P Bianchi Kiedy małzezstwo jest niewazne

background image

1

KIEDY MAŁŻEŃSTWO JEST NIEWAŻNE

Autor Paolo Bianchi

Spis treści

KIEDY MAŁŻEŃSTWO JEST NIEWAŻNE ........................................................................... 1

Autor Paolo Bianchi ............................................................................................................... 1

WSTĘP ....................................................................................................................................... 4
GDY PO MIŁOŚCI NIE MA JUŻ ŚLADU............................................................................... 4

1. OPIS ZJAWISKA............................................................................................................... 4
2. PEWNOŚĆ ROZPADU ..................................................................................................... 4
3. POSZUKIWANIA STABILIZACJI DUCHOWEJ ........................................................... 4
4. PRÓBA ROZEZNANIA SYTUACJI ................................................................................ 5
5. PROCES KANONICZNY.................................................................................................. 7
6. KONSEKWENCJE PROCESU ......................................................................................... 9

I. WPROWADZENIE I UWAGI WSTĘPNE.......................................................................... 11

1. NORMY KONFERENCJI EPISKOPATU WŁOCH ...................................................... 11
2. POMOC DLA PROBOSZCZÓW I KSIĘŻY MAJĄCYCH DO CZYNIENIA Z
MAŁŻONKAMI, KTÓRYCH ZWIĄZEK PRZEŻYWA POWAŻNY KRYZYS ............. 14
3. OGÓLNE UWAGI DOTYCZĄCE BADANIA PRZEPROWADZANEGO W RAMACH
WSTĘPNYCH KONSULTACJI MAJĄCYCH NA CELU USTALENIE EWENTUALNEJ
PRZYCZYNY NIEWAŻNOŚCI MAŁŻEŃSTWA............................................................. 16

1. WADY WOLNOŚCI ZGODY MAŁŻEŃSKIEJ......................................................... 18
2. NIEZDOLNOŚĆ OSOBY............................................................................................ 18
3. WADY ZGODY MAŁŻEŃSKIEJ ZALEŻNE OD WOLI PODMIOTU ................... 18

II. NARUSZENIE SWOBODY ZGODY MAŁŻEŃSKIEJ .................................................... 20

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO..................................................................... 20
2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA ......................................................................... 22
3. PRZYKŁADY .................................................................................................................. 25

1. PRZYKŁAD PIERWSZY ............................................................................................ 25
2. PRZYKŁAD DRUGI ................................................................................................... 26
3. PRZYKŁAD TRZECI .................................................................................................. 27
4. PRZYKŁAD CZWARTY ............................................................................................ 28

III. BŁĄD FAKTYCZNY: CO DO OSOBY, CO DO PRZYMIOTU OSOBY, W WYPADKU,
KIEDY JEST ON BEZPOŚREDNIO I ZASADNICZO ZAMIERZONY, CO DO
PRZYMIOTU OSOBY BĘDĄCEGO PRZEDMIOTEM OSZUSTWA ................................. 30

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO..................................................................... 31

1. KODEKS Z 1917 ROKU I PROBLEMY JEGO WYKŁADNI .................................. 31
2. KODEKS Z 1983.......................................................................................................... 37

2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA ......................................................................... 42

1. BŁĄD CO DO PRZYMIOTU OSOBY BEZPOŚREDNIO I ZASADNICZO
ZAMIERZONEGO........................................................................................................... 42
2. BŁĄD CO DO PRZYMIOTU SPOWODOWANY PODSTĘPEM ............................ 44

3. PRZYKŁADY .................................................................................................................. 46

1. PRZYKŁAD PIERWSZY ............................................................................................ 47
2. PRZYKŁAD DRUGI ................................................................................................... 48
3. PRZYKŁAD TRZECI .................................................................................................. 49
4. PRZYKŁAD CZWARTY ............................................................................................ 50
5. PRZYKŁAD PIĄTY .................................................................................................... 52

background image

2

IV. SYMULACJA ZGODY MAŁŻEŃSKIEJ. POJĘCIA OGÓLNE...................................... 53

ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO......................................................................... 54

V. WYKLUCZENIE POTOMSTWA ...................................................................................... 63

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO..................................................................... 63
2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA ......................................................................... 67
3. PRZYKŁADY .................................................................................................................. 69

1. PRZYKŁAD PIERWSZY ............................................................................................ 69
2. PRZYKŁAD DRUGI ................................................................................................... 70
3. PRZYKŁAD TRZECI .................................................................................................. 71
4. PRZYKŁAD CZWARTY ............................................................................................ 72
5. PRZYKŁAD PIĄTY .................................................................................................... 73

VI. WYKLUCZENIE NIEROZERWALNOŚCI WĘZŁA MAŁŻEŃSKIEGO...................... 75

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO..................................................................... 75
2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA ......................................................................... 81
3. PRZYKŁADY .................................................................................................................. 84

1. PRZYKŁAD PIERWSZY ............................................................................................ 84
2. PRZYKŁAD DRUGI ................................................................................................... 86
3. PRZYKŁAD TRZECI .................................................................................................. 87
4. PRZYKŁAD CZWARTY ............................................................................................ 88

VII. WYKLUCZENIE WIERNOŚCI ...................................................................................... 89

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO..................................................................... 89
2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA ......................................................................... 96
3. PRZYKŁADY .................................................................................................................. 97

1. PRZYKŁAD PIERWSZY ............................................................................................ 97
2. PRZYKŁAD DRUGI ................................................................................................... 99
3. PRZYKŁAD TRZECI ................................................................................................ 100
4. PRZYKŁAD CZWARTY .......................................................................................... 101

VIII. PEŁNA SYMULACJA KONSENSU ........................................................................... 102

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO................................................................... 102
2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA ....................................................................... 108
3. PRZYKŁADY ................................................................................................................ 109

1. PRZYKŁAD PIERWSZY .......................................................................................... 109
2. PRZYKŁAD DRUGI ................................................................................................. 110
3. PRZYKŁAD TRZECI ................................................................................................ 112
4. PRZYKŁAD CZWARTY .......................................................................................... 113

IX. PRZESZKODA IMPOTENCJI........................................................................................ 114

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO................................................................... 115

1. POJĘCIE PRZESZKODY MAŁŻEŃSKIEJ.............................................................. 115
2. NIEMOC PŁCIOWA ................................................................................................. 118

2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA ....................................................................... 123
3. PRZYKŁADY ................................................................................................................ 124

1. PRZYKŁAD PIERWSZY .......................................................................................... 124
2. PRZYKŁAD DRUGI ................................................................................................. 126
3. PRZYKŁAD TRZECI ................................................................................................ 128
4. PRZYKŁAD CZWARTY .......................................................................................... 129
5. PRZYKŁAD PIĄTY .................................................................................................. 130

X. NIEZDOLNOŚĆ KONSENSUALNA DO ZAWARCIA MAŁŻEŃSTWA (KAN. 1095 § 1
i § 2) ........................................................................................................................................ 132

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO................................................................... 132
2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA ....................................................................... 141

background image

3

3. PRZYKŁADY ................................................................................................................ 143

1. PRZYKŁAD PIERWSZY .......................................................................................... 143
2. PRZYKŁAD DRUGI ................................................................................................. 144
3. PRZYKŁAD TRZECI ................................................................................................ 145

XI. NIEZDOLNOŚĆ PODJĘCIA PODSTAWOWYCH OBOWIĄZKÓW MAŁŻEŃSKICH
(KAN. 1095 § 3) ..................................................................................................................... 147

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO................................................................... 147
2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA ....................................................................... 160
3. PRZYKŁADY ................................................................................................................ 161

1. PRZYKŁAD PIERWSZY .......................................................................................... 161
2. PRZYKŁAD DRUGI ................................................................................................. 163
3. PRZYKŁAD TRZECI ................................................................................................ 164
4. PRZYKŁAD CZWARTY .......................................................................................... 166

XII. KONSENS WARUNKOWY.......................................................................................... 168

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO................................................................... 168
2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA ....................................................................... 183
3. PRZYKŁADY ................................................................................................................ 184

1. PRZYKŁAD PIERWSZY .......................................................................................... 184
2. PRZYKŁAD DRUGI ................................................................................................. 187
3. PRZYKŁAD TRZECI ................................................................................................ 188

XIII. KONWALIDACJA (UWAŻNIENIE) MAŁŻEŃSTWA NIEWAŻNEGO.................. 191

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO................................................................... 193
2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA ....................................................................... 201
3. PRZYKŁADY ................................................................................................................ 202

1. PRZYKŁAD PIERWSZY .......................................................................................... 202
2. PRZYKŁAD DRUGI ................................................................................................. 204
3. PRZYKŁAD TRZECI ................................................................................................ 205
4. PRZYKŁAD CZWARTY .......................................................................................... 207

XIV. DYSPENSA PAPIESKA OD MAŁŻEŃSTWA ZAWARTEGO A
NIEDOPEŁNIONEGO........................................................................................................... 209

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO................................................................... 209
2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA ....................................................................... 221
3. PRZYKŁADY ................................................................................................................ 224

1. PRZYKŁAD PIERWSZY .......................................................................................... 224
2. PRZYKŁAD DRUGI ................................................................................................. 226
3. PRZYKŁAD TRZECI ................................................................................................ 228
4. PRZYKŁAD CZWARTY .......................................................................................... 229

ADRESY SĄDÓW BISKUPICH W POLSCE ...................................................................... 231

background image

4

WSTĘP

GDY PO MIŁOŚCI NIE MA JUŻ ŚLADU

1. OPIS ZJAWISKA

Małżeństwo dwojga katolików nie jest teatrem. Życie męża i żony nie jest prezentacją
swych umiejętności, popisem zdolności albo spektaklem dla rodziny. Jest wspaniałą
przygodą miłości, która uporządkowana i umocniona w Bogu może prowadzić do
wzajemnego rozwoju. Wspólne szczęście jest dla chrześcijańskich małżonków
nieutracalnym skarbem. I tak może być mimo upływu lat, a nawet cierpienia czy
pewnych porażek. Małżeństwo staje się wówczas fascynującym kluczem do
zrozumienia siebie i drugiego człowieka. Bywa jednak, że niektóre małżeństwa ulegają
rozpadowi. Zawsze jest to osobista klęska męża i żony. Dwoje ludzi cierpi. Sytuacja
taka przynosi ból tym większy, im bardziej osoba czuje się niewinna czy oszukana.

Rozmawiać, słuchać siebie, usiłować odnaleźć płaszczyznę porozumienia - te

działania wydają się podstawowe, gdy nad małżeństwem gromadzą się czarne chmury.
Zmagać się z własnym zniechęceniem czy żalem. Walczyć razem o wspólne dobro, a
nie walczyć ze sobą, próbować przemienić siebie i tę drugą ukochaną osobę - oto
zadanie minimum, gdy małżeństwo przeżywa poważny kryzys. Zaangażować
przyjaciół, życzliwych członków rodziny, udać się do poradni rodzinnych - te działania
jawią się jako kolejne ważne kroki czynione celem ratowania związku małżeńskiego i
rodziny.

2. PEWNOŚĆ ROZPADU

Kiedy okazuje się, że przelotny kryzys wcale nie był przelotny, związek pogrąża się w
wzajemnych żalach i niezrozumieniu. Pękają więzy, sypią się

fundamenty.

Małżonkowie rozstali się trwale, nie mieszkają razem, dzieci powędrowały do mamy
(zazwyczaj), złożony został pozew o rozwód. Po jakimś czasie zostaje on orzeczony.
Gdy po ludzku nie ma już żadnych szans na powrót, wtedy opadają złe emocje,
przychodzi czas wyrzutów sumienia. Można je zabić odsuwając się od Boga i Kościoła,
można je przeżywać bardzo intensywnie, gdy wiara i sakramenty są komuś dźwignią
życia.

3. POSZUKIWANIA STABILIZACJI DUCHOWEJ

background image

5

Bardzo często rozwiedziony wierzący małżonek pragnie odnowić swoje życie. Jeśli żyje
w wierności przysiędze małżeńskiej i nie łączy się z innym człowiekiem jak z mężem
czy żoną, czyli nie nawiązuje relacji oblubieńczej z kimś innym, nie mieszka z tą osobą,
nie okazuje czułości czy bliskości zmysłowej na sposób małżeński, może przystępować
do sakramentów świętych.
Wobec Kościoła nadal jest przecież mężem tamtej kobiety, żoną tamtego mężczyzny.
Nikt nie zwolnił rozwiedzionych małżonków z odpowiedzialności za zbawienie
wieczne współmałżonka. Bóg jest większy niż sąd cywilny. Prawa i obowiązki
dotyczące współmałżonka zostały przekazane w małżeńskim przymierzu wobec Boga.
Nadal są ważne. Istnieje wszakże pragnienie, by na nowo połączyć się z kimś trwale i
wyłącznie. Mówiąc wyraźniej: bezpiecznie i wiernie. By tym razem miłość okazała się
dojrzała. Rodzą się przeto pytania: jak to pragnienie pogodzić ze swoim położeniem
człowieka rozwiedzionego? Czy osoba rozwiedziona jest „skazana" na dozgonną
samotność? Czy małżeństwo będzie odtąd jedynie bolesnym wspomnieniem? Pytania
mnożą się, jeśli ze związku narodziły się dzieci: czy one pozostaną w takim przykrym
rozziewie między miłością do ukochanej mamy i ukochanego taty, którzy już dziś się
nie kochają? Jeżeli jeden z rodziców okazał całkowity brak odpowiedzialności za
współmałżonka i dzieci, czy oni będą już zawsze ułomną, osieroconą emocjonalnie
wspólnotą?

Chrześcijanin rozwiedziony nosi w sobie często pragnienie, by życie uporządkować.

Chce je na nowo uczynić darem. Wie przecież, że nie może daru odebrać, gdy
prawdziwie został już w całości ofiarowany komuś w sakramentalnym przymierzu
małżeńskim. Niekiedy bywa jednak tak, że małżeństwo, które się rozpadło wcale nie
musiało być ważnie zawarte, choć na zewnątrz, w sakramentalnej celebracji urzędowy
świadek ogłosił je powagą Kościoła za związek zawarty ważnie.

Jak to rozumieć?

Najważniejsze w małżeństwie jest szczere, wzajemne oddanie się męża i żony. Jeśli

tego braknie lub będzie dotknięte poważną wadą, wówczas może się okazać, że
małżeństwo tak naprawdę nigdy nie było sakramentem, czyli znakiem wzajemnego
uświęcenia małżonków. Zewnętrzna forma niekoniecznie musiała odpowiadać
wewnętrznej treści. Liturgiczne znaki mogły być jedynie pozorami sakramentu, gdyż z
jakiejś przyczyny Chrystus nie mógł w mocy Ducha Świętego połączyć danego związku
mężczyzny i kobiety nierozerwalnym, duchowym węzłem małżeńskim. Kapłan, rodzina
i wspólnota przyjmowali tę przysięgę małżeńską z całą powagą i radością, lecz z takich
czy innych przyczyn sakrament mógł nie zaistnieć, węzeł sakramentalny nie powstał.
Małżeństwo mogło być nieważne.

4. PRÓBA ROZEZNANIA SYTUACJI

Jak zatem odnaleźć się w tym trudnym położeniu? Warto porozmawiać z osobami

kompetentnymi, tj. znającymi nieco lepiej prawo Kościoła o sakramencie małżeństwa.
Dla jasności sprawy trzeba zaznaczyć, że nie każdy ksiądz, siostra zakonna, czy świecki

background image

6

teolog dysponuje na bieżąco solidną wiedzą w tym zakresie. Wydaje się bardzo
wskazane, by starać się nawiązać kontakt z osobami zatrudnionymi w kościelnym
sądownictwie - kapłanami czy świeckimi prawnikami, którym Kościół wydał licencję
na udzielanie kanonistycznych porad prawnych. Praktyka pokazuje, że osoby
korzystające z pomocy samozwańczych kanonistów lub studentów prawa świeckiego
często padają ofiarą ich niewiedzy, a czasem nawet oszustwa. Zwykle epizody te kończą
się stratą niemałych pieniędzy, żądanych za usługę porady prawnej i napisania skargi
procesowej. Niektóre reklamy porad kanonistycznych w internecie zamiast pomóc,
wprowadzają zamieszanie. Rozsądnym krokiem jest znalezienie adresu do sądu
biskupiego diecezji, w której osoba mieszka i odbycie rozmowy z pracownikiem
trybunału lub świeckim konsultantem kanonistycznym, wskazanym przez konkretny
sąd biskupi. Rozmowa powinna pomóc w rozeznaniu czy ewentualnie istnieją fakty,
wydarzenia, wypowiedzi z życia narzeczeńskiego i małżeńskiego, które mogłyby
stanowić argumenty dla znalezienia takiego czy innego tytułu nieważności małżeństwa
(książka P. Bianchi zawiera szczegółową analizę kanonicznych przyczyn nieważności
przymierza małżeńskiego). W telegraficznym skrócie wypada je tu uszeregować w trzy
źródła nieważności:
I. Przeszkody zrywające
II. Wady zgody małżeńskiej
III. Wady formy kanonicznej

Pierwsze są obiektywnymi przyczynami nieważności małżeństwa, czyli pewnymi

zewnętrznymi okolicznościami, które sprawiają, że człowiek rozumny i wolny nie może
ważnie zawrzeć małżeństwa. Jest ich dwanaście:

Wiek

Pokrewieństwo
Powinowactwo
Różna wiara
Impotencja

Święcenia

Wieczysty ślub czystości
Małżonkobójstwo
Uprowadzenie
Węzeł małżeński
Przyzwoitość publiczna
Pokrewieństwo prawne Druga grupa przyczyn nieważności jest związana z

zaburzeniami zdolności myślenia albo wyboru człowieka lub z brakiem szczerości
małżeńskiego oddania. Wady zgody małżeńskiej mogą mieć następujące formy:

Brak dostatecznego używania rozumu
Brak rozeznania oceniającego co do istotnych praw i obowiązków

małżeńskich wzajemnie przekazywanych

Niezdolność do przyjęcia istotnych obowiązków małżeńskich z przyczyn natury

psychicznej

Błąd co do osoby lub jej przymiotów

background image

7

Symulacja, czyli zgoda pozorna
Wykluczenie potomstwa, wierności lub nierozerwalności związku
Zgoda warunkowa
Przymus i bojaźń
Podstępne wprowadzenie w błąd,

Trzecią, najrzadziej spotykaną grupę stanowią wady formy kanonicznej, czyli

najczęściej brak uprawnień kapłana asystującego przy zawieraniu małżeństwa.

5. PROCES KANONICZNY

Jeśli istnieją poważne przesłanki, że małżeństwo mogło być zawarte nieważnie,
wówczas osoba zainteresowana sporządza skargę powodową. Jest to pismo do sądu
biskupiego, w którym osoba przedkłada swą prośbę o stwierdzenie nieważności
swojego małżeństwa oraz jej uzasadnienie. Zwykle wzorzec pisania skargi można
otrzymać w sądzie biskupim. Osoba składająca skargę powodową określana jest jako
powód. Na niej też spoczywa ciężar finansowy procesu, czyli ona opłaca jego koszty.
Należy więc napisać dlaczego się uważa, że małżeństwo zostało zawarte nieważnie, nie
należy wszakże podejmować się oceny człowieka, np. pozwany był złośliwy, głupi,
wulgarny. Te osądy nie są żadnym uzasadnieniem, a jedynie wylaniem żalu. Z punktu
widzenia procesu nie mają znaczenia. W skardze powinny się znaleźć konkretne
przykłady takich czy innych poważnych nieprawidłowości, zaburzeń, oszustw, pomyłek
czy warunków, które miały miejsce w okresie narzeczeństwa, tj. fakty i ewentualnie
słowa z życia narzeczonych, w których dało się zauważyć, że dana osoba swym
zachowaniem budzi niepokój co do przyszłości mającego powstać małżeństwa.
Wydarzenia i słowa sprzed ślubu mają w procesie kluczowe znaczenie. Nie znaczy to,
że nie należy opisywać tego, co działo się po ślubie, a było przejawami rozkładu więzi
małżeńskich. Słuszne i ważne jest opisanie tego, co stanowiło niepokonalne trudności
związku małżeńskiego. Jednak zdecydowanie ważniejsze dla procesu jest wydobycie z
pamięci ewentualnych zdarzeń, faktów, słów, które już przed ślubem wskazywały na
istnienie jakiegoś bardzo poważnego problemu. Jeśli bowiem istniał on przed ślubem, to
istniał także w chwili zawierania małżeństwa, co mogło spowodować jego
sakramentalną nieważność.

Skarga nie powinna przekraczać 5 stron. Ma ona charakter prawny, nie powinna być

zatem scenariuszem melodramatu, choć nie jest wyłącznie rejestrem osób, zdarzeń,
miejsc i dat. Dlatego zalecana jest duża wstrzemięźliwość w stosowaniu określeń
emocjonalnych czy oceniających. Do skargi trzeba dodać listę świadków, którzy znali
strony procesowe przed ślubem i mogą złożyć zeznania w sądzie biskupim o tym
małżeństwie. Obok skargi w sądzie należy złożyć także wyciąg z księgi ślubów (można
go uzyskać w parafii, w której ślub był zawierany), metrykę chrztu strony powodowej i
strony pozwanej (te dokumenty można otrzymać w parafii chrztu, chociaż - w razie
ewentualnych trudności spowodowanych dużymi odległościami - warto w parafii
zawarcia małżeństwa poprosić o kserokopię metryki własnej lub strony pozwanej).

background image

8

Materiałem dowodowym w procesie mogą być także listy, pisma urzędowe, dokumenty
medyczne, niekiedy (rzadko) zdjęcia, pamiętniki.

Napisaną skargę wraz z zebranymi dokumentami należy złożyć w sądzie biskupim.

Można to uczynić osobiście lub drogą pocztową (przesyłka polecona). Osobiste
spotkanie z notariuszem daje znacznie większe możliwości korekty skargi lub uzyskania
odpowiedzi na liczne pomocnicze pytania (niekiedy zdarza się, że skarga jest napisana
źle, trzeba ją koniecznie poprawić).

Skarga zostaje przyjęta do procesu lub odrzucona. W przypadku odrzucenia, osoba

wnosząca o nieważność małżeństwa otrzymuje pisemne uzasadnienie odmowy. Może
wówczas złożyć odwołanie, kierując swą skargę do apelacyjnego sądu biskupiego.
Bywa, że skarga nie zostaje ani przyjęta, ani odrzucona, lecz osoba zostaje wezwana do
sądu biskupiego, aby złożyć pewne wyjaśnienia i uściślenia. Po takim uzupełnieniu
skarga może być przyjęta do procesu.

Proces o stwierdzenie nieważności małżeństwa nie jest „rozwodem kościelnym",

gdyż Chrystus Pan ustanowił małżeństwo między ochrzczonymi jako nierozerwalny
sakrament. Proces nie jest też „unieważnieniem" małżeństwa, gdyż unieważnić można
jedynie coś, co jest prawnie ważne, natomiast w procesie bada się czy małżeństwo było
(i pozostaje) sakramentem, czy było i jest ważne aż do śmierci jednego ze
współmałżonków, czy też było od początku nieważne, czyli nosi zewnętrzne znamiona
ważności, choć faktycznie w ogóle nie było sakramentem. Proces może stwierdzić
nieważność małżeństwa, a wyrok nazywany jest wówczas pozytywnym. Proces może
nie stwierdzić nieważności (wyrok negatywny), co nie jest równoznaczne z
potwierdzeniem, że małżeństwo było ważnie zawarte, gdyż faktycznie mogło być ono
zawarte nieważnie, lecz z innej przyczyny (tytułu) nieważności. Wszakże wyrok
negatywny, póki co, potwierdza, że dane małżeństwo, które się rozpadło, nadal jest
uważane w Kościele za sakramentalnie ważne, póki ewentualnie nie udowodni się
czegoś przeciwnego. Sensem procesu jest danie odpowiedzi na zasadnicze pytanie:

Czy małżeństwo X- Y zostało nieważnie zawarte z tytułu np. wykluczenia

nierozerwalności małżeńskiej po stronie pozwanego?

Trzeba zaznaczyć, że domniemanie przemawia za ważnością małżeństwa, a ten, kto

twierdzi, że jest inaczej (strona wnosząca skargę), musi nieważność przed sądem
udowodnić. To on musi przekonać sąd, że jego małżeństwo jest nieważne. Druga strona
w procesie ma pełne prawo do obrony ważności tego małżeństwa i dostarczania
dowodów przeciwnych. W procesie bierze udział także tzw. obrońca węzła
małżeńskiego, czyli pracownik sądu, którego zadaniem jest odnajdywanie w faktach z
życia narzeczeńskiego i małżeńskiego stron wszystkiego, co przemawia za ważnością
małżeństwa. Jego rola może zostać niekiedy mylnie odebrana, jako osoby złośliwie
robiącej trudności w uzyskaniu stwierdzenia nieważności. Nie jest tak, gdyż obrońca
węzła małżeńskiego swoim argumentami równoważy proces, czyniąc go bardziej
sprawiedliwym i wiarygodnym.

Badanie kanoniczne ma prowadzić sędziów do jak najbliższego podejścia do prawdy

o tym małżeństwie, do uzyskania tzw. moralnej pewności, że ten związek był zawarty
nieważnie. Jeśli tej pewności wewnętrznej nie uzyskają w oparciu o weryfikowane

background image

9

fakty, nie mogą wyrokować pozytywnie, czyli stwierdzić nieważność małżeństwa. Sam
proces składa się z kilku etapów, które jedynie skrótowo zostaną zaznaczone:

1. Przyjęcie skargi (przewodniczący kolegium sędziowskiego po rozeznaniu pisma

uznaje, że istnieją podstawy do wszczęcia procesu)

2. Ustalenie przedmiotu sporu (sformułowanie zapytania, np. czy małżeństwo X - Y

zostało nieważnie zawarte z tytułu np. wykluczenia nierozerwalności małżeńskiej po
stronie pozwanego?)

3. Instrukcja, czyli etap zbierania materiałów dowodowych (przesłuchanie stron,

świadków, opinia biegłych, zapoznanie się stron z aktami - strony [i tylko one!] mogą
zapoznać się z całością akt, ewentualnie dodać jakieś swoje pismo)

4. Sesja trybunału

5. Powiadomienie stron o wyroku wraz z uzasadnieniem (w postaci pisemnej)
Proces ma charakter pisemny i nie jest jawny. Nie ma zatem - jak w sądach

cywilnych - publicznych rozpraw, konfrontacji obojga stron wobec zespołu sędziów i
widowni. Zeznanie stron i świadków jest składane w obecności audytora i notariusza
(niekiedy samego audytora). Strony składają zasadniczo jedno zeznanie, o przebiegu
procesu mogą być powiadamiane na bieżąco, jeśli zgłaszają się osobiście lub przez
pełnomocnika do sądu biskupiego. Listem poleconym są wzywane na złożenie zeznań,
przeglądanie akt, jak również są informowane, że zapadł wyroku w sprawie.

Powyższe wiadomości oddają pewien zarys procesu kanonicznego, którego przebieg

jest określony prawem kanonicznym. Sądy biskupie zachowując zasadniczy rdzeń
procesu mają jednak zawsze pewne drobne różnice, które wynikają z odmiennych
stylów sądów. Trzeba dodać, że różne są opłaty za proces w różnych sądach biskupich w
Polsce (w I instancji: od kilkuset złotych do około 1000 zł, może nieco więcej; w II
instancji: 400-500 zł). Rzekome opowieści o kosztach rzędu 5 000 zł należy uznać za
niepoważne, niekiedy prefabrykowane przez samozwańczych „znawców tematu",
którzy, jak się zdaje, chcą takimi cenami usprawiedliwić swoją chciwość (zdarzyło się,
że jakiś nieuprawniony prawnik pobierał 4000 zł za napisanie skargi, na dodatek
fatalnej!).

6. KONSEKWENCJE PROCESU

Gdy w I instancji zostanie orzeczony wyrok w sprawie o stwierdzenie nieważności
małżeństwa, sprawa automatycznie kierowana jest do II instancji.
Dlaczego tak? Aby nowy, niezależny zespół sędziowski (kolegium sędziów stanowią
trzy osoby) mógł jeszcze raz zbadać sprawę. Rzecz dotyczy bowiem sakramentu, czyli
znaku uświęcenia, Bożego daru dla ludzkiego zbawienia. Dlatego sędziowie II instancji
podejmują się badania sprawy orzeczonej w I instancji. Ten proces jest jednak
uproszczony, zwykle nie przeprowadza się drugiej instrukcji, czyli zbierania materiału
dowodowego, lecz po przeanalizowaniu akt na sesji trybunału dekretem zatwierdza
wyrok I instancji. Gdy jednak sprawa jest skomplikowana, sentencja wyroku i instancji
oparta na słabych i nielicznych dowodach, trybunał apelacyjny może sprawę skierować

background image

10

na tzw. drogę zwykłego postępowania, czyli uzupełnić materiał o zeznanie nowych
świadków, czasem stron, o nową opinię biegłej psycholog etc. Jeśli kolegium II
instancji, czyli trzech nowych sędziów z sądu apelacyjnego, potwierdzi wyrok I
instancji, wówczas wyrok jest prawomocny i wykonalny. Gdy w pierwszym trybunale
zapadnie wyrok pozytywny i w drugim taki sam, wówczas Kościół z moralną pewnością
może powiedzieć, że dane małżeństwo nie było zawarte ważnie. Jeśli zaś w pierwszym
sądzie biskupim wyrok jest negatywny, stronom przysługuje prawo apelacji od tego
wyroku do trybunału II instancji. Jeśli kolejny wyrok, czyli ten w II instancji, również
będzie negatywny, wówczas w uzasadnionym przypadku można jeszcze prosić Stolicę
Świętą o tzw. nowe przedłożenie sprawy. Istnieje też trzecia możliwość: w I instancji
wyrok będzie pozytywny, w II instancji negatywny albo odwrotnie, tj. w I negatywny, a
w II pozytywny. Wówczas strona ma prawo apelować do Trybunału Roty Rzymskiej o
rozstrzygnięcie sporu na poziomie III instancji.

Wiele osób przeżywa wstrząs, gdy w trakcie procesu muszą jeszcze raz

emocjonalnie powrócić do dramatu nieudanego małżeństwa. Boją się także, że jeśli sąd
orzeknie nieważność z tytułu przeszkody czy wady zgody po ich stronie to będzie
piętnem ich winy. Tymczasem sąd nie orzeka o winie strony, lecz o nieważności
małżeństwa. Nie da się ukryć, że w zeznaniach często osoby muszą wyznać także swoje
winy odsłaniając ciemne strony swego życia. Nie znaczy to jednak, że wyrok będzie
miał charakter moralny, czyli orzeknie o godziwości życia stron. Orzeczenie sądu ma
charakter kanoniczny, czyli wskazuje na wynik rozeznania sędziów co do nieważności
małżeństwa.

Trzeba jeszcze zaznaczyć, że w szczególnym przypadku braku dopełnienia

małżeństwa, czyli braku stosunku seksualnego stron po ich ślubie, można zwrócić się do
Ojca Świętego z prośbą o rozwiązanie takiego niedopełnionego małżeństwa. Jest to akt
łaski, a nie akt sprawiedliwości papieża związany z jego władzą kluczy, którą przekazał
św. Piotrowi Chrystus Pan. Następca św. Piotra ma moc rozwiązać małżeństwo, które
zostało związane z tzw. nierozerwalnością względną poprzez słowa przysięgi
małżeńskiej, lecz wskutek braku współżycia seksualnego po ślubie, ich małżeństwo nie
nabyło tzw. nierozerwalności absolutnej.

Gdy osoby otrzymają potwierdzenie z sądu II instancji o zapadnięciu sentencji

wyroku, strona pozwana otrzymuje listem poleconym to orzeczenie sądowe, a strona
pozwana informację, że może się po duplikat orzeczenia zgłosić do sądu. Trybunał
powiadamia proboszczów parafii chrztu i parafii zawarcia małżeństwa, którzy zapiszą w
księgach parafialnych adnotację o stwierdzeniu nieważności małżeństwa. Czasami, gdy
przyczyną nieważności małżeństwa była choroba psychiczna, zaburzenia osobowości,
impotencja lub zła wola którejś ze stron, sąd może zakazać takiej osobie zawarcia
małżeństwa w przyszłości, by uchronić innego potencjalnego współmałżonka przed
kolejnym nieważnym związkiem. Jeśli osoba jest wolna od przeszkód i pragnie zawrzeć
związek małżeński w Kościele, droga stoi otworem. Może podjąć radosny trud
małżeństwa. Tym razem - ufajmy - naprawdę ważnego.

ks. Mirosław Czapla

background image

11

I. WPROWADZENIE I UWAGI WSTĘPNE

1. NORMY KONFERENCJI EPISKOPATU WŁOCH

Artykuł 56 dekretu Konferencji Episkopatu Włoch (CEI - dekretu, mającego dla
Kościoła włoskiego moc ustawy (por. kan. 29), ogłoszonego 5 listopada 1990, jaki
wszedł w życie 17 lutego 1991 - przewiduje, iż wśród rozmaitych formy pomocy, jaka
ma być udzielana przez wspólnotę kościelną małżonkom, których związek znajduje się
w „poważnych trudnościach", powinna się znaleźć również weryfikacja „ewentualnego
istnienia przesłanek, jakie Kościół uznaje za istotne dla stwierdzenia nieważności
zawartego związku małżeńskiego" (art. 56, ust. 1).

Przepisy te ustalają również, na jakich podmiotach ciąży zagwarantowanie tej formy

pomocy małżonkom, których związek znalazł się w poważnych trudnościach: z tekstu
ustawy wynika bowiem, iż Konferencja Biskupów obciążyła tym obowiązkiem -
przynajmniej w początkowej fazie dochodzenia -proboszczów: „Pierwsza pomoc, jak
chodzi o wspomnianą weryfikację, powinna zostać zapewniona, wraz z dyskretną i
gorliwą dyspozycyjnością duszpasterską, przez proboszczów korzystających, w razie
potrzeby, ze współpracy poradnictw działających w zgodzie z duchem chrześcijańskim"
(art. 56, ust. 2). Tak więc obowiązek ten ciąży bezpośrednio na proboszczach
(ewentualnie wspieranych przez instytucje, które mają na celu opiekę i pomoc
rodzinom: przez poradnictwa o inspiracji chrześcijańskiej), i polega on na pomaganiu
małżonkom, których związek znajduje się w poważnych trudnościach, w weryfikacji
ewentualnej nieważności ich sakramentalnego związku małżeńskiego.

Na tym etapie kształtowania sumień wierzących jedynie w wypadku spraw

szczególnie trudnych przewidziana została interwencja bardziej specjalistycznych
organizmów eklezjalnych, takich jak kurie diecezjalne czy trybunały regionalne, które,
jak wiadomo, są (we Włoszech) organami kompetentnymi do rozpatrywania wniosków
o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Kościelne prawo włoskie stanowi bowiem: „W
każdym wypadku wskazanym jest, aby przy kuriach diecezjalnych czy trybunałach
regionalnych rozpatrujących sprawy o stwierdzenie nieważności małżeństwa
powoływane były do istnienia wykwalifikowane służby poradnictwa, do jakich,
zwłaszcza w sprawach szczególnie złożonych, mogliby z własnej inicjatywy czy też za
radą swego proboszcza, zwracać się zainteresowani wierni" (art. 56 ust. 3). Z normy tej
jasno wynika, że tworzenie wspomnianych organizmów poradnictwa, mimo iż zalecane
nie jest jednak obowiązkowe (w odróżnieniu od zadań ciążących na proboszczach) i
stanowi raczej opcjonalną możliwość pomocy „zwłaszcza w sprawach czy przypadkach
szczególnie złożonych".

Można by zadać tu pytanie o powody, dla których Konferencja Biskupów

postanowiła bezpośrednio (oraz głównie) obciążyć proboszczów (wspomaganych przez
poradnictwa o inspiracji chrześcijańskiej) obowiązkiem weryfikacji możliwości
wszczęcia sprawy kanonicznej o stwierdzenie nieważności małżeństwa w przypadku

background image

12

wiernych mających poważne trudności małżeńskie, a nie zleciła natomiast takiej
weryfikacji bardziej wyspecjalizowanym instancjom, jak kurie diecezjalne czy
trybunały. Przypuszczalnie Konferencja Episkopatu Włoch, uznając, że w wypadkach
takich bardzo ważnym jest wyjaśnienie wiernym motywów ewentualnego wdrożenia
procedury kanonicznej oraz uświadomienie im wagi osądu kościelnego w konkretnej
sprawie małżeńskiej (zwłaszcza co do efektywnego istnienia obowiązków
wynikających z węzła małżeńskiego), pragnęła dać pierwszeństwo elementowi
„duszpasterskiemu" takiego rozeznania: w takich wypadkach proboszczowie zdają się
bowiem rzeczywiście być osobami, które najlepiej mogą zagwarantować odpowiednią
troskę duszpasterską.

Z doświadczenia Autora - również i osobistego - wynika, że nie jest rzeczą właściwą

obciążanie trybunałów, bezpośrednią i masową, wstępną konsultacją dotyczącą
możliwości przeprowadzenia sprawy o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Choć
prawdą jest, że mogłyby one zaoferować swe kompetencje i swą praktykę w tego typu
sprawach, to jednak -z powodu niedoborów wykwalifikowanych kadr specjalistów
(zwłaszcza wikariuszów sądowych oraz pomocniczych wikariuszów sądowych) -
konsultacje udzielane przez sędziów mogłyby wywołać trudności w skompletowaniu
Kolegiów sądzących. Jakkolwiek, mimo iż prawdą jest, że fakt udzielenia konsultacji
nie stanowi prawnej przyczyny powstrzymania się od orzekania ani też nie daje
podstawy do wyłączenia sędziego (por. kan. 1448 i 1449), logicznym wydaje się, że
sugeruje on - zwłaszcza w wypadku, gdy konsultacje przeprowadzone były w sposób
dogłębny i szczegółowy i zakończyły się udzieleniem odpowiedzialnej rady, a nie
odesłaniem do innego specjalisty - iż wskazanym byłoby powstrzymanie się od
orzekania w danej sprawie, tak aby zapewnić spokój duchowy zarówno sędziemu, jak i
stronie, która uprzednio zwróciła się do niego, prosząc o konsultacje (na przykład,
mogłaby czuć się zakłopotaną, gdyby w jej sprawie orzekała osoba, która odradzała jej
wstępowanie na drogę sądową).

W celu rozwiązania wynikających stąd trudności niektóre trybunały już w ubiegłych

latach przewidziały - zgodnie z możliwością, jaką daje kan. 1490 Kodeksu Prawa
Kanonicznego - powołanie stałego konsultanta-obrońcy, któremu zostały powierzone
między innymi zadania wstępnych konsultacji; inne zawarły z adwokatami wpisanymi
na ich listę umowy, w jakich zobowiązują się oni publicznie (na przykład składając
deklarację w odpowiednich gazetach diecezjalnych) do udzielania bezpłatnych
konsultacji wiernym mającym problemy małżeńskie, umożliwiając im ustalenie, czy
dana sprawa może stanowić przedmiot procesu kanonicznego o stwierdzenie
nieważności małżeństwa. Obecnie wszystkie regionalne trybunały włoskie, zgodnie z
art. 6 normatywy Konferencji Episkopatu Włoch, ogłoszonej dekretem z 18 marca 1997
roku (opublikowanym 26 marca 1997), jaka reguluje niektóre aspekty zarządu
administracyjnego trybunałów oraz działalność działających przy nich obrońców, mają
obowiązek wyłonienia ze swych kadr przynajmniej dwóch takich stałych konsultantów.
Jednym z ich zadań jest właśnie oferowanie zainteresowanym wiernym
wykwalifikowanej kanonicznej konsultacji odnośnie do możliwości wystąpienia przez
nich ze sprawą o stwierdzenie nieważności małżeństwa, konsultacji, która mogłaby

background image

13

następnie

przerodzić

się

w

podjęcie

się

przez

wspomnianego

stałego

konsultanta-obrońcę reprezentowania takiej strony w przyszłym, ewentualnym
procesie.

Należy jednak podkreślić, że nawet ustanowienie, na terytorium całego państwa,

takich stałych konsultantów-obrońców bynajmniej nie eliminuje konieczności
udzielania duszpasterskiej pomocy i potrzeby utworzenia wstępnego „filtru" dla
udzielanych przez nich konsultacji, które powinny funkcjonować na szczeblu
parafialnym oraz na szczeblu poradnictw o inspiracji katolickiej: wskazanym jest
bowiem, aby do stałych konsultantów-obrońców nie trafiały sprawy kompletnie
nieuzasadnione z punktu widzenia procesowego prawa kanonicznego, ale jedynie takie,
które na bazie realnie istniejących przesłanek dawałyby, w opinii stałego
konsultanta-obrońcy, możliwość nadania im dalszego biegu. W przeciwnym wypadku
istnieje ryzyko, że obrońcy ci zostaną zasypani olbrzymią ilością spraw małżeńskich,
jakie wymagają pomocy duszpasterskiej, zupełnie innej niż ta, która może być
zagwarantowana w momencie wnoszenia sprawy o stwierdzenie nieważności
małżeństwa do trybunału kościelnego.

Po wyszczególnieniu podmiotów zobowiązanych do udzielania wspomnianych

usług konsultacyjnych dla wiernych normy Konferencji Episkopatu Włoch z 1990
przewidują dwa środki ostrości, dwa szczególne elementy, zgodnie z którymi mają
odbywać się te konsultacje.

W pierwszym rzędzie dekret generalny stwierdza, że weryfikacja możliwości

ewentualnego zaskarżenia ważności węzła małżeńskiego musi być przeprowadzona
wówczas „kiedy pojawiają się uzasadnione przesłanki" co do możliwej nieważności
(art. 56 ust. 1) - to znaczy, kiedy odnotowuje się obecność elementów, jakie czynią
wskazanym pogłębienie takiej kwestii, choćby nie reprezentowały one jeszcze pełnych
dowodów nieważności, która może być zaskarżona przed trybunałem. Jest rzeczą
ewidentną, że norma ta pozostawia osobom wyznaczonym do przeprowadzania takich
weryfikacji pewną uznaniowość odnośnie dokonywania konkretnych weryfikacji,
ponieważ się może zdarzyć, iż nie zawsze „uzasadnione przesłanki" są ewidentne czy
już wcześniej znane samemu konsultantowi-obrońcy. Może to być jedną z przyczyn, dla
których wioska norma kanoniczna zarządziła, aby to właśnie proboszcz był tym
podmiotem, na którym bezpośrednio i w pierwszej kolejności spoczywa obowiązek
prowadzenia takich konsultacji: istnieje bowiem duże prawdopodobieństwo, iż te
„uzasadnione przesłanki" (czyli przesłanki uzasadniające pogłębione zbadanie sprawy
w perspektywie możliwości zadeklarowania nieważności związku małżeńskiego)
wyłonią się właśnie w sposób nieformalny podczas rozmów duszpasterskich,
zwyczajowo przeprowadzanych z wiernymi, i że w ten sposób to właśnie proboszcz,
postępując ze szczególną ostrożnością i rozwagą, może nieformalnie ustalić ich
istnienie jeszcze przed postawieniem hipotezy o istnieniu przesłanek do wystąpienia z
żądaniem o stwierdzenie nieważności związku małżeńskiego. Oczywiste, że oprócz
celowości uprzedniego dysponowania „uzasadnionymi przesłankami", zaproponowanie
weryfikacji odnośnie do możliwości zaistnienia nieważności danego związku
małżeńskiego będzie tym łatwiejsze, im bardziej nieuleczalny stał się w międzyczasie

background image

14

rozkład małżeństwa, innymi słowy, im bardziej utrwaliła się sytuacja pozostająca w
obiektywnej sprzeczności z możliwością przetrwania małżeństwa, co do którego
ewentualnej nieważności jest proponowane dokonanie weryfikacji (jak na przykład
zawarcie nowego małżeństwa cywilnego po rozwodzie).

Drugim środkiem ostrożności przewidzianym przez Konferencję Episkopatu Włoch

jest wymóg, aby „badania mające na celu weryfikację ewentualnych motywów
nieważności małżeństwa prowadzone były zawsze w sposób kompetentny, ostrożny i
rozważny, z troską o uniknięcie wysuwania pochopnych konkluzji (art. 56 ust. 4). Takie
pochopne konkluzje mogą bowiem z jednej strony wytwarzać szkodliwe iluzje, na
przykład przedstawiając jako możliwą i uzasadnioną sprawę o stwierdzenie
nieważności związku (w rzeczywistości bezpodstawną), skłaniając w ten sposób
zainteresowanego do podjęcia inicjatyw procesowych, w których czeka go porażka i
rozczarowanie; czy też, z drugiej strony, mogą zniechęcić (powierzchownymi i
pochopnymi odpowiedziami) osobę, która zwróciła się z prośbą o konsultację,
uniemożliwiając jej - jak wyraża się wspomniany dekret generalny - „uzyskanie
wyjaśnień cennych dla ustalenia, iż pozostaje ona w stanie wolnym, a tym samym
cennych dla pokoju jej sumienia" (art. 56 ust. 4).

2. POMOC DLA PROBOSZCZÓW I KSIĘŻY MAJĄCYCH DO CZYNIENIA Z

MAŁŻONKAMI, KTÓRYCH ZWIĄZEK PRZEŻYWA POWAŻNY KRYZYS

Zważywszy, że Konferencja Episkopatu Włoch (w art. 56 swego Dekretu

generalnego z 1990 r., dotyczącego sakramentalnych związków małżeńskich) powierza
zadanie udzielania wiernym, których związek znajduje się w stanie głębokiego kryzysu,
wstępnych konsultacji odnośnie do możliwości występowania o stwierdzenie
nieważności małżeństwa, nie tyle specjalistom w dziedzinie prawa, ile kapłanom, a
zwłaszcza proboszczom, wymagając od nich tak rozwagi, jak i kompetencji i zalecając
im unikanie wysuwania pochopnych konkluzji oraz zachęcając do ustalenia istnienia
ewentualnych przesłanek takiej nieważności, czasopismo „Zeszyty prawa kościelnego"
zaproponowało udzielenie pomocy - możliwie jak najbardziej praktycznej -
zainteresowanym księżom, mającej na celu wspieranie ich w wypełnianiu zadań
odnoszących się do wstępnych konsultacji, jakie nałożyła na nich krajowa ustawa
kanoniczna.

Stąd też w serii artykułów, które zostały zebrane w tej książce, przedstawiono uwagi

i sugestie, jakie wydają się przydatne podczas prowadzenia kolokwiów odbywanych w
ramach wspomnianych wstępnych konsultacji, mając nadzieję, że naświetlą one, choć
tylko w ograniczonym zakresie, zagadnienie (niewątpliwie zasługujące na pogłębione
badania) „ewentualnego istnienia przyczyn, jakie Kościół uznaje za istotne, jak chodzi o
uznanie nieważności sakramentalnego związku małżeńskiego" (art. 56 st. 1 dekretu
generalnego z listopada 1990).

background image

15

Należy tu więc szczególnie podkreślić praktyczne i dydaktyczne cele przyświecające

tej pracy: cele, jakie uwidaczniają się również w samej strukturze opracowań, które
zaprezentowano w cytowanym czasopiśmie, a które tu zebrano na pożytek czytelników.
Mówiąc bardziej konkretnie - po Wprowadzeniu zawierającym uwagi ogólne co do
ducha, w jakim powinny być prowadzone wspomniane kolokwia oraz odnośnie do
sposobu traktowania jego uczestników - w każdym rozdziale tej pracy będą
proponowane refleksje co do wymogów dowodowych, przewidzianych przez przepisy
prawa kanonicznego, dotyczących niektórych, najczęściej występujących, przyczyn
nieważności, uznając, że może pomóc to kapłanom, na których (zgodnie z dekretem
Konferencji Episkopatu Włoch) spoczywa obowiązek udzielania wstępnych konsultacji
wiernym znajdującym się w szczególnie trudnej sytuacji małżeńskiej, w lepszym
zindywidualizowaniu, przynajmniej prawdopodobnego, istnienia podstaw nieważności
oraz konieczności dalszego pogłębionego badania kwestii.

Pozostaje jeszcze tylko sprecyzować, że praca ta będzie się ograniczać, jak już

powiedziano, jedynie do niektórych, najczęściej pojawiających się „przyczyn
nieważności", zajmując się tymi, jakie, statystycznie, są najczęściej przedstawiane
przed trybunałami i których zindywidualizowanie wymaga z tego powodu większej
uwagi oraz głębszej analizy ze strony konsultanta. Jest oczywiste, iż niektóre,
przewidziane przez przepisy, przyczyny nieważności są, ze względu na swą naturę,
statystycznie

rzadsze

i

równocześnie,

merytorycznie,

łatwiejsze

do

zindywidualizowania. Mowa tu na przykład o przeszkodach małżeńskich wynikających
z faktu otrzymania święceń (kan. 1087) czy związania wieczystym ślubem publicznym
czystości w instytucie zakonnym (kan. 1086). Na zakończenie książki przedstawiony
również zostanie rozdział poświęcony zagadnieniu dyspensy od małżeństwa ważnie
zawartego, lecz niedopełnionego oraz rozdział dotyczący konwalidacji czyli uważnienia
małżeństwa, a więc instytucji prawnych, jakie mogą stanowić propozycję duszpasterską
dla małżeństwa, co do którego istnieją motywy pozwalające na uznanie go za nieważne.

Innymi słowy, praktyczny cel tej pracy sprawia, że stanowi ona nie tyle kompletne

opracowanie dotyczące kanonicznego prawa małżeńskiego - tak materialnego, jak i
procesowego - lecz jedynie zwykły podręcznik przeznaczony do użytku dla
duszpasterzy oraz konsultantów wiernych, borykających się z poważnymi trudnościami
małżeńskimi. Kolejne artykuły, jakie ukażą się w przyszłości w czasopiśmie „Zeszyty
Prawa Kościelnego", czy ewentualne następne wydania tej książki będą mogły naprawić
występujące w niej braki oraz uwzględnić ewentualne sugestie dotyczące tego
pierwszego wydania.

background image

16

3. OGÓLNE UWAGI DOTYCZĄCE BADANIA PRZEPROWADZANEGO W
RAMACH WSTĘPNYCH KONSULTACJI MAJĄCYCH NA CELU USTALENIE

EWENTUALNEJ PRZYCZYNY NIEWAŻNOŚCI MAŁŻEŃSTWA

Na wstępie należy zwrócić uwagę na pewne elementy, jakie mogą być szczególnie

pomocne w ustaleniu istnienia ewentualnych motywów nieważności małżeństwa, które
znajduje się w fazie ciężkiego i nieuleczalnego kryzysu.

Stąd też należy pamiętać o pewnych zasadach.

1) Bardzo wskazanym, zwłaszcza na początku prac weryfikacyjnych, prowadzonych

na wniosek zainteresowanego (czasami zdarza się, że to nie on prosi o weryfikację, ale
sam proboszcz po wysłuchaniu tego, co mówi on o swym małżeństwie, dostrzega
konieczność podjęcia takiej weryfikacji), jest zwrócenie mu uwagi na to, że weryfikacja
opiera się na założeniu maksymalnej szczerości ze strony zainteresowanego
konsultacją.

Jest tak z dwóch powodów. Po pierwsze, ponieważ ewentualna deklaracja

nieważności małżeństwa jest problemem dotykającym sumień zainteresowanych osób
(także na forum wewnętrznym), dotyczy prawa, które nie zależy od wolnej woli
małżonków, a którym jest węzeł małżeński powstały na skutek ważnie zawartego
związku. Nie chodzi tu bowiem o zwykłe sformalizowanie konkretnej sytuacji osobistej,
ale o fakt, jaki dotyczy bezpośrednio również i samego sumienia, z punktu widzenia
którego ewentualny wyrok orzekający nieważność małżeństwa, opierający się na
świadomie sfałszowanych lub „naciąganych" motywacjach, nie przedstawia żadnej
wartości.

Po drugie, ponieważ wstępne konsultacje, chociaż zajmują się problemem

możliwości dowiedzenia ewentualnych, sugerowanych motywów nieważności, nie
pociągają konieczności przedłożenia samych dowodów: zadaniem tych konsultacji jest
bowiem ocena sytuacji dokonywana na bazie elementów pochodzących zazwyczaj
jedynie z relacji zainteresowanego małżonka bądź, maksymalnie, obojga małżonków.
W razie potrzeby bardzo ważnym jest więc danie do zrozumienia stronie, że
jakakolwiek przesada w przedstawianiu faktów, czy też „naciągane" argumenty mogą,
być może, oszukać konsultanta, ale o wiele trudniej będzie, aby zostały one
zaakceptowane przez trybunał, który będzie musiał zbadać i skonfrontować twierdzenia
stron.

2) Osoby, które mają pomagać zainteresowanemu w ustaleniu ewentualnej

nieważności zawartego przez niego związku małżeńskiego, muszą mieć zawsze na
uwadze cele wynikające z samej istoty takiej weryfikacji, jakimi są: po pierwsze,
ustalenie, czy przypadek przedstawiony przez danego wiernego spełnia przesłanki
nieważności związku małżeńskiego przewidziane przez przepisy prawa kanonicznego;
po drugie, stwierdzenie, czy jest możliwe, choćby tylko w zarysie ogólnym,
dowiedzenie istnienia ewentualnych przyczyn nieważności.

background image

17

Jest to istotne, dlatego iż zdarza się często, że wierni opisujący swe historie mają

tendencję do odchodzenia od tematu: do opowiadania o faktach, które nie dotyczą
bezpośrednio samego przedmiotu konsultacji czy też do wyrażania i opisywania swych
uczuć, tak przeszłych, jak i teraźniejszych. Nie ulega wątpliwości, że konsultant nie
powinien przesłuchiwać zainteresowanego w sposób biurokratyczny, nic też stoi na
przeszkodzie, aby podzielał jego uczucia, odczuwał ludzką sympatię czy też dzielił jego
ból wywołany tragicznymi przejściami; nie powinien on jednak zapominać o
konkretnych celach pomocy, jakiej ma udzielić tej osobie, ale cierpliwie starać się
dopomóc jej w skoncentrowaniu się na faktach, które mają realne znaczenie dla
prowadzonych konsultacji, nie może on też pozwolić, aby wyrażana przez niego opinia
podlegała emocjonalnym czy uczuciowym wpływom. Takie wpływy często, jak
ostrzega zresztą normatywa Konferencji episkopalnej (art. 56 ust. 4), powodują
wytworzenie się u wiernego „szkodliwych iluzji", skłaniając go do uwierzenia w to, że
może on rozwiązać swą trudną sytuację poprzez uzyskanie orzeczenia o nieważności
jego poprzedniego związku małżeńskiego, na bazie osądu zafałszowanego poprzez
ustalenia niezwiązane bezpośrednio z tematem, jak na przykład, że chodzi tu o porządną
osobę, o praktykującego katolika; że zainteresowany nie jest odpowiedzialny za rozpad
kwestionowanego małżeństwa; że dużo on wycierpiał z powodu tego rozpadu; że
gorąco on pragnie móc przystępować do sakramentów, co jednak uniemożliwia mu jego
nieuregulowana z katolickiego punktu widzenia sytuacja... I choć, oczywiście,
konsultant musi brać pod uwagę również i te okoliczności, to jednak nie może on tracić
z oczu rzeczywistego celu opinii, jaką ma przedstawić zainteresowanemu.

3) W celu uniknięcia niebezpieczeństwa, o jakim mowa w poprzednim punkcie,

osoby udzielające tego typu konsultacji muszą zawsze pamiętać, że weryfikacja, jakiej
dokonują, odnosi się do ściśle określonego momentu, którym jest chwila zawarcia
związku małżeńskiego. To właśnie w odniesieniu do tego momentu musi być
udowodnione istnienie ewentualnej przyczyny nieważności. Wszelkie fakty, również i
te bardzo poważne (jak na przykład choroba, niewierność, itp.), jakie zaistniały już po
zawarciu małżeństwa, nie mają znaczenia z punktu widzenia orzeczenia nieważności,
chyba że wskazują one na istniejącą już w momencie wyrażenia zgody małżeńskiej
nieważność tego związku. Jest tak na przykład w wypadku, jaki będzie opisany w
dalszej części tej książki: kontynuowanie, od razu po ślubie, cudzołożnej relacji,
istniejącej jeszcze przed zawarciem małżeństwa, jest faktem, jaki w pewnych
okolicznościach może mieć znaczenie dowodowe wskazując na wyłączenie wierności
małżeńskiej.

4) Choć kolokwium konsultacyjne może przybierać rozmaite formy - na przykład w

zależności od emocjonalnych uwarunkowań jego podmiotów, jak też od tego, czy
konsultacja ta odbywa się w związku z konkretnie wyrażonym życzeniem strony, czy
też w sposób w pełni nieformalny, dokonywana przez proboszcza niejako przy okazji
innych, spełnianych przez niego czynności (na przykład spowiedzi, w związku z ogólną
prośbą o radę czy też z kierownictwem duchowym) - w każdym wypadku dobrze jest,
gdy konsultant ma na uwadze schemat głównych przyczyn nieważności związku
małżeńskiego, pozwalający mu dokonać odpowiedniej weryfikacji w sposób

background image

18

kompletny, nie

zaniedbując żadnego z aspektów ewentualnej nieważności.

Wspomniany schemat ma charakter czysto praktyczny, nie odzwierciedla on też
bynajmniej tego, co mogłoby być uznane za najbardziej logiczne usystematyzowanie tej
materii, jakie powinno wychodzić od weryfikacji wad zgody niezależnych od woli
strony (na przykład niezdolność psychiczna) oraz wad zgody (na przykład symulacja),
poprzez ustalenie ewentualnych wad samej zgody (na przykład błędów co do faktu) oraz
zbadanie jej skuteczności prawnej (na przykład w wypadku podmiotu niezdolnego do
wypełniania jakiegoś z istotnych obowiązków małżeńskich, na przykład dokonania
stosunku małżeńskiego).

Schemat, jaki powinien być uwzględniany przez konsultantów, umożliwiając im

kompletność prowadzonych przez nich weryfikacji, opiera się więc na trzech
następujących pojęciach: wolności osoby, jej zdolności, uczciwości jej intencji. Tym
samym może on być przedstawiony w sposób następujący:

1. WADY WOLNOŚCI ZGODY MAŁŻEŃSKIEJ

- Przymus fizyczny lub psychiczny.
- Obecność błędów: co do osoby lub co do jej przymiotu, jeśli przymiot ten był

bezpośrednio i zasadniczo zamierzony lub jeśli błądzący był celowo wprowadzony w
błąd.

- Zawarcie małżeństwa pod warunkiem.

Jasne jest więc, że tak jak przymus bezpośrednio narusza wolność zgody małżeńskiej,
tak, pośrednio, naruszają ją również błędy natury faktycznej (jako że, ograniczając
istotnie znajomość osoby współmałżonka, niewątpliwie wpływają na wolność
zaakceptowania go takim, jaki jest on w rzeczywistości) oraz warunki, jakie czynią tę
zgodę mniej swobodną, mniej czystą.

2. NIEZDOLNOŚĆ OSOBY

- Impotencja, czyli niezdolność do odbycia stosunku małżeńskiego.
- Niezdolność do wyrażenia zgody z powodu niewystarczającego używania rozumu

lub z powodu braku rozeznania oceniającego (brak minimalnego osądu krytycznego i
zdolności do samookreślenia).

- Niezdolność do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich z

przyczyn natury psychicznej.

3. WADY ZGODY MAŁŻEŃSKIEJ ZALEŻNE OD WOLI PODMIOTU

- Symulacja małżeństwa.
- Wykluczenie jakiegoś istotnego przymiotu małżeństwa (jedności, wierności,

nierozerwalności) lub jego istotnego elementu (nakierowanie na posiadanie potomstwa
czy na dobro małżonków).

background image

19

Taki - lub analogiczny - schemat (w dalszej części książki zanalizujemy dokładniej

przewidziane przez niego poszczególne hipotezy nieważności) wydaje się użyteczny dla
przesłuchania osoby zainteresowanej w sposób systematyczny oraz dla dodatkowego
uzupełnienia faktów, jakie sama przedstawiła. Statystycznie najrzadsze przyczyny
nieważności (jak na przykład wspomniane już przeszkody wynikające ze złożonych
ślubów lub otrzymanych święceń czy też, na przykład, z uprowadzenia czy
pokrewieństwa) wyłaniają się

zazwyczaj spontanicznie już z samej relacji

zainteresowanego.

Przed wydaniem opinii - również i wstępnej (czasami bowiem jest konieczne

odbycie wielu kolokwiów, może się też okazać wskazane wysłuchanie drugiego ze
współmałżonków) - należy uzyskać pewność, że spontaniczna relacja samego
zainteresowanego, a także jego odpowiedzi na pytania zadawane mu przez konsultanta,
pozwoliły na poruszenie wszystkich istotnych punktów prowadzonej konsultacji: stąd
też opieranie prowadzonych badań konsultacyjnych na wspomnianym schemacie może
ułatwić i uczynić bardziej skuteczną pracę konsultanta.

O ile tylko jest to możliwe (również w wypadku wstępnych konsultacji), do opinii

przedstawianej na ich zakończenie należy zawsze dołączać jej uzasadnienie, a to
zarówno ze względu na szacunek dla osoby, jaka o nią poprosiła, jak i ze względów
edukacyjnych: orzeczenie o nieważności związku małżeńskiego nie jest bowiem ani
przysługą, ani osądem arbitralnym, lecz jest ono rezultatem poszukiwania efektywnej
prawdy co do stanu rzeczy w świetle dyscypliny prawa kościelnego. Takie uzasadnienie
sprzyja ponadto lepszemu zrozumieniu udzielonej opinii, pozwala ono też na
ewentualne dalsze pogłębienie i lepsze wyjaśnienie zagadnień, jakie do tej pory nie
wyszły na światło dzienne. Mówiąc konkretniej, uzasadnienie udzielonej odpowiedzi
może polegać na zapoznaniu zainteresowanego z podstawowymi przyczynami
nieważności małżeństwa (na przykład w postaci schematu, o jakim była mowa
powyżej), pomagając mu w samodzielnym zastosowaniu obowiązujących norm do jego
konkretnego przypadku. I choć może być to zadaniem niełatwym i wymagającym
sporego wysiłku, to jednak jest to zawsze wysiłek owocny, przynajmniej jeśli chodzi o
umożliwienie zrozumienia odpowiedzi udzielonej przez konsultanta, również i wtedy,
kiedy odpowiedź ta jest negatywna z punktu widzenia możliwości wniesienia sprawy o
nieważność małżeństwa.

Po przedstawieniu tu powyższych uwag generalnych, zawierających wskazówki,

istotne z punktu widzenia pomocy udzielanej wiernym mającym poważne problemy
małżeńskie, które mają umożliwić im ustalenie ewentualnego istnienia przesłanek
nieważności ich związku małżeńskiego. Mając na uwadze przykładowy schemat
zaprezentowany w punkcie 4), możemy teraz przejść do zasygnalizowania niektórych
zagadnień, jakie powinni brać pod uwagę proboszczowie czy kapłani zainteresowani
udzielaniem pomocy duszpasterskiej, o jakiej mowa w art. 56 dekretu włoskiej
Konferencji Episkopatu z 5 listopada 1990 roku, a jakie dotyczą poszczególnych,
głównych przesłanek nieważności związku małżeńskiego.

background image

20

II. NARUSZENIE SWOBODY ZGODY MAŁŻEŃSKIEJ

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO

Swoboda zgody małżeńskiej - która w małżeńskim prawie kanonicznym jest „przyczyną
sprawczą" związku małżeńskiego, rzeczywisty czynnik powołujący do życia
małżeństwo, tak w znaczeniu aktu prawnego, jak i stanu życia - może zostać
bezpośrednio naruszona na skutek przymusu fizycznego lub bojaźni, jak stanowi to kan.
1103.

Przymus fizyczny jest działaniem osoby, która zmusza inną do uczynienia czegoś,

czego ta nie chce, powodując w ten sposób naruszenie jej wolności woli, a więc
kompletną wadę wyrażonej zgody, a tym samym jej bezwzględną nieważność, jeśli
poddana przymusowi osoba nie ma żadnej możliwości oparcia się mu (por. kan. 125 § 1
dot. aktów prawnych). Należy tu jednak zauważyć, że w przypadku małżeństwa mamy
do czynienia z przyczyną nieważności tego typu stosunkowo rzadko, jako że
koniecznym byłoby tu równoczesne wywarcie przymusu na drugiego ze
współmałżonków (bądź też jego współudział w przemocy), na kapłana asystującego
przy zawieraniu małżeństwa, na świadków oraz na osoby obecne podczas ślubu.

O wiele częstsza jest natomiast bojaźń będąca konsekwencją tak zwanego przymusu

moralnego, wywieranego przez osobę trzecią, pod której wpływem nupturient czuje się
zmuszony do dokonania aktu (na przykład udzielenia zgody małżeńskiej), jakiego w
innym wypadku nie dokonałby. W takim przypadku, mimo że podmiot dokonujący aktu
wyraża swą wolę zawarcia związku, na skutek działania przymusu jest ona dotknięta
nieważnością. Dlatego też jeśli przymus był poważny (zważywszy na osobiste i
społeczne znaczenie instytucji małżeństwa), ustawodawstwo kanoniczne, chroniąc
wolność jednostki do wyboru stanu życia (wolność ta jest zresztą wymieniona w
katalogu praw wszystkich wiernych, por. kan. 219), uznaje zgodę wyrażoną na skutek
bojaźni jako od początku nieważną.

„Przymus moralny" w sprawach małżeńskich może być uskuteczniany poprzez

groźbę wyrządzenia szkody fizycznej (pobicia, wyrzucenia z domu) lub moralnej
(zniesławienia, utraty dobrych stosunków z grożącym: tak zwana bojaźń z szacunku)
albo też poprzez samo nadużywanie autorytetu (jest to przykład rodzica, który nawet
bez uciekania się do groźby narzuciłby córce małżeństwo z określoną osobą, uznając to
małżeństwo za wskazane ze względów, na przykład, majątkowych czy społecznych).

Przymus tego typu, zgodnie z prawem, musi pochodzić ab extrínseco., czyli być

wynikiem zewnętrznego działania. Mówiąc jaśniej: musi on pochodzić od osoby i być
wynikiem jej działania, jakkolwiek nie bezpośrednio (ani też z taką intencją),
nakierowanym na wymuszenie zgody małżeńskiej. Co więcej, zachowanie zwyczajowo
dyrektywne, despotyczne czy agresywne danej osoby, może zostać zaliczone w poczet
okoliczności określanej mianem suspicio metus (czyli podejrzenie albo inaczej - „bojaźń
bojaźni"), jaka według doktryny, zgodnie z tradycyjnym aksjomatem suspicio metus pro
metu sufficit
(„podejrzenie bojaźni równe jest bojaźni"), jest zrównana z samą bojaźnią.
Jednak również i w tym przypadku punktem wyjściowym dla ustalenia istnienia

background image

21

subiektywnej obawy podmiotu musi być fakt obiektywny, odnoszący się do zachowania
określonego podmiotu czy podmiotów, różnych od podmiotu, który padł ofiarą bojaźni.
Z punktu widzenia stwierdzenia nieważności małżeństwa nie ma więc wartości prawnej
bojaźń wyłącznie subiektywna (tak zwana bojaźń ab intrínseco), a więc będąca owocem
własnego przekonania jednostki o konieczności zawarcia małżeństwa, w sytuacji, w
jakiej nie istnieją wpływy ze strony osób trzecich, mogące zagrażać jej wolności w tej
dziedzinie. Przykład chłopaka, który na skutek wyrzutów sumienia czy z powodu
tradycji kulturowej przychylnej „małżeństwu dla ratowania honoru", zdecydowałby się,
bez determinującego wpływu osób trzecich, na zawarcie związku z dziewczyną, która
zaszła z nim w ciążę, nie podpada pod przesłankę normy kan. 1103.

Jak zostanie to dokładniej omówione w dalszej części książki, poważny brak

zdolności autodeterminacji - jeśli może być on sprowadzony do istotnej wady woli -
stanowi wadę zgody małżeńskiej, czyli jej nieważność już z samej natury (por. kan.
1095, §2): jest on więc przyczyną nieważności, jeszcze bardziej gruntowną niż dzieje się
to w wypadku bojaźni. Tutaj mamy jednak do czynienia z niezdolnością do wyrażenia
zgody: przypadek ten nie może być więc mylony z przypadkiem przymusu, jakim się
obecnie zajmujemy. Różnica polega na tym, że w wypadku przymusu podmiot jest sam
w sobie zdolny do wyrażenia zgody, natomiast we wspomnianym przypadku poważnej
wadliwości autodeterminacji jest on do tego zasadniczo niezdolny. Z tego względu obie
te hipotezy nieważności muszą być ściśle rozróżnione, a, co więcej, mogą one być brane
pod uwagę jedynie z uwzględnieniem pewnej subordynacji, mianowicie: można
rozważać ewentualne zaistnienie przymusu jedynie w wypadku wcześniejszego
wykluczenia tego, że podmiot sam w sobie jest niezdolny do wyrażenia zgody.
Oczywiście, obie te hipotezy nie mogą być uznane za zamienne, czyli ekwiwalentne ani
nakładające się na siebie.

Bojaźń, o jakiej mowa w kan. 1103, aby mogła spowodować wadę zgody musi być,

tak jak ustala to prawo kanoniczne, „ciężka" (nie jest nią więc umiarkowana,
posuwająca się do gróźb, perswazja rodzica usiłującego przekonać swoje dziecko do
zawarcia konkretnego związku małżeńskiego). W celu ustalenia, czy bojaźń jest
rzeczywiście ciężka, orzecznictwo posługuje się obecnie miarą, jaką można określić
mianem subiektywnej: bojaźń jest uznawana za ciężką, jeśli w konkretnym przypadku
była ona rzeczywistą przyczyną zawarcia przez daną osobę niechcianego przez nią
małżeństwa. Przy tej ocenie, którą nazwaliśmy „subiektywną", są brane więc pod uwagę
czynniki środowiskowe (jak np. kultura) oraz osobowe protagonistów danej sprawy (np.
charakter osoby grożącej i tej, której grozi, ich wzajemne stosunki, realne
prawdopodobieństwo realizacji groźby), a zwłaszcza, zgodnie z logiką tego, kto
utrzymuje, że działał pod wpływem groźby. Podsumowując, możemy stwierdzić, że
„ciężkość" (bojaźni) sprowadza się do zdolności groźby do stania się rzeczywistą
przyczyną wyrażenia zgody, do przeważenia nad spontaniczną wolą osoby zmuszanej.
Stąd też jest zrozumiałe, że prawo obecnie obowiązujące nie wymaga już, aby
wzbudzona bojaźń była „niesłuszna" (zarówno jeśli chodzi o jej treść, jak i o środki,
przy użyciu których została ona wzbudzona): w rzeczywistości bowiem - w dziedzinie

background image

22

takiej jak ta dotycząca wyboru stanu życia - jakakolwiek bojaźń istotnie determinująca
wyrażenie zgody małżeńskiej musi być uznana za „niesłuszną" i to w każdym aspekcie.

W aspekcie dowodowym bezpośrednim przedmiotem postępowania dowodowego

jest fakt wywarcia przymusu. Może on zostać udowodniony przy użyciu wszelkich
środków dowodowych, chociaż zazwyczaj przeważają tu ustne środki dowodowe,
bazujące na odpowiednich zeznaniach świadków lub też podmiotu, który wywarł
przymus.

Biorąc pod uwagę, że bojaźń - oczywiście w zakresie przymusu „moralnego", nie

fizycznego - jest odczuciem subiektywnym oraz zważywszy na to, iż często w takich
sytuacjach przymus jest wywierany w odizolowanym środowisku murów domowych,
dużą wagę przywiązuje się w takich wypadkach do oświadczeń tego, kto deklaruje, że
działał pod wpływem groźby (ze skutkami, o których mowa w kan. 1536 § 2 i kan.
1679), oświadczeń, których znaczenie jako ewentualnego dowodu nieważności
małżeństwa naświetlone zostało w „Zeszytach prawa kościelnego" (1990, n.3,
s.394-410).

Udowodnienie zaistnienia przymusu może nastąpić również w sposób „pośredni",

czyli w trybie poszlakowym. W naszym przypadku podstawową poszlaką jest tak zwana
awersja (niechęć). To właśnie awersja jest logiczną i psychologiczną przesłanką
przymusu: można być bowiem zmuszonym jedynie do czegoś, czego się nie chce, nie do
tego, czego się pragnie z własnej woli. Wspomniana awersja osoby powołującej się na
bycie ofiarą przymusu musi tu dotyczyć małżeństwa i osoby, z którą ma ona je zawrzeć,
nie ma natomiast znaczenia to, iż osoba ta może być jej pod innymi względami obojętna,
a nawet darzona przez nią sympatią jako przyjaciel czy też kochanek (kochanka). Jest
więc jasne, że awersja stanowi istotny element dowodu poszlakowego: im silniejsza
udowodniona awersja danej osoby co do konkretnego związku małżeńskiego, tym
bardziej prawdopodobne jest to, iż mogło ono zostać zawarte przez nią pod przymusem.

2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA

W świetle tego krótkiego zarysu prawa materialnego dotyczącego zagadnień przymusu i
bojaźni jako możliwych przyczyn nieważności małżeństwa pojawiają się następujące
kwestie, które muszą być wzięte pod uwagę przy okazji udzielania konsultacji, o jakich
mowa w art. 6 Dekretu generalnego CEI dotyczącego zagadnień małżeńskich.

1) Należy przede wszystkim zbadać, czy w danym przypadku istniała

rzeczywista awersja do małżeństwa. W tym celu należałoby ustalić:

- Czy osoba, która twierdzi, że zawarła małżeństwo pod przymusem, była

rzeczywiście przeciwna temu małżeństwu, czy też była ona jedynie niepewna, nie do
końca przekonana lub nie bardzo nim usatysfakcjonowana.

- W tym celu przydatne jest ustalenie ewentualnych przyczyn awersji tej osoby do jej

małżeństwa: im bardziej są uzasadnione przyczyny awersji, tym bardziej jest
wiarygodna sama awersja, która, jak już wspomniano, stanowi konieczną podstawę do
bycia poddanym przymusowi.

background image

23

- Ponieważ rzekoma awersja będzie następnie musiała być udowodniona w

postępowaniu sądowym, jest wskazane zbadanie, w jaki sposób, kiedy i ile razy
ujawniła się ona oraz jak może być udowodniona. Na przykład, czy istnieją osoby, które
mogłyby poświadczyć ewentualne istnienie jej przejawów w okresie narzeczeństwa
(zerwania, usiłowanie niekontaktowania się z osobą, do której odczuwało się niechęć),
przejawów, jakie udowadniałyby istnienie wspomnianej awersji; albo też czy istnieją
wiarygodni świadkowie, którzy mogliby poświadczyć, że osoba powołująca się na
przymus deklarowała w okresie przedmałżeńskim swoją awersję do zawarcia związku
małżeńskiego z tą konkretną osobą.

2) Następnie trzeba będzie ustalić, czy rzeczywiście osoba ta przymuszona była do

zawarcia małżeństwa. W tym celu należy przede wszystkim sprawdzić:

- Z jakiego powodu osoba, która była przeciwna konkretnemu małżeństwu w

rezultacie zdecydowała się na nie, a w szczególności, czy - oprócz deklarowanej przez
nią groźby - były też i inne racje czy motywy, które mogłyby pomniejszać ciężar
przymusu, na jaki się ona powołuje (na przykład, że strona, która twierdzi, iż została
przymuszona do zawarcia małżeństwa, mimo że nie pociągał ją jej przyszły
współmałżonek, chciała wykorzystać jego pozycję majątkową czy społeczną, co też
doradzali jej, popychając ją do tego związku, jej krewni, równie jak i ona interesowni).

- Czy przymus, na który się powołuje pochodził od konkretnej osoby bądź osób: jak

wiadomo, obowiązujące przepisy prawa kanonicznego wymagają bowiem, aby przymus
pochodził z zewnątrz, to znaczy od jednej bądź wielu osób.

- Po ustaleniu osoby lub osób, które miałyby wywrzeć przymus, istotne jest

ustalenie, jakie stosunki panowały pomiędzy grożącym a tym, któremu grożono, a także
określenie typu ich osobowości. Nawet intuicyjnie wydaje się bowiem mało
prawdopodobne twierdzenie, iż małżeństwo narzucone zostało krnąbrnemu i zwykle
niewiele liczącemu się z rodzicielskimi nakazami dziecku, przez zwykły nakaz jego
słabych rodziców; podczas gdy zupełnie prawdopodobną może być teza o nadużyciu
rodzicielskiego autorytetu w stosunku do bojaźliwej córki przyzwyczajonej do ślepego i
pełnego posłuszeństwa wobec swego autorytatywnego rodzica.

- Konsultant musi również starać się ustalić, czy wystosowana groźba bądź nakaz

były rzeczywiście skuteczne, czyli że były one efektywną przyczyną małżeństwa, które
w przeciwnym razie nie zostałoby zawarte. W tym celu istotne jest ustalenie, z jakiego
typu groźbą miał do czynienia zainteresowany, czy rzeczywiście jej realizacja była dla
niego prawdopodobna oraz czy była ona wystarczająca do popchnięcia go do
zaakceptowania niechcianego przez niego związku małżeńskiego. I tak, na przykład,
groźba wyrzucenia z domu (jeśli jest ona prawdopodobna), może być skuteczna w
stosunku do młodej dziewczyny bez własnych dochodów czy alternatywnego miejsca
zamieszkania; trudno natomiast wierzyć w jej skuteczność w stosunku do
czterdziestoletniego, dobrze zarabiającego profesjonalisty, którego możliwości
zawodowe i ekonomiczne pozwalają na samodzielne mieszkanie.

background image

24

- Konsultant musi ponadto (w celu dokonania oceny możliwości zwrócenia się do

sądu ze sprawą o stwierdzenie nieważności małżeństwa), również w wypadku
bezpośredniej rekonstrukcji zaszłego przymusu, choćby pobieżnie zbadać, czy istnieją
możliwości udowodnienia, że miał on miejsce: na przykład, czy istnieją osoby, które
wiedziały o wystosowanej groźbie lub przymusie oraz skłonne do potwierdzenia tego
lub przynajmniej takie, które mogą naświetlić stosunki pomiędzy grożącym i osobą,
której grożono, a także ich charaktery. Nie można bowiem zapominać, że dowody w
postępowaniu sądowym są zbierane przy kompleksowym udziale wielu elementów i
świadectw: nie jest tak, że każdy świadek zna wszystkie sprawy, ale każdy może
przyczynić się do naświetlenia jakiegoś jej aspektu, który wraz z innymi aspektami
pozwala uzyskać ostateczną pewność odnośnie do tego co ma się udowodnić.

3) Trzeba też ustalić, czy faktycznie istnieją okoliczności potwierdzające tezę o

poddaniu przymusowi. Pewne okoliczności mogą bowiem stanowić elementy
poszlakowe pozwalające na udowodnienie przymusu wobec podmiotu naprawdę
odczuwającego awersję w stosunku do konkretnego związku małżeńskiego
(niechętnemu konkretnemu małżeństwu). Przy rozpatrywaniu tego typu poszlak należy
wziąć pod uwagę następujące okoliczności:

- W jaki sposób dana osoba starała się przeciwstawić przymusowi. Czy trwała ona w

swym sprzeciwie i przede wszystkim, czy (uwzględniając jej rzeczywiste możliwości)
wykorzystała ona wszelkie racjonalne metody poszukiwania pomocy w uchyleniu się
przed zawarciem niechcianego małżeństwa. Jeśli natomiast osoba twierdząca, ze
działała pod przymusem, dysponowała środkami pozwalającymi jej na uchylenie się od
groźby lub przymusu i nie wykorzystała ich (na przykład miała możliwość oddalenia się
z zasięgu działania osoby, która jej groziła; miała możliwość uzyskania pomocy osób,
które ochroniłyby ją przed przemocą; miała możliwość doniesienia o presji, jakiej była
poddana osobie mogącej zawiesić zawarcie związku), można powątpiewać w
prawdziwość deklarowanej przez nią awersji, a w konsekwencji w rzeczywistą
skuteczność przymusu, któremu, zgodnie z jej oświadczeniami, była poddana.

- Należy też zainteresować się, czy istnieje możliwość zrekonstruowania

zachowywania się osoby powołującej się na przymus podczas przygotowań do ślubu
oraz w dniu jego zawarcia. Odmowa uczestniczenia w przygotowaniach czy też
uczestniczenie w nich z wyraźną niechęcią, a także okazywanie smutku, niechęci czy
obojętności w stosunku do współmałżonka podczas ślubu czy wesela mogą służyć jako
poszlaki pozwalające na udowodnienie przynajmniej awersji w stosunku do tego
konkretnego związku małżeńskiego.

- Ważne jest też ustalenie, w jaki sposób osoba twierdząca, że została przymuszona

do zawarcia małżeństwa, zachowywała się w życiu małżeńskim. Czy uchylała się ona
od życia rodzinnego? Nie spełniała swych obowiązków małżeńskich? Narzekała przed
innymi na swój związek? I choć zachowanie podczas trwania małżeństwa nie może być,
oczywiście, uznawane za wiążący element dowodowy (jako że często osoba, która
podporządkowuje się cudzej

background image

25

woli przymuszającej ją do małżeństwa, podporządkowuje się również konieczności
spełniania obowiązków życia małżeńskiego, uważając, że po zawarciu związku jest już
do tego bezwarunkowo zobowiązana), to jednak zapoznanie się z rzeczywistym
przebiegiem życia małżeńskiego (czas jego trwania, fakt posiadania dzieci, przyczyna
separacji itp.) jest tu niewątpliwie bardzo istotne.

3. PRZYKŁADY

Wychodząc z założenia, że dla lepszej czytelności i zrozumiałości przesłanek
nieważności małżeństwa niezbędne są przykłady, będą one za każdym razem
prezentowane przy ich omawianiu. Powinno to umożliwić dodatkowe zwiększenie
praktyczności niniejszego opracowania, czyniąc go w ten sposób przydatnym dla
konsultantów w kanonicznych sprawach małżeńskich, którzy będą mogli zaznajomić
się (choćby tylko w sposób sumaryczny) z rozumowaniem sądu rozpatrującego
konkretne sprawy. Taka znajomość pomaga w lepszym badaniu i analizowaniu
konkretnych przypadków, również i na etapie wstępnych konsultacji dokonywanych w
interesie wiernych, których małżeństwo znajduje się w fazie poważnego kryzysu.
Obecnie zostaną tu więc przedstawione przykłady obrazujące niektóre okoliczności
spraw, w których ważność małżeństwa została zaskarżona przez stronę powołującą się
na przymus, jakiemu została ona poddana w celu zawarcia tego związku.

1. PRZYKŁAD PIERWSZY

W latach 50. Anna zakochała się w Janku, który w tym czasie odbywał zasadniczą
służbę wojskową. Siedemnastolatka uległa fascynacji wojskowego munduru.

Oboje pochodzili z Południa Włoch i wyemigrowali na Północ: Anna wraz z liczną

rodziną, Janek sam. Początkowo rodzice Anny byli przeciwni uczuciom córki, potem
jednak ulegli: przez kilka lat gościli oni w swym domu Janka, zapraszali go na posiłki, a
także udzielili mu noclegu, sypiał on w pomieszczeniu przylegającym do warsztatu, w
którym pracował jej ojciec.

Podczas tych lat miłość Anny słabła, aż w końcu zupełnie wygasła. Wtedy

niespodziewanie jej ojciec z własnej inicjatywy zadecydował o połączeniu ich ślubu ze
ślubami swych pozostałych trojga dzieci (również ze względów finansowych), które w
tym czasie postanowiły wstąpić w związki małżeńskie. Anna nie kochała już Janka i
starała się wytłumaczyć to swym rodzicom: jednak jej ojciec, osoba despotyczna, a przy
tym wkładająca wiele wysiłku w zapewnienie przyzwoitego bytu swej rodzinie, z
trudem wiążąca koniec z końcem, usiłując jak najlepiej ustawić swe dzieci, nie zechciał
nawet wysłuchać córki, uciszył ją już na wstępie i narzucił jej wyjście za mąż. Anna
podporządkowała się nakazowi, choć wielokrotnie, tak przed, jak i po zawarciu

background image

26

małżeństwa, żaliła się przed rozmaitymi osobami, że została do niego przymuszona.
Potem zaszła w ciążę i przez wiele lat pozostawała w tym związku, pomimo że cierpiała
z tego powodu, co w końcu wywołało u niej rozmaite zaburzenia o charakterze
psychosomatycznym.

Dowiedzenie nieważności tego małżeństwa nie było bynajmniej sprawą łatwą: z

jednej strony istniały przeciwdowody, takie jak: początkowe zaangażowanie uczuciowe
Anny, długi okres pożycia małżeńskiego, a także fakt, że nie wszystkie osoby bliskie
Annie zauważyły zmianę jej uczuć w stosunku do Janka ani też wiedziały o nakazie
ojca. Z drugiej strony, on sam przyznał się, przynajmniej w pewnej mierze, do wywarcia
przymusu na córkę; fakt ten znany było również (w drodze poufnej) kilku świadkom,
jakim zwierzyły się wówczas tak Anna, jak i jej, już nieżyjąca, matka. Zebrane
świadectwa ukazały despotyczną władzę ojca w rodzinie Anny i brak praktycznych
możliwości (w sytuacji, w jakiej się ona wówczas znajdowała) sprzeciwienia się mu czy
też oparcia jego nakazom.

Rozpatrując ten przykład, należy zwrócić szczególną uwagę na dwa konkretne

zagadnienia tej skomplikowanej sprawy: po pierwsze: również i nakaz, któremu nie
towarzyszy żadna konkretna groźba, nawet jeśli został wyrażony wyłącznie przy tej
jednej, konkretnej okazji (po pierwszym, nieśmiałym wyrażeniu przez nią niechęci do
planowanego ślubu ojciec Anny nie chciał jej już bowiem więcej słuchać w temacie
małżeństwa), może stanowić przymus w zawarciu małżeństwa; po drugie, że należy
zawsze ze szczególną uwagą i ostrożnością dokonywać, często niezwykle trudnego,
rozróżnienia pomiędzy rzeczywistym przymuszeniem do zawarcia konkretnego
małżeństwa a zwykłym, choćby niechętnym i bez pełnego przekonania, dostosowaniem
się do woli rodzica.

2. PRZYKŁAD DRUGI

Marcin, chłopak przyzwyczajony do wygodnego i libertyńskiego życia, również w
dziedzinie uczuć, poznał Klaudię, z którą rozpoczął relację. Klaudia zaszła w ciążę i
młodzi pobrali się. Po krótkim czasie małżeństwo rozpada się, a Marcin wystąpił z
wnioskiem o stwierdzenie nieważności tego związku, twierdząc, że zawarł go, będąc do
tego przymuszonym przez Klaudię, która groziła mu, iż jeśli by się z nią nie ożenił
uniemożliwiłaby mu uznanie dziecka oraz kontakty z nim. Dla wzmocnienia swej wersji
Marcin zadeklarował, że w tamtym czasie był zakochany w innej dziewczynie, w
Laurze, z którą spotykał się również w okresie bezpośrednio poprzedzającym ślub.
Przypadek wydaje się bardzo prosty, jednak szereg przeprowadzonych przy tej okazji
badań ukazuje jego absolutną nieprawdziwość.

W toku sprawy Klaudia z mocą zaprzeczała twierdzeniom Marcina, który zresztą nie

dostarczył przekonujących dowodów mogących potwierdzić groźby, jakim rzekomo był
on poddany; również i ich wspólni znajomi dementowali

background image

27

jego poglądy, potwierdzając natomiast tezę jego żony, według której ciąża była przez
nich wspólnie planowana, po to, aby postawić rodziców Marcina przed faktem
dokonanym i łatwiej przekonać ich do małżeństwa. Również i opowiadanie Marcina o
Laurze, która rzekomo miała być jego prawdziwą miłością, okazuje się nieprawdziwe:
dziewczyna co prawda istniała i była zakochana w Marcinie, ale była dla niego jedynie
mało znaczącą przygodą (jak zresztą sam deklarował wobec swych przyjaciół). 1
rzeczywiście, po swym ślubie z Klaudią nigdy nie usiłował się z nią skontaktować,
uczynił to dopiero po wielu latach, aby skłonić ją do złożenia zeznań w jego sprawie,
zresztą, znów nikczemnieją oszukując: dał jej do zrozumienia, że w razie pozytywnego
rozstrzygnięcia jego sprawy, będą się mogli pobrać, podczas gdy w tym czasie był już
zaangażowany w znajomość z trzecią kobietą, Joanną.

Nie tylko więc nie została potwierdzona awersja Marcina do małżeństwa z Klaudią,

ale nie zostały nawet dowiedzione jej rzekome groźby (choć teoretycznie mogły one
były być uznane za realizowalne, a więc mogące wywołać skutek w postaci
rzeczywistego przestraszenia kogoś). Liczne świadectwa przeczące twierdzeniom, na
jakich opierała się sprawa Marcina, podważyły jego wiarygodność, która, jak wiadomo,
stanowi niezwykle istotny element dowodowy w sprawach o stwierdzenie nieważności
małżeństwa z powodu przymusu.

Celem niniejszego przykładu było właśnie zaakcentowanie tego elementu: z jednej

strony, jest prawdą, że deklaracje osoby podającej się za ofiarę przymusu odgrywają
niezwykle ważną rolę podczas rozpatrywania jej sprawy (bojaźń musi być „szacowana"
w odniesieniu do konkretnego podmiotu), z drugiej jednak strony, trybunał, a więc
również i konsultanci małżonków, mających trudności, muszą - choć z różną
szczegółowością - zweryfikować wartość i wiarygodność świadectwa osoby
twierdzącej, że zawarła małżeństwo pod przymusem.

3. PRZYKŁAD TRZECI

Celina i Marian pochodzili z niezamożnych rodzin mieszkających w ubogiej dzielnicy.
Już od bardzo wczesnych lat młodości zaczęli czasami spotykać się i spędzać razem
czas w towarzystwie przyjaciół, przez co automatycznie zostali uznani za
narzeczonych; z biegiem lat rozpoczęły się, przy udziale ich rodzin, przygotowania do
ich ślubu.

Kilka miesięcy przed ślubem Celina poznała w fabryce robotnika imieniem Filip,

kolegę z pracy, w którym się zakochała. Powiedziała o tym swemu narzeczonemu, a ten
opowiedział to swoim oraz jej rodzicom; została ona przez nich surowo napomniana i
skrzyczana oraz nazwana mało poważną dziewczyną, zdecydowanie nakazano jej też
kontynuowanie dotychczasowego związku, podczas gdy Filip przy różnych okazjach
był zastraszany przez jej krewnych. Celina, przestraszona reakcją swej rodziny i

background image

28

obawiając się o ukochanego (a więc działając pod wpływem silnej presji wywieranej
na nią samą oraz pod wpływem groźby wyrządzenia krzywdy Filipowi), zdecydowała
się na zawarcie niechcianego związku, demonstrując ewidentny smutek w dniu ślubu
oraz brak entuzjazmu podczas pierwszych miesięcy życia małżeńskiego. W tym czasie
widywała się z Filipem, którego uważała za swą prawdziwą miłość, od której
niesłusznie została odseparowana, aż wreszcie, kosztem zerwania stosunków z
rodziną, opuściła męża.

Udowodnienie zaistniałego przymusu, nie było - wbrew pozorom - proste: tak

Marian, jak i rodzina Celiny zanegowali jej twierdzenia i swą jakąkolwiek
odpowiedzialność. Prawdziwość wersji wydarzeń przedstawionej przez Celinę została
jednak zrekonstruowana na podstawie zeznań przyjaciół oraz kolegów z fabryki,
którzy śledzili rozwój wypadków lub też byli o nim informowani przez Celinę i Filipa.
Świadectwa tych osób, których powaga i wiarygodność została potwierdzona,
pozwoliły na udowodnienie faktu zakochania się, jeszcze przed ślubem, Celiny w
Filipie; potwierdziły też jej wolę zerwania narzeczeństwa z Marianem, a także reakcje
jej krewnych, w szczególności jedną z zasadzek urządzonych przez nich w celu
zastraszenia Filipa.

Przykład ten służy do unaocznienia faktu, że choć przyznanie się osoby, która

wywarła przymus w celu skłonienia kogoś do małżeństwa, jest bardzo ważnym
elementem, ułatwiającym udowodnienie przymusu, to brak takiej współpracy z jej
strony bynajmniej nie uniemożliwia przeprowadzenia takiego dowodu. Przed
wyrażeniem opinii, konsultant musi ustalić, czy osoba, która wywarła przymus (na jaki
powołuje się strona sprawy o stwierdzenie nieważności małżeństwa), może i będzie
chciała potwierdzić go przed sądem, rozważając też, w przeciwnym wypadku,
możliwość dowiedzenia tego faktu w inny sposób.

4. PRZYKŁAD CZWARTY

W wieku 15 lat Mariella uległa czarowi obietnic swego adoratora, który uwiódł ją, a po
tym, jak zaszła z nim w ciążę, porzucił. Ponieważ dziewczyna postanowiła urodzić
dziecko, była zmuszona szukać oparcia w swej rodzinie, która, choć udzieliła jej
pomocy, nieustannie wypominała jej „hańbę", jaką okryła swą rodzinę. Żyjąc w małej,
tradycjonalnej miejscowości rodzina ograniczyła swobodę ruchów dziewczyny
uznając, że im mniej będzie się ona i dziecko pokazywać ludziom, tym lepiej. Cała ta
sytuacja ciążyła bardzo Marielli, powodując, że w pewnym momencie targnęła się na
swe życie.

Kiedy Mariella miała około 19 lat w jej życiu pojawił się Piotr, chłopak z tej samej

co ona miejscowości, który zadeklarował jej swe uczucia oraz gotowość do poślubienia
jej, zaakceptowania nieślubnego dziecka, utrzymywania go i zajęcia się jego
wychowaniem. Mariella jednak nie odwzajemniała jego uczuć, nie podobał jej się i nie
miała zamiaru zaakceptować jego propozycji. Wtedy do akcji wkroczyła rodzina
Marielli, wywierając na nią silną presję w celu

background image

29

przekonania jej do tego związku: naciski na nią trwały przez długi czas, do tego
wzbudzano w niej silne poczucie winy za błąd, jaki kiedyś popełniła. Nie posunięto się
do gróźb, ale wywierano na nią nieustanną presję bazującą na szantażu psychicznym,
dając jej dotkliwie odczuć błędy jej wczesnej młodości, przykrości, jaką wyrządziła
swym rodzicom, pomocy, jakiej udzielili jej w związku z ciążą, a potem z
wychowaniem dziecka. W efekcie Mariella ugięła się pod takim naciskiem i zawarła
niechciany związek małżeński z niekochanym przez siebie człowiekiem. Małżeństwo to
nie trwało długo i było nacechowane konsekwentnym odrzucaniem osoby Piotra (który
od samego początku dobrze wiedział ojej niechęci do zawarcia tego małżeństwa),
manifestującym się między innymi unikaniem przez Mariellę współżycia małżeńskiego
i odmawiania mu potomstwa, którego pragnął.

Przykład ten po pierwsze, szczególnie uwypukla fakt, iż presja, nakłanianie czy

natarczywe prośby osób cieszących się autorytetem (z powodów uczuciowych czy z
przyczyn wdzięczności) u nakłanianego - również i wówczas, gdy nie uciekają się one
do gróźb pod jego adresem - mogą okazać się narzędziem zdatnym do wywarcia na
niego przymusu psychicznego i skłonienia go do zawarcia niechcianego małżeństwa.
Perswazje tego typu muszą być uznane za nadużycie ze względu na ich natarczywość
oraz przystrajanie się w pseudomoralne szaty, nie można też zapominać, że zawsze
kryją one w sobie zalążek groźby w stosunku do nakłanianego, który nie chciałby
zaakceptować tego typu natarczywych „rad". W opisywanym tu przypadku rodzina
Marielli wyszła z założenia, że dziewczyna, a wraz z nią i jej krewni, odzyskaliby
utracony honor, akceptując złożoną jej przez Piotra propozycję zawarcia małżeństwa,
gdyby więc odrzuciła ona to małżeństwo, musiałaby dalej mieszkać z rodziną, gdzie
atmosfera, już ciężka od momentu urodzenia przez nią nieślubnego dziecka,
prawdopodobnie dodatkowo pogorszyłaby się.

W drugim rzędzie, przykład ten zwraca uwagę na to, iż czasami presja wywierana w

celu skłonienia do zawarcia niechcianego małżeństwa wywołuje u nakłanianej osoby
swoisty bunt i sprawia, że wyklucza ona rzeczywiste zaangażowanie się w takie
małżeństwo, uznane przez nią za niesłusznie na niej wymuszone. I tak, na przykład, w
opisywanym tu przypadku, reakcją Marielli na zmuszenie jej do małżeńsiwa stała się
odmowa posiadania dzieci ze swym mężem (również i na skutek obawy, że mógłby on
preferować własne potomstwo ze szkodą dla jej nieślubnego dziecka). Wspominamy o
tym bynajmniej nie ze względów o charakterze formalnym, wynikających z logiki
prawniczej, tzn. nie tyle dla ustalenia, czy sprawa Marielli powinna być potraktowana
jako przypadek przymusu wywartego w celu zawarcia małżeństwa, czy też jako
wykluczenie posiadania potomstwa (ustalenie takie jest bowiem zadaniem sądu i
adwokatów), ile po to, aby przypomnieć kapłanom, którzy zajmują się poradnictwem w
sprawach małżeńskich, iż zawsze niezbędny jest pełen ogląd sytuacji. W tym
konkretnym przypadku zbadanie reakcji Marielli na wywartą na nią przez jej rodzinę
presję pozwoliło na

background image

30

zindywidualizowanie (kolejnej) możliwej przyczyny nieważności jej
małżeństwa.

