Zemna
Bardsley Michele
Tłumaczenie: aksela
Prolog
Tysiąc lat temu, nieznany ląd
- Znani i nieznani, wszyscy zapłacicie – zaintonowała stara wiedźma, po
zlustrowaniu wzrokiem trzech mężczyzn zgromadzonych w jej jaskini.
Trzymali ciała jej córki i wnuczki. Ich zbroje były proste, spływały krwią
bitwy, ale nie uchroniły ich przed gniewem potężnej staruchy.
Znali cenę, kiedy wynosili zwłoki Aliei i jej dziecka z płonącego domu, a
mimo to ochoczo odbyli podróż ku pewnej śmierci.
Dake kochał swoją żonę i dopiero co narodzoną córkę. Zobaczenie ich nie
tylko na wieczność martwych, ale również spalonych i pokrytych dymem,
złamało mu serce i pozbawiło jego duszę współczucia.
- Jantra, wybacz nam.
- Ostrzegałam cię, Dake. Pojmałeś ją za żonę i miałeś ją chronić. Ona jest
cenna. Cenna.
- Kocham Alieę. I kocham moją córkę – jego głos załamał się przy tych
słowach i ukrył twarz w dłoniach.
- To wiem – odwróciła się do pozostałych. – Co z Delicią?
- Zniknęła, pani.
- Jest martwa?
- Nie wiemy.
Westchnienie zagrzechotało w jej wątłym ciele, brzmiało jak patyki
uderzające się o siebie nawzajem.
- Raede i Zemna… Wy też mnie zawiedliście?
- Wszyscy cię zawiedliśmy, Jantra – wyszeptał Zemna. – Nie wiemy, kto
zaatakował wioskę. Nie wiemy, kto odebrał im życie – omiótł wzrokiem ciała,
teraz owinięte w pachnące tkaniny, używane jedynie w przypadku śmierci.
- Czuję współczucie. Miłość do was wszystkich – Jantra chwyciła swoją
ochronną laskę w starą rękę, następnie wskazała zakrzywionymi palcami na
sponiewieranych mężczyzn. – Aliea i Delicia były ostatnimi ze swojego
rodzaju. Ostatnimi z mojego. Z ich śmiercią, nie ma nas więcej. Moje córki… -
Jej mlecznoniebieskie oczy odszukały Dake’a. – Istnieje tylko jeden sposób,
aby zabezpieczyć nasze przetrwanie.
- Nie! – Serce Dake’a biło w przerażeniu. – Wszyscy dzieliliśmy naszą
krew i nasze łoża z Alieą i Delicią. Zrobiliśmy wszystko o co nas prosiłaś,
nawet znacznie więcej.
- Aliea wybrała cię jako swojego jedynego żywiciela. Zerwała z tradycją i
pozwoliłam jej na to. Miłość, to czuła. Nie mogłam jej odmówić… - Jantra
zacisnęła usta. – Ochraniałyśmy tę wioskę. Dałyśmy wam dobre zdrowie i
obfite plony. Nauczyłyśmy was naszej magii. Zawarliśmy pakt, Dake, kiedy
przybyłeś na tę ziemię i zażądałeś jej dla siebie. Przyprowadź tych
mężczyzn… i każdy z was powie „tak”, kiedy będę wymagać zapłaty.
- Nie jesteśmy Spragnionymi Krwi. Nie jesteśmy tacy, jak ty i twoje córki.
Jak możesz od nas wymagać…
- Zrzucicie swoje stare skóry, to zrobicie. Nowe imiona, to wam dam.
Nowe życia – potrząsnęła kościstym palcem. – Odmówisz mi, Dake?
Ich życie na tej ziemi było proste, ale szczęśliwe. Mężczyźni mieli chętne i
nienasycone, piękne kobiety, zmysłowe bliźniaczki jako kochanki, pełne
brzuchy i, z narodzeniem jego córki, nadzieję na potomstwo. Pracowali ciężko
i wszystkiego, czego pragnęli, to spokojnego życia. Kiedy przybyli najeźdźcy,
nie byli przygotowani. Zbroje, która przybyły wraz z nimi ze starej ojczyzny,
były zardzewiałe i zniszczone, ale założyli je i użyli. Zmusili do odwrotu
ciemnoskórych ludzi z pomalowanymi twarzami i dziwnymi głosami.
Zwycięstwo było krótkie.
Kiedy wrócili, domostwo Dake’a stało w płomieniach, a jego rodzina…
- Nie odmówię ci, Jantra – spojrzał na swoich towarzyszy - mężczyzn,
którzy podążyli za nim przez ocean do tego miejsca z nietkniętym pięknem i
dziką ziemią. Długo żyli bez rozlewu krwi. A teraz… Teraz już nigdy się od
tego nie uwolnią. - Ofiarujemy ci nasze życia.
- Życia? Tych nie wezmę. Zamienię je na wieczność. Nauczę was
sposobów i zaklęć naszych ludzi, dzięki którym można przetrwać – zsunęła
swój kaptur i odkryła długie, szare włosy. Jej wcześniej niebieskie oczy, teraz
świeciły ciemnością mroczniejszą nic noc, a usta otworzyły się, ukazując
szpiczaste kły. – Ale wiedzcie też, że nie wybaczę śmierci moich córek.
Dlatego musicie zostać ukarani.
Bądź szczęśliwy, dopóki żyjesz, przez długi czas będziesz martwy.
Scottish Proverb
Rozdział 1
Pierdolone gówno! Jestem popierdolona.
Mia Simon patrzyła, jak metalowy
pręt wystaje z jej brzucha. Prawdopodobnie jedna z tych zardzewiałych, które
odpadły z rozpadającego się metalowego ogrodzenia.
Blisko północy, z niewielkim fragmentem księżyca i zawodzącą latarką,
która ją prowadziła przez stary, zrujnowany cmentarz, potknęła się i poleciała
do tyłu na pręt. Przebita, wijąc się jak przewrócony karaluch, nic nie wskórała.
Jedynym, co osiągnęła, był mech, który znajdował się blisko nagrobka i dostał
się jej do ust.
Cholera
.
Żwir wbijający się jej w tyłek był niewiele bardziej wygodny od
szpikulca, który zdewastował jej narządy wewnętrzne, niezbędne do życia.
Czy to naprawdę możliwe, że zakończy swoje życie w najbardziej żenujący
sposób z możliwych?
Spędziła parę następnych sekund przy wypluwaniu mchu i myśleniu o
swojej siostrze bliźniaczce Carli, swoim oparciu, i o tym, jak wyśmiałaby jej
dupę.
- Jak umarłaś? – Powiedziałaby. - Kochanie, kocham cię, ale jesteś über
klutz.
- Co tu robisz, do diabła?
Mia zamrugała oczami na widok wkurzonego mężczyzny wiszącego nad
nią w powietrzu. Nie słyszała kroków, przekleństw, ani innych śladów
wstawania zmarłych z grobów. Zrobiła dość hałasu, aby obudzić zmarłego.
Heh, może ten gość był martwy. Był całkowicie czarny. Aj! Te oczy
przyprawiały o gęsią skórkę.
- O, dzięki. Zawsze kończy się na byciu uważanym za przyprawiającego
o gęsią skórkę – powiedział, przyglądając się jej. – Jesteś ranna?
1
Ciamajda, niezdara
- Nie całkiem. Wiesz, miałam nadzieję, że kiedy ugryzłam tego dużego,
że to będzie szybkie i bezbolesne – przyjrzała się swojej ranie. Jej ulubiony
czerwony t-shirt zniszczony, ale w górnej części można było zauważyć, jak
spływa krew. Cholera! Jej zajebista i droga skórzana kurtka – zniszczona.
- Martwisz się o ubrania? Masz większy problem.
- Nie pieprz. FYI
, prawie martwa kobieta nie lubi czytających w jej
myślach wampirów – westchnęła. Kurwa. To boli. Bardzo. - Nie to, że teraz
jest to istotne, ale zgaduję, że jesteś Zemna.
Jego brwi uniosły się. Był blady i niedbałość na jego twarzy sugerowała
niedawną stratę wagi. Miał fajne blond włosy, trochę długie i rozczochrane,
ale w sposób Ashtona Kutchera. Czarny t-shirt opinał się na umięśnionej
klatce, a czarne dżinsy opinały uda. Jej wzrok powędrował do jego stóp. Były
bose i czyste. Czy to była dziwna myśl umierającej kobiety, czy jego paznokcie
wyglądały tak, jakby miał pedicure?
- Chcesz mojej pomocy czy nie?
Och, brzmiał na zniecierpliwionego. Jak gdyby mogła kontrolować, jak
długo jej zejdzie umieranie z takim koszmarnym losem. Heh.
- Och, jasne. Ty masz posiłek, ja jestem martwa.
- Lub opcja B. Pomogę ci i uzdrowię twoje rany.
- I zrobisz mnie jedną z umarłych? Nie, dzięki.
- FYI – przedrzeźniał. – wampiry nie tworzą innych wampirów.
- Ktoś cię stworzył.
- W to było zaangażowane coś znacznie więcej niż przegryziona szyja i
orgazm.
Zanim mogła wziąć kolejny oddech, Zemna pochylił się i podniósł ją.
Zrobił to tak szybko, że ból nie ogarnął jej ciała przez pełnych dziesięć sekund.
- Kurwa! To cholernie boli! Ty pieprzony popaprańcu!
Wtedy zemdlała.
2
For Your Information – do wyłącznej wiadomości.
*
W piwnicy kościoła, na luksusowym łóżku z baldachimem, w którym
Azure odmówiła spania, Zemna ostrożnie obłożył rany Mii ziołowym
okładem. Spała głęboko dzięki jego mentalnemu rozkazowi. Z rytualnym
gestem, wypowiedział niezbędne magiczne słowa. Nigdy nie rozumiał,
dlaczego jego rodzaj mógł wyczarowywać obiekty i przelatywać z miejsca na
miejsce, ale nie mógł leczyć ran lub przywracać martwych do życia.
Kiedy skończył skomplikowaną ceremonię leczenia, myśli o Azure znów
go nawiedziły. Jego jedyna nadzieja na znalezienie tego samego szczęścia,
którego doświadczyli jego bracia umarła wraz z nią. Jak zdoła odszukać inne
bliźniaczki urodzone z linii Delicii? Dake był śmiertelnym, Raede przechodził
transformację w człowieka. Zestarzeją się i umrą… A on przemierzać będzie
ziemię samotnie.
Chyba że też znajdzie sposób, aby umrzeć.
Głodzenie siebie nie skutkuje. Nie zabił nikogo i nie uprawiał seksu ani
nie pił krwi od trzech miesięcy – odkąd Azure odebrała sobie życie, zamiast
zaakceptować go jako partnera. Zabijając jej kochankę, nieświadomie wbił
sztylet w jej duszę. Poczuła do niego odrazę. Jej umysł stał się mgłą
poplątanych wspomnień, niewypowiedzianego strachu i wszechobecnej
nienawiści.
Azure. Kochałbym cię na wieki, jeżeli tylko…
Jeżeli tylko… co? Pragnął połączenia z Azure tak bardzo, że odmawiał
zaakceptowania faktu, że ona może nie być dla niego. Po tym, jak rzuciła się z
klifu blisko ich górskiego ustronia, nie mógłby bez niej dalej żyć. Lub raczej,
bez swojej partnerki życiowej. A jednak… Czy Azure była jego partnerką?
