Model Pickmana

background image

Nie my

ś

l,

ż

e jestem szalony, Eliot - wielu ma dziwaczniejsze

uprzedzenia. Dlaczego nie

ś

miejesz si

ę

z dziadka Olivera, który nie

chce je

ź

dzi

ć

motocyklem? Je

ś

li nie lubi

ę

tego przekl

ę

tego metra, to

moja rzecz - jako

ś

szybciej dotarli

ś

my tu taksówk

ą

. Gdyby

ś

my jechali

metrem, musieliby

ś

my wchodzi

ć

na wzgórze z Park Street.

Wiem,

ż

e stałem si

ę

bardziej nerwowy od naszego ubiegłorocznego

spotkania, ale nie potrzebowałe

ś

anga

ż

owa

ć

w to kliniki. Bóg jeden

wie, jak jestem szcz

ęś

liwy,

ż

e w ogóle pozostałem przy zdrowych

zmysłach. Dlaczego a

ż

tak? Nigdy nie byłe

ś

tak ciekawski...

Ale có

ż

, je

ś

li tak pragniesz o tym usłysze

ć

, to chyba nic nie stoi na

przeszkodzie. Chyba jestem ci to winien, gdy

ż

pisałe

ś

do mnie jak

zasmucony ojciec, gdy usłyszałe

ś

,

ż

e zerwałem z Klubem Artystów i

trzymam si

ę

z dala od Pickmana. Teraz gdy znikn

ą

ł, wpadłem raz do

klubu na chwil

ę

, ale moje nerwy nie s

ą

ju

ż

takie jak dawniej...

Nie, nie wiem co si

ę

stało z Pickmanem i nie chc

ę

nawet zgadywa

ć

.

Mo

ż

esz podejrzewa

ć

,

ż

e co

ś

ukrywam, skoro go porzuciłem. Ja jednak

zwyczajnie nie chc

ę

my

ś

le

ć

o tym, co si

ę

z nim stało. Niech sobie

policja wyszukuje co chce - nie jest tego wiele s

ą

dz

ą

c z faktu,

ż

e

dot

ą

d nie wiedz

ą

o mieszkaniu w starym North End, które wynajmował

pod nazwiskiem Peters. Nie jestem pewien czy bym tam trafił - zreszt

ą

nie s

ą

dz

ę

ż

ebym próbował, nawet w biały dzie

ń

. Tak, wiem, albo raczej

obawiam si

ę

,

ż

e wiem dlaczego utrzymywał t

ę

garsonier

ę

. Doszedłem do

tego. My

ś

l

ę

,

ż

e sam zrozumiesz, zanim ci wyja

ś

ni

ę

, dlaczego nie

powiedziałem o tym policji. Za

żą

daliby abym ich tam zaprowadził,

jednak nawet gdybym odnalazł drog

ę

, nie odwa

ż

yłbym sie tam ponownie

zapu

ś

ci

ć

. Tam było co

ś

- a teraz nie mog

ę

je

ź

dzi

ć

metrem (prosz

ę

bardzo, mo

ż

esz si

ę

z tego

ś

mia

ć

) i nigdy ju

ż

nie zejd

ę

do piwnicy.

Wiesz,

ż

e nie odwróciłem si

ę

od Pickmana z powodu jakiej

ś

głupiej

błahostki, jak uczyniły to te stare zgredy w rodzaju doktora Reida,
Joe Minota lub Roswortha. Chorobliwa sztuka mnie nie przera

ż

a, a gdy

kto

ś

był geniuszem, honorem było go zna

ć

bezwzgl

ę

du na to, w jakim

kierunku szła jego twórczo

ść

. Boston nigdy nie miał wi

ę

kszego malarza

od Richarda Uptona Pickmana. Powiedziałem to kiedy

ś

i nadal

podtrzymuj

ę

. Co wi

ę

cej, nie odst

ą

pi

ę

od tego ani o cal, po tym jak

wystawił Posiłek ghoula. To dzieło, jak zapewne pami

ę

tasz, Minot

poci

ą

ł no

ż

em.

Wiesz,

ż

e si

ę

gał do najgł

ę

bszych tajemnic natury. Ka

ż

dy magazyn

zamieszczał ten obraz na okładce nazywaj

ą

c go koszmarem, sabatem

czarownic czy te

ż

wizerunkiem diabła. Lecz powiadam ci: tylko wielki

malarz mógł stworzy

ć

dzieło zdolne naprawd

ę

przerazi

ć

. Dzieje si

ę

tak

dlatego,

ż

e tylko prawdziwy artysta zna dokładnie anatomi

ę

koszmaru,

fizjologi

ę

strachu. Jest w stanie dokładnie dobra

ć

linie i proporcje,

poł

ą

czy

ć

je z przetrwałymi instynktami lub odziedziczonym

pod

ś

wiadomie tkwi

ą

cym w nas przera

ż

eniem i uzyska

ć

wła

ś

ciwy kontrast

barw oraz gr

ę

ś

wiatłocienia słu

żą

ce do poruszenia u

ś

pionego poczucia

obco

ś

ci. Nie powiem ci, dlaczego Fuseli naprawd

ę

przejmuje dreszczem,

podczas gdy okładka zbioru niesamowitych opowie

ś

ci wywołuje tylko

u

ś

miech. Jest co

ś

nieziemskiego w tych facetach, co sprawia,

ż

e s

ą

zdolni tak nas zaabsorbowa

ć

. Dore miał t

ę

moc. Sime te

ż

. Podobnie

Angarola z Chicago. A Pickman miał j

ą

w stopniu, w jakim nikt nie

miał jej przedtem, ani - pokładam tak

ą

nadziej

ę

w niebiosach - nikt

ju

ż

nie b

ę

dzie miał po nim.

Nie pytaj mnie, co widzieli. Wiesz, w sztuce istnieje ró

ż

nica mi

ę

dzy

pochodz

ą

cym z natury obrazem

ż

ywych, oddychaj

ą

cych istot czy modeli a

sztuczn

ą

podmian

ą

, któr

ą

drobni tandeciarze tworz

ą

w swych studiach.

