Nasze piersi - duma czy piekło
kompleksów?
Są atrybutem kobiecości. Źródłem macierzyńskiej czułości i erotycznych doznań. Lęku,
czy nic się w nich nie czai. I wstydu, że niepodobne do tych z męskich marzeń. Żadna inna
część naszego ciała nie wzbudza tylu emocji! Jedenaście naszych czytelniczek, w różnym
wieku i z różnym biustem, zgodziło się nie tylko o nich opowiedzieć, ale także je pokazać.
To nieprawda, że Polki są pruderyjne. Przeciwnie - nie ma dla nas tematów tabu. Udowodniły
to nasze Czytelniczki. Jedenaście pań w różnym wieku (oraz z różnym biustem) zaprosiliśmy
do udziału w wyjątkowej dyskusji na temat piersi. Zapytaliśmy, czy są dla nich źródłem
radości czy może raczej stresów i problemów? Panie zgodziły się nie tylko o nich
opowiedzieć, ale także je pokazać! Odważyły się na ten krok nie tylko te, które mają biusty
jak z reklamy bielizny, ale nawet te nie do końca zadowolone ze swoich piersi: bo nie są już
jędrne albo zniszczyła je choroba. Podczas sesji zdjęciowej nasze Czytelniczki dzielnie
pozowały fotografowi mężczyźnie, choć dla wielu z nich było to pierwsze takie
doświadczenie. Drogie Panie, w naszej redakcji (a pracują tu prawie same kobiety)
wzbudziłyście szacunek! Dziękujemy.
Ewa, 18 lat
MODELKA, NAJCZĘŚCIEJ PREZENTUJE BIELIZNĘ, ROZMIAR: 70 B
Kiedyś piersi były dla mnie źródłem potwornych stresów. Miałam wtedy 15 lat, zaczynałam
pracę modelki. Przyglądałam się starszym koleżankom z branży i w duchu zazdrościłam im
większego biustu. Ale już kompletnie się zdołowałam, gdy w amerykańskich magazynach
zobaczyłam modelki o pełnych piersiach. To mnie dobiło. Patrzyłam na swój biust i
myślałam: "Nienawidzę cię". Całkiem przestałam akceptować swoje ciało. Byłam załamana.
Poczułam także wstręt do jedzenia. Schudłam tak bardzo, że w biodrach miałam niewiele
ponad 80 centymetrów. Biust też mi się posypał i stał się mniejszy. Na szczęście nie pojawiły
się rozstępy. Nie wiem, jak by się to skończyło, gdyby nie pomoc psychologa. Gdy już
doszłam do siebie, nieoczekiwanie dostałam propozycję prezentowania bielizny. To był taki
pozytywny kop, że jednak wszystko mam na swoim miejscu. Potem przyszły kolejne
zawodowe wyzwania, w tym sesja bez biustonosza. Wstydziłam się rozebrać, wciąż nie
czułam się aż tak bardzo atrakcyjna, by prezentować swe walory całemu światu. Dopiero z
czasem zrozumiałam, że dla ekipy, która ze mną pracuje, moje ciało jest wyłącznie obiektem,
a nie źródłem erotycznych doznań. Pamiętam, dzieliłam akurat garderobę z kolegą modelem.
Gdy już byłam prawie naga, zerknął na mnie i wypalił: "Masz biust piękny jak
nieoszlifowany diament". Wtedy pierwszy raz usłyszałam od faceta taki komplement. I
polubiłam się taką, jaka jestem. Potem już bez problemu przyjmowałam zlecenia. Na przykład
w jednej z sesji reklamowych, w Tokio, ubrana byłam wyłącznie w zegarek. Największe
zaskoczenie związane z piersiami? Otóż zawsze wydawało mi się, że dla mężczyzn biust jest
najważniejszy. Tymczasem kompletnie zaskoczył mnie mój chłopak. Kiedyś wyznał, że
najbardziej erotyczna jest dla niego moja pupa, potem stopy, a dopiero na końcu biust. To po
co się tak przejmowałam?
