Rozdział 4
- Ale jesteś szczęściarą! - powiedziała Soraya do Amy, kiedy następnego ranka stały
przed szkołą przy fontannie. Amy właśnie opowiedziała przyjaciółce o Piorunie.
Soraya przytrzymała ręką czarne, sięgające ramion włosy i nachyliła się, by napić się
wody. - Dlaczego ja nie mogę mieć ojca, który kupi mi konia do skakania?
- Bo ty masz normalną rodzinę - zaśmiała się Amy.
Wiedziała, że przyjaciółka, mieszkająca normalnie z rodzicami, wcale jej nie
zazdrości sytuacji.
- To prawda - Soraya wypuściła włosy, które opadły jej luźno na ramiona. - Ale i
tak nie miałabym nic przeciwko, gdyby postanowili kupić mi konia - jakiegokolwiek.
Amy popatrzyła na nią ze współczuciem. Największym zmartwieniem Sorai było to,
że ojciec nie pozwala jej na konia.
- Przecież wiesz, że możesz jeździć w Heartlandzie kiedy tylko chcesz -
powiedziała Amy.
- Wiem - odpowiedziała Soraya, a w jej oczach zamigotał chochlik. - Przecież tylko
dlatego się z tobą przyjaźnię.
- Dawno to odkryłam - zaśmiała się Amy. Dziewczęta uśmiechnęły się do siebie.
Przyjaźniły się od trzeciej klasy i znały niemal na wylot.
W tej samej chwili zadzwonił dzwonek.
- Chodź - powiedziała Soraya. - Wracamy do klasy.
Kiedy Amy wróciła ze szkoły do domu, Piorun wyglądał ponad drzwiami swojego
boksu. Podeszła, by się z nim przywitać, i pogłaskała go po szyi.
- Za chwilę pojedziemy na przejażdżkę - powiedziała, podekscytowana tym faktem.
Piorun podniósł pysk na wysokość jej twarzy, wypuścił powietrze z nozdrzy i
spojrzał na nią ufnym i czułym wzrokiem.
Pocałowała go w czubek nosa i pobiegła do domu, żeby się przebrać. Założyła stare
dżinsy i koszulkę, po czym poszła poszukać Trega; chciała usłyszeć, co się działo,
kiedy była w szkole. Znalazła go na wybiegu treningowym - jeździł właśnie na
Majorze, koniu, który został przywieziony do Heartlandu, bo miał nawyk brykania.
Na widok Amy Treg zatrzymał gniadego wałacha i podjechał do bramy.
- Coraz lepiej mu idzie! - zawołała.
- Ani razu dzisiaj nie bryknął - potwierdził Theg i poklepał go po szyi, a następnie
zdał relację z całego dnia. - Jeszcze trzeba popracować z Hektorem, Mefisto, Ma-
disonem, Jaśminą i Wiosną - no i przydałoby się wkrótce zmienić opatrunek na nodze
Figara.
- Od razu to zrobię - powiedziała. - Jeśli ty zajmiesz się Hektorem, a Ben Mefisto,
to ja wezmę Madisona i Wiosnę. A Soraya, jak się zjawi, może pojeździć na Jaśminie.
- A co z Piorunem? - zapytał. - Myślałem, że chcesz się teraz na nim przejechać.
- To może zaczekać - odparła, próbując nie okazywać rozczarowania. Strasznie
chciała usiąść w siodle na Piorunie, ale wiedziała, że nie może teraz jeździć, skoro jest
jeszcze tyle rzeczy do zrobienia. Zwłaszcza że poprzedniego dnia powiedziała
Thegowi, że Piorun nie będzie przeszkadzał jej w pracy.
- Nie musi - Treg czytał jej chyba w myślach. - Najpierw się przejedź.
- Nie masz nic przeciwko? - zapytała. Pokręcił głową.
- Och, Treg, dziękuję! - ucieszyła się.
Zanim jednak osiodłała Pioruna, poszła do boksu Figara. Opuchlizna znacznie
zmalała. Amy przejechała delikatnie palcami po uszkodzonym ścięgnie - było ciepłe,
ale nie tak gorące, jak bezpośrednio po urazie.
- Jest lepiej - powiedziała do kuca, przykładając świeżą torebkę z lodem i
obwiązując ją bandażem. - Zobaczymy, co powie Scott, jak tu jutro przyjedzie. - Po-
klepała Figara, zabrała przyrządy do czyszczenia i przeszła do boksu Pioruna.
Kończyła właśnie szczotkowanie jego sierści, kiedy przyjechała Soraya.
- On jest boski! - zawołała, wchodząc do stajni.
- Wiem - powiedziała Amy z dumą.
- I naprawdę przypomina Pegaza - zauważyła Soraya. Koń trącił pyskiem jej ręce.
- Mam nadzieję, że skacze równie dobrze.
Amy osiodłała Pioruna i wyprowadziła na wybieg treningowy. Słysząc stukot kopyt,
Ben i Treg porzucili swoje zajęcia i stanęli obok Sorai.
- Dzisiaj nie będę go przemęczać - powiedziała Amy i usiadła w siodle. Chwyciła za
lejce i przycisnęła boki konia łydkami. Piorun błyskawicznie ruszył do przodu,
chwytając pyskiem za wędzidło. Przy najmniejszym dotyku zmieniał kierunek jazdy,
obracał się, zawracał i zatrzymywał. Amy była wniebowzięta. Jeszcze nigdy nie
jeździła na tak dobrze wyszkolonym koniu. Kazała mu kłusować, a potem galopować.
Piorun poruszał się bez wysiłku, płynnym, gładkim krokiem. Był niezwykle silny i
wysportowany, a przy tym Amy miała wrażenie, że wystarczy najmniejszy sygnał z jej
strony, by zrobił to, co chciała. Na środku wybiegu stała pojedyncza przeszkoda, miała
około 120 centymetrów wysokości. Amy dwa razy się nie zastanawiała. Zapominając,
że miała nie przemęczać Pioruna, skierowała go wprost na płotek. Wydłużył krok i
odbił się. Przez krótką, cudowną chwilę Amy miała wrażenie, że frunie w powietrzu, a
potem wylądowali zgrabnie po drugiej stronie.
- Dobry konik - zawołała, klepiąc go radośnie. Poprowadziła go do miejsca, w
którym stali 1feg, Soraya i Ben. - Nieźle! - Soraya nie kryła podziwu.
- To dopiero koń! - zawołał Ben. - Czy ty zdajesz sobie sprawę, jak daleko możesz
z nim zajść? Zawody krajowe, mistrzostwo świata, a może nawet olimpiada!
- Uważaj, już pędzę! - zaśmiała się Amy, ale w głębi serca czuła oszałamiającą
radość. Piorun był nie tylko dobrym skoczkiem - był koniem naprawdę wyjątkowym.
Poklepała go po szyi, a wtedy powróciło marzenie z dzieciństwa: kiedyś, kiedy
dorośnie, będzie słynnym skoczkiem, jak jej rodzice. Wiedziała, że Ben tylko kpił, ale
kto wie - może ona i Piorun staną kiedyś razem na podium? Bądź realistką!, ofuknęła
sama siebie.
