Wojciech Eichelberger
Zdradzony przez ojca
Wydawnictwo Do
Wydawca
Fotografie na okładce
Marek Ry ko
Anna Biała Inka Gruchalska
Redakcja
Opracowanie graficzne okładki
Zbigniew Miłu ski Krystyna Podhajska Marek Ry ko Studio Do
Projekt okładki
Skład systemem TEX
Wojciech Eichelberger
Studio Do
© 1998 by Wydawnictwo Do ISBN 83-85586-05-9
Wydawnictwo Do Skrytka pocztowa 44 00-950 Warszawa l
www.do.com.pl, e-mail: do@do.com.pl Druk i oprawa: Opolgraf SA
Spis tre ci
Od Autora . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 8
Od Wydawcy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9
Smutna historia Małego Chłopca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
11
O ojcu, który nie dał rady . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
19
Spadek po ojcu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 23
„Zniszcz ci " .............................................. 23
„Matka jest wa niejsza od ciebie" . .. .. .. ... .. .. .. .. .. .. ..
25
„Podziwiaj mnie" ..........................................
26
„Nie chc ci " . . .. .. .. .. .. .. ... .. .. .. .. .. .. ... .. .. .. .. .. .. .. 27
Manowce inicjacji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 29
Strategie przetrwania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 35
Wieczne dziecko, czyli „zostaj z mam " . . . . . . . . . . . . . . .
35
Don Juan, czyli „boj si tej jednej" . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
37
Playboy, czyli „wol si bawi ni si ba " . . . . . . . . . . . . . . 38
Uzurpator, czyli „ eby si tylko nie wydało" . . . . . . . . . . .
40
Inkwizytor, czyli „to wszystko przez ni " . . . . . . . . . . . . . . . 41
Macho, czyli „im ona gorsza, tym ja lepszy" . . . . . . . . . . . 44
Gej, czyli „niech jaki m czyzna mnie pokocha" . . . . . . 46
Wyznawca, czyli „to Bóg jest moim ojcem" . . . . . . . . . . . . 50
Mnich, czyli „zostaj sam" . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
51
Gniew matki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 55
Gniew wyparty ...........................................
56
Gniew nadopieku czo ci .. ... .. .. .. .. .. .. ... .. .. .. .. .. .. .
57
Gniew wprost . ............................................ 57
Odchodzenie od matki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 59
Jak pomóc synowi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 63
Grekowi Zorbie - Autor
Od Autora
Motywacj do napisania tej ksi ki jest ch przyj cia z pomoc m czyznom, mnie samego nie
wył czaj c.
Losom m czyzn przygl dam si od lat z perspektywy gabinetu psychoterapeuty, ale jestem pewien,
e dzi ki temu dostrzegam lepiej to, co dzieje si dzi z m czyznami w ogóle.
W wyniku gwałtownych zmian w naszej kulturze i obyczajowo ci, m czy ni s nie mniej
zagubieni i przeci eni ni kobiety. W ksi ce mówi o niektórych przyczynach tego zagubienia, z
których najwa niejsz jest załamanie procesu przekazu pozytywnego wzorca m sko ci pomi dzy ojcem a
synem.
Nie jest to ksi ka napisana przeciwko kobietom. Coraz cz stsza nieobecno ojców w rodzinach
to fakt dokonany, przed którym matki s stawiane i musz jako sobie z tym poradzi . Z pewno ci radz
sobie najlepiej, jak mog . Nale y im si hołd i wdzi czno za to, e bior na siebie odpowiedzialno za
porzuconych synów, ratuj c im ycie i umo liwiaj c psychiczne przetrwanie. Niestety, mimo
najwi kszych stara i najlepszych ch ci, nie s w stanie zast pi synom ojców.
Ta ksi ka nie została napisana przeciwko komukolwiek. Jej celem jest ostrze enie przed negatywnymi
psychologicznymi i obyczajowymi konsekwencjami nieobecno ci ojca w rodzinie. Mam nadziej , e
oka e si ona pomocna zarówno m czyznom, którzy chc lepiej zrozumie siebie, jak i kobietom, które
chc lepiej zrozumie m czyzn.
Wojciech Eichelberger
Od Wydawcy
We wrze niu 1997 r., wkrótce po ukazaniu si „Kobiety bez winy i wstydu", Autor zacz ł pisa
ksi k o m czyznach i m sko ci. Jestem pełen podziwu dla Jego umiej tno ci uj cia w zwi złej i
uporz dkowanej formie tak szerokiej wiedzy na ten temat.
Dzi ki tej ksi ce poznałem wiele doniosłych i gł bokich prawd. Niektóre z nich przeczuwałem
wcze niej w gł bi duszy, ale wiele było dla mnie istotnym i nowym odkryciem. Pewne przedstawione tu
stwierdzenia dopiero po dłu szym czasie zacz łem odnosi do siebie.
Odkrywanie prawdy na swój temat mo e by bolesne — cho by dlatego, e nie pozwala pozosta
bezczynnie w wygrzanym miejscu w yciu. Autor udziela wyra nych rad pozwalaj cych wyruszy w
drog ku zmianom. I daje nadziej , e warto.
Czytanie tej ksi ki jest jakby słuchaniem intymnej rozmowy m czyzn o sobie i swoich
problemach. Tym łatwiej wczu si w jej atmosfer , e Autor, pisz c o m czyznach, u ywa
zaskakuj co gł boko wnikaj cej w serce formy „my".
Zapraszam do lektury drugiego tomu trylogii: Kobieta^ M czyzna... Czekamy na tom trzeci.
Marek Ry ko
Smutna historia Małego Chłopca
Poni szy scenariusz przedstawia uproszczony przebieg wydarze w yciu chłopca, opuszczonego przez ojca i w
konsekwencji uzale nionego od matki. Wielu m czyznom obraz, który kre l , wyda si jednostronny i
negatywny, ale obawiam si , e wi kszo uzna go za niewinny i łagodny. Nie wszyscy opuszczeni przez ojca
chłopcy uzale niaj si od matki — inne wersje zako czenia tej historii znajduj si w dalszych cz ciach
ksi ki.
Trudno powiedzie , jak wielu synów jest zdradzonych przez ojców, ale gdy przyjrzymy si temu, co jest
udziałem chłopców w ich dorosłym yciu, dojdziemy do wniosku, e do wiadczenie bycia zdradzonym przez
ojca staje si , niestety, coraz bardziej powszechne.
*
Ojcowie chc mie synów, wi c gdy brzuch przyszłej matki cho troch uro nie, niecierpliwie domagaj si
badania USG, eby na ekranie monitora zobaczy , co te ich dziecko ma mi dzy nogami. Wybucha wielka
rado , gdy okazuje si , e narodzi si chłopiec. Prawd mówi c, nie wiadomo, dlaczego ta rado wybucha.
Ojcowie powinni przecie wiedzie , e ycie m czyzny nie jest sielank . Mimo to ciesz si — z
przyzwyczajenia czy z nawyku.
Chłopiec przychodzi na wiat. Ojciec idzie si upi , eby podkre li fakt, e stała si rzecz nadzwyczajna, a
mama jest zachwycona i dumna, bo ma poczucie, e spełniła swój obowi zek.
Ojciec Chłopca sam był kiedy chłopcem zdradzonym przez ojca, wychowywanym głównie przez kobiety, i nie
wie, jak zajmowa si synem. Pami tajmy wi c, czytaj c dalej t opowie , e wszystko, co zostanie
powiedziane o Chłopcu, dotyczy te jego ojca — a zapewne te ojca jego ojca.
Skoro ojciec Chłopca został zdradzony przez swego ojca, to nie wystarcza mu na długo zapału, eby troszczy
si o syna. Ma poczucie, e spełnił swoj rol , płodz c go i ewentualnie dopilnowuj c, by mógł w miar
bezpiecznie si urodzi .
Wkrótce zaczyna by zniecierpliwiony tym, e Chłopiec jest malutki, bezradny, e tak bardzo potrzebuje matki i
w niczym nie przypomina chłopca oprócz tego, e ma siusiaka. Je, robi w pieluchy i nie daje spa po nocach.
Ojciec Chłopca nie widzi w tym wszystkim dla siebie miejsca i zaczyna si odsuwa , uznaj c, e kiedy
przyjdzie czas, by nawi za kontakt z synem. I tutaj popełnia pierwszy bł d — nie pami ta, jak sam, b d c
małym chłopcem, pragn ł kontaktu z ojcem. Nie pami ta, jak bardzo potrzebował obecno ci ojca — jako
symbolicznej obietnicy, e kiedy kto pomo e mu odej od matki.
W efekcie Mały Chłopiec, patrz c z perspektywy kołyski, na tle sufitu widzi jedynie zachwycone twarze kobiet.
Potem ró nie si dzieje. W smutnym scenariuszu bywa tak, e ojciec znika po paru tygodniach, a w jeszcze
smutniejszym, e nie było go ju wtedy, gdy Chłopiec pojawił si na wiecie. Nawet w radosnych wersjach
wydarze ojciec jest prawie nieobecny przez pierwszy rok. Pojawia si on w polu widzenia Małego Chłopca
mniej wi cej wtedy, gdy ten stawia pierwsze samodzielne kroki i zaczyna mówi pierwsze słowa.
Kiedy ycie Chłopca wkracza w bardzo wa n faz pierwszych prób rozlu nienia symbiotycznego zwi zku z
matk , ojciec przydałby si bardzo, bo odł czenie si od matki jest przedsi wzi ciem trudnym.
Je li Chłopiec ma w tym okresie ojca pod bokiem, mo e prze y co niepowtarzalnego. Mama stawia go na
ziemi, a ojciec, stoj c kilka kroków dalej, mówi: „No, chod do mnie, chod do mnie, chod do mnie!" Wtedy
Mały Chłopiec po raz pierwszy odrywa si od mamy, by wyruszy zupełnie samodzielnie w t niezmierzon
przestrze mi dzy matk a ojcem. W ko cu, po długich jak wieczno sekundach, dociera do kresu tej
niebezpiecznej podró y — do ojca. Zalicza swój pierwszy sukces, robi pierwszy krok ku m sko ci. W tym
innym, m skim wiecie czeka na niego ojciec, który rado nie chwyta go w ramiona i unosi w gór jak bohatera!
Je li ojca nie ma, w do wiadczeniu Chłopca powstaje kolejna, bardzo powa na luka. Na domiar złego brak ojca
w tym okresie sprawia, e Chłopiec zaczyna by bardziej ni dot d nad-opieku czo traktowany przez matk .
Uczy si chodzi , przewraca si , zbiera siniaki, obija sobie głow . Gdyby ojciec był w pobli u, lepiej by to
rozumiał. Pozwoliłby mu do wiadczy ryzyka i bólu, uczył odporno ci, wytrzymało ci, by w przyszło ci nie
ulegał matczynej panice, gdy si przewróci lub uderzy. Mama, która nigdy nie była chłopcem, nie zawsze
rozumie, jakie to dla syna wa ne. Cz sto niepotrzebnie biegnie z krzykiem na pomoc i za bardzo prze ywa
ka dy jego upadek. Nie wiadomie uczy Chłopca, e wiat jest niebezpieczny, a on sam bardzo kruchy. Wyj cie
z domu mo e mu si kiedy wyda zbyt ryzykowne. Uzna, e najbezpieczniej b dzie pozosta w pobli u mamy.
Je li ojciec jeszcze nie odszedł, to z pewno ci jest bardzo zapracowany. Zapewne sens swego ycia widzi
przede wszystkim w zabieganiu o reputacj i sukces, bowiem nie jest mu znane gł bokie uczucie satysfakcji,
płyn ce z kontaktu / lud mi. Sam wychowywany przez matk , ciotki i babki, teraz w gł bi duszy obawia si
kobiet. Przeczuwa, e nie potrafi si od nich skutecznie odgranicza i pod wiadomie boi si , e go pochłon , e
utknie w kobiecej atmosferze ciepła i bezpiecze stwa i nie b dzie miał ju siły wyruszy w wiat. Trzyma si
wi c z daleka od kobiet, unikaj c bliskich, intymnych i trwałych zwi zków. Nie zdaje sobie sprawy, e taki sam
los szykuje swojemu synowi.
Tymczasem matka, opuszczona przez partnera, jest coraz bardziej przem czona, zniecierpliwiona i roz alona.
Robi co mo e, eby jak najsilniej zwi za ze sob syna i przy okazji odebra go ojcu. Nosi w sobie pokłady
gniewu, który dotyczy ojca, ale który pod jego nieobecno łatwo przelewa si na dziecko.
Matka nie wiadomie kastruje psychicznie Małego Chłopca, pozbawiaj c go okazji do kształtowania w sobie
podstawowych atrybutów m sko ci: zaufania do siebie, odwagi, odporno ci, sprawno ci, umiej tno ci
odnajdywania si w grupie rówie ników i walczenia o swoj pozycj . W trosce o bezpiecze stwo synka, który
jest przecie „jej skarbem", nie pozwala mu wychodzi na podwórko, bo si pobrudzi, spoci lub przezi bi, nie
pozwala bawi si z kolegami, bo nauczy si brzydkich słów albo co sobie zrobi.
Brak kontaktu z grup rówie ników to w do wiadczeniu Małego Chłopca kolejna ogromna luka, która b dzie
hamowa proces oddzielania si od matki i ograniczy jego kontakt ze wiatem. Z pomoc ojca Chłopiec mógłby
zdobywa i poznawa ten wiat, aby kiedy poczu si w nim jak w domu.
Nadchodzi moment, gdy synek powinien pój do przedszkola. Ale Mały Chłopiec ma ogromne trudno ci w za-
akceptowaniu tego miejsca, bo matka stała si dla niego zbyt wa na. Pozostawanie na kilka godzin w obcym
otoczeniu, bez mo liwo ci kontaktowania si z ni , budzi l k nie do prze ycia. Przedszkole jest wyzwaniem
ponad siły. Pozbawiony oparcia w ojcu i po raz pierwszy w yciu opuszczony przez matk , musi stawi czoło
grupie rozwrzeszczanych dzieci i obcym dorosłym.
Mo na powiedzie , e najgorsze ju si stało. Przez pierwsze 3-4 lata powstaje wewn trzna matryca, która
spełnia wa n funkcj w pó niejszym yciu dziecka. Porz dkuje ona jego do wiadczenia i tworzy gotowo do
okre lonej ich interpretacji. Zaczyna si proces dojrzewania, tworzy si osobowo i zwi zane z ni poczucie
„ja". Je li zostanie ono zbudowane na chybotliwym fundamencie, to ten brak stabilno ci b dzie musiał by
kompensowany w dalszym procesie budowy.
Chłopiec przechodzi kryzys przedszkolny, bo mama, pomimo jego protestów i rozpaczy, nie mo e zabra go do
domu.
Chłopiec dorasta. Pozbawiony mo liwo ci przebywania z dwojgiem rodziców na raz, niewiele wie o tym, kim
dla m czyzny jest kobieta, kim dla kobiety jest m czyzna i jak współistniej ze sob . Podstawowym
do wiadczeniem Chłopca jest pełen sprzecznych nami tno ci zwi zek z matk . Ich relacja komplikuje si
jeszcze bardziej, gdy matka, wiadoma przemijania, nie licz c ju na spotkanie nowego partnera, zaczyna
pokłada w synu nadziej , e stanie si on w jej yciu zast pczym m czyzn , opiekunem i oparciem. Chłopiec
cz sto słyszy: „Ty, synku, nigdy nie zrobisz mamie tego, co twój tata." Słyszy te wiele negatywnych opinii na
temat ojca. Postanawia wi c w gł bi duszy, e nie b dzie taki jak tata, e b dzie grzecznym synkiem i nigdy
mamie nie zrobi przykro ci. W ten sposób, nie wiedz c o tym, bierze na siebie ci ar nie do uniesienia — ci ar
odpowiedzialno ci za szcz cie i samopoczucie matki. Co gorsza, zaczyna kształtowa siebie, jako m czyzn ,
wedle jej oczekiwa .
ycie jako si toczy. Zaczyna si szkoła, bezbarwny i nudny okres w yciu Chłopca, zanurzonego nadmiernie w
codzienno swojej zapracowanej matki. Nie ma okazji nawet posiłowa si z ojcem, a co dopiero pój z nim
gdzie , ogl da z nim wiat i uczy si od niego, na czym polega bycie m czyzn .
Kiedy ma 14-15 lat, hormony daj o sobie zna i Chłopiec zmienia si fizycznie. Jego genitalia pot niej ,
pojawia si zarost, zmienia si głos, ciało zaczyna m nie . Wtedy odkrywa — a jest to dla niego odkrycie
zarówno trudne, jak i budz ce nadziej — e zasadniczo ró ni si od mamy. Pojawiaj si sny erotyczne, nocne
polucje. Chłopiec przechodzi delikatny i trudny okres dojrzewania seksualnego. Skazany wył cznie na matk ,
staje wobec zagro enia, e nawet ta intymna sfera jego
prze y mo e zosta przez ni zawłaszczona. Matka
rzeczywi cie ingeruje w to, co si dzieje w jego rodz cym si yciu erotycznym. Mo e si zdarzy , e zachowa
si niezr cznie i niedyskretnie. Chłopiec usłyszy, e „jest brzydki" lub e „jej synek takich rzeczy nie robi" i
zacznie si wstydzi swojej seksualno ci. Ci ko mu b dzie tym bardziej, e jego pragnienia erotyczne mog
by zwi zane z matk . yje z ni przecie tak blisko, e w naturalny sposób sta si ona mo e pierwszym
obiektem jego marze . Znowu brakuje ojca, który sam swoj obecno ci dawałby do zrozumienia, e matka
nale y do niego i e syn powinien przestrzega jasno okre lonych granic.