Jolanta, 29 lat
KONSULTANTKA FIRMY KOSMETYCZNEJ, ROZMIAR: 95 E
Powinny być moim problemem: przecież są wielkie, ciężkie i zupełne niemodne, bo zbyt
rubensowskie. Ale to mi nie przeszkadza! Przeciwnie: kocham je nad życie i absolutnie
akceptuję. Zawsze z wielką dumą wypinam pierś do przodu. To jest mój atrybut, który
przyciąga spojrzenia mężczyzn. Gdy w obcisłej bluzeczce z dekoltem (noszę tylko takie)
robię zakupy w markecie, panowie wbijają wzrok w moje wdzięki i z wrażenia wpadają na
regały. Boże, jak mnie to cieszy. Czuję się wtedy szczególnie atrakcyjna i pożądana. Nie
zawsze tak było. W czwartej klasie podstawówki gwałtownie dojrzałam i to właśnie wtedy
natura obdarzyła mnie tak hojnie. Przeklinałam ją za to. Koleżanki z klasy jeszcze nie zaczęły
nosić zerówek, a ja już miałam pełne kształty. Wstydziłam się swojej inności. Chowałam
biust pod obszernymi swetrami, chodziłam przygarbiona. Na lekcji WF-u zawsze udawałam
ciężko chorą, byle tylko się nie rozebrać. Komentarze w stylu: "Co za cyc!", bardzo mnie
wtedy drażniły. A dzisiaj bez wstydu zdjęłam bluzkę przed fotografem, i to mężczyzną! Niech
cały świat zobaczy, że duże też jest piękne.
Hanna, 46 lat
NAUCZYCIELKA, AMAZONKA
Jeszcze rok temu powiedziałabym, że mój biust jest trochę za duży, ale chyba ładny, bo
często wpada w oko panom. Co mnie nieco krępowało. Musiałam starannie dobierać staniki,
nie każdy dobrze na nich leżał. Całe życie słyszałam, że ta część ciała najbardziej kręci płeć
przeciwną. Od młodych lat dbałam więc o nią jak o największy skarb. Ale to wszystko
nieważnie. Teraz nie mam ani piersi, ani mężczyzny. Mąż odszedł do młodszej kobiety (może
miała ładniejszy biust?), a moje piersi... przyniosły mi chorobę. Okazało się, że mam raka i
trzeba je amputować. Najpierw odjęli mi prawą. Po chemioterapii przytyłam, więc pierś, która
pozostała, również się zwiększyła. Jakby chciała mi zrekompensować stratę tej pierwszej. Pół
roku później i ona zniknęła. A ja, zupełnie niezrozumiale i przewrotnie, pokochałam swoje
ciało. Poczułam, że mimo oszpecenia jest piękne i wcale nie takie stare, jak mi się wydawało.
Jednak pamiętam pierwszą myśl po operacji: straciłam swoją kobiecość. Teraz myślę inaczej:
jeśli ktoś ma mnie pokochać, to taką, jaka jestem. Albo - wcale go nie chcę!
NASZ EKSPERT RADZI
Violetta Nowacka psycholog, specjalista ds. edukacji seksualnej,
Dlaczego piersi są dla nas tak ważne?
Bo to one są pierwszym widocznym atrybutem kobiecości. Większość z nas sądzi, że
wyłącznie one decydują o naszej atrakcyjności seksualnej. A przecież w rankingu wabików
panowie stawiają je dopiero na piątym miejscu: po twarzy, pośladkach, talii i nogach.
Tymczasem trafia do mnie coraz więcej pań, które od wyglądu piersi uzależniają poczucie
własnej wartości. Słyszę od nich: "Nienawidzę siebie, bo mam brzydki biust". Albo:
"Gdybym miała większe piersi, on na pewno by mnie pokochał". Kryje się za tym całkowity
brak akceptacji siebie. Czasem problem ten wynika ze złych doświadczeń z dzieciństwa, na
przykład zbyt krytycznych rodziców. Podczas terapii pracuję z takimi osobami nad
podniesieniem samooceny. To jedyny skuteczny lek na tego typu kłopoty.