- Skoczysz jeszcze raz? - zapytał Ben.
- Na pierwszy dzień wystarczy. Mogę najwyżej pojechać z nim na ścieżkę. Możemy
razem jechać, Soraya, jeśli chcesz wziąć Jaśminę.
- Pewnie. Zaraz ją osiodłam.
- Pomogę ci - zaoferował się Ben.
- Dzięki - Soraya obdarzyła chłopaka uśmiechem.
Kiedy odeszli, Amy zdała sobie nagle sprawę, że Treg nie odezwał się ani słowem
na temat skoku Pioruna.
- A ty co o tym sądzisz? - zapytała. - Co jest grane? - dodała, widząc jego minę.
Treg zawahał się.
- Amy, Piorun to bardzo utalentowany koń.
- No i? Tak mówisz, jakby to był problem.
- Bo moim zdaniem jest - powiedział Treg cicho i westchnął. - Znam cię dobrze,
Amy. Nie wystarczy ci, że będziesz zabierała takiego konia, jak Piorun na lokalne
konkursy. Będziesz chciała czegoś więcej - zawodów stanowych, konkursów w dni
powszednie. Jak to pogodzimy z Heartlandem?
- Przecież już wczoraj o tym rozmawialiśmy. Powiedziałam ci, że konkursy w żaden
sposób nie będą kolidowały z pracą w schronisku.
- Aha, czyli będziesz pracowała nocami i przychodziła do domu na obiad.
Faktycznie, nic trudnego.
- Wszędzie widzisz problemy - zaprotestowała. Uda się, sam zobaczysz.
Przez chwilę wydawało się, że Treg będzie dalej argumentował, ale w końcu
wzruszył ramionami.
- Jak uważasz - powiedział. I odszedł.
Patrzyła w ślad za nim. Wiedziała, że go nie przekonała. Ale Treg nie ma racji. Nie
zaniedbam Heartlandu, na pewno nie.
- Dzwonił Nick Halliwell, kiedy jeździłaś - oznajmiła Lou. Był wieczór i Amy myła
właśnie ręce. - Chce, żebyśmy wzięli do siebie jednego z jego koni.
- A tak - Amy przypomniała sobie rozmowę, jaką przeprowadzili podczas konkursu
w Meadowville. Spojrzała na dziadka, który siedział przy kuchennym stole. - Mówił mi
o tym.
- Powiedziałam mu, że chwilowo nie mamy miejsca - wyjaśniła Lou. Trzymała w
ręku kluczyki od samochodu i chyba się gdzieś wybierała. - Ale Nick nie chce go
posyłać nigdzie indziej. Czy któregoś z koni można już odesłać do domu?
- Madisona - powiedziała Amy. - Wchodzi do przyczepy bez problemów.
Właściciele mogliby odebrać go w weekend.
- Czyli koń Nicka Halliwella może zająć jego boks?
- Jasne.
- Super - powiedziała Lou. - W takim razie jutro zadzwonię do Nicka.
Amy ruszyła w kierunku schodów.
- Idę się przebrać.
- Amy - zaczął dziadek - zanim pójdziesz musimy coś razem przedyskutować.
Wróciła powoli do stołu. Podejrzewała, czego będzie dotyczyć ta rozmowa, i nagle
zaschło jej w gardle.
Dziadek i Lou wymienili spojrzenia.
- Rozmawiałem właśnie z Lou o pójściu na cmentarz i przeczytaniu czegoś -
powiedział.
- Tak ... dobry pomysł - wyjąkała.
- Dobrze, Amy ... - ale zanim dziadek zdążył dokończyć zdanie, uciekła schodami
na górę. Kiedy znalazła się w swoim pokoju, wzięła głęboki, drżący oddech. Do
rocznicy śmierci mamy zostały już niecałe trzy tygodnie. Jak przetrwam ten dzień?
Niebo było ciemne. W zacinającym deszczu pojawiła się jakaś postać zmierzająca
ku samochodowi. Nie! Amy próbowała krzyczeć, widząc, że mama otwiera drzwi
szoferki, ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Nie mogła mówić ani się
ruszać. Kiedy usiadła obok mamy w szoferce pikapa, deszcz płynął strugami po
drodze. Była przemoczona i miała dreszcze. Przyczepa za plecami zatrzęsła się, kiedy
koń uderzył kopytami w metalowe ścianki. Uderzenie pioruna zagłuszyło jednak
walenie końskich kopyt. Błyskawica rozświetliła nagle niebo i Amy zaczęła krzyczeć.
A potem to się stało. Thż przed nimi zaczęło walić się drzewo ...
Amy obudziła się spocona. U siadła na łóżku. Znowu ten sen. Już dawno go nie
śniła. Odgarnęła spocone włosy, odrzuciła pościel i podeszła drżącym krokiem do
okna. Świt sączył się już przez zasłony. Odsunęła je, otworzyła okno i zaczęła nabierać
hausty zimnego powietrza.
Kiedy jej oddech się uspokoił, spojrzała na budzik.
Już prawie szósta. Równie dobrze może się ubrać i zabrać do pracy. Na pewno nie
wróci już do łóżka.
Poranek był piękny. Promienie słońca odbijały się od tafli wody stojącej w beczce.
Piorun wyglądał ponad drzwiami boksu, na jej widok zarżał cicho.
Amy zmieniła zdanie. Zamiast zabierać się za codzienne obowiązki, chwyciła siodło
i uździenicę Pioruna.
Kiedy zapinała popręg, Piorun trącił psykiem jej plecy. Uśmiechnęła się.
- Chodź - powiedziała. - Wybierzemy się na przejażdżkę·
To był idealny dzień na jazdę. Kłusując po piaszczystej ścieżce, Amy poczuła, że
uspokaja ją regularny rytm uderzeń końskich podków. Zanim wróciła do domu, nie
było już śladu po wspomnieniach nocnego koszmaru.
Tego dnia Amy z trudem koncentrowała się na lekcjach w szkole - cały czas
wracała myślami do Pioruna. Oczami wyobraźni widziała już, jak siedzi na jego grzbie-
cie i razem szybują ponad kolorowymi przeszkodami, a tłum na trybunie wiwatuje na
ich cześć.
- O czym tak dzisiaj rozmyślasz? - zapytała Soraya, kiedy wychodziły z klasy na
długą przerwę.
- O Piorunie - odpowiedziała Amy z uśmiechem. On jest doskonały - dodała i
westchnęła. - Szkoda, że Treg tego nie widzi. Jest przeciwny mojemu udziałowi w
zawodach!
- Wiesz, że Treg nie pasjonuje się konkursami - Soraya wzruszyła ramionami.
- Pewnie masz rację. Tylko nie mogę zrozumieć, dlaczego on jest tak negatywnie
nastawiony do Pioruna. To nie w jego stylu.
- Rzeczywiście, nie - zgodziła się Soraya, po czym zamyśliła się. - Może coś jeszcze
go gryzie?
- Na przykład co? - zapytała Amy. Doszły do szafek i zaczęły wkładać do nich
książki.