Brak ojca, który pomógłby mu skierowa marzenia i pragnienia erotyczne poza dom, sprawia, e powodowany
poczuciem winy i l ku Chłopiec odcina si od swojej seksualno ci. Boi si ruszy w wiat, boi si zdradzi
matk z inn kobiet , bo przecie obiecał jej, e nie b dzie taki jak tata i e nigdy jej nie opu ci. Nie zdaje sobie
sprawy, e w gł bi serca boi si kobiet, poniewa jego zwi zek z matk jest zbyt trudny do uniesienia.
Nie wszyscy zdradzeni przez ojca znajduj w sobie do energii na odej cie od matki, ale wi kszo , gdy osi ga
seksualn dojrzało , jednak zdobywa si na to.
Je li Chłopiec chce otworzy serce na inn kobiet i zrealizowa si seksualnie, musi odej . Jest bardzo
prawdopodobne, e nie odchodzi do ko ca. Silnie uzale niony od matki nie potrafi obroni przed ni swoich
zwi zków z kobietami. Matka ingeruje w jego prywatno , domaga si zwierze i spełnienia danej obietnicy.
Chłopiec bezwolnie pozwala matce na zbyt wiele — w ko cu zawsze tak było. Matka za traktuje ka d jego
partnerk czy kole ank jak rywalk . Stara si nie dopu ci do gł bszego zwi zku, obrzydza mu kolejne dziew-
czyny, sugeruj c bez słów: „Nie spotkasz lepszej kobiety ode mnie. Nikt ci nie b dzie kochał tak jak ja." To
drugie stwierdzenie oczywi cie jest prawd , ale Chłopiec nie wie, e w tym momencie jego ycia nie chodzi ju
o to, by spotkał kobiet , która b dzie go kochała tak jak matka.
W ko cu Chłopiec spotyka kobiet , która staje si dla niego kołem ratunkowym i wyzwolicielk z ramion matki.
eni si . 7j pewno ci nie obeszło si bez walki. Matka zrobiła wszystko, by wybrał partnerk , która b dzie jej
uległa. Je li, jednak, Chłopcu udaje si , na zło mamie, zwi za z siln kobiet , odkryje kiedy , e zwi zał si z
kim bardzo podobnym do matki. Ale to dzi ki takiej onie, kobiecie równie silnej, maj cej nad nim przewag i
równie mocno wi
cej go ze sob , mo e uratowa si przed matk . Tylko taka kobieta potrafi broni
rodzinnego gniazda przed inwazyjn te ciow . Mimo to, w konfliktach mi dzy on a matk , Chłopiec bierze
stron matki. Spełnia si matczyne proroctwo, e b dzie ałował, gdy si o eni. Bo ona nie pozwala mu
odwiedza mamy codziennie. Nie zgadza si , by mama miała klucze do ich mieszkania i wpadała, kiedy chce.
Domaga si , by był lojalny wobec nowej rodziny. To wszystko jest dla Chłopca bardzo trudne. Czuje, e
popełnił bł d, e wpadł z deszczu pod rynn i ch tnie wróciłby do mamy.
W tym czasie pojawia si w jego yciu dziecko. Je li jest to chłopiec, kielich goryczy si przepełnia. Ojciec i
m , który sam nadal czuje si synkiem, nie potrafi pomie ci w swoim yciu dziecka. Odchodzi od ony i
zdradza swego syna.
O ojcu, który nie dał rady
Tak trudno doceni czas, który sp dzamy z naszym dzieckiem, je li zostali my zdradzeni przez ojca. Nosz c
gł boko w sercu przekonanie, e nie zasłu yli my na miło własnego ojca, a mo e te i matki, całe ycie
staramy si odnie jaki sukces, zdoby reputacj , która b dzie budzi przynajmniej uznanie, je li nie podziw.
Przebywanie z trzy-, cztero- czy pi cioletnim synkiem w jego pokoju, wspólna zabawa klockami albo
układankami, to, z tego punktu widzenia, czas stracony.
Dlatego w pierwszych latach ycia syna nie wiadomie zdradzamy go, po wi caj c cał uwag budowaniu
swojej pozycji zawodowej i społecznej oraz tworzeniu w miar niekłopotliwej relacji z jego matk .
Czasem dostrzegamy, e zwi zek z synem stanowi szans na to, aby w naszym yciu pojawił si w ko cu
m czyzna, dla którego b dziemy najwa niejsi i który b dzie nas podziwiał. Pokusa uczynienia syna naszym
wielbicielem bywa wielka. Myli nam si to z miło ci do niego. Jeste my przekonani, e bardzo du o dla niego
robimy, ale nie zdajemy sobie sprawy, /c chodzi nam wył cznie o to, aby go do siebie przywi za .
Nawet je li nam si to uda, to i tak — pr dzej czy pó niej — syn przepoczwarzy si z wielbiciela w za artego
krytyka, ii czasami wr cz wroga. To jeszcze nie tak le. Gorzej jest, gdy po drodze przetr cimy mu moralny
kr gosłup tak mocno, e przez reszt ycia nie zdoła si wyprostowa i pozostanie beznadziejnie wpatrzony we
wspaniałego, nieosi galnego ojca. Je li jednak mimo wszystko si zbuntuje, wtedy z kolei obrazimy si na niego
i odrzucimy go ostatecznie. Ujawni si prawda
o naszym zwi zku z synem. Nie potrafili my go kocha . Był nam
tylko potrzebny.
Syn cz sto zaczyna zachowywa si według scenariusza „na zło ojcu odmro sobie uszy", czyli budowa
swoj to samo na zasadzie negacji ojca, negacji naszego pomysłu na jego ycie. Ko czy si tym, e dryfuje w
kierunku grup antysocjalnych, kibiców, gangów czy innych grup rówie niczych, przy pomocy których próbuje
stworzy sobie substytut prawdziwego obcowania z ojcem. Chce do wiadczy nigdy wcze niej nie zaznanego
poczucia wzajemnego wsparcia, lojalno ci, jasnych wymaga , norm i wspólnoty, dowiedzie si , ile jest wart.
Zdradzany syn, którego ojciec jest tak zwanym porz dnym facetem i cieszy si ogólnym szacunkiem, ma w
yciu trudniej ni syn łobuza czy pijaka. Cz sto słyszy komentarz: „taki dobry ojciec, a takiego ma syna". Łatwo
jednak zrozumie ., e syn musi przeciwstawi si ojcu, który go zawiódł. Aby zbudowa swoj odr bn
to samo , musi sta si zupełnie kim innym ni ojciec, a cie ka społecznej poprawno ci odpada, poniewa
ojciec ni idzie. Podobnie synowie ojców pijaków, łobuzów, bij cych ony, zachowuj cych si skandalicznie,
cz sto ratuj swoj to samo , id c — tym razem na szcz cie — w zupełnie inn stron ni ich ojcowie.
Pracuj nad sob , dojrzewaj , aktywnie poszukuj pozytywnych wzorców. Mo na powiedzie , e społecznie
wychodz bardziej na swoje ni synowie poprawnych tatusiów
Oczywi cie, nie wszystkim udaje si przeciwstawi ojcu. Je li ich wola i poczucie ludzkiej godno ci zostały
złamane, to ani ci pierwsi, ani ci drudzy nie s w stanie zbudowa swojej niezale nej to samo ci. Synowie
pijaków zostaj pijakami, a synowie poprawnych pracoholików zostaj poprawnymi pracoholikami. Jedni i
drudzy maj skłonno do poddawania si zewn trznym wpływom, podporz dkowywania si pseudo-
autorytetom, oddawania si ideologiom i doktrynom. Brak wewn trznej struktury i wewn trznego poczucia
warto ci sprawia, e musz szuka kogo , kto im powie, jak y .
elazny Jan zwraca uwag , e 200 lat temu, czyli na pocz tku ery industrialnej, zacz ł si na skal masow
proces, który nazywamy tu zdradzaniem synów przez ojców. Nie wynikało to — jak si zdaje — z dziedzi-
czonych deficytów ani ogranicze . Zostało wymuszone sytuacj ekonomiczn i now organizacj pracy.
Ojcowie pracowali w ogromnych fabrykach, wykonywali prac dziwn , cz sto poni aj c . Bywało, e wkr cali
trzy rubki w drzwi samochodu przez całe swoje zawodowe ycie. Nie mieli czym pochwali si synom, w
dodatku pracowali przez całe dnie i noce. Synowie stracili kontakt z ojcami, z tym, jak pracuj i jak yj
m czy ni, z tym, co m czy ni powinni wiedzie i potrafi .
Zostali my rzuceni w obj cia osamotnionych, przepracowanych matek, które musiały przej cały trud
wychowywania dzieci. W efekcie wi kszo z nas ma nadmiernie rozbudowany wewn trzny aspekt kobiecy. Nie
byłaby to wielka szkoda, gdyby nie fakt, e z reguły do wiadczamy bardzo trudnego wymiaru kobieco ci:
przem czonej, zniecierpliwionej, nie kontroluj cej swoich emocji matki albo matki nadmiernie opieku czej,
uległej i bezradnej.
Z jednej strony, jako dorastaj cy m czy ni, zostajemy pozbawieni archetypowego wzoru m skiego, z drugiej
do wiadczamy nadmiaru negatywnej strony kobieco ci. Te dwa składniki naszej wewn trznej konstrukcji
decyduj o tym, e tak trudno nam by z kobietami. Długoletni kontakt z matk nauczył nas wprawdzie by z
nimi, ale w szczególny sposób. Znosi je, tolerowa , unika , radzi sobie. W kontakcie 7. matk nie nauczyli my
si budowania dobrych, ciekawych i gł bokich zwi zków. Znacznie cz ciej, zamiast szkoły budowania i
tworzenia, przechodzili my szkoł przetrwania. Potem trudno nam wzbogaca , twórczo rozwija i wzmacnia
nasze partnerskie relacje. Potrafimy albo opiekowa si kobietami, albo od nich ucieka . Albo oddawa si w
opiek , albo gardzi i wywy sza si . Budowanie partnerskiego zwi zku z kobiet jest dla nas bardzo trudne.
Tym trudniejsze, e cz sto tak mało wsparcia w tej sprawie otrzymujemy z drugiej strony.
Spadek po ojcu
Zajm si tutaj czterema najcz ciej przeze mnie spotykanymi sposobami, w jakie ojciec zdradza syna. S to:
„zniszcz ci ", „matka jest wa niejsza od ciebie", „podziwiaj mnie" i „nie chc ci ".
Zdradzanie synów odbywa si cz sto w sposób prawie niedostrzegalny. Jako ojcowie mo emy mie wr cz
przekonanie, e po wi camy im du o czasu i uwagi, ale warto si temu bli ej przyjrze , zanim udzielimy sobie
rozgrzeszenia.
„Zniszcz ci "
Niszczenie to bardzo powszechny sposób zdradzania syna. Bierze on swój pocz tek z dzieci stwa ojca. Ojciec-
kat sam jako dziecko był ofiar i nie przekroczył tego dziedzictwa. Dlatego rozgrywa swoje bolesne
do wiadczenia i zwi zane z nimi uczucie upokorzenia w relacji z własnym synem. W zwi zkach y, dzie mi
łatwo spełnia si marzenie ka dej ofiary: nie ryzykuj c niczego, sta si katem. Zn canie si nad dzieckiem
wydaje si nie grozi odwetem. Przynajmniej do czasu.
Potrzeba przeistoczenia si z ofiary w kata jest tak wielka, e perspektywa odwetu i tak nie jest wa na. Ojciec,
który w dzieci stwie był upokarzany i poniewierany, demonstruje przed nami swoj sił i przewag . Nie
przepuszcza adnej okazji, eby pokaza , e jest lepszy. Nie wiadomie d y do tego, by naszym udziałem stały
si uczucia, które on sam prze ywał, gdy był dzieckiem. Dlatego odczuwa satysfakcj , gdy doprowadza nas do
płaczu czy zawstydzenia, kiedy nas wy miewa, pokonuje, kompromituje. Przez lata takiego traktowania w
naszej psychice post puje korozja poczucia warto ci i szacunku dla nas samych. Kumuluje si ogromna ilo
agresji i gniewu.
Wielu niszcz cych ojców to alkoholicy. W alkoholizm łatwo wpadaj ludzie, uciekaj cy przed swoj
wewn trzn , wyniesion z dzieci stwa ha b , spot gowan przez okoliczno ci ich dorosłego ycia. Ale mog to
by te ojcowie op tani czym innym ni alkohol: dogmatyczni ideolodzy lub wyznawcy, tak zwani ludzie
elaznych zasad, wojskowi czy inni funkcjonariusze autorytarnych i hierarchicznych organizacji. Wobec syna po
raz pierwszy i by mo e ostatni w swoim yciu mog poczu si lepsi.
Przyjdzie czas, e syn doro nie, a ojciec osłabnie. Wtedy syn bole nie mu odpłaci. Niestety, cz ciej bywa tak,
e odegra si kiedy na swoich dzieciach i bł dne koło gry w kata i ofiar b dzie kr ci si dalej.
W rol kata wpisane jest u ywanie przemocy fizycznej, cz sto przybieraj ce posta zn cania si nad ofiar . Ma
to gro ne, negatywne konsekwencje. Czasami powoduje silny l k, porównywalny do l ku, pojawiaj cego si w
sytuacji zagro enia ycia. Potem daje on o sobie zna w chwilach, które obiektywnie nie powinny go
powodowa .
Je li maltretowano nas w dzieci stwie, prze ywanie l ku kojarzy si nam z upokorzeniem. Taka mieszanka
uczu jest ostatni rzecz , jak chcieliby my prze ywa . Tworzy si w nas gro ny syndrom: l k i poczucie
upokorzenia kompensujemy siln agresj . Wtedy bardzo wcze nie zaczynamy szuka swoich ofiar.
Niektórzy z nas postanawiaj , e nigdy nie b d tacy jak ojciec. Odcinamy si od swojej agresywno ci,
poniewa agresywno w ka dej postaci kojarzy nam si z ojcem. Tworzymy iluzj , e jeste my dobrym
człowiekiem, który nigdy si nie gniewa. W rezultacie nie potrafimy stawia granic, kiedy trzeba, ani
zachowywa si adekwatnie w sytuacjach, wymagaj cych szybkiej, zdecydowanej, czasami agresywnej reakcji.
Istnieje te ukryta odmiana kata, który dzieła upokorzenia i /łamania syna dokonuje w r kawiczkach, u ywaj c
zamiast agresji fizycznej czy słownej psychologicznych metod zn cania si . Poniewa robi to nie wiadomie, na
ogół uwa a si za znakomitego ojca, a to e syn wi dnie mu w r kach, jest dla niego niezrozumiałym i
niesprawiedliwym wyrokiem losu.
Łatwiej jest y z ojcem, który jest jawnym katem. Taki ojciec w cało ci nadaje si do odrzucenia. Kat ukryty
jest trudny cło zdemaskowania. Trudno jest te skonfrontowa si z nim. Połykamy cały nasz gniew i wstyd.
Zapadamy si w sobie, jakby nam pop kały wewn trzne organy, cho na zewn trz nie wida ladów bicia.
W dodatku czujemy si nie w porz dku, e — wbrew oczekiwaniom otoczenia — nie obdarzamy ojca miło ci i
szacunkiem. Ojciec ch tnie podsyca w nas poczucie winy: „Zobacz, jaki jestem wspaniały, tyle robi dla ciebie,
a ty nawet nie jeste mi wdzi czny! Nikt o mnie złego słowa nie powie, a ty masz mi wszystko za złe. Chyba z
tob jest co nie tak." W ko cu dochodzimy do wniosku, e rzeczywi cie z nami jest co nie tak. Mamy
wspaniałego ojca, tylko nie dorastamy do sytuacji. Powinni my by wdzi czni, e yjemy, i niczego wi cej nie
oczekiwa .
„Matka jest wa niejsza od ciebie"
Rodzi si syn i ojciec potrafi jedynie odda go w r ce matki. Sam czuje si ze swoj gro n on tak, jakby był
jej dzieckiem, wi c nie jest w stanie podejmowa jakiegokolwiek ryzyka, aby wspiera lub broni swego syna.
Czujemy pogard do takiego ojca, a w dodatku wpadamy w r ce albo nadopieku czej, albo jawnie destrukcyjnej
matki. Jedynym wyj ciem jest podporz dkowanie si matce
przynajmniej do czasu, kiedy zm niejemy. Potem
albo staniemy si takim samym facetem jak ojciec, albo wiadomie odetniemy si od niego i wejdziemy w
konfrontacj z matk . B dziemy musieli zademonstrowa matce swoj odr bno i m sko . Nie maj c prawie
adnych pozytywnych do wiadcze z ojcem, podejmiemy beznadziejn walk o to, by pozostaj c w zwi zku z
matk , zdoby ostrogi m sko ci. Zmusi to nas do u ycia bardzo radykalnych rodków. Z grzecznego chłopca
przeistoczymy si nagle w jego przeciwie stwo. Staniemy si wulgarni, agresywni, egoistyczni.
