Rozdział pierwszy — Konkurs
Jak zwykle gwar w Wielkiej Sali był ogromny. Uczniowie kotłowali się dookoła w dużych
grupach, nawołując znajomych, z którymi nie widzieli się przez lato i przedstawiając sobie
nowych, którzy przebrnęli przez lata niezauważani. Młodsi tłoczyli się podekscytowani w kilku
rzędach, gdy siódmoroczni dumnie kroczyli dookoła, lustrując pomieszczenie dojrzalszym
wzrokiem niż rok temu.
Dla większości siódmoklasistów ponowne przybycie do Wielkiej Sali na ostatni rok było
równocześnie radosne, jak i przerażające. Wszyscy chcieli dostać się do prawdziwego świata, ale
opuszczanie przystani, którą cieszyli się przez ostatnie sześć lat było nieco stresujące. Żadne z
nich nie miało pojęcia jak będzie wyglądało życie po Hogwarcie, ale wielu chciało się tego
dowiedzieć. Większość była jednak zdecydowana żyć zgodnie z siódmorocznym statutem i
wykorzystać jak najwięcej z ostatniego roku.
Wakacje miały tendencję do wyciągania najlepszych rzeczy z ludzi przed ich powrotem do
szkoły. Większość uczniów wyglądała lepiej i czuła się gotowa na nowy rok szkolny.
Niesamowicie było widzieć wszystkich ponownie; zawsze wydawali się zmienić od ostatniego
semestru.
Ron urósł — znowu. Z pewnością wyglądał na (prawie) osiemnaście lat i wiele dziewczyn było
zdziwionych nie widząc tego wysokiego, tyczkowatego, rudowłosego pierwszorocznego, którym
był kiedyś, ale przystojnego i dorosłego chłopaka. Bezpiecznie można było powiedzieć, że
pozycja obrońcy wyszła mu na zdrowie. Kilka dziewczyn spoglądało na niego ukradkiem. Ron
jednak zdawał się nie zwracać na to uwagi, będąc całkowicie skupionym na swoim najlepszym
przyjacielu Harrym, który trzymał za rękę jego jedyną, małą siostrzyczkę.
Harry z kolei zdawał się nie zauważać frustracji swojego kolegi i wielką trudność sprawiało mu
oderwanie wzroku od Ginny, ku większej irytacji Rona. Dla każdego, kto nie był z nimi
spokrewniony, radością było patrzenie na miłość, jaka ich łączy i nie ważne, jak często Ron
rzucał im złe spojrzenia, nie wydawało się ich to peszyć. Robili to całe lato i zdecydowanie nie
zamierzali przestać.
Hermiona westchnęła, marząc o tym, by ktokolwiek patrzył na nią w taki sposób, jak Harry
patrzył na Ginny. Lato było długie i gorące, i Hermionie było przykro, gdy zdała sobie sprawę z
tego, że niewiele zmieniło się w jej wyglądzie. Była wystarczająco pewna siebie żeby przyznać,
że nie jest brzydka, ale nie była wystarczająco próżna, by pomijać swoje oczywiste wady. Nie
była najpiękniejsza na swoim roku, ale było w niej coś, co urzekało ludzi. To było tak, jakby lata
ślęczenia nad książkami odpłaciły jej i pobłogosławiły prawie inteligentną śmiałością na twarzy,
która uwypukliła wcześniejszą łagodność. Nie często zdarzało się, żeby ktoś zauważył niewielkie
zmiany w wyglądzie. Ludzie byli skupieni na rzeczach, które robiła, nie na dziewczynie, którą się
stała.
Siadając, Hermiona została powitana przez swoich starych znajomych. Dean Thomas i Seamus
pomachali rękoma, a kilka głów pokiwało w jej kierunku. Po siedmioletnim byciu Gryfonem
zżyła się z mieszkańcami i z dumą mogła powiedzieć, że była w dobrych stosunkach ze
wszystkimi.
Hermiona rozejrzała się dookoła, aby upewnić się, że przywitała się ze wszystkimi, a następnie
usiadła pomiędzy Ronem a Harry’m. Ten jednak usadowił się tak, że był odwrócony do niej
plecami, by móc siedzieć naprzeciw Ginny, a Ron za wszelką cenę starał się ignorować
gruchającą parę.
— Więc jak myślisz, o co chodzi? — zastanowił się głośno Gryfon, odwracając się do koleżanki
po wyjaśnienia, jakby mogła wiedzieć, dlaczego McGonagall zwołała spotkanie dla szósto – i
siódmorocznych. Hermiona pochyliła się, przygotowana na powiedzenie Ronowi, że jego
przypuszczenia są tak samo dobre, jak jej, kiedy McGonagall weszła na podwyższenie.
McGonagall, podobnie jak Dumbledore przed nią, miała niesamowitą zdolność do uciszania
uczniów przez zwykłe powstanie lub krótkie słowo. Nie potrzebowała słów by dać wyraźny znak
swojej przewagi — wystarczyła jej obecność. Był to rodzaj kontroli, którą Hermiona miała
nadzieję kiedyś zdobyć i zawsze za to podziwiała nauczycielkę.
— Dobry wieczór wszystkim i witam ponownie — zaczęła szorstko, używając potrzebnych
banałów, przed rozpoczęciem właściwego celu przemowy. — Jak wiecie, niewiele dzieli was od
opuszczenia Hogwartu w poszukiwaniu wielkich rzeczy — głos McGonagall był spokojny i
chociaż przemawiała normalnym tonem, każdy w pomieszczeniu mógł ją wyraźnie słyszeć.
— W związku z tym zdecydowaliśmy, że zamiast zwykłego, sześciotygodniowego kursu
przygotowawczego na zapoznanie się ze zwyczajami świata mugoli, postanowiliśmy uczynić
rzeczy bardziej — McGonagall zrobiła pauzę — interesującymi. Spojrzała na stół Ślizgonów,
gdzie każdy jawnie udawał, że ją ignoruje.
— Kadra nauczycielska uważa, że przybliżenie okoliczności, w których prawdopodobnie
znajdziecie się po Hogwarcie, jest ważne dla poznania życia, w którym możecie być na co dzień
otaczani przez mugoli, dlatego podstawą zadań Hogwartu jest stworzenie wam kilku perspektyw.
Oczywiste pomruki niezadowolenia dochodziły ze strony stołu Ślizgonów. Dla Hermiony
wyglądało to tak, jakby jakiekolwiek związki z mugolami miały ich zabić.
— Jednak żeby uczynić rzecz jeszcze bardziej interesującą, podobnie jak i doprowadzić
przedsięwzięcie do końca — szybkie spojrzenie na stół Ślizgonów wyjaśniło, do kogo było to
adresowane — zdecydowaliśmy się przekształcić ten kurs w konkurs.
Kiedy wszyscy usłyszeli słowo konkurs, zaczęli szeptać do swoich przyjaciół, a słowa
McGonagall stały się zdecydowanie bardziej ciekawe i ekscytujące niż przed chwilą. Taki wpływ
na ludzi miał jakiś wyścig lub szansa na bycie lepszym od kogoś innego, gdzie każdy był
wciągnięty w tę perspektywę. ”Nieźle” – nie mogła powstrzymać się Hermiona.
— Tego roku pomyśleliśmy o umożliwieniu wam praktycznego kursu, którym będzie coś, czego
tak łatwo nie zapomnicie i chociaż hogwardzki kurs jest dobry, nie ma nic lepszego niż praktyka.
Każdy więc będzie przydzielony do partnera i wysłany do środowiska mugoli na trzy tygodnie.
Minerwa kontynuowała w głuchej ciszy.
— Każda para musi używać jak najmniejszej ilości magii i starać się wzbogacić swoją wiedzę o
okolicy. Oczekuje się od was zyskania kilku mugolskich przyjaciół i powodzenia w pracy, którą
stosownie wam przydzielimy. Każdy ze zwycięzców otrzyma pięć tysięcy galeonów.
Uczniowie, którzy byli nieufnie cicho, teraz eksplodowali radością i śmiechem, jednak zanim
mogli porozmawiać, McGonagall kontynuowała.
— Wzięliśmy również pod uwagę to, że niektórzy z was mieli bliższy kontakt ze światem mugoli
niż inni i stosownie do tego każda para ma równe szanse zademonstrowania swoich
wcześniejszych kontaktów z mugolami, aby było sprawiedliwiej.
Hermiona była niezmiernie podekscytowana, podobnie jak Harry, ponieważ oboje dorastali w
otoczeniu mugoli, co powodowało, że mieli większe szanse na sukces. Ron z kolei wyglądał dość
markotnie.
— Przydzieliliśmy już was w pary i dziś wieczorem udacie się do swoich nowych miejsc.
Podniecenie drgało w pomieszczeniu, a każdy miał nadzieję na wygraną i był chętny do udziału.
Nawet Ślizgoni wyglądali na poruszonych, chociaż to chyba miało więcej wspólnego ze znaczną
nagrodą pieniężną, niż szansą na zdobycie nowego doświadczenia.
Nie wspominając o fakcie, że było to świetne usprawiedliwienie do obijania się przez całe trzy
tygodnie.
McGonagall zdawała się jednak nie dostrzegać Ślizgonów gdy zaczęła czytać nazwiska
partnerów i zaopatrywać ich w pięćset funtów, klucze do nowych domów, mapy – do lokalizacji
miejsca i podręcznik „Jak żyć z mugolami” z kilkoma dodatkowymi notkami dotyczących reguł
znajdujących się wewnątrz książki.
Następnie każda para miała opuścić Wielką Salę i spędzić kilka ostatnich godzin w Hogwarcie
pakując się, przeglądając reguły i czekając do dziewiątej, kiedy to mieli otrzymać bilety lotnicze
do miejsc swojego przeznaczenia.
— Harry Potter i Ginny Weasley — powiedziała McGonagall, wywołując tym samym jęk żałości
Rona. Jednak Harry i Ginny zdawali się tego nie dostrzegać, a nawet nie zwracać uwagi. Byli
zbyt zajęci odbieraniem swoich należności od nauczycielki, zostawiając Rona jęczącego z
powodu, że jego młodsza siostra będzie przez trzy tygodnie w obecności swojego chłopaka bez
jego nadzoru.
Hermiona jednak wiedziała, że zamierzają się dobrze bawić i uśmiechnęła się na widok
entuzjazmu przyjaciela. Wiedziała również, że była to logiczna decyzja. Harry, podobnie jak ona,
dorastał w błogiej nieświadomości o świecie czarodziejów i prawdę powiedziawszy żył jak
mugol. Ginny była czarownicą czystej krwi i znała magię przez całe swoje życie.
Hermiona skrzyżowała palce na szczęście.
Powoli Wielka Sala pustoszała, gdy coraz więcej osób zostało połączonych. Wkrótce została
jedną z ostatnich czekających na przydział, a jej wybór był dość ograniczony. Gdy minęła
wieczność, choć to było kilka minut później, McGonagall zrobiła pauzę i wywołała jedną z
ostatnich par.
— Hermiona Granger i…
Modląc się w duchu o kogokolwiek innego niż…
— Draco Malfoy.
Cholera.
_________________
Rozdział drugi — Paryż
— Powodzenia, Miona — powiedział Ron ze współczuciem. Naprawdę było mu przykro — cóż,
po prawdzie, to byłoby mu żal każdego, kto utknąłby z Malfoyem na trzy tygodnie. Spojrzał na
ogarniętą paniką twarz Hermiony i dotknął jej ręki w geście zrozumienia. Musi być przerażona,
pomyślał, przypominając sobie jak kilka minut wcześniej lamentował nad swoim przydziałem.
Wstając, Hermiona odważnie zacisnęła zęby i skinęła kilku osobom, które zebrały się wokół niej
oferując współczucie. Patrząc przez pomieszczenie na stół Ślizgonów zauważyła, że robią to
samo. Malfoy, idealnie odgrywając rolę poszkodowanego, stał pośrodku, wyglądając na
zirytowanego i zdegustowanego wyborem partnera. Nawet Pansy chciała go objąć, dramatycznie
rzucając ku niemu ręce, jakby próbowała pływać, ale Malfoy szybko wstał, rzucając pełne odrazy
spojrzenie Hermionie, jakby to ona zaplanowała ten przydział. Och, będzie zabawnie, pomyślała
ironicznie dziewczyna, przewracając oczami i kierując się za Malfoyem w stronę McGonagall.
Po minie nauczycielki widać było, że przewidywała jakiegoś rodzaju odwetu za otrzymany
przydział, co sprawiło, że Hermiona natychmiast spauzowała. Nie chciała pakować się w kłopoty
— po prawdzie wolała wtopić się w tłum w takich przypadkach — ale obecna sytuacja wymagała
jakichś wyjaśnień.
— Panie Malfoy, panno Granger — zaczęła McGonagall, kiwając im twierdząco — zanim
zaczniecie mnie przekonywać o wielkim błędzie, jaki został popełniony, pozwólcie zapewnić, że
bardzo dokładnie to przemyślałam i zdecydowałam, że oboje jesteście zdolni do odłożenia
swoich nieporozumień na bok, tak, aby uczynić ten konkurs przysługą dla siebie. Wierzę, że
obydwoje potraficie wyzbyć się różnic na rzecz sukcesu. — tłumaczyła profesor, jakby miała
nadzieję, że konfrontacja była odległa, ale znaczenie było jasne.
Pogódźcie się z tym.
Malfoy patrzył oniemiały na McGonagall. Niezależnie od ich przeszłości, jak ktokolwiek mógł
oczekiwać, że będą żyć razem przez trzy tygodnie, nie przeklinając się nawzajem w
zapomnieniu? To było zbyt mało prawdopodobne, nawet dla McGonagall, która wyglądała na
dziwnie zadowoloną z rozgrywki. Malfoy musiał trzymać zaciśnięte usta, żeby nie zacząć
wrzeszczeć na starą nietoperzycę. Poczekaj tylko, aż mój ojciec się o tym dowie! Będzie
wściekły! To śmieszna klasyfikacja — nieczystej krwi czarodziej powinien zniżyć się do
standardów mugoli — i czekaj tylko, aż dowie się, do kogo zostałem przydzielony! Na pewno
dostanie ataku apopleksji!
— Macie do wyboru dwa miasta, Nowy Jork lub Paryż — mówiła McGonagall, przeglądając
kawałki pergaminu, które wyciągnęła z fałd swojej szaty.
— Nowy Jo… — zaczęła Hermiona, ale przerwał jej Malfoy, który szybko zażądał Paryża, nie
zwracając na nią uwagi. Dziewczyna zacisnęła wargi, gotując się ze złości. Wiedziała, że wybrał
Paryż tylko dlatego, że ona zamierzała zapytać o Nowy Jork.
— Wiesz, że jeśli pojedziemy do Paryża, będziemy musieli nauczyć się francuskiego? —
Hermiona zwróciła mu uwagę tak spokojnie, jak tylko mogła, chociaż jej ton wskazywał, że
daleka była od zadowolenia i zrozumienia.
— Wiem, Granger — prychnął sztywno Malfoy, jakby mówił do kogoś tępego. Nagłe
przerażenie na jego twarzy sprawiło jednak, że Hermiona nie była pewna czy pomyślał o barierze
językowej przed podjęciem decyzji. Merlinie, on jest taki irytujący, pomyślała, odwracając się do
McGonagall, która obdarzyła ich półuśmiechem.
— Cóż, teraz, kiedy jesteśmy przydzieleni, weźmiemy swoje rzeczy — powiedział Draco, a jego
głos brzmiał jednocześnie wyniośle jak i z politowaniem. To było jak próba rozszyfrowania
jakiegoś ukrytego kodu, pomyślała Hermiona, nigdy nie wiedząc dokładnie, o czym mówi.
McGonagall uśmiechnęła się i wręczyła mu torbę zawierającą wszystkie potrzebne rzeczy.
Podnosząc ją — dość niezgrabnie, jak zauważyła Hermiona — Malfoy skierował się do wyjścia.
Obserwując go, dziewczyna wymieniła współczujące spojrzenie z nauczycielką, zanim zaczęła
podążać jego śladem, śpiesząc się, by go dogonić. Hermiona westchnęła.
Z pewnością będzie interesująco.
***
Zaraz po wyjściu z Wielkiej Sali, Hermiona zdała sobie sprawę z dwóch rzeczy. Pierwszą było to,
że Malfoy był naprawdę pretensjonalnym dupkiem, drugą, że nie było go nigdzie w zasięgu
wzroku. Starała się iść tak, by nie wyglądało to jakby była jego psem, goniąc za nim, ale kiedy
okazało się to niemożliwością zwolniła i zrezygnowała z próby spotkania się z nim na korytarzu.
Teraz, chociaż nie wydawało się być takiej opcji, żeby ten wstrętny Ślizgon całkowicie zaginął w
ciemnościach, nigdzie go nie było. Niespodzianka, doprawdy, pomyślała ironicznie Hermiona,
zanim jakaś ręka chwyciła ją za ramię powodując niespodziewanie wysoki skowyt zaskoczonej
Gryfonki.
— Merlinie, Granger, czy ten pokaz aktorstwa jest naprawdę potrzebny? — Malfoy jęknął,
krzywiąc się przy tym nieznacznie, jakby dźwięk go wystraszył. Dobrze, pomyślała Hermiona,
przyciskając rękę do rozszalałego serca, niech choć raz dowie się, jakie to uczucie.
— O czym ty myślałeś, czając się w takim mroku? W przeciwieństwie do tego, w co możesz
wierzyć, nie mam w zwyczaju podkradać się w zaułkach ciemnych korytarzy i wyskakiwać na
ludzi! — Hermiona zgrzytnęła zębami, gdy jej serce nadal wykonywało miliony uderzeń na
minutę.
— Uspokój się, Granger, przecież nie założyłem maski Voldemorta i nie wyskoczyłem na ciebie
krzycząc zabijającą klątwę. Chciałem jedynie zwrócić twoją uwagę. Nie martw się, wątpię, żeby
to kiedykolwiek się powtórzyło — powiedział sucho Draco, przechodząc obok niej.
Dopiero gdy ponownie zniknął za rogiem Hermiona zdała sobie sprawę , że nie powiedział jej nic
z tego, co zaplanował. Zanim mogła dłużej nad tym pomyśleć, ujrzała spanikowanego Rona ze
szklącymi oczami, jakby był świadkiem czegoś naprawdę strasznego.
— Ron, wszystko w porządku? Co się stało? — zapytała niepewnie Hermiona, wyciągając rękę
w jego kierunku.
— Mhmm — wymamrotał bezsensownie Ron, przechodząc obok w oszołomieniu. Hermiona
zamierzała zatrzymać go i zapytać, do kogo został przydzielony, kiedy burza brązowych włosów
wyskoczyła z holu prosto w jego ramiona. Hermiona próbowała stłumić uśmiech.
Lavender.
Hermiona za wszelką cenę próbowała się nie roześmiać, ale reakcja Rona była naprawdę
zabawna. Był facetem, potrzebował dziewczyny — zwłaszcza tej jedynej. Ale Lavender? Była
nawet ładna, jednak wyglądem nadrabiała braki umiejętności rozmowy. Trzy tygodnie z nią będą
jak mówienie do ściany. Poklepując kolegę współczująco po ramieniu, Hermiona minęła dwójkę
i skierowała się w stronę Pokoju Wspólnego.
***
Hermiona weszła do salonu Gryfonów i przeszukała wzrokiem pomieszczenie w poszukiwaniu
Harry’ego i Ginny, którzy zniknęli jakiś czas temu. Większość reszty szósto i siódmorocznych
kręciła się po pokoju, omawiając miejsca swojej lokalizacji, podobnie jak i partnerów — te same
rzeczy, którymi Hermiona chciałaby się cieszyć — ale Harry i Ginny siedzieli przytuleni przy
kominku, szepcząc i śmiejąc się do siebie.
Hermiona podeszła do splecionej pary, niezręcznie stając przed nimi. Byli tak pochłonięci sobą,
że minęło kilka dobrych chwil, zanim Ginny zdała sobie sprawę z tego, że Hermiona stoi obok,
czekając na bycie zauważoną. Odrywając się od Harry’ego, uśmiechnęła się radośnie do
przyjaciółki, nieświadoma jej irytacji całym projektem.
— Cześć, Hermiona, jak tam? — zapytał pogodnie Harry, odsuwając się od Ginny, ale wciąż
trzymając zaciśniętą rękę na jej wąskiej tali. Hermiona westchnęła.
— Zgadnijcie, kogo dostałam — zapytała z kamienną miną, krzyżując ręce. Ginny zmarszczyła
brwi.
— Cóż, tak długo, jak nie jest to Malfoy, nie może być aż tak źle — przekonywała. Kiedy
Hermiona nie odpowiedziała, wzięła krótki oddech. — Nie może być! Żartujesz sobie ze mnie?!
— Och, nie, Hermiono, chyba nie dostałaś Malfoya, prawda? Z pewnością możesz porozmawiać
z McGonagall i zrobi zmianę — zaoferował Harry, patrząc ze współczuciem na przyjaciółkę.
— Już tego próbowała — podsunął Ron, potykając się przez dziurę w portrecie do przyjaciół
zgromadzonych przy kominku. — Nie ma szans.— Przez chwilę stał nieruchomo jak skała, a
potem runął na krzesło. Wyglądał na wyczerpanego, a jego włosy były wyjątkowo rozczochrane.
— Wyglądasz na bardzo zajętego — cicho uwagę zwróciła mu Ginny patrząc na dziurę w
portrecie, przez która wyłoniła się Lavender, rzucając psotne spojrzenie w kierunku Rona. —
Bardzo zapracowanego — dodała, uśmiechając się, kiedy zobaczyła wchodzącą Lavender i
spojrzenie, którym obrzuciła Rona, a na które ten odwrócił się.
— Powiedzmy, że to będą długie trzy tygodnie — jęknął Ron, ze zmęczenia pocierając swoje
czoło.
— Wiem, jak się czujesz — Hermiona skrzywiła się, siadając obok niego. Obydwoje spojrzeli na
Harry’ego i Ginny oczekując potwierdzenia, ale nie znaleźli żadnego zrozumienia. Wyglądali na
szczęśliwych uśmiechając się do siebie, a Ron wyglądał na szczęśliwego udając, że nic nie widzi
— miał swoje problemy. Odwracając się od rozpraszającej sceny, spojrzał współczująco na
Hermionę.
— Więc ty i Malfoy, co? — zapytał dociekliwie. — Zastanawiam się jak to wypali.
Hermiona jęknęła.
— Cieszę się, że ktoś znajduje szczęście w moim cierpieniu — poskarżyła się.
— Nie martw się, Hermiona — jeśli kiedykolwiek będzie kimś mniej aniżeli dżentelmenem
wobec ciebie, sprawię, że na długo to popamięta — ostrzegł. Wcześniej, mogłoby to ją
rozśmieszyć, ale ocena nowego Rona, bardziej dorosłego, upewniła Hermionę, że mógłby i
chciałby spełnić swoja groźbę.
— Dzięki, Ron — uśmiechnęła się dziewczyna. Nigdy nie przestanie jej zadziwiać to, jak bardzo
może liczyć na swoich przyjaciół.
***
Wchodząc na lotnisko następnego ranka, Hermiona zastanawiała się, jak czarodzieje i czarownice
wyglądają w podróży. O dziwo, wszyscy przybyli — jakimś cudem na czas — jednak pakowanie
i kłopoty z bagażami były krótką wrzawą. Uczniowie Hogwartu zostali wysłani na Heathrow z
magicznymi paszportami i biletami, wiec przynajmniej to mieli pod kontrolą. Cała reszta
wydawała się zacząć w powietrzu.
Przez większość poranka Hermiona starała się unikać Malfoya najlepiej, jak tylko umiała, ale
teraz, gdy nieuchronnie zbliżał się ich czas odlotu, dziewczyna zdała sobie sprawę, że
zlokalizowanie chłopaka będzie trudniejsze, niż myślała. W normalnych warunkach uznałaby to
za błogosławieństwo, ale nie przewidziała jednej rzeczy.
Malfoy miał jej bilet.
Po prawie pół godzinnych, gorączkowych poszukiwaniach, Hermiona podeszła do Ślizgona
stojącego w otoczeniu swoich przyjaciół, zaśmiewającego się do łez i komentującego to całe
przedsięwzięcie.
— … przynajmniej Granger na coś w końcu się przyda. Po prawdzie, to ona jest mugolką. —
śmiał się Draco, dlatego, podobnie jak przez wszystkie lata wcześniej, Hermiona po prostu to
zignorowała, zajmując się istniejącym problemem.
— Malfoy, jeśli nie masz nic przeciwko, musimy już iść. Teraz — przerwała mu Hermiona,
chwytając go za rękę. Draco zjeżył się, ale dziewczyna nie przejęła się tym. Wiedziała, że nawet
on był wystarczająco inteligentny, by nie atakować jej w otoczeniu tylu ludzi, nie wspominając o
rozproszonych uczniach Hogwartu, czających się dookoła.
— Odwal się, szlamo — mruknął w irytacji Blaise, spoglądając na Draco, który wyszarpnął
swoją rękę spod uchwytu dziewczyny, a teraz pokazywał jej jakiś kawałek papieru.
— Tu jest twój bilet, a teraz idź stąd — odpowiedział lekceważąco Draco, odwracając się do
swoich przyjaciół.
Hermiona odeszła od grupy chichoczących Ślizgonów, powoli zbliżając się do swojej małej
grupki znajomych. Zgodzili się na spotkanie przed odprawą Hermiony (miała lot jako pierwsza),
żeby się pożegnać. Przez chwilę czwórka znajomych wpatrywała się w siebie, jakby nie wiedzieli
jak się pożegnać. Prawdą było, że byli rozdzieleni podczas wakacji, ale nigdy w czasie roku
szkolnego. To było nienaturalne. Wreszcie Ginny zrobiła krok do przodu, obejmując Hermionę w
uścisku.
— Będę tęsknić — wyszeptała Hermiona wtulona w jej włosy. — Nie rób nic, czego ja bym nie
zrobiła! — Ginny zaśmiała się nieznacznie. Dla Hermiony nadal była małą dziewczynką (mogła
sobie tylko wyobrazić, jak czuł się Ron!), ale wiedziała, że Ginny naprawdę była tylko rok
młodsza od niej.
Hermiona następnie odwróciła się do Harry’ego, dając mu szybkiego całusa w policzek i również
przytuliła. Wiedziała, że nie musi udzielać mu żadnych reprymend — Harry prawdopodobnie
była najszczerszym i najbardziej opiekuńczym chłopakiem, jakiego znała. Nigdy umyślnie nie
wpakowałby Ginny w jakąś niebezpieczną sytuację, więc naprawdę nie miała żadnych ostrzeżeń
czy rad do dodania.
Odwracając się do Rona, Hermiona pocałowała go w policzek i, podobnie jak resztę, objęła w
mocnym uścisku, jakby na złość Lawender, która od rana nie odstępowała go na krok. Udawała,
że nie widzi kontaktu między przyjaciółmi, ale spojrzenie, jakie rzuciła Hermionie, gdy nikt nie
patrzył, pokazało cały wysiłek, jaki wkładała w to udawanie.
Odwracając się w jej stronę i myśląc o tym, Hermiona tylko pomachała.
***
— Została minuta do odlotu. Proszę upewnić się, czy państwa tace są podniesione oraz sprawdzić
zapięte pasy.
Przez interkom zastało nadane ogłoszenie. Hermiona właśnie to zrobiła, nawet szarpiąc swój pas,
aby upewnić się czy na pewno jest bezpieczna. Następnie wróciła myślami do aktualnego
problemu.
Cholerny Malfoy! Wyrzucała sobie w duchu. Nie ma go i doprowadza mnie do szaleństwa!
To była prawda. Malfoya jeszcze nie było i Hermiona zaczynała się zastanawiać, czy w ogóle
zamierza się pojawić. To byłoby w jego stylu; zostawić całe to zadanie jej, podczas gdy on wraz
ze swoimi przyjaciółmi spędziłby całe trzy tygodnie imprezując.
Co zrobię, jeśli się nie pojawi? Gorączkowo zastanawiała się Hermiona, odwracając się w
poszukiwaniu stewardessy. Przekręcając się na swoim siedzeniu, dziewczyna zwróciła się po
pomoc.
— Przepraszam…
_________________
Rozdział trzeci ─ Venôme
Malfoy w ostatnim momencie zrobił krok w bok, żeby uniknąć kolizji z Hermioną i gładko
kontynuował rozmowę. Stewardessa, która wyglądała na rozdartą pomiędzy zbesztaniem go, a
flirtowaniem z nim, robiła wszystko, co było w jej mocy, by ukarać go za opieszałość, ale
natychmiast przestała, kiedy błysnął firmowy uśmiech Malfoya. Głęboko czerwieniąc się, rzuciła
mu flirtujące spojrzenie i machnęła, aby zajął miejsce. Gdy to zrobił, odwrócił się do Hermiony z
szelmowskim uśmiechem na twarzy.
─ Martwiłaś się o mnie, Granger? ─ powiedział tonem, który nie pozostawiał wątpliwości, że
wiedział, co robiła. Hermiona przewróciła oczami i odwróciła się od niego, żeby ukryć własne
zakłopotanie.
─ Chciałbyś. Właśnie miałam zapytać o odlot ─ odpowiedziała szorstko, sięgając po swoją torbę,
która potoczyła się i już miała upaść i wyrzucić swą zawartość na podłogę. Będąc nieco
wytrąconym z równowagi przez jej oczywistą niechęć, Draco zacmokał, rzucając ukośne
spojrzenie dziewczynie.
─ Kiepski z ciebie kłamca ─ powiedział bezbarwnie, odwracając się do okna i obserwując pas
startowy, jakby był to koniec rozmowy. Hermiona westchnęła zrezygnowania, zwalczając w
sobie pragnienie pobicia chłopaka. Jeśli tak miały wyglądać następne trzy tygodnie, Hermiona
była gotowa złożyć natychmiastową rezygnację. Wystarczająco trudne było przebywanie w jego
obecności ─ i nie pomagało nawet to, że czuła się za niego odpowiedzialna.
Szczerze, Hermiona przekonywała samą siebie, przecież nie jestem jego matką. Nie muszę
pilnować go przez cały dzień! Nawet, jeśli te myśli przebiegły przez jej umysł, wiedziała, że nie
będzie w stanie się do nich dostosować i zostawić samego sobie. Świat mugoli wydawał się być
dla niego wielką zmianą ─ prawie tak, jak magiczny świat dla niej ─ i pomijając ich przeszłość,
dziewczyna poczuła się w obowiązku, aby upewnić się, że chłopak temu wszystkiemu podoła.
***
─ Granger!
Hermiona podskoczyła na dźwięk głosu w swoim uchu i minutę zajęło jej zorientowanie się
gdzie się znajduje, zanim odwróciła się do Malfoya, który uśmiechał się złośliwie obok.
─ O co chodzi? ─ zapytała natychmiast, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu jakichkolwiek
oznak kłopotów. Naprawdę nie chciała zasnąć i wiedziała, że jeśli Draco spowodował jakieś
szkody, gdy ona spała, będzie zmuszona się z tego wytłumaczyć.
─ Czas wstawać ─ odpowiedział zdawkowo, śmiejąc się z jej rozdrażnienia. Hermiona jęknęła.
Wszystko szło tak doskonale ─ do czasu, gdy się obudziła, oczywiście.
─ Dzięki ─ mruknęła poirytowana dziewczyna, przecierając oczy. Gdy już się całkowicie
przebudziła, nie widziała żadnego powodu by ponownie próbować zasnąć. Nie wątpiła, że
sposób, w jaki zostałaby ponownie obudzona, czy to przez lądowanie, czy rozbawienie i
złośliwość Malfoya, nie przypadłby jej do gustu.
─ Co zrobimy, jak już się znajdziemy na miejscu? ─ zapytał Draco, odwracając się do Hermiony,
z miną pięcioletniego inkwizytora, którego humor gwałtownie się pogarszał.
─ Domyśl się ─ powiedziała ostrym tonem Hermiona, marząc o komforcie wcześniejszego
spania. Przerwał jej sen, w którym została przydzielona do Rona i podróżowali do Nowego
Jorku, gdzie zdecydowanie nie była zmuszona do nauki nowego języka.
─ Świetnie ─ odwarknął zirytowany Draco, sięgając po torbę, którą otrzymali od McGonagall
przed odlotem. Wyciągnął kawałek papieru, który szybko przebiegł wzrokiem. ─ Tu jest
napisane, że miejsce, w którym się zatrzymamy nazywa się Venôme ─ powiedział, przekręcając
nazwę ze swoim neofitycznym akcentem.
─ Och, wiem ─ to tam, gdzie jest Ritz ─ przypuszczała dziewczyna, zdając sobie sprawę, że
może będzie miała blade pojęcie, o tym, gdzie jadą. Malfoy wyglądał na zmieszanego.
─ Co jest?
─ Ritz ─ Hermiona powtórzyła.
─ A co to, na gacie Merlina, jest?
─ To jeden z najlepszych i najdroższych hoteli na świecie ─ powiedziała rozmarzona,
przypominając sobie wakacje z rodzicami, gdy jeszcze była dzieckiem. Wynajęli w nim pokój, a
rzeczą, jaką Hermiona pamiętała najżywiej, było czyste piękno i elegancja hotelu. Ledwo chciała
stamtąd wyjeżdżać.
─ Skąd o tym wiesz? ─ zapytał Draco z krytycznym uśmiechem. Hermiona jęknęła zmęczona,
przeklinając McGonagall za przydzielenie ją do tak bezużytecznego partnera.
─ Po prostu wiem ─ odezwała się po chwili, marząc, by Draco wrócił do ignorowania jej. To
przynajmniej dostarczało jej trochę spokoju. Los jednak nie był dla niej łagodny, gdy Malfoy
ponownie otworzył usta by zadać kolejne pytanie.
─ Jak daleko jest to od ─ lotniska? ─ zapytał, ponownie wyglądając przez okno. Hermiona była
zaskoczona, że pamiętał to słowo. Chociaż, on przecież był dość bystry. Jakkolwiek wkurzająco
czy głupio by nie wyglądał, Hermiona wiedziała, że był inteligentny. Nie żeby chciała to
przyznać, ale rywalizowali ze sobą od końca piątej klasy, gdy jego esej z eliksirów o mały włos
nie znalazł się pod jej własnym. Od tego czasu byli zaangażowani w otwartą wojnę o wyższe
stopnie i pochwały, które się z nimi wiązały.
─ Cóż ─ zaczęła Hermiona, próbując w myślach obliczyć odległość ─ prawdopodobnie daleko,
dodając do tego korki uliczne.
─ Weźmiemy taksówkę? ─ zastanawiał się na głos, a słowo taksówka brzmiało obco i niepewnie
w jego ustach. Hermiona zastanowiła się przez chwilę.
─ Jeszcze nie zdecydowałam ─ szybciej może być metrem ─ rozważała zamyślona.
─ Co?
─ Metro.
─ Nadal nie wiem, co to jest ─ ostrym, przesiąkniętym irytacją tonem zapytał Draco i po raz
pierwszy Hermiona poczuła w stosunku do niego coś na kształt współczucia. Wiedziała, jakie to
trudne wejść do świata, o którym nic nie wiesz i wiedziała jak niezręcznie musi się czuć,
przyznając się do tego. Jednakże, on zdecydowanie nie był zbyt miły, kiedy ona wkroczyła do
czarodziejskiego życia, więc nie czuła się aż tak źle.
─ Coś jak pociąg ─ wymamrotała niewyraźnie. Nie kłopotała się z udzielaniem detali, ponieważ
inne rzeczy przyszły jej na myśl. Starała się myśleć o tym, jak dostaną się do swoich pokoi, co
będą jedli i co z ich pracami? Poniedziałek już właściwie minął i oczekują, że zaczną od razu, ale
co z godzinami? I gdzie powinna iść? Hermiona jęknęła, gdy Draco zadał kolejne pytanie
odnoszące się do ludzi w metrze.
Nienawidziła mieć całej odpowiedzialności.