Soraya zawahała się.
- Treg był mocno związany z twoją mamą, prawda? No wiesz, skoro wkrótce minie
rok od ... od wypadku. Może on o tym myśli?
Amy poczuła, jak coś ściska ją za gardło.
- Może - wydusiła z siebie. -Tylko czemu nic nie mówi?
Soraya spojrzała badawczo na przyjaciółkę.
- Tak jak ty.
Amy zamarła.
- Amy, w ogóle o tym nie wspominasz - powiedziała cicho Soraya, przyglądając się
koleżance. - A taka skrytość jest zupełnie do ciebie niepodobna.
Amy nie odezwała się, więc Soraya westchnęła i dalej odkładała książki.
- Ja tylko chciałam powiedzieć, że skoro ty nie chcesz o tym rozmawiać, to nie
powinnaś się dziwić, że i Treg nie chce.
- Pewnie tak - Amy zmusiła się, żeby coś powiedzieć.
Soraya dotknęła jej ramienia.
- Wiesz, że zawsze jestem przy tobie, gdybyś chciała porozmawiać.
- Tak, wiem - Amy zamknęła szafkę z trzaskiem. - Ale wszystko jest OK. Całkiem
OK. - dodała. Nie chciała o tym rozmawiać, nawet z Sorayą. Zmusiła się do uśmiechu.
- Chodźmy na lunch. Opowiem ci o konkursach, na jakie chciałabym zabrać Pioruna.
- Widzę dużą poprawę - powiedział weterynarz, Scott Trewin. Właśnie badał nogę
Figara. - Cieszę się, że tak szybko zeszła mu opuchlizna.
- Co teraz robimy? - zapytała Amy:
- Trzeba zaprzestać zimnych okładów - powiedział Scott. - A potem będzie mu
potrzebny odpoczynek. Za kilka dni może zacząć się ruszać - ale żadnej jazdy, tylko
spacer na lonży.
- A może iść na pastwisko? - zapytała Amy z nadzieją.
Scott pokręcił przecząco głową.
- Obawiam się, że nie. Gdyby zaczął kłusować, mógłby znowu uszkodzić sobie to
ścięgno. To częsty problem: koń wydaje się zdrowy, ale kontuzja jeszcze nie została
wyleczona i łatwo o ponowne naderwanie ścięgna.
- A masaż na ciepło z olejkami mógłby pomóc? I co z terapią magnetyczną?
Czytałam o niej wczoraj. Wartykule było napisane, że kabina magnetyczna przyspiesza
gojenie.
- Masaż na ciepło to zawsze dobry pomysł - odparł Scott. - A i kabinę magnetyczną
możesz wypróbować, jeśli ją gdzieś znajdziesz. Sprawdzimy postępy za dwa tygodnie.
Wyszli z boksu Figara na podwórze.
- To ten nowy koń? - zapytał Scott, widząc że Piorun wygląda ponad drzwiami.
- Tak jest - odpowiedziała i podeszła do boksu.
- Jest szansa, że zobaczę, jak na nim jeździsz? Lou mówiła mi, że to niezwykły koń.
- Jasne!
Amy osiodłała Pioruna, zaprowadziła na wybieg i usiadła w siodle. Ben ustawił
mały tor z sześciu przeszkód, więc po rozgrzewce Amy poprowadziła Pioruna prosto
na płotki.
Przeskoczył metrowe przeszkody bez trudu. Lou i Ben dołączyli do Scotta.
- Mam podnieść poprzeczki? - zapytał Ben. - On je po prostu przeszedł.
Amy zawahała się. Dopiero trzeci raz siedziała na Piorunie, ale skakanie na nim
wydawało się takie naturalne.
- Dobrze - powiedziała.
Ben podniósł poprzeczki do ponad 120 centymetrów.
Czując przyspieszone bicie serca, Amy popędziła Pioruna do kłusu, a potem
nakierowała na pierwszą przeszkodę. Płotek wznosił się wysoko tuż przed nimi, ale
Piorun pokonał go z łatwością. Twarz Amy rozświetlił szeroki uśmiech.
- I co o tym sądzisz? - Ben zapytał Scotta, kiedy
Amy podjechała do nich.
- On ma wielki talent - powiedział Scott. Ben spojrzał na dziewczynę .
- Kiedy zaczniesz jeździć z nim na zawody?
- Jeszcze nie postanowiłam.
- W ten weekend jadę do East Creek, można zapisać się na konkurs w ten sam
dzień. Może pojedziesz ze mną?
- W ten weekend? - powtórzyła. Miała wrażenie, że to trochę za wcześnie.
- Po co masz czekać? - Scott wzruszył ramionami. Przecież on skacze tak, jakby
chciał ze skóry wyskoczyć. To będzie dla was obojga pozytywne doświadczenie.
- Dobra - powiedziała Amy bez zastanowienia. Jadę!
Scott uśmiechnął się na te słowa.
- Amy, zawodowy skoczek - powiedział. - Wygląda na to, że odziedziczyłaś po
mamie nie tylko jej zdolności do leczenia koni, ale masz także jej talent jeździecki.
Amy zamyśliła się. To, co powiedział Scott, odzwierciedlało jej własne myśli. Czy
rzeczywiście mogłaby jednocześnie prowadzić Heartland i robić karierę w skokach?
Teraz, po słowach Scotta, wydawało jej się to całkiem możliwe. Poczuła falę
ekscytacji. Gdyby się udało, byłaby zupełnie jak mama. Poklepała Pioruna po grzbiecie.
Niczego innego bardziej nie pragnęła.
Kolejne dni upływały pracowicie i zanim Amy się zorientowała, była już sobota. O
piątej nad ranem zadzwonił budzik, więc skulała się z łóżka, na wpół śpiąca, z
zaspanyml oczamI.
- Może te zawody to wcale nie jest taki dobry pomysł - mruknęła pod nosem, robiąc
sobie kawę, a potem wyszła na chłodne poranne powietrze, by przygotować Pioruna.
Kiedy zajechali do East Creek, była dopiero dziewiąta, ale trwały już pierwsze
konkursy. Ben zaparkował przyczepę w cieniu dębów i poszedł sprawdzić program.
Amy wyprowadziła z przyczepy Reda i Pioruna. Rozejrzała się po ludziach i poczuła
prawdziwe emocje. Być może nie są to jeszcze profesjonalne skoki, ale czuła się
cudownie, mogąc tam być.
Wybieg treningowy był usytuowany nieco na uboczu i składał się z toru ośmiu
przeszkód, których wysokość można było dowolnie regulować. Amy zrobiła
rozgrzewkę z Piorunem, a potem zapłaciła stewardowi. W kolejce stały jeszcze trzy
inne konie. Czekając na swoją kolej, zaczęła jeździć z Piorunem dookoła, pode-
nerwowana, ale i podekscytowana. Jak Piorun się zachowa?
- Czy taka wysokość płotków może być? - zapytał steward, kiedy przyszła jej kolej.
Poprzeczki były ustawione na wysokości około 115 centymetrów - wyżej, niż Amy
zamierzała skakać. Zawahała się przez chwilę, ale ostatecznie zdecydowała, że
spróbuje.
