HISTORYCZNE BITWY
JAROSŁAW M. WOJTCZAK
ALAMO - SAN JACINTO 1836
Wydawnictwo Bellona
Warszawa 1996
WSTĘP
W 1845 r. dziennikarz nowojorskiej gazety „Morning
News" John L. Sullivan napisał artykuł redakcyjny na temat
stałej ekspansji terytorialnej Stanów Zjednoczonych Amery
ki. Tak narodziła się idea przeznaczenia dziejowego (Mani
fest Des tiny)
przyznająca USA historyczne i opatrznościowe
prawo do opanowania i ucywilizowania całego kontynentu pół
nocnoamerykańskiego od Atlantyku do Pacyfiku.
W rzeczywistości Stany Zjednoczone rozpoczęły gwałtow
ną ekspansję terytorialną na długo przed narodzinami Manife-
sto Destiny. Stało się ono jednak popularnym sloganem i ha
słem przewodnim ideologii amerykańskiej ekspansji, potwier
dzającym dotychczasowe sukcesy nowego ustroju, i dyrekty
wą dalszej polityki Stanów Zjednoczonych.
Już w 1803 r. za prezydentury Thomasa Jeffersona
(1801 -1809) sfinalizowano zakup francuskiej Luizjany. Młode
państwo amerykańskie niewielkim kosztem (15 milionów do
larów i spłata roszczeń obywateli amerykańskich wobec Fran
cji) powiększyło się z dnia na dzień o ogromne terytorium roz
ciągające się na zachód od Missisippi aż do Gór Skalistych.
W przyszłości z terytorium tego miało powstać piętnaście no
wych stanów Unii.
Zakończona pokojem w Gandawie wojna amerykańsko-bry-
tyjska (1812-1815) ułatwiłaAmerykanom osiągnięcie dalszych
sukcesów terytorialnych. Do 1819 r. Stany Zjednoczone uzy
skały kontrolę nad wybrzeżem Zatoki Meksykańskiej aż do
4
bezpośredniego sąsiedztwa Nowego Orleanu i nad hiszpańską
Florydą.
Zajęcie Luizjany po raz pierwszy zwróciło uwagę Amery
kanów na terytorium graniczącego z nią hiszpańskiego Te
ksasu. Przez krótki okres Stany Zjednoczone utrzymywały na
wet, że Teksas mieści się w obrębie obszarów objętych zaku
pem Luizjany, ale po zawarciu z Hiszpanią traktatu regulują
cego sprawę Florydy w 1819 r. wycofały swe roszczenia i
zaakceptowały granicę Luizjany bez Teksasu. W praktyce jego
granice były określone bardzo niedokładnie. Południowe ru
bieże wyznaczała rzeka Rio Grandę, na zachodzie stanowiły
je tereny Nowego Meksyku, a na północy ginęły w bezkre
snych przestrzeniach Wielkich Równin. Granica z amerykań
ską Luizjaną była także nieokreślona, z czasem przebiegała
ona przez ziemie leżące pomiędzy rzekami Red River i Sabi
nę. Ta ostatnia stała się w końcu umowną granicą Teksasu
oddzielającą go od posiadłości amerykańskich.
Terytorium Teksasu było niezwykle słabo zaludnione i tyl
ko formalnie związane z Nową Hiszpanią, a później Meksy
kiem. W praktyce, podobnie jak Kalifornia i Nowy Meksyk,
rządziło się samo, gdyż władze centralne w Mexico City mało
interesowały się północnymi kresami swoich posiadłości. W
miarę rozwoju kolonizacji i napływu amerykańskich osadni
ków do Teksasu naturalne powiązania ściślej łączyły go z ob
szarem kolonizacji anglo-amerykańskiej niż hiszpańskiej.
Pod koniec lat dwudziestych XIX w. amerykańscy osadni
cy w Teksasie, których wcześniej rząd meksykański sam za
chęcał do kolonizowania północno-wschodnich kresów, pod
jęli próby uniezależnienia się od Meksyku. Wraz z upływem
lat, ufni w swoją siłę i protekcję Stanów Zjednoczonych, na
bierali pewności siebie i jawnie ignorowali prawa i interesy
Meksyku. Początkowo próbowali uzyskać szeroką autonomię
w ramach Republiki Meksyku, później dążyli do utworzenia
niepodległego państwa. Bezpośrednim skutkiem tych usiło
wań był narastający konflikt amerykańskich Teksańczyków z
5
władzami meksykańskimi, który spowodował wybuch wojny
o niepodległość Teksasu w latach 1835-1836 (zwanej także
Rewolucją Teksaską).
Jednym z najbardziej dramatycznych i znamiennych w skut
kach wydarzeń tej krótkiej, lecz niezwykle krwawej wojny było
oblężenie ufortyfikowanej misji Alamo w San Antonio. Bitwa
ta, w której zginęli prawie wszyscy teksascy obrońcy, wśród
nich słynni bohaterowie amerykańskiego pogranicza Davy
Crockett i Jim Bowie, stała się niemal natychmiast legendą.
Odegrała istotnąrolę mobilizującąamerykańską opinię publicz-
nąprzeciwko Meksykowi i ułatwiła Teksańczykom decydują
ce o losach wojny i Teksasu zwycięstwo nad wojskami me
ksykańskimi na równinie San Jacinto 21 kwietnia 1836 roku.
7
PRZYJDŹCIE I WEŹCIE!
Nie mogę ani nie chcę wydać tego działa [...] i myślę, że tylko silą
można zmusić nas do ustępstw.
(Joseph D. Clements, 30 września 1835 r.)
29 września 1835 r. por. Francisco Castaneda na czele od
działu dragonów z meksykańskiego garnizonu w San Antonio
de Bexar stanął na wschodnim brzegu rzeki Guadelupe na
przeciwko miejscowości Gonzales. Z rozkazu wojskowego
komendanta San Antonio płk. Domingo de Ugartechei przy
był tu, aby skonfiskować 6-funtowe działo amerykańskim ko
lonistom z Gonzales.
Gonzales założono w sierpniu 1825 r. jako centrum kolonii
osiedleńczej impresario
1
z Missouri, Greena De Witta. Leżała
ona u zbiegu rzek San Marcos i Guadelupe i od wschodu gra
niczyła z kolonią Stephena Austina, terenem najstarszej an-
glo-amerykańskiej akcji osiedleńczej w Teksasie. Projekt miej
scowości Gonzales opracował doświadczony mierniczy mjr
James Kerr, a jego nazwa pochodziła od nazwiska ówczesne
go meksykańskiego gubernatora połączonych stanów Coahui-
l a - Teksas Rafaela Gonzalesa, którego życzliwy stosunek do
amerykańskich osadników miał znaczący wpływ na utworze
nie kolonii De Witta. W momencie swojego powstania Gonza
les było najbardziej wysuniętym na zachód osiedlem amery-
1
Impresario (hiszp. empresarió) - agent ziemski, organizator akcji osie
dleńczej na mocy przywileju kolonizacyjnego przyznawanego przez władze
hiszpańskie i meksykańskie.
kańskim, co niosło ze sobą poważne zagrożenie ze strony wro
gich Indian. W lipcu 1826 r. napadli na nie Indianie Tawako-
ni, łupiąc i częściowo je paląc. W następnych latach cała kolo
nia De Witta była zagrożona nieustannymi atakami Indian Ta-
wakoni i Tonkawa, którzy wypierani z północy przez silniej
sze plemiona Komanczów i Wichita, stali się uciążliwymi
sąsiadami kolonistów znad rzeki Guadelupe. Mieszkańcy Gon
zales, zabiegając o zapewnienie sobie większego bezpieczeń
stwa przed wrogimi Indianami, otrzymali w 1831 r. od lokal
nych władz meksykańskich w San Antonio stare, 6-funtowe
działo pozostałe „w spadku" po Hiszpanach. Sytuacja sprawi
ła, że nigdy nie zostało użyte przeciwko Indianom, służyło na
tomiast mieszkańcom Gonzales do oddawania strzałów na
wiwat.
W roku 1835 w Teksasie narastało napięcie i niepokoje
wśród amerykańskich osadników. Władze meksykańskie po
ważnie zaniepokojone eskalacją rozruchów zbrojnych podję
ły działania prewencyjne, zmierzające do spacyfikowania bun
towniczych nastrojów i rozbrojenia kolonistów.
Pułkownik Ugartechea, działając zgodnie z wytycznymi gen.
Cosa, wojskowego dowódcy północnych prowincji Republiki
Meksyku, zażądał odAmerykanów z Gonzales zwrotu działa i
odstawienia go do meksykańskiego arsenału Cesas Reales w
San Antonio. W końcu września przybył do Gonzales kpr.
Casimir de Leon z pięcioma żołnierzami i wozem do transpor
tu działa. Ku zdziwieniu Meksykanów, którzy nie spodziewa
li się żadnych problemów, koloniści odmówili wydania dzia
ła. Rozgniewany odmową płk Ugartechea niezwłocznie wy
słał do Gonzales por. Castanedę z oddziałem 150 dragonów.
Castaneda dotarł na miejsce 29 września i z zaskoczeniem
stwierdził, że jedyny bród na Guadelupe został zablokowany
przez uzbrojonych kolonistów. Kapitan Albert Martin, który
na czele 18-osobowego oddziału lokalnej milicji obsadził prze
prawę, odmówił przepuszczenia kawalerzystów przez bród.
Porucznik Castaneda, rezygnując ze zbrojnego forsowania
8
przeprawy wycofał swych dragonów i rozpoczął pertraktacje
zAmerykanami. Zaradąalkada
2
Gonzales,AndrewPontona,
koloniści zażądali odłożenia rozmów, motywując to rzekomą
nieobecnością w'mieście alkada, bez którego nie chcieli podej
mować żadnych decyzji.
W czasie gdy dowódca meksykański bezczynnie oczekiwał
na wznowienie negocjacji, milicjanci kpt. Martina umacniali
swoje pozycje przy brodzie, a konni posłańcy Amerykanów
wyruszyli do sąsiednich osiedli z wiadomościami o sytuacji w
Gonzales. Wieści te w ciągu kilkunastu godzin dotarły do wszy
stkich anglo-amerykańskich osad położonych nad Guadelupe
oraz w dorzeczu rzek Brazos i Colorado
3
. Już następnego dnia
do Gonzales zaczęli ściągać uzbrojeni koloniści z okolicznych
miejscowości. W ciągu dwóch dni zebrało się ich przeszło 160,
wielu zaś było jeszcze w drodze bądź szykowało się do wymar
szu. Spór o działo z Gonzales urósł do rangi symbolu wolności
i niezależności amerykańskich osadników w Teksasie.
Taktyka wyczekiwania i natychmiastowa akcja ściągania
do Gonzales posiłków z bliższego i dalszego sąsiedztwa po
zwoliły kolonistom w krótkim czasie zebrać siły zdolne do
przeciwstawienia się oddziałowi por. Castanedy.
30 września na wschodnim brzegu Guadelupe Joseph Cle-
ments, wyrażając wolę wszystkich zebranych Amerykanów,
w krótkim oświadczeniu zdecydowanie odrzucił meksykań
skie żądania i odmówił wydania działa. W celu uzasadnienia
odmowy stwierdził, że działo zostało przekazane mieszkań
com Gonzales przez lokalne władze meksykańskie wierne po
stanowieniom konstytucji z 1824 r., a płk Ugartechea repre
zentuje dyktatorski rząd prezydenta Santa Anny, który nie ma
2
Alkad - starszy urzędnik gminny w Hiszpanii i jej koloniach amery
kańskich; wójt, burmistrz.
'Colorado - rzeka w Teksasie, dł.1438 km, uchodzi do Zatoki Meksy
kańskiej, w środkowym biegu stolica Teksasu Austin. Nie mylić z rzeką
Colorado w USA i Meksyku, dl. 2330 km, uchodzącą do Zatoki Kalifornij
skiej, w środkowym biegu Wielki Kanion Kolorado.
9
prawa podejmować jednostronnych decyzji godzących w wol
ność obywateli. Odpowiedź Clementsa, poparta zbrojną de
monstracją siły obsadzających bród milicjantów, nie pozosta
wiała Castanedzie cienia wątpliwości co do intencji koloni
stów. Mimo to zdecydował się wykonać otrzymane rozkazy.
Wycofał swoich żołnierzy w górę rzeki z zamiarem odnalezie
nia innej przeprawy i obejścia miasta od tyłu. Noc z 30 wrze
śnia na 1 października Meksykanie spędzili w umocnionym
obozie na wzgórzu De Witta w pobliżu Gonzales.
Tej samej nocy osadnicy z Gonzales wydobyli zakopane w
sadzie śliwkowym George'a Davisa działo i osadzili je na lawe
cie wykonanej z wozu do transportu bawełny. W tym samym
czasie dwie mieszkanki Gonzales Sarah Seely i Eveline De Witt
uszyły ze ślubnej sukni flagę bojową i wręczyły ją zebranym
kolonistom. Flaga, wykonana według pomysłu Johna H. Moora
z La Grange, przedstawiała czarną lufę armatnią na białym tle,
nad którą widniała samotna, pięcioramienna gwiazda, symbol
Teksasu. Pod lufą dużymi, czarnymi literami wyszyto napis:
COME AND TAKEIT {PRZYJDŹCIE I WEŹCIE JE).
1 października rano por. Castaneda opuścił wzgórze De-
Witta i poszukując dogodnej przeprawy przesunął swój od
dział dalej w górę rzeki. Ponieważ Meksykanom nie udało się
znaleźć odpowiedniego brodu, pod wieczór rozbili obóz na
terenie rancza amerykańskiego osadnika Ezekiela Williamsa,
w odległości 7 mil (11 km) od Gonzales.
Tego samego dnia około godz. 7.00 wieczorem grupa 168
uzbrojonych kolonistów zebranych w Gonzales przeprawiła
się przez rzekę tocząc ze sobą przygotowane do strzału działo.
Na wschodnim brzegu Guadelupe zorganizowali naradę, w
trakcie której wybrali w demokratycznym głosowaniu swoich
dowódców. Komendę nad zebranymi ochotnikami powierzo
no mającemu doświadczenie z walk z Indianami Johnowi Mo-
orowi, którego mianowano pułkownikiem. Jego zastępcą w
stopniu podpułkownika został James W.E. Wallace. Naradę
zakończyło patriotyczne kazanie pastora Smitha z Gonzales.
10
Wczesnym rankiem 2 października, pod osłoną gęstej mgły
spowijającej oba brzegi rzeki, Teksańczycy wyruszyli w kie
runku obozowiska meksykańskich dragonów. Kiedy mgła opa
dła zaskoczeni Meksykanie ujrzeli naprzeciw swojego obozu
tyralierę uzbrojonych kolonistów gotowych do ataku. Pośrod
ku linii Teksańczyków znajdowało się stanowisko bojowe dzia
ła, nad którym powiewała flaga COME AND TAKE IT. Po
rucznik Castaneda próbował uformować swoich żołnierzy do
obrony, ale teksaskie działo, z braku odpowiedniej amunicji,
załadowane kawałkami łańcucha i żelaznymi siekańcami, do
brze wymierzonym strzałem rozproszyło meksykańskich dra
gonów. Salwa ze strzelb Teksańczyków spotęgowała zamiesza
nie w szeregach Meksykanów. Pozostawili oni na polu walki
jednego zabitego i unosząc ze sobą kilku rannych wycofali się
pośpiesznie w kierunku San Antonio ścigani bojowymi okrzy
kami podochoconych sukcesem Amerykanów.
Zaraz po potyczce płk Moore poprowadził swoich ludzi z
powrotem do Gonzales, a wieść o zwycięskim starciu z Me
ksykanami błyskawicznie obiegła wszystkie kolonie amery
kańskie w Teksasie. Mało kto zdawał sobie zapewne sprawę z
tego, że działo z Gonzales oddało pierwszy strzał w krwawej
wojnie o niepodległość Teksasu. Samo Gonzales zaś uważane
będzie od tej pory za Lexington
4
Teksasu.
Paradoks historii sprawił, że działo z Gonzales, które stało
się bezpośrednią przyczyną wojny, oddało w niej tylko jeden,
jedyny strzał. Po potyczce z oddziałem Castanedy zabrano je
do Gonzales. Tam zostało umieszczone w miejscowej kuźni,
gdzie 3 października zdolny kowal i rusznikarz Noah Smith-
wick oczyścił starą lufę i umieścił ją na specjalnie przygoto
wanym, czterokołowym wozie ciągnionym przez parę wołów.
4
Lexington - miasto w Massachusetts (USA), 19 kwietnia 1775 r. pod
Lexington Amerykanie stoczyli zwycięską walkę z wojskami brytyjskimi,
która zapoczątkowała amerykańską wojnę o niepodległość w latach
1775-1782.
11
Kiedy 12 października teksascy ochotnicy wyruszyli na woj
nę, zabrali je ze sobąjako zaczątek swojej artylerii. Słaba kon
strukcja wozu nie wytrzymała trudów wędrówki po bezdro
żach i przepraw przez liczne strumienie na drodze do San An
tonio. Koloniści, mając nadzieje na zdobycie nowych dział na
Meksykanach, zakopali lufę armatnią na starym indiańskim
cmentarzu nad brzegiem strumienia Sandies Creek. Zapomnia
na przez wszystkich przeleżała tam przez następne 101 lat.
Wielka powódź w czerwcu 1936 r. odsłoniła znalezisko, ale
jego tożsamość ustalono dopiero w 1980 r. za pomocą specja
listycznych badań naukowych.
Dziś historyczne działo jest jednym z najcenniejszych re
liktów historii Teksasu i stanowi główną atrakcję Memoriał
Museum w Gonzales.
SZEŚĆ FLAG NAD TEKSASEM.
Niepodobna przecenić wspaniałego charakteru, piękna i żyzności ziemi
prowincji Teksas [...]
(ojciec Antonio Olivares, 1716)
W roku 1519, w tym samym czasie, kiedy Hernando Cortes
na czele kilkuset hiszpańskich awanturników zbliżał się do
Meksyku, aby dopełnić losu państwa Azteków, inny poddany
króla Karola V postawił stopę na nowym lądzie znanym dziś
pod nazwą Teksas.
Alonso Alvarez de Pineda, kapitan w służbie hiszpańskiego
gubernatora Jamajki Francisco Garaya, otrzymał zadanie odna
lezienia północno-zachodniego przejścia łączącego Atlantyk z
Oceanem Spokojnym oraz przechwycenia wyprawy Cortesa w
Veracruz. Drogi do Pacyfiku nie odnalazł, gdyż taka nie istnia
ła, Cortes natomiast uwięził ludzi de Pinedy, którzy wylądowali
w Veracruz i zmusił niefortunnego kapitana do odpłynięcia. Przy
padek sprawił, że w drodze powrotnej na Jamajkę statek de Pi
nedy dotarł do wybrzeży Teksasu u ujścia Rio Grandę, umożli
wiając Hiszpanom zbadanie jej dolnego biegu.
INDIANIE W TEKSASIE
Alonso de Pineda był pierwszym Europejczykiem, który
postawił stopę na teksaskim lądzie, ale nie był pierwszym czło
wiekiem na tej ziemi. Pierwsi ludzie żyli na terenie dzisiejsze
go Teksasu już około 12 000 lat temu i byli potomkami łow-
13
ców, którzy w epoce lodowcowej przybywali z Syberii na kon
tynent północnoamerykański w pogoni za wielkimi zwierzę
tami przekraczającymi korytarz w miejscu obecnej Cieśniny
Beringa. Ich rozwój cywilizacyjny trwał wiele tysięcy lat i
zależał głównie od zmian klimatycznych zachodzących na
obszarach ich osadnictwa. Początkowo przybysze z Syberii
wędrowali wzdłuż wybrzeży oceanu, później rozprzestrzenili
się po całym kontynencie dając początek ludom indiańskim.
Rozwój tych plemion odbywał się w niejednakowym stopniu.
Jedne, jak Indianie Caddo ze wschodniego Teksasu, osiągnęły
stosunkowo wysoki stopień cywilizacji jeszcze przed przyby
ciem na te ziemie białych ludzi. Dla odmiany Indianie Karan-
kawa, znad Zatoki Meksykańskiej, pozostawali na tym samym
poziomie rozwoju co ich przodkowie sprzed 5000-6000 lat.
Jeszcze inne plemiona zmieniały swój sposób życia osiągając
wysoki stopień cywilizacyjny lub cofały się w rozwoju ze
względu na zmiany klimatu i środowiska.
W ciągu trzystu lat, od momentu pojawienia się w Teksasie
pierwszych Europejczyków, aż do początków XIX w., kiedy
to ostatecznie ukształtował się skład etniczny plemion indiań
skich na obszarze Teksasu, cały czas zmieniała się struktura
ludności tubylczej. Specyfika tych przemian, na które ogrom
ny wpływ miała obecność i działalność białego człowieka,
sprawiła, że Teksas stał się etnicznym i kulturowym tyglem
rdzennych mieszkańców Ameryki. Na początku XIX w. na te
renie Teksasu zamieszkiwały co najmniej dwadzieścia trzy
różne plemiona Indian. Niektóre z nich stały się integralną
częścią historii i kultury Teksasu, inne stanęły w obliczu fi
zycznej zagłady, przymusowych przesiedleń lub życia na gra
nicy wegetacji.
Wybrzeże Zatoki Meksykańskiej zamieszkiwało nadmor
skie plemię Karankawa. Wysocy, odważni, świetni pływacy
byli pierwszymi Indianami, z którymi przyszło spotkać się
Europejczykom przybywającym do Teksasu drogą morską.
Mimo że stali na niskim poziomie cywilizacyjnym przez dłu-
14
gie lata byli groźnym przeciwnikiem dla białych. Dopiero epi
demie ospy, które zdziesiątkowały ich na przełomie XVIII i
XIX w., złamały ich siłę bojową i doprowadziły do niemal
całkowitego unicestwienia.
Wschodnie obszary Teksasu pokryte rozległymi lasami za
mieszkiwały plemiona leśne skupione w dwóch dużych kon
federacjach, w których dominującą rolę odgrywali Indianie
Caddo. Plemiona te żyły w kilku osadach w rejonie dzisiej
szego jeziora Caddo oraz rzek Neches i Angelina. Ich osiedla
składały się ze stożkowatych, słomianych chat otoczonych
polami kukurydzy. Caddo i pokrewne im szczepy Eyish, Ana-
darko, Abadoche i Nabedache byli zdolnymi rolnikami i my
śliwymi i już na długo przed przybyciem białych osiągnęli
wysoki stopień rozwoju cywilizacyjnego. Niestety, podobnie
jak wiele innych plemion, stali się ofiarami szalejących epide
mii chorób przywleczonych przez Europejczyków. W latach
trzydziestych XIX w. ze świetnych związków plemiennych
leśnych Indian pozostały tylko żałosne resztki.
Zachodnie rejony Teksasu i dorzecze środkowej Rio Gran
dę zamieszkiwały rolnicze plemiona Tigua, Suma, Jumano i
Coahuiltecan. Spokojni rolnicy i kupcy szybko dostali się pod
wpływy kolonizacji hiszpańskiej. Ich osiedla od dawna były
też obiektem napadów wojowniczych plemion z północy.
Trawiaste prerie środkowego Teksasu były ojczyzną In
dian Waco, Wichita i Tonkawa. Prowadzili półosiadłe życie
uprawiając kukurydzę, fasolę i dynie. Swoją dietę uzupeł
niali mięsem bizonów. Podczas myśliwskich wypraw chęt
nie posługiwali się charakterystycznymi dla typowych ple
mion prerii stożkowatymi namiotami tipi (ang. tepee) wyko
nanymi z drewnianego rusztowania pokrytego skórami bizo
nów. Nie gardzili także napadami na rolniczych sąsiadów.
Szczególnie wojowniczą naturę przejawiali Tonkawowie,
którzy walczyli ze wszystkimi sąsiednimi szczepami i byli
znani z tego, że praktykowali rytualny kanibalizm. Po przy
byciu Amerykanów do Teksasu stali się ich sojusznikami i
15
odegrali dużą rolę jako zwiadowcy i przewodnicy w walkach
z Komańczami i Kiowami.
Północno-zachodni Teksas był domeną łowców bizonów z
Wielkich Równin. Tutaj rozciągały się tereny łowieckie In
dian Kiowa, południowych Czejenów, Arapahów, Apaczów
Lipan i Komanczów. W przeciwieństwie do innych plemion,
które dosyć szybko padły ofiarą postępującej cywilizacji bia
łych, koczownicze szczepy z Wielkich Równin długo zacho
wywały swoją niezależność i przez wiele dziesięcioleci stano
wiły barierę skutecznie powstrzymującąekspansję białych osa
dników w głąb kontynentu.
Momentem zwrotnym w dziejach Indian z Wielkich Rów
nin było zdobycie koni. Pierwsze konie z hiszpańskich hodowli
w północnym Meksyku trafiły w ręce Indian w XVII wieku.
Szybko stały się przedmiotem handlu lub kradzieży. Pewna
liczba koni zbiegła na prerię, gdzie dały początek zdziczałym
mustangom
1
. Jako pierwsi oswoili konie sąsiadujący z posia
dłościami hiszpańskimi Apacze. Około roku 1700 konie poja
wiły się także u Komanczów i Kiowów. Wraz z oswojeniem
konia zakończył się też proces transformacji pieszych noma
dów w konnych myśliwych i wojowników.
Koń zmienił całkowicie dotychczasowy sposób życia i kul
turę Indian z Wielkich Równin. Dał im nowe możliwości trans
portu, polowania i prowadzenia wojny. Jego użycie pozwoliło
na szybsze wędrówki, budowanie większych namiotów, gro
madzenie większej ilości zapasów i rozszerzenie terenów ło
wieckich. Wykradanie koni obcym szczepom oraz białym osa
dnikom i hodowcom stało się ulubionym zajęciem Indian i
głównąprzyczynąprowadzonych przez nich wojen. Żadne inne
plemię nie osiągnęło takiej biegłości w posługiwaniu się ko
niem co Komańcze. Uznawani za najlepszych jeźdźców spo-
1
Mustangi - zdziczałe konie północnoamerykańskich prerii. W 1850 r.
ich liczbę obliczano na 2 000 000 sztuk. Obecnie prawie całkowicie wytę
pione.
16
17
śród wszystkich Indian, słynęli ze swych łupieżczych wypraw
przeciwko wrogim szczepom i białym w Meksyku i Teksasie.
Nikogo nie nienawidzili bardziej niż Hiszpanów i Meksyka-
nów. Przez długie lata rywalizowali z Apaczami, których po
konali ostatecznie w latach 1725-1750, obejmując kontrolę
nad południowymi preriami. Jak na warunki północnoamery
kańskie Komańcze byli plemieniem dość licznym. Na przeło
mie XVIII i XIX w. liczyli około 15 000 głów i posiadali prze
szło 200 000 koni. Dzięki swej liczebności, wojowniczości i
mistrzowskiej taktyce walki konnej przez ponad sto lat stano
wili zaporę dla rozwoju kolonizacji białych w Teksasie.
Począwszy od końca XVIII w. Teksas stał się terenem mi
gracji niektórych plemion indiańskich ze wschodu, wypiera
nych z ich tradycyjnych siedzib przez Amerykanów. Osadnic
twu tych plemion sprzyjała polityka władz hiszpańskich, które
po zajęciu francuskiej Luizjany w 1763 r. zachęcały „cywili
zowanych" Indian ze wschodu do osiedlania się w swoich
północnych prowincjach. Mieli oni stanowić tam barierę
przed niszczycielskimi rajdami Apaczów i Komanczów na
posiadłości hiszpańskie w Meksyku. W ten sposób na obsza
rze Teksasu znalazły się obce plemionaAlabama, Coushatta,
Szaunisi, Delawarowie, Kickapoo i Czirokezi. Pod koniec
istnienia Republiki Teksasu większość tych Indian została
zmuszona do opuszczenia Teksasu i osiedlenia się na tzw.
Terytorium Indiańskim (Indian Territory) w dzisiejszej Okla
homie.
KONKWISTADORZY I MISJONARZE
Hiszpański gubernator Jamajki, już rok po odkryciu przez
Alonso de Pinedę wybrzeży Teksasu, wysłał ekspedycję kie
rowaną przez Diego de Camargo w celu dokładnego zbadania
i skolonizowania ujścia Rio Grandę. Zdecydowanie wroga
postawa mieszkających tam Karankawów uniemożliwiła Hi
szpanom osiągnięcie tego celu. Z tego czasu datuje się jednak
pierwsza nazwa planowanego obszaru kolonizacji, Amichel,
pochodząca z przywileju kolonizacyjnego nadanego Franci
sco Garayowi przez króla Hiszpanii Karola V.
Pierwsza udokumentowana relacja z eksploracji ziem dzi
siejszego Teksasu wiąże się z osobą Alvara Nuneza Cabeza
de Vacy. Był on jednym z członków wyprawy gubernatora
Florydy Panfilo de Narvaeza, która znalazła swój tragiczny
koniec wśród sztormów Zatoki Meksykańskiej i dzikich pu
stkowi wybrzeża Teksasu. W 1528 r. część rozbitków wylą
dowała na brzegu w rejonie dzisiejszej wyspy Galveston.
Większość z nich padła ofiarą dzikich zwierząt i Indian. Ca
beza de Vaca zdołał zachować życie, a z czasem zyskał na
wet szacunek tubylców dzięki pewnej znajomości medycy
ny. Po kilku latach pobytu wśród Indian, z którymi przemie
rzał tereny w dorzeczu Rio Grandę i Guadelupe, udało mu
się odszukać trzech innych rozbitków ocalałych z nieszczę
snej wyprawy Narvaeza. Wspólnie zdołali pokonać pieszo
kilka tysięcy kilometrów i po przebyciu Rio Grandę oraz gór
północnego Meksyku dotarli w marcu 1536 r. do osiedla
Culiacan w Nowej Hiszpanii.
W trakcie swojej kilkuletniej podróży de Vaca i jego towa
rzysze słyszeli dziwne opowieści miejscowych Indian o leżą
cych na północy wielkich i bogatych miastach tajemniczego
królestwa Ciboli. W 1542 r. ukazała się w Hiszpanii książka
de Vacy pt. „Relacion", zwięźle opisująca przygody i wyda
rzenia, których uczestnikiem był autor. Jak wynika z jej treści,
de Vaca unikał fantastycznych opisów dotyczących królestwa
Ciboli, ograniczając się jedynie do powtórzenia informacji
uzyskanych na ten temat od Indian. Jednak plotki i rozbudzo
na wyobraźnia hiszpańskich konkwistadorów uczyniły z rela
cji de Vacy legendę. Wicekról
2
Nowej Hiszpanii Antonio de
Mendoza dostał na tym tle obsesji i postanowił zorganizować
wyprawę po skarby Ciboli.
2
Wicekról - namiestnik sprawujący w imieniu króla władzę w kolo
niach.
18
19
W 1540 r. wyruszyła z Meksyku na północ liczna i dobrze
wyekwipowana wyprawa, na której czele stanął młody guber
nator Nowej Galicji i zaufany wicekróla Francisco Vasquez
de Coronado (1510-1554). Dowódca ekspedycji, mając do
swojej dyspozycji blisko 1500 żołnierzy hiszpańskich i posił
kowych Indian meksykańskich, przez wiele miesięcy bezsku
tecznie poszukiwał legendarnego królestwa Ciboli. Zamiast
złotych miast i skarbów odnalazł jedynie surowe puebla
3
In
dian zamieszkujących dzisiejsząArizonę i Nowy Meksyk. Wy
obraźnia i podszepty miejscowych Indian, pragnących odcią
gnąć groźnych przybyszów od swoich siedzib, pognały Hi
szpanów dalej na północ. Miało tam leżeć inne bogate króle
stwo indiańskie zwane Quivira. Ekspedycja Coronady,
szukając mitycznej Quiviry, przemierzyła bezkresne przestrze
nie Wielkich Równin w obrębie Teksasu, Oklahomy i Kan
sas. Jednym z niezamierzonych efektów poszukiwania Quivi-
ry było odkrycie przez Hiszpanów Wielkiego Kanionu Kolo
rado, który pędzeni żądzą bogactw konkwistadorzy bezsku
tecznie próbowali sforsować w drodze na północ. Coronado,
widząc bezskuteczność swych poszukiwań, pozostawił więk
szość swoich ludzi nad rzekąBrazos, sam zaś ruszył z oddzia
łem jeźdźców na poszukiwanie drogi powrotnej do Meksyku.
Wreszcie w 1542 r. pozbawieni złudzeń Hiszpanie zrezygno
wali z dalszych poszukiwań i rozpoczęli odwrót. W Teksasie
pozostało jedynie kilku misjonarzy z ojcem Juanem de Padil-
la, pragnących prowadzić pracę misyjną wśród miejscowych
plemion indiańskich. Po dwóch latach pracy misyjnej Padilla
i jego towarzysze wyruszyli na północ, gdzie w listopadzie
1544 r. padli ofiarą wrogich Indian.
Latem 1542 r., mniej więcej w tym samym czasie, kiedy
ekspedycja Coronady obozowała nad górnym biegiem Bra-
3
Pueblo (od indiańskiego plemienia Pueblo) - indiańskie domy o cha
rakterze obronnym, piętrowe, budowane z kamienia, cegieł lub wykuwane
w skale, zwykle zamieszkiwane przez jedną wspólnotę rodzinną.
zos, szykując się do drogi powrotnej do Meksyku, we wscho
dnim Teksasie pojawiła się inna grupa hiszpańskich konkwi
stadorów. Byli to uczestnicy wyprawy Hemando de Soto, która
w maju 1539 r. wylądowała na wybrzeżu Florydy z zamiarem
zbadania tamtejszych ziem. Po trzech latach eksploracji tere
nów głębokiego południa dzisiejszych Stanów Zjednoczonych
de Soto zmarł w maju 1542 r. w pobliżu Missisippi. Jego na
stępca Luis de Moscoso zdecydował się wracać do Meksyku
drogą lądową przez nieznany sobie Teksas. Po dojściu do Bra-
zos Moscoso przestraszył się dzikiego i niezamieszkanego kra
ju, który się przed nim rozciągał i nakazał odwrót do Missisip
pi. Tam jego ludzie wybudowali łodzie i płynąc wzdłuż wy
brzeża Zatoki Meksykańskiej dotarli do Meksyku. Po drodze
przeżyli przymusowe lądowanie przy ujściu rzeki Sabinę, gdzie
po raz pierwszy zetknęli się z ropą naftową, używając jej ni
czym smoły do uszczelnienia swoich łodzi.
Wiosną 1554 r. z portu Veracruz w Nowej Hiszpanii wyru
szyła do metropolii flotylla czterech statków z 400 ludźmi na
pokładach, wioząca liczne skarby przeznaczone dla dworu
Karola V. Wiosenne sztormy zmusiły załogi statków do za
wrócenia z drogi, ale tylko jednemu z nich udało się ujść ży
wiołowi. Pozostałe zostały wyrzucone na teksaski brzeg w
pobliżu wyspy Padre Island. Z blisko trzystu rozbitków wielu
padło ofiarą Indian, pozostali rozproszyli się w poszukiwaniu
dróg powrotu do Meksyku. Jedynym szczęśliwcem, który dzię
ki pomocy przyjaznych Indian zdołał dotrzeć do Tampico, był
zakonnik Marcos de Mena. Jego relacje pozwoliły zorganizo
wać w 1555 r. wyprawę ratunkową pod dowództwem kapita
na Angela de Villafane. Nie tylko odszukał on rozbite statki i
odzyskał część ładunku, ale uratował jeszcze jednego pozo
stałego przy życiu rozbitka, który wegetował przez cały czas
w rejonie katastrofy.
Rozczarowanie niepowodzeniem wyprawy Coronado i nie
przychylne dla tych ziem relacje innych konkwistadorów na
blisko czterdzieści lat osłabiły zainteresowanie Hiszpanów
20
21
Teksasem. W tym czasie zmieniła się dotychczasowa polity
ka Hiszpanii wobec kolonii w Nowym Świecie. Czas konkwi-
sty i pogoni za skarbami zaczął przemijać. Coraz większą
uwagę zaczęto przywiązywać do działalności misyjnej kościoła
i kolonizacji nowoodkrytych ziem.
Po wielu latach przerwy, w 1581 r. wyruszyła z Meksyku
do Teksasu pierwsza wyprawa o charakterze czysto religij
nym, którą powiedli hiszpańscy misjonarze Augustin Rodri-
guez i Francisco Chamuscado. Po przekroczeniu Rio Grandę
skierowali się na północny zachód i dotarli w rejon dzisiejsze
go El Paso. Tutaj ojciec Rodriguez zginął wkrótce z rąk In
dian, próbując nawracać ich na nową wiarę. W następnym roku
śladami Rodrigueza wyruszyła ekspedycja ratunkowa Anto
nio de Espejo. Hiszpanom udało się dotrzeć do siedzib Indian
Pueblo nad górną Pecos, gdzie dowiedzieli się o fiasku pierw
szej próby chrystianizacji teksaskich Indian.
Dużo donioślejsze znaczenie miała wyprawa Juana de Onate
w 1598 roku. Pozwoliła ona zbadać ziemie Nowego Meksyku
i uczyniła zeń nowąprowincję hiszpańską. Od tej chwili, przez
blisko sto lat, wszystkie hiszpańskie ekspedycje kierowane do
Teksasu brały swój początek w Nowym Meksyku.
Juan de Onate wytyczył szlak przez pustynie i góry północ
nego Meksyku do Rio Grandę, który przez następne dwieście
lat służył jako główna droga zaopatrzeniowa dla północnych
prowincji Nowej Hiszpanii. W ten sposób stworzono warunki
do rozpoczęcia zorganizowanej akcji kolonizacyjnej. Jako
pierwsi w Nowym Meksyku pojawili się misjonarze z zakonu
franciszkanów. W 1629 r. opat franciszkanów w Nowym Me
ksyku Alonso de Benavides wysłał dwóch misjonarzy na zie
mie plemienia Jumano nad rzeką Colorado. W ten sposób Hi
szpanie rozpoczęli zorganizowaną działalność misyjną także
wśród Indian w Teksasie.
W 1650 r. z rejonu Santa Fe wyruszyła do krainy Jumano
ekspedycja kierowana przez Hernando Martina i Diego de
Castillo, którym towarzyszył liczny zastęp franciszkanów.
Hiszpanie, idąc w dół Colorado, już poza granicami ziem ple
mienia Jumano, napotkali nieznanych sobie Indian, którzy
witali ich okrzykami „techias". Było to prawdopodobnie jed
no z plemion Caddo, w którego języku słowo to znaczyło „przy
jaciel". W raporcie z wyprawy zanotowano, że „osiągnięto
zewnętrzne granice kraju zamieszkałego przez naród zwany
Tej as"
4
i była to pierwsza udokumentowana wzmianka o po
chodzeniu słowa, od którego wzięła się nazwa Teksasu.
W sierpniu 1680 r. wybuchło w Nowym Meksyku wielkie
powstanie Indian Pueblo. W ciągu kilku dni z rąk powstańców
zginęło ponad 400 Hiszpanów. Ci, którym udało się ujść pogro
mowi schronili się w Santa Fe. We wrześniu resztki Hiszpanów
z Nowego Meksyku opuściły oblegane przez Indian miasto i
uciekły na południe do El Paso. Tam, nad rzeką Rio Grandę,
Hiszpanie i towarzyszący im chrześcijańscy Indianie Tigua
wybudowali dwie nowe misje, Ysleta del Sur i Soccoro del Sur.
Początkowo obie misje leżały na południowym brzegu, jednak
późniejsze zmiany koryta Rio Grandę sprawiły, że ostatecznie
znalazły się one po północnej, teksaskiej stronie rzeki. W takich
okolicznościach okolice El Paso stały się najstarszym rejonem
stałego osadnictwa europejskiego w Teksasie.
W 1683 r. w misji franciszkanów w Juarez w północnym
Meksyku, dokąd ewakuowano centrum misyjne zakonu po
rebelii Indian Pueblo, przybył wódz plemienia Jumano z Te
ksasu. Pojawił się z niecodzienną prośbą o wybudowanie na
ziemiach jego ludu misji i przysłania tam misjonarzy hiszpań
skich. W rzeczywistości był to sprytny wybieg Indian Juma
no, którym chodziło o uzyskanie pomocy Hiszpanów do obro
ny przed najazdami Apaczów. W odpowiedzi na prośbę ple
mienia Jumano Hiszpanie wysłali do Teksasu wyprawę kiero
waną przez ojca Francisco Lopeza i Juana Domingueza de
Mendozę. Hiszpanie, idąc w dół Rio Grandę aż do ujścia rzeki
4
S. P. N e s m i t h , The Spanish Texans, The University of Texas, San
Antonio 1981, s. 12.
22
23
Rio Conchos, wybudowali nad jej brzegami cztery nowe mi
sje. Stąd ekspedycja wyruszyła do kraju Indian Jumano nad
rzeki Colorado i San Saba. Uczestnicy ekspedycji, zamiast spo
tkania z sojuszniczymi Jumano, przez kilka tygodni musieli
odpierać ataki wrogich Apaczów, którzy zmusili ich w końcu
do odwrotu. Uchodząc przed Apaczami ekspedycja wróciła
szlakiem wiodącym bardziej na południe przechodząc przez
ziemie leżące obecnie w geograficznym centrum Teksasu. Wra
żenia ze swojej wyprawy Lopez i Mendoza przedstawili sa
memu wicekrólowi Nowej Hiszpanii, zachwalając obfitość
zwierzyny i niezwykłą żyzność ziem Teksasu. Mendoza oce
niał, że „mogą one zapewnić utrzymanie 20 000, a nawet
200 000 ludzi"
5
. Relacje te nie wzbudziły większego zaintere
sowania wicekróla. Jego uwagę przyciągały teraz sprawy dużo
ważniejsze dla strategicznych interesów Hiszpanii w tym re
jonie świata. Niepokój wicekróla zaczęło budzić zaintereso
wanie Francji hiszpańskimi posiadłościami nad Zatoką Me
ksykańską.
WYPRAWA LA SALLEA
Wiosną 1685 r. do pałacu wicekróla Nowej Hiszpanii, w
Mexico City, markiza de Laguny dotarły pierwsze wieści o
dużej francuskiej wyprawie penetrującej wybrzeża Zatoki
Meksykańskiej od ujścia Missisippi do ujścia Rio Grandę.
Wiadomości te, powtarzane zarówno przez schwytanych fran
cuskich piratów z Morza Karaibskiego, jak i miejscowych In
dian, skłoniły władze hiszpańskie do rozpoczęcia intensyw
nych poszukiwań na lądzie i na morzu.
W lutym 1865 r. w Zatoce Matagorda na wybrzeżu Teksasu
wylądowało 400 Francuzów pod wodzą śmiałego żołnierza i
doświadczonego odkrywcy Renę Roberta Cavaliera de La Salle
(1643-1687).
5
Ibidem,
s. 13.
La Salle pochodził ze szlacheckiej rodziny z Rouen we Fran
cji. W poszukiwaniu przygód i fortuny wyruszył do kolonizo
wanej przez Francuzów Kanady, gdzie zasłynął jako odważny
podróżnik i odkrywca. Na przełomie lat siedemdziesiątych i
osiemdziesiątych XVIII w. badał ziemie leżące u źródeł Mis
sisippi i wniósł wiele nowych informacji na temat żyjących
tam plemion indiańskich. W 1862 r. wyprawił się w dół Mis
sisippi i dotarł do jej ujścia do Zatoki Meksykańskiej. Dopro
wadził do wybudowania kilku placówek francuskich w doli
nie Missisippi i wziął nowoodkryte ziemie w posiadanie Fran-
cji, nadając im na cześć króla Ludwika XIV nazwę Luizjana.
W ten sposób rozcięte zostały na dwie części hiszpańskie po
siadłości nad Zatoką Meksykańską, Floryda na wschodzie i
Teksas na zachodzie. W 1684 r. La Salle udał się do Francji,
aby na dworze królewskim szukać protekcji dla swoich pla
nów. Jego zabiegi o zorganizowanie nowej wyprawy, która
miałaby utrwalić francuską hegemonię w dolinie Missisippi,
spotkały się z życzliwością Ludwika XIV. Propozycjom La
Salle'a sprzyjały wojenne plany króla wobec Hiszpanii i zain
teresowanie, jakie wyraził bogatymi kopalniami srebra w pół
nocnym Meksyku.
Na początku 1685 r. niewielka flotylla francuska składają
ca się z czterech statków z 400 ludźmi na pokładach dotarła do
Zatoki Matagorda na wybrzeżu Teksasu. Nie ma całkowitej
pewności, czy lądowanie w tym miejscu było wynikiem świa
domego działania, czy też skutkiem sztormów szalejących w
Zatoce Meksykańskiej, które nie pozwoliły Francuzom odszu
kać ujścia Missisippi. Mimo niesprzyjającej pogody i utraty
dwóch statków z częścią zaopatrzenia La Salle wybudował
nad strumieniem Garcitas Creek w Zatoce Matagorda umoc
nione osiedle nazwane Fortem Saint Louis (Fort Świętego
Ludwika). Trudne warunki klimatyczne, choroby i starcia z
Indianami zredukowały poważnie liczbę francuskich koloni
stów. Mimo to La Salle zdołał w ciągu dwóch lat zorganizo
wać trzy wyprawy badawcze w głąb Teksasu. Jednym z ich
24
rezultatów były francuskie próby zgłaszania pretensji do hi
szpańskiego Teksasu i ustanowienia granicy Luizjany na rze
ce Rio Grandę.
W czasie pierwszej ze swoich wypraw La Salle spenetro
wał obszary leżące na południe i zachód od Fortu Saint Louis.
Mogłoby to sugerować, że obiektem jego zainteresowań były
rzeczywiście hiszpańskie kopalnie srebra w Meksyku, a nie
ujście Missisippi.
Druga wyprawa La Salle'a dotarła nad górną Trinity River,
gdzie Francuzi zetknęli się po raz pierwszy z plemionami in
diańskiej konfederacji Caddo. Celem trzeciej ekspedycji było
dotarcie drogą lądową do francuskich posterunków w dolinie
Missisippi i ustanowienie komunikacji pomiędzy Luizjaną a
Teksasem. W trakcie tej wyprawy, 20 marca 1687 r., La Salle
został zdradziecko zamordowany przez jednego ze swoich lu
dzi w pobliżu dzisiejszej Navasoty w Teksasie. Motywy zbro
dni nie zostały wyjaśnione, podobnie jak nigdy nie udało się
odnaleźć grobu dzielnego odkrywcy.
Wraz ze śmiercią La Salle'a francuskie próby koloniza
cji Teksasu spotkał żałosny koniec. W wyniku wewnętrz
nych waśni i walk z Indianami większość mieszkańców
kolonii wyginęła. Fort Saint Louis został spalony i obróco
ny w popiół.
Hiszpanie zaniepokojeni informacjami o lądowaniu Fran
cuzów w Teksasie podjęli szeroko zakrojone działania w celu
odszukania i zlikwidowania intruzów. Pięć ekspedycji mor
skich przeczesało wody Zatoki Meksykańskiej i jej brzegi, a
sześć wypraw lądowych spenetrowało obszary w głębi lądu.
Dopiero jednak gubernator Coahuili Alonso de Leon w czasie
swojej drugiej wyprawy odkrył ślady Francuzów. Po przekro
czeniu Rio Grandę ruszył na wschód i 22 kwietnia 1689 r.
natrafił w Zatoce Matagorda na pozostałości kolonii La Sal
le^, biorąc przy okazji do niewoli nielicznych, pozostałych
przy życiu Francuzów.
25
KOLONIZACJA HISZPAŃSKA W TEKSASIE
W poszukiwaniu Fortu Saint Louis Alonso de Leonowi to
warzyszył franciszkański mnich Damian Massanet. Jego wy
obraźnię rozpalały wcześniejsze opowieści o Indianach „Te-
jas" zamieszkujących te tereny. Kiedy Hiszpanie dotarli do
wschodniego Teksasu i natrafili na pokojowo nastawionych
Indian Hasinai, Massanet natychmiast ochrzcił ich mianem
„Tejas" iwyraził chęć prowadzenia wśród nich pracy misyj
nej. Indianie ci wchodzili w skład konfederacji Caddo. Mieli
dobrze rozwinięte rolnictwo, własny system prawny i pokojo
wy sposób rozwiązywania sporów, które stawiały ich na naj
wyższym stopniu rozwoju spośród wszystkich Indian zamie
szkujących Teksas. Ponieważ, ku zaskoczeniu Hiszpanów,
wyznawali religię monoteistyczną (wiara w jednego boga),
Massanet uznał ich za doskonały materiał do chrystianizacji.
Na szczęście dla Hiszpanów plany te spotkały się z przychyl
ną reakcją samych Indian. Z reguły plemię Caddo i jego pobra
tymcy nie wpuszczali obcych na swoje terytorium. Wymiana
handlowa odbywała się na corocznych targach organizowanych
poza obszarem ich siedzib. Handel Frnacuzów z wrogami Cad
do, a zwłaszcza zaopatrywanie ich w broń palną, zmusiły ple
miona konfederacji do szukania pomocy u Hiszpanów. Wyni
kiem zawartego sojuszu było powstanie misji San Francisco de
los Tejas, którą wzniesiono w czerwcu 1690 r. w pobliżu dzi
siejszego Weches. Nieco później w pobliżu powstała druga mi
sja, Santissimo Nombre de Maria. Jej żywot okazał się jednak
krótki, gdyż niedługo potem padła ofiarą powodzi.
Po wybudowaniu misji los Tejas Massanet wrócił do Me
ksyku i udał się na dwór wicekróla. Wykorzystał on doświad
czenia wyprawy de Leona i zręcznie manipulując zagrożeniem
ze strony Francuzów uzyskał zgodę wicekróla na wybudowa
nie kilku dalszych misji we wschodnim Teksasie. W sierpniu
1691 r. Massanet wrócił do Teksasu z wyprawą nowego gu
bernatora prowincji Coahuila Domingo Terana do los Rios.
Tym razem szczęście odwróciło się od Hiszpanów. Przywle
czone przez nich choroby wywołały epidemię, która koszto
wała życie jednego z zakonników i 3000 okolicznych Indian.
Zabobonni tubylcy winą za pomór obciążyli misjonarzy i uży
waną przez nich wodę święconą. Massanet obawiając się re
wolty zażądał od władz pomocy wojskowej. Kiedy mu
odmówiono, skłócony z Teranem, porzucił działalność misyj
ną w Teksasie i jesienią 1693 r. powrócił do Meksyku.
Bunty Indian, waśnie wśród samych Hiszpanów, rozciągnię
te i niepewne linie komunikacyjne z Meksyku oraz ciągłe za
grożenie ze strony Francuzów z Luizjany odwróciły zaintere
sowanie władz hiszpańskich tą częścią kolonii. W 1693 r. z
Meksyku nadszedł rozkaz opuszczenia wysuniętych posterun
ków. Po odejściu Hiszpanów wschodni Teksas i zamieszkują
cy go Indianie na ponad 20 lat dostali się pod wpływy Francu
zów z sąsiedniej Luizjany.
Jednym z misjonarzy, który wraz z Massanetem prowadził
pracę misyjną wśród Indian „Tejas", był ojciec Francisco Hi-
dalgo. Pozostał on w bezpośrednim sąsiedztwie Teksasu i w
1700 r. doprowadził do wybudowania nad Rio Grandę misji
San Juan Batista. W następnym roku w jej pobliżu powstał
posterunek wojskowy, strzegący przeprawy przez rzekę, zna
ny jako Presidio del Rio Grandę (obecnie w rejonie miejsco
wości Eagle Pass). W ciągu następnych 150 lat będzie on słu
żył jako jedna z głównych bram wejściowych z północnego
Meksyku do Teksasu. Ojciec Hidalgo przez kilkanaście lat
próbował bezskutecznie nakłonić władze Nowej Hiszpanii do
powrotu do wschodniego Teksasu i wznowienia działalności
misyjnej wśród tamtejszych Indian. Nie mogąc uzyskać po
mocy od władz w Mexico City zwrócił się do gubernatora fran
cuskiej Luizjany z ofertą współpracy w chrystianizacji Indian
na pograniczu hiszpańsko-francuskim. W odpowiedzi na pro
pozycję Hidalgo, w 1714 r. Francuzi wysłali do Teksasu han
dlarza i podróżnika Louisa Juchereau de Saint Denis. Saint
Denis, badając możliwości współpracy z hiszpańskimi misjo-
27
narzami, odbył interesującą podróż z francuskiego fortu Na-
tchitoches w Luizjanie do Presidio del Rio Grandę. Tam zo
stał aresztowany przez Hiszpanów, którzy podejrzewali go o
szpiegostwo i odesłany do miasta Meksyk. Sprytny Francuz
zdołał przekonać wicekróla o pokojowym charakterze swojej
misji i zyskać jego zaufanie. Po powrocie nad Rio Grandę wziął
udział w przygotowaniach do nowej wyprawy hiszpańskiej do
Teksasu. W 1716 r. z Presidio del Rio Grandę wyruszyła wy
prawa, kierowana przez komendanta fortu kpt. Domingo Ra
mona, która miała odbudować sieć hiszpańskich misji we
wschodnim Teksasie. W lipcu tego samego roku ekspedycja
Ramona, której towarzyszył niezmordowany Hidalgo oraz
grupa misjonarzy z Queretaro i Zacatecas, wybudowała cztery
nowe misje i strzegące je presidio w miejscu przyszłego Nacog-
doches. Wkrótce potem Hiszpanie wznieśli dwie dalsze misje
w Los Adaes (obecnie Luizjana) i Los Ais (San Augustine).
Dobrze znany tutejszym Indianom Saint Denis próbował
zorganizować na tym terenie ośrodek handlowy, ale podejrz
liwi Hiszpanie zmusili go do opuszczenia Teksasu. Wywołało
to niechęć ze strony Indian, którzy odmówili pomocy żywno
ściowej dla hiszpańskich posterunków. Trudności zaopatrze
niowe po raz kolejny uświadomiły Hiszpanom konieczność
zorganizowania punktów etapowych pomiędzy Rio Grandę a
wschodnim Teksasem.
Realizacja tego pomysłu opóźniała się z powodu napięć,
jakie znowu pojawiły się na granicy z Luizjana. W 1719 r.
żołnierze z francuskiego garnizonu w Natchitoches zaatako
wali i zajęli Los Adaes. Wywołało to popłoch wśród Hiszpa
nów. W obawie przed francuskąinwazjąmisjonarze i hiszpań
skie załogi wojskowe wycofały się w rejon rzeki SanAntonio.
Kiedy w końcu lat osiemdziesiątych XVII w. Hiszpanie
przybyli do doliny rzeki San Antonio, zastali ją zamieszkałą
przez pokojowe plemię Indian Payaya. Dolina obwitowała w
wodę, roślinność i budulec na domy. Już gubernator Teran i
ojciec Massanet podczs swej wyprawy w 1691 r. zwrócili
28
29
uwagę na zalety tego miejsca. Nazwę San Antonio de Padua
nadali rzece dwaj franciszkańscy misjonarze Antonio 01iva-
res i Isidoro Espinoza, którzy w 1709 r. dotarli tu podczas jed
nej ze swoich podróży misyjnych.
Espinoza bawiąc ponownie w tym rejonie, w 1716 r., stwier
dził, że dolina rzeki nadaje się doskonale na lokalizację nowej
misji. Wraz z wiekowym, ale pełnym energii, 01ivaresem
otrzymali zgodę na wzniesienie misji, której budowę rozpo
częto 1 maja 1718 roku. Na cześć wicekróla Nowej Hiszpanii
nadano jej nazwę San Antonio de Valero. Kilka dni później
obok misji rozpoczęto budowę cywilnego osiedla i fortu woj
skowego, mającego strzec misji przed atakami wrogich Indian.
Osiedle i presidio nazwano imieniem brata wicekróla, zasłu
żonego dla Hiszpanii, księcia de Bexar. Od tej chwili osada
miała nosić nazwę Villa de Bexar, a fort Presidio San Antonio
de Bexar. Z czasem dały one początek miastu San Antonio,
pierwszemu stałemu osiedlu hiszpańskiemu w Teksasie. Na
początku lat dwudziestych XVII w. misja, osada i presidio
zmieniły swoją pierwotną lokalizację. Na obecnym miejscu
znalazły się po 1724 roku.