III. BŁĄD FAKTYCZNY: CO DO OSOBY, CO DO PRZYMIOTU OSOBY, W
WYPADKU, KIEDY JEST ON BEZPOŚREDNIO I ZASADNICZO ZAMIERZONY,
CO DO PRZYMIOTU OSOBY BĘDĄCEGO PRZEDMIOTEM OSZUSTWA

Zajmiemy się teraz kolejną wadą zgody małżeńskiej, którą stanowi tak zwany błąd
faktyczny. Jest to błąd, który dotyczy nie tyle samej instytucji małżeńskiej i jej
podstawowych cech prawnych (błąd tego typu jest określany błędem co do prawa i jest
regulowany przez kan. 1096 i 1099), ile konkretnej osoby, z którą jest zawierany
związek małżeński. Należy tu ustalić, jakie okoliczności pozwalają na uznanie tego typu
błędu za istotny dla ważności zgody małżeńskiej, jako że ograniczający swobodę woli
strony: już bowiem intuicyjnie postrzega się, iż poważny błąd co do samej osoby bądź
co do jakiegoś istotnego przymiotu jej osobowości może być uznany za ograniczenie
wolności wyboru, która jest funkcją prawidłowego poznania przedmiotu umowy
małżeńskiej, przedmiotu wzajemnego oddania się małżeńskiego. Jak wiadomo,
przedmiotem umowy małżeńskiej są właśnie osoby zawierające małżeństwo, które
wiążą się formalnym węzłem, przyjmując na siebie prawa i obowiązki stanu
małżeńskiego: mówi to wyraźnie kan. 1057 § 2.

Mając na uwadze praktyczne i dydaktyczne cele, jakie stawia sobie niniejsze

opracowanie, nie będziemy się tu zajmować ściśle teoretycznymi rozważaniami z
dziedziny systematyki formalno-prawnej: jak na przykład, czy wszystkie błędy
faktyczne są wadami zgody małżeńskiej, czy też niektóre z nich (błąd co do osoby)
przesądzają w rzeczywistości o braku takowej; albo też jakie są efektywne podstawy
odpowiednich przepisów Kodeksu.

Nie będziemy też proponować ani nawet dyskutować nad pewnymi innowacyjnymi

wykładniami norm praw kanonicznego (tak doktryny, jak i przede wszystkim
orzecznictwa), niezbyt jeszcze rozpowszechnionymi, postaramy się jedynie zilustrować
normy, które są stosowane w sprawach małżeńskich, w których wierni powołują się na
błąd co do osoby bądź co do przymiotów swego małżonka oraz ich rozpowszechnioną
wykładnię. Jak zostanie to poniżej przedstawione, w ciągu ostatnich lat nastąpiła
znaczna ewolucja, zarówno normatywna, jak i doktrynalna oraz orzecznictwa, przez co
często nie jest rzeczą łatwą sama aktualna wykładnia.

background image

31

Zgodnie z przyjętym tu schematem w każdym rozdziale książki po zaprezentowaniu

podstawowych informacji z dziedziny prawa materialnego zostaną przedstawione
wskazówki dotyczące pytań, jakie konsultant powinien zaproponować wiernemu w celu
dogłębnego zbadania jego sprawy, a następnie konkretne przykłady, które mogą pomóc
w lepszym naświetleniu tego zagadnienia.

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO

W celu lepszego zrozumienia przepisów obowiązujących w dziedzinie błędu

faktycznego jest wskazane przedstawienie (choć tylko w ujęciu syntetycznym) regulacji
Kodeksu kanonicznego z 1917 roku, zresztą nadal stosowanego w sprawach
małżeńskich związków zawartych w czasie jego obowiązywania, a więc aż do 26
listopada 1983 roku.

1. KODEKS Z 1917 ROKU I PROBLEMY JEGO WYKŁADNI

Kodeks z 1917 roku, przewidując stosowanie w sprawach małżeńskich ogólnych reguł
dotyczących błędu (zawartych w kan. 104) stanowił, w kan. 1083, że błąd co do osoby
czyni małżeństwo nieważnym (§ 1); inaczej było natomiast w przypadku błędu co do
przymiotu osoby, nawet wtedy, gdy był on przyczyną zawarcia małżeństwa, z
wyjątkiem dwóch wypadków: pierwszy to ten, że wspomniany błąd „obracał się" w błąd
co do osoby (§ 2 ust. 1); drugi natomiast sprowadzał się do tego, że jedna z osób
zawierających małżeństwo była uznana przez drugą za stanu wolnego, podczas gdy w
rzeczywistości była ona niewolnikiem czy chłopem (chłopką) pańszczyźnianym (§ 2
ust. 2). Komentarze tej normy wydają się być zbędne.

Nietrudno sprecyzować, na czym polega błąd co do osoby: jest to błąd zasadniczy,

który powoduje, iż osoba pozostająca w błędzie zawiera małżeństwo z osobą fizyczną
odmienną od tej, z którą zamierzała zawrzeć przymierze małżeńskie dające wyłączne i
dożywotnie prawo do aktów zdolnych do zrodzenia potomstwa. Przykładem błędu co do
osoby, chętnie cytowanym przez kanonistów, jest przypadek patriarchy Jakuba, który
zamierzał poślubić ukochaną Rachelę (a więc konkretną, znaną mu osobę, którą wybrał
z powodu jej konkretnej indywidualności) i który zorientował się, że ożenił się z
niechcianą przez niego kobietą o imieniu Lea. Przypadek tego typu jest i był
niewątpliwie szczególnie rzadki, ponieważ może on mieć miejsce jedynie w
wyjątkowych okolicznościach (jak na przykład małżeństwo per procura): w normalnej
sytuacji nie jest bowiem możliwe zastąpienie jednej osoby drugą podczas celebrowania
małżeństwa.

Jak już wspomniano, § 2 kan. 1083 obowiązującego poprzednio Kodeksu zajmował

się błędem co do przymiotu osoby zawierającej małżeństwo, ustalając regułę generalną,
zgodnie z którą błąd taki nie powoduje nieważności zgody

background image

32

małżeńskiej nawet wówczas, gdy „stanowi on przyczynę kontraktu". Co oznacza
„stanowić przyczynę kontraktu"? Oznacza to bycie przyczyną lub jedną z przyczyn,
jakie skłaniają wolę nupturienta do zawarcia małżeństwa z określoną osobą. Na
przykład: chcę poślubić Mariana, ponieważ jest on bogaty; ożenię się z Karoliną,
ponieważ z tego, co wiem, jest ona porządną dziewczyną. Dlaczego więc błąd co do
przymiotu osoby, jaki stanowi przyczynę kontraktu, nie może być uznawany za błąd
powodujący nieważność małżeństwa? Dlatego, że choć poprzedza on lub towarzyszy
aktowi woli, jakim jest zgoda małżeńska, będąc elementem uwarunkowującym ją, nie
narusza jednak jej zasadniczej struktury, która sprowadza się do wyboru określonej
osoby, z którą zamierza się stworzyć wspólnotę życia małżeńskiego. Błąd co prawda
uwarunkował zgodę, był jej przesłanką, skłonił stronę do jej wyrażenia, jednak zgoda ta
sama w sobie była pełna i kompletna, wywołała więc swe skutki prawne. Tak właśnie
przedstawiają się zasady ogólne w dziedzinie błędu odnośnie do przymiotu osoby
małżonka, ustanowione przez Kodeks z 1917 roku.

Jak już wspominaliśmy, Kodeks z 1917 roku przewidywał jednak dwa wyjątki od tej

reguły. Zajmiemy się najpierw drugim z nich, nieistniejącym już w bieżących
przepisach, jako łatwiejszym do zilustrowania. § 2 ust. 2 kan. 1083 stanowił, iż błąd co
do stanu wolnego osoby małżonka, w rzeczywistości będącego niewolnikiem, jest
błędem powodującym nieważność małżeństwa. Jaki jest powód takiej regulacji? Jest
nim fakt, że niewolnik, w prawdziwym znaczeniu tego słowa, nie może, z punktu
widzenia prawa, swobodnie dysponować swą osobą, w konsekwencji nie może więc
podejmować zobowiązania stanowiącego przedmiot zgody małżeńskiej. Za pomocą tej
normy Ustawodawca z 1917 roku pragnął chronić osobę, która na skutek błędu
zawarłaby małżeństwo z osobą nie dysponującą samą sobą, a więc nie mogącą
zagwarantować jej rzeczywistego uznania podstawowego prawa małżeńskiego.
Ponieważ w obecnych czasach nie występują już (przynajmniej formalnie) sytuacje tego
typu (zważywszy na zniknięcie ze współczesnych systemów prawnych instytucji
niewolnictwa), nowe ustawodawstwo bezzwłocznie uchyliło tę normę.

Natomiast pierwszy wyjątek od wspomnianej reguły generalnej był zawarty w ust. 1

§ 2 kan. 1083 Kodeksu z 1917 roku, który stanowił, że błąd co do przymiotu osoby,
który obraca się w błąd co do osoby, stanowi przyczynę nieważności małżeństwa. Co
jednak oznacza określenie „obraca się"? Przez wieki tradycja kanoniczna interpretowała
je w następujący sposób: w błąd co do osoby obraca się błąd co do takiego jej
przymiotu, który umożliwia jej wyodrębnienie jako konkretnej osoby fizycznej, kiedy
osoba ta znana jest pozostającemu w błędzie właśnie poprzez ten przymiot. I tak, na
przykład (odwołujemy się tu po raz kolejny do przykładów klasycznych), ten, kto
twierdziłby: „zamierzam poślubić córkę króla Francji" lub „zamierzam poślubić
pierworodną córkę pana Piotra", a potem zorientowałby się, że poślubił córkę,

background image

33

ale nie króla albo też drugą czy trzecią córkę pana Piotra, byłby w błędzie co do
przymiotu obracającym się w błąd co do osoby.

Jak łatwo można się domyślić, zilustrowana tu wykładnia pojęcia błędu co do

przymiotu obracającego się w błąd co do osoby stwarzała (z punktu widzenia
formalnego) w ciągu wieków rozmaite problemy oraz wzbudzała wątpliwości tak wśród
doktryny, jak i orzecznictwa. Już św. Alfons Maria Liguori, wielki moralista XVIII
wieku, usiłował dokładniej sprecyzować wspomniane pojęcie, twierdząc, że o błędzie
takim można mówić w trzech przypadkach. Przytoczenie ich tu może być użyteczne,
zważywszy na fakt, że jedna z zasad interpretacyjnych św. Alfonsa legła u podstaw
obowiązującego obecnie Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1983 roku. I tak, według św.
Alfonsa, błąd co do przymiotu osoby obraca się w błąd co do osoby, kiedy:
- Określony przymiot stanowi przedmiot warunku: na przykład „ożenię się z tobą, ale
pod warunkiem, że jesteś na prawdę córką króla Francji"; „ożenię się z tobą pod
warunkiem, że jesteś naprawdę bogata" itp.
- Przymiot taki jest właściwy tylko tej określonej osobie, nie będąc przymiotem, jaki
dzieli ona wspólnie z innymi osobami; jest więc on przymiotem wyodrębniającym ją
wśród innych osób: na przykład „Chcę poślubić córkę króla Francji i poślubiam kobietę,
jaka zostaje mi przedstawiona właśnie jako córka króla Francji, bo co do takiej wyrażam
swą zgodę małżeńską".
- Określony przymiot jest bezpośrednio i zasadniczo zamierzony: „Chcę poślubić
bogacza, bo to właśnie bogactwo jest tym, czego przede wszystkim pragnę, poślubiam
więc Mariana, gdyż jestem przekonana, iż jest on bogaty".

Jak można zauważyć, druga reguła św. Alfonsa nie jest niczym innym jak tylko

ponownym przedstawieniem opisanej powyżej, tradycyjnej wykładni pojęcia błędu co
do przymiotu obracającego się w błąd co do osoby: błąd ten odnosi się więc do
przymiotu, jaki pozwala na zindywidualizowanie osoby jako konkretnej osoby
fizycznej, znanej ofierze błędu właśnie poprzez ten przymiot.

Pierwsza oraz trzecia reguła przewidują natomiast, że przymiot, o którym mowa,

musi być przymiotem zamierzonym przez pozostającego w błędzie, który stawia go
jako warunek sine qua non swej zgody małżeńskiej (tak w aspekcie pozytywnym - czyli
występowania danej cechy u współmałżonka; jak i negatywnym - a więc
niewystępowania u niego danych cech negatywnych); bądź też, który w „pierwszym
rzędzie" poszukuje tego przymiotu (stawiając go niejako ponad samą osobę), a samą
osobę wybiera jedynie na bazie swego przekonania, że reprezentuje ona określoną cechę
(lub jest od nich wolna).

Można powiedzieć, że podczas obowiązywania Kodeksu z 1917 roku było możliwe

posługiwanie się wszystkimi trzema wykładniami pojęcia błędu co do przymiotu
„obracającego się" w błąd co do osoby, autorstwa św. Alfonsa: pierwsza z nich
sprowadzała się bowiem do normy ogólnej dotyczącej obecności warunku sine qua non
w czynności prawnej (por. kan. 104 i 1092, 4); druga do tradycjonalnej wykładni
skodyfikowanej w sposób domyślny w

background image

34

kodeksie (por. kan. 6 wspomnianego kodeksu); trzecia była używana natomiast przez
orzecznictwo Roty (która podjęła swą działalność w 1908 roku po przerwie, jaka
nastąpiła na skutek wydarzeń rzymskich w 1870 roku), choć nie wszyscy Autorzy
doktryny byli co do tego zgodni.

Chcąc przedstawić w sposób kompletny problematykę związaną z pojęciem błędu co

do przymiotu „obracającego się" w błąd co do osoby, nie można tu pominąć
innowacyjnego nurtu interpretacyjnego wzbudzonego po II Soborze Watykańskim.

Zważywszy, że Sobór - zwłaszcza w duszpasterskiej konstytucji Caudium et spes „o

Kościele w Świecie Współczesnym" - przedstawił bardziej zintegrowaną i kompletną
wizję osoby, uwzględniając także wymiar etyczny, religijny, psychologiczny i
socjologiczny jej tożsamości, wspomniany nurt interpretacyjny proponuje, aby brane
były pod uwagę również i te jej cechy, jako tak ściśle związane z osobą, iż mogące
powodować nawet modyfikację jej tożsamości. Można by więc w pewnym sensie
powiedzieć, że proponuje się przeniesienie zainteresowania z koncepcji „osoby" jako
indywidualności fizycznej na koncepcję „osobowości", w jakiej jednostka jest
charakteryzowana (w sposób pozytywny bądź negatywny) także przez jej cechy
etyczne, religijne i socjalne.

W ramach przykładu możemy przypomnieć wyrok Roty, jaki zapoczątkował ten nurt

w orzecznictwie: chodzi tu o decyzję z 21 kwietnia 1970 roku, w której sędzia trybunału
Roty, Canals, obok interpretacji pojęcia błędu co do przymiotu obracającego się w błąd
co do osoby, zwanej przez niego „ścisłą" (przymiot jako jedyna cecha pozwalająca na
zindywidualizowanie danego podmiotu) oraz interpretacji, którą określał mianem
„mniej ścisłej" (przymiot pojmowany jako pierwszoplanowy w stosunku do osoby - por.
trzecia reguła św. Alfonsa) zaproponował uwzględnienie trzeciej koncepcji, według
której błąd co do przymiotu obracający się w błąd co do osoby miałby miejsce również
wówczas, gdy przymiot - obiekt pomyłki - jest przymiotem moralnym, prawnym,
społecznym, tak ściśle związanym z daną osobą fizyczną, że bez niego osoba ta musi
być uznana za nie tę samą (za inną osobę).

Co można powiedzieć na temat tego innowacyjnego prądu interpretacyjnego

orzecznictwa? I, przede wszystkim, czy może mieć on zastosowanie w kanonicznych
sprawach o stwierdzenie nieważności małżeństwa? Autor niniejszej książki, z całym
szacunkiem dla osób mających przeciwne poglądy, jest zmuszony wyrazić swą
negatywną opinię odnośnie do dopuszczalności stosowania w takich sprawach tej
rozszerzającej interpretacji koncepcji osoby, a to z podanych niżej przyczyn.

Z jednej strony oczywista wydaje się przyczyna, która legła u podstaw takiej właśnie

rozszerzającej interpretacji: chodziło tu o umożliwienie rozpatrywania ewentualnych
spraw małżeństw, które rozpadły się z powodu bardzo poważnych, negatywnych cech
osobowych jednego z małżonków - cech, jakie przed ślubem nie były znane jego
współmałżonkowi - a które nie mogły być zaliczone do tradycyjnych przesłanek
nieważności małżeństwa. Do takich

background image

35

przypadków można zaliczyć wspomniany już wyrok Coram Canals w sprawie
nieważności małżeństwa osoby, która ukryła, że pozostawała poprzednio w cywilnym
związku małżeńskim, nieważnym co prawda z punktu widzenia prawa kanonicznego,
ale w sposób istotny charakteryzującym jej osobowość. I choć chwalebne wydają się
intencje tej interpretacji, jaką określiliśmy mianem rozszerzającej, czyli - aby być
dobrze zrozumianym - takiej interpretacji, która rozciąga koncepcję osoby - przedmiotu
błędu faktycznego w sprawach małżeńskich - na koncepcję osobowości. Należy jednak
stwierdzić, że taki typ interpretacji wywołuje problemy jeszcze większe od tych, jakie
pragnęła ona rozwiązywać.

Pierwszym problemem są jej podstawy: historyczne, soborowe, systemowe. I tak, z

punktu widzenia historycznego, interpretacja koncepcji osoby w dosłownym tego słowa
znaczeniu, czyli jako osoby fizycznej, pozostaje w prawie kanonicznym interpretacją w
pełni tradycjonalistyczną; stanowisko takie zajmuje też papież, który w swej mowie
skierowanej w 1993 roku do Roty rzymskiej wezwał ją do nie przypisywania słowom
ustawy, i to właśnie w dziedzinie błędu faktycznego znaczącego w sprawach
małżeńskich, znaczeń niespójnych z tradycją kanoniczną (por. AAS 85 [1993] 1259).

Z punktu widzenia soborowego nie jest bynajmniej rzeczą ewidentną, że konstytucja

Gaudium et spes zamierzała sformalizować nową koncepcję osoby, a zwłaszcza w
znaczeniu prawnym: wiadomo bowiem, iż konstytucja ta (określona zresztą mianem
duszpasterskiej, a nie dogmatycznej czy definiującej) pragnęła po prostu zaprezentować
światu, pośród wielu rozmaitych zagadnień, również i chrześcijańską wizję osoby, i to
jako propozycję, a nie dokonać transformacji treści antropologii chrześcijańskiej.

Z punktu widzenia systemowego nie wiadomo, dla jakich racji pojęcie „osoba" (w

odniesieniu do osób fizycznych) miałoby, w tym samym systemie prawnym i
normatywnym, w kontekście błędu w sprawach małżeńskich, mieć odmienne niż w
innych kontekstach znaczenie.

Kolejnym problemem jest samo teoretyczne zrównanie pojęcia osoby z pojęciem

osobowości. Nie negujemy, oczywiście, faktu, iż cechy o znacznej doniosłości
moralnej, prawnej czy społecznej są ważnymi przymiotami charakteryzującymi daną
osobę, w związku z czym błędy ich dotyczące powinny znaleźć odpowiednią ochronę
prawną. Jednak jeśli pojęcia osoby i osobowości miałyby być pojęciami zamiennymi, a
więc jeśli jakaś cecha, nawet o dużej doniosłości, miałaby być uznawana za cechę
charakteryzującą osobę w sposób zasadniczy, zostałaby wyeliminowana możliwość
ustalenia jednoznacznej tożsamości osoby w trakcie zmiennych kolei jej życia. Inaczej
mówiąc: osoba zawsze pozostaje ta sama, choćby w pewnym momencie swego życia
została dotknięta chorobą bądź popełniła jakiś czyn (np. ciężką zbrodnię) nieodwołalnie
naznaczający jej dalszą egzystencję. Nie byłoby tak natomiast w sytuacji, gdyby cechy
osobowości uznano za cechy definiujące osobę w sposób „zasadniczy".

background image

36

Trzeci problem wiąże się z tym, iż wspomniana innowacyjna interpretacja pojęcia

osoby w zakresie błędu faktycznego w dziedzinie spraw małżeńskich nie została
przyjęta przez całą doktrynę ani też nie stała się wspólną linią orzecznictwa Roty.
Pojawiły się, oczywiście, orzeczenia uwzględniające, a nawet wprowadzające
wspomniane pojęcie osoby, określane jako bardziej integralne i kompletne, ale było też
wiele takich, również i w ostatnim okresie, które je odrzucały, szczegółowo to
motywując (por. np. decyzja Dziekana Roty z 6 lutego 1992, w ARRT Dec. LXXX1V,
49-62). W każdym wypadku nigdy nie stało się powszechne, czy też wspólne dla całej
Roty kryterium orzekania w sprawach o stwierdzeniu nieważności małżeństwa
bazujących na błędzie co do przymiotu osoby. Tak więc - ponieważ w systemie prawa
kanonicznego poszczególne precedensy ani też nawet pewna ilość podobnych
rozstrzygnięć nie mają wartości orientacyjnej, gdyż ma ją tylko orzecznictwo cechujące
się stałością rozstrzygnięć - nieuprawnione byłoby stwierdzenie, że taka innowacyjna
interpretacja została usankcjonowana przez trybunał Roty, którego jedną z funkcji jest
przyczynianie się do ujednolicania orzecznictwa kanonicznego (por. konstytucja
apostolska Pastor Bonus, art. 126). Ponadto, gdyby cierpliwie przestudiować decyzje
Roty wydane po 1970 roku, można by zauważyć, że - jakkolwiek dopuściły one
omawianą tu innowacyjną interpretację

- wiele z nich oscyluje pomiędzy

„przedmiotową" interpretacją przymiotu, odpowiadającą nowej, integralnej koncepcji
osoby, a „podmiotową", która w zasadzie sprowadza tę kwestię do pierwszej i trzeciej
reguły św. Alfonsa (Czego tak naprawdę szukał zawierający małżeństwo? Jaką wagę
przywiązywał do danego przymiotu? Czy przymiot ten uwarunkował jego wybór
współmałżonka? Czy miała miejsce instrumentalizacja drugiej osoby w celu osiągnięcia
tego przymiotu?). Konkludując, należy więc stwierdzić, że nawet ten nurt orzecznictwa,
jaki przyjął tę, określaną tu mianem innowacyjnej, koncepcję błędu co do przymiotu
osoby, nie aplikował jej następnie w sposób spójny i jednolity.

Czwarty problem dotyczy aspektu, jaki może być określony mianem „polityki

legislacyjnej". Czy należy więc uznać, że interpretacja rozszerzająca pojęcie „osoba"
stwarza praktyczne trudności dużo większe od interpretacji tradycyjnej: kiedy przymiot
konsoliduje koncepcję osoby? Czyli, inaczej mówiąc, kiedy jest on tak bardzo istotny,
że jego brak czy też istnienie przesądza o obiektywnym istnieniu indywiduum
odmiennego od tego, jaki wyróżnia się daną cechą? Innymi stówy, łatwo można
zauważyć, że zindywidualizowanie przymiotu, który przesądzałby o rzeczywistej
odmienności osoby, nie jest bynajmniej łatwe, stwarza ono natomiast okazję do nadużyć
i dyskusyjnych interpretacji. I choć co bardziej poważna doktryna starała się
wypracować kryteria mające umożliwić rozróżnianie przymiotów naprawdę istotnych
od tych drugorzędnych, to jednak z całą pewnością nie można powiedzieć, iżby - czy to
na płaszczyźnie orzecznictwa, czy to na płaszczyźnie

background image

37

doktrynalnej - osiągnięto jakiekolwiek porozumienie albo wypracowano wspólne
stanowisko.

Przytoczone tu powody sprawiają, że - również w opinii piszącego te słowa -nie jest

możliwym przyjęcie rozszerzającej interpretacji dotyczącej błędu co do osoby, a
wypracowanej przez pewną część orzecznictwa i doktryny po 1970 roku. Być może
więc w takim świetle powinna być widziana decyzja Ustawodawcy z 1983 roku, który
w nowych unormowaniach dotyczących błędu co do przymiotów osoby małżonka
odszedł od koncepcji błędu co do przymiotu „obracającego się" („przemieniającego
się") w błąd co do osoby, a więc od koncepcji, która w pewnym sensie stała się źródłem
problemów interpretacyjnych. Możliwe jest też, aczkolwiek nie wynika to bezpośrednio
z przebiegu prac nad rewizją Kodeksu, że Ustawodawca, odchodząc od tej koncepcji,
pragnął położyć kres spekulacjom, jakie zostały przez nią wywołane, dokonując
ponownej systematyzacji całej materii tak, aby nie miały one już dłużej racji bytu ani też
okazji do rozwijania się (poczynając od pojęć trudnych do określenia, takich jak właśnie
np. pojęcie błędu „obracającego się (w inny błąd)". Ustawodawca postąpił podobnie
również i w innych punktach ustawodawstwa w sprawach małżeńskich, a mianowicie
na przykład co do pojęcia „celów" małżeństwa czy też przymiotów „głównych" i
„drugorzędnych", jakie były
używane w poprzedniej kodyfikacji, a które, dla uniknięcia problemów
interpretacyjnych, zostały wyeliminowane w obecnej.

2. KODEKS Z 1983

Znowelizowany kodeks, w kan. 1097 i kan. 1098, reguluje zagadnienie błędu natury
faktycznej w dziedzinie spraw małżeńskich. Przedstawione powyżej omówienie tego
zagadnienia w świetle poprzedniej normy ułatwi nam pełniejsze naświetlenie
wspomnianej problematyki w aspekcie aktualnych rozwiązań kodeksowych oraz
pozwoli na skrócenie dalszej części wykładu.

W kan. 1097 § 1 uregulowane zostały przesłanki pozwalające na uznanie tego typu

błędu za istotny dla ważności małżeństwa. Kwestia ta przedstawiona już została przy
okazji omawiania poprzedniej regulacji prawnej. Można tylko dodać, że niektórzy
Autorzy, opierając się na dokonanej (mimo iż oficjalnie nieumotywowanej) zmianie
terminologii - Kodeks z 1917 roku mówił o błędzie circa personam, podczas gdy
obecny o błędzie in persona - występują z hipotezą, iż w paragrafie tym jest zawarty nie
tylko błąd co do fizycznej tożsamości osoby, ale i błąd co do przymiotu osoby
„obracający się" w błąd co do osoby, uznając, iż „osoba" powinna być rozumiana w
sposób jak najbardziej szeroki i kompletny, jak proponował to innowacyjny nurt
orzecznictwa zrodzony w latach 70.

W obliczu przedstawionych do tej pory argumentów należy raz jeszcze podkreślić,

że racjonalnym i roztropnym wydaje się więc oparcie na klasycznej

background image

38

interpretacji wspomnianego 1 § kan. 1097 i traktowanie błędu in persona jako błędu co
do jej tożsamości fizycznej. Nie przekonuje też inny argument, przytaczany przez
zwolenników rozszerzającej interpretacji normy, a mianowicie ten, że w wypadku
stosowania interpretacji tradycyjnej norma ta byłaby używana niezmiernie rzadko.
Argument ten dodatkowo traci swą siłę perswazji, jeśli uświadomić sobie prosty fakt, iż
nieważność aktu prawnego jest zawsze wyjątkiem, nigdy regułą, a ponadto fakt, że
prawodawca przewidział również inne normy dotyczące ważności małżeństwa, które
również są stosowane niezmiernie rzadko, jak na przykład kan. 1089 o przeszkodzie
uprowadzenia i przetrzymywania kobiety z zamiarem zawarcia z nią małżeństwa czy też
kan. 1090 o przeszkodzie zabójstwa współmałżonka.

Kan. 1097 § 2 regulujący zagadnienie błędu co do przymiotu osoby potwierdza

przede wszystkim ogólną regułę, zgodnie z którą błąd co do przymiotu osoby - nawet
jeśli stanowił przyczynę umowy małżeńskiej -zazwyczaj nie powoduje nieważności
małżeństwa. W poprzedniej części naszych rozważań wyjaśniliśmy już, co należy
rozumieć przez określenie „stanowić przyczynę kontraktu".

Obecne unormowania, podobnie jak poprzednie, przewidują jednak dwa wyjątki od

powyższej reguły. Nie dotyczą one już stanu niewolnictwa ani też tzw. błędu co do
przymiotu osoby, jaki „obraca się" w błąd co do osoby. Mają one odmienną zawartość i
regulowane są przez kan. 1097 § 2 i kan. 1098.

Pierwszy wyjątek zawarty jest w kan. 1097 § 2: za istotny z punk-tu widzenia

ważności zgody małżeńskiej został uznany błąd co do przymiotu osoby, jeśli przymiot
ten był bezpośrednio i zasadniczo zamierzony. Z łatwością możemy spostrzec, że w
normie tej została zawarta trzecia z reguł, opracowanych przez św. Alfonsa Marię
Liguori w celu zilustrowania koncepcji błędu co do przymiotu „obracającego się" w
błąd co do osoby.

Co jednak konkretnie oznacza „bezpośrednie i zasadnicze zamierzenie przymiotu"?
Oznacza to, że w takim przypadku to właśnie przymiot osoby jest bezpośrednim

przedmiotem woli, podczas gdy sama osoba staje się niejako drugoplanowa, ponieważ
traktowana jest tylko jako swoisty „nośnik osobowy" pożądanego przymiotu. Nie
wystarcza więc, aby osoba intensywnie pragnęła jakiegoś przymiotu; czy też, aby
jednym z motywów, jaki skłonił ją do małżeństwa, był fakt, że dostrzegała ona w
partnerze tę właśnie cechę: w takim wypadku mamy bowiem do czynienia tylko z
przymiotem stanowiącym przyczynę kontraktu. Trzeba będzie natomiast udowodnić, że
osoba poszukiwała przede wszystkim tego konkretnego przymiotu („pragnę poślubić
bogacza", „pragnę poślubić Mediolańczyka takiego jak ja", „pragnę poślubić osobę,
która nie jest narkomanem, ponieważ mój poprzedni narzeczony nim był i przysporzyło
mi to wiele cierpień") i że motywem determinującym jej decyzję zawarcia związku
małżeńskiego był właśnie fakt, iż uważała, że kandydat na

background image

39

współmałżonka posiada (bądź, w wypadku cechy negatywnej, nie posiada) tę cechę.

Tylko taki sposób pojmowania tej normy pozwala bowiem pozostać wiernym

normie prawa kanonicznego, a także realizować w praktyce ratio wspomnianej
dyspozycji normatywnej. Zgoda małżeńska wyrażona w takich okolicznościach jest
nieważna, jako że sama osoba potraktowana tu została „instrumentalnie" w stosunku do
określonego przymiotu, który, w tym przypadku, staje się właśnie bezpośrednim i
zasadniczym przedmiotem woli osoby pozostającej w błędzie. Tym samym, ponieważ
nie istnieje zasadniczy przedmiot woli, nie istnieje też i sama zgoda. Inaczej mówiąc,
błąd co do przymiotu czyni zgodę małżeńską wadliwą, ponieważ przymiot odgrywa w
tym przypadku rolę „patologiczną", a nie „fizjologiczną" (jak jest to w wypadku
przymiotu „stanowiącego przyczynę" kontraktu). Nieważność aktu prawnego jest
bowiem konsekwencją tak skrajnie negatywną, iż musi wiązać się z jakimś
„patologicznym", anormalnym aspektem ludzkiego działania.

Natomiast rozszerzająca interpretacja pojęcia przymiotu „bezpośrednio i zasadniczo

zamierzonego" - nadając wagę okolicznościom na przykład typu: „wyszłam za mąż,
ponieważ bardzo pragnęłam mieć dzieci, a tymczasem odkrywam, że mój mąż jest
bezpłodny"; „ożeniłem się, myśląc, że moja żona jest osobą uczciwą, a teraz
zorientowałem się, iż jest ona osobą o niskim morale" itp. - oznaczałaby (pozornie) co
prawda znalezienie rozwiązania dla nieudanych małżeństw, ale czyniłaby to za cenę
naciągania dyspozycji obowiązującej normy prawa kanonicznego, która w
rzeczywistości wymaga nie tyle zaistnienia określonej przesłanki, ile rzeczywistego
aktu woli nakierowanego na przymiot; wymaga więc ona pozytywnego aktu woli,
niewątpliwie cechującego się tym, iż przymiot, o którym była mowa, musi być
„zamierzony", również bezpośrednio i zasadniczo w stosunku do osoby.

Dlatego więc, z punktu widzenia procesu dowodowego, często trudno przedstawić

dowody pokazujące, że pożądane zwykle przymioty były zamierzone „bezpośrednio i
zasadniczo". Zazwyczaj bowiem każdy pragnie poślubić osobę uczciwą, szczerą, zdolną
współprzyczyniać się do utrzymania rodziny, zdolną do spłodzenia potomstwa, co
bynajmniej nie oznacza, że przymioty te stanowią bezpośredni i zasadniczy przedmiot
jej aktu woli. Nie chcę twierdzić, że jakiś przymiot tego typu nie może być bezpośrednio
i zasadniczo zamierzonym; twierdzę jedynie, że przymioty te są zazwyczaj przez
wszystkich poszukiwane u partnera, nie będąc bynajmniej przedmiotem konkretnego
aktu woli ani też przyczyną determinującą wybór określonej osoby na współmałżonka.
Można by więc zastanowić się nad zakresem zastosowaniem tej znowelizowanej normy
dotyczącej błędu co do przymiotu osoby. Zakres ten, według ścisłej interpretacji normy,
musi być znacznie zawężony, z pewnością bardziej zawężony niż ten, na jaki pozwalała
koncepcja błędu co do przymiotu „obracającego się" w błąd co do osoby, wypracowana
przez innowacyjny prąd interpretacyjny zrodzony w latach 70. Zdali sobie z tego sprawę
również i

background image

40

niektórzy sędziowie Roty (np. sentencja Sędziego, a obecnego Dziekana Roty, M.F.
Pompedda z 22 lipca 1985). Obowiązująca norma jest jednak właśnie taka, a nie inna.
Aby umożliwić jej szersze zastosowanie, wspomniana tu sentencja stawia hipotezę
dopuszczenia uznania za domyślne - choćby i nie było ono dokonane w sposób
podmiotowy przez osobę - bezpośrednie i zasadnicze zamierzenie odnośnie do
przymiotów, jakie w określonym kontekście czasowoprzestrzennym są szczególnie
cenione jako zalety przyszłego małżonka (jak np. dziewictwo kobiety w pewnych
kulturach): ta sama decyzja dostrzega jednak, iż taka interpretacja obowiązującej normy
jest obiektywnie „naciągana" i że może być ona stosowana jedynie w wypadku
występowania pewnych szczególnych okoliczności kulturowych i osobistych.

Drugi wyjątek od generalnej zasady, zgodnie z którą błąd co do przymiotu osoby

współmałżonka nie powoduje nieważności małżeństwa, jest zawarty w kan.1098, który
reguluje przypadek błędu co do przymiotu jednej ze stron, wywołanego przez nią przy
pomocy podstępu, w celu uzyskania zgody małżeńskiej drugiej strony.

Mamy tu do czynienia z prawdziwą innowacją normatywną, jako że hipoteza

oszustwa w dziedzinie spraw małżeńskich nie występowała w poprzednim
ustawodawstwie pomimo pojawiających się od kilku dziesięcioleci sugestii ze strony
doktryny, która proponowała wprowadzenie jej do kanonicznej regulacji systemu
małżeńskiego.

Stąd też, zważywszy, że norma kan. 1098 - choć opierająca się na regułach prawa

naturalnego, czyli na swobodzie zgody małżeńskiej (zgody dotkniętej, na skutek
podstępu, wadą) - jest w efekcie przepisem prawa pozytywnego (zważywszy, iż ustawa
drobiazgowo określa okoliczności występowania tego typu błędu), uznana została przez
przeważającą część, tak doktryny, jak i orzecznictwa, za możliwą do stosowania
wyłącznie w przypadku małżeństw zawartych po wejściu w życie nowego Kodeksu
(czyli po 27 listopada 1983), zgodnie z zasadą nieretroaktywności przepisów prawa
pozytywnego (por. kan.
9).

Norma kan. 1098 jest bardzo szczegółowa i złożona, a jej zawartość może być

zilustrowana w następujący sposób:

a) Jedna z dwu stron zawierających związek małżeński musi pozostawać w

momencie wyrażania zgody małżeńskiej w błędzie, to znaczy mieć fałszywy osąd
dotyczący pewnej określonej rzeczywistości. Natomiast co najmniej dyskusyjny jest
fakt, że byłaby tu też wystarczająca również zwykła niewiedza, jaka nie niesie ze sobą
żadnego osądu. Pewne jest natomiast, że chodzi tu o błąd stanowiący podstawę
wyrażenia zgody, czyli o błąd, który był decydujący dla jej wyrażenia. W innym
bowiem wypadku nie miałoby się do czynienia z wadą.

b) Rzeczywistość, co do której strona pozostaje w błędzie, musi stanowić przymiot

drugiej strony, a więc być jej stałą cechą, a nie jakąś okolicznością jej dotyczącą
(przymiotem w rozumieniu kanonu jest np. chroniczna choroba osoby; podczas gdy
okolicznością jest np. fakt, iż w danym momencie pozostaje

background image

41

ona bez pracy). Przymiot taki musi ponadto dotyczyć bezpośrednio drugiej strony, nie
osób trzecich (takim przymiotem może być np. fakt, iż dana osoba uznana jest za
notorycznego przestępcę, a nie, że ma ona brata pozostającego w więzieniu z powodu
popełnienia poważnego przestępstwa: w takim wypadku przestępczość dotyczy
bowiem osoby brata, a nie osoby zawierającej małżeństwo).

c) Przymiot, co do którego pozostaje się w błędzie, musi ze swej natury potencjalnie

poważnie zakłócać wspólnotę życia małżeńskiego. Nie jest jednak łatwo określić, o
jakie przymioty tu chodzi. Jednak biorąc pod uwagę, że małżeństwo jest wspólnotą
życia cechującą się dozgonnością i wyłącznością skierowaną ku dobru małżonków oraz
ku zrodzeniu i wychowaniu potomstwa, można wysunąć hipotezę, że przymioty
mogące poważnie zakłócać wspólnotę życia małżeńskiego to cechy, które sprawiają, iż
podmiot postępuje w sposób nieliczący się z jednością-wiernością związku (np.
moralnie niepohamowana skłonność do niewierności), jego trwałością w czasie (choć
trudniej tu o konkretne przykłady), nakierowaniu na dobro potomstwa (zarówno w
aspekcie fizycznym - np. umyślnie ukryta bezpłodność, por. kan. 1084 § 3; rozrzutność
czy skłonność do gier hazardowych, które narażają na ciągłe niebezpieczeństwo
możliwość utrzymania potomstwa; jak i w aspekcie moralnym: np. skłonność do
poważnych nałogów, które czynią osobę zdecydowanie nienadającą się, jeśli nie wręcz
niezdolną do pełnienia funkcji wychowawcy własnego potomstwa); skierowaniu ku
dobru małżonków (np. choroby zakaźne, uzależnienie od narkotyków, AIDS, które
niszczą istniejący pomiędzy małżonkami stosunek oparty na zaufaniu bądź też w
sposób bardzo niekorzystny odbijają się na ich wzajemnych relacjach, np. o charakterze
seksualnym). Trzeba tu zauważyć, że nie tyle wymagane jest rzeczywiste istnienie
zakłóceń wspólnoty małżeńskiej, ile raczej, że przymiot będący przedmiotem błędu
wywołanego podstępem może być uznany za potencjalnie mogący je spowodować.

d) Wprowadzenie w błąd musi być uczynione podstępnie, to znaczy z wolą

zwiedzenia drugiej strony i ze świadomością faktycznego znaczenia swych działań: nie
może być więc ono uczynione przez podmiot niezdolny (choćby tylko w danym
momencie) do świadomego aktu woli. Trzeba też zwrócić uwagę na to, że ponieważ
norma nie precyzuje, iż wspomniane oszukańcze działanie koniecznie musi być
działaniem jednego z małżonków na szkodę drugiego, generalnie można by uznać, iż
może być ono również działaniem osoby trzeciej, mimo że trudno sobie wyobrazić
sytuację, w której zainteresowany małżonek byłby nieświadomy oszustwa, jakie (w
jego interesie) dokonane zostało na szkodę drugiego.

e) Wspomniane oszukańcze działanie musi być dokonane w celu uzyskania zgody

małżeńskiej od współmałżonka, a nie w jakimś innym celu. Innymi słowy, musi zostać
wykazane istnienie konkretnego podstępu.

Jak łatwo można zauważyć, również i drugi wyjątek od generalnej zasady, zgodnie z

którą błąd co do przymiotu osoby współmałżonka nie powoduje

background image

42

nieważności małżeństwa, nie jest łatwy do zaaplikowania. I to zarówno z punktu
widzenia formalnych wymogów ustawowych, jakie można by określić mianem
obiektywnych, a więc mających za zadanie ustalenie, iż określona cecha osobowa może
poważnie zakłócić wspólnotę życia małżeńskiego, jak i z punktu widzenia ustalenia
występowania przymiotów subiektywnych: nawet jeśli rzeczywiście - według
obowiązującej reguły - zaistniały błąd powstałby na skutek podstępu (tzn. na skutek
woli oszukania drugiej strony), to i tak nie jest łatwo ustalić, że celem tego działania
oszukańczego było uzyskanie zgody małżeńskiej; ponieważ nawet i przyznanie się do
tego przez stronę, która posłużyła się podstępem, generalnie nie zwalnia od dokonania
należytej weryfikacji zaistniałych faktów. Dlatego też duszpasterz-konsultant, zanim
wystąpi z hipotezą błędu wywołanego podstępem i zanim zasugeruje wiernemu, którego
małżeństwo przeżywa poważne trudności, możliwość stwierdzenia nieważności
małżeństwa na podstawie kan. 1098, musi dogłębnie i bardzo ostrożnie zanalizować
całą sytuację.

2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA

W świetle dość skomplikowanej doktryny, przedstawionej w poprzednim punkcie,
wyraźnie widać trudności pojawiające się przy okazji doboru kwestii, jakie powinny
być brane pod uwagę przez konsultantów przy okazji udzielania przez nich porady w
konkretnych sprawach małżeńskich. Chcąc uprościć to zadanie, nie będziemy tu brali
pod uwagę przypadku błędu co do osoby w ścisłym tego słowa znaczeniu, jako że w tym
wypadku można bez trudu zindywidualizować przedmiot postępowania dowodowego, a
mianowicie fakt, iż osoba A chciała poślubić osobę B, a tymczasem poślubiła osobę C.
Nie będziemy się też zajmować błędem co do przymiotu „obracającym się" w błąd co
do osoby, rozumianej w sposób „kompletny i zintegrowany": jak już wspominaliśmy,
interpretacja unormowań dotyczących tego typu błędu jest bowiem akceptowana
jedynie przez część doktryny. Zajmiemy się natomiast przedstawieniem dwóch
przypadków przewidzianych przez obowiązujące przepisy kodeksowe, a mianowicie
przypadkiem błędu co do przymiotu osoby bezpośrednio i zasadniczo zamierzonego
oraz błędu co przymiotu współmałżonka wywołanego podstępem. Pierwszy z
przypadków - z rozmaitych względów formalnych - ma zastosowanie do związków
małżeńskich zawartych nie tylko pod rządami obecnego Kodeksu, ale również i
poprzedniego: jest on bezpośrednio uregulowany w Kodeksie z 1983 roku jako
przypadek nieważności; w okresie obowiązywania Kodeksu z 1917 roku był on
natomiast powszechnie dopuszczony przez doktrynę w związku z koncepcją błędu co
do przymiotu „obracającego się" w błąd co do osoby.

1. BŁĄD CO DO PRZYMIOTU OSOBY BEZPOŚREDNIO I ZASADNICZO ZAMIERZONEGO

background image

43

Na początek przypomnimy w skrócie rozważania dotyczące wspomnianej przesłanki:
jedna z osób zawierających związek małżeński pragnie poślubić osobę obdarzoną
określoną (lub określonymi) cechą i wybiera daną osobę na współmałżonka właśnie,
dlatego iż uważa, że odpowiada ona tym konkretnym jej wymaganiom; innymi słowy:
uważają za „personifikację" pożądanej przez siebie cechy, cechy która jest właśnie
podstawą wyboru danej osoby na małżonka. Po czym jest zmuszona stwierdzić, że jej
osąd był błędny.

Aby ustalić, czy rzeczywiście miały miejsce tego typu okoliczności, należy

przeanalizować następujące zagadnienia:

1) Jaki typ przymiotu miała na uwadze osoba twierdząca, że działała pod wpływem

błędu? Czy był to jeden przymiot, czy też grupa ściśle określonych przymiotów? Jeżeli
ktoś nie ma bowiem sprecyzowanych idei nie może niczego zamierzać, tym bardziej
„bezpośrednio i zasadniczo".

2) Jaką wagę przywiązywała osoba do tego przymiotu? Chodzi tu

o tzw.

criterium aestimationis,

stanowiące probierz ważności subiektywnie

przypisywanej danemu przedmiotowi: logiczne jest, że im ważniejszy jest dany
przymiot w opinii konkretnej osoby, tym większą rolę przy wyborze małżonka będzie
odgrywać jego posiadanie (bądź brak) u kandydata na małżonka. W celu lepszego
zgłębienia tego zagadnienia można by na przykład zbadać, czy podmiot często
wspominał o tej określonej cesze; czy ewentualnie zerwał on swe poprzednie
narzeczeństwo, ponieważ wybrana przez niego osoba była jej pozbawiona; czy
kiedykolwiek stwierdził na przykład, iż nigdy nie poślubiłby osoby pozbawionej tej
cechy itp.

3) Należy też ustalić, czy podmiot rzeczywiście pozostawał pod wpływem błędu, to

znaczy dokonał fałszywego osądu odnośnie do określonego przymiotu. Powinno się
więc zbadać na przykład to, czy zainteresowany starał się ustalić występowanie tego
określonego przymiotu u swego partnera lub też żądał jakiś dowodów, jakie
zapewniałyby jego istnienie. Na przykład w wypadku dziewczyny z biedniej rodziny,
która chciałaby poślubić bogacza w przekonaniu, że doprowadziłoby to do definitywnej
poprawy jej warunków życia, logiczne jest, iż powinna ona zgodzić się na małżeństwo
wyłącznie dopiero po zweryfikowaniu stanu zamożności swego przyszłego męża. Tak
jak jest logiczne, iż mężczyzna chcący poślubić kobietę, która zapewni mu potomstwo,
powinien uzyskać informacje na temat stanu zdrowia swej narzeczonej, na przykład
proponując jej poddanie się badaniom, które dostarczyłyby mu odpowiedniego
potwierdzenia odnośnie do jej płodności. Brak tego typu działań nie tylko podaje w
wątpliwość fakt pozostawania w błędzie, ale i skłania do powątpiewania co do
efektywnej ważności tego przymiotu dla wyboru współmałżonka dokonanego przez
podmiot. Trzeba wiedzieć, iż przypadek realnego uznania drugorzędności osoby
współmałżonka w stosunku do posiadania przez niego określonego (pożądanego przez
podmiot) przymiotu jest przypadkiem niezwykle rzadkim: stąd też zachowanie
podmiotu

background image

44

musi być proporcjonalne do „niecodzienności" normatywnej hipotezy, jaką chce się
udowodnić.

4) Należy następnie sprawdzić, czy to, co było przedmiotem pożądanym przez

podmiot, jest rzeczywiście przymiotem osoby, to znaczy trwałą cechą przynależną
bezpośrednio osobie: i tak nawiązując do przytoczonych tu powyżej przykładów,
bogactwo czy zdolność do macierzyństwa mogą być rzeczywiście uznane za
przymioty; nie mogą natomiast być za takowe uznane, na przykład posiadanie domu,
pracy czy niepozostawanie w danym momencie w stosunkach uczuciowych z innymi
osobami. Odmienna sytuacja zachodziłaby wówczas, gdyby fakty te były przedmiotem
oficjalnego warunku, ale wówczas jako przyczynę ewentualnej nieważności
małżeństwa należałoby brać pod uwagę właśnie warunek, a nie błąd co do przymiotu
osoby.

5) Powinna też być przeanalizowana rola, jaką w decyzji podjętej przez podmiot

odegrała obecność określonego przymiotu. Logiczne jest, że w przypadku przymiotu
bezpośrednio i zasadniczo zamierzonego, przymiot ten musi stanowić główny (choć
niewyłączny) motyw decyzji; musi on być więc motywem, który decydująco wpłynął
na wolę podmiotu. I tak, osoba, która stwierdza: „poślubię Marcina, którego kocham i z
którym pragnę mieć dzieci" nie zamierzałaby bezpośrednio i zasadniczo płodności
współmałżonka; natomiast osoba, która stwierdziłaby: „pragnę mieć dziecko i to zaraz"
(np. ze względu na wiek czy problemy ze zdrowiem) i „poślubię Marcina, ponieważ
wydaje mi się zdolnym do spłodzenia potomstwa i gotowym do obdarzenia mnie od
razu dzieckiem", zamierzałaby bezpośrednio i zasadniczo (między innymi
przymiotami) również i jego płodność.

6) Należałoby też, oczywiście, ustalić, iż osąd, jakiego dokonał podmiot, jest

fałszywy, czyli innymi słowy, że pożądany przymiot,
o którego istnieniu był on przekonany, w rzeczywistości nie istnieje: na przykład,
odwołując się po raz kolejny do wyżej przytoczonych przykładów: małżonka, który w
rzeczywistości nie był bogaty czy że Marcin, który był bezpłodny.

7) Na koniec musi być też zbadana reakcja osoby, która odkryła, że pozostaje w

błędzie. Jest to klasyczne criterium reactionis: z intensywności reakcji, w sposób
poszlakowy, można wywnioskować ważność, jaką dla podmiotu miała określona cecha
oraz wydedukować, jaką rolę odegrała ta cecha w wyborze osoby współmałżonka. I
tak, na przykład mężczyzna, który odkryłby, że jego żona jest bezpłodna, a mimo to
nadal żyłby z nią w związku małżeńskim bez kontestacji dotyczących popełnionego
błędu, zaprzeczyłby, poprzez fakty, temu, iż pragnął - stawiając go na pierwszym
miejscu przed osobą - przymiotu w postaci płodności współmałżonki.

2. BŁĄD CO DO PRZYMIOTU SPOWODOWANY PODSTĘPEM

background image

45

Również i w tym przypadku na początku przypomnimy ogólnikowo przesłanki
uprawniające do mówienia o tego typu błędzie. Otóż jedna ze stron zawierających
związek małżeński zostaje celowo wprowadzona w błąd odnośnie do jakiegoś
przymiotu drugiej strony, przymiotu, który ze swej natury może poważnie zakłócić
wspólnotę życia małżeńskiego, a uczynione to zostaje w celu uzyskania podstępem od
ofiary oszustwa zgody małżeńskiej.

Oczywiste jest, że w tym wypadku wymogi dowodowe są odmienne od tych z

poprzedniego przypadku; powodują one konieczność ustalenia następujących
okoliczności:

1) Faktu, że podmiot, z punktu widzenia subiektywnego, pozostaje w błędzie: czyli

że źle ocenił on istnienie określonego przymiotu (np. wyższe wykształcenie
współmałżonka) bądź jego nieistnienie (w przypadku przymiotu negatywnego - jak np.
narkomanii). Dowiedzenie tego będzie tym łatwiejsze, im bardziej czynnie podmiot
pożądał określonej cechy i im bardziej starał się zweryfikować jej istnienie. W
przypadku podstępu polegającego na zaniechaniu (czyli zatajeniu negatywnych cech)
trudno jest niekiedy w pełni odróżnić błąd od nieświadomości, to znaczy od zwykłej
nieznajomości faktu. W każdym razie konsultant musi się starać ustalić co, w momencie
zawierania małżeństwa, w rzeczywistości wiedziała osoba pozostająca w błędzie co do
przymiotów współmałżonka i jakie ewentualne kroki podjęła ona w celu
zweryfikowania tych swoich wiadomości. Na przykład, czy mając podejrzenia co do
bezpłodności narzeczonego, zaproponowałby mu poddanie się odpowiednim badaniom
medycznym itp. Kolejnym dowodem może być też to, w jaki sposób zareagowała ona
na wykryty błąd - również i ten aspekt sprawy musi zostać zbadany przez konsultanta.

2) Należy też ustalić, że podmiot pozostaje w błędzie również i z punktu widzenia

obiektywnego. Innymi słowy, trzeba będzie dowieść, że osąd podmiotu faktycznie nie
odpowiada rzeczywistości: to jest na przykład nie tylko, że osoba A wierzyła, że osoba
B jest lekarzem, ale i że w rzeczywistości B nim nie jest.

3) Konsultant musi też starać się zrozumieć, czy błąd podmiotu rzeczywiście

dotyczył przymiotu personalnego drugiej strony. Odsyłamy tu do naszych poprzednich
rozważań, w których usiłowaliśmy dokonać rozróżnienia pomiędzy przymiotem osoby
a okolicznościami ubocznymi. I tak na przykład fakt zażywania od czasu do czasu
narkotyków czy też okazjonalnych relacji homoseksualnych nie może być uznany za
przymiot personalny danej osoby; może nim być natomiast stan narkomanii czy stała
tendencja do zachowań homoseksualnych.

4) Konsultant musi też zbadać, czy określony przymiot rzeczywiście mógł poważnie

zakłócić wspólnotę życia małżeńskiego. O kryteriach, na jakich powinna się opierać
taka ocena, była już mowa powyżej, przy okazji omawiania elementów prawa
materialnego. Przypomnimy tu tylko, że bynajmniej nie wystarcza ani też wcale nie jest
niezbędne rzeczywiste zakłócenie konkretnej

background image

46

wspólnoty małżeńskiej, ważne jest natomiast, że przymiot z samej swojej natury jest na
tyle istotny, że może zakłócić wspólnotę życia małżeńskiego. Jest to więc ocena
obiektywna o charakterze ogólnym, choć niewątpliwie często można też znaleźć się w
obliczu rzeczywistych zakłóceń stosunku zaufania i harmonii małżeńskiej, będącej
skutkiem oszustwa co do jakiegoś istotnego aspektu osobowości jednego z małżonków.

5) Trzeba będzie też dowieść, że osoba działająca pod wpływem błędu znalazła się

pod jego wpływem na skutek działania osoby (zazwyczaj małżonka, ewentualnie
również osoby trzeciej), która coś ukrywała (np. bycie homoseksualistą). Należy tu
więc przeanalizować zachowania osoby, która wprowadziła drugą stronę w błąd: co
sama o sobie mówiła, co odpowiadała na pytania jej dotyczące, jak zachowywała się w
obecności przyszłego małżonka (np. dając sposobność do błędnego osądu).

6) Kolejnym krokiem będzie ustalenie, czy oszustwo to było celowe. Aspekt ten jest

szczególnie trudny do udowodnienia również dlatego, że najczęściej do konsultanta
(oraz do trybunału) zwraca się strona oszukana, a nie ta która wprowadziła w błąd.
Zazwyczaj - na bazie zasady odpowiedzialności każdego za własne czyny - zakłada się,
że stwierdzenie istnienia oszustwa pociąga za sobą konieczność uznania istnienia
również woli jego dokonania. Wola ta może być w każdym razie wydedukowana także
z poszlak: taką poszlaką mogą być na przykład starania, jakich strona wprowadzająca w
błąd dołożyła w celu uniemożliwienia osobie wprowadzanej w błąd nawiązania
kontaktu z osobami, jakie mogłyby jej pomóc odkryć oszustwo.

7) Trzeba też uzyskać pewność, iż celem oszustwa było zawarcie małżeństwa, czyli,

ściślej ujmując, uzyskanie zgody małżeńskiej oszukanego. Również i ten aspekt jest
trudny do udowodnienia z powodów, o jakich wspominaliśmy już w poprzednim
punkcie: często trudno jest uzyskać w tej sprawie wyznanie od osoby, jaka posłużyła się
oszustwem, na przykład ponieważ nie interesuje się ona procesem bądź też nie chce
przyznać się do odpowiedzialności. Zresztą, nawet w wypadku uzyskania takiego
wyznania, trzeba zwrócić uwagę na to - nie osądzając nikogo a priori - iż wiarygodność
osoby, która już raz oszukała, i to w sprawie tak poważnej jak małżeństwo, nie jest zbyt
duża. Podobnie jednak jak w przypadku omówionym w poprzednim punkcie, również i
w tym wypadku możliwe jest przeprowadzenie dowodu poszlakowego: na przykład
ujawniając fakt jak bardzo osobie oszukującej zależało na zawarciu małżeństwa czy też
badając, czy oprócz małżeństwa mogła ona mieć na celu inne pobudki mogące wyjaśnić
fakt, iż uciekła się do oszustwa. Im silniejsze było bowiem pragnienie zawarcia
małżeństwa występujące po stronie oszukującego, z tym większą pewnością można
dowieść poszlakowo, że celem jego oszustwa było uzyskanie zgody małżeńskiej.

3. PRZYKŁADY

background image

47

W celu lepszego zobrazowania dotychczasowych rozważań przedstawimy kilka
przykładów: trzy pierwsze dotyczą przypadku błędu co do przymiotu osoby
bezpośrednio i zasadniczo zamierzonego; dwa ostatnie błędu wywołanego podstępem.

1. PRZYKŁAD PIERWSZY

Katarzyna utrzymywała, iż wyszła za mąż za Klaudiusza bezpośrednio i zasadniczo
zamierzając - z racji swego wielkiego pragnienia posiadania dzieci -płodność męża. Na
dowód przytaczała fakt, że ich wspólne życie weszło w fazę kryzysu, kiedy to po trzech
latach bezskutecznych prób zajścia w ciążę, badania medyczne, przeprowadzone w celu
wyjaśnienia przyczyn bezdzietności, ujawniły bezpłodność Klaudiusza, będącą
skutkiem wady polegającej na retencji jąder w podbrzuszu. Podkreślała ona również, że
kiedy, po ośmiu latach małżeństwa, odseparowała się od męża, urodziła dwoje dzieci
mężczyźnie, z którym się wówczas związała.

Dochodzenie przeprowadzone przez trybunał wykryło jednak fakty wykazujące

bezzasadność jej pozwu o stwierdzenie nieważności małżeństwa.

Po pierwsze, zarówno przed ślubem, jak i zaraz po jego zawarciu Katarzyna nie

wspominała zbyt często o dzieciach, jakkolwiek bez wątpienia okazywała ogólne
pragnienie ich posiadania. Criterium aestimationis nie było więc w tym przypadku
szczególnie rozwinięte.

Po drugie, dochodzenie wykazało, iż nie jest prawdą, że bezpłodność Klaudiusza

wyszła na jaw po trzech latach małżeństwa i to w kontekście badań mających wyjaśnić
sprawę bezdzietności. Jak zaświadczył lekarz - została ona wykryta kilka miesięcy po
ślubie przy okazji innych problemów ze zdrowiem, które miał wtedy Klaudiusz.
Pomijając fakt szczerości zeznań stron (również i Klaudiusz potwierdził w sądzie wersję
Katarzyny co do momentu i okoliczności wykrycia jego bezpłodności), po tym
przypadkowym wykryciu faktu bezpłodności nie nastąpiła bynajmniej żadna szczególna
reakcja z jej strony; nie zostały też podjęte żadne konkretne działania, które
potwierdziły by to, deklarowane przez nią, szczególnie silne pragnienie posiadania
potomstwa.

Po trzecie, dochodzenie wykazało, iż nie tylko po wykryciu tego faktu współżycie

małżonków trwało jeszcze prawie siedem lat, ale i że w całym tym okresie nie zostały
przeprowadzone praktycznie żadne dodatkowe badania dotyczące bezpłodności
Klaudiusza ani też, co więcej, nie podjęto żadnych prób kuracji; obie strony natychmiast
pogodziły się z postawioną przez lekarza, przytoczoną powyżej, diagnozą: tak więc
również i criterium reactionis jest tu zdecydowanie słabe.

Wśród innych elementów dowodowych o charakterze poszlak szczególną wagę w

procesie odegrały zwłaszcza dwa z nich. Pierwszy to okoliczność dotycząca okresu
przedmałżeńskiego. Katarzyna, która miała w tym okresie stosunki płciowe z
Klaudiuszem, zauważyła ten jego defekt anatomiczny, ale nie

background image

48

przejęła się tym ani też nie zainteresowała się weryfikacją jego płodności. W świetle
tego jest bardzo mało prawdopodobne, iż płodność męża była dla niej przymiotem
bezpośrednio i zasadniczo zamierzonym. Drugi element to okoliczność z okresu już po
zawarciu związku małżeńskiego: to nie fakt bezpłodności spowodował rozpad ich
związku, ale ich wzajemna niewierność, która pojawiła się w kilka lat po ślubie.

Przytoczony tu przykład pokazuje, iż konsultant - choć oczywiście nie musi ani nie

może przewidywać wyników dochodzeniowej fazy procesu - w żadnym wypadku nie
powinien biernie

przyjmować tego, co zostaje mu opowiedziane przez

zainteresowanych. W świetle przedstawionych powyżej kryteriów dowodowych
powinien on dokonać ogólnej weryfikacji faktów w celu upewnienia się, czy nie przeczą
one dostarczonej mu przez strony rekonstrukcji wydarzeń. Ponadto musi uprzedzić
samych zainteresowanych, że ich ewentualna nieszczerość, oprócz tego, że stanowi ona
materialną wadę procesu kanonicznego, mogłaby zostać wykryta w trakcie procesu, co
miałoby ciężkie konsekwencje w kwestii wiarygodności przedstawianej przez nich tezy.

2. PRZYKŁAD DRUGI

Wbrew pozorom jest on tylko częściowo podobny do pierwszego. Unaocznia on -
zakładając wiarygodność przytoczonych tu faktów trudności w ustalaniu rzeczywistego
istnienia woli nakierowanej zasadniczo i bezpośrednio na jakiś przymiot, a nie na osobę
małżonka: potwierdza to też fakt, że sądy rozpatrujące omawianą w tym przykładzie
sprawę w różnych instancjach zajęły rozmaite stanowiska: w pierwszej i trzeciej
instancji sprawa ta została rozstrzygnięta w sposób negatywny, w drugiej natomiast
pozytywny. Anna w wieku 19 lat poślubiła Marka, bardzo pragnąc mieć dzieci. Już
miesiąc po ślubie udała się do ginekologa zaniepokojona, że jeszcze nie jest w ciąży.
Ginekolog zważywszy na jej wiek oraz na to, że była ona mężatką dopiero od miesiąca,
wyśmiał obawy dziewczyny. Ale dla Anny sprawa była tak poważna, że obraziła się i
zmieniła ginekologa. Poddała się rozmaitym badaniom, w których ustalono, że nie ma
ona żadnych problemów z płodnością; w końcu, po kilku latach małżeństwa zdołała ona
też przekonać Marka, aby i on poddał się odpowiednim badaniom. Badania te wykazały,
że jest on prawie całkowicie bezpłodny i to w sposób nieuleczalny. Dla Anny był to
bardzo ciężki cios; mimo to pozostała ona jeszcze przez kilka lat w tej wspólnocie
małżeńskiej, choć od tamtej pory jej małżeństwo znacznie się pogorszyło. Poprosiła ona
też swą rodzinę, aby nie podejmowała już więcej sprawy braku dzieci, również po to,
aby nie przysparzać Markowi dodatkowego bólu, ponieważ był on bardzo rozgoryczony
z powodu wykrycia u niego bezpłodności.

Jak widać, przypadek ten nie jest łatwy do zinterpretowania: dowiedzione zostało

silne pragnienie Anny posiadania dzieci (czyli criterium aestimationis), które popchnęło
ją do gorączkowego usiłowania zajścia w ciążę już od

background image

49

pierwszych tygodni małżeństwa, chociaż prawdą jest też, że jeszcze jako narzeczona
nie starała się uzyskać od Marka żadnych gwarancji co do jego płodności. Z mniejszą
natomiast oczywistością manifestuje się tu criterium reactionis, który to fakt stanowi
dowód poszlakowy przeczący twierdzeniu, że wybrała ona na męża Marka w
pierwszym rzędzie jako zdolnego do dania jej potomstwa, a nie jako męża w ogólnym i
pełnym znaczeniu. Również fakt, że poprosiła ona rodzinę o nie zadawanie pytań na
temat potomstwa (aby dodatkowo nie dręczyć Marka) wydaje się wskazywać, iż Anna
darzyła uczuciem przede wszystkim jego samego, abstrahując od jego zdolności do
stania się ojcem.

Te właśnie trudności spowodowały, że sprawa ta została odmiennie rozstrzygnięta

przez sądy rozmaitych instancji. I tak sąd, który przychylił się do wniosku o
stwierdzenie nieważności małżeństwa uznał, że bezpośrednim i zasadniczym
zamierzeniem Anny była płodność męża, co jednoznacznie wynika z jej gorączkowych
usiłowań zajścia w ciążę już od samego początku małżeństwa. Rozstrzygnięcia
pozostałych dwóch instancji podkreślały natomiast, iż w okresie przedmałżeńskim
bynajmniej nie starała się ona o uzyskanie gwarancji płodności swego przyszłego męża
oraz słabego criterium reactionis, a także brak bezpośredniego dowodu, iż fakt
posiadania dzieci był dla Anny ważniejszy niż osoba Marka: krótko mówiąc, sędziowie
pierwszej i trzeciej instancji uznali, że przytoczone dowody wskazują jedynie, że Anna
bardzo pragnęła mieć potomstwo, natomiast ryzykownym byłoby twierdzenie, że z tego
jej pragnienia miałoby wynikać nakierowanie jej woli „zasadniczo" na płodność Marka,
a nie na połączenie się z nim w małżeństwie.

Przykład Anny i Marka jest bardzo pouczający dla konsultantów, jako że z całą

wyrazistością unaocznia trudności, jakie pojawiają się przy próbach ustalenia, co było
zasadniczym przedmiotem woli danej osoby. Stąd też każda opinia czy osąd muszą być
wyrażane z maksymalną ostrożnością. Nie oznacza to bynajmniej, iż konsultant ma
powstrzymywać się od ich formułowania, ale że musi je traktować i przedstawiać
jedynie jako opinie wstępne, które będą pogłębione w perspektywie ewentualnego,
definitywnego osądu profesjonalistów, będących ekspertami w tej dziedzinie; nie
można zapominać, iż w każdym wypadku pogłębienie takie wymaga bardzo
dokładnego rozważenia wszystkich aspektów danej sprawy.

3. PRZYKŁAD TRZECI

Aldo dwa razy zerwał swoje zaręczyny, ponieważ obie jego narzeczone miały poważne
problemy ze zdrowiem, które mogły zagrażać również i ich płodności. Gdy poznał on
Karolinę, zdecydował się ją poślubić, ale zażądał gwarancji co do jej stanu zdrowia.
Taką gwarancję uzyskał od jej krewnych, wśród których byli również i lekarze.
Dziewczyna niewątpliwie podobała mu się i żywił do niej uczucia, ale podstawowym
czynnikiem, jaki skłonił go do poślubienia Karoliny,

background image

50

był pozytywny osąd co do stanu jej zdrowia, który wyrobi! sobie na podstawie
uzyskanych informacji. To prawda, że chciał się ożenić, ale ze zdrową kobietą. Wybrał
Karolinę, dlatego że zebrał informacje, z których wynikało, że cieszy się ona
doskonałym zdrowiem. Jego pragnienie określonego przymiotu było nie tylko ogólne
(każdy chciałby poślubić osobę zdrową), ale i konkretne oraz pozytywne (jak już
wspominaliśmy, zerwał on dwa razy swoje zaręczyny oraz zażądał wspomnianych
gwarancji odnośnie do stanu zdrowia Karoliny).

Po ślubie wyszła na jaw skłonność Karoliny do zaburzeń na tle nerwowym o

pochodzeniu dziedzicznym, które zamanifestowały się u dziewczyny jeszcze w okresie
poprzedzającym jej znajomość z Aldo. Stwierdzenie tego faktu spowodowało, że Aldo
wystąpił o separację: nie tylko czuł się oszukany przez krewnych Karoliny, ale uważał
też, że jego zgoda małżeńska pozbawiona była jakiejkolwiek wartości, jako że
zwrócona została ku osobie, która w rzeczywistości nie odpowiadała przymiotowi
zasadniczo przez niego zamierzonemu. Gdyby przed ślubem dowiedział się o tych jej
problemach ze zdrowiem, byłby zerwał również te zaręczyny, tak jak dwa razy już
zerwał poprzednie. Jego pragnienie tego konkretnego przymiotu oraz reakcja na jego
brak są w tym wypadku ewidentne.

Przykład ten ma pokazać, że również przymiot, jaki jest normalnie pożądany przez

wszystkich, którzy wstępują w związek małżeński, może być przymiotem bezpośrednio
i zasadniczo zamierzonym, chociaż do udowodnienia tego jest niezbędne zaistnienie
specyficznych okoliczności, które wskazują, że przymiot taki był prawdziwym
przedmiotem aktu woli osoby zawierającej małżeństwo (podczas gdy zazwyczaj jest on
tylko zwykłą przesłanką). W opisanym tu przypadku zostało dowiedzione, i to bez
żadnych wątpliwości, istnienie ze strony Aldo specyficznego zamierzenia co do
dobrego stanu zdrowia Karoliny (niewątpliwie podmiotowa pobudka kierująca jego
wyborem żony była bardzo silna, zważywszy na zerwanie dwóch poprzednich
zaręczyn); z równą pewnością został też dowiedziony błąd, w jakim pozostawał -
istniała bowiem dokumentacja medyczna potwierdzająca wspomniany zły stan zdrowia
psychicznego Karoliny z okresu poprzedzającego zawarcie małżeństwa. Należy
zwrócić uwagę, jak istotny jest nie tylko udowodnienie faktu, iż konkretny przymiot
przyszłego małżonka był zamierzony przez daną osobę jako zasadniczy, ale również i
to, że podmiot ten pozostawał w błędzie, czyli że rzeczywistość była zasadniczo
odmienna od tej, jak sobie on ją wyobrażał.

4. PRZYKŁAD CZWARTY

Franciszka poznała Marka, byłego narkomana, kiedy przebywał w ośrodku
resocjalizacyjnym dla nałogowców. Oficjalnie był już wyleczony, a nawet pełnił tam
funkcję wychowawcy-animatora. Ponieważ zaszła z nim w ciążę, zgodnie zdecydowali
się na zawarcie związku małżeńskiego. Po podjęciu tej decyzji Marek odszedł z
ośrodka, nie chciał też, aby Franciszka utrzymywała

background image

51

jakiekolwiek kontakty z poznanymi tam osobami; stąd też nikt z ośrodka nie został
zaproszony na ślub. Marek wytłumaczył Franciszce, że jego odejście z ośrodka
spowodowane było tym, że został z niego wydalony w ramach sankcji za to, że był on
sprawcą przedmałżeńskiej ciąży swej narzeczonej, zapewnił ją też, że nie chodzi tu
bynajmniej o jego powrót do narkotyków. Franciszka uwierzyła mu i zawarła z nim
ślub. Jedenaście dni po ślubie, ponieważ zepsuł jej się samochód, wzięła samochód
Marka, żeby pojechać po zakupy. W momencie gdy brała ostry zakręt, ze schowka, w
którym trzyma się dokumenty, wypadły typowe przyrządy do wstrzykiwania
narkotyków. Gdy zarzuciła Markowi, że się narkotyzuje, przyznał się jej, że w ciągu
ostatnich kilku miesięcy pobytu w ośrodku ponownie zaczął brać narkotyki (to właśnie
było prawdziwą przyczyną wydalenia go z ośrodka) oraz że nie przyznał się jej do tego,
bo nie chciał zrezygnować z małżeństwa z nią, licząc, że uda mu się zerwać z nałogiem
już po ślubie. Nie zdołał jednak tego uczynić i musiał wyznać żonie, że w ciągu dwóch
tygodni po ślubie przepuścił na narkotyki wszystkie pieniądze, jakie dali im w prezencie
ślubnym krewni i przyjaciele. Franciszka znalazła Markowi miejsce w innym ośrodku
odwykowym, uprzedzając go, iż wpuści go do domu dopiero wtedy, gdy otrzyma
dowody jego rzeczywistego wyleczenia: jednak w kilka lat po tym, kiedy zwróciła się o
stwierdzenie nieważności małżeństwa, wyleczenie to jeszcze nie nastąpiło.

W opisanym tu wypadku istnieją elementy stanowiące według kan. 1098 znamiona

błędu wywołanego przy pomocy oszustwa. Franciszka przed ślubem została
wprowadzona w błąd przez zapewnienia Marka, mające na celu ukrycie przed nią, że
był on nadal uzależniony od narkotyków. Wprowadzenie w błąd było celowe, czyli
umyślne, jako że nie wynika, iż byłby on niezdolny do zrozumienia znaczenia swych
działań i jako że mamy do czynienia z całą serią poszlak, które dowodzą, iż czyny jego
były zaplanowane i dobrze obmyślane (np. dołożenie z jego strony wszelkich starań,
aby Franciszka nie miała już więcej kontaktów z osobami ze wspólnoty, z której został
wydalony). Podstęp, z jakim działał Marek, był dokonany w określonym celu, a
mianowicie w celu poślubienia Franciszki, jak zresztą on sam wyznał w sądzie
(wiedział bowiem, że gdyby prawda wyszła na jaw, narzeczona zostawiłaby go, a w
każdym razie nie doszłoby póki co do ślubu); nie istniały też zresztą po jego stronie
żadne inne przyczyny, dla jakich miałby ukrywać przed nią prawdę. Przedmiot
oszustwa, tzn. uzależnienie od narkotyków, może być uznany za przymiot osoby,
ponieważ jest on stanem, jaki przez długi okres charakteryzuje całość jej życia.
Rzeczywisty nałóg - jak w przypadku Marka - jest też przymiotem, który ze swej natury
może poważnie zakłócić wspólnotę życia małżeńskiego i to zarówno z punktu widzenia
dobra małżonków (wystarczy pomyśleć o zagrożeniach chorobami i to tak poważnymi
jak np. AIDS w wypadku utrzymywania przez małżonka współżycia płciowego z
narkomanem), jak i z punktu widzenia dobra potomstwa, w aspekcie możliwości
zapewnienia im utrzymania oraz należnego wychowania, zważywszy, że każda osoba
będąca

background image

52

nałogowym narkomanem nie jest w stanie uniknąć zachowań, które mogą w sposób
bardzo negatywny wpływać na wychowanie dzieci.

W przypadkach tego typu, zarówno gdy ma się do czynienia z umyślnym

ukrywaniem istniejącego stanu rzeczy, jak i z symulacją w rzeczywistości
nieistniejącego przymiotu, konsultant, zanim zaproponuje zainteresowanym stronom
wystąpienie o stwierdzenie nieważności ich małżeństwa, musi się starać ustalić, czy w
danym przypadku istnieje przynajmniej prawdopodobieństwo występowania
wszystkich elementów przewidzianych przez kan. 1098, jakie składają się na błąd co do
przymiotu spowodowany podstępem.

5. PRZYKŁAD PIĄTY

Barbara to dziewiętnastoletnia dziewczyna, żyjąca w patologicznej rodzinie: jej ojciec
był nałogowym alkoholikiem, natomiast matka, dotknięta ciężką chorobą psychiczną,
zmuszającą ją do okresowych, długich pobytów w specjalistycznych ośrodkach. W
domu brakowało więc harmonii a nawet odrobiny pogodnej atmosfery, brakowało
również pieniędzy. Barbara żyła w ubóstwie, nieustannie zmuszana do wszelakich
wyrzeczeń.

W takiej sytuacji poznała Salwatora, trzydziestoletniego lekarza, który

demonstracyjnie obnosił się ze swymi sukcesami i zamożnością, wzbudzając zazdrość
sąsiadów luksusowym samochodem. Ponieważ Barbara była bardzo ładną dziewczyną,
wpadła w oko Salwatorowi, który zaczął się do niej zalecać. Barbara w gruncie rzeczy
nie była nim jakoś szczególnie zafascynowana, był on o wiele od niej starszy i o wiele
mniej niż ona atrakcyjny fizycznie; jednak po pewnym czasie przywiązała się do niego i
zdecydowała się go poślubić -również i dlatego, że jawił się jako człowiek sukcesu,
zdolny lekarz u początków swej kariery zawodowej; stwarzał więc nadzieję na poprawę
jej warunków życiowych, także w aspekcie ekonomicznym. Barbara otwierając przed
nim serce, zwierzała mu się ze smutnych warunków, również finansowych, w jakich
żyła jej rodzina - narzeczony uspakajał ją, rozbudzając nadzieję na bardziej pogodną
przyszłość.

Po ślubie rzeczywistość okazała się kompletnie odmienna od tej, którą wyobrażała

sobie Barbara. Już wkrótce zostali zmuszeni do zrezygnowania z wynajętego
mieszkania, nie będąc w stanie opłacić czynszu i innych płatności oraz do zamieszkania
z rodzicami Salwatora. Okazało się, że luksusowy samochód był wzięty na raty, których
Salwator nie miał z czego spłacać; również i jego praca w charakterze chirurga
wydawała się nie przynosić żadnych dochodów. W pewnym momencie Barbara, coraz
bardziej podejrzliwa, udała się do swojej dawnej znajomej, o której wiedziała, że
pracuje jako pielęgniarka w szpitalu, w którym rzekomo miał operować Salwator i
poprosiła ją o zorientowanie się w sytuacji. Wynikiem tego dochodzenia było
stwierdzenie faktu, że w całym szpitalu nikt nie zna doktora Salwatora. Przyciśnięty
przez żonę do muru, Salwator zmuszony by! wyznać, że w

background image

53

rzeczywistości nie jest on lekarzem, a tylko studentem medycyny i że do ukończenia
studiów brakuje mu jeszcze kilku egzaminów, a na razie - jak wyjaśni! - znalazł pracę u
swego przyjaciela w charakterze pomocnika dentysty. Barbara poczuła się okpiona i
dogłębnie zawiedziona w swych oczekiwaniach (pogodnego, również pod względem
ekonomicznym, życia), jakie wiązała ze swym małżeństwem i podjęła decyzję odejścia
od Salwatora oraz wystąpienia o stwierdzenie nieważności małżeństwa z powodu
błędu, w jaki została wprowadzona podstępem.

Dochodzenie przeprowadzone w procesie kanonicznym wykazało (na podstawie

zeznań świadków), że faktycznie dla Barbary istotnym elementem, jaki wpłyną! na
podjęcie przez nią decyzji o poślubieniu Salwatora było przekonanie, iż jest on
lekarzem. Zeznania świadków, dokumenty (zostało wykazane, że zatrzyma! się on
praktycznie na samym początku studiów uniwersyteckich), a także zeznania same-go
Salwatora umożliwiły udowodnienie nie tylko faktu, iż nie by! on nigdy lekarzem, ale i
tego, że przez dwa lata narzeczeństwa na codzień oszukiwał Barbarę co do swego
zawodu i swej pracy, a czynił to w ściśle określonym celu, a mianowicie po to, aby jej
nie stracić. Doskonale bowiem zdawał sobie sprawę zarówno z tego, iż jest to dla niej
bardzo ważne, jak i z tego, że poza tym nie ma jej wiele do zaoferowania. Trybunał
uzna!, że oszustwo tego typu może być uznane za, ze swej natury, poważnie
zakłócające wspólnotę życia małżeńskiego, co zresztą w tym konkretnym wypadku
faktycznie miało miejsce.

Przykład ten unaocznia, iż przymiot będący przedmiotem oszustwa musi odgrywać

istotne znaczenie w wyborze małżonka, czyli że musi on być przyczyną udzielenia
zgody małżeńskiej: tylko w tego typu wypadku błąd co do niego może być uznany za
wadę takiej zgody wpływając na jej ważność. Z punktu widzenia dowodowego
przykład wyraźnie pokazuje to, jak rozmaite dane i okoliczności (np. osobiste czy
rodzinne) mogą przyczyniać się do bardziej precyzyjnego zakwalifikowania danej
sytuacji faktycznej.

IV. SYMULACJA ZGODY MAŁŻEŃSKIEJ. POJĘCIA OGÓLNE

Przesłuchując świadków w procesie o nieważność małżeństwa, często można się

spotkać z następującym pytaniem: Dlaczego orzeka się nieważność małżeństwa osoby,
która obecnie przeczy wszystkiemu temu, co swego czasu zadeklarowała uroczyście
podczas przygotowań do małżeństwa, a także podczas samego obrządku ślubu? Czyż
nie ryzykuje się w ten sposób premiowania tego, kto zmienia swe deklaracje w
zależności od tego, co wydaje się mu bardziej dla siebie korzystne? Czyż nie stwarza się
w ten sposób zagrożeń dla stabilności

background image

54

instytucji małżeństwa? I jaki sens ma praca proboszczów zajmujących się
dopuszczeniem kandydatów do zawarcia małżeństwa, jeśli potem orzeczenia
trybunałów negują ich ustalenia?

Są to bardzo ważne pytania, które skłaniają do pogłębienia niezwykle

skomplikowanej dziedziny kanonicznego prawa małżeńskiego (materialnego i
procesowego), a mianowicie dziedziny tzw. symulacji zgody małżeńskiej.

Zanim jednak zajmiemy się tym trudnym zagadnieniem, parę słów tytułem wstępu.
Niniejsze, zresztą bardzo proste opracowanie, zgodnie ze swym tytułem Kiedy

małżeństwo jest nieważne? Poradnik dla duszpasterzy, konsultantów oraz wiernych ma
za zadanie wesprzeć duszpasterzy (a także zainteresowanych świeckich), oferujących
swą pomoc parom, których związki znajdują się w poważnym kryzysie, we wstępnej
weryfikacji mającej umożliwić im ustalenie, czy dana sprawa może stanowić przedmiot
procesu kanonicznego o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Stąd też troska Autora o
przedstawienie tego tematu w sposób prosty i pozbawiony zbędnych szczegółów
„technicznych", ograniczający się do powszechnie przyjętej wykładni prawa
małżeńskiego oraz powszechnie akceptowanego orzecznictwa i rezygnacja z
odwoływania się do wykładni dyskusyjnych, jakie nie są, przynajmniej na razie,
powszechnie podzielane przez doktrynę. Istnieje cały szereg publikacji, które
przedstawiają badania w dziedzinie doktryny i najnowszego orzecznictwa, stanowiące
doskonały materiał dla tych wszystkich, którzy są zainteresowani jakąś szczegółową
problematyką z tej dziedziny, oraz tych, którzy chcieliby prześledzić ewolucję
orzecznictwa czy też perspektywy de iure condendo.

Ze względów praktycznych przy omawianiu zjawiska symulacji zgody małżeńskiej

zamiast przedstawić najpierw temat tzw. symulacji „totalnej" - po krótkim
wprowadzeniu dotyczącym ogólnie fenomenu symulacji - zostanie przedstawiony jeden
z najczęściej występujących (przynajmniej we Włoszech i ogólnie w Europie
Zachodniej) przypadków takiej symulacji, a mianowicie przypadek wykluczenia
potomstwa.

ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO

1) Należy przytoczyć przede wszystkim jedną z podstawowych zasad systemu

małżeństwa kanonicznego: zasadę wywodzącą się z systemu prawa rzymskiego, jaka na
dobre utrwaliła się w prawie kanonicznym w XII i XIII wieku, a zgodnie z którą
małżeństwo powstaje wskutek zgody stron. W myśl tradycji kanonicznej i teologicznej
zgoda małżeńska stanowi „przyczynę sprawczą" małżeństwa. Zasada ta powtórzona
została również w obecnie obowiązującym kodeksie prawa kanonicznego, w którym
kan. 1057 § 1 stanowi matrimoniumfacit partium consensus, czyli „małżeństwo stwarza
zgoda stron". Trzeba podkreślić, że mamy do czynienia nie tylko z teoretyczną zasadą
prawną, ale z zasadą mającą szereg głębokich konsekwencji teologicznych, a także, o ile
tak można

background image

55

to określić, konsekwencji duchowych: wystarczy przypomnieć, że leży ona u podstaw
powszechnie przyjętej w teologii opinii, według której to sami małżonkowie „udzielają
sobie nawzajem sakramentu małżeństwa". Z faktu, iż są oni protagonistami „kontraktu"
małżeńskiego - którego przyczyną sprawczą jest właśnie ich zgoda małżeńska - i że
małżeństwo zawierane między osobami ochrzczonymi zostało podniesione przez Pana
Jezusa do godności sakramentu, wynika bowiem, iż będąc szafarzami kontraktu są oni
również i szafarzami sakramentu.

Czym więc w rzeczywistości jest zgoda małżeńska? Na pytanie to odpowiada sam

Kodeks, który w kan. 1057 § 2 podaje jej definicję: zgoda małżeńska jest aktem woli,
którym mężczyzna i kobieta wzajemnie się sobie oddają w celu stworzenia małżeństwa.
Jak widać, definicja ta jest bogata w treść, pociąga ona za sobą rozmaite konsekwencje,
jakie zostaną tu w skrócie naświetlone.

Definiując konsens małżeński jako akt woli, Kodeks stanowi przede wszystkim, iż

system prawa kanonicznego wymaga do zawarcia małżeństwa dokonania aktu
ludzkiego (actus humanus), a więc aktu opierającego się na dostatecznym
funkcjonowaniu naturalnych zdolności człowieka, takich jak wola i inteligencja. Aby
zawrzeć związek małżeński potrzebne jest więc, gdy chodzi o intelekt, wystarczające
używanie rozumu (kan. 1095 § 1), minimum wiadomości co do istoty małżeństwa (kan.
1096), a także wystarczająca zdolność rozeznania co do obowiązków małżeńskich (kan.
1095 §2). Natomiast jeśli chodzi o wolę, jest potrzebna wystarczająca wolność, tak
wewnętrzna (raz jeszcze kan. 1095 § 2), jak i zewnętrzna (kan. 1103).

Na co jednak nakierowana jest wola małżonków? Czyli, co jest przedmiotem

konsensu małżeńskiego? Prawo kanoniczne w sposób bardzo jasny stanowi, że
bezpośrednim przedmiotem zgody małżeńskiej jest dar z samego siebie. Osoby, które
zawierają związek małżeński, zgodnie z ustawą sese mutuo tradunt et accipiunt (kan.
1057 § 2), czyli wzajemnie się sobie oddają i przyjmują. Sformułowanie to zostało
świadomie wybrane przez prawodawcę w celu oddania, dogłębnie personalistycznego,
znaczenia małżeństwa oraz konsensu małżeńskiego. Jest to wyrażenie, z punktu
widzenia prawniczego, być może niezbyt łatwe do opisania, ukazuje ono jednak jasno
nowe tendencje i nową politykę w dziedzinie małżeńskiej, przyjęte przez nowe
ustawodawstwo. Widać to wyraźnie w porównaniu z definicją zgody małżeńskiej, jaką
przewidywało poprzednie ustawodawstwo, a ściślej rzecz biorąc kan. 1081 § 2 Kodeksu
Prawa Kanonicznego z 1917 roku: również i w nim, z punktu widzenia podmiotowego,
konsens definiowany był jako akt woli; natomiast z punktu widzenia przedmiotowego
był on przedstawiony jako nakierowany na wymianę pomiędzy małżonkami (czy,
poprawniej, na ustanowienie) „wyłącznego i trwałego

prawa do ciała

w

ukierunkowaniu na akty przez się zdolne do zrodzenia potomstwa".

Błędnym byłoby jednak interpretować tę normę w sposób zawężający, uznając na

przykład, że była ona nakierowana wyłącznie na akty prokreacji (w rzeczywistości
tworzy ona ściśle określone i ograniczone co do zakresu swego

background image

56

wykonywania prawo); czy też twierdząc, że stanowi ona dowód na lansowanie
biologicznej koncepcji małżeństwa - oznaczałoby to bowiem wyjęcie jej z kontekstu i
tradycji prawa kanonicznego. Jeszcze bardziej nieprawidłowym byłoby przedstawianie
powyższej definicji przedmiotu zgody małżeńskiej w opcji zerwania - a nie kontynuacji
- z linią wytyczanej przez definicję obecnie obowiązującą, jako że „prawo do ciała" (ius
in corpus),
istniejące w aspekcie wyłączności i trwałości aktów przez się zdolnych do
zrodzenia potomstwa, a więc to, o którym mowa w Kodeksie z 1917 roku, w świetle
analizy jurydycznej, wchodzi niewątpliwie w zakres pojęcia „daru z samego siebie",
występującego w aktualnie obowiązującym ustawodawstwie. Pewne jest natomiast, iż
prawodawca z 1983 roku, decydując się na niepowtarzanie w sposób automatyczny
sformułowania zawartego w poprzedniej kodyfikacji, pragnął uwypuklić aspekt
interpersonalny przedmiotu zgody małżeńskiej, w którego zakres wchodzi także dar z
własnej osoby w aspekcie fizycznym.

Analiza przedmiotu konsensu małżeńskiego nie może jednak poprzestać na

przedmiocie, by tak rzec, materialnym (co jest darem = osoby współmałżonków); ale
musi też wziąć pod uwagę jego przedmiot formalny (czyli to, w jakim celu jest
dokonywany ten dar). Norma prawa kanonicznego stanowi, iż celem interpersonalnego
daru małżeńskiego jest stworzenie małżeństwa: zgodnie ze stwierdzeniem zawartym w
kan. 1057 § 2 strony kontraktu wzajemnie się sobie oddają w celu stworzenia
małżeństwa {ad constituendum matrimonium). Jest to niezwykle istotny przepis
odnoszący się do przedmiotu zgody małżeńskiej: stanowiąc, iż wola małżeńska musi
być nakierowana na stworzenie małżeństwa, sprawia on - przynajmniej w zakresie
prawa kanonicznego - że istotne elementy tej instytucji nie mogą różnić się od
elementów przewidzianych przez normy tego systemu. Tak więc akt woli stron, które
zamierzają doprowadzić do powstania małżeństwa kanonicznego, musi zaakceptować,
przynajmniej w sposób domniemany (a w każdym razie nie może ich odrzucić), zasady
koncepcji małżeństwa takie, jakie zdefiniowane zostały przez system prawa
kanonicznego, a mianowicie to, iż jest ono: utworzeniem wspólnoty całego życia,
wyłącznej i trwałej, nakierowanej na dobro małżonków oraz na zrodzenie i wychowanie
potomstwa, mającej dla ochrzczonych godność sakramentu (por kan. 1055 i kan. 1056).

2) Kolejna podstawowa zasada kanonicznego systemu prawa małżeńskiego jest

zawarta w kan. 1101 § 1.

Kanon ten ustala regułę ogólną, która staje się podstawą wykładni przepisów

regulujących instytucję małżeństwa oraz równocześnie ważną gwarancją pewności
stosunków prawnych. Jest to zasada, zgodnie z którą to wszystko, co dana osoba
deklaruje jako zgodne ze swą wolą, jest takim w rzeczywistości. A konkretniej: kiedy
osoba deklaruje, że chce zawrzeć kościelny związek małżeński, poddaje się
odpowiedniej weryfikacji i bierze ślub kościelny, należy uznać, że rzeczywiście chce
ona zawrzeć taki związek oraz że akceptuje

background image

57

(przynamniej w sposób domniemany) wszystkie istotne elementy i cechy
charakteryzujące małżeństwo w rozumieniu systemu prawa kanonicznego.

To domniemanie zgodności między wolą wyrażoną a wolą wewnętrzną podmiotu

(wolą rzeczywistą) może być łatwiej zrozumiałe, jeśli pozna się jej dogłębne racje. Jest
ono nie tylko przejawem logiki wynikającej z doświadczenia odnoszącego się do
stosunków międzyludzkich („muszę uznać, że osoba X rzeczywiście chce tego, o co
mnie prosi"); nie jest ono też jedynie regułą prawną gwarantującą pewność stosunków
prawnych we wspólnocie ludzkiej („uznaję za rzeczywiście ożenionych tych, którzy
wzięli ślub"); jest ono natomiast, jeśli nie przede wszystkim, potwierdzeniem i
konkretyzacją szacunku i zaufania, jakie Kościół żywi dla osoby ludzkiej, zwłaszcza
wówczas, gdy dysponuje ona sobą w sposób uroczysty, podejmując wybory życiowe
decydujące dla całej jej egzystencji, jak na przykład wybór powołania małżeńskiego i
uświęcenie go w kościelnym obrządku ślubnym.

3) Należy też pamiętać, iż Kościół w pierwszym rzędzie jest zainteresowany (co

uwidacznia się też w jego systemie prawnym) zagwarantowaniem jednostkom oraz całej
wspólnocie możliwości kierowania się ku celom nadprzyrodzonym, stawiając
człowieka w obliczu jego własnej odpowiedzialności i obiektywnej prawdy o nim
samym. Pozwala to na lepsze zobrazowanie zawartości kan. 1101 § 2: uczynienie
domniemania zawartego w § 1 tego kanonu (czyli tego, zgodnie z którym wola
zadeklarowana jest uznawana za odpowiadającą woli rzeczywistej) bezwzględnie
obowiązującym, oznaczałoby stworzenie czysto formalnej pewności stosunków
prawnych, co pociągałoby za sobą nieodwołalną konieczność uznania za ważne
małżeństw, które w rzeczywistości nimi nie są. Obiektywna rzeczywistość musi
przeważać nad czysto formalną pewnością. Stąd też ustawodawstwo przewiduje, iż
domniemanie zawarte w kan. 1101 § 1 musi być uznane za domniemanie usuwalne,
czyli takie, które dopuszcza przeciwdowód.

I tak, kan. 1101 § 2 stanowi, iż możliwe jest dowiedzenie, że strona zawierająca

związek małżeński - pomimo składanego przez siebie w momencie zawierania
małżeństwa oświadczenia - w tym samym momencie pozytywnym aktem woli
wykluczała samo małżeństwo albo jakiś istotny element małżeństwa (skierowanie na
dobro małżonków i na zrodzenie i wychowanie potomstwa), albo jakiś istotny jego
przymiot (jedność-wierność, nierozerwalność, sakramentalność).

W takim wypadku, czyli kiedy pozytywny akt woli byłby skierowany przeciwko

takim podstawowym aspektom instytucji małżeństwa, przymierze małżeńskie byłoby
nieważne jako nieopierające się na autentycznej zgodzie małżeńskiej: akt taki nie byłby
bowiem skierowany na stworzenie małżeństwa w rozumieniu systemu prawa
kanonicznego (należy przypomnieć dokonane powyżej omówienie kan. 1057 § 2, a
zwłaszcza kwestii dotyczącej „materialnego" i „formalnego" przedmiotu przymierza
małżeńskiego), ale na coś zupełnie od niego odmiennego.

background image

58

4) Ewentualna przyczyna nieważności małżeństwa tego typu, skrótowo tu opisana,

jest powszechnie nazywana, nie tyle przez prawo, ile przez praktykę, symulacją. Nazwa
ta niekoniecznie wskazuje na fakt zaistnienia „złej wiary" osoby, która swym aktem
woli czyni małżeństwo nieważnym (w tego typu sytuacjach nie zawsze bowiem mamy
do czynienia z działaniem w złej wierze: strona mogłaby na przykład działać pod
wpływem błędu niemożliwego do uniknięcia, anulującego winę moralną), ile raczej na
fakt obiektywnej i zasadniczej rozbieżności pomiędzy tym, co zostaje uzewnętrznione
poprzez deklarację (akceptacja małżeństwa kanonicznego) a rzeczywistą wolą
podmiotu, którą, w tym wypadku, odrzuca on to małżeństwo albo w sposób totalny,
albo też w odniesieniu co do niektórych jego podstawowych elementów.

Stąd też, z punktu widzenia systematyki, symulacje zostały umieszczone wśród wad

konsensu małżeńskiego. Tego typu pseudokonsens jest nie tylko dotknięty wadą na
skutek zaistnienia faktu w stosunku do niego, można by tak rzec, „zewnętrznego" (jak
na przykład w omówionym już poprzednio przypadku bojaźni), ale oczywiście sam w
sobie jest on niewystarczający do stworzenia małżeństwa.

Przy tej okazji należy podkreślić, że norma prawa kanonicznego stanowi, iż dla

zaistnienia symulacji konsensu niezbędny jest pozytywny akt woli. Co to oznacza?
Znaczy to, że akt symulacji musi być prawdziwą decyzją, inaczej mówiąc,
„kontrakonsensem", czyli aktem woli o tej samej sile co konsens. Jedynie bowiem w
tym wypadku może on przeciwstawić się konsensowi i niejako „sparaliżować" jego
skuteczność. Również papież Jan Paweł II, w jednym ze swoich przemówień
skierowanych do apostolskiego trybunału Roty Rzymskiej (przemowa ma wartość co
najmniej ogólnej wskazówki, zważywszy, iż rolą Roty, zgodnie z art. 126
obowiązującej konstytucji Kurii rzymskiej, jest przyczynianie się do ujednolicania
orzecznictwa kanonicznego) potwierdził, iż aby w danym wypadku można było mówić
o symulacji konsensu małżeńskiego, koniecznym jest występowanie pozytywnego aktu
woli (por. AAS 85 /1993 /1259).

W celu lepszego wyjaśnienia tej koncepcji posłużymy się tu kilkoma przykładami.