Nie. Nie mógł słuchać rozumowania Dake’a i Raede’a albo pełnych
współczucia przemówień Roji i Charron. Co oni wiedzieli? Mieli siebie. I za
pięć miesięcy Dake ponownie będzie miał dziecko. Rodzinę.
Wściekłość i rozpacz skwierczały w nim, jakby był podłączony do prądu.
Gdzie jest teraz twoja wiara, święty człowieku?
Wzrok Zemny powędrował wzdłuż nagiego ciała Mii. Rozebrał ją z
poplamionych, rozdartych ubrań. Później wyczaruje jej więcej, wliczając w to
czarną skórzaną kurtkę, podobną do tej, którą tak bardzo lubiła.
Synowie Jantry! Była jego niepożądanym, pięknym gościem.
Nawet rozcięcie na jej brzuchu nie mogło popsuć prawdziwej
doskonałości formy. Była apetycznie zaokrąglona, wysoka i silna. Piersi były
duże z otoczkami w kolorze brązowego cukru. Sutki, twarde od chłodnego
powietrza w pokoju, były powiększone. Był zaskoczony, jak bardzo pragnął
zasmakować jej piersi, jak bardzo pragnął ssać te duże sutki, dopóki nie
zaczęłaby jęczeć i wić się pod nim.
Jednym palcem otoczył jej przekłuty pępek i dotknął maleńkiej, złotej
obręczy. Pasowała do złotych kółek w uszach. Prześledził linę do biodra,
rysując zygzaki na jej prawym udzie. Schludna ozdoba cipki była dowodem
na to, że Mia była prawdziwym rudzielcem. Ach. Jak łatwo byłby rozdzielić te
loczki i zagłębić się w niej, jak smakowicie byłoby odnaleźć małą perłę
schowaną…
Fiut mu stwardniał, pożądanie w nim krzyczało. Zemna cofnął się od
łóżka, pozostając w cieniu i patrzył, jak Mia śpi. Jej rude włosy rozsypały się
na jedwabnej poduszce. Zamigotały w przygaszonym świetle, rzeka ognia z
białymi brzegami. Jasność obalała piegowaty nos i wiedział, że jej oczy są
koloru szmaragdów. Miała pyszne usta… Mignęła mu wizja jej ujeżdżającą
jego fiuta.
Kurwa.
Wypuścił wstrzymywane powietrze i spróbował zebrać porozrzucane
myśli. Znała go. Przyszła do niego. Nie próbował kopać w jej myślach, aby
znaleźć cel wizyty, aby zdecydować czy powinna żyć czy umrzeć.
Zbyt zmęczony. Zbyt… głodny.
Tak, głód się obudził. Potrzeba się obudziła. Ofiara przyszła do niego.
Znała ryzyko, szukując go. Może go chciała. Chciała poczuć, jak plądruje ją,
chciała, aby okradł ją, pieprzył i pił z niej… I przez ten czas błagałaby o więcej,
nalegałaby, aby pochłonął jej duszę.
Nie. Nie! Uratuje jej życie. Nawet teraz, kiedy pozwalał sobie
zastanawiać się, dlaczego ocalił człowieka, nie znał odpowiedzi.
- Zemna – wyszeptała.
Serce zabiło, kły wydłużyły się. Zemna zbliżył się wystarczająco, aby
usłyszeć bicie jej serca. Jej oczy nie były otwarte, oddech nie zmienił się,
kończyny leżały bezwładnie.
Wciąż spała.
Ale wydawała się go świadoma.
Ukląkł przed łóżkiem, odważył się trzymać jej ciepłą rękę w swojej
zimnej.
- Jestem tu.
- Śnij – wymamrotała. – Śnij ze mną.
Rozdział 2
Zemna podążył za nieuchwytną Mią w dół plaży. Poczuł miękki, ziarnisty piasek
pod bosymi stopami, kiedy śpieszył się, aby dotrzymać kroku śmiejącej się kobiecie tuż
przed nim. Słońce zachodziło, niebo było arrasem purpury i indyga.
Poczuł bogaty, mocny zapach kwiatów… Wiciokrzew? Róża? Jaśmin? Inne
zapachy przeszkadzały… Ciastowa woń pieczonego chleba i słaba świeżo zerwanych
winogron. Nie powinno być możliwe zidentyfikowanie ich. To było, jakby odszedł…
nie.
Mia rzuciła się w lewo, oddalając od brzegu. Gonił ją w górę stromej ścieżki,
wodząc spojrzeniem za zwiewną, białą sukienką, która miała na sobie. Liście uderzały
w jego prosty, wełniany strój przewiązany paskiem.
Wioska była taka, jaką pamiętał. Cztery okrągłe jednoizbowe chaty i wewnątrz
nich podstawowe narzędzia niezbędne do codziennego życia - wliczając w to ciepłe,
grube futra, służące do spania. Z przodu było ognisko. Żar jeszcze się palił, zapach
gotowanego mięsa wciąż można było wyczuć. Jantra zostawała w swojej jaskini na
noc, jednak pracowała z córkami w ciągu dnia i pożywiała się z nimi wieczorem.
Mia weszła do ostatniej chaty, jego chaty, a on poszedł za nią, serce w piersi
trzepotało mu niczym ptak złapany w pułapkę. Gdy podniósł klapę, sens powrotu do
domu poruszył go. Po prawej stronie chaty, prowizoryczny stół z jego dziennikiem,
prymitywną świecą i kwiatami. Delicia zawsze zrywała je i zostawiała dla niego. Na
lewo, futra rzucone jak gruby, ciepły stos. Mia zrzuciła swoją sukienkę i wyciągnęła
się naga na futrach, jej skóra błyszczała w migotliwym świetle świecy.
Pozbył się ubrań, przez cały czas świadomy przyglądającej mu się Mii, kiedy
zdejmował togę. Jej spojrzenie było pełne pożądania. Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła
złoty pierścień na fiucie – jedyna biżuteria, jaką kiedykolwiek nosił.
- Pamiętasz pierwszy raz, kiedy wziąłeś Alieę i Delicię?
- To jest sen.
- Sen? Czy wspomnienia?
W tym dniu trzech mężczyzn stało w tej chacie i pierwszy raz kochało się z
pięknymi bliźniaczkami: Delicią i Alieą. On, Dake i Raede… Tylko wtedy, przed
błogosławieństwem Jantry, mieli inne imiona, inne życia.
Szlag by to trafił!
W ciągu kilku sekund dosięgnął Mii i złapał, wyciągając z futer. Nie nosiła
niczego poza sennym uśmiechem i kuszącym, przekłutym pępkiem. Owijając ramiona
wokół jego szyi, przywarła do niego, bez najmniejszej oznaki lęku przed jego gniewem.
- Dlaczego tu? – Spytał, a jego głos był surowy. – Wiesz, że umknęliśmy z…
- Musicie być wikingami. Wróciliście, prawda?
- Pragnęliśmy prostego życia w pokoju, życia bez rozlewu krwi.
- Jaka ironia.
- Tak – Zemna wiedział, że zaciska jej ramiona zbyt mocno. Gniew wypełnił jego
pierś, utrudniając oddychanie. Jej wzrok nie ujawniał ani grama strachu i nie chciał
odszyfrować emocji rozświetlających jej oczy. – W dniu, kiedy Jantra domagała się
swojej kary, uklękliśmy i zaakceptowaliśmy to. Umarliśmy tego dnia. Staliśmy się
mężczyznami, którymi byliśmy, tylko gorszymi. Nie mogliśmy uciec Przeznaczeniu,
więc przyjęliśmy przemoc, śmierć i rozkosz. Opuściliśmy ojczyznę. A mimo to,
zyskała swoją zemstę.
Zemna pocałował Mię tak mocno i namiętnie, jak zasłużyła za przywrócenie mu
domu. W ciągu tysiąca lat nigdy nie wrócił. Ich osada została zniszczona, teraz
pochowana pod nadmorskimi miastami, zagubiona wiecznie od dnia, w którym ich
kobiety upadły pod mieczami ciemnoskórych wojowników.
Cholerna Mia! Nie chciał przeżywać ponownie swojego śmiertelnego życia.
Kiedy uwolnił jej usta, była wiotka i zdyszana. Nacisnął na jej ramiona i zmusił
do klęknięcia. Za to, że tak chętnie doprowadziła go do wściekłości. Co było nie tak?
Kuszenie go? Dręczenie go?
Wiśniowe usta, które tak podziwiał, ślizgały się na jego fiucie, przynosząc żar i
rozkosz. Jej język bawił się z pierścieniem na jego kogucie przez długi czas… Wtedy
zassała jego jaja, kiedy jej palce głaskały penisa. Jej język omiótł fiuta i okrążył
wrażliwą główkę. Chwyciła za podstawę penisa i ścisnęła jego piłki i robiła tak w
kółko i w kółko. Ciężki zapach seksu kłócił się z wonią kwiatów jaśminu, które stały na
blacie.
Poczuł, że orgazm porusza się, wznosi… Nie mógł uwierzyć, że już był gotów,
aby dojść.
Co ty mi robisz, Mia?
Cofnął się, potykając, z dala od jej utalentowanych ust.
- Pochyl się. Daj mi swój tyłek.
Zrobiła tak, jak rozkazał. Obracając się, zgięła w pasie, jej palce zawinęły się
wokół kostek i zaoferowała mu jasne, okrągłe ciało pośladków. Przełknął gulę w gardle.
Nie rozumiał jej. Dlaczego była tak chętna… Dlaczego nie czuła jego gniewu… Jego
rozpaczy.
Pot pokrył skórę Mii. Jej tyłek był tak bliski doskonałości. Kurwa. Ona była
doskonała. Zemna ustawił się za nią i złapał ją za biodra. Czubek jego penisa dotknął
ściągniętą gwiazdkę jej odbytu. Drżąc ze wielkiej, sprawiającej ból potrzeby, wsunął
czubek penisa. Kilkoma szybkimi ruchami dłoni, orgazm, który zagroził mu kilka
sekund temu, zalał Mię. Kiedy jego nasienie pulsowało w jej naprężonym wejściu,
wślizgnął się głębiej, wsparty przez naturalny nawilżacz. Kiedy wniknął w nią
całkowicie, delektował się odczuciem ciasnoty i ciepła, chwytając chrapliwie oddech,
próbując odzyskać kontrolę.
Chciał ukarać ją, pieprzyć, dopóki nie zaczęłaby żałować grzechu sprawienia, że
przypomniał sobie o swojej śmiertelności. Wtedy zacisnęła się wokół jego penisa i
kiedy krzyknął, domagając się, aby zrobiła to jeszcze raz, zrobiła.
Pomimo tego, że doszedł kilka sekund temu, wciąż był twardy. Nawet w snach
był Spragnionym Krwi… poszukiwaczem rozkoszy. Jego erekcja była dłuższa niż
śmiertelnego, stawał się bardziej twardy po wytryśnięciu nasienia – jednocześnie
przekleństwo i błogosławieństwo.
Trzymając jej biodra, zagłębił się w dziewiczy tyłek, czerpiąc przyjemność z nią
w sposób, w jaki czerpał od tak wielu innych kobiet.
- Nie jestem tylko jakąś tam kobietą – powiedziała Mia, jej głos był miękki z
pożądania i zrozumienia.
