Piotr
Piotr
Piotr
Piotr Chmielowski,
Chmielowski,
Chmielowski,
Chmielowski, Utylitaryzm
Utylitaryzm
Utylitaryzm
Utylitaryzm w
w
w
w literaturze
literaturze
literaturze
literaturze
Utwór zależy od tworzącego; a tworzący od przyrodzonych usposobień swoich i od otoczenia, w którym żyje.
Dotąd artyści i literaci stanowili odrębną klasę w społeczeństwie: mieli swoje zwyczaje, swoje towarzystwo, swój
język nawet. Wyróżniali się – i co najważniejsza chcieli
chcieli
chcieli
chcieli się wyróżniać od reszty społeczeństwa, co im nadawało
pewną cechę oryginalności, jeżeli nie śmieszności. Niezgrabność, roztargnienie, zamyślenie, pochmurna
melancholia lub bachusowa wesołość, brak pojęcia praktycznej strony życia, a stąd niezaradność w interesach
materialnych, pewna miękkość charakteru, przemieniająca się niekiedy w mazgajstwo, pewna lekkość
usposobienia, brak stałych przekonań i zasad; to były główniejsze wady czy zalety – stosownie do sposobu
zapatrywania się osób oceniających – jakie dostrzec można było w dotychczasowych przedstawicielach piękna.
Nie mówię tu oczywiście o wyjątkach, które wszędzie znaleźć się muszą, ale o ogóle, o owym ogóle, który
stanowi większość. Otóż, jeżeli jeden z tej większości, natchniony jakąś poważniejszą myślą, zamierzył puścić się
drogą nową, nie utorowaną dotąd; jeżeli chciał w utworze swoim przeprowadzić jakąś tendencją, z konieczności
musiał pobłądzić, rysować szkielety zamiast ciał żywych, źle pojmować, fałszować i przekręcać dążenia
społeczne, gdyż nie miał najmniejszego we wszystkich tych sprawach doświadczenia; był zupełnie obcy całemu
ruchowi naukowemu, przemysłowemu, handlowemu i w ogóle społecznemu. Trudno narysować scenę sądu
przysięgłych temu, kto nigdy nic podobnego nie widział, a przynajmniej nie czytał dokładnego opisu.
Niepodobna znać dobrze potrzeby reform społecznych człowiekowi, który żył w jasnym kółku towarzyskim, nie
zaprzątając się nigdy naukami społecznymi, nie obserwując życia poza zakresem miłosnych westchnień i
przekleństw rozpaczy.
Ażeby więc tendencja nie szkodziła utworowi piękna, potrzeba przede wszystkim zaprowadzić reformę w
wykształceniu i w życiu samych artystów i literatów. Każdy człowiek danego społeczeństwa powinien
przyczyniać się, o ile siły mu starczą, do jego dobra; powinien być u
u
u
użżżżytecznym
ytecznym
ytecznym
ytecznym. Im kto wyższy zajmuje lub chce
zająć stopień na skali społecznego znaczenia, tym zakres użyteczności jego szerszymi promieniami zakreślać
musi. Kto zaś pragnie zostać przewodnikiem innych, niosącym pochodnią oświaty, ten powinien tych innych
przekonać, że zdoła im zapewnić jak najobfitszy zapas użyteczności. W każdym innym razie porywanie się do
przewodnictwa wyda się śmieszną pretensją dla oświeconych, mistrzostwem dla głupców, wysokim powołaniem
dla interesowanych, a najzgubniejszą zachcianką dla dobra ogółu.
