Wojciech Eichelberger
Zdradzony
przez ojca
- 2 -
Spis tre ci
Od Autora - 3
Od Wydawcy - 3
Smutna historia Małego Chłopca - 3
O ojcu, który nie dał rady - 6
Spadek po ojcu - 8
„Zniszcz ci ” - 8
„Matka jest wa niejsza od ciebie” - 9
„Podziwiaj mnie” - 9
„Nie chc ci ” - 10
Manowce inicjacji - 11
Strategie przetrwania - 13
Wieczne dziecko, czyli „zostaj z mam ” - 14
Don Juan, czyli „boj si tej jednej” - 14
Playboy, czyli „wol si bawi ni si ba ” - 15
Uzurpator, czyli „z by si tylko nie wydało” - 16
Inkwizytor, czyli „to wszystko przez ni ” - 16
Macho, czyli „im ona gorsza, tym ja lepszy” - 18
Gej, czyli „niech jaki m czyzna mnie pokocha” - 19
Wyznawca, czyli „to Bóg jest moim ojcem” - 20
Mnich, czyli „zostaj sam” - 21
Gniew matki - 22
Gniew wyparty - 23
Gniew nadopieku czo ci - 23
Gniew wprost - 24
Odchodzenie od matki - 24
Jak pomóc synowi – 26
- 3 -
Od Autora
Motywacj do napisania tej ksi ki jest ch przyj cia z pomoc m czyznom, mnie samego
nie wył czaj c.
Losom m czyzn przygl dam si od lat z perspektywy gabinetu psychoterapeuty, ale jestem
pewien, ze dzi ki temu dostrzegam lepiej to, co dzieje si dzi z m czyznami w ogóle.
W wyniku gwałtownych zmian w naszej kulturze i obyczajowo ci, m czy ni s nie mniej
zagubieni i przeci eni ni kobiety. W ksi ce mówi o niektórych przyczynach tego zagubienia,
z których najwa niejsz jest załamanie procesu przekazu pozytywnego wzorca m sko ci
pomi dzy ojcem a synem.
Nie jest to ksi ka napisana przeciwko kobietom. Coraz cz stsza nieobecno ojców w
rodzinach to fakt dokonany, przed którym matki s stawiane i musz jako sobie z tym po radzie.
Z pewno ci radz sobie najlepiej, jak mog Nale y im si hołd i wdzi czno za to, ze bior na
siebie odpowiedzialno za porzuconych synów, ratuj c im ycie i umo liwiaj c psychiczne
przetrwanie. Niestety, mimo najwi kszych stara i najlepszych ch ci, nie s w stanie zast pi
synom ojców.
Ta ksi ka nie została napisana przeciwko komukolwiek. Jej celem jest ostrze enie przed
negatywnymi psychologicznymi i obyczajowymi konsekwencjami nieobecno ci ojca w rodzi nie
Mam nadziej , ze oka e si ona pomocna zarówno m czyznom, którzy chc lepiej zrozumie
siebie, jak i kobietom, które chc lepiej zrozumie m czyzn.
Wojciech Eichelbcrger
Od Wydawcy
We wrze niu 1997r, wkrótce po ukazaniu si „Kobiety bez winy i wstydu", Autor zacz ł pisa
ksi k o m czyznach i m sko ci Jestem pełen podziwu dla Jego umiej tno ci uj cia w
zwi złej i uporz dkowanej formie tak szerokiej wiedzy na ten temat.
Dzi ki tej ksi ce poznałem wiele doniosłych i gł bokich prawd. Nie, które z nich
przeczuwałem wcze niej w gł bi duszy, ale wiele było dla mnie istotnym i nowym odkryciem
Pewne przedstawione tu stwierdzenia dopiero po dłu szym czasie zacz łem odnosi do siebie.
Odkrywanie prawdy na swój temat mo e by bolesne - cho by, dlatego, ze nie pozwala
pozosta bezczynnie w wygrzanym miejscu w yciu Autor udziela wyra nych rad
pozwalaj cych wyruszy w drog ku zmianom I daje nadziej , e warto.
Czytanie tej ksi ki jest jakby słuchaniem intymnej rozmowy m czyzn o sobie i swoich
problemach Tym łatwiej wczu si w jej atmosfer , ze Autor, pisz c o m czyznach, u ywa
zaskakuj co gł boko wnikaj cej w serce formy „my".
Zapraszam do lektury drugiego tomu trylogii: Kobieta, M czyzna… Czekamy na tom trzeci
Marek Rycko
Smutna historia Małego Chłopca
Poni szy scenariusz przedstawia uproszczony przebieg wydarze w yciu chłopca,
opuszczonego przez ojca i w konsekwencji uzale nionego od matki Wielu m czyznom obraz,
który kre l , wyda si jednostronny i negatywny, ale obawiam si , ze wi kszo uzna go za
niewinny i łagodny Nie wszyscy opuszczeni przez ojca chłopcy uzale niaj si od matki - inne
wersje zako czenia tej historii znajduj si w dalszych cz ciach ksi ki.
Trudno powiedzie , jak wielu synów jest zdradzonych przez ojców, ale gdy przyjrzymy si
temu, co jest udziałem chłopców w ich dorosłym yciu, dojdziemy do wniosku, ze
do wiadczenie bycia zdradzonym przez ojca staje si , niestety, coraz bardziej powszechne.
- 4 -
Ojcowie chc mie synów, wi c gdy brzuch przyszłej matki, cho troch uro nie,
niecierpliwie domagaj si badania USG, z by na ekranie monitora zobaczy , co tez ich dziecko
ma mi dzy nogami Wybucha wielka rado , gdy okazuje si , ze narodzi si chłopiec Prawd
mówi c, nie wiadomo, dlaczego ta rado wybucha Ojcowie powinni przecie wiedzie , ze ycie
m czyzny me jest sielank Mimo to ciesz si - z przyzwyczajenia czy z nawyku.
Chłopiec przychodzi na wiat Ojciec idzie si upi , z by podkre li fakt, ze stała si rzecz
nadzwyczajna, a mama jest zachwycona i dumna, bo ma poczucie, ze spełniła swój obowi zek
Ojciec Chłopca sam był kiedy chłopcem zdradzonym przez ojca, wychowywanym głównie
przez kobiety, i nie wie, jak zajmowa si synem. Pami tajmy, wi c, czytaj c dalej t opowie ,
e wszystko, co zostanie powiedziane o Chłopcu, dotyczy te jego ojca - a zapewne te ojca jego
ojca.
Skoro ojciec Chłopca został zdradzony przez swego ojca, to nie wystarcza mu na długo
zapału, eby troszczy si o syna. Ma poczucie, e spełnił swoj rol , płodz c go i ewentualnie
dopilnowuj c, by mógł w miar bezpiecznie si urodzi .
Wkrótce zaczyna by zniecierpliwiony tym, e Chłopiec jest malutki, bezradny, e tak bardzo
potrzebuje matki i w niczym nie przypomina chłopca oprócz tego, e ma siusiaka. Je, robi w
pieluchy i nie daje spa po nocach. Ojciec Chłopca nie widzi w tym wszystkim dla siebie
miejsca i zaczyna si odsuwa , uznaj c, e kiedy przyjdzie czas, by nawi za kontakt z synem.
I tutaj popełnia pierwszy bł d - nie pami ta, jak sam, b d c małym chłopcem, pragn ł kontaktu z
ojcem. Nie pami ta, jak bardzo potrzebował obecno ci ojca - jako symbolicznej obietnicy, e
kiedy kto pomo e mu odej od matki.
W efekcie Mały Chłopiec, patrz c z perspektywy kołyski, na tle sufitu widzi jedynie
zachwycone twarze kobiet.
Potem ró nie si dzieje. W smutnym scenariuszu bywa tak, e ojciec znika po paru
tygodniach, a w jeszcze smutniejszym, e nie było go ju wtedy, gdy Chłopiec pojawił si na
wiecie. Nawet w radosnych wersjach wydarze ojciec jest prawie nieobecny przez pierwszy
rok. Pojawia si on w polu widzenia Małego Chłopca mniej wi cej wtedy, gdy ten stawia
pierwsze samodzielne kroki i zaczyna mówi pierwsze słowa.
Kiedy ycie Chłopca wkracza w bardzo wa n faz , pierwszych prób rozlu nienia
symbiotycznego zwi zku z matk , ojciec przydałby si bardzo, bo odł czenie si od matki jest
przedsi wzi ciem trudnym.
Je li Chłopiec ma w tym okresie ojca pod bokiem, mo e prze y co niepowtarzalnego.
Mama stawia go na ziemi, a ojciec, stoj c kilka kroków dalej, mówi: „No, chod do mnie, chod
do mnie, chod do mnie!" Wtedy Mały Chłopiec po raz pierwszy odrywa si od mamy, by
wyruszy zupełnie samodzielnie w t niezmierzon przestrze mi dzy matk a ojcem. W ko cu,
po długich jak wieczno sekundach, dociera do kresu tej niebezpiecznej podró y - do ojca.
Zalicza swój pierwszy sukces, robi pierwszy krok ku m sko ci. W tym innym, m skim wiecie
czeka na niego ojciec, który rado nie chwyta go w ramiona i unosi w gór jak bohatera!
Je li ojca nie ma, w do wiadczeniu Chłopca powstaje kolejna, bardzo powa na luka. Na
domiar złego brak ojca w tym okresie sprawia, e Chłopiec zaczyna by bardziej ni dot d
nadopieku czo traktowany przez matk . Uczy si chodzi , przewraca si , zbiera siniaki, obija
sobie głow . Gdyby ojciec był w pobli u, lepiej by to rozumiał. Pozwoliłby mu do wiadczy
ryzyka i bólu, uczył odporno ci, wytrzymało ci, by w przyszło ci nie ulegał matczynej panice,
gdy si przewróci lub uderzy. Mama, która nigdy nie była chłopcem, nie zawsze rozumie, jakie
to dla syna wa ne. Cz sto niepotrzebnie biegnie z krzykiem na pomoc i za bardzo prze ywa
ka dy jego upadek. Nie wiadomie uczy Chłopca, e wiat jest niebezpieczny, a on sam bardzo
kruchy. Wyj cie z domu mo e mu si kiedy wyda zbyt ryzykowne. Uzna, e najbezpieczniej
b dzie pozosta w pobli u mamy.
Je li ojciec jeszcze nie odszedł, to z pewno ci jest bardzo zapracowany. Zapewne sens
swego ycia widzi przede wszystkim w zabieganiu o reputacj i sukces, bowiem nie jest mu
- 5 -
znane gł bokie uczucie satysfakcji, płyn ce z kontaktu z lud mi. Sam wychowywany przez
matk , ciotki i babki, teraz w gł bi duszy obawia si kobiet. Przeczuwa, e nie potrafi si od nich
skutecznie odgranicza i pod wiadomie boi si , e go pochłon , e utknie w kobiecej atmosferze
ciepła i bezpiecze stwa i nie b dzie miał ju siły wyruszy w wiat. Trzyma si , wi c z daleka
od kobiet, unikaj c bliskich, intymnych i trwałych zwi zków. Nie zdaje sobie sprawy, e taki
sam los szykuje swojemu synowi.
Tymczasem matka, opuszczona przez partnera, jest coraz bardziej przem czona,
zniecierpliwiona i roz alona. Robi, co mo e, z by jak najsilniej zwi za ze sob syna i przy
okazji odebra go ojcu. Nosi w sobie pokłady gniewu, który dotyczy ojca, ale który pod jego
nieobecno łatwo przelewa si na dziecko.
Matka nie wiadomie kastruje psychicznie Małego Chłopca, pozbawiaj c go okazji do
kształtowania w sobie podstawowych atrybutów m sko ci zaufania do siebie, odwagi,
odporno ci, sprawno ci, umiej tno ci odnajdywania si w grupie rówie ników i walczenia o
swoj pozycj . W trosce o bezpiecze stwo synka, który jest przecie „jej skarbem", nie pozwala
mu wychodzi na podwórko, bo si pobrudzi, spoci lub przezi bi, nie pozwala bawi si z
kolegami, bo nauczy si brzydkich słów albo co sobie zrobi.
Brak kontaktu z grup rówie ników to w do wiadczeniu Małego Chłopca kolejna ogromna
luka, która b dzie hamowa proces oddzielania si od matki i ograniczy jego kontakt ze wiatem.
Z pomoc ojca Chłopiec mógłby zdobywa i poznawa ten wiat, aby kiedy poczu si w nim
jak w domu.
Nadchodzi moment, gdy synek powinien pój do przedszkola. Ale Mały Chłopiec ma
ogromne trudno ci w zaakceptowaniu tego miejsca, bo matka stała si dla niego zbyt wa na
Pozostawanie na kilka godzin w obcym otoczeniu, bez mo liwo ci kontaktowania si z ni ,
budzi l k nie do prze ycia Przedszkole jest wyzwaniem ponad siły Pozbawiony oparcia w ojcu i
po raz pierwszy w yciu opuszczony przez matk , musi stawi czoło grupie rozwrzeszczanych
dzieci i obcym dorosłym.
Mo na powiedzie , ze najgorsze juz si stało. Przez pierwsze 3-4 lata powstaje wewn trzna
matryca, która spełnia wa n funkcj w pó niejszym yciu dziecka. Porz dkuje ona jego
do wiadczenia i tworzy gotowo do okre lonej ich interpretacji Zaczyna si proces dojrzewania,
tworzy si osobowo i zwi zane z ni poczucie „ja”, Je li zostanie ono zbudowane na
chybotliwym fundamencie, to ten brak stabilno ci b dzie musiał by kompensowany w dalszym
procesie budowy.
Chłopiec przechodzi kryzys przedszkolny, bo mama, pomimo jego protestów i rozpaczy, nie
mo e zabra go do domu.
Chłopiec dorasta. Pozbawiony mo liwo ci przebywania z dwojgiem rodziców na raz,
niewiele wie o tym, kim dla m czyzny jest kobieta, kim dla kobiety jest m czyzna i jak
współistniej ze sob . Podstawowym do wiadczeniem. Chłopca jest pełen sprzecznych
nami tno ci zwi zek z matk . Ich relacja komplikuje si jeszcze bardziej, gdy matka, wiadoma
przemijania, nie licz c juz na spotkanie nowego partnera, zaczyna pokłada w synu nadziej , ze
stanie si on w jej yciu zast pczym m czyzn , opiekunem i oparciem. Chłopiec cz sto słyszy
„Ty, synku, nigdy nie zrobisz mamie tego, co twój tata." Słyszy tez wiele negatywnych opinii na
temat ojca Postanawia, wi c w gł bi duszy, ze me b dzie taki jak tata, ze b dzie grzecznym
synkiem i nigdy mamie nie zrobi przykro ci. W ten sposób, nie wiedz c o tym, bierze na siebie
ci ar nie do uniesienia - ci ar odpowiedzialno ci za szcz cie i samopoczucie matki. Co
gorsza, zaczyna kształtowa siebie, jako m czyzn , wedle jej oczekiwa .
ycie jako si toczy. Zaczyna si szkoła, bezbarwny i nudny okres w yciu Chłopca,
zanurzonego nadmiernie, w codzienno swojej zapracowanej matki. Nie ma okazji nawet
posiłowa si z ojcem, a co dopiero pój z nim gdzie , ogl da z nim wiat i uczy si od niego,
na czym polega bycie m czyzn .
Kiedy ma 14-15 lat, hormony daj o sobie zna i Chłopiec zmienia si fizycznie. Jego
- 6 -
genitalia pot niej , pojawia si zarost, zmienia si głos, ciało zaczyna m nie . Wtedy odkrywa
- a jest to dla niego odkrycie zarówno trudne, jak i budz ce nadziej - ze zasadniczo ró ni si od
mamy Pojawiaj si sny erotyczne, nocne polucje. Chłopiec przechodzi delikatny i trudny okres
dojrzewania seksualnego. Skazany wył cznie na matk , staje wobec zagro enia, ze nawet ta
intymna sfera jego prze y mo e zosta przez ni zawłaszczona. Matka rzeczywi cie ingeruje w
to, co si dzieje w jego rodz cym si yciu erotycznym Mo e si zdarzy , ze zachowa si
niezr cznie i niedyskretnie. Chłopiec usłyszy, ze „jest brzydki" lub ze „jej synek takich rzeczy
nie robi" i zacznie si wstydzi swojej seksualno ci. Ci ko mu b dzie tym bardziej, ze jego
pragnienia egoistyczne mog by zwi zane z matk . yje z ni przecie tak blisko, ze w
naturalny sposób sta si ona mo e pierwszym obiektem jego marze . Znowu brakuje ojca, który
sam swoj obecno ci dawałby do zrozumienia, ze matka nale y do niego i ze syn powinien
przestrzega jasno okre lonych granic.
Brak ojca, który pomógłby mu skierowa marzenia i pragnienia erotyczne poza dom, sprawia,
ze powodowany poczuciem winy i l ku Chłopiec odcina si od swojej seksualno ci. Boi si
ruszy w wiat, boi si zdradzi matk z inn kobiet , bo przecie obiecał jej, ze nie b dzie taki
jak tata i ze nigdy jej me opu ci. Nie zdaje sobie sprawy, ze w gł bi serca boi si kobiet,
poniewa jego zwi zek z matk jest zbyt trudny do uniesienia.