Więc dzieliła z nim myśli. Nie chciał słyszeć jej słów. Nie był gotowy, aby
wybaczyć jej zabranie go do tego miejsca, ukradnięcie wspomnień, sprawienie, że
przypomniał sobie, jak bardzo tęsknił za wioską.
- Pieprz mnie mocniej, wampirze – powiedziała. – Dalej. To jest to, czego chcesz,
prawda? Ukarać mnie? Więc zrób to, mój kochany. Ukarz mnie.
Jej słowa nakazały mu. Pieprzył ją mocniej i szybciej, aż sapał z wysiłku. Pot
spływał mu po plecach, kiedy uderzał w nią – dźwięk uderzeń jego bioder o jej ciało
było erotyczną muzyką. Patrzył na swojego penisa, uciskanego przy podstawie przez
złoty pierścień, który wchodził i wychodził z pięknego tyłka Mii. O bogowie!
Orgazm wybuchnął, niemal nie do zniesienia uczucie rozkoszy, który
sparaliżowało go. Po długiej chwili, objął ramieniem Mię i pomógł jej się wyprostować.
Jego fiut był wciąż w jej soczystym tyłku, wciąż pulsował z siłą niewiarygodnego
uwolnienia.
- Nie jesteś tylko jakąś tam kobietą – powiedział niechętnie.
- Racja – powiedziała Mia. – Jestem twoją życiową partnerką.
Rozdział 3
Mia obudziła się, aby znaleźć Zemnę pomiędzy jej nogami oglądającego
cipkę, jak gdyby była czekoladą Godivy.
- Nie jestem pewna czy polubiłam pieprzenie tyłka – powiedziała –
Nawet w snach.
Spojrzał na nią i skrzywił się. Czy ten czerwony odcień na jego twarzy
był… rumieńcem?
- Nie, to nie jest rumieniec – warknął. – Seks analny może być bardzo
przyjemny. To, co zrobiłem… Pozwoliłaś. Ale przykro mi, że nie znalazłaś w
tym tak wiele przyjemności jak ja. I ty nie jesteś moją partnerką życiową.
- Taa, dobra, obojętnie. Hej! Jesteś nagi – powiedziała. – Jestem też naga. I
nie jestem martwa.
- Prawie wyzdrowiałaś. Przespałaś prawie trzy dni.
- Trzy dni? I nie mogłeś wrócić do moich snów i dać mi porządnego
seksu?
Zemna obnażył zęby, jego oczy błysnęły, zarówno wyrzutami sumienia,
jak i irytacją. Jego czarne spojrzenie różniło się od piwnych oczu, które miał
we śnie. Gdy zdał sobie sprawę, że mu dokucza, odprężył się. Ostrożnie
zbudowała mentalną ścianę, aby nie mógł tak łatwo czytać jej w myślach. Nie
było powodu, aby biednego ukochanego denerwować. Spojrzała na niego,
głodna jego dotyku, jego słów, jego przebaczenia. Cholera. Nie powinna
zmuszać go do powrotu do wioski. Domyślała się, jak mógł się z tym czuć.
Głupi, głupi wampir. Nie wiesz, że cię kocham?
- Rozpoznam mentalne blokady, kiedy je wyczuję – skrzyżował ramiona i
mięśnie na jego barkach zarysowały się ładnie. Słodki Jezu. – I mogę je
przebić.
- Próbuj.
Z warknięciem ukląkł między jej nogami i ucztował na cipce. Żar
zaiskrzył w jej brzuchu, kiedy Zemna zagłębił w niej swój język. Cholera! To
nie było łagodnie kochanie się, żadna próba przeprosin. Spróbowała odsunąć
się, ale jego ręce owinęły się wokół jej nóg i przytrzymały na miejscu.
- Zemna?
- Co?
Przemoc w jego tonie powinna ją przerazić, ale odkąd znała źródło jego
gniewu, czuła jedynie łagodnie rozdrażnienie. Widziała jedynie czubek jego
jasnej głowy i sporadyczne mignięcie twarzy, kiedy trącił nosem wewnętrzną
część jej ud. Opadła na poduszki, jej dłonie chwyciły nakrycie i czerpała
przyjemność poniesiona ustami Zemny.
Smakował każdy cal jej opuchniętego ciała, dopóki nie zwijała się i nie
błagała. Torturował jej łechtaczkę liźnięciami i ssaniem, odmawiając
uwolnienia ze zmysłowej męczarni. Próbował ją pożreć, cholera, i uwielbiała
to.
Kiedy w końcu chwycił łechtaczkę pomiędzy swoimi wargami, zalał ją
orgazm. Poczuła podwójne ukłucie, kiedy dochodziła, ślepa z intensywności,
unosząc się, wspinając, opadając… I kiedy jej soki popłynęły wraz z krwią.
*
- Dlaczego mi nie powiesz, skąd wiesz o mnie i moim pochodzeniu,
dlaczego, kurwa, byłaś na cmentarzu i dlaczego, do diabła, myślisz, że jesteś
moją życiową partnerką?
Mia, czując się leniwie, albo z powodu zdumiewającego orgazmu, albo z
utraty krwi, uniosła dłoń i odliczyła na placach.
- Jeden. Dziennik Delicii. Dwa. Próbowałam cię odnaleźć. Trzy. Moja
siostra mi powiedziała.
Zemna zamrugał.
- Hę?
- Dziś jest nów, tak?
Zemna uniósł brwi.
- Wróćmy do dziennika Delicii. Jak mogłaś go odczytać? Język jej ludzi
jest martwy. Nawet ja nie pamiętam jak w nim mówić, a co dopiero pisać.
Ona, Aliea i Jantra były ostatnie ze swojego rodzaju – zatrzymał się, usiadł i
ukazła się jej więcej mięśni. Cholera, on był pyszny. Jego fiut był twardy i był
duży. Boże, nie mogła się doczekać, aby naprawdę wziąć go do ust.
- Mia?
Zamrugała, odciągając wzrok od imponującego penisa.
- Zastanawiasz się, skąd wiem o Jantrze i jej córkach.
Czekał, jego wzrok ujawniał znacznie więcej, niż ciekawość. Był wciąż
wściekły. Ał, paskudztwo.
- Została zabrana przez Yuki. Z moich badań dowiedziałam się, że byli
oni pierwszymi ludźmi, którzy osiedlili się na obszarze i byli jednymi z wielu
północnych kalifornijskich plemion, które atakowały inne. Znali Jantrę i
dziewczyny osiedlone blisko plaży i ponieważ były one jedynie kobietami,
zignorowali je.
- Wtedy my przybyliśmy.
- Wojownik rozpozna wojownika.
- Byliśmy tam przez blisko dwa lata. Dlaczego czekali tak długo, skoro
uważali nas za zagrożenie?
- Delicia również nie wiedziała lub nie napisała – Mia położyła ręce na
brzuchu. Żadnych blizn. Żadnego śladu, nie licząc niewielkiego bólu, że jej
ciało i organy były przebite zardzewiałym narzędziem. Ekstra. – Jej pamiętnik
napisany był w łacinie.
- Łacina – Zemna wyglądał na zaskoczonego… Nie, wstrząśniętego.
Natychmiast zrozumiała dlaczego.
- Uważasz, że były prymitywne?
- Nie. Jestem po prostu ogłuszony, że ty potrafisz czytać łacinę.
- Umiem również odczytywać grekę, mówić po francusku i hiszpańsku i
wystarczająco znam karate, aby skopać twój żałosny tyłek.
- Strasznie się boję – wymamrotał jakieś niezrozumiałe zwroty i odkryła,
że jest w wygodnych dżinsach, czerwonym t-shircie, czerwonych skarpetkach
i naprawdę fajnej parze białych Sketchersów. Nawet pamiętał, aby
wyczarować czarną kurtkę, która była lepsza niż jej poprzednia. Słodko!
- Zgaduję, że to znaczy, że nie dostanę więcej bzykania? – Spojrzała na
niego i zamrugała rzęsami.
- Bądź ostrożna z tym, co sobie zażyczysz.
Jej serce zajęczało. Och, kochanie, nie masz pojęcia, czego chcę. Powoli usiadła
z jednym lub dwoma ukłuciami w mięśniach brzucha i stwierdziła, że będzie z
nią dobrze. Zauważyła, że również się ubrał – wygląd pieprzonego wampira,
który tak sobie upodobał.
Spojrzał na nią, na co odpowiedziała spojrzeniem i uniosła brwi.
- Nigdy nie powiedziały nam, skąd są. Prawdę mówiąc, wiemy o nich
bardzo niewiele – usiadł obok niej ze wzrokiem utkwionym w jej twarzy.
- Jak do diabła, dostaliście się do Kalifornii?
Wzruszył ramionami.
- Zrobiliśmy to, co robią najlepiej wikingowie. Żeglowaliśmy. Nie istnieje
nic podobnego do oceanu. Jest piękny, nieprzewidywalny… Ostatecznie
wylądowaliśmy na czymś, co teraz jest Północną Kalifornią. Odnaleźliśmy
Alieę i Delicię na plaży, czyszczące ryby. I… Musisz znać resztę – jego twarz
była bladą, beznamiętną maską, mimo to wyczuła, że Zemna wcale nie jest
chłodny. Przeklęty albo nie, facet odczuwał wstrząs i ból… I jeśli twardość w
jego dżinsach była jakąkolwiek oznaką, wciąż chciał ją pieprzyć.
Kiedy o tym pomyślała, ożywiła się. Klepnęła go w udo i wstała z
wygodnego łóżka.
- Idziemy, kochanie.
- Nigdzie nie idziemy. Usiądziesz i odpowiesz na moje pytania.
- Okay – usiadła.- Pozwól mi wypróbować to nastawienie wampa przez
minutę – pochyliła się bliżej, jej usta były o oddech od jego warg i wyszeptała.
- Chcę pieprzyć twojego drągala.
Jego usta drgnęły. To nie był uśmiech, ale był prawdopodobnie bliski do
uśmiechu, na jaki sobie pozwalał Zemna.
- Co to drągal?
- Drąg lub gość. Interpretuj, jak chcesz. Odwzajemnię przysługę, wiesz? –
wsunęła dłoń pomiędzy jego nogi i przycisnęła dłoń do jego erekcji. Odnalazła
krawędź przez jego dżinsy i poczuła, jak fiut szarpnął się pod jej lekkim
dotknięciem. – Niestety, nie wydaje mi się, abyśmy mieli czas, aby zrobić
użytek z tego w łóżku.
Czy to była jej wyobraźnia, czy Zemna mniej wyglądał na ożywiony
posąg? Może, tylko może, zbliżył się do niej, rozszerzył swoje nogi na
milimetr, pozwolił swojemu spojrzeniu rozżarzyć się w pożądaniu. Zemna
położył dłoń na jej i zdjął ją ze swojego krocza. Westchnęła.
- Przynajmniej twój penis mnie lubi.
- Jeśli wiesz o mnie i o mojej klątwie, wiesz zatem co się stanie, jeśli
poddam się żądzy krwi.
- Umrę jako szczęśliwa kobieta?
Przewrócił oczami.
- Jesteś samobójcą.
- Nie możesz zabić swojej partnerki życiowej.
- Nie jesteś moją partnerką życiową. Ona jest martwa.
Tym razem to była jej kolej, aby przewrócić oczami.