Nie chcąc się narazić na taki wypadek, artyści i literaci powinni być obywatelami jak wszyscy inni, tj. znać
wszystkie cele, do których społeczeństwo zdąża, przejąć się obowiązkami, jakie ono wkłada, i zgodnie dopiero z
tymi celami i z tymi obowiązkami pomysły swoje w utworach sztuki urzeczywistniać. Oburzyć się tu kto może,
że ubocznie zarzucamy nieobywatelskość naszym dotychczasowym pracownikom pióra. Jest to najfałszywszy, a
co gorzej, najniegodziwszy wniosek, jaki ze słów powyższych rozdrażniona namiętność wyciągnąć by mogła. Nie
o to mi idzie. Chcę tylko powiedzieć, że każdy pisarz powinien żyć życiem ogólnym, a nie swoimi osobistymi
przypadkami i awanturami; że potrzeba nie tylko czuć, ale i rozumie
rozumie
rozumie
rozumiećććć wszystkie potrzeby, jakie w danym czasie
w społeczeństwie powstają; że poza miłosną stroną życia, którą zazwyczaj poeci i powieściopisarze za temat
utworów swoich obierają, istnieje sfera cierpień i smutków przewyższających stokrotnie zawody erotyczne; że
wymagania czasu, zrozumienie jego ducha nie dadzą się ułowić wśród bezczynnego marzenia, w którym zostawia
się swobodny polot wszystkim myślom i wyobrażeniom, nie przebierając w nich wcale, nie kategoryzując ich.
Wyrobienie stałych, niewzruszonych zasad jest tu pierwszą i najważniejszą rzeczą. Na śmieszność by się
wystawił, kto by dziś chciał utrzymywać, że zasady niewiele ważą w utworach piękna. Doprawdy? Więcby tak
mało należało cenić publiczność, której się przedstawia jakiś obraz z jej życia, żeby powiedzieć jej z
prostodusznym uśmiechem: na dziś to dobre; ale jutro przyjdź, zobaczysz zupełnie co innego; wszakże tobie idzie
o to tylko, ażeby mile czas przepędzić; mniejsza, kosztem jakich przekonań; bawmy się, dopóki młodość i talent
służą...
Mamy te same szkoły, te same instytucje, żyjemy pod tymi samymi prawami; dlaczegóż od innych wymagamy
stałych zasad, od których zależy dzielność charakteru; a poetom i powieściopisarzom tak łatwo przebaczamy
chwiejność, a nawet sprzeczność najoczywistszą? Porzuciwszy raz mrzonki o nadziemskim rodzie natchnienia,
powinniśmy zastosować do niego te same wymagania, jakich żądamy od każdej innej działalności z zakresu
handlu, przemysłu itd. Sumienna kontrola myśli zarówno na polu publicznej kariery, jak i w książkach jest
podstawą dobrobytu społeczeństwa.
Tymczasem poeci wyrzekają na twarde warunki rzeczywistości, z którymi w wiecznej żyją niezgodzie, a my
im przyklaskujemy i pochwalamy, dla pięknego wiersza, wszystkie te kaprysy, chorobliwe objawy, które w
innych ludziach surowo byśmy potępili. Dziwna logika! Życie nasze nie jest rajem, to prawda; ale wszyscy je
znosimy, starając się zapobiec nadużyciom, zaprowadzić ulepszenia, zreformować zastarzałe instytucje, zamienić
utyskiwania na pożyteczną działalność; a poetom pozwalamy swobodnie kwilić jak niemowlętom, nie wiedzącym
co zrobić ze swą ręką!... Porzućcie, panowie, podniebne stropy i zejdźcie na ziemię pomiędzy pracujących i
cierpiących, wesołych i smutnych, zadowolonych i zrozpaczonych; stańcie się wieszczami tego, co widzicie i co
słyszycie; a głos wasz umili nam godziny biedy, opromieni ciemności... Bądźcie ludźmi takimi, jak my jesteśmy;
nie żądajcie dla siebie przywilejów; boście przecież ucywilizowani. Życie społeczne to nie zaścianek; znajdą się
w nim materiały do szerokiego poematu, jeżeli go ktoś wyśpiewać jeszcze zdoła, znajdzie się przedmiot do satyry,
która da wam sposobność wskazać istotne
istotne
istotne
istotne zło ogólne, a nie niezadowolenie indywidualne. Praca, na znajomości,
na dokładnej znajomości stosunków oparta, będzie prawdziwie u
u
u
użżżżyteczn
yteczn
yteczn
yteczną
ą
ą
ą.