ż

, powinienem powiedzie

ć

,

ż

e prawdziwy, niesamowity artysta posiada

pewien rodzaj wizji, która zmusza modela do przywołania realnych scen
z widmowego

ś

wiata, w którym ten pierwszy

ż

yje. W ka

ż

dym razie udało

mu si

ę

osi

ą

gn

ąć

rezultaty ró

ż

ni

ą

ce si

ę

od rezultatów zwykłych malarzy

w taki sam sposób, w jaki osi

ą

gni

ę

cia prawdziwego malarza ró

ż

ni

ą

si

ę

od wyników rysowników z korespondencyjnego kursu rysunku. Gdybym
kiedykolwiek widział to co widział Pickman... ale nie, wol

ę

o tym

nawet nie my

ś

le

ć

! No, napijmy si

ę

zanim wejdziemy w to gł

ę

biej. Bo

ż

e,

nie pozostałbym przy

ż

yciu, gdybym kiedykolwiek zobaczył to co

background image

widział ten człowiek - je

ś

li to był człowiek.

Przypominasz sobie,

ż

e mocn

ą

stron

ą

Pickmana były twarze. Nie wierz

ę

,

by ktokolwiek od czasów Goyi potrafił wło

ż

y

ć

w rysy tyle czystego

piekła. Przed Goy

ą

mo

ż

esz cofn

ąć

si

ę

do

ś

redniowiecznych facetów,

którzy wykonali gargulce i chimery na Notre Dame i Mont Saint-Michel.
Wierzyli we wszystkie rodzaje istot - a mo

ż

e te

ż

widzieli te

wszystkie rodzaje istot; w

ś

redniowieczu działo si

ę

sporo ciekawych

rzeczy. Pami

ę

tam,

ż

e kiedy

ś

zapytałe

ś

Pickmana, na rok przed twoim

odej

ś

ciem, gdzie u diabła znalazł takie pomysły i wizje. Czy

ż

nie

roze

ś

miał si

ę

wtedy? Cz

ęś

ciowo z powodu tego

ś

miechu opu

ś

cił go Reid.

Reid, wiesz, wtedy wła

ś

nie zacz

ą

ł studiowa

ć

patologi

ę

porównawcz

ą

i

pełen był patetycznych "wewn

ę

trznych materii o znaczeniu biologicznym

czy ewolucyjnym", czy "daj

ą

cych objawy fizyczne albo umysłowe".

Powiedział,

ż

e Pickman odstr

ę

cza go coraz bardziej ka

ż

dego dnia, a w

ko

ń

cu zacz

ą

ł go po prostu przera

ż

a

ć

- jego rysy i wyraz twarzy

pocz

ę

ły si

ę

zmienia

ć

w nieludzki sposób. Mówił du

ż

o o diecie i

twierdził,

ż

e Pickman musi by

ć

nienormalny i zdziwaczały w najwy

ż

szym

stopniu. Przypuszczam,

ż

e pisałe

ś

kied

ś

Reidowi, je

ś

li w ogóle

korespondowali

ś

cie na ten temat,

ż

e powinien obrazom Pickmana

pozwoli

ć

oddziaływa

ć

na swój układ nerwowy lub wygładzi

ć

sw

ą

wyobra

ź

ni

ę

. Sam mu to mówiłem.

Pami

ę

taj jednak,

ż

e nie odsun

ą

łem si

ę

od Pickmana z

ż

adnego z

podobnych powodów. Przeciwnie, mój podziw dla niego wzrastał, gdy

ż

Posiłek ghoula był straszliwym osi

ą

gni

ę

ciem. Jak wiesz, Klub nie

wystawił tego a Muzeum Sztuk Pi

ę

knch nie przyj

ę

ło go w darze. Mog

ę

tylko doda

ć

,

ż

e nikt te

ż

nie chciał tego kupi

ć

, wi

ę

c Pickman trzymał

to w domu, a

ż

do swego znikni

ę

cia. Teraz przechowuje to jego ojciec w

Salem - wiesz,

ż

e Pickmanowie pochodz

ą

z patriarchów Salem, a ich

przodka, oskar

ż

onego o czary, powieszono w 1692 roku.

Dzwoniłem cz

ę

sto do Pickmana, szczególnie wtedy, gdy zacz

ą

łem czyni

ć

notatki do monografii sztuki niesamowitej. Prawdopodobnie to jego
dzieło poddało mi t

ę

my

ś

l, w ka

ż

dym razie stwierdziłem,

ż

e jest

kopalni

ą

danych i sugestii, gdy przyst

ą

piłem do rozwijania pomysłu.

Pokazał mi wszystkie swoje prace dotycz

ą

ce tego tematu, w tym pewne

rysunki piórkiem, za które, jak mi si

ę

wydaje, zostałby przez

wi

ę

kszo

ść

członków klubu wyrzucony bez chwili zastanowienia. Dawno

temu stałem si

ę

jego wyznawc

ą

i słuchałem jak uczniak jego wypowiedzi

na temat teorii sztuki i spekulacji filozoficznych kwalifikuj

ą

cych go

do szpitala dla umysłowo chorych w Denver. S

ą

dy mego bohatera w

poł

ą

czeniu z faktem,

ż

e ludzie pocz

ę

li stopniowo odsuwa

ć

si

ę

od

niego, spowodowały,

ż

e wszedł w wielk

ą

za

ż

yło

ść

ze mn

ą

. Pewnego

wieczoru napomkn

ą

ł,

ż

e gdybym zamkn

ą

ł usta na kłódk

ę

i nie okazywał

zbytniego przewra

ż

liwienia, mógłby pokaza

ć

mi co

ś

niezwykłego -

troch

ę

bardziej niezwykłego ni

ż

wszystko co miał w domu. Jego słowa

zapami

ę

tałem na całe

ż

ycie.