W 1727 r. wokół misji zamieszkiwało 273 Indian, a pobli
skie presidio obsadzała załoga 50 żołnierzy hiszpańskich. Od
samego początku nowe osiedle stało się obiektem ataków ze
strony Apaczów. Odwetowe wyprawy Hiszpanów wzmagały
tylko wzajemną wrogość i skłaniały Indian do kolejnych na
padów, których celem były przede wszystkim stada koni i by
dła należące do Hiszpanów. Zagrożenie ze strony Apaczów
osłabło nieco po 1731 r., ale dopiero w 1749 r. udało się za
wrzeć z nimi traktat pokojowy. Naciskani od północy przez
silniejszych Komanczów Apacze 19 sierpnia 1749 r. podpisali
układ pokojowy z Hiszpanami i sprzymierzyli się z nimi w
walce przeciwko Komańczom.
Władze hiszpańskie, od czasu francuskiej inwazji na
wschodni Teksas w 1719 r., niecierpliwie wyczekiwały na
dogodny moment do odzyskania utraconych posiadłości.
Okazja ku temu nadarzyła się dopiero w 1721 roku. Nowo-
mianowany gubernator Coahuili i Teksasu markiz San Mi-
guel de Aguayo na czele 500 kawalerzystów przekroczył Rio
Grandę i ruszył do wschodniego Teksasu. Jego wyprawa zbie
gła się z krachem finansowym francuskich kolonii wAmery-
ce Północnej, co uniemożliwiło Francuzom sfinansowanie
obrony zagarniętych terytoriów hiszpańskich. Na wieść o
pochodzie Hiszpanów posterunki francuskie wycofano do
Luizjany. Saint Denis dowodzący Francuzami próbował ne
gocjować z markizem de Aguayo w sprawie podziału Teksa
su, ale bez rezultatu. Ostatecznie Francuzi wycofali się za
rzeki Sabinę i Red River i nigdy więcej nie zgłaszali już pre
tensji do ziem w Teksasie.
Energiczny De Aguayo przywrócił na pograniczu sześć daw
nych misji i wybudował nowe presidio w Los Adaes. Jego
załoga otrzymała zadanie obrony odtworzonych misji i sza
chowania francuskiego garnizonu w Natchitoches. W drodze
powrotnej do Meksyku de Aguayo wzniósł trzy inne misje w
środkowym Teksasie. Jedną z nich była misja Espiritu Santo
nad Zatoką Matagorda, niedaleko ruin dawnego fortu La Sal-
le'a. Z jego rozkazu wybudowano także dwa nowe presidia, a
pozostałe wzmocniono i obsadzono silniejszymi załogami.
Kiedy de Aguayo opuszczał Teksas, garnizony hiszpańskie na
północ od Rio Grandę zwiększyły liczebność żołnierzy do
269, w porównaniu z 60-70 sprzed 1721 roku.
Po powrocie do Meksyku markiz zaproponował władzom
Nowej Hiszpanii zintensyfikowanie kolonizacji Teksasu.
Przedstawił projekt osiedlenia tam 400 rodzin hiszpańskich
oraz rozwoju tamtejszego rolnictwa i hodowli. Już w czasie
swojej wyprawy w 1721 r. pozostawił w Teksasie 4000 koni i
znaczną liczbę bydła. Naśladował tym samym gubernatora
Terana, który podczas pobytu w Teksasie w 1691 r. celowo
pozostawił w kilku miejscach niewielkie ilości koni i krów. Z
czasem dały one początek stadom mustangów i dzikiego by
dła, które stały się jedną z legend Dzikiego Zachodu.
30
31
Chociaż pomysł markiza de Aguayo nie został w pełni zre
alizowany, w 1731 r. przybyło do San Antonio pierwszych
56 nowych kolonistów z Wysp Kanaryjskich. Wkrótce po
tem dołączyła do nich grupa chrześcijańskich Indian z Tla-
xcali w Meksyku. Ci właśnie osadnicy walnie przyczynili
się do rozwoju miasta i ustanowili tam pierwsze cywilne
władze na terenie hiszpańskiego Teksasu. Dalszy rozwój ko
lonizacji został niespodziewanie zahamowany przez królew
skiego inspektora Pedro de Riverę, który uznał plany rozwi
nięcia osadnictwa na tym terenie za „zbyt ekstrawaganckie"
6
.
Co więcej, Rivera zakwestionował także celowość utrzymy
wania łańcucha misji we wschodnim Teksasie i polecił prze
niesienie ich do doliny San Antonio. Zgodnie z jego zalece
niem w 1731 r. trzy misje San Francisco de la Espada, San
Juan Capistrano i Concepcion zostały ewakuowane ze wscho
dniego Teksasu. Wraz z misjami San Antonio de Valero i
powstałą w 1720 r. San Jose utworzyły łańcuch misyjnj
wzdłuż brzegów rzeki San Antonio. W ten sposób władze
hiszpańskie próbowały stworzyć zaporę z umocnionych mi
sji i fortów wojskowych, która miała zabezpieczać posiadło
ści hiszpańskie w północnym Meksyku przed łupieżczymi
napadami Apaczów.
Efektywność obrony opartej na systemie stacjonarnych po
sterunków hiszpańskich szybko okazała się niewystarczająca
Apacze nie mieli większych problemów z przekradaniem się
małymi grupami do Meksyku, gdzie nadal zagrażali ranczom
hodowlanym i bogatym kopalniom srebra. Niemal cały wysi
łek obronny Hiszpanów skupił się w tej sytuacji na linii Rio
Grandę. W ten sposób osiedla hiszpańskie w Teksasie znala
zły się daleko za główną linią obrony, stając się dogodnym
celem ataków Indian. Chociaż w 1749 r. udało się zawrzeć
pokój z Apaczami, jednak głównym przeciwnikiem Hiszpa
nów stali się teraz Komańcze.
6
Ibidem, s. 21.
Na początku XVIII w. Komańcze zamieszkiwali jeszcze
tereny u podnóża Gór Skalistych w Colorado. Po zdobyciu
koni małymi grupami zaczęli opuszcać dotychczasowe siedzi
by i w pogoni za bizonami dotarli na Wielkie Równiny. W
krótkim okresie ci niezgrabni na pozór wojownicy zasłynęli
jako najlepsi jeźdźcy na preriach. W ciągu kilkudziesięciu lat,
korzystając z posiadania koni i broni palnej otrzymywanej od
Francuzów, opanowali południowe obszary Wielkich Równin
wypierając z nich słabsze i mniej wojownicze plemiona. W
1723 r. w wielkiej dziewięciodniowej bitwie nad rzeką Wi-
chita pokonali swych największych wrogów Apaczów i zmu
sili ich do ucieczki na zachód. Wkrótce potem stanęli na gra
nicy posiadłości hiszpańskich w Teksasie.
W 1780 r. gubernator Teksasu Domingo Cabello informo
wał hiszpańskiego wicekróla w Mexico City, że „nie ma dnia
i nocy, żeby nie docierały do nas raporty o barbarzyństwach i
napadach Komanczów na okoliczne rancza.. ."
7
Taktyka wal
ki z Hiszpanami przyjęta przez Komanczów różniła się znacz
nie od taktyki innych plemion indiańskich stosowanej wobec
białych najeźdźców. Komańcze nie zamierzali wypędzać bia
łych z zajmowanych przez nich ziem. Pozwalali im gospoda
rować i hodować konie i bydło, które uprowadzali podczas
gwałtownych, łupieżczych napadów, po czym wycofywali się
do swoich odległych siedzib. Dzięki temu mieli zawsze pew
ne źródło zdobyczy i łupów wojennych, czemu nie mógł zapo
biec stosowany przez Hiszpanów system obrony stacjonarnej.
W połowie XVIII w. władze Nowej Hiszpanii zaintereso
wały się wreszcie rozległymi, niezamieszkanymi terenami
wzdłuż wybrzeża Zatoki Meksykańskiej od portu Tampico do
ujścia rzeki San Antonio. Obszar ten stanowił azyl dla różne
go autoramentu przestępców i uciekinierów, stanowił ponad
to dogodne miejsce do ewentualnej obcej inwazji na kopalnie
srebra w prowincji Durango. Zadanie oczyszczenia i skoloni-
1
TheAlamo,
Daughters ofthe Republic of Texas, San Antonio 1986, s. 6.
32
zowania tych terenów otrzymał zdolny administrator i doświad
czony żołnierz, Jose de Escandon. Z jego inicjatywy w 1747 r.
pierwsi koloniści hiszpańscy osiedlili się nad dolną Rio Gran
dę. W ciągu kilku lat, w dolnym biegu rzeki, powstało sześć
nowych osiedli, z których dwa Laredo i Dolores, znalazły się
po stronie teksaskiej. Obszar kolonizacji Escandona zyskał
status nowej prowincji o nazwie Nowy Santander, której pół
nocna granica sięgała rzeki Nueces. W ten sposób ziemie w
dolnym biegu Rio Grandę znalazły się czasowo poza admini
stracją władz Teksasu.
Escandom, stosując system nadań ziemskich i popierając roz
wój hodowli, przyczynił się do powstania licznych rancz po obu
stronach Rio Grandę. Hodowla zwierząt wpływała pozytywnie
na gospodarkę kraju, chociaż przyciągała uwagę Indian. W celu
ułatwienia kolonizacji wnętrza kraju, Escandon w 1749 r. prze
niósł znad Zatoki Matagorda, założone tu jeszcze przez markiza
de Aguayo, misję Espiritu Santo i Presidio Santa Maria del Lo
reto de la Bahia. Najpierw wyznaczono im lokalizację nad rze
ką Guadelupe, później nad San Antonio, gdzie dały początek
miastu Goliad. Było to drugie po SanAntonio stałe osiedle hisz
pańskie w Teksasie. Misja Espiritu Santo zasłynęła wkrótce
z hodowli dzikiego bydła, którego stada pasły się na nadmor
skich równinach i stała się największym ranczem hodowlanym
w Teksasie (na początku XIX w. liczba bydła hodowanego w
Teksasie wynosiła ponad 100 000 sztuk).
Trzecim stałym osiedlem hiszpańskim w Teksasie zostało
Laredo. Położone w miejscu, w którym droga ze stolicy Coa-
huili Monclovy do San Antonio przecinała Rio Grandę, stało
się ważną przeprawą i punktem etapowym na granicy Teksa
su. Z czasem wyrosło na najważniejsze osiedle hiszpańskie na
północnym brzegu rzeki.
Hiszpanie, po zawarciu pokoju z Apaczami w 1749 r. po
stanowili wybudowć nową misję w celu prowadzenia akcji
chrystianizacyjnej wśród Apaczów Lipan. W 1757 r. nad rze
ką San Saba powstała misja San Saba de la Santa Cruz i chro-
33
niące ją presidio o tej samej nazwie. Mimo wysiłków Hiszpa
nów Apacze nieufnie odnieśli się do ich planów i odmówili
osiedlenia się w pobliżu misji. W następnym roku nad rzekę
San Saba dotarły pierwsze grupy Komanczów i Indian Wichi-
ta, będąc w stanie wojny z Apaczami, słusznie uznali Hiszpa
nów za ich naturalnych sojuszników. 16 marca silny oddział
Komanczów i Wichita napadł na misję paląc ją doszczętnie i
mordując jej mieszkańców. Siła ataku była tak wielka, że żoł
nierze z pobliskiego presidia nie byli w stanie udzielić pomo
cy napadniętym. Zniszczonej misji nie odbudowano już nig
dy, a samotne presidio po kilku latach ewakuowano na linię
Rio Grandę.
Zniszczenie misji San Saba sprowokowało Hiszpanów do
zorganizowania wyprawy odwetowej przeciwko Komańczom
i ich sojusznikom. W październiku 1759 r. oddział pod do
wództwem komendanta Presidio San Saba Diego Ortiza Paril-
li wyruszył na północ w poszukiwaniu wiosek Komanczów.
Hiszpanom towarzyszyły posiłki złożone z meksykańskich
Indian i grupa Apaczów Lipan. Nad rzeką Red River, w miej
scu zwanym dziś Hiszpańskim Fortem, ekspedycja natrafiła
na silnie umocnioną wioskę połączonych plemion Komanczów
i Wichita. Ku zaskoczeniu Hiszpanów Indianie nie zamierzali
wcale uciekać. Okopali się w silnie ufortyfikowanym obozie,
nad którym powiewała flaga francuska i czekali na atak Hi
szpanów. Indianie, używając francuskich muszkietów i stosu
jąc nową taktykę walki konnej, zmusili do panicznej ucieczki
posiłkowe oddziały hiszpańskie, a później rozprawili się z osa
motnionymi Hiszpanami. Nieliczni uczestnicy wyprawy Pa-
rilli, którzy ocaleli, uciekli na południe. Bitwa przy Hiszpań
skim Forcie była najcięższą klęską jaką kiedykolwiek ponie
śli kolonizatorzy hiszpańscy w walkach z Indianami w Teksa
sie. Stała się punktem zwrotnym w wojnie toczonej przez
Hiszpanów z teksaskimi Indianami i zahamowała ich teryto
rialną ekspansję na północ. Przez kolejne 30 lat Komańcze i
Wichita bezlitośnie najeżdżali hiszpańskie posiadłości na pół-
nocnych kresach powodując olbrzymie szkody, zwłaszcza w
hodowli bydła i koni. Rezultaty tej wyniszczającej wojny je
szcze raz potwierdziły nieefektywność misyjno-prezydialne-
go systemu obrony na północ od San Antonio.
W 1767 r. do Teksasu przybył królewski inspektor markiz
de Rubi, który w ramach swej długiej podróży inspekcyjnej
badał zdolność obronną północnych prowincji Nowej Hiszpa
nii od Kaliforni do Luizjany. W czasie przeglądu garnizonów
hiszpańskich w'Teksasie, zwrócił on uwagę na niedostatecz
ne wyekwipowanie i niskie morale żołnierzy. Niemal wszę
dzie dostrzegł braki w uzbrojeniu, umundurowaniu i zbyt małą
liczbę koni przypadającą na każdego żołnierza.
Rezultaty inspekcji znalazły swoje odbicie w rozkazie
królewskim z 1772 r., w którym sprecyzowano nowe zasady
funkcjonowania placówek wojskowych na północnych kre
sach
8
. Zgodnie z rozkazem wszystkie hiszpańskie misje i forty
w głębi Teksasu miały być ewakuowane, a ich załogi przezna
czone do wzmocnienia garnizonów na linii Rio Grandę. Jedy
nymi wyjątkami były misje i presidia w San Antonio i La Ba-
hia (Goliad). Dodatkowemu wzmocnieniu miały podlegać gar
nizony hiszpańskie w rejonie El Paso, które przysparzały Hi
szpanom wiele trosk z powodu porażek w walkach z Apaczami
na terenie dzisiejszej Arizony i Nowego Meksyku.
Niepowodzenia w starciach z Indianami na północ od Rio
Grandę nie były jedynym powodem zmiany hiszpańskiej stra
tegii obronnej w'Teksasie. Po latach wzajemnej rywalizacji i
wrogości w połowie XVIII w. doszło do zbliżenia Hiszpanii i
Francji w obliczu wspólnego zagrożenia ze strony Anglii. Klę
ska w wojnie siedmioletniej (1756-1763) spowodowała utra
tę przez Francję na rzecz Wielkiej Brytanii Kanady. Także fran
cuska Luizjana znalazła się w poważnym niebezpieczeństwie.
Nie chcąc dopuścić do zajęcia Luizjany przez Brytyjczyków,
król Francji Ludwik XV zdecydował się przekazać jąHiszpa-
8
Tytuł ang. NewRegulations ofthePresidios, S.P. Nesmith, op. cit., s. 24.
nii. Na mocy traktatu francusko-hiszpańskiego z 1762 r. Lui
zjana dostała się pod administrację hiszpańską jako rekom
pensata za pomoc udzieloną przez Hiszpanię Francji w końco
wym okresie wojny siedmioletniej. Przejęcie kontroli nad Lu
izjana
9
stworzyło u władz hiszpańskich fałszywe, choć okre
sowo uzasadnione, poczucie bezpieczeństwa. Wobec likwidacji
wieloletniego zagrożenia ze strony Francuzów z Luizjany uzna
no, że linia wysuniętych posterunków hiszpańskich we wscho
dnim Teksasie jest już niepotrzebna.
Francuzi oddając Luizjanę Hiszpanii zastrzegli sobie jed
nak pewne przywileje handlowe, których odmawiano cudzo
ziemcom w innych posiadłościach hiszpańskich w Ameryce.
Co więcej, Luizjanę podporządkowano władzom hiszpańskim
na Kubie, podczas gdy Teksas podlegał administracji wice
króla w Mexico City. W ten kuriozalny sposób Teksas i Lui
zjana, mimo że graniczyły ze sobą, nie mogły utrzymywać
bezpośrednich stosunków i prowadzić wzajemnego handlu.
Obydwie prowincje toczyły oddzielne życie, co już w niedale
kiej przyszłości miało fatalnie zaważyć na interesach Hiszpa
nii w tym regionie świata.
Wraz z ewakuacjąposterunków hiszpańskich ze wschodnie
go Teksasu wzrosła wydatnie rola San Antonio, najważniej
szego teraz osiedla na północ od Rio Grandę. W 1770 r. nowy
gubernator Teksasu, baron de Ripperda, przeniósł tam swoją
siedzibę. Dwa lata później oficjalnie uczynił San Antonio sto
licą Teksasu, której funkcje przez ostatnie kilkadziesiąt lat
pełniło Los Adaes. Wraz z gubernatorem de Ripperda do San
Antonio ściągnęli wysiedleńcy ze wschodniego Teksasu,
którym obiecano nadania ziemskie w okolicy miasta. Najlep
sze ziemie były już jednak zajęte, a nowe tereny zbyt narażo
ne na ataki Indian. W tej sytuacji grupa wysiedleńców z Los
'Praktycznie Hiszpanie objęli swą administracją tylko tereny w bezpo
średniej bliskości wybrzeża, pozostałe zaś były nadal zdominowane przez
żywioł francuski i indiański.
Adaes, kierowana przez Gila Y'barbo, zwróciła się z petycją
do gubernatora o pozwolenie na powrót na wschód. W 1774 r.
osiedlili się oni nad rzeką Trinity, w miejscu, gdzie przecinał
rzekę szlak wiodący z Luizjany do San Antonio (droga El Ca-
mino Real). Pięć lat później, już bez niczyjej zgody, przenieśli
się w rejon opuszczonej misji Nuestra Senora dając początek
miastu Nacogdoches. W 1788 r. Nacogdoches liczyło 250 mie
szkańców, wśród których była pewna liczba Francuzów przy
byłych z Luizjany. Władze hiszpańskie z czasem zaaprobo
wały działalność Gila Y'barbo i mianowały go nawet wicegu-
bernatorem prowincji. Y'barbo, wykorzystując swoją funkcję
i sprzyjające okoliczności, doprowadził wkrótce do zacieśnie
nia współpracy z sąsiednią Luizjaną i nawiązania kontaktów
handlowych z kupcami francuskimi, którzy w zamian za konie
i bydło chętnie dostarczali najpotrzebniejsze wyroby rzemio
sła europejskiego.
Rozwojowi współpracy obu kolonii sprzyjała też mądra
polityka hiszpańskiego gubernatora Luizjany Bernardo de
Galvaeza. W latach 1776-1777 dokonał on przeglądu zdolno
ści obronnych prowincji hiszpańskich nad Zatoką Meksykań
ską zalecając nawiązanie przez nie ściślejszego współdziała
nia. Śladem pobytu Galvaeza w Teksasie w 1777 r. jest wyspa
Galveston, położona w zatoce o tej samej nazwie. Nieprze
ciętne talenty administracyjne i doświadczenie wojskowe
umożliwiły Galvezowi objęcie po niedługim czasie urzędu
wicekróla Nowej Hiszpanii. Jego dalekowzroczna polityka
pozwoliła nie tylko zacieśnić współpracę między koloniami
hiszpańskimi w Ameryce Północnej, ale także złagodzić kon
flikty z Indianami. Na niektórych terenach północnych kre
sów zapewniło to pokój aż do początków XIX wieku.
Zasadą polityki Galvaeza wobec Indian było pozostawie
nie im wolnego wyboru między wojną i pokojem. Te plemio
na, które zawarły z Hiszpanami pokój, mogły odtąd liczyć na
coroczne „prezenty", czasami nawet broń palną i amunicję do
polowań i obrony przed wrogami. Plemiona wrogie Hiszpa-
37
nom stawały się obiektem ataków specjalnych oddziałów hi
szpańskich i muszane do zawarcia pokoju lub migracji. Reali
zowana przez zdolnych administratorów polityka Galvaeza
dawała pozytywne rezultaty nawet po jego śmierci w 1786 r.
na skutek epidemii cholery. Dopóki władze były w stanie zao
patrywać plemiona indiańskie i dostarczać im przyrzeczone
„podarki", dopóty na pograniczu dawało się utrzymać pokój.
Każda próba wznowienia działań wojennych przez Indian była
likwidowana przez wojska hiszpańskie z całą stanowczością.
Tak było w 1791 r., kiedy Apacze Lipan i Mescalero podnieśli
bunt na pograniczu z Nowym Meksykiem.Wysłane przeciw
ko nim wojska pod wodzą Juana de Ugalde zadały im ciężką
klęskę nad środkową Rio Grandę, zapewniając pokój w tym
rejonie na wiele następnych lat.
U schyłku lat osiemdziesiątych XVIII stulecia zaczęło
chwiać się imperium hiszpańskie wAmeryce. W 1788 r. zmarł
zdolny monarcha Karol III. Jego następca Karol IV nie do
równywał talentami i politycznym wyczuciem swojemu po
przednikowi. Po wybuchu Rewolucji Francuskiej udzielił po
parcia rojalistom i wdał się w niepotrzebną wojnę z Republi
ką. W konsekwencji przegranej wojny z Francją(1792-1795)
i sojuszu z Anglią Hiszpanię zmuszono kilka lat później do
zwrotu Luizjany Francuzom.
Już tajny raport francuski z 1796 r. dotyczący Luizjany ja
sno odzwierciedlał zamiary Republiki wobec dawnej kolonii:
„Jeśli dane terytorium znajduje się we władaniu dwóch państw,
z których jedno panuje na wybrzeżu, a drugie w głębi lądu, to
ostatnie musi uderzyć zbrojnie albo zrezygnować ze swego
władztwa"
10
. W myśl zawartego w 1800 r. tajnego układu fran
cusko-hiszpańskiego z San Ildefonso oddawano na powrót
Luizjanę Francji. Hiszpania zastrzegła sobie jednak, aby tery
torium to pozostało pod administracją francuską i nie zostało
odstąpione żadnemu innemu państwu. W 1803 r. Napoleon
M . J o h n s o n , The Real West, Octopus Books Ltd., London 1983, s. 8.
Bonaparte złamał postanowienia traktatu i sprzedał Luizjanę
Stanom Zjednoczonym.
Początkowo Luizjana odgrywała istotną rolę w imperial
nych planach Napoleona. W celu ostatecznej rozprawy z An
glią zamierzał wykorzystać jąjako bazę do ataku na posiadło
ści brytyjskie w Ameryce i odzyskania Kanady. Beznadziejna
interwencja na San Domingo w 1802 r., gdzie większość prze
znaczonych do wojny z Anglikami żołnierzy francuskich wy
ginęła w walkach z powstańcami murzyńskimi i z powodu
malarii, przekreśliła te plany
1
'. Ogromne koszty prowadzonych
przez napoleońską Francję wojen w Europie i fiasko interwen
cji na San Domingo przesądziły o rezygnacji Napoleona z ko
lonii północnoamerykańskich. Jesienią 1803 r. trzeci prezy
dent USA Thomas Jefferson zfinalizował transkację zakupu
Luizjany zobowiązując się jedocześnie wobec Napoleona do
tego, że ziemie te nigdy nie przejdą w ręce brytyjskie.
Wraz z zakupem Luizjany przez Stany Zjednoczone słab
nąca potęga Hiszpanii stanęła nagle w obliczu silnego, dyna
micznie rozwijającego się sąsiada, który już wkrótce pożądli
wym wzrokiem zacznie spoglądać na żyzne i bogate ziemie
Teksasu. W ciągu niewielu lat dostępne tereny na zachód od
Missisippi zostały zagospodarowane przez amerykańskich
osadników, a mieszkających tam Indian wyparto ze swoich
siedzib. Fala osadników, posuwająca się w głąb obszarów
Luizjany, szybko dotarła do granic posiadłości hiszpańskich.
Hiszpania i Francja, przez długie lata sąsiedztwa, nigdy nie
ustaliły konkretnej granicy pomiędzy Teksasem i Luizjana.
Administracja Jeffersona wykorzystując to próbowała zgła
szać swoje pretensje terytorialne aż po linię Rio Grandę, mo-
"W składzie wojsk francuskich walczących z powstańcami na San Do
mingo w latach 1802-1803 byli także żołnierze polscy z dawnej 2 i 3 pól-
brygady utworzonych z legionów polskich (przemianowanych na 112 i 113
półbrygady francuskie). Z 5100 Polaków do Europy powróciło tylko 350,
pozostali zginęli, zmarli na malarię lub dostali się do niewoli brytyjskiej;
(część z nich osiedliła się później w Ameryce).
tywując to kolonizacyjnymi próbami La Salle'a w Teksasie.
Na pewien czas władzom hiszpańskim udało się zneutralizo
wać te próby i ustanowić wspólnie z Amerykanami graniczny
pas ziemi niczyjej pomiędzy rzekami Sabinę River i Arroyo
Hondo. Nie zmieniło to faktu, że Hiszpanie w Teksasie stanęli
nagle przed ogromnym problemem, jakim było niekontrolo
wane przenikanie osadników amerykańskich na ich terytorium.
Od wielu lat Hiszpanie utrzymywali ścisły zakaz osiedlania
się obcych kolonistów na terenie swoich posiadłości w No
wym Świecie. Pewne wyjątki uczyniono jedynie dla amery
kańskich torysów, którzy opuścili Stany Zjednoczone w cza
sie wojny o niepodległość. Wraz z pojawieniem się Ameryka
nów u granic Teksasu zacząła się mścić nieroztropna polityka
markiza de Rubi. Brak posterunków we wschodnim Teksasie
uniemożliwił władzom hiszpańskich ochronę swych posiadło
ści przed napływem kolonistów anglo-amerykanskich.
Pierwsi Amerykanie pojawili się w Teksasie już w'końcu
XVIII w. i stanowili zaledwie ułamek spośród 2819 stałych
mieszkańców obiętych najwcześniejszym, oficjalnym spisem
ludności z 1783 roku. Po oddaniu Luizjany Francji władze hi
szpańskie zezwoliły nielicznym Francuzom i Amerykanom,
którzy nabyli wcześniej obywatelstwo hiszpańskie, na osie
dlenie się za rzeką Sabinę. Przeprowadzony w 1804 r. spis
ludności Nacogdoches wykazywał 13 osób pochodzenia an-
glo-amerykańskiego. Także w San Antonio odnotowano mie
szkańców o rodowodzie anglosaskim, mieszkających tu od
około 1790 roku.
W 1801 r. pojawił się w Teksasie irlandzki awanturnik Phi
lip Nolan. Kilkakrotnie wyprawiał się w głąb posiadłości hi
szpańskich, aby chwytać dzikie konie i sprzedawać je w Lui-
zjanie. Hiszpanie, zapewne nie bez racji, podejrzewali, że przy
okazji handlu końmi Nolan prowadzi działalność szpiegow
ską a być może zmierza nawet do oderwania części ziem od
Teksasu. Kiedy Nolan z grupą podobnych sobie awanturni-
40
Hiszpanom, ci wysłali oddział dragonów, który rozbił bun
towników w pobliżu dzisiejszego Waco. Niefortunny przywód
ca rebelii zginął wraz zkilkoma swoimi ludźmi, pozostałych
Hiszpanie wzięli do niewoli i zesłali do niewolniczej pracy w
kopalniach srebra, w północnym Meksyku. Władze hiszpań
skie, chcąc zapobiec dalszym ekscesom ze strony Ameryka
nów i zapanować nad nielegalną kolonizacją Teksasu, w 1805 r.
wydały bezwzględny zakaz osadnictwa anglo-amerykańskie-
go na kresach Nowej Hiszpanii, którego złamanie zagrożono
karą śmierci.
Rząd amerykański (w 1806 r.) wysłał ekspedycję badaw
czą, pod dowództwem porucznika armii Stanów Zjednoczo
nych Zebulona Pikę'a, w celu zbadania ziem nabytych od Fran
cji w ramach zakupu Luizjany. Po eksploracji Gór Skalistych
w dzisiejszym Colorado ekspedycja Pike'a dotarła do Santa
Fe w Nowym Meksyku, gdzie jej członkowie zostali areszto
wani przez podejrzliwych Hiszpanów. Stąd odesłano ich do
Meksyku. Tam zostali ostatecznie uwolnieni i pod silną eskortą
doprowadzeni przez terytorium Teksasu do granicy amerykań
skiej nad Red River. Pikę był pierwszymAmerykaninem, który
odbył podróż przez cały Teksas i sporządził z niej dokładny
raport charakteryzujący warunki geograficzne i potencjał eko
nomiczny tych terenów.
INSURGENCI I FLIBUSTIERZY
Od początków XIX w. w hiszpańskich koloniach w Ame
ryce zaczął narastać sprzeciw wobec centralistycznych rzą
dów Madrytu. Liberalne idee amerykańskiej wojny o niepod
ległość i rewolucji francuskiej zyskiwały coraz większąpopu-
larność wśród mieszkańców kolonii, zwłaszcza Kreolów
12
mających ambicje niepodległościowe i dążących do obalenia
władzy znienawidzonych przybyszów z metropolii (tzw. Pół-
13
Kreole - biali potomkowie kolonizatorów hiszpańskich, portugalskich
i francuskich urodzeni w Ameryce Łacińskiej.
41
wyspiarzy). 16 września 1810 r. wybuchło w Meksyku po
wstanie zbrojne, które zapoczątkowało dziesięcioletni okres
Tcrwawej wojny o niepodległość kraju. Głównym inicjatorem i
pierwszym przywódcą powstania został ksiądz Miguel Hidal
go, proboszcz z niewielkiej miejscowości Dolores w środko
wym Meksyku.
Wybuch powstania poprzedziły dramatyczne wydarzenia na
Półwyspie Iberyjskim. W 1808 r. Napoleon zdecydował się na
opanowanie Hiszpanii i zmusił swego formalnego sprzymie
rzeńca, króla Karola IV do abdykacji. Na tronie hiszpańskim
początkowo zasiadł jego syn, Ferdynand VII, ale już po dwóch
miesiącach Napoleon zdetronizował młodego króla i oddał
koronę Królestwa Hiszpanii swemu bratu Józefowi Bonapar
te. Okupacja francuska wywołała ogólnonarodowe powstanie
przeciwko Francuzom i cały kraj ogarnęła wojna. Mieszkańcy
kolonii w większości odmówili uznania Bonapartego na tro
nie hiszpańskim i coraz głośniej zaczęli domagać się samo
dzielności. Mnożyły się spiski i tajne sprzysiężenia organizo
wane przez kreolską inteligencję i wojskowych. Rozbicie jed
nego z takich spisków i aresztowanie jego przywódców, mło
dych oficerów Juana Aldamy i Ignacio Allende stało się
detonatorem powstania księdza Hidalgo.
Jesienią 1810 r. działania powstańcze objęły także Teksas. Na
ich czele stanął Jose Bernardo Gutierrez de Lara z Revilli koło
Laredo i kpt. Juan Batista de las Casas. Na początku 1811 r.
powstańcy opanowali na krótko San Antonio. W imieniu księ
dza Hidalgo aresztowali gubernatora gen. Manuela de Salce-
do i wojskowego komendanta garnizonu płk. Simona de Her-
rerę. W lutym rewolucjoniści wysłali oddział, który zajął Na-
cogdoches. Na początku marca siły rojalistyczne przystąpiły
do kontrataku i powstanie zostało stłumione. De las Casasa
schwytano i rozstrzelano. Gutierrez z garścią swoich zwolen
ników zbiegł do Stanów Zjednoczonych.
Już na samym początku wojny władze rewolucyjne podjęły
kroki, aby zapewnić sobie pomoc i uznanie ze strony Stanów
42
Zjednoczonych. Gutierrez został mianowany agentem dyplo
matycznym w USA i wysłany do Waszyngtonu. Mimo ciepłe
go przyjęcia i zapewnień o sympatii dla meksykańskiej rewo
lucji rząd amerykański nie udzielił mu spodziewanej pomocy
finansowej i dostaw uzbrojenia. Rozczarowany Gutierrez uda}
sie do Luizjany, gdzie zbierali się amerykańscy i latynoscy
ochotnicy gotowi udzielić wsparcia powstańcom w Meksyku.
15 października 1811 r. wyruszył do Teksasu 300-osobowy
oddział flibustierów
13
dowodzony przez Gutierreza i Migueła
Menachę. Zaraz po przekroczeniu granicy flibustierzy natknęli
się na hiszpański patrol wojskowy, co wywołało panikę w ich
szeregach. Menacha porzucił oddział i przeszedł na stronę
Hiszpanów. Pozbawieni dowódcy ochotnicy rozproszyli się i
w nieładzie uciekli z powrotem do Luizjany.
Nie zniechęcony niepowodzeniem pierwszej inwazji Teksa
su Gutierrez wrócił do Nowego Orleanu, gdzie zwerbował 900
nowych ochotników. Na ich czele stanął były oficer armii USA
por. Augustus Magee (1789-1813). W sierpniu 1812 r. Gu
tierrez i Magee przekroczyli rzekę Sabinę i zajęli Nacogdo
ches. Ogłosili tu powstanie niepodległej Republiki Północy
(Republic of the North) i rozpoczęli ożywioną działalność pro
pagandową. Utworzono RepublikańskąArmię Północy, której
symbolem stała się zielona flaga. Po miesięcznym pobycie w
Nacogdoches i wzmocnieniu sił oddziały Armii Północy ru
szyły w kierunku Presidio La Bahia. Fortecę bez trudu zdoby
to i obsadzono. W listopadzie zaniepokojone sukcesami re-j
wolucjonistów władze hiszpańskie zgromadziły w San Anto
nio 2500 żołnierzy, których wysłano do La Bahii. Oblężenie
La Bahii trwające cztery miesiące zakończyło się niepowo
dzeniem i w lutym 1813 r. wojska hiszpańskie wycofały się do
13
Flibustierzy - piraci różnych narodowości grasujący w XVII-XVIII w.
u wybrzeży kolonii hiszpańskich w Ameryce. W XIX w. międzynarodowe
grupy awanturników, atakujące posiadłości hiszpańskie w Ameryce, często
wspomagały ruchy rewolucyjne, które dążyły do oderwania części kolonii i
uzyskania niepodległości.
43
San Antonio. Ośmieleni sukcesem flibustierzy pod dowódz
twem płk. Samuela Kempera, który zastąpił zmarłego w tym
czasie Magee, pomaszerowali na San Antonio. 2 kwietnia, li
cząca 1500 ludzi, Armia Północy rozbiła w bitwie nad Salado
Creek siły hiszpańskie (2500 żołnierzy) dowodzone przez gen.
Salcedo i następnego dnia zajęła miasto. Po zdobyciu San
Antonio Gutierrez ogłosił Deklarację Niepodległości i kon
stytucję na wzór amerykańskiej.
W tajemnicy przed Amerykanami Gutierrez kazał stracić
gubernatora Salcedo i innych jeńców hiszpańskich, co wywo
łało wzburzenie i ferment wśród amerykańskich ochotników.
Większość z nich porzuciła San Antonio i wraz z płk. Kempe-
rem powróciła do Stanów Zjednoczonych. Pozbawiony po
mocy Amerykanów Gutierrez ogłosił Teksas niezależnym sta
nem nieistniejącej Republiki Meksyku i wprowadził na zaję
tych terenach krwawą dyktaturę rewolucyjną. Zniechęcił tym
do siebie wielu dotychczasowych zwolenników. 1 sierpnia
Gutierreza pozbawiono władzy i aresztowano. Nowym przy-
wodcąrewolucji w Teksasie został przybyły z Kuby Jose Alva-
rez de Toledo. Trzy tygodnie później, 18 sierpnia, 3000 armia
rewolucyjna została rozbita przez 1800 Hiszpanów pod wo
dzą gen. Joaąuina de Arredondo w bitwie nad rzeką Medina
River, na przedpolu San Antonio. W bitwie tej wyróżnił się
19-letni porucznik dragonów hiszpańskich Antonio Lopez de
Santa Anna. Generał Arredondo z całą bezwzględnością stłu
mił powstanie w SanAntonio rozstrzeliwując ponad 300 wzię
tych do niewoli jeńców i stronników rewolucji. Pozostali po
wstańcy uszli do Nacogdoches i dalej do Luizjany. Wraz z
nimi, w obawie przed represjami rojalistów, uciekła większość
mieszkańców Nacogdoches.
Następne lata przyniosły dalsze porażki powstańców me
ksykańskich, których radykalizm zaczął godzić w pozycje
własnościowe Kreolów i pozbawił rewolucję ich poparcia.
Wiosną 1817 r. wydawało się, że powstanie zostało stłumio
ne i wojna jest już skończona. Właśnie wtedy przybył do
44
45
USA hiszpański rewolucjonista, uczestnik kampanii anty-
napoleońskiej w Hiszpanii, Javier Mina. Postanowił, korzy
stając z pomocy Brytyjczyków i baz na terytorium USA, zor
ganizować wyprawę zbrojną mającą na celu rozpalenie na
nowo gasnącego płomienia rewolucji w Meksyku. Na czele
300 ochotników, wśród których było wieluAmerykanów, wy
lądował na wybrzeżu Teksasu, a stąd przedostał się do Me
ksyku. Po początkowych sukcesach oddział Miny, prowadzą
cy walkę partyzancką, został otoczony i rozbity przez woj
ska rządowe. Jego dowódcę wzięto do niewoli i rozstrzelano
11 listopada 1817 roku.
Latem tego samego roku do Teksasu wkroczył z Luizjany
50-osobowy oddział flibustierów dowodzony przez Hen-
ry'ego Perry, Amerykanina z Connecticut. Perry brał już
wcześniej udział w wyprawie Gutierreza i Magee. Jako je
den z nielicznych Amerykanów pozostał wtedy w Teksasie i
wziął udział w bitwie nad Medina River. Po klęsce rewolu
cjonistów uciekł z SanAntonio i schronił się w Stanach Zjed
noczonych. Teraz skorzystał z kolejnej okazji dokonania in
wazji Teksasu i ruszył do Meksyku na pomoc oddziałowi
Miny. Po drodze flibustierzy zaatakowali La Bahię, ale gar
nizon hiszpański odparł szturm i rozproszył napastników. W
trakcie pościgu oddział Perry'ego został otoczony i niema!
w całości wybity. Ranny Perry popełnił samobójstwo. Tylko
czterem ludziom udało się uratować i umknąć bezpiecznie
do Luizjany.
REPUBLIKA DOKTORA LONGA
Ważnym epizodem wojny amerykańsko-brytyjskiej 1812-18151
były walki toczone przez Amerykanów z indiańskim plemie
niem Krików w Georgii i Alabamie. To wojownicze plemię w
większości poparło zbrojnie Brytyjczyków i zadało szereg
porażek wojskom amerykańskim. Dopiero młody, nikomu nie
znany gen. Andrew Jackson zdołał okrążyć główne siły Kri
ków nad rzeką Tallapoosa w Alabamie i 24 marca 1814 r. za
dać im decydującą klęskę w bitwie koło Horseshoe Bend. Sła
wa pogromcy Krików i Anglików
14
pomoże w przyszłości Jac
ksonowi w zdobyciu urzędu prezydenta USA (1829-1837),
który wykorzysta także do rozbudzenia proamerykańskich na
strojów wśród kolonistów w Teksasie.
W wojnie z Klikami sławę zdobyli także, służący jako zwia
dowcy w armii, dwaj przyszli herosi amerykańskiego Zacho
du i bohaterowie Teksasu, Sam Houston i Davy Crockett.
Część Krików, którzy uniknęli niewoli i nie zrezygno
wali z dalszej walki z Amerykanami, schroniła się na tery
torium hiszpańskiej Florydy. W sojuszu z mieszkającymi
tam Seminolami organizowali stąd wyprawy wojenne na
przygraniczne tereny Stanów Zjednoczonych. Kiedy nieu
dolne władze hiszpańskie nie były w stanie zapobiec tym wy
padom, Jackson w pogoni za Indianami wkroczył w 1816 r.
na Florydę, rozpoczynając w ten sposób tzw. pierwszą wojnę
z Seminolami (1816-1818). Po roku walk udało mu się
wyprzeć Indian daleko w głąb Florydy i narzucić jej fak
tyczną okupację amerykańską, której Hiszpanie nie byli w
stanie zapobiec. W 1819 r. Stany Zjednoczone wykorzy
stały trudną sytuację Hiszpanii i odkupiły Florydę za sumę
5 000 000 dolarów.
Traktat amerykańsko-hiszpański (tzw. traktatAdams-Onis),
podpisany 22 lutego 1819 r., w zamian za korzystną ofertę
sprzedaży Florydy Waszyngtonowi, potwierdził hiszpańskie
prawa do Teksasu.
Rezygnacja z roszczeń do Teksasu spowodowała niezado
wolenie kolonistów amerykańskich i niektórych kręgów poli
tycznych w Stanach Zjednoczonych.
14
8 stycznia 1815 r. gen. Jackson pokonał pod Nowym Orleanem armię
angielską usiłującą zająć miasto. Bitwa została stoczona dwa tygodnie po
podpisaniu traktatu pokojowego w Gandawie (24 grudnia 1814 r.), o czym
obie strony nie wiedziały.
46
Najbardziej radykalni przeciwnicy układu z Hiszpanią po
traktowali go jako zdradę interesów amerykańskich i postano
wili wziąć sprawy Teksasu we własne ręce.
Jednym z najaktywniejszych przeciwników układu był dr
James Long, lekarz wojskowy z Nowego Orleanu, który ożenił
się z siostrzenicą dowódcy amerykańskiego garnizonu w Na-
tchitoches, gen. Wilkinsona. Przekonany o amerykańskich pra
wach do Teksasu, który traktował jako część ziem objętych za
kupem Luizjany, Long od dawna marzył o skolonizowaniu te
renów za rzeką Sabinę i utworzeniu tam niezależnej republiki
związanej ze Stanami Zjednoczonymi. Wiosną 1819 r. James
Long zorganizował oddział flibustierów, który uzbroił i wypo
sażył dzięki wydatnej pomocy gen. Wilkinsona. 21 czerwca na
czele 300-600 ludzi wkroczył do Teksasu i zajął Nacogdoches.
Proklamował tam powstanie niezależnej Republiki Longa, usta
nowił władze tymczasowe i wywiesił własną flagę. Następnie
wydał Deklarację Niepodległości Teksasu na wzór amerykań
skiej z 1776 r. i oczekiwał na uznanie „republiki" przez Stany
Zjednoczone. Władze amerykańskie odmówiły poparcia Repu
bliki Longa i wprowadziły blokadę wspólnej granicy. Mimo to
Longa poparło wielu miejscowych kolonistów amerykańskich.
Po wzmocnieniu sił nowymi ochotnikami oddział Longa ruszył
w głąb Teksasu śladami wyprawy Gutierreza i Magee i we wrze
śniu obiegł La Bahię. Na początku października kłopoty z zao
patrzeniem i groźba hiszpańskiej odsieczy zmusiły Longa do
odwrotu. Flibustierzy wycofali się do Nacogdoches, a sam Long
udał się do Zatoki Galveston na spotkanie z francuskim piratem
Jeanem Lafitte (1781-1853). Próbował pozyskać go do współ
pracy i przy jego pomocy zorganizować dowóz zaopatrzenia
dla swoich oddziałów. Lafitte, znany korsarz i postrach Morza
Karaibskiego, który w 1817 r. założył jedną ze swoich baz na
wyspie Galveston, odrzucił propozycje Longa i zdradził jego
zamiary Hiszpanom. Osamotniony Long uciekł do Nacogdo
ches. Wkrótce jego śladem dotarły tam wojska hiszpańskie ści
gające flibustierów z rozkazu gubernatora Antonio Martineza.
47
Podpułkownik Ignacio Perez na czele 550 żołnierzy zajął Na
cogdoches 28 października, ale nie udało mu się dopaść flibu
stierów, którzy zdążyli wycofać się do Luizjany. W odwecie
Hiszpanie spalili okoliczne farmy należące do stronników Re
publiki Longa.
Mimo niepowodzenia swojej wyprawy James Long nie zre
zygnował z planów zajęcia Teksasu i w 1821 r. zorganizował
nową ekspedycję. Wraz z 50 ludźmi wylądował w Zatoce Ga-
lveston i ponownie zaatakował La Bahię. Tym razem udało mu
się zaskoczyć załogę i zająć fortecę. Kilka dni później odsiecz z
San Antonio dowodzona przez płk. Pereza odzyskała presidio.
Long i większość jego ludzi trafili do niewoli. Longa odesłano
do Meksyku, gdzie po roku odzyskał wolność. W drodze po
wrotnej do USA zginął w niewyjaśnionych okolicznościach,
prawdopodobnie zastrzelony przez meksykańską eskortę.
Wyprawa Longa z 1821 r. była ostatnią zbrojną próbą ode
rwania Teksasu od posiadłości hiszpańskich przez różnej maści
awanturników i idealistów, działających z terenu USA i otrzy
mujących amerykańską pomoc. Kończyła też okres wypraw
flibustierskich z lat 1812-1821, dla których inspiracją były
amerykańskie próby skolonizowania Teksasu i meksykańskie
dążenia niepodległościowe. Była jednocześnie pierwszą zbroj
ną inwazją dokonaną na terytorium niepodległego Meksyku.
STEPHEN AUSTIN - „OJCIEC TEKSASU"
Ponad stuletni wysiłek kolonizacyjny Hiszpanii w Teksa
sie przyniósł niezbyt imponujące rezultaty. W 1820 r. mie
szkało tu zaledwie 2500 osób pochodzenia europejskiego, sku
pionych w większości wokół trzech głównych ośrodków Na
cogdoches, Goliad i San Antonio. Największym problemem
Teksasu była izolacja i oddalenie od centrów administracyj
nych i handlowych w Meksyku. Misyjny system kolonizacji
okazał się nieefektywny i władze hiszpańskie zrozumiały w
końcu, że tylko zorganizowana akcja kolonizacyjna na dużą
48
49
skalę i zasiedlenie północnych kresów może zapobiec ich utra
cie. W Teksasie potrzebne było stworzenie strefy buforowej, |
która mogłaby powstrzymać niszczycielskie najazdy Indian i i
flibustierów oraz niekontrolowaną imigrację ze Stanów Zjed- i
noczonych.
Liberalna konstytucj a hiszpańska z 1812 r. przyznawała ko
loniom ograniczone prawo do samorządu. W 1813 r. hiszpań- >
ski parlament (Kortezy) uchwalił na jej podstawie nowe pra
wo kolonizacyjne. Jednakże chaos, spowodowany wojną z
Francją powstania niepodległościowe w amerykańskich ko
loniach i centralistyczne ciągoty Ferdynanda VII, który po
odzyskaniu korony w 1814 r. rozwiązał postępowy parlament,
zahamowały reformy. Dopiero zwycięstwo rewolucji burżua- I
zyjnej w Hiszpanii i przywrócenie działalności Kortezów w I
1820 r. pozwoliły na wprowadzenie w życie prawa koloniza-
cyjnego, zezwalającego na sprowadzanie do hiszpańskich ko
lonii w Ameryce zagranicznych osadników.
Zmiany w hiszpańskiej polityce kolonialnej zbiegły się w
czasie z kryzysem ekonomicznym i wprowadzeniem nowych '
zasad regulujących handel ziemią w Stanach Zjednoczonych. [
W 1819 r. USA zostały dotknięte pierwszym w swej historii
poważnym kryzysem gospodarczym. Załamanie na rynku fi
nansowym i spadek cen produktów rolnych zrujnowały wielu
biznesmenów i farmerów, szczególnie na terenach pogranicz
nych. Wprowadzono nowe przepisy zakazujące darmowego
zajmowania ziemi i ustalono cenę sprzedaży gruntów. Począt
kowo wynosiła ona 2 dolary w gotówce za 1 akr, przy wymo
gu nabycia minimum 640 akrów. Później obniżono ją do 1,25 i
dolara przy minimalnym zakupie 80 akrów, przy stałym jed
nak braku gotówki na pograniczu i bankructwie banków, kre
dytujących do tej pory nowych osadników, dla wielu ludzi zie
mia w USA była wciąż niedostępna.
Niestabilna sytuacja ekonomiczna kraju zwróciła uwagę
dotkniętych kryzysem Amerykanów na nowe możliwości, ja
kie stwarzały ziemie sąsiedniego Teksasu. Nieokreślone gra
nice rozległego i bogatego Teksasu nie stanowiły żadnej ba
riery dla zdecydowanych i energicznych pionierów amery
kańskich. Już przed 1819 r. niektórzy z nich przybywali do
wschodniego Teksasu z Arkansas przez graniczną rzekę Red
River. Założyli tam trzy osady Pecan Point, Clear Creek i
Jonesborough, o których Hiszpanie w Teksasie mogli nawet
nie wiedzieć.
Pierwszą zorganizowaną grupą osadników z USA byli jed
nak nie Amerykanie, ale Indianie z plemienia Czirokezów,
wypędzeni przez białych ze swych tradycyjnych siedzib w
południowo-wschodnich Stanach Zjednoczonych. Na począt
ku 1818 r. kilkuset Czirokezów osiedliło się na żyznych zie
miach na północ od Nacogdoches, szukając tam azylu przed
prześladowaniami Amerykanów. Wkrótce po nich przybyły do
Teksasu plemiona Coushatta i Alabama, a w ślad za nimi Szau-
nisi, Delawara wie i Indianie Kickapoo. Ich obecności sprzy
jała polityka władz hiszpańskich, które od dawna zachęcały
„cywilizowane" plemiona indiańskie do osiedlania się na swo
ich północnych kresach w zamian za ich obronę przed „dziki
mi" plemionami koczowników z południowych prerii. W la
tach późniejszych obecność Indian z „cywilizowanych" ple
mion w Teksasie stała się przyczyną napięć w stosunkach ko
lonistów anglo-amerykańskich z władzami meksykańskimi,
które chętnie wykorzystywały wzajemną niechęć obu społecz
ności do własnych celów.
Jedyną grupą imigrantów z tego okresu osadnictwa w Te
ksasie, którąHiszpanie potraktowali z otwartą wrogością byli
weterani armii napoleońskiej. Na początku 1818 r. 400 byłych
żołnierzy napoleońskich, pod dowództwem gen. Charlesa Lel-
lemanda, przybyło z Missisippi i założyło kolonię w dolnym
biegu rzeki Trinity, w pobliżu dzisiejszego Liberty. Koloniści
francuscy, z których większość trafiła do Ameryki z angiel
skich obozów jenieckich, wybudowali tu umocnioną osadę
nazwaną Champ d'Asile. Planowali zorganizowanie stąd wy
prawy na Wyspę Świętej Heleny i uwolnienie więzionego tam
50
51
Napoleona. Brak żywności i groźba hiszpańskiego ataku zmu
siły Francuzów do porzucenia Champ d'Asile zaledwie po [
ośmiu miesiącach istnienia kolonii. Większość niefortunnych
bonapartystów uciekła do amerykańskiej Luizjany lub powróci
ła do Francji.
Hiszpańskie prawo kolonialne z 1813 r. opierało się na sy-1
Sternie tzw. impresariatów, czyli przywilej ów kolonizacyjnych
przyznawanych organizatorom akcji osiedleńczych zwanych
impresariami. W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych,
gdzie ziemię sprzedawano bezpośrednio osadnikom lub spe
kulantom ziemskim, władze hiszpańskie (a później meksykań
skie) zachowywały prawo własności ziemi aż do czasu speł
nienia przez impresariów warunków wstępnych zawartych w
kontrakcie. Należało do nich przede wszystkim sprowadzenie
do kolonii określonej w przywileju liczby osadników. Dopie
ro wtedy impresario otrzymywał tytuł własności ziem prze
znaczonych do zasiedlenia, które mógł rozdzielić pomiędzy
kolonistów. Każda rodzina sprowadzona do nowej kolonii
miała prawo do nabycia działki rolniczej o powierzchni 177
akrów (ponad 70 ha) oraz pastwisk o powierzchni 4428 akrów
(około 1800 ha) za symboliczną cenę obejmującą koszty po
miarów gruntu i opłatę administracyjną wnoszoną do kieszeni
impresaria. W porównaniu z USA ziemia w Teksasie wyda
wała się być niepowtarzalną okazją i stała się główną atrakcją
przyciągającą nowych osadników. Żeby zapobiegać przemy-!
towi, który kwitł na granicach z powodu braku legalnych po
rtów i urzędów celnych, nowe kolonie w Teksasie nie mogły
leżeć bliżej niż 26 mil od wybrzeża. Kolonistom amerykań
skim nie wolno było także osiedlać się bliżej niż 52 mile od
granicy z USA (ten ostatni zakaz był często ignorowany). In
tencją władz hiszpańskich i meksykańskich było skolonizo
wanie wnętrza terytorium Teksasu przy pomocy osadników
amerykańskich, podczas gdy wybrzeże i pas nadgraniczny
miały być zasiedlone przez kolonistów meksykańskich i euro
pejskich. Mieli oni rozrzedzić populację Amerykanów, którzy
znaleźli się w Teksasie i ograniczyć ich kontakty ze Stanami
Zjednoczonymi. Ci Amerykanie, którzy wcześniej osiedlili się
w Teksasie nielegalnie, mogli zalegalizować swój pobyt przez
nabycie aktów własności zajętej ziemi i wniesienie stosow
nych opłat administracyjnych.
W 1820 r. w pałacu gubernatora Martineza w San Anto
nio pojawił się były hiszpański poddany Moses Austin
(1761-1821), ubiegający się o pierwszy przywilej koloniza-
cyjny dla Amerykanów w Teksasie. Ten, pochodzący z Wirgi
nii pionier, handlarz i górnik ołowiu, w 1798 r. przeniósł się
wraz z rodziną do hiszpańskiego wówczas Missouri, gdzie wy
budował kopalnie ołowiu. Wojna 1812 roku odcięła mu do
stęp do rynku amerykańskiego i zrujnowała jego interesy. Ban
kructwa dopełnił kryzys z 1819 r., po którym Moses Austin
wyruszył do Teksasu, aby odbudować swoją fortunę. Mimo
początkowych kłopotów, 17 stycznia 1821 r., otrzymał przy
wilej na 200 000 akrów ziemi, przeznaczonych na założenie
kolonii dla 300 rodzin amerykańskich (tzw. Stara Trzechset-
ka). Lokalizację kolonii wyznaczono w pasie pomiędzy rze
kami Colorado i Brazos. Jej północną granicę miał stanowić
stary hiszpański trakt El Camino Real z Nacogdoches do San
Antonio, a południową, wyjątkowo, wybrzeże Zatoki Meksy
kańskiej. W trakcie organizowania kolonii Moses Austin zmarł
niespodziewanie 10 czerwca 1821 r., pozostawiając dokoń
czenie rozpoczętej pracy swemu dwudziestoośmioletniemu
synowi Stephenowi.
Stephen Fuller Austin (1793-1836) nie był wcale entuzja
stą kolonizacyjnych planów ojca. Wykształcony, dobrze zna
jący zasady działania administracji hiszpańskiej, miał duże do
świadczenie z pracy w legislaturze Missouri i z okresu spra
wowania funkcji sędziego na Terytorium Arkansas. Do Te
ksasu przybył w czerwcu 1821 r. na wieść o śmierci ojca i bez
wahania podjął się kontynuacji jego dzieła. Zaraz po przyjeź
dzie napotkał pierwsze trudności. Od sierpnia 1821 r., Me
ksyk stał się niepodległym państwem i nowe władze odmówi-
52
53
ły uznania dotychczasowych hiszpańskich przywilejów kolo-
nizacyjnych. Nie zrażony tymAustin udał się do Mexico City,|
gdzie spędził ponad rok zabiegając o uznanie impresariatu ojca
i obserwując proces tworzenia nowych struktur władzy w Me
ksyku. Dopiero w styczniu 1823 r. udało mu się uzyskać zgo
dę rządu cesarza Augustina Iturbide na kontynuowanie akcji
kolonizacyjnej w wyznaczonym wcześniej miejscu.