- Tak - powiedziała. - Dziękuję.
Wzięła głęboki oddech i przyspieszyła Pioruna do kłusu, po czym skierowała go na
pierwszą przeszkodę, jaką była stacjonata. Piorun nastawił uszu, wydłużył krok i
poszybował w powietrze.
W tej krótkiej chwili lotu zniknęło całe zdenerwowanie Amy. Kiedy Piorun
wylądował po drugiej stronie, czuła wszechogarniającą radość. To było jej przeznacze-
nie. To właśnie powinna robić. Serce jej się radowało na widok kolejnej przeszkody -
biało-czerwonego oksera. Piorun wymierzył idealnie i pokonał ją bez trudu.
Osiem przeszkód jakby płynęło pod nimi. Kiedy wylądowali za ostatnią z nich, Amy
uśmiechnęła się, szczęśliwa.
- Niezła runda - powiedział steward. - Wyglądaliście, jakbyście się dobrze bawili.
- Bo tak było! - zawołała Amy, a jej oczy aż błyszczały z radości. Poklepała
Pioruna, podziękowała stewardowi i wyjechała z parkuru.
- Niesamowite skoki! - powiedział Ben.
- Prawda? Czy on nie jest doskonały? - Amy zeskoczyła z siodła i uściskała Pioruna.
Mimo radości czuła lekkie rozczarowanie, bo zdała sobie sprawę, że jej pięć minut na
tych zawodach już minęło. Marzyła o tym, by znowu skakać na Piorunie. Na główne
konkursy trzeba się jednak było zapisywać z wyprzedzeniem.
Któregoś dnia, pomyślała, to my będziemy startować w najlepszych klasach i to my
będziemy je wszystkie wygrywać!
Rozdział 5
Dla Pioruna to był już koniec występów, a Red miał odpocząć przed rozpoczęciem
konkursu. Amy i Ben zaprowadzili konie do przyczepy i poszli rozejrzeć się po
okolicy. Na parkurze odbywały się właśnie zawody w klasie Moditied Jumper.
Poprzeczki ustawiono na wysokości 135 centymetrów, a koń, który je wszystkie
przeskoczył, od razu skakał dogrywkę, bez wyjeżdżania z parkuru. Amy wiedziała, że
wielu jeźdźców w klasie Open Jumpers traktuje ten konkurs jako rozgrzewkę.
Amy i Ben kupili sobie po hot dogu i puszce coli, następnie zajęli miejsca na
trybunie. Minęła dopiero połowa konkursu.
- To była Helen Pierson na Bumerangu i cztery zrzutki, a przed nami z numerem 45
Daniel Lawson na Bursztynce - oznajmił spiker przez megafon.
Amy chwyciła Bena za rękę.
- To ten chłopak, o którym ci opowiadałam! Ten, który wygrał konkurs Six Bar w
Meadowville.
Ben przyjrzał się Bursztynce, gdy wchodziła na parkur.
- Ale koń nie jest zbyt urodziwy - zauważył.
- Poczekaj, aż zobaczysz, jak skacze. Mogę się założyć, że niczego nie strąci.
Tak, jak Amy przewidziała, Bursztynka przeskoczyła bezbłędnie wszystkie
przeszkody, a potem w doskonałym czasie pokonała skrócony tor dogrywkowy.
Jednak coś zaniepokoiło Amy - klacz co prawda przeskoczyła wszystkie płotki, ale jej
skokom brakowało tego entuzjazmu, który wywarł na niej takie wrażenie tydzień
temu. Widać było nawet znaki, świadczące o lekkim oporze machnięcie ogonem w
czasie podjazdu na triple barre, odchylenie uszu w czasie skoku przez bramkę, drobne
wahanie przed murem. Wszystko jednak przeskoczyła czysto i to było najważniejsze.
Daniel zwolnił, a tłum na widowni zaczął bić brawo.
- Miałaś rację. Są dobrzy! - powiedział Ben.
- Taak - powiedziała Amy z roztargnieniem. Zaskoczyła ją zmiana w zachowaniu
klaczy, a kiedy Daniel wyjeżdżał z parkuru, była pewna, że dostrzega na jego twarzy
oznaki zaniepokojenia.
Po chwili na wybieg wjechał kolejny koń i Amy zapomniała o Bursztynce.
Kiedy konkurs dobiegł końca, Ben podniósł się z siedzenia.
- Idę osiodłać Reda - powiedział. - Za moment moja klasa.
Poszła razem z nim. Przy bramce prowadzącej na parkur siedmiu jeźdźców czekało
na wręczenie wstążeczek. Był wśród nich Daniel, ze zmierzwionymi włosami i lejcami
zawieszonymi na ręku. Bursztynka trącała przyjacielsko jego ramię. Daniel wygrał ten
konkurs.
Rozpoznał ją, gdy go mijała, i rzucił jej wściekłe spojrzenie. Odwdzięczyła się
podobną miną i pomaszerowała dalej.
Kiedy Ben robił z Redem rozgrzewkę, Amy została przy Piorunie. Nie chciała, żeby
się zbytnio niepokoił w samotności. Niepotrzebnie się jednak obawiała, był spokojny
jak zwykle. Wyszczotkowała mu sierść i zerknęła na zegarek. Ben będzie pewnie za
chwilę startował. Trzeba iść.
Dotarła do parkuru, kiedy Ben szykował się do startu. Zyczyła mu powodzenia i
usiadła na trybunie. Tor składający się z dziesięciu przeszkód wyglądał podobnie do
tego, na którym sama przed chwilą skakała płotki były szerokie, solidne, wyglądały
zachęcająco. Ben wjechał na ring.
Amy wstrzymała oddech, zwłaszcza w momencie, w którym Red dotknął
poprzeczki w czasie drugiego skoku. N a szczęście nie spadła i pokonał tor bez żadnej
zrzutki.
Ben był szczęśliwy. Amy zostawiła go, by Red trochę ochłonął, a sama
zdecydowała się zajrzeć do Pioruna.
Kiedy szła pomiędzy drzewami, zauważyła, że jakaś kobieta próbuje nakłonić konia
palomino do wejścia na przyczepę. Zwierzę nie chciało zrobić nawet jednego kroku,
odmawiało z położonymi do tyłu uszami. Kobieta była już spocona i zdenerwowana.
Amy zatrzymała się na chwilę i obserwowała rozwój sytuacji. Kobieta próbowała
przekupić konia wiaderkiem pełnym jedzenia oraz zmusić biczem do wejścia na rampę.
Wszystko na próżno, koń uparcie zatrzymywał się przed przyczepą.
Widząc, że kobieta zaczyna się desperacko rozglądać dookoła, Amy podeszła do
niej.
- Pomóc pani? - zapytała.
- Jeżeli sądzisz, że ci się uda, to proszę - kobieta spojrzała na nią z wyraźną ulgą. -
To mój pierwszy raz na zawodach i się nie spodziewałam, że on będzie się tak
zachowywał.
