07 salamon krakowska, podroze

background image

[za: K. Salamon-Krakowska, Malowanie słowami. Rzecz o filozofii Bolesława Micińskiego,

Wrocław 2007, s. 95-148]

III. Podróże do piekieł, czyli wyprawa w głąb ludzkiej osobowości

1. Przypływy i odpływy tematu

Wydane w 1937 roku Podróże do piekieł są pierwszym esejem napisanym przez

dwudziestosześcioletniego wówczas autora. Tekst składa się z siedmiu części opatrzonych

numeracją rzymską. Dodatkowo każda z części dzieli się na mniejsze ustępy sygnowane cyframi od

1 do 6. Poszczególne passusy zaskakiwać mogą swą autonomią, której pierwszym symptomem są

dedykacje poprzedzające większość z siedmiu podrozdziałów. Do grona wyróżnionych osób należą:

żona pisarza, zaprzyjaźnione małżeństwo Zdziechowskich, wielbiony przez Micińskiego Jerzy

Stempowski oraz ojciec. Tak wyraźne rozbicie tekstu, choć sygnuje esej jako esej właśnie, wielu

czytelnikom przysporzyło niemałych trudności interpretacyjnych i stało się powodem

skomasowanego ataku krytyków. Czytelnik, przeświadczony o zauważalnej nawet przy pobieżnym

kartkowaniu odrębności poszczególnych fragmentów, łatwo może zostać utwierdzony w swym

przekonaniu podczas lektury. Różnorodność podjętych w eseju tematów jest tak duża, że można

wręcz odnieść wrażenie, iż kolejne segmenty tekstu pozostają ze sobą w zbyt luźnym związku.

Omawiając klasycyzm i psychoanalizę, odwoływaliśmy się już wielokrotnie do Podróży do

piekieł. Gdyby jednak poważyć się na odsłonięcie warstwy tematycznej utworu, wielość wątków

okaże się doprawdy zaskakująca. I tak z części pierwszej dowiadujemy się, że Odyseja jest dla

Micińskiego „księgą tysiąca perspektyw”, jej ponadczasowość pozwala ludziom wszystkich epok

odnajdywać w poemacie aktualne dla siebie problemy. Potwierdzeniem tej tezy mają być

przytoczone przez autora słowa legendy mówiące o znaczeniu, jakie Odyseja miała dla Juliana

Apostaty, św. Bazylego, Fénelona czy księdza Fraguiera. Dla czytelnika współczesnego zaś

wyjątkowo aktualnym staje się problem cierpienia oraz afirmacja tragicznej rzeczywistości, którą w

dziele Homera uosabia Odyseusz. Starożytny bohater, będąc archetypem wędrowca – tułacza musi

być bliski człowiekowi XX wieku. W części pierwszej Miciński rozważa także kwestię homerycką,

która prowadzi, o czym już była mowa, do podjęcia problemu kształtowania formy artystycznej w

romantyzmie i klasycyzmie. Pierwsze strony eseju odsłaniają Odyseję jako poemat, który rozwinął

się „z mitu eschatologicznego i dlatego podróż do piekieł jest kulminacyjnym punktem wędrówek

background image

Odyseusza

206

.

W części drugiej Miciński, omawiając pojęcie substancji, podejmuje problem realności świata

zewnętrznego. Regularność i prawidłowość okazują się niezbywalnymi cechami rzeczywistości.

Niemożność wsparcia percepcji pamięcią i oczekiwaniem natychmiast redukuje świat „do rzędu

pustych, bezprzedmiotowych wyobrażeń, do tworów fantazji i pozbawia waloru obiektywnego

istnienia

207

, słowem zrównuje go z obrazem sennym. Konieczność zachowania tożsamości ważna

jest nie tylko dla świata, ale nade wszystko dla człowieka. Dlatego Miciński ogniskuje swe

poszukiwania wokół differentia specifica gatunku ludzkiego. W tym kontekście rozpatrywana jest

mądrość i religijność człowieka. Powraca także Odyseusz, tym razem opiewany jako „przemądry”.

Charakterystyczne dla tej części tekstu jest nasycenie jej cytatami z Pisma Świętego.

Fragment trzeci Podróży do piekieł w całości poświęcony jest Robinsonowi Cruzoe i autorowi

powieści Danielowi Defoe. Miciński, korzystając z metodologicznych zdobyczy psychoanalizy,

poszukuje zbieżności między pisarzem i wykreowanym przez niego bohaterem. W części tej

„przemądry” Odyseusz przeistacza się w „pobożnego” Robinsona. Raz jeszcze powraca temat

piekła. Robinson porównany zastaje do Odyseusza i Eneasza, albowiem podobnie jak oni „nie

ominął piekła w swych peregrynacjach”

208

. Miciński ukazuje, w jaki sposób wyobrażenia

eschatologiczne ewoluowały na przestrzeni wieków, prowadząc do coraz większej subiektywizacji i

„dekonkretyzacji”, w wyniku czego w XVII stuleciu piekło wynurzyło się z otchłani ludzkiej

osobowości.

W części czwartej spotykamy bohaterów powieści dla dzieci i młodzieży. Pan Pickwick, Old

Shatterhand, Winnetou i Kapitan Nemo uosabiają odwieczne marzenie człowieka o doskonałości.

Opowieści o nich przeplatają się ze słowami Eklezjasty: „Jest czas rodzenia i czas umierania; czas

sadzenia i czas wycinania tego, co sadzono; czas zabijania i czas leczenia, czas rozwalania i czas

budowania

209

.

Część piąta jest pożegnaniem z wcześniejszymi bohaterami eseju. Miciński raz jeszcze

podkreśla, że „osobowość jest dziś jedynym terenem odkrywczych peregrynacji

210

. Sokratejski

nakaz, aby poznać samego siebie, zostaje ożywiony i niejako przefiltrowany przez Freudowską

teorię psychoanalizy.

Część szósta i siódma poświęcone zostają Kartezjuszowi. Szósty fragment jest doksograficznym

zapisem życia filozofa ze szczególnym uwzględnieniem trzech snów, w siódmym zaś ustępie

Miciński szczegółowo omawia Etykę Tymczasową Kartezjusza, wykazując, że jest ona „sercem

Rozprawy o metodzie”.

206

B. Miciński, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 29.

207

Tamże, s. 33.

208

Tamże, s. 44.

209

Tamże, s. 47.

210

Tamże, s. 54.

background image

Struktura Podróży do piekieł jest przy pierwszym wejrzeniu antologią tekstów tak różnych,

zarówno co do charakterystyki gatunkowej, jak i czasu powstania, że nie sposób zrazu odnaleźć

kryterium wyboru. Esej wchłania i zrównuje powieści przygodowe, Pismo Święte, poemat Homera

i rozprawy filozoficzne. Miciński bez wahania przytacza fragmenty swoich ulubionych lektur. Ilość

cytatów zdumiewa i niepokoi zarazem. Ich przytłaczająca obecność sprawia wrażenie erudycyjnego

popisu lub prowokacji. Wydaje się, jakby przywoływane fragmenty były tworzywem, do którego

przykładana jest z początku anonimowa, nierozpoznawalna forma. Czy zatem mamy do czynienia z

tekstem erudyty, który docenić mogą jedynie erudyci, czy też jest to szczególne pomieszanie

pewnych hierarchii, które erudycja podpowiada? Problematyczność tematu, to, że nie wiemy od

razu, o czym jest tekst, a niejednokrotnie w trakcie lektury wiedzy tej ubywa, jest konfrontacją

eseju z sobą samym, z podstawowym swoim atrybutem, iż mianowicie temat bywa dopiero

poszukiwany. Łatwo deklarować przewagę pytań nad odpowiedziami, o wiele trudniej – czy w

ogóle jest to możliwe? – urzeczywistnić to w tekście.

Podróże do piekieł w swej wielości warstw tematycznych przypominają polifoniczne dzieło

muzyczne, którego sekwencje odchodzą i powracają, by ostatecznie spleść się w nierozerwalną

całość. W eseju tak jak „w monumentalnych fugach Bacha śledzimy temat, jak nitkę w ściegach

krzyżowych – gdy ginie, mamy go aktualnie w pamięci i z napięciem oczekujemy jego powrotu”

211

.

Ufamy Micińskiemu, iż temat jest nieustannie obecny, a tylko przybliża się i oddala, rodząc w nas

poczucie głodu i spełnienia. Ale może być i tak, że Miciński nie dysponuje z góry daną partyturą, że

temat dla niego samego jest zagadką, a wówczas autor w części tylko jest kompozytorem, a w

części, jak jego czytelnicy, słuchaczem. Oto esej.

Ale to, co jest siłą eseju, paradoksalnie przyczyniło się do jego niezrozumienia. Recenzenci, w

większości bezradni wobec bogactwa, ale i heterogeniczności wątków, na próżno szukając

wspólnego podłoża, nie szczędzili uwag krytycznych. Konstrukcja tekstu, sposób narracji, wielość

cytatów, wspomniana różnorodność motywów o zupełnie odmiennej proweniencji, jak również

brak granicy, która oddzielałaby bohaterów literackich od postaci historycznych, mogą – w rzeczy

samej – przysparzać problemów interpretacyjnych. Zwłaszcza czytelnik nieposiadający

dostatecznej wiedzy filozoficznej, niemogący dotrzeć do najgłębszych warstw tekstu, skłonny jest

ferować nazbyt surowe wyroki. Kiedy odbiorca z racji swej nikłej kompetencji zdolny jest dostrzec

jedynie zewnętrzne walory utworu, takie jak wielość tematów czy piękno stylu, może poczuć się

zagubiony wśród poetyckich, oślepiających swym blaskiem wersetów, zagubiony pośród

bohaterów, którzy zamiast przyjąć wyznaczoną im rolę przewodników przemieniają się w złośliwe

demony mające za cel zwodzić i wabić do magicznego labiryntu, w którym nie ma, niestety,

Ariadny. Miciński zastawia na czytelnika groźną pułapkę. Pod pozorem niezobowiązującej, luźnej

211

Tamże, s. 34.

background image

gawędy ukazuje doniosłe kwestie filozoficzne dotykające istoty bytu ludzkiego.

Poszczególne części eseju są jak diamenty nanizane na nitkę. Niczym drogocenne kamienie są

wartościowe same w sobie, ale pełny ich blask wydobywa dopiero umiejętnie skomponowana

całość. Miciński ani na chwilę nie zapomina, że Podróże do piekieł nie są zbiorem luźnych notatek,

przypadkowo tylko opatrzonych wspólnym tytułem. Od pierwszego do ostatniego zdania pisarz

konsekwentnie realizuje swój projekt. Snuje nić, która jak idea Platona, choć nieuchwytna dla

wzroku, istnieje i spaja.

2. Zstąpienie do piekieł Odyseusza

Podróże do piekieł otwierają dwa motta, jedno zaczerpnięte z Eneidy Wergiliusza o potwornym

psie Cerberze strzegącym bram Hadesu, drugie zaś to fragment proroctwa Tejrezjasza z XI księgi

Odysei. Odyseusz podczas swej wędrówki, o czym już była mowa, zstępuje do państwa umarłych,

by spotkać Tejrezjasza i poznać swoją przyszłość. Wróżbita odsłania przed wędrowcem czekający

go los, Homer zaś z pietyzmem ten los opisuje. Czy jednak cała wyrocznia dopełnia się na stronach

poematu? Zgodnie z przepowiednią historia Odyseusza nie kończy się powrotem do Itaki, a

przynajmniej nie tym opisanym przez Homera, podczas którego zabici zostają zalotnicy – to tylko

epizod, jeszcze jedna przygoda wiecznego wędrowca. Jeśli Tejrezjasz był nieomylny, to znaczy, że

dzieje Odysa mają swój dalszy ciąg, ale już poza kartami Odysei. Dlaczego zatem Homer wprzódy

odsłania przepowiednię, niejako zwiastując całość, a potem wycofuje się z zamiaru opowiedzenia

wszystkiego i porzuca swego bohatera w pół drogi? Dlaczego nie dopowiada jego historii do

końca? Odpowiedź na to pytanie przynosi pierwsza część Podróży do piekieł. Mottem eseju staje

się, jak już wspominaliśmy w poprzednim rozdziale, ten właśnie fragment przepowiedni, który

dotyczy bliżej nieznanego czytelnikowi losu Odyseusza.

W paragrafie czwartym mowa jest o tym, że „w znanym obrazie Timantesa przedstawiającym

ofiarowanie Ifigenii starożytny malarz przesłonił zbolałą twarz Agamemnona

212

. Ów gest

starożytnego artysty, rozmaicie przez współczesnych mu komentowany, dla Micińskiego jest

przejawem ducha klasycyzmu w zetknięciu z fenomenem tragiczności. Klasycy w przeciwieństwie

do romantyków wniknęli w istotę tragizmu, zrozumieli, że tragiczność jest „zjawiskiem

uniwersalnym, obiektywnym, a więc niezależnym od uczuć i ich wyrazu, od łez, przelotnych

uśmiechów i bruzd, które żłobi na twarzach ludzkich”

213

. Zrozumienie fenomenu tragiczności

pozwoliło klasykom na ukazywanie w swych dziełach, czym tragiczność jest, a nie tylko, jak

czynili to romantycy, jak tragiczność działa. Aby jednak było to możliwe, należało respektować

pewne reguły płynące z samej istoty tragizmu. Dlatego właśnie Timantes musiał „przesłonić zbolałą

212

Tamże, s. 25.

213

Tamże.

background image

twarz Agamemnona”, Homer zaś nie mógł opowiedzieć dalszych losów Odyseusza.

W paragrafie piątym Miciński przywołuje słowa Sokratesa o dwojakiej postaci mowy:

prawdziwej i kłamliwej. Mowa prawdziwa jest ze swej natury „gładka i boska”, a miejsce jej

bytowania, jak przystało na to, co boskie, jest u góry. Na dole zaś przebywa mowa fałszywa,

„kosmata i koźlo-kształtna

214

. „Konieczność tragiczna pisana na niebie lotem ptaków, zamknięta w

zmiennym profilu płomienia i w mętnych zarysach słów, leży ponad indywidualną wolnością

człowieka. Mantyka jest afirmacją konieczności, ale język wróżb uwikłany jest w alternatywach

215

.

Samo zjawisko tragiczności pozostaje na styku tego, co obiektywne, i tego, co oniryczne. Tego, co

jako konieczne nie może się mieć inaczej, i tego, co pozostawszy „alternatywą” może być takie lub

inne. Podobnie jak istnieją dwa rodzaje mowy, tak również istnieją dwa rodzaje snów.

Odpowiednikiem mowy prawdziwej są sny tej samej natury, „gładkie i boskie” płyną bramą

rogową. Sny zaś kłamliwe, kosmate, przybywają przez „wrota z kości słoniowej”. „Sen jest

mieszkańcem piekieł – pisze Miciński – i dlatego Odyseusz wstąpił do państwa śmierci, aby

obnażyć mechanizm konieczności i uchwycić w locie sny płynące bramą z rogu”

216

. Odróżnienie

prawdy od fałszu odbywa się w miejscu, w którym traci się zazwyczaj kontakt z jakąkolwiek

prawdą. Obiektywna miara tragiczności, obiektywny wymiar własnego losu musi zostać wydarty z

samego rdzenia subiektywności. „Uwikłana w alternatywach mowa Tejrezjasza pomknęła bramą z

kości słoniowej – »kosmata i koźlokształtna«, bo nawet w piekle, jak nas zapewnia Lukian z

Samosaty, świątynia Kłamstwa mieści się obok świątyni Prawdy

217

.

Czytelnicy Odysei nie wiedzą, jak potoczyły się dalsze losy jej bohatera. Homer spowija je

woalem milczenia. Ten gest ma szczególne znaczenie dla Micińskiego. Jest bowiem jeszcze jednym

dowodem niechybnie afirmującym zasady klasycyzmu. Gdyby Homer nie był klasykiem, gdyby

podjął próbę przedstawienia całości, musiałby zgodnie ze słowami wyroczni ukazać Odyseusza

jako strwożonego, smutnego starca, śmiesznego w swej upartej, niemającej kresu wędrówce. Ale

Homer – co podkreśla Miciński – podobnie jak Timantes „»znał granice jakie Gracje nakładają na

jego sztukę, wiedział, że rozpacz objawia się wykrzywieniami szpetnymi zawsze« i dlatego

przesłonił widowisko nazbyt smutne: siwy zmęczony Odyseusz kuśtyka wsparty na kiju po

piaszczystych wertepach dalekich od Itaki krain. Ten król dążący uparcie z w i o s ł e m na ramieniu

w głąb l ą d u , musiał chyba przypominać stracha na wróble – śmieszny, jak koźlonogi symbol

tragiczności

218

.