"Wiesz", powiedział, "s

ą

tu rzeczy nie nadaj

ą

ce si

ę

na Newbury Street

- rzeczy, dla których nie ma tu miejsca i w

ż

aden sposób nie mo

ż

na

ich poj

ąć

. Moj

ą

misj

ą

jest uchwycenie grania duszy, a nie znajdziesz

tego w

ś

ród parweniuszy przemierzaj

ą

cych sztuczne ulice w sztucznych

miastach. To nie Boston - tu nie ma czasu na wspomnienia i
niesamowit

ą

nastrojowo

ść

. Gdyby były tu jakie

ś

upiory, obłaskawiliby

je na słonych bagnach i w płytkich zatoczkach. A ja potrzebuj

ę

ludzkich duchów - duchów istot zorganizowanych na tyle wysoko, by
były zdolne spojrze

ć

w piekło i zrozumie

ć

, z czym maj

ą

do czynienia.

Dla artysty najlepszym miejscem do

ż

cia jest North End. Je

ś

li kto

ś

jest szczerym estet

ą

, odda slumsy na rzecz nagromadzonej tradycji.

Bo

ż

e, człowieku! Nie widzisz,

ż

e miejsca podobne do tego w istocie

ż

yj

ą

własnym

ż

yciem? Pokolenie za pokoleniem

ż

yło, czuło i umierało.

Nie wiesz,

ż

e na Copp's Hill w 1632 roku był młyn a połow

ę

z obecnych

ulic wytyczono ju

ż

w 1650 roku? Mog

ę

pokaza

ć

ci domy, które stoj

ą

ju

ż

dwie

ś

cie pi

ęć

dziesi

ą

t lat i dłu

ż

ej. Domy, które były

ś

wiadkiem tego,

jak budowle znacznie od nich nowocze

ś

niejsze rozpadaj

ą

si

ę

w pył. Co

współcze

ś

ni wiedz

ą

o

ż

yciu i siłach stoj

ą

cych za nimi? Mo

ż

esz nazwa

ć

czarownice z Salem złudzeniem, ale jestem pewien,

ż

e moja pra-pra-

background image

pra-prababka mogłaby ci co

ś

o tym powiedzie

ć

. Powiesili j

ą

na Gallows

Hill a Cotton Mather przygl

ą

dał si

ę

temu ze

ś

wi

ę

toszkowatym wyrazem

twarzy. Mather, niech go diabli, bał si

ę

,

ż

e kto

ś

mo

ż

e pó

ź

niej

rozwali

ć

t

ę

przekl

ę

t

ą

klatk

ę

monotonii - chciałbym, aby kto

ś

rzucił

zakl

ę

cie na niego albo wyssał mu cał

ą

krew w nocy!

Mog

ę

pokaza

ć

ci dom, w którym mieszkał i inny, do którego bał si

ę

wej

ść

mimo swych wszystkich

ś

miałych wypowiedzi. Wiedział o rzeczach,

których nigdy nie odwa

ż

ył si

ę

umie

ś

ci

ć

w swych głupich Magnaliach czy

dziecinnych Cudach Niewidzialnego

Ś

wiata. Wiesz,

ż

e cały North End

miał kiedy

ś

system tuneli, który pozwalał niektórym ludziom na

utrzymywanie ł

ą

czno

ś

ci z innymi domami, cmentarzem i morzem? Niech

si

ę

ludziska krz

ą

taj

ą

na powierzchni - tam, w dole, rzeczy biegły

swoj

ą

drog

ą

ka

ż

dego dnia, rzeczy, których ci na górze nie mogli

dosi

ę

gn

ąć

.

Człowieku, mog

ę

ci wskaza

ć

ponad dziesi

ęć

domów zbudowanych przed

1700 rokiem i jestem pewien,

ż

e przynajmniej w o

ś

miu z nich

odnalazłby

ś

co

ś

niezwykłego w piwnicach. Nie min

ą

ł miesi

ą

c, odk

ą

d

mogłe

ś

przeczyta

ć

o robotniku, który odkrył ceglane łuki i studnie

prowadz

ą

ce donik

ą

d w takim czy innym, starym domostwie - mo

ż

esz

zobaczy

ć

jedno z takich miejsc w pobli

ż

u Henchman Street, odkryte w

ostatnim roku. Były czarownice i to co przywoływały ich zakl

ę

cia;

piraci i to co przywozili z mórz; przemytnicy, korsarze i wszystko to
co przemycali z dalekich mórz - powiadam ci, ludzie wiedzieli jak

ż

y

ć

i jak wzmacnia

ć

wi

ę

zy

ż

ycia w tych dawnych czasach. To był

ś

wiat

ś

miałych i m

ą

drych ludzi. Pomy

ś

l tylko o dzisiejszym dniu, z tymi

bladoró

ż

owymi mó

ż

d

ż

kami, w których nawet Klub Artystów<i> in spe</i>

dr

ż

y i wije si

ę

w konwulsjach, gdy tylko obraz wykracza poza odczucia

herbacianego stolika przy Beacon Street.
Jedyn

ą

łask

ą

współczesno

ś

ci jest to,

ż

e uwa

ż

a ona badanie przeszło

ś

ci

za zbyt głupie. Có

ż

naprawd

ę

mog

ą

powiedzie

ć

mapy, zapiski i

przewodniki o North Endzie? Ba! Zapewniam ci

ę

,

ż

e jestem w stanie

zaprowadzi

ć

ci

ę

na trzydzie

ś

ci czy czterdzie

ś

ci alei na północ od

Prince Street, gdzie, jak si

ę

podejrzewa, nie mieszka wi

ę

cej ni

ż

dziesi

ęć

ż

ywych istot, nie licz

ą

c imigrantów, którzy roj

ą

si

ę

tam

tysi

ą

cami. Jak my

ś

lisz, czy maj

ą

oni chocia

ż

blade poj

ę

cie o

ż

yciu

t

ę

tni

ą

cym w tych dawnych budowlach? Nie, Thurberze, te starodawne

domy

ś

ni

ą

wspaniale, przepełnione cudami, przera

ż

eniem jak

ż

e odległym

od codzienno

ś

ci, jednak nie ma ju

ż

ż

ywej duszy zdolnej to zrozumie

ć

.

Ż

ywej duszy, prócz mnie.