Dagmara 33 lata
AKTORKA ROZMIAR: 75 C
Nie wiem, czy są piękne (chociaż mnie się podobają), lecz na pewno są bardzo pożyteczne!
Korzysta z nich przede wszystkim mój roczny synek Olaf. Od początku karmię go piersią i
chciałabym to robić jak najdłużej. Syn z taką radością kilka razy dziennie się do nich pcha! A
ja bardzo lubię mieć go przy piersi. Biust jest takim czułym łącznikiem między nami. Dopiero
kiedy zostałam matką, doceniam ich wartość. Mój biust przydaje się również w pracy. Jestem
aktorką i czasem moje ciało też gra, jest wtedy środkiem artystycznego wyrazu. Piersi dają mi
pewność siebie, ale czasem przeszkadzają. Pewności dodają w intymnych kontaktach męsko-
damskich. Podkreślają mój seksapil. Przeszkadzają, gdy chcę kupić nową sukienkę. Każda
jest idealna w talii, ale już wyżej - za ciasna. Wtedy marzę o mniejszym biuście. Przez
chwilę...
Janina, 40 lat
BYŁA BARMANKA, ROZMIAR: 80 D
To mój najlepszy kawałek ciała. Uświadomili mi to mężczyźni, którzy na widok piersi
reagowali zachwytem. Najpiękniejszy komplement? "Ach, wsunąć w te kuleczki chociaż
nosek!" - usłyszałam kiedyś. Ale miałam też przez nie kłopoty. Wiele lat temu byłam
barmanką w "Kongresowej" w Warszawie. Lokal często odwiedzały panie, które oferowały
swe usługi mężczyznom. Gdy zobaczyły mnie za barem, chciały mi oczy wydrapać.
Stwierdziły, że jestem dla nich zagrożeniem, bo na taki biust każdy facet poleci. I faktycznie:
klienci nie zwracali uwagi na panie do towarzystwa, tylko mnie podrywali. Choć nie
reagowałam na ich zaloty, panie i tak mi nie wierzyły. Doszło do tego, że ich opiekunowie
zaczęli mnie śledzić. Codziennie sprawdzali, czy po pracy wracam do swojego domu.
Dopiero gdy przekonali się, że nie zabieram im klientów, na przeprosiny dostałam bukiet róż.
Ewa, 58 lat
SEKRETARKA, ROZMIAR: 75 B
Jestem przykładem, że można byd dumną z małych piersi. Owszem, nie pogardziłabym ciut
większymi, lecz w koocu nie rozmiar się liczy, ale ich jędrnośd. Pod tym względem nie mam żadnych
kompleksów, bo zawsze dbałam o swoje ciało. Od lat sześd razy w tygodniu uprawiam sport: chodzę
na aerobik i basen. Czasem mi się nie chce, wolałabym poleżed na kanapie, ale ten wysiłek
procentuje: biust świetnie się trzyma bez stanika. Ostatni raz założyłam biustonosz chyba z pięd lat
temu, ale tylko dlatego, że była mroźna zima i służył mi jako ocieplacz. Mam jednak słabośd do ładnej
bielizny, więc kupuję staniki, a następnie... chowam je do szuflady. Pamiętam, kiedyś na weselu
wystąpiłam w sukni wiązanej na szyi. Podczas taoca kokardka się rozplątała, a suknia zsunęła się na
biodra, odsłaniając moje wdzięki. Partner był zachwycony!
Barbara, 73 lata
EMERYTOWANA TELEFONISTKA, ROZMIAR: 70 B
Nigdy nie traktowałam biustu jakoś szczególnie. Po prostu był i już. Ale żeby z tego powodu
przeżywad wielką dumę albo mied kompleksy? Nie miałam ani takich problemów, ani potrzeb.