***
Gdy wyszli z samolotu, Hermiona wybrała najkrótszą drogę do pomieszczenia z bagażami.
Chciała odetchnąć świeżym powietrzem tak szybko, jak to tylko możliwe, co nie było takie łatwe
z Malfoyem, podążającym za nią krok w krok. Była wkurzona jego nieoczekiwanym cieniem,
przypuszczała jednak, że dla niego było to tak samo dziwne. Bycie w tak ogromnym miejscu,
otoczonym tyloma ludźmi i posiadanie tylko jej, jako wsparcia, musiało go nieco wytrącić z
równowagi. Współczując mu nieco, Hermiona kontynuowała drogę w kierunku holu.
─ Idź do znaku numer osiem ─ poinstruowała go, wskazując na dużą ósemkę, zwisającą z sufitu.
─ Będzie tam taśma z twoim kufrem. Chwyć go, kiedy go zobaczysz, a następnie wróć tutaj.
─ A co z tobą? Co ty będziesz robiła? ─ Zapytał nerwowo Malfoy.
─ Idę po wózek ─ odpowiedziała prosto i zanim zdążył zacząć narzekać, pośpieszyła w kierunku
kilku zaparkowanych wózków. Minęło dość długo od czasu, od kiedy była na lotnisku i miała
pewne trudności ze zdobyciem jednego. Kiedy wreszcie go miała, dostrzegła gorliwie
czekającego Malfoya. Wyglądał tak, jakby nie przejmował się miejscem, w którym się znajduje.
Zachowywał się jakby wiedział, co robi, chociaż Hermiona widziała w jego oczach, że nie miał o
tym bladego pojęcia. Zdała sobie sprawę z tego, że ma nad nim ogromną przewagę.
─ Połóż to tutaj ─ poinstruowała, klepiąc wózek. Przez swoje zaaferowanie wózkiem nie
zauważyła, że chłopak przyniósł również jej bagaż i układał go obok swojego.
─ Dzięki ─ powiedziała bezbarwnie Hermiona, ale Draco właśnie przeglądał jedną z wielu
wystaw sklepowych. ─ Malfoy, możemy to zrobić później, w Paryżu jest mnóstwo sklepów, ale
na początek musimy znaleźć nasz dom ─ zbeształa go delikatnie Hermiona, marząc o byciu jak
najdalej od chaosu lotniska. Spojrzała na Malfoya, który rozglądał się dookoła ze strachem, ale
kiedy zobaczył spojrzenie Hermiony, starał się wyglądać na zmęczonego i niezadowolonego, ale
dziewczyna wiedziała, że był oszołomiony tym, jak interesujący może być świat mugoli.
Hermiona uśmiechnęła się. Może to nie będzie dla niego aż takie złe.
***
─ Une taxi si-vous-plait ─ powiedziała Hermiona, starając się za wszelką cenę nie przekręcić
języka. Mężczyzna spojrzał na nią dziwnie, mrucząc coś pod nosem o turystach. Hermiona
poczuła czerwieniące policzki i szybko odwróciła się, łapiąc następną taksówkę.
─ Hej! Tutaj! ─ krzyknęła tryumfująco, wskazując na zbliżający się samochód. Malfoy spojrzał
na nią z ukosa, a jego brwi uniosły się w niemym geście pytania.
─ Co? ─ zapytała, wciągając swoje rzeczy do taksówki, która wjechała na krawężnik.
─ Nic ─ wymamrotał Malfoy, patrząc w bok. Szczerze mówiąc, był zdumiony, jak łatwo
przyszedł jej powrót do mugolskiego świata. I po raz pierwszy był zadowolony, że utknął gdzieś
z Granger.
Ona przynajmniej wiedziała, co robi.
_________________
Rozdział czwarty ─ Numer dwanaście
Gramoląc się z taksówki, Hermiona zatrzymała się, by głęboko zaczerpnąć świeżego powietrza.
Podróż samochodem nie pomogła jej się rozluźnić, zwłaszcza z Malfoyem, dręczącym ją
pytaniami przy każdym zakręcie. Na dodatek kierowca pomylił drogę. Cudem było, że koniec
końców dotarli na miejsce. Stojąc teraz przed domem, dziewczynie łatwiej było się zrelaksować.
Przynajmniej ta część była zrobiona. Byli w domu.
Dziękując kierowcy, Hermiona wręczyła mu plik banknotów i czekała, aż wyciągnie kufry.
Podróż zajęła im dwie godziny, a doliczając ich niefortunny objazd, kosztowała ich niemałą
fortunę, ale dziewczyna była zbyt szczęśliwa, by się tym przejmować. Dotarli do domu i teraz
była pewna, że będzie musiała zabrać się do organizowania wszystkiego.
Po wyładowaniu toreb, kierowca wrócił do taksówki, mamrocząc niezrozumiale, chociaż
Hermiona wątpiła, by było to coś pochlebnego. Ku głębokiemu rozczarowaniu mężczyzny, Draco
nie wyczerpał swojego limitu pytań do Hermiony i upierał się przy każdorazowym sprawdzaniu
zgodności jej odpowiedzi z nim, co zaczynało go powoli irytować.
Hermiona odwróciła się w stronę domu, daremnie próbując podnieść swój kufer. Wyglądał, jakby
przez cały ten dzień przybrał na wadze i jakiekolwiek nadzieje na podniesienie go z ziemi zostały
pogrzebane, gdy zmęczone ręce dziewczyny ugięły się pod jego ciężarem.
─ Minęła już pora snu? ─ zapytał Draco, uśmiechając się złośliwie. Hermiona przewróciła
oczami.
─ Może weźmiesz te kufry, a ja otworzę mieszkanie? ─ powiedziała spokojnie, nie zwracając
uwagi na jego pytanie.
Przed wejściem do domu, Hermiona zatrzymała się, rozglądając się po otoczeniu. Stała obok
wielkiej, kolistej fontanny, błyszczącej w świetle księżyca. Przed nią były ogrody i ogromne
rondo z poruszającymi się po nim samochodami, pomimo późnej pory. Rondo było wybudowane
wokół jakiegoś posągu lub pomnika i wyglądało jakby była to rezydencja w parku, ponieważ
Hermiona potrafiła zrozumieć długą drogę prowadzącą do domu. Otoczony był dużą, imponującą
bramą. Dziewczyna zauważyła, że była otwarta również publicznie, ponieważ pary, trzymające
się za ręce ciągle przez nią przechodziły. Miasto było stare, ale nawet w ciemności Gryfonka
mogła powiedzieć, że jest również piękne. Tak jakby było jakimś rzadkim zabytkiem, elegancko
zajmując miejsce pomiędzy gwarą aktywności.
Za sobą, Hermiona rozpoznała wejście do ogromnego sklepu handlowego, wypełnionego
nocnymi kupującymi. Uśmiechnęła się na myśl, w jak fantastycznym miejscu się znajduje (nie
żeby chciała to przyznać przed Draco) i nie mogła doczekać się odkrywania. Uśmiechnęła się na
myśl afiszowania się swoją wiedzą na temat miasta. Jednak zanim mogła zrobić cokolwiek
innego, Malfoy znalazł się tuż za nią.
─ Granger, przestań rozglądać się dookoła i wchodź do środka! ─ warknął, sapiąc z powodu wagi
kufrów.
─ Uspokój się, gdzie jest karta informacyjna? ─ zapytała Hermiona, wracając do rzeczywistości.
Draco pogrzebał w swojej kieszeni i wręczył dziewczynie pognieciony fragment papieru.
Przeglądając go szybko, Hermiona spojrzała na adres i zwróciła się w kierunku mieszkań nad
sklepem. Używając klucza, który im dostarczono, otworzyła drzwi i weszła na korytarz.
Pierwszą rzeczą, jaką zauważyli było to, jak niewłaściwie byli ubrani w porównaniu do reszty
znajdujących się tam ludzi. Z pewnością był to drogi, wyższej klasy budynek. Starając się
ignorować spojrzenia, jakimi była obdarzani, dziewczyna odważnie podeszła do kontuaru.
─ Bonjour, mademoiselle ─ powiedział mężczyzna za katedrą. Hermiona uśmiechnęła się
zmęczona.
─ Eee… cześć. Jestem Hermiona Granger, a to jest Draco Malfoy. Szukamy mieszkania numer
dwanaście. ─ Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie, przytakując jej głową.
─ Jedną minutkę, si vous plait ─ powiedział mężczyzna z silnym akcentem. Szybko przeglądając
książkę, zaznaczył kwadracik i spojrzał na nią ponownie. ─ Za mną.
Hermiona skinęła na Malfoya, który łowił wzrokiem ładną brunetkę w jedwabnej, czarnej
sukience i dopasowanej biżuterii. Rozmawiała po francusku z elegancką kobietą, która, jak
przypuszczała Hermiona, była jej matką. Pomimo spojrzeń, dziewczyna nie zauważyła Malfoya,
lub po prostu go ignorowała.
Hermiona nie mogła zaprzeczyć, że Malfoy był przystojny, ale wiedziała, że dziewczyna nie jest
nim zainteresowana z powodu jego ─ lub raczej ich ─ ubrań. Każdy ─ nawet ludzie, którzy tylko
siedzieli dookoła, byli znacznie wytworniejsi od niej i samymi sobą stanowili znak dobrego
smaku i elegancji.
Malfoy nie kłopotał się z zakładaniem mugolskich ubrań i miał na sobie swoją szatę, którą
zaskarbił sobie zyskanie kilku dziwnych spojrzeń. Chociaż patrząc na jego twarz, Hermiona
mogła tylko zgadywać, że notuje w pamięci, aby zaopatrzyć się w ubrania, które pozwoliłyby mu
na wpasowanie się. Dziewczyna miała trochę lepiej; jej strój składał się z bluzy i dżinsów, ale
oczywiście to nie było ubranie pasujące do tego otoczenia.
Ich ubrania były jednak ostatnią rzeczą, którą zaprzątała sobie głowę Hermiona, ponieważ była
podekscytowana ich nowym mieszkaniem. Jeśli było równe standardom ludzi w holu, musiało
być niezłe. Hermiona miała nadzieję, że o to chodziło. McGonagall wiedziała, że ta para będzie
ciężka i dlatego dziewczyna przypuszczała, że nauczycielka zrobiła wszystko, co w jej mocy,
żeby zapewnić im przyjemne zakwaterowanie.
Przywołali windę, a następnie do niej wsiedli. Portier wcisnął dwunastkę, najwyższe piętro i z
łoskotem powoli ruszyli w górę. Hermiona rzuciła spojrzenie na Draco ─ nie była pewna, czy
kiedykolwiek wcześniej był w czymś takim. Patrząc na niego, nie był. Wcisnął się w róg, jakby
szukając tam ratunku, ponieważ nie było niczego, czego można było się przytrzymać i wyglądał,
jakby za chwilę miał dostać ataku paniki. Patrzył w górę, a Hermiona mogła usłyszeć, jak
próbuje normalnie oddychać. Dziewczyna westchnęła, wiedząc jak przerażające to może być dla
kogoś, kto nigdy wcześniej nie był w windzie. Wyglądał trochę beznadziejnie, ale Hermiona nie
miała nawet czasu, by go żałować, ponieważ kiedy tylko poświęciła temu chwilę uwagi, byli już
na miejscu.
Było tam troje drzwi; jedne po lewej stronie oraz dwoje po prawej. Wszystkie prowadziły
korytarzem, a klucze portiera zabrzęczały w jego kieszeni, gdy doszli do ostatnich drzwi po
prawej. Wyciągnął klucz i otworzył im drzwi.
─ Khlucz jest nha sthole ─ powiedział, uśmiechając się do Hermiony. ─ Bonne nuit!
Po tym stwierdzeniu, już go nie było. Draco pierwszy wszedł do mieszkania i Hermiona mogła
powiedzieć, że był całkiem usatysfakcjonowany.
─ Nie jest źle ─ zamyślił się, ciągnąc kufry po podłodze i kładąc je obok kanapy. Hermiona
szybko za nim weszła, rozglądając się po pomieszczeniu.
Jedna ze ścian była wykonana ze szkła i na wprost Hermiona mogła widzieć zapierający dech w
piersiach widok. Dzięki niej, światła miasta oświetlały pokój, co było pomyślne, gdyż mieszkanie
było dość przyćmione. Wnętrze miało nowoczesny wygląd, a pomieszczenie, do którego weszła,
składało się z pokoju dziennego, jadalni i kuchni, połączonych w jedno.
Salon wyposażony był w ogromną, czarną, skórzaną kanapę i dopasowany, czarny fotel, które
otaczały duży, biały kominek. Dookoła niego było rozrzuconych kilka białych dywaników, które,
jak zauważyła Hermiona, były idealnym miejscem do czytania. Obok fotela stał szklany stolik,
na którym stała paczka. Dziewczyna zdecydowała najpierw zwiedzić mieszkanie, a dopiero
później ją otworzyć.
Kuchnia miała wyraźny, czarno ─ biały wystrój, który był absolutnie wspaniały. Była w pełni
wyposażona i zawierała duży ekspres do kawy, za który Hermiona sekretnie była wdzięczna.
Światła zwisały nad ogromnym aneksem kuchennym, otoczonym kilkoma barowymi krzesłami.
Kierując się w stronę lodówki, Hermiona wsadziła do niej głowę i zauważyła, że była kompletnie
pusta. Zanotowała w myślach, że musi później zrobić zakupy.
Hermiona dostrzegła Malfoya, nalewającego szkocką whisky do dwóch kieliszków. Dziewczyna
przewróciła oczami. Powinna wiedzieć, że pierwszym, co znajdzie chłopak, będzie barek.
─ Proszę ─ powiedział pogodnie, wyciągając kieliszek w kierunku dziewczyny, ale ona
potrząsnęła głową. Nie była w nastroju na picie ─ i zdecydowanie nie z Malfoyem. ─ Dzięki
temu zaśniesz szybciej ─ zwrócił uwagę Draco, wciskając kieliszek w ręce dziewczyny. ─ Zaufaj
mi ─ kontynuował poważnie chłopak i uśmiechnął się, kiedy Hermiona upiła łyczek.
─ Czym się tak cieszysz? ─ zapytała Hermiona, kaszląc lekko, gdy płyn palił jej gardło.
─ To mieszkanie nie jest takie złe ─ przyznał Draco, a następnie, widząc zadowolony uśmiech
Hermiony, nagle dodał ─ chociaż nie umywa się do Malfoy Manor.
─ Jest wspaniałe ─ przyznała Hermiona ─ a nawet nie widziałam jeszcze jadalni.
─ Tak, cóż, idę sprawdzić moją sypialnię ─ powiedział Draco, znikając w jednym z pokoi.
Hermiona obserwowała jak wychodził, zanim skierowała się do kuchni, gdzie stał ogromny,
szklany stół. Przygotowany był dla sześciu osób, z przepięknymi talerzami, kubkami i sztućcami.
Wyglądało to tak, jakby spodziewali się gości z arystokratycznego otoczenia.
─ Mamy problem ─ ogłosił głośno Draco, wychodząc z pokoju. Hermiona jęknęła.
─ Pozwól mi skończyć oglądać, a później go rozwiążę ─ odkrzyknęła Hermiona, kierując się w
stronę sypialni, w której zniknął Malfoy. ─ O co chodzi?
─ Sama zobacz ─ powiedział Draco, uśmiechając się złośliwie i wskazując na pokój.
Hermiona podeszła do drzwi, zerkając do środka. Sypialnia była ogromna, z gigantycznym
balkonem na zewnątrz szklanej ściany. Pokój wyglądał na zabytkowy i bardziej imponujący,
pomyślała Hermiona, niż nowoczesne dekoracje gdzie indziej. Na środku pokoju był prosty
żyrandol i duża toaletka naprzeciwko łóżka z baldachimem. Jedynego łóżka, jak zauważyła
Hermiona.
Fantastycznie.
_________________
Rozdział piąty — Pan Riley
— O nie, nie ma mowy, żebym spała w tym samym łóżku, co ty — nigdy!
Hermiona była wściekła. Nie przewidziała tego! Musiała zajść jakaś pomyłka. Gdyby wiedziała o
tym, że będzie żyła i dzieliła jedno łóżko z Malfoyem, nigdy nie zgodziłaby się na ten cały
program.
— Zachowujesz się tak, jakbym to wszystko zaplanował — odpowiedział chłodno Draco,
łagodnie wyprowadzając ją z pokoju. Hermiona jęknęła na widok jego zarozumiałego uśmiechu.
Tak jakby cieszył się jej bólem. Chłopak odwrócił się z ciągle wymalowanym uśmiechem na
twarzy. — Bonne nuit, mon petit.
Hermiona zaniemówiła. Nie tylko wyrzucił ją z jedynej sypialni w mieszkaniu, ale też mówił po
francusku!
— Co ty, na Merlina, sobie myślisz?! Nie możesz tak po prostu zająć sypialni! Nie możesz mnie
tak zostawić! I gdzie nauczyłeś się francuskiego?! — krzyczała Hermiona, waląc w ciężkie,
dębowe drzwi. Wydawało jej się, że z wnętrza słyszy jakieś odgłosy śmiechu, chociaż nie była
pewna. Dziewczyna kipiała ze złości. — Szkoda, że nie możesz rzucić Silencio na drzwi, ty
bezwartościowy dupku, bo będę tu przez całą noc!
Hermiona poczuła się trochę winna wiedząc, że sąsiedzi prawdopodobnie słyszą wszystko, ale
nie powstrzymało jej to. On nie może mnie tak po prostu wywalić! To też jest moje mieszkanie,
pomyślała Hermiona. To było nie w porządku, że zajął jedyną sypialnię. Powinniśmy
przynajmniej ustalić jakąś taryfę!
Hermiona kontynuowała krzyczenie i łomotanie w drzwi, zdeterminowana do tego, aby Malfoy
ją usłyszał. Była na tym tak skupiona, że nie zdała sobie sprawy z tego, że otworzył drzwi i
ledwie uniknął uderzenia w twarz tylko dlatego, że w porę złapał jej pięść. Hermiona
podskoczyła na skutek niespodziewanego dotyku, czerwieniąc się pod stalowym wzrokiem.
— Nigdy więcej tego nie rób — zażądał cichym i zimnym głosem Malfoy. Hermiona zacisnęła
usta.
— Nie miałam nawet możliwości przedstawić swoich racji zanim przywłaszczyłeś sobie ten
pokój! — sprzeczała się Hermiona, będąc nieco wkurzoną tym, jak dziecinnie się poczuła.
Nienawidziła, że Malfoy potrafił ją do tego doprowadzić.
— Słuchaj Granger, albo możesz dzielić łóżko ze mną — Draco uśmiechnął się złośliwie — albo
wygodnie spać na kanapie. Rzecz w tym, że nie oddam tego pokoju.
— Wiesz, co — zaczęła Hermiona z większą pewnością, niż przypuszczała — to łóżko wygląda
na za duże dla dwóch osób — dziewczyna zrobiła przerwę, rozkoszując się widokiem
oszołomionego Malfoya. Wiedziała, że nie oczekiwał jej sprzeciwu, ale teraz to on był tym, który
wyglądał na lekko zażenowanego.
— Jak chcesz — powiedział w końcu Malfoy, spacerując po pokoju.
Hermiona z wrażenia zamknęła usta. Miała raczej nadzieję, że chłopak będzie zdegustowany jej
propozycją tak, że sam wybierze kanapę, ale tego nie zrobił, a ona przecież nie mogła spać w tym
samym łóżku, co… on?!
W końcu, pod wielką presją, Hermiona pobiegła do pokoju. Malfoy lekko zachichotał i zamknął
drzwi. Wzdychając, dziewczyna zwróciła się w kierunku kanapy. Nie może być aż tak
niewygodna… Zamykając oczy, natychmiast zasnęła. Ten długi dzień mocno dał się jej we znaki.
***
Hermiona miała zasłonięte oczy.
Jednak pomijając to, dziewczyna mogła poczuć chłodną bryzę, omiatającą jej twarz, powodując
dreszcze, rozchodzące się po całym ciele. Czuła się, jakby unosiła się nad wodą, z twarzą
zwróconą ku górze i czuła rosnącą panikę, dopóki czyjeś ramiona nie objęły jej w tali. Powoli
wypuszczając powietrze, Hermiona uśmiechnęła się. Poczuła się bezpieczna — jakby nic nie
mogło jej zranić, kiedy była w objęciach tajemniczych ramion.
— W porządku, Hermiono, chodź za mną — wyszeptał ochryple głos, wprost do jej ucha.
Lekko ją popychając, chłopak prowadził Hermionę w dół ścieżką, którą tylko on mógł zobaczyć.
Była przerażona wiedząc, że była na jakimś wysokim wzniesieniu i prawdopodobnie w
niebezpieczeństwie. Było niesamowicie cicho i jedynym dźwiękiem, jaki mogła usłyszeć
Hermiona, były odgłosy ich kroków po ziemi.
— Wystaw ręce — nakazał głos, a później dodał łagodniejszym tonem. — Nie pozwolę ci upaść.
Hermiona wyciągnęła ręce, podświadomie czując parapet.
— Zdejmę teraz opaskę — powiedział chłopak, a Hermiona zaczęła szybciej oddychać.
— Nie odchodź — wyszeptała niepotrzebnie, gdy tajemniczy chłopak rozwiązał opaskę i
odrzucił ją na bok.
— Otwórz oczy!
Hermionie zaparło dech w piersiach, patrząc na rozciągającą się scenę. Spoglądali na miasto,
mieniące się w śniegu i oświetlone poświatą księżyca. Hermiona natychmiast zdała sobie sprawę
z tego, że znajduje się na najwyższym piętrze wieży Eiffla, blisko i bezpiecznie trzymana przez
tajemniczego nieznajomego. Odwracając się, dziewczyna uśmiechnęła się, a jej twarz rozjaśniła
się w uwielbieniu.
— Och, Draco, to jest idealne! — wyszeptała, nachylając się do pocałunku.
— Hermiono… Chcę ci to dać — Draco sięgnął do kieszeni, szukając…
***
Hermiona raptownie obudziła się, a jej umysł pracował na wysokich obrotach. Czy właśnie miała
sen o Draco Malfoyu?! Już na samą myśl o tym miała dreszcze przerażenia, biegnące wzdłuż
kręgosłupa. Wyskakując z łóżka, dziewczyna skierowała się w stronę balkonu, z nadzieją, że
pozbędzie się tego, co właśnie się stało. Niestety, nie miała czasu na analizę snu, gdy w chwili,
kiedy wyszła na zewnątrz, zawołał w jej kierunku radosny głos.
— Dzień dobry!
Hermiona pisnęła przerażona i spojrzała na mężczyznę stojącego na balkonie obok.
— Piękny widok, prawda? Byłem tutaj raz, na wakacjach, a kiedy wróciłem do Anglii, nie
mogłem pozbyć się tego obrazu z mojej głowy — powiedział, machając ręką dookoła. Miał
elegancki, angielski akcent i był ubrany w garnitur. Wyglądał na nieco starszego i miał jedne z
tych podkręconych wąsów. Hermionie wydawał się dziwne podobny do Dumbledore’a, tyle że
niższego i mugola. Było w nim coś przystępnego i miłego, dlatego Hermiona uśmiechnęła się i
pozwoliła mu kontynuować. — Ostatecznie zdecydowałem się wrócić i oto jestem! —
Zachichotał. — Więc jesteście nową parą, zatrzymującą się tutaj, prawda?
— Cóż, nie powiedziałabym, że jesteśmy parą — nawet nie przyjaciółmi — ale tak,
zatrzymaliśmy się tutaj we dwoje — powiedziała niezręcznie Hermiona. Nie wiedziała jak wiele
wyjaśnić mężczyźnie i poczuła, jakby już przekroczyła dozwolone granice.
— To wyjaśnia wczorajsze krzyki — powiedział, uśmiechając się do niej wszechwiedząco.
Hermiona zaczerwieniła się, ale poczuła się lepiej, kiedy wzruszył ramionami, jakby to nie miało
znaczenia. — Ach, mademoiselle, wszyscy mamy małe wzloty i upadki — podsunął życzliwie.
— Jest mi naprawdę strasznie przykro, chociaż ja naprawdę rzadko się tak zachowuję! —
mężczyzna tylko ponownie wzruszył ramionami.
— Jak powiedziałem, mamy swoje wzloty i upadki — śmiejąc się ponownie, spojrzał na swój
zegarek. — Czas na śniadanie — zachichotał jowialnie. — Znam niedaleko cudowną piekarnię.
Dołączysz do mnie? — zapytał, ponownie odwracając twarz do Hermiony, która zawahała się
tylko przez moment, a następnie kiwnęła głową. W normalnych warunkach nigdy nie zgodziłaby
się tak szybko, w szczególności na zaproszenie kogoś, kogo właśnie poznała, ale głównym celem
projektu była nauka samodzielnego życia w mieście. Była wolna i mogła robić to, na co miała
ochotę. Nie wspominając o tym, że w mieszkaniu nie było żadnego jedzenia, a ona była głodna.
— Tylko się przebiorę — powiedziała, wskazując sypialnię. Mężczyzna kiwnął potakująco.
— Oczywiście — i nie przejmuj się pieniędzmi, dzisiaj wszystko jest na mój rachunek.
Hermiona zawahała się.
— Na pewno to nie jest żaden problem?
— Jestem przekonany, że nie jest to problem dla kogokolwiek, z mieszkańców tych mieszkań —
zaśmiał się. — Spotkamy się w holu za dwadzieścia minut, dobrze?
— Oczywiście! — powiedziała szybko, pędząc do pokoju. Uśmiechnęła się.
Przynajmniej mam jednego przyjaciela.
Dwadzieścia minut później, Hermiona czekała w holu.
Był kompletnie pusty, nie licząc recepcjonisty, który uśmiechnął się do niej. Nie kłopotała się z
myciem włosów, więc związała je w ciasny kok, próbując wyglądać na tyle wyrafinowanie, na ile
tylko mogła. Założyła dżinsy i marynarkę, z białą bluzką pod spodem — zdecydowane
ulepszenie wcześniejszego ubioru, chociaż Hermiona nadal czuła brak zdecydowanej pewności.
Chciała jednak spróbować i zaimponować swojemu sąsiadowi.
— Gotowa? — zapytał mężczyzna, a Hermiona wstała, wystraszona jego nagłym pojawieniem
się. — Bardzo przepraszam, ale właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że nie zapytałam o twoje
imię! — Hermiona uśmiechnęła się.
— Hermiona Granger — przedstawiła się, patrząc na niego. Mężczyzna uśmiechnął się.
— Antoine Riley — potrząsnął ręką Hermiony. — Miło mi cię poznać, panno Granger.
— Przyjemność po mojej stronie, panie Riley — uśmiechnęła się radośnie. Zapomniała już, jak
uprzejmy był świat mugoli. Żaden czarodziej lub czarownica nie witaliby jej w taki sposób.
Zdecydowanie wolała ten mugolski.
Z pokrzepiającym uśmiechem wyszli.
***
Hermiona i Antoine szli przez chwilę, kiedy skręcili w boczną uliczkę i zauważyli znak
niewielkiej piekarni na rogu, kilka sklepów przed nimi.
— Mają tam najlepsze rzeczy na świecie — powiedział pan Riley. — To jak ciastkarnia, et une
boulangerie, w jednym!
— Mam nadzieję, bo umieram z głodu — powiedziała Hermiona, starając się stłumić burczenie
w brzuchu. Antoine zaśmiał się, kierując się w stronę piekarni. Nagle Hermiona poczuła ciepły,
rozkoszny zapach, dochodzący z niewielkiego sklepu. Jej brzuch zaburczał ponownie.
Śmiejąc się, obydwoje weszli do środka.
***
Otwierając drzwi do mieszkania, Hermiona pożegnała się z panem Riley i po raz kolejny
podziękowała mu za śniadanie. Całkowicie udowodnił, że jest sąsiadem — nie tylko kupił jej coś
do jedzenia, ale również upewnił się, że zabrała kilka torebek pieczywa ze sobą. Następnie, w
podróży do domu zaoferował Hermionie naukę francuskiego, jeśli ta kiedykolwiek byłaby
zainteresowana. Zadowolona, że zdobyła trwałego przyjaciela, dziewczyna wróciła do
mieszkania z rękoma pełnymi torebek przepysznego, francuskiego jedzenia, które aż prosiło się,
by wbić w nie zęby.
Cicho wchodząc do środka, by nie przeszkadzać chłopakowi, Hermiona była zaskoczona widząc
go siedzącego na kanapie, plecami odwróconymi w jej stronę.
Odwracając się, podskoczył w miejscu.
— Granger! — powiedział, oddychając wolno. Wyglądał na spiętego, jakby się o nią martwił. —
Nigdy więcej tego nie rób! — krzyknął rozdrażniony, brzmiąc jak rozzłoszczone dziecko.
Hermiona nie mogła powstrzymać się od śmiechu, jednocześnie czując się trochę winna.
— Przepraszam, Malfoy — powiedziała nieprzekonywująco. — Za to przyniosłam śniadanie! —
dodała. Draco nawet nie zwrócił na to uwagi.
— Widziałaś? — zapytał, machając paczką przed jej nosem. — To z Hogwartu.
_________________
Rozdział szósty — Mandela Rai
— Och, pamiętam, widziałam to wczoraj — przyznała Hermiona. Siadając na kanapie,
wyciągnęła dwa rogaliki z torby i wręczyła jednego Malfoyowi. Biorąc go z krótkim skinięciem
głowy, chłopak otworzył paczkę.
Wyciągając list, zaadresowany do ich obojga, Hermiona przeczytała na głos:
Drogi panie Malfoy i panno Granger,
Gratulacje z ukończenia pierwszego zadania, jakim było bezpieczne dotarcie do waszego domu!
Podczas pobytu w Paryżu, będziecie musieli zaliczyć kilka innych zadań lub projektów, w celu
uzyskania dobrego stopnia.
Oto zadania:
—kupić mugolski aparat cyfrowy i, dla udowodnienia jego posiadania, zrobić zdjęcie. Jedno lub
dwoje z was muszą się na nim znajdować (musicie również wywołać to zdjęcie w mugolskim
sklepie przed końcem trzeciego tygodnia),
— zatroszczyć się o powrót do Hogwartu (rezerwacja/kupno biletów, dostanie się na lotnisko,
King’s Cross, etc., etc.),
— korespondencja z przyjaciółmi przez mugolską pocztę (adresy w środku),
— iść na wieżę Eiffla oraz do Luwru nie korzystając z taksówki i próbując pytać nieznajomych o
drogę,
— używając laptopa, znaleźć pięć restauracji w Paryżu i zjeść w nich obiad,
— iść do sklepu DIY i kupić jakieś meble (np. stół, szafka, etc.), farbę i pomalować je,
— sfilmować siebie i swojego partnera, rozmawiających po francusku,
— zrobić jakikolwiek projekt muzyczny, gdy będziecie w innym miejscu, niż wasze mieszkanie i
gdzie znajdziecie możliwość do odtwarzania muzyki i słuchania jej,
— obejrzeć francuski film i opowiedzieć o nim w pięciu zdaniach,
— zaprosić kilku znajomych na obiad.
W paczce znajduje się również ‘konwerter’, który pozwoli wam na wymianę czarodziejskich
monet na Euro, na wypadek, gdybyście ich potrzebowali. Pamiętajcie jednak, że jest on
sprawdzany, aby zweryfikować, jak dużo dodatkowych pieniędzy wydajecie, co będzie miało
wpływ na rezultat konkursu. Jest tam również karta kredytowa (kod: 2993), na której znajduje się
pięćset Euro. Laptop został umieszczony w waszej sypialni, panna Granger powinna być w stanie
wyjaśnić zasady jego użytkowania, a dodatkowo, jest on podłączony do Internetu. Jeśli
kiedykolwiek znajdziecie się w niebezpieczeństwie lub będziecie mieć problemy, zostaniemy o
tym magicznie powiadomieni. Oprócz tego, reguły są dość proste.
Zakaz magii przez trzy tygodnie.
I jako dodatkowe zadania, obydwoje będziecie pracować.
Panna Granger jest sekretarką pana Riley, dyrektora Bols Bank (4, Foisque Street)
Poniedziałek — Piątek 10:30 —16:30
Sobota 10:30 — 15:30
Pan Malfoy będzie pracował w domu towarowym na Saks Fifth Avenue, w sekcji odzieży
damskiej.
Poniedziałek — Piątek 10:15 — 16:40
Sobota 9:45 — 15:30
Wasze zarobki będą automatycznie przekazywane na konto.
Każde z was otrzyma również pamiętnik. Nie jest obowiązkiem pisać w nim codziennie, lepiej
jednak będzie robić to tak często, jak to możliwe, jakkolwiek nie będziemy ich oceniać. To tylko
ku pamięci.
Powodzenia i bawcie się dobrze.
Z poważaniem,
Profesor M. McGonagall
Hermiona, kończąc czytać, zajrzała do paczki po listę adresów, kartę kredytową, konwerter i
pamiętnik.
Wyciągnęła go i otworzyła. Różowy, typowy dla dziewczyn, w środku w linię. Nie był
zdumiewający, ale miał małe zamykanie z kluczykiem na łańcuszku, który nadawał się do
noszenia na szyi. Zakładając go, dziewczyna rozglądnęła się za resztą rzeczy.
Malfoy z dziwnym wyrazem twarzy trzymał kartę kredytową. Odkładając ją na stół, spojrzał na
swój własny pamiętnik.
Hermiona wzięła do ręki listę adresów i szybko przebiegła po niej wzrokiem. Śmiejąc się,
zauważyła, że Newille został przydzielony do Pansy. Malfoy zaglądnął jej przez ramię, również
studiując listę. Dziewczyna zwykle nienawidziła, kiedy ludzie stali za nią i usiłowali czytać,
dziwnym trafem jednak nie wyglądało na to, żeby obecność Malfoya jej przeszkadzała.
Ponownie analizując listę, obydwoje usiedli na kanapie.
— Co myślisz o tych zadaniach? — zapytała Hermiona, próbując nawiązać rozmowę i przerwać
niezręczną ciszę, która między nimi zapadła.
— Niektóre wydają się być w porządku — Draco wzruszył ramionami, jakby było mu wszystko
jedno.
Przeglądając kartkę ponownie, Hermiona pokiwała twierdząco głową.
— Wygląda na to, że będziemy się dobrze bawić — powiedziała z uśmiechem, próbując być
miła.
— Lepiej, żeby tak było — wymamrotał Draco, relaksując się na kanapie z rękoma założonymi
pod głowę.
— Byłeś kiedykolwiek w Paryżu? — zapytała, odwracając się w jego stronę.
— Tak, z matką — wycedził zirytowany, jakby Hermiona była zobowiązana to wiedzieć.
Lekko się uśmiechając, dziewczyna kiwnęła głową.
— Jest coś, co chcesz lub potrzebujesz dzisiaj zrobić? — spytała.
— Raczej nie.
— Cóż, może powinniśmy kupić aparat i coś do jedzenia. Lodówka jest pusta, a to — Hermiona
wskazała na zakupy, które zrobiła rano — nie wystarczy nam w nieskończoność.
— Może być.
— Och, i nie mam ochoty na gotowanie, więc może wyjdziemy gdzieś na obiad? —
zaryzykowała Hermiona, starając się nadać swojemu tonowi jak najbardziej neutralne brzmienie.
Nie chciała, żeby zabrzmiało to jak zaproszenie na randkę lub coś w tym stylu.
— Cóż, ja umiem gotować, ale wyjście też brzmi dobrze — zgodził się Draco, uśmiechając się
po raz pierwszy od rana. Nagle wydał się być zadowolony i zainteresowany. — Kiedy ostatni raz
tu byłem, razem z matką poszliśmy w jedno miejsce, coś w rodzaju klubu. Może tam się
wybierzemy!
Hermiona spojrzała na niego, lekko skonsternowana. Czyżby Malfoy był rozentuzjazmowany?