Miciński próbuje szkicować dalsze możliwe losy Odyseusza. Sam jednak, nie chcąc uchybić

zasadom klasycyzmu, ani nie ukazuje bezgranicznego wyrazu cierpienia, jaki musiał przyoblekać

214

Tamże, s. 27.

215

Tamże.

216

Tamże, s. 28.

217

Tamże, s. 29.

218

Tamże.

background image

twarz wędrowca, ani nie przedstawia starczej, błąkającej się bez końca postaci. Snując swą

opowieść Miciński sięga po pomysł Lukiana z Samosat i przedstawia Odysa jako kogoś, kto

afirmuje tragiczną rzeczywistość, jako kogoś, kto „znałogował się już do włóczęgi

219

. Wyobraźnia

podpowiada Micińskiemu taką oto historię: Odys po śmierci przebywa na Wyspach Szczęśliwych,

ale jako że życie jego było nieustannym wędrowaniem, nie potrafi pozostać dłużej w jednym

miejscu, męczy się i szamocze, albowiem osiadły tryb życia nie leży w jego naturze. Myśli więc o

ucieczce. W tajemnicy przed Penelopą wysyła list do nimfy Kalipso, obarczając „rolą postillon

d’amour” właśnie Lukiana z Samosat. W liście pisze, że tęskni i że żałuje, iż swego czasu odrzucił

darowywaną mu nieśmiertelność i nie został przy boku pięknej nimfy. Teraz, marząc o powrocie na

Ogigię, gorliwie obmyśla plan ucieczki. Kiedy jednak udaje mu się umknąć z Wysp Szczęśliwych,

marzenia tracą swą moc. Odys porzuca swe wcześniejsze pragnienia i po raz kolejny udaje się w

drogę. „Szerokim łukiem ominie Ogigię, odwiedzi krainę Lestrygonów i Lotofagów, uściśnie dłoń

Alkinoosa i przyjaźnie pogawędzi ze starym, zdziwaczałym już i pogodzonym z rzeczywistością

Polifemem

220

. Oto obraz właściwego zakończenia Odysei. Wizualizacja jedynego możliwego losu

tego, który „został skazany na dożywotnią tułaczkę

221

.

3. Wyspa rozpaczy

W Podróżach do piekieł metoda badawcza Freuda znajduje praktyczne zastosowanie. Staje się

ona narzędziem, za pomocą którego Miciński analizuje postać zarówno bohatera literackiego –

Robisona Cruzoe, jak i autora powieści – Daniela Defoe. Studium obu postaci pozwala stwierdzić,

że w tym przypadku dzieło jest niewątpliwie emanacją osobowości autora. Defoe był bowiem – jak

twierdzi Miciński – daleki od obiektywizmu Homera. Wszystko, co przeżył, o czym marzył, co

skrywał w głębi swej duszy, znalazło odzwierciedlenie w napisanej przez niego powieści.

„Wiarygodność tej kroniki tak jest niewątpliwa – czytamy – że sumienni badacze w braku

dokumentów i świadectw w księgach parafialnych przyjęli uważać dzień 30 września za dzień

narodzin Defoego”

222

. To właśnie tego dnia wody oceanu wyrzuciły Robinsona na bezludną wyspę,

którą nazwał Wyspą Rozpaczy. Jeśli weźmiemy pod uwagę symbolikę freudowską, taka hipoteza –

zdaniem Micińskiego – wydaje się bardzo prawdopodobna. Zgodnie z teorią Freuda w marzeniu

sennym narodziny wyobrażone są właśnie przez związek z wodą. Fakt, że Robinson nazwał swoją

wyspę Wyspą Rozpaczy, jest czymś więcej niż tylko literalnym przejawem wyobraźni autora.

Korzenie tej alegorycznej nazwy sięgają wczesnego dzieciństwa Defoe. W dniu narodzin pisarza,

219

Tamże, s. 31.

220

Tamże.

221

Tamże, s. 30.

222

Tamże, s. 39.

background image

30 września 1660 roku, „Bóg Starego Testamentu krążąc nad Wyspą Rozpaczy zatrzymał się nad

Londynem. Szły przed Nim powódź, ogień i dżuma

223

. Pożar, który doszczętnie zniszczył miasto

w 1666 roku, na zawsze pozostał w pamięci Defoe. „Mały Daniel słyszał jęki konających, skowyt

zabijanych zwierząt, modlitwy, huk dzwonów i widział cień szatana, który przechadzał się po

zarosłych zielskiem i nietkniętych ludzką stopą ulicach”

224

.

W podobny sposób można zanalizować kolejne, tym razem już bezpośrednio wskazywane przez

Micińskiego podobieństwo obu postaci. Zarówno Defoe, jak i Robinson byli osobami bardzo

religijnymi. Wiara zajmowała w ich życiu miejsce szczególne. Ale czy w obu przypadkach mamy

do czynienia z tym samym rodzajem wiary? Czy Bóg, w którego wierzyli, był jednym i tym samym

Bogiem? Defoe, będąc dzieckiem, postanowił przepisać całą Biblię. „Pracował gorączkowo –

czytamy – zdawało mu się, że jest w mocy potęgi nieznanej i tajemniczej. Dzień wydawał mu się za

krótki. Drżał przed nocą. W nocy nawiedzały go koszmary

225

. Czy robił to z radości, na chwałę

Boga, czy może ze strachu przed Nim – strachu przed „groźnym” Bogiem, który od czasów Hioba

„objawia się w ogniu, powodzi i zarazie morowej [...]”

226

?

Defoe, wkupując się w łaski swojego Pana, drżąc przed Nim ze strachu, marzył o Bogu dobrym,

litościwym i miłosiernym. Takim, jakim był Pan Zastępów, który czuwał nad Robinsonem. Defoe

dokonał zatem przeniesienia swych ukrytych w podświadomości pragnień na postać literacką, którą

stworzył. Losy Robinsona Cruzoe są dowodem nieskończonej dobroci Boga. Wiadomo bowiem, że

Aleksander Selkirk – postać rzeczywista, będąca pierwowzorem Robinsona Cruzoe – spędziwszy

samotnie kilka lat na bezludnej wyspie, cofnął się w rozwoju, zatracił zdolność mówienia i zdziczał.

Nic w tym dziwnego, gdyż – jak pisze Miciński – „[c]złowiek [...] pozostawiony samemu sobie,

podobnie jak roślina wydarta z gruntu, czernieje, więdnie, zatraca rysy anielskie i podobnie jak

Selkirk podlega procesowi regresywnemu »stając się dzikszym od zwierząt, których skórę nosi na

grzbiecie«”

227

. Inaczej potoczyły się losy Robinsona. Pobyt na bezludnej wyspie nie tylko nie

przyczynił się do zezwierzęcenia jego natury, ale sprawił, że Robinson stał się podobny do anioła.

Taki rozwój wydarzeń, choć przeciwny naturze, był możliwy dzięki wszechmocy Boga, który

otoczył szczególną opieką pobożnego Robinsona, „mnożył jego dobra i ponawiał obietnice: »Nie

opuszczę cię i nigdy nie odstąpię«”

228

. Tak oto marzenie Daniela Defoe, będące „zastępczym

zaspokojeniem pragnień”, spełniło się na kartach powieści.

Kolejną wspólną cechą obu postaci jest ich życiowy praktycyzm i wysoce rozwinięty „zmysł

kupiecki”. Daniel, jak przystało na pragmatyka, dostosowywał swe pragnienia do rzeczywistości i

223

Tamże, s. 40.

224

Tamże.

225

Tamże.

226

Tamże.

227

Tamże, s. 39.

228

Tamże.

background image

dlatego „zamiast marzeń, znosił do domu gwoździe i szpilki odnalezione na ulicy

229

. Praktycyzm

wytyczał także cel wszystkich podróży odbytych przez Defoe. Choć zwiedził on Hiszpanię,

Portugalię i Włochy, to jednak – jak pisze Miciński – wyłącznie dla uzupełnienia handlowego

wykształcenia. Także zdumienie, jakie towarzyszyło tym podróżom, było zgoła odmienne od

typowego zdziwienia podróżników: „W Rzymie dziwił się, że do niczego niezdatnych ruin nie

zastąpiono uczciwymi kramami; w Alpach dziwił się Stwórcy, który łańcuchem granitu przeciął

drogi kupieckich karawan – stalaktytowe groty wydawały mu się interesujące, ale zgoła

bezużyteczne

230

. Zdaniem Micińskiego te cechy charakteru Daniela Defoe przesądziły o typie

osobowości Robinsona Cruzoe. Rozbitek, podobnie jak pisarz, przejawiał naturę zgoła kupiecką i

dlatego właśnie jego zapiski – na co zwraca uwagę Miciński – przypominają notatnik buchaltera

231

.

Inną cechą łączącą angielskiego pisarza z bohaterem jego powieści była „mania włóczęgowska”.

O ile jednak żywot Robinsona jest jawnym świadectwem jego skorej do podróży natury, o tyle

Defoe w niczym nie przypomina globtrotera. Skoro więc cenił on – jak pisze Miciński – „żywot

osiadły i stateczny, warzywny ogród otoczony ceglanym murem i kufel piwa w gospodzie »Pod

trzema koronami«”

232

, skąd pomysł, aby przypisywać mu skłonności włóczęgowskie? W

odpowiedzi na to pytanie po raz kolejny pomocna okazuje się psychoanaliza. Zdaniem Micińskiego

to właśnie psychologia głębi umożliwia właściwe zinterpretowanie osobowości pisarza. Choć

Defoe nie był włóczęgą w dosłownym tego słowa znaczeniu, to „jego wewnętrzny niepokój,

szamotanie się, ucieczki, zmiany mieszkań pozwalają wnosić o głęboko ukrytych i stłumionych

skłonnościach włóczęgowskich, które znajdowały ujście w formie czynności zastępczych, równie

bezsensownych jak podróże Robinsona, który »trzeźwą«, kupiecką kalkulacją maskował

maniakalny charakter swych peregrynacji. Żądza dalekich przygód odzywała się w nim jak

niewyleczona i zastarzała choroba [...]”

233

.

Podsumowując dotychczasowe rozważania, można stwierdzić, iż Freudowska teoria

przeniesienia i kompensacji znalazła w eseju Micińskiego swoistą konkretyzację. Nie tylko

229

Tamże, s. 41.

230

Tamże.

231

Miciński, ukazując zbieżność pomiędzy sposobem bycia Robinsona i Defoe, przywołuje fragmenty zapisków

rozbitka: „Porównywałem złe z dobrem i jakby rachunek kupiecki zapisywałem tak:

ZŁE
Przebywam na pustej wyspie
Pędzę życie pustelnicze
Nie mam odzieży
Nie mam do kogo przemówić.
DOBRE
Ale żyję i nie utonąłem
Ale nie umarłem z głodu
Ale mieszkam w krajach gorących
Ale za to dobry Bóg pozwolił mi zabrać z rozbitego okrętu wiele rzeczy pożytecznych”. Tamże.
Por. K. Kozłowski, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 68. Kozłowski przytacza dodatkowe przykłady

potwierdzające trafność interpretacji Micińskiego.

232

B. Miciński, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 43.

233

Tamże.

background image

pozwoliła autorowi Podróży do piekieł naszkicować „rysy wyraźnego podobieństwa” obu

analizowanych postaci, ale także wyznaczyła kierunek jego dalszych rozważań. Czytając Podróże

do piekieł, można odnieść wrażenie, że zestawienie obok siebie postaci tak różnych, jak Odyseusz,

Robinson, Eneasz, Pickwick czy Hiob jest dowolne i nieco chaotyczne. Jednakże dobór bohaterów

nie jest tu przypadkowy. Co zatem łączy Robinsona z Odyseuszem? Odpowiedź na to pytanie

przynosi kolejna część eseju. Podróże Robinsona, podobnie jak Odyseusza, mają – zdaniem

Micińskiego – charakter pokuty

234

. Na tym jednak nie kończy się podobieństwo peregrynacji obu

wędrowców, „obaj tęsknią do domu i ciszy, płaczą na myśl o dymie wznoszącym się nad ziemią

ojczystą, sławią życie rodzinne, stateczne... i obaj włóczą się nieustannie po wodnistych i słonych

pustkowiach”

235

. Obaj także na starość wyruszą w głąb lądu w poszukiwaniu:

Ludzi takowych, których wzrok nigdy na ziemi,

Morskich nie widział fal [...]

236

.

Jest jeszcze jeden punkt wspólny łączący nie tylko Robinsona i Odyseusza, ale także pozostałych

wędrowców. Żaden z nich, co podkreśla Miciński, nie ominął piekła w swych peregrynacjach.

Piekło jednak, jak już wcześniej była mowa, odsłaniało na przestrzeni wieków różne swe oblicza.

Stawało się coraz bardziej rzeczywiste i konkretne. Każdy kolejny wiek przybliżał piekło ku

człowiekowi. Ostatecznie okazało się, że nie istnieje ono poza nami. Piekło jest w nas. I tam należy

go szukać. „W XVII wieku na Wyspie Rozpaczy – pisze Miciński – osamotniony, strawiony lękiem

człowiek po raz pierwszy poznał samego siebie i ze zgrozą u j r z a ł p o n u r e w r o t a p i e k i e ł

w y n u r z a j ą c e s i ę z o t c h ł a n i l u d z k i e j o s o b o w o ś c i – poznał piekło wstydu,

bezsilności i zawiły mechanizm obnażonych instynktów

237

. Piekło Homera, Wergiliusza, Dantego

czy w końcu zamykająca ten etap wędrówek kraina cieni Fénelona zostały daleko. „Żegnamy

starych, dobrych wędrowców i żeglarzy. Żegnamy Odysa, Eneasza, Kolumba, Robinsona,

Paganela, Granta i Vossa. Ruszamy na nowe wyprawy, odkrywać dalekie lądy, wytyczać ich

granice i rysować profile wysp wyłaniających się z otchłani osobowości: w ich cieniu mieszkają

dziwne istoty o wilczych łbach i stopach podobnych do parasola. Jak Odyseusz w krainie

Lestrygonów będziemy walczyć z czarnym ludem, któremu króluje homo duplex, ambiwalentny

twór, qui videt meliora et deteriora sequitur

238

.

Jakże łatwy do poznania okazał się świat w porównaniu z ludzką osobowością. Teraz to właśnie

234

W liście do Golonki Miciński pisze: „Robinson wg De Foego rusza w podróż jako dziecko, wbrew woli ojca, i za to

właśnie cierpi”. List do Kazimierza Golonki, sierpień 1937, [w:] B. Miciński, Pisma, cyt. wyd., s. 434.

235

B. Miciński, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 44.

236

Tamże.

237

Tamże, s. 45.

238

Tamże, s. 55.

background image

ona jest jedynym terenem odkrywczych wędrówek

239

. Dziś, kiedy świat nie skrywa przed nami

swoich tajemnic, kiedy nie wabią nas nieznane lądy, kiedy nawet głębia oceanu nie napawa nas

grozą, stajemy przed nowym wyzwaniem. Człowiek XX wieku już wie, że chcąc poznać swoją

przyszłość, nie musi podążać śladami Odyseusza, to nie gwiazdy bowiem rządzą człowiekiem, ale –

jak za św. Tomaszem powtarza Miciński – pragnienia i namiętności. A zatem poznać przyszłość

znaczy poznać własne, tłumione przez nas namiętności, których obecność ujawnia jedynie marzenie

senne, znaczy zstąpić do piekieł własnej osobowości. Miciński podejmuje to wyzwanie. I może

właśnie dlatego Podróże do piekieł są dziełem tak bardzo osobistym. Nie chodzi tu przecież o

abstrakcyjną prawdę, lecz o sens własnej egzystencji. Miciński podkreśla to w liście do Jarosława

Iwaszkiewicza: „Nie gniewaj się, że tak piszę, ale bez cienia bujdy, na niczyim zdaniu nie zależy mi

tak jak na Twoim i dlatego bronię tego, co jest sensem mojej książeczki, a nawet więcej: sensem

mojego dotychczasowego życia [...]”

240

. Esej ten jest więc próbą odpowiedzi na fundamentalne

pytania dotyczące istoty rzeczywistości, konstytucji bytu ludzkiego, możliwości urzeczywistnienia

wolności w zdeterminowanym świecie, czy w końcu sposobu istnienia wartości. Dociekania

filozoficzne Micińskiego opierają się na dwóch filarach. Są nimi klasycyzm i psychoanaliza. To

one, wyznaczając kierunek poszukiwań, stały się jednocześnie źródłem proponowanych rozwiązań.