„Podziwiaj mnie"
Ojciec do podziwiania mo e wydawa si zbawieniem na tle tych, o których mówili my do tej pory. W gruncie
rzeczy jednak jest utrapieniem, bowiem potrzebni jeste my mu wył cznie po to, aby si przed nami chwalił.
Wyczuwa upragnion szans na bycie wa nym, szczególnym i wybranym dla małego jeszcze wprawdzie, ale
m czyzny.
Ojciec sam był chłopcem niekochanym, niedocenianym. Teraz ycie sp dza na dowodzeniu sobie i wiatu, e
jest co wart. Wykorzystuje do tego wszystkie mo liwe sytuacje, równie zwi zek z nami. Jest nam troch l ej,
je li jego potrzeba bycia podziwianym jest zaspokajana na przykład w pracy zawodowej. Najtrudniej jest wtedy,
gdy mamy by jedynymi wiadkami, wielbicielami i entuzjastami swego ojca. Zabiera nas wsz dzie tam, gdzie
mo e si przed nami czym pochwali . Siedzimy i patrzymy, jak tata rozbija namiot, rozpala ognisko, steruje
jachtem, gra w tenisa, je dzi konno, bawi si czy pracuje. Robimy to, czego nie zrobił jego ojciec. Patrzymy i
podziwiamy. Wmanipulowani w rol widzów i podziwiaczy czujemy si dokładnie tak, jak czuł si ojciec, gdy
był dzieckiem — niedocenieni i opuszczeni. Powstaje w nas przekonanie, e nigdy mu nie dorównamy.
Poniewa ci gle sp dzamy czas z ojcem, nie mo emy przebywa w grupie rówie ników, gdy mogliby my si
sprawdza , przekonywa o tym, co potrafimy. W ko cu uznajemy, e nie mamy adnych szans. Długu tło
nadzwyczajno ci wiedzie nas tylko w jedn stron . Mo emy by nadzwyczajnie beznadziejni, nadzwyczajnie
nieszcz liwi albo nadzwyczajnie kłopotliwi.
Odkrywamy, e najskuteczniej ci gamy na siebie uwag ojca, gdy niepokoimy go czym , bulwersujemy albo
szokujemy, Zaczynamy chorowa , opuszcza si w nauce, zachowywa skandalicznie. Stajemy si dla ojca
ci arem, przynosimy rozczarowanie i wstyd.
Czasami próbujemy i w jego lady, ale to na ogół szybko si niepowodzeniem, bo nie daje satysfakcji,
płyn cej na własny rachunek. Je li znajdziemy jeszcze kiedy w sobie wewn trzn sił i oparcie w ród ludzi, to
spróbujemy odszuka swoje miejsce w yciu, z dala od ojcowskich szlaków. Wtedy by mo e zobaczymy, o co
w tym wszystkim chodziło, i pojawi si w nas ogromna, dobra t sknota za tym, eby by człowiekiem, który
robi zwykłe po yteczne rzeczy nic musi nawet o tym wiedzie .
„Nie chc ci "
Ojciec jest facetem w porz dku, radzi sobie w yciu, osi ga nawet jakie sukcesy i mógłby stanowi dla nas
wzór, ale, niestety, nie interesuje si nami. Zachowuje si tak, jakby nas z góry skre lał, jakby my go — nie
wiadomo dlaczego — zawiedli.
W ka dym razie co si ojcu w nas nie podoba. Dlatego całkowicie odpuszcza sobie zajmowanie si nami.
Mo emy od niego usłysze : „B dziesz synkiem mamusi."
To bardzo boli. Ojciec jest pod r k , ale tracimy go z jakich tajemniczych powodów.
Taka sytuacja zdarza si , gdy co si psuje mi dzy ojcem a matk . W rezultacie dziel mi dzy siebie
odpowiedzialno za dzieci. Mog mie problemy seksualne lub wychowuj dzieci z ró nych mał e stw.
Czasami powodem tak silnego odrzucenia nas s nie wiadome l ki homoseksualne ojca. Wtedy tak gor czkowo
zajmuje si on udowadnianiem sobie i wiatu, e jest superm czyzn , e na nas nie ma ju w jego yciu
miejsca. Blisko z nami nasilałaby tylko jego przera aj ce podejrzenie co do własnej homoseksualno ci.
Bywa tak, e ojciec nie czuje si zwi zany z matk . Wtedy, wyznaczaj c nam rol „synka mamusi",
jednocze nie deleguje nas do tego, aby my si matk zaj li, poniek d go zast pili. Mo e za tym sta poczucie
winy wobec niej. Jakby mówił wtedy: „Wiesz, wprawdzie ja si tob specjalnie nie interesuj , moja droga, ale
daj ci synka, a on na pewno b dzie ci kochał." No i zostajemy rzuceni mamie na po arcie.
Chc c nie chc c, stajemy si dla matki oparciem. To trudna sytuacja. Sprzyja powstawaniu w naszym umy le
iluzorycznego obrazu zwi zku z matk . Mo e nam si wydawa , e jeste my dla matki wa niejsi od ojca i
powołani do zaspokajania wszelkich jej potrzeb, z seksualnymi wł cznie. Tym bardziej e, gdy zaczynamy
dorasta , cz sto zakochujemy si w mamie, bo nasze młodzie cze pragnienia seksualne w naturalny sposób
kieruj si w stron kobiety, z któr sp dzamy tak wiele czasu.
Tymczasem matka rozgrywa z nami swoje gniewne uczucia do m czyzn, a szczególnie do ojca. Z jednej strony
wywy sza nas i uwodzi, a z drugiej poni a i wy miewa, Szczególnie wtedy, gdy spróbujemy zachowa si jak
m czyzna, aby sprosta sugerowanej nam roli. Najtrudniej jest, gdy w łó ku matki pojawia si nagle ojciec albo
kochanek. Nasze poczucie warto ci i m sko ci zostaje gł boko zranione. L k przed ewentualno ci seksualnego
wchłoni cia przez matk i upokorzenia, zwi zanego z odrzuceniem, w poł czeniu z ogromn t sknot za ojcem
mo e popycha nas w stron m czyzn. Przeczuwamy bowiem, e wybranie zwi zków z m czyznami pozwoli
nie tylko umkn z matczynej zasadzki, ale, co istotniejsze, zrealizowa nasze marzenie o byciu wa nym i
bliskim dla jakiego m czyzny.
Manowce inicjacji
Podstawowym celem inicjacji jest uczynienie z chłopca m czyzny.
Teoretycznie my, m czy ni, mamy w tej sprawie trudniej ni kobiety. Brakuje w naszym yciu wyra nych
cezur, które jednoznacznie wiadczyłyby o tym, e dojrzewamy. Zmiana głosu, pojawienie si owłosienia,
zarostu i ejakulacji maj znaczenie drugorz dne. To jedynie zewn trzne, cielesne przejawy m sko ci, nie
dotycz ce przecie stanu umysłu i ducha.
U dziewcz t stawanie si kobiet zaznacza si wyra niej. Pojawia si miesi czka. Całe ciało zmienia si
radykalnie. Potem nast puj : defloracja, ci a, poród i karmienie. Prawie wszystkim tym wydarzeniom
towarzysz ogromne zmiany anatomiczne, hormonalne i emocjonalne — do wiadczenia tak mocne, e s w
stanie przeora osobowo i to samo kobiety. W praktyce kobiety bywaj tak bardzo odci te od własnego
ciała, a tym samym od tych przełomowych do wiadcze , e droga do kobieco ci bywa dla nich równie trudna
jak nasza droga do m sko ci.
M czyznom nic tak dramatycznego i pot nego samo z siebie si nie przydarza. Dlatego wszyscy bez wyj tku
skazani jeste my na bolesn , trudn i pełn niebezpiecze stw podró w poszukiwaniu piecz ci m sko ci.
Nabycie zdolno ci do ojcostwa jest dla nas bardziej do wiadczeniem dokuczliwego rozszczepienia mi dzy
stanem ciała, które staje si m skie, a stanem umysłu i serca, które długo jeszcze pozostan chłopi ce. Pierwszy
wytrysk, najcz ciej w postaci nocnej polucji, podobnie jak to bywa z pierwsz miesi czk u dziewczynek,
jest
cz ciej przykrym i zawstydzaj cym do wiadczeniem pobrudzenia si i sprawienia kłopotu mamie ni okazj do
poczucia si cho troch m czyzn .
Istot inicjacji jest do wiadczenie, które skonfrontuje m czyzn z ekstremalnym wymiarem l ku o własne
ycie, z bólem i cierpieniem. Joseph Campbell opisuje w jednej ze swoich ksi ek procedur inicjacji, stosowan
w pewnym plemieniu. Chłopcy s przygotowywani od dzieci stwa do tego, e gdzie kr y i czyha straszny
duch-potwór, który kiedy wyrwie ich niespodziewanie z obj matki i b dzie chciał zabi . Gdy grupa chłopców
osi ga odpowiedni wiek, doro li m czy ni przebieraj si za wysłanników owego ducha, porywaj chłopców z
domu i poddaj trudnej, wielodniowej próbie bólu, strachu, głodu i pragnienia. Chłopcy s przera eni, bo maj
wszelkie powody obawia si o swoje ycie. Nie zdaj sobie sprawy, e cała sytuacja, cho na granicy ich
wytrzymało ci, jest jednak pod kontrol dorosłych. Po wielu latach odkrywaj , e to przera aj ce do wiadczenie
było wyrazem współczucia i ch ci przyj cia im z pomoc w odej ciu od matki.
Co w naszej tradycji i kulturze z tego pozostało? Na pewno realizowana przez wi kszo z nas potrzeba zn cania
si nad swoim ciałem. To najbardziej powszechny przejaw manowców inicjacji w naszych czasach. Jako młodzi
chłopcy przeczuwamy, e aby sta si wojownikiem i wyj z kr gu matczynej opieki, trzeba wykaza si
dzielno ci . Niestety, nazbyt cz sto przybiera to formy pokraczne i ałosne. Na przykład w wieku lat siedmiu
czy o miu zaczynamy pali papierosy, w cha co truj cego czy pi alkohol. Potem przez reszt ycia nasze wy-
cigi polegaj na tym, kto wi cej wypali i kto wi cej wypije, a mimo to si nie przewróci, albo kto szybko
wytrze wieje, albo kogo mniej głowa boli. Mo e by te odwrotnie: kogo bardziej głowa boli, kto jest bardziej
zatruty. „Ile potrafi wypi , ile wypali dziennie papierosów, ile nie spa albo ile pracowa bez odpoczynku."
Czerpiemy z takich wyczynów poczucie siły, dumy i przewagi nad innymi. W ko cu umieramy na zawał przed
czterdziestk , ale przynajmniej na polu chwały.
Zn canie si nad własnym ciałem jest niew tpliwie poronn form inicjacji, nie daj c satysfakcji i
przeradzaj c si w uzale nienie, w swoist kompulsj inicjacyjn . Ze wzgl du na to, e poprzeczka musi i w
gór , zachowujemy si coraz bardziej autodestrukcyjnie. Doprowadzamy si do wyczerpania, zatrucia i giniemy
zbyt wcze nie w walce, w której jedynym przeciwnikiem jest nasza własna niedojrzało . Taka realizacja
archetypu wojownika jest w istocie zasmucaj ca. Z braku uznanych mistrzów prawdziwej inicjacji ich funkcje
przejmuj ludzie przypadkowi, przesi kni ci upokorzeniem, nienawi ci i ch ci odwetu. To wła nie przejawia
si w mechanizmie „fali" w wojsku, w wi zieniach czy w innych rodowiskach m skich, w ród marynarzy,
eglarzy, speleologów, w ró nych rodzajach „chrztów" czy otrz sin. Wszystkie te sytuacje sprowadzaj si do
tego, e niewiele starsi, samozwa czy inicjatorzy zn caj si nad nieco młodszymi od siebie nowicjuszami.
Nawet w szkołach czy przedszkolach mo na obserwowa pierwsze zwiastuny zn cania si nad młodszymi.
Poniewa przeprowadzaj c takie pseudoinicjacyjne obrz dy zbyt szybko uzyskuj do tego prawo, buduje to w
nich złudne przekonanie, e s ju m czyznami. Procedurami inicjacyjnymi powinna si zaj starszyzna,
ludzie, którzy maj dystans przynajmniej jednego pokolenia w stosunku do inicjowanych, s m drzy,
do wiadczeni, a przede wszystkim kieruj si zasad współczucia.
Wszelkiego rodzaju „fale" s okrutn , zwyrodniał form pseudoinicjacji, nap dzan poni eniem tych, którzy
si jej wcze niej poddali. Tak inicjowani nie staj si m czyznami, lecz upokorzonymi ofiarami, które marz
tylko o tym, eby swoje upokorzenie zamieni w satysfakcje poni ania i katowania słabszych i młodszych.
„Fala" jest jednym z tych przejawów m skiej demoralizacji, które najskuteczniej niszcz nasz dobry i szlachetny
potencjał. Nie łud my si . Prototypem fali jest to, co dzieje si mi dzy rodzicami a dzie mi. Upokorzony ojciec,
który upokarza syna, to wła nie rodzinna „fala". Upokorzona matka, upokarzaj ca córk , to te „fala". Fala
poni ania słabszych, przemierzaj ca oceany pokole w niezmienionym od tysi cleci kształcie, przetacza si
równie w naszych rodzinach i w naszych domach.
Od paru lat w Stanach Zjednoczonych m czy ni organizuj milionowe marsze i spotkania, na których
publicznie przyznaj si do tego, e zawiedli kobiety, synów i całe swoje rodziny. Obiecuj robi wszystko, eby
sprawy powróciły do normy. Niestety, ruch ten grzeszy konserwatyzmem. Kobieta — zdaniem organizatorów
tego ruchu — ma siedzie w domu i zajmowa si dzie mi, m czyzna za na to wszystko zarabia . Jest to próba
ucieczki w przeszło . Nic uwzgl dnia tego, co ju stało si z kobietami. Budowanie rodziny na fundamencie
uzale nienia kobiety to karkołomne przedsi wzi cie w czasach, gdy kobiety masowo uzyskuj emocjonaln i
ekonomiczn autonomi . Wygl da na to, e po uroczystym przyznaniu si do winy lepiej szuka nowych,
trudnych rozwi za i podejmowa nieznane dot d wyzwania, które uwzgl dniałyby udzielon ju nam przez
histori lekcj pokory, kwestionuj c nasz m ski mandat na rz dzenie wiatem. Przywrócenie rangi i znaczenia
m skiej inicjacji oraz znalezienie dla niej nowych form i nowych tre ci jest w tej sprawie koniecznym
pocz tkiem. Nie da si bowiem zorganizowa i przej inicjacji tak, jak to czyniono w zamkni tych
społeczno ciach dawnych kultur.
Wielu z nas poszukuje m drej i wiarygodnej inicjacji, ale mimo e podejmujemy coraz wi ksze ryzyko i
wchodzimy za ka dym razem na coraz wy sz gór , to i tak czujemy, e co nie mo e si spełni . Czasami przy
tej okazji odkrywamy nawet gł bszy wymiar spraw, lecz nie uwalnia nas to od przywi zywania si do byle
czego. I tak nie chcemy zej z tej góry, bo nie wiemy, jak owoce naszych do wiadcze spo ytkowa na rzecz
swoich rodzin, swoich dzieci, innych ludzi. Je li zdarzy si , e zejdziemy, to za chwil znowu chcemy tam
wraca .
Niepewno naszej m skiej to samo ci rodzi potrzeb potwierdzania i dowodzenia m sko ci sobie i innym na
ka dym niemal kroku. Mo e dlatego coraz wi cej energii, zwi zanej2 poszukiwaniem inicjacji, wkładamy w
organizowanie małych l du ych wojen. W naszych m skich umysłach pokutuje bowiem prze wiadczenie, e
wojna to najlepsza okazja do zdobycia piecz ci m sko ci. Trudno o wi ksze i bardziej niebezpieczne w skutkach
nieporozumienie.
W ksi ce „ elazny Jan" Robert Bly przytacza w tej sprawie nader wa ne ostrze enie: „Nie dawaj młodemu
m czy nie broni do r ki, zanim nie nauczy si ta czy ." Innymi stówy, zanim we miemy bro do r ki,
winni my do wiadczy rado ci, harmonii i miło ci. Tylko wtedy si gni cie po bro nie b dzie „zamiast" ani
„przeciw", ani te nie stanie si aktem zemsty za to, e rado i miło nie były naszym udziałem.
Stawanie si m czyzn musi opiera si na do wiadczeniu radosnej i zachwycaj cej strony ycia. Gdy tego
zabraknie, wtedy zamiast sta si obro cami ycia i prawdy, stajemy si wojownikami mierci i ciemno ci.