— Pamiętaj, że nie mamy za dużo pieniędzy — zauważyła sceptycznie Hermiona. Gdziekolwiek
by Malfoy i jego matka nie poszli, na pewno nie było to odpowiednie miejsce dla ich budżetu.
Śmiejąc się, Draco wyciągnął zwitek pieniędzy z jednej kieszeni.
— Powiedziałem ojcu, co się święci, a ten dał mi trochę ekstra pieniędzy.
Hermiona, starając się nie patrzeć potępiająco, próbowała przymknąć oko na fakt, że technicznie
rzecz biorąc, oszukują.
Malfoy, jakby wiedząc, o czym myśli dziewczyna, uśmiechnął się złośliwie.
Uwielbiam bycie bogatym! — pomyślał Draco. Jeśli zamierzał utknąć w mugolskim świecie na
trzy tygodnie, nie było szans na to, by robił to skromnie.
— Idziemy więc? — zapytała Hermiona, otrząsając się z zamyślenia. Malfoy wyglądał jakby
został przyłapany w środku myślenia o czymś intensywnie, ale pokiwał głową. — W porządku,
musimy się zbierać. — Malfoy ponownie kiwnął głową na zgodę, ale żadne z nich nie poruszyło
się.
Obydwoje czuli się dość komfortowo na kanapie, obserwując przez ogromne okno powoli
budzące się miasto. Minęło dwadzieścia krótkich minut, a żadne słowo nie zostało
wypowiedziane. Była to nieskrępowana cisza dla dwójki pogrążonych w myślach nastolatków,
zastanawiających się nad przyszłymi trzema tygodniami. Przyjemnie było siedzieć, mając powód
do zachowania ciszy, bez zbędnej presji wymuszonej rozmowy.
Powoli, zanim którekolwiek z nich zauważyło, pochylili się ku sobie. Hermiona poczuła, jak jej
głowa opiera się na ramionach Malfoya, ale zanim pozwoliła sobie na pełny relaks na jego klatce
piersiowej, podskoczyła, jakby coś ją poraziło. Czerwieniąc się lekko, gdy stanął obok niej,
Malfoy przeszedł obok, upewniając się, że otarł się lekko o nią i uśmiechnął.
— Idę się przebrać — wymamrotał.
Hermiona stała, myśląc gorączkowo nad tym, co do diabła właśnie się stało.
***
Drogi pamiętniku!
Cóż, to dzień pierwszy. Jest około 18:45 i Malfoy właśnie bierze prysznic, aby, cytuję:
„Wyglądać dobrze na obiad”, chociaż naprawdę nie wiem, komu chce zaimponować…
Byliśmy dzisiaj w mieście. Było bardzo zabawnie, a nawet nie widzieliśmy połowy z tego
wszystkiego!
W każdym razie, Malfoy zachowywał się dzisiaj dość dziwnie. Jak bardzo rozkapryszony
nastolatek. Rano, gdy wyszliśmy, był miły i skory do rozmowy. Jednak kiedy tylko opuściliśmy
budynek, zaczął zachowywać się jak totalny dureń, robiąc co w jego mocy, by przeszkadzać
mugolom i mi. Robił to z całkowitą świadomością, a kiedy poprosiłam, żeby przestał, zrobił się
jeszcze bardziej wkurzający. Jednak kilka minut później, kiedy weszliśmy do sklepu z aparatami,
zachowywał się jakby autentycznie był zainteresowany tym wszystkim. Ciągle zadawał pytania,
a mężczyzna za kontuarem był wręcz rozpromieniony tym, że ktoś może być tak zainteresowany
fotografowaniem. Był taki uprzejmy i kulturalny… Naprawdę, nigdy bym go o coś takiego nie
posądziła! Ale wtedy…
Hermiona zatrzymała się na chwilę, jęcząc na wspomnienie tego, co się stało. W końcu,
przykładając długopis do kartki, kontynuowała.
***
…ona potrafi być taka frustrująca! Ciągle mówi i mówi. „Paryż to…”, „Paryż tamto…” Szczere,
to mam już tego dość. Nie mam pojęcia jak Potter i Weasley mogli wytrzymać z tą kobietą
(chociaż wolę Wiem-To-Wszystko niż Pansy). Aparaty były całkiem w porządku — nie mogę
uwierzyć, że mugole potrafią wymyślić takie rzeczy bez magii! To niedorzeczne… W każdym
razie, po kupieniu aparatu, ona chciała fotografować wszystko! Co pięć metrów musieliśmy się
zatrzymać i, cytuję: „Och, musimy to pamiętać!” To takie wkurzające!
Nie mogę doczekać się wyjazdu.
Cóż, później wracaliśmy do domu, nie rozmawiając ze sobą. Chociaż jest szlamą, wolałbym
rozmawiać normalnie, niż w ogóle. Nie wiem dlaczego, ale poczułem się trochę winny.
Przypuszczam, że chciała wszystko zapamiętać, może nie powinienem na nią krzyczeć…
W każdym razie, myśli teraz, że biorę prysznic, bo idziemy na obiad. To to miejsce, w którym
byłem z matką. Mandela Rai czy jakoś tak. Mam nadzieję, że będę w stanie przypomnieć sobie
gdzie to jest…
Nie wiem nawet, dlaczego piszę w tym durnym pamiętniku! To musi być najgłupszy ze
wszystkich pomysłów, jakie kiedykolwiek McGonagall miała, trzymając go specjalnie na tę
okazję.
Chociaż Paryż jest nawet w porządku.
***
Pomijając fakt, że jest to mugolski klub, wielu obytych czarodziei często odwiedzało Mandela
Rai, co tłumaczyło, dlaczego Malfoy ze swoją matką tam obiadowali. Było to bardzo eleganckie i
wytworne miejsce i Hermiona od razu je polubiła.
— Jestem pełna — jęknęła dziewczyna, odchylając się od stołu z głupim uśmieszkiem na twarzy.
Unosząc brwi, Malfoy pokiwał z dezaprobatą. To był szykowny klub i jeśli jego rodzice
znaleźliby się w okolicy, byliby wściekli na przejaw takiej niegrzeczności. Granger oczywiście
nie dorastała w taki sposób jak on. W sumie, pomyślał Draco, nikt tak nie dorastał.
Nie byli skorzy do rozmowy, dlatego obiad minął w ciszy. Hermiona, która odezwała się do
Draco tylko raz w mieszkaniu (pytając jak ma się ubrać), miała na sobie ładną, czarną sukienkę,
podobną do tej, która miała dziewczyna w holu, jednak z pewnością znacznie tańszą.
Malfoy był ubrany w garnitur i jak zauważyła Hermiona, zyskał o wiele więcej spojrzeń od
dziewczyn, niż wcześniej.
Kiedy przybyli, rozmawiali w normalny sposób, prawie jakby nigdy nie było między nimi
żadnych kłótni, ale później Hermiona nalegała, by zamówili jedzenie po francusku, czego
zdecydowanie odmówił Draco. Wymieniane szeptami gorączkowe argumenty doprowadziły w
rezultacie do tego, że dziewczyna rozmawiała po francusku, a Malfoy nie.
Hermiona spojrzała na parkiet. Chociaż Malfoy wspominał, że jest to klub, był zdecydowanie
bardziej formalny niż inne, do których chodziła w wakacje. Ludzie nie wychodzili i była tam
raczej sala balowa, niż parkiet. Dziewczyna spoglądała na ludzi, który pełni gracji szeleścili i
wirowali w tańcu, a Malfoy, który obserwował, jakie spojrzenia rzuca Granger, zaledwie
westchnął. Nienawidził lekcji tańca cztery lata temu, ale jego matka nalegała. Każdy szanujący
się dżentelmen umie tańczyć. Jeśli ona wyobraża sobie, że ja poproszę ją do tańca, grubo się
myli, pomyślał Malfoy, przypominając sobie swoje solenne postanowienie unikania tańczenia,
chyba że jest to koniecznie potrzebne.
— Bonjour madame — zarówno Hermiona jak i Draco lekko podskoczyli na swoich siedzeniach
na skutek niespodziewanego głosu.
Był to mężczyzna, prawdopodobnie nieco starszy od Malfoya. Był bardzo przystojny i
dziewczyna nie miała zielonego pojęcia, dlaczego się do niej odezwał.
— Zatańczysz?
Głośno wciągając powietrze, Hermiona popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, jakby
mężczyzna był lekko szurnięty. Nikt jej nie poprosił do tańca — nigdy! Nawet podczas balu
Bożonarodzeniowego kilka lat temu, praktycznie musiała błagać Kruma, żeby wyszedł z nią na
parkiet!
Mężczyzna z uśmiechem wyciągnął rękę, którą Hermiona przyjęła.
Obserwujący wszystko Malfoy nagle raptownie wstał, głośno szurając krzesłem.
— Chwila — zaczął zapalczywie, rzucając swoją serwetkę na stół.
Mężczyzna odwrócił się w stronę Dracona, obdarzając go lekceważącym spojrzeniem i
kontynuował spacer z Hermioną przy boku. Malfoy nie zamierzał tego tolerować. Jedną sprawą
jest gardzić dziewczyną siedzącą obok ciebie, ale zupełnie inną, kiedy ktoś przypuszcza, że jest
ona do wzięcia. Nie miało to nic wspólnego z jakimikolwiek uczuciami w stosunku do Granger
(przynajmniej Draco był zdeterminowany, żeby tak sobie wmawiać), chodziło o honor.
— Ona jest ze mną — powiedział głosem, jakiego nauczył się od ojca. Był zaprawiony
złośliwością i całkowicie przekonywujący, ale nie wyglądało na to, aby zrobił na mężczyźnie
jakiekolwiek wrażenie. Stojąc przed nimi chwycił drugą rękę Hermiony, odsuwając ją od
mężczyzny i stawiając przy sobie, jakby był jej ochroniarzem.
Mężczyzna stanął przed Draconem ze zwężonymi oczami. Pomijając fakt, że Malfoy był
młodszy, był lepiej zbudowany i wyższy.
— Czy mógłbyś zostawić nas samych? — zapytał mężczyzna z ostrym, francuskim akcentem.
Hermiona mogła przysiąc, że robił się coraz bardziej wkurzony i jeśli Malfoy szybko nie
odejdzie, mogą być jakieś poważne kłopoty. Ciągle jednak nie potrafiła im przerwać.
— Nie! Ona jest ze mną!
Hermiona spojrzała w bok. Nie chciała stanąć przed wyborem, z którym mężczyzną wolałaby
zostać. Na swoje nieszczęście, nie miała o tym pojęcia.
Mężczyzna obszedł Malfoya i ponownie chwycił Hermionę za rękę, jakby była jakąś szmacianą
lalką i kontynuował marsz w stronę parkietu.
Malfoy nie musiał niczego mówić, po prostu chwycił mężczyznę za ramię i obrócił go dookoła.
Ponownie stali twarzą w twarz, ale tym razem Draco nie tracił czasu — uderzył go pięścią.
Mocno.
Mężczyzna zatoczył się od ciosu i natychmiast w tłumie powstało zamierzanie. Zanim Hermiona
mogła zbesztać Malfoya lub pomóc poszkodowanemu, chłopak wziął ją za rękę i wyprowadził z
restauracji, rzucając kilka banknotów na stolik.
Szybko otwierając drzwi, wyszli na zewnątrz, gdzie uderzyło ich zimne, przenikliwe powietrze.
Zadziałało to na nich tak, jakby nagle obudzili się po całym dniu drzemania i zdali sobie sprawę z
tego, co właśnie się stało.
— Malfoy, ja… — zaczęła łagodnie Hermiona.
— Słuchaj, po prostu nic nie mów, ok? Wiem, że jesteś zła, ale przymknij się na minutę! — uciął
zmęczonym i zirytowanym głosem Draco.
— Nie, Malfoy, ja tylko… — kontynuowała potulnie Hermiona.
Wzdychając dramatycznie, chłopak zatrzymał się i spojrzał na nią.
— W porządku, usłyszmy to. Jak długo zamierzasz na mnie krzyczeć? — zapytał, spoglądając na
zegarek dla uzyskania lepszego efektu.
— Ech... uratowałeś mnie — przyznała nieśmiało, wpatrując się w swoje ręce.
Malfoy, który raczej nie spodziewał się takiej reakcji, spojrzał na nią zakłopotany.
— Cóż — powiedziała, czerwieniąc się i patrząc na swoje stopy — nie potrafię tańczyć.
Malfoy uśmiechnął się, ale zanim mógł cokolwiek powiedzieć, usłyszał charakterystyczny klik!
Jęknął.
Cholerny aparat.
_________________
Rozdział siódmy ─ Saks Fifth Avenue
Hermiona wraz z Draco szli przez ciemne ulice w kierunku domu. Dla obojga był to długi dzień i
pomijając fakt, że wieczór dopiero się zaczynał, czuli potrzebę powrotu do mieszkania. Musieli
przemyśleć jutrzejszy początek nowych zadań, jak słusznie zauważyła Hermiona.
Odpowiedzią Malfoya było ciche biadolenie bez składu – chociaż Hermiona nie zadała sobie
trudu by go zrozumieć. Szczerze wątpiła, by było to coś grzecznego.
Kiedy Hermiona po raz pierwszy zrobiła zdjęcie, Malfoy wyglądał na wkurzonego, uskarżając
się głośno na błysk flesza i przeklętego fotografa, ale po chwili dziewczyna mogła powiedzieć, że
jego złość była bardziej na pokaz, niż naprawdę. Chciał je usunąć, ale Gryfonka zdecydowanie
odmówiła, argumentując to stwierdzeniem, że jest to jedyne zdjęcie, na którym chłopak się
uśmiecha, dlatego powinno być udokumentowane.
─ Och, Malfoy, spójrz! – zapiszczała nagle Hermiona, wskazując na jedną z wystaw sklepowych.
Była ciemna i opuszczona, ale jasnym było, co jest w środku. – To wypożyczalnia filmów!
Draco lekko zmarszczył brwi.
─ Co? – zapytał, powodując uśmiech na twarzy Hermiony. Prawdopodobnie nie wiedział nawet,
co to telewizja, nie mówiąc o filmach.
─ To do telewizora. Wiesz, to czarne pudło w mieszkaniu, na którym wyświetlane są obrazki. Na
pewno widziałeś również to mniejsze pudełko, odtwarzacz. Cóż, możesz włożyć do niego płytę i
będziesz miał określony film – wyjaśniła szybko Hermiona, przyciskając twarz do szyby,
próbując zajrzeć do środka.
Było tam kilka nowości, ale większość wyglądała na klasykę i dziewczyna była zachwycona,
notując w pamięci lokalizację, tak, by mogła tu wrócić, kiedy będzie otwarte.
─ Film? ─ pytał Draco, ale Hermiona go ignorowała, szybko przebiegając wzrokiem po tytułach.
Chociaż wyglądał na roztargnionego, pewnie i tak zignorowałby jej odpowiedź.
Po chwili dziewczyna odkleiła się od szyby, ciesząc się, że znalazła jakąś formę rozrywki tak
blisko mieszkania. Po długim tygodniu pracy, prawdopodobnie będzie umierać dla
półtoragodzinnego relaksu – nawet, jeśli miało to być zwykłe oglądanie filmu. Częstokroć
podczas szkoły tęskniła za nowościami mugolskiego świata i pomimo tego, że nie poświęciłaby
ani minuty na coś poza nauką, chciałaby być informowana o kulturze mugolskiej.
─ Więc… Co zamierzasz z tym zrobić? – zastanawiał się Draco, wyrywając Hermionę z
zamyślenia.
─ Z wypożyczalnią? – zapytała, zbyt pogrążona w swoich myślach, by do końca zrozumieć, o
czym mówi Draco. Kiwnął głową. – Możemy później pożyczyć film i pokażę ci jak to działa. –
Obiecała dziewczyna, a Malfoy wyglądał na udobruchanego.
Cóż, przynajmniej przez chwilę.
─ Co robimy jutro? – zapytał, przeczesując ręką włosy. Hermiona spojrzała na niego osobliwie.
─ Idziemy do pracy. Naszych prac. I nawet nie myśl o wymiganiu się, bo dowiem się o tym i
zostaniesz wyrzucony. A nie chcę żyć z jednej wypłaty – nawet, jeśli moja jest bardziej
imponująca – powiedziała Hermiona z niewielkim uśmiechem na twarzy. Draco pokiwał głową
przyjmując to w milczeniu, zanim jego wargi wygięły się, prezentując jego nadąsanie.
─ Czekaj – wiesz, ile będziesz zarabiała? – zapytał. Hermiona wzruszyła ramionami.
─ Mogę przypuszczać.
─ A co ze mną? – zapytał niecierpliwie Draco, wywołując zmieszane spojrzenie dziewczyny.
─ Co z tobą?
─ Cóż, możesz zgadnąć, ile ja będę zarabiał? – Hermiona zaśmiała się głośno.
─ Mogę – zaczęła powoli. Kwestią nie było to, ile mogłaby zgadnąć, ale ile powinna. Wiedziała,
że prawdopodobnie będzie wściekły, jeśli powie mu, że przypuszcza, iż będzie zarabiała więcej. I
kiedy jego spojrzenie było wystarczająco zachęcające do powiedzenia mu, myśl o posiadaniu
wariującego Dracona była tym, co powstrzymało ją przed otworzeniem ust.
─ Więc? – nalegał chłopak, unosząc brwi, jednak Hermiona tylko wzruszyła ramionami.
─ Dlaczego po prostu nie poczekamy i zobaczymy, co się wydarzy? – zasugerowała, odwracając
się w kierunku kompleksu mieszkaniowego.
Draco jęknął.
***
Dzień pierwszy.
Hermiona obudziła się na dźwięk budzika.
Cholera.
Wyskoczyła z kanapy odrzucając koc, który Draco narzucił na nią wczorajszego wieczoru. Była
to ostatnia rzecz, jaką mógł zrobić po tym, jak wymógł na dziewczynie pokazanie mu telewizji i
przekonał do spania na kanapie, a sam zajął łóżko.
Budzik nastawiony był na dziesiątą, co dawało jej pół godziny na prysznic, przebranie się i
zjedzenie śniadania przed pójściem do pracy. Chwytając ubrania, które odłożyła minionej nocy,
Hermiona popędziła do łazienki.
Niestety, przebranie się było trudniejsze, niż pamiętała.
W Hogwarcie, kiedy było jej za gorąco, po prostu ściągała sweter lub szatę, a jeśli było jej zimno,
zakładała je ponownie. Mając do ubrania szaty, dopasowany spód raczej rzadko był widoczny.
Teraz jednak, gdy Hermiona próbowała przewidzieć pogodę na zewnątrz, zastanawiała się, czy
to, co założyła było właściwe. Zwykła bluzka i lśniące, czarne spodnie wydawały się
dziewczynie odpowiednie do pracy.
Hermiona wyszła z łazienki i zamierzała chwycić bułkę na śniadanie, kiedy przypomniała sobie o
blond współlokatorze, którego jeszcze dzisiaj nie widziała.
─ Malfoy! – wrzasnęła, wbiegając do sypialni i potrząsając nim. Chłopak jęknął.
─ Co do… Co ty robisz, Granger? – wyrzucił, przecierając dłońmi oczy. Hermiona jęknęła.
─ Jest dziesiąta siedemnaście – masz trzy minuty, żeby być gotowym! – wytknęła dziewczyna,
jednak mniej współczująco, niż wcześniej.
Na szczęście sens tych słów dotarł do Draco, który szybko wyskoczył z łóżka.
─ Dlaczego mnie nie obudziłaś wcześniej?! – krzyknął, gramoląc się w kierunku szafki i
wciągając na siebie pierwszą koszulę, jaką miał pod ręką. Hermiona obserwowała to z
niewielkim uśmiechem. Była tak przyzwyczajona do spokojnego i ułożonego Dracona, że
patrzenie na potykającego się dookoła chłopaka było dość zabawne.
Rzucając mordercze spojrzenie dziewczynie, Draco przebiegł obok niej, znikając w łazience.
Hermiona ostatni raz sprawdziła w lustrze swój wygląd i zdecydowała pozostawić Malfoyowi
odnalezienie drogi do pracy.
***
─ Cholera, cholera, cholera ─ przeklinała rudowłosa dziewczyna, wpadając do pokoju i
powiewając płaszczem. Rzuciła się na krzesło, stojące naprzeciwko Hermiony, wyciągnęła
puderniczkę z torebki i poprawiła włosy, zanim zatrzasnęła ją i wypuściła powietrze. Szybko
spoglądając na zegarek, zmarszczyła brwi, mamrocząc coś o dziesięciominutowym spóźnieniu.
Krzyknęła, kiedy zobaczyła Hermionę.
─ Przestraszyłaś mnie! – powiedziała, trzymając się za serce. Wciągnęła głęboko powietrze i
uśmiechnęła się szeroko, wyciągając rękę. – Jesteś tą nową sekretarką, prawda?
─ Tak – kiwnęła głową Hermiona, nie do końca pewna, co myśleć o dziewczynie, która
wyszczerzyła zachęcająco zęby.
─ Będziemy się tu świetnie bawić!
─ Nie, nie będziecie, moje drogie – dobiegł ich męski głos. Hermiona i dziewczyna odwróciły
się, patrząc w twarz starszemu mężczyźnie. Miał na sobie garnitur i wyglądał bardzo oficjalnie. –
Wy dwie będziecie bardzo ciężko pracować i jeśli otrzymam skargę na którąkolwiek z was,
zostaniecie wyrzucone – warknął, machając ręką w kierunku okna. Gryfonka bezwiednie
pomyślała o Snape’ie.
─ Tak, tak, Tomlinson – powiedziała dziewczyna, machając lekceważąco ręką. – Daj sobie
spokój.
─ Nie waż odzywać się do mnie w ten sposób, Marie! Możesz być pewna, że twój ojciec się o
tym dowie – ostrzegł, chociaż nawet Hermiona musiała przyznać, że groźba była dość słaba.
Rudowłosa – Marie – przewróciła oczami.
─ Proszę bardzo, zwolnij mnie, nie chcę tu ślęczeć! – przypomniała mu, przygładzając włosy.
Mężczyzna odszedł zirytowany, a Marie odwróciła się do Hermiony, uśmiechając się wesoło.
Hermiona siedziała wpatrzona, zbyt ogłuszona i nieco zakłopotana na skutek tego, co przed
chwilą się wydarzyło.
─ Jestem Marie, tak przy okazji – powiedziała pogodnie, wyciągając rękę w kierunku Hermiony,
która przyjęła ją niepewnie. – Będziemy razem pracować i nie przejmuj się Tomem, jest zły o to,
że mój tata mnie tu umieścił.
Hermiona zmarszczyła brwi, a Marie kontynuowała.
─ Jestem dość młoda – właściwie, to rzuciłam szkołę, to nie było miejsce dla mnie – wyjaśnia
beztrosko. – W każdym razie, tata jest tu bardzo mądry i ważny, więc nie mógł dopuścić do tego,
bym zszargała rodowe nazwisko – zrobiła przerwę, naśladując swojego ojca – więc znalazł mi
pracę tutaj! Nie, żebym robiła coś konkretnego. – Wyszczerzyła zęby i podniosła jakieś papiery,
rozrzucając je dookoła.
─ Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co w ogóle sekretarka robi!
Hermiona, która nadal nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć, skwitowała to milczeniem.
Miała tylko nadzieję, że Draco miał mniej szczęścia.
***
─ Tak, tak, przepraszam – wycedził Malfoy, wchodząc do sklepu spóźniony dobre dwie godziny.
Obudził się późno i doszedł do wniosku, że zdecydowanie zaszkodzi mu, jeśli nie weźmie
porządnego, długiego prysznica, ani nie zje pełnego śniadania. Później, kiedy zorientował się, że
Hermiona już wyszła, sprawy zaczęły się komplikować. Postanowił jednak nie kłopotać całą
historią mężczyzny za kontuarem.
Mężczyzna był w średnim wieku z początkami łysiny, chociaż nie było to do końca pewne.
Starannie zaczesał resztkę czarnych włosów tak, że zakrywała łysiejące miejsce, jednak była
widoczna pod pewnym kątem, kiedy mężczyzna odwracał głowę. Który padł, przypadkowo,
właśnie teraz. Malfoy stłumił chęć głośnego roześmiania się.
Mężczyzna, według plakietki, którą nosił, nazywał się „Jacque”, skończył obsługiwać klienta i
odwrócił się do Draco, gwałtownie wpychając go do pomieszczenia, na którym wisiała tabliczka
„Tylko dla Personelu”. Draco jęknął.
Nie zapowiada się dobrze.
Upewniony, że drzwi są dokładnie zamknięte, Jacque odwrócił się twarzą do Malfoya, a jego
małe wąsiki drgały niebezpiecznie.
─ To niedopuszczalne! Jak śmiesz pojawiać się tak późno – na dodatek zaraz pierwszego dnia! –
Biorąc kilka głębszych oddechów, mężczyzna przerwał tyradę i zlustrował Malfoya od góry do
dołu.
Lekko cmokając, poprowadził chłopaka w głąb pokoju, nadal cały czerwony na twarzy.
─ Wybierz sobie jeden z tych garniturów na twój uniform – poinformował, wskazując na
niewielką ilość podobnie wyglądających strojów, które przypominały ubrania, jakie miał na sobie
mężczyzna. Draco podniósł brwi. Jeśli ten facet myśli, że założę coś takiego, to jest w wielkim
błędzie.
─ Nie będę ubierał mug… To znaczy, co złego jest w tym, co mam na sobie? – zapytał Draco,
patrząc na swój strój. Nie żeby założył szatę szkolną, ─ strach pomyśleć, co by się stało, gdyby
został w niej przyłapany – ale jego ubrania zdecydowanie nie były przyjazne dla mugoli, chociaż
jego ojciec z pewnością byłby dumny.
─ Ha! – prychnął Jacque, przewracając oczami. Następnie, ponownie odwracając się do Draco,
warknął. – Wybierz jeden w tej chwili i nawet nie myśl o spóźnieniu się jutro, w przeciwnym
wypadku nie będziesz już musiał w ogóle przychodzić!
Przewracając oczami, Malfoy przetrząsnął stojak i wybrał szczególnie drogo wyglądający
garnitur.
─ Ach tak, zimowa kolekcja Armaniego – powiedział mężczyzna z aprobatą, jakby to nieco
złagodziło wcześniejsze zachowanie Draco. Już miał wychodzić, żeby chłopak mógł się przebrać,
ale w ostatniej chwili odwrócił się. – Och i załóż jeszcze to. – Podał mu plakietkę, na której było
napisane „Pierre”. Draco westchnął.
***
─ Więc to jest biuro – powiedziała raźnie Marie. Hermiona siedziała przy wielkim biurku z
nowoczesnym komputerem, telefonem i całą resztą potrzebnych rzeczy. Naprzeciwko niej, Marie
miała swoje miejsce pracy z dokładnie tymi samymi rzeczami, co Hermiona, jednak dziewczyna
zauważyła, że jej rzeczy były bardziej osobiste. Komputer był jasnoróżowy, telefon z futerkiem z
lamparta, a drukarka pokryta materiałem w kropki. Według Hermiony wyglądało to tak, jakby
dwuletnie dziecko dekorowało to biurko, jednak naprzeciwko siedziała dorosła kobieta.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Marie wszystko jej wytłumaczyła – cóż, wszystko, co było
ważne, jak to opisała – ale Hermiona wciąż miała wrażenie, jakby o czymś zapomniała.
Och tak, jej obowiązki.
─ Co robimy? – zapytała Hermiona, za wszelką cenę starając się nie brzmieć niecierpliwie.
Spędziła lata na unikaniu reputacji „najlepszy-z-najlepszych”, którą zarobiła w szkole i nie
chciała czegoś takiego tutaj, gdzie nikt jej nie znał. Marie wzruszyła ramionami.
─ Przecież ci powiedziałam. Nic! – zapiszczała szczęśliwie, jakby była to najlepsza część.
Hermiona zacisnęła usta.
─ Nie jest to nieco nudne? – zapytała powoli, próbując za wszelką cenę ułatwić to Marie, która
tylko uśmiechnęła się, jakby to Hermiona, a nie ona sama, potrzebowała pomocy.
─ Cóż, oczywiście – miałam na myśli to, że nie musimy pracować za dużo w biurze.
Wychodzimy za jakieś dwadzieścia minut – upewnij się tylko, że pan Riley cię zobaczy, a potem
nas nie ma!
Przełykając, Hermiona zdała sobie sprawę, że zamierzają wymigać się od obowiązków. Coś,
czego raczej nie lubiła. Była tu, żeby pracować, zdobyć jakieś doświadczenia, a nie włóczyć się
cały dzień, nie robiąc nic godnego uwagi.
Z drugiej jednak strony, może z tego też wyciągnie jakieś doświadczenia.
***
Spoglądając w lustro i uśmiechając się złośliwie, Malfoy wyszedł z pokoju i podszedł do
kontuaru, przy którym stał Jacque.
─ Ach, Pierre, dużo lepiej – powiedział akcentując mocno, jakby chciał przyznać, że jest
Francuzem, kiedy chwilę temu krzyczał na Malfoya z doskonałym angielskim akcentem.
─ Oui, Jacque – odpowiedział Draco z najbardziej obcym akcentem, na jaki było go stać.
─ Twoimi obowiązkami jest asystować i pomagać ludziom, którzy chcą coś kupić – poinstruował
Jacque, krytycznie podnosząc brew. Malfoy jęknął.
─ Świetnie – ostatnią rzeczą, na jaką Draco miał ochotę, było czekanie na ludzkie ręce i stopy.
─ Kilka prostych wskazówek – wyszeptał na ucho Malfoyowi. – Podchodź do ludzi, którzy są
bogaci i nie mają pojęcia, co robić. I przychodzi tu również masa młodych dziewczyn, więc jeśli
będziesz miał szczęście, będziesz mógł z tego skorzystać – puścił mu sekretnie oczko, a Malfoy
starał się powstrzymać wymioty.
Czy ten mężczyzna naprawdę udzielał mu rad w sprawach randek? To było śmieszne. I co on
właściwie sugerował? Czy na ten „jacque’owaty” charakter próbował go poderwać?!
─ I trzecia wskazówka – płacimy z prowizją. Na twoim miejscu przestałbym się obijać, a wziął
do pracy – cała przyjemna atmosfera uleciała wraz z ostatnim zdaniem mężczyzny.
─ Ale…
─ Witamy w Saks.
I wskazał mu starsze kobiety, całe w markowych nalepkach i sportowych, drogo wyglądających
torebkach od Louisa Vuittona.
***
─ Dzień dobry, panie Riley! – zagruchała Marie, wręczając mu kawę i ciastko czekoladowe z
orzechami.
─ Ach, Marie i panna Granger. Dzień dobry, wam – powiedział pan Riley, rozbawiony kulącą się
Hermioną i ekscentryczną Marie. Zastanawiał się, jak długo wytrzyma z tą szaloną dziewczyną.
─ Czy jest coś, co możemy dla pana zrobić? – zapytała Hermiona.
─ Nie, nic moja droga – powiedział, a Marie stanęła za nim i przedrzeźniała go. – Teraz, jeśli mi
wybaczycie, idę do biura, a wy powinnyście zabrać się do pracy. – Zachichotał w duchu. Tak
jakby nie wiedział, że Marie codziennie urywa się z banku.
─ Codziennie powtarza to samo! – zaśmiała się Marie, gdy tylko zniknął w gabinecie. Następnie,
uśmiechając się do Hermiony, powiedziała. – Cóż, wydaje mi się, że powinnyśmy iść!
Chwytając swój płaszcz i rękę Hermiony, wyciągnęła protestującą dziewczynę z biura na ulice
Paryża.
─ Gdzie chcesz iść? – zapytała Marie, uśmiechając się do Hermiony. – Jest tu w pobliżu kilka
sklepów, ale nie tak dużo, jak w centrum handlowym.
Rozglądając się dookoła, Hermiona uśmiechnęła się niepewnie.
─ Cóż, nie stać mnie na te rzeczy – powiedziała niezręcznie, myśląc o kwocie, w którą zaopatrzył
ich Hogwart. Marie jednak tylko się roześmiała.
─ Och, nie musisz niczego kupować – wszystko jest na mój rachunek!
Brzmiała jak mała, rozpuszczona dziewczynka – prawie jak Pansy – ale była miła. Jakkolwiek
powierzchownie i niezbyt mądrze wyglądała, nie miała tego na myśli i była jedną z tych
dziewczyn, którym jest się gotowym wybaczyć wszystko, co, jak domyśliła się Hermiona,
pomogło jej w zdobyciu pracy. Cóż, to, i pomoc ojca…
─ Och, to miejsce jest dobre! – pisnęła Marie, ciągnąc Hermionę do ogromnego budynku.
Dziewczyna spojrzała w górę i chciała protestować, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu.
Skuliła się, rozpoznając szyld.
Saks Fifth Avenue.
__________________________________________________
Rozdział ósmy – Och, spójrz
─ Konfekcja damska, trzecie piętro – poinformowała beztrosko Marie, nie patrząc na informator.
Prawdopodobnie go nie potrzebuje, pomyślała Hermiona, modląc się, by nie wpadła na Malfoya.
Dziewczyny weszły do windy, a Gryfonka marzyła, by nagle się popsuła i już nie otworzyła.
Jednak potem zaczęła snuć plany na temat tego, co się wydarzy, gdy jednak z niej wysiądą.
Malfoy niechybnie będzie stał w ich pożądanym sklepie i jeśli nie opuścił pierwszego dnia (na co
Hermiona miała wielką nadzieję), bez wątpienia na niego wpadną.
Gdy tylko drzwi się rozsunęły, Hermiona jęknęła na widok blond czupryny. Myśląc szybko,
rzuciła się do najbliższego stojaka z ubraniami i miała nadzieję, że Marie nie zauważy jej
nieobecności, poszukując rzeczy do przymierzenia.
Na dźwięk windy Malfoy podniósł głowę i zobaczył rudowłosą, nucącą do siebie dziewczynę,
przeglądającą ubrania. W przeciwieństwie do większości klientów, zdawała się dokładnie
wiedzieć, czego potrzebuje i nie miała żadnego problemu z prawidłowym wyborem i
odrzucaniem rzeczy. Draco właśnie miał wrócić do pracy – nie wyglądała na taką, która
potrzebuje pomocy – kiedy poczuł blisko czyjąś obecność.
─ Pamiętaj zasadę numer dwa – Jacque wyszeptał lodowato, popychając chłopaka w kierunku
dziewczyny. Lekko się potykając, Draco rzucił mrożące krew w żyłach spojrzenie swojemu
pracodawcy, który uśmiechał się głupkowato, ale kontynuował marsz. Merlinie, już nienawidził
Francuza.
─ Cześć! Jestem Marie – powiedziała głośno zaskoczona dziewczyna. Malfoy oczekiwał, że
będzie tak zaabsorbowana zakupami, że nawet go nie zauważy. Nie o to jednak chodziło. Draco
zwrócił jej uwagę, ale szybkie spojrzenie na Jacque utwierdziło go w przekonaniu, że daleki był
od usatysfakcjonowania go.
─ Witamy w Saks Fifth Avenue – powiedział monotonnie Malfoy, z wysiłkiem starając się nadać
swojemu głosowi francuskie brzmienie. Mógł przysiąc, że usłyszał czyjś cichy śmiech, ale go
zignorował. – Nazywam się Draco, służę pomocą.
─ Cóż – zaczęła dziewczyna uprzejmym tonem – ja i moja koleżanka – Marie zatrzymała się w
pół słowa, rozglądając się za Hermioną – eee…. nie wiem, gdzie jest, ale szukamy sukienek na
bal. Jest organizowany przez bank, także nie możemy mieć na sobie nic zbyt – zawahała się
Marie, szukając właściwego słowa – kokieteryjnego. – Zdecydowała ostatecznie, uśmiechając się
do chłopaka.
─ Rozumiem – powiedział Draco, wysilając swój umysł w poszukiwaniu profesjonalnego, a
zarazem ładnego stroju dla dziewczyny.