Amy poszła do przyczepy Bena po buteleczkę rozcieńczonego olejku
lawendowego. Pomagał bardzo przy zdenerwowaniu i Amy zawsze zabierała go na
konkursy.
Kiedy wróciła, wtarła sobie w dłonie nieco olejku, a potem przejęła lonżę i zaczęła
masować pysk palomino. Wtedy właśnie zauważyła Daniela Lawsona. Stał na uboczu,
pod drzewami i obserwował ją z zainteresowaniem.
Odwróciła się do niego plecami i skupiła na tym, co robi.
Dwadzieścia minut później - po uspokajającym masażu z olejkiem i terapii T-touch
- udało jej się nakłonić konia do wejścia na przyczepę.
- Bardzo ci dziękuję! - właścicielka nie kryła radości. - Nie wiem, jakbym sobie
poradziła bez ciebie.
- Nie ma sprawy - odpowiedziała Amy. - Cieszę się, że mogiam pomóc.
Zajrzała jeszcze do konia przez okienko i pożegnała się z nim, a potem ruszyła w
stronę własnej przyczepy.
- Hej!
Odwróciła się i zesztywniała, bo zobaczyła, że idzie za nią Daniel Lawson.
Ciekawe, co tym razem jej powie? Ale z twarzy chłopaka zniknął nieprzyjemny gry-
mas. Podbiegi do niej rozpromieniony.
- Jak to zrobiłaś? - zapytał, zatrzymując się tuż przed nią. - Obserwowałem cię.
Miałem wrażenie, że pocierasz szyję i pysk tego konia.
Amy zawahała się, ale wyglądało to na szczere zainteresowanie ze strony chłopaka.
- To była tak zwana terapia T-touch - wyjaśniła. - W ten sposób można uzyskać
zaufanie zwierzęcia. Stosujemy ją u nas często - prowadzimy schronisko dla koni,
Heartland. Pomagamy koniom z problemami - leczymy je, a potem znajdujemy im
nowe domy.
- Naprawdę? - Daniel spojrzał na nią z zainteresowamem.
Kiedy Amy potwierdziła, pokręcił giową z niedowierzamem.
- Widzę, że źle cię oceniałem - powiedział. - Kiedy zobaczyłem cię w zeszłym
tygodniu, myślałem, że jesteś typową nadętą dziewczyną, jakich pełno na zawodach,
tylko plotki i ploteczki. Ale chyba jednak nie.
- Oczywiście, że nie! - oburzyła się Amy. - Dlaczego tak uważałeś?
- Widziałem jak wyśmiewasz się z koleżanką z Bursztynki. Znaczy ... ja wiem, że
ona nie jest piękna, ale to cudowny koń i do tego świetnie skacze. Wkurza mnie
strasznie, kiedy ludziom się wydaje, że to śmieszna pokraka.
- Wyśmiewałam się z koleżanką? - Amy nie miała pojęcia, o czym Daniel mówi.
Przecież ani ona, ani Hanna nie śmiały się z klaczy.
- Tak, z taką blondynką na super kasztance.
- Na kasztance? - zdziwiła się Amy. Nagle otworzyła szeroko oczy, bo uświadomiła
sobie, o kim mówi Daniel. - Chodzi ci o Ashley? To nie jest moja koleżanka!
- Przecież rozmawiałyście ze sobą!
- Raczej się sprzeczałyśmy - powiedziała Amy i pokręciła głową z oburzeniem. -
Nigdy nie śmieję się z koni, choćby nie wiem jak wyglądały.
- No tak - Daniel przygryzł wargę. Wyglądał na zmieszanego. - W takim razie
przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem po zawodach. Wziąłem cię za kogoś, kto
nawet nie spojrzy na konia, jeśli nie można za niego dostać pięciocyfrowej sumy.
- Koleżanka, z którą byłam - Hanna - mówiła, że kupiłeś Bursztynkę na końskim
targu - powiedziała Amy.
- Tak. Pracuję u sprzedawcy koni na południu. Wysłał mnie kiedyś, żebym rozejrzał
się za końmi do prywatnej jazdy. Tam właśnie zobaczyłem Bursztynkę. Była bardzo
chuda i nikt jej nie chciał - powiedział Daniel i zawahał się, jakby zastanawiał się, czy
może powiedzieć więcej.
- Jana podobnej zasadzie kupiłam Figara - powiedziała Amy. - Miał iść pod nóż, bo
był taki narowisty, ale przekonałam mamę, żeby go kupić.
- Naprawdę?
Amy potwierdziła.
- Wszyscy na targu śmiali się z Bursztynki, bo była wyjątkowo brzydka -
kontynuował Daniel. - Musiałem ją kupić. Miałem trochę pieniędzy, zbierałem na konia
do skoków - uśmiechnął się na samo wspomnienie. - Nigdy się nie spodziewałem, że
Bursztynka okaże się takim dobrym skoczkiem.
- To właśnie chcesz robić? - zapytała Amy. - Skakać?
- Od zawsze. Tylko mój tata ... - Daniel przełknął ślinę. - Nigdy nie kupiłby mi
konia. Wiedziałem, że muszę to zrobić sam.
- A ten sprzedawca, u którego pracujesz, też zajmuje się skokami?
- Nie. Chcę znaleźć pracę jako uczeń w stadninie przygotowującej konie do
skoków. To właśnie dlatego przyjeżdżam na zawody. Brad Shaffer widział mnie w
konkursie Six Bar i zgodził się wpisać na listę kandydatów na uczniów.
- Brad Shaffer! Nieźle! - powiedziała Amy. Wiedziała, że to najlepszy skoczek w
Maryland, a stadniny takie jak jego były na wagę złota.
- Poprosił wszystkich kandydatów o wzięcie udziału w zawodach w Maryland w
przyszły weekend. Powiedział, że wtedy zdecyduje, kogo zatrudnić.
- N a pewno dobrze ci pójdzie - powiedziała Amy.
- Bursztynka jest niesamowita!
-Amy!
Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła Bena. Chwyciła się za głowę. Dogrywka!
Zupełnie o tym zapomniała.
- Przepraszam cię! - wyjąkała. - Pomagałam jakiejś pani władować konia do
przyczepy, a potem ... - zaczęła, ale przerwała, bo zauważyła niebieską wstążkę zwi-
sającą z uprzęży Reda. - Wygrałeś!
- Tak! Red był świetny - uśmiechnął się Ben, po czym przełożył nogę przez siodło i
zeskoczył.
- Szkoda, że nie oglądałam. Red na pewno niesamowicie skakał.
- Zgadza się - Ben poklepał konia. - Czysta runda, żadnej zrzutki, a do tego miał
trzy sekundy przewagi nad pozostałymi zawodnikami.
- Ty zdolniacho - Amy pogłaskała kasztanka po nosie. - To jest Daniel - dodała
szybko, bo zauważyła, że Ben spogląda na chłopaka. - Pamiętasz? Oglądaliśmy go na
parkurze. Daniel - to mój kolega, Ben.
Daniel skinął głową na znak powitania.
- Muszę już iść - powiedział lakonicznie. - Miło było z tobą porozmawiać, Amy.
Będziesz tu jutro?
