background image

Jak walczyć o podwyżkę?

 

Fot. Shutterstock 
- Jak widzę swojego szefa, to kłaniam się w pas i uciekam – mówi pani Kasia, księgowa w 
państwowej firmie. Nie ma odwagi nawet rozpocząć tematu wyższego wynagrodzenia, choć od 
lat jest niezastąpiona. Tadeusz miał tę odwagę. Od szefa usłyszał: „możesz mi zrobić laskę”.
Pracują w jednej firmie całe życie, a boją się nawet wejść do gabinetu dyrektora, a co dopiero 
poprosić o więcej pieniędzy. Jak prosić o podwyżkę, żeby nie usłyszeć od szefa: „po moim trupie”? 
Oczywiście zakładając, że nie chcemy czekać, aż słowa te staną się dosłowne. 
„Możesz mi zrobić laskę” - takie słowa usłyszał od swojego szefa Tadeusz, pracownik 
warszawskiego biura jednej z sieci telekomunikacyjnych, kiedy poprosił o podwyżkę. Co robić w 
takich sytuacjach? Po prostu odejść czy walczyć z systemem, zgłaszając zachowanie swojego 
kierownika osobie wyżej postawionej w korporacyjnej hierarchii? Tadeusz zmienił pracę. – 
Potrzebowałem pilnie pieniędzy na opłacenie mieszkania i czesnego, naprawdę nie miałem czasu na 
uganianie się po sądach pracy, ale uważam, że koleś przesadził – żali się mężczyzna. – Z 
perspektywy czasu cieszę się jednak, że odszedłem, bo atmosfera w tej pracy była nie do 
zdzierżenia. Zwykle to kobiety skarżą się na seksizm w pracy, tam jednak to mężczyźni mieli 
przechlapane – opowiada Tadeusz. 
Większość osób, które pytam o doświadczenia w proszeniu o podwyżkę, odpowiada, że takowych 
nie posiada. Nawet nie chodzi o to, że jest (był?) kryzys, ale o fakt, że ludzie nie potrafią walczyć o 
swoje. W Polsce niestety zdarzają się przypadki, że osoby proszące o podwyżkę są pierwszymi do 
zwolnienia. Mało tego, często jest tak, że jeżeli ktoś z załogi się wybije i poprosi w ich imieniu o 
podwyżkę, to reszta nie będzie go popierać. Tak było w przypadku Jagody. 
- Pracowałam sezonowo jako kelnerka nad morzem. Przyjechałam do tej samej knajpy, co w 
zeszłym roku, pewna, że dzięki tej pracy uda mi się zarobić na studia. Na miejscu jednak okazało 
się, że w tym roku napiwki nie będą trafiać do nas, tylko do kasy szefa – opowiada studentka 
historii. 
Jagoda usłyszała, że mimo braku napiwków, stawka nie będzie wygórowana - 6 zł na godzinę. – 
Byłam w kropce, przejechałam całą Polskę, żeby na miejscu dowiedzieć się, że zarobki będą takie 
nędzne. Próbowałam namówić inne dziewczyny do buntu, ale one chyba bały się utraty pracy. 
Uważałam, że jeżeli wszystkie się postawimy, to szef będzie musiał ustąpić – relacjonuje Jagoda. 
Negocjacje z szefem przyniosły efekt, ale właściciel knajpy zgodził się podnieść zarobki tylko jej i 
to pod warunkiem, że nie pochwali się innym. Jagoda pracowała więc za znacznie wyższą stawkę 
(10 zł na godzinę), nie mówiąc o tym nikomu. 
Na dłuższą metę taki układ był jednak męczący. Kiedy Jagoda musiała wrócić do domu wcześniej 
niż zapowiadała, szef nie chciał wypłacić jej pieniędzy za wszystkie przepracowane godziny. Z 
jednej strony zerwał ustną umowę (w pracy sezonowej praca bez jakiejkolwiek umowy to norma), 
ale z drugiej trudno się dziwić, że zdenerwował się na pracownika, który niespodziewanie 
rezygnuje z pracy w szczycie sezonu. 

background image

- Skoro mnie tak potraktował, nie miałam skrupułów powiedzieć innym dziewczynom, że 
pracowałam za wyższą stawkę. Wtedy dopiero zaczęła się wojna – zwierza się Jagoda. – 
Oczywiście zaprzeczył, że dał mi potajemnie podwyżkę. Wyjechałam stamtąd jak najszybciej, ale z 
tego, co wiem, to po całej tej akcji dziewczynom udało się podwyższyć stawkę godzinową do 8 zł – 
kończy. 

