GAWĘDY DLA HARCERZY
Na początek zajme się tematem gawęd
Na poczatku swej harcerskiej pracy miałem zawsze problem ze znalezieniem tematu na dobra
gawęde. Z czasem zgromadziłem niezły zbiór, którym stopniowo będe się z Wami dzielił. Nie
kopiujcie ich jednak ślepo - inaczej będziecie nudzić, a nie gawędzić. Twórczo wzbogacajcie
je o własne elementy.
Zachęcam Was też do umieszczanie tu własnych gawęd
Na początek: Gawęda o gawędzie - czyli jak opowiadać gawędy.
GAWĘDA O GAWĘDZIE
Jakże często siadamy przy ognisku wpatrując się w snop iskier, czy w blask świec we
wspólnym kręgu. Nasze myśli uciekają hen, aż na pola dziwnego świata marzeń. Jakże często
wsłuchujemy się w słowo płynące z ust drużynowego, z ust komendanta. I właśnie wtedy
wydaje się nam, że to co mówi jest takie bliskie , jest takie oczywiste, wszystko takie proste i
normalne.
Te swoistego rodzaju czary wywołuje GAWĘDA – stara jak świat, a na pewno stara jak
harcerstwo.
Gawęda to nic innego jak barwne, sugestywne oddziaływanie na wyobraźnie i emocje
opowiadaniem prostych przykładów, zachowań ludzi, opisów faktów, epizodów z życia
opartych na fabule postaciami bohaterów.
Jej zadaniem jest wywołanie emocjonalnego stosunku przeżyć do określonych spraw,
wydarzeń, zachowań. Sprzyja również temu sceneria, w jakiej wygłasza się gawędę, a więc
wieczór, półmrok, płomienie ogniska, krąg siedzących, tło lasu, itp.
Gawęda może być wykorzystana jako punkt wyjścia do swobodnej dyskusji o życiu, o
ludziach, o ideałach, może być też podsumowaniem jakiś ważnych wydarzeń z minionego
dnia, może też być sposobem rozstrzygnięcia w atmosferze ogniska konfliktów lub sporów.
Gawęda musi być opowiedziana z odpowiednią intonacją i modulowaniem głosu tak, aby
odczuwało się osobiście przeżycia osoby opowiadającej. Może towarzyszyć jej muzyka
płynąca z magnetofonu lub płyty. Może ją przerywać pytanie skierowane do słuchających i
ich zespołowa odpowiedź.
Zapytacie zapewne, jak zostać dobrym gawędziarzem ? Odpowiedź na to pytanie można
rozpocząć tak „aby zostać dobrym gawędziarzem trzeba ...” lub „ należy pamiętać przede
wszystkim o ...” Ja natomiast zacznę odpowiedź tak, jak zaczynają się pierwsze gawędy, które
słyszymy w swoim życiu.
Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, tam gdzie trudno jest dojść, rozciąga się
cudowna kraina marzeń, świat dziecinnej fantazji i cudownych przeżyć dorosłych. Tam
wszystko jest możliwe, tak znaczy tak, a nie – nie. Dobro zwycięża zło, a człowiek staje się
szlachetniejszy i prawy. Ta kraina nazywa się GAWĘDA.
Pewnego razu wybrał się do niej człowiek. Jego droga najeżona była różnymi przeszkodami.
Musiał umieć pokonać samego siebie, swój strach przed mówieniem, wstyd, bojaźliwość.
Człowiek ten na swojej drodze spotkał olbrzymi gmach, gdzie musiał nauczyć się sztuki
mówienia. Mówił do słupa, do drzewa, do lustra. Ćwiczył się w wywoływaniu nastrojów,
improwizował na zadany temat, obmyślał fabułę.
Gdy już tego wszystkiego się nauczył, mógł ruszyć dalej. Ale i tam czekały go kolejne
trudności. Człowiek musiał zacząć zbierać tematy do gawęd, musiał nauczyć się czytać
książki tak, aby mógł je potem opowiedzieć.
A gdy pod koniec wędrówki zobaczył w oddali cudowną krainę, drogę zastąpił mu inny
człowiek, z długą brodą, lampką w ręku i olbrzymią księgą pod pachą. Człowiek usiadł razem
z drugim człowiekiem na pniu. Wspólnie rozpalili ognisko. Ten drugi człowiek otworzył
swoją księgę i zaczął czytać.
Gawęda musi być dobrze powiedziana. Z czasem można się tego nauczyć. Umiejętność
operowania słowem jest konieczna, a kiedy już ją osiągniesz, będzie Ci dobrze służyć w
ż
yciu.
Umieć gawędzić to znaczy umieć :
◊ operować słowem w sposób celowy, a więc racjonalnie i oszczędnie (tzn. za pomocą
najmniejszej liczby prostych słów osiągnąć zrozumienie i przeżycie tego, co opowiadasz)
◊ nie przekroczyć zaplanowanego na gawędę czasu (max. 10-15 min)
◊ operować głosem – mówić cicho i wolno w momentach grozy, szybko w dramatycznych,
głośniej w radosnych, zmieniać tempo. Kiedy bohater się nad czymś zastanawia – trzeba
mówić powoli, ale gdy wykonuje powziętą decyzję, trzeba znów mówić szybko. Zmieniając
głos w prowadzonym monologu, mówić smutno, wesoło, uroczyście – w zależności od
potrzeb.
Efektami głosowymi należy posługiwać się w sposób umiarkowany, przesada tworzy
wrażenie sztuczności.
◊ wykorzystywać gesty - i ręka potrafi nadać kształt plastyczny omawianemu tematowi, ruch
zastąpi słowo potęgując wrażenie słuchaczy (tygrys skrada się ... jest blisko ... i ... – dłoń
raptownie zwinęła się w pięść – wiadomo – chwycił)
◊ grać twarzą – umiejętności aktorskie podnoszą walory gawędy, ale tylko wtedy, gdy
używasz ich w sposób celowy, tylko w ważnych momentach i nie wszystkie na raz. W tym
momencie człowiek z brodą przerwał czytanie. Popatrzył na drugiego człowieka i zaczął
czytać dalej.
Dobry gawędziarz obserwuje swych słuchaczy. Ich wyraz twarzy najlepiej świadczy, że
gawęda chwyciła lub, że czegoś nie rozumieją. Potrafi także z miejsca wyciągnąć wnioski.
.Jeśli temat nie zainteresował słuchających, trzeba prędko zmierzać do końca ... na tym urwał.
Popatrzył jeszcze raz na człowieka, zamknął swoją księgę, dołożył polano do ogniska i
patrząc prosto w oczy powiedział :
- Teraz już wiesz co znaczy być dobrym gawędziarzem. Możesz wejść do krainy gawędy, ale
pamiętaj, jeżeli będziesz nudził, jeżeli będziesz źle opowiadał, ten świat nigdy nie otworzy
przed Tobą swych najpiękniejszych stron. Będziesz tylko ubogim monoklepą.
To mówiąc wstał, podparł się swoją laską i .... las zaszumiał mocniej, gdzieś w oddali
przebiegła sarna. Człowiek sam siedział przy ognisku, siedział i dumał. Nie wiem czy nad
tym co powiedział mu człowiek z brodą czy nad swoją pierwszą gawędą. Wymyślił kilka
ć
wiczeń dla potencjalnych gawędziarzy.
Oto one :
Mowa do słupa (lampy, drzewa)
Wygłasza się gawędy na przygotowany temat, ze wszystkimi efektami, stale patrząc na
zegarek. Ma trwać dokładnie 10 min. tolerancja 20 sekund.
Gawędziarska dwójka
Pierwszy z dwójki zadaje temat drugiemu np. gawęda o chłopcu, który stracił buty. 5 min. do
namysłu. Opowiedzenie gawędy i zakończenie jej dokładnie w 5 minut.
Drugi zadaje temat pierwszemu np. gawęda o samolocie, który wylądował w polu.
Mowa do lustra
Tak jak w mowie do słupa, ale wygłaszacie tylko najbardziej dramatyczne momenty gawędy.
