Mali niewolnicy
16 wrz, 12:00Laura Millar, Ceria Atkinson
/
News of The World
Mali imigranci mogą zasilić szeregi współczesnych niewolników
fot. Str
Co piąty mieszkaniec Wysp nie wierzy w zjawisko handlu dziećmi, a co trzeci odrzuca
myśl, że ten proceder mógłby się odbywać w jego rodzinnym kraju. A jednak, zgodnie z
szacunkami organizacji praw człowieka, do Zjednoczonego Królestwa rocznie
przybywają tysiące anonimowych dzieci: do pracy w prostytucji, w gangach lub do
codziennego usługiwania w domach.
Kiedy miała 12 lat, Fayola marzyła tylko o jednym: chciała pójść do szkoły, mieć nowych kolegów i
móc się uczyć, żeby w przyszłości zostać nauczycielką. Zamiast tego całymi dniami zmuszano ją do
sprzątania, gotowania i prowadzenia domu człowiekowi, który "kupił" ją za równowartość 250 euro.
Wcześniej obiecał jej matce w Nigerii, że zapewni dziewczynce dobre wykształcenie w Europie.
Podczas gdy inne dzieci z północnego Londynu, okolicy, gdzie mieszkała Fayola, słuchały wymówek
rodziców za to, że zamiast sprzątać swój pokój grają w gry wideo, dziewczynce z Nigerii siniaki na
ciele przypominały, co się stanie, jeśli nie będzie wystarczająco ciężko pracować. Fayola była
jednym z tysięcy dzieci, członków utajonej armii nieletnich niewolników pracujących na Wyspach.
Ci młodzi ludzie są nie tylko bezlitośnie wykorzystywani jako niewolnicy seksualni w domach
publicznych lub jako złodzieje kieszonkowi w ulicznych gangach. Około 70 procent akcji
policyjnych, których celem jest uwolnienie ofiar handlu ludźmi, odbywa się w prywatnych
mieszkaniach.
Tysiące przemyconych do kraju dzieci pełni rolę służących w prywatnych domach, jak wynika z
programu wyemitowanego przez Channel 4, zatytułowanego "I Am Slave" (Jestem niewolnikiem).
Program przedstawiał historię afrykańskiego 12-latka sprzedanego do niewoli, podobnie jak Fayola.
W niektórych przypadkach niemowlęta i małe dzieci są wykorzystywane przez dalekich krewnych w
celu wyłudzenia świadczeń socjalnych. Ludzie ci przedstawiają te maluchy władzom jako własne, w
nadziei na uzyskanie większych mieszkań socjalnych i dodatkowych zasiłków. Istnieją też coraz
lepiej udokumentowane podejrzenia, że pary Brytyjczyków, nie mogąc mieć własnych dzieci, często
uciekają się do nielegalnej adopcji i płacą za to, by dostarczono im potomstwo prosto do domu.
Z oficjalnych statystyk brytyjskiego Home Office wynika, że rocznie w Wielkiej Brytanii dochodzi do
nielegalnej adopcji 360 cudzoziemskich dzieci. Jednak eksperci uważają, że w rzeczywistości liczba
ta może osiągać wartość nawet kilku tysięcy. Jak podaje Ruhama, irlandzka organizacja
charytatywna, która pomaga ofiarom handlu ludźmi, wiele z tych przemyconych osób trafia później
do Irlandii jako niewolnicy. Rzeczniczka Ruhamy, Gerardine Rowley informuje, że prawie jedna
trzecia nowych spraw, jakimi w 2009 roku zajmowała się jej organizacja, dotyczyła kobiet i dzieci,
które trafiły do Wielkiej Brytanii drogą przemytu.
Z ankiety przeprowadzonej niedawno przez brytyjską organizację charytatywną, zajmującą się
handlem dziećmi ECPAT (End Child Prostitution, Child Pornography And The Trafficking Of Children
– Stop Dziecięcej Prostytucji, Dziecięcej Pornografii i Przemycaniu Dzieci) wynika, że jedna na pięć
dorosłych osób nie wierzy nawet w istnienie takiego zjawiska jak handel dziećmi, a jedna trzecia
nie przyjmuje do wiadomości, że przemycane dzieci trafiają do Wielkiej Brytanii. Jednak, jak mówi
dyrektor ECPAT, pani Christine Beddoe, nic bardziej błędnego.
– Dziecko żebrzące na jednej z głównych ulic, nastoletnia dziewczyna, która odprowadza młodsze
dzieci do szkoły, a sama do niej nie chodzi, młody chłopiec, który sprowadza się do waszej okolicy i
rzadko wychodzi na dwór – te wszystkie dzieci mogą być ofiarami przemytu – wyjaśnia pani
Beddoe. Ludzie zwykle sądzą, że „takie rzeczy zdarzają się gdzieś daleko na świecie, ale to się
może zdarzyć bliżej niż myślicie. Liczba tych dzieci rośnie z roku na rok; zjawisko to obserwujemy
zarówno w dużych miastach, jak i w małych wioskach”.