Podwyżka bez proszenia się 
Monika nie prosiła nigdy o podwyżkę wprost, ale ją otrzymała. - Mój kolega z pracy prosił mnie o 
wypełnianie wniosków i innych dokumentów za pieniądze. Na początku się zgodziłam, bo miałam 
wolne weekendy. Może nie było z tego kokosów, ale zawsze jakiś grosz wleciał – opowiada. – Z 
czasem jednak zaczęło mi brakować wolnych dni, przyszła wiosna, rower kusił, więc 
zrezygnowałam. 
Nie wiadomo, czy kolega–zleceniodawca, potraktował ruch Moniki jako element strategii 
wywalczenia podwyżki, czy też tak bardzo zależało mu na jej usługach, ale zaoferował podwojenie 
wynagrodzenia. – Po takiej podwyżce rower mógł poczekać na gorsze czasy – śmieje się Monika. 
Strategię „podwyżka albo zwolnienie” mogą zastosować jedynie osoby pewne swojej pozycji w 
firmie czy wartości rynkowej (np. informatycy) albo takie, które mają dodatkową pracę. Większość 
osób nie ma jednak takiej alternatywy. 
Również Danuta – studentka filologii greckiej - nie musiała prosić o wyższe pieniądze. Pracuje w 
małej firmie meblowej, która sprowadza towar z Grecji. Dostała podwyżkę bez proszenia się o nią, 
ale jak opowiada wcale nie była z niej zadowolona. - Zorganizowałam szefowi trzydniową 
konferencję, na którą przyjechali goście z Grecji. Przez parę dni spałam po trzy godziny na dobę, po 
nocach układałam teksty toastów po grecku, żeby się nie zbłaźnić. Szef powiedział, że mnie 
wynagrodzi, jednak po konferencji żadna premia nie wpłynęła – zwierza się dziewczyna. 
W końcu dostała podwyżkę, ale jak sama twierdzi, jej szef nic na tym nie stracił. - Niby 
wynagrodził mnie za czas, który poświęciłam na organizację konferencji, bo podwyższył mi pensję 
o trzysta złotych. W tym samym czasie zmienił jednak moją umowę z umowy o pracę na umowę 
zlecenie! Tym samym nie był stratny – kwituje. Danuta zgodziła się na taki układ, bo pisze jeszcze 
pracę magisterską, a tym samym nie musi się troszczyć o lata pracy, które ma naliczane przez sam 
fakt bycia studentem. – Po studiach chciałabym jednak otrzymać pracę na pełen etat – mówi. 
Ciekawe, czy jej szef zgodzi się na to bez obniżania pensji. 
Gabinet szefa – zakaz wjazdu? 
Pani Kasia od 30 lat pracuje jako księgowa w państwowej firmie. Mimo że wyrobiła sobie reputację 
świetnego pracownika nie do zastąpienia (podczas chorobowego urywają się telefony z pracy z 
prośbą o pomoc), to ani razu w swojej karierze nie poprosiła o podwyżkę. 
- Człowieku ja się boję o robotę! – odpowiada, kiedy pytam, dlaczego nigdy nie żądała podwyżki. – 
Jak widzę dyrektora, to kłaniam się w pas i uciekam. Poza tym, to nawet nie wiem, jak teraz 
wygląda. Z rok go nie widziałam – zwierza się. 
Czyżby więc, zwłaszcza w państwowych zakładach, panowało przekonanie o nienaruszalności 
terytorialnej gabinetu szefa? Przecież nikt nie wywiesił tam tabliczki – zakaz wjazdu. 
W przypadku pani Kasi na przeszkodzie do podwyżki stoją skostniałe wytyczne. – Dyrekcja w 
Warszawie zakazała podwyżek, bo nie ma pieniędzy. Roboty jednak mam o wiele więcej, bo osoba, 
z którą dzieliłam się obowiązkami, odeszła na emeryturę, a na jej miejsce nie przyjęto nikogo 
nowego – żali się. – Moja szefowa widzi, że pracuję bardzo dużo, dlatego czasem daje mi 
dodatkową premię, a tego dyrekcja w Warszawie jeszcze nie zabroniła – ironizuje. 