Sprawdzamy w ten sposób mimikę.
Ć
wiczenie nastrojów
„Dostałem milion złotych” „Janek zobaczył węża” „Krzysiek rzucił się na kolegę” „Żaba
zmieniła się w piękną księżniczkę” „Jestem smutny, wesoły, zmartwiony, zakochany,...”
Najlepszym ćwiczeniem jest opowiadanie anegdot i krótkich historyjek. Starajcie się to robić
w sposób udramatyzowany, aktorski.
Poniżej zamieszczam kilkanaście przykładów gawęd.
Zacznę od opowiastek Athonnego De Mello - mogą być twórczo rozwinięte w gawędę, moga
też stanowić "myśli dnia" na obozie. Bardzo przydatne dla osób, które nie mają pomysłu na
wplecenie elementów rozwoju duchowego. Więcej opowieści w ksiązkach De Mello (np.
"Modlitwa Żaby")
Teodycea
Pewien człowiek, widząc świat pełen okrucienstwa, uniósł swoją gorycz ku niebu: "Panie,
czemu pozwalasz na cierpienie, i głód niewinnych? Czemu nie stworzysz czegoś, co temu
zaradzi?"
Bóg odpowiedział: "Stworzyłem przecież ciebie"
Miłość
To, co nazywacie przyjaźnią, jest w gruncie rzeczy interesem: Spełnij moje oczekiwania, daj
mi to, czego pragnę, a będę cię kochać; odmów mi, a moja miłość nabierze goryczy i
przemieni się w odrazę i obojętność.
Boża pomoc na pustyni
Pewien człowiek zabłądził na pustyni. Później, opisując to przeżycie swym
przyjaciołom, opowiedział, jak z czystej rozpaczy uklęknął i wołał do Boga
o pomoc. "Czy Bóg odpowiedział na twe modły?" zapytano go.
"Och nie. Zanim zdążył, pojawił się jakiś badacz i pokazał mi drogę."
Kradzież
Pewien człowiek zgubił siekiere. Podej?ewał o kradzie? syna sąsiada, zaczął go obserwować.
Syn sąsiada chodził tak, jakby ukradł siekiere, miał taki wyraz twarzy, jakby ją ukradł, jego
ruchy i postawa, i wszystko, co robił, było takie, jak u człowieka, który ukrał siekiere.
Po kilku tygodniach cz łowiek odnalazł swoją siekiere w rowie za swoim domem. Raz jeszcze
przyjrzał sie synowi swojego sąsiada i nie dostrzegł w jego zachowaniu nic takiego, co jest
właściwe złodziejom siekier.
Jak odróżnić dzień od nocy?
Pewien Guru spytał swoich uczniów, w jaki sposób mogą określić, kiedy kończy się noc, a
zaczyna dzień. Jeden powiedział: "Gdy widzę w oddali zwierzę i mogę powiedzieć, czy to
krowa, czy koń." "Nie", rzekł guru. "Gdy patrząc na drzewo w oddali, można powiedzieć, czy
jest to drzewo neem czy mango." "Znów źle", rzekł guru. "No więc w jaki sposób?" spytali
uczniowie. "Gdy spojrzawszy w twarz jakiegoś człowieka, rozpoznasz w nim brata; gdy
spojrzysz w twarz jakiejś kobiety i zobaczysz w niej siostrę. Jeśli nie będziesz mógł tego
uczynić, niezależnie od tego, jaki czas wskazuje słońce, oznacza to, ze nadal panuje noc.
Modlitwa czciciela Wisznu:
"Panie, błagam Cię, przebacz mi moje trzy główne grzechy. Pierwszy, ze wyruszyłem na
pielgrzymkę do Twoich licznych świątyń, niepomny na Twa obecność w każdym zakątku
Ziemi. Drugi, że tak często wołałem do Ciebie o pomoc, zapominając, że Ty bardziej ode
mnie troszczysz się o moje dobro; a wreszcie za to, ze jestem tu, aby Cię prosić o
przebaczenie wiedząc, że wszystkie nasze grzechy są przebaczone, jeszcze zanim je
popełnimy."
" Za to, co właśnie mamy otrzymać, uczyń nas, Panie, Naprawdę wdzięcznymi".
Wiara
Pewien ateista spadł ze skały. Zsuwając się w dół, złapał gałąź małego drzewka. I zawisł tak,
pomiędzy niebem nad sobą i skałami tysiąc stóp niżej, wiedząc, że długo tak nie wytrzyma.
Wtedy przyszedł mu do głowy pomysł. " Boże", wykrzyknął z całej siły.
Cisza. Nikt nie odpowiedział.
" Boże", krzyknął znowu. " Jeżeli istniejesz, ocal mnie, a obiecuję, że będę w Ciebie wierzył i
innych uczył wiary".
Znowu cisza. Wtem omal nie puścił gałęzi, słysząc potężny glos, rozbrzmiewający echem w
wąwozie: " Wszyscy mówią to samo, gdy tylko potrzebują pomocy".
" Nie, Panie, nie", wykrzyknął człowiek z iskierką nadziei. "Nie jestem taki, jak inni. Czy nie
widzisz, że już zacząłem wierzyć, słysząc twój głos mówiący do mnie. Ocal mnie tylko, a ja
będę głosił Twe imię po wszystkich krańcach Ziemi".
" Dobrze:, rzekł głos. " Ocalę cię. Puść gałąź".
" Puść gałąź?" zawołał oszalały człowiek. " czy myślisz, że zwariowałem?".
Oświecenie
Pewien Guru obiecał uczonemu objawienie bardziej doniosłe, niż to, co zawierały święte
księgi. Gdy uczony gorąco o to prosił, Guru powiedział: " Wyjdź na zewnątrz na deszcz, i
unieś głowę i ramiona ku niebiosom. To pozwoli ci dostąpić pierwszego objawienia".
"Mistrzu, zrobiłem to co kazałeś, stanąłem w strugach deszczu i czułem się jak kompletny
głupiec".
" No cóż", powiedział Guru " nie uważasz, ze jak na pierwszy dzień, to jest całkiem spore
objawienie?".
Trzy opatrznościowe łódki
Kapłan siedział przy swoim biurku koło okna, przygotowując kazanie o opatrzności, gdy
usłyszał coś, co brzmiało jak wybuch. Wkrótce ujrzał ludzi biegających w panice tam i z
powrotem; okazało się, że pękła tama, rzeka wezbrała i ludzie się ewakuowali.
Kapłan zobaczył, że woda zaczyna już płynąć niżej położonymi ulicami miasta. Troche
trudno przyszło mu opanować ogarniająca go panikę, ale powiedział sobie: "Oto jestem tu,
przygotowując kazanie o opatrzności i dana jest mi okazja, aby wprowadzić w czyn to, o
czym mówię wiernym. Nie ucieknę, tak jak reszta. Zostanę tutaj ufny, ze Boża opatrzność
mnie ocali".
Gdy woda sięgała okna, podpłynęła łódź pełna ludzi. "Wskakuj ojcze", krzyczeli. "O nie,
moje dzieci:, rzekł kapłan z ufnością. "Wierzę, że Boża opatrzność mnie uratuje".
Wdrapał się jednak na dach, a gdy woda znów się podniosła, nadpłynęła następna łódź pełna
ludzi nawołujących, by ksiądz się do nich przyłączył. I kapłan znów odmówił. Teraz wspiął
się na szczyt dzwonnicy. Gdy woda zaczęła mu sięgać kolan, przypłynął oficer w motorówce
wysłany, aby ratować księdza. "Nie, dziękuję" rzekł kapłan ze spokojnym uśmiechem. "Widzi
pan, ufam Bogu. On mnie nie zawiedzie". Kiedy kapłan utonął i poszedł do nieba, od razu
zaczął się skarżyć do Boga. "Wierzyłem Ci. Dlaczego nic nie uczyniłeś, żeby mnie ratować?".