- Nie jestem pewna - odparła. Wiedziała, że Ben zapisał się na kolejny konkurs w
klasie lntermediate następnego dnia i odczuwała pokusę, by mu kibicować.
- Jeżeli będziesz, może się spotkamy - powiedział. - Będę skakał w konkursie Open
- uśmiechnął się krótko i odszedł.
Ben popatrzył na Amy z niedowierzaniem. Nie miała mu tego za złe - w końcu
zaledwie kilka godzin wcześniej opowiadała mu o tym, jaki Daniel jest niemiły.
- Zaczęliśmy rozmawiać, kiedy już pomogłam temu koniowi - wyjaśniła, gdy ruszyli
w kierunku przyczepy. - Zaczął mi opowiadać o tym, że chce zostać skoczkiem i że
kupił Bursztynkę na końskim targu, bo nikt inny jej nie chciał.
- Chyba mu się spodobałaś - powiedział Ben, patrząc na nią chytrze.
- Komu? Danielowi? No coś ty!
- Jesteś pewna?
- Absolutnie - odpowiedziała z przekonaniem. Wyczuła pewną więź z Danielem,
kiedy rozmawiali o Bursztynce i skokach, ale to było wszystko. - Myślę, że jemu było
po prostu miło, że mógł porozmawiać z kimś, kto nie wyśmiewa się z jego Bursztynki
- powiedziała Benowi. - Z tego, co mówił, wynikało, że nie ma zbyt wielu przyjaciół na
parkurze.
Ben pokiwał głową.
- To prawda, jak się nie ma kibiców, bywa samotnie - potwierdził. - Dlatego ja
wolę, kiedy jeździsz ze mną - dodał, po czym spojrzał na nią kpiąco. - Nawet jeśli
zapominasz obejrzeć dogrywkę.
- Przepraszam!
- Możesz to zrekompensować, jeśli jutro ze mną przyjedziesz - powiedział.
- Mam dużo pracy - powiedziała.
- Zaczynam z samego rana - odparł. - Wrócimy przed jedenastą. Fajnie byłoby mieć
twoje wsparcie.
Amy zawahała się. W końcu wrócą do południa, a zależało jej, by znowu przyjechać
na zawody.
- No dobra - powiedziała. - Przyjadę!
Do Heartlandu dotarli wczesnym popołudniem. Kiedy Treg wyszedł im na
powitanie, Ben opowiedział mu o bezbłędnej rundzie Amy i swoim zwycięstwie.
- To dobrze - odparł 1feg. Nie pytał o nic więcej, tylko zaczął pomagać Benowi
opuścić rampę.
- A tu co się działo? - zapytała Amy, kiedy już wy_ prowadziła Pioruna z
przyczepy.
- To, co zwykle - odparł. - Dzwoniła pani Hampton, o czwartej przyjedzie po
Madisona, więc ja z kolei zadzwoniłem do Nicka Halliwella, żeby go poinformować,
że boks się zwolnił. Ponieważ ma przyczepę w naprawie, poprosił, żebyśmy odebrali
tego konia - Dylana _ jutro lub w poniedziałek. Odkąd przeprowadził się w nowe
miejsce, to już kawał drogi, ale powiedziałem, że damy radę. Mam oddzwonić, który
dzień nam bardziej pasuje. Myślałem o jutrze.
- Nie, poniedziałek - powiedziała Amy bez namysłu. - Jutro jadę z Benem na
zawody.
- Rozumiem - Treg zesztywniał. - Cóż, skoro wybierasz się na konkurs, w takim
razie zostaje poniedziałek.
Amy widziała, że zdenerwowała chłopaka, więc próbowała złagodzić sytuację·
- Słuchaj, przecież możemy jechać jutro. Zawody nie zajmą nam dużo czasu, klasa
Bena startuje od samego rana. Możemy jechać do Nicka po południu.
- Zapomnij - powiedział Treg. - Pojedziemy w poniedziałek. Heartland musi kręcić
się wokół tego, co ty chcesz robić - jak zwykle.
-Treg, to niesprawiedliwe! - zaprotestowała zasko- czona.
Ale Treg już zdążył odejść.
Amy posmutniała. Nie cierpiała kłócić się z Tregiem, ale nie miała zamiaru
rezygnować z konkursów tylko po to, by mu zrobić przyjemność. Mogła przecież
startować na Piorunie i jednocześnie robić to, co zawsze w Heartlandzie - wiedziała,
że to możliwe.
Tylko jak ma przekonać Trega? Westchnęła ciężko.
Rozdział 6
- Wspaniale! - zawołała Amy następnego dnia, kiedy Red wyjechał z parkuru.
Ben zatrzymał konia, a na jego twarzy zakwitł szeroki uśmiech.
- Jeszcze nigdy tak dobrze nie skakał.
- Gwiazdor z ciebie, co? - Amy pogłaskała kasztanka. - I mogę się założyć, że
wygrasz.
- To będzie zależało od czasów pozostałych zawodników - powiedział Ben,
zsiadając z konia.
W przeciwieństwie do zawodów z poprzedniego dnia, każdy zawodnik, który
przejechał czysto cały tor, od razu zaliczał rundę dogrywkową. Red pokonał tor
dogrywkowy bez żadnej zrzutki i w dobrym czasie, więc prowadził w konkursie.
Zostało jednak jeszcze dziesięć innych koni.
- Jeśli chcesz, ja z nim zostanę, żeby ochłonął, a ty możesz iść obejrzeć resztę
konkursu - zaproponowała Amy.
- Dzięki - odparł z wdzięcznością. Poklepał Reda i poszedł na trybuny.
Kiedy Amy prowadziła kasztanka obok wybiegu do rozgrzewki, zauważyła, że
Daniel ćwiczy z Bursztynką. Pomachała mu, ale był zbyt zajęty i jej nie zauważył.
Bursztynka nie zachowywała się dobrze. Miała podniesiony łeb i wygięty grzbiet.
Amy zatrzymała się na chwilę, by popatrzeć. Daniel usiadł głęboko w siodle i kazał
Bursztynce kłusować. Klacz machnęła ogonem i zarzuciła łbem. Daniel spróbował
ponownie, a wtedy Bursztynka uderzyła ze złością kopytem o ziemię, ale posłuchała.
Amy zmarszczyła czoło. Co się dzieje? Przypomniała sobie, co mówił Daniel
poprzedniego dnia. Wspominał, że Bursztynka bywa czasem humorzasta - czy o to
właśnie mu chodziło? Rozumiała, dlaczego się denerwuje, zwłaszcza że miał go
oglądać Brad Shaffer.
Klacz nadal biegła sztywnym krokiem. Daniel zawrócił ją na płotek treningowy.
Skoczyła płasko i strąciła poprzeczki. Daniel zatrzymał ją na środku wybiegu, wziął
głęboki wdech i podniósł wzrok.
Amy uniosła dłoń w geście przywitania. Chłopak podjechał do ogrodzenia.
- Dobrze nam idzie, co? - zażartował, ale widać było, że wcale nie jest mu do
śmiechu.