- Nie chcesz wiedzieć, dlaczego nie możemy użyć łóżka i sprawdzić, czy
nią jestem?
- Czy to ma coś wspólnego z nowiem?
- Czuwający Wampir dziś przybędzie. Chcą przebić cię kołkiem. Myślą,
że jesteś słabszy podczas nowiu.
- Mylą mnie z wilkołakami.
- Wilkołaki mają problemy podczas pełni. Dziś jest nów – wstała i
wyciągnęła dłoń. – Trzy dni temu mieliśmy szansę ich wyprzedzić. Teraz,
możemy jedynie mieć szczęście i wydostać się z cmentarza żywi.
- Przybyłaś tu, aby mnie uratować - jednocześnie w jego głosie było
podejrzenie i zdumienie.
- Szkoda, że jej się nie udało.
Rozdział 4
Zemna patrzył na wysokiego, chudego człowieka, opierającego się o
drzwi. Myśliwy był ubrany od głowy do palców stóp na czarno, wliczając w to
pół-maskę. Myślał, że kim jest? Zorro?
Mia trzasnęła go w ramię.
- Co do diabła jest nie tak z twoimi wampirzymi zmysłami? Nie słyszałeś,
jak te dupki schodziły po schodach?
- Kto mówi, że nie słyszałem?
- Hm. Ja.
Okay, nie zwrócił uwagi na odgłosy drapania, które jego wrażliwy słuch
wychwycił kilka minut temu. Szczury i inne kreatury często włóczyły się po
popadającym w ruinę kościele. Mia i jej zdumiewające odkrycie tak go
rozproszyły, że nie zdawał sobie sprawy, że odgłosy skrobania były
dźwiękami kroków po schodach.
- Mia – chudy człowiek przeszedł do przodu, dopóki nie stał jedynie
stopę od nich.
Zemna przyglądał mu się w ten sam sposób, w jaki kot tropi ganiającą
mysz. Od tego idioty poczuł triumf, nie strach. Arogancja zabarwiła również
jego radość. Zemna zamarł. Czy on nie wie, że mogę odłamać jego głupią szyję?
- Zdradziłaś nas. Jestem rozczarowany.
- Jakby mnie to obchodziło – Mia odrzuciła swoje gęste, rude włosy z
ramienia i stanęła prosto, ręce oparte na biodrach. Zemna był dziwnie…
dumny z jej postawy.
- Okradłaś nas.
- Ty okradłeś mnie pierwszy. Więc pierdol się.
Wydał z siebie odgłos rozczarowania.
- Nie ukradłem życia twojej siostry. Można uważać jej śmierć za
częściową zapłatę.
- Czy już wspominałam… Pierdol się.
Mężczyzna zaśmiał się, dźwięk zbyt złowieszczy, aby był prawdziwym
rozbawienie.
- Carla nie miała żadnych problemów z wydawaniem pieniędzy
Czuwającego Wampira na swoje wykopaliska. Wtedy znalazła to, czego
pragnęliśmy przez tysiąc lat i oszukała nas – mężczyzna wyciągnął dłoń i
ośmielił się potrzeć kciukiem o policzek Mii. Wyrwała się spod jego
dotknięcia, ale nie cofnęła się, odmawiając bycia zastraszoną.
Zemna poczuł mroczne, nieznane mu źródło w swojej piersi, które
zaczęło wznosić się i utkwiło mu w gardle. Niejasno nadał tej emocji imię:
posiadanie. Czy chciał, czy nie chciał zatwierdzić Mii, nie miało to znaczenia.
Ona przyjęła go i zatwierdziła jako partnera na swój dziwny, nielogiczny
sposób. To wystarczyło teraz, aby znaleźć się pod jego ochroną. Niskie
warknięcie zagrzmiało, kiedy jego kły wydłużyły się. Wszedł pomiędzy Mię i
tego łowcę.
- Dotknij jej jeszcze raz, a cię zabiję.
- Och, oszczędź mi – powiedział mężczyzna. – Gdyby cię to interesowało,
mam na imię Moran – stuknął w swoją czaszkę. – Nie możesz czytać mi w
myślach, prawda?
- I nie mam zamiaru tego robić – powiedział Zemna. Wyczuł silny
paranormalny blok, ale niewiele go to obchodziło. Rzadko spotykał tego
rodzaju ludzi, z taką mocą. Zaledwie kilka razy w ciągu swojego tysiąca lat na
Ziemi. I co z tego? Chciał jedynie zabrać od niego Mię.
- Mam pamiętnik, Mia – powiedział Moran. – Teraz chcę amuletu.
- Nie. Myślę, że go zatrzymam.
- Ufałem ci. Powinienem cię zabić za tę zdradę.
- Ale potrzebujesz mnie, prawda? Potrzebujesz amuletu i mnie do
zaklęcia.
- Bliźniaczka z linii Delicii – Moran westchnął. - Jaką kochaną idiotką
jesteś. Myślałem, że umiesz odczytywać łacinę.
Zemna złapał ramię Mii, przyciągnął do swojego brzucha i trzymał
mocno, dopóki się nie odprężyła.
- Och, c’mon, Zee. Nikt nie obraża mojego tłumaczenia łaciny!
Zee? Niemal uśmiechnął się na ten zuchwały przydomek i źródło gniewu
Mii. Była ona śmiała, ukrywając swój strach za lekceważącymi słowami i
wojowniczym nastawieniem. Ale słyszał bicie jej serca i był świadom chaosu
w jej myślach. Moran przerażał ją i nie tylko dlatego, że zabił jej siostrę. Miał
moce, jakich nigdy wcześniej nie widziała i tylko jedno słowo opisywało
Morana. Diabeł. Cholera. Zemna musiał wiedzieć, co ona wie, co Carla jej
powiedziała, co Delicia napisała w dzienniku… Musiał to wszystko wiedzieć.
- Potrzebujemy Poszukiwacza Rozkoszy – powiedział Moran. –
Przepowiednia mówi tylko, że bliźniaczka z linii Delicii zaprowadzi nas do
jednego. I oto Zemna. Szaman. Duchowy przywódca. Kapłan wampirów.
Nie pieprzysz jak kapłan.
Zemna prychnął na ten zuchwały telepatyczny komentarz Mii.
Nie jestem kapłanem. I nie pieprzyłem cię, jeszcze.
Obietnice, obietnice.
- Z
nudziłem się już tym nonsensem – powiedział Zemna. Zebrał energię
wokół Morana i wyobraził sobie łowcę młócącego powietrze nad Atlantykiem.
Nic się nie stało.
Moran uśmiechnął się, krzyżując ręce i kołysząc się na piętach.
- Coś nie tak, wampirze? Masz problem w pozbyciu się mnie?
Zemna spróbował jeszcze raz przenieść Morana w jakieś nieprzyjemne
miejsce. I zawiódł. Alarm zjeżył mu włosy na karku. Moran nie był rzadkim
człowiekiem z silnymi barierami mentalnymi. Był jedynym człowiekiem
zdolnym pokonać Poszukiwacza Rozkoszy.
Cała ta rozmowa o dziennikach, amuletach i rytuałach wprawiło w ruch
myśli Zemny. Jantra powiedziała im o Desrai Sa’ed. Używając zaklęcia,
amuletu stworzonego z krwi Antycznych i Poszukiwacza Rozkoszy, osoba
może nie tylko absorbować energię duszy wampira, ale również inne jego
moce. Rytuał został stworzony przez wrogów rasy Jantry. Ale ci wrogowie i
linia Jantry umarli. Zemna był stworzony, nie zrodzony. On i jego bracia byli
przeklęci przez krew Jantry i magię. Zyskali jedynie ułamek prawdziwych
mocy czarownicy, które zdawały się onieśmielać większość ludzi, ale jednak
to, co umieli, nie mogło równać się z tym, do czego była zdolna Jantra. Tak, tej
lekcji nauczyli się zbyt dobrze w ciągu tych wczesnych miesięcy swojego
treningu.
- Nie jesteś zdolny wykonać Desrai Se’ed – Zemna trzymał ramię Mii,
przeciągając drugie wokół siebie. Jej broda oparła się o jego ramię, ciepły
oddech połaskotał go w szyję.
- Delicia spłodziła trochę dzieci. Yuki wymienili ją do innego plemienia.
Była niewolnicą tego plemienia i następnego, stąd do Meksyku. Znalazła
również drogę do łóżka Europejczyków. Zdumiewającego, prawda? Nikt nie
wie, jak wielu mężczyzn ją pieprzyło, ale wiemy, że miała co najmniej
dziesięcioro dzieci. Sześciu chłopców i cztery dziewczynki. Wszyscy byli
bliźniakami. I to są tylko te, o których wiemy – Moran przechylił głowę,
zaciskając wargi. – Wszystkie skażonej krwi. Ale zgaduję, że jesteśmy pół-rasą,
prawda?
Zemna naprężył się.
- Pochodzisz z linii Delicii.
- Brawo, Zemna! Tak, wywodzę się od jednej z wielu schadzek. Mój
bliźniak umarł jeszcze w macicy. I mam mały sekret. Moja matka była z
Itumaniki. To śmiertelny wrogowie Utamaka. Oczywiście, nie znasz tych
nazw, prawda? Byli jednym z plemion nomadzkich, które podróżowały po
ziemi na długo przed tym, kiedy Egipcjanie pisali na piasku. Wtedy nastąpił
rozłam pomiędzy trzema braćmi, którzy razem rządzili plemieniem. Trybunał
rządzący. To urocze, ale ze skazą. Stare teksty nie mówią nam, dlaczego bracia
walczyli, jedynie to, że plemię rozbiło się na trzy. Dwa plemienia przeżyły,
jedno wyginęło.
- Historia – powiedział Zemna, czując zło w piersi.
- Przepowiednia – powiedział Moran.
Było tak wiele rzeczy, których nie rozumiał. Dlaczego Jantra nie
opowiedziała im starych legend? Oczywiście kobieta wiedziała, że mogą
pewnego dnia spotkać się z jej wrogami. Ale wtedy jej ludzie byli wymierającą
rasą i tak wiele z historii zostało straconych. Nawet Jantra nie znała nazwy
swoich ludzi. Więc jak, do diabła, Moran dowiedział się o Itumaniki i
Utamaka?
- Wyglądasz na zdezorientowanego – Moran rozprzestrzenił swoją moc i
opuścił ramiona, rozdzielając palce. – Informuję cię tylko dlatego, że chcę,
abyś wiedział, dlaczego musisz umrzeć.
Zemna owinął swoje myśli wokół Mii i wysłał ją w jedno miejsce, które
wiedział, że jest bezpieczne. Próbował podążyć, ale jego stopy zdawały się
połączone z betonową podłogą. Moran podniósł swoje ręce, wnętrzami dłoni
do Zemny i wystrzelił rozżarzone kule ognia w Zemnę.
Poczuł spalający go w głowie ból… Później nie było już nic.
Rozdział 5
Mia wstała z podłogi z twardego drewna, jej ciało wciąż mrowiło od
pośpiesznego przetransportowana Zemny, a umysł zataczał się nagłego
umysłowego odłączenia od jej partnera życiowego. Cholera! Cholera! Cholera!