" No cóż", odparł Bóg. "Wiesz, wysłałem ci te trzy łódki".
Kupując nasiona, nie owoce
Pewna kobieta śniła, że weszła do nowiutkiego sklepu na rynku i ku swemu zdziwieniu
zobaczyła Boga za ladą. -Czy mogę kupić to co chcę?" " Wszystko, co tylko chcesz", rzekł
Bóg. Ledwie ośmielając się wierzyć własnym uszom, kobieta postanowiła poprosić o
najlepsze rzeczy, o których człowiek może tylko marzyć. "Chcę pokoju umysłu i miłości, i
szczęścia, i mądrości, i wolności od lęku". I potem, jakby po namyśle, dodała: "Nie tylko dla
siebie, dla każdego na Ziemi". Bóg uśmiechnął się. "Myślę, że źle mnie zrozumiałaś, moja
droga", powiedział: "Nie sprzedajemy tu owoców, tylko nasiona."
Czterech mnichów łamie obietnicę milczenia
Czterech mnichów zdecydowało się schronić w ciszy na miesiąc. Zabrali się do tego
prawidłowo, ale po pierwszym dniu, jeden z nich powiedział: "Zastanawiam się, czy
zamknąłem drzwi mojej celi w klasztorze, zanim wyruszyliśmy".
Inny odparł:" Ty głupcze. Postanowiliśmy zachować ciszę przez miesiąc, a ty teraz złamałeś
to postanowienie". Trzeci zawołał: "A ty? Ty też je złamałeś". Czwarty powiedział:" Bogu
dzięki, że jestem jedynym, który się oparł pokusie"
Przyjaźń
W czasie przerwy w bitwie pewien żołnierz przyszedł do oficera z prośbą o pozwolenie na
przyniesienie z pola bitwy swojego przyjaciela. " Odmawiam", rzekł oficer. " Nie chce, żebyś
ryzykował życie dla człowieka, który prawdopodobnie już nie żyje". Żołnierz odszedł, aby
wrócić po godzinie śmiertelnie ranny niosąc ciało swego przyjaciela. Oficer wpadł we
wściekłość. " Mówiłem ci, że nie żyje. Teraz straciłem was obu. Powiedz, czy warto było iść,
by przynieść ciało?" Umierający odrzekł:" O tak. Gdy do niego dotarłem, żył jeszcze. I
powiedział do mnie: "Jack, wiedziałem, że przyjdziesz."
Rabin nie naśladuje nikogo
Kiedy młody rabin objął urząd po ojcu, wszyscy zaczęli mu mówić, jak zupełnie jest do niego
niepodobny.
"Wprost przeciwnie", odpowiedział młody człowiek. "Jestem dokładnie taki sam jak
staruszek. On nikogo nie naśladował. I ja nikogo nie naśladuję."
Pomyłka biskupa Wrighta
Wiele lat temu pewien biskup ze wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych złożył
wizytę w małymi miasteczku. Żeby mogli skorzystać z jego mądrości i doświadczenia. Po
kolacji rozmowa przeszła na temat końca cywilizacji i biskup twierdził, że nie może być on
daleko. Jednym z powodów, które przytoczył, było to, że wszystko w przyrodzie zostało
odkryte i wszystkie możliwe wynalazki dokonane.
Prezydent grzecznie się z tym nie zgodził. Jego zdaniem, powiedział, ludzkość jest na progu
nowych wspaniałych odkryć. Biskup rzucił prezydentowi wyzwanie, żeby wymienił jedno.
Prezydent powiedział, że spodziewa się, iż za następne około pięćdziesięciu lat ludzie nauczą
się latać.
Przyprawiło to biskupa o atak śmiechu. "Bzdury, mój drogi człowieku", wykrzyknął, " jeśliby
zamiarem Boga było, żebyśmy latali, byłby zaopatrzył nas w skrzydła. Latanie jest
zarezerwowane dla ptaków i aniołów."
Biskup nazywał się Wright. Miał dwóch synów o imionach Orville i Wilbur - wynalazców
pierwszego samolotu.
Budda i bandyta
Pewnego razu zagroził Buddzie śmiercią bandyta zwany Angulimal. "Bądź zatem łaskaw
spełnić moje ostatnie życzenie", powiedział Budda. "Odetnij tę gałąź z tego drzewa."
Jedno ciecie mieczem i było zrobione! "Co teraz?" zapytał bandyta. "Teraz spróbuj przyłożyć
tą gałąź, żeby nie było śladu odcięcia." Bandyta roześmiał się. "Musisz być szalony, jeśli
uważasz, że ktokolwiek może to zrobić."
"Wprost przeciwnie, to ty jesteś szalony, jeśli sądzisz, że jesteś potężny, bo możesz ranić i
niszczyć. To jest zadanie dla dzieci. Wielcy wiedzą jak tworzyć i leczyć."
Mantra
Wyznawca uklęknął, by zostać przyjętym na ucznia. Guru wyszeptał mu do ucha świętą
mantrę, ostrzegając go przed wyjawieniem jej komukolwiek. "Co się stanie, jeśli to zrobię?"
zapytał wyznawca. Powiedział guru: "Ten, komu powiesz mantrę będzie wyzwolony z
więzów niewiedzy i cierpienia, lecz ty sam będziesz wykluczony z grona uczniów i będziesz
cierpiał potępienie." Skoro tylko usłyszał te słowa, wyznawca popędził na rynek, zgromadził
wokół siebie wielki tłum i powtórzył świętą mantrę, tak, żeby wszyscy słyszeli. Uczniowie
donieśli o tym guru i zażądali, żeby człowiek ten został wyrzucony z klasztoru za
nieposłuszeństwo. Guru uśmiechnął się i powiedział: "On nie potrzebuje niczego, czego ja
mogę nauczyć. Jego działanie pokazało, że on sam jest guru!"
Gwiazda nad górą
Był raz bardzo surowy człowiek, który nic nie brał do jedzenia i picia, gdy słonce było na
niebiosach. Jakby na znak aprobaty nieba dla jego surowego trybu życia, błyszcząca gwiazda
ś
wieciła na szczycie pobliskiej góry, widoczna dla wszystkich w pełnym świetle dziennym,
chociaż nikt nie wiedział, co ja tam sprowadziło. Pewnego dnia mężczyzna postanowił wspiąć
się na górę. Mała dziewczynka ze wsi nalegała, żeby z nim iść. Dzień był ciepły i wkrótce
obydwoje poczuli pragnienie. Mężczyzna namawiał dziecko do napicia się, ale nie chciało, o
ile on również się nie napije. Biedak był w kłopocie. Nie chciał przerwać swego postu, lecz
nie mógł znieść, że dziecko cierpi z pragnienia. W końcu napił się. A dziecko wraz z nim.
Przez długi czas nie śmiał spojrzeć w niebo, bo obawiał się, że gwiazda znikneła. Więc
wyobraźcie sobie jego zdziwienie, gdy spojrzawszy na szczyt zobaczył dwie gwiazdy.
Sokrates i wiersz
Skokrates oczekując w wiezieniu poranka swojej egzekucji, słyszał, jak jego współwiezień
opiewał piekną pieśn.
Sokrates błagał go, żeby go nauczył tych słów.
" Dlaczego?" zapytał śpiewak.
"Żebym mógł umrzeć znając jedną rzecz więcej", padła odpowiedź wielkiego człowieka.
"Białe czy czarne?"
Pasterz pasł owce, gdy jakiś przechodzień powiedział: "Masz ładne stado owiec. Czy
mógłbym cie coś o nich zapytać?" "Oczywiście", powiedział pasterz. Rzekł meżczyzna: "Jaką
odległośa twoim zdaniem, pokonują co dzień twoje owce?" "Które, białe czy czarne?" "Białe"
"Cóż, białe pokonują około cztery mile dziennie." "A czarne?" "Czarne też."
"A ile trawy twoim zdaniem zjadają dziennie?" "Które, białe czy czarne?" "Białe." "Cóż, białe
zjadają około cztery funty trawy dziennie." "A czarne?" "Czarne też."