Pierwsi koloniści Austina przybyli do portu Quintana, u uj
ścia Brazos, już w grudniu 1821 roku. W 1822 r. w kolonii
było 150 osadników z USA (Luizjany, Georgii i innych sta-j
nów amerykańskiego południa). Przybywali tu trzema droga
mi. Pierwsza prowadziła z Natchitoches w Luizjanie do Na-
cogdoches i dalej traktem Camino Real do środkowego biegu
Brazos, gdzie po powrocie z Meksyku Austin założył stolicę
swojej kolonii, San Felipe. Druga droga wiodła z dolnej Lui
zjany przez rzekę Sabinę szlakiem Atascosita Road łączącym
Goliad z Nowym Orleanem. Trzecią była droga morska dc
portu Quintana. Do listopada 1824 r. wszystkimi trzema dro
gami przybyły do Teksasu 272 rodziny, a w 1825 r. w całej
kolonii Austina zamieszkiwało już 1800 osób, w tym 443 mu
rzyńskich niewolników.
Kiedy na podstawie nowej konstytucji meksykańskiej I
1824 r. Meksyk stał się republiką związkową, Teksas połą
czono z Coahuilą w jeden wspólny stan o nazwie Coahui-
la-Teksas ze stolicąw Saltillo. Konstytucja dawała dużą swo
bodę samorządową władzom lokalnym i przekazywała do ich
wyłącznej kompetencji wszystkie sprawy imigracyjne. Za
pewniała kolonistom ziemię i zwolnienie od podatków na
okres pierwszych 6 lat w zamian za lojalność wobec Meksy
ku i przejście na wiarę katolicką. W 1824 r. władze nowo
powstałego stanu Coahuila-Teksas potwierdziły dotychcza
sowy impresariat Austina, a w 1825 r. wydały mu zezwole
nie na sprowadzenie do Teksasu dalszych 900 rodzin amery
kańskich. W krótkim czasie Austin zorganizował cywilne i
wojskowe władze swojej kolonii. W porozumieniu z lokalną
administracją meksykańską ustalił wysokie kryteria doboru
kolonistów, wymagając od nich rekomendacji i zaświadczeń
z dotychczasowego miejsca zamieszkania, potwierdzających
ich uczciwość, prawy charakter i zamiłowanie do pracy. W
kilku wypadkach nie zawahał się użyć siły, aby usunąć ze
swojej kolonii tych, którzy zakłócali jej spokój i nie chcieli
podporządkować się panującym w niej rygorom. Austin, zna
jąc podejrzliwość władz meksykańskich wobec Amerykanów,
starał się skrupulatnie przestrzegać zasad lojalności i nie da
wać Meksykanom żadnych podstaw do podejrzeń. Jako je
den z pierwszych przeszedł na katolicyzm i przyjął nowe,
hiszpańskie imię Estevan.
W 1831 r. władze meksykańskie, doceniając dobrą wolę Au
stina, przyznały mu następny przywilej na sprowadzenie 800
nowych rodzin osadników z Meksyku i Europy. Dzięki olbrzy
miemu wysiłkowi organizacyjnemu, w ciągu 10 lat Austin uzy
skał 1540 tytułów prawnych do ziemi w swojej kolonii, którą w
1831 r. zamieszkiwało już 5665 osób. Położył w ten sposób
podwaliny pod amerykańską kolonizację tych ziem, co już u
współczesnych przyniosło mu miano „Ojca Teksasu".
Polityka kolonizacyjna władz Coahuili-Teksasu okazała się
dużo bardziej liberalna niż innych stanów Meksyku. Władze te,
administrując najbiedniejszym i najsłabiej zaludnionym z me
ksykańskich stanów, starały się wykorzystać ogromny poten
cjał ekonomiczny Teksasu przez zintensyfikowanie osadnictwa
oraz rozwój rolnictwa i hodowli. Lokalne prawo kolonizacyjne
z 1825 r. umożliwiło gwałtowny rozwój kolonizacji Teksasu i
stało się podstawą do wydania 25 nowych impresariatów.
Drugim po Austinie agentem ziemskim, który przyczynił
się do sukcesów akcji osiedleńczej, był Green DeWitt. W
kwietniu 1825 r. uzyskał przywilej na osiedlenie 400 rodzin
amerykańskich na ziemiach leżących na zachód od kolonii
Austina. Dzikość terenów przyszłej kolonii i zagrożenie napa
dami Indian sprawiły, że z zakontraktowanej liczby DeWitt
zdołał osiedlić w Teksasie jedynie 166 rodzin. Stolicą kolonii
De Witta zostało osiedle Gonzales nad rzeką Guadelupe, cho
ciaż wielu kolonistów z obawy przed Indianami pozostało w
pobliżu wybrzeża, gdzie założyli osadę o nazwie Old Station.
Na południowy zachód od kolonii De Witta powstała mała
kolonia zorganizowana przez Mertina de Leon, ranczera z Me
ksyku, który upatrzył sobie tam tereny doskonale nadające się
do hodowli bydła. W 1824 r. w dolnym biegu Guadelupe zało
żył miasto Guadelupe Victoria (nazwane tak na cześć pierw
szego prezydenta Meksyku), wokół którego osiedliło się 41 ro
dzin meksykańskich.
Podczas gdy podstawą rozwoju kolonii de Leona stała się
hodowla bydła, a kolonii De Witta uprawa kukurydzy, kolonia
Austina rozkwitała dzięki uprawie bawełny. Dziką bawełnę
odkrył Cabeza de Vaca podczas swych wędrówek po Teksasie
w 1528 roku. Hiszpańscy misjonarze próbowali ją uprawiać
już przed 1745 r., uprawę na skalę przemysłową rozpoczęli
jednak dopiero osadnicy amerykańscy po 1822 roku. Pierw
szym „królem bawełny" został jeden z wczesnych kolonistów
Austina Jared E. Groce II, który założył 100-akrową plantację
nad rzeką Brazos, a w 1825 r. wybudował pierwszą w Teksa
sie oczyszczalnię bawełny. Do 1826 r. były tu już cztery prze
mysłowe oczyszczalnie, a w 1828 r. tylko w samej kolonii
Austina produkowano rocznie 500 bel bawełny. Jej uprawa
była ciężka, ale bardzo opłacalna, chociaż początkowo ogra- j
niczały ją możliwości zbytu.
Liberalna polityka kolonialna pozwoliła podnieść popula
cję Teksasu do 15 000 osób w 1830 r., przy czym stosunek
ludności anglo-amerykańskiej do ludności meksykańskiej
wynosił 4 do 1. Miała jednak tę słabą stronę, że nie stwarzała
bodźców dla gospodarki rynkowej. Powstawaniu miast i roz
wojowi produkcji nie towarzyszył rozwój polityki kredytowej,
banków i infrastruktury komunikacyjnej. Wybudowano
wprawdzie dwa nowe porty w zatokach Galveston i Matagor-
da ale okazało się to niewystarczające dla prężnie rozwijają
cej się gospodarki Teksasu. Brakowało zwłaszcza dogodnego
55
portu u ujścia Brazos, który zapewniłby sprawny wywóz ba
wełny z kolonii Austina. Istotnym ograniczeniem były też nie
wielkie możliwości meksykańskiej floty handlowej i zakaz
obsługiwania handlu z Teksasem przez statki obcych bander.
REBELIA FREDONII
Osadnicy amerykańscy, mimo licznych skarg na działal
ność administracji meksykańskiej i braku rozwiązań sprzyja
jących rozwojowi gospodarki, koncentrowali wysiłki na umac
nianiu swojej obecności na zajmowanych terenach. Początko
wo największy problem budziła nieznajomość języka hiszpań
skiego i wynikające z tego nieporozumienia związane
z niewłaściwym rozumieniem instrukcji i rozporządzeń wy
dawanych przez władze meksykańskie. Mimo oczywistych
różnic mentalności obu stron i nieufności jaką się nawzajem
obdarzały, dzięki ludziom takim jak Stephen Austin, nieporo
zumienia te udawało się łagodzić środkami pokojowymi.
Pierwszy poważny konflikt między władzmi meksykańskimi
a kolonistami amerykańskimi wybuchł w 1826 r. i od razu
przybrał formę zbrojnej rebelii.
Rok wcześniej impresario Hayden Edwards otrzymał przy
wilej kolonizacyjny na osiedlenie 800 rodzin w rejonie Na-
cogdoches. Wywołało to zaniepokojenie starych osadników,
z których wielu nie posiadało formalnych tytułów prawnych
do zajmowanych gruntów. Edwards zobowiązał się począt
kowo do poszanowania praw starych kolonistów, później jed
nak ogłosił się wojskowym komendantem okręgu Nacogdo-
ches i podjął działania zmierzające do odebrania ziemi tym,
którzy nie mogli dowieść swoich praw do niej. Zaalarmowa
ne skargami starych osadników, z których wielu wywodziło
się z dawnej kolonii Gila Y'barbo, władze meksykańskie zin
terpretowały działalność Edwardsa jako przygotowania do
buntu. W listopadzie 1826 r. Hayden Edwards udał się w
podróż służbową do Stanów Zjednoczonych. Wykorzystali
56
to jego radykalni wspólnicy, brat Benjamin Edwards i Mar
tin Palmer. 22 listopada na czele grupy uzbrojonych ludzi
aresztowali głównych przeciwników Edwardsa. W obronie
uwięzionych stanęła większość okolicznych osadników,
którzy zmusili buntowników do ich uwolnienia. Na począt
ku grudnia do rebeliantów dołączył Hayden Edwards. Wspól
nie ze swoimi zwolennikami opanował Nacogdoches i usu
nął stamtąd garnizon meksykański. W zajętym mieście pro
klamował powstanie niezależnej Republiki Fredonii pod ha
słem „Niepodległość, Wolność, Sprawiedliwość".
Ponieważ większość kolonistów z Nacogdoches nie poparła
rebelii, Edwards zwrócił się o pomoc do żyjących nieopodal
Czirokezów. W zamian za zbrojną pomoc dla Fredonii obiecał
Indianom podział Teksasu i oddanie im jego północnej części.
Jako przejaw dobrej woli buntownicy ustanowili biało-czerwo
na flagę Fredonii, która miała symbolizować sojusz białych z
Indianami. Jednakże nieufni Czirokezi, pod wpływem agitacji
agenta do spraw Indian z Nacogdoches Petera E. Beana, odrzu
cili propozycje Edwardsa i nie poparli Fredonii.
Wieści o rebelii w Nacogdoches zaniepokoiły władze me
ksykańskie. 11 grudnia z San Antonio wyruszył przeciwko
buntownikom ppłk Ahumada na czele 100 kawalerzystów. Po
drodze przyłączył się do niego oddział ochotniczej milicji z
kolonii Stephena Austina. Na wieść o marszu wojsk meksy
kańskich rebelianci opuścili Nacogdoches. Połączone siły
Ahumady i Austina zajęły miasto w końcu grudnia i natych
miast ruszyły w pościg za buntownikami. Większość z nich
została ujęta w okolicy San Augustine. Martin Palmer zdołał
uciec na Zachód, a bracia Edwards schronili się w amerykań
skiej Luizjanie.
MISJA GENERAŁA TERANA
Chociaż rebelia Fredonii została łatwo stłumiona, pogłębi
ła i tak dużą nieufność władz meksykańskich do amerykań
skich kolonistów. W pamięci Meksykanów wciąż pozostawa-
57
ły fatalne skutki sąsiedztwa posiadłości hiszpańskich ze Sta
nami Zjednoczonymi, które doprowadziły do utraty Florydy.
Nie ziściły się dotychczasowe meksykańskie plany spro
wadzenia do Teksasu większej liczby osadników z Europy.
Niestabilność polityczna, słabość gospodarcza i nietolerancja
religijna panujące w Meksyku nie przyciągały europejskich
imigrantów, dla których wciąż bardziej atrakcyjne pozosta
wały Stany Zjednoczone. Wyjątek stanowiły dwie niewielkie
kolonie osadników z Wielkiej Brytanii i Irlandii, które powstały
w południowym Teksasie. Pierwszą z nich, liczącą około 200
osób, założyli w pobliżu starej hiszpańskiej misji w Refugio
nad Mission River James Power i James Hewetson. Drugą,
liczącą 84 kolonistów z Irlandii, założyli wokół San Patricio
nad rzeką Nueces John McMullen i James McGloin.
W końcu 1827 r. prezydent Victoria wysłał z misją do Te
ksasu gen. Manuela Miera'y Terana. Teran, żołnierz, polityk i
zdolny administrator, otrzymał zadanie wytyczenia dokładnej
linii granicznej pomiędzy Meksykiem i USA oraz zbadania
nastrojów panujących wśród kolonistów amerykańskich po
rebelii Fredonii. Chociaż Teran nie dostrzegł objawów buntu
wśród Amerykanów, jego niepokój wzbudziły aż nadto wi
doczne wpływy amerykańskie w Teksasie. Im dalej na wschód,
tym ślady kultury meksykańskiej były mniejsze. We wscho
dnim Teksasie pozostali nieliczni Meksykanie, którzy tworzyli
najuboższą warstwę miejscowej ludności.
Wnioski z wyprawy do Teksasu gen. Teran przedstawił w
specjalnym raporcie, w którym postulował podjęcie trzech
rodzajów działań zaradczych. Po pierwsze, wzmocnienie gar
nizonów meksykańskich w Teksasie do ochrony przed India
nami i izolowania kolonii amerykańskich. Po drugie, zasie
dlanie Teksasu kolonistami meksykańskimi, w tym dezertera
mi i skazańcami z armii meksykańskiej i ich rodzinami. Po
trzecie wreszcie, szersze otwarcie wybrzeża Teksasu dla han
dlu, który pozwoliłby zacieśnić więzi gospodarcze Teksasu
z centralnym Meksykiem.
58
W 1829 r. gen. Teran został mianowany komendantem ge
neralnym wschodnich prowincji Meksyku i przystąpił do rea
lizowania swojego programu. Jego podstawą stał się dekret z
6 kwietnia 1830 r., który wprowadzał nowe regulacje prawne
dotyczące osadnictwa w Teksasie. Głównym celem nowego
prawa było powstrzymanie „pokojowej inwazji"Amerykanów
i niewolniczej kolonizacji Teksasu. W przepisach dekretu za
lecano rozwój rodzimego osadnictwa przy użyciu skazańców
z armii meksykańskiej, zakazywano niewolnictwa i sprowa
dzania do Teksasu niewolników murzyńskich, otwierano han
del na wybrzeżu dla cudzoziemców na okres 4 lat i anulowano
dotychczasowe przywileje kolonizacyjne.
Generał Teran wykorzystując swoje uprawnienia wzmoc
nił garnizony meksykańskie w San Antonio, La Bahii, Nacog-
doches i Velasco. Z jego rozkazu wzniesiono pięć nowych
fortów, z których trzy nosiły nazwy pochodzące z języka Az
teków, co miało podkreślać ich meksykański charakter: Ana-
huac nad Zatoką Galveston, Tenoxtitlan nad środkową Bra-
zos, Lipantitlan nad Nueces River oraz Teran nad rzeką Ne-
ches i Lavaca nad rzeką o tej samej nazwie.
Mimo wprowadzonych ograniczeń imigracyjnych i barier
celnych osadnicy z USA i władze amerykańskie niewiele so
bie robiły z decyzji rządu meksykańskiego. W tej sytuacji
Meksyk zdecydował się na zablokowanie granicy ze Stanami
Zjednoczonymi i wojskową okupację Teksasu. Zarządzenie o
zamknięciu granic Teksasu dla nowych osadników z USA
powierzono wojsku.
PRZYGRYWKA DO WOJNY
Jedynym ratunkiem dla nas jest wojna. Nie ma innego
sposobu, tylko stanąć z bronią w ręku w obronie
naszych praw, naszego kraju i nas samych.
(Stephen F. Austin, 1835)
Kiedy 1 stycznia 1820 r. ppłk de Riegoy Nunez, w imieniu
grupy liberalnych oficerów hiszpańskich, ogłosił w Kadyksie
powrót do konstytucji z 1812 r., nikt nie wiedział jeszcze, że
wypadki te przesądzą ostatecznie o utracie przez Hiszpanię
większości jej amerykańskich kolonii.
Wieści o wybuchu rewolucji burżuazyjnej w Hiszpanii
(1820-1823), skierowanej przeciwko absolutnym rządom Fer
dynanda VII, ożywiły sprawę niepodległości Meksyku. Kon
serwatywne koła kreolskiej burżuazji zdecydowały się bronić
swoich przywilejów w obawie przed ograniczeniem władzy
rojalistów w Nowym Świecie przez liberalne reformy w Hi
szpanii, i stanęły na czele rewolty przeciwko metropolii. 24
lutego 1821 r. dowódca rojalistycznej armii gen. Augustin de
Iturbide przeszedł wraz z wojskiem na stronę rewolucji i ogło
sił plan pokojowej transformacji Meksyku w niepodległe pań
stwo (tzw. Plan Igualański). Meksyk miał zostać niezależną
monarchią na czele z królem pochodzącym z dynastii hiszpań
skich Burbonów. Do czasu objęcia tronu przez nowego wład
cę rządy miała sprawować rada regencyjna z gen. Iturbide na
czele i nowy parlament (Kongres). Wicekról Meksyku Juan
0'Donoju zaakceptował dokument z Iguali. Później został on
60
61
włączony do traktatu kordobańskiego z 24 sierpnia 1821 r., na
którego mocy Kreole wymusili uznanie samodzielności Me
ksyku przez Hiszpanię. Kiedy rewolucja burżuazyjna w Hi
szpanii została stłumiona przez interwencyjne wojska francu- !
skie, działające na rzecz obalonego Ferdynanda VII, traktat z
Kordoby został anulowany. Ugrupowania konserwatywne,
które ponownie objęły władzę w Hiszpanii, odmówiły uzna
nia niepodległości Meksyku i nadal rościły sobie prawa do |
dawnej kolonii.
Z chwilą uzyskania niepodległości klasą panującą w Me
ksyku stali się Kreole. Do tej pory wszystkie kluczowe stano
wiska we władzach, armii i kościele zajmowali przybyli z Hi
szpanii „Półwyspiarze". Po ogłoszeniu niepodległości wiek- j
szość z nich została pozbawiona stanowisk i zmuszona do opu
szczenia Meksyku. Ich miejsce zajęli teraz przedstawiciele
konserwatywnych kół wielkiej burżuazji kreolskiej i kleru.
Jedną z pierwszych decyzji zdominowanego przez nich Kon
gresu była zapowiedź redukcji nadmiernie rozbudowanej ar
mii i zakaz sprawowania dowództwa wojskowego przez człon
ków rady regencyjnej. Wywołało to niezadowolenie kadry
oficerskiej, która obawiała się o swoje przywileje wyniesione
jeszcze z czasów kolonialnych. 18 maja 1822 r. podburzone
przez oficerów wojska garnizonu stołecznego, przy poparciu
części mieszkańców miasta, obwołały Iturbidego cesarzem pod
imieniemAugustyna I. Następnego dnia sterroryzowany przez
wojsko i zwolenników cesarstwa Kongres zatwierdził „wolę"
społeczeństwa.
Większość Kreolów nic nie zyskała na cesarstwie, a ko
sztowny przepych dworu cesarskiego doprowadził do katastro
fy finansowej państwa. Przymusowe pożyczki, ucisk podat
kowy i szalejąca inflacja szybko pozbawiły Augustyna I spo
łecznego poparcia. Spowodowały też aktywizację sił republi
kańskich i postępowych. W nieprzychylnym od początku
cesarzowi Kongresie ujawniła się nowa opozycja, co dopro
wadziło do jego rozwiązania. Katastrofalny stan gospodarki
i pusty skarb odbiły się również na stanie faworyzowanej do
tąd armii. Kiedy zabrakło pieniędzy na opłacenie potrzeb woj
ska, szybko ogarnął je ferment. Jako pierwszy decyzję o wy
stąpieniu przeciwko cesarzowi podjął młody generał brygady
Antonio Lopez de Santa Anna (generałem mianował go Itur-
bide). W grudniu 1822 r. zaatakował Veracruz i proklamował
powstanie republiki, chociaż przy swoich zdecydowanie roja-
listycznych poglądach nie bardzo rozumiał znaczenie tego sło
wa. Stopniowo do zbuntowanych wojsk Santa Anny przyłą
czyły się inne oddziały cesarskie i przedstawiciele opozycji
republikańskiej z -Vicente Guerrero, Guadelupe Victorią i Ni
colasem Bravo na czele.
Pozbawiony poparcia Iturbide abdykował 19 marca
1823 r. i udał się na wygnanie do Włoch. Zdetronizowany
cesarz nie chciał się jednak pogodzić z utratą korony i już w
następnym roku podjął próbę odzyskania tronu. Wraz z nie
wielką grupą swoich zwolenników wylądował w Meksyku i
rozpoczął walkę o powrót do władzy. Nie tylko nie uzyskał
żadnego poparcia, ale uprzedzeni o jego wyprawie republika
nie szybko schwytali go i rozstrzelali 19 lipca 1824 roku.
_Pp obaleniu cesarstwa władzę w państwie objęli tymcza
sem dawni bojownicy wojny o niepodległość, przeciwni mo
narchii i skłaniający się ku republikańskiej formie rządów.
Uzyskali oni większość w zwołanym w listopadzie 1823 r.
Kongresie. W nowym parlamencie od początku starły się dwie
koncepcje ustrojowe, koncepcja centralistyczna i federalistycz-
na. Centraliści dążyli do utworzenia silnego rządu centralne
go, któremu mieli podlegać mianowani urzędnicy na szczeblu
stanowym i lokalnym. Federaliści popierali wybór przedsta
wicieli władz lokalnych, którym chcieli powierzyć pełnię ad
ministracji na własnym terenie. Ponieważ większość Meksy-
kanów nie miała pojęcia o samorządności i była przyzwycza
jona do tradycyjnej, scentralizowanej administracji kolonial
nej, Meksyk rozpoczął trudną drogę niepodległego bytu od
kompromisu.
62
63
Po długich dyskusjach politycznych, wzorując się na do
świadczeniach Stanów Zjednoczonych i hiszpańskiej ustawie
zasadniczej z 1812 r., Kongres uchwalił 4 października
1824 r. nową konstytucję. Powoływała ona do życia nowe pań- ;
stwo pod nazwą Stany Zjednoczone Meksyku. Meksyk został
republiką federalną (składającą się z 19 stanów i 4 teryto
riów, które w większości odzwierciedlały dawny, hiszpański
podział terytorialny) na czele z prezydentem (który de facto
zastąpił wicekróla) i wiceprezydentem o czteroletniej kaden
cji oraz dwuizbowym Kongresem. Jedyną dozwoloną przez
prawo religią został katolicyzm. Był to ukłon w stronę Ko
ścioła, który chociaż utracił wielu zwolenników po ekskomu-
nikowaniu przywódców rewolucji, księży Hidalgo i Morelo-
sa, zachował swoje wpływy i pozostał obok armii najpotęż
niejszą instytucją w państwie. Pierwszym prezydentem został
weteran wojny o niepodległość gen. Guadelupe Victoria, a wi
ceprezydentem Nicolas Bravo.
Przyjęcie konstytucji kończyło ostatecznie wieloletni okres
walki o niepodległość Meksyku. Po 300-letnim okresie pano
wania Hiszpanów Meksyk odziedziczył scentralizowaną i nie
efektywną administrację, słabo rozwiniętą gospodarkę, kata
strofalny stan finansów oraz liczne i drogie wojsko z nadmier
nie rozbudowanym, i zachłannym na przywileje, korpusem
oficerskim. Dziesięcioletnia wojna o niepodległość poczyniła
w kraju ogromne zniszczenia. Zginęło lub zostało zamordo
wanych około 600 000 ludzi, czyli 10% populacji kraju z 1810
roku. Produkcja rolna zmniejszyła się o połowę, a handel mię
dzynarodowy, w wyniku zerwania więzów z Hiszpanią, za
marł prawie całkowicie. System fiskalny był niesprawny, po
datki pobierane przez władze stanowe i wojsko (w praktyce
odprowadzały do skarbu państwa tyle, ile uważały za stosow
ne) tylko w niewielkim stopniu docierały do rządu centralne
go. Właściwie jedynym źródłem dochodów państwa były wy
sokie opłaty celne pobierane w portach, co miało i ten skutek,
że sprzyjało rozwojowi przemytu. Jednakże i one nie wystar
czały nawet na utrzymanie armii. Podejmowane przez kolejne
rządy próby zmniejszenia jej liczebności zawsze kończyły się
niepowodzeniem wobec oporu uprzywilejowanej kadry ofi
cerskiej. Chroniczny brak pieniędzy zmuszał Meksyk do za
ciągania pożyczek za granicą, co na długie lata uzależniło kraj
od obcych mocarstw (zwłaszcza od Wielkiej Brytanii, a później
także od Stanów Zjednoczonych).
Niestabilność ekonomiczna szła w parze z brakiem stabili
zacji na scenie politycznej. Po względnie spokojnej prezyden
turze gen. Victorii (1824-1829) w Meksyku zapanował blisko
30-letni okres chaosu politycznego. Na tle rywalizacji o wła
dzę nastąpiły liczne przewroty i walki wewnętrzne, anarchia i
dalszy upadek gospodarczy kraju. Tylko w latach 1821-1836
Meksykiem rządzili cesarz i jedenastu prezydentów, w tym
dwóch sprawujących jąw sposób dyktatorski. Niektórzy z nich
utrzymali się u steru rządów kilka lub kilkanaście dni, inni
powracali do władzy parę razy w tym samym roku. Od 1829 r.
zbrojny zamach stanu stał się normalnym sposobem przejmo
wania władzy, co pozostało w tradycji meksykańskiej przez
następne 100 lat. Tylko dwóch prezydentów w sposób konsty
tucyjny przekazało swój urząd następcy. Jeden, Vicente Gu-
errero, został rozstrzelany po przewrocie dokonanym przez
swojego własnego wiceprezydenta (1831).
Władza polityczna i administracyjna w Meksyku znalazła
się w rękach ograniczonej grupy ludzi. Stanowili ją kreolscy
(częściowo hiszpańscy) posiadacze ziemscy, nieliczna burżu-
azja miejska, wyższa hierarchia kościelna, generalicja i część
klasy średniej, składającej się w coraz większym stopniu z
Metysów. Podstawowa masa ludności, zamieszkali w 90 % na
wsi Indianie i Metysi, pozostawała poza polityką, bierna i od
sunięta od jakiegokolwiek wpływu na bieg spraw państwo
wych. Do aktywności pobudzały jąjedynie sprzeczności raso-
wo-kulturowe i konflikty społeczne przeradzające się często
w bunty i rebelie różnych warstw ludowych.
64
Grupy sprawujące władzę nie były jednolite, ulegały podzia
łowi na różne tendencje i prądy polityczne o odmiennych pro
gramach i zapleczu społecznym. Dzieliły się na dwa główne
stronnictwa: konserwatystów i liberałów. Pierwsi (roj aliści i
klerykałowie) zasadniczo reprezentowali interesy oligarchii,
a drudzy inteligencji i klasy średniej. Oba nurty nie zdołały
wykształcić systemu partyjnego i działały na zasadzie grup
zwolenników skupiających się wokół uznanych przywódców.
Konserwatyści stali na gruncie kontynuacji systemu kolonial
nego i związków z Hiszpanią popierali przywileje kleru i ar
mii, byli zwolennikami centralizmu państwowego. Liberało
wie, wśród których była frakcja umiarkowana (z Valentinem
Gomezem Fariasem na czele), skłonna do kompromisów z
konserwatystami i radykalna ( której przewodził Lorenzo de
Zavala) przeciwstawiająca się przywilejom oligarchii, dążyli
do reform i pośrednio działali w interesie niższych warstw spo
łecznych. Dość bezkrytycznie zapatrzeni w Stany Zjednoczo
ne opowiadali się za federalizmem i rozbudową samorządu
stanowego.
Uprawianiu polityki i zarządzaniu państwem nie sprzyjała
też sytuacja międzynarodowa. Nowa republika nie została
uznana ani przez Hiszpanię i Francję, ani przez Stolicę Apo
stolską. Hiszpania przez długi czas nie chciała się pogodzić z
utratą Meksyku. Aż do 1825 r. utrzymywała swój garnizon
wojskowy w twierdzy San Juan de Ulua koło Veracruz, który
praktycznie paraliżował funkcjonowanie tego największego
portu meksykańskiego. W 1829 r., przy pomocy rojalistycz-
nych spiskowców, Hiszpanie podjęli zbrojnąpróbę przywróce
nia swojej władzy kolonialnej, wysyłając do Meksyku korpus
ekspedycyjny gen. Isidoro Barradasa. W sierpniu wojska hi
szpańskie wylądowały w Tampico, ale nie uzyskały żadnego
poparcia społecznego, na które liczył Barradas. Generał Santa
Anna, dowodzący wojskami meksykańskimi w tym rejonie,
na własną rękę zorganizował opór przeciwko Hiszpanom,
zmuszając ich w końcu do kapitulacji i opuszczenia kraju. Po
Cabeza de Vaca
Franciszkański misjonarz
na czele osadników hi
szpańskich w Nowym
Świecie
"J
Renę Robert de la Salle
Cesarz Augustyn
Iturbide
Stephen F. Austin ze
zbiorów San Jacinto
Museum of HistoryAs-
sociation
Generał Antonio Lopez de
Santa Anna
Bitwa pod Gonzales (rekonstrukcja)
Działo „Come and take it"
William Barret Travis
w 1835 r.
James Bowie
Nóż Bowie
Sam Houston jako
agent indiański
William B. Travis w mundurze
ppłk. regularnej kawalerii Te
ksasu
Crockett jako Davy Kongresmen
65
tych wydarzeniach umiejętnie rozgłosił swoje zwycięstwo, i
kreując się na „Napoleona Zachodu", zaczął poważnie wpły
wać na losy państwa meksykańskiego.
Armia tradycyjnie już odgrywała ogromną rolę społeczną i
polityczną. Mocno rozbudowana, od czasów walk wyzwoleń
czych, stanowiła decydującą siłę i klucz do sprawowania wła
dzy w państwie. Znacznąjej część stanowili kreolscy oficero
wie o niskim poziomie fachowości, za to pięknie wystrojeni i
skłonni do poparcia każdego, kto gwarantował im pieniądze i
przywileje. Szeregowi żołnierze, prawie zawsze Metysi lub
Indianie, służyli w wojsku jako ochotnicy na okres ośmiu lat,
częściej jako poborowi przez dziesięć lat. Ci ostatni nienawi
dzili służby w armii i do wojska szli niechętnie, robiąc wszy
stko, żeby przy okazji zdezerterować. Przeciętny żołnierz me
ksykański był źle wyćwiczony i umundurowany, często głod
ny i prawie zawsze skłonny do rabunku. Dowódcy darzyli go
pogardą i traktowali jak zwykłe „mięso armatnie".
Pasożytnicza kadra oficerska niechętnie odnosiła się do
swoich obowiązków i podnoszenia kwalifikacji wojskowych,
za to z entuzjazmem oddawała się polityce i zbijaniu majątku.
Wielu oficerów nie było zawodowymi wojskowymi i pocho
dziło z rozdania politycznego. Wojsko ich nie interesowało,
często natomiast kręcili się wokół sfer rządowych domagając
się pieniędzy i stanowisk. Był to element łatwy do wykorzy
stania w rozgrywkach politycznych. Sytuację w armii tak scha
rakteryzował ówczesny meksykański sekretarz stanu, który
skarżył się w 1834 r.: „Nadmierne szafowanie stanowiskami i
odznaczeniami prowadzi w rezultacie do bałaganu i stwarza
sytuację, w której oddani i dobrze wyszkoleni oficerowie od
chodzą ze służby [...]'.
Organizacja wojska opierała się na odziedziczonych po
kolonizatorach wzorach hiszpańskich, częściowo także bry-
' P . H a y t h o r n t h w a i t e , The Alamo and the War ofTexan Indepen-
dence 1835-36,
Osprey Publishing Ltd, London 1986, s. 33-34.
66
tyjskich i portugalskich, sprawdzonych w czasie wojen napo
leońskich. Za to umundurowanie wzorowano na uniformie fran
cuskim. Armia składała się z kilku rodzajów broni, wchodzą
cych w skład wojsk regularnych i milicji terytorialnych (te
ostatnie były często lepiej wyszkolone i opłacane niż oddziały
regularne). Liczyła przeciętnie dwadzieścia kilka tysięcy żoł
nierzy regularnych i czterdzieści kilka tysięcy milicjantów. Na
przykład w latach 1826-1827 wojsko regularne (Ejercito per-
manente) liczyło etatowo 22 270 ludzi i składało się z: 12 ba
talionów piechoty, 13 pułków kawalerii, 13 brygad artylerii,
31 kompanii garnizonowych i 12 pomocniczych kompanii pie
choty i kawalerii. Milicje terytorialne (Milicia activa) liczyły
42 037 ludzi i dzieliły się na:
- wewnętrzne (20 batalionów piechoty, 8 pułków kawale
rii, 12 samodzielnych kompanii artylerii),
-nadbrzeżne (13 batalionów piechoty),
- północnego pogranicza (9 kompanii piechoty i 10 szwa
dronów kawalerii, tzw. wojsk prezydialnych).
Stałe walki wewnętrzne, przewroty i bunty uniemożliwiały
prawidłowy rozwój wojska i czyniły je niezdolnym do efek
tywnego działania według standardów europejskich.
Punktem zwrotnym w historii młodej republiki meksykań
skiej stały się wybory prezydenckie w 1828 roku. Legalnie
wybrana administracja prezydenta Manuela Gomeza Pedrazy
została obalona przez zwolenników Vicente Guerrero. W1831 r.
on sam padł ofiarą zamachu stanu dokonanego przez swojego
wiceprezydenta gen. Anastasio Bustamante, który ogłosił się
dyktatorem. Częste zmiany rządów i rebelie zbrojne podwa
żyły wiarę wielu Meksykanów w republikański eksperyment.
Znaczna część mieszkańców Meksyku odczuwała spadek po
ziomu życia i zaczęła tęsknić do scentralizowanego, dobrze
zorganizowanego systemu administracji kolonialnej.
Amerykanie w Teksasie z radością powitali powstanie re
publiki i uchwalenie nowej konstytucji. Byli przecież zade
klarowanymi republikanami. Nie bez powodu gen. Teran pod-
67
kreślał w swym raporcie z podróży do Teksasu w 1827-1828
zdecydowanie republikańskie nastroje amerykańskich koloni
stów pisząc, że „każdy z nich ma konstytucję w swojej kiesze
ni"
2
. Ich zaniepokojenie wzbudziło tylko ustanowienie katoli
cyzmu jedyną religiąpaństwową. Większość Amerykanów była
protestantami, przyzwyczajonymi do swobód religijnych pa
nujących w Stanach Zjednoczonych. Chociaż konstytucyj
ne wymogi uzależniały prawo do osiedlenia się w Meksyku
od przejścia na katolicyzm, tylko jedna czwarta z nich zdecy
dowała się na ten krok. Mimo to większość osadników zamie
rzała dotrzymać swoich zobowiązań wobec nowej ojczyzny i
pozostać lojalnymi obywatelami Meksyku.
Zaniepokojenie amerykańskich osadników wzrosło, kie
dy w 1829 r. prezydent Guerrero zniósł formalnie niewolnic
two na całym terytorium Meksyku, a więc także na obszarze
Teksasu. W samym Meksyku Murzynów było niewielu i od
czasu ogłoszenia niepodległości byli oni ludźmi wolnymi.
Nie odgrywali zresztą większej roli ekonomicznej. Zupełnie
inaczej sprawa ta wyglądała w Teksasie. Większość koloni
stów, nawet jeśli nie posiadała niewolników, pochodziła z
południa Stanów Zjednoczonych, gdzie niewolnictwo było
zagwarantowaną prawem i zwyczajem instytucją. Nie chcie
li się pogodzić z decyzjąo abolicji ponieważ uważali, że godzi
ona w podstawy ich systemu społeczno-gospodarczego.
Skłonny do kompromisu Austin podjął szereg kroków zmie
rzających do obejścia przepisów o abolicji. Udało mu się
nawet przekonać władze stanowe do uznania kontraktów o
pracę, które formalnie czyniły niewolników ludźmi wolny
mi, w praktyce jednak wiązały ich z dotychczasowymi wła
ścicielami do końca życia.
Po uchwaleniu konstytucji z 1824 r. Teksas wszedł w skład
nowego, połączonego stanu Coahuila-Teksas. Jako jedyna z
1
M.Kingston,^ ConciseHistoryofTexas, GulfPublishingCompa
ny, Houston 1988, s. 58
68
69
dotychczasowych prowincji Meksyku nie zyskał statusu sa- i
modzielnego stanu. Nową stolicą stanową zostało Saltillo,
położone w odległości 365 mil od San Antonio. W nowo po
wstałych władzach stanowych Teksas uzyskał jedynie dwa
miejsca przedstawicielskie, w porównaniu z jedenastoma przy
znanymi Coahuili. Przeniesienie instytucji stanowych i archi
wów z SanAntonio do Saltillo skomplikowało dodatkowo pro
cedury prawne i administracyjne. Wzrosły koszty i wydłużył
się czas oczekiwania na zatwierdzenie tytułów prawnych do
ziemi i wyrokowania w sprawach sądowych.
Stephen Austin, jako jeden z reprezentantów Teksasu w
parlamencie stanowym, jak tylko potrafił dbał o interesy kolo
nistów i prowadził mediacje między osadnikami a władzami
meksykańskimi. Jednakże i on nie zdołał się oprzeć niepoko
jowi i wzrostowi napięcia, jakie wywołał dekret z 6 kwietnia
1830 roku. Gwałtownie zaprotestował przeciwko wprowadze
niu zakazu dalszej kolonizacji amerykańskiej i wzmacnianiu I
przez gen. Terana garnizonów meksykańskich w Teksasie, I
Przestrzegał, że żadne zakazy nie zahamują nielegalnej imi
gracji z USA i powstrzymajątylko napływ statecznych, przed
siębiorczych osadników na rzecz niedoświadczonych, krew
kich awanturników i ludzi pogranicza, nienawykłych do żad
nych praw i nie uznających żadnej władzy.
Przewidywania Austina sprawdziły się szybko. Chociaż
zakaz imigracji ze Stanów Zjednoczonych został powtórzony
w 1834 r., liczba Amerykanów i ich niewolników sięgnęła w
tym roku 20 700, a w 1836 r. doszła do 35 000 w porównaniu
z 4000 Meksykanów. W miarę wzrastania populacji Amery
kanów w Teksasie zupełnie naturalnie podejmowali oni próby
ustanowienia amerykańskich standardów wolności w swoich
koloniach. Jednocześnie rósł ich krytycyzm wobec meksykań
skiego porządku prawnego i systemu sprawowania władzy. Z
kolei obawy władz meksykańskich wzbudzała nie tylko niele
galna imigracja Amerykanów, ale i oficjalna retoryka politycz
na administracji prezydenta Jacksona. Nie krył on zresztą swo
ich zaborczych planów wobec Teksasu. W rozmowie z jed
nym z meksykańskich dyplomatów akredytowanych w Wa
szyngtonie miał się nawet wyrazić, że „Stany Zjednoczone
nigdy nie powinny rezygnować z okazji zajęcia Teksasu, a
najlepszym sposobem uzyskania tego terytorium będzie jego
faktyczna okupacja, po której powinny nastąpić negocjacje w
sprawie jego sprzedaży, tak jak to miało miejsce w przypadku
Florydy"
3
. Rzeczywiście w okresie prezydentury Jacksona
pojawiło się kilka nieformalnych propozycji zakupu Teksasu,
które tylko rozzłościły Meksykanów i zwiększyły ich antypa
tię do Amerykanów.
W Meksyku po obaleniu prezydenta Guerrero, rozgorzała
otwarta walka między konserwatystami i liberałami. W stycz
niu 1832 r. przeciwko dyktaturze gen. Bustamante zbuntowa
ły się wojska garnizonu Veracruz dowodzone przez gen. San-
taAnnę. Ten sprytny demagog i oportunista ogłosił się obroń-
cąrepubliki i zyskał poparcie liberalnie nastawionej części spo
łeczeństwa. Amerykańscy koloniści w Teksasie powitali gen.
Santa Annę jako gwaranta konstytucji z 1824 r. i wykorzystali
wznieconą przez niego rebelię do przeciwstawienia się posta
nowieniom dekretu z 6 kwietnia.
Pierwszy poważny konflikt z władzami meksykańskimi
wiernymi prezydentowi Bustamante wybuchł w Fort Anahu-
ac, niewielkim porcie u ujścia rzeki Trinity do Zatoki Galve-
ston. FortAnahuac, znany jeszcze sprzed 1825 r. jako Perry's
Point, był jednym z wielu osiedli utworzonych przez nielegal
nych osadników ze Stanów Zjednoczonych. Z powodu swoje
go strategicznego położenia nad Zatoką Galveston, przy starej
drodze Atascosita z Luizjany do La Bahii, został wybrany przez
gen. Terana jako miejsce na nowy fort meksykański. Otoczo
no go ponad dwumetrowym kamiennym murem o szerokości
1,2 m i wyposażono w dwa 18-funtowe działa. Strzeżono z
niego żeglugi po wodach zatoki i kontrolowano dostęp do
3
Ibidem,
s. 57.
70
wschodniego Teksasu. Jego budowniczym i pierwszym do
wódcą został płk John (Juan) D. Bradbum.
Bradburn, amerykański awanturnik z Kentucky, przybył
do Teksasu w 1817 r. z oddziałem Javiera Miny. Po uzy
skaniu przez Meksyk niepodległości służył w armii repu
bliki meksykańskiej. W 1830 r. gen. Teran w celu pobiera
nia ceł i realizowania postanowień dekretu z 6 kwietnia od
delegował go do budowy fortu i komory celnej wAnahuac.
Swoją gorliwością w służbie meksykańskiej od początku
wzbudził niechęć amerykańskich kolonistów. Kiedy w 1831 r.
władze stanowe obiecały osadnikom z Anahuac zalegalizo
wanie ich praw do ziemi, Bradburn aresztował specjalnego
komisarza ziemskiego Francisco Madero, który miał wy
dać kolonistom tytuły prawne i zakwestionował legalność
jego misji. Ostatecznie Madero został zwolniony a tytuły
prawne wydane, koloniści jednak nie przestali skarżyć się
na działalność Bradburna.
Wiosną 1832 r. konflikt w Anahuac przybrał znamiona
otwartego buntu. Powodem zaostrzenia stosunków Bradburna
z kolonistami stały się nieporozumienia na tle prac przy budo
wie umocnień fortu. Koloniści oskarżyli komendanta o odmo
wę zapłaty za pracę murzyńskich niewolników wykorzysty
wanych przy budowie fortu i nakłanianie ich do ucieczki. Skar
żyli się też na samowolę i szykany ze strony żołnierzy meksy
kańskich, wśród których było wielu skazańców i pospolitych
przestępców odpracowujących tu swoje winy. Kiedy wzbu
rzeni koloniści zaprotestowali przeciwko praktykom stosowa
nym przez Bradburna, ten wprowadził wAnahuac stan wojen
ny i aresztował ich przywódców. Trzech głównych opozycjo
nistów, Patrick H. Jack, William B. Travis i Monroe Edwards,
stanęło przed sądem wojskowym i zostało skazanych na 50
dni aresztu. W obronie aresztowanych wystąpili pozostali
Amerykanie z Anahuac, kierowani przez prawnika Roberta
McAlpin Williamsona, zwanego od noszonej protezy Trzyno
gim Willim. Kiedy Bradburn odmówił uwolnienia zatrzyma-
71
nych, koloniści odpowiedzieli utworzeniem milicji obywatel
skiej pod dowództwem płk. Francisa W. Johnsona. Zatrzyma
li część żołnierzy Bradburna w charakterze zakładników i obie
gli fort ogłaszając się zwolennikami gen. Santa Anny. Zagro
żony zbrojnąrebeliąBradburn zgodził się wypuścić więźniów
w zamian za swoich żołnierzy, ale po zwolnieniu zakładników
odmówił wydania aresztowanych. Wprawiło to kolonistów we
wściekłość. Rozlewowi krwi zapobiegło w ostatniej chwili
przybycie do Anahuac płk. Jose de las Piedrasa, dowódcy me
ksykańskiego garnizonu w Nacogdoches. Piedras, zaniepoko
jony możliwością wybuchu walk, w geście dobrej woli, kazał
zwolnić zatrzymanych Amerykanów i rozpoczął negocjacje z
kolonistami. W wyniku ugody zwanej Turtle Bayou Resolu-
tion płk Bradburn został odwołany ze stanowiska, a garnizon
meksykański opuścił Fort Anahuac. 13 lipca 1832 r. Brad
burn wymknął się z Anahuac i ścigany przez kolonistów uciekł
za rzekę Sabinę. Do Teksasu wrócił dopiero w 1836 r. idąc w
straży tylnej inwazyjnej armii gen. Santa Anny.
Czerwcowe wydarzenia w Anahuac wywołały wrzenie w
pozostałych koloniach amerykańskich w Teksasie. Osadnicy
z kolonii Austina na wieść o oblężeniu załogi meksykańskiej
przez milicjantów Johnsona zorganizowali zbrojny oddział i
wyruszyli z pomocą do Anahuac. 25 czerwca, w drodze do
Zatoki Galveston, Teksańczycy pod dowództwem kpt. Johna
Austina i Henry Smitha dotarli do ujścia Brazos koło Velasco,
gdzie zamierzali przeprawić się przez rzekę. Drogę do prze
prawy zagrodził im meksykański garnizon Fortu Velasco pod
dowództwem ppłk. Domingo de Ugartechey. W nocy na 26
czerwca 112 Teksańczykow zaatakowało fort przy wsparciu
jedynego działa i po kilku godzinach walki zmusiło 125 oso
bową załogę meksykańską do kapitulacji. Bitwa pod Velasco
była pierwszym starciem amerykańskich osadników z woj
skiem meksykańskim w Teksasie, w którym polała się krew.
Została stoczona już po pokojowym rozwiązaniu przez płk.
Piedrasa konfliktu w Anahuac.
Sukcesy wAnahuac i Velasco zbiegły się ze zwycięską kam
panią wojsk gen. Santa Anny w Meksyku. Wzmocniło to de
terminację kolonistów, którzy podjęli dalsze działania zmie
rzające do usunięcia wojsk meksykańskich wiernych prezy
dentowi Bustamante z Teksasu.
Po powrocie do Nacogdoches w lipcu 1832 r. płk Piedras,
chcąc zapobiec niepokojom na swoim terenie, wydał rozkaz
zdania broni i amunicji mieszkańcom miasta i okolicznym
kolonistom. Osadnicy odmówili, a ich reakcją było natych
miastowe powołanie milicji obywatelskiej. Jej dowództwo po
wierzono płk. Jamesowi W. Bullockowi. Podobnie jak wAna
huac koloniści z Nacogdoches obwołali się stronnikami gen.
SantaAnny i zwrócili się do płk. Piedrasa z petycjąo poparcie
idei konstytucji z 1824 roku. Kiedy ten odmówił, 2 sierpnia
milicjanci Bullocka wkroczyli do Nacogdoches i po walkach
ulicznych zajęli Old Stone Fort i większość miasta. Piedras z
300 żołnierzami bronił się wokół murowanego budynku swo
jej kwatery przy centralnym placu Nacogdoches, a w nocy na
3 sierpnia wycofał się w kierunku San Antonio. Koło miejsco
wości Linwood nad strumieniem Loco Creek Meksykanie zo
stali doścignięci i zaatakowani przez 17 osobowy konny pa
trol milicjantów. Zdemoralizowani porażką mimo zdecydo
wanej przewagi liczebnej, skapitulowali. W dwudniowych
walkach stracili łącznie 47 żołnierzy. Po stronie Teksańczy-
ków padło tylko 4 zabitych. 6 sierpnia Piedras i Bullock pod
pisali rozejm, na którego mocy wszystkie wojska meksykań
skie wycofały się ze wschodniego Teksasu. Żołnierzy Piedra
sa pod konwojem odesłano do San Antonio, chociaż wielu z
nich chciało wracać do Meksyku, żeby wziąć udział w walce z
oddziałami republikańskimi gen. SantaAnny.
Jesienią 1832 r. szala zwycięstwa w wojnie w Meksyku
przechyliła się na stronę Santa Anny i popierających go libe
rałów. Nowy rząd zaniepokojony wiadomościami o walkach
w Teksasie wysłał tam dodatkowe wojska gotowe spacyfiko-
wać zbrojną rebelię Amerykanów. Na początku października
73
w Velasco wylądował gen. Jose Antonio Mexia na czele 400
żołnierzy. Jako zwolennik SantaAnny został radośnie powita
ny przez Teksańczyków i zapewniony o ich oddaniu sprawie
republiki. Nie widząc żadnych oznak buntu przeciwko nowym
władzom uspokojony powrócił do Meksyku.
Zachęceni sukcesami federalistów Teksańczycy zwołali w
październiku 1832 r. w stolicy kolonii Austina San Felipe kon
wencję delegatów. Poprzedziła ją kampania Austina na rzecz
utworzenia samodzielnego stanu. Niezmordowany Austin
odwiedził szereg miejscowości, w tym wiele skupisk ludności
meksykańskiej, przekonując o konieczności oddzielenia Te
ksasu od Coahuili. Pod jego przewodnictwem na konwencji
opracowano szereg postulatów pod adresem rządu. Poza żą
daniem, ustanowienia Teksasu samodzielnym stanem, doma
gano się ostatecznego uregulowania sprawy własności ziemi
we wschodnim Teksasie, zgody na utworzenie milicji do
obrony przed atakami Indian i pomocy rządowej przy two
rzeniu szkół. Domagano się też odwołania postanowień de
kretu z 6 kwietnia.
Władze Coahuli potępiły konwencję i zakwestionowały
legalność podjętych decyzji. Uznały, że konwencja w stylu
amerykańskim nie jest właściwym sposobem wyrażania opi
nii przez obywateli Meksyku. Na tej podstawie odmówiły
przekazania żądań Teksańczyków rządowi centralnemu.
Mimo obiekcji władz meksykańskich w kwietniu 1833 r. Te
ksańczycy zwołali w San Felipe kolejną konwencję, na której
powtórzono żądania oddzielenia Teksasu od Coahuili i znie
sienia zakazu imigracji ze Stanów Zjednoczonych. Po raz
pierwszy wśród delegatów ujawniły się dwie frakcje. Frak
cja pokojowa ze S. Austinem na czele reprezentowała sta
rych osadników amerykańskich i Meksykanów, którzy do
magali się rozwiązań pokojowych, nie chcąc ryzykować utraty
majątków i rodzin. Frakcja radykalna z Williamem H. Whar
tonem i Branchem T. Archerem wyrażała interesy przyby
łych niedawno osadników, spekulantów i różnych , jastrzę-
74
bi" nie kryjących swojej niechęci do zwierzchności Meksy
ku nad Teksasem. Pod wpływem radykałów opracowano pro
jekt nowej konstytucji przyszłego stanu Teksas. Jego przy
gotowanie zlecono komisji pod przewodnictwem delegata z
Nacogdoches, Sama Houstona, byłego gubernatora Tennes
see i kongresmana Stanów Zjednoczonych. Wzorem dla pro
jektu stała się konstytucja, amerykańskiego stanu Massachus-
setts, w niewielkim tylko stopniu wzbogacona o rozwiązania
znajdujące się zwykle w ustawach zasadniczych innych sta
nów meksykańskich. Konwencja zobowiązała Austina i
dwóch innych delegatów do przedłożenia postulatów Teksań-
czyków nowym władzom Meksyku.
Zaniepokojone rezultatami obu konwencji w San Felipe
władze Coahuili, w 1833 i 1834 r., zaakceptowały część żądań_
Teksańczyków, możliwych do załatwienia na szczeblu stano
wym. Język angielski został uznany jako oficjalny w sprawach
urzędowych, zaaprobowano zasady tolerancji religijnej i zre
formowano system sądowniczy, wprowadzając sądy apelacyjne
i ławę przysięgłych na wzór amerykański. Dla usprawnienia
administracji Teksas podzielono na trzy departamenty: Bexar,
Nacogdoches i Brazos.
16 maja 1833 r. prezydentem Meksyku został po raz pierw
szy gen. Antonio Lopez de Santa Anna (w sumie w latach
1833-1855 pełnił tę funkcję 11 razy). Stanowisko wiceprezy
denta objął czołowy działacz i teoretyk liberalizmu Valentin
Gomez Farias. Za zgodą prezydenta przejął rządzenie pań
stwem i postanowił przeprowadzić podstawowe reformy pro
ponowane przez liberałów. Santa Anna „dyskretnie" usunął
się do swojej posiadłości pod Veracruz i stamtąd obserwował
rozwój wydarzeń w kraju.
Stephen Austin, w pojedynkę, przybył do Mexico City w
październiku 1833 r. i złożył petycję Teksańczyków urzędują
cemu wiceprezydentowi Fariasowi. Epidemia cholery, jaka
nawiedziła w tym czasie Meksyk, i prace nad reformą pań
stwa opóźniały odpowiedź rządu na postulaty Teksańczyków.
75
Długie oczekiwanie na odpowiedź i dająca się zauważyć nie
chęć władz do planów usamodzielnienia się Teksasu poiryto
wały Austina. Rozdrażniony, wystosował do lokalnej legisla-
tury w San Antonio pismo, w którym zalecał ogłoszenie Te
ksasu samodzielnym stanem i powołanie władz stanowych
nawet bez zgody rządu centralnego.
Tymczasem Kongres meksykański, pod wpływem Fariasa i
innych czołowych liberałów Jose Marii Luisa Mory i Lorenzo
de Zavali, przyjął kilka ustaw ograniczających wpływy Ko
ścioła i armii (m.in. podjęto decyzję o zmniejszeniu jej liczeb
ności). Wywołało to energiczne protesty konserwatystów i
oficerów, którzy wzniecali liczne bunty antyrządowe pod ha
słem „religia i przywileje". Santa Anna, widząc siłę i opór
klas uprzywilejowanych, w końcu 1833 r. powrócił do stolicy
i włączył się do rządzenia krajem. Niespodziewanie dla same
go siebie Austin, wciąż czekający w Mexico City na odpo
wiedź rządu, uzyskał audiencję u prezydenta i przedstawił mu
swoje propozycje. Santa Anna zgodził się z większością po
stulatów Teksańczyków z wyjątkiem planów oddzielenia Te
ksasu od Coahuili. W końcu grudnia Austin wyruszył w drogę
powrotną do Teksasu. 3 stycznia, podczas postoju w Saltillo,
został aresztowany przez policję meksykańską i odesłany z
powrotem do stolicy. Powodem aresztowania okazał się wy
słany wcześniej list Austina, który dostał się w ręce władz.
Podejrzliwi Meksykanie zinterpretowali jego treść jako na
woływanie do buntu i oderwania Teksasu od Republiki Me
ksykańskiej. Austina postawiono przed sądem i osadzono w
więzieniu, gdzie w trudnych do wytrzymania warunkach prze
trzymywano go do lipca 1835 roku.
Wiadomości o aresztowaniuAustina wywołały wzburzenie
wśród Teksańczyków. Na początku 1834 r., Farias zaniepoko
jony nie na żarty możliwością buntu w Teksasie, wysłał tam z
misją płk. Juana Nepomuceno Almonte. Miał on uspokoić
wzburzonych Teksańczyków i zbadać ich rzeczywiste nastro
je. Almonte zapewnił mieszkańców Teksasu o pracach rządu
76
77
nad reformą państwa i obiecał uwzględnienie większości ich
żądań. Zapewnienia te chwilowo uspokoiły kolonistów i Al-
monte zadowolony z wyników swojej misji powrócił do Me
ksyku, gdzie rzeczywiście poparł niektóre z proponowanych
przez Teksańczyków rozwiązań. Z zadowoleniem odnotował
też, że Teksas, mimo wybuchających od czasu do czasu nie
pokojów, należy do najdynamiczniej rozwijających się regio
nów Meksyku. Tylko w 1834 r. produkcja bawełny pozwoliła
wyeksportować do Stanów Zjednoczonych 7000 bel bawełny
wartości 315 000 dolarów. Cały eksport Teksasu, obejmujący
głównie bawełnę i skóry zwierzęce, osiągnął wartość 500 000
dolarów. Jednocześnie jednak importowano towary o warto
ści 630 000 dolarów. Brak gotówki w Teksasie przesądzał o
tym, że 90 % handlu miało charakter wymiany barterowej lub
była kredytowana. Jak zauważył płk Almonte, „w kategoriach
handlowych nadawało to Teksasowi cechy nieustającego tar
gowiska"
4
.