Hermiona, przesuwając się z trudnością, odsunęła wiszące ubrania, które kłuły jej plecy. Jaki bal?
Co, do licha!
─ Więc jeśli byłbyś w stanie pomóc mi i mojej koleżance, która nazywa się… ─ Marie zacisnęła
usta i spojrzała zakłopotana.
─ Hermiona! – szepnęła usłużnie Hermiona, lekko dotknięta tym, że dziewczyna nie pamiętała
jej imienia.
Malfoy rozejrzał się dookoła nieco zakłopotany. Było coś dziwnego w tej dziewczynie i jej
nieistniejącej koleżance.
Hermiona zdecydowała, że jest to idealny moment, żeby się ruszyć i popędziła w kierunku nieco
oddzielonej części sklepu. Malfoy jednak nie miał żadnego problemu w zauważeniu ruchu i
podążył w jej kierunku, wlokąc za sobą Marie, która kiwała głową. – Tak – Hermiona, dokładnie!
Rozglądając się nerwowo dookoła, dziewczyna chwyciła najbliższe ubrania i udawała, że jest
nimi zainteresowana w nadziei, że Malfoy pomyśli, że jest zwykłym klientem.
Niestety, tak się nie stało.
─ Dość… rozwiązła, nie uważasz? Chociaż, z gustem takim jak ten, nie dziwię się, dlaczego
Nocnik i Łasica zawsze wszędzie się za tobą włóczą – wyszczerzył się Malfoy.
Hermiona patrząc na to, co wzięła, zobaczyła czarną, koronkową bieliznę. Jej twarz nagle zaczęła
przybierać wyraźną barwę czerwieni i skuliła się nieco. Z całego sklepu wybrać akurat to,
przeklinała się w myślach, gdy zbliżyła się do niej uśmiechnięta Marie.
─ Och, Hermiona, to jest cudowne! Musisz to przymierzyć! – pisnęła z aprobatą. Rumieniec na
twarzy Hermiony wyraźniej się pogłębił.
─ Nie ma mowy! – zadeklarowała gorąco. Marie spojrzała zdezorientowana.
─ Dlaczego nie?
─ Ja, ach, nie! – zapewniła Hermiona, gubiąc się we własnych słowach.
─ Przecież nic ci nie zależy, nikogo tu nie znasz! – uśmiechnęła się, wpychając dziewczynę do
przymierzalni. Malfoy, opierając się o ścianę, uśmiechnął się złośliwie. Zaczął grzebać w
kieszeni szukając czegoś.
Marie, która chodziła za Hermioną, teraz przekonywała ją do przebrania się.
─ Nie… odczep się ode mnie! – wierciła się Hermiona.
─ Przestań robić takie zamieszanie! – uśmiechnęła się Marie. – Będziesz wyglądała świetnie.
─ Nie chcę tego zakładać! Proszę – zaczęła błagać dziewczyna. Marie położyła ręce na biodrach.
─ Jeśli tego nie zrobisz, zwolnię cię!
Hermiona zamarła. Marie była bardzo miła cały dzień, ale wyglądała na dziewczynę, która
zawsze dostawała to, czego chciała – i Hermiona, niepewna, czy dziewczyna żartuje, wolała nie
ryzykować.
─ Widzisz! Wyglądasz świetnie, idź się teraz zobacz – powiedziała Marie, ponownie wypychając
Hermionę z pomieszczenia. Policzki Gryfonki ponownie poróżowiały i zaczęła się zastanawiać,
czy ten rumieniec jej kiedykolwiek zejdzie. Kiedy pomyślała, że już swoje wycierpiała, usłyszała
to.
Klik!
─ Masz za swoje, Granger – zaśmiał się Malfoy. Hermiona jęknęła, ukrywając twarz w dłoniach.
***
Malfoy oparł łokcie o blat, spoglądając na wielce niezadowoloną Hermionę i Marie, która
przyniosła całą kolekcję ubrań i położyła je na kontuarze. Ciągnęła za sobą Gryfonkę po całym
sklepie, dopóki nie zdecydowała, że ma dość.
Podniecona, wręczyła jedną z wielu kart kredowych Malfoyowi, który trzymał ją w rękach.
Wpatrywał się w nią przez chwilę, a następnie strzepnął. Wyglądał na skonsternowanego i gapił
się na Hermionę, która szyderczo uniosła brwi.
─ Eee… ─ powiedziała Marie, patrząc na Malfoya. – Jest jakiś problem?
─ Um – odpowiedział niewyraźnie chłopak. Jacque powiedział mu o wszystkim, za wyjątkiem
obsługi kasy – i niby dlaczego miałby to robić, ─ pomyślał Draco – on prawdopodobnie
przypuszcza, że wszyscy mugole wiedzą, jak obchodzić się z tym bezużytecznym czymś. Malfoy
wpatrywał się w Hermionę, która uśmiechała się złośliwie. Wyglądała na całkowicie
zdeterminowaną, żeby cierpiał tak długo, jak to możliwe. I gdy Draco się poddał, gotowy do
zawołania Jacque, wyciągnęła rękę i chwyciła kartę.
─ Tutaj – powiedziała Hermiona, nie przerywając kontaktu wzrokowego z Malfoyem.
Jej mina wyraźnie mówiła – wisisz mi przysługę.
─ Tak, oczywiście – powiedział arogancko Malfoy.
Oddając kartę zdumionej Marie, wręczył jej ubrania.
Hermiona jednak chciała zemsty.
─ Mógłbyś je zapakować do torebek, proszę? – zapytała, uśmiechając się z przyjemnością. Teraz
zrozumiała, dlaczego McGonagall przydzieliła go do tej pracy. Oznaczało to, że w końcu zrobi
coś dla innych.
─ Oczywiście – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Marie, która wpatrywała się w dwójkę, zmarszczyła brwi i zapytała:
─ Wy się może lubicie – znacie?
─ Tak.
─ Nie – powiedzieli razem. Marie uśmiechnęła się.
─ Och, rozumiem! Jesteście razem! – powiedziała, uderzając się ręką w czoło.
─ Co? – wrzasnęli obydwoje, jednakowo przerażeni.
─ Och, jaka jestem głupia. Ok, ciao ─ rzuciła Marie, chwyciła torby i wybiegła ze sklepu z
wyczerpaną Hermioną, pozostawiając całkiem wkurzonego Malfoya.
A był to dopiero dzień pierwszy.
***
─ Mmm… ─ wymamrotała Marie, wdychając zapach ciepłej kawy – ten chłopak jest świetny.
─ Co? – prychnęła Hermiona, rozlewając w szoku gorącą wodę.
─ Wyglądacie razem cudownie!
─ Słuchaj – nie jesteśmy razem, więc możesz go sobie wziąć. Nie zależy mi – broniła się
zaciekle Hermiona. Marie uśmiechnęła się.
─ Słodko! Naprawę, on jest cudowny – zapiała podekscytowana.
─ Tak, żaden problem – powiedziała Hermiona, przewracając oczami.
─ Zapomniałam ci powiedzieć. Będziemy mieć bal, wiesz w…
─ Pracy? – podpowiedziała Hermiona.
─ Och tak, zapomniałam – zachichotała Marie.
Prychając w swój kubek, Hermiona zamknęła oczy i pociągnęła kolejny łyk relaksującej herbaty.
Potrzebowała przerwy. A nawet się nie napracowała!
─ Czego powinnam się spodziewać? – zapytała Hermiona, zastanawiając się, czy Marie jest
właściwą osoba, którą można o coś zapytać, oczywiście poza garderobą.
─ Cóż, możesz przyjść z partnerem, jeśli chcesz – oczywiście ja i Draco powinniśmy iść razem –
i mogę umówić cię z jakimś gorącym Francuzem, więc nie masz się czym martwić – świergotała
Marie, mówiąc raczej do siebie, niż do koleżanki. Tak było, dopóki Hermiona lekko kaszlnęła,
przypominając o swojej obecności.
─ Cóż, po prostu idź.
─ Kiedy to jest?
─ Och, wszystko jest tutaj – oznajmiła Marie, wyciągając drogo wyglądająca papeterię z planem
z jeszcze droższej torebki. – Pierwszego listopada.
─ Więc za mniej, niż trzy tygodnie – powiedziała Hermiona, całkowicie rozczarowana.
─ Tak, w piątkowy wieczór – bądź tam, albo przepadnij! – wyszczerzyła się Marie.
Hermiona uśmiechnęła się, czując się, jakby rozmawiała z dwuletnim dzieckiem. Na szczęście
nie musi być taka jak ona.
***
─ Dobra robota, panie Malfoy – powiedział z aprobatą Jacque. – Marie może być nieco
wymagająca, ale jest naszym stałym klientem, a dzięki tobie kupiła więcej, niż dotychczas.
Gratulacje.
─ Jest jak Pansy – powiedział do siebie Draco.
─ Kto?
─ Nieważne – Jacque przewrócił oczami.
─ Masz dwadzieścia minut przerwy, a następnie będziesz tutaj przez kolejne dwie godziny.
─ Tak, świetnie – powiedział, próbując się go pozbyć.
Podziałało.
Malfoy usiadł na stołku i zaczął rozmyślać nad tym, co właśnie się wydarzyło.
Przed chwilą była tu Granger z tą całą Marie, która mówiła coś o jakimś balu – i widział
Gryfonkę w bieliźnie! Ha! Uśmiechnął się do siebie.
Może ta cała praca nie będzie, aż taka zła.
***
─ Znalazłaś tę sukienkę? – zapytała Hermiona.
─ Tak mi się wydaje – powiedziała Marie, grzebiąc w torebce. – O nie, zapomniałam!
Kupiła prawie po jednej rzeczy z wszystkiego, co było w sklepie, a zapomniała o jedynej, której
naprawdę potrzebowała. Hermiona nie mogła uwierzyć, że ta osoba ma być jej kierownikiem,
chociaż zdecydowanie wolała ją niż na przykład Snape’a.
─ Więc musimy teraz znaleźć coś dla ciebie, prawda? – zapytała Marie.
─ Naprawdę nie wydaje mi się, bym mogła sobie pozwolić na… ─ Hermiona chciała powiedzieć
„na coś w twoim stylu”, ale nie chciała być złośliwa. W końcu Marie zapłaciła za nią, więc
dziewczyna była u niej trochę zadłużona.
─ W porządku, po prostu przekaż to na bank.
─ Co?! – zapytała przerażona Hermiona.
─ No, co, przecież możesz! Nikt nie zauważy.
─ Tak, ale… ─ Hermionie zabrakło słów.
─ Cóż, zawsze możesz zwalić winę na mnie – powiedziała, wzruszając ramionami. – Jestem
pewna, że tata nie będzie miał nic przeciwko.
Przewracając oczami, Hermiona odpuściła sobie; nie było sensu się z nią kłócić. Poza tym, mogło
być zabawnie.
─ Więc, co chcesz robić przez resztę dnia? – zapytała Hermiona.
─ Rób, co chcesz! Idź do domu, napisz list, zrób zakupy. Wszystko mi jedno – powiedziała
obojętnie Marie.
─ Co? Tak po prostu mogę iść? – zapytała powątpiewająco Hermiona.
─ Tak, pewnie!
Wstała nerwowo, nie całkiem przekonana, czy jest to najbardziej uprzejma rzecz do zrobienia.
─ Och, zapomniałam! Ja głupia! – powiedziała Marie, machając ręką. Przeszukując torebkę,
wyciągnęła paczkę. Otwierając ją, mały organizer wypadł na wyciągniętą dłoń Hermiony.
─ To telefoniczny terminarz – powiedziała entuzjastycznie Marie. – Używałabym go, ale nie
mam pojęcia jak to działa. A ty wyglądasz na inteligentną i w ogóle, więc spędź resztę dnia na
rozpracowywaniu go – powiedziała niewinnie. Była zbyt miła, by się na nią gniewać.
─ Jesteś pewna, że mogę iść?
─ Tak, pewnie, spotykam się z koleżanką z liceum! Jest naprawdę zestresowana, wiesz, miała
dzieci, kiedy była w szkole, więc teraz potrzebuje chwili wolnego czasu i relaksu. Jeśli mi by się
coś takiego przytrafiło, tata z pewnością by mnie zabił! – Mrugnęła do Hermiony, która
wyszczerzyła zęby.
─ Ok, miłej zabawy.
─ Och, zadzwonię do ciebie, żebyś mogła mnie wpisać to tego telefonu.
─ Pewnie.
─ A, i jeśli dostaniesz jakieś wiadomości z pracy – po prostu je usuń. Ja zawsze tak robię.
Powstrzymując się przed głośnym roześmianiem się, Hermiona objęła Marie i pomachała na
pożegnanie.
Nie zdążyła nawet wyjść ze sklepu, gdy usłyszała rozpraszający „biiip”. Ludzie dookoła patrzyli
na Hermionę, gorączkowo szukającą małego telefonu, który włożyła do kieszeni. Dźwięk stawał
się coraz głośniejszy, a dziewczyna czuła narastającą panikę. Chwytając go, nacisnęła malutkie
ok i odczytała nową wiadomość.
Od: Marie
Do: H
Temat: Czekaj!
Hermiono, zostawiłaś coś!!!
Odwracając się w stronę sklepu, Hermiona zobaczyła machającą Marie. Szybko do niej
podchodząc, zapytała, co zostawiła.
─ To!
I pokazała jej niewielką torbę z ubraniami, które kupiła. Miała szczerą nadzieję, że pozbędzie się
ich, po prostu je tu zostawiając.
Widać, nie podziałało.
Cholera.
***
Wyciągając klucze z kieszeni, Hermiona weszła do mieszkania.
Rzucając ubrania i jedzenie, które kupiła na obiad, runęła na kanapę. To był męczący dzień, a
nawet nie wykonywała żadnej papierkowej pracy.
Biorąc do ręki kawałek kartki i długopis, zaczęła pisać.
***
Drogi Harry i Ginny,
Jestem w Paryżu! Jest fantastycznie, ale jestem strasznie wyczerpana. Malfoy jest zaskakująco…
w porządku, ale nadal nie mogę powiedzieć, że jestem zadowolona z naszego przydziału.
Czasami potrafi być taki wkurzający… ale nie ważne!
Praca jest… dziwna. Pracuję z inną dziewczyną, Marie. Jest… zabawna? Przypuszczam, że
waszym zdaniem ma na mnie zły wpływ. Wygląda na taką, która żyje w sklepie! Ale wydaje mi
się, że jest w porządku… Jest miła. Potrzebuje tylko małego zderzenia się z rzeczywistością.
Co tam u was? Ron wariował na wieść o tym, że jesteście razem! Naprawdę się cieszę waszym
szczęściem. Jak wasze mieszkanie? Moje jest świetne! A praca?
Ach! Muszę iść, głupia piszcząca rzecz się odezwała…
Pomocy!
Hermiona
***
Od: Pan Riley
Do: H
Temat: Witam
Jak rozumiem, Marie dała ci telefon. Wkurzająca, mała rzecz, nieprawda? Co tam u Ciebie?
Wiem, że Marie potrafi być czasami zabawna! Jeśli kiedykolwiek poczujesz, że chcesz zrobić
cokolwiek, mam masę rzeczy, w których mogłabyś mi pomóc. Jesteś mądra i to wstyd, że
utknęłaś w czymś takim… Moglibyśmy wykorzystać twój potencjał.
Powodzenia!
P. Riley
Hermiona ponownie przeczytała wiadomość, czując się trochę lepiej. Cieszyła się, że pan Riley
rozumiał jej kłopotliwe położenie i zdecydował, że pomoże mu następnego dnia, bez względu na
to, jak bardzo Marie uważa, że potrzebują nowych ubrań.
Może nie będzie tak źle, jak myślała.
***
Malfoy wrócił późno wieczorem, wlokąc się z wyczerpania. Jacque nie tylko przetrzymał go
ponad wyznaczone godziny, jeszcze odmówił zapłacenia za nadgodziny, twierdząc, że Draco
„chciał” zostać dłużej i pomóc. Jeszcze czego, jęknął Draco. Ziejące ogniem smoki nie
zmusiłyby go do zostania ani chwili dłużej, niż to konieczne, z tym przeklętym człowiekiem.
Jednak chłopak ciągle uważał, że najlepszym wyjściem jest się nie kłócić i w zamian pilnie
wykonywał swoje obowiązki, mając nadzieję na powrót do domu na obiad.
─ Granger! – wrzasnął Malfoy, zamykając za sobą drzwi. – Jesteś tu?
─ Tak, jestem – powiedziała Hermiona, wychodząc z kuchni. Wręczyła chłopakowi talerz z
jedzeniem i zajęła miejsce przy stole. Zaskoczony – Draco spodziewał się bardziej
nieprzyjemnego powitania – chłopak usiadł naprzeciwko niej. Hermiona nie wydawała się być
skorą do rozmowy o ich wcześniejszym spotkaniu, ale Draco miał wrażenie, że to nie potrwa
długo – kiedy tylko czegoś zechce, z pewnością wypomni mu ten incydent z kartą kredytową.
Cóż, zawsze mogę przypomnieć jej jak przymierzała tę bieliznę, przypomniał sobie Draco,
grzebiąc bez entuzjazmu w swoim talerzu. Myśląc o tym, chłopak przyłapał się na uśmiechaniu
się na widok odmienionej dziewczyny w czarnym stroju. Ku swojemu zdziwieniu, Hermiona
właściwie dobrze w tym wyglądała – za dobrze. Kto by pomyślał, co ta mała szlama kryje pod
przykrywką książek.
─ Dlaczego się uśmiechasz? – zapytała Hermiona, widząc złowrogi błysk w oczach Ślizgona.
Miała wrażenie, że wie, o czym myśli chłopak i miała nadzieję, że sprzeczka wymaże
wspomnienie z pamięci chłopaka.
Jeśli tylko będzie miała szczęście.
─ Myślałem o tym, jak miło będzie się położyć do łóżka – Hermiona spojrzała na niego
sceptycznie. Jeśli miała rację, nie była to jedyna rzecz, o jakiej myślał.
─ Tak, jestem pewna, że kanapa przyjmie mnie z otwartymi rękami – zauważyła gorzko
Hermiona, spodziewając się, że jeśli Draco sukcesywnie będzie trzymał ją z daleka od sypialni,
nie zmieni swoich planów na noc. Ku jej zdziwieniu, chłopak uśmiechnął się, potrząsając głową.
─ Po tym jak widziałem, w czym chodzisz spać, wydaje mi się, że poważnie powinnyśmy
przemyśleć plany na dzisiejszą noc.
Hermiona zbladła.
_________________
Rozdział dziewiąty – Zadania, część pierwsza
─ Bardzo śmieszne – wydusiła Hermiona, kiedy odzyskała głos. Malfoy uśmiechnął się
złośliwie.
─ Kto by pomyślał, co ukrywałaś pod tymi szatami przez te wszystkie lata – wycedził, drażniąc
się z nią. – Jestem naprawdę zdumiony, Granger. Kto by pomyślał, że ty masz figurę.
─ Cóż, gdybyś się rozejrzał i zainteresował, może szybciej byś się o tym przekonał – zauważyła
drażliwie Hermiona.
─ Ale teraz już wiem, Granger i nie ma tu żadnych zakrywających cię szat – powiedział Draco,
sugestywnie unosząc brwi.
─ Odwal się – warknęła Hermiona, wchodząc do sypialni i mocno trzaskając drzwiami.
Szczerząc zęby w uśmiechu, Malfoy zdał sobie sprawę z tego, że to on dzisiaj będzie spał na
kanapie.
***
Draco jęknął zmęczony w poduszkę, gdy pukanie do drzwi wyrwało go z twardego snu.
Podnosząc głowę ze sterty pościeli, którą ułożył na niewielkiej kanapie, chłopak zerknął na
czerwone cyferki wyświetlacza mikrofalówki. Jęknął, kiedy dotarło do niego, która jest godzina.
Dopiero 9:30.
Wciąż mam jeszcze pół godziny spania, pomyślał zrzędliwie Malfoy, więc, na Merlina, dlaczego
ktoś mnie budzi?!
Ześlizgując się z kanapy, Draco przetarł resztki snu ze swoich oczu i, potykając się, dotarł do
frontowych drzwi. Bez kłopotania się z patrzeniem przez mały otwór w drzwiach – kto tego w
ogóle potrzebuje? – chłopak otworzył drzwi i wystękał stłumione „co?” do kogokolwiek, kto stał
na wycieraczce. Przez półprzymknięte powieki zdał sobie sprawę z tego, kto to jest.
Zwariowana rudowłosa dziewczyna, którą spotkał w sklepie.
─ Czego chcesz? – Draco jęknął, cofając się, jakby sama się wpraszała.
─ Przyniosłam śniadanie! ─ zaszczebiotała słodko, wchodząc najkrótszą drogą do kuchni.
Och, wspaniale, westchnęła w duchu Marie.
Mrugając zawzięcie, próbował odgonić wspomnienie snu i odwrócił się, aby na nią spojrzeć.
Widział ją tylko podczas pracy, a wtedy nie mógł pozwolić sobie na roztargnienie, ale teraz…
Cóż, teraz miał tyle czasu, ile tylko potrzebował, by ją dokładnie zlustrować.
Wydaje się fajna, zadumał się Draco po kontroli. Była ubrana w bardzo krótką, czarną
spódniczkę, która wystarczająco odsłaniała jej zalety, co Draco przyjął za dobrą monetę. Dobrana
do tego biała bluzka z kołnierzykiem i szpilki podkreślały jej niezaprzeczalną urodę.
Wyglądała dobrze.
Ale nie była tym, czego potrzebował Draco.
─ Kim, na Merlina, jesteś? – zapytał bardziej jadowicie, niż zamierzał, krzywiąc się, gdy jej
uśmiech przygasł.
─ Jestem Marie – powiedziała, a po chwili dodała. – Wiesz, koleżanka Hermiony.
─ Hermio… – Granger ma znajomych? – zapytał Draco zaskoczony łatwością z jaką przyszłoby
mu wymówić jej imię. Zwalniając winę na wczesną porę, Malfoy ponownie zwrócił uwagę na
Marie, która uśmiechała się przyjemnie.
─ Zabawny jesteś – zagruchała z aprobatą, podnosząc torbę. – Przyniosłam wam śniadanie. –
Sięgnęła do niej i wyciągnęła trzy rogaliki, wciąż wyglądające na ciepłe.
─ Świetnie! – Malfoy wyciągnął rękę i natychmiast pochłonął jednego.
─ Proszę bardzo! – zapiszczała pogodnie dziewczyna. Draco tylko kiwnął głową między
kolejnymi kęsami.
Och – będziemy musieli popracować nad jego manierami, pomyślała Marie.
Hermiona otworzyła drzwi i przyglądała się badawczo malującej się przed nią scenie.
─ Co, na Merlina?! – wyszeptała.
Wyszła z sypialni i weszła do pokoju dziennego, gdzie natychmiast została zaczepiona przez
skąpo ubraną Marie.
─ Miona! – zawołała dziewczyna, mocno ją tuląc. Zakłopotana Hermiona stała bezwładnie,
pozwalając na uściski dziewczyny.
Malfoy był zbyt zajęty swoim rogalikiem, by powiedzieć coś zabawnego i tylko uśmiechnął się
złośliwie do Hermiony, która rzuciła mu poirytowane spojrzenie.
─ Co… eee… co ty tu robisz? – zapytała w końcu Hermiona, gdy Marie uwolniła ją z uścisku.
─ Przyszłam się przywitać! – powiedziała dziewczyna, jakby była to najbardziej oczywista rzecz
na świecie.
Marie wskoczyła na kanapę, sadowiąc się wdzięcznie i wskazując Malfoyowi miejsce obok
siebie. Rzucając zakłopotane spojrzenie Hermionie, Draco ostrożnie usiadł obok dziewczyny,
która natychmiast zaczęła opowiadać o tym, jak udało się jej zdobyć bilety na premierę
nadchodzącego filmu. Malfoy kiwał głową, chociaż nie miał pojęcia, co to jest premiera i
wpatrywał się usilnie w Hermionę.
Zmęczona Gryfonka weszła do kuchni i zawołała:
─ Chce ktoś kawy?
─ Tak – powiedział Malfoy, a Marie spojrzała na niego z zachwytem. Przybliżyła się, a chłopak
przełknął ślinę.
Hermiona obserwowała to bez zainteresowania, odwracając się, bo nie chciała być świadkiem
zakłopotania Marie, starającą się o chłopaka, jakim jest Malfoy.
Ona jest taka zdesperowana, by go mieć! Pomyślała Hermiona. Musiała zauważyć, jakim jest
aroganckim bałwanem…
─ Malfoy! – zawołała nagle Hermiona, gdy spojrzała na zegar. – Masz piętnaście minut do pracy!
─ O nie! – wymamrotał, chociaż w głębi był wdzięczny za jakikolwiek powód, by być z dala od
Marie.
─ Nie, nie, nie! ─ powiedziała z uśmiechem Marie. – Załatwiłam u Jacque twoje
usprawiedliwienie na dzisiaj.
─ Co? – zawołali zgodnie Draco i Hermiona. – Możesz coś takiego robić?
─ Pewnie… Mam znajomości! – uśmiechnęła się. – I dzięki temu, możemy razem coś zrobić.
Mówiąc razem, miała na myśli siebie i Malfoya, doszła do wniosku Hermiona. Nie było mowy,
żeby mogła być zaproszona. Dziewczyna spojrzała na Dracona szukając pomocy, ale ten jedynie
wzruszył wymijająco ramionami.
─ Brzmi w porządku.
─ Może poszlibyśmy do Luwru lub wieży Eiffla – zasugerowała Hermiona, unosząc brwi i
patrząc na Malfoya, który wydawał się zakłopotany, do czasu, gdy zrozumiał, że mówiła o
zadaniach.
─ Pewnie! Brzmi naprawdę – romantycznie – powiedziała Marie.
Szczerząc zęby na widok skwaszonej miny Ślizgona, Hermiona kontynuowała mieszanie kawy.
─ Musimy z Hermioną wpaść na chwilę do biura – powiedziała Marie. – Och, i pan Riley chce,
żebyś kogoś poznała – dodała.
Marszcząc brwi, Hermiona podała kawę Malfoyowi.
─ Cóż, powinnam się pewnie przebrać – powiedziała Hermiona, kierując się w stronę sypialni.
Przeglądając ubrania, wyciągnęła spódnicę, grube rajstopy i wełniany sweter. Dodała do tego
francuski beret razem z niebiesko-białym szalikiem. Zwijając to wszystko w kulę, weszła do
pokoju, gdzie zobaczyła rozwodzącą się nad czymś Marie i Malfoya, który udawał zasłuchanego,
a ukradkowo rozglądał się za Hermioną. Kiedy ją zauważył, błagalnie uniósł brwi.
Wzdychając, dziewczyna zawołała przez pokój:
─ Marie, mogłabyś zobaczyć, czy mój strój pasuje?
Dziewczyna, która zerwała się na słowo strój, zostawiła Malfoya, który teraz śmiał się szyderczo
z Hermiony, żeby przyszła i zabrała swoje rzeczy z sypialni.
Wpychając Hermionę do łazienki, Marie rozłożyła ubrania na podłodze, gdy dziewczyna brała
szybki prysznic. Gryfonka czuła się nieco niezręcznie, gdy Marie stała na zewnątrz, dlatego
pośpiesznie okryła się ręcznikiem, zanim opuściła prywatny komfort kabiny.
Wychodząc, usłyszała Marie, mówiącą coś o farbowaniu włosów.
Kuląc się w sobie, Hermiona obserwowała buszującą w szafkach dziewczynę. Po chwili
wyciągnęła lokówkę i prostownicę.
─ Och… Czy moje włosy nie są wystarczająco kręcone? – zapytała Hermiona. Marie
uśmiechnęła się, trzymając przyrządy fryzjerskie jak broń, gdy zbliżyła się do Hermiony.
─ Tak, ale są to brzydkie loki. Zrobię tak, że będzie ładnie – wyjaśniła Marie. Hermiona jęknęła,
ale nie odezwała się słowem, gdy dziewczyna do niej podeszła.
─ Nie martw się, robiłam to miliony razy – powiedziała pocieszająco Marie do spiętej Hermiony.
Po minucie dodała. – Jak myślisz, Draco mnie lubi?
Hermiona zawahała się, nie będąc pewna, czy jest to najlepszy moment do opowiadania o tym, że
uczucia chłopaka nie są tak mocne, jak jej do niego. W gruncie rzeczy, trzymała gorącą
prostownicę kilka cali nad jej głową.
─ Może – powiedziała niepewnie Hermiona z oczami utkwionymi w prostownicy.
─ Co jest między wami? – zapytała Marie, spoglądając na wiercącą się dziewczynę.
Hermiona kaszlnęła niepewnie. Jak miała powiedzieć Marie, że nienawidzą się od początku
Hogwartu, który był szkołą dla czarodziejów i czarownic, a byli tu tylko po to, żeby przygotować
się do życia po szkole?
Nie mogła. Na szczęście, zanim dziewczyna mogła rozpocząć jakieś logiczne wytłumaczenie,
Marie przerwała jej.
─ Nie chodzicie ze sobą, prawda?
─ Merlinie, nie – powiedziała Hermiona, zaskoczona jednak wahaniem w swoim głosie.
─ Dobrze.
Zmieniając temat, Hermiona zapytała czy lepiej iść najpierw do Luwru czy na wieżę Eiffla.
─ Cóż, wieża Eiffla jest bardziej romantyczna w nocy, ale bardziej zatłoczona, więc lepiej tam
nie idźcie – poinstruowała zręcznie Marie. – Viola! – dodała z uśmiechem.
Hermiona spojrzała w lustro i zdusiła krzyk.
─ Wyglądają OKROPNIE!!!
─ Wiem, ale zaraz je zakręcę!
Nie będąc do końca przekonana, czy kręcenie poprawi to, co przed chwilą widziała, Hermiona
ponownie usiadła.
─ Och, i strój jest w porządku – powiedziała Marie.
─ Dzięki – Hermiona uśmiechnęła się na aprobatę dziewczyny, co było dobrą rzeczą w jej opinii.
─ Nie ma problemu. Wiesz, wychodzimy w piątek, jeśli chciałabyś dołączyć… ─ zapytała.
─ Pewnie – odpowiedziała Hermiona, niepewna, kogo to „my” zawiera.
Kilka minut później Marie skończyła.
Patrząc w lustro, Hermiona spostrzegła, że wyglądała prawie dokładnie tak samo, ale jej włosy
były trochę mniej niesforne i jakby – ładniejsze? Zakręcając jeden z długich kosmyków,
dziewczynie nieco spodobała się zmiana i podziękowała koleżance.
Wychodząc z łazienki, Hermiona i Marie zawołały Malfoya, (który aktualnie stał i czekał na nie
w drzwiach), żeby się pośpieszył. Łapiąc swoją torbę, Marie i Hermiona chwyciły chłopaka i
wybiegły z mieszkania, biegnąc wzdłuż korytarza w kierunku windy. Dźgając guzik, chłopak
spiął się w sobie.
W windzie Hermiona nieśmiale spoglądała na swoje stopy, gdy Marie próbowała stanąć obok
Draco.
Gryfonka postanowiła ich ignorować.
─ Biegiem! Jesteśmy spóźnieni! – zawołała Marie, gdy tylko drzwi winy się rozsunęły. Trójka
znajomych wybiegła w szaleńczym tempie na oświetlony porannym słońcem chodnik. Hermiona
potykając się, próbowała dotrzymać kroku Malfoyowi i Marie, którzy z łatwością ją wyprzedzili.
Odwracając się do Gryfonki, Draco zawołał:
─ Co się stało z twoimi włosami?
─ Zauważyłeś? – wysapała, z trudem próbując iść równym tempem z pozostałą dwójką.
─ Taa, wyglądają na mniejsze siano niż zwykle.
─ Dzięki mnie! – powiedziała Marie.
─ Tak – zmieniła je dla mnie ─ Hermiona usłyszała niezrozumiale mamroczącego Draco, ale
wolała to zignorować, bo nie była pewna czy był to komplement.
Minęło kilka minut w ciszy, gdy trójka minęła parę bloków i doszła do banku, gdzie Hermiona i
Marie popędziły w kierunku swoich biurek i dały nurka na krzesła dokładnie wtedy, gdy pan
Tomlinson i pan Riley weszli do pomieszczenia. Próbując kontrolować oddech, Hermiona,
podobnie jak i Marie, przywitały się z nimi.
─ Ach, panno Granger, w moim biurze jest ktoś, kogo chciałbym pani przedstawić– powiedział
pan Riley z uśmiechem na twarzy.
Marie szeroko wyszczerzyła zęby, kiwając zachęcająco głową, by za nim poszła. Gdy tylko
Tomlinson wyszedł z pokoju, patrząc morderczo na Marie, wszedł Draco.
***
─ Panno Granger, to jest Pierre. Pierre, to Hermiona Granger.
Hermiona z otwartymi ustami gapiła się na niego.
Był taki przystojny!
─ Jak mniemam, otrzymałaś moją wczorajszą wiadomość? – zapytał pan Riley, zauważając
wyraźny rumieniec, który zalał twarz dziewczyny.
─ Tak – wymamrotała.
─ Cóż, oto twój partner! Będziecie porządkować dla mnie dokumentację i, pomijając fakt, że
panna Granger nie ma żadnego doświadczenia, jestem pewien, że da sobie radę.
Uśmiechając się, Hermiona kiwnęła głową.
─ Witaj – powiedział Pierre, potrząsając ręką Hermiony i całując ją w policzek. – Miło cię
poznać.
Gwałtownie się czerwieniąc, kiedy ją pocałował, Hermiona przypominała sobie, że było to
normalne przy powitaniach we Francji, a nie dlatego, że cokolwiek do niej poczuł. Po prostu nie
była do tego przyzwyczajona.
─ Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedziała.
─ Cóż, Antoine, muszę iść, ale zostaniemy w kontakcie – Pierre puścił oczko do Hermiony.
Hermiona zauważyła, że jako pierwszy zwrócił się do pana Riley po imieniu. Było to dość
dziwne, widząc, że nie mógł być aż tyle starszy od niej… Z pewnością miał wyższy status, żeby
nazywać go „Antoine”, co, w opinii Hermiony, było zdecydowanie zaletą.
─ Cześć – uśmiechnęła się.
Wychodząc z biura, zamknął za sobą drzwi.
***
Draco, który obserwował rozwijającą się scenę przez szklane okno od strony drzwi, natychmiast
zauważył wzajemne przyciąganie pomiędzy Hermioną, a tajemniczym chłopakiem i był lekko
zaniepokojony ciasnym supłem w brzuchu. Przyjął to jako obrzydzenie.
Ciągle jednak odczuwał potrzebę rozmowy z tym chłopakiem.
─ Witam – powiedział, stając przed nim, gdy tylko wyszedł z biura.
─ Emm… cześć – powiedział zakłopotany Pierre. Draco wyciągnął rękę, chociaż nie był w
nastroju do bycia przyjaznym.
─ Jestem Draco Malfoy.
─ Pierre Louis.
─ Ona ci się podoba? – zapytał Draco, pomijając formalności i wskazując głową w kierunku
Hermiony. Pierre uśmiechnął się, kiwając głową.
─ Rozumiem. Chłopak? – powiedział z porozumiewawczym uśmiechem. Draco wzdrygnął się.
─ Nie! – Pierre nie wyglądał na przekonanego, ale wzruszył ramionami.
─ Och, więc tak, wygląda na fajną.
─ Taa… nieważne. Po prostu… po prostu nie kręć się koło niej – powiedział Draco z większą
groźbą w głosie, niż chciał. Pierre uśmiechnął się, jakby wiedział o czymś, o czym nie wiedział
Draco, ale ten zignorował go. To nie jest tak, że Granger mu się podoba, czy coś w tym stylu. Nie
chciał tylko być świadkiem zadawania się dziewczyny z tym facetem, dokładnie pod swoim
nosem. Skrzywił się na wyobrażenie szlamy obściskującej się z mugolem. Wystarczający powód,
by zwymiotować.