Wówczas odkryła, że wpatrują się w nią cztery, zaskoczone spojrzenia
ludzi siedzących na ogromnej, czarnej, skórzanej kanapie. Szybkie spojrzenie
ponad ramieniem ujawniło ogromny telewizor ryczący rozbijającą muzyką i
niepohamowaną walką. Dostrzegła film: Blade.
- Więc zapewne jesteście Raede i Dake. A te pisklęta to wasze partnerki
życiowe? – Stanęła z rękoma na biodrach, jej głowa była przechylona w
sposób, który wiedziała, że rozwściecza facetów. Zobaczyła, że kobiety rzuciły
na siebie okiem i zatrzymały mężczyzn, który próbowali wstać z obszernej
kanapy.
- Kim jesteś? Skąd znasz nasze imiona? Skąd, do diabła się tu pojawiłaś?
– Jeden z niebieskimi oczami wyrzucił pytanie tak szybko, jak pistolet.
- Jezu. Jesteś jak Zee. Mam na imię Mia Simon. Nie mam wiele czasu na
odpowiedzi „skąd wiesz” gówna. I Zemna, ten szczurzy bękart, odesłał mnie,
aby Czuwający Wampir mnie nie dostał – rozejrzała się wokół, dostrzegając,
że znajduje się w wielkim magazynie, w części salonu. Wszystko tu krzyczało
„drogie”, ale jednocześnie wydawało się swobodne i przytulne. Jedynej rzeczy,
której nie widziała, były drzwi.
- Okay, więc kto podrzuci mnie z powrotem do kościoła? Moran ma
Zemnę, ale nie ma amuletu. Nie może odprawić Desrai Sa’ed bez klejnotu.
Facet z brązowymi włosami, prawdopodobnie Reade, podniósł się z
kanapy.
- Desrai Sa’ed? Czuwający Wampir wie, jak zabrać duszę wampira i jego
moce?
- To długa historia – powiedziała Mia. – Moran nie może wyśledzić
amuletu. Jest na nim urok. Może być oddany jedynie przez posiadacza, inaczej
się roztrzaska. Chce, żebym mu go dała. Ale on ma już dziennik.
Zemna? Gdzie jesteś?
Mentalnie sięgnęła do niego, próbując się połączyć,
ale napotkała jedynie dystans i ciszę. Jej serce zacisnęło się. Jeszcze się w niej
nie zakochał. Ale wiedziała to, czego on nie wiedział i akceptowała to, czego
on nie zaakceptował. Była jego życiową partnerką. Czarami, Carla zabrała Mię
w przeszłość i dała jej prezent w postaci Zemny. Kilka godzin później jej
siostra została zamordowana przez Morana, który był zbyt wkurwiony, aby
zdawać sobie sprawę, że jego archeolog oddała amulet.
- Jest potężny. Naprawdę potężny. Dlaczego potrzebuje Zemny i rytuału?
- przemierzała przed kanapą, ignorując teraz pary pogrążone w cichej,
gorączkowej dyskusji. - To znaczy, błagam, nie mówimy o dominacji nad
całym światem, nie? To nie kreskówka – zatrzymała się, chwytając oddech. -
Jego magia jest pożyczona!
Jej wybuch zyskał uwagę innych.
- Co za dupek! Musiał latami śledzić potomków Delicii i wysysać z nich
moce. Jednak oni nie byli wampirami. W ich żyłach była skażona krew, słaba
krew. Byli zbyt ludzcy. Nie potrzebował rytuału, aby ich zniszczyć. Nie,
posiadał historię, starożytne teksty. Zaklęcie by wystarczyło.
- Madre de Dios! - drobna, ciemnowłosa kobieta wyskoczyła z kanapy i
podeszła do Mii, wskazując na nią palcem. - O czym ty mówisz? Gdzie jest
Zemna?
Mia zamrugała na złośnicę, niewzruszona kobiecym gniewem. Jej myśli
wirowały, kiedy kawałki łączyły się razem.
Delicia była ostatnia czystej krwi. Kiedy umarła, cała starożytna,
prawdziwa moc i magia umarła wraz z nią. Jej potomkowie nie mieli dość
trwałego soku dla Morana. Jedynie najbliższe czystej krwi jest jedno z
przeklętych. I z nich, Zemna jest ostatni. Jest on jedyną szansą dla Morana, aby
zdobyć prawdziwą, trwałą moc i stać się nieśmiertelnym.
- Jeśli odprawi rytuał, Zemna umrze – Raede dołączył do swojej żony i
chwycił ją za rękę.
- To będzie gorsze niż śmierć – powiedziała Mia, odczuwając porażający
ból w gardle. - Jego dusza będzie Morana, złapana wiecznie w amulecie ze
względu na jego energię, jego moce.
- Gdzie jest amulet? - Spytał Dake.
Mia wpatrywała się w Dake'a, Raede'a i dwie kobiety. Rościła sobie
prawa do Zemny i robiąc to, również zgłaszała roszczenia do jego wsi.
Przeszłość odeszła i nawet jeśli to połączyło jej duszę z Zemną, wiedziała, że
nie będą mogli ponownie przeżyć starego życia. Jedyną rzeczą, jaką mogła
teraz zrobić dla Zemny, było zaufanie tym, których kochał. Nabrała
wzmacniającego oddechu.
- Zakopałam go na cmentarzu Zemny.
*
- Czy ten pieprzony samochód nie może jechać szybciej? - Spytała Mia.
- Jedziemy sto dziesięć – powiedział Dake. - To Beemer, nie odrzutowiec.
Reade siedział na miejscu pasażera w małym czarnym samochodzie,
wyglądając przez okno, a jego szczęka była zaciśnięta. Wyraźnie on i Dake
byli zbyt ludzcy, aby zrobić coś skutecznego, jak przeniesienie jej do Zemny.
Dwie kobiety, Charron i Roja, zostały na poddaszu, przygotowując się do akcji
ratunkowej, ale Mia odmówiła powiedzenia mężczyznom, gdzie dokładnie
jest amulet. Te osły nie zostawią jej za sobą niczym wojenną pannę młodą.
Silnik pracował płynnie, pomimo dużej prędkości. Sto dziesięć? Zdawało
się, że zaledwie dwie mile na godzinę. Wrrr!
- Z czego ten przeklęty silnik jest zrobiony? Z dwóch myszoskoczków w
kołowrotku? Szybciej!
- Przypomina mi Delicię – powiedział Raede.
Mia przewróciła oczami.
- Jestem Delicią.
Głowa Raede odwróciła się gwałtownie, jego zwężone oczy błyskały
gniewem. Dake nie zwolnił, ale wyczuła jego wrogość, prawie słyszała jego
wrzask zaprzeczenia.
- Nie mów nam o naszej ukochanej – wysyczał Raede. - Delicia i Aliea
należały do nas wszystkich... Do czasu, gdy Aliea wybrała Dake'a.
- A ja wybrałam Zemnę – powiedziała cicho. - Wiedział o moim wyborze,
ale poprosił, że nawet jeśli nie mogę dzielić mojego serca, to mogę dzielić ciało
z tobą. Kochał cię, Raede, i ja również. I ponieważ kochaliśmy cię, nie
mogliśmy złamać ci serca.
- Aleia zaoferowała mi siebie wcześnie w zalotach do was – przypomniał
sobie Dake. - Ani ty, ani Zemna nie rościliście sobie praw do niej.
- Życzyliśmy wam jedynie zdrowia i szczęścia – powiedział Raede.
Szczerość brzmiała w jego głosie, ale Mia wiedziała, że on nie czułby, nie, nie
mógłby czuć tego samego względem Zemny i Delici. Spojrzał na Mię z
marsową miną, potwierdzając jej domysły. - Ty nie jesteś Delicią.
- Wierz, w co chcesz, uparciuchu – uśmiechnęła się, nieskruszona.
Odwrócił twarz do przedniej szyby. - Ale jeśli pozwolisz Zemnie umrzeć,
tylko dlatego, że mi nie ufasz, wypatroszę cię zardzewiałą łyżeczką.
- Ona z piekielną pewnością brzmi jak Delicia – wymamrotał Dake.
Mia uśmiechnęła się. Gdyby tylko wiedzieli...
*
- To bardziej, jak kawałki puzzli – wyjaśniła Mia, kiedy wykopała amulet.
Kiedy czekała na śmierć z powodu idiotycznego przebicia, wyjęła amulet z
kieszeni i zakopała go pod swoim tyłkiem. - Reinkarnacja to nie jest cała ta
wędrówka duszy z jednego ciała do drugiego. To jest bardziej jak... dusza
przenosi oddzielne kawałki z poprzedniego życia w nowe ciało. Ludzie
zmieniają się każdego dnia. Doświadczenie zmienia nas wszystkich. I dusza
nie może zostać niezmieniona z życia do życia.
- Więc jesteś Delicią. I nią nie jesteś.
- Mam duszę, którą miała Delicia. Teraz jestem Mia.
-Wiesz – powiedział Raede, kiedy wyjął ubrudzony amulet z
triumfujących palców Mii. - To prawie ma sens.
- Oprócz tego jak ona może kochać Zemnę jako Mia, kiedy kochała go
jako Delicia? - Zapytał Dake, biorąc jej rękę i podnosząc ją.
- Ponieważ Carla pokazała mi przeszłość i przyszłość – powiedziała,
prostując nogi.
- I twoja przyszłość tkwi przy Zemnie? - Raede uśmiechnął się szyderczo,
ale nie wyczuła prawdziwego wstrętu. Wciąż miał zbyt wiele wampirzych
zmysłów, zatem zdawał sobie sprawę, że mówi prawdę. Nawet bez pełnego
zakresu jego dawnych mocy, podejrzewała, że Raede wiedziałby, gdyby była
kłamcą.
Paskudztwo.
Jej dżinsy był poplamione zimią, co jeszcze bardziej się
pogorszyło, kiedy próbowała się tego pozbyć. Wtedy poczuła coś cierpkiego i
zgniłego. Dobry Boże. Nie kopała tak głęboko, aby dotrzeć do zwłok w grobie,
prawda?
- Co to za smród?
- Ofiara – powiedział Dake. - Czasami Zemna dostaje zabite przy drodze
zwierzęta pod swoimi drzwiami w dziwnej ofierze od niektórych lokalnych
mieszkańców, którzy wiedzą o tym miejscu.
- Fuj – Mia machnęła na swoje dżinsy i spróbowała pozbyć się brudu
spod paznokci. Rozpaczliwie potrzebowała manikiuru.- Więc co dalej,
chłopcy?
- Potrzebujemy, abyś połączyła umysł z Zemną – powiedział Dake. - I
sprawiła, aby powiedział nam, gdzie jest.
- Taaa, jakbym nie próbowała tego, odkąd Zee przerzucił mnie do
twojego miejsca. - Brwi Dake'a uniosły się, ponieważ usłyszał
niewypowiedziane „jesteś idiotą”. Mia uśmiechnęła się niewinnie, trzepocząc
rzęsami niczym flirtująca debiutantka. Wówczas wyciągnęła ramiona ponad
głową, próbując pozbyć się napięcia w plecach. Zapach rozkładu wydawał się
teraz mocniejszy.
- Fuj, to tak, jakby ktoś wylał zsiadłe mleko, dodał popsutą fasolę i stare,
gimnastyczne skarpety, aby sprawić, żeby śmierdziało bardziej.