W kwietniu 1834 r. sytuacja polityczna w Meksyku uległa
całkowitej zmianie. Pod wpływem konserwatystów i wojska
Santa Anna przejął pełnię władzy i niespodziewanie zmienił
front. Odsunął od rządów liberałów i skazał na banicję Faria-
sa, Morę i de Zavalę. Następnie zawiesił konstytucję, odwołał
zapowiedziane reformy i rozpoczął demontaż federalizmu. Do
października 1835 r. rządy federalistyczne zastąpiono syste
mem centralistycznym, a Kongres podporządkowano prezy
dentowi. Rządy konserwatystów i centralizacja władzy, utrzy
manie kosztownych przywilejów wojska i Kościoła pogłębiły
kryzys finansowy państwa. Wywołały też bunty w niektórych
stanach Meksyku.
Jeszcze w marcu 1833 r. stolica Coahuili i Teksasu została
przeniesiona z Saltillo do Monclovy. W roku następnym wła
dze stanowe potępiły dyktaturę SantaAnny i opowiedziały się
za ideą federalizmu. Konserwatyści z Saltillo, widząc szansę
'Ibidem,
s. 63.
na odbudowanie pozycji swojego miasta, poparli SantaAnnę i
utworzyli konkurencyjny rząd stanowy. Pod wpływem tych
wydarzeń w Teksasie doszło do zwołania lokalnych konwen
cji w San Antonio (13 października) i San Felipe (20 paździer
nika), na których jawnie zaczęto się dopominać uniezależnie
nia Teksasu od Coahuili. Wzrost napięcia w niektórych sta
nach skłonił SantaAnnę do wydania zarządzenia o zmniejsze
niu liczebności milicji stanowych do poziomu-jeden milicjant
na pięciuset mieszkańców. Ograniczeniu temu jako pierwszy
przeciwstawił się sąsiadujący z Coahuiląstan Zacatecas w środ
kowym Meksyku. W styczniu 1835 r. w Mexico City zebrał
się Kongres, na którym delegaci Zacatecas zadeklarowali wier
ność zasadom federalizmu i konstytucji z 1824 roku. Zdomi
nowany przez zwolenników Santa Anny parlament ogłosił
Zacatecas zrewoltowanym stanem i zagroził mu interwencją
zbrojną. W kwietniu 1835 r. gen. Santa Anna osobiście popro
wadził wojska rządowe do Zacatecas. 10 maja na czele 3400
żołnierzy pokonał 5000 armię rebeliantów pod dowództwem
przez Francisco Garcii i zajął miasto Zacatecas. Dla przykła
du wydał je na pastwę swoich żołnierzy. Przez dwa dni woj
ska SantaAnny grabiły stolicę Zacatecas i łupiły jej mieszkań
ców. Jednocześnie gen. Martin Perfecto de Cos, szwagier Santa
Anny i dowódca wojskowy północnych prowincji, otrzymał
rozkaz udania się do Coahuili i rozpędzenia legislatury stano
wej w Monclovie.
Brutalne stłumienie liberalnych buntów w Zacatecas i
Monclovie przeraziło Teksańczyków i podzieliło ich opinie
na temat dalszego sposobu działania. Odżył wcześniejszy
podział na partię pokojową i wojenną. Ugodowo nastawieni
koloniści zalecali uspokojenie nastrojów i rozwiązanie kon
fliktu metodami pokojowymi. Wielu osadników nie miało
wyrobionego zdania, a ich poparcie dla ewentualnej zbroj
nej rebelii było na ogół proporcjonalne do stanu posiadania.
Mimo to, wydawało się, że w czerwcu wojna jest już nieu
nikniona. Podobnie, jak to miało miejsce w 1832 r., w Ana-
78
huac doszło do zbrojnej konfrontacji kolonistów z wojskiem
meksykańskim. Jeszcze w styczniu 1835 r. na rozkaz Santa
Anny do Fort Anahuac przybył garnizon meksykański kpt.
Antonio Tenorio, mający za zadanie ochronę tamtejszego
urzędu celnego i zapobieganie przemytowi. Wielu Teksań-
czyków uznało to za prowokację i wstęp do wojskowej oku
pacji Teksasu. W czerwcu grupa 25 uzbrojonych kolonistów
pod dowództwem Williama B. Travisa zaatakowała fort i bez
walki zmusiła załogę meksykańską do kapitulacji. Jeńców
odesłano do kwatery gen. Cosa w Matamoros. Niektórzy dzia
łacze frakcji pokojowej wystosowali do gen. Cosa list z wy
razami ubolewania, określający akcję Travisa jako odosob
niony incydent. Poirytowany Cos odrzucił usprawiedliwie
nia Teksańczyków. Twardo zażądał aresztowania odpowie
dzialnych za wydarzenia w Anahuac i wydania ich w jego
ręce. Jego żądanie pozostało bez echa.
Wzrost napięcia i groźba meksykańskiej inwazji skłoniła
Teksańczyków do zwołania w październiku nowego spotka
nia delegatów, tym razem w Washington-on-the-Brazos. Po
nieważ określenie „konwencja" w oczach Meksykanów zbyt
nio kojarzyło się z rewolucją nazwano je „konsultacją". Zu
pełnie niespodziewanie we wrześniu powrócił do Teksasu
zwolniony z więzienia Stephen Austin. Po 18 miesiącach wię
ziennej izolacji był to już zupełnie inny człowiek. Natychmiast
włączył się do agitacji na rzecz zwołania „konwencji wszyst
kich Teksańczyków". 19 września opublikował list otwarty
do wszystkich kolonii, w którym jednoznacznie opowiedział
się za wojną w obronie praw Teksasu w ramach federacji me
ksykańskiej, gwarantowanych przez konstytucję z 1824 roku.
Austin, określając SantaAnnęjako „nikczemnego, pozbawio
nego skrupułów, krwawego potwora", otwarcie nawoływał:
„żadnych półśrodków, tylko wojna na całego!"
5
. Zaskoczyło
to wielu dawnych kolonistów, uważających go za swojego nie-
79
kwestionowanego przywódcę, którzy teraz opowiadali się za
utrzymaniem status quo.
We wrześniu rozgniewany odmową wydania Travisa i jego
ludzi gen. Cos wylądował z 500 żołnierzami w Zatoce Copa-
no, koło Corpus Christi, i pomaszerował do San Antonio.
Marszowi jego wojsk towarzyszyły wiadomości o planach
usunięcia z Teksasu wszystkich Amerykanów przybyłych tu
po 1830 r., rozbrojenia kolonistów i aresztowania wszystkich
przeciwników dyktatury gen. Santa Anny. 9 października 1835 r.
gen. Cos wkroczył do San Antonio. Tu dowiedział się o sto
czonej tydzień wcześniej potyczce pod Gonzales.
5
Haythornthwaite,op. cit., s. 6.
REWOLUCJA TEKSASKA
Nieprzyjaciel zażądał bezwarunkowej kapitulacji i zagroził, że w razie
zdobycia fortu garnizon zostanie wycięty do nogi.Odpowiedziałem na to
wystrzałem armatnim. Nasza flaga wciąż dumnie powiewa nad murami.
Nigdy się nie poddam ani nie wycofam [...]
(ppłk William Barret Travis, Alamo 1836)
BITWA O SAN ANTONIO
Jeszcze przez wiele dni, po rozpuszczeniu wici, do Gonza-
les, pojedynczo i grupami, codziennie przybywali uzbrojeni
ochotnicy z różnych kolonii w Teksasie. W ciągu dwóch tygo
dni zebrało się ich tutaj przeszło 500. Zupełnie niezorganizo-
wani, przypominali bardziej uzbrojony tłum niż regularne
wojsko. Tylko niewielu miało doświadczenie wojskowe, jak
Sam Houston, dowodzący ochotnikami z San Augustine i Na-
cogdoches, czy James W. Fannin, który na czele zorganizo
wanego przez siebie oddziału wziął udział w potyczce pod
Gonzales. Większość stanowili niewyćwiczeni farmerzy i rze
mieślnicy, ale było też trochę myśliwych i ludzi pogranicza,
którzy ze swoimi długimi strzelbami nadawali całemu zbioro
wisku charakterystyczny wygląd.
9 października 1835 r., w tym samym czasie, kiedy wojska
gen. Cosa wkraczały do San Antonio, 40-osobowy oddział te-
ksaskich ochotników pod dowództwem kpt. George'a M. Col-
linswortha zaatakował Goliad. Zaskoczona meksykańska za
łoga La Bahii dowodzona przez płk Candelle poddała presidio
prawie bez walki. W ręce Teksańczyków wpadły duże zapasy
81
broni i materiałów wojennych zgromadzone w magazynach
La Bahii. Była to pierwsza ofensywna akcja Teksańczyków w
tej wojnie. 5 listopada ochotnicy z Goliad zdobyli fort Lipan-
titlan nad rzekąNueces. W ten sposób przerwano ostatniądrogę
komunikacyjną pomiędzy meksykańskimi garnizonami w
Matamoros i San Antonio.
10 października do Gonzales przybył Stephen Austin. Za
jego namową przegłosowano decyzję o przesunięciu terminu
Konsultacji w Washington-on-the-Brazos i usunięciu do tego
czasu wszystkich wojsk meksykańskich z Teksasu. Mimo braku
kwalifikacji wojskowych Austin został wybrany generałem i
naczelnym dowódcąteksaskiej armii ochotniczej. 12 paździer
nika 500 pełnych entuzjazmu, choć niezorganizowanych i nie
karnych ochotników, nad którymi nawet Austin nie był w sta
nie zapanować, wyruszyło bezładną gromadą w kierunku San
Antonio.
W tym samym czasie, kiedy „armia" Austina zbliżała się
do San Antonio, w San Felipe powołano namiastkę rządu
tymczasowego, jak na ironię nazwanego Stałą Radą (Per-
manent Council). Na jej czele, jako tymczasowy guberna
tor, stanął przedstawiciel frakcji wojennej Henry Smith.
Rada zatwierdziła wybór Austina na naczelnego dowódcę i
rozpoczęła organizowanie zaopatrzenia oraz zaplecza dla
wojska (na początek oddziałom teksaskim oblegającym San
Antonio wysłano jako zaopatrzenie zapasy meksykańskie
zdobyte w La Bahii). Podjęto też decyzję o utworzeniu sy
stemu pocztowego z centrum w San Felipe mającego
usprawnić łączność w okresie wojny. Rada wydała też pa
tenty kaperskie uprawniające do atakowania statków me
ksykańskich i mianowała Thomasa F. McKinneya specjal
nym komisarzem do negocjowania pożyczki z USA w wy
sokości 100 000 dolarów. Przede wszystkim jednak wysto
sowała apel do Amerykanów w USA, wzywający do
udzielenia pomocy sprawie Teksasu. Na polecenie Rady za
rekwirowano pieniądze z opłat ziemskich i ceł, przeznacza-
jąc je na żołd dla ochotników oraz zakup broni, amunicji i
zaopatrzenia dla wojska.
28 października 90 ochotników teksaskich pod dowództwem
charyzmatycznego awanturnika, słynnego pogromcy Indian i
mistrza pojedynków Jima Bowie oraz Jamesa Fannina, zaata
kowało wysuniętą placówkę gen. Cosa w misji Concepcion,
położonej dwie mile od SanAntonio. Załoga meksykańska stra
ciła w bitwie 67 zabitych i drugie tyle rannych, głównie od
ognia teksaskich strzelców wyborowych posługujących się
swoimi długimi strzelbami myśliwskimi. 26 listopada, w od
ległości mili od San Antonio, ochotnicy Bowiego i Fannina
ostrzelali duży oddział meksykański wracający do miasta z
zapasami paszy dla koni. Meksykanie z trudem wycofali się
pod osłonę własnej artylerii. Posiłki wysłane przez gen. Cosa
na pomoc zaatakowanym zostały odparte przez główne siły
Teksańczyków. Dalekonośne karabiny Amerykanów znowu
zebrały krwawe żniwo. Zginęło około 50 żołnierzy meksykań
skich, kilkudziesięciu było rannych. Po stronie teksaskiej zo
stało rannych 2 ludzi a jeden zaginął. W czasie potyczki, która
przeszła do historii pod nazwą „Bitwy o trawę" (The Grass
Fight), w ręce zwycięzców wpadło 70 meksykańskich koni.
3 listopada w Washington-on-the-Brazos zebrała się dłu
go oczekiwana Konsultacja, na którą przybyło 55 delegatów
reprezentujących 12 rad municypalnych (Austin, Bevil, Co
lumbia, Gonzales, Harrisburg, Liberty, Matagorda, Mina,
Nacogdoches, San Augustine, Viesca i Washing
ton-on-the-Brazos) i dwa z trzech departamentów Teksasu
(Brazos i Nacogdoches). Nie było tylko przedstawicieli San
Antonio, okupowanego przez wojska gen. Cosa. 7 listopada
opublikowano „Deklarację przyczyn" (Declaration of the Cau-
ses), oficjalny dokument wyjaśniający powody zbrojnej re
wolty w Teksasie. Mimo nacisków niektórych delegatów, do
magających się natychmiastowego ogłoszenia niepodległości
Teksasu, większość odrzuciła te sugestie i przegłosowała de
cyzję o podjęciu walki z dyktaturą gen. SantaAnny w ramach
istniejącego państwa meksykańskiego. W Deklaracji delegaci
zażądali przywrócenia konstytucji z 1824 r. i systemu federa-
listycznego, domagali się ustanowienia Teksasu samodzielnym
stanem i przyznali sobie prawo użycia siły do zapewnienia
realizacji ogłoszonych żądań. Zadeklarowali też gotowość
udzielenia zbrojnej pomocy innym stanom Meksyku sprzeci
wiającym się władzy gen. SantaAnny.
Najważniejsze fragmenty Deklaracji brzmiały następująco:
„W związku z tym, że generał Antonio Lopez de SantaAnna
i inni dowódcy wojskowi obalili siłą federalne instytucje Me
ksyku i unieważnili tym samym umowę społeczną istniejącą
pomiędzy mieszkańcami Teksasu a innymi członkami konfe
deracji meksykańskiej, dobrzy mieszkańcy Teksasu, korzysta
jąc ze swoich naturalnych praw, uroczyście oświadczają, że:
- Podnieśli broń w obronie swoich praw i wolności zagro
żonych despotyzmem wojskowym i w obronie zasad republi
kańskich gwarantowanych przez federalistyczną konstytucję
z 1824 r.,
- Teksas nie jest już dłużej, ani moralnie, ani politycznie,
związany umową o unii; co więcej, kierując się solidarnością
i wspólnotą przekonań ze wszystkimi ludźmi miłującymi wol
ność, oferuje swoją pomoc i poparcie tym stanom konfedera
cji Meksyku, które powstaną zbrój nie przeciwko władzy woj
skowych despotów,
- w związku z dezorganizacją systemu federalistycznego i
wprowadzeniem wojskowej dyktatury przyznają sobie prawo
do wycofania się z unii meksykańskiej i ustanowienia nieza
leżnego rządu[...]"'.
12 listopada Konsultacja zastąpiła Stałą Radę nowym rzą
dem tymczasowym o nazwie Rada Generalna (General Coun-
cil). Na stanowisku gubernatora pozostał Henry Smith, wice-
gubernatorem wybrano Jamesa W. Robinsona. W skład no
wego rządu weszli, po jednym, przedstawiciele każdej z 12
' M . A . N o o n a n , TheAlamo, The Alamo Press, San Antonio 1983, s. 4.
84
reprezentowanych na Konsultacji rad municypalnych Teksa
su. Jedną z pierwszych decyzji rządu, próbującego wprowa
dzić porządek w wojsku, było mianowanie dowódcą nieist
niejącej jeszcze regularnej armii Teksasu gen. Sama Housto-
na. Stephen Austin oraz William Wharton i Branch Archer zo
stali wybrani specjalnymi pełnomocnikami rządu i wysłani do
Stanów Zjednoczonych w celu uzyskania pomocy finansowej
i militarnej oraz rekrutacji ochotników do walk w obronie
Teksasu.
Po mianowaniu Austina wysłannikiem do USA ochotnicy
teksascy oblegający San Antonio wybrali na swojego dowód
cę, doświadczonego w walkach z Indianami, gen. Edwarda
Burlestona.
Już na przełomie listopada i grudnia do obozu pod San An
tonio zaczęli napływać pierwsi ochotnicy ze Stanów Zjedno
czonych. Niektórzy przybywali pojedynczo, inni w zorgani
zowanych grupach. Pierwszy zorganizowany i jednolicie umun
durowany oddział stanowiły dwie kompanie ochotników z
Nowego Orleanu tworzące batalion New Orleans Greys (na
zwa wywodziła się od szarych mundurów wojskowych, po
chodzących ze składów armii amerykańskiej w Nowym Orle
anie). W jego skład wchodziło ponad 100 ochotników z 12
stanów USA i sześciu krajów europejskich, którzy już 13 paź
dziernika zebrali się w Nowym Orleanie odpowiadając na apel
o pomoc dla Teksasu. Pierwsza kompania pod dowództwem
kpt. Roberta C.Morrisa przybyła drogą morską i po wylądo
waniu w Velasco dotarła do San Antonio w połowie listopada.
Druga kompania, dowodzona przez kpt. Thomasa H.Breece'a,
doszła pod San Antonio lądem drogą Camino Real przez Na-
cogdoches i połączyła się z oddziałem Morrisa pod koniec li
stopada. W ślad za nimi do Teksasu nadciągali inni, inteligen
ci - idealiści z Północy, awanturnicy z Południa, półdzicy my
śliwi z doliny Missisippi, farmerzy z Alabamy, Pennsylwanii,
Virginii i Karoliny Południowej, marynarze i mechanicy z
Nowego Orleanu, nie brakowało też niedawnych imigrantów
85
z Europy: Irlandczyków, Anglików, Szkotów, Niemców, Fran
cuzów i Polaków. Jedni odpowiadali z entuzjazmem na apele
Teksańczyków o pomoc „w obronie zasad drogich sercu każ
dego Amerykanina: wolności, sprawiedliwości i niepodległo
ści"
2
, innych skłoniło do tego pragnienie przeżycia męskiej
przygody, nędza czy okazja zdobycia łupów. Najcenniejszą
nagrodą dla wszystkich miała być jednak ziemia, którą obie
cywano ochotnikom z USA we wszystkich apelach o pomoc,
od poważnych i racjonalnych do najbardziej nawet histerycz
nych. W jednym ze swoich apeli gen. Sam Houston nawoły
wał: „Wojna w obronie naszych praw, przysięgi którą złożyli
śmy i naszej konstytucji jest nieuchronna [...], jeśli ochotnicy
ze Stanów Zjednoczonych dołączą do swych braci w Teksa
sie, otrzymająw nagrodę hojny dar w postaci ziemi [...], niech
każdy prawdziwy mężczyzna przyjdzie tu z dobrą strzelbą i
setką kul i [... ] niech przyj dzie j ak naj szybciej! Naszym okrzy
kiem wojennym jest»Wolność albo Śmierć«!"
3
Odpowiedzią na ten i podobne apele były powstające w
całych Stanach Zjednoczonych, zwłaszcza na Południu, punk
ty werbunkowe oraz płynące do Teksasu transporty broni i
amunicji. W Nowym Jorku i Bostonie zebrały się tłumy po
tępiające rząd Meksyku i domagające się udzielenia Teksań-
czykom natychmiastowej pomocy w walce z „tyranią Santa
Anny". W Filadelfii demonstranci spalili kukłę prezydenta
Meksyku. W miejscowości Newport w Kentucky młody prze
mysłowiec Sidney Sherman sprzedał swój majątek, żeby
wyekwipować i uzbroić 5 5-osobową kompanię ochotników,
z którą osobiście wyruszył do Teksasu. W Tennessee, słyn
ny heros Dzikiego Zachodu, Davy Crockett, przybity poraż
ką w wyborach do Kongresu, porzucił dom i rozpoczynając
nowe życie ruszył do Teksasu na czele kilkunastu podob-
2
B. H . P r o c t e r , TheBattle oftheAlamo, Texas State Historical Asso-
ciation, San Antonio 1986, s. 2
3
H a y t h o r n t h w a i t e , o p . cit., s. 7
86
nych do siebie straceńców, którzy przejdą do historii jako
„Konni Ochotnicy z Tennessee".
Sytuacja, jaką zastali pierwsi ochotnicy amerykańscy w obo
zie pod San Antonio, nie napawała optymizmem. Lokalne od
działy teksaskie nadal przypominały luźną zbieraninę, w której
każdy praktycznie sam decydował o tym, czy chce brać udział
w walce, czy wrócić do domu. Posunięta do granic normalności
„demokracja" i brak jednolitego dowództwa powodowały cał
kowity brak porządku i dyscypliny. Wszystkie decyzje w spra
wach wojskowych podejmowane były przez głosowanie wśród
oficerów. Rola dowódców była symboliczna, ochotnicy wybie
rali ich sobie według uznania i w taki sam sposób mogli ich
zmieniać. Jedynymi niekwestionowanymi przywódcami byli Jim
Bowie, James Fannin i darzony powszechnym zaufaniem czar
noskóry zwiadowca Hendrick Arnold, wolny Murzyn określa
ny jako Jeden z najstarszych i najdzielniejszych pionierów
Zachodu"
4
. Mimo trwającego od dwóch miesięcy oblężenia i
stoczenia kilku zwycięskich potyczek z Meksykanami Teksań-
czycy nie mieli żadnej koncepcji prowadzenia dalszych dzia
łań. Nadchodziła zima, nie było ciepłych okryć i dawały się już
odczuć braki w zaopatrzeniu. Wielu Teksańczyków odchodziło
do domu. Na początku grudnia w obozie pod San Antonio po
zostało niespełna 400 ludzi, z czego prawie połowę stanowili
nowo przybyli ochotnicy ze Stanów Zjednoczonych. Polowa
rada oficerów przegłosowała Burlestona i podjęła decyzję o prze
rwaniu oblężenia. Spotkało się to ze sprzeciwem ochotników
amerykańskich. Kapitan Cooke z batalionu New Orleans Greys
stwierdził, że „nie przybyli tutaj, żeby przez trzy lub cztery mie
siące wypoczywać w koloniach"
5
. W imieniu swoich ludzi do
magał się podjęcia zdecydowanej akcji przeciwko garnizonowi
San Antonio jeszcze przed nadejściem zimy.
4
The Alamo,
Long Barrack Museum, Taylor Publishing Co., Dallas
1986, s. 20
5
H a y t h o r n t h w a i t e , < ? p . cit., s. 8
87
Nie było to wcale takie proste. Mimo poniesionych strat
gen. Cos miał jeszcze pod swoimi rozkazami ponad 1200 lu
dzi, zajmujących umocnione pozycje w mieście i położonej
obok, ufortyfikowanej misji Alamo. Jego wojska składały się
z jednego regularnego batalionu piechoty (Morelos) i pięciu
kompanii prezydialnych z silną artylerią, liczącą co najmniej
24 działa.
3 grudnia do obozu Teksańczyków przekradło się trzech
kolonistów z San Antonio, przetrzymywanych przez Meksy-
kanów w areszcie od czasów wydarzeń w Gonzales. Z prze
kazanych przez nich informacji wynikało, że siły meksykań
skie są przesadzone, a wielu żołnierzy gen. Cosa to byli ska
zańcy, niezdyscyplinowani i słabo wyćwiczeni. Następnego
dnia w ręce Teksańczyków wpadł meksykański dezerter z za
łogi San Antonio, por. Vuavis. W czasie przesłuchania wy
znał, że umocnienia w mieście mają charakter prowizoryczny,
wojsku i mieszkańcom miasta zaczyna brakować żywności a
morale żołnierzy jest bardzo niskie. Potwierdził też informa
cję, że znaczną część garnizonu (500 ludzi) stanowiąbyli ska
zańcy i dezerterzy przyprowadzeni wcześniej do San Antonio
przez płk. Ugartecheę w łańcuchach i pod konwojem regular
nego wojska.
4 grudnia powrócili z misji zwiadowczej nad Rio Grandę
teksascy zwiadowcy Hendrick Arnold, Erastus „Deaf Smith
("Głuchy" Smith) i Ben Milam. Milam, widząc większość
Teksańczyków gotujących się do opuszczenia obozu, krzyk
nął: „Chłopcy, kto pójdzie ze starym Benem Milamem do San
Antonio?" To wystarczyło. Okrzyk Milama podziałał na ochot
ników jak iskra. Przeszło 300 ludzi wyraziło chęć do walki.
Cały dzień poświęcono na przygotowania do szturmu miasta.
Słynny okrzyk w obozie pod San Antonio uczynił Milama
pierwszym bohaterem wojny o niepodległość Teksasu. Ben
jamin Rusk Milam (1788-1835), awanturnik, handlarz ziemią
i eksplorer pochodził z Kentucky. W 1812 r. uciekł z domu,
żeby wziąć udział w wojnie z Anglią. Do Teksasu przybył w
88
1818 r. z zamiarem dorobienia się na handlu z Indianami. W
szeregach armii rewolucyjnej walczył o niepodległość Meksy
ku, a potem przeciwko cesarstwu. Później handlował ziemią
w Teksasie i zarządzał kopalniami srebra w północnym Me
ksyku. W1835 r. został aresztowany przez żołnierzy gen. Cosa
za zbytnie okazywanie republikańskich poglądów, których nie
ukrywał od czasów Iturbide. Uciekł i dołączył do kolonistów
z Goliad, z którymi wziął udział w zdobyciu La Bahii. Po zwy
cięskiej walce został dowódcąkompanii zwiadowców w ochot
niczej armii Teksasu.
4 grudnia wieczorem w kwaterze gen. Burlestona rada wo
jenna opracowała plan walki. W bezpośrednim natarciu na
miasto miało wziąć udział 301 ludzi podzielonych na dwie
kolumny szturmowe. W skład pierwszej, dowodzonej przez
Bena Milama, weszły cztery kompanie (kpt. Dickinsona, kpt.
Englisha, kpt. Warda i kpt. Yorka), wspierane przez jedno dzia
ło 12-funtowe. Zastępcą Milama został mjr Morris z batalionu
New Orlean Greys. Na przewodników kolumny Milama wy
znaczono Arnolda i Johna Mavericka, jednego z trzech kolo
nistów, którzy poprzedniego dnia uciekli z niewoli gen. Cosa.
Dowództwo drugiej kolumny objął płk Francis W. Johnson.
Jego zastępcami zostali dr James Grant i mjr William T. Au
stin. W skład kolumny Johnsona weszło pięć kompanii (kpt.
Breece, kpt. Cookie, kpt. Edwardsa, kpt. Peackoka i kpt. Swi-
shera). Na przewodników wyznaczono „Głuchego" Smitha i
jednego ze współtowarzyszy Mavericka, Johna W. Smitha.
Trzeci oddział pod dowództwem ppłk Jamesa C. Neilla (kom
panie kpt. Crane'a i kpt. Llewellyna) miał odwrócić uwagę
Meksykanów od rzeczywistego kierunku natarcia, demonstra
cyjnym atakiem na misję Alamo.
W nocy na 5 grudnia kolumny szturmowe zajęły pozycje
wyjściowe w starym młynie, kilkaset metrów za północnymi
krańcami miasta. Przed świtem oddział Neilla ostrzelałAlamo
rozpoczynając bitwę o San Antonio. Kolumny Milama i John
sona, z kompaniami New Orlean Greys na czele, podeszły do
89
wylotów ulic biegnących równolegle od północy do główne
go placu miasta, gdzie znajdowały się meksykańskie baryka
dy wzmocnione działami. Wartownik, który jako pierwszy
dostrzegł nadchodzące kolumny został zastrzelony przez „Głu
chego" Smitha. W teksaskich działach po oddaniu kilku strza
łów rozpadły się łoża, mimo to atakującym udało się zdobyć
dwa kluczowe domy strzegące dostępu do głównego placu. W
nocy Meksykanie obsadzili dachy budynków i wybili otwory
strzelnicze w murach okalających domy. Przez cały następny
dzień trwały zacięte walki uliczne. Główny wysiłek Teksań-
czyków skupił się na likwidowaniu meksykańskich artylerzy-
stów. Celny ogień z dalekonośnych karabinów pozwolił na
uciszenie wszystkich meksykańskich baterii w zasięgu strza
łu. Grupy szturmowe przebijały cienkie ściany budynków
wypierając z nich obrońców i zdobywając w ten sposób dom
po domu. 7 grudnia na zapleczu zdobytego pałacu gubernato
ra (Veramendi House) zginął Ben Milam, trafiony w głowę
przez meksykańskiego strzelca wyborowego. Następnego dnia
Teksańczycy wyparli Meksykanów z głównego placu i w nocy
opanowali całe miasto. Generał Cos zorganizował wycieczkę
z Alamo wysyłając 50 żołnierzy w kierunku teksaskiego obo
zu. Została ona odparta przez osłonę obozu wspieraną ogniem
6-fiintowego działa. Rankiem 8 grudnia oddziały meksykań
skie opuściły w popłochu ostatnie pozycje w San Antonio i
wycofały się do Alamo. 9 grudnia, po pięciu dniach walk ulicz
nych, gen. Cos uznał swoje położenie za beznadziejne i kazał
wywiesić nad Alamo białą flagę. 10 grudnia podpisano umo
wę kapitulacyjną. Garnizonowi meksykańskiemu zagwaran
towano prawo swobodnego odejścia za Rio Grandę pod wa
runkiem wydania broni, pieniędzy i całego mienia rządowego.
W imieniu swoich żołnierzy gen. Cos złożył przyrzeczenie, że
nigdy więcej nie będą walczyć przeciwko Teksańczykom i
sprzeciwiać się przywróceniu konstytucji z 1824 roku. 14 gru
dnia gen. Cos i płk Ugartechea na czele ponad 1000 żołnierzy
odeszli w kierunku Laredo. Pozwolono im zakupić żywność
90
91
na drogę i zatrzymać trochę broni palnej do obrony przed In
dianami. W pięciodniowych walkach o San Antonio poległo
około 150 żołnierzy meksykańskich. Ranni i chorzy pozostali
wmieście pod opieką ludności meksykańskiej. Straty Teksań-
czyków wyniosły 3 zabitych i dwudziestu kilku rannych. W
ręce zwycięzców wpadł bogaty arsenał, w tym 21 dział oraz
magazyny z dużą ilością prochu, amunicji i zimowych ubrań.
24 grudnia oddziały gen. Cosa dotarły do Laredo i przekro
czyły Rio Grandę. W pierwszy dzień Świąt Bożego Narodze
nia 1835 r. w Teksasie nie było już ani jednego uzbrojonego
żołnierza meksykańskiego.
ARMIA TEKSASKA
Szybkie i łatwe wyparcie sił meksykańskich poza linię Rio
Grandę wywołało u większości Teksańczyków nastroje zbyt
niej pewności siebie i samouspokojenia. Po błyskotliwym
zwycięstwie w bitwie o SanAntonio wielu starych kolonistów
uważało, że wojna jest już skończona i wróciło do domów,
żeby rozpocząć przygotowania do wiosennych siewów. Ich
miejsce zajęli amerykańscy ochotnicy, którzy przybywali do
Teksasu, aby walczyć z Meksykanami i teraz nalegali na kon
tynuowanie działań wojennych.
W końcu grudnia armia teksaska liczyła około 750 ludzi, z
czego 400 w San Antonio, 70 w Washington-on-the-Brazos,
80 w Goliad i 200 nowo przybyłych w Velasco. Zaledwie część
stanowiły lokalne milicje zorganizowane w kompanie o róż
nej liczebności i dowodzone przez oficerów wybieranych przez
ogół żołnierzy. Podstawową siłę armii tworzyły teraz oddzia
ły ochotników z USA sformowane w samodzielne kompanie
(nazywane od nazwisk dowódców np. kompania kpt. Cookie)
lub bataliony (oddziały o liczebności od jednej do kilku kom
panii, których nazwy wywodziły się od miejsca, gdzie zostały
sformowane np. Georgia Battalion lub od charakterystyczne
go wyglądu np. New Orlean Greys czy Alabama Red Rovers).
Wielu ochotników amerykańskich, w przeciwieństwie do osa
dników teksaskich, miało doświadczenie wyniesione ze służ
by woddziałach milicji lub nawet ze służby wojskowej (wśród
ochotników było wielu dezerterów z armii amerykańskiej).
Generał Houston, mianowany przez Radę Generalną naczel
nym dowódcąregularnej armii Teksasu, już w listopadzie przy
stąpił do organizowania wojska i opracowania regulaminu
szkolenia. Za podstawę przyjął regulamin armii USA z 1821 r.
i taktykę walki opartą na, wzorowanym na systemie francu
skim, Regulaminie Taktyki Wojskowej (Military Tactics Ma
nuał), wprowadzonym przez gen. Winfielda Scotta. Żołnierze
mieli być rekrutowani na okres 2 lat lub do końca wojny. Żołd,
racje żywnościowe i umundurowanie miały być takie same,
jak podczas ostatniej wojny Stanów Zjednoczonych z Wielką
Brytanią. Dekret o organizacji regularnej armii Teksasu z li
stopada 1835 r. zakładał utworzenie jednego pułku piechoty i
jednego pułku artylerii, każdy w składzie dwóch batalionów
po pięć kompanii, o liczebności 560 oficerów i żołnierzy. W
piechocie dowództwo batalionu miało się składać z pułkowni
ka, podpułkownika i majora. Na czele każdej kompanii liczą
cej 56 ludzi stał kapitan, mający do pomocy podporucznika,
czterech sierżantów i czterech kaprali. W skład dowództwa
batalionu artylerii wchodziło dwóch podpułkowników i dwóch
majorów. Kompanią dowodził kapitan, któremu pomagali po
rucznik i podporucznik. Żołnierze artylerii mieli być szkoleni
także do walki w charakterze piechoty. Cały etat armii ustalo
no na 1120 ludzi. Mimo wysiłków Houstona i kolejnych rzą
dów, w czasie trwania wojny, nigdy nie udało się zorganizo
wać więcej niż 100 żołnierzy regularnych.
Oprócz armii regularnej przewidywano istnienie formacji
ochotniczych. Kompanie ochotnicze miały mieć podobną struk
turę organizacyjną co wojska regularne, każda w składzie
dwóch plutonów po 28 ludzi, z kapitanem, podporucznikiem,
czterema sierżantami, czterema kapralami i dwoma grajkami.
W praktyce nawet kompanie ochotnicze z trudem osiągały
wyznaczone stany (np. kompania kpt. Benneta w marcu 1836 r.
liczyła tylko 12 ludzi). Brak jednolitego dowództwa, dyscy
pliny i należytej organizacji były zresztą typowe dla wojsk
teksaskich przez cały okres wojny. Kiedy jednak dochodziło
do walki ochotnicy teksascy stawali się groźnym przeciwni
kiem, potrafiącym skutecznie walczyć nawet przeciwko dużo
liczniejszym oddziałom regularnej armii meksykańskiej. Je
den z żołnierzy batalionu New Orleans Greys tak wspominał
oblężenie San Antonio: „Nigdy nie słyszałem żadnego rozka
zu [...], porządek i dyscyplinę w naszych szeregach utrzymy
wała świadomość, że jesteśmy tu po to, żeby walczyć prze
ciwko despotyzmowi [...]"
6
.
Niejednokrotnie podejmowano wysiłki, żeby wzmocnić
dyscyplinę i nauczyć żołnierzy przynajmniej podstawowych
zasad musztry i manewrów na polu walki. Instruktorami byli
przeważnie dawni oficerowie i podoficerowie mający za sobą
służbę w armii amerykańskiej, czasami także weterani z nie
których armii europejskich (pełniejsze wykorzystanie ich umie
jętności ograniczała słaba znajomość języka). W oddziałach
Fannina na przykład musztrą i szkoleniem kierowali Joseph
M. Chadwick, wychowanek West Point i były doradca woj
skowy gubernatora stanu Illinois oraz były podoficer piechoty
morskiej z okrętu USS Constitution, John S.Brooks.
Początkowo każdy milicjant stawiał się z własną bronią i
amunicją. Wśród kolonistów teksaskich przeważały cywilne
muszkiety skałkowe, jak np. amerykański Tennessee Mounta-
in Rifle
kal. 0,50 cala, oraz najróżniejsze strzelby, dubeltówki
i śrutówki, a nawet staromodne garłacze dobre tylko do walki
na bliską odległość. Ochotnicy amerykańscy byli z reguły
wyposażeni w broń lepszej jakości. Przeważały drogie, długo-
lufowe sztucery myśliwskie typuPennsylwania kal. 0,44 (nie
słusznie zwane karabinami z Kentucky), wojskowe muszkiety
wz. M 1816 USHarper's Ferry Contract kal. 0,54, czy stare,
ale nadal popularne brytyjskie Brown Bess kal. 0,75. Dobry
6
Ibidem,
s. 37.
93
strzelec, a takich wśród Teksańczyków nie brakowało, potra
fił ze swojego długolufowego karabinu „z odległości stu yar
dów (90 m) wpakować trzy spośród pięciu wystrzelonych kul
w kawałek papieru nie większy od srebrnej dolarówki"
7
. W
walce ogniowej długie karabiny Teksańczyków stanowiły
morderczą broń i powodowały ogromne ofiary wśród Meksy-
kanów. Przewyższały swym zasięgiem trzy lub czterokrotnie
zasięg zwykłego muszkietu i potrafiły celnie razić na odle
głość nawet do 300 metrów.
Braki w uzbrojeniu uzupełniano zdobyczną bronią meksy
kańską lub zakupami w Stanach Zjednoczonych. Broń zdo
byczna była często podłej jakości i nie znajdowała wielu chęt
nych. Za to uzbrojenie sprowadzone z USA stanowiło istotne
wzmocnienie dla armii. W styczniu 1836 r. zakupiono w USA
znaczne ilości broni, prochu, amunicji i innego wyposażenia
wojskowego. Było wśród nich 440 muszkietów, 100 karabin
ków kawaleryjskich, 200 pistoletów, 150 szabli, 432 manier
ki, 200 ładownic i pasów amunicyjnych, trąbki, bębny, piszczał
ki i podręczniki do szkolenia wojskowego. Pozwoliło to wio
sną 1836 r. jednolicie uzbroić i wyekwipować niektóre od
działy teksaskie.
Większość artylerii teksaskiej pochodziła ze zdobyczy na
Meksykanach. Na przykład po zajęciu San Antonio w ręce
Teksańczyków dostało się 21 różnych dział, w tym dziewięć
4-funtowych, dwa 6-funtowe, dwa 3-funtowe, jedna 5-funto
wa haubica, pięć większych dział 8-, 12- i 18-funtowych oraz
dwa działa okrętowe na obrotowych podstawach razem z amu
nicją. Jakość tych dział przedstawiała się różnie, jeszcze go
rzej wyglądały możliwości ich transportu, co w zasadzie unie
możliwiało wykorzystanie artylerii w warunkach polowych.
Jednolite umundurowanie w armii teksaskiej praktycznie
nie istniało. Jej wygląd w pierwszym okresie wojny najlepiej
charakteryzuje opis dokonany przez Noaha Smithwicka w dro-
' Ibidem, s. 40.
94
dze do San Antonio: „Brakuje słów, żeby oddać wrażenie, ja
kie wywoływał wygląd pierwszej armii Teksasu gotującej się
do wymarszu. Naprawdę niewiele przypominała mi wojsko z
moich dziecięcych marzeń. Tylko skórzane bryczesy miały
cokolwiek z munduru wojskowego [...]. Obuwie nieznanego
pochodzenia, od cywilnych butów do indiańskich mokasynów.
Tu szerokoskrzydłe sombrero zasłaniające wojskową czapkę
sąsiada, tam znowu wysoki cylinder obok czapki z szopa [...].
Wypłowiała skóra bizonia kontrastująca z kolorową kapą i
zwiniętą w rulon watowaną kołdrą [...]. Tu wielki amerykań
ski koń górujący nad zwinnym hiszpańskim kucem, tam pół
krwi mustang obok powolnego, równo kroczącego muła [...].
Dla zwykłego obserwatora gromada fantastycznych, uzbrojo
nych typów ludzkich, ale cel, który im przyświeca, w naszych
oczach okrywa każde serce mundurem doskonalszym niż przy
wdziewany na paradę przez regularne wojsko"
8
. W później
szym okresie wojny zakupiono w Nowym Orleanie wiele ele
mentów żołnierskiego wyposażenia, w tym 2000 par spodni,
400 par butów, 360 kurtek, 850 koszul i 570 par skarpet, ale
nigdy nie były to kompletne mundury. Właściwie jedynymi
oddziałami, które były w miarę jednolicie umundurowane po
zostały od początku bataliony New Orleans Greys i Alabama
Red Rovers (nazwa pochodziła od zabarwionych na czerwono
koszul myśliwskich, pełniących funkcję mundurów). Także
część dezerterów z armii amerykańskiej zachowała swoje
mundury, dodając do nich jedynie dystynkcje obowiązujące
w armii teksaskiej.
Wyposażenie osobiste zależało od własnego wyboru i moż
liwości, chociaż ideałem było posiadanie „dobrego karabinu z
Kentucky, ładownicy, rogu z prochem, tomahawka, noża Bo-
wie i plecaka"
9
.
8
Ibidem,
s. 38.
9
Ibidem,
s. 40.
95
EKSPEDYCJA MATAMOROS
Ogólny chaos, jaki niespodziewanie ogarnął zwycięskie
oddziały teksaskie po bitwie o San Antonio, spotęgowały je
szcze kłótnie i spory kompetencyjne pomiędzy członkami rzą
du i dowódcami wojskowymi. Gubernator Smith od samego
początku wszedł w konflikt ze swoimi współpracownikami,
co było po części winą Konsultacji, która nie sprecyzowała
nawet zakresu obowiązków rządu tymczasowego. Smith był
zadeklarowanym zwolennikiem całkowitej niepodległości
Teksasu. Pod jego wpływem 92 kolonistów z Goliad prokla
mowało 20 grudnia pierwszą deklarację niepodległości Teksa
su. W przeciwieństwie do Smitha pozostali członkowie rządu
skłaniali się do utrzymania Teksasu w ramach Republiki Me
ksyku i prowadzenia walki o przywrócenie konstytucji z 1824
roku. Domagali się nawiązania współpracy z liberałami me
ksykańskimi i udzielenia pomocy rebelii niedawnego współ
pracownika Santa Anny gen. Jose Mexii, który w końcu 1835 r.
podniósł bunt w Tampico. Taki był zresztą sens Deklaracji z 7
listopada. W końcu grudnia Rada Generalna pod przewodnic
twem wicegubernatora Robinsona zatwierdziła plan kontynu
owania działań wojennych i przeniesienie ich na terytorium
Meksyku. Jako cel ataku wybrano miasto Matamoros w po
bliżu ujścia Rio Grandę, które po zajęciu przez Teksańczy-
ków miało stać się bazą do wspólnych działań z powstańcami
gen. Mexii. Głównym promotorem tego planu stał się dr Ja
mes Grant. Był on właścicielem licznych gruntów i kopalń w
północnym Meksyku, które po wybuchu rebelii w Teksasie
zostały skonfiskowane przez władze wojskowe. Liczył na to,
że w razie obalenia Santa Anny będzie mógł odzyskać swoją
własność. Wielu ochotników z USA, widząc możliwość splą
drowania Matamoros i zdobycia łupów, popierało jego plany i
żądało kontynuowania walki. Dowództwo ekspedycji do Ma
tamoros powierzono płk. Francisowi Johnsonowi, ten jednak
wkrótce zrezygnował z udziału w wyprawie i kierowanie
96
97
dalszymi przygotowaniami przejął Grant. Bez niczyjej zgody
zagarnął zapasy ciepłych ubrań, amunicji i żywności zgroma
dzone w San Antonio i rozpoczął werbunek ochotników.
Planom ekspedycji sprzeciwił się gubernator Smith. Uznał
decyzje Rady Generalnej za nielegalne i zawiesił jej działal
ność do czasu zwołania nowej konwencji, której datę wyzna
czono na 1 marca. W odpowiedzi na to Rada, choć nie miała
do tego formalnych uprawnień, zdymisjonowała Smitha i po
wierzyła pełnienie obowiązków gubernatora Robinsonowi. Ten
6 stycznia mianował płk. Fannina dowódcą wszystkich oddzia
łów ochotniczych z USA i polecił mu poprowadzenie ekspe
dycji do Meksyku. 9 stycznia Fannin zakończył werbunek
ochotników w San Antonio i na czele 300 ludzi wyruszył do
San Patricio, które miało być jego bazą do ataku na Matamo-
ros. W San Antonio pozostał tylko ppłk Neill ze 104 ludźmi,
pozbawionymi niemal zupełnie ciepłych ubrań i zapasów żyw
ności. Tymczasem płk Johnson zmienił zdanie i zażądał przy
wrócenia mu dowództwa nad wyprawą do Matamoros. Ro
binson, niezależnie od nominacji Fannina, przychylił się do
jego prośby. Johnson wraz z dr. Grantem dołączył do ochotni
ków Fannina w obozie pod Refugio.
Generał Sam Houston zajęty organizowaniem oddziałów
regularnych nie był o tych nominacjach informowany. Kiedy
tylko dowiedział się od gubernatora Smitha o wymarszu ochot
ników Fannina z San Antonio, ruszył w ślad za nimi i dości
gnął ich pod Refugio. Tam wszyscy trzej dowódcy Fannin,
Johnston i Houston zgłosili swoje pretensje do dowodzenia
wojskiem. W popularnym referendum, powszechnym zwycza
jowo wśród wojsk ochotniczych, żołnierze wybrali na swoje
go dowódcę płk. Fannina. Houston natychmiast zgłosił swój
sprzeciw i wykorzystując swoją nietuzinkową osobowość za
czął namawiać żołnierzy do rezygnacji z wyprawy.
Samuel Houston (1793-1863) był postacią wyróżniającą się
nawet w tak różnorodnym zbiorowisku, jakie tworzyli Teksań-
czycy i ochotnicy ze Stanów Zjednoczonych. Pochodził z Vir-
ginii, ale wychował się pod opieką owdowiałej matki w Ten
nessee. Jako młody chłopak uciekł z domu i przez kilka lat
mieszkał wśród Czirokezów. W1813 r. wstąpił jako zwiadowca
do armii gen. Jacksona i wziął udział w wojnie z Krikami.
Przyjaźń osobista i wspólne poglądy polityczne z Jacksonem
pozwoliły mu osiągnąć pozycję kongresmana, stopień genera
ła milicji stanowej i wreszcie stanowisko gubernatora Ten
nessee. Karierę polityczną złamało mu w 1829 r. nieudane
małżeństwo, po którym opuścił Tennessee i popadł w alkoho
lizm. Przez kilka lat znowu mieszkał wśród Czirokezów i bro
nił ich praw przed nieuczciwością agentów do spraw Indian.
W 1832 r. przybył do Teksasu i osiedlił się w Nacogdoches.
Po wydarzeniach w Gonzales koloniści z San Augustine i Na
cogdoches powierzyli mu dowództwo lokalnej milicji, a Kon
sultacja w Washington-on-the-Brazos wybrała go na dowód
cę przyszłej, regularnej armii Teksasu.
Houston słusznie przewidywał, że Santa Anna nie zrezygnu
je z odzyskania panowania nad Teksasem i zechce zgnieść re
belię siłą. Jako jeden z nielicznych doceniał prawdziwe niebez
pieczeństwo meksykańskiej kontrofensywy i spodziewał się jej
jeszcze przed nastaniem wiosny. Początkowo zamierzał zorga
nizować obronę opartą na linii rzeki San Antonio, umocnionej
pozycjami w Goliad i San Antonio. Później uznał, że najlep
szym terenem do walki będą zalesione obszary wschodniego
Teksasu, dające w razie czego możliwość wycofania się na te
rytorium Stanów Zjednoczonych. Dlatego sprzeciwiał się roz
dzielaniu oddziałów teksaskich i domagał się od dowódców
podporządkowania się jego rozkazom. Zamierzał ponadto skon
centrować wszystkie posiadane siły w pobliżu naturalnych prze
szkód terenowych, a następnie, unikając otwartej bitwy, wcią
gnąć wojska meksykańskie w głąb Teksasu i rozciągnąć ich li
nie zaopatrzeniowe. Dopiero wtedy, czekając na odpowiedni
moment, chciał zaatakować i walczyć o zwycięstwo.
Dzięki osobowości i rzeczowej argumentacji Houstonowi
udało się powstrzymać większość ochotników przed wymar-
98
szem do Matamoros. Tylko Johnson i Grant z około 70 ludźmi
nie zrezygnowali ze swoich planów i wyruszyli w kierunku
San Patricio. Pozostali żołnierze, wierni Fanninowi, postano
wili zaczekać i przyglądać się rozwojowi sytuacji. Tymcza
sem Fannin odmówił podporządkowania się rozkazom Hou-
stona i udał się nad Zatokę Copano po nowych ochotników
przybyłych do Velasco. 12 lutego, w drodze powrotnej do
Refugio, otrzymał rozkaz wicegubernatora Robinsona naka
zujący mu obsadzenie La Bahii i „utrzymanie fortu w Goliad
za wszelką cenę".
Houston, sprawujący tylko formalnie dowództwo nad woj
skiem, wrócił do Washington-on-the-Brazos. 17 stycznia
przed wyjazdem z Refugio wysłał do San Antonio Jima Bowie
na czele 30 ludzi z rozkazem zburzenia fortyfikacjiAlamo oraz
ewakuowania załogi i artylerii do bezpiecznejszych miejsc w
rejonie Gonzales i Zatoki Copano.
Kiedy 19 stycznia Bowie przybył do San Antonio, zastał
tam ppłk. Neilla z zaledwie 80 ludźmi, wśród których nie było
ani jednego Teksańczyka. Znaczna część garnizonu zdezerte
rowała, a ci co pozostali byli głodni, nieopłaceni i pozbawieni
ciepłych okryć. Słyszeli już o marszu wojsk gen. SantaAnny i
zdawali sobie sprawę z tego, że San Antonio, leżące przy naj
krótszej drodze z Meksyku do serca Teksasu, będzie pierw
szym celem ataku inwazyjnej armii meksykańskiej. Mimo to
Neill i jego ludzie byli gotowi zostać i walczyć za murami
Alamo. Na decyzję Neilla istotny wpływ miało to, że nie dys
ponował żadnymi środkami transportu umożliwiającymi ewa
kuację posiadanej artylerii, a nie chciał porzucać zdobytych z
takim trudem dział. Po naradzie z Neillem Bowie przychylił
się do jego decyzji i postanowił nie wykonywać rozkazu Hou-
stona o opuszczeniu SanAntonio. Być może jego wiarę w sku
teczną obronę wzmacniała pamięć o październikowej bitwie o
misję Concepcion? Przecież nie tak dawno kilkudziesięciu
ochotników pod jego dowództwem, bez wsparcia artylerii i
nieosłoniętych murem, zdołało pobić dużo liczniejsze oddzia-
99
ły gen. Cosa. Niewątpliwy wpływ na jego decyzję miała też
świadomość moralnego znaczenia San Antonio dla Teksasu i
to, że Alamo było jedyną fortecą oddzielającą wojska Santa
Anny od kolonii amerykańskich w Teksasie, zupełnie nie przy
gotowanych przecież do walki z nadciągającym wrogiem. Żeby
lepiej zrozumieć postępowanie Jima Bowie, trzeba przyjrzeć
się bliżej jego biografii.
James Bowie urodził się w 1795 r. w hrabstwie Logan w
Kentucky (według innych źródeł w hrabstwie Burkę w Geor
gii). Jego awanturnicza natura sprawiła, że jako flibustier wy
prawiał się z dr. Longiem do Teksasu. Później w Luizjanie
handlował ziemią i zrobił majątek na handlu niewolnikami,
których kupował od pirata Jeana Lafitte. Do Teksasu przybył
w 1828 r. i osiedlił się w SanAntonio. Przystojny, bogaty, jak
na owe czasy nieźle wykształcony i władający płynnie trzema
językami (mówił także po francusku i hiszpańsku) Ameryka
nin stał się wkrótce jednym z najbardziej szanowanych oby
wateli miasta. Na początku lat 30-tych zasłynął ze zwycięskich
walk z Indianami, co pozwoliło mu uzyskać stopień pułkow
nika lokalnej milicji. Jego sławę umacniało mistrzostwo w
pojedynkach, w których posługiwał się zaprojektowanym przez
siebie ogromnym nożem (tzw. Bowie Knife). Wynaleziony
przez Bowiego nóż jeszcze za jego życia stał się ulubioną bro
nią ludzi pogranicza i jedną z legend Dzikiego Zachodu
10
. W
1831 r. Bowie jako naturalizowany obywatel Meksyku ożenił
się z córką wicegubernatora Teksasu i Coahuili Juana Martina
de Veramendi. Dwa lata później żona, dwoje dzieci i teścio
wie Bowiego zmarli podczas epidemii cholery, co załamało
go psychicznie i wpędziło w alkoholizm. W 1836 r. Bowie,
10
Nóż Bowie - nóż, którego projekt Jim Bowie opracował w grudniu
1830 roku. Miał ostrze o dł. 25-37 cm i szerokości 5 cm. Sześciocentyme-
trowy odcinek klingi od czubka był obosieczny. Przypominający swym wy
glądem krótki miecz, nóż Bowie był powszechnie używany na Dzikim Za
chodzie do pojedynków, polowania, ścinania drzew, kopania ziemi w po
szukiwaniu wody, a nawet do golenia.
100
wycieńczony alkoholem i gruźlicą, niewiele już dbał o własne
życie. Mimo to półlegendarna sława, jaka go otaczała i nie
dawne zasługi w bitwach o misję Concepcion i w „Walce o
trawę" czyniły go nadal ulubieńcem wielu Teksańczyków i
jednym z najpopularniejszych dowódców teksaskich.
2 lutego Bowie wysłał do gubernatora Smitha list, w którym
charakteryzował San Antonio jako „żywotny przyczółek dla
Teksasu, którego utrzymanie jest sprawą wielkiej wagi". Na
koniec pisał: „Pułkownik Neill i ja doszliśmy do wspólnego
wniosku, że raczej umrzemy za tymi murami, niż oddamy je
wrogowi"
1
'. Zaraz potem zlecił przyspieszenie prac nad umoc
nieniem fortyfikacjiAlamo mjr. Greenowi B. Jamesonowi. Sam
wykorzystał swoje kontakty z mieszkańcami San Antonio do
gromadzenia żywności, koni i pomocy finansowej dla załogi
fortu.
Decyzja Bowiego o pozostaniu w San Antonio obróciła w
gruzy strategiczne plany Houstona. Bez wojska, zlekceważo
ny najpierw przez Fannina i Johnsona, a teraz przez Bowiego
i Neilla, złożył na ręce gubernatora Smitha dymisję z dowo
dzenia armią. Smith nie przyjął dymisji naczelnego dowódcy,
ale udzielił mu urlopu do 1 marca. Zniechęcony Houston udał
się na północ do Czirokezów, żeby negocjować z nimi traktat
pokojowy i zapewnić Teksasowi ich neutralność w obliczu
meksykańskiej inwazji.
Już we wrześniu 1835 r. dowódcy meksykańscy spotkali
się w San Antonio z wodzami niektórych plemion indiańskich
usiłując zawrzeć z nimi sojusz przeciwko Teksańczykom. Prze
straszeni możliwością walki na dwa fronty delegaci na Kon
sultację wydali oświadczenie gwarantujące Czirokezom pra
wo do ziemi na północ od drogi El Camino Real i pomiędzy
rzekami Sabinę i Angelina. Houston wykorzystał swoje wpły
wy wśród Czirokezów i zawarł z nimi w Nacogdoches traktat
pokojowy. Potwierdził w nim zobowiązania przyjęte przez
" P r o c t e r , op. cit., s. 10.
101
Konsultację, dzięki czemu udało się zapobiec sojuszowi In
dian z Meksykanami (po wojnie traktat z Nacogdoches został
unieważniony przez senat Republiki Teksasu i Czirokezów
wygnano z ich ziemi na Terytorium Indiańskie).
ARMIA DO OPERACJI W TEKSASIE GEN. SANTA ANNY
Podczas gdy rząd i dowódcy wojskowi pogrążali się w spo
rach, powiększających chaos i anarchię w wojsku, większość
Teksańczyków nie odczuwała niepokoju. Znaczna część z nich
wierzyła, że po zwycięstwie nad wojskami gen. Cosa Meksy
kanie nie zdecydują się już nigdy na powrót do Teksasu.Ci,
którzy tak nie myśleli, uważali, że ofensywy meksykańskiej
nie należy się spodziewać wcześniej niż na wiosnę. Ich prze
widywania, nawet jeśli błędne, wydawały się logiczne.