Lekko wstrzymany przez komentarz Draco, Pierre po prostu stał, nie będąc całkiem pewny, co
powiedzieć.
Marie, która wszystko obserwowała, teraz przyłączyła się do rozmowy.
─ Pierre! – pisnęła, całując go w policzek. – Co u ciebie?
─ Ach! Marie! Je suis tres bien des mercis, et toi? (W porządku, a u ciebie?)
─ Je trop; Draco vraiment gentil, il est juste un bit fatigué (Tak samo, nie przejmuj się Draco, jest
miły, tylko trochę zmęczony.)
─ Je vois. Toute la réunion vers le haut pour vendredi? (Widzę. Więc do zobaczenia w piatek?)
─ Naturellement! (Oczywiście!)
─ Hermione sera-t-il la? (Będzie Hermiona?)
─ Oui, oui! (Tak, tak!)
─ Do widzenia – uśmiechnął się Pierre, całując ją w policzek.
─ Co do…! – warknął Draco, zły, że wyłączyli go z rozmowy. – Myślicie, że możecie sobie
prywatnie porozmawiać, stojąc przede mną?!
─ Cóż, tak – powiedział Pierre, opuszczając pokój z krótkim machnięciem ręki i skinieniem
głowy.
─ Dupek – wymamrotał Draco po nosem.
Marie podeszła do niego i objęła go pocieszająco.
- Ach, kochanie, w porządku! – zagruchała słodko. Draco skurczył się w sobie.
- Nie nazywaj mnie tak.
- Jak, kochanie?
- Właśnie tak! – Głupia, przeklęta mugolka.
- Wszystko, o czym rozmawialiśmy, to to, że jesteście z Hermioną miłymi ludźmi!
- … cóż, dziękuję – powiedziała Hermiona, przerywając rozmowę. – Nie mogę doczekać się,
kiedy zacznę, panie Riley!
I po tym stwierdzeniu zamknęła drzwi do biura.
- Hej, gotowi? – zapytała dziewczyna. – Malfoy, dlaczego się dąsasz?
- Bo mnie wkurzasz.
- Tracisz fason – zauważyła. Następnie, zanim mogła cokolwiek innego powiedzieć, Marie
przysunęła się bliżej.
- Podoba ci się Pierre? – wyszeptała Marie, chociaż w jej głosie dało wyczuć się żądanie.
Hermiona uśmiechnęła się.
- Jest fajny – przyznała Gryfonka, pozwalając, aby jej kobiece fantazje wzięły górę nad
normalnym procesem myślenia. Marie zachichotała porozumiewawczo i dziewczyny szeptały do
siebie przez chwilę, zanim Draco się wtrącił.
- Wydaje mi się, że powinniśmy iść – powiedział ostro. Właśnie dostrzegł zmianę w osobowości
Granger, teraz, kiedy kręciła się wokół niej Marie i była w swoim naturalnym, „mugolskim”
otoczeniu. Chociaż nie był do końca pewny, czy jest to zła zmiana…
- Spokojnie! – uśmiechnęła się Hermiona. Szybko zauważyła, że nie był taki chętny do
wychodzenia wcześniej.
Wychodząc na zewnątrz, Marie zaczęła przywoływać taksówkę, dopóki nie przerwała jej
Hermiona. Zadanie polegało na tym, żeby dostać się tam na nogach, a nie wykorzystywać
samochód.
- Nie możemy wziąć taksówki – oznajmiła Hermiona, trącając łokciem Malfoya po
potwierdzenie.
- Taa, nie możemy – zgodził się po tym, jak łokieć dziewczyny ostro wpijał mu się w żebro.
Marie spojrzała zakłopotana.
- Draco jest… eee… przestraszony? – powiedziała Hermiona, umyślnie ignorując wściekłe
spojrzenie Malfoya.
- Biedaczek! – zagruchała Marie. – Oczywiście, możemy iść! – Nie brzmiało to jednak tak, jakby
się cieszyła.
- Cóż, zawsze możesz sama wziąć taksówkę i spotkamy się na miejscu – zasugerował Malfoy.
Marie spojrzała zamyślona, rozdarta pomiędzy opuszczeniem Draco, a marnowaniem godziny
marszem. W końcu zdecydowała, że zostawienie chłopaka będzie mniejszym złem.
- Wezmę jednak taksówkę i spotkamy się tam. Muszę jeszcze kupić parę rzeczy na dzisiejszą
kolację – zdecydowała, chociaż Hermiona nie uwierzyła złośliwemu błyskowi w jej oczach.
Draco nie wydawał się być tego świadomy.
- W porządku!
Żegnając Marie, siedzącą w taksówce i entuzjastycznie do nich machającą, Hermiona odwróciła
się do Malfoya.
- Więc… - zaczęła – masz jakiekolwiek wyobrażenie, ile czasu zajmie nam dojście do celu?
- Cóż, Marie powiedziała, że coś koło godziny, może dwóch… - westchnął.
- Och… - powiedziała rozczarowana.
- Świetnie. Muszę spędzić jedyne wolne chwile z tobą – powiedział szorstkim głosem chłopak.
Hermiona nagle poczuła, że czeka ją wyjątkowo długi dzień.
_________________
Rozdział dziesiąty – Zadania, część druga
… i tak minęło jakieś pół godziny… przepychania między tłumem ludzi i słuchania kierunków,
które nam udzielali. Ostatecznie, po tym jak ktoś nakrzyczał na Malfoya, zdecydowaliśmy się
zatrzymać i zacząć uważać, gdzie idziemy. Ku rozbawieniu Ślizgona, Marie pisała do mnie kilka
razy, także prawie „była z nami”. Chodząc po mieście miałam dziwne uczucie, że… nie wiem,
jeśli nie znałabym Malfoya wcześniej i jeśli po prostu… szlibyśmy ulicą, śmiejąc się z naszych
prób znalezienia kierunku, moglibyśmy być… przyjaciółmi?
Hermiona odłożyła długopis, uśmiechając się zakłopotana na widok tego, co dopiero napisała.
***
… to była prawda. Pierwszy raz, po prostu dobrze się bawiłem. Nie było niebezpiecznie, nie
używałem przemocy, było po prostu… zabawnie. Miasto jest zawsze zatłoczone. Byłem w paru
sklepach i czasami myślałem „jaki, na Merlina, jest tego sens?!”, ale innym razem widziałem,
dlaczego musiała się cieszyć życiem wśród mugoli. Właściwie, to nie wierzę, że to mówię… ale
Paryż jest zadziwiającym miastem…
Malfoy patrzył na to, co przed chwilą napisał, lekko marszcząc czoło. Następnie, biorąc długopis
do ręki, zaczął wykreślać ostatnie linijki.
***
Hermiona, ciągle uśmiechnięta na myśl o tym, że ona i Malfoy mogliby kiedykolwiek być
przyjaciółmi, ponownie przyłożyła długopis do papieru i zaczęła pisać:
Naprawdę zaczynam cieszyć się tym całym doświadczeniem, pomijając fakt, że to dopiero drugi
dzień konkursu. Ha! Nawet nie pamiętałam, że to BYŁ konkurs! To miejsce to jak zwykłe
wakacje, za wyjątkiem mnie i… jego.
Cóż, w każdym razie, kiedy przybyliśmy na wieżę Eiffla…
***
- O nie! Ona tu jest! – jęknął Malfoy, wskazując błyszczące, rude włosy, będące na przedzie
tłumu ludzi dookoła wieży. – Och, Merlinie… - wydyszał, patrząc na wspaniały zabytek, który
stał przed nim.
- Jak… jak mugole to zrobili? – Draco przyłapał się na pytaniu. Hermiona uśmiechnęła się.
- Piękna, prawda?
- Mówicie o mnie? – przerwała Marie, podbiegając do nowo przybyłej pary i wieszając się na
ramieniu Draco.
- Nie – powiedział stanowczo. Marie zdawała się tego nie dostrzegać.
- Szkoda. Mam naprawdę niezłe jedzenie, a przed chwilą kupiłam bilety – powiedziała raźnie
Marie. – Pierwsze dwa piętra pojedziemy windą, a resztę przejdziemy pieszo. Poza tym, tak jest o
wiele lepiej.
- Ok… eee… brzmi nieźle, ale… - zaczęła powoli Hermiona, marszcząc brwi w lekkiej irytacji.
- Och, czekaj, muszę to odebrać – powiedziała dziewczyna, wyciągając telefon z kieszeni i
odpowiadając spokojnie. – Marie, słucham.
- Co, Granger? – zapytał Malfoy, gdy Marie oddaliła się i zaczęła prowadzić ożywioną rozmowę
z osobą po drugiej stronie. Hermiona zaczerwieniła się głęboko, wpatrując się w swoje stopy.
- Cóż, to nic wielkiego, tylko – mamlękwysokości – wymamrotała szybko. Draco wyszczerzył
zęby.
- Żartujesz! – zaśmiał się.
- Och, dzięki! – powiedziała Hermiona, marszcząc brwi. – Pamiętasz, jaki ty byłeś przestraszony,
kiedy tu przyjechaliśmy?
- NIE byłem przestraszony!
- Och, i to jak! – odparowała, szczerząc się Gryfonka.
- Czułem się tak samo, jak ty, kiedy po raz pierwszy przyszłaś do Hogwartu – powiedział,
uśmiechając się, żeby przyznała, jak bardzo się bała przyjazdu, jeśli była w stanie nazywać go
przestraszonym. Jednak na nieszczęście Malfoya, Hermiona nie była przeciętną Ślizgonką i nie
wstydziła się swoich uczuć.
- Przerażona raczej – przyznała dziewczyna.
- Przerażona? – zapytał szczerze zaskoczony. Dziewczyna pokiwała głową.
- Oczywiście! Wyobraź to sobie, po jedenastu latach życia w takim świecie, jak ten! –
powiedziała, wyciągając ręce w górę i pokazując dookoła. – Pewnie, że byłam przestraszona.
Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że tracę wszystko, w czym dorastałam i w co wierzyłam,
byłam sparaliżowana ze strachu!
- Cóż, jeśli tak to wyglądało – powiedział Malfoy, udając, że jest poruszony. Hermiona
przewróciła oczami.
- Wiem, wiem, nie mógłbyś się bardziej przejmować – pokręciła głową z uśmiechem.
- Wiesz, nie uśmiechasz się jak człowiek przy zdrowych zmysłach – skomentował Malfoy, ale
wyszczerzył zęby.
- Zgadzam się! – zaćwierkała Marie, powracając do rozmowy. – Gotowy, Draco? Och, i ty,
Hermiono – dodała, ponownie wieszając się na ramieniu Malfoya.
Śmiejąc się z oszołomionej miny chłopaka i niewinnego wyrazu twarzy Marie, Gryfonka
skierowała się do jednego z czterech wejść, które były wypełnione ludźmi. Stanie na linie
zdecydowanie nie było czymś, do czego Draco przywykł.
Zwłaszcza, kiedy ze wszystkich stron był otoczony mugolami.
- Pieprzona kolejka – powiedział Draco, kładąc nacisk na przekleństwo. Ludzie dookoła zaczęli
się odwracać i patrzeć na niego, co zasmuciło Marie. Hermiona poczuła się zażenowana, stojąc
obok niego. – Nie możemy kupić czegoś, co pozwoli nam ją ominąć?
- Dlaczego nie jestem zaskoczona? – prychnęła dziewczyna. – Malfoy chce uniknąć zmęczenia
się. To dopiero niespodzianka.
- Zamknij się, szlamo – warknął Draco, krzyżując ręce na piersiach. Hermiona uniosła brwi.
- Przepraszam, Panie-Proszę-Mi-Wszystko-Podać-Na-Srebrnym-Talerzu – odparowała.
- Złotym – z łatwością poprawił Malfoy. – I co jest złego w dużej ilości pieniędzy?
- Wiesz, nie możesz wszystkiego kupić – zauważyła Gryfonka, odwracając się. Dracon jednak
wydawał się być zainteresowany kontynuowaniem kłótni.
- Wymień jedną rzecz, której nie mogę – chciał ją wypróbować.
- Nie możesz kupić mnie – odpowiedziała ostro Hermiona, wyzywająco mrużąc oczy.
- Ale możesz kupić mnie – powiedziała radośnie Marie, mrugając rzęsami. Draco jęknął. Z
każdym dniem coraz wyraźniej przypominała mu Pansy.
- Nawet bym cię nie chciał – powiedział złośliwie Malfoy, ponownie patrząc na Hermionę. –
Więc nie ma obaw, Granger.
Zanim Hermiona mogła wymyślić przyzwoitą odpowiedź, wtrąciła się Marie.
- Co jest z wami? Dlaczego mówicie do siebie po nazwiskach?! – zapytała zirytowana. – Czuję
się, jakbym ciągle była otoczona ludźmi z pracy, nie przyjaciółmi!
- Stare, szkolne przyzwyczajenie – wymamrotała Hermiona.
- To wkurzające – zdecydowała Marie. – I moglibyście przestać się kłócić? Wszyscy się na nas
gapią! – wyjęczała, wskazując głową ludzi, którzy rzeczywiście śledzili każde słowo rozmowy.
- Przepraszam… Draco – powiedziała niechętnie Hermiona, akcentując jego imię, ku uciesze
Marie i wkurzenia Malfoya. Ale z jakiegoś powodu, nie brzmiało to aż tak źle…
- Jakkolwiek… Hermiono.
- Widzicie? O wiele lepiej! – dodała Marie. – Jest bardziej… relaksująco.
- Jak, dokładnie? – zapytał Draco z nutką prawdziwego zainteresowania w swoim głosie.
Ale zanim Marie mogła odpowiedzieć, tłum posunął się naprzód w kierunku wejścia, które było
pilnowane przez dwóch ochroniarzy, sprawdzających torebki i bilety.
- Wy dwoje – jeden ze strażników wskazał na Hermionę i Malfoya, którzy zrobili krok na przód.
Hermiona z Draco stali, gdy strażnik sprawdzał ich rzeczy, gotując się ze złości, gdy dobiegł ich
głos Marie.
- Hej! Uważaj! – zawołała, kiedy strażnik popchnął ją w tłum. – Jestem z nimi! - krzyknęła. To
jednak zdecydowanie jej nie pomogło, gdyż strażnik łypnął na nią złowrogo, mocniej wciskając
ją w tłum ludzi.
- Poczekamy na ciebie! – zawołała Hermiona, wskazując piętro pnącego się budynku.
- Nie, nie poczekamy, Hermiono – dosadnie powiedział Malfoy, ciągnąc dziewczynę w kierunku
windy. – Ta dziewczyna doprowadza mnie do szaleństwa!
- To było wredne – zaprotestowała Hermiona, jednak myślała podobnie. Draco uśmiechnął się
złośliwie.
- Zwal to na moje ślizgońskie zachowanie.
Hermiona przewróciła oczami.
- Oczywiście – powiedziała sarkastycznie. – Słuchaj, nie ważne jak bardzo jej nie lubisz, okaż
trochę szacunku! Dzięki niej nie musisz siedzieć teraz w pracy!
- I?
- Jesteś jej winny przysługę!
- Jeszcze czego!
- Draconie Malfoyu, jesteś jej coś winny i będziesz miły! – powiedziała ostro Hermiona.
- Merlinie, mówisz jak moja matka – powiedział oschle Ślizgon.
- A posłuchałbyś, gdybym nią była?
Draco zastanowił się przez chwilę.
- Raczej nie.
Hermiona wzruszyła ramionami. I tak nie oczekiwała, że posłucha.
- Cóż, przynajmniej sobie to wyjaśniliśmy.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła, oceniając trasę. Ludzie kotłowali się wkoło, co prawie
uniemożliwiało wędrówkę po prostej drodze. Zdołała zauważyć otwarte drzwi windy i odwróciła
się, by zawołać chłopaka, który został popchnięty do tyłu. Zanim jednak cokolwiek powiedziała,
uderzył ją dość wysoki, barczysty mężczyzna. Bez słowa przeprosin, czy jakiejkolwiek pomocy,
potrącił ją łokciem, by szybciej dostać się do windy.
- Hej! – zawołała z podłogi Hermiona.
Mężczyzna, unosząc brwi, jedynie pomachał i zawołał „Au revoir”, gdy usłyszeli
charakterystyczny dźwięk zamykanych drzwi.
Draco jednakże widział całą scenę.
Stawiając stopę na drodze zasuwanych drzwi (kiedyś zauważył, jak kilkoro ludzi tak robi, by
zatrzymać windę), szarpnął mężczyznę i wyciągnął go na zewnątrz.
- Przeproś – wysyczał. Popchnął go w stronę Hermiony, która przyjęła wyciągniętą rękę Ślizgona
i podniosła się z podłogi.
- Draco, nie – szepnęła dziewczyna z ciągle bolącymi plecami i nadszarpniętym ego. – Daj
spokój. Ludzie potrafią tacy być.
Draco potrząsnął przecząco głową, całkowicie nieusatysfakcjonowany. Nawet, jeśli to tylko
szlama została poszkodowana, dorastał, ucząc się szacunku do kobiet. Cóż, przeważnie. I
pomijając jego częste niedociągnięcia, Draco wiedział, że takie zachowanie było
niedopuszczalne.
- Dżentelmen się tak nie zachowuje - warknął wyzywająco, odwracając się do mężczyzny. – A
teraz przeproś!
Mężczyzna, skurczony pod silnym ramieniem Malfoya, wymamrotał pośpieszne przeprosiny po
francusku i uciekł w tłum ludzi.
- Draco! – zbeształa chłopaka Hermiona przez zaciśnięte zęby, lekko uderzając go w pierś. – Nie
możesz tak robić!
Chłopak jednak nie wydawał się być tym zbytnio przejęty.
- Uwielbiam, kiedy w złości wymawiasz moje imię – jesteś wtedy taka…
- … wkurzona? – przerwała Hermiona. Draco potrząsnął głową.
- Miałem na myśli… seksi.
Pomijając oczywistą irytację blondynem, Hermiona przyłapała się na tym, że się śmieje.
- Z pewnością – uśmiechnęła się znacząco. – Ale naprawdę, nie możesz tak po prostu chwytać
ludzi i zmuszać ich do robienia tego, czego chcesz, nie ważne jak szlachetnie by to było.
- Eee… przepraszam, wchodzicie, czy nie? – zapytał ktoś z wnętrza windy, przytrzymując drzwi.
- Oczywiście – powiedział Draco, prowadząc Hermionę w kierunku wejścia. – Panie przodem.
W środku można było zauważyć kilka zakochanych par, na które Hermiona w złości kręciła
głową, a Malfoy uśmiechał się złośliwie.
***
Wychodząc na drugie piętro, para stanęła z boku i czekała na Marie.
- Już przerażona? – zapytał dokuczliwie Malfoy.
- Jeszcze nie – przyznała dziewczyna. – Ale za chwilę będę.
- Nie martw się, nie dopuszczę, by ktokolwiek cię wypchnął – zapewnił Draco, szczerząc zęby.
Hermiona sceptycznie uniosła brwi.
- Więc chcesz to zrobić osobiście? – zapytała. Ślizgon uśmiechnął się.
- Tak dobrze mnie znasz.
- Ach, jesteś taki przewidywalny – zdecydowała Hermiona, studząc jego udawane zdumienie.
- Och, a ty nie? W każdym momencie w Hogwarcie, dokładnie wiem, gdzie będziesz. Klasy,
biblioteka, klasy, Wielka Sala, biblioteka, pokój wspólny Gryfonów – wyliczył szybko Draco.
Hermiona spojrzała na niego zszokowana.
- Powiedziałabym, że nie jest to zadziwiające, ale biorąc pod uwagę twoje skłonności do
samouwielbienia, jestem trochę zaskoczona.
Draco zauważył, że dla niego samego to było dość niewiarygodne.
***
- Merlinie, ona tu jest – wyjęczał Draco, unosząc głowę na widok rudowłosej dziewczyny. –
Naprawdę musimy do niej iść?
- Tak – powiedziała Hermiona, chociaż w jej głosie brakowało przekonania. Draco jęknął głośno.
- Chodźmy – szepnął, chwytając rękę dziewczyny i znikając w tłumie. Marie mrugnęła parę razy,
niepewna, gdzie podziała się dwójka jej znajomych. Hermiona poczuła falę gorąca zalewającą jej
twarz, ale nie przestała iść za Malfoyem, który kierował się w stronę klatki schodowej.
- W porządku, możemy wyjechać na kolejne piętro, a na następne dwa wejść pieszo – powiedział
Draco, patrząc na bilety, a następnie na plan piętra. Spoglądając na puste wnętrze windy,
popchnął w jej kierunku Hermionę i szybko zamknął drzwi, zanim ktokolwiek inny mógł wejść.
Zaskoczona ich szczęściem, Gryfonka odwróciła się w stronę Malfoya ze śmiertelnie poważną
miną.
- Nie jest to dla ciebie dziwne? – zapytała. Draco wpatrywał się w nią zaciekawiony.
- Co – jechanie z tobą w windzie?
- Nie, bycie w Paryżu, bez różdżki, magii, z dala od wszystkiego, co znasz. Znaczy, czy jest coś,
co robiłeś w domu i teraz tutaj, czy jak?
Draco wzruszył wymijająco ramionami.
- W domu nie robię tego samego, co każdy normalny czarodziej – powiedział z lekkim wahaniem
w głosie. – Ale nie – nie ma niczego, co robię tutaj i w domu.
- A na odwrót?
- Zdecydowanie nie.
- Ale wciąż jesz i śpisz i w ogóle, więc technicznie rzecz biorąc, robisz – uśmiechnęła się.
- Hermiona, zamknij się – powiedział z uśmiechem.
- Ach! Żaden „dżentelmen” by tak nie powiedział! – wyszczerzyła zęby Hermiona, cytując
wcześniejsze słowa chłopaka.
- Są wyjątki – uśmiechnął się.
- Na przykład? – podpowiedziała Hermiona.
- Na przykład wtedy, gdy dama pyta lub informuje mnie o głupich, bezsensownych rzeczach.
Hermiona roześmiała się głośno, gdy drzwi windy rozsunęły się i weszła większa grupa ludzi.
Wiedziałam, że nie będziemy mieć tyle szczęścia, pomyślała dziewczyna, gdy została
przyciśnięta do ściany przez gorliwych pasażerów. Winda powoli się zapełniała i ostatecznie
Draco i Hermiona znaleźli się w dość dziwnej pozycji. W jakiś sposób, chłopak stał naprzeciwko
dziewczyny, w odległości kilku cali. Nie do końca pewnym, czego ma się złapać, oparł swoje
dłonie nieco powyżej ramion Hermiony, opartych o szklaną szybę. Gryfonka nieco zakłopotana
bliskością, w jakiej się znaleźli, przekręciła się trochę i chociaż ich ciała prawie się stykały,
odwróciła głowę, by nie widzieć jego złośliwego uśmieszku.
- Uważaj, Hermiono – zbyt bliskie patrzenie na taką doskonałość może cię oślepić – powiedział
Draco. Dziewczyna uniosła brew.
- Jak Meduza – skomentowała Hermiona, a Draco prychnął. – Wiesz Draco, kiedy właściwie już
zaczynałam cię lubić, ty zaczynasz pokazywać swoje ego.
- Lubisz mnie, Hermiono? – zapytał z ciekawością Malfoy. Dziewczyna roześmiała się.
- Już nie.
- Dlaczego? – zapytał nieco rozczarowany.
- Ponieważ – zaczęła Gryfonka, nie do końca pewna, dlaczego właściwie była na niego zła,
pomijając jego myślenie o sobie, jako „najlepszym na świecie”.
No i praktycznie na niej leżał.
- Niewygodnie ci? – zgadywał Malfoy. – Powiedz mi, miałaś kiedykolwiek prawdziwego
chłopaka?
- Wiktor Krum – wolno przyznała dziewczyna, ale Malfoy potrząsnął głową.
- To wszystko? – Draco uznał milczenie Hermiony za potwierdzenie. – Jak to możliwe, że
Nocnik lub Łasica nigdy cię nie podrywali?
- Wypraszam sobie! – powiedziała obrażona Hermiona marząc, by drzwi windy się otworzyły.
Jednak tak się nie stało.
- Co? – zapytał niewinnie Draco. – Chciałem tylko wiedzieć.
- Cóż, dla twojej informacji, jesteśmy tylko przyjaciółmi!
- Bez sensu – wymamrotał niedowierzająco Ślizgon.
- Och, proszę, wyjaśnij. Jestem pewna, że z przyjemnością to usłyszę – sarkastycznie
wymamrotała Hermiona.
- Cóż, sądzę, że kiedy dziewczyna i chłopak są tylko przyjaciółmi, przychodzi kiedyś taki
moment, że jedno lub obydwoje chcą czegoś więcej, niż przyjaźni.
- Więc mówisz, że dwoje ludzi przeciwnej płci nie mogą być przyjaciółmi? Chodzi tylko o seks?
– zapytała niedowierzająco Hermiona.
- Powtórz to – zażądał Draco.
- Huh?
- Powtórz.
- Co?
- Ostatnie zdanie!
- Chodzi tylko o seks? – powtórzyła zakłopotana Hermiona. Draco diabolicznie wyszczerzył
zęby.
- Powtórz.
- Chodzi tylko o seks? Naprawdę, Draco, do czego ty zmierzasz? – zapytała Hermiona.
- Jeszcze raz – rozkazał Draco, przybliżając swoją twarz do dziewczyny, na co ona przewróciła
oczami.
- Zboczeniec.
- Świętoszek.
Hermiona już miała powiedzieć coś obraźliwego, gdy drzwi windy rozsunęły się i pasażerowie
zaczęli wychodzić.
Podążając za wszystkimi, dziewczyna wypadła z windy i popędziła dwie kondygnacje, daleko za
sobą zostawiając Malfoya.
Niestety; był szybszy, niż na to wyglądał.
- Przeszliśmy to wszystko, tylko po to?
- Tylko ty mógłbyś coś takiego powiedzieć – zauważyła zirytowana Hermiona. – Uważam, że tu
jest wspaniale!
Spoglądając na widok, jaki się przed nią rozpościerał, Hermiona musiała uspokoić swój oddech
(chociaż nie była pewna czy to przez widok, czy bieg). Można było stąd w fantastyczny sposób
podziwiać miasto i dziewczyna cieszyła się jego spokojem i ciszą, widzianego z lotu ptaka.
- Żartuję tylko – wyszeptał Draco, przysuwając się bliżej. – Jest pięknie.
Hermiona odsunęła się. Był zbyt blisko – znowu. Wzdychając, obeszła dookoła okrągłe
pomieszczenie na samym szczycie wieży. Na ścianach, w których nie było okien, wisiały mapy, z
zaznaczonymi rozmaitymi budynkami i opisującymi, po co i gdzie są. Wpatrując się w nie,
Hermiona nie mogła uwierzyć, że znajduje się na wieży Eiffla.
- Możemy już iść? – wyjęczał po kilku minutach Draco.
- Czekaj! Musimy mieć zdjęcie! – powiedziała Hermiona, wyciągając aparat z torby. – Poproś
kogoś, żeby nam je zrobił.
- Hej – zawołał Draco, wciskając aparat w czyjeś ręce. – Mógłbyś nam zrobić zdjęcie? Dzięki.
- Przysuńcie się do siebie, nie mogę was złapać – poinstruował mężczyzna, machając na nich
ręką, by do siebie podeszli.
Wzdychając, Hermiona zbliżyła się do chłopaka, który zrobił to samo.
- Nawet niczego nie próbuj – wysyczała.
- Nawet o tym nie marzyłem – wymamrotał.
- Uśmiech!
Klik!
Hermiona zrzuciła rękę Malfoya ze swojego ramienia, gdy tylko błysnęła lampa.
- Wydaje mi się, że powiedziałam, żebyś niczego nie próbował – ostrym tonem powiedziała
Hermiona, wpatrując się w niego. Draco wzruszył ramionami.
- Musiałem to przeoczyć…
***
- Marie, nie masz pojęcia, jak się cieszę, że cię widzę! – wrzasnęła Hermiona, biegnąc z zapałem
w kierunku rudowłosej dziewczyny. Nawet kiedy to zrobiła i tak czuła się winna. Nie chodziło o
to, że się spotkały, ale raczej o alibi dla dość dziwnych, kochliwych przyzwyczajeń Malfoya.
- Szukałam was godzinami! Gdzie się podziewaliście?! – zawołała Marie, obejmując Hermionę, a
następnie odwracając się i chwytając Malfoya za nadgarstek, co łatwo wskazywało, że już więcej
nie będą rozdzieleni.
- Na wieży Eiffla – powiedział sucho Draco, uparcie wpatrując się w Hermionę, która wyglądała
na zdecydowaną do patrzenia tylko na Marie.
- Och, Draco, jesteś taki zabawny – zachichotała, mrugając do niego lekko i poprawiając sobie
włosy. Gryfonka obserwowała to zirytowana. Na taki rodzaj flirtowania naprawdę powinien być
jakiś przepis prawny, pomyślała zdegustowana dziewczyna. Jest taka zdesperowana!
- Podobało się wam? – zapytała głośno Marie, gdy zapadła cisza.
- Och, tak! – krzyknęła Hermiona. – Tam jest tak wspaniale! Mogłabym oglądać miasto
godzinami!
- Taa, było świetnie - potwierdził Draco, choć znacznie mniej entuzjastycznie, niż jego
współlokatorka. – Więc teraz gdzie?
- Luwr, jak myślę – powiedziała Hermiona, patrząc na plan, który zrobiła rano. – Ale może
moglibyśmy najpierw coś zjeść, bo mamy kawałek do przejścia.
- Taa, umieram z głodu – zgodził się chłopak, klepiąc się po żołądku dla lepszego efektu. Marie
ożywiła się.
- Moglibyśmy iść do Starbucks, albo gdzieś w tym stylu – zasugerowała dziewczyna, wpatrując
się z nadzieją w Draco, oczekując jakiejś aprobaty.
- Tak, pewnie – wymamrotał chłopak, pochylając się do Hermiony. – Co to jest? – chciał
wiedzieć.
- Kawiarnia – szepnęła. Draco skinął głową.
- W porządku, chodźmy.
***
- Mmm… - westchnęła z zadowoleniem Hermiona, wdychając zapach kawy. – Smakuje o wiele
lepiej, kiedy jest zimna, prawda?
- Zdecydowanie – zgodziła się Marie, chociaż wzrok miała utkwiony w Malfoyu, który wyglądał
na znudzonego.
- Daleko to stąd? – zapytał Draco, przechylając kubek kawy z niewielką rozkoszą. Hermiona
zastanowiła się przez chwilę.
- Około dwóch kilometrów, jak przypuszczam – powiedziała zamyślona dziewczyna.
Marie zdecydowała, że dołączy do nich w spacerze, co zarówno ucieszyło, jak i rozczarowało
Hermionę. Z jednej strony myślała, że to dobrze, że będzie miała jakieś zabezpieczenie pomiędzy
sobą, a Malfoyem, ale z drugiej, poczuła się sfrustrowana konkurencją w zyskaniu uwagi
chłopaka. To nie tak, że jestem zazdrosna, zapewniła się dziewczyna, zaciskając ze wstrętu usta,
gdy Marie mocniej objęła chłopaka, po prostu nie lubię patrzeć, jak Marie robi z siebie idiotkę.
Upewniając się, że o to właśnie chodzi, wypiła ostatni łyk kawy, zanim wstała i ruszyła za
oddalającą się parą.
***
- Merlinie, to niesamowite – prawie szeptem westchnęła Hermiona.
Lepiej, żeby tak było, po wysiłku, jaki włożyłem, żeby tu dotrzeć, pomyślał zawzięcie Draco,
nawet, jeśli był oczarowany otaczającą go sztuką. Albo kalkulacja Hermiony była rażąco
niedokładna, albo spacer z Marie kręcącą się dookoła tak wyczerpujący, że chłopak przybył do
Luwru bardziej zmęczony, niż po wczorajszym dniu pracy. Nawet pogoda mu nie dopisywała,
bez chłodnego wietrzyka, nic tylko gorąco, które denerwowało ludzi. Przez całą drogę, trójka
znajomych zdawała się unikać popychania przechodniów, którzy praktycznie na nich wpadali i
zderzali się z nimi. A może to tylko mi się tak wydaje, bo Marie robi mi to cały czas, pomyślał
Draco, spoglądając na rudowłosą dziewczynę, która trzymała się jego ramienia jak pijawka.
Nie po raz pierwszy chłopakowi przypominała się Pansy, ze swoją nieustanną potrzebą
przebywania blisko niego – nawet, jeśli oznaczało to poobijane kończyny. Marie wyglądała na
tak zdecydowaną, że na jakikolwiek znak ruchu z jego strony, przyciskała go jeszcze mocniej do
siebie, ściskając jego nadgarstek tak mocno, że dziwnym było, że jeszcze go nie złamała.
Próbowała go nawet śledzić (bezskutecznie, dzięki za to Merlinowi), gdy poszedł do łazienki,
gdzie zatrzymał się chwilę, zbierając odwagę na ponowne wyjście i wpadnięcie prosto w objęcia
Marie.
Jednak nawet bez niej, Draco był przekonany, że podróż będzie potworna. Nie tylko był
wstrząśnięty obecnością pomiędzy rozmaitymi turystami, będąc popychanym i wpychanym do
oglądania najmniej ciekawych atrakcji, ale Draco był wkurzony tym, że nie miał najmniejszego
pojęcia o mieście. Wyglądało na to, że za każdym rogiem, w jaki skręcił, było coś, co wprawiało
go w zakłopotanie, a nienawidził pytać o każdą drobną rzecz Hermiony. Jedyną zaletą było to, że
dziewczyna nie wydawała się być ucieszoną z jego cierpienia i posłusznie odpowiadała na
wszystkie pytania bez mrugnięcia okiem. Bez względu na to jak głupie, czy błahe to mogło być,
Hermiona zawsze szeptała odpowiedź i nigdy nie robiła z tego wielkiej afery.
To było takie… gryfońskie. I pomijając przerażenie, które poraziło Malfoya na samą myśl o tym,
dochodził do wniosku, że to w sumie nie było takie złe.
Nie żeby kiedykolwiek powiedział to głośno.
- Draco – widzisz to? Czy to nie jest wspaniałe? – krzyknęła Hermiona, wskazując na milionowy
obraz tego dnia. Malfoy spojrzał na niego krótko i kiwnął głową, chociaż był przekonany, że jeśli
wskaże jeszcze jeden, nie wytrzyma. To prawda, że dzieła były fantastyczne, ale pomiędzy
tłoczącymi się ludźmi i ciągnącą go za rękę Marie, chłopak był pewny, że Luwr był teraz
ostatnim miejscem, w którym chciał być.
Hermiona nadal była zadowolona z wędrowania od jednej galerii do kolejnej, a jej oczy biegały
po znanych i nieznanych dziełach. Nawet jak często się zatrzymywała i skupiała na jednym, jej
oczy rozjaśniały się. Obecnie była zaabsorbowana płótnem „The Lacemaker”, jakiegoś Jana
Vermeera. I kiedy Malfoy uznał, że był nawet ładny, zdecydowanie nie był warty stania z Marie
uwieszoną na jego ramieniu.
- Widzę – podobnie jak widziałem ostatni milion. Naprawdę Granger – znaczy, Hermiono – nie
uważasz, że już wystarczająco długo tu jesteśmy? – jęknął chłopak. Hermiona nadąsała się, ale
Marie, która bawiła się bezmyślnie swoją srebrną puderniczką, ożywiła się.
- Zgadzam się z Draco. Powinniśmy iść i zrobić coś innego – Hermiona jęknęła. Powinna się
była spodziewać, że sztuka piękna nie była tym, co dziewczyna lubi.
- Ledwie cokolwiek widziałam – a jeszcze jest tyle pomieszczeń! – zaprotestowała Hermiona.
- Wydaje mi się, że widziałaś już wystarczająco – wymamrotał Draco, a Hermiona zmarszczyła
brwi.
- Możesz iść, jeśli chcesz. Ja chcę zostać tutaj – zasugerowała dziewczyna. Malfoy popatrzył na
nią gniewnie, gdy Marie podskoczyła z radości.
