka.
Na pokladzie grupki chlopaków i pare dziewczyn palilo i popijalo jasne belgijskie piwo z
krysztalowych kufli. Na rufie lodzi z wodoodpornych glosników saczyl sie leniwy francuski jazz z
jednej z ulubionych plyt mamy Nate'a.
- Chcesz troche? - zapytala Lexie. - Moge wejsc tam do ciebie.
Przez chwile Nate nie odpowiadal. Popatrzyl na jasno oswietlony diabelski mlyn na Coney
Island, krecacy sie powoli i migoczacy na zielonobrazowej wodzie. Byl calkiem pewny, ze nie chce,
aby Lexie wchodzila do niego na bocianie gniazdo. Po pierwsze, ledwo miescila sie tam jedna osoba.
Po drugie, musialby ja pocalowac, bo byla ladna, miala taki seksowny tatuaz i ewidentnie sie w nim
podkochiwala. Jednak ostatnio naprawde nie mial ochoty calowac nikogo innego poza Blair. W koncu
mieli razem z Blair pójsc do college'u i pobrac sie. Spedza razem reszte zycia.
Czekaj no. Doznal objawienia, czy jak?
Nate wstal i zaczal schodzic z bocianiego gniazda. Nie mógl siedziec na górze przez cala noc i
czekac, az lódz sama zawróci. Nie - kiedy czeka na niego Blair - nie, kiedy cale zycie jest przed nim.
- 50 -
Zeskoczyl z drabiny, a Lexie podala mu ciastko.
- Na wodzie czuje sie taka wolna - mówiac to, Lexie zatoczyla sie lekko, bo „Charlotte”
przeplywala przez nieco bardziej wzburzona wode.
Jej batikowa sukienka rozwiazala sie albo rozdarla, ramiaczka opadly, odslaniajac opalone
plecy i tatuaz przedstawiajacy malenkie slonce, ksiezyc i gwiazdy.
Nate wzial ciastko, rozdzielil herbatniki i wylizal spomiedzy nich krem. Tak, przed nim cale
zycie, ale czasem wazniejsze jest, zeby cieszyc sie prostymi przyjemnosciami.
wyspa B
- Panienka zje dzis w domu czy mamy przesiac kolacje do apartamentów w hotelu Plaza? -
zapytal Aaron wynioslym tonem angielskiego kamerdynera.
Blair spiorunowala wzorkiem denerwujacego brata, który wlasnie wsunal swoja glowe z
dredami do jej tak zwanego pokoju.
- Wlasciwie to wychodze - odparta i wyszarpnela z szafy nienoszona, granatowa, obcisla
sukienke z satyny od Calvina Kleina.
Od Nate'a wciaz nie bylo wiadomosci, a ona wlasnie miala za soba upokarzajace zdarzenie -
wracajac z hotelu, musiala zlapac taksówke ubrana w szkolny mundurek. A byla sobota i nie miala
dzis szkoly.
Dziewczyny, które musza nosic do szkoly mundurki, robia wszystko, co w ich mocy, aby poza
godzinami zajec nikt nie zobaczyl ich w takim stroju. A zwlaszcza w czasie weekendu.
Wczesniej tego popoludnia zamówila pare dzinsów Earl, które dostarczono jej do pokoju w
hotelu prosto z Barneys, ale przyniesiono spodnie zupelnie w innym stylu niz te, które zwykle nosila.
Byly proste jak spod linijki i trzeba je bylo nosic tak nisko, ze odslanialy najmarniej pietnascie
centymetrów posladków. Blair ledwo wciagnela je do kolan. Miala jedynie szkolny mundurek,
bielizne La Perla oraz hotelowy bialy szlafrok frotte' i nic do roboty poza ogladaniem przez szesnascie
godzin bez przerwy telewizji, wiec powoli zaczynala wariowac. Przyjecie organizowane przez Yale, o
którym wspomniala Serena, oferowalo mila odmiane, a poza tym okazje, zeby zemscic sie na Nacie.
Wlaczyc kamere!
Zjawilaby sie na przyjeciu w chmurze perfum i dymu papierowego niczym jakis dzinn, ubrana
tak, ze nikt sie jej nie oprze. Wszyscy przyszli studenci i nawet zwalisci, starzy absolwenci Yale
- 51 -
porzuciliby swoje szkockie i padliby na kolana u jej nieskazitelnie zadbanych stóp. Wdalaby sie w
goracy, glosny romans z najprzystojniejszym i najbardziej wplywowym facetem z tej bandy,
upewniajac sie, ze Nate sie o tym dowie, a potem zazadalaby od wyzej wspomnianego absolwenta,
aby zapewnil jej dostanie sie do Yale. Wtedy powiedzialaby Nate'owi, zeby sie od niej odchrzanil i
wynosil do Brown, albo jeszcze dalej, bo szczerze mówiac, nie chce juz wiecej patrzec na te jego
zalosna gebe.
- Dzwonila mama Nate'a. Byla dosc oschla. Powiedziala, ze byloby milo, gdybyscie pojawili
sie z Nate'em dzis wieczorem na przyjeciu „Yale kocha Nowy Jork” - poinformowal ja Aaron.
Ze jak?
Blair zmarszczyla brwi, patrzac na sukienke, która trzymala w rekach. Miala przesliczny odcien
granatu Yale, ale nie byla tak kuszaca, jakby tego chciala Blair. No, chyba ze wlozy do niej
powalajaco seksowne sandaly na paski i z wysokimi obcasami - miala takich mnóstwo.
- Myslalam, ze przyjecie jest tylko dla tych, którzy na pewno ida do Yale tej jesieni - upieral
sie Aaron. - A ty jeszcze sie nie dostalas, nie?
Blair zignorowala go i wyciagnela z szafy miniponcho - nawet nie pamietala, ze je kupila. Bylo
w szaro - niebieskie paski, nowy scieg Missoni. Przylozyla je do sukienki, zeby zobaczyc, czy pasuje.
Pasowalo, ale nie dawalo tego ponetnego efektu typu „wiesz, ze mnie pragniesz”, jakiego
potrzebowala, aby podbic serca facetów z Yale.
Rzucila Aaronowi lodowate spojrzenie mówiace „spadaj, próbuje sie ubrac”.
- Skoro pytasz: nie, jeszcze sie nie dostalam. Ale jestem pewna, ze w koncu sie dostane, wiec
nie rozumiem, dlaczego mialabym nie isc na to przyjecie.
Podeszla do drzwi i zlapala za klamke, gotowa trzasnac Aarona w twarz drzwiami. On juz
wczesniej dostal sie do Harvardu. Co go to wszystko obchodzi?
Aaron wycofal sie. Podniósl rece, pokazujac, ze nie mial na mysli nic zlego.
- Nie ma co sie tak unosic.
A nic tak nie wkurza dziewczyny, jak oskarzenie jej o to, ze sie wkurza.
Blair trzasnela drzwiami. Kilka minut pózniej otworzyla je znowu, majac na sobie niebieska
waska sukienke i srebrne sandaly Manolo na osmiocentymetrowych obcasach. Chybotliwym krokiem
przetruchtala korytarzem do swojego dawnego pokoju. Mala Yale miala sypialnie wyposazona we
wspaniale urzadzenia monitorujace. Gdyby tylko Blair udalo sie wejsc tam niepostrzezenie...
Pokój Yale urzadzono w odcieniach bladej zólci i brzoskwini. Pelny byl pluszowych zabawek i
malenkich drewnianych mebelków. Nad lózeczkiem udrapowano gesta biala moskitiere sprowadzona
z Indii, wiec trudno bylo zobaczyc, czy Yale spi, czy nie, jednak cisza w pokoju sugerowala, ze dziecko
- 52 -
drzemie. A takze, ze mala nadal przechodzi kwarantanne. Ups.
Blair podeszla na palcach do zóltej wolno stojacej szaty, uchylila górna szuflade i wyjela z
niej malenkie pudeleczko na bizuterie z bialego aksamitu. Potem zamknela drzwi i podeszla do
lózeczka.
- Przyniose z powrotem, obiecuje - szepnela do zawiniatka w kocu, które spokojnie lezalo.
Uniosla moskitiere i pocalowala Yale w delikatny policzek, zbyl skupiona na zdobyczy, zeby
zauwazyc, ze dziecko ma malenkie rekawiczki na raczkach, zapobiegajace drapaniu sie po
zarózowionym, pokrytym wysypka ciele.
Zwykle to mlodsze siostry podkradaja rzeczy z pokoju starszych sióstr, ale jak Yale wkrótce sie
przekona, Blair nie jest zwyczajna starsza siostra.
a skoro mowa o mlodszych siostrach...
Lower East Side bylo jedna z lych szczesliwych dzielnic w Nowym Jorku, które zawsze byly
fajne, ale dosc nie po drodze i wystarczajaco brudne, aby turysci i kawiarnie Starbucks trzymaly sie
od nich z daleka. Opieralo sie pokusie stania sie modna dzielnica sezonu, jak to ostatnio przydarzylo
sie Meatpacking District. Kolejka dziewczyn w bluzkach bez pleców i plisowanych minispódniczkach
oraz chlopaków w dzinsach i koszulkach polo z podniesionymi kolnierzykami ustawila sie przed
Funktion, klubem przy Orchard Street, gdzie wystepowal zespól Raves.
Jenny zlapala Elise za lokiec, rozkoszujac sie w glebi duszy tym, ze nie musza czekac w
kolejce razem z innymi i martwic sie, czy bramkarz je wpusci. Podala mu nazwisko, aksamitny sznur
zniknal i obie weszly.
Ta - dam! Pelen luz w dwie sekundy.
W srodku Funktion byl mniejszy, niz to sobie Jenny wyobrazala, i chociaz dopiero go otwarto,
miejsce sprawialo wrazenie starego. Podloge klubu pomalowano na czarno, a sciany byly z pustaków
pomalowanych na czerwono. Panowal tlok. Zamiast siedziec przy stolikach w czarno - biala
szachownice, ludzie tloczyli sie przy scenie, trzymajac w rekach piwo. Najfajniejsza i najbardziej
staromodna rzecza w klubie byla rura do zjezdzania dla strazaków, która pozostala po dawnej remi-
zie. Wychodzila z sufitu posrodku sceny, dodajac dramatyzmu wszelkim wystepom.
Jenny zastanawiala sie, czy powinny zebrac sie na odwage, podejsc do baru i zamówic drinki,
czy raczej usiasc, wygladac na znudzone i wyrafinowane i poczekac, az w koncu kelnerka sama
- 53 -
podejdzie, zeby przyjac zamówienie. A moze w ogóle nie musialy pic. Kazda dziewczyna w wieku od
dziewieciu do dwudziestu dziewieciu lat byla zakochana w zespole Raves. Juz samo przebywanie w
tym samym pomieszczeniu co oni, na zywo, przyprawialo o zawrót glowy.
Pociagnela Elise za pasek czarnej torebki z cekinami i poprowadzila na tyly klubu, zeby mogly
usiasc i sprawiac wrazenie podchmielonych i znudzonych, jak zawsze wygladaja modelki na
robionych z ukrycia zdjeciach w „New Yorkerze”.
Basista i perkusista z Raves juz byli na scenie. Grzebali przy instrumentach i sprawdzali
mikrofony.
- „A, b, c, d, e, f, g” - zanucil do mikrofonu perkusista z zamknietymi oczami i pelna uczucia
twarza, jakby spiewal najbardziej porywajaca piosenke, jaka kiedykolwiek napisano. - Powiedz mi, co
o mnie myslisz.
- Milusi! - szepnela Jenny do przyjaciólki.
- Kto? - dopytywala sie Elise, zerkajac na scene, - Perkusista? Ale on ma ze dwadziescia piec
lat!
I co z tego?
- I co z tego? - zapytala Jenny. - Przeciez wszyscy tyle maja.
- Ale on nosi roboczy kombinezon. - Elise zmarszczyla piegowaty nos z niesmakiem. - Ten
gitarzysta, jak mu tam... Damon... nie... Damian... ten, z którym spotyka sie Serena. Ten to jest milusi
- upierala sie. - Jest piegowaty jak ja i ma sliczny akcent! - zachwycila sie. - I nie zapominaj o swoim
bracie. On jeszcze nie ma dwudziestu pieciu lat.
Jenny przewrócila oczami. No dobra, perkusista nosil kombinezon malarski, koszulke polo w
rózowo - zielone paski i biale tenisówki Trelom. Jego strój byl zaskakujaco niewinny i grzeczny, jak na
kogos, kto w czasie koncertów lamal sobie paleczki na czole. Ale na tym polegal jego urok, a
wlasciwie urok calego zespolu. Ravesi stanowili idealne polaczenie psychotycznego seryjnego
mordercy i kochanego, glupiutkiego maminsynka, cos jak skrzyzowanie Marilyna Mansona ze
strachem na wróble z Czarnoksieznika z Krainy Oz.
- Podoba mi sie - upierala sie Jenny.
Przesunela sie na krzesle tak, zeby patrzec prosto na perkusiste. Mrugnal w jej strone, a ona
zachichotala, potwornie sie czerwieniac.
- Mnóstwo tu slicznych dziewczyn dzis wieczór - rzucil przeciagle do mikrofonu i usmiechnal
sie szeroko do Jenny.
Mial proste biale zeby i szerokie usta, zupelnie jak Kot z Cheshire. Ciemne wlosy byly krótko
ostrzyzone i porzadnie uczesane, jakby dopiero co wrócil od tego starego fryzjera przy
- 54 -
Osiemdziesiatej Trzeciej i Lexington, gdzie chodzili wszyscy mali chlopcy z Upper East Side razem z
tatusiami.
- Przypomina mi tego grubego goscia z tamtego filmu - zauwazyla Elise, jakby ktokolwiek
wiedzial, o czym ona mówi.
- On nie jest gruby - odgryzla sie Jenny.
Elise wyciagnela z blyszczacej torebki zamknieta paczke marlboro light i rzucila ja na stolik.
- Nie mozna stwierdzic, ze ktos nie jest gruby, dopóki nie zobaczy sie go nago.
Jenny zastanowila sie nad tym. przygladajac sie perkusiscie. Nawet nie wiedziala, jak sie
nazywa, ale podobal sie jej. Po prostu. I nie miala nic przeciwko obejrzeniu go nago. W koncu ilu
calkiem nagich facetów widziala w swoim zyciu? Zero?
Klub wypelnial sie ludzmi. Jenny poznala nawet pare osób z kolejki na zewnatrz, które w
koncu sie dostaly. Nagle zgasly wszystkie swiatla z wyjatkiem jednej nagiej zarówki oswietlajacej
rure strazacka. Jenny zlapala Elise za reke pod stolem i mocno scisnela, ledwo kryjac podniecenie.
Potem Damian, glówny gitarzysta Ravesów zjechal po rurze. Jego rudawe wlosy staly smiesznie,
jakby nie uczesal sie po wstaniu z lózka. Mial na sobie biala koszulke z wielkim, czarnym
drukowanym „R” To byla nowa koszulka promocyjna Ravesów, która Damian sam zaprojektowal.
Jesli mozna to nazwac projektem.
Jesli idzie o Ravesów. to mogli nosic, co chcieli, i robic, co im sie zamarzylo, bo naprawde byli
czystej krwi elita - dobrymi dzieciakami z dobrych rodzin z Upper East Side, które razem uczyly sie w
szkole z internatem, a potem stworzyly zespól zamiast pójsc do college'u. Kilka miesiecy temu
„Rolling Stone” opublikowal kawalek, w którym opisano, jak to kazdy z czlonków zespolu dostal sie
do Princeton i jak to pewnego pamietnego majowego wieczoru przed ukonczeniem szkoly grali w
kafejce Deerfield. Jakis dzieciak siedzacy na widowni akurat gadal przez telefon ze swoim ojcem,
szefem wytwórni, który z miejsca podpisal kontrakt z Ravesami. Cala czwórka postanowila nie isc do
college'u. bo jak lepiej odwdzieczyc sie rodzicom, którzy ofiarowali ci wszystko, czego dusza zapra-
gnie, niz kupujac sobie wlasny wóz i dom przed dwudziestka? W koncu bycie gwiazda rocka jest o
wiele bardziej zyskowne niz ukonczenie w college'u jakiegos zupelnie nieuzytecznego kierunku typu
filozofia. Poza tym tak sie akurat skladalo, ze len producent byl mezem szefowej francuskiej agencji
modelek, dzieki czemu czlonkowie zespolu mogli przez caly czas spotykac sie z pieknymi, francuskimi
modelkami - calkiem mily bonus.
Jenny patrzyla z niepokojem na zjezdzajacego za Damianem Dana, który wyladowal bolesnie
na kolanach. Mial zielona twarz i wlosy posklejane od potu, a oczy uciekaly mu gdzies w glab czaszki.
Ubrany byl jak poczatkujacy hip - hopowiec, co absolutnie klócilo sie ze stylem wyrosnietych
- 55 -
uczniaków, jaki wybrali pozostali czlonkowie zespolu.
- Co z jego spodniami? - zapytala zaniepokojona Elise, jakby nie mogla uwierzyc, ze kiedys
pozwolila Danowi, zeby ja pocalowal. - I co z jego wlosami?
Jenny wzruszyla ramionami. Musiala przyznac, ze Dan wygladal cokolwiek dziwnie, ale wolala
raczej robic slodkie oczy do perkusisty, niz próbowac rozgryzc, dlaczego nagle jej brat postanowil
wygladac jak Eminem. Perkusista znowu sie do niej usmiechnal, a ona zatrzepotala rzesami, zalujac,
ze nie ma dluzszych albo ze nie nalozyla wiecej tuszu. Zalowala tez, ze nie ma odwagi, zeby wstac i
zamówic u barmana czegos dla perkusisty. Miala wrazenie, ze cos takiego zrobilaby Serena. Gdyby
tylko tam byla. A moze lepiej, ze nie przyszla. W koncu perkusista usmiechal sie wlasnie do Jenny. A
gdyby byla tu Serena, Jenny moglaby pozostac niezauwazona.
Tlum zaczal halasowac i mialo sie wrazenie, ze jest go teraz dwa razy wiecej. Elise zapalila
papierosa i podala go Jenny. Nikt im jeszcze nie zaproponowal drinka, ale palenie w pomieszczeniu
pelnym doroslych, kiedy ma sie czternascie lat, wydawalo im sie wystarczajaco fajne.
Damian brzdeknal w gitare, a perkusista zagral na werblach. Anorektyczny. ciemnowlosy
basista strzelil palcami. Dan chrzaknal prosto do mikrofonu - rozlegl sie obrzydliwy odglos
odrywajacej sie flegmy.
Ohyda.
- Chyba powinienem zaczac spiewac - wybelkotal bez sensu.
Tlum zasmial sie glupio. Jenny pomyslala, ze Dan brzmial dokladnie tak. jak pewnego ranka,
gdy obudzil sie i okazalo sie, ze w domu skonczyla sie kawa. Zrobilo mu sie tak slabo, ze
zwymiotowal. Jenny musial biec do delikatesów. Dopiero po czterech kubkach mu przeszlo.
Przekrzywila glowe na bok, zaciagnela sie i wydmuchnela dluga smuge dymu. Moze tylko udawal,
zeby wszystkich zaskoczyc, gdy zacznie szalec jak na urodzinach Vanessy.
A moze nie.
nawet V nie moze patrzec na te katastrofe
Beverly czekal na Vanesse przed klubem. Mial na sobie te same luzne czarne spodnie i
pomaranczowe gumowe klapki co wczoraj. Ciemne wlosy uczesal na boki z przedzialkiem posrodku.
Bladoniebieskie oczy skryl za malymi, lustrzanymi lennonkami. Skrzyzowanie Johna Lennona z Keanu
Reevesem.
- 56 -
- Czesc - przywitala go Vanessa, majac nadzieje, ze nie widac po niej, jak bardzo sie cieszy ze
spotkania. - Ladne okulary.
„Uwielbiam ten kolczyk w ustach. Fantastycznie pachniesz”, podsuwala mu w myslach
mozliwe odzywki. „I z cala pewnoscia zamierzam z toba zamieszkac”. Ale on tylko zapytal:
- Wchodzimy?
Zespól zaczal juz grac i kolejka przed klubem zmalala. Vanessa podeszla do przodu.
- Abrams. Jestem na liscie gosci - oznajmila bramkarzowi.
Nagle ja uderzylo, ze Dan pierwszy raz w zyciu zobaczy ja z innym facetem. Gdyby tylko miala
dosc odwagi, zeby zlapac Beverly'ego i zaczac sie calowac tuz pod scena.
Jesli Dan w ogóle by ich zauwazyl.
Bramkarz obrzucil ich spojrzeniem od stóp do glów i odczepil czerwony aksamitny sznur.
Vanessa uslyszala, jak ludzie stojacy za nia w kolejce jecza z zazdroscia, gdy wchodzila do klubu.
Beverly nic nie powiedzial, jakby co dzien przydarzaly mu sie takie rzeczy.
W Funktion bylo glosno, tloczno, szaro od dymu i goraco - tak wlasnie jak powinno byc w
klubie. Ravesi grali z typowa dla nich brawura, a publicznosc spiewala glosniej od Dana. Vanessa
nawet go jeszcze nie zobaczyla, ale odglosy, które dobiegaly ze sceny, sugerowaly, ze Dan sie dlawi
albo cos w tym stylu.
Strzaskaj mnie jak jajko!
Wypal dziure w moim palcu, az odkryje.
Az odkryje, ze cie trace!
Trace cie i tesknie.
Tesknie za tym, ze jak mi skopywalas tylek!
No, no! Ta piosenka nie jest autobiograficzna, prawda?
To byl nowy tekst, który Dan napisal w zeszlym tygodniu. Jacys wybitni wielbiciele Ravesów
wypuscili wersje bootlegowa z nagraniem z próby i zdazyli sie juz nauczyc tekstu na pamiec. Teraz go
wykrzykiwali. To dobrze, bo Dana ledwo bylo slychac.
Vanessa przepchnela sie przez zwarty tlum na tyly klubu. Mlodsza siostra Dana i jej
przyjaciólka Elise siedzialy przy stoliku w rogu, palily papierosy i kiwaly brodami w takt muzyki z
wystudiowanym znudzeniem. Bylo widac, ze musialy cwiczyc to przed lustrem.
Beverly wskazal na stolik w poblizu wyjscia ewakuacyjnego, gdzie bylo jedno wolne miejsce.
- Chodzmy - powiedzial do Vanessy.
Przysiadl na stoliku i wskazal Vanessie wolne miejsce.
- Nie wiem. ile tego zniose.
- 57 -
Vanessa zacisnela usta i usiadla. Co to mialo znaczyc? Nie podobala sie mu? Nie chcial z nia
mieszkac? Nie to sobie wyobrazala. Powinni siedziec w jakims kaciku, przypadkowo szturchac sie
kolanami i dotykac lokciami, coraz blizej sie przysuwajac i jednoczesnie caly czas udawac, ze
sluchaja Dana.
Ale moze z tym po czesci wiazal sie problem. To nie Dan spiewal, tylko publicznosc.
Tesknisz za mna? Czy ja tesknie?
Wiem, wiem.
Nie o to do cholery chodzi.
Jestesmy jak przystrzyzony trawnik -
Ladnie wygladamy, pieknie pachniemy,
ale klujemy w tylek!
Dan zlapal sie za zoladek, sapnal do mikrofonu, który sciskal tak, ze mu kostki zbielaly. Oczy
mial zaczerwienione. Zalosnie poruszal ustami jak umierajaca ryba - Ryba ubrana jak król rapu w
MTV w dziwne, workowate spodnie i brzydkie trampki. Wlosy mial przepocone i okropne, a szyje
nierówno wygolona.
Widzisz, co sie z toba dzieje, gdy zrywamy? - pomyslala z pewna satysfakcja Vanessa. Z
drugiej jednak strony. Dan wygladal tak zalosnie, ze wstyd bylo przyznac, ze sie go zna. Zerknela na
Beverly'ego. Obgryzal skórki przy paznokciach i machal stopami jak ktos, kto czeka na autobus.
Nagle z glosników huknal charakterystyczny odglos wymiotowania. Dan stoczyl sie ze sceny,
pociagajac za soba mikrofon. Zespól zaczal grac jeszcze glosniej, podczas gdy w tle Dan walczyl z
torsjami.
Po prostu ohyda.
Vanessa dotknela lokcia Beverly'ego.
- Moze powinnismy wyjsc - zaproponowala przepraszajacym tonem.
Miala wrazenie, ze to nie w porzadku zostawiac Dana wymiotujacego za kulisami, skoro
kiedys byli tak blisko. Z drugiej jednak strony, sam chcial zostac gwiazda rocka. Poza tym pewnie
cala banda blond fanek Ravesów ocierala mu wlasnie glowe chlodnymi, zwilzonymi recznikami i
lyzeczka poila go woda mineralna. Juz jej nie potrzebowal.
Beverly kiwnal glowa i zesliznal sie ze stolu.
- Jest taka impreza, która moi znajomi z Pratt ciagna juz od marca. Zajrzyjmy tam.
Wyciagnal reke, a Vanessa po raz pierwszy zauwazyla, ze brakuje mu korka srodkowego palca
lewej reki.
Fuj!?!
- 58 -
Starala sie nie gapic. Pozwolila, zeby pomógl jej wstac. Zalowala, ze Dan nie wyjdzie juz na
scene, zeby zobaczyc, jak idzie z innym facetem. Ale w klubie panowal zbyt duzy tlok. zeby dostrzec
byla dziewczyne, poza tym Dan mial teraz na glowie co innego.
Znowu z glosników rozlegl sie odglos wymiotowania, prawie zagluszajac muzyke.
Mala rada. stary: wszyscy wiemy, jak bardzo jestes przywiazany do mikrofonu, ale nastepnym
razem, jak pójdziesz rzygac, nie zabieraj go ze soba!
obcy jezyk
Na szczescie dla Dana, Damian i reszta zespolu miala dosc pewnosci siebie i poczucia
humoru, zeby nie denerwowac sie faktem, ze ich nowy lider rzyga jak kot kilka kroków za scena. Nie
przestali grac mimo drobnej wpadki Dana. Dyskretnie odcieli dzwiek z jego mikrofonu i plynnie
przeszli do starej piosenki, której Dan nigdy wczesniej nie slyszal:
Cukiereczku, na twój widok moje oczy krzycza
Obliz, co splynie, a potem wyrzuc rooozek...
Nic dziwnego, ze szukali autora tekstów.
Tlum oszalal i zaczal spiewac z jeszcze wieksza pasja. Dan zostal za kulisami z glowa
wcisnieta miedzy kolana. Próbowal sobie przypomniec, jak w ogóle wpakowal sie w te sytuacje. Jak.
do diabla, z poety - samotnika zamienil sie w faceta w workowatych spodniach, spiewajacego ze
slynnym zespolem, chociaz nigdy sie do czegos takiego nie nadawal?
Zanim zaczal sie wystep, Dan zrobil tak, jak zasugerowal Damian - napil sie wódki. No dobra,
wypil prawie pól butelki, ale zamiast sie rozluznic albo nabrac odwagi, kompletnie sie przytrul,
zwlaszcza ze wypalil paczke papierosów.
Zaskoczony?
Za kulisami swiatla byly przygaszone, a drewniana podloga lepka od rozlanego piwa i
papierosowego popiolu. Dan zazgrzytal zebami, gdy zlapala go kolejna fala mdlosci, ale zacisnal oczy
i spróbowal zapanowac nad soba. Nagle ktos poklepal go w ramie.
- Szystko ghra, mon cher. Napij sze toniku er voilr. Jusz lepiej, nie?
Dan podniósl wzrok i zobaczyl przesliczna dziewczyne blisko dwudziestki, która stala nad nim
z butelka toniku Schweppesa i szklanka z lodem. Nalala toniku i przykucnela obok Dana.
- Masz. Bez sytryny, pasuje?
- 59 -
Dan nie wiedzial, co powiedziec. Nigdy nie pil toniku bez wódki, ale w tym momencie byl
gotów spróbowac wszystkiego. Dziewczyna miala dlugie wlosy w kolorze miodu i mocna opalenizne.
Wlozyla obcisla biala koszulke i elegancka zielona spódniczke, która ledwo zakrywala jej dlugie,
opalone uda. Oczy miala w kolorze oliwek i jakby pachniala orzeszkami piniowymi. Siegnal po
szklanke i przylozyl do ust. Wzial malenki, niepewny lyk. To byloby cale jego szczescie, gdyby tonik
obrócil sie przeciwko niemu i sprawil, ze wyplulby wszystko na piekne wlosy dziewczyny. Jednak
jakims cudem nic takiego sie nie stalo. Dan wzial nastepny lyk, i kolejny, i z kazdym lykiem
odzyskiwal jasnosc myslenia.
- Wyslahrczy - powiedziala dziewczyna tonem nieznoszacym sprzeciwu i zabrala mu szklanke.
Odstawila pusta butelke na nieuzywany wzmacniacz i odwrócila sie do Dana.
- Jak chlopcy skonsza, zhrobimy imphreze - mówila dalej.
Jej oliwkowe oczy byly senne, a ich spojrzenie pewne siebie.
- Wtedy pohrozmawiamy.
Dan pokiwal grzecznie glowa, jakby dziewczyna mówila calkiem do rzeczy. Byl prawie pewien,
ze to Francuzka, a kiedy powiedziala „wtedy pohrozmawiamy”, brzmialo to tak, jakby miala na mysli
cos wiecej niz tylko grzecznosciowa wymiane uwag. Ale jakim cudem w jego obecnym stanie mogla
go uznac za atrakcyjnego? Moze jego wystepy lepiej wypadaly, kiedy nie rozumialo sie jezyka.
Dziewczyna stanela za kulisami i popatrzyla, jak zespól konczy piosenke.
- Zaghraja jesze dwie piosenki et puis finis - stwierdzila.
Dan znowu pokiwal glowa. Chyba miala racje. Dziewczyna miala tatuaz wokól opalonej kostki.
Na pierwszy rzut oka uznal, ze to waz, a potem zdal sobie sprawe, ze to lis, zwiniety w klebek we
snie.
Och. jakie wiersze napisalby o tym lisie, gdyby tylko mial pióro, notatnik i wielkie opakowanie
supermocnego srodka przeciwbólowego!
Odchrzaknal, próbujac oczyscic zdarte od tytoniu gardlo.
- Nazywam sie Dan - wychrypial, wyciagajac reke, ale nie majac odwagi wstac.
Dziewczyna sie usmiechnela. Miala seksowna, malenka przerwe miedzy jedynkami. Podeszla,
scisnela jego spocona dlon i pochylila sie, zeby pocalowac go w wilgotny policzek, - Wiem, jak sie
nazywasz - zamruczala mu do ucha. - Et je m'appelle Monique.
Hm, zastanawial sie niezbyt przytomnie Dan, ciekawe, jak jest po francusku lisiczka.
- 60 -
yale kocha nowy jork
Stanford Parris III mieszkal w apartamencie przy Park Avenue numer 1000 na Carnegie Hill, w
jednym z najstarszych i najelegantszych budynków w Upper East Side. Jednakze wiekszosc gosci -
lacznie z van der Woodsenami - nie dostrzegla mebli w stylu chippendale, sredniowiecznych
gobelinów ani kolekcji osiemnastowiecznej rzezby brytyjskiej. Tak przywykli do elegancji, ze w takim
domu czuli sie po prostu jak u siebie.
- Mój wnuk chcial, zebym urzadzil przyjecie w hotelu - zwierzyl sie panu van der Woodsenowi
Stanford Parris III, sciskajac jego dlon na powitanie. - Albo w jachtklubie. - Mrugnal do maiki Sereny.
- Ale nie moglem przepuscic okazji, aby goscic u siebie tyle pieknych kobiet!
Matka Sereny posiala mu uprzejmy usmiech, mówiacy „mozesz gadac, co chcesz, ty stara
pijawko, a ja nadal bede sie usmiechala”, a jej córka zachichotala. Moze jednak ten stary Stan Parris
nie jest taki zly. Uscisnela reke podstarzalego arystokraty z Nowej Anglii, a potem wspiela sie na
place i zeby wkurzyc rodziców, kokieteryjnie pocalowala go w pomarszczony policzek.
- No prosze! - wykrzyknal pan Parris. - Yale z pewnoscia wie, co robi!
- Spokojnie, dziadku. - Powiedzial wysoki blondyn z uroczym doleczkiem w brodzie i
niesamowitymi koscmi policzkowymi. - Pamietaj, ze masz slabe serce - strofowal go.
- Nie o serce sie martwie - burknal pan Parris.
Zlapal wnuka za ramie.
- Panno Sereno van der Woodsen, to mój wnuk, Stanford Parris V.
Czy kogokolwiek obchodzi, ilu jest tych Stanfordów Parrisów?
Serena poczekala, az chlopak zaczerwieni sie zaklopotany i mruknie, ze staremu, dobremu
Stanowi nic nie bedzie, ale nic takiego sie nie sialo. Najwyrazniej uwazal, ze jego tytul to najlepsza
rzecz na swiecie. Ciekawe, jak na niego wolaja w szkole, zastanawiala sie Serena. Numer Piaty? Stan
5?
- To twoja plakietka z imieniem. - Matka Sereny przykleila córce do piersi plakietke wielkosci
nalepki na zderzak ze zrobionym niebieskim flamastrem napisem Serena van der Woodsen, nowa od
jesieni, jakby to byl jakis ohydny, samoprzylepny top bez ramiaczek.
Serena udawala, ze jej to nie przeszkadza.
- Dzieki, mamo - powiedziala i przygladzila dlonmi naklejke.
- 61 -
Wszyscy obecni mezczyzni sapneli, wariujac na mysl o koedukacyjnych akademikach od
przyszlego roku.
Zjawili sie bardzo wczesnie i impreza jeszcze sie nie rozkrecila. Chlopcy w garniturach od
Hugo Bossa oraz dziewczyny w dlugich spódnicach Tocca i zapietych pod szyje bluzkach czaili sie
przy rodzicach, usmiechali niezrecznie i popijali szampana. To wszystko sprawilo, ze Serena poczula
sie. jakby znowu byla na pierwszych zajeciach z tanca towarzyskiego w piatej klasie.
Ktos stuknal ja w ramie. Odwrócila sie i zobaczyla pania Archibald, melodramatyczna, troche
zwariowana Francuzke, matke Nate'a. Jej rozjasnione, bursztynowe wlosy rozsypywaly sie kaskada
loków. Waskie usta miala pomalowane mocna, jaskrawa czerwienia. Szyje ozdobila szescioma
sznurami perel w rózowym kolorze, a uszy rózowymi perlowymi kolczykami od kompletu. Mimo
siedmiocemymetrowych szpilek od Christiana Louboutina byla zaskakujaco drobna. Ubrala sie w
jedwabna, waska wieczorowa suknie bez ramiaczek w odcieniu cyny od Oscara de la Renta. Trzymala
mala. zlota torebke i zlote lorgnon - najwyrazniej Archibaldowie zajrzeli tutaj tylko na chwile w
drodze do teatru. Pocalowala Serene w oba policzki.
