Dora, która była Hermannem
Nigdy nie chodziła pod prysznic z pozostałymi zawodniczkami. Koleżanki myślały, że po
prostu jest wyjątkowo nieśmiała. Prawda na jaw wyszła dopiero później. Dora była tak
naprawdę Hermannem.
Fot. Bundesarchiv
- Gdy przeczytałam, że Dora nie była kobietą, myślałam, że umrę ze śmiechu. Nie mogłam w
to uwierzyć – mówi 88-letnia dziś Gretel Bergmann. Dowiedziała się o tym w 1968. Ponad 30
lat po tym jak poznała Dorę Ratjen.
Stało się to przed igrzyskami olimpijskimi w 1936 roku, podczas zgrupowania
lekkoatletycznej reprezentacji Niemiec. Cztery lata starsza Bergmann właśnie zdobyła
mistrzostwo Wielkiej Brytanii w skoku wzwyż, a podczas przygotowań do igrzysk pobiła
rekord Niemiec. Była jednak Żydówką i miesiąc przed rozpoczęciem turnieju, została
wykluczona z reprezentacji. Jej miejsce zajęła Dora.
Dwa lata temu na ekrany niemieckich kin wszedł film "Berlin 36", który w dość luźny sposób oparty
jest na tej historii. Według tej produkcji, naziści od samego początku wiedzieli, że Dora jest
mężczyzną, robili jednak wszystko, by to ukryć. W rzeczywistości było inaczej, tak przynajmniej
wynika z dokumentów, do których dotarł "Der Spiegel". W filmie pojawia się jeszcze jedna nieścisłość.
Otóż jeszcze przed igrzyskami, Gretel dowiaduje się, że Dora nie jest kobietą. Najwyraźniej
scenarzysta uznał, że dzięki temu historia będzie jeszcze bardziej dramatyczna.
To chłopiec! Nie...! Jednak dziewczynka!
Dora od pierwszych chwil życia była traktowana jak dziewczynka. Na świat przyszła jesienią 1918 roku
w małej wiosce pod Bremą. Do dziś istnieją policyjne akta, a w nich zeznania jej ojca, Heinricha. - W
chwili narodzin nie byłem przy żonie, czekałem w kuchni. Gdy dziecko się urodziło, położna zawołała:
"Heini, to chłopiec!". Dopiero po kilku minutach zmieniła zdanie - "to jednak dziewczynka".
Popatrzyliśmy z żoną na siebie, w końcu jednak postanowiliśmy uwierzyć położnej – relacjonował
ojciec. Kilka dni po urodzinach dziecko zostało ochrzczone jako córeczka, Dora. I tak już zostało.
Nietrudno się domyśleć, że dzieciństwo było dla Dory trudnym okresem. Czasem wątpliwości, wstydu
i cichych tajemnic. Gdy skończyła 10 lat, zaczęła podejrzewać, że nie jest dziewczynką. Robiła
wszystko, by ukryć ten fakt przed światem. - Rodzice wychowywali mnie jak córkę. Niewiele z tego
rozumiałam, pamiętam tylko, że nie rozmawialiśmy na ten temat – zeznała w policyjnym
oświadczeniu. Gdy miała 17 lat, nogi goliła codziennie, martwiła się, że nie rosną jej piersi. Na basen
nie chodziła wcale, nie angażowała się w życie towarzyskie. Na każdym kroku obawiała się wstydliwej
dekonspiracji.
Od początku dobrze czuła się natomiast na boisku i bieżni. Gdy miała 15 lat już była bardzo dobrym
skoczkiem, w 1934 wygrała mistrzostwa Dolnej Saksonii. Po takich wynikach została włączona do
szerokiej kadry zawodniczek przygotowujących się do startu w igrzyskach. W Berlinie Niemcy mieli
pobić wszystkich, tak w ramach udowadniania przewagi rasy aryjskiej nad wszystkimi pozostałymi.
Czystość rasowa w kadrze
Właśnie wtedy Dora spotyka Gretel Bergmann. Od początku wiadomo, że nie wszystkie zawodniczki
znajdą się w kadrze na igrzyska, ale z punktu widzenia sportowego, Gretel może czuć się pewna
wyjazdu. Jej sprawą interesuje się międzynarodowa opinia publiczna, obecność Żydówki w kadrze ma
udowodnić, że nazistowskie Niemcy nie mają zamiaru prześladować przedstawicieli tej nacji. Z
reprezentacji zostaje odstrzelona dopiero na miesiąc przed igrzyskami. Oficjalnie z powodu kontuzji.
Z listu, który otrzymała wynika natomiast, że do Berlina nie pojedzie ze względu na słabe wyniki.
Rekord Niemiec ustalony przez nią kilka tygodni wcześniej został wymazany z ksiąg. Była Bergmann,
nie ma Bergmann.
Na igrzyska pojechała więc Dora, a w Berlinie zajęła czwarte miejsce. Szczyt formy przyszedł dwa lata
później, gdy podczas lekkoatletycznych mistrzostw Europy z wynikiem 1,67 m ustanowiła rekord
Niemiec. Był to jej ostatni start. Były to jedne z ostatnich dni Dory, która wkrótce zamieniła się w
Hermanna.
We wrześniu 1938 roku konduktor pociągu relacji Wiedeń – Kolonia, zawiadomił policję. Uznał, że
pociągiem podróżuje mężczyzna, który z nieznanego powodu podszywa się za kobietę. W trakcie
przesłuchania, obdarta ze swoich tajemnic Dora przyznaje, że rzeczywiście nie jest kobietą. "Badana
osoba powinna być uznawana za mężczyznę" - pisze w raporcie badający ją lekarz. Stwierdza jednak
również pewne zaburzenia w budowie narządów płciowych. To one, 20 lat wcześniej wprowadziły w
błąd położną, a potem były przyczyną całej lawiny niespodziewanych zdarzeń.