- Myślę, że to świetny pomysł, Hermiono! Możemy się spotkać później – zapiszczała
podekscytowana. Draco jednak potrząsnął głową.
- Nie zostawię cię tu samej – powiedział stanowczo Malfoy, ku większej złości Hermiony.
Naprawdę, nie jestem, aż taka beznadziejna. Nie musi bawić się w moją niańkę dwadzieścia
cztery godziny, siedem dni w tygodniu.
- Wydaje mi się, że musimy to przedyskutować na osobności – powiedziała Hermiona, wskazując
na ludzi, przechodzących obok. Draco zadrwił, oczywiście nieprzekonany.
- Wiesz, o co mi chodzi. Nie chcę zostawić cię z tymi nieznajomymi.
- Nie jestem dzieckiem – zaprzeczyła trochę niezdarnie Gryfonka. Dracon popatrzył na nią
nieprzekonany.
- Nie poznałabyś, gdybyś się tak zachowywała – wymamrotał do siebie. Hermiona uniosła brwi,
niezdolna do zinterpretowania jego mamrotania, ale miała wrażenie, że to nie był komplement.
- Idź. Nic mi się nie stanie – zapewniła dziewczyna, odwracając się do niego plecami, by
dokończyć oglądanie obrazów. Mogła usłyszeć, jak jęczy, ale nie dała mu tej satysfakcji i nie
obejrzała się.
- No chodź, jestem głodny – wyjęczał Draco, decydując się na żądanie. Może jak ją wkurzę, to
zdecyduje się pójść ze mną, pomyślał chłopak.
- Chodź do mnie! – Obydwoje, Draco i Hermiona, zamarli z przerażenia.
- Co?! – zawołali jednocześnie, gapiąc się na rozpromienioną Marie.
- Powiedziałam, że Draco powinien iść do mnie. Mogę ci coś ugotować! – zapiszczała Marie,
klaszcząc w dłonie, jak małe dziecko. – Ostatniego lata miałam świetne lekcje gotowania i
jeszcze nigdy dla nikogo nic nie przygotowywałam!
Draco rzucił przerażone spojrzenie Hermionie, która, pomimo tego, że zbladła, jedynie wzruszyła
ramionami.
- Ja… Wydaje mi się, że Hermiona mi coś ugotuje wieczorem, prawda? – wyjąkał Draco, patrząc
bezradnie na dziewczynę. Gryfonka spojrzała na Marie, bezpiecznie unikając wzroku Malfoya.
- Właściwie, to nie. Myślę, że w porządku będzie, jeśli pójdziesz na obiad z Marie – powiedziała
miękko Hermiona i tak bardzo, jak Draco chciał ją zabić za zaakceptowanie tego, nie mógł
pozbyć się wrażenia lekkiego napięcia w jej głosie.
- Co? Jesteś pewna? – wydusił chłopak, bezradnie spoglądając to na Marie, to na Hermionę.
Jesteś jej to winny, powiedziała bezgłośnie Hermiona, a Draco westchnął. Może jeden obiad nie
będzie aż taki zły.
- Więc? – ponagliła Marie, błagalnie ciągnąc Malfoya za rękę. Westchnął.
- W porządku.
- Och – nie pożałujesz tego! Nie mogę się doczekać! Jakie jedzenie lubisz? To takie ekscytujące!
Draco rzucił spojrzenie Hermionie, które wyraźnie mówiło, że teraz to ona jest winna przysługę
jemu.
Świetnie, pomyślała. Być zadłużonym u Draco Malfoya. Będzie zabawnie.
Będąc przerażoną tą perspektywą, Gryfonka z zaskoczeniem stwierdziła, że tak samo jest nią
trochę zaintrygowana.
_________________
Rozdział jedenasty – Obiad z Marie
Hermiona przez chwilę przechadzała się po galerii, całkowicie zadowolona. Wiedziała, dlaczego
McGonagall zleciła im wizytę w Luwrze, jako jedno z zadań – w nadziei, że Draco zrozumie, że
mugole są zdolni do tworzenia niezwykłych rzeczy tak samo dobrze, jak stare, czystokrwiste
rodziny czarodziejów. Mimo to, Hermiona zaczynała myśleć o tym z korzyścią dla siebie.
McGonagall mogła wiedzieć, że dziewczyna znajdzie niezapisaną historię i sztukę – i bez
wątpienia był tu jakiś cel.
Gryfonka była lekko zawiedziona tym, że Draco tak szybko stąd odszedł, ale były momenty,
kiedy była zadowolona, że go nie ma. Niektóre z obrazów były bardzo – erotyczne – i Hermiona
czułaby się zakłopotana, oglądając je ze stojącym obok Malfoyem, nie wspominając o
chichoczącej za plecami Marie. Uśmiechnęła się zadowolona, że nie ma ich z nią.
Odłożyła swoją torebkę i usiadła na wypolerowanej podłodze, wpatrzona w jeden z obrazów
wiszących naprzeciwko niej. Nie była wielką artystką, ale lubiła szkicować i nareszcie znalazła
idealne płótno, by spróbować je skopiować. Z głową pochyloną nad blokiem do rysowania,
dziewczyna pracowała przez chwilę, dopóki nie skończyła. Kiedy jednak ponownie spojrzała na
obraz, mało co nie przewróciła się – jej rysunek bardziej przypominał sylwetkę Draco, niż
mężczyznę na portrecie! Wpychając blok do kieszeni swojej torby, Hermiona uznała, że ma dość
muzeum i powinna już iść. Nie mogła uwierzyć, że go namalowała!
To pewnie przez tę kawę…
Dziewczyna wyszła na zewnątrz, kierując się w stronę blednących świateł miasta. Wiedziała, że
nieźle namieszała przez to, iż uparła się, by sama wrócić do mieszkania, ale nie mogła znieść
dokuczliwego głosiku w swojej głowie, który kazał się jej martwić. Nie pomyślała o tym, jak to
jest nie mieć nikogo obok siebie i z zaskoczeniem doszła do wniosku, że była trochę samolubna,
chcąc być sama. Miasto ciągle było dla niej nowością, a Draco był kimś, z kim przynajmniej
mogła porozmawiać – kimś, kogo mogła obwinić, jeśli zboczyłaby z właściwego kierunku. Teraz,
wszystko co miała, to tylko siebie.
Łapiąc żółtą taksówkę, Hermiona wskoczyła na tylne siedzenie i wymamrotała adres budynku.
Była przynajmniej na ulicy, ale jej myśli ciągle wędrowały w kierunku dwójki znajomych.
Zastanawiała się, co robili Draco i Marie – tylko po to, żeby upewnić się, że nie robili nic
głupiego, jak zapewniała się Hermiona.
Kilka minut później, Gryfonka wyszła z taksówki i skierowała się w stronę mieszkania, gdy w
ostatniej chwili przypominała sobie, że zapomniała kupić jakieś jedzenie na wynos. Pewnie będę
musiała znaleźć coś godnego uwagi w mieszkaniu, utyskiwała dziewczyna, wchodząc do holu.
- Witam! – powiedziała do mężczyzny za kontuarem, który pomógł jej pierwszego dnia. Bez
względu na to, jak źle się czuła, Hermiona wciąż pamiętała o swoich manierach.
- Bonjour mademoiselle! Jak się masz? – zapytał uśmiechnięty recepcjonista, układając papiery
w stos, by móc z nią porozmawiać.
- Och, miałam strasznie wyczerpujący dzień! I na dodatek jest takie zimno! – powiedziała
Hermiona.
- Och, wiem – przytaknął współczująco. – W rhadiu mówili, żhe bhędzie phadał śnieg!
- Jak to jest, kiedy jest śnieg? – zapytała Hermiona, szczerze zaciekawiona. Mężczyzna
uśmiechnął się.
- Och, jhest jeszcze phiękniej, niż zazwyczhaj! Budują wspaniałe lodowiskho! I wszyscy ludzie
w Pharyżu są bhardziej ubrani, niż zazwyczaj – tho jak magia!
- Zdecydowanie tak brzmi – wymamrotała Hermiona, uśmiechając się do siebie.
- Gdzie jest twój chłopak? Mam jeden list dla niego i dwa dla ciebie – powiedział Marc,
wręczając jej trzy listy. Hermiona zbladła.
- Chłopak? Och, nie, my jesteśmy tylko – dziewczyna zawahała się, nie do końca pewna, kim
właściwie byli – przyjaciółmi?
- Och, przepraszam! Nie miałem pojęcia – powiedział Marc.
- W porządku, naprawdę – odpowiedziała Gryfonka. Z wahaniem chciała odejść –
niezdecydowana, co do wracania do pustego mieszkania – ale wiedziała, że będzie musiała temu
sprostać. Wzdychając, minęła hol i skierowała się w stronę windy. W połowie drogi uśmiechnęła
się do siebie.
Przynajmniej będzie miała łóżko.
***
Wchodząc do salonu, Hermiona runęła na sofę. Była całkowicie wyczerpana. Spędziła na nogach
cały dzień i miała wrażenie, że za chwilę jej odpadną. Och, jak bardzo cieszyła się, że nareszcie
mogła odpocząć! Zamykając oczy, zaczęła rozmyślać o wszystkim, co wydarzyło się tego dnia.
Był udany, pomijając nieustanne lgnięcie Marie do Malfoya. To było nie tylko wkurzające, ale
sprawiało, że Hermiona była… zazdrosna?
Wzdychając, dziewczyna wstała z sofy i podeszła do barku. Nie piła dużo, ale doszła do wniosku,
że szklanka czegokolwiek pozwoli jej się zrelaksować.
Otwierając butelkę z winem, nalała sobie do szklanki i ponownie podeszła do kanapy. Zdając
sobie sprawę z tego, że nie jest przyzwyczajona do panującej ciszy w mieszkaniu, wzięła pilot od
wieży, podkręciła głośność i włączyła ją.
BUM!!!
- Aaa! – wrzasnęła Hermiona, gdy pierwsze dźwięki piosenki rozbrzmiały głośno w całym
pomieszczeniu i, prawdopodobnie, w całym budynku.
Kurczowo chwytając się za serce, trzęsąca się Gryfonka ściszyła muzykę. Odłożyła kieliszek i
próbowała się uspokoić, gdy w pełni zrozumiała prawdziwe znaczenie pojęcia „otaczające
dźwięki”. W tle piosenka grała nadal i zbliżała się do refrenu, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi.
Otwierając je, Hermiona uśmiechnęła się do pana Riley.
- Panno Granger, wszystko w porządku? – zapytał, wchodząc do mieszkania, by zobaczyć, czy
ktoś tam jest. – Wydaje mi się, że usłyszałem bombę, a później krzyk, dochodzący stąd!
- Nie! – Hermiona uśmiechnęła się, a jej policzki poróżowiały. – To był tylko mój bliższy
kontakty z wieżą stereo.
Wyraźnie uspokojony pan Riley potrząsnął głową w kierunku Hermiony.
- Cóż, wybacz mi, proszę, to pukanie i dobranoc.
Już miał się odwrócić, kiedy dziewczyna zapytała:
- Ma pan ochotę na drinka?
Patrząc na nią ponownie, zastanowił się przez chwilę. Następnie uśmiechnął się i przystał na jej
propozycję.
Siadając na jednym z kuchennych krzeseł, Hermiona wręczyła mu lampkę tego samego wina,
które piła wcześniej, a gdy usiadła naprzeciwko niego, zapytał, co dzisiaj robili.
Hermiona opowiedziała mu o wieży Eiffla, Luwrze i o tym, jak Draco i Marie znaleźli się na
wspólnym obiedzie.
- Bez ciebie? – zapytał pan Riley, spoglądając na Hermionę ze zmarszczonymi brwiami. – Jak
rozumiem, nasza droga Marie lubi tego Draco, tak?
- Tak, Draco Malfoya – skinęła głową dziewczyna.
- Powiedziałaś Malfoy? – zapytał pan Riley, lekko marszcząc brwi. Hermiona odwróciła głowę.
- Słyszał pan o nim? – zapytała.
- Emm… nie, może dawno temu, ale obecne już nie – powiedział szybko pan Riley, patrząc na
twarz dziewczyny badawczo, jakby mógł wyczytać z niej prawdę.
- Um… panie Riley – zaczęła nerwowo dziewczyna. – Co - co jest z Marie?
- Więc zauważyłaś – powiedział pan Riley, wzdychając. – Cóż, ona… dużo przeszła.
- Och – powiedziała wolno zaskoczona Gryfonka. Nie oczekiwała, że Marie będzie kimś więcej,
niż zwykłą, zepsutą dziewczyną. Kto mógł przypuszczać, że ma przeszłość? – Naprawdę nie
wiedziałam.
- Cóż, nikt tego od ciebie nie oczekiwał – zachichotał pan Riley. – To prawie jak opowiadanie.
- Och, proszę opowiedzieć – krzyknęła dziewczyna. Teraz, kiedy wiedziała, że za zachowaniem
Marie kryje się jakiś powód, umierała z ciekawości, by się o nim dowiedzieć.
- Cóż, nie sądzę, by spodobało jej się to, że komukolwiek o tym mówię, ale myślę, że pozwoli ci
to ją lepiej zrozumieć. Musisz tylko obiecać, że nikt się o tym nie dowie – łącznie z Marie!
- Oczywiście – powiedziała szczerze Hermiona. Nie mogła wytrzymać z ciekawości, do czego to
wszystko prowadzi.
- Cóż, Marie była taka jak ty, właściwie. Mądrą, inteligentną i bardzo niezależną kobietą. Mogła
pojechać, gdzie tylko chciała, cały świat stał przed nią otworem – przerwał, a Hermiona
zaczerwieniła się, słysząc jego pseudo komplement.
- Kłopot polegał na tym, że jej rodzice nigdy nie akceptowali tego, czym i kim była. Nie widzieli
jej potencjału i nigdy nie chwalili za osiągnięcia. Przykro było patrzeć na to, jak osiąga sukces, a
jej rodzice tego nie dostrzegają. Często tylko ja byłem tym, który cokolwiek skomentował. Jej
rodzice, a właściwie ojciec, chciał, by dołączyła do firmy, nie dlatego, że widzieli jej potencjał w
pomaganiu nam, ale po to, aby w każdej chwili mogła mu pomagać, jeśli ten by czegoś
potrzebował, lub nie rozumiał. Więc kiedy Marie dostała ofertę pracy i zaakceptowała ją,
właściwie nie wiedziała, jak wysoka jest jej pozycja.
Spojrzał przez okno, jakby czymś zawstydzony.
- Nigdy nie chciała być „ważniejsza” od swojego ojca, ale kiedy ten odkrył, że zajmuje wyższą
pozycję niż on, był na nią wściekły. Słyszałem ich w nocy, gdy krzyczał, że „zszargała dobre imię
rodziny” przez celowe zepchnięcie go na niższy poziom. Marie, po latach krytyki, nareszcie
przemówiła. Zdecydowała, że nie może przebywać dłużej w otoczeniu swoich rodziców i zanim
wyjechała, przyszła do mnie – uśmiechnął się krótko na to wspomnienie.
- Powiedziała mi, że nie rozumiała, dlaczego jej rodzice nigdy ją za nic nie chwalili ani nie
poświęcili żadnej uwagi, i była całkowicie przerażona ponowną wizją widzenia ich. Powiedziała,
że zawsze ich kochała i nigdy nie chciała zasmucić - dlatego zrezygnowała z posady w banku, bo
myślała, że ich tym zadowoli. Zniknęła na kilka dni, Bóg jeden wie gdzie, ale zapewniam cię,
nikt nie przypuszczał, że z powodu tego, że chciała i potrzebowała miłości rodzicielskiej i ich
przewodnictwa wróciła do Paryża taka, jak jest teraz. Nigdy nie powiedziałem jej, jak bardzo
chciałem, by wróciła do tego, kim była dawniej. Wiem, że tego dnia, kiedy Marie zdecydowała
pożegnać się z przeszłością, jej rodzice opuścili firmę – westchnął i pokręcił głową z
rozczarowaniem. Hermiona wpatrywała się w niego chciwie, czekając na kontynuację.
- Wie o tym, że każdego dnia sprawia, że jej rodzice żałują tego, że nigdy jej nie kochali. Poza
żalem i wyrzutami sumienia, jej ojciec błagał ją, by przyjęła posadę sekretarki i dlatego tam
dzisiaj pracuje. I nie wydaje mi się, żeby kiedykolwiek mógł wykorzystać przeciwko niej jej
przeszłość – zakończył pan Riley, biorąc duży łyk wina.
- Ech – westchnęła Hermiona, przyswajając informacje. – Nigdy… Nigdy o tym nie wiedziałam!
– Nagle poczuła się naprawdę źle na wspomnienie tego, jak krytyczna była wobec dziewczyny.
Teraz widziała, skąd pochodzi, ale nie mogła uwierzyć, że kiedyś była normalna. I przez to, jak ją
poznała – grą pozorów! Była jak sieć kłamstw, ale w środku Hermiona była zdeterminowana do
poznania prawdy o niej.
- A… czy ona kiedykolwiek… wróci? – zapytała.
- Marie zbyt długo ukrywała się za swoją ‘nową’ osobowością, tak, żeby naprawdę wrócić do
dziewczyny, którą była kiedyś – westchnął. Hermiona mogła powiedzieć, że czuł się częściowo
odpowiedzialny za to, co się z nią stało, ale w jej mniemaniu, nie był w najmniejszym stopniu
winny. – Najlepszym wyjściem będzie udawanie, że nigdy ci o tym nie powiedziałem i próbuj
postrzegać Marie tak, jak to robiłaś do tej pory. Ale z odrobinę większym szacunkiem, niż
przedtem – dodał, patrząc poważnie na Hermionę.
- Oczywiście – wymamrotała dziewczyna.
- Cóż, kiedy tylko będziesz gotować rozpocząć pracę z Pierre, proszę daj mi znać, bo wiem –
przerwał, mrugając do niej – że jest bardzo chętny by zacząć!
Uśmiechając się szeroko, Hermiona pokiwała głową.
- Muszę iść, to była dla mnie długa noc – powiedział, powoli wstając i potrząsając ręką
Hermiony w bardzo profesjonalny sposób.
- Panno Granger – powiedział, kiedy obydwoje stali w drzwiach. – Ufam, że nie wykorzysta pani
prawdy. Dobranoc.
I po tych słowach go nie było.
***
Ciekawe, co robią, myślała ciągle Hermiona dwadzieścia minut później. Nawet z nowym
spojrzeniem na Marie, nie mogła powstrzymać się przed lekkim ukłuciem zazdrości przez to, że
byli razem – sami. Jeśli Marie dopięła swego, teraz najprawdopodobniej pieści się z Malfoyem…
Hermiona westchnęła zazdrośnie.
Co z tobą?! - zapytała się sfrustrowana dziewczyna. Kiedy jest obok, nienawidzisz go, kiedy go
nie ma, tęsknisz – jesteś stuknięta! Ciągle jednak nie mogła pozbyć się Draco ze swojej głowy.
Wcześniej – na wieży Eiffla – był taki uroczy i prawie… miły. Zmienił się, ale Hermiona była
dziwnie zadowolona.
Gryfonka zdecydowała się otworzyć jeden z listów, które dostała, kiedy zadzwonił telefon.
Spojrzała na numer – to Marie, pomyślała, prawdopodobnie dzwoniąc, by powiedzieć mi ile razy
się obściskiwali. Hermiona zignorowała telefon.
Hermiona wstała, zastanawiając się, jakie książki są w mieszkaniu. Przypomniała sobie, że
wcześniej widziała nowoczesną biblioteczkę i zamierzała ją przeglądnąć, ale milion innych
rzeczy zajmowało jej myśli. Teraz mogła na nią rzucić okiem.
Zanim wyciągnęła rękę w kierunku regału, jej telefon rozdzwonił się ponownie.
Merlinie, jakby nie miała innych przyjaciół, dziewczyna jęknęła, ale natychmiast poczuła się źle.
Może ona nie ma nikogo innego. Jest wystarczająco zabawna, ale może to, o czym opowiadał
pan Riley było dla niej zbyt trudne.
Mamrocząc na swoje niezdecydowanie, Gryfonka odebrała telefon.
- Słucham?
- Hermiona, dzięki Bogu, odebrałaś! Draco został otruty!
- Co?! – wyrzuciła z siebie Hermiona, gdy całe współczucie do Marie z niej wyparowało. Z nią,
Draco nigdy nie zostałby otruty! – Co… Jak to się stało?
- To przez moje jedzenie – podciągnęła nosem. – Musiało być złe, albo coś takiego.
- Oczywiście, że było złe – krzyknęła Hermiona.
- Przepraszam, Miona – wyszlochała dziewczyna.
- Uspokój się – powiedziała Hermiona. – I przyjedź tutaj jak najszybciej!
- Już prawie jestem – zapewniła ją Marie.
Bez kłopotania się odpowiedzią, Hermiona rozłączyła się.
***
Pięć minut później drzwi z hukiem otworzyły się i Marie, która borykała się z tym, żeby
utrzymać Malfoya wyprostowanego, weszła do mieszkania.
- Tutaj – powiedziała, oddając jego bezwładne kończyny Hermionie. Sama klapnęła na podłogę.
Hermiona wzięła go pod rękę i próbowała podeprzeć. Ciągnąc przez salon, starała się ignorować
pełne agonii jęki chłopaka.
Ostrożnie kładąc go na łóżku, spojrzała na niego.
Jego oczy były zamknięte, a twarz wykrzywiona z bólu. Z czoła spływał mu pot, a włosy były w
nieładzie. Często jęczał, kurczowo chwytając się za brzuch błagając, by to odeszło. Nogi miał
podkulone, a ręce przekrzywione. Dłonie miał mocno zaciśnięte w pięści, a knykcie przybrały
trupio blady kolor. Hermiona nigdy nie widziała Dracona Malfoya tak bezbronnego.
Chociaż i tak nie była pewna, co robić.
Marie, która weszła do sypialni, sapnęła i zakryła usta dłonią. Hermiona, patrząc na nią
poważnie, dała jej znak, by podeszła bliżej.
- Marie, musisz zrobić dla mnie parę rzeczy – powiedziała stanowczo, próbując uspokoić
dziewczynę, która zaczynała panikować. – Idź do najbliższej apteki i zapytaj, co powinnaś dostać
na – Hermiona nie była pewna jak to nazwać – poważny przypadek zatrucia. Ponadto, kup
termometr. Potem wróć jak najszybciej, zostaw to wszystko i poszukaj w internecie czegoś na
temat zatruć pokarmowych, dobrze? Możesz do zrobić?
- Tak, zrobię – powiedziała poważnie Marie. Ponownie spojrzała na Malfoya i potrząsnęła głową
zrozpaczona. – To moja wina – wiedziałam, że nie potrafię gotować i teraz jest chory przeze
mnie! – załkała.
- Marie, nikt cię nie wini – zapewniła Hermiona, chociaż w głębi duszy nie była pewna, czy w to
wierzy.
- On… on nie… no wiesz…?
- Nie wiem, ale powinnaś już iść – powiedziała szybko Hermiona, machając na dziewczynę,
która wybiegła z sypialni.
Hermiona zbliżyła się do chłopaka, który uspokoił się, chociaż nadal obficie się pocił. Delikatnie
otarła jego czoło.
- Proszę… nie umieraj.
_________________
Rozdział dwunasty – Szpital
Hermiona nerwowo krążyła po pokoju, czekając na powrót Marie.
Zrobiła wszystko, co mogła, jednak gdy stan Draco pogarszał się, zrozumiała, że jedyne, co jej
teraz pozostało, to czekanie, aż wróci dziewczyna. Proszę, niech zrobi wszystko dobrze,
pomyślała, modląc się, by nie był to dla Marie zbyt wielki wyczyn i by wróciła z potrzebnymi
rzeczami.
- Och, Draco, proszę, nie umieraj – wymamrotała Hermiona, co stało się jej mantrą przez ostatnie
pół godziny. Spojrzała na zegarek. Minęło dopiero trzydzieści minut? Zastanowiła się. Mam
wrażenie, że jestem tu już kilka godzin, a nawet dni.
Nie chodziło tylko o to, że czuła się źle przez to, że Draco był w niebezpieczeństwie, ale po raz
pierwszy w życiu po prostu nie wiedziała, co robić. Jeśli byłaby w Hogwarcie, zawsze mogła
zwrócić się do pani Pomfrey lub innego profesora, który potrafiłby uwarzyć jakiś leczniczy
eliksir. Merlinie, gdybym była w szkole, JA mogłabym go uwarzyć! Ponuro pomyślała
Hermiona. Takie myśli nieco stłumiły jej zdenerwowanie, jednocześnie jednak sprawiły, że
poczuła się jeszcze bardziej bezsilna. To pierwszy powód, dlaczego McGonagall przydzieliła cię
do Malfoya! Żeby pokazać mu, jak przeżyć w mugolskim świecie! Nie mogę uwierzyć, że
pozwoliłam mu iść do domu nieznajomej – praktycznie go do tego namawiałam! Mówiła sobie
Gryfonka, przygnębiona opadając na krzesło obok chłopaka. Przestał się ruszać, przynajmniej na
chwilę, ale wyglądał tak, jakby za chwilę znowu miał zacząć oblewać się zimnym potem.
Podskakując, Hermiona sięgnęła po myjkę, którą miała pod ręką i zaczęła ocierać czoło
chłopaka, wyciskając ją co parę chwil. Kiedy po raz pierwszy pomyślała o tym, by przynieść
miskę z wodą i myjkę, upewniła się, że woda jest prawie gotująca się, ale z czasem ciepło uciekło
i teraz była tak zimna, jak skóra Malfoya. Chociaż i tak wątpię, żeby to pomogło, pomyślała
dziewczyna, wrzucając szmatkę do miednicy. Woda rozchlapała się dookoła, również na jej
rękawy, ta jednak zdawała się tego nie dostrzegać.
Miała o wiele poważniejsze sprawy, którymi można się martwić.
Dziewczyna stanęła nad skurczonym chłopakiem i wytężyła swój mózg w poszukiwaniu
możliwego rozwiązania. Wiedziała, że muszą być jakieś informacje na temat zatrucia
pokarmowego, ale bez dokładnej wiedzy o tym, co i ile jadł, Hermiona nie była pewna, czy
będzie w stanie znaleźć właściwe lekarstwo. Ciągle jednak musiała spróbować. Tak więc, mając
oko na chłopaka, ostrożnie przysunęła do siebie laptopa i gwałtownie zaczęła pisać na
klawiaturze.
Wysiłki Hermiony zakończyły się porażką. Przeglądnęła liczne przyczyny i symptomy, ale
właściwie o domowym leczeniu było niewiele. Na jednej stronie, na której były zaoferowane,
wyglądały na daremne tłumaczenie i głównie były skupione na tym, jak traktować łagodny
dyskomfort, a nie coś takiego jak gorączkę czy inne, poważne urazy. Nie potrzebuję
bezwartościowych, domowych lekarstw, zaczęła narzekać. To, czego potrzebuję, to lekarz lub
szpital. Problem w tym, że nie wiedziała jak właściwie ma się tam dostać. Hermiona i Draco byli
sami i nieco onieśmieleni. Jednak McGonagall rozpoczęła ten program, żeby nauczyć ich sztuki
życia i dziewczyna mogła pomyśleć o czymś mniej ważnym od uczenia się, czym na przykład
była opieka nad osobą, która jest na krawędzi śmierci!
Bez czekania na powrót Marie, czy zatrzymania się, by napisać notkę z wyjaśnieniami, Hermiona
założyła buty, ostrożnie podniosła Draco z łóżka i skierowała w stronę holu.
***
Gryfonka przybyła do szpitala piętnaście minut później (z pomocą starszego, wyrozumiałego
taksówkarza) i natychmiast wszystko ją przytłoczyło.
Jako dziecko, była kilka razy w szpitalu, odwiedzić swoją babcię i doszła do wniosku, że nie
spodobało jej się to doświadczenie. Było tam zbyt głośno i czysto. Zabawnie, jak dziewczyna o
tym myślała, nie mogła powstrzymać się od zauważania różnic. Było tak czysto, jak lubiła –
jedyna rzecz, do której niezmiernie próbowała namówić Harry’ego i Rona w ich pokoju – a tu
panowała sterylna czystość, jakby doktorzy i pielęgniarki próbowali coś ukryć. Śmierć,
prawdopodobnie, ponuro pomyślała Hermiona, ale natychmiast przestała, gdy podbiegło do niej
kilka pielęgniarek.
- On jest bardzo chory, wydaje mi się, że to zatrucie pokarmowe! – powiedziała głośno, gdy
pielęgniarki podniosły Malfoya od zadziwiająco silnej Hermiony. Delikatnie ułożyły go na
wózku inwalidzkim i odwiozły, zanim dziewczyna mogła cokolwiek więcej powiedzieć.
Obserwowała go z silnym uciskiem w brzuchu, gdy zniknął w białym holu i nagle zdała sobie
sprawę, że jedna z pielęgniarek – a może to była recepcjonistka? – zadawała jej masę pytań.
- Qui vous est? – Hermiona zmarszczyła brwi.
- Nie… Nie mówię po francusku – powiedziała szybko, modląc się, by kobieta choć trochę znała
angielski. – Jesteśmy turystami i on zachorował i nie wiedziałam, co innego mogę zrobić, więc
przywiozłam go tutaj, a później ta kobieta go zabrała… - szybko przerwała, widząc, że kobieta
uśmiecha się do niej współczująco.
- W porządku, kochanie – powiedziała starsza kobieta, obejmując pulchnym ramieniem
Hermionę. – Może usiądziesz, a ja przyniosę ci coś do picia, a później załatwimy papierkową
robotę, dobrze?
Dziewczyna bezwiednie pokiwała głową, ze zmęczenia osuwając się na pobliskim krześle. Nie
zdawała sobie sprawy z tego, jak wycieńczona była oraz jak bardzo obolałe były jej ramiona od
podtrzymywania Draco przez cały wieczór, a niewygodne krzesło tylko wzmocniło jej ból. Dalej,
Hermiona, bądź silna, nakazała sobie w myślach. Draco jest tam, na swoim łożu śmierci, a ty
narzekasz na niewielki ból ramion.
Te myśli dodały jej otuchy, przynajmniej na chwilę i uśmiechnęła się wdzięcznie, gdy starsza
kobieta przyniosła jej kubek kawy.
- Proszę, kochanie, po tym powinnaś poczuć się lepiej – powiedziała uspokajająco kobieta,
siadając na krześle obok Hermiony. Uśmiechnęła się, gdy dziewczyna wypiła zawartość kubka w
przeciągu kilku chwil.
- Dziękuję – powiedziała Gryfonka, przecierając oczy z nową dawką czujności. – Potrzebowałam
tego.
- Proszę bardzo. Teraz musze zadać ci kilka pytań, odnośnie tego młodego mężczyzny, którego
przywiozłaś i to będzie na tyle.
- W porządku – powiedziała łagodnie Hermiona, biorąc głęboki oddech. Kobieta uśmiechnęła się
radośnie i szybko spojrzała na podkładkę do pisania.
- Imię?
- Hermiona Granger – powiedziała automatycznie. Kobieta uśmiechnęła się.
- Miałam na myśli chłopca. – Hermiona poczuła jak jej policzki oblewa fala gorącego
zażenowania.
- Och, em… Draco Malfoy.
- Data urodzin?
Hermiona zamyśliła się, szukając odpowiedzi. Naprawdę nie wiem, kiedy się urodził?
Zastanowiła się niewyraźnie. Nawet jako wróg, w przeciągu ostatnich siedmiu lat, gdy chodzili
do szkoły, powinna była się dowiedzieć, kiedy się urodził.
- Nie wiem – powiedziała wolno Hermiona, zmieszana swoją niewiedzą. – Ma siedemnaście lat.
- W porządku. Znasz jego lekarską historię?
Teraz Hermiona zbladła. Nie miała najmniejszego pojęcia o jego medycznej przeszłości. Z tego
co wiedziała, pochodził z linii hemofilików. Nie było mowy, żeby mogła to dołączyć do jego
dokładnej historii.
- Em... mogą być jakieś choroby umysłowe – powiedziała słabo Hermiona, dochodząc do
wniosku, że ogólna złośliwość mogła spowodować jakieś zaburzenia umysłowe. Kobieta
pokiwała głową, notując odpowiedź dziewczyny z zadziwiającą prędkością.
- A wiesz może, co spowodowało jego chorobę?
- Jedzenie – powiedziała szybko. – Nie wiem jakie i jakiej ilości, ale był na obiedzie i wrócił do
domu kompletnie chory.
- W porządku, kochanie – powiedziała pocieszająco kobieta, przyciskając do siebie Hermionę.
Dziewczyna była zaskoczona, widząc jej pełne łez oczy, gdy kobieta przytuliła ją do swojej
pulchnej klatki piersiowej. Co, jeśli coś stanie się Draco? To wszystko będzie moja wina,
pomyślała przygnębiająco Gryfonka. To ja przekonałam go, by zjadł obiad z Marie, a potem po
prostu pozwoliłam mu leżeć na łóżku i nie wiedziałam, co robić. Po prostu go tam zostawiłam!
Powinnam była przywieźć go do szpitala wcześniej! Powinnam była wiedzieć, co robić!
Kontynuowała Hermiona, gdy łzy regularnie płynęły z jej oczu. Kobieta – której imię po bliższej
inspekcji brzmiało Sophie – poklepała dziewczynę po plecach i przez chwilę poczuła się jak w
objęciach matki, która w taki sam sposób uspokajała ją przy różnych okazjach.
- Co was łączy?
Hermiona zamyśliła się, zastanawiając się jak odpowiedzieć na pytanie. Jeśli ktoś zapytałby ją o
to tydzień temu, odpowiedziałaby wrogami, zanim ta osoba wypowiedziałaby całe zdanie. Teraz
jednak nie była taka pewna. Zachowywali się lepiej wobec siebie, niż wcześniej, a to coś
znaczyło. Ale znowu, nie byli najlepszymi przyjaciółmi. Nadal czasami doprowadzał Hermionę
do szaleństwa – ale także dzięki niemu więcej razy się uśmiechałaś, przypomniała sobie
dziewczyna, wspominając to, jaki był miły i opiekuńczy podczas zwiedzania.
Mówienie, że byli przyjaciółmi, było dla Hermiony niezręczne. Spędziła tyle czasu nienawidząc
go, że trudno było jej myśleć o nim coś więcej, aniżeli to, że był odpychający. Jednak więź, jaka
między nimi się wytworzyła, była nie do zaprzeczenia. Przynajmniej nie skakali sobie do gardeł
– cóż, przynajmniej nie cały czas.
Następnym problemem była policja, odwiedzająca szpital. Było powszechnie wiadomo, że
placówka nie wydaje informacji o pacjentach komukolwiek innemu, niż członkowi rodziny.
Hermiona krótko pomyślała o Draco i jego pięknie. Ze swoim wyglądem szarej myszki pewnym
było, że nikt nie będzie przypuszczał, że spokrewnieni są przez krew. Normalnie na taką
wiadomość Hermiona podskoczyłaby z radości, ale teraz wyglądało na to, że jej żołądek
zatrzymał się w nogach, gdzie zjechał, gdy tylko dziewczyna weszła do szpitala i straciła Draco z
oczu.
- Hermiono – słyszysz mnie?
- Słucham? – zapytała dziewczyna, odwracając się do Sophie.
- Pytałam o stosunek, jaki łączy ciebie i chłopca, z którym przyszłaś – powtórzyła po raz kolejny
Sophie, lekko zdenerwowana powtarzaniem tego tyle razy.
- Jestem jego żoną.