4. W poszukiwaniu realności świata

Zdaniem Micińskiego „nie ma żadnej niemożliwości logicznej w przypuszczeniu, że całe życie

jest snem, że snem jest to, co wydaje nam się rzeczywiste i konkretne

241

. Skoro tak jest, to

człowiek staje przed niełatwym zadaniem wytyczenia granicy oddzielającej jawę od snu. By

rozstrzygnąć, gdzie kończy się sen, a zaczyna rzeczywistość, trzeba uchwycić różnicę dzielącą te

dwie krainy i odkryć ich cechy konstytutywne. Aby zyskać status tego, co rzeczywiste, nie

wystarczy być. Pisze o tym Miciński między innymi w eseju Widok na Grenoble. Kanwą tego

tekstu jest dziecięce wyobrażenie świata zbudowane na podstawie ryciny z podręcznika do języka

francuskiego. Miciński przywołuje obrazek Pory roku, w który wpatrywał się jako dziecko.

Podręcznikowy widoczek zawierał wiele elementów: miał być pomocny w nauce języka, ofiarował

więc bogactwo szczegółów, które należy omówić. I tak: „obok rybaka, cierpliwie pochylonego nad

wędką, chłopcy w kąpieli burzą wodę i płoszą ryby; na skraju lasu obok jelenia spokojnie stoi

239

Takie przekonanie, iż jedyną tajemnicą i tym samym celem naszego poznania jest ludzka świadomość, było udziałem

wielu intelektualistów, myślicieli i pisarzy pierwszej połowy XX wieku. Na przykład w prawie identyczny sposób jak
Miciński wyraża tę myśl Erich Maria Remarque w powieści Czarny obelisk: „Ludzki mózg! – ciągnie dalej Wernicke
[lekarz psychiatra, bohater powieści – K.S.-K.] prawie z rozmarzeniem. – Przedtem chciałem być marynarzem,
awanturnikiem i badaczem dziewiczych lasów – śmieszne! Największa przygoda tkwi tutaj! – puka się w czoło. – Zdaje
się, że już to panu kiedyś wyjaśniałem”. E.M. Remarque, Czarny obelisk, przeł. A. Kaska, Warszawa 1991, s. 329.

240

List do Jarosława Iwaszkiewicza, grudzień 1937, [w:] B. Miciński, Pisma, cyt. wyd., s. 411.

241

B. Miciński, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 32.

background image

strzelec z dubeltówką na ramieniu i psem u nogi; po lewej słońce zawieszone nad pochylonymi

grzbietami żeńców – po prawej piorun bije w gromochron na ostrej wieży gotyckiego kościółka

242

.

Charakterystyczny dla tego papierowego pejzażu jest brak zarówno jakichkolwiek więzi

przyczynowo-skutkowych, jak i logicznego powiązania poszczególnych elementów. Miciński

zwraca uwagę, że w taki sam sposób swoje obrazy komponował Bruegel. Ukazywał on „świat

wolny od tych związków, jakie weń wnosimy, zacierając hierarchię wartości i zdarzeń”

243

. Opisany

obrazek, jak z naciskiem podkreśla Miciński, uschematyzował jego wyobraźnię, „stał się »ideą

normatywną« krajobrazu, pustym schematem nie wypełnionym przez konkretną treść wyobrażeń

spostrzegawczych

244

. Schemat musiał pozostawać pusty, otaczający świat ani na chwilę nie stawał

się bowiem tożsamy ze światem wygenerowanym przez wyobraźnię. To właśnie okoliczność, iż jest

on inny niż obraz w wyobraźni, przesądza, zdaniem Micińskiego, o jego realności.

Co w takim razie oznacza zdanie rozpoczynające esej: „Patrząc na Grenoble ze zbocza Mont

Rachais po raz pierwszy zobaczyłem »świat« takim, jakim go sobie wyobrażałem

245

? Czyżby

wypełnił się pusty dotąd schemat i wyobrażenie stało się rzeczywistością? Jeśli tak, to czy

unicestwione zostało kryterium pozwalające rozstrzygać o tym, co rzeczywiste? Przyroda okazała

się nieobliczalna: skomponowała pejzaż skupiający w sobie cztery pory roku naraz. Miciński, stojąc

przed swoim domem, widział „ośnieżony masyw Alp, pożółkłe klony i zrudziałe zbocza Mont

Rachais”, i jednocześnie patrzył, jak „słońce zapala zielone iskry na krzaku pomarańczy”, a „wąsaty

ogrodnik w niebieskim fartuchu z sekatorem w ręku kręci się koło drzewka okrytego zielonymi

pączkami

246

. Ten pejzaż zburzył poczucie rzeczywistości. Wypełniwszy schemat, stał się groźny,

zatarł bowiem granice między światem realnym a wyobrażonym. Aby uwierzyć w realne istnienie

tego krajobrazu, trzeba go zdekomponować, „t r z e b a m u n a d a ć r z e c z y w i s t o ś ć

247

.

Należy zatem wyodrębnić z niego poszczególne pory roku, kontemplować z osobna ośnieżone

szczyty Alp – a więc zimę, pożółkłe klony – zwiastun jesieni, zieleniejący letni krzak i wiosenne

pąki na drzewie. Zabieg ten jest konieczny, ponieważ jedyną podstawą naszej wiary w realność

świata zewnętrznego jest regularność i prawidłowość zachodzących w nim przemian.

„Rozprzężenie praw rządzących rzeczywistością – czytamy – redukuje ją do rzędu pustych,

bezprzedmiotowych wyobrażeń, do tworów fantazji i pozbawia waloru obiektywnego istnienia

248

.

Wysiłek związany z nadawaniem światu rzeczywistości był nieodłącznym elementem życia pisarza.

Przebywając w Paryżu na stypendium, Miciński każdego dnia musiał „oswajać” rzeczywistość.

Obce miejsca, nieznane twarze, nowy rytm życia – to wszystko burzyło poczucie rzeczywistości.

242

B. Miciński, Widok na Grenoble, [w:] B. Miciński, Pisma, cyt. wyd., s. 73-74.

243

Tamże, s. 74.

244

Tamże, s. 73.

245

Tamże, s. 71.

246

Tamże, s. 74.

247

Tamże.

248

B. Miciński, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 33.

background image

Brak stałości i regularności mógł jedynie potęgować poczucie odrealnienia. Należało podjąć

wyzwanie i zawładnąć tym światem. Było to możliwe w jeden tylko sposób – poprzez

wprowadzenie w jego obręb niezłomnych reguł i stałych zasad. Dlatego właśnie Miciński z takim

pietyzmem strzegł z góry określonego schematu dnia. To dlatego codziennie siadał w bibliotece w

dokładnie tym samym miejscu (nr 182), codziennie pił kawę w tym samym barze i zawsze o tej

samej godzinie. Te stałe elementy „to jakby »kołeczki«, na których rozpięta jest rzeczywistość.

Jedyne punkty stałe – dzięki swojej regularności. Gdyby ich nie było – gdybyśmy chodzili raz do

Nationale, raz do Genowefy – raz do Sorbony i raz do Arsenału – powstałaby jakaś kolosalna,

nierzeczywista zbitka o płynnych konturach – zdarzało się kilka razy, że zmienialiśmy program

dnia. Wystarczy pójść na spacer na Montmartre, żeby mieć zupełnie zmącone poczucie

rzeczywistości – trzeba wracać do domu, d o k s i ą ż e k , żeby wrócić do rzeczywistości

249

. Gdy

zachodzące w świecie zjawiska wymykają się z ram prawidłowości, znika gwarancja, iż to, co

postrzegamy, jest realne. Unicestwione zostaje wówczas jedyne kryterium będące podstawą

odróżnienia świata rzeczywistego od snu. „Świat sennego marzenia pozbawiony jest wszelkiej

regularności i prawidłowości, która pozwoliłaby go ująć w system praw analogicznych do tych, w

które uwikłaliśmy świat rzeczywisty”

250

. Dlatego właśnie sennym fantazjom nie nadajemy statusu

rzeczywistości.

W filozofii Micińskiego antytetyczne zestawienie świata realnego z sennym marzeniem jest

analogią relacji klasycyzm–romantyzm. Romantyzm, zgodnie z właściwym sobie sposobem

pojmowania świata, „przeciwstawiał klasycyzmowi swoistą zasadę kształtowania formy

artystycznej

251

. Zdaniem Micińskiego forma romantyczna, podobnie jak senne marzenie,

pozbawiona jest wszelkiej prawidłowości. Cechuje ją amorfizm, cykliczność i fragmentaryczność.

Pozbawiona jest tym samym cech, których oczekuje się od rzeczywistości. Inaczej rzecz ma się z

klasycyzmem, który będąc analogonem rzeczywistości nie tylko posiada jej właściwości, ale także

wspiera się – podobnie jak i ona – na pamięci i oczekiwaniu. Zarówno klasycyzm, jak i

rzeczywistość osiągają swoją realność „przez prawidłową strukturę formy oraz na drodze repryz

252

.

To właśnie dzięki nim uzyskujemy pewność, iż obserwowane zjawiska nie są sennymi tworami.

Zakorzenione w pamięci wschody słońca pozwalają nam oczekiwać jego zachodów. Gdyby, jak

pisze Miciński, „dwa słońca wypłynęły na niebo, gdyby drzewa zerwały się do lotu, łopocąc

skrzydłami gałęzi i gubiąc zielone pióra liści, przestalibyśmy wierzyć w rzeczywistość.

Rzeczywistość zrównałaby się ze snem

253

. Tak więc rzeczywistość nie jest człowiekowi dana.

Musi on o nią zabiegać, nieustannie podejmować wysiłek związany z koniecznością „nadawania”

249

List do Jarosława Iwaszkiewicza, maj 1938, [w:] B. Miciński, Pisma, cyt. wyd., s. 422-423.

250

B. Miciński, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 32.

251

Tamże, s. 34.

252

Tamże.

253

Tamże, s. 33.

background image

światu rzeczywistości. Człowiek usilnie poszukuje stałej, niezmiennej istoty świata. Poszukuje

substancji.

Autor Podróży do piekieł substancją nazywa „jedną z form, przy których pomocy zespalamy

rozpierzchłe i płynne wrażenia zmysłowe, łącząc je w całość i nadając im znaczenie obiektywnie

istniejących przedmiotów

254

. Substancja jest tym, co w rzeczach niezmienne, konstytucjonalnie

stałe. To dzięki niej świat przelotnych, zmiennych zjawisk zyskuje swój obiektywny charakter.

Choć niemożliwe jest poznanie substancji za pomocą zmysłów, to jednak – jak twierdzi Miciński –

nie wątpimy o jej istnieniu. Zmysły pozwalają człowiekowi doświadczać jedynie tego, co w świecie

nietrwałe, zmienne i ulotne. Obraz świata generowany przez zmysły „stawia nas wobec płynnego

strumienia wrażeń subiektywnych i pozbawionych wszelkiej jedności

255

. Filozof nie precyzuje,

skąd bierze się pewność człowieka co do istnienia substancji. Wspomina jedynie, iż obserwując na

przykład „życie” fasolki, widzimy co prawda, że każdego dnia jest ona inna: najpierw przyjmuje

ona postać pączków, potem rozwija się, kwitnie, aż w końcu żółknie i „umiera”. Mimo iż roślina

codziennie się zmienia, ani na chwilę nie przestaje być tą samą fasolką. Jest tym samym, mimo iż

nie jest taka sama. Można zatem powiedzieć, że substancja jest tym dla świata, czym dla

klasycyzmu zasada trzech jedności. Zarówno o substancji, jak i o zasadzie trójjedności pisze

Miciński, iż są „kośćcem”, wokół którego – w przypadku klasycyzmu – „osadzają się zmienne

perypetie bohaterów”, w przypadku zaś rzeczy – ich zmienne i przelotne cechy.

W szerszym kontekście filozoficznym zagadnienie istnienia substancji oraz cech akcydentalnie z

nią związanych podejmuje Miciński w artykule Czy świat istnieje?. Człowiek zwykle nie

zastanawia się nad rzeczami, które wydają mu się oczywiste. Nie nawykliśmy, na przykład,

podawać w wątpliwość istnienia otaczających nas przedmiotów. To jednak, co z racji swej pozornej

oczywistości większość ludzi uznaje za niewarte namysłu, dla filozofów jest odwieczną zagadką

wciąż od nowa stanowiącą wyzwanie. Miciński, świadom sceptycyzmu, jaki wywołują filozoficzne

rozważania, przekonuje, że świat w oczach fizyków czy logików, a zatem tych, których zwykliśmy

darzyć o wiele większym zaufaniem, „bardziej jest fantastyczny i nierzeczywisty niż nasze

najnieprawdopodobniejsze nawet senne marzenia

256

.

Miciński, podążając śladami Locke’a, Berkeleya i Kanta, przedstawia możliwe sposoby

pojmowania substancji. Dla zobrazowania omawianego problemu filozof posługuje się przykładem

rośliny. Znaną już fasolkę tym razem zastąpiła czerwona pelargonia. Każdy, kogo zmysły nie są

zaburzone, patrząc na kwiat może mu przypisać szereg cech. Bez trudu określamy kolor, zapach

czy nawet fakturę liści. Ale czy mówiąc, że pelargonia jest czerwona, a jej liście zielone, mięsiste i

254

Tamże.

255

Tamże.

256

B. Miciński, Czy świat istnieje?, [w:] Próg istnienia. Dzieło nie dokończone, red. J.J. Jadacki, B. Markiewicz,

Warszawa 1996, s. 85.

background image

mechate, mamy rację? Czy pelargonia taka właśnie jest, czy też jedynie taką nam się wydaje? Czy

barwy, dźwięki, smaki, zapachy przynależą do przedmiotu, czy też są własnością postrzegającego

podmiotu? John Locke – jak przypomina Miciński – wyodrębnia w rzeczach jakości pierwotne i

wtórne. Konsekwencją tego rozróżnienia jest analogiczny podział idei. Jedynie idee jakości

pierwotnych, do których należą kształt, rozciągłość, liczba, masa i ruch, są kopiami własności

samych rzeczy, „natomiast idee, jakie dają nam cechy wtórne, wcale nie są do nich podobne. W

samych ciałach nie ma nic podobnego do tych idei

257

. Czym zatem są i o czym przesądzają jakości

wtórne, zdolne wywoływać ideę, nigdy się nią samą nie stając? Zdaniem Locke’a są one „jedynie

pewną wielkością, kształtem i ruchem niedostrzegalnych cząstek”

258

, powodują zaś wrażenie barwy,

dźwięku i smaku. Ciepło, gorycz, biel, gładkość nie są zatem właściwością rzeczy, lecz przynależą

do podmiotu poznającego. To narządy zmysłów są jedynym gwarantem ich istnienia. „Nie ma więc

barwy bez oka – pisze Miciński – dźwięku bez ucha, szorstkości bez dłoni, która ją odczuwa,

słodyczy bez zakończeń nerwowych, rozsianych na naszym języku

259

. Locke odebrał zatem

rzeczom ich jakości wtórne, przenosząc je w obszar podmiotowy, uzależnił od niego ich istnienie.

Wciąż jeszcze jednak rzeczom przysługiwały jakości pierwotne, zwane także cechami

rzeczywistymi, co w pełni oddawało ich status.

Znacznie dalej w swych rozważaniach posunął się Berkeley, dla którego wszystkie idee były

wtórne. Twierdził on, że człowiek nie postrzega niczego innego poza swymi własnymi ideami, te

zaś nie mogą istnieć inaczej, jak tylko w umyśle. Dziwił się zatem ludziom, którzy mniemają,

„jakoby domy, góry, rzeki, słowem wszelkie przedmioty zmysłowe, miały przyrodzone, czyli realne

istnienie, odmienne od tego, że umysł je postrzega

260

. Dla Berkeleya przedmioty dane w

doświadczeniu są tylko kompleksami subiektywnych, jednostkowych wrażeń. „Ich esse to percipi

i nie jest możliwe, aby miały jakiekolwiek istnienie poza umysłami, czyli rzeczami myślącymi,

które je postrzegają

261

. Berkeley kwestionuje tym samym założenie Locke’a, jakoby przedmiotom

przysługiwały jakiekolwiek cechy rzeczywiste. Brak jest podstaw, by uznać kształt czy ruch za

jakości odmienne od dźwięku czy barwy. Wszystkie one, pozostając jakościami zmysłowymi,

istnieją wyłącznie w umyśle. A ponieważ idea, zdaniem Berkeleya, nie może być podobna do

niczego innego z wyjątkiem samej idei, to „barwa lub kształt może być podobna wyłącznie do innej

barwy i kształtu”

262

. „Stąd jest jasne – stwierdza Berkeley – że nie może być niemyślącej substancji,

czyli substratum tych idei

263

. Konsekwencje wyprowadzone przez Berkeleya nie są dla

Micińskiego możliwe do zaakceptowania. Równie sceptycznie autor Podróży do piekieł odnosi się

257

J. Locke, Rozważania dotyczące rozumu ludzkiego, przeł. B.J. Gawędzki, Warszawa 1955, t. 1, s. 168-169.

258

Tamże, s. 169.