Nie wszyscy zdradzeni przez ojca znajduj w sobie do energii na odej cie od matki, ale
wi kszo , gdy osi ga seksualn dojrzało , jednak zdobywa si na to.
Je li Chłopiec chce otworzy serce na inn kobiet i zrealizowa si seksualnie, musi odej .
Jest bardzo prawdopodobne, ze nie odchodzi do ko ca. Silnie uzale niony od matki nie potrafi
obroni przed ni swoich zwi zków z kobietami. Matka ingeruje w jego prywatno , domaga si
zwierze i spełnienia danej obietnicy. Chłopiec bezwolnie pozwala matce na zbyt wiele - w
ko cu zawsze tak było. Matka za traktuje ka d jego partnerk czy kole ank jak rywalk Stara
si nie dopu ci do gł bszego zwi zku, obrzydza mu kolejne dziewczyny, sugeruj c bez słów
„Nie spotkasz lepszej kobiety ode mnie. Nikt ci nie b dzie kochał tak jak ja " To drugie
stwierdzenie oczywi cie jest prawd , ale Chłopiec nie wie, ze w tym momencie jego ycia nie
chodzi juz o to, by spotkał kobiet , która b dzie go kochała tak jak matka.
W ko cu Chłopiec spotyka kobiet , która staje si dla niego kołem ratunkowym i
wyzwolicielk z ramion matki. eni si . Z pewno ci nie obeszło si bez walki. Matka zrobiła
wszystko, by wybrał partnerk , która b dzie jej uległa. Je li, jednak, Chłopcu udaje si , na zło
mamie, zwi za z siln kobiet , odkryje kiedy , ze zwi zał si z kim bardzo podobnym do
matki. Ale to dzi ki takiej onie, kobiecie równie silnej, maj cej nad nim przewag i równie
mocno wi
cej go ze sob , mo e uratowa si przed matk . Tylko taka kobieta potrafi broni
rodzinnego gniazda przed inwazyjn te ciow . Mimo to, w konfliktach mi dzy on a matk ,
Chłopiec bierze stron matki. Spełnia si matczyne proroctwo, ze b dzie ałował, gdy si o eni.
Bo ona nie pozwala mu odwiedza mamy codziennie. Nie zgadza si , by mama miała klucze do
ich mieszkania i wpadała, kiedy chce. Domaga si , by był lojalny wobec nowej rodziny. To
wszystko jest dla Chłopca bardzo trudne. Czuje, ze popełnił bł d, ze wpadł z deszczu pod rynn i
ch tnie wróciłby do mamy.
W tym czasie pojawia si w jego yciu dziecko. Je li jest to chłopiec, kielich goryczy si
przepełnia. Ojciec i m , który sam nadal czuje si synkiem, me potrafi pomie ci w swoim
yciu dziecka. Odchodzi od ony i zdradza swego syna.
O ojcu, który nie dał rady
Tak trudno doceni czas, który sp dzamy z naszym dzieckiem, je li zostali my zdradzeni
przez ojca. Nosz c gł boko w sercu przekonanie, e nie zasłu yli my na miło własnego ojca, a
mo e te i matki, całe ycie staramy si odnie jaki sukces, zdoby reputacj , która b dzie
budzi przynajmniej uznanie, je li nie podziw. Przebywanie z trzy-, cztero czy pi cioletnim
- 7 -
synkiem w jego pokoju, wspólna zabawa klockami albo układankami, to, z tego punktu
widzenia, czas stracony.
Dlatego w pierwszych latach ycia syna nie wiadomie zdradzamy go, po wi caj c cał
uwag budowaniu swojej pozycji zawodowej i społecznej oraz tworzeniu w miar niekłopotliwej
relacji z jego matk .
Czasem dostrzegamy, e zwi zek z synem stanowi szans na to, aby w naszym yciu pojawił
si w ko cu m czyzna, dla którego b dziemy najwa niejsi i który b dzie nas podziwiał. Pokusa
uczynienia syna naszym wielbicielem bywa wielka. Myli nam si to z miło ci do niego.
Jeste my przekonani, e bardzo du o dla niego robimy, ale nie zdajemy sobie sprawy, e chodzi
nam wył cznie o to, aby go do siebie przywi za .
Nawet, je li nam si to uda, to i tak - pr dzej czy pó niej - syn przepoczwarzy si z
wielbiciela w za artego krytyka, a czasami wr cz wroga. To jeszcze nie tak le. Gorzej jest, gdy
po drodze przetr cimy mu moralny kr gosłup tak mocno, e przez reszt ycia nie zdoła si
wyprostowa i pozostanie beznadziejnie wpatrzony we wspaniałego, nieosi galnego ojca. Je li
jednak mimo wszystko si zbuntuje, wtedy z kolei obrazimy si na niego i odrzucimy go
ostatecznie. Ujawni si prawda o naszym zwi zku z synem. Nie potrafili my go kocha . Był nam
tylko potrzebny.
Syn cz sto zaczyna zachowywa si według scenariusza „na zło ojcu odmro sobie uszy",
czyli budowa swoj to samo na zasadzie negacji ojca, negacji naszego pomysłu na jego
ycie. Ko czy si tym, e dryfuje w kierunku grup antysocjalnych, kibiców, gangów czy innych
grup rówie niczych, przy pomocy, których próbuje stworzy sobie substytut prawdziwego
obcowania z ojcem. Chce do wiadczy nigdy wcze niej nie zaznanego poczucia wzajemnego
wsparcia, lojalno ci, jasnych wymaga , norm i wspólnoty, dowiedzie si , ile jest wart.
Zdradzany syn, którego ojciec jest tak zwanym porz dnym facetem i cieszy si ogólnym
szacunkiem, ma w yciu trudniej ni syn łobuza czy pijaka. Cz sto słyszy komentarz: „taki
dobry ojciec, a takiego ma syna". Łatwo jednak zrozumie , e syn musi przeciwstawi si ojcu,
który go zawiódł. Aby zbudowa swoj odr bn to samo , musi sta si zupełnie kim innym
ni ojciec, a cie ka społecznej poprawno ci odpada, poniewa ojciec ni idzie. Podobnie
synowie ojców pijaków, łobuzów, bij cych ony, zachowuj cych si skandalicznie, cz sto ratuj
swoj to samo , id c - tym razem na szcz cie - w zupełnie inn stron ni ich ojcowie. Pracuj
nad sob , dojrzewaj , aktywnie poszukuj pozytywnych wzorców. Mo na powiedzie , e
społecznie wychodz bardziej na swoje ni synowie poprawnych tatusiów.
Oczywi cie, nie wszystkim udaje si przeciwstawi ojcu. Je li ich wola i poczucie ludzkiej
godno ci zostały złamane, to ani ci pierwsi, ani ci drudzy nie s w stanie zbudowa swojej
niezale nej to samo ci. Synowie pijaków zostaj pijakami, a synowie poprawnych pracoholików
zostaj poprawnymi pracoholikami. Jedni i drudzy maj skłonno do poddawania si
zewn trznym wpływom, podporz dkowywania si pseudo autorytetom, oddawania si
ideologiom i doktrynom. Brak wewn trznej struktury i wewn trznego poczucia warto ci
sprawia, e musz szuka kogo , kto im powie, jak y .
Robert Bly w swojej ksi ce „ elazny Jan" zwraca uwag , e 200 lat temu, czyli na pocz tku
ery industrialnej, zacz ł si na skal masow proces, który nazywamy tu zdradzaniem synów
przez ojców. Nie wynikało to - jak si zdaje - z dziedziczonych deficytów ani ogranicze .
Zostało wymuszone sytuacj ekonomiczn i now organizacj pracy. Ojcowie pracowali w
ogromnych fabrykach, wykonywali prac dziwn , cz sto poni aj c . Bywało, e wkr cali trzy
rubki w drzwi samochodu przez całe swoje zawodowe ycie. Nie mieli, czym pochwali si
synom, w dodatku pracowali przez całe dnie i noce. Synowie stracili kontakt z ojcami, z tym, jak
pracuj i jak yj m czy ni, z tym, co m czy ni powinni wiedzie i potrafi .
Zostali my rzuceni w obj cia osamotnionych, przepracowanych matek, które musiały przej
cały trud wychowywania dzieci. W efekcie wi kszo z nas ma nadmiernie rozbudowany
wewn trzny aspekt kobiecy. Nie byłaby to wielka szkoda, gdyby nie fakt, e z reguły
- 8 -
do wiadczamy bardzo trudnego wymiaru kobieco ci: przem czonej, zniecierpliwionej, nie
kontroluj cej swoich emocji matki albo matki nadmiernie opieku czej, uległej i bezradnej.
Z jednej strony, jako dorastaj cy m czy ni, zostajemy pozbawieni archetypowego wzoru
m skiego, z drugiej do wiadczamy nadmiaru negatywnej strony kobieco ci. Te dwa składniki
naszej wewn trznej konstrukcji decyduj o tym, e tak trudno nam by z kobietami. Długoletni
kontakt z matk nauczył nas wprawdzie by z nimi, ale w szczególny sposób. Znosi je,
tolerowa , unika , radzi sobie. W kontakcie z matk nie nauczyli my si budowania dobrych,
ciekawych i gł bokich zwi zków. Znacznie cz ciej, zamiast szkoły budowania i tworzenia,
przechodzili my szkoł przetrwania. Potem trudno nam wzbogaca , twórczo rozwija i
wzmacnia nasze partnerskie relacje. Potrafimy albo opiekowa si kobietami, albo od nich
ucieka . Albo oddawa si w opiek , albo gardzi i wywy sza si . Budowanie partnerskiego
zwi zku z kobiet jest dla nas bardzo trudne. Tym trudniejsze, e cz sto tak mało wsparcia w tej
sprawie otrzymujemy z drugiej strony.
Spadek po ojcu
Zajm si tutaj czterema najcz ciej przeze mnie spotykanymi sposobami, w jakie ojciec
zdradza syna. S to: „zniszcz ci ", „matka jest wa niejsza od ciebie", „podziwiaj mnie" i „nie
chc ci ".
Zdradzanie synów odbywa si cz sto w sposób prawie niedostrzegalny. Jako ojcowie
mo emy mie wr cz przekonanie, e po wi camy im du o czasu i uwagi, ale warto si temu
bli ej przyjrze , zanim udzielimy sobie rozgrzeszenia.
„Zniszcz ci "
Niszczenie to bardzo powszechny sposób zdradzania syna. Bierze on swój pocz tek z
dzieci stwa ojca. Ojciec-kat sam jako dziecko był ofiar i nie przekroczył tego dziedzictwa.
Dlatego rozgrywa swoje bolesne do wiadczenia i zwi zane z nimi uczucie upokorzenia w relacji
z własnym synem. W zwi zkach z dzie mi łatwo spełnia si marzenie ka dej ofiary: nie
ryzykuj c niczego, sta si katem. Zn canie si nad dzieckiem wydaje si nie grozi odwetem.
Przynajmniej do czasu.
Potrzeba przeistoczenia si z ofiary w kata jest tak wielka, e perspektywa odwetu i tak nie
jest wa na. Ojciec, który w dzieci stwie był upokarzany i poniewierany, demonstruje przed nami
swoj sił i przewag . Nie przepuszcza adnej okazji, eby pokaza , e jest lepszy Nie wiadomie
d y do tego, by naszym udziałem stały si uczucia, które on sam prze ywał, gdy był dzieckiem.
Dlatego odczuwa satysfakcj , gdy doprowadza nas do płaczu czy zawstydzenia, kiedy nas
wy miewa, pokonuje, kompromituje. Przez lata takiego traktowania w naszej psychice post puje
korozja poczucia warto ci i szacunku dla nas samych. Kumuluje si ogromna ilo agresji i
gniewu.
Wielu niszcz cych ojców to alkoholicy. W alkoholizm łatwo wpadaj ludzie, uciekaj cy
przed swoj wewn trzn , wyniesion z dzieci stwa ha b , spot gowan przez okoliczno ci ich
dorosłego ycia. Ale mog to by te ojcowie op tani czym innym ni alkohol: dogmatyczni
ideolodzy lub wyznawcy, tak zwani ludzie elaznych zasad, wojskowi czy inni funkcjonariusze
autorytarnych i hierarchicznych organizacji. Wobec syna po raz pierwszy i by mo e ostatni w
swoim yciu mog poczu si lepsi.
Przyjdzie czas, e syn doro nie, a ojciec osłabnie. Wtedy syn bole nie mu odpłaci. Niestety,
cz ciej bywa tak, e odegra si kiedy na swoich dzieciach i bł dne koło gry w kata i ofiar
b dzie kr ci si dalej.
W rol kata wpisane jest u ywanie przemocy fizycznej, cz sto przybieraj ce posta zn cania
si nad ofiar . Ma to gro ne, negatywne konsekwencje. Czasami powoduje silny l k,
porównywalny do l ku, pojawiaj cego si w sytuacji zagro enia ycia. Potem daje on o sobie
- 9 -
zna w chwilach, które obiektywnie nie powinny go powodowa .
Je li maltretowano nas w dzieci stwie, prze ywanie l ku kojarzy si nam z upokorzeniem.
Taka mieszanka uczu jest ostatni rzecz , jak chcieliby my prze ywa . Tworzy si w nas
gro ny syndrom: l k i poczucie upokorzenia kompensujemy siln agresj . Wtedy bardzo
wcze nie zaczynamy szuka swoich ofiar.
Niektórzy z nas postanawiaj , e nigdy nie b d tacy jak ojciec. Odcinamy si od swojej
agresywno ci, poniewa agresywno w ka dej postaci kojarzy nam si z ojcem. Tworzymy
iluzj , e jeste my dobrym człowiekiem, który nigdy si nie gniewa. W rezultacie nie potrafimy
stawia granic, kiedy trzeba, ani zachowywa si adekwatnie w sytuacjach, wymagaj cych
szybkiej, zdecydowanej, czasami agresywnej reakcji.
Istnieje te ukryta odmiana kata, który dzieła upokorzenia i złamania syna dokonuje w
r kawiczkach, u ywaj c zamiast agresji fizycznej czy słownej psychologicznych metod zn cania
si . Poniewa robi to nie wiadomie, na ogół uwa a si za znakomitego ojca, a to, e syn wi dnie
mu w r kach, jest dla niego niezrozumiałym i niesprawiedliwym wyrokiem losu.
Łatwiej jest y z ojcem, który jest jawnym katem. Taki ojciec w cało ci nadaje si do
odrzucenia. Kat ukryty jest trudny do zdemaskowania. Trudno jest te skonfrontowa si z nim.
Połykamy cały nasz gniew i wstyd. Zapadamy si w sobie, jakby nam pop kały wewn trzne
organy, cho na zewn trz nie wida ladów bicia.
W dodatku czujemy si nie w porz dku, e - wbrew oczekiwaniom otoczenia - nie obdarzamy
ojca miło ci i szacunkiem. Ojciec ch tnie podsyca w nas poczucie winy: „Zobacz, jaki jestem
wspaniały, tyle robi dla ciebie, a ty nawet nie jeste mi wdzi czny! Nikt o mnie złego słowa nie
powie, a ty masz mi wszystko za złe. Chyba z tob jest co nie tak." W ko cu dochodzimy do
wniosku, e rzeczywi cie z nami jest co nie tak. Mamy wspaniałego ojca, tylko nie dorastamy
do sytuacji. Powinni my by wdzi czni, e yjemy, i niczego wi cej nie oczekiwa .
„Matka jest wa niejsza od ciebie"
Rodzi si syn i ojciec potrafi jedynie odda go w r ce matki. Sam czuje si ze swoj gro n
on tak, jakby był jej dzieckiem, wi c nie jest w stanie podejmowa jakiegokolwiek ryzyka, aby
wspiera lub broni swego syna.
Czujemy pogard do takiego ojca, a w dodatku wpadamy w r ce albo nadopieku czej, albo
jawnie destrukcyjnej matki. Jedynym wyj ciem jest podporz dkowanie si matce, przynajmniej
do czasu, kiedy zm niejemy. Potem albo staniemy si takim samym facetem jak ojciec, albo
wiadomie odetniemy si od niego i wejdziemy w konfrontacj z matk . B dziemy musieli
zademonstrowa matce swoj odr bno i m sko . Nie maj c prawie adnych pozytywnych
do wiadcze z ojcem, podejmiemy beznadziejn walk o to, by pozostaj c w zwi zku z matk ,
zdoby ostrogi m sko ci. Zmusi to nas do u ycia bardzo radykalnych rodków. Z grzecznego
chłopca przeistoczymy si nagle w jego przeciwie stwo. Staniemy si wulgarni, agresywni,
egoistyczni.
„Podziwiaj mnie"
Ojciec do podziwiania mo e wydawa si zbawieniem na tle tych, o których mówili my do
tej pory. W gruncie rzeczy jednak jest utrapieniem, bowiem potrzebni jeste my mu wył cznie po
to, aby si przed nami chwalił. Wyczuwa upragnion szans na bycie wa nym, szczególnym i
wybranym dla małego jeszcze wprawdzie, ale m czyzny.