- Co jest grane? - zapytała. Red wyciągnął szyję, by trącić Bursztynkę nosem, a
klacz zarżała i odrzuciła łeb.
- To jeden z tych jej humorów - odparł Daniel. - Zwykle ma je tuż przed sezonem.
Łatwo wpada wtedy w rozdrażnienie i nie chce skakać. Weterynarz uważa, że to brak
równowagi hormonalnej.
Amy pomyślała o klaczach z podobnymi problemami, które mieli z Heartlandzie.
- To się przecież da wyleczyć - powiedziała.
- Tak - potwierdził Daniel. - Lekarz podawał jej hormony w proszku, które ją
uspokajały, ale nie można ich stosować zbyt długo, bo są szkodliwe. A poza tym - Da-
niel wyglądał na zakłopotanego - one są drogie, a mnie na to nie stać. Wystarcza mi
tylko na zawody, a ponieważ zbieram na przyczepę, pomyślałem sobie, że się bez nich
obejdę. Dotychczas po prostu wycofywałem się z konkursów, kiedy zaczynała się tak
zachowywać. Jeśli jednak wycofam się z następnego, Brad mnie nigdy nie zatrudni.
- A nie możesz kupić leków chociaż na ten tydzień? - zapytała Amy.
Daniel pokręcił przecząco głową.
- Trzeba je podawać we właściwym czasie cyklu hormonalnego - wyjaśnił. - Zanim
zacznie się tak zachowywać.
Amy myślała gorączkowo.
- Jestem pewna, że dałoby się wyleczyć to ziołamipowiedziała w końcu.
- Ale przecież zioła zaczynają działać dopiero po jakimś czasie. To nic nie da, nie
wyleczę jej w ten sposób do następnego weekendu.
Daniel miał rację. Terapie naturalne nie od razu rozwiązywały problemy.
- Zawsze warto spróbować - powiedziała. - Daj mi swój telefon, zadzwonię do
ciebie, kiedy wrócę do Heartlandu, sprawdzę, jakich ziół potrzebujecie.
- Dobrze - odparł, ale nie wyglądał na przekonanego.
- Dzięki - dodał i poklepał szyję Bursztynki. - No cóż, lepiej się wycofam z
dzisiejszego konkursu. Nie ma co z nią skakać, skoro tak się zachowuje. To do
usłyszenia?
- Do usłyszenia - odpowiedziała.
Amy pospacerowała jeszcze chwilę z Redem, a potem zabrała go w okolice
parkuru. Zastanawiała się, czy Red nadal prowadzi w konkursie.
Z parkuru wyjechał jakiś koń przy wtórze grzecznościowych oklasków.
- Cztery zrzutki dla numeru 63, Jennifer Rosen na Taniej - zachrypiał głośnik. - Tym
samym zakończyliśmy konkurs w klasie lntermediate Jumper.
-Amy!
Odwróciła się i zobaczyła, że w jej stronę biegnie Ben.
- Mamy drugie miejsce!
- Fantastycznie! - zawołała z radością.
Ben szybko zapiął popręg i usiadł w siodle. Właśnie wzywano zwycięzców na
parkur. Red wyglądał pięknie, kiedy Ben jechał odebrać czerwoną wstążkę. Amy
klaskała najgłośniej, jak potrafiła. Ponieważ poprzedniego dnia zdobyli pierwsze
miejsce, Red został mistrzem klasy Intermediate. Ben zrobił z nim rundę honorową
wokół wybiegu przy akompaniamencie gromkich braw. Amy tak się cieszyła, jakby
sama zdobyła tę nagrodę. Ben ciężko pracował z Redem, cudownie było patrzeć, jak
teraz wygrywa.
Do Heartlandu jechali ze wstążeczkami przyczepionymi dumnie po wewnętrznej
stronie przedniej szyby. Któregoś dnia także i Piorun będzie zdobywał wstążki i
puchary, pomyślała.
Amy nie zapomniała o obietnicy danej Danielowi - kiedy tylko znaleźli się w
Heartlandzie, pobiegła do paszarni, by przejrzeć zeszyty. Im szybciej Daniel dowie się,
jakie zioła są mu potrzebne, tym prędzej będzie mógł rozpocząć kurację. Pośród
notatek mamy znalazła taki fragment:
Klacze, które stwarzają problemy w związku ze zmianami hormonalnymi
Badania kliniczne wykazują, że niepokalanek pospolity (Agnus Castus) może
pomóc w takich przypadkach. Zioło to wspomaga utrzymanie równowagi
hormonalnej w organizmie, łagodnie modyfikując niewłaściwy poziom hormonów.
Uwaga! Agnus Castus działa powoli i zwykle nie przynosi błyskawicznej poprawy
zachowania klaczy.
Amy westchnęła. Było tak, jak myślał Daniel. Ale w tej samej chwili zauważyła, że
mama zrobiła dopisek na marginesie: Bywa, że działa szybko - w ciągu kilku dni.
Amy przejrzała resztę notatek. Mama zapisała, że należy podawać piętnaście
gramów dziennie, w dwóch porcjach podawanych pomiędzy karmieniem. Nie wolno
zioła stosować u ciężarnych klaczy, w pozostałych wypadkach jest jednak bezpieczne.
Na końcu Amy znalazła jeszcze jedną uwagę mamy:
Trudno dostać w sklepach. Najlepiej zbierać samemu. Nasiona i owoce zbierane
są jesienią, a potem suszy się je lub mrozi.
Sprawdziła zapasy w szafce. Treg dbał o to, by niczego nie brakowało, zbierał zioła
w odpowiednich porach roku i przechowywał je w paszarni. Znalazła jeszcze pół
buteleczki suszonego niepokalanka i postanowiła zadzwonić do Daniela na komórkę.
- Cześć, to ja, Amy - zaczęła i opowiedziała mu o tym, co odkryła. - Znalazłam coś
na temat zaburzeń hormonalnych. Wychodzi na to, że potrzebujesz niepokalanka.
Może podziałać szybko. W każdym razie, warto spróbować.
- Naprawdę? - zainteresował się Daniel. - Dzięki.
- Problem polega na tym - ciągnęła Amy - że trudno go dostać. Mamy w
Heartlandzie pół buteleczki - jeśli chcesz, możesz podjechać w drodze do domu.
- Już wyjechałem - powiedział. - Nie miałem po co tam się szwendać. Ale nie
przejmuj się, na pewno kupię przez Internet.
- Ale trochę potrwa, zanim przesyłka do ciebie dotrze - odparła. - Jeżeli chcesz,
żeby zadziałało do weekendu, musiałbyś zacząć od razu - dodała. W tej samej chwili
wpadł jej do głowy pewien pomysł. - Gdzie ty właściwie mieszkasz?
- Na północ od Lexington.
- Wiem, co zrobimy. Jutro jadę z Tregiem w twoim kierunku - odbieramy konia od
Nicka Halliwella, niedaleko Charlottesville. Możemy wpaść do ciebie po drodze.
- Nie, na to ci nie pozwolę - zaprotestował. - Przecież to kawał drogi.
- Nie kłóć się ze mną. Lepiej podaj mi swój dokładny adres.