259

B. Miciński, Czy świat istnieje?, cyt. wyd., s. 85.

260

G. Berkeley, Traktat o zasadach poznania ludzkiego, przeł. J. Leszczyński, Warszawa 1956, s. 37.

261

Tamże.

262

Tamże, s. 40.

263

Tamże.

background image

do teorii Locke’a, który co prawda nie zanegował istnienia substancji, ale była ona dla niego

wyłącznie własnością umysłu: „w ten sposób – konstatuje Miciński – »odebraliśmy« znów rzeczom

ich trwały substrat, podstawę subiektywnych wrażeń i »przywłaszczyliśmy« ją sobie

264

. Miciński

jest przekonany, iż funkcjonowanie umysłu ludzkiego zakłada istnienie trwałego substratu,

„kośćca”, wokół którego osadzają się zmienne, przelotne cechy. Substancja, w odróżnieniu od cech

akcydentalnie z nią związanych, jest obiektywna i samoistna, i jako taka gwarantuje poznawczą

tożsamość zmiennych zjawisk. Miciński pyta więc, czy w przedmiotach naszego zmysłowego

doświadczenia nie istnieje nic poza naszymi subiektywnymi wrażeniami, które weń wnosimy?

Odpowiedź przynosi filozofia Kanta.

Nie można pomyśleć żadnej rzeczy, która nie byłaby umiejscowiona w przestrzeni i zarazem nie

trwałaby w czasie. Zatem przestrzeń i czas są koniecznym warunkiem wszelkiego doświadczenia,

będąc, jak mówi Kant, „apriorycznymi formami naszej zmysłowości”. Same doświadczeniu nie

podlegając, warunkują je. Mimo iż ani czas, ani przestrzeń nie mogą istnieć (nie mogą być

pomyślane) bez wypełniających je treści empirycznych, nie są od nich zależne. „Przestrzeń, pisze

Kant, jako warunek przedmiotów zewnętrznych, należy w sposób konieczny do ich zjawiska lub do

danych naocznych

265

, inaczej rzecz ma się z barwami czy smakami, które nie należą do

przedmiotów, „są one związane ze zjawiskiem tylko jako przypadkowo dołączone skutki

szczególnej organizacji ciała człowieka

266

. Widzenie barw i odczuwanie smaków zawsze oparte są

na wrażeniach, nie mogą być zatem wyobrażeniami a priori.

Miciński przestrzega przed błędnym interpretowaniem filozofii Kanta. Pokazuje, jak łatwo

można się zgubić w labiryncie Kantowskich rozważań. Gdyby przyjąć, że czas i przestrzeń jako

podmiotowe warunki wszelkiego doświadczenia są idealne – nie mają bowiem realnego,

przedmiotowego charakteru – to cały świat, który wspiera się na tym rusztowaniu, musiałby z

konieczności również być idealny, „idealną jest więc i nasza pelargonia, czerwona pelargonia o

mięsistych liściach”

267

– czy nie ma w tym stwierdzeniu nuty nostalgii? Miciński wie jednak, że

Kant rozumował inaczej. Owszem, czas i przestrzeń są idealne, ale wyłącznie w odniesieniu do

rzeczy samych w sobie, a te, jak wiadomo, nigdy nie są nam dane w naszym doświadczeniu. W

odniesieniu zaś do zjawisk aprioryczne formy naszej zmysłowości zyskują przedmiotową ważność.

„Stwierdzamy zatem empiryczną realność przestrzeni (w odniesieniu do wszelkiego możliwego

zewnętrznego doświadczenia), jakkolwiek zarazem przyjmujemy jej transcendentalną idealność, tj.

to, że jest ona niczym, skoro tylko opuścimy warunek możliwości wszelkiego doświadczenia i

uznajemy ją za coś, co znajduje się u podłoża rzeczy samych w sobie

268

. Tak więc od świata rzeczy

264

B. Miciński, Czy świat istnieje?, cyt. wyd., s. 86.

265

I. Kant, Krytyka czystego rozumu, przeł. R. Ingarden, Warszawa 1986, t. 1, s. 106.

266

Tamże.

267

B. Miciński, Czy świat istnieje?, cyt. wyd., s. 87.

268

I. Kant, Krytyka czystego rozumu, cyt. wyd., t. 1, s. 105.

background image

samych w sobie oddziela nas nieprzekraczalna dla naszych zmysłów, przez nie same wytyczona –

granica. Choć przywykliśmy nazywać przedmioty naszego poznania zewnętrznymi, to jednak w

świetle filozofii Kanta określenie to wydaje się nieadekwatne. Pod nazwą przedmiotu zewnętrznego

kryje się bowiem wyłącznie przedstawienie naszej zmysłowości. „Obcując ze światem – pisze

Miciński – obcujemy tylko ze zjawiskami, z subiektywnymi wytworami – poznając świat,

poznajemy zaś jakby »sami siebie«: poznajemy nasze wrażenia i nasze formy ujmowania zjawisk.

Paradoksalnie można byłoby powiedzieć, że rozpatrując świat zjawisk, świat w którym żyjemy,

odnajdujemy w nim tylko to, przy pomocy czego szukamy

269

.

Autor Podróży do piekieł, zdając sobie sprawę, że przedstawiony przez niego krótki rys

historycznych rozstrzygnięć nie przynosi odpowiedzi na tytułowe pytanie, przytacza myśl

Bertranda Russella, zdaniem którego filozofia, nie mogąc odpowiedzieć na wiele stawianych przez

siebie pytań, „posiada tę przynajmniej wartość, że stawia pytania, które czynią świat bardziej

ciekawym i odsłaniają sprawy dziwne i obce, leżące tuż pod powierzchnią najzwyklejszych nawet

rzeczy, spotykanych w życiu codziennym

270

. Liczne są ślady w pismach Micińskiego, pozwalające

przypuszczać, że postawa Russella wyjątkowo bliska była eseiście. Wartość filozofii dostrzegał on

bowiem nie w często wątpliwych czy wzajemnie wykluczających się rozstrzygnięciach, lecz

właśnie w pytaniach, jakie ona stawia. To one, częstokroć ważniejsze od odpowiedzi bądź godzące

się na jej brak, przesądzają o randze przedmiotu. Gotowe, by trwać przez wieki, dyskretnie jak cień,

tuż pod powierzchnią oczywistości.

5. W poszukiwaniu rzeczywistości bytu ludzkiego

Człowiek rozumny

Człowiek zagubiony w przypadkowym, iluzorycznym świecie, poszukuje tego, co realne, trwałe

i niezmienne. Poszukiwania te nakierowane są nie tylko na świat przedmiotowy, obejmują swym

zasięgiem również obszar podmiotowy. Człowiek pragnie odnaleźć konstytutywne, stałe cechy

bytu, którym jest. Pragnienie to odzwierciedla między innymi sztuka, która dla Arystotelesa była

przecież „bardziej filozoficzna niż historia”. Zwraca na to uwagę Miciński, odwołując się po raz

kolejny do Odysei. Celem sztuki jest właśnie odsłonięcie substancji. Cechy indywidualne,

przypadkowe zostają zatarte na rzecz ukazania właściwej istoty rzeczy. I tak na przykład istotą

Odyseusza jest jego mądrość. To jego substancja, „dookoła której osadzają się »cechy«: przelotny

gniew, płacz, połysk oka

271

. Odyseusz jest „przemądry” i to sprawia, że niezależnie od wszelkich

269

B. Miciński, Czy świat istnieje?, cyt. wyd., s. 87.

270

Tamże.

271

B. Miciński, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 34.

background image

przemian, jakim podlega, można w każdym momencie rozpoznać jego tożsamość. „Rozpoznajemy

starego tułacza – pisze Miciński – nawet w owym cudnym młodzieńcu, na którym spoczęły

rozkochane oczy Nauzykai. Umazany mułem, przeżarty morską solą wędrowiec okrywał przed

chwilą swoją nagość i straszył dziewczęta z orszaku królewny – teraz, zmieniony przez Atenę,

postać ma większą i okazalszą na oko, »z czoła spływają mu loki jak hiacynt«. Ta zupełna i

nieoczekiwana zmiana cech zewnętrznych pozwalałaby wątpić o tożsamości obu postaci, gdyby

boski młodzieniec nie był równie p r z e m ą d r y jak stary włóczęga [...]”

272

. Zdaniem Micińskiego

określenie Odyseusza „przemądrym” nadaje mu szczególną rangę. Być może postać przemądrego

wędrowca z Itaki inspirowała Arystotelesa, a później Pascala. Obaj przecież definiowali człowieka

jako istotę rozumną. Czy mieli zatem na myśli Odyseusza? Mądrość będąca istotą Odysa uczyniła z

niego uosobienie Arystotelesowskiej definicji człowieka; stał się on prototypem, wzorcem

człowieka pojmowanego jako animal rationale. Miciński, odwołując się do słów Pascala, pisze o

człowieku: „Żyły jego są wiotkie, kościec jego jest kruchy, jest to – jak mówi Pascal – najsłabsza

trzcina w całej przyrodzie. Ale jest to trzcina m y ś l ą c a

273

. Rozumna natura człowieka zostaje

także wyniesiona na piedestał przez Kanta. W ujęciu twórcy „analityki wzniosłości” człowiek, choć

mały wobec potęgi natury, ma nad nią przewagę właśnie z racji swojej rozumności.

Czy ci, którzy tak bezgranicznie wierzyli w potęgę rozumu, mieli rację? Czy rzeczywiście rozum

jest naszą substancją, istotą, cechą konstytutywnie stałą? Miciński nie odpowiada na te pytania

wprost. Przytacza jednak fragmenty Pisma Świętego, w których prezentowana jest postawa zgoła

odmienna od tej, jaką propagowali wielcy myśliciele. Księga Hioba, pisze Miciński, „podaje

szczególny wykaz Bożych dzieł, znamienną hierarchię, będącą odwróceniem kantowskich

koncepcji o wyższości człowieka nad naturą

274

. Rozum w hierarchii dokonań Bożych zajmuje

miejsce drugorzędne i nie jest tym, co zasługiwałoby na szerszy opis. W przeciwieństwie do

wieloryba czy słonia, który będąc „najprzedniejszym z uczynków Bożych” dostąpił zaszczytu i

został opisany barwnie i wyczerpująco. „W tym zestawieniu – czytamy – rozum nabiera istotnie

cech owej trudnej zabawy, o której mówi Eklezjasta, iż Bóg dał ją synom ludzkim po to, aby się nią

trapili (Ekl. 1.13). Rozum tuszy bowiem, iż dane mu będzie wchłonąć wezbrane potoki wszelkiej

wiedzy. Ale rzeczywistość płynie jak Jordan, szeroką strugą, unosząc w swych nurtach

nieporównane dzieła Boże; gwiazdy, pająki, błyskawice i łanie

275

. To pierwotne zakwestionowanie

wielkości rozumu ludzkiego było prorocze. Stało się zwiastunem wydarzeń, które miały miejsce

wiele wieków później. Ostatecznie bowiem wraz z odkryciem przez Freuda nieświadomości

ludzkość na zawsze musiała pożegnać się z towarzyszącym jej przez tysiąclecia przekonaniem, iż

272

Tamże, s. 35.

273

Tamże.

274

Tamże, s. 36.

275

Tamże, s. 37.

background image

rozum stanowi istotę człowieka. Nawet tak zagorzały piewca racjonalizmu, jakim był Miciński,

pochyla głowę przed tym trudnym i gorzkim świadectwem.

Człowiek religijny

W toku dalszych rozważań autor Podróży do piekieł zwraca uwagę na fakt, iż istoty człowieka

dopatrywano się również w jego aktywności religijnej. Gatunek homo sapiens jako jedyny posiada

zdolność modlenia się. Człowiek znużony przypadkowością świata nie ustaje w swych

poszukiwaniach stałego punktu oparcia, rzeczywistości bezwzględnej i absolutnej. Animal

religiosum zwraca się do Boga. Miciński nie może zaakceptować przekonania, że istotą człowieka

jest jego religijność. Bóg, będąc elementem zewnętrznym w stosunku do bytu ludzkiego, nie może

stanowić jego podstawy. Poza tym, według Micińskiego, „religia degraduje człowieka do roli

zastrachanego kupczyka

276

.

Stosunek Micińskiego do religii nie był jednoznaczny i ulegał ewolucji. On sam nie ukrywał –

zwłaszcza w okresie pisania Podróży do piekieł – iż jego poglądy w tej kwestii nie są ostatecznie

ukształtowane. Pisze o tym między innymi do Kazimierza Golonki w liście, który faktycznie w

całości poświęcony jest problematyce Podróży do piekieł. Nie odrzuca religii ani jej nie

deprecjonuje. Wskazuje jedynie, jakiej postawy religijnej nie akceptuje

277

. Zdaniem Micińskiego,

Bóg osiąga swą wielkość za cenę poniżenia człowieka. Przykładem najlepiej obrazującym ten stan

rzeczy jest historia Hioba. Choć legenda głosi, że Hiob umarł „będąc starym i dni sytym”, to jednak

można mieć wątpliwości co do prawdziwości tego przekazu. Wiadomo bowiem, że „znamienną

cechą legend jest idealizacja rzeczywistości

278

. Struktura psychiki ludzkiej pozwala na wypieranie

z pamięci wspomnień przykrych i bolesnych. Człowiek chętnie korzysta z tej umiejętności,

idealizując tym samym przeszłość. Tak właśnie zdaniem Micińskiego było w przypadku Hioba. „W

istocie jednak – czytamy – od chwili pamiętnej rozmowy z Panem Zastępów żywot Hioba musiał

już być pasmem udręczeń. Hiob, który w świetle błyskawic ujrzał własną małość, bez wątpienia

umocnił się w wierze w nieskończoną moc Pana Zastępów, ale i bez wątpienia również utracić

musiał wszelką wiarę w samego siebie: pojął nicość swego rozumu i kruchość kręgosłupa.

»Kościami i żyłami pospinałeś mnie« – ale czymże był Hiob wobec słonia, którego gnaty są jak

276

List do Kazimierza Golonki, sierpień 1937, [w:] B. Miciński, Pisma, cyt. wyd., s. 433.

277

W liście tym czytamy: „Trudniej było ze sprawami religijnymi – ambiwalencji nie udało się wyrugować. Z jednej

strony przeprowadziłem to, o czym mówiliśmy w Katowicach (religia degraduje człowieka do roli zastrachanego
kupczyka) – z drugiej strony ostatnie słowa szkicu są afirmacją religii – to szczególnie ciekawe: ostatnie słowa (ważne!)
napisały się niemal od ręki i wbrew planom, które przewidywały inne zakończenie (rzecz u mnie rzadka – zawsze
trzymam się planu). To, co mnie jeszcze uderzyło: otóż »chwała Boża«, która szkic zamyka, jest daleka od tej postawy,
którą chciałbym nazwać religijną postawą. W moim rozumieniu dystans między Bogiem a człowiekiem powinien się
opierać na »podwyższeniu« Boga bez poniżania człowieka – a więc wywyższenie »niezaszczytne«. Prawda? I cóż
zrobić z tym fantem? Ten punkt jest między innymi ciemnym kleksem, którego nie rozumiem. Mimo wielkich słów
jestem jednak – jak mi się zdaje – »bezbożnikiem«”. Tamże.

278

B. Miciński, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 42.

background image

drągi żelazne, a żyły jak latorośl

279

. Trudno zatem uznać za fundament bytu ludzkiego to, co

jednocześnie tak często deprecjonuje jego wartość.

Człowiek marzyciel

Człowiek zdeterminowany chęcią poznania trwałych podstaw własnego bytu eksploruje coraz to

nowe przestrzenie. Odrzucając kolejne, niezadowalające hipotezy, zmuszony jest coraz głębiej

zanurzać się w pokłady swojej psychiki. Ludzkie poczucie niedoskonałości generuje konieczność

kompensacji. Człowiek zatem odwraca się od zmiennej, iluzorycznej rzeczywistości i ucieka w

świat marzeń. Nie ma bowiem „nic kruchszego od rzeczywistości [...] rzeczywistość znika prędzej

niż urojenie. Marzenie może trwać dwa tysiące lat

280

. Marzenia znajdują schronienie na kartach

powieści. Stronice ksiąg, niczym bezpieczne przystanie, przyjmują w gościnę wszystkie „twory

życzeniowe” ludzkiej fantazji, zapewniając im długowieczność. Zgodnie z założeniami

psychoanalizy literatura jest terenem przeżyć kompensacyjnych. To tłumaczy jej nierozerwalny

związek ze światem marzeń. Wyjątek stanowi, zdaniem Micińskiego, literatura realistyczna, która

odtwarzając wiernie rzeczywistość, przedstawia „rzeczy smutne i sprawy niewesołe”, a nikt

przecież nie chce zamieniać smutnej rzeczywistości na równie smutną fikcję. I choć ludzkie

marzenia mogą trwać nawet dwa tysiące lat, to jednak nie są wieczne. „Umarł Tomasz

Buddenbrook, ogień trawi ciało dobrego Heysta, a nawet »hrabinie« z brukowych,

kompensacyjnych romansów starzeją się [...]”