Ojciec sam był chłopcem niekochanym, niedocenianym. Teraz ycie sp dza na dowodzeniu
sobie i wiatu, e jest co wart. Wykorzystuje do tego wszystkie mo liwe sytuacje, równie
zwi zek z nami. Jest nam troch l ej, je li jego potrzeba bycia podziwianym jest zaspokajana na
przykład w pracy zawodowej. Najtrudniej jest wtedy, gdy mamy by jedynymi wiadkami,
wielbicielami i entuzjastami swego ojca. Zabiera nas wsz dzie tam, gdzie mo e si przed nami
czym pochwali . Siedzimy i patrzymy, jak tata rozbija namiot, rozpala ognisko, steruje jachtem,
- 10 -
gra w tenisa, je dzi konno, bawi si czy pracuje. Robimy to, czego nie zrobił jego ojciec.
Patrzymy i podziwiamy. W manipulowani w rol widzów i podziwiaczy czujemy si dokładnie
tak, jak czuł si ojciec, gdy był dzieckiem - niedocenieni i opuszczeni. Powstaje w nas
przekonanie, e nigdy mu nie dorównamy. Poniewa ci gle sp dzamy czas z ojcem, nie mo emy
przebywa w grupie rówie ników, gdzie mogliby my si sprawdza , przekonywa o tym, co
potrafimy. W ko cu uznajemy, e nie mamy adnych szans. Droga do nadzwyczajno ci wiedzie
nas tylko w jedn stron . Mo emy by nadzwyczajnie beznadziejni, nadzwyczajnie nieszcz liwi
albo nadzwyczajnie kłopotliwi.
Odkrywamy, e najskuteczniej ci gamy na siebie uwag ojca, gdy niepokoimy go czym ,
bulwersujemy albo szokujemy. Zaczynamy chorowa , opuszcza si w nauce, zachowywa si
skandalicznie. Stajemy si dla ojca ci arem, przynosimy rozczarowanie i wstyd.
Czasami próbujemy i w jego lady, ale to na ogół szybko ko czy si niepowodzeniem, bo
nie daje satysfakcji, płyn cej z ycia na własny rachunek. Je li znajdziemy jeszcze kiedy w
sobie wewn trzn sił i oparcie w ród ludzi, to spróbujemy odszuka swoje miejsce w yciu, z
dala od ojcowskich szlaków. Wtedy by mo e zobaczymy, o co w tym wszystkim chodziło, i
pojawi si w nas ogromna, dobra t sknota za tym, eby by zwykłym człowiekiem, który robi
zwykłe po yteczne rzeczy i nikt nie musi nawet o tym wiedzie .
„Nie chc ci "
Ojciec jest facetem w porz dku, radzi sobie w yciu, osi ga nawet jakie sukcesy i mógłby
stanowi dla nas wzór, ale, niestety, nie interesuje si nami. Zachowuje si tak, jakby nas z góry
skre lał, jakby my go - nie wiadomo, dlaczego - zawiedli.
W ka dym razie co si ojcu w nas nie podoba. Dlatego całkowicie odpuszcza sobie
zajmowanie si nami. Mo emy od niego usłysze : „B dziesz synkiem mamusi."
To bardzo boli. Ojciec jest pod r k , ale tracimy go z jakich tajemniczych powodów. Taka
sytuacja zdarza si , gdy co si psuje mi dzy ojcem a matk . W rezultacie dziel mi dzy siebie
odpowiedzialno za dzieci. Mog mie problemy seksualne lub wychowuj dzieci z ró nych
mał e stw. Czasami powodem tak silnego odrzucenia nas s nie wiadome l ki homoseksualne
ojca. Wtedy tak gor czkowo zajmuje si on udowadnianiem sobie i wiatu, e jest super
m czyzn , e na nas nie ma ju w jego yciu miejsca. Blisko z nami nasilałaby tylko jego
przera aj ce, podejrzenie co do własnej homoseksualno ci.
Bywa tak, e ojciec nie czuje si zwi zany z matk . Wtedy, wyznaczaj c nam rol „synka
mamusi", jednocze nie deleguje nas do tego, aby my si matk zaj li, poniek d go zast pili.
Mo e za tym sta poczucie winy wobec niej. Jakby mówił wtedy: „Wiesz, wprawdzie ja si tob
specjalnie nie interesuj , moja droga, ale daj ci synka, a on na pewno b dzie ci kochał." No i
zostajemy rzuceni mamie na po arcie.
Chc c nie chc c, stajemy si dla matki oparciem. To trudna sytuacja. Sprzyja powstawaniu w
naszym umy le iluzorycznego obrazu zwi zku z matk . Mo e nam si wydawa , e jeste my dla
matki wa niejsi od ojca i powołani do zaspokajania wszelkich jej potrzeb, z seksualnymi
wł cznie. Tym bardziej, e, gdy zaczynamy dorasta , cz sto zakochujemy si w mamie, bo nasze
młodzie cze pragnienia seksualne w naturalny sposób kieruj si w stron kobiety, z któr
sp dzamy tak wiele czasu.
Tymczasem matka rozgrywa z nami swoje gniewne uczucia do m czyzn, a szczególnie do
ojca. Z jednej strony wywy sza nas i uwodzi, a z drugiej poni a i wy miewa. Szczególnie wtedy,
gdy spróbujemy zachowa si jak m czyzna, aby sprosta sugerowanej nam roli. Najtrudniej
jest, gdy w łó ku matki pojawia si nagle ojciec albo kochanek. Nasze poczucie warto ci i
m sko ci zostaje gł boko zranione. L k przed ewentualno ci seksualnego wchłoni cia przez
matk i upokorzenia, zwi zanego z odrzuceniem, w poł czeniu z ogromn t sknot za ojcem
mo e popycha nas w stron m czyzn. Przeczuwamy, bowiem, e wybranie zwi zków z
m czyznami pozwoli nie tylko umkn z matczynej zasadzki, ale, co istotniejsze, zrealizowa
- 11 -
nasze marzenie o byciu wa nym i bliskim dla jakiego m czyzny.
Manowce inicjacji
Podstawowym celem inicjacji jest uczynienie z chłopca m czyzny.
Teoretycznie my, m czy ni, mamy w tej sprawie trudniej ni kobiety. Brakuje w naszym
yciu wyra nych cezur, które jednoznacznie wiadczyłyby o tym, e dojrzewamy. Zmiana głosu,
pojawienie si owłosienia, zarostu i ejakulacji maj znaczenie drugorz dne. To jedynie
zewn trzne, cielesne przejawy m sko ci, nie dotycz ce przecie stanu umysłu i ducha.
U dziewcz t stawanie si kobiet zaznacza si wyra niej. Pojawia si miesi czka. Całe ciało
zmienia si radykalnie. Potem nast puj : defloracja, ci a, poród i karmienie. Prawie wszystkim
tym wydarzeniom towarzysz ogromne zmiany anatomiczne, hormonalne i emocjonalne -
do wiadczenia tak mocne, e s w stanie przeora osobowo i to samo kobiety. W praktyce
kobiety bywaj tak bardzo odci te od własnego ciała, a tym samym od tych przełomowych
do wiadcze , e droga do kobieco ci bywa dla nich równie trudna jak nasza droga do m sko ci.
M czyznom nic tak dramatycznego i pot nego samo z siebie si nie przydarza. Dlatego
wszyscy bez wyj tku skazani jeste my na bolesn , trudn i pełn niebezpiecze stw podró w
poszukiwaniu piecz ci m sko ci. Nabycie zdolno ci do ojcostwa jest dla nas bardziej
do wiadczeniem dokuczliwego rozszczepienia mi dzy stanem ciała, które staje si m skie, a
stanem umysłu i serca, które długo jeszcze pozostan chłopi ce. Pierwszy wytrysk, najcz ciej w
postaci nocnej polucji, podobnie jak to bywa z pierwsz miesi czk u dziewczynek, jest cz ciej
przykrym i zawstydzaj cym do wiadczeniem pobrudzenia si i sprawienia kłopotu mamie ni
okazj do poczucia si , cho troch m czyzn .
Istot inicjacji jest do wiadczenie, które skonfrontuje m czyzn z ekstremalnym wymiarem
l ku o własne ycie, z bólem i cierpieniem. Joseph Campbell opisuje w jednej ze swoich ksi ek
procedur inicjacji, stosowan w pewnym plemieniu. Chłopcy s przygotowywani od
dzieci stwa do tego, e gdzie kr y i czyha straszny duch - potwór, który kiedy wyrwie ich
niespodziewanie z obj matki i b dzie chciał zabi . Gdy grupa chłopców osi ga odpowiedni
wiek, doro li m czy ni przebieraj si za wysłanników owego ducha, porywaj chłopców z
domu i poddaj trudnej, wielodniowej próbie bólu, strachu, głodu i pragnienia. Chłopcy s
przera eni, bo maj wszelkie powody obawia si o swoje ycie. Nie zdaj sobie sprawy, e cała
sytuacja, cho na granicy ich wytrzymało ci, jest jednak pod kontrol dorosłych. Po wielu latach
odkrywaj , e to przera aj ce do wiadczenie było wyrazem współczucia i ch ci przyj cia im z
pomoc w odej ciu od matki.
Co w naszej tradycji i kulturze z tego pozostało? Na pewno realizowana przez wi kszo z
nas potrzeba zn cania si nad swoim ciałem. To najbardziej powszechny przejaw manowców
inicjacji w naszych czasach. Jako młodzi chłopcy przeczuwamy, e aby sta si wojownikiem i
wyj z kr gu matczynej opieki, trzeba wykaza si dzielno ci . Niestety, nazbyt cz sto
przybiera to formy pokraczne i ałosne. Na przykład w wieku lat siedmiu czy o miu zaczynamy
pali papierosy, w cha co truj cego czy pi alkohol. Potem przez reszt ycia nasze wy cigi
polegaj na tym, kto wi cej wypali i kto wi cej wypije, a mimo to si nie przewróci, albo, kto
szybko wytrze wieje, albo, kogo mniej głowa boli. Mo e by te odwrotnie:, kogo bardziej
głowa boli, kto jest bardziej zatruty. „Ile potrafi wypi , ile wypali dziennie papierosów, ile nie
spa albo ile pracowa bez odpoczynku." Czerpiemy z takich wyczynów poczucie siły, dumy i
przewagi nad innymi. W ko cu umieramy na zawał przed czterdziestk , ale przynajmniej na
polu chwały.
Zn canie si nad własnym ciałem jest niew tpliwie poronn form inicjacji, nie daj c
satysfakcji i przeradzaj c si w uzale nienie, w swoist kompulsj inicjacyjn . Ze wzgl du na
to, e poprzeczka musi i w gór , zachowujemy si , coraz bardziej autodestrukcyjnie.
Doprowadzamy si do wyczerpania, zatrucia i giniemy zbyt wcze nie w walce, w której
- 12 -
jedynym przeciwnikiem jest nasza własna niedojrzało . Taka realizacja archetypu wojownika
jest w istocie zasmucaj ca. Z braku uznanych mistrzów prawdziwej inicjacji ich funkcj
przejmuj ludzie przypadkowi, przesi kni ci, upokorzeniem, nienawi ci i ch ci odwetu. To
wła nie przejawia si w mechanizmie „fali" w wojsku, w wi zieniach czy w innych
rodowiskach m skich, w ród marynarzy, eglarzy, speleologów, w ró nych rodzajach
„chrztów" czy otrz sin. Wszystkie te sytuacje sprowadzaj si do tego, e niewiele starsi,
samozwa czy inicjatorzy zn caj si nad nieco młodszymi od siebie nowicjuszami. Nawet w
szkołach czy przedszkolach mo na obserwowa pierwsze zwiastuny zn cania si nad
młodszymi.
Poniewa przeprowadzaj cy takie pseudo inicjacyjne obrz dy zbyt szybko uzyskuj do tego
prawo, buduje to w nich złudne przekonanie, e s ju m czyznami. Procedurami inicjacyjnymi
powinna si zaj starszyzna, ludzie, którzy maj dystans przynajmniej jednego pokolenia w
stosunku do inicjowanych, s m drzy, do wiadczeni, a przede wszystkim kieruj si zasad
współczucia.
Wszelkiego rodzaju „fale" s okrutn , zwyrodniał form pseudo inicjacji, nap dzan
poni eniem tych, którzy si jej wcze niej poddali. Tak inicjowani nie staj si m czyznami,
lecz upokorzonymi ofiarami, które marz tylko o tym, eby swoje upokorzenie zamieni w
satysfakcj poni ania i katowania słabszych i młodszych. „Fala" jest jednym z tych przejawów
m skiej demoralizacji, które najskuteczniej niszcz nasz dobry i szlachetny potencjał. Nie
łud my si . Prototypem fali jest to, co dzieje si mi dzy rodzicami a dzie mi. Upokorzony
ojciec, który upokarza syna, to wła nie rodzinna „fala". Upokorzona matka, upokarzaj ca córk ,
to te „fala". Fala poni ania słabszych, przemierzaj ca oceany pokole w niezmienionym od
tysi cleci kształcie, przetacza si równie w naszych rodzinach i w naszych domach.
Od paru lat w Stanach Zjednoczonych m czy ni organizuj milionowe marsze i spotkania,
na których publicznie przyznaj si do tego, e zawiedli kobiety, synów i całe swoje rodziny.
Obiecuj robi wszystko, eby sprawy powróciły do normy. Niestety, ruch ten grzeszy
konserwatyzmem. Kobieta - zdaniem organizatorów tego ruchu - ma siedzie w domu i
zajmowa si dzie mi, m czyzna za na to wszystko zarabia . Jest to próba ucieczki w
przeszło . Nie uwzgl dnia tego, co ju stało si z kobietami. Budowanie rodziny na
fundamencie uzale nienia kobiety to karkołomne przedsi wzi cie w czasach, gdy kobiety
masowo uzyskuj emocjonaln i ekonomiczn autonomi . Wygl da na to, e po uroczystym
przyznaniu si do winy lepiej szuka nowych, trudnych rozwi za i podejmowa nieznane dot d
wyzwania, które uwzgl dniałyby udzielon ju nam przez histori lekcj pokory, kwestionuj c
nasz m ski mandat na rz dzenie wiatem. Przywrócenie rangi i znaczenia m skiej inicjacji oraz
znalezienie dla niej nowych form i nowych tre ci jest w tej sprawie koniecznym pocz tkiem. Nie
da si , bowiem zorganizowa i przej inicjacji tak, jak to czyniono w zamkni tych
społeczno ciach dawnych kultur.
Wielu z nas poszukuje m drej i wiarygodnej inicjacji, ale, mimo e podejmujemy coraz
wi ksze ryzyko i wchodzimy za ka dym razem na coraz wy sz gór , to i tak czujemy, e co
nie mo e si spełni . Czasami przy tej okazji odkrywamy nawet gł bszy wymiar spraw, lecz nie
uwalnia nas to od przywi zywania si do byle, czego. I tak nie chcemy zej z tej góry, bo nie
wiemy, jak owoce naszych do wiadcze spo ytkowa na rzecz swoich rodzin, swoich dzieci,
innych ludzi. Je li zdarzy si , e zejdziemy, to za chwil znowu chcemy tam wraca .
Niepewno naszej m skiej to samo ci rodzi potrzeb potwierdzania i dowodzenia m sko ci
sobie i innym na ka dym niemal kroku. Mo e, dlatego coraz wi cej energii, zwi zanej z
poszukiwaniem inicjacji, wkładamy w organizowanie małych i du ych wojen. W naszych
m skich umysłach pokutuje, bowiem prze wiadczenie, e wojna to najlepsza okazja do zdobycia
piecz ci m sko ci. Trudno o wi ksze i bardziej, niebezpieczne w skutkach nieporozumienie.
W ksi ce „ elazny Jan" Robert Bly przytacza w tej sprawie nader wa ne ostrze enie: „Nie
dawaj młodemu m czy nie broni do r ki, zanim nie nauczy si ta czy ." Innymi słowy, zanim
- 13 -
we miemy bro do r ki, winni my do wiadczy rado ci, harmonii i miło ci. Tylko wtedy
si gni cie po bro nie b dzie „zamiast" ani „przeciw", ani te nie stanie si aktem zemsty za to,
e rado i miło nie były naszym udziałem.
Stawanie si m czyzn musi opiera si na do wiadczeniu radosnej i zachwycaj cej strony
ycia. Gdy tego zabraknie, wtedy zamiast sta si obro cami ycia i prawdy, stajemy si
wojownikami mierci i ciemno ci. Takich wojowników jest ju zbyt wielu na tym wiecie.
Rekrutuj si spo ród niechcianych dzieci, które nigdy nie do wiadczyły nawet chwili
elementarnego spokoju, nie mówi c ju o rado ci czy blisko ci. Je li byli my takimi dzie mi, to
w czasie wojny stajemy si najdzielniejszymi ołnierzami. Wreszcie cały swój al i zło
mo emy władowa w usankcjonowane zabijanie. Mało tego, e mamy na to przyzwolenie, ale po
raz pierwszy w yciu mówi nam, e jeste my chciani i kochani. Niestety, za to tylko, e mamy
tak wielk ochot na zabijanie. W gł bi duszy wiemy, e jeste my cynicznie wykorzystywani
przez tych samych, którzy wcze niej nas odrzucili. Dlatego kierowane w nasz stron wyrazy
miło ci przyjmujemy jako hipokryzj , a nasz gniew staje si jeszcze wi kszy.
Matka mo e da nam bardzo du o rado ci i nauczy docenia ycie, ale nie b dzie to taka
rado , jak mo emy odczuwa , przebywaj c ze szcz liwym ojcem czy w gronie m drych
m czyzn. Grek Zorba ze swoj umiej tno ci ta ca i afirmacj ycia, waleczno ci , odwag i
pracowito ci , których uczył młodego przyjaciela z innej kultury, jest dobrym przykładem
takiego m czyzny.