Zawartość przepisu normy może być przedstawiona w następujący sposób: za
pozytywny akt woli nie może być uznany zwykły brak woli czy akt woli czysto
negatywny, jak na przykład akt, w którym stwierdza się: „nie chcę się żenić, żenię się
niechętnie, nie zamierzam mieć dzieci...". Akt pozytywny woli musi być raczej intencją,
jaka może być wyrażona mniej więcej w następujący sposób: „chcę nie zawrzeć
związku małżeńskiego (pomimo uczestniczenia w ceremonii), chcę nie mieć dzieci
(pomimo składanej deklaracji o ich przyjęciu)" itp. Oczywiście, w praktyce często
trudno jest dokonać rozróżnienia pomiędzy rozmaitymi stopniami intensywności woli,
jednak w aspekcie ogólnym intencje omawianej normy kanonicznej wydają się
wystarczająco jasne.

background image

59

Kolejną możliwością precyzyjniejszego zobrazowania pozytywnego aktu woli jest

odróżnienie go od czynników, jakie przynależą do innych płaszczyzn osobowości, jak
na przykład inteligencja: a więc czynników takich jak: błędy (np.: „myślę, że
małżeństwo jest rozwiązywalne"), albo przewidywania („obawiam się, że nasze
małżeństwo może być nieudane i skończy się tak, iż się rozstaniemy") albo też uczucia
czy stany ducha („Zawieram małżeństwo bez wielkich uczuć", „zawieram małżeństwo
z niepewnością"); wszystkie te czynniki bez wątpienia mogą, ale wcale nie muszą mieć
wpływu na wolę osoby. Oczywiście to, co zostało tu powiedziane, nie ma na celu
negowania zasady antropologicznej jedności osoby ludzkiej, czyli znanej wszystkim z
doświadczenia reguły, zgodnie z którą działamy zazwyczaj na bazie naszych myśli i
uczuć; tym niemniej wydaje się możliwym a czasami, jak w tym wypadku, przydatnym
i należnym - dokonanie odróżnienia pomiędzy rozmaitymi aspektami i funkcjami
ludzkiego działania i przypisanie tego, tak ważnego, zjawiska, jakim jest symulacja
zgody małżeńskiej, sferze pełnej odpowiedzialności prawnej i moralnej czyli sferze
woli.

5) Po dokonaniu uważnej analizy tekstu kan. 1101 § 2 rodzi się pytanie dotyczące

rodzaju form symulacji. Norma wskazuje bowiem, choć czyni to w sposób jedynie
ogólnikowy, na istnienie rozmaitych możliwych przedmiotów symulującego aktu woli.

Aktualny tekst ustawy podkreśla przede wszystkim istnienie możliwości

wykluczenia samego małżeństwa (matrimonium ipsum). Ten typ symulacji bywa
powszechnie określany, w doktrynie i w orzecznictwie, mianem symulacji całkowitej.
Formą tą - choć ze swej natury jest ona najbardziej radykalną formą symulacji -
zważywszy, iż jest ona statystycznie najrzadziej występującą, zajmiemy się w dalszej
części naszej książki. Orzecznictwo przytacza rozmaite formy, w jakich może
występować taka symulacja: w tym momencie ograniczymy się jedynie do
stwierdzenia, iż najczęściej realizuje się ona w woli wykluczenia zawarcia
prawdziwego związku małżeńskiego, wykluczając akceptację drugiej osoby jako
współmałżonka oraz wyłączając wynikające z zawarcia małżeństwa obowiązki
wiążące na płaszczyźnie moralnej i prawnej.

Norma przewiduje także możliwość wykluczenia aktem woli „istotnego elementu"

lub „istotnego przymiotu" małżeństwa: przypadki takie noszą nazwę symulacji
częściowej. Są to przypadki, gdzie osoba może nawet mieć wolę zawarcia małżeństwa,
ale nie akceptuje ona, w całej pełni, kanonicznej koncepcji małżeństwa, a co więcej
wyklucza jakiś jego aspekt, jakąś część. Stąd też taka symulacja jest określana mianem
częściowej.

Wspominaliśmy już powyżej, co należy rozumieć przez podstawowe cechy

małżeństwa: nierozerwalność, jedność-wierność (chyba że chce się traktować wierność
jako przynależną do sfery „dobra małżonków"), sakramentalność małżeństwa (chyba,
że chce się ją zakwalifikować do dziedziny symulacji tzw. totalnej). Problematyka
wykluczenia godności sakramentalnej małżeństwa oraz zagadnienia jej systemowej
kwalifikacji zostały dokładnie przeanalizowane w

background image

60

innym naszym opracowaniu, stąd też kwestia ta zostanie tu potraktowana w sposób
skrajnie skrótowy.

Wspominaliśmy już też, co należy rozumieć przez podstawowe elementy

małżeństwa: jego ukierunkowanie na zrodzenie i wychowanie potomstwa oraz na dobro
małżonków. To ostatnie pojęcie zostało wprowadzone do przepisów prawa
kanonicznego dopiero niedawno, stąd też jest jeszcze nadal w toku refleksja dotycząca
jego treści, a zwłaszcza jego prawnej wymagalności: wydaje się raczej pewne, że
sprowadzają się do niego tzw. cele drugorzędne istniejące w poprzednim
ustawodawstwie (por. kan. 1013 § 1 Kodeksu z 1917), a zatem wzajemna pomoc i
remedium na pożądliwość. W tym ostatnim pojęciu mogłaby się mieścić możliwość
prowadzenia uporządkowanego i zgodnego z naturą oraz moralnością życia
seksualnego, jakie, w opinii części doktryny, prowadziłoby do przynajmniej minimalnej
integracji psychoseksualnej. Co do innych możliwych treści zawartych w koncepcji
dobra małżonków („podstawowe relacje międzyludzkie", „prawo do wspólnoty życia")
debata pozostaje nadal otwarta i nie widać, jak na razie, jej końcowych rezultatów.

Jeśli chodzi o rozmaite formy symulacji konsensu małżeńskiego, należy jeszcze

wspomnieć, że niektórzy teoretycy i praktycy prawa opierając się na fakcie, iż skutkiem
każdej symulacji jest uczynienie konsensu nieskutecznym, a przez to małżeństwa
nieważnym, negują celowość (czy przynajmniej użyteczność) rozróżniania między
symulacją częściową a całkowitą. Niemniej tradycja oraz względy o charakterze
praktycznym sprawiają, iż przeważa opinia o konieczności przyjęcia i stosowania
takiego rozróżnienia. Jako przykład wystarczy przypomnieć, iż w wypadku symulacji
całkowitej osoba symulująca, siłą rzeczy, zdaje sobie sprawę ze swej intencji
niezawarcia małżeństwa, a więc nieważności zawieranego przez się związku (choć
bynajmniej nie musi to być refleksja operująca terminami prawniczymi), podczas gdy w
przypadku symulacji częściowej wola wykluczenia jakiegoś istotnego elementu czy
przymiotu małżeństwa (np. posiadania dzieci) może iść w parze z wolą zawarcia
małżeństwa, jako że osoba zainteresowana może nie orientować się co do braku
skuteczności swej wadliwej zgody małżeńskiej. Są to jednak zagadnienia czysto
teoretyczne, niemające wielkiego znaczenia dla duszpasterskiego profilu, jakie
nadaliśmy refleksjom zawartym w tym naszym opracowaniu.

6) Przed przystąpieniem do analizy najczęściej występujących typów symulacji

konsensu małżeńskiego celowym jest zobrazowanie problemu możliwości
przeprowadzenia dowodu sądowego w tym zakresie.

Jest to problem delikatny, który dotyczy generalnie wszystkich możliwych form

symulacji, dlatego też zostanie tu omówiony w odniesieniu do każdej z nich.

Jego delikatność wynika już z samej koncepcji symulacji, która jest, jak już

wspomniano, pozytywnym aktem woli przeciwstawiającym się albo samemu
małżeństwu, albo też jakiemuś z jego istotnych elementów lub istotnych przymiotów.
Taki akt woli jest jednak, z wyboru, aktem wewnętrznym, znanym

background image

61

bezpośrednio i w całej pełni jedynie samemu zainteresowanemu oraz Panu Bogu. Tak
więc przedmiotem dowodu w wypadku symulacji konsensu małżeńskiego jest co
prawda fakt realny, lecz wewnętrzny, jaki ze swej natury wymyka się percepcji osób
trzecich, również i tych, które mają wydać swój osąd w tej sprawie.

Lecz choć tak jest, to pamiętać należy, że prawdą jest również to, że wola ludzka

często manifestuje się zewnętrznie. Zazwyczaj odbywa się to na dwa sposoby: albo
przez słowa, poprzez które osoba wyraża swe intencje, to czego chce; albo też przez
czyny, które, jak naucza w swej mądrości jurysprudencja, są często bardziej elokwentne
niż same słowa (verbis eloquentiora).

To właśnie w tych dwóch aspektach może odbywać się przeprowadzenie dowodu: na

drodze zwanej powszechnie bezpośrednią oraz drugiej, zwanej pośrednią.

Dowód bezpośredni to ten, jaki rekonstruuje wolę zainteresowanego z momentu

zawarcia małżeństwa, poszukując jej przejawów werbalnych. Osoba mogła bowiem
wspomnieć o swych decyzjach, dotyczących na przykład posiadania dzieci czy
wierności małżeńskiej innym osobom, które mogą złożyć odpowiednie zeznania
podczas postępowania dowodowego w sądzie. Oczywiste jest, że zeznania takie muszą
być oceniane w powiązaniu z innymi parametrami, jak na przykład: czas, w którym
uzyskały one informacje tego typu (im bliżej ślubu były uzyskane, tym większą mają
one wartość); typ dyskusji, do jakich się odnoszą (czym innym jest, jeśli dane osoby
słyszały tylko jakieś fragmenty wypowiedzi zainteresowanego czy np. przechwałki, a
czym innym, jeśli przeprowadziły z nim gruntowne dyskusje); możliwość konfrontacji z
innymi osobami, które też były świadkami tych dyskusji i mogą je potwierdzić;
wiarygodność konkretnego świadka, który może być na przykład osobą dobrze znaną
księżom czy zakonnikom i mogą oni ją potwierdzić.

Dowód pośredni polega natomiast na rekonstrukcji woli osoby zainteresowanej na

drodze rozumowania logicznego, wyprowadzając wnioski na podstawie faktów i
okoliczności o charakterze poszlak. Trzeba pamiętać, że zgodnie z ustawą (por. kan.
1586), dowody poszlakowe muszą się opierać na faktach pewnych i określonych,
pozostających w bezpośrednim związku z przedmiotem dowodzenia: innymi słowy, aby
dana rzecz mogła być uznana za udowodnioną, a zatem, aby mogła ona stanowić
podstawę dla konstrukcji domniemań sądowych, nie wystarczy, iż jedna ze stron czy
świadek stwierdzają jakiś fakt: rzecz ta musi być naprawdę pewna, szczegółowo opisana
oraz związana z wolą zainteresowanego, będącą przedmiotem rekonstrukcji. Jakie więc
fakty mogą mieć wartość poszlaki?

W przypadkach symulacji szczególną wartość odgrywa tzw. causa simulandi

(przyczyna symulacji), to znaczy powód, dla którego określona osoba postąpiła w ten
określony sposób. Innymi słowy, szczególną wartość dowodową ma obecność logicznej
pobudki postępowania, jakie zamierza się udowodnić. Im silniejsza jest ta pobudka,
nawet tylko subiektywnie, tym bardziej jest

background image

62

prawdopodobne, że symulacja ta rzeczywiście miała miejsce. I tak na przykład: osoba,
która wiedziałaby, że jest obciążona poważnym schorzeniem genetycznym, miałaby
silną, konkretną i wiarygodną pobudkę do tego, aby nie chcieć mieć dzieci. Trzeba
jednak podkreślić, iż istnienie pobudki samo w sobie daje jedynie możliwość, a nie
dowód występowania symulacji, w przeciwnym razie promowałoby się
deterministyczną i mechanistyczną wizję ludzkiego działania, jaka neguje
odpowiedzialność osobistą za swe czyny. Byłoby tak, gdyby trybunał - przy braku
innych, prawdziwych potwierdzeń faktów -rozumował na przykład w następujący
sposób: „Dowiedzione jest, że X był egoistą, osobą nieodpowiedzialną, mającą trudne
dzieciństwo i nieczułych rodziców, a zatem... nie mógł chcieć mieć dzieci, a więc
wykluczył posiadanie potomstwa". Nasuwa się tu trochę żartobliwy, ale, uważam, celny
komentarz: nawet w kryminałach nie zawsze ten, kto miał najsilniejsze pobudki,
okazuje się winnym.

W skład poszlak zazwyczaj zalicza się też tzw. causa contrahendi (przyczynę

zawarcia małżeństwa), czyli powód, dla którego osoba, symulująca konsens, zawarła
małżeństwo: im bowiem „mniej wartościowa" (z punktu widzenia moralnego i
chrześcijańskiego) była przyczyna, dla jakiej osoba ta wstąpiła w związek małżeński
(interes, naciski osób trzecich czy środowiska, „zadośćuczynienie"...), tym bardziej
prawdopodobna jawi się możliwość symulacji. Im bardziej natomiast autentyczne i
szczere były pobudki zawarcia małżeństwa (np. wzajemna miłość, jednak nie w
znaczeniu czystego przyciągania uczuciowego), tym mniej prawdopodobna staje się
symulacja.

Szczególną rolę odgrywają też okoliczności, zarówno poprzedzające ślub, jak i te z

nim związane, a także okoliczności dotyczące późniejszego życia małżeńskiego w jego
konkretnym wymiarze. I tak, na przykład, jeśli w okresie narzeczeństwa miały miejsce
kłótnie między narzeczonymi, ich zerwania, ostre dyskusje, wątpliwości, bardziej
prawdopodobne będzie istnienie zastrzeżenia co do nierozwiązalności małżeństwa, niż
miałoby to miejsce, gdyby narzeczeństwo to było sielankowe. Lub też jeśli w dzień
ślubu jedno z małżonków okazywało smutek czy niechęć, będzie to mogło stanowić
logiczną poszlakę (choć ze swej natury bardzo ogólną) jego miłości do innej osoby (w
zakresie

ewentualnego

dowodu

wykluczenia

wierności).

Podobnie

fakt

systematycznego stosowania w okresie małżeństwa środków antykoncepcyjnych czy
dokonywania przerywania ciąży będą logicznymi przesłankami odrzucenia posiadania
potomstwa.

Przypomnieć tu należy, gwoli lepszego sprecyzowania, iż obie wskazane drogi

dowodowe - bezpośrednia i pośrednia - są normalnie realizowane w sposób łączny, w
tym sensie, iż Sędzia zazwyczaj wyrabia sobie opinię na temat sprawy, w jakiej ma
orzekać, zarówno studiując zeznania świadków, jak i analizując poszlaki oraz
okoliczności.

Dobrze jest też pamiętać, iż przedstawiony schemat postępowania dowodowego ma

jedynie pomóc Sędziemu. Nie jest schematem do mechanicznego i przymusowego
stosowania, jako że każdy ludzki przypadek, a

background image

63

więc także każdy przypadek małżeński, jest wyjątkowy i specyficzny. Dlatego też w
konkretnych postępowaniach dowodowych mogą występować rozmaite proporcje
pomiędzy poszczególnymi elementami ich tradycyjnego schematu: w niektórych
sprawach wystarczające będą zeznania nielicznych świadków (jeśli są oni dobrze
poinformowani i pewni), w innych potrzeba ich będzie wiele (ponieważ, np., znają oni
tylko pewne szczegóły, a więc żeby zrekonstruować sprawę, potrzebne będzie
współdziałanie wielu świadków); w niektórych przypadkach okoliczności będą jawić
się jako jednoznaczne, w innych natomiast, mimo obecności elementów
przemawiających za nieważnością małżeństwa, jako niejasne itd.

Na koniec należy jeszcze przypomnieć, iż obecnie obowiązujący kanoniczny system

procesowy, w celu możliwie jak najpełniejszego dostosowania „prawdy procesowej"
do „prawdy efektywnej", zezwala na zastosowanie we wszystkich sprawach tzw.
moralnego środka dowodowego, wyprowadzonego z kan. 1536 § 2 i kan. 1679. Opiera
się on na wiarygodności samych stron oraz odnalezieniu poszlak i okoliczności, jakie w
sposób niepodważalny potwierdziłyby w całej pełni (omnino) oświadczenia złożone w
postępowaniu sądowym. Również i ten temat został dokładnie omówiony w
oddzielnym opracowaniu.

V. WYKLUCZENIE POTOMSTWA

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO

Obecnie zajmiemy się formami symulacji, według statystyk, najczęściej
występującymi w naszym społeczeństwie. Rozpoczniemy więc nasze rozważania od
omówienia problematyki wykluczenia potomstwa. Kulturowym i socjalnym tłem tego
problemu jest, odnotowywany już od wielu lat, ujemny przyrost naturalny włoskiej
populacji.

Doktryna katolicka uznaje, iż małżeństwo, według norm prawa naturalnego, jest

nakierowane na prokreację: opinia ta została potwierdzona zarówno przez
ustawodawstwo kanoniczne (kan. 1055 § 1), jak i przez najbardziej autorytatywne
opinie Magisterium ostatnich dziesięcioleci, wśród których można wymienić
konstytucję duszpasterską Gaudium et Spes Soboru Watykańskiego II (przede
wszystkim n. 50 i 51), czy list apostolski Jana Pawła II Familiaris consortio dotyczący
zadań rodziny we współczesnym świecie.

Powyższy, stały element nauczania Kościoła, został przeszczepiony na grunt

regulacji prawnej, i tak, kan. 1013 § 1 Kodeks z 1917 roku ustalił, iż podstawowym
celem małżeństwa jest prokreacja i wychowanie potomstwa; kan. 1081 § 2 uznał, iż
przedmiotem zgody małżeńskiej jest wyłączne i dozgonne prawo do ciała w
odniesieniu do aktów przez się zdolnych do zrodzenia potomstwa; natomiast kan. 1086
§ 2 stanowi, iż nieważnym jest małżeństwo

background image

64

osoby, która pozytywnym aktem woli wyklucza omne ius ad coniugalem actum, czyli w
pełni neguje prawo współmałżonka do takiego sposobu realizowania daru z własnej
osoby.

Ta

rygorystyczna,

koherentna

regulacja

normatywna

obowiązywała

w

ustawodawstwie kanonicznym w materii wykluczenia potomstwa przez wiele
dziesięcioleci. Jej praktyczna aplikacja oraz związana z nią refleksja doktryny
uwidoczniły jednak szereg problemów związanych z jej wykładnią. Przypomnimy tu
jeden z ważniejszych.

Jest nim pytanie o zakres takiej symulacji. Norma, jaka bezpośrednio regulowała to

zagadnienie (wspomniany już kan. 1086 § 2) wyrażała się w sposób bardzo precyzyjny:
ten, kto wyklucza całkowicie prawo do aktów małżeńskich, zawiera małżeństwo
nieważnie. Nasuwała się tu jednak bardzo istotna wątpliwość: czy zawiera małżeństwo
nieważnie również i taka osoba, która - choć nie odmawiając współmałżonkowi prawa
do aktów nakierowanych na prokreację - zastrzega sobie, iż przy pomocy środków
antykoncepcyjnych uczyni je nieskutecznymi? A osoba, która zastrzega sobie
możliwość zdecydowania się, w razie czego, na aborcję? A taka, która sobie obiecuje, że
po ewentualnych narodzinach pozwoli umrzeć potomstwu - nie interesując się nim?

Pewna część doktryny i orzecznictwa usiłowała rozwiązać ten problem, budując

teorię o dwoistej podstawie normatywnej nieważności małżeństwa na skutek
wykluczenia potomstwa: pierwsza z nich została przewidziana przez, wspomniany
dopiero, kan. 1086 § 2, który uznaje za przyczynę nieważności małżeństwa odmówienie
współmałżonkowi prawa do aktów przez się zdolnych do zrodzenia potomstwa; druga
natomiast daje się wywnioskować z kan. 1013 § 1, który nakłada sankcję nieważności
na każdy (w jakkolwiek sposób byłby on realizowany) przypadek negacji zasady
prokreacyjnego celu małżeństwa. Teoria ta była jednak przedmiotem licznych
kontestacji, a to z wielu przyczyn: jedną z nich było to, iż zakładała ona istnienie sankcji
unieważniającej, mimo iż ta nie była w sposób wyraźny przewidziana przez normy
prawa pozytywnego (sankcji wywnioskowanej na podstawie kan. 1013 § 1, mówiącego
o prokreacyjnym celu małżeństwa); dlatego też, jak zobaczymy już wkrótce,
znowelizowany Kodeks operuje pojęciami, które umożliwiają przezwyciężenie
wspomnianych trudności interpretacyjnych.

Kodeks z 1983 roku, kształtując prawną strukturę instytucji małżeństwa, porzucił

bowiem terminologię „celu" małżeństwa: w tematyce dotyczącej potomstwa stwierdza
on jedynie, że instytucja małżeństwa ze swej natury ( i n d o l e sua naturali) skierowana
jest ku zrodzeniu i wychowaniu potomstwa (por. kan. 1055 § 1). Odmienna od
poprzedniej regulacji kodeksowej jest również regulacja przedmiotu konsensu
małżeńskiego: przedmiotem tym nie jest już wyłączne i dozgonne prawo do ciała w
odniesieniu do aktów przez się zdolnych do zrodzenia potomstwa, ale jak już
wspominaliśmy, komentując kan. 1057 § 2, dar z samego siebie w celu stworzenia
małżeństwa. Odmienne jest też sformułowanie dotyczące ewentualnej symulacji
odnoszącej się do materii

background image

65

potomstwa: nie wspomina się już o negacji prawa do aktów małżeńskich (omne
ius ad coniugalem actum),
ale przewiduje się,
o wiele bardziej generalne i zrozumiałe, wykluczenie „istotnego elementu" małżeństwa.

Powyższe sformułowania kodeksowe skłaniają nas do stwierdzenia, iż w

omawianym przez nas przypadku to właśnie naturalne nakierowanie małżeństwa na
prokreację, owa „strukturalna płodność" wpisana w samą naturę małżeństwa i
seksualności musi być uznawana za podstawowy przedmiot symulacji, niezależnie od
tego, w jaki sposób byłaby ona udaremniana: czy to przez odmowę spełniania aktów
intymnych; czy to przez spełnianie aktów intymnych, lecz nie małżeńskich, ponieważ
programowo zapobiegających ciąży; przez postanowienie dokonania przerwania
ewentualnej ciąży; czy też przez zadanie śmierci narodzonym dzieciom, pozostawiając
je własnemu losowi.

Jak więc widać, bynajmniej nie wszystkie nadużycia w sferze seksualnej ani też nie

wszystkie czyny skierowane przeciwko życiu poczętemu, czy też już narodzonemu
powodują nieważność małżeństwa. Przyczyną takiej nieważności jest bowiem tylko
wykluczenie zasady strukturalnej płodności małżeństwa oraz prawa współmałżonka do
aktów umożliwiających jej realizację. Tak jak twierdzili też klasycy myśli
chrześcijańskiej (jak np. św. Tomasz z Akwinu), istotnym dla nieważności małżeństwa
jest jedynie takie wykluczenie potomstwa, które odnosi się do intentio prolis, czyli do
wewnętrznej otwartości, dyspozycyjności co do posiadania potomstwa, czyli takie,
które odnosi się do samej zasady posiadania potomstwa (in suis principiis).

Pamiętać trzeba, iż nawet takie wykluczenie (a więc wykluczenie potomstwa co do

samej zasady oraz odmawianie współmałżonkowi aktów zdolnych do jego zrodzenia)
samo w sobie nie przesądza o nieważności małżeństwa; aby rzeczywiście było ono
przyczyną nieważności małżeństwa, musi bowiem, przynajmniej w sposób wirtualny
(tzn. pod postacią faktycznie powziętej i nieodwołanej decyzji), funkcjonować w woli
podmiotu w momencie zawierania ślubu. Natomiast wszelkie decyzje powzięte już po
zawarciu małżeństwa, nawet jeśli realnie wykluczałyby one potomstwo (jak np. decyzje
typu: „nasze małżeństwo się nie układa, nie chcę więc mieć dzieci, aby nie cierpiały w
razie jego rozpadu"; „mój mąż jest ciężko chory, wykluczam więc zajście z nim w ciążę,
aby nie powoływać na świat dzieci, które w bliskiej już perspektywie zostałyby
sierotami"), nie mają znaczenia dla ważności małżeństwa, jako że nie wpływają one na
zgodę małżeńską, prawidłowo i integralnie udzieloną w momencie zawierania ślubu.

Przedstawione tu, w zarysie, zagadnienie może pomóc w rozstrzyganiu niektórych

przypadków, przy okazji których pojawiają się rozmaite trudności interpretacyjne oraz
problemy w dziedzinie stosowania norm. Uwzględniając cele niniejszego opracowania,
zostaną tu one naszkicowane syntetycznie, w sposób jak najprostszy.

background image

66

Trudności mogą zrodzić się na tle konieczności rozróżnienia pomiędzy zwykłym

odroczeniem posiadania potomstwa a jego rzeczywistym, czasowym wykluczeniem.
Osoba, która odracza posiadanie potomstwa, odkłada je jedynie na jakiś czas (np. na
pierwsze dwa czy trzy lata po ślubie), nie jest jednak przeciwna jego posiadaniu i
zaakceptuje je, gdyby okazało się, że jednak jest ono w drodze; w ten sposób, co do
zasady, nie neguje ona prokreacyjności małżeństwa ani w aspekcie celu, ani też
środków. Ten natomiast, kto wyklucza potomstwo, choćby tylko czasowo, neguje w
tym czasie możliwość prokreacji i nie uznaje prawa współmałżonka do aktów przez się
zdolnych do zrodzenia potomstwa; w praktyce ucieka się on na przykład do stosowania
środków antykoncepcyjnych o wysokim wskaźniku pewności (abstrahując od ich
moralnej dopuszczalności), a czasami nie wyklucza też możliwości przerwania ciąży,
gdyby przypadkiem miała ona miejsce. W praktyce niekiedy trudno rozróżnić te dwie
postawy, choć niewątpliwie występują pomiędzy nimi obiektywne różnice i to zarówno
na płaszczyźnie logicznej, jak i prawnej.

Podobnie też często nie jest łatwo rozróżnić odroczenie prokreacji od jej tzw.

warunkowym wykluczeniem. W uproszczeniu: ten, kto jedynie odracza na jakiś czas
posiadanie potomstwa, ogranicza się do podjęcia decyzji typu: „chcę mieć dzieci, ale
uważam, że nie jest to odpowiedni moment", wybierając w tym celu środki
dopuszczalne z moralnego punktu widzenia; kto natomiast warunkowo wyklucza
posiadanie potomstwa, postanawia: „teraz nie chcę mieć dzieci; zastrzegam sobie
jednak możliwość zmiany decyzji w razie zaistnienia konkretnych okoliczności, jakie
stanowią dla mnie warunek otwarcia się na prokreację"; warunkiem takim może być na
przykład osiągnięcie pewnej pozycji ekonomicznej, upewnienie się, że małżeństwo
dobrze się układa, czy też zerwanie przez współmałżonka z pewnymi zwyczajami
uznanymi za szkodliwe dla ewentualnego potomstwa. Ogólnie rzecz biorąc, widać
wyraźnie różnicę między tymi dwoma postawami: w pierwszej z nich przeważa
akceptacja prokreacji i gotowość respektowania struktury małżeństwa oraz aktu
małżeńskiego, choć występuje tu też pragnienie odroczenia poczęcia; natomiast w
warunkowym wykluczeniu potomstwa przeważa (przynajmniej doraźna) negacja
nakierowania małżeństwa na płodność często realizowana przy użyciu niemoralnych
środków (często również w sposób jednostronny, lekceważąc prawa współmałżonka),
ma tu też miejsce podporządkowanie swej gotowości do zmiany takiej postawy
własnym, arbitralnym osądom. Należy też zwrócić uwagę na to, że warunkowe
wykluczenie potomstwa, mimo iż pozornie czasowe (niewątpliwie, realnie może ono
być i takie), potencjalnie jest zawsze bezterminowe, jako że podmiot warunkowo
wykluczający potomstwo przewiduje (w sposób domyślny) możliwość uczynienia swej
decyzji o wykluczeniu potomstwa definitywną i trwałą, jeśli - według jego arbitralnej
oceny - nie zostanie zrealizowany warunek, jaki miał skłonić go do prokreacji.

I kolejne zagadnienie: odmienna jest pozycja osoby, która wyklucza (w sposób

absolutny, czasowy czy warunkowy) posiadanie potomstwa a tej, która

background image

67

przybiera postawę tzw. odpowiedzialnego rodzicielstwa: ta ostatnia postawa zakłada
bowiem akceptację strukturalnej płodności małżeństwa i aktów małżeńskich (nie
uciekając się do zawieszenia jej choćby tylko czasowo bądź warunkowo) oraz
posługiwanie się tylko takimi środkami regulacji poczęć, które nauczanie Kościoła, w
świetle aktualnej wiedzy, definiuje jako respektujące antropologiczne i moralne
wartości związane z tą dziedziną. Ujmując rzecz jeszcze prościej: postawa ta zakłada
przede wszystkim akceptację ojcostwa czy macierzyństwa, które stanowią istotę
koncepcji „odpowiedzialnego rodzicielstwa". Przymiot „odpowiedzialne" odnosi się
więc do sposobu realizowania tej fundamentalnej akceptacji, która, co prawda, może
być regulowana, ale tylko zgodnie z zasadami moralnymi.

Przytoczone przykłady to oczywiście tylko niektóre z problematycznych

przypadków, pojawiających się w związku z potencjalną symulacją zgody małżeńskiej
w dziedzinie wykluczenia potomstwa (wystarczy wspomnieć np. skomplikowaną
problematykę związaną z nowymi biotechnikami); niemniej wydaje się, że
przedstawione wskazówki mogą stanowić wystarczającą podstawę dla konsultantów w
sprawach małżeńskich, stykających się w swej działalności z takimi zagadnieniami.

2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA

Duszpasterz, poproszony przez strony, których małżeństwo znajduje się w fazie
poważnego kryzysu, o pomoc w sprawie ustalenia ewentualnej możliwości stwierdzenie
nieważności tego małżeństwa na podstawie wykluczenia potomstwa, powinien zatem
zwrócić szczególną uwagę na następujące zagadnienia:

1) Czy osoba zainteresowana wypowiadała się kiedykolwiek na tematy dotyczące

rodziny, a w szczególności prokreacji i obecności dzieci w rodzinie? Wypowiedzi takie
mogą bowiem pomóc w zorientowaniu się co do jej mentalności i kultury, a więc
elementów, jakie niekiedy mogą stanowić ewentualną pobudkę symulacji.

2) Czy osoba ta zajęła kiedykolwiek konkretne stanowisko w sprawie posiadania

dzieci we własnym małżeństwie: kiedy o tym wspominała, w jaki sposób i w jakim
kontekście (czy w poważnej dyskusji czy w żartobliwej), czy są osoby, które mogłyby
pamiętać te dyskusje i potwierdzić jej wypowiedzi?

3) Należy też ustalić, czy dana osoba jest gotowa potwierdzić przed sądem to, że

symulowała i wskazać też, dla potwierdzenia, innych świadków. Brak takiej
dyspozycyjności - zwłaszcza w wypadku nieistnienia świadków, którzy mogliby złożyć
odpowiednie zeznania może stanowić poważną trudność dla ewentualnego wniesienia
sprawy. Jest to bardzo ważny, z punktu widzenia praktycznego, element, który należy
uświadomić stronie przy udzielaniu jej porady.

background image

68

4) Trzeba podkreślić, że musi być szczegółowo zbadane to, czy zainteresowany

wspominał o całkowitym, definitywnym odrzuceniu potomstwa, czy też jedynie o
odrzuceniu czasowym, uzależnionym od jakiś okoliczności; jest to konieczne do
ustalenia, czy ma się do czynienia z rzeczywistym wykluczeniem potomstwa (nawet
jeśli tylko czasowym czy warunkowym),
czy też ze zwykłym odroczeniem w czasie jego posiadania. Jak już wspominaliśmy, nie
jest łatwo dokonać rekonstrukcji rzeczywistej woli podmiotu, hipotetycznie będącego
osobą symulującą zgodę małżeńską; nie zwalnia to jednak konsultanta (a potem
sędziego) z obowiązku dołożenia maksymalnych starań w ustaleniu stanu faktycznego.

5) Należy też naświetlić, przynajmniej w sposób ogólny, konkretne powody, dla

których nastąpiło wykluczenie potomstwa. Taka „przyczyna" symulacji, jakkolwiek
sama w sobie nie stanowi pełnego dowodu zaistniałej symulacji, jest bowiem bardzo
ważnym elementem mogącym świadczyć ojej wiarygodności: orzecznictwo określają
często mianem regina probationum („królowa dowodów"), wskazując w ten sposób na
jej duży ciężar dowodowy.

6) Trzeba ustalić z jakiego powodu podmiot symulujący zgodę małżeńską, choć

wykluczał posiadanie potomstwa, zdecydował się na zawarcie małżeństwa kościelnego.
Czy był on praktykujący? Czy zdawał on sobie sprawę z tego, że wykluczenie
potomstwa nie jest akceptowane przez Kościół i że stanowi ono przyczynę nieważności
małżeństwa? Życie z dala od zasad chrześcijańskich i brak „chrześcijańskiego"
zaangażowania w zawierany związek (powierzchowna i czysto emocjonalna miłość do
partnera; możliwość prowadzenia bardziej swobodnego trybu życia niż we własnej
rodzinie itp.) są okolicznościami faktycznymi, generalnie kompatybilnymi z symulacją.
Inaczej jest natomiast w odwrotnym przypadku, czyli w wypadku udowodnienia, iż
dana osoba prowadziła życie prawdziwie chrześcijańskie i podzielała chrześcijańską
wizję małżeństwa.

7) Należy ustalić, czy wspólne życie małżeńskie zaowocowało posiadaniem dzieci.

Choć wiadomo, że ciąża może mieć miejsce również pomimo tego, iż jest niechcianą
przez jednego z partnerów (a czasem i przez obojga), to jednak narodziny jednego czy
więcej dzieci zazwyczaj przeczą tezie o symulacji. W każdym wypadku należy ustalić,
w jaki sposób osoba będąca domniemanym symulatorem zareagowała na wiadomość o
niechcianej ciąży: czy na przykład proponowała przerwanie takiej ciąży, czy była
zadowolona z narodzin dziecka, czy zajmowała się nim z zaangażowaniem i uczuciem,
czy też wręcz odwrotnie.

8) Z pełną dyskrecją i szacunkiem należy też ustalić, czy podczas wspólnego życia

małżonkowie odbywali potencjalnie płodne stosunki, czy uciekali się oni do środków
antykoncepcyjnych: do jakich i z czyjej woli. Należy też sprawdzić, czy możliwe jest
udowodnienie ich stosowania, na przykład poprzez udokumentowane dyspozycje
lekarskie aplikacji technik antykoncepcyjnych wymagających specjalistycznej
interwencji medycznej.

background image

69

9) Z równą dyskrecją należy też zbadać, czy podczas pozostawania w

związku małżeńskim były praktykowane aborcje. Przerwanie ciąży, które w
każdym wypadku pozostaje faktem absolutnie negatywnym, tak z moralnego,
jak i kanonicznego punktu widzenia, ma bowiem szczególną poszlakową moc
dowodową, zwłaszcza jeśli może być powiązane z pierwotną (a więc obecną już
w momencie zawarcia małżeństwa) wolą podmiotu przeciwną prokreacji. Jasne
jest, że również ten fakt musi być odpowiednio udokumentowany, co w
wypadku

aborcji

dokonanej

w

sanitarnych

strukturach

publicznych

nie

przysparza zazwyczaj większych trudności.

10) Bardzo ważnym jest także ustalenie, czy w okresie trwania małżeństwa

podejmowane były dyskusje na temat posiadania potomstwa. Czy miały miejsce
wyraźne żądania posiadania potomstwa ze strony jednego z partnerów i jakie były
reakcje na to drugiej strony. Czy dochodziło na tym tle do dyskusji i sprzeczek. A przede
wszystkim, na ile te ewentualne konflikty na tle posiadania potomstwa zaważyły na
rozpadzie związku małżeńskiego: jeśli były one determinujące stanowi, to niezwykle
silną poszlakę przemawiającą za istnieniem zdecydowanej woli wykluczenia
potomstwa przynajmniej w okresie poprzedzającym separację. Trzeba też ustalić, czy
analogiczna wola istniała również w czasie zawierania małżeństwa.

11) Jakąś wartość dowodową będzie miało również stwierdzenie czy osoba, którą

uznaje się za wykluczającą posiadanie potomstwa, miała dzieci w ewentualnych innych
związkach niż ten, który jest przedmiotem konsultacji. Okoliczność taka, mimo iż nie
stanowi przeciwdowodu, musi być bowiem racjonalnie wyjaśniona przed sądem,
zwłaszcza wówczas, jeśli przyczyna domniemanej symulacji miała charakter ogólny, to
znaczy niezwiązany z osobą współmałżonka, tak jak na przykład egoizm, pragnienie
niczym nieskrępowanej wolności, lęk przed przekazaniem choroby, na jaką cierpi osoba
symulująca itp.

3. PRZYKŁADY

1. PRZYKŁAD PIERWSZY

Narzeczeństwo Laury i Pawła trwało około trzech lat. Paweł był i pozostał szczerze
zakochany w Laurze, ona natomiast o wiele mniej; co więcej, w okresie bezpośrednio
poprzedzającym małżeństwo miała ona bardzo poważne wątpliwości co do stanu swych
uczuć, a więc i co do sensu zawarcia tego małżeństwa. Zwierzyła się z tego swej matce
oraz swemu proboszczowi, którzy jednak zachęcili ją do kontynuowania tego związku;
przedstawiła swe wątpliwości również swojemu narzeczonemu, który z wielkim
rozgoryczeniem przyjął je do wiadomości.

Nie wiedząc, jak postąpić, Laura postanowiła jednak wstąpić na próbę w ten

związek: to znaczy zawrzeć małżeństwo z Pawłem, ale zastrzegając sobie, że jeśli
„próba" ta okaże się nieudana, rozstanie się z nim już definitywnie,

background image

70

odzyskując swą wolność. W konsekwencji nie zamierzała mieć z nim dzieci,
przynajmniej do momentu, w którym sama będzie mogła stwierdzić, że „próba"
małżeństwa zakończyła się powodzeniem. Dlatego też na około miesiąc przed ślubem
kazała sobie zapisać przez ginekologa tabletki antykoncepcyjne.

Życie małżeńskie trwało tylko kilka miesięcy, podczas których Laura nadal

wykazywała ten sam brak przekonania co do tego związku, jaki miała przed jego
zawarciem: nie przeniosła swych rzeczy do wspólnego mieszkania, odmawiała też
Pawłowi uczuć czy dialogu. Przez cały czas, nieprzerwanie, przyjmowała tabletki
antykoncepcyjne.

W sądzie możliwe było do udowodnienia (przyznane też i przez samego Pawła oraz

proboszcza, u którego zasięgała ona rady) istnienie przedmałżeńskich wątpliwości
Laury, a także jej woli zawarcia małżeństwa „na próbę" oraz woli wykluczenia
potomstwa przynajmniej do momentu pozytywnego zakończenia „próby", jako że
jeszcze przed zawarciem małżeństwa otwarcie wspominała ona o swych zamiarach
rozmaitym osobom. Dzięki zaświadczeniu lekarza, który zapisał

jej środki

antykoncepcyjne, możliwe też było do udowodnienia ich stosowanie. Wszystkie te
dowody umożliwiły wydanie orzeczenia stwierdzającego nieważność małżeństwa
Laury i Pawła.

Przykład ten służy podkreśleniu, jak bardzo ważne jest ustalenie przyczyny, pobudki

symulacji zgody małżeńskiej, nawet jeśli ma ona charakter czysto podmiotowy (jak w
opisywanym tu przypadku, gdzie była nią świadomość braku prawdziwej miłości
małżeńskiej do konkretnej osoby). Pokazuje też, że wykluczenie posiadania potomstwa
może niekiedy występować łącznie z innymi przyczynami nieważności małżeństwa
kanonicznego, a zwłaszcza z wykluczeniem nierozerwalności małżeństwa, jak w
opisanym przypadku Laury, która nie będąc przekonana co do swych uczuć, wykluczyła
trwałe zaangażowanie się w ten związek z Pawłem.

2. PRZYKŁAD DRUGI

W wieku czternastu lat, w ciągu zaledwie kilku miesięcy, Klara straciła obydwoje
rodziców i została sama wraz z dwoma sporo od niej młodszymi braćmi. Chcąc uniknąć
rozdzielenia rodzeństwa, które miałoby miejsce w razie oddania ich do rozmaitych
sierocińców, Klara przekonała swego wuja, który mieszkał w tym samym co oni
miasteczku, aby przyjął na siebie obowiązki ich prawnego opiekuna. W ten sposób
mogliby oni nadal mieszkać w domu swych rodziców pod opieką wuja i jego żony.

Klara czynnie zajęła się swym młodszym rodzeństwem, poszła też do pracy, aby

móc zarobić na ich utrzymanie. Gdy miała około osiemnastu lat poznała Alfreda,
chłopca z tego samego miasteczka, który z wytrwałością okazywał jej swe uczucia, był
jej bardzo oddany i serdecznie odnosił się do jej braci. Był on zakochany w
dziewczynie, która - pomimo iż nie była nim szczególnie

background image

71

zafascynowała i choć żywiła obawy przed życiem seksualnym i rozrodczością
-zdecydowała się wyjść za niego za mąż, tym bardziej że wyraził on gotowość przyjęcia
do swej nowej rodziny również braci swej ukochanej.

Klara jednak, z powodu lęków, o jakich wspomnieliśmy, przez kilka lat nie była w

stanie w pełni oddać się mężowi, toteż ich małżeństwo pozostało nieskonsumowane.
Jednak po kilku latach Klara uległa innemu mężczyźnie, z którym miała kilka
intymnych spotkań. Skruszona, wyznała to wkrótce Alfredowi, który jej wybaczył.
Chcąc zmazać swą winę z powodu zdrady, której się dopuściła, zmusiła się do
rozpoczęcia życia płciowego z mężem, okupując to jednak głębokim cierpieniem
fizycznym i psychicznym. Kiedy Klara zorientowała się, że jest w ciąży ze strachu
przed porodem oraz z powodu braku pewności co do faktycznego ojcostwa poczętego
dziecka (zważywszy na bliskość w czasie stosunków z mężem oraz kochankiem)
usunęła ciążę. Wkrótce potem jej małżeństwo zakończyło się separacją, a potem
rozwodem. Po kilku latach Klara zawarła nowy związek cywilny. Rozwiązały się jej
problemy z braćmi, którzy, będąc już pełnoletnimi, usamodzielnili się, pozostał
natomiast problem jej lęku przed urodzeniem dziecka. Kiedy po raz kolejny zaszła w
ciążę i zdecydowała się doprowadzić ją do końca, okazało się, że potrzebuje pomocy
psychologa, a nawet psychiatry.

Podczas postępowania sądowego, mimo braku dowodów bezpośrednich (a więc

zeznań świadków, którzy znaliby intencje dotyczące potomstwa, jakie miała Klara w
momencie zawierania małżeństwa) było możliwe przeprowadzenie dowodu
pośredniego, opierającego się na przytoczonych powyżej faktach, takich jak:
nieszczęśliwa historia rodzinna Klary, jej troska o małych jeszcze wówczas braci, jej lęk
przed macierzyństwem, okoliczności, w których zdecydowała się ona na stosunki z
mężem, dokonana przez nią aborcja, sposób, w jaki zdołała doprowadzić do końca ciążę
pochodzącą z jej drugiego związku (małżeństwa cywilnego), który zawarła po
rozwodzie z Alfredem. Wszystkie te fakty uczyniły wiarygodnymi zeznania stron oraz
nielicznych świadków. W tym przypadku lęk wobec perspektywy porodu sięgnął granic
psychopatologii.

Przykład ten podkreśla, jak wielkie znaczenie w sprawach o stwierdzenie

nieważności małżeństwa z powodu symulacji zgody małżeńskiej ma precyzyjna
rekonstrukcja wszystkich okoliczności sprawy, które mogą skutecznie przyczynić się
do uzyskania przez sędziego moralnej pewności co do słuszności orzeczenia uznającego
małżeństwo za nieważne. Tylko bowiem kompleksowa i zintegrowana ocena
wszystkich elementów dowodowych (w tym zeznań stron) pozwala mu na wydanie
prawidłowej decyzji w danej sprawie.

3. PRZYKŁAD TRZECI

Teodor był prostym, uczciwym i pracowitym chłopcem. To właśnie jeżdżąc do pracy
poznał Karolinę, w której się zakochał. Karolina miała już jednak

background image

72

kilkuletniego synka, Ludwika, narodzonego z jej związku z żonatym mężczyzną, który
nie uznał dziecka. Teodor przywiązał się do Karoliny oraz jej synka i zaproponował jej
małżeństwo, oznajmiając również swój zamiar uznania Ludwika za syna, deklarując go
(fałszywie) jako własne dziecko.

Namawiana przez własną matkę Karolina zaakceptowała propozycję Teodora. Akt

uznania Ludwika odbył się równocześnie ze ślubem. Jednak zaraz po ślubie Karolina
zaczęła prowadzić rozwiązłe życie (prawdopodobnie - choć nie zostało to udowodnione
z całą pewnością - nadal spotykała się z prawdziwym ojcem Ludwika), a już po kilku
tygodniach życia małżeńskiego wyprowadziła się z domu; kiedy Teodor zadenuncjował
jej odejście, bezpodstawnie oskarżyła go o znęcanie się nad nią; przyznała też, że
usunęła ciążę, w jaką zaszła podczas jednego z nielicznych stosunków płciowych z
Teodorem.

Sprawa ta, wbrew pozorom, była bardzo trudna do rozstrzygnięcia. Karolina

bowiem nie miała najmniejszego zamiaru współpracować z sądem w celu ustalenia
prawdy co do swych intencji odnośnie do dzieci poczętych w małżeństwie.
Odnaleziono jednak świadków, z którymi rozmawiała przed i po ślubie, w każdym razie
w czasie, kiedy nie było jeszcze mowy o stwierdzeniu nieważności małżeństwa, a
którym wyraźnie oznajmiła o swej woli wykluczenia posiadania dzieci z obawy, że
uczucia Teodora wobec Ludwika mogłyby ulec zmianie. Świadkowie potwierdzili
także zmianę jej zachowania w stosunku do Teodora zaraz po tym, jak uznał on
Ludwika za własne dziecko, a także fakt dokonania przez nią aborcji (przez nią samą
deklarowany), niemożliwy do udowodnienia w inny sposób, jako że dokonany jeszcze
przed wejściem w życie ustawy dopuszczającej aborcję, a więc w sposób nielegalny. Na
bazie wspomnianych dowodów sąd wydał orzeczenie o nieważności tego małżeństwa.

Opisany przypadek każe zwrócić uwagę konsultantów w sprawach małżeńskich na

to, że brak współpracy przy ustalaniu prawdy osoby symulującej zgodę małżeńską
może stanowić bardzo poważne utrudnienie procesu dowodowego. Niemniej trudności,
które ona stwarza nie są bynajmniej nie do przezwyciężenia, zwłaszcza w wypadku,
gdy istnieją inne środki dowodowe pozwalające na ustalenie jej intencji co do
posiadania potomstwa, jak na przykład zeznania świadków czy rekonstrukcja
okoliczności towarzyszących zawieraniu związku małżeńskiego.

4. PRZYKŁAD CZWARTY

Odmienny był przypadek Marii, osoby skądinąd wiarygodnej i zasługującej na
szacunek. Twierdziła ona przed sądem, iż jej mąż, Ryszard, wykluczył posiadanie
potomstwa; nie była jednak w stanie dostarczyć na to dowodów, z wyjątkiem dwóch
elementów, które jednak w opinii sądu były absolutnie niewystarczające do wydania
orzeczenia o nieważności tego związku.

background image

73

Przed ślubem, Ryszard, chwaląc się przed jednym ze wspólnych znajomych swym

nowym sportowym samochodem - kiedy ten, również mający wkrótce zawrzeć związek
małżeński, opowiadał o swoich poważnych zamiarach i zaangażowaniu w życie
rodzinne - odpowiedział mu z przekonaniem, że on sam nad rodzinę przedkłada wyścigi
samochodowe. Po dwóch latach małżeństwa, znajdując się w stanie ostrego
„wyczerpania nerwowego", Ryszard oznajmił wielu osobom, że poczeka kilka lat,
zanim zdecyduje się na dziecko.

Cały „bezpośredni" dowód jego domniemanej woli wykluczenia posiadania dzieci

opierał się właśnie na tych dwóch faktach; zważywszy na okoliczności, w jakich miały
miejsce wspomniane wyżej deklaracje, ich moc dowodowa została oceniona przez sąd
jako niezwykle znikoma: w pierwszym wypadku uznano je za zwykłą młodzieńczą
fanfaronadę, w drugim, za słowa człowieka zaburzonego psychicznie (choć tylko
przejściowo). Ponadto sama Maria przyznała szczerze, że przed ślubem Ryszard nigdy
nie krytykował przy niej projektu założenia normalnej rodziny oraz że po ślubie,
przynajmniej w początkowym okresie, mieli oni stosunki płciowe potencjalnie płodne,
co stanowiło poważną poszlakę przemawiającą przeciwko tezie o rzeczywistej intencji
wykluczenia potomstwa.

Również i sam Ryszard zaprzeczył w sądzie tezie, jakoby wykluczył on był

posiadanie potomstwa oraz dostarczył czterech świadków, którzy potwierdzili jego
dyspozycyjność co do posiadania dzieci, jaką wyrażał jeszcze przed zawarciem
związku. Nie udało się podważyć wiarygodności tych świadectw ani też znaleźć innych
poszlak czy okoliczności, które mogłyby zanegować prawdziwość zeznań Ryszarda.

Przykład ten unaocznia, jak bardzo delikatny jest dowód na symulację zgody

małżeńskiej oraz zwraca uwagę na to, że przed doradzeniem stronie zwrócenia się do
sądu o stwierdzenie nieważności małżeństwa zawsze należy upewnić się co do istnienia
elementów dowodowych, które racjonalnie pozwalają spodziewać się pozytywnego
rozstrzygnięcia w razie wniesienia przez nią takiej sprawy. Orzeczenie o nieważności
małżeństwa zależy bowiem od możliwości obiektywnego ustalenia faktów, a nie tylko
od wiarygodności czy przymiotów moralnych (jak w opisanym tu przypadku Marii)
osoby zwracającej się do sądu.

5. PRZYKŁAD PIĄTY

Łukasz był synem rolników. Po uzyskaniu odpowiedniego wykształcenia zdołał znaleźć
pracę jako urzędnik bankowy. Zaczął wówczas obracać się w bogatym towarzystwie
prowadzącym lekki tryb życia, zajmującym się grami hazardowymi oraz bałamuceniem
dziewcząt. Poznał Różę, córkę drobnych przemysłowców, która zakochała się w nim.
Łukasz widząc interes w zawarciu tego małżeństwa, był zawsze bardzo miły dla
dziewczyny, dotkniętej zresztą defektem fizycznym, a kiedy zdarzało jej się
powątpiewać w szczerość jego intencji, za każdym razem dokładał masę starań, żeby
przekonać ją, iż się myli,

background image

74

przysięgając jej, że jego miłość jest jak najbardziej szczera. Wreszcie zdołał skłonić ją
do poślubienia go.

Zaraz po ślubie Łukasz ukazał swe prawdziwe oblicze: cały wolny czas spędzał poza

domem, oddając się grom hazardowym i romansom z innymi kobietami, nie ukrywając
tego bynajmniej przed żoną, do której zaczął się bardzo źle odnosić, również dlatego, że
jej rodzice, osoby ostrożne i rozsądne, wcale nie zamierzali utrzymywać zięcia.
Pomogli oni co prawda młodym małżonkom przy zakupie mieszkania, ale uznali, że
ponieważ obydwoje mają dobrze płatną pracę, spokojnie mogą radzić sobie sami.
Prysnął więc mit Łukasza o bogatych teściach, którzy dostarczaliby mu funduszy
niezbędnych na gry hazardowe i przygody z kobietami.

Róża, bardzo cierpiąca z powodu takiego zachowania męża, zmuszona do

pozostawania wciąż sama w domu, przez cały czas wytrwale nalegała, aby mieli dzieci,
na które mogłaby przelać swą miłość, którą jej mąż w sposób ewidentny odrzucił.
Jednak Łukasz kategorycznie odmawiał jej prośbom, przy okazji szydząc z niej i
urągając z powodu jej defektu fizycznego. Uporczywie odmawiał też współżycia z nią,
a ich nieliczne stosunki płciowe były (na jego żądanie) stosunkami niemogącymi
prowadzić do zapłodnienia.

Proces o stwierdzenie nieważności tego małżeństwa miał duże szanse na pomyślne

zakończenie, jako że Łukasz (jak sam deklarował) pod wpływem nowej znajomości,
którą nawiązał po separacji z żoną i pozytywnego wpływu swej nowej partnerki,
opamiętał się i wyraził skruchę z powodu swego postępowania przyznał się też do
nieuczciwych intencji, jakie miał podczas trwania małżeństwa w stosunku do Róży oraz
że traktował ją wyłącznie instrumentalnie, licząc, że małżeństwo z nią przysporzy mu
korzyści materialnych i że nie miał zamiaru na serio zaangażować się w ten związek, a
więc, na przykład, mieć z nią dzieci. Wspólni znajomi oraz przyjaciele Łukasza, których
powołał na świadków, zeznali, że jeszcze przed zawarciem małżeństwa deklarował on
swą awersję do posiadania potomstwa.

Przykład ten naświetla pewną szczególną problematykę: na pierwszy rzut oka może

bowiem wydać się dziwne, iż Trybunał kościelny daje wiarę zeznaniom indywiduum
takiego jak Łukasz, a więc osobie, która w przeszłości w tak okrutny sposób oszukała
narzeczoną i zadrwiła z sakramentu małżeństwa. Należy jednak pamiętać, iż w takich
wypadkach Trybunał prowadzi postępowanie z wielką ostrożnością, podając
obiektywnej weryfikacji zarówno zeznania osoby takiej jak Łukasz, jak i wiarygodność
wskazanych przez nią świadków. Ponadto nie można zapominać, iż w wypadkach
takich jak powyższy, wydając orzeczenie stwierdzające nieważność małżeństwa,
Trybunał nakłada na osobę odpowiedzialną za symulację (w tym wypadku Łukasz),
sankcję administracyjną polegającą na zakazie zawarcia kolejnego małżeństwa. W
takim wypadku Ordynariusz miejsca, w którym taka osoba zamierzałaby zawrzeć nowy
ślub kościelny, może na to zezwolić dopiero po przeprowadzeniu dogłębnej weryfikacji
co do efektywnej przemiany jej intencji oraz upewnieniu

background image

75

się co do tego, że osoba mająca wstąpić w z nim taki związek została dokładnie
poinformowana co do losów poprzedniego małżeństwa osoby symulującej zgodę
małżeńską. W ten sposób Kościół troszczy się nie tylko o skłonienie do rzeczywistego
nawrócenia osoby, która pobłądziła, ale i o ochronę osób trzecich, zainteresowanych
zawarciem z nią małżeństwa, przed ewentualnym kolejnym oszustwem. Chroni także
swoje organy sądowe przed nadużyciami ze strony osób nie mających czystych
intencji. Stawiając utrudnienia przed zawarciem nowego małżeństwa osobie, której
została udowodniona symulacja zgody małżeńskiej, Kościół stawia ją wobec
odpowiedzialności za ciężkie przewinienia, jakich się w przeszłości dopuściła, także w
perspektywie jej przyszłych decyzji, a to wszystko zgodnie z celem prawa
kanonicznego, jakim jest stworzenie warunków umożliwiających jednostkom salus
animarum,
zbawienie własnej duszy.

VI. WYKLUCZENIE NIEROZERWALNOŚCI WĘZŁA MAŁŻEŃSKIEGO

Po rozważaniach na temat wykluczenia prokreacyjnego celu związku małżeńskiego
zajmiemy się teraz problematyką kolejnej formy symulacji zgody małżeńskiej, niestety
bardzo rozpowszechnionej w naszym kraju, a mianowicie wykluczeniem
nierozerwalności związku małżeńskiego.

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO

System prawa kanonicznego uznaje małżeństwo za instytucję „prawa naturalnego",
czyli za instytucję prawną oraz stan życia wpisany przez Boga w naturę rzeczy i
zgodny z samą strukturą osoby ludzkiej, mający umożliwić jej prawidłowe i
uporządkowane rozwijanie jej naturalnych skłonności do pozostawania w
interpersonalnym związku, w jakim następuje jej wzajemne, psychiczne i seksualne
uzupełnianie się z osobą odmiennej płci.

Instytucja ta, małżeństwo, w najpełniejszy bowiem sposób spełnia wymogi

autentycznej miłości: stąd też nie zamyka się ono samo w sobie, ale jest płodne; dlatego
nie jest ono podzielne między wiele osób, lecz obejmuje jedynie małżonków; nie jest
ograniczone w czasie czy też podporządkowane ewolucji uczuć tworzących je osób,
lecz jest nierozerwalne.

Już na wstępie należy podkreślić, iż - w takiej perspektywie -nierozerwalność węzła

małżeńskiego nie jest bynajmniej czystym obowiązkiem prawnym narzuconym z
zewnątrz przez wolę Ustawodawcy. Odpowiada ona natomiast najgłębszym wymogom
autentycznej miłości, która nie może być

background image

76

niczym innym jak tylko całkowitym, a więc i „bezterminowym" darem z samego siebie.

Stąd też nieporozumieniem jest przeciwstawianie wymogów miłości wymogom

prawnej instytucji małżeństwa, opozycja taka jest bowiem czymś ewidentnie
sztucznym i z gruntu fałszywym. Nie zmienia to faktu, że jest ona, niestety, szeroko
rozpowszechniona w kulturze naszej, zachodniej cywilizacji.

Trzeba też pamiętać, iż zważywszy na to, że ma ono swe źródło w prawie

naturalnym, nierozerwalność jest cechą nie tylko małżeństwa sakramentalnego, lecz
każdego ważnie zawartego małżeństwa. Kościół, bowiem, szanując wolę Boga, którą
uznaje za wpisaną w naturalną instytucję małżeństwa, uznaje w konsekwencji trwałość
małżeństwa za cechę charakterystyczną każdego prawdziwego związku małżeńskiego.

Posługując się terminologią prawa kanonicznego, można stwierdzić, że (jak

formułuje to kan. 1056 KPK) nierozerwalność jest „istotnym przymiotem" małżeństwa;
przymiotem, który będąc cechą każdego ważnego związku małżeńskiego, właśnie w
małżeństwie sakramentalnym nabiera szczególnej mocy w aspekcie symbolicznego
znaczenia, odnoszącego się do związku łączącego Chrystusa z Jego Kościołem,
znaczenia, jakim obdarzone jest małżeństwo chrześcijańskie. Innymi słowy,
sakramentalność małżeństwa nie tyle ustanawia obowiązek szanowania jego
nierozerwalności, ile go wzmacnia.

Co jednak oznacza wyrażenie „istotny przymiot"? Wskazuje ono, iż mamy do

czynienia nie tyle z istotą małżeństwa (istotą małżeństwa jako umowy jest, jak stanowi
kan. 1057 § 1, zgoda małżeńska; natomiast istotą małżeństwa jako stanu życia jest, jak
określa to kan. 1055 § 1, „wspólnota" całego życia), ile z jego „przymiotem", czyli
właściwością małżeństwa jako węzła prawnego. Innymi słowy, trwałość małżeństwa
wynika już z samej jego natury. Jakie są jednak konsekwencje tego, iż właściwość ta
jest określona jako istotna? Oznacza to, iż cecha ta, choć nie stanowi istoty małżeństwa,
jest mu jednak na tyle przynależna, iż (z zasady) nie może ono bez niej istnieć.
Małżeństwo jest więc z zasady nierozerwalne i choć w rzeczywistości może niekiedy
zabraknąć wiążącego małżonków uczucia, a nawet może ustać ich wspólne życie, nigdy
nie może ustać stosunek prawny wiążący ich właśnie jako małżonków w specyficzny
sposób.

Wynika stąd, iż akceptacja nierozerwalności węzła musi być co najmniej domyślna i

zawarta w konsensie, czyli w woli małżeńskiej: akceptacja ta nie jest bowiem niczym
innym jak tylko jednym z aspektów woli zawarcia prawdziwego małżeństwa. Gdyby
natomiast przymiot ten w odniesieniu do własnego małżeństwa został zanegowany,
odrzucony co do zasady rzeczywistym aktem woli, konsens taki byłby wadliwy, jako że
nakierowany na przedmiot, który nie jest „prawdziwym" małżeństwem, czyli
małżeństwem w rozumieniu systemu prawa kanonicznego (por. kan. 1101 § 2).

Potrzebne są jednak dodatkowe wyjaśnienia.

background image

77

Nie będziemy zajmować się obecnie koncepcją „pozytywnego aktu woli", jako że

została już ona szeroko omówiona przy okazji przedstawienia zagadnienia symulacji
konsensu małżeńskiego. Przypomnimy tylko, że negacja taka musi być rzeczywistą
decyzję podmiotu. Nie jest taką na przykład zwykła prognoza („obawiam się, iż moje
małżeństwo źle się skończy, boję się, że zakończy się ono rozwodem") czy też błędna
opinia dotycząca instytucji małżeństwa („według mnie słuszne jest umożliwienie
rozwodu osobom, które nie żyją ze sobą w zgodzie"), jako że stany mentalne tego typu
funkcjonują na płaszczyźnie intelektualnej i niekoniecznie na płaszczyźnie woli.

Drugi z dopiero co przytoczonych tu przykładów (a dotyczący błędnej opinii

odnośnie do możliwości rozwiązania małżeństwa w pewnych okolicznościach) skłania
do natychmiastowego zajęcia się tu bardzo delikatnym zagadnieniem dotyczącym
podmiotowego aspektu symulacji, a mianowicie zagadnieniem doniosłości błędu dla
woli małżeńskiej. Za „błąd" uznaje się obiektywnie błędną (oczywiście z punktu
widzenia systemu prawa kanonicznego) koncepcję dotyczącą instytucji małżeństwa, jak
na przykład tę, według której dopuszczalnym (a nawet wskazanym) jest rozwiązywanie
węzła małżeńskiego poprzez rozwód cywilny czy nawet poprzez własną, autonomiczną
i wcale niekoniecznie sformalizowaną decyzję.

System prawa kanonicznego, opierający się na rozróżnieniu pomiędzy wolą a

intelektem, a przede wszystkim na zasadzie, że to konsens jako akt woli stanowi
przyczynę sprawczą małżeństwa, stoi na pozycji, iż błąd jest stanem intelektu,
fałszywym osądem, jaki przynależy do sfery poznania i inteligencji. Stąd też, jako taki,
wcale niekoniecznie wpływa na wolę i dopóki tego nie czyni, jest on prawnie nieistotny.
Dodatkowo w naszym wypadku odnosi się on nie do istoty, ale do przymiotu instytucji
prawnej. Potwierdza to zresztą kan. 1099 Kodeksu, który ustanawia brak doniosłości
prawnej błędu co do przymiotu małżeństwa -co do jedności i nierozerwalności lub jego
sakramentalnej godności. Jest to tzw. błąd co do prawa.

Czas teraz na konkretny przykład: Marek, jeśli chodzi o zasadę, może być

przekonany o słuszności rozwiązywania nieudanych małżeństw, nie oznacza to jednak,
iż automatycznie można uznać, że jego wolą jest uczynienie rozwiązywalnym również
jego własnego małżeństwa z Moniką, ukochaną przez niego kobietą, z którą pragnął się
związać jako małżonką na całe życie.

Stojąc na tych tradycyjnych pozycjach, kanoniczna doktryna i orzecznictwo nie

zapominają jednak ani o jedności osoby ludzkiej (możliwe jest rozróżnienie pomiędzy
„funkcjami" jej duchowej aktywności, na przykład pomiędzy wolą i intelektem, ale nie
sztywne ich rozdzielenie), ani też o konkretnej dynamice psychologicznej jej osobistych
decyzji, w ramach której osoba ludzka jest zazwyczaj skłonna decydować zgodnie z
własnymi, choćby błędnymi, przekonaniami. Dlatego też kan. 1099 przewiduje
możliwość zdeterminowania woli przez błąd, który jest wtedy efektywny, czyli stanowi
bazę decyzji oraz

background image

78

działania podmiotu dokonującego wyborów oraz działa zgodnie z własnymi
przekonaniami.

Jasne jest, że przyczyną ewentualnej nieważności małżeństwa pozostaje wola,

decyzja podmiotu i że błąd reprezentuje, jeśli można tak powiedzieć, ideologiczną
podstawę dla określonej realizacji woli. Równocześnie jednak prawdą jest, że -
używając terminologii rozpowszechnionej tak w doktrynie, jak i w orzecznictwie - im
bardziej gruntowny i głęboki jest błąd, tym bardziej prawdopodobny jego wpływ na
wolę oraz decyzje podmiotu. Co więcej, udowodnienie występowania błędu tego typu
stało się powszechnie uznaną przesłanką wskazującą na symulację zgody małżeńskiej.
Błąd taki stanowi okoliczność, którą można określić, posługując się terminologią
prawniczą, jako pobudkę, przyczynę symulacji.

Chcąc jeszcze lepiej naświetlić to zagadnienie, posłużymy się kolejnym przykładem:

osoba o bardzo liberalnych poglądach, będąca zagorzałym zwolennikiem rozwodów, na
przykład czynnie zaangażowana w referendum o dopuszczalności rozwodów, ma
bardzo silną pobudkę, aby odrzucić ideę nierozerwalności małżeństwa. Pobudka taka,
podstawa kulturowa i ideologiczna tego typu, będzie natomiast o wiele słabsza u osoby
ideologicznie niezaangażowanej, która (pasywnie ulegając powszechnej mentalności)
uznaje rozwody za powszechnie występujący fakt i deklaruje się jako ich zwolennik
jedynie dla mody lub aby nie wydawać się zacofaną. Ciężar gatunkowy jego błędnych
przekonań jest więc o wiele mniejszy niż w wypadku pierwszej osoby i jako taki w
mniejszym stopniu wpływa na nadanie jego woli określonego kierunku.

Wola sprzeciwiająca się nierozerwalności węzła małżeńskiego może przybierać

rozmaite formy: może być wyraźna bądź domyślna; absolutna lub uwarunkowana,
ewentualna. Wyjaśnimy te pojęcia.

Wola wyraźna to taka, której bezpośrednim przedmiotem jest odrzucenie

nierozerwalności małżeństwa: „odrzucam dozgonny związek z tą osobą"; wola
domyślna ma miejsce w wypadku, kiedy odrzucenie nierozerwalności małżeństwa
wynika z decyzji pozostającej w logicznej sprzeczności z akceptacją takiej
nierozerwalności: „jeśli małżeństwo z tą osobą nie będzie układać się tak, jak powinno,
uznam się za zwolnionego z wszelkich wobec niej zobowiązań, czyli będę w pełni
wolny w ponownym ułożeniu sobie życia uczuciowego i rodzinnego".

Wola jest absolutna, kiedy - głównie z powodów ideologicznych czy kulturowych,

takich jak te, o których dopiero co była mowa - dana osoba, z samej zasady, jest
przeciwna nierozerwalności małżeństwa: „nigdy nie zaakceptuję dozgonnej więzi, gdyż
według mnie jest to rzecz nie do pomyślenia i nie można jej wymagać od ludzi". Jest ona
natomiast ewentualna, uwarunkowana, kiedy dana osoba, choć z zasady nie jest
przeciwnikiem nierozerwalności małżeństwa, to żywiąc obawy co do powodzenia
własnego związku, chce pozostawić sobie drogę wyjścia: „jeśli nasze małżeństwo
będzie

background image

79

się źle układać, to rozwiążemy je i każde z nas będzie wolne w ponownym ułożeniu
sobie życia". Ta ostatnia, czyli warunkowa, forma wykluczenia nierozerwalności
małżeństwa jest właśnie jedną z najbardziej rozpowszechnionych: jak podkreśla
bowiem orzecznictwo, ten, kto wyklucza nierozerwalność małżeństwa, nie pragnie jego
rozpadu, ale zamierza „zabezpieczyć się" na taką ewentualność.

Zajmiemy

się

teraz

pokrótce

przedmiotowym

aspektem

wykluczenia

nierozerwalności węzła małżeńskiego.

Przedmiotem tym jest właśnie cecha charakterystyczna nierozerwalności węzła, to

znaczy fakt, iż węzeł taki nie może być rozwiązany: ani przez jedną ze stron (tzw.
nierozerwalność wewnętrzna), ani też przez żadną władzę ludzką: świecką czy
duchowną (tzw. nierozerwalność zewnętrzna). Wiadomo bowiem, że jedyne dwa
przypadki rozwiązania małżeństwa, jakie można przypisać działaniu władzy
zewnętrznej w stosunku do małżonków, a więc rozwiązanie małżeństwa
nieskonsumowanego oraz małżeństwa niesakramentalnego - są zarezerwowane dla
władzy papieża, i to nie jako głowy Kościoła, biskupa Rzymu czy następcy św. Piotra,
ale jako „Namiestnika Chrystusowego", a więc władzy będącej czymś więcej niż
władzą ziemską.

Tak więc to właśnie wola ewentualnego rozwiązania węzła małżeńskiego stanowi

konkretną treść wykluczenia nierozerwalności małżeństwa. Uświadomienie sobie tego
faktu jest rzeczą niezmiernie ważną i to zarówno dla przeprowadzenia prawidłowego
procesu dowodowego, jak i dla ustalenia okoliczności, które stanowiłyby wykluczenie
rzeczywiście unieważniające małżeństwo: choć bowiem nie od wszystkich można
oczekiwać prawniczego przedstawienia własnych intencji małżeńskich, będzie
zadaniem Sędziego (a jeszcze wcześniej ewentualnego konsultanta w sprawach
małżeńskich) ustalenie, na podstawie słów i koncepcji wygłoszonych przez strony i
świadków, jaki był faktyczny zamiar osoby, która jest oskarżona (lub też sama się
oskarża) o symulowanie zgody małżeńskiej poprzez wykluczenie nierozerwalności
związku.

Przykładem mogą być następujące sytuacje: osoba stwierdzająca w czasie procesu:

„nie myślałam o nierozerwalności małżeństwa" czy też: „nie wierzyłem w
nierozerwalność małżeństwa"; czy też: „w razie, gdyby nasze małżeństwo było
nieudane, rozstalibyśmy się" - wyraziłaby koncepcje zbyt ogólne, aby mogły być one
potraktowane jako dowód symulacji. Ten bowiem, kto nie myśli o czymś, nie może
określić się jako jej przeciwny; kto nie wierzy w nierozerwalność, pozostaje na
płaszczyźnie czystego błędu; ten kto myśli o rozstaniu, separacji, nie przesądza jeszcze
o losach węzła małżeńskiego.

W każdym wypadku należy oczywiście pogłębić zagadnienie, nie ograniczając się

jedynie do tego typu deklaracji. Deklaracje, choćby były zbyt ogólne, mogą jednak
pomóc w ustaleniu, że w konkretnym przypadku nie ma się do czynienia z
rzeczywistym wykluczeniem nierozerwalności małżeństwa, ale jedynie z intencjami,
jakie je przypominają, lecz faktycznie nimi nie są. Stąd też

background image

80

to właśnie Sędzia będzie musiał starać się ustalić - żądając od strony należnych uściśleń
- jakie były jej rzeczywiste intencje. W ten sam sposób również i stwierdzenia, które
mogłyby sugerować wykluczenie nierozerwalności małżeństwa, typu: ,jak nie będzie
się układać, zerwę z tym wszystkim", „każde z nas pójdzie swoją drogą", „będziemy
znów wolni jak przed ślubem", „poszukam nowego małżonka" i tym podobne
wymagają ostrożnej i dogłębnej analizy oraz dokładniejszego sprecyzowania.

Z tego, co zostało tu powiedziane, wynika, iż tym, co urzeczywistnia wykluczenie

nierozerwalności węzła małżeńskiego nie są środki, jakie się ewentualnie przewiduje
dla jego zerwania, lecz samo przekonanie o możliwości rozwiązania małżeństwa. Tak
więc fakt, że osoba zainteresowana miała świadomość istnienia prawnych możliwości
rozwiązania małżeństwa, wspominając na przykład o ewentualnym rozwodzie
cywilnym, nie stanowi istoty symulacji, lecz jest jedynie poszlaką, czyli okolicznością
przemawiającą za jej rzeczywistym istnieniem. To właśnie wola rozwiązania węzła
małżeńskiego, czyli wola nieangażowania się w związek dożywotnio, stanowi
wykluczenie nierozerwalności, choćby nawet podmiot nie planował żadnego
rozwiązania prawnego na taką ewentualność, a jedynie zamierzał faktycznie zerwać swe
małżeństwo. Podobnie ma się rzecz z tzw. paktem przeciw nierozerwalności, czyli
ugodą pomiędzy osobami zawierającymi małżeństwo, w której ustalają one, iż nie będą
wiązać się na zawsze rezerwując sobie możliwość rozwiązania ich związku - z punktu
widzenia prawa kanonicznego pakt ten jest jedynie okolicznością, która ułatwia
przeprowadzenie dowodu, nie jest on jednak istotą symulacji. Zajmiemy się teraz
zagadnieniem przeprowadzenia dowodu zaistnienia wykluczenia nierozerwalności
węzła małżeńskiego.

Jak już wspominaliśmy przy okazji uwag ogólnych na temat zjawiska symulacji,

praktyka opracowała tradycyjny schemat przeprowadzania dowodów, który uwzględnia
werbalne i pozawerbalne przejawy woli, jakie muszą zostać zrekonstruowane w celu
ustalenia, czy rzeczywiście miał miejsce - przynajmniej w momencie zawierania
związku - sprzeciw woli wobec nierozerwalności małżeństwa.

Rekonstrukcja woli w drodze bezpośredniej opiera się na deklaracjach stron oraz

świadków, którzy mogą zreferować ich werbalne deklaracje. Oprócz stosowania
generalnych reguł pozwalających na ocenę tego typu deklaracji (jak na przykład
wiarygodność świadków, typ źródeł, z jakich czerpią oni informacje, upływ czasu),
trzeba pamiętać o koniecznej w tych przypadkach drobiazgowej i precyzyjnej
rekonstrukcji zwrotów oraz słów używanych przez zainteresowanych oraz głoszonych
przez nich koncepcji, tak aby można było ustalić, czy ma się do czynienia z
rzeczywistym wykluczeniem nierozerwalności małżeństwa, czy tylko z czymś, co je
przypomina, ale formalnie nim nie jest (a więc na przykład z błędem, obawami co do
szans powodzenia własnego związku, przechwałkami, zabobonnymi „zaklęciami" itp.).

background image

81

Wśród rozmaitych elementów umożliwiających bezpośrednią rekonstrukcję woli, w

przypadku domniemanego wykluczenia nierozerwalności węzła małżeńskiego,
szczególny ciężar dowodowy mogą mieć następujące okoliczności.

Poglądy i przekonania religijne osoby, która rzekomo wykluczyła nierozerwalność

węzła małżeńskiego: im silniejsze i im bardziej zbliżone są one do poglądów
katolickich, tym mniej prawdopodobne, iż odrzuciła ona jedną z podstawowych cech
chrześcijańskiego małżeństwa i odwrotnie. Jak bowiem zostało to już powiedziane, to
raczej błędne przekonania odnośnie do religii czy samego małżeństwa mogą stanowić
pobudkę, daleką przesłankę symulacji.

Ponadto - z wyjątkiem wypadków, w których ma się do czynienia ze szczególnie

silną pobudką związaną z kulturą czy przekonaniami jednostki -należy dokładnie
zbadać wszystkie okoliczności pozostające w bezpośredniej bliskości z konkretnym
małżeństwem, jak na przykład ewentualne wątpliwości, niepewność, wahania przed
zawarciem związku czy też kłótnie, zerwania narzeczeństwa, a więc te okoliczności,
które mogą czynić prawdopodobnym fakt, iż strona zawierająca małżeństwo pragnęła
zabezpieczyć się przed przewidywanym niepowodzeniem tego związku. Podobnie
również mogą wpływać na wolę stron ewentualne nieudane związki ich rodziców,
rodzeństwa czy przyjaciół, które mogą się przyczyniać do symulacji konsensu poprzez
wykluczenie nierozerwalności małżeństwa.

Znaczenie dowodowe przedstawia też ewentualny opór strony przed zawarciem

małżeństwa sakramentalnego czy wystosowana przez nią propozycja zawarcia
małżeństwa wyłącznie cywilnego, a to zarówno dlatego, iż nierozerwalność (choć
opierająca się - jak już była o tym mowa - na prawie naturalnym) jest przymiotem
małżeństwa, jaki dla swej akceptacji wymaga motywacji religijnej podmiotu, której
istnienie w sposób obiektywny wyrażane jest poprzez zawarcie przez niego małżeństwa
sakramentalnego; jak i dlatego, iż wybór zawarcia jedynie związku cywilnego wskazuje
(przynajmniej co do zasady) otwartość na związek małżeński instytucjonalnie
rozwiązywalny.

Kolejnym elementem mającym w takich przypadkach znaczną wartość dowodową

jest sposób, w jaki osoba zainteresowana zareagowała wobec trudności, w których
znalazł się związek, a zwłaszcza wówczas, gdy zdała sobie sprawę z niemożności ich
przezwyciężenia i bezużyteczności jakichkolwiek starań o jego naprawę. Postawa, jaką
zajmuje w takich wypadkach zainteresowana osoba, często bardzo dobrze naświetla
rzeczywiste intencje, które miała ona w momencie zawierania małżeństwa,
potwierdzając lub przecząc zeznaniom złożonym podczas procesu przez nią samą bądź
przez świadków.

2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA

background image

82

Uwzględniając to, co zostało powyżej powiedziane, duszpasterz bądź doradca osób,
których małżeństwo znajduje się w poważnym kryzysie, starający się zbadać, czy
rzeczywiście w danym wypadku miało miejsce wykluczenie nierozerwalności węzła
małżeńskiego, powinien przeanalizować następujące elementy:

1) Religijne przekonania osoby, która rzekomo wykluczyła nierozerwalność

małżeństwa: jak już bowiem wspomniano, jest bardziej prawdopodobne, iż osoba
niewierząca symulowała zgodę małżeńską, niż że uczyniła to osoba będąca
praktykującym katolikiem.

2) Poglądy na małżeństwo takiej osoby: czy była ona zwolennikiem rozwodów, czy

komentowała jakieś problemy małżeńskie przyjaciół, rodziny, znajomych, ewentualnie
aprobując ich separacje czy rozwody, czy sympatyzowała z ruchami politycznymi lub
grupami wyznającymi pogląd, iż każdy ma prawo do rozwodu i że jest ono oznaką
cywilizacji. Ewentualne, zakorzenione przekonania jednostki, sprzeczne z doktryną
katolicką mogą, bowiem, stanowić pobudkę leżącą u podłoża symulacji, a niekiedy
nawet być jej zasadniczą przyczyną.

3) Jak wyglądał związek stron przed małżeństwem: a w szczególności, czy miało

miejsce ewentualne zerwanie narzeczeństwa, czy były tam kłótnie, trudności itp.; czy
występowały one też bezpośrednio przed ślubem, czy też -przynajmniej w opinii
małżonków - zostały one przezwyciężone już wcześniej.

4) Czy strony, a przynajmniej jedna z nich, miały w związku z tym obawy,

wątpliwości lub też powody do niepokoju. Jeśli takie konflikty byłyby bowiem silne i
nie zostały rozwiązane w okresie poprzedzającym ślub, mogłyby być potencjalną
przyczyną symulacji. Intensywność lęków czy wątpliwości tego typu musi być zawsze
oceniana w sposób podmiotowy, to znaczy w odniesieniu do podmiotu i jego cech
charakterystycznych, takich jak: temperament oraz kontekst rodzinny i społeczny, w
jakim się on znajdował. Jakkolwiek byłoby oczywiście przesadą wnioskowanie o
symulacji na podstawie cech osobowości zainteresowanych, to należy pamiętać, iż
cechy charakterologiczne, a także elementy kulturowe i rodzinne mogą dostarczyć
cennych wskazówek umożliwiających potwierdzenie (lub zaprzeczenie) istnienia
domniemanej symulacji.

5) Należy też ustalić, w jakim stopniu osoba rzekomo symulująca przyznaje się do

tej symulacji i czy jest gotowa wyznać ją przed Sądem. Podczas przeprowadzanych
konsultacji, przed zachęceniem stron do skierowania sprawy na drogę sądową powinno
się możliwie jak najdokładniej ustalić, jakie były rzeczywiste intencje strony dotyczące
nierozerwalności jej małżeństwa: zdarza się bowiem często, iż przy dokładniejszym
zbadaniu sprawy okazuje się, że jest ona pozbawiona jakiejkolwiek podstawy,
ponieważ albo podmiot wcale nie zamierzał w rzeczywistości zerwać swego
małżeństwa, albo też co prawda zamierzał, ale dopiero po ślubie, w momencie
faktycznego pojawienia się kryzysu małżeństwa.

background image

83

6) Należy też zweryfikować, czy dla potwierdzenia (lub ewentualnie w jego

zastępstwie) wyznania przed Sądem symulacji, możliwe jest uzyskanie dodatkowych
informacji co do istnienia wspomnianej woli wykluczenia nierozerwalności
małżeństwa: czy na przykład współmałżonek lub świadkowie wiedzieli o tej woli i są
gotowi to potwierdzić. Jak wiadomo, nie tyle ważna jest ilość świadectw, co ich jakość.
Zależy ona od czasu, jaki upłynął od powziętych przez świadka informacji; od źródeł, z
jakich je zaczerpnął; od potwierdzenia jego zeznań, jakie mogą dać obiektywne
okoliczności lub inni świadkowie, od generalnej wiarygodności samego świadka.

7) Należy też ustalić, z jakiego powodu podmiot - zakładając, że rzeczywiście miało

miejsce wykluczenie przez niego istotnego przymiotu małżeństwa (czyli
nierozerwalności) - zawarł jednak ślub kościelny; czy uczynił to z własnej woli, czy pod
naciskiem; czy ewentualnie proponował drugiej stronie zawarcie jedynie ślubu
cywilnego bądź konkubinat, co mogłoby wskazywać na jego wolę związania się
węzłem mniej ścisłym niż ma to miejsce w wypadku małżeństwa kanonicznego,
zakładającego nierozerwalność małżeńskiego węzła.

8) W tej ostatniej sprawie niejednokrotnie wypowiadało się orzecznictwo, starając

się przezwyciężyć trudności pojawiające się przy okazji sytuacji, w których zawarcie
małżeństwa kanonicznego, mimo domniemanego wykluczenia jego nierozerwalności,
jest tłumaczony miłością do współmałżonka. Miłość taka czasami jest przedstawiana
jako przeszkoda w wykluczeniu nierozerwalności; rozumowanie jest w tym wypadku
następujące: ten, kto kocha drugą osobę, pragnie z nią być na zawsze, nie jest więc
wiarygodne, że wyklucza on nierozerwalność łączącego go z nią węzła małżeńskiego.
Rozumowanie to jest jednak prawdziwe tylko częściowo i nie może stanowić zasady:
stojąc na pozycji racjonalistycznej, orzecznictwo zachęca do ustalenia, jaki to typ
miłości skłonił podmiot do zawarcia małżeństwa. Na przykład czysty pociąg erotyczny i
uczuciowy, choćby był intensywny, jest przejściowy, nie może więc być uznany za
przeszkodę uniemożliwiającą istnienie wykluczenia nierozerwalności małżeństwa; o
wiele bardziej może nią być miłość chrześcijańska rozumiana jako dar z samego siebie,
która stara się o dobro współmałżonka i potomstwa nawet w złych okresach, nawet,
kiedy uczucie wydaje się zanikać. Stąd też tak ważne jest ustalenie, z jakim typem
miłości ma się do czynienia w konkretnym małżeństwie, będącym przedmiotem
konsultacji.

9) Wśród okoliczności, które miały miejsce już po zawarciu małżeństwa, duże

znaczenie ma to, czy z takiego związku zostało zrodzone potomstwo. Mimo iż prawdą
jest, że stosunki pomiędzy rodzicami i dziećmi oraz stosunki małżeńskie są dwiema
różnymi, formalnie odrębnymi rzeczywistościami (przynajmniej na płaszczyźnie ściśle
prawnej) oraz że rozwiązanie małżeństwa nie oznacza rozwiązania ani prawnych, ani
uczuciowych stosunków z dziećmi, jest również prawdą, że zazwyczaj posiadanie
dzieci oznacza wzmocnienie i zaciśnięcie więzi z partnerem. Dlatego też posiadanie
dzieci, urodzonych niekiedy w znacznym odstępie czasowym, jest elementem
wskazującym na nakierowanie

background image

84

związku na przyszłość, a więc elementem, jaki generalnie przeczy istnieniu
wykluczenia nierozerwalności związku.

10) Użyteczne jest również zbadanie, w jaki sposób osoba będąca domniemanym

symulantem zgody zachowywała się w obliczu pojawiających się trudności
małżeńskich. Jej brak zaangażowania w poszukiwanie pozytywnych rozwiązań oraz
wybór „łatwiejszej drogi" w postaci separacji (czy to faktycznej, czy prawnej) stanowi
przesłankę mogącą potwierdzać symulację, zwłaszcza jeśli taki brak zaangażowania w
ratowanie związku jest wyłącznie jednostronny i pozostaje w sprzeczności z postawą
współmałżonka wykazującego dobrą wolę, który stara się przezwyciężyć kryzys i
ocalić związek. Trzeba jednak pamiętać, że nawet podjęcie prób ratowania małżeństwa
i kontynuowanie pożycia nie są same w sobie przesłanką absolutnie sprzeczną z
symulacją. Orzecznictwo jest bowiem zgodne co do tego, iż wykluczenie
nierozerwalności małżeństwa bardzo często ma miejsce nie z powodu pragnienia jego
rzeczywistego rozpadu, ale jedynie jako „zabezpieczenie" na wypadek rozpadu
(jakiego strona się obawia) małżeństwa, które chciałoby się, żeby było „na całe życie".
Wykluczenie to realizowane jest więc nie jako casus desiderium (pragnienie rozkładu
małżeństwa),
lecz jako casus cautio (zabezpieczenie na wypadek jego rozkładu).

3. PRZYKŁADY

1. PRZYKŁAD PIERWSZY

Piotr był chłopcem pochodzącym z bardzo dobrej rodziny, starannie wychowanym i
wykształconym, o delikatnym i może nieco słabym charakterze; przez wiele lat - kiedy
jeszcze był w liceum, a potem na studiach - był związany z Martą, koleżanką ze szkoły
i studiów, towarzyszką wyjazdów wakacyjnych, również pochodzącą z bardzo dobrej
rodziny, inteligentną i obdarzoną niezwykle silną wolą. Znajomość ta, trwająca około
dziesięciu łat, w sposób naturalny doprowadziła do małżeństwa, które zawarli tuż po
ukończeniu studiów. Ich pożycie trwało ponad dwadzieścia lat, mieli dwoje dzieci,
którym poświęcili się, dając dowody prawdziwej miłości. Po dwudziestu czterech
latach wspólnego życia, Piotr, który związał się z inną kobietą, jednostronną decyzją
postanowił położyć kres temu małżeństwu.

Chcąc zalegalizować swój nowy związek, sam oskarżył się o to, iż wyrażając zgodę

małżeńską, wykluczył nierozerwalność węzła małżeńskiego; twierdził, że zrobił to
dlatego, iż jeszcze przed ślubem zdał sobie sprawę z bardzo silnego i dominującego
charakteru Marty i, obawiając się, że związek z nią może być nieudany, pragnął
pozostawić sobie jakąś „drogę wyjścia".

Piotr dostarczył też dwóch świadków, którzy potwierdzili, że taka rzeczywiście była

jego wola oraz innych, którzy poświadczyli, że Marta jeszcze przed ślubem (nawet nie
zdając sobie z tego sprawy) faktycznie traktowała go

background image

85

często w sposób szorstki i że było to dla niego przykre. Dowody, jakie
przedstawił Piotr, zostały jednak ocenione jako niewystarczające z
następujących powodów.

Sędziom wydało się co najmniej dziwne, iż dwaj świadkowie tak dobrze

poinformowani co do wykluczenia nierozwiązalności małżeństwa przez Piotra byli
osobami, z którymi utrzymywał on bardzo rzadkie kontakty, nic natomiast na ten temat
nie wiedzieli liczni przyjaciele i znajomi, którzy zeznawali w tym procesie, a z którymi
zarówno Piotr, jak i Marta utrzymywali bardzo bliskie stosunki. Nie wnikając w
istnienie czy też brak dobrej woli, tak ze strony Piotra, jak i powołanych przez niego
świadków, Sędziowie uznali te ich deklaracje za okazjonalne i uczynione w ściśle
określonym kontekście oraz stwierdzili, że nie dowodzą one bynajmniej, aby Piotr
rzeczywiście podjął decyzję o wykluczeniu nierozerwalności małżeństwa. Dodatkowo
ustalono też, że jeden z tych dwóch świadków sam przechodził w tamtym czasie
poważne trudności małżeńskie, o których rozmawiał z Piotrem, wpływając
prawdopodobnie na jego opinię w sprawie nierozerwalności małżeństwa. Jeśli chodzi
natomiast o deklaracje złożone przez Piotra drugiemu świadkowi, to on sam już o nich
nie pamiętał, co dowodzi, że wyrażały one jedynie jego chwilowe obawy co do
przyszłości swego małżeństwa, a nie rzeczywistą decyzję do nieangażowania się w
związek „na całe życie".

Oprócz tego Marta, która stanowczo oparła się stwierdzeniu nieważności

małżeństwa, zdołała zdecydowanie pomniejszyć ciężar dowodowy zeznań mających
wykazać wahania i obawy, jakie rzekomo dręczyły jej męża jeszcze przed ślubem.
Świadkowie, którzy zeznawali na temat jej władczego sposobu bycia i przykrości, które
miały być wyrządzone Piotrowi, okazali się osobami, z którymi miał on bardzo krótko
kontakty i to jeszcze na długo przed zawarciem związku. Nic natomiast na temat jego
obaw ani niezadowolenia z charakteru Marty nie wiedzieli ich bliscy znajomi ze
studiów i wakacji.

Do tego jeszcze, pomimo iż sam Piotr twierdził, że charakter Marty pozostał cały

czas taki sam - to znaczy twardy i despotyczny - przez ponad dwadzieścia lat
kontynuował on ten związek; zdecydował się też na potomstwo i to wcale nie od razu po
zawarciu małżeństwa. Rozpad jego małżeństwa nastąpił nie tyle na skutek skorzystania
przez niego z zastrzeżonej sobie (jak twierdził) możliwości „wycofania się" z
nieudanego
(z powodu charakteru Marty) związku, ile z powodu romansu, jaki nawiązał z inną
kobietą. Wszystkie te okoliczności uznane zostały przez Sąd za pozostające w jawnej
sprzeczności z deklarowaną przez niego symulacją zgody małżeńskiej, stąd też Sąd nie
dał wiary ani jego zeznaniom, ani też potwierdzającym je zeznaniom świadków.

Przykład ten, po raz kolejny, zwraca uwagę na konieczność wnikliwego rozpatrzenia

wszystkich okoliczności przypadku. Nigdy nie można bowiem zadowolić się rzekomym
istnieniem jednego z elementów dowodowych (jak np. w opisanym tu przypadku Piotra
dowodu bezpośredniego): należy zawsze

background image

86

ocenić efektywny ciężar gatunkowy tego typu elementów, a także ich spójność z
całokształtem danej sprawy. Jasne jest, że ocena tego typu jest możliwa dopiero po
zakończeniu postępowania dowodowego, pamiętać jednak trzeba, że prawidłowo
przeprowadzone konsultacje mogą ukazać ewentualne istnienie elementów sprzecznych
czy wątpliwych, skłaniając w konsekwencji zainteresowane strony do lepszego i
głębszego zastanowienia się nad ich sprawą i w ten sposób pozwalając im uniknąć
ewentualnego niepotrzebnego procesu, który zwiększyłby tylko ich cierpienia
spowodowane rozkładem małżeństwa.

2. PRZYKŁAD DRUGI

Filip i Katarzyna byli narzeczonymi przez kilka lat. Filip był człowiekiem bardzo
pragmatycznym, zainteresowanym przede wszystkim konkretnymi i materialnymi
aspektami życia, Katarzyna natomiast osobą o bardzo dobrym charakterze i szczerze w
nim zakochaną, akceptowała go takim, jakim był, i pragnęła wyjść za niego za mąż.

Filip nie przejawiał żadnego entuzjazmu co do tego małżeństwa i wyglądało na to, że

raczej dał się zaciągnąć do ołtarza, niż że miał na nie chęć, również, dlatego że po
zmianie miejsca pracy znalazł się w dużej fabryce (poprzednio pracował w małym
warsztacie), gdzie wyraźnie interesował się swymi koleżankami. Zainteresowanie takie
żywił zwłaszcza w stosunku do jednej z nich, z którą zaczął się regularnie spotykać pod
pretekstem wspólnej działalności związkowej.

Pragmatyczny Filip nie ukrywał swego braku entuzjazmu co do małżeństwa z

Katarzyną, demonstrując go tak czynami, jak i słownie: bez żenady deklarował, że jeśli
tylko spotkałby dziewczynę, która naprawdę „zawróciłaby mu w głowie", nie wahałby
się zostawić dla niej Katarzyny. Liczni, wiarygodni świadkowie potwierdzili w sądzie te
jego oświadczenia.

W trakcie małżeństwa Filip jeszcze wyraźniej zaczął okazywać swój brak

zainteresowania Katarzyną: nie okazywał jej żadnych uczuć, rzadko bywał w domu, w
dziedzinie seksu stawiał egoistyczne wymagania. Już po pierwszych pięciu miesiącach,
bez żadnego konkretnego powodu, kierowany jedynie niechęcią do choćby
minimalnych obowiązków, jakie niesie za sobą każde małżeństwo, jednostronną
decyzją porzucił Katarzynę. Przy tej okazji okazał swe absolutne lekceważenie zarówno
więzi małżeńskich jak i jej osoby: uczynił to bowiem w momencie, kiedy wracała ona
ze szpitala po tym jak, na skutek naturalnego poronienia, straciła dziecko - Filip zresztą
nigdy nie pragnął mieć z nią dzieci ani nie interesował się jej ciążą. Tak więc również i
przy tej okazji poszedł za swym instynktem i choć bardzo kochająca go i wyrozumiała
żona nie stawiała mu prawie żadnych ograniczeń, postanowił zaspokoić swe pragnienie
absolutnej wolności.

background image

87

Przykład ten dobrze ukazuje jak ważne jest, podczas prowadzenia sprawy,

uwzględnienie osobowości podmiotu, co do którego sądzi się, że symulował zgodę
małżeńską, jako że to właśnie w jego charakterze czy mentalności (w tym wypadku w
pragmatycznym egoizmie Filipa) może leżeć podstawowy powód wykluczenia
nierozerwalności małżeństwa. Bardzo istotne jest też ustalenie, w jaki sposób podmiot
ten zachowywał się po ślubie, a zwłaszcza jak traktował więzi małżeńskie. Ewidentne
ich lekceważenie już w kilka miesięcy po ślubie (i to przy braku ciężkiej winy za
rozkład pożycia, która mogłaby być przypisana drugiej stronie - jak w opisywanym tu
przypadku) jest wyraźną poszlaką wskazującą na odrzucenie przez podmiot
nierozerwalności małżeństwa.

3. PRZYKŁAD TRZECI

Janusz byt młodym sędzią, człowiekiem o zdecydowanie laickiej mentalności,
prowadzącym działalność polityczną w partii lewicowej.

Pracował w mieście odległym od swego miejsca zamieszkania, gdzie poznał Laurę,

osobę bardzo religijną; szanował jej przekonania, ale ich nie podzielał, ponieważ nie
odpowiadały one jego mentalności ani też poglądom.

Po jakimś czasie, z inicjatywy Laury, postanowili zawrzeć ślub kościelny. Janusz

zgodził się na takie małżeństwo, aby zrobić przyjemność narzeczonej, ale był
zdecydowany zaakceptować jedynie te jego aspekty, jakie odpowiadały jego
przekonaniom.

Należy zwrócić tu uwagę na to, iż zawarli oni ślub w 1970 roku, a więc wtedy, kiedy

było już pewne, że zostanie uchwalona ustawa wprowadzająca we Włoszech możliwość
rozwodu, również w wypadku tzw. małżeństw konkordatowych. Janusz doskonale znał
to zagadnienie i otwarcie opowiadał się za wprowadzeniem rozwodów, nie tylko jako
instytucji prawnej, którą uważał za zdecydowanie pozytywną, jeśli chodzi o jej skutki
społeczne, ale również jako możliwość i ewentualność dla własnego związku.
Rozmawiał o tym niejednokrotnie ze swymi kolegami podczas dyskusji na temat swego
przyszłego małżeństwa.