281

.

Bohaterowie literaccy, o ile stanowią ucieleśnienie ludzkich marzeń, są doskonali i niezmienni.

Bycie doskonałym, a więc niepokonanym, nieśmiertelnym, niezmiennie dobrym, walecznym i

sprawiedliwym – to odwieczne marzenie człowieka. Pisarz niezależnie od tego, czy sam pozostaje

marzycielem, czy tylko spełnia oczekiwania czytelnika, kreuje świat literackiej fikcji na drodze

przeniesienia. Tworzona przez niego fabuła, a także psychologiczny rys postaci, są kopią marzeń

człowieka. Rozgrywające się w literaturze perypetie bohaterów nie podlegają ograniczeniom

czterowymiarowej rzeczywistości. Jak podkreśla Miciński – najlepiej obrazuje taki stan rzeczy

beletrystyka dziecięca. Stanowi ona przykład literatury, w której dochodzi do wyjątkowej

deformacji rzeczywistości. Książki Karola Maya czy Verne’a to, jak czytamy, „najjaskrawsza

fantastyka, przerastająca o niebo wizje Wellsa i bajeczny świat Grimma

282

. Bohaterowie ich

powieści: lord Glenarvan, Paganel, kapitan Nemo, Old Shatterhand czy Winnetou nie przypominają

ludzi. Nie cierpią, nie płaczą, nie mają chwil załamania ani zwątpienia. „Posągowo niezmienni,

279

Tamże.

280

Tamże, s. 46.

281

Tamże, s. 47.

282

Tamże, s. 49.

background image

pewni, uczynni, zawsze uśmiechnięci

283

są doskonali, a tym samym n i e r z e c z y w i ś c i . „Ci

ludzie XIX w., dostojni brodacze w surdutach i vicemundurach o głowę przerośli homeryckich

półbogów. Istnieją poza czasem, jak idee, jak abstrakcje, zawsze n i e z m i e n n i . I na tym właśnie

polega zupełna deformacja rzeczywistości

284

.

Ludzkie marzenia są jak idee. Ich jedynym mankamentem jest nierzeczywistość – nierealność

ich bytu. Prawdziwy człowiek, człowiek z krwi i kości, w niczym nie przypomina tych

schematycznych postaci. Ludzką rzeczą jest bowiem cierpienie, ból, gniew. Śmiertelnik każdego

dnia zmaga się nie tylko z przeciwnościami losu, lecz także z samym sobą. Z własnymi słabościami

i skłonnościami, z otchłanią własnej osobowości i tkwiącym w nim piekłem namiętności. Zmagając

się, może jedynie marzyć, by stać się jedną z literackich postaci, niezmienną ideą bez psychicznych

urazów. „Niezmienność... wiecznotrwałość... – pisze Miciński – oto warunki szczęścia absolutnego,

a więc tej wartości, której żadną, ale to żadną miarą nie możemy zrealizować w naszym

czterowymiarowym świecie. Istotę jego bowiem określił już Heraklit: Panta rhei, czyli tout passe,

tout casse, tout lasse

285

. Człowiek chętnie ucieka do świata fikcji, bo tam bez trudu odnajduje to,

czego nie potrafi znaleźć w świecie rzeczywistym. Świat ludzkich fantazji ofiarowuje człowiekowi

upragnioną nieśmiertelność i niezmienność. Wartości te jednak okazują się zupełnie nieprzydatne w

realnym świecie, gdyż nie sposób ich w nim osiągnąć. Nadanie statusu rzeczywistości marzeniom

nie leży w mocy człowieka. „Marzenie – czytamy – rozwija się poza ograniczeniami

rzeczywistości, przelatuje nad piekłem i nie broczy skrzydeł w falach Acherontu”

286

.

Bohaterowie książek dla dzieci skwapliwie omijają piekło, i to właśnie jest źródłem ich

doskonałości. Ludzie jednak nie mogą pójść w ich ślady, skoro piekło ulokowane jest w człowieku,

„piekło wstydu, bezsilności, zawiły mechanizm obnażonych instynktów

287

. P i e k ł o jest

elementem naszego bytu, to zaś, o czym marzymy, czego szukamy, to n i e b o . I choć jest ono

symbolem pozaziemskiej doskonałości, człowiek z uporem usiłuje urzeczywistnić jego istnienie na

ziemi. Miciński zdawał sobie sprawę z tego, że próba sprowadzenia nieba na ziemię może być

uznana za obrazoburczą. W liście do Iwaszkiewicza pisał: „Moja książka jest właśnie »bezbożna«

w tym sensie, że »niebo« sprowadza na ziemię [...] – a piekło zamyka w człowieku [...] – że

wszystkie eschatologiczne perspektywy skupia w doczesnym życiu”

288

. Jest to jednak – jak się

okaże – jedyny sposób, aby człowiek w pełni mógł urzeczywistnić swoje człowieczeństwo. Niebo

bowiem to brakujący element ludzkiej egzystencji.

Dotychczasowe rozważania Micińskiego pokazały, że szukając trwałych podstaw swojego

283

Tamże.

284

Tamże.

285

Tamże, s. 52.

286

Tamże.

287

Tamże, s. 45.

288

List do Jarosława Iwaszkiewicza, grudzień 1937, [w:] B. Miciński, Pisma, cyt. wyd., s. 411.

background image

istnienia, człowiek odwołuje się zarówno do filozofii, religii, jak i własnych marzeń. Drogi te

prowadzą jednak donikąd. Są jedynie negacją. Ani bowiem rozumność człowieka, ani jego

religijność nie mogą zostać uznane za konstytutywne cechy bytu ludzkiego. Podobnie zresztą jak

marzenia, które okazały się jedynie bezwartościową kompensatą ludzkiej niedoskonałości.

Poszukiwania, choć dobiegają końca, nie przyniosły jak dotąd oczekiwanych rezultatów. Ale to

jeszcze nie koniec podróży. Niebo wciąż pozostaje nieodnalezione, a Miciński chce przecież, by

Podróże kończyły się pozytywnie. Konkluzja eseju „musi być równocześnie afirmacją życia

289

.

Pierwszych sześć części eseju to, jak mówi Miciński – NIC. „Wszystko nic, popiół, piekło i

Odyseusz, i Eneasz, i Hiob, i Kant, i Vinnetou, i Pickwick”

290

. Dopiero siódma, ostatnia część

Podróży do piekieł przynosi pozytywne rozwiązanie, pozytywne, ale jakże – za sprawą tego, kto je

wieści – zaskakujące!

6. Wędrowanie Kartezjusza

Bohaterem dwóch ostatnich części Podróży do piekieł jest Kartezjusz. Część szóstą eseju, będącą

swoistym portretem francuskiego filozofa, otwierają dwa motta: pierwsze z nich jest fragmentem

książki Maxime’a Leroy Descartes, le philosophe au masque

291

, drugie to zawarte w Rozprawie o

metodzie wyznanie Kartezjusza: „...w ten sposób znalazłem niebo”. Słowa wypowiedziane przez

Descartes’a powrócą w eseju raz jeszcze, lecz już nie jako zacytowana odautorska deklaracja.

Miciński wieńczy Podróże do piekieł potwierdzając, że Kartezjusz był tym, który odnalazł niebo.

Miciński dostrzega w Kartezjuszu, podobnie jak w pozostałych bohaterach eseju, wędrowca i

dlatego zdaje się pytać o początek drogi, u kresu której filozof odnalazł niebo. Portretując

Kartezjusza nie sposób pominąć – co do tego niemal wszyscy badacze spuścizny francuskiego

racjonalisty pozostają zgodni – wydarzenia, jakie miało miejsce nocą 10 listopada 1619 roku. Noc,

którą Miciński określa mianem „przełomowej dla naszej kultury

292

, staje się punktem wyjścia

szkicu. Tym, co zaważyło na życiu i twórczości filozofa, były trzy sny, jakie nawiedziły go

sławetnej nocy. „Śniło mu się – pisze Miciński – że kroczy ulicami, a będąc zmuszonym przechylić

się w lewo dla zachowania równowagi, uczuł jak gwałtowny zryw wichru rzuca go w stronę

kościoła kolegialnego. Obudził się doznając dotkliwego bólu w pobliżu serca. Cierpienie

289

Tamże, s. 413-414. W liście tym Miciński wyznaje, że nie zawsze był przekonany, iż esej musi kończyć się

pozytywnie. „Pamiętam – pisze – że kiedyś, kiedy byłem naprawdę bardzo nieszczęśliwy, myślałem o mojej książce,
która była właśnie w robocie – chciałem ją zakończyć jednym wielkim NIC – i nagle przyszła mi myśl, że jakkolwiek
by się ułożyło moje życie i że niezależnie nawet od moich poglądów nie wolno mi takim NIC rozwiązywać moich
podróży”. Tamże, s. 413.

290

Tamże, s. 414.

291

„W cóż wierzył przed zgonem? Piekło – obalił piekło... oczekiwana szczęśliwość była rzadkością myśli, która

szczęśliwie spełniła swój obowiązek. Na łożu śmierci marzy, iż w raju prawych ludzi odnajdzie mądrego Sokratesa, w
którym tak bardzo cenił prostotę ducha”. M. Leroy, Descartes, le philosophe au masque, [w:] B. Miciński, Podróże do
piekieł
, cyt. wyd., s. 56.

292

Tamże.

background image

wzbudzało obawę: marzenie senne zdawało się być dziełem złego ducha, który zwodząc na

manowce usiłował przemocą zawlec filozofa tam, dokąd zdążał z dobrej woli, a malo spiritu ad

templum propellebar – mówi w relacji z zaginionego manuskryptu”

293

. Kartezjusz, przebudziwszy

się z sennego koszmaru, przewrócił się na prawy bok i po dwugodzinnej żarliwej modlitwie

wplecionej w zadumę nad dobrem i złem tego świata usnął ponownie. Drugi sen nie kazał na siebie

długo czekać. Nadszedł niemal natychmiast, ale nie trwał długo. Filozof, słysząc we śnie doniosły

huk pioruna, obudził się przestraszony. Groźny łoskot napawał przerażeniem, ale prawdziwa groza

ogarnęła myśliciela, dopiero kiedy otwarł oczy, wówczas bowiem ujrzał ogniste iskry mieniące się

w całej komnacie i mimo że widoku tego doświadczał już wcześniej, tym razem, by zrozumieć sen,

„postanowił uciec się do racji filozoficznych: przerażenie oznaczało według jego mniemania

wyrzuty sumienia za grzechy, które mógł popełnić w dotychczasowym życiu. Piorun miał być

zwiastunem Ducha Prawdy, który spłynął nań, aby go posiąść. Lumen cognitionem significat

294

.

Uspokoiwszy się nieco, Kartezjusz zasnął raz jeszcze, by przyśnić niemający w sobie już nic z

koszmaru sen trzeci. Filozof śnił, że znalazł w swoim pokoju na stole książkę, nie wiedział jednak,

kto ją tam zostawił. Z ciekawości zajrzał do środka, a przekonawszy się, że jest to rodzaj słownika,

ucieszył się. „Równocześnie wpadła mu do ręki inna książka: był to zbiór poezji pt. Corpus

Poetarum, w którym odnalazł wiersz Ausoniusza Quod vitae sectabor iter (Jaką w życiu będę

postępował drogą?). W tej samej chwili ujrzał nieznajomego, który wskazując na utwór

zaczynający się od słów: J e s t i N i e , wychwalał go jako utwór znakomity

295

. Miciński pomija w

swej relacji szereg szczegółów, jakie dopełniały ów sen. Z opowieści Bailleta wiemy, że

Kartezjusz, chwaląc się przed nieznajomym, że zna doskonale ten utwór, chciał go niejako na

potwierdzenie prawdziwości swych słów odnaleźć. Kartkował więc książkę, o której mniemał, że

zna ją doskonale, ale utwór nie dawał się odszukać. Filozof nie tylko nie był w stanie wskazać

właściwego miejsca w tekście, lecz również nie potrafił wyjaśnić nieznajomemu, jak wszedł w

posiadanie książki, tajemniczej książki, która coraz pojawiała się we śnie, jakby po to tylko, by

zniknąć. Obecna i nieobecna, jest i nie jest zarazem. To, co niemożliwe na jawie, sen uczynił

realnym. Skonfundowany Kartezjusz, nie mogąc odnaleźć utworu zaczynającego się od słów Est et

non, przekonywał swego gościa, że zna inny, jeszcze piękniejszy utwór tego samego poety Quod

vitae sectabor iter, ale i ten wiersz rozpłynął się pośród na pozór dobrze znanych stron. Opowieść

Micińskiego kulminuje w dokonanej przez Kartezjusza autointerpretacji ostatniego snu: „słownik

symbolizował zbiór wszelkich nauk, Corpus Poetarum oznaczał zaś zgoła wyraźnie jedność wiedzy

293

Tamże, s. 57. Miciński, relacjonując Kartezjańskie sny, korzysta z pochodzących z XVII wieku zapisków Bailleta,

biografa Kartezjusza. Por. także: F. Alquié, Kartezjusz, przeł. S. Cichowicz, Warszawa 1989, s. 166-171.

294

B. Miciński, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 57.

295

Tamże. Por. M. Żarowski, Tożsamotność. Problem skażenia natury ludzkiej w filozofii Kartezjusza, Wrocław 1994, s.

205.

background image

i filozofii

296

. Descartes uważał za niestosowne dziwić się, że poeci, nawet ci mierni, noszą w sobie

myśli ważne i głębokie, a co najważniejsze zdolni są, by wyrazić je lepiej, niż zwykli to czynić

filozofowie w swych pismach. Zdolność tę przypisywał Francuz „boskości entuzjazmu i sile

wyobraźni; wydobywa ona ziarna mądrości (znajdujące się w każdym umyśle ludzkim jak iskry

ognia w krzemieniu) z o wiele większą łatwością i blaskiem niż rozum filozofa

297

. Kartezjusz nie

wątpił, że poeci symbolizują entuzjazm i objawienie, którymi, jak mniemał, został właśnie

namaszczony, zaś wiersz zaczynający się od słów Est et non symbolizować miał prawdę i fałsz

wiedzy ludzkiej i nauk świeckich. Analizując treść snów, filozof był przekonany o ich

nieprzypadkowości, wierzył, że są one dziełem Ducha Prawdy, który „zechciał otworzyć mu

skarbnicę wszystkich nauk”

298

.

Na przestrzeni wieków sny Kartezjusza były przedmiotem licznych komentarzy. Niektórzy

uznali, że nie należy przykładać do nich większej wagi, albowiem są zapewne jedynie następstwem

nadużywania tytoniu i alkoholu – taką opinię wydał w 1693 roku Huet. Współcześni historycy, tacy

jak Chevalier, Milhaud, Gouhier czy Gilson, w sennych wizjach dostrzegali zręby filozofii, inni zaś

metody. Miciński przytacza wypowiedź Chevaliera, według którego „owej nocy sławetnej [...]

wyłoniła się doktryna, która jest kamieniem węgielnym kartezjanizmu: podstaw wiedzy winniśmy

szukać w nas samych (tkwią w nas one jak iskry ognia w krzemieniu), odnajdujemy je zaś nie na

drodze spekulatywnych dociekań, ale na drodze intuicji (poetyckiego natchnienia), której gwarancją

jest Bóg (Duch Prawdy)”

299

. Z pewnością to właśnie pogląd Chevaliera najbliższy jest samemu

Micińskiemu. Autor Podróży do piekieł za szczególnie interesującą uznaje również interpretację

Freuda, który „widzi w marzeniu sennym filozofa z a r y s k o n f l i k t u m o r a l n e g o

300

. W

świetle psychoanalizy sny Kartezjusza okazują się „snami z góry”, co oznacza, że nie przynależą

one tylko i wyłącznie do obszaru nocy. Treść marzenia sennego z łatwością daje się pomyśleć jako

wytwór umysłu niepogrążonego we śnie, mogą być one zatem konstruowane niejako w dowolnym

czasie. Znamienna dla tego rodzaju snów jest ich podatność na autointerpretację. Sny te pozostają

bowiem w pobliżu świadomości. Fragmenty, które wymykają się racjonalnemu ujęciu, wynikają z

podświadomości i choć to one zazwyczaj są najbardziej interesujące, w tym wypadku można je

tłumaczyć jedynie na drodze najbliższych skojarzeń. Próbując zatem zrozumieć marzenia senne

zaliczane do rodzaju „snów z góry”, musimy z konieczności przystać na interpretację dokonaną

przez śniącego. Miciński podkreśla wagę analizy Freuda, wskazując jej trojakie znaczenie: „po

pierwsze, afirmując racjonalny charakter sennego marzenia, idzie w sukurs interpretacji Chevaliera,

po drugie odnajduje leżący u podłoża konflikt moralny; po trzecie każe nam szukać prawdy we

296

B. Miciński, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 57.

297

Tamże, s. 58.