Wygl da na to, e potrzeba nam m czyzn, którzy osi gn li rang kapła sk w dziedzinie
m sko ci. Bowiem inicjacja, aby si mogła spełni , musi mie wymiar duchowy i zosta
potwierdzona przez zrealizowanych m czyzn, którzy potrafi jednocze nie kocha i wymaga .
Sytuacja jest alarmuj ca. Powszechna korozja i upadek m skich autorytetów odbieraj resztki
nadziei. Jak e cz sto szukamy po omacku, pod aj c za samozwa czymi prorokami, gwiazdami
popkultury, politykami, lud mi sukcesu czy innymi, skleconymi przez media wzorcami. Jak e
cz sto czujemy si oszukani i rozczarowani. Pragnienie spotkania mistrza i zawierzenia
m czy nie, który wie, jest tak wielkie, i gotowi jeste my syci si byle czym, idealizowa i
kreowa pseudo autorytety, cho by na dora ny u ytek.
W rezultacie czujemy si opuszczeni i oszukani nie tylko w rodzinie. Okazuje si , e równie
w naszym do wiadczeniu społecznym, a nawet historycznym, jeste my zdradzani przez tych,
których powołujemy na naszych zast pczych, idealnych ojców. Mało tego, wydaje si to
dotyczy tak e naszego do wiadczenia religijnego. Nawet ci najwi ksi, ci, którzy wiedz , nigdy
nie ukrywali, e powinni my utraci wszelk nadziej . Jezus, gdy umierał, szeptał: „Ojcze,
czemu mnie opu ciłe ?" Budda, gdy umierał, ostrzegał: „B d cie wiatłem dla samych siebie."
Chyba czas zobaczy jasno, e wzywaj nas do tego, by my uznali fakt naszego odwiecznego
osierocenia, osamotnienia i odpowiedzialno ci, do tego, by my zaprzestali daremnego
poszukiwania ojca na zewn trz i zawierzyli swojej wewn trznej m dro ci, swojej prawdziwej,
ukrytej w naszych sercach i umysłach to samo ci ojca i mistrza.
Strategie przetrwania
Przypisywanie wpływowi matki całej odpowiedzialno ci za to, w jaki sposób ukształtowała
si nasza postawa wobec kobiet, jest oczywi cie daleko id cym uproszczeniem. Czytaj c ten
rozdział, pami tajmy wi c, e psychologiczna rzeczywisto jest znacznie bardziej
skomplikowana i nie daje si opisa za pomoc prostych zale no ci. Liczba komplikacji jest
niesko czona. W zale no ci od tego, czy było i jakie było rodze stwo, czy byli i jacy byli
dziadkowie, wujkowie, s siedzi i nauczyciele, w zale no ci od przeró nych figlów i wyroków
losu, wszystko mogło si przecie inaczej potoczy . W rzeczywisto ci ka da z opisanych poni ej
relacji matka-syn mo e zaowocowa innymi ni przedstawione w tek cie sposobami radzenia
sobie przez syna w dorosłym yciu. To, co poni ej, jest wi c intuicyjnym przybli eniem,
- 14 -
wywiedzionym z mojego do wiadczenia w kontaktach z lud mi, i ma słu y ukazaniu wagi
problemu.
Wieczne dziecko, czyli „zostaj z mam "
Najpierw opowiem o synu, który postanowił zosta z matk , bo stracił nadziej , e stanie si
m czyzn , albo przestał widzie w tym cokolwiek atrakcyjnego. W ka dym razie nie dostrzega
adnych otwartych przej , które prowadziłyby z królestwa matki do wiata m czyzn.
Decyduj c si na pozostanie z matk , odcinamy sobie drog do m sko ci. Bunt przeciwko
skrywanej matczynej nadziei, e gdy doro niemy, staniemy si jej wymarzonym m czyzn ,
zmusza nas do zatrzymania si w rozwoju na etapie synka. Mówimy podwy szonym głosem,
chodzimy drobnymi kroczkami, mamy spuszczon głow , uniesione ramiona, nadwag .
Sprawiamy wra enie zawstydzonego i załamanego chłopca. Cały czas sp dzamy z mam , boimy
si innych ludzi. Nasz wiat jest ograniczony do wiata matki, wszystkie nasze my li i uczucia
kr
wokół niej. Drepczemy ze star matk po parkach i ulicach. Cz sto bywamy bardzo zdolni,
ale niewielu z nas wykorzystuje swoje mo liwo ci, bo musiałoby si to wi za z odchodzeniem
od mamy ku ludziom i ku wiatu.
Nie ma w tym opieku czej postawy wobec matki. To ch pozostania pod jej opiek , ch
pozostania w bezpiecznym, dzieci cym wiecie i nie wychodzenia z niego. Matka wiele zrobiła,
eby wzbudzi w nas poczucie winy i bezsilno ci. Jest ono tak wielkie, e nie dopuszczamy
nawet my li o odej ciu. Nasza niedojrzała seksualno w poł czeniu z l kiem przed matk i
t sknot za ojcem wyra a si mo e potrzeb wchodzenia w kontakty seksualne z dzie mi, bo z
nimi czujemy si bezpieczni. Ogrom zła, jakie popełniamy przy tej okazji, na ogół w niewielkim
stopniu dociera do naszej wiadomo ci.
Cz sto znajdujemy si w sytuacji bez wyj cia.
Gdy słyszymy od mamy: „no, synku, ju czas, eby si o enił" albo „czas, eby zacz ł
zarabia na siebie", bywa, e na zasadzie biernego oporu próbujemy na co si wreszcie nie
zgodzi , ratuj c swoje poczucie godno ci. Nie zdajemy sobie sprawy, e ten rozpaczliwy
sprzeciw ostatecznie pozbawia nas szansy na dojrzało . Mama wychodzi na swoje. Zachowuje
kontrol nad naszym yciem i utrzymuje nas w emocjonalnej zale no ci.
Gdy, wypełniaj c matczyne oczekiwania, idziemy do pracy, a nawet enimy si - równie nie
uciekamy spod jej wpływu. Pozostaje ona najwa niejsz postaci w naszym yciu, wa niejsz od
partnerki i od naszych własnych dzieci, je li si pojawi . Ona wszystko wie lepiej, o wszystkim
decyduje. Oczywi cie, nasz syn nieuchronnie zostaje przez nas zdradzony.
Nie jeste my w stanie wybroni go ani przed matk , ani przed babci . Nie mamy swojemu
synowi prawie nic do powiedzenia, nie pokazujemy mu wiata, ka d woln chwil sp dzamy u
mamy. Syn dowiaduje si z bólem, e nie jest wa ny dla ojca, e mama taty jest najwa niejsza.
Uczy si od nas szybko i sam uzale nia od swojej matki. Je li jest ona ciepł kobiet , to grozi
mu, e zostanie z ni na zawsze. Je li jest zimna i odrzucaj ca, to by mo e uda mu si uciec, ale
przez reszt ycia b dzie beznadziejnie szuka ciepłej, kochaj cej mamy.
Don Juan, czyli „boj si tej jednej"
Inny sposób poradzenia sobie z dziedzictwem ojcowskiej zdrady mo na nazwa drog Don
Juana.
Pragniemy sta si m czyzn . A by m czyzn , w jednym z mo liwych, stereotypowych
uj , to zdobywa kobiety. Im wi cej, tym lepiej, mimo wielkiej t sknoty za t jedyn i idealn .
W dzieci stwie zostali my emocjonalnie uwiedzeni przez matk . Była wobec nas nadmiernie
kobieca. Chciała by przez nas podziwiana i wielbiona, a jednocze nie pozostawała niedost pna.
Na tym polega uwodzenie: na wzbudzaniu nadziei i zachwytu, a jednocze nie byciu
emocjonalnie nieosi galnym. Jak e cz sto to robimy!
Uwiedzenie staje si naszym podstawowym dziedzictwem, gdy jeste my Don Juanem. Matka
- 15 -
nie była w stanie otworzy na nas swojego serca. Potrzebowała nas, ale nie kochała. Mieli my
dostarcza emocjonalnej satysfakcji, której brakowało jej w zwi zku z partnerem, a wcze niej w
zwi zku z rodzicami. W rezultacie ruszyli my w ycie z prze wiadczeniem, e nie zasługujemy
na miło kobiety, i z konieczno ci udowodnienia sobie i wiatu, e tak nie jest. Niestety,
potrafimy da tylko tyle, ile dostali my od matki. Rozkochiwa i zachwyca , prze ywa
egzaltowane uniesienia - podczas gdy nasze serce, pełne l ku i niepewno ci, pozostaje szczelnie
zamkni te.
W bliskim zwi zku z kobiet , gdy pokazuje nam ona nie tylko swoje jasne i pi kne strony,
prze ywamy l k i bezradno . Nie potrafimy bowiem odpowiedzie tym samym. Okazałoby si
przecie , e nie jeste my tacy wietni, e tak wiele potrzebujemy i tak bardzo jeste my samotni.
Równałoby si to rezygnacji z naszego zachwycaj cego pozoru. To zbyt trudne. Dlatego, gdy
nasza wybranka, ta wspaniała, uczyniona ze wiatła istota, nagle staje si kim zwykłym i
normalnym, potrzebuje ciepła, troski i wzajemno ci, ma ciało, które si zmienia, choruje i
starzeje - nie potrafimy tego unie .
Musimy wi c szuka dalej i dalej - na pró no. W ko cu starzejemy si i zostajemy sami,
rozgoryczeni i niespełnieni, bo nie poznali my i nie pokochali my kobiety z krwi i ko ci. Przez
adn kobiet nie zostali my te naprawd pokochani.
Playboy, czyli „wol si bawi ni si ba "
Za strategi playboya kryj si dwie podstawowe motywacje.
Pierwsza to ch rewan u. Pozostawieni matce przez ojca byli my traktowani przez ni jak
przedmiot. Słodki chłopczyk, którego si ładnie ubierało, o którego si dbało, ale nie dla niego
samego, lecz po to, aby sprawiał dobre wra enie i był ozdob mamy. Mogli my te słu y do
chwalenia si przed innymi. Bo taki ładny albo tak si dobrze uczy, bo taki biedny, bo nie ma
tatusia... Jednym słowem byli my we władzy matki i słu yli my jej do jej gier z otoczeniem i z
yciem. Z takiego do wiadczenia powstały w nas z jednej strony pokłady gniewu, z drugiej za
przekonanie, e zwi zki mi dzy lud mi, a w szczególno ci mi dzy kobietami i m czyznami,
polegaj na manipulacji i wykorzystywaniu.
Druga motywacja jest zwi zana z l kiem przed blisko ci z kobiet . Dominuj ca i
uprzedmiotowiaj ca matka bywała dla nas postaci przera aj c . Gdyby my poddali jej si
całkowicie, pochłon łaby nas. Jakikolwiek nasz sprzeciw wzbudzał jej niepohamowany gniew.
Strach zbli y si do kogo takiego. Jedynym ratunkiem była strategia biernego oporu, uciekanie
w wiat fantazji i odcinanie si od własnego ciała. Teraz, jako doro li, potrzebujemy silnych
bod ców, eby poczu , e yjemy. Ale najbardziej odci t , niedost pn krain naszego ciała
pozostaje serce, które boi si zaanga owa . W tej sytuacji jedynym sposobem na zapewnienie
sobie upragnionego i zbawiennego kontaktu z kobietami jest uwodzenie i seks bez zobowi za .
Seks, który daje niezb dne nam poczucie bezpiecze stwa i komfortu, staje si silnie
uzale niaj cym substytutem miło ci. Nie wiemy prawie nic o tym, jak wiele w naszych
zwi zkach z kobietami mogłoby si zdarzy - poza seksem.
Dzi ki seksowi bez zobowi za wchodzimy w upragniony kontakt z zast pcz , idealn
matk , tym razem na swoich warunkach i pod pełn kontrol . W naszym post powaniu
przejawia si nie spełniona w swoim czasie chłopi ca potrzeba pełnego dost pu do matki.
Chcemy, eby mama była wreszcie dla nas, a nie my dla niej. Tak powinno było by wtedy,
kiedy byli my dzie mi. Nie wiemy jeszcze albo nie chcemy wiedzie , e próby realizowania
naszych dzieci cych potrzeb w dorosłym yciu przynosz cierpienie nam i wszystkim wokół nas.
„Pozwól mi by blisko, ale nie ograniczaj mnie i nie zobowi zuj do czegokolwiek." To jest nasza
ukryta pro ba kierowana do kobiety, gdy wyst pujemy w przebraniu playboya. W rzeczywisto ci
brzmi to na ogół tak: „Umawiamy si na zabaw , to nic powa nego. Tylko si nie zakochaj."
Ale nawet najbardziej wymy lny i wyrafinowany seks, je li jest odł czony od serca, nie da
nam spełnienia, którego tak pragniemy. Mo e si ono pojawi tylko wtedy, gdy jeste my w
- 16 -
gł bokim, bezpiecznym i trwałym zwi zku z kobiet , w który obie strony mog całkowicie si
zaanga owa . Nasz tragedi jako playboya jest to, e zakazujemy sobie i swoim kobietom tego,
czego najbardziej potrzebujemy - zaanga owania serca i całkowitego otwarcia. Dlatego ta, która
mimo wszystkich ostrze e zakochuje si w nas, jest gro na, ale jeszcze bardziej poci gaj ca.
Wydaje nam si , e znowu jaka kobieta chce nas w manipulowa w trwały zwi zek po to, aby
czego od nas chcie . Za bardzo nam si to kojarzy z matk , aby my mogli przy niej pozosta .
Unikamy jej, ale do niej wracamy. D ymy do chwilowych zbli e , a potem przepadamy na
długo. W ten sposób za ka dym razem kradniemy troch prawdziwej miło ci, daj c w zamian
jedynie chwilowy zapał i zachwyt. Nasza zdolno do dawania miło ci nie wiadomie wyra a si
jedynie w seksie, co zwi ksza nasze przywi zanie do niego, poniewa ka dy człowiek pragnie
wyra a miło . Tu ujawniamy swoje drugie ja, wra liwe, czułe, spragnione i zachwycone. Po
wyj ciu z łó ka jeste my nie do poznania. Wycofujemy si ze wszystkiego. Kobiety mówi o
nas z przek sem „nocni poeci".
Uzurpator, czyli „ eby si tylko nie wydało"
Strategi uzurpatora jeste my zmuszeni zastosowa , gdy odej cie ojca kieruje na nas gniew i
wrogo matki. Albo gdy ojciec wspina si po naszych plecach, aby sobie poprawi
samopoczucie.
Matka m ci si na nas za to, e jeste my owocem jej nieudanego zwi zku, ywym
wspomnieniem ojca, który zdradził i odszedł. Zbieramy baty za jej ojca i za swego ojca. Matka z
upodobaniem upokarza i zawstydza nas wobec innych. Na spotkaniach rodzinnych, na
przyj ciach, wobec kolegów, w szkole, wobec nauczycieli. Nigdy nie jest po naszej stronie.
Kolekcjonuje sytuacje, w których kto si o nas krytycznie wyra a lub ma do nas pretensje. W
ten sposób usprawiedliwia swoj negatywn , wrog wobec nas postaw .
Po wielu latach takiego traktowania zmuszeni jeste my podj nast puj c decyzj yciow :
„Tak si urz dz w yciu, eby mnie nikt wi cej nie dopadł. Uzyskam tak moc i wpływ na
swoje otoczenie, e zabezpiecz mnie one raz na zawsze przed kompromitacj i upokorzeniem.
B d miał tak sił , e zawsze si obroni ."
Równie dobrze ojciec mo e by ródłem naszej kompromitacji i upokorzenia. Matka usiłuje
wtedy leczy nasze rany, wychwalaj c nas nadmiernie. Ale ojciec nie przepu ci adnej okazji,
eby zademonstrowa swoj druzgoc c przewag i pokaza nam, e jeste my do niczego. Sam
wewn trznie niepewny siebie, depcze po nas, aby poprawi sobie samoocen . Zaczynamy
wierzy , e nic nie potrafimy i nic nie jeste my warci. Nade wszystko czujemy, e nikt nas nie
zna i nie kocha. Wolna od przekłama informacja ze strony ojca na temat tego, co potrafimy,
jakie s nasze mocne i słabe strony, jest nam niezb dna jak powietrze. Je li nie znajdziemy jej u
niego, b dziemy szuka gdzie indziej. Przy du ej dozie szcz cia spotkamy autorytety na tyle
wiarygodne, aby to, czego si od nich dowiemy o sobie, uzna za wa ne i wystarczaj ce.
Niełatwo jest z takim dziedzictwem wchodzi w ycie i radzi sobie z kobietami. Nasza
skrywana niepewno skłania nas b dzie do szukania partnerki słabej, odczuwaj cej
wdzi czno za to, e została wybrana. To zapewni nam przewag i poczucie bezpiecze stwa.
B dziemy kupowa miło i uznanie za drogie prezenty. W ko cu uwikłamy si w sytuacj
bez wyj cia. Nigdy nie b dziemy pewni, czy kobieta, która z nami jest, kocha nas i czy naprawd
nas wybrała. Skazani na poszukiwanie bezpiecze stwa, b dziemy y w l ku przed wstydem, z
głodem miło ci i bólem w sercu.