Meksyk cierpiał na ustawiczne kłopoty finansowe, jego ar
mię osłabiały ciągłe walki wewnętrzne, a rząd był zdezorgani
zowany i ledwo radził sobie z utrzymaniem porządku w bun
tujących się stanach południowego i środkowego Meksyku.
Nawet bujne trawy teksaskiej prerii zimą nie były w stanie
dostarczyć armii meksykańskiej wystarczającej ilości paszy
dla koni i bydła.
Ani jedni, ani drudzy nie docenili ogromnej energii i deter
minacji gen. Santa Anny. Zgniecenie rebelii w Teksasie stało
się dla niego nie tylko sprawą honoru, ale i koniecznością po
lityczną, obliczoną na wzmocnienie jego prestiżu w społeczeń
stwie i zapewnienie mu sprawowanie władzy w Meksyku. Już
w sierpniu 1835 r. Santa Anna ogłosił zamiar usunięcia siłą z
Teksasu wszystkich popierających rebelię osadników amery
kańskich. Zagroził też egzekucją wszystkim cudzoziemcom i
obcym ochotnikom schwytanym z bronią w ręku na teryto
rium Teksasu.
Przygotowania do odbicia Teksasu gen. Santa Anna rozpo
czął wczesną jesienią w San Luis Potosi, gdzie nakazał kon
centrację oddziałów mających wejść w skład Armii do Opera-
cji w Teksasie. Przerwał je na krótko zbrojny bunt gen. Me-
xii w Tampico i indiańska rebelia w stanie Jukatan. Santa
Anna szybko uzyskał niezbędne fundusze na sfinansowanie
kampanii sprzedając skonfiskowane dobra buntowników i za
ciągając pożyczki na wysoki procent od Kościoła i lichwia
rzy. Chociaż administracja meksykańska była tradycyjnie nie
efektywna i skorumpowana, a system zaopatrzenia zupełnie
niewydolny, Santa Anna wydał ogromne sumy pieniędzy,
żeby należycie zorganizować i przygotować swoje wojska
do działań wTeksasie. Szeregi armii uzupełnił przymuso
wymi poborowymi, głównie wyzwolonymi skazańcami i In
dianami ze spacyfikowanych stanów Zacatecas i Jukatan.
Swoim dowódcom, generałom Vicente Filisoli, Eugenio Tol-
sie i Antonio Gaonie rozkazał zakupienia 50 ton sucharów,
500 koni dla kawalerii oraz kltku" tysięcy jucznych mułów i
wołów do ciągnięcia wozów taborowych. W grudniu 1835 r.
jego siły zgromadzone w San Luis Potosi wynosiły około
4000 żołnierzy, z braku czasu tylko częściowo wyćwiczo
nych i wyekwipowanych.
Jesienią 1835 r. armię meksykańską, w której skład jak
dawniej wchodziły wojska regularne i milicje terytorialne,
poddano całkowitej reorganizacji.
W piechocie regularnej, w miejsce dotychczasowych 13 nu
merowanych batalionów, powołano 10 nowych nazwanych
imionami zasłużonych bohaterów wojny o niepodległość Me
ksyku: Hidalgo (sformowany z dawnych 1 i 2 batalionów),
Allende (z 3 batalionu), Morelos (z 4 batalionu), Guerrero (z 5 ba
talionu), Aldama (z 6 batalionu), Jimenez (z 7 i 12 batalio
nów), Landero (z 8 i 9 batalionów), Matamoros (z 10 batalio
nu), Abasolo (z 11 batalionu) i Galeana (z 13 batalionu). Każ
dy batalion składał się z sześciu kompanii piechoty liniowej
(fizylierzy) i po jednej kompanii grenadierów i strzelców lub
lekkiej piechoty (tzw. kompanie wyborcze). W zależności od
potrzeb kompanie wyborcze mogły być wydzielane ze składu
macierzystych jednostek i formowane ad hoc w bataliony gre
nadierów lub strzelców. Liczebność batalionów, tak wojsk
regularnych jak i milicji, była różna. W grudniu 1835 r. w San
Luis Potosi najliczniejszy z dziewięciu skoncentrowanych tam
batalionów liczył 452 ludzi, najsłabszy zaledwie 189. Liczeb
ność kompanii wahała się od 58 do 34 żołnierzy. Organizacja
batalionów milicji była taka sama jak wojsk regulamychTNb-
siły one nazwy miejscowości, w których zostały sformowane.
Poza batalionami wojsk regularnych i milicji istniało osiem
kompanii garnizonowych, stanowiących załogi głównych
twierdz nadmorskich: Acapulco, pierwsza i druga Bacalar,
wyspy Carmen, San Blas, pierwsza i druga Tabasco i kompa
nia Tampico. Dekret o organizacji wojska z 1835 r. przewidy
wał także przekształcenie części oddziałów regularnych i mi
licji w bataliony lekkiej piechoty. Miały być organizowane na
wzór francuski z przeznaczeniem do szybkich przemarszów i
prowadzenia walki ogniowej w szyku luźnym, każdy w skła
dzie ośmiu kompanii, w tym jednej kompanii strzelców wybo
rowych. W kompaniach grenadierskich służyli zwykle najbar
dziej doświadczeni żołnierze, najlepsi strzelcy wchodzili w
skład kompanii strzeleckich, a najsprawniejsi fizycznie w skład
kompanii lekkiej piechoty. Podstawową masę piechoty linio
wej tworzyli fizylierzy.
Organizacja wojska, wyszkolenie i ekwipunek były począt
kowo oparte na wzorach hiszpańskich. Generał Santa Anna,
który od czasu zwycięstwa nad Hiszpanami w Tampico nadał
sobie miano „Napoleona Zachodu", wprowadził jednak wiele
rozwiązań przejętych z armii francuskiej. Mimo przyswajania
wzorów europejskich dyscyplina i wyszkolenie żołnierzy były
niskie (np. dopiero w 1847 r. wprowadzono obowiązek salu
towania wyższym stopniem). Teoretycznie wszystkie manew
ry wykonywano na rozkaz sygnalizowany dźwiękiem trąbki.
W praktyce szkolenie meksykańskiego piechura ograniczało
się jedynie do marszu i posługiwania się bronią.
Kawaleria meksykańska składała się z jednostek regular
nych i milicji zorganizowanych w pułki. W 1835 r. w miejsce
104
105
13 dotychczasowych pułków kawalerii regularnej zorganizo
wano 6 nowych. Nosiły one nazwy najważniejszych pól bi
tewnych wojny o niepodległość: Cuautla (sformowany z daw
nych 11 i 12 pułków kawalerii), Dolores (z 3 i 6 pułków kawa
lerii), Iguala (z 4 i 10 pułków kawalerii), Palamar (z 2, 7 i 13
pułków kawalerii), Tampico (z 1 i 8 pułków kawalerii) i Vera-
cruz (z 5 i 9 pułków kawalerii). Każdy pułk składał się z czte
rech szwadronów po dwie kompanie i dysponował oddziałem
saperów podlegających bezpośrednio dowódcy pułku. Oprócz
pułków kawalerii regularnej istniały także dwa samodzielne
szwadrony Jukatan i Tabasco. Podobnie jak w piechocie, w
1835 r. część jazdy przekształcono w lekką kawalerię, pozba
wiając ją lanc i wzmacniając jej siłę ogniową.
Za najlepsze oddziały w armii meksykańskiej uchodziły woj
ska inżynieryjne i artyleria. W San Luis Potosi samodzielny
batalion saperów (Zapadores) liczył zaledwie 185 ludzi i był
traktowany jako rezerwa armii. Artyleria, chociaż formalnie
zorganizowana w brygady, nie stanowiła jednej całości i była
porozdzielana poszczególnymi bateriami lub nawet pojedynczy
mi działami po różnych jednostkach piechoty i kawalerii.
Uzupełnieniem wojsk regularnych i milicji stanowych były
kompanie prezydialne, stacjonujące w fortach na północnym
pograniczu. Składały się z oddziałów piechoty, jazdy i kawa
lerii, a ich żołnierze rekrutowali się głównie z miejscowych
mieszkańców pochodzenia hiszpańskiego. Po wybuchu woj
ny w Teksasie większość z nich pozostała wierna rządowi Santa
Anny i wzięła udział w walkach z Teksańczykami.
Największą słabością armii meksykańskiej był brak zorga
nizowanego transportu, systemu zaopatrzenia i opieki medycz
nej . Wojsku towarzyszyły zwykle gromady drobnych kupców,
markietanek i prostytutek (soldaderas), które powodowały
dezorganizację przemarszów, ale okazywały się niezbędne dla
normalnego funkcjonowania armii. W sierpniu 1836 r. utwo
rzono wojskową służbę zdrowia (podczas wojny w Teksasie
korzystano często z pomocy amerykańskich jeńców-lekarzy).
Nawet osobisty lekarz gen. Santa Anny był tylko wiejskim
chirurgiem zwerbowanym do służby w wojsku.
Umundurowanie wojsk meksykańskich wzorowane było
początkowo na kolonialnej armii hiszpańskiej. Podczas gdy
oficerowie meksykańscy należeli do najpiękniej ubranych na
świecie, zwykłym żołnierzom często brakowało kompletnego
ubrania. W1832 r. podjęto próbę ujednolicenia umundurowa
nia przez zakup we Francji dużej liczby mundurów pozosta
łych jeszcze po różnych armiach napoleońskich. Pozwoliło to
na wyposażenie w nowe uniformy wojsk regularnych i części
milicji stanowych.
O ile w zakresie organizacji, szkolenia i umundurowania
wojska przeważały wpływy hiszpańskie i francuskie, o tyle
uzbrojenie armii meksykańskiej pochodziło głównie z dostaw
brytyjskich.
Piechota meksykańska uzbrojona była w różne rodzaje gład-
kolufowych muszkietów skałkowych, wśród których najpo
pularniejszy był stary, brytyjski Brown Bess kal. 0,75 cala (19
mm). Ważył on 5,3 kg i był długi na 116 cm (plus 43 cm ba
gnet kłujący). Z muszkietu Brown Bess wystrzeliwano kule o
wadze 28 g na odległość do 90 m. Jego szybkostrzelność wy
nosiła 1-2 strzały na minutę, przy czym średnio co szósty po
cisk nie trafiał do celu. W latach trzydziestych XIX w. była to
już broń od dawna przestarzała. Niektóre jej partie, jak te wzoru
India Patterns,
zostały wcześniej odrzucone i uznane za nie-
nadające się do uzbrojenia armii brytyjskiej. Lekka piechota i
część kawalerii były wyposażone w krótszą odmianę muszkietu
Brown Bess
o długości 96 cm. Kompanie strzeleckie i strzelcy
wyborowi byli uzbrojeni w nowsze, gwintowane karabiny
Bakera
wz. 1800 kal. 0,60. Razem z długim sieczno-kłującym
bagnetem karabin liczył sobie 175 cm długości i ważył 5 kg.
Raził skutecznie na odległość do 275 m, a jego szybkostrzel
ność wynosiła przeciętnie dwa strzały na minutę.
Uzbrojenie kawalerii stanowiły szable wzorowane na hi
szpańskiej szabli kawaleryjskiej z 1825 r., pistolety i karabin-
106
ki (dragoni) lub krótkie muszkiety (lekka kawaleria i jazda
prezydialna). Większość kawalerii uzbrojona była także w dłu
gie na 225 cm lance z proporczykiem, zakończone trójkątnym
lub czworokątnym ostrzem o długości 22 cm.
Wyposażenie artylerii stanowiły różne działa żelazne i mo
siężne 4,6- i 8-funtowe oraz 5- i 7-funtowe haubice. Cięższe
armaty 12- i 18-funtowe wykorzystywano do działań pozycyj
nych i używano do obrony lub ostrzeliwania twierdz i umoc
nionych pozycji przeciwnika. Przy zdecydowanie gorszym niż
w armiach europejskich wyszkoleniu meksykańskich artyle
rzystow celny ogień z dział można było prowadzić na odle
głość 500-600 metrów. Żelazne kule wystrzeliwane z tej od
ległości mogły zabić nawet 40 ludzi stojących lub maszerują
cych w zwartym szyku. Strzelano także kartaczami, których
skuteczny zasięg wynosił do 400 m. Ogromną bolączką me
ksykańskiej artylerii była niedostateczna jakość sprzętu i brak
wystarczającej liczby środków transportu.
W 1833 r. z powodu złego stanu sprzętu rozformowano je
dyną w armii meksykańskiej brygadę artylerii konnej, a nie
które forty na północnych kresach z braku odpowiednich ar
mat były wyposażone w stare działa okrętowe (kilka dział tego
typu Teksańczycy zdobyli w Goliad po zajęciu La Bahii).
Chociaż w kategoriach europejskich armia meksykańska
była słabo wyposażona i niedostatecznie wyszkolona, nie bra
kowało w niej zdolnych i doświadczonych oficerów. Niektórzy
z nich, jak wykształcony w USA płk Juan Almonte czy ppłk
Jose de la Pena z batalionu Zapadores, byli prawdziwymi za
wodowcami. Wiele stanowisk dowódczych sprawowali do
świadczeni oficerowie z armii europejskich, wśród których
wyróżniali się zastępca SantaAnny, pochodzący z Włoch, gen.
Vicente Filisola, były napoleoński oficer gen. Adrian Woli czy
polski artylerzysta gen. Konstanty Malczewski. Ogólnie jed
nak armia gen. SantaAnny skoncentrowana w San Luis Potosi
nie prezentowała się najlepiej. Nawet jeśli jej trzon stanowili
bitni i doświadczeni weterani, nie starczyło czasu, aby należy-
107
cie wyposażyć i wyszkolić tysiące nowych rekrutów. Najgor
szym elementem okazali się Indianie z plemienia Majów na
prędce wcieleni do wojska po spacyfikowaniu rebelii na Juka-
tanie, których ppłk de la Pena scharakteryzował jako „abory
genów, nie znających języka i ledwie umiejących trzymać w
ręku muszkiet"
12
.
28 listopada gen. Santa Anna opuścił stolicę i wyruszył do
wojsk zbierających się w San Luis Potosi. Pod koniec grudnia
dotarły do niego wiadomości o upadku San Antonio. O ile
przedtem był zdecydowany poświęcić więcej czasu na przy
gotowanie armii i poczekać z ukaraniem Teksańczyków, o tyle
wiadomość o klęsce gen. Cosa wywołała w nim furię i przy
śpieszyła decyzję wymarszu.
W połowie grudnia 1835 r. armia meksykańska przezna
czona do działań w Teksasie liczyła około 5000 żołnierzy i
składała się z trzech brygad piechoty i brygady kawalerii.
W skład pierwszej brygady, dowodzonej przez gen. Joaqu-
ina Ramireza y Sesmę, weszły: regularne bataliony Matamo-
ros (272 ludzi) i Jimenez (274), batalion milicji San Luis Po
tosi (452), regularny pułk kawalerii Dolores (290) oraz 62 ar
tylerzystow z siedmioma działami (dwa 8-funtowe, dwa 6-fun-
towe, dwa 4-funtowe i 7-funtowa haubica). Brygada Sesmy
liczyła 1350 doświadczonych żołnierzy i stanowiła straż prze
dnią armii Santa Anny.
W skład drugiej brygady gen. Antonio Gaony weszły: regu
larny batalion Aldama (393), bataliony milicji Toluca (324),
Queretaro (375) i Guanajuato (391) oraz 63 artylerzystow z
sześcioma działami (dwa 12-funtowe, dwa 6-funtowe i dwa 4-
tuntowe), razem około 1550 żołnierzy.
Trzecią brygadę dowodzoną przez gen. Eugenio Tolsę two
rzyły: regularny batalion Guerrero (403), bataliony milicji Me-
xico City (363) i Guadalajara (428) oraz 60-osobowy oddział
artylerii z sześcioma działami (dwa 8-funtowe, dwa 4-funto-
l 2
H a y t h o r n t h w a i t e , o p . cit., s. 23.
108
we i dwie 7-funtowe haubice). Brygada Tolsy liczyła około
1250 ludzi.
W skład brygady kawalerii gen. Juana Jose de Andrade
wchodziło około 700 żołnierzy z regularnych pułków Tampi-
co (250) i Cuautla (180), pułku milicji Guanajuato (180) oraz
elementy pułków San Luis Potosi (40) i Bajio (30).
W końcu grudnia armia Santa Anny opuściła San Luis Po
tosi i 7 stycznia dotarła do Saltillo. Stąd, jako pierwsza, ruszy
ła w stronę Rio Grandę brygada gen. Sesmy, która miała połą
czyć się z wojskami z Coahuili i przygotować przeprawę przez
rzekę na wysokości Presidio de Rio Grandę. Jednocześnie Santa
Anna wysłał rozkazy gen. Cosowi stojącemu nadal z niedobit
kami swoich wojsk w Laredo. Nakazał mu zignorowanie przy
rzeczenia danego Teksańczykom po kapitulacji San Antonio i
przygotowanie podległych mu oddziałów do inwazji Teksasu.
Główne siły armii pozostały w Saltillo do 26 stycznia. Tu
dołączyły do nich nowe oddziały przybywające z głębi kraju
(w tym bataliony milicji Yucatan i Tres Villas sformowane z
Indian). 26 stycznia, po generalnym przeglądzie wojsk, armia
ruszyła na północ. Wydzielony oddział gen. Jose Francisco Urrey
(pułk Cuautla, oddziały kawalerii z pułków San Luis Potosi i
Bajio oraz batalion Yucatan, razem około 600 żołnierzy) wy-
maszerował do Matamoros, skąd miał zaatakować osiedla ame
rykańskie leżące wzdłuż wybrzeża Zatoki Meksykańskiej.
1 lutego armia SantaAnny dotarła do Monclovy. Towarzy
szył jej ogromny tabor składający się z 233 wozów ciągnię
tych przez woły oraz 1800 jucznych mułów. Jak zwykle, za
wojskiem podążały tłumy handlarzy i kobiet, dezorganizujące
porządek marszu. Dalsza droga w kierunku Rio Grandę odby
wała się w okropnych warunkach terenowych i pogodowych.
Najpierw pustynne obszary Coahuili, a później góry północ
nego Meksyku dały się porządnie we znaki nienawykłym do
takich warunków żołnierzom meksykańskim. Głód, śnieg i
przenikliwy wiatr z północy zbierały śmiertelne żniwo, szcze
gólnie wśród Indian z Jukatanu wychowanych w tropikach.
109
Szlak przemarszu znaczyły połamane wozy taborowe, trupy
padłych zwierząt i ciała zmarłych żołnierzy. Brak wody i
zmniejszone o połowę racje żywnościowe zmuszały ludzi do
jedzenia dzikich orzeszków, kaktusów i innej roślinności. To
z kolei wywołało epidemię dezynterii, która powiększyła je
szcze liczbę ofiar. W oficjalnym raporcie gen. Filisola napi
sał: „Marsz był wyjątkowo trudny z powodu zimna, niedosta
tecznej ilości wody, braku paszy dla zwierząt i odpowiednie
go schronienia dla ludzi[.. .]"
1 3
. Głodna, wyczerpana i wstrzą
śnięta stratami armia Santa Anny z trudem posuwała się
"naprzód. Wreszcie 12 lutego dotarła do brzegów Rio Grandę,
"gdzie czekał już gen. Sesma ze swoją brygadą.
Przed wkroczeniem do Teksasu gen. Santa Anna znowu zre
organizował swoje siły. Po dokonaniu zmian skład jego armii
wyglądał następująco:
- brygada gen. Sesmy (wzmocniona do 1541 ludzi przez
oddziały milicji stanowej z Coahuili),
-brygadagen. Gaony (batalionyAldama, Toluca, Quereta-
ro i Guanajuato, batalion saperów Zapadores, kilka kompanii
prezydialnych i 6 dział z obsługą),
- brygada gen. Tolsy (bataliony Morelos, Guerrero, Mexi-
co City, Guadalajara i Tres Villas oraz 6 dział z obsługą),
- brygada kawalerii gen. Andrade (pułki Tampico i Guana
juato).
16 lutego Santa Anna z brygadą gen. Sesmy przekroczył Rio
Grandę i ruszył starym szlakiem El Camino Real w kierunku
San Antonio, odległego o niecałe 120 mil. Pozostałe siły armii
miały wyruszyć w drogę po kilkudniowym odpoczynku, i połą
czyć się z żołnierzami gen. Cosa za rzeką Frio w miejscu, gdzie
schodziły się drogi z Presidio de Rio Grandę i Laredo.
Warunki marszu do San Antonio okazały się równie trudne
jak w północnym Meksyku. W dzień marsz opóźniały silne
wiatry unoszące tumany kurzu i piasku. W nocy północny wiatr
13
TheAlamo,
Long Barrack Museum, op. cit., s. 22.
110
przy ganiał chmury gradowe i ścinał wodę warstwą lodu, ogra
niczając dostęp do wody. Po kilku dniach ociepliło się, ale
sytuacja wcale się nie poprawiła, bo strumienie zaczęły wysy
chać, a teksascy zwiadowcy palili przed sobącałe połacie pre
rii. W ciągu dwóch dni tylko w brygadzie gen. Gaony padło
100 wołów, a kawalerzyści gen. Andrade musieli zejść z koni
i maszerować pieszo obok wyczerpanych wierzchowców. W
końcu lutego zaczęły padać ulewne deszcze, które zamieniły
strumienie w rwące potoki, a drogi w rzeki błota. Wreszcie,
21 lutego, czołowe oddziały brygady gen. Sesmy dotarły do
rzeki Medina w odległości 25 mil od San Antonio. Dwa dni
później, po opadnięciu wody, wojska meksykańskie przekro
czyły rzekę i podeszły do miasta pod osłoną pasma wzgórz
Desidero, rozciągającego się półtorej mili na południe od San
Antonio. Przebycie 365 mil z Saltillo zabrało im 29 dni.
OBLĘŻENIE ALAMO
Misja San Antonio de Valero została założona przez hiszpań
skich franciszkanów w 1718 r. jako centrum misyjne dla Indian
z doliny rzeki San Antonio. Kiedy w latach 1762-63 choroby
przywleczone przez przybyłych z Meksyku żołnierzy zdziesiąt
kowały okolicznych Indian, jej znaczenie podupadło. Ostatecz
nie około 1793 r. misja przestała być wykorzystywana do celów
religijnych i stała się tylko miejscem zamieszkania nielicznych,
żyjących tu jeszcze Indian. Pod koniec XVIII w. otoczone ka
miennym murem budynki misji zaczęto wykorzystywać jako
fort i schronienie przed napadami Komanczów i innych wro
gich plemion. Od 1801 do 1825 r. załogę misji stanowiła konna
kompania hiszpańskich wojsk prezydialnych sformowana w
mieścieAlamo de Parras w Coahuili. Garnizon, znany jako kom
pania Alamo, dał nazwę fortecy i pod taką nazwą stała się ona
znana wśród mieszkańców Teksasu.
Misja Alamo, chociaż wykorzystywana przez lata jako fort,
nie była budowana z myśląo przeznaczeniu wojskowym. Zaraz
111
po swoim przybyciu do San Antonio Jim Bowie przy pomocy
ppłk. Neilla dokonał inspekcji Alamo i zbadał jej możliwości
obronne.
Powierzchnia misji wynosiła około 3 akrów (1,2 ha). Naj
bardziej charakterystycznym obiektem na jej terenie był ko
ściół pochodzący z 1758 r., z częściowo zawalonym dachem,
którego nigdy nie odbudowano. Centralny punkt misji stano
wił duży, prostokątny plac o długości 140 i szerokości 50 me
trów, przecięty rowem doprowadzającym wodę. Plac otaczał ka
mienny mur o wysokości od 2,7 do 3,6 m i grubości 90-120 cm.
Po wschodniej stronie placu wznosił się długi na 70 m, piętro
wy budynek dawnego konwentu zwany „długimi koszarami",
którego liczne drzwi i okna skryte pod arkadami wychodziły
na podwórze. Na piętrze, w południowym skrzydle „długich
koszar", graniczącym z kaplicą znajdował się szpital polowy,
zorganizowany przez 3 3-letniego lekarza z Nowego Jorku dr.
Amosa Pollarda i pięciu innych lekarzy, jacy znaleźli się w
załodze Alamo. Od północy i wschodu do muru przylegał rząd
murowanych pomieszczeń gospodarczych, a od strony połu
dniowej wzmacniał go parterowy budynek mieszkalny zwany
„niskimi koszarami". W jego bezpośrednim sąsiedztwie znaj
dowała się główna brama wjazdowa o szerokości koło 3 m,
osłonięta ziemno-drewnianą lunetą. Za „długimi koszarami"
rozciągały się otoczone murem zagrody dla koni i bydła. Naj
słabszym punktem systemu obronnego misji była 25-metrowa
dziura w południowo-wschodniej części muru, pomiędzy ko
ściołem a „niskimi koszarami", częściowo zabarykadowana
gruzem i kłodami drzewa przez żołnierzy meksykańskich pod
czas oblężenia San Antonio w grudniu 1835 roku. Podobna
kilkumetrowa wyrwa zatarasowana ziemnym nasypem wzmoc
nionym palisadą znajdowała się po przeciwnej stronie muru,
koło północno-zachodniego narożnika. Cały obwód murów ota
czających Alamo wynosił ponad 400 metrów i, jak obliczył to
Bowie, do ich obsadzenia potrzeba było 1000 ludzi. Jako za
improwizowana forteca Alamo miało zatem więcej słabych
112
punktów niż zalet. Nic dziwnego, że niektórzy spośród załogi
proponowali zajęcie misji Concepcion, mniej zniszczonej i
łatwiejszej do obrony przez tak szczupłe siły, jakie zgroma
dzono w San Antonio.
Jeszcze przed przyjazdem Jima Bowie w Alamo wykonano
trochę prac nad umocnieniem fortu. Kierował nimi zastępca
Neilla mjr Green Jameson, prawnik z Kentucky, który okazał
się całkiem zdolnym inżynierem. Za jego radą przebudowano
barykadę w dziurze koło kościoła i wzmocniono ją drewnianą
palisadą. Przy murach wzniesiono ziemne platformy służące
jako stanowiska dla artylerii. Z pomocą kpt. Almarona Dic-
kinsona, kowala z Gonzales, Jameson umieścił na strategicz
nych pozycjach 18 z 21 posiadanych dział. Dzięki Jimowi Bo
wie i jego kontaktom wśród mieszkańców miasta gromadzono
żywność i amunicję. Na początku lutego arsenał Alamo li
czył, oprócz armat, 368 muszkietów i karabinów, 451 bagne
tów, 19 300 ładunków karabinowych, 7 lanc i 45 kul armat
nich. Brak dostatecznej ilości amunicji do dział uzupełniono
dużą ilością siekańców zrobionych z końskich podków.
3 lutego, w trakcie gorączkowych prac nad umocnieniem
fortyfikacji, do Alamo przybył, mianowany przez gubernatora
Smitha nowym dowódcą fortu, ppłk William Travis na czele
około 30 żołnierzy regularnej armii Teksasu.
Dwudziestosześcioletni William Barrett Travis był już wte
dy postacią dobrze znaną w Teksasie. Urodził się w 1809 r. w
Południowej Karolinie; od 1818 r. mieszkał w Alabamie, gdzie
rozpoczął praktykę prawniczą. Do Teksasu przybył w 1831 r. i
osiedlił się w Anahuac. Travis, będąc zwolennikiem partii wo
jennej, dał się poznać, jako przywódca kolonistów w starciach
z Meksykanami w Anahuac w 1832 i 1835 roku. Dumny,
nadmiernie ambitny i przeświadczony o swojej misji dziejowej
nie cieszył się sympatią ludzi, chociaż powszechnie podziwia
no jego odwagę, pomysłowość i zdolności przywódcze. Guber
nator Smith szybko poznał się na jego talentach i mianował go
podpułkownikiem regularnej kawalerii teksaskiej. Kiedy dowie-
Sztucer myśliwski wykonany przez Jacoba Dickerta, słynnego rusznikarza z
Pennsylwanii. Karabinów tego typu (tzw. Kentucky Rifle) używali obrońcy Alamo
Oryginalny sztucer Davy Crocketta zwany „Old Betsy"
Działa z Alamo
Najcięższe działo 18-funtowe użyte w obronie Alamo
Travis rysujący szablą linię na dziedzińcu Alamo
Susannah Dickinson z dzieckiem opuszcza ruiny Alamo
Wnętrze chaty, w której podpisano Deklarację Niepodległości Teksasu
(rekonstrukcja)
Meksykański żołnierz z załogi
Presidio La Bahia
(rekonstrukcja)
Płk James Walker Fannin
113
dział się o zignorowaniu przez Bowiego i Neilla rozkazu gen.
Houstona o ewakuowaniu Alamo, wysłał tam Travisa mianując
go komendantem fortu na miejsce ppłk. Neilla.
Przed przyjazdem do San Antonio Travis podzielał opinię
Smitha i Houstona o konieczności opuszczenia Alamo, uwa
żając, że leży ono zbyt daleko na zachód, żeby mogło stano
wić skuteczną zaporę dla armii Santa Anny. Przy którejś oka
zji określił nawet San Antonio jako miasto leżące „we wrogim
kraju". Po przybyciu do Alamo zmienił zdanie, do czego przy
czyniły się nastroje załogi, widok grubych murów i licznej
artylerii. 13 lutego w liście do Smitha napisał, że Alamo Jest
ważniejsze niż wyobrażałem to sobie wcześniej. To klucz do
Teksasu"
14
i prosił o przysłanie mu posiłków. Wysłał również
gońca do odległego o 90 mil Goliad, domagając się od stacjo
nującego tam z 450 ludźmi płk. Fannina natychmiastowego
przybycia do San Antonio.
8 lutego załoga Alamo doznała kolejnego wzmocnienia.
Zupełnie niespodziewanie, bez wcześniejszej zapowiedzi do
fortu wjechał słynny traper i pionier Dzikiego Zachodu, Davy
Crockett. Wraz z nim przybył 12-osobowy oddział konnych
ochotników z Tennessee.
Pięćdziesięcioletni Crockett, najsławniejszy obok Daniela
Boona heros amerykańskiego Zachodu, był już wtedy posta
cią niemal legendarną i znaną wszystkim Amerykanom. Uro
dził się w 1786 r. w hrabstwie Green w Tennessee. Sławę zdo
był nie tylko jako niezrównany myśliwy i zwiadowca w armii
gen. Jacksona walczącej z Krikami i Seminolami, ale i nie
prawdopodobny łgarz. Wymyślane przez niego przygody były
tak popularne, że jeszcze za jego życia stały się treścią bruko
wej literatury amerykańskiej. Po wojnie z Krikami, jako jeden
z pionierów, promował osadnictwo w dzikich terenach Ten
nessee i Kentucky. Mimo braku wykształcenia i znajomości
prawa stał się jednym z rzeczników i przywódców osadników
14
P r o c t e r, op. cif., s. 17.
114
115
z pogranicza. Dwukrotnie w latach 1821-1825 wybierano go
do parlamentu stanowego Tennessee. W latach 1827-1831 i
1833-1835 trzykrotnie był członkiem Kongresu, dwa razy z
ramienia Partii Demokratycznej i raz opozycyjnej Partii Wi
gów. Mimo początkowej przyjaźni z prezydentem Jacksonem
później sprzeciwiał się jego polityce eksterminacji Indian i
wszedł z nim w konflikt, określając go jako „większego tyra
na niż Cezar, Cromwell i Bonaparte"
15
. W 1835 r. przegrał
kolejne wybory do Kongresu i zniechęcony intrygami poli
tycznymi wyjechał do Teksasu.
Przybycie Crockgtta podniosło na duchu załogę Alamo.
Mimo, że deklarował chęć walki Jako zwykły szeregowiec",
natychmiast obwołano go jednym z dowódców i nadano mu
honorowy stopień pułkownika ochotników. Po przyjeździe
Crocketta i jego myśliwych stan liczebny załogi Alamo wzrósł
do około 155 ludzi (80 ochotników ppłk. Neilla, w tym 33 z
batalionu New Orleans Greys, którzy nie poszli na wyprawę
do Matamoros, 30 ochotników Bowiego, 30 żołnierzy regular
nych Travisa i 13 ochotników Crocketta). Kilka dni później przy
łączyło się do nich około 20 Meksykanów z San Antonio pod
dowództwem kpt. Juana Nepomuceno Seguina (1806-1890).
Seguin, syn bogatego ranczera i polityczny szef dystryktu San
Antonio, jako liberał i przeciwnik Santa Anny, jeszcze jesie
nią zorganizował własny oddział, na którego czele odznaczył
się w bitwie o misję Concepcion i podczas grudniowego sztur
mu na San Antonio.
11 lutego ppłk Neill rozczarowany rozkazem Smitha odbie
rającym mu komendę nad garnizonem Alamo przekazał ofi
cjalnie dowództwo Travisowi, jako najstarszemu stopniem
oficerowi wojsk regularnych. Zaraz potem wziął 20-dniowy
urlop motywowany względami prywatnymi i opuścił Alamo
w towarzystwie „Głuchego" Smitha. Po jego wyjeździe Tra-
vis i Bowie przez kilka dni toczyli spór o dowództwo. Zwoła-
"lbidem,s.
15.
ny przez Travisa wiec załogi zdecydowanie opowiedział się za
popularnym Jimem Bowie. Travis odmówił podporządkowa
nia się woli ochotników i spór rozgorzał na nowo. Rozwiązało
go dopiero samo życie. 14 lutego osłabiony chorobą i pijatyka
mi Bowie doszedł do wniosku, że sam nie podoła obowiązkom
dowódcy i zgodził się podzielić komendą z Travisem. Oficjal
nie Travis pozostał dowódcą żołnierzy regularnych, a Bowie
ochotników, mieli jednak wspólnie sprawować dowództwo i
współpracować ze sobą na równych prawach.
Po wyjeździe „Głuchego" Smitha garnizon Alamo pozo
stał bez najbardziej doświadczonego ze swoich zwiadowców.
18 lutego jeden z siostrzeńców Seguina przywiózł wiadomość,
że armia Santa Anny przekroczyła Rio Grandę i maszeruje
prosto na San Antonio. Dowódcy Alamo uznali te informacje
za przesadzone i określili je jako „meksykańskie plotki".
Wobec trudnych warunków pogodowych i ciężkiego stanu
dróg spodziewali się nadejścia Meksykanów nie wcześniej
niż 15 marca. Prawdziwe niebezpieczeństwo uświadomili so
bie dopiero 23 lutego rano. Meksykanów z San Antonio ogar
nęło podniecenie. Po mieście rozeszły się pogłoski, że wojska
Santa Anny znajdują się już nad strumieniem Leon w odległo
ści zaledwie 8 mil na południowy-zachód od miasta. Wielu
mieszkańców pakowało dobytek na wozy i w popłochu opu
szczało swoje domy. Około 13.30 zaniepokojony Travis wy
słał dwóch zwiadowców w kierunku pasma wzgórz Desidero,
przesłaniającego widok na drogę z Presidio de Rio Grandę i
Laredo. Kiedy teksascy zwiadowcy, dr John Sutherland i John
Smith wjechali na grzbiet Desidero, zupełnie niespodziewa
nie ujrzeli w dole maszerującą w szyku bojowym kolumnę
kawalerii gen. Sesmy. Prawdopodobnie Sesma już dzień wcze
śniej planował niespodziewanym atakiem jazdy wtargnąć do
miasta, ale na przeszkodzie stanęły mu wzburzone nocnymi
deszczami wody rzeki Medina.
Zaalarmowany przez zwiadowców i obserwatora bijącego
na trwogę w dzwon na wieży kościoła San Fernando, garnizon
116
w ogromnym pośpiechu opuścił miasto i zamknął się za mura
mi Alamo. Po drodze, na rozkaz Bowiego, grupy Teksańczy-
ków przeszukiwały opuszczone domy na przedmieściach San
Antonio w poszukiwaniu zapasów żywności (jednej z nich uda
ło się zagarnąć stado 30 sztuk bydła, które zapędzono do zagro
dy w forcie). Razem z załogą w Alamo znalazło się około 15
osób cywilnych, w tym dwie szwagierki Bowiego i rodziny
obrońców, Almarona Dickinsona i Gregorio Esparzy. Podnie
cony Travis pisał w swojej kwaterze nowe listy z prośbą o po
siłki. Jeszce przed wkroczeniem Meksykanów do San Antonio
wysłał kolejnego posłańca z żądaniem pomocy do Fannina w
Goliad a Sutherlanda i Smitha do odległego o 60 mil Gonzales.
Około godz. 15.00 do San Antonio wkroczyli meksykań
scy szperacze. W ślad za nimi, z orkiestrą wojskową i po
cztami sztandarowymi na czele, nadeszła reszta brygady gen.
Sesmy. Niedługo potem na wieży kościoła San Fernando wy
wieszono dobrze widoczną czerwoną flagę, tradycyjny znak
mający oznajmić obrońcom Alamo, że w nadchodzącej bi
twie Meksykanie nie zamierzają brać jeńców. W odpowie
dzi Travis kazał wystrzelić ze swojego najcięższego 18-fun-
towego działa ustawionego na przeciwko miasta. Późnym
popołudniem ze strony meksykańskiej niespodziewanie po
jawili się parlamentariusze. Pułkownik JuanAlmonte w imie
niu gen. Santa Anny zaproponował załodze bezwarunkową
kapitulację i obiecał, że jeśli Teksańczycy w ciągu godziny
złożą broń, to garnizon Alamo zostanie oszczędzony. Odpo
wiedzią Travisa był następny wystrzał z działa. Oblężenie
Alamo stało się faktem.
Rano 24 lutego oddziały meksykańskie przeprawiły się przez
rzekę poniżej miasta i zaczęły zajmować pozycje wokół fortu.
Jako pierwsze od północy i wschodu zajęły stanowiska od
działy kawalerii płk. Mory, aby uniemożliwić ewentualną
ucieczkę obrońców. Pod osłoną starego młyna, 700 metrów
na północ od misji, ustawiono pierwszą baterię artylerii, której
działa zaczęły natychmiastowy ostrzał Alamo.
117
Poprzedniej nocy powrócił z Goliad kurier Travisa por. Ja
mes B. Bonham z wiadomością, że Fannin nie będzie mógł
przybyć z natychmiastową pomocą. Tego dnia pogorszył się
też dramatycznie stan zdrowia Jima Bowie. Przekazał całe
dowództwo Travisowi i osłabiony chorobą legł na prowizo
rycznym posłaniu w swojej kwaterze w „niskich koszarach".
Travis, przy pomocy adiutanta kpt. Johna J. Baugha, rozmie
ścił ludzi na stanowiskach. Barykadę w wyłomie przy kaplicy
obsadził Crockett ze swoimi strzelcami z Tennessee. Wspie
rały ich cztery działa, umieszczone za osłoną barykady, dwa z
lunety przy bramie i trzy na dachu kaplicy, pod bezpośrednią
komendą kpt. Dickinsona. Z pozostałych dziewięciu dział, jed
no znalazło się w północno-wschodnim rogu zagrody dla by
dła, dwa zajmowały stanowiska przy północnym murze, dwa
w jego północno-zachodnim rogu, jedno przy murze wscho
dnim, najcięższe 18-funtowe w południowo-zachodnim rogu,
a dwa pozostałe okopano na placu z lufami wymierzonymi w
bramę wjazdową.
Wieczorem Travis napisał swój słynny apel „Do mieszkań
ców Teksasu i wszystkich Amerykanów na całym świecie", z
którym wyprawił kpt. Alberta Martina, dawnego dowódcę
ochotników z Gonzales. W nieco teatralnym stylu pisał w nim:
„Rodacy i współtowarzysze walki! Jestem otoczony przez ty
siąc lub więcej Meksykanów pod dowództwem samego Santa
Anny. Przez ostatnie 24 godziny byłem pod nieprzerwanym
ostrzałem z dział, ale nie straciłem ani jednego człowieka. Wróg
zażądał bezwarunkowej kapitulacji i zagroził, że jeśli fort pa
dnie, garnizon zostanie wycięty do nogi. Odpowiedziałem na
to wystrzałem armatnim. Nasza flaga wciąż dumnie powiewa
na murach. Nigdy się nie poddam ani nie wycofam. Wzywam
Was, w imię wolności, patriotyzmu, i wszystkiego co jest dro
gie sercu każdego Amerykanina, przybądźcie nam z pomocą!
Nieprzyjaciel codziennie otrzymuje posiłki i nie wątpię, że za
kilka dni zostanie wzmocniony do 3-4 tysięcy ludzi. Jeśli moje
wezwanie nie zostanie wysłuchane, jestem zdecydowany utrzy-
118
119
mać się tak długo, jak to jest możliwe i umrzeć jak żołnierz,
który dobrze wie, co znaczy honor jego i ojczyzny. Zwycię
stwo albo Śmierć![...]"
16
.
25 lutego Meksykanie rozpoczęli prace ziemne wokół Ala-
mo i ustawili dwie nowe baterie. Pozycje jednej z nich znala
zły się tuż za rzeką na przedmościu San Antonio, drugą usta
wiono pod osłoną leżącej na wschodnim brzegu rzeki osady
La Villita, obie nie dalej jak 300 m od murów misji. Niedługo
potem myśliwi Crocketta stoczyli zwycięski pojedynek ognio
wy z meksykańskimi strzelcami wyborowymi ukrytymi w za
budowaniach La Villity, a w nocy wycieczka ochotników z
fortu podpaliła domy osłaniające stanowiska meksykańskie.
Travis, wykorzystując spowodowany pożarem zamęt i nowe
powiewy przenikliwie zimnego wiatru z północy, wysłał kpt.
Seguina z kolejnym dramatycznym listem o pomoc do gen.
Houstona: „Przybywajcie mi na pomoc, tak szybko, jak to jest
możliwe [...] bo rosnąca liczba nieprzyjaciół nie pozwoli nam
dłużej powstrzymać ich przed atakiem. Jeśli wezmą nad nami
górę, złożymy nasze życia w ofierze na ołtarzu ojczyzny i mamy
nadzieję, że potomność i ojczyzna zachowają nas w pamięci.
Pomóż mi, o pomóż mój Kraju!"
17
.
Od 26 lutego Travis zakazał ostrzeliwania pozycji meksy
kańskich i wydał rozkaz oszczędzania amunicji. Wśród obroń
ców dały się zauważyć pierwsze oznaki zmęczenia wywołane
meksykańską wojną na wyczerpanie. Nocne dźwięki trąbek,
nagła kanonada z dział i próbne ataki meksykańskiej piechoty
zmuszały załogę Alamo do ciągłego czuwania na murach i nie
pozwalały na odpoczynek. Mimo zmęczenia, zimna i nieuroz-
maiconego jedzenia (wołowina i kukurydza) morale obrońców
nie osłabło.
27 lutego Travis jeszcze raz wysłał do Goliad swego przy
jaciela Bonhama z ostatnim apelem o pomoc. Nie wiedział, że
16
K i n g s t o n, op. cit., s. 73.
17
P r o c t e r, op. cit., s. 27.
dzień wcześniej Fannin podjął próbę przyjścia z odsieczą
obrońcom Alamo. Kiedy jednak jeden z jego wozów z zaopa
trzeniem zepsuł się przy przeprawie przez najbliższy strumień,
zaledwie milę od Goliad, wstrzymał pochód, a następnego ran
ka zawrócił kolumnę z powrotem do fortu. Żeby podtrzymać
ducha wśród załogi Alamo, Travis zorganizował co najmniej
dwie nocne wycieczki na pozycje meksykańskie koło La Vil-
lity. Nawet beznadziejnie chory Bowie kazał wystawiać swo
je nosze na plac i osobiście zachęcał ludzi do wytrwania.
28 lutego Meksykanie podjęli próbę odcięcia wody do mi
sji zasypując rów nawadniający. Na szczęście obrońcom po
zostało ujęcie wody w dwóch starych studniach w obrębie
misji. Północny wiatr ustąpił miejsca ponurej mżawce, która
miała padać nieprzerwanie przez następne pięć dni.
1 marca około 3.00 w nocy, po całym dniu ostrzału arty
leryjskiego, do fortu przekradła się 32-osobowa kompania
ochotników z Gonzales dowodzona przez kpt. Martina i por.
George'a Kimballa. Przyprowadzeni przez Johna Smitha
ochotnicy z Gonzales byli jedynymi, jak się miało okazać,
którzy odpowiedzieli na apel Travisa o pomoc dla oblężonej
misji. Po ich przybyciu siły obrońców wzrosły do około 200
ludzi. Wraz z nadejściem milicjantów z Gonzales w oblężo
nym Alamo rozeszła się pogłoska o rychłej odsieczy ze stro
ny Fannina. Nadzieje na jego pomoc rozwiał dopiero dzielny
Jim Bonham, który 3 marca przedarł się galopem przez linie
meksykańskich straży przywożąc ostatecznie wiadomość, że
Fannin nie przybędzie.
Poirytowany ciągłym ruchem kurierów i nadejściem ochot
ników z Gonzales gen. Santa Anna kazał zacieśnić pierścień
oblężenia i przybliżyć stanowiska swoich wojsk do misji. Na
stroje Meksykanów poprawiło przybycie 3 marca części bryga
dy gen. Gaony, w tym batalionów Aldama i Toluca z kilkoma
nowymi działami. Siły wojsk meksykańskich oblegającychAla-
mo wzrosły tym samym do około 2500 żołnierzy i Santa Anna
mógł rozpocząć przygotowania do ostatecznego szturmu.
120
W nocy, po powrocie Bonhama z Goliad, niezmordowa
ny kurier Travisa John Smith wywiózł z oblężonej fortecy
prywatne listy obrońców i pismo dowódcy do „Prezydenta
Konwencji", która 1 marca rozpoczęła swoje obrady w Wa-
shington-on-the-Brazos. W pełnym rezygnacji, ale jak zwy
kle górnolotnym liście Travis napisał:"[...] jeśli pomoc szyb
ko nie nadejdzie, będę musiał walczyć z nieprzyjacielem na
warunkach narzuconych przez niego [...] zwycięstwo będzie
kosztować wroga tak dużo, że okaże się dla niego gorsze niż
porażka [...]"
18
. Travis pisząc ten list nie wiedział, że po
przedniego dnia Konwencja przyjęła „Deklarację Niepodle
głości" i ogłosiła Teksas niepodległą republiką. Na murach
Alamo do końca powiewać będzie trójkolorowa flaga Me
ksyku z widniejącą pośrodku datą 1824, symbol meksykań
skiej konstytucji, w której obronie Teksańczycy wszczęli
swoją rewolucję.
Po przybyciu wojsk gen. Gaony przygotowania do sztur
mu Alamo nabrały tempa. Od 4 marca fort był już ostrzeli
wany przez sześć baterii artylerii meksykańskiej. 350 m na
zachód znajdowały się haubice gen. Sesmy mające w zasię
gu ostrzału wszystkie miejsca na terenie misji, dwie dalsze
baterie ostrzeliwały Alamo z odległości 300 m z pozycji na
przedmościu San Antonio i w La Villicie, czwartą baterię
ustawiono 900 m na południowy wschód, w zabudowaniach
prochowni przy drodze do Gonzales, piąta znajdowała się
pod osłoną rowu 700 m na północny wschód, a ostatnia,
szósta, przy starym młynie 700 m na północ od misji. Działa
baterii północnej podciągnięto wkrótce na odległość około
250 m od pozycji Teksańczyków, skąd ogniem na wprost me
ksykańscy artylerzyści próbowali zniszczyć mur i uczynić w
nim wyłom, mający ułatwić atakującej piechocie wdarcie się
do wnętrza fortecy. W ostatnim liście do Fannina, wysłanym
5 marca, Travis napisał: „[...] mury są już tak słabe, że nie
18
Ibidem,
s. 30.
_
121
stanowią żadnej osłony przed kulami meksykańskich dział
[,..]"
19
. Na tyłach meksykańskiej artylerii widać było żoł
nierzy Santa Anny przygotowujących drabiny oblężnicze,
wiązki faszyny i inny sprzęt oblężniczy, widomy znak zbli
żającego sie nieuchronnie szturmu generalnego.
Zgodnie z legendą 3 lub 5 marca Travis wykorzystał chwi
lową przerwę w meksykańskim ostrzale i zwołał na placu
"wiec załogi. W krótkim przemówieniu wyjaśnił żołnierzom
beznadziejność położenia i przeprosił ich za podtrzymywa
nie do końca nadziei na odsiecz. W obliczu meksykańskiego
szturmu dał ludziom wolną rękę i pozwolił każdemu zdecy
dować o tym, czy chce się poddać, próbować ucieczki, czy
pozostać na miejscu i walczyć do końca. Następnie zazna
czył szablą na ziemi linię i kazał ją przekroczyć wszystkim
tym, którzy gotowi byli pozostać w murach Alamo aż do
śmierci. Jak głosi tradycja, pierwszy przeszedł przez nią
ochotnik z Ohio, Tapley Holland. Po nim linię przekroczyli
wszyscy pozostali, nawet Jim Bowie kazał przenieść przez
nią swoje nosze. Tylko jeden człowiek, francuski weteran
wojen napoleońskich, Louis Rosę, nie zdecydował się pozo
stać z innymi. Jeszcze tej samej nocy przekradł się przez
meksykańskie linie i uszedł szczęśliwie aż do Nacogdoches.
W ślad za nim prześlizgnęło się przez mur kilku Meksyka-
nów z kompanii kpt. Seguina, którzy znaleźli schronienie u
swoich rodzin w San Antonio.
Davy Crockett, przyzwyczajony do lasów i przestrzeni za
proponował, żeby wyjść z fortu i walczyć na otwartym polu.
- Nie lubię walczyć jak osaczony w matni - powiedział. -
Lepiej wyjdźmy i umrzyjmy na otwartej przestrzeni.
4 marca w kwaterze gen. Santa Anny w San Antonio odby
ła się narada wojenna. Przedłużające się oblężenie Alamo ra
ziło dumę meksykańskiego wodza i opóźniało dalszą ofensy
wę przeciwko Teksańczykom. Ufny w odwagę i wyszkolenie
" H a y t h o t n t h w a i t e . o p . cit. s. 14.
122
swoich żołnierzy Santa Anna opowiadał się za natychmiasto
wym szturmem, popierany przez gen. Sesmę i płk. Almonte.
Inni dowódcy, wśród nich gen. Cos, gen. Castrillon i płk Ro-
mero, uważali, że szturm jest niepotrzebny i musi się zakoń
czyć dużymi stratami
20
. Proponowali zmusić załogę Alamo do
kapitulacji głodem lub przynajmniej zaczekać na nadejście
ciężkich dział 12-funtowych prowadzonych przez gen. Tolsę,
które miały dotrzeć na miejsce 7 marca.
Następnego dnia o godz. 14.00 gen. Santa Anna przygoto
wał plan bitwy i wydał rozkazy swoim dowódcom. 6 marca
przed świtem cztery kolumny wojsk meksykańskich, w sile
około 1800 żołnierzy, miały zająć pozycje wyjściowe do sztur-^
mu i w celu uzyskania zaskoczenia, zaatakować Alamo bez
uprzedniego przygotowania artyleryjskiego.
W skład pierwszej kolumny, dowodzonej przez gen. Cosa,
wszedł batalion Aldama (bez kompanii grenadierskiej) i 3 kom
panie fizylierów z baonu San Luis Potosi. Kolumna Cosa mia
ła zaatakować fortecę od północnego zachodu. Od północne
go wschodu miała nacierać kolumna płk. Francisco Duque (jej
atak nadzorował gen. Francisco Castrillon) w składzie kom
panii fizylierskich z baonu Toluca i trzech pozostałych kom
panii fizylierów z baonu San Luis Potosi. Trzecią kolumną,
atakującą od wschodu, dowodził płk Jose Maria Romero.
Tworzyły ją kompanie fizylierów z batalionów Matamoros i
Jimenez. Od południa miała zaatakować czwarta kolumna do
wodzona przez płk. Juana Moralesa, stojącego na czele kom
binowanego batalionu złożonego z kompanii strzeleckich z ba
talionów Matamoros, Jimenez i San Luis Potosi. Odwód na
cierających wojsk, dowodzony tymczasowo przez płk. Augu-
stina Amata, stanowił batalion saperów Zapadores i kompanie
grenadierskie z batalionów Aldama, Jimenez, Matamoros i San
20
Ówczesne instrukcje armii brytyjskiej oparte na doświadczeniach wo
jen angielsko-amerykańskich ostrzegały, że frontalny atak wojsk regular
nych na pozycje ochotników, ukrytych za osłoną barykady lub palisady, może
być przeprowadzony tylko za cenę olbrzymich strat.
123
Luis Potosi. W momencie rozpoczęcia szturmu dowództwo
nad odwodem miał przejąć sam Santa Anna. Kawaleria gen.
Sesmy (pułk dragonów Dolores) otrzymała zadanie otoczenia
obozu i niedopuszczenia do dezercji przed bitwą, a podczas
natarcia miała stanowić straż tylną atakujących oddziałów. Do
szturmuAlamo gen. SantaAnna kazał wyznaczyć samych naj
lepszych żołnierzy. Niedoświadczeni rekruci mieli pozostać
na miejscu jako osłona obozu. Wszystkim żołnierzom rozda
no dodatkowe ładunki, kazano doprowadzić do porządku broń
i przygotować bagnety.
Do 3.00 w nocy 6 marca oddziały meksykańskie zajęły
wyznaczone stanowiska tuż przed linią własnych fortyfikacji,
każda kolumna wyposażona w drabiny oblężnicze, łomy i sie
kiery. Zgodnie z rozkazem SantaAnny wszyscy żołnierze po
zostawili w obozie cały zbędny ekwipunek, który mógłby ogra
niczać ich ruchy.
O 5.00 nad ranem trębacz z północnej baterii dał sygnał
do ataku. Z okrzykiem „Viva SantaAnna!" zwarte kolumny
meksykańskie ruszyły do natarcia na uśpiony fort. Kapitan
John Baugh, dyżurujący na murach Alamo, zarządził alarm i
pobiegł do kwatery Travisa krzycząc: „Pułkowniku Travis!
Meksykanie nadchodzą!" Travis chwycił strzelbę i pobiegł
na swoje stanowisko na północnym murze. Po drodze zachę
cał zajmujących pozycje strzeleckie żołnierzy okrzykami:
„Hurra, chłopcy! Meksykanie atakują. Poślijmy ich do pie
kła!" a do nielicznych pozostałych ludzi Seguina krzyczał po
hiszpańsku „No rendrise muchachos!" („Nie poddawajcie się
chłopcy!")
Na tyłach atakujących kolumn meksykańskich rozległy się
dźwięki orkiestry grającej stary hiszpański marsz „Deguello"
(„Pieśń o podrzynaniu gardeł"). Jego złowieszcza melodia, po
chodząca jeszcze z czasów wojen z Maurami, tradycyjnie
zapowiadała walkę bez pardonu i bezlitosną śmierć wroga.
Kolumny Meksykanów podchodzące do murów Alamo zo
stały ostrzelane z dział Teksańczyków. Dobrze wymierzona
124
kula armatnia zabiła idącego na czele swoich oddziałów płk.
Duque i zmiotła połowę kompanii strzeleckiej z batalionu
Toluca. Reszta nacierających z pogardą śmierci podeszła do
murów i przystawiła drabiny oblężnicze. Mordercze salwy z
broni Teksańczyków powaliły pierwsze szeregi atakujących.
Niektórzy z obrońców mieli pod ręką po kilka naładowanych
muszkietów, z których strzelali teraz wprost w twarze wspina
jących się na mury żołnierzy meksykańskich. Rażone ogniem
nacierające kolumny dwukrotnie odstępowały od murów Ala-
mo, żeby po przegrupowaniu zaatakować po raz trzeci.
Generał Santa Anna szybko zorientował się, że najsłabiej
broniony jest północny odcinek muru i barykada w jego wy
rwie, osłabione wielodniowym ostrzałem artyleryjskim.
Wszystkie oddziały, z wyjątkiem kolumny płk. Moralesa,
skupiły się teraz naprzeciwko północnego muru misji. Ich
atak poprzedziła krótkotrwała nawała artyleryjska meksykań
skich dział. Po jej ustaniu przegrupowane kolumny Cosa,
Castrillona i Romero biegiem przebyły odległość dzielącąje
od muru i dopadły go ze stosunkowo niewielkimi stratami.
Żołnierze meksykańscy, strzelając i krzycząc, zaczęli wdzie
rać się na mur, na którym pozostało już niewielu obrońców.