Janusz swoje poglądy na temat rozwodu, które otwarcie wyrażał jeszcze przed

ślubem, wprowadził w czyn, mimo iż jego żona ze wszystkich sił starała się go
zadowolić, dostosowując się do wszystkich jego wymagań - zgodziła się na przykład na
przeniesienie się wraz z nim w jego rodzinne strony, gdzie pragnął powrócić. Janusz
natomiast nie miał najmniejszego zamiaru dostosować się w czymkolwiek do wymagań
czy potrzeb żony - sprzeciwił się nawet jej pragnieniu posiadania potomstwa - i już po
kilku latach wspólnego życia zaczął wywierać na nią nacisk, przekonując ją, że powinna
zgodzić się na separację. Natychmiast po zakończeniu wymaganego przez prawo okresu
separacji wystąpił o rozwód, po którym zaraz zawarł nowy, cywilny ślub z inną kobietą.

background image

88

Podczas wniesionej przez Laurę sprawy o stwierdzenie nieważności małżeństwa

przyznał, że zamierzał nadać swemu małżeństwu określony kształt. Jego oświadczenie
uznane zostało przez Sąd za wiarygodne nie tylko dlatego, że potwierdzały je zeznania
bezpośrednich świadków, ale również ze względu na to, że było ono w pełni spójne z
zawsze wyrażanymi przez niego otwarcie poglądami na sprawy małżeństwa. Jego
laicka wizja życia, fakt, iż był zagorzałym zwolennikiem wprowadzenia ustawy
rozwodowej, jego znajomość zagadnienia z punktu widzenia prawnego, zostały uznane
za okoliczności umożliwiające dowiedzenie, iż pozostawał on w błędzie co do instytucji
małżeństwa, na skutek którego wolą jego było zaakceptowanie jedynie niektórych
(pozostających w zgodzie z jego przekonaniami) elementów małżeństwa, wykluczając
z nich nierozerwalność węzła małżeńskiego.

Przykład ten ukazuje moc, jaką (przynajmniej w niektórych wypadkach) może mieć

ukształtowana i ugruntowana mentalność sprzeciwiająca się zasadzie nierozerwalności
małżeństwa; Taka mentalność może stać się czynnikiem kształtującym wolę
wykluczenia tego, co nie jest zgodne z własnymi przekonaniami. Błąd taki - aby mógł
stanowić ważną przyczynę wykluczenia nierozerwalności małżeństwa - musi być
dowiedziony jako pewny z moralnego punktu widzenia. W przypadku Janusza został on
uznany za realny i ugruntowany.

Tak więc zadaniem konsultanta jest ustalenie, czy w danej sprawie ma się do

czynienia z błędem tego typu, czy też jedynie z przejawami próżności,
powierzchowności lub konformizmu.

4. PRZYKŁAD CZWARTY

Ostatni przykład po raz kolejny ukazuje zasadniczą rolę, którą odgrywa w procesie
dowodowym pobudka symulacji, jaka niekiedy może zespalać w sobie elementy, o
których była mowa w drugim i trzecim przykładzie: a więc z jednej strony
powierzchowność i egoizm, a z drugiej - motywacje o charakterze ideologicznym.

Łukasz i Anna należeli do pokolenia, które w 1968 roku zdecydowanie

kontestowało „mieszczańskie" wartości, konwencje i instytucje. Pochodzili oni z
zamożnych rodzin, które ich utrzymywały, ich wzajemna relacja przebiegała w pełnej
„wolności", nie tylko regularnie współżyli ze sobą, ale dodatkowo, za wzajemnym
przyzwoleniem, nie stronili od „doświadczeń" uczuciowych i seksualnych z osobami
trzecimi.

Ich ideałem było kontynuowanie tego typu związku, wykluczali nawet ewentualne

zawarcie ślubu cywilnego jako sprzeczne z ich mentalnością i ideałami wolnej miłości.

Chcąc jednak żyć bezkonfliktowo ze swymi rodzinami wyznającymi tradycyjne

poglądy, a przede wszystkim chcąc korzystać z ich pomocy ekonomicznej, Łukasz i
Anna zdecydowali się na ślub kościelny, nie tając przed

background image

89

nikim (niestety z wyjątkiem proboszcza, który miał władzę dopuścić ich do tego
sakramentu), że taki ślub jest dla nich jedynie czystą formalnością i że nie mają
najmniejszego zamiaru zmienić swej mentalności ani też stylu życia.

Zostało to dowiedzione nie tylko na podstawie głoszonych przez nich otwarcie

poglądów, ale przede wszystkim na podstawie sposobu, w jaki budowali swe wspólne
życie już po ślubie, utrzymując swobodnie związki z innymi osobami, co wkrótce
doprowadziło do rozpadu ich małżeństwa i do związania się z nowymi partnerami.
Zespół dowodów będących w posiadaniu sądu umożliwił stwierdzenie, że swą wolą
wykluczyli oni tak istotny przymiot małżeństwa, jakim jest jego nierozerwalność, choć
prawdopodobnie nie brakowało też innych wad ich konsensu.

VII. WYKLUCZENIE WIERNOŚCI

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO

Odpowiedź na pytanie, co jest rzeczywistym przedmiotem kolejnej, możliwej formy
symulacji konsensu małżeńskiego, nie jest bynajmniej tak prosta, jak na pierwszy rzut
oka mogłoby się to wydawać. Przedmiot ten tradycyjnie bywa określany terminem
bonum fidei pochodzącym z refleksji św. Augustyna na temat małżeństwa. Co jednak
należy rozumieć przez to określenie?

Współczesna doktryna prawa kanonicznego przez długi czas utrzymywała, że

pomiędzy koncepcją bonum fidei a jednością małżeństwa będącą „istotnym
przymiotem" instytucji małżeństwa zachodzi zbieżność. Na temat jedności małżeństwa
wypowiadał się kan. 1013 § 2 Kodeksu z 1917 roku, a obecnie kan. 1056 aktualnie
obowiązującego Kodeksu. Konsekwencją uznania jedności za istotny przymiot
małżeństwa jest to, iż dana osoba nie może być równocześnie związana więcej niż
jednym węzłem małżeńskim. Następstwem teorii, która utożsamiała bonum fidei z
jednością małżeństwa, było to, że za nieważne uznawano wyłącznie małżeństwo, w
którym nastąpiło wykluczenie jego jedności poprzez zamiar ustanowienia stosunku
małżeńskiego z osobą niebędącą małżonkiem.

Teoria taka znajdowała oparcie również w wykładni kan. 1081 § 2 CIC 1917, według

której przedmiotem konsensu małżeńskiego miało być „dozgonne i wyłączne prawo do
ciała (ius in corpus) jako prawo do aktów przez się zdolnych do zrodzenia potomstwa".
Opierając się na tej tak jasnej definicji prawnej, wysnuwano wniosek, iż narusza dobro
wierności małżeńskiej ten, kto obiecuje innej niż współmałżonek osobie prawo do
takich, nakierowanych na prokreację, aktów.

background image

90

Zgodnie z taką interpretacją pojęcia bonum fidei, zamiar złamania wierności

małżeńskiej poprzez stosunki płciowe z innymi osobami (zarówno te nakierowane, jak i
nienakierowane - jak w wypadku stosunków homoseksualnych - na prokreację), z
punktu widzenia nieważności konsensu małżeńskiego pozbawiony był doniosłości
prawnej, jako że nie stanowił on udzielenia osobie trzeciej prawa do aktów płciowych
nakierowanych na prokreację, ale jedynie czyste nadużycie tego prawa (udzielonego w
rzeczywistości współmałżonkowi). Innymi słowy, pozytywna wola złamania wierności
nie stanowiła przyczyny nieważności małżeństwa.

Taka interpretacja zaczęła być podważana już w pierwszej połowie lat 60. W

niektórych orzeczeniach Roty podkreślano, iż z praktycznego punktu widzenia ten, kto
wyklucza bonum fidei, z reguły nie czyni tego po to, aby nałożyć na siebie nowe
obowiązki (a więc w tym wypadku, aby zobowiązać się w stosunku do osoby odmiennej
od współmałżonka do realizowania z nim stosunków płciowych nakierowanych na
prokreację), lecz, wręcz przeciwnie, czyni to po to, aby uwolnić się od obowiązku bycia
wiernym współmałżonkowi i móc w sposób nieuporządkowany zaspokajać swe
potrzeby seksualne. Poddana też została dyskusji wykładnia § 2 kan. 1081 Kodeksu z
1917 roku, z której wnioskowano, iż możliwym przedmiotem symulacji skierowanej
przeciwko bonum fidei byłoby samo udzielenie osobom trzecim prawa do aktów przez
się zdolnych do zrodzenia potomstwa. Prawo takie, jak zaczęto podkreślać, określone
było przez normę jako dozgonne i wyłączne. Naruszenie tej wyłączności mogłoby być
więc obdarzone doniosłością prawną, w szczególności tam, gdzie mogłoby być
interpretowane nie jako czyste nadużycie prawa (w drodze faktów), lecz jako negacja
(co do zasady) cechy wyłączności tego prawa. Tak więc wierność - czyli obowiązek
powstrzymania się od stosunków płciowych z osobami innymi niż współmałżonek -
mogłaby być przedmiotem symulacji konsensu małżeńskiego powodującą (jeśli
wierność ta byłaby negowana co do zasady) nieważność małżeństwa, czyli inaczej, jeśli
poprzez planowane naruszenie wierności następowałaby negacja wyłączności prawa do
aktów nakierowanych na prokreację (jakie przynależy się jedynie współmałżonkowi).

W ciągu ostatnich dwóch dziesięcioleci orzecznictwo Roty wypracowało w tej

kwestii następujące wspólne stanowisko: symuluje konsens małżeński nie tylko ten, kto
zamierza udzielić innym prawa do aktów przez się zdolnych do zrodzenia potomstwa,
ale również i ten, kto wyklucza wyłączność tego prawa, zastrzegając sobie możliwość
utrzymywania stosunków płciowych z osobami trzecimi, odmiennymi od
współmałżonka.

Jako przykład można przytoczyć fragment orzeczenia Roty Rzymskiej, w którym po

przypomnieniu nauczania soborowego, według którego zarówno intymny związek
małżonków (będący wyrazem daru samego z siebie składanego sobie przez nich
wzajemnie), jak i dobro potomstwa wymagają ich pełnej wzajemnej wierności (LG 48),
stwierdza się: „W czasach obecnych

background image

91

wyraźnie uwidacznia się rozróżnienie pomiędzy wykluczeniem bonum fidei a
wykluczeniem jedności: pierwsze z nich zakłada negację wyłączności prawa
współmałżonka do aktów małżeńskich, natomiast poprzez drugie zamierza się udzielić
go rozmaitym osobom" (coram Colagiovanni 2 lutego 1988, w ARRT Dec. LXXX, 61).

Taka interpretacja jest możliwa również w świetle obecnie obowiązującego

Kodeksu Prawa Kanonicznego. Prawdą jest, iż przedmiot konsensu został w nim
sformułowany odmiennie niż w Kodeksie z 1917 roku - określony jest on obecnie jako
dar z samego siebie, jaki współmałżonkowie składają sobie w celu stworzenia węzła
małżeńskiego (por. kan. 1057 § 2), ale prawdą jest też, że dozgonne i wyłączne prawo
do aktów nakierowanych przez się na prokreację musi być uznane jako zawarte w
zasadniczym przedmiocie konsensu, będąc techniczno-prawną realizacją małżeńskiego
daru z samego siebie. Mówiąc prościej: w jaki sposób wyraża się, właściwy dla
małżonków, dar z samego siebie? Realizuje się on poprzez (a przynajmniej również i
poprzez) zobowiązanie się do oddania się do wyłącznej dyspozycji współmałżonka,
jeśli chodzi o spełnianie aktów, które są przez się zdolne do zrodzenia potomstwa. Tak
więc, zarówno ten, kto chce zobowiązać się do oddania się (w aspekcie tych aktów) do
wyłącznej i dozgonnej dyspozycji trzeciej osoby (wykluczając „jedność" małżeństwa),
jak i ten, kto zastrzega sobie możliwość nierespektowania obowiązku wynikającego z
wyłączności tego prawa (wykluczając „wierność" małżeńską), nie udziela
rzeczywistego konsensu małżeńskiego, lecz konsensu wadliwego i stąd też nie zawiera
on żadnego węzła.

Po tym krótkim przedstawieniu ewolucji orzecznictwa, które niewątpliwie

przyczyniło się do pełniejszego naświetlenia koncepcji jedności małżeństwa i
obowiązku wierności małżeńskiej, musimy zasygnalizować pewne problemy, które
nadal jeszcze pozostają otwarte.

Po pierwsze, jeśli chodzi o używaną w tych wypadkach terminologię: kiedy mówi

się o bonum fidei, należy ściśle rozróżniać, do czego ma się odnosić to określenie - czy
do jedności małżeństwa, czy też do obowiązku przestrzegania przyrzeczenia wierności
małżeńskiej. Przytoczone tu przed chwilą orzeczenie Roty wydaje się sprowadzać
pojęcie bonum fidei do wierności, nie ma jednak jeszcze co do tego w pełni jednolitego
stanowiska orzecznictwa.

Po drugie, należy przypomnieć, iż zgodnie z dotychczasową tradycją, obecnie

obowiązujący Kodeks zastrzega dla jedności miano „istotnego przymiotu" małżeństwa
(por. kan. 1056). Wykluczenie pozytywnym aktem woli istotnego przymiotu powoduje
wadliwość konsensu a, co za tym idzie, nieważność małżeństwa (por. kan. 1101 § 2).
Czy również obowiązek wierności może być uznany za „istotny przymiot" małżeństwa?
Problem ten nie został jeszcze dogłębnie zanalizowany, jako że nie posiada on
większego znaczenia praktycznego. Orzecznictwo, w swych zasadniczych liniach,
wydaje się uznawać jedność i wierność za dwa aspekty pojęcia bonum fidei.

background image

92

Problematyka ta została zasygnalizowana po to, aby wspomnieć o interesującej

sugestii, a mianowicie o propozycji uznania obowiązku wierności małżeńskiej nie za
„istotny przymiot" małżeństwa, lecz za jego „istotny element" - którego wykluczenie,
zgodnie z dyspozycją kan. 1101 § 2, powoduje nieważność małżeństwa - rozumiany
jako prawny obowiązek mający odniesienie do szerszej koncepcji „dobra małżonków",
o której mowa w kan. 1055 § 1. Propozycja ta jest niewątpliwie korzystna z dwóch
powodów: pozwala ona na lepsze rozróżnienie merytoryczne (o którym była mowa
powyżej) pomiędzy pojęciem „jedności" małżeństwa, a więc jego istotnym
przymiotem, a obowiązkiem wierności, który to obowiązek, przynajmniej częściowo,
napełnia treścią pojęcie „dobro małżonków" - termin, którego aspekty prawne nie
zostały dotychczas jednoznacznie i w sposób satysfakcjonujący naświetlone ani przez
doktrynę, ani też przez orzecznictwo. Nie wydaje się zresztą, aby istniały jakieś
ewidentne teoretyczne przeciwwskazania w uznaniu obowiązku wierności małżeńskiej
za „istotny element" małżeństwa w aspekcie obowiązku prawnego. Trzeba jednak
zaznaczyć, że propozycja ta nie jest jeszcze na razie zbyt popularna i musi być dopiero
wzięta na serio pod uwagę przez orzecznictwo i doktrynę. Z praktycznego punktu
widzenia - jak już zresztą zostało to powiedziane - umieszczenie prawnego obowiązku
wierności małżeńskiej wśród istotnych elementów czy przymiotów małżeństwa nie stoi
na przeszkodzie prawidłowego orzekania w sprawach o stwierdzenie nieważności
małżeństwa.

Należy też stawić czoła trzeciemu i poważniejszemu problemowi: co trzeba

dokładnie rozumieć przez określenie „wierność małżeńska"? A także: kiedy ma się do
czynienia z doniosłym, z punktu widzenia prawnego, pogwałceniem wyłączności prawa
współmałżonka? Jak łatwo można zauważyć, jest to problem o podstawowym
znaczeniu. Posłużmy się tu przykładami: abstrahując od zagadnienia „jedności"
małżeństwa (zakładając, że podmiot nie zamierza udzielić innym prawa do aktów
zdolnych przez się do zrodzenia potomstwa, czyli, w praktyce, związać się
równocześnie więcej niż jednym węzłem małżeńskim), wyklucza wierność tylko i
wyłącznie ten, kto zastrzegłby sobie prawo cło stosunków heteroseksualnych przez się
zdolnych do zrodzenia potomstwa? A ten, kto chciałby mieć stosunki heteroseksualne,
ale wykluczyłby ich nakierowanie na prokreację? A ten, kto zastrzegłby sobie prawo do
stosunków homoseksualnych? Łatwo można zauważyć, że są to kwestie bardzo
delikatne i skomplikowane, niewątpliwie o bardzo dużym znaczeniu praktycznym.

Chcąc znaleźć jakieś rozwiązanie dla tego problemu, należy odwołać się do

aktualnego, wspomnianego powyżej, prawnego określenia przedmiotu konsensu
małżeńskiego. Kan. 1057 § 2 definiuje go jako dar z samego siebie składany w celu
stworzenia małżeństwa. Niewątpliwie - jak już wspominaliśmy - taki przedmiot zawiera
w sobie (jako istotny element) dozgonne i wyłączne prawo do aktów przez się zdolnych
do zrodzenia potomstwa. Jeśli jednak Ustawodawca zdecydował się na określenie
przedmiotu konsensu w inny

background image

93

sposób, należy uznać, że - choć nie zamierzając zanegować poprzedniej definicji -
chciał on (również w nawiązaniu do nauczania soborowego) przedstawić ten przedmiot
w sposób bardziej kompletny. Stąd też orzecznictwo i doktryna uznały za możliwe
określenie przedmiotu konsensu małżeńskiego jako „dozgonnego i wyłącznego prawa
do małżeńskiej wspólnoty życia". Na wspólnotę taką składa się również aspekt
seksualny, rozumiany jako złożenie daru z samego siebie poprzez dozgonne i wyłączne
darowanie współmałżonkowi swej płciowości, która oczywiście ma być realizowana w
sposób zgodny z naturą i moralnością.

Zastrzeżenie sobie możliwości naruszenia tej wyłączności - tak poprzez akty

heteroseksualne (również i te nienakierowane na prokreację), jak i poprzez akty
homoseksualne - pozostawałoby w sprzeczności z przedmiotem zgody małżeńskiej, a
więc powodowałoby wadliwość tej zgody (oczywiście, jeśli takie zastrzeżenie byłoby
uczynione pozytywnym aktem woli). Czy zatem, wspomniane dopiero co, sytuacje
mogą być sprowadzone do kwestii naruszenia wierności małżeńskiej? Wydaje się, że
pozytywnej odpowiedzi na to pytanie łatwiej jest udzielić w wypadku pierwszej
hipotezy (tam, gdzie ma się do czynienia z wolą zastrzeżenia sobie możliwości
odbywania stosunków heteroseksualnych, również tych nienakierowanych na
prokreację), jako że orzecznictwo nie wnika w rozróżnienie, jaki typ stosunków z inną
(bądź innymi) osobami zamierza mieć podmiot wykluczający wierność małżeńską.
Trudniejsze wydaje się być natomiast rozstrzygnięcie drugiego przypadku (w którym
pojawia

się

wola

zastrzeżenia

sobie

możliwości

odbywania

stosunków

homoseksualnych), jako że hipoteza ta nie pozostaje w bezpośredniej sprzeczności z
darem małżeńskiej płciowości, z samej swej natury heteroseksualnej. Przypadek taki
mógłby więc być raczej sklasyfikowany jako wykluczający „dobro małżonków", które
to dobro wymaga przynajmniej minimalnego szacunku dla osoby współmałżonka
(wspomniane tu zastrzeżenie byłoby oczywiście z nim sprzeczne); jeśli wręcz niejako
przypadek psychicznej niezdolności do małżeństwa - tak w aspekcie samego konsensu
małżeńskiego (kan. 1095 § 2), jak i w aspekcie zdolności do podjęcia istotnych
obowiązków małżeńskich (kan. 1095 § 3). Należy bowiem wziąć pod uwagę również
to, że osoba, która pomimo zawarcia małżeństwa zastrzegałaby sobie możliwość
kontynuowania swych praktyk homoseksualnych, może być osobą dotkniętą tak
poważnymi zaburzeniami osobowości (czy zaburzeniami w dziedzinie płciowości), ze
w świetle prawa kanonicznego spełnia kryteria wspomnianej niezdolności.

Po raz kolejny musimy też przypomnieć że, omawiana tu ewentualna symulacja

(podobnie zresztą jak każda inna forma symulacji konsensu w systemie prawa
kanonicznego) wykluczająca jedność/ wierność małżeńską, aby rzeczywiście miała
miejsce, musi być dokonana za pomocą pozytywnego aktu woli. Ponieważ zagadnienie
to zostało już omówione przy okazji analizy zjawiska symulacji, przypomnimy tylko,
że akt woli symulującej zgodę

background image

94

małżeńską może być aktem wyraźnym - czyli skierowanym bezpośrednio przeciwko
zasadom jedności czy wierności małżeńskiej (jak na przykład: „nie zamierzam
akceptować

ograniczeń

dla

mej

wolności

w

dziedzinie

związków

uczuciowo-seksualnych i uznaję się za osobę wolną w nawiązaniu ich z inną osobą czy
innymi osobami"); bądź aktem domyślnym, który logicznie powoduje odrzucenie
zaangażowania się wyłącznie w związek ze współmałżonkiem (np.: „poślubiam
Marzenę, ale nie zamierzam zrezygnować z mojego związku z Krystyną, wręcz
przeciwnie, zamierzam go kontynuować pomimo mego ślubu z Marzeną").

Natomiast gdy chodzi o udowodnienie wykluczenia bonum fidei (w dwu

przytoczonych powyżej znaczeniach), należy posłużyć się tradycyjnym schematem,
jaki już przedstawialiśmy. Główny przedmiot dowodu - a więc akt woli sprzeczny z
konkretnym obowiązkiem małżeńskim - może być zrekonstruowany bezpośrednio -
poprzez oświadczenia składane przez zainteresowanego podczas procesu, ale przede
wszystkim poza procesem, w okresie możliwie bliskim zawarcia przez niego ślubu;
poprzez zeznania wiarygodnych świadków; może on też być zrekonstruowany
pośrednio -poprzez poszlaki i okoliczności, jakie logicznie pozwalają uznać za
prawdopodobne istnienie takiego aktu woli zainteresowanego (aktu symulującego
konsens). Co do wspomnianych tu poszlak i okoliczności, wskazana wydaje się ich
nieco szersza analiza, która może się okazać przydatna również dla konsultantów w
sprawach małżeńskich.

Zgodnie z przepisami prawa kanonicznego dowodem w toczącym się procesie mogą

być jedynie domniemania wysunięte na podstawie faktu pewnego i określonego,
pozostającego w bezpośrednim związku z daną sprawą (por. kan. 1586). Można z tego
wywnioskować, iż - podczas procesu - należy się zawsze starać o potwierdzenie zeznań
stron oraz świadków. I tak, na przykład, ogólne stwierdzenie, że dana osoba często
zdradzała współmałżonka, jeśli nie jest poparte przytoczeniem konkretnych faktów,
takich jak: imiona, miejsca, czas, w którym takie zdrady miały miejsce, a więc
okoliczności pozwalających sędziemu na dokonanie odpowiednich weryfikacji, musi
być uznane za oświadczenie pozbawione znaczenia prawnego z punktu widzenia
dowodowego. Podobnie jest też z oświadczeniami typu: „wszyscy wiedzieli, że miał on
inne kobiety" czy też z nieumotywowanymi (pozbawionymi faktycznego uzasadnienia)
opiniami, jak na przykład: „według mnie nie miał on najmniejszego zamiaru
dochowywać wierności małżeńskiej". Dlatego też konsultant (aby uniknąć
ewentualnego wniesienia sprawy skazanej na niepowodzenie z powodu braku
dowodów), zdając sobie sprawę z tego, iż podczas procesu Sąd będzie żądał od
zainteresowanych dostarczenia dowodów potwierdzających ich oświadczenia, w swym
dochodzeniu poprzedzającym wniesienie sprawy do Sądu musi ocenić czy istnieje
realna możliwość ich dostarczenia.

background image

95

Zajmiemy się teraz pokrótce dwoma typami sytuacji, których wartość dowodowa

bywa często dyskutowana: niewiernością wielokrotną i okazjonalną oraz trwałym
związkiem z inną osobą.

Niewierność okazjonalną, choćby nawet wielokrotną, orzecznictwo jest skłonne

traktować zazwyczaj nie tyle jako przesłankę dowodzącą dokonanego wykluczenia
jedności czy wierności małżeńskiej, ale jedynie jako faktyczne nadużycie prawa
udzielonego współmałżonkowi. Dokonując rozróżnienia pomiędzy prawem a jego
wykonywaniem, orzecznictwo przeprowadza następujące rozumowanie: ten, kto
okazjonalnie łamie wierność małżeńską, zazwyczaj uznaje jedność swego małżeństwa,
a także - jako zasadę - obowiązek dochowywania wierności; i choć faktycznie nie
respektuje on tego obowiązku, czyni to jedynie na skutek swych słabości, złego
wychowania, fatalnego wpływu kultury czy złego towarzystwa. Narusza więc
obowiązek, którego istnienia jest świadomy i jakim czuje się związany. Jest to
rozumowanie niewątpliwie rozsądne i podyktowane doświadczeniem. Nie można
jednak zapominać, że domniemanie, o którym tu mowa, jest domniemaniem „prostym",
wypracowanym przez orzecznictwo. Dopuszcza ono więc przeciwdowód: czyli dowód,
że osoba taka, łamiąc wierność, rzeczywiście chciała wykluczyć obowiązek jedności/
wierności. Trzeba też pamiętać, że - pomimo iż rozróżnienie pomiędzy prawem i jego
wykonywaniem, istniejące w tradycji orzecznictwa, jest logiczne i nie powinno być
negowane - trudno wyobrazić sobie prawo udzielone, ale równocześnie trwale
pozbawione możliwości swego rzeczywistego wykonywania. Inaczej mówiąc: mogą
istnieć tak liczne nadużycia obowiązku wierności, że stanowią one podstawę do
wysunięcia domniemania wykluczenia prawnego obowiązku jej przestrzegania.

Kontrowersyjna jest natomiast w orzecznictwie kwestia wartości dowodowej, jaka

mogłaby być przypisana obecności stałej relacji w momencie konsensu małżeńskiego:
jest to na przykład sytuacja, o jakiej już wspominaliśmy, a którą można
scharakteryzować następującymi słowami: „Poślubiam Marzenę, ale pragnę nadal
kontynuować i rzeczywiście kontynuuję mój związek, również intymny, z Krystyną". W
opinii części orzecznictwa stanowi ona przesłankę decydującą, prawie kompletny
dowód na istnienie woli w sposób domyślny wykluczającej wierność, a nawet jedność
małżeństwa; inna jego część uznaje ją natomiast za przesłankę bardzo dwuznaczną,
która powinna być zawsze analizowana ze szczególną ostrożnością. Cóż więc można
powiedzieć na ten temat? Zważywszy, że okoliczność taka postrzegana była -
przynajmniej przez doktrynę - w kontekście teorii, która sprowadzała bonum fidei
jedynie do istotnego przymiotu małżeństwa, jakim jest jego „jedność", oraz biorąc pod
uwagę to, że we wspomnianej sytuacji osoba współmałżonka oraz kochanka mogłyby
znajdować się na tej samej płaszczyźnie, gdy chodzi o przyznanie im prawa do aktów
przez się zdolnych do prokreacji, należy zawsze rozpatrywać odrębnie każdy z takich
przypadków. Nie jest możliwe stwierdzenie, że każdy, kto w epoce zawierania
małżeństwa miał kochankę i pragnął kontynuować ten

background image

96

związek, symuluje konsens, występując przeciwko bonum fidei; tak więc, choć
niewątpliwie okoliczność taka jest znacząca z punktu widzenia dowodowego jako
przesłanka wykluczenia (co najmniej) wierności małżeńskiej, czyli, inaczej mówiąc,
fakt ten wzbudza poważne podejrzenia co do takiego wykluczenia, należy starać się o
dodatkowe dowody. Na pewno jednak nie potrzeba tak silnych dowodów jak w
przypadku, w którym osoba co prawda deklaruje, że wykluczyła wierność, ale nie
istnieją na potwierdzenie tego fakty tak znaczące jak utrzymywanie i kontynuowanie
związku z inną osobą pomimo zawarcia małżeństwa.

2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA

Duszpasterz bądź doradca osób, których małżeństwo znajduje się w poważnym
kryzysie, jak i w perspektywie ewentualnego wniesienia przez nie sprawy o
stwierdzenie nieważności małżeństwa, staje wobec konieczności zanalizowania
hipotezy o nieważności związanej z bonum fidei, powinien zbadać następujące aspekty
takiej sprawy:

1) Jaki był styl życia zainteresowanego: czy była to osoba skłonna do łatwych

znajomości lub przygód miłosnych? Tego typu cechy mogą bowiem rzucać światło na
całą sprawę.

2) Jakie były jej poglądy na małżeństwo: czy akceptowała jedność małżeństwa, a w

konsekwencji obowiązek wierności? Jakie były ewentualne przyczyny wyznawania
przez nią poglądów niemożliwych do zaakceptowania z chrześcijańskiego punktu
widzenia i czy istnieją ewentualne dowody na poparcie ich istnienia (np. zeznania osób,
przed którymi je demonstrowała)?

3) Czy osoba ta była wierna w okresie narzeczeństwa? Jeśli nie, to jakie to były

relacje (przelotne przygody, trwałe związki)? Jakie są możliwości zdobycia na to
dowodów: na przykład wyznanie tego przez zainteresowanego lub inne osoby w to
wmieszane; świadkowie i fakty (imiona, miejsca, czas), listy czy inne użyteczne
dokumenty?

4) Jakie byty, w momencie zbliżania się daty ślubu, zamiary zainteresowanego

odnośnie do tych przygód, a przede wszystkim odnośnie do związków? W takim
przypadku szczególnie ważne jest poznanie, jaka była jego ewentualna umowa z
kochanką: czy w związku ze ślubem miało nastąpić zerwanie ich związku, czy, wręcz
przeciwnie, pomimo ślubu związek miał być kontynuowany. Zawsze, oczywiście,
należy się starać o dowody w postaci świadków, dokumentów, faktów 0 charakterze
poszlak, jakie mogłyby być wykorzystane podczas procesu.

5) Trzeba też ustalić, z jakiego powodu zainteresowany zdecydował się na zawarcie

ślubu i to ślubu kościelnego, czyli jaka była przyczyna zawarcia przez niego
małżeństwa. Doświadczenie wskazuje bowiem, że im mniej znacząca jest ta przyczyna
(z punktu widzenia religijnego i moralnego: jak np. w przypadku małżeństwa dla
interesu lub zawartego pod naciskiem osób trzecich), tym

background image

97

bardziej prawdopodobne jest odrzucenie obowiązku wierności małżeńskiej i odwrotnie.

6) Ważne jest również zasięgnięcie informacji odnośnie do tego, co zainteresowany,

jeszcze przed ślubem, deklarował w odniesieniu do własnego małżeństwa: czy czuł się
poprzez nie związany jedynie i wyłącznie z własnym współmałżonkiem (również jeśli
chodzi o współżycie seksualne); czy też czuł się „wolny" - a w takim wypadku, czy
istnieją świadkowie mogący potwierdzić jego ewentualne poważne deklaracje (nie żarty
lub przechwałki) w tej dziedzinie.

7) Kolejną istotną sprawą jest ustalenie, czy zainteresowany dochowywał wierności

małżonkowi, czy też nie. Czy złamał on wierność nawiązując relację z osobą, z którą był
związany jeszcze przed ślubem, czy może nawiązał nowe relacje, czy były to związki
trwałe, czy okazjonalne, w jaki czas po ślubie miały one miejsce, jak częste były zdrady
itp. Wszystkie te okoliczności muszą być ustalone w sposób pewny (por. wspomniany
już kan. 1586), a więc opierając się na pewnych źródłach, przytaczając nazwiska, fakty,
czas. Jak łatwo się domyślić, są to bowiem okoliczności, które w zależności od stopnia,
w jaki zostały zrekonstruowane i udokumentowane, mogą mieć różny ciężar
dowodowy. Na przykład: inną wartość jako poszlaka będzie mieć związek trwający z tą
samą osobą, nieprzerwany przez zawarcie małżeństwa, a inną związek nawiązany kilka
lat po ślubie, być może wtedy, kiedy małżeństwo wchodziło już w fazę kryzysu.

8) Ważne jest również zbadanie, w jaki sposób zainteresowany usprawiedliwiał swe

zdrady przed współmałżonkiem bądź innymi osobami: czy arogancko, twierdząc, że
miał do tego prawo, czy też z poczuciem winy, wyrażając skruchę i obiecując poprawę.
Te dwie odmienne postawy wskazują bowiem na odmienną wolę zainteresowanego w
przedmiocie obowiązku wierności małżeńskiej.

9) Przydatne będzie również ustalenie, w jaki sposób podmiot traktował inne

obowiązki małżeńskie: na przykład jak traktował współmałżonka, czy zdecydował się
na posiadanie potomstwa i jakim był później rodzicem; czy przyczyniał się do
utrzymania rodziny, czy był w niej obecny. Choć bowiem teoretycznie można
wyobrazić sobie małżonków „idealnych" we wszystkich dziedzinach, z wyjątkiem
wierności, to w praktyce, ten, kto nie dochowuje wierności, a więc łamie swe
zobowiązania w tak niezwykle ważnej dziedzinie, również i w innych będzie przejawiał
swój brak miłości w stosunku do współmałżonka i rodziny. W każdym wypadku ważne
jest też ustalenie, kiedy i dlaczego zaczął się tego typu rozkład małżeństwa.

3. PRZYKŁADY

1. PRZYKŁAD PIERWSZY
Grzegorz był świeżo upieczonym magistrem, który właśnie rozpoczął swą pracę w
administracji publicznej, kiedy, po długim okresie narzeczeństwa, poślubił swą
koleżankę ze studiów, Annę. Podczas ich dwudziestoletniego małżeństwa, z którego
narodziło się dwoje dzieci, Anna była zawsze przy mężu, wspierając go również w jego
karierze politycznej. Ich małżeństwo rozpadło się, kiedy Grzegorz zakochał się w
niejakiej Patrycji, poznanej wiele lat po ślubie z Anną, i odszedł do niej. Chcąc uzyskać
stwierdzenie nieważności swego małżeństwa i móc poślubić Patrycję, Grzegorz wyznał

background image

98

podczas procesu, że trzy razy zdradził swą żonę, zarówno w okresie narzeczeństwa, jak i
małżeństwa, mając stałe związki z innymi kobietami.
W szczególności zdradzał ją z młodziutką w tamtym czasie Klaudią: wyznał między
innymi, że w przeddzień swego ślubu z Anną zabrał Klaudię do słynnego, zabytkowego
kościoła, gdzie podarował jej obrączkę i przyrzekł, że będzie ona zawsze kobietą jego
życia oraz że najwcześniej jak tylko będzie to możliwe, uwolni się od Anny, swej
przyszłej małżonki. Wynajął też dla niej mieszkanie w pobliskiej miejscowości (w
której często przebywał z przyczyn związanych z pracą), gdzie przez całe lata
kontynuowali swe spotkania.

Pozornie sytuacja ta wydawała się więc bardzo jasna. Zważywszy, że, zgodnie z

wersją Grzegorza, obiecał on Klaudii uznawanie jej za swą prawdziwą żonę (przyznając
jej więc taką samą - o ile nie wręcz uprzywilejowaną - pozycję w stosunku do pozycji
samej Anny), towarzyszące sprawie okoliczności skłaniały do uznania, że miało w tym
wypadku miejsce wykluczenie jedności małżeństwa. Grzegorz twierdził bowiem, że
zobowiązał się w stosunku do Klaudii do aktów przez się zdolnych do prokreacji i do
uznania jej za rzeczywistą kobietę swego życia, kontynuując z nią związek pomimo
swego ślubu z Anną.

Sąd odrzucił jednak wniosek Grzegorza, ponieważ ten, w rezultacie, nie przedstawił

żadnego rzeczywistego dowodu na poparcie swej tezy.

Nie udowodnił istnienia żadnej ewentualnej przyczyny, dla której miałby poślubić

Annę wbrew swej woli. Nie dostarczył żadnych dowodów na istnienie innych kobiet, z
którymi rzekomo zdradzał on swą narzeczoną a potem żonę. Jeśli chodzi natomiast o
Klaudię, to, co prawda, świadczyła ona w sądzie, potwierdzając jego opowiadanie o
obrączce i złożonej przez niego obietnicy, ale jej wersja zawierała wiele ważnych
elementów pozostających w sprzeczności z wersją Grzegorza. Ponadto przeprowadzone
przez Sąd dochodzenie zasadniczo zredukowało wagę (przedstawiany przez
zainteresowanego) relacji Grzegorza i Klaudii: nie tylko brakowało konkretnych
dowodów na ich potwierdzenie (np. poświadczających obecność Klaudii w mieście, w
którym jakoby przez wiele lat spotykali się), ale także postępowanie Grzegorza w
rzeczywistości zadawało kłam obietnicom złożonym przez niego Klaudii: nie tylko, że
miał on z żoną dwoje dzieci, przez dwadzieścia lat nie robiąc niczego, aby się od niej
uwolnić, jak to obiecywał swej kochance, ale usiłował też ukryć przed nią posiadanie
potomstwa, łudząc ją ogólnikowymi obietnicami. Ponadto wiele wiarygodnych

background image

99

osób, wśród których byli na przykład wzorowi kapłani, mogło potwierdzić,
bezpośrednio znając fakty, miłość, jaką Grzegorz darzył swą żonę i rodzinę.

Stąd też Sąd nie dał wiary zeznaniom Grzegorza, oceniając je jako, w większości,

pozbawione dowodów oraz uznając, iż zanegowane zostały przez obiektywne,
sprzeczne z nimi, fakty. Jeśli chodzi o jego związek z Klaudią, to Sąd ocenił go jedynie
jako nadużycie prawa, udzielonego przez niego Annie. Klaudia nie była bynajmniej
kobietą jego życia, ale naiwną i romantyczną dziewczyną, potraktowaną przez niego
instrumentalnie, osobą, której rola sprowadzała się do bycia jego nałożnicą,
utrzymywaną dla wygody (na ile, oczywiście, podane fakty można uznać za
prawdziwe).

Przykład pokazuje więc, iż konsultant (choć rolą jego nie jest przeprowadzenie

kompletnego dochodzenia) nie może ulegać wpływom, pozornie jednoznacznych,
deklaracji stron, ale że zawsze musi przypominać zainteresowanym o konieczności
trzymania się prawdy, ponieważ Sąd z całą powagą zweryfikuje ich zeznania. Po
uczynieniu tego może przedstawić on swą opinię w danej sprawie, przypominając, że
jest uzależniona od prawdziwości przedstawionych mu faktów. Jeśli byłyby one
natomiast nieprawdziwe, Sąd po ich zweryfikowaniu podczas procesu, z wszelkim
prawdopodobieństwem, odrzuci wniosek o stwierdzenie nieważności małżeństwa.

2. PRZYKŁAD DRUGI

Ryszard i Ewa byli urzędnikami, narzeczonymi od kilku lat. Ryszard, był człowiekiem
o silnej woli, pracowitym i zdecydowanym, szczerze kochającym Ewę, dziewczynę
nieco powierzchowną, o słabej woli i bez inicjatywy.

Po kilku latach narzeczeństwa pobrali się i pojechali w podróż poślubną, która

minęła w bardzo dobrej atmosferze, tak jak pierwszy, krótki okres ich małżeństwa.
Jednak już po niecałym miesiącu po ślubie Ryszard znalazł przypadkiem zapiski, jakie
nieuważna Ewa pozostawiła w domu. Był to rodzaj pamiętnika, w którym opisywała
uczucia, żywione do swego przełożonego z pracy, a także (z detalami) stosunki
seksualne, jakie miała z nim od kilku miesięcy w hotelach, biurze i innych
przypadkowych miejscach. Ryszard był tym wstrząśnięty; zażądał od niej wyjaśnień i
postawił ją przed koniecznością wyboru. Jej zachowanie było jednak bardzo
dwuznaczne: z jednej strony ogólnikowe obietnice zerwania tego związku, z drugiej
nadal spotkania ze swym przełożonym. Ryszard, nie widząc jej dobrej woli ani zamiaru
przestrzegania podstawowego obowiązku małżeńskiego, zdecydował się odejść.

Była to bardzo trudna, z punktu widzenia postępowania dowodowego, sprawa, jako

że relacja Ewy z jej przełożonym była dobrze ukryta (pracowali oni tylko w dwójkę w
małym biurze), nie było też żadnych świadectw bezpośrednich co do jej intencji
(zwłaszcza z okresu przedmałżeńskiego) odnośnie do obowiązku wierności. Ewa
potwierdziła jednak prawdziwość zapisków w odkrytym przez męża pamiętniku. Dało
to możliwość stwierdzenia,

background image

100

że pomimo zbliżającego się ślubu, nie miała zamiaru zerwać związku ze swym
przełożonym, do którego czuła nieprzezwyciężony pociąg fizyczny i choć obawiała się,
że wcześniej czy później związek ten się rozpadnie, to ze swej strony miała zamiar
zrobić dla niego wszystko, co tylko możliwe. Faktycznie, również podczas podróży
poślubnej dzwoniła i pisała do swego kochanka, a tuż po powrocie podjęła z nim
intymne stosunki. Pomimo ogólnikowych obietnic zerwania tego związku oraz
zapewnień o uczuciach w stosunku do męża, Ewa, po tym, jak jej niewierność została
przez niego wykryta, nie dokonała zdecydowanego wyboru w duchu poszanowania
wyłączności prawa małżonka do daru z same-go siebie i własnej seksualności,
demonstrując, poprzez fakty, swój brak woli w przestrzeganiu obowiązku wierności.

Przykład ten pokazuje, że niekiedy, nawet przy braku bezpośrednich dowodów, czyli

zeznań świadków, istnieją elementy dowodowe w postaci dokumentów (jak w tym
wypadku niewątpliwie autentyczny pamiętnik) i okoliczności potwierdzających
istnienie cudzołożnego związku (w tym przypadku zawieszonego wyłącznie na czas
podróży ślubnej i to jedynie na skutek fizycznego oddalenia pomiędzy Ewą i jej
kochankiem), które pozwalają na moralnie pewną rekonstrukcję woli małżeńskiej
strony w kwestii wykluczenia przez nią jednego z obowiązków małżeńskich (w tym
wypadku wierności jako wyłącznego prawa współmałżonka do aktów płciowych).

3. PRZYKŁAD TRZECI

Grażyna była dobrą, prostą, trochę naiwną dziewczyną. Poznała i po krótkim okresie
narzeczeństwa poślubiła Jacka, niespokojnego ducha, który przede wszystkim myślał o
tym, jak spędzić mile czas w towarzystwie przyjaciół obojga płci. Małżeństwo było
nieudane, jako że on bardzo często przebywał poza domem, przedkładając towarzystwo
swych przyjaciół nad rodzinę, wykazywał w stosunku do żony obojętność, był nieczuły
na jej potrzeby, również na jej gorące pragnienie posiadania potomstwa. Po kilku latach
małżeństwo się rozpadło, a Katarzyna, która zawarła nowy ślub cywilny, pragnąc
uregulować swą sytuację, wniosła sprawę o stwierdzenie nieważności małżeństwa na
podstawie wykluczenia przez Jacka wierności małżeńskiej.

Sąd, niestety, zmuszony był odrzucić ten wniosek: dowody bezpośrednie były

absolutnie niewystarczające: przyjaciele Jacka nie wnieśli nic w sprawie jego
ewentualnych deklaracji odnośnie do wierności małżeńskiej, ale przedstawiali jedynie
swoje, bardzo ogólne i nieumotywowane faktami opinie. Z drugiej strony, również
dowody pośrednie (a więc poszlakowe), były zbyt ogólne, a wręcz sprzeczne. Ogólne,
ponieważ świadkowie wyrażali jedynie opinie typu: „lubił kobiety..., był zawsze
otoczony kobietami", ale nie podawali żadnych konkretnych faktów. Sprzeczne,
ponieważ tam, gdzie wydawało się, że istnieją konkretne fakty, okazywało się, że
istnieją tak duże sprzeczności w dotyczących ich zeznaniach, iż nie można ustalić, jak w
rzeczywistości one

background image

101

wyglądały. Na przykład jedna z kobiet-świadków zeznała, że jeszcze przed ślubem
Jacka byli ze sobą związani, jednak z dalszych jej zeznań wynikało, że związek ten w
żaden sposób nie przemawia za tezą o wykluczeniu wierności. Kobieta ta zeznała
bowiem, że ich stosunki zostały zerwane już sporo wcześniej przed zawarciem przez
niego małżeństwa z Grażyną, a zostały wznowione (i trwały bardzo krótko), na skutek
ich przypadkowego spotkania, w rok po tym ślubie. Tak więc nie tylko, że
przedstawione przez nią fakty nie dowodziły praktycznie niczego w kwestii
ewentualnej symulacji zgody małżeńskiej, ale dodatkowo, zeznania Jacka, który
upierał się, że poznał ją dopiero po swym ślubie z Grażyną, jeszcze bardziej zaciemniły
obraz. Żaden ze świadków nie był w stanie rozstrzygnąć tej kwestii, co w rezultacie
uniemożliwiło stwierdzenie, które z nich mówi prawdę.

Przykład ten pokazuje, że przed zaproponowaniem stronom skierowania sprawy na

drogę sądową konsultant powinien się upewnić, że istnieje, choćby minimalna,
możliwość przedstawienia dowodów na to, iż podmiot oskarżony o symulację
konsensu małżeńskiego aktem woli rzeczywiście dokonał wykluczenia wierności
małżeńskiej; tak więc musi przynajmniej istnieć możliwość takiego zrekonstruowania
faktów, które pozwoliłoby Sądowi na uznanie ich za pewne i determinujące w danej
sprawie. W przedstawionym powyżej przykładzie rekonstrukcja taka okazała się
niemożliwa, a zeznania stron i świadków zbyt ogólne, aby mogły stanowić dowody w
sprawie.

4. PRZYKŁAD CZWARTY

Laura, bardzo dobra i przyzwoita dziewczyna, była cenioną w miejscu pracy
nauczycielką, działała też w organizacjach charytatywnych. Tam właśnie poznała
Pawła, w którym się zakochała. Po niedługim okresie narzeczeństwa oboje
zdecydowali się na ślub. Według Laury, wszystko przebiegało normalnie, choć na kilka
tygodni przed ślubem zauważyła mniejsze zaangażowanie i mniejszy entuzjazm ze
strony Pawła. W ciągu kilku pierwszych miesięcy po ślubie Paweł coraz bardziej zaczął
się od niej odsuwać, nie chciał podjąć żadnego dialogu, zachowywał się w stosunku do
niej niegrzecznie, zaczął coraz częściej przybywać poza domem, aż wreszcie ją opuścił.

Będąc już w separacji z Pawłem, Laura dowiedziała się od wspólnych znajomych,

że w ciągu kilku ostatnich miesięcy przed ślubem Paweł ponownie zaczął spotykać się
z niejaką Bożeną, z którą kilka lat wcześniej miał syna. Związek rozpadł się, ale potem,
w okresie bezpośrednio poprzedzającym ślub Pawła z Laurą, ponownie zaczęli się
spotykać. Relacja ta, pomimo ślubu Pawła z Laurą, trwała nadal, a kiedy w kilka
miesięcy po ślubie odszedł on od swej żony, Bożena oczekiwała już jego następnego
dziecka. Paweł uznał formalnie to dziecko za swoje, uznał też wówczas swojego syna,
którego miał z nią kilka lat wcześniej, a który do tej pory nie został przez niego uznany.

background image

102

W czasie toczącej się przed sądem sprawy o stwierdzenie nieważności małżeństwa

tak Paweł, jak i Bożena przyznali, że ich związek został odnowiony na kilka miesięcy
przed ślubem Pawła i że zdecydowani kontynuować go pomimo jego planowanego
małżeństwa z Anną. Zostało to również potwierdzone przez jego kilku przyjaciół,
którzy wiedzieli o wszystkim i którzy starali mu się to wyperswadować, choć nie
zdobyli się na odwagę poinformowania o wszystkim jego narzeczonej. Paweł, który w
procesie okazał się słabą osobowością, zdominowaną przez silną osobowość Bożeny,
nie miał odwagi wyznać prawdy narzeczonej i anulować planowanego ślubu. Podjął
jednak decyzję (którą potem faktycznie zrealizował) o kontynuowaniu związku z
Bożeną, w który coraz bardziej się angażował i który zaowocował jej kolejną ciążą.
Ojcostwo Pawła oraz uznanie przez niego ich pierwszego dziecka zostało
udokumentowane w sposób niebudzący wątpliwości. Jego przyjaciele, będący
świadkami w tej sprawie, potwierdzili wspomniane fakty, potwierdzili też zamiar
Pawła o kontynuowaniu związku z Bożeną, związku ewidentnie naruszającego,
powstający na skutek zawartego małżeństwa, obowiązek traktowania Laury jako osoby
mającej wyłączne prawo do jego daru z samego siebie, realizowanego przez akty
zdolne przez się do prokreacji.

Przykład ten zwraca uwagę konsultantów na to, że przypadek ten, choć sam w sobie

dość jasny, mógłby przysporzyć poważnych trudności w sferze dowodowej, gdyby
Paweł, Bożena oraz ich przyjaciele nie zdecydowali się na współpracę z sądem przy
rekonstrukcji faktów. Laura bowiem dowiedziała się o wszystkim dopiero podczas
separacji i to od osób trzecich, związanych z Pawłem więzami przyjaźni. Konsultant,
oceniając możliwość skierowania sprawy do Sądu, musi więc zawsze pamiętać, że
samo jej teoretyczne umotywowanie nie jest wystarczającym, ale że konieczne jest
istnienie konkretnych dowodów, umożliwiających rekonstrukcję faktów, służących za
podstawę orzeczenia.

VIII. PEŁNA SYMULACJA KONSENSU

Po przedstawionych tu przypadkach tzw. symulacji częściowej konsensu
małżeńskiego, zajmiemy się obecnie przypadkami nieważności małżeństwa
spowodowanego symulacją, określaną przez doktrynę i orzecznictwo (choć nie przez
Kodeks) mianem symulacji pełnej.

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO

background image

103

Jak już wspominaliśmy, niezbędne jest rozróżnienie symulacji pełnej oraz symulacji
zwanej częściową, o której już była mowa powyżej. Jakie są jednak racje takiego
rozróżnienia? Odpowiedź na to pytanie może przyczynić się do lepszego naświetlenia
zasad i elementów prawa materialnego regulującego to zagadnienie.

Symulacja tzw. częściowa to taka, w której, co prawda, mamy do czynienia z wolą

małżeńską, ale jest ona wewnętrznie sprzeczna; czy też, jak formułuje to (w sposób
może mniej adekwatny) część Autorów, w symulacji totalnej obok woli małżeńskiej
miałaby występować inna wola, która ją anuluje, będąc z zasady sprzeczną z jakimś z
elementów czy z istotnych przymiotów małżeństwa. Tak byłoby na przykład w
przypadku osoby, która chciałaby zawrzeć małżeństwo, ale jednocześnie byłaby
przeciwna

nakierowaniu

instytucji

małżeństwa

na

prokreację

albo

jego

nierozerwalności, albo też jego jedności i prawnemu obowiązkowi wierności
małżeńskiej - są to przypadki, jakimi dopiero się zajmowaliśmy. Tego typu
(„podwójna", jeśli zaakceptuje się to sformułowanie) wola musi być uznana za
wewnętrznie wadliwą: jest to wola, która jakkolwiek akceptuje małżeństwo, to
równocześnie odrzuca jakiś jego element czy istotny przymiot, bez których, z samej
zasady, małżeństwo nie może istnieć.

Symulacja pełna charakteryzuje się natomiast tym, iż wola symulująca (czyli realna

wola podmiotu różniąca się od woli przez niego deklarowanej) odnosi się do samej
istoty małżeństwa, czyli do wspólnoty całego życia oraz do pełnienia (prawnej) roli
małżonka.

Mówiąc prościej: tak jak w wypadku symulacji częściowej podmiot chce zawrzeć

małżeństwo, ale „niezupełne", czyli pozbawione jakiegoś przymiotu, uznanego przez
prawo kanoniczne za jego nieodzowną cechę, tak w wypadku symulacji pełnej podmiot,
pozytywnym aktem woli, odrzuca samo małżeństwo; nie chce on - wbrew pozorom -
zawrzeć małżeństwa ani przyjąć na siebie praw i obowiązków małżeńskich.

Pomimo iż niektórzy Autorzy, opierając się przede wszystkim na wspólnym dla obu

typów symulacji skutku prawnym w postaci nieważności małżeństwa, postulują
zniesienie rozróżniania symulacji na pełną i częściową, przeważająca część doktryny i
orzecznictwa uznaje jednak ten podział za słuszny, głównie ze względu na różnicę -
mogącą być określoną mianem psychologicznej, która występuje po stronie podmiotu
symulującego.

Ten bowiem, kto symuluje „częściowo" może mieć wolę oraz przekonanie zawarcia

prawdziwego małżeństwa (zakładając, że nie wie on czy też nie sądzi, że jego wola, jako
wykluczająca jakiś element czy istotny przymiot małżeństwa, jest wewnętrznie
sprzeczna), ten natomiast, kto symuluje w „pełni" bez wątpienia jest świadomy tego, iż
nie zawiera prawdziwego małżeństwa, jako że jego wola, już z samej definicji, jest
sprzeczna z samą istotą prawnej instytucji małżeństwa oraz z całokształtem
wynikających z niego obowiązków prawnych i moralnych.

background image

104

Prawo kanoniczne, tak w Kodeksie z 1917 roku (kan. 1086 § 2), jak i w Kodeksie z

1983 roku (kan. 1101 § 2), określa symulację „pełną" mianem wykluczenia samego
małżeństwa (matrimonium ipsum), wskazując tym samym, iż tego typu wola
symulująca uderza w samą istotę tej instytucji: zarówno gdy chodzi o jej ustanowienie,
jak i o projekcję, w postaci określonego stanu życia, jaki się z niej wywodzi. Tak więc
symuluje w „pełni" konsens małżeński ten, kto nie chce zawrzeć żadnej umowy
małżeńskiej (por. kan. 1055 § 1) i w konsekwencji nie chce utworzyć żadnej „wspólnoty
całego życia" z drugą stroną (por. kan.1055 § 1 i kan. 1057 §2).

Przepisy prawa kanonicznego stanowią, że wola w pełni symulująca konsens

(podobnie zresztą jak jest to w wypadku każdej symulacji) musi być aktem
„pozytywnym". Innymi słowy, musi więc być ona owocem prawdziwej decyzji,
rzeczywistą wolą wewnętrzną sprzeciwiającą się wyrażonej woli zewnętrznej; nie może
więc być to jedynie brak woli ani też wola mało spontaniczna, wyrażona bez zapału czy
bez przekonania. W celu lepszego naświetlenia tego aspektu, orzecznictwo i doktryna
stwierdzają, że dokonuje pełnej symulacji konsensu małżeńskiego ten, kto „chce nie
zawrzeć małżeństwa", czyli chce, aby zawierany przez niego ślub nie powodował
żadnej modyfikacji jego stanu ani żadnego obowiązku o charakterze małżeńskim. Nie
dokonuje jej natomiast ten, kto jedynie „nie chciałby zawrzeć małżeństwa" czy też
zawiera je niechętnie, bez wielkiego przekonania, w jakimś stopniu uwarunkowany
przez chęć uzyskania korzyści czy skłoniony przez osoby trzecie. Aby więc można było
mówić o rzeczywistej „pełnej" symulacji, nie wystarcza - jak precyzuje to klasyczna
doktryna - aby podmiot symulujący nie chciał..., lecz konieczne jest, aby chciał nie...

Rozróżnienie to jest bardzo ważne, ponieważ pomaga w poprawnej interpretacji

konkretnych przypadków, w aspekcie spełniania przez nich kryteriów pozwalających na
zakwalifikowanie ich jako „pełnej" symulacji.

Symulacja „pełna", jak stanowi to norma prawa kanonicznego, jest więc

wykluczeniem samego małżeństwa (matrimonium ipsum). Kiedy jednak mamy do
czynienia z wykluczeniem tego typu? Jak jest możliwe, aby osoba, która decyduje się na
zawarcie ślubu, odrzucała równocześnie fakt stania się małżonkiem drugiej strony oraz
związane z tym prawa i obowiązki?

Orzecznictwo sprecyzowało niektóre konkretne „postaci" pełnej symulacji, czyli

przypadki, które z logicznego punktu widzenia wskazują, że rzeczywiście miała ona
miejsce; są to bez wątpienia „patologiczne" przypadki konsensusu małżeńskiego, przy
analizie których trudno jest się uwolnić od wrażenia, iż są one „anormalne", a więc
zasadniczo różniące się od tego, co w takich wypadkach „być powinno".

Mając na uwadze cel tej książki - którym jest dostarczenie praktycznych wskazówek

i pomocy duszpasterzom i innym osobom zajmującym się udzielaniem konsultacji w
sprawach o stwierdzenie nieważności małżeństwa -przedstawione tu zostaną tylko
niektóre, najbardziej typowe formy pełnej

background image

105

symulacji, które dostarczają kryteriów interpretacyjnych przyjętych już przez
orzecznictwo, pominięte natomiast będą te jej „postacie", które jak dotychczas, są
jedynie przedmiotem czystych spekulacji doktrynalnych.

Należy pamiętać - zważywszy, iż dotyczy to nie tylko dowodu symulacji, ale i

logicznej możliwości jej wystąpienia - że po to, aby można było wystąpić z hipotezą, iż
miał miejsce fakt tak bardzo negatywny, jak jest to zawsze w wypadku pełnej symulacji
konsensu małżeńskiego, trzeba znaleźć jakąś, równie poważną (przynajmniej z punktu
widzenia podmiotowego), motywację, która z punktu widzenia logicznego mogłaby
taką symulację wyjaśniać (chodzi o wspominaną już wielokrotnie przyczynę symulacji
causa simulandi, element dowodowy o bardzo dużym znaczeniu). W przeciwnym
bowiem razie trudno będzie wytłumaczyć istnienie tak poważnego faktu, jakim jest
zewnętrzny akt woli udzielający zgody małżeńskiej, któremu towarzyszy wewnętrzna
wola rzeczywistego nieudzielenia tej zgody.

Stąd też mamy do czynienia z pełną symulacją konsensu małżeńskiego w

następujących przypadkach:

a) W razie, gdy pozytywnym aktem woli odrzuca się drugą stronę jako swego

małżonka. Symulacja tego typu, opierająca się na żywionej wobec swego partnera
awersji, może mieć miejsce na przykład w wypadku zawierania małżeństwa pod
przymusem. Możliwe jest zarówno to, że osoba zmuszona do poślubienia niechcianego
partnera biernie się na to godzi (a jej zgoda małżeńska podpada ewentualnie pod
hipotezę normy kan. 1103), jak i to, że choć nie czując się na siłach przeciwstawić się
groźbie lub użyciu siły, przez którą zmusza się ją do małżeństwa, równocześnie
decyduje się na nie udzielenie swej wewnętrznej zgody małżeńskiej, odrzucając
obowiązki, które normalnie powstają na skutek zawarcia małżeństwa (w tym
konkretnym wypadku postrzeganego przez nią za wymuszone).

b) W razie, gdy wolą osoby jest nieudzielenie zgody małżeńskiej, ponieważ nie ma

ona zamiaru zawarcia małżeństwa, a jej uczestnictwo w celebracji związku
małżeńskiego jest tylko zewnętrznym, pustym gestem, „komedią". Przypadek taki może
mieć miejsce zarówno w sytuacji analogicznej, jak powyżej opisana (a więc zmuszenia
do zawarcia małżeństwa); ale także wtedy, gdy strona uparcie odrzuca instytucje
eklezjalne, nie uznając żadnych obowiązków z wyjątkiem tych, które sama sobie
arbitralnie ustala i które wywodzą się z jej własnej woli pozostawania w związku
małżeńskim bądź też nie (jest to przypadek osób kontestujących reguły ustanowione
przez Kościół czy społeczeństwo, jak np. hippisi, anarchiści, osoby związane z ruchem
z 1968 roku itp.)

c) Z pełną symulacją ma się do czynienia również wtedy, gdy stanowczą wolą osoby

jest odrzucenie elementów, uznawanych przez prawo kanoniczne za decydujące o
powstaniu małżeństwa; czyli kiedy odrzuca ona utworzenie wspólnoty całego życia
nakierowanej na dobro małżonków oraz na zrodzenie i wychowanie potomstwa (por.
kan. 1055 § 1 i kan. 1096). W takim przypadku

background image

106

miałoby się bowiem do czynienia z zasadniczą rozbieżnością pomiędzy wolą podmiotu
a podstawową, w rozumieniu prawa kanonicznego, funkcją (określaną też mianem
podstawy prawnej umowy małżeńskiej) umowy małżeńskiej. Może to mieć miejsce na
przykład w wypadku, kiedy dana osoba zawiera związek małżeński w celu otrzymania
w życiu codziennym pomocy materialnej od swego współmałżonka (co stanowi jeden z
aspektów wspólnoty małżeńskiej), ale jednocześnie wyklucza ona jakiekolwiek swe
zaangażowanie w stosunku do drugiej strony, czyli udzielanie jej materialnego i
moralnego wsparcia lub też, właściwe dla życia małżeńskiego, choćby minimalne z nią
zespolenie psychoafektywne i seksualne. Bez wątpienia są to wypadki skrajne (jest to
zresztą logiczne w wypadku tak poważnego faktu, jakim jest pełna symulacja konsensu
małżeńskiego), które niekiedy mogą zbliżać się do innych form symulacji; skierowanej
na przykład przeciw „dobru małżonków" (jak w wypadku negacji jakiejkolwiek
wzajemnej pomocy) czy przeciw dobru potomstwa (jak w wypadku odrzucenia
jakiejkolwiek wspólnoty na płaszczyźnie psycho-seksualnej).

d) Pełna symulacja małżeństwa ma miejsce również wtedy, gdy podmiot traktuje

zawarcie związku małżeńskiego w sposób instrumentalny, mając na uwadze cele
kompletnie odmienne od ustanowienia węzła małżeńskiego oraz wynikających z niego
praw i obowiązków, których nie ma on zamiaru respektować. Przykładem może być na
przykład osoba, która zawiera małżeństwo jedynie po to, aby korzystać z bogactw
drugiej osoby; czy też osoba, która traktuje małżeństwo wyłącznie jako okoliczność
prawną pozwalającą jej na wyemigrowanie i uzyskanie obywatelstwa w kraju, w którym
pragnie żyć. Należy jednak podkreślić, że aby można było mówić o pełnej symulacji,
musi nastąpić zbieg następujących elementów: cel, jaki zamierza się osiągnąć, jest
zewnętrzny w stosunku do typowych aspektów małżeństwa; jest on wyłączny w
stosunku do ustanowienia węzła małżeńskiego; wolą podmiotu jest nierespektowanie
obowiązków małżeńskich i odpowiadających im praw drugiej strony. Jest to bardzo
ważne, ponieważ pozwala na uniknięcie nieporozumień wynikających ze złej
interpretacji okoliczności, jakie mogą być zwykłymi motywami skłaniającymi podmiot
do zawarcia związku, nie spełniając jednak przesłanek pełnej symulacji.

Bardzo prostym przykładem dla zilustrowania tego zagadnienia może tu być

następująca sytuacja: w pełni symuluje małżeństwo kobieta pochodząca z ubogiego czy
nękanego wojną kraju, która poślubia na przykład Amerykanina po to tylko, aby móc
wyjechać i zamieszkać w Stanach Zjednoczonych. Nie chce go jednak za męża, nie
zamierza spełniać żadnych obowiązków małżeńskich i kończy tę fikcję tuż po
osiągnięciu zamierzonego przez siebie celu. Nie symuluje natomiast ta sama kobieta
zakochana w Amerykaninie, która poślubia go, chcąc zostać jego żoną, choć dodatkowo
motywowana perspektywą wyjazdu do kraju dobrobytu.

background image

107

I tak, nie symuluje małżeństwa ten, kto żeni się - choćby niechętnie - ze względu na

to, że jego partnerka spodziewa się jego dziecka; ani też ten, kto zawiera małżeństwo,
chcąc uniezależnić się od swej rodziny, z którą jest w konflikcie. Pomijając fakt, że cele
takie (zapewnienie dziecku narodzenia się w legalnym związku, założenie własnej,
autonomicznej rodziny) nie są w pełni zewnętrzne w stosunku do celów małżeństwa,
często są one jedynie motywami, które skłaniają do zawarcia go (choćby mniej chętnie
czy też zbyt pospiesznie niż byłoby to w „normalnych" sytuacjach), nie pociągając za
sobą woli rzeczywistego niezawarcia związku czy nierespektowania obowiązków
małżeńskich. Brak rozróżnienia pomiędzy motywami, które jedynie skłaniają podmiot
do zawarcia małżeństwa, a wolą pełnego podporządkowania zawieranego związku
celowi zewnętrznemu w stosunku do celów małżeństwa wraz z równoczesnym
wykluczeniem respektowania obowiązków małżeńskich może doprowadzić do zamętu i
do niesłusznej (jako że opierającej się na błędnym i powierzchownym stosowaniu
prawa) praktyki sądowej.

e) Część doktryny i orzecznictwa wyznaje pogląd, iż z pełną symulacją konsensu

małżeńskiego ma się do czynienia również wtedy, gdy nastąpiło wykluczenie,
pozytywnym aktem woli, godności sakramentalnej małżeństwa. W uzasadnieniu opiera
się ona na występującej w „doktrynie katolickiej" identyczności-nierozdzielności (dla
osób ochrzczonych) ważnej umowy małżeńskiej i sakramentu (por. kan. 1055 §2). W
konsekwencji uznaje się, że ten, kto pozytywnym aktem woli, odrzuciłby sakrament, w
sposób domyślny odrzuca również i samą umowę małżeńską.

f) Z dużą uwagą należy traktować przypadki, w których ślub jest zawierany jedynie

pro forma, po to tylko, aby spełnić życzenie drugiej strony czy rodziny albo, aby
dostosować się do konwenansów społecznych, zwłaszcza w wypadku osób
ochrzczonych, lecz niepraktykujących. W takich przypadkach należy zachować
szczególną ostrożność, ponieważ jak twierdzi orzecznictwo, występująca w takich
wypadkach wola dokonania jedynie „formalnego" aktu, nie zawsze i nie koniecznie
zawiera odrzucenie obowiązków z niego wynikających. Ślub zawierany pro forma może
zawierać w sobie jedynie błędne przekonanie o bezużyteczności samego aktu (np. jako
zawieranego w kościele, przed księdzem) a nie natomiast rzeczywistą wolę odrzucenia
jego konsekwencji. Mówiąc prościej: Adam może być przekonany o bezużyteczności
ślubu kościelnego, który jest dla niego tylko „czystą formalnością", ale równocześnie
chce zostać mężem Ewy, akceptując prawa i obowiązki wynikające ze stanu
małżeńskiego.

g) Nie wchodzą natomiast w zakres powszechnie uznanych „postaci" pełnej

symulacji konsensu małżeńskiego: równoczesne wykluczenie tzw. trzech dóbr
małżeńskich (potomstwa, jedności i nierozerwalności małżeństwa), które muszą być
raczej uznane za ewentualny przedmiot tzw. symulacji częściowej; lub też wykluczenie
jakiegoś elementu integralnego (lecz nie zasadniczego) małżeństwa (jak np.
efektywnego i stałego wspólnego życia). Podobnie nie jest symulacją

background image

108

brak miłości małżeńskiej, choć w rzeczywistości może on być powodem symulacji (np.
„Poślubiam daną osobę choć jej nie kocham, wyłącznie dla jej majątku, nie chcąc być w
rzeczywistości jej małżonkiem i nie zamierzając respektować obowiązków
wynikających z zawarcia małżeństwa").

Gdy chodzi natomiast o dowody ewentualnej pełniej symulacji konsensu

małżeńskiego, to należy tu w skrócie przypomnieć ogólne reguły, o jakich była już
mowa przy okazji omawiania innych form symulacji.

Dowód ten, którego przedmiotem jest konkretny akt woli, zmierza do jego

bezpośredniej rekonstrukcji, wykorzystując do tego świadectwa osób, które miały
okazje zapoznać się z werbalnym przejawem woli osoby przypuszczalnie symulującej
konsens małżeński, a także do rekonstrukcji pośredniej, przy wykorzystaniu przesłanek
i okoliczności danej sprawy.

Należy też przypomnieć, że aby fakty będące przesłankami miały znaczenie prawne,

muszą być one pewne i określone oraz pozostawać w bezpośrednim związku z
przedmiotem sprawy (por. kan. 1586); szczególne znaczenie ma tu tzw. causa
simulandi,
czyli powód, który sprawia, że podmiot dokonuje symulacji konsensu
małżeńskiego. Jak już bowiem wspominaliśmy brak ważnego powodu sprawia, że
domniemana symulacja konsensu małżeńskiego (zwłaszcza symulacja pełna) jest
niezrozumiała i trudna do udowodnienia.

2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA

Duszpasterz bądź konsultant osób, których małżeństwo znalazło się w kryzysie,
przypuszczający, że w przedstawionej mu sprawie mogła mieć miejsce pełna symulacja
konsensu, powinien zbadać ją dogłębnie, w szczególności starając się ustalić:

1) Jakie były teoretyczne przekonania - religijne, polityczne, społeczne -osoby, którą

posądza

się

o

symulację

zgody

małżeńskiej.

Poglądy

antykościelne

i

antyinstytucjonalne mogą bowiem stanowić (choćby bardzo odległą) przesłankę
odmowy związania się formalną umową małżeńską?

2) Należy też sprawdzić, czy podmiot posądzany o symulowanie konsensu swym

zachowaniem zdradzał, iż ma jakiś podwójny cel w zawarciu małżeństwa, że zawiera je
dla interesu. Użyteczne może być zbadanie, czy przejawiał on jakieś szczególne
zainteresowanie pewnymi, ubocznymi aspektami małżeństwa, jak na przykład
(nawiązując do przykładów, jakie powyżej przytaczaliśmy) stanem majątku przyszłego
współmałżonka, prawnymi skutkami małżeństwa (jak np. prawo do pobytu, zdobycie
obywatelstwa) itp.

3) Na ile tylko jest to możliwe, powinien zostać ustalony podstawowy powód, dla

którego podmiot zawarł związek małżeński. Należy zwrócić szczególną uwagę na
ewentualny zbieg rozmaitych powodów, uwzględniając, iż nawet mało spontaniczne
czy też pozostawiające sporo do życzenia powody (jak np. chęć dania poczętemu
dziecku możliwości urodzenia się w legalnym związku),

background image

109

niekoniecznie oznaczają wolę całkowitego odrzucenia małżeństwa (in toto) oraz
wynikających z niego obowiązków.

4) Należy się też upewnić, czy osoba posądzana o symulację konsensu

małżeńskiego, jest gotowa wyjaśnić, również przed Sądem, jaka była jej
rzeczywista wola odnośnie do zawarcia przez nią małżeństwa. Trzeba też ustalić,
czy ewentualnie przejawiła ona swą wolę (zwłaszcza w okresie zbliżonym do
zawartego przez nią małżeństwa) wobec innych osób, wiarygodnych i gotowych to
potwierdzić w Sądzie.

5) Bardzo ważne jest też ustalenie, w jaki sposób w okresie trwania małżeństwa

osoba ta spełniała wynikające z niego obowiązki. Choć bowiem -jak podkreślaliśmy -
pełna symulacja jest czymś więcej niż tylko arytmetyczną sumą symulacji częściowych,
a więc wykluczeń poszczególnych istotnych praw i obowiązków małżeńskich, to jednak
ich respektowanie może stanowić istotny element dowodowy. Ważne będzie więc
ustalenie, jak długo trwało to małżeństwo i z czyjej woli się zakończyło; czy strony
współżyły ze sobą i czy ich współżycie otwarte było na prokreację; czy i kiedy ze
związku tego zrodziło się potomstwo; czy dochowywana była wierność małżeńska, a
jeżeli, nie, to w jakim zakresie. Masowe naruszanie praw i obowiązków małżeńskich,
choć samo w sobie nie przesądza o symulacji, to jednak jest przesłanką o sporej
doniosłości prawnej: ustalenie bowiem, że istniała wola nierespektowania obowiązków
wynikających z zawartego małżeństwa każe podejrzewać, iż mogła mieć miejsce wola
symulacji konsensu.

6) W razie podejrzenia, iż ma się do czynienia z pełną symulacją, polegającą na

całkowitym podporządkowaniu zawarcia małżeństwa celom odmiennym od
rzeczywistych celów małżeństwa, należy sprawdzić, w jaki sposób osoba symulująca
konsens zachowała się w kontekście osiągniętych korzyści; czy też w wypadku, kiedy
okazało się, że nie odniesie ona korzyści, jakich się spodziewała lub że korzyści te nie
spełniają jej oczekiwań. Odwołując się do przytoczonych już poprzednio przykładów:
ważne jest ustalenie, w jaki sposób traktowała swego męża oraz małżeństwo kobieta,
która chciała przeprowadzić się do kraju swego małżonka, kiedy już tam zamieszkała
czy dostała jego obywatelstwo. Albo, w jaki sposób zachował się podmiot, który ożenił
się bez miłości, jedynie dla majątku, kiedy odkrył, że majątek ten nie istnieje.

3. PRZYKŁADY

1. PRZYKŁAD PIERWSZY

Filip był porządnym mężczyzną, pochodzącym ze skromnej rodziny, który dzięki swej
pracowitości stal się dobrze sytuowanym przedsiębiorcą, zdobywając solidną pozycję
ekonomiczną. W młodym wieku, zanim jeszcze zdobył majątek, ożenił się z Moniką z
powodu deklarowanej przez nią ciąży, która zresztą zakończyła się poronieniem jeszcze
przed ślubem. Monika

background image

110

twierdziła, że było to poronienie naturalne, podczas gdy Filipowi cała historia wydawała
się dość dziwna (do tego stopnia, że powątpiewał on, czy w ogóle była z nim w ciąży).

Po wielu latach wspólnego życia, kiedy na skutek niewierności Moniki doszło do

separacji, Filip stwierdził, że w pełni symulował małżeństwo, jako że zawarł je
niechętnie, tak z powodu niezbyt udanego narzeczeństwa, jak i z powodu wątpliwości,
które żywił co do niejasnej historii ciąży Moniki (która to ciąża była właśnie
bezpośrednim powodem zawarcia przez niego związku).

W Sądzie Filip okazywał szczerość i chęć współpracy, podczas gdy Monika była

bardzo powściągliwa, zwłaszcza co do swej niewierności. Sąd zmuszony był jednak
odrzucić wniosek o stwierdzenie nieważności małżeństwa.

Filip nie zdołał bowiem

dostarczyć żadnego dowodu bezpośredniego

potwierdzającego dokonaną przez niego symulację, czyli żadnego świadka, jaki
słyszałby jego oświadczenia, że nie zamierza on zawrzeć rzeczywistego związku
małżeńskiego, nie będąc już przekonanym co do swej narzeczonej i nie ufając jej
prawdomówności. Co więcej, sam Filip złożył w sądzie oświadczenie pozostające w
sprzeczności z deklarowanym przez niego faktem symulacji. Zeznał bowiem między
innymi, że „tak", złożone przez niego podczas zawieranego ślubu, było czysto formalne,
ale - jak sam stwierdził - „zawsze starał się wiernie wypełniać zobowiązania zaciągnięte
przed ołtarzem w wyniku przysięgi małżeńskiej". Już z samej tej deklaracji wynika, że
w rzeczywistości zdawał on sobie sprawę i zamierzał realizować obowiązki wynikające
z faktu zawarcia małżeństwa.

Również i fakty, o wiele bardziej znaczące niż słowa, ukazują, że przez blisko

dwadzieścia lat respektował on te obowiązki, mając z Moniką dwoje dzieci, ciężko
pracując dla zapewnienia swej rodzinie dobrobytu, dochowując żonie wierności, nawet
wobec jej zdrady, dla dobra dzieci sprzeciwiając się separacji. Wszystkie te okoliczności
są ewidentnie sprzeczne z tezą o czystej formalności (czyli o odrzuceniu pozytywnym
aktem woli) małżeńskiej zgody złożonej przez Filipa podczas zawieranego ślubu.

Również, gdy chodzi o weryfikację pobudki domniemanej symulacji, zostało

ustalone jedynie to, że narzeczeństwo Filipa i Moniki było rzeczywiście burzliwe, że
posprzeczali się oni również w przeddzień ślubu i że Filip udając się do kościoła, w
którym miała odbyć się ceremonia, powiedział przyjacielowi, że nie chce się już żenić,
ale zaraz po tym uspokoił się i, zachęcony przez przyjaciela, przystąpił do zawarcia
związku.

Przykład ten ukazuje, iż subiektywne przekonanie o dokonanej symulacji konsensu -

jak w przypadku Filipa - nie zawsze odpowiada rzeczywistości. Stąd też konsultant, w
celu zapobieżenia wykształceniu się u strony szkodliwych iluzji, powinien, dokonując
kompleksowej weryfikacji danego przypadku, pomóc jej w bardziej realistycznej ocenie
jej historii.

2. PRZYKŁAD DRUGI

background image

111

Decyzja Kazimierza i Barbary o zawarciu małżeństwa zapadła w związku z jej ciążą, z
której, już po ślubie, narodziło się dziecko. Byli oni jeszcze bardzo młodzi i musieli
dostosować się do żądań rodziców. Kazimierz jednak uczynił to bardzo niechętnie,
ponieważ nie miał on zamiaru się żenić, a co najwyżej żyć z Barbarą w konkubinacie.

Oprócz wspomnianego dziecka, para po ślubie nie miała już więcej potomstwa. Ich

małżeństwo trwało tylko kilka lat i rozpadło się na skutek braku jakiegokolwiek
zainteresowania Kazimierza swoją rodziną. W kilka lat po rozwodzie Kazimierz, który
w międzyczasie się nawrócił i stał się praktykującym katolikiem, postanowił
uregulować swe sprawy i wystąpił o stwierdzenie nieważności małżeństwa z Barbarą.

Oprócz zeznań złożonych podczas procesu, w których deklarował, że zawarł ten

związek, naginając się do woli rodziny, równocześnie odrzucając wewnętrznie samo
małżeństwo oraz wynikające z niego obowiązki, postrzegane przez niego jako
wymuszone, dostarczył kilku świadków. Zeznania ich były jednak bardzo ogólne
(dowodziły one jedynie jego awersję do zawarcia małżeństwa), przez co nie mogły one
stanowić bezpośredniego dowodu na dokonanie symulacji.
Kazimierz przytoczył jednak fakty - udowodnione w sposób niebudzący wątpliwości -
które wystarczająco i jednoznacznie potwierdziły w procesie jego tezę o symulacji
konsensu. Po pierwsze, w epoce swego ślubu był zagorzałym zwolennikiem
marksizmu, co zaowocowało jego formalnym wstąpieniem (oraz aktywną
działalnością) do Partii Komunistycznej i Komunistycznych Związków Zawodowych.

Po drugie, w tamtym okresie był zadeklarowanym i przekonanym ateistą, co

potwierdziły rozmaite świadectwa, w tym znajomego kapłana, który potem pomógł mu
w zbliżeniu się do Kościoła.

Po trzecie, jego powtarzające się zachowania sprzeczne (i to zasadniczo) z

obowiązkami małżeńskimi. Oprócz jego braku zainteresowania rodziną zostało
udowodnione: okresowe spożywanie przez niego narkotyków, erotyczne przygody z
kobietami i mężczyznami, próby wciągnięcia swej żony w doświadczenia seksu
grupowego.
Przytoczone tu fakty, którym towarzyszą dowody na to, że został on poddany silnej
presji, przeciw której się buntował (a nie pasywnie ją znosił), czynią wiarygodnymi
deklaracje przedstawione przez niego w procesie, choć brak zeznań świadków
dotyczących jego aktu woli.

Przykład ten pokazuje, jak ważna jest, w tego typu sprawach, faktyczna obecność

wiarygodnej przyczyny, motywu symulacji, która w przypadku Kazimierza była
podwójna: z jednej strony pośrednia, wywodząca się z jego ówczesnej mentalności i
przekonań religijnych oraz politycznych; z drugiej bezpośrednia, sprowadzająca się do
negatywnej reakcji na małżeństwo, postrzegane przez dziewiętnastoletniego wówczas
Kazimierza jako wymuszone.

background image

112

Również i ciężkie naruszanie przez niego obowiązków małżeńskich, a zwłaszcza

próby wciągnięcia w nie również swej żony, pozwalają na uznanie, że rzeczywiście nie
traktował jej jako małżonki, nie szanując jej praw ani jako żony, ani osoby.

3. PRZYKŁAD TRZECI

Jan i Maria rozstali się po kilku latach małżeństwa. Nie mieli dzieci. Jan, młody lekarz,
był kandydatem szczególnie faworyzowanym przez rodziców Anny, drobnych kupców
z małego miasteczka, którzy wspierali go u początków jego działalności zawodowej,
oddali mu za darmo lokal przeznaczony na studio oraz dostarczali klientów. Po ślubie
pomagali ekonomicznie młodej parze, która dzięki temu mogła od razu pozwolić sobie
na luksusowe życie.

Anna, wspierana przez Jana, wniosła sprawę o stwierdzenie nieważności ich

małżeństwa, twierdząc, że Jan w pełni symulował zgodę małżeńską. Po szczegółowym
zbadaniu sprawy Sąd orzekł jednak, że żadna z mających miejsce, według Anny,
„postaci" pełnej symulacji nie została udowodniona.

Po pierwsze, nie zostało dowiedzione to, jakoby Jan w pełni podporządkował swój

konsens małżeński celowi odmiennemu od rzeczywistych celów małżeństwa,
odrzucając równocześnie wynikające z niego zobowiązania. Jakkolwiek zostało
ustalone, że czerpał on korzyści materialne od rodziców Anny (dla których ślub córki z
lekarzem był sprawą prestiżu), ale nie, że poślubił Annę jedynie dla nich, odrzucając ją
jako małżonkę. Wręcz przeciwnie, zostało dowiedzione, że dopiero po kilku, w pełni
poprawnych latach małżeństwa, zaczął on zachowywać się w sposób, który zniechęcił
do niego jej rodziców i sprawił, że zredukowali swą pomoc materialną, niezwykle
obfitą w latach, w których żywili w stosunku do swego zięcia prawdziwy entuzjazm.
Gdyby uznać za prawdziwą sugerowaną tu „postać" symulacji, będąc u początków swej
kariery, logicznie rzecz biorąc, powinien był nadal udawać.

Nie zostało udowodnione, że Jan zamierzał wykluczyć wspólnotę życia z Anną, co

więcej, okazało się, że był w niej zakochany i chciał prowadzić z nią wspólne życie.
Prawdą jest, że biernie przystał na ślub kościelny, jako że był osobą niepraktykującą,
nie proponował jednak ewentualnej innej formy ich wspólnego życia, nie występowa!
też przeciw małżeństwu sakramentalnemu, a co najwyżej przejawiał swój brak
zainteresowania sakramentalnym wymiarem małżeństwa (nie podejmując w efekcie
żadnej decyzji sprzeciwiającej się „treści" związku małżeńskiego).

Nie zostało też udowodnione nic, co mogłoby wskazywać na jego negatywne

odnoszenie się do tzw. dóbr małżeńskich: nie jest pewne, iż nie chciał mieć dzieci, co
więcej niektóre jego wypowiedzi wskazywałyby na jego pozytywny stosunek do
posiadania potomstwa. Jeżeli chodzi o wierność małżeńską, to złamał ją dopiero pod
koniec małżeństwa, a jego zdrada była zdradą okazjonalną; zadeklarował też podczas
procesu, że nie była to bynajmniej

background image

113

ewentualność, brana przez niego pod uwagę już w czasie zawierania związku. Co do
nierozerwalności małżeństwa to zeznał on tylko, że jego poglądy w tej sprawie były
poglądami „laickimi", nie zdawał sobie jednak sprawy (np. konfrontując się z
odmiennymi poglądami przyjaciół czy rodziny) z ich radykalizmu czy sprzeczności z
poglądami „kościelnymi".

Przykład ten pokazuje, jak ważna jest ostrożność w ocenie konkretnych

przypadków: w tym wypadku niezbędne jest udowodnienie nie tylko tego, że na skutek
zawarcia małżeństwa podmiot otrzymał korzyści materialne, ale i tego, że były one
jedyną przyczyną zawarcia przez niego tego związku. Oprócz tego, z punktu widzenia
logiki, zachowanie podmiotu powinno być koherentne z (postawioną w tej sprawie)
hipotezą o symulacji konsensu, podczas gdy w rzeczywistości spowodowało ono, że
utracił on sympatię osób, będącą w tym wypadku źródłem korzyści materialnych, które
(zgodnie ze wspomnianą hipotezą) były jego wyłącznym celem.

4. PRZYKŁAD CZWARTY

Bożena i Marcin poznali się, gdy byli jeszcze w liceum. Oboje należeli do pokolenia,
które w 1968 roku kontestowało obowiązujące wówczas systemy wartości, byli też
aktywnymi działaczami „lewicy". Po ukończeniu studiów zdecydowali się na
zalegalizowanie ich już wieloletniego związku. Ich celem był konkubinat, ale aby
uniknąć dyskusji ze swymi rodzinami, postanowili zawrzeć ślub kościelny. Dla obojga
było rzeczą oczywistą, że taki ślub nie może narzucić im żadnych obowiązków poza
tymi, na które się zdecydowali z własnej woli. Marcin, co najwyżej, gotowy był na
zaakceptowanie instytucji małżeństwa w formie czysto laickiej, ustanowionej przez
prawo cywilne.

Niektórzy z ich przyjaciół wiedzieli o ich przekonaniach, o tym, że - ich zdaniem -

treść małżeństwa miała być określona wyłącznie przez indywidualną wolę
zainteresowanych. Wyznając takie poglądy, Bożena i Marcin zawarli związek
małżeński.

Bożena była jednak już od jakiegoś czasu coraz mniej zainteresowana Marcinem, co

więcej, w ciągu ostatnich kilku miesięcy dzielących ją od ślubu zaczęła coraz bardziej
interesować się nowym kolegą z pracy. Kilka miesięcy po ślubie Bożena stwierdziła, że
jest zakochana w swym koledze i zakomunikowała Marcinowi, że podjęła decyzję 0
odejściu. Prawie od razu przeprowadziła się do swego nowego towarzysza, z którym w
ciągu kilku lat miała czwórkę dzieci.

W rozmowach z rozmaitymi osobami Bożena twierdziła, że mimo iż jest jej przykro

z powodu cierpienia, jakie zadała Marcinowi, czuje się absolutnie w porządku,
ponieważ postąpiła zgodnie z regułami, które oboje akceptowali jeszcze przed ślubem,
mając wspólny „ideał" małżeństwa.

Wszystko to, o czym była tu mowa, potwierdziły podczas procesu zeznania

świadków. Na podstawie dowodów Sąd uznał więc, iż Bożena, zawierając ślub
kościelny bez żadnego przekonania religijnego, nie będąc już uczuciowo

background image

114

związana ze swym narzeczonym, za to coraz bardziej zaangażowana w znajomość z
innym mężczyzną, miała wiarygodny powód, aby zawierając ten związek z Marcinem,
zrealizować swe błędne przekonania co do instytucji małżeństwa. W efekcie odrzucała
stworzenie z nim wspólnoty całego życia, jedynej i skierowanej ku dobru małżonków,
odrzucając również jej konsekwencje w postaci dozgonnej wierności. Wręcz
przeciwnie, uważała ona i zadecydowała, iż reguły wspólnego życia małżeńskiego z
Marcinem podlegają tylko 1 wyłącznie jej woli i choć, ze względów oportunistycznych,
zawarta ślub kościelny, nie uznawała, że miały one podlegać normom, ustalanym dla
instytucji małżeństwa przez prawo kanoniczne.

Przykład ten pozwala nam naświetlić kwestię o charakterze ogólnym, która może

być interesująca dla konsultantów w sprawach o stwierdzenie nieważności małżeństwa.
W przypadku Bożeny i Marcina oprócz pełnej symulacji, było rozpatrywane przez Sąd
również wykluczenie przez Bożenę nierozerwalności małżeństwa.

Sąd uznał, iż odrzucenie przez Bożenę małżeństwa nie dotyczyło jednak tylko tego

jego jednego przymiotu, ale było o wiele bardziej złożone i globalne, i stwierdził, że
miała tam miejsce symulacja pełna. W takim przypadku hipoteza nieważności z
powodu odrzucenia przymiotu małżeństwa logicznie zostaje wchłonięta przez hipotezę
o zaistniałej pełnej symulacji.

Z punktu widzenia praktycznego należałoby tu więc zasugerować konsultantom,

aby w swej działalności nie zaniedbywali logicznych powiązań pomiędzy
ewentualnymi przyczynami nieważności małżeństwa, koncentrując się na analizie
jednego z nich tylko wówczas, kiedy wykluczone już zostały inne, które (z punktu
widzenia systematyki prawa kanonicznego) logicznie je poprzedzają.

IX. PRZESZKODA IMPOTENCJI

Duszpasterze oraz doradcy małżonków, którzy na skutek głębokiego kryzysu, w jakim
znalazł się ich związek, powątpiewają o jego ważności, spotykają się niekiedy z
problemem przeszkody małżeńskiej w postaci impotencji. Taka przyczyna nieważności
małżeństwa, choć dość rzadka, musi być zawsze badana ze szczególną uwagą, nie tyle i
nie tylko ze względu na tradycje prawa kanonicznego w tym zakresie, ile w celu
uniknięcia nieporozumień, które często pojawiają się przy tej okazji, a w konsekwencji
mogą utrudnić właściwą ocenę danej sytuacji małżeńskiej, a także stworzyć szkodliwe
iluzje co do możliwości stwierdzenia nieważności małżeństwa.

Oczywiste jest bowiem, że wysuwanie hipotezy o impotencji, w sytuacji, kiedy nie

dysponuje się odpowiednimi, wymaganymi przez prawo kanoniczne

background image

115

przesłankami, może wywołać negatywne reakcje osoby, która uważa się za niesłusznie,
i w sposób zbyt powierzchowny, sklasyfikowaną jako niezdolną w tak delikatnej sferze,
jaką jest sfera seksualna; może to też przyczynić się do błędnej oceny ważności
małżeństwa; oceny, która nie będzie mogła być podzieloną przez Trybunał, który w
swym osądzie opiera się na powszechnie przyjętej interpretacji prawa kanonicznego.

Stąd też konieczne jest naświetlenie, w sposób prosty, ale zarazem precyzyjny,

opinii i interpretacji doktryny oraz orzecznictwa dotyczących przeszkody impotencji.

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO

1. POJĘCIE PRZESZKODY MAŁŻEŃSKIEJ

Uważny czytelnik z pewnością spostrzegł, że po raz pierwszy w naszych refleksjach
użyliśmy tu pojęcia „przeszkoda" - do tej pory bowiem zajmowaliśmy się tzw. wadami
(jak np. błąd co do przymiotu jednej ze stron wywołany przy pomocy podstępu czy
przymus) lub też defektami (jak np. różne formy symulacji) zgody małżeńskiej jako
aktu woli (por. kan. 1057 § 2), postrzeganego w aspekcie jego skuteczności.

Wspomniany akt woli, zgodnie z prawem kanonicznym (por. 1057 § 1), musi być

dokonywany przez osoby posiadające zdolność prawną, czyli przez takie osoby, które
system prawny uznaje za zdolne i uprawnione do dokonania tego specyficznego aktu.
Innymi słowy: mężczyzna i kobieta, którzy zamierzają wyrazić swoją zgodę małżeńską,
muszą być podmiotami uznanymi przez ustawodawstwo kanoniczne za osoby wolne od
wszelkich negatywnych cech czy też okoliczności, uznawanych przez prawo
kanoniczne za przeszkodę w utworzeniu ważnego związku małżeńskiego.

To właśnie brak tej, przewidzianej przez ustawę, zdolności określany jest w

dziedzinie kanonicznego prawa małżeńskiego mianem „przeszkoda".

Z punktu widzenia praktycznego przeszkoda (biorąc pod uwagę łącznie kan.1073 i

kan. 10) może być zdefiniowana jako przepis pozbawiający zdolności, czyli jako norma
prawa pozytywnego, która czyni (lub deklaruje) daną osobę niezdolną do dokonania
określonej czynności prawnej, a konkretnie do zawarcia małżeństwa; i która, w
konsekwencji, w wypadku zawarcia małżeństwa (w doktrynie kanonicznej mówi się w
takich wypadkach o „usiłowaniu" jego zawarcia), mimo występowania takiej
przeszkody, przewiduje jego nieważność. Po zapoznaniu się z treścią kan. 1073 można
zauważyć, że ustawodawca posłużył się tu określeniem przeszkoda „zrywająca". Celem
takiego określenia jest unaocznienie faktu, iż przeszkody przewidziane przez prawo
kanoniczne nie tylko wzbraniają zawarcia małżeństwa, ale czyniąc (jak już
wspominano) daną osobę niezdolną do jego zawarcia, uniemożliwiają

background image

116

wyrażenie przez nią ważnej zgody małżeńskiej: tak więc „zrywają" one, czyli czynią
bezskuteczną, zgodę ewentualnie wyrażoną przez taką osobę.

Poprzedni kodeks przewidywał również i drugą kategorię przeszkód: tzw.

przeszkody „utrudniające" zawarcie małżeństwa, a więc przeszkody, które wzbraniały
zawarcia jedynie konkretnego małżeństwa. W wypadku, kiedy zostało ono zawarte,
choć niedozwolone, było ono jednak ważne. Aktualnie obowiązujący Kodeks
kanoniczny /. 1983 roku nie wyeliminował wszystkich takich „utrudniających"
przeszkód (por. np. kan. 1124), choć - czy to ze względów ekumenicznych, czy też po
to, aby nadać swym normom bardziej „duszpasterski" wydźwięk - przestał nazywać je
przeszkodami utrudniającymi.

Zważywszy na to, że, jak już wspominano, przeszkody, z technicznego punktu

widzenia, są normami pozbawiającymi podmiot określonej zdolności (normy
uniezdalniająca), zgodnie z kan. 18 podlegają one tzw. ścisłej interpretacji, a więc
interpretacji wykluczającej możliwość rozciągnięcia ich zaleceń na inne, choćby
podobne, przypadki.

Wspomniano już, iż przeszkody zrywające czynią lub deklarują daną osobę za

niezdolną do zawarcia małżeństwa. Takie zdefiniowanie przeszkody kieruje uwagę na
źródło, czyli inaczej pochodzenie konkretnych przeszkód, jako że, pomimo tego iż z
prawnego punktu widzenia każda przeszkoda zrywająca jest normą pozbawiającą
zdolności, nie wszystkie mają takie samo pochodzenie, znajdując swą rację bytu w
wymogu chronienia dobra publicznego, które może być rozmaitej natury.

Posługując się językiem klasycznej doktryny prawa kanonicznego, można

stwierdzić, iż istnieją przeszkody będące bezpośrednim wyrazem „Bożego prawa
naturalnego", czyli porządku prawnego wpisanego przez Stwórcę w samą naturę
rzeczy, który człowiek poznaje dzięki swemu rozumowi i który w ten sposób staje się
dla niego źródłem prawnego i moralnego obowiązku. I tak, na przykład, impotencja jest
stanem faktycznym pozostającym w sprzeczności z samą naturą instytucji małżeństwa,
w którego to naturze leży możliwość seksualnego zespolenia małżonków.

Istnieją też przeszkody, które stanowią wyraz tzw. Bożego prawa pozytywnego,

czyli obowiązki prawne, które wynikają nie tylko z praw wpisanych przez Boga w
naturę rzeczy (jak w poprzednio przytoczonym przypadku „prawa naturalnego"), ale
które znajdują swe źródło w samym Objawieniu. Jako przykład można przytoczyć
przeszkodę przewidzianą przez kan. 1085 § 1, (określaną niekiedy mianem przeszkody
„węzła"); kanon ten, opierając się na interpretacji słów Jezusa zawartych w Ewangelii
Mateusza (19,1-12) i Marka (10,1-12), a więc na danych wynikających bezpośrednio z
nauczania Chrystusa, wyklucza możliwość równoczesnego istnienia więcej niż jednego
związku małżeńskiego (uniemożliwiając zawarcie małżeństwa przez osobę pozostającą
już w innym związku).

Oczywiste jest, iż te dwa typy przeszkód mogą być wyłącznie „zadeklarowanymi"

przez system prawa kanonicznego. Ustawodawca nie może

background image

117

bowiem tworzyć ich z własnej inicjatywy, ale jedynie rozpoznać je i proklamować; nie
może też usunąć ich z systemu prawa pozytywnego, gdyż w ten sposób sprzeciwiłby się
on swemu zadaniu respektowania szczególnej natury samego systemu prawa
kanonicznego, a więc organizowaniu wspólnoty eklezjalnej na podstawie Słowa
Bożego, zgodnie z chrześcijańską wizją człowieka.

Inne przeszkody muszą być natomiast uznane za mające swe źródło w „prawie

kościelnym", czyli za pochodzące z celowego wyboru ludzkiego ustawodawcy: nie
oznacza to bynajmniej, iż opierają się one jedynie na jego swobodnym uznaniu,
wynikającym z posiadanej przez niego władzy, z pominięciem racji moralnych i
eklezjalnych.

Zilustrować mogą to następujące przykłady: ustalenie granicy wieku, poniżej której

osoba jest uznana za niezdolną do zawarcia małżeństwa (por. kan. 1083 § 1) jest
działaniem racjonalnym, które chroni przede wszystkim samych zainteresowanych,
przy czym ustalenie konkretnego wieku może się opierać na swobodnym uznaniu
Ustawodawcy. I tak na przykład Kodeks z 1917 roku podniósł wspomnianą granicę
wieku w stosunku do poprzednio obowiązującego uregulowania - obecny Kodeks,
biorąc pod uwagę międzynarodowy zakres swego obowiązywania, utrzymał te jego
postanowienia w mocy.