- Uroczo – Raede zerknął ponad ramieniem Mii. Jego oczy rozszerzyły
się, a szczęka opadła w dół. Zobaczyła, że Dake, zaskoczony reakcją Raede
również spojrzał ponad jej ramieniem.
- Czy znaleźliśmy się na planie filmowym? - Zapytał.
- Nie – Mia odwróciła się i dołączyła do Dake'a i Raede'a w ich
niedowierzaniu. Trzy rozkładające się ciała sunęły w ich kierunku niczym
postaci z bardzo, bardzo kiepskiego filmu o zombie. Mia zamknęła oczy,
policzyła do pięciu i otworzyła je.
- Pieprzenie przeraźliwe. Zombie.
-
Śmieszne – Raede podał Mii amulet, a ona wepchnęła bezcenny rubin w
złotej broszce do swojej kieszeni. Spojrzał na ich nie-tak-szybkich
przeciwników i zmarszczył nos. - Zombie nie istnieją.
- Tak jak wampiry żyjące tysiąc lat, tak?
- Jesteś bardzo denerwująca.
- Nie jesteś pierwszym, który to zauważył.
Mia patrzyła na ożywione zwłoki z zamieszaniem i niepokojem.
Wiedziała z pierwszej ręki, że moce Morana były silne. Zabił Carlę jedynie
wypowiedzeniem słowa i machnięciem ręki. Ognista kula spaliła jej siostrę. Jej
żołądek zacisnął się z pamiętanego bólu i mdłości. Wiedziała teraz, dzięki
swojej siostrze, że spotkałyby się jeszcze raz. To życie było nieśmiertelne, ale
stale zmieniające się. Wciąż tęskniła za bliźniaczką z bólem, który odbierał jej
oddech.
Moran, głupi sukinsyn, miał chore, dziecinne poczucie humoru, aby
podnieść trzy rozpadające się ciała w próbie rozproszenia ich. Co próbujesz
zrobić, ty, którym można podetrzeć sobie tyłek?
Czy to znaczy, że był blisko? Może
nigdy nie opuścił kościoła Zemny.
Mia patrzyła, jak zombie jęczały i poruszały się po porośniętym cierniem,
zaśmieconym cmentarzu. Och, pieprzyć to. Pobiegła do przodu, złapała
pierwszego za szyję, wyszarpnęła jego głowę i odrzuciła czaszkę tak daleko,
jak tylko mogła. Dwa szybkie kopniaki zostawiły biedactwo bez nóg. Wydało
to głuchy odgłos i pozostało bez ruchu.
Kopniakiem z obrotu zrzuciła drugiemu martwemu facetowi głowę, ciało
przewróciło się i roztrzaskało. Trzecie zombie wyciągnęło do Mii ramiona, ale
odepchnęła je, używając dwóch zeschniętych wyrostków jak podwójnego kija,
zamachnęła się, posyłając czaszkę w ponurą, bezgwiezdną noc. Ciało opadło
obok pozostałych.
Spojrzał przez ramię na Dake'a i Raede'a. Uśmiechali się do niej, jak
gdyby skopanie przez nią tyłków zombie nie zrobiło na nich wrażenia.
- Jesteście gotowi, ofermy?
- Masz rację, Dake – powiedział Raede, kiedy do niej dołączyli. - Nasza
mała bohaterka brzmi dokładnie jak Delicia.
Rozdział 6
- Dlaczego musisz iść polować?
- Aby wyżywić naszą wioskę, niemądra kobieto.
Delicia wydęła wargi, jej skóra była zaczerwieniona i pokryta potem po ich
niedawnym seksie. Rozciągnięta na zwierzęcych futrach wyglądała jak Freya, bogini
matka. Och, Delicia mogła rozkazywać mu równie dobrze, jak jakiekolwiek bóstwo. Jej
kaprysy mogłyby go zniszczyć, gdyby ich brzegi nie były stępione przez jej miłość.
Uśmiechnął się, zastanawiając się, co bogini myśli o ich grach. Jej ciemne oczy skrzyły
się psotami. Zemna nie mógł powstrzymać się od wplecenia swoich palców w jej gęste,
brązowe włosy.
- Jesteś piękna – wymruczał.
- Więc weź mnie za żonę –wyszeptała, a w jej głosie był ból.
- Reade...
- Znajdziemy mu inną. Jesteśmy dla siebie, ukochany.
- Czy nie sprawia ci on przyjemności? - Zemna ukrył twarz w szyi Delicii, aby
nie mogła zobaczyć zaborczości, która z pewnością błyszczała mu w oczach. Kiedy
zazdrość wkradła się do jego serca? Czy nie życzył Dake'owi dobrze, kiedy ten zażądał
Alieii tylko dla siebie? I Delicia nie cieszyła się, służąc jemu i Raede'owi, czasami
spędzając długie noce pomiędzy nimi dwoma, akceptując wszystko i więcej niż mogli
dać i brała to.
- Kiedy się zakochaliśmy? - Jego język ruszał się po jej mokrym, pachnącym ciele,
szczypiąc ją w szyję. - Kocham cię, moja Delicio. Ale kocham też Raede'a. Jest moim
bratem, jeśli nie z krwi...
- To z serca – obróciła się na bok i zwróciła twarzą do niego, głaszcząc brodę,
która pokrywała mu policzki. - Ja również go kocham. Gdybym mogła wziąć cię za
mojego męża, Zemna, zrobiłabym to.
- Więc pozwól nam na ceremonię – powiedział. - Tu, teraz.
Jej uśmiech złamał mu serce. Jak pragnął, aby nigdy więcej nie spojrzała na
Raede'a z pożądaniem lub życzliwością. Może... Może znajdą kogoś innego dla jego
przyjaciela.
- Przyrzekam być twoim mężem, Delicio. Zachować cię w moim sercu na wieki.
Będę chronił cię i hołubił, aż to mojego ostatniego tchnienia.
- Przyrzekam być twoją żoną, Zemna. Będę chroniła cię moim życiem i zawsze
hołubiła – chwyciła jego ręce i pocałowała knykcie, jej ciepłe i wilgotne wargi na jego
skórze. - Przyrzekam kochać cię, dopóki moja dusza będzie istniała.
Pocałowali się, łagodna potrzeba rozwijała się między nimi. Jego palce znalazły
jej uda i podążyły do ciemnych włosów, które wciąż nosiły ślady przeżytej wcześniej
przyjemności. Wciąż była dla niego mokra i kiedy jeden palec wślizgnął się między
wilgotne fałdki, nabranie przez nią powietrza rozpaliło go w pachwinie.
Mógł zagłębić się w niej, już teraz i eksplodować. Ale nie... Jeszcze nie.
Odepchnął ją od siebie, przenosząc na drugą stronę, wtedy przyciągnął ją blisko...
bliżej, dopóki jej pośladki oparły się o jego wpół stwardniałego kutasa. Łagodnymi
rękami podążał po jej udach i brzuchu, rysując delikatnymi dotknięciami wzory,
dopóki nie zadrżała, jej ramiona wyciągnęły się, aby chwycić kurczowo sploty w jego
włosach.
- Będziesz mnie błagać? - Zapytał, a jego ręce pomału wędrowały ponad jej
żebrami, aby drażnić spód pełnych piersi. Jego słowa sprawiły, że wiła się bliżej niego,
jej tyłek poruszał się na twardym fiucie, jego długość ślizgała się pomiędzy jej
pośladkami.
- Delicia – powiedział ostro, zarówno, aby pobudzić ją do gry i powstrzymać się
przed wsuwaniem fiuta pomiędzy jej nogi i przebijaniem ciepłej, jedwabistej doliny,
która czekała. - Będziesz mnie błagać?
- Niczego ci nie odmówię, mężu.
Mężu. Przełknął węzeł w gardle na to czułe słowo. Takie proste słowo, ale więź
została nazwana, nie mogła być przerwana przez czas, odległość... lub Raede'a.
- Czego pragniesz, moja żono?
- Proszę – dyszała. - Dotknij mnie.
- Gdzie? - Jego pytanie prawie przypominało warknięcie.
- Moje piersi. Pożądają twoich dłoni.
Przykrył jej piersi, ściskając je, aż krzyknęła, ocierając się o niego, głos miała
wypełniony rozkoszną męczarnią.
- Błagam...
- Błagasz... O co?
- Moje sutki. Chcę, abyś je uszczypnął. Skręcił je, tak jak ty... - Jej głowa wsunęła
się mu pod brodę i odwróciła ją, aby ustami dotknąć szyi. Jej język zebrał pot
spowodowany przez jego powściągliwość i naparł na nią, fiut był twardy, pulsujący i
potrzebujący.
Uszczypnął sutki, jej krzyk spowodował szarpnięcie w penisie. Nie mógł
zdecydować, czy uśmiechnąć się, czy wykrzywić, kiedy jego bardzo mądra kobieta
sięgnęła pomiędzy ich ciała, aby zetrzeć kciukiem nasienie wypływające z jego fiuta. W
nagrodę skręcił jej sutki, a ona ugryzła go w szyję, aby powstrzymać krzyk. Wówczas
w odpowiedzi na jego przysługę owinęła delikatnymi palcami jego koguta i pogłaskała
go.
- Czego chcesz, ukochana? – Zapytał, słowa wpadły w głęboką noc jej włosów.
- Ciebie. Tylko ciebie, Zemna – uniosła nogę i poprowadziła go do swojej cipki.
Obydwoje zadrżeli, kiedy znalazł się w niej, jego fiut nabrzmiał w jej słodkim ciele,
śliski od jej soków, spełniając jej potrzeby.
Jej palce zastąpiły jego na sutkach. Męskie dłonie opadły na jej biodra i
zakotwiczyły ją, kiedy wszedł w głęboko. Patrzył, jak Delicia pieści własne piersi, oczy
zamknęły się, jej szaleńcze ruchy i jedna z jego dłoni wkradła się do jej kobiecości,
rozdzielając włosy łonowe, aż kciuk znalazł łechtaczkę. Poruszał się w niej,
przyglądając się, jak długie palce pociągają i skręcają jej duże, okrągłe sutki.
- Delicia! - Orgazm pozostawił go nieprzytomnego, zmuszonego trzymać ją
kurczowo, kiedy jego nasienie wlewało się w nią, uczucie po uczuciu kradło jego słowa,
myśli... Powoli, powoli jego oddech wracał ostrożnie do płuc.
Chwilę później, poruszając się o jego wciąż głaszczący kciuk, wygięła się w łuk i
schyliła głowę, aby przyjąć pocałunek. Jej krzyki rozkoszy wypełniły mu usta, kiedy
dowody jej przyjemności zmoczyły fiuta, jego palce i ich zaciśnięte uda.
Kiedy Zemna obudził się, był nagi, przymocowany do zimnej, betonowej
płyty. Coś w tej scenie wyglądało znajomo. Ach, tak. Pomieszczenie
oświetlone jedynie świecami wszystkich kształtów, zapachów i rozmiarów
wyglądało jak to, które Dake i Charron opisali, kiedy Charron została
porwana przez Czuwającego Wampira. Nikogo z nim w tym pokoju nie było,
ale domyślał się, że to się może wkrótce zmienić.
Stalowe kajdany, otaczające nadgarstki i kostki, dwa kawałki łańcucha
oplatające klatkę piersiową i uda. Rozpoznał zaklęcia, które wzmocniły metal.
Nie mógłby uwolnić się samemu. Szlag.