Większość dzieci przemycanych do Wielkiej Brytanii pochodzi z Europy Wschodniej, Południowo-
Wschodniej Azji i z Afryki.
Fayola trafiła do Londynu, kiedy miała zaledwie 11 lat. Myślała, że jedzie do Wielkiej Brytanii, żeby
się uczyć i prowadzić wygodniejsze życie. – Kiedy mój ojciec zginął w wypadku samochodowym,
mama bardzo się starała, żeby utrzymać mnie i moich trzech młodszych braci – opowiada 18-letnia
dziś dziewczyna. – Pewnego razu przyjechał pewien człowiek z Wielkiej Brytanii, przedstawił się
jako przyjaciel taty i powiedział, że może nam pomóc. Wydawało nam się, że mój wyjazd rozwiąże
wszystkie nasze problemy.
Ten mężczyzna obiecywał Fayoli świetlaną przyszłość i zaproponował zapłacić jej matce w zamian
za nią 250 euro – za taką kwotę jej rodzina mogłaby się utrzymać przez pół roku. – Naprawdę
chciałam tu przyjechać – wspomina. – Mówiłam już trochę po angielsku i nieźle radziłam sobie w
szkole. Marzyłam o tym, że zostanę nauczycielką. Mama w końcu zgodziła się na mój wyjazd.
Jadąc samochodem, a potem promem, Fayola była bardzo podekscytowana myślą o swoim nowym
życiu. W końcu dotarła ze swoim opiekunem do brytyjskiego portu. – Ten człowiek kazał, żebym
mówiła do niego „wujku”, zanim podał jakieś papiery urzędnikowi – opowiada Fayola. – Nikt nas o
nic nie pytał, kazali nam po prostu przejść dalej.
Jednak zamiast posłać ją do szkoły w Londynie, jak na to liczyła Fayola, "wujek" miał wobec niej
zupełnie inne plany. – Powiedział, że szkoły są zamknięte, bo właśnie są wakacje i że nie wolno mi
wychodzić z domu. Mówił też, że okolica jest niebezpieczna, a on troszczy się o moje
bezpieczeństwo – wspomina. – Potem dał mi listę zadań do wykonania. Na początku mi to nie
przeszkadzało. Wszystko było dla mnie nowe, byłam podekscytowana tym, że jestem w Anglii i
chciałam, żeby „wujek” był ze mnie zadowolony. Pragnęłam podziękować mu za to, że jest dla
mnie taki miły.
Wkrótce jednak Fayola pracowała po 19 godzin na dobę, szorowała podłogi, zdzierając ręce do
krwi, prała niekończące się sterty brudnych ubrań i gotowała posiłki dla „wujka”. A kiedy on
wychodził do pracy – pracował jako taksówkarz – zamykał ją w domu na klucz. – Zaczęłam się
zastanawiać, kiedy pójdę do szkoły – opowiada. – Ale za każdym razem, kiedy o to pytałam,
"wujek" się złościł. Bił mnie mocno po twarzy. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś był tak wściekły,
naprawdę się go bałam.
Wtedy właśnie „wujek” powiedział Fayoli, że przebywa w kraju nielegalnie. – Poinformował mnie, że
nie mogę od niego odejść, że nigdy nie będę mogła wrócić do domu. Ostrzegał, że gdybym
spróbowała, wtrącą mnie do więzienia i będzie to moja własna wina, że będę miała poważne
kłopoty, bo nie mam dokumentów.
Zmęczona i załamana Fayola poddała się brutalnej dyscyplinie "wujka", a wieczorami płakała w
poduszkę, często dotkliwie pobita. – Bardzo chciałam wrócić do mamy – mówi cichutko.
Fayola spędziła trzy lata w samotności, zbyt przerażona, by próbować ucieczki. "Wujek" kupował
jej ubrania, kiedy potrzebowała nowych, ale dziewczynka nie miała swojego łóżka i musiała spać na
kanapie. Z nikim się nie spotykała, tylko przelotnie widywała dzieci z sąsiedztwa, bawiące się na
ulicy. – Myślałam, że nie zasługuję na to, żeby być taka jak one – wspomina. Jedynym jej
kontaktem ze światem zewnętrznym było oglądanie telewizji, kiedy "wujek" pracował.
– Nawet wtedy nie mogłam się poczuć całkiem swobodnie – opowiada Fayola. – Nigdy nie
wiedziałam, kiedy "wujek" wróci, a bardzo by się gniewał, gdyby zobaczył, że nie pracuję.
Mając 14 lat Fayola dojrzała i jej ciało zaczęło się zmieniać; stała się młodą kobietą. Sposób, w jaki
traktował ją "wujek", też zaczął się zmieniać. – Pewnego wieczoru, kiedy wrócił z pracy, położył mi
rękę na piersiach – opowiada. – Nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale wiedziałam, że to, co robi, jest
złe. To było coś innego niż bicie, ale też mi się nie podobało.