Takich wojowników jest ju zbyt wielu na tym wiecie. Rekrutuj si spo ród niechcianych dzieci, które nigdy
nie do wiadczyły nawet chwili elementarnego spokoju, nie mówi c ju o rado ci czy blisko ci. Je li byli my
takimi dzie mi, to w czasie wojny stajemy si najdzielniejszymi ołnierzami. Wreszcie cały swój al i zło
mo emy władowa w usankcjonowane zabijanie. Mało tego, e mamy na to przyzwolenie, ale po raz pierwszy w
yciu mówi nam, e jeste my chciani i kochani. Niestety, za to tylko, e mamy tak wielk ochot na zabijanie.
W gł bi duszy wiemy, e jeste my cynicznie wykorzystywani przez tych samych, którzy wcze niej nas
odrzucili. Dlatego kierowane w nasz stron wyrazy miło ci przyjmujemy jako hipokryzj , a nasz gniew staje si
jeszcze wi kszy.
Matka
mo e da nam bardzo du o rado ci i nauczy docenia ycie, ale nie b dzie to taka rado , jak mo emy
odczuwa , przebywaj c ze szcz liwym ojcem czy w gronie m drych m czyzn. Grek Zorba ze swoj
umiej tno ci ta ca i afirmacj ycia, waleczno ci , odwag i pracowito ci , których uczył młodego przyjaciela
z innej kultury, jest dobrym przykładem takiego m czyzny.
Wygl da na to, e potrzeba nam m czyzny, którzy osi gn li rang kapła sk w dziedzinie m sko ci. Bowiem
inicjacja, aby si mogła spełni , musi mie wymiar
duchowy i zosta potwierdzona przez zrealizowanych
m czyzn
którzy potrafi jednocze nie kocha i wymaga . Sytuacja jest alarmuj ca. Powszechna korozja i
upadek m skich autorytetów odbieraj resztki nadziei. Jak e cz sto szukamy po omacku, pod aj c za
samozwa czymi prorokami, gwiazdami popkultury, politykami, lud mi sukcesu czy innymi, skleconymi przez
media wzorcami. Jak e cz sto czujemy si oszukani i rozczarowani. Pragnienie spotkania mistrza i zawierzenia
m czy nie, który wie, jest tak wielkie, i gotowi jeste my syci si byle czym, idealizowa i kreowa
pseudoautorytety, cho by na dora ny u ytek.
W rezultacie czujemy si opuszczeni i oszukam nie tylko w rodzinie. Okazuje si , e równie w naszym
do wiadczeniu społecznym, a nawet historycznym, jeste my zdradzani przez tych, których powołujemy na
naszych zast pczych, idealnych ojców. Mato tego, wydaje si to dotyczy tak e naszego do wiadczenia
religijnego. Nawet ci najwi ksi, ci, którzy wiedz , nigdy nic ukrywali, e powinni my utraci wszelk nadziej .
Jezus, gdy umierał, szeptał: „Ojcze, czemu mnie opu ciłe ?" Budda, gdy umierał, ostrzegał: „B d cie wiatłem
dla samych siebie."
Chyba czas zobaczy jasno, e wzywaj nas do tego, by my uznali fakt naszego odwiecznego osierocenia,
osamotnienia i odpowiedzialno ci, do tego, by my zaprzestali daremnego postukiwania ojca na zewn trz i
zawierzyli swojej wewn trznej m dro ci, swojej prawdziwej, ukrytej w naszych sercach i umysłach to samo ci
ojca i mistrza.
Strategie przetrwania
Przypisywanie wpływowi matki całej odpowiedzialno ci za to, w jaki sposób ukształtowała si nasza postawa
wobec kobiet, jest oczywi cie daleko id cym uproszczeniem. Czytaj c ten rozdział, pami tajmy wi c, e
psychologiczna rzeczywisto jest znacznie bardziej skomplikowana i nie daje si opisa M pomoc prostych
zale no ci. Liczba komplikacji jest nie-sko czona. W zale no ci od tego, czy było i jakie było rodze stwo, czy
byli i jacy byli dziadkowie, wujkowie, s siedzi i nauczyciele, w zale no ci od przeró nych figlów i wyroków
losu, wszystko mogło si przecie inaczej potoczy . W rzeczywisto ci ka da z opisanych poni ej relacji matka-
syn mo e zaowocowa innymi ni przedstawione w tek cie sposobami radzenia sobie przez syna w dorosłym
yciu. To, co poni ej, jest wi c intuicyjnym przybli eniem, wywiedzionym z mojego do wiadczenia w
kontaktach z lud mi, i ma słu y ukazaniu wagi problemu.
Wieczne dziecko, czyli „zostaj z mam "
Najpierw opowiem o synu, który postanowił zosta z matk , bo stracił nadziej , e stanie si m czyzn , albo
prze-stał widzie w tym cokolwiek atrakcyjnego. W ka dym razie nic dostrzega adnych otwartych przej ,
które prowadziłyby z królestwa matki do wiata m czyzn.
Decyduj c si na pozostanie z matk , odcinamy sobie drog do m sko ci. Bunt przeciwko skrywanej matczynej
nadziei,
e gdy doro niemy, staniemy si jej wymarzonym m czyzn , zmusza nas do zatrzymania si w
rozwoju na etapie synka. Mówimy podwy szonym głosem, chodzimy drobnymi kroczkami, mamy spuszczon
głow , uniesione ramiona, nadwag . Sprawiamy wra enie zawstydzonego i załamanego chłopca. Cały czas
sp dzamy z mam , boimy si innych ludzi. Nasz wiat jest ograniczony do wiata matki, wszystkie nasze my li i
uczucia kr
wokół niej. Drepczemy ze star matk po parkach i ulicach. Cz sto bywamy bardzo zdolni, ale
niewielu z nas wykorzystuje swoje mo liwo ci, bo musiałoby si to wi za z odchodzeniem od mamy ku
ludziom i ku wiatu.
Nie ma w tym opieku czej postawy wobec matki. To ch pozostania pod jej opiek , ch pozostania w
bezpiecznym, dzieci cym wiecie i niewychodzenia z niego. Matka wiele zrobiła, eby wzbudzi w nas poczucie
winy i bezsilno ci. Jest ono tak wielkie, e nie dopuszczamy nawet my li o odej ciu. Nasza niedojrzała
seksualno w poł czeniu z l kiem przed matk i t sknot za ojcem wyra a si mo e potrzeb wchodzenia w
kontakty seksualne z dzie mi, bo z nimi czujemy si bezpieczni. Ogrom zła, jakie popełniamy przy tej okazji, na
ogół w niewielkim stopniu dociera do naszej wiadomo ci.
Cz sto znajdujemy si w sytuacji bez wyj cia.
Gdy słyszymy od mamy: „no, synku, ju czas, eby si o enił" albo „czas, eby zacz ł zarabia na siebie",
bywa, e na zasadzie biernego oporu próbujemy na co si wreszcie nie zgodzi , ratuj c swoje poczucie
godno ci. Nie zdajemy sobie sprawy, e ten rozpaczliwy sprzeciw ostatecznie pozbawia nas szansy na
dojrzało . Mama wychodzi na swoje. Zachowuje kontrol nad naszym yciem i utrzymuje nas w emocjonalnej
zale no ci.
Gdy, wypełniaj c matczyne oczekiwania, idziemy do pracy, a nawet enimy si — równie nie uciekamy spod
jej wpływu. Pozostaje ona najwa niejsz postaci w naszym yciu, wa niejsz od partnerki i od naszych
własnych dzieci, je li si pojawi . Ona wszystko wie lepiej, o wszystkim decyduje. Oczywi cie, nasz syn
nieuchronnie zostaje przez nas zdradzony. Nic jeste my w stanie wybroni go ani przed matk , ani przed babci .
Nie mamy swojemu synowi prawie nic do powiedzenia, nie pokazujemy mu wiata, ka d woln chwil
sp dzamy u mamy. Syn dowiaduje si z bólem, e nie jest wa ny dla ojca, e mama taty jest najwa niejsza.
Uczy si od nas szybko i sam uzale nia od swojej matki. Je li jest ona ciepł kobiet , to grozi mu, e zostanie z
ni na zawsze. Je li jest zimna i od-rzucaj ca, to by mo e uda mu si uciec, ale przez reszt ycia b dzie
beznadziejnie szuka ciepłej, kochaj cej mamy.
Don Juan, czyli „boj si tej jednej"
Inny sposób poradzenia sobie z dziedzictwem ojcowskiej zdrady mo na nazwa drog Don Juana.
Pragniemy sta si m czyzn . A by m czyzn , w jednym z mo liwych, stereotypowych uj , to zdobywa
kobiety. Im wi cej, tym lepiej, mimo wielkiej t sknoty za t jedyn i idealn .
W dzieci stwie zostali my emocjonalnie uwiedzeni przez matk . Była wobec nas nadmiernie kobieca. Chciała
by przez nas podziwiana i wielbiona, a jednocze nie pozostawała nie-dost pna. Na tym polega uwodzenie: na
wzbudzaniu nadziei i zachwytu, a jednocze nie byciu emocjonalnie nieosi galnym. Jak e cz sto to robimy!
Uwiedzenie staje si naszym podstawowym dziedzictwem, gdy jeste my Don Juanem. Matka nie była w stanie
otworzy na nas swojego serca. Potrzebowała nas, ale nie kochała. Mieli my dostarcza emocjonalnej
satysfakcji, której brakowało jej w zwi zku z partnerem, a wcze niej w zwi zku z rodzicami. W rezultacie
ruszyli my w ycie z prze wiadczeniem, e nie za-sługujemy na miło kobiety, i z konieczno ci udowodnienia
sobie i wiatu, e tak nie jest. Niestety, potrafimy da tylko tyle, ile dostali my od matki. Rozkochiwa i
zachwyca , prze ywa egzaltowane uniesienia — podczas gdy nasze serce, pełne l ku i niepewno ci, pozostaje
szczelnie zamkni te.
Playboy, czyli „wol si bawi ni si ba "
Za strategi playboya kryj si dwie podstawowe motywacje.
Pierwsza to ch rewan u. Pozostawieni matce przez ojca byli my traktowani przez ni jak przedmiot. Słodki
chłopczyk, którego si ładnie ubierało, o którego si dbało, ale nie dla niego samego, lecz po to, aby sprawiał
dobre wra enie i był ozdob mamy. Mogli my te słu y do chwalenia si przed innymi. Bo taki ładny albo tak
si dobrze uczy, bo taki biedny, bo nie ma tatusia... Jednym słowem byli my we władzy matki i słu yli my jej
do jej gier z otoczeniem i z yciem. Z takiego do wiadczenia powstały w nas z jednej strony pokłady gniewu, z
drugiej za przekonanie, e zwi zki mi dzy lud mi, a w szczególno ci mi dzy kobietami i m czyznami,
polegaj na manipulacji i wykorzystywaniu.
Druga motywacja jest zwi zana z l kiem przed blisko ci z kobiet . Dominuj ca i uprzedmiotowiaj ca matka
bywała dla nas postaci przera aj c . Gdyby my poddali jej si całkowicie, pochłon łaby nas. Jakikolwiek nasz
sprzeciw wzbudzał jej niepohamowany gniew. Strach zbli y si do kogo takiego. Jedynym ratunkiem była
strategia biernego oporu, uciekanie w wiat fantazji i odcinanie si od własnego ciała. Teraz, jako doro li,
potrzebujemy silnych bod ców, eby poczu , e tyjemy. Ale najbardziej odci t , niedost pn krain naszego
linia pozostaje serce, które boi si zaanga owa . W tej sytuacji jedynym sposobem na zapewnienie sobie
upragnionego i zbawiennego kontaktu z kobietami jest uwodzenie i seks bez zobowi za .
Seks, który daje niezb dne nam poczucie bezpiecze stwa i komfortu, staje si silnie uzale niaj cym substytutem
miło ci. Kle wiemy prawie nic o tym, jak wiele w naszych zwi zkach z kobietami mogłoby si zdarzy — poza
seksem. •. Dzi ki seksowi bez zobowi za wchodzimy w upragniony kontakt z zast pcz , idealn matk , tym
razem na swoich warunkach i pod pełn kontrol . W naszym post powaniu przejawia si nie spełniona w swoim
czasie chłopi ca po-trzeba pełnego dost pu do matki. Chcemy, eby mama była Wreszcie dla nas, a nie my dla
niej. Tak powinno było by Wtedy, kiedy byli my dzie mi. Nie wiemy jeszcze albo nie chcemy wiedzie , e
próby realizowania naszych dzieci cych potrzeb w dorosłym yciu przynosz cierpienie nam i wszystkim wokół
nas.
„Pozwól mi by blisko, ale nie ograniczaj mnie i nie zobowi zuj do czegokolwiek." To jest nasza ukryta pro ba
kierowana do kobiety, gdy wyst pujemy w przebraniu playboya. W rzeczywisto ci brzmi to na ogół tak:
„Umawiamy si na zabaw , to nic powa nego. Tylko si nie zakochaj."
Ale nawet najbardziej wymy lny i wyrafinowany seks, je li jest odł czony od serca, nie da nam spełnienia,
którego tak pragniemy. Mo e si ono pojawi tylko wtedy, gdy jeste my w gł bokim, bezpiecznym i trwałym
zwi zku z kobiet , W który obie strony mog całkowicie si zaanga owa . Nasz tragedi jako playboya jest to,
e zakazujemy sobie i swoim kobietom tego, czego najbardziej potrzebujemy — zaanga owania serca i
całkowitego otwarcia. Dlatego ta, która mimo
wszystkich ostrze e zakochuje si w nas, jest gro na, ale jeszcze
bardziej poci gaj ca. Wydaje nam si , e znowu jaka ' kobieta chce nas wmanipulowa w trwały zwi zek po to,
aby czego ' od nas chcie . Za bardzo nam si to kojarzy z matk , aby my mogli przy niej pozosta . Unikamy jej,
ale do niej wracamy. D ymy do chwilowych zbli e , a potem przepadamy na długo. W ten sposób za ka dym
razem kradniemy troch prawdziwej miło ci, daj c w zamian jedynie chwilowy zapał i zachwyt. Nasza zdolno
do dawania miło ci nie wiadomie wyra a si jedynie w seksie, co zwi ksza nasze przywi zanie do niego,
poniewa ka dy człowiek pragnie wyra a miło . Tu ujawniamy swoje drugie ja, wra liwe, czułe, spragnione i
zachwycone. Po wyj ciu z łó ka jeste my nie do poznania. Wycofujemy si ze wszystkiego. Kobiety mówi o
nas z przek sem „nocni poeci".
Uzurpator, czyli „ eby si tylko nie wydało"
Strategi uzurpatora jeste my zmuszeni zastosowa , gdy odej cie ojca kieruje na nas gniew i wrogo matki.
Albo gdy ojciec wspina si po naszych plecach, aby sobie poprawi samopoczucie.
Matka m ci si na nas za to, e jeste my owocem jej nieudanego zwi zku, ywym wspomnieniem ojca, który
zdradził i odszedł. Zbieramy baty za jej ojca i za swego ojca. Matka z upodobaniem upokarza i zawstydza nas
wobec innych. Na spotkaniach rodzinnych, na przyj ciach, wobec kolegów, w szkole, wobec nauczycieli. Nigdy
nie jest po naszej stronie. Kolekcjonuje sytuacje, w których kto si o nas krytycznie wyra a lub ma do nas
pretensje. W ten sposób usprawiedliwia swoj negatywn , wrog wobec nas postaw .
Po wielu latach takiego traktowania zmuszeni jeste my podj nast puj c decyzj yciow : „Tak si urz dz w
yciu, eby mnie nikt wi cej nie dopadł. Uzyskam tak moc i wpływ na swoje otoczenie, e zabezpiecz mnie
one raz na zawsze
przed kompromitacj i upokorzeniem. B d miał tak sił , e zawsze si obroni ."
Równie dobrze ojciec mo e by ródłem naszej kompromitacji i upokorzenia. Matka usiłuje wtedy leczy nasze
rany, wychwalaj c nas nadmiernie. Ale ojciec nie przepu ci adnej okazji, eby zademonstrowa swoj
druzgoc c przewag i po-kaza nam, e jeste my do niczego. Sam wewn trznie niepewny siebie, depcze po
nas, aby poprawi sobie samoocen , Zaczynamy wierzy , e nic nie potrafimy i nic nie jeste my warci. Nade
wszystko czujemy, e nikt nas nie zna i nie ko-cha. Wolna od przekłama informacja ze strony ojca na temat
tego, co potrafimy, jakie s nasze mocne i słabe strony, jest nam niezb dna jak powietrze. Je li nie znajdziemy
jej u niego, b dziemy szuka gdzie indziej. Przy du ej dozie szcz cia spotkamy autorytety na tyle wiarygodne,
aby to, czego si od nich dowiemy o sobie, uzna za wa ne i wystarczaj ce.
Niełatwo jest z takim dziedzictwem wchodzi w ycie i radzi sobie z kobietami. Nasza skrywana niepewno
skłania nas
b dzie do szukania partnerki słabej, odczuwaj cej wdzi czno za to, e została wybrana. To
zapewni nam przewag i poczucie bezpiecze stwa.
B dziemy kupowa miło i uznanie za drogie prezenty. W ko cu uwikłamy si w sytuacj bez wyj cia. Nigdy
nie b dziemy pewni, czy kobieta, która z nami jest, kocha nas i czy naprawd nas wybrała. Skazani na
poszukiwanie bezpiecze stwa, b dziemy y w l ku przed wstydem, z głodem miło ci i bólem w sercu.