Zobacz wi

ę

c, jeste

ś

przecie

ż

zainteresowany takimi sprawami. Tak jak

ci powiedziałem, wynaj

ą

łem inne studio, gdzie mogłem chwyta

ć

nocne

zjawy prastarego horroru i malowa

ć

rzeczy, o których nie mog

ę

nawet

pomy

ś

le

ć

na Newbury Street. Oczywi

ś

cie nie warto nawet wspomina

ć

o

tych przekl

ę

tych, starych ciotach w klubie - niech je szlag trafi

wraz z Reidem - szepcz

ą

cych,

ż

e jestem potworem przywi

ą

zanym do

toboganu wstecznej ewolucji. Tak, Thurberze, dawno ju

ż

postanowiłem,

ż

e kto

ś

musi malowa

ć

groz

ę

ż

ycia, podobnie jak miło

ść

, wi

ę

c podj

ą

łem

pewne badania w miejscach, w których spodziewałem si

ę

ż

e ta groza

ż

yje.

Dotarłem do miejsca, o którym nie s

ą

dz

ę

, by prócz mnie widziało je

jeszcze cho

ć

by trzech

ż

ywych nordyków. To niedaleko st

ą

d, ale o wieki

całe dla duszy. Wynaj

ą

łem je z powodu dziwacznych, starych studni w

piwnicach - takich jak te, o których ci wspominałem. Chałupa prawie
si

ę

rozwalała, wi

ę

c nikt nie chciał w niej zamieszka

ć

; nie b

ę

d

ę

ci

mówi

ć

, jak

ś

mieszn

ą

sum

ę

za ni

ą

zapłaciłem. Okna były zakryte

okiennicami; nawet lepiej, gdy

ż

niepotrzebne mi było dzienne

ś

wiatło

do tego co robiłem. Malowałem w piwnicy, gdzie inspiracja jest
najmocniejsza, lecz umeblowałem te

ż

pokoje na parterze. Wła

ś

cicielem

był Sycylijczyk, a wynaj

ą

łem to na nazwisko Peters.

Je

ś

li chcesz wzi

ąć

w tym udział, zabior

ę

ci

ę

tam dzi

ś

w nocy. S

ą

dz

ę

,

ż

e te obrazy zrobi

ą

na tobie wra

ż

enie; jak powiedziałem, jestem w to

troch

ę

zaanga

ż

owany. To nie b

ę

dzie długa wycieczka - czasami odbywam

j

ą

piechot

ą

, gdy

ż

nie chc

ę

zwraca

ć

uwagi taksówkarza, jad

ą

c do takich

miejsc. Mo

ż

emy wzi

ąć

łódk

ę

przy South Station do Battery Street, a

background image

stamt

ą

d spacer b

ę

dzie ju

ż

krótki."

Tak, Eliocie, niewiele pozostało mi do zrobienia po tej oracji.
Przesiedli

ś

my si

ę

do kolejki naziemnej na South Station i ju

ż

około

dwunastej wspinali

ś

my si

ę

na stare wybrze

ż

e za Constitution Wharf.

Nie byłem w stanie

ś

ledzi

ć

przecznic i nie potrafi

ę

ci powiedzie

ć

,

gdzie skr

ę

cili

ś

my; wiem tylko,

ż

e nie była to Greenough Lane.

Za zakr

ę

tem trzeba było si

ę

wspi

ąć

na opustoszał

ą

, najstarsz

ą

i

najbrudniejsz

ą

alej

ę

jak

ą

kiedykolwiek widziałem w

ż

yciu, o domach z

rozpadaj

ą

cymi si

ę

szczytami, male

ń

kimi okienkami i archaicznymi

kominami. Pocz

ą

tkowo nie wierzyłem w to, aby znajdowały si

ę

tam

cho

ć

by trzy domy z czasów Cottona Mathera - jednak mign

ę

ły mi z

pewno

ś

ci

ą

przynajmniej dwa z wystaj

ą

cymi pi

ę

trami i raz wydawało mi

si

ę

,

ż

e zobaczyłem lini

ę

dachu ze szczytem prawie ju

ż

zapomnianego

typu, o którym antykwariusz powiedział mi kiedy

ś

,

ż

e nie ma ju

ż

takich w Bostonie.
Z tej słabo o

ś

wietlonej alei skr

ę

cili

ś

my w lewo, w równie cich

ą

,

w

ęż

sz

ą

ulic

ę

w ogóle nie o

ś

wietlon

ą

; po chwili w prawo, w zupełn

ą

ciemno

ść

. Niedługo po tym Pickman zapalił

ś

wiatło i ukazały si

ę

przedpotopowe drzwi z panelem o dziesi

ę

ciu szybkach, które wygl

ą

dały

na prze

ż

arte na wylot przez robaki. Otworzył je i wprowadził mnie do

pustego hallu, który kiedy

ś

posiadał wspaniał

ą

boazeri

ę

z ciemnego

d

ę

bu - co rzecz jasna sugerowało czasy Androsa, Phippsa i polowa

ń

na

czarownice. Potem skierował mnie do pokoju po lewej, zapalił olejow

ą

lampk

ę

i powiedział, abym czuł si

ę

jak w domu.

Eliocie, byłem, jakby to powiedział człowiek z ulicy, "ugotowany na
twardo". Musz

ę

przyzna

ć

,

ż

e to, co zobaczyłem na

ś

cianach,

wstrz

ą

sn

ę

ło mn

ą

. To były jego obrazy - te, których nie mógł wystawi

ć

na Newbury Street.
Nie ma potrzeby, abym próbował ci opowiedzie

ć

do czego to było

podobne, gdy

ż

brak mi słów zdolnych opisa

ć

ten straszliwy,

blu

ź

nierczy horror i niewiarygodn

ą

obrzydliwo

ść

. Nie było tu niczego

z egzotycznych technik, jakie mo

ż

esz zobaczy

ć

u Sidneya Sime'a,

niczego z pozasaturnia

ń

skich krajobrazów i ksi

ęż

ycowych grzybów

Clarka Ashtona Smitha, które miały mrozi

ć

krew w

ż

yłach. Tłem

najcz

ęś

ciej były cmentarze, g

ę

ste lasy, nadmorskie klify, ceglane

tunele, stare pokoje z boazeriami, czy kamienne piwnice. A ulubion

ą

sceneri

ą

był poło

ż

ony niedaleko st

ą

d cmentarz Copp's Hill.