Powieściopisarz i poeta musi znać wszystkie kierunki swojej epoki i być ich wyobrazicielem. W tym jedynie
razie można mu przyznać prawo przewodniczenia swemu społeczeństwu. Jakież bowiem rady dać może człowiek,
który pogardza rzeczywistością, a w swoim tylko wnętrzu szuka środków działania na masy? Działalność jego
będzie bezpłodna, a rady śmieszne albo niedorzeczne. Poeta usuwa się od spraw ogólnych albo też na jak
najgorsze prowadzi je drogi. Zarówno z naszych, jak z dziejów Francji można by tu kilka dla unaocznienia
naszych myśli przytoczyć przykładów.
Poeta staje się bufonem albo mazgajem, jeśli szczelnie się zamknie w swojej jaźni, nie dając posłuchania
sprawom obchodzącym resztę obywateli kraju. Nawoływanie do utylitaryzmu w życiu i w pismach odrywa ludzi
od bufonady i mazgajstwa, a prowadzi ku celom nie jednostkowego, ale ogólnego znaczenia. Niepodobna tu
nawet mówić o zarzucie, który zacofani idealiści czynią rozpowszechniającym ową naukę, jakoby pozbawiali
ludzkość ideałów, jakoby poniżali sztukę, dając jej za podstawę poziomy realizm
realizm
realizm
realizm
. Cóż bowiem może
przedstawić większy i wspanialszy ideał, jak urzeczywistnienie dobra społeczeństwa?... Na to nie ma odpowiedzi;
każdy zgodzić się musi, że w takiej dążności jest najwyższe podniesienie sztuki, a nie jej upadek. Im szersze
umysłowość nasza koła zakreśli, im głębiej wnikniem w otwarte rany społeczeństwa, im rzetelniej je odczujemy
jako obywatele, tym słowo nasze większej nabierze potęgi, tym pewniejsi będziemy, że działalność nasza nie jest
dziennym wyrobnictwem, lecz w przyszłość sięgającym zasiewem dobrego, użytecznego ziarna.
Chcąc spełnić to zadanie potrzeba mieć samowiedz
samowiedz
samowiedz
samowiedzęęęę swych czynów, to znaczy: znać cele i środki, przyczyny i
skutki wszystkiego, co praktycznie przeprowadzić zamierzamy. Mówiliśmy już o tym wymaganiu każdej
rozumnej działalności w artykule
Bierność
(nr 14); powtarzać się więc nie będziemy. Literacka działalność, jak
każda inna, tym samym podlega warunkom. Precz więc z bez
bez
bez
bezśśśświadomym
wiadomym
wiadomym
wiadomym natchnieniem
natchnieniem
natchnieniem
natchnieniem! Precz ze wszystkimi
głupstwami, które mamiąc poetów, wskazywały im łatwą drogę próżniactwa i duchowego ospalstwa. Dopóki
umysłowość społeczeństwa obwinięta była w pieluchy, wystarczały jej bajeczki i powiastki o zaczarowanych
księżniczkach. Dopóki nauka nie weszła w krew znacznej klasy ludności, teoria nieświadomego tworzenia mogła
samowładnie panować w estetyce i krytyce. Dzisiaj te czasy minęły. Samowiedza przebudziła się w narodzie,
odrzuca więc od siebie wszystko, co jest niewyraźnym bełkotaniem dziecka.
Dzisiaj powiadamy sobie: albo literatura pójdzie ręka w rękę z najdroższymi naszymi interesami – zarówno
materialnymi, jak duchowymi – albo też pozostanie w tyle, odśpiewując stare litanie nieutulonego żalu i
bezmyślnego majaczenia. W pierwszym wypadku przyjmiemy ją do swego towarzystwa i cenić będziemy na
równi z innymi użytecznymi produkcjami; w drugim zaś – niech umiera, nam jej nie potrzeba. My wiemy, co
robimy, dokąd dążymy, jakich środków do spełnienia swych celów użyć mamy. Cóż nam po maruderach,
sprawiających tylko nieporządek, a nie przynoszących żadnej korzyści. Nie zwracajmy na nich uwagi; nawrócą
się, zaczną świadomie uczestniczyć w pracy społecznej albo też poginą. Żal nam tych biedaków; ale cóż robić?