Inkwizytor, czyli „to wszystko przez ni "
„To wszystko przez ni ." Ten rodzaj my lenia o relacji m czyzn i kobiet mo na w jakiej formie znale we
wszystkich innych omawianych tutaj m skich postawach i sposobach na ycie. To najbardziej podstawowy
stereotyp, stereotyp Adama, pierworodnego syna Boga, dla którego kobieta została stworzona jako wcze niej nie
planowany dodatek, ku pomocy i rozrywce. Tak przynajmniej brzmi jedna z dwóch obowi zuj cych wersji
Genesis. Druga stawia spraw inaczej: Bóg stworzył kobiet i m czyzn jako dwie równorz dne istoty. Popu-
larno pierwszej zawdzi czamy z pewno ci temu, e wywy sza m czyzn . Druga jest mniej popularna.
W dalszym biegu historii, jako wywy szeni przez Boga, dajemy sobie prawo, by sta si s dziami,
inkwizytorami, ustawo-dawcami, panami tego wiata, kontroluj cymi i ograniczaj cymi kobiety. Poniewa
jednak, jako s dziowie, musimy mie czyste r ce, zmuszeni jeste my co zrobi z ha b grzechu
pierworodnego. Spychamy wi c na kobiet win za ten grzech. Samych siebie za widzimy w roli namówionych
i uwiedzionych ofiar. Ogłaszamy wiatu, e całe nasze cierpienie to wina kobiety, która uległa namowom
szatana.
Wina tak zasadnicza musi rzuca cie na wszystkie inne przejawy i atrybuty kobieco ci. A wi c to jej wina, e
tak na nas działa, e taka liczna, e my li i czuje inaczej. Jej win jest to, e jej tak pragniemy i potrzebujemy.
Jej czar i magnetyzm to szata ska sztuczka i dlatego musimy si przed ni broni , zmienia j , ogranicza ,
nierzadko pogardza i niszczy . Jej wina, w naszym mniemaniu, jest tak wielka, e stanowi usprawiedliwienie
dla ka dej naszej m skiej niegodziwo ci. Dlatego tak niewielu kobietom udaje si prze y dzieci stwo i doj-
rzewanie bez seksualnego nadu ycia lub gwałtu, a ycie dorosłe bez zdrady i upokorzenia z naszej strony. S
tacy w ród nas, którzy zawsze znajduj potwierdzenie swoich najgorszych prze wiadcze na temat kobiet,
poniewa , nie wiedz c o tym, nosz w sercu al, strach i gniew przeniesiony z dzieci stwa w dorosłe ycie.
Pozostawieni sam na sam z agresywn , nie panuj c nad emocjami, pełn alu i seksualnie zaniedban matk ,
łatwo stajemy si jej przera on ofiar . „Oho, jaki brzydki chłopczyk, podgl da mam ." A potem: „Jak ty
mo esz chcie mi wchodzi do łó ka?" Albo „Jak ty si do mamy przytulasz?" Albo „A co te plamy na
prze cieradle znacz ? Prosz poło y r ce na kołdrze. Czym ty si tam bawisz?" Nadu ycia s te cz sto
popełniane pod pretekstem czynno ci higienicznych czy zabiegów leczniczych.
Gdy dr c z przera enia i nadziei próbujemy zbli y si do uwodz cej matki, nie słyszymy od niej zbawiennego:
„Jeste moim kochanym synkiem, przytul si do mamy na chwilk i id spa do siebie." Zamiast tego słyszymy
poni aj ce i bolesne, a zarazem budz ce niejasn , zakazan nadziej : „Jeszcze jeste za mały."
Bycie na przemian uwodzonym i w poni aj cy sposób odrzucanym przez matk to tortura, która na reszt ycia
mo e odebra nam ochot i mo liwo zbli enia si do kobiety. Gdy jeste my sam na sam z tak matk , nie
mo emy wla sobie sprawy z tego, co si dzieje. Straciliby my bowiem jedyne oparcie i najwa niejsz ukochan
osob . Musimy wi c wszystkiemu zaprzeczy . Bierzemy win na siebie i idealizujemy matk .
Gdy dorastamy, ywimy przekonanie, e matka była wspaniał osob , któr nale y stawia wszystkim za wzór.
Aby si w tym iluzorycznym przekonaniu utwierdzi , z poczuciem misji zaczynamy d y do tego, by wszystkie
inne kobiety w naszym otoczeniu były takie, jak nieprawdziwy obraz naszej matki. Gdy nasz nieu wiadomiony
l k, gniew i al do niej zostan usankcjonowane kulturowym stereotypem winy i upadku kobiety, łatwo je
opakowa w pozór wi tego posłannictwa na rzecz kobiet. W gruncie rzeczy jednak stajemy si tyranami,
bezlito nie wprowadzaj cymi pod przymusem to, co wydaje nam si dla nich dobre i zbawienne.
W naszych intymnych, skrywanych fantazjach seksualnych mo emy pod a w stron masochizmu po to, aby w
atmosferze kary i pot pienia móc prze ywa w pełni nasz zakazan fascynacj matk .
W skrajnych wypadkach wyparta nienawi do matki w poł czeniu z przemo n potrzeb do wiadczania
blisko ci
z kobiet mog nas zaprowadzi na tragiczne i przera aj ce manowce okrucie stwa i gwałtu.
Je li odwa ymy si zwi za na stałe z kobiet , to na pewno z kobiet uległ i spełniaj c nasze ukryte pragnienie
matki, poczuwaj cej si do winy. Winn i przepraszaj c , e yje, dopuszczamy do naszych łask i
wspaniałomy lnie dzielimy z ni ło e. Cen , jak płaci za t łask , jest całkowite podporz dkowanie i
odgrywanie do ko ca roli skruszonej grzesznicy. Je li si buntuje, nasz gniew jest wielki. Zostaje „wtr cona do
lochu", nieuchronnie trafia do kategorii kobiet, które nie do , e zawiniły, to w dodatku nie okazuj skruchy.
Tym samym traci prawo do istnienia w wiecie pierworodnych synów Pana Boga.
Macho, czyli „im ona gorsza, tym ja lepszy"
Macho jest podobny do inkwizytora, jednak ze wzgl du na swój temperament bardziej potrzebuje fizycznego
kontaktu z kobiet . Mógł mie matk , która była wobec niego tyranem, a ojcu dr cymi r koma podawała obiad
na stół i czekała na recenzj . Je li nie smakowało, gotowała nast pny. Wobec ojca była podnó kiem, słu c ,
yj c w poczuciu winy i wstydu, które mogłaby zmy jedynie ofiarn słu b , byciem potrzebn i pomocn .
Wobec syna pełniła rol absolutnego, domowego władcy, wci gaj c go w upokarzaj c słu b panu-ojcu. Ojciec
oczywi cie nie przejawiał w tej sytuacji szacunku dla matki. Oddał jej w posiadanie dom wraz ze zlek-
cewa onym synem jako zakładnikiem i u ywał ony, gdy była do czego potrzebna.
Bycie upokarzanym przez matk pogardzan przez ojca jest dla nas ha b podwójn . Nic dziwnego, e nie
mo emy si doczeka , kiedy wreszcie, tak jak ojciec, odbijemy sobie na naszych własnych kobietach. Czasami
mo emy si odegra ju wcze niej, gdy — po odej ciu ojca — wst pujemy na opustoszały tron i przejmujemy
władz nad matk .
Gdy próbujemy radzi sobie z yciem w przebraniu macho, nie mamy poczucia misji i potrzeby naprawiania
kobiet. Wydaje nam si , e znamy je na wylot. Nie mamy adnych złudze . Tak dobieramy kobiety w swoim
otoczeniu, eby móc je wykorzystywa z pełnym przekonaniem, e im si to nale y. Te, które ulegaj ,
tolerujemy, ale bynajmniej nie darzymy ich szacunkiem. Te, które nie ulegaj , obdarzamy bezgraniczn pogard ,
bo nie zdaj sobie sprawy z tego, jak bardzo s winne i marne. Kobieta, maj ca jakiekolwiek inne aspiracje ni
słu enie m czy nie, mieszy nas niepomiernie.
Tak gł boko wypieramy si przed sob potrzeby otrzymywania od kobiet ciepła, czuło ci i troski, e im równie
odmawiamy prawa do takich potrzeb.
W seksualnych kontaktach z kobietami redukujemy siebie do roli zwyci skiego samca. W konsekwencji kobiet
sprowadzamy do roli uległej samicy. Mo na powiedzie , e uprawiamy sodomi . Wulgaryzujemy nasze zwi zki
z kobietami, równie w warstwie j zykowej, odmawiaj c spotkaniu kobiety z m czyzn jakiegokolwiek
ludzkiego wymiaru, sensu czy doniosło ci. Chcemy wierzy , e kobiecie w yciu chodzi tylko o to, aby zosta
zaspokojon seksualnie, ewentualnie wyda na wiat potomstwo. Inne aspiracje kobiet s dla nas tak mieszne,
e nawet nie zadajemy sobie trudu, aby je ukróci . Swoj rol widzimy w tym, aby kobiecie uzmysłowi jej
mało i pokaza , gdzie jest jej miejsce.
Gdy stosujemy strategi inkwizytora, kobieta ma przynajmniej teoretyczn szans na łask i wybaczenie. Gdy
jeste my macho, nie oferujemy jej nic prócz pogardy, cynizmu i pot pienia. Ta, któr wybieramy na stał
partnerk , musi czu si wdzi czna za to, e z ni jeste my, a zatem tolerowa wszelkie nasze zachcianki i
kochanki. Dajemy sobie oczywi cie prawo do fizycznego maltretowania jej. To jest wpisane w nasz rol i
pozycj . Nie jako misja, jak to mo e mie miejsce w wypadku inkwizytora, ale jako niech tnie podejmowany
trud wychowawczy albo wr cz zabieg leczniczy, „bo jak si baby nie bije, to jej w troba gnije".
Gdy jeste my typem macho, kobiety nie maj z nami szans. Za bardzo jeste my zranieni, zbyt wielka jest nasza
wewn trzna ha ba, aby my mogli zrezygnowa z poprawiania sobie samopoczucia przez wspinanie si po ich
plecach. Nie wiemy, e nasza pogarda dla kobiet odzwierciedla nasz pogard dla samych siebie. Nie mo emy i
nie chcemy tego zobaczy .
*
Tak si składa, e w rejonach silnie nasłonecznionych cz ciej obserwuje si postaw macho, czyli upokarzaj cy
stosunek m czyzn do kobiet. Widocznie sło ce daje tyle gor cej, m skiej energii, e nie ma jak jej pomie ci , a
im trudniej m czyznom kontrolowa swoj seksualno , tym bardziej winne s kobiety. W konsekwencji s
bardziej jeszcze upokarzane i pilnowane, musz si chowa i zakrywa . Z drugiej strony brak partnerskich,
intymnych i ciepłych zwi zków z kobietami oraz t sknota za ojcem powoduj , na zasadzie kompensacji, szcze-
góln blisko i serdeczno , a czasami wr cz pieszczotliwo w kontaktach mi dzy m czyznami typu macho:
przytulanie si , obejmowanie, siadanie sobie na kolanach, całowanie si w usta, sp dzanie ze sob po pracy
długich godzin na ławce lub stoj c w grupie, cho by na rodku ulicy. Synowie siedz wtedy w domach z
matkami.
Gej, czyli „niech jaki m czyzna mnie pokocha"
Za tym sposobem radzenia sobie z yciem, z kobietami i z ojcowsk zdrad stoi przede wszystkim ogromna
t sknota za ojcem.
Ojciec jest uległy, zal kniony, upokarzany przez dominuj c , autorytarn matk , która jednocze nie niszczy nas
cho by po rednio, poprzez upokarzanie ojca. Wtedy, patrz c na ojca, my limy: „Nie chc by taki jak on." Takie
postanowienie zawiera w sobie potencjaln gro b odmowy bycia m czyzn w ogóle. W dodatku po to, by
unikn represji ze strony matki, zasłu y na jej przychylno i poprawi własn samoocen , wchodzimy z ni w
sojusz przeciwko ojcu. Sami zdradzeni, szybko zdradzamy ojca i przyst pujemy do obozu matki. Mamy z tego
tytułu przywileje, cieszymy si jej wzgl dami, uwa a nas za sojusznika, wyró nia i nagradza. Z czasem, gdy
orientujemy si , e chce nas wykreowa na swojego idealnego m czyzn , zaczynamy czu na barkach ci ar jej
oczekiwa . Ojciec praktycznie nie istnieje w domu, wi c robi si niebezpiecznie. Czujemy si wci gani w
edypalno-opieku czy zwi zek z matk . W ten sposób pojawia si jeszcze jeden powód, dla którego stawanie si
m czyzn jawi si jako zbyt ryzykowne. W gł bi duszy bowiem bardzo obawiamy si tego rodzaju
przywi zania do matki. A dystansuj c si w sobie od tego, co m skie, z jeszcze wi ksz trudno ci zdobywamy
si na postawienie matce granic. Jeszcze bardziej zdani jeste my na jej łask i niełask .
Nie chcemy sta si takim m czyzn jak ojciec. W dodatku, patrz c na to, co dzieje si mi dzy matk a ojcem,
widzimy, e wej cie w zwi zek z kobiet musi sko czy si dla nas tym, co spotkało ojca — wstydem,
upokorzeniem, „wykastrowaniem". Wiele zale y od tego, co si dalej wydarzy w naszym yciu. Tak czy owak
b dziemy podatni na wszelkie próby uwiedzenia ze strony m czyzn. Bardzo potrzebujemy ich towarzystwa,
silnych, opieku czych ramion, emocjonalnego wsparcia. Potrzebujemy kogo , kto jest dla nas wzorem,
intelektualnym i emocjonalnym partnerem, a nie gap i ciamajd jak ojciec. Łatwo mo emy da si uwie
gejom czy pedofilom, którzy, sami zdradzeni przez ojców, nieomylnie wyczuwaj i odnajduj spragnionych
m skiej miło ci chłopców.
Oczywi cie, w gł bi naszego serca tli si niezaspokojona potrzeba blisko ci z ciepł , bezpieczn i siln matk .
Dlatego ch tnie wchodzimy w przyjacielskie kontakty z kobietami. Kobiety ceni sobie bardzo te przyja nie, bo
czuj si w nich bezpieczne. Kobieta mo e si spokojnie przytuli do m czyzny-geja, o wszystkim z nim
porozmawia
i by pewna, e nie b dzie chciał niczego wi cej. Nie wszyscy ojcowie gwarantuj córkom cho by
takie podstawowe bezpiecze stwo.
Nie przypadkiem jako geje stajemy si czasami wybitnymi kreatorami mody damskiej. Traktujemy kobiety jak
kwiaty, jak dzieła sztuki, jak pi kne przedmioty. W sposobie, w jaki ubieramy, a raczej rozbieramy kobiety, jest
element pot nej seksualnej prowokacji wobec heteroseksualnej m skiej wi kszo ci — czyli prowokacji wobec
ojca. Chcemy za po rednictwem pi knych modelek wzbudzi jego zachwyt. T sknimy za byciem kim , od kogo
ojciec nie mógłby oderwa oczu. Gdy jeste my gejem — kreatorem mody, zdobywamy uwag ojca dzi ki
pi knej modelce, z któr si identyfikujemy. Jako transwestyci posuwamy si jeszcze dalej. Po to, aby
zainteresowa i zachwyci ojca, rzeczywi cie przeistaczamy si w kobiet .
W stron homoseksualno ci mo e nas skierowa tak e sytuacja odwrotna do wy ej opisanej: odrzucaj cy jest
ojciec. Przyszły ojciec, który nie miał ojca, woli mie za dzieci dziewczynki, bo jest bezradny w post powaniu z
chłopcami. Gdy staje si ojcem, odrzuca nas przez pierwsze 10-12 lat ycia. Pó niej, nie wiadomy tego, co
narobił, widz c, jak bardzo zwi zali my si z matk , zabiera si gwałtem za nasze wychowanie. Wewn trznie
sam nadal czuje si chłopcem i dlatego realizuje program dowodzenia sobie i wiatu, e jest m czyzn . Przez
pierwsze lata naszego ycia tak jest tym zaj ty, e zapomina o naszym istnieniu.
Z czasem jednak zaczynamy by kompromitacj dla jego m skiej reputacji. Nie pasujemy do wyznawanego
przez niego wzorca m sko ci. Wtedy ojciec egoistycznie i bezmy lnie chce do swojej heroicznej historii dopisa
rozdział pod tytułem: „Zobaczcie, jakiego mam syna." Ale my nie jeste my w stanie przyj tak spó nionej i
pozbawionej serca inicjatywy wychowawczej. Stawiamy opór, który wpycha nas jeszcze gł biej w obj cia
matki, a t sknota za dobrym ojcem, który umiałby przede wszystkim kocha , a potem dopiero wymaga , staje
si jeszcze bardziej rozpaczliwa.
Podporz dkowana ojcu matka próbuje wynagrodzi nam brak ojcowskich uczu . Jest wprawdzie ciepła, ale
sama nie-szcz liwa i potrzebuj ca, nie wiadomie szuka w nas oparcia. Wyczuwamy to i odruchowo chcemy si
odsun . Poczucie winy okazuje si jednak tak silne, e w ko cu ulegamy. Stajemy si jej opiekunem i
powiernikiem.