***
Gdyby Hermiona wiedziała, że jej kłamstwo o małżeństwie spowoduje takie poruszenie, pytania i
współczucie, z pewnością dobrze by to przemyślała. Sophie wyglądała na bardziej przejętą
dobrym samopoczuciem dziewczyny i obsypywała ją sformułowaniami: „twój biedny
najdroższy” czy „taka młoda miłość!”. To wystarczyło, by ktokolwiek – zamężny lub nie – skulił
się z obrzydzenia, ale dla Hermiony, która drżała na samą myśl o przywiązaniu do Malfoya bez
względu na to, czy było to udawanie czy nie, prawie wystarczyło, by wyrzucić jej wysiłki na
śmietnik.
- W porządku, jestem pewna, że nic mi nie będzie – zapewniła Hermiona po raz tysięczny. Na
podstawie deklaracji dziewczyny o szczęściu małżeńskim z Malfoyem i szybko przedstawionej
wersji na temat tego, jak się poznali i zakochali (Hermiona użyła wyrażenia „miłość od
pierwszego wejrzenia” z braku lepszej wymówki), Sophie wyglądała na zdeterminowaną, żeby
uspokoić dziewczynę.
- Bzdura! Nie powinnaś przechodzić przez to sama! Pójdę porozmawiać z doktorem i zapytam,
czy możesz go zobaczyć. Jeśli nie, jestem pewna, że za chwilę będzie to możliwe.
Hermiona zaledwie pokiwała głową.
Prawdę mówiąc, Gryfonka teraz wiedziała, że Draco nic się nie stanie (Sophie praktycznie
oskarżyła doktora o ukrywanie informacji) i nie była aż tak przejęta jego zdrowiem. Był w
dobrych rękach, wiedziała o tym, a ponadto, szpital chciał zostawić go na noc pod obserwacją.
Była to znaczna ulga dla Hermiony, za co była bardzo wdzięczna. Jednak będąc ciągle pod
uważną obserwacją Sophie, dziewczyna poczuła potrzebę zachowywania się jak niespokojna
żona.
Och, Merlinie, dlaczego powiedziałaś, że jesteś jego żoną, zastanowiła się Hermiona,
wymyślając sobie za to przejęzyczenie. Mogłaś powiedzieć, że jesteś jego kuzynką, siostrą
przyrodnią – kimkolwiek, tylko nie żoną! To była prawda i Hermiona czuła się nieco
nieprzyjemnie na skutek kłamstwa – tak jakby był to dowód, że ma nadzieję na to, że coś
pomiędzy nimi będzie – ale znalazła pociechę w tym, że dzięki temu dowiedziała się o stanie
zdrowia Dracona, co było jej priorytetem. Cel uświęca środki, zadumała się dziewczyna,
bezwiednie owijając pasemko włosów wokół palca. Wiedziała, że musi wyglądać okropnie –
ciągnąc chłopaka z domu, a następnie do i z taksówki – ale w tej chwili nie przejmowała się tym.
Draco czuł się dobrze i to było teraz najważniejsze.
- Pani Malfoy?
Hermiona podskoczyła, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu Narcyzy. Nigdy tak naprawdę
nie spotkała matki Draco, ale z tego co słyszała, Narcyza Malfoy nie była z rodzaju kobiet,
którym chcesz wejść w drogę. Spotykanie jej w Paryżu – w mugolskim szpitalu – z pewnością
zaowocowałoby interesującymi konsekwencjami.
- Pani Malfoy?
Hermiona spojrzała na doktora, lekko czerwieniąc się, kiedy zadała sobie sprawę z tego, że mówi
do niej. Uśmiechnęła się.
- Tak?
- Pani mąż teraz śpi, ale jest z nim wszystko w porządku. Gorączka spadła i przepłukaliśmy mu
żołądek – Hermiona westchnęła z ulgą. Oczywiście wiedziała, że Draco będzie zdrowy, ale
słyszenie tego od doktora scementowało ten fakt.
- Dziękuję bardzo – wydusiła Hermiona. – Nie mam pojęcia, jak panu dziękować!
Mężczyzna tylko uśmiechnął się skromnie, jakby ratowanie życia było jego opisem pracy (czym,
jak uświadomiła sobie Hermiona, było) i spojrzała za niego.
- Możesz iść do niego posiedzieć. Śpi, ale wiem, jak musiałaś się martwić.
Hermiona zastanowiła się nad tym. Z pewnością żona chciałaby zobaczyć chorego „męża”,
nawet, jeśli dziewczyna nie była zakochana w Draco. I musiała zachowywać pozory. Hermiona
westchnęła.
- Oczywiście, w którym jest pokoju? – zapytała, wstając z krzesła i kierując się w stronę drzwi
wskazywanych przez doktora.
- Trzecie drzwi na prawo.
- Dziękuję.
Hermiona weszła ostrożnie do pokoju, starając się nie obudzić Draco.
Wyglądał bardzo spokojnie, zwinięty na schludnym, metalowym łóżku. Nie wyglądał na
okropnie zadowolonego, był przykryty zwykłym, cienkim, szpitalnym prześcieradłem i podpięty
do masy różnych, piszczących urządzeń, ale i tak pogrążony w głębokim śnie. Hermiona obeszła
łóżko, gdy jej ciekawość wzięła nad nią górę i zaczęła dociekliwie przyglądać się urządzeniom.
Niektóre monitorowały jego akcję serca, inne mierzyły ciśnienie krwi, a kroplówka
doprowadzała płyny przez jego rękę. Wszystko to wyglądało bardzo skomplikowanie i Hermiona
miała wielką ochotę, żeby poznać, jak działa. Ciągle nie chcąc obudzić Draco, dziewczyna
zachowywała dystans – chociaż niewielki – i patrzyła z daleka.
Dla pielęgniarek, obserwujących ją w drzwiach, był to widok poświęcenia młodej żony dla
równie młodego męża. Dla doktora, który akurat przechodził obok, widok miłości i ochrony. A
dla Sophie, która opuściła swoje biurko, żeby sprawdzić, co z dziewczyną, była to najbardziej
zachwycająca rzecz, jaką kiedykolwiek widziała.
Hermiona, świadoma swojej widowni, oderwała wzrok od urządzeń i skupiła go na Draco, który
zawinął się w kłębek, żeby uchronić się przed utratą ciepła. Prześcieradło było naprawdę
beznadziejne i nawet z miejsca, w którym stała dziewczyna, mogła zobaczyć jak drży. Wyglądał
na tak niewielkiego i bezbronnego leżąc tam, że Gryfonka nie mogła się powstrzymać i wkrótce
zdała sobie sprawę z tego, że wyciąga ręce, poprawiając koc, żeby okrył go dokładniej. Takie
było jej szczęście, że dokładnie w tym momencie wszedł doktor i tak bardzo ją przestraszył, że
praktycznie zerwała całe prześcieradło z Malfoya.
- Tak? - zapytała napiętym głosem. Mężczyzna uśmiechnął się przepraszająco.
- Przepraszam, że przeszkadzam, pani Malfoy, chciałem tylko powiedzieć, że właśnie
otrzymaliśmy wyniki testów krwi pani męża i są w porządku. Chcemy go zatrzymać na
obserwację, ale rano będzie mógł wrócić do domu – Hermiona pokiwała głową, godząc się na to
bez słowa.
- Dziękuję – powiedziała wreszcie, kiedy doktor wydawał się tego oczekiwać. Z uśmiechem i
kiwnięciem wyszedł na zewnątrz.
Hermiona odwróciła się do Draco i z przerażeniem zobaczyła, że obudził się i wpatrywał w nią
ze złośliwym uśmiechem. Dziewczyna gwałtownie zaczerwieniła się, zastanawiając się, ile
rozmowy usłyszał. Mrugnął kilka razy, jakby chciał przyzwyczaić się do otoczenia, następnie
ciężko opadł na poduszkę. Hermiona lekko odetchnęła z ulgą – to musiał być fałszywy alarm –
zanim usiadła na krześle obok łóżka. Właśnie miała wziąć jakąś książkę ze stolika obok, kiedy
charakterystyczne zaciągany głos chłopaka rozległ się po pokoju.
- Pani Malfoy, hę? Dość wysokie aspiracje, nie sądzisz, Granger?
Hermiona jęknęła, zastanawiając się, czy kiedykolwiek będzie w stanie o tym zapomnieć.
_________________
Rozdział trzynasty – Noc poza domem
- Dlaczego musiałeś to usłyszeć? - zastanowiła się Hermiona, ukrywając głowę w dłoniach.
Wiedziała, że Malfoy nigdy jej tego nie zapomni. Dlaczego? Pomyślała z rozdrażnieniem, powoli
odwracając się do uśmiechającego się złośliwie – teraz też skrzywionego – Dracona. Ściskał
kurczowo swój bolący brzuch, jednak zdołał zachować swoją zarozumiałą, wyniosłą postawę, co
jeszcze bardziej zirytowało Hermionę. Chociaż wmawiała sobie, iż chłopak cierpi i powinna mu
jakoś pomóc. Nie wspominając o fakcie, że powinni zachowywać się jak małżeństwo.
- To był jedyny sposób, żebym cokolwiek się dowiedziała – wyjaśniła zmęczona Hermiona.
Draco tylko szerzej się uśmiechnął.
- A ty byłaś tak bardzo przejęta moim zdrowiem, że poczułaś potrzebę obrócenia tego drobnego
podstępu na rzecz widzenia mnie? – zapytał Draco, a jego uśmiech nieco zbladł, gdy kolejna fala
bólu przeszła przez jego ciało. Po chwili spojrzał na dziewczynę z uniesioną brwią. – Czy może
to tylko marzenie o połączeniu z linią Malfoyów? – Hermiona otwarcie zadrwiła.
- Och, proszę – powiedziała dziewczyna, przewracając oczami. – Jakbym chciała łączyć się z
takim czymś. Ledwo chciałam upewnić się, że wszystko z tobą w porządku. – Draco ponownie
uniósł ciekawie brwi.
- Och, tak, jak mógłbym zapomnieć, że jeśli miałbym umrzeć, naraziłoby to twoje stopnie –
zauważył, śmiejąc się gorzko. Hermiona gwałtownie potrząsnęła głową.
- Nie! Chciałam, żebyś wyzdrowiał… bo… ja… - przerwała gwałtownie, gdy zaczęła się jąkać.
- Co? – zażądał szybko Draco, z szeroko otwartymi oczami. – Powiedz!
- Nic – wyszczerzyła zęby w uśmiechu Hermiona, wiedząc, że to go jeszcze bardziej wkurzy.
Chłopak podniósł się z wysiłkiem, by usiąść prosto.
- Powiedz – wyszeptał wolno, chociaż jego głos pełen był żądania.
Hermiona i Draco szybko spojrzeli na drzwi, w których nagle stanęła jedna z młodszych
pielęgniarek. Nerwowo popatrzyła na parę, jakby zastanawiała się czy wtrącać się w sprzeczkę
kochanków. Widząc jej zmartwienie, dziewczyna wstała i delikatnie pocałowała Malfoya w
zimne czoło.
- Och, daj spokój, kochanie – powiedziała raźno. – Nie denerwuj się tak.
Wzdychając z ulgą, że nie była świadkiem kłótni, pielęgniarka weszła i wręczyła miseczkę
Hermionie.
- Musi to zażyć – powiedziała, gdy Gryfonka odłożyła ją na stolik. Pielęgniarka postawiła obok
szklankę wody i uśmiechnęła się, jakby na coś czekając.
- Hermiona, kochanie – powiedział po chwili niezręcznej ciszy Draco, gdy pielęgniarka
cierpliwie się w niego wpatrywała. – Mogłabyś mi je podać? Nie dosięgnę.
Dziewczyna uniosła brwi, wpatrując się w niego.
- Oczywiście, Dracuś – wycedziła przez zaciśnięte zęby, akcentując zdrobnienie. Sięgnęła jednak
po tabletki, które wcisnęła mu w rękę, a następnie podała wodę.
Symulując ból, Draco zapytał dziewczynę czy mogłaby go nimi nakarmić. Jej oczy zwęziły się,
gdy uśmiechnął się złośliwie. Pielęgniarka obserwowała to małe przedstawienie z zakłopotaniem.
Gwałtownie wpychając mu tabletki do gardła, Hermiona podała mu wodę, z premedytacja
wylewając połowę na łóżko.
- Nie jestem twoim niewolnikiem – syknęła zimno do jego ucha.
- Co mówiłaś, żono? – zapytał głośno.
- Kocham cię.
- Naprawdę? – zapytał Draco z szczerym uśmiechem na twarzy.
- Tylko, jeśli ty mnie – odpowiedziała.
- Oczywiście, że cię kocham, cukiereczku! – krzyknął Draco, chwytając jej ręce i patrząc jej
prosto w oczy. – Nie mogę się doczekać, kiedy zostaniemy sami i będę mógł zrobić to, co tak
uwielbiasz – powiedział, oblizując usta i patrząc na Hermionę jak głodny wilk.
Oczy pielęgniarki rozszerzyły się, gdy usłyszała jego ostatnią uwagę. Nie miała pojęcia o
wymianie, która kryła się za „romantycznymi komentarzami”.
- Mogłabyś? – zapytał uprzejmie Draco, gdy pielęgniarka popędziła w kierunku drzwi. Hermiona
obserwowała jak wychodzi z wielką ochotą, by zawołać ją z powrotem. Kiedy jednak już jej
definitywnie nie było, odwróciła się do chłopaka.
- Dlaczego musisz wykorzystywać każdą sytuację?
- Ty pierwsza podeszłaś i mnie pocałowałaś – stwierdził niewinnie Draco.
- Pocałowałam cię? Nie nazwałabym tego tak, raczej cmoknęłam – szybko poprawiła
dziewczyna.
- Jasne, Hermiono – wycedził Ślizgon, uśmiechając się złośliwie na widok jej zażenowania. –
Wiesz, kiedy mogę stąd wyjść?
- Musisz zostać na noc – odpowiedziała. – Więc wychodzisz jutro.
- Zostaniesz tutaj? – zapytał.
Hermiona myślała już o tym.
Chociaż wolała wrócić do mieszkania i przespać się na wygodnym łóżku, wiedziała, że jej
obowiązkiem, jako partnera i „żony”, było zostanie z nim.
- Cóż, raczej tak – powiedziała, patrząc na niego z niepokojem.
Draco spojrzał na nią, jakby przed chwilą go ktoś ogłuszył. Nigdy nie otrzymał niczego w
rodzaju troski lub miłości, za wyjątkiem dziwnych momentów z matką, kiedy ojciec na niego
krzyczał. Nie mógł uwierzyć, że dziewczyna, którą przez tak długi czas dręczył, oferowała mu
swoją opiekę. Nawet nie minął tydzień odkąd przylecieli do Paryża! Był kompletnie zaskoczony.
- Naprawdę zrobisz to dla mnie? – zapytał łagodnie. Hermiona spojrzała na niego i nagle poczuła
dziwny obowiązek odpowiedzialności. Wyglądał tak bezbronnie, leżąc na tym łóżku, że jej serce
zmiękło.
- Oczywiście, że tak – powiedziała delikatnie, zdając sobie sprawę, że po raz pierwszy naprawdę
miała to na myśli.
***
Hermiona spała w dziwnej pozycji.
To była pierwsza rzecz, jaką zanotował Draco i którą trudno było mu zignorować, gdy otworzył
oczy. Obudził się raz, nad ranem, ponieważ Hermiona sukcesywnie – chociaż nieświadomie –
ściągała okrywające go prześcieradło. Teraz drżał z zimna i już miał odebrać od dziewczyny
swoją własność, kiedy jej dziwna pozycja i osobliwy realizm całej sytuacji uderzyły go. Była
tam, jego śmiertelny wróg, leżąc w połowie na krześle, które przyniosła jej pielęgniarka, w
połowie na jego łóżku. Jej plecy wygięły się w łuk i Draco wiedział, że kiedy się obudzi, zapłaci
cenę za spanie w tak głupiej pozycji.
Sięgając po prześcieradło, Draco zauważył, że lekko pogłaskał jej włosy. Uśmiechała się
delikatnie przez sen i przysunęła bliżej klatki piersiowej chłopaka, co go zarówno zaskoczyło, jak
i rozbawiło. Był zszokowany, kiedy chciała z nim zostać na noc, a teraz zdziwiony, gdy
przysunęła się bliżej. Ładnie pachniała, zdał sobie nagle sprawę Draco, kiedy musnęły go jej
włosy. Uśmiechając się, chłopak przysunął ją bliżej. Zmarszczył brwi. Co ja najlepszego robię?
Zastanowił się. Kto by pomyślał, że ja, Draco Malfoy, będę dzielił szpitalne łóżko z Gryfonką?
Uśmiechnął się.
To pewnie przez te leki.
***
Hermiona wyprostowała się i natychmiast poczuła palący ból, przechodzący wzdłuż jej
kręgosłupa.
Wstała jęcząc i zwróciła swoją uwagę na Dracona, który wyglądał już zdecydowanie lepiej. Na
twarz wróciły mu kolory, (po prawdzie, to nigdy nie były one zbyt imponujące), a jego czoło
znowu było chłodne. Nawet oddech wrócił do normalnej równowagi i nie wyglądał na tak bardzo
cierpiącego, jak kilka godzin wcześniej. Uśmiechając się, dziewczyna wzięła głęboki oddech ulgi
i ponownie usiadła na krześle. Nie minęła nawet minuta, gdy do pokoju wpadła Marie.
- Hermiona! – zapiszczała. – Kiedy wróciłam, nie było cię, a sprawdzając twoje ostatnie
połączenia zobaczyłam, że dzwoniłaś do szpitala. – Twarz dziewczyny była lekko czerwona i
wyglądała tak, jakby płakała całą noc. – Ale kiedy tu dotarłam, powiedzieli mi, że minęły już
godziny dla odwiedzających, dlatego przyszłam najwcześniej z rana, jak tylko mogłam.
Hermiona poczuła do niej prawdziwy żal, a kiedy spojrzała w jej oczy, wyraźnie zobaczyła
strach, który dręczył ją przez całą noc. Wyciągając ręce, objęła mocno dziewczynę. Jej całe ciało
drżało i Gryfonka próbowała ją przekonać, że to nie była jej wina, chociaż czuła lekką irytację na
myśl o ignorancji Marie przy gotowaniu. Jednak Hermiona nie była Gryfonką tylko z nazwy,
więc była skłonna wybaczyć jej, gdy ta zaczęła płakać i przepraszać.
Draco jednak nie był taki wyrozumiały.
- Jak mogłaś mi to zrobić, ty głupia…
- Draco, przepraszam! – pisnęła Marie, biegnąc do jego łóżka i po drodze odpychając Hermionę.
– Nie mam pojęcia, jak ci to wynagrodzę, ale zrobię wszystko – naprawdę wszystko – żebyś
poczuł się lepiej – dodała, starając się brzmieć uwodzicielsko.
Draco spojrzał na nią z głębokim wstrętem i rzucił Hermionie spojrzenie, które jasno mówiło: Na
Merlina, zabierz ją stąd! Natychmiast!
- Marie, przepraszam, ale ja i Draco mamy spotkanie z doktorem, aby dowiedzieć się, czy może
dzisiaj wyjść i jeśli byłabyś tak miła, no wiesz, mogłabyś już iść? – powiedziała lekko błagalnym
tonem.
- W porządku – powiedziała wolno dziewczyna, chociaż nie wyglądała na zbyt szczęśliwą. –
Zamierzacie dzisiaj gdzieś wyjść? W końcu jest piątek…
- Zobaczymy, jak Draco będzie się czuł – zapewniła ją Hermiona, rzucając ostrzegawcze
spojrzenie chłopakowi. – Pa, Marie – dodała zachęcająco.
- Ok, mam nadzieję, że się jeszcze dzisiaj zobaczymy – zawołała, ale praktycznie już wyszła z
pokoju.
***
Drogi dzienniku!
To był zdecydowanie ciekawy tydzień. Nie mogę uwierzyć w swoją głupotę i to, że dałem
namówić się na obiad z tą głupią mugolką! Sukcesywnie udało jej się mnie otruć, co jest dość
dziwne, jak na dziewczynę, która ewidentnie mnie uwielbia. Nie żebym nazwał to wyjątkowo
kokieteryjnym aktem. W każdym razie, Hermiona przywiozła mnie do szpitala. Ha, powinniście
byli widzieć, jaka była zdenerwowana! To była zdecydowanie najlepsza część z tej całej męki.
Reszta… była po prostu bolesna. Musieli mi przepłukać żołądek, więc było to fantastyczne
doświadczenie dla świata mugoli. Cóż, czuję się o wiele lepiej i myślę, że dzisiaj wieczorem
„gdzieś wyskoczymy”. Mam szczerą nadzieję, że zawiera to również totalny zgon.
Draco
PS. Pracowałem tylko przez jeden dzień, z pięciu, w których powinienem! Ha! Wiem, że Jacque
będzie nieźle wkurzony!
***
Drogi pamiętniku!
Ten dzień to była kompletna katastrofa! Agr, Draco został otruty, a ja spędziłam całą noc, siedząc
przy nim w szpitalu, podszywając się pod panią Malfoy! To było okropnie poniżające. Ciągle mi
to wypomina – wątpię, czy kiedykolwiek o tym zapomni. Ale najbardziej wkurzającą rzeczą jest
to, że zachowuje się całkowicie w porządku! Dlaczego nie mógłby być chory cały dzień,
zostawiając mnie w spokoju przy okazji? Ale nie, teraz próbuje mnie przekonać do wyjścia razem
z Marie, tą samą osobą, która go otruła. Dlaczego mugolski świat nie może być tak prosty, jak
czarodziejski? Ale wiecie, najśmieszniejsze jest to, że… nie wiem… wydaje mi się, że
mogłabym…
Hermiona
***
- Hermiona, myślę, że nie powinnaś już więcej pić – ostrzegł Draco, lekko zdenerwowany pijaną
dziewczyną.
- Ale Draco – nadąsała się. – Jestem już dużą dziewczynką.
Zachwiała się lekko i o mały włos nie przewróciła na Ślizgona, który w porę złapał ją w talii i
posadził na krześle. Spojrzał zakłopotany na znajomych, otaczających stół, którzy rozmawiali
wesoło, lekko podpici, ale żaden z nich nie był aż tak bardzo pijany jak Hermiona.
- Wiesz, Draco – czknęła. – Myślę, że bardzo cię lubię! – zawołała.
Lekko przerażony chłopak, wpatrywał się w Gryfonkę, która dąsała się przez to, że zabrał jej
ostatniego drinka. Potknęła się, idąc w jego kierunku i niezdarnie położyła rękę na jego policzku,
głaszcząc go delikatnie. Odetchnęła ciężko i chłopak mógł wyczuć alkohol w jej oddechu. Jej
wzrok był trochę zamazany i uśmiechała się do niego krzywo.
- Wiesz, myślę, że powinniśmy być razem – zasugerowała niskim głosem Hermiona. Dziewczyna
poczuła, jak pod wpływem alkoholu i własnego pragnienia zbliża się do niego, jakby próbowała
pocałować w usta. Draco patrzył na nią szeroko otwartymi oczami i w ostatniej sekundzie uchylił
się.
- Przestań, szlamo – wypluł nagle. – Nigdy nie mógłbym cię polubić. – Lekko zszokowany
własnymi słowami, wpatrywał się w nią okrutnie.
Hermiona wyprostowała się. Była trochę wstawiona, ale nie aż tak, jak przypuszczał Draco, a
jego słowa szybko sprawiły, że alkoholowe zawroty głowy wyparowały.
- Oszukiwałeś mnie – zaczęła łamiącym się głosem. – Myślałam, że też mnie lubisz!
- Nigdy bym cię nie polubił – powiedział przez zaciśnięte zęby.
Hermiona wstała, odzyskując swoje opanowanie. Wypiła tylko kilka drinków i chociaż była
powszechnie mało znana, nie trudno było jej utrzymać odrobinę godności, gdy wychodziła.
Odchodząc gwałtownie od Draco, dziewczyna zdała sobie sprawę, że świadkiem całej kłótni była
Marie i wszyscy jej przyjaciele, z których rozpoznawała tylko Pierre’a. Draco obserwował, gdy
odchodziła, oczywiście urażony i natychmiast pożałował tego, co powiedział. Nie mógłbyś być
dla niej miły chociaż raz? Zganił się w myślach. Wszystko, czego chciała, to cię poznać.
- Odpieprz się, Malfoy – wyszeptała zimno Hermiona, chociaż w jej głosie brakowało
całkowitego przekonania, którego pragnęła.
- Czekaj – wymamrotał nagle, wyciągając rękę by złapać jej ramię, nakłaniając do powrotu do
stolika. Zatrzymała się, patrząc na jego wyciągniętą rękę, a następnie na twarz.
- Nie czekaj na mnie, nie wrócę na noc – powiedziała ostro Hermiona, oddając mu klucze. Draco
mrugnął.
- Daj spokój, Hermiona… - wymamrotał. – Ja nie…
- Puść mnie – wyszeptała, gdy nagle zobaczyła przed sobą cień, a kiedy odwróciła się, ujrzała
Pierre’a. Spojrzał na nią słodko i wyciągnął rękę.
- Chodźmy – wyszeptał cicho.
Uśmiechając się złośliwie do Malfoya, Hermiona uniosła wyżej swoja głowę i, zostawiając
Ślizgona, wyszła trzymając za rękę Francuza.
_________________
Rozdział czternasty – Grę czas zacząć
- Cholera – warknął Malfoy, gapiąc się w okno i przeczesując ręką włosy.
- Koleś, wyluzuj – powiedział ktoś obok. – Pierre nic jej nie zrobi.
Chwilę potem, jakby dla potwierdzenia swojej wiarygodności, chłopak wyciągnął rękę w geście
przywitania. - Benjamin Wright. Jest więcej, niż prawdopodobne, że jestem tutaj jedynym
Anglikiem. – Draco uśmiechnął się w roztargnieniu i przyjął wyciągniętą rękę.
- Draco Malfoy – powiedział, ciągle wpatrzony w okno, jakby miał nadzieję, że ujrzy przez nie
Hermionę.
- Słuchaj – powiedział Benjamin, kontynuując swoją gadkę. – Słyszałem, jak rozmawialiście.
Ona cię wyraźnie lubi, a tobie na niej wyraźnie zależy.
- Nie – powiedział automatycznie Draco, choć w jego głosie nie było przekonania. Benjamin
jedynie zaśmiał się, jakby było to oczywiste kłamstwo.
- Dlaczego więc martwisz się o to, gdzie jest?
- Jestem za nią odpowiedzialny – odparował Ślizgon. Chociaż była to prawda – powinien mieć ją
na uwadze, nawet, jeśli zachowywała się całkowicie irytująco. Draco westchnął. – I tak nie
mógłbym jej pokochać, jesteśmy innej krwi.
- Och, pozwól niech zgadnę, nie jest ciebie warta? – zapytał sarkastycznie Benjamin z
uniesionymi brwiami. Draco kiwnął głową, tracąc swój animusz.
- Ta cała kwestia ‘krwi’ ma korzenie w przeszłości, jak z Romeo i Julią, wiesz o czym mówię? –
powiedział Benjamin. – Poszedłbym do domu i gwarantuję, że ona wróci jutro rano, jak gdyby
nigdy nic. To kobieta dla ciebie!
Kiwając głową, chociaż nie miał pojęcia, do czego odnosiła się ta mowa o Romeo i Julii, Draco
podniósł się z krzesła, żeby stawić czoło przygnębionej Marie, która się go kurczowo trzymała i
błagała, żeby jeszcze został. Patrząc na nią, jego wzrok stwardniał.
- Wybacz, ale mam jutro pracę – wyjaśnił ostro chłopak, próbując wyrwać się z jej uścisku. Marie
wyglądała na nieszczęśliwą.
- W sobotę?! – jęknęła Marie, jakby ten cały pomysł był dla niej zupełnie obcy. Draco kiwnął
głową, skutecznie wyciągając swoje rękawy z kurczowo zaciśniętych dłoni Marie.
- Tak – wypluł chłodno. – Niektórzy z nas muszą pracować, żeby przetrwać i nie dostają
wszystkiego na srebrnym talerzu, podanym przez rodziców.
Kiedy wyszedł, zdał sobie sprawę, że śmiał się w duchu, ponieważ to, co właśnie powiedział,
było kompletnym kłamstwem. Nie musiał zarabiać na życie, i to, co tak bardzo go przerażało, to
fakt, że miał więcej wspólnego z Marie niż Hermioną. Prawdę mówiąc, to, co przed chwilą
powiedział, było dokładnie tym samym, co usłyszał od Gryfonki. Westchnął.
***
W międzyczasie.
- Dzięki, Pierre – wymamrotała Hermiona. Wyciągnęła się na jego drogiej kanapie, wpatrzona w
miasto, gdy ciepło trzaskającego kominka na wprost niej przyjemnie ją grzało. To, jak
zdecydowała Hermiona, było najlepszym sposobem, żeby cieszyć się Paryżem. – Twoje
mieszkanie jest wspaniałe.
Pierre uśmiechnął się, wręczając dziewczynie kubek gorącej herbaty, po czym zajął miejsce
obok. Odchylił się na swoim siedzeniu tak, że przypadkowo objął Gryfonkę swoim ramieniem.
Chociaż w całym tym zamieszaniu dziewczyna ledwo to zauważyła. Wciąż była pod wpływem
wcześniejszych wydarzeń i prawdopodobnie nie zauważyłaby, gdyby Pierre objął jej całe ciało.
Francuz zdawał się jednak nie zauważać jej braku zainteresowania i przysunął się bliżej.
- Dziękuję – wymamrotał delikatnie. – Mi się średnio podoba.
- Hej – powiedziała żywo Hermiona, odwracając swoją twarz do chłopaka, który był kłopotliwie
blisko. – Dzięki, że pozwoliłeś mi tu zostać. Nie sądzę, bym była w stanie wrócić dzisiaj do
siebie i stanąć twarzą w twarz z nim.
- Draco nie jest złym facetem – powiedział mało przekonywująco Pierre. – Ale rozumiem cię.
Hermiona kiwnęła głową, ucieszona z jego wsparcia.
- Więc – zapytała po chwili milczenia. – Co chcesz robić?
- Hermiono – zaczął ochryple Pierre, zbliżając się tak, że jego twarz była zaledwie kilka cali od
jej własnej. – Chcę tego.
Zademonstrował swoje słowa pochylając się nad nią. Sparaliżowana obawą, że zrujnuje ich
pączkującą przyjaźń, dodając do tego przerażająco kłopotliwy wieczór, Hermiona zrobiła jedyną
rzecz, jaką mogła i odwróciła twarz.
Pierre siedział ogłuszony przez minutę. Spodziewał się widoku twarzy dziewczyny, która jednak
okazała się burzą jej dzikiej grzywy włosów. Jedyną rzeczą, jaką myślał, że może teraz zrobić,
było sięgnięcie do odległego stolika po kawę.
- Może coś obejrzymy? – zaproponował szybko chłopak. Hermiona westchnęła z ulgą, że Pierre
zrezygnował z zaczepiania jej. Zdecydowanie go lubiła, ale nie w taki sposób. W najmniejszym
stopniu nigdy by nie przyjęła romantycznych zamiarów od mężczyzny obok. Kurczowo
trzymając się pozorów normalności, Hermiona podkuliła kolana do klatki piersiowej i przytuliła
się do chłopaka.
- O, fajnie, słyszałam o pewnym dokumencie, który chciałam obejrzeć.
Pierre uśmiechnął się krótko, odwracając się do ekranu, a na jego twarzy malowało się całe
rozczarowanie, które czuł.
***
Draco gwałtownie wpadł do mieszkania, z wściekłością, którą nie całkiem potrafił wytłumaczyć.
Przecież tak w ogóle to nie lubi tej małej szlamy, prawda? Rzeczywiście była to szalona myśl i
chłopak zdał sobie sprawę, że właściwie nie podoba mu się niewielki dreszcz – miłości?
nienawiści? - który kipiał w dołku jego żołądka, kiedy o niej pomyślał.
I nawet jeśli Draco nie żywił wobec niej żadnych uczuć, do czego właśnie przez ostatnie kilka
godzin usilnie próbował się przekonać, jaki przekonywujący powód sprawił, że był tak
wkurzony? Czy przez to, że Hermiona wygadała się przed nim ze swoich uczuć, czy przez to, że
była wtedy pijana, co poddawało w wątpliwość wiarygodność jej wyznania?
Draco wiedział, że sam wcześniej przekroczył granicę i zdecydowanie zagalopował się ze swoimi
komentarzami. Wiedział też, że sprawią jej przykrość – sam zmarnował szansę na bycie z nią.
Nawet, jeśli nie było to coś, czego koniecznie potrzebował – przynajmniej myślał, że nie – to
było coś, co mogło czaić się głęboko we wszystkich cywilizowanych rozmowach, jakie mieli.
Więc teraz miał dylemat.
Jeśli by ją przeprosił, wiedziałaby, że lubi ją bardziej, niż jest w stanie przyznać, nawet przed
samym sobą. A tego by nigdy nie zrobił, bo przecież musiał utrzymać swoją reputację. Ale innym
problemem był fakt, że lubił ją. Więc nie może być zbyt niemiły na wypadek tego, że nigdy nie
będą razem.
Przeczesując ręką włosy, Draco nalał sobie pełny kieliszek whisky. To będzie bardzo długa noc.
***
Następnego dnia Hermiona obudziła się z pulsującym bólem głowy. Miała plan.
To pierwsze, szybko wyleczone przez podręczny Tylenol i wysoką szklankę wody, było bez
wątpienia rezultatem nietypowego dla Hermiony wczorajszego picia. Nigdy nie była nałogowym
pijakiem, chociaż zawsze była dumna ze swojej zdolności do powstrzymania się od
przyjmowania alkoholu od reszty ludzi, których znała i ta ostatnia słabość w jej ciele tylko
utwierdziła ją w planie.
Miała zamiar sprawić, że Draco pożałuje tego, że ją odrzucił.
I kiedy Hermiona była całkowicie świadoma, że jej plan był zarówno dziecinny, jak i błahy, nie
powstrzymało jej to przed zadzwonieniem do Marie i błaganiem o pójście na zakupy. Na
szczęście, dziewczyna nie próbowała przemówić Hermionie do rozsądku, tylko od razu się
zgodziła.
Po jakiejś godzinie od wymyślenia planu, Gryfonka ramię w ramię z koleżanką weszła do Saks.
Obie dziewczyny wyglądały na zawzięte i zdeterminowane w swojej misji. Hermiona, żeby
odzyskać swoją dumę, Marie, cóż, Marie była po prostu zadowolona z możliwości zobaczenia
Draco.
- Czego potrzebujesz? – zapytała żywo Marie, przechodząc na pierwsze piętro. Hermiona
uśmiechnęła się.
- Myślałam nad tym, że powinnam mieć coś – frywolnego – żeby zrobić wrażenie na Pierre.
Twarz Marie natychmiast rozjaśniła się.
- Ooo… - zagruchała dziewczyna z charakterystycznym błyskiem w oczach. – Wiem dokładnie,
czego potrzebujesz.
Tak samo jak Hermiona.
Jeśli tylko wystarczająco zdenerwuje to Draco, będzie idealne.
Śmiejąc się, weszły do windy i nacisnęły przycisk z napisem sekcja dla kobiet.
***
Wychodząc, dziewczyny spojrzały na siebie z determinacją na twarzach. Dla Marie, zakupy były
naprawdę poważną sprawą i po raz pierwszy w życiu, Hermiona potraktowała je tak samo.
Gryfonka była całkowicie upokorzona, kiedy pijana wyznała Draco swoje nowoodkryte uczucia,
ale nigdy by tego nie zrobiła, gdyby chłopak z nią nie flirtował! Co miała zrobić? Jego seksualne
insynuacje prześlizgiwały się praktycznie w każdej rozmowie, a ona niby miała wiedzieć, że się
jedynie z niej naśmiewa?! Wszystko mówił tak gładko i uwodzicielsko, i nie miała pojęcia, że po
prostu w taki sposób chciał zakończyć kłótnie! Powinna była to wiedzieć i teraz czuła się
zawstydzona, a Draco prawdopodobnie przeżywał jedne z najlepszych chwil w życiu. Patrząc
wstecz, Hermiona zdała sobie sprawę, że był to prawdopodobnie jakiś głupi zakład, który zrobił
ze Ślizgonami aby przekonać się, czy Draco może zdobyć „Księżniczkę Gryffindoru”.