Pochód społeczeństwa przerywać się nie może. Nie jest to teoria bezlitosnego gnębienia, ale przyrodzonej
duchowej konieczności. "Kto nie pracuje, nie powinien jeść", powiedział św. Paweł
, i miał najzupełniejszą
słuszność. Marnowanie sił na niedorzeczności jest społeczną zbrodnią. Gdyby się szczerze przejęto tą zasadą,
mniej by było bawidełek i świecidełek, a więcej dzieł użytecznych. Jeżeli bowiem autor zawsze i wszędzie
występować będzie jako obywatel, jeżeli biorąc do ręki pióro nie będzie wprzód przemyśliwał, jakie frazesy
najmilej wpadną w ucho czytelnikom, ale zastanowi się nad treścią swego utworu i zda sobie sumiennie sprawę z
celu, do którego ma dążyć i ze środków, jakie do tego celu doprowadzić mogą, jeżeli wymagania i potrzeby
społeczne, nie zaś oklaski bezmyślnego tłumu będą jego przewodnikami, to utwór jego zadowoli zarówno
estetyczne poczucia, jak i prawidła myślenia. Idzie tylko o harmonijne zespolenie wszystkich wymagań w jedną
całość. Ostatecznie bowiem to, cośmy powiedzieli powyżej, odnosi się do wychowania i wykształcenia
literackiego, do urobienia charakteru przedstawicieli piękna; przy samym tworzeniu wszystkie owe czynniki zlać
się muszą w przedstawieniu takich postaci, w skreśleniu takich sytuacyj, które by były jak najżywszym obrazem
danej chwili w danym społeczeństwie albo też chwili analogicznej podobnej w dziejach tego samego albo innego
społeczeństwa. Rozdwojenie artysty tu nie istnieje, wychowanie i wykształcenie popchnęło go już w oznaczonym
kierunku; dzie
dzie
dzie
dziełłłła
a
a
a jego
jego
jego
jego b
b
b
bęęęęd
d
d
dą
ą
ą
ą jednolite
jednolite
jednolite
jednolite, bo odbijać będą myśl jednolitą. Obawa więc, o której poprzednio przy
określeniu znaczenia tendencji mówiliśmy, jest najzupełniej płonną: nie ma podstawy w samej definicji
utylitaryzmu. Panuje tu jedność; ogólna bowiem zasada zdążania do rozwoju i udoskonalenia społeczeństwa
wszystkie różnobarwne promienie działalności autorskiej skupia w jeden promień biały, jasny jak światło
słoneczne. Pod sztandar ten wszyscy szlachetni zapisać się muszą; a jeżeli były dotąd spory nieraz nawet zacięte,
pochodziło to z nieporozumienia, co pod wyrażeniem: utylitaryzm
utylitaryzm
utylitaryzm
utylitaryzm w
w
w
w literaturze
literaturze
literaturze
literaturze rozumieć należy. Nie mamy
nadziei ażebyśmy artykułem naszym spory te załagodzili, zwłaszcza pomiędzy osobami interesowanymi, które po
większej części przekonane aż do oczywistości, nie chcą złożyć broni raz podniesionej i wolą się raczej narazić
na zarzut niekonsekwencji aniżeli uznać się za zwyciężonych. Szło nam głównie o czytelników bezstronnych,
nieuprzedzonych; chcieliśmy wskazać nasze zapatrywanie się na zadanie i cel poezji i beletrystyki, która z
powodu nadmiernego rozpowszechniania, a bardzo wielkiej nieużyteczności, wymaga prędkiej i stanowczej
reformy, skąpania w nurcie myśli zdrowych, mogących wlać w jej żyły nowe życie i przemienić ją na istotny
czynnik produkcji społecznej, nie wskutek pozoru, nie wskutek szumnych wykrzykników frazeologii, ale
wskutek istotnej, prawdziwej użyteczności.
Programy i dyskusje literackie pozytywizmu, oprac. J. Kulczycka-Saloni, Wrocław 1985, BN I 249.