Matka z pewno ci nie jest dla nas atrakcyjnym wzorem kobiety. Nie potrafi błysn okiem, wyprostowa si ,
zakołysa biodrami, zata czy , za piewa , krzykn czy zapragn czego całym sercem. Jawi si jako
biedactwo, którym trzeba si opiekowa .
W ko cu bezradny wobec naszego oporu ojciec oddaje nas w tak zwane „dobre r ce", czyli do internatu, do
wojska czy czego w tym rodzaju. Wyruszamy w wiat niedojrzali i spragnieni takiego kontaktu z m czyzn ,
który zawierałby w sobie cho by odrobin zachwytu, dawał poczucie, e jest si dla niego wa nym,
upragnionym. Potrzebujemy m czyzny, do którego mogliby my si spokojnie przytuli , a w chwilach l ku czy
niepokoju nawet spa w jego łó ku.
Jako ojcowie robimy wielki bł d, odmawiaj c synom kontaktu fizycznego. Cz sto post pujemy tak ze strachu
przed własnym podejrzeniem o nasz nie wiadomy homoseksualizm. Bierze si ono z niezaspokojonego
pragnienia blisko ci z naszym ojcem. Im wi ksze jest to pragnienie, tym bardziej nas niepokoi i tym dalej
odsuwamy syna. Nie rozumiemy, czego od nas chce. Nikt nam nie powiedział, e to naturalne i zdrowe, chcie
przytuli si do ojca.
Sytuacj , w której ta potrzeba bezpiecznie si ujawnia, bywa wspólne picie z m czyznami. Wtedy wreszcie
mo emy si obcałowa i naprzytula z jakim kumplem czy przygodnym kompanem od kieliszka. Ale nasi
synowie nigdy nie znajd do nas drogi. Mog tylko skrycie marzy o bezpiecznej blisko ci z opieku czym
m czyzn .
Nie wszystko o gejach i nie wszystkich gejów da si do ko ca zrozumie w tych kategoriach. Zaryzykowałbym
jednak twierdzenie, e coraz powszechniejszy m ski homoseksualizm jest wielkim wołaniem o prawdziwego
ojca. Podobnie jak homoseksualizm kobiet jest wielkim wołaniem o prawdziw matk .
Wyznawca, czyli „to Bóg jest moim ojcem"
Z psychologicznego punktu widzenia najbardziej powszechne wyobra enie Boga, jako postaci ludzkiej, i cała
ikonografia, która przez wieki w zwi zku z tym wyobra eniem powstała, s niezwykle poci gaj ce dla
spragnionych ojca chłopców. Wizerunki tych m drych, pot nych m czyzn w sile wieku działaj na nich jak
balsam. Tym bardziej, e Bóg-m czyzna posiada zasadnicze cechy idealnego ojca. Jest wszechmog cy,
wszechobecny i wieczny. Mo emy si nie obawia , e kiedykolwiek nas opu ci, zdradzi, zniknie, e załami go
jakie trudno ci. mier nie jest w stanie go dosi gn , a nawet nasza mier nie przeszkadza mu w wypełnianiu
ojcowskiego powołania. Jego wymagania i surowo podyktowane s miło ci do nas i trosk o to, aby my w
pełni stawali si tym, czym potencjalnie jeste my. Wszystko widzi i wszystko wie, ale nie wtr ca si w nasze
ycie, pozwala wybiera i gotów jest wybaczy nawet najwi ksze nasze bł dy. Wie, kim mamy si sta , i zna
drog , któr powinni my i . Jasno okre la wymagania, warunki i reguły obowi zuj ce w tej podró y. Od czasu
do czasu daje znak, e jest z nas zadowolony. W ko cu, je li dochowamy mu wierno ci, da nam piecz
zbawienia.
Niewykluczone, e tak bardzo ojcowskie pojmowanie Boga ukształtowane zostało w du ej mierze przez
pokolenia wyt sknionych za ojcem dorosłych chłopców. Zwró my uwag , e Bóg-Ojciec daje nam, chłopcom,
tak upragnione poczucie szczególnej wi zi z Nim i wyj tkowo ci. Tylko my mo emy zbli y si do niego,
zosta jego kapłanami i namiestnikami. Dla nas, chłopców, zarówno tych małych, jak i du ych, jest to sytuacja,
która spełnia wszystkie nasze odwieczne marzenia.
Mnich, czyli „zostaj sam"
Mój przyjaciel z dawnych lat, gdy porzucił wspinanie si po skałach, powiedział: „W pewnym momencie
wspinanie si na gór staje si czym łatwiejszym ni ycie na nizinach, a z pewno ci łatwiejszym ni
spotkanie z kobiet i zało enie rodziny. Poniewa zawsze chciałem robi to, co trudniejsze, przestaj si wspina
i zakładam rodzin ."
Kompulsywne poszukiwanie ekstremalnych sytuacji nie tylko uzale nia nas od adrenaliny i iluzji m skiej
kompetencji, ale mo e by te wyrazem obawy, e nie jeste my jeszcze gotowi do wzi cia odpowiedzialno ci za
rodzin . Potrzebujemy najpierw przekona si , e jeste my ju m czyznami.
Niestety, nasza inicjacja trwa w niesko czono i cz sto przekształca si w uzale nienie od izolacji i braku
odpowiedzialno ci. Po jakim czasie górska, monastyczna czy jakakolwiek inna kompulsja inicjacyjna mo e sta
si jedynie fasad , zakrywaj c nasz niedojrzało , czym w rodzaju nieko cz cego si obozu skautów.
To zrozumiałe, e unikamy kobiet, skoro nie czujemy si jeszcze m czyznami. Je li nawet stworzymy jakie
rodziny, to i tak b dziemy ucieka do pracy, w góry, na morze, do knajpy, gdzie si da. Nie wyrwano nas we
wła ciwym momencie z obj matki. Uzale nione od matki dziecko jeszcze w nas nie umarło, wi c blisko z
kobiet grozi nam nieuniknionym upokorzeniem nadmiernego przywi zania.
Inicjacyjne procedury od tysi cleci obecne w naszej kulturze podpowiadaj , e chłopca trzeba wyrwa z obj
matki mi dzy szóstym a ósmym rokiem ycia, a nast pnie da mu prze y próbk m skiego losu po to, by mógł
wróci do kobiet ju jako m czyzna i wojownik.
Pozbawieni tego kluczowego do wiadczenia, a zarazem gnani silnym pop dem seksualnym, wkraczamy w wiat
kobiet bezradni i bezbronni, z całym baga em naszych dzieci cych potrzeb, oczekiwa i zranie . Potem przez
reszt ycia bł dzimy, szamoczemy si i cierpimy — nie szcz dz c te cierpie kobietom — gdy okazuje si , e
nasz wewn trzny mały chłopczyk nie mo e znale spełnienia i ukojenia w dorosłym wiecie, rz dz cym si
zasad dyscypliny, odpowiedzialno ci i odwagi.
Je li zwa ymy, e z drugiej strony mo emy mie do czynienia z du ymi-małymi dziewczynkami, które bardzo
potrzebuj m skiej opieki i wsparcia, to otrzymamy obraz najcz ciej w naszych czasach spotykanego zwi zku
kobiety i m czyzny. Dwoje małych dzieci przebranych za dorosłych walczy za arcie o to, kto komu si dzie na
kolanach. Obolali, rozgoryczeni i zal knieni szukamy schronienia w samotno ci, osładzanej od czasu do czasu
płatn miło ci .
Czasami decyzja o yciu w pojedynk jest decyzj o yciu w celibacie, który zapewne po to, aby lepiej si z tym
poczu , nazywamy czysto ci . Nigdy do powtarza , e cnota jest tylko tam, gdzie jest wybór. Je li spojrze na
to, co si dzieje w naszej kulturze z wychowaniem chłopców, to wida , e w przewa aj cej liczbie przypadków
ycie bez kobiet ma niewiele wspólnego z naszym prawdziwym wyborem, a wi c i z cnot , za to wi cej z
bezradno ci , ucieczk , gniewem i rozgoryczeniem.
Dlatego w ród tych z nas, którzy — niezale nie od wyznania — wybrali stan duchowny i zdecydowali si na
celibat, mo na cz sto obserwowa bardzo niedojrzały stosunek do seksualno ci i do kobiet. Wielu z nas po
prostu sobie z tym nie radzi. O popełnianych przez duchownych nadu yciach wobec kobiet słycha ze wszech
stron.
ałosne i godne pot pienia seksualne nadu ywanie kobiet, a coraz cz ciej tak e dzieci, uzna trzeba za
wynaturzony i tragiczny przejaw naszej niedojrzało ci, niewiary w to, e mo na nas pokocha , i gniewu
zrodzonego z odrzucenia przez matk . Ta niewiara i gniew w poł czeniu z nasz przemo n potrzeb blisko ci,
dawania i otrzymywania miło ci oraz wzbudzania zachwytu sprawiaj , e cz sto zachowujemy si wobec kobiet
nieobliczalnie, agresywnie, niegodziwie i strasznie.
Ale nienawi , pogarda i obrzydzenie, wypisane na sztandarach tych z nas, którzy uznali si za kompetentnych
or downików czysto ci i cnoty, to jeszcze bardziej niebezpieczny, zabójczy i okrutny sposób radzenia sobie z
nasz niedojrzał , zranion m sko ci . Sieje mier i zniszczenie na skal nieporównywaln z tym, co jest
zasmucaj cym dziełem seksualnych przest pców i dewiantów. Od tysi cleci zabija dusze i ciała milionów
dziewczynek i kobiet, a jednocze nie zatrzaskuje nasze m skie serca na miło , zachwyt, tkliwo , oddanie i
rado , czyli na sam esencj ycia, bez której traci ono smak, barw i gł bszy wymiar.
Tu le y prawdziwa przyczyna wszelkich naszych dewiacji. Nasza m ska seksualno domaga si zaspokojenia
w blisko ci z kobiet , ale pozbawiona dost pu do serca, ska ona wstr tem, pogard i nienawi ci staje si dzik
besti , która niszczy zarówno nas, jak i te, których tak pragniemy.
Nieuchronnie wpadamy w dewiacje manifestuj ce si albo wyrodzon , lep i nienawistn seksualno ci , albo
wyrodzon , lep i nienawistn cnotliwo ci .
Bywa i tak, e decydujemy si na celibat, maj c zdrowy, m dry, pełen miło ci stosunek do kobiet i zrozumienie
istoty seksualno ci. Decyzja o celibacie jest wówczas budz c szacunek rezygnacj : „Skoro chc si po wi ci
głoszeniu prawdy i pomaganiu ludziom, łatwiej mi to b dzie robi , gdy nie zało własnej rodziny. B d miał
wi cej czasu, wi cej energii, wi cej mo liwo ci. B d mógł wyjecha w ka dej chwili na koniec wiata i
nikomu nie spraw tym bólu. Co bardzo wa ne, nic zdarzy mi si te zdradzi syna."
Ale niestety, we wszystkich religiach s tacy, którzy wybieraj Boga, wiar czy doktryn nie dla ludzi, tylko
przeciwko
nim. Wielu z nas wybiera Boga przeciwko kobietom, nie dostrzegaj c tego, e nie sposób wybra
Boga i jednocze nie pogardza połow ludzko ci, w tym matk , która wydała nas na wiat.
Jak mo na wybra Boga i pogardza w ogóle kimkolwiek? Jak mo na wybra Stwórc i pogardza tym, co
stworzył najlepszego: kobiet , m czyzn , seksem? Czy nie lepiej z pokor podda si boskiemu wyrokowi i
uzna , e kobiety i m czy ni skazani s na wieczne zachwycanie si sob nawzajem. Czy nie w tym wła nie
do wiadczeniu zachwytu, miło ci, rado ci i całkowitego oddania, jakie staj si naszym udziałem w seksie,
naj ywiej do wiadczamy istoty tego co boskie? Seks jest niew tpliwie najpot niejsz , najgł bsz i najszerzej
praktykowan modlitw . Niestety, przez wi kszo praktykowan nie wiadomie, w pomieszaniu i wstydzie.
Chyba ju czas naszej seksualno ci przywróci wła ciw rang , aby my mogli modli si w ten sposób, oddaj c
si sobie bez reszty, z miło ci , szczerze i serdecznie, a co najwa niejsze w dobrej wierze, czyli z przekonaniem,
e Bóg — czy jakkolwiek To nazwiemy — tak chce.
Dopiero z takiego punktu widzenia celibat jawi si jako ogromne po wi cenie, a nie pozorny wybór, wynikaj cy
z l ku, obrzydzenia czy pogardy.
Gniew matki
Chłopiec zdradzony przez ojca zostaje pozbawiony pozytywnego wzoru odnoszenia si do kobiet. Ojciec, sam
borykaj cy si ze skutkami zdrady ze strony swojego ojca, nie mo e by przecie w dobrych relacjach ze swoj
partnerk . Je li od niej odchodzi, to w oczach syna jego nieobecno sama przez si pokazuje, e trwały zwi zek
z kobiet jest dla m czyzny czym zbyt trudnym do uniesienia.
Matka ma oczywi cie własne kłopoty ze sob i z m czyznami. Gdyby ich nie miała, to z pewno ci nie
zwi załaby si na stałe z partnerem, tak bardzo skłonnym do zdradzania swego syna i jej samej. Z tych samych
powodów do wiadcza ona trudno ci w relacji z synem, a pozbawiona wszelkiej pomocy ze strony partnera,
rozwi zuje je, jak mo e i umie. Gromadzi si w niej mnóstwo gniewu, który na wiele sposobów przejawia si w
stosunku do syna. Trzy z nich spotykamy stosunkowo najcz ciej. Syn staje si albo „upragnionym wrogiem",
albo „znienawidzonym wybawicielem", albo „zagniewanym panem".
*
Gdy stajemy si dla matki upragnionym wrogiem, to oczywi cie nie przyznaje si ona do tego nawet przed sob .
A tym bardziej przed nami i przed wiatem. Zdarza si i tak, e wiadomie i otwarcie zachowuje si agresywnie
wobec nas. Cz ciej jednak agresja matki bywa opakowywana w ró owy papierek nadopieku czo ci, co
„kastruje" nas jeszcze skuteczniej, poniewa spragnionemu miło ci dziecku trudniej jest przeciwstawia si tak
zakamuflowanej wrogo ci.
Gdy stajemy si znienawidzonym wybawicielem, wtedy agresja matki przybiera
przede wszystkim form nadmiernego obci ania nas jej kłopotami, chorobami i problemami (szczególnie tymi,
które prze ywa z ojcem), wymuszania opieku czej postawy wobec niej, zobowi zywania nas do bezwzgl dnej
lojalno ci, a tak e do tego, e jej nigdy nie opu cimy.
Cz sto bywa tak, e bezradna i opuszczona przez partnera matka, aby nie pozosta zupełnie sama, wyrzeka si
swego gniewu tak dalece, e uznaje nas za swego zagniewanego pana, a sam siebie za sług i winn ofiar . W
ten sposób zabiega przede wszystkim o to, eby nie poczu swojej agresji, a tak e nie wzbudzi w nas adnych
negatywnych uczu . Spełnia wszelkie nasze zachcianki i zaspokaja potrzeby. Czasami zdejmuje z nas ci ar
najprostszych nawet czynno ci, wszystko wybacza i nigdy si nie skar y. Bardzo szybko okazuje si jednak, e
rezygnacja z siebie oraz pragnienie zaskarbienia sobie za wszelk cen naszej miło ci, a przynajmniej
przychylno ci, rodzi w nas tylko niech , gniew, a nawet pogard .
*
Rozwa my, jaki wpływ na dalsze ycie syna mo e mie przebywanie w zasi gu rozgniewanej, przem czonej i
rozczarowanej matki.
Gniew wyparty
Matka, która ustawia nas w roli zagniewanego pana, chc c nie chc c uczy nas, e z kobiet mo na zrobi
wszystko, e kobieta wszystko wybaczy, a w dodatku jeszcze usłu y, wyr czy, wypierze, nakarmi, umyje,
posprz ta i nigdy si nie rozgniewa ani nie obrazi.
W przyszło ci b dzie nam trudno poczu szacunek i miło do kobiety, któr wybierzemy, cho w gł bi serca
b dziemy t skni za t , któr mogliby my pokocha i szanowa . Niestety, do wiadczanie tych uczu b dzie dla
nas mo liwe tylko w wirtualnej przestrzeni marze i snów. W rzeczywisto ci w ka dej spotkanej kobiecie
b dziemy widzie matk i tak te b dziemy j traktowa , bowiem miło kobiety trwale skojarzyła si nam z jej
uległo ci i podporz dkowaniem.
Gniew nadopieku czo ci
Gdy mamy nadopieku cz mam , b dziemy bali si dojrzałych, samodzielnych kobiet. Mo e si zdarzy , e na
zawsze pozostaniemy chłopcem, boj cym si wiata, boj cym si podejmowa ryzyko i si ga po wolno .
Mo liwe, e b dziemy szar owa i szpanowa , by pokaza sobie i wszystkim naokoło, jacy jeste my dzielni.