298

F. Alquié, Kartezjusz, cyt. wyd., s. 169.

299

B. Miciński, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 58.

300

Tamże.

background image

własnych słowach Kartezjusza, któremu tylekroć zarzucano świadomą, bądź nieświadomą obłudę”

301

.

Dla Micińskiego istotą portretu jest próba dotarcia do osobowości portretowanej postaci. Z

Kartezjuszem rzecz ma się nie inaczej niż z Kantem, Cousinem czy Julianem Apostatą. Tym, co

wspólne dla wszystkich stworzonych przez eseistę portretów, jest każdorazowo ponawiana próba

odsłonięcia prawdy. Pisarz usiłuje przekroczyć granicę oddzielającą widza od aktora, uchyla zatem

kurtynę czasu, historycznej narracji, usuwa piętrzące się frazesy bezwiednie powtarzane przez

wieki, rozrywa utarte schematy, wszystko po to, by uchwycić prawdziwe oblicze portretowanej

postaci. Każdy tworzony przez eseistę portret jest wyzwaniem nie tylko dla czytelnika, ale i dla

samego autora. To bowiem on właśnie przede wszystkim nie może ulec obiegowym opiniom, nie

może dać się zwieść ich sile. Miciński zgodnie ze swą doksograficzną predylekcją, portretując daną

postać, wybiera z jej życia pewien moment, szczegół z pozoru nieistotny, często intymny, by

przezeń właśnie dotrzeć do wnętrza. W przypadku Juliana Apostaty będzie to chwila, w której

Cesarz Odstępca pisze list do swego przyjaciela, Kanta będziemy podglądać przez pryzmat

rytuałów dnia codziennego oraz w godzinie jego wieczornych rozmyślań, osobowość zaś

Kartezjusza – w myśl psychoanalizy – rozświetlają jego sny.

„Owa noc – pisze Miciński – rzuca pewne światło na tak zwane »zagadnienie osobowości«

Kartezjusza. O Homera walczyło siedem miast »rodzinnych« – o osobowość Kartezjusza walczy

historia filozofii

302

. Spory toczące się wokół filozofa zdają się nie mieć końca. Na temat

francuskiego racjonalisty wypowiadano szereg sprzecznych opinii: dla jednych był „niereligijnym

naukowcem, uczonym fizykiem, który prawowierną metafizyką maskował naukową rewolucję

303

,

inni zaś widzieli w uczniu jezuitów z La Fléche gorliwego katolika i czuli się wręcz rozdrażnieni

respektem, jakim filozof darzył Kościół. Janet wręcz twierdził, że „Kartezjusz był »roztropny«, aż

do bojaźliwości... aż do obłudy [...]”

304

. W oczach Gouhiera Descartes był człowiekiem głęboko

skonfliktowanym i rozdartym pomiędzy życiem spekulatywnym a życiem czynnym. Ta wielość

wzajemnie wykluczających się opinii skutecznie przez wieki przysłaniała prawdziwe oblicze

Kartezjusza. Można jednak zapytać, co było przyczyną, a co skutkiem takiego stanu rzeczy. Czy to

mnogość interpretacji bezwiednie zawoalowała postać myśliciela, czy może on sam przywdział

maskę, zmuszając w ten sposób potomnych, by dochodzili prawdy o własnych siłach? Miciński

zdaje się przychylać do drugiej możliwości, pisze bowiem: „Kartezjusz zakrył twarz jak

Agamemnon na obrazie Timantesa

305

. Był więc klasykiem potrafiącym maskować swą osobowość

na rzecz prawd ogólnych i wiecznych.

301

Tamże, s. 59.

302

Tamże.

303

Tamże, s. 60.

304

Tamże.

305

Tamże.

background image

Autor Podróży do piekieł wpisuje Kartezjusza w poczet bohaterów eseju widząc w nim

wędrowca. Przybyłe we śnie pod postacią tytułu wiersza pytanie Quod vitae sectabor iter

dookreśliło życie filozofa. „Był wędrowcem z temperamentu i podobnie jak Pascal mógł

powiedzieć o sobie: Notre nature est dans le mouvement. Wędrował w poszukiwaniu spokoju,

którego nie odnalazł nawet po śmierci: wyjęto serce, skradziono czaszkę, Kawaler de Terlon [...]

przywłaszczył sobie szczątki jego dłoni [...]”

306

. Podzielił więc Kartezjusz los Odyseusza, który

wędrował niestrudzenie, marząc o powrocie do rodzinnej Itaki, by tam u boku żony i synów wieść

życie stateczne i spokojne. Lecz Odyseusz na próżno śnił o życiu szczęśliwym. Bogowie, wyrokiem

swym skazując go na wieczną tułaczkę, nie dopuścili, by sen się ziścił.

Życie Kartezjusza wydaje się równie zawiłe jak to, które wiódł Odys. Konsekwencją

niejednorodnych losów filozofa były równie niejednorodne opinie, jakie o nim wydano.

Różnorodność, a czasem wręcz sprzeczność biograficznych hipotez Miciński tłumaczy odwołując

się do psychologii Leibniza, która zdaniem eseisty jest „jednym z najciekawszych rozdziałów

psychoanalizy

307

. Kartezjusz wiedziony pytaniem sensu stricte etycznym – jaką w życiu drogą

postępować? – dąży do szczęścia. Należy jednak pamiętać, że pojęcie szczęśliwości może być

rozumiane w dwojaki sposób, bądź jako „trwała radość” i w tym właśnie znaczeniu o szczęśliwości

mówi Leibniz, bądź też jako radość płynąca z chwili obecnej. Tylko pierwsza wykładnia

szczęśliwości jest właściwa. Miciński przytacza wypowiedź Leibniza o „popędzie” i „dążeniu”, z

której wynika, że w człowieku nieustannie ścierają się dwie siły: są nimi popęd i rozum. Popęd

wyrażany przez skłonności dąży do „szczęścia w chwili obecnej”, rozum zaś „mierzy w przyszłość

i dąży do trwałości

308

. Ale to dlatego właśnie droga wytyczona przez rozum nie jest ani prosta, ani

najkrótsza. Ślepe popędy zaś, których pragnieniem jest natychmiastowe zaspokojenie, „podobne są

do dążności kamienia, który idzie najprostszą, choć nie zawsze najlepszą drogą, ku środkowi ziemi,

ponieważ nie może przewidzieć, że napotka skały, o które się rozbije, zamiast zbliżyć się bardziej

do swego celu przez zmianę kierunku”

309

. Konkluzja Micińskiego jest jednoznaczna: „Kartezjusz

dążył do »trwałej radości« i dlatego w przeciwieństwie do ślepego pędu kamienia, linia jego życia

jest powikłana i zygzakowata i tym należy tłumaczyć różnorodność i rozbieżność hipotez

stawianych przez jego biografów

310

.

Kartezjusz wyśnił zarówno swe życie, jak i swą filozofię. Nocą 10 listopada 1619 roku dotarł

„do podstaw zdumiewającej nauki

311

. Jego życie i dzieło współistnieją niczym awers i rewers.

Dwie strony tego samego – choć tym samym nie są, to samo znaczą. Miciński przestrzega jednak

306

Tamże.

307

Tamże, s. 61.

308

Tamże.

309

Tamże.

310

Tamże.

311

F. Alquié, Kartezjusz, cyt. wyd., s. 166.

background image

przed pewną nadgorliwością, z jaką badacze spuścizny autora Rozprawy o metodzie drążą zarówno

jego pisma, jak i biografię. Przemożna chęć odkrycia prawdy o filozofie, nieprzezwyciężona pokusa

dotarcia do istoty jego myśli obraca się przeciwko poznającemu. Zdaniem Micińskiego „im głębiej

zapuszczamy się w jego życie, im zawilsze z jego pism wyciągamy wnioski – tym dalsi jesteśmy

jego dziełom, tym bardziej zaciemniamy jego oblicze

312

. Miciński zdaje się mówić, że

portretowanie Kartezjusza jest wysiłkiem niejako wtórnym wobec tego, co zostało już uczynione,

filozof bowiem sportretował się sam pisząc Rozprawę o metodzie. Podobnego zdania jest także

współczesny kartezjanista Mirosław Żarowski: „Rozprawa o metodzie, będąca znakiem

biograficznego przesilenia, budzi interesowność historyka jako źródło faktów, a także opinii

Kartezjusza o sobie samym

313

. Żarowski podkreśla specyfikę autobiografii, która w przypadku

Kartezjusza staje się swoistą wykładnią metafizyki. „Rozprawa o metodzie – pisze Żarowski – jest

nie tyle sprawozdaniem z wątpienia, a zarazem z historii własnej myśli, ile jego szczerym,

ugruntowującym się w jedności formy i treści przytoczeniem

314

. Także Miciński nie ma

wątpliwości co do szczerości tego autoportretu. Miarą zaś zarówno szczerości, jak i obłudy jest

stosunek treści do formy – w pierwszym przypadku treść i forma stapiając się ze sobą tworzą

monolit, w drugim zaś „forma »oddzielona« od treści staje się jej maską

315

. Miciński dostrzega w

Rozprawie o metodzie – jakże sobie bliskie! – przetransponowanie osobowości autora na barwy,

dźwięki i słowa.

Dzieło Kartezjusza zostaje przez Micińskiego porównane z Księgą Eklezjasty. Zgodnie z

narzucającym się skojarzeniem eseista, nie uchybiając zawartości merytorycznej, streszcza

Rozprawę. Nadaje jej jednak nieznaną czytelnikowi oryginału formę:

Wiedział, że rozmawiać z ludźmi innych wieków, jest to poniekąd to samo, co podróżować.

Ale – kiedy człowiek obraca zbyt wiele czasu na podróżowanie, staje się wreszcie obcym w swoim kraju.

[...]

Wiedział, że nauki matematyczne zawierają wymysły bardzo subtelne.

Ale – dziwił się, iż skoro ich podwaliny są tak mocne i stałe, nie zbudowano na nich czegoś wznioślejszego.

Wiedział, że teologia uczy jak zdobywać niebo.

Ale – dowiedział się jako rzeczy bardzo pewnej, że droga doń jest jednako otwarta dla najbardziej nieuczonych jak i

najuczeńszych

316

.

Przytoczony fragment demonstruje formalną strukturę nietypowego streszczenia. Trudno nie

zgodzić się z Micińskim, że przywodzi ono na myśl starotestamentową księgę. Po każdym z

312

B. Miciński, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 61.

313

M. Żarowski, Tożsamotność, cyt. wyd., s. 50.

314

Tamże, s. 53.

315

B. Miciński, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 62.

316

Tamże, s. 63.

background image

wymienionych „ale” mogłyby przecież widnieć słowa Eklezjasty: „wszystko to marność i pogoń za

wiatrem!

317

. Czy zatem Kartezjusz jest nowożytnym wcieleniem Koheleta? Który z nich był

większym sceptykiem? Miciński zwraca uwagę, że Kohelet „na dnie zwątpienia odnalazł marność,

utrapienie ducha i szaleństwo”

318

, Kartezjusz, jak wiemy, w zwątpieniu odnalazł ostoję pewności.

Sceptycyzm metodyczny Kartezjusza leży u podstaw jego filozofii, stanowi punkt wyjścia, nie zaś,

jak miało to miejsce w przypadku starożytnych twórców tego nurtu, punkt dojścia. „Zwątpienie

metodyczne Kartezjusza – pisze Miciński – jest aktem woli skierowanym przeciw najpotężniejszym

i naturalnym skłonnościom natury ludzkiej. Ale zwątpienie jego ma wiedzę za cel – mathesis

universalis jako punkt dojścia

319

. Kartezjusz ponad wszystko pragnął być wolnym od fałszu.

Jedyną drogą, jaka dawała nadzieję na ziszczenie się tego marzenia, było podanie w wątpliwość

wszelkich prawd, co do których moglibyśmy mieć choć cień podejrzeń, że prawdziwe nie są.

Należało zatem zakwestionować wszystko to, co człowiek w naturalny sposób zwykł uważać za

pewne. Odważny to gest Wielkiego Francuza, gest, który otworzył przed nim niebo.

7. Niebo na ziemi, czyli człowiek etyczny

Po raz kolejny źródłem inspiracji stała się dla Micińskiego historia filozofii. Tym razem autor

Podróży sięgnął po traktat Berkeleya Trzy dialogi między Hylasem i Filonousem. Fikcyjne postacie

dialogu reprezentują dwie przeciwstawne opcje filozoficzne. Hylas, jak samo imię wskazuje, był

materialistą; Filonous zaś – co również wyraża jego imię – to idealista. Pamiętając o rozbieżności

ich stanowisk filozoficznych, trudno oczekiwać, aby dwaj myśliciele mogli odnaleźć jakikolwiek

punkt wspólny w swych rozważaniach. Przekonanie to jednak okazuje się błędne. Miciński zwraca

uwagę, że mimo dzielących ich różnic jest jedna rzecz, która nie budzi wątpliwości ani materialisty

Hylasa, ani idealisty Filonousa. Niezależnie od wszelkich rozbieżności obaj zgadzają się co do tego,

iż nie sposób wątpić we wszystko. Szczególnie nie powinno się kwestionować i podawać w

wątpliwość ogólnie przyjętych zasad

320

. „Wniosek stąd prosty – konkluduje Miciński – elementarne

»zasady życiowe« bardziej są oczywiste, bardziej realne niż słońce, obłoki i drzewa, o których

istnieniu wątpił Filonous

321

. Miciński podkreśla, że właśnie te codzienne, potoczne, trywialne

317

Księga Koheleta, 2, 14 (przekład za Biblią Tysiąclecia, Poznań–Warszawa 1980).

318

B. Miciński, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 63.

319

Tamże, s. 64.

320

„HYLAS. Uważam bowiem za szkodliwe, żeby ludzie, którzy oddali się całkowicie poszukiwaniu wiedzy, głosili

zupełną niewiedzę wszystkiego lub wysuwali pojęcia niezgodne z prostymi i ogólnie przyjętymi zasadami. Widząc to
bowiem ludzie, mający mniej wolnego czasu na rozmyślania, będą skłonni podawać w wątpliwość najważniejsze
prawdy, które dotychczas uważali za święte i bezsprzeczne.

FILONOUS. W zupełności zgadzam się z tobą, jeśli idzie o niezdrowe skłonności tych przesadnych wątpień

niektórych filozofów i o fantastyczne pomysły innych. Zaszedłem nawet w tym kierunku myśli tak daleko, iż
zarzuciłem wiele z tych wzniosłych pojęć, które nabyłem w szkołach, przyjmując zamiast nich poglądy powszechnie
uznane”. G. Berkeley, Trzy dialogi między Hylasem i Filonousem, przeł. J. Sosnowska, Warszawa 1956, s. 164.

321

B. Miciński, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 65.

background image

wręcz zasady życiowe są realne, trwałe i niezmienne. Zrozumienie i uznanie tego jest jedyną drogą

prowadzącą do nieba.

Filozofem, który, jak się zdaje, sądził podobnie, był Kartezjusz. Ten największy sceptyk

nowożytnej filozofii wątpił we wszystko, „ale nie wątpił w to, że z w ą t p i e n i e n i e

r o z g r z e s z a

322

. Dlatego właśnie stworzył etykę tymczasową. Wierzył, że nie wolno być

„niezdecydowanym co do swych czynów”

323

nawet wtedy, gdy rozum niewładny jest decydować o

naszym postępowaniu. Kartezjusz porównuje swoją etykę do tymczasowego schronienia, którego

znalezienie jest konieczne, jeśli chce się przebudować dom, w którym się mieszka

324

. Etyka

tymczasowa to zbiór kilku elementarnych, pragmatycznych zasad, które mają wyznaczać sposób

postępowania jej autora, dopóki nie zdoła on wyprowadzić zasad etycznych z ustaleń czystego

rozumu. Dla Micińskiego „ten mały domek, który filozof zbudował sobie w oczekiwaniu pałacu,

jest najczcigodniejszym zabytkiem historycznym i musi być poddany troskliwej konserwacji

325

.

Wiadomo jednak, że Kartezjuszowi nigdy nie udało się stworzyć etyki racjonalnej. Sformułowane

przez niego przepisy postępowania zakorzenione są w życiu codziennym i odwołują się do

powszechnego mniemania. Na czym więc polega fenomen etyki tymczasowej? W czym tkwi jej

wartość? Dlaczego Miciński uznał ją za jądro Rozprawy o metodzie?