Kolejny przykład: wymogi natury moralnej zabraniają „premiowania" małżeństwem

czynów o charakterze przestępczym. I tak na przykład ten, kto uniemożliwia kobiecie
dokonanie swobodnego wyboru małżonka (przeszkoda „uprowadzenia" przewidziana
przez kan. 1089; kan. 1397) lub też na przykład pozbawia życia swego lub cudzego
współmałżonka, aby móc zawrzeć związek z określoną osobą, niezależnie czy jest ona
wspólnikiem przestępstwa, czy też nie (przeszkoda małżonkobójstwa przewidziana
przez kan. 1090 § 1; por też kan. 1397), napotyka na przeszkodę ustawową, która czyni
go prawnie niezdolnym do zawarcia tego określonego związku.

Podobnie jest w wypadku dokonania przez podmiot określonych wyborów

życiowych, takich jak na przykład przyjęcie święceń (kan. 1087) lub związanie się
wieczystym publicznym ślubem czystości w instytucie zakonnym (kan. 1088), które
czynią go prawnie niezdolnym do zawarcia małżeństwa.

Na zakończenie należy zauważyć, iż przeszkody wynikające z prawa kościelnego,

bez wątpienia podporządkowane (jak wykazały przytoczone przykłady) wymogom
duszpasterskim i wspólnotowym, nie są w sposób bezwzględny i oczywisty sprzeczne z
wolą Bożą co do małżeństwa; wolą, która daje się poznać poprzez teologiczną i
racjonalną refleksję co do instytucji małżeństwa, a także poprzez Słowa Chrystusa
zawarte w Nowym Testamencie. Stąd też przeszkody prawa kościelnego mogą być
przedmiotem dyspensy, czyli zwolnienia konkretnego przypadku z obowiązku
ustawowego, udzielonego w słusznej przyczynie przez kompetentną władzę (por. kan.
85); nie podlegają natomiast dyspensie przeszkody „naturalnego" ani „pozytywnego
prawa boskiego".

background image

118

Po tych uwagach o charakterze ogólnym zajmiemy się teraz analizą prawnego

uregulowania przeszkody impotencji.

2. NIEMOC PŁCIOWA

Należy od razu wyjaśnić, iż przy omawianiu tego zagadnienia zostanie pominięta
szczegółowa tematyka medyczna, zostaną natomiast poruszone zagadnienia, które
mogą się okazać pożyteczne w pracy konsultantów i duszpasterzy, dokonujących
wstępnego rozeznania w przypadku związków małżeńskich, które wydają się być
dotknięte problemem niemocy płciowej.

Norma regulująca tę przeszkodę zawarta jest w kan. 1084 §1 obecnego Kodeksu,

który stanowi, że uprzednia i trwała niezdolność dokonania stosunku małżeńskiego, czy
to ze strony mężczyzny czy kobiety, czy to absolutna czy względna, czyni małżeństwo
nieważnym z samej jego natury, jest więc przeszkodą zrywającą.

Chcąc lepiej zrozumieć znaczenie tej normy, w pierwszym rzędzie należy

zanalizować definicję impotencji. Trzeba pamiętać, że obecnie obowiązujący Kodeks
prawa kanonicznego - opierając się na poprzednio obowiązującym unormowaniu
Kodeksu z 1917 roku (kan. 1068 § 1) - uznaje za przeszkodę zrywającą jedynie
impotencję „kopulacyjną". Innymi słowy, ustawodawstwo kanoniczne uznaje za
niezdolne do zawarcia małżeństwa jedynie te osoby, które nie są w stanie dokonać
„stosunku małżeńskiego". Dlatego też aby móc zdefiniować, czym jest impotencja,
należy wcześniej wyjaśnić, co rozumie się przez pojęcie „stosunek małżeński".

Pojęcie to, zwłaszcza w ostatnich latach, stało się przedmiotem różnorodnych

refleksji wielu specjalistów prawa kanonicznego, usiłujących zmodyfikować tradycyjne
ujęcia tego zagadnienia. Nie zdołano jednak doprowadzić do ukształtowania się
jednolitego prądu doktryny, który w sposób wyraźny zmieniałby tradycyjne pojęcia.
Nie uległo też zmianie samo pojęcie stosunku małżeńskiego, które jest precyzowane na
podstawie tej samej ustawy oraz orzecznictwo Roty. Stąd też nasze opracowanie,
mające konkretne cele praktyczno-duszpasterskie, ograniczy się do przedstawienia
tradycyjnego pojęcia stosunku małżeńskiego.

Obowiązujący Kodeks prawa kanonicznego dostarcza nam jasnej wskazówki,

przydatnej do jego zdefiniowania. Kan 1061 § 1 zajmując się zagadnieniem konsumacji
małżeństwa, stwierdza, iż jest ono takim (czyli dopełnionym) jeśli małżonkowie podjęli
w sposób ludzki akt małżeński zdolny przez się do zrodzenia potomstwa.

Stosunek małżeński jest więc aktem fizycznego zespolenia małżonków, w wyniku

którego zazwyczaj może nastąpić poczęcie potomstwa. Uprawnienie do podjęcia
takiego aktu stanowi, bez wątpienia, część zasadniczego przedmiotu zgody
małżeńskiej. Małżonkowie nie mają bowiem prawa do zrodzenia potomstwa, które
może nie nastąpić na skutek okoliczności niezależnych od ich

background image

119

woli, lecz tylko prawo do wspomnianych aktów, z których normalnie pochodzi
poczęcie.

Jak już wspomniano przy okazji omawiania kan. 1061, takie akty, aby móc

spowodować dopełnienie małżeństwa, muszą być podjęte w „sposób ludzki". W
doktrynie kontynuowana jest dyskusja na temat tego, co oznacza ten zwrot.
Niewątpliwie w świetle prac nad rewizją Kodeksu, a także miarodajnych wskazań
ówczesnej Kongregacji do spraw sakramentów (por. Litterae circulares z 20 grudnia
1986) - która jest resortem Stolicy Apostolskiej rozpatrującym wnioski o dyspensę od
małżeństwa uznanego za „nieskonsumowane", przed skierowaniem ich do papieża.
Można wystąpić z wnioskiem, że do uznania ich za podjęte „w sposób ludzki"
wystarcza, aby akty te nie były owocem przemocy.

Jakie elementy składają się więc na stosunek małżeński? Elementy cechujące - jak

już wspomniano - naturalny akt seksualny, czyli: penetracja kobiecej pochwy przez
seksualny członek męski oraz, będąca tego konsekwencją, ejakulacja dokonana w jej
wnętrzu.

Za potencję seksualną wymaganą do małżeństwa uznaje się więc w przypadku

mężczyzny posiadanie członka, zdolnego do erekcji, będącego w stanie dokonać
penetracji kobiecej pochwy (choćby tylko wstępnej) i ejakulacji w jej wnętrzu. W
wypadku kobiety wymagane jest natomiast posiadanie pochwy zdolnej do przyjęcia
męskiego członka aż do momentu ejakulacji.

Zanim przejdziemy do omawiania niektórych szczególnych aspektów pojęcia

impotencji męskiej i kobiecej, trzeba podkreślić, iż z punktu widzenia prawa
kanonicznego stanowi ona przeszkodę małżeńską wówczas, gdy uniemożliwia
realizację jednego z zasadniczych elementów kopulacji: erekcję, penetrację i ejakulację
w przypadku mężczyzny; możliwość penetracji oraz jej tolerancję aż do momentu
ejakulacji dokonanej przez męski członek - w przypadku kobiety.

Tak sformułowane pojęcie impotencji - czyli jedynie impotencja coeundi -nie

obejmuje więc konsekwencji prawidłowo przeprowadzonego aktu kopulacji ani też
faktycznej możliwości osiągnięcia celu, któremu jest on podporządkowany, a więc
zrodzenia potomstwa. Klasyczna doktryna kanoniczna rozróżniała w tej dziedzinie
actio hominis (zdolność małżonków do cielesnego zespolenia w sposób naturalny) i
actio naturae (naturalny rozwój konsekwencji tego aktu), przydając znaczenie prawne
jedynie pierwszemu z nich.

Również obecnie - choć aktualne możliwości nauki na wpływanie na actio naturae

niewątpliwie bardzo wzrosły

-

ustawodawstwo kanoniczne ogranicza swe

zainteresowania (w kontekście przeszkody w postaci impotencji) do zdolności
małżonków do podjęcia w sposób ludzki (jak była o tym mowa powyżej) naturalnego
aktu seksualnego.

Wynika stąd (tak jak zresztą zawsze utrzymywała to tradycja prawa kanonicznego i

jak wyraźnie potwierdza to obecna ustawa), iż bezpłodność, a więc faktyczna
bezowocność prawidłowo (czyli w sposób naturalny) odbytego

background image

120

stosunku małżeńskiego nie ma znaczenia prawnego w aspekcie zdolności stron do
zawarcia małżeństwa kanonicznego. Zgodnie z postanowieniami kan. 1084 § 3,
niepłodność ani nie wzbrania zawarcia małżeństwa, ani też nie powoduje jego
nieważności. Norma ta jednak (poprzez odesłanie do kan. 1098) wspomina o
możliwości pośredniego wpływu bezpłodności na nieważność małżeństwa. Kanon ten -
analizowany już w naszym opracowaniu - przewiduje bowiem skutek prawny w postaci
nieważności, wywołany podstępem, błędu co do przymiotu osoby jednego z
małżonków, jaki ze swej natury może poważnie zakłócić wspólnotę życia
małżeńskiego. Przymiotem tym może być właśnie bezpłodność. Ewidentne jest jednak,
że wpływ bezpłodności na nieważność małżeństwa nie jest bezpośredni (innymi słowy,
to nie bezpłodność sama w sobie powoduje nieważność), lecz tylko pośredni
(nieważność spowodowana jest bezpłodnością jako przymiotem osoby, co do którego
druga strona została podstępem wprowadzona w błąd, będąc przymiotem ze swej natury
mogącym poważnie zakłócić wspólnotę życia małżeńskiego).

Wracając do zagadnienia impotencji coeundi, musimy wziąć pod uwagę pewne

rozróżnienia, z jednej strony dokonane przez samą Ustawę, a z drugiej sugerowane
przez praktykę. Jak już wspomniano, Kodeks przewiduje unieważniający skutek
impotencji zarówno dotyczącej płci męskiej, jak i żeńskiej.

Zanim przejdziemy do dalszych rozważań należy wspomnieć, że u źródeł impotencji

kopulacyjnej mogą leżeć przyczyny o charakterze organicznym, a więc związane z
samą strukturą organów płciowych (jak np. ich ewentualny brak, deformacja,
dysproporcja) lub o charakterze funkcjonalnym, czyli związane z ich nieprawidłowym
funkcjonowaniem, które może być wywołane zaburzeniami o charakterze nerwowym
lub psychicznym. Jeśli zaburzenia psychiczne w sposób bezpośredni oddziałują na
procesy seksualne, impotencja psychiczna tego typu jest określana mianem pierwotnej;
jeśli natomiast jest ona tylko jednym z symptomów patologii psychiatrycznej
obejmującej całą osobowość podmiotu, impotencja taka zwana jest wtórną.

Zgodnie z tym co zostało już powiedziane, impotencja męska ma więc miejsce

wówczas, gdy jakaś przyczyna - tak o charakterze organicznym, jak i funkcjonalnym -
uniemożliwia realizację przedstawionych poprzednio faz stosunku płciowego, a więc
kiedy uniemożliwia ona penetrację pochwy i ejakulację w jej wnętrzu. A propos tego
ostatniego aspektu, należy przypomnieć, iż aby położyć kres długoletnim sporom
doktrynalnym, Dekret Kongregacji Nauki Wiary z 13 maja 1977 orzekł, iż za potencję
seksualną mężczyzny uznaje się jego zdolność do ejakulacji wewnątrz pochwy, bez
względu na to, czy produkt tej ejakulacji zawiera plemniki. Na mocy tego dekretu
muszą być uznani za obdarzonych potencją również mężczyźni pozbawieni jąder (na
skutek wrodzonego defektu czy też ich usunięcia) lub którzy są dotknięci niedrożnością
kanałów jądrowych, o ile tylko są oni w stanie

background image

121

ejakulować wewnątrz pochwy spermę (choćby nawet była ona zupełnie pozbawiona
plemników).

Impotencja kobieca ma natomiast miejsce wówczas, gdy kobieta na skutek braku

pochwy lub zaburzeń, które nie pozwalają na przyjęcie w jej wnętrzu męskiego członka
aż do momentu ejakulacji, nie jest w stanie odbyć stosunku małżeńskiego. Wskazane
jest, aby konsultanci w sprawach małżeńskich oraz duszpasterze zdawali sobie sprawę z
istnienia delikatnego problemu odnoszącego się do impotencji kobiecej. Istnieje
bowiem spór doktrynalny dotyczący pojęcia pochwy, która, według niektórych
Autorów, musi koniecznie posiadać dwa wyjścia: jedno związane z zewnętrznymi
organami płciowymi, a drugie z macicą. Z takiego sformułowania wynikałoby, iż
kobieta pozbawiona zewnętrznych organów płciowych lub taka, której usunięto macicę
(w całości bądź częściowo) albo też ta, której pochwa, na skutek deformacji macicy, nie
jest z jej strony otwarta, miałaby być uznana za dotkniętą impotencją. Interpretacja tego
typu pozostawia jednak wiele wątpliwości, zwłaszcza w świetle przytoczonej powyżej
decyzji Kongregacji Nauki Wiary dotyczącej impotencji męskiej. Stąd też, na mocy
kan. 14 i kan. 1084 § 2, małżeństwo kobiety dotkniętej tym defektem nie może być
wzbronione czy też uznane za nieważne z powodu impotencji kopulacyjnej.

Przepisy prawa kanonicznego dokonują ponadto rozróżnienia impotencji na

absolutną i relatywną. Za absolutną uważa się tę formę impotencji, która czyni osobę
niezdolną do dokonania stosunku małżeńskiego z jakąkolwiek osobą płci przeciwnej.
Taką impotencją dotknięty jest na przykład mężczyzna, który na skutek zaburzeń o
charakterze

neurologicznym

mających

wpływ

na

funkcjonowanie

naczyń

krwionośnych, nie jest zdolny do erekcji, czy też kobieta, która na skutek wrodzonej
deformacji pozbawiona jest pochwy.

O impotencji relatywnej mówi się natomiast wówczas, gdy dana osoba, na przykład

w wyniku określonej sytuacji o charakterze psychologicznym jest niezdolna do odbycia
stosunku małżeńskiego z konkretną osobą, czyli ze swym małżonkiem.

Aktualnie obowiązujący Kodeks Prawa Kanonicznego nie zawiera natomiast

kolejnego rozróżnienia, które istniało w poprzednim Kodeksie; rozróżnienia, które
dotyczyło nie tyle impotencji samej w sobie, ile świadomości osób zawierających
małżeństwo odnośnie jej występowania. I tak, poprzednio obowiązujący kan. 1068 § 1
stwierdzał, że niemoc płciowa danej osoby zrywa małżeństwo zarówno w wypadku,
gdy druga strona o niej wiedziała, jak i wówczas, gdy nie była jej świadoma. Milczenie
aktualnej normy w tym temacie nie może jednak prowadzić do konkluzji, iż
Ustawodawca chciał dokonać modyfikacji skutków prawnych wspomnianej dyspozycji
normatywnej: zarówno dlatego, iż „milczenie" obdarzone jest wątpliwą wartością
metodologiczną, jak i dlatego, że brak rozróżnienia dokonanego przez ustawę
zazwyczaj nie zezwala na dokonanie rozróżnień przez interpretatora; przede wszystkim
jednak dlatego, że powód unieważniającego skutku impotencji leży nie we względach o

background image

122

charakterze subiektywnym (co strony wiedziały czy czego chciały), lecz obiektywnym.
Wpisany jest on bowiem w naturę rzeczy (por. ipso naturae iure z Kodeksu z 1917, kan.
1068 § 1), a w każdym wypadku w naturę małżeństwa (por. ex ipsa eius [matrimonii]
natura
z Kodeksu z 1983, kan. 1084 § 1) -wyrażenia, jakie Komisja opracowująca
projekt Kodeksu uważała za ekwiwalentne (por. „Communicationes" 9 z 1977).

Jak wynika z tekstu kan. 1084, impotencja kopulacyjna ma skutek unieważniający

małżeństwo tylko wówczas, gdy jest ona uprzednia i trwała. Co jednak konkretnie
oznaczają dwie wspomniane tu cechy?

Uprzedniość oznacza, iż niemoc płciowa występująca po stronie danej osoby ma być

obecna już w momencie zawierania przez nią małżeństwa. Cecha ta, z technicznego
punktu widzenia, jest więc mało specyficzna jako, że odnosi się ona do wszystkich
przypadków nieważności małżeństwa - przyczyny nieważności muszą bowiem istnieć
już w momencie zawierania związku. Może ona jednak dostarczać licznych problemów
praktycznych jak chodzi o przeprowadzenie dowodu, zwłaszcza wówczas, gdy ma się
do czynienia z przypadkami impotencji funkcjonalnej (na bazie psychogennej) i
relatywnej (pozostającej w ścisłym związku z współmałżonkiem). Przy braku
elementów faktycznych z okresu przedmałżeńskiego, orzecznictwo odwołuje się do
domniemania antecedencji (uprzedniości) w wypadku impotencji, która pojawia się już
podczas pierwszej próby podjęcia współżycia małżeńskiego, a której „przyczyny"
możliwe są do odnalezienia już w okresie poprzedzającym małżeństwo. Dowód w tej
materii jest jednak zawsze bardzo delikatny.

Impotencja, która wywiera wpływ na ważność małżeństwa, musi być też obdarzona

cechą trwałości, nie może być więc jedynie przejściowa; przy czym trwałość ta
rozumiana jest w sensie prawnym, a nie medycznym. Medyczna uleczalność impotencji
jest jedynie jednym z możliwych kryteriów determinujących prawną trwałość
impotencji. W przypadku niezdolności współżycia, która z punktu widzenia medycyny
byłaby co prawda uleczalna, ale przy użyciu niemoralnych środków bądź środków,
jakie absolutnie przekraczałyby możliwości danej osoby czy też przy pomocy
niebezpiecznych dla życia i zdrowia zabiegów medycznych, impotencja taka, z
prawnego punktu widzenia, musi być uznana za trwałą. Również i w tym przypadku
postępowanie dowodowe mające udowodnić trwałość impotencji, napotyka na liczne
trudności, zwłaszcza, gdy ma się do czynienia z impotencją funkcjonalną o podłożu
psychicznym. Nie podzielając skrajnych poglądów, według których niemożliwe jest
udowodnienie trwałości, zwłaszcza psychogennej impotencji funkcjonalnej, przyznać
należy, iż przeprowadzenie tego typu dowodu jest niezmiernie trudne. Niezbędne są do
tego bardzo szczegółowe badania, jakie obejmują zarówno konkretne okoliczności
danego przypadku, jak i rekonstrukcję dynamiki psychicznej, która może leżeć u
podłoża wspomnianych zaburzeń.

background image

123

Trzeba dodać, iż wymóg trwałości impotencji - który uzasadniany jest tym, iż

jakkolwiek prawo-obowiązek małżonków do aktów przez się zdolnych do zrodzenia
potomstwa jest zawsze dla nich wiążący, to jednak nie jest wiążący pro semper, czyli w
każdym momencie życia małżeńskiego - nie może być obchodzony przez sprowadzanie
przejściowej impotencji o podłożu psychicznym do niezdolności, o której wspomina
kan. 1095 § 3. Tego typu operacja prowadziłaby bowiem nie tylko do konkluzji
pozostających w sprzeczności z tradycyjną kościelną regulacją prawną zagadnień
związanych z małżeńską potencją seksualną, ale powodowałaby również niespójność, w
postaci uznania za powodującą nieważność małżeństwa przejściową impotencję o
podłożu psychicznym (jako regulowaną przez kan. 1095 § 3), a nie ewentualną, również
przejściową, impotencję innej natury. Powodowałaby ona ponadto modyfikację samej
koncepcji obowiązku aktów przez się zdolnych do zrodzenia potomstwa, który w ten
sposób byłby uznany za wiążący pro semper, czyli w każdym momencie, pociągając za
sobą wyolbrzymienie seksualnego wymiaru małżeństwa, co jest zgodne być może z
aktualną kulturą, ale na pewno nie z antropologią chrześcijańską ani z kościelną
koncepcją samego małżeństwa.

2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA

Jak już wspominano, duszpasterz bądź konsultant, mający do czynienia z przypadkiem,
który wskazuje na impotencję kopulacyjną, w swych badaniach musi wykazywać
szczególną delikatność, pamiętając, że jego ustalenia mają jedynie wstępny charakter
oraz uważając, aby nie naruszyć prawa osoby do ochrony własnej intymności (por. kan.
220).

Stając w obliczu małżeńskich problemów seksualnych osoby, która prosi o

konsultację w tej sprawie, konsultant, w sposób dyskretny i z szacunkiem, powinien się
starać ustalić:

1) Czy dane małżeństwo zostało dopełnione, czy też nie, w razie potrzeby

wyjaśniając zainteresowanej stronie kanoniczną koncepcję dopełnienia małżeństwa
(tak, jak zostało to w sposób syntetyczny powyżej przedstawione). Jasne jest bowiem,
że brak dopełnienia małżeństwa może stanowić istotny element dowodzący istnienie
niemocy płciowej, podczas gdy fakt skonsumowania małżeństwa wyklucza możliwość
przypadku rzeczywistej impotencji.

2) W przypadku stwierdzenia braku dopełnienia małżeństwa należy się starać ustalić

jego przyczynę. Jasne jest, iż hipoteza o impotencji może być postawiona tylko
wówczas, jeśli przyczyna ta zdaje się wymykać woli małżonków, a może przypisana
być przeszkodom natury fizycznej czy funkcjonalnej, niezwiązanym z wolą czy
wyborem stron.

3) Podczas swych badań konsultant powinien stwierdzić, czy zainteresowani

zwierzyli się już komuś z tego swego problemu. Nawet w tak delikatnej materii uznaje
się bowiem powszechnie, że również i samo oświadczenie stron

background image

124

odpowiadające wymogom przewidzianym przez ustawę (por. kan. 1536 § 2 i kan. 1679)
- ma szczególny ciężar dowodowy, a świadectwa wiarygodnych osób dotyczące
posiadanych przez nie informacji tego typu, zawsze mogą mieć dużą przydatność w
postępowaniu dowodowym.

4) Niezbędne jest również ustalenie, kiedy pojawiła się wspomniana niemożliwość

odbycia stosunku płciowego: na przykład, czy strony jeszcze przed zawarciem ślubu
bez rezultatu usiłowały podjąć współżycie seksualne i czy miało to miejsce również po
ślubie. W takim wypadku jest jasne, że fakt ten (czyli próby podjęcia współżycia
przedmałżeńskiego), choć naganny z moralnego punktu widzenia, może być użyteczny
dla potwierdzenia antecedencji niezdolności współżycia.

5) Należy też ustalić, jaki jest i był stan zdrowia osoby rzekomo dotkniętej

impotencją seksualną, tak przed ślubem, jak i po jego zawarciu: czy cierpiała ona na
jakieś zaburzenia w tej sferze; czy rozwijała się w sposób prawidłowy; czy odbyła jakieś
wizyty specjalistyczne, terapie, operacje chirurgiczne itp.

6) Podobnie też - zwłaszcza w przypadkach, jakie wskazują na występowanie

impotencji o podłożu psychogennym - należy się starać zbadać, choćby tylko wstępnie,
ewolucję zdrowia psychicznego takiej osoby.

7) Trzeba też pamiętać o zbadaniu, w jaki sposób małżonkowie starali się stawić

czoła swym problemom w dziedzinie seksualnej, czy np. usiłowali je rozwiązać przez
ponawiane próby podjęcia współżycia małżeńskiego; czy zwrócili się o radę do
zaprzyjaźnionych osób, czy zwrócili się o pomoc do specjalistów i czy ewentualnie
podjęli odpowiednią kurację. Należy zwrócić uwagę, że niepodjęcie odpowiedniej
kuracji stanowi - z wyjątkiem rzadkich przypadków (jak np. brak organów płciowych) -
przesłankę dowodową negującą trwałość impotencji.

8) Dla celów obiektywnej rekonstrukcji faktów, o jakich mowa w punktach od 5-7,

należy również stwierdzić, czy osoba o rzekomej impotencji gotowa jest zwolnić z
obowiązku przestrzegania tajemnicy zawodowej zajmujących się nią lekarzy i udzielić
zezwolenia na wykorzystanie w procesie dowodowym dokumentów związanych z jej
stanem zdrowia, ewentualnymi kuracjami lub zabiegami.

9) Podobnie należy też ustalić, czy osoba ta wyraża zgodę na poddanie się

ewentualnym badaniom przez biegłych wyznaczonych w tym celu przez sąd,
oczywiście, o ile nie byłoby to bezużyteczne (por. kan. 1680). Badania takie mogą być
szczególnie cenne zwłaszcza w wypadkach funkcjonalnej impotencji o podłożu
psychogennym, mogą bowiem pozwolić na ustalenie ewentualnych przyczyn takich
zaburzeń, ich „uprzedniości" (określając czas ich wystąpienia) oraz „trwałości" (dając
wskazówki o charakterze prognozy).

3. PRZYKŁADY

1. PRZYKŁAD PIERWSZY

background image

125

Genowefa, energiczna kobieta z wyższym wykształceniem, po okresie narzeczeństwa,
podczas

którego

młodzi

dochowali

czystości

przedmałżeńskiej,

poślubiła

średniozamożnego kupca Emila, mężczyznę młodszego od niej o kilka lat. Już przed
ślubem pojawiły się wyraźnie różnice pomiędzy ich charakterami: silnym i
dominującym Genowefy oraz słabym i uległym Emila.

Po zawarciu małżeństwa, podczas nieudanej próby jego dopełnienia okazało się, że

Emil ma trudności z erekcją. Genowefa zareagowała na to agresywnie, lżąc go i
poniżając. Od tamtego razu ich kolejne, zresztą niezbyt liczne próby zespolenia
cielesnego, miały taki sam, negatywny rezultat.

Małżonkowie nie podjęli prawie żadnych starań w celu rozwiązania tego problemu

na płaszczyźnie medycznej czy psychologicznej, a na zewnątrz usilnie starali się
utrzymać w tajemnicy swoje trudności w tej dziedzinie. Po około dziesięciu latach
wspólnego życia, podczas których nie nastąpiła żadna poprawa w tej sferze, a ich
stosunki (w sensie ogólnym) uległy znacznemu pogorszeniu, zdecydowali się na
separację.

Genowefa wystąpiła o uznanie tego małżeństwa za nieważne z powodu niemocy

płciowej Emila, który w trakcie procesu w pełni współpracował z Trybunałem.

W pierwszym rzędzie zostało dowiedzione niedopełnienie małżeństwa.

Potwierdzało to: zachowane dziewictwo Genowefy, zgodne oświadczenia stron,
których wiarygodność została potwierdzona oraz zeznania świadków, którzy (już w
okresie rozpadu małżeństwa) zostali powiadomieni o ich problemach w tej dziedzinie.

Ustalone zostało ponadto, iż nie zostały praktycznie podjęte żadne kroki w celu

ustalenia przyczyn seksualnych problemów Emila i ewentualnej możliwości kuracji:
odbyt on jedynie kilka wizyt lekarskich, które jednak nie wykazały niczego
konkretnego (nie wykonano też żadnych konkretnych badań, ani nie zapisano żadnej
kuracji).

Trybunat zarządził poddanie Emila badaniom przez biegłego, który postawił

diagnozę o jego impotencji. Jednak, na skutek zastosowanej przez niego procedury,
została ona uznana przez Sąd za nieprzekonującą: lekarz ten ograniczył się jedynie do
zewnętrznych oględzin Emila, podczas których nie stwierdził żadnych deformacji czy
wad anatomicznych, celowo unikając badań o charakterze funkcjonalnym, uznając je za
zbyt niemiłe dla pacjenta. Wysnuł wniosek o impotencji jedynie na podstawie prostego
faktu, iż przez wiele lat nie zrealizowane zostało współżycie małżeńskie. Jak już
wspomniano, diagnoza biegłego została uznana za nieprzekonywującą tak z powodu
niekompletności przeprowadzonych przez niego badań, jak i błędnej logiki
wysuniętych wniosków: Sąd uznał bowiem, że nie dowiedziono istnienia impotencji
również dlatego, iż nie dostarczono żadnych wskazówek co do jej ewentualnych
przyczyn ani co do możliwości jej leczenia.

background image

126

Elementy te - w połączeniu z faktem, że w okresie małżeństwa nie podjęto żadnych

kroków mających na celu zbadanie i ewentualne wyeliminowanie przyczyn problemów
w dziedzinie współżycia, a także z tym, że istniała przynajmniej teoretyczna
możliwość, iż u źródeł wspomnianych problemów leżało obraźliwe zachowanie
Genowefy, która poniżyła Emila podczas nieudanej próby odbycia pierwszego
stosunku płciowego - doprowadziły do konkluzji, iż impotencja Emila nie została
udowodniona, a w każdym razie nie została udowodniona jej uprzedniość ani trwałość.

Przykład ten ilustruje problemy, na jakie napotyka postępowanie dowodowe w

sprawach o stwierdzenie nieważności małżeństwa z powodu niezdolności współżycia i
pragnie zwrócić uwagę konsultantów na konieczność zachowania szczególnej
ostrożności przy wysuwaniu tego typu hipotez (zwłaszcza w wypadkach, w których
problemy w dziedzinie współżycia nie zostały poddane dogłębnej

analizie

diagnostycznej i terapeutycznej). W takich przypadkach konsultant powinien, w miarę
możliwości, zachęcić strony do uprzedniego poddania się odpowiednim badaniom i
jedynie na podstawie ich wyników stawiać ewentualną hipotezę o nieważności
małżeństwa spowodowaną impotencją kopulacyjną.

2. PRZYKŁAD DRUGI

Marta, młoda dziewczyna z prowincji, poznała około dziesięć lat od niej starszego
Pawła, który w całym okresie narzeczeństwa wyrażał zrozumienie i szacunek dla jej
decyzji zachowania czystości przedmałżeńskiej.

Po ślubie wyszły na jaw problemy Pawła, który okazał się kompletnie niezdolny do

erekcji, niezbędnej do współżycia małżeńskiego. Po długich namowach Marty
niechętnie zdecydował się na odbycie badań. Na ich podstawie zdiagnozowano, że
cierpi on na poważne zaburzenia naczyniowe, praktycznie uniemożliwiające erekcję.
Zajmujący się jego przypadkiem lekarz specjalista nie zdołał jednak ustalić przyczyn
tych zaburzeń ani zapisać ewentualnej kuracji, jako że wkrótce po pierwszych
badaniach Paweł odmówił poddania się kolejnym oraz nie zgodził się na kurację.

Po separacji małżonków Marta wystąpiła o stwierdzenie nieważności małżeństwa z

powodu impotencji męża. Podczas postępowania dowodowego zostało dowiedzione
niedopełnienie małżeństwa potwierdzone przez zgodne oświadczenia stron oraz
zeznania świadków, którzy powiadomieni byli o ich problemach w tej sferze.
Przesłuchany też został lekarz, który (chociaż już kilka lat po ślubie) zajmował się
przypadkiem Pawła. Zważywszy na odbycie jedynie wstępnych badań, nie zdecydował
się jednak na wypowiedzenie się na temat przyczyn impotencji Pawła ani możliwości
jego leczenia. Uznał on Pawła za bez wątpienia niezdolnego do odbycia stosunku
małżeńskiego w okresie, kiedy był on jego pacjentem (około ośmiu lat po ślubie), ale
nie był w stanie określić z całą pewnością momentu, kiedy pojawiły się te zaburzenia,
ich przyczyn oraz

background image

127

ewentualnych możliwości leczenia. Ponadto - pomimo obietnicy złożonej podczas
procesu - Paweł odmówił poddania się badaniom przez biegłego lekarza,
wyznaczonego przez Sąd, który miał kontynuować rozpoczęte już wcześniej badania.

Przewidując, iż Sąd uzna dowody impotencji Pawła za niewystarczające, adwokat

Laury skorzystał z możliwości przewidzianej przez ustawodawstwo kanoniczne (por.
kan. 1681 i Litterae circulares ówczesnej Kongregacji ds. Sakramentów, z 20 grudnia
1986), a więc z możliwości wystąpienia o zawieszenie sprawy o stwierdzenie
nieważności małżeństwa i „przekształcenie" jej w złożone do Stolicy Apostolskiej
podanie o udzielenie dyspensy od węzła małżeńskiego na skutek dowiedzionego
niedopełnienia małżeństwa. Sąd przychylił się do tego wniosku i po zakończeniu
postępowania dowodowego, właściwego dla wniosku o dyspensę (jak jeszcze będzie o
tym mowa, w takim przypadku oprócz udowodnienia niedopełnienia małżeństwa
wymagane jest ponadto udowodnienie istnienia słusznej przyczyny, dla jakiej
występuje się o dyspensę i braku szkodliwości dla osób trzecich np. w formie skandalu),
odesłał akta do Kongregacji ds. Sakramentów. Kongregacja ta po przeanalizowaniu akt
przez swoich ekspertów przedstawiła wniosek Marty - uznając jego zasadność -Ojcu
Świętemu, jako jedynemu kompetentnemu do udzielenia takiej dyspensy (por. kan.
1698 § 2), który przychylił się do tego wniosku.

Przykład ten ukazuje, jak dużą przeszkodą dla przeprowadzenia postępowania

dowodowego jest brak współpracy osoby, której domniemana impotencja jest
przedmiotem takiego postępowania. W tym konkretnym przypadku, w świetle faktu, iż
od samego początku małżeństwa wszystkie próby odbycia stosunku małżeńskiego
podejmowane przez Pawła zakończyły się niepowodzeniem oraz tego, że
przeprowadzone badania wykazały poważne zaburzenia naczyniowe, istniała
prawdopodobnie szansa na udowodnienie jego impotencji, a także jej uprzedniości.
Niemożliwość przeprowadzenia bardziej szczegółowych badań, które mogłyby
wskazać na przyczynę tych jego zaburzeń (a więc czy miały one charakter anatomiczny,
neurologiczny czy psychiczny) i wynikająca stąd niemożliwość postawienia prognoz co
do szans ich leczenia oraz ustalenia ewentualnej terapii (co stanowi jeden, choć nie
jedyny, element pozwalający na ocenę trwałości impotencji) jest znaczną przeszkodą w
postępowaniu dowodowym. Stąd też zadaniem konsultanta jest również uwrażliwienie
stron, zainteresowanych wniesieniem sprawy o stwierdzenie nieważności małżeństwa,
na konieczność pełnej współpracy z Trybunałem, nawet wówczas, gdy wymaga ona
wysiłków czy wyrzeczeń jak na przykład w wypadku konieczności poddania się nie
zawsze miłym badaniom lekarskim. Trybunał może bowiem wypowiadać się na temat
ewentualnej nieważności małżeństwa jedynie wówczas, gdy upewni się co do
wszystkich okoliczności sprawy.

Ponadto przykład ten zwraca uwagę konsultantów na istnienie instytucji papieskiej

dyspensy od ważnego, lecz niedopełnionego małżeństwa. Procedura

background image

128

związana z taką dyspensą może być rozpoczęta bezpośrednio bądź zastąpić -przy
spełnieniu warunków określonych przez Ustawę - rozpoczęte już wcześniej
postępowanie o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Więcej szczegółów na temat tej
procedury podamy w dalszej części tego opracowania.

3. PRZYKŁAD TRZECI

Monika była narzeczoną Artura przez trzy lata: kochała go i podziwiała, ale nie czuła do
niego pociągu fizycznego, co więcej, odczuwała pewien wstręt. Nie przykładając do
tego należytej wagi, zdecydowała się na poślubienie go. Po ślubie okazało się, że ich
cielesne obcowanie jest absolutnie niemożliwe. W momencie, gdy Artur podejmował
próby zbliżenia, u Moniki pojawiały się silne bóle, reakcje odrzucenia oraz mimowolne
silne skurcze pochwy uniemożliwiające jej penetrację.

Kobieta poddała się rozmaitym specjalistycznym kuracjom, obejmującym również

zabiegi chirurgiczne, mającym ułatwić jej odbywanie stosunków. Pomimo tego jej
reakcje pozostały takie same. Podczas licznych (zważywszy na jej dobrą wolę), choć
nieudanych prób dopełnienia małżeństwa, Monika na skutek absorpcji nasienia męża,
którego wytrysk został dokonany na jej zewnętrznych organach płciowych, zaszła dwa
razy w ciążę. Dwie ciąże i dwa porody nie zmieniły jednak jej reakcji na próby odbycia
stosunku małżeńskiego z Arturem.

Zważywszy na jej pełną współpracę, Trybunał uzyskał całkowity dostęp do

dokumentacji medycznej dotyczącej jej przypadku. Lekarze zajmujący się nią w ciągu
lat byli zgodni co do diagnozy, stwierdzając, iż cierpi ona na „pierwotną" (a więc
niezwiązaną z reakcją na zaburzenia o charakterze lokalnym) pochwicę o podłożu
psychicznym, jako że kuracja in loco nie przyniosła żadnego rezultatu. Stwierdzono
również, iż przy pierwszej ciąży okazało się, że kobieta miała nienaruszoną błonę
dziewiczą.

Monika poddała się także rozmaitym badaniom biegłych wyznaczonych przez Sąd,

którzy potwierdzili diagnozę o pochwicy pierwotnej, ustalili, że była ona uprzednia w
stosunku do zawarcia małżeństwa i uznali, że ma ona charakter trwały, jako że żadna z
odbytych przez nią kuracji nie przyniosła rezultatu. Poddano też analizie - związane z
osobą Artura - psychiczne podłoże tych jej zaburzeń.

Przykład ten po raz kolejny ma na celu podkreślić, jak bardzo ważna dla

postępowania dowodowego jest współpraca strony, której domniemana impotencja jest
jego przedmiotem. Dzięki możliwości rekonstrukcji historii klinicznej Moniki oraz
dzięki badaniom przeprowadzonym przez biegłych, możliwe było ustalenie, że jest to
rzeczywiście przypadek pochwicy, a nie tylko pewnych trudności w odbyciu stosunku
seksualnego, związanych z bolesnością penetracji (czyli tzw. dyspareunia). W
odróżnieniu od tej ostatniej, pochwica polega na bolesnych skurczach mięśni pochwy
absolutnie uniemożliwiających

background image

129

penetrację (są to bowiem, według podręczników medycyny, „skurcze, w jakich
uczestniczą też mięśnie krocza, odbytu i grzbietu") i czyni kobietę faktycznie niezdolną
do odbywania stosunków małżeńskich.

Więcej szczegółów na ten temat można znaleźć w sentencji coram Bruno z 3

kwietnia 1987 (ARRT Dec. LXXIX, 211-227).

4. PRZYKŁAD CZWARTY

Elżbieta i Marek poznali się w pracy, wkrótce zaczęli ze sobą chodzić. Zgodnie z,
niestety, rozpowszechnionym obecnie zwyczajem zdecydowali się również na stosunki
seksualne; co więcej, uważając się za osoby „nowoczesne" i „wyemancypowane"
postanowili wziąć udział w tzw. seksie grupowym. W rzeczywistości był to pomysł
Marka, który przekonał do niego Elżbietę.

Doświadczenia grupowego seksu, powtórzone kilkakrotnie, nie wywarły na nim

żadnego wrażenia, natomiast u Elżbiety zaczęły powodować narastający wstręt, który
następnie przekształcił się w rodzaj głębokiej niechęci w stosunku do Marka. Odmówiła
ona dalszego uczestnictwa w tych orgiach i mając nadzieję, że zdoła odbudować swe
stosunki z narzeczonym już na zdrowszych podstawach, ustaliła (z jego zgodą), że
powstrzymają się od współżycia seksualnego, aż do momentu zawarcia ślubu
kościelnego. Po ślubie okazało się jednak, że mimo szczerych wysiłków, Elżbieta nie
zdołała przezwyciężyć swej niechęci do Marka. Co więcej, niechęć ta nasiliła się do
tego stopnia, że Elżbieta nie była w stanie odbyć z nim stosunku małżeńskiego. Kiedy
mężczyzna -łudząc się, że wzbudzi w niej zainteresowanie sprawami seksu -
zaproponował jej „bardziej podniecające" doświadczenia i ponowne spotkanie ze
„starymi przyjaciółmi", nastąpiło załamanie: Elżbieta nie chciała go już więcej widzieć i
natychmiast wystąpiła o separację.

Jak łatwo można zauważyć, przypadek ten jest bardzo skomplikowany, jako że żadna

ze stron - również Elżbieta - nie może być uznana za niezdolną do odbycia stosunku
płciowego; nie była ona taką również przed ślubem. Dzięki zeznaniom świadków, w
tym także lekarza (przed którymi zwierzali się oni po ślubie ze swych trudności),
możliwe było natomiast udowodnienie, że Elżbieta, na skutek bardzo silnych,
negatywnych reakcji emocjonalnych, nie była w stanie odbyć stosunków małżeńskich z
Markiem. Badania psychiatryczne, jakim się poddała, jednoznacznie wykazały, iż
urazy, jakich nabawiła się na skutek udziału w okresie narzeczeństwa w wynaturzonych
doświadczeniach seksualnych, wyzwoliły w niej mechanizm nieprzezwyciężonej
niechęci w stosunku do Marka, niechęci obejmującej głównie sferę seksualną. W
praktyce, Elżbieta - postrzegając go za odpowiedzialnego za wciągnięcie ją w te
budzące w niej wstręt doświadczenia - nie była w stanie odbyć z nim stosunku
płciowego. Zważywszy na tę jej niezwykle silną, negatywną reakcję psychologiczną,
niemożliwe było też ustalenie, czy i pod jakimi warunkami nawet ewentualna długa
terapia psychologiczna odniesie zamierzony skutek i

background image

130

spowoduje jej uzdrowienie w tej sferze. Jeśli chodzi o skutki w dziedzinie prawa
kanonicznego, Sędziowie orzekli, iż Elżbieta już w okresie narzeczeństwa (uprzedniość
impotencji) stała się niezdolną do stosunków małżeńskich z Markiem (jest to więc
przypadek impotencji relatywnej) i niezdolność ta jest trwała (jak wynika to z
przytoczonej powyżej negatywnej opinii biegłych na temat możliwości jej wyleczenia).

Przykład ten (nie wchodząc w zagadnienia o charakterze moralnym) ilustruje w

sposób konkretny, na czym polega relatywna impotencja o podłożu psychicznym, a
także ukazuje złożoność (nie tylko z punktu widzenia prawnego czy dowodowego, ale
również i osobowego) okoliczności towarzyszących tego typu przypadkom.

5. PRZYKŁAD PIĄTY

Katarzyna i Tadeusz byli emigrantami, którzy zamieszkali we Włoszech. Czując się
związani wspólnymi korzeniami oraz wykonywaną pracą, postanowili się pobrać.
Oboje mieli jednak świadomość poważnej choroby neurologicznej Tadeusza, której
jedną z typowych konsekwencji jest niemoc płciowa. Tadeusz, który został poddany we
Włoszech delikatnej operacji chirurgicznej mózgu, cierpiał na te dolegliwości już w
okresie poprzedzającym małżeństwo, co potwierdzała też dokumentacja medyczna.

Pomimo świadomości tych problemów, mając nadzieję, że stan zdrowia mężczyzny

może ulec poprawie, Katarzyna i Tadeusz zawarli ślub, nie informując jednak
proboszcza o wspomnianych zaburzeniach. Małżeństwo to trwało kilka lat, podczas
których niemożliwe było pod-jęcie przez nich współżycia, jako że wspomniana choroba
neurologiczna czyniła Tadeusza niezdolnym do odbycia stosunku małżeńskiego. Na
początku Katarzyna okazywała cierpliwość i wyrozumiałość w stosunku do męża,
jednak z biegiem lat zaczęła być coraz bardziej sfrustrowana niemożliwością
normalnego życia małżeńskiego i brakiem perspektyw na macierzyństwo. Mimo że
uznawała fakt, iż od samego początku ich znajomości miała świadomość jego zaburzeń
w tej dziedzinie, stawała się w stosunku do niego coraz bardziej nietolerancyjna i
odnosiła się do niego coraz bardziej negatywnie.

To właśnie z tego powodu Tadeusz, który był prawdziwie zakochany w Katarzynie i

obawiał się ją utracić, zdecydował się na operację chirurgiczną, która miała mu pomóc
rozwiązać problem impotencji seksualnej. Zdecydował się na dwa poważne zabiegi,
podczas których wszczepiono mu protezę członka. W czasie pierwszego
(przeprowadzonego w ramach nieodpłatnych świadczeń medycznych) wszczepiona
została tzw. sztywna proteza, podczas drugiego (bardzo kosztownego, odbytego w
prywatnych strukturach sanitarnych) proteza tzw. nadmuchiwana, która dzięki
wszczepionemu

skomplikowanemu

mechanizmowi

hydraulicznemu

bardziej

upodabniała się do naturalnego organu.

background image

131

Pomimo tych, w efekcie udanych (z chirurgicznego punktu widzenia) zabiegów,

sytuacja pomiędzy małżonkami nie uległa zmianie. Tadeusz, być może na skutek
wstydu i zakłopotania, z powodu posiadania tego typu protezy, nie zdołał odbyć z
Katarzyną żadnego stosunku małżeńskiego. Rozczarowanie z powodu kolejnych
porażek w tej dziedzinie doprowadziło do separacji małżonków.

W sprawie o stwierdzenie nieważności małżeństwa, wniesionej przez Katarzynę,

dzięki pełnej współpracy Tadeusza, było możliwe pełne zrekonstruowanie historii jego
choroby: zanalizowana została dokumentacja medyczna pochodząca z okresu
poprzedzającego małżeństwo, a także dotycząca operacji, jakim się poddał.
Przesłuchano leczących go specjalistów, którzy potwierdzili brak rezultatów w
dziedzinie współżycia płciowego (również i po wszczepieniu protez) oraz jego trwałą
impotencję.

Przykład ten zwraca uwagę na kilka spraw. Po pierwsze, przypomina, iż impotencja

kopulacyjna czyni daną osobę obiektywnie niezdolną do zawarcia małżeństwa (jak
wyraźnie stanowił to poprzednio obowiązujący Kodeks Prawa Kanonicznego),
niezależnie od tego, czy współmałżonek wiedział o tym jego zaburzeniu i czy
akceptował je. Impotencja sprawia bowiem, iż podmiot nie może rozporządzać
elementem, jaki jest integralną częścią istotnego przedmiotu przymierza małżeńskiego,
czyli darem z samego siebie poprzez swą dyspozycyjność w sferze aktów właściwych
małżonkom i zdolnych przez się do zrodzenia potomstwa. Osoba, która nie ma
możliwości do złożenia takiego daru z samej siebie, jest więc niezdolna do zawarcia
małżeństwa.

Po drugie, przykład ten zwraca uwagę na to, iż „trwałość" impotencji mająca

znaczenie prawne dla ważności małżeństwa nie jest pojęciem medycznym, lecz
prawnym: możliwość medyczna rozwiązania problemu leżącego u podstaw impotencji
jest bowiem wyłącznie przesłanką trwałości prawnej. Może ona mieć miejsce również
w przypadkach, w których z medycznego punktu widzenia są modyfikowalne: na
przykład ze względu na niemoralność potrzebnych kuracji czy ich niebezpieczeństwa
dla podmiotu. W przypadku Tadeusza (abstrahując od faktu, że terapie chirurgiczne,
jakim się poddał, nie przyniosły spodziewanych rezultatów) pojawiają się bardzo
poważne wątpliwości co do tego, czy zabiegi, na jakie się on zdecydował (również i ten
pierwszy, wykonany w strukturach publicznej służby zdrowia, a więc praktycznie na
koszt społeczeństwa) mogą być uznane za środki, którym ma obowiązek poddać się
małżonek (zważywszy na ich obiektywną złożoność oraz na skutki w sferze psychiki
podmiotu). Również w wypadku rezygnacji z nich nie uległaby zmianie (przynajmniej
według opinii piszącego te słowa) prawna kwalifikacja trwałości tej impotencji.

Z punktu widzenia procesowego przypadek Tadeusza i Katarzyny pozwala na

zilustrowanie praktycznego zastosowania kan. 1680, który przewiduje, że w sprawach
niezdolności małżeńskiej spowodowanej chorobą psychiczną (aspekt ten zostanie lepiej
naświetlony w dalszych rozważaniach) bądź impotencją,

background image

132

sędzia powinien skorzystać z pomocy jednego lub kilku biegłych, chyba że z
okoliczności wyraźnie wynika, że jest to bezużyteczne. Sprawa Tadeusza i Katarzyny
jest właśnie jednym z tych przypadków, w jakich można uznać wyraźną
bezużyteczność odwołania się do opinii biegłych: obszerna i kompletna dokumentacja
medyczna choroby Tadeusza oddana do dyspozycji Sądu oraz możliwość przesłuchania
zajmujących się jego przypadkiem specjalistów, również i tych, którzy wszczepili mu
protezy i czuwali nad wynikiem tej operacji, dały Sądowi możliwość wystarczającej
rekonstrukcji przypadku oraz pewność co do stanu faktycznego tego przypadku.

X. NIEZDOLNOŚĆ KONSENSUALNA DO ZAWARCIA MAŁŻEŃSTWA (KAN.
1095 § 1 i § 2)

Kolejnym zagadnieniem, jakim musimy się zająć w naszych rozważaniach, jest
delikatny, a zarazem bardzo aktualny problem psychicznej niezdolności do małżeństwa.
W ciągu ostatnich lat problematyka ta niezwykle często pojawiała się w orzecznictwie i
doktrynie prawa kanonicznego, stała się ona przedmiotem licznych decyzji Roty, a
także książek, opracowań, artykułów, akademickich konferencji. Co więcej - w
niektórych krajach - niezdolność psychiczna jako przyczyna nieważności małżeństwa
stała się prawie wyłącznym parametrem w ocenie ważności małżeństwa, praktycznie
eliminując wszelkie inne powody jego nieważności.

Chcąc ułatwić pracę duszpasterzy i konsultantów zajmujących się problemami

małżeństwa w stanie głębokiego kryzysu, zostaną przedstawione powszechnie
podzielane poglądy orzecznictwa i doktryny w tej kwestii.

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO

Małżeństwo od samego momentu swego powstania jest „przymierzem" (por. kan. 1055
§ 1), które w ustawodawstwie kanonicznym określane też bywa ekwiwalentnym
terminem „umowa" (por. kan. 1055 § 2). Używając takiego terminu, prawo kanoniczne
nie zamierza bynajmniej umieszczać tej, tak niezwykle istotnej instytucji, jaką jest
małżeństwo, na tej samej płaszczyźnie, co inne akty prawne o charakterze umownym,
na przykład o charakterze majątkowym (jak jest to w wypadku umowy w rozmaitych
systemach prawa cywilnego), lecz pragnie zwrócić uwagę na. to, iż przymierze
małżeńskie realizuje się poprzez zgodny akt woli dotyczącej tego samego przedmiotu.

W sposób jednoznaczny więc Kodeks Prawa Kanonicznego stwierdza, iż

małżeństwo stwarza zgoda stron (por. kan. 1057 § 1), która wywołuje skutek

background image

133

prawny wówczas, gdy jest wyrażona zgodnie z prawem przez osoby posiadające
zdolność prawną, czyli uznane przez system prawny za zdolne i uprawnione do
dokonania tego specyficznego aktu (czyli inaczej, niepozbawione tej zdolności na
skutek tzw. przeszkody małżeńskiej). Zgodnie z zasadą łacińską: matrimonium facit
patrium consensus,
to zgoda stron stwarza małżeństwo.

Ustawa definiuje też samo pojęcie zgody małżeńskiej; według kan. 1057 § 1 zgoda

ta jest aktem woli, którym mężczyzna i kobieta wzajemnie się sobie oddają i przyjmują
w celu stworzenia małżeństwa. Uznanie - od momentu wyrażenia konsensu -
właściwych stanowi małżeńskiemu praw drugiej strony oraz przyjęcie, wynikających z
tego stanu, obowiązków wobec drugiej strony (a także wobec ewentualnego potomstwa
i społeczeństwa), stanowią realizację charakterystycznego dla małżeństwa daru z
samego siebie, nadając mu praktyczny wyraz prawny i etyczne uzasadnienie.

Z tego, co zostało do tej pory powiedziane, wynika jednoznacznie, iż konsens, w

aspekcie podmiotowym, musi być uznany za akt woli. Akt taki, właściwy jedynie
istocie ludzkiej, zakłada, iż jest ona obdarzona inteligencją i wolnością. Wymaga on,
aby osoba przynajmniej zdawała sobie wystarczająco sprawę z jego znaczenia oraz
dysponowała niezbędną do jego wypełnienia wolnością.

Należy pamiętać, że choć wolność człowieka nie jest wolnością absolutną (czyli

wolną od wszelkich uwarunkowań), lecz „historyczną", to chrześcijańska wizja
człowieka zawsze uznawała i wyznawała zasadę, według której istota ludzka jest
zasadniczo wolna. Wolność jest funkcjonalna w stosunku do inteligencji i woli, czyli
do zdolności do moralnej odpowiedzialności. Stąd też, ponieważ konsens małżeński
jest to akt właściwy człowiekowi, a więc sam w sobie (jako akt psychologiczny)
wystarczający do wywołania skutków, musi się on odznaczać określonymi
przymiotami, które charakteryzują złożoną operację, którą jest ludzka decyzja.
Konsens musi więc być przede wszystkim prawdziwy, inaczej wewnętrzny - z natury
rzeczy aktem woli nie może być jego zewnętrzne wyrażenie, któremu nie odpowiada
wewnętrzna wola zobowiązania się (mielibyśmy wówczas do czynienia z symulacją
zgody małżeńskiej). Zezwolenie małżeńskie musi być też swobodne, czyli w pełni
świadome i dobrowolne, wykluczające jakiekolwiek poważne nieprawidłowości w
funkcjonowaniu czynnika poznawczego lub wolitywnego.

Wspomnianym tu podmiotowym aspektem konsensu zajmuje się kan. 1095, stąd też

konieczne jest choćby jego krótkie omówienie.

W pierwszej kolejności należy zwrócić uwagę na to, iż mimo tego, że z punktu

widzenia formalnego kanon ten stanowi nowość w dotychczasowym ustawodawstwie
kanonicznym, jest on wyrazem zasady bezpośrednio wynikającej z prawa naturalnego.
Stanowi więc normę bezpośrednio wypływającą z samej istoty rzeczy. Innymi słowy, z
punktu widzenia materialnego kan. 1095 nie jest niczym innym jak tylko wyrazem
zasady, zgodnie z którą konsens małżeński musi być sam w sobie skuteczny zarówno

background image

134

jako akt woli, który jest nakierowany na określony przedmiot (por. kan. 1095 § 1 i 2) jak
i jako akt woli, który jest nakierowany na przedmiot realnie pozostający w zasięgu
kontrahenta (por. kan. 1095 § 3). W dwóch pierwszych przypadkach spotykamy się
więc z brakiem substancjalnej zgody małżeńskiej, w trzecim natomiast z niezdolnością
do wypełnienia przedmiotu konsensu.

Jak już wspomniano, ustawowe znamiona niezdolności konsensualnej do zawarcia

małżeństwa przewidziane w kan. 1095 § 1 i § 2 stanowią nowość jedynie z formalnego
punktu widzenia, jako że w praktyce wyrażają one permanentnie aktualną zasadę prawa
naturalnego. Kodyfikując zjawisko niezdolności konsensualnej do zawarcia
małżeństwa, Ustawodawca pragnął udzielić jasnej odpowiedzi na pojawiające się w
związku z konsensem małżeńskim pytanie, a mianowicie: jaką zdolnością powinna
cieszyć się osoba ludzka, aby wyrażona przez nią zgoda małżeńska była ważna? Kodeks
z 1917 roku nie zawierał norm, które wprost regulowałyby te zagadnienia, tak że w
sprawach dotyczących wspomnianej niezdolności, stosowano normy wynikające z
zawartej w kodeksie definicji konsensu lub też zasady ogólne dotyczące ważności
czynności prawnych, bądź też, przez analogię, normy określające możliwość
przypisania osobie kanonicznej odpowiedzialności karnej.

Stosując wspomniane normy, doktryna i orzecznictwo dokonały dogłębnej refleksji i

analizy tego problemu oraz sformułowały szereg pojęć (jak np. „rozeznanie
oceniające") oraz przesłanek (jak np. w temacie okresów „przebłysków świadomości" w
przerwach pomiędzy fazami choroby psychicznej), do których zresztą jeszcze
powrócimy. Ich wysiłki w tej dziedzinie wspomagane były przez rozwój niektórych
gałęzi wiedzy, wprawdzie autonomicznych w stosunku do nauk prawnych, ale
równocześnie dla nich komplementarnych, takich jak np. studia nad ludzką psychiką i
jej fenomenami, tak fizjologicznymi, jak i patologicznymi; badaniom tym sprzyjało
uwrażliwienie na pewne zagadnienia, w tym zwłaszcza na podmiotowe aspekty doznań
i reakcji ludzkich.

Dlatego też podczas prac nad posoborową reformą ustawodawstwa kanonicznego

uznano za stosowne wykorzystać te poznawcze elementy dostarczone przez
wspomniane dziedziny wiedzy, a także zrodzone z refleksji kanonistyki i
jurysprudencji.

W ten sposób - na płaszczyźnie podmiotowej konsensu jako aktu woli -prawodawca

kościelny wyróżnił dwie formy psychicznej niezdolności do zawarcia małżeństwa, a
mianowicie: niezdolność wynikającą z braku wystarczającego używania rozumu (por.
kan. 1095 § 1) oraz niezdolność uwarunkowaną poważnym brakiem rozeznania
oceniającego (por. kan. 1095 § 2). Co w rzeczywistości oznaczają te pojęcia?

Ich zdefiniowanie, a przede wszystkim ścisłe rozróżnienie, nie jest bynajmniej

rzeczą łatwą. Dowodzi tego fakt, że do tej pory nie zostało wypracowane jednolite
stanowisko doktryny w tej dziedzinie, i tak, na przykład, niektórzy autorzy wyznają
pogląd, iż kan. 1095 § 1 odwołuje się do zasady o

background image

135

charakterze ogólnym, obowiązującej dla wszystkich czynności prawnych. Wyjaśnienie
to nie jest jednak przekonujące, a to dlatego, że po pierwsze zmusiłoby nas ono do
uznania, iż ustawodawca umieścił przepis zawierający oczywiste i zbędne stwierdzenie,
a po drugie, iż wydaje się ono nie uwzględniać tego, że norma ta odnosi się do używania
rozumu, co określa ona mianem „wystarczającego". Nasuwa się tu od razu pytanie: do
czego odnosi się pojęcie „wystarczające"? „Wystarczające" w stosunku do czego?
Niewątpliwie w stosunku do małżeństwa, a ściślej rzecz biorąc w stosunku do praw i
obowiązków, jakie z niego wynikają i jakie stanowią przedmiot konsensu. Kolejnym
problemem, który się tu nasuwa, jest dokonanie rozróżnienia pomiędzy tym pojęciem a
pojęciem „rozeznanie oceniające".

Rozróżnienie powyższe nie może być dokonane na podstawie odniesienia do

konkretnych patologii czy anomalii psychicznych podmiotu (typu: psychozy powodują
wadę, o której wspomina §1; zaburzenia o mniej poważnym charakterze, jak np.
niektóre nerwice, powodują wadę, o której mówi § 2), jako że stanowiłoby to obejście
formalno-prawnego aspektu tej kwestii. Podobnie odrzucić też należy rozwiązania,
jakie opierają się na klasycznych już koncepcjach rozróżniających amentia (całkowite
pozbawienie rozumu) oraz dementia (częściowe pozbawienie rozumu), jako że są one
czystymi hipotezami.

Bardziej przekonujące wydają się natomiast koncepcje bazujące na rozróżnieniu

pomiędzy zdolnością do abstrakcyjnego pojmowania (§ 1) praw i obowiązków
małżeńskich oraz zdolnością krytyczną (§ 2) takiego pojmowania; czy też te, które
uznają, iż koncepcja rozeznania oceniającego (§ 2) zawiera w sobie element wolitywny,
skoordynowany z inteligencją podmiotu, podczas gdy nie zawiera go § 1 kan. 1095; lub
też koncepcje, które - opierając się na teoriach jednolitości decyzyjnego procesu
ludzkiego

-

uznają wystarczające używanie rozumu za konieczny choć

niewystarczający czynnik (bardziej ogólnego) pojęcia rozeznania oceniającego, jaki to
pojęcie stanowi jakoby bardziej adekwatną miarę oceny podmiotowej zdolności do
wyrażenia konsensu, jako aktu psychologicznego.

Rzeczywiście zauważyć można, iż przy ocenie skuteczności konsensu

małżeńskiego, orzecznictwo posługuje się zazwyczaj koncepcją rozeznania
oceniającego. Trzeba więc odpowiedzieć sobie na pytanie, co rozumie się pod pojęciem
„rozeznanie oceniające"?

Odpowiadając na to pytanie można oprzeć się na dość jednolitym stanowisku

doktryny i orzecznictwa w tym temacie. „Rozeznanie oceniające" zasadniczo oznacza
dwie rzeczy.

Po pierwsze, iż akt konsensu musi opierać się nie tylko na możliwości

abstrakcyjnego pojmowania praw i obowiązków małżeńskich lecz także na możliwości
ich krytycznej oceny (czyli na zdolności umiejętnego osądu zobowiązań na przyszłość
wypływających z zawieranego małżeństwa). Nie wymaga się bynajmniej oceny
wszystkich ewentualnych konsekwencji

background image

136

(z punktu widzenia praw i obowiązków) zawieranego związku, lecz realizację pewnego
minimum w aspekcie krytycznej oceny zobowiązań, jakie się na siebie w związku z
małżeństwem przyjmuje. Nie należy bowiem zapominać, że choć zawarcie małżeństwa
jest „naturalnym" prawem ludzkiej osoby (por. kan. 1058), to ze względu na jego
konsekwencje moralne i egzystencjalne jest ono, jak formułują to niektórzy autorzy,
„kontraktem" odmiennym i bardziej zobowiązującym niż inne, choćby ważne,
czynności prawne, takie jak np. zakup nieruchomości.

Po drugie, „rozeznanie oceniające" oznacza choćby minimalną wolność

wewnętrzną, umożliwiającą dokonanie swobodnego wyboru w odniesieniu do praw i
obowiązków małżeńskich, inaczej mówiąc, jest to swobodne działanie woli
podejmującej akt zgody małżeńskiej. Nie chodzi o brak przymusu ze strony innych
(zagadnienie to regulowane jest przez kan. 1103), ale o sytuacje, w których wewnętrzna
motywacja podmiotu jest na tyle „nienormalna", „patologiczna" (w sensie ogólnym, nie
tyle i nie tylko klinicznym), że zasadniczo pozbawia go wolności, powodując np., że
dokonuje on ewidentnie irracjonalnych wyborów małżeńskich.

Pojawia się jednak pytanie: w jakich wypadkach używanie rozumu nie może być

uznane za „wystarczające"? Kiedy mamy do czynienia z „poważnym" brakiem
rozeznania oceniającego czy też z niezdolnością do autodeterminacji?

Odpowiedź na te pytania wymaga uwzględnienia tak aspektu formalnego, jak i

praktycznego, które - jak wkrótce zobaczymy - są ze sobą ściśle powiązane.

Pierwszy ze wskazanych aspektów oznacza sprecyzowanie kryteriów formalnych,

zasad prawnych, które umożliwiałyby dokonanie prawidłowej oceny zdolności
psychicznej nupturientów do zawarcia małżeństwa. W sukurs długoletnim wysiłkom
doktryny i orzecznictwa, chcących wypracować jasne reguły w tej dziedzinie, przyszedł
sam papież, wspierając je swym autorytetem w swych przemówieniach do Koty
Rzymskiej (Allocutio ad Romanae Rotae Auditores) z 1987 i 1988 roku. Formułuje on
zasady kanoniczne w tej, tak szczególnie ważnej dziedzinie, zasady odnoszące się także
i do działalności samej kanonistyki (np. zwracając uwagę na konieczność poszanowania
przez doktrynę katolicką nierozerwalności węzła małżeńskiego), a także do dobra
publicznego całej wspólnoty (np. w aspekcie pewności prawnej co do stanu życia
wiernych). W przemówieniach tych zawarte są również pewne zasady o charakterze
merytorycznym, niezwykle istotne dla zdefiniowania prawnych kryteriów o cennych
kanonicznej niezdolności małżeńskiej. Papież wskazuje m.in. na konieczność
rozróżnienia pomiędzy trudnością a rzeczywistą niezdolnością, stwierdzając, iż
„jedynie niezdolność, a nie trudność w udzieleniu zgody małżeńskiej czy w
realizowaniu wspólnoty życia i miłości, czyni małżeństwo nieważnym".

Jak jednak dokonać rozróżnienia pomiędzy trudnościami a niezdolnością? Papież

dostarcza nam tu kolejnego kryterium, stwierdzając: „Hipoteza o istnieniu rzeczywistej
niezdolności może być stawiana jedynie w przypadku

background image

137

występowania poważnej anomalii, która jakimkolwiek mianem byłaby określana,
zasadniczo wpływa na poczytalność nupturienta": tak w sferze konsensu jak i w sferze
rzeczywistej realizacji praw i obowiązków małżeńskich.

Innymi słowy, jedynie zasadnicze zakłócenie naturalnych zdolności osoby ludzkiej -

jej woli i inteligencji - może powodować jej niezdolność do zrealizowania jej
„naturalnego" prawa do małżeństwa. Pozbawienie jej tego prawa w wypadku, w którym
zakłócenie takie nie ma miejsca, byłoby nadużyciem.

Aby móc lepiej zrozumieć sens przedłożonego przez papieża kryterium, należy

uświadomić sobie jego wewnętrzne ratio.

Ratio to z całą pewnością wykracza poza płaszczyznę czysto praktyczną, do czego

często było sprowadzane, na przykład w rozmaitych komentarzach prasowych,
przedstawiających interwencję papieża jako spowodowaną koniecznością „ukrócenia"
(szeroko rozpowszechnionych w niektórych krajach) praktyk stosowania rozszerzającej
interpretacji norm regulujących nieważność małżeństwa z powodu braku zdolności
psychicznej do jego zawarcia. Musi być ono natomiast postrzegane na płaszczyźnie
chrześcijańskiej wizji osoby ludzkiej: wezwanej do realizacji swych ideałów i
powołania również w obecności przeszkód i trudności różnej natury, także
psychologicznej, wcale niekoniecznie w sposób istotny wpływających na jej wolność.
Jasnym jest -wskazują na to wspomniane poprzednio przemówienia papieża do Roty
Rzymskiej z 1987 i 1988 r. - iż kryterium pozwalające na ustalenie psychicznej
niezdolności do małżeństwa zaczerpnięte zostało z chrześcijańskiej wizji
antropologicznej i - sprzeciwiając się koncepcjom deterministycznym - służyć ma
ochronie wolności i godności osoby ludzkiej (por. przemówienie z 1988, n.
5).

W świetle tego, co zostało tu powiedziane, jasnym jest, iż o niezdolności (w

znaczeniu, w jakim pojmuje ją kan. 1095) można mówić jedynie w wypadku istnienia
poważnych „anomalii" psychicznych. Podobne stanowisko zajmuje zresztą
jurysprudencja Roty, według której anomalia taka musi wynikać ze stanu
„patologicznego" danego podmiotu (choć nie w ścisłym znaczeniu klinicznym), jako że
fakt jego niewystarczającego przygotowania do dorosłego życia, złe nawyki, negatywne
cechy charakteru, nieostrożność w podejmowaniu decyzji, brak jego odpowiedniego
wykształcenia czy zły wpływ bądź przykład innych, nie są wystarczające do uczynienia
go niezdolnym do konsensu małżeńskiego.

Po powyższych uwagach możemy teraz przejść do omawiania kolejnego tematu, a

mianowicie przypadków, w których używanie rozumu przez podmiot nie jest
„wystarczające" lub też brak jego rozeznania oceniającego (co do istotnych praw i
obowiązków małżeńskich) jest „poważny" (nie zapominając, iż kryterium formalne
determinujące niezdolność psychiczną podmiotu odnosi się także, jak będzie o tym
mowa w dalszym ciągu opracowania, do niezdolności do podjęcia istotnych
obowiązków małżeńskich, zgodnie z § 3 kan. 1 095),

background image

138

a więc sytuacji, w których stopień „patologii" zaburzeń występujących u podmiotu jest
na tyle wysoki, że istotnie wpływa na jego naturalne przymioty, takie jak inteligencja
i/lub wola.

O jakie patologiczne formy tu chodzi? Wieloletnie studia doktryny i jurysprudencji

poświęcone temu zagadnieniu zaowocowały wypracowaniem pewnych reguł, które
obecnie, w skrócie, tu przedstawimy.

Ogólnie rzecz biorąc stwierdzić można, iż spełniają kryteria niezdolności

konsensualnej niektóre z ciężkich „patologicznych" syndromów w sferze psychicznej,
takie jak psychozy (np. typu schizofrenicznego czy maniakalno-depresyjnego), jeśli
osiągnęły one stan „kwalifikowany", czyli zostały uznane za chorobę. Wspomnieć
należy, iż w powyższym wypadku wypracowana została przez orzecznictwo jedna z
nielicznych przesłanek prawnych (może wręcz jedyna) o charakterze ogólnym w
procesie dowodowym w sprawach o stwierdzenie nieważności małżeństwa z powodu
niezdolności konsensualnej: ustalono mianowicie, iż w wypadku, kiedy stwierdzone
zostało, iż podmiot, jeszcze w okresie poprzedzającym zawarcie małżeństwa, dotknięty
był psychozą (zwłaszcza o charakterze schizofrenicznym) i że również po zawarciu
małżeństwa zdradzał on jej objawy, uznaje się, że był on niezdolny do wyrażenia zgody
małżeńskiej, nawet jeśli zgoda ta wyrażona została w stadium pozornej poprawy stanu
zdrowia, a więc w momentach tzw. „przebłysków świadomości". Należy bowiem uznać,
co potwierdzają też badania medyczne, iż w fazie takiej nie następuje powrót do zdrowia
psychicznego, ale tylko remisja zaostrzonych objawów chorobowych, trzymanych pod
kontrolą, np. dzięki odpowiedniej kuracji farmakologicznej. Natomiast we wszystkich
innych przypadkach obowiązuje domniemanie odwrotne, a mianowicie takie, iż do
momentu udowodnienia dysocjacji intrapsychicznej podmiotu na skutek zaburzeń w
sferze psychicznej (choćby jej symptomy nie były jeszcze widoczne dla otoczenia),
musi być on uznany za zdolnego do wyrażenia konsensu małżeńskiego.

Również i patologie o mniejszej skali mogą wpływać na zdolność konsensualną,

zwłaszcza w sferze rozeznania oceniającego. I tak np. niektóre formy neurozy, o ile
zaburzenia nimi wywołane są poważne i dotyczą sfer będących przedmiotem konsensu
(jak np. w wypadku nerwic seksualnych), muszą być poddane starannej, krytycznej
analizie. Podobnie jest też z ciężkimi neurozami, przybierającymi na przykład formę
obsesji, które mogą ograniczać wolność wewnętrzną podmiotu, na jakiej bazuje
rozeznanie oceniające.

Również w przypadku tzw. zaburzeń osobowości istnieje domniemanie zdolności

konsensualnej podmiotu, niezdolność bowiem jest w takich wypadkach raczej rzadkim
wyjątkiem. Ewentualność taka wiąże się z przypadkami ciężkich zaburzeń
psychicznych podmiotu oraz ich relacji z prawami i obowiązkami małżeńskimi. I tak, na
przykład osobowości dotknięte „syndromem borderline", charakteryzujące się
nieprzewidywalnością zachowań, podejmowaniem irracjonalnych decyzji, możliwością
okresowej utraty kontaktu

background image

139

z rzeczywistością, mogą być dotknięte zaburzeniami w sferze zdolności wartościowania
oraz możliwości autodeterminacji.

Zdolność konsensualna podmiotu może zostać zaburzona również przez

„patologiczne" czynniki zewnętrzne, jak na przykład zatrucia alkoholem czy
narkotykami (ostre bądź chroniczne), stany nadmiernej podatności na sugestie z
zewnątrz, czy też (choć są to rzadkie przypadki) hipnoza, manipulacje medium itp.

Jeśli chodzi o ostre zatrucia alkoholem czy narkotykami, to oczywiste jest, że aby

móc stwierdzić, czy miało ono wpływ na zdolność konsensualną podmiotu, ustalić
należy w sposób precyzyjny, jakie substancje i w jakich ilościach wywołały to zatrucie,
w jakim okresie (w stosunku do momentu celebracji małżeństwa) miało ono miejsce,
jaki miały wpływ na zachowanie podmiotu podczas zawierania małżeństwa itp.

Natomiast w wypadku zatruć chronicznych należy określić stopień ich ciężkości

(istnieją w tej dziedzinie odpowiednie parametry medyczne określające fazy
uzależnienia alkoholowego czy narkotykowego oraz ich wpływ na wolę i intelekt
uzależnionego), a także faktyczne zachowanie uzależnionego w odniesieniu do praw i
obowiązków małżeńskich; ich ewentualne niespełnianie może bowiem stanowić cenną
wskazówkę w procesie dowodowym w sprawach o stwierdzenie nieważności
małżeństwa na skutek psychicznej niezdolności konsensualnej. Należy też pamiętać, że
zawsze trzeba rozpatrywać indywidualnie każdy przypadek, a rygorystyczne opinie
części orzecznictwa, według których narkoman musi być zawsze uznawany za
pozbawionego zdolności konsensualnej, wydają się nie do końca uzasadnione,
zwłaszcza biorąc pod uwagę przypadki uzależnienia od tzw. lekkich narkotyków.
Niewątpliwie jednak, jak dowodzą tego badania medyczne, alkoholizm i narkomania
destruktywnie wpływają na ludzką sferę afektywną, degenerując ją, stąd też ich
ewidentny wpływ na zdolność do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich.

Kilka uwag należy w tym miejscu poświęcić zagadnieniu tzw. niedojrzałości, jakie

w ostatnich latach bardzo często pojawia się tak w wyrokach, które musiały
skonfrontować się z tym zagadnieniem, jak i w refleksjach doktryny, starającej się
dostarczyć teoretycznej bazy dla odpowiedniego naświetlenia tego problemu.
Zagadnienie to jest bowiem niezwykle skomplikowane, między innymi ze względu na
fakt, iż samo pojęcie niedojrzałości jest bardzo trudne do sprecyzowania. Z jednej
strony, oznacza ono niezdolność podmiotu do podjęcia określonych czynności (w
naszym wypadku do wyrażenia konsensu małżeńskiego i/lub do realizacji wynikających
z niego obowiązków), z drugiej zaś (może nawet częściej), sygnalizuje brak pełnego,
optymalnego dysponowania przez podmiot wszystkimi swymi zdolnościami
psychologicznymi, emocjonalnymi, moralnymi. Innymi słowy, można mówić nie tyle o
jego radykalnej niezdolności, lecz tylko o mniejszym przygotowaniu. Dochodzi do tego
fakt, iż pojęcie „niedojrzałość" w różnych dziedzinach wiedzy wydaje się oznaczać co
innego: na przykład w dziedzinie psychologii uznaje się

background image

140

(choć nie wszyscy specjaliści są co do tego zgodni), iż termin ten ma określone
znaczenie naukowe, wskazuje on - w odniesieniu do końcowego stadium rozwoju, czyli
do idealnej mety w procesie dojrzewania podmiotu - jakikolwiek defekt, który go od niej
oddala. W dziedzinie nauk prawnych (a przynajmniej w powszechnym użyciu w
kanonicznym prawie małżeńskim) pojęcie „niedojrzałość" oznacza sytuację radykalnej
niezdolności podmiotu do wyrażenia zgody małżeńskiej lub do życia małżeńskiego. W
rzeczywistości o niedojrzałości mówi się w kontekście specyficznej sytuacji leżącej u
podstaw ewentualnej niezdolności do zawarcia małżeństwa. Kolejna trudność w
zdefiniowaniu pojęcia niedojrzałości wynika z trudności w rozróżnianiu pomiędzy
niedojrzałością tzw. psychologiczną (jaka dotyczy w zasadzie logiczno-krytycznych
zdolności podmiotu) a niedojrzałością tzw. afektywną (jaka odnosi się do sfery uczuć
wpływając na motywacje decyzyjne i na koherencję w podejmowanych działaniach).

Przeważająca część jurysprudencji Roty jedynie w wyjątkowych sytuacjach

dopuszcza możliwość uznania niedojrzałości jako przyczyny niezdolności do zawarcia
małżeństwa; ustala w kwestii zasadę, iż jedynie ta niedojrzałość, która spełnia formalne
wymogi poważnego braku rozeznania oceniającego co do istotnych praw i obowiązków
małżeńskich lub niezdolności do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich, wpływa
na konsensualną zdolność małżeńską. Innymi słowy, nie każda forma niedojrzałości, tak
psychologicznej, jak i afektywnej, powoduje niezdolność podmiotu do zawarcia
małżeństwa, lecz jedynie ta, która jest szczególnie poważną niedojrzałością.

Pojawia się tu jednak kolejny problem, a mianowicie problem zdefiniowania, kiedy

konkretna anormalna sytuacja psychologiczna w tym wypadku określana generalnym
mianem „niedojrzałość" - jest na tyle „poważna", że może stać się źródłem niezdolności
podmiotu, tak do wyrażenia konsensu małżeńskiego, jak i do podjęcia istotnych
obowiązków małżeńskich. Zdefiniowanie takie nie może się opierać wyłącznie na
„symptomach" niedojrzałości, obecnych w wyborach oraz zachowaniach podmiotów,
ponieważ jak przypomina papież „nie trudno jest zauważyć w zachowaniach
nupturientów elementy infantylne i konfliktogenne, które w takim przypadku stają się
niewątpliwie «dowodem» ich «anormalności», podczas gdy w rzeczywistości mogą to
być osoby jak najbardziej normalne, borykające się z trudnościami, jakie mogą być
przezwyciężone" (por. Przemówienie papieża do Roty rzymskiej z 1988).

Kryteria pozwalające określić, w jakich wyjątkowych sytuacjach niedojrzałość może

powodować niezdolność do zawarcia małżeństwa, nie różnią się od tych, które są
stosowane w przypadku wszelkich innych form wspomnianej niezdolności.

Na potwierdzenie można przytoczyć między innymi fakt, że „niedojrzałość" w

orzecznictwie Roty stosunkowo rzadko uznawana jest za przyczynę niezdolności do
zawarcia małżeństwa, a także to, że nawet w tych rzadkich wypadkach ogólna
„diagnoza" co do niedojrzałości, w trakcie trwania sprawy,

background image

141

często konkretyzuje się, przekształcając w bardziej szczegółowe kategorie
diagnostyczne, zwłaszcza w zakresie tzw. zaburzeń osobowości czy też ciężkich neuroz
pozostających w ścisłym związku z przedmiotem konsensu.

Na zakończenie tych naszych rozważań kilka uwag należy też poświęcić

zagadnieniom dowodzenia w sprawach o nieważność małżeństwa z kan. 1095 § 1 i § 2.

Taki dowód może być przeprowadzany poprzez ustalenia odbywające się w trzech

fazach. Faza pierwsza to rekonstrukcja faktów, które miały wpływ na zachowanie
podmiotu, a zwłaszcza tych, jakie bezpośrednio wpłynęły na jego decyzję odnośnie do
zawarcia małżeństwa. Faza druga to rekonstrukcja jego ewentualnej „historii
klinicznej"; trzecia to ekspertyza dotycząca jego stanu psychiki dokonana przez
biegłych. Są to, oczywiście, fazy umowne, jako że każdy przypadek musi być
rozpatrywany indywidualnie. Na przykład w wypadku osoby, która poddawana była
kuracjom psychiatrycznym w okresie przed- i pomałżeńskim, determinująca w procesie
dowodowym będzie dokumentalna rekonstrukcja jej „historii klinicznej", podczas gdy
w wypadku stwierdzonego ostrego zatrucia alkoholem, niewielkie znaczenie będą
miały ekspertyzy biegłych dotyczące stanu jej psychiki.

Należy pamiętać, iż w sprawach o nieważność małżeństwa z kan. 1095 dowodzenie

zmierza zawsze do wykazania, że w chwili zawierania małżeństwa określona przyczyna
uniemożliwiała kontrahentowi bądź wystarczające używanie rozumu, bądź
wystarczające rozeznanie co do istotnych praw i obowiązków małżeńskich, bądź
wreszcie podjęcie istotnych obowiązków małżeńskich. Co prawda jakkolwiek ocena
zdolności konsensualnej dotyczy momentu, w którym ma miejsce wyrażenie zgody
małżeńskiej, to jednak o cenne kryterium prawne (o którym była już mowa w
poprzedniej części opracowania) zostaje odniesione do stanu dojrzałości, którą podmiot
posiada w sposób habitualny, i jaki jest rezultatem pewnego procesu dojrzewania
intelektualnego oraz wolitywnego, a także samooceny podmiotu wyposażonego w
pewną stałość. Stąd też konieczność szczegółowego odtworzenia wszystkich
elementów składających się na wspomniane trzy fazy.

Na koniec przypomnieć należy konsultantom, iż niezwykle ważne jest w tym

wypadku uwrażliwienie stron na konieczność pełnej i odpowiedzialnej współpracy z
Trybunałem. Nie należy bowiem stwarzać iluzji, że odtworzenie „historii klinicznej"
podmiotu czy opinia biegłych dotycząca jego stanu zdrowia mogą być wystarczające
również bez szczerej współpracy osoby, której zdolność do wyrażenia konsensu
małżeńskiego zostaje poddana weryfikacji w trakcie toczącej się sprawy.

2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA

background image

142

W świetle tego, co zostało powiedziane, przed postawieniem hipotezy o ewentualnej
niezdolności do zawarcia małżeństwa na skutek niewystarczającego używania rozumu
lub poważnego braku rozeznania oceniającego co do istotnych praw i obowiązków
małżeńskich duszpasterz bądź konsultant mający do czynienia z takim przypadkiem
powinien się starać ustalić:

1) Jak przebiegało narzeczeństwo, a przede wszystkim, jakie były przyczyny

ewentualnych konfliktów czy rozstań narzeczonych? Czy byty one spowodowane
ewentualnymi dziwactwami, ekscentrycznością, anomaliami zachowań osoby
podejrzewanej o niezdolność konsensualną i jakie konkretnie to byty anomalie?

2) Czy osoba taka miała również trudności w innych, istotnych dziedzinach życia,

takich jak na przykład: stosunki z rodziną i innymi osobami; nauka lub praca; spełnianie
obowiązków społecznych (np. służba wojskowa, poszanowanie prawa czy reguł
cywilizowanego współżycia)?

3) Czy ma ona swoją „historię kliniczną" w dziedzinie neuropsychiatrycznej; czy i

jakim kuracjom medycznym była poddawana; jaka diagnoza została w takim przypadku
postawiona; czy leczenie to trwało również w okresie zawierania przez nią małżeństwa;
czy przed ślubem pozostawała może w leczeniu szpitalnym: kiedy, gdzie, przez jaki
czas, jakie są możliwości zrekonstruowania odpowiedniej dokumentacji?

4) Co mówiła przed zawarciem ślubu na temat małżeństwa i obowiązków

małżeńskich; czy przejawiała ona w tej dziedzinie ekscentryczność bądź wyraźną
niedojrzałość; czy konfrontowała się w tej kwestii z innymi osobami; czy przejawiała
zdolność do rozumowania i autokrytycyzmu?

5) Czy była ona przekonana do tego małżeństwa, czy też może do zawarcia go

skłoniła ją jakaś inna przyczyna: na przykład ciąża, poważne skrupuły, namowy innych
osób? Choć bowiem same w sobie przyczyny te nie powodują wady konsensu
wywołanej istotnym brakiem wolności wewnętrznej, to mogą one wywierać znaczący
wpływ na szczególnie łatwo ulegające sugestiom czy labilne osobowości.

6) Czy osoba ta była uzależniona od alkoholu lub narkotyków, od jakich, jak długo;

czy poddawana była odpowiedniemu leczeniu?

7) Jak zachowywała się podczas przygotowań do ślubu oraz w dniu jego

zawarcia: czy miały miejsce jakieś jej zachowania nieadekwatne do takich
okoliczności?

8) W jaki sposób spełniała ona swe obowiązki małżeńskie; pamiętać trzeba, że choć,

jak już wspominano, niezdolność do podjęcia obowiązków małżeńskich stanowi
odrębną podstawę stwierdzenia nieważności małżeństwa (kan. 1095 §3), to jednak nie
jest rzeczą prawdopodobną, że osoba, która nie jest w stanie dokonać odpowiedniej
oceny obowiązków wypływających z małżeństwa, może następnie spełniać je w sposób
perfekcyjny i to przez dłuższy czas - bardziej logicznym są zaniedbania w tym zakresie.

background image

143

9) Jaka była już po ślubie jej ewentualna „historia kliniczna"; choć prawdą

jest, iż ocena zdolności konsensualnej pozostaje w ścisłym związku z
momentem wyrażenia konsensu

małżeńskiego,

to jednak zbadanie tego

zagadnienia

jest

niewątpliwie

pomocne

w

ustaleniu,

w

jakim

stanie

psychicznym znajdowała się ona w również w chwili zawierania małżeństwa.

10) Czy jest ona skłonna do współpracy z Trybunałem, na przykład poprzez

zwolnienie z obowiązku tajemnicy zawodowej leczących ją lekarzy?

3. PRZYKŁADY

1. PRZYKŁAD PIERWSZY

Julia pochodziła z rodziny niewierzącej, nie była nawet ochrzczona. W wieku
osiemnastu lat wyprowadziła się z domu i rozpoczęła samodzielne życie, nie znalazła
jednak stałej pracy i związała się z niejakim Grzegorzem, była jednak przez niego
bardzo źle traktowana i wkrótce od niego odeszła.

Obracając się w kręgach „artystów" (miała ona uzdolnienia plastyczne, które chciała

wykorzystać), poznała Jarka, który właśnie dopiero co zakończył leczenie, mające
pozwolić mu zerwać z narkomanią. Nie przyniosło ono jednak pełnych rezultatów,
ponieważ mężczyzna nie zerwał całkowicie z nałogiem, a do tego jeszcze się
alkoholizował. Nie pracował i zamieszkał w małej wiejskiej chałupce, którą dali mu do
dyspozycji rodzice.

Julia zamieszkała z nim, ich współżycie przed ślubem trwało około trzech lat. Było

to dla niej bardzo tragiczne doświadczenie, Jarek nie interesował się nią, nie obchodziła
go nawet jako partnerka seksualna, był w stosunku do niej agresywny, tak że
niejednokrotnie była zmuszona od niego uciekać, zawsze jednak wracała. Ich sytuacja
ekonomiczna była bardzo ciężka, co prawda za namową dziewczyny rozpoczęli
skromną produkcję z dziedziny rzemiosła artystycznego, ale Jarek pracował tylko od
czasu do czasu, większość swych dni spędzając na upijaniu się i paleniu marihuany. W
tym okresie Julia poznała księdza z miejscowej parafii, dzięki któremu zbliżyła się do
wiary katolickiej. Zaczęła uczęszczać na lekcje religii, studiować Pismo Święte, aż
wreszcie poprosiła o chrzest. Po tym chrzcie, będąc osobą uczciwą i rygorystyczną (o
sumieniu skrupulanckim), zaczęła myśleć: .jestem chrześcijanką, a współżyję bez
sakramentu małżeństwa; muszę skończyć z tą niemoralną sytuacją i wziąć ślub".
Pomimo rad kapłana, który przygotowywał ją do sakramentu chrztu, Julia nie chciała
uznać, że jedynym rozsądnym wyjściem z tej sytuacji, byłoby przerwanie tego tak
nieudanego związku, ale wykazując olbrzymi upór, doprowadziła do małżeństwa z
Jarkiem, zupełnie wobec niego obojętnym. Ich życie małżeńskie było powtórką
przedślubnego związku. Prawdopodobnie nie zostało nawet skonsumowane i
zakończyło się już po kilku miesiącach ucieczką Julii przed narastającymi aktami
przemocy ze strony Jarka.

background image

144

Kobieta wystąpiła ze sprawą o stwierdzenie nieważności tego związku i oprócz

podania przytoczonych tu faktów sama też zdecydowała się poddać badaniom biegłych.
Wykazały one, że za jej uczciwością i rygoryzmem, przeżywanymi przez nią, bez
wątpienia w dobrej wierze, w rzeczywistości ukrywało się głębokie zaburzenie
osobowości określane mianem „syndrom borderline", zbliżające się do głębokiej
psychozy i do utraty kontaktu z rzeczywistością. Biorąc pod uwagę opinię biegłych, a
także analizując przebieg ich tak przed-, jak i poślubnego związku, Trybunał uznał, iż u
Julii wystąpił poważny brak rozeznania oceniającego nie tyle w aspekcie istotnych
praw i obowiązków małżeńskich, ile w aspekcie braku jej wolności wewnętrznej,
spowodowanego patologiczną strukturą jej osobowości, która skłoniła ją do wyboru
pozornie zgodnego z zasadami moralnymi, ale w rzeczywistości głęboko irracjonalnego
i niedokonanego w sposób naprawdę wolny.

Przykład ten, choć niewymagający żadnych szczególnych komentarzy, zwraca

uwagę na fakt, iż niezdolność konsensualna może współistnieć z dobrą wiarą,
dotkniętego nią podmiotu oraz że koherencja występująca pomiędzy rekonstrukcją
faktów a ekspertyzą biegłych jest najlepszym kryterium pozwalającym na weryfikację
słuszności hipotezy o niezdolności małżeńskiej.

2. PRZYKŁAD DRUGI

Franciszka poznała Marka, byłego narkomana, kiedy przebywał w ośrodku
resocjalizacyjnym dla nałogowców, oficjalnie był już wyleczony, a nawet pełnił tam
funkcję wychowawcy-animatora.

Ponieważ zaszła z nim w ciążę, zgodnie zdecydowali się na zawarcie związku

małżeńskiego. Po podjęciu tej decyzji Marek odszedł z ośrodka, nie chciał też, aby
Franciszka utrzymywała jakiekolwiek kontakty z poznanymi tam osobami. Nikt z
ośrodka nie został zaproszony na ślub. Marek wytłumaczył Franciszce, że jego odejścia
z ośrodka było spowodowane tym, że został z niego wydalony w ramach sankcji za to,
iż był sprawcą przedmałżeńskiej ciąży swej narzeczonej, dając jako wychowawca zły
przykład, zapewniając ją też, że nie chodzi tli bynajmniej o jego powrót do narkotyków.
Franciszka uwierzyła mu i zawarła z nim ślub. W dwa tygodnie po ślubie, ponieważ
zepsuł jej się samochód wzięła samochód Marka, żeby pojechać po zakupy, gdy brała
ostry zakręt, ze schowka, w którym trzyma się dokumenty, wypadły typowe narzędzia
do wstrzykiwania narkotyków. Gdy zarzuciła Markowi, że się narkotyzuje, przyznał
się, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy pobytu w ośrodku ponownie zaczął brać
narkotyki (to właśnie było prawdziwą przyczyną wydalenia go z ośrodka) oraz że nie
przyznał jej się do tego, bo nie chciał zrezygnować z małżeństwa z nią, licząc, że uda
mu się zerwać z nałogiem już po ślubie. Nie zdołał jednak tego uczynić i musiał wyznać
żonie, że w ciągu dwóch tygodni po ślubie przepuścił na narkotyki wszystkie pieniądze,
jakie dali im w prezencie ślubnym krewni i przyjaciele. Franciszka znalazła Markowi
miejsce w innym

background image

145

ośrodku odwykowym, uprzedzając go, iż wpuści go do domu dopiero, gdy otrzyma
dowody jego rzeczywistego wyleczenia. Po jednodniowym pobycie w ośrodku Marek
opuścił go, po czym przez długi czas nie dawał znaku życia.

Franciszka wystąpiła o stwierdzenie nieważności małżeństwa z powodu

niezdolności konsensualnej Marka, sąd odrzucił jednak ten wniosek, ponieważ z
powodu braku współpracy Marka okazała się niemożliwa rekonstrukcja faktów i
ustalenie, w jakim stopniu powrócił on do nałogu w okresie zawierania małżeństwa. Nie
zgodził się też na poddanie analizie przez biegłych struktury jego osobowości. Dane
dotyczące spożywania przez niego narkotyków, pochodzące z czasu jego pobytu w
pierwszym ośrodku odwykowym, dotyczyły okresu zbyt odległego w stosunku do
momentu zawierania przez niego małżeństwa. W drugim ośrodku przebywał on
zaledwie jeden dzień. Ponadto, pomimo iż przyznał, że zaczął ponownie brać narkotyki
już przed ślubem, nie zdradzał w tym okresie żadnych objawów, które mogłyby
zaniepokoić Franciszkę. Ona sama nie zauważyła niczego dziwnego aż do momentu
przypadkowego odkrycia narkotyków.

Stąd też, z powodu niemożliwości ustalenia stopnia jego uzależnienia

narkotykowego (pomimo przyznania się do tego samego zainteresowanego, a także
licznych zeznań świadków) oraz niemożliwości poddania analizie struktury jego
osobowości, nie było też możliwe stwierdzenie występowania po jego stronie braku
rozeznania oceniającego.

Można było natomiast stwierdzić, iż w opisanym tu wypadku istnieją elementy

stanowiące według kan. 1098 znamiona błędu wywołanego przy pomocy oszustwa. Ten
aspekt sprawy został szczegółowo omówiony w jednym z poprzednich rozdziałów,
gdzie przytoczono ten sam przykład.

Przykład ten, przytoczony tu w kontekście psychicznej niezdolności do zawarcia

małżeństwa, pokazuje, że niektóre, nawet pozornie proste przypadki, na skutek braku
odpowiedniej dokumentacji oraz niemożliwości przeprowadzenia opinii biegłych,
rodzą tak bardzo poważne trudności dowodowe, iż niekiedy pozostaje jedynie
możliwość ustalenia nieważności małżeństwa na podstawie innych, równocześnie
występujących przesłanek.

3. PRZYKŁAD TRZECI

Okres narzeczeństwa Magdy i Romana był zdecydowanie burzliwy. Roman był
mężczyzną bardzo zazdrosnym i zadręczał narzeczoną swymi podejrzeniami. Oskarżał
ją, że interesuje się innymi i niedowierzał jej zapewnieniom, że tak nie jest. Było to dla
niej na tyle uciążliwe, że postanowiła zerwać ten związek, ale na prośbę byłego
narzeczonego kontynuowała z nim znajomość. Ich ponowne zbliżenie zaowocowało
ciążą dziewczyny: w takiej sytuacji uznali, że jedynym logicznym rozwiązaniem jest
ślub.

W okresie poprzedzającym zawarcie małżeństwa zachowanie Romana nie uległo

zmianie. Co więcej, jego zazdrość nasilała się coraz bardziej. Na kilka

background image

146

dni przed ślubem, tuż po odwiedzinach u krewnych, u których byli razem zanieść im
zaproszenie, Roman, patrząc na jej zabłocone buty (była brzydka zimowa pogoda),
urządził jej scenę zazdrości, zarzucając, że była na spotkaniu z kochankiem, choć cały
czas byli razem u wspomnianych krewnych. Mimo iż bardzo ją to zaniepokoiło,
zważywszy na okoliczności (fakt bycia w ciąży oraz bliski termin ślubu) nie
zdecydowała się na zerwanie z Romanem.

Na kilka tygodni przed opisywaną sytuacją, Roman znalazł się na obserwacji w

szpitalu i choć był hospitalizowany na oddziale ogólnym, to w jego kartotece (która
została wykorzystana następnie w postępowaniu dowodowym) odnotowane zostały
elementy wskazujące na jego zaburzenia psychiczne: uważał, że inni „źle na niego
patrzą", podejrzewał, że naśmiewają się z niego i chcą mu zrobić jakiś złośliwy kawał.

Po ślubie sytuacja uległa bardzo szybkiemu pogorszeniu. Roman maltretował żonę,

również fizycznie, choć była w ciąży, wciąż występował z absurdalnymi oskarżeniami,
jak na przykład że ukrywa ona swoją prawdziwą tożsamość i po kryjomu pracuje w
telewizji jako „soubrette", czyli frywolna kobieta. Jego zaburzenia uwidaczniały się
także w pracy zawodowej: będąc robotnikiem w małym zakładzie produkującym
żywność, zwrócił się na policję z serią donosów, w których twierdził, że w pracy są mu
podawane środki trujące w celu zaszkodzenia jego zdrowiu i „usmażenia mózgu", jak
sam to określał. Spowodowało to, że jego pracodawca, chroniąc dobre imię firmy,
wytoczył mu proces o kalumnię. Sąd umorzył postępowanie na podstawie choroby
umysłowej Romana.

Ponieważ w dalszym ciągu znęcał się nad żoną, która urodziła dziecko,

kontynuował

składanie

absurdalnych

donosów

oraz

bywał

przymusowo

hospitalizowany, zdecydowała się ona na separację. Roman jednak nie przestał
„prześladować" Magdy swoją zazdrością i nieuzasadnionymi podejrzeniami. Doszło do
tego, że zaczął zamurowywać przy użyciu cegieł i cementu drzwi jej mieszkania i
dopiero interwencja sąsiadów spowodowała, że został przymusowo odwieziony do
szpitala. Po tym epizodzie wielokrotnie przebywał w szpitalu, gdzie stawiane diagnozy
jednoznacznie wskazywały na silne zaburzenia psychotyczne o charakterze
paranoidalnym. W czasie trwającego procesu kanonicznego zdradzał objawy coraz
bardziej postępującej choroby. Pojawił się w sądzie kilkakrotnie, nigdy w ustalonych
wcześniej przez siebie godzinach, składając kolejne donosy, również najbardziej
absurdalne na swoją żonę. Według niego, Magda była już nie tylko „soubrette", ale
również tajnym szefem bandy kryminalistów, która uprowadziła go i przewiozła
helikopterem do tajemniczej miejscowości, gdzie zajmowała się organizowaniem
międzynarodowych spisków z udziałem ocalałych hierarchów Trzeciej Rzeszy.