W postaciach pierwszoplanowych było szale

ń

stwo i potworno

ść

- celem

wynaturzonej sztuki Pickmana było głównie portretowanie demonizmu.
Ciała rzadko były całkowicie ludzkie, chocia

ż

cz

ę

sto, w ró

ż

nym

stopniu, przejawiały resztki człowiecze

ń

stwa. Du

ż

o ciał, z grubsza

dwunogich, rzucało si

ę

gwałtownie do przodu, na kształt psów. Tfu!

Jeszcze teraz to widz

ę

! Ich zaj

ę

cia - nie

żą

daj, abym był zbyt

precyzyjny... Lepiej nie mówi

ć

, czym si

ę

ż

ywiły. Ukazane były w

grupach, na cmentarzach, czy w podziemnych lochach, cz

ę

sto w pogoni

za ofiarami - czy raczej w po

ś

cigu maj

ą

cym na celu odzyskanie swej

własno

ś

ci. Jak

ą

przekl

ę

t

ą

wyrazisto

ść

Pickman nadawał zmartwiałym w

zgrozie twarzom ich zdobyczy... Od czasu do czasu pokazane były jak
skacz

ą

przez okna w nocy czy siedz

ą

na piersiach

ś

pi

ą

cych, si

ę

gaj

ą

c

im do gardeł. Jedno płótno ukazywało ich pier

ś

cie

ń

otaczaj

ą

c

powieszon

ą

czarownic

ę

na Gallows Hill, której martwe oblicze było

niezmiernie podobne do ich twarzy.
Nie my

ś

l jednak,

ż

e tylko te straszliwe tematy i sceny spowodowały,

ż

e zrobiło mi si

ę

słabo. Nie jestem trzyletnim dzieckiem i wiele

widziałem ju

ż

przedtem. To te twarze, Eliocie, te przekl

ę

te twarze,

łypi

ą

ce oczami,

ś

lini

ą

ce si

ę

z ka

ż

dym oddechem. Na Boga, człowieku!

Naprawd

ę

wierzyłem,

ż

e one s

ą

ż

ywe. Ten wstr

ę

tny czarownik obudził w

farbach ognie piekielne, a jego p

ę

dzel był ró

ż

d

ż

k

ą

zrodzon

ą

przez

koszmary... Podaj mi, prosz

ę

, karafk

ę

...

Było tam co

ś

, nazwane Lekcj

ą

- niech niebiosa zlituj

ą

si

ę

nade mn

ą

,

gdy

ż

widok ten pozostanie we mnie na zawsze. Posłuchaj - mo

ż

esz sobie

wyobrazi

ć

przykucni

ę

ty kr

ą

g nieokre

ś

lonych, podobnych do psów istot,

ucz

ą

cych na cmentarzu małe dziecko, jak ma si

ę

ż

ywi

ć

na ich wzór?

Znasz chyba stary mit o tym, jak wied

ź

my pluj

ą

do kołyski w zamian za

background image

ludzkie dzieci, które kradn

ą

. Pickman pokazał co działo si

ę

dalej z

tymi skradzionymi dzie

ć

mi - jak rosn

ą

- i wtedy zacz

ą

łem widzie

ć

te

straszliwe zale

ż

no

ś

ci w twarzach ludzkich i nieludzkich postaci.

Potrafił pokaza

ć

wszystkie stopnie degradacji mi

ę

dzy człowiecze

ń

stwem

a całkowitym odczłowieczeniem, pozwolił widzie

ć

te groteskowe

poł

ą

czenia i ewolucj

ę

. Psiopodobne postacie wyewoluowały ze

ś

miertelników!

Zacz

ą

łem si

ę

zastanawia

ć

, co on zrobił ze sw

ą

własn

ą

młodo

ś

ci

ą

, gdy

rozstał si

ę

z ludzko

ś

ci

ą

. Zobaczyłem wówczas obraz uciele

ś

niaj

ą

cy

sam

ą

tego istot

ę

. Było to

ś

rodowisko dawnych purytanów - pokój o

ci

ęż

kim belkowaniu, kratowanym oknie, z ławami i niezdarnymi,

siedemnastowiecznymi meblami. Rodzina siedziała wokół, za

ś

ojciec

czytał Pismo

Ś

wi

ę

te. Ka

ż

da twarz, z wyj

ą

tkiem jednej, okazywała

szlachetno

ść

i uszanowanie, za

ś

to jedno oblicze pełne było

niewypowiedzianego szyderstwa. Młodzieniec ten, bez w

ą

tpienia syn

pobo

ż

nego ojca z malowidła, w istocie nale

ż

ał do nieczystych sił. To

był odmieniec - a w duchu najwy

ż

szej ironii Pickman nadał mu własne

rysy.
W mi

ę

dzyczasie Pickman zapalił lamp

ę

w przyległym pokoju i grzecznie

przytrzymał przede mn

ą

drzwi, zach

ę

caj

ą

c, abym obejrzał jego

"nowoczesne studia". Nie byłem w stanie wyrazi

ć

opinii - straciłem

głos ze strachu i obrzydzenia - ale s

ą

dz

ę

,

ż

e w pełni zrozumiał i był

bardzo zadowolony. Chc

ę

ci

ę

ponownie zapewni

ć

, Eliocie,

ż

e nie jestem

tak zniewie

ś

ciały, aby krzycze

ć

na widok czego

ś

, co wykazuje

niewielkie odchylenie od zwyczajno

ś

ci. Jestem w

ś

rednim wieku,

zostałem dobrze wykształcony i, jak widziałe

ś

we Francji, niełatwo

jest wytr

ą

ci

ć

mnie z równowagi. Pami

ę

taj te

ż

,

ż

e otrz

ą

sn

ą

łem si

ę

ju

ż

ze strachu i przyzwyczaiłem si

ę

do tych przera

ż

aj

ą

cych obrazów, które

zmieniały kolonialn

ą

Now

ą

Angli

ę

w pewien rodzaj aneksu do piekła.