Najprawdopodobniej jednak zapo yczone od matki przekonanie, e jeste my słabi, podatni na zranienia i
choroby, utrudni nam bardzo wykorzystywanie naszych mo liwo ci fizycznych i umysłowych. B dziemy stroni
od sportu i od sytuacji, anga uj cych ciało, wymagaj cych odwagi i determinacji. W rezultacie nasze ciało nie
rozwinie si i nie wzmocni w dostatecznym stopniu; wyjdzie na to, e mama miała racj . Gdy doro niemy,
trudno nam b dzie wyzwoli nasz energetyczny potencjał, a tak e korzysta ze swojej seksualnej siły. B dziemy
szuka w ród kobiet drugiej mamy, popada w zale no od kobiet opieku czych, nie stymuluj cych nas do
dojrzewania i seksualnie zahamowanych.
Gniew wprost
W matce niszcz cej fakt, e ojciec odszedł, wyzwala tak ogromne pokłady goryczy i agresji, e nie jest ona w
stanie ich ukry ani zakamuflowa . Jawnie nienawidzi nas za to, e jeste my dzieckiem faceta, który j tak
zranił, porzucił i upokorzył, za to, e nale ymy do gatunku, od którego do wiadczyła tyle bólu i poni enia. Ale
my nie mamy nikogo poza ni . Musimy jako prze y , wi c idealizujemy j , zgadzaj c si jednocze nie na rol
ofiary i bierzemy na siebie win za całe zło, jakie nam
wyrz dza. W rezultacie gromadz si w nas ogromne
ilo ci nie wiadomej agresji wobec matki.
Efekt bywa taki, e gdy doro niemy i zaczniemy interesowa si kobietami, b dziemy nienawidzi ich za to, e
w naszym przekonaniu, podobnie jak matka, na pewno nie b d umiały nas pokocha , a zarazem b dziemy ich
bezgranicznie potrzebowa i pragn . Nawet gdy zdarzy si taka, która nas pokocha, nie uwierzymy jej, wr cz
poczujemy do niej pogard za to, e pokochała kogo tak marnego jak my. Nasze zachowanie wobec kobiet
b dzie ambiwalentne i nieobliczalne: od wybuchów niepohamowanego gniewu i ucieczki do bezbronnego
płaczu. Ale matka, ta od której najwi cej wycierpieli my, pozostanie na zawsze poza zasi giem naszego gniewu.
Nasza seksualno b dzie niedojrzała i zal kniona. Ten l k ukryjemy za fasad agresywno ci. Trudno nam
b dzie zdecydowa si na bliski zwi zek. Za wiele bólu doznali my od pierwszej kobiety, na któr otworzyło si
nasze serce. B dziemy y w złudzeniu, e nasz wiat jest uporz dkowany i wiemy, jak sobie z nim radzi . Z
czasem z ofiary przekształcimy si w kata, a tak da si y . Ofiary zawsze si znajd . Jest ich mnóstwo w ród
dorosłych dziewczynek.
Odchodzenie od matki
W legendzie, któr w ksi ce „ elazny Jan" interpretuje Robert Bly, najwa niejsza jest tytułowa posta Jana —
Dzikusa, reprezentuj cego archetyp m sko ci.
Siedzib Jana s niedost pne le ne bagna. Tam wytropił go kiedy młody ksi
i zapragn ł pozna . Król jednak
ubiegł syna i zamkn ł Jana w klatce na zamkowym dziedzi cu. Ksi
chciał go uwolni , ale eby to zrobi ,
musiał zdoby klucz od klatki. Dzikus podpowiedział ksi ciu, e klucz znajduje si pod poduszk matki, w
sypialni rodziców, i wła nie stamt d trzeba go wydosta . Gdy ksi
tego dokona, b dzie mógł uda si z
Dzikusem w dalsz drog i uczy si od niego.
Poniewa autor nie zajmuje si tym, jakie przeszkody mog stawa na drodze chłopca, zamierzaj cego wykra
klucz do m sko ci z sypialni matki, pozwólmy sobie na bardziej szczegółow analiz .
Przede wszystkim bardzo znacz cy jest fakt, e klucz znajduje si pod poduszk matki, w sypialni rodziców.
eby go wydosta , trzeba wej tam, gdzie matka kocha si z ojcem, a wi c objawia swoj seksualn kobieco .
To ju nie jest matka z kuchni, z salonu, pomagaj ca w lekcjach, wyprowadzaj ca na spacer czy przynosz ca
ulg w chorobie. W sypialni rodziców mo emy spotka matk zmysłow , szalon , spontaniczn i woln . W
dodatku istnieje ryzyko natkni cia si na ojca, który strze e przed nami tajemnicy rodzicielskiego ło a.
Wej cie do sypialni oznacza konieczno przyznania si przed sob do naszych seksualnych pragnie ,
zwi zanych z matk , i pokonania l ku przed ojcem, który mo e za kar pozbawi nas m sko ci, upokorzy i
zniszczy .
Wyprawa jest bardzo niebezpieczna. Szczególnie wtedy, gdy ojca nie ma. Chocia , je li nawet jest obecny, to i
tak niewiele to ułatwia. Gdyby my zobaczyli kochaj cych si rodziców, odkryliby my z bólem, e ani ojciec, ani
matka tak spontanicznie i z tak energi nigdy si z nami nie kontaktowali, e nie jeste my wcale tacy wa ni.
Gdy ojca nie ma, gdy jak zwykle jest w pracy albo w barze, albo na wojnie, w domu zostaje wyt skniona,
opuszczona, zagniewana matka. Dobrze zdaje sobie spraw z tego, e klucz do naszej m sko ci znajduje si pod
jej poduszk , ale nie chce nam go odda , zwłaszcza pod nieobecno ojca. Wie, e na dodatek utraciłaby syna i
została zupełnie sama.
Przyjrzyjmy si temu, jakiego arsenału rodków mo e u y matka, gdy przyłapie nas na próbie wykradzenia
klucza spod jej poduszki. Rzadko si zdarza, eby jaka rzeczywista matka u yła wszystkich tych sposobów. Na
ogół wybiera jeden z nich, a najwy ej dwa lub trzy.
Pierwszym działem, które wytacza, jest działo opieku czo ci, czyli „upupiania syneczka". Matka chwyta nas w
ramiona i mówi: „O mój syneczku, przecie ty jeste taki biedny i słaby, a wiat jest taki gro ny, niebezpieczny,
trudny, dok d ty si wybierasz? Zosta z mam , b dzie ci ciepło, miło, przytulnie, bezpiecznie. Połó si ,
poczytam ci bajeczk , pocałuj w czółko, za piewam, a ty u niesz blisko mnie. Po co ci ten klucz?"
Musimy przej t pierwsz prób i nie da si złapa w matczyn pułapk . Nie jest łatwo przeciwstawi si jej
pro bom. Takie s słodkie i wci gaj ce, e trzeba si gn po ogie w naszym brzuchu, eby móc powiedzie :
„Nie jestem adnym małym syneczkiem. Nie dotykaj mnie tak i nie mów tak do mnie." Zaczynamy tak mówi w
10-12 roku ycia, bo chcemy si odró ni i oddzieli od matki, od jej czuło ci, od bycia traktowanym jak
malutkie dziecko, ale w zaciszu sypialni, nie widziani przez nikogo, nadal gotowi jeste my na wiele jej
pozwoli . Pierwszym przejawem gotowo ci do wkroczenia w wiat m ski jest bunt przeciwko jej pieszczotliwej
postawie wobec nas.
Wtedy matka musi si gn po kolejn bro . Bro zastraszania i upokarzania. Dowiadujemy si wówczas, i jest
w tym ton pogardy, e nic nie jeste my warci, e niczego nie umiemy, e nie damy sobie rady w yciu. Nikt nas
nie b dzie chciał. Musimy pokona i t przeszkod , je li zale y nam na kluczu.
Je li si uda, staniemy przed kolejnym wielkim niebezpiecze stwem. Matka b dzie próbowała nas uwie .
Powie wtedy: „Połó si przy mnie, mo esz mnie dotkn , poczuj, jak ładnie pachn . Mo e chciałby mi
uczesa włosy, a mo e umy plecy? Zobacz, jak mam now sukienk . Zamknij oczy, bo musz si przebra , ale
nie musisz wychodzi z pokoju. Tata jest daleko. Wiesz, jaki on jest. W ogóle nie mog na niego liczy . To ty
jeste moim małym m czyzn ."
Nie ma tu dobrej drogi.
Je li si gniemy po ten zakazany, słodki owoc, mo emy zosta miertelnie ugodzeni odrzuceniem, kpin i
pogard matki. Gdyby my nawet zostali — nie daj Bo e — przyj ci, byłoby nam bardzo trudno kiedykolwiek
od niej odej . Nie mówi c ju o naszym poczuciu winy wobec ojca i l ku przed jego zemst .
Je li j odepchniemy, grozi nam straszny gniew, zrodzony z matczynej ura onej dumy i pró no ci. Niełatwo si
na to zdoby , gdy nie ma ojca w pobli u.
Gdy przejdziemy t prób , mo emy zderzy si z matk -biedactwem i usłysze : „Synku, nie mo esz mnie
zostawi , jestem taka biedna, samotna, smutna i chora. Nie prze yj tego, gdy odejdziesz. Ojciec mnie zostawił,
teraz ty mnie zostawiasz. Nie zrobisz mi tego, obiecywałe mi tyle razy, e nie b dziesz taki jak tata." Niełatwo
si z tego wywikła . Poczucie winy wi e nam r ce i nogi. Musimy jednak odej , mimo e nasze serce b dzie
płaka . Czasami matka mo e mówi prawd , powinni my jednak wiedzie , e je li pozostaniemy z ni , to i tak
nie b dziemy w stanie da jej opieki, której potrzebuje, poniewa nie staniemy si m czyzn , a tylko
m czyzna mo e takiemu zadaniu podoła .
W ko cu nadejdzie próba ostatnia. Matka przeistoczy si w demona, zacznie walczy , ciska gromy i zion
nienawi ci . Wpadnie w szał. Konfrontacja z nagromadzonym przez lata pot nym ładunkiem matczynego
gniewu i zawodu mo e by dla nas przera aj cym do wiadczeniem. Po raz pierwszy w yciu matka w tak
oczywisty sposób stanie si naszym wrogiem. Je li nie zadamy jej bólu, przegramy. Niełatwo jest zada matce
ból. Mimo to musimy wyrwa klucz spod jej poduszki i uwolni naszego wewn trznego Dzikusa. Na odchodne
usłyszymy jeszcze: „Skoro tak, to nie jeste ju moim synem." Ten ostateczny wyraz matczynego roz alenia i
gniewu nie jest szanta em, który miałby nas w ostatniej chwili zatrzyma . Ona ma racj . Albo m sko , albo
mama. Gdy w ko cu od niej naprawd odchodzimy, wtedy wreszcie przestajemy by dzieckiem.
Jak pomóc synowi
W naszych warunkach kulturowych inicjacja jest bardziej procesem ni jednostkowym wydarzeniem, co
dodatkowo podkre la odpowiedzialno ojca za wychowanie syna. Optymalny proces pomagania synowi w
przeistaczaniu si w m czyzn mo na umownie podzieli na trzy fazy.
Pierwszy etap to nasza obecno w okolicach kołyski w pocz tkowych latach jego ycia. Jak ju wiemy, stwarza
to nowo-narodzonemu chłopcu nadziej , e wyjdzie kiedy ze wiata matki. Daje okazj do czerpania
pierwszych wzorów i prze ywania pierwszych satysfakcji z kontaktu z nami, mimo e zostawiamy go matce, bo
nie mamy male stwu zbyt wiele do zaoferowania. Ale przez sam fakt, e nie opuszczamy syna fizycznie i
emocjonalnie, po wi camy mu czas i uwag , dajemy wiadectwo temu, e jest dla nas wa ny. To my
powinni my dba o tak zwane chłopi ce przedszkole: nauk jazdy na rowerze, nauk pływania czy gry w piłk .
To my jeste my od organizowania pierwszych wypraw, przygód i ryzykownych sytuacji. Od opowiadania
pierwszych ba ni i mitów o wyzwaniach i manowcach chłopi cego oraz m skiego ycia. To wszystko jest
niezb dne, je li dalszy proces dorastania naszego syna ma przebiega we wła ciwy sposób.
Nast pny etap zaczyna si od momentu, w którym chłopiec wychodzi spod skrzydeł matki i przechodzi pod
opiek ojca. To odpowiednik starodawnych postrzy yn. Ojciec naprawd bierze odpowiedzialno za dalsze
wychowywanie syna. W dawnych dobrych czasach postrzy yny miały miejsce około szóstego roku ycia.
Bardzo wcze nie, jak na współczesne obyczaje i przyzwyczajenia. Ale to dobry moment. Chłopiec idzie do
zerówki, potem do pierwszej klasy. Wyrusza w skomplikowany wiat szkoły i bardzo jeste my mu potrzebni.
Niestety, moment pój cia syna do szkoły nie jest przez nas na ogół zauwa any. Wszystko toczy si dalej — jak
zwykle. Syn pozostaje pod opiek matki, a my nie zdajemy sobie sprawy, e min ła połowa tego czasu, w
którym mo emy mie wpływ na wychowanie naszego dziecka. Zostało nam 7-8 lat na to, eby si z synem
spotka , nauczy go wiata, da mu odczu , e mo e by wa ny dla najwa niejszego m czyzny w jego yciu.
W przeszło ci zainteresowanie ojca synem wi zało si z konieczno ci przekazywania mu dorobku ycia, fachu
i warsztatu pracy. Ojciec musiał syna wiele nauczy , eby to, czego dokonał, nie zmarnowało si . Musiał
po wi ci mu wiele czasu, uwagi i wysiłku. Wysiłek wychowania i edukacji, jaki ojciec podejmował wobec
syna, był jednocze nie wyrazem odpowiedzialno ci za rodzin . Ojcu zale ało na tym, aby jego rol przej ł
odpowiedzialny, przygotowany do tego m czyzna. W czasach, gdy pa stwo nie zdejmowało dzieciom z
barków opieki nad seniorami, musiały by one przygotowane do tego, eby dawa wsparcie starym rodzicom.
Sytuacja zewn trzna, w jakiej wówczas funkcjonowała rodzina, czyniła z niej autonomiczny organizm:
solidarny, spójny i odporny, zdolny do przetrwania we wrogim, nieprzychylnym otoczeniu. To pozytywnie
oddziaływało na zwi zki ojca z synem (z pewno ci równie matki z córk ). Stwarzało konieczno
dokonywania przekazu m sko ci z ojca na syna.
Współcze nie zanika gatunek ojców — postaci w pełni autonomicznych i niezale nych — którzy potrafi
wybudowa dom, polowa , hodowa , uprawia , naprawia , broni , uczy , piewa i ta czy , a w dodatku
docenia syna. Dotyczy to przede wszystkim dominuj cej w naszych czasach kultury miejskiej. Urbanizacja i
industrializacja, opieku cza funkcja pa stwa, to wszystko, co jest dorobkiem naszych czasów, radykalnie
zmienia tradycyjny model rodziny, jej struktur i sens istnienia. Istnienie i trwanie rodziny w coraz wi kszym
stopniu opiera si na jej oddziaływaniu psychologicznym i emocjonalnym. Trwało rodziny nie jest ju
wymuszana, a te w coraz mniejszym stopniu wspierana przez okoliczno ci zewn trzne, cho by takie jak
zagro enie fizyczne czy ekonomiczne. Jej przetrwanie zale y coraz bardziej od siły emocjonalnej i duchowej
wi zi ł cz cej tych, którzy j tworz .
W tradycyjnym sensie ojciec staje si coraz mniej potrzebny. Nie musi ju budowa , hodowa , broni . Coraz
cz ciej nie musi nawet zarabia , bo ona zarabia tyle samo albo wi cej. Ojcostwo i rodzina staj przed zupełnie
nowymi wyzwaniami. Ci ar sprawy przenosi si ze sfery materialnej i z obszaru konieczno ci w obszar uczu ,
wi zi i odpowiedzialno ci. Spoiwem rodziny nie jest ju konieczno zapewnienia jej członkom fizycznego
przetrwania. W coraz mniejszym stopniu jest te nim potrzeba budowania znaczenia, mocy i presti u.
W naszych czasach rodzina nabiera ogromnego znaczenia jako niezast pione rodowisko rozwijaj ce i
kultywuj ce przymioty serca, w szczególno ci zdolno do kochania i dawania, do dobrowolnego po wi cenia,
współczucia i troski o innych. Wygl da na to, e w tym wła nie ojcostwo powinno si obecnie realizowa i
wyra a , w tym współczesny ojciec powinien by dobry.
*
My l , e rozwi zaniem, po które wielu z nas, ojców, mo e si ga , jest budowanie z synami wspólnych
obszarów zainteresowa i wykorzystywanie czasu wolnego do tego, aby — cho w pewnej mierze —
dokonywał si proces przekazu z ojca na syna. Synowie bardzo potrzebuj by z nami na wyprawie, w
odosobnieniu, w trudnych warunkach, gdzie , gdzie trzeba si sprawdzi , dobrze si porozumiewa i liczy na
siebie nawzajem.