Zdaniem Micińskiego kolejne stulecia obnażały niedoskonałość kartezjanizmu, a rozwój nauk

matematyczno-przyrodniczych zdyskredytował wszystkie jego odkrycia. „Wiemy dziś – pisze

Miciński – że glans pinealis nie jest siedzibą duszy, jak mniemał Kartezjusz, ale – szczątkiem oka

ciemieniowego. Wiemy, że nie ciepło jest przyczyną ruchów krwi, jak pouczał w Rozprawie – ale

działanie mięśnia sercowego. Wiemy, że nie stworzył swej Mathesis universalis, ale – wiemy, że

jego etyka obowiązuje dziś jeszcze zarówno Hylasa jak i Filonousa

326

. Dla Micińskiego etyka

tymczasowa stanowi najważniejszą część spuścizny filozoficznej Kartezjusza. Powodem tego jest

nie tyle treść poszczególnych zasad, ile sam fakt ich wyodrębnienia i nadania im wartości

absolutnej. Teoria etyczna tym bowiem różni się od niezmieniającej świata rzeczywistego teorii na

przykład fizykalnej, że nie jest nigdy wyłącznie opisem świata, lecz – jak mówi Miciński – „pewną

konstrukcją życia”. Teoria etyczna, o ile zostanie przyjęta, ma w sobie moc przekształcania

rzeczywistości i dlatego właśnie powinna uwzględniać aktualny stan rzeczy. Zgodnie z tym

założeniem Kartezjusz formułuje pierwszą zasadę Etyki Tymczasowej: „...Być posłusznym prawom

i obyczajom mego kraju, dzierżąc się stale religii, w której Bóg dozwolił mi łaskawie wzrosnąć od

322

Tamże, s. 69.

323

R. Descartes, Rozprawa o metodzie właściwego kierowania rozumem i poszukiwania prawdy w naukach, przeł. W.

Wojciechowska, Warszawa 1970, s. 27.

324

„Przed rozpoczęciem odbudowy domu, w którym mieszkamy, nie dość jest zburzyć go tylko, zaopatrzyć się w

materiały oraz zamówić budowniczych lub też samemu ćwiczyć się w sztuce budowania, a dalej, starannie opracować
projekt; należy się także wystarać o jakiś inny dom, w którym dałoby się wygodnie zamieszkać w czasie, gdy tamten
będzie budowany”. Tamże.

325

B. Miciński, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 65.

326

Tamże, s. 66.

background image

dzieciństwa. We wszelkiej innej rzeczy prowadzić się wedle mniemań najbardziej umiarkowanych i

najbardziej oddalonych od wszelkiego wybryku oraz powszechnie przyjętych w praktyce przez

najroztropniejszych między tymi, z którymi żyć wypadnie...”

327

. Istnienie wartości jest zatem

analogiczne do sposobu istnienia świata zjawisk. Podobnie jak sama obecność zjawisk nie dowodzi

jeszcze ich rzeczywistości, tak również samo występowanie norm etycznych nie jest wystarczające,

aby uznać je tym samym za rzeczywiste. Urzeczywistnienie zasad etycznych możliwe jest jedynie

w obrębie świata podmiotowego. Wiąże się bowiem bezpośrednio z istnieniem człowieka. Można

wręcz mówić, że rzeczywistość świata etycznego jest konstytutywnie związana z istnieniem

podmiotu. Na czym zatem polega nadawanie rzeczywistości zasadom etycznym?

Miciński wyjaśnia to, posługując się po raz kolejny przykładem dzieła klasycznego. Tym razem

odwołuje się do muzyki Bacha. „W muzyce – pisze Miciński – a w szczególności w muzyce

klasycznej, zdumiewa nas ilość formalnych ograniczeń, z którymi musieli się łamać klasyczni

kompozytorzy

328

. Muzyka Bacha hipnotyzuje nas swą boską doskonałością, której źródłem są

właśnie formalne ograniczenia determinujące swobodę artysty. Każdy rodzaj twórczości posiada

odrębne mechanizmy ograniczające artystyczną dowolność. I tak na przykład malarza ogranicza

sam obraz świata. Poeta musi podporządkować strofy swych wierszy rygorom semantyki i logiki

329

.

Pisarz klasyczny zobowiązany jest przestrzegać reguły prawdopodobieństwa i zasady trzech

jedności. Kompozytor zaś zniewala nuty formą fugi czy sonaty. Ponieważ ulotne, muzyczne frazy

same w sobie nie stawiają właściwego oporu, kompozytor „sam tworzy opór w postaci

skomplikowanych schematów

330

, a zatem sam siebie ogranicza, sam siebie rygoryzuje, a wszystko

to – jak mówi Miciński – dla większej doskonałości dzieła. Można powiedzieć, że kompozytor z

własnej woli zniewala się, urzeczywistniając tym samym istnienie fugi czy kanonu. Niełatwo jest

jednak panować nad sobą, dobrowolnie kiełznać swe twórcze uniesienia, krępować natchnienie. To

wielki wysiłek, któremu są w stanie sprostać tylko nieliczni. Nie ma bowiem żadnej zewnętrznej

konieczności, która nakazywałaby twórcy podporządkować się muzycznym czy literackim

kanonom. Ci jednak, którzy tak jak Bach ujrzą w samoograniczeniu źródło boskiej doskonałości,

osiągną niebo. Niebo to – jak mówi Miciński – nie jest jednak „darem łaski – zdobyte jest przez

zwycięstwo nad złem. Stąd jego siła

331

. Bach ujarzmił żywioły i dlatego właśnie jego muzyka

„brzmi jak głos Boga w Księdze Hioba. »Któż zamknął drzwiami morze, kiedy się wyrwało jakoby

327

Tamże.

328

Tamże, s. 67.

329

Podobną obserwację czyni także Jerzy Stempowski. W Notatniku nieśpiesznego przechodnia pisze: „Poezja ukazuje

się nam zazwyczaj w płaszczu utkanym z różnych miar: sylab, akcentów tonicznych, cezur, strof, pieśni, rapsodów. W
prozie system miar jest ukryty wewnątrz, stanowiąc niewidzialny kościec budowy”. Jerzy Stempowski, Notatnik
nieśpiesznego przechodnia
, cyt. wyd., s. 50.

330

B. Miciński, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 67.

331

Tamże, s. 92. W liście do Golonki Miciński pisał: „Kiedy słucham Bacha, to jestem – jak to się mówi – podniesiony

na duchu – widząc do jakiej boskości może dojść coś tak nieświetnego jak człowiek, do jakiej równowagi, do jakiego
zwycięstwa nad sobą”. List do Kazimierza Golonki, luty 1938, [w:] B. Miciński, Pisma, cyt. wyd., s. 443.

background image

z żywota wychodząc, gdym położył obłok za szaty jego, a ciemność za pieluchy jego i gdym

postawił o nim dekret mój, a przyprawiłem zawory i drzwi do niego i rzekłem: Aż dotąd wychodzić

będziesz, a dalej nie postąpisz, a tu położysz nadęte zwały swoje«”

332

.

Fuga czy sonata, zasada prawdopodobieństwa czy reguła trzech jedności – to tylko schematy.

Same w sobie puste i bez znaczenia. Dopiero w chwili, gdy człowiek powoła je do istnienia i gdy

zaczną ograniczać osobowość, stają się bezcenne. Podobnie dzieje się w przypadku zasad

etycznych, których rzeczywistość także zależna jest od człowieka. „Nie znajdując żadnej normy –

pisze Miciński – która by narzucała nam konieczność jej przyjęcia, sami ją tworzymy, bądź

zastanym normom sami nadajemy wartość absolutną w imię naszej własnej doskonałości

333

.

Dlatego druga zasada Etyki Tymczasowej jest następująca: „...Być możliwie najbardziej stałym i

niewzruszonym w postępkach i trzymać się mniemań nawet najbardziej wątpliwych – skoro już raz

do nich przystąpię – nie mniej pewnie, co gdyby były bardzo ugruntowane... Choćbyśmy nawet nie

widzieli więcej prawdopodobieństwa w jednych niż w drugich, winniśmy się wszelako przechylać

ku niektórym i uważać je później, w o d n i e s i e n i u d o p r a k t y k i , j u ż n i e j a k o

w ą t p l i w e , a l e j a k o z u p e ł n i e p r a w d z i w e i p e w n e

334

. Choć człowiek odnajduje w

świecie zewnętrznym wartości rozumiane jako elementarne zasady, znane każdemu z potocznego

doświadczenia, to nie odnajduje on jednak żadnego z e w n ę t r z n e g o nakazu ich respektowania.

Wartości obligują człowieka do określonego działania o tyle tylko, o ile zechce on być zobligowany

i urzeczywistni ich istnienie na drodze dobrowolnego samoograniczenia. Konieczny jest zatem ze

strony podmiotu akt wyboru i przyzwolenia. „To samoograniczenie – czytamy – polegające na

przyznaniu konwencjom wartości bezwzględnej i stale nas obowiązującej prowadzi do problemu

wolności

335

.

Człowiek w ujęciu Micińskiego jest bytem wolnym. Wydawać się może, iż łączenie wolności z

koniecznością samoograniczania w celu osiągnięcia doskonałości jest paradoksalne. Ale, jak

zapewnia Miciński, sprzeczność ta jest tylko pozorna. Przede wszystkim pojęcie samoograniczenia

nie jest tożsame z ograniczeniem. To ostatnie wiąże się zawsze z przymusem zewnętrznym:

pozbawienie podmiotu swobody działania ma źródło poza nim samym. Inaczej rzecz ma się z

samoograniczeniem, u którego podstaw leży wolna wola człowieka. Przywołajmy w tym miejscu

raz jeszcze słowa Żarowskiego, które doskonale oddają intuicje samego Micińskiego: „Wola –

pisze Żarowski – chce tego tylko, czego chce, konstytuując przedmiot chcenia. Taka wola jest

wolna, ponieważ nie istnieje jej przedmiot, który zastawałaby ona jako dany, będący przeto czymś

dla niej zniewalającym

336

. W tym przypadku jedynym elementem determinującym działanie

332

B. Miciński, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 67-68.

333

Tamże, s. 68.

334

Tamże.

335

Tamże.

336

M. Żarowski, Tożsamotność, cyt. wyd., s. 213.

background image

podmiotu jest on sam. Akt samoograniczenia możliwy jest tylko w kontekście wolności bytu

ludzkiego. Co więcej, jest on najwyższym wyrazem tej wolności. „Paradoks pojęcia wolności –

pisze Miciński – w której zawarte jest już pojęcie ograniczenia i konieczności, uzyskuje

rozwiązanie przez samorzutne, własnowolne samoograniczenie się

337

. Wolność manifestuje się w

prawie człowieka do samostanowienia i wytyczania granic własnego postępowania. Zrozumienie

tego sprowadza na ziemię niebo, człowieka zaś czyni podobnym Bogu, który mocą swej woli

wytycza granice swojego świata. „Aż dotąd wychodzić będziesz, a dalej nie postąpisz

338

. Stąd treść

trzeciej zasady Etyki Tymczasowej: „Starać się zwyciężyć raczej siebie niż los i raczej odmienić

własne pragnienia niż porządek świata, i na ogół przyzwyczaić się do przeświadczenia iż nie masz

nic, co by było zupełnie w naszej mocy, prócz myśli

339

. Samoograniczenie zawsze pozostaje

możliwością człowieka, nigdy zaś jego koniecznością. Zrozumiał to Kartezjusz i dlatego, jak

twierdzi Miciński, osiągnął niebo.

Kartezjusz nigdy nie zwątpił w konieczność istnienia elementarnych zasad życiowych i w tym

właśnie, zdaniem Micińskiego, wyraża się jego wielkość moralna. Dla niego „świat, jako przedmiot

etyki, był niezmiennie światem rzeczywistym, światem rąk, oczu, mięsa i krwi

340

. To przesądziło

zarówno o kształcie, jak i treści jego etyki tymczasowej. Nie był w stanie wyprowadzić tych zasad

jako prawd czystego rozumu, mimo to nadał im wartość absolutną. „W życiu prawdom względnym,

umownym, nadawał wartość absolutną, »aby uniknąć żalów i wyrzutów dręczących zazwyczaj

sumienie duchów słabych i chwiejnych«. Łamał siebie raczej niż los i wdrożył się do

przeświadczenia, iż tylko myśl jest w jego mocy, aby móc wstąpić na drogę, »n a k t ó r e j w

p r z e k o n a n i u i ż p o s i a d a p e w n o ś ć n a b y c i a w s z y s t k i c h w i a d o m o ś c i ... m i a ł

t e ż p e w n o ś ć n a b y c i a t y m s a m y m ś r o d k i e m w s z y s t k i c h p r a w d z i w y c h

d ó b r ...« Kartezjusz rozumował jak Sokrates: dobrze sądzić, to znaczy dobrze czynić. W ten

sposób odnalazł niebo”

341

.

Niebo to nie miejsce – to stan, to kondycja duszy ludzkiej. Niebo to czyn, to akt nadania

przyjmowanym wartościom rangi absolutnej. W filozofii Micińskiego człowiek jawi się jako byt

rozdwojony. Dualizm to jednak niezwykły, skupia bowiem w człowieku dwa pozaziemskie

elementy: p i e k ł o i n i e b o . Człowiekiem władają dwie przeciwstawne siły. Jedna pochodzi z

piekielnych otchłani, druga z boskich niebios. Z jednej strony człowiek zmagać się musi ze swoją

zwierzęcą naturą, z mocą swej zmysłowości. Z drugiej zaś strony musi sprostać wymogom swego

rozumu, wymogom człowieczeństwa. Człowiek już wie, iż nie wolno mu ignorować swej

zwierzęcej natury. Nie może udawać, że ona nie istnieje. „Łatwo nie być w szponach swojej

337

B. Miciński, Podróże do piekieł, cyt. wyd., s. 68-69.

338

Tamże, s. 68.

339

Tamże, s. 69.

340

Tamże.

341

Tamże, s. 69-70.

background image

osobowości – mówi Miciński – kiedy się jej nie zna

342

, ale równie łatwo stać się wtedy zamiast

człowiekiem – sługą zmysłów. Rozumność człowieka podpowiada mu, że piekło to nie wszystko.

Rozbudza w nim pragnienie, by stać się czymś więcej niż tylko sumą własnych namiętności, by nie

poprzestawać w swym rozwoju na etapie, który rodzi jedynie surrealistyczne bohomazy. Szanse na

niebo i piekło nie są jednak równe. Piekło zostało człowiekowi dane, niebo zaś nie jest „darem

łaski”. Musi zostać zdobyte „przez zwycięstwo nad złem”. Jedyną możliwością jego osiągnięcia

staje się ludzkie dążenie do doskonałości. Człowiek odnajdując w sobie wolność, daje temu wyraz –

staje się prawodawcą, twórcą własnych norm. Normy, którym człowiek sam z siebie nadaje wartość

absolutną, biorą we władanie piekło, górują nad nim i tym samym konstytuują nasze

człowieczeństwo. Własnowolne samoograniczanie jest konstytutywnym elementem bytu ludzkiego.

Ów sposób urzeczywistniania świata wartości jest zatem najwyższym wyrazem człowieczeństwa.

To człowiek etyczny jest tym, który sprowadza niebo na ziemię.

8. Recepcja Podróży do piekieł

Opublikowane w 1937 roku Podróże do piekieł spotkały się z bardzo żywą reakcją ze strony

krytyki i, co stwierdza Konstanty Régamey, wywołały sporo nieporozumień: „Wielu czytelników –

pisze Régamey – nie rozumiało, o co Micińskiemu właściwie chodzi. Czy jest to filozofia, czy

nieodpowiedzialne bawienie się w oryginalne zestawienia, płytkie estetyzowanie? Skojarzenia

elementów Podróży do piekieł mogą się wydać chaotyczne i przypadkowe. Cóż wspólnego mogą

mieć postacie Robinsona i Hioba, Odyseusza, Pickwicka i Descartesa?

343

. Liczne recenzje najlepiej

świadczą o tym, jak bardzo kontrowersyjny i śmiały był to tekst. Wśród komentarzy próżno by

szukać tych jednoznacznie pozytywnych. Nawet recenzje autorów, którzy dostrzegli i docenili

walory eseju, takich jak Kazimierz Wyka, nie były wolne od uwag krytycznych. Zarzuty kierowane

pod adresem Micińskiego były niemalże jednogłośne i koncentrowały się wokół kilku zasadniczych

zagadnień. Przede wszystkim krytykowano autora Podróży do piekieł za nazbyt liczne

nagromadzenie wątków o całkowicie odmiennej proweniencji. Jarosław Iwaszkiewicz pisał, że

„Miciński ustawia wciąż w jednym rzędzie swoje wynalazki Tertuliana i Koran, Maya i Freuda,

Homera i Robinsona. Jednak to wszystko co z nimi robi sprawia wrażenie dowolności. [...] Jest to

bawienie się, nie odkrywanie

344

. Iwaszkiewicz jakby rozdrażniony tą równorzędnością pisze o

wręcz niemoralnie jednakowym wartościowaniu źródeł – od Biblii poprzez legendę do powieści

detektywistycznej. Ta różnorodność zyskuje uznanie Janiny Rosnowskiej, dla której „szkice

342

List do Jarosława Iwaszkiewicza, styczneń 1938, [w:] B. Miciński, Pisma, cyt. wyd., s. 418.