Mimo wszystko, to co zobaczyłem w nast

ę

pnym pokoju spowodowało,

ż

e

krzykn

ą

łem i przytrzymałem si

ę

futryny, aby doj

ść

do siebie. Było to

zgromadzenie ghouli i czarownic, szalej

ą

cych niegdy

ś

w

ś

wiecie

naszych praojców, teraz wnosz

ą

ce groz

ę

we współczesne, codzienne

ż

ycie.

Bo

ż

e, jak ten facet potrafił malowa

ć

! Wisiało tam studium

zatytułowane Wypadek w metrze, na którym grupa ohydnych istot wyłazi
ze szczeliny w podłodze jakich

ś

nieznanych katakumb metra przy

Boylston Street i atakuje tłum ludzi na peronie. Potem nast

ę

pował

cały szereg widoków piwnic, w których jakie

ś

monstra wyłaziły z dziur

i szczelin mi

ę

dzy kamieniami i szczerzyły z

ę

by przyczajone za

beczkami czy paleniskami w oczekiwaniu na kolejne ofiary.
Jedno z obrzydliwych płócien wydawało si

ę

przedstawia

ć

ogromny

przekrój Beacon Hill z podobnymi do mrówek armiami smrodliwych
potworów, przeciskaj

ą

cych si

ę

przez nory tego przypominaj

ą

cego

plaster miodu gruntu. Nieprawdopodobnie namalowane były te

ż

ich ta

ń

ce

na współczesnych cmentarzach. Ale pewien pomysł zaszokował mnie
bardziej ni

ż

wszystkie inne - scena w nieznanych lochach, w których

tuziny bezstii tłoczyły si

ę

wokół jednej trzymaj

ą

cej dobrze znany

przewodnik po Bostonie i najwidoczniej czytaj

ą

cej go na głos

pozostałym. Wszystko to działo si

ę

w jakim

ś

podziemnym przej

ś

ciu, a

ka

ż

da twarz wydawała si

ę

by

ć

wykrzywion

ą

histerycznym i niemal

słyszalnym

ś

miechem. Obraz nosił tytuł: Holmes, Lowell i Longfellow

pogrzebani w Mount Auburn.
Gdy stopniowo si

ę

uspokoiłem i przyzwyczaiłem do tego pokoju, pełnego

diabelstwa i zwyrodnienia, pocz

ą

łem analizowa

ć

moj

ą

chorobliw

ą

nienawi

ść

do tych obrazów. Po pierwsze: przekonałem si

ę

,

ż

e rzeczy te

odstr

ę

czaj

ą

sw

ą

kra

ń

cow

ą

nieludzko

ś

ci

ą

i nieczułym okrucie

ń

stwem.

Pickman musiał by

ć

niezmordowanym wrogiem ludzko

ś

ci, aby znajdowa

ć

takie zadowolenie w torturowaniu umysłu i degradacji ciała. Po
drugie: przera

ż

ały wielko

ś

ci

ą

. Sztuka ta przekonywała - gdy widzimy

obrazy, widzimy same demony i boimy si

ę

ich. Najdziwniejsze jednak

było to,

ż

e Pickman nie korzystał z

ż

adnych

ś

rodków artystycznych.

Nic nie zostało zatarte, skrzywione, czy przedstawione w przyj

ę

tej

konwencji - kontury były ostre i

ż

ywe a szczegóły bole

ś

nie dokładne.

background image

A twarze!
To nie była zwykła interpretacja artysty - to było pandemonium,
krystalicznie czysty obiektywizm. Wła

ś

nie to, na niebiosa! Facet nie

był fantast

ą

czy romantykiem - nie próbował nawet da

ć

nam

przetrawionych, pryzmatycznych efemeryd czy marze

ń

, ale zimny i

sardonicznie odbity, stabilny, mechanicznie utrwalony

ś

wiat horroru,

który on sam widział w pełni, jasno, rzetelnie i niezachwianie. Bóg
jeden wie, czy istnieje

ś

wiat, w którym podobne blu

ź

niercze kształt

biegaj

ą

, drepcz

ą

i pełzaj

ą

wsz

ę

dzie, gdzie popadnie. Ale gdziekolwiek

by nie le

ż

ało

ź

ródło jego wyobra

ż

e

ń

, jedno było pewne: Pickman był

pod ka

ż

dym wzgl

ę

dem całkowitym, a

ż

do bólu, naukowym realist

ą

.

Mój gospodarz poprowadził mnie do piwnicy, do swego obecnego studio i
przygotowałem si

ę

na kolejne piekielne efekty nieuko

ń

czonych płócien.

Gdy dotarli

ś

my na dno wilgotnych schodów, skierował

ś

wiatło latarki w

k

ą

t du

ż

ej, otwartej przestrzeni, ujawniaj

ą

c okr

ą

gły, ceglany brzeg

czego

ś

, co najwidoczniej było studni

ą

. Podeszli

ś

my bli

ż

ej i

zobaczyłem,

ż

e musi mie

ć

jakie

ś

pi

ęć

stóp

ś

rednicy, o

ś

cianach

grubych na dobr

ą

stop

ę

wstaj

ą

cych na jakie

ś

sze

ść

cali nad ziemi

ę

-

solidne dzieło z siedemnastego wieku, o ile si

ę

nie myl

ę

. "To",

powiedział Pickman, "jest jedna z tych rzeczy o których mówiłem:
otwór prowadz

ą

cy do sieci tuneli biegn

ą

cych pod wzgórzem".

Zauwa

ż

yłem,

ż

e nie wydaj

ą

si

ę

by

ć

wykładane cegłami, a ci

ęż

ki,

drewniany kr

ą

g tworzył najwidoczniej nakrycie. Na my

ś

l o miejscach, z

którymi ta studnia musiała si

ę

ł

ą

czy

ć

, je

ś

li wzmianki Pickmana kryły

w sobie prawd

ę

, przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz. Wst

ą

piłem na

stopie

ń

i ruszyłem za nim przez w

ą

skie drzwi do du

ż

ego pokoju z

podłog

ą

z desek, słu

żą

cego mu za pracowni

ę

. Acetylenowa lampa

dostarczyła

ś

wiatła do pracy.