Pomimo, iż Roman odmówił poddania się badaniom przez biegłych, motywując to

swoją pracą chirurga w Stanach Zjednoczonych (z jego twierdzeń wynikało, że pracuje
w tym zawodzie odkąd ukończył pięć lat), to bogaty materiał kliniczny (zarówno z
okresu przed-, jak i pomałżeńskiego) pozwolił

background image

147

Sądowi na dogłębne zapoznanie się z jego przypadkiem. Interesującym materiałem
dowodowym były także składane przez niego donosy - wszystko to pozwoliło na
stwierdzenie, że już w okresie poprzedzającym małżeństwo dotknięty był
zaawansowaną psychozą paranoidalną, która w pełni objawiła się dopiero z biegiem
czasu.

Na bazie przedstawionych podczas procesu faktów oraz ustaleń biegłych, trybunał

uznał, że ze strony Romana występował poważny brak rozeznania oceniającego,
przejawiający się między innymi w niezdolności do właściwej oceny praw i
obowiązków małżeńskich, na przykład odnoszących się do fizycznej i psychicznej
integralności osoby małżonka.

Przykład ten po raz kolejny wskazuje na to, jak bardzo ważne w tego typu sprawach

jest zebranie możliwie jak najpełniejszej dokumentacji klinicznej. Jeżeli-jak w
przypadku Romana-jest ona jasna, kompletna i jednoznaczna, może stanowić
decydujący element dowodowy, zastępujący bezpośrednie badanie podmiotu przez
biegłych.

XI. NIEZDOLNOŚĆ PODJĘCIA PODSTAWOWYCH OBOWIĄZKÓW
MAŁŻEŃSKICH (KAN. 1095 § 3)

W poprzednim rozdziale zajmowaliśmy się zagadnieniami związanymi z psychiczną
niezdolnością do zawarcia małżeństwa kanonicznego uregulowaną w kan. 1095 § 1 i §
2. Dlatego też obecnie przy rozważaniach dotyczących kan. 1095 § 3 niejednokrotnie
będziemy mogli wykorzystać nasze poprzednie refleksje. Przystąpmy więc do
omawiania tego problemu.

Postępując według znanego już schematu, możemy wyszczególnić

następujące zagadnienia.

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO

Zawarta w kan. 1095 § 3 norma, jest wyrazem bardzo jasnej i logicznej zasady. Stanowi
ona bowiem, iż są niezdolne do zawarcia małżeństwa te osoby, które nie są w stanie
podjąć istotnych obowiązków małżeńskich. Ta generalna zasada jest uzupełniona przez
wspomnianą normę, która wymaga, aby niezdolność ta była spowodowana
przyczynami natury psychicznej.

Pomimo pozornej oczywistości, już przy jej wstępnej analizie możemy zauważyć

rozmaite problemy interpretacyjne. W odróżnieniu od norm zawartych w § 1 i § 2
cytowanego kanonu, norma ta odnosi się do przypadków niezdolności do wypełnienia
przedmiotu zgody małżeńskiej. Odmiennie niż w dwóch pierwszych punktach kanonu,
w § 3 wychodzi się poza sferę podmiotu i

background image

148

zwraca się uwagę na bezpośrednią relację kontrahenta do przedmiotu zgody
małżeńskiej.
Przedmiot ten nie jest obiektem poznania i woli, lecz przeciwnie: jest rzeczywistością
do zrealizowania, jako treść prawna stosunku, który utrwala się definitywnie pomiędzy
wzajemnymi obowiązkami, odnośnie do których ocenia się możliwość kontrahenta
uczynienia ich skutecznymi oraz ich wypełnienia.

Już samo sformułowanie wspomnianej normy zmusza nas do sprecyzowania

zawartych w niej pojęć, a mianowicie do ustalenia, co oznacza sformułowanie „istotne
obowiązki małżeńskie", a także „przyczyny natury psychicznej", do jakich nawiązuje
jej tekst.

1) W pierwszym rzędzie musimy się jednak zastanowić, do jakiego typu

niezdolności odnosi się kan. 1095 § 3.

Jak już wyjaśnialiśmy kan. 1095 § 1 i § 2 reguluje zagadnienie niezdolności

małżeńskiej dotyczącej samego aktu konsensu jako aktu psychologicznego. Zajmuje się
on nieważnością tego aktu spowodowaną czynnikami o charakterze podmiotowym, a
więc niewystarczającym używaniem rozumu, brakiem rozeznania oceniającego czy
wewnętrznej wolności podejmowania decyzji. Interesujący nas obecnie § 3 tego kanonu
reguluje natomiast przypadki, w których pomimo ewentualnej ważności konsensu jako
aktu psychologicznego (a więc jego prawidłowości w aspekcie podmiotowym), z
punktu widzenia prawnego jest on nieważny, a to na skutek niemożliwości wypełnienia
przez podmiot zobowiązań, jakich się on podejmuje.

Innymi słowy, § 1 i § 2 kan. 1095 określają przypadki, w których podmiot jest

niezdolny do powzięcia aktu zgody małżeńskiej, a więc aktu psychologicznego, przez
który strony wzajemnie przekazują i przyjmują siebie w celu ustanowienia małżeństwa.
Na skutek takiej niezdolności brakuje możliwości ukształtowania konsensu
małżeńskiego naturalnie wystarczającego do ważnego powstania przymierza
małżeńskiego. Z kolei sytuacją, w której występuje niezdolność do podjęcia istotnych
obowiązków małżeńskich, a której może towarzyszyć zdolność kontrahenta do
powzięcia konsensu małżeńskiego, zajmuje się § 3. Akt psychologiczny tego konsensu
może bowiem istnieć także wówczas, gdy nie istnieje lub niemożliwy jest jego
przedmiot.

Niezdolność do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich znajduje więc swą

rację i moc unieważniającą małżeństwo w pierwotnej niemożliwości (niezdolności)
wypełnienia istotnych obowiązków na mocy zasady prawa naturalnego, pochodzącej z
prawa rzymskiego: impossibilium nulla obligatio est czy impossibilia nemo tenetur.
Zgodnie z zasadami systemu kanonicznego prawa małżeńskiego, przedmiotem
przymierza małżeńskiego jest dar z samego siebie. To bardzo ogólne sformułowanie
znajduje swoją prawną konkretyzację przez przyjęcie na siebie przez nupturientów
wzajemnych praw i obowiązków. Stąd też osoba, która nie jest w stanie zagwarantować
wypełniania praw i obowiązków (lub choćby któregokolwiek z nich), musi być uznana
za prawnie niezdolną do zawarcia małżeństwa. System prawa kanonicznego biorąc pod

background image

149

uwagę dogłębne zaangażowanie całej osoby, które ma miejsce w małżeństwie, traktuje
je bowiem nie tylko jako pakt, ale również jako stan, jako wspólnotę całego życia.
Kontrahenci wraz z aktem zgody małżeńskiej nie stwarzają ani nie ustanawiają
istotnych obowiązków małżeństwa, lecz jedynie je akceptują, bez możliwości
wprowadzania jakichkolwiek ograniczeń, i to pod sankcją nieważności. Przyjmują
zatem zobowiązanie do wypełniania owych obowiązków w ramach wspólnoty życia i
miłości małżeńskiej. Sakrament małżeństwa nie wyczerpuje się wraz z aktem celebracji
ani wraz z jego dopełnieniem, lecz rozciąga na całe życie małżonków. Niemożliwość
dysponowania istotnymi obowiązkami małżeńskimi w ramach prywatnej autonomii
kontrahentów sprawia, iż wykluczenie tych obowiązków ze strony choćby tylko
jednego z kontrahentów, dokonane pozytywnym aktem woli (por. kan. 1101 § 2) albo
niezdolność podjęcia ich z przyczyn natury psychicznej (por. kan. 1095 § 3), który
zachodzi przynajmniej u jednej ze stron w momencie zawierania małżeństwa, wywołuje
skutek unieważniający z samej swojej natury, czyli na mocy prawa naturalnego.

Powstaje jednak pytanie: czy chodzi tu ściśle o niezdolność do podjęcia, czy raczej o

niezdolność do wypełnienia istotnych obowiązków małżeńskich. Jakkolwiek w
doktrynie i orzecznictwie ratalnym dają się zauważyć różne opinie w tej sprawie, to
jednak wszyscy są zgodni co do tego, że przypisują znaczenie jedynie niezdolności
aktualnej lub uprzedniej (do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich), a więc
występującej w momencie wyrażania przez strony konsensu małżeńskiego. Wybór
przez Ustawodawcę zwrotu incapacitas assumendi (nie zaś incapacitas adimplendi)
oznacza, że obydwu nie należy mieszać, tym bardziej że zwrot „podjąć istotne
obowiązki małżeńskie" dotyczy małżeństwa in fieri, podczas gdy zwrot „wypełnić
istotne obowiązki małżeńskie" odnosi się do małżeństwa in facto esse. Tymczasem
niezdolność unieważniająca małżeństwo może mieć znaczenie tylko wówczas, gdy
istnieje w momencie wyrażania przez strony zgody małżeńskiej, nie zaś po zawarciu
paktu małżeńskiego. Użyty przez Ustawodawcę termin assumere akcentuje więc silniej
niż termin adimplere moment uprzedniej zdolności do realizacji istotnych obowiązków
małżeńskich.

Należy się teraz zastanowić, kiedy konkretna osoba może być uznana za niezdolną

do podjęcia, a więc i do wypełnienia istotnych obowiązków małżeńskich?

Odpowiadając na to pytanie należy powrócić do naszych poprzednich rozważań

dotyczących niezdolności konsensualnej. I tak, o rzeczywistej niezdolności do podjęcia
istotnych obowiązków małżeńskich będzie można mówić tylko wówczas, gdy
zachowanie podmiotu (w tym wypadku niewypełnianie przez niego jakiegoś istotnego
obowiązku małżeńskiego) w zasadniczy sposób wymyka się jego naturalnym
zdolnościom, takim jak inteligencja i/lub wola. W odmiennym wypadku, podmiot -
choćby nawet

background image

150

dotknięty poważnymi trudnościami psychologicznymi - nie może być uznany za
rzeczywiście niezdolny do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich.

Nadmienić tu należy, że część Autorów, opierając się na zasadach tradycyjnej

teologii moralnej, w której magna difficultas zrównana jest z impossibilitates, uznaje, iż
niezdolność (§ 3 kan. 1095), nie jest jedynie fizyczną niemożliwością spełniania
określonego obowiązku małżeńskiego, lecz jest ona również niemożliwością
„moralną", zawartą we wspomnianej tu koncepcji o „poważnych trudnościach".
Zgadzając się z takim poglądem, pamiętać trzeba, że i w takim wypadku konieczne jest
sformułowanie kryterium pozwalającego na obiektywne dokonanie rozróżnienia
pomiędzy zdolnością (choćby w obliczu trudności) i niezdolnością, czyli inaczej
pomiędzy „zwykłą" trudnością a „poważną" trudnością. Takim obiektywnym i
racjonalnym kryterium może być to, o którym była już mowa powyżej, a mianowicie
występowanie istotnego (choć niekoniecznie kompletnego) defektu naturalnych
zdolności człowieka, jego woli i/lub inteligencji, a więc cech, na których prawidłowym
funkcjonowaniu opiera się wolność podmiotu i możliwość przypisania mu
odpowiedzialności (prawnej i moralnej) za jego czyny i zachowania.

2) Niezdolność małżeńska będąca przedmiotem naszych rozważań odnosi się, jak już

wspomniano, do „istotnych obowiązków małżeńskich", a więc - z formalnego punktu
widzenia - do tych zachowań (aktywnych i tych będących zaniechaniem), które z jednej
strony, będąc obowiązkiem o charakterze prawnym, są wymagalne, z drugiej natomiast,
odnoszą się do tego aspektu instytucji małżeńskiej, od którego zależy samo esse (byt,
istnienie), a nie tylko bene esse („dobry byt") małżeństwa.

Nasuwa się tu od razu pytanie, co konkretnie rozumiemy pod pojęciem „istotnych

obowiązków małżeńskich"? Czy można sporządzić ich listę?

W odpowiedzi na to pytanie stwierdzić trzeba, iż nie jest to możliwe. Ustawodawca

nie sformułował bowiem takiej listy, nie podał on też definicji istotnych obowiązków
małżeńskich. Nie istnieje również wspólne stanowisko doktryny i orzecznictwa w tej
sprawie.

Nie oznacza to jednak, iż definicja taka nie może być wypracowana na podstawie

obowiązującego ustawodawstwa, a także poglądów orzecznictwa i doktryny.
Określenie istotnych obowiązków małżeńskich wynika już z samej „istoty" małżeństwa
jako stanu życia (in facto esse); z jego „istotnych" właściwości (o jakich jest mowa w
kan. 1056); z jego instytucjonalnych celów (o których wspomina kan. 1055 § 1). W
myśl współczesnej doktryny i orzecznictwa, istotne obowiązki małżeńskie wynikają
więc z samej natury małżeństwa jako wspólnoty całego życia. Chodzi zatem o
obowiązki mieszczące się w obrębie dobra małżonków, dobra potomstwa, dobra
jedności i dobra sakramentu. Tak więc można stwierdzić, iż istotne obowiązki
małżeńskie są tymi zachowaniami (tak aktywnymi, jak i zaniechaniem), jakie są
niezbędne do stworzenia wspólnoty życia małżeńskiego oraz do potencjalnej realizacji
instytucjonalnych celów małżeństwa: zrodzenia i wychowania potomstwa, a

background image

151

także do ukierunkowania samego małżeństwa ku „dobru małżonków". Niektóre z
zasygnalizowanych tu aspektów zostały już pogłębione przez tradycję prawa
kanonicznego, choć zawsze, również i w tej dziedzinie, możliwe są dodatkowe
interpretacje (jak choćby uwidoczniło się to w tematyce dotyczącej wierności
małżeńskiej oraz dyspozycyjności do prokreacji w aspekcie ewolucji technik tzw.
sztucznego zapłodnienia). Inne natomiast jawią się jako jedynie hipotetyczny przedmiot
niezdolności, będąc prawdopodobnie nie tyle defektem woli czy intelektu podmiotu, ile
jego świadomym wyborem (jak np. w temacie nierozerwalności węzła małżeńskiego).
Tematy zasługujące na głębszą analizę to te dotyczące tworzenia „wspólnoty życia"
oraz nakierowania instytucji małżeństwa na dobro małżonków.

Pozostając w tej tematyce, należy bardzo uważać, aby dokonując wstępnej oceny

konkretnego małżeństwa pod kątem jego ewentualnej nieważności w aspekcie
niezdolności do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich, nie skupić się i nie
poprzestać jedynie na potocznych opiniach oraz „sloganach". Należy bowiem być
wyczulonym zarówno na właściwy sens używanych pojęć, jak też na kontekst, w jakim
się ich używa (w tym przypadku: kontekst prawa kanonicznego), aby w ten sposób
uniknąć dwuznaczności, która nie tylko mogłaby obniżyć rzeczywistą wartość
prowadzonego dyskursu, ale także - co gorsze - negatywnie wpłynąć na szacunek
wobec prawdy dotyczącej osób, których stan życia musi zostać zweryfikowany na
podstawie przyjętych wniosków. Oto przykład, przynajmniej częściowo ilustrujący te
założenia. Tam, gdzie chciałoby się użyć, w celu zbadania treści pojęć „wspólnota
życia" (consortium vitae) i „dobra współmałżonków" (bonum prolis), kolejnego
terminu na przykład (nie)zdolności do tworzenia „relacji międzyosobowych", nie
należy zapominać, że pojęcie to pochodzi z dziedziny psychologii, dlatego też musi być
ono najpierw prawidłowo zrozumiane w swoim oryginalnym kontekście, a dopiero
potem przeniesione na grunt prawa kanonicznego, przy uważnej weryfikacji jego
zgodności z zasadami tego prawa. Jednak w przypadku, w którym znaczenie pojęcia
(nie)zdolności do relacji międzyosobowych, w sensie psychologicznym (mając na
uwadze, niekiedy dosyć wyraźne, różnice pomiędzy szkołami psychologicznymi, do
których badań się odwołuje), nie byłoby jasno zdefiniowane, lecz oparte tylko na
intuicyjnym wyczuciu jego znaczenia, i w przypadku, gdy kryteria przeniesienia
danego terminu na grunt prawa kanonicznego nie są sprecyzowane i nie jest
przeprowadzona weryfikacja zgodności przyjętych podstaw psychologicznych z
fundamentalnymi zasadami prawa kanonicznego, cała operacja - pomijając dobre i
szczere intencje jej prowadzącego - przyniosłaby więcej szkody niż korzyści, zarówno
z naukowego punktu widzenia, jak też z punktu widzenia stosowania prawa.

Przeprowadzając

rozważania

pod

kątem

prawnym

(jako

że

badania

interdyscyplinarne w tej dziedzinie, o których już wcześniej wspomniano, wydają się
zbyt skomplikowane), wydaje się, że można uznać, iż „wspólnota

background image

152

życia", o którym mowa w kan. 1055 § 1, konkretyzuje się w swoim aspekcie
małżeńskim w stosunku do swoich celów instytucjonalnych i „przymiotów", które je
charakteryzują. W tym kontekście, na szczególną uwagę - w celu zrozumienia aspektu
„międzyosobowego" owego „konsorcjum" - zasługuje cel instytucjonalny „dobra
małżonków". Należy się zatem starać znaleźć jego możliwy i odpowiedni sens.

Trzeba zaznaczyć, iż kanoniczny system prawa małżeńskiego, przyjmując „dobro

małżonków" jako możliwy cel zdolności podmiotu do małżeństwa, nie odnosi się do
faktycznego osiągnięcia tego „dobra". Zaistnienie takiego stanu (tj. nieosiągnięcia
owego „dobra") może w istocie nastąpić na skutek przyczyn od podmiotu niezależnych
oraz takich, które są sprzeczne z jego dobrą wolą i postawą. Zasadniczo przepis prawa
kanonicznego mówi o zdolności, którą dany podmiot posiada w celu zorientowania
swojego małżeństwa na to „dobro". Można wskazać na analogię do innego celu
instytucjonalnego małżeństwa kanonicznego: system prawny przy ustalaniu ważności
małżeństwa nie przywiązuje bezpośredniego znaczenia do faktycznego posiadania bądź
nie potomstwa, lecz kładzie nacisk na zdolność (czy też też na dobrą wolę) podmiotu do
danego zachowania (naturalnego aktu seksualnego), który normalnie prowadzi do
poczęcia.

Poczyniwszy takie założenie, należy zbadać naturę tego „dobra", które powinno być

przynajmniej możliwe do osiągnięcia przez małżonków w ich związku. Jest kwestią
bezdyskusyjną, że „dobro", o którym mowa, nie może być powiązane wyłącznie z
czynnikami natury subiektywnej, równając się w praktyce z osobistą satysfakcją
wypływającą z doświadczenia małżeńskiego. Gdyby tak było, nie byłoby możliwe
przeprowadzenie jakiejkolwiek weryfikacji, z uwagi na ogromną różnorodność
subiektywnych cech i preferencji jednostek, a także na możliwość wystąpienia sytuacji
paradoksalnych. Na przykład (wyprzedzając po części to, o czym będzie mowa poniżej)
dwie osoby o niskich standardach moralnych, praktykujące nadużycia seksualne i
łamiąc obowiązek wierności, powinny być uważane - będąc osobiście zadowolone ze
swoich zachowań - za realizujące „dobro współmałżonków" w ramach ważnego
małżeństwa kanonicznego.

A zatem, rozwijając to, co zostało zawarte w podanym przykładzie, „dobro"

małżonków nie może być rozumiane w sposób ewidentnie odbiegający od
chrześcijańskiej (katolickiej) wizji człowieka i małżeństwa. Gdyby przyjąć, że „dobro"
małżonków wiąże się z możliwością osiągnięcia satysfakcjonującego porozumienia na
płaszczyźnie emocjonalnej, uczuciowej oraz w kwestii charakterów, podczas gdy brak
takiej subiektywnej zgody i satysfakcji stanowiłby podstawę do rozwiązania lub
uznania za nieważne własne zobowiązanie małżeńskie, oznaczałoby to opieranie się na
założeniach, które trudno nazwać zgodnymi z fundamentalnymi zasadami systemu
wartości i myślenia, wewnątrz jakiego mieści się prawo kanoniczne.

background image

153

Rozwijając rozumowanie prawne, mające na celu unaocznienie ciągłości systemu

małżeństwa kanonicznego, choć zostało ono objaśnione i poszerzone dzięki wyostrzonej
wrażliwości nauczania soborowego i posoborowego (jak już zostało powiedziane,
wydaje się słuszne odrzucenie ogólnikowych „haseł", jak to dotyczące „nowej" wizji
małżeństwa, wypływającej z soboru bądź „wyższości" wizji „personalnej" nad
„prawną" itp.), należy niewątpliwie przyjąć za punkt wyjścia to, co prawo wcześniej
obowiązujące, w kan. 1013 § 1, ukazywało jako cele międzyosobowe instytucji
małżeństwa. Owe cele zostały przez Kodeks z 1917 roku zdefiniowane jako
„drugorzędne" nie tyle - jak można czasem przeczytać w niektórych komentarzach - w
celu ustalenia hierarchii wartości i ważności celów małżeństwa (hierarchii
potwierdzonej w nauczaniu Piusa XII, która jednak nie została później podjęta ani przez
Sobór, ani nauczanie papieskie, ani też dyscyplinę prawa kanonicznego), lecz dla
wskazania właśnie na międzyosobowy aspekt współżycia seksualnego, które
bezpośrednio (stąd mowa o celu „pierwszorzędnym") charakteryzuje połączenie kobiety
i mężczyzny w sensie małżeńskim. Natomiast „cele drugorzędne", jak wiadomo, zostały
nazwane mutuum adiutorium et remedium concupiscentiae.

Fakt, że ustawa z 1983 roku określała tzw. międzyosobowe cele małżeństwa (właśnie

w ramach bonum coniugum), używając innej i szerszej terminologii, nie oznacza w
żadnym razie, że cele ustanowione w poprzedniej ustawie zostały zniesione czy
odrzucone. Wręcz przeciwnie, muszą one zostać włączone pomiędzy inne
międzyosobowe cele małżeństwa, nie tylko z nakazu prawa pozytywnego, które
ustanawia ciągłość interpretacyjną między oboma łacińskimi ustawodawstwami prawa
kanonicznego tego stulecia (por. kan. 6 § 2), lecz także z przyczyn o charakterze
substancjalnym, jako że wspomniane konceptualizacje z pewnością mogą nadać
pożyteczne i cenne znaczenie bardzo szerokiemu pojęciu „dobra małżonków".
Jeżeli to pojęcie wyraża więcej niż obejmują formuły wzajemnej pomocy i
przeciwdziałania pożądliwości, należy się spodziewać, że sam Ustawodawca lub trwale
porozumienie doktrynalne i prawne wyjaśni je. Na razie jednak jest już sporym
osiągnięciem to, iż dzięki wspomnianym formułom można przypisać konkretne
znaczenie wyrażeniu „dobro małżonków", które będzie mogło być uważane za
zasadnicze dla ważnego utworzenia się małżeństwa, a które nie jest jeszcze objęte przez
pozostałe cele i przymioty istotne, które w tym związku muszą być uznane.

Oczywiście formuły, o których mowa muszą być rozumiane w sposób bezpośredni,

zwłaszcza w świetle tej szczególnej wrażliwości (nie jest to równoznaczne z diametralną
zmianą doktryny!), którą Sobór wniósł także do tematyki małżeństwa. Dlatego też
wyrażenie „zaradzenie pożądliwości" należy rozumieć jako możliwość nie tylko
współżycia seksualnego przy poszanowaniu celu prokreatywnego związku
małżeńskiego, ale także jako możliwość znalezienia we współmałżonku gotowości do
przynajmniej minimalnej integracji psychoafektywnej i psychoseksualnej, z pewnością
niemożliwej w

background image

154

przypadku, gdy seksualność przeżywana jest jedynie przy udziale przemocy lub w
sposób całkowicie niemoralny albo też, gdy częstotliwość aktów seksualnych spada
znacznie poniżej przeciętnej (jeśli dzieje się to na skutek powodów innych niż
dobrowolny, zgodny wybór obu małżonków). Niżej przedstawione przykłady zawierają
dokładniejszą ilustrację tego, co zostało powiedziane.

Poprzez wyrażenie „wzajemnej pomocy" należy więc rozumieć zdolność osoby do

niesienia małżonkowi, choćby minimalnej, pomocy - zarówno moralnej, jak i
materialnej - w zależności od sytuacji życiowej, zwłaszcza w kwestiach najbardziej
osobistych (np. solidarność moralna w przypadku choroby) lub tych, które ściśle wiążą
się z wspólnymi obowiązkami wypływającymi z małżeństwa (np. wspólny interes, przy
słusznym podziale obowiązków, w wychowywaniu potomstwa).

Ewidentne jest, że wymagania wobec osób, w dziedzinach wpływających na

ważność małżeństwa, mogą się ograniczać tylko do pewnego minimum. Jest rzeczą
oczywistą, iż to minimum jest zaledwie wystarczające do utworzenia ważnego związku
małżeńskiego, a nie do tego, aby zapewnić małżeństwu dobry wynik, sprawiając, iż
małżonkowie byliby lepiej przygotowani do przezwyciężenia nieuniknionych trudności
i zmęczenia, pojawiających się w każdej sytuacji życiowej i powołaniu, również
małżeńskim. Jest ponadto oczywiste, że pomoc duszpasterska, bądź na etapie
przygotowań do ślubu, bądź w czasie trwania małżeństwa, musi mieć na celu
wzbudzenie i podtrzymanie na najwyższym poziomie potencjału obecnego w
małżonkach (por. kan. 1063) w celu realizowania wspomnianego celu. Niemniej, bez
względu na to, jak bardzo jest on stosowny i pożądany, nie można go przyjąć jako
kryterium zdolności do małżeństwa, a zatem jego ważności. W przeciwnym razie
pojawia się sprzeczność z wizją osoby i związku małżeńskiego w systemie prawnym
oraz z jego jasno określonymi zasadami, na przykład powszechnego założenia o
zdolności prawnej podmiotu do zawarcia związku małżeńskiego (por. kan. 1058).

3) Numer 3 kan. 1095 mówi, że niezdolność do małżeństwa, której reglamentację

prawną przedstawia, powinna mieć „naturę psychiczną". Także w przypadku tego
założenia normatywnego warto rozwinąć tu kilka podpunktów.

Na początku należy zauważyć, że wielu znanych i cenionych ekspertów odniosło się

krytycznie do rozporządzenia prawnego, o którym mowa. W skrócie ich rozumowanie
rozwija się następująco: § 3 kan. 1095 przedstawia przepis, który można uważać za
pochodzący z prawa naturalnego. Orzeka on, że osoba niebędąca w stanie faktycznie
wypełnić przedmiotu obowiązku, nie może również zobowiązać się do podjęcia tego
obowiązku. Innymi słowy, wola zawarta w umowie nie wystarcza w przypadku
niemożności rozporządzania jej przedmiotem. Ma to miejsce - jak zauważają
wspomniani eksperci - bez względu na przyczynę tej niedyspozycyjności. Z tego
powodu należy uważać z jednej strony, za zbędne, z drugiej, niesłusznie restrykcyjne
stwierdzenie, że

background image

155

kontrakt małżeński jest nieważny, gdy niemożliwość zaistnienia jego
przedmiotu wynika z „przyczyn natury psychicznej".

Takie rozumowanie należy niewątpliwie uznać za słuszne, a zasadę „prawa

naturalnego", którą wyraża, za obowiązującą, nawet jeżeli nie została umieszczona w
kanonie w formie konkretnego rozporządzenia prawa pozytywnego, dotyczącego
małżeństwa. Pozostaje wyjaśnić, dlaczego ustawa wyodrębnia przyczynę „natury
psychicznej" jako podstawę niezdolności do małżeństwa, którą reguluje w n. 3 kan.
1095. W toku rozumowania niebezpodstawna wydaje się hipoteza, że wybór
Ustawodawcy został podyktowany motywami ściśle związanymi z historią redakcji
tekstu normatywnego. Zarówno dlatego, że powstał on zakładając pewną „niemoc
moralną", wywodzącą się z zaburzeń psychicznych lub psychoseksualnych, jak też,
dlatego że norma, o której mowa, została osobno umieszczona w specyficznym kanonie
regulującym zdolność konsensualną kontrahenta do małżeństwa; stąd też wydaje się
jasne, w jaki sposób aspekt „psychiczny" był tak istotny. W końcu, konieczność
podania takiego sformułowania, które znalazłoby największe możliwe poparcie wśród
członków komisji przygotowującej tekst prawa sprawiło, że wskazana przyczyna
nabierała stopniowo znaczenia coraz bardziej ogólnego i szerokiego: od początkowego
„zaburzenia

psychoseksualnego"

przeszło

się

do

poważnego

„zaburzenia

psychicznego", a zakończyło na bardzo ogólnym sformułowaniu „przyczyna natury
psychicznej".

Ponadto, należy też rozważyć, jakie są, w sensie ogólnym, owe „przyczyny natury

psychicznej", do których norma nieustannie nawiązuje. Jak wiadomo, przymiotnik
„psychiczny" ma bardzo rozległe pole znaczeniowe, wskazuje na wszystko to, co ma
związek z duchowym wymiarem człowieka. Może zatem odnosić się do problematyki
kulturalnej, wychowawczej, aż po moralną (a więc) i woluntarną. Nie można jednak
zapomnieć, że bezpośrednim kontekstem, w którym występuje odniesienie do sfery
psychicznej człowieka w tej dziedzinie, jest kwestia niezdolności do małżeństwa.
Zatem, za przyczyny natury psychicznej należy w tym kontekście uważać te aspekty
dynamiki duchowej osoby, które czynią ją niezdolną do dokonania konkretnego aktu,
jakim jest konsens małżeński; i są jednocześnie konkretnym powodem, dla którego
człowiek nie jest w stanie podjąć niektórych istotnych obowiązków małżeńskich. W
tym miejscu, wydaje się jasne, że pod uwagę brany jest tylko aspekt „psychiczny",
który jest równoznaczny z właściwym kryterium niezdolności. O tym, jaki on jest, kilka
razy było już wspomniane. Oznacza on istotną niezdolność podmiotu do użycia rozumu
i/lub woli w celu ukierunkowania własnego postępowania w przypadku, gdy przynosi
ono szkodę niektórym istotnym obowiązkom małżeńskim.

W rezultacie „przyczyną natury psychicznej" w rozumieniu normy nie jest wszystko

to, co jest pod kontrolą świadomej woli podmiotu; całkowitą (aspekt, który można
ewentualnie powiązać z przypadkiem konsensu symulowanego)

background image

156

bądź częściową, jako że postępowanie podmiotu jest w jakimś stopniu „uwarunkowane"
wpływami kulturalnymi, wychowawczymi i środowiskowymi. Te wpływy mogą więc
sprawić, że podmiot wytworzy skłonność do określonych zachowań, co jednak nie
oznacza niezdolności do reagowania w sposób odmienny. Dla przykładu: osoba
niewystarczająco uwrażliwiona w toku wychowania na kwestie moralne, przebywająca
w środowisku społecznym i kulturalnym zdominowanym najgorszą odmianą
„maskulinizmu", mogłaby być szczególnie skłonna do pogwałcenia istotnego
obowiązku, jakim jest wierność małżeńska, wykorzystując ku temu każdą nadającą się
okazję. Jednak stwierdzenie, że jest ona niezdolna do zachowania się w inny sposób,
oznaczałoby zaprzeczenie jednej z podstawowych zasad chrześcijańskiej wizji
człowieka, tzn. tej mówiącej o jego wolności i odpowiedzialności aż do momentu
udowodnienia jego prawdziwej niezdolności. Rozszerzenie jej zasięgu poprzez szeroką
interpretację pojęcia „psychiczny" w odniesieniu do przyczyn owej niezdolności wydaje
się niezgodne ze sposobem, w jaki ta niezdolność powinna być rozumiana i, przede
wszystkim, z fundamentalnymi zasadami prawa w kwestii małżeństwa. Poza tym - także
z punktu widzenia „duszpasterskiego" - interpretacje normy i procedury prawnej, które
w rzeczywistości zdejmują odpowiedzialność z człowieka, byłyby powodem do
dyskusji na polu wychowania i dawania świadectwa wartości chrześcijańskich, które
powinno oferować również prawo kanoniczne.

Z tego, co zostało przedstawione, można by wyciągnąć wniosek, że przyczyna

natury psychicznej, także w kwestii niezdolności do pod-jęcia istotnych obowiązków
małżeńskich, musi odpowiadać ogólnym kryterium niezdolności do małżeństwa. Stąd
też o przyczynie natury psychicznej można mówić tylko w przypadku obecności
pewnego rodzaju zaburzeń związanych z jakimś ważnym aspektem życia małżeńskiego,
bez względu na to, jak byłoby ono ujęte i zaklasyfikowane z klinicznego punktu
widzenia.

To powiedziawszy, można przejść do kolejnej kwestii, tj. do sprecyzowania

rodzajów zaburzeń, które są najczęściej przez prawo uznawane za przyczyny (natury
psychicznej) niezdolności podjęcia podstawowych obowiązków małżeńskich.

Jak już zostało wcześniej powiedziane na temat niezdolności konsensualnej w jej

właściwym znaczeniu, nie jest możliwe sporządzenie wyczerpującej i kompletnej listy
wszystkich zaburzeń, potencjalnych przyczyn niezdolności podjęcia istotnych
obowiązków małżeńskich. Spośród tych, pomijając zdolności konsensualne ściśle
rozumiane, które są najczęściej przyczyną niezdolności do podjęcia podstawowych
obowiązków małżeńskich, należy wspomnieć niektóre zaburzenia na tle seksualnym i
pewne tzw. zaburzenia osobowości.

Przyczyny należące do pierwszej grupy mogą w rzeczywistości sprawiać, iż

niemożliwe będzie znalezienie w małżonku gotowości do choćby minimalnej integracji
psychoseksualnej poprzez współżycie seksualne realizowane przy poszanowaniu
drugiej osoby i zasad moralnych bądź też nieodbiegające w

background image

157

znacznym stopniu od statystycznej normy. W tej grupie znajdują się różne formy tzw.
hiperseksualizmu (satyriasis i nimfomania), niektóre ciężkie odmiany sadyzmu i
sadomasochizmu, pewne stopnie homoseksualizmu, sytuacje wynikające z
transseksualizmu (włączając, bądź nie, zmiany chirurgiczne w obrębie płci
anatomicznej) i inne poważne dysfunkcje seksualne.

Przyczyny należące do drugiej grupy mogą znacznie zmniejszyć możliwość choćby

minimalnej integracji psychoafektywnej, także w ramach wzajemnej pomocy, moralnej
i materialnej, jakiej każda osoba ma prawo spodziewać się od małżonka. Na przykład
osobowość obciążona poważną odmianą narcyzmu, który zmniejsza do minimalnego
poziomu możliwość zaistnienia miłości małżeńskiej rozumianej nie tylko jako uczucie,
ale także jako serdeczność wobec drugiej osoby, ponieważ osoba narcystyczna kocha
tylko samą siebie; z kolei osobowość antyspołeczna lub szczególnie skłonna do
używania przemocy, która zagraża integralności fizycznej małżonka i dzieci, stojąc też
na przeszkodzie wszelkiej prawidłowej funkcji wychowawczej; osoba o szczególnie
słabym charakterze, która w znacznym stopniu nadużywa substancji toksycznych, jak
alkohol czy narkotyki bądź też ma skłonność do marnotrawstwa, zagrażającego życiu
rodzinnemu, jak hazard, który może niszczyć środki utrzymania rodziny i narazić ją na
niebezpieczny kontakt z osobami źle się prowadzącymi czy ze światem przestępczym.

4) Jak zostało już wyżej wspomniane, rodzaj niezdolności małżeńskiej regulowanej

w § 3. kan. 1095 określany był początkowo mianem „niemoc moralna". Być może
nawet z powodu analogii do normy dotyczącej impotencji seksualnej (por. aktualny
kan. 1084 § 1), wiele było i jest dyskusji w doktrynie na temat pewnych, typowych dla
niej znamion ustawowych, które według niektórych źródeł są następujące; uprzedniość,
trwałość, relatywność.

W tej kwestii - zachowując jak największą przejrzystość, która powinna

charakteryzować naszą pracę - należy przede wszystkim zauważyć, że w odróżnieniu
od tego, co ma miejsce w przypadku przepisu związanego z impotencją seksualną,
prawo kanoniczne nie wymaga wystąpienia owych cech, aby mogła zaistnieć ta forma
niezdolności, o której mowa w kan. 1095 § 3. Nawet jeżeli ten sposób interpretacji nie
może mieć definiującego i określającego charakteru w tej kwestii, to jednak na pewno
jest niemałej wagi w kwestii interpretacji normy. Jeżeli jednak podda się dalszej
analizie krytycznej owe trzy wymienione własności, można dojść do następujących
wniosków.

Jeżeli chodzi o aspekt tzw. uprzedniości niezdolności podjęcia podstawowych

obowiązków małżeńskich, uznać należy, iż zakłada ona, praktycznie, konieczność, aby
sytuacja „czyniąca osobę niezdolną" istniała już w efekcie w momencie konsensu,
choć, oczywiście, nie musi ona przejawiać się wraz z wszystkimi swymi symptomami.
Dotyczy to także przypadku tzw. niezdolności „latentnej", czyli ukrytej. Latentnymi
mogą być tylko symptomy niezdolności, a nie osobisty stan, który jest jej źródłem.
Niektórzy Autorzy stwierdzili, że niezdolność musi być, w momencie ślubu, obecna in
actu primo

background image

158

proximo, tj. objawić się na poziomie faktycznym i symptomatycznym w związku z
konkretnym życiem małżeńskim. Takie założenie wydaje się do przyjęcia, nie zmienia
w znacznym stopniu ogólnych wymagań istnienia wystąpienia, w momencie konsensu,
sytuacji osobistej, leżącej u podstaw niezdolności do podjęcia któregoś z istotnych
obowiązków. Przyjmując tą perspektywę, okazuje się, że w gruncie rzeczy cecha
„uprzedniości" wynika już z samego pojęcia niezdolności małżeńskiej, w jej właściwym
znaczeniu (dotyczy samej ważności małżeństwa). Niemniej - nie tylko w przypadku
niezdolności, lecz także innych powodów nieważności małżeństwa - konieczne jest, aby
konkretne okoliczności, stanowiące rzeczywistą podstawę empiryczną sytuacji, którą
prawo nazywa powodującą niezdolność, istniały już momencie zawierania konsensu
małżeńskiego. Z tego powodu, nie wydaje się istotne skupianie się na stanie
poprzedzającym niezdolność: wystarczy wymóg, aby sama niezdolność wystąpiła w
momencie zawierania umowy małżeńskiej.

Kwestia tzw. trwałości niezdolności podjęcia obowiązków jest bardziej

skomplikowana. Właściwie poza przytoczoną już informacją normatywną, która nie
wymaga wystąpienia owej własności niezdolności, warto zwrócić uwagę na kilka
aspektów tej sprawy.

Po pierwsze, mimo że mogą się wydawać obiektywnie powiązane, pojęcie trwałości

prawnej nie może być mylone z pojęciem nieuleczalności klinicznej określonego
zaburzenia. Podobnie jest także w przypadku impotencji seksualnej, gdzie analizując
pojęcie trwałości - w sensie ściśle prawnym, nie medycznym -rozważa się na przykład
aspekt moralny i rzeczywistą skutecznością środka, który powinien być użyty w celu
usunięcia tego zaburzenia.

Po drugie, należy wyróżnić spośród istotnych obowiązków małżeńskich te, które

wykonuje się semper et pro semper, tj. w każdej chwili, i te semper sed non pro semper,
których wykonanie, mimo że są w zasadzie obowiązkami stałymi, może zostać
zawieszone. Przykładem pierwszych, nazywanych także negatywnymi (ponieważ
wskazują na to, czego „nie robić"), jest obowiązek wierności małżeńskiej, który zostaje
pogwałcony nawet w przypadku jednego zaniedbania; przykładem drugich,
nazywanych też pozytywnymi (wskazują na to, co „robić"), jest obowiązek wzajemnej
pomocy: chociaż jest to obowiązek stały, występują jednak realne sytuacje (np. choroba,
fizyczna odległość), w których podmiot może zostać usprawiedliwiony z
niewypełnienia go.

Biorąc pod uwagę powyższe uwagi, można wyciągnąć następujące wnioski. Z

pewnością mówiąc o obowiązkach negatywnych, które są wiążące semper et pro
semper,
nie byłby uzasadniony wymóg „trwałości" sytuacji niezdolności, ponieważ
nawet jednorazowe pogwałcenie obowiązku, w przypadku, gdy nie podlega świadomej
woli podmiotu, wystarczyłoby do stworzenia sytuacji niezdolności. Jednak wymóg ten
byłby uzasadniony w przypadku obowiązków pozytywnych, które zobowiązują semper
sed non pro semper,
ponieważ należy między innymi zadać pytanie, czy tymczasowa
niedyspozycja podmiotu w stosunku do tego obowiązku mogłaby teoretycznie stworzyć
sytuację

background image

159

prawdziwej niezdolności. Wszystko to z teoretycznego punktu widzenia. W praktyce,
jednak, biorąc pod uwagę przede wszystkim wymagania o charakterze dowodowym,
należy stwierdzić, że nieuleczalność kliniczna (lub trudny proces leczenia) określonego
stanu subiektywnego, może wskazywać na przypadek „ciężki", z większym
prawdopodobieństwem powiązany z pojęciem niezdolności.

Podsumowując ten punkt, należy podkreślić, w jaki sposób, przy uważnej ocenie,

cecha „trwałości" niezdolności zawiera się w pojęciu jej „autentyczności".

Jeżeli chodzi natomiast o „relatywność" niezdolności, stajemy wobec dyskusji, która

jest z pewnością nadal otwarta. Na korzyść obu tez można wysunąć argumenty niemałej
wagi.

Przeciwko przyjęciu „relatywności" niezdolności, o której mowa w kan. 1095 § 3,

stanowią: milczenie prawa w tej kwestii; fakt, że przedmiotem, z którym wspomniana
niezdolność jest związana, są raczej istotne obowiązki małżeńskie niż osoba małżonka;
fakt, że kryterium niezdolności przedstawione także np. w dwóch przemówieniach
papieża w Rocie Rzymskiej (1987 i 1988), wielokrotnie przywoływanych, skupia się
dość wyraźnie na warunku czysto indywidualnym.

Za przyjęciem niezdolności „relatywnej", powiązanej z podjęciem obowiązków,

przemawia argument zakładający, że skoro prawdą jest, iż punktem odniesienia do
stwierdzenia niezdolności są istotne obowiązki małżeńskie, to również prawdą jest, że
obowiązki te nie są podejmowane w oderwaniu od konkretnej osoby, ale zawsze się z
nią wiążą.

Pierwsze stanowisko, zresztą częstsze w orzecznictwie Roty, a zarazem stanowiące

punkt odniesienia przy stosowaniu normy prawnej, wydaje się nieco bardziej
przekonywające. W rzeczywistości daje ono większą gwarancję w aspekcie weryfikacji
konstytutywnych elementów pojęcia niezdolności: zarówno w odniesieniu do
subiektywnej sytuacji „anomalii", faktycznego podłoża niezdolności do małżeństwa;
jak i w stosunku do rzeczywistego powiązania niezdolności z istotnymi obowiązkami
małżeńskimi, w odróżnieniu od niedopasowania na poziomie charakterów, którego
jednak nie obejmuje pojęcie niezdolności, które starano się powyżej zarysować.

Nie oznacza to jednak, że małżonek osoby oskarżonej o niezdolność, nie powinien

być brany pod uwagę w ocenie jego sytuacji: jednak nie jako „przyczyna" jego
niezdolności ani też jako element pewnej całości czynników, z której wynika
niezdolność dwóch osób indywidualnie zdolnych, lecz jako „okoliczność", która mogła
tylko przyczynić się do wystąpienia symptomów indywidualnej sytuacji niezdolności
danej osoby.

Podsumowując kwestię cech charakterystycznych niezdolności do podjęcia

istotnych obowiązków małżeńskich, według kan. 1095 § 3, idąc za niektórymi jasno
sformułowanymi stanowiskami doktrynalnymi, można stwierdzić, że sprawą
fundamentalną, na której należy się skoncentrować, jest autentyczność sytuacji
niezdolności w momencie konsensu. Zarówno uprzedniość, jak i

background image

160

trwałość są w owej „autentyczności" zawarte; kwestia relatywności natomiast należy
bardziej do określenia samego pojęcia niezdolności małżeńskiej.

2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA

Konsultant par w nieusuwalnych trudnościach małżeńskich, który postawił hipotezę na
temat niezdolności do podjęcia istotnych obowiązków, choćby tylko jednego z
małżonków, może się odwołać do istoty tego, co zostało przedstawione na temat
niezdolności konsensualnej. (kan. 1095 § 1 i § 2). Uważne przyjrzenie się trzem
przedstawionym przypadkom pozwala bowiem zauważyć ich elementy wspólne:
zarówno w teorii, jeżeli chodzi o kryterium niezdolności, którym jest niewłaściwe
użycie rozumu i/lub woli przy podejmowaniu decyzji (kan. 1095 § 1 i § 2) lub przy
wcielaniu postanowień w życie (kan. 1095 § 3), jak i w praktyce, ponieważ ta dewiacja
może nierzadko powodować więcej niż jedną odmianę niezdolności spośród tych
przewidzianych w normie kanonicznej.

Dlatego też należy się odwołać do dziesięciu problemów w tej kwestii,

przedstawionych w rozdziale X naszej pracy, poświęconym niezdolności do zgody. Z
góry zastrzega się, że - w związku z poświęceniem większej uwagi ewentualnej
niezdolności do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich -szczególnie będzie
rozszerzony problem § 8, mówiący o ewentualnym pogwałceniu specyficznego
obowiązku stanu małżeńskiego. Innymi słowy, musi jasno wynikać, jaki bądź jakie
istotne obowiązki małżeńskie zostały zaniedbane przez podmiot uznany za niezdolny.
Byłoby bezpodstawne uznać daną osobę za niezdolną do podjęcia istotnych
obowiązków małżeńskich, jeżeli nie okazałoby się, że któryś z nich został pogwałcony.
Ponad
to, byłoby niesprawiedliwe i niezgodne z prawem do obrony stron w procesie orzec o jej
niezdolności do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich, bez sprecyzowania, do
jakiego obowiązku dana osoba jest niezdolna. Z tego powodu, nawet we wstępnym
rozeznaniu, należy zapytać, czy doszło do jakiegoś poważnego zaniedbania ze strony
jednego z zainteresowanych, zarówno jako małżonka, jak i jako rodzica. W przypadku
braku takich zaniedbań, konsultant powinien się powstrzymać od sugerowania
możliwości skierowania sprawy do sądu w celu uzyskania orzeczenia nieważności
małżeństwa z przyczyny niezdolności psychicznej. Powinien on raczej przekazać tę
sprawę do bardziej wykwalifikowanego w tej dziedzinie eksperta. Przede wszystkim,
doradca nie może dać się zwieść ogólnikowym stwierdzeniom, jak na przykład „nie
byto żadnego dialogu..., w ogóle o mnie nie dbał(a)..., myślał(a) tylko o sobie..., nie
kochał(a) mnie szczerze", od razu wyrażając swe opinie. Należy cierpliwie prosić o
przykłady ilustrujące powyższe stwierdzenia, w celu sprawdzenia, czy faktycznie kryje
się za nimi precyzyjna informacja, która może być istotna dla sprawy.

background image

161

3. PRZYKŁADY

Mamy nadzieję, że niektóre przykłady pomogą, w ramach wybranej metodologii, w
lepszym zrozumieniu tego, co zostało wyżej przedstawione.

1. PRZYKŁAD PIERWSZY

Jerzy i Lucja byli narzeczonymi od kilku lat, przygotowując się do zaplanowanego
ślubu. W czasie narzeczeństwa nie występowały szczególne problemy, również w
kwestii stosunków płciowych, do których między nimi doszło. Problemy pojawiły się
jednak w czasie podróży poślubnej: Jerzy wybrał Amsterdam jako miejsce podróży
poślubnej, gdzie, jak się okazało, szczególnie interesowały go dzielnice miasta cieszące
się złą sławą z powodu ostentacyjnej prostytucji, zarówno męskiej, jak i żeńskiej.
Ponadto, w czasie tego pobytu, Jerzy przyznał się Łucji, że w przeszłości był w
związkach homoseksualnych, z których przynajmniej jeden był trwały. Łucja była
wstrząśnięta tym wyznaniem, ale ponieważ go kochała, a on opowiedział jej o
wszystkim ze smutkiem i cierpieniem, zdecydowała, że pozostanie z nim, wybaczając
spóźnione wyznanie.

Przez kilka lat trwali w związku małżeńskim, ale ich życie nie było szczęśliwe.

Małżeństwo zostało skonsumowane, między małżonkami doszło do kilku (niewielu)
stosunków intymnych. Najczęściej Jerzy nie okazywał zainteresowania Łucją albo
nawet nie był w stanie z nią współżyć, z powodu dolegliwości natury fizjologicznej
typowej dla mężczyzn związanej ze stosunkami małżeńskimi. Łucja, osoba dość prosta,
a jednocześnie zdystansowana, nie śmiała zwrócić się do nikogo o pomoc, zamykając
się w sobie z coraz większym uczuciem braku satysfakcji i smutku.

Chcąc zwiększyć swoje szanse kariery zawodowej przez skończenie studiów, Jerzy

zaczął uczęszczać do szkoły wieczorowej i często zostawał dłużej, żeby uczyć się z
niektórymi kolegami, zwłaszcza z jednym z nich. Poza tym, jego obecność w domu i
czas, jaki poświęcał Łucji, były bardzo ograniczone, mimo że jego czas pracy był
znacznie krótszy od czasu, który Łucja spędzała, pracując, w firmie handlowej.
Wkrótce okazało się, że Jerzy w wolnym czasie (którego w każdym razie nie spędzał z
rodziną) odwiedzał miejsca, znane w mieście jako punkty spotkania homoseksualistów.

Po jakimś czasie Jerzy opowiedział Łucji o swoim nowym doświadczeniu

homoseksualnym, co nasiliło jeszcze bardziej narastające poczucie obcości między
małżonkami. Zrobił to w sposób bardzo ogólnikowy, przedstawiając je jako przelotny
epizod. Liczne fakty przemawiały jednak za tym, że tak nie było świadczyła o tym w
szczególności zmiana stylu życia Jerzego, który -opuszczony przez Łucję po tym
wyznaniu - zaczął otwarcie manifestować swój udział w związkach homoseksualnych,
co przysporzyło mu złej sławy w

background image

162

mieście, w którym oboje mieszkali. Sam Jerzy, który okazał się bardzo szczery i
pomocny w sprawie, potwierdził wszystkie te fakty.

Sprawa w sądzie, wniesiona także z powodu niezdolności Jerzego do podjęcia

istotnych obowiązków małżeńskich, była dość skomplikowana, zwłaszcza z prawnego
punktu widzenia, gdyż nie było łatwo zakwalifikować pod względem prawnym jego
sytuację.

Na poziomie faktycznym, poza rekonstrukcją kolejnych faktów, pokrótce

przedstawionych powyżej, udało się dokonać ekspertyzy, przy szczerej i nienagannej
współpracy Jerzego, mimo iż nie był on stroną pozywającą ani szczególnie
zainteresowanym sprawą.

Jednak także w tym przypadku wystąpiły trudności. Pierwsza ekspertyza z urzędu

okazała się zupełnie niewystarczająca. Jednym z wielu powodów jej niepoprawności
była jej ewidentna niezgodność z zasadami antropologii chrześcijańskiej. Biegły
podsumowywał bowiem swoją powierzchowną relację, uznając Jerzego za osobę
„biseksualną, a zatem normalną". Następna, poważniejsza ekspertyza wykazała u
Jerzego poważne zaburzenie osobowości, charakteryzujące się stanem niepewności co
do swojej tożsamości seksualnej. Nie jest on zwykłym homoseksualistą, lecz osobą
niezwykle wrażliwą, zagubioną w dewiacjach seksualnych, w których właśnie ukazuje
swoją słabość i poważny stan zaburzenia osobowości. Nie ma co do siebie pewności i
nie jest w stanie decydować o swojej przyszłości, nawet w kwestii orientacji
psychoseksualnej. Także te prognozy ekspertów były dla Jerzego niekorzystne.

Sędziowie w sprawie - choć świadomi jej ogromnej delikatności - orzekli, że Jerzy,

mimo iż kilkakrotnie udało mu się fizycznie dopełnić małżeństwo, nie jest w stanie
zagwarantować małżonce minimalnej integracji psychoseksualnej ani też uszanowania
obowiązku wierności. Stwierdzono, że Jerzy - który nie jest nawet pewien swojej
tożsamości seksualnej ani tego, jakich wyborów w tej kwestii dokonać - nie może
podjąć obowiązku pełnienia roli męża wobec kobiety, której miałby zapewnić
możliwość minimalnej integracji psychoafektywnej i psychoseksualnej. Co więcej, w
związku ze swoją osobistą słabością, przejawiającą się przede wszystkim w skłonności
do praktykowania perwersji seksualnych (głównie w charakterze homofilii), nie może
on zagwarantować drugiej stronie wyłączności prawa do stosunków seksualnych. W tej
kwestii Jerzy nie był zasadniczo w stanie zapewnić zorientowania instytucji małżeństwa
na „dobro małżonków".

Powyższy przykład pokazuje jak - wbrew pozorom - trudno jest zastosować

omawiany przepis do rzeczywistego przypadku, poprzez zidentyfikowanie zarówno
rodzaju obowiązku istotnego dla życia małżeńskiego, który byłby przedmiotem
konkretnej sprawy, jak i przez wyodrębnienie dewiacji tak ewidentnej, że powodującej
konieczność zastosowania kryteriów służących stwierdzeniu autentycznej niezdolności
do małżeństwa. Interesujący może być także fakt, że orzeczenie wydane w związku ze
sprawą zostało potwierdzone przez wyrok Roty Rzymskiej, która zajęła się sprawą w
procesie wyższej

background image

163

instancji (por. coram Funghini 19 grudnia 1994, w ARRT Dec. LXXXVI, 764783).

2. PRZYKŁAD DRUGI

Wilma została adoptowana przez bezdzietne małżeństwo, z którym żyło jej się bardzo
dobrze. Była wdzięczna za ich miłość, którą sama odwzajemniała; dlatego też często i
chętnie zwracała się do nich po radę, nawet w sprawach niewielkiej wagi i było jej
przykro, gdy wywoływała niezadowolenie swoich przybranych rodziców.

Wilma nie była szczególnie uzdolniona - choć dobra i uczuciowa - wiodła spokojne

życie w domu i szkole, gdzie zmieniła profil po pierwszej klasie szkoły średniej
(liceum), która była dla niej za trudna (co skończyło się niezdaniem do następnej klasy).
W wieku około 18 lat Wilma poznała Filipa, pracującego w służbach publicznych. Filip
zaczął wytrwale zabiegać o względy Wilmy, która wreszcie zgodziła się utrzymywać z
nim stosunki seksualne i w rezultacie zaszła w ciążę. Opowiedziawszy o tym rodzicom
i przedyskutowawszy z nimi trudną sytuację, w jakiej się znalazła, doszła do wniosku,
że ślub będzie najlepszym rozwiązaniem. Nikt nie zmuszał Wilmy do małżeństwa.
Rodzice adopcyjni, choć nie byli tym pomysłem zachwyceni, widząc słaby charakter
Filipa, wyrazili gotowość pomocy młodym zarówno przy ceremonii, jak i w
późniejszym urządzeniu się, goszcząc ich tymczasowo w swoim dużym domu.

Po ślubie ich wspólne życie trwało tylko kilka miesięcy, a gdy Wilma urodziła

dziecko, nie mieszkali już razem i podjęli kroki w celu uzyskania separacji prawnej. Zły
przebieg wspólnego życia był spowodowany głównie zachowaniem Filipa, który po
ślubie (inaczej niż wcześniej) stal się nieuprzejmy wobec Wilmy i teściów, gwałtowny i
egoistyczny w stosunku do młodej ciężarnej żony, zainteresowany raczej jej majątkiem
niż nią samą. To właśnie Filip opuścił dom rodziców Wilmy, w którym oboje byli
gośćmi, po tym, jak zrozumiał (zresztą całkiem słusznie), że ojciec dziewczyny nie
chciał dać mu od razu pieniędzy na zmianę samochodu i na dość ryzykowne
rozpoczęcie samodzielnej działalności gospodarczej.

Sprawa, która została wytoczona, opierała się na dokonaniu błędnego osądu przez

Wilmę i jej niezdolności do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich. Szczególnie
podkreślona

została

rzekoma

niezdolność

decyzyjna

dziewczyny,

silnie

uwarunkowanej w swych decyzjach przez rodziców adopcyjnych, wyznających
tradycyjne wartości moralne.

Dwie ekspertyzy, jedna na wniosek strony, druga z urzędu, potwierdziły znaczną

niedojrzałość dziewczyny. Niemniej sędziowie nie czuli się zobowiązani do
wyciągnięcia wniosków na podstawie ekspertyz co do niezdolności Wilmy, ponieważ
nie zostały potwierdzone fakty, które wskazywałyby na tę niezdolność czy też na
nadmierną zależność Wilmy od

background image

164

członków rodziny. Natrafili oni bowiem tylko na zachowania normalne w kontekście
historii życia uczuciowej i oddanej swym rodzicom dziewczyny, która niespodziewanie
znalazła się w ciężkiej i kłopotliwej sytuacji. Poza tym, nie została na nią wywarta
żadna presja z zewnątrz, która ograniczałaby jej wolność, wpływając negatywnie na
hipotetyczną, ograniczoną wolność wewnętrzną. Do wydania negatywnej opinii co do
zarzutu błędnej oceny sytuacji i bezpośrednio co do niezdolności do podjęcia
obowiązków małżeńskich przekonało sędziów ustalenie, że Wilmie nie można było
niczego zarzucić w kwestii podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich. W
rzeczywistości, w ciągu niewielu miesięcy wspólnego życia z Filipem, Wilma starała
się być dobrą żoną, znosić jego zmianę na gorsze, starając się nie dać rodzicom niczego
po sobie poznać, aby ich nie martwić i mając nadzieję, że Filip będzie się znów
zachowywał w stosunku do niej tak, jak przed ślubem. Po narodzinach dziecka
poświęciła się z dojrzałością i miłością opiece nad nim i wychowaniu, jak zgodnie
potwierdziły wszystkie osoby zeznające w sprawie. Nie mogąc znaleźć jakiegoś
zaniedbania ze strony Wilmy, zarówno jako żony, jak i matki, nie można mówić o jej
niezdolności do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich.

Powyższy przykład demonstruje: po pierwsze, możliwe współistnienie hipotezy o

niezdolności ściśle konsensualnej (tutaj: błędne dokonanie osądu) i o niezdolności do
podjęcia obowiązków. Mogą one zostać rozważone równolegle lub w stosunku
zależnym, odnosząc się, ewentualnie, do nieskuteczności konsensu wskutek braku jego
przedmiotu (kan. 1095 § 3), jednak dopiero po ustaleniu ważności, prawidłowego w
swym wymiarze aktu psychologicznego, konsensu (kan. 1095 § 1 i § 2).

Po drugie, należy zauważyć, że przy analizie przypadku niezdolności trzeba wziąć

pod uwagę przede wszystkim konkretne fakty, oceniając punkt widzenia ekspertów
także na podstawie jego zgodności z tymi faktami. W szczególności, w przypadku
braku konkretnych zaniedbań jakiegoś istotnego obowiązku małżeńskiego, nie
wystarczą ogólne stwierdzenia o niedojrzałości, żeby wydać wyrok z powodu
niezdolności. Nie chodzi o zaprzeczenie możliwości zaistnienia - także w przypadku
Wilmy - pewnego stopnia niedojrzałości i braku przygotowania do małżeństwa. Chodzi
tylko o stwierdzenie, że nie można uznać osoby, nawet cierpiącej na pewne zaburzenia
natury psychicznej, za niezdolną do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich, jeżeli
ich ona nie pogwałciła albo nawet podjęła, choć być może w warunkach trudnych.

3. PRZYKŁAD TRZECI

Patrycja pochodziła z dobrej, tradycyjnej rodziny, mającej duże możliwości finansowe.
Poznała i zakochała się w Januszu, który był znany w mieście i okolicy z
nieuporządkowanego stylu życia. Janusz, który słabo przykładał się w pracy, nie
skończył studiów, był porywczy i kapryśny, uzależniony od

background image

165

narkotyków, został źle przyjęty w rodzinie dziewczyny (a dokładniej jej związek z nim).
Niemniej Patrycja - z jednej strony fizycznie i emocjonalnie zauroczona Januszem, z
drugiej zdecydowana przeciwstawić się zdaniu własnej rodziny -doprowadziła do ślubu.
Nakłonił ją do tego sam Janusz, dla którego negatywna postawa, jaką prezentowała
wobec niego rodzina Patrycji, stała się swoistym wyzwaniem.

Pożycie małżeńskie tej pary można nazwać prawdziwą katastrofą z powodu

zachowań Janusza, całkowicie niezgodnych z obowiązkami małżonka. Już w czasie
podróży poślubnej okazało się, że jest skłonny do niewierności. Ponadto starał się
przekonać żonę do podobnego zachowania. Gdy pewnego razu poznali pewną parę
obcokrajowców, proponujących narkotyki i grupowe doświadczenia seksualne, Janusz
od razu na to przystał. Kiedy Patrycja, zdając sobie sprawę z tego, czym to może się
skończyć, sprzeciwiła mu się, Janusz bardzo żałował straconej okazji, co później
wielokrotnie jej wypominał. Wydawało mu się, że została mu wyrządzona krzywda, a
nie, że to on nie dopełnił jednego z obowiązków małżeńskich.

Po powrocie do domu, jego zachowanie pod tym względzie nie uległo poprawie.

Wystąpiło kilka potwierdzonych przypadków niewierności Janusza, który szybko
znudził się żoną, po tym, jak zwyciężył w swoim „pojedynku" z jej rodzicami. Także w
innych kwestiach jego zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. Nigdy nie
wykonywał regularnej pracy, często, z powodu absencji, nieróbstwa i niesubordynacji,
tracił kolejne stanowiska pracy, które pomagali mu dostać rodzice i krewni Patrycji,
świadomi trudności młodej pary i chętni do pomocy. W związku z tym, że potrzebował
on środków, aby móc prowadzić dostatnie życie, najlepszym sposobem wydało mu się
przyłączenie do bandy okradającej mieszkania. Dom małżonków zamienił się w miejsce
spotkań tych osób i ich zleceniodawców, którzy kupowali od nich skradziony towar.
Gdy Patrycja - coraz rzadziej - próbowała protestować, Janusz miał na to tylko jeden
argument: bicie.

Potrzebował pieniędzy głównie na zakup dziennej dawki narkotyków. Wciągnął

nawet Patrycję do nałogu. Na początku robiła to przez ciekawość i jako wyzwanie
wobec tego, co zabronione, potem była to iluzoryczna ucieczka od trudnej sytuacji, w
którą sama dała się dobrowolnie wciągnąć, w końcu i ona stała się nałogową
narkomanką, co odbiło się na jej zdrowiu. To właśnie jej hospitalizacja z powodu tego
nałogu przyczyniła się do faktycznej separacji, ponieważ Patrycja znalazła osoby
gotowe jej pomóc oddalić się od źródła swoich problemów. Okazało się, że Janusz nadal
prowadził dotychczasowy, nieuporządkowany styl życia, pewny siebie i niewzruszony
rozpadem swego małżeństwa, niechętny wobec Patrycji za to, że go zostawiła.

Po wytoczeniu sprawy o uznanie nieważności małżeństwa z powodu niezdolności

Janusza do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich, został on poddany analizie
eksperta. Również i wówczas Janusz zachował swój styl bycia, prezentując ubiór i
zachowanie zupełnie niedostosowane do okoliczności.

background image

166

Ponieważ było gorąco, zjawi! się u biegłego z butami w rękach, po tym jak wszedł do
fontanny, żeby się ochłodzić. Potem, widząc kilka ładnych mebli w gabinecie lekarza
klinicznego, zaproponował mu zdobycie innych, oczywiście pochodzących z kradzieży.
Bezpośredni kontakt, pogłębiony poprzez dialog psychodiagnostyczny i fakty
zrekonstruowane w sprawie, umożliwiły postawienie diagnozy poważnego zaburzenia
osobowości, nacechowanej postawami antyspołecznymi.

Na podstawie tych wyników, sąd orzekł niezdolność Janusza do zagwarantowania

zorientowania małżeństwa na dobro małżonków: z jednej strony nieustanne
nieprzestrzeganie przez niego wierności i namawianie do tego samego żony;
nadużywanie narkotyków i związanie się z grupami zorganizowanej przestępczości,
która stała się sposobem jego życia; narażenie na szwank zdrowia fizycznego żony,
poprzez nieuznawanie innych metod jak tylko bicie, maltretowanie i zastraszanie (żeby
nie wspomnieć innych konkretnych aspektów, które przyzwoitość każe ominąć); i - z
drugiej -potwierdzenie, że wszystko to było wynikiem i przejawem zaburzonej
struktury osobowości Janusza, rozpoznanej klinicznie i uznanej za przypadek poważny,
pozwalają stwierdzić jego autentyczną niezdolność małżeńską. Nie ma w tej sprawie
mowy o ogólnej niedojrzałości, niedopasowaniu się charakterów, trudności w
porozumieniu się pojawiających się lub spotęgowanych po kilku latach, ale o
konkretnym, poważnym i ciągłym braku poszanowania godności drugiej osoby,
przejawiającym się w formie ataków na nietykalność fizyczną, niedochowanie
wierności, brak źródła dochodów poza drogą nielegalną i dla nagannych celów, udział
w praktykach szkodzących zdrowiu i przebywanie z osobami o bardzo niskim morale.
Integracja psychoseksualna godna małżeństwa chrześcijańskiego (np. przy
poszanowaniu wyłączności oddania siebie w akcie seksualnym) lub perspektywa
przynajmniej minimalnej wzajemnej pomocy, zarówno moralnej, jak i materialnej, w
ramach potrzeb życiowych i obowiązków stanu małżeńskiego, przewyższały
możliwości Janusza.

Przykład ten ma zwrócić uwagę na fakt, że nawet w przypadkach pozornie bardziej

sensacyjnych należy ustalić, przynajmniej na etapie wstępnym, przed zasugerowaniem
wniesienia sprawy kanonicznej, czy istnieje możliwość sprowadzenia konkretnych
faktów do jakiegoś istotnego obowiązku stanu małżeńskiego, a powodu jego
niewypełnienia do przyczyny niezależnej od świadomej woli podmiotu.

4. PRZYKŁAD CZWARTY

Krystian i Maria spotykali się od jakiegoś czasu. Po tym jak, zbyt wcześnie według
kanonów moralnych, rozpoczęli stosunki intymne, Maria zaszła w ciążę. Stąd
postanowili zawrzeć małżeństwo, o którym wcześniej nie myśleli. Maria okazała się
niezbyt troskliwą i wierną żoną i po kilku latach pożycia małżeńskiego zostawiła
Krystiana. On zaś, chcąc odzyskać wolność, aby móc

background image

167

poślubić inną dziewczynę, którą poznał po tym, jak opuściła go żona, wniósł sprawę o
stwierdzenie nieważności małżeństwa na podstawie symulacji ze strony Marii. Wstępna
analiza nie dostarczyła prawie żadnych dowodów, które potwierdzałyby tą hipotezę.
Niektóre testy jednak, mimo ogólnego określenia Krystiana jako dobrego chłopaka,
potwierdziły, że był „niedojrzały" i „niegotowy do małżeństwa". Na podstawie tych
ogólnych spostrzeżeń (niepotwierdzonych przez fakty ani wskazania kryteriów, na
podstawie których zostały sformułowane), poradzono mu wycofanie wniosku o
stwierdzenie nieważności, wysuniętego na początku sprawy, a sformułowanie tej samej
sprawy na podstawie jego własnej niezdolności do podjęcia istotnych obowiązków
małżeńskich.

Sąd zapoznał się ze sprawą poprzez ekspertyzę, która okazała się pozbawiona

spójności. W czasie rutynowego badania nie zauważono u Krystiana niczego
odbiegającego od normy; niemniej stwierdzono u niego znaczną niedojrzałość na
podstawie dwóch faktów przedstawionych biegłemu: obejrzenie z przyjaciółmi
wydarzenia sportowego w telewizji przed ceremonią ślubu, która miała miejsce późnym
popołudniem. Fakt, że Krystian, będąc umówiony z biegłym na konkretną godzinę, dwa
razy przyszedł około godzinę przed czasem i stał na pobliskim placu. Fakty te - wobec
braku innych danych mających znaczenie kliniczne - mogą być jednak przecież
wytłumaczone następująco: pierwsze - rozładowanie napięcia poprzez obejrzenie
transmisji sportowej z kolegami; drugie - świadomość wagi tych spotkań dla Krystiana
sprawiała, że dojeżdżając na miejsce z odległej miejscowości, nie mógł wybrać
pociągu, który mógłby nie dojechać na czas, wolał więc przyjechać wcześniej, a potem
spokojnie poczekać na umówioną godzinę.

Po opublikowaniu akt - nieprzedstawiających, jak wspomniano, faktów, które

potwierdzałyby niezdolność Krystiana - oraz niezadowalającej ekspertyzy, nielogicznej
i wysuwającej błędne wnioski na podstawie mało znaczących faktów, których
wyjaśnienie z psychopatologicznego punktu widzenia nie wydaje się konieczne, Maria -
aż do tego momentu nieobecna w procesie -zjawiła się w sądzie, żeby przeczytać akta
sprawy. Przy tej okazji sędzia poprosił ją o złożenie zeznań. Poważnie obciążyły one
Krystiana: długi związane z hazardem, bicie Marii w celu uzyskania pieniędzy, brak
zainteresowania nią i córką w czasie ciężkiej choroby i długiego leczenia w szpitalu.
Oczywiste jest, że powyższe informacje - jeżeli byłyby prawdziwe -mogłyby okazać się
ważnym dowodem na rzekomą niezdolność Krystiana i pewną podstawą (poza danymi
metodologicznymi) dla oceny eksperta. Fakty te musiały zostać sprawdzone, ponieważ
nie można było eo ipso uznać słów Marii za udowodnione, zwłaszcza, że wszystkie
dokumenty w sprawie przedstawiały Krystiana jako dobrego, pełnego szacunku,
pracowitego, pozbawionego poważnych wad, niegwałtownego. W rezultacie, okazało
się, że zeznanie Marii nie było prawdziwe, lecz podyktowane uczuciem żalu wobec
Krystiana.

background image

168

Wyjawienie tego faktu potwierdziło brak istnienia podstaw tej sprawy, co
spowodowało, że musiała się ona zakończyć decyzją negatywną.

Przytoczony przykład ma nakłonić doradców małżeństw znajdujących się w stanie

kryzysu, żeby postępowali oni z dużą rozwagą w sprawach opierających się o
niezdolność natury psychicznej, pamiętając, że musi być ona udowodniona na
podstawie faktów i kryteriów przedstawionych powyżej. Nie można dać się przekonać
ogólnikowym stwierdzeniom o niedojrzałości czy nieprzygotowaniu, ale prosić o
konkretne przykłady. Następnie mając precyzyjnie przedstawione fakty, trzeba
pamiętać, że będą one musiały zostać poddane weryfikacji sądowej, ponieważ tylko na
podstawie potwierdzonych faktów może on wydać decyzję w sprawie.

Doradca powinien przede wszystkim pamiętać, że psychiczna niezdolność do

małżeństwa jest wyjątkiem, nie regułą, oraz to, że nie jest ona bynajmniej sposobem na
pozytywne rozstrzygnięcie nieuzasadnionych spraw. Nie byłoby dobrze, gdyby
duszpasterz stwarzał stronom iluzje, które sąd, ze swej istoty opierający się na
potwierdzonych faktach i orzekający na podstawie powszechnych kryteriów
interpretacji przepisu, musiałby później rozwiać, zawodząc ich nadzieje.

XII. KONSENS WARUNKOWY

W tym rozdziale zajmiemy się dość złożoną kwestią związaną z nieważnością
małżeństwa, tj. sprawą konsensu, któremu jest postawiony pewien warunek. Złożoność
tego problemu skłania do odejścia od terminów technicznych i rozważania
drugorzędnych jego aspektów na rzecz jasnego i prostego przedstawienia tych
elementów wiedzy w ramach prawa substancjalnego i zasad postępowania
dowodowego - które mogą się okazać przydatne w rozważaniach duszpasterzy,
mających wrażenie, że stoją wobec kwestii nieważności małżeństwa któregoś ze
swoich wiernych zwracających się do nich po radę i kierownictwo duchowe. W celu
przedstawienia tych elementów wiedzy i rozważań będziemy postępować według
ustalonego wcześniej schematu.

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO

1) Na początku należy od razu określić, co należy rozumieć pod pojęciem

„warunek", przedstawiając jego definicję. Łatwo zauważyć, że w kontekście, w jakim
się znajduje, pojęcie to musi być rozpatrywane w odniesieniu do konsensu
małżeńskiego, który, jak wiadomo, stanowi istotę albo „przyczynę wystarczającą"
umowy małżeńskiej. W tym sensie przez „warunek" należy rozumieć powiązanie
konsensu z określoną okolicznością (przyszłą i niepewną),

background image

169

od której zaistnienia bądź nie osoba zawierająca konsens zamierza uzależnić jego moc
prawną. Ma on na celu bądź to zawieszenie jego skuteczności na płaszczyźnie
stosunków prawnych, aż do potwierdzenia wystąpienia danej okoliczności, bądź też
zamierza ją anulować w związku z potwierdzeniem wystąpienia owej okoliczności.

Wykorzystując - dla dalszego zilustrowania pojęcie warunku w dziedzinie

kanonicznego prawa małżeńskiego - ideę zaczerpniętą od rozmaitych autorów z ich
rozważań nad prawem cywilnym, zjawisko warunku można by opisać następująco:
jako wolę podmiotu, który chcąc zrealizować konkretny akt prawny (tu: konsens
małżeński), staje w obliczu swoistego konfliktu interesów. Z jednej strony, podmiot
zamierza zrealizować ten akt i chce, żeby przyniósł on skutki, przypisane mu przez
system prawny; z drugiej, pragnie to uczynić „tylko jeżeli", „pod warunkiem, że",
zaistnieją określone okoliczności, nie przewidziane przez prawo jako koniecznie
związane z tym aktem, ale z jego punktu widzenia mające ogromną wagę dla
uzasadnienia pozycji tego aktu oraz dla jego dokonania się w warunkach uważanych za
optymalne, maksymalnie korzystne. W przypadku, gdy te okoliczności czy warunki nie
zaistnieją, podmiot zamierza pozbawić zawarty akt mocy, czyli unieważnić jego
rezultaty, które, podobnie jak system prawny, zgodził się mu przypisać.

Taki sposób pojmowania warunku (być może mniej formalny i abstrakcyjny, a

łatwiejszy do powiązania z konkretnymi doświadczeniami i przypadkami z życia:
przykłady w trzeciej części tego rozdziału szczegółowo to powiązanie zilustrują)
ułatwia zarówno unaocznienie tego, co można uważać za jego właściwy i typowy
aspekt, jak też wyodrębnienie go spośród innych przypadków, które tylko pozornie są
do niego podobne, a które w celu uniknięcia niebezpiecznych pomyłek muszą zostać
wyraźnie od niego odróżnione.

Najbardziej właściwym i typowym elementem warunku jest powiązanie, jakie

wychodzi od podmiotu, który ustanawia go między przedmiotem samego warunku
(określona okoliczność, która jest pożądana bądź nie) i konsensem małżeńskim w
aspekcie jego skuteczności. Powiązanie to jest na tyle ścisłe, że można w sensie
przenośnym powiedzieć, iż warunek „dotyka" konsensu, „wchodzi" do niego. Konsens
istnieje jako akt woli podmiotu i jako taki nie może zostać unieważniony czy
anulowany (według słusznej klasycznej zasady, na mocy której factum infectum fieri
nequit),
jednak podmiot zamierza w ten sposób „zablokować" jego moc, nie dopuścić
do wystąpienie skutków właściwych temu aktowi, czyli „przeszkodzić" ich
wystąpieniu aż do momentu zaistnienia lub nie okoliczności, która została
„przyłączona" do konsensu w formie warunku.

Innymi słowy, podmiot zamierza uzależnić powstanie związku małżeńskiego (który

jest właściwym rezultatem konsensu, w efekcie udzielonego), a więc też swoje
pozostawanie związane przez ten związek, od takiej właśnie okoliczności będącej
przedmiotem warunku.

background image

170

Pozwala to, jak już zostało zasygnalizowane, na odróżnienie właściwego warunku

od innych sytuacji spotykanych w rzeczywistości (stosunków międzyludzkich, a także
prawnych), które do tego warunku są tylko podobne. Podstawą do rozróżnienia jest ów
szczególny związek między warunkiem i skutecznością konsensu, który do tej pory
starano się zilustrować, a który nie występuje w przypadku sytuacji tylko
przypominających warunek.

W ten sposób, na przykład, należy odróżnić od warunku tzw. przesłankę czy

„założenie". W tym wypadku, wola zrealizowania określonej okoliczności (którą może
być np. posiadanie pewnej cechy indywidualnej przez osobę wybraną na małżonka) nie
„wchodzi" do konsensu, wpływając na jego skuteczność, lecz jest tylko jego pobudką,
motywem jego udzielenia. Konsens zostaje więc udzielony bez utworzenia tak ścisłego
związku z tą okolicznością. Sytuację taką można zilustrować następującym przykładem.
Przypadek kobiety, która poślubia danego mężczyznę (również), dlatego że stwierdziła,
iż podziela on jej poglądy religijne, społeczne i polityczne jest przypadkiem pobudki
(nie warunku). Taka ocena ze strony podmiotu stanowi jedynie przesłankę wyboru tego
mężczyzny na małżonka, nie powodując konsekwencji w postaci decyzji podmiotu o
uzależnieniu skutków swego konsensu małżeńskiego od rzeczywistego podzielania
przez tego mężczyznę wspomnianych wartości.

Należy zatem odróżnić warunek od „modusu" czy „zobowiązania", czyli od

obowiązku, jaki podmiot uważa za podjęty przez drugą stronę równocześnie z
udzieleniem konsensu małżeńskiego, które następuje jednak niezależnie (jeżeli chodzi o
jego skuteczność) od szczerości zobowiązania i od jego rzeczywistego wykonania. Tak
więc Marek, który poślubiłby Kaję, uzgadniając, że będzie mu ona pomagać w
prowadzeniu jego działalności gospodarczej, zamierza jedynie zaproponować drugiej
stronie szczególny obowiązek. Propozycja taka (w wypadku niezrealizowania takiej
ugody) nie powoduje więc, sama w sobie, negatywnych konsekwencji dla skuteczności
konsensu małżeńskiego, który ma zostać udzielony.

Oczywiste jest, iż rozróżnienia takie mają znaczenie nie tylko w teorii, ale także w

praktyce, ponieważ prawo kanoniczne wiąże stwierdzenie nieważności małżeństwa
tylko z warunkiem.

2) Przedstawiwszy definicję samego pojęcia warunku, jak również jego odróżnienia

od innych przypadków do niego podobnych, należy teraz zilustrować pokrótce rozmaite
jego rodzaje. Jak będzie można zobaczyć, także prawo kanoniczne bierze pod uwagę te
możliwe rodzaje.

a) Po pierwsze, należy wspomnieć o warunku we właściwym znaczeniu, czyli o tzw.

warunku de futuro, jako że przedmiotem warunku jest fakt przyszły i niepewny. Ten
rodzaj warunku zazwyczaj powoduje zawieszenie skutków konsensu. Innymi słowy,
podmiot dokonuje aktu konsensu małżeńskiego, ale zamierza zawiesić swoje
rzeczywiste zaangażowanie w związku małżeńskim aż do momentu zaistnienia faktu,
który stawia właśnie jako „warunek" swojego małżeństwa. Łatwo jest to zrozumieć oraz
wyobrazić sobie konkretną sytuację,

background image

171

w której fakt przyszły ma charakter wydarzenia pewnego. Na przykład, Tomasz mógłby
poślubić Kaję, zakładając, że jego rzeczywista zgoda małżeńska, choć już
uzewnętrzniona, stanie się efektywną dopiero w momencie śmierci jej ojca i otrzymania
przez nią w spadku dóbr, na których Tomaszowi zależy.

Natomiast kiedy przedmiotem warunku jest fakt, który choć mając początek w

pewnym punkcie, nieuchronnie rozciąga się w czasie, zwłaszcza kiedy stanowi on
sytuację, nie tyle pożądaną, ale taką, której podmiot stawiający warunek się obawia,
warunek przybiera formę tzw. rozwiązującą przyjęte zobowiązanie małżeńskie. Tak
wyglądałby przypadek Marka, który, poślubiając Annę, zerwałby związek małżeński,
gdyby do określonego czasu nie urodziłaby mu ona potomka.

W związku z tym, co zostało właśnie powiedziane, należy dodać dwa ważne

wyjaśnienia.

Poprzez warunek w najbardziej właściwym znaczeniu należy rozumieć nie tylko ten

de futuro, ale jeszcze ściślej ten, który zawiesza efekty konsensu. Jeżeli się dobrze
przyjrzeć, warunek nazwany „rozwiązujący" w gruncie rzeczy wskazuje tylko na
symulację konsensu, polegającą w tym wypadku na zaprzeczeniu jego nieodwołalności i
wykluczeniu nierozerwalności utworzonego węzła małżeńskiego. Do materii tej
powrócimy jeszcze w dalszym ciągu naszego wywodu, omawiając warunki, które
Kodeks z 1917 roku nazwał przeciwnymi istocie małżeństwa.

Należy poświęcić też kilka słów warunkom de futuro, które doktryna i orzecznictwo

zwykły nazywać potestatywnymi. Dotyczą one wydarzenia przyszłego (zazwyczaj serii
wydarzeń, w formie postaw czy zachowań), którego realizacja jest niepewna, jako że
opiera się ona na dyspozycyjności ze strony podmiotu, któremu warunek został
postawiony. Na przykład, kontynuowanie czynności, której rezultaty są dla podmiotu
stawiającego warunek na tyle korzystne, że wiąże z nią swoje zobowiązanie małżeńskie
(„poślubię cię, pod warunkiem, że będziesz zawsze mieszkać w moim domu rodzinnym
i będziesz zajmować się moimi chorymi rodzicami, którzy są w podeszłym wieku") albo
powstrzymywanie się w dłuższej perspektywie czasu od zachowania, które podmiot
stawiający warunek uważa za szkodliwe, zwłaszcza dla trwania pożycia małżeńskiego
(„poślubię cię, pod warunkiem, że nie sięgniesz znów po narkotyki; pod warunkiem, że
nie wrócisz do hazardu"). Ten warunek, zwany potestatywnym, został potraktowany
przez doktrynę i orzecznictwo w sposób szczególny, który wskazane jest tutaj
naświetlić.

Takie podejście ma swoje główne źródło w dostrzeżeniu problemów praktycznych i

moralnych, wynikających z konieczności uznania konsensu małżeńskiego za
„zawieszony" na czas nieokreślony i do tego w zależności od zachowania i decyzji
innych osób. W takim wypadku pojawiają się więc poważne niedogodności
wypływające z długotrwałej różnicy między sytuacją realną a sytuacją formalną danych
osób, w kwestii tak dużej wagi, jak stan ich życia, oraz wynikającym stąd problemem
moralnym związanym z

background image

172

nielegalnością stosunków małżeńskich, utrzymywanych przez strony, gdy konsens dla
jednej strony nie nabrał jeszcze ważności, czyli gdy osoby te nie są jeszcze małżonkami.
Dlatego też, doktryna i jurysprudencja przystąpiły do stworzenia fictio iuris, na mocy
której, tzw. oczyszczenie warunku (czyli woli podmiotu, który stawia warunek, aby
wystąpiły skutki zawartego konsensu) wiązało się nie z rzeczywistym postępowaniem
osoby, w której „mocy" było wypełnienie warunku (np. kontynuowanie opieki nad
rodzicami małżonka czy powstrzymywanie się od zażywania narkotyków), ale ze
szczerością jego zobowiązania w momencie konsensu i zagwarantowania wypełnienia
postawionego warunku. Takie wyjście z pewnością rozwiązywało problemy, o których
wcześniej była mowa. Miało ono na celu uniknięcie sytuacji, w której wystąpienie
skutków konsensu byłoby zawieszone, na rzecz natychmiastowego wejścia w życie
związku małżeńskiego. Pozostawała jednak rozwiązaniem w dużym stopniu
„sztucznym" (właśnie fictio iuris), często zbyt odległym od konkretnych przypadków.
Istotnie - wyjaśniając nieco ten przykład - oczywiste jest, że osobie stawiającej
przyszłemu małżonkowi warunek zerwania z nałogiem narkotyków, nie chodzi tylko i
wyłącznie o to, żeby druga strona była szczera w momencie składania obietnicy, iż
więcej tego nie zrobi, lecz o to, żeby małżonek rzeczywiście nie wrócił do nałogu w
czasie trwania związku małżeńskiego. Należy jednak zwrócić uwagę, że jurysprudencja
zawsze zdawała sobie sprawę ze sztuczności tego typu rozwiązania, przyznając, że
zaproponowane rozumowanie musiałoby ustąpić w obliczu faktów lub w obliczu
dowodu, iż założonym przedmiotem warunku nie była szczera intencja ewentualnej
obietnicy złożonej w momencie zawarcia konsensu, ale rzeczywiste wypełnienie
wymagań postawionych w warunku.

W związku z poruszoną problematyką, należy na koniec dodać, że reguły

ustanowione przez obowiązujące kodyfikacje (zarówno łacińskie, jak i orientalne)
pozwalają na przezwyciężenie wspomnianych problemów. Reguły te przypisują moc
unieważniającą konsens, każdemu warunkowi de futuro, niezależnie od jego rodzaju i
treści, a zatem także warunkowi nazywanemu potestatywnym.

b) Prawo kanoniczne zajmuje się również warunkami, tradycyjnie zwanymi

„niewłaściwe". Nie odnoszą się one bowiem do faktu przyszłego i niepewnego,
uzależniając moc konsensu od jego wystąpienia, ale odnoszą się do faktu uprzedniego
lub równoczesnego z momentem zawarcia konsensu (a więc do faktu już zaistniałego),
o jakim osoba stawiająca warunek nie wie.

Tradycyjnie, przypadki takie nazywane są warunkami de praeterito (kiedy odnoszą

się do przeszłego wydarzenia) i de praesenti (gdy odnoszą się do wydarzenia
równoczesnego z momentem zawarcia konsensu).

W związku z ich specyfiką, wpływ tego rodzaju warunków na moc konsensu

małżeńskiego zmienia się diametralnie w porównaniu z warunkiem de futuro. Jasne jest
bowiem, że ważność konsensu małżeńskiego nie będzie mogła zostać zawieszona lub
ewentualnie wycofana. Wprost przeciwnie, natychmiast wejdzie

background image

173

w życie bądź nie, w zależności od zaistnienia faktu zawartego w warunku. Z tym, że ta
obiektywna rzeczywistość nie będzie przedmiotem wiedzy również samego podmiotu
stawiającego warunek, aż do momentu, w którym pojawi się potwierdzona wiadomość
o fakcie, który jest przedmiotem warunku.

Do lepszego naświetlenia tego zagadnienia mogą posłużyć następujące sytuacje.

Kobieta, która powiedziałaby swojemu narzeczonemu: „Poślubię cię, ale pod
warunkiem, że to naprawdę nie ty spowodowałeś śmierć mojego ojca"; albo
mężczyzna, który powiedziałby swojej narzeczonej: „Poślubię cię, ale pod warunkiem,
że dziecko, którego się spodziewasz jest naprawdę moje", uzależniliby swój konsens
małżeński od warunku odpowiednio de praeterito i de praesenti. Otóż bycie bądź nie
zabójcą ojca narzeczonej czy matką syna własnego narzeczonego to fakty same w sobie
pewne i obiektywne w momencie, w którym warunek do nich odnoszący się zostaje
postawiony. Zatem także moc, która ma zostać nadana własnemu konsensowi (a więc
także i ważność bądź nie związku małżeńskiego, który na jego mocy powstaje) są
faktami samymi w sobie pewnymi i obiektywnymi w tym w właśnie momencie. Są one
tylko względnie niepewne; dokładniej mówiąc, uzależnione od wiedzy osoby
stawiającej warunek i zazwyczaj osób trzecich. O wiele bardziej skomplikowana
byłaby kwestia - która jednak nie zasługuje w tym miejscu na dalsze rozważanie -
dotycząca pewności co do wiedzy osoby, której warunek zostaje postawiony. W istocie
ta osoba mogłaby znaleźć się w sytuacji poważnej niepewności, zarówno jeżeli chodzi o
prawdziwość faktu założonego w warunku, jak i w kwestii następującej ważności bądź
nie, związku małżeńskiego. Mogłaby równie dobrze znaleźć się w sytuacji dużej
pewności, wiedząc na przykład, że jest owym zabójcą, albo wiedząc, że biologicznym
ojcem dziecka jest osoba trzecia, inna od przyszłego małżonka.

Powyższe przykłady z pewnością pomagają zrozumieć logiczną strukturę

warunków zależnych od faktu przeszłego lub teraźniejszego. Małżeństwo, z którym są
one związane, jest ważne bądź nie, w zależności od zaistnienia lub nie faktu będącego
przedmiotem warunku. A to, rzecz jasna, od momentu zawarcia konsensu. Niemniej
wiedzę o ewentualnej nieważności (nie należy zapominać, że gdy konsens został już
udzielony, małżeństwo należy uznać za ważne, a zatem to jego nieważność, a nie stan
przeciwny, musi zostać udowodniona) można mieć tylko wtedy, gdy z całą pewnością
moralną zaistnieje rzeczywista sytuacja, od której wstępne unieważnienie zostało
uzależnione.

3) Należy teraz zastanowić się, dlaczego prawo kanoniczne przypisuje moc

unieważniającą konsens małżeński warunkom, które zostały mu postawione. Innymi
słowy, trzeba zapytać o podstawę, o ratio takiego założenia prawnego.

Takie pytanie nie jest z pewnością zbyteczne ani też czysto akademickie. W rzeczy

samej, jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że inne systemy prawne (np. włoski, jak
wynika z art. 108 kodeksu cywilnego) nie przyznają takiej mocy warunkom
ewentualnie postawionym konsensowi małżeńskiemu, można łatwo

background image

174

zrozumieć, w jaki sposób ta osobliwość unormowania dotyczącego małżeństwa
kanonicznego przyczynia się do wyodrębnienia jej specyficznego aspektu.

Odwołując się w szczególności do łacińskiego prawa kanonicznego (ale dalej będzie

dokładnie rozważana także wschodnia dyscyplina kanoniczna), można dojść do
następujących wniosków. Przyznanie mocy unieważniającej konsens małżeński
zjawisku warunku należy rozumieć jako wymaganie logiczne wynikające z natury
„kontraktualnej" umowy małżeńskiej. Należy dobrze owo stwierdzenie zrozumieć w
celu uniknięcia zbyt daleko posuniętych uproszczeń, jak to ma czasem miejsce w
publicystyce. Nie ma ono z pewnością na celu umniejszenia wartości osobistych
aspektów umowy małżeńskiej, zrównując go, na przykład, z umową o charakterze
majątkowym; lecz w świetle tradycji kanonicznej podkreśla ono rolę specyficznej
jedynej „przyczyny sprawczej", która musi być przypisana konsensowi, w aspekcie jego
funkcji tworzenia węzła małżeńskiego. Stąd też, pragnąc zapewnienie skuteczność woli
podmiotu, prawo kanoniczne uznaje, iż nie może pominąć ewentualnego warunku
nałożonego przez podmiot na jego konsens. Innymi słowy, prawo kanoniczne
stwierdzające, że małżeństwo powstaje na skutek konsensu stron, zainteresowane jest
zaakceptowaniem tego, czego strony faktycznie chcą. Jeżeli jedna ze stron związku
małżeńskiego postanowiła pozbawić rzeczywistej skuteczności swój zewnętrzny
konsens, uzależniając go od wystąpienia określonego faktu, prawo musi wziąć to pod
uwagę, nie może bowiem zignorować braku istotnej woli małżeńskiej.

Z wyjaśnień tych wynika jednoznacznie, że nadanie mocy (choćby tej

unieważniającej) warunkowi postawionemu konsensowi nie jest podporządkowane
względom natury logicznej czy techniki prawnej, ale czerpie ono z wyższych zasad
natury moralnej, które kształtują samo prawo kanoniczne, a w nim także i dyscyplinę
prawa małżeńskiego. Ma to miejsce w dwóch aspektach.

Po pierwsze, w ramach poszanowania wolności kontrahenta w jego samookreśleniu

się, zwłaszcza, gdy chodzi o wybór stanu życia. Ta zasada jest zatwierdzona razem z
innymi wspólnymi prawami wiernych (por. kan. 219) i znajduje potwierdzenie w
uznaniu, w ramach woli małżeńskiej, tego, czego chce każdy z kontrahentów, nawet
poprzez uzależnienie skuteczności okazanej woli od warunku.

Po drugie, w ramach uwypuklenia (i po części usankcjonowania) pewnego

dysonansu, który istnieje pomiędzy postawieniem warunku własnemu konsensowi i
„czystością" intencji, jaka powinna cechować składanie z siebie daru drugiej osobie w
małżeństwie. Postawienie warunku (zawieszającego rzeczywiste utworzenie się
małżeństwa bądź utrzymującego możliwość odwołania konsensu lub też
uzależniającego jego moc od jakiegoś faktu przeszłego lub teraźniejszego), w istocie,
czyni to oddanie się, które dokonuje się w ramach przymierza małżeńskiego, mniej
czystym, niepełnym.

background image

175

Należy na koniec zauważyć, że przedstawione dwa aspekty nie mogą być uważane

za pozostające w opozycji. Realizacja własnej wolności osobistej i jej uznanie musi się
wiązać z jednoczesnym uznaniem odpowiedzialności jednostki wobec własnych
czynów i aktów woli, zwłaszcza, gdy dotykają one - w sprawach ogromnej wagi - osoby
trzecie, a nawet całą wspólnotę kościelną.

4) Po wyjaśnieniu pojęcia warunku w odniesieniu do konsensu małżeńskiego i

zilustrowaniu jego możliwej „typologii" przy jednoczesnym pozostawieniu w cieniu
„słuszności" znaczenia, jakie nadaje jej prawo dotyczące małżeństwa kanonicznego,
warto przejść teraz do przedstawienia dyscypliny pozytywnej, którą prawo kanoniczne
nakłada na konsens małżeński warunkowy. Pokrótce i w sposób bardzo prosty zostanie
tu rozważona: dyscyplina Kodeksu z 1917 roku, dyscyplina obowiązującego Kodeksu
łacińskiego, jak również wschodnich Kościołów katolickich.

a) Rozważenie dyscypliny ustanowionej w Kodeksie z 1917 roku w kwestii konsensu

małżeńskiego warunkowego jest nieodzowne zarówno dla lepszego zrozumienia treści
obecnej dyscypliny obowiązującego Kodeksu łacińskiego, jak i dla pokazania
zaistniałych w tym zakresie zmian między jednym kodeksem a drugim. Dyscyplina
wcześniej obowiązująca zawarta jest w kan. 1092 tego Kodeksu, przepisie dość
zawiłym. Otwiera go przesłanka, a następnie zajmuje się on regulacją skutków
prawnych różnego rodzaju warunków.

Przesłanka tego kanonu wyraża ważną, również dla celów dowodowych, zasadę:

daje bowiem do zrozumienia, że skutki prawne, które zostaną w przyszłości ustalone,
powinny się odnosić do warunku, który został „postawiony i niewycofany"; a więc do
warunku, który postawiony dobrowolnie aktem woli w określonym momencie
poprzedzającym zawarcie konsensu (zatem niekoniecznie w tym momencie) ani przed,
ani po zawarciu konsensu nie został wycofany nowym aktem woli. Uważa się zatem, że
zarówno wola, uzależniająca konsens, raz wyrażona, utrzymuje się wirtualnie, chyba, że
pojawi się wola o charakterze przeciwnym, jak też (stąd też zasygnalizowanie wartości
dowodowej owej zasady), że po postawieniu warunku jego trwanie powinno mieć
charakter ciągły, a jego przeciwieństwo nie może być zakładane, a tylko pozytywnie
przedstawione.

Po przedstawieniu tej przesłanki Kodeks rozważa skutki kilku typów warunków w

kwestii konsensu małżeńskiego, dzieląc to rozważanie na cztery części: pierwsze trzy
poświęcone są warunkom de futuro, czwarta - warunkom de praeterito i de praesenti.