Jeszcze podczas odpierania pierwszego ataku padł ppłk Tra-
vis rażony kulą w głowę, w momencie kiedy wychylił się zza
muru przy stanowisku ustawionego tam działa. Na dziedzi
niec misji, jako pierwsi wdarli się, żołnierze z grupy sztur
mowej gen. Juana Amadora, którym udało się sforsować ba
rykadę w wyłomie muru. Ich sukces gen. Santa Anna wsparł
natychmiast odwodem, oczekującym na odpowiedni moment
do ataku za plecami nacierających żołnierzy Castrillona
i Romero. Podczas gdy fala atakujących wlewała się do Ala-
mo przez północny mur niczym „stado owiec", jak określił
to później murzyński służący Travisa Joe, oddziałom
płk. Moralesa udało się wedrzeć na dziedziniec misji przez
południowo-wschodnią część muru, gdzie znajdowało się sta
nowisko teksaskiej 18-funtówki.
125
Kapitan John Baugh, dowodzący po śmierci Travisa obro
ną na wałach, rozkazał Teksańczykom porzucić dotychczaso
we stanowiska i schronić się w „długich koszarach", w których
przygotowano drugą linię obrony wzmocnioną workami z pia
skiem. Zorganizowany odwrót okazał się jednak niemożliwy.
Teksańczycy, mając na plecach tłum napastników, ostrzeli
wani przez meksykańskich strzelców ze stanowisk na murach
i z rowu nawadniającego, ponieśli ciężkie straty. Ci, którym
odcięto odwrót, przeskoczyli przez wschodni mur i próbowali
skryć się w zaroślach nad rzeką. Zanim tam dotarli, zostali
wycięci przez czekającą w tyle kawalerię gen. Sesmy.
W ciągu następnych kilkunastu minut areną najcięższych
zmagań stał się plac przed „długimi koszarami". W śmiertel
nej walce wręcz, broniący się kolbami karabinów i nożami
Bowie Teksańczycy, szybko ulegli furii meksykańskich ba
gnetów. Po zgnieceniu oporu Teksańczyków na placu żołnie
rze meksykańscy wdarli się do „długich koszar", gdzie w zu
pełnych ciemnościach rozgorzały krwawe walki o każde po
mieszczenie. Sierżant Becerra z batalionu Matamoros, który
po bitwie na San Jacinto dostał się do niewoli teksaskiej, tak
wspominał ten fragment walki: „Nasze wojska podniecone
sukcesem atakowały śmiało i energicznie. Teksańczycy wal
czyli jak diabły. W śmiertelnej walce wręcz mieszały się ze
sobą lufy karabinów i muszkietów, bagnety i noże Bowie [...].
Huk wystrzałów, krzyki obrońców, jęki umierających i ran
nych zlewały się w jeden, piekielny zgiełk. Teksańczycy bro
nili desperacko każdego cala fortu, przytłoczeni ilością naszych
żołnierzy wycofywali się z pokoju do pokoju aż do chwili,
kiedy dalszy opór stał się niemożliwy"
21
.
Młody meksykański porucznik z batalionu Zapadores, Jose
Maria Torres, jako pierwszy wdarł się na dach „długich koszar"
i zerwał powiewającąnad nimi szaro-niebieskąflagę New Orlean
21
L. F. M e y e r s, History Battles and Fali oftheAlamo, Rwerside Prin-
ting Co., Milwaukee 1896, s. 18.
126
Greys. Na jej miejsce zatknął trójkolorowy sztandar meksykań
ski i w tej samej chwili padł trafiony celną kulaj ednego z ostat
nich, broniących się tu Teksańczyków. Jednocześnie ludzie płk.
Moralesa opanowali „niskie koszary", gdzie zakłuli bagnetami
śmiertelnie chorego Jima Bowie, ściskającego w rękach parę
pistoletów do obrony (według innej wersji Bowie miał umrzeć
na kilka godzin przed meksykańskim szturmem).
Na podwórzu przed kościołem padł Davy Crockett, wyma
chując niczym maczugą kolbą karabinu, którym bronił się do
ostatka przed bagnetami żołnierzy meksykańskich. Wraz z nim
zginęli wszyscy ochotnicy z Tennessee, odcięci od „długich
koszar" przez atakujących od tyłu strzelców płk. Moralesa. Ostat
nim punktem oporu był już tylko kościół. W jego wnętrzu, za
osłoną z worków z piaskiem, broniło się kilkunastu ostatnich
obrońców, a na dachu do końca obsługiwali swoje działa Dic-
kinson i Bonham z kilkoma ludźmi. Rozgrzani powodzeniem
Meksykanie skierowali teraz zdobyte działa na kaplicę i oddali
kilka strzałów w kierunku ostatnich pozycji Teksańczyków.
„Oddział pod moim dowództwem zdobył działo [...]"- wspo
minał dalej sierżant Becerra. „Na dachu kościoła widziałem jede
nastu Teksańczyków. Mieli kilka małych armat i strzelali z nich
do naszej kawalerii i woj sk wdzieraj ących się na mury [...]. Usta
wiliśmy zdobyte działo i ostrzelaliśmy ich stanowiska z takim
skutkiem, że przestali strzelać [.. .j"
2 2
. Jeden z ostatnich pozosta
łych przy życiu obrońców, irlandzki ochotnik, Robert Evans,
próbował jeszcze wysadzić w powietrze zgromadzony w bocz
nym pomieszczeniu kościoła proch, ale w ostatniej chwili padł
pod kulami wdzierających się do środka żołnierzy meksykańskich.
Około 6.30 rano, po dziewiędziesięciu minutach walki, nad
Alamo zapanowała cisza. Jak napisał później gen. Filisola,
„[...] w końcu wszyscy zginęli od ognia kartaczy, muszkie
tów i bagnetów"
23
. Z wnętrza kaplicy zwycięscy Meksykanie
~ Ibidem, s. 18.
23
The Alamo,
Long Barrack Museum, op. cit., s. 39.
127
wyprowadzili 14 osób cywilnych, które znalazły tam schro
nienie podczas oblężenia. Była wśród nich żona kpt. Dickin-
sona Susanna i jej 15-miesięczna córka Angelina, obie szwa-
"gierki Jima Bowie, czarnoskóry niewolnik Travisa Joe i kilka
meksykańskich kobiet z dziećmi. Tych Meksykanie oszczę
dzili. Chwilę potem na oczach uratowanych, pluton egzeku
cyjny rozstrzelał sześciu teksaskich jeńców, którzy dostali się
żywcem w ręce Meksykanów (według ppłk. de la Peny, z bao
nu Zapadores, jednym z nich miał być Davy Crockett).
Któryś z objeżdzająch pobojowisko oficerów meksykań
skich zwrócił się do gen. Santa Anny ze słowami:
- To było wielkie zwycięstwo!
- To była tylko mała potyczka - odpowiedział Santa Anna,
jakby chciał zbagatelizować znaczenie bitwy. Ale jego adiu
tant, płk Almonte, oceniając rozmiar strat, dodał półgłosem:
- Jeszcze jedno takie zwycięstwo, a będziemy skończeni!
Trudno dokładnie określić straty obu stron poniesione w
bitwie. Zaraz po zakończeniu szturmu gen. Santa Anna kazał
spalić ciała wszystkich Teksańczyków, a ich prochy rozrzu
cić. Według danych amerykańskich podczas szturmu Alamo
poległo 189 znanych z nazwiska obrońców (jedyny uratowa
ny, Brigido Guerro, zdołał przekonać żołnierzy meksykańskich,
że był więźniem Teksańczyków). Po stronie meksykańskiej
zginęło lub odniosło rany około 600 ludzi, informacje mówią
ce o 1600 czy nawet 2500 poległych są zupełnie nieprawdzi
we i stworzone na użytek amerykańskiej propagandy. Dużo
groźniejszy w skutkach dla Meksykanów, niż utrata jednej trze
ciej atakujących wojsk, okazał się efekt psychologiczny trzy-
„nastodniowej obrony Alamo. Wieść o heroicznej śmierci Tra-
visa i jego ludzi obudziła Teksańczyków z letargu i uświado
miła ich przywódcom, że czas odłożyć na bok zazdrość i per
sonalne spory. Amerykańska opinia publiczna, szczególnie
wstrząśnięta tragicznym losem swego narodowego bohatera
Davy Crocketta, solidarnie poparła sprawę Teksasu. Niedłu
go potem ze Stanów Zjednoczonych zaczęły napływać setki
128
nowych ochotników oraz większa niż dotychczas pomoc ma
teriałowa i finansowa.
MASAKRA W GOLIAD
Po upadku Alamo jedyną realną siłą armii teksaskiej pozo
stało zgrupowanie płk. Fannina w Goliad. 13 lutego Fannin
wykonał rozkaz wicegubernatora Robinsona i obsadził La Ba-
hię, którą buńczucznie przemianował na Fort Defiance (Fort
Wyzwanie). W końcu lutego garnizon La Bahii liczył około
450 ludzi, dobrze wyszkolonych i należycie wyposażonych.
Byli to w zdecydowanej większości ochotnicy ze Stanów Zjed
noczonych, wzmocnieni pewną liczbą amerykańskich koloni
stów z okolic Refugio i San Patricio.
Pułkownik James Walker Fannin (1805-1836) nie był no
wicjuszem w sprawach wojskowych. Pochodził ze znanej i
szanowanej rodziny z Georgii. Jako młody chłopiec uciekł z
uniwersytetu stanowego i wstąpił do akademii wojskowej w
West Point. Po dwóch latach nauki zmuszony został do po
rzucenia akademii, prawdopodobnie po stoczeniu pojedynku
z kolegą, który obraził Południe. Do Teksasu przybył w 1834
r. w poszukiwaniu szczęścia i fortuny. Na początku wojny zor
ganizował własny oddział nazwany Brazos Guard, na którego
czele wziął udział w potyczce pod Gonzales i oblężeniu San
Antonio. Jako uczestnik walk pod dowództwem Jima Bowie
wyróżnił się w bitwie o misję Concepcion i w „Walce o tra
wę". 6 stycznia 1836 r. Robinson mianował go pułkownikiem
i dowódcą wszystkich oddziałów ochotniczych z USA w Te
ksasie, które miały uczestniczyć w wyprawie do Matamoros.
Po interwencji gen. Houstona zrezygnował z ataku na Mata
moros, ale odmówił podporządkowania się Houstonowi, które
mu zazdrościł pozycji i jego rozkazy często świadomie sabo
tował.
Fannin, wykorzystując swoją wiedzę z West Point i pomoc
kilku ludzi z doświadczeniem wojskowym wyniesionym z ar-
129
mii amerykańskiej i niektórych armii europejskich, wyszkolił
swoich ochotników i wzmocnił fortyfikacje La Bahii, tworząc
z niej silny punkt oporu. Odpowiedzialny za szkolenie żołnie
rzy w oddziale Fannina John Brooks, były podoficer amery
kańskiej piechoty morskiej, napisał w jednym z listów: „Nic
się nie dzieje, tylko ćwiczenia przez cały dzień [...] mam już
tego dosyć"
24
.
Siły Fannina składały się z niezależnych kompanii, które
zorganizowano w dwa bataliony piechoty oraz oddziału ka
walerii i oddziału artylerii. W skład batalionu Georgia (Geor
gia Battalion) ppłk. Williama A. Warda weszły m.in. kompa
nie z Georgii (Macon Volunteers), Tennessee (Nasłwille Vo-
lunteers) i Kentucky (Paducah Volunteers). Kilka innych, w
tym Alabama Red Rovers, Kentucky Mustangs i ta część New
Orleans Greys, która wyszła z San Antonio na wyprawę do
Matamoros, utworzyły batalion Lafayette (Lafayette Battalion).
Oddziałem kawalerii liczącym około 30 ludzi dowodził płk
Albert C. Horton, a artylerzystami Franciszek Pietrasiewicz,
polski oficer z Powstania Listopadowego (w oddziale Fannina
znalazła się też bateria artylerii meksykańskiej z kompanii
garnizonowej Tampico, która brała udział w nieudanym bun
cie gen. Mexii. Po przybyciu wojsk gen. Santa Anny do San
Antonio jej żołnierze odmówili walki ze swoimi rodakami i
zostali zwolnieni ze służby, później dołączyli do oddziału gen.
Urrey pod Refugio).
Pułkownik Fannin, kilkakrotnie ponaglany przez ppłk. Tra-
visa do przyjścia na odsiecz załodze Alamo, zwlekał z wymar
szem nie chcąc opuszczać silnej pozycji w Goliad. Obawiał
się też, że po przybyciu do San Antonio utraci komendę nad
swoim zgrupowaniem i zostanie podporządkowany rozkazom
Travisa. Z podobnych względów nie zareagował również na
rozkaz gen. Houstona, który na początku marca nakazywał
ewakuację Goliad i wycofanie garnizonu za linię rzeki Cibo-
2 4
H a y t h o r n t h w a i t e , o / ? . c/7., s. 37.
130
lo, gdzie miało dojść do połączenia z wojskami Houstona przy
gotowującymi się do odsieczy Alamo. Niezdecydowanie i
zwłoka w działaniu były zresztą charakterystyczne dla Fanni-
na przez cały okres jego służby w armii Teksasu. Kiedy 26
lutego wyruszył wreszcie na pomoc Alamo, jeden z jego wo
zów taborowych zepsuł się po przebyciu zaledwie mili i na
stępnego dnia, korzystając z pretekstu, Fannin zawrócił całą
kolumnę z powrotem do La Bahii.
W czasie, gdy oddziały płk. Fannina tkwiły bezczynnie w
Goliad umożliwiając wojskom gen. Santa Anny rozprawienie
się z obrońcami Alamo, od strony Matamoros zbliżała się ko
lumna najzdolniejszego dowódcy meksykańskiego w tej woj
nie gen. Jose Urrey, zwanego przez żołnierzy meksykańskich
„Niezwyciężonym". Po przekroczeniu Rio Grandę wojska gen.
Urrey opanowały południowe wybrzeże Teksasu i ruszyły w
kierunku Refugio i Goliad. 28 lutego, przy przeprawie przez
rzekę Nueces koło San Patricio, Meksykanie zniszczyli od
dział płk. Francisa Johnsona, stanowiący część niefortunnej
ekspedycji Matamoros. Większość żołnierzy Johnsona zginę
ła, 21 dostało się do niewoli i zostało później rozstrzelanych
w Goliad. Sam Johnson uratował się z kilkoma ludźmi i dołą
czył do Fannina, przynosząc mu wiadomość o klęsce swojego
oddziału i marszu nowej kolumny meksykańskiej. 3 marca
kawaleria gen. Urrey zaskoczyła nad strumieniem Agua Dul
ce, na południe od San Patricio, drugą część wyprawy Mata
moros zabijając w nierównej walce dr. Granta i 15 jego ludzi.
Były to pierwsze zwycięstwa Meksykanów nad Teksańczyka-
mi od początku wojny i wiadomość o nich znacznie podniosła
morale wszystkich wojsk meksykańskich w Teksasie.
Fannin, dowiedziawszy się o marszu silnej kolumny gen.
Urrey, wysłał kompanię kpt. Amona B. Kinga z batalionu Ge
orgia, żeby ewakuowała amerykańskich kolonistów z okolic
Refugio. Kilka dni później, nie mając żadnych wiadomości od
Kinga, wysłał mu na pomoc drugą część batalionu Georgia
pod dowództwem ppłk. Warda. 8 marca kurier z Washing-
ton-on-the-Brazos dostarczył załodze Goliad oficjalny do
kument z treścią „Deklaracji Niepodległości". Na wieść o ogło
szeniu niepodległości Teksasu Fannin kazał podnieść nad La
Bahią flagę z napisem „Liberty or Death" („Wolność albo
Śmierć"). 11 marca otrzymał kolejny rozkaz gen. Houstona
nakazujący natychmiastowe zniszczenie fortyfikacji La Bahii
i ewakuowanie załogi Goliad do Victorii. Fannin przez kilka
dni opóźniał wymarsz czekając na wiadomości o losach Kin
ga i Warda. Oficjalnie zwłokę tłumaczył zmęczeniem wołów
pociągowych i koniecznością spakowania dużej ilości zapa
sów i broni (w tym kilku dział i 500 zapasowych muszkietów
z magazynów La Bahii). 14 marca gen. Urrea zniszczył w za
sadzce pod Refugio oddział kpt. Kinga. Z pogromu uratowało
się tylko 5 ludzi. Dowódcę i kilku innych jeńców, którzy pod
dali się Meksykanom, przywiązano do drzew i rozstrzelano.
Dwa dni później Urrea zaskoczył i zmusił do poddania od
dział ppłk. Warda przybyły do Refugio w poszukiwaniu kom
panii Kinga. Na wieść o klęskach obu swoich dowódców, Fan
nin kazał zburzyć umocnienia La Bahii i zagwoździć część
dział, których nie mógł ze sobą zabrać. Następnie przygoto
wał zredukowane do około 300 piechurów i artylerzystów oraz
30 konnych zgrupowanie do wymarszu. Jak pokazały wypad
ki następnych dni, była to już decyzja mocno spóźniona.
18 marca pod la Bahią pojawił się silny patrol kawalerii
meksykańskiej z oddziału gen. Urrey. Został on zaatakowany
przez jazdę płk. Hortona. Potyczkę stoczono na oczach całej
załogi pomiędzy fortem a misjąEspiritu Santo. Kiedy Fannin
wsparł Hortona kompanią Red Rovers dr. Shackelforda, me
ksykańscy dragoni przerwali walkę i wycofali się bez strat.
następnego dnia rano, pod osłoną gęstej mgły unoszącej
się nad rzeką zgrupowanie Fannina opuściło La Bahię i ru
szyło w kierunku Victorii. Po przejściu zaledwie 9 mil, w pobli
żu strumienia Coleto Creek, niedaleko miejsca, gdzie w 1817 r.
Hiszpanie rozbili flibustierów Perry'ego, obciążona kolumna
Fannina została doścignięta przez kawalerię gen. Urrey. Zaa-
132
takowani przez jazdę meksykańską na otwartej prerii, w odle
głości ponad mili od strumienia i drzew, które mogły służyć
za osłonę przed szarżującym wrogiem, ochotnicy Fannina za
jęli pozycje obronne dookoła wozów taborowych i ambulan
su. Kawaleria Hortona, idąca w straży przedniej, na widok
przeciwnika porzuciła resztę oddziału i uciekła w popłochu.
Piechota sformowała czworobok, ze stanowiskami dział wro
gach. Ogniem kartaczy i karabinów ochotnicy Fannina odpar
li kilka szarż meksykańskich dragonów, które załamywały się
„prawie w zasięgu bagnetów".
Bitwa trwała od 13.30 aż do zmroku. W walce poległo 10
Teksańczyków, około 60 zostało rannych. Po stronie meksy
kańskiej zginęło lub zostało rannych 190 żołnierzy, głównie
od ognia dalekonośnych karabinów teksaskich strzelców wy
borowych. W nocy ludzie Fannina zbudowali prowizorycz
ne umocnienia ziemne i barykady z bagaży i skrzyń z zapa
sami. Rano 20 marca na plac boju nadciągnęła meksykańska
piechota z dwoma działami. Jej trzon stanowili żołnierze z
bataliomów Iimenez i San Luis Potosi, dowodzeni przez płk.
Moralesa, którzy przybyli tuż przed bitwą na pomoc gen.
Urrerze z San Antonio. Wzmocniło to siły gen. Urrey do 1000
żołnierzy. Po krótkiej wymianie strzałów, otoczony ze wszy
stkich stron, bez wody dla rannych i amunicji do dział, Fan-
nin zdecydował się na podjęcie rozmów kapitulacyjnych.
Wprawdzie część jego ludzi, w tym ochotnicy z oddziałów
New Orlean Greys i Alabama Red Rovers, nalegali na podję
cie próby przebicia, ale Fannin, sam ranny w biodro, nie chciał
porzucać swoich rannych na pastwę wroga.
Wokół kapitulacji zgrupowania Fannina po bitwie nad Cole-
to Creek istnieje wiele kontrowersji. Uratowani żołnierze z od
działu Fannina twierdzili, że była to kapitulacja honorowa i
Teksańczykom obiecano status jeńców wojennych oraz prawo
zachowania rzeczy osobistych. Dostępne dokumenty nie potwier-
dzająjednak tej tezy i wskazują że kapitulacja miała charakter
bezwarunkowy. Jest bardzo prawdopodobne, że łagodny począt-
133
kowo sposób traktowania wziętych do niewoli ludzi Fannina
był jedynie wynikiem dobrej woli i kurtuazji gen. Urrey
25
.
Po bitwie nad Coleto Creek jeńców odprowadzono z po
wrotem do Goliad i zamknięto w kaplicy na terenie La Bahii,
"gdzie byli trzymani pod strażą przez tydzień. Po dołączeniu
do nich wziętych do niewoli pod Refugio żołnierzy z batalio
nu Georgia i kilkudziesięciu nieuzbrojonych ochotników ame
rykańskich schwytanych przez Meksykanów w Zatoce Copa-
no, w Goliad znalazło się około 400 jeńców z armii teksaskiej.
Kilka dni później, mimo interwencji gen. Urrey proszącego o
Taskę dla ludzi Fannina, gen. Santa Anna wydał rozkaz roz
strzelania jeńców. Z prawnego punktu widzenia decyzja San
ta Anny była zgodna z postanowieniami ustawy parlamentu
meksykańskiego z 1835 r, w której przewidywano karę śmier
ci dla wszystkich cudzoziemców schwytanych z bronią w ręku
na terenie zbuntowanego Teksasu.
W niedzielę palmową 27 marca większość zdolnych do marszu
jeńców podzielono na trzy grupy i wyprowadzono poza Goliad.
Niedaleko za miastem nieświadomi sytuacji Amerykanie, którzy
sądzili, że zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami oficerów me
ksykańskich, będą odprowadzeni pod konwojem do granicy ame
rykańskiej, zostali rozstrzelani przez swoją eskortę. Pułkownika
Fannina i pozostałych rannych wyniesiono z lazaretu i rozstrzelano
pod murami La Bahii. Doktor Joseph H. Barnard, jeden z uratowa
nych lekarzy amerykańskich w Goliad, tak opisał w swym pamięt
niku ostatnie chwile Fannina: „Z powodu swoich ran pułkownik
Fannin nie wyszedł z fortu z innymi jeńcami i pozostał na miejscu.
Kiedy powiedziano mu, że zostanie rozstrzelany, pozostał niewzru
szony. Wręczył swój zegarek i pieniądze oficerowi kierującemu
egzekucją i poprosił, żeby nie strzelano mu w głowę, a jego ciało
pochowano zgodnie ze zwyczajem. Strzelono mu w głowę, a zwłoki
odarto z odzieży i rzucono na stos wraz z innymi [.. .]"
2 6
.
25
K i n g s t o n, op. cit., s. 79.
26
The Alamo,
Long Barrack Museum, op. cit., s. 47.
134
Według danych amerykańskich w egzekucji w Goliad, którą
kierował płk Jose Nicolas de la Portilla, zginęło w sumie 342
ludzi. Ich ciała spalono na stosach, a prochy rozrzucono. Z
masakry uratowało się 28 osób, którym udało się uciec z miej
sca egzekucji. 16 innych osób, kolonistów z Refugio i San
Patricio (byli naturalizowanymi obywatelami meksykańskimi)
oraz lekarzy opiekujących się rannymi Meksykanami, oszczę
dzono (byli wśród nich dr J. Shackelford i dr J. Barnard).
Oszczędzono także ochotników zatrzymanych na łodziach w
Zatoce Copano (nie byli uzbrojeni). Kilku innych jeńców ukry
ły i uratowały meksykańskie kobiety z Goliad.
W ciągu niespełna miesiąca armia Teksasu straciła w wal
ce i w egzekucjach prawie 700 ludzi. Mniej niż 20% z nich
była starymi osadnikami, większość stanowili ochotnicy ze Sta
nów Zjednoczonych, którzy przybyli do Teksasu już po wy
buchu wojny. Kiedy ich zabrakło, los Teksasu znalazł się w
rękach garstki ludzi, jaka pozostała jeszcze pod rozkazami gen.
Sama Houstona.
„ODWRÓT W BŁOCIE" GEN. HOUSTONA
1 marca rozpoczęły się obrady długo oczekiwanej Konwen
cji w Washington-on-the-Brazos. Czołowąpostaciąpierwszych
dni jej trwania był gen. Sam Houston. Uświadomił zebranym
powagę sytuacji militarnej, nalegał na szybkie podjęcie decyzji
i wybór kompetentnych władz, które miały zająć się zorganizo
waniem natychmiastowej pomocy oblężonym w Alamo. Pod
jego wpływem przewodniczący obradom Richard Ellis zakazał
długich dyskusji i sporów politycznych. 2 marca komisja kiero
wana przez George'a Childressa przedstawiła projekt „Deklara
cji Niepodległości" Teksasu wzorowany na amerykańskiej de
klaracji z 1776 roku. Jeszcze tego samego dnia przyjęto go w
jednomyślnym głosowaniu. 3 marca 52 delegatów obecnych na
Konwencji podpisało sporządzoną w pięciu kopiach Deklara
cję, przesądzając o formalnym powstaniu niepodległej Repu-
135
bliki Teksasu (7 pozostałych delegatów, nieobecnych w Wa
shington-on-the-Brazos na początku marca, podpisało Dekla
rację w terminie późniejszym). 4 marca Konwencja jednogło
śnie wybrała Sama Houstona na naczelnego wodza armii i po
wierzyła mu dowództwo nad wszystkimi oddziałami wojsk re
gularnych, ochotników i milicji w Teksasie. 6 marca, zostawiając
pozostałym delegatom pracę nad nową konstytucją i wyborem
władz, Houston opuścił konwencję i ruszył do Gonzales, gdzie
zbierali się ochotnicy gotowi pójść na odsiecz Alamo. Po dro
dze, już jako naczelny dowódca całej armii Teksasu, Houston
wysłał rozkaz płk. Fanninowi, nakazując mu opuszczenie Go
liad i odwrót na zachodni brzeg rzeki Cibolo, skąd połączone
siły teksaskie miały ruszyć do San Antonio.
Kiedy 11 marca Sam Houston przybył do Gonzales, zastał
tam 374 ochotników, niezorganłzowanych i oczekujących na
przywódcę, który mógłby poprowadzić ich na pomoc Travi-
sowi w Alamo. Chociaż większość z nich służyła wcześniej
pod rozkazami Austina i Burlestona podczas jesiennego oblę
żenia San Antonio, brakowało im dyscypliny, wielu nie posia
dało broni, a ci, co ją mieli, skarżyli się na brak amunicji. Nie
lepiej wyglądała sprawa zaopatrzenia. Na miejscu znajdowa
ły się zaledwie dwudniowe zapasy żywności.
Zaraz po przyjeździe do Gonzales, Houston został zawia
domiony, że od pięciu dni nie słychać huku dział spod San
Antonio. Rozeszły się pogłoski, że Alamo padło. Generał uda
wał, że nie wierzy w taki obrót sprawy, ale w tajemnicy przed
wojskiem posłał kolejnego posłańca do Goliad, rozkazując
Fanninowi natychmiastowy odwrót do Victorii. Houston, prze
czuwając najgorsze, wysłał swoich zaufanych zwiadowców
„Głuchego" Smitha i Henry'ego Karnesa w kierunku San An
tonio, żeby sprawdzili pogłoski o zdobyciu Alamo. 20 mil za
miastem, na drodze z San Antonio, zwiadowcy natknęli się na
Susannę Dickinson i jej córkę, którym towarzyszyli dwaj czarni
służący Travisa, Ben i Joe oraz płk Juan Almonte. Potwier
dzona przez panią Dickinson wiadomość o upadku Alamo
136
i śmierci wszystkich obrońców fortu wywołała przerażenie i
rozpacz wśród zgromadzonych w Gonzales Teksańczyków.
Wielu ludzi natychmiast opuściło obóz i powróciło do domów,
żeby zaopiekować się swoimi rodzinami. Dezercje z szeregów
wojska i lamenty rodzin milicjantów z Gonzales poległych w
Alamo wpłynęły demoralizująco na pozostałych ochotników.
Generał Houston, widząc załamanie dyscypliny i upadek mo
rale swoich żołnierzy, zdecydował, że nie jest w stanie prze
prowadzić żadnej akcji ofensywnej przeciwko Meksykanom
w SanAntonio. _LJznał, że tylko szybki odwrót z Gonzales może
uratować resztki jego armii przed katastrofą. Tych, którzy przy
nim pozostali, zorganizował w pułk, na którego czele stanęli
płk Edward Burleston, ppłk Sidney Sherman i mjr Arthur So-
mervell, i rozpoczął przygotowania do ewakuacji miasta. 13
marca do Gonzales dotarły wiadomości o marszu wojsk me
ksykańskich z San Antonio. Żołnierzy Houstona i mieszkań
ców Gonzales ogarnął popłoch. Houston oddał cywilom trzy z
czterech swoich wozów taborowych i kazał zatopić w nurtach
Guadelupe oba posiadane działa, których i tak nie miał jak ze
sobą zabrać. 13 marca około północy wojsko teksaskie i cy
wilni uchodźcy wyszli z Gonzales i ruszyli w kierunku rzeki
Colorado, gdzie Houston spodziewał się posiłków i skąd mógł
bezpiecznie obserwować ruchy oddziałów gen. Santa Anny.
Niedługo potem Karnes i Smith podpalili miasto i wysadzili w
powietrze pozostawione tam zapasy prochu. W takich oko
licznościach rozpoczął się masowy exodus Teksańczyków,
który przeszedł do historii pod nazwą „Ucieczki w błocie"
(Runaway Scrape).
11 marca gen. Santa Anna podzielił swoją armię, skoncen
trowaną w San Antonio, i wznowił ofensywę planując zaata
kowanie Teksańczyków koncentrycznym uderzeniem kilku
kolumn wojska. Po zdobyciu Alamo i przy biernej postawie
Fannina w Goliad był już pewien, że losy wojny zostały prze
sądzone. Chciał teraz w efektowny sposób wpędzić w pułapkę
siły Houstona i zgnieść je w kleszczach swoich kolumn,
137
z których każda wydawała się zdolna do samodzielnego sta
wienia czoła przeciwnikowi i w razie potrzeby mogła liczyć
na wsparcie ze strony pozostałych.
Jako pierwsza wyruszyła na północ, w kierunku Nacogdo-
ches, kolumna gen. Gaony licząca 700 żołnierzy (bataliony
Queretaro i Guanajuato, trochę kawalerii i artylerii). Miała ona
wyjść na tyły Teksańczyków i odciąć ich od zaplecza w Sta
nach Zjednoczonych. Generał Sesma na czele 725 ludzi (bata
liony Aldama, Matamoros i Toluca z kilkoma działami oraz
trochę kawalerii z pułku Dolores) pomaszerował prosto na
Gonzales, skąd miał ruszyć dalej przez San Felipe do Fort
Anahuac. Nieco później, już po zniszczeniu zgrupowania Fan
nina, gen. Urrea, wzmocniony do 1400 ludzi przysłanymi z
San Antonio oddziałami płk. Moralesa (baony Jimenez i San
Luis Potosi) oraz płk. Montoy (baon Tres Villas i część baonu
Guerrero), opuścił swojąbazę w Goliad (jako garnizon La Ba-
hii pozostali Indianie z batalionów Tres Villas i Yucatan) i
ruszył w kierunku na Victorię, Matagordę i Brazorię, żeby
odciąć siły teksaskie od wybrzeża. Reszta wojsk meksykań
skich, około 2000 żołnierzy z gen. Santa Anną i gen. Filisolą,
pozostała na razie w SanAntonio czekając na rozwój sytuacji.
15 marca cofający się w strugach deszczu po zabłoconych
drogach oddział Houstona dotarł do rzeki Navidad, skąd Hou
ston wysłał raport do obradujących w Washington-on-the-
-Brazos delegatów na Konwencję. Po raz pierwszy donosił w
nim o upadku Alamo i swoim odwrocie na północ. Informo
wał także o 20 przypadkach dezercji od czasu wyjścia z Gon
zales i zapowiadał reorganizację swych wojsk na linii rzeki
Colorado. Na koniec pisał: „[...] podzieleni, bez wystarczają
cych zapasów żywności, amunicji i artylerii, z dala od wszel
kiej pomocy, bylibyśmy szaleni, wdając się teraz w walkę
[...]"
27
. 17 marca Houston dotarł do rzeki Colorado koło La
27
P. M c D o n a l d , The Trail to San Jacinto, American Press, Bo
ston 1982, s. 15.
138
Grange i rozbił obóz przy przeprawie Burnham's Crossing. Z
każdym dniem dołączali do niego nowi ochotnicy i gromady
cywilnych uchodźców uciekające w panice przed nadchodzą
cymi wojskami meksykańskimi. Kiedy dwa dni później prze
prawił swoich ludzi przez Colorado i ruszył na południe do
brodu Beason's Ford, w pobliżu Columbus, miał w swoim obo
zie ponad 600 ochotników nie licząc setek uciekających cywi
lów. Na zachodnim brzegu Colorado, niemal całkowicie opu
szczonym już przez kolonistów amerykańskich, pozostali je
dynie nieliczni zwiadowcy z Karnesem i „Głuchym" Smithem,
obserwujący ruchy wojsk meksykańskich i polujący na dezer
terów. Tuż przed opuszczeniem przez siły Houstona Burnham's
Crossing, stoczyli oni nad strumieniem Rocky Creek potycz
kę z patrolem meksykańskim. Od wziętego wtedy do niewoli
jeńca dowiedzieli się o nadciągającej kolumnie gen. Sesmy.
Już następnego dnia po wyjściu Houstona z Gonzales
gen. Santa Anna wiedział o odwrocie Teksańczyków i roz
kazał gen. Sesmie kontynuowanie pościgu za uciekającym
przeciwnikiem. 20 marca kolumna gen. Sesmy dotarła do
brzegów Colorado, ale nie zdołała dopaść wycofujących się
Teksańczyków, którzy odgrodzili się od Meksykanów wzbu
rzonymi opadami deszczu wodami rzeki i obsadzili wszyst
kie okoliczne brody. Przez kilka dni gen. Sesma bezskutecz
nie poszukiwał dogodnej przeprawy przez Colorado. Kiedy
-rtie~znalazł żadnego odpowiedniego miejsca, wysłał do gen.
Santa Anny gońca z prośbą o posiłki i rozpoczął budowę ło
dzi potrzebnych do pokonania rzeki w przyszłości. Houston
pozostał w obozie przy brodzie Beason's Ford przez tydzień
wzmacniając swoje siły i bezskutecznie oczekując na nadej
ście dwóch dział, po które wysłał do Velasco mjr. Williama
T. Austina (fatalna pogoda i błotniste drogi uniemożliwiły
przetransportowanie dział na czas). Przez pięć dni oba wro
gie oddziały obozowały niemal naprzeciwko siebie rozdzie
lone tylko korytem rzeki. Sesma codziennie otrzymywał drob
ne posiłki, ale siły Houstona wzrosły w tym czasie do prawie
139
1400 ludzi (była to największa liczba żołnierzy, jaką kiedy
kolwiek dowodził podczas tej wojny). Kiedy schwytani przez
zwiadowców teksaskich jeńcy meksykańscy przyznali, że
liczba wojsk gen. Sesmy jest przesadzona i nie przekracza
800 ludzi, wszyscy w obozie teksaskim spodziewali się, że
nadeszła wreszcie odpowiednia pora do walki.
W tym samym czasie, kiedy oddziały Houstona dotarły do
Colorado, Konwencja w Washington-on-the-Brazos zakończy
ła swoje prace nad nowąkonstytucjąi wyborem tymczasowych
władz Republiki Teksasu. 15 marca delegaci otrzymali raport
Houstona, z którego po raz pierwszy dowiedzieli się o upadku
Alamo i wznowieniu ofensywy przez wojska gen. Santa Anny.
Wiadomość „rozniosła się jak ogień po wysokiej trawie" i spo
wodowała „całkowitą panikę"
28
. Przewodniczący Konwencji,
Richard Ellis, zaproponował natychmiastowe przerwanie obrad
i przeniesienie ich w bezpieczniejsze miejsce, do Bradshaw nad
rzekąNeches. Trzeźwiej myślący delegaci uspokoili atmosferę,
ale od tej pory dalsze prace nad konstytucją trwały nieprzerwa
nie dniem i nocą. Zakończono je dopiero 16 marca o północy.
Nowa konstytucja Teksasu w zasadzie przypominała konstytu
cję amerykańską z 1787 r., ale zawierała też pewne elementy
zaczerpnięte z federalistycznej konstytucji Meksyku. Od usta
wy zasadniczej Stanów Zjednoczonych różniła się głównie tym,
że przewidywała istnienie Republiki Teksasu jako jednolitego
terytorium nie podzielonego na stany i rządzonego wyłącznie
przez władze centralne. Wzorem Meksyku natomiast, wybiera
ny na trzyletnią kadencję prezydent nie mógł sprawować urzę
du dwa razy z rzędu, a duchownych pozbawiono prawa piasto
wania urzędów państwowych. Tymczasowo prezydentem Re
publiki wybrano ascetycznego Szkota Davida G.Burnetta. Wi
ceprezydentem został Lorenzo de Zavala (1789-1836), znany
28
Ring-tailed Panthers and Cornstalk Lawyers, The Men who Signed
the Declaration oflndependence,
Star of the Republic Museum, Washing
ton-on-the-Brazos 1992, s. 2.
140
meksykański liberał i polityczny przeciwnik Santa Anny, prze
bywający od 1835 r. na emigracji w Teksasie. Stanowisko Se
kretarza Stanu objął Samuel P. Carson, Sekretarza Skarbu Bai-
ley Hardman, Sekretarza Wojny płk Thomas J. Rusk, Sekreta
rza Marynarki Robert Potter, a Prokuratora Generalnego David
Thomas. 17 marca o 4.00 nad ranem nowy rząd został zaprzy
siężony. Kilka godzin później odbył swoje pierwsze posiedze
nie gabinetowe, na którym podjęto decyzję o natychmiastowej
ewakuacji władz nad Zatokę Galveston do Harrisburga (obe
cnie w granicach Houston)
29
.
W obozie przy brodzie Beason's Ford gen. Houston przez
kilka dni zastanawiał się nad zaatakowaniem sił gen. Sesmy.
Wreszcie 26 marca po południu, wbrew oczekiwaniom swo
ich żołnierzy gotowych do walki z Sesmą, kazał zwinąć obóz
i rozpoczął odwrót do San Felipe. Jego decyzja wydawała
się wszystkim niezrozumiała i stała się przedmiotem po
wszechnej krytyki. Houston tłumaczył się później, że miał
wystarczające siły, żeby zaatakować gen. Sesmę
ale obawiał się, że sprowokuje tym do pościgu pozostałe
kolumny meksykańskie, przed którymi nie zdołałby ewaku
ować swoich rannych, jakich miałby po bitwie. Były też inne
powody takiej decyzji. Houston wiedział już zapewne o po
rażce zgrupowania Fannina nad Coleto Creek i nie chciał
ryzykować utraty ostatnich oddziałów teksaskich, jakie je
szcze pozostały po klęskach wAlamo i Goliad. Miał też wąt
pliwości, czy jego niewyszkoleni ochotnicy sprostają w
otwartym boju regularnym wojskom meksykańskim wspar
tym jazdą i ogniem artylerii. Krótko mówiąc, czuł, że jego
oddziały nie mają ani wystarczającej siły, ani dyscypliny do
prowadzenia działań ofensywnych.
29
O pośpiechu i panice, jaka ogarnęła rząd Burnetta, może świadczyć to,
że S. Austin i pozostali komisarze teksascy w USA, Wharton i Archer, nie
zostali nigdy oficjalnie poinformowani o ogłoszeniu niepodległości Teksa
su i powołaniu nowych władz.
141
Houston tak długo, jak trzymał linię Colorado, mógł liczyć
na dalsze posiłki z gęściej zaludnionych kolonii anglo-amery-
kańkich we wschodnim Teksasie oraz zaufanie władz i ludno
ści cywilnej. Kiedy rozeszły się pogłoski o jego odwrocie znad
Colorado, wszystkich ogarnęła panika, którą pogłębiły jeszcze
wieści o masakrze ludzi Fannina. Niemal wszyscy Ameryka
nie na wschód od Colorado opuszczali swoje domy i uciekali
w stronę granicy ze Stanami Zjednoczonymi. Z czasem exo
dus miał objąć prawie 20 000 przerażonych ludzi, którzy z
mozołem brnęli w strugach deszczu po zabłoconych drogach
w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia we wschodnim
Teksasie i sąsiedniej Luizjanie. Ochotnicy ciągnący na pomoc
Houstonowi zawrócili do swych rodzin i wraz z nimi uchodzi
li w kierunku rzeki Sabinę.
Rozmokłe i zabłocone drogi zapełniły tłumy uciekinierów,
koczujących nieraz przez kilka dni przy przeprawach przez
wzburzone strumienie i rzeki. Pobocza dróg zawalał porzuco
ny dobytek, połamane wozy i padłe zwierzęta. Na dodatek w
oddziałach Houstona zaczęło narastać niezadowolenie i wielu
ochotników zniechęconych strategią naczelnego dowódcy
opuściło szeregi. Jedni odchodzili do swoich rodzin, inni w
złości zamierzali walczyć na własną rękę. Tylko pierwszego
dnia po odwrocie znad Colorado zdezerterowało 200 ludzi.
Kiedy 28 marca Houston dotarł do San Felipe, miał ze sobą
zaledwie połowę żołnierzy, z którymi dwa dni wcześniej opu
ścił Beason's Ford. W San Felipe zmęczone wojsko Houstona
spędziło tylko jedną noc i następnego dnia rano ruszyło w górę
Brazos do odległej o około 15-20 mil plantacji „króla baweł
ny" Jareda E. Groce'a (Groce's Plantation), koło dzisiejszego
Hempstead. Houston, stosując konsekwentnie taktykę „spalo
nej ziemi", kazał spalić San Felipe, żeby nie mogło zapewnić
schronienia ścigającym go oddziałom meksykańskim. Rozkaz
spalenia miasta i zmiana kierunku marszu wywołały dalsze
niezadowolenie wojska. Ludzie, którzy cofali się ustawicznie
z Gonzales i znad Colorado mieli dość dalszego odwrotu i do-
142
magali się walki. Wielu z nich uważało, że należy ruszyć w
przeciwnym kierunku, żeby zapewnić ochronę licznym osie
dlom amerykańskim leżącym w dolnym biegu Brazos. Marsz
w górę rzeki traktowali jako przejaw tchórzostwa i wydanie
na pastwę wroga setek pozostałych jeszcze w dole rzeki osa
dników z dawnej kolonii Austina.
Dowódcy dwóch kompanii ochotników, Moseley Baker i
Wiły Martin, odmówili dalszego marszu z Houstonem do
plantacji Groce'a i wraz ze swoimi ludźmi postanowili wal
czyć z nadchodzącymi Meksykanami. Wściekły na niesubor-
dynowanych podkomendnych Houston wysłał pozostałą część
wojska pod dowództwem ppłk. Shermana w kierunku plan
tacji Groce'a, a sam został w San Felipe, żeby rozmówić się z
Bakerem i Martinem. Nie widząc lepszego wyjścia wyzna
czył obu malkontentów na dowódców tylnej straży i wydał
im rozkazy, które jak mu się wydawało, spełniały ich ocze
kiwania. Baker ze swoją 120-osobową kompanią obsadził San
Felipe i miał bronić przed nadciągającym nieprzyjacielem
brodu na rzece w pobliżu miasta. Martin ze 100 ludźmi ru
szył kilkanaście mil w dół Brazos, żeby bronić przeprawy w
Fort Bend. Po południu Houston dogonił siły główne koło
strumienia Mili Creek, gdzie spędzono noc na 29 marca.
Następnego dnia deszcz i błoto pozwoliły na przebycie zale
dwie kilku mil i dopiero 31 marca zmęczone wojsko Housto-
na dotarło do plantacji Groce'a, gdzie rozłożyło się obozem.
Tutaj Houston postanowił zatrzymać się na kilka dni, żeby
dać odpocząć wyczerpanym ludziom, poprawić dyscyplinę i
przeszkolić niewyćwiczonych ochotników przed zbliżającą
się walką.
W liście wysłanym z plantacji Groce'a do swego przyja
ciela Thomasa Ruska informował, że ma pod swoją komendą
700-800 zdemoralizowanych ochotników, którym przywrócić
ducha może tylko dłuższy odpoczynek, posiłki i dostawy zao
patrzenia. Wyraził też swoje niezadowolenie z ucieczki rządu
do Harrisburga: „Ucieczka rządu będzie miała zły wpływ na
143
morale wojska. Dlaczego gabinet opuścił Washington?"
30
. Na
koniec krótko opisał swój sposób dowodzenia: „Po moim przy
byciu nad Brazos [...] wielu chciało, żebym pomaszerował w
dół rzeki, inni kierowali mnie w górę. Nie naradzałem się z
nikim. Nie zwołałem żadnej narady wojennej. Jeśli popełnię
błąd, cała wina spadnie na mnie!"
31
.
4 kwietnia Rusk przybył osobiście do obozu Houstona przy
wożąc ze sobąnie tylko list od prezydenta Burnetta, ale i ostrze
żenie, że Burnett poważnie rozważa możliwość zastąpienia
Houstona innym dowódcą (w rzeczywistości Burnett chciał
już wtedy powierzyć dowództwo armii Ruskowi jako mini
strowi wojny, ten jednak, będąc lojalnym przyjacielem Hou
stona, nie wyraził na to zgody). Rozgniewany Burnett, który
nigdy nie darzył szczególną sympatią swojego generała (bę
dąc człowiekiem przesadnie religijnym miał niechętny stosu
nek do alkoholu i uważał Houstona za prymitywnego osiłka i
pijaczynę) nie szczędził Houstonowi wymówek, krytykując go
za nieustanny odwrót i unikanie walki. „Nieprzyjaciel śmieje
się z Pana z pogardą"- pisał złośliwie. „Musi Pan z nim wal
czyć!"
32
. Treść listu i opinia Ruska nie pozostawiały wątpli
wości. Houston miał do wyboru, podjąć walkę lub narazić się
na dymisję i niesławę.
Houston, mimo że prezydent i część wojska kwestionowała
jego taktykę i umiejętności dowodzenia armią, ignorował to i
trzymał się ściśle swoich planów, czekając aż Meksykanie roz
ciągną swoje linie komunikacyjne. Żeby przywrócić dyscy
plinę w wojsku ogłosił, że każdy kto sprzeciwi się jego rozka
zom i będzie nawoływał do buntu zostanie postawiony przed
sądem wojennym i rozstrzelany. Nie zawahał się też powiesić
czterech maruderów oskarżonych o gwałty i rabunki na ucie-
30
J. W.P o h 1, The Battle ofSan Jacinto, Texas State Historical Associa-
tion, Houston 1989, s. 13-14.
31
Ibidem,
s. 16-17.
32
Ibidem,
s. 13.
144
kających osadnikach. Te zdecydowane kroki przyniosły zamie
rzony efekt. Przestraszeni ochotnicy przestali głośno szemrać
i okazywać swoje niezadowolenie. Houston wykorzystując
sytuację zreorganizował wojsko tworząc obok pułku Burlestona
drugi pułk pod dowództwem mianowanego płk. Sidneya Sher-
mana i kompanię zwiadowców pod dowództwem kpt. Hen-
ry'ego Karnesa, a potem zmusił wszystkich do intensywnego
szkolenia. Ochotnicy chcąc nie chcąc poddali się narzucone
mu reżimowi, choć wielu z nich nigdy nie przestało złorze
czyć Houstonowi i knuć za jego plecami intryg.
Około 25 marca gen. Santa Anna otrzymał wiadomość
od gen. Sesmy o obecności wojsk Houstona nad Colorado.
Ponieważ Sesma domagał się posiłków, wysłał mu natych
miast z San Antonio 500 ludzi (baon Mexico City i część
baonu Guerrero) pod dowództwem płk. Augustina Amata,
a kilka dni później sam wyruszył za nim z resztą wojsk gen.
Filisoli.
Santa Anna, będąc od wielu miesięcy poza stolicą i oba
wiając się, że przedłużająca się nieobecność w Meksyku może
zagrozić jego władzy, już wtedy rozważał możliwość powrotu
do Mexico City i pozostawienie dokończenia kampanii swe
mu zastępcy, gen. Filisoli. Jego najbliżsi doradcy, gen. Fili-
sola i płk Almonte przekonali go jednak do pozostania. Nie
bez racji chyba uważali, że zwycięskie zakończenie wojny z
Teksańczykami jak nic innego zapewni prezydentowi więk
sze poparcie społeczne i pozwoli umocnić jego władzę w Me
ksyku.
W ślad za posiłkami dla gen. Sesmy poszły także rozkazy
dla generałów Gaony i Urrey. Santa Anna, zamierzając wziąć
w kleszcze cofającego się Houstona, skierował kolumnę gen.
Gaony z Bastrop na San Felipe, a kolumnie gen. Urrey naka
zał wymarsz z Goliad w kierunku Brazorii. Sam 31 marca
opuścił wojska Filisoli przeprawiające się przez Guadelupe
w Gonzales i wyruszył do gen. Sesmy, który po odejściu Ho
ustona przeszedł Colorado przez nie broniony bród Atasco-
145
sita koło Columbus. 5 kwietnia Santa Anna połączył się z
wojskami Sesmy i razem na czele 1400 żołnierzy ruszyli za
Houstonem do San Felipe. Następnego dnia, podczas nocle
gu w gospodzie Elizabeth Powell nad rzeką San Bernard,
dotarły do nich pierwsze wiadomości o ucieczce rządu te-
ksaskiego do Harrisburga.
7 kwietnia wojska meksykańskie weszły do ruin San Feli
pe, które Mosley Baker spalił przedwcześnie 29 marca po
otrzymaniu od swych zwiadowców przesadzonej wiadomości
o zbliżaniu się oddziałów gen. Sesmy. Od schwytanego w San
Felipe Amerykanina gen. Santa Anna dowiedział się, że woj
ska Houstona zredukowane do około 800 ludzi odpoczywają
na plantacji Groce'a. Wywnioskował z tego, że po odpoczyn
ku i reorganizacji zamierzają wycofać się w bezpiecznejsze
miejsce za rzekę Trinity. Żeby temu zapobiec postanowił prze
prawić swoich ludzi na drugi brzeg Brazos. Na szczęście dla
Houstona, tylna straż Bakera mocno ufortyfikowała swoje po
zycje przy brodzie na Brazos i uniemożliwiła Meksykanom
przeprawę przez wzburzoną rzekę.
Generał Santa Anna rozesłał patrole w górę i w dół rzeki z
zamiarem znalezienia odpowiedniego miejsca do przeprawy i
zaskoczenia ludzi Bakera nocnym atakiem od tyłu. Kiedy oka
zało się, że przeprawa jest niemożliwa, rozkazał gen. Sesmie
budowę dwóch dużych płaskodennych łodzi, a sam na czele
500 grenadierów i 50 dragonów ruszył zniecierpliwiony w dół
Brazos w poszukiwaniu innego miejsca nadającego się do prze
kroczenia rzeki. Po trzech dniach jego zwiadowcom udało się
znaleźć łódź pozostawioną na zachodnim brzegu Brazos koło
Fort Bend. To pozwoliło na przerzucenie przez rzekę wystar
czającej liczby żołnierzy, którzy 10 kwietnia zaskoczyli i zmu
sili do ucieczki broniącą brodu kompanię Wiły Martina. Ge
nerał Sesma, zawiadomiony o zdobyciu przeprawy w Fort
Bend, zaprzestał dalszej budowy łodzi i, nie czekając na
spóźniające się z powodu trudnych warunków na drogach ko
lumny Gaony i Filisoli, ruszył w ślad za oddziałem gen. Santa
146
Anny, z którym połączył się 13 kwietnia. Od jeńca z oddziału
Martina obaj dowódcy dowiedzieli się, że prezydent Burnett,
wiceprezydent de Zavala i większość pozostałych członków
rządu teksaskiego znaj dują się w Harrisburgu, zaledwie 15 mil
od meksykańskiego obozu. Wiadomość ta zelektryzowała gen.
Santa Annę i uświadomiła mu, że szybkim marszem może za
skoczyć Teksańczyków w Harrisburgu i schwytać Burnetta
oraz swojego starego wroga de Zavalę.
Trudno powiedzieć, co sprawiło, że nagle Santa Anna zre
zygnował ze swojego głównego celu, jakim było zniszczenie
wojsk Houstona i zainteresował się najpierw możliwością
schwytania członków rządu teksaskiego przebywających w
Harrisburgu. Prawdopodobnie wpłynęła na to wiadomość o
niespodziewanej śmierci wiceprezydenta Miguela Barraga-
na, sprawującego w Meksyku władzę pod nieobecność Santa
Anny. Santa Anna pozbawiony swego lojalnego współpra
cownika zaczął poważnie obawiać się o stabilność swojej
władzy prezydenckiej i uznał, że w jego interesie leży jak
najszybszy powrót do Meksyku. Najszybszym sposobem
wydawał się powrót drogą morską, ale istniała obawa, że sta
tek SantaAnny mógłby wpaść w ręce Teksańczyków, których
flota kaperska złożona z czterech okrętów kontrolowała wy
brzeże. Pozostawała zatem dłuższa, ale za to bezpieczniejsza
droga lądowa. Nie chcąc tracić czasu uznał, że najszybszym
sposobem zakończenia wojny będzie jednoczesne pozbawie
nie Teksańczyków samozwańczych władz i zmuszenie zde
moralizowanych wojsk Houstona do ucieczki z Teksasu lub
rozbicie ich w bitwie, co do wyniku której nie miał żadnych
wątpliwości.
15 kwietnia rano gen. Santa Anna opuścił Fort Bend na
czele 50 dragonów i 700 wybranych piechurów z jednym
działem (prawdopodobnie 12-funtowym) i ruszył szybkim
marszem w stronę Harrisburga. Generał Sesma z resztą swo
ich żołnierzy pozostał na miejscu w oczekiwaniu na przyby
cie wojsk gen. Filisoli. Wieczorem 15 kwietnia kawaleria
147
gen. SantaAnny wpadła do Harrisburga, ale znalazła osiedle
opuszczone przez wszystkich mieszkańców, z wyjątkiem
trzech drukarzy drukujących właśnie tekst Deklaracji Nie
podległości w redakcji miejscowej gazety „Telegraph and
Texas Register". Od nich Meksykanie dowiedzieli się, że rząd
teksaski opuścił Harrisburg przed kilkama godzinami na po
kładzie parowca Cayuga, udając się do New Washington
(Morgan's Point) nad Zatoką Galveston i że Houston z 800
ludźmi nadal znajduje się na plantacji Groce'a. Santa Anna,
rozczarowany zrozumiał, że niepotrzebnie czekał z rozpo
częciem pościgu do rana i gdyby zdecydował się na nocny
marsz jego akcja mogłaby się zakończyć sukcesem. 16 kwiet
nia wysłał przodem płk. Almonte na czele 50 dragonów, mając
nadzieję, że uda im się jeszcze dogonić Burnetta w New
Washington. Potem skierował gońca do gen. Filisoli, który
tymczasem połączył się w Fort Bend z siłami gen. Sesmy, i
zażądał natychmiastowego przysłania mu posiłków w posta
ci 500 doborowych piechurów (infantes escogidos). Zły, że
nie udało mu się złapać Burnetta, kazał spalić Harrisburg i
ruszył śladem płk. Almonte do New Washington.
Kiedy dragoni płk. Almonte dotarli do celu, Burnett z żoną
i członkami rządu dopływali właśnie łodzią do zakotwiczo
nego w zatoce szkuneraF/os/z. Wsiedli na statek, będąc cały
czas w kontakcie wzrokowym z Meksykanami, i odpłynęli
na jego pokładzie do Galveston, skąd Burnett planował dal
szą ucieczkę do Nowego Orleanu. Generał Santa Anna z pie
chotą dotarł do New Washington 18 kwietnia około połu
dnia, a przed wieczorem nadciągnął gen. Castrillion z obsłu
gą działa. W New Washington Meksykanie złupili porzuco
ne w magazynach towary i rozbili obóz, w którym pozostali
do rana 20 kwietnia. W tym czasie zwiadowcy meksykańscy
odkryli obecność kolumny Houstona, która 18 kwietnia do
tarła do Harrisburga i rozłożyła się tu obozem. Santa Anna
natychmiast zwrócił swoją uwagę na Houstona i doszedł do
wniosku, że Teksańczycy usiłują dotrzeć do przeprawy
148
Lynch's Ferry na rzece San Jacinto (około 8-10 mil od New
Washington) a później wycofać się za Trinity River. Żeby
im w tym przeszkodzić i odciąć odwrót na lewy brzeg San
Jacinto, generał Santa Anna wysłał jako straż przednią kom
panię dragonów kpt. Barragana, a z resztą wojska około 8.00
rano opuścił obóz w New Washington i marszem ubezpie
czonym, ze strzelcami po bokach kolumny, wyruszył w kie
runku Lynch's Ferry.