Inkwizytor, czyli „to wszystko przez ni "
„To wszystko przez ni ." Ten rodzaj my lenia o relacji m czyzn i kobiet mo na w jakiej
formie znale we wszystkich innych omawianych tutaj m skich postawach i sposobach na
ycie. To najbardziej podstawowy stereotyp, stereotyp Adama, pierworodnego syna Boga, dla
którego kobieta została stworzona jako wcze niej nie planowany dodatek, ku pomocy i
- 17 -
rozrywce. Tak przynajmniej brzmi jedna 7 dwóch obowi zuj cych wersji Genesis Druga stawia
spraw inaczej: Bóg stworzył kobiet i m czyzn jako dwie równorz dne istoty. Popularno
pierwszej zawdzi czamy z pewno ci temu, ze wywy sza m czyzn . Druga jest mniej
popularna.
W dalszym biegu historii, jako wywy szeni przez Boga, dajemy sobie prawo, by sta si
s dziami, inkwizytorami, ustawo dawcami, panami tego
wiata, kontroluj cymi i
ograniczaj cymi kobiety Poniewa jednak, jako s dziowie, musimy mie czyste tece, zmuszeni
jeste my co zrobi z ha b grzechu pierworodnego. Spychamy wi c na kobiet win za ten
grzech. Samych siebie za widzimy w roli namówionych i uwiedzionych ofiar. Ogłaszamy
wiatu, ze cale nasze cierpienie to wina kobiety, która uległa namowom szatana.
Wina tak zasadnicza musi rzuca cie na wszystkie inne przejawy i atrybuty kobieco ci. A
wi c to jej wina, e tak na nas działa, e taka liczna, ze my li i czuje inaczej. Jej win jest to, ze
jej tak pragniemy i potrzebujemy. Jej czar i magnetyzm to szata ska sztuczka i dlatego musimy
si przed m bronie, zmienia j , ogranicza , nierzadko pogardza i niszczy . Jej wina, w
naszym mniemaniu, jest tak wielka, ze stanowi usprawiedliwienie dla ka dej naszej m skiej
niegodziwo ci. Dlatego tak niewielu kobietom udaje si prze y dzieci stwo i dojrzewanie bez
seksualnego nadu ycia lub gwałtu, a ycie dorosłe bez zdrady i upokorzenia z naszej strony. S
tacy w ród nas, którzy zawsze znajduj potwierdzenie swoich najgorszych prze wiadcze na
temat kobiet, poniewa , nie wiedz c o tym, nosz w sercu al, strach i gniew przeniesiony z
dzieci stwa w dorosłe ycie.
Pozostawieni sam na sam z agresywn , nie panuj c nad emocjami, pełn alu i seksualnie
zaniedban matk , łatwo stajemy si jej przera on ofiar „Oho, jaki brzydki chłopczyk,
podgl da mam " A potem „Jak ty mo esz chcie mi wchodzie do łó ka" Albo „Jak ty si do
mamy przytulasz?"
Albo „A co te plamy na prze cieradle znacz ? Prosz poło y r ce na kołdrze. Czym ty si
tam bawisz? Nadu ycia s te cz sto popełniane pod pretekstem czynno ci higienicznych czy
zabiegów leczniczych.
Gdy dr c z przeła enia i nadziei próbujemy zbli y si do uwodz cej matki, nie słyszymy
od niej zbawiennego „Jeste moim kochanym synkiem, przytul si do mamy na chwilk i id
spa do siebie " Zamiast tego słyszymy poni aj ce i bolesne, a zarazem budz ce niejasn ,
zakazan nadziej „Jeszcze jeste za mały "
Bycie na przemian uwodzonym i w poni aj cy sposób odrzucanym przez matk to tortura,
która na reszt ycia mo e odebra nam ochot i mo liwo zbli enia si do kobiety. Gdy
jeste my sam na sam z tak matk , nie mo emy zda sobie sprawy z tego, co si dzieje.
Straciliby my bowiem jedyne oparcie i najwa niejsz ukochan osob . Musimy wi c
wszystkiemu zaprzeczy . Bierzemy win na siebie i idealizujemy matk .
Gdy dorastamy, ywimy przekonanie, ze matka była wspaniał osob , któr nale y stawia
wszystkim za wzór. Aby si w tym iluzorycznym przekonaniu utwierdzi , z poczuciem misji
zaczynamy d y do tego, by wszystkie inne kobiety w naszym otoczeniu były takie, jak
nieprawdziwy obraz naszej matki. Gdy nasz nieu wiadomiony l k, gniew i al do niej zostan
usankcjonowane kulturowym stereotypem winy i upadku kobiety, łatwo je opakowa w pozór
wi tego posłannictwa na rzecz kobiet W gruncie rzeczy jednak stajemy si tyranami, bezlito nie
wprowadzaj cymi pod przymusem to, co wydaje nam si dla nich dobre i zbawienne.
W naszych intymnych, skrywanych fantazjach seksualnych mo emy pod a w stron
masochizmu po to, aby w atmosferze kary i pot pienia moc przezywa w pełni nasz zakazan
fascynacj matk .
W skrajnych wypadkach wyparta nienawi do matki w poł czeniu z przemo n potrzeb
do wiadczania blisko ci z kobiet mog nas zaprowadzi na tragiczne i przera aj ce manowce
okrucie stwa i gwałtu.
Je li odwa ymy si zwi za na stałe z kobiet , to na pewno z kobiet uległ i spełniaj c
- 18 -
nasze ukryte pragnienie matki, poczuwaj cej si do winy. Winn i przepraszaj c , ze yje,
dopuszczamy do naszych łask i wspaniałomy lnie dzielimy z ni ło . Cen , jak płaci za t
łask , jest całkowite podporz dkowanie i odgrywanie do ko ca roli skruszonej grzesznicy. Je li
si buntuje, nasz gniew jest wielki. Zostaje „wtr cona do lochu", nieuchronnie trafia do kategorii
kobiet, które nie do , ze zawiniły, to w dodatku nie okazuj skruchy. Tym samym traci prawo
do istnienia w wiecie pierworodnych synów Pana Boga.
Macho, czyli „im ona gorsza, tym ja lepszy"
Macho jest podobny do inkwizytora, jednak ze wzgl du na swój temperament bardziej
potrzebuje fizycznego kontaktu z kobiet . Mógł mie matk , która była wobec niego tyranem, a
ojcu dr cymi r koma podawała obiad na stół i czekała na recenzj . Je li nie smakowało,
gotowała nast pny Wobec ojca była podnó kiem, słu c , yj c w poczuciu winy i wstydu,
które mogłaby zmy jedynie ofiarn słu b , byciem potrzebn i pomocn . Wobec syna pełniła
rol absolutnego, domowego władcy, wci gaj c go w upokarzaj c słu b panu-ojcu. Ojciec
oczywi cie nie przejawiał w tej sytuacji szacunku dla matki. Oddał jej w posiadanie dom wraz ze
zlekcewa onym synem jako zakładnikiem i u ywał ony, gdy była do czego potrzebna.
Bycie upokarzanym przez matk pogardzan przez ojca jest dla nas ha b podwójn . Nic
dziwnego, ze nie mo emy si doczeka , kiedy wreszcie, tak jak ojciec, odbijemy sobie na
naszych własnych kobietach. Czasami mo emy si odegra juz wcze niej, gdy - po odej ciu ojca
- wst pujemy na opustoszały tron i przejmujemy władz nad matk . Gdy próbujemy radzi sobie
z yciem w przebraniu macho, nie mamy poczucia misji i potrzeby naprawiania kobiet. Wydaje
nam si , ze znamy je na wylot. Nie mamy adnych złudze . Tak dobieramy kobiety w swoim
otoczeniu, z by móc je wykorzystywa z pełnym przekonaniem, ze im si to nale y. Te, które
ulegaj , tolerujemy, ale bynajmniej nie darzymy ich szacunkiem. Te, które nie ulegaj ,
obdarzamy bezgraniczn pogard , bo nie zdaj sobie sprawy z tego, jak bardzo s winne i marne.
Kobieta, maj ca jakiekolwiek inne aspiracje ni słu enie m czy nie, mieszy nas niepomiernie
Tak gł boko wypieramy si przed sob potrzeby otrzymywania od kobiet ciepła, czuło ci i
troski, ze im równie odmawiamy prawa do takich potrzeb.
W seksualnych kontaktach z kobietami redukujemy siebie do roli zwyci skiego samca. W
konsekwencji kobiet sprowadzamy do rok uległej samicy. Mo na powiedzie , ze uprawiamy
sodomi . Wulgaryzujemy nasze zwi zki z kobietami, równie w warstwie j zykowej,
odmawiaj c spotkaniu kobiety z m czyzn jakiegokolwiek ludzkiego wymiaru, sensu czy
doniosło ci Chcemy wierzy , ze kobiecie w yciu chodzi tylko o to, aby zosta zaspokojon
seksualnie, ewentualnie wyda na wiat potomstwo Inne aspiracje kobiet s dla nas tak mieszne,
ze nawet nie zadajemy sobie trudu, aby je ukróci Swoj rol widzimy w tym, aby kobiecie
uzmysłowi jej mało i pokaza , gdzie jest jej miejsce.
Gdy stosujemy strategi inkwizytora, kobieta ma przynajmniej teoretyczn szans na łask i
wybaczenie. Gdy jeste my macho, nie oferujemy jej nic prócz pogardy, cynizmu i pot pienia.
Ta, któr wybieramy na stał partnerk , musi czu si wdzi czna za to, ze z ni jeste my, a
zatem tolerowa wszelkie nasze zachcianki i kochanki. Dajemy sobie oczywi cie prawo do
fizycznego makietowania jej. To jest wpisane w nasz rol i pozycj . Nie jako misja, jak to mo e
mie miejsce w wypadku inkwizytora, ale jako niech tnie podejmowany trud wychowawczy
albo wr cz zabieg leczniczy, „bo jak si baby nie bije, to jej w troba gnije"
Gdy jeste my typem macho, kobiety nie maj z nami szans. Za bardzo jeste my zranieni, zbyt
wielka jest nasza wewn trzna ha ba, aby my mogli zrezygnowa z poprawiania sobie
samopoczucia przez wspinanie si po ich plecach. Nie wiemy, ze nasza pogarda dla kobiet
odzwierciedla nasz pogard dla samych siebie. Nie mo emy i nie chcemy tego zobaczy .
Tak si składa, ze w rejonach silnie nasłonecznionych cz ciej obserwuje si postaw macho,
czyli upokarzaj cy stosunek m czyzn do kobiet. Widocznie sło ce daje tyle gor cej, m skiej
energii, ze nie ma jak jej pomie ci , a im trudniej m czyznom kontrolowa swoj seksualno ,
- 19 -
tym bardziej winne s kobiety. W konsekwencji s bardziej jeszcze upokarzane i pilnowane,
musz si chowa i zakrywa Z drugiej strony brak partnerskich, intymnych i ciepłych zwi zków
z kobietami oraz t sknota za ojcem powoduj , na zasadzie kompensacji, szczególn blisko i
serdeczno , a czasami wr cz pieszczotliwo w kontaktach mi dzy m czyznami typu macho
przytulanie si , obejmowanie, siadanie sobie na kolanach, całowanie si w usta, sp dzanie ze
sob po pracy długich godzin na ławce lub stoj c w grupie, cho by na rodku ulicy. Synowie
siedz wtedy w domach z matkami
Gej, czyli „niech jaki m czyzna mnie pokocha"
Za tym sposobem radzenia sobie z yciem, z kobietami i z ojcowsk zdrad stoi przede
wszystkim ogromna t sknota za ojcem.
Ojciec jest uległy, zal kniony, upokarzany przez dominuj c , autorytarn matk , która
jednocze nie niszczy nas cho by po rednio, poprzez upokarzanie ojca. Wtedy, patrz c na ojca,
my limy „Nie chc by taki jak on." Takie postanowienie zawiera w sobie potencjaln gro b
odmowy bycia m czyzn w ogóle. W dodatku po to, by unikn represji ze strony matki,
zasłu y na jej przychylno i poprawi własn samoocen , wchodzimy z ni w sojusz
przeciwko ojcu. Sami zdradzeni, szybko zdradzamy ojca i przyst pujemy do obozu matki. Mamy
z tego tytułu przywileje, cieszymy si jej wzgl dami, uwa a nas za sojusznika, wyró nia i
nagradza. Z czasem, gdy orientujemy si , ze chce nas wykreowa na swojego idealnego
m czyzn , zaczynamy czu na barkach ci ar jej oczekiwa . Ojciec praktycznie me istnieje w
domu, wi c robi si niebezpiecznie. Czujemy si wci gani w edypalno-opieku czy zwi zek z
matk . W ten sposób pojawia si jeszcze jeden powód, dla którego stawanie si m czyzn jawi
si jako zbyt ryzykowne. W gł bi duszy bowiem bardzo obawiamy si tego rodzaju
przywi zania do matki. A dystansuj c si w sobie od tego, co m skie, z jeszcze wi ksz
trudno ci zdobywamy si na postawienie matce granic. Jeszcze bardziej zdani jeste my na jej
łask i niełask .
Nie chcemy sta si takim m czyzn jak ojciec. W dodatku, patrz c na to, co dzieje si
mi dzy matk a ojcem, widzimy, ze wej cie w zwi zek z kobiet musi sko czy si dla nas tym,
co spotkało ojca — wstydem, upokorzeniem, „wykastrowaniem". Wiele zale y od tego, co si
dalej wydarzy w naszym yciu. Tak czy owak b dziemy podatni na wszelkie próby uwiedzenia
ze strony m czyzn. Bardzo potrzebujemy ich towarzystwa, silnych, opieku czych ramion,
emocjonalnego wsparcia. Potrzebujemy kogo , kto jest dla nas wzorem, intelektualnym i
emocjonalnym partnerem, a nie gap i ciamajd jak ojciec. Łatwo mo emy da si uwie gejom
czy pedofilom, którzy, sami zdradzeni przez ojców, nieomylnie wyczuwaj i odnajduj
spragnionych m skiej miło ci chłopców.
Oczywi cie, w gł bi naszego serca tli si niezaspokojona potrzeba blisko ci z ciepł ,
bezpieczn i siln matk . Dlatego ch tnie wchodzimy w przyjacielskie kontakty z kobietami.
Kobiety ceni sobie bardzo te przyja nie, bo czuj si w nich bezpieczne. Kobieta mo e si
spokojnie przytuli do m czyzny-geja, o wszystkim z nim porozmawia i by pewna, ze nie
b dzie chciał niczego wi cej. Nie wszyscy ojcowie gwarantuj córkom cho by takie
podstawowe bezpiecze stwo.
Nie przypadkiem jako geje stajemy si czasami wybitnymi kreatorami mody damskiej.
Traktujemy kobiety jak kwiaty, jak dzieła sztuki, jak pi kne przedmioty. W sposobie, w jaki
ubieramy, a raczej rozbieramy kobiety, jest element pot nej seksualnej prowokacji wobec
heteroseksualnej m skiej wi kszo ci - czyli prowokacji wobec ojca. Chcemy za po rednictwem
pi knych modelek wzbudzi jego zachwyt. T sknimy za byciem kim , od kogo ojciec nie
mógłby oderwa oczu. Gdy jeste my gejem - kreatorem mody, zdobywamy uwag ojca dzi ki
pi knej modelce, z któr si identyfikujemy. Jako transwestyci posuwamy si jeszcze dalej. Po
to, aby zainteresowa i zachwyci ojca, rzeczywi cie przeistaczamy si w kobiet .
W stron homoseksualno ci mo e nas skierowa tak e sytuacja odwrotna do wy ej opisanej
- 20 -
odrzucaj cy jest ojciec. Przyszły ojciec, który nie miał ojca, woli mie za dzieci dziewczynki bo
jest bezradny w post powaniu z chłopcami. Gdy staje si ojcem, odrzuca nas przez pierwsze 10-
12 lat ycia. Pó niej, nie wiadomy tego, co narobił, widz c, jak bardzo zwi zali my si z matk ,
zabiera si gwałtem za nasze wychowanie. Wewn trznie sam nadal czuje si chłopcem i dlatego
realizuje program dowodzenia sobie i wiatu, ze jest m czyzn . Przez pierwsze lata naszego
ycia tak jest tym zaj ty, ze zapomina o naszym istnieniu.
Z czasem jednak zaczynamy by kompromitacj dla jego m skiej reputacji. Nie pasujemy do
wyznawanego przez mego wzorca m sko ci. Wtedy ojciec egoistycznie i bezmy lnie chce do
swojej heroicznej historii dopisa rozdział pod tytułem „Zobaczcie, jakiego mam syna " Ale my
nie jeste my w stanie przyj tak spó nionej i pozbawionej serca inicjatywy wychowawczej.
Stawiamy opór, który wpycha nas jeszcze gł biej w obj cia matki, a t sknota za dobrym ojcem,
który umiałby przede wszystkim kocha , a potem dopiero wymaga , staje si jeszcze bardziej
rozpaczliwa.
Podporz dkowana ojcu matka próbuje wynagrodzi nam brak ojcowskich uczu . Jest
wprawdzie ciepła, ale sama nieszcz liwa i potrzebuj ca, nie wiadomie szuka w nas oparcia.