- Bardzo dobrze się dogadywałyśmy. Żadna z nas nie przypuszczała, że nie jest prawdziwą kobietą –
wspominała inna koleżanka z reprezentacji, Elfried Kaun, która w Berlinie zdobyła "brąz".
Witaj po drugiej stronie
Po dekonspiracji Hermann odetchnął z ulgą, wreszcie mógł przestać udawać kobietę. Po wojnie
przejął od rodziców rodzinny bar, który był przyozdobiony pucharami i medalami zdobytymi przez
Dorę. Już nigdy nie chciał mówić o swoim poprzednim wcieleniu, to należało do innego świata. - Lata
spędzone w roli dziewczyny były najnudniejsze w całym moim życiu – miał kiedyś rzucić.
Bergmann przeżyła II wojnę światową, bo jeszcze w 1937 wraz z rodziną wyemigrowała do Stanów
Zjednoczonych, gdzie kontynuowała sportową karierę. W 1942 roku otrzymała amerykańskie
obywatelstwo.
Ratjen nie była jedyną olimpijką, której płeć była kwestią zagadkową. W latach trzydziestych
najszybszą kobietą na świecie była Polka, Stanisława Walasiewicz (znana także jako Stella Walsh). Na
igrzyskach w 1932 roku zdobyła "złoto" w biegu na 100 metrów, cztery lata później w Berlinie stanęła
na najniższym stopniu podium.
Pod koniec kariery powróciła do Stanów Zjednoczonych (mieszkała tam jako dziecko). Wyszła nawet
za mąż. Dyskusja nad płcią lekkoatletki wybuchła dopiero po jej śmierci. Walasiewicz zginęła podczas
strzelaniny w sklepie, trafiona zabłąkaną kulą. W trakcie sekcji zwłok odkryto u niej nie w pełni
rozwinięte żeńskie i męskie narządy płciowe, badania genetyczne wykazały natomiast obecność
chromosomu Y. Mimo sensacyjnych doniesień, medale i rekordy pobite przez Walasiewicz nigdy nie
zostały anulowane.
Złamana kariera Polki
Hermafrodytą była również Edinanci Silva. Urodzona z żeńskimi i męskimi organami płciowymi, gdy
była nastolatką przeszła operację, dzięki której mogła żyć jak kobieta. Brazylijska judoczka jest
jedynym sportowcem z tego kraju, który wystartował w czterech igrzyskach olimpijskich z rzędu.
Podczas zawodów w Sydney w 2000 roku pokonała Australijkę, Natalię Jenkins. Ta odegrała się
podczas konferencji prasowej, gdy poruszyła kwestię płci przeciwniczki, mówiąc o niej jak o
mężczyźnie.
Podobne zarzuty spotkały świetną polską biegaczkę, Ewę Kłobukowską. Z tokijskich igrzysk w 1964
roku wróciła z dwoma medalami ("złoto" w sztafecie 4x100 metrów i "brąz" w biegu na 100 metrów).
Dwa lata później triumfowała podczas mistrzostw Europy w Budapeszcie, by kilka miesięcy później, w
wieku 21 lat całkowicie zakończyć karierę.
Polka padła ofiarą nowego systemu weryfikacji płci, nie zdała bowiem testu na konfigurację
chromosomów. Federacje NRD i ZSRR natychmiast złożyły w tej sprawie donos do IAAF. Gdy polscy
działacze nie stanęli w obronie swojej zawodniczki, ta została zawieszona, a jej wyniki anulowane.
Dopiero później okazało się, że badanie układu chromosomów nie może dać całkowitej pewności, a
pani Ewa została po prostu niesłusznie skrzywdzona. Dwa lata temu została odznaczona Orderem
Odrodzenia Polski.
Cały świat zagląda do majtek
Przed igrzyskami w Londynie na tapecie jest Caster Semenya. Pod lupę trafiła trzy lata temu, bo "na
oko" wygląda na faceta, a do tego, w ciągu raptem kilku miesięcy, czas na 800 metrów poprawiła o 8
sekund. Badania, testy i przepychanki prawne sprawiły, że reprezentantka RPA straciła blisko rok.
Wyniki testów potwierdzających płeć nigdy nie zostały podane do wiadomość publicznej, jednak
według australijskiego wydania "Daily Telegraph" w organizmie biegaczki, oprócz żeńskich narządów,
znajdują się także niezstąpione jądra, co skutkuje trzykrotnie wyższym poziomem testosteronu niż u
przeciętnej kobiety. Do majtek, za pośrednictwem mediów, zaglądali jej kibice na całym świecie.
W lecie 2010 roku IAAF odwiesiła zawodniczkę, wprowadzając przy okazji poprawki do sposobu
badania płci. Semenya wróciła na bieżnię wściekła i żądna kolejnych zwycięstw. W pierwszym starcie
po powrocie zdobyła złoty medal podczas mityngu lekkoatletycznego w Finlandii. - Cały świat
zajmował się moimi najbardziej intymnymi sprawami. To były trudne dni, chciałam dać sobie spokój
ze sportem. Bóg uczynił mnie taką jaką jestem i nie mogę tego zmienić – mówi zawodniczka, która
teraz ma nowe cele. W Londynie chce sięgnąć po "złoto", a niejako przy okazji pobić rekord na 800
metrów, który czeka na to już 29 lat.
Przypadek Semanyii powinien nauczyć dystansu do podobnych przypadków. Jak pokazuje życie, świat
zazwyczaj nie jest czarno-biały, a kwestia płci nie pozostaje wyjątkiem.