Wspomnienie Delicii, wymierzone jako sen, dręczyło go. Widza, że była
sprzedana jako niewolnik, jako seksualna zabawka dla wielu mężczyzn...
Niech wszystko szlag trafi. Że żyła na długo po tym, jak przerwał
poszukiwanie jej. Na długo po tym jak przestał wierzyć w dobro, w Boga. Ja?
Święty? To nawet nie było bliskie. Zaakceptował karę Jantry nie dla Alieii. Nie
dla Dake'a. Nawet nie dla dziecka, które ci kochankowie stworzyli. Ale dla
Delicii. Jego żony.
Łzy napłynęły mu do oczu i zamknął je. Tysiąc lat to kawał czasu. Jak
łatwo można pochować wspomnienia, udać zapomnienie. Kiedy jego uczucia
przeminęły i głód krwi, seksualnego podboju zastąpił jego człowieczeństwo...
Czy to nie strata Delicii doprowadziła go do życia, które wybrał wraz z
braćmi? Jak głupi, jak samolubni, jak przeklęcie tępi byli wszyscy. Będę kochać
cię, dopóki moja dusza będzie istniała.
Zapamiętane śluby, szeptane tak czule tego dnia, kiedy ją stracił, rozbiły
Zemnę. Z dźwiękiem, jakim jedynie demon mógłby zrobić, rozrywając
łańcuchy w piekle, spalił stal i zaklęcia go krępujące. I kiedy popioły opadły z
jego ciała, jedyna myśl rozbrzmiewała echem w jego umyśle...
Delicia. Wybacz mi!
Rozdział 7
- Mam go! - Krzyknęła Mia. Byłe wampiry, przeszukujące opuszczony
pokój Zemny spojrzały na nią zaskoczone. Cóż, ona również była zaskoczona.
Nagłe połączenie trzeszczało w jej myślach niczym błyskawica. Cholera, Zee
był wkurzony. Naprawdę wkurzony.
- Gdzie? - Domagał się Raede.
- Co ja jestem? GPS? - Ścisnęła zamknięte oczy i wpatrzyła się w pokój,
gdzie Zemna był trzymany w niewoli. Serce pędziło w galopie ze strachu i
lęku. Jej ukochany był w strasznym stanie, chwycony poczuciem winy i
gniewem, a mimo to zdmuchnął każdą świeczkę, przypiekł łańcuchy i, ups,
tam była betonowa płyta. Skruszyła się niczym ciasteczko moczone zbyt wiele
razy w mleku. Szybko opisała pokój, a Dake zaniósł się kaszlem.
- Wiem, gdzie to jest! Te dupki nie mogą znaleźć nowego legowiska?
- Moran nie jest zazwyczaj tak przewidywalny – przyznała, oczy miała
wciąż zamknięte, kiedy walczyła, aby utrzymać mentalne więzi z Zemną.
- Święte miejsce – wymamrotał Raede. - Jeśli Czuwający Wampir znalazł
portal energetyczny i w tym odprawił rytuały, zakwalifikuje to święte miejsce
do odprawienia Desrai Sa'ed.
- Skąd wiesz? - Spytał Dake.
- Pamiętam – wzruszył ramionami na sceptyczne spojrzenie Dake'a. -
Myślę, że spędziliśmy tak wiele czasu, tłumiąc wspomnienia dawnych
czasów, że przekonaliśmy siebie do zapomnienia wszystkiego, oprócz naszej
potrzeby krwi i seksu. Ale kiedy drzwi umysłu się otworzyły – jego wzrok
przyszpilił Mię. - Cała ta miłość i smutek przyszła ze wspomnieniami.
- I z prawdą, uparciuchu?
- Delicia tak mnie nazywała – jego usta skrzywiły się. - Nie pamiętałem,
aż to teraz.
Kontakt z Zee zamierał, próbowała przyciągnąć go miłością i światłem,
ale połączenie trzeszczało i wyłączyło się z taką samą brutalnością, z jaką się
pojawiło. Otworzyła oczy.
- Jest wściekły. Oszalały. Musimy się spieszyć.
*
Zemna stał w pomieszczeniu, jego wściekłość była żyjącą w nim bestią.
Nigdy nie był berserkiem
, ale na wojnie był świadkiem tych bezwzględnych,
oszalałych ludzi. Czuł się szalony i wściekły, ale chociaż złamał swoje więzy i
zniszczył pokój, nie mógł go opuścić. Magia Morana była silniejsza, niż
kiedykolwiek mógł przypuszczać. I trzymała go jako więźnia. Nie mógł ani
przejść przez drzwi, ani przemieścić się gdzieś w bezpieczne miejsce.
Moran wszedł do pokoju, ubrany w czarne, skórzane spodnie, czarne
buty i dziwną, czerwoną pelerynę z weluru. Nie miał na sobie żadnej koszuli,
a pierś błyszczała, jakby była naoliwiona. Uniósł brwi, kiedy oceniał
zniszczenia. Pstryknięciem palców jeszcze raz zapalił świece, które ocalały z
napadu wściekłości Zemny. Nie ocalał żaden z uchwytów, więc jedynie
podłoga była oświetlona, zostawiając większą część pomieszczenia w
ciemnościach.
- Jesteś bardzo złym chłopcem – powiedział Moran. Przeszedł przez
zniszczenia, aż stanął naprzeciw Zemny. - To wstyd, że złamałeś święty ołtarz.
Importowaliśmy go z Peru. Wielu silnych mężczyzn i niewiernych kobiet
zginęło na tym kamieniu. Wieki temu ich bijące serca były wyrwane z piersi i
ofiarowane bogom.
- Myślisz, że wyrwiesz mi serce?
- Nie, Zemna – Moran klepnął policzek Zemny, tak jak zrobiły to ojciec
nieposłusznemu synowi. - Mam zamiar wyrwać ci duszę.
3
Berserk według podań historycznych był nie znającym strachu wojownikiem nordyckim. Wikinga
będącego berserkiem ogarniał szał walki, który dodawał mu nadludzkiej siły.
*
Mia prowadziła Beemera, ignorując nadąsane miny jej pasażerów. Dake
użył komórki, aby zadzwonić do Charron i Roji. Kobiety miały się z nimi
spotkać w kryjówce Czuwającego Wampira. Jak tylko Dake zakończył
rozmowę, na przemian trzymał się uchwytu i wpatrywał w prędkościomierz.
- Założę się, że nie wiedziałeś, że mógł jechać sto osiemdziesiąt, nie?
- I chciałbym wciąż nie wiedzieć – powiedział przez zaciśnięte zęby. -
Zabijesz nas.
Mia roześmiała się.
- Do chrzanu być śmiertelnym, nie?
- Jedynie teraz.
Kiedy przybyli do opuszczonej fabryki, światła Beemera objęły białego
Lexusa, zaparkowanego niedaleko zepsutych drzwi. Charron i Roja stały
niedaleko samochodu, każda trzymała torbę i broń. Mia zaparkowała obok
nich i wyłączyła silnik. Wszyscy zebrali się obok drzwi.
- Czy ktoś jeszcze czuje się tak, jak w kreskówce o Scooby-Doo? - Spytał
Raede.
- Ha, ha – rzuciła ironicznie Mia, ale uśmiechnęła się.
- Jaki jest plan? - Szepnęła Charron.
- Wchodzimy, skopiemy im tyłki i uwolnimy Zemnę – Mia otworzyła
drzwi i weszła do odrażającego, mrocznego budynku.
Byłe wampiry i ich partnerki życiowe podążyli za nią.
Rozdział 8
Zemna klęczał przed Moranem, miał pochyloną głowę i kipiał
wściekłością. Sparaliżowany, był posągiem z ciała i kości. Furia wzbierała się
w środku, tysiąc lat żalu i nienawiści do samego siebie gotowało się w nim i w
żaden sposób nie można było zapobiec tej powodzi.
Ze swoim ograniczonym widzeniem, Zemna mógł zobaczyć podłogę,
błyszczące czubki śmiesznych, czarnych butów Morana, roztrzaskane kawałki
kamienia i woskowe odłamki zniszczonych świec. Ale jego uszy słyszały to,
czego oczy nie mogły widzieć – Mia i jego przyjaciele przybyli. Odgłosy walki
i krzyków odbijały się echem po pokoju. Przedzierali się przez durniów,
pracujących dla Morana i Czuwającego Wampira z prędkością i brutalnością,
która sprawiła Zemnie przyjemność.
- Będziesz patrzył na jej śmierć – powiedział Moran. Wściekłość drżała w
jego głosie. - Będziesz przyglądał się śmierci ich wszystkich.
Zemna zrozumiał, że jakiekolwiek jego wróg miał plany względem niego,
to względem Mii... Te plany nie wypalą. Mógł posmakować strachu Morana i
słyszał dzikie uderzenia jego serca. Ale coś silniejszego osaczało strach:
chciwość. Moran zabił zbyt wielu i czekał zbyt długo, aby nie spełnić swojego
marzenia o mocy i nieśmiertelności.
Zee! Jestem tu.
Wiem, że tu jesteś, ty mała idiotko. Jesteś szalona. Dlaczego, do diabła,
przyszłaś?
Wciąż wisisz mi to rżnięcie.
Gdyby mógł, roześmiałby się. W tym momencie Mia otworzyła swoje
serca dla Zemny, pozwoliła mu poczuć swoją radość, ulgę i... swoją miłość.
Niemożliwe. Jak ona mogła go kochać?
Moran jest ze mną w pomieszczeniu. Jestem sparaliżowany. Jego magia jest zbyt
silna. Nie mogę jej przełamać.
Próbuj mocniej, wampirze. Już prawie jesteśmy. Jakaś rada?
Taaa. Nie daj się zabić.
Zemna usłyszał, jak Mia i jej oddział wkroczył do pomieszczenia.
Pomimo prób nadwyrężenia każdego miejsca w swoim ciele do ruchu – niech
szlag to trafi, rusz się! -
nie mógł szarpnąć nawet brwią. Wszystko, co miał, to
swój słuch i połączenie z Mią, tyle tylko, że uniosła tarcze umysłu.
- Daj mi amulet! - Wrzasnął Moran.
- Och, pieprz się – powiedziała Mia.
Zemna usłyszał tępy dźwięk, gwałtowny wdech i odgłos, jak gdyby coś
dużego i ciężkiego spadło na podłogę.
W tej chwili jego ciało zostało uwolnione. Skoczył na nogi, pięści były
gotowe. Jego głowa uniosła się, aby znaleźć Mię, wpatrującą się w niego, z
ręką na biodrze, uśmieszkiem na wargach.
- Trochę nie w klimacie, nie?
Moran był rozłożony na podłodze, oczy były szeroko otwarte i
niewidzące. Z klatki sterczał zardzewiały żelazny szpikulec, który przebił
wcześniej Mię.
- Odpowiednio, prawda? - Spytała. - Liczyłam na to, że Moran zrozumie
symbolikę, wiesz, jak to być przebi...
Usta Zemny przykryły jej, smakując słodkość ust, które tak często mówiły
kpiące słowa. Nie rozumiał jej, nie rozumiał też swoich uczuć do niej.
Wiedział, że jego przyjaciele stoją w drzwiach, patrząc i czekając... I
zastanawiając się.
Jesteś nagi, Zee.
Ty nie.