Wyczuwamy to i odruchowo chcemy si odsun . Poczucie winy okazuje si jednak tak silne, ze
w ko cu ulegamy. Stajemy si jej opiekunem i powiernikiem.
Matka z pewno ci nie jest dla nas atrakcyjnym wzorem kobiety. Nie potrafi błysn okiem,
wyprostowa si , zakołysa biodrami, zata czy , za piewa , krzykn czy zapragn czego
całym sercem Jawi si jako biedactwo, którym trzeba si opiekowa .
W ko cu bezradny wobec naszego oporu ojciec oddaje nas w tak zwane „dobre r ce", czyli
do internatu, do wojska czy czego w tym rodzaju. Wyruszamy w wiat niedojrzali i spragnieni
takiego kontaktu z m czyzn , który zawierałby w sobie cho by odrobin zachwytu, dawał
poczucie, ze jest si dla niego wa nym, upragnionym. Potrzebujemy m czyzny, do którego
mogliby my si spokojnie przytuli , a w chwilach l ku czy niepokoju nawet spa w jego łó ku.
Jako ojcowie robimy wielki bł d, odmawiaj c synom kontaktu fizycznego. Cz sto
post pujemy tak ze strachu przed własnym podejrzeniem o nasz nie wiadomy homoseksualizm.
Bierze si ono z niezaspokojonego pragnienia blisko ci z naszym ojcem Im wi ksze jest to
pragnienie, tym bardziej nas niepokoi i tym dalej odsuwamy syna. Nie rozumiemy, czego od nas
chce. Nikt nam nie powiedział, ze to naturalne i zdrowe, chcie przytuli si do ojca.
Sytuacj , w której ta potrzeba bezpiecznie si ujawnia, bywa wspólne picie z m czyznami.
Wtedy wreszcie mo emy si obcałowa i na przytula z jakim kumplem czy przygodnym
kompanem od kieliszka. Ale nasi synowie nigdy nie znajd do nas drogi. Mog tylko skrycie
marzy o bezpiecznej blisko ci z opieku czym m czyzn .
Nie wszystko o gejach i nie wszystkich gejów da si do ko ca zrozumie w tych kategoriach.
Zaryzykowałbym jednak twierdzenie, ze coraz powszechniejszy m ski homoseksualizm jest
wielkim wołaniem o prawdziwego ojca. Podobnie jak homoseksualizm kobiet jest wielkim
wołaniem o prawdziw matk .
Wyznawca, czyli „to Bóg jest moim ojcem"
Z psychologicznego punktu widzenia najbardziej powszechne wyobra enie Boga, jako
postaci ludzkiej, i cała ikonografia, która przez wieki w zwi zku z tym wyobra eniem powstała,
s niezwykle poci gaj ce dla spragnionych ojca chłopców. Wizerunki tych m drych, pot nych
m czyzn w sile wieku działaj na nich jak balsam. Tym bardziej, ze Bóg-m czyzna posiada
zasadnicze cechy idealnego ojca. Jest wszechmog cy, wszechobecny i wieczny. Mo emy si me
obawia , ze kiedykolwiek nas opu ci, zdradzi, zniknie, ze załami go jakie trudno ci. mier
nie jest w stanie go dosi gn , a nawet nasza mier nie przeszkadza mu w wypełnianiu
ojcowskiego powołania. Jego wymagania i surowo podyktowane s miło ci do nas i trosk o
to, aby my w pełni stawali si tym, czym potencjalnie jeste my. Wszystko widzi i wszystko wie,
ale me wtr ca si w nasze ycie, pozwala wybiera i gotów jest wybaczy nawet najwi ksze
- 21 -
nasze bł dy. Wie, kim mamy si sta , i zna drog , któr powinni my i . Jasno okre la
wymagania, warunki i reguły obowi zuj ce w tej podro y. Od czasu do czasu daje znak, ze jest z
nas zadowolony. W ko cu, je li dochowamy mu wierno ci, da nam piecz zbawienia.
Niewykluczone, ze tak bardzo ojcowskie pojmowanie Boga ukształtowane zostało w du ej
mierze przez pokolenia wyt sknionych za ojcem dorosłych chłopców. Zwró my uwag , ze Bóg-
Ojciec daje nam, chłopcom, tak upragnione poczucie szczególnej wi zi z Nim i wyj tkowo ci.
Tylko my mo emy zbli y si do niego, zosta jego kapłanami i namiestnikami. Dla nas,
chłopców, zarówno tych małych, jak i du ych, jest to sytuacja, która spełnia wszystkie nasze
odwieczne marzenia.
Mnich, czyli „zostaj sam"
Mój przyjaciel z dawnych lat, gdy porzucił wspinanie si po skałach, powiedział „W pewnym
momencie wspinanie si na gór staje si czym łatwiejszym ni ycie na nizinach, a z
pewno ci łatwiejszym ni spotkanie z kobiet i zało enie rodziny. Poniewa zawsze chciałem
robi to, co trudniejsze, przestaj si wspina i zakładam rodzin ."
Kompulsywne poszukiwanie ekstremalnych sytuacji me tylko uzale nia nas od adrenaliny i
iluzji m skiej kompetencji, ale mo e by tez wyrazem obawy, ze nie jeste my jeszcze gotowi do
wzi cia odpowiedzialno ci za rodzin . Potrzebujemy najpierw przekona si , ze jeste my juz
m czyznami.
Niestety, nasza inicjacja trwa w niesko czono i cz sto przekształca si w uzale nienie od
izolacji i braku odpowiedzialno ci. Po jakim czasie górska, monastyczna czy jakakolwiek inna
kompulsja inicjacyjna mo e sta si jedynie fasad , zakrywaj c nasz niedojrzało , czym w
rodzaju nieko cz cego si obozu skautów.
To zrozumiałe, ze unikamy kobiet, skoro nie czujemy si jeszcze m czyznami. Je li nawet
stworzymy jakie rodziny, to i tak b dziemy ucieka do pracy, w góry, na morze, do knajpy,
gdzie si da. Nie wyrwano nas we wła ciwym momencie z obj matki. Uzale nione od matki
dziecko jeszcze w nas nie umarło, wi c blisko z kobiet grozi nam nieuniknionym
upokorzeniem nadmiernego przywi zania.
Inicjacyjne procedury od tysi cleci obecne w naszej kulturze podpowiadaj , ze chłopca trzeba
wyrwa z obj matki mi dzy szóstym a ósmym rokiem ycia, a nast pnie da mu prze y
próbk m skiego losu po to, by mógł wróci do kobiet ju jako m czyzna i wojownik.
Pozbawieni tego kluczowego do wiadczenia, a zarazem gnani silnym pop dem seksualnym,
wkraczamy w wiat kobiet bezradni i bezbronni, z całym baga em naszych dzieci cych potrzeb,
oczekiwa i zranie . Potem przez reszt ycia bł dzimy, szamoczemy si i cierpimy - nie
szcz dz c te cierpie kobietom - gdy okazuje si , e nasz wewn trzny mały chłopczyk nie
mo e znale spełnienia i ukojenia w dorosłym wiecie, rz dz cym si zasad dyscypliny,
odpowiedzialno ci i odwagi.
Je li zwa ymy, e z drugiej strony mo emy mie do czynienia z du ymi-małymi
dziewczynkami, które bardzo potrzebuj m skiej opieki i wsparcia, to otrzymamy obraz
najcz ciej w naszych czasach spotykanego zwi zku kobiety i m czyzny. Dwoje małych dzieci
przebranych za dorosłych walczy za arcie o to, kto komu si dzie na kolanach. Obolali,
rozgoryczeni i zal knieni szukamy schronienia w samotno ci, osładzanej od czasu do czasu
płatn miło ci .
Czasami decyzja o yciu w pojedynk jest decyzj o yciu w celibacie, który zapewne po to,
aby lepiej si z tym poczu , nazywamy czysto ci . Nigdy do powtarza , e cnota jest tylko
tam, gdzie jest wybór. Je li spojrze na to, co si dzieje w naszej kulturze z wychowaniem
chłopców, to wida , e w przewa aj cej liczbie przypadków ycie bez kobiet ma niewiele
wspólnego z naszym prawdziwym wyborem, a wi c i z cnot , za to wi cej z bezradno ci ,
ucieczk , gniewem i rozgoryczeniem.
Dlatego w ród tych z nas, którzy - niezale nie od wyznania - wybrali stan duchowny i
- 22 -
zdecydowali si na celibat, mo na cz sto obserwowa bardzo niedojrzały stosunek do
seksualno ci i do kobiet. Wielu z nas po prostu sobie z tym nie radzi. O popełnianych przez
duchownych nadu yciach wobec kobiet słycha ze wszech stron.
ałosne i godne pot pienia seksualne nadu ywanie kobiet, a coraz cz ciej tak e dzieci,
uzna trzeba za wynaturzony i tragiczny przejaw naszej niedojrzało ci, niewiary w to, e mo na
nas pokocha , i gniewu zrodzonego z odrzucenia przez matk . Ta niewiara i gniew w poł czeniu
z nasz przemo n potrzeb blisko ci, dawania i otrzymywania miło ci oraz wzbudzania
zachwytu sprawiaj , e cz sto zachowujemy si wobec kobiet nieobliczalnie, agresywnie,
niegodziwie i strasznie.
Ale nienawi , pogarda i obrzydzenie, wypisane na sztandarach tych z nas, którzy uznali si
za kompetentnych or downików czysto ci i cnoty, to jeszcze bardziej niebezpieczny, zabójczy i
okrutny sposób radzenia sobie z nasz niedojrzał , zranion m sko ci . Sieje mier i
zniszczenie na skal nieporównywaln z tym, co jest zasmucaj cym dziełem seksualnych
przest pców i dewiantów. Od tysi cleci zabija dusze i ciała milionów dziewczynek i kobiet, a
jednocze nie zatrzaskuje nasze m skie serca na miło , zachwyt, tkliwo , oddanie i rado ,
czyli na sam esencj ycia, bez której traci ono smak, barw i gł bszy wymiar.
Tu le y prawdziwa przyczyna wszelkich naszych dewiacji. Nasza m ska seksualno domaga
si zaspokojenia w blisko ci z kobiet , ale pozbawiona dost pu do serca, ska ona wstr tem,
pogard i nienawi ci staje si dzik besti , która niszczy zarówno nas, jak i te, których tak
pragniemy.
Nieuchronnie wpadamy w dewiacje manifestuj ce si albo wyrodzon , lep i nienawistn
seksualno ci , albo wyrodzon , lep i nienawistn cnotliwo ci .
Bywa i tak, e decydujemy si na celibat, maj c zdrowy, m dry, pełen miło ci stosunek do
kobiet i zrozumienie istoty seksualno ci. Decyzja o celibacie jest wówczas budz c szacunek
rezygnacj : „Skoro chc si po wi ci głoszeniu prawdy i pomaganiu ludziom, łatwiej mi to
b dzie robi , gdy nie zało własnej rodziny. B d miał wi cej czasu, wi cej energii, wi cej
mo liwo ci. B d mógł wyjecha w ka dej chwili na koniec wiata i nikomu nie spraw tym
bólu. Co bardzo wa ne, nie zdarzy mi si te zdradzi syna."
Ale niestety, we wszystkich religiach s tacy, którzy wybieraj Boga, wiar czy doktryn nie
dla ludzi, tylko przeciwko nim. Wielu z nas wybiera Boga przeciwko kobietom, nie dostrzegaj c
tego, e nie sposób wybra Boga i jednocze nie pogardza potow ludzko ci, w tym matk ,
która wydała nas na wiat.
Jak mo na wybra Boga i pogardza w ogóle kimkolwiek? Jak mo na wybra Stwórc i
pogardza tym, co stworzył najlepszego: kobiet , m czyzn , seksem? Czy nie lepiej z pokor
podda si boskiemu wyrokowi i uzna , e kobiety i m czy ni skazani s na wieczne
zachwycanie si sob nawzajem. Czy nie w tym wła nie do wiadczeniu zachwytu, miło ci,
rado ci i całkowitego oddania, jakie staj si naszym udziałem w seksie, naj ywiej
do wiadczamy istoty tego co boskie? Seks jest niew tpliwie najpot niejsz , najgł bsz i
najszerzej praktykowan modlitw . Niestety, przez wi kszo praktykowan nie wiadomie, w
pomieszaniu i wstydzie. Chyba ju czas naszej seksualno ci przywróci wła ciw rang , aby my
mogli modli si w ten sposób, oddaj c si sobie bez reszty, z miło ci , szczerze i serdecznie, a
co najwa niejsze w dobrej wierze, czyli z przekonaniem, e Bóg - czy jakkolwiek To nazwiemy
- tak chce.
Dopiero z takiego punktu widzenia celibat jawi si jako ogromne po wi cenie, a nie pozorny
wybór, wynikaj cy z l ku, obrzydzenia czy pogardy.
Gniew matki
Chłopiec zdradzony przez ojca zostaje pozbawiony pozytywnego wzoru odnoszenia si do
kobiet. Ojciec, sam borykaj cy si ze skutkami zdrady ze strony swojego ojca, nie mo e by
- 23 -
przecie w dobrych relacjach ze swoj partnerk . Je li od niej odchodzi, to w oczach syna jego
nieobecno sama przez si pokazuje, e trwały zwi zek z kobiet jest dla m czyzny czym
zbyt trudnym do uniesienia.
Matka ma oczywi cie własne kłopoty ze sob i z m czyznami. Gdyby ich nie miała, to z
pewno ci nie zwi załaby si na stałe z partnerem, tak bardzo skłonnym do zdradzania swego
syna i jej samej. Z tych samych powodów do wiadcza ona trudno ci w relacji z synem, a
pozbawiona wszelkiej pomocy ze strony partnera, rozwi zuje je, jak mo e i umie. Gromadzi si
w niej mnóstwo gniewu, który na wiele sposobów przejawia si w stosunku do syna. Trzy z nich
spotykamy stosunkowo najcz ciej. Syn staje si albo „upragnionym wrogiem", albo
„znienawidzonym wybawicielem", albo „zagniewanym panem".
Gdy stajemy si dla matki upragnionym wrogiem, to oczywi cie nie przyznaje si ona do tego
nawet przed sob . A tym bardziej przed nami i przed wiatem. Zdarza si i tak, e wiadomie i
otwarcie zachowuje si agresywnie wobec nas. Cz ciej jednak agresja matki bywa
opakowywana w ró owy papierek nadopieku czo ci, co „kastruje" nas jeszcze skuteczniej,
poniewa spragnionemu miło ci dziecku trudniej jest przeciwstawia si tak zakamuflowanej
wrogo ci.
Gdy stajemy si znienawidzonym wybawicielem, wtedy agresja matki przybiera przede
wszystkim form nadmiernego obci ania nas jej kłopotami, chorobami i problemami
(szczególnie tymi, które prze ywa z ojcem), wymuszania opieku czej postawy wobec niej,
zobowi zywania nas do bezwzgl dnej lojalno ci, a tak e do tego, e jej nigdy nie opu cimy.
Cz sto bywa tak, e bezradna i opuszczona przez partnera matka, aby nie pozosta zupełnie
sama, wyrzeka si swego gniewu tak dalece, e uznaje nas za swego zagniewanego pana, a sam
siebie za sług i winn ofiar . W ten sposób zabiega przede wszystkim o to, eby nie poczu
swojej agresji, a tak e nie wzbudzi w nas adnych negatywnych uczu . Spełnia wszelkie nasze
zachcianki i zaspokaja potrzeby. Czasami zdejmuje z nas ci ar najprostszych nawet czynno ci,
wszystko wybacza i nigdy si nie skar y. Bardzo szybko okazuje si jednak, e rezygnacja z
siebie oraz pragnienie zaskarbienia sobie za wszelk cen naszej miło ci, a przynajmniej
przychylno ci, rodzi w nas tylko niech , gniew, a nawet pogard .
Rozwa my, jaki wpływ na dalsze ycie syna mo e mie przebywanie w zasi gu
rozgniewanej, przem czonej i rozczarowanej matki.
Gniew wyparty
Matka, która ustawia nas w roli zagniewanego pana, chc c nie chc c uczy nas, e z kobiet
mo na zrobi wszystko, e kobieta wszystko wybaczy, a w dodatku jeszcze usłu y, wyr czy,
wypierze, nakarmi, umyje, posprz ta i nigdy si nie rozgniewa ani nie obrazi.
W przyszło ci b dzie nam trudno poczu szacunek i miło do kobiety, któr wybierzemy,
cho w gł bi serca b dziemy t skni za t , któr mogliby my pokocha i szanowa . Niestety,
do wiadczanie tych uczu b dzie dla nas mo liwe tylko w wirtualnej przestrzeni marze i snów.
W rzeczywisto ci w ka dej spotkanej kobiecie b dziemy widzie matk i tak te b dziemy j
traktowa , bowiem miło kobiety trwale skojarzyła si nam z jej uległo ci i
podporz dkowaniem.