Bardzo potrzebuj by z nami w domu, gdy matka pracuje, wypoczywa albo zwiedza wiat. Potrzebuj
do wiadcza m skiej samodzielno ci, radzenia sobie bez mamy, a tak e dowiadywa si tego, e matka nie jest
wył cznie od siedzenia w domu i opiekowania si m czyznami, e ma w wiecie do załatwienia swoje wa ne
sprawy.
Ale jak ci z nas, którzy sami nie mieli takiego ojca, maj poczu tak potrzeb ? Dobrze jest szuka okazji, które
pomogłyby nam odnale w sobie t sknot za tym, co nas samych nie spotkało. Je li t t sknot w sobie
znajdziemy, to b dziemy wiedzieli, e nasze dzieci t skni za tym samym.
W trudnej sytuacji s ci z nas, którzy s bardzo zapracowani — a takich jest na pewno wi kszo . Musimy
zdoby si wtedy na pokonanie w sobie zm czenia i niech ci do kontaktu z kimkolwiek, nawet z własnymi
dzie mi, na pokonanie nieprzepartej potrzeby zalegania przed telewizorem czy przegl dania gazety, i uchroni te
bezcenne godziny, które zostaj w yciu, aby co zrobi z dzie mi. Da im poczucie, e s na tyle wa ne, i
jeste my gotowi z czego dla nich zrezygnowa . Wtedy ten czas zawsze si wypełni, co si wydarzy, pojawi si
okazja, eby my si pokazali dzieciom od nieznanej im strony i czego je nauczyli.
Tworzenie okazji do prawdziwych do wiadcze jest bardzo wa ne w drugiej fazie dorastania syna, w okresie 7-
14 lat. Mo liwo ci istotnego, psychicznego oddziaływania na syna ko cz si nieodwołalnie w 16-17 roku ycia.
Zostało nam siedem lat. To mało, szczególnie je li wcze niej po wi cili my mu niewiele czasu i uwagi. Mało,
eby naprawd by z dzieckiem, stawa si dla niego pozytywnym wzorcem przynajmniej w jakim wybranym
obszarze ycia.
Na ogół syn widzi nas, gdy przychodzimy z pracy wym czeni i rzucamy na stół pieni dze. Dla syna nie ma
takich pieni dzy, które by mu wynagrodziły nasz nieobecno . Lepiej si pozby co do tego wszelkich złudze .
Deficyt pozytywnych wzorców sprawia, e jako ojcowie jeste my cz sto bezradni w proponowaniu synom
czego innego ni zarabianie, a potem kupowanie. Trudno nam znale jak inn ni pieni dze i pozycja form
wyrazu dla naszej ojcowskiej mocy i autorytetu. Najłatwiej jest nam pokaza synowi, na co nas sta , poprzez
wydawanie pieni dzy.
Inny, jeszcze bardziej niebezpieczny, pieni cy si z szybko ci chwastu, jest wzór m czyzny, pozbawionego
przymiotów serca i zdolno ci do refleksji, takiego, który zachowuje si nieobliczalnie i z łatwo ci zabija. Nie
potrafi nikogo pokocha ani uzna , e kto albo co mo e by wa niejsze ni on sam. Jego ycie emocjonalne
zostało całkowicie zawładni te przez pojawiaj ce si na przemian gniew i apati . Nie mylmy go z dobrym
kowbojem z klasycznego westernu, który te potrafił strzela i zabija , kiedy trzeba było, ale nie robił tego dla
pieni dzy, sławy czy przyjemno ci. Je li zabijał, czynił to niech tnie i tylko w imi wy szych warto ci lub
mniejszego zła.
Odpowiedzialno za poszukiwanie alternatywy spada na barki ka dego m czyzny, który wchodzi w dorosłe
ycie. Ka dy z nas na własn r k musi szuka okazji i sposobów na zdobycie — przynajmniej we własnych
oczach — piecz ci m sko ci, której istota przekraczałaby zarówno stereotypy kultury masowej, jak i nasze
psychologiczne dziedzictwo. Je li nam si to cho troch uda, b dzie łatwiej wzi odpowiedzialno za
dorastaj cego syna.
Cz sto dopiero gdy syn ma 15-16 lat i jest ju strzał wystrzelon z łuku, zaczynamy si nim naprawd
interesowa . Na ogół wył cznie z tego powodu, e sprawia kłopoty. Pozbawiony do tej pory kontaktu z ojcem,
chce zacz radzi sobie z yciem, odseparowa si od matki, wyj z domu. Szuka swoich wzorców, szuka
wsparcia i zdarza si , e anga uje si przy okazji w ryzykowne, czasami niedobre, sytuacje. Zaalarmowani,
wkraczamy po raz pierwszy w ycie syna, ale wkraczamy za pó no. Na ogół wi cej psujemy ni naprawiamy.
Nie byłoby za pó no, gdyby dwie wcze niejsze fazy procesu towarzyszenia synowi w jego d eniu do m sko ci
miały wła ciwy przebieg. Teraz jest trudno, bo trzecia faza tego procesu opiera si na zaufaniu i szacunku. To
mało popularny i mało znany pogl d, e syna w wieku 15-16 lat nale y obdarza szacunkiem zaufaniem. Nie
mo emy go ju wychowywa tak jak dot d. Nie jest ju dzieckiem, wi c stosowanie nakazów i kar odbiera jako
upokorzenie. Mo e to sko czy si ostr walk i albo syn zostanie z przetr conym kr gosłupem na reszt ycia,
albo da nam szkoł na zasadzie: „Skoro nie potrafiłe mnie kocha i nie miałe dla mnie czasu, teraz b dziesz si
o mnie martwił." Ta strategia jest bardzo trudna do przełamania i mo e eskalowa w niesko czono . Nie ma
wyj cia. Musimy zdoby si na budowanie partnerstwa ze swoim synem. Je li w por tego nie zrobimy, na
zawsze stracimy t szans . Gdy syn znika w swoim rodowisku, to znaczy, e wyczerpały si mo liwo ci
wpływania na jego losy poprzez sp dzanie z nim czasu.
Od tego momentu w jeden tylko sposób mo emy wychowywa syna — przykładem własnym i przykładem
swego ycia. Wcze niej pomagał nam l k syna przed ojcowskim autorytetem i zwi zany z tym kredyt zaufania,
umo liwiaj cy praktykowanie na synu naszych metod wychowawczych.
Gdy chłopak ma 15-16 lat, przestajemy mie mandat na wychowywanie go. Po raz pierwszy zdajemy egzamin
przed naszym synem, krytycznie przygl daj cym si temu, na ile nasze ycie i my sami spełniamy swoje
wychowawcze i wiatopogl dowe postulaty. Gra si sko czyła. Jak w pokerze, musimy pokaza , co mamy w
kartach i jak dalece blefowali my. Idzie o wielk stawk . Albo poka emy klas i wyjdziemy z twarz ,
zachowuj c synowsk miło i szacunek, albo go ostatecznie rozczarujemy. Wtedy po latach mo emy najwy ej
liczy na współczucie.
Pewien ojciec odszedł od syna i jego matki, gdy ten miał zaledwie rok. Pojawił si z powrotem po kilkunastu
latach ci kiej pracy nad sob , skruszony, ale i bardzo zadowolony, e zdobył si na taki krok. Chciał odegra
jeszcze pozytywn rol w yciu syna. W gł bi duszy oczekiwał ze strony rodziny wyrazów uznania i
wdzi czno ci, a przynajmniej miał nadziej , e si uciesz . Trudno mu wi c było pogodzi si z tym, e jego
powrót w nikim nie wzbudził specjalnego entuzjazmu, szczególnie w synu, który od lat nosił w sercu al i gniew
do ojca. Po jego powrocie wyra ał je oporem i bierno ci , zaniedbaniami, niech ci do nauki, do robienia
czegokolwiek. Wszystko było w nim na „nie". Sfrustrowany ojciec robił, co mógł, a w ko cu, kierowany
poczuciem winy, pomieszanym z bezradno ci , obiecał synowi, e wyjedzie z nim na wakacje za granic .
Oczywi cie pod warunkiem, e poprawi si on w nauce i spełni ró ne inne wymogi. Kiedy przyszedł czas
płacenia za wycieczk , zaszokowany ojciec stwierdził, e syn buchn ł mu spor cz
pieni dzy na ten cel
przeznaczonych. Zły i roz alony poszedł poradzi si swojego przyjaciela, co z tym zrobi . Zaniepokojony
demoralizacj syna, chciał si dowiedzie , jakie represje i kary zastosowa , eby skutecznie wyprowadzi
dziecko na dobr drog . Ku jego zaskoczeniu przyjaciel po krótkim namy le powiedział: „Zapro syna na obiad
do dobrej restauracji. Gdy ju zjecie i wypijecie, popatrz mu w oczy i zapytaj: «Synu, ile jeszcze jestem ci
winien?» A potem zabierz go na obiecan wycieczk ." Podobno ojciec znalazł w sobie sił , eby post pi , jak
mu doradzono. Syn, zaskoczony i zbudowany klas ojca, odpowiedział: „Jeste my kwita. Ty mi ukradłe
dzieci stwo z ojcem, ja tobie fors ." „No to jedziemy na wakacje", powiedział ojciec. I obaj ze łzami w oczach
padli sobie w ramiona.
Odsłoni cie prawdy o sobie, przedstawienie si synowi w sposób szczery i otwarty, jest bardzo trudnym, ale
jak e wa nym wyrazem naszej wi zi z nim, naszego szacunku i zaufania. Uderzmy si w piersi. Nie udawajmy,
e wiemy, je li nie wiemy, tylko przyznajmy, e szukamy. Przyznajmy si do swego bólu, t sknoty i
w tpliwo ci — nie tylko przed synem, ale i przed sob .
W ten sposób mo emy pokaza mu, e jest dla nas wa ny. My l , e jest to najlepsza rzecz, jak mo emy zrobi
dla dorastaj cego syna: dokona przekazu t sknoty za własn legend — jak to nazywa Paulo Coelho w ksi ce
„Alchemik".
Niestety, zbyt wielu z nas, ojców, przedwcze nie prezentuje synom twarz tego, który odkrył prawd i wie, o co
w tym wszystkim chodzi.
Gdy co nie jest naszym prawdziwym do wiadczeniem, wtedy po to, aby samego siebie i nasze otoczenie
utrzyma w przekonaniu, e wiemy, musimy sta si dogmatykami, głosz cymi pseudoprawd jako co
ostatecznego. W ten sposób zamykamy synowi drog do dalszych, samodzielnych poszukiwa i w dodatku
tracimy jego szacunek.
Tu mo na przytoczy histori z mojej ksi ki „Jak wychowa szcz liwe dzieci", zamieniaj c uczestniczki
dialogu na ojca i syna. Ojciec rozmawia z synem i mówi mu, jak ma y . Syn zniecierpliwiony czeka, a ojciec
sko czy, i pyta: „Co daje ci prawo pouczania mnie, jak mam y ?" Na to ojciec: „Zale y mi na tym, eby był
szcz liwy, eby twoje ycie miało jaki sens, było m dre i bezpieczne. Poza tym jestem twoim ojcem i kocham
ci ." A syn na to: „To jeszcze za mało, eby mógł mi mówi , jak mam y ." Ojciec ze zdziwieniem: „Czego
wi cej trzeba?" Na to syn: „Tego, ojcze, eby był człowiekiem szcz liwym i spełnionym. Gdyby tak było,
mógłbym ci posłucha ."
Im bardziej niespełnione i nieszcz liwe jest nasze ycie, tym bardziej dogmatycznie, z tym wi ksz
determinacj , rozpaczliwie i gor czkowo bronimy swojej pseudoprawdy i doradzamy innym.
W naszych warunkach trzeci etap procesu inicjacji powinien polega na tym, e synowie i ojcowie wspieraj si
w poszukiwaniach. eby tak si mogło dzia , trzeba by my my, ojcowie, nie spoczywali w wysiłkach
znalezienia swojej prawdy. W wysiłkach stania si w pełni m czyznami. I to jest najlepszy przekaz, jaki
mo emy w naszej kulturze swoim synom ofiarowa . Przekaz poszukuj cego.
Nie zapominajmy o naszej legendzie, o naszej najwi kszej t sknocie, o potrzebie dowiedzenia si o sobie tego
najwa niejszego, co wreszcie uwolniłoby nas od l ku. Wolno od l ku przed mierci , czyli m stwo, od
prapocz tków było i jest podstawowym atrybutem m czyzny. Legendy i ba nie mówi nam o tym, e gdzie za
siedmioma rzekami, za siedmioma górami albo jeszcze dalej mo na znale jaki skarb, jakie pióro czy kwiat,
jaki miecz albo drogocenny kamie , wi t wod czy klucz, który otworzy nam drzwi do ycia bez l ku. L k
jest bowiem dla nas, m czyzn, czym upokarzaj cym, czym nie do pogodzenia z naszym przeczuciem tego,
kim naprawd jeste my. Ten l k jest ródłem wszelkich innych l ków. Dlatego wszystkie inicjacyjne procedury
stosowane w dawnych, m drych kulturach stwarzały okazj , eby przekroczy l k przed mierci — czyli
umrze za ycia.
Bardzo wielu z nas, zwłaszcza tych młodszych, uprawia ekstremalne sporty, których atrakcyjno polega na tym,
e pozwalaj do wiadczy l ku przed mierci . Czy jest to bungee-jump, czy skoki z opó nionym otwarciem
spadochronu, czy surfowanie w powietrzu, czy skoki z du ej wysoko ci do wody, czy jazda na nartach w
szczególnie niebezpiecznych warunkach. Coraz wi ksze szybko ci w wy cigach samochodowych, nurkowanie
na du ych gł boko ciach, wspinaczka po stromych, lodowych cianach czy samotna egluga po gro nych
wodach. Wsz dzie tam przejawia si nasza ogromna potrzeba wchodzenia w kontakt z tym podstawowym
l kiem, podj cia wyzwania, jakie rzuca nam mier .
Wielu z nas, uprawiaj cych sporty ekstremalne, anga uj cych si w sytuacje, wymagaj ce długotrwałego
skoncentrowania uwagi i dania z siebie wszystkiego, mo e prze y wyzwalaj ce do wiadczenie przekroczenia
znanego nam, skoncentrowanego na sobie, sposobu istnienia. Ale jest w tym równie powa ne
niebezpiecze stwo. Te sposoby przekraczania l ku mog równie dobrze sprowadzi nas na manowce wzorców
m skich, opartych na zaprzeczaniu l kowi, na znieczulaniu si na l k. Wtedy problem l ku przed mierci
rozwi zujemy, neguj c ycie. Mo emy sta si lud mi, którzy maj je w pogardzie i dlatego ani nie boj si
sami umrze , ani nie boj si zabija innych. Nie ma to jednak nic wspólnego z prawdziw m sko ci , z
prawdziwym człowiecze stwem.
M drcy, mistycy, mistrzowie sztuk walki i mistrzowie sztuki ycia wszelkich
czasów i tradycji potwierdzaj jednogło nie: tylko niewyobra alne do wiadczenie niesko czono ci i
wszechobecno ci ycia uwalnia nas od l ku przed mierci . Kto m dry powiedział: „Je li umrzesz, zanim
umrzesz, to nie umrzesz, gdy umrzesz." Czy nie jest to wła ciwa odpowied na pytanie, jak przesta ba si
mierci? Czy nie jest to najbardziej lakoniczne uj cie istoty inicjacji? Zatem, kim jest ten, kto musi umrze ,
zanim my umrzemy, po to, aby my nie umierali, gdy b dziemy umiera ? Niew tpliwie chodzi o wszystkie nasze
złudzenia i iluzje na własny temat, oraz nierozł cznie z nim zwi zane bolesne poczucie odr bno ci. Poczucie za-
mkni cia we własnym ciele i do wiadczanie ycia z oddali, poprzez szklan przegrod renic, membran uszu
czy kombinezon skóry. Gdy to poczucie umrze, wtedy dopiero naprawd przestaniemy ba si mierci. Nie
przez zanegowanie ycia, przeistoczenie si w nie czuj cego nic zombi czy cyborga, tylko przez całkowite
pojednanie z yciem.
Powtórzmy: prawdziwa inicjacja to inicjacja duchowa. Wszystko, co przed ni lub zamiast niej, jest udawaniem
i wymy laniem. W skryto ci ducha podejrzewamy, e tak jest, a czasami odczuwamy z cał moc ból i rozpacz
naszego istnienia, jako wymy lonych istot w wymy lonym wiecie. W odniesieniu do naszych poszukiwa
inicjacyjnych oznacza to konieczno rezygnacji z wszelkiego stereotypowego pomysłu na bycie m czyzn ,
czyli zgody na nasz całkowit bezradno i niewinno . To trudne.
Przecie w gł bi serca t sknimy wła nie za tym, aby my mogli miało kocha , cieszy si , wzrusza , płaka ,
szale , walczy , wolni od wszelkich stereotypów i strategii przetrwania, aby my mogli w zgodzie z
okoliczno ciami pozwala sobie na słabo i czuło , a tak e na słuszny gniew, zdecydowanie i sił — a nade
wszystko, aby my mogli odkry nasz prawdziw , najgł bsz istot , spokojn , pełn współczucia, samotn , je-
dyn i prawdziw , która nigdy nie miała ojca ani matki.