- W numerze 1 rozważane są skutki kilku szczególnych warunków de futuro:

dokładniej te, które nie przecząc „istocie" małżeństwa (ten rodzaj warunku jest
przedstawiony w numerze 2 kanonu), należą do jednej z trzech następujących kategorii:
warunku koniecznego (np. „Poślubię cię, pod warunkiem, że jutro wzejdzie słońce");
warunku niemożliwego (np. „Poślubię cię, pod warunkiem, że jutro nie wzejdzie
słońce"); warunku niemoralnego (np. „Poślubię cię, pod warunkiem, że będziesz moją
wspólniczką w działalności przestępczej"). Tego

background image

176

rodzaju warunkom, KPK z 1917 roku decyduje się nie przyznać jakiegokolwiek
wpływu na moc konsensu małżeńskiego, tak jakby w ogóle nie zostały postawione (pro
non adiecta habeatur).
Nietrudno zrozumieć powód takiego ustalenia prawnego. W
przypadku pierwszych dwóch rodzajów warunku, „koniecznego" i „niemożliwego",
jest mowa o przyczynie logicznej. Trudno sobie wyobrazić, że ktoś chciałby naprawdę
uzależnić własne zobowiązanie od czegoś, co się urzeczywistni na pewno albo wcale.
W tej kwestii nie może być mowy o wątpliwościach i niepewności, a zatem, z
logicznego punktu widzenia, nie ma miejsca na poważne postawienie warunku. W
przypadku trzeciego typu warunku, zwanego niemoralnym, rozumowanie
przedstawione w dyscyplinie, musi mieć charakter moralny. Nie do zaakceptowania jest
bowiem, żeby małżeństwo było równie ściśle powiązane z haniebnym układem między
dwoma kontrahentami, którzy łączą się ze sobą także w celu popełniania czynów
niezgodnych z zasadami moralnymi i/lub prawem.

Takiemu rozporządzeniu KPK z 1917 roku - choć zrozumiałemu z punktu widzenia

logiki i wymagań moralnych, które ukazuje - nie zostaje oszczędzona krytyka, będąca
całkiem prawdopodobnie przyczyną jego wycofania. Zarzut, według którego w
rozważanych przypadkach (choć uznanych za statystycznie rzadko występujące) prawo
pomijało w praktyce zgodę podmiotu, nie zważając na jego rzeczywistą wolę i
pomijając postawiony przez niego warunek. Takie „pominięcie" z systematycznego
punktu widzenia stanowiło niespójność w stosunku do podstawowej zasady prawa
dotyczącego małżeństwa kanonicznego: o unikalnej przyczynowości osobistej zgody
kontrahentów w tworzeniu małżeństwa.

- W § 2 kan. 1092, KPK z 1917 roku rozważa drugi rodzaj warunków de futuro,

które, jak zasygnalizowano, definiuje jako „przeciwne istocie małżeństwa" („contra
matrimonii substantiam").
Należy wyjaśnić, na czym polega niezgodność z istotą
małżeństwa. Przez „istotę" małżeństwa powinno się rozumieć zespół wartości, prawnie
powiązanych i chronionych, które odnoszą się do tego, co w języku klasycznym
oznacza esencję, cel instytucjonalny i istotne właściwości małżeństwa.

Trzeba powiedzieć, przy założeniu odnoszącym się do normatywy z 1917 roku, że

esencją małżeństwa jest wspólnota życiowa między kobietą i mężczyzną, której
moment tworzenia został podniesiony przez Jezusa Chrystusa do rangi sakramentu.
Celem takiej wspólnoty życiowej jest zrodzenie, wychowanie potomstwa i wzajemne
doskonalenie się małżonków, spełniające się poprzez pomoc moralną i materialną w
sytuacjach życiowych i w wypełnianiu obowiązków małżeńskich. To przyczynia się do
stworzenia nierozerwalnego i wyjątkowego związku między małżonkami, a jego
unikalny charakter ma swój szczególny wyraz w obowiązku wierności małżeńskiej.
Owe aspekty stanowią (w sposób niewiele odbiegający od praw aktualnie
obowiązujących) „istotę" małżeństwa, a warunkowi przeciwnemu owej „istocie" czy
jakiemuś jej istotnemu przymiotowi Kodeks z 1917 roku przypisuje moc

background image

177

unieważniającą zawarty konsens. Nie mogłoby być inaczej, ponieważ taka wola byłaby
całkowicie lub częściowo sprzeczna z prawdziwą wizją małżeństwa chrześcijańskiego i
wewnętrznie niezgodna z tym, co powinno stanowić autentyczny konsens małżeński. W
istocie widać, że warunek contra matrimonii substantiam to nic innego, jak szczególny
przypadek (z charakterystyczną formą „warunkową") tzw. całkowitej bądź częściowej
symulacji konsensu małżeńskiego, już samej w sobie powiązanej z celami ważności
małżeństwa. Z tego powodu można uznać za niekonieczne jej samodzielne (w
odniesieniu do symulacji) uznanie za przyczynę unieważnienia konsensu. Fakt ten
powoduje, że - w połączeniu z wyborem nowej dyscypliny traktującej o warunkach de
futuro
- w obecnie obowiązującym prawie warunki „sprzeczne z istotą małżeństwa" nie
są dalej rozważane.

- W § 3 kan. 1092 KPK z 1917 roku rozważa warunek de futuro, który nazywa

dopuszczalnym i ustanawia, że jego postawienie prowadzi do zawieszenia „wartości"
małżeństwa

(valorem matrimonii suspendit).

Należy przedstawić następujące

wyjaśnienia.

Jak powinno się rozumieć warunek przyszły „dopuszczalny"? Po-jęcie to nie może

być analizowane w oderwaniu od innego rodzaju warunku de futuro, które zostało już
uregulowane. Za „legalny" należy uważać taki warunek, który nie jest konieczny,
niemożliwy, niemoralny, sprzeczny z istotą małżeństwa.

Co z kolei oznacza, że postawienie tego warunku „zawiesza wartość małżeństwa"? I

do jakiego momentu ją zawiesza? To wyrażenie właściwie nie oznacza, że konsens
małżeński lub małżeństwo są nieważne; oznacza za to, że konsens, choć przedstawiony,
jest jednak nieskuteczny i że małżeństwo nie zostaje zawarte, z woli osoby stawiającej
warunek, aż do momentu, w którym zaistnieje fakt zawarty w warunku. Już to proste
założenie pokazuje, jak bardzo złożona i trudna jest problematyka związana z
warunkami tzw. zawieszającymi, przede wszystkim staje się ona jeszcze bardziej
skomplikowana w obecności szczególnych form warunków, zwanych potestatywnymi.
Warunki zawieszające są źródłem niepewności w kwestiach prawnych, ponieważ
wprowadzają rozbieżność między zewnętrznymi pozorami a rzeczywistą sytuacją osób;
wywołują problemy natury moralnej, związane na przykład z wykorzystaniem
małżeństwa do momentu tzw. oczyszczenia warunku, tj. do momentu zaistnienia faktu
zawartego w warunku. Ukazawszy już sztuczność rozwiązania doktrynalnego i
prawnego, po które sięgnięto w kwestii warunków „potestatywnych", nietrudno w tej
chwili zrozumieć wybór Ustawodawcy z 1983 roku w odniesieniu do wszystkich
możliwych warunków de futuro, czyli przypisania im - niezależnie od ich rodzaju i
skutków, które mogłyby mieć na konsens - mocy unieważniającej małżeństwo. W ten
sposób: w rzeczywistości zarówno uznaje się wolę do postawienia warunku ze strony
podmiotu, jak i zyskuje się, od momentu zawarcia konsensu, pewność co do stanu osób
i ważności bądź nie małżeństwa.

background image

178

- W § 4 kan. 1092, KPK z 1917 roku poświęca w tej materii uwagę mocy

prawnej warunków tzw. niewłaściwych, czyli warunków de praeterito i de
praesenti,
ważności małżeństwa.

Założenie normatywne przypisuje im następujące skutki: małżeństwo uzależnione

od tego typu warunków należy uważać za ważne lub nie w zależności od tego, czy to, co
zostało zawarte w warunku, zostało zrealizowane, czy też nie. Można wykorzystać już
przytoczone przykłady: w przypadku narzeczonej, która uzależnia własną zgodę od
warunku, żeby jej narzeczony nie okazał się mordercą jej ojca (warunek de praeterito),
małżeństwo będzie nieważne, jeżeli narzeczony w rzeczywistości nim jest, albo ważne,
jeżeli nie był on sprawcą morderstwa. W przypadku narzeczonego, który swojemu
konsensowi stawia warunek, żeby narzeczona była naprawdę matką jego syna (warunek
de praesenti), małżeństwo okaże się nieważne, jeżeli ojcem dziecka był inny
mężczyzna, ważne jednak, jeżeli był nim narzeczony stawiający warunek. Jak zostało
zasygnalizowane, w podobnych przypadkach nie dochodzi do zawieszenia ani nie
istnieje możliwość odwołania konsensu. Małżeństwo natychmiast i nieodwołalnie staje
się faktem lub nie, w zależności od wystąpienia bądź nie przedmiotu warunku. Tak
wygląda kwestia w ujęciu obiektywnym i zasadniczym, jednak na poziomie faktycznym
- ściślej, na poziomie wiedzy (zarówno osoby stawiającej warunek, jak i wspólnoty)
ewentualnego unieważnienia małżeństwa - mogą wystąpić momenty i sytuacje
niepewne, uzależnione od braku informacji na temat faktu zawartego w warunku.
Ewentualny proces kanoniczny w tej sprawie jest pomocą zaoferowaną przez system
prawa pozwalającą na uzyskanie tej pewności.

b) Obowiązujący obecnie Kodeks łaciński (od 27 listopada 1983 roku), prezentuje w

tej kwestii w kan. 1102, dyscyplinę bardzo uproszczoną zarówno w formie, jak i treści.
Przyczyny, które doprowadziły do takiej modyfikacji, zostały już po części ukazane w
przedstawieniu dyscypliny wcześniej obowiązującej. Warto w tym miejscu rozwinąć
główne punkty tej dyscypliny.

Kan. 1102 nie zawiera, jak to miało miejsce w KPK z 1917 roku, przesłanki,

rozwiniętej później w czterech punktach, ale trzy odrębne paragrafy. Znika przesłanka,
z której miałoby wpływać założenie o trwałości (jeżeli chodzi o istotę i dowód) warunku
postawionego i nieodwołanego nowym aktem woli. Nie należy tego jednak uważać za
rzeczywistą zmianę dyscyplinarną w tej materii, ponieważ ogłoszona zasada stanowi
wymóg logiczny, który do tego, żeby móc działać, nie potrzebuje zatwierdzenia
normatywnego.

Trzy paragrafy, z których składa się kan. 1102, są poświęcone: pierwszy warunkom

de futuro, drugi warunkom de praeterito i de praesenti, jeśli chodzi o ich regulację
materialną, trzeci regułom, które dopuszczają postawienie konsensowi warunku
związanego z przeszłością lub teraźniejszością. Już z punktu widzenia czysto
ilościowego można zauważyć istotne uproszczenia, zwłaszcza, jeżeli chodzi o ilość
miejsca poświęconego warunkom de futuro.

background image

179

Konieczne jest jednak przejść niezwłocznie do analizy wspomnianej dyscypliny
pozytywnej.

- § 1 kan. 1102, poświęcony jest warunkom „właściwym", czyli de futuro. Formułuje

on założenie zupełnie jasne i proste: „nie jest możliwe zawarcie małżeństwa
uzależnionego od warunku odnoszącego się do przyszłości" (matrimonium sub
condicione de futuro valide contrahi nequit).

Wychodząc od tej bardzo prostej dyspozycji, należy stwierdzić, że od momentu jej

wejścia w życie małżeństwo (ewidentnie podlegające regułom prawa pozytywnego
kościelnego, por. kan. 11 i 1059), któremu postawiony jest warunek de futuro, jest z tego
tytułu nieważne. Innymi słowy, nieważność małżeństwa wypływa z samego faktu
postawienia warunku de futuro, bez względu na jego treść i skutki, które podmiot chciał
mu przypisać.

Taka nowa reguła wydaje się całkowicie słuszna. Po pierwsze dlatego, że eliminuje

przeszkody i powody do krytyki, którą wywołało prawo wcześniej obowiązujące:
niespójność praktycznego „zastąpienia" skuteczności konsensu ze strony prawa w
przypadku warunków koniecznych, niemożliwych i niemoralnych; brak konieczności
przewidywania skutku unieważniającego ze strony warunków contra matrimonii
substantiam
- w szczególności warunków tzw. rozwiązujących - ponieważ nie
przedstawiają one nic innego jak tylko symulację konsensu; złożony charakter
problematyki prawnej i moralnej w kwestii „zawieszenia" mocy konsensu w przypadku
warunków dopuszczalnych, odnoszących się do przyszłości, a jeszcze bardziej
skomplikowanej w przypadku warunków tzw. potestatywnych.

Po drugie, nowa reguła wydaje się słuszna, jako że odpowiada motywacjom, z uwagi

na które prawo kanoniczne dopuszcza możliwość uzależnienia konsensu małżeńskiego
od warunku, przedstawiając kilka wymagań. Z jednej strony, prawo uznaje (a nie
zastępuje) rzeczywistą wolę kontrahenta stawiającego warunek (tzn. że małżeństwo w
istocie się nie tworzy, jeżeli nie zaistnieje ten szczególny fakt); z drugiej strony,
jednocześnie wymierza sankcję - uznając jego nieważność - istotnej sprzeczności, która
istnieje pomiędzy konsensem małżeńskim, mającym za przedmiot oddanie siebie, jakie
realizuje się poprzez podjęcie praw i obowiązków małżeńskich (por. kan. 1057 § 2) a
postawieniem warunku, który to osobiste oddanie się czyni mniej czystym i mniej
całkowitym, mniej „bezwarunkowym".

- § 2 kan. 1102, reguluje skutki warunków zwanych niewłaściwymi, tj. de praeterito

i de praesenti. W tej kwestii, tak naprawdę, nie powinna mieć miejsca żadna innowacja
czy zmiana prawna. W istocie, w całkowitej zgodności z ustaleniami poprzednio
obowiązujących reguł, Ustawodawca kanoniczny stanowi, że małżeństwo uzależnione
od tego rodzaju warunków może być uznane za ważne bądź nie, w zależności od
wystąpienia bądź nie faktu, będącego przedmiotem warunku. Tak więc w tej kwestii,
należy odwołać się do tego, co zostało zaobserwowane w trakcie przedstawiania reguł
KPK z 1917 roku.

background image

180

-

§ 3 kan. 1102 ustanawia bowiem

-

wprowadzając regułę wcześniej

nieskodyfikowaną - że w celu dopuszczalnego postawienia warunku de praeterito lub
depraesenti potrzebne jest zezwolenie, w formie pisemnej, miejscowego biskupa
ordynariusza. Jakie jest uzasadnienie owej innowacji dyscyplinarnej? Wyrasta ona z
konieczności podkreślenia nadzwyczajności sytuacji, w której dochodzi do postawienia
warunku, pociągającej konieczność interwencji biskupa, który sprawującego kontrolę i
mogącego (przynajmniej pośrednio) zniechęcić stronę do podjęcia tego kroku. Biskup
mógłby także odmówić udzielenia takiego zezwolenia lub przyczynić się, poprzez swój
autorytet, do wyjaśnienia punktów niejasnych i wątpliwości, które leżą u podstaw woli
do postawienia warunku do własnego konsensu. Pośrednio, takie założenie może
stanowić istotny element dowodowy w przypadku orzeczenia sądowego (np. co do
ważności małżeństwa), którego przedmiotem dowodowym jest (także) postawienie
warunku. Jasne jest, że zezwolenie napisane przez miejscowego biskupa musi być
uważane za publiczny dokument kościelny (por. kan. 1540 § 1), który potwierdza to, co
jest w nim napisane w sposób bezpośredni i zasadniczy (por. kan. 1541) w tym
przypadku właśnie postawienia warunku i jego rodzaju.

c) Jeżeli wreszcie chodzi o prawo wschodnich Kościołów katolickich, należy

zasygnalizować, że-w związku z ich nieprzerwaną tradycją normatywną i w celu
wyjaśnienia tego, co zostało skodyfikowane przez Piusa XII w kan. 83 motu proprio
Crebrae allatae
z 22 lutego 1949 roku
- kan. 926 KKKWsch stanowi, że małżeństwo nie może być zawarte jako ważne, jeżeli
zostaje mu postawiony warunek (Matrimonium sub condicione valide celebran non
potest).

Jak jasno wynika ze wspomnianej dyspozycji normatywnej, dla wschodnich

Kościołów katolickich nieważne jest małżeństwo, któremu postawiony jest jakikolwiek
warunek: zatem nie tylko te de futuro czynią małżeństwo eo ipso nieważnym (jak to ma
miejsce także w obowiązującej dyscyplinie łacińskiej), ale także te związane z
przeszłością

i

teraźniejszością, niezależnie

od

wystąpienia bądź

nie faktu

przedstawionego jako przedmiot warunku. Występuje więc, jeżeli chodzi o te dwa
ostatnie rodzaje warunku (de praeterito i de praesenti), rozbieżność między dwoma
przepisami prawnymi wspólnymi dla dwóch wielkich tradycji jednego Kościoła
Katolickiego.

Można by się zastanowić, czy ta rozbieżność nie stanowi także sprzeczności między

dwoma

systemami

normatywnymi,

nie

do

pogodzenia

pod

kątem

logiczno-systematycznym, a uzasadnionej na podstawie przyczyny natury historycznej
tradycji normatywnej. Nie mając na celu pomniejszenia tej rozbieżności normatywnej,
można jednak stwierdzić, że wspomniane dyspozycje normatywne nie są bynajmniej
sprzeczne. Porównując oba systemy normatywne w odniesieniu do uwarunkowanego
konsensu małżeńskiego, można dostrzec ich istotną spójność.

background image

181

W żadnym przypadku owe systemy nie zastępują konsensu kontrahenta, nie

zważając na jego wolę co do małżeństwa, która może być ewentualnie warunkowa.
Warunek, w jego właściwym znaczeniu (tj. de futuro), oba systemy wiążą z
natychmiastowym unieważnieniem małżeństwa. Warunkami w sensie niewłaściwym,
KKKWsch także wiąże unieważnienie małżeństwa; KPK, tylko w przypadku realności
faktu, z którym kontrahent wiąże ten skutek.

Można założyć, że ta rozbieżność w dyscyplinie (poza jej głównymi punktami:

niezastępowalność konsensu, a w konsekwencji niemożność uznania, jakoby wola
warunkowa nie została postawiona), wyraża dwa rodzaje wrażliwości, obecne w obu
systemach normatywnych, a które w tej materii uzyskują inne, choć nie sprzeczne
akcenty. W szczególności wschodni system normatywny w sposób skrajny podkreśla
konieczność „czystości" konsensu małżeńskiego, unieważniając każdy konsens
uzależniony od warunku, także gdy zostaje on „oczyszczony" przez zaistnienie danego
faktu. System normatywny zachodni bądź łaciński dokonuje natomiast konkretnej
analizy konsensu, weryfikując, przynajmniej w przypadku warunków niewłaściwych
(które nie dopuszczają niepewności co do zawieszenia i odwołania konsensu),
powiązanie (bądź jego brak) woli warunkowej wyrażonej przez kontrahenta z
rzeczywistością. Zachowując ostrożność przy doborze słów (na podstawie utartych
zwrotów i wyrażeń używanych w tym celu), można by powiedzieć, że pokazane różnice
są związane z akcentem bardziej „duchowym" (wschodni system normatywny) i
bardziej „konkretno-historycznym" (zachodni) tego samego i istotnie spójnego systemu
dyscyplinarnego.

5) Przechodząc na koniec do rozważania niektórych przewodnich zasad

dotyczących udowodnienia konsensu warunkowego, należy pamiętać, że postawienie
warunku konsensowi małżeńskiemu samo w sobie należy uważać za akt woli. Ponadto,
w przedstawianiu dowodów można skorzystać - z odpowiednimi rozróżnieniami i
uogólnieniami - ze schematów dowodowych przygotowanych przez prawodawstwo w
celu ułatwienia i poprowadzenia przy rekonstrukcji aktu woli, który ma zostać
pokazany w orzeczeniu sądowym. Postawiwszy takie założenie, można rozwinąć
następujące sugestie przeprowadzenia dowodzenia.

a) W przypadku, gdy wystąpiły warunki de futuro w małżeństwie rozpatrywanym

pod kątem jego ważności według prawa łacińskiego (kan. 1102 § 1) lub jakikolwiek
inny rodzaj warunku w przypadku małżeństwa osądzonego według prawa wschodniego
(kan. 826 KKKWsch), jedynym przedmiotem dowodzenia jest fakt postawienia
warunku, z niego wypływa unieważnienie małżeństwa. Według wskazania,
przedstawionego powyżej w przesłance, do potwierdzenia tego faktu prowadzą dwie
drogi, którymi należy podążać paralelnie.

- Postawienie warunku można udowodnić na drodze tzw. bezpośredniej,

przedstawiając w sądzie oświadczenie osoby, która przyznaje się do jego postawienia
(przede wszystkim, jeżeli jest to osoba wiarygodna w kontekście

background image

182

kan. 1536 § 2 i 1679); ale głównie poprzez zebranie świadectw, potwierdzających
oświadczenie pozasądowe, w kwestii wspomnianego postawienia warunku, świadectw
tym cenniejszych, im liczniejszych, opisanych i spójnych, zgodnych z innymi,
chronologicznie bliskimi momentu zawarcia konsensu.

- Ponadto, postawienie warunku można udowodnić na drodze tzw. pośredniej lub

poszlakowej i okolicznościowej. Spośród wskazówek, które pomagają w pośrednim
dowodzeniu warunku, dwie zasługują na miano szczególnie ważnych: ocena
(pozytywna lub negatywna), którą podmiot przypisuje faktowi zawartemu w warunku
(tzw. criterio aestimationis). Reprezentuje ona motyw, który czyni postawienie
warunku wiarygodnym. Jest bowiem bardziej przekonywające, że warunek co do
określonego faktu stawia osoba, która pragnie (lub odrzuca) realizacji tego faktu, niż
taka, dla której dany fakt jest obojętny. Innymi słowy, silny motyw czyni postawienie
prawdziwego warunku bardziej wiarygodnym.

Kolejnym wskaźnikiem szczególnej wagi, który należy liczyć do kategorii

motywów, jest wątpliwość co do faktu zawartego w warunku. Postawienie warunku
byłoby w rzeczywistości dość trudne - z psychologicznego, a zatem także dowodowego
punktu widzenia - gdyby podmiot miał pewność (pozytywną bądź negatywną) co do
tego faktu. Gdyby Tomasz miał pewność, że pewien określony fakt ma miejsce lub nie,
jaki sens miałoby wysunięcie go jako warunku własnego konsensu? Jest to już
informacja sama w sobie wiadoma i niewiele sensu miałoby umieszczanie jej w
kontekście niepewności, który cechuje warunek. Zatem, im silniejszy będzie dowód co
do wątpliwości podmiotu, tym bardziej prawdopodobny fakt, że konsensowi
postawiono warunek prawdziwy, co ma miejsce ewidentnie w ramach dowodu i przy
wychodzeniu od rozważania id quod plerumque accidit w psychologii jednostki.
Wątpliwość jednak nie jest w istocie elementem składowym warunku jako pojęcia
prawnego i nie może ponadto być wymagana jako jego konieczna oznaka, nawet jeśli -
jak zostało powiedziane - będzie ważnym elementem poszlakowym.

Spośród okoliczności szczególną wagę będzie miało sprawdzenie, jak zachował się

(tzw. criterium reactionis) podmiot, któremu przypisuje się postawienie warunku w
momencie potwierdzenia jego niespełnienia. Dokładniej mówiąc, gdy pożądany fakt nie
wystąpił lub wystąpił ten niepożądany. Jasne jest, że zachowanie uległe oraz
pozostawanie w związku małżeńskim wskazuje przeciwko postawieniu prawdziwego
warunku; podczas gdy zachowanie, które cechuje wysoka reaktywność i irytacja w
związku z sytuacją małżeńską, wskazuje na postawienie prawdziwego warunku, od
którego rezultatu zależało w dużej mierze jego wstąpienie lub trwanie w małżeństwie.

b) W przypadku orzekania na temat ważności małżeństw, według dyscypliny

łacińskiej w kwestii warunków de praeterito lub de praesenti (por. kan. 1102 § 2),
występują dwa przedmioty dowodzenia: zarówno postawienie warunku, jak

background image

183

realność bądź nie faktu zawartego w warunku. Nieważność małżeństwa nie zależy w
istocie od samego postawienia warunku co do konsensu, ale od rozbieżności między
postawionym warunkiem a rzeczywistym stanem tego, co jest jej przedmiotem.

Jeżeli chodzi o udowodnienie faktu postawienia warunku, należy odwołać się do

tego, co zostało dopiero powiedziane, dodając tylko, że ewentualne istnienie oryginału
lub kopii autentycznego pisemnego zezwolenia biskupa ordynariusza, o czym mowa w
kan. 1102 § 3, będzie pełnym dowodem na postawienie warunku.

Jeżeli chodzi o udowodnienie faktu zawartego w warunku, czyli przedmiotu

warunku, praktyczne zasady jego dowodzenia pochodzą z natury tego faktu. W ten
sposób logiczno-założeniowa analiza świadectw, dokumentów, ekspertyz może się
łączyć i uzupełniać w zależności od natury faktu. Trzymając się wcześniej
przedstawionych przykładów, inne będą możliwości udowodnienia (przynajmniej
negatywnego, poprzez wykluczenie) ojcostwa, a inne związane z wykazaniem
odpowiedzialności za morderstwo.

2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA

Duszpasterz, który dowiedziawszy się o kłopotach małżeńskich wiernych, podejrzewa,
że może być to przypadek małżeństwa nieważnego z powodu warunku, mógłby
przeprowadzić rozeznanie według następujących wskazań.

1) Przede wszystkim, aby dobrze zrozumieć, co ma na myśli osoba, która do niego

przychodzi, konsultant musi poprosić ją o przypomnienie sobie i wyrażenie tego, o
czym myślała lub co postanowiła w momencie ślubu. Łatwo jest, niestety, choć w
dobrej wierze, zrekonstruować a posteriori, nazwać „warunkiem" to, co tak naprawdę
jest tylko do niego podobne, lecz w gruncie rzeczy od niego różne. Podstawowym
elementem do wyjaśnienia jest to, czy podmiot uzależnił powstanie własnego
małżeństwa lub jego trwanie (i swojego zobowiązania w stosunku do niego) od jakiegoś
szczególnego faktu bądź okoliczności.

2) Dobrze zrozumiawszy to, co ta osoba ma na myśli, doradca powinien dowiedzieć

się, czy było to dla niej jasne już w chwili ślubu i na ile. Jeżeli tak było, powinien
następnie zapytać czy, jak, kiedy i przez kogo ta myśl (lepiej, „ta wola", ponieważ
uzależnianie konsensu od warunku jest aktem woli) została wyrażona, jak również, czy
te osoby są gotowe i chętne zeznawać. Jasne jest, że celem takiego dochodzenia jest
sprawdzenie możliwości bezpośredniego udowodnienia warunku.

3) W ramach dowodzenia pośredniego doradca powinien jednak przede

wszystkim dotrzeć do przyczyny, dla której zrodziła się wola uzależnienia
własnego zobowiązania małżeńskiego od warunku. Jest to, innymi słowy,
szukanie motywu, dowodu wskazującego na postawienie warunku. W
szczególności, doradca powinien zapytać podmiot o jego ocenę wagi faktu

background image

184

zawartego w warunku, pamiętając, że istnieje bezpośrednie powiązanie między tą
oceną a prawdopodobieństwem postawienia warunku. Dodatkowo, należy zbadać
obecność i intensywność ewentualnej wątpliwości co do faktu zawartego w warunku,
ponieważ także między intensywnością wątpliwości i prawdopodobieństwem
postawienia warunku istnieje bezpośredni związek.

4) Również niektóre okoliczności poprzedzające ślub (łatwe do odróżnienia od

motywów) mogłyby mieć pośrednią wartość dowodową. Dlatego konsultant powinien
zwrócić na nie uwagę. Może przykładowo zapytać, czy strona podjęła starania w celu
wyjaśnienia wątpliwości, będących podstawą warunku. Albo też, czy istniały
wcześniejsze zaręczyny lub związki zerwane właśnie z powodu faktu, który jest
przedmiotem warunku. Przykładowo, jeżeli dziewczyna zmuszona była zerwać z
poprzednim narzeczonym, ponieważ był on uzależniony od narkotyków, jest wysoce
prawdopodobne, że chce ona - nawet pod warunkiem - poślubić mężczyznę, który nie
bierze narkotyków.

5) W przypadku okoliczności tzw. towarzyszących ślubowi doradca powinien

ustalić, czy podczas przygotowań do bliskiego już ślubu były widoczne oznaki
ewentualnej woli postawienia warunku, zwłaszcza w okresie egzaminu, któremu są
poddani narzeczeni czy wręcz w postaci pozwolenia biskupa, o którym mowa w kan.
1102 § 3, jeżeli warunki odnoszą się do przeszłości lub teraźniejszości.

6) Na koniec, w kwestii okoliczności, które nastąpiły po ślubie, jakie potencjalnie

mogą mieć wartość poszlaki w procesie dowodowym w sprawie postawienia warunku,
należy uzyskać informacje na temat wysiłków uczynionych przez osobę stawiającą
warunek w celu poznania prawdy w tym względzie (w przypadku warunków de
praeterito
i de praesenti) lub w celu osiągnięcia przedmiotu pożądanego bądź
uniknięcia tego niepożądanego (w przypadku warunków de futuro); jak również reakcji
podmiotu w momencie odkrycia prawdy, tzn. gdy nie dochodzi do ziszczenia się
przedmiotu pożądanego lub stoi się w obliczu tego, którego wystąpienia osoba się
obawiała.

Dopiero po dokładnym zbadaniu - choć tylko wstępnym - powyższych okoliczności

konsultant (w przypadku niemożliwości przezwyciężenia kryzysu małżeńskiego czy
konwalidowania małżeństwa) mógłby zaproponować zweryfikowanie ważności
takiego związku.

3. PRZYKŁADY

Chcąc lepiej zobrazować powyższą problematykę, przedstawiamy teraz następujące
przykłady.

1. PRZYKŁAD PIERWSZY

Filip był podoficerem w wojsku, pełnym entuzjazmu i dobrej woli, ale bardzo
zasadniczym, jeżeli chodzi o charakter i sposób myślenia. Przy okazji pewnej

background image

185

uroczystości, w której biorą udział także rodziny wojskowych, poznał o kilka lat od
siebie starszą Marię, córkę swojego zwierzchnika - dziewczynę bardzo atrakcyjną i
bardziej od niego doświadczoną emocjonalnie. Od razu poczuli do siebie silny pociąg i
wkrótce ich znajomość stała się poważna pod każdym względem. Filip był mocno
zaangażowany, również dlatego, że było to dla niego pierwsze takie doświadczenie.

Niedługo później myśleli o ślubie. Filip jednak, odwiedzając dom rodziców, z

którymi mieszkała Maria, zdał sobie sprawę z silnej więzi wiążącej ją z rodzicami.
Rozmawiał o tym z dziewczyną, ponieważ niepokoiła go jej propozycja, aby oboje
zamieszkali właśnie z nimi. Filip szanował rodziców Marii, ale obawiał się wspólnego
mieszkania z nimi, ponieważ mogło się to okazać kolejną trudnością w rodzącym się
małżeństwie, chciał też uniknąć krępującej sytuacji zamieszkania w domu swojego
dowódcy. Dyskusja między Filipem i Marią na ten temat prowadziła do poważnych
napięć. Gdy Filip zamierzał odłożyć plany małżeńskie, Maria oznajmiła, że może
zrezygnować z zamiaru dalszego mieszkania z rodzicami i że jest gotowa zamieszkać z
Filipem w osobnym domu.

Niemniej Filip jest pełen podejrzeń i wątpliwości w stosunku do Marii. W końcu

udał się wraz z nią do proboszcza z jej parafii, który rozpoczął już przygotowania do
mającego się wkrótce odbyć ślubu, prosząc go, aby kazał Marii przysiąc, że jest gotowa
z nim zamieszkać według dokonanych uzgodnień. Ksiądz rozmawiał osobno także z
dziewczyną; nie wymagał od niej formalnej przysięgi, ale rozmawiał z nią o tym
problemie, przedstawiając wątpliwości Filipa i wagę jego propozycji zamieszkania w
osobnym domu, niezależnie od rodziców (wszystko to ksiądz potwierdził podczas
procesu). Filip (pewien złożenia przez Marię formalnej przysięgi) nadal nie był
przekonany i znalazłszy dom w mieście inny od tego, w którym mieszkali rodzice
Marii, poprosił dziewczynę - nauczycielkę w szkole podstawowej - żeby złożyła w
pracy wniosek o przeniesienie do miasta, w którym mieliby zamieszkać po ślubie.
Maria zapewniała, że wystąpiła z takim formalnym wnioskiem.

Zbliżał się dzień ślubu, ale Filip był niespokojny, ponieważ widział, że Maria nie

jest zainteresowana przygotowaniem nowego mieszkania, odkłada kupno mebli oraz że
do momentu samego ślubu, nabyła tylko kilka mało istotnych elementów wyposażenia.
W tej sytuacji Filip postawił sprawę jasno: poślubi Marię, ale pod warunkiem, że jej
zobowiązanie do odejścia od rodziców i rozpoczęcia z nim życia rodzinnego,
całkowicie niezależnego od nich, jest szczere. Maria ponownie zapewniła Filipa o
szczerości swojego zobowiązania. W kilka tygodni po ślubie małżeństwo się rozpadło.
Maria nie zdecydowała się na rozpoczęcie wspólnego życia z Filipem,
usprawiedliwiając się na różne sposoby, między innymi niekompletnym
umeblowaniem domu, czego przecież ona sama przed ślubem nie dopilnowała, nie
robiąc nic, żeby je skompletować. Filip, jeszcze bardziej podejrzliwy, udał się do
Kuratorium, gdzie dowiedział

background image

186

się, że wniosek o przeniesienie został w istocie przez Marię złożony, ale kilka dni
później przez nią wycofany, bez jego wiedzy.

Dla Filipa oznaczało to koniec małżeństwa, nie zgodził się nawet spotykać ani

widzieć Marii. Ona próbowała go przekonać, żeby jej wybaczył, także w sposób nieco
melodramatyczny, zjawiając się z walizką w koszarach, gdzie mieszka Filip, oznajmiła
swoją gotowość do rozpoczęcia wspólnego życia, ale Filip już jej nie ufał, nie chciał z
nią nawet rozmawiać. Dla niego wszystko było już skończone.

Małżeństwo Filipa i Marii (zawarte na mocy Kodeksu z 1917 roku i dlatego jego

ważność musi być zweryfikowana na podstawie tej dyscypliny) jest jasnym przykładem
dopuszczalnego warunku de futuro i warunku „potestatywnego". Należy je zatem
rozpatrywać w świetle numeru § 3 kan. 1092 KPK z 1917 roku. Filip utrzymuje, że
zawarł małżeństwo pod warunkiem, że Maria będzie naprawdę gotowa do rozpoczęcia z
nim niezależnego życia małżeńskiego. Jego zgoda byłaby skuteczna tylko wobec
szczerego zobowiązania ze strony Marii. W tym przypadku, przedmiotem warunku jest
nie tylko rzeczywiste wspólne życie z żoną, ale sama szczerość z jej strony, kiedy
przyrzeka ona, że chce z nim takie życie rozpocząć (patrz: nalegania Filipa wobec
księdza, aby nakłonił Marię do przysięgi i jej wniosek o zmianę miejsca zamieszkania,
złożony właśnie z powodu nalegań Filipa). Dlatego też, w tym konkretnym przypadku,
powiązanie faktu przyszłego i niepewnego (rozpoczęcie i trwanie niezależnego
wspólnego pożycia małżeńskiego) ze szczerością złożonej obietnicy co do chęci
postąpienia w określony sposób staje się mniej skomplikowane niż w innych sytuacjach.

Uzyskanie przez sąd dowodów co do warunku postawionego przez Filipa nastąpiło

nie tyle na drodze bezpośredniej (jako że niewiele osób słyszało, jak Filip mówił o
„warunku" we właściwym tego słowa znaczeniu, a sama Maria niewiele w tej sprawie
ujawniła, żeby nie pokazać się w złym świetle), ile w drodze pośredniej, czyli na
podstawie dowodu logicznego, opartego na poszlakach i okolicznościach przypadku. W
tym sensie decydujące okazały się: silny i zasadniczy charakter Filipa; pewny dowód
zarówno siły jego woli przed ślubem, co do niezamieszkania z rodzicami Marii, ale
wyłącznie z nią, jak też jego poważne wątpliwości w tej sprawie; natychmiastowość i
nieodwołalność jego reakcji, jak tylko zdał sobie sprawę z nieszczerości obietnicy Marii
i jej niechęci do rozpoczęcia autonomicznego wspólnego życia małżeńskiego, tak jak to
zostało ustalone przed ślubem.

Powyższy przykład - poza ilustracją potestatywnego warunku de futuro -służy do

podkreślenia wartości dowodowej elementów pośrednich postępowania dowodowego,
przede wszystkim motywu (fakt pragnienia osiągnięcia konkretnego rezultatu i
wątpliwości co do realnej możliwości jego uzyskania) i reakcji w obliczu niezaistnienia
faktu zawartego w warunku (szybkie i definitywne zerwanie zobowiązania
małżeńskiego). Są to elementy, których wystąpienie nadaje wiarygodność temu, że
podmiot naprawdę chciał uczynić

background image

187

swój konsens skutecznym (czyli zastrzegał sobie możliwość jego odwołaniem) tylko
pod określonymi warunkami.

2. PRZYKŁAD DRUGI

Łucja to dobra dziewczyna mieszkającą na wsi. Zakochała się w Ryszardzie i planowała
małżeństwo. Kilka dni przed ślubem, proboszcz z parafii Łucji odebrał telefon od Anny,
która oświadczyła, że ma syna z Ryszardem. Proboszcz wezwał do siebie młodych w
celu wyjaśnienia tej kwestii. Łucja i Ryszard pisemnie oświadczyli, że odrzucili
wszelkie niepewności i wahania i są silnie przekonani, że chcą się pobrać.

To, co wydarzyło się w tych dniach, nie jest jednak do końca jasne, zarówno z

powodu niestawienia się Ryszarda w procesie, jak i z powodu licznych sprzeczności
między wersją Łucji a wersjami świadków, których ona sama wskazała. Wydaje się
jednak, że Ryszard zapewnił narzeczoną, że był od jakiegoś czasu „prześladowany"
przez Annę, z którą wcześniej się spotykał w towarzystwie innych młodych ludzi i że z
tego powodu złożył na nią doniesienie. Faktycznie wydaje się również na podstawie
zeznań świadków, że Łucja w pełni wierzyła narzeczonemu, nie zważając na rady swej
rodziny, która zalecała jej ostrożność.

Po zawarciu małżeństwa młodzi zaczęli wspólne życie. Łucja zrezygnowała z pracy i

pomagała w prowadzeniu firmy handlowej Ryszarda i jego rodziców. Jednak w związku
z tym, że zarówno wspólne życie, jak i praca nie spełniały jej oczekiwań - również na
skutek zbyt wygórowanych planów Ryszarda -dziewczyna zostawiła męża.

Łucja kwestionowała zawarte przez się małżeństwo twierdząc, między innymi, że jej

wstąpienie w związek małżeński miało nastąpić na podstawie warunku, że oskarżenia
Anny, zdementowane przez Ryszarda, byłyby nieprawdziwe, czyli że to nie on był
ojcem jej dziecka. Małżeństwo zostało zatem zakwestionowane z powodu warunku
niewłaściwego. Nie jest łatwo stwierdzić, czy powinno się go uważać za warunek de
praeterito
(że Ryszard nie miał w przeszłości syna z Anną) czy de praesenti (że Ryszard
nie jest ojcem dziecka Anny), niemniej, z praktycznego punktu widzenia sprawa ta nie
nastręcza większych trudności: zarówno dlatego, że należy zastosować ten sam przepis
prawny (obowiązujący kan. 1102 § 2, jako że małżeństwo zostało zawarte już w czasie
obowiązywania obecnego Kodeksu); jak i dlatego, że faktyczne okoliczności tej sprawy
są jasne: Łucja utrzymuje, że chciała udzielić konsensu, który byłby skuteczny w
zależności od stwierdzenia bądź nie ojcostwa Ryszarda wobec syna Anny.

W przypadku tym przedmiotem postępowania dowodowego są dwa podstawowe

fakty: że Łucja naprawdę postawiła wspomniany warunek, że Ryszard naprawdę jest
ojcem syna Anny. Dowody przedstawione przez Łucję w

background image

188

tej sprawie nie zdołały przekonać sądu: miały one bardzo małą wartość w pierwszym
aspekcie, a w drugim - w ogóle nie istniały.

Nie zostało udowodnione, że Łucja - której świadectwo nawet co do ważnych

szczegółów okazało się niezbyt przekonywające - naprawdę postawiła warunek; nie
wynika to ani z zeznań powołanych przez nią świadków, ani przede wszystkim z faktów.
Ślepo ufała ona narzeczonemu i nie zważała na wątpliwości, które próbowała w niej
wzbudzić rodzina; nie wyciągnęła żadnych konsekwencji z rozmowy z proboszczem,
któremu wręcz pisemnie oświadczyła, że jest zdecydowana na ślub; nie poprosiła
Ryszarda o jakiekolwiek poważne potwierdzenie (np. w formie kopii złożonej skargi,
czy testów klinicznych, które mogłyby zweryfikować oświadczenie Anny) przed
ślubem ani też po nim, nie starała się dowiedzieć niczego więcej na ten temat. Dopiero
gdy w małżeństwie zaczęło źle się układać z innych powodów Łucja przywołała kwestię
ojcostwa dziecka Anny imputowanego Ryszardowi i wprowadza ją jako swój warunek
postawiony w tej sprawie.
Jak zostało jednak wspomniane, takie postawienie warunku przez Łucję nie zostało
przed sądem udowodnione, wręcz przeciwnie - wykazano jej całkowite przekonanie co
do prawdomówności Ryszarda bez względu na docierające do niej informacje.

To, czy Ryszard naprawdę był ojcem dziecka Anny, nie zostało w ogóle

udowodnione. Łucja mówi, że w czasie separacji widziała chłopca i wydał się jej bardzo
podobny do męża, ale taka informacja oczywiście nie stanowi dowodu. W swoich
zeznaniach Anna stwierdza, że dziecko jest z całą pewnością Ryszarda, ale nie jest w
stanie dostarczyć obiektywnych dowodów potwierdzających to, wręcz zmuszona jest
przyznać, że w czasie poczęcia utrzymywała stosunki intymne z innymi mężczyznami
(informacje zgromadzone przez sąd potwierdzają, że Anna jest raczej „wolną"
dziewczyną). Z powodu braku innych poważnych dowodów - także poszlakowych
-utrzymywanie, że Ryszard jest ojcem, byłoby zupełnie nieracjonalne i arbitralne.

Przykład ten służy jako ostrzeżenie dla konsultantów, aby zachowali ostrożność w

wysuwaniu hipotezy o nieważności małżeństwa z powodu postawienia warunku,
decydując się na jej postawienie dopiero po rozpoznaniu -choć, oczywiście, ogólnym -
możliwości udowodnienia podstawowych faktów, na wypadek ewentualnego
wniesienia takiej sprawy do sądu. W przeciwnym razie, sugerowanie osobom
możliwości uznania małżeństwa za nieważne, mogłoby stać się dla nich nie tyle
pomocą, ile przyczyną kolejnego smutnego rozczarowania.

3. PRZYKŁAD TRZECI

Waleria była bardzo młodą dziewczyną, ale miała jasno sprecyzowane poglądy.
Studiowała i pomagała rodzicom w rodzinnej firmie w małym miasteczku. W szkole
poznała Mirosława, chłopaka z pobliskiej miejscowości. Był nieśmiały,

background image

189

wrażliwy, cierpiał z powodu trudnej sytuacji rodzinnej: rodzice rozeszli się, a matka
żarliwie poświęciła się działalności w sekcie „świadków Jehowy", gorliwie starając się
wciągnąć go do tej sekty.

Waleria i Mirosław spotkali się i zakochali w sobie, zaczynają też współżyć. Oboje

byli jeszcze dość młodzi i niedoświadczeni, Waleria wkrótce zaszła w ciążę.
Dziewczyna nie załamała się, ale od razu myślała o ślubie i rozmawiała o tym z
rodzicami, którzy mimo iż nie byli tym wszystkim zachwyceni, nie robili jej wyrzutów i
wyrazili gotowość pomocy młodym, zapewniając im zarówno mieszkanie, jak i pewną
pracę w rodzinnej firmie. Także Mirosław wydawał się być zadowolony z tej
perspektywy. Nastąpiły przygotowania do ślubu, a Waleria - jeszcze niepełnoletnia, ale
wystarczająco dojrzała - uzyskała od sądu dla nieletnich pozwolenie na wzięcie ślubu.

Jednak w trakcie przygotowań do ślubu powstał pewien problem: kilku przyjaciół

poinformowało Walerię, że widzieli jak Mirosław odwiedza tzw. Salę królestwa,
miejsce spotkań „świadków Jehowy", a sama Waleria zaczęła spostrzegać, że chłopak
nie mówi jej prawdy, jeśli chodzi o niektóre przypadki jego nieobecności. Waleria,
która, mimo swojego wieku i ciąży przed ślubem, była dziewczyną o ugruntowanych
poglądach i w miarę silnych uczuciach religijnych, kilkakrotnie, otwarcie, bardzo jasno
stawiała sprawę: mówiła narzeczonemu, że go kocha i cieszy się z planowanego ślubu,
ale że nie zgodziłaby się poślubić mężczyzny innego wyznania, zarówno dlatego, że
chciałaby móc dzielić ze swym mężem te same doświadczenia życia i wiary, jak i
wychować spodziewane potomstwo w wierze katolickiej. Pytała go wprost, czy jest lub
zamierza zostać „świadkiem Jehowy": w takim wypadku, zatrzymałaby dziecko, ale nie
zgodziłaby się na ślub.

Ilekroć Waleria poruszała tą kwestię, Mirosław zapewniał ją, że jest pod wpływem

prozelityzmu matki, ale nie ma zamiaru przyłączyć się do sekty „świadków Jehowy"; w
niedzielę chodził z Walerią do kościoła na mszę św. Nie stawiał też żadnych przeszkód,
jeśli chodzi o religijne przygotowania do ślubu, którymi zajął się już miejscowy
proboszcz. Waleria jednak w dalszym ciągu nie miała pewności, także z powodu
niepokojących ją, powtarzających się informacji od znajomych. Dlatego też, po raz
kolejny, rozpoczęła rozmowę na wspomniany powyżej temat, tym razem w obecności
rodziny. W ostatnich dniach przed ślubem, a także w dzień go poprzedzający, Waleria
jasno przedstawiała Mirosławowi swoje poglądy: „nie chcę poślubić «świadka
Jehowy». Powiedz mi, czy jesteś nim albo chcesz nim zostać, jeżeli tak, zapomnijmy o
ślubie. Jeżeli potem, po ślubie, okaże się, że jesteś «świadkiem Jehowy» albo że chcesz
nim zostać, odejdę od Ciebie i zakończę nasze małżeństwo". Mirosław ponownie
przedstawiał jej swoje zapewnienia.

Jednak już w trakcie podróży poślubnej Mirosław okazuje się mieć przy sobie

mnóstwo publikacji rozprowadzanych przez „świadków Jehowy", przy czym
utrzymuje, że nie ma nic złego w czytaniu i stara się nawet nakłonić do tego Walerię. Po
narodzinach dziecka, (bez rezultatów) sprzeciwia się chrztowi

background image

katolickiemu, a kilka miesięcy później przyznaje się proboszczowi, do którego Waleria
zwróciła się o pomoc, że należy do sekty i chce jeszcze bardziej zaangażować się w jej
działalność. W tym momencie, z przykrością, aczkolwiek z olbrzymią determinacją,
Waleria urzeczywistnia swoją groźbę i każe Mirosławowi się wyprowadzić, jako że jej
zobowiązanie małżeńskie nie jest już ważne, tak jak go ostrzegała.

Waleria kwestionuje zatem ważność swojego małżeństwa. Pośród motywów

stwierdzenia nieważności, na które się powołała, wymienia także postawiony przez nią
warunek, aby Mirosław nie był i/lub nie chciał zostać „świadkiem Jehowy". Fakty są w
tej sprawie bardzo oczywiste, a także stanowisko Walerii jest potwierdzone: zarówno
przez osoby, jak i same fakty, które mówią więcej niż słowa: wątpliwości przed ślubem,
przedstawienie Mirosławowi swoich intencji, szybka i zdecydowana reakcja Walerii po
odkryciu prawdziwych zamiarów chłopaka. Trudniejsza jest jednak kwalifikacja
prawna wspomnianych faktów. Czy mamy tu do czynienia z warunkiem de praesenti
(„jeżeli jesteś «świadkiem Jehowy», moja zgoda jest nieskuteczna")? A może z
warunkiem de futuro („jeżeli zostaniesz «świadkiem Jehowy», moja zgoda,
tymczasowo zawieszona, nie będzie ważna") albo typu potestatywnego („Jeżeli już
teraz masz zamiar nim zostać i Twoja obietnica w tej sprawie nie jest szczera, moja
zgoda nie jest ważna")? A może oba przypadki występują tu jednocześnie? Sądowi
wydało się, że łatwiej (na podstawie dowodów) jest uznać warunek postawiony
Mirosławowi przez Walerię jako warunek contra matrimonii substantiam, dokładniej
jako chęć rozwiązania związku w przypadku odkrycia, że jest on „świadkiem Jehowy"
lub chce nim zostać. Należy pamiętać słowa samej Walerii: .jeżeli potem, po ślubie
okaże się, że jesteś «świadkiem Jehowy» albo że chcesz nim zostać, odejdę od Ciebie i
zakończę nasze małżeństwo". W praktyce chodzi o warunek „rozwiązujący", który sam
w sobie jest warunkiem de futuro, który się realizuje poprzez wolę wykluczającą (także
ewentualnie „warunkową") nierozerwalność związku małżeńskiego. Sam sąd wydał
oświadczenie w sprawie właśnie z powodu wykluczenia nierozerwalności związku
przez Walerię (także w toku analizowania głównych punktów sprawy), utrzymując, że
rozstrzygnął już zagadnienie warunku, w efekcie w nim zawartego.

Przykład ten ma pokazać zarówno trudność z zaklasyfikowaniem faktów,

związanych z przypadkiem konsensu warunkowego, na podstawie schematów
normatywnych (oczywiście abstrakcyjnych i uogólnionych), jak też konieczność
ostrożnego rozróżnienia warunku od innych przypadków do niego podobnych, choć w
rzeczywistości z nim niezwiązanych, zarówno tych, które nie mają wpływu na ważność
małżeństwa, jak i tych, które je mają, ale które powinny być raczej zaklasyfikowane na
równi z innymi przypadkami nieważności małżeństwa przewidzianymi przez prawo
kanoniczne.

background image

XIII. KONWALIDACJA (UWAŻNIENIE) MAŁŻEŃSTWA NIEWAŻNEGO

Może wydawać się dziwne, że w naszej pracy zajmujemy się możliwościami
konwalidacji - w ramach prawa kanoniczego - małżeństw, w sprawie których istnieją
podstawy do uznania je za nieważne.

W rzeczywistości, jeżeli się dobrze przyjrzeć, instytucja konwalidacji małżeństwa

(poniżej będzie powiedziane, jakie są możliwości dokonania konwalidacji według
obowiązującego ustawodawstwa) jest jednym z możliwych działań duszpasterskich
Kościoła, stającego wobec małżeństwa, które jest nieważne. Logiczne jest, że Kościół
dysponuje różnymi formami działania, aby, w ramach rozsądnej elastyczności, mógł
sprostać rozmaitym trudnym sytuacjom indywidualnym, stosując rozwiązania, które są
słuszne i skuteczne. Również i w działalności duszpasterskiej, obowiązuje bowiem
zasada, że sprawiedliwość nie oznacza traktowania wszystkich jednakowo, na
podstawie sztywnych i ściśle ustalonych schematów, ale oznacza „oddanie każdemu
tego, co mu się należy", to jest tego, co dotyczy jego osobistej sytuacji, widzianej przez
pryzmat ogólnych zasad ustawodawstwa kościelnego.

W takim rozumieniu, możliwość konwalidacji małżeństwa nieważnego to nic innego

jak dowód na „duszpasterski" charakter prawa kanonicznego, gdzie przez
„duszpasterstwo" rozumie się uważną troskę o pomoc w znalezieniu rozwiązań
(niekoniecznie przyjemnych i sentymentalnych) dla trudnych sytuacji osobistych,
rozwiązań jak najściślej związanych z obiektywną rzeczywistością.

Dla większej jasności tego, co zostało dotąd powiedziane, wyodrębnimy tu cztery

rodzaje możliwych reakcji Kościoła wobec małżeństwa nieważnego:

1) Ukrycie - ze strony władz kościelnych - takiej sytuacji. Musi mieć ona miejsce w

przypadku, gdy oboje (nie w rzeczywistości) małżonkowie utrzymują dobre stosunki i
kiedy powiadomienie ich o nieważności ich związku mogłoby być bardzo niekorzystne,
zwłaszcza od strony duchowej. Jeżeli faktyczna sytuacja, będąca podstawą nieważności,
byłaby nieusuwalna, a nie byłoby uzasadnionego niebezpieczeństwa, że okoliczność ta
(a zatem również nieważność ich małżeństwa) wyszłaby na jaw, władza kościelna, która
się o tym dowiedziała, może ukrywać to, o czym wie, nie niepokojąc pseudomałżonków
pozostających w dobrej wierze. Jest to oczywiście przypadek rzadki (mamy na myśli np.
niedopuszczalne pokrewieństwo pewnego stopnia, co okazuje się, po tym jak obie
strony - np. w kraju misyjnym lub w społeczności nękanej wojnami lub o wysokim
wskaźniku migracji - zawarły małżeństwo), ale którego nie można wykluczyć.

2) Tolerancja, ze strony władzy kościelnej, sytuacji małżeńskiej osób, które wiedzą

o nieważności kanonicznej ich związku, której przyczyny Kościół nie jest w stanie
wyeliminować. W przypadku, gdy nie istnieje ryzyko rozgłoszenia

background image

tego faktu (a w jego następstwie skandalu) i gdy pseudomałżonkowie szczerze
zobowiązują się powstrzymać od stosunków ściśle małżeńskich (żyjąc, jak się
potocznie mówi, „jak brat z siostrą"), Kościół może tolerować ich dalsze wspólne
mieszkanie. Jest to rozwiązanie podobne do stosowanego w przypadku ponownego
małżeństwa - oczywiście tylko cywilnego - w wypadku rozwiedzionych katolików,
związanych uprzednio ślubem kościelnym. Związek taki jest nieważny nie tylko z
powodu tego, że nie został on zawarty w formie ślubu kościelnego, ale również dlatego,
że w tym wypadku istnieje już uprzedni związek, który, jeżeli jest ważny, nie może być
przedmiotem dyspozycji ani ze strony poszczególnych zainteresowanych, ani też
Kościoła. Przy wystąpieniu wspomnianych warunków oraz innych poważnych
przyczyn (np. posiadanie potomstwa w drugim związku, które wymaga opieki
materialnej i moralnej rodziców), władza kościelna może tolerować dalsze wspólne
mieszkanie, nie wymagając jego przerwania z powodu nieważności związku.

3) Oświadczenie o nieważności, czyli formalne uznanie przez organ do tego

upoważniony (sąd), przy zachowaniu określonych procedur prawnych, zaistniałej
nieważności

związku

małżeńskiego,

którego

materialna

ważność

została

zakwestionowana. Oczywiste jest, że takie rozwiązanie oznacza koniec pożycia
małżeńskiego zainteresowanych stron, nawet jeżeli nie zawsze przyczyna nieważności
małżeństwa jest zbieżna z powodem niezgody między małżonkami. Wynika też jasno,
że takie postępowanie powinno mieć miejsce zwłaszcza w przypadkach, w których nie
ma szans powrotu do wspólnego, pogodnego życia małżonków.

4) Konwalidacja małżeństwa jest to zastosowanie takich procedur, które

umożliwiają przekształcenie nieważnego małżeństwa w związek ważny. Może to mieć
miejsce pod warunkiem poszanowania prawdziwości faktów i podstawowych zasad
prawa dotyczącego małżeństwa kanonicznego. Celem niniejszego rozdziału jest
ukazanie, w jaki sposób może to mieć miejsce. Konwalidacja małżeństwa jest reakcją
Kościoła w obliczu nieważności małżeństwa, która wydaje się odpowiednia w
przypadku, gdy są nadzieje (oparte na potwierdzonej woli lub zachowaniu małżonków),
że ich wspólne życie może być kontynuowane.

Prawo kanoniczne przywiązuje bowiem dużą wartość do możliwości konwalidacji

małżeństwa nieważnego. Należy zwrócić tu uwagę na dwa istotne przepisy, które
regulują to zagadnienie. Ustalając warunki legitymacji czynnej Rzecznika
sprawiedliwości do zaskarżenia ważności małżeństwa, Kodeks stanowi, że uprawnienie
takie (dające w praktyce możliwość wdrożenia odpowiedniej procedury) nie występuje,
gdy istnieje techniczna możliwość oraz stosowność konwalidacji małżeństwa (kan.
1674 § 2). Definiując dalej specyficzne obowiązki Sędziego w sprawach dotyczących
nieważności małżeństwa, kodeks ustanawia ponadto, że jednym z nich jest obowiązek -
przed przyjęciem sprawy do rozpatrzenia a, także w jej toku, jeśli pojawia się
możliwość, że zakończy się ona pozytywnie - wykorzystania „środków

background image

pastoralnych" (rozmowy, namowy, odsyłanie do doradców ekspertów, którzy mogliby
pomóc), mogących doprowadzić do konwalidacji małżeństwa i do wznowienia przez
małżonków wspólnego życia małżeńskiego (kan. 1676).

Konsultant par borykających się z poważnymi trudnościami małżeńskimi ma do

dyspozycji rozmaite formy działania, nie tylko zaproponowanie wniesienia sprawy
kanonicznej o stwierdzenie nieważności związku małżeńskiego. Nawet w przypadku,
gdy nieważność taka jest bowiem teoretycznie możliwa, nie może on pominąć
pozostałych rozwiązań, w tym konwalidacji małżeństwa, jeśli wydają się one bardziej
odpowiednie w konkretnej sytuacji zainteresowanych.

Na czym więc opiera się możliwość „konwalidacji" małżeństwa nieważnego? Na ile

jest ona zgodna z fundamentalnymi zasadami kanonicznego prawa małżeńskiego? Przy
analizie tego zagadnienia posłużymy się wypróbowanym już schematem,
rozpoczynając od rozważenia elementów prawa substancjalnego.

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO

1) Fundamentalna zasada, na której opiera się instytucja konwalidacji małżeństwa,

jest jednocześnie podstawową zasadą całej dyscypliny kanonicznej dotyczącej
małżeństwa: określa ona konsens jako przyczynę początkową, w języku klasycznym
„przyczynę sprawczą" małżeństwa.

Zasadę tę zatwierdza samo prawo kanoniczne, stanowiąc, że to zgoda stron tworzy

(facit) małżeństwo, co jasno przedstawia kan. 1057 § 1. Ów konsens, który prawo
uważa za akt bardzo osobisty i niezastępowalny, jest aktem woli, poprzez który strony
wzajemnie się sobie oddają w celu stworzenia małżeństwa (kan. 1057 § 2). Ten dar z
samego siebie dokonuje się, w szczególności, poprzez zobowiązanie się wobec drugiej
strony do wypełniania obowiązków małżeńskich i uznania jej praw należących się
legalnemu małżonkowi i tylko jemu samemu.

Akt woli - rozpatrując go z punktu widzenia analizy psychologicznej - jest sam w

sobie prawidłowy, jeżeli jest on nakierowany bezpośrednio na podmiot mogący być
celem woli małżeńskiej, nawet jeżeli w konkretnym wypadku podmiot ten nie zamierza
być przedmiotem tej woli. Można to zilustrować bardzo prostymi przykładami,
odchodząc na moment od tematyki małżeństwa. Tomasz mógłby wykazać wolę (samą
w sobie prawidłowo ukształtowaną) kupna samochodu, który według niego jest
własnością Krzysztofa, mimo iż ten ostatni nie ma w rzeczywistości żadnego
samochodu; Sławomir mógłby wykazać wolę (samą w sobie prawidłowo
ukształtowaną) zakupu Giocondy Leonarda da Vinci, mimo że to dzieło sztuki nie jest
na sprzedaż i nie może go nabyć osoba prywatna.

Przykłady te mogą pomóc zrozumieć rozróżnienie, które można wyrazić poprzez

terminologię, której użycie stało się zwyczajem na polu kanonicznym, zaakceptowaną
także w prawie wcześniej obowiązującym. KPK z 1917 roku,

background image

traktując o instytucji konwalidacji, którą rozważamy, wprowadził rozróżnienie w kan.
1139 między konsensem, który nazywał „naturalnie wystarczającym" i konsensem
„prawnie skutecznym".

Konsens „naturalnie wystarczający" to ten, który jest prawidłowy jako akt

psychologiczny, tj. taki, który potencjalnie może się stać faktycznym konsensem
małżeńskim; na przykład nie może być on wadliwy z powodu złych intencji
(przypominamy rozważane przypadki symulacji) lub z powodu przyczyn zewnętrznych
(jak przymus lub błędy wcześniej rozważane). Natomiast konsens „prawnie skuteczny"
to akt, który w dziedzinie prawa faktycznie wywołuje swoje skutki: zarówno dlatego, że
odnosi się w rzeczywistości do podmiotu, który może zawrzeć małżeństwo, jak też
dlatego, że jest wyrażony w formach, które prawo uważa za istotne dla jego zaistnienia.

Możemy starać się jeszcze lepiej zrozumieć te pojęcia, powracając

do

wspomnianego już przepisu podstawowego, tj. pierwszego paragrafu kan. 1057.
Stwierdza on, że przyczyną sprawczą małżeństwa jest zgoda stron (konsens, który jest
sam w sobie prawidłowy lub „naturalnie wystarczający"), ale dodaje, że tym niemniej ta
zgoda przynosi efekty (jest innymi słowy „prawnie skuteczna") tylko, jeżeli wychodzi
od obu osób zdolnych pod względem prawnym i w sposób przewidziany przez prawo
kanoniczne.

Chcąc rozważyć ten przepis od strony negatywnej, możemy wywnioskować, że

małżeństwo mogłoby być nieważne bądź z powodu braku konsensu naturalnie
wystarczającego, bądź - także w przypadku, gdy on istnieje -z powodu niezdolności
prawnej przynamniej jednego z kontrahentów albo też z powodu przedstawienia tego
konsensu w sposób niezgodny z prawem. W ostatnich dwóch przypadkach konsens,
choć naturalnie wystarczający, byłby prawnie nieskuteczny.

Konwalidacja małżeństwa jest więc - uznając zawarty ślub za nieważny

-możliwością przypisania wartości prawnej związkowi, który powinna ona była
stworzyć: doprowadzając do tego, że ewentualnie brakujący konsens małżonków (lub
jednego z nich) dochodzi do skutku lub też przydając skuteczność prawną konsensowi
samemu w sobie naturalnie wystarczającemu, lecz „sparaliżowanemu" w swej
skuteczności przez niezdolność osobistą lub wadliwość formalną.

2) Jak łatwo można zrozumieć na podstawie tego, co zostało do tej pory

powiedziane, procedura konwalidacji małżeństwa jest stosowana w przypadku
małżeństwa obiektywnie nieważnego lub małżeństwa, które z moralnego punktu
widzenia można za takie uznać. Małżeństwo może być nieważne z trzech powodów.

a) Jak już wspomniano, najpoważniejszym powodem nieważności małżeństwa jest

naturalna niewystarczalność konsensu. W takim przypadku konwalidacja nie jest
niczym innym, jak tylko odnowieniem niewystarczającego konsensu, oczywiście w
wypadku, kiedy warunki niezbędne dla jego skuteczności prawnej istnieją również w
momencie zatwierdzenia małżeństwa.

background image

A zatem, na przykład, jeżeli między zawarciem konsensu naturalnie niewystarczającego
i jego ponownym zawarciem, jedna ze stron wskazałaby na istnienie przeszkody nie do
ominięcia (np. impotencja seksualna), konwalidacja nie mogłaby mieć miejsca.

b) Po drugie, małżeństwo może być nieważne z powodu niezdolności prawnej obu

stron lub jednej z nich, jako dotkniętych jedną z „przeszkód", o których mowa w kan.
1083-1094. Oczywiste jest, że w przypadku, gdy taka przeszkoda jest nie do
przezwyciężenia (ponieważ ma źródło w „pozytywizacji" nakazów prawa Bożego, tzw.
pozytywnego lub naturalnego), konwalidacja mogłaby mieć miejsce tylko wtedy, gdy
zniknie przeszkoda. Tak dzieje się w przypadku przeszkody w postaci istnienia
uprzedniego, dopełnionego związku małżeńskiego, która może zostać przezwyciężona
tylko w przypadku śmierci jednego z małżonków (por. kan. 1141 i 1085 § 1).

c) Małżeństwo może być też nieważne z powodu wady co do for-my wymaganej dla

jego ważności. Mówiąc w tym przypadku o motywie nieważności, który opiera się na
przepisach (por. definicję w kan. 10) natury czysto kościelnej, jasne jest, że teoretycznie
konwalidacja małżeństwa jest wówczas możliwa. Kwestia ta nie podlega dyskusji,
jeżeli chodzi o ewentualne wady formalne małżeństwa kanonicznego (np.
niewystarczająca liczba świadków, celebracja małżeństwa przez proboszcza
zawieszonego w swoich czynnościach z powodu wyroku sądowego lub dekretu
biskupa; przyczyna przedstawiona w czwartym z niżej przedstawionych przykładów).
Kwestią sporną jest natomiast przypadek takiego małżeństwa, którego zawarcie odbyło
się bez formy kanonicznej, ponieważ osoby zainteresowane życzyły sobie formy
cywilnej lub formy wspólnot religijnych, których ceremonie małżeństwa Kościół
Katolicki nie uznaje na równi z własnymi (w praktyce chodzi o obrzędy akatolików
wschodnich: por. kan. 1127 § 1).

Jak wiadomo - zwłaszcza w kontekście duszpasterstwa włoskiego -najczęściej

występujący jest przypadek ślubu cywilnego zawieranego przez osoby, z których
przynajmniej jedna jest zobowiązana do zachowania formy kanonicznej wedle kan.
1117. Należy między innymi pamiętać, że nie jest przewidziane, aby katolicy byli
uprawnieni do zawarcia ślubu cywilnego (przy zwolnieniu z formy kanonicznej), chyba
że występuje zagrożenie życia (por. AAS 77 [1985] 771). Także w przypadku
małżeństwa mieszanego - przy zastosowaniu możliwości, o której mowa w kan. 1127 §
2 - dekret ogólny Konferencji Episkopatu Włoch obowiązujący od 17 lutego 1991 roku
zakłada, że ogólnie rzecz biorąc, alternatywna forma uroczystości powinna mieć
charakter religijny (por. art. 50). Jedyny wyjątek, w ramach ewentualności, do której
tekst się odnosi, stanowi porozumienie między Konferencją Episkopatu i Tavola
valdese,
które przewiduje możliwość, aby forma cywilna stanowiła alternatywę formy
kanonicznej.

W doktrynie rozważa się, czy ślub cywilny osób zobowiązanych do formy

kanonicznej może zostać konwalidowany. Debata doktrynalna, jak i procedura

background image

administracyjna i prawna skłaniają się ku odpowiedzi twierdzącej. Nie jest jednak
możliwa w tym miejscu analiza argumentacji, o której można przeczytać w
specjalistycznej literaturze.

3) Przedstawiwszy tu podstawy konwalidacji małżeństwa, obecnie zajmiemy się

tym, jak w praktyce działa mechanizm przewidziany przez prawo pozytywne.

W ramach wprowadzenia, należy sprecyzować, że prawo kanoniczne przewiduje w

rzeczywistości dwie formy konwalidacji małżeństwa: pierwsza, to tzw. uważnienie
zwykłe; druga, uważnienie w zawiązku. Terminy te pochodzą z samego kodeksu.

Należy od razu zaznaczyć, że prawo kanoniczne nie przewiduje formy tzw.

automatycznej konwalidacji małżeństwa, która mogłaby mieć miejsce (jeśli byłoby to
przewidziane przez prawo), gdyby małżonkowie kontynuowali wspólne życie jakiś czas
po dowiedzeniu się o nieważności ich związku, potwierdzając tym samym, w sposób
dorozumiany, poprzez konsekwentne mieszkanie razem, że wolą ich jest przydanie
skuteczności swojemu początkowemu konsensowi naturalnie niewystarczającemu lub
tylko nieskutecznemu. Wręcz przeciwnie, prawo kanoniczne wymaga do konwalidacji
specyficznych i pozytywnych zabiegów: ze strony bezpośrednio zainteresowanych lub
władzy kościelnej.

Przedstawiwszy tu przesłanki konwalidacji, możemy przejść teraz do konkretnej

analizy tej instytucji prawnej.

4) Elementem charakterystycznym i istotnym pierwszej formy konwalidacji

małżeństwa, tzw. uważnienia zwykłego, jest to, że dochodzi do niej poprzez ponowienie
konsensu. To ponowienie konsensu jest wymagane przez prawo pozytywne kościelne,
także w przypadku, gdy małżeństwo jest nieważne nie z powodu naturalnej
niewystarczalności samego konsensu, ale tylko z powodu jego nieskuteczności prawnej
(por. kan. 1156 § 2). Ponowienie takie jest nowym aktem woli skierowanym na
utworzenie małżeństwa, o którym strona ponawiająca wie lub przypuszcza, że było od
początku nieważne (por. kan. 1157).

Sposoby wyrażenia tego nowego aktu woli mogą być różne w zależności od

przyczyny nieważności małżeństwa i od stopnia jej upublicznienia. Są to elementy, o
których będzie mowa w dalszej części wykładu. Wcześniej jednak zajmiemy się
sprecyzowaniem i podsumowaniem podstawowych aspektów charakteryzujących
uważnienie zwykłe na drodze ponowienia konsensu.

Aby móc dokonać takiego uważnienia małżeństwa, potrzebna jest, w pierwszej

kolejności, wiedza lub przynajmniej opinia, że własne małżeństwo jest nieważne. W
konsekwencji, konieczna jest także świadomość co do udzielenia nowego konsensu.
Niewystarczające do zrealizowania podstawowych celów konwalidacji będzie zatem
przekonanie, że chodzi o zwykłe formalne uregulowanie konsensu już zawartego lub
jego potwierdzenie czy umocnienie. Osoba zobowiązana do ponowienia konsensu musi
być jednak świadoma, że stoi

background image

w obliczu konieczności autentycznego ponowienia swojego konsensu
małżeńskiego, którego alternatywą jest trwanie w sytuacji nieważności
(świadomej) swojego małżeństwa.

Po drugie, jest konieczne, aby w momencie ponawiania zawierany konsens posiadał

wszystkie wymagane przez prawo przymioty, żeby mógł się stać przyczyną sprawczą
związku małżeńskiego. Jeżeli bowiem byłby on istotnie wadliwy lub błędny, nie
mógłby doprowadzić do skutecznej konwalidacji. Tak może być w przypadku
małżonków, którzy konwalidują związek, z jakiego mają czworo dzieci i którzy,
zawierając wznowiony konsens, chcieliby z góry wykluczyć posiadanie kolejnych
dzieci. Ich nowy konsens były w znacznym stopniu błędny. Przykład ilustrujący błędne
ponowienie konsensu, przytoczony poniżej jako pierwszy, przedstawia przypadek
świadomego błędu, który występuje w momencie ponowienia konsensu.

Konieczne jest także, aby w momencie konwalidacji małżeństwa strony posiadały

pełną, wymaganą przez prawo zdolność. W przeciwnym bowiem wypadku, konsens,
choć ponowiony, nie byłby skuteczny.

Jak zostało wcześniej zasygnalizowane, sposób ponowienia konsensu zależy od

motywu nieważności małżeństwa, które ma zostać kownalidowane i od stopnia jego
upublicznienia. W ten sposób można wyróżnić następujące przypadki.

a) W przypadku małżeństwa nieważnego z powodu obecności przeszkody

zrywającej, aby móc przystąpić do konwalidacji, konieczne jest, żeby ona „zniknęła"
lub minęła (np. wiek, wcześniejszy związek) lub też aby została usunięta, jeżeli to
możliwe, na drodze dyspensy (np. pokrewieństwo, ślub czystości osoby duchownej),
jak stanowi kan. 1156 § 1. W tych przypadkach ponowienie konsensu jest wymogiem
prawa pozytywnego kościelnego, ponieważ nieważność małżeństwa wynika z
nieskutecznego (z powodu przeszkody), ale samego w sobie naturalnie wystarczającego
konsensu.

Jeżeli chodzi o sposoby ponowienia konsensu - jeżeli przeszkoda, będąca przyczyną

unieważnienia była publiczna (lub możliwa do wykazania w zakresie zewnętrznym,
por. kan. 1074 i 1158 § 1), konsens musi zostać ponowiony w formie kanonicznej; jeżeli
jednak owej przeszkody nie można wykazać w zakresie zewnętrznym, konsens może
zostać ponowiony prywatnie i w tajemnicy, wyłącznie przez stronę wiedzącą o jej
istnieniu, naturalnie pod warunkiem, że konsens drugiej strony trwa nadal. Jeżeli jednak
przeszkoda niemożliwa do wykazania jest wiadoma obu stronom, konsens musi zostać
przez te dwie osoby ponowiony, nawet w sposób prywatny i tajny albo też w formie
kanonicznej i w sposób innym niewiadomy (kan. 1158 § 2)

b) W przypadku małżeństwa nieważnego z powodu braku konsensu, konieczne jest,

według prawa naturalnego, jego ponowienie przez stronę, która go nie wyraziła. Jeżeli
chodzi o formę takiego ponowienia, może być ona prywatna i tajna, gdy braku konsensu
nie da się udowodnić i gdy trwa konsens

background image

drugiej strony (por. kan. 1159 §§ 1-2); musi być ono jednak wyrażone w formie
kanonicznej, jeśli brak konsensu może zostać wykazany (por. kan. 1159 § 3).

c) W przypadku małżeństwa nieważnego z powodu braku formy kanonicznej,

uważnienie zwykle może się dokonać tylko wraz z nowym wyrażeniem konsensu,
przestrzegającego wymaganej formy, jaka uprzednio była przez niego nieprzestrzegana.

5) Forma konwalidacji zwana „uważnienie w zawiązku" charakteryzuje się głównie

podkreśleniem trwałości konsensu jako aktu psychologicznego. Można ją stosować w
przypadku małżeństw nieważnych z powodu zwykłej nieskuteczności konsensu,
samego w sobie naturalnie wystarczającego, który stal się „nieskuteczny" z powodu
wystąpienia przeszkody lub wady w formie celebracji ślubu.

W tej szczególnej formie konwalidacji władza kościelna, opierając się na trwałości

konsensu

naturalnie

wystarczającego,

usuwa

przyczynę

powodującą

jego

nieskuteczność - udzielając dyspensy eliminującej przeszkodę lub nieprzestrzeganie
formy - bez wymagania odnowienia samego konsensu. Jeżeli dobrze rozważyć definicję
uważnienia w zawiązku („sanacji u podstawy"), którą podaje kan. 1161 § 1, można
wyodrębnić następujące elementy tej instytucji prawnej.

Jasne jest, że - opierając się na trwałości konsensu jako aktu psychologicznego -

należy zweryfikować wystąpienie takiej przesłanki w celu zastosowania tego środka
zaradczego w przypadku małżeństwa nieważnego. Również i w takim wypadku
pamiętać należy o ogólnych zasadach proceduralnych i niektórych kryteriach
poszlakowych.

Zgodnie z ogólną zasadą, udzielony konsens małżeński musi być uważany za trwały.

Jego odwołanie jest faktem, a fakty należy udowodnić, nie tylko zakładać. Oczywiście
udowodnienie jakiegoś faktu może nastąpić poprzez dowód poszlakowy. W tym celu
pomocne są kryteria, o których niedawno była mowa. Pamiętać należy, że niezgoda
małżonków, odmowa przystąpienia do konwalidacji własnego małżeństwa poprzez
ponowienie konsensu, separacja małżonków (faktyczna lub legalna), wniosek o rozwód
- wszystkie te okoliczności uważane są za poszlaki niewystarczające do udowodnienia
odwołania konsensu. Natomiast za poszlaki udowadniające takie odwołanie uważa się
rozwiązanie małżeństwa przez papieża z powodu niedopełnienia lub wyrok o
stwierdzeniu nieważności małżeństwa. Należy jednak pamiętać, że mowa jest o
kryteriach poszlakowych, które stanowią dowód domniemany. Rzeczywista wola
małżonków będzie musiała zostać uważnie przeanalizowana i będzie się mogło
ewentualnie okazać, że nie pokrywa się z tym, co z dużym prawdopodobieństwem
wykazało kryterium poszlakowe.

Jeżeli trwałość - równoczesna i aktualna - konsensu stron jest warunkiem

koniecznym dla ważności sanacji, dla jej prawomocności, muszą istnieć realne
przesłanki wskazujące, że konsens taki będzie trwał nadal, także w przyszłości, jako że
zainteresowani małżonkowie mają zamiar utrzymać życie małżeńskie

background image

(por. kan. 1161 § 3). Uważnienie małżeństwa, którego rozpad byłby łatwy do
przewidzenia, byłoby więc nierozważne.

Równoczesne trwanie konsensu stron jest warunkiem koniecznym przy

dokonywaniu uważnienia w zawiązku, o czym przypomina kan. 1162, którego drugi
paragraf należy dobrze przeanalizować. Podczas gdy pierwszy jest intuicyjnie
zrozumiały, a ogranicza się do przypomnienia, że sanacja nie może zostać zastosowana,
gdy brakuje konsensu - nawet tylko jednej ze stron - bądź od samego początku, bądź z
powodu jego odwołania w późniejszym czasie, paragraf drugi wskazuje, że jeżeli
chodzi o istotę i skutki sanacji (które później zanalizujemy), może ona mieć miejsce - w
przypadku konsensu początkowo brakującego, a potem złożonego - tylko w momencie
jego wejścia w życie. Postępowanie przeciwne -jeżeli chodzi o istotę i skutki tej
instytucji - byłoby sprzeciwieniem się podstawowej zasadzie dotyczącej natury
przyczyny sprawczej konsensu w powiązaniu z małżeństwem.

Jak zostało wspominanie, uważnienie w zawiązku, następuje zazwyczaj poprzez

zwolnienie od przeszkody lub od przestrzegania formy kanonicznej. Po otrzymaniu
takiego zwolnienia i potwierdzeniu trwałości konsensu, mamy już wszystkie istotne
elementy potrzebne do sanacji (por. kan. 1163); w takim wypadku ocena możliwości jej
dokonania zależy od władz kościelnych. Niemniej, jak wiadomo, nie od wszystkich
przeszkód można zostać zwolnionym, jako że niektóre z nich (które zazwyczaj dotyczą
tzw. prawa naturalnego czy prawa Bożego pozytywnego) nie mogą zostać usunięte
przez dyspensę władz kościelnych. W stosunku do tych ostatnich przeszkód, poprzedni
Ustawodawca, wyrażając szacunek dla prawa naturalnego i boskiego pozytywnego,
ustanawiał niemożność dokonania uważnienia także po zniknięciu tych przeszkód (por.
KPK z 1917, kan. 1139 § 2). Obecna Ustawa, nie umniejszając bynajmniej szacunku
względem prawa wpisanego przez Stwórcę w naturę rzeczy czy też potwierdzonego w
Objawieniu (nie jest możliwe zwolnienie z przeszkód, które tam występują), ale będąc
prawdopodobnie ściślej związaną z logiką instytucji sanacji, która traktuje konsens
naturalnie wystarczający jako rzeczywisty akt psychologiczny (mogącej nastąpić - jak
wyżej zauważono - także przy chwilowej niedyspozycji faktycznej podmiotu), stanowi,
że uważnienie może być zastosowane także w przypadku małżeństw nieważnych z
powodu przeszkód wynikających z prawa naturalnego (impotencja seksualna,
pokrewieństwo w linii bezpośredniej, być może pokrewieństwo drugiego stopnia w
linii bocznej) lub z prawa Bożego pozytywnego (związek małżeński), jeżeli tylko
wspomniane przeszkody ustaną (por. kan. 1163 § 2).

Opierając się na wartości konsensu stron naturalnie wystarczającego, który nabiera

mocy wraz z wyeliminowaniem (przez dyspensę lub ustanie) przeszkody lub
zwolnieniem (przez odpowiednią władzę) z formy kanonicznej, wydaje się oczywiste,
że uważnienie w zawiązku jest też dopuszczalne - choć

background image

jedynie w przypadku wystąpienia poważnej przyczyny - także bez wiedzy stron
zainteresowanych lub jednej z nich (por. kan. 1164).

6) Jakie są skutki konwalidacji małżeństwa? Pod tym względem obie rozważane

formy konwalidacji mają jednakowy podstawowy skutek -stworzenie związku
małżeńskiego. Wchodzi on w życie w momencie wznowienia konsensu w przypadku
tzw. uważnienia zwykłego i w momencie zezwolenia ze strony władzy kościelnej w
przypadku tzw. uważnienia w zawiązku. Jak zwykło się mówić, podstawowy skutek obu
form konwalidacji ma miejsce ex nunc.

W przypadku sanacji u podstawy, występuje dodatkowo skutek drugorzędny, który

odzwierciedla się w przeszłości, a o którym mówi się, że powoduje skutek ex tunc.
Dokładniej, jest mowa o działaniu wstecznym w momencie ślubu tzw. skutków
kanonicznych małżeństwa (np. prawowitość urodzenia dzieci: por. kan. 1137-1138).
Bardzo jasno wyraża się kan. 1161
§ 2, rozróżniając oba skutki sanacji u podstawy: „Konwalidacja następuje od chwili
udzielenia łaski; natomiast cofnięcie skutków kanonicznych małżeństwa odnosi się do
momentu zawarcia małżeństwa, chyba że co innego wyraźnie zastrzeżono".

Jakie mogą być i jak są uzasadnione te możliwe zastrzeżenia? Są one wymienione w

kan. 1162 § 2 i kan. 1163 § 2 i są uzasadnione w związku z motywem nieważności
małżeństwa, które ma podlegać sanacji.

7) Do kogo należy zwrócić się w przypadku, kiedy jest możliwe uważnienie zwykłe

lub uważnienie w zawiązku małżeństwa?

Istnieje przypadek, w którym nie trzeba zwracać się do żadnego organu. Ma to

miejsce wtedy, gdy zachodzi konieczność uważnienia zwykłego małżeństwa,
nieważnego z powodu przeszkody albo też błędu konsensu, które nie mogą zostać
udowodnione w zakresie stosunków publicznych wspólnoty (tzw. zakres zewnętrzny) -
w takim przypadku wystarczy, żeby strona lub strony wiedzące o nieważności odnowiły
konsens prywatnie (bez publicznych formalności) i w tajemnicy (bez świadków), por.
kann. 1158 § 2 i 1159 § 2.

Natomiast w przypadku, gdy należy dokonać uważnienia zwykłego małżeństwa

nieważnego z powodu błędu formalnego, z powodu przeszkody możliwej do
udowodnienia lub też błędu w konsensie, który jest możliwy do udowodnienia, wydaje
się wystarczające, jeżeli zainteresowani zwrócą się do kompetentnego organu o
udzielenie pomocy w ich małżeństwie, jak to przedstawia kan. 1115, a konkretnie do
proboszcza. To włażnie on będzie potem musiał poprosić o zwolnienie z ewentualnej
przeszkody (gdy jest ona przyczyną nieważności małżeństwa) władze, które mogą
udzielić takiej dyspensy, biskupa lub Stolicę Apostolską.

Na koniec, w przypadku uważnienia w zawiązku, nowy kodeks idąc za wskazaniami

soborowymi, umacniając zwyczajowe uprawnienia biskupów diecezji - poszerzył
możliwości tych ostatnich do dokonania takiego uważnienia w przypadku małżeństw
nieważnych. Czytając uważnie rozporządzenie kan.

background image

1165, można wyciągnąć wnioski, że Stolica Apostolska rezerwuje dla siebie udzielenie
uważnienia w zawiązku tylko w trzech przypadkach:

a) sanacji ogólnych, tj. wszystkich przypadków połączonych wspólną przyczyną

nieważności (np. małżeństwa udzielone przez fałszywego duchownego);

b) małżeństwa nieważnego z powodu przeszkody, od której zwolnić może tylko

Stolica Apostolska (śluby kościelne bądź zakonne; publiczne zobowiązanie do
zachowania czystości; przestępstwo);

c) małżeństwo nieważne z powodu przeszkody ze strony prawa Bożego

-naturalnego lub pozytywnego - która została wyeliminowana.

We wszystkich innych przypadkach zezwolenie na uważnienie w zawiązku może

wydać biskup diecezji. W takich wypadkach można zastosować przez analogię przepis
kan. 1115 i wykorzystać kryteria, które są stosowane przy okazji zindywidualizowania
proboszcza mającego pomóc małżeństwu (a więc miejsce zamieszkania, miejsce
quasi-zamieszkania, miejsce miesięcznego pobytu przynajmniej jednego z dwojga
zainteresowanych); albo też można skierować się do biskupa miejsca, w którym zostało
zawarte małżeństwo mające podlegać sanacji, pod warunkiem, że zostało zawarte w
formie kanonicznej, choćby błędnej, jednak nie w przypadku całkowitego jej braku.

2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA

Przedstawimy teraz kilka uwag, które mogą się okazać przydatne dla
konsultanta.

1) Po pierwsze, doradcy muszą zdawać sobie sprawę z istnienia możliwości

konwalidacji nieważnego małżeństwa, przewidzianej przez prawo kanoniczne.
Rozwiązaniem, jakie można zaproponować w przypadku małżeństwa, które -jak się
podejrzewa - może być nieważne, nie musi być koniecznie i wyłącznie wniesienie
sprawy o stwierdzenie nieważności. Może być tak, że małżonkowie, choć osobiście
przekonani o tym, iż może istnieć powód dla stwierdzenia nieważności ich małżeństwa,
nie mają zamiaru zakwestionowania jego ważności. Również w przypadku, gdy
mieliby oni taki zamiar, należy przedstawić im możliwość konwalidacji ich małżeństwa
po to, aby podejmując decyzję, byli jak najlepiej poinformowani o wszystkich
możliwych sposobach działania, które ustawodawstwo Kościoła w tym przypadku
oferuje.

2) Możliwość konwalidacji małżeństwa musi zostać przedstawiona zwłaszcza w

przypadku, gdy wspólne życie małżonków zostało wznowione po wycofaniu sprawy o
stwierdzenie nieważności małżeństwa. Jak pokaże drugi z niżej przytoczonych
przykładów, może zdarzyć się, że w trakcie prowadzenia sprawy o stwierdzenie
nieważności małżeństwa małżonkowie zdecydują się ponownie zacząć wspólne życie,
czy to dla dobra dzieci, czy to po przemyśleniu swojej decyzji i zdaniu sobie sprawy z
wiążących ich uczuć. Trwający w tym czasie proces mógł wykazać (także w przypadku,
gdy nie doszło jeszcze do

background image

przedstawienia wyroku) rzeczywistą możliwość udowodnienia na forum zewnętrznym
błędu w konsensie lub istnienia przeszkody. W takim przypadku nie można pominąć
zaproponowania zainteresowanym konwalidacji ich małżeństwa.

3) Poza tym, co zostało do tej pory powiedziane, doradca musi rozsądnie ocenić

sytuację, aby nie poruszyć zbyt wcześnie czy nawet bezpodstawnie kwestii
konwalidacji (prostej) małżeństwa, gdy przewiduje, że (np. w obliczu prostoty
kulturalnej zainteresowanych) konieczność ponowienia konsensu nie zostałaby
zrozumiana czy wręcz byłaby ona odrzucona. W takim przypadku, jeżeli okoliczności
na to pozwalają (tj. gdy nieważność małżeństwa zależy od przeszkody lub błędu
formalnego), doradca może się zwrócić do kompetentnych organów w celu uzyskania
sanacji u podstawy, ustalając, czy istnieje w tym wypadku możliwość zaproponowania
zainteresowanym przynajmniej tej szczególnej formy konwalidacji, nie niosącej ze sobą
konieczności ponowienia konsensu.

4) Także w przypadku, gdy zainteresowani są gotowi do konwalidacji swojego

małżeństwa, doradca musi zasugerować im, aby nie spieszyli się (dotyczy to również
ich duszpasterzy) z konwalidacją. Pośród niżej przytoczonych przykładów znajduje się
przypadek (przykład pierwszy) konwalidacji, której powinno się było uniknąć (a która
w rzeczywistości niczego nie uważniła, ponieważ istniał błąd w konsensie) oraz
przypadek (przykład trzeci) konwalidacji nieważnej z powodu braku jej podstawowych
założeń.
W obu przypadkach okazał się niekorzystny pośpiech i nieuzasadniona niecierpliwość
„pasterska", żeby „uporządkować" sytuację małżeńską zainteresowanych.

3. PRZYKŁADY

1. PRZYKŁAD PIERWSZY

Klaudia była dobrą, dość prostą dziewczyną, miała nieszczęśliwe życie rodzinne z
powodu kłótni i niezgody między rodzicami. Odkąd została sama, zamieszkała z starszą
ciocią i pracowała jako nauczycielka. Poznała Roberta, skromnego urzędnika. Zaczęli
darzyć się sympatią i spotykać się, także w środowisku parafialnym, w którym Klaudia
prowadziła ożywioną działalność.

Robert był uprzejmy, choć nieco zmanierowany, mało przedsiębiorczy i

niemanifestujący otwarcie swoich uczuć wobec Klaudii. Ona z kolei, jak wspomniano,
dziewczyna prosta, szczera i pozytywnie nastawiona do życia, nie martwiła się tym i tak
mijały lata, z niedzielnymi popołudniami spędzonymi na spotkaniach parafialnych,
domowych partiach gier w karty, rozmowach z ciocią.

Po śmierci tej ostatniej, Klaudia została sama i młodzi zdecydowali się pobrać. Ku

ogromnemu rozczarowaniu Klaudii, po ślubie Robert nawet nie próbował się do niej
zbliżyć w sensie małżeńskim, co więcej, wycofywał się i

background image

starał się uniknąć jakichkolwiek, nawet nieśmiałych prób, zbliżenia się do niego ze
strony Klaudii. Po kilku miesiącach Klaudia, dla której małżeństwo było także nadzieją
na spełnienie się pragnienia posiadania dzieci, z wielkim bólem stawia sprawę jasno
przed Robertem, który ze łzami w oczach wyznaje jej, że już kilka lat przed ślubem
dowiedział się, że jest nosicielem wirusa HIV. Mówi, że zaraził się nim w czasie służby
wojskowej, że w chwili desperacji z powodu samotności przystał na propozycję dwóch
żołnierzy i zażył narkotyki. To był jedyny raz, kiedy po nie sięgnął, mimo to zaraził się,
ponieważ wszyscy trzej użyli tej samej strzykawki. Robert wyjaśnił Klaudii, że nie
chciał jej o tym powiedzieć przed ślubem, ponieważ ją kocha i bał się, że może ją
stracić.

Klaudia wstrząśnięta tym wyznaniem, zwróciła się o radę do księży ze swojej parafii,

którzy od dawna ją znali i darzyli sympatią. Dziewczyna była bardzo dotknięta, lecz jej
silne uczucia chrześcijańskie sprawiły, że nie przestała kochać Roberta i była gotowa
mu przebaczyć. Proboszcz i wikariusz obawiali się, że w ten sposób zawarte
małżeństwo może być nieważne i zwrócili się o radę do Kurii. Jeden z jej pracowników,
któremu została przedstawiona cała sytuacja, z podkreśleniem możliwości nieważności
małżeństwa z powodu świadomego błędu, w jaki została wprowadzona Klaudia (o czym
mowa w kan. 1098), odradził konwalidację małżeństwa w związku z tym, że niewiele
czasu upłynęło od odkrycia oszustwa, co nie pozwoliło być może dobrze ocenić
sytuacji, jak też trudności, z moralnego i ludzkiego punktu widzenia (chodzi o problem
związany ze sposobem utrzymywania stosunków płciowych), związanych z życiem z
nosicielem wirusa HIV. Konwalidacja małżeństwa została zatem odradzona,
przynamniej w najbliższym czasie, ale nie została zabroniona. Klaudia i Robert
natomiast byli na nią zdecydowani i przy pomocy proboszcza oraz w obecności
świadków w osobach wikariusza i zaufanej przyjaciółki została dokonana konwalidacja
małżeństwa.

Ich wspólne życie trwało kilka lat; stan zdrowia Roberta pozostawał bez zmian.

Niemniej zauważalna była zmiana na gorsze w jego zachowaniu. Wychodził z domu w
porach, w których normalnie się nie pracuje, opowiadał żonie niezręczne kłamstwa,
kilka osób widziało go w miejscach cieszących się złą sławą, dołączyło się do tego jego
niezrównoważone zachowanie w domu, dziwne manie i przeświadczenie o byciu
prześladowanym przez współpracowników i sąsiadów. Stopniowo, także dzięki pomocy
lekarza rodzinnego i innych specjalistów, prawda wyszła na jaw. Robert już jako młody
chłopak

miał

doświadczenia

homoseksualne,

odwiedzał

miejsca

spotkań

homoseksualistów i utrzymywał z nimi mniej lub bardziej stałe kontakty. Nigdy nie
zażywał narkotyków, a jego nosicielstwo było wynikiem stosunków homoseksualnych.
Także kilka miesięcy po ślubie zaczął znów odwiedzacie środowiska bez wiedzy żony.
Klaudia, oszukana w momencie ślubu i konwalidacji, kiedy to - podejmując
nierozważną decyzję, której być może inni nie odważyliby się podjąć - wznowiła swój
konsens wobec mężczyzny będącego nosicielem wirusa HIV, który już raz ją oszukał w
sposób bardzo poważny.

background image

Jasno wynika, że konsens Klaudii - zarówno co do ślubu, jak i konwalidacji -był

wadliwy z powodu błędu, w który świadomie wprowadził ją Robert co do cechy swojej
osoby (faktu bycia nosicielem i homoseksualistą). Doprowadziło to do poważnego
zaburzenia konsorcjum życia, a wszystko to w celu uzyskania konsensu drugiej strony -
Klaudii. Należy zatem uznać małżeństwo i konwalidację za nieważne, nie można
bowiem obciążyć Klaudii z powodu jej zbytniej wyrozumiałości i łatwowierności,
jeżeli chodzi o historię Roberta i jego zarażenia się wirusem z powodu jednorazowego
zażycia narkotyków.

Jest jednak całkiem możliwe, i to właśnie ma ilustrować przytoczony przykład, że

większa rozwaga przy dopuszczeniu obojga do konwalidacji małżeństwa, opierając się
ich naleganiom i prośbom o jak najszybsze „uregulowanie" ich sytuacji, mogłaby się
przyczynić do lepszego wyjaśnienia sytuacji, gdyby podejść bardziej krytycznie do
opowieści Roberta i mając więcej czasu na zauważenie jego niezrównoważonego
zachowania, które szybko zaczął przejawiać po konwalidacji małżeństwa.

2. PRZYKŁAD DRUGI

Katarzyna i Marek byli młodymi, pracującymi ludźmi. Ona była kasjerką, on
robotnikiem. Poznali się, zakochali się w sobie i po długim narzeczeństwie zaczęli
myśleć o ślubie.

W miarę zbliżania się daty ślubu Katarzyna zauważyła jednak, że Marek poświęca

jej mniej uwagi niż wcześniej. Spytała go, czy coś się zmieniło w jego uczuciach, ale
Marek zaprzeczał. Ślub został więc zawarty.

Wrażenie Katarzyny znalazło jednak swoje potwierdzenie w życiu małżeńskim,

Krzysztof niechętnie przebywał w domu, unikał sytuacji intymnych, wydawał się
niezadowolony i rozkojarzony, „myślami gdzieś daleko".

Katarzyna martwiła się, rozmawiała o tym z rodziną i wspólnymi znajomymi, od

których (a konkretnie od Juliana i Piotra) dowiedziała się prawdy, której Marek już nie
mógł zaprzeczyć. Przygotowując dom, w którym miał zamieszkać z żoną, Marek
jeszcze jako narzeczony Katarzyny poznał sąsiadkę, Dorotę, bardzo młodą, ale już
rozwiedzioną. Uległszy jej pokusom, związał się z nią. Gdy Julian i Piotr dowiedzieli
się o tym, przypomnieli mu o zbliżającym się ślubie, jednak Marek stwierdził, że nie
chce wszystkiego zaprzepaścić, że chce potraktować małżeństwo z Katarzyną jako
próbę, nie przerywając związku z Dorotą. Gdyby ta „próba" się okazała nieudana lub
gdyby okazało się, że bardziej podobałaby mu się Dorota, zostawiłby Katarzynę i został
z Dorotą. Julian i Piotr ostro skrytykowali jego zamiary, rozmawiali o nich z
przyjaciółmi (Andrzej i Marcin), jednak żaden z nich nie miał odwagi powiadomić o
tym Katarzyny jeszcze przed ślubem.