Fayola z krzykiem uciekła z salonu do przedpokoju, gdzie ze zdumieniem zauważyła, że "wujek"
zostawił klucz od drzwi wejściowych na stoliku. Fayola postanowiła wykorzystać tę szansę. – Nie
miałam zupełnie nic – mówi. – Tylko spodnie i koszulkę na sobie.
Nikogo nie znała, nie miała dokąd pójść i nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Godzinami chodziła
po ulicach, płacząc. – W końcu stanęłam, szlochając, przy wejściu do jakiegoś sklepu. Podszedł do
mnie jakiś mężczyzna. Powiedział, że ma na imię Malcolm. Był starszy ode mnie, miał 20 lat. Był
dla mnie miły, pytał dlaczego płaczę i wysłuchał mnie, kiedy opowiedziałam mu o „wujku” –
wspomina.
Jednak zamiast zaprowadzić Fayolę na policję, Malcolm miał inny pomysł. – Powiedział, że mogę
zatrzymać się u niego – mówi Fayola. – Niczego nie miałam, nie znałam nikogo. Pomyślałam, że w
porównaniu z tym, przez co dotąd przeszłam, z nim mogło mi być tylko lepiej. I naprawdę byłam
mu wdzięczna za to, że nie doniósł na mnie władzom.
Malcolm wracał do domu do Manchesteru, gdyż właśnie zakończył pracę na budowie w Londynie.
Zaprowadził zdumioną Fayolę na dworzec kolejowy, kupił jej bilet w jedną stronę i zabrał ją do
swego domu. Wydawał się sympatyczny, ale w zamian za to, że pozwolił jej u siebie mieszkać,
Malcolm oczekiwał seksu.
– Kilka dni po tym, jak z nim zamieszkałam, Malcolm uprawiał ze mną seks – opowiada Fayola. –
Byłam dziewicą i bardzo się bałam, ale uznałam, że jestem mu to winna. On mnie nie bił i nie kazał
mi pracować. Czułam, że powinnam dać mu coś w zamian.
I tak Fayola mieszała u Malcolma przez następne dwa lata. – W porównaniu z „wujkiem” Malcolm
był cudowny – wspomina. – Byłam mu bardzo wdzięczna za to, że dobrze mnie traktuje i nie
wydawało mi się dziwne, że chciał sypiać z tak młodą dziewczyną.
Malcolm pozwalał Fayoli wychodzić codziennie z domu, a ona zapuszczała się coraz dalej w swoich
spacerach. – Dziwnie się czułam wśród ludzi – mówi. – Bałam się, że oni dowiedzą się, że jestem w
kraju nielegalnie i początkowo nie miałam odwagi do nikogo się odezwać. Ale już sam fakt, że
mogłam swobodnie oglądać telewizję, czytać książki i chodzić po ulicy, był czymś niezwykłym.
Kiedy Fayola miała 16 lat, Malcolm dostał pracę za granicą i dziewczyna musiała się wyprowadzić.
Znów była zrozpaczona. W świetle prawa nie istniała, nie miała pieniędzy, więc musiała szybko coś
wymyślić. – Nie dostałabym nigdzie pracy, więc zrobiłam jedyną rzecz, jaka przyszła mi do głowy.
Nie jestem z tego dumna, ale zaczęłam sypiać z mężczyznami w zamian za pieniądze lub za to, że
pozwalali mi u siebie mieszkać – opowiada Fayola. – Nie miałam wyboru.
Dwa miesiące po tym, jak zaczęła pracę w charakterze prostytutki, Fayola załamała się i
opowiedziała o wszystkim jednemu z klientów. – Nie miałam nic do stracenia – mówi.
Klient próbował jej pomóc. Poradził jej, żeby poszła do oddziału Home Office w Liverpoolu. Tak też
zrobiła. Kiedy została przesłuchana, skierowano ją do Poppy Project, brytyjskiej organizacji
charytatywnej pomagającej kobietom, które zostały nielegalnie przemycone do kraju. Tam
udzielono Fayoli schronienia i pomocy prawnej w ubieganiu się o azyl.
Dziś Fayola powoli odbudowuje swoje życie w Wielkiej Brytanii. – Zajęło mi to ponad dziewięć
miesięcy, ale wreszcie zaczynam czuć się bezpiecznie. Wciąż oglądam się za siebie, mam wrażenie
, że "wujek" może się pojawić w każdej chwili i zabrać mnie do siebie, ale chodzę na terapię, żeby
sobie z tym poradzić. W przyszłym miesiącu zaczynam nawet kurs psychologii na uniwersytecie –
mówi z dumą.
Jednej rzeczy Fayoli nie udało się dotąd zrealizować: porozmawiać z matką, która została w Nigerii.
– Mama nie może się dowiedzieć, przez co przeszłam. To by ją zabiło – mówi Fayola ze smutkiem.
– Ale codziennie myślę o niej i o moich braciach. Mam nadzieję, że przyjdzie czas, że rodzina
będzie ze mnie dumna.
Autorzy: Laura Millar, Ceria AtkinsonŹródła:
News of The World