Niedoko

ń

czone obrazy na sztalugach, czy oparte o

ś

ciany były tak

upiorne, jak te uko

ń

czone na górze i ukazywały precyzj

ę

artysty.

Sceneria została opracowana z najwi

ę

ksz

ą

dbało

ś

ci

ą

o drobiazgi, a

narysowane piórkiem zarysy mówiły o dokładno

ś

ci, któr

ą

Pickman

posługiwał si

ę

, aby otrzyma

ć

prawidłow

ą

perspektyw

ę

i proporcje. To

był wielki człowiek - mog

ę

to powiedzie

ć

i teraz, wiedz

ą

c to wszystko

co wiem. Zauwa

ż

yłem na stole wielki aparat fotograficzny. Pickman

powiedział mi,

ż

e u

ż

ywa go do zdejmowania tła i w ten sposób mo

ż

e

malowa

ć

je w studio z fotografii, zamiast szuka

ć

stosownych scen w

całym mie

ś

cie. Uwa

ż

ał fotografie za tak samo dobre, jak rzeczywiste

sceny czy te

ż

modele dla trwałych dzieł i zdecydował,

ż

e b

ę

dzie je

wykorzystywał regularnie.
Było co

ś

niepokoj

ą

cego w tych obrzydliwych szkicach i na wpół

uko

ń

czonych potworno

ś

ciach, łypi

ą

cych zewsz

ą

d oczami. Gdy Pickman

nagle odsłonił olbrzymie płótno stoj

ą

ce z boku, z dala od

ś

wiatła,

nie mogłem powstrzyma

ć

si

ę

od okrzyku - drugiego tej nocy. Niósł si

ę

echem po mrocznych piwnicach, a ja zdusiłem w sobie ch

ęć

wybuchni

ę

cia

histerycznym

ś

miechem. Stwórco miłosierny! Eliocie, nie wiem na ile

to, co zobaczyłem było realne, a na ile wytworem rozgor

ą

czkowanej

wyobra

ź

ni. Nie wydaje mi si

ę

jednak, aby na tej ziemi mogły istnie

ć

takie sny!
Ujrzałem monstrualne, niewysłowione wr

ę

cz blu

ź

nierstwo z płon

ą

cymi,

czerwonymi

ś

lepiami, trzymaj

ą

ce w ko

ś

cistych szponach co

ś

, co kiedy

ś

było człowiekiem; po

ż

eraj

ą

ce jego głow

ę

w sposób, w jaki dziecko

nadgryza ciastko. Było przykucni

ę

te i gdy spojrzałe

ś

na nie, wydawało

si

ę

,

ż

e w ka

ż

dej chwili mo

ż

e porzuci

ć

sw

ą

ofiar

ę

i poszuka

ć

czego

ś

bardziej soczystego. Ale, do cholery, nie ten diabelski obiekt był

ź

ródłem mego przera

ż

enia - nie to, nie twarz ze szpiczastymi uszami,

nabiegłymi krwi

ą

oczyyma, płaskim nosem i wydatnymi wargami. Nie były

to szpony ani o

ś

lizłe ciało, czy stopy zako

ń

czone kopytami - nic z

tych rzeczy, cho

ć

ka

ż

da z nich doskonale mogła przyprawi

ć

wra

ż

liwego

człowieka o utrat

ę

zmysłów.

To była technika, Eliocie - przekl

ę

ta, bezbo

ż

na, nadnaturalna

technika! Jak

ż

yj

ę

nigdy nie widziałem takiego tchnienia

ż

ycia

wło

ż

onego w płótno. Potwór był tam - patrzył i

ż

uł;

ż

uł i patrzył - i

wiedziałem,

ż

e tylko zawieszenie praw naturalnych mogło pozwoli

ć

background image

człowiekowi namalowa

ć

tak

ą

rzecz bez modela - bez spojrzenia w

piekło, człowiekowi zaprzedanemu ciałem i dusz

ą

diabłu.

Przypi

ę

ty szpilk

ą

do pustej cz

ęś

ci płótna widniał zwini

ę

ty kawałek

papieru - prawdopodobnie, pomy

ś

lałem, fotografia, na podstawie której

Pickman zamierzał namalowa

ć

tło koszmaru. Wyci

ą

gn

ą

łem r

ę

k

ę

, aby to

rozwin

ąć

i rzuci

ć

okiem, gdy nagle zobaczyłem,

ż

e Pickman ruszył jak

strzała. Nasłuchiwał czego

ś

ze szczególn

ą

intensywno

ś

ci

ą

od

pierwszego mego okrzyku, który obudził niemiłe echa w ciemnej piwnic
i wydawał si

ę

by

ć

przera

ż

ony, cho

ć

chyba nie tak, jak ja - był to

raczej strach fizyczny, nie duchowy. Wyci

ą

gn

ą

ł rewolwer i skin

ą

ł na

mnie, abym był cicho, potem wyszedł do głównej piwnicy i zamkn

ą

ł

drzwi za sob

ą

.

Przez chwil

ę

byłem jak sparali

ż

owany. Na

ś

laduj

ą

c nasłuchiwanie

Pickmana wyobraziłem sobie,

ż

e słysz

ę

dobiegaj

ą

cy sk

ą

d

ś

delikatny

d

ź

wi

ę

k ucieczki i szereg pisków czy uderze

ń

, nie mogłem jednak

okre

ś

li

ć

kierunku. Pomy

ś

lałem o olbrzymich szczurach i wzdrygn

ą

łem

si

ę

. Potem usłyszałem stłumiony grzechot, który sprawił,

ż

e ciało

moje pokryło si

ę

g

ę

si

ą

skórk

ą

- ukradkowy, zbli

ż

aj

ą

cy si

ę

po omacku

odgłos niemo

ż

liwy do opisania słowami. Brzmiało to tak, jakby ci

ęż

kie

drzewo upadło na kamie

ń

lub cegł

ę

. Drzewo na cegł

ę

... Co skłoniło

mnie do pomy

ś

lenia wła

ś

nie o tym?