"A ile wełny według ciebie dają na rok?" "Które, białe czy czarne?" "Białe." "No, według
mnie białe dają jakieó szeoa funtów wełny co roku w porze strzyżenia." "A czarne?" "Czarne
też."
Przechodzien był zaintrygowany. "Można spytaa, dlatego masz ten zwyczaj dzielenia swoich
owiec na białe i czarne, za każdym razem, gdy odpowiadasz na moje pytanie?" "No cóż, to
całkiem naturalne. Widzi pan, białe są moje." "Acha! A czarne?" "Czarne też", rzekł pasterz.
Czas na moje dwie ulubione gawędy (autorzy nieznani):
"Gwożdzie"
Był sobie pewnego razu chłopiec o złym charakterze. Jego ojciec dał mu woreczek gwoździ i
kazał wbijać po jednym w płot okalający ogród za każdym razem, kiedy straci cierpliwość i
pokłóci się z kimś. Pierwszego dnia chłopiec wbił w płot 37 gwoździ. W następnych
tygodniach nauczył się panować nad sobą i liczba wbijanych gwoździ malała z dnia na dzień:
odkrył, że łatwiej jest panować nad sobą niż wbijać gwoździe.
Wreszcie nadszedł dzień, w którym chłopiec nie wbił w płot żadnego gwoździa. Poszedł więc
do ojca i powiedział mu, ze tego dnia nie wbił żadnego gwoździa. Wtedy ojciec kazał mu
wyciągać z płotu jeden gwoźdź każdego dnia, kiedy nie straci cierpliwości i nie pokłóci się z
nikim. Mijały dni i w końcu chłopiec mógł powiedzieć ojcu, ze wyciągnął z płotu wszystkie
gwożdzie. Ojciec zaprowadził chłopca do płotu i powiedział:
- Synu, zachowałeś się dobrze, ale spójrz, ile w płocie jest dziur. Płot nigdy już nie będzie
taki, jak dawniej. Kiedy się z kimś kłócisz i mówisz mu coś brzydkiego zostawiasz w nim
ranę taką, jak tę. Możesz wbić człowiekowi nóż, a potem go wyciągnąć, ale rana pozostanie.
Nieważne, ile razy będziesz przepraszał, rana pozostanie.
Rana słowna boli tak samo, jak fizyczna. Przyjaciele są rzadkimi klejnotami, sprawiają, że się
uśmiechasz i dodają ci otuchy. Są gotowi Cię wysłuchać, kiedy tego potrzebujesz, wspierają
Cię i otwierają przed tobą swoje serca.
Pokażcie swoim przyjaciołom, jak bardzo wam na nich zależy. Wyślijcie ten tekst do
wszystkich tych, których uważacie za Przyjaciół. Jeśli wiadomość powróci do was, wtedy
będziecie wiedzieli, że macie krąg przyjaciół. Jesteś moim przyjacielem, to dla mnie zaszczyt,
jeśli możesz wybacz mi dziury, które zostawiłem w Twoim płocie.
"Kamienie"
Pewnego dnia, pewien stary profesor został zaangażowany aby przeprowadzić kurs dla grupy
dwunastu szefów wielkich koncernów amerykańskich na temat skutecznego planowania
czasu. Kurs ten był jednym z pięciu modułów przewidzianych na dzień szkolenia. Stary
profesor miał więc do dyspozycji tylko jedną godzinę by wyłożyć swój przedmiot.
Stojąc przed tą elitarną grupą (która gotowa była zanotować wszystko czego ekspert będzie
nauczał), stary profesor popatrzył powoli na każdego z osobna, następnie powiedział:
"Przeprowadzimy doświadczenie". Spod biurka, które go oddzielało od studentów, stary
profesor wyjął wielki dzban, który postawił delikatnie przed sobą. Następnie wyjął około
dwunastu kamieni, wielkości piłki do tenisa, i delikatnie włożył je kolejno do dzbana.
Gdy dzban był wypełniony po brzegi i niemożliwym było dorzucenie jeszcze jednego
kamienia, podniósł wzrok na swoich studentów i zapytał ich: "Czy dzban jest pełen?"
Wszyscy odpowiedzieli: "Tak". Poczekał kilka sekund i dodał: "Jesteście pewni?". Następnie
pochylił się znowu i wyjął spod biurka naczynie wypełnione żwirem. Delikatnie wysypał żwir
na kamienie po czym potrząsnął lekko dzbanem. Żwir zajął miejsce między kamieniami aż do
dna dzbana.
Stary profesor znów podniósł wzrok na audytorium i znów zapytał: "Czy dzban jest pełen?".
Tym razem świetni studenci zaczęli rozumieć. Jeden z nich odpowiedział: "Prawdopodobnie
nie". "Dobrze" odpowiedział stary profesor. Pochylił się jeszcze raz i wyjął spod biurka
naczynie z piaskiem. Z uwagą wsypał piasek do dzbana. Piasek zajął wolną przestrzeń między
kamieniami i żwirem. Jeszcze raz zapytał: "Czy dzban jest pełen?" Tym razem, bez
zająknienia, świetni studenci odpowiedzieli chórem: "Nie". "Dobrze" odpowiedział stary
profesor. I tak, jak się spodziewali, wziął butelkę wody, która stała na biurku i wypełnił dzban
aż po brzegi.
Stary profesor podniósł wzrok na grupę studentów i zapytał ich: "Jaką wielką prawdę ukazuje
nam to doświadczenie?" Niegłupi, najbardziej odważny z uczniów, biorąc pod uwagę
przedmiot kursu, odpowiedział: "To pokazuje, że nawet jeśli nasz kalendarz jest całkiem
zapełniony, jeśli naprawdę chcemy, możemy dorzucić więcej spotkań, więcej rzeczy do
zrobienia". "Nie" odpowiedział stary profesor, "To nie ta prawda...".
"Wielka prawda, którą przedstawia to doświadczenie jest następująca: jeśli nie włożymy
kamieni jako pierwszych do dzbana, później nie będzie to możliwe". Zapanowało głębokie
milczenie, każdy uświadomił sobie oczywistość tego stwierdzenia. Stary profesor zapytał ich:
"Co stanowi kamienie w waszym życiu? Wasze zdrowie? Wasza rodzina? Przyjaciele?
Zrealizowanie marzeń? Robienie tego, co jest waszą pasją? Uczenie się? Odpoczywanie?
Albo jeszcze coś innego?".
"Należy zapamiętać, że najważniejsze jest włożyć swoje KAMIENIE jako pierwsze do życia,
w przeciwnym wypadku ryzykujemy tym, że przegramy własne życie. Jeśli damy
pierwszeństwo drobiazgom (żwir, piasek), wypełnimy życie drobiazgami i nie będziemy mieć
wystarczająco dużo cennego czasu, by poświęcić go na ważne elementy życia. Zatem nie
zapomnijcie zadać sobie pytania: "Co stanowi kamienie w moim życiu?"
"Następnie, włóżcie je na początku do waszego dzbana życia" Przyjacielskim gestem dłoni,
stary profesor pozdrowił audytorium i powoli opuścił salę.
oraz kilka klasycznych
GAWĘDA O MIŁOŚCI
Długo zastanawiałem się o czym ma być ta pierwsza gawęda. Bo nie może być o
czymkolwiek, nie może być o czymś wybranym przypadkowo. Ta pierwsza gawęda, musi
wskazywać, co uważamy za najważniejsze w życiu harcerek i harcerzy, czym żyje
harcerstwo. Do tej gawędy skłonił mnie wiersz :
Bez tej miłości można żyć
Mieć serce kruche jak orzeszek
Malutki los naparstkiem pić
Z dala od zgryzot i pocieszeń
Ziemia ojczysta, ziemio jasna
Nie będę powalonym drzewem
Codziennie mocniej w ciebie wrastam
Radością, smutkiem, dumą, gniewem.