Daniel zrobił to, o co prosiła, ale niechętnie.
- Słuchaj, Amy - jeżeli nie dacie rady przyjechać, zrozumiem. Obdzwonię wtedy
sklepy w okolicy, może gdzieś znajdę.
- Jutro jest święto - przypomniała mu. - Więc pewnie wszystko będzie pozamykane.
Będziemy u ciebie koło czternastej.
Odłożyła słuchawkę i wyszła z kuchni. Treg prowadził właśnie Solo przez
podwórze.
- Treg! - Amy pobiegła w jego stronę, podekscytowana faktem pomocy Danielowi i
Bursztynce. - Jutro, kiedy pojedziemy po Dylana, musimy zajechać też do Lexington.
Ten chłopak ... Daniel .. musimy mu pomóc ... Bo on ...
- Powoli! - przerwał jej Treg, zatrzymując Solo. - Powiedz mi na spokojnie,
dlaczego musimy jutro jechać do Lexington.
- Opowiadałam ci o Danielu - próbowała mu tłumaczyć. - Poznałam go w
Meadowville, zwyciężył w konkursie Six Bar - Amy opowiedziała Tregowi o tym, że
Daniel potrzebuje niepokalanka. - Powiedziałam mu, że jutro mu podrzucimy w
drodze do Nicka.
Treg spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Ale przecież Lexington to godzina drogi stąd. Powiedziałaś temu gościowi, że
pojedziemy taki kawał, żeby dać mu ziele, dzięki któremu będzie mógł jechać na
zawody? Amy, czy ty oszalałaś?
-Ty nie rozumiesz - zaprotestowała. - Jemu to jest naprawdę potrzebne.
Treg pokręcił tylko głową.
- Mamy ważniejsze rzeczy na głowie niż gonienie po całym stanie, żebyś mogła
pomóc swoim przyjaciołom z zawodów - powiedział i ruszył dalej z Solo do jego
boksu.
- Treg! - Amy prawie krzyknęła, tak była zdesperowana. - Wysłuchaj mnie! Nie
chodzi o byle zawody. To ważne!
Treg zatrzymał się i podniósł brwi do góry na znak sceptycyzmu.
- Daniel nie ma pieniędzy i naprawdę ciężko pracował, żeby zostać tym, kim jest -
powiedziała szybko, zanim zdołał się odezwać. - A teraz ma szansę zostać uczniem w
stadninie Bena Shaffera, ale dostanie to miejsce tylko wtedy, gdy dobrze się spisze na
zawodach w przyszły weekend - spojrzała na Trega błagalnie, szukając zrozumienia. -
Chcę mu tylko pomóc.
Zauważyła, że z twarzy chłopaka znika zdenerwowame.
- Rozumiem - powiedział.
- Proszę, Treg! - Amy poczuła się zachęcona. - To miły chłopak i zasługuje na coś
lepszego - uratował Bursztynkę, choć nikt inny jej nie chciał. Polubisz go.
Treg nie wyglądał na przekonanego, ale, ku jej uldze, skinął twierdząco głową.
- Dobrze - powiedział niechętnie. - Możemy jechać.
Amy westchnęła z ulgą.
- Och, Treg! Dziękuję! - zawołała i impulsywnie go wyściskała.
Treg objął ją ramionami, ale nie trzymał jej tak czule, jak zwykle. Amy wyczuła od
razu, że chociaż zgodził się na wyjazd do Daniela, to jednak nie zapomniał o sprzeczce
z poprzedniego dnia. Odsunęła się od niego.
- Treg - powiedziała - nie gniewaj się na mnie. Jego twarz natychmiast przerodziła
się w kamienną maskę.
- Nie wiem, o czym mówisz - powiedział, po czym cmoknął i poprowadził Solo do
boksu.
Amy zastanawiała się przez moment, czy ma to tak zostawić, i uznała, że nie może.
- Dobrze wiesz, o czym mówię - powiedziała, idąc za nim. - Wydaje ci się, że skoro
teraz jeżdżę na konkursy, to zapomnę o Heartlandzie. Ale ja ci powiedziałam, że tak
nie będzie. Nie zrobiłam wczoraj mniej niż zwykle tylko dlatego, że pojechałam na
konkurs. Dzisiaj też wszystko zrobiłam. Znajduję czas na wszystko, co konieczne.
Treg zatrzymał się w połowie rozsiodływania Solo.
- Wszystko, Amy? - zapytał, unosząc brwi.
- O co ci chodzi?
- A Lou? - zapytał. - Nie zauważyłem, żebyś jej pomagała jeździć.
Amy patrzyła na Trega w milczeniu. Miał rację. Była tak zajęta przez ostatnie dni,
że kompletnie o tym zapomniała.
Treg zauważył zmieszanie na jej twarzy.
- A widzisz? - powiedział cicho, po czym podniósł siodło oraz uździenicę Solo i
wyszedł z boksu.
Amy przeszła powoli do Pioruna, wyglądającego ponad drzwiami boksu. Trącił
pyskiem jej włosy, ale ledwo zwróciła na to uwagę. Jak mogła zapomnieć o Lou?
Przecież wydawało się jej, że tak dobrze sobie radzi, że na wszystko znajduje czas.
Poczuła, że palą ją policzki. Treg ma rację. Gdyby nie myślała o zabieraniu Pioruna na
zawody, pomogłaby Lou tak, jak obiecała.
Podjęła decyzję. Chciała co prawda wyczyścić Pioruna, ale to może poczekać.
- Później cię wyszczotkuję - powiedziała. - Teraz mam coś innego do roboty.
Poklepała go i pobiegła do domu.
Lou siedziała w gabinecie. N a widok wchodzącej siostry podniosła głowę.
- Cześć. I jak poszło Benowi na konkursie?
- Bardzo dobrze. Zajął drugie miejsce, a Red dostał tytuł mistrza - powiedziała, ale
nie miała zamiaru rozmawiać o zawodach. - Lou, tak się zastanawiałam - Czy ... czy
nie miałabyś ochoty pojeździć dzisiaj na Perle?
- Ja? - Lou była wyraźnie zaskoczona. - Dzisiaj?
- Perła jest bardzo spokojna - powiedziała szybko Amy. - Powinnam była wcześniej
ci to zaproponować, ale byłam zajęta i wyleciało mi to z głowy. Przepraszam. - Nic nie
szkodzi - rozumiem - powiedziała Lou, która bawiła się trzymanym w ręku
długopisem.
Amy skinęła głową.
- Perła jest kochana - powiedziała, nie dając siostrze szansy na protest. Spojrzała
tylko uważnie na jej zaniepokojoną minę. - Spodoba ci się jazda na niej.
Lou wahała się.
- Chodź, Lou. Przecież powiedziałaś, że chcesz znowu jeździć. Dlaczego by nie
zacząć już teraz?
W oczach Lou pojawiła się mieszanka chęci i strachu, ale także dumy i determinacji.
- Dobrze - Lou pokiwała powoli głową. Amy była wniebowzięta.
- Nie będziesz żałować!
- Mam nadzieję, że nie - odparła zdenerwowana Lou.