D

ź

wi

ę

k rozległ si

ę

znowu, gło

ś

niej. Rozniosła si

ę

wibracja, jakby

drzewo upadło dalej ni

ż

poprzednio. Potem rozległ si

ę

ostry zgrzyt,

krzyk Pickmana i ogłuszaj

ą

ce strzały z rewolweru - sze

ść

, cały

magazynek. Stłumiony pisk, czy skrzek i łoskot. Potem znów zgrzytanie
drewna o mur, chwila ciszy i drzwi si

ę

otworzyły. Pojawił si

ę

w nich

Pickman z dymi

ą

cym rewolwerem - przeklinaj

ą

c szczury zamieszkuj

ą

ce

prastar

ą

studni

ę

.

"Diabli wiedz

ą

, czym one si

ę

ż

ywi

ą

, Thurber", u

ś

miechn

ą

ł si

ę

. "Te

przedpotopowe tunele si

ę

gaj

ą

cmentarza, jaski

ń

czarownic i morskiego

wybrze

ż

a. Ale gdziekolwiek to nie jest, nie biegły daleko, gdy

ż

diabelnie pospiesznie chciały si

ę

stamt

ą

d wydosta

ć

. Twój krzyk

poruszył je, jak si

ę

domy

ś

lam. Lepiej uwa

ż

aj w tych starych

domostwach. Nasi przyjaciele mog

ą

kogo

ś

przyci

ą

gn

ąć

, cho

ć

czasami

my

ś

l

ę

,

ż

e miałoby to korzystny wpływ na atmosfer

ę

i barw

ę

.

ż

, Eliocie, to był koniec nocnej przygody. Pickman obiecał pokaza

ć

mi to miejsce i niebiosa wiedz

ą

,

ż

e zrobił to. Wyprowadził mnie z

pl

ą

tanin uliczek w inn

ą

stron

ę

i kiedy zobaczyli

ś

my lampy uliczne,

znajdowali

ś

my si

ę

na znajomej ulicy z monotonnymi szeregami starych

domów. Okazało si

ę

,

ż

e to Charter Street, ale byłem zbyt wzburzony,

aby zauwa

ż

y

ć

, w którym miejscu na ni

ą

wyszli

ś

my. Wrócili

ś

my do miasta

przez Hanover Street. T

ę

drog

ę

pami

ę

tam. Skr

ę

cili

ś

my z Tremont w

Beacon i Pickman zostawił mnie na rogu Joy. Nigdy ju

ż

z nim nie

rozmawiałem.
Dlaczego go porzuciłem? Cierpliwo

ś

ci. Poczekaj, zadzwoni

ę

po kaw

ę

.

Nie, nie były to obrazy, które tam widziałem, cho

ć

mog

ę

przysi

ą

c,

ż

e

wystarczyłyby aby skaza

ć

go na ostracyzm w dziewi

ę

ciu dziesi

ą

tych

domów i klubów w Bostonie - domy

ś

lam si

ę

,

ż

e wiesz ju

ż

dlaczego

unikam metra i piwnic. To było co

ś

, co znalazłem nast

ę

pnego ranka w

kieszeni mego płaszcza. Wiesz, ten zwini

ę

ty papier przypi

ę

ty do

przera

ż

aj

ą

cego obrazu w piwnicy. Co

ś

, co wzi

ą

łem za fotografi

ę

jakiej

ś

sceny, której zamierzał u

ż

y

ć

jako tła dla tego potwora. O,

jest kawa - napij si

ę

.

Tak, to z powodu tego papieru opu

ś

ciłem Pickmana. Richard Upton

Pickman, najwi

ę

kszy artysta jakiego znałem - i najobrzydliwsza

istota, jaka przerwała wi

ę

zy

ż

ycia i stoczyła si

ę

w otchła

ń

mitów i

szale

ń

stwa. Eliocie, stary Reid miał racj

ę

- on nie był całkiem

człowiekiem. Albo urodził si

ę

w jakim

ś

obcym cieniu, albo znalazł

sposób otworzenia zakazanej bramy. Teraz to ju

ż

wszystko jedno, gdy

ż

znikn

ą

ł - w legendarnej ciemno

ś

ci, któr

ą

tak lubił nawiedza

ć

. Zapal

ż

yrandol.

Nie

żą

daj ode mnie wyja

ś

nie

ń

ani nawet domysłów dotycz

ą

cych tego, co

spaliłem. Nie pytaj mnie te

ż

, co kryło si

ę

za tym krecim skrobaniem,

tak chytrze zło

ż

onym przez Pickmana na karb szczurów. S

ą

tajemnice,

background image

które mog

ą

pochodzi

ć

z dawnych czasów Salem, a Cotton Mather opowiada

o jeszcze dziwniejszych rzeczach. Wiesz, jak cholernie

ż

ywe były

obrazy Pickmana - jak zawsze zastanawiali

ś

my si

ę

sk

ą

d on bierze te

twarze.
Tak, ten papier nie był fotografi

ą

ż

adnego tła. Ukazywał po prostu

monstrualn

ą

istot

ę

, namalowan

ą

na tym straszliwym płótnie - model

u

ż

yty przez niego. Tło stanowiła tylko

ś

ciana piwnicznego studio.

ALE, NA BOGA, ELIOCIE, TO BYŁA FOTOGRAFIA Z NATURY!


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Model Pickmana, H. P. Lovecraft
Model Pickmana, H. P. Lovecraft
H P Lovecraft Pickman s Model
R 6 1 Obiektowy model zapytan
model relacyjny
model komunikacji dwustronnej
Wyklad V Model konkurencji niedoskonalej
Model Differences V9vsV9ElDi V975 L3 1[1] 0 050131100815
Wykład IV Model Portera
Model turbulecji otoczenia
model BD
model opieki nad pacjentem z rozpoznana nerwica
Ortofotomapa cyfrowa i Numeryczny Model Terenu
MODEL MATEMATYCZNY TURBINY

więcej podobnych podstron