Zawsze nosiłam małą trójeczkę i byłam zadowolona. Nigdy jej nie eksponowałam, nie myślałam jak o
seksownym wabiku na mężczyzn. W czasach mojej młodości kobiecie nie wypadało nosid
przezroczystych bluzek ani wielkich dekoltów. To dobrze, bo staniki nie były takie piękne jak teraz.
Zamawiało się je u gorseciarki albo kupowało na wycieczce do NRD. Dopiero dzisiaj doceniam swoje
piersi. Nieraz patrzę na nie i myślę: "Trójkę urwisów nimi wykarmiłam, jestem po siedemdziesiątce, a
biust nadal mam jak trzydziestolatka!". Jak ja to robię? Nic nie robię. Po prostu geny. Aha,
przypomniałam sobie, że gdy jeździłam do sanatorium, zawsze brałam bicze szkockie. I nigdy nie
opalałam biustu, zakrywałam go przed słoocem. Może to mi pomogło? Poza tym codziennie
spaceruję po parku, minimum półtorej godziny. Świeże powietrze ujędrnia skórę. Czasem się
złoszczę, że nie badałam regularnie biustu, ale dzięki Bogu nic mi się nie przytrafiło. Przyznam, że
tylko raz byłam na mammografii. Bo dawniej nie było takiej mody, żeby robid tego rodzaju badania.
Cieszę się, że teraz nastała.
Karolina, 22 lata
PRACUJE W FIRMIE ZAJMUJĄCEJ SIĘ BADANIEM RYNKU, ROZMIAR: 75 C
Mój chłopak mógłby się do moich piersi ciągle przytulać. Jest nimi oczarowany. Twierdzi, że
nie widział piękniejszych. Też uważam, że są powodem do dumy. Wyrosły mi idealne: ani za
małe, ani za duże. Lubię o nie dbać. Codziennie wklepuję specjalny krem. Profilaktycznie, bo
jędrny biust chcę zachować na dłużej. Na razie tabletki antykoncepcyjne, których używam, w
niczym mu nie przeszkadzają. Nie zauważyłam, żeby się po nich powiększył czy zmniejszył.
Za to piersi przestały mnie boleć: kiedyś przed okresem miałam takie dolegliwości. Choć bez
problemu mogłabym chodzić bez stanika, jednak go zakładam. Koleżanki, które chodzą
"sauté", już odczuwają skutki grawitacji: biust im opada. Ja tego nie chcę!
NASZ EKSPERT RADZI
dr Marek Szczyt, specjalista chirurgii plastycznej
Czy coraz więcej pań decyduje się na zoperowanie swego biustu?
- Tak! Ostatnio zapotrzebowanie jest tak wielkie, że na zabieg trzeba czekać półtora roku.
Zwykle trafiają do mnie panie między dwudziestką a czterdziestką. Ale są i młodsze, nawet
osiemnastoletnie. To dolna granica, niepełnoletnich nie wolno nam operować. Co kobiety
chcą zmienić w swoim biuście? Najczęściej zależy im na powiększeniu piersi, czasem nawet
do nienaturalnych rozmiarów. Niektóre chcą, aby było widać, że piersi są sztuczne. Panie zaś
o dużych biustach marzą o mniejszych i bardziej kształtnych. To zrozumiałe, ciężki lub
zniekształcony po ciąży i karmieniu biust bywa obwisły. Zdarzają się też prośby zaskakujące.
Młoda dziewczyna ze ślicznym, niewielkim biustem (rozmiar B) żądała, żeby jej zmniejszyć
piersi do rozmiaru A. Nie zrobiłem tego. Skłoniłem ją do skorzystania z pomocy psychologa.