Nie będę jak zerwana nić
Odrzucam pusto brzmiące słowa
Można nie kochać Cię i żyć
Ale nie można owocować
DRUHNO, DRUHU !!!
Harcerko, Harcerzu !!!
Pomyśl przez chwile czego pragniesz najbardziej, czy nie tego, by Twoi bliscy pokochali Cię
jak najgłębszą miłością, by okazywali Ci swoją miłość ?
Biednemu chłopcu sierocie, który uratował przed utonięciem innego malca, chciano
podarować trochę zebranych pieniędzy. Ten, gdy zobaczył, co jest we wręczonym zawiniątku,
powiedział : „Proszę Pana, ja nie chcę Waszych pieniędzy, jeżeli chcecie zrobić coś dla mnie
to powiedzcie komuś, żeby mnie pokochał”. Dawni harcerze przytaczają często zdarzenie, o
którym pisano w jednej z publikowanych kiedyś gawęd. Polną drogą do lasu szedł strudzony
człowiek. Spotkał go skaut, uśmiechnął się doń okazując mu w ten sposób trochę serca. I
człowiek ten zawrócił z wybranej drogi. A szedł zmęczony życiem, zniechęcony. Szedł
popełnić samobójstwo. Odrobina serca, odrobina miłości uratowała mu życie.
Chcemy – harcerki i harcerze – zmieniać świat na lepsze, chcemy, by w życiu realizowano
nasze piękne ideały. Czegóż trzeba, jeżeli właśnie nie miłości. A lepszy świat? Czyż to nie
ś
wiat, w którym będzie poszanowanie miłości ?
Miłość to całe Prawo Harcerskie ujęte jednym słowem. Kto nie ma w sobie miłości, ten nie
będzie dobrym harcerzem, choćby mundur jego zdobiły dziesiątki zdobytych sprawności,
choćby jego krzyż harcerski błyszczał złotem lilijki, choćby był na wszystkich możliwych
biwakach, rajdach, obozach, choćby był na wszystkich możliwych zbiórkach.
Prawo Harcerskie wymaga od Ciebie głębokiej miłości – umiłowania bliźnich i siebie,
umiłowania przyrody i całego świata, umiłowania Ojczyzny.
Najpierw Prawo wymaga, aby robić wszystko co w naszej mocy aby postępować zgodnie z
Prawem, by żyć w zgodzie z samym sobą, w zgodzie z własnymi, wybranymi przez siebie
ideałami, w zgodzie z ideałami prowadzącymi Cię do miłości, do czynienia dobra, do życia w
prawdzie, do rozszerzania piękna. Czy ktoś, kto nie żyje w zgodzie z samym sobą, potrafi być
w pełni szczęśliwy ? Czy postępując wbrew Prawu Harcerskiemu, będziesz naprawdę
miłował siebie, jeśli tym samym spowodujesz, że nie będziesz w pełni szczęśliwy ?
Potem Prawo wymaga, by być patriotą, by nieść chętnie pomoc drugiemu człowiekowi, by
być zawsze z tymi, co walczą o wolność i równość ludzi, by być przyjacielem przyrody, by
szanować starszych i chętnie pomagać rodzicom.
Pomyśl, czyż właśnie nie miłości wymaga od Ciebie Prawo ? Miłość bowiem ma zaskakującą
właściwość – im więcej jej dajesz, tym więcej otrzymujesz. Będziesz wiernie służył
Ojczyźnie, sumiennie spełniał swoje obowiązki – ale dzięki temu nie tylko Ojczyzna będzie
bogatsza i szczęśliwa – także i Ty.
Będziesz wiernym przyjacielem i niezawodnym kolegą, ale przez to i Ty zyskasz
niezawodnych przyjaciół. Będziesz chętnie pomagać rodzicom, ale przez to nie tylko rodzice
będą szczęśliwi, ale i Ciebie kochać będą głębszą miłością i okazywać Ci tę miłość.
Zastanówcie się przez chwilę nad sobą. Czy zgadzasz się z tym, o czym mówiłem do Ciebie ?
Jeśli tak – zastanów się czy masz w sobie miłość, czy kierujesz się miłością, czy z miłości
wypływa Twoje harcerskie życie, działanie ?
I jeszcze zastanów się nad jedną myślą, którą gdzieś niedawno przeczytałem. Ktoś napisał, że
Prawo Harcerskie należy do świata miłości, a nie do świata walki. Ja się z tym nie zgadzam !.
Moim zdaniem Prawo Harcerskie należy i do świata miłości i do świata walki – walki dobra
ze złem. To prawda, miłość jest przeciwieństwem nienawiści. Nie ma w głęboko pojętych
ideałach harcerskich, w Harcerskim Prawie miejsca na nienawiść. Ale to nie znaczy, że nie
ma miejsca na walkę : „Bo myśmy złu wydali bój”, „W bój czy w trud pójdziem rad harcerzy
polskich ród”. Harcerka, harcerz brzydzi się złem, niegodziwością, niesprawiedliwością.
Walczy z nimi, stara się je usunąć, usunąć ich źródło. Stara się nie pozwolić wyrządzić im
krzywdy. Rozumie przy tym, że bywają ludzie źli, okrutni, wykorzystujący przy tym dobro i
słabość innych. Harcerze starają się być silnymi ludźmi, mądrymi, umiejącymi rozpoznać zło,
potrafiącymi przeciwstawiać się złu. Walcząc ze złem nie kierują się nienawiścią do ludzi,
nawet tych, którzy zło wyrządzają. Kierują się miłością i mądrością, bo miłość to Prawo
Harcerskie ujęte jednym słowem.
„WATRA”
Myśleliście kiedyś, co to jest ogień ? Czym są czerwono-żołte języczki skaczące po polach ?
Czym jest płomień świecy.
Dla nas, harcerzy, ogień to jedna z najważniejszych spraw. Rozpalamy go najczęściej w
pełnym szacunku milczeniu lub śpiewając obrzędową piosenkę. Otaczamy ogień szczególną
opieką, nie pozwalamy, by wygasł. Bo to między innymi ogień sprawił, że człowiek stał się
człowiekiem, że życie stało się wygodniejsze i lepsze ... Ogień dał człowiekowi ciepło...
Ogień dał człowiekowi światło... . To wreszcie ogień dał człowiekowi bezpieczeństwo.
... w kręgu ognia, w kręgu rady
w kręgu bratnich serc
płoną lica, czyn się waży,
wśród skautowych rzesz...
Czy patrzyliście kiedyś w ogień ? Jak bardzo się zmienia. Raz żywy, wesoły, to znów
zmniejsza się, jakby zasmucony. Raz dostojny, poważny, to znów skacze po gałązkach – bawi
się. A więc dlaczego ?
Bo ogień staje się cząstką nas, płomyki ognia czują to samo, co my wszyscy w kręgu. Ogień
wyraża nasze uczucia i przeżycia, nasze smutki i radości, dzieje się przy nim tak wiele i tak
blisko nas. Siedzimy przy ogniu w mundurach, czasem bez nakryć głowy – dla poszanowania.
Grzejemy swoje ciała, grzejemy swoje serca. Ogień jest dobry, służy człowiekowi, ale tylko
wtedy, gdy rozpala go dobry człowiek, taki człowiek, który potrafi ujarzmić ogień. Ogień
ujarzmiony przez złego przynosi zło, klęskę, nieszczęście. Przynosi pożar – niszczy.
... wszystko co złe to szuka cienia, do światła dobro garnie się ...
Pomyślcie teraz o sobie, o swoich sprawach, tych waszych najważniejszych .. Jeżeli zależy
Wam na którejś z nich szczególnie, wkładacie w nią cały swój wysiłek, na jaki Was stać,
wszystkie umiejętności. Żeby nasz ogień był dobry trzeba go strzec, trzeba tak dokładać
chrustu, aby ogień był z nami w rozmowie, aby mówił taj jak my mówimy, aby ogrzał nasze
serca, aby rozpalił w nas płomienie naszych serc. Aby ogień był dobry musi płonąć również w
naszych sercach, duszach, czynach. Trzeba o wiele większego wysiłku, by ten ogień płonął,
by nie zgasł...