Gniew nadopieku czo ci
Gdy mamy nadopieku cz mam , b dziemy bali si dojrzałych, samodzielnych kobiet. Mo e
si zdarzy , e na zawsze pozostaniemy chłopcem, boj cym si wiata, boj cym si podejmowa
ryzyko i si ga po wolno . Mo liwe, e b dziemy szar owa i szpanowa , by pokaza sobie i
wszystkim naokoło, jacy jeste my dzielni. Najprawdopodobniej jednak zapo yczone od matki
przekonanie, e jeste my słabi, podatni na zranienia i choroby, utrudni nam bardzo
wykorzystywanie naszych mo liwo ci fizycznych i umysłowych. B dziemy stroni od sportu i
od sytuacji, anga uj cych ciało, wymagaj cych odwagi i determinacji. W rezultacie nasze ciało
- 24 -
nie rozwinie si i nie wzmocni w dostatecznym stopniu; wyjdzie na to, e mama miała racj .
Gdy doro niemy, trudno nam b dzie wyzwoli nasz energetyczny potencjał, a tak e korzysta ze
swojej seksualnej siły. B dziemy szuka w ród kobiet drugiej mamy, popada w zale no od
kobiet opieku czych, nie stymuluj cych nas do dojrzewania i seksualnie zahamowanych.
Gniew wprost
W matce niszcz cej fakt, e ojciec odszedł, wyzwala tak ogromne pokłady goryczy i agresji,
e nie jest ona w stanie ich ukry ani zakamuflowa . Jawnie nienawidzi nas za to, e jeste my
dzieckiem faceta, który j tak zranił, porzucił i upokorzył, za to, e nale ymy do gatunku, od
którego do wiadczyła tyle bólu i poni enia. Ale my nie mamy nikogo poza ni . Musimy jako
prze y , wi c idealizujemy j , zgadzaj c si jednocze nie na rol ofiary i bierzemy na siebie
win za całe zło, jakie nam wyrz dza. W rezultacie gromadz si w nas ogromne ilo ci
nie wiadomej agresji wobec matki.
Efekt bywa taki, e gdy doro niemy i zaczniemy interesowa si kobietami, b dziemy
nienawidzi ich za to, e w naszym przekonaniu, podobnie jak matka, na pewno nie b d umiały
nas pokocha , a zarazem b dziemy ich bezgranicznie potrzebowa i pragn . Nawet gdy zdarzy
si taka, która nas pokocha, nie uwierzymy jej, wr cz poczujemy do niej pogard za to, e
pokochała kogo tak marnego jak my. Nasze zachowanie wobec kobiet b dzie ambiwalentne i
nieobliczalne: od wybuchów niepohamowanego gniewu i ucieczki do bezbronnego płaczu. Ale
matka, ta od której najwi cej wycierpieli my, pozostanie na zawsze poza zasi giem naszego
gniewu.
Nasza seksualno b dzie niedojrzała i zal kniona. Ten l k ukryjemy za fasad agresywno ci.
Trudno nam b dzie zdecydowa si na bliski zwi zek. Za wiele bólu doznali my od pierwszej
kobiety, na któr otworzyło si nasze serce. B dziemy y w złudzeniu, e nasz wiat jest
uporz dkowany i wiemy, jak sobie z nim radzi . Z czasem z ofiary przekształcimy si w kata, a
tak da si y . Ofiary zawsze si znajd . Jest ich mnóstwo w ród dorosłych dziewczynek.
Odchodzenie od matki
W legendzie, któr w ksi ce „ elazny Jan" interpretuje Robert Bly, najwa niejsza jest
tytułowa posta Jana - Dzikusa, reprezentuj cego archetyp m sko ci.
Siedzib Jana s niedost pne le ne bagna. Tam wytropił go kiedy młody ksi
i zapragn ł
pozna . Król jednak ubiegł syna i zamkn ł Jana w klatce na zamkowym dziedzi cu. Ksi
chciał go uwolni , ale eby to zrobi , musiał zdoby klucz od klatki. Dzikus podpowiedział
ksi ciu, e klucz znajduje si pod poduszk matki, w sypialni rodziców, i wła nie stamt d trzeba
go wydosta . Gdy ksi
tego dokona, b dzie mógł uda si z Dzikusem w dalsz drog i uczy
si od niego.
Poniewa autor nie zajmuje si tym, jakie przeszkody mog stawa na drodze chłopca,
zamierzaj cego wykra klucz do m sko ci z sypialni matki, pozwólmy sobie na bardziej
szczegółow analiz .
Przede wszystkim bardzo znacz cy jest fakt, e klucz znajduje si pod poduszk matki, w
sypialni rodziców. eby go wydosta , trzeba wej tam, gdzie matka kocha si z ojcem, a wi c
objawia swoj seksualn kobieco . To ju nie jest matka z kuchni, z salonu, pomagaj ca w
lekcjach, wyprowadzaj ca na spacer czy przynosz ca ulg w chorobie. W sypialni rodziców
mo emy spotka matk zmysłow , szalon , spontaniczn i woln . W dodatku istnieje ryzyko
natkni cia si na ojca, który strze e przed nami tajemnicy rodzicielskiego ło a.
Wej cie do sypialni oznacza konieczno przyznania si przed sob do naszych seksualnych
pragnie , zwi zanych z matk , i pokonania l ku przed ojcem, który mo e za kar pozbawi nas
m sko ci, upokorzy i zniszczy .
Wyprawa jest bardzo niebezpieczna. Szczególnie wtedy, gdy ojca nie ma. Chocia , je li
- 25 -
nawet jest obecny, to i tak niewiele to ułatwia. Gdyby my zobaczyli kochaj cych si rodziców,
odkryliby my z bólem, e ani ojciec, ani matka tak spontanicznie i z tak energi nigdy si z
nami nie kontaktowali, e nie jeste my wcale tacy wa ni.
Gdy ojca nie ma, gdy jak zwykle jest w pracy albo w barze, albo na wojnie, w domu zostaje
wyt skniona, opuszczona, zagniewana matka. Dobrze zdaje sobie spraw z tego, e klucz do
naszej m sko ci znajduje si pod jej poduszk , ale nie chce nam go odda , zwłaszcza pod
nieobecno ojca. Wie, e na dodatek utraciłaby syna i została zupełnie sama.
Przyjrzyjmy si temu, jakiego arsenału rodków mo e u y matka, gdy przyłapie nas na
próbie wykradzenia klucza spod jej poduszki. Rzadko si zdarza, eby jaka rzeczywista matka
u yła wszystkich tych sposobów. Na ogól wybiera jeden z nich, a najwy ej dwa lub trzy.
Pierwszym działem, które wytacza, jest działo opieku czo ci, czyli „upupiania syneczka".
Matka chwyta nas w ramiona i mówi: „O mój syneczku, przecie ty jeste taki biedny i słaby, a
wiat jest taki gro ny, niebezpieczny, trudny, dok d ty si wybierasz? Zosta z mam , b dzie ci
ciepło, miło, przytulnie, bezpiecznie. Połó si , poczytam ci bajeczk , pocałuj w czółko,
za piewam, a ty u niesz blisko mnie. Po co ci ten klucz?"
Musimy przej t pierwsz prób i nie da si złapa w matczyn pułapk . Nie jest łatwo
przeciwstawi si jej pro bom. Takie s słodkie i wci gaj ce, e trzeba si gn po ogie w
naszym brzuchu, eby móc powiedzie : „Nie jestem adnym małym syneczkiem. Nie dotykaj
mnie tak i nie mów tak do mnie." Zaczynamy tak mówi w 10-12 roku ycia, bo chcemy si
odró ni i oddzieli od matki, od jej czuło ci, od bycia traktowanym jak malutkie dziecko, ale w
zaciszu sypialni, nie widziani przez nikogo, nadal gotowi jeste my na wiele jej pozwoli .
Pierwszym przejawem gotowo ci do wkroczenia w wiat m ski jest bunt przeciwko jej
pieszczotliwej postawie wobec nas.
Wtedy matka musi si gn po kolejn bro . Bro zastraszania i upokarzania. Dowiadujemy
si wówczas, i jest w tym ton pogardy, e nic nie jeste my warci, e niczego nie umiemy, e nie
damy sobie rady w yciu. Nikt nas nie b dzie chciał. Musimy pokona i t przeszkod , je li
zale y nam na kluczu.
Je li si uda, staniemy przed kolejnym wielkim niebezpiecze stwem. Matka b dzie
próbowała nas uwie . Powie wtedy: „Połó si przy mnie, mo esz mnie dotkn , poczuj, jak
ładnie pachn . Mo e chciałby mi uczesa włosy, a mo e umy plecy? Zobacz, jak mam now
sukienk . Zamknij oczy, bo musz si przebra , ale nie musisz wychodzi z pokoju. Tata jest
daleko. Wiesz, jaki on jest. W ogóle nie mog na niego liczy . To ty jeste moim małym
m czyzn ."
Nie ma tu dobrej drogi.
Je li si gniemy po ten zakazany, słodki owoc, mo emy zosta miertelnie ugodzeni
odrzuceniem, kpin i pogard matki. Gdyby my nawet zostali - nie daj Bo e - przyj ci, byłoby
nam bardzo trudno kiedykolwiek od niej odej . Nie mówi c ju o naszym poczuciu winy wobec
ojca i l ku przed jego zemst .
Je li j odepchniemy, grozi nam straszny gniew, zrodzony z matczynej ura onej dumy i
pró no ci. Niełatwo si na to zdoby , gdy nie ma ojca w pobli u.
Gdy przejdziemy t prób , mo emy zderzy si z matk -biedactwem i usłysze : „Synku, nie
mo esz mnie zostawi , jestem taka biedna, samotna, smutna i chora. Nie prze yj tego, gdy
odejdziesz. Ojciec mnie zostawił, teraz ty mnie zostawiasz. Nie zrobisz mi tego, obiecywałe mi
tyle razy, e nie b dziesz taki jak tata." Niełatwo si z tego wywikła . Poczucie winy wi e nam
r ce i nogi. Musimy jednak odej , mimo e nasze serce b dzie płaka . Czasami matka mo e
mówi prawd , powinni my jednak wiedzie , e je li pozostaniemy z ni , to i tak nie b dziemy
w stanie da jej opieki, której potrzebuje, poniewa nie staniemy si m czyzn , a tylko
m czyzna mo e takiemu zadaniu podoła .
W ko cu nadejdzie próba ostatnia. Matka przeistoczy si w demona, zacznie walczy , ciska
gromy i zion nienawi ci . Wpadnie w szał. Konfrontacja z nagromadzonym przez lata
- 26 -
pot nym ładunkiem matczynego gniewu i zawodu mo e by dla nas przera aj cym
do wiadczeniem. Po raz pierwszy w yciu matka w tak oczywisty sposób stanie si naszym
wrogiem. Je li nie zadamy jej bólu, przegramy. Niełatwo jest zada matce ból. Mimo to musimy
wyrwa klucz spod jej poduszki i uwolni naszego wewn trznego Dzikusa. Na odchodne
usłyszymy jeszcze: „Skoro tak, to nie jeste ju moim synem." Ten ostateczny wyraz
matczynego roz alenia i gniewu nie jest szanta em, który miałby nas w ostatniej chwili
zatrzyma . Ona ma racj . Albo m sko , albo mama. Gdy w ko cu od niej naprawd
odchodzimy, wtedy wreszcie przestajemy by dzieckiem.
Jak pomóc synowi
W naszych warunkach kulturowych inicjacja jest bardziej procesem ni jednostkowym
wydarzeniem, co dodatkowo podkre la odpowiedzialno ojca za wychowanie syna. Optymalny
proces pomagania synowi w przeistaczaniu si w m czyzn mo na umownie podzieli na trzy
fazy.
Pierwszy etap to nasza obecno w okolicach kołyski w pocz tkowych latach jego ycia. Jak
ju wiemy, stwarza to nowonarodzonemu chłopcu nadziej , e wyjdzie kiedy ze wiata matki.
Daje okazj do czerpania pierwszych wzorów i prze ywania pierwszych satysfakcji z kontaktu z
nami, mimo e zostawiamy go matce, bo nie mamy male stwu zbyt wiele do zaoferowania. Ale
przez sam fakt, e nie opuszczamy syna fizycznie i emocjonalnie, po wi camy mu czas i uwag ,
dajemy wiadectwo temu, e jest dla nas wa ny. To my powinni my dba o tak zwane chłopi ce
przedszkole: nauk jazdy na rowerze, nauk pływania czy gry w piłk . To my jeste my od
organizowania pierwszych wypraw, przygód i ryzykownych sytuacji. Od opowiadania
pierwszych ba ni i mitów o wyzwaniach i manowcach chłopi cego oraz m skiego ycia. To
wszystko jest niezb dne, je li dalszy proces dorastania naszego syna ma przebiega we wła ciwy
sposób.
Nast pny etap zaczyna si od momentu, w którym chłopiec wychodzi spod skrzydeł matki i
przechodzi pod opiek ojca. To odpowiednik starodawnych postrzy yn. Ojciec naprawd bierze
odpowiedzialno za dalsze wychowywanie syna. W dawnych dobrych czasach postrzy yny
miały miejsce około szóstego roku ycia. Bardzo wcze nie, jak na współczesne obyczaje i
przyzwyczajenia. Ale to dobry moment. Chłopiec idzie do zerówki, potem do pierwszej klasy.
Wyrusza w skomplikowany wiat szkoły i bardzo jeste my mu potrzebni.
Niestety, moment pój cia syna do szkoły nie jest przez nas na ogół zauwa any. Wszystko
toczy si dalej - jak zwykle. Syn pozostaje pod opiek matki, a my nie zdajemy sobie sprawy, e
min ła połowa tego czasu, w którym mo emy mie wpływ na wychowanie naszego dziecka.
Zostało nam 7-8 lat na to, eby si z synem spotka , nauczy go wiata, da mu odczu , e mo e
by wa ny dla najwa niejszego m czyzny w jego yciu.
W przeszło ci zainteresowanie ojca synem wi zało si z konieczno ci przekazywania mu
dorobku ycia, fachu i warsztatu pracy. Ojciec musiał syna wiele nauczy , eby to, czego
dokonał, nie zmarnowało si . Musiał po wi ci mu wiele czasu, uwagi i wysiłku. Wysiłek
wychowania i edukacji, jaki ojciec podejmował wobec syna, był jednocze nie wyrazem
odpowiedzialno ci za rodzin . Ojcu zale ało na tym, aby jego rol przej ł odpowiedzialny,
przygotowany do tego m czyzna. W czasach, gdy pa stwo nie zdejmowało dzieciom z barków
opieki nad seniorami, musiały by one przygotowane do tego, eby dawa wsparcie starym
rodzicom. Sytuacja zewn trzna, w jakiej wówczas funkcjonowała rodzina, czyniła z niej
autonomiczny organizm: solidarny, spójny i odporny, zdolny do przetrwania we wrogim,
nieprzychylnym otoczeniu. To pozytywnie oddziaływało na zwi zki ojca z synem (z pewno ci
równie matki z córk ). Stwarzało konieczno dokonywania przekazu m sko ci z ojca na syna.
Współcze nie zanika gatunek ojców - postaci w pełni autonomicznych i niezale nych - którzy
potrafi wybudowa dom, polowa , hodowa , uprawia , naprawia , broni , uczy , piewa i
- 27 -
ta czy , a w dodatku docenia syna. Dotyczy to przede wszystkim dominuj cej w naszych
czasach kultury miejskiej. Urbanizacja i industrializacja, opieku cza funkcja pa stwa, to
wszystko, co jest dorobkiem naszych czasów, radykalnie zmienia tradycyjny model rodziny, jej
struktur i sens istnienia. Istnienie i trwanie rodziny w coraz wi kszym stopniu opiera si na jej
oddziaływaniu psychologicznym i emocjonalnym. Trwało rodziny nie jest ju wymuszana, a
te w coraz mniejszym stopniu wspierana przez okoliczno ci zewn trzne, cho by takie jak
zagro enie fizyczne czy ekonomiczne. Jej przetrwanie zale y coraz bardziej od siły
emocjonalnej i duchowej wi zi ł cz cej tych, którzy j tworz .
W tradycyjnym sensie ojciec staje si coraz mniej potrzebny. Nie musi ju budowa ,
hodowa , broni . Coraz cz ciej nie musi nawet zarabia , bo ona zarabia tyle samo albo wi cej.
Ojcostwo i rodzina staj przed zupełnie nowymi wyzwaniami. Ci ar sprawy przenosi si ze
sfery materialnej i z obszaru konieczno ci w obszar uczu , wi zi i odpowiedzialno ci. Spoiwem
rodziny nie jest ju konieczno zapewnienia jej członkom fizycznego przetrwania. W coraz
mniejszym stopniu jest te nim potrzeba budowania znaczenia, mocy i presti u.
W naszych czasach rodzina nabiera ogromnego znaczenia jako niezast pione rodowisko
rozwijaj ce i kultywuj ce przymioty serca, w szczególno ci zdolno do kochania i dawania, do
dobrowolnego po wi cenia, współczucia i troski o innych. Wygl da na to, e w tym wła nie
ojcostwo powinno si obecnie realizowa i wyra a , w tym współczesny ojciec powinien by
dobry.
My l , e rozwi zaniem, po które wielu z nas, ojców, mo e si ga , jest budowanie z synami
wspólnych obszarów zainteresowa i wykorzystywanie czasu wolnego do tego, aby - cho w
pewnej mierze - dokonywał si proces przekazu z ojca na syna. Synowie bardzo potrzebuj by z
nami na wyprawie, w odosobnieniu, w trudnych warunkach, gdzie , gdzie trzeba si sprawdzi ,
dobrze si porozumiewa i liczy na siebie nawzajem.