To było chore.
Ale teraz uderzy w jego najczulszy punkt.
Podchodząc do Marie, która już wybierała sukienkę, każdą kolejną bardziej skandaliczną od
wcześniejszej, Hermiona rozejrzała się w poszukiwaniu Draco. Był. Na szczęście jej nie
zauważył… jeszcze.
Kiedy chodziło o odzyskanie dumy, Gryfonka była w stanie przejść na każdy poziom. Chociaż
mogła nie wyglądać na taki typ dziewczyny, była bardzo honorowa (podobnie jak Draco) i
chociaż zwykle nigdy nie obnosiła się z tym, czego chciała dostać, wiedziała, że tym razem
chłopak poczuje się bardzo źle.
Bo spójrzmy prawdzie w oczy. Faceci zawsze pozostaną facetami.
- Ach! – krzyknęła Marie. – Idealne!
Trochę zdziwiona ubraniami, które wybrała koleżanka (czy można to w ogóle zaliczyć do ubrań,
zastanowiła się Hermiona. Tu prawie w ogóle nie ma żadnego materiału!) Wiedziała jednak, że
nie miała wyjścia.
Hermiona weszła do przymierzalni i zdjęła ubrania. Spojrzała na siebie sceptycznie. Pewnie,
dziewczyna nie miała idealnej figury, skóry czy włosów, ale przez lata nauczyła się akceptować
siebie za to, kim jest. Teraz jednak jej pewność zachwiała się lekko, bo może będzie wyglądać
jak głupiec i Draco przypomni sobie, że cieszy się, że nie są razem.
Ale kiedy tylko wskoczyła w sukienkę, uśmiechnęła się.
Była idealna.
Czuła się tak, jakby wszystko jej prześwitywało. Ale taki jest plan, przypomniała sobie, gdy
wyszła z przymierzalni, by stanąć przed Marie.
- Wow! Wyglądasz cudownie, Hermiono! – wykrzyknęła podekscytowana Marie. – Powinnaś
nosić więcej takich ubrań!
Nosiłabym, gdybym była prostytutką, pomyślała Hermiona, ale spojrzała z aprobatą w lustro.
Wyglądała nieźle.
Teraz część B.
- Hmm… - wymamrotała. – Nie jestem pewna. Chyba potrzebuję męskiej opinii.
Unosząc brew, a następnie mrugając do koleżanki, Marie skinęła na Draco.
Na dźwięk głosu Marie, chłopak przewrócił oczami i z ciężkim sercem zaczął wlec się w jej
stronę, ale kiedy zobaczył Hermionę, jego oczy rozszerzyły się w szoku.
- Ściągaj to natychmiast! – krzyknął głośniej, niż zamierzał.
Tak, pomyślała zadowolona Hermiona, to działa.
- Nie jesteś moim ojcem – odpowiedziała gładko dziewczyna. – A poza tym, nawet mi się to
podoba, myślisz, że Pierre’owi również?
- Nie, ponieważ nigdy cię w tym nie zobaczy! – powiedział pełnym wściekłości głosem chłopak.
- Dlaczego nie? Zamierzam to kupić i nie rozumiem, dlaczego nie mogłabym tego nosić? –
powiedziała Hermiona, udając całkowitą ignorantkę całej sytuacji.
Podchodząc do niego, spojrzała prosto w jego oczy.
- Możesz mi powiedzieć, ile to kosztuje? – zapytała ochryple.
Odwróciła się do niego plecami, a on spojrzał na cenę, która przyczepiona była do tyłu sukienki.
Jego ręce drżały z podniecenia i wściekłości. Musnął rękami jej talię i wyszeptał do ucha:
- Jeśli zamierzasz grać nieczysto – wymamrotał. – To ja też.
- O czym ty mówisz? – zapytała Hermiona z udawaną ignorancją. – Kupuję ją dla Pierre.
Draco odsunął się nieco i spojrzał na nią z maniakalnym błyskiem w oczach.
- Cóż, wydaje mi się, że to będzie dość trudne, patrząc na to, jak musimy dzielić nasze finanse, a
ja zdecydowanie nie pozwolę, żeby pochłonęło to całą moją tygodniową wypłatę.
_________________
Rozdział piętnasty – Miłość jest w powietrzu
Pansy i Neville
- Proszę, Pansy, proszę, nie krzywdź mnie! – zaskomlił chłopak, chowając się przed
rozwścieczoną Pansy Parkinson.
- Jak śmiałeś?! – pisnęła, machając rękami niebezpiecznie blisko drżącej głowy chłopaka. – Jak
śmiałeś zasugerować, że powinnam zbierać się już do pracy?! Nie wydaje ci się, że znam się na
zegarze?! Huh?!
- P-p-przepraszam – pisnął bliski łez Neville. Wiele razy, podczas pobytu w Hogwarcie wybuchał
płaczem. Chociaż było to dość niezwykłe, chłopak właściwie poddawał się i załamywał. Teraz
również nie wydawało się, by Gryfonowi zależało na resztkach dumy czy wizerunku.
Pansy z drugiej strony wydawała się być całkowicie rozbawiona i uśmiechała się, gdy widziała,
jak chłopak się od niej odsuwa. Była tak przyzwyczajona do spokoju i pozwalaniu chłopcom z jej
domu granie roli dominatorów, że nowoodkryte zdolności usatysfakcjonowały ją
dziesięciokrotnie i ćwiczyła je w każdym nadarzającym się momencie. Kiedy Neville zepsuł
ekspres do kawy, kiedy poprosił ją o pomoc przy zmywaniu, kiedy złamał jedno z krzeseł, kiedy
upuścił ich aparat, kiedy zgubił listę zadań – wszystko mogło być podstawą do wywołania
wybuchu dziewczyny. Przez kilka pierwszych przypadków, było to tylko zwykłe besztanie, ale po
tygodniu, kiedy Pansy zdała sobie sprawę z możliwości swojego temperamentu i tego, jaki on
wywoływał efekt, zrozumiała, że denerwują ją najdrobniejsze błahostki, a jej złość pogłębia się
za każdym razem, gdy chłopak coś sknoci.
Tak naprawdę Pansy nie była tak zła, jak pokazywała. Uwielbiała bawić się tym chłopakiem i
miała nad nim całkowitą kontrolę. Kiedy tylko wchodziła do pokoju, on kurczył się, przerażony
samym widokiem jej pięści. Najlepszą rzeczą było to, że korzystała z tego, że jest dziewczyną.
Przez lata nauczyła się, że bycie kobietą pomaga w kłótniach. Jak często by nie była nazywana
mopsem, posiadała przebiegłość i chytrość, co sprawiało, że była dość pociągająca dla (w
większości Ślizgońskich) mężczyzn. Jednak ten urok nie działał na inne kobiety.
- Cóż, przepraszam nie wystarczy, idioto! – wrzasnęła. – Dlaczego, ze wszystkich ludzi na
naszym roku, musiałam zostać przydzielona do ciebie?!
Po tym stwierdzeniu Neville zdecydował, że ma dość. Nigdy nie był najsilniejszym z ludzi, ale
posiadał wewnętrzną siłę, której właśnie teraz zdecydował się użyć z korzyścią dla siebie.
Podszedł do Pansy, a w oczach czaiła się furia, uśpiona przez większość jego życia. Był wściekły
i nie miał pojęcia, jak daleko może się posunąć.
Pansy spojrzała na niego, a w jej oczach odzwierciedlał się nowoodkryty strach, który wzrastał
na widok niezwykłej jak na chłopaka reakcji. Wiedząc, że musi coś zrobić – i to szybko –
dziewczyna zrobiła jedyną rzecz, o jakiej pomyślała. Wstała z krzesła.
I go pocałowała.
***
Lavender i Ronald
- Dziękuję – wymamrotał Ron, a kiedy otrzymał wymowne spojrzenie od właściciela sklepu,
dodał. – I zapraszamy ponownie.
Nienawidził swojej pracy. I kiedy większość ludzi nie znosi tego, co robi, Ron był pewny, że jest
jedynym, który naprawdę, prawdziwie nienawidzi swojej pracy. Po pierwsze, był w Australii,
najgorętszym miejscu na Ziemi i utknął przy sprzedaży zimowych ubrań. To było śmieszne. Przy
dobrej passie, miał może jednego lub dwóch klientów, a swój wolny czas spędzał na dostawie
żywności dla swojego humorzastego szefa.
Żeby było gorzej, Lavender wyglądała na taką, która przeżywa najwspanialszy okres w życiu.
Jako ratownik, spędzała całe dnie rozwalona na plaży, pożądliwie wlepiając oczy w
muskularnych facetów, podczas gdy wolontariusze przynosili jej lemoniadę lub wodę sodową,
kiedy tylko o to poprosiła.
Ron spojrzał smutno na zewnątrz. Był taki piękny dzień.
I, na Merlina, jedna z pięknych kobiet właśnie wchodziła do sklepu!
- Cześć – powiedziała żywo, a jej piaskowo jasne włosy kołysały się dookoła opalonych ramion.
– Nie mogłam pozbyć się współczucia dla ciebie, przez to, że musisz siedzieć tu cały dzień, więc
pomyślałam, że wejdę i się przywitam. – Uśmiechnęła się, a w jej głosie dało się wyraźnie
wyczuć australijski akcent.
- Cóż… t-t-to miło z twojej strony – wymamrotał Ron, czerwieniąc się na twarzy.
- Obcokrajowiec, jak widzę – uśmiechnęła się, oceniając chłopaka po jego akcencie. – Chociaż
nie widuje się tu za dużo rudych osób. – dodała, wskazując na włosy.
- Sammy – powiedziała, wyciągając rękę.
- Ron – wymamrotał, a potem szybko dodał – miło cię poznać.
- Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedziała, a jej zęby błysnęły bielą. – Wiesz, chcę ci
coś pokazać.
Zakłopotany Ron gapił się na nią, czekając na pokazanie tego, co miała na myśli. Powoli zaczęła
rozpinać guziki swojej bluzki, uśmiechając się na widok rozszerzonych w szoku oczu Rona. To
było dla niego coś nowego – nigdy nawet nie marzył o tym, jak bezpośrednie mogą być
dziewczyny poza Hogwatrem, a jeśliby już marzył, nigdy nie łączyłby z tym Lavender lub kogoś
innego. Gorliwie wpatrzony w klatkę piersiową dziewczyny, nie zauważył jej przebiegłego
uśmiechu. Uśmiechnęła się złośliwie na jego głupotę.
Nagle wyciągnęła broń spod swojej koszulki i wycelowała nią w twarz Rona. Kiwnęła głową w
stronę kasy, którą chłopak pośpiesznie otworzył, wręczając jej pieniądze bez chwili wahania.
Wyciągnęła jakąś reklamówkę ze swoich spodni i wrzuciła tam pieniądze. Ciągle trzymając broń,
zbliżyła się do chłopaka, który zbladł na widok tego, co się dzieje. Dokładnie widział jej na pół
rozpiętą bluzkę, a kiedy całkowicie się do niego zbliżyła, przycisnęła do jego ust swoje w
namiętnym pocałunku.
- Cięcie!
Gryfon rozejrzał się i spojrzał na reżysera upewniając się, że jest zadowolony z ostatniej sceny.
- To było świetne, Ronald. Ty także, Annabelle! Macie dziesięć minut przerwy, bo musimy
zmienić scenę. Panno Brown*, proszę przygotować strój Annabelle!
Do pomieszczenia wpadła Lavender, niosąc ubrania dla dziewczyny, a Ron usiadł na swoim
krześle z nalepką Ronald Weasley na oparciu.
Och, uwielbiał Hollywood.
***
Harry i Ginny
- Kocham to miejsce – zagruchała dziewczyna, gdy razem z Harrym usiadła na balkonie, objęci
nawzajem.
- Wiesz, co ja kocham? – wyszeptał do jej ucha. – Ciebie.
Ginny odwróciła się do niego z radosną miną.
- Och, Harry – powiedziała cichym głosem, pochylając się, by go pocałować. – Też cię kocham.
Wziął kosmyk jej włosów i odgarnął go za ucho. Delikatnie pogłaskał ją po policzku, jeszcze
bardziej się do niej zbliżając.
- Ginny – powiedział w taki sposób, jakby się jej z czegoś zwierzał. – Nie mogę wyobrazić sobie
reszty życia z kimkolwiek innym, niż ty.
Wziął ją za rękę i spojrzał prosto w oczy.
- Co masz na myśli, Harry? – zapytała szeptem, bojąc się odezwać głośniej.
- Naprawdę cię kocham – powiedział. – Ja… ja… - zamotał się we własnych wyznaniach i
potrząsnął głową. Nie było słów, które mogłyby opisać miłość, jaką czuł do kobiety siedzącej
obok. Wiedział, że to, co mówił było dość poważną rzeczą do wyznania dla kogoś tak młodego,
ale Harry zdecydował na długo przed tym, zanim przybyli na Sycylię, że chce spędzić z Ginny
resztę swojego życia.
Dziewczyna spojrzała ze zrozumieniem na swojego chłopaka.
- Chyba wiem, co masz na myśli – zaczęła wolno. Wstała ze swojego siedzenia biorąc go za rękę
i wprowadzając do domu w kierunku sypialni. Harry podążał za nią podekscytowany, mając
nadzieję, że zmierzają do tego, o czym myślał.
- Ginny – zapytał powoli. – Jesteś pewna, że to jest to, czego chcesz?
- Harry – ostrzegła dziewczyna z rozszerzającym się uśmiechem na twarzy. – Nie pora żeby
zaczynać narzekanie.
Uśmiechając się, weszli do pokoju.
*
Po jakiejś godzinie później, Harry przysunął się i pocałował czoło Ginny. Potem odwrócił się tak,
żeby widzieć jej twarz i wyszeptał:
- Ron mnie zabije.
***
Hermiona i Draco
Oczy Hermiony, które przed chwilą błyszczały z podniecenia, teraz posmutniały, kiedy zdała
sobie sprawę, że to, o czym mówi jest prawdą. Sukienka była droga i nawet, jeśli nie
uczestniczyliby w tym konkursie i tak nie mogłaby sobie na nią pozwolić. Przygnębiona wróciła
do przymierzalni, ale Marie tak łatwo się nie poddała.
- Nie, nie, Draco – powiedziała. – Nie musisz być zazdrosny, wiem, że nie chcesz, żeby Pierre
widział Hermionę tak ubraną, ale naprawdę to nie znaczy, że ja jej tego nie kupię!
Mrugając do niego przebiegle, przysunęła się do chłopaka i wyszeptała:
- Jeśli chcesz, mogę kupić taką dla siebie.
Uśmiechając się szeroko, wzięła sukienkę od Hermiony i podeszła do lady.
- Dlaczego to robisz? – prychnął Draco. - Wiem, że nigdy nie pogodzisz się z tym, że nie polubię
twojego zgrabnego-małego-szlamowatego-tylka, ale to nie znaczy, że możesz robić coś takiego.
Hermina wyszła uśmiechnięta.
- Mam zgrabny tyłek? Dzięki – roześmiała się, podążając za Marie, kołysząc biodrami trochę
bardziej, niż była przyzwyczajona.
***
Wściekły Draco wrócił do mieszkania. Po tym, jak rano musiał męczyć się z Hermioną i Marie,
był zirytowany całe popołudnie, a jeszcze bardziej rozwścieczyło go to, że nie mógł wrócić do
domu wcześniej i na nią nakrzyczeć.
Otwierając frontowe drzwi, powtórzył sobie w myślach całą mowę, którą przygotował sobie w
drodze do domu, w której planował powiedzieć coś w rodzaju: „Gdybym miał różdżkę,
przekląłbym cię na wieki”. Ale kiedy tylko wszedł do pokoju, został kompletnie zaskoczony tym,
co zobaczył.
Hermiona wraz z Marie tańczyły i podskakiwały w pokoju do dźwięków jakiejś niewidzialnej
muzyki. Były przyczepione do jakichś białych kabli, które miały w uszach. Hermiona trzymała
małe, różowe pudełeczko, a na widok Malfoya zaczęła śpiewać z Marie.
- You’re so vaaain...you probably think this song is about youuu** – ku większej złości Draco,
ponieważ po pierwsze, dziewczyny były kompletnie pozbawione słuchu muzycznego, a po
drugie, nie mógł zrozumieć skąd dochodzi muzyka.
Podczas gdy one ciągle szaleńczo tańczyły, Draco z sekundy na sekundę robił się coraz bardziej
zły. Kiedy tylko coś powiedział, dziewczyny go nie słyszały. Jedyne, co widziały, to to, że
chłopak otwiera i zamyka usta jak ryba.
Kiedy piosenka się skończyła, Hermiona wyciągnęła białą rzecz z ucha.
- Mówiłeś coś? – zapytała słodko.
- Skąd dochodzi ta muzyka? – zażądał wściekły Draco.
- Och, stąd – odpowiedziała, potrząsając przed nim swoim nowym iPodem. – Czyż nie jest
świetny? Pierre mi go dał – skłamała (Marie jej go kupiła). Ale Marie, która ich nie słuchała,
tylko wpatrywała się w Draco z czcią, pokiwała nieświadomie głową.
- Pierre tu był? – zapytał Draco.
- Och, tak – skłamała znowu Hermiona. Był zaskoczona tym, jak łatwo jej to przychodziło. –
Gdy tylko wróciliśmy z szaleńczych zakupów.
- Cóż, nie pozwalam ci przyprowadzać tu żadnych chłopaków – powiedział w końcu Draco.
- Och – powiedziała Hermiona, śmiejąc się. – On raczej nie jest chłopcem.
- Wiesz, o co mi chodzi! – krzyknął groźnie chłopak.
Hermiona ciągle stała. Nie po raz pierwszy Draco na nią krzyczał, ale tym razem był wściekły.
Nigdy nie widziała, by był na nią taki zły. W Hogwarcie wrzeszczałby do niej obelgi z drugiego
końca korytarza, ale teraz było inaczej. Byli blisko siebie i byli bardzo zdenerwowani.
- Marie, chyba powinnaś iść – powiedziała cicho Hermiona. Marie, która kiwała rytmicznie
głową do dźwięków dochodzących z jej iPoda, po prostu wyszła, nieświadoma sytuacji.
Mieszkanie było ciche, jednak dziewczyna ciągle słyszała echo słów chłopaka.
- Wiesz co – wyszeptała powoli Gryfonka. – Zaczynam doceniać to, że „nigdy mnie nie
polubisz”, bo dzień po dniu zaczynam dostrzegać jak okrutnym i nieznośnym dupkiem jesteś!
- Słucham, co mam zrobić?
- Chcę – zaczęła Hermiona, myśląc nad tym, czego od niego potrzebuje. Była wkurzona i
świadoma, że już dawno przekroczył granice, ale brnął w to dalej, pytając ją o jakiś sposób, żeby
mu wybaczyła. – Żebyś przyniósł jakieś jedzenie, bo zaprosiłam pana Riley na obiad.
- Eee… - wymamrotał Draco, niezdolny do kłótni i chociaż nie był w nastroju na zabawę, z
żalem pokręcił głową. – Och, w porządku.
- Napisze ci listę i dam pieniądze – powiedziała Hermiona, lekko zaskoczona tym, z jaką ochotą
się na to zgodził. McGonagall byłaby dumna, uśmiechnęła się do siebie dziewczyna. Nie mogła
uwierzyć w chęci, jakie włożył, by uspokoić całą sytuację. Może wszystko będzie w porządku.
Nie mogła przewidzieć, że był to dopiero początek potoku kłótni, które wydarzą się w przyszłym
tygodniu.
***
- Jestem wykończony – jęknął Draco jakieś dwie godziny później, po czym runął na kanapę.
- Dość długo ci zeszło – krzyknęła Hermiona, ale w dość przyjazny sposób. – Zacznę
przygotowywać obiad. – Weszła do kuchni i dodała – Dzięki, przy okazji.
- Mmm… - wymamrotał Draco, przełączając stacje w telewizji. Od kilku dni uzależnił się od
oglądania kanałów sportowych, zwłaszcza amerykańskiego futbolu.
Około godziny później dobiegł go przeraźliwy wrzask Hermiony.
- Draco! – powiedziała. – Mam tylko cztery pomarańcze!
- Moja dziecinka dostaje to, co chce, prawda? – odpowiedział ciągle skupiony na grze.
- Emm… dziecinka chciała dwanaście pomarańczy – powiedziała sarkastycznie.
Draco spojrzał na nią krótko, a potem krzyknął – Och, dalej, no! – do ekranu. Widząc
rozdrażnioną minę Hermiony, dodał – Dlaczego chciałaś dwanaście pomarańczy?
Dziewczyna, która oddychała powoli, wymamrotała – Ponieważ przygotowuję ozdobę z
dwunastu pomarańczy.
- Więc nikt nie będzie ich jadł? Są tylko na pokaz? – zapytał.
- Tak – powiedziała Hermiona, unosząc brew. – Są tylko na pokaz, na środku stołu. Naprzeciwko
wszystkich. Cieszę się, że cię to bawi, ale nie napełnię wazy czterema pomarańczami!
Draco, który próbował znaleźć sposób na pozbycie się Hermiony tak, żeby w spokoju mógł
obejrzeć grę, zasugerował – Może weź jakąś szklankę lub coś w tym stylu. Możemy mieć
mniejszą wersję dekoracji.
Poirytowana Gryfonka rozejrzała się dookoła i zaczęła machać rękami.
- Co tu się dzieje? Co – co ty w ogóle robisz?! – wrzasnęła histerycznie.
- Miałem taki długi dzień… - westchnął. – Strasznie bolą mnie stopy.
- Och, cóż, ja wypruwam sobie żyły od jakiejś godziny, przed tym musiałam posprzątać całe
mieszkanie, aby pan Riley nie był przerażony, kiedy tu wejdzie! No, weź – pomóż mi nakryć do
stołu.
- Ale Hermiona – powiedział, bardzo przypominając błagającego Rona. – Tak dobrze ci idzie, nie
chcesz tego sama skończyć, żeby mieć osobistą radość z wykonanego zadania?
Patrząc na niego ze złością, powiedziała chłodno:
- Nakryj do stołu.
Wchodząc do kuchni, Hermiona musiała wysłuchiwać jego kiepskich wymówek.
- Myślisz, że kiedy Pan Wieża Eiffla był zbyt zmęczony, by ukończyć swoje dzieło, zapytał parę
osób żeby to za niego zrobili? „Hej, ludzie!” – zaczął udawać – „moglibyście złożyć ostatnie
belki za mnie?” Nie, nie zrobił tego. I zobacz, co stworzył! Arcydzieło! – uderzył palcem w stół i
spojrzał na nią przekonywująco.
Hermiona, powoli odwracając się, powiedziała:
- A myślisz, że kiedy „Pan Wieża Eiffla” poprosił o dwanaście pomarańczy, przyniesiono mu
cztery?
- Wiesz – powiedział, spoglądając na ekran. – Przez całą tę rozmowę suszy mnie w gardle. I
muszę obejrzeć skróty, żeby wiedzieć, co przegapiłem. – wskazał na grę.
- Weź prysznic! – zawołała z kuchni Hermiona. – Bo nie chcę, żeby wydarzyło się coś takiego:
on zadzwoni do drzwi, a ja będę zmuszona go przyjąć i wpuścić do środka, kiedy jeszcze nie
nakryłam do stołu, ani nie ugotowałam obiadu!
- Masz całkowitą rację – powiedział Draco, próbując ją ignorować. – Wezmę prysznic. Zaraz po
tej połowie, dobrze?
- Draco…
Dzyń – dzyń.
- Cholera, już tu jest! Szybko, nakryj do stołu!
- Eee… idę wziąć prysznic – powiedział Draco, pospiesznie wchodząc do łazienki.
- Draco – syknęła. – Draco!
Ale już go nie było.
Podeszła do drzwi i spojrzała w lustro wiszące obok. Uśmiechnęła się nieszczerze i szybko
poprawiła ręką włosy.
Otworzyła drzwi i, podobnie jak jej matka, czyniła honory domu, uśmiechając się wspaniale i
witając swojego gościa w mieszkaniu.
A Ślizgona dorwie później.
________________
Rozdział szesnasty – Całując dziewczynę
- Merlinie! Wciąż mówisz o wczorajszej nocy? – zapytał niedowierzająco Draco. – Naprawdę,
Hermiono, co się stało, to się nie odstanie.
- Jeśli wszyscy myśleliby w ten sposób, to cały świat byłby jedną, wielką katastrofą! – odbiła
pałeczkę dziewczyna, przeciskając się przez niedzielny tłum ludzi. Minął dokładnie tydzień, a oni
zdążyli wykonać dopiero trzy i pół zadania (byli na wieży Eiffla, korespondowali z przyjaciółmi,
kupili aparat i raz jedli poza mieszkaniem), więc para niechętnie zdecydowała się na obiad w
jednej z restauracji, którą noc wcześniej polecił im pan Riley. Jednak Hermiona chciała szybko
wyjść, zaraz gdy Ślizgon wrócił z pracy (żeby „złapać trochę świeżego powietrza”) i chociaż
rezerwację mieli aż na dziewiątą, Draco zorientował się, że zgodził się na przechadzkę ulicami
Paryża już w pól do piątej.
- Przecież nic nie zrobiłem! – zaczął narzekać Draco, zdezorientowany oskarżeniami Hermiony.
Jak obiecał, wziął prysznic i pojawił się w odpowiednim momencie kolacji. Prawda, poszedł
wcześnie do łóżka, skutecznie monopolizując sypialnię, ale naprawdę, nie widział żadnego
powodu, żeby dziewczyna ciągle wspominała o tym, jak to nazwała, „nieodwracalnym w
skutkach” zachowaniu.
- Właśnie o to mi chodzi, ty ignorancki głupku!
Draco nagle zatrzymał się ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
- Wyglądam grubo? – zapytał głośno.
- Nie. Tak. Co?! – prychnęła Hermiona.
- A mówią, że jesteś najmądrzejszą czarownicą na roku – westchnął Draco. Po chwili, gdy
widział coraz wyraźniej malujący się gniew na twarzy dziewczyny, wyjaśnił. – Dla twojej
informacji, głupek jest określeniem używanym do opisania rybki w ciąży.*
- Och, Merlinie – dla lepszego efektu Gryfonka przewróciła oczami. – Jesteś takim… - jęknęła
sfrustrowana, zdając sobie sprawę, że nie może wymyślić żadnego trafnego określenia.
- Daj spokój – powiedziała w końcu, chwytając chłopaka za rękę i ciągnąc go na ulicę, chociaż
nie miała pojęcia, gdzie idą.
- Spójrz! Spójrz! – powiedział Draco i złapał ją za ramię, odwracając się twarzą do wystawy
sklepowej. – Chcę tam wejść! – krzyknął jak rozpieszczone, bogate dziecko.
- Dlaczego? – zapytała zdumiona Hermiona. – Przecież i tak nie rozpoznasz żadnego zespołu.
- Och, daj spokój – zaczął błagać Draco. – To z pewnością pomoże mi, kiedy „wkroczę do
mugolskiego świata i będę próbował wpasować się do społeczności” - zacytował.
Gryfonka spojrzała w jego szare oczy i westchnęła, akceptując porażkę.
- W porządku, możemy wejść, ale tylko na pięć minut! I nic nie kupujemy!
Po tym, uśmiechnięty od ucha do ucha chłopak wepchnął Hermionę do sklepu.
Dziewczyna powinna była wiedzieć, że chłopakowi zajmie zaledwie kilka sekund dotarcie do
sekcji muzyki metalowej w sklepie Virgin Mega.
Draco doskonale bawił się, będąc pochylonym nad półkami, gdzie na okładkach różnych płyt
przeglądał tytuły piosenek.
Zaskoczona Hermiona obserwowała jak Ślizgon zaangażował się w rozmowę z kilkoma
chłopakami, ubranymi w ogromne, skórzane kurtki, z kolcami wystającymi z rękawów i włosami
dłuższymi, niż jej własne. Dziewczyna nigdy nie pomyślałaby, że tak konserwatywnie
wychowana osoba jak Draco, może rozmawiać z fanami metalu. Nie należało to do jego
normalnych zachowań, ale z drugiej strony, co tak naprawdę o nim wiedziała?
Śmiał się, odgarniając swoje srebrne włosy z czoła, gdy jego usta wygięły się w złośliwy
uśmieszek, jakby wciąż podkreślając swój status, wbrew podejrzeniom o bliższe znajomości z
mężczyznami. Arogancki dupek, pomyślała, wychodząc z tej części sklepu. Ciągle jednak nie
mogła oprzeć się wrażeniu, że doskonale pasuje do tej grupy.
Hermiona przeglądała jakieś płyty, ale po około dwudziestu minutach chciała już wyjść.
Rozejrzała się w poszukiwaniu Draco, który wciąż prowadził ożywioną rozmowę z grupą
facetów, którzy coraz bardziej ją niepokoili. Zdała sobie sprawę, że czasami niektórzy z
wyższych mężczyzn rzucali w jej stronę lubieżne spojrzenia i niechętnie zauważyła, że pojawiło
się więcej takich osób. Ciągle jednak wiedziała, że jeśli nie wkroczy do akcji, Draco może stąd
nigdy nie wyjść, więc zebrała resztki swojej odwagi i przygotowała się na to, co z pewnością
miało być bardzo interesującą rozmową.
Zbliżając się nieśmiało, Hermiona poklepała plecy chłopaka, modląc się, by nie powiedział lub
nie zrobił niczego, co by ją zirytowało. Ślizgon odwrócił się powoli z pogodnymi i łobuzerskimi
ognikami w oczach.
- Hej, Draco – zaczęła, zawstydzona wahaniem w swoim głosie. I tak zostało jej przerwane,
kiedy jeden z chłopaków głośno się roześmiał.
- To twoja dziewczyna? – zapytał, unosząc brwi.
Draco rzucił krótkie spojrzenie Hermionie, a potem uśmiechnął się diabolicznie. To za sukienkę,
pomyślał. Dziewczyna mogła domyślić się, o czym myśli chłopak i zaczęła cicho modlić się, aby
nie zrobił tego, o czym myślała, że zrobi.
Dotknij mnie, a zabiję, pomyślała.
- Jedna, jedyna – powiedział żywo, obejmując ją w pasie i odwracając w swoją stronę, ignorując
jej bezgłośne protesty.
Zaczęła się szamotać, jednak uścisk był zbyt mocny, a jego ręce silnie trzymały ją przy jego ciele.
Spojrzała na niego z taką nienawiścią, że kilku facetów odsunęło się nieco, jakby spodziewali się
jakiejś kłótni. Ale chociaż Hermiona mogła odsunąć się od chłopaka, jeśliby dalej próbowała,
wolała tego nie robić, decydując się na bliskie stanie obok niego. W ten sposób przynajmniej
żaden z tych facetów nie będzie się do mnie przystawiał, pomyślała.
Oczy chłopaka błysnęły, gdy figlarnie założył kręcony kosmyk za ucho dziewczyny. Przez chwilę
patrzył jej prosto w oczy i nagle cała wrogość między dwójką została zastąpiona przez
niespodziewane pożądanie obydwu stron. Jego ręce przesunęły się z talii do policzka i delikatnie
obrysowały linię jej twarzy, zanim ją pocałował. Na początku pocałunek był miękki i subtelny,
ale szybko przerodził się w spragnioną pasję tych dwojga, którzy zdawali się być zdesperowani
do pozbycia się tłumionych pożądań seksualnych, które między nimi wyrosły.
Namiętność wybuchła w chwili, gdy ich wargi się złączyły i Hermiona ze zdziwieniem usłyszała,
jak delikatnie westchnięcie dobiega z jej ust, gdy poniosła ręce i objęła jego ramiona. Cała
gorycz, którą budowali przez lata – przezwiska, walki, zazdrość – wszystko to natychmiast
ustąpiło, gdy ich kontakt się pogłębił.
Faceci zaczęli krzyczeć obok nich, ale oni zdawali się tego nie dostrzegać. Było między nimi tak
duże napięcie przez ostatnie dwa tygodnie – do licha, przez ostatnie siedem lat! – a to był
pierwszy moment, kiedy mogli od tego uciec. Wyglądało na to, że zamierzają tam stać przez
wieczność, gdy żadne z nich nie chciało przestać i żadne z nich tak naprawdę nie miało pojęcia,
co się właściwie dzieje.
W końcu jednak chłopak odsunął się nieco, gdy Hermiona pozwoliła sobie na niekontrolowane
skomlenie gdzieś w okolicach jego szyi i ucha, z powodu rozłąki, która nastąpiła. Draco
uśmiechnął się złośliwie. Takie były wszystkie dziewczyny – błagały go o więcej.
Ale od Hermiony oczekiwał czegoś więcej.
Chłopak pochylił się lekko, ponownie przysuwając się w kierunku jej szyi, ale gdy już miał ją
dotknąć, otworzyła oczy. W jednej chwili wyglądało na to, że odzyskała swoje zmysły i
natychmiast zesztywniała w jego objęciach, ostro odsuwając go od siebie i patrząc na niego z
taką siłą i furią, że Draco zaczął się cieszyć, że spojrzenia nie mogą zabijać.
Chłopak, zdając sobie sprawę ze zbliżającego się wybuchu, zdecydował się działać szybko, żeby
zachować twarz przed zainteresowanymi nimi klientami sklepu. Dlatego po prostu zachowywał
się tak, jak zwykle z dziewczynami i dostosowywał sytuację, aby mu odpowiadała. To właśnie
czyniło go tak popularnym wśród płci pięknej. Był „wielkim-silnym-mężczyzną”, który potrafił o
dziewczynę zadbać, obronić ją – do tego, potrafił zachowywać się jak dżentelmen, gdy tego
chciał.
Uśmiechając się zarozumiale, wykorzystał chwilowy paraliż Hermiony i po prostu odszedł od
niej, jakby to on był tym, który skończył z nią. Jakby to ona była teraz niepotrzebna.
Gdy odwrócił się, by stawić czoła nowym kolegom, ignorując rozchwianą dziewczynę, jeden z
nich poklepał go przyjaźnie po plecach, jakby mu gratulował. Kontynuowali rozmowę,
przechadzając się po sklepie i kiedy udało mu się okazjonalnie rzucić okiem na Hermionę,
zauważył, że po prostu stała w tym samym miejscu, gapiąc się przed siebie. Jej twarz nie
wyrażała żadnych emocji tak, że walka, jaka toczyła się w jej głowie była prawie niemożliwa do
zauważenia.
Nie podobało mi się to! To… To… To przecież Draco Malfoy! Ten, który nienawidzi szlam –
pamiętasz?!
Ale zamiast nakrzyczenia za to na Dracona, podeszła do jednego z stanowisk ze słuchawkami i
wskazała chłopakowi za kontuarem płytę, którą chciała posłuchać. Założyła słuchawki i usłyszała
pierwsze dźwięki gitary.
Nie miała zamiaru dać mu do zrozumienia, że rozkoszowała się każdą sekundą bliskości.
***
Kilka minut później, bez żadnych negocjacji ze strony Hermiony, Draco wyszedł ze sklepu z
całym stosem płyt i ogromnym uśmiechem przyklejonym na twarzy.
- Dzięki, Hermiono! – uśmiechnął się.
Ona kontynuowała spacer.
- Hej, popatrz się na mnie!
Hermiona rzuciła mu krótkie spojrzenie i obdarzyła obojętnym uśmiechem. Nauczyła się (po
wielu kłótniach z Ronem) jak kogoś ignorować i ukrywać jakiekolwiek emocje podczas
najdrobniejszej rozmowy.
- Tylko żartowałem – powiedział niedbało, jakby to nic dla niego nie znaczyło.
Ale kłamał. Z pewnością miało to na nich jakiś wpływ .
- Jasne, Draco – powiedziała, jakby zwracała się do dwuletniego dziecka. – To się nigdy więcej
nie powtórzy.
Jak bardzo się myliła