Houston nie marnował czasu w obozie na plantacji Gro-
c e ^ W ciągu dwóch tygodni jego siły wzrosły do ponad 1000
ludzi, wśród których znalazło się wielu nowych ochotników
ze Stanów Zjednoczonych (w tym około 200 umundurowa
nych dezerterów z armii USA). Wspomagany autorytetem
Thomasa Ruska przeszkolił swoich przemoczonych, złych i
schorowanych ochotników, ucząc ich podstawowych manew
rów i sposobów walki, formowania linii, ataku szybkim kro
kiem i strzelania salwami. Zorganizował szpital polowy i za
opatrzenie, w czym wielki udział miał właściciel plantacji
Jared Groce. Dzięki niemu wojsko Houstona otrzymało
znaczne ilości żywność, amunicji i ubrań, których tak bar
dzo brakowało przemoczonym i zmarzniętym Teksańczykom.
Wyjątkowo mokra i zimna wiosna sprawiła, że wielu z nich
było przeziębionych, pojawiła się też groźba wybuchu epi
demii dezynterii i odry.
11 kwietnia Houston zdecydował się przeprawić swoje
oddziały na wschodni brzeg Brazos. Tego samego dnia do
jego obozu dotarły dwa oczekiwane działa przyprowadzo
ne przez mjr. Williama Austina z Velasco. Nazwane „Bli
źniaczkami" („Twin Sisters") żelazne sześciofuntówki były
darem mieszkańców miasta Cincinnati w Ohio. 13 marca
statek płynący rzekami Ohio i Missisippi przywiózł je do
Nowego Orleanu, a stamtąd zostały przewiezione morzem
do Velasco. Ponieważ stan dróg uniemożliwił dostarczenie
ich drogą lądową do obozu Houstona w Beason's Ford, prze
transportowano je statkiem przez Zatokę Galveston i dalej
149
rzekami San Jacinto i Buffalo Bayou do Harrisburga, skąd
przyciągnięto je pożyczonym zaprzęgiem wołów do plan
tacji Groce'a. Na szczęście Houston miał pod swoimi roz
kazami kilku doświadczonych artylerzystów, którym natych
miast powierzył opiekę nad działami. Dowództwo oddziału
artylerii objął ppłk James Neill, dawny dowódca garnizonu
Alamo, a jego zastępcą został ppłk George W. Hockley,
pełniący równocześnie funkcję szefa sztabu Houstona. Każ
de z dział potrzebowało obsługi liczącej dziewięciu ludzi,
ale na wszelki wypadek przydzielono do nich dwa razy tyle
ochotników.
13 kwietnia Houston otrzymał nowy list od Burnetta, w
którym prezydent znowu domagał się wydania walki Meksy
kanom: „[...] rząd oczekuje od Pana akcji. Nadszedł czas, żeby
się zdecydować, czy oddamy ten kraj bez walki i uciekniemy,
czy spotkamy się z wrogiem i podejmiemy chociaż jeden wy
siłek w obronie naszej chwalebnej niepodległości"
33
.
W ciągu dwóch dni Houston przeprawił swoją armię przez
Brazos na pokładzie parowca „Yellowstone", który przypły
nął do plantacji Groce'a po transport bawełny, i kazał się jej
skoncentrować na farmie Donoho, kilka mil na wschód od
okazałej siedziby Groce'a zwanej „Bernardo". W tym czasie
dotarły już do niego wiadomości o uchwyceniu przez Me-
ksykanów przeprawy w Fort Bend i ucieczce Martina. Kiedy
14 kwietnia Houston przybył do Donoho, zastał tu wszystkie
swoje oddziały razem z kompaniami Bakera i Martina. Oby
dwaj dowódcy, kiedy tylko dowiedzieli się o planach wymar
szu na wschód, znowu odmówili podporządkowania się roz
kazom Houstona i postanowili działać na własną rękę. Hou
ston nie zdecydował się ich ukarać, gdyż obawiał się fermentu
I w wojsku, ale postanowił pozbyć się obu kłopotliwych do
wódców. Wiły Martin opuścił Donoho i pomaszerował ze
swoimi ludźmi do Nacogdoches, żeby bronić tamtejszych osa-
33
K i n g s t o n, op. cit., s. 84- 85
150
dników przed spodziewanym powstaniem Indian. Mosley Ba
ker udał się natomiast do przeprawy Robbin's Ferry na rzece
Trinity, gdzie miał osłaniać cywilnych uchodźców uciekają
cych do Luizjany (na wiadomość o marszu Meksykanów prze
ciwko Houstonowi kompania Bakera dołączyła do jego wojsk
i zdążyła wziąć udział w bitwie na San Jacinto). Po odejściu
Martina i Bakera w oddziałach teksaskich znowu rozeszły się
pogłoski, że Houston wcale nie zamierza walczyć i szykuje
się do dalszego odwrotu w kierunku Nacogdoches. Wielu
ochotników było przekonanych, że Houston jest gotów do
opuszczenia Teksasu i szukania schronienia pod opiekuńczy
mi skrzydłami armii amerykańskiej, której silne posterunki
rozlokował na granicy teksaskiej wojskowy komendant Lui
zjany gen. Edmund P. Gaines.
16 kwietnia, po zebraniu wszystkich oddziałów, Houston
opuścił Donoho i bez wyznaczenia celu kazał ruszyć wojsku
na wschód drogą, która po rozwidleniu mogła prowadzić do
Nacogdoches lub do Harrisburga. Jakieś 15 mil za Donoho
znajdowało się rozwidlenie dróg, przy którym stał dom far
mera Robertsa. Wielu żołnierzy zapowiedziało, że jeśli Hou
ston każe skręcić w prawo do Harrisburga pójdą za nim, ale
jeśli skręci w lewo do Nacogdoches, pozbawią go dowództwa
i wybiorą nowego wodza, który będzie chciał walczyć z Me
ksykanami. Czołówka kolumny dotarła do rozwidlenia i zwol
niła nie znając kierunku dalszego marszu. Kilku ochotników
podeszło do farmera Robertsa stojącego w bramie i zapytało,
która droga prowadzi do Harrisburga. Kiedy wskazał im wła
ściwy kierunek, od czoła kolumny rozległy się okrzyki: „Na
prawo, chłopcy, na prawo!" i maszerująca w niepewności ko
lumna skręciła w tę stronę. Houston, jadący obok na koniu,
nie powiedział ani słowa i nigdy później nie ustalono, czy to
samo wojsko wymusiło na nim właściwy kierunek marszu,
czy pozostawał on w zgodzie z jego wcześniejszymi zamie
rzeniami. Niektórzy twierdzili, że było to psychologiczne za-
151
granie ze strony Houstona. Pozwolił żołnierzom samym zade
cydować o swoim losie i zostawiając im wybór między zwy
cięstwem albo śmiercią, wyzwolił w nich zbiorową determi
nację, wzmacniającą morale i jedność armii. Sam Houston nig
dy nie komentował tego wydarzenia, chociaż w oficjalnym
raporcie po bitwie na San Jacinto wspominał, że celem mar
szu jego wojsk był Harrisburg. Jak było naprawdę nie wiado
mo, ale faktem jest, że 18 kwietnia po południu, po dwóch i
pół dnia drogi, przy padającym nieustannie deszczu i przeby
ciu 55 mil z Donoho, wojsko Houstona dotarło do Buffalo
Bayou naprzeciwko spalonego przez Meksykanów Harrisbur
ga i rozłożyło się tu obozem.
SAN JACINTO
Zwycięstwo jest pewne. Ufajcie Bogu i nie bójcie się.
Ofiary Alamo i ci, których zamordowano w Goliad, wołają
o zemstę. Pamiętajcie o Alamo! Pamiętajcie o Goliad!
(gen. Sam Houston, 19 kwietnia 1836 r.)
Kiedy zmęczone forsownym marszem z Donoho wojsko
Houstona zaległo nad Buffalo Bayou, zaszło wydarzenie,
które prawdopodobnie przesądziło o dalszych losach wojny.
18 kwietnia wieczorem teksascy zwiadowcy pochwycili na
drodze do Harrisburga dwóch meksykańskich kurierów wio
zących wiadomości od gen. Filisoli do Santa Anny. Ze znale
zionych przy nich dokumentów Houston dowiedział się kilku
ważnych rzeczy. Po pierwsze, miał przed sobą niewielkie siły
meksykańskie liczące około 800 ludzi. Po drugie, wojskami
tymi dowodził osobiście gen. SantaAnna. Po trzecie wreszcie,
na pomoc Santa Annie maszerowały już z Fort Bend posiłki
prowadzone przez gen. Cosa. Po raz pierwszy w tej wojnie
przed Houstonem otworzyła się szansa, na jaką czekał od daw
na. Oto nadarzała się okazja stoczenia bitwy z przeciwnikiem,
któremu dorównywał liczebnie i, przy odrobinie szczęścia,
wyeliminowania z dalszej walki samego naczelnego wodza
armii meksykańskiej.
19 kwietnia rano Houston i Rusk zebrali swoją małą armię
nad brzegiem Buffalo Bayou i wygłosili do niej przemówie
nia. Pierwszy wystąpił Houston, który na zakończenie powie
dział: „Armia przekroczy rzekę i spotka się z nieprzyjacielem.
153
Niektórzy z nas mogą zginąć i muszą zginąć, ale, żołnierze,
pamiętajcie o Alamo! Alamo! Alamo!"
1
. Starannie przygoto
wana mowa jeszcze bardziej rozpaliła nastroje Teksańczyków,
którzy od dawna czekali na takie słowa swojego wodza. Ma
jor Somervell obserwujący reakcje wojska zauważył: „Do dia
bła! Wiem, że po takim przemówieniu nie będzie wielu jeń
ców"
2
. Rusk przemówił w równie podniosłym nastroju, ale
szybko zakończył swoje wystąpienie mówiąc, że dość już po
wiedziano i że nadszedł czas działania.
W obozie koło Harrisburga Houston pozostawił wszystkie
bagaże i od 150 do 200 chorych pod strażą 75-osobowego od
działu mjr. McNutta. Początkowo wyznaczył do osłony obozu
kompanię kpt. Seguina, która przez większość odwrotu z Gon-
zales stanowiła tylną straż jego armii. Kiedy jednak Seguin
zaprotestował przeciwko próbie wyłączenia jego ludzi z wal
ki, Houston zmienił rozkaz i ostatecznie kompania Seguina
wzięła udział w bitwie.
Houston przeprawił pozostałe wojsko przez Buffalo Bayou
poniżej Harrisburga i wszedł na drogę prowadzącą do prze
prawy promowej Lynch's Ferry. W czasie marszu wzdłuż Buf
falo Bayou przeszedł drewniany most na strumieniu Vince's
Bayou i wkroczył na równinę San Jacinto ciągnącą się aż do
odległej o 8-9 mil rzeki o tej samej nazwie. Marsz trwał do
północy, dopiero wtedy Houston zarządził kilkugodzinny od
poczynek. Wczesnym świtem 20 kwietnia wojsko Houstona
ruszyło w dalszą drogę i około 6.00 rano zatrzymało się na
śniadanie. Przygotowania do posiłku przerwali nagle zwiadow
cy, którzy przywieźli wiadomość o przednich strażach nieprzy
jaciela nadciągających od strony New Washington. Żołnierze
Houstona rezygnując ze śniadania zaczęli zaraz strzelać w
powietrze z muszkietów i karabinów, chcąc osuszyć broń z
nocnej wilgoci. Houston w obawie, że huk wystrzałów może
1
M c D o n a 1 d, op. cit., s. 27.
2
Ibidem,
s. 27.
154
155
zaalarmować Meksykanów zakazał strzelania, ale nikt nie
chciał go słuchać. W końcu, wiedząc, jakim wojskiem dowo
dzi, dał sobie spokój i kazał ruszać w dalszą drogę. W czasie
marszu od południowego wschodu dostrzeżono chmury dymu.
Początkowo wszyscy myśleli, że to pożar prerii, ale wkrótce
zwiadowcy odkryli, że płonie podpalony przez Meksykanów
New Washington. Po kilku godzinach Teksańczycy dotarli
wreszcie do Lynch's Ferry i około południa rozłożyli się na
odpoczynek nad brzegiem San Jacinto.
O godz. 13.00 powrócił z rekonesansu płk Sidney Sherman,
przywożąc wiadomość, że meksykańscy dragoni znajdują się
nie dalej jak milę od obozu Teksańczyków. Houston, chcąc
ukryć przed nieprzyjacielem liczebność swojej armii i posia
dane działa, kazał cofnąć się swoim ludziom około pół mili od
wcześniejszej pozycji i ukrył ich w gęstej dębinie porastającej
południowy brzeg Buffalo Bayou. Około 14.00 przed linią
Teksańczyków pojawili się pierwsi zwiadowcy meksykańscy.
Zaskoczeni widokiem teksaskich straży natychmiast skryli się
za drzewami jednego z zagajników porastających równinę i
czekali na nadejście sil głównych.
Równina San Jacinto, na której szykowały się teraz do bi
twy oba wrogie wojska, przypominała swym wyglądem duży
cypel wrzynający się od północy i północnego wschodu w
rozlewiska wodne utworzone z połączenia dwóch rzek San
Jacinto i Buffalo Bayou. Od strony północnej, tam gdzie znaj
dowały się teraz stanowiska Teksańczyków, oblewały ją wody
Buffalo Bayou. Przy samym krańcu cypla Buffalo Bayou
wpadała do płynącej na południowy wschód rzeki San Jacin
to. Ta zaś, od miejsca połączenia z Buffalo Bayou, tworzyła
szerokie rozlewisko, które poniżej New Washington łączyło
się z wodami Zatoki Galveston. W dolnym biegu San Jacinto
znajdowało się kilka małych zbiorników wodnych, z których
największy, jezioro Peggy's Lakę, swoim wyglądem przy
pominało małą zatoczkę opływającą równinę od południo
wego wschodu.
Po obu stronach San Jacinto rozciągał się pas bagnistych
moczarów, porośniętych krzakami i pojedynczymi kępami
drzew. Na zachodnim brzegu moczary odgradzała od równiny
niewysoka skarpa, za którą leżała rozległa przestrzeń, ciągną
ca się na milę z północy na południe i kilka mil ze wschodu na
zachód. Pokryta wysoką do kolan trawą, wśród której tu i ów
dzie widać było kilka całkiem dużych zagajników pełnych
dębów i innych mniejszych drzew, stanowiła naturalne pastwi
ska dla leżącego opodal hodowlanego rancha należącego do
Peggy McCormick.
Od zachodu równinę San Jacinto ograniczał bagnisty stru
mień Vince's Bayou, wpadający poniżej Harrisburga do Buf
falo Bayou. Przerzucony nad nim drewniany most Vince'a
(Vince's Bridge)
3
stanowił jedyne dogodne przejście na dro
dze z Harrisburga, która biegła wzdłuż Buffalo Bayou i pro
wadziła do przeprawy promowej Lynch's Ferry na rzece San
Jacinto. W odległości kilkuset metrów od przeprawy, na wy
sokości dębiny, w której kryli się Teksańczycy Houstona, od
chodził szlak prowadzący do New Washington, którym teraz
nadchodziła w szyku bojowym kolumna wojsk gen. Santa
Anny. Po drugiej stronie rzeki, naprzeciwko Lynch's Ferry,
leżała nieduża osada Lynchburg, z której biegła w kierunku
Trinity droga do Luizjany i odchodzący od niej trakt do Fort
Anahuac.
Zaraz za meksykańskimi zwiadowcami nadciągnęli idący
w straży przedniej dragoni kpt. Barragana. Nie wiedząc, że
mają przed sobą całą armię Houstona śmiało zbliżyli się do
pozycji Teksańczyków dodając sobie animuszu dźwiękiem trą
bek sygnałowych. Ich krzykliwe tony spowodowały zdener
wowanie wśród ukrytych Teksańczyków. Wielu z nich mówi
ło potem, że to pierwsze spotkanie z wojskami Santa Anny
było najbardziej stresującym epizodem całej kampanii. Hou-
3
Most Vince'a - nazwany tak od pobliskiej farmy należącej do farmera
Vince'a.
156
157
ston, widząc zbliżającą się kawalerię meksykańską, kazał wy
toczyć z ukrycia oba działa i ostrzelać nadjeżdżających drago
nów. Kapitan Isaac N. Moreland, dowodzący tego dnia obsłu
gą jednego z dział, zwlekał czekając aż Meksykanie zbliżą się
jeszcze bardziej. Zdenerwowany Houston dopadł do działa i
wrzasnął podniesionym głosem: "Przygotować działo i strze
lać!" Zanim jednak działo zdołało wystrzelić, zaalarmowani
donośnym krzykiem Houstona dragoni zatrzymali się, a po
chwili, dostrzegając teksaską artylerię, zawrócili do swoich.
Ci, którzy stali bliżej, zaczęli szemrać, że Houston celowo za
alarmował wroga i zaraz rozeszła się plotka, że dowódca nadal
unika walki.
Niedługo po odjeździe dragonów od strony meksykańskiej
podciągnięto działo osłaniane przez oddział piechoty i kawa
lerii. Z odległości kilkuset metrów ostrzelało ono pozycje
Houstona, mierząc zapewne w stanowiska „Bliźniaczek". Na
szczęście dla Teksańczyków pierwszy strzał poszedł górą i nie
wyrządził im żadnej szkody. Zaraz odezwały się oba ich dzia
ła i Meksykanie cofnęli się poza zasięg ich skutecznego ognia.
Przez kilkadziesiąt minut trwał swoisty pojedynek artyleryj
ski, w czasie którego żadna ze stron nie poniosła żadnych strat
4
.
Około 16.00 znudzony tym widokiem płk Sherman zamel
dował się u gen. Houstona z propozycją zaatakowania meksy
kańskiego działa na czele konnych ochotników. Houston po
czątkowo odmówił zgody wskazując na niebezpieczeństwo ze
strony nieprzyjacielskiej kawalerii, ale ustąpił wobec nalegań
Shermana. Zanim jednak Sherman zdążył wyprowadzić atak,
Meksykanie ściągnęli działo ze stanowiska i rozpoczęli od
wrót. Nie zrażeni tym widokiem jeźdźcy teksascy, w liczbie
85 ludzi, popędzili w kierunku pozycji meksykańskich. Kiedy
zbliżyli się do stanowisk Meksykanów wystrzelili i zatrzyma
li się, żeby ponownie naładować broń. W tym samym momen-
4
Po bitwie gen. Santa Anna przyznał, że chciał w ten sposób wywabić
Teksańczyków z ukrycia i zorientować się co do ich liczebności.
cie zostali ostrzelani przez meksykańską piechotę osłaniającą
działo i zaatakowani przez dragonów. Pod ich naporem cofnę
li się trochę, ale po załadowaniu karabinów odparli meksy
kański kontratak i ruszyli do następnej szarży. W tym czasie
od strony meksykańskiej zaczęły nadciągać nowe oddziały
piechoty, a działo ponownie zajęło stanowisko i ostrzelało lu
dzi Shermana.
Na widok meksykańskich posiłków Teksańczycy wstrzy
mali szarżę i zamiast wycofać się do swoich sił głównych
sami zaczęli oglądać się do tyłu w oczekiwaniu na wspar
cie. Houston, widząc, że nieprzemyślany atak Shermana
może przekształcić się w poważniejsze starcie na warun
kach podyktowanych przez Meksykanów, powstrzymał po
zostałych ochotników na linii drzew i dał Shermanowi sy
gnał do odwrotu. Ten, mając trzech ciężko rannych i kilka
zabitych koni, niechętnie cofnął swoich ludzi. Był już na to
najwyższy czas, bo ośmieleni Meksykanie znowu zaczęli
zbliżać się do osamotnionych kawalerzystów teksaskich. W
czasie pośpiesznego odwrotu wyróżnił się ochotnik z Ge
orgii Mirabeau B. Lamar, jeden z najostrzejszych krytyków
Houstona i jego dotychczasowej strategii. Nie tylko wy
wiózł z pola walki dwóch rannych kolegów, ale zabił przy
tym z pistoletu szarżującego dragona meksykańskiego. Jego
czyn wywołał aplauz wśród obserwujących tę scenę Teksań
czyków (następnego dnia Houston docenił postawę Lama-
ra mianując go pułkownikiem i dowódcą teksaskiej kawa
lerii). Nadchodzący zmierzch przerwał dalszą walkę i obie
strony wróciły na wcześniejsze pozycje. Meksykanie cof
nęli się na odległość trzech czwartych mili i rozbili obóz
pod osłoną krzewów porastających południową cześć rów
niny San Jacinto na wysokości Peggy's Lakę. Wieczorem
rozpalili ogniska i w ich świetle rozpoczęli stawiać na swo
im przedpolu zaimprowizowaną barykadę o wysokości 1,5 m
zbudowaną z juków, skrzyń i worków z zapasami, pośrod
ku której przygotowano stanowisko dla działa.
158
159
W obozie teksaskim nie wszyscy chcieli się pogodzić z prze
rwaniem walki tego dnia. Wielu Teksańczyków wiedziało już
o posiłkach prowadzonych przez gen. Cosa z Fort Bend na
pomoc Santa Annie i wyrażało zdziwienie, że Houston nie chce
stoczyć walki przed ich przybyciem. Houston jak zwykle nie
radził się nikogo. Uznał, że skoro odpadł element zaskocze
nia, nie powinien spieszyć się z rozpoczynaniem walki i wolał
zaczekać na inną okazję do ataku lub w ostateczności stoczyć
bitwę obronną na umocnionych pozycjach. Chociaż sam nie
był zawodowym wojskowym, miał jednak duże doświadcze
nie wojenne wyniesione z wojny z Krikami w latach 1813-
-1814. Wyróżnił się wtedy w bitwie na Horseshoe Bend
(27 marca 1814 r.), gdzie miał okazję widzieć, jak słabsze li
czebnie siły Indian z powodzeniem broniły się przed atakują
cymi wojskami gen. Jacksona zza dawnych fortyfikacji bry
tyjskich umocnionych pniami ściętych drzew. Nie będąc pew
nym, czy siły Cosa są jedynymi posiłkami wysłanymi na po
moc Santa Annie, postanowił zaczekać, żeby się o tym
przekonać i odłożył decyzję o bitwie do dnia następnego. Nie
którzy z późniejszych krytyków Houstona zarzucali mu, że
rozważał nawet ewentualność przeprawienia się przez San
Jacinto i dalszy odwrót za Trinity, w którego trakcie chciał
szukać innej okazji do zaatakowania ścigających go wojsk
Santa Anny lub nawet uciec z wojskiem do Luizjany.
21 kwietnia około 9.00 rano drogą od Harrisburga nadeszły
posiłki meksykańskie dowodzone przez gen. Cosa. Ich przy
tycie zburzyło dotychczasowy porządek i na kilka godzin
wprowadziło zamieszanie w obozie meksykańskim. Generał
Santa Anna nie był zadowolony z żołnierzy przyprowadzo
nych przez gen. Cosa. Zamiast oczekiwanych weteranów w
oddziale przysłanym przez gen. Filisolę znalazło się wielu
nowych rekrutów. Zmęczeni całonocnym marszem nie nada
wali się zupełnie do walki i zaraz po przybyciu do obozu za
częli szukać miejsca do odpoczynku i przygotowania posiłku.
Około południa gen. Santa Anna doszedł do wniosku, że tego
dnia nie grozi mu już żadne niebezpieczeństwo ze strony Te
ksańczyków. Ponieważ zbliżała się tradycyjna pora meksykań
skiej sjesty, udał się do swojego namiotu i pozwolił żołnie
rzom na odpoczynek. Pewny swej przewagi zamierzał dać
wojsku odpocząć przez resztę dnia i zaatakować przeciwnika
dopiero następnego ranka. Siły meksykańskie wynosiły teraz
około 1300 efektywnych żołnierzy (do tego pewna liczba osób
cywilnych towarzyszących wojsku). Składały się na nie bata
liony Aldama, Guerrero, Matamoros i Toluca, dwie kompanie
z baonu Guadalajara i kompanie wyborcze z baonu Mexico
City oraz trochę kawalerii i artylerzystów z jednym działem.
Jak na ironię, nie było wśród nich ani jednego żołnierza z od
działów, które dokonały egzekucji ludzi Fannina w Goliad.
Zawiadomiony o przybyciu posiłków meksykańskich
gen. Houston zareagował we właściwy dla siebie sposób. Nie
wychodząc z namiotu stwierdził, że ruch w obozie meksykań
skim jest tylko demonstracją wojsk Santa Anny mającą zde
zorientować i przestraszyć Teksańczyków. Około godz. 10.00,
w tajemnicy przed wojskiem, wezwał jednak do siebie „Głu
chego" Smitha i kazał mu przygotować oddział zwiadowców
z siekierami potrzebnymi do zniszczenia mostu Vince'a. Wie
lu sądziło później, że celem misji Smitha miało być odcięcie
drogi odwrotu i zmuszenie Teksańczyków do walki „na śmierć
i życie". Być może Houston rzeczywiście chciał w ten sposób
dodatkowo zmobilizować swoich ludzi i stworzyć wrażenie,
że jedynym ratunkiem jest zwycięstwo. Przede wszystkim cho
dziło mu jednak o odcięcie drogi ewentualnym, dalszym po
siłkom meksykańskim, o których wprawdzie nic nie wiedział,
ale nie mógł wykluczyć ich nadejścia.
Około południa wśród Teksańczyków zaczęło narastać znie
cierpliwienie. Wielu żołnierzy i oficerów w rozmowach mię
dzy sobą obwiniało Houstona o niepotrzebną zwłokę i dopu
szczenie do wzmocnienia sił Santa Anny. Coraz głośniej roz
legały się głosy, że należy natychmiast atakować. Nawet adiu
tant Houstona, John Wharton, włączył się do agitacji i
160
namawiał żołnierzy do walki. Niespodziewanie, wczesnym po
południem, Houston zwołał jedyną w czasie tej kampanii radę
wojenną. Jej przedmiotem stała się dyskusja nad tym, czy na
leży stoczyć bitwę jeszcze tego samego dnia, czy odłożyć ją
do dnia następnego. Przebieg narady usprawiedliwiał dotych
czasową niechęć Houstona do radzenia się swoich oficerów.
Wszyscy dowódcy chcieli walczyć, ale nie było wśród nich
jedności. Ostatecznie większość zebranych oficerów opowie
działa się za przełożeniem bitwy na następny dzień, przy czym
przeważała opinia, że powinna to być bitwa obronna.
Zaraz po naradzie, podczas której w zasadzie nie podjęto
żadnej decyzji, Houston kazał „Głuchemu" Smithowi i jego
zwiadowcom zniszczyć most Vince'a i nie informować o tym
wojska bez wyraźnego rozkazu. Jednocześnie wysłał zaufane
go oficera, płk. Josepha Benneta, żeby zorientował się w na
strojach żołnierzy. Około godz. 15.00 Bennet zakończył ob
chód obozu i zameldował Houstonowi, że wszyscy są gotowi
do walki. Kilka minut później Houston miał już przygotowa
ny plan bitwy. Około 15.30 zaskoczeni Teksańczycy, spośród
których wielu jeszcze przed chwilą gotowych było zakładać
się o to, że Houston nigdy nie zdecyduje się na walkę, zostali
poderwani rozkazem do formowania linii bojowej.
Na lewym skrzydle stanął 2 pułk dowodzony przez płk. Sid-
neya Shermana. W centrum szyku ustawił się 1 pułk pod do
wództwem płk. Edwarda Burlestona. Na prawo od niego zaję
ły pozycje działa „Bliźniaczki". W zastępstwie dowodzącego
wcześniej artylerią ppłk. Jamesa Neilla, który odniósł ranę
w starciu poprzedniego dnia, dowództwo nad działami objął
ppłk George Hockley. Prawe skrzydło wojsk Houstona two
rzyły cztery kompanie regularnej piechoty ppłk. Henry'ego
Miliarda, która miała osłaniać działa, i oddział kawalerii Mi-
rabeau Lamara liczący 61 ludzi. Za tak sformowanym szykiem
bojowym stanął malutki oddziałek grajków, trzech flecistów i
dobosz, którzy swoją muzyką mieli wyznaczać rytm marszu.
Razem siły Houstona liczyły 783 zdolnych do walki ludzi. Dwie
Broń i wyposażenie ochotników teksaskich
ze zbiorów San Jacinto Museum
Pistolet kapiszonowy używany przez
kpt. Graysona
Sam Houston w mundu
rze generała armii Te
ksasu, wg sztychu z
1838 r.
Gen. Antonio Lopez de
Santa Anna wg. sztychu
współczesnego
Pik Sidney Sherman,
portret nieznanego
artysty z 1836 r.
Erastus „Deaf" Smith
(„Głuchy" Smith)
Płk Juan Almonte, zdj.
z ok. 1860 r.
Juan N. Seguin
Mirabeau Bonaparte La-
mar
Gen. Sam Houston
Generał Sam Houston
Bitwa na San Jacinto
Kapitulacja Santa Anny
[Generał Antonio Lopez
[de Santa Anna
161
trzecie z nich było starymi osadnikami, którzy mieli w Teksa
sie rodziny i dorobek wielu lat życia.
O godz. 16.30 Houston dosiadł swojego wielkiego, siwego
ogiera o imieniu Saracen i wyjechał z lasu, dając szablą znak
do natarcia. Teksańczycy wyszli z dębiny w kolumnach z bro
nią na ramieniu i ruszyli wolnym krokiem w kierunku meksy
kańskiego obozu. Przed nimi rozciągała się prawie mila tra
wiastej prerii. Niedaleko przed pozycjami Teksańczyków prze
cinał ją płytki rów z wodą, biegnący do moczarów na brzegu
San Jacinto. Tuż za nim teren podnosił się lekko i mniej wię
cej w połowie drogi tworzył linię niewielkiego wzniesienia,
które teraz częściowo skrywało nadchodzących Teksańczyków
przed wzrokiem, obozujących w płytkiej niecce po drugiej stro
nie wzniesienia, Meksykanów.
Po przejściu rowu z wodą kolumny Houstona rozwinęły się
w linię o długości około 800 metrów, składającą się z dwóch
szeregów żołnierzy. Od tego momentu na czoło wysunęły się
oba działa, a idący za linią grajkowie rozpoczęli grać swój
„marsz", prostą miłosną balladę „Czy przyjdziesz do altanki,
którą dla Ciebie przygotowałem?" („Will you come to the bo-
wer I have shaded for You?").
W obozie meksykańskim przez dłuższy czas nie dostrzeżo
no nacierających Teksańczyków. Było dosyć późno i nikt nie
oczekiwał już tego dnia żadnej akcji bojowej. Pewność siebie
Meksykanów była tak wielka, że nie wystawili nawet straży,
które pilnowałyby obozu od strony przeciwnika. Po bitwie gen.
Santa Anna oskarżył o to zaniedbanie gen. Castrillona i in
nych oficerów, ale nie ma wątpliwości, że odpowiedzialność
za ten tragiczny w skutkach błąd w sztuce wojennej spada na
niego, jako na naczelnego dowódcę. Większość żołnierzy
meksykańskich spała, gotowała posiłek, naprawiała ekwipu
nek lub po prostu odpoczywała leniwie w ostatnich promie
niach zachodzącego słońca. Generał Santa Anna spał w swo
im namiocie po zażyciu opium (powszechnie znany był jego
zwyczaj zażywania narkotyków) lub, jak twierdzą inni, spę-
162
163
dzał czas z piękną Mulatką zabraną z plantacji koło Morgan's
Point.
Zanim jeszcze linia bojowa Teksańczyków zbliżyła się na
odległość strzału do stanowisk meksykańskich, któryś z żoł
nierzy Shermana oddał przypadkowy strzał z karabinu. Huk
wystrzału zalarmował meksykańskiego trębacza, który natych
miast zaczął trąbić na alarm. Pułkownik Pedro Delgado z ba
talionu Matamoros, biwakującego najbliżej barykady, wsko
czył na skrzynię z amunicjąi jako jeden z pierwszych dostrzegł
nadchodzącego nieprzyjaciela. Chwilę potem wśród zaskoczo
nych żołnierzy meksykańskich pojawił się gen. Manuel Ca-
strillon, który głośnym krzykiem usiłował poderwać obóz z
letargu i zorganizować obronę.
Na odgłos alarmu w obozie meksykańskim nacierający Te-
ksańczycy przyśpieszyli kroku i ich linia bojowa zaczęła się
załamywać. Żołnierze Shermana wysforowali się naprzód i
część z nich otworzyła ogień w kierunku Meksykanów, cho
ciaż odległość przekraczała jeszcze zasięg skutecznego strza
łu. Houston, który jechał konno dwadzieścia kroków przed li
nią Teksańczyków, usiłował zachować dyscyplinę wśród żoł
nierzy i głośno krzyczał: „Wstrzymać ogień! Niech was dia
bli, wstrzymać ogień!"
Około 200 metrów przed linią meksykańskich umocnień
działa teksaskie zatrzymały się i oddały pierwszą salwę, wy
rywając kartaczami dziurę w barykadzie. W miarę równa do
tej pory linia Teksańczyków pękła i wszyscy zaczęli biec przed
siebie tworząc jedną bezładnągromadę. Houston robił co mógł,
żeby zapanować nad pędzącym tłumem, w końcu udało mu
się zatrzymać ludzi przed pozycjami Meksykanów i przygoto
wać ich do oddania salwy. Potężna salwa z odległości pięć
dziesięciu, sześćdziesięciu metrów dosłownie zmiotła obsa
dę meksykańskiej barykady. Część Teksańczyków załado
wała broń i wystrzeliła ponownie. Po drugiej stronie barykady
gen. Castrillon, wiedząc jak ważną rolę w meksykańskiej obro
nie może odegrać działo, podbiegł do armaty i próbował po
kierować jego ogniem. Meksykańscy artylerzyści zdążyli od
dać trzy strzały zanim działa teksaskie podciągnięte na odle
głość siedemdziesięciu metrów wstrzelały się w ich pozycję i
wybiły większość obsługi. Pozostali przy życiu artylerzyści
porzucili załadowane działo i uciekli do tyłu.
Na lewym skrzydle pułk Shermana ostrzelał chaotycznym
ogniem trzy meksykańskie kompanie wyborcze zamykające
odkrytą przestrzeń między barykadą a skarpą nad brzegiem
San Jacinto. Z tyłu za nimi odpoczywali zmęczeni żołnierze z
oddziału gen. Cosa. Większość z nich obudzona nagle odgło-
| sami walki, zamiast wspomóc linię obrony, uciekła w bieli-
źnie do tyłu wzniecając panikę i bałagan wśród innych od
działów meksykańskich.
Thomas Rusk, widząc, że porządek prysł i nie da się dłużej
j utrzymać ludzi w jednej linii, bez porozumienia z Houstonem,
wpadł galopem między żołnierzy Shermana i krzyknął: „Nie
zatrzymywać się! Jeśli staniecie rozniosą nas na strzępy. Na
przód, poślijcie ich do piekła!"
5
. Poderwany okrzykiem Ruska
, pułk Shermana jako pierwszy dopadł nieprzyjaciela i rozpo
czął walkę wręcz.
Na prawym skrzydle ukrywająca się do tej pory za drzewa
mi kawaleria Lamara obeszła szerokim łukiem lewą flankę
i meksykańską i zaatakowała obóz przeciwnika od strony drogi
I z New Washington. Tuż za jeźdźcami Lamara, na drodze z
Harrisburga, pojawił się „Głuchy" Smith na czele kilku zwia
dowców. Już z daleka słychać było jak krzyczał do atakują
cych Teksańczyków: „Walczcie o życie! Most Vince'a jest
zniszczony!"
6
.
Houston znowu wyjechał przed swoich żołnierzy i ruszył w
kierunku barykady. Wśród nacierających Teksańczyków roz
legły się okrzyki „Pamiętajcie o Alamo! Pamiętajcie o Go-
liad!" Środkowy pułk Burlestona i prawoskrzydłowe kompa-
s
Pohl, op. cif., s. 39.
6
H a y t h o r n t h w a i t e , o p . cif., s. 20.
164
nie Miliarda runęły biegiem na barykadę, do której od strony
obozu meksykańskiego zbliżały się niemrawo rozproszone
grupki żołnierzy Santa Anny. Tuż przed barykadą koń Hou-
stona został trafiony kulą i padł na ziemię razem z jeźdźcem.
Houstonowi natychmiast podano nowego wierzchowca. Prze
jechał na nim przez wyrwę w barykadzie, ale chwilę potem
celna kula strzaskała mu prawą nogę tuż powyżej kostki i po
waliła konia. Mimo ciężkiej rany odmówił przyjęcia pomocy
medycznej. Kilku najbliższych żołnierzy pomogło mu dosiąść
nowego konia i nie rezygnując z dowodzenia pojechał dalej.
Przez dłuższą chwilę trwała zacięta walka wzdłuż całej li
nii obronnej Meksykanów. Nie było już czasu na ładowanie
broni, a ponieważ większość Teksańczyków nie miała bagne
tów, więc w ruch poszły pistolety, kolby karabinów, toma
hawki i noże „Bowie". „Głuchy" Smith zabił meksykańskiego
żołnierza jego własną szablą, potem ciął innego z taką siłą, że
pękło ostrze. Dzielny gen. Castrillon próbował zorganizować
kontratak batalionu Matamoros ale furia Teksańczyków była
zbyt wielka, żeby się jej oprzeć.
Opuszczony przez uciekających żołnierzy wskoczył na
skrzynię amunicyjną i przez chwilę bronił się ciosami szpady.
Pułkownik Rusk, widząc odważną postawę Castrillona, próbo
wał ocalić mu życie, ale rozjuszeni widokiem generalskiego
munduru Teksańczycy rozsiekli Castrillona na kawałki (później
okazało się, że wzięli go za samego Santa Annę).
W obozie meksykańskim rozbudzony narastającym hała
sem gen. Santa Anna wyszedł ze swojego namiotu i dopiero
teraz uświadomił sobie grozę sytuacji. Jak sam twierdził po
bitwie, próbował rzucić na pomoc żołnierzom broniącym ba
rykady batalion Aldama i pod jego osłoną zorganizować kontr
atak obozujących w tyle batalionów Guerrero i Toluca oraz
kompanii z batalionu Guadalajara. Było już jednak za późno.
Teksańczycy zdobyli barykadę i wszyscy Meksykanie, wete
rani i rekruci, uciekali w panice do tyłu. Kiedy stało się oczy
wiste, że bitwa jest przegrana i tylko ucieczką można ratować
165
życie, Santa Anna zrzucił generalski mundur i wskoczył na
konia. Razem ze swoim osobistym sekretarzem Ramonem
Martinezem Caro wyrwał się z otoczonego obozu i, przecina
jąc prerię, pogalopował prosto w kierunku zerwanego mostu
Vince'a.
Kilka chwil potem ranny Houston dotarł do opuszczonego
namiotu Santa Anny i zatrzymał część żołnierzy do ochrony
zdobyczy. Dał tym powód niektórym swoim adwersarzom do
twierdzenia, że chciał przerwać bitwę przed jej zwycięskim
zakończeniem.
Po niecałych dwudziestu minutach od rozpoczęcia walki
bitwa przerodziła się w rzeź. Przerażeni Meksykanie rozbiegli
się po całym obozie szukając miejsca, gdzie mogliby się ukryć
przed furią zwycięskich Teksańczyków. Na polu walki roz
legły się przeraźliwe okrzyki mordowanych: „Me no Alamo!
!
Me no Goliad!" („Nie byłem wAlamo! Nie byłem w Goliad!").
I chociaż w wielu przypadkach mogła to być prawda, nic nie
mogło powstrzymać rozjuszonych Teksańczyków przed krwa
wą zemstą.
Większość uciekających Meksykanów, mając odciętą dro
gę na otwartą prerię, próbowała skryć się w nadrzecznych za
roślach i moczarach. Wielu wskakiwało do wody i ginęło od
kul Teksańczyków strzelających z brzegu skarpy. Wśród nie-
| licznych uratowanych znalazł się płk Delgado, rozpoznany po
oficerskim mundurze przez mjr. Johna M. Allena.
Houston widząc, że bitwa jest już wygrana a wróg rozpro
szony, kazał przerwać rzeź. Niektórzy oficerowie próbowali
wykonać jego rozkaz, ale nikt ich nie słuchał. Noah Smith-
wick biorący udział w bitwie wspominał później, że najbar-
i dziej „pławili się we krwi" ludzie z oddziału Shermana
7
. Je-
| den z nich odpowiedział oficerowi nawołującemu do przerwa
nia masakry: „Nawet gdyby Jezus Chrystus miał zejść na zie
mię z nieba i kazał mi przestać strzelać do ludzi Santa Anny,
' P o h l , op. cii., s. 42.
166
nie zrobiłbym tego, sir!"
8
. Houston, który nadal odmawiał przy
jęcia pomocy lekarza, osłabiony upływem krwijeździł po polu
bitwy i krzyczał pełen desperacji: „Panowie! Panowie! Pano
wie! Doceniam waszą odwagę, ale do diabła z waszymi ma
nierami!"
9
. Jego nawoływania zignorowano tak jak poprze
dnie rozkazy i dopiero zachód słońca przerwał krwawą rzeź,
która trwała przeszło godzinę.
Jeden duży oddział meksykański, w którym był płk Juan
Almonte, poddał się i, dzięki energicznemu wstawiennictwu
Thomasa Ruska, uniknął masakry. Był to słynny batalion Gu-
errero, który w obliczu klęski zachował porządek i nie dał się
rozproszyć. Houston zobaczywszy jeńców z tego batalionu,
których prowadzono z powrotem do obozu, przeżył drama-
tycznąchwilę zwątpienia. Kiedy spojrzał na równe szeregi ma
szerujących żołnierzy meksykańskich, wziął ich początkowo
za nadciągające wojska gen. Filisoli i dopiero widok jadącego
obok płk. Ruska rozwiał jego niepokój.
Późnym wieczorem po bitwie Houston zostawił straż w
zdobytym obozie meksykańskim, a sam z resztą ludzi po
wrócił do swojego obozowiska w lesie nad Buffalo Bayou.
Tam okazało się, jak ciężką ranę odniósł i dopiero wtedy
pozwolił się opatrzeć lekarzowi. Zaniepokojony cały czas
możliwością nadejścia wojsk gen. Filisoli przesłuchał płk. Al
monte. Almonte nic nie wiedział o planach Filisoli, ale po
twierdził ucieczkę gen. Santa Anny. Wiadomość ta była dla
Houstona wielkim ciosem. Jak nikt inny zdawał sobie spra
wę, że ucieczka meksykańskiego prezydenta odbiera Teksań-
czykom największy atut, umożliwiający zwycięskie zakoń
czenie wojny. Nie czekając do rana wezwał do siebie kpt. Kar-
nesa i „Głuchego" Smitha i kazał im wysłać patrole na poszuki
wanie Santa Anny.
8
Haythornthwaite,op. cit., s. 22.
' M c D o n a l d , op. cit., s. 40.
167
Tymczasem gen. Santa Anna i Caro szczęśliwie dotarli
do zniszczonego mostu Vince'a. Santa Anna przestraszył
się jednak przeprawy wpław przez bagnisty strumień i opu
ścił swojego sekretarza ukrywając się w nadbrzeżnych za
roślach. W nocy dotarł do opuszczonych zabudowań farmy
Vince'a i w jednym z baraków dla murzyńskich niewolni
ków znalazł porzucone ubranie robocze. Przebrał się w nie,
ale w obawie przed pościgiem opuścił farmę i uszedł na
prerię. W ciemnościach stracił orientację i zaczął iść w
kierunku obozu Houstona. Noc spędził ukryty w trawie na
równinie San Jacinto.
Rankiem 22 kwietnia jeden z patroli teksaskich dostrzegł
samotną ludzką postać przemykającą się wśród wysokich traw.
Kiedy Teksańczycy zobaczyli, że to uciekający Meksykanin,
dopędzili go i zabrali ze sobą do obozu. W czasie drogi jeniec
przekonywał ich, że jest tylko szeregowcem, a Santa Anna
„uciekł już dawno nad Brazos"
10
. Kiedy jednak umieszczono
go pośród innych jeńców, niektórzy z nich powstali i zdjęli
czapki. W tłumie Meksykanów rozległy się głosy: „El Presi-
dente! El Presidente!" Pułkownik Almonte próbował uciszyć
swoich ludzi, ale obserwujący tę scenę ppłk Hockley szybko
zorientował się, o co chodzi, i złożył meldunek Houstonowi.
Rozpoznany Santa Anna przyznał się, kim jest naprawdę, a
jego tożsamość potwierdził znajdujący się w obozie teksaskim
syn Lorenzo de Zavali. Natychmiast zaprowadzono go przed
oblicze Houstona, który leżał na prowizorycznym posłaniu w
cieniu wielkiego dębu.
Kiedy wiadomość o schwytaniu Santa Anny dotarła do Te-
ksańczyków, wielu z nich zbiegło się pod drzewo, pod którym
Houston przesłuchiwał swojego jeńca. Groźny tłum otoczył
obu wodzów i oskarżając Santa Annę o masakry w Alamo i
Goliad zażądał jego natychmiastowej egzekucji. Houston zde
cydowanie odrzucił te żądania, próbując wyjaśnić ludziom, że
Ibidem,
s. 42.
168
169
żywy Santa Anna znaczy dla Teksasu dużo więcej niż mar
twy. Santa Anna przestraszony perspektywą linczu" zapropo
nował Houstonowi zawarcie traktatu pokojowego. Houston nie
przyjął propozycji, zostawiając sprawę traktatu władzom cy
wilnym, ale zgodził się na podpisanie zawieszenia broni.
Niedługo potem w chacie należącej do dr. George'a M. Pa
tricka, położonej 1,5 mili od pola bitwy nad brzegiem Buffalo
Bayou, Houston i Santa Anna zawarli porozumienie o zawie
szeniu broni. Na żądanie Houstona Santa Anna napisał list do
gen. Filisoli, w którym rozkazywał swemu zastępcy przerwa
nie działań wojennych i wycofanie wojsk meksykańskich znad
Brazos. List ten płk Burleston i „Głuchy" Smith zawieźli do
Fort Bend i wręczyli gen. Filisoli. Zdyscyplinowany Filisola
wykonał rozkaz Santa Anny i kilka dni później jego wojska
rozpoczęły odwrót do San Antonio. Jednocześnie gen. Urrea
wycofał swój oddział do Victorii.
Meksykańscy krytycy gen. Filisoli zarzucali mu później, że
wykonał wydane pod przymusem rozkazy Santa Anny i nie
zaatakował Teksańczyków, mimo że wciąż miał nad nimi zde
cydowaną przewagę liczebną. W rzeczywistości Filisola nie
miał wielkiego wyboru. Klęska na San Jacinto i utrata naczel
nego wodza złamały morale wojsk meksykańskich i osłabiły
ich wiarę w szybkie pokonanie Teksańczyków. Na dodatek
wojska inwazyjne od dawna odczuwały braki w zaopatrzeniu.
Zastosowana przez Houstona taktyka „spalonej ziemi" zaczy
nała dawać efekty i uniemożliwiała Meksykanom zdobycie
żywności na miejscu. Rozciągnięte linie zaopatrzeniowe ogra
niczały możliwość uzupełnienia zapasów drogą lądową, a flo
ta teksaska panowała całkowicie nad przybrzeżnymi wodami
Zatoki Meksykańskiej i niedopuszczała statków meksykańskich
do brzegów Teksasu ( 3 czerwca Teksańczycy przechwycili
" Lincz (ang. lynch) - rodzaj samosądu, egzekucja dokonana przez tłum
na osobie podejrzanej o dokonanie przestępstwa; w Stanach Zjednoczonych
stosowany głównie wobec Murzynów.
trzy statki wiozące spóźnione zaopatrzenie dla wojsk gen. Fi
lisoli). Nie bez znaczenia była także postawa wojsk amery
kańskich rozmieszczonych wzdłuż granicznej rzeki Sabinę
przez gen. Gainesa. Wprawdzie Stany Zjednoczone oficjalnie
zachowywały neutralność wobec konfliktu w Teksasie, ale
powszechnie znane były zamiary Gainesa zaangażowania się
w walkę po stronie teksaskiej (w lipcu gen. Gaines wysłał do
Nacogdoches oddział dragonów i 7 pułk piechoty USA; od
działy te pozostały w Teksasie do grudnia 1836 r.).
Kilka dni po bitwie do obozu teksaskiego na San Jacinto
przybył prezydent i pozostali członkowie rządu. Burnett, wy
korzystując ranę Houstona, odebrał mu dowództwo armii i
powierzył je Thomasowi Ruskowi. Rannego odesłano do Ga-
lveston, a stamtąd do Nowego Orleanu, gdzie przez kilka mie
sięcy pozostawał na leczeniu.
14 maja Burnett i Santa Anna podpisali w Velasco trak
tat pokojowy. W części oficjalnej przewidywał on zakoń
czenie działań wojennych, wycofanie wojsk meksykańskich
za Rio Grandę, zwolnienie jeńców i możliwie szybkie odesła
nie gen. Santa Anny z powrotem do Meksyku. W tajnym pro
tokole do traktatu gen. Santa Anna zobowiązał się do uznania
niepodległości Teksasu, wymiany przedstawicieli dyploma
tycznych, zawarcia układu handlowego z Teksasem i uznania
Rio Grandę jako oficjalnej granicy między obydwoma pań
stwami. Chociaż traktat z Velasco został później odrzucony
przez Meksyk i nigdy nie został ratyfikowany, zapewniał nie
podległość Teksasu „de iure", tak jak „de facto" przesądziła o
niej bitwa na San Jacinto.
Nie ma wątpliwości, że w sensie taktycznym bitwa na San
Jacinto miała charakter decydujący. Jak mało która z bitew w
historii przyniosła tak zdecydowane zwycięstwo jednej ze
stron, na dodatek słabszej liczebnie, przy tak ogromnej dys
proporcji poniesionych strat. Według danych z oficjalnego
raportu z bitwy, napisanego przez Houstona do prezydenta
Burnetta 25 kwietnia, straty meksykańskie w bitwie na San
170
Jacinto wyniosły 630 zabitych (w tym 1 generał, 4 pułkowni
ków, 2 podpułkowników, 5 kapitanów i 12 poruczników) i 730
jeńców, w tym 208 rannych (wśród nich 5 pułkowników,
3 podpułkowników, 2 majorów, 7 kapitanów i 1 kadet). Tylko
niewielu Meksykanom udało się ujść z pola walki. Większość
z nich została w następnych dniach schwytana przez patrole
teksaskie (np. gen Cos dostał się do niewoli dopiero 24 kwiet
nia). W ręce zwycięzców wpadło 600 muszkietów i karabi
nów, 300 szabel, 200 pistoletów, 700 koni i mułów oraz
12 000 dolarów w srebrnej walucie meksykańskiej. Po stronie
teksaskiej zginęło i zmarło z ran zaledwie 9 ludzi a 24 zostało
rannych.
W sensie strategicznym bitwa nie przesądzała jeszcze o osta
tecznym zwycięstwie Teksańczyków. Na polach San Jacinto
zniszczono tylko część Armii do Operacji w Teksasie gen. Santa
Anny. Pozostałe siły meksykańskie, około 5000 żołnierzy,
pod wodzągen. Filisoli nadal pozostawała w Teksasie, zacho
wując przynajmniej częściową zdolność bojową. Jak wiado
mo, gen. Filisola wykonał jednak rozkaz Santa Anny i w maju
1836 r., po zawarciu traktatu w Velasco, wszystkie oddziały
meksykańskie wycofały się za Rio Grandę. Był to już ostatni
akt wojny o niepodległość Teksasu.
Jeśli chodzi o następstwa San Jacinto, najlepiej charaktery
zuje je napis wyryty na ścianie wielkiego pomnika wzniesio
nego w 100 rocznicę bitwy w 1936 r.: „Biorąc pod uwagę jej
rezultaty, bitwa na San Jacinto była jedną z decydujących bi
tew w dziejach świata. Wywalczona tu od Meksyku niepodle
głość Teksasu doprowadziła do jego aneksji i wywołała woj
nę amerykańsko-meksykańską w której wyniku Stany Zjed
noczone objęły kontrolę nad Teksasem, Nowym Meksykiem,
Arizoną Nevadą Kalifornią Utah oraz częścią Kolorado,
Wyomingu, Kansas i Oklahomy. Prawie jedna trzecia obecnej
powierzchni USA, blisko milion mil kwadratowych zmieniło
swoją suwerenność".
REPUBLIKA TEKSASU 1836-1845
Teksas uzyskał pełną niepodległość i osiągnął sukces,
zapewniając sobie prawo do zajęcia godnego miejsca
pośród narodów świata.
(Prezydent Sam Houston, 25 listopada 1841)
Problemy niepodległego Teksasu nie skończyły się wraz
ze zwycięstwem na polach San Jacinto. W czerwcu 1836 r.
z Meksyku nadeszły wieści, że Senat meksykański uznał
traktat z Velasco za wymuszony i odmówił jego ratyfika
cji. Wkrótce potem Meksykanie aresztowali teksaskich
posłów wysłanych na negocjacje do Matamoros. Jedno
cześnie pojawiły się pogłoski o możliwości nowej inwa
zji wojsk gen. Urrey na Teksas. Jakby tego wszystkiego
było mało, nad młodą republiką zawisła groźba buntu w
szeregach własnej armii.
Po San Jacinto charakter armii teksaskiej zaczął się gwał
townie zmieniać. Starzy koloniści, którzy stanowili w niej
dwie trzecie wojska, domagali się zwolnienia do domów, żeby
móc wziąć udział w pracach polowych i bronić swoich ro
dzin przed spodziewanymi napadami Indian. Prawie natych
miast po bitwie wielu z nich opuściło szeregi wojska. Nowy
dowódca armii, gen. Thomas Rusk, z ledwością zatrzymał
część żołnierzy, na których czele nadzorował wycofanie
wojsk meksykańskich z Teksasu (3 czerwca, w drodze po
wrotnej z nad Rio Grandę, uroczyście pochował szczątki lu
dzi Fannina w Goliad).
172
173
Na miejsce tych, którzy odchodzili, tak jak w grudniu 1835 r.,
zaczęli przybywać w większej liczbie ochotnicy ze Stanów
Zjednoczonych. Przed nadejściem lipca trzy czwarte liczącej
2500 ludzi armii stanowili już żołnierze, którzy w jej szere
gach znaleźli się po San Jacinto. Prawie wszyscy przybyli do
Teksasu po to, żeby walczyć z Meksykanami i pomścić ofiary
z Alamo i Goliad. Wojna była już jednak skończona i zamiast
walki nowi ochotnicy napotkali kłopoty z zaopatrzeniem i brak
zainteresowania ze strony władz cywilnych. Podobnie jak więk
szość Teksańczyków domagali się śmierci SantaAnny i wyra
żali swoje niezadowolenie ze sposobu traktowania go przez
rząd Burnetta. Na początku czerwca Burnett, działając zgo
dnie z postanowieniami traktatu z Velasco, postanowił zwol
nić Santa Annę i odesłać go do Meksyku. Nie zgadzając się z
tym, grupa niezadowolonych ochotników porwała meksykań
skiego prezydenta z pokładu statku, który miał go odwieźć do
Veracruz. Mimo protestów Burnetta Santa Annę osadzono w
areszcie wojskowym i zagrożono jego egzekucją.
Problemy z armią sprawiły, że Burnett polecił agentom te-
ksaskim w Nowym Orleanie zaprzestanie dalszej rekrutacji
ochotników amerykańskich. W odpowiedzi na to część ofice
rów oskarżyła go o działanie na niekorzyść armii. Na począt
ku lipca płk Henry Miliard podjął nieudaną próbę aresztowa
nia prezydenta i przejęcia archiwów rządowych. Burnett,
ostrzeżony w porę, oskarżył niektórych dowódców o przygo
towywanie zamachu stanu i próbę wprowadzenia dyktatu
ry wojskowej. Nowe pogłoski o planowanym marszu wojsk
gen. Urrey do Teksasu przerwały narastający kryzys. Burnett
rozkazał armii podjęcie przygotowań do prewencyjnego ude
rzenia na Matamoros i to spacyfikowało nastroje wojska. Groź
ba buntu armii została zażegnana, ale Teksas znalazł się w
głębokim kryzysie finansowym, spowodowanym długami wo
jennymi. Przed końcem sierpnia wyniosły one 1 250 000 dola
rów. W tej atmosferze prezydent Burnett rozpisał na wrzesień
nowe wybory.