... płoną ogniska w świecie
u ludzi czy na świecie
ż
e nowa miłość zmieni
stare oblicze ziemi
czuwajcie, od siebie się zaczyna
czuwajcie, to miłość jest jedyna.
Wiatr rozdmuchuje tlące węgle, iskry lecą wysoko, hen ku gwiazdom, oczy patrzą prosto i
nikt nie spuszcza powiek, rozgrzani ciepłem ogniska uwierzymy w dobro światła, w dobro
rodzące się z ognia.
„Ogniska płomienny blask
ciszą zasiany zielony las
ciesz się z wszystkiego, z tego co masz
daj ludziom pogodną twarz”.
KRZYŻ HARCERSKI
Krzyż Harcerski ze wszystkimi swoimi symbolami i w kształcie, od dawna uznany jest
najważniejszą odznaką dla każdego harcerza. Warto więc poświęcić kilka myśli tej odznace,
która dla wielu była świętością, wielu pobudzała do heroicznych czynów, do bohaterstwa i
narażenia życia. Zobowiązywała ona bardzo wielu do ofiarnej służby dla bliźnich i dla Polski.
Dla przedwojennego harcerstwa krzyż ten był świętością, bo wręczany uroczyście po
Przyrzeczeniu Harcerskim stawał się symbolem harcerskości, widocznym znakiem
określającym wartość i postawę osoby noszącej odznakę. Krzyż harcerski był numerowany i
wyraźnie przypisywany temu, kto go nosił. Zgubienie Krzyża równało się ze zgubieniem
książeczki służbowej i przekreślenie służby harcerskiej. Toteż każdy dbał o swój Krzyż
Harcerski, o symbol swojej harcerskiej służby, jak o najwyższe dobro.
Na wielu międzynarodowych zlotach, skauci całego świata wymieniali między sobą
wszystko, co tylko mieli, od znaczków najrozmaitszego rodzaju po części ekwipunku, a nawet
stroju. Bywało tak, że wracający do swojego obozu z wędrówki po terenie zlotu, był nie do
poznania, wydawał się cudzoziemcem, na którym każda część ubrania czy wyposażenia
charakteryzowała skauta innego narodu. Jedno tylko było na pewno polskie na tym
pstrokatym mundurze – był to Krzyż Harcerski.
Na jednym ze zlotów za Krzyż Harcerski dwaj amerykańscy skauci ofiarowali oryginalny
strój indiański, a Anglicy dwuosobowy namiot. Kiedy indziej Chińczycy chcieli dać piękną
jedwabną flagę o wymiarach 5 m x 2 m, a Holender przeznaczał na wymianę rower. Mimo
tak ponętnych propozycji nie było polskich harcerzy, którzy oddaliby Krzyż za tego rodzaju
bogactwa. Krzyż przedstawiał dla nich niezastąpioną wartość.
Krzyż Harcerski był dla harcerza także tym widocznym drogowskazem, który stale i na
każdym miejscu przypominał o obowiązku realizacji Prawa i Przyrzeczenia Harcerskiego,
określał harcerską drogę postępowania. Toteż w większości przypadków, gdy spotkało się
chłopców i dziewczęta śpieszących na pomoc potrzebującym, spełniających dobre uczynki,
ofiarnie zgłaszających się do pracy na najtrudniejszych odcinkach w czasie walk
wyzwoleńczych, partyzanckich, to można było z góry wiedzieć, że na piersiach ich widnieje
Krzyż Harcerski, symbol ich życia.
Czego symbolem jest Krzyż Harcerski, że do takich czynów, do takiej postawy mobilizuje
dziewczęta i chłopców ?
Krzyż Harcerski ma kształt polskiego orderu walecznego „Virtuti Militari” i tym samym
wyraża dążenie do dzielności, ofiarności i odwagi w życiu. Ramiona Krzyża oplata wianek z
liści dębowych wyrażających siłę, odwagę, nieugiętość i stałość oraz z liści laurowych, z
których to liści wieniec otrzymują zwycięscy za swoją sprawność i wiedzę. Ramiona Krzyża
wiąże koło – symbol doskonałości osobistej i przynależności do harcerskiej rodziny, do
harcerskiego kręgu przyjaciół. Wewnątrz krzyża znajduje się lilijka – wyraz czystości myśli i
uczuć, to równocześnie znak wszystkich organizacji skautowych na całym świecie. Od lilijki
rozchodzą się promienie – symbol światła, drogowskaz prowadzący każdego harcerza
poprzez trudy życia do jasnej, świetlanej przyszłości. Na ramionach Krzyża znajduje się
niezliczona ilość kropek, ziaren piasku, które symbolizują harcerskie szeregi i przypominają
nam, że nasza siła leży w jedności, że każdego innego harcerza mamy uważać za swojego
brata. Hasło „CZUWAJ” umieszczone na krzyżu to wezwanie, pobudka, powitanie i
ostrzeżenie, które utrzymuje harcerza w nieustającej gotowości do działania, do służby
zgodnie z zasadami zawartymi w Prawie i Przyrzeczeniu Harcerskim.
Harcerski Krzyż przypina się po lewej stronie mundurka nad kieszonką jak najbliżej serca, by
swoją mocą i potęgą rozgrzewał nasze serca, wlewał w nie miłość, ufność i nadzieję, by swoją
siłą mobilizował nas do pracy nad sobą zgodnie ze słowami harcerskiej pieśni :
„Idziemy naprzód i ciągle pniemy się wzwyż
By zdobyć szczyt ideałów, świetlany Harcerski Krzyż”.
LILIJKA HARCERSKA
Ta gawęda poświęcona będzie rzeczy drogiej każdej harcerce, każdemu harcerzowi, gawęda
poświęcona będzie harcerskiej lilijce.
„Pod lilii znakiem
Przekuwaj w spiż
Moc ducha, cnotę i męstwo
Pod lilii znakiem
Ulatuj wzwyż
Jak orzeł dąż po zwycięstwo
Ażeś jest wolny tej ziemi syn
Twoje marzenie przekuwaj w czyn.”
Czym zatem jest ta lilijka, że wywołuje takie emocje, że piszą o niej pieśni ? Skąd się wzięła
w harcerskiej tradycji ?
LILIA – godło niewinności, symbol władzy królewskiej – jest od wielu już lat także
symbolem i odznaką harcerstwa. Stanowi ten element symboliki harcerskiej, który
przypomina, nam szczególnie o konieczności stałego czuwania nad moralną stroną naszego
ruchu, nad rozwojem moralnym każdej harcerki i harcerza. Lilijka uzmysławia dobitnie
konieczność utrzymywania linii działania ruchu harcerskiego wyznaczonej przez Prawo i
Przyrzeczenie. Lilijka harcerska przypomina, że dążymy w kierunku wyznaczonym przez
cały dorobek harcerstwa. Jesteśmy w ruchu, nie możemy stanąć w miejscu i wpatrywać się
tylko w przeszłość.
Lilijka przywędrowała do nas z Anglii równocześnie z ideałami ruchu skautowego. To
właśnie wynalazkiem Roberta Baden Powella – twórcy Skautingu – była odznaka w kształcie
lilijki. Otrzymywali ją początkowo skauci 5 pułku dragonów gwardii, stacjonującego w
Meerut w Indiach Wschodnich. Sam pomysłodawca pisał tak : „...Sam pomysł odznaki był
bardzo prosty. Wziąłem ją ze strzałki północnej na kompasie, która na mapie służy do
łatwiejszego zorientowania się”. Strzałka, ukazująca kierunek północny, pojawiła się na
ś
redniowiecznych mapach bardzo wcześnie. Z czasem była rysowana coraz bardziej ozdobnie
i zaczęła przybierać kształt zbliżony do lilii herbowej – symbolu władzy królewskiej.