Bardzo potrzebuj by z nami w domu, gdy matka pracuje, wypoczywa albo zwiedza wiat.
Potrzebuj do wiadcza m skiej samodzielno ci, radzenia sobie bez mamy, a tak e dowiadywa
si tego, ze matka nie jest wył cznie od siedzenia w domu i opiekowania si m czyznami, ze
ma w wiecie do załatwienia swoje wa ne sprawy
Ale jak ci z nas, którzy sami nie mieli takiego ojca, maj poczu tak potrzeb . Dobrze jest
szuka okazji, które pomogłyby nam odnale w sobie t sknot za tym, co nas samych nie
spotkało Je li t t sknot w sobie znajdziemy, to b dziemy wiedzieli, ze nasze dzieci t skni za
tym samym.
W trudnej sytuacji s ci z nas, którzy s bardzo zapracowani - a takich jest na pewno
wi kszo Musimy zdoby si wtedy na pokonanie w sobie zm czenia i niech ci do kontaktu z
kimkolwiek, nawet z własnymi dzie mi, na pokonanie nieprzepartej potrzeby zalegania przed
telewizorem czy przegl dania gazety, i uchroni te bezcenne godziny, które zostaj w yciu, aby
co zrobi z dzie mi. Da im poczucie, ze s na tyle wa ne, i jeste my gotowi z czego dla nich
zrezygnowa . Wtedy ten czas zawsze si wypełni, co si wydarzy, pojawi si okazja, eby my
si pokazali dzieciom od nieznanej im strony i czego je nauczyli.
Tworzenie okazji do prawdziwych do wiadcze jest bardzo wa ne w drugiej fazie dorastania
syna, w okresie 7-14 lat. Mo liwo ci istotnego, psychicznego oddziaływania na syna ko cz si
nieodwołalnie w 16-17 loku ycia. Zostało nam siedem lat. To mało, szczególnie je li wcze niej
po wi cili my mu niewiele czasu i uwagi. Mało, z by naprawd by z dzieckiem, stawa si dla
niego pozytywnym wzorcem przynajmniej w jakim wybranym obszarze ycia.
Na ogół syn widzi nas, gdy przychodzimy z pracy wym czeni i rzucamy na stół pieni dze.
Dla syna nie ma takich pieni dzy, które by mu wynagrodziły nasz nieobecno . Lepiej si
pozby co do tego wszelkich złudze
Deficyt pozytywnych wzorców sprawia, ze jako ojcowie jeste my cz sto bezradni w
proponowaniu synom czego innego ni zarabianie, a potem kupowanie. Trudno nam znale
jak inn ni pieni dze i pozycja form wyrazu dla naszej ojcowskiej mocy i autorytetu
- 28 -
Najłatwiej jest nam pokaza synowi, na co nas sta , poprzez wydawanie pieni dzy
Inny, jeszcze bardziej niebezpieczny, pieni cy si z szybko ci chwastu, jest wzór
m czyzny, pozbawionego przymiotów serca i zdolno ci do refleksji, takiego, który zachowuje
si nieobliczalnie i z łatwo ci zabija. Nie potrafi nikogo pokocha ani uzna , ze kto albo co
mo e by wa niejsze ni on sam. Jego ycie emocjonalne zostało całkowicie zawładni te przez
pojawiaj ce si na przemian gniew i apati . Nie mylmy go z dobrym kowbojem z klasycznego
westernu, który tez potrafił strzela i zabija , kiedy trzeba było, ale nie robił tego dla pieni dzy,
sławy czy przyjemno ci. Je li zabijał, czynił to niech tnie i tylko w imi wy szych warto ci lub
mniejszego zła.
Odpowiedzialno za poszukiwanie alternatywy spada na barki ka dego m czyzny, który
wchodzi w dorosłe ycie. Ka dy z nas na własn r k musi szuka okazji i sposobów na
zdobycie - przynajmniej we własnych oczach - piecz ci m sko ci, której istota przekraczałaby
zarówno stereotypy kultury masowej, jak i nasze psychologiczne dziedzictwo. Je li nam si to
cho troch uda, b dzie łatwiej wzi odpowiedzialno za dorastaj cego syna.
Cz sto dopiero gdy syn ma 15-16 lat i jest juz strzał wystrzelon z łuku, zaczynamy si nim
naprawd interesowa . Na ogół wył cznie z tego powodu, ze sprawia kłopoty. Pozbawiony do
tej pory kontaktu z ojcem, chce zacz radzi sobie z yciem, odseparowa si od matki, wyj z
domu. Szuka swoich wzorców, szuka wsparcia i zdarza si , ze anga uje si przy okazji w
ryzykowne, czasami niedobre, sytuacje. Zaalarmowani, wkraczamy po raz pierwszy w ycie
syna, ale wkraczamy za pó no. Na ogól wi cej psujemy ni naprawiamy. Nie byłoby za pó no,
gdyby dwie wcze niejsze fazy procesu towarzyszenia synowi w jego d eniu do m sko ci miały
wła ciwy przebieg. Teraz jest trudno, bo trzecia faza tego procesu opiera si na zaufaniu i
szacunku. To mało popularny i mało znany pogl d, ze syna w wieku 15-16 lat nale y obdarza
szacunkiem i zaufaniem. Nie mo emy go ju wychowywa tak jak dot d. Nie jest ju dzieckiem,
wi c stosowanie nakazów i kar odbiera jako upokorzenie. Mo e to sko czy si ostr walk i
albo syn zostanie z przetr conym kr gosłupem na reszt ycia, albo da nam szkoł na zasadzie:
„Skoro nie potrafiłe mnie kocha i nie miałe dla mnie czasu, teraz b dziesz si o mnie
martwił." Ta strategia jest bardzo trudna do przełamania i mo e eskalowa w niesko czono .
Nie ma wyj cia. Musimy zdoby si na budowanie partnerstwa ze swoim synem. Je li w por
tego nie zrobimy, na zawsze stracimy t szans . Gdy syn znika w swoim rodowisku, to znaczy,
e wyczerpały si mo liwo ci wpływania na jego losy poprzez sp dzanie z nim czasu.
Od tego momentu w jeden tylko sposób mo emy wychowywa syna - przykładem własnym i
przykładem swego ycia. Wcze niej pomagał nam l k syna przed ojcowskim autorytetem i
zwi zany z tym kredyt zaufania, umo liwiaj cy praktykowanie na synu naszych metod
wychowawczych.
Gdy chłopak ma 15-16 lat, przestajemy mie mandat na wychowywanie go. Po raz pierwszy
zdajemy egzamin przed naszym synem, krytycznie przygl daj cym si temu, na ile nasze ycie i
my sami spełniamy swoje wychowawcze i wiatopogl dowe postulaty. Gra si sko czyła. Jak w
pokerze, musimy pokaza , co mamy w kartach i jak dalece blefowali my. Idzie o wielk stawk .
Albo poka emy klas i wyjdziemy z twarz , zachowuj c synowsk miło i szacunek, albo go
ostatecznie rozczarujemy. Wtedy po latach mo emy najwy ej liczy na współczucie.
Pewien ojciec odszedł od syna i jego matki, gdy ten miał zaledwie rok. Pojawił si z
powrotem po kilkunastu latach ci kiej pracy nad sob , skruszony, ale i bardzo zadowolony, e
zdobył si na taki krok. Chciał odegra jeszcze pozytywn rol w yciu syna. W gł bi duszy
oczekiwał ze strony rodziny wyrazów uznania i wdzi czno ci, a przynajmniej miał nadziej , e
si uciesz . Trudno mu wi c było pogodzi si z tym, e jego powrót w nikim nie wzbudził
specjalnego entuzjazmu, szczególnie w synu, który od lat nosił w sercu al i gniew do ojca. Po
jego powrocie wyra ał je oporem i bierno ci , zaniedbaniami, niech ci do nauki, do robienia
czegokolwiek. Wszystko było w nim na „nie". Sfrustrowany ojciec robił, co mógł, a w ko cu,
kierowany poczuciem winy, pomieszanym z bezradno ci , obiecał synowi, e wyjedzie z nim na
- 29 -
wakacje za granic . Oczywi cie pod warunkiem, e poprawi si on w nauce i spełni ró ne inne
wymogi. Kiedy przyszedł czas płacenia za wycieczk , zaszokowany ojciec stwierdził, e syn
buchn ł mu spor cz
pieni dzy na ten cel przeznaczonych. Zły i roz alony poszedł poradzi
si swojego przyjaciela, co z tym zrobi . Zaniepokojony demoralizacj syna, chciał si
dowiedzie , jakie represje i kary zastosowa , eby skutecznie wyprowadzi dziecko na dobr
drog . Ku jego zaskoczeniu przyjaciel po krótkim namy le powiedział: „Zapro syna na obiad do
dobrej restauracji. Gdy ju zjecie i wypijecie, popatrz mu w oczy i zapytaj: «Synu, ile jeszcze
jestem ci winien?» A potem zabierz go na obiecan wycieczk ." Podobno ojciec znalazł w sobie
sił , eby post pi , jak mu doradzono. Syn, zaskoczony i zbudowany klas ojca, odpowiedział:
„Jeste my kwita. Ty mi ukradłe dzieci stwo z ojcem, ja tobie fors ." „No to jedziemy na
wakacje", powiedział ojciec. I obaj ze łzami w oczach padli sobie w ramiona.
Odsłoni cie prawdy o sobie, przedstawienie si synowi w sposób szczery i otwarty, jest
bardzo trudnym, ale jak e wa nym wyrazem naszej wi zi z nim, naszego szacunku i zaufania.
Uderzmy si w piersi. Nie udawajmy, e wiemy, je li nie wiemy, tylko przyznajmy, e szukamy.
Przyznajmy si do swego bólu, t sknoty i w tpliwo ci - nie tylko przed synem, ale i przed sob .
W ten sposób mo emy pokaza mu, e jest dla nas wa ny. My l , e jest to najlepsza rzecz,
jak mo emy zrobi dla dorastaj cego syna: dokona przekazu t sknoty za własn legend - jak
to nazywa Paulo Coelho w ksi ce „Alchemik".
Niestety, zbyt wielu z nas, ojców, przedwcze nie prezentuje synom twarz tego, który odkrył
prawd i wie, o co w tym wszystkim chodzi.
Gdy co nie jest naszym prawdziwym do wiadczeniem, wtedy po to, aby samego siebie i
nasze otoczenie utrzyma w przekonaniu, e wiemy, musimy sta si dogmatykami, głosz cymi
pseudo prawd jako co ostatecznego. W ten sposób zamykamy synowi drog do dalszych,
samodzielnych poszukiwa i w dodatku tracimy jego szacunek.
Tu mo na przytoczy histori z mojej ksi ki „Jak wychowa szcz liwe dzieci", zamieniaj c
uczestniczki dialogu na ojca i syna. Ojciec rozmawia z synem i mówi mu, jak ma y . Syn
zniecierpliwiony czeka, a ojciec sko czy, i pyta: „Co daje ci prawo pouczania mnie, jak mam
y ?" Na to ojciec: „Zale y mi na tym, eby był szcz liwy, eby twoje ycie miało jaki sens,
było m dre i bezpieczne. Poza tym jestem twoim ojcem i kocham ci ." A syn na to: „To jeszcze
za mało, eby mógł mi mówi , jak mam y ." Ojciec ze zdziwieniem: „Czego wi cej trzeba?"
Na to syn: „Tego, ojcze, eby był człowiekiem szcz liwym i spełnionym. Gdyby tak było,
mógłbym ci posłucha ."
Im bardzie niespełnione i nieszcz liwe jest nasze ycie, tym bardziej dogmatycznie, z tym
wi ksz determinacj , rozpaczliwie i gor czkowo bronimy swojej pseudo prawdy i doradzamy
innym.
W naszych warunkach trzeci etap procesu inicjacji powinien polega na tym, e synowie i
ojcowie wspieraj si w poszukiwaniach. eby tak si mogło dzia , trzeba by my my, ojcowie,
nie spoczywali w wysiłkach znalezienia swojej prawdy. W wysiłkach stania si w pełni
m czyznami. I to jest najlepszy przekaz, jaki mo emy w naszej kulturze swoim synom
ofiarowa . Przekaz poszukuj cego.
Nie zapominajmy o naszej legendzie, o naszej najwi kszej t sknocie, o potrzebie dowiedzenia
si o sobie tego najwa niejszego, co wreszcie uwolniłoby nas od l ku. Wolno od l ku przed
mierci , czyli m stwo, od prapocz tków było i jest podstawowym atrybutem m czyzny.
Legendy i ba nie mówi nam o tym, e gdzie za siedmioma rzekami, za siedmioma górami albo
jeszcze dalej mo na znale jaki ' skarb, jakie pióro czy kwiat, jaki miecz albo drogocenny
kamie , wi t wod czy klucz, który otworzy nam drzwi do ycia bez l ku. L k jest bowiem dla
nas, m czyzn, czym upokarzaj cym, czym nie do pogodzenia z naszym przeczuciem tego,
kim naprawd jeste my. Ten l k jest ródłem wszelkich innych l ków. Dlatego wszystkie
inicjacyjne procedury stosowane w dawnych, m drych kulturach stwarzały okazj , eby
przekroczy l k przed mierci - czyli umrze za ycia.
- 30 -
Bardzo wielu z nas, zwłaszcza tych młodszych, uprawia ekstremalne sporty, których
atrakcyjno polega na tym, e pozwalaj do wiadczy l ku przed mierci . Czy jest to
bungeejump, czy skoki z opó nionym otwarciem spadochronu, czy surfowanie w powietrzu, czy
skoki z du ej wysoko ci do wody, czy jazda na nartach w szczególnie niebezpiecznych
warunkach. Coraz wi ksze szybko ci w wy cigach samochodowych, nurkowanie na du ych
gł boko ciach, wspinaczka po stromych, lodowych cianach czy samotna egluga po gro nych
wodach. Wsz dzie tam przejawia si nasza ogromna potrzeba wchodzenia w kontakt z tym
podstawowym l kiem, podj cia wyzwania, jakie rzuca nam mier .
Wielu z nas, uprawiaj cych sporty ekstremalne, anga uj cych si w sytuacje, wymagaj ce
długotrwałego skoncentrowania uwagi i dania z siebie wszystkiego, mo e prze y wyzwalaj ce
do wiadczenie przekroczenia znanego nam, skoncentrowanego na sobie, sposobu istnienia. Ale
jest w tym równie powa ne niebezpiecze stwo. Te sposoby przekraczania l ku mog równie
dobrze sprowadzi nas na manowce wzorców m skich, opartych na zaprzeczaniu l kowi, na
znieczulaniu si na l k. Wtedy problem l ku przed mierci rozwi zujemy, neguj c ycie.
Mo emy sta si lud mi, którzy maj je w pogardzie i dlatego ani nie boj si sami umrze , ani
nie boj si zabija innych. Nie ma to jednak nic wspólnego z prawdziw m sko ci , z
prawdziwym człowiecze stwem.
M drcy, mistycy, mistrzowie sztuk walki i mistrzowie sztuki ycia wszelkich czasów i
tradycji potwierdzaj jednogło nie: tylko niewyobra alne do wiadczenie niesko czono ci i
wszechobecno ci ycia uwalnia nas od l ku przed mierci . Kto m dry powiedział:, „Je li
umrzesz, zanim umrzesz, to nie umrzesz, gdy umrzesz." Czy nie jest to wła ciwa odpowied na
pytanie, jak przesta ba si mierci? Czy nie jest to najbardziej lakoniczne uj cie istoty
inicjacji? Zatem, kim jest ten, kto musi umrze , zanim my umrzemy, po to, aby my nie umierali,
gdy b dziemy umiera ? Niew tpliwie chodzi o wszystkie nasze złudzenia i iluzje na własny
temat, oraz nierozł cznie z nim zwi zane bolesne poczucie odr bno ci. Poczucie zamkni cia we
własnym ciele i do wiadczanie ycia z oddali, poprzez szklan przegrod renic, membran uszu
czy kombinezon skóry. Gdy to poczucie umrze, wtedy dopiero naprawd przestaniemy ba si
mierci. Nie przez zanegowanie ycia, przeistoczenie si w nie czuj cego nic zombi czy cyborga,
tylko przez całkowite pojednanie z yciem.
Powtórzmy: prawdziwa inicjacja to inicjacja duchowa. Wszystko, co przed ni lub zamiast
niej, jest udawaniem i wymy laniem. W skryto ci ducha podejrzewamy, e tak jest, a czasami
odczuwamy z cał moc ból i rozpacz naszego istnienia, jako wymy lonych istot w
wymy lonym wiecie. W odniesieniu do naszych poszukiwa inicjacyjnych oznacza to
konieczno rezygnacji z wszelkiego stereotypowego pomysłu na bycie m czyzn , czyli zgody
na nasz całkowit bezradno i niewinno . To trudne.
Przecie w gł bi serca t sknimy wła nie za tym, aby my mogli miało kocha , cieszy si ,
wzrusza , płaka , szale , walczy , wolni od wszelkich stereotypów i strategii przetrwania,
aby my mogli w zgodzie z okoliczno ciami pozwala sobie na słabo i czuło , a tak e na
słuszny gniew, zdecydowanie i sił - a nade wszystko, aby my mogli odkry nasz prawdziw ,
najgł bsz istot , spokojn , pełn współczucia, samotn , jedyn i prawdziw , która nigdy nie
miała ojca ani matki.