Sam Houston zdążył powrócić z leczenia w Stanach Zjedno
czonych i łatwo pokonał w wyborach prezydenckich Stephena
Austina i Henry'ego Smitha. Żeby zachować jedność i zadowo
lić oponentów Houstona, stanowisko wiceprezydenta powierzo
no innemu bohaterowi z San Jacinto, Mirabeau Lamarowi. Te-
ksańczycy zatwierdzili w referendum nową konstytucję i ogrom
ną większością głosów poparli sprawę przyłączenia Teksasu do
Stanów Zjednoczonych. Inauguracja prezydentury Houstona
nastąpiła 22 października w Columbii, która stała się w ten
sposób nową stolicą Republiki Teksasu (była nią do grudnia
1836 r.). Główne stanowiska w nowym rządzie Houstona objęli
jego lojalni współpracownicy: S. Austin - Sekretarz Stanu,
T. Rusk - Sekretarz Wojny, H. Smith - Sekretarz Skarbu i
J. Pinckney Henderson - Prokurator Generalny.
Najtrudniejszym problemem, przed którym od razu stanął
rząd Houstona, była sprawa gen. Santa Anny. Większość Te
ksańczyków nadal domagała się jego egzekucji. Houston zde
cydowanie odrzucał wszelkie naciski na stracenie SantaAnny
uważając, że jego śmierć sprowokuje Meksykanów do natych
miastowej inwazji zbrojnej. Poza tym cały czas miał nadzieję,
że Santa Anna dotrzyma swoich zobowiązań z Velasco i po
powrocie do Meksyku będzie działał na rzecz uznania niepod
ległości Teksasu. Plany te skomplikował zamach stanu w
Meksyku, w którego wyniku odsunięto od władzy stronników
gen. SantaAnny, a jego samego pozbawiono stanowiska pre
zydenta. W listopadzie 1836 r. rząd Houstona uwolnił Santa
Annę i wysłał go do Waszyngtonu. Houston decydując się na
ten krok miał nadzieję, że SantaAnna przekona tam prezyden
ta Jacksona do uznania Teksasu i przyłączenia go do Stanów
Zjednoczonych. Jackson odmówił jednak przyjęcia SantaAnny
i odesłał go do Nowego Orleanu. Skąd obalony dyktator po
wrócił wreszcie do Meksyku, gdzie wkrótce udało mu się odzy
skać utraconą władzę.
W końcu 1836 r. Republika Teksasu poniosła bolesną stra
tę. 15 listopada zmarł niespodziewanie Lorenzo de Zavala, a
174
27 grudnia Stephen Austin, dwaj najbardziej szanowani lu
dzie w Teksasie. Wkrótce potem rząd Houstona otrzymał po
ważny cios w polityce zagranicznej.
W Stanach Zjednoczonych sprawa Teksasu wzbudziła bar
dzo podzielone reakcje. O ile amerykańska opinia publiczna z
radościąprzyjęła oderwanie Teksasu od Meksyku i proklamo
wanie niepodległej republiki, o tyle plany aneksji spotkały się
ze sprzeciwem znacznej części społeczeństwa. W USA od
pewnego czasu trwał ostry spór na tle problemu niewolnic
twa. Niewolnicze Południe szybko dostrzegło wielkie znacze
nie Teksasu jako terytorium pozwalającego na dalszą ekspan
sję niewolnictwa. Co więcej, ogromny obszar Teksasu umoż
liwiał nawet utworzenie kilku nowych stanów niewolniczych
i umocnienie wpływów Południa w Unii. Było to o tyle istot
ne, że na Południu zaczęła narastać świadomość powiększają
cej się dysproporcji między stanami niewolniczymi a szybko
rozwijającą się terytorialnie, ludnościowo i przemysłowo Pół
nocą. Ponieważ w Kongresie utrzymywała się względna rów
nowaga polityczna (13 stanów niewolniczych do 13 wolnych),
plany Południowców spotkały się ze zdecydowanie wrogą re
akcją Północy, szczególnie mieszkańców purytańskich stanów
Nowej Anglii.
Prezydent Jackson, popierający aneksję Teksasu, spotkał
się z silną opozycją w Kongresie, gdzie wielu deputowanych z
niechęcią patrzyło na przyłączenie jeszcze jednego stanu nie
wolniczego i zwiększenie znaczenia Południa. W czerwcu i
lipcu 1837 r. jeden z liderów opozycji, John Quincy Adams,
przeprowadził szeroką kampanię przeciwko aneksji Teksasu,
określając ją jako spisek właścicieli niewolników. Jego kam
panię poparło wielu członków Kongresu, obawiających się
nowej wojny z Meksykiem, który po odrzuceniu traktatu z
Velasco nie zrezygnował ze swoich praw do Teksasu. W tej
sytuacji rząd Stanów Zjednoczonych odmówił aneksji Teksa
su, a amerykański Sekretarz Stanu John Forsyth zalecił nawet,
żeby z oficjalnym uznaniem Republiki Teksasu poczekać do
175
czasu uznania jej przez inne kraje. Tego było już za wiele dla
Jacksona. W marcu 1837 r. uznał on niepodległość Teksasu
ostatnim oficjalnym aktem swojej prezydentury i wysłał tam
amerykańskiego rezydenta. Następca Jacksona, Martin Van
Buren, stanął jednak po stronie abolicjonistów z Północy i we
wrześniu 1837 r. zdecydowanie odrzucił prośbę o włączenie
Teksasu do Unii. W końcu 1837 r. rozczarowany Houston
wycofał oficjalną prośbę o aneksję, traktując to jako ciężki
cios dla swojej dumy i sprawy Teksasu.
Ponieważ utrzymywanie stałej armii obciążało i tak trudną
sytuację ekonomiczną kraju, Houston zredukował wojsko i
starał się utrzymywać pokojowe stosunki zarówno z Indiana
mi jak i Meksykiem. W tym celu spotkał się osobiście z wo
dzami różnych plemion indiańskich, dokładając wysiłków, aby
zachować pokój. Teksaski Senat odmówił jednak ratyfikowa
nia układu zawartego przez Houstona z Indianami w Nacog-
doches w lutym 1836 r., co było dużym ciosem dla jego poko
jowej polityki indiańskiej.
Relacje z Meksykiem pozostały na razie niezmienione.
Niepokoje wewnętrzne i walka o władzę w Meksyku po po
wrocie SantaAnny (rewolucja federalistyczna 1837-1840)
oraz interwencja francuska w Meksyku (1838-1839) odsu
wały na razie zainteresowanie Meksykanów Teksasem. Nie
przeszkadzało to jednak Meksykanom konsekwentnie odma
wiać uznania niepodległości Teksasu i nowej granicy na
Rio Grandę.
Obronę granic Houston powierzył lokalnym milicjom i kon
nym kompaniom zwiadowców z nowej formacji Strażników
Teksasu (Texas Rangers)
1
. W kwietniu 1837 r. stolicę Teksa
su przeniesiono z prowincjonalnej Columbii do nowego mia
sta, powstałego nad brzegamii Buffalo Bayou koło spalonego
1
Początek Strażnikom Teksasu dał 10-osobowy oddział utworzony przez
S. Austina w 1823 r. do obrony jego kolonii przed Indianami. Oficjalnie
formację „Texas Rangers" powołano do życia 15 stycznia 1839 roku.
176
177
przez Meksykanów Harrisburga. Na cześć zwycięzcy z San
Jacinto nadano mu nazwę Houston.
Zgodnie z konstytucją pierwsza prezydentura Houstona
trwała zaledwie dwa lata i nie mógł on ponownie kandydować
na to stanowisko. Ponieważ zarówno sam Houston jak i pro
wadzona przez niego polityka wzbudzały wiele kontrowersji
wśród Teksańczyków (przeciwnicy głośno podkreślali jego
skłonność do alkoholu), wybory w 1838 r. wygrał Mirabeau
Lamar.
Jako nowy prezydent Republiki Teksasu był on całkowi
tym przeciwstawieństwem Houstona. Marzyciel i wizjoner,
pragnął stworzyć z Teksasu imperium, które miało w
przyszłości kontrolować całe terytorium do wybrzeży Pacy
fiku i rywalizować ze Stanami Zjednoczonymi o prymat na
kontynencie północnoamerykańskim. Podczas gdy Houston
wykazywał daleko posuniętą pasywność w kontaktach z In
dianami i Meksykiem, Lamar okazał się w tej dziedzinie dużo
bardziej aktywny. Jako zdecydowany wróg Indian odmawiał
im praw do ziemi i był zwolennikiem ich eksterminacji. W
stosunku do Meksyku wyrażał przekonanie, że tylko siłą
można zmusić ten kraj do uznania niepodległości Teksasu i
nowych granic. Jego polityka okazała się bardzo kosztow
na
2
, ale skuteczna. W 1839 r., kiedy niepokoje wśród Cziro
kezów zagroziły wybuchem powstania Indian, Lamar zażą
dał od nich opuszczenia zajmowanych ziem i przeniesienia
się na Terytorium Indiańskie. Po fiasku negocjacji, w lipcu
1839 r. Lamar wysłał przeciwko Czirokezom wojsko, które
pokonało Indian w bitwie nad rzeką Neches i zmusiło ich do
opuszczenia Teksasu.
Najbardziej tragicznym epizodem indiańskiej polityki La-
mara były wydarzenia, do których doszło w San Antonio w
marcu 1840 roku. 19 marca, na zaproszenie władz teksaskich,
2
Koszty prezydentury Lamara wyniosły 5 min dolarów, podczas gdy
koszty prezydentury Houstona tylko 500 000 dolarów.
przybyła do San Antonio grupa Komanczów z wodzem Ma-
guarąw celu przeprowadzenia negocjacji w sprawie wymiany
jeńców. Niezadowoleni z postawy Indian komisarze teksascy
postanowili zatrzymać Maguarę i 12 innych wodzów jako za
kładników, do czasu wydania wszystkich białych znajdujących
się w rękach Komanczów. Podczas próby aresztowania Indian
doszło do walki, znanej jako Council House Fight. Podczas
walki zabito 35 Indian, w tym Maguarę i wszystkich wodzów.
Kilkadziesiąt kobiet i dzieci, które towarzyszyły wojownikom,
wzięto do niewoli. Latem 1840 r. rozzłoszczeni zdradzieckim
postępkiem białych Komańcze podjęli wyprawę odwetową.
Ponad 600 Indian przeprowadziło niszczycielski rajd, podczas
którego spustoszyli miasta Linnville i Victorię, docierając aż
do brzegów Zatoki Meksykańskiej. W drodze powrotnej ob
ciążeni łupami Komańcze zostali zaatakowani przez 200-oso-
bowy oddział milicji i Strażników Teksasu pod dowództwem
gen. Feliksa Hustona nad strumieniem Plum Creek, koło dzi
siejszego Lockhart. Bitwa stoczona 19 sierpnia zakończyła się
zwycięstwem Teksańczyków, którzy rozproszyli Indian i odzy
skali część łupów. W końcu roku płk John H. Moore przepro
wadził zwycięską kampanię przeciwko Komańczom obozują
cym na prerii w górnym biegu rzeki Colorado. Powstrzymało
to na długi czas napady Komanczów na osiedla w Teksasie,
chociaż pozostali oni nieprzejednanymi wrogami Teksańczy
ków aż do 1875 r., kiedy to zostali ostatecznie pokonani przez
białych.
W 1839 r. Lamar próbował wznowić negocjacje z południo
wym sąsiadem, ale rząd meksykański odmówił przyjęcia jego
wysłanników. Żeby skłonić władze meksykańskie do rozmów,
Lamar wysłał ku wybrzeżom Meksyku okręty kaperskie. Ata
kowały one meksykańskie statki i porty, a nawet przez jakiś
czas wspomagały republikańskich rebeliantów, którzy wznie
cili nowe powstanie na Jukatanie.
W styczniu 1840 r. federaliści meksykańscy z Antonio Ca-
nalesem na czele ogłosili secesję północnych stanów Meksy-
178
179
ku, Tamaulipas, Coahuilii i Nuevo Leon i proklamowali po
wstanie Republiki Rio Grandę ze stolicą w Laredo. Po kilku
miesiącach jej istnienia wojska rządowe pokonały powstań
ców, a władze w Mexico City oskarżyły administrację Lama-
ra o czynne wspomaganie rebeliantów. W rzeczywistości Te
ksas nie poparł oficjalnie wysiłków Canalesa, który rościł pre
tensje do ziem aż po rzekę Nueces, ale wielu Teksańczyków
wzięło udział w walkach po stronie powstańców.
Żeby zademonstrować intencje rozszerzenia granic Teksa
su, w październiku 1839 r. Lamar przeniósł stolicę Republiki
z Houston do nowo powstałego miasta Austin, nad rzeką Co
lorado. Sam Houston i jego zwolennicy ostro skrytykowali tę
decyzję uważając, że położenie nowej stolicy zbytnio naraża
ją na ataki ze strony Indian i wojsk meksykańskich.
Za prezydentury Lamara przyszły także pierwsze sukcesy
w polityce zagranicznej Republiki Teksasu. W 1839 r. Fran
cja, jako drugie państwo po Stanach Zjednoczonych, uznała
Teksas i nawiązała z nim stosunki dyplomatyczne. W 1840 r.
uczyniły to Wielka Brytania i Holandia, a w 1841 r. Belgia. W
zamian za teksaską obietnicę powstrzymania importu niewol
ników, Anglicy zgodzili się też na podpisanie układu handlo
wego z Teksasem.
Mimo sukcesów w polityce wewnętrznej i zagranicznej pre
zydentura Lamara okazała się katastrofalna w dziedzinie eko
nomicznej. Kryzys gospodarczy i finansowy, który dotknął
Stany Zjednoczone w 1837 r., szybko dotarł do Teksasu, po
wodując ogromną inflację i załamanie gospodarki. W tej sytu
acji zawiódł plan ściągnięcia większej liczby nowych osadni
ków, w których upatrywano szansę na poprawę sytuacji eko
nomicznej. Nie doszła do skutku negocjowana z Francją po
życzka w wysokości 5 milionów dolarów. Nie powiodły się
również podejmowane przez Lamara próby rozszerzenia han
dlu przygranicznego z Meksykiem. W 1839 r. Kongres teksa-
ski wyraził zgodę na otwarcie handlu z meksykańskimi kup
cami wzdłuż Rio Grandę. Wkrótce jednak Teksańczycy za
częli podejrzewać, że umożliwi to działalność agentom me
ksykańskim, próbującym wzniecać niepokoje wśród teksaskich
Meksykanów i Indian więc kontakty handlowe zawieszono.
W czerwcu 1841 r. Lamar podjął kolejną próbę rozszerze
nia wpływów Republiki Teksasu i otwarcia drogi handlowej
na zachód, do Nowego Meksyku i Kaliforni, organizując eks
pedycję wojskowo-handlowądo Santa Fe. Władze meksykań
skie potraktowały ją jako inwazję na swoje terytorium. Po
dotarciu do Nowego Meksyku część uczestników wyprawy
zginęła lub została zmuszona do ucieczki. Pozostali wpadli w
ręce Meksykanów i zostali odesłani do Mexico City, gdzie
osadzono ich w więzieniu.
W wyborach prezydenckich w 1841 r. Houston pokonał
Davida Burnetta, który nie był w stanie przeprowadzić sku
tecznej kampanii przeciwko bohaterowi z San Jacinto. Jego
drugą prezydenturę zdominowały dwie sprawy: nowe walki z
Meksykiem i problem aneksji Teksasu.
W odwecie za ekspedycję Santa Fe Meksykanie dokonali
kilku ataków na terytorium Teksasu. W marcu 1842 r. gen. Ra
fael Vasquez na czele 700 żołnierzy przeprowadził rajd na San
Antonio, Victorię i Goliad. 5 marca zajął i złupił SanAntonio.
7 marca, zagrożony atakiem 350 ochotników teksaskich i „Ran
gersów" pod dowództwem kpt. Jacka C. Hayesa, opuścił mia
sto i wycofał się za Rio Grandę.
Sposób potraktowania uczestników ekspedycji Santa Fe
i rajd Vasqueza wywołały wśród Teksańczyków nastroje re
wanżyzmu. Administracja Houstona znalazła się pod presją
opinii publicznej, która domagała się zdecydowanych kroków
odwetowych wobec Meksyku.
We wrześniu 1842 r. do Teksasu wkroczyła nowa armia
meksykańska pod dowództwem gen. Adriana Wolla. 11 wrze
śnia Woli na czele 1400 żołnierzy zajął SanAntonio i ogłosił
odzyskanie Teksasu przez Meksyk. 18 września doszło do bi
twy nad strumieniem Salado Creek, w której Meksykanie zdecy
dowanie pokonali dużo słabsze siły teksaskie pod dowództwem
180
181
kpt. Nicholasa M. Dawsona. 20 września wojska gen. Wolla
opuściły San Antonio. Ścigane przez 600 ochotników teksa-
skich rozpoczęły odwrót i 1 października przekroczyły Rio
Grandę.
W odpowiedzi na inwazję gen. Wolla, jesienią 1842 r.,
Houston zorganizował wyprawę odwetową. W końcu listo
pada gen. Aleksander Somervell na czele 700 ludzi wyruszył
z San Antonio w kierunku granicy z Meksykiem. 8 grudnia
Teksańczycy zajęli i złupili Laredo. Siły teksaskie idąc w
dół Rio Grandę przekraczały co jakiś czas rzekę w poszuki
waniu celów wojskowych. 19 grudnia z powodu braku żyw
ności gen. Somervell zrezygnował z inwazji i rozpuścił ludzi
do domów. 308 ochotników pod dowództwem kpt. Williama
S. Fishera, niezadowolonych z decyzji Somervella, odmówi
ło przerwania walki. 25 grudnia oddział Fishera przeprawił
sie przez rzekę i zaatakował meksykańskie miasteczko Mier,
bronione przez 1700 żołnierzy meksykańskich pod dowódz
twem gen. Pedro de Ampudii. Bitwa o Mier zakończyła się
całkowitą klęską Teksańczyków, którzy, wprowadzeni w błąd
przez meksykańskiego jeńca, spodziewali się co najwyżej 350
obrońców. 16 Teksańczyków poległo, 250 dostało się do nie
woli. Część z nich zginęła podczas próby ucieczki w czasie
marszu do Mexico City, część rozstrzelano z rozkazu gen. Santa
Anny. Resztę dołączono do innych jeńców teksaskich przetrzy
mywanych w więzieniu Perote (dopiero we wrześniu 1844 r.,
76 pozostałych przy życiu jeńców z oddziału Fishera zostało
zwolnionych i 10 listopada przybyło do portu Galveston via
Nowy Orlean). Wyprawa na Mier zakończyła się całkowitą
katastrofą.
Dwa zwycięskie rajdy Meksykanów do Teksasu i klęska
wyprawy na Mier upokorzyły administrację Houstona i posta
wiły ją pod ogniem krytyki. W rzeczywistości zwycięstwa
Meksykanów nie miały jutra. Mimo ogólnej słabości państwa,
dzięki pomocy z USA, Republika Teksasu zdołała się zorga
nizować i uzbroić, a Meksyk nie miał wystarczających fundu
szy na ciągnącą się wojnę. Od 1843 r. na granicy teksasko-
-meksykańskiej zapanował względny spokój.
Podczas prezydentury Lamara sprawa aneksji zeszła na dal
szy plan. Teksas wykorzystał ten czas na nawiązanie ściślej
szych stosunków z Wielką Brytanią i Francją. Anglia, która
utrzymywała dobre stosunki zarówno z Teksasem jak i Me
ksykiem, podjęła szereg wysiłków na rzecz nakłonienia Me
ksyku do uznania niepodległości Teksasu. Flirt Teksasu z
Wielką Brytanią, ugruntowany jeszcze zawarciem traktatu
handlowego, wywołał zaniepokojenie w Stanach Zjednoczo
nych. Niektórzy Amerykanie obawiali się, że jego konsekwen
cją może być nawet włączenie Teksasu do brytyjskiego impe
rium. Obawy te sprawiły, że w USA zmieniło się nastawienie
do Teksasu i sprawa aneksji zaczęła budzić coraz większe za
interesowanie.
W październiku 1843 r. amerykański Sekretarz Stanu Abel
P. Upshur próbował wznowić negocjacje w sprawie aneksji
Teksasu, ale Houston, który liczył na szybkie uregulowanie
stosunków z Meksykiem, nie wyraził tym zainteresowania. W
styczniu 1844 r. następcy Upshura, Johnowi C. Calhounowi
udało się wznowić rozmowy i ostatecznie 11 kwietnia Teksas
i Stany Zjednoczone zawarły traktat o aneksji. Jego podpisa
nie zaktywizowało opozycję i abolicjonistów, którzy gwałtow
nie zaprotestowali przeciwko aneksji i dalszej ekspansji na
Zachód umożliwiającej rozwój niewolnictwa. 8 czerwca Se
nat amerykański odmówił ratyfikacji zawartego układu. W tej
sytuacji sprawa aneksji Teksasu stała się kluczowym tematem
politycznym kampanii prezydenckiej w USA w 1844 roku.
Kandydat demokratów James K. Polk, zdecydowany zwolen
nik ekspansji terytorialnej, uczynił z aneksji główne hasło
swojej kampanii wyborczej, co umożliwiło mu zwycięstwo w
wyborach. Wybór Polka na prezydenta odebrany został jako
poparcie opinii publicznej dla ekspansji. W grudniu 1844 r.,
na miesiąc przed oficjalnym objęciem urzędu przez nowego
prezydenta, jego poprzednik John Tyler przeprowadził przez
182
Kongres rezolucję o przyjęciu Teksasu do Unii. Teksas zobo
wiązany został do opracowania nowej konstytucji stanowej i
przedstawienia jej do zatwierdzenia Kongresowi przed 1 stycz
nia 1846 roku.
Wydarzenia wokół aneksji wzmogły naciski Wielkiej Bry
tanii i Francji na rząd Meksyku, aby ten uznał niepodległość
Teksasu. Oba kraje miały jeszcze nadzieję, że niepodległość
Republiki może okazać się atrakcyjniejsza dla Teksasu niż
włączenie do Stanów Zjednoczonych. Po przyjęciu rezolucji
w sprawie aneksji przez Kongres amerykański, przedstawiciele
rządu brytyjskiego zwrócili się do władz Teksasu o 3-miesięcz
ną zwłokę przed podjęciem ostatecznych decyzji, w celu uzy
skania zgody Meksyku na uznanie Republiki.
16 czerwca 1845 r. ostatni prezydent Teksasu Anson Jones
zwołał specjalną sesję teksaskiego Kongresu w celu opraco
wania nowej konstytucji. W lipcu Meksyk wyraził wreszcie
zgodę na uznanie niepodległości Teksasu, ale nie miało to już
większego znaczenia. Wyborcy teksascy zdecydowaną więk
szością głosów zaakceptowali propozycję aneksji i przyjęli w
referendum nową konstytucję. 29 grudnia 1845 r. została ona
zaakceptowana przez Kongres amerykański i z tą chwilą Te
ksas stał się oficjalnie częścią Stanów Zjednoczonych jako 28
stan Unii.
19 lutego 1846 r. podczas uroczystości w Austin J. Pickney
Henderson został zaprzysiężony na pierwszego gubernatora
Teksasu. Flaga Republiki Teksasu została opuszczona z ma
sztu i zastąpiona gwiaździstym sztandarem amerykańskim.
Ostatni akt wielkiego dramatu został odegrany. Republika
Teksasu przestała istnieć.
POLACY W TEKSASIE
Pierwsze wzmianki o Polakach w Teksasie pochodzą z koń
cowego okresu wojen napoleońskich. W 1812 r. hiszpański
konsul w Nowym Orleanie, don Diego Morfi, zgłosił rządowi
w Madrycie projekt osiedlenia w Teksasie polskich jeńców i
dezerterów z armii napoleońskiej walczącej w Hiszpanii. Mor-
fii zalecał przeprowadzenie na froncie hiszpańskim szerokiej
akcji propagandowej, mającej nakłonić Polaków do porzuce
nia służby francuskiej, a następnie osadzenie ich na pograni
czu Teksasu z Luizjaną. Pas osadnictwa polskiego, powstały
w ten sposób, miał stworzyć barierę odgradzającą posiadłości
hiszpańskie od Stanów Zjednoczonych. Projekt Morfiego zo
stał odrzucony. Władze hiszpańskie nie wierzyły w szansę
odciągnięcia Polaków od Napoleona. Ich zaniepokojenie bu-
Ą
• • •
dziła także możliwość przeniesienia przez Polaków na grunt
amerykański idei wolnościowych i rewolucyjnych, które mo
głyby zagrozić władzy Hiszpanii w jej zamorskich koloniach.
W 1818 r. wielu byłych żołnierzy polskich, w większości
dawnych jeńców z San Domingo (Haiti)
1
, było mieszkańcami
francuskiej kolonii Champ d'Asile założonej przez gen. Char-
lesa Lellemanda. Jednym z twórców fortyfikacji kolonii był
1
Byli to żołnierze ze 113 i 114 półbrygad francuskich (dawne polskie
3 półbrygada, utworzona z Legii Naddunajskiej, i 2 póbrygada powstała z
Legii Włoskiej dowodzone przez gen. Jabłonowskiego i ppłk. Zagórskie
go), którzy w latach 1802-1803 brali udział w tłumieniu antyfrancuskiego
powstania Murzynów.
184
polski artylerzysta Konstanty Paweł Malczewski, brat znane
go poety Antoniego Malczewskiego. W pracy pomagało mu
kilku innych Polaków: Skierdo, Boril i Sałanow, o których
jednak nie wiemy nic bliższego. Po opuszczeniu kolonii więk
szość Polaków uciekła wraz z Francuzami do Luizjany lub
powróciła do Europy. Malczewski wyemigrował do Meksyku
i wstąpił do armii meksykańskiej. W 1834 r. został generałem
artylerii. Brał później udział w wojnie ze Stanami Zjednoczo
nymi 1846-1848, a po jej zakończeniu uczestniczył w pra
cach nad wytyczeniem nowej granicy amerykańsko-meksykań-
skiej. Razem z Malczewskim w Meksyku znalazł się inny Po
lak, Karol Beneski, który został nawet adiutantem cesarzaAu-
gustina Iturbide. Wraz z nim brał udział w nieudanym powrocie
z Włoch w 1824 roku. Osadzono go początkowo w areszcie, a
następnie udał się na banicję, z której powrócił dopiero w 1829
roku. Służył w armii meksykańskiej do 1836 r., kiedy to z bli
żej nie wyjaśnionych przyczyn popełnił samobójstwo.
Jednym z uczestników wyprawy dr. Jamesa Longa do Teksa
su w 1821 r. był osiadły w Luizjanie Polak, kpt. Józef Aleksander
Czyczerin. Po klęsce Longa w La Bahii zdołał się uratować i uciekł
z niedobitkami flibustierów do Stanów Zjednoczonych.
W 1826 r. przybył do USA polski Żyd z Lublina, Szymon
Weiss (1800-1868). Kupiec, mason i obieżyświat, przez kilka
lat wędrował po świecie docierając do Turcji, Indii Zacho
dnich i Ameryki Południowej. W 1833 r. przybył do Teksasu i
osiedlił się w Galveston. Z ramienia rządu meksykańskiego
pełnił tam funkcję zastępcy komandanta urzędu celnego. Po
powstaniu Republiki Teksasu prezydent Houston mianował
go szefem urzędu celnego w porcie Sabinę Pass. W końco
wych latach życia Weiss zajął się handlem i zmarł jako za
możny i szanowany obywatel w Nacogdoches.
Po upadku Powstania Listopadowego wielu jego uczestni
ków, internowanych na terenie Austrii i Prus, zostało deporto
wanych do Stanów Zjednoczonych. Pierwszą grupę Polaków
185
liczącą około 230 osób zaokrętowano w Trieście. Dwoma stat
kami, przez Maltę i Gibraltar przewieziono ich do Nowego Jor
ku, dokąd dotarli 28 marca 1834 roku. Wkrótce potem przypły
nęło na 4 statkach około 300 dalszych Polaków internowanych
w Prusach. Polacy, nieznający języka i zupełnie nieprzystoso
wani do nowych warunków życia, z trudem radzili sobie w
Ameryce. Dużą pomoc okazał im specjalnie powołany komitet
społeczny, któremu przewodniczył słynny amerykański pisarz
James Fenimore Cooper. Działalność komitetu miała znaczny
wpływ na decyzję Kongresu, który nadał deportowanym Pola
kom ziemię w stanie Illinois. Zawodowym żołnierzom praca na
roli w trudnych warunkach pogranicza nie szła najlepiej, dlate
go wielu z nich na wieść o rekrutacji ochotników do walk w
Teksasie sprzedało swoje działki i zaciągnęło się do wojska.
Nieznana bliżej liczba Polaków przybyła do Teksasu zimą 183 5/
1836 roku. Jako doświadczeni żołnierze, wśród których było
trochę artylerzystów i saperów, stanowili cenny nabytek dla ar
mii teksaskiej. Wraz z większością ochotników amerykańskich
znaleźli się w oddziale płk. Fannina w Goliad.
Były mjr WP Michał Dębicki od 27 stycznia 1836 r. służył
w kompanii ochotników kpt. Chenowetha. Miesiąc później
wstąpił do kompanii saperów kpt. Peytona S. Wyatta. Wraz z
innymi jeńcami z oddziału Fannina zginął w masakrze w Go
liad 27 marca 1836 roku.
Dowódcą artylerii w zgrupowaniu Fannina był polski ofi
cer Franciszek Pietrasiewicz, który poległ w bitwie nad Cole-
to Creek 19 marca 1836 roku. Oprócz niego w oddziale Fanni
na służyli inni artylerzyści polscy: brat Franciszka, Adolf Pie
trasiewicz, Jan Karnicki i Józef Skrzynicki. Wszyscy przybyli
do Teksasu z Nowego Orleanu w oddziale ochotników Alaba
ma Red Rovers dr. Johna Shackelforda. Nie wiemy, jakie peł
nili funkcje, wiadomo jedynie, że Skrzynicki znajdował się w
obsłudze jedynej haubicy płk. Fannina. Podobnie, jak Dębic
ki, zginęli w niedzielę palmową 27 marca w egzekucji prze
prowadzonej na rozkaz gen. Santa Anny.
186
187
Najbardziej znanym Polakiem, uczestnikiem wojny o nie
podległość Teksasu, był Feliks Andrzej Wardziński
(1801-1848). Jako porucznik, słynnego 4 pułku piechoty
(„Czwartaków"), walczył w Powstaniu Listopadowym pod
Olszynką Grochowską. W USA znalazł się wraz z innymi
internowanymi w Austrii w marcu 1834 roku. Do Teksasu
przybył w styczniu 1836 r., a w lutym wstąpił jako szerego
wiec do kompanii kpt. Amasy Turnera. W jej składzie wziął
udział w bitwie na San Jacinto. Po zakończeniu wojny otrzy
mał od władz Republiki 320-akrową działkę i osiedlił się w
hrabstwie Harris, koło dzisiejszego Houston. Walczył
później w wojnie z Meksykiem, wyróżniając się m.in. w
bitwie o Monterrey stoczonej w dniach 21-23 września
1846 roku.
Oprócz Wardzińskiego w bitwie na San Jacinto walczyło
co najmniej dwóch innych Polaków, Fryderyk Lemski i Ry
szard Roman. Nie wiadomo jednak jak potoczyły się ich dal
sze losy.
Do historii Teksasu wpisał się także William Sandusky (Sa
dowski). Ten, urodzony w 1813 r. w Wirginii potomek Jakuba
Sadowskiego
2
, przybył do Teksasu już po zakończeniu wojny o
niepodległość. W 1839 r. brał udział w pracach nad wyborem
lokalizacji i opracowaniu map pod przyszłą stolicę Teksasu,
Austin. W 1840 r. został osobistym sekretarzem prezydenta
Lamara. Zrezygnował z tej funkcj i w 1841 r. ze względów zdro
wotnych i osiedlił się w Galveston, gdzie zmarł w 1846 r.
Nazwisko innego Polaka, szeregowego Kamińskiego, fi
guruje na liście żołnierzy teksaskich poległych 19 marca 1840 r.,
w walce z Komańczami, w Council House w San Antonio. Z
kolei Alfons Pisareński był uczestnikiem wyprawy do Santa
Fe w 1841 roku. 25 sierpnia stanął przed sądem wojskowym
2
Polak, Jan Antoni Sadowski, zbudował w 1735 r. faktorię handlową
nad Jeziorem Erie (Fort Sandusky). Jego synowie, Jakub i Józef, w latach
1773-1775 zbadali nieznane tereny Kentucky i założyli tam miejscowość
Harrodsburg.
niesłusznie oskarżony o kradzież szabli. Uwolniono go wkrót
ce od zarzutu po wykryciu właściwego sprawcy. Po uwięzie
niu przez Meksykanów w Santa Fe wraz z innymi Teksań-
czykami został przewieziony do Mexico City i osadzony w
więzieniu Perote. Opuścił je bardzo chory w kwietniu 1842
roku. Ostatni raz był widziany w stolicy Meksyku w sierpniu
1842 roku.
Około 200 Polaków wzięło udział po stronie amerykańskiej
w wojnie z Meksykiem 1846-1848 roku. Najsłynniejszym z
nich był kpt. Jakub W. Zabriske, który poległ w bitwie pod
Buena Vista 23 lutego 1847 r., jako oficer 1 pułku piechoty z
Illinois.
Najważniejszy rozdział w historii osadnictwa polskiego w
Teksasie został zapisany w 1854 roku. Latem tego roku w po
rcie Galveston wylądowało ponad 100 polskich rodzin z Gór
nego Śląska i okolic Krakowa (razem około 800 osób), pro
wadzonych przez księdza Leopolda Moczygębę (1824-1891).
Wielki głód, jaki zapanował na Śląsku w poł. XIX w., oraz
prześladowania pruskie i nietolerancja religijna ze strony władz
zaborczych sprawiły, że porzucili swoje domy w starym kraju
i po zaokrętowaniu się w Hamburgu wyruszyli szukać szczę
ścia wAmeryce. Jak głosi przekazywana z pokolenia na poko
lenie legenda, wśród wiezionych przez nich bagaży znajdował
się krzyż z kościoła parafialnego i tradycyjne śląskie pierzy
ny. 24 grudnia 1854 r. oficjalnie założono pierwszą w Teksa
sie i całych Stanach Zjednoczonych polską osadę o nazwie
Panna Maria.
Początki kolonii nie były łatwe. Choroby, odmienny klimat
i bandyckie grabieże dały się mocno we znaki nienawykłym
do nowego otoczenia imigrantom. Nie pomagało także sąsiedz
two okolicznych ranczerów i osadników amerykańskich, którzy
z dużą nieufnością odnosili się do dziwnych przybyszów nie
znających języka angielskiego i hołdujących nieznanym oby
czajom. Za swoich uznano ich dopiero po wybuchu wojny se
cesyjnej, kiedy Polacy z Panny Marii, z których wielu miało
188
za sobą służbę w armii pruskiej, zorganizowali kompanię ka
walerii pod dowództwem kpt. Piotra Kiołbasy.
W następnych latach w Pannie Marii założono pierwszą w
USA polską szkołę i wybudowano murowany kościół, w
którym nadal znajduje się stary krzyż przywieziony do Teksa
su przez parafian księdza Moczygęby. W najbliższym sąsiedz
twie wyrosły inne miejscowości o swojsko brzmiących na
zwach: Cestohowa, Kosciusko i Pewelekville. Dziś w szkole
w Pannie Marii nie wykłada się już po polsku, ale starsze po
kolenie wciąż mówi starym, trudnym do zrozumienia dla współ
czesnych Polaków, dialektem śląskim
3
.
3
Autor mógł się o tym przekonać osobiście podczas pobytu w Pannie
Marii i Cestohowie w 1991 r., rozmawiając tam z mieszkańcami, których
przodkowie przybyli do Teksasu w połowie XIX wieku.
ZAKOŃCZENIE
Wśród historyków amerykańskich bitwa na równinie San
Jacinto uznawana jest za jedną z tych, które zadecydowały o
historii świata.
W istocie trudno nie docenić jej rezultatów. Przesądziła o
losach ogromnego obszaru rozciągającego się od Luizjany do
wybrzeża Oceanu Spokojnego i dalej na północ do Oregonu.
Jej bezpośrednim skutkiem była niepodległość Teksasu i
późniejsza wojna amerykańsko-meksykańska 1846-1848,
której konsekwencją było wydarcie Meksykowi ponad poło
wy jego ówczesnego terytorium. W wyniku zwycięskiej woj
ny z Meksykiem Stany Zjednoczone powiększyły swój obszar
o jedną trzecią i rozciągnęły swoją suwerenność na tereny o
powierzchni 1,5 min km
2
, od Zatoki Meksykańskiej po Pacy
fik. W przyszłości na tym terytorium powstały stany: Teksas,
Nowy Meksyk, Arizona, Kalifornia, Nevada, Utah oraz czę
ściowo Kolorado, Kansas, Oklahoma i Wyoming.
Gdyby bitwa na San Jacinto została przez Teksańczyków
przegrana, osiedla amerykańskie i anglo-amerykańska cywili
zacja w Teksasie zostałyby zlikwidowane, a Meksyk utrwalił
by swoje władztwo nad ziemiami na północ od Rio Grandę.
Utrzymanie przez Meksyk dominacji nad Teksasem i wybrze
żem Pacyfiku do wybuchu wojny secesyjnej uniemożliwiłoby
zapewne Stanom Zjednoczonym opanowanie kiedykolwiek
tego ogromnego terytorium. W celu uświadomienia sobie, jak
wielkie znaczenie dla dzisiejszych Stanów Zjednoczonych mają
190
ziemie wydarte Meksykowi, wystarczy przykład samego Te
ksasu.
Teksas jest największym, po Alasce, stanem USA. Liczy
262 015 mil
2
(692 000 km
2
) i stanowi 7,5% ogólnej powierzch
ni oraz 7% zasobów wodnych kraju. Na jego obszarze leży
3100 miast i osiedli, z czwartą co do wielkości aglomeracją
miejską Stanów Zjednoczonych, Houston. Teksas to również
potęga gospodarcza, kulturalna i naukowa. Zajmuje pierwsze
miejsce w kraju pod względem hodowli bydła (w przeszłości
wyeksportowano stąd do innych części USA przeszło 4 min
sztuk bydła) i uprawy bawełny (30% produkcji krajowej). To
także 40% amerykańskiego wydobycia ropy naftowej i 75%
zasobów gazu ziemnego. Do tego dochodzi czołowa rola w
amerykańskim procesie badań kosmicznych. Przeszło 17 min
ludzi, spośród których zaledwie 60% to rodowici Teksańczy-
cy (w tym 20% stanowi ludność pochodzenia hiszpańskiego),
tworzy niespotykany nigdzie indziej tygiel kulturowy i naro
dowościowy.
Długa i bogata historia Teksasu, której może mu pozazdro
ścić większość pozostałych stanów USA, stanowi przedmiot
niezwykłej dumy i troski wszystkich Teksańczyków. Szcze
gólną czcią otaczane sa miejsca związane z wojną o niepodle
głość Teksasu. Historyczna misja Alamo, zwana Ołtarzem
Teksasu (Shrine of Texas), należy do najsłynniejszych obiek
tów historycznych w całych Stanach Zjednoczonych i jest
miejscem pielgrzymek niezliczonej liczby Amerykanów i za
granicznych turystów. Stała się także ulubionym tematem fil
mowym i literackim
1
.
1
W 1959 r. John Wayne zrealizował swój słynny western pt. , Alamo". Spe
cjalnie na potrzeby filmu, koło miejscowości Bracketville przy granicy z Meksy
kiem, zbudowano replikę oryginalnej misji Alamo i zabudowań San Antonio de
Bexar. Obiekt ten stanowi dziś atrakcję turystyczną i plener zdjęciowy dla wielu
westernów i wszystkich filmów poświęconych wojnie o niepodległość Teksasu.
191
Dawne pole bitwy na San Jacinto stanowi dziś centrum
1000-akrowego parku historycznego San Jacinto Battleground.
Dominuje nad nim monumentalny pomnik z białego piaskow
ca o wysokości blisko 180 metrów, upamiętniający zwycię
stwo Teksańczyków gen. Houstona nad wojskami gen. Santa
Anny. Na ścianach pomnika znajdują się także akcenty pol
skie. Wśród nazw 11 krajów, z których pochodzili ochotnicy
walczący na San Jacinto po stronie teksaskiej, widnieje także
nazwa Polski. Na pamiątkowej zaś tablicy, na której wyry
to personalia blisko 800 uczestniczących w bitwie żołnierzy
gen. Houstona, odszukać można nazwiska jej polskich uczest
ników, Feliksa Wardzińskiego, Fryderyka Lemskiego i Ryszar
da Romana.
ANEKS
Notki biograficzne:
GEN. SAMUEL HOUSTON
Urodził się 2 marca 1793 r. w hrabstwie Rockbridge w
Wirginii. Po śrnierci ojca w 1807 r. przeniósł się wraz z matką
do Tennessee. W wieku 15 lat uciekł z domu i przez trzy lata
żył wśród Indian z plemienia Czirokezów. W 1813 r. zacią
gnął się jako zwiadowca do armii gen. Andrew Jacksona, z
którym połączyła go przyjaźń osobista i polityczna. W 1814 r.
został porucznikiem ochotników w armii Stanów Zjednoczo
nych. Pod rozkazami Jacksona walczył w wojnie z Krikami
(1813-1814) i Seminolami (1817-1818).
Po wojnie osiadł w Tennessee, gdzie przez pewien czas pro
wadził działalność handlową i uczył się prawa. W 1818 r. roz
począł praktykę prawniczą. W latach 1823-1827 deputowany
do Izby Reprezentantów Kongresu Stanów Zjednoczonych.
W latach 1827-1829 był gubernatorem Tennessee. Generał
milicji stanowej. Po krótkim, nieudanym małżeństwie wyco
fał się z życia politycznego i wyjechał na Zachód. Przyjęty do
plemienia Czirokezów pod imieniem Kruk. Reprezentował in
teresy Czirokezów w Waszyngtonie, gdzie walczył przed Kon
gresem o prawa Indian.
W 1832 r. prezydent Jackson mianował go specjalnym agen
tem do negocjacji z Indianami na pograniczu Teksasu. W 1833
r. osiedlił się w Nacogdoches. W 1835 r. wybrany dowódcą
193
ochotników z Nacogdoches i San Augustine. Przewodniczył
komisji przygotowującej projekt pierwszej konstytucji Teksa
su. Od listopada 1835 r. był dowódcą wojsk regularnych Te
ksasu. 23 lutego 1836 r. podpisał w Nacogdoches traktat po
kojowy z Czirokezami (tzw. Houston-Forbes Treaty). 4 mar
ca 1836 r. wybrany naczelnym wodzem armii Teksasu. 21
kwietnia zwyciężył wojska gen. Santa Anny w bitwie na San
Jacinto. Ranny, przez kilka miesięcy przebywał na leczeniu w
Nowym Orleanie. Był pierwszym prezydentem Republiki Te
ksasu 1836-1838. Ponownie pełnił ten urząd w latach
1841-1844. Po aneksji Teksasu został senatorem (1846-1859).
W 1849 r. zawarł traktat pokojowy z Indianami w Grapevine.
W latach 1859-61 gubernator Teksasu. Po secesji Teksasu w
1861 r. trzykrotnie odmówił złożenia przysięgi na wierność
Konfederacji, zwolniony ze stanowiska gubernatora. Zmarł 26
lipca 1863 r. w Huntsville w Teksasie.
GEN. ANTONIO DE PADUA SEVERINO LOPEZ DE
SANTA ANNA PEREZ DE LEBRON
Urodził się 21 lutego 1794 r. w Jalapie koło Veracruz w
rodzinie hiszpańskiej. Od 1810 r. był kadetem w pułku pie
choty hiszpańskiej pilnującym spokoju wśród Indian. W 1813 r.
otrzymał stopień porucznika dragonów. Służył w armii gen.
Arredondo walczącej z rewolucjonistami w Teksasie. Wyróż
nił się w bitwie nad rzeką Medina koło San Antonio. Do 1821 r.
służył w armii hiszpańskiej walczącej z powstańcami. Wraz z
gen. Iturbide przeszedł na stronę rewolucjonistów. W 1822 r.
został generałem brygady. W grudniu 1822 r. wystąpił prze
ciwko cesarzowi Augustinowi Iturbide. Gubernator stanu Yu-
catan i szef wojsk inżynieryjnych.
W 1829 r. pokonał ekspedycyjne wojska hiszpańskie w
Tampico. Od tego czasu uważany za męża opatrznościowego
i bohatera narodowego Meksyku. W 1833 r. wybrany po raz
pierwszy prezydentem (łącznie w latach 1833-1847 pełnił
funkcje prezydenta i wiceprezydenta Meksyku 11 razy). Dwu-
194
krotny dyktator w latach 1835-1836 i 1853-1855. W 1834 r.
stłumił bunt liberałów w Zacatecas, a w 1835 r. powstanie w
stanie Yucatan.
Podczas wojny o niepodległość Teksasu zajął San Antonio
(zdobycie Alamo 6 kwietnia 1836 r.). 21 kwietnia 1836 r. po
niósł decydującą klęskę w starciu z wojskami gen. Houstona
na równinie San Jacinto. Do listopada 1836 r. przebywał w
niewoli teksaskiej, z której odesłano go do Stanów Zjedno
czonych. Z USA wrócił do Meksyku w 1837 r. i odzyskał utra
coną władzę. Jako dowódca wojsk meksykańskich został po
konany w bitwie o Veracruz podczas francuskiej interwencji
w Meksyku 1838-1839 roku. W 1845 r., odsunięty od władzy,
udał się na emigrację, na Kubę. W 1847 r. wezwali go do kra
ju liberałowie powierzając mu dowództwo armii meksykań
skiej w wojnie ze Stanami Zjednoczonymi (1846-1848). 22-23
lutego 1847 r. stoczył nierozstrzygniętą bitwę z Amerykanami
pod Buena Vista. 17-18 kwietnia 1847 r. poniósł klęskę w
bitwie pod Cerro Gordo. 14 września oddał stolicę. Po prze
granej, ponownie odsunięty od władzy, udał się na emigrację
na Jamajkę. W 1853 r. znowu wrócił do kraju, wezwany przez
konserwatystów, i objął rządy dyktatorskie zamierzając przy
wrócić monarchię. W 1855 r., po sprzedaży Amerykanom do
liny Mesilla (tzw. Gadsden Purchase), został obalony przez
liberałów i udał się na wygnanie do Kolumbii. Wrócił z emi
gracji w 1874 r. Zmarł 22 czerwca 1876 r. w Mexico City.
BIBLIOGRAFIA
Barr Alwyn, Texas in Revolt, The Battle ofSan Antonio 1835,
University of Texas Press, Austin 1990.
D a y W.C., History ofthe San Jacinto Campaign, San Jacinto State
Park,
Houston 1926.
F r i e n d Llerena B., Sam Houston the Great Designer, University
of Texas Press, Austin 1954.
H a y t h o r n t h w a i t e Philip, The Alamo and the War of Texan
Independence 1835-36,
Osprey Publishing Ltd, London 1986.
History Battles and Fali ofthe Alamo,
Copyrighted by L.F. M e y -
e r s, San Antonio 1896.
Johnson Michael, The Real West, Octopus Books Ltd., London
1983.
Kingston Mikę, A Concise History of Texas, Gulf Publishing
Company, Houston 1988.
Łepkowski Tadeusz, Historia Meksyku, Ossolineum, Wrocław
1986.
M c C o m b David G., Texas, A Modern History, University of Te-
xas Press, Austin 1989.
McDonald Archie P., The Trail to San Jacinto, American Press,
Boston 1982.
M u r r a y Ellen N., Native Americans and the Republic, Star ofthe
Republic Museum, Washington, Texas 1992.
N e s m i t h Samuel P., The Spanish Texans, The University of Texas,
Institute of Texan Cultures, San Antonio 1972.
Newcomb W. W. Jr., The Indians ofTexas, University of Texas
Press, Austin 1990.
196
N o o n a n Mary Ann, The Alamo, The Alamo Press, San Antonio
1983.
P o h l James W., The Battle ofSan Jacinto, Texas State Historical
Assiociation, Austin 1989.
P r o c t e r Ben H., The Battle ofthe Alamo, Texas State Historical
Association, Austin 1986.
R a m s d e 11 Charles, San Antonio, A Historical and Pictorial Gui
de,
University of Texas Press, Austin 1959.
R i c h s t e i n Andreas V., The Making ofTexas, University of Te-
xas Press, Austin 1989.
Ring-TailedPanthers and Cornstalk Lawyers, The Men WhoSigned
the Declaration oflndependence,
Star ofthe Republic Museum,
Washington, Texas 1991.
R o z b i c k i Michał, Narodziny Narodu, Historia Stanów Zjedno
czonych do 1861 r.,
Oficyna Wydawnicza Interim, Warszawa
1991.
The Alamo,
Long Barrack Museum, Daughters of the Republic of
Texas, San Antonio 1983.
Z a r e m b a Paweł, Historia Stanów Zjednoczonych, Bellona, War
szawa 1992.
Z a v a 1 a de Adina, The Story ofthe Siege and Fali ofThe Alamo,
Adina de Zavala, San Antonio 1911.
SPIS ILUSTRACJI
Cabeza de Vaca, mai. Frederic Remington, repr. z Samuel P. N e -
s m i t h, The Spanish Texans.
Franciszkański misjonarz na czele osadników hiszpańskich w No
wym Świecie, rys. Jose Cisneros, z N e s m i t h, op. cit.
Renę Robert Cevelier Sieur de La Salle, repr. z Nesmith, op. cit.
Żołnierze hiszpańscy w Teksasie w 1718 r., repr. z Nesmith, op. cit.
Cesarz Augustin Iturbide, repr. z N e s m i t h, op. cit.
Stephen Fuller Austin - „Ojciec Teksasu", ze zbiorów San Jacinto
Museum of History, repr. z Archie M c D o n a l d , The Trail to
San Jacinto
Gen. Antonio Lopez de Santa Anna, repr. z Mary Ann N o o n a n,
The Alamo
Bitwa pod Gonzales (rekonstrukcja), repr. z Texas Guide - Texas
Highways
Działo „Come and take it", repr. z James W. P o h l , The Battle of
San Jacinto
William Barret Travis w 1835 r., rys. Wiley Martin, ze zbiorów Dau
ghters ofthe Republic of Texas w San Antonio
James Bowie, mai. John SmithAdams, ze zbiorów Institute of Texan
Cultures w San Antonio
Nóż Bowie, repr. z The Alamo, Long Barrack Museum
Sam Houston jako agent indiański, repr. z Ellen N. M u r r y, Native
Americans and the Republic
William B. Travis w mundurze ppłk. regularnej kawalerii Teksasu,
mai. Henry McArdle, repr. z N o o n a n . o p . cit.
Crockett jako Davy kongresmen
198
Davy Crockett 1786-1836
Mapa Alamo i San Antonio, rys. płk Ygnacio de Labistida, marzec
1836 r., repr. z N o o n a n, op. cit.
Sztucer myśliwski wykonany przez Jacoba Dickerta, słynnego ru
sznikarza z Pennsylwanii (tzw. Kentucky Rifle). Broni tego typu
używali obrońcy Alamo, repr. z The Alamo, Long Barrack Mu-
seum
Oryginalny sztucer Davy Crocketta, zwany „Old Betsy", repr. z The
Alamo,
Long Barrack Museum
Działa użyte w obronie Alamo, repr. z Phi lip H a y t h o r n t h w a i -
t e, The Alamo and the War ofTexan Independence 1835—36
Najcięższe działo 18-funtowe z Alamo, repr. z The Alamo, Long
Barrack Museum
Travis, rysujący szabląlinię na dziedzińcu Alamo, mai. Louis Eyth,
repr. z N o o n a n, op. cit.
Szturm Alamo, mai. nieznany autor, ze zbiorów Texas Institute of
Texan Cultures, repr. z N o o n a n op. cit.
Świt w Alamo, mai. Henry McArdle, repr. z N o o n a n , op. cit.
Travis broniący murów Alamo, mai. Ruth Conerly Zacharisson, repr.
z The Alamo, Long Barrack Museum
Upadek Alamo, mai. Robert J. Onderdonk, repr. z Ben H. P r o c e r,
The Bat tle of Alamo
Śmierć JimaBowie, mai. Louis Eyth, repr. z P r o c t e r , o p . cit.
Upadek Alamo, rekonstrukcja
Susannah Dickinson z dzieckiem opuszcza ruiny Alamo, mai. H.A.
De Young, repr. z H a y t h o r n t h w a i t e, op. cit.
Wnętrze chaty, w której podpisano Deklaracją Niepodległości
Teksasu
(rekonstrukcja), fot. ze zbiorów autora
Presidio La Bahia (stan obecny), fot. ze zbiorów autora
Żołnierz Meksykański z załogi Presidio La Bahia (rekonstrukcja),
fot. ze zbiorów autora
Płk James Walker Fannin, ze zbiorów Dallas Historical Society, repr.
z The Alamo, Long Barrack Museum
Ochotnik teksaski, repr. z The Alamo, Long Barrack Museum
Broń i wyposażenie ochotników teksaskich, ze zbiorów San Jacinto
Museum of History, fot. ze zbiorów autora
Pistolet kapiszonowy używany przez kpt.Graysona, repr. z The
199
Alamo,
Long Barrack Museum
Sam Houston w mundurze generała armii Teksasu, wg sztychu z
1838 r., repr. z H a y t h o r n t h w a i t e . o p . cit.
Gen. Antonio Lopez de Santa Anna, wg sztychu współczesnego,
repr. M c D o n a 1 d, op. cit.
Płk Sidney Sherman, portret nieznanego artysty z 1836 r., repr. z
P o h 1, op. cit.
Erastus „Deaf Smith ("Głuchy" Smith), mai. Thomas J. Wright,
portret ze zbiorów San Jacinto Museum of History, repr. z M c -
D o n a 1 d, op. cit.
Płk Juan Almonte, fot. z ok. 1860 r., ze zbiorów Benson Latin
American Collection, repr. z P o h 1, op. cit.
Kpt. Juan N. Seguin, mai. Thomas J. Wright, repr. z P o h 1, op.
cit.
Mirabeau Bonaparte Lamar, repr. z M u r r y, op. cit.
Gen. Sam Houston, mai. Stephen S. Thomas, ze zbiorów San Jacinto
Museum of History, repr. z P o h 1, op. cit.
Bitwa na San Jacinto, mai. Henry McArdle, z P o h 1, op. cit.
Kapitulacja gen. Santa Anny, mai. William H. Huddle, repr. z The
Alamo,
Long Barrack Museum
Gen. Sam Houston jako prezydent Republiki Teksasu
Gen. Antonio Lopez de Santa Anna jako prezydent Meksyku
Pomnik na San Jacinto wzniesiony w 1936 r. w setną rocznicę bitwy,
repr. z Texas Guide - Texas Highways
Chata S. Austina w San Felipe (rekonstrukcja), fot. ze zbiorów autora
SPIS MAP
Podział administracyjno-polityczny Meksyku w 1824 r.
Teksas w 1836 r.
Szturm Alamo 6 marca 1836
Kampania San Jacinto 1836
Bitwa na San Jacinto 1836
Podział administracyjno-polityczny Meksyku w 1824 r.
toria Meksyku, T. Łepkowski
Kampania San Jacinto 1836
SPIS TREŚCI
Wstęp 3
Przyjdźcie i weźcie 6
Sześć flag nad Teksasem 12
Indianie w Teksasie 12
Konkwistadorzy i misjonarze 16
Wyprawa La Salle'a 22
Kolonizacja hiszpańska w Teksasie 25
Insurgenci i flibustierzy 40
Republika doktora Longa 44
Stephen Austin - „Ojciec Teksasu" 47
Rebelia Fredonii 55
Misja generała Terana 56
Przygrywka do wojny 59
Rewolucja teksaska 80
Bitwa o San Antonio 80
Armia teksaska 90
Ekspedycja Matamoros 95
Armia do Operacji w Teksasie gen. Santa Anny 101
Oblężenie Alamo 110
Masakra w Goliad 128
„Odwrót w błocie" gen. Houstona 134
San Jacinto 152
Republika Teksasu 1836-1845 171
Polacy w Teksasie 183
Zakończenie 189
Aneks - notki biograficzne gen. Houstona
i gen. Santa Anny 192
Bibliografia 195
Wykaz ilustracji 197
Spis map 200