343

K. Régamey, Bolesław Miciński, cyt. wyd., s. 46.

344

J. Iwaszkiewicz, Bolesław Miciński, „Podróże do piekieł”, „Wiadomości Literackie”, 1938, nr 24, s. 4 (Biblioteka

Ossolineum, mikrofilm nr 468).

background image

Micińskiego są piękne i kulturalne. Zdradzają one ciągłe i żywe obcowanie autora z dziełami

wszystkich epok – od Biblii po Freuda [...]”

345

. Stanowisko Rosnowskiej jest jednak odosobnione.

Wielość wątków i zarazem równorzędne ich traktowanie krytykuje Konstanty Troczyński. Jego

zdaniem, w eseju Micińskiego zaburzone zostały proporcje pomiędzy tym, co istotne, co winno

stanowić centrum, a tym, co marginalne, peryferyjne: „autor niepotrzebnie nad szeregiem

ciekawych zagadnień przesunął się po krawędzi pięknego stylu i okrągłego frazesu”

346

.

Mnogość szczegółów przysłaniała spójność tekstu, z czego skwapliwie korzystali ci, którym

zabrakło wytrwałości w dotarciu do istoty eseju. Nieumiejętność uchwycenia idei przewodniej

kwitowana była zarzutem o amorficzność. Artur Sandauer widział w Podróżach jedynie

„przypadkowy zbiór essayów

347

. Wydawały mu się one ekscentryczne i właśnie niespójne, brak

bowiem było, zdaniem krytyka, elementu scalającego poszczególne części; „każdy szczegół z

osobna jest mi dostępny – oznajmia Sandauer – ale ich związek, całość pozostaje dla mnie zagadką”

348

. Także Jan Kott stwierdza, że „ornamentyka szczegółów, stylizacja, bibelociki powiedzeń,

przytłaczają chwilami konstrukcję intelektualną

349

. Zarzuty te wiązały się bezpośrednio z nader

kontrowersyjnym stylem Micińskiego.

Pochlebnie o stylistyce utworu wyrażała się Rosnowska, podkreślając walory estetyczne języka,

który choć „barwny, spęczniały obrazowością”, nie jest „ani trochę barokowy, odwrotnie – lekki i

prosty, bardzo szczery

350

. Także Tadeusz Breza, autor jedynej recenzji wolnej od jakichkolwiek

zarzutów, widzi w Podróżach do piekieł „esej o tym typie, do którego należy bodaj przyszłość

literacka

351

. Krytyczne uwagi odnoszące się do formy utworu odnajdujemy w recenzji Kotta,

zdaniem którego „Miciński zanadto szafuje słowami, jest w nim za wiele z kolekcjonera pięknych

przypowieści i historyjek, z rozkoszowania się posiadaniem brogu pełnego ziarna humanistycznej

wiedzy

352

. Również Troczyński, zarzucając Micińskiemu „wysoce negatywne rozestetyzowanie”,

ironicznie wyraża się o stylu autora. Dostrzega on w tekście jedynie „esy floresy cytat, pięknych

zdań i aforyzmów

353

. W podobnym tonie kończy swą w dużej mierze pozytywną recenzję Wyka.

Pisze on, że mamy prawo spodziewać się od Micińskiego „znacznie więcej nad te piruety na

marginesie jego erudycji filozoficznej i literackiej

354

. Zarówno Troczyński, jak i Wyka krytycznie

345

J. Rosnowska, Bolesław Miciński, „Podróże do piekieł”, „Wiadomości Literackie”, 1938, nr 2, s. 77 (Biblioteka

Ossolineum, mikrofilm nr 14745).

346

K. Troczyński, Uroki pięknego stylu – przyczynek do dziejów snobizmu, „Dziennik Poznański”, 1938, nr 85, s. 7.

347

A. Sandauer, Spory filologiczne, „Nowy Dziennik”, 1938, nr 132, s. 8-9.

348

Tamże.

349

J. Kott, Spacer po piekłach, „Pion”, 1938, nr 8, s. 3-4 (Biblioteka Ossolineum, mikrofilm nr 9949).

350

J. Rosnowska, Bolesław Miciński, „Podróże do piekieł”, cyt. wyd., s. 77.

351

T. Breza, Dwugłos o Bolesławie Micińskim, „Ateneum”, 1938, nr 2, s. 150 (Biblioteka Ossolineum, mikrofilm nr

12243).

352

J. Kott, Spacer po piekłach, cyt. wyd., s. 4.

353

K. Troczyński, Uroki pięknego stylu – przyczynek do dziejów snobizmu, cyt. wyd., s. 7.

354

K. Wyka, „Podróże do piekieł”, [w:] K. Wyka, Stara szuflada, Kraków 1967, s. 258. Jest to przedruk recenzji z 1938

roku: K. Wyka, Bolesław Miciński, „Podróż [sic] do piekieł”, „Ateneum”, 1938, nr 2, s. 144-146.

background image

odnoszą się do tego, co określają mianem ornamentu. Ich zdaniem przesycenie tekstu ozdobnikami

jest nadmierne i wpływa niekorzystnie na jasność i klarowność, które winny znamionować tekst.

„Nie jest to atmosfera surowej myśli – pisze Troczyński – biegnącej szybko ścieżynami rozumowań

do przeczuwanego wniosku. Jest w niej właśnie rozmiłowanie do tych ścieżynek, zostają one

rozbudowane do wymiarów jakichś pięknych i sztucznych renesansowych ogrodów

355

.

Kolejny z zarzutów stawianych Podróżom do piekieł dotyczył pojawiających się w tekście

cytatów. Sandauer, ani na chwilę nie rezygnując z krytycznego tonu swej wypowiedzi, stwierdza:

„w istocie, można tę książkę rozważać jako zbiór myśli, cytatów z autorów starożytnych, coś w

rodzaju prywatnego notatnika lub uwag o śmierci niechybnej

356

. Ciekawie wypada zestawienie

dwóch innych wypowiedzi. Diametralnie różne opinie Iwaszkiewicza i Brezy uwidaczniają, jak

wiele kontrowersji wywołały Podróże. Zdaniem Brezy, Miciński nie jest „kolekcjonerem cytatów”.

Należy on, stwierdza krytyk, do grona tych „rzadkich dziwnych pisarzy, którzy kładą ze drżeniem

między swoje zdania cudzą myśl tak przejęci, jakby była ich własną, dają jej taki ładunek

emocjonalny, jakby się przez nich zjawiła

357

. Breza nie ma wątpliwości, że pod tymi cytatami „coś

bije, coś drży, coś przepływa”, to przypuszczenie budzi w czytelniku przejmującą ciekawość, „co

by zaszło, gdyby mu odebrać głos cudzy, co by do nas wówczas doszło, co by się ujrzało, gdyby

rozsunąć cytaty

358

. Dla Iwaszkiewicza zaś natłok cytatów w tekście Micińskiego jest jakby

parawanem, za którym kryje się brak oryginalności i miałkość własnego myślenia; „byle tylko

istniało coś, na co można się powołać – pisze Iwaszkiewicz – wciąż występuje potrzeba

powoływania się, a bardzo rzadko potrzeba dawania czegoś swojego. Zawsze lepiej źródło – byle

jakie i byle jakiej wartości – każde cudze twierdzenie lepsze od własnego. Z tej miazgi formalnej,

powoływań się i zestawień, pomysłów i zarzutów nie możemy wykrzesać czegoś istotniejszego dla

samej myśli Micińskiego”

359

. Słowa Iwaszkiewicza, krzywdzące i dalekie od prawdy, wydają się

nazbyt pochopne, tym bardziej że sam po latach przyznaje: „zawsze nie chwytałem filozoficznej

strony jego rozmyślań zarówno w dziele jak rozmowie: byłem na to za mało przygotowany po

prostu pod względem wykształcenia, nie chcę powiedzieć za głupi

360

. Iwaszkiewicz poddał

surowej krytyce nie tylko warstwę literacko-formalną tekstu. Krytycznie odniósł się on również do

tego, co można by nazwać istotą tego eseju, jego fundamentem konstrukcyjnym. Zarzuca

Micińskiemu niezachowanie proporcji pomiędzy negacją a afirmacją, która zdaniem krytyka

wypadła niezmiernie blado. „W głębinach oceanu myśli ludzkiej – pisze Iwaszkiewicz – złowiona

jedna ryba »cogito ergo sum« zdaje się być dla Micińskiego ostatecznym rozstrzygnięciem

355

K. Troczyński, Uroki pięknego stylu – przyczynek do dziejów snobizmu, cyt. wyd., s. 7.

356

A. Sandauer, Spory filologiczne, cyt. wyd., s. 8.

357

T. Breza, Dwugłos o Bolesławie Micińskim, cyt. wyd., s. 150.

358

Tamże.

359

J. Iwaszkiewicz, Bolesław Miciński, „Podróże do piekieł”, s. 4.

360

J. Iwaszkiewicz, List do Haliny Micińskiej-Kenarowej, listopad 1956, [w:] H. Micińska-Kenarowa, Długi

wdzięczności, Warszawa 2003, s. 219.

background image

zagadnień ludzkości, jej ostatecznym zbawieniem. Jest to jedyne znalezisko pozytywne, w

zestawieniu ze wszystkim, co ludzkość przedtem pomyślała, a co podług Micińskiego miało

wartość negacji

361

.

Jak bardzo słowa te były krzywdzące dla autora Podróży do piekieł, dowodzi list, w którym

Miciński tłumaczy Iwaszkiewiczowi to, czego przyjaciel nie zdołał zrozumieć, uznając Podróże za

„myślowo niejasne, niewystarczające”. „No więc jakże? Wszystko jest nic, wszystko pozór, jedna

rzecz tylko jest realna, te właśnie potoczne, codzienne, trywialne zasady życiowe. Słuchaj! Ja

przecież p o t o ciągle mówiłem na przestrzeni 6 szkiców: N I C – żeby właśnie wyciągnąć jak

najwyżej, wywindować te najprostsze elementarne zasady życiowe. Kant – nic, filozofia – nic,

modlitwa – nic, ale elementarne zasady życiowe: T A K .[...] I dlatego takie są ostatnie słowa

książki: (o Kartezjuszu) »w t e n s p o s ó b o d n a l a z ł n i e b o «. [...] To właśnie była droga,

która zaprowadziła Kartezjusza do nieba. Wszystkie inne drogi: filozofia, religia, marzenie –

prowadzą do piekieł. [...] Jarosławie! Jarosławie! Ja po to zacierałem (ze szkodą dla stylu nawet)

tamte wartości, po to zagnałem świętego Pawła razem z Kantem i durnym Robinsonem do jednego

(piekielnego) ogródka, żeby wywindować i ocalić jednego Kartezjusza z jego światem »rąk, oczu,

mięsa i krwi« – żeby go zaprowadzić d o n i e b a . Gdybyś napisał, że książka jest źle napisana,

manieryczna, pokręcona, pretensjonalna – to nie odreagowałbym tak – ale Ty uderzyłeś w sens jej

istnienia. Ona po to powstała, żeby doprowadzić przez negację (nic) do jedynego T A K , do

elementarnych zasad życiowych, do »świata oczu, mięsa i krwi«. D o n i e b a ”

3 6 2

.

K rytyczne uwagi przyjaciela, które w oczach autora Podróży do piekieł kwestionują sens

istnienia jego książki, są w dwójnasób bolesne. Miciński utożsamia bowiem „sens książeczki” z

sensem swojego dotychczasowego życia, które – jak sam stwierdza – „dotąd było ciągle eliminacją

różnych postaw z wyjątkiem tej jedynej: wielkiego T A K ”

3 6 3

. Owo „wielkie TAK” odnosi się do

podstawowych zasad etycznych, w których rzeczywistość Miciński nigdy nie zwątpił. Stąd też

afirmacja Kartezjańskiej etyki, która wbrew swej nazwie nie ma w sobie nic z tymczasowości, jest

tym, co stałe i niezmienne, niezależne od koniunktury poszczególnych epok. Iwaszkiewicz, nie

dostrzegając wagi problemu, spłyca tym samym wartość utworu.

Zaznaczyć jednak należy, że mimo wszystkich uwag krytycznych Iwaszkiewicz kończy swoją

recenzję słowami: „książka Micińskiego jest jedną z najpiękniejszych, najbardziej wzruszających

książek, jakie się w ostatnich czasach u nas ukazały

364

.

Wydaje się, że najbardziej trafną analizę Podróży do piekieł sporządził Wyka. Krytyk wnikliwie

i kompetentnie charakteryzuje specyfikę eseistyki Micińskiego, podkreślając nowatorstwo utworu.

361

J. Iwaszkiewicz, Bolesław Miciński, „Podróże do piekieł”, s. 4.

362

List do Jarosława Iwaszkiewicza, grudzień 1937, [w:] B. Miciński, Pisma, cyt. wyd., s. 414-415.

363

List do Jarosława Iwaszkiewicza, początek grudnia 1937, [w:] B. Miciński, Pisma, cyt. wyd., s. 411.

364

J. Iwaszkiewicz, Bolesław Miciński, „Podróże do piekieł”, s. 4.

background image

Wyka, jako jeden z nielicznych krytyków tamtego okresu, dostrzegł w utworze Micińskiego to, co

leżało u podstaw całej twórczości pisarza – była to chęć transponowania pojęć na wyobrażenia.

Wyka, bezbłędnie odczytując zamiary pisarza, określa Podróże mianem „widowiska

filozoficznego”. Pisze o eseju niczym o przedstawieniu: „jakiś moralitet filozoficzny, ponad czasy i

kultury wzniesiony, ustawiający zagadnienia jak aktorów i literackim aktorom epok rozmaitych

każący rozwijać się logicznie jak problemom

365

. Wyka zwraca uwagę na sposób, w jaki Miciński

operuje pojęciami. Pojęcia, przestając być jedynie transparentnymi znakami, budują obraz poetycki

utworu. „Miciński – czytamy – posiada umiejętność, jaką można by nazwać wyobraźnią

filozoficzną. Kategorie i pojęcia nie są dla niego schematami, lecz sposobem widzenia

rzeczywistości jako materiału artystycznego. Same, bez przymusu przechodzą w obraz poetycki.

Obraz organicznie przerośnięty jest znaczeniem filozoficznym i kiedy równowaga przemieszana

zostaje zachowana, Miciński osiąga najtrafniejsze efekty

366

. Krytyk zwraca także uwagę na zabieg

wykorzystania istniejących już pojęć, kategorii czy obrazów do tworzenia nowego układu

znaczeniowego: „nie nowość absolutna uderza (choć i jej nie braknie – »my ludzie, którym macki

nerwów oplotły serce jak gałązki okrutnej jemioły«), lecz przesunięcie układu. Zastosowanie

istniejącego pomysłu do nowego celu nadaje tej świeżości posmak niespodzianki nienadmiernej i

rzec by można spodziewanej

367

.

Omówione recenzje pokazują, jak wiele kontrowersji wywołało opublikowanie Podróży do

piekieł. Opinie kierowane pod adresem eseju były częstokroć skrajne. Niejednokrotnie przybierały

postać apologii, o wiele częściej jednak były świadectwem niezrozumienia i niechęci. Esej można

było wielbić bądź żarliwie krytykować, ale nie sposób było pozostać wobec niego obojętnym.

365

K. Wyka, „Podróże do piekieł”, cyt. wyd., s. 255.

366

Tamże, s. 256.

367

Tamże, s. 257.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
07 A tam w Krakowie (tekst)
07 A tam w Krakowie (tekst)
07 A tam w Krakowie (tekst)
07 A tam w Krakowie (nuty)
Wykaz funkcjonariuszy SB - którzy w dniu 31.07.1989 r. pełnili służbę w WUSW Kraków, Film, dokument,
07 micinski, podroze
AWANGARDA KRAKOWSKA, Polonistyka, 07. Współczesna do 45, OPRACOWANIA
Babci Brygidy szalona podroz po Krakowie
Terakowska Dorota Babci Brygidy szalona podróż po Krakowie
Terakowska Dorota Babci Brygidy szalona podróż po Krakowie
Terakowska Dorota Babci Brygidy szalona podróż po Krakowie
Dorota Terakowska Babci Brygidy Szalona Podróż Po Krakowie
07 micinski, podroze

więcej podobnych podstron