Na ziemiach polskich entuzjastycznie przyjmowano nowy system wychowawczy. W
skautingu widziano wspaniałą możliwość służby Polsce. Pamiętamy przecież, że są to lata
zaborów. Szybki rozwój skautingu polskiego i brak odznaki zaakceptowanej przez
Związkowe Naczelnictwo Skautowe we Lwowie spowodowało przyjmowanie różnych
odznak w różnych ośrodkach. Na terenie Królestwa Polskiego, gdzie skauting jako
organizacja tajna był ściśle zakonspirowany, pierwszą odznaką używaną od 1913 r. była
niewielka metalowa lilijka na szpilce o surowych kształtach, bez żadnych liter i napisów.
Instruktorzy nosili ją na niebieskiej marszczonej podkładce.
W Małopolsce – kolebce polskiego skautingu, nie przyjęto odrębnej odznaki dla drużyn
skautowych, bowiem mogłoby to oznaczać uniezależnienie się od „Sokoła-Macierzy”, na co
działacze sokoli żadną miarą nie chcieli się zgodzić.
Angielską lilijkę przyjęto przed pierwszą wojną światową jedynie w Zakopanem, które
stanowiło praktycznie samodzielny ośrodek skautowy kierowany przez Andrzeja
Małkowskiego.
Utworzona w 1915 roku Polska Organizacja Skautowa związała swą pracę ściśle z walką
zbrojną i działaniami Legionów Polskich oraz przyjęła jako swą odznakę lilijkę królewską
andegaweńską, a ktoś wpadł na wspaniały pomysł, by na ramionach wpisać litery ONC
(Ojczyzna, Nauka, Cnota)
Pojawiły się również antagonizmy pomiędzy tymi, co nosili lilijkę, a tymi co nosili krzyż –
nie wpływało to pozytywnie na rozwój całego polskiego skautingu.
Z 1na 2 listopada 1916 roku w Warszawie doszło do Zjazdu Zjednoczeniowego czterech
organizacji skautowych. Przyjęto tam naprawdę salomonowe rozwiązanie. Iż zarówno Krzyż,
jak i lilijka z literami ONC stają się odznakami organizacyjnymi.
Taka lilijka przetrwała przez cały okres międzywojenny. Lilijka była powszechnie
wykorzystywana jako element odznak pamiątkowych i honorowych. Trudno też oprzeć się
wrażeniu, że lilijka, bardzo estetyczna i ładna odznaka, świetnie nadaje się do łączenia z
płomieniem, liściem dębu, cyframi i innymi elementami.
W czasie drugiej wojny światowej Zawiszacy mieli jako swój znak lilię o bardziej ostrych
kanciastych kształtach. Po wojnie przez wiele lat nie zmieniła swego kształtu. Zniknęła ona w
czasie OH ZHP lecz od 1957 roku znowu była odznaką harcerską.
Niestety, w 1965 roku lilijka po raz drugi przeżyła swój upadek. Zmieniono kształt lilijki i
usunięto z niej litery ONC – pierwsze litery hasła Filomatów i Filaretów Polskich.
Dopiero w 1981 roku przywrócono tradycyjny kształt lilijki i hasło Ojczyzna, Nauka, Cnota.
Był to dobry przykład zrozumienia znaczenia tradycyjnych symboli i ich roli w dzisiejszym
harcerstwie.
Druhny i Druhowie, nie zapominajmy o naszej lilijce – tradycyjnej odznace harcerskiej.
Stylizowana w różny sposób używana jest przez większość męskich organizacji skautowych
na całym świecie. Pamiętajmy, że lilijka harcerska symbolizuje stałość drogi, jaką obiera
każdy, kto zostaje harcerzem, a więc kto chce żyć, pracować, działać oraz służyć zgodnie z
Prawem i Przyrzeczeniem Harcerskim
„Silna nasza wola , twarde nasze ramię
Ż
aden trud, ni walka harcerza nie złamie
Czuwaj – nasze hasło, lilijka nasze znamię ...”
„BI – PI - CZYLI GENERAŁ BADEN POWELL
Kto chce należycie ocenić i poznać jakikolwiek ruch społeczny, jakąkolwiek organizację,
musi poznać człowieka, który ją stworzył i który nią kieruje, bowiem każda instytucja, każdy
program działania jest wyrazem ducha i charakteru twórców.
Robert Baden Powell urodził się w 1857 roku jako wnuk szeryfa angielskiego hrabstwa Kent,
a syn pastora i równocześnie profesora oxfordzkiego uniwersytetu. Po kądzieli był on
prawnukiem Nelsona oraz potomkiem Johna Smitha, sławnego wilka morskiego, który za
czasów królowej Elżbiety zdobył dla Anglii Wirginię.
Dziewiętnastoletni Robert, zaraz po opuszczeniu kolegium, zaciągnął się jako podporucznik
do jednego z pułków jazdy w Indiach Wschodnich. Stanowił bardzo rzadki w ówczesnym
systemie wojskowym wyjątek, mimo, że nie posiadał wykształcenia w akademii wojskowej,
został oficerem sztabowym, kierownikiem manewrów, w 43 roku życia generałem
pomocnikiem, w trzy lata później generałem pomocnikiem jazdy i w dużym stopniu
reorganizatorem armii angielskiej.
Bo też kariera wojskowa przynosiła mu triumf za triumfem. W roku 1895 na czele straży
przedniej i zasięgu murzyńskiego armii Scotta pobija szybkością ruchów kilku Aszantów. W
1896 dokonuje cudów zręczności, gdy jako szef sztabu Carringtona opanowuje powstanie
olbrzymiego kraju Matabalów i Maszonów, a w 1899 osłania 600 km granicę Rodezji i
wytrzymuje przeszło 7 miesięcy oblężenia w małej osadzie Mafeking.
Powodzenie wojenne najlepszego skauta okazuje się zrozumiałe dopiero na podstawie
wynalezionej przez niego taktyki i jego własnej metody kształcenia żołnierzy.
Żą
da on od oficera jak i od żołnierza inicjatywy, przemyślności, usuwając musztrę na plan
drugi. Sam daje ciągle przykłady przemyślności i posługiwania się fortelami, np. w czasie
obrony w Mafeking Baden Powell nie miał dość drutu kolczastego, więc otoczył się gęstymi
zasłonami „bez drutu” – każąc powbijać ponad rowami same kije i mijającym je żołnierzom
udawać lub przechodzić pod nieistniejącym drutem. Gazety rozpisywały się potem o
niemożności wykonania ataku na miasto z powodu gęstych przeszkód drucianych.
Był też najlepszym szpiegiem wojennym i to zarówno w stepach i górach Afryki, jak i w
ludnych krajach starego kontynentu.
Już w czasie swego urzędu skauta naczelnego po odkryciu przed korpusem oficerskim planów
niemieckiego najazdu na Anglię, czyni tajemne wycieczki szpiegowskie na tereny niemieckie.
Wymyka się obławie pruskiej policji, oglądają budowę nowych doków dla okrętów
wojennych i przypatrując się próbie nowych karabinów maszynowych.
Baden-Powell był nie tylko świetnym żołnierzem, ale wzorem najwierniejszego przyjaciela i
najlepszego syna. W ogóle zaś jego przymioty moralne, obok żołnierskich, przypominają owe
postacie bohaterskie, które były mistrzami dawnego chrześcijańskiego rycerstwa. Wojnę
uważa za rzecz nieszczęsną i niemiłą, pragnie istotnie, aby między wszystkimi ludźmi
zapanowały stosunki braterskie, tak jak sam nigdy nie nawidził przeciwników, z którymi mu
się przyszło potykać.
Stworzenie przez Bi-Pi ruchu skautowego wśród młodzieży angielskiej było odpowiedzią na
ż
arliwe życzenie gorącego serca, aby zapewnić Ojczyźnie dzielniejszego pokolenia, lepiej
przygotowane do nękającego Anglię z innymi narodami współzawodnictwa.