Karolina, 24 lata
POCZĄTKUJĄCA MODELKA, ROZMIAR: 75 E
Oczywiście, że biust jest moją dumą. Mam nadzieję, że pozwoli mi spełnić moje największe
marzenie: chcę zostać znaną fotomodelką. Taką jak Pamela Anderson. Na razie jestem na
początku kariery. Nie miałabym na nią szansy ze swymi dawnymi piersiami: były za małe i
zbyt wiotkie. A ja lubię rzeczy wyraziste. Postanowiłam je powiększyć, bo w tej branży warto
się czymś wyróżnić. Po zabiegu wyłam z bólu kilka dni, ale nie żałuję. Od razu posypały się
oferty pracy. Wyjechałam do Las Vegas, na sesję zdjęciową topless. Pozowałam do
kalendarza, a po powrocie zaproszono mnie do udziału w programie "Nagie fakty".
Przebieram się tam za różne seksowne kobiety, np. Marilyn Monroe. Nowe piersi wymagają
ode mnie wyrzeczeń: ze względów medycznych nie mogę spać na plecach, a była to moja
ulubiona pozycja. Poza tym nie lubią intensywnych pieszczot.
Sylwia, 50 lat
RENCISTKA, ROZMIAR: 95 D
Trochę mnie krępuje rozmowa na temat mojego biustu. To taka intymna sprawa. Poza tym
czym się chwalić? Już nie jest tak ładny jak dawniej, gdy podkreślałam go dużymi dekoltami.
Wtedy była to dla mnie najbardziej bezproblemowa część ciała. Z wiekiem piersi się nieco
wyciągnęły, stały się bardziej miękkie. Poza tym kiedy przytyłam, dosyć mocno urosły, co
osłabiło delikatną skórę. Trudno się więc dziwić, że w kwestii biustu nieczuję się już tak
pewnie. Kiedyś piersi były dla mnie wyłącznie źródłem przyjemności, a teraz - problemów.
Skóra pod biustem często mi się odparza, muszę stosować zasypki albo maści. Używam też
kremu do ujędrniania biustu. Wcieram go w skórę, zataczając ósemki wokół piersi. W sumie
lubię je i choć ciężkie - nie są dla mnie balastem. Przyzwyczaiłam się do nich, są przecież
częścią mnie. Czy zazdroszczę kobietom, które mają mniejsze? Tak, ale tylko dlatego, że dla
nich są w sklepach najpiękniejsze biustonosze. Delikatne jak mgiełka, lekkie i fantazyjne.
Niestety, ja takich nie mogę nosić. Muszę mieć solidne, szerokie ramiączka i mocne fiszbiny.
Eliza, 58 lat
EKONOMISTKA, MA WŁASNĄ FIRMĘ, ROZMIAR: 85 C
Dla mnie to kawałek normalnego ciała, który nigdy nie był źródłem kompleksów. Może
dlatego, że od najmłodszych lat mama mi wpajała, iż o piersi trzeba szczególnie dbać. Do dziś
pamiętam jej słowa: "Biust to wizytówka kobiety. Ściągnij łopatki, wyprostuj się". Powtarzała
mi to codziennie. Poskutkowało. Zaczęłam o nie bardzo dbać: masowałam je, poza tym dużo
pływałam. Piersi były jędrne i piękne. Byłam z nich dumna. Co miesiąc robiłam sobie tak
zwany "test ołówka". Wsuwałam go pod pierś. Jeśli wypadał na ziemię, to oznaczało, że biust
jest jędrny. Mój ołówek zawsze wypadał! Oczywiście z wiekiem ciało się zmienia, ale nie
wpadam w panikę. Unoszę piersi dobrymi stanikami, kremuję, polewam strumieniem zimnej
wody. Efekt? Mam wrażenie, że choć ja się starzeję, to moje artybuty kobiecości na pewno
nie. Rzecz jasna, rady mojej mamy przekazałam swojej córce. Dzisiaj ma 21 lat i piękne
piersi. Dba o nie tak samo jak ja.