background image

 
Negocjuj na luzie 
Użytkowniczka jednego z forów internetowych o nicku Ko_feina pisze, że chciałaby niejako upiec 
dwie pieczenie na jednym ogniu – nie dość, że uzyskać podwyżkę, to jeszcze sprawić, aby jej 
przełożony był zadowolony. Kobiecie skończył się okres próbny i jest pewna tego, że będzie miała 
przedłużoną umowę. Domaga się jednak, żeby wraz z jej przedłużeniem wzrosły też zarobki. – 
Kwota, którą szef strzelił, rozśmieszyła mnie do łez, natomiast moja wyrwała go z butów. Moja 
kwota nie jest jakąś z kosmosu i wiem, że firmę na to stać. Niestety szef do rozrzutnych nie należy 
– pisze. 
Internauci radzą, żeby na początek zapytać szefa, na ile ocenia naszą pracę, a potem dopiero 
zasugerować podwyżkę. Ko_feina przyznaje, że wie, iż inni na tej samej pozycji zarabiają więcej, 
mimo że pracują mniej. Psychologowie biznesu nie radzą jednak wykorzystywać tego argumentu w 
negocjacjach płacowych. W pewien sposób bowiem pracodawca może poczuć, że podważamy jego 
kompetencje do oceny pracy poszczególnych pracowników i właściwego rozdysponowania 
wynagrodzeń pomiędzy nich. 
Ko_feina podwyżkę w końcu uzyskała po godzinnych negocjacjach, które jednakże przebiegały w 
przyjaznej atmosferze. Na zmianę odbijała z szefem piłeczkę na temat swoich kompetencji, aż w 
końcu rzuciła: „gdzie pan znajdzie takiego świetnego pracownika jak ja”. Szef był tak 
„wymęczony” rozmową, że przyznał jej rację i podpisali umowę na wyższą kwotę. 
Mity o kobiecych podwyżkach 
U części osób nadal pokutuje stereotyp, że kobieta starając się o podwyżkę powinna założyć bluzkę 
z dekoltem. Jeżeli ktoś faktycznie posługuje się takimi metodami, to sam odwraca uwagę 
przełożonego od merytorycznego aspektu swojej pracy, tym samym osiągając zupełnie odwrotny 
efekt – udowadnia, że na podwyżkę nie zasługuje. Niektórzy twierdzą nawet, że kobiety w ogóle 
nie powinny negocjować z szefem–mężczyzną. Takie opinie wydają się być niedorzeczne, ale z 
drugiej strony statystyki wskazują, że panie wykonując tę samą pracę co mężczyźni zarabiają mniej. 
Może więc faktycznie kobietom trudniej przychodzi walczenie o swoje. Co ciekawe, kiedy sytuacja 
jest odwrotna, tj. kiedy mężczyźni mają poprosić kobietę–szefa o podwyżkę, nie skarżą się na 
podobne problemy. 
Prosić o podwyżkę czy żądać podwyżki? 
Fachowcy radzą, żeby przed udaniem się do gabinetu szefa, dokładnie zbadać wysokość zarobków 
w naszej branży. W ten sposób nasze oczekiwania nie będą zbyt wygórowane. Inna kwestia to czas, 
w którym prosimy o podwyżkę. Jeden z internautów pisze na forum: „Jest kryzys, więc trzeba mieć 
mocne argumenty, bo każdy szuka oszczędności”. I odwrotnie - kiedy nasza firma przeżywa okres 

prosperity

, grzechem jest nie prosić o podwyżkę, bo jeśli nie wtedy, to nigdy. Odpowiedni czas jest 

również wtedy, kiedy np. zwiększono nam zakres obowiązków albo mimo upływu lat pracy nie 
podwyższono nam pensji (nawet o poziom inflacji). 
Najważniejsze jednak podczas rozmowy o podwyżkę jest udowodnienie swojej wartości. To 
możemy osiągnąć, wyzbywając się emocji i przyjmując rzeczowy ton. Na pewno nie pomoże nam 
postawa roszczeniowa, przeciwnie może podziałać na szefa jak płachta na byka i od razu nas 
zwolni. Nie należy też zbytnio użalać się nad swoją sytuacją finansową. Strategia proszenia o 
podwyżkę zakłada bowiem wykazanie swojej rynkowej wartości. Dlatego argumenty dotyczące 
naszego życia prywatnego stosuje się raczej przy proszeniu o pomoc socjalną. Przy okazji można 
wspomnieć, że np. właśnie powiększyła nam się rodzina, ale nie należy używać tego jako głównego 
argumentu. Warto również, prosząc o podwyżkę, zapewnić o trosce o rozwój firmy i chęci 
uczestniczenia w jej dalszym rozwoju. Jak twierdzą psychologowie, nawet jeżeli szef nam odmówi, 
to często po paru miesiącach, widząc, że faktycznie sumiennie wykonujemy swoje obowiązki, sam 
wraca do tematu. 

background image