- Widzialas mojego syna? - matka Nate'a szepnela jej do ucha z blyskiem w zielonych oczach.
Serena pokrecila glowa.
- Nie, ale Blair... - urwala, zastanawiajac sie, czy pani Archibald rzeczywiscie chcialaby
uslyszec, ze Blair i Nate zaszyli sie w apartamencie w hotelu Plaza i zabawiaja sie w najlepsze.
- Dzwonila pani do niego na komórke? - zapytala Serena, zamiast skonczyc odpowiedz.
Pani Archibald zatrzepotala rzesami i machnela lorgnon.
- Ach, niewazne, kochanie - westchnela i z szelestem sukni odeszla do meza admirala.
Stan 5 nadal stal obok, jakby to bylo naturalne, ze najprzystojniejszy blondyn powinien
rozmawiac z najpiekniejsza blondynka na sali. Kobieta w czarnym stroju kelnerki podala Serenie
kieliszek szampana.
- A gdzie twoja plakietka z nazwiskiem? - zapytala Serena Stana 5, przygladajac sie jego
rozpietej czarnej koszuli, do której nie wlozyl krawata.
Prawdziwy buntownik.
Usmiechnal sie szeroko i odchrzaknal.
- Nie sadzilem, ze bedzie mi potrzebna.
Och, wiec niby wszyscy powinni wiedziec, kim jestes?
Serena juz byla gotowa wymknac sie z imprezy - w koncu pokazala sie. zostala dziesiec minut,
wiec czego jeszcze moga chciec od niej rodzice? Ale wtedy, szurajac nogami, podszedl do niej starszy
pan Parris. Nie chciala byc niegrzeczna.
- 62 -
- Twoja matka wlasnie mi mówila, ze jestes wspaniala aktorka - zadudnil z nowoangielskim
akcentem. Poprawil krawat w bordowo - granatowe pasy. - Wiesz, w Yale gralem glówna role w
dziewietnastu przedstawieniach. Wtedy ta uczelnia przyjmowala tylko chlopców. Mam troche starych
zdjec, jesli chcesz obejrzec.
- Dziadku... - irytowal sie Stan 5, próbujac uciszyc starszego pana Parrisa.
- Z przyjemnoscia - odparla Serena szczerze zainteresowana.
Bardzo lubila ogladac stare zdjecia. Podobaly jej sie wyrafinowane stroje, natapirowane
fryzury i to. ze wszyscy nosili kapelusze, rekawiczki i torebki pasujace do butów.
Zaskoczony Stan 5 zmarszczyl brwi. jakby nie mógl uwierzyc, ze dziewczyna zamierza go
porzucic dla jego starego, pomarszczonego dziadka. Serena rzucila mu taki sam usmiech jak ten,
którym poczestowala starszego Parrisa jej matka, i ruszyla za staruszkiem do biblioteki. Prawa noga
najwyrazniej sprawiala mu klopot i przechylal sie troche na lewo. Zlapala go za lokiec, bojac sie. ze
starszy pan moze sie przewrócic.
- O, tu gram w Hamlecie. - Wskazal na wielka czarno - biala fotografie wiszaca nad
kominkiem.
Serena spodziewala sie, ze zobaczy mlodego pana Parrisa w pelnej zbroi, wygladajacego
groznie i wyniosle. Zamiast tego ujrzala piekna, mloda dziewczyne o pociaglej twarzy i charak-
terystycznym doleczku w podbródku, ze spuszczonymi oczami i dlugimi rzesami opierajacymi sie o
policzki, z dlonmi skrzyzowanymi na piersi. Z jej jasnych, rozpuszczonych wlosów zwieszal sie wieniec
stokrotek.
- To pan? - zapytala zaskoczona.
Starszy pan zachichotal.
- Bylem wtedy calkiem ladnym chlopcem. Kazali mi zagrac Ofelie.
Serena popatrzyla na zdjecie.
- Wygladal pan rewelacyjnie.
- Sam lubie tak myslec - odpowiedzial, klepiac ja po reku. - I bylem lepszy w umieraniu od
innych kolegów.
Podszedl do baru w rogu. nalal whisky do dwóch krysztalowych szklanek i postawil je na
stoliku do kart. Wyciagnal z pólki zniszczony, oprawiony w zielona skóre album. Przekartkowal pare
stron i wskazal Serenie jeden ze skórzanych foteli.
- Mam setki zdjec - ostrzegl ja.
Serena usiadla i wziela lyk szkockiej. Ulozyla sie wygodniej, podciagnela nogi pod siebie i
siegnela po album. Bylo jej przytulnie i wygodnie. Poza tym naprawde zaciekawily ja stare zdjecia z
- 63 -
Yale pana Stanforda Parrisa III. Kiedy obracala powoli kartki, przygladajac sie wspanialym
fotografiom mlodego pana Parrisa i jego przystojnych kolegów z Yale, zdala sobie sprawe, ze nigdy
nie myslala o tym. ze moglaby grac w college'u. Wyobrazila sobie, jak gra Ofelie, przymykajac oczy i
zamykajac sie jak kwiat w chwili smierci.
- A tu gram w Pocaluj mnie, Kasiu. - Pan Parris wskazal na fotografie z ta sama pieknoscia o
pociaglej twarzy, która piorunowala wzorkiem aparat fotograficzny. Jej ciemne oczy blyszczaly, a
podróbek z doleczkiem unosila lekcewazaco. - Alez wiedzma z tej Kasi.
Serena przyjrzala sie zdjeciu. Pan Parris jako Kasia kogos jej przypominal, ale nie mogla sobie
przypomniec, kogo.
Podpowiedzmy jej odrobine. Zaczyna sie na litere „B”.
Przegladala dalsze fotografie, a mysli przelatywaly jej przez glowe. Yale to jedyna szkola,
która nie przesladowala jej e - mailami i nadgorliwymi listami od fanów. Nawet chlopcy z
Whiffenpoofs - chóru z Yale spiewajacego a capella, który poznala w zeszlym miesiacu - mieli dosc
przyzwoitosci, zeby nie przysylac jej kazdego dnia e - maila. pytajac, kiedy zamierza przyjechac, zeby
mogli pomóc jej niesc torby, zabrac ja na kawe albo cos w tym stylu. I na pewno nie beda jej pytac o
Damiana z Ravesów, którego nawet nie znala.
Pan Parris poklepal ja w kolano.
- Masz twarz gwiazdy - stwierdzil. - Yale wie, co robi.
- Tak pan mysli? - Serena odparla z entuzjazmem.
Nagle ucieczka z przyjecia Yale na koncert wydala jej sie calkiem niepotrzebna. Z szacunku do
pana Parrisa prawie zylowala, ze nie wlozyla szaro - granatowego stroju, który przygotowala dla niej
matka. Bedzie najlepsza aktorka uniwersytetu Yale od czasów Stanforda Parrisa III. New Haven
znajdowalo sie blisko Nowego Jorku, wiec nadal bedzie mogla pracowac jako modelka, a majac juz
pewne doswiadczenie aktorskie, moze nawet zdobedzie role w filmie! Blair strasznie by sie ucieszyla,
gdyby razem poszly do szkoly, ale oczywiscie nic jej nie powie, dopóki przyjaciólka nie dowie sie, ze
tez ja przyjeli. Blair potrafila zachowywac sie dosc nierozsadnie, gdy Serena dostawala cos. co ona
sama chciala miec.
Dosc nierozsadnie?!
nieproszony gosc znajduje bratnia dusze
- 64 -
- Brawo za odwage!
Wysoki blondyn W rozpietej czarnej koszuli powital Blair, gdy tylko wysiadla z windy i weszla
do apartamentu Stanforda Parrisa III.
- Cala reszta zostala tu zaciagnieta przez rodziców. Jeden nawet urwal sie, wiec jego rodzice
przyszli sami.
Ciekawe, o kogo chodzi?
- A tak przy okazji, jestem Stanford Parris V. - Chlopak wyciagnal dlon i rzucil jej dumny
usmiech, który mówil .jesli tego nie wiedzialas”.
Blair odpowiedziala szerokim usmiechem. Uwielbiala chlopców z tytulami, zwlaszcza
wysokich blondynów ze slicznymi doleczkami w podbródkach, a szczególnie takich, którzy od
przyszlego roku beda studiowac na Yale.
- Blair Waldorf - powiedziala, odpowiadajac usciskiem reki.
Dotknela wiszacego na jej szyi zrobionego na zamówienie wisiorka od Cartiera - tego
samego, który podkradla mlodszej siostrze. To byla po prostu plakietka na niebieskiej wstazce z imie
niem, jednym slowem Yale wygrawerowanym zlota kursywa.
- Wiec gdzie sa twoi rodzice? - zapytala.
- W Szkocji. Mamy tam zamek. - Stan 5 pochwalil sie jakby nigdy nic.
Blair zachichotala.
- My tez! Moja ciotka tam mieszka.
Och, czyz to nie slodkie? Jesli sie pobiora i wyjada na miesiac miodowy do Szkocji, beda mogli
zmieniac zamki!
- To przyjecie urzadzil mój dziadek. Jestem tu tylko... - Stan 5 urwal i odchrzaknal, jakby
wlasciwie zapomnial, po co sie tu zjawil. A moze po prostu wypil za duzo szkockiej. - Zeby nasza
klasa miala czym sie ekscytowac przez nastepny rok - wyjasnil w koncu.
Blair zacisnela wyszminkowane usta. Wnuk Stanforda Parrisa. Bez zadnego starania wpadla
na najmlodszego czlonka najbardziej wplywowej rodziny absolwentów Yale! Jesli ktokolwiek mógl ja
przeniesc z listy rezerwowych, to z pewnoscia byl to wlasnie on.
Stan wskazal na wisiorek na szyi Blair.
- To cos nietypowego - zauwazyl. - Chyba naprawde nie mozesz sie doczekac przyszlego roku,
nie?
Mozna to tak ujac.
Blair mocno sie zaczerwienila. Przygotowala sie na takie pytanie. „Moi rodzice zamówili go
dla mnie, gdy tylko dowiedzieli sie o moim przyjeciu”, tak planowala odpowiedziec. Ale postanowila
- 65 -
powiedziec prawde. Wspiela sie na place i przysunela dlon do arystokratycznego ucha Stana 5:
- Wlasciwie to jeszcze mnie nie przyjeli - szepnela mu do ucha. - Jestem na liscie
rezerwowych.
- Cóz. bedziemy musieli zobaczyc, co da sie zrobic - Stan 5 zasmial sie wspólczujaco.
Porwal dwa kieliszki szampana z tacy przechodzacej kelnerki i podal jeden z nich Blair. Kiedy
stukneli sie kieliszkami, Blair przebiegl dreszczyk po plecach. Czula, ze tym razem jej sie uda.
I to nie tylko dostanie sie do Yale.
Nagle rozlegl sie szelest tiulu i matka Nate'a zamknela ja w swoich pachnacych Chanel No. 5
objeciach.
- Kochanie, gdzie Nate? - zapytala pani Archibald z melodramatycznym angielsko - francuskim
akcentem.
Dobre pytanie.
Blair nie chciala tlumaczyc Stanowi 5, kto to jest Nate, i nie chciala, zeby pani Archibald
pomyslala, ze Blair nie potrafi upilnowac swojego chlopaka. Nie chciala tez dac do zrozumienia, ze
cos ukrywa. W koncu tak naprawde sama bardzo chciala dowiedziec sie, gdzie on sie podziewa. zeby
mu solidnie skopac tylek.
- Zatrzymalam sie w hotelu Plaza, wiec nie mialam okazji sprawdzic automatycznej sekretarki
w domu - odparla z wahaniem. - Mysle, ze moze komórka mu sie zepsula albo cos takiego, bo w
ogóle nie odbiera.
- Wiem. - Pani Archibald zacisnela pomalowane na czerwono usta. - Ogrodnik znalazl jego
komórke na dachu. - Uniosla podejrzliwie podkreslone kredka brwi. - Na pewno nie zamieszkal razem
z toba w hotelu?
Zazenowana Blair spojrzala na Stana 5 i pokrecila glowa, nie majac zamiaru odpowiadac na
glos. Jakie to krepujace musiec przyznac matce chlopaka, ze nie udalo sie jej zamknac go w
hotelowym pokoju na cale dnie dzikiego, namietnego seksu. Albo wrecz przyznac sie do kompletnej
porazki.
- Wobec tego... - Pani Archibald ucalowala ja w oba policzki i usmiechnela sie powsciagliwie,
jakby mówila „Nie wierze w ani jedno twoje slowo, ale spóznie sie do opery, wiec cóz. c'est la vie”.
- Jesli go jednak spotkasz, kochanie, powiedz, ze matka i ojciec sa na niego dosc mocni
zdenerwowani i poszli na Cyganerie.
Blair zlozyla rece za plecami i pokiwala poslusznie glowa. A gdzie wlasciwie, do cholery,
podziewal sie Nate? Patrzyla, jak jego ojciec podaje pani Archibald wyszywana, jedwabna pelerynke
od Oscara dc la Renta i odprowadza do windy. Zastanawiala sie. czy nie podejsc sie przywitac, ale
- 66 -
admiral slynal z gwaltownego usposobienia, wiec jesli byl wsciekly na Nate'a, to lepiej go unikac.
Poza tym miala wazniejsze sprawy na glowie. Na przyklad flirt Z panem Moge - cie - wkrecic -
do - Yale Piatym.
Blair zauwazyla, ze Stan nosi cos, co wyglada jak zabytkowy sygnet z herbem Yale.
- Nalezy do dziadka - wyjasnil. - Dal mi go. gdy sie tam dostalem. Yale to cale zycie mojego
dziadka. Przedstawilbym cie, ale zniknal w gabinecie z piekna blondynka i kto wie, kiedy wróca.' Nie,
nie jest zadnym zboczencem czy kims w tym rodzaju. Pewnie zanudzi ja na smierc opowiesciami o
Yale.
Blair rozejrzala sie po sali. Okreslenie „piekna blondynka” w podejrzany sposób kojarzylo sie
z Serena. Starszy pan Parris byl czlonkiem zarzadu Yale i mial daleko wieksze wplywy od wnuka. Jakie
to typowe: Serena jak zawsze zmonopolizowala jedyna osobe, która pewnie moglaby zalatwic Blair
natychmiastowe przyjecie na Yale.
Kelner zabral puste kieliszki i podal im napelnione.
- Za Yale - wzniósl toast Stan 5. Stukneli sie kieliszkami.
Blair dotknela wisiorka i wypila szampana. Zastanawiala sie. czy poprosic go, aby przedstawil
ja dziadkowi. Stan podszedl do niej i obnizyl swój arystokratyczny podbródek.
- Nie martw sie - uspokoil ja. jakby czytal w jej myslach. - Jestesmy z dziadkiem bardzo blisko.
Blair mocno chwycila kieliszek za nózke i zatrzepotala rzesami, majac nadzieje, ze nie
zaczerwieni sie jak kretynka. Jakie miala szczescie, ze zlapala mlodszego, przystojniejszego Stanforda
Parrisa, podczas gdy Serena dorwala zatechlego staruszka!
- Pocalowalam faceta, który przeprowadzal ze mna rozmowe kwalifikacyjna - zwierzyla sie,
zanim zdazyla ugryzc sie w jezyk.
Nie byla dumna z tego epizodu, ale chciala, zeby Stan 5 wiedzial, z czym musi sie zmierzyc.
Stan 5 usmiechnal sie zachwycony.
- Dziadek urzadzil tu dla mnie pokój. Mam cala jego kolekcje starych katalogów z Yale. Chcesz
je obejrzec?
Blair zachichotala kokieteryjnie. Jakie to cudowne spotkac chlopaka, który mial takiego
samego fiola na punkcie Yale jak ona. Z zapalem ruszyla za Stanem 5 do jego pokoju. Nie mogla sie
doczekac, kiedy ucaluje katalogi.
Ucaluje?
Czemu nie, skoro wiecej ja laczylo ze Stanfordem Parrisem V niz z jakimkolwiek innym
facetem, nie wylaczajac jej beznadziejnego chlopaka, który i tak juz dostal sie do Yale i okazal sie
nieuzyteczny i nieczuly?
- 67 -
Cóz, skoro tak, to chyba rzeczywiscie miala na mysli pocalunek.
N opuszcza statek
- Ups, chyba wygrywam! - Lexie zachichotala i wsunela do ust kolejna polówke herbatnika.
- Ladnie - odparl Nate, nawet nie próbujac odpedzac sie od jej czekoladowych ust.
To byl pomysl Lexie, zeby wypalic skreta i zagrac w warcaby herbatnikami, wiec to ona
ustalila reguly: za kazdym razem, gdy zbijala biala polówke Nate'a swoim calym herbatnikiem,
zjadala polówke i calowala Nate'a w usta.
Nate nie mial serca do tej gry, co oznaczalo, ze pozwalal Lexie wygrywac. Jednak calowanie
jej na pokladzie, gdzie ciagle ktos sie krecil, wydawalo sie bezpieczniejsze niz siedzenie z nia
samotnie w bocianim gniezdzie, gdzie wszystko mogloby sie zdarzyc...
Oczywiscie nie pozwolilby, zeby doszlo do czegos powaznego. Prawda?
Jak zwykle Nate cierpial z powodu klatwy Blair. Za kazdym razem, gdy zabawial sie z inna
dziewczyna, myslal tylko o Blair i zabawianiu sie wlasnie z nia, przez co czul sie winny i jednoczesnie
napalony. Trudno mu bylo to ogarnac i nad tym zapanowac.
Kiedy Lexie znów go calowala, nie zamknal oczu, tylko nawiazal kontakt wzrokowy z Jeremym,
który na drugim koncu pokladu calowal sie z jakas dziewczyna o brazowych oczach i tlustych
ramionach - Nate nigdy wczesniej jej nie widzial. Nagle poczul sie, jakby znowu byl w siódmej klasie
na jednej z tych imprez, gdzie wszyscy po prostu leza i caluja sie, bo mysla, ze powinni to robic,
chociaz wlasciwie to wstretne, tak ssac jezyk dziewczyny, dajmy na to, przez godzine i nawet nie móc
napic sie wody czy innego plynu. Wyjatkiem byl tylko czas spedzony z Blair w garderobie Sereny w
ósmej klasie... A moze w szóstej? Calowali sie i rozmawiali tak dlugo, ze Serena musiala ich
wyciagnac, zeby nie stracili calej imprezy. Gdyby tylko Blair nagle podplynela do burty „Charlotte” ja
kims malym pontonem i wrzasnela na niego tym swoim seksownym, zjadliwym tonem, którym
mówila, gdy zaczynala sie wsciekac... Ale gdzie wlasciwie byla Blair, przemknelo mu przez glowe,
niezbyt przytomna z powodu trawki i braku snu. Nie bylo jej z nim?
Ej? Jest tam ktos? Pobudka!!!
Lexie miala zamkniete oczy i dyszala ciezko, gdy przyssala sie do jego ust. Jej jezyk smakowal
czekolada i piwem, co nie stanowilo najlepszego polaczenia. Nate nie mógl sie doczekac, kiedy
zepchnie ja z kolan i zejdzie pod poklad, zeby wypic kilka szklanek zimnej wody. Nie mógl sie tez
- 68 -
doczekac, kiedy powie Blair, ze mimo tego niewielkiego, niezbyt przyjemnego interludium, wszystko
dobrze sie skonczy - gdy tylko dotrze na Bermudy albo do New Jersey czy gdzie tam, do cholery,
plyneli.
Jego wzrok powedrowal na sterburte. Slonce zachodzilo i w koncu zniknelo za oceanem.
Ciemna woda byla spokojna. Kilka lodzi rybackich mrugalo na horyzoncie. W ciagu ostatnich kilku
godzin Nate ani razu nie sprawdzal systemu nawigacyjnego. Od samego poczatku „Charlotte”
plynela na autopilocie, ale poniewaz jako jedyny potrafil zeglowac i byl w pewnym sensie
odpowiedzialny za bezpieczenstwo wszystkich na pokladzie, pomyslal, ze moze powinien sprawdzic
kurs.
Aha, moze powinien.
Odsunal sie od Lexie i szepnal jej do ucha chrapliwym glosem:
- Musze zajac sie sterami.
Zesliznela sie z jego kolan, wsunela kolejnego herbatnika do ust i scisnela go mocno za
biceps.
- Ale ogiehr. Wierz, zawrze chcialam pojechac na Bermudy.
Nate ruszyl na rufe do kabiny kapitana, przechodzac nad lezacymi cialami ujaranych, pijanych
i na wpól spiacych wspólpasazerów. Jeden z dzieciaków, z którym chodzil na zajecia o religiach
swiata, mial na sobie pomaranczowa kamizelke ratunkowa z „Charlotte”, gral na harmonijce i
spiewal stary kawalek Neila Younga:
Bezradny, bezradny, bezradny, bezradny.
Nate'owi przypomnial sie dreszczowiec Titanic, który obejrzal z Blair, na jej zyczenie, az cztery
razy. A scislej przypomniala mu sie chwila, gdy statek zaczynal tonac.
Charlie i Anthony zamkneli sie w kabinie. Siedzieli na podlodze ze skrzyzowanymi nogami i
palili fajke. Zdjeli koszule i pokazywali sobie, który potrafi mocniej wypiac brzuch - idiotyczne
zawody, zwlaszcza ze obaj mieli tak plaskie brzuchy, ze niemal wklesle.
- Hej! - Anthony powital Nate'a. - Wlasnie sie zastanawialismy, czy na Bermudach mozna
surfowac.
- Bo powinnismy zabrac swoje deski - dodal Charlie.
Nate pokrecil glowa, ignorujac obu. W kabinie bylo tyle dymu. ze ledwo mógl odczytac dane z
monitorów. Z tego. co zauwazyl, zblizali sie do Cape May, co oznaczalo, ze gdyby poplyneli z
normalna predkoscia, a nie kilometr na godzine, to w nieco ponad trzy godziny wróciliby do portu w
Nowym Jorku. Zacumowalby lodz i ruszyl prosto do hotelu Plaza.
Raptem jeden dzien spóznienia.
- 69 -
Nate sprawdzil monitor z nadeslanymi wiadomosciami, na którym „Charlotte” wyswietlala
informacje tekstowe - glównie od pobliskich lodzi albo z portów. Nadeszlo trzydziesci siedem
wiadomosci z adresu AdArch@nextel.net. czyli z komórki ojca Nate'a.
NATHANIELU, TWOJA MATKA I JA JESTESMY W OPERZE.
NATHANIELU, ZAWRÓC LÓDZ.
POWIADOMILISMY STRAZ PRZYBRZEZNA, MAJA CIE ARESZTOWAC.
NATHANIELU, TWOJA MATKA JEST BARDZO ZDENERWOWANA. ZAWRÓC LÓDZ, SYNU.
I tak dalej.
- Cholera.
Nate wyobrazil sobie matke w czarnej wieczorowej sukni placzaca w ich lozy W Metropolitan
Opera, podczas gdy ojciec wsciekle wystukiwal wiadomosci na komórce. Z drugiej strony, ona
zawsze plakala w operze - to czesc jej melodramatycznego wizerunku francuskiej ksiezniczki.
Wszystkie wiadomosci zostaly wysiane w ciagu ostatnich dwóch godzin, wiec rodzice nie
zamartwiali sie zbyt dlugo. Zwykle surowy ton ojca sprawial, ze prawie sikal ze strachu. ale tym
razem Nate tylko szukal pretekstu, by przerwac misje i wrócic do Blair. I teraz go znalazl.
Podszedl do nawigacyjnego monitora i wybral wspólrzedne portu w Battery Park, które
wypisano zólta kreda na tablicy. Wcisnal enter i natychmiast silnik przeszedl na jalowy bieg. Potem
dziób zanurzyl sie i obrócil, az cala lódz zrobila skret o sto osiemdziesiat stopni i zawrócila w strone
Nowego Jorku. Wpisal komende, zeby zwiekszyc predkosc do szescdziesieciu kilometrów na godzine,
i zerknal na zegar - 8.29 wieczorem. Przed pólnoca bedzie z powrotem w lózku razem z Blair.
- Ej, co jest, stary? - zapytal Anthony, nie podnoszac sie z podlogi kabiny, - Odrabiasz prace
domowa, czy jak?
Nate usmiechnal sie szeroko i pokreci! glowa, czujac lekki zawrót glowy od dymu z fajki. Blair
tak sie ucieszy, widzac go z powrotem, ze bedzie musiala mu wybaczyc. A on juz zadba, zeby o
wszystkim zapomniala.
Zakladajac, ze czeka na niego. I zakladajac, ze jest sama...
pokrecona siostrzyczka
- Zdjac buty! Zdjac buty! Zdja - ac buu - uu - uuty! - skrzeczal do mikrofonu Damian.
To byl koncowy refren z Japonskiej restauracji, ostatniego przeboju z ich singla, który napisal
- 70 -
Dan Humphrey, i zarazem ostatniej piosenki na dzisiejszym koncercie.
- Jesli sie teraz wymkniemy - mruknela Elise - to pewnie zdazymy zlapac taksówke przed
reszta.
A kto tu mówi o wychodzeniu?
Jenny zapalila nastepnego papierosa, ignorujac przyjaciólke. Chciala poczekac, az tlum sie
przerzedzi, i lepiej przyjrzec sie Damianowi. Sprawdzic, czy jego jasnorude wlosy staly same z siebie,
czy lepily sie od zelu. Czy jego zeby rzeczywiscie sa idealnie biale i proste, jak wygladaly z miejsca, w
którym siedziala. Uslyszec ten jego slynny irlandzki akcent. I obejrzec te miesnie rak! Perkusista
nadal prezentowal sie milutko, ale musiala przyznac, ze Damian to absolutny odlot. Mial w sobie
taka niesamowita energie, jakby byl nakrecony. Gdyby sie tu troche posnula, to moze Dan
przedstawilby ich sobie, a ona moglaby jakby nigdy nic napomknac, ze jest przyjaciólka Sereny, i
dowiedziec sie, czy rzeczywiscie tych dwoje sie spotyka.
Jesli Dan nadal zyje.
Brzdek! Damian zagral ostatni akord na gitarze, która rzuci! potem w tlum. Slynal z tego.
Nastepnie wspial sie po rurze dla strazaków, dlon za dlonia, napinajac fantastyczne miesnie ramion,
i zniknal.
- Popisuje sie - rzucil szyderczo perkusista.
Wstal sztywno, zlapal butelke piwa stojaca pod perkusja i cala wyzlopal. Potem odstawil
butelke i wyciagnal szyje, jakby szukal kogos w tlumie.
Jenny poczula dreszczyk. Szukal jej?
Chwileczke, czy z perkusista nie dala sobie spokoju?
- Powinnysmy juz isc - powtórzyla Elise. Wstala i obciagnela bluzke. - Wszyscy beda sie bic o
taksówki.
Basista zaczal rozlaczac kable i rozmontowywac sprzet. Perkusista beknal z lekcewazeniem do
jednego z mikrofonów.
Ohyda.
Jenny zachichotala, jakby to byla najprzyjemniejsza, najslodsza rzecz, jaka w zyciu slyszala.
- Mozesz isc, jesli chcesz, ale ja zostaje - odparla przyjaciólce.
Miala reszte weekendu spedzic w domu Elise, ale takie okazje nie zdarzaja sie zbyt czesto.
Okazje, zeby poznac slynne gwiazdy rocka, czy okazje, zeby nabroic na maksa?
Tlum zaczal znikac. Czesc ludzi ruszyla do toalet, inni wylewali sie przez drzwi na ulice. Elise
krecila sie kolo stolika, nie wiedzac za bardzo, co robic. Jenny po raz kolejny zaciagnela sie
papierosem, niezbyt wprawnie, i machnela niecierpliwie stopa. I wtedy nagle zjawil sie przed nimi
- 71 -
on, perkusista.
Nie byl Damianem, ale byl prawie równie dobry.
- Hej. Nazywam sie Lloyd. - Kostki mial owiniete wystrzepionym plastrem, jak bokser, a jego
ciemne, porzadnie przyciete wlosy i ugrzeczniona rózowo - zielona koszulka Lacoste'a byly calkiem
przepocone. - Jestes siostra Dana, Jennifer, zgadza sie?
Jenny pokiwala glowa. Uwielbiala, gdy ludzie mówili do niej Jennifer. Chociaz wolalaby, gdyby
powiedzial: Jestes Jennifer, ta olsniewajaca modelka z rozkladówki z »W« w tym miesiacu, nie?”
- Skad wiesz? - zapytala, chociaz znala odpowiedz.
Mimo ze lepiej sie ubierala od Dana, byla ponad dwadziescia centymetrów nizsza i o niebo
szersza w klatce piersiowej, z powodzeniem mogliby byc dwujajowymi bliznietami.
Tyle ze Jenny byla trzy lata mlodsza od Dana. Ale nie zamierzala tego mówic panu
perkusiscie.
- Twój brat powiedzial, ze przyjdzie jego sliczna siostra - odparl Lloyd z pelna powaga. Zerknal
na Elise, która nadal stala obok, bawiac sie nerwowo suwakiem od torebki, jakby zeswirowala. -
Marc, nasz basista, ma fiola na punkcie starych hoteli - ciagnal Lloyd. - W kazdym razie
zarezerwowal nam wielki apartament w hotelu Plaza. Robimy tam mala imprezke, moze macie
ochote wpasc.
Jenny upuscila papierosa na podloge. Prawie zapomniala, ze go trzyma.
- Jasne! - wykrzyknela z wiekszym entuzjazmem, niz chciala. - To znaczy, mój brat tez idzie,
nie? - Tak naprawde nie obchodzilo ja, czy Dan sie tam wybiera. Nie chciala po prostu wyjsc na
dziewczyne, która ciagle baluje w hotelach z obcymi facetami z zespolów.
Jasne.
- Za dziesiec minut musze byc w domu - upierala sie Elise. Rzucila Jenny spojrzenie mówiace:
„To twoja ostatnia szansa”.
- W porzadku. Zadzwonie do ciebie jutro - odparla Jenny.
Podala Elise paczke papierosów, ale przyjaciólka machnela na nie reka.
- Moga ci sie przydac - odparla i sie odwrócila.
Jenny wiedziala, ze powinna miec wyrzuty sumienia, bo nie wychodzi z przyjaciólka, ale jak
mogla nie skorzystac z takiej okazji? Najgorsze, co moze sie zdarzyc, to to. ze jej ojciec sie dowie, ale
on nigdy nie byl za dobry w karaniu, a poza tym Elise nigdy jej nie zdradzi. Zacisnela kolana i
nerwowo usmiechnela sie do Lloyda. Podal jej zabandazowana reke i pomógl wstac.
- Chodz. Przedstawie cie wszystkim.
Klub wrócil do normalnego stanu. Ludzie gawedzili cicho przy piwie, podczas gdy przez
- 72 -
glosniki lecial nowy album Franza Ferdinanda. Dan siedzial teraz na krawedzi sceny obok bardzo
ladnej, opylonej dziewczyny o wlosach w kolorze miodu. Trzymal butelke toniku Schweppesa.
Wygladal na calkiem wyczerpanego, ale dziewczyna gawedzila z nim, smiala sie i usmiechala, jakby
Dan byl najzabawniejszym facetem, jakiego w zyciu spotkala.
- Jasna cholera, Yoko wrócila - syknal pod nosem Lloyd, gdy do nich podchodzili.
- Kto? - Jenny zapytala zaciekawiona.
Dziewczyna miala na sobie króciutenka spódniczke w kolorze jadeitu, a jej odkryte nogi byly
wspaniale opalone i dlugie, jak u tych modelek reklamujacych balsam do opalania Bain de Soleil.
Na twarz Lloyda wyplynal szeroki, sztuczny usmiech.
- Niewazne - odparl, zaciskajac lsniace zeby. - Sama zobaczysz.
Opalona dziewczyna podeszla do nich tanecznym krokiem i pocalowala Jenny w oba policzki.
- Dan mówi. sze jestesz jego siosthra - powiedziala z mocnym francuskim akcentem. - Ale ci
zazdhroszcze tych wspanialych piehrsi! - Wyciagnela obie rece i scisnela mocno piersi Jenny.
Pip - pip!
- To takie kobiece, non?
- Monique, lepiej daj spokój... - Dan chcial ja ostrzec.
- Dzieki - przerwala mu Jenny, zaskakujac wszystkich, lacznie z soba.
Zawsze byla niezwykle przewrazliwiona na punkcie swoich piersi i miala ku temu powód, ale
zachwyt Monique zabrzmial szczerze. Poza tym wlasciwie nie miala nic przeciwko, zeby Damian i
Lloyd mieli swiadomosc, ze ma najwieksze piersi w calej sali.
- Jennifer, to Monique - Monique, to Jennifer - przedstawil je sobie Lloyd. - Monique jest
dziewczyna Dam...
- Która przyjechala tu z St. Tropez - przerwala mu Monique z plonacymi oczami, które mówily
„zamknij sie, idioto”. - Wybiehrasz sie z nami do otelu Plaza? - To pytanie skierowala do Jenny.
- Nie, musi wracac do domu - wybelkotal Dan. - Pózno juz. - Rozejrzal sie po klubie metnym
wzrokiem. - Prawda?
On na pewno wygladal na zmeczonego.
Lekcja numer dwa na lemat mlodszych sióstr: nawet nie próbuj im mówic, co maja robic.
- Nieprawda - poprawila brata Jenny. - Zdecydowanie ide.
Damian zesliznal sie po rurze i susami doskoczyl do nich. Przebral sie w oliwkowy dres, biala
farba mial wypisane na tylku „scisnij”.
- Gotowi na bibe? - zapytal Damian, klepiac Dana i Lloyda w plecy.
Monique rzucila mu slodki usmiech, który mówil: „toleruje cie tylko dlatego, ze jestes slawny”
- 73 -
i wziela Dana pod ramie.
Lloyd chwycil Jenny i zamknal ja w niedzwiedzim uscisku razem z Damianem.
- Damian, poznaj Jennifer. Jennifer, poznaj Damiana.
Jenny byla tak podekscytowana, ze gdyby nie mocny uscisk Lloyda, z pewnoscia osunelaby sie
na podloge. Damian sapnal z przesadnym zachwytem. jak nadzwyczaj gejowski gej, który znalazl
cudowny plaszczyk przeciwdeszczowy dla psa. A potem pocalowal Jenny w czubek nosa.
Moze wiec jednak nie byl chlopakiem Sereny.
- Moze niech Danny i Monique pojada limuzyna? A my scisniemy sie jakos w taksówce? -
zaproponowal Damian.
- Moge usiasc komus na kolanach - zglosila sie na ochotnika Jenny.
- Pewnie, ze mozesz - stwierdzil Lloyd.
- Pewnie, ze mozesz - zgodzil sie Damian.
Pewnie, ze moze.
nikogo tu nie ma, tylko my, kurczaczki
- Mialam wiecej zaawansowanych zajec niz ktokolwiek inny w klasie i srednia piec -
poskarzyla sie Blair.
- Wiec trzeba bylo zlozyc podanie o wczesniejsze przyjecie - poradzil Stan 5.
- Ale nie rozumiesz, nie rozumiesz - szepnela dosc glosno Blair, jakby zaciela sie jej plyta. -
Nasza szkolna doradczyni stwierdzila, ze nie mam szans na wczesniejsze przyjecie.
Stan 5 wzruszyl ramionami.
- Mniejsza pula podan, latwiej zablysnac.
Blair zazgrzytala zebami, zeby powstrzymac lawine przeklenstw. Od trzynastego roku zycia
zamierzala zlozyc podanie o wczesniejsze przyjecie do Yale. Dlaczego posluchala tej bezmyslnej baby
w peruce, która wiecznie miala krwotoki z nosa. zamiast zaufac instynktowi? Dlaczego nie spotkala
Stana 5 rok temu, kiedy naprawde mógl jej sie przydac?
Lezeli na brzuchach na podwójnym lózku w pokoju, który dziadek Stana 5 trzymal dla wnuka.
Przejrzeli juz wszystkie katalogi, poczawszy od tysiac dziewiecset czterdziestego siódmego roku,
smiejac sie z ubran, jakie nosili wtedy ludzie, i czerstwych tekstów pod zdjeciami typu „tylko spójrz
na siebie, skarbie” albo „nikogo tu nie ma. tylko my, kurczaczki”. Pokój byl udekorowany drobiazgami
- 74 -
z Yale: proporczykiem druzyny plywackiej Yale, dyplomem Stana III z literatury angielskiej i teatru,
wycinkami z gazety z New Haven na temat Stana III. jednego z najbardziej utalentowanych mlodych
aktorów w Yale, i zólta karta z wszystkimi semestrami na Yale, kiedy stary Stan III dostal wyróznienie
za wyniki.
- Wyglada na to. ze Yale to cale zycie twojego dziadka - zauwazyla Blair.
Miala na wpól zdjete buty i kolysala nimi na czubkach palców.
Stan obrócil sie na plecy i spojrzal w sufit.
- Aha - odparl bez wyrazu.
Blair nie bardzo rozumiala, dlaczego jest taki przygnebiony. W koncu dla niej Yale to tez cale
zycie, ale wyladowala tylko na liscie rezerwowych.
Stan 5 wyciagnal reke i nawinal na palec pasemko ciemnych wlosów Blair.
- Powinnismy przestac o tym myslec - powiedzial, wypuszczajac loczek - bo inaczej wpadniesz
w potezna depresje.
- Ale... - zaczela Blair.
Kiedy wlasciwie opracuja plan wkrecenia jej do Yale?
Stan 5 przeturlal sie. zlapal ja za rece i pociagnal do siebie.
- Powinnismy skonczyc gadac, kropka - stwierdzil, przygladajac sie jej twarzy wyglodnialym
wzrokiem. - Jak powiedzialem, jestesmy z dziadkiem naprawde blisko. Wiec nie martw sie Yale,
dobra?
To byl ten moment w filmie, kiedy powinna poplynac lagodna muzyka, glowy aktorów
powinny sie zblizyc i powinien nastapic tak namietny pocalunek, ze ubrania bohaterów w jednej
sekundzie laduja na podlodze, a okna zachodza para. Stan 5 zalatwi jej przyjecie do Yale! Ale z
jakiegos powodu - moze to ta liczba pamiatek z Yale na wszystkich scianach i podlodze, a moze
dlatego, ze wypila cztery kieliszki szampana na przyjeciu, na które nikt jej nie zapraszal, a moze
dlatego, ze dotykanie warg innego chlopaka niz Nate bylo naprawde paskudnym uczuciem, Blair nie
mogla po prostu zamknac oczu i pocalowac Stanforda Parrisa V. Zdolala tylko prychnac i zachichotac
jak dwunastolatka.
Odepchnela go, tak prychajac i sie smiejac, ze az sie zakrztusila.
- Co? - Stan 5 oparl sie na lokciach.
Blond wlosy opadly mu na oczy, wiec je odgarnal.
Blair znowu parsknela. Krecilo jej sie w glowie, byla oszolomiona i naprawde potrzebowala
krótkiej babskiej rozmowy z Serena.
- Nie wiem. - Wstala i wsunela stopy w buty. - Musze kogos poszukac. Zobaczymy sie
- 75 -
pózniej?
Stanowi 5 chyba podobalo sie to. jaka byla rozpalona i zmieszana. Usmiechnal sie do niej
zarozumiale i uniósl blond brwi.
- Byc moze.
Wychodzac, próbowala wziac sie w garsc.
Zadne „byc moze”. Z pewnoscia.
kobiety sa madrzejsze
- Nigdy nie myslalam o Hamlecie jak o naprawde tragicznej postaci - oznajmila Serena
Stanfordowi Parrisowi III.
Tylko przekartkowala Hamleta, kiedy zadano na jego temat esej, ale zawsze byla mistrzynia w
laniu wody. Nie musiala w ogóle czytac, zeby zorientowac sie, ze Hamlet przypomina jej Dana
Humphreya, z którym spotykala sie ostatniej jesieni. Taki zalosny i znerwicowany.
- Troche zoloftu albo innego antydepresanta, a pewnie podbilby cala Skandynawie i mial w
kazdym kraju zone.
Ejze, Panienka Wszystkowiedzaca, Znawczyni Szekspira?
Pan Parris kiwnal glowa.
- Wellbutrin. To bralem.
Jakby ja to interesowalo.
- Lubie czytac - ciagnela Serena, kompletnie oszolomiona wlasnymi slowami. - Jesli nie mam
nic lepszego do roboty - poprawila sie.
Czyli praktycznie nigdy.
- Pewnie bede miala z tym problem, rozumie pan, z wyborem specjalizacji. Nie wiem, co
wybrac: literature czy teatr. - Usmiechnela sie i skromnie obciagnela krótka spódniczke, zeby zakryc
kolana.
Od kiedy to najbardziej imprezowa dziewczyna w tym miescie martwi sie specjalizacja?
- To dziecinnie proste, moja droga. Po to wlasnie wymyslono podwójna specjalizacje! - Pan
Parris strzelil z szelek, najwyrazniej zachwycony tym, ze ma okazje pochwalic sie swoja rozlegla
wiedza przed mloda dziewczyna o tak wybitnej urodzie i inteligencji.
Nagle do pokoju wpadla Blair, ubrana troche zbyt seksownie jak na uniwersytecka impreze.
- 76 -
Wisiorek malej Yale przekrzywil sie na jej szyi. Serena nigdy nie widziala swojej przyjaciólki tak
zdezorientowanej.
- Bogu dzieki, ze cie znalazlam! - wykrzyknela Blair ledwo lapiac oddech. Zerknela na pana
Parrisa. - Przepraszam, ze przeszkadzam, ale to sprawa niecierpiaca zwloki!
Serena zorientowala sie, ze Blair cos kombinuje albo jest bliska paniki, bo nozdrza miala
rozszerzone jak u dzikiego zwierzecia i oczy, które zdawaly sie nigdy nie mrugac. Wygladala jak
wiewiórka chora na wscieklizne. Serena wstala i uscisnela panu Parrisowi reke.
- To byla prawdziwa przyjemnosc porozmawiac z panem.
Pan Parris ucalowal jej reke.
- Cala przyjemnosc po mojej stronie.
Blair kaszlnela. Oczywiscie Serena calkowicie oczarowala tego staruszka, co bylo absolutnie
niesprawiedliwe, bo to Blair powinna go byla oczarowac.
- To naprawde pilne - rzucila niecierpliwie.
Niezbyt to czarujace.
- Dobrze, juz ide - mruknela Serena.
Wziela Blair pod ramie i dala sie wyciagnac do wyjsciowego korytarza. Nacisnely guzik windy.
- Gdzie my wlasciwie idziemy? - zapytala Serena, gdy otworzyly sie drzwi windy.
- Do hotelu Plaza! - pisnela Blair.
Mozna chyba bezpiecznie zalozyc, ze na miejscu nie beda rozmawialy o Szekspirze.
a myslalas, ze andy warhol nie zyje
Vanessa i Beverly podeszli do ogrodzonej rampy, która prowadzila na teren magazynów w
Williamsburgu. gdzie odbywala sie impreza znajomego Beverly'ego. Vanessa slyszala muzyke - cos
beztroskiego i rytmicznego, mogla to byc Björk, ale nie na pewno. Jakas kobieta otworzyla czarne,
metalowe drzwi u szczytu rampy i, glosno tupiac, wyszla na zewnatrz. Na wlosach miala zólta
bandamke, a poza tym nosila czarne podkolanówki i fluorescencyjnozólte chodaki. Wygladala, jakby
plakala. Lewa reke przyciskala do piersi.
- Hej, Bethene - zawolal do niej Beverly, gdy kobieta zaczela sie oddalac.
- Co to? - zapytala Vanessa, zagladajac do wiadra pelnego czegos, co przypominalo pluszowe
zabawki. Wiadro stalo w polowie rampy.
- 77 -
- Kocieta - odpowiedzial Beverly, jakby niepotrzebne byly zadne dalsze wyjasnienia.
Najwyrazniej rampa zostala przerobiona na swoista wystawe i stalo na niej mnóstwo dosc
przypadkowych przedmiotów. Poza wiadrem z kocietami byla tam naturalnej wielkosci woskowa
figura Swietego Mikolaja z ogromnym workiem z przezroczystego plastiku pelnym nagich lalek Barbie
bez glów. U stóp Mikolaja stala lampa woskowa, w której plywalo cos, co wygladalo jak
najprawdziwsze galki oczne. Rampa przypominala nawiedzony dom, tyle ze to miejsce bylo troche
bardziej niepokojace.
Tylko troche?
- Wszyscy tutaj to artysci - oznajmil Beverly. - I robia te impreze od marca.
Vanessa pokiwala glowa, chociaz nie do konca rozumiala, co ma na mysli, mówiac „robia te
impreze”. Kojarzylo jej sie to happeningami urzadzanymi W latach szescdziesiatych przez Andy'ego
Warhola w Factory. Mnóstwo artystów pracowalo nad dziwacznymi dzielami sztuki, których nikt tak
naprawde nie rozumial i które nawet nie byly dobre.
Kiedy doszli do szczytu rampy, Beverly pchnal drzwi i weszli do srodka. Zobaczyli ogromny
magazyn, zimny i ciemny, oswietlony jedynie czterema gigantycznymi lampami woskowymi
podobnymi do tej, która widzieli po drodze. Nikt ich nie powital. Ku zaskoczeniu Vanessy, w srodku
bylo raptem ze trzydziesci osób. Wszyscy siedzieli ze skrzyzowanymi nogami w malych grupkach,
malowali palcami na stronach starych encyklopedii i wygladali na nieprzytomnych, jakby od marca
nie spali. Nikt niczego nie pil ani nie jadl. ani nawet nie rozmawial. Ta impreza w pewnym sensie
byla antyimpreza.
Vanessa patrzyla, jak kobieta we wlochatym czerwonym szlafroku i czerwonych kaloszach
odciela sobie garsc dlugich, ciemnych wlosów i wrzucila je do ogromnego gara, który stal na plycie
grzejnej na podlodze. Wysoki, blady, chudy facet w czarnym kapeluszu typu fedora i czarnych
bokserkach podszedl do kociolka i zamieszal w nim dluga drewniana linijka.
- Bruce. - Beverly powital chlopaka skinieniem glowy. - To Vanessa. Robi filmy.
Bruce kiwnal glowa. Kiwal dluzej niz normalny czlowiek, nie przerywajac mieszania. Vanessa
potwornie zalowala, ze nie wziela ze soba kamery wideo. W zyciu nie widziala czegos podobnego.
- Przyszlas, zeby sie dolozyc? - zapytal Bruce.
Vanessa nie byla pewna, kogo pytal. Tak naprawde to pierwszy raz w zyciu czula sie
kompletnie zagubiona. Kazda impreza, na której byla, okazywala sie tak przewidywalna, ze az
beznadziejnie nudna. Usmiechnela sie niepewnie do Beverly'ego. Wlasciwie milo bylo dac sie tak
zaskoczyc.
Muzyka nagle zmienila sie w sciezke muzyczna ze Shreka 2 i Vanessa poczula sie jeszcze
- 78 -
bardziej zagubiona. Podeszla do kotla i zerknela do niego.
- A co to wlasciwie jest?
Bruce uniósl lewa dlon i zamachal palcami. Brakowalo mu konca srodkowego palca, tak samo
jak Beverly'emu.
- Pracuje nad regeneracja - odparl Bruce, jakby to wszystko wyjasnialo.
Beverly podniósl lewa dlon i rozlozyl palce jak wachlarz. Nie, Vanessa wcale nie oszalala.
Jemu tez brakowalo konca srodkowego palca.
- Wiekszosc z nas sie dolozyla. Ale nie ma zadnego przymusu ani nic takiego.
Co za ulga, nie?
Nielatwo Vanesse przyprawic o dreszcz, ale tym ludziom prawie sie to udalo.
- I co robisz z tymi.., kawalkami... w tym garnku... po tym jak juz... sie ugotuja czy jakos tak?
Bruce wyszczerzyl zeby, na szyi wyszly mu blekitne zylki. Wygladal tak, jakby od miesiecy nic
nie jadl.
- Nie chodzi o robienie, tylko o mieszanie - odparl.
Beverly pokiwal glowa w ten sam dziwaczny, przydlugi sposób, jak wczesniej Bruce.
- Vanessa ma swietna przestrzen - oswiadczyl ni stad, ni zowad. - Chyba zostane u niej na
jakis czas. Byloby swietnie ze wzgledu na nasz projekt - dodal, nadal kiwajac glowa.
Nagle Vanessa zdala sobie sprawe z tego, ze szukanie wspóllokatora przez Internet moglo nie
byc najlepszym pomyslem. Z poczatku Beverly wydawal sie ciekawy, ale wlasciwie to wolala juz
mieszkac z Danem, niezaleznie od jego wystepków, lub jedna z tych jej zepsutych, próznych, ogar-
nietych obsesja mody kolezanek z klasy, niz wracac do domu, gdzie w garze gotuja sie kawalki
palców i Bóg jeden wie, co jeszcze. Jedna rzecz to tworzyc sztuke, o której ludzie pomysla, ze jest
szokujaca i dziwaczna, a inna rzecz to rzeczywiscie próbowac byc szokujacym i dziwacznym. Beverly i
jego znajomi chodzili do college'u - niczego sie tam nie nauczyli?
- Chce ci sie pic? - zapytal Beverly. - Wody?
Vanessa zdala sobie sprawe z tego, ze to chyba najmilsza rzecz, jaka powiedzial jej przez caly
wieczór. Nie mogla uwierzyc, ze przejmowala sie konstelacja znamion i ze specjalnie dla niego uzyla
perfum. Ziewnela i rozejrzala sie po ogromnym pomieszczeniu.
- Nie wiem, ile tego jeszcze zniose - odparta, parodiujac slowa Beverly'ego na temat spiewu
Dana w klubie. - Ide do domu.
Beverly zagryzl usta.
- Ale przeciez jest dobrze, nie? To znaczy, na razie jest dobrze? - zapytal.
- Wlasciwie to nie - odparla Vanessa i usmiechnela sie slodko i falszywie, jak jej kolezanka z
- 79 -
klasy, Blair Waldorf, gdy w myslach mówila nauczycielowi, zeby sie wypchal i odchrzanil,
jednoczesnie próbowala urwac sie z lekcji na wyprzedaz butów Manolo Blahnika.
- Na pewno nie chcesz sie dolozyc? - zapylal Bruce, nadal mieszajac w kotle.
Vanessa odpiela kolczyk z ust i wrzucila go do srodka.
- Powodzenia - powiedziala i odwrócila sie na piecie.
Beverly i Bruce zaczeli kiwac glowami.
O ile wiemy, nadal nimi kiwaja.
co tak naprawde robia dziewczyny za zamknietymi hotelowymi drzwiami
- Pamietasz, jak bylysmy w piatej klasie i cwiczylysmy calowanie na poduszkach? - Serena
zanurzyla twarz w jedna z ogromnych, puchowych hotelowych poduch i zaczela ja obsciskiwac. - Och,
kochanie - westchnela. - Twoje usta sa takie slodkie.
Blair rzucila poduszka w tyl glowy Sereny.
- Sluchalas mnie w ogóle? - zapytala ostro. - Powiedzialam, ze prawic pocalowalam Stanforda
Parrisa Piatego!
Serena przechylila glowe i zdmuchnela z twarzy wlosy. Zdjela spódnice, a biale bawelniane
figi zjechaly jej do polowy chudego tylka.
- Wiec dlaczego tego nie zrobilas?
- Nie wiem.
Blair zdjela zloty wisiorek Yale i rzucila go na nocny stolik. Potem sciagnela przez glowe
sukienke i rozebrala sie do bielizny, Wlozyla jeden z hotelowych szlafroków frotte” i z trzaskiem
otworzyla puszke coli.
- Chcialam, ale nie moglam przestac sie smiac. Potem zrobilo mi sie tak glupio, ze wyszlam.
Serena przeturlala sie na plecy i zaczela masowac swój brzuch, jakby chciala sie pozbyc
tluszczu, którego na nim nie bylo.
- Nie uwazasz, ze to dziwne, ze jestesmy przyjaciólkami, a pociagaja nas tak rózni faceci?
Moim zdaniem to potworny snob.
Pociagaja je rózni faceci? A czy nie stracily cnoty z tym samym chlopakiem? Ale zadna z nich
nie chciala burzyc ich przyjazni, przypominajac te historie.
Blair glosno beknela.
- 80 -
- Twoim zdaniem wszyscy sa snobami. A ja mialam wrazenie, ze Stan 5 byl troche zaklopotany
faktem, ze jego juz przyjeli do Yale, gdy mu powiedzialam, ze jestem tylko na liscie rezerwowych.
Jest raptem trójkowym uczniem w Andover. Nie chodzil na zadne zaawansowane zajecia. Dostal sie
tylko dzieki dziadkowi.
Serena otworzyla szeroko oczy. Miala czwórki plus i tez nie chodzila na zaawansowane
zajecia, ale ja przyjeli. A w czasie rozmowy z panem Parrisem zdecydowala ostatecznie, ze Yale to
szkola dla niej. Czy odwazy sie powiedziec o tym Blair i popsuje rewelacyjnie zapowiadajaca sie
zabawe w hotelowym apartamencie?
Blair znowu beknela. Serena zabebnila o materac pomalowanymi na jasnorózowo
paznokciami nóg. Zastanawiala sie. E, nie, doszla do wniosku. Poza tym podejrzewala, ze Blair tak
sie przejmowala Stanem 5 tylko dlatego, ze jej zdaniem mógl jej pomóc dostac sie do Yale.
Na tym wlasnie polega klopot z najlepszymi przyjaciólkami. Czasem znaja cie lepiej niz ty
sama siebie.
- Ej, podzwonmy po ludziach dla zabawy! - krzyknela Serena, desperacko próbujac zmienic
temat.
Usiadla, zlapala telefon i szybko wybrala numer.
- Halo? Recepcja? Czy mozecie przyslac hydraulika do pokoju 448? Mamy okropny problem z...
toaleta. Rozumie pani? Super. Dziekuje. - Wybrala nastepny numer. - Prosze pana? Pokój 448? Tak, tu
recepcjonistka. Chcialam tylko pana zawiadomic, ze idzie juz do pana pan do towarzystwa, którego
pan zamawial. - Potem zadzwonila do któregos z pokojów na tym samym korytarzu. - Tatusiu, nie
moge zasnac - powiedziala dziecinnym glosikiem. - Zaspiewaj mi cos. - Facet na drugim koncu zaczal
spiewac piosenke Ravesów Lody. Mial glos zupelnie taki sam jak Damian.
Ciekawe, jak to mozliwe?
- Jej, jestes naprawde niezly - sapnela dzieciecym glosikiem Serena. - Kocham cie, tato -
zagruchala i sie rozlaczyla. Odwrócila sie do Blair. - No dobra, to bylo kretynskie.
Blair nic nie powiedziala. Nadal nie mogla uwierzyc, ze stchórzyla ze Stanem 5. To byl tylko
pocalunek, a Nate'a nawet nie obchodzilo, z kim sie calowala, bo najwyrazniej calkiem o niej
zapomnial.
Nagle ktos zapukal do drzwi.
- Cholera! - pisnela Serena, chowajac sie pod koldre. - To recepcjonistka!
Blair poprawila szlafrok i podeszla do drzwi.
- Kto tam? - zawolala, dotykajac niepewnie drzwi.
- To ja - odpowiedzial Nate.
- 81 -
Blair odskoczyla do tylu. jak porazona pradem. Znowu zacisnela pasek szlafroka.
- Kto? - zapytala poirytowana, chociaz doskonale wiedziala, kto.
- To ja, Nate - padla odpowiedz. - Moge wejsc?
- Psst! - szepnela spod koldry Serena. - Udawaj, ze jestem Stanem 5!
Blair odwrócila sie i zobaczyla, ze Serena wyciagnela sie na brzuchu pod koldra, dlugie nogi
rozrzucila szeroko, wlosy schowala dyskretnie pod poduszke, a calkiem spore stopy wystawila za
lózko. Spokojnie mozna by ja wziac za faceta. Nawet pognieciona szara spódniczka mogla byc wzieta
za porzucone bokserki.
Serena uniosla glowe i usmiechnela sie szelmowsko. Blair zachichotala i machnela reka na
przyjaciólke, zeby polozyla sie jak przedtem. Potem uchylila drzwi na pare centymetrów.
- To nie jest najlepszy moment - szepnela tajemniczo.
Nate byl rozczochrany i wygladal na zmeczonego. Wlasciwie to byla pewna, ze mial na sobie
te same rzeczy: czarna wyblakla koszulke i spodnie khaki, które nosil, gdy wychodzila od niego z
domu zeszlego popoludnia. Wlosy mial brudne, bo juz nie bylo widac w nich zlotych pasemek.
Wygladaly po prostu jak brazowe. Mial tez miedzy zebami cos brazowego, jak okruszki ciastek
czekoladowych.
Albo herbatników.
- Musze wziac prysznic - powiedzial i ziewnal.
- Ale nie tutaj - upierala sie Blair.
Poprawila szlafrok, sugerujac, ze pod spodem jest naga. Potem zrobila krok w tyl, odslaniajac
widok na pokój.
- Jestem zajeta.
Patrzyla, jak wzrok Nate'a wedruje od pomalowanych na bialo i zloto drzwi, przez zloto -
bezowy dywan, do wielkiego lózka. Dwa dni temu zlapalaby go za kark i rzucila na lózko, zeby sie
natychmiast dobrac do jego niesamowicie cudnego ciala i zeby on mógl dorwac sie do niej, tak jak to
robili, odkad postanowila isc na calosc. Ale przez cale dwa dni nie odezwal sie do niej i naprawde
powinien umyc zeby. Stracil swoja szanse.
Serena zachrapala spod koldry - perfekcyjnie udawala meskie chrapanie po solidnej dawce
seksu. Blair zacisnela zeby, zeby sie nie rozesmiac. Wlasciwie to wcale jej nie bylo do smiechu. Za
bardzo byla zla na Nate'a.
Nate przycisnal dlonie do policzków, jakby sie bal, ze eksploduje. Liczy! na to, ze zostanie dzis
wieczór z Blair, bo: a) miala apartament w hotelu i byloby super wziac mily, goracy prysznic, zajac sie
seksem, wziac kapiel z pianka, zamówic tony zarcia do pokoju i ogladac filmy az do zasniecia w swo-
- 82 -
ich ramionach; b) naprawde nie chcial wracac do domu i znosic napady wscieklosci admirala
Archibalda. Na pewno dostanie szlaban, co oznacza, ze nie bedzie sie mógl umawiac przez reszte
zycia i pewnie nigdy wiecej nie zobaczy Blair. I c) kiedy baraszkowal z Lexie, zdal sobie sprawe z
tego, ze nie ma juz ochoty calowac nikogo poza Blair.
Cóz, moze powinien pomyslec o tym wczoraj.
Serena machnela noga i ryknela przez nos jak spiacy slon.
„Kto to do cholery jest?” Nate mial wielka ochote zapytac, juz sobie wyobrazal, jak sie
zachowa, gdy uslyszy odpowiedz. Spojrzal z powrotem na Blair, która wygladala, jakby juz sie
znudzila gra, w która najwyrazniej grali.
- Bylem na lodzi - zaczal tlumaczyc. - Zgubilem telefon.
Wtedy zdal sobie sprawe z tego, ze wlasciwie to niczego nie wyjasnia.
Czasem bycie soba jest naprawde straszne, nie?
- Wracaj do domu - odprawila go Blair. - Rodzice cie szukali.
Nate opuscil rece. schowal je do kieszeni i zaczal sie cofac do windy. Spodnie mial umazane
w kroczu herbatnikami. Byl w kompletnym nieladzie.
- Nie odzywali sie jeszcze z Yale, nie? - zapytal desperacko, szukajac wspólnego tematu.
- Nie - odparla chlodno.
Nate poczekal, az Blair powie cos wiecej, ale nie odezwala sie. Przeciagnela sie i ziewnela
leniwie, jakby tak sie zmeczyla seksem z tym wielkim, napalonym ogierem, który lezal w jej lózku, ze
juz jej sie nawet nie chcialo gadac.
- Napisz do mnie e - maila albo cos takiego, dobra? - zaproponowala Nate'owi i zlapala za
klamke.
Nigdy nie porozumiewali sie z Nate'em za pomoca e - maili. Kiedy widzisz kogos nago
codziennie przez pare godzin po szkole, nie masz potrzeby pisania do niego e - maili.
Kaciki ust Nate'a opadly, jakby mial sie rozplakac. Blair nie zrywala z nim oficjalnie - nigdy nie
zrywala oficjalnie i dlatego przez ostatnie trzy lata ciagle rozstawali sie i wracali do siebie. Ale to
bylo, zanim zaczeli byc ze soba tak blisko. A teraz jakis przypadkowy facet lezal w lózku Blair.
- Dobra. Baw sie dobrze jutro w szkole.
- Do zobaczenia. - Blair zamknela drzwi. - Poszedl - szepnela.
Serena podniosla glowe z kaskada bladozlotych wlosów.
- To dopiero byla zabawa - stwierdzila, ale zabrzmialo to bardziej jak pytanie.
Blair podeszla i usiadla na brzegu lózka.
- Swietny ubaw - stwierdzila bezbarwnym glosem.
- 83 -
Spojrzaly po sobie. Zadna sie nie usmiechala.
Wreszcie Serena zachichotala.
- Pewnie byloby zabawniej, gdybym naprawde byla Stanem 5.
Blair nie odpowiedziala. Wlasciwie to wlasnie zerwala z Nate'em - znowu - po tym, jak
przegapila idealna okazje, zeby zabawic sie z chlopakiem, który mógl zalatwic jej przyjecie do Yale.
Cóz, jedno bylo pewne: nie zamierzala odpuscic sobie Stana 5.
Serena odrzucila koldre i zlapala oprawione w skóre hotelowe menu.
- Zamówmy befsztyki z poledwicy, frytki i piwo i poogladajmy stare filmy!
Zawsze byla mistrzynia w zmienianiu tematu.
Blair podciagnela stopy pod siebie i zlapala pilot. Moze bedzie jakis film z Audrey Hepburn na
TCM albo AMC. Przerzucila pare programów. Jest! My Fair Lady. No, przynajmniej tyle dobrego.
Serena zapalila merita ultra light, zaciagnela sie i wlozyla papierosa do ust przyjaciólki.
Potem wziela telefon i masujac Blair plecy, zamówila wszystko po kolei z hotelowego menu.
Moze zycie czasem dokopuje ludziom, ale Serena nie pozwoli, zeby dokopalo im.
dwoje drzwi, dalej impreza no calego
Przy tym samym korytarzu w jeszcze wiekszym apartamencie Dan, Jenny i dwoje czlonków
zespolu Raves oraz bardzo opalona Francuzka obijali sie, palac cygara, które tego dnia dostarczono
kurierem prosto z Kuby. Caly pokój byl pelen porozrywanych paczek kurierskich: brzoskwinie z
Georgii, swiece z Francji, wódka z Finlandii, mocne ciemne piwo z Irlandii, paluszki chlebowe z
Wioch, zel pod prysznic z Los Angeles i superostry cheddar z Vermont.
Jakby nie mozna bylo tego wszystkiego kupic w miescie, w którym jest wszystko.
Lloyd poprosil recepcjonistke, zeby przyslala wiecej szlafroków i wszyscy po kolei zdjeli
ubrania i wlozyli szlafroki. Jenny nie wiedziala za bardzo, co zrobic ze spodniami i koszulka, poza tym
wlasciwie nie mogla ukryc stanika, poniewaz szlafrok mial okropna tendencje do rozchylania sie w
okolicach dekoltu. Postanowila wrzucic ubrania do zloto - bialej toaletki pod urny walka, a potem
scisnela sie mocno paskiem szlafroka i wyszla z lazienki.
- Poczestuj sie brzoskwinia - zaproponowal jej Damian z uroczym irlandzkim akcentem.
Wyjal z pudelka idealnie dojrzaly owoc. Tez przebral sie w szlafrok. Jenny zastanawiala sie,
czy nadal ma na sobie bielizne. Ta mysi sprawila, ze zaczerwienila sie, a szlafrok znowu jej sie
- 84 -
rozchylil. Damian poklepal poduszke ze zlotego adamaszku, która lezala obok niego na szerokiej
kanapie.
- Chodz, siadaj. Zjedz sobie jedna, a potem pokaz, jak skopiesz mi tylek na terminatorze.
Jenny zerknela na zbiór gier lezacy na stoliku do kawy. Nigdy w zyciu nie grala w gre wideo.
- A moze wolisz cos bardziej wyrafinowanego, na przyklad swietne paluszki Chlebowe? -
zapytal Lloyd siedzacy na sofie po drugiej stronie stolika. Bebnil dwoma paluszkami o kolano. -
Swietnie wchodza z piwem. Po prostu zanurz - wyjasnil, wkladajac caly paluszek do butelki
irlandzkiego ale - i zjadaj. - Poklepal poduszke obok siebie tak jak przed chwila Damian. - Spróbuj.
Nie mogac sie zdecydowac, który chlopak jest fajniejszy, Jenny ukroila sobie malenki kawalek
cheddara z wielkiego kawalka lezacego na stoliku i przykleknela na podlodze. Monique tez siedziala
na podlodze. Palila recznie zwijana cygaretke, czytala francuski magazyn mody i sprawiala wrazenie
znudzonej, bo Dan poszedl do lazienki wziac prysznic i przebrac sie w szlafrok.
- U - la - la, wlasnie skojarzylam, kim jestes! - pisnela Monique. z podniecenia rozrzucajac
popiól na podlodze. - Jestesz ta modelka z tego fantastycznego pisma „W”. Przesliczne te zdjecia. I
ta blondynka, taka piekna, non?
- Ty jestes jeszcze ladniejsza - odparla skromnie Jenny, poruszona tym, ze zostala rozpoznana.
Zalowala, ze nie ma takiego swietnego francuskiego akcentu jak Monique. Jak sie mówi z
takim akcentem, od razu wszystko brzmi lepiej.
Dan wyszedl z lazienki z hiphopowymi ubraniami zwinietymi pod pacha. Teraz, gdy juz
zwymiotowal wszystko, co mógl zwymiotowac, i troche otrzezwial, mial ochote wywalic je przez okno.
- Ej, gosciu, nie mówiles, ze twoja siostra to cholerna modelka - stwierdzil Damian.
- Skoro cholerna Monique jest pod wrazeniem, to Jennifer musi byc cholernie dobra - dodal
Lloyd.
Chlopcy. Dac im troche mocnego irlandzkiego piwa, a nagle wszyscy zaczynaja mówic z
brytyjskim akcentem.
Dan byl tak zazenowany swoim wystepem, ze ledwo potrafil spojrzec na kumpli z zespolu.
- Pracowala troche jako modelka - wymamrotal.
Marc, basista z Raves, otworzyl drzwi do apartamentu. Wrócil ze spaceru ze swoim psem
bernenskim o imieniu Trish. Trish byla ogromna, czarna i miala slodka, brazowo - biala mordke jak
bernardyn. Marc nazwal psa imieniem swojej bylej dziewczyny, milosci jego zycia, która zerwala z
nim w dziewiatej klasie. Nigdzie sie bez Trish nie ruszal.
Jakie to slodkie. I chore.
Dan usiadl na podlodze obok siostry. Trish polozyla sie obok i oparla glowe na jego kolanach.
- 85 -
Strasznie jechalo jej z pyska, jakby najadla sie makreli i kwasnego mleka.
- Ej, Marc. okazalo sie, ze Jenny jest znana supermodelka - poinformowal kumpla Lloyd.
Basista zerknal niesmialo na Jenny, a potem wzial ze stosu hotelowy szlafrok i wlozyl go na
ubranie. Wygladal jak wspólczesna wersja wampira - mial krecone czarne wlosy, blada cere i czarne
jak wegiel oczy.
Jenny zachichotala, rozkoszujac sie tym, ze cala uwaga skupila sie na niej. Byla pierwsza w
nocy. a ona siedziala w hotelu Plaza w samym szlafroku i bieliznie z chlopakami lezc sie w takiej
sytuacji z bratem, ale z drugiej strony troche uspokajajace.
Monique przykleknela i podrapala Trish za uszami. A potem przejechala dlonia po plecach
Dana.
- Chodz do sypialni - szepnela mu do ucha.
Jenny slyszala kazde jej slowo, chociaz wcale tego nie chciala. Odwaznie wstala i usiadla na
sofie obok Lloyda. Koniec korków byla slynna modelka, mogla siadac, gdzie jej sie zywnie podobalo.
Lloyd dal jej paluszek chlebowy.
- W poludniowych Wloszech uwaza sie je za afrodyzjak.
- Klamczuch! - Damian rzucil dojrzala, soczysta brzoskwinia w glowe Lloyda.
Nie trafil i owoc roztrzaskal sie na nieskazitelnie bialej scianie za sofa.
- Nie sluchaj tego glupka, on ciagle sypie takimi tekstami - ostrzegl ja Damian, nagle tracac
irlandzki akcent.
Zaniósl na sofe trzy joysticki i usiadl, wiec Jenny siedziala teraz wcisnieta miedzy Damiana i
Lloyda.
Bylo jej nawet fajnie.
Stopy ja swierzbily, a w uszach szumialo. Nastepnego dnia szla do szkoly, ale byla
supermodelka i siedziala w hotelu z trzema slynnymi gwiazdami rocka. Szkoda, ze Serena jej nie
widzi.
Monique zmusila Dana do wstania. Damian kopnal ja w tylek, ale ona udawala, ze niczego
nie zauwazyla. Zaciagnela Dana do sasiedniej sypialni i zatrzasnela za soba drzwi.
- Nie halasujcie za bardzo! - wrzasnal Damian.
Marc polozyl sie w miejscu, w którym wczesniej siedzieli Dan i Monique. Oparl glowe na psie.
Trish polizala go w blady policzek i objela za szyje ogromna czarna lapa.
Och. Jaka sliczna para.
Jenny nigdy w zyciu nie czula sie tak stawna - i wszystko to zawdzieczala bratu. Zasluzyl sobie
na jakas przypadkowa francuska dziewczyne. A Jenny zasluzyla sobie na siedzenie miedzy dwoma
- 86 -
najslodszymi facetami, jacy kiedykolwiek zdobili okladke „Rolling Stone”. Gdyby tylko jakis
fotoreporter zapukal wlasnie do drzwi i zrobil im zdjecie. Chciala, zeby swiat sie o tym dowiedzial - to
bylo zbyt piekne, zeby tego nie rozglosic, nawet jesli mialaby przez to straszne klopoty.
Spokojnie, kochana, jakims cudem swiat i tak sie o wszystkim dowie.
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
A MYSLELISCIE, ZE HOTEL TRIBECA STAR JEST TAKI SUPER
Hotel Plaza przezywa odrodzenie, i to wielkie. Kilku naszych ulubienców szalalo zeszlego wieczoru w
hotelu Plaza. Sprawa rozegrala sie zbyt pózno, zeby trafila do dzisiejszych gazet, ale zalogujcie sie na
szóstej stronie internetowego wydania „New York Posta”, a wszystko znajdziecie. Cala czarno - biala
galerie zdjec ze sliczna, mala J, która czolowy gitarzysta Ravesów caluje na pozegnanie w usta na
krytych czerwonym dywanem schodach hotelu Plaza i która dostaje klapsa w tylek paleczkami od
perkusisty, obejmujacego ja po chwili w niedzwiedzim uscisku. Miala na sobie hotelowy szlafrok, bo
beztrosko zostawila ubranie w apartamencie. Potem posylala z taksówki pocalunki jak wspólczesna
Marylin Monroe.
J nie byla w tym budynku jedyna modelka, która spedzila czas z gitarzysta z Ravesów. Ktos z obslugi
hotelowej nagral, jak gitarzysta spiewal przez wewnetrzny telefon dla S. Zakonczyla rozmowe,
mówiac „Kocham cie, tatusiu”. Czyzby?
Ale co z jego slubem z pewna tajemnicza Francuzka, który odbyl sie jakis rok temu podczas prywatnej
uroczystosci na St. Barts? Jesli sie przyjrzycie uwaznie zdjeciu, na którym caluje J. to widac, ze ma
zlota obraczke na serdecznym palcu lewej reki... I byla tam tez pewna sliczna Francuzka, tyle ze
- 87 -
zajeta D, nowym glosem zespolu. Jego publiczny debiut byl wlasciwie dosc zenujacy, ale jak to
zwykle bywa z Francuzkami, pewnie za bardzo sie napalila, zeby zwrócic na to uwage.
Najdziwniejsze jest to, ze S nocowala w apartamencie B, co przywoluje z powrotem te wszystkie
opowiesci o ich wspólnych goracych kapielach, kiedy zajmowaly sie czyms, co najlepiej mozna by
okreslic jako maly „kobiecy duecik”. Jakby sprawy nie byly juz dosc skomplikowane i pikantne!
COS NA TEMAT FRANCUZEK
Wiem, ze juz nieraz pomstowalam na ten temat, ale dlaczego dziewczyny, które chodza do L'École
Française, wygladaja na dwadziescia piec, chociaz maja dopiero czternascie lat? I jak to sie dzieje,
ze wszyscy faceci, za którymi wzdychamy - mniej lub bardziej potajemnie - slinia sie na ich widok? A
jakie to denerwujace uslyszec, jak grupka dziewczyn z L'École obgaduje cie na imprezie - po
frangielsku, wiec nie rozumiesz z tego ani slowa! Pija tylko goraca czekolade i jedza frytki, pala
jednego papierosa za drugim i nigdy nie widzi sie ich biegajacych po parku albo grajacych w hokeja
na trawie w Central Parku. Ale zadna z nich nie jest gruba ani nie ma pryszczy. Zupelnie jakby ich
mcre i grandmcre zapoznaly je z kosmetykami Lancôme'a i Chanel, kiedy jeszcze byly malenkie i
teraz ich ciala przesycone sa kwasami alfa - hydroksylowymi - albo czyms w tym guscie - dzieki
czemu maja idealna cere i idealne ciala oraz stopy, którym najwygodniej jest na
siedmiocentymetrowych obcasach. Ich szkola nawet zezwala na obcasy - w przeciwienstwa do
pozostalych szkól dla dziewczat w Upper East Side, co tylko potwierdza moje spostrzezenia. A jesli
chodzi o edukacje, najwyrazniej maja zupelnie inny program. Nie znaczy to, ze im zazdroscimy, nic z
tych rzeczy.
Inni na celowniku
Mama B we wloskim konsulacie wymachuje ksiazeczka czekowa - co ona wlasciwie kombinuje? K i I
funduja sobie wosk w okolicach bikini w Maria Bonita, w malenkim salonie w NoLita zaraz obok
Sigerson Morrisona, gdzie akurat mieli wyprzedaz. C (który wypadl poza zasieg radaru, odkad nie
przyjeli go do zadnego college'u, do którego zlozyl podanie) zabiera swoja biala malpke, zeby... hm...
pomogli jej w dyskretnej klinice w Chelsea. Najwyrazniej malpka przejela od wlasciciela sklonnosc
do flirtów i rzucala sie na kazdego psa, kota i fretke z sasiedztwa.
- 88 -
Wasze e - maile
P: Droga P!
Wiem, ze to ty zrobilas ten film, którym wszyscy tak sie ekscytuja w Cannes. Na co
czekasz? Zabieraj tylek i lec po nagrode!
gr.ryba
O: Droga gr.rybo!
Mozesz sobie myslec, ze damie wypada zaprzeczac, ale powtarzam po raz ostatni: nie mam
zielonego pojecia, o czym mówisz! Milej zabawy w Cannes.
P
P: Droga P!
Co mamy robic przez reszte roku, skoro juz wiemy, do którego college'u idziemy?
znudz
O: Droga znudz!
Blagam - przeciez na to wlasnie czekalysmy, nie? Nadszedl czas na zakupy, picie, jedzenie i
cieszenie sie zyciem, nie? Czas, zeby byc soba. Jesli nie masz wlasnego basenu, postaw
sobie za cel zaprzyjaznienie sie z kims, kto ma dojscie do basenu, i przez reszte maja zajmuj
sie przebieraniem w kolejne bikini Eres!
P
P: Droga P!
Jesli naprawde, ale to naprawde lubi sie jakas dziewczyne, która caly czas cie olewa, to co
robic?
rzuconyrazy2
O: Drogi rzuconyrazy2!
Po pierwsze, zmien swój pseudonim na cos bardziej optymistycznego i atrakcyjnego typu
„superprzystojniak”. Po drugie, upewnij sie, ze twój dezodorant dziala jak trzeba i ze nie
ubierasz sie jak ostatni frajer. Potem umów sie z nia, najlepiej w takim miejscu, gdzie sa lu
dzie, których ona zna i z którymi dobrze sie czuje, dzieki czemu bedzie sie dobrze bawic,
- 89 -
nawet jesli dojdzie do wniosku, ze jestes niesmialym frajerem, którym absolutnie nie jest
zainteresowana. Powodzenia!
P
Jest poniedzialek - czas isc do szkoly. Wiem: nuda! Ale tak realnie rzecz biorac - czy po takim
weekendzie, mozna sie nudzic? Jak wilk w owczej skórze wszystkie wygladamy niewinnie w naszych
szkolnych mundurkach, ale ten weekend nie minie bez echa.
Pierwsza dam wam znac, gdzie bedzie najgorecej!
Wiem, ze mnie kochacie.
plotkara
J, B i S zdecydowanie wylatuja
- Slyszalam, ze ta zdzira byla z kazdym facetem z zespolu, normalnie grupowy seks. Poszla
nawet z liderem, a to przeciez jej brat! - szepnela Kati Farkas do najlepszej przyjaciólki i
wspólorganizatorki weekendu pieknosci, Isabel Coates.
Kati rozczesala dlugie, jasnorude wlosy rózowym, szylkretowym grzebieniem i wygladzila je
dlonmi.
- Widzialas te zdjecia w internetowym „Post”? Nawet nie raczyla sie ubrac przed wyjsciem z
hotelu!
Obie dziewczyny wygladaly przez okno biblioteki z drugiego pietra szkoly Constance Billard.
Udawaly, ze ucza sie na pamiec zabawnej ulotki na temat dziewczyn w bikini i z maseczkami z blota,
które mialy zamiar wylozyc w szatni dla ostatniej klasy, zeby rozreklamowac weekend pieknosci,
chociaz takie wydarzenie wcale nie potrzebowalo reklamy. Wszystkie zaproszone dostana torbe
pelna prezentów - wspanialych, nowych kosmetyków Origins, a ich cera bedzie jasniec, az do
rozdania dyplomów. To bedzie najbardziej udany dzien wagarowicza w historii szkoly.
Isabel zabrala Kati grzebien i zaczesala gladkie, ciemne wlosy w konski ogon.
- Slyszalam, ze Nate i jego kumple prawie zgineli w katastrofie na morzu, ale Blair byla zbyt
zajeta zabawianiem sie - znowu! - z Serena. Wyobrazasz sobie? Dowiedziec sie, ze twoja dziewczyna
zdradza cie z druga dziewczyna?
Kati wykrzywila sie i wzdrygnela.
- 90 -
- Ohyda.
Isabel przycisnela do szyby zadarty nos.
- Patrz!
Blair i Serena szly pospiesznie Dziewiecdziesiata Trzecia, trzymajac sie pod ramie i
usmiechajac chytrze, jakby dzielily ze soba wyjatkowo zabawny sekret. Zamiast powszechnie ak-
ceptowanej spódniczki do polowy uda, Blair miala na sobie mundurek siegajacy kolan. To bylo
oczywiste, ze pozyczyla go od Sereny.
Prosze, prosze.
Kiedy dziewczyny skrecaly w strone wielkich niebieskich drzwi, pod szkola zatrzymala sie zólta
taksówka i wysiadla z niej Jenny Humphrey. Zajadala paluszek chlebowy. Udalo jej sie przebrac. Nie
miala juz na sobie szlafroka hotelowego, lecz rózowa koszulke i bialo - niebieski letni mundurek Con
stance Billard. Na nogi wlozyla naprawde ladne, jaskraworózowe sandaly na koturnach od Jimmy
Choc, które absolutnie lamaly szkolne przepisy, a na nos ogromne, ciemne okulary w
rózowoszylkretowej oprawce od Jackie O.
Ups, nie patrz w tamta strone, ale ktos tu mysli, ze jest superlaska.
- Skad ona wytrzasnela te buty? - sapnela Kati z niedowierzaniem.
- To pewnie podróbki, po prostu z tej odleglosci nie widac - odparla Isabel.
Zadna z dziewczyn nie chciala przyznac, co tak naprawde sobie pomyslaly: ze to Damian albo
Lloyd z Ravesów dal jej te buty i okulary. Bo to bylo absolutnie w zlym guscie zazdroscic takiej
gówniarze.
Ledwo Serena, Blair i Jenny przestapily próg szkoly, a juz zaczepila je potworna dyrektorka
Constance Billard, pani M.
- Dziewczeta - polecila pani M. - Chce porozmawiac z wami trzema w moim gabinecie. Wasi
rodzice juz jada.
Co takiego? - pomyslaly jednoczesnie wszystkie trzy.
Zapowiada sie niezla zabawa.
Twarz pani M. byla miekka jak ciasto. Wlosy miala ufarbowane na kasztanowo i przypominala
lalke szmacianke Raggedy Ann. Nosila trwala w drobne loczki, dzieki czemu wygladala slodko jak
babunia. Ale pozory myla: w zadnym razie nie byla slodka. Wlasciwie to byla wielka, zlosliwa, stara
lesba, która podobno miala dziewczyne - traktorzystke na farmie w stanie Nowy Jork i tatuaz na udzie
Ujezdzaj mnie, Vonda.
- Usiadzcie, dziewczeta - rozkazala, sadowiac swój szeroki tylek, ubrany w granatowy zakiet
- 91 -
na krzesle - antyku za ogromnym mahoniowym biurkiem.
Caly gabinet pani M. byl urzadzony w kolorach bieli, czerwieni i granatu. Uczennice wlasciwie
nie byly pewne, czy to znaczy, ze uwazala sie za prezydenta, czy ze po prostu czuje sie patriotka.
Oszolomione przysiadly poslusznie na twardej niebieskiej sofie naprzeciwko biurka dyrektorki.
Ledwo miescily sie na tej dwuosobowej kanapie, ale scisniete czuly sie razniej.
- Dwie z was w przyszlym miesiacu koncza szkole, co oznacza koniec mojej odpowiedzialnosci
- zaczela pani M, - Ale trzecia dopiero zaczela swoja kariere w szkole sredniej, a juz zmierza w bardzo
zlym kierunku i nie ma za co dziekowac starszym kolezankom. - Poprawila okulary na nosie i
przekartkowala stos akt lezacy na jej biurku. - Wszystkie trzy znalazlyscie sie w bardzo niepewnym
polozeniu.
Blair otworzyla usta. zeby sie odezwac, ale zamknela je. gdy w drzwiach gabinetu pojawila sie
jej matka w bialym stroju do tenisa, niosaca kwilaca Yale w nosidelku z Burberry. Paski nie zostaly
dobrze dopasowane, wiec nosidelko obijalo sie matce o biodro jak nieporeczna torba z uszami.
- Wypróbowuje te nowa rzecz, która sie nazywa „umacnianie wiezi” - wyjasnila zdyszana
Eleanor. - Dzieki temu dzieci sa bardziej zwiazane z rodzicami i potem bardziej pewne siebie. -
Zachichotala i poprawila niezgrabnie ramiaczko od nosidelka. - Wydaje mi sie, ze powinno sie z tym
chodzic przez caly dzien, ale kto ma na to czas? Gram w tenisa w klubie, jem lunch z Danielem, mam
maseczke w salonie Arden, a potem wyjezdzamy w tym tygodniu z Cyrusem do Bridgehampton. Pól
godziny w poniedzialki i w srody, tylko tyle czasu mam na te wiez!
Ale i tak nalezy jej sie punkt za starania.
- Och, Blair, u Diora maja wyprzedaz próbek, pomyslalam, ze mozesz miec ochote tam pójsc.
W poludnie. Mozemy sie spotkac na miejscu.
Pani M. uniosla nieprzyzwoicie zarosnieta brew. Zakupy w czasie lekcji - niech Bóg broni!
Chociaz, gdyby chodzilo o wyprzedaz w Talbots. to moze sama by sie skusila.
- Pani Rose. - Pani M. wskazala fotel z wysokim oparciem stojacy obok kapany, na której
przysiadly dziewczyny. - Rozumiem, ze jest pani zajeta, ale chcialam wyrazic swoje zaniepokojenie
faktem, ze pani córka mieszka w hotelu. Zwazywszy, ze przyjecie do Yale wciaz nie jest pewne, nie
sadze, aby wypadalo, by mloda kobieta mieszkala w takim... - urwala, szukajac wlasciwych slów -
niestosownym miejscu.
Eleanor rozpromienila sie bezmyslnie do dyrektorki. Zauwazyla. Ze Blair zniknela na weekend,
ale nie wiedziala za bardzo, dokad poszla, i nie zauwazyla, ze córka nie wrócila wczoraj na noc do
domu, poniewaz wyszli z Cyrusem na koktajl party z okazji otwarcia jego nowego budynku i wrócili
prawie przed druga. Usiadla w fotelu na lewo od biurka, skrzyzowala nogi i wsunela sobie Yale pod
- 92 -
pache, jakby to byla najnowsza torebka z kolekcji Hermes Birkin. Yale zaczela zawodzic w protescie,
ale Eleanor nadal sie usmiechala, jakby nie bardzo wiedziala, co zrobic.
Blair wiercila sie niespokojnie. Czy pani M., widzac jej matke, nie rozumiala, dlaczego Blair
musiala zamieszkac w hotelu?
- Blair ostatniej nocy spala u mnie - sklamala Serena. Jak na kogos, kto przypominal Barbie z
Upper East Side, potrafila naprawde szybko reagowac, niezaleznie od sytuacji. - Prosze spojrzec,
pozyczyla ode mnie mundurek.
- To dlaczego przez caly ranek musialam odpowiadac na telefony rodziców uczennic, tych
obecnych i tych przyszlych, zatroskanych o swoje córki, które moga wyladowac w hotelu z pijanymi
gwiazdami rocka? - zapytala ostro pani M. - Otrzymalam nawet telefon z wydawnictwa.
Poinformowano mnie, ze w przyszlym roku Constance Billard przypadnie zaszczyt wpisania na ich
liste pieciu najlepszych szkól, do których nalezy wyslac córke, jesli sie pragnie, aby zostala slawa
albo spotykala sie ze slawa.
- Super - wyrwalo sie Jenny, która natychmiast pozalowala swojej reakcji.
Pani M. rzucila jej spojrzenie, które mówilo: „nawet nie waz sie zaczynac, ty bezczelna
smarkulo”. Dyrektorka nie miala pojecia, co doradzic Eleanor w kwestii wychowywania córki. Pewnie
nieraz jej sie to zdarzalo, zwazywszy, ze wiekszosc rodziców uczennic z Constance Billard nie
wychowywalo córek samodzielnie. Wyreczali sie wieloma ludzmi.
- Jestem pewna, ze jesli dziewczeta byly razem, nie mogly za bardzo nabroic - stwierdzila
Eleanor z wiekszym sprytem, niz Blair by ja o to podejrzewala.
- Nawet nie wychodzilysmy z pokoju - dodala Blair i znowu ugryzla sie w jezyk.
O co wlasciwie chodzi? Serena przeciez powiedziala, ze nocowaly u niej.
Wtedy w drzwiach pojawila sie matka Sereny, Lillian van der Woodsen, oraz ojciec Jenny,
Rufus Humphrey. Rufus nie przywykl do wychodzenia z domu, a nawet budzenia sie przed jedenasta i
byl jeszcze bardziej niz zwykle potargany i rozwichrzony. Dlugie szpakowate wlosy upial do góry w
kok ogromna, blyszczaca fioletowa spinka, która Jenny kupila w czwartej klasie. Mial na sobie szare
spodnie od dresu, które przycieto do polowy lydki, i czerwona flanelowa koszule z podwinietymi
rekawami. Z kieszeni na piersi wystawala mu paczka cameli - Buty mial calkiem w porzadku -
brazowe mokasyny - tyle ze zle wygladaly ze spodniami od dresu i naprawde fatalnie na golych
stopach.
Pani van der Woodsen jak zwykle wygladala szykownie i byla calkowicie opanowana.
Roztaczala won swiezo scietych lilii i francuskiego mydla. Skrzyzowala dlugie, opalone rece na piersi,
nie zwazajac na to, ze pogniecie sobie lniana mietowa sukienke od Chanel. Chciala miec absolutna
- 93 -
pewnosc, ze zadna czescia swojego ciala nie zblizy sie za bardzo do Rufusa.
- Przepraszam za spóznienie na ten proces inkwizycji - burkna! Rufus. Rzucil Jenny grozne
spojrzenie. - Za nic w swiecie nie chcialbym tego przegapic.
Pani van der Woodsen podeszla do dyrektorki i uprzejmie pocalowala ja w policzek. To byl
pocalunek w stylu tych, jakimi dobroczyncy obdarzaja dyrektorów organizacji, którym hojnie
przekazuja miliony dolarów.
- To przeze mnie dziewczeta spóznily sie do szkoly - przyznala sie pani van der Woodsen. -
Kierowca mial szybko odebrac moja sukienke z pralni chemicznej, wiec musialy isc piechota.
Serena rzucila matce pelne wdziecznosci spojrzenie, a matka zmruzyla oczy z milczacym
zrozumieniem.
Teraz juz wiemy, po kim Serena odziedziczyla umiejetnosc wykorzystywania swojego wdzieku
w trudnych sytuacjach.
Mala Yale nagle wydala z siebie odglos, który publicznie moga wydawac tylko malutkie
dzieci. Eleanor wyciagnela komórke i wybrala numer do nianki. Miala juz dosc tego umacniania
wiezi, serdecznie dosc. Nie zamierzala ryzykowac, ze przyjdzie jej zmieniac pieluche.
- Zostan w samochodzie, zaraz przyjde - polecila goraczkowo.
Pani M. jakby nagle zdala sobie sprawe z tego, ze w gabinecie znajduje sie zbyt wiele osób i
jesli czegos nie zrobi, sytuacja stanie sie naprawde dziwaczna.
Chociaz juz bylo wystarczajaco dziwacznie.
Westchnela ciezko, jakby weekend w Woodstock przy koszeniu siana z Vonda skonczyl sie
zbyt szybko i zblizal sie czas, zeby pomyslec o wczesniejszej emeryturze.
- Sereno, Blair. Jestescie w ostatniej klasie, a wasi rodzice to zajeci ludzie. Zostanmy wiec
przy tym: moze juz niewiele brakuje wam do doroslosci, ale wole, zebyscie spaly we wlasnych
lózkach, zwlaszcza jesli nastepnego dnia jest szkola.
Eleanor kiwnela glowa i pospiesznie zgarnela zawodzaca Yale do nosidelka. Najwyrazniej nie
mogla sie doczekac, kiedy bezpiecznie odda córke w sprawne rece niani. Pani van der Woodsen
usmiechnela sie smutno, jakby byla pewna, ze jakkolwiek Serena narozrabia, da sie to latwo
zalagodzic demokratycznym pocalunkiem w policzek i obietnica wiekszej dotacji na fundusz
rozwojowy Constance Billard. Rufus chrzaknal, jakby nie mógl sie doczekac, kiedy zostanie sam na
sam z Jenny oraz pania M.. zeby mógl wygarnac obu, co o tym wszystkim mysli.
Rozlegl sie dzwonek oznaczajacy koniec pierwszej tury zajec.
- Mozemy juz isc do klasy? - zapytala slodko Blair, jakby przegapienie WF - u rzeczywiscie
moglo jej popsuc dzien.
- 94 -
- Mozecie - zgodzila sie pani M.
Serena i Blair wstaly, zostawiajac Jenny sama na kanapie.
- Tylko pamietajcie, dziewczeta - dodala dyrektorka - college moga odwolac decyzje o
waszym przyjeciu, jezeli nie utrzymacie stosownego poziomu.
- Dziekujemy za ostrzezenie - odparla Serena, poslusznie kiwajac glowa i prawie dygajac.
Potem zlapala Blair za lokiec i wyciagnela ja z gabinetu. Pocalowaly sie z matkami na
pozegnanie i ruszyly schodami do szatni dla najstarszej klasy, trzy razy po drodze powtarzajac sobie
po drodze pod nosem: „Co to do cholery bylo?”
- Jennifer - powiedzieli pani M. i Rufus niemal jednym glosem.
Jenny skrzyzowala nogi w kostkach i przysiadla na dloniach. Poczula sie bardzo mala i jak na
widelcu, kiedy starsze kolezanki wyszly. Ojciec usiadl obok niej na kanapie i objal ja za ramie.
Pachnial nieswiezymi bajglami z cebula i kiepska kawa. W spodniach mial powypalane papierosami
malenkie dziurki.
- Zawsze bylas dobrym dzieckiem. - Uscisnal córke. - Dobre oceny. Wspaniala artystka. Duzo
czytalas. Bylas mila dla ojca. Przewaznie. - Rzucil pani M. rozbawione spojrzenie. - Chcesz mi
powiedziec, ze przez wszystkie te lata odnosilem mylne wrazenie?
Pani M. po raz pierwszy od tygodni szczerze sie usmiechnela. Lubila Rufusa Humphreya.
Jasne: wygladal niechlujnie i nieodpowiednio sie zachowywal, ale byl samotnym ojcem, który
wychowywal dwójke dzieci i odwalal przy tym kawal niezlej roboty. Jedyny klopot w tym. ze mieszkal
po drugiej stronie parku i nie przestrzegal regul, zgodnie z którymi grala reszta mieszkanców Upper
East Side, odkad zaczeli zlobek przy Brick Church na Park Avenue. Nigdy nie dal nawet centa w darze
dla szkoly ani nie bral udzialu w zbieraniu funduszy, Nigdy nie zaproponowal, ze wybuduje szkole
nowa biblioteke, sale gimnastyczna albo basen, jesli to zagwarantuje Jenny po ukonczeniu szkoly
miejsce w Harvardzie. Byl tez bardziej opiekunczy w stosunku do córki niz wiekszosc rodziców, z któ-
rymi dyrektorka miala do czynienia, glównie dlatego, ze sam zmienial jej pieluchy, siedzial przy niej,
gdy nie mogla zasnac, i sam ja karal, gdy zrobila cos zle, wiec czul wieksza odpowiedzialnosc za jej
zachowanie.
Rety, niezla wpadka.
Jenny miala nadzieje, ze to jeden z tych jej zwariowanych snów, jakie czesto miewala, kiedy
zjadla za duzo czekoladowych paczków. Ale paczków, oczywiscie, nie jadla. O ile pamietala, na
kolacje zjadla tylko szesc paluszków chlebowych przywiezionych kurierem prosto z Wloch do
pewnego apartamentu w hotelu Plaza.
- 95 -
Nie wspominajac o siódmym, który jako pamiatke zawinela w haftowany zlota nicia hotelowy
recznik.
- Dziekuje za bezzwloczne zjawienie sie, panie Humphrey - zaczela pani M. - Musze przyznac,
ze sie z panem zgadzam. Jennifer jest inteligentna, twórcza i zwykle niesprawiajaca klopotów
dziewczyna. Jednak ostatnio zaczyna slynac z... róznych drobnych szalenstw, które sprowokowaly
rodziców jej kolezanek do zadawania pytan.
Rufus z zaklopotaniem pociagnal sie za brode. Jako samozwanczy anarchista musial czuc sie
dosc niezrecznie, siedzac w patriotycznym gabinecie pani M., przedstawicielki wladzy, i wysluchujac
jej wynurzen o rzekomych wybrykach córki.
- Co ma pani na mysli. mówiac o „róznych drobnych szalenstwach”?
Pani M. zdjela okulary i ostroznie zlozyla je przed soba.
- Panie Humphrey, czy zdaje pan sobie sprawe, ze pana córka nie spedzila ostatniej nocy w
domu?
Rufus skinal glowa.
- To jakis problem?
Jenny zachichotala, a potem zaslonila usta dlonia.
- A jak pan sobie wyobraza, gdzie byla? - dopytywala sie uporczywie pani M., a jej miekka
twarz lalki szmacianki stawala sie coraz bardziej surowa i zawzieta.
Rufus zachnal sie, a Jenny wyczula, ze gotuje sie w nim krew anarchisty.
- Nie musze sobie wyobrazac, gdzie byla. Powiedziala mi. Nocowala w domu przyjaciólki,
Elise. Gdzies tu w poblizu.
- Elise Wells - wyjasnila zachryplym glosem Jenny. - Chodzi ze mna do klasy.
- Tak. Cóz. Elise nie spóznila sie dzis godzine do szkoly. Wlasciwie to zjawila sie tu
punktualnie i... sama. Z kolei pana córka dopiero co przyjechala. To dlatego, ze musiala pojechac do
domu, zeby sie przebrac, poniewaz spedzila noc w hotelu, w apartamencie, z dosc znanym zespolem
rockowym.
Rufus rozdziawil usta, odslaniajac krzywe zeby z nalotem od kawy. Po raz pierwszy odebralo
mu mowe. Jenny skrzyzowala rece na piersiach i wbila wzrok w ciemnoniebieski dywan.
- I to nie pierwsza jej wpadka - ciagnela pani M. - Byl tez kompromitujacy film z nia i pewnym
chlopcem, film, który kilka miesiecy temu krazyl po Internecie. Po tym zajsciu wyslalam panu lisi z
sugestia, zeby Jennifer kilka razy w tygodniu spotkala sie po szkole z terapeuta, ale pan nigdy nie
odpowiedzial. A w zeszlym miesiacu Jennifer pojawila sie w popularnym czasopismie dla nastolatek
w samym staniku do cwiczen, co zaniepokoilo spora grupe rodziców jej kolezanek. Glównie tych,
- 96 -
którzy maja dorastajacych synów.
Rufus otarl twarz reka.
- Jezu. Jenny - westchnal.
Nawet ona musiala przyznac, ze pani M. powiedziala to tak, jakby Jenny byla zwykla zdzira -
ale nie zamierzala sie bronic. Poza tym zwykle byla grzeczna, wiec to bylo ekscytujace okazac sie dla
odmiany zla dziewczyna.
- Wiec zawiesicie ja czy jak? - zapytal ojciec.
Tak. poprosze, pomyslala z radoscia Jenny. I wyslijcie mnie prosto do szkoly z internatem.
Pani M. pokrecila glowa.
- Jeszcze nie. To tylko ostrzezenie. Jesli jednak Jenny nadal bedzie sie zachowywala w sposób
razacy albo przysparzajacy trosk kolezankom i ich rodzicom, bede musiala przedsiewziac srodki, które
zadbaja o dobre imie szkoly.
Zadzwonil trzeci dzwonek, oznaczajacy rozpoczecie sie drugiej tury zajec.
- Strace lekcje laciny - pisnela Jenny. - Moge juz isc?
- Nie tak szybko, panienko! - wrzasnal ojciec, mocniej lapiac ja za ramiona.
Rufus mial miekkie serce, ale potrafil stosowac surowe srodki dyscyplinarne, kiedy sie
naprawde wsciekl.
- Juz dobrze, mozecie oboje wyjsc - odparla pani M.
Odgarnela wlosy i skrzyzowala rece na piersiach, wygladajac na lesbijke jeszcze bardziej niz
zwykle.
Jenny skoczyla na równe nogi i pospiesznie wybiegla z gabinetu, zanim zdazyl dorwac ja
ojciec i rzucic swoje ostatnie slowo oraz zanim pani M. zdolalaby odeslac ja do domu za
nieprzepisowy strój.
- Wyglada pan na zmeczonego, panie Humphrey. - Jenny uslyszala za plecami glos dyrektorki.
- Mam wspaniala farme w Woodstock. Prosze nas kiedys odwiedzic.
- Woodstock... Uwielbiam Woodstock! - wykrzyknal Rufus. - Biwakowalem tam w tysiac
dziewiecset siedemdziesiatym czwartym. Mieszkalem w furgonetce z kilkoma kumplami - poetami...
Jenny popedzila na góre na zajecia z laciny, dziwnie podekscytowana tym. jak niewiele
brakowalo, zeby wydalili ja z Constance. Co z tego, jesli pojawila sie na zdjeciach w rubrykach z
ploteczkami jako niezidentyfikowana, niska cizia o kreconych wlosach, która zachowywala sie w
skandaliczny sposób? W koncu zostanie rozpoznana jako dziewczyna, która zawsze trzyma sie blisko
Ravesów. Ludzie ciagle beda ja pytac, czy spotyka sie z Damianem. Bedzie twarza ze strony szóstej,
tak jak zawsze o tym marzyla.
- 97 -
osobisty przypal N
- Pyrrusowe zwyciestwo - pan Knoeder. jak zawsze, mamrotal w sposób, za którym absolutnie
nie dalo sie podazyc. - Archibald. Jestes tu z nami duchem?
Nate nie odrobil pracy domowej. Nawet nie bardzo wiedzial, jaki jest dzien tygodnia. Obudzil
sie, wzial prysznic i podreptal do szkoly, majac nadzieje, ze sie zorientuje. A teraz ten padalec,
nauczyciel od historii, chcial, zeby odpowiedzial mu na jakies idiotyczne pytanie dotyczace wojny w
Wietnamie, o której wszyscy wiedzieli, ze byla totalnym przypalem.
- Pyrrus byl greckim królem czy kims takim, który skopal tylek Rzymianom w czasie jakiejs
bitwy, ale bylo przy tym mase ofiar - uslyszal wlasne slowa Nate.
Nic dziwnego, ze dostalem sie do Yale i Brown, pomyslal. Jestem cholernym geniuszem!
- Wlasciwie to byla bitwa pod Pyrrusem - poprawil go pan Knoeder. Zaczal pisac cos na
tablicy, jednoczesnie grzebiac malym palcem w uchu. Chlopcy ze szkoly Swietego Judy nazywali go
panem Bezinteresownym, bo nosil spodnie tak wysoko podciagniete i tak obcisle, ze absolutnie nie
mógl miec zadnego interesu. - Ale twoja odpowiedz jest z grubsza dobra.
Nate wyciagnal komórke i zaczal pisac do Jeremy'ego, który siedzial w tym samym rzedzie,
cztery lawki dalej.
EJ, DZIEKI FRAJERZE - napisal.
WIDZIMY SIE POTEM? - odpisal Jeremy.
NIE. MAM SZLABAN - odpowiedzial Nate.
PRZYKROSC - B & TEN DZIECIAK - napisal Jeremy.
Nate pochylil sie nad lawka i rzucil kumplowi rozdraznione spojrzenie, mówiace „wyjasnij,
prosze”.
GOSTEK Z IMPREZY YALE, KTÓRY SPIKNAL SIE Z B - wytlumaczyl Jeremy.
Wiec to z nim Blair wyladowala w lózku zeszlego wieczoru. Nate byl zbyt przygnebiony, zeby
odpisac. Zostawil Blair sama na niecaly dzien, a ona juz musiala spiknac sie z jakims dupkiem na
imprezie Yale, na która pewnie nawet nie dostala zaproszenia? Powinien sie wsciec. Zamiast tego
jednak czul sie przygnebiony. Powinien zjawic sie na tej imprezie. Moze nawet zabralby ze soba Blair.
Mogliby rozmawiac o przyszlosci, a potem pójsc do lózka. Mogloby byc romantycznie. Ale on jak
zwykle wszystko schrzanil.
- 98 -
Cóz, teraz juz wie: moze zdradzanie nie jest takie nieprzyjemne, ale bycie zdradzonym
zdecydowanie boli.
Chrzanic to, pomyslal Nate. Podniósl reke.
- Panie Knoeder, czy moge wyjsc? Chyba sie zatrulem.
No nie, daj spokój. Stac cie na wiecej.
Pan Knoeder nawet go nie uslyszal. Sial odwrócony i byl zajety rysowaniem fioletowa kreda
szczególowej mapy Sajgonu. Nate napisal do Jeremy'ego smutne NARA, zebral rzeczy i wysliznal sie z
klasy. Reszta kolegów z lekcji historii Stanów Zjednoczonych popatrzyla za nim, zastanawiajac sie,
dlaczego oni nie maja dosc odwagi, zeby zrobic to samo.
Nate wrzucil ksiazki do szafki w podziemiach i zatrzasnal drzwiczki. Pieprzyc prace domowe,
pieprzyc szkole. Dostal sie juz do college'u, a skoro ma szlaban, równie dobrze moze siedziec w
domu, zajadac czekoladowe ciastka i palic trawe. Urwie sie z reszty zajec, wypali wielkiego, grubego
skreta, wypelni odpowiednie formularze i wysle zadatek do Yale. Co z tego, ze obiecal Blair, ze nie
pójdzie do Yale, jesli ona sie tam nie dostanie? Wszystkie obietnice, jakie sobie zlozyli, zostaly
zlamane, a prawda jest taka, ze w Yale maja najlepsza druzyne lacrosse i obiecali, ze na drugim roku
zostanie kapitanem. Chcial tam pójsc, przez wzglad na Blair.
Z posepna stanowczoscia ruszyl do domu. próbujac pozbyc sie z pamieci obrazu chudego,
chrapiacego dupka kradnacego cudze dziewczyny, który spal w hotelowym lózku Blair. Jednakze
wysianie zadatku do Yale bedzie zwyciestwem krwawo oplaconym. Kiedy Blair sie dowie, bedzie
zionac ogniem.
Chyba ze juz jej nie zalezy - co byloby jeszcze bardziej przerazajace.
D - przyszlosc hip - hopu
Szkola srednia Riverside miescila sie w ceglanym kosciele zbudowanym pod koniec pierwszej
dekady dwudziestego wieku - najbardziej osobliwym budynku szkolnym w Upper West Side. Glówne
wejscie do szkoly znajdowalo sie przy West End Avenue - sliczne jasnoczerwone drzwi, nad którymi
wisiala tablica: Prywatna szkola srednia Riverside dla chlopców. Brzmialo to troche zenujaco, jakby
to byla szkola dla jakichs bogatych dzieciaków. Na szczescie uczniowie wchodzili bocznym wejsciem,
przez zwykle czarne drzwi przy Siedemdziesiatej Siódmej - idealne miejsce, jesli do szkoly chce sie
wslizgnac czlowiek spózniony dwie godziny.
- 99 -
Dan wszedl dumnie na ostatnie dziesiec minut zaawansowanych zajec z angielskiego. Mial na
sobie hiphopowe spodnie i czarno - zólte trampki, które nosil na koncercie Ravesów poprzedniego
wieczoru, oraz ciemnoszara koszulke z wielkim czerwonym napisem na piersiach Pan Cudowny.
Dostal ja od Monique. Ostatniego wieczoru spil sie, spiewal jak ostatni sukinkot, a potem uprawial
odlotowy i absolutnie niezasluzony seks z piekna Francuzka na ogromnym lózku w hotelu Plaza. Bycie
gwiazda rocka to naprawde fajna rzecz.
Nawet o tym nie mysl.
- Prosze, czyzby to mój najslawniejszy uczen? - rzucila oschle pani Solomon, kiedy Dan
powedrowal na koniec klasy i zgarbil sie, siadajac w lawce.
Pani Solomon byla swiezo po uniwerku i straszliwe wstydzila sie tego, ze po uszy zadurzyla sie
w Danie. Zamiast obsypywac go pochwalami - bez watpienia byl najzdolniejszym i najbardziej
utalentowanym uczniem w tej klasie - to albo z niego szydzila i go krytykowala, albo calkowicie go
ignorowala. Pewnego razu, zeby ja sprawdzic, Dan przepisal esej na temat nawyków pisarskich
Virginii Woolf napisany przez slynnego krytyka literackiego Harolda Blooma (jej opiekuna w
Princeton) i oddal jej prace pod swoim nazwiskiem. Pani Solomon postawila mu cztery z plusem, tak
jak oceniala wszystkie jego prace z angielskiego, niezaleznie od tego, jak byly dobre albo kiepskie.
- Rozmawialismy wlasnie, czy na zakonczenie omawiania tragedii Szekspira ma byc esej czy
egzamin. Co ty na to, Dan? - Zaslonila usta dlonia i dodala ironicznie. - Och, przepraszam, moze masz
juz pseudonim sceniczny?
Dan zmarszczyl brwi znad lawki, na której ktos wyryl zielonym dlugopisem napis ZDZIRA.
Zwykle wolalby pisac prace zamiast egzaminu, ale praca wymaga szukania materialów, szperania i
wielu godzin pisania, podczas gdy egzamin jedynie pojawienia sie na dwóch godzinach zajec.
Przynajmniej, jesli nie masz zamiaru sie uczyc, jak to bylo w przypadku Dana.
Teraz, kiedy byl gwiazda rocka, bedzie jezdzil w trasy, krecil wideoklipy, podpisywal albumy i
opedzal sie od kobiet i paparazzich. Dwie godziny jednego dnia na glupi egzamin z angielskiego to
zdecydowanie najlepsze rozwiazanie.
Pani Solomon miala skóre jak suszone jablko, co sprawialo, ze wygladala na czterdziesci lat
starsza, a jej wlosy, które spinala na karku w konski ogon, mialy popielaty kolor i w ostrym swietle
fluorescencyjnych lamp wygladaly na siwe. Uwielbiala koronke i wybierala bluzki w kremowym
kolorze z koronkowymi kolnierzykami i mankietami, a do tego spódnice z czarnej welny do kolan,
czarne ponczochy i zaskakujaco wysokie pantofle na cieniutkich obcasach. Spódnice zawsze miala
mocno obcisle i chlopcy podejrzewali, ze uwaza sie za najseksowniejsza kobiete na swiecie.
Fuj.
- 100 -
- Polowa klasy woli esej, polowa egzamin. Twój glos przewazy - wyjasnila.
To znaczy, ze cokolwiek wybierze, polowa klasy go znienawidzi.
Odchrzaknal.
- Mysle, ze egzamin bedzie lepszym wskaznikiem tego, ile sie nauczylismy w ciagu roku -
oznajmil jak ostatni glupek.
- Czyzby? - zaszydzil siedzacy dwie lawki dalej Chuck Bass.
W Riverside nosilo sie spodnie khaki albo sztruksy, w brazowo albo w czarne paski, biale albo
pastelowe koszule oraz czarne lub brazowe mokasyny i ciemne skarpetki. Chuck mial na sobie czarny
kombinezon od Prady rozpiety tak, ze doskonale bylo widac jego opalona, swiezo wydepilowana
woskiem piers i jasnokremowe skórzane sandaly Camper, w których widac bylo jego gladkie, swiezo
po pedikiurze stopy. Na podlodze pod lawka Chucka z pomaranczowo - czerwonej skórzanej torby z
uszami Dooney & Bourke malpka Chucka wysunela futrzasty bialy lebek i wyszczerzyla zeby.
Chuck wlasciwie nie zaslugiwal, zeby byc na zaawansowanych zajeciach z angielskiego.
Ledwo potrafil poprawnie pisac, nigdy w zyciu nie przeczytal calej ksiazki i myslal, ze Beowulf to
rodzaj futra na podszewke do plaszczy, a nie sredniowieczny epos angielski. Jednak rodzice uparli
sie, aby syna wpisano na wszystkie zaawansowane zajecia, dzieki czemu mial sie polem dostac do
jakiegos college'u. Okazalo sie to straszliwa pomylka. Poniewaz Chuck zdecydowanie bardziej wolal
bywac na pokazach mody i robic zakupy, niz chodzic do szkoly i odrabiac prace domowe, w zeszlym
semestrze dostal ze wszystkiego najgorsze oceny i nie przyjeto go do zadnego z college'ów, do
których zlozyl papiery. Teraz czekala go akademia wojskowa.
Czy byl z tego powodu zgorzknialy? Z pewnoscia.
- Ej, Panie Cudowny - syknal do Dana Chuck. - Twoje dni w Ravesach sa policzone.
He?
Dan zgarbil sie w krzesle i zaczal dlubac dlugopisem w lawce. Byl gwiazda rocka, nie musial
sluchac tych pierdól. Ktos go szurnal stopa w plecy.
- Wylatujesz - szepnal Bryce James, jeden z glupich kumpli Chucka. - Chyba ze twoja
puszczalska siostra wkreci cie z powrotem.
Dan sie zjezyl. Co do tego miala Jenny? O ile wiedzial, jego siostra byla tylko na doczepke, jak
zwykle. W koncu, jesli czyjs starszy brat gra w znanym zespole, to wiadomo, ze chce sie imprezowac
razem z nim i jego kumplami, nie?
- Slyszalem, ze chce spiewac - wyjasnil Bryce. - Wiec przespala sie ze wszystkimi z zespolu.
Dan odwrócil sie gwaltownie i pokazal Bryce'owi palec, bo mial za duzego kaca, aby wymyslic
cokolwiek inteligentnego w odpowiedzi. Dzis rano Jenny wyszla z hotelu, zanim on i Monique wstali,
- 101 -
ale na co mogla sobie pozwolic zeszlego wieczoru, kiedy on byl zajety czym innym? I dlaczego wszy-
scy o tym wiedza?
- Wobec tego egzamin - oglosila pani Solomon.
Zapisala cos w notatniku, a potem wstala i podeszla do lawki Dana.
- Sama troche jestem fanka Ravesów - mruknela z lekko zarumienionymi policzkami. - I
naprawde strasznie mnie to ciekawi... - Zatrzymala sie przed Danem, oparla dlonie na lawce,
pochylila sie tak, ze mógl wyczuc zapach bajgla z cebulowym serkiem, który jadla na sniadanie. - Czy
to prawda, ze Damian ozenil sie ze swoja szkolna sympatia? Jakas Francuzka? - zapytala glosno,
najwyrazniej uwazajac, ze to absolutny odlot, kiedy nauczyciel wie cos o tak popularnym zespole jak
Ravesi.
Danowi zaczely sie pocic dlonie. Wymacal w tylnej kieszeni workowatych spodni camele bez
filtra. Czy w Riverside nie bylo zadnych przepisów na temat napastowania uczniów przez nauczycieli?
Zostaly tylko dwie minuty do konca zajec. Majac nadzieje, ze padnie odpowiedz na pytanie
pani Solomon, chlopcy cicho zebrali ksiazki i zapieli plecaki.
Wskazówka minutowa zegara nad tablica pelzla naprzód i korytarz przed klasa sie ozywil. Dan
wstal, minal wscibska nauczycielke i ruszyl do drzwi.
Uratowal go dzwonek.
e - mail wart odpowiedzi
Tego popoludnia w czasie zajec w sali komputerowej Serene kusilo, zeby napisac do
melodramatycznego artysty z Brown, do rozentuzjazmowanych dziwaczek z bractwa w Princeton i
niespelnionego w milosci byczka z Harvardu i zyczyc im duzo radosci, bo ona teraz zdecydowanie
mysli tylko o Yale. Jednak zamiast tego ostatecznie usunela je z kosza. W czasie lunchu wyslala
zadatek do Yale - jaka to ulga, wreszcie podjac decyzje, nawet jesli nie mogla powiedziec slowa na
ten temat swojej najlepszej przyjaciólce. Przejrzala reszte listów, az w koncu trafila na e - mail od
nieznajomego.
Od: dpolk@raver.net
Do: Svdwoodsen@constancebillard.edu
Temat: nie wierz w to, co pisza
- 102 -
No wiec... wszyscy o nas gadaja. To bardzo pochlebiajace. Problem polega na tym, ze nawet
sie nie znamy. Chcesz sie spotkac? Grupa znajomych wpadnie do mnie w Village w piatek
wieczorem. Mam nadzieje, ze masz czas. Damian
Serena zachichotala i uniosla sie lekko na krzesle, zeby poszukac w pracowni ciemnowlosej
glowy Blair. Jednak przyjaciólka pracowala w skupieniu i nawet nie zauwazyla, ze Serena do niej
macha. Pan Schneider, sztywniak, który pilnowal uczennic przy komputerach i mial zdeformowane
nozdrza, spiorunowal ja wzrokiem, Serena wrócila wiec do poczty. Z wideoklipów wiedziala, ze
gitarzysta Ravesów jest naprawde wyjatkowo przystojny i utalentowany. Czy to nie byloby szalone,
gdyby zaczeli sie spotykac, zamieniajac mit w rzeczywistosc? Co z tego, ze wlasciwie zdecydowala
sie wybrac powazna droge i w przyszlym roku zajac sie na pelen etat studiami? To dopiero w
przyszlym roku, a reszte tego moze poswiecic na niekonczaca sie zabawe. Kto wie - moze nawet
zmieni zdanie, odroczy pójscie do college'u, zostanie fanka Ravesów i bedzie jezdzic z nimi w trasy
przez nastepnych piec lat!
A jeszcze chwile temu taka byla z siebie zadowolona, majac swiadomosc, ze umie podjac
decyzje.
Serena przez chwile gryzla paznokcie, a potem kliknela „odpowiedz” i na wpól obgryzionym,
na wpól pomalowanym paznokciem wpisala odpowiedz w postaci trzech liter.
T - A - K.
niezbyt dobrana para
Blair grzebala w Internecie w poszukiwaniu przeslicznych butów od Jimmy'ego Choo, które
widziala w „W”, ale musiala jeszcze znalezc swój rozmiar. Zrobiono je z zielonego jedwabiu, a na
obcasach recznie inkrustowano serduszkami z macicy perlowej. Do sklepów na calym swiecie
dostarczono tylko trzysta par, ale na pewno musiala sie znalezc jedna para w rozmiarze siedem i pól,
której jeszcze nikt nie zamówil - moze w Mexico City albo Hongkongu, gdzie zwykle maja mniejsze
stopy.
Obok niej Vanessa Abrams pisala zawziecie, pewnie tworzac jakas strone dla feministek albo
cos w tym rodzaju. Blair zerknela na ekran sasiadki. Szukam wspóllokatorki - przeczytala naglówek
- 103 -
wypisany duzymi, wytluszczonymi literami. Tylko kobiety!
Blair nigdy za bardzo nie przepadala za ta dziewczyna o ogolonej glowie, ubierajaca sie tylko
na czarno i krecaca autorskie filmy. Kazde slowo, które Vanessa wypowiadala na zajeciach, mówilo
tak naprawde „odzywam sie tylko dlatego, ze pytasz”, jakby byla znacznie madrzejsza od wszystkich,
nawet od nauczycieli. I w dodatku Blair zawsze podejrzewala, ze Vanessa woli dziewczyny.
- Rozmawialam z jednym facetem w ten weekend. Okazalo sie, ze to kompletny czubek.
Blair zerknela na Vanesse i zorientowala sie, ze to do niej.
- Postanowilam zostac tylko przy zgloszeniach dziewczyn - dodala Vanessa, wciskajac enter
dla podkreslenia slów.
Blair zacisnela usta i poprawila sie na krzesle. Najwyrazniej Vanessa naprawde mówila do
niej.
- Ja tez w ten weekend poznalam faceta - przyznala sie. Zagryzla usta i wskazala na monitor
Vanessy. - A po co wlasciwie szukasz wspóllokatorki? Dalabym wszystko, zeby mieszkac sama.
Vanessa wzruszyla ramionami. I tak to bylo dziwne, ze rozmawiala z ta jedzowata Blair
Waldorf, a jeszcze dziwniejsze bylo to, ze jej pytanie warte bylo przemyslenia.
- Moja siostra wyjechala w trase po Europie. Sama nie wiem, chyba czuje sie troche samotna
- przyznala sie Vanessa, nim zdazyla sie ugryzc w jezyk. Gdy tylko to powiedziala, miala ochote
zatkac sobie usta. Dlaczego, do cholery, tlumacze sie Blair Waldorf?
- A co z twoim chlopakiem, tym dziwakiem? - Blair przygryzla jezyk i sie poprawila. - Z tym
chlopakiem... od notatnika.
- Zerwalismy.
Blair kiwnela glowa. Kusilo ja. zeby powiedziec, ze tez zerwala z chlopakiem i ze tez czuje sie
samotna. Przyjrzala sie dyskretnie Vanessie. Wlasciwie to spodobalo sie jej, ze Vanessa nie gledzi,
jakim to frajerem byl jej ekschlopak, ze nie marudzi z powodu prezentów, które jej dal, nie
przedrzeznia idiotycznego sposobu, w jaki wiazal buty, i nie powtarza calej tej smutnej opowiesci.
Powszechnie wiadomo bylo. ze rodzice Vanessy mieszkaja w Vermont, wiec jesli jej siostra
wyjechala, to naprawde Vanessa mieszkala calkiem sama.
- Wiec jak to jest? - zapytala Blair. - Rozmawiasz z potencjalnymi kandydatami?
Vanessa zastanawiala sie, do czego zmierza ta rozmowa.
- Najpierw sprawdzam ich w rozmowie przez Internet i jesli wypadaja normalnie, to spotykam
sie osobiscie. Ale jak do tej pory, nie trafil sie nikt normalny.
Blair nie mogla uwierzyc, ze brala pod uwage zamieszkanie z lesbijska, lysa Vanessa, która
nie ma przyjaciól, ale naprawde musiala znalezc sobie kat. Jej wlasny dom byl nie do zniesienia, a po
- 104 -
utarczce z pania M. dzis rano wiedziala, ze nie moze przez reszte roku mieszkac w hotelu Plaza, nie
tracac przy tym szansy na dostanie sie do Yale. A co, jesli bedzie musiala... przyjac jakiegos goscia?
Mieszkanie bez rodziców, nian, pokojówek i kucharzy to idealne miejsce, nawet jesli przyjdzie jej
mieszkac w brudnym, wstretnym Williamsburgu. Moze nawet namówi Vanesse, zeby zatrudnily
dekoratora i wprowadzily do mieszkania troche kolorów. Oczywiscie nawet nie widziala jej domu, ale
poniewaz od wieków chodzila z nia do szkoly, byla przekonana, ze cale mieszkanie bylo urzadzone na
czarno. Moglaby calkowicie odmienic to miejsce, tak jak odmieniono w My Fair Lady Audrey Hepburn
- wygladala jak strach na wróble i mól ksiazkowy, a zamienila sie w olsniewajaca modelke.
- Wiec przeprowadz rozmowe ze mna - zasugerowala.
- Ale... - sprzeciwila sie Vanessa. - Ja mieszkam w Brooklynie.
Blair obrócila kilka razy rubinowy pierscionek na palcu lewej dloni.
- Wiem.
Westchnela ciezko, patrzac na swoje pantofle z lakierowanej czarnej skórki na plaskich
obcasach. Zamknela oczy, próbujac wyobrazic sobie siebie jako modna, ekscentryczna osóbke z
Williamsburga. Nosilaby zgnilozielone koszulki z ironicznymi napisami typu Williamsburg -
wymarzone dla romantycznych kochanków. Pilaby czarna kawe. Nosilaby trampki Converse bez
skarpetek i fioletowa plastikowa torebke w starym stylu. Zrobilaby sobie pomaranczowe pasemka i
nosilaby ciemne okulary w osmiokatnych, kanciastych oprawkach. Jadalaby falafele. Pisalaby
wiersze. Zaczelaby nosic kolczyk w ustach i zrobilaby sobie tatuaz! Och, Nate'a szlag by trafil!
Na twarzy Blair pojawil sie usmiech.
- Zawsze chcialam zamieszkac na Brooklynie.
Akurat.
- Nie, ty - - zaczela Vanessa, zamierzajac wyperswadowac kolezance ten pomysl.
- Masz kablówke, magnetowid i odtwarzacz DVD, nie? - zapytala Blair.
Czekajcie no, kto tu kogo mial przepytywac?
- Musze ogladac moje filmy - upierala sie Blair, jak stara kura domowa, która nie przezyje bez
dziennej dawki swoich ulubionych programów.
- Filmy? - powtórzyla Vanessa, zastanawiajac sie, czy Blair calkiem odbilo.
Zapomniala, ze Blair byla wielka fanka starych filmów. W listopadzie wziela nawet udzial w
szkolnym konkursie filmowym. Jej dzielo skladalo sie z powtórek pierwszych dziesieciu minut
Sniadania u Tiffany'ego z róznym podkladem muzycznym, poniewaz jej zdaniem to bylo najlepsze
pierwsze dziesiec minut w dziejach filmu. Vanessa wygrala konkurs swoja wersja Wojny i pokoju, w
której glówna role umierajacego ksiecia Andrieja gral jej niegdysiejszy najlepszy przyjaciel, Dan
- 105 -
Humphrey. To bylo, zanim pierwszy raz sie pocalowali. Vanessa miala wrazenie, ze cale wieki temu.
- Wszystko z Audrey Hepburn. Albo Jimmym Stewartem. Albo Cary Grantem. Albo Lauren
Bacall - wyjasnila jednym tchem Blair. - I oczywiscie Przeminelo z wiatrem.
Jesli czegos Vanessa miala w nadmiarze, to wlasnie sprzetu filmowego, telewizorów,
magnetowidów i DVD.
- Nie martw sie. W przyszlym roku zaczynam specjalizacje filmowa na NYU. Mam wszystko -
zapewnila ja Vanessa. - Cala klasyke.
- A jak dojezdzasz do szkoly? - dopytywala sie Blair, zastanawiajac sie, czy bedzie musiala
zrobic prawo jazdy. Nie spuszczajac oczu z monitora, poruszala myszka, udajac, ze pracuje. - Trzeba
przejechac jakis most czy cos?
Zwazywszy, ze Manhattan to wyspa, to tak, pewnie trzeba bedzie zaliczyc jakis most.
Vanessa postanowila ustapic. W koncu to niemozliwe, zeby Blair Waldorf rzeczywiscie
chciala zamieszkac w jej zapuszczonym, zabazgranym graffiti domu w Brooklynie.
- Pociag L dojezdza do Union Square, a potem przesiadam sie w szóstke.
Co prosze?
Blair zmarszczyla brwi. Czy ona mówila o metrze?
- A jesli pogoda jest naprawde kiepska albo bardzo sie spiesze, to wzywam taksówke -
przyznala Vanessa.
Aha!
- A masz cos przeciwko... no wiesz, odwiedzinom? - zapytala Blair.
Ma na mysli meskie odwiedziny?
Vanessa sie rozesmiala.
- Nie, jesli goscie nie smierdza i przynosza jedzenie.
Blair z pelna powaga pokiwala glowa. Mialaby wlasne mieszkanie, w którym moglaby
uprawiac dziki, szalony seks ze Stanem 5 albo jakimkolwiek innym chlopakiem, którego by wybrala.
Stalaby sie najbardziej seksowna i wytatuowana dziewczyna w Williamsburgu. Nate oszalalby z zalu.
- Mysle, ze mogloby nam sie udac, nie?
Vanessa z wrazenia nawet nie mrugnela.
- Ale my sie nie cierpimy - stwierdzila rzeczowo.
Blair przewrócila oczami i stuknela Vanesse opalonym kolanem.
- Ej, nie badz taka snobka - mruknela z uraza, wchodzac w role nowej, zaginionej,
ekstrawaganckiej siostry Vanessy. - A co do problemów z chlopakiem... - ciagnela, jakby poprzedni
temat zostal zamkniety - problem polega na tym, bez urazy, ze przyciagaja cie, ide o zaklad, raczej
- 106 -
„alternatywni” faceci, tacy jak ty... - Blair ugryzla sie w jezyk, kiedy nagle doznala olsnienia.
Nie miala pojecia, dlaczego nigdy wczesniej o tym nie pomyslala, ale jej tak zwany przyrodni
brat z dredami i ogolona, ubierajaca sie na czarno Vanessa stanowiliby absolutnie idealna pare!
Mogliby nawzajem malowac sobie na czarno paznokcie u nóg, gotowac wegetarianskie sushi,
filmowac swoje wlosy tudziez ich brak i zabawiac na tysiace innych sposobów, podczas gdy Blair
uwodzilaby chlopaka, który wkreci ja do Yale.
Widzicie, moze Williamsburg to rzeczywiscie wymarzone miejsce dla kochanków!
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
DZIWNA PARA
Kto by to wymyslil? Dziewczyna, która nie moze zyc bez szpilek Manolo za osiemset dolarów,
wprowadzila sie na okres próbny do kolezanki z klasy, która nigdy w zyciu nie wlozyla niczego poza
podkutymi martensami i czarnymi podkolanówkami Danskin. Jedno jest pewne: nie beda sobie
pozyczac ciuchów. Ale poniewaz pochodza z dwóch róznych planet, na pewno beda mialy o czym
rozmawiac i wiele sie od siebie naucza.
Przykladowa rozmowa:
- Widzialas pedzel do pudru brazujacego?
- A co, malujesz cos do szkoly?
Przyjmuje zaklady, jak dlugo potrwa to szalenstwo!
QUE CATASTROPHE!
Plotki mówia tez, ze pewna francuska hipiska noszaca batikowe sukienki rozglosila calemu swiatu, ze
- 107 -
ona i nasz ulubiony, wiecznie ujarany zawodnik lacrosse nie tylko sie spotykaja, ale sa po uszy w
sobie zakochani! Ups.
Wasze e - maile
P: Droga P!
Zglosilam sie na ochotnika do biura rekrutacji w naszym college'u, który - tak sie sklada -
nalezy do prestizowych uniwersytetów Ivy League. Ja i moje przyjaciólki poswiecilysmy
mnóstwo czasu, zeby namówic na studia u nas jedna z przyjetych. Uwazamy, ze idealnie pa
sowalaby do naszego bractwa. Jest przesliczna, madra i utalentowana, tak jak my
wszystkie. Klopot w tym, ze nie odpowiedziala na zaden z naszych e - maili. Wiem, ze to
zabrzmi czerstwo, ale moze powinnysmy wystac jej jakas paczke czy cos takiego? Myslisz,
ze to by pomoglo?
Mala z Princeton
O: Droga Mala z Princeton!
Przykro mi to mówic, ale chyba nie pomoze.
P
Na celowniku
C w Tower Records kupuje piracka wersje najnowszego singla Ravesów, na którym wystepuje nie kto
inny jak D, osoba, której nie znosi, jak chyba nikogo innego na swiecie. Nie moze sie oprzec muzyce
czy slowom? K i I sprawdzaja próbki kosmetyków Origins do cery tradzikowej w sklepie przy Madison
Avenue i niechcacy wsuwaja do torebek kilka darmowych próbek, gdy sprzedawczyni odwraca sie do
nich tylem. B i V nachalnie czestuja faceta od dostaw ze spozywczego truflami Godivy, zeby wniósl
im zakupy na drugie pietro, pod drzwi mieszkania. I gdzie sie podzialy te czarno - biale bawelniane
zaslony z obfitymi falbankami, które widzielismy w oknach? Chyba obie ucza sie kompromisów!
CISZA PRZED BURZA
W tym tygodniu zauwazylam, ze kolezanki z klasy kreca sie przed szkola po lekcjach i gawedza o
wakacyjnych planach, popijajac mrozona kawe. Kilka tygodni temu urywalysmy sie z lekcji, zeby
- 108 -
poopalac sie w parku, posluchac MP3 i prawie sie do siebie nie odzywalysmy. Teraz nie wiemy, co ze
soba zrobic, i nie mozemy zniesc samotnosci. Zwalcie to na pochmurny, wilgotny, duszny maj i fakt,
ze za niecale cztery tygodnie niektórzy z nas wiecej sie nie zobacza. Jestem tez przekonana, ze cos
sie szykuje. Tylko patrzcie: przyjdzie piatek i rozpeta sie pieklo.
Z radoscia sie zjawie!
Wiem, ze mnie kochacie.
plotkara
na S nie robi to wrazenia
Okragla sumka z funduszu zalozonego przez jego pradziadka, który mial udzial w wynalezieniu
zapiecia na rzepy, oraz pieniadze z pierwszej, przebojowej plyty Ravesów Jimmy i Jane pozwolily
dwudziestotrzyletniemu Damianowi Polkowi kupic ladniutki, trzypietrowy dom otynkowany na bialo, z
czerwonymi okiennicami. Znajdowal sie przy osobliwej ulicy - Bedford Street w West Village. Bedford
Street ciagnela sie raptem przez trzy kwartaly. Pelno bylo przy niej intymnych restauracyjek, przy-
tulnych kafejek, zabytkowych domów, slynnych z czasów prohibicji nocnych klubów oraz przystojnych
gejów wyprowadzajacych na spacer male pieski. Z zewnatrz dom Damiana wygladal jak zabytkowy
domek dla lalek, ale w srodku powalal nowoczesnym, minimalistycznym bialym wystrojem. Plotki
mówily, ze chociaz na scenie Damian nosil sie kolorowo, w domu ubieral sie tylko na bialo i nie
pozwalal, aby jego goscie wkladali cokolwiek innego oprócz bieli, chocby to byly niebieskie dzinsy.
Szkoda, ze zapomnial poinformowac o tym pewne osoby.
Frontowe drzwi byly otwarte. Serena weszla po marmurowych schodach na pierwsze pietro.
Miala na sobie ulubione rozszerzane dzinsy Blue Cult, króciutka jaskraworózowa koszulke oraz
zwariowane jaskraworózowe sandaly Hollywoold na platformach, w których chodzenie stanowilo
prawdziwe wyzwanie. Slyszala jakis psychodeliczny jazz, brzek szkla i pomruk glosów.
Jenny Humphrey siedziala ze skrzyzowanymi nogami na bialym lakierowanym blacie w
rozleglej, otwartej, bialej kuchni Damiana i pila mleko. Wlosy uczesala w dwa kucyki. Miala na sobie
bialy, bawelniany podkoszulek i biale bawelniane bokserki.
- Hej! - krzyknela, zeskakujac z blatu, aby przywitac Serene. - Damian wspomnial, ze
przyjdziesz. Bierze prysznic. - Podbiegla do niej boso i przechylila bialy jak lilia podbródek, zeby
- 109 -
pocalowac Serene w policzek. - Tak sie ciesze, ze tu jestes.
No prosze, mala gospodyni! Co za zmiana! Jeszcze w zeszlym tygodniu Jenny szalala z radosci,
kiedy Serena zaprosila ja do domu. I nie miala przypadkiem szlabanu na spotkania z zespolem?
No tak, tylko kogo to obchodzi?
- Wymknelam sie z domu - szepnela Jenny. - Tata oglada jakis nudny film dokumentalny o
Allenie Ginsbergu. Mysli, ze siedze w pokoju i maluje albo cos takiego.
Aha, malowanie. To byla jej jedyna rozrywka, kiedy byla mloda i niewinna.
Serena usmiechnela sie do swojej malej protegowanej o kreconych wlosach. Czula sie
dziwnie nie na miejscu. Pozostali goscie rozkladali sie na dlugiej, zamszowej bialej sofie w
sklepionym bialym salonie polaczonym z kuchnia. Od stóp do glów ubrani byli w biel, pili ogromne
martini z dzinem z gotowanymi jajkami plywajacymi w kieliszkach. Jedna ze scian salonu byla
ozdobiona wycietymi z papieru sniezynkami - takimi, jakie sie wycina w przedszkolu, a na drugiej
scianie wymalowano pólki z bialymi ksiazkami.
Bo prawdziwe ksiazki sa zbyt kolorowe?
Wysoki, chudy chlopak siedzial na welnianym dywaniku udajacym skóre niedzwiedzia
polarnego. Mial na sobie tylko bialy szlafrok. Obok niego lezal ogromny brazowo - czarny pies z
wielkim pyskiem wtulonym w kolana chlopaka - jedyna barwna rzecz w tym calkiem bialym
pomieszczeniu.
- U - la - la! - zacwierkala Jenny, gdy zjawil sie Damian, nadal mokry po prysznicu. Mial na
sobie tylko biale, kaszmirowe spodnie od dresu. Rude wlosy byly jeszcze wilgotne. Krople wody
zebraly mu sie w zaglebieniach obojczyków. Piers i ramiona mial usiane drobnymi piegami i mocno
umiesnione. I tak, zgadza sie, byl jeszcze przystojniejszy, niz widac to bylo na okladkach plyt.
- Czesc. - Serena powitala go, czujac sie dziwnie oniesmielona spotkaniem z gwiazda. Jak to
sie stalo, ze nikt jej nie powiedzial o obowiazujacym tutaj bialym stroju? Skad miala to wiedziec?
- Teraz rozumiem, dlaczego wszyscy mówili, ze powinienem cie poznac - stwierdzil odruchowo
na jej widok Damian.
Serena zaczerwienila sie, slyszac komplement, ale nie wiedziala, co odpowiedziec. Rzadko
zdarzalo sie, ze zapominala jezyka w gebie - van der Woodsenowie zostali tak wychowywani, aby
zawsze mówic odpowiednie rzeczy w odpowiedniej chwili.
Jenny wziela dlon Sereny, a potem Damiana, stajac miedzy nimi jak kragla druhna podczas
wznioslej chwili zawarcia zwiazku malzenskiego.
- Musisz pokazac Serenie swoja sypialnie - oznajmila Damianowi. Potem odwrócila sie do
Sereny. - Jego sypialnia to czysty odlot.
- 110 -
Tak? A skad ona o tym wie?
Damian wzruszyl ramionami i zaczal isc w strone salonu, ciagnac za soba Serene i Jenny.
- Chodzcie, siadajcie. Za minute przywioza Kelly and Ping.
- Super - odparla Serena, chociaz nie miala pojecia, o czym mowa. Kelly and Ping - kolejny
zespól? Wystep klaunów? Didzeje?
- Pychota. Najlepszy smazony makaron po tajsku! - powiedziala Jenny, jakby przez cale zycie
zamawiala jedzenie z orientalnych knajpek w SoHo.
- Pychota - zgodzila sie Serena.
Co sie z nia dzieje? Nawet nie byla glodna.
Jenny zostawila ich i przysiadla na kolanie jakiegos chlopaka. Mial ciemne wlosy, doleczki w
policzkach i nosil bialy kombinezon malarski. Przypominal perkusiste Ravesów, Collinsa.
No bo to wlasnie byl on.
- Czesc, Serena - powital ja Lloyd na swój arogancki, drwiacy sposób. - Mam wrazenie, ze juz
jestesmy siostrami - powiedzial, wymachujac nadgarstkami i udajac zaginionego gejowskiego brata -
blizniaka Damiana.
- Damian wlasnie nagral, jak spiewam dla siebie Sto lat. Chce to zmiksowac z nastepnym
kawalkiem zespolu - oznajmila Jenny wszystkim zainteresowanym. - Nie moge sie doczekac, kiedy
Dan to uslyszy.
- Nie ma go tutaj? - zapytala Serena, rozgladajac sie wokól za chmura dymu z cameli, która
zwykle otaczala glowe Dana Humphreya.
- Jeszcze nie - odparl Damian, a Serena wyczula w jego glosie nutke zlosci.
Dan i Serena spotykali sie ostatniej jesieni, ale to byl tylko epizod - jak wszystkie jej zwiazki -
i teraz wlasciwie nie mieli ze soba kontaktu. Ale nie chowali do siebie urazy. Milo by bylo spotkac sie
czasem po przyjacielsku, skoro obydwoje koncza szkole. Zastanawiala sie. czy Dan zamierza pójsc w
przyszlym roku do college'u, czy tez zrobi sobie wolne na trasy z zespolem?
- Cygaro? - zaproponowal Damian, podsuwajac jej pudelko. - Przyszly z Kuby wczoraj
wieczorem.
- Paluszek chlebowy? - zapytal Lloyd, podrzucajac paluszek w powietrze, jakby to byla
paleczka do perkusji, i lapiac go w zeby. - Sa z Wioch i wspaniale chrupia.
- Nie, dzieki - cicho odpowiedziala Serena.
Oto ona, imprezowa dziewczyna na superimprezie. A mimo to zupelnie nie miala nastroju na
zabawe. Moze zabawe psul fakt. ze wszyscy uwazali, ze ona i Damian sa juz razem. A moze widok
Jenny - obraz jej samej sprzed dwóch, trzech lat - sprawil, ze Serena zdala sobie sprawe z tego, ze
- 111 -
czas spróbowac czegos nowego. A moze to dlatego, ze przezywala ostatnie tygodnie w szkole
sredniej - ostatnie tygodnie przez wakacjami i przed Yale. Nie obchodzily ja. gwiazdy rocka; po prostu
chciala spedzic czas z przyjaciólmi.
Blair byla teraz w mieszkaniu Vanessy w Williamsburgu - pewnie tapetowala lazienke we
wzorek z rózanych paczków albo cos w tym stylu - i tylko tam Serena miala ochote teraz byc.
- Moge skorzystac z lazienki? - zapytala.
Damian skierowal ja za biale aksamitne zaslony, potem bialym dlugim korytarzem do
wylozonej bialymi kafelkami z lustrzanym sufitem marmurowej lazienki. Serena zamknela za soba
drzwi, wyciagnela z tylnej kieszeni spodni blyszczyk MAC i nalozyla troche na usta. Z korytarza po
drugiej stronie zaslon dobiegi ja dzwiek dzwonka do drzwi - przywieziono orientalne smakolyki z Kelly
and Ping. Otworzyla drzwi lazienki i pobiegla korytarzem, przemykajac sie obok grupy dostawców z
powrotem na chodnik.
Czy tak postepuje dziewczyna slynaca z tanców na stole w barach calej Francji? Dziewczyna,
której nieokreslona czesc ciala zostala sfotografowana i rozklejona na autobusach i pociagach metra
w calym miescie? Wymyka sie z imprezy, która jeszcze sie nawet nie zaczela?
Z drugiej strony, to nieistotne, czy zostala na imprezie, czy nie. Niezaleznie od tego, co zrobi
Serena, i tak naglówki gazet beda o tym trabic.
dziwna para
- Wiec w tej szufladzie bedziemy trzymac mleczka, zele nawilzajace, toniki. peelingi, maseczki
i plyny do zmywania makijazu. Wszystkie zele do kapieli beda w dolnej szufladzie, najblizej wanny.
Widzisz? To dywanik z egipskiej bawelny do przykrycia tego lodowato zimnego linoleum. - Blair
wskazala na brzoskwiniowy dywanik, który wlasnie ulozyla w lazience.
Vanessa otworzyla szuflade w poobtlukiwanej kremowej toaletce pod urny walka. Wszystko w
niej zostalo ulozone w porzadku alfabetycznym i wedlug kodu kolorów zgodnie z pedantycznymi
wytycznymi Blair. Nie znaczy to, ze Vanessa miala jakiekolwiek wlasne kosmetyki. To wszystko i tak
nalezalo do Blair.
- Mozesz pozyczac, co zechcesz - zaproponowala hojnie Blair.
Wyjela malenki porcelanowy sloiczek kremu do oczu La Mer i zaczela wcierac odrobine pod
oczy.
- 112 -
- Ten krem jest niesamowity - stwierdzila. - Szkoda tylko, ze pachnie jak kosmetyk.
Nalozyla troche kremu Vanessie pod oczy. Jednorazowe uzycie niewiele zmieni, ale gdyby
namówila Vanesse do codziennego uzywania, w ciagu tygodnia zniknelyby te ogromne worki pod
oczami. Moze nawet Vanessa pozwolilaby, zeby calkowicie ja odmienic. Moglyby pójsc razem na
zakupy po dzinsy do Bloomingdale'a w SoHo, a moze nawet kupilyby dla Vanessy fajna peruke!
Marzenie scietej glowy.
- Gdzie moja golarka? - burknela Vanessa, odwracajac twarz od Blair jak dziecko, które nie
chce, zeby mu myc buzie. - Musze golic glowe raz w tygodniu, sama rozumiesz.
- Golarka? - powtórzyla bezmyslnie Blair. Wskazala na torbe ze smieciami przed drzwiami
lazienki. - Chyba tam. - Zlapala pedzelek do brwi ze swiezo uporzadkowanej szuflady i przesunela
nim po klujacych odrostach na glowie Vanessy. - Nie myslalas nigdy o tym, zeby je zapuscic...?
- Nie! - odparla niewzruszenie Vanessa, gwaltownie odsuwajac pedzel.
Opróznila torbe smieci na brzoskwiniowy dywanik i odszukala swoja elektryczna golarke.
Wlozyla ja do szuflady w toaletce obok zalotki Blair.
- Przepraszam, powinnam byla najpierw zapytac - przyznala Blair.
- Nie szkodzi. - Vanessa dotknela z zaciekawieniem zalotki. - A co to, do cholery, jest?
Blair z zapalem zlapala zalotke i posadzila Vanesse na zamknietej muszli klozetowej.
- Nie zamykaj oczu. I nie bój sie, to nie boli. - Przysunela zalotke do rzes Vanessy i zmruzyla
oczy. A potem ja odlozyla. - Wiesz co? Nie potrzebujesz tego. Masz geste i podkrecone rzesy. -
Zmruzyla znowu oczy, jakby nie mogla w to uwierzyc. - W gruncie rzeczy sa po prostu idealne.
Vanessa wstala i przyjrzala sie swoim rzesom w lustrze. Bardzo jej pochlebialy slowa Blair,
chociaz nigdy w zyciu by sie do tego nie przyznala.
- Mozemy teraz cos zjesc, do cholery? Przez caly dzien urzadzalysmy mieszkanie.
Raz w zyciu Blair byla tak zajeta, ze calkiem zapomniala o jedzeniu. To bedzie ich pierwszy
wieczór w mieszkaniu, a ona przez cale popoludnie wypakowywala sie i organizowala. Swoja droga
Ciekawe, co Vanessa zwykle jada na kolacje. Moze sama gotuje?!
Wyszly z lazienki do aneksu kuchennego, przygladajac sie mieszkaniu z rekoma na biodrach.
Dekorator wnetrz, który urzadzil dla matki Blair pokój dziecinny, przyslal ekipe malarzy w srode i
czwartek, kiedy Vanessa siedziala w szkole, i teraz cale mieszkanie bylo seledynowo - szare - w
kolorach nie za bardzo dziewczecych, zeby nie razily Vanessy. W czwartek po szkole Vanessa odkryla
nowe zaslony w Domsey, które jakos mogla zniesc mimo wzorku z egzotycznych ptaków i palmowych
lisci, bo byly bialo - czarne. Dzis rano dekorator przyslal szesc dwudziestowiecznych, nowoczesnych
drewnianych krzesel, maly owalny stól do jadalni, rewelacyjny szklany stolik do kawy w ksztalcie
- 113 -
fasolki firmy Noguchi oraz dwa pufy z grochem z szarego zamszu, które teraz ciagle przestawialy w
salonie, bo je to bawilo.
- Nie wierze, ze to mówie, ale mi sie podoba - przyznala Vanessa.
- Naprawde? - zapytala ostroznie Blair.
Mieszkanie przeszlo gruntowna przemiane i wcale by sie nie zdziwila, gdyby Vanessa
wykopala ja za drzwi, nim zdazylaby rozpakowac swoje walizki od Louisa Vuittona.
- Moglybysmy zaprosic kogos na kolacje - powiedziala Vanessa, podchodzac do owalnego
stolu z brzozy i poprawiajac ustawienie nowoczesnych obrotowych krzesel z takiego samego drewna.
- Tyle ze nie mam kogo.
Nikt nie urzadzal imprez lepiej od Blair Waldorf. Nawet jesli to byla szykowna kolacyjka w
stylu cyganerii z Brooklynu.
Wyciagnela telefon komórkowy z kieszeni dzinsów i wybrala zaprogramowany numer do
Sereny.
- Jesli nie jestes jeszcze z tym gwiazdorem w lózku, to moze chcesz wpasc do mojego nowego
mieszkania na kolacje?
- Wlasnie do ciebie jade - przyznala Serena. - Przykro mi jednak, ze cie zawiode, jade sama.
Drugi telefon byl do Stana 5.
- Czemu dopiero teraz dzwonisz? - dopytywal sie chlopak.
Wreszcie zatelefonowala do przyrodniego brata, Aarona.
- A co gotujecie? - zapytal podejrzliwie. - Mam przyniesc troche tempehu
*
?
Blair nie przemyslala jeszcze menu.
- Mozemy zamówic cos z Nobu. - Zakryla dlonia mikrofon. - Maja Nobu na Brooklynie?
Vanessa pomachala jej przed nosem ulotka z pizzerii, a Blair zauwazyla, ze w dziale dla
wegetarian maja cos, co nazywa sie Bezserowe Rajskie Ciasto.
- Nie martw sie - powiedziala do brata. - Bedzie cos i dla ciebie.
- A jaka wlasciwie jest ta Vanessa? - dopytywal sie podejrzliwie Aaron.
Blair usmiechnela sie szelmowsko.
- Ja juz wiem, a ty sie dowiesz.
nawet francuzki bywaja splawiane
- 114 -
- Allo? - W domofonie Nate'a rozlegl sie charakterystyczny angielski z francuskim akcentem. -
Moge wejsc?
Nate na caly tydzien zamknal sie w swoim pokoju. Palil trawke i gral w Grand Theft Auto: San
Andreas na Xboksie. Nie przyjmowal w tym czasie zadnych gosci poza Jeremym, Anthonym i
Charliem, którzy wpadali co jakis czas. zeby uzupelnic mu zapasy i poopowiadac, co dzieje sie w
szkole. Cale skrzydlo domu, które zajmowali, pachnialo niedojedzonym burrito, rozlana woda z fajki i
chrupkami serowymi o smaku pizzy. Ale i tak nikt poza Nate'em tego nie wachal. Rodzice dali mu
szlaban, po czym poplyneli na „Charlotte” rzeka Hudson, zeby odwiedzic przyjaciól w Kingston i miec
pewnosc, ze Nate nie ukradnie ponownie lodzi przed ich charytatywnym rejsem. Gdyby tylko nie
zawalil sprawy z Blair, mieliby dla siebie caly dom i mogliby uprawiac seks nawet na fortepianie w
salonie, gdyby naszla ich taka ochota.
Cóz.
- Jestem chory - sklamal. - To naprawde zarazliwe. Od tygodnia nie chodze do szkoly.
- Nie szkodzi, ja tez jestem chora! - Lexie odpowiedziala wesolo i na dowód zakaszlala. -
Podzielimy sie zarazkami!
Pyszna zabawa!
Nate wlasnie ukradl hummera, ale Lexie rozproszyla jego uwage i teraz mial na tylku
gliniarzy. Kopnal konsole i oblizal spekane od fajki wargi. Czul w ustach smak jak po smole o aro-
macie marihuany. Nie zmienial koszuli od wielu dni. sam nie pamietal, od ilu.
- Smierdze - przyznal sie. - Serio. I to mocno.
- Wezmiemy kapiel - oznajmila radosnie Lexie. - Wpusc mnie. Zafunduje ci masahz, mon chéri
- dodala z jeszcze wyrazniejszym francuskich akcentem niz wczesniej.
Nate zorientowal sie, ze dziewczyna nie zamierza sie poddac, a poza tym Blair sama go
ostatnio zdradzila. Lexie byla ladniutka i najwyrazniej napalona, a on naprawde sie nudzil.
- Dobra - odparl powoli i juz mial przycisnac guzik, zeby ja wpuscic.
- Och, kocham cie! - wykrzyknela do domofonu Lexie.
Nate zamrugal powoli. Czy ona uzyla tego slowa? Opuscil reke. Dziewczyny - wiecznie sie w
nim zakochiwaly i tylko przysparzaly mu problemów. Blair, Serena, Jennifer, Georgie, a teraz ta
napalona hipiska ze sztucznym francuskim akcentem - Lexie.
No nie, czyzby doznal kolejnego objawienia?
Dowcip polegal na tym, ze on wlasnie konczyl szkole i zamierzal wyjechac do Yale. Chcial sie
spotykac z dziewczynami, z którymi dorastal, które od zawsze znal i kochal. A nie z jakas nowa laska.
A juz na pewno nie z taka, która nawet nie mówi w tym samym jezyku, co on.
- 115 -
- Sluchaj, mam szlaban - odparl stanowczo. - Wracaj do domu.
- Mais non! - jeknela Lexie i zaczela plakac.
Mais oui.
S przyzna sie czy stchórzy?
Drzwi do mieszkania Vanessy i Blair byly otwarte. Serena weszla do srodka i rozdziawila
swiezo pomalowane blyszczykiem usta. widzac, jak zmienil sie wystrój od czasu urodzinowej imprezki
u Vanessy. Raptem pare tygodni temu w oknach wisialy czarne przescieradla i tynk sypal sie na prak
tycznie gole podlogi. Teraz sciany byly swiezo pomalowane i wszedzie staly nowoczesne meble.
Pachnace olejkiem cytronelowym swiece palily sie na stoliku do kawy, a w otwartych oknach w
salonie wydymaly sie czarno - biale bawelniane zaslony.
- Wow! - mruknela.
- Wiem! - zawolala z kuchni Vanessa, która byla zajeta napelnianiem malych, ceramicznych
miseczek oliwkami, drobnymi marchewkami i migdalami prazonymi w sosie sojowym tamari, zeby
goscie mieli co pogryzac, nim przywioza pizze.
- Uwierzysz? - zamachnela sie wysoko blada noga i pomachala stopa, zeby Serena zobaczyla,
ze Vanessa pozyczyla od Blair czarne pantofle z lakierowanej skóry z obcasami na klinie. - Podobaja
ci sie moje buty?
Blair wybiegala boso z sypialni z pusta szklaneczka do whisky. W obcislej czarnej koszulce, w
krótkiej czarnej dzinsowej spódniczce Seven i z nowoczesna srebrzystorózowa szminka na ustach
wygladala bardzo w brooklynskim stylu. Pocalowala Serene w policzek.
- Prawda, ze jest super? - zapytala, wygladajac na szczerze podekscytowana.
Gdy stala w taksówce w korku na moscie Williamsburg. Serena zastanawiala sie, czy nie
powiedziec Blair, ze postanowila pójsc na Yale. Ale teraz, gdy staly twarza w twarz, czula, ze
stchórzy.
Wlozyla reke do szklanki Blair i wykradla kostke lodu przesiaknieta wódka z tonikiem.
- Mam nadzieje, ze zrobilyscie zdjecia przed i po.
- Nie martw sie. - Vanessa wyszla z kuchni, glosno tupiac butami Blair, i podala Serenie
wódke z tonikiem. - Mam nawet zdjecia tylków malarzy.
No pewnie, ze ma.
- 116 -
Dziewczyny przysiadly na starym materacu Ruby, któremu zafundowano nowa tapicerke z.
szarego sztucznego zamszu i rame z brzozy.
- Wiec co sie stalo z Damianem? - dopytywala sie Blair. - Myslalam, ze bedziemy jutro czytac
o was w gazecie.
Serena podwinela dzinsy az do koscistych kolan.
- Hm... Jest przystojny i w ogóle. ale... - Zawahala sie na chwile i z powrotem spuscila
nogawki spodni. Wziela lyk wódki i szybko zmienila temat. - Wiec kto dzis przychodzi?
Blair przygryzla usta. Nie przyszlo jej do glowy, ze Serena kiedykolwiek moze wyladowac bez
pary.
- Nie spodoba ci sie to, ale zaprosilam tego Stanforda Parrisa z imprezy Yale. I Aarona, no
wiesz, mojego przyrodniego brata. Mysle, ze beda do siebie pasowali z Vanessa. Sa dla siebie
stworzeni.
Vanessa wziela potezny lyk coli z rumem.
- Zobaczymy. - Beknela glosno.
Wielkie ciemnoniebieskie oczy Sereny zablysly, gdy trawila te informacje. Wlasciwie to przez
tydzien albo dwa tej zimy byla zakochana w Aaronie, ale minelo dosc czasu, zeby zaciac traktowac go
jak kumpla. I Blair miala racje - Vanessa i Aaron idealnie do siebie pasowali.
- Swietnie - stwierdzila uprzejmie, chociaz osobiscie uwazala, ze Stan 5 to zarozumialy dupek.
Na dole rozlegl sie dzwonek. Blair i Vanessa zerwaly sie z miejsc i rzucily do okna
wychodzacego na ulice. Na chodniku stali Aaron Rose i Stanford Parris 5. Obaj patrzyli niepewnie na
mieszkanie na pierwszym pietrze.
- O mój Boze. juz sa! - pisnely jednoczesnie dziwnie dobrane wspóllokatorki.
Nagle Serena poczula sie jak przyzwoitka na calonocnej imprezie gimnazjalistek. Przewrócila
oczami.
- Chcecie, zebym otworzyla drzwi, a wy w tym czasie poprawicie wlosy czy cos w tym stylu? -
zazartowala.
- Tak, prosze! - krzyknela Blair.
Zlapala Vanesse za reke i pociagnela do lazienki.
Serena zgryzla kawalek lodu i czekajac, az chlopcy wejda na góre. wlaczyla plyte w
odtwarzaczu Vanessy. Zaczela sie piosenka Ravesów Ice Cream, wiec szybko wybrala inna plyte,
jeden z dziwacznym albumów Ruby z niemieckim disco.
Ktos zapukal do drzwi, wiec pobiegla otworzyc. Zeby tylko udalo sie przez reszte wieczoru
uniknac tematu college'ów...
- 117 -
Malo prawdopodobne.
jak zrazic do siebie siostre i stracic prace
Dan bylby absolutnie szczesliwy, jedzac sushi z Monique i idac z nia na stary francuski film w
tym kinie przy Dwudziestej, które ma artystyczne pretensje. Ale Monique upierala sie, zeby
niezauwazenie zakradli sie na impreze Damiana, zwedzili butelke szampana i kilka cygar, wspieli sie
na jedna z drabin przeciwpozarowych i urzadzili sobie wlasna zabawe.
Bedford Street to wlasnie laka okolica w West Village - tylko dla wybranców i absolutnie na
topie - w jakiej Dan wyobrazal sobie, ze zamieszka, gdy zostanie juz niesamowicie slawna gwiazda
rocka. Czul sie naprawde odlotowo, gdy kroczy! ulica z piekna Monique u boku. Miala na sobie dluga
do kostek, przeswitujaca sukienke bez pleców z bialego jedwabiu i biale sandaly. On wlozyl ulubione
rdzawe, znoszone sztruksy i mieciutka czarna koszulke. Uwazal, ze calkiem dobrze razem wygladali.
Jemu chyba tez nikt nie powiedzial o bialym stroju.
Drzwi do domu Damiana byly otwarte. Ze Srodka dolatywal zapach smazonego tajskiego
makaronu z krewetkami. Zanim wspieli sie po marmurowych schodach, Dan wylapal z tlumu glos
swojej siostry, Jenny. I wcale nie rozmawiala, tylko spiewala.
- „Sto lat, sto lat, niech zyje. zyje ja!”
Dan wypuscil dlon Monique i zamrugal pod wplywem oslepiajacej bieli. Palce mu zadrzaly i
dlonie zaczely mu sie pocic. Cale mieszkanie Damiana bylo urzadzone w bieli, bieli i tylko w bieli.
Nawet goscie ubrali sie na bialo. Jasne, to naprawde robilo wrazenie. Szkoda tylko, ze nikt go nie
uprzedzil.
Glosniki nadal ryczaly glosem Jenny.
- „Sto lat, sto lat, niech zyje, zyje ja!”
- Hej! - zawolal rozedrganym glosem Dan.
Podszedl do Jenny siedzacej na dlugiej bialej sofie. Tylek trzymala na kolanach Lloyda, a lydki
na kolanach Damiana.
- Co jest grane? Tata powiedzial mi. ze spedzasz ten weekend w domku na wsi u Elise.
Jenny zachichotala, najwyrazniej zachwycona wlasnym sprytem.
- Elise rzeczywiscie jest na wsi. - Zasmiala sie i oparla o piers Lloyda. - Ale ja jestem tutaj.
Tata jest taki latwowierny.
- 118 -
Danowi nie podobalo sie to, ze Jenny oklamuje ojca. Pewnie, ze sam mial na koncie pare
nieszkodliwych klamstewek, ale mlodsze siostry powinny byc czyste, niewinne i prawdomówne, a nie
zachowywac sie jak klamliwe intrygantki, które siadaja starszym facetom na kolanach i flirtuja bez
opamietania, majac na sobie tylko cieniutki, przeswitujacy podkoszulek i chlopiece bokserki. Móglby
napisac wiersz o tym. jak to przypomina mu Ofelie, tyle ze byl za bardzo wkurzony.
- Z tymi piehrsiami nawet mohrdehrstwo uszloby ci na sucho! - Monique wskazala na ledwo
zakryte piersi Jenny.
Danowi rece drzaly teraz tak. ze nie mógl nad nimi zapanowac. Wyciagnal z tylnej kieszeni
paczke cameli i wsunal jednego papierosa do ust.
- Wlasciwie to nawet nie wiem, co tu robisz - warknal na siostre z niezapalonym papierosem
w ustach. - To mój zespól - dodal, co zabrzmialo po prostu dziecinnie.
Damian uniósl zgrabne loczki jasnorudych brwi.
- Teraz Jenny dla nas spiewa.
Dan poczekal, az Damian wybuchnie smiechem i powie, ze zartuje, ale ten zachowal powazna
twarz.
- Tata zawsze mówil, ze musze sobie znalezc prace, zebym miala pieniadze na moje nalogowe
zakupy - zaszczebiotala Jenny z promieniejaca twarza i uroczymi doleczkami w policzkach.
- A my doszlismy do wniosku, ze potrzebujemy nowego, delikatniejszego brzmienia - dodal
Lloyd, glaszczac Jenny po kreconych wlosach. - Oczywiscie nadal bedziemy korzystac z twoich
piosenek. Tyle ze spiewac bedzie Jenny.
Excusei - moi?
Dan zapalil papierosa jaskrawozielona zapalniczka Bica i rzucil ja na biala sofe w wyrazie
czystego buntu. Sposób, w jaki Damian - który nawet nie mial koszuli na umiesnionym meskim torsie
- trzymal stopy Jenny, doprowadzal Dana do bialej goraczki.
Damian zerknal podejrzliwie na Monique.
- Myslalem, ze wrócilas na St. Bans, kochanie.
Monique usmiechnela sie szeroko.
- Próbowalam namówic Dana, zeby pojechal ze mna. ale stwierdzil, ze najpierw musi skonczyc
szkole. - Przewrócila oczami. - Nuda.
- Byla tu Serena van der Woodsen - powiedziala bratu Jenny. - Ale juz wyszla. Ciebie to
pewnie nie obchodzi.
- Jest ladniejsza od ciebie, Monique - dodal zlosliwie Lloyd. Objal Jenny w talii. - Ale nawet w
polowie nie tak sliczna, jak ty, paczuszku.
- 119 -
Dan zaciagnal sie wsciekle papierosem, desperacko próbujac powstrzymac sie od gniewnego
ryku. Milo byloby spotkac Serene, ale teraz co innego mial na glowie.
- Hm, Damian, mozemy chwile pogadac? - zazadal, zgrzytajac zebami.
- Ciao, ciao, kochanie! - zawolala Monique do kogos na drugim korku salonu i odeszla od
Dana, zeby jakiegos lysego, przypominajacego Moby'ego faceta w komplecie z bialego lnu obsypac
mokrymi, pachnacymi orzeszkami piniowymi, pocalunkami.
Dan czekal, az Damian zabierze rece ze stóp Jenny, wstanie - wlozy koszule i pójdzie
porozmawiac z nim na osobnosci, jak mezczyzna z mezczyzna.
Aha.
Ale Damian nie ruszyl sie z miejsca.
- Wszystko, co masz do powiedzenia, moze zostac powiedziane przy Lloydzie i twojej starszej
siostrze. Jestesmy jedna rodzina, nie?
Starszej siostrze?
Dan zacisnal spocone dlonie w piesci.
- Jenny nie jest moja strasza siostra - syknal. - Za dwa tygodnie koncze osiemnastke. Ona w
lipcu skonczy pietnascie lat.
- Wielkie dzieki - obrazila sie Jenny.
Damian i Lloyd wytrzeszczyli oczy, ale nic nie powiedzieli. Potem perkusista usmiechnal sie
szeroko;
- Przynajmniej nie jest mezatka.
Damian strzelil kumpla lokciem w zebro.
- Ja to zalatwie.
Wyciagnal z tylnej kieszeni malenka buteleczke stolicznej i pociagnal lyk. Jego jasnorude
wlosy byly krótsze niz tydzien temu i w wiekszym artystycznym nieladzie.
Moze to dlatego, ze wczoraj obcinal sie u Sally Hershberger?
- Dan - ciagnal Damian. - W zeszla sobote spiewales beznadziejnie. I praktycznie porzygales
sie na scenie. A potem dorwales sie do mojej zony.
Zony?
Danowi wszystko przewrócilo sie w zoladku. Monique nigdy nie mówila, ze jest czyjas zona.
Nagle poczul, ze potrzebuje bardzo dlugiego, zimnego prysznica.
- Jestesmy w separacji - wyjasnil Damian.
Och. co za ulga.
- Szanuje twoje teksty - dodal powaznie Damian. - Ale chyba ich nie pokochalem.
- 120 -
Dan przeniósl spojrzenie na pozostalych gosci - obraz luzu i wyrafinowania; wszyscy ubrani na
bialo w markowe ubrania, radosnie popijajacy swoje martini z jajkami na twardo i zajadajacy
krewetki z ryzowym makaronem, a ich wlosy byly równie blyszczace i wystylizowane co fryzura
Damiana prosto od Sally Hershberger. Zas Dan mial na sobie stare sztruksy Old Navy i raz do roku
obcinal wlosy w Supercuts. Lubil rozpuszczalna kawe i hot dogi z ulicy. Lubil wracac wieczorem do
domu i razem z ojcem smiac sie z lokalnych wiadomosci. W jego pokoju cala podloge pokrywala
zmechacona bordowa wykladzina, która w gruncie rzeczy naprawde lubil. Mial tylko dwie pary butów.
Niepisane mu bylo zostac gwiazda rocka.
- Chodz, Jenny, wracamy do domu. - Z ponura mina wyciagna! reke do siostry.
Jenny spiorunowala go wzrokiem. Oszalal? Facetom z Raves nawet nie przeszkadzalo, ze ma
dopiero czternascie lat. Zdecydowanie zamierzala zostac.
- Ty wracasz do domu - poprawila go.
Dan szturchnal ja spocona reka.
- Mozemy wziac taksówke, ja place.
Jenny strzasnela jego reke. przyciskajac plecy do piersi Lloyda.
- Prosze, nie rób z siebie idioty, Dan. - Ziewnela lekcewazaco. - I nie mów nic tacie. Sama sie
z nim rozmówie.
- Dobra, - Dan wsunal rece do kieszeni.
Mial przeczucie, ze Jenny wyraznie prosi sie o klopoty, ale nie mial zamiaru na nia donosic.
Sama swietnie sobie radzila z pakowaniem sie w kabale.
- Jesli jednak myslicie, ze dam wam swoje wiersze, to mozecie o tym zapomniec.
Damian uniósl brwi, Lloyd przewrócil oczami, a Jenny kopnela bosa stopa w snieznobiala sofe
- jakby byli bezgranicznie znudzeni tyrada Dana. Na drugim koncu salonu Monique wyjadala makaron
prosto z pólmiska paleczkami w kolorze kosci sloniowej. Dziewczyna w bialym haftowanym bolerku,
która wygladala jak Chloe Sevigny, zaplatala dlugie, miodowe wlosy jedzacej Monique.
- Pozegnaj ode mnie swoja zone - burknal Dan do Damiana.
Zawahal sie, dajac Jenny ostatnia szanse wyjscia, ale ona tak usiadla na kolanach Lloyda,
zeby byc tylem do brata.
- Czesc, Dan - powiedziala niecierpliwym tonem, jakby nie mogla sie doczekac, kiedy brat
wyjdzie.
Powlóczac nogami. Dan zszedl po schodach na Bedford Street. Nie bardzo wiedzial, czy smiac
sie, czy plakac. Ulzylo mu, ze juz nie bedzie musial spiewac na scenie. Mógl isc do college'u, zyc jak
normalny dzieciak, miec normalna dziewczyne i normalne zycie.
- 121 -
Cokolwiek to znaczylo.
prawda albo wyzwanie
Blair zostala w lazience, szykujac sie do wielkiego wejscia, podczas gdy Vanessa krecila sie
przy kuchni jak niesmiala trzynastolatka, czekajac, az Serena otworzy drzwi. Vanessa czula sie
kretynsko z mocno blyszczaca szminka Blair na ustach i w obcislych czarnych levisach, które
przestala nosic rok temu, bo uznala, ze sa zbyt ciasne. Po prostu czula sie kretynsko, i koniec, kropka.
Aaron pewnie okaze sie jakims skonczonym snobem, który uzna ja za tlusta, lysa dziwaczke, tak jak
zawsze myslala o niej Blair, dopóki calkiem jej nie odbilo i postanowila sie do niej wprowadzic.
- Hej. - Aaron wszedl do mieszkania i pocalowal Serene w policzek. - Tez tu mieszkasz?
Mial na sobie pomaranczowy podkoszulek bez rekawów, typowe dla siebie wojskowe spodnie
oraz czarne, gumowe klapki, których produkcja nie wyrzadzala krzywdy zadnym zwierzetom. Upial
ciemne dredy dwiema turkusowymi spinkami w ksztalcie serduszek, które podkradl z lazienki Blair.
Najwyrazniej zamierzal sprawdzic, jak bardzo Vanessa jest tolerancyjna wobec weganskich
dziwaków, starajac sie wygladac mozliwie najdziwaczniej na swiecie.
Serena z ulga stwierdzila, ze rzeczywiscie nic juz do niego nie czuje.
- Nie, ja tu tylko otwieram drzwi - odpowiedziala z usmiechem.
Stan 5 stal w korytarzu, trzymajac dwa wielkie pudelka z pizza. W garniturze khaki od Hugo
Bossa, w rózowej koszuli Brooks Brothers i zielono - rózowym krawacie w paski od Turnbuil & Asser
wygladal jak uczniak z plakatu reklamowego.
- Facet od pizzy stal na dole - powiedzial. Sprawial wrazenie zmieszanego. - Tutaj jest
zupelnie inaczej - dodal i stalo sie oczywiste, ze nigdy w zyciu nie byl na Brooklynie.
- Witam ponownie - odparla Serena. - Chyba juz sie poznaliscie z Aaronem.
Wziela pizze i zaniosla ja do kuchni. Stan trzymal sie blisko Aarona. Rozejrzal sie po
mieszkaniu, szukajac dziewczyny, która go zaprosila.
Widok dziwacznej fryzury Aarona dodal Vanessie odwagi. Podeszla pare kroków.
- Czesc! - powiedziala na przywitanie, zalujac, ze wypadlo to tak radosnie i idiotycznie. -
Jestem Vanessa.
Aaron usmiechnal sie. a jej od razu spodobaly sie jego ciemne, waskie wargi i sposób, w jaki
jego prawie czarne oczy blyszczaly w swietle swiec. Podszedl i uscisnal jej dlon. Byl chudy i nieco od
- 122 -
niej wyzszy. Mógl miec metr siedemdziesiat piec - tyle samo co Dan - ale wydawal sie wiekszy i
lepiej zbudowany. Wskazal na jej pantofle.
- Ej, to sa buty Blair, nie? Mój pies próbowal je kiedys zjesc na sniadanie.
- I tak by nie zauwazyla, ma chyba z osiemset par - stwierdzila Vanessa.
Zasmiali sie. szczerzac do siebie zeby jak w transie. Autentyczne towarzystwo wzajemnej
adoracji.
Serena juz zamierzala wyciagnac Blair z lazienki, kiedy ta uprzedzila ja, wychodzac w chmurze
perfum Caroliny Herrery. Rzesy miala swiezo podkrecone, wlosy rozczesane, a twarz przypudrowana
brazujacym pudrem o rózanym odcieniu. Nadal miala len sam obcisly czarny T - shirt, ale wlozyla
inny stanik i teraz jej biust wygladal raczej na C niz B.
- Kto ma ochote sie napic? - zapytala, usmiechajac sie niesmialo do Stana 5.
- Ja. Z przyjemnoscia - odparl Stan 5.
Podszedl i pocalowal ja w policzek. Byl wyzszy, niz go zapamietala, i bardziej oficjalny. Ale
pachnial Polo for Men, a to jeden z jej ulubionych zapachów.
Blair zatrzepotala do niego podkreconymi rzesami. Dzis wieczór cie uwiode, powiedziala do
niego w myslach.
Serena nie mogla zniesc tego, ze wszyscy tak dziwnie sie zachowywali. Poza tym prawie
dochodzila dziesiata - juz dawno powinna byc po kolacji. Otworzyla jedno z pudelek z pizza.
- Macie cos przeciwko temu, zeby zaczac jesc? Umieram z glodu.
Vanessa i Aaron wzieli po kawalku wegetarianskiej oraz cole z rumem i siedli przy stole. Blair
dolala sobie do szklaneczki i wrzucila na talerz wielki kawal pizzy z serem i pepperoni; pomyslala, ze
bedzie potrzebowala sporo energii. Stan 5 wzial dwa kawalki pizzy pepperoni - najwyrazniej tez
uwazal, ze bedzie potrzebowal sporo sil. Serena wziela po jednym kawalku z obu, poniewaz zawsze
byla glodomorem.
- Moze w cos zagramy? - zasugerowala, kiedy juz wszyscy usiedli przy stole.
Zwykle mialaby to gdzies, ale teraz byla gotowa zrobic wszystko, zeby przestali sie usmiechac
do siebie jak... debile.
Blair wziela wielki kes pizzy i splukala go wódka z tonikiem.
- Tak! - prawie wykrzyknela. - Zagrajmy w Prawde albo wyzwanie!
Serena szturchnela swoja pizze, jakby sprawdzala, czy nadaje sie do jedzenia. Dopóki bedzie
wybierac wyzwania, nic jej nie grozi.
Aaron zlozyl swój kawalek na pól i wzial dwa ogromne kesy. Vanessie podobalo sie to, w jaki
sposób jego sliczne, male uszka poruszaly sie, gdy przezuwal.
- 123 -
- Ja zaczne - zglosil sie na ochotnika, ocierajac usta papierowa serwetka. - Wyzwanie.
Blair podsunela mu swoja pizze. Wielkie plasterki pepperoni przykrywaly tlusty ser.
- To proste. Zjedz kawalek.
Aaron przewrócil oczami.
- W zyciu. Wobec tego prawda.
Blair próbowala wymyslic dobre pytanie, ale Vanessa ja uprzedzila.
- Wierzysz w milosc od pierwszego wejrzenia?
Nie podnosila wzroku znad kawalka pizzy. Odrywala zielone rózyczki od kawalka brokulu, zeby
sie nie zaczerwienic z powodu tak czerstwego pytania.
Noga Aarona przesuwala sie w strone Vanessy, az w koncu jego kolano delikatnie otarlo sie o
jej dzinsy. Wzial resztke pizzy, a potem odlozyl ja. nie gryzac.
- Jasne, ze tak - oznajmil, usmiechajac sie szeroko. - Teraz tak.
Blair kopnela pod stolem Vanesse, która natychmiast sie zaczerwienila - twarz miala bordowa
jak mundurki w Constance Billard.
- A nie mówilam? - zachwycona Blair bezglosnie poruszyla ustami. Zdjela kawalek pepperoni z
pizzy i wlozyla go ust. - A teraz ja. Wyzwanie.
Kazdy próbowal wymyslic cos dobrego. Problem z wyzwaniami byt taki, ze zawsze wydawaly
sie troche glupawe. Prawda okazywala sie o wiele ciekawsza.
Chociaz niekoniecznie.
- Caluj mnie - powiedzial cicho Stan 5, odsuwajac krzeslo, aby Blair mogla podejsc. - Przez
cale piec minut.
Zupelnie w stylu siódmoklasisty.
- Dobra.
Blair wstala i odgarnela ciemne wlosy za uszy. Myslal, ze go nie pocaluje, myslal, ze musi
miec taki pretekst jak wyzwanie? Cóz, planowala o wiele wiecej niz tylko pocalunki. Przysiadla mu na
kolanie i objela go za szyje. Mial w kaciku ust odrobine sosu z pizzy, a poniewaz wypila odrobine za
duzo i jadla odrobine za szybko, widok ten sprawil, ze zrobilo jej sie mdlo. Zamknela oczy i wciagnela
zapach Polo for Men.
- Niech ktos zacznie mierzyc czas - polecila.
Przycisnela usta do jego warg. próbujac sie rozluznic i wczuc, ale nie bylo latwo, zwlaszcza
przy publicznosci. Usta Stana 5 byly slonawe, nieznajome i dziwnie wilgotne. Juz miala sie oderwac,
zeby zlapac oddech, kiedy przypomniala sobie, jak calowala sie z Nate'em podczas jakichs zawodów
na imprezie w domu Sereny pod koniec siódmej klasy. Weszli do garderoby, a Serena siala pod
- 124 -
drzwiami i mierzyla czas, podczas gdy oni sie calowali. Wytrzymali czterdziesci siedem minut, ale tak
naprawde to nie calowali sie przez caly czas. Szeptali do siebie cichutko, nie odrywajac ust -
praktycznie calowali sie, rozmawiajac, i na odwrót. Wlasciwie to bylo calkiem romantyczne.
- Czas minal! - zawolal Aaron.
Blair odsunela sie od Stana 5. Wspomnienia o Nacie sprawily, ze usta Siana zaczely lepiej
smakowac.
- Wytrzymalabym dluzej - stwierdzila, zsuwajac sie z kolan chlopaka. Usiadla na krzesle i
napila sie wódki z tonikiem. - Ty nastepny - powiedziala do Stana 5. - Prawda czy wyzwanie.
- Prawda.
Blair próbowala wymyslic jakies pikantne pytanie, ale kojarzyla go tylko z Yale.
- Gdyby twój dziadek nie byl w zarzadzie Yale, poszedlbys do innej szkoly?
Stan 5 odchrzaknal i rozluznil ugrzeczniony. rózowo - zielony krawat. Zerknal na Blair i otarl
twarz dlonia.
- Nie ide do Yale - powiedzial cicho. - Nie dostalem sie.
Nikt sie nie odezwal. Blair poczula rosnaca w gardle gule. Odsunela krzeslo i popedzila do
lazienki.
Serena poslala Stanfordowi Parrisowi V wyluzowany usmiech swojej matki, który mówi
„chrzan sie”.
- Mam wyzwanie dla ciebie. Wyjdz natychmiast - powiedziala uprzejmie.
Stan 5 wzruszyl ramionami, jakby nie rozumial, o co tyle halasu.
- Nic jej nie bedzie?
Jakby naprawde go to obchodzilo.
- Nic jej nie bedzie - zapewnila Serena.
- Za rogiem jest postój taksówek - poinformowala go Vanessa, zbyt rozkojarzona, zeby
zalapac, co sie dzieje.
Stan 5 wstal i poprawil krawat. Serena odprowadzila go do drzwi.
- Dzieki za pizze - rzucil niezrecznie i wyszedl.
Vanessa i Aaron spletli dlonie pod stolem.
- Prawda czy wyzwanie? - Vanessa szepnela.
- Prawda - odparl Aaron.
- Myslisz, ze powinnam zapuscic wlosy?
Aaron pochylil sie i pocalowal ja szybko w usta.
- Za cholere.
- 125 -
Serena poszla zobaczyc, co z Blair. Spodziewala sie ujrzec ja kleczaca nad muszla klozetowa,
jak juz ja widywala setki razy. Ale Blair wyciagnela sie nago w wannie, cala w zielonej panie z
Vitabath i z wilgotnym recznikiem na oczach. Wygladala jak przepracowana diwa.
- Nie wiem. co sobie myslalam - jeknela, odwracajac glowe do Sereny. Byla taka wsciekla na
Nate'a i tak bardzo chciala dostac sie do Yale, a Stan 5 sprawial wrazenie, jakby juz nie musial sie
niczym martwic...
Serena zrzucila buty i podwinela dzinsy. Siadla na brzegu wanny i zanurzyla stopy w wodzie.
- Ja lez nie wiem.
Poruszyla w wodzie pomalowanymi na rózowo palcami, zbierajac sie, zeby powiedziec Blair o
tym, ze wybrala Yale.
Blair wyciagnela reke na oslep i umazala policzek Sereny piana.
- Mam wyzwanie dla ciebie. Wskakuj tu do mnie.
Serena zachichotala i zaczela rozpinac dzinsy. Pogadaja o Yale kiedy indziej.
Tymczasem w salonie zaczelo robic sie goraco.
- To wlasnie sie powinno robic, gdy konczy sie szkole srednia? - zapytala Vanessa, pomagajac
Aaronowi zdjac cieniutki, pomaranczowy podkoszulek. Obcalowala jego szyje, az doszla do waskich,
czerwonych ust, które ja oczarowaly od pierwszego wejrzenia.
- Masz na mysli przyjazn z najbardziej jedzowata i najdrozsza w utrzymaniu dziewczyna z
klasy, a potem dobieranie sie do jej przyrodniego brata? - Aaron odparl szczerze i sie rozesmial. - Nie
jestem pewien. - Przesunal palcem po szorstkiej, ogolonej glowie Vanessy. - Mysle, ze to ten czas,
kiedy jestesmy gotowi, zeby spróbowac czegos nowego.
Najwyrazniej!
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
- 126 -
NARODZILA SIE GWIAZDA, ALE ONA MA TO GDZIES
Pamietacie, jak kilka miesiecy temu pewna dziewczyna z Brooklynu o ogolonej glowie wygrala w
szkole konkurs filmowy? Nagroda byt wyjazd na festiwal w Cannes i udzial w konkursie dla
najbardziej obiecujacego mlodego filmowca. Kazda normalna dziewczyna, gdy tylko dowiedzialaby
sie o zwyciestwie, pobieglaby na zakupy po odpowiednia sukienke i odpowiednie buty, zrobilaby
sobie odpowiednia fryzure i zalatwila odpowiednie towarzystwo. Odliczalaby dni do wyjazdu.
Wygrana oznaczalaby bycie królowa tego dnia. Ale nasz geniusz filmowy ma to wszystko w nosie.
Odpuscila sobie cala impreze, nagrode w jej imieniu musial odebrac mistrz ceremonii i niezalezny
filmowiec Ken Mogul, który nazwal ja „najoryginalniejszym glosem w filmie od czasów Charliego
Chaplina”. To kiepski komplement, zwazywszy, ze Charlie Chaplin krecil nieme filmy. Jednak nie co
dzien tysiace bajecznie odstawionych gwiazd wstaje, zeby cie oklaskiwac. Wiekszosc z nas chcialaby
tam byc. Ale jedno jest pewne: ona nie dba o ciuchy i slawe - i to jest cos, czego nie potrafie pojac!
A TERAZ O JEJ FILMIE...
Pamietacie zeszly miesiac, kiedy ta sama dziewczyna o ogolonej glowie rozbita obóz w parku i robila
wywiady ze wszystkimi z ostatniej klasy, którzy chcieli opowiedziec o szkolach, do których sie dostali
albo nie dostali, i o tym, jakie to ich zycie jest beznadziejne lub wrecz przeciwnie? A teraz zgadnijcie,
jaki film wygral w Cannes? Czy osmielimy sie jeszcze kiedys pokazac we Francji?
Wasze e - maile
P: Droga P!
Bylam na liscie rezerwowych do Yale i wlasnie dzis rano dostalam od nich list. Z odmowa.
Slyszalam, ze nie przyjeli nikogo z listy rezerwowych, bo wszyscy przyjeci wybrali Yale. Dla
mnie fatalnie.
matolek
O: Drogi matolkul
To, ze nie dostalas sie do Yale, nie znaczy, ze jestes matolkiem. Twoja doradczyni w szkole
nie pozwolilaby ci skladac tam papierów, gdyby nie uwazala, ze masz szanse. Znam
mnóstwo niesamowicie madrych ludzi, którzy sie nie dostali, i kilka matolów, których
- 127 -
przyjeto. Ale czy to znaczy, ze wszyscy z listy rezerwowych dostana w tym tygodniu
zawiadomienia? Pewnie niedlugo sie dowiemy...
P
P: Droga P!
Prosze, powiedz, jak odzyskac serce chlopaka, którego kocham. Jest zalamany, bo ojciec za
pewne przewinienie nie wypuszcza go z domu. Ale ja go kocham i musze go zobaczyc,
inaczej umre.
melancholia
O: Droga melancholio!
Zakladam, ze angielski nie jest twoim ojczystym jezykiem. Wyloze ci wiec to w prostych
slowach: moze wyzej wymieniony chlopak nie szaleje za toba tak bardzo, jak ty za nim,
n'est ce pas?
P
Na celowniku
B i S w Five and Dime w Williamsburgu na filmowej nocy pija cosmo i powtarzaja wszystkie kwestie
w Szaradzie razem z Audrey Hepburn. V i A w salonie fryzjerskim Mousy Brown w Williamsburgu.
Powiedzcie mi, ze A nie zamierza zgolic sobie glowy do pary z V! K i I laminuja napisy Chlopcom
wstep wzbroniony w Kinko's w Upper East Side. Gluptasy, nie wiedza, ze w ten sposób prosza sie o
klopoty? Ciemnowlosa Francuzka w poncho z fredzelkami od Prady i mokasynach Fendi wspina sie po
murach domu N w East Side. N na pewno ma slabosc do wariatek. J z reszta grupy Raves spiewa na
caly glos w srodku nocy na dachu domu czolowego gitarzysty zespolu. W nocy z niedzieli na
poniedzialek. Zgadnijcie, kto przez caly weekend imprezowa! w domu pewnej gwiazdy rocka? O, to
jest dziewczyna, której chodzi o slawe. Stara sie, zeby pojawic sie w gazetach, czy tez samo jej tak
wychodzi?
W poniedzialek w szkole bedziemy mieli o czym rozmawiac - choc nigdy nie brakuje nam tematów do
plotek!
PS W czwartek wieczorem zaczyna sie z dawna oczekiwany rejs charytatywny Archibaldów do
- 128 -
Hamptons. Nie zapomnijcie zabrac ze soba kamizelek ratunkowych z monogramem od Louisa
Vuittona!
Wiem, ze mnie kochacie.
plotkara
uzdolnieni to cos strasznego
We wtorek rano, kiedy Jenny robila sobie kreski na powiekach czarnym flamastrem Chanel,
zeby uzyskac efekt, jakby balowala cala noc (taki wizerunek idealnie pasowal do jej nowych,
ogromnych rózowych okularów od Gucciego, których zazdroscily jej wszystkie dziewczyny z dziewiatej
klasy w Constance Billard), do drzwi lazienki zapukal ojciec i oznajmil:
- Nie idziesz dzis do szkoly, skarbie.
Jenny odlozyla eyeliner i otworzyla drzwi.
- Co masz na mysli? Dlaczego?
Rufus mial na sobie dziecieca bejsbolówke Metsów, która kupil Danowi, gdy ten mial osiem
lat. Czapka trzymala sie na samym czubku rozczochranej, siwej szopy wlosów. Mial tez na sobie
bawelniane spodnie w gumke w niebiesko - biale pasy, które wygladaly zupelnie jak dól od pizamy.
- Wczoraj wieczorem pogadalem sobie nieco z pania M. - odparl Rufus.
Ups.
Jenny obciagnela króciutki szkolny mundurek z krepy.
- Po co? - zapytala niewinnie, chociaz doskonale znala odpowiedz.
Rufus zignorowal jej zachowanie w stylu „chodzacej niewinnosci”.
- Wlasciwie powiedziala to wprost. Albo powtarzasz dziewiata klase, albo w przyszlym roku
idziesz do innej szkoly.
Jenny zwalczyla pokuse, zeby rzucic sie ojcu na szyje i go wysciskac. Pojedzie do szkoly z
internatem! To naprawde sie dzieje!
Nie tak szybko, panienko!
- Nie wejde tam - uparla sie Jenny, gdy taksówka sie zatrzymala.
- Tylko tak sobie myslisz - warknal ojciec. Zaplacil taksówkarzowi i otworzyl drzwi. -
Wyskakuj, nadasana ksiezniczko. Obejrzymy sobie to miejsce.
- 129 -
Wysiedli przed Sloan Center. Osrodkiem dla Wybitnie Uzdolnionych, hipisowska
eksperymentalna szkola, która miescila sie w pasmie dwupietrowych, nudnych budynków we Flu-
shing, w Quenns. Znajdowala sie cale kilometry od Manhattanu i w zadnej mierze nie przypominala
porosnietych bluszczem ceglanych budynków szkoly z internatem, o której marzyla. Po drodze Rufus
dal jej informator ze Sloan Center, który przekartkowala. Nie mieli tu prawdziwych mundurków, w
stolówce podawali ekologiczne, wegetarianskie jedzenie, wszyscy uczniowie mieli tluste wlosy i
tradzik i zadna z nauczycielek nie nosila kostiumów od Chanel. Jednym slowem Jenny z miejsca
znienawidzila te szkole.
Ogromny znak pacyfistów z kory brzozowej powital ich. gdy tylko przeszli przez drzwi z
prawdziwej, wyhodowanej biodynamicznie debiny. Pacyfka zwieszala sie z sufitu nad wejsciem.
Obracala sie na wietrze wytworzonym przez mlyn wodny wybudowany przez uczniów u podstawy
schodów. Czysta zródlana woda splywala kaskadami rynna z bambusa posrodku schodów, zasilajac
mlyn.
- Nasi starsi uczniowie zbudowali ten mlyn zeszlej zimy - wyjasnila im na samym poczatku ich
wizyty Calliope Trask, dyrektorka szkoly. - W styczniu co roku mamy cos, co nazywamy zimowymi
pracami. Nie ma normalnych zajec, a uczniowie skupiaja sie na budowie czegos uzytecznego
wlasnymi rekoma. Rok wczesniej mielismy kurnik z dwudziestoma kwokami, tutaj, na sali
gimnastycznej. Zebralismy tyle jajek, ze zaczelismy je sprzedawac i uskladalismy pieniadze na nowe
konopiane maty do spania w czasie popoludniowej drzemki dla naszych przedszkolaków!
Hura!
Calliope Trask miala siwe wlosy splecione w dlugi az do pupy warkocz. Nosila
musztardowozólta lniana sukienke na ramiaczkach Eileen Fisher, która wspaniale podkreslala kedzie
rzawe czarne wlosy pod pachami. Dyrektorka nie golila tez nóg - ciemne, sztywne wloski wystawaly
miedzy paskami wiazanych w kostce bezowych plóciennych, ekologicznych butów.
- To naprawde piekne okulary. - Calliope wskazala na gigantyczne okulary od Gucciego, które
skrywaly lsniace brazowe oczy Jenny. - Ale tutaj nie pozwalamy nosic markowych ubran, naszywek
ani zadnych innych tego typu rzeczy.
Zanim Jenny zdazyla powiedziec „Co, do cholery?”, Rufus sciagnal jej okulary i schowal je do
kieszeni marynarki z szarego ortalionu.
- Od razu lepiej. Teraz widzimy twoja sliczna buzie - zaswiergotala Calliope, a Jenny wstretnie
sie do niej wykrzywila.
Ruszyla schodami za dyrektorka i ojcem. Kusilo ja, zeby im powiedziec, by wypalili konopie z
mat, a ona w tym czasie ucieknie do Czech i zamieszka ze swoja zwariowana, egoistyczna i
- 130 -
zaniedbujaca dzieci matka. Ravesi mogli zorganizowac ture we wschodniej Europie, a ona na
czarnym rynku nakupowalaby sobie za pól ceny tyle rzeczy Gucciego, ile by zechciala.
Znalezli sie na pierwszym pietrze. Calliope otworzyla drzwi do jednej z klas.
- Nasze klasy lacza sie w grupy w róznym wieku i dziela sie na „paczki”, które maja nazwy od
zaginionych gatunków na Galapagos. Jennifer, bedziesz w grupie wiekowej trzynascie - pietnascie.
Zaprowadze cie do miejsca, gdzie Zólwie Sloniowe zebraly sie rano przy pracy, i dalej oprowadzi cie
któras z uczennic.
Podloga klasy wysypana byla piaskiem, sciany wylozone lodygami bambusa, a sufit
palmowymi liscmi. Nad ich glowami wisial wielki, recznie malowany napis NIE PALIC.
Jenny nigdy nie przepadala za papierosami, ale teraz marzyla o dymku. Rozpiela bialy sweter
Miss Sixty, zeby odslonic krokodylka Lacoste'a maszerujacego na lewej piersi jej nowej, rózowej
koszulki, która dostala od Lloyda Collinsa z Ravesów. Byla gotowa na wszystko, byleby uniknac zosta
nia Zólwiem Sloniowym.
- Hakuna matata, panno Calliope - powitala ich pulchna dziewczyna ubrana w cos, co
wygladalo jak bikini z koziej skóry.
- Hakuna matata, Cherisse - odparla z usmiechem Calliope. - Zólwie Sloniowe badaja w tym
tygodniu Namibie - oznajmila Jenny i Rufusowi, jakby to wszystko wyjasnialo.
Jenny przyjrzala sie pozostalym czlonkom grupy. Piec pulchnych dziewczyn o tlustych wlosach
i krzywych zebach oraz trzech chudych chlopaków w okularach i z tradzikiem. Wszyscy ubrani byli w
stroje z koziej skóry, które moglyby miec styl, gdyby zaprojektowala je Stella McCartney, a nie
Hippies R Us. Stali w kole, trzymali sie za rece i spiewali namibijska piesn zaklinajaca deszcz.
Nawet Rufus wygladal na zszokowanego.
- Macie dane, do jakich college'ów dostaja sie wasi absolwenci? - zapytal dokladnie tak
samo, jak pytala wiekszosc rodziców kolezanek Jenny z Constance Billard.
Chociaz nigdy by sie do tego nie przyznal, Rufus bardzo powaznie traktowal sprawe
college'ów i niewiele brakowalo, a sam by otworzyl wszystkie listy, które przyszly do Dana. nie
czekajac, az syn wróci ze szkoly. Mógl sobie byc anarchista, ale gleboko wierzyl w tradycyjna
edukacje.
Calliope zmarszczyla brwi.
- Staramy sie, aby nasza szkola jak najmniej podsycala rywalizacje. Zachecamy uczniów, aby
dali sobie czas na poznanie swiata. Pozyli poza systemem. Kiedy juz odkryja swoje powolanie, moga
ewentualnie zdecydowac sie na dalsze ksztalcenie.
Konia z rzedem temu, kto zinterpretuje te slowa.
- 131 -
- Slyszalam, ze jestes artystka. - Cherisse usmiechnela sie do Jenny, odslaniajac krzywe zólte
zeby, - Chodz, pokaze ci nasz fresk. Caly jest z koziego obornika.
Rufus trzymal Jenny troskliwie za reke, podczas gdy Cherisse poprowadzila ich do dziwnego
fresku przedstawiajacego slonie i zebry baraszkujace w trawie. Cherisse zanurzyla dlon w glinianej
misie stojacej na podlodze i rozsmarowala cos brazowego na zadzie slonia. Rufus ze zmeczeniem
pokrecil glowa. Pociagnal Jenny do stolu znajdujacego sie w kacie sali i usiadl. Naprawde spodobala
mu sie idea alternatywnej szkoly, ale w glebi duszy marzyl, aby córka ukonczyla uniwersytet Berkeley
albo Columbia, a nie wedrowala po swiecie i malowala freski z obornika.
Jenny siadla naprzeciwko niego i wyjela z rózowej torebki DKNY buteleczke lakieru do
paznokci Chanel.
- Wiec zapytam jeszcze raz: po co tu wlasciwie jestesmy?
Odkrecila buteleczke i zaczela malowac paznokcie.
Rufus poprawil czapke z daszkiem i potarl zamglone oczy. Wygladal, jakby potrzebowal
jeszcze z szesciu godzin snu i dodatkowych trzech kubków kawy.
- Posluchaj, Jen. Nie mozesz po prostu pomieszkiwac z gwiazdami rocka w hotelu i przez caly
czas oklamywac ojca. Ale chce, zebys byla szczesliwa. A ty czego chcesz?
Jenny zakrecila buteleczke z lakierem i schowala ja z powrotem do torebki. Wiedziala, ze ojcu
nie spodoba sie to, co zamierzala powiedziec, bo w glebi duszy uwielbial dom pelen zwariowanych
dzieciaków, które mógl wprawiac w zaklopotanie i denerwowac. Ale byla sklonna zrezygnowac z
kariery fanki Ravesów tylko pod jednym warunkiem: jesli zostanie wyslana do szkoly z internatem,
gdzie istnialo tysiac okazji do przygód. Sam to przeciez powiedzial: chce, zeby byla szczesliwa.
Na drugim koncu sali Calliope Trask pomagala Zólwiom Sloniowym nakladac obornik na fresk
w stylu Jacksona Pollocka.
Jenny spojrzala na ojca sarnimi oczami pelnymi nadziei. Usta zlozyla w serduszko,
wypowiadajac kilka melodyjnych slów:
- Tato, czy moge wyjechac do szkoly z internatem?
krótkie przypomnienie
Drogie kolezanki z Constance Billard!
Pewnie nie trzeba wam przypominac, ale Jutro zaczyna sie nasz weekend pieknosci! Chcemy
- 132 -
wam powiedziec, ze jestesmy strasznie podekscytowane! Zeby upewnic sie. ze bedziecie ubrane
stosownie do rejsu, mamy fantastyczne koszulki z dlugimi rekawami przygotowane specjalnie dla was
przez Three Dots. Pamietajcie, jestesmy goscmi Archibaldów. Spróbujcie zachowywac sie jak damy
Ale kiedy tylko dotrzemy do posiadlosci Coatesów. wszystko bedzie dozwolone!
Nie mozemy sie doczekac! Do zobaczenia jutro!!!
Calusy.
Wasze kolezanki z klasy. Isabel i Kati
widok z bocianiego gniazda
To bylo idealne popoludnie na rejs. Slonce przygrzewalo i wiala chlodna bryza. Niebo mialo
blekitny kolor, a woda byla spokojna. Poklad byl usiany malymi okraglymi stolikami z jedwabnymi
obrusami w kolorach „Charlotte” - zlotym i niebieskim. Na kazdym stala ciezka marmurowa waza z
plywajacymi w nich swiecami. Na dziobie jachtu mezczyzna w bialym smokingu gral na kontrabasie,
a kobieta w czerwonym muumuu, tradycyjnej sukience hawajskiej, pieknie nucila piosenki Niny
Simone. Najznamienitsi mieszkancy Upper East Side trzymali swoje kieliszki z koktajlami i gawedzili.
Wszyscy mieli na sobie najnowsze wakacyjne kreacje kupione w Cannes i na St. Barts. Przed nimi
horyzont coraz bardziej sie skracal, poniewaz plyneli w strone ciesniny Long Island Sound i Sag
Harbor.
- Jak sie miewa twój syn? - zapytala pania Archibald Misty Bass, marszczac z troska
cieniutkie, ciemne brwi. Brylantowy naszyjnik kolysal sie na jej opalonej na Cap d'Antibes szyi. gdy
„Charlotte” z wydetymi, bialymi zaglami podskakiwala na falach. - Slyszalam, ze znowu ma klopoty.
To nie... narkotyki, prawda? - Ciagnela, majac nadzieje na swieze ploteczki.
- Nate ma sie dobrze - najezyla sie pani Archibald, opuszczajac wyzywajaco kaciki
pomalowanych na czerwono ust. - Jest w domu, uczy sie - sklamala, nie chca przyznac, ze dostal
szlaban za kradziez rodzinnej lodzi. - A twój Chuck pewnie nie moze sie doczekac akademii
wojskowej?
Misty Bass wlala do gardla resztke bourbona. Chuck mial wlasne mieszkanie, a ona ostatnio
sporo podrózowala, wiec prawde mówiac, dawno z nim nie rozmawiala.
- O. tak - odparla z wahaniem. Rozejrzala sie za kelnerem. - Szkoda, ze kieliszki sa takie male.
- Och. Misty! - wykrzyknela Eleanor Waldorf, zarzucajac starej przyjaciólce rece na szyje. -
- 133 -
Musisz zobaczyc wille w Toskanii, która kupilam dla Cyrusa. Ma wlasna strone internetowa i w
ogóle!
Na zawietrznej burcie starsze córki gosci utworzyly male grupki. Wszystkie mialy na sobie
rózowe koszulki z dlugimi rekawami, przygotowane specjalnie na weekend pieknosci. Chowaly sie
przed rodzicami i udawaly, ze ich cola jest bez rumu.
- Nie moge uwierzyc, ze Nate Archibald nie zjawil sie na wlasnej imprezie - narzekala Isabel
Coates.
- Bo chlopcom wstep wzbroniony, glupia - odparla Kati Farkas, myslac, ze chociaz raz wyszla
na madrzejsza od najlepszej przyjaciólki.
- Nie wyglupiaj sie - zbesztala ja Isabel. - Na lódz moga wejsc, tylko nie do mojego domu w
czasie weekendu pieknosci.
No jasne!
- Och... - mruknela Kati. jakby dopiero teraz zalapala.
- Wiec gdzie on sie skhrywa?
Obie dziewczyny spojrzaly na Lexie. Chodzila do L'École. a nie do Constance Billard. co
oznaczalo, ze absolutnie nie zostala zaproszona na weekend pieknosci. Poza tym wszyscy wiedzieli,
ze jej matka i matka Nate'a chodzily razem do katolickiej szkoly z internatem we Francji i szczerze sie
nienawidzily. Co wiec robila Lexie na pokladzie „Charlotte”? Miala na sobie tunike Missoni z
glebokim dekoltem, której Kati i Isabel pozadaly, ale nigdzie nie mogly dostac (nawet w sklepach
internetowych!), a dlugie, ciemne wlosy zaplotla w warkocze, jakby byla skrzyzowaniem francuskiej
hipiski z Heidi.
- Nate ma szlaban - poinformowala je Blair, chociaz nie rozmawiala z Nate'em od czasu ich
spotkania w hotelu Plaza. - Nie ma go tutaj.
Pan Archibald byt bardzo ostry - Nate musial miec szlaban. Blair zachwiala sie w bezowych
sandalach Prady na siedmiocentymetrowych obcasach i wyjadla wisienke z pustej szklanki po coli.
Czula sie bardzo dumna z siebie, bo nie wy - drapala Lexie oczu. A prawda byla taka, ze wcale nie
tesknila za Nate'em.
Aha, jasne.
Serena podala Blair kolejna doprawiona cole.
- Nie jestem taka pewna, ze go tu nie ma.
Byla przekonana, ze Nate nie odpuscilby sobie rejsu rodziców do Hamptons, nawet gdyby
mial szlaban, i tylko ukrywal sie gdzies na lodzi.
- Nate nie jest az tak pomyslowy - sprzeciwila sie Blair, czytajac w myslach Sereny. - Gdyby tu
- 134 -
byl. juz bysmy o tym wiedzialy.
- Nate jest doskonaly - zamruczala przeciagle Lexie. zaciagajac sie skretem.
Nikt z doroslych najwyrazniej nie zauwazyl, ze dziewczyna pali trawke na pokladzie. Moze
dlatego, ze byla Francuzka i nosila tunike Missoni.
Blair przewrócila oczami i odwrócila sie plecami do tej glupiej francuskiej zdziry. Moze i byl
jedynym chlopakiem, jakiego kiedykolwiek kochala, ale kazdy, kto uznaje Nate'a Archibalda za
doskonalego, musi byc kompletnym idiota. Patrzyla, jak jej przyrodni brat Aaron pedzi pod poklad po
kolejny rum i dietetyczna cole dla Vanessy. Mial swiezo ogolona glowe. Aaron ledwo znal Nate'a i z
pewnoscia nie zostal zaproszony, ale ostatnio pojawial sie wszedzie tam. gdzie byla Vanessa. Gdyby
obydwoje nie stanowili zaprzeczenia slodyczy, mozna by ich uznac za najslodsza pare w dziejach
ludzkosci.
Nagle Serena poczula, ze ktos ja ciagnie za koszulke.
- Hej! - powiedziala Jenny i wspiela sie na palce, zeby ucalowac ja w policzek.
Obok stala Elise. Obie dziewczyny mialy na sobie rózowe koszulki weekendu pieknosci i
podobne, zdecydowanie za duze, rózowe okulary Gucciego.
- Nikomu nie powiesz, prawda?
Serena musiala podziwiac bezczelnosc Jenny, która najwyrazniej zaczela sie specjalizowac w
byciu niegrzeczna dziewczynka. Polozyla palec na ustach.
- Nikomu nie powiem - obiecala, chociaz w ostatniej klasie bylo tylko czterdziesci dziewczyn,
wiec dwie mlodsze nie mogly przejsc niezauwazone.
Jenny usmiechnela sie szeroko i pociagnela Elise pod poklad, zeby zwedzic szampana i Bóg
jeden wie, co jeszcze. Nie bylo watpliwosci, ze im blizej wieczoru, tym obie beda coraz bardziej
niegrzeczne.
- Musze przyznac, ze juz sie poddalem - westchnal Dan. patrzac, jak mlodsza siostra i jej
przyjaciólka zniknely w tlumie dziewczyn ubranych w cukierkowo - rózowe koszulki.
Jego tez nikt nie zaprosil, ale dolaczyl do Jenny, aby miec na nia oko. Oparl sie o reling i
zapalil camela. Czekal cierpliwie, az Vanessa go zauwazy.
Znajomy zapach cameli przeplynal obok nozdrzy Vanessy. Odwrócila sie i zobaczyla Dana
usmiechajacego sie niesmialo. Jego niechlujne wlosy i rdzawe sztruksy lopotaly na wietrze. To, ze
którekolwiek z nich wyladuje tutaj, na jachcie zeglujacym do Hamptons albo ze ona bedzie miala na
sobie rózowa koszulke bylo tak nieprawdopodobne, ze Vanessa wybuchla smiechem.
- Co cie tak bawi? - zapytal Dan.
Vanessa wygladala na tak szczesliwa, ze zrobilo mu sie troche smutno, bo zdal sobie sprawe,
- 135 -
ze ta euforia nie ma z nim nic wspólnego.
Aaron wrócil z drinkiem i piwem. Kiedy zobaczyl Dana i Vanesse rozmawiajacych ze soba.
natychmiast podal swoje piwo Danowi.
- Przyniose jeszcze jedno - powiedzial usluznie.
Dan nie mógl w to uwierzyc - tych dwoje pasowalo do siebie jak ulal. Nawet glowy mieli takie
same.
Vanessa stala z bezmyslnym usmiechem na twarzy i czekala, az Aaron wróci. Jej szczescie
bylo denerwujace - nawet dla niej samej.
- Przepraszam - powiedziala do Dana. - Nie wiem, co sie ze mna dzieje.
Dan wzial lyk piwa i wskazal na jej usta.
- To blyszczyk? - zapytal zaskoczony i rozbawiony zarazem.
Vanessa zachichotala.
- Firmy Nars, o smaku toffi, jesli pytasz o szczególy. Pozyczylam od Blair.
Spojrzeli po sobie. Kazde czekalo, az drugie rzuci jakas krytyczna i dowcipna uwage na temat
obrzydliwego pokazu bogactwa i bezsensu tej imprezy. Ale prawda byla taka. ze obydwoje pojawili
sie tu z tego samego powodu. Chociaz calymi latami próbowali sie odgrodzic, ci ludzie byli ich
rówiesnikami i pomimo calego lego krytykowania i izolowania sie oboje cieszyli sie, ze dotyczyli do
zabawy.
Slonce przypominajace ogromna pomarancze schowalo sie za smuga chmur. Woda byla
lsniaca, zielona i spokojna jak trawnik w bezwietrzny dzien. Aaron wrócil z piwem i nonszalancko
pocalowal Vanesse w policzek.
- Slicznie wygladasz - szepnal.
Dan zastanawial sie, czy kiedykolwiek powiedzial Vanessie, ze slicznie wyglada, ale bylo juz
troche za pózno na takie rozpamietywanie.
- Gratuluje szybkiego wykopania z zespolu - zadrwil denerwujaco znajomy glos.
W strone Dana pochylal sie Chuck Bass. Stal na dziobie w dziwnym, blekitnym lnianym stroju
zeglarza z nogawkami podwinietymi do kolan i biala malpka wczepiona w jego ramie - najwyrazniej
zwierzatko balo sie wpasc do wody. Chuck wygladal na podpitego i lekko nieprzytomnego od choroby
morskiej.