Gdy zaledwie w kilka miesięcy po ślubie prawda wyszła na jaw, między Katarzyną i

Markiem doszło do separacji. Katarzyna zasięgnęła rady w parafii i,

background image

zgodnie z sugestią proboszcza, po uprzedniej konsultacji z doświadczonym adwokatem
- wniosła sprawę o stwierdzenie nieważności małżeństwa na podstawie podwójnej wady
w konsensie Marka, wykluczenie nierozerwalności małżeństwa i wykluczenie
wierności z jego strony. Przeprowadzone dochodzenie pozwoliło na zarysowanie
pełnego obrazu sytuacji. Marek, wyraziwszy skruchę, przyznał się do winy; Piotr i
Julian ukazali jego przedślubne intencje jako dowody bezpośrednie i przedślubne,
Andrzej i Marcin jako dowody przedślubne i pośrednie, kilku krewnych zarówno ze
strony Marka, jak i Katarzyny przedstawili uzasadnienie, które młodzi podali w
związku z separacją. Wszystkim tym osobom Marek powiedział wprost, jak wyglądała
sytuacja. Także Dorota, po skończonej przygodzie z Markiem, bez wahania przyznała
się do przedślubnego związku z nim i do zamiaru kontynuowania go także po jego
ślubie, w zależności od tego, jak ułoży mu się w małżeństwie z Katarzyną.

Zostały opublikowane akta w sprawie, które potwierdzały podwójną wadę w

konsensie Marka. W tym czasie jednak adwokat pomagający Katarzynie prosił ją o
odroczenie procesu, potem po raz kolejny, a później oznajmił, że rezygnuje ze sprawy w
związku z tym, że Katarzyna i Marek znów zaczęli się spotykać, pogodzili się i
rozpoczęli wspólne życie na nowo.

Jest to, oczywiście, szczęśliwe zakończenie. Niemniej jednak wada w konsensie

Marka jest w sprawie nie tylko dowodem możliwym, ale dowodem, który został już
włączony do procesu sądowego, nawet jeśli nie doszło jeszcze do ogłoszenia wyroku.
Zalecona została zatem konwalidacja małżeństwa. Wikariusz sądowy napisał więc do
proboszcza, który wcześniej wysłuchał Katarzyny i doradził jej wniesienie sprawy o
stwierdzenie nieważności. Dobroduszny ksiądz wezwał do siebie ją i Marka, wyjaśnił
im całą kwestię, a sami zainteresowani zgodnie zdecydowali się na konwalidację
swojego małżeństwa. Proboszcz dołączył do zatwierdzenia coś w rodzaju „egzaminu
narzeczonych", w którym obszernie opisał odnowione przez nich postanowienia, i
wreszcie, w obecności dwóch zaufanych świadków, przyjął ich ponowienie konsensu.

Przykład ten pokazuje typowy przypadek, w którym należy zastosować uważnienie

zwykłe, czyli w sytuacji, gdy nie tylko można udowodnić przyczynę nieważności
małżeństwa, ale - także ze względu na fakt wniesienia sprawy do sądu - całkiem
prawdopodobne jest, że nieważność małżeństwa mogła zostać ujawniona.

3. PRZYKŁAD TRZECI

Piotr i Martyna byli kuzynami tzw. drugiego stopnia; dokładniej - we-dług dyscypliny
KPK z 1917 roku, na podstawie której zostaje zawarte ich małżeństwo (por. kan. 96 § 3
i 1076 § 2) - byli spokrewnieni w trzecim stopniu w linii jednostronnej. A jeszcze
dokładniej: mieli wspólnego pradziadka; ich

background image

babcie były siostrami, matki pierwszymi kuzynkami. W tym pokrewieństwie
przekazanym w linii żeńskiej nazwiska obu zainteresowanych są oczywiście różne.
Ponadto, podczas gdy Martyna mieszkała zawsze w małej górskiej wsi, miejscu
pochodzenia rodziny, Piotr urodził się i mieszkał zawsze w dużym mieście, dość
odległym od tej wsi, gdzie jego babcia przeprowadziła się po ślubie w poszukiwaniu
pracy i szczęścia.

Oboje poznali się na wsi z okazji zabawy, w której Piotr uczestniczył, w miejscu

dawnego pochodzenia. Wiedzą o swoim dalekim pokrewieństwie, jednak prawie nigdy
wcześniej się nie widzieli aż do momentu, w którym mieli 25 lat. Zakochali się w sobie
i zdecydowali się na ślub. Został on zawarty właśnie w wiosce Martyny; młodzi mieli,
wymagane w takich wypadkach, kontakty z proboszczem. Jak wspomniano, wiedzieli o
swoim pokrewieństwie, ale nie uważali tego za problem (według KPK z 1917 była to
przeszkoda zrywająca) i dlatego nie wspomnieli o tym proboszczowi. On sam -
wspaniały duszpasterz, ale z administracyjnego punktu widzenia „osoba mało zaradna"
przeprowadził dość powierzchowne rozeznanie: nazwiska są różne, ona pochodzi ze
wsi, on z dużego miasta i przed okresem narzeczeństwa nigdy w wiosce nie był...
Właściwie nie pytając o nic, proboszcz zamknął postępowanie przedmałżeńskie i
pomagał przy ślubie, ku radości wszystkich.

W pierwszą sobotę po ślubie, proboszcz udał się na zabawę do sąsiedniej wsi, dokąd

wszyscy miejscowi księża zostali zaproszeni na uroczystą procesję. W czasie
późniejszej kolacji pewien ksiądz, daleki krewny nowożeńców, spytał proboszcza „W
ubiegłą sobotę udzieliłeś ślubu moim kuzynom: pytałeś o zezwolenie?" Proboszcza
ogarnęło przerażenie z powodu tego, co zrobił. Następnego dnia, po niedzielnej mszy
Św., zatrzymał matkę Martyny i mówi jej, że ma pilną sprawę do omówienia z
nowożeńcami. Udała się ona do miasta, w którym oboje zamieszkali, i przekazała im to,
co powiedział jej proboszcz: stawiając czoła niewygodom (jest to historia z przed wielu
lat), przyjeżdżają oni do wsi pod koniec następnego tygodnia i w piątkowy wieczór -
zaledwie 15 dni po zawarciu małżeństwa - udają się do proboszcza. Można sobie
wyobrazić ich zdziwienie i konsternację: proboszcz wymawia im, że nie powiadomili
go o dalekim pokrewieństwie (zapominając o swoim powierzchownym rozeznaniu),
mówi, że będzie trzeba zwrócić się do biskupa z ich przypadkiem oraz że małżeństwo
musi zostać ponownie zawarte. Wystraszeni młodzi nic nie rozumieją, myślą, że będą
musieli ponownie zaprosić gości i nie zgadzają się, ponieważ nie mają na to już
pieniędzy. Uspokajają się, gdy proboszcz mówi im, że wystarczą dwie osoby, siostra i
szwagier dziewczyny, i każe im przyjść ponownie następnego wieczoru bez
rozgłaszania całej sprawy.

A zatem w sobotę, około godziny 20.00, Piotr, Martyna, jej siostra i szwagier

przyszli do domu parafialnego. Proboszcz przyjął ich w swoim gabinecie i, po najwyżej
20 minutach i kolejnej „reprymendzie"..., jest już po wszystkim. Oboje zainteresowani
(a także dwaj świadkowie) nie pamiętali nawet, czy kazano im ponowić konsens.
Faktem jest, że podpisali dokument, w którym oznajmiali, że

background image

to uczynili. Piotr i Martyna, jak ich dwaj towarzysze, nie przeczytali nawet dokumentu,
który mieli podpisać. Okazując uległość proboszczowi, który robił im wyrzuty, byli
zadowoleni, że rozwiązali tę kwestię (która zaczynała dla nich nabierać wymiarów
tragedii) bez problemów i nieprzewidzianych wydatków, i że wszystko zostało szybko
dopełnione, zaledwie dwa tygodnie po ślubie.

Piotr i Martyna wrócili więc do miasta i do codziennej pracy. Mijały lata, z ich

związku zrodziło się dziecko, ale nie układało im się dobrze. W końcu doszło do
separacji, Martyna zdecydowała się wrócić na wieś. Dawny proboszcz już nie żył a
Martyna, regularnie odwiedzając parafię, poznała jego następcę i opowiedziała mu
historię swojego małżeństwa. Nowy proboszcz nabrał podejrzeń, sprawdził w archiwum
i odkrył, że odnowienie konsensu małżonków (zakładając, że oni naprawdę go wyrazili
i byli świadomi tego, co się dokonywało) nastąpiło zaiste dwa tygodnie po ślubie, ale
prośba o zwolnienie z pokrewieństwa została przedłożona i otrzymana - przy
ogólnikowym opisie przypadku - później. Poprzedni proboszcz, chcąc jak najszybciej
„uporządkować" sprawę małżonków i mając świadomość popełnionego błędu, popełnił
następny błąd, tym razem jeszcze większy.

Sprawa trafiła do sądu, któremu udaje się stwierdzić - na podstawie zeznań

bezpośrednio zainteresowanych, świadków (wątpliwego) odnowienia konsensu,
jednego z krewnych, który wiedział o ponownej wizycie u proboszcza 15 dni po ślubie,
a także na podstawie dokumentów dyspensy udzielonej przez biskupa -że gdy młodzi
(przyznając się do wszystkiego) ponowili swój konsens, byli nadal prawnie niezdolni do
małżeństwa (z powodu pokrewieństwa, co do którego mogliby otrzymać dyspensę, ale
której jeszcze nie otrzymali), a zatem ich konsens był co najmniej prawnie
nieskuteczny.

Przykład ten jasno pokazuje, jak bardzo nierozważne jest przystąpienie (lub

sugerowanie) do uważnienia zwykłego małżeństwa, z nadmiernym pośpiechem, nie
mając dokładnego obrazu sytuacji, prawa i faktów. Ponadto, ma on zwrócić uwagę na
to, że prawdopodobnie można było zareagować w sposób bardziej rozważny: zamiast
proponowania uważnienia zwykłego małżeństwa osobom, które (z powodu ich poziomu
kulturowego oraz lęku) być może nie były w stanie zdać sobie sprawy z konieczności
ponowienia konsensu, można było otwarcie przedstawić popełniony błąd i zwrócić się
do biskupa z prośbą o uważnienie w zawiązku tego małżeństwa.

4. PRZYKŁAD CZWARTY

Przydarzyło się to księdzu Ryszardowi, młodemu wikaremu w średniej wielkości
gminie, złożonej z kilku parafii. Po otrzymaniu święceń prezbiteriatu, ks. Ryszard został
przydzielony jako wikary do jednej z parafii tej gminy, parafii Santa Maria. Poświęcił
się pracy duszpasterskiej z młodymi ludźmi, przyciągając ich do siebie i zjednując sobie
ich sympatię dzięki swojemu entuzjazmowi i pozytywnym cechom.

background image

Chodzi o młodzież w różnym wieku, wśród nich o Mariusza i Krystynę, od kilku lat

narzeczonych i zamierzających się pobrać. Oczywiście proszą ks. Ryszarda o
przygotowanie do małżeństwa i udzielenie ślubu. Wszystko zostaje zarządzone. Ksiądz
Ryszard dba o przygotowanie duchowe i liturgiczne, proboszcz Santa Maria -
kanoniczne. Do ślubu pozostaje już bardzo niewiele czasu. Jest lato i ks. Ryszard został
sam w parafii, jako że na zmianę z proboszczem brał udział w wakacyjnych
inicjatywach dla młodzieży i dorosłych. Kilkanaście dni przed ślubem - Mariusz i
Krystyna poprosili o skromną i kameralną uroczystość, z kilkoma tylko krewnymi i
przyjaciółmi. Narzeczeni spytali ks. Ryszarda: „Będzie nas niewielu, czy nie
moglibyśmy wziąć ślubu w kaplicy św. Izydora, w pobliżu domu Krystyny? Sąsiadka,
która ma do niej klucze, zgodziła się. Wszystkiego dopilnujemy sami: przyniesiemy
kwiaty, posprzątamy i wszystko przygotujemy jak należy." Ksiądz Ryszard nie miał nic
przeciwko temu i cieszył się, że może spełnić prośbę młodych, którzy są mu tak bardzo
drodzy. W dniu ślubu udał się z niewidoma zaproszonymi do kaplicy św. Izydora i
udzielił ślubu.

Jest jednak pewien problem. Ksiądz Ryszard, całkiem od niedawna w okolicy, nie

zdawał sobie sprawy z tego, że kaplica św. Izydora nie należy do parafii Santa Maria,
ale do parafii San Giovanni. Nie wiedząc o tym, nie przyszło mu na myśl, że
upoważnienie proboszcza Santa Maria do udzielenia ślubu Mariuszowi i Krystynie jest
ważne tylko na terenie parafii i że powinien poprosić o upoważnienie proboszcza San
Giovanni. Celebruje więc mszę i udziela ślubu dwojgu młodym.

Po powrocie proboszcza Santa Maria z wakacji z dorosłymi ks. Ryszard relacjonuje

mu swoje działania duszpasterskie, podjęte w czasie jego nieobecności. Z ogromnym
entuzjazmem opowiada mu o ślubie Mariusza i Krystyny. Proboszcz natychmiast zdaje
sobie sprawę z błędu popełnionego przez ks. Ryszarda. Ostrożnie i dokładnie wyjaśnia
mu całą sytuację (przypominając mu elementy prawa kanonicznego, którego ks.
Ryszard nie studiował zbyt dokładnie w seminarium) i oboje udają się do Kurii po radę.
Wykluczona zostaje możliwość wszczęcia postępowania sądowego z powodu błędu
pospolitego (por. kan. 144 § 1), ponieważ wielu miejscowych wiernych wie, że kaplica
św. Izydora znajduje się na terenie parafii San Giovanni, w której ks. Ryszard nigdy nie
służył i zostaje zaproponowana możliwość uważnienia w zawiązku, przy założeniu
trwałości konsensu Mariusza i Krystyny, prawnie nieskutecznego jedynie z powodu
braku uprawnienia ks. Ryszarda do przyjęcia go. W rezultacie, nie tylko trwa nadal
zgoda Mariusza i Krystyny, ale także w ich małżeństwie dobrze się układa, a pomaga im
i prowadzi w chrześcijańskim życiu ks. Ryszard, któremu małżonkowie nie mają za złe
pomyłki z przeszłości.

Powyższy przykład ma pokazać, że uważnienie związku jest rozwiązaniem

elastycznym w ramach konwalidacji małżeństwa obiektywnie nieważnego, która
podkreśla wagę konsensu małżonków naturalnie wystarczającego i która

background image

pozwala pokonać - przy odpowiedniej ocenie sytuacji, jeżeli to konieczne -przeszkody
natury formalnej w jego skuteczności prawnej.

XIV. DYSPENSA PAPIESKA OD MAŁŻEŃSTWA ZAWARTEGO A

NIEDOPEŁNIONEGO

Czasami rozmawiając ze stronami lub świadkami w toku prowadzonej sprawy o
stwierdzenie nieważności małżeństwa, można usłyszeć: „Jak to możliwe, żeby to
małżeństwo zostało unieważnione? Przecież zostało skonsumowane, skoro są dzieci!"
Czasami - aczkolwiek rzadko - zdarza się, że ktoś zjawia się w sądzie i mówi: „Mój
proboszcz kazał mi się tutaj zgłosić, ponieważ moje małżeństwo jest nieważne, jako że
nie zostało skonsumowane!". Jak zatem widać, w temacie tym są możliwe pewne
pomyłki. Dlatego też konieczne jest, aby nasza praca, która pragnie być pomocna dla
osób chcących służyć radą kanoniczną parom w ich nieusuwalnych trudnościach
małżeńskich, naświetliła także kwestię ewentualnego niedopełnienia małżeństwa i
środków prawnych oferowanych w takim wypadku przez dyscyplinę kanoniczną.
Przedstawimy tu ten temat w sposób bardzo prosty, jako że nie brakuje tekstów
naukowych, które mogą pomóc lepiej poznać tę materię

1

. Jeżeli chodzi o pewne aspekty

związane z nierozerwalnością

1

Spośród licznych prac, które można wyszczególnić, ograniczymy się do następujących pozycji.

Po pierwsze, nie można pominąć podręcznika prawa małżeńskiego słynnego dominikanina

o. Antonio Abace, który jest dobrze zorientowany w doktrynie teologicznej, prawie materialnym
oraz procedurze w przypadkach możliwego rozwiązania małżeństwa w prawie kanonicznym i
przedstawia tę problematykę w sposób bardzo jasny. Cała druga część książki jest jej poświęcona.
Por A. M. Abace, II matrimonio nella nuova legislazione canonica, Paideia Editrice, Brescia 1985,

str. 207-349. Z bardziej proceduralnego punktu widzenia, ale nie bez koniecznych odwołań do doktryny,
cztery artykuły autorstwa Oscara Buttinelli, Raffaele Melli, Raymonda Leo Burkę, Settimio Carmignani
Caridi [w:] AA.W., Iprocedimenti speciali nel diritto canonico, Librería Editrice Vaticana,

Cittá del Vaticano 1992, s. 107-156.

W tych artykułach procedura, do której należy się odnieść w sprawach o dyspensę, jest krok po kroku

przedstawiona, począw-

małżeństwa i zdolnością seksualną wymaganą do samego małżeństwa,
odsyłamy do tego, co już wcześniej zostało powiedziane

2

.

1. ELEMENTY PRAWA MATERIALNEGO

background image

1) Wspomniano powyżej o pewnej pomyłce popełnianej często przez wiernych co do

wagi dopełnienia małżeństwa dla jego ważności. W rzeczywistości, przynajmniej jeśli
chodzi o łacińskie ustawodawstwo małżeńskie, kwestia ta częściowo rozwiązana
została już w XII wieku.

Jak być może wiadomo, właśnie wtedy szczególną uwagę zaczęto poświęcać

problematyce związanej z momentem zawarcia małżeństwa i określeniem jego
formalnego elementu składowego lub, w języku klasycznym, jego „przyczyny
sprawczej". W tym też czasie dochodzi do konfrontacji dwóch tradycyjnych nurtów
nauczania, wywodzących się z dwóch najważniejszych uniwersytetów z tego okresu:
Bolonii i Paryża. W sposób bardzo uproszczony można powiedzieć, że w pierwszej
szkole przeważa teoria (zrodzona pod wpływem prawa germańskiego), według której,
mimo uznania konsensu stron za konieczny, to właśnie cielesne obcowanie małżonków
powoływało tak naprawdę małżeństwo do życia; w drugiej natomiast przeważa
doktryna (pochodzenia czysto, romanistycznego), według której momentem
konstytuującym małżeństwo jest wzajemne udzielenie konsensu, które jest konkretną
przyczyną sprawczą powstania związku małżeńskiego.

Wielcy papieże kanoniści tamtego okresu, a wśród nich przede wszystkim

Aleksander III, stworzyli doktrynę, która w konsensie stron widzi jedyną przyczynę
sprawczą małżeństwa. Jest to podstawa, na której, bez wątpienia, tworzył się cały
system prawny dotyczący małżeństwa kanonicznego.

szy od etapu diecezjalnego aż do Stolicy Apostolskiej, nie bez bliższego przyjrzenia się rozporządzeniu

papieskiemu i analizie problemu traktowania stron w procesie, zwłaszcza jeżeli chodzi o tzw. prawo do obrony.

2

Odpowiednio w rozdziałach poświęconych wykluczeniu nierozerwalności małżeństwa i mówiących

0 przeszkodzie impotencji seksualnej.

Z tego, co zostało powiedziane, wynika, że dopełnienie małżeństwa, które dokonuje

się przez zjednoczenie cielesne i dzięki któremu małżonkowie stają się w ujęciu
biblijnym jednym ciałem, nie może być uważane za kluczowy element do powstania
małżeństwa, wpływający zatem na jego ważność z prawnego punktu widzenia.
Przykładem, na jaki powołuje się tu doktryna klasyczna, jest małżeństwo Dziewicy
Maryi i św. Józefa, a więc małżeństwo, które jest ważne dzięki konsensowi obojga
małżonków, mimo jego niedopełnienia (według tradycyjnej interpretacji dziewictwa
Maryi), nie tylko w odniesieniu do poczęcia
1urodzenia Jezusa, ale także do całego Jej życia.

Jeżeli więc ważność małżeństwa nie zależy od jego dopełnienia, jakie znaczenie

prawne może być przypisane temu faktowi? Doktryna, także kanoniczna, nie ma na celu
pomniejszenia jego istoty, jako że jest ono bardzo ważne z osobistego punktu widzenia
małżonków, przedstawia ono bowiem, w

background image

sposób symboliczny, ich zjednoczenie, podobne do związku Chrystusa i Kościoła,
bardzo osobiste i płodne.

W ciągu wieków, które nastąpiły po objaśnieniu doktrynalnym, związanym z

przyczyną sprawczą małżeństwa, stopniowo zaczęto skłaniać się ku przekonaniu, że
niedopełnienie małżeństwa jest okolicznością pozwalającą najwyższej władzy
kościelnej na uchylenie nierozerwalności (tzw. zewnętrznej) małżeństwa, również i tego
prawidłowo zawartego, umożliwiając stronom zawarcie kolejnego związku.

Z aspektem tym wiążą się pojęcia nieco złożone i problematyczne, także

doktrynalne. Postaramy się je tu wytłumaczyć, nie odchodząc jednak od naszych
założeń co do prostoty naszego dyskursu.

2) Wspomniano na początku o nierozerwalności małżeństwa. Jak wiadomo,

doktryna katolicka utrzymuje, że jest ona tzw. przymiotem małżeństwa, czyli jego
szczególną cechą charakterystyczną. W ten sposób nierozerwalność zostaje odróżniona
od istoty małżeństwa, które w swoim momencie konstytuującym jest konsensem stron,
natomiast w czasie swego trwania jako stan życia jest konsorcjum życia, które tworzy
się między małżonkami. Przymiot ten został jednak tradycyjnie nazwany „istotnym"
(por. kan. 1056) dla podkreślenia, że charakteryzuje on małżeństwo.

Uznaje się, iż wspomniany przymiot małżeństwa ma swoje fundamenty w prawie

naturalnym. Oznacza to, że doktryna katolicka uznaje nierozerwalność za cechę
każdego ważnego małżeństwa, bez względu na to, jak i przez kogo udzielonego.
Małżeństwo jest bowiem widziane przez doktrynę katolicką jako instytucja „prawa
naturalnego", tj. jako „słuszny" sposób przeżywania przez mężczyznę i kobietę ich
wspólnoty, który daje im możliwość pełnej integracji psychoafektywnej i
psychoseksualnej. Stąd też, w wypadku gdy małżeństwo w rzeczywistości trwa, muszą
istnieć również i jego istotne cechy. Zazwyczaj rozróżnia się nierozerwalność
wewnętrzną i zewnętrzną. Co do pierwszej wykluczone są jakiekolwiek wyjątki,
natomiast w przypadku drugiej mogą mieć miejsce pewne, choć bardzo rzadkie,
derogacje.

Nierozerwalność wewnętrzna dotyczy dwojga kontrahentów, którzy poprzez swój

konsens dali życie swojemu małżeństwu, a to oznacza, że po wyrażeniu swojej woli co
do udzielenia zgody małżeńskiej tracą oni możliwości dysponowania stworzonym na
skutek tego związkiem. Nie mogą jej oni w żaden sposób cofnąć, zrywając w ten sposób
wzajemne więzy, które ich łączą. Trwanie ich związku - z materialnego, a zatem także
prawnego punktu widzenia - jest więc całkowicie niezależne od woli małżonków.

Nierozerwalność zewnętrzna natomiast, odnosi się do władzy nad związkiem ze

strony organów, różnych od samych małżonków, którzy go stworzyli. W tym miejscu
należy od razu wspomnieć, że prawo kanoniczne Kościoła Katolickiego uznaje w
papieżu rzymskim jedyny autorytet, który posiada moc rozwiązania związku
małżeńskiego. Oznacza to, że wszystkie inne organy władzy

background image

kanonicznej, cywilnej czy religijnej, w świetle prawa kanonicznego, nie mają
kompetencji dokonania rozwiązania związku małżeńskiego.

3) Jaka jest podstawa takiej władzy papieskiej? Jakie są sfery jej użycia lub inaczej,

jakie są jej ograniczenia? Chodzi o argumentację nadzwyczaj skomplikowaną, którą
spróbujemy tutaj uprościć.

Jeżeli chodzi o podstawę władzy papieskiej w tej dziedzinie, zazwyczaj odnosi się

do tej szczególnej władzy papieża, którą nazywa się „zastępczą", ponieważ jest ona
sprawowana przez niego nie jako następcę św. Piotra i głowę Kościoła lub działającego
we własnym imieniu, ale właśnie jako „wikariusza (zastępcę) Chrystusa".
Rozumowanie, które stoi za takim stwierdzeniem, można ogólnie przedstawić
następująco - nierozerwalność małżeństwa jest przepisem, „prawem" danym przez
Boga i potwierdzonym przez Chrystusa. A zatem przedstawiciel władzy niższej od
Niego nie może go nie przestrzegać, chyba że w ramach specjalnej mocy, powziętej i
wykonywanej właśnie „w zastępstwie" Chrystusa. Niemniej, również osoby
niekwestionujące tej władzy papieża nie zawsze chętnie przyjmują tego rodzaju
wyjaśnienia. Dlatego czasami preferuje się teorię, która uznaje władzę papieską w tym
względzie za szczególny aspekt świętej władzy powierzonej Kościołowi przez
Chrystusa. Zgodnie z tą teorią dlaczego papież byłby, w określonych przypadkach,
upoważniony do zwalniania z przestrzegania boskiego prawa? Oznaczałoby to bardzo
specyficzny aspekt władzy świętej i odpowiedzialności Kościoła wobec prawa boskiego
(zarówno pozytywnego, opierającego się na Objawieniu; jak i naturalnego, wpisanego
w naturę rzeczy, możliwego do poznania przy pomocy rozumu). Ten aspekt świętej
władzy kościelnej - nie zamierzając w niczym umniejszać władzy, otrzymywanej przy
święceniach biskupich - jak chodzi o jej wykonywanie (a być może także w kwestii jej
posiadania), zostaje przypisany wyłącznie najwyższemu dostojnikowi Kościoła (w
aspekcie prymatu jego urzędu), nie ma on więc możliwości delegowania tego swego
uprawnienia. Jeżeli chodzi o granice tej władzy, trzeba powiedzieć, że są one ściśle
związane z naturą sakramentalną małżeństwa, która - jak wiadomo, na mocy swego
symbolicznego odniesienia do związku Chrystusa z Kościołem - przydaje szczególnej
mocy naturalnemu nakazowi nierozerwalności małżeństwa (por. także rozporządzenie
kan. 1056). Zatem, podczas gdy małżeństwo niesakramentalne może być (choć przy
wykazaniu odpowiedniej ostrożności) zawsze rozwiązane w przypadku zaistnienia
rzeczywistych wskazań duszpasterskich, które mogą być sprowadzone do tzw. korzyści
dla wiary; małżeństwo sakramentalne - czyli zawarte między dwoma osobami
ochrzczonymi i uznane za ważne - może zostać rozwiązane tylko wówczas, jeżeli obok
prawdziwej celowości „duszpasterskiej" wystąpi fakt niedopełnienia tego małżeństwa.
Fakt ten, zilustrowany przez wyrażenie jedno ciało stworzone przez małżonków, nadaje
zawartemu związkowi nierozerwalność absolutną, także z punktu widzenia
zewnętrznego.

Przedstawione tu wskazówki doktrynalne wpłynęły również na unormowania

ustawodawstwa kościelnego. W rozdziale IX kodeksu łacińskiego poświęconego

background image

małżeństwu, zatytułowanemu: „O separacji małżonków", znajduje się artykuł pierwszy
z tytułem „O nierozerwalności związku". Pierwsze dwa kanony tego artykułu
przedstawiają dane doktrynalne do tej pory przedstawione, ustanawiając, że małżeństwo
„zawarte" i dopełnione nie może zostać rozwiązane przez żadną władzę ludzką i z
żadnego powodu, chyba że poprzez śmierć. Podczas gdy małżeństwo ochrzczonych
(także „zawarte", czyli sakramentalne, ponieważ zawarte przez dwoje ochrzczonych)
może zostać rozwiązane przez papieża rzymskiego i z uzasadnionej przyczyny, jednak
tylko w przypadku, gdy nie zostało ono dopełnione. Są to zasady prawa materialnego,
oparte na powyżej przedstawionej doktrynie i stanowiące jej syntezę; mają one swe
odpowiedniki w kan. 853 i 862 KKKWsch.

4) W tym miejscu, chcąc lepiej zrozumieć elementy przedstawianej dyscypliny,

należy sprecyzować, co rozumie się przez „dopełnienie" małżeństwa oraz ustalić, w jaki
sposób może zostać udowodnione, że do dopełnienia takiego nie doszło.

Pozostając na poziomie informacji ogólnych, które charakteryzują naszą pracę,

należy stwierdzić, że dopełnienie małżeństwa to tego rodzaju fizyczne zespolenie
płciowe, które jest właściwe dla małżonków i które przyczynia się do nakierowania
małżeństwa na jego cele instytucjonalne: na cel międzyludzki, tj. dobro małżonków,
którego jednym z istotnych aspektów jest integracja psychoseksualna, oraz na cel
społeczny, tj. dobro potomstwa.

Z punktu widzenia fizycznego i fenomenologicznego, dopełnienie małżeństwa

realizuje się w przypadku, w którym osoba płci męskiej dokonuje wprowadzenia
członka, także częściowego, do pochwy swej żony, dokonując w niej ejakulacji. Z
fizycznego punktu widzenia nic więcej nie jest wymagane i to wystarcza do dopełnienia
małżeństwa.

Z punktu widzenia psychologicznego, wymagane jest, aby do wspomnianego aktu

doszło w sposób ludzki, jak nakazuje kan. 1061 § 1. Takie sprecyzowanie, jakie pojawia
się w obowiązującym kodeksie, podobnie jak w tekście soborowym Gaudium et spes, §
49, może się stać przyczyną poważnego problemu interpretacji. Można stwierdzić, że
określenie to sprowadza się do następującego wymogu: wystarczającej dobrowolności,
przynajmniej potencjalnej, ze strony podmiotu, której niewątpliwie przeciwstawia się
przemoc fizyczną. Nie jest pewne, czy inne wymogi intencjonalne i psychologiczne
powinny być wymagane do stworzenia „sposobu ludzkiego" dopełnienia małżeńskiego,
przynajmniej pod kątem prawnym, jako elementu konstytuującego sam ten fakt

3

.

W kontekście obecnego wyjaśnienia przypominamy, że w ostatnim czasie, niektórzy

autorzy starali się zaproponować nowe pojęcie dopełnienia małżeństwa. W
szczególności francuski uczony Jean Bernard, piszący dla czasopisma „Revue de droit
canonique", zaproponował pojęcie „dopełnienia egzystencjalnego i w wierze", które
miałoby miejsce w przypadku, gdy między małżonkami wytworzy się głęboki związek
osobisty i duchowy. W przypadku

background image

braku tego dopełnienia egzystencjalnego i w wierze ich małżeństwo mogłoby być
rozwiązane. Widać wyraźnie, że takie założenie ma w praktyce pozbawić znaczenia
aktualne pojęcie i dyscyplinę nierozerwalności małżeństwa. Mówimy „w praktyce",
ponieważ nierozerwalność związku jest formalnie zatwierdzona, ale faktycznie dość
osłabiona z powodu szerokiego zakresu proponowanego pojęcia dopełnienia. Nie
wydaje się jednak, aby ta koncepcja została dobrze przyjęta, zarówno z powodu
błędnego przypisania temu tradycyjnemu pojęciu nowego, zasadniczo różniącego się
od niego znaczenia, i to bez wyraźnego ku temu powodu, jak

3

Także Litterae circulares z 20 grudnia 1986 roku wydane przez ówczesną Kongregację w odniesieniu do

sakramentów, do których poniżej się odwołamy, przypominają, że na zgromadzeniu plenarnym tej Kongregacji,
które odbyło się w kwietniu 1986 roku, wywnioskowane zostało, że „ad habendam consummationem matrimonii
oportet ut actus sit humanus ex utraque parte, sed sufficit ut sit virtualiter voluntarius, dummodo non violenter
exigitus. Cetera elementapsychologica, quae actum humanum faciliorem vel amabiliorem reddunt, non
attenduntur
[w celu zajścia dopełnienia małżeństwa potrzeba, aby akt był ludzki z obu stron, ale wystarcza, żeby
był potencjalnie dobrowolny, pod warunkiem, że nie jest wymuszony gwałtem. Pozostałe elementy o charakterze
psychologicznym, które mogą ten akt ułatwić lub uczynić bardziej satysfakcjonującym, nie są brane pod uwagę]".

i z powodu ogólnikowości pojęcia „dopełnienia egzystencjalnego i w wierze", którego
użycie doprowadziłoby w praktyce jedynie do niepewności co do istnienia związku
małżeńskiego. W tej pracy będziemy zatem trzymać się tradycyjnego pojęcia
dopełnienia małżeństwa, pojęcia, którego nie nakazują zmieniać ani poważne motywy
racjonalne, ani wskazania ustawy.

5) W związku z ostatnią uwagą czytelnik mógłby jednak postawić sobie pytanie:

„To prawda, że nowe pojęcie dopełnienia jest między innymi bardzo trudne do
zweryfikowania. Jednak także i to tradycyjne nie wydaje się być proste do weryfikacji.
Jak można potwierdzić fakt (co więcej - negatywny), który zazwyczaj zachodzi (albo
lepiej - nie zachodzi) w sytuacji, w której małżonkowie są sami, pod nieobecność
innych osób?". To uzasadnione pytanie czytelnika skłania nas do stawienia czoła
delikatnemu problemowi dowodzenia dopełnienia małżeństwa.

Tradycja kanoniczna, w toku swojego historycznego rozwoju, wyodrębniła trzy

metody dowodzenia, które pomagają w uzyskaniu takich dowodów. Zostają one
nazwane argumentami dowodowymi: fizycznym, moralnym i per coarctata tempora.

Rozpoczynamy od ostatniego, którego zobrazowanie jest stosunkowo łatwe. Dowód

per coarctata tempora, wyrażenie, które można by przetłumaczyć „z powodu braku
wystarczającego czasu", występuje, gdy małżonkowie po ślubie nie mieszkają razem.
Kodeks w kan. 1061 § 2 wysuwa domniemanie proste dopełnienia małżeństwa, jeżeli
małżonkowie zamieszkali razem. Jeżeli jednak nie zdołali zacząć wspólnego życia
małżeńskiego, stanowi to dowód poszlakowy niedopełnienia ich małżeństwa. Jest to,
jak wiadomo, sytuacja raczej wyjątkowa, która może zajść, na przykład, w przypadku
małżeństwa z

background image

upoważnienia lub małżeństwa, w którym jedna ze stron przebywała w więzieniu,
odbywając karę pozbawienia wolności. Są to sytuacje zachodzące bardzo rzadko,
niemniej możliwe. Faktem jest, że tradycja prawa kanonicznego wysunęła dowód
domniemany niedopełnienia w przypadku, gdy jest pewne, że nigdy i w żadnych
okolicznościach nie doszło do wspólnego mieszkania dwóch osób połączonych
związkiem małżeńskim.

Argument dowodowy zwany „fizycznym" jest dowodem o charakterze czysto

presumpcyjnym, ponieważ niedopełnienie małżeństwa zostaje w tym wypadku
wywnioskowane na podstawie danych faktycznych co do stanu fizycznego osób
zainteresowanych. Dane faktyczne, stanowiące tzw. dowód fizyczny, są generalnie
dwóch rodzajów: po pierwsze, stan nienaruszonej błony dziewiczej, czyli fizycznego
dziewictwa kobiety, który jest kluczowym wskaźnikiem niedopełnienia małżeństwa; po
drugie, niewłaściwa budowa organów płciowych jednego z zainteresowanych (lub
pewna dysfunkcja, tym razem przede wszystkim dotycząca mężczyzny), które
potwierdzają przypuszczenie, że jest lub było niemożliwe zrealizowanie aktu płciowego
i dopełnienie małżeństwa. Jak z tego wynika, argument dowodowy fizyczny dotyczący
niedopełnienia małżeństwa może powodować bardzo skomplikowane problemy w
procesie dowodzenia. Może chodzić na przykład o błonę dziewiczą o szczególnej
elastyczności lub zawierającą nacięcia, które mogłyby nie być skutkiem stosunku
płciowego. Mogą też wystąpić trudności w udowodnieniu niemożności ejakulacji (i to
trwającej przez cały okres trwania małżeństwa) ze strony podmiotu zdolnego jednak do
penetracji. Nie możemy jednak w tym miejscu zagłębiać się w zagadnienia kliniczne
związane z argumentem dowodowym fizycznym w dowodzeniu niedopełnienia
małżeństwa. Wystarczy, że zostało tu zasygnalizowane jego użycie w praktyce, jak też
możliwe trudności z nim związane. W specjalistycznych pracach o charakterze
kanonicznym a także medyczno-prawnym można znaleźć więcej wiadomości na ten
temat.

Wreszcie tzw. argument dowodowy moralny oparty jest na wyjaśnieniach

zainteresowanych, złożonych pod przysięgą, których wiarygodność jest potwierdzona
przez odpowiednie referencje i świadków, którzy - w czasie niepodejrzanym - z
opowiadania samych zainteresowanych (lub tylko jednego z nich) dowiedzieli się o
niedopełnieniu małżeństwa lub o całkowitym braku stosunków małżeńskich. Jeżeli
chodzi o ten rodzaj dowodzenia, należy podkreślić tu, iż stanowiło ono - jeszcze na
długo przed tym, jak obowiązujący kodeks wprowadził rozporządzenia kan. 1536 § 2 i
1679, odnoszące się do (wyjątkowo również pełnej) wartości dowodu w postaci zeznań
i deklaracji składanych przez strony podczas procesu - szczególną okazję do zwrócenia
uwagi prawa kanonicznego na wymogi sprawiedliwości materialnej. Właśnie zdając
sobie sprawę ze szczególnego charakteru materii stanowiącej przedmiot dowodzenia w
procesie o dyspensę z powodu niedopełnienia małżeństwa, prawo skłonne było
przychylić się do wyjaśnień tych osób, które osobiście

background image

doświadczyły faktów, będących bezpośrednim przedmiotem dochodzenia, pod
warunkiem, że są to osoby w pełni wiarygodne. Aby zagwarantować tę ostatnią
okoliczność, wymagane były świadectwa wiarygodności ze strony osób, które kodeks
poprzednio obowiązujący nazywał świadkami septimae manus, którzy mogli pod
przysięgą potwierdzić autentyczność dowodów małżonków i prawdziwość ich
wyjaśnień w danej sprawie (por. kan. 1975 KPK z 1917). Należy przyznać, że w
obecnym ustawodawstwie został przezwyciężony wszelki formalizm w ramach
dowodzenia opartego na wiarygodności stron (np. nie ma wyznaczonej liczby
świadków do powołania), istnieje natomiast możliwość, ze strony osoby orzekającej w
sprawie, oceny prawdziwości zeznań zainteresowanych na podstawie świadectw
wiarygodności i ich wartości, a także wszelkich wskazówek bądź okoliczności, które
mogą się okazać w tym celu pomocne. A zatem, na przykład, to nie liczba referencji
dotyczących wiarygodności, tylko rzeczywista wiarygodność świadka, jego stopień
znajomości z zainteresowanym, obiektywne fakty, na których opiera się jego opinia,
będą stanowić o wartości tego dowodu. W przypadku świadków, którzy relacjonują
deklaracje zainteresowanych na temat niedopełnienia małżeństwa, szczególnie ważny
będzie więc czas, w którym były one składane, ich dogłębność, niezmienność oraz
analityczność.

Podsumowując te krótkie uwagi na temat dowodzenia niedopełnienia małżeństwa,

pozostaje dodać, że bardzo często dowód fizyczny i psychiczny łączą się, występując
jednocześnie w tym samym przypadku i, nierzadko, argument dowodowy moralny
umacnia słaby i niepewny dowód fizyczny

6) W tym miejscu naszej pracy czytelnik mógłby zadać kolejne pytanie: „Czy

wystarczy sam dowód niedopełnienia małżeństwa do otrzymania dyspensy papieskiej?
I czy - w obliczu wspomnianego dowodu - papież jest zobowiązany do udzielenia
dyspensy?".

Można jednocześnie odpowiedzieć na oba te pytania, odwołując się do natury

analizowanego rozporządzenia: jest ono, jak się zazwyczaj mówi, dyspensą, czyli
zwolnieniem w szczególnym przypadku nieprzestrzegania obowiązku wynikającego z
ustawy (należy, dla porównania rozpatrzyć pojęcie dyspensy z kan. 85 w kontekście
praw czysto kościelnych). W celu uzyskania dyspensy musi zaistnieć słuszna i
usprawiedliwiona przyczyna uzasadniająca zwolnienie z obowiązku. Przy osądzaniu
takiej sprawy władza ma dość szeroki margines uznaniowości, pamiętać też trzeba, że
pojęcie „słusznej przyczyny" daje szerokie pole interpretacji, ponieważ należy z nim
powiązać każdą okoliczność, która może służyć salus animarum. Dla przykładu,
słusznym powodem do uzyskania dyspensy jest bliskie niebezpieczeństwo, że jedna z
zainteresowanych stron może znaleźć się (albo już się znalazła) w nieuregulowanej
sytuacji małżeńskiej. Nieuzasadnionym powodem do dyspensy byłby fakt, że
małżeństwo nie zostało dopełnione w wyniku świadomej woli małżonków, niechcących
mieć potomstwa, która dokonuje się poprzez celowe

background image

powstrzymywanie się od stosunków intymnych lub przy użyciu środków
antykoncepcyjnych uniemożliwiających ejakulację.

Przy uznaniowym osądzie władzy kościelnej w przedmiocie udzielenia dyspensy

brane są także pod uwagę pewne wskazania, jak na przykład racjonalne przewidywanie,
że rozporządzenie mogłoby zaszkodzić osobom trzecim. Na przykład może dojść do
skandalu lub zamętu w sumieniach wiernych. Uzasadniona obawa w tym aspekcie może
stanowić wystarczający powód do nie udzielenia dyspensy od małżeństwa, choć
oczywiście niedopełnionego, jako że nie może ustępstwo na rzecz pojedynczych osób
(można by powiedzieć prywatnych) działać na szkodę wspólnoty. Jest to pośrednie
potwierdzenie charakteru publicznego, a nie prywatnego materii małżeństwa
kanonicznego, a zatem niemożliwości ograniczenia jej do obszaru wyłącznie bądź tylko
tendencyjnie, „prywatnego".

Na koniec należy dodać, że do uzyskania dyspensy nie wystarczy dowód na

niedopełnienie małżeństwa i że nawet w obliczu takiego dowodu papież nie jest
zobowiązany do jej udzielenia, ale że konieczne jest rozpatrzenie innych okoliczności, a
głównie istnienia słusznej przyczyny do jej udzielenia. Należy tu zwrócić uwagę na to,
iż dyspensa udzielona na skutek błędu co do istnienia słusznej przyczyny byłaby
nieważna (por. także przez analogię kan. 90, regulujący zagadnienie dyspensy od praw
kościelnych pozytywnych).

Jest bardzo prawdopodobne, że właśnie na skutek uznaniowości takiej decyzji

władzy

kościelnej

sama

dyspensa

jest

definiowana

jako

rozporządzenie

„administracyjne", a nie ściśle prawne, zaś postępowanie w tym wypadku prowadzone
jest nazywane „administracyjnym", a nie sądowym. Oczywiste jest, że tak określona
dyspensa („administracyjna") nie oznacza bynajmniej, że władza, którą sprawuje
Kościół w tej sprawie i sposoby, jakimi to czyni, powinny być rozumiane przez analogię
do władzy i sposobu działania administracji publicznej państwa. Takie określenie
oznacza tylko, że wspomniane rozporządzenie jest aktem duszpasterskiej władzy
wykonawczej, skierowanym do pojedynczych osób i niemającym charakteru ściśle
sądowego, nawet jeśli do jego wydania dochodzi na drodze skodyfikowanego
postępowania i następuje ono po rozpatrzeniu istoty sprawy i wydaniu przez władzę
odpowiedniego postanowienia.

7) W tym miejscu należy się odwołać do Skrótowego przedstawienia procedury,

której trzeba przestrzegać w sprawach o dyspensę w przypadku małżeństw
niedopełnionych. Procedura ta jest dziś regulowana przez kan. 16971706, które
stanowią trzeci rozdział pierwszego tytułu („Procesy małżeńskie") części trzeciej
(„Niektóre procesy specjalne") siódmej księgi kodeksu. Pamiętać też trzeba o kan.
1681. Do tych przepisów ściśle prawnych trzeba dodać Litterae circulares „Deprocessu
super matrimionio rato et non consummato"
wydane 20 grudnia 1986 roku (PROT.
1400/86) przez Kongregację ds. Sakramentów (odtąd LC). Taki „okólnik" ma wartość
techniczną instrukcji (por. kan. 34),

background image

poprzez którą zostają objaśnione przepisy prawne oraz zostają określone procedury,
którymi należy się kierować przy ich stosowaniu.

W ramach skrótowego przedstawienia tej procedury możemy wyróżnić dwa etapy:

etap dochodzeniowy, który zazwyczaj następuje na poziomie diecezji, i etap decyzyjny,
odbywający się w Stolicy Apostolskiej.

a) Najważniejszym celem etapu dochodzeniowego jest zebranie danych

faktycznych, które potwierdzą istnienie wymogów niezbędnych do skierowania sprawy
o dyspensę pod osąd Stolicy Apostolskiej. Na tym etapie diecezjalnym szczególna rola
zostaje przypisana biskupowi strony proszącej o dyspensę, który ma kompetencje do
przyjęcia wniosku, wskazania osoby upoważnionej do zebrania dowodów,
ewentualnego zaproponowania eksperta prawnego, który mógłby pomóc stronom i
wreszcie do wyrażenia swojej opinii na temat uzasadnienia prośby i możliwości
przedstawienia jej Stolicy Apostolskiej.

Nie wchodząc w szczegóły proceduralne, które mniej interesują odbiorców tej pracy

lub doradców par w nieusuwalnych trudnościach małżeńskich, dobrze jest na tym etapie
procesu wyszczególnić co następuje.

Jak zostało już wspomniane, prośba o dyspensę musi zostać przedstawiona

biskupowi miejsca zamieszkania lub tymczasowego miejsca zamieszkania petenta (por.
kan. 1699 § 1). To od niego zależy przyjęcie sprawy do rozważenia, oceniwszy
wcześniej istnienie możliwości pogodzenia stron (por. LC art. 4) i po zasięgnięciu rady
Kongregacji kompetentnej w sprawach szczególnie trudnych, jak na przykład
potwierdzona niezdolność ejakulacji lub poczęcia potomstwa w próbach dopełnienia
małżeństwa i urodzenia tego potomstwa (por. kan. 1699 § 2 i LC art. 2).

Biskup jednak nie prowadzi zazwyczaj osobiście postępowania w sprawie na etapie

dochodzeniowym, ale przekazuje ją trybunałowi własnej lub nawet innej diecezji (w
krajach misyjnych lub w których organizacja organów sądowych Kościoła nie jest
dobrze rozwinięta), albo też księdzu, który ma kompetencje do jej poprowadzenia (por.
kan. 1770 § 1). W przypadku (zgodnie z kan. 1681) przejścia od sprawy o stwierdzenie
nieważności małżeństwa do sprawy o dyspensę następuje ewentualne dochodzenie sądu
zajmującego się sprawą o stwierdzenie nieważności (por. także LC art. 7). W
przypadku, gdy w dwóch różnych sądach zostają wniesione: prośba o dyspensę i sprawa
o stwierdzenie nieważności tego samego małżeństwa, ich prowadzenie musi zostać
powierzone sądowi, który zajmuje się sprawą nieważności (por. kan. 1700 § 2 i LC art.
5).

W czasie prowadzenia dochodzenia należy przestrzegać reguł związanych z

uzyskaniem dowodów w zwyczajnym procesie spornym i w sprawach o nieważność
małżeństwa, jeżeli tylko dają się one pogodzić z postępowaniem administracyjnym w
sprawie dyspensy (por. kan. 1702).

W sprawie dochodzenia i dowodów, które mają być uzyskane, należy

zasygnalizować dwie kwestie: po pierwsze, dowody mogą być różnego rodzaju, pod
warunkiem, że są legalne i pomocne w ustaleniu faktów (por. LC art. 14),

background image

nawet jeżeli prawdopodobnie istnieje pewna przewaga dowodów w postaci zeznań
świadków i sprawozdań ekspertów, w odniesieniu do argumentów dowodowych
moralnego i fizycznego, które zazwyczaj występują jednocześnie przy wykazaniu
niedopełnienia małżeństwa. LC przedstawiają w art. 8-20 szczegóły tych metod
dowodzenia.

Po drugie, należy podkreślić, że wspomniane dochodzenie, jak zresztą cały proces

administracyjny w sprawie o dyspensę, jest utrzymane w tajemnicy. Zwłaszcza, jeżeli
chodzi o dochodzenie, nie następuje publikacja akt sprawy, nawet jeśli jest możliwe -
zarówno na prośbę stron, jak i urzędu - przekazanie stronom niektórych elementów
dowodowych, gdy niewiedza o nich mogłaby poważnie zaszkodzić wysuniętej prośbie
(por. kan. 1703). Pozostawiając doktrynie techniczną analizę tego rozwiązania,
wystarczy, aby doradca wiedział, że Ustawodawca szukał skutecznego pogodzenia
dyskrecji i prawa do obrony ze strony zainteresowanych; a więc aby mógł on zapewnić
strony, że fakty dotyczące ich życia prywatnego, poruszone w toku procedury
kanonicznej, zostaną utrzymane w absolutnej tajemnicy.

Po zakończeniu gromadzenia dowodów, zostają one przedłożone Obrońcy węzła,

który musi zawsze brać udział w tego typu postępowaniu (por. kan. 1701 § 1) i którego
funkcją jest proponowanie tego, co racjonalnie zapobiega rozwiązaniu małżeństwa (por.
kan. 1432). Po uzyskaniu opinii Obrońcy węzła, urzędnik odpowiedzialny za
dochodzenie musi przedstawić sprawozdanie, które zostanie dołączone do akt, jakie
przedstawione będą biskupowi diecezji, który na ich podstawie formułuje swą opinię,
zwaną pro rei veritate, w której ocenia istnienie wymaganych elementów koniecznych
do dyspensy i decyduje czy wysłać prośbę i akta do Stolicy Apostolskiej (por. kan. 1704
§ 1). To w szczególności w redakcji tej opinii zostaje wykorzystana cala mądrość
duszpasterska biskupa, który musi uważnie ocenić zebrane dowody w celu wydania
rozporządzenia dla dobra duchowego pojedynczych osób, przy poszanowaniu prawdy
faktycznej i interesów ogólnych wspólnoty mu powierzonej.

Wraz z głosem biskupa kończy się etap diecezjalny postępowania.
b) Jego etap decyzyjny odbywa się w Stolicy Apostolskiej, od której zależy wydanie

oświadczenia w sprawie niedopełnienia małżeństwa i istnienia uzasadnionego powodu
do dyspensy od związku małżeńskiego (por. kan. 1698 § 1). Natomiast sama dyspensa
jest osobistym aktem papieża (§ 2). W szczególności - jak jasno nakazuje konstytucja
apostolska kurii rzymskiej Pastor bonus z 28 czerwca 1988 roku w art. 67 -
Kongregacja ds. Kultu i Dyscypliny Sakramentów ma kompetencje dokonania tej oceny
i ewentualnego przedłożenia sprawy papieżowi w celu uzyskania dyspensy.

Ocena danego przypadku dokonywana przez ten ważny organ Kurii rzymskiej

odbywa się przy użyciu zróżnicowanej procedury, zależnej od stopnia trudności
sprawy. Nie będziemy tu omawiać tych procedur, sygnalizujemy

background image

jedynie, że są to typowe sposoby orzekania w przypadkach, które trafiają do
Kongregacji.

Po przedstawieniu Kongregacji opinii Obrońcy węzła, akty sprawy zostają

powierzone organowi złożonemu z trzech członków, wybieranych spośród doradców
tej Kongregacji i nazwanemu „Komisją". Członkowie Komisji studiują dany przypadek
i zbierają się w odpowiednim terminie w celu ustalenia, czy istnieją podstawy do
zasugerowania najwyższemu dostojnikowi Kościoła udzielenia dyspensy od
małżeństwa. Jeżeli wystąpią trzy opinie przychylne, sprawa przechodzi do ostatniego
etapu. Jeżeli tylko dwa głosy przemawiają na korzyść udzielenia dyspensy, prosi się o
opinię czwartego eksperta lub zarządzane jest dodatkowe dochodzenie. Przy dwóch lub
więcej głosach negatywnych sprawa zostaje odrzucona. Ostatnia faza spraw, które
zostały pozytywnie rozpatrzone przez Komisję, przewiduje kolejne przedstawienie
opinii Obrońcy węzła i redakcję sprawozdania z posiedzenia lub skrótowego formularza
zarówno na temat sprawy, jak i przeprowadzonego postępowania, do przedłożenia
papieżowi. Zawiadomienie o jego decyzji zostaje przedstawione zainteresowanym
poprzez biskupa diecezji (por. kan. 1706), który ma dopilnować, żeby zostały dokonane
odpowiednie adnotacje na temat zarządzenia papieskiego w aktach chrztu i ślubu
zainteresowanych.

Sygnalizuje się tylko - ponieważ nie należy to, przynajmniej bezpośrednio, do

zakresu zainteresowań doradcy - fakt, że do decyzji papieskiej mogą zostać dołączone
klauzule ograniczające możliwość zawarcia kolejnego ślubu, których zniesienie może
być zarezerwowane dla upoważnionego biskupa lub samej kongregacji. Takie zakazy
zostają dołączone, gdy okazuje się, że u podstawy brakującego dopełnienia małżeństwa,
w sprawie którego została udzielona dyspensa, leżała przyczyna o charakterze
organicznym lub psychicznym (lub też zaburzenia umysłowe uniemożliwiające
wypełnianie obowiązków małżeńskich), co do której istnieje obawa, że może pojawić
się również i w kolejnym związku małżeńskim. W pierwszym przypadku zakaz zostanie
wycofany po uzyskaniu potwierdzonych opinii (medycznych lub psychologicznych),
według których istnieje pewność co do pokonania przyczyny, stojącej na przeszkodzie
życiu małżeńskiemu, także pod względem seksualnym.

8) Pozostaje jeszcze zasygnalizować kwestię, o której doradca powinien

poinformować zainteresowanych, jak tylko zorientuje się, że może chodzić o dyspensę.
W wyniku decyzji włoskiego Trybunału Konstytucyjnego z lutego 1982 roku,
państwowe sądy apelacyjne przestały „zatwierdzać" (tj. uznawać skutki cywilne)
rozporządzeń papieskich o dyspensie od małżeństwa niedopełnionego. W rewizji
konkordatu z 1984 roku - nie wprowadzając żadnych ustaleń w tej kwestii - przyjęto do
wiadomości tę nową sytuację prawną.

Refleksja dotycząca argumentacji Trybunału Konstytucyjnego i treści orzeczenia, w

którym uznano za niezgodne z konstytucją założenie normatywne o zatwierdzalności
dyspens papieskich, nie wchodzi jednak w zakres niniejszego

background image

opracowania. Trzeba tu jednak zaznaczyć, że w obliczu zaistniałej sytuacji ewentualna
dyspensa papieża nie będzie mogła spowodować skutków cywilnych. Ponadto, jeżeli
zainteresowani zawarli małżeństwo konkordatowe (tj. kanoniczne ze skutkami
cywilnymi), muszą się ubiegać również o rozwiązanie małżeństwa cywilnego, wnosząc
pozew o usunięcie skutków cywilnych zawartego małżeństwa. Logiczne jest, że w
takim przypadku pozew o rozwód byłby moralnie uzasadniony, jako że wierni uciekają
się do niego, ponieważ państwo włoskie w swoim systemie prawnym nie przyznaje
mocy prawnej rozwiązaniu węzła małżeńskiego przez papieża. Dekret ogólny
Konferencji Episkopatu Włoch na temat małżeństwa kanonicznego obowiązujący od 17
lutego 1991 roku wydał dla takiego przypadku rozporządzenia w art. 44, § 4 i 63-66.
Wskazane jest więc, aby doradca powiadomił o tej kwestii osoby, które chciałyby
wnieść sprawę o dyspensę od małżeństwa, uznanego za niedopełnione. Należy także
pamiętać, że fakt niedopełnienia małżeństwa stanowi, przewidzianą przez włoskie
prawo, podstawę do orzeczenia natychmiastowego usunięcia skutków cywilnych
małżeństwa, bez potrzeby oczekiwania upływu trzech lat od rozprawy rozpoczynającej
postępowanie o separację osobistą stron.

2. WSKAZÓWKI DLA KONSULTANTA

Jak zwykle przedstawimy teraz kilka sugestii dotyczących zagadnień, na jakie -z
należną rozwagą i największym szacunkiem - powinien zwrócić uwagę doradca par w
wypadku nieusuwalnych trudności małżeńskich, jeżeli przypuszcza on, że ma do
czynienia z przypadkiem małżeństwa niedopełnionego.

1) Po pierwsze, powinien starać się zrozumieć najdokładniej, jak to możliwe, istotę

problemu. Często zdarza się, niestety, że ludzie, czy to z powodu nieśmiałości czy
błędnej informacji, wyrażają się w sposób niejednoznaczny: „Mój mąż nie zbliżał się do
mnie", „Moja żona nigdy nie chciała mieć ze mną pełnych stosunków", „Nigdy nie
zachowywaliśmy się jak mąż i żona", „Nasze małżeństwo pozostało «białym
małżeństwem»", „Tylko próbowaliśmy mieć stosunki małżeńskie"... Są to wyrażenia,
które często się słyszy, ale ich treść, jeśli się nad tym zastanowić, jest bardzo
niejednoznaczna. Doradca zatem, mając na uwadze przedstawioną powyżej
(wypracowaną przez prawo kanoniczne) koncepcję dopełnienia małżeństwa powinien,
ostrożnie i z szacunkiem, poprosić o jak najściślejsze przedstawienie mu tego, jak
wyglądały stosunki intymne zainteresowanych stron. Może wydawać to się krępujące,
ale jeżeli jasno naświetli się cel i rodzaj pytań, które zostaną zadane, i jeżeli z
cierpliwością śledzi się relację rozmówcy, można uzyskać już na tym poziomie istotne
informacje co do zaistniałej sytuacji.

Ważne jest - i należy od razu uświadomić to zainteresowanym że tylko w przypadku,

gdy małżeństwo rzeczywiście nie zostało dopełnione, można

background image

rozpocząć sprawę o dyspensę. W przeciwnym razie sprawa jest od razu skazana na
porażkę, a co więcej, jeśli zainteresowani dostarczyli nieprawdziwych informacji,
będzie to poważnie obciążać sumienie zainteresowanych.

2) Może się zdarzyć, że w toku analizy, o której była mowa w poprzednim punkcie,

nie będzie możliwe wydanie osądu, nawet tylko wstępnego, co do niedopełnienia
małżeństwa, czy to z powodu niewiedzy kobiety co do własnego stanu fizycznego albo
też z powodu nieprawidłowej budowy organów, których nigdy nie zbadał lekarz. W
takim przypadku można zasugerować badanie ginekologa lub innego specjalisty, które
pomogłoby to wyjaśnić. Dobrze jest w takiej sytuacji skierować zainteresowaną osobę
do ekspertów, którzy są w stanie potraktować taki przypadek z należytą delikatnością i
wrażliwością moralną, jaką na przykład powinni reprezentować lekarze współpracujący
z katolickimi doradcami rodzinnymi lub biegli powoływani przez Trybunały kościelne.

3) W przypadku, gdy doradca jest przekonany, że miało miejsce niedopełnienie

małżeństwa, powinien się postarać zrozumieć przyczyny takiego stanu rzeczy, a to w
trzech celach:

Po pierwsze: by móc ewentualnie zasugerować - jeżeli chcą tego zainteresowani -

osoby, do których mogliby się oni zwrócić, aby rozwiązać swój problem. Zwłaszcza
bowiem w przypadku, gdy wspólne życie dopiero się zaczęło (natomiast, jeśli by minęło
już kilka lat, w czasie których nie doszło do stosunku płciowego, stwierdza się, że
sytuacja ma charakter chroniczny i trudniej jest jej zaradzić), nie powinno się od razu i
wyłącznie brać pod uwagę sprawy o dyspensę.
Rozsądnie

jest

zaproponować

zainteresowanym

praktyczne

możliwości

przezwyciężenia trudności i rozpoczęcia pełnego pożycia małżeńskiego.

Po drugie: w celu ustalenia, czy w związku z niedopełnieniem małżeństwa nie

występuje motyw do podejrzewania jego nieważności. Przykłady mogą być różne:
impotencja seksualna, fizyczna lub psychiczna; poważne zaburzenia na tle seksualnym,
jak w przypadku homoseksualisty, który chce ukryć ten fakt, zawierając związek
małżeński; decyzja, żeby nie mieć potomstwa, gdy podmiot cierpi na poważną chorobę
dziedziczną lub zaraźliwą. Z logicznego i systematycznego punktu widzenia sprawa o
nieważność ma bowiem przewagę nad sprawą o dyspensę.

Po trzecie: w celu ocenienia możliwości zwrócenia się z prośbą o dyspensę. Na

przykład: gdy niedopełnienie małżeństwa zostało uzależnione od obustronnej woli
nieposiadania potomstwa, podyktowanej pobudkami egoistycznymi i praktykowanej
przy pomocy środków antykoncepcyjnych zapobiegających ejakulacji w pochwie,
byłoby zupełnie nieuzasadnione przedstawienie prośby o dyspensę, ponieważ nie
byłoby powodów do jej wysunięcia, jako że nie ma ku temu słusznych podstaw.
Dyspensa w tym wypadku „nagradzałaby" postępowanie świadomie naruszające
obowiązki małżeństwa chrześcijańskiego, obowiązki, jakie przez wyrażenie konsensu
strony zobowiązały się wypełniać.

background image

4) Doradca powinien się też zająć znalezieniem ewentualnych dowodów

niedopełnienia. Szybko i łatwo można sprawdzić na przykład, czy małżonkowie
mieszkali razem.

5) Trudniej jest natomiast dowiedzieć się więcej na temat stanu fizycznego

zainteresowanych (zazwyczaj chodzi o nienaruszoną błonę dziewiczą kobiety). Zostało
już powiedziane, że czasem osoba chcąca wnieść sprawę nie zna dobrze swojego stanu
fizycznego, tak że wskazanym jest zaproponowanie jej poddania się odpowiednim
badaniom.

Może się też zdarzyć, że osoba nie będzie chciała poddać się badaniu i będzie się

opierać dochodzeniu koniecznemu w tego typu sprawach. W takim przypadku należy
bardzo cierpliwie starać się przekonać tę osobę po to, aby móc dokonać wspomnianych
ustaleń.
W przeciwnym razie nie pozostaje nic innego, jak tylko dokonanie weryfikacji
dowodów moralnych.

6) W celu ocenienia ich wystarczalności trzeba dowiedzieć się, czy

małżonkowie są gotowi zeznawać pod przysięgą i czy ich wyjaśnienia są
(i będą w sprawie) zgodne, jeżeli chodzi o kwestię niedopełnienia małżeństwa.
Zwłaszcza w przypadku rozbieżności w wyjaśnieniach trzeba będzie koniecznie ustalić,
kto z dwojga zainteresowanych jest bardziej wiarygodny.

Dowodzenie należy przeprowadzić także z punktu widzenia „zewnętrznego", na

przykład odwołując się do potwierdzenia wiarygodności przez osoby naprawdę pewne i
godne zaufania (proboszcz, osoba duchowna, biskup, osoba niezainteresowana
wynikiem sprawy i będąca poza wszelkim podejrzeniem).

Wiarygodność jednak powinna być zbadana głównie z tzw. wewnętrznego punktu

widzenia, czyli dzięki wiarygodnym świadkom, którym zainteresowani zwierzyli się z
niedopełnienia małżeństwa lub też na drodze rekonstrukcji okoliczności
potwierdzających prawdopodobieństwo niedopełnienia, jak na przykład: dokument
potwierdzający dziewictwo (na długi czas) po ślubie, zeznania lekarzy, którzy
interweniowali właśnie z powodu problemów na tle seksualnym, udokumentowane
zabiegi, które wskazują na istnienie trudności przy dopełnieniu aktu intymnego, jak na
przykład chirurgiczne nacięcie błony dziewiczej lub zabieg fimozy (stulejki), któremu
mężczyzna poddał się po ślubie.

Zebrane w ten sposób dane - na podst. kan. 1536 § 2 i 1679 kodeksu mogą stanowić

pełne potwierdzenie wyjaśnień stron lub tylko jednej z nich, pozwalając na uzyskanie
moralnej pewności co do niedopełnienia małżeństwa.

7) Doradca musi się ponadto upewnić, że istnieje słuszny powód do rozpoczęcia

sprawy o udzielenie dyspensy lub że istnieją warunki, które czynią ją wskazaną z
punktu widzenia salus animarum. Na przykład fakt znalezienia się (po faktycznym
zakończeniu małżeństwa, które uznaje się za niedopełnione) w nowej sytuacji
pseudomałżeńskiej, obiektywnie nieformalnej z kanonicznego punktu widzenia, a która
może zostać uregulowana po uzyskaniu dyspensy, może stanowić (choć nie jest to fakt
zasługujący na uznanie) motyw skłaniający

background image

władze do wydania dyspensy. Jeszcze inny przypadek: niedopełnienie małżeństwa z
winy drugiej strony przy istniejącej możliwości założenia nowej rodziny, co bez
uzyskania dyspensy nie byłoby możliwe. Jak już zostało wcześniej wspomniane, przy
wystąpieniu uzasadnionego powodu do udzielenia dyspensy władza kościelna jest
zazwyczaj przychylna i skłonna do pomocy w trudnych sytuacjach osobistych.

8) Konsultant musi ponadto ustalić, czy mogą zaistnieć okoliczności stojące na

przeszkodzie - mimo istnienia dowodów na niedopełnienie małżeństwa -uzyskaniu
dyspensy, na przykład z powodu przewidywalnej szkody dla osób trzecich i/lub
wspólnoty. Jest to przypadek, jak zobaczymy wkrótce w jednym z przykładów, w
którym narodzone z takiego małżeństwa potomstwo, cały czas mieszka w środowisku
wiejskim bardzo ograniczonym pod względem liczebnym i kulturalnym.

Tylko po uzyskaniu pozytywnego potwierdzenia, choćby ogólnego, w wyżej

przedstawionych kwestiach doradca zaproponuje osobom, które się do niego zwróciły,
wniesienie sprawy kanonicznej o dyspensę od związku małżeńskiego.

3. PRZYKŁADY

Wracając do dydaktycznego i ilustracyjnego charakteru naszej pracy,
przechodzimy teraz do przedstawienia kilku przykładów.

1. PRZYKŁAD PIERWSZY

Rozpoczynając od przykładu, jaki już podawaliśmy, przedstawiamy przypadek Łucji i
Andrzeja, którzy jeszcze jako bardzo młodzi ludzie poznali się w środowisku
parafialnym. Andrzej już jako młody chłopak był zakochany w Łucji i nigdy nie
przestał jej kochać. Łucja wręcz przeciwnie, dziewczyna dobra, ale nieco nerwowa i
nieprzystępna, choć darzyła Andrzeja uczuciem, nigdy nie była w nim naprawdę
zakochana. Mijały lata, młodzi planowali ślub przy niewielkim entuzjazmie Łucji. Gdy
zbliżała się data ślubu, przy jakiejś okazji powiedziała Andrzejowi o swojej
niepewności co do tego kroku i wspomniała o możliwości zrezygnowania z
zaplanowanego ślubu.

Dla Andrzeja było to nie do pomyślenia, propozycja Łucji spowodowała u niego

wielki smutek i zniechęcenie, wspomniał nawet wprost, że może uciec się do
ekstremalnych czynów. Łucja wstrząśnięta i przestraszona reakcją Andrzeja zgodziła
się zrealizować planowane małżeństwo; bardzo niechętnie, lecz szczerze podjęła
obowiązki małżonki.

Jednak po ślubie, w momencie stosunku intymnego, Łucja mimo chęci poddania się

mężowi nie była w stanie tolerować jego zbliżeń, odpychała Andrzeja, mówiąc, że
czuje niesmak i ból. On na początku był cierpliwy, potem zaczynał coraz bardziej
otwarcie manifestować swoje rozczarowanie, ale zachowanie Łucji nie ulegało zmianie.
Odmawiała zwrócenia się do lekarza czy

background image

doradcy, mówiąc, że doskonale zna powód swoich reakcji: nigdy tak naprawdę nie
kochała Andrzeja jako męża i poślubiła go tylko z powodu jego nalegań.

Po kilku latach wspólnego życia, przy jednej z prób współżycia, Łucja zaszła w

ciążę. Chodzi o ciążę będącą wynikiem ejakulacji Andrzeja na zewnętrznych narządach
płciowych Łucji. Jest to częsty przypadek i dobrze znany ginekologom. Łucja mimo
ciąży pozostaje dziewicą, jak pokazuje także dokumentacja kliniczna z wizyt, które
wtedy odbyła. Poród odbył się przez cesarskie cięcie, konieczne z powodu odłączenia
łożyska i w celu uratowania życia dziecka. Po porodzie Łucja pozostawała dziewicą
także przez następne lata małżeństwa, które trwało jeszcze kilka lat po narodzinach ich
córki Kamili.

W związku z ciągłym brakiem zgody, także w kwestiach intymnych, Łucja

zdecydowała się na separację. Także tym razem spotkała się z kategorycznym
sprzeciwem Andrzeja, który mówił wprost o samobójstwie; wręcz podejmował kilka
prób popełnienia go. Łucja jednak była zdecydowana i, za radą pewnego księdza,
wniosła sprawę kanoniczną o dyspensę, jak i cywilną - o rozwód z powodu
niedopełnienia.

Przeprowadzone w obu przypadkach ekspertyzy wykazały, że Łucja jest dziewicą.

W sprawie kanonicznej została dołączona wyżej wspomniana dokumentacja z jej wizyt
w czasie ciąży i zostało przesłuchanych kilku świadków. Dowód moralny okazał się
zbyt słaby, ponieważ świadkowie dość późno i ogólnikowo zapoznali się z sytuacją (z
wyjątkiem dwóch księży), niemniej wydawał się bardzo silny dowód fizyczny w
postaci nienaruszonej błony dziewiczej Łucji.

Sprawa została oddana w ręce Kongregacji, która - po dodatkowym dochodzeniu w

postaci konfrontacji stron oraz porównaniu pewnych rozbieżności w ich wersjach -
odrzuciła prośbę o dyspensę. Należy dodać, że pisemna odpowiedź nadesłana w tej
sprawie nie zawierała umotywowania, podała tylko odpowiedź Kongregacji lub
decyzję papieską. Można tylko na drodze rozumowania domyślić się przyczyn
nieudzielenia Łucji dyspensy.

Jest wysoce prawdopodobne, że nie uznano niedopełnienia małżeństwa: sytuacja

Łucji z ginekologicznego punktu widzenia była jasna, także w świetle wykonanych
ekspertyz zarówno w sprawie kanonicznej, jak i cywilnej dotyczącej niedopełnienia
małżeństwa. Można utrzymywać, że odmówienie przez papieża udzielenia dyspensy
mogło być związane z następującymi okolicznościami: narodziny Kamili, po których
małżonkowie nadal mieszkali razem; mała i nieco zaściankowa miejscowość, w której
mieszkali i nadal mieszkają; pewne obawy proboszcza co do wpływu ewentualnej
dyspensy na małomiasteczkowe środowisko. Jest całkiem prawdopodobne, że z tych
powodów dyspensa nie została przyznana w tym przypadku. Przykład ten ma
podkreślić fakt, że w celu uzyskania dyspensy nie wystarcza pewny dowód na
niedopełnienie małżeństwa, ale potrzebny jest uzasadniony powód i brak
przeciwwskazań do jej udzielenia. Biorąc udział w podobnej sprawie, doradca

background image

musi zwrócić uwagę na obecność wszystkich wymaganych elementów do jej
rozpoczęcia.

2. PRZYKŁAD DRUGI

Pod koniec lat 40. czterdziestoletni Artur, dobrze zarabiający, pochodzący z dużego
miasta, poznał Dorotę, romantyczną dziewiętnastolatkę. Pojawiła się perspektywa
małżeństwa, upragnionego przez Artura, któremu dobrze wiodło się w pracy, a który
chciał w swoim życiu obecności młodej i pięknej żony. Jeszcze bardziej niż on
małżeństwa pragnęli rodzice Doroty. Ci ostatni, pochodzący z dobrej rodziny, z innego
dużego miasta, byli wówczas w dość trudnej sytuacji finansowej. Dlatego ślub córki z
osobą szanowaną, której dobrze się wiodło, byłby dla nich wielką satysfakcją. Jedyną
osobą, która nie była równie zadowolona z perspektywy małżeństwa, była biedna
Dorota. Musiałaby opuścić rodzinne miasto i zamieszkać w odległym, zupełnie nowym
środowisku, w towarzystwie mężczyzny, którego uważała za starego.

Dorota szczerze wyznała rodzicom, że Artur nie jest jej wymarzonym mężem, ale

ich konsternacja w połączeniu z argumentami na temat dobra rodziny, rodzeństwa,
które nie mogłoby kontynuować edukacji, gdyby nie zgodziła się na ślub... pokonały jej
opór.

Tak więc Dorota wyszła za Artura i rozpoczęli wspólne życie. Nie miała

doświadczenia ani wiedzy na temat życia małżeńskiego, niemniej dość wcześnie
zaczęła podejrzewać, że coś w jej nowym życiu jest nie tak. Artur, choć uprzejmy i
pełen szacunku w stosunku do niej, nie zachowywał się bowiem tak, jak według niej
powinien się zachowywać mąż. Tylko jeden raz położył on delikatnie dłoń na jej
narządach płciowych, mówiąc, że w ten sposób ją „posiadł" i że ich małżeństwo zostało
dopełnione. Od tamtej pory nic więcej się nie zdarzyło.

Mimo że wyczuwała intuicyjnie, że jej sytuacja nie jest normalna, Dorota, sama w

obcym mieście, przez kilka następnych lat wiodła smutne życie, zachowując się jak
dobra żona i idealna gospodyni domu. Była jednak bardzo zawiedziona w swoich
kobiecych marzeniach, a także pragnieniu macierzyństwa, które mogłoby przynajmniej
po części zrekompensować uczucie, którego nie otrzymywała od męża. Także
rodzicom, do których była bardzo przywiązana, Dorota nie odważyła się wyznać
prawdy o swoim trudnym położeniu, obawiając się, że oskarżą ją o to, iż sama jest sobie
winna, ponieważ nie pragnęła ślubu.

Po kilkunastu latach życia małżeńskiego prowadzonego w sposób powyżej opisany,

Dorota miała już prawie trzydzieści lat, a jej pięćdziesięcioletni mąż, który, mimo że ją
szanował, nie traktował jej jak żony i żył tylko dla pracy i układów towarzyskich. Po
śmierci ojca, który najbardziej skłaniał ją do małżeństwa, Dorota zebrała się na odwagę
i wyznała wszystko matce oraz zaufanej przyjaciółce Klaudii. Z pomocą zwłaszcza tej
ostatniej, która zaprosiła

background image

ją do siebie i zaoferowała pracę w jeszcze innym mieście, Dorota zdecydowała się
zostawić męża i przeprowadzić się do niej. Była to (u progu lat 60.) decyzja bardzo
trudna, która przysporzyła Dorocie dużo cierpienia, niemniej wolała zostawić wygodne,
ale bardzo smutne życie i rozpocząć nowe, być może trudniejsze i bardziej męczące
(nigdy wcześniej nie pracowała), ale z pewnością bardziej wolne i autentyczne.

Jak często się zdarza w podobnych przypadkach, w połowie lat 60. trzydziestoletnia

już Dorota poznała Waldemara, lekarza, nieżonatego i w podobnym w wieku, w którym
się zakochała z wzajemnością. Ponieważ formalnie była zamężna, nie pozostało im nic
innego jak żyć w konkubinacie; w międzyczasie, pod koniec 1970 roku, został
wprowadzony w prawie włoskim rozwód. Dorota decyduje się więc rozwieść z
Arturem, żeby móc uzyskać ślub (oczywiście tylko cywilny) z Waldemarem.

Pomimo tych dyskusyjnych z moralnego punktu widzenia decyzji (jeżeli chodzi o

życie w konkubinacie i ślub cywilny) Dorota i Waldemar są w pewnym stopniu
wierzącymi praktykującymi. W latach 80. poznają pewnego zakonnika, któremu
stopniowo przedstawili całą sytuację. On zapoznawszy się z nią, doradził im wniesienie
sprawy o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Zasięgnąwszy rady ekspertów, sprawa
została wniesiona na początku lat 90. w sądzie, w miejscu zamieszkania Artura, który
nigdy nie wyprowadził się z miasta. Jako motyw sprawy została podana impotencja
seksualna Artura.

Dochodzenie w sprawie o stwierdzenie nieważności okazało się niełatwe. Dorota

przedstawiła swoje zeznanie, potwierdzone przez matkę i przyjaciółkę Klaudię, a także
przez Waldemara, który, dzięki temu, że był lekarzem, mógł potwierdzić, iż kiedy po
raz pierwszy doszło do zbliżenia, Dorota była dziewicą. Zaprzyjaźniony zakonnik
potwierdził ich wiarygodność i religijność. Wbrew oczekiwaniom, osiemdziesięcioletni
już Artur zgodził się zeznawać: przyznał, że jego małżeństwo z Dorotą nie było nigdy
dopełnione, jednak bardzo ogólnikowo przedstawił swój stan zdrowia z tamtego okresu
i poinformował, że przeszedł ostatnio operacje chirurgiczne narządów płciowych, które
wprowadziły fizyczne zmiany.

Biorąc pod uwagę ogólnikowy opis stanu zdrowia Artura, jego aktualny wiek,

przebyte operacje, dowodzenie jego impotencji seksualnej z okresu małżeństwa okazało
się dość trudne. Po opublikowaniu akt sprawy bez zarządzenia ekspertyzy (w tej sytuacji
ewidentnie niepotrzebnej: por. kan. 1680) adwokat wspierający Dorotę zasugerował
zakończenie sprawy o stwierdzenie nieważności i zwrócenie się z prośbą o dyspensę
(dozwoloną przez kan. 1681) z powodu niedopełnienia małżeństwa. Po uzyskaniu
zgody Artura i zakończeniu dochodzenia według specyficznych wymogów nowego
postępowania sprawa została przedstawiona Stolicy Apostolskiej, a następnie udzielona
została dyspensa papieska.

Dowód „moralny" niedopełnienia małżeństwa został uznany za wystarczający:

niejako przymuszenie Doroty do małżeństwa, „nieprawidłowe"

background image

życie małżeńskie, które musiała znosić przez dziesięć lat, sposobność uregulowania
długiego już związku z Waldemarem zostały uznane za słuszne powody do wydania
dyspensy. Dystans czasowy i zmiana miejsca zamieszkania Doroty - już od trzydziestu
lat mieszkającej w mieście, w którym niewiedziano o jej pierwszym małżeństwie
stanowiły wystarczającą gwarancję, że nie dojdzie do skandalu.

Powyższy przykład, poza przypomnieniem możliwości proceduralnej dozwolonej

przez kan. 1681, ma zwrócić uwagę na to, że niekiedy sam tylko dowód moralny,
również w wypadku dużego dystansu czasowego od zaistniałych faktów, może być
wystarczający w przypadku, gdy jest on prawdziwy, wiarygodny i niezbyt obszerny.

3. PRZYKŁAD TRZECI

Marta i Jan byli od kilku lat narzeczonymi i zdecydowali się na ślub. Marta była
idealistką o bardzo delikatnej i nieco zaburzonej konstrukcji psychicznej. Od kilku lat
cierpiała na anoreksję i brak miesiączki; kilka razy nie zdała egzaminu dojrzałości tylko
z powodu kruchości emocjonalnej, a była pilną uczennicą, choć mającą liczne
kompleksy i lęki.

Jan mimo wszystko ją kochał i pragnął jej pomóc. Miał trudne życie rodzinne. Jego

ojciec był „kobieciarzem" i był gwałtowny, jeden z braci dostał długi wyrok za bardzo
poważne przestępstwa. Jan jednak był wrażliwym i dobrym chłopakiem, szanującym
innych i zaangażowanym religijnie.

Zatem w nadziei, że życie małżeńskie będzie dla nich źródłem większej radości niż

ta, której do tej pory zaznali, Jan i Marta wzięli ślub. Byli ze sobą przez piętnaście lat,
jednak nigdy nie mogli dopełnić małżeństwa. Ledwie Jan zbliżył się do Marii w celu
dokonania aktu seksualnego, dziewczyna kategorycznie odmawiała. Mimo jego
cierpliwości i opieki psychologicznej, której Marta została poddana, sytuacja nie
zmieniała się. Wystarczyło, że Jan dotknął ją, pragnąc jako kobietę, Marta zamykała się
w sobie, stając się oziębła, źle się czuła, także fizycznie. Również jej stosunek do
jedzenia pozostawał zaburzony. Poza tym, nie czerpała satysfakcji z pracy, która nie
dorównuje jej możliwościom i aspiracjom; dochodzi też do kilku przypadków
samookaleczenia z jej strony.

Po piętnastu latach cierpliwego czekania Jan ustąpił, zakochał się w innej kobiecie i

zaczął z nią związek. Dla obojga był to znak poważnego kryzysu ich małżeństwa,
kryzysu, który zawsze je charakteryzował. Zdecydowali się na separację.

Marta jednak, zawsze pełna skrupułów i niepokoju, nie czuła się z tym dobrze, chce

objaśnienia swojej sytuacji także z religijnego punktu widzenia, objaśnienia
potwierdzonego również przez Kościół, do którego nigdy nie przestała chodzić. Na
szczęście spotkała panią adwokat, doświadczoną także w sprawach kanonicznych,
która udzieliła jej jak najlepszej rady. Na początek

background image

skierowała ją do zaufanego ginekologa, który po dokładnym i kompletnym badaniu
stwierdził dziewictwo Marty; następnie pomagała jej znaleźć świadków, którym w
czasie trwania życia małżeńskiego zwierzyła się, że jej małżeństwo nie zostało
dopełnione i opowiedziała o swoich reakcjach na inicjatywy małżeńskie Jana. Marta, w
istocie potrzebująca wciąż potwierdzeń, zachęty i upewnień, opowiedziała wielu
osobom i w różnych okresach swoich piętnastu lat życia z Janem, jak się między nimi
układało pod kątem stosunków małżeńskich.

Po dokładnym przygotowaniu sprawy, została ona rozpoczęta: także i Jan -poza

Martą i przyprowadzonymi przez nią świadkami potwierdził to, co się zdarzyło.
Ginekolog pod przysięgą potwierdził wyniki wspomnianej wizyty. Sama Marta
zgodziła się, przy niemałym wysiłku, poddać badaniu innego ginekologa, nazwanego
biegłym sądowym. Także i on potwierdził z naukową pewnością jej dziewictwo. Na
podstawie wspomnianych przesłanek dowodowych, co do nienaprawialnego rozpadu
związku między Martą i Janem (jak wspomniano związanego z inną kobietą) i braku
ryzyka co do powstania skandalu (oboje zainteresowani zawsze żyli w odosobnieniu,
mając niewielu znajomych, głównie tych zeznających jako świadkowie ze strony Marty,
a zatem już znających ich sytuację), dyspensa została udzielona.

Poza dowodem fizycznym i moralnym oraz koniecznością uprzedniego uważnego

przygotowania sprawy, przy dobrze przeprowadzonym i kompletnym doradztwie,
przykład zwraca uwagę na następujące rzeczy: można by przypuszczać, że małżeństwo
Jana i Marty mogło było zostać uznane za nieważne, na przykład z powodu jej
niezdolności psychicznej. Niemniej samo prawdopodobieństwo jej istnienia (nie od razu
dowodu fizycznie dostępnego w sprawie) oraz przypuszczenie, że rodzaj dowodzenia,
zwłaszcza ekspertyza, byłby zbyt obciążający dla bardzo wrażliwej Marty, skłoniły do
poszukania rozwiązania tego delikatnego przypadku na drodze najbardziej oszczędnej z
psychologicznego, proceduralnego i dowodowego punktu widzenia, czyli rozwiązania
w postaci dyspensy papieskiej.

4. PRZYKŁAD CZWARTY

Ryszard i Justyna, jak niestety wielu młodych w ich wieku, popełnili błąd, wchodząc ze
sobą w związek. Ledwie się poznali, uznając wzajemne zainteresowanie sobą za miłość,
rozpoczęli intensywny związek uczuciowy, dość szybko owocujący pełnymi
stosunkami płciowymi. Zaczęli myśleć o małżeństwie, zwłaszcza z inicjatywy Justyny,
dziewczyny o bardzo silnej osobowości i w tym okresie będącej w niezbyt dobrych
stosunkach z rodziną. Perspektywa odejścia z domu była dla niej bardzo pociągająca.

Po urządzeniu mieszkania i ustaleniu daty ślubu nastąpiła nowa sytuacja między

Justyną a Ryszardem. Początkowe zauroczenie ustąpiło i zaczęło dochodzić do coraz
bardziej gwałtownych kłótni. Tym niemniej nie odstępują

background image

od planowanego małżeństwa. Justyna za bardzo chciała odejść z domu rodzinnego i
była zbyt dumna, żeby przyznać się do błędu. Ryszard, o słabszym charakterze, łudził
się, że małżeństwo i większy spokój ze strony Justyny pomogą naprawić całą sytuację.

Ta iluzja trwała jedynie kilka godzin po ślubie. Już w drodze z kościoła do

restauracji, w samej restauracji, a potem w domu małżonków, kłótnie przybierają na
sile. Podróż poślubna, rozpoczęta następnego dnia, odbyła się tylko częściowo, a
wspólne życie trwa zaledwie kilka tygodni. Oboje ani razu nie śpią razem, przy
nielicznych okazjach, w których Ryszard, chcąc rozładować napięcie, stara się być
czuły wobec żony, zostaje przez nią gwałtownie odepchnięty. Justyna zażądała, aby
Ryszard zawsze spał na kanapie w salonie.

Ryszard był zagubiony: z powodu słabości charakteru poszedł wypłakać do trzech

starszych braci, rodziców swoich i Justyny, kilku kolegów z pracy, a także do swojego
proboszcza. Żadnej z tych osób nie udało się nawiązać kontaktu z dumną Justyną, tylko
żona jednego ze wspomnianych kolegów odwiedziła ją pod jakimś pretekstem i
znalazła potwierdzenie stanu zupełnej katastrofy, także pod względem stosunków
intymnych, zupełnie nieistniejących po ślubie.

Jak wspomniano, po niespełna dwóch miesiącach od ślubu, wspólne życie zostało

zakończone i od razu rozpoczęły się przygotowania do postępowania o separację i do
sprawy kanonicznej o dyspensę z powodu niedopełnienia małżeństwa. Wszystkie
wyżej wspomniane osoby potwierdziły wyjaśnienia Ryszarda, a żona jego kolegi
również wersję Justyny. Proboszcz, który znał Ryszarda odkąd był małym chłopcem,
przedstawił obszerne potwierdzenie wiarygodności jego, jego rodziców i braci. Choć z
dużym ociąganiem i trudnością, także Justyna przedstawiła wyjaśnienie w sprawie.
Była dziewczyną bardzo stanowczą, ale otwartą i szczerą i nie sprawiło jej trudności
potwierdzenie niedopełnienia małżeństwa.

Dowód „moralny" niedopełnienia wydawał się mieć bardzo silne podstawy: młody

wiek obojga i ewidentna niemożność podjęcia współżycia stanowiły uzasadnioną
przyczynę; fakt, że życie małżeńskie trwało zaledwie kilka tygodni, a młodzi zawsze
mieszkali w dzielnicy na obrzeżach miasta i nie znało ich wiele osób, dawało gwarancję
braku ryzyka wybuchu skandalu czy innej szkody wobec osób trzecich. Należy
przypuszczać, że właśnie z tych powodów dyspensa od obecnego małżeństwa została
udzielona.

Przykład ten, poza szczególną wagą dowodzenia moralnego kwestii niedopełnienia

(które mogło samo wystarczyć w toku całej sprawy), ma uwydatnić fakt, że za
dopełniające małżeństwo należy uważać stosunki intymne (w rozumieniu wcześniej
przedstawionym), do których doszło między zainteresowanymi po ślubie. Ewentualne
stosunki przedślubne - jak w przypadku Ryszarda i Justyny - pozostają faktem moralnie
nagannym, ale nie stanowią dopełnienia małżeństwa, które, z powodu braku wymiany

background image

konsensualnej w formie przewidzianej przez prawo kanoniczne, z definicji nie
istnieje i jako takie nie może być nawet „dopełnione".

ADRESY SĄDÓW BISKUPICH W POLSCE

Sąd Metropolitalny Białostocki pl. Jana Pawia II 1 15-087
Białystok tel. (0-85) 732-64-84

Biuro Sądu Biskupiego w Bielsku-Białej ul. Żeromskiego 5-7 43-300
Bielsko-Biała tel. (0-33)81-90-615

Sąd Metropolitalny w Częstochowie ul. Św. Barbary 41 42-200
Częstochowa
tel. (0-34) 324-12-18

Sąd Biskupi w Drohiczynie ul. Kościelna 10 17-312
Drohiczyn
tel.: (0-85) 655-78-05 wew: 703 085/655-72-01; Centrex 106
e-mail: tribunaldr@drohiczyn.opoka. org.pl

Sąd Biskupi w Elblągu ul. Świętego Ducha 11
82-300 Elbląg
tel. (0-555) 232-81-64

Sąd Biskupi Diecezji Ełckiej ul. 3 Maja 10 19-300
Ełk
tel. (0-87) 621-69-87
Sad.Biskupi@diecezja.elk.pl

Gdański Trybunał Metropolitalny ul.
Armii Krajowej 46 81-365 Gdynia
(siedziba Trybunału mieści się przy parafii NSPJ Gdynia)
tel. (0-58) 661-57-37
e-mail: trybunal@diecezja.gda.pl

Sąd Biskupi w Gliwicach

background image

Trybunałem pierwszej instancji dla diecezji gliwickiej jest:
Biskupi Sąd Duchowny w Opolu ul. Książąt Opolskich 19
45-952 Opole
skr. poczt. 86 (kod skr. poczt. 45-951) tel. (0-77)
454-35-81; fax (0-77) 453-79-61

e-mail:

bsd@diecezia.opole.pl

Trybunał Metropolitalny w Gnieźnie
62-200 Gniezno
ul. Kanclerza Jana Łaskiego 7
tel. (0-61) 426-21-02, 426-21-03, 426-21-04
e-mail: trybunal-gn@gniezno.opoka.org.pl

Diecezja Kaliska:
NOTARIUSZ (sprawy małżeńskie)
ks. Prałat dr Bolesław Kawczyński; urzęduje w Kurii (starej) we wtorki, środy i
czwartki, godz. 10°° -14°°;
tel. (0-62) 766-07-00
NOTARIUSZ (sprawy małżeńskie) ks. dr
Witold Szala
urzęduje w Kurii (starej) we wtorki i czwartki, godz.
10°°-14°°, tel. (0-62) 766-07-00

Sąd Metropolitalny w Katowicach ul.
Jordana 39 40-951 Katowice Skr.
pocztowa 206
tel. (0-32) 608-15-56; (0-32) 608-15-52
s.metropolitalny@katowice.opoka.org.pl

Sąd Biskupi w Kielcach Ul. Jana Pawia II 1
25-013 Kielce
tel. (0-41) 344-29-59
sadkielce@kielce.opoka.org.pl

Sąd Biskupi Diecezji Koszalińsko-Kolobrzeskiej ul. kard. Stefana
Wyszyńskiego 25 75-062 Koszalin
tel. (0-94) 343-87-31

Sąd Metropolitalny w Krakowie ul. Franciszkańska 3
31-004 Kraków

background image

tel. (0-12) 429-41-49, 62-88-155, 62-88-156, 62-88-157

Sąd Biskupi w Legnicy ul. Jana Pawia II 1
59-220 Legnica
tel. (0-76) 724-41-60
sad koscielny@legnica.opoka.org.pl

Sąd Metropolitalny w Lublinie ul. Prymasa S. Wyszyńskiego 2 20-950 Lublin
(wejście od ul. Misjonarskiej wzdłuż muru Seminarium Duchownego, wejście przez
bramę, budynek bezpośrednio za bramą po prawej stronie)
tel. (0-81) 532-36-33; 0-81/532-10-58 w. 308; fax 0-81/534-61-39 (w. 320) e-mail:
oficjal@kuria.lublin.pl

Sąd Biskupi w Łomży ul. Sądowa 1/1
18-400 Łomża
tel. (0-86) 473-46-60 fax (0-86) 473-46-62
e-mail: sadbiskupi@kuria.lomza.pl

Sąd Biskupi w Łowiczu Stary Rynek 19
99-400 Łowicz
tel. (0-46) 837-83-07 fax (0-46) 837-43-49

Trybunał Metropolitalny w Łodzi ul. ks. I. Skorupki 3
90-458 Łódź
tel. (0-42) 66-48-748
e-mail: trybunal@archidiecezia.lodz.pl

Metropolitalny Sąd Archidiecezji Warmińskiej ul. Pieniężnego 22
10-006 Olsztyn tel.
(0-89) 527-54-56

Sąd Biskupi w Opolu ul. Książąt Opolskich 19
45-952 Opole
tel. (0-77) 454-35-81

Sąd Biskupi Diecezji Pelplińskiej ul. ks. bp. K. Dominika 11 63-129
Pelplin
tel. (0-58) 536-12-21
e-mail: sad@pelplin. diecezi a.org

Sąd biskupi w Płocku ul. Tumska 3
09-402 Płock

background image

tel. (0-24) 262-70-93 (119); (0-24) 268-04-63 (144)

Metropolitalny Sąd Duchowny w Poznaniu ul. Ostrów Tumski 1
61-109 Poznań
tel. (0-61) 852-44-30
trybunal@archpoznan.org.pl

Sąd Metropolitalny w Przemyślu Plac Katedralny 4a 37-700 Przemyśl
tel. (0-16) 676-88-12
e-mail: ibar@przemysl.opoka.org.pl

Sąd Kościelny w Radomiu ul. Kościelna 3
26- 604 Radom
tel. (0-48) 365-60-42

Sąd Biskupi w Rzeszowie ul. Zamkowa 4 35-032
Rzeszów
tel. (0-17) 852-44-15, fax (0-17) 852-17-83

Sandomierski Sąd Biskupi ul. Katedralna 1
27- 600 Sandomierz
tel. (0-15) 832-23-04 w. 317

Sąd Biskupi w Siedlcach ul. Bpa I. Świrskiego 57
08-100 Siedlce
tel. (0-25) 63-395-96.
e-mail: sadbiskupi@ks.internetdsl.pl

Sąd Biskupi w Sosnowcu ul. Orla 19
41-205 Sosnowiec
tel. (0-32) 266-75-73

Sąd Metropolitalny Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej ul.
Królowej Korony Polskiej 28 E 70-485 Szczecin tel. (0-91)
42-26-523

Diecezja Świdnicka Świdnicka Kuria Biskupia pl. Jana Pawła II 1 58-100
Świdnica Śl.
tel. (0-74) 85-64-400

Sąd Diecezjalny w Tarnowie ul. Legionów 30 33-100
Tarnów

background image

tel.

(0-14)

631-73-10

sadbiskupi@diecezia.tarnow.pl

Sąd Biskupi w Toruniu ul. Łazienna 18
87-100 Toruń
tel. (0-56) 622-35-30 w. 25 i 26 fax (0-56) 654-96-70 sad
sekretariat@diecezi a.torun.pl

Sąd Metropolitalny Warszawski ul. Nowogrodzka 49
00-695 Warszawa Skr. pocztowa 97
tel. (0-22) 628-53-06; fax (0-22) 629-07-51

Sąd Biskupi we Włocławku Plac Kopernika 3
87-800 Włocławek
tel. (0-54) 231-23-54, fax 231-28-31

Metropolitalny Sąd Duchowny we Wrocławiu ul. Katedralna 13
50-328 Wrocław
tel. (0-71) 327-11-21 lub (0-71) 327-11-23
e-mail: sad@archidiecezia.wroc.pl

Sąd Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiei ul. Hetmana Jana Zamoyskiego 1 22-400
Zamość
tel. (0-84) 627-95-21

Sąd Biskupi Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiei ul. 30 stycznia 1
66-400 Gorzów Wlkp. Skr. poczt. 42 tel.
(0-95) 720-48-20
tribunal@zgora-gorzow.opoka.org.pl

Archieparchia (archidiecezja) Kościoła Greko-katolickiego w Polsce Adres kurii
biskupiej ul. Basztowa 13
37-700 Przemyśl
tel./fax (0-16) 678-78-68
e-mail: kuriapw gr@przemyslgr.opoka.org.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
2012 06 05 Kiedy weksel jest nieważny
kiedy dziecko jest niegrzeczne, Wychowanie przedszkolne
Kiedy możliwy jest wolny wybór
kiedy miłość jest nałogiem
Kiedy skóra jest sucha i wrażliwa, kosmetologia, pięlęgnacja twarzy i ciała
kiedy małżeństwo jest płodne
30 Od kiedy Jezus jest Wszechmocnym
Smutny pajacyk (bajka terapeutyczna - kiedy dziecko jest niesmiałe), PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki
kiedy dziecko jest gotowe do sz Nieznany
Kiedy kobieta jest obrazalska
Kiedy on jest gotów
Fundamenty - cz.1, Kiedy potrzebny jest drenaż fundamentu, Kiedy potrzebny jest drenaż fundamentu
Pozwolenie na wycięcie drzewa jak uzyskać, kto wydaje, kiedy nie jest wymagane
Kiedy małżeństwo jest płodne
Kiedy konieczny jest antybiotyk
Kiedy Kobieta Jest Obrazalska
Kiedy maluch jest gotowy

więcej podobnych podstron