Łatwo to naprawić. Ale jeśli masz zamiar urządzić widowisko, może powinniśmy
pobierać opłatę za wstęp.
Zemna owinął swoje ramiona wokół Mii.
Pstryk!
Zniknęli.
*
Kiedy Mia otworzyła oczy, zobaczyła nocne niebo. Gwiazdy wyglądały
jak szczypty cukru na czekoladowym torcie. Powolne uderzenia fal o brzeg i
miękki piasek pod nagim tyłkiem dał jej wskazówkę co do ich lokalizacji.
Trochę. Cienie palm, uderzenia i trzepot owadów, ciepła bryza uderzająca o
nagie ciało... Więc nieźle... Byli na tropikalnej wyspie leżącej Bóg-wie-gdzie.
Zemna leżał obok niej, bawiąc się złotym kółkiem w jej pępku. Odwróciła
się do niego i wpatrzyła w jego czarne spojrzenie. Zobaczyła zmieszanie i
nadzieję. Pogłaskała go po włosach.
- Jest tyle do powiedzenia.
- Później – powiedział, trącając nosem jej szyję.
- Udało ci się zdjąć ze mnie ubrania.
- Planuję sprawić, że dojdziesz.
- Wow, ale z ciebie romantyk – zaśmiała się, kiedy wturlał się na nią,
warcząc, ale jej chichot zamienił się w jęki, kiedy Zemna wziął jeden z jej
sutków do ust i przetoczył między ustami i językiem. - Święty Boże. Zrób to raz
jeszcze.
Posłuchał.
Rozkosz przebiła jej brzuch. Ramionami otoczyła jego szyję, zachęcając
do zachwycających tortur jej piersi. Dłońmi ślizgała po mięśniach jego pleców
i delektowała się każdym konturem, każdym zagłębieniem. Objęła go za tyłek
– facet miał świetny tyłek – i pchnęła jego erekcję o swoją łechtaczkę. Och, tak.
Rozplątana nic pożądania wiła się i kręciła wokół niej, kiedy pompowała
nawet tak nieznacznie o grubą główkę fiuta.
- Możesz sprawić, że dojdę – wyszeptała. - tylko robiąc to.
- Spróbujmy, dobrze?
Każde liźnięcie i pociągnięcie ust Zemny na jej piersiach budziło
namiętność. Każde niewielkie pchnięcie o fiuta podsycało ogień. Ale jedynie
kiedy kły Zemny przekłuły jej pierś, jednocześnie ssąc sutek, orgazm
pochłonął ją i uniósł ją podczas przypływu dużo silniejszego niż ten, który
lizał ich stopy.
- Więcej – błagała.
Zamknął ranę szybkimi liźnięciami języka. Wtedy, odwrócił się do
drugiej piersi i zaczął bawić się sutkiem. Poczuła, jak kieł otarł się o niego, jego
język omiótł go... Niech szlag to weźmie, więcej. Więcej!
Tak, moja kochana Mio. Dam ci więcej.
Nie opadła jeszcze z ostatniego, najbardziej zdumiewającego uczucia,
jakie kiedykolwiek czuła, innego niż jej miłość do Zemny, gdy odkryła, że
zachłannie chce jeszcze raz znaleźć się na szczycie. Poczuła głód kochanka,
jego walkę o kontrolę. Bał się, że ją zabije. Minęło zbyt wiele czasu, odkąd się
pożywiał, odkąd się pieprzył.
- Zrób to! - Zażądała, szarpiąc go za włosy, przyciągając do swojej piersi.
Uniósł głowę, jego spojrzenie było tak czarne, jak gdyby zaglądało się do
piekła.
- Nie - sturlał się z niej, usiadł, jego pięści kurczowo chwytały piasek i
wpatrywał się w ocean. - Nie zabiję cię.
- W tym masz rację – zanurkowała do niego, uczepiając się jego kolan.
Chwycił ją kurczowo w tali, jak gdyby miał zamiar odrzucić ją daleko, ale nie
mógł się do tego zmusić. I w tej sekundzie wahania, wślizgnęła się na jego
fiuta i ścisnęła.
Jego kontrola złamała się.
Owinęła nogi wokół jego pasa, nie dbając o to, że palcami podrapał jej
ciało, kiedy penetrował ją, jego fiut wbijał się tak głęboko, że czuła drżenie
swojej macicy.
Dopasowała się do jego płomiennych ruchów, wbijając pięty w piasek,
rękami chwytała go za włosy, kiedy pchnęła jego twarz w kierunku swojej
piersi.
- Proszę, Zemna. Weź ode mnie. Jestem twoja.
Kły wbiły się w jej ciało, kiedy ssał sutek, jednocześnie pijąc z rany. Jego
fiut pompował w nią, szybko i desperacko, kiedy przywiódł ją do orgazmu nie
raz, lecz dwa razy. Sapiąc, dysząc, trzymała się go mocno ze wszystkich sił, jej
serce waliło i skóra ślizgała się od potu, kiedy on wciąż ją pieprzył.
Wciąż pił z niej.
Wówczas podniósł głowę, jego usta były czerwone od krwi i dźwignął ją
ze swoich kolan. Nim mogła zaprotestować, był za nią, szorstko ustawił jej
biodra ze swoimi i wbił się w jej cipkę.
Nie mogła złapać oddechu, ale niech będzie potępiona, jeśli nie
uwielbiałaby tej jazdy. Zmusił ją do położenia się na ziemi, jej łechtaczka
pocierała o piasek z każdym uderzeniem jego fiuta. Kły wbiły się w jej ramię,
jego jęki rozkoszy i potrzeby miękko brzmiały w jej uchu.
Z piaskiem ocierającym się o łechtaczkę i bolesnymi sutkami, poczuła, jak
przyjemność niewiarygodnie narasta... Wtedy doszła. Krzyknęła, ujeżdżając
falę, chwytając się piasku, kiedy jej soki wylały się na plażę.
Zemne uwolnił jej ramię i z jękiem, wysunął się z niej, oddalając się.
Wystraszony. Wkurzając ją, próbował znów ją ocalić... Przewróciła się i
przygotowała, aby ruszyć w pościg.
Był na kolanach, wpatrywał się w nią, spojrzenie drapieżnika
obserwującego swoją ofiarę. Fiut wystawał z okolic bladych włosów między
jego umięśnionymi nogami, mokry od jej soków, duży i soczysty.
Przyczołgała się do niego, nie dbając o to, że w każdej sekundzie może
rzucić się na nią i rozerwać z głodu. Uklękła przed nim, czując mieszankę
pragnienia i wyczerpania, miłości i strachu.
Wówczas pochyliła się nisko i wzięła jego fiuta do ust, wylizując swoje
własne soki, całując i smakując każdy piękny cal. Jej palce złożyły hołd jego
jądrom... Ciągnąc, obejmując, ugniatając.
Dłoń Zee zaplątała się w jej włosach i wzięła go w pełni, od czubka do
podstawy, wzmagając tempo, uwielbiając słodkie uczucie jego twardego
penisa pomiędzy wargami, wsuwającego się do gardła.
Jego uda zacisnęły się... Sapnął... Jego fiut zadrżał... I zatrzymała się,
szarpiąc się z dala od jego uścisku.
- Jeszcze nie – powiedziała. - Nie, dopóki, nie znajdziesz się we mnie.
Opadając na plecy, otworzyła się dla niego, a on z zapałem wczołgał się
na nią, całując ją, kiedy fiut ją wypełnił.
- Pieprz mnie – domagała się. - Spraw, że będę twoja, Zemna. Na zawsze.
Zabrakło mu jedynie słowa, aby w końcu dojść, jego okrzyk odbił się
echem w nocy, kiedy wylał w nią swoje nasienie. Gdy intensywny orgazm
wstrząsnął nim, Mia objęła Zemnę, otaczając go ramionami i swoją miłością.
Zadrżał i jęknął, jego ciało chwycone w uniesieniu, które mógł odczuwać
jedynie Poszukiwacz Rozkoszy... Do czasu, gdy opadł na nią, zaspokojony.
Epilog
Rok później
Spotkali się w magazynie Dake'a, kiedyś luksusowo wyposażonym, teraz
wypełnionym zabawkami i innymi oznakami rodzicielstwa. Zapach zasypki
dla niemowląt i owsianki pozostały – jako świadectwo porannych czynności.
Dake i Charron byli więcej niż zajęci przez swoją malutką córeczkę, Eleane.
Sześcioro ludzi okrążyło stół i wpatrzyło się w amulet ze złota i rubinu.
- Jesteś pewna? - Zapytała Roja. - Jest taki piękny. I nikt tu nie jest
Poszukiwaczem Rozkoszy. Już nie.
- Jest niebezpieczny – powiedziała Mia.
- Mógł być niebezpieczny – zgodził się Raede. - Gdyby dziennik Delicii
przetrwał w ogniu.
W noc, kiedy Zemna zaakceptował Mię jako jego partnerkę życiową,
która była kiedyś Delicią, reszta podłożyła ogień w opuszczonym budynku,
aby ukryć ślady działalności Czuwającego Wampira i ich śmierci. Dziennik
Delicii był tam ukryty, w biurze Morana i spłonął, razem z wszystkimi
sekretami Czuwającego Wampira... I Poszukiwaczy Rozkoszy.
- To wydaje się być złe – powiedziała Charron. - Zniszczenie ostatniej
rzeczy, która należała do ludzi, którzy tak wiele cierpieli.
- Nie wiemy, czy to nie ma innych mocy – powiedział Dake. - Jedynym
sposobem, aby upewnić się, że niebezpieczeństwo zniknęło, jest zniszczenie
tego. Czy nie nauczyliśmy się wszyscy, że nie możemy żyć przeszłością?
Dake kiedyś zapytał Mię, czy Charron jest reinkarnacją duszy Aliei, ale
Mia wyjaśniła, że nie każda dusza ponownie odwiedza ziemię. Dake kochał jej
siostrę i ich córkę tak bardzo, że wybrali Światło. Jest tam wiele podróży dla
tych dusz, które postanowiły ponownie nie zamieszkiwać śmiertelnego ciała.
Wpatrując się teraz w amulet, Mia położyła dłonie na swoim brzuchu.
- Może nie powinniśmy go niszczyć.
Zemna stanął za nią i złączył swoje ręce z jej. Ich dziecko wyraziło ostry
sprzeciw przy wtrącaniu się. Miękki chichot Mii owinął się wokół jego bardzo
ludzkiego serca. Złożył pocałunek na jej włosach i odetchnął głęboko
zapachem lawendowego szamponu.
- To wybór Mii – powiedział Zemna. - Zapłaciła dużą cenę za ten skarb.
Mia przechyliła głowę, aby go pocałować, później zwróciła swoją uwagę
na naszyjnik.
- Nie sądzę, że powinniśmy go zniszczyć – powiedziała. - Mam wrażenie,
że on... Nie wiem... Ma niedokończone sprawy.
- Ale nie nasze.
- Nie, Zee. Nie nasze – Mia podniosła amulet. Światło słoneczne
przenikające przez okna błysnęło na dużym rubinie. Był to kolor krwi,
poświęcenia. – Zostanie ukryty. I musimy wierzyć, że ktokolwiek go
potrzebuje, znajdzie go.
- Wierzysz w przeznaczenie? - Zapytał Zemna.
Mia uśmiechnęła się do niego.
- Głupi mężczyzna. Wierzę w miłość.