Chuck zdawal sie tak odpychajacy, ze wkurzanie sie na niego nie mialo sensu. Poza tym Dan
byl zachwycony tym, ze jest normalnym dzieciakiem, a nie wielka gwiazda rocka. Podal dlon koledze i
usmiechnal sie beznamietnie.
- Dzieki, stary.
- 136 -
- Ravesi i tak juz dlugo nie pociagna - zauwazyl Aaron. - Daje im najwyzej jeszcze jedna plyte,
a potem znikna.
- Racja. - Chuck potrzasnal dlonia Dana, jakby byli starymi przyjaciólmi. - Wiec dokad sie
wybierasz w przyszlym roku, synu?
Synu?
Ravesi to kapela z Nowego Jorku, a Dan slyszal, ze Chuck wybiera sie do akademii wojskowej
gdzies w pólnocnym New Jersey. Najlepiej byloby znalezc sie jak najdalej od obu, od niego i od
zespolu.
- Do Evergreen - oznajmil, jakby wiedzial to od zawsze. - To na zachodzie, w stanie
Washington.
- Milo. - Chuck ziewnal, jakby juz znudzil sie rozmowa. - Widzial ktos Serene? Slyszalem, ze
spotyka sie z jakims osiemdziesieciopiecioletnim czlonkiem zarzadu w Yale. Ale zdzira.
Vanessa parsknela z niesmakiem i zostawila chlopców samych. Poszla poszukac Blair i
Sereny. Potrzebowala paru chwil z dziewczynami, które pasowaly do jej rózowej koszulki.
Reszta dziewczyn z klasy zebrala sie w poblizu dziobu. Troche sluchaly muzyki i troche
sciskaly reling, próbujac powstrzymac sie od wymiotowania w spienione wody ciesniny Long Island
Sound. Slonce swiecilo juz slabiej, a bryza przybrala na sile. Pare dziewczyn otulilo ramiona pashmina
albo niebiesko - zlotymi swetrami pozyczonymi od zalogi „Charlotte”, ale wiekszosc pasazerów byla
zbyt podchmielona, zeby czuc chlód. Za ich plecami Manhattan kolysal sie i lsnil niczym miniaturowy
srebrny raj w krysztalowym przycisku do papieru od Tiffany'ego.
Serena i Blair skulily sie razem na prazkowanej, niebiesko - zlotej poduszce pod jednym Z
masztów i popijaly zgodnie heinekena.
- Nie moge uwierzyc, ze za chwile skonczymy szkole - westchnela Serena i oparla glowe na
ramieniu Blair.
- Bogu dzieki - odparla przyjaciólka bez cienia sentymentu. - Szkoda tylko, ze nie mam pojecia,
co bede robic w przyszlym roku.
Serena usiadla prosto, zastanawiajac sie, czy to dobra okazja, zeby powiedziec Blair o Yale.
Ale plynely lodzia, a ona nie zamierzala wyladowac za burta.
Podeszla do nich Vanessa. Polozyla sie i oparla glowe na kolanach Blair.
- Przestajcie obgadywac ludzi, jedze - oznajmila im i leniwie przymknela oczy.
- Powinnas poprawic blyszczyk - zauwazyla Blair. Wyjela z kieszeni dzinsowej spódnicy
owocowy blyszczyk Lancôme'a i ostroznie pomalowala Vanessie usta.
- Dzieki, mamusiu - mruknela Vanessa, nie otwierajac oczu.
- 137 -
Serena rozesmiala sie i znowu oparla glowe o maszt. To zabawne, jak tuz przed koncem szkoly
wszystkie nierówno powycinane kawalki ukladanki, które wygladaly, jakby nigdy nie mialy do siebie
pasowac, nagle zaczely sie ukladac w jedna calosc. Moze w koncu obie z Blair pójda do Yale i beda
mieszkac razem w pokoju. Beda druhnami na slubie Vanessy i Aarona, poznaja dwóch braci i wyjda
za nich, zamieszkaja w tym samym kwartale na Piatej Alei i wysla dzieci do tej samej szkoly -
przyjaciólki po grób.
Ale kogos brakowalo. Kogos, kto zawsze stanowil wazna czesc ukladanki na swój wlasny,
pokrecony, cudowny i niewierny sposób.
- Szkoda, ze nie ma Nate'a - westchnela Serena.
Blair zakrecila blyszczyk i z roztargnieniem zaczela masowac blade czolo Vanessy. - Czasem
zastanawiam sie, czy nie lepiej nam bez niego - przyznala sie.
No bo w koncu, czy Nate nie byl przyczyna wszystkich klótni miedzy nimi dwiema?
Serena zmruzyla oczy i jeszcze raz przyjrzala sie ludziom na pokladzie. Wszedzie juz go
szukala.
Ale nie przyszlo jej do glowy spojrzec w góre.
Wysoko, wysoko nad ich glowami, na samym szczycie masztu Nate przykucnal w bocianim
gniezdzie i obserwowal dziewczyny. Na górze czul sie troche samotny i zmarzniety, ale zabral ze soba
do towarzystwa szesciopak i kilka skretów. Kiedy tylko zacumuja w Sag Harbor, a rodzice i ich
znajomi rozejda sie do swoich dworków w Hamptons, zejdzie na dól niczym Spider - Man i wszystkich
zaskoczy.
Z góry dziewczyny w rózowych koszulkach byly praktycznie nie do odróznienia. Nawet ta
ogolona moglaby sie niezle prezentowac, gdyby zapuscila troche wlosów. Zapalil skreta. Nagle
ogarnela go tesknota - tak bardzo je kochal. Kochal je wszystkie.
dziewczyny ekscytuja sie babska impreza
W cieple dni Hamptons pachnialo sola, nowa skóra, kremami przeciwslonecznymi i
pieniedzmi. Ogromne nowoczesne domy przycupnely przy bialych piaszczystych plazach, w otoczeniu
basenów i czarnych, terenowych mercedesów. Male dziewczynki w bikini Petit Bateau jezdzily na
skuterach do miasta na wloskie lody. Lsniace konie wystawowe elegancko klusowaly wzdluz drogi za
snieznobialymi ogrodzeniami Niczym ogromny klub, Hamptons bylo tego rodzaju miejscem, do
- 138 -
którego nalezeli tylko ci, którzy naprawde tu pasowali.
Ale oczywiscie wszystkie nasze dziewczyny tu pasowaly.
- Zbiórka! - Wrzasnely Isabel Coates i Kati Farkas. gdy uczennice ostatniej klasy Constance
Billard wysiadly z flotylli srebrnych limuzyn przed weekendowym domkiem rodziców Isabel w
Southampton.
Dom mial ksztalt litery ,.L” i byl nowoczesna, przeszklona konstrukcja zaprojektowana przez
Philippe'a Starcka. Posiadal prywatna plaze i ladowisko dla helikopterów na dachu. W zgieciu „L”
miescil sie basen wylozony rózowymi kafelkami z podswietlanym dnem oraz otynkowany na rózowo
domek kapielowy. Wokól basenu stalo czterdziesci bialych plastikowych lezaków, a na kazdym
pysznil sie rozlozony rózowy recznik specjalnie zamówiony na weekend pieknosci. Obok basenu
rozstawiono bialy namiot ze stolami przykrytymi rózowymi obrusami i barem z rózowymi serwetkami.
Wygladalo to prawic jak wesele, tyle ze bez wesela.
Jenny Humphrey i Elise Wells okrazyly dziewczyny, zeby ominelo je sprawdzanie obecnosci, i
popedzily przed podwórze do domku przy basenie.
- Ej! - szepnela Rain Hoffstetter do I.aury Salmon. Obie mialy na sobie gigantyczne rózowe
kapelusze od slonca Kati Spade. Ronda kapeluszy ciagle o siebie uderzaly. - A co one tu robia?
- Kto? - dopytywala sie Laura Salmon, mruzac oczy zacienione kapeluszem.
- Czestujcie sie koktajlami i kanapkami! - wykrzyknela przez megafon Isabel, rozkoszujac sie
kazda chwila, kiedy mogla powydawac rozkazy.
Chociaz to nie byla tak dobra szkola jak Princeton, Isabel postanowila pójsc do Rollins razem
z Kati - ku wielkiemu rozczarowaniu rodziców - poniewaz w Rollins zaproponowano jej pozycje
szefowej jednego z akademików dla dziewczat z pierwszego roku, wiec przez caly rok jej zadaniem
bedzie rozstawianie wszystkich, lacznie z Kati. po katach.
- W domku kapielowym jest sauna. Miesci naraz tylko szesc osób - ciagnela z ustami
przycisnietymi do megafonu. - W pokoju do projekcji znajdziecie filmy, a basen jest podgrzewany,
wiec mozecie plywac cala noc. jesli tylko zechcecie. Wysokoproteinowe i wysokoenergetyczne
sniadanie zostanie podane jutro o siódmej, a pierwsza maseczka Origins jest juz o ósmej, wiec
zarezerwujcie sobie czas na sen dla urody. W kazdym pokoju sa wielkie materace. Po trzy na kazdym
lózku, dziewczyny - bedzie przytulnie!
Powietrze rozbrzmiewalo glosami dziewczyn gromadzacych sie przy barze albo wedrujacych
do domu na bitwe poduszkami na lózkach z jedwabna, posciela lub spenetrowanie torebek z
prezentami Origins, które mialy zostac otwarte dopiero jutro. Kilka odwazniejszych dziewczyn
rozebralo sie do bielizny albo przebralo w kostiumy kapielowe i zaczelo skakac z trampoliny do
- 139 -
basenu. Zas te bardziej leniwe zebraly sie w pokoju projekcyjnym pana Coatesa i rozlozyly w
skórzanych fotelach, podczas gdy na wielkim ekranie lecialy poczatkowe napisy Wielkiego
Gatsby'ego z Robertem Redfordem i Mia Farrow.
Blair, Serena i Vanessa usiadly na brzegu basenu i zaczely moczyc nogi w wodzie.
- Ale zabawa - stwierdzila Vanessa, próbujac okazac troche entuzjazmu.
Zastanawiala sie, jak Serena i Blair to robia, ze ciagle maja opalone nogi. Jej wygladaly jak
nogi trupa.
- Ej, dziewczyny! - Jenny zawolala do nich zza uchylonych szklanych drzwi domku
kapielowego. Byla w samym reczniku, a na glowie miala bialy turban kapielowy z brylantami w stylu
dawnych gwiazd Hollywoodu. Pani Coates zakladala ten turban, zeby nie zmoczyc wlosów, gdy
plywala w basenie. - Musicie zobaczyc saune!
Blair nie przepadala za tymi gówniarami, którym wydawalo sie, ze moga krecic sie ze
starszymi kolezankami, ale nie przegapilaby szansy wypocenia kilku zbednych kilogramów.
- Dobra, ale ja bede nosic turban - oznajmila. ruszajac do domku. Sciagnela turban z glowy
Jenny i sama go wlozyla. Na Jenny wygladal smiesznie, ale Blair prezentowala sie w nim jak królowa.
Tylko prawdziwe diwy dobrze wygladaja w turbanach.
Jenny podala kazdej ogromny recznik z miekkiej egipskiej bawelny. Dziewczyny rozebraly sie
do naga. Kazda udawala ze nie pozera wzorkiem idealnego do granic mozliwosci ciala Sereny, ale i
tak wszystkie zerkaly z zazdroscia. W glebi ducha mialy nadzieje odkryc skrywany kawalek z
cellulitem, który od lat chowala pod mundurkiem, ale ona byla tak szczupla i nieskazitelna, jak sie
lego zawsze obawialy.
- Podobno pan Coates pali bardzo duzo trawy - powiedziala Serena, sciagajac koszulke,
nieswiadoma ich spojrzen. - To dlatego teraz czyta tylko reklamy zamiast filmów. Pali tyle, ze nie
moze zapamietac tekstu.
- Wiem - przytaknela Jenny. - Patrzcie. - Odkrecila glowe niewinnie wygladajacego popiersia
Apolla i wyciagnela ogromna torebke z trawka.
Trzy starsze kolezanki zagapily sie na nia. Po co wlasciwie ta mala Jenny Humphrey odkreca
glowy posagom?
- Nie znaczy to, ze mam ochote - stwierdzila niewinnie Jenny. - Elise znalazla to przez
przypadek.
Nagle lysa glowa Aarona pojawia sie w oknie domku i wszystkie dziewczyny pisnely,
chowajac nagie ciala pod reczniki. Wygladal tak, jakby czesc drogi do rezydencji Coatesów
przeplynal wplaw. Mial mokre ubranie, a na policzkach wytracila mu sie sól.
- 140 -
Vanessa postanowila schowac sie przed nim, tak dla zabawy.
- Szybko, do sauny! Teraz!
Jenny otworzyla drzwi i dziewczyny wskoczyly do srodka. Sauna byla wielkosci garderoby
Sereny, cala wylozona bialymi kafelkami, z miejscami do siedzenia na dwóch poziomach. W oparach
zobaczyly Elise skulona w kacie na schodku, zawinieta w wielki recznik, z dluga srebrna cygarniczka
ze skretem, która zwisala jej w ustach.
- Elise chce sie ujarac - wytlumaczyla reszcie Jenny. Przysiadla na dolnym schodku i podala
przyjaciólce butelke wody mineralnej Poland Spring. - Chce gadac tylko o tym, jaka to jest nadal
zakochana w moim bracie.
- Nie jestem. - Elise odkrecila zakretke i napita sie wody. - A wlasciwie to jestem.
- Cóz, jest milutki - szczerze stwierdzila Serena.
Wspiela sie na wyzszy schodek i usiadla, krzyzujac swoje wrecz smiesznie dlugie i idealne
nogi. Gdyby Dan nie podchodzil do wszystkiego tak smiertelnie powaznie, to bez watpienia znowu by
sie z nim spotykala. Przynajmniej przez dzien czy dwa.
- Fakt - zgodzila sie Vanessa, siadajac na schodku ponizej Sereny.
Nadal troche uwazala Dana za swoja wlasnosc. Zerwali ze soba. owszem, ale jesli ktokolwiek
mógl dawac Danowi oceny, to z pewnoscia ona.
- Chyba tak - dodala Blair, rozciagajac sie leniwie na dolnym schodku.
Ledwo pamietala, jak Dan wyglada.
Jenny usiadla na górze obok Sereny i objela rekoma kolana.
- Serio? - zapytala zaskoczona.
Nagle otworzyly sie drzwi i do srodka zajrzal nie kto inny jak Dan. Chwile potrwalo, nim w
zaparowanym i mrocznym pomieszczeniu wylonily mu sie przed oczami wyrazne ksztalty. A cóz to za
niespodzianka - sauna byla pelna dziewczyn.
- Wchodz, wchodz - wychrypiala Vanessa glosem juk z horroru. - Czekalysmy na ciebie.
Dan usmiechnal sie niesmialo i przygryzl dolna warge.. Mial na sobie tylko czerwone
kapielówki, a jego wlosy byly mokre. Na bladych ramionach widac bylo gesia skórke.
- Jest tu moja siostra?
- Tak, ty frajerze. I Elise tez tu jest - odparla Jenny. - Nadal sie w tobie kocha.
- Wszystkie sie w tobie kochamy - stwierdzila Serena.
Dan usiadl na stopniu z bialych kafelków obok lezacej na brzuchu dziewczyny w bialym
turbanie z brylantami.
- Ja sie w tobie nie kocham - stwierdzila dziewczyna. - Nawet cie nie znam.
- 141 -
Co za ulga.
Drzwi znowu sie otworzyly i do sauny zajrzal Aaron.
- Nessa? - zawolal slodko. Zarózowione policzki cale mial w piasku.
- Tutaj - odparla wsród pary Vanessa. - Chodz do nas, skarbie. Tylko nie patrz na pozostale
nagie dziewczyny.
Aaron w bordowej koszulce Harvardu i umazanych piaskiem zielonych wojskowych spodniach
przeszedl na palcach i usiadl Vanessie na kolanach. Jenny wyciagnela reke i przekrecila pokretlo,
zeby zwiekszyc temperature pary.
Chociaz naprawde nie trzeba juz bylo podgrzewac atmosfery.
- Wow! Ale zabawa - stwierdzila Serena. Otarla pot znad górnej wargi i wstala. - Musze
siusiu. Ktos cos potrzebuje?
- Tak. ale nie jestes w stanie mi pomóc - odparla z zadowoleniem Blair.
Próbowala przekonac sama siebie, ze ta impreza tylko dla dziewczyn naprawde jej pasuje, ale
teraz, kiedy wokól pojawilo sie tylu facetów, ujawnily sie jej prawdziwe uczucia. Chciala, zeby jej
chlopak wylonil sie z pary i ja zaskoczyl. Wsunalby jej na palec diamentowy pierscionek, przykryl
ramiona kremowa kaszmirowa peleryna, a potem wywiózlby ja stad perlowoszarym kabrioletem
jaguarem na oswietlona ksiezycowym blaskiem prywatna plaze i blagal pocalunkami o wybaczenie.
O swicie z mgly wynurzylaby sie lódz, która zabralaby ich daleko od ladu. i reszte zycia spedziliby,
przezywajac przygody i kochajac sie. Chciala prawdziwego, hollywoodzkiego zakonczenia.
Stad ten turban.
Serena otworzyla drzwi sauny. Zimne powietrze owialo jej twarz.
- Cholera. Blair - uslyszala glos Aarona za plecami. - Nie wierze, ze o tym zapomnialem. Mam
cos dla ciebie.
Co to moze byc?
jesli jestes za bardzo ujarany, zeby znalezc te, która kochasz, kochaj sie z ta, z która jestes
Kiedy zamknely sie za nia drzwi od sauny, Serena truchcikiem pobiegla w poszukiwaniu
lazienki. Domek, jak na kapielowy, byl naprawde duzy. Miescil stól do ping - ponga, dwie ogromne
rozkladane sofy ze skóry w kolorze kosci sloniowej i akwarium z zywa barakuda. Nie wspominajac o
saunie i lazience, która gdzies tu musiala byc.
- 142 -
Ktos dobral sie do zapasów trawki pana Coatesa, bo glowa Apolla lezala pod stolem do ping -
ponga jak przerosnieta pileczka. Obok akwarium znajdowaly sie biale drzwi z obrazkiem
przedstawiajacym niebieskiego chlopczyka i rózowa dziewczynke trzymajacych sie za rece. Serena
otworzyla je.
Za nimi znajdowala sie lazienka ozdobiona zlotymi listkami. Byla w niej niska urny walka, taka
sama, jakie mozna spotkac w europejskich hotelach, i równie bezuzyteczna.
Bo sluzy do mycia tylka, ale to po prostu ohyda?
Zaslona prysznica byla zrobiona z plastiku w zlote gwiazdki. Za nia w wannie, z paczka trawki
pana Coatesa na kolanach, w ubraniu mokrym od morskiej wody i oczami zaczerwienionymi i
zaspanymi do granic mozliwosci, siedzial Nate Archibald - tak, ten slynny, zaginiony Nate. Serena
odciagnela zaslone i weszla do wanny, przytrzymujac recznik, w który byla zawinieta.
- Nate? Co tu robisz? Dlaczego nie bylo cie na lodzi?
Nate usmiechnal sie glupio. Serena byla naga, jesli oczywiscie nie liczyc recznika. Nie sposób
bylo nie usmiechac sie do niej. Wygladala jak grecka bogini. Jej czolo bylo wilgotne, a jasne wlosy
zmatowiale od potu, ale nadal wygladala przepieknie. Bardziej niz przepieknie.
Zwinela wlosy na czubku glowy i powachlowala sie dlonia.
- Boze, ale mi goraco. Nate'owi tez zrobilo sie goraco.
- Nie powinienem tu byc - przyznal sie idiotycznie. - Na tabliczce napisano: „Chlopcom wstep
wzbroniony”.
Serena wziela szklana buteleczke zelu do kapieli Clarins, która stala na brzegu wanny, i
obejrzala ja. Pierwszym skladnikiem byla aqua. ,.To znaczy woda?” - zastanowila sie Serena. To
dlaczego od razu tak nie napisza? Odstawila butelke z powrotem.
- Nie szkodzi. Jest tu przyrodni brat Blair. I Dan Humphrey. Zakaz wstepu dla chlopaków i tak
by nie wypalil.
Nate nie spuszczal wzroku z jej twarzy. Malenkie kropelki wody zatrzymaly sie na jasnych
rzesach. Boze, jaka ona byla sliczna. Zjawil sie tutaj, zeby szukac Blair, ale naprzeciwko niego
siedziala Serena, i to ubrana tylko w recznik.
- Postanowilam w przyszlym roku pójsc do Yale - wypalila Serena, odgarniajac z twarzy
wilgotne pasemka wlosów. - Nie powiedzialam jeszcze Blair, bo nie chce, zeby sie wsciekla, jesli ona
sie nie dostanie. Ale tam wlasnie postanowilam pójsc.
Nate pokiwal glowa. To zabawne, ze twarz, a nawet glos Sereny wydawaly sie takie delikatne,
podczas gdy jej ciala nie mozna by nazwac delikatnym. Bylo smukle, umiesnione i mocne jak u
maratonczyka.
- 143 -
- Ja tez tam ide - przyznal sie lamiacym glosem. - Juz wysialem im zaliczke.
Serena usmiechnela sie szeroko.
- Oboje idziemy do Yale!
Nate pochylil sie ku niej i polozyl dlonie na jej wilgotnych, nagich ramionach. Zanurzyl nos w
jej dlugich, jasnych wlosach. Pachniala slodko i cieplo, jak lato.
- Hm - mruknal i pocalowal ja delikatnie w ciepla szyje, smakujac mieszanke olejków paczuli,
której zawsze uzywala.
Ejze! To nie ta dziewczyna!
Serena usmiechnela sie szeroko, podczas gdy jego usta wedrowaly w góre po szyi ku jej
wargom.
- Co robisz? - mruknela, nie odpychajac go jednak. Minelo juz troche czasu, odkad ktos ja
calowal, a to jest mile uczucie. Oczywiscie, bylo w tym cos zlego, ale przeciez calowali sie juz z
Nate'em, a swiadomosc, ze w przyszlym roku beda razem studiowac, jakos usprawiedliwiala te
sytuacje.
Zamknela oczy i poddala sie pocalunkom. Jej recznik opinii i jakims cudem wilgotna koszulka
Nate tez spadla.
Zblizal sie koniec roku szkolnego, za chwile mieli skonczyc szkole - male spotkanie
najlepszych przyjaciól z tej okazji to przeciez nic zdroznego.
Aha, a co z ich wspólna najlepsza przyjaciólka?
nikt nie robi tego lepiej
Blair splywala potem i rozpaczliwie potrzebowala wódki z tonikiem. Podciagnela recznik.
- Co to jest? Co masz dla mnie? - zapytala brata.
Aaron wstal i zaczal macac kieszenie wojskowych spodni.
- Mam to przy sobie - wyjasnil. - Przynajmniej tak mi sie wydaje.
Przez chwile grzebal w kieszeniach, po czym wyjal cos, co wygladalo jak mokra, biala koperta.
Blair zacisnela powieki, a potem z powrotem otworzyla oczy. Byla calkowicie pewna, ze zna
zawartosc koperty.
- I od jak dawna to masz? - zapytala wsciekla, po czym wyrwala koperte z rak brata.
Aaron wzruszyl ramionami jak niewiniatko.
- 144 -
- Przyszlo dzis rano.
Mimo pary Blair widziala znajomy niebieski herb Yale wydrukowany w lewym górny rogu
koperty. Próbowala ja otworzyc drzacymi, niecierpliwymi dlonmi.
- Cholera - sapnela i rozdarla ja do konca zebami.
W srodku lezala zlozona na pól. cieniutka, wystrzepiona kartka. Od kilku miesiecy zycie Blair
wisialo na wlosku. Trudno uwierzyc, ze wszystko zalezalo od takiego skrawka.
Pozostali czekali w pelnym szacunku milczeniu.
Droga Blair Waldorf
Po dlugim zastanowieniu z przyjemnoscia proponujemy pani miejsce na uniwersytecie Yale od
jesieni przyszlego roku...
Blair przycisnela kawalek papieru do piersi i wypadla z sauny.
- Serena! - wrzasnela, pedzac korytarzem domku kapielowego prosto do lazienki.
Otworzyla z rozmachem drzwi, spodziewajac sie, ze zobaczy swoja przyjaciólke niewinnie
siedzaca na toalecie.
Tymczasem powitala ja gmatwanina znajomych, pieknych i nagich konczyn w wannie. Nate i
Serena zamrugali bezmyslnie oczami, patrzac na Blair; ich zlote glowy znajdowaly sie raptem kilka
centymetrów od siebie.
- Swietowalismy - wyjakala Serena.
Wyszla z wanny, przytrzymujac niezbyt pewnie recznik wokól nagiego ciala i spojrzala na
przemoczony kawalek papieru w rekach Blair.
- Co to takiego? - zapylala, desperacko próbujac zmienic temat.
Blair miala ochote zmyc len idealna, anielska buzke w idiotycznym bidecie Coatesów.
- Przyjeto mnie do Yale. Wreszcie. - Zmruzyla oczy. Nie udawajcie, ze was to interesuje.
Nate wstal, chwiejac sie i rozsypujac ogromna torbe trawki po calej wannie. Zerwal zaslone
od prysznica, gdy próbowal zlapac równowage, jak na zlosc, nadal wygladal bosko. Zlocistobrazowe
wlosy ukladaly mu sie w fale, od wiatru i soli, która przesycone bylo powietrze. Policzki mial
zarózowione od slonca, trawki i pocalunków. I ten nagi tors - Blair robilo sie niedobrze z pozadania,
gdy na niego patrzyla.
- Ej. wiesz, wlasnie o tym rozmawialismy - belkotal; jezyk mial jak kolek z powodu trawki,
zaklopotania i poczucia winy. - Ja i Serena, i teraz ty tez. Wszyscy idziemy do Yale. Cala nasza trójka!
Hura!
- Dzieki, ze mi mówicie - odgryzla sie Blair.
Wyobrazala sobie, ze swietujac to wydarzenie, wypija z Serena butelke szampana na
- 145 -
prywatnej plazy Coatesów. Potem z pewnoscia by skapitulowala i zadzwonila do Nate'a na komórke,
zeby porwal ja z imprezy i kochal sie z nia jak wariat na jakies innej plazy.
Tyle, jesli chodzi o fantazje.
Nate nadal stal w wannie. Na bosych stopach mial rozsypana trawke. Blair wyciagnela reke i
odkrecila mocno prysznic, oblewajac Nate'a lodowato zimna woda. Potem wyszarpnela recznik
Sereny i schowala go pod reke. Trzaskajac drzwiami przed ich klamliwymi, zdradliwymi twarzami,
wyszla z lazienki.
Lexique. czy jak jej, do cholery, bylo, dreptala w strone domku kapielowego w tej swojej
tunice Missoni, która wszystkim dziewczynom dzialala na nerwy. Warkocze obijaly jej sie o uwol-
nione ze stanika piersi. Blair wlasnie wychodzila z domku.
- On tam jest, prawda? Mój kochany Nate?
Blair odslonila zeby w demonicznym usmiechu.
- O, tak. Czeka na ciebie w lazience - odpowiedziala tej glupiej francuskiej jedzy. Zatrzasnela
za Lexie drzwi i ruszyla prosto do baru przy basenie.
W namiocie bylo chyba wiecej chlopaków niz dziewczyn. Damian, Lloyd i Marc z Ravesów
rozmawiali z dziewczynami z ostatniej klasy Constance Billard, rozdajac cygara i najnowszego singla
Pokrecona siostrzyczka, na którym spiewal nie kto inny, jak Jenny Humphrey. Dziewczyny zdjely
koszulki. Wszystkie mialy na sobie jasne, pastelowe góry od bikini. Wygladaly jak statystki ze starych
filmów Elvisa, których akcja rozgrywala sie na plazy.
Chuck Bass próbowal namówic Rain Hoffstetter. Laure Salmon. Kati Farkas i Isabel Coates.
zeby poszly razem z nim do akademii wojskowej.
- To niewazne, do jakiej szkoly sie pójdzie. Liczy sie to. jak dobrze bedziesz sie bawic. -
Uslyszala jego slowa Blair. - Pomyslcie, jakby bylo cudownie, gdybysmy poszli tam wszyscy razem!
Blair podeszla do baru, zlapala do polowy oprózniona butelke wódki Absolut i udala sie z nia
nad basen.
- Ej, zadnego szkla w okolicach basenu! - krzyknela za nia przez megafon Isabel.
Blair zignorowala ja i weszla po drabinie na najwyzsza trampoline. Recznik osunal jej sie z
ciala, gdy stanela na samej krawedzi, nad przepascia.
Naga diwa w zdobionym brylantami turbanie wziela lyk swojego ulubionego napoju.
Ignorujac pomruki zszokowanych kolezanek z klasy i polne zachwytu okrzyki chlopców Blair
zastanowila sie chwile nad ostatnimi wydarzeniami. Ona i Nate to najwyrazniej zamkniety rozdzial,
tak samo jak ona i Serena. Nie pierwszy raz. Mieszkala nie gdzie indziej jak w Brooklynie z Vanessa,
dziewczyna o ogolonej glowic, z która zaczela rozmawiac raptem tydzien temu. No i w koncu,
- 146 -
nareszcie dostala sie do Yale.
Jej zycie skladalo sie z bisów, wypelnionych tymi samymi ludzmi i imprezami. Bylo nad wyraz
przewidywalne. Nawet jej marzenia byly przewidywalne i to jej sie, owszem, podobalo. A teraz nie
wiedziala, czego sie spodziewac.
Podniosla butelke do ust i wziela kolejny potezny lyk, a potem ostroznie odstawila ja na
trampoline. Uniosla ramiona, wyprostowala sie jak strzala, wspiela na palce i skoczyla. Wstrzymujac
oddech, zanurkowala pod powierzchnie blekitnozielonej wody, rozkoszujac sie cisza. Za nia na
powierzchnie wody wyplynal turban.
Caly ten rok byl dla Blair seria wzlotów i upadków, z przewaga tych ostatnich. Ale co z tego,
ze jej zycie nie ukladalo sie tak, jak sobie wyobrazala, tworzac w glowie wlasny film? To nie ona,
tylko pozostali aktorzy okazali sie dupkami. Zamierzala przeniesc akcje filmu do zupelnie nowego
miejsca, gdzie zaangazuje calkowicie nowa obsade. A nikt nie wiedzial lepiej od Blair, jak skupic na
sobie cala uwage.
Jej ciemna glowa wynurzyla sie z wody z dramatycznym, glosnym pluskiem. Pozostali gapili
sie, chichoczac glupio w namiocie, ale Blair na nikogo nie zwracala uwagi. Dryfujac na plecach,
zanucila mala, glupawa wyliczanke, by dodac sobie otuchy.
- Raz. dwa, trzy, sluchajcie matoly, juz za dziewietnascie dni koniec szkoly.
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
WEEKEND PIEKNOSCI WEEKENDEM WYSYPKI
Okazalo sie, ze niemal wszyscy, którzy korzystali z sauny Coate sów albo z ich basenu badz pozyczali
recznik od kogos, kto korzystal z sauny lub basenu, obudzili sie z ohydna, swedzaca, saczaca sie
wysypka na twarzy. Ludzie z Origins zostali natychmiast odeslani do domu, wezwano tez lekarza
- 147 -
dermatologa, aby ocenil powage sytuacji. Co ciekawe, nasza kapiaca sie pieknosc B nie miala na
twarzy nawet najmniejszego sladu. Dermatolog wyjasnil, ze najprawdopodobniej byla uodporniona,
ale mogla tez byc nosicielem. Zeby bylo ciekawiej, wysypka wygladala dokladnie tak, jak pokrzywka
na pewnym dziecku, z którym B miala stycznosc, mimo ze rodzina próbowala je odizolowac. No ale
przynajmniej wszyscy otrzymali w prezencie dobry pretekst, zeby nie isc w piatek do szkoly! Skoro
dziewiecdziesiat dziewiec procent uczennic ostatniej klasy zostalo poddanych kwarantannie,
dyrektorka Constance Billard nie miala wyjscia, jak tylko dac im wolny caly tydzien.
B skorzystala z okazji i poleciala do Paryza, aby zobaczyc sie z ojcem, i wpadla na matke u Chanel na
lewym brzegu Sekwany. Najwyrazniej mama próbowala wykupic dla niej cala firme jako prezent z
okazji przyjecia do Yale. Poniewaz firma nie byla na sprzedaz, B zadowolila sie czterema spódnicami,
szescioma parami pantofli bez piet i trzema wieczorowymi torebkami - jaka z niej rozsadna
dziewczyna! V pojechalaby razem z nia, gdyby nie kwarantanna. W nagrode miala kupe radosci z za-
bawy w doktora ze swoim nowym chlopakiem. A co z S i N? N widziano w drodze do jej domu przy
Piatej Alei. Odwiedzal ja pod pretekstem pozyczenia kremu lagodzacego wysypke, ale osobiscie
podejrzewam, ze tez spodobala mu sie zabawa w doktora.
CZEGO NIE MOZECIE SIE DOCZEKAC, GDY MINIE WYSYPKA
Szalonych imprez na dachach.
Kupowania bialych sukienek na rozdanie dyplomów - takich sukienek, które nie zlamia reguly, ze nie
moze byc widoczny rowek miedzy piersiami, ale w których nie bedziemy wygladac jak tluste panny
mlode.
Kupowania towarzyszy na bal z okazji zakonczenia szkoly, którzy sie nie upija ani nie obrzygaja nam
naszych slicznych nowych sukienek.
Kupowania idealnych bialych szpilek, które wlozymy do naszych nowych sukienek na rozdanie
dyplomów. Ale niezbyt wysokich, bo podchodzic bedziemy wedlug wzrostu, a zadna nie chce byc
ostatnia.
Ukladania listy prezentów z okazji zakonczenia szkoly. Chyba nie bedzie problemu z napisaniem
poprawnie slowa „samochód”?
Dostania wszystkiego z listy prezentów. Brum, brum, brum!
Konca szkoly!!!!
KILKA NIEDOKONCZONYCH SPRAW
- 148 -
Czy S i N sa para? A jesli nie, to kim wlasciwie sa?
Czy B jeszcze kiedys odezwie sie do nich? A moze sie zemsci?
Czy B i V nadal beda razem mieszkac, skoro teraz ciagle kreci sie tam A?
Czy D nadal bedzie zwyklym dzieciakiem - w pewnym sensie? Czy pozna normalna dziewczyne?
Czy J pójdzie do szkoly z internatem? Czy bedzie sie trzymac z dala od klopotów, zanim ja tam wysla?
Czy wszystkim nam sie uda skonczyc szkole? Zgadnijcie, kto pozna wszystkie odpowiedzi?
Wiem, ze mnie kochacie.
plotkara
- 149 -