Na wodza takiego narodowego ruchu wychowawczego Robert Baden Powell nadawał się
znakomicie. Wszechstronnie uzdolniony i utalentowany żołnierz, literat, artysta-rysownik i
muzyk, łączy w sobie dwa rzadkie przymioty – dzielność i pewność, bohater, wreszcie
człowiek, któremu każde przedsięwzięcie się udawało – przedstawiał wyjątkowy wzór, który
musiał pociągnąć i wywoływać współnaśladownictwo.
Hasłem „CZUWAJ !”, „bądź gotów na każdą możliwość”, usunąć chce z życia narodowego
bierność, zadowolenie z wygodnego bytu bez troski o jutro. Stawia nam przed oczyma
wyobraźni obraz cudownego narodu, którego członkowie będą szlachetni, rycerscy i dzielni,
szukać będą jak niegdyś Św. Jerzy (patron skautów), sposobności i pola do walki o usunięcie
krzywd ciemiężonych, o usunięcie zbrodni.
O początkach skautingu sam tak pisze : „Pomysł ćwiczenia chłopców w skautingu sięga roku
1884 roku, kiedy stosowałem je w swoim pułku rekrutów (...) Możliwość powierzania
chłopcom odpowiednich zadań i poważnego ich traktowania wypróbowałem w Mafeking w
oddziale chłopców, który zawiązał Lord Edward Cecil w roku 1899.”
„Ruch rósł sam z siebie i przybierał takie rozmiary, że w roku 1910 zrezygnowałem ze służby
wojskowej, ażeby podjąć nowy obowiązek – kierowanie ruchem skautowym”
„System mój oparłem na wychowaniu przeciwstawionym nauczaniu, jest zaś on ewolucją
pomysłów Epiktetea, zakonów średniowiecznych rycerzy, Zulów, Czerwonych Indian,
Japończyków, dr Jahnia, Sir William Dan Bearda, W.T. Stead’a i innych”
Skautowstwo przyjęły wszystkie cywilizowane narody. Po wielu latach jego istnienia nie
znaleziono dotąd w systemie Baden-Powella żadnych stron ujemnych.
Skauci dali Anglii nowe pokolenie, które przezwyciężało grożący temu narodowi upadek,
które pchnęło Anglię o nowy milowy krok naprzód. To samo zrobi pokolenie skautowe
każdego innego narodu, który ja będzie umiał sobie wychować.
GAWĘDA O BEZDOMNYM PŁOMYCZKU
Trwałą wojna. Była późna jesień, zbliżał się dzień zaduszny. Zapłakane niebo pochylało się
nad umęczoną polską ziemią pooraną okopami, lejami po bombach, tlące się ogniem,
przerażającą ruinami. Niedaleko katowickiego parku, nazywanego imieniem Tadeusza
Kościuszki stała niewielka chałupa Zygfryda Musioła, górnika z pobliskiej kopalni. Kiedyś
rozbrzmiewała śmiechem i śpiewem – a to starzyk pykał fajeczkę na progu i podśpiewywał
„... duś, duś gołąbeczku...” , a to Zygfrydowa kobieta gotując obiad jak to „... poszła
Karolinka do Gogolina”
Wieczorem zaś, wszyscy siadali przy piecu i powiastkom przecudnym nie było końca. A
najpiękniej to starzyk bajać potrafił. Cichusieńko w izbie było, kiedy otwierał drzwiczki
pieca, wyciągał żarzący się węgielek, przypalał fajkę mówiąc : „płomyczku, płomyczku zapal
fajeczkę – starzyk opowie dzieciom bajeczkę” i płomyczek zapalał tytoń w fajce a baśń
płynęła za baśnią.
Płomyczek w ogóle w domu Zygfryda miał cały huk roboty. Ledwo słonko zaróżowiło
horyzont, już Zygfrydowa przepasywała fartuch i wołała : „Błyśnij płomyczku, niech płomień
buzuje dla całej rodziny strawę gotuje.” I płomyczek rozpalał ogień pod pękatymi garnkami.
A to znowu przybiegał do domu Staszek, porwał do koszyka kilka ziemniaków i dalejże na
łąkę palić ognisko i piec największy przysmak jesieni. Płomyczek znów miał robotę, ale nie
narzekał. Gdzie tam ! Chwalił się zawsze : patrzcie jaki jestem potrzebny. Zygfrydowa
rodzina lubi mnie i obejść się beze mnie nie może. Grzeję ich, karmię, umilam czas
odpoczynku – dobrze nam tu razem. Przywiązałem się do nich i nigdy ich nie opuszczę.
Pewnego dnia ranek nie zaczął się jak zwykle. Zamiast śpiewu rozlegało się wycie syren,
zamiast różowego świtu, niebo przecinały samoloty hitlerowskich Niemiec. Zaczął się ciężki
okres dla naszej Ojczyzny.
Do Katowic wkroczyli niemieccy żołnierze. Chcieli zabrać polskie baśnie i legendy, polskie
ś
piewki, polską mowę. Buntowali się ludzie i ginęli bezsilnie. Buntował się płomyczek
zygfrydowego domu. Bez skutku – ogień rozpętany przez wroga opalił całe domostwo. A i z
jego mieszkańców nikt żywy nie pozostał. Starzyk i Zygfrydowa na zawsze już zostaną wśród
popiołów. Z bronią w ręku zginął Zygfryd, Staszek oddał swe życie na katowickim rynku.
Ostatnią widział Płomyczek najmłodszą Anielkę. Nie wiedział jeszcze o całej tragedii.
Przybiegała w harcerskim mundurku zobaczyć czy wszyscy zdrowi. Powitał ją tylko szkielet
spalonego domu i ledwie tlący się płomyczek. Odeszła. Wróciła na Wieżę Spadochronową.
Płomyczek został sam, nikomu nie potrzebny. Tylko przechodzący czasami ludzie kiwali
głowami i mówili jak to ogień wszystko w nicość obrócił. Przykro było płomyczkowi.
Tęsknił za rodziną Zygfryda ... żeby mieli choć wspólną mogiłę.
Miasto ogarnęła już cisza, walki prawie się zakończyły, tylko od czasu do czasu zaterkotał
karabin z Wieży Spadochronowej w parku. Płomyczek postanowił przenieść się tam. Może
odnajdzie Anielkę? Założę znowu wspólne gospodarstwo i może szczęście znów zagości
wśród nich. Podskakując płomyczek zaczął przemieszczać się w kierunku parku. Kiedy był
już blisko rozległ się huk ... i blask ognia oślepił nawet Płomyczka. To już koniec. Wieża stała
bezbronna, a u jej stóp w wiecznym śnie spoczywały dziewczynki w harcerskich
mundurkach. Była wśród nich i Anielka. Przygasł na ten widok i zrozumiał, że został zupełnie
sam. Chciał zgasnąć, ale nie miał kto zapłakać nad losem harcerek i łzą go ugasić. Błąkał się
więc to tu, to tam by znaleźć sobie miejsce, ale wszędzie było zajęte. Czy to w kominku, czy
w hutniczym piecu, czy pod pękatym garnkiem z zupą. Wszędzie płonął już ogień.
Po tragedii zaczynało się nowe życie i tylko jego Zygfrydowej rodziny nie było już na
ś
wiecie.
Była późna jesień. Płomyczek przywlókł się pod Wieżę. Zbliżały się Zaduszki – widział po
drodze zapalone świeczki na grobach zmarłych. W parku było cicho, ciemno i ani jednego
człowieka, którego ręka postawiłaby świeczkę u stóp Wieży. Zagniewał się płomyczek –
wszak tu zginęła Jego Anielka. Postanowił pozostać przy niej na zawsze.
Kiedy przyjdziecie raniutko pod Wieżę Spadochronową w rocznicę tych wydarzeń albo w
Ś
więto Zmarłych, przyjrzyjcie się dobrze płonącym zniczom i świeczkom. Ten najmniejszy,
błyskający czerwienią wciąż krwawiącego serduszka płomyczek to właśnie ON – strzegący
spokoju tych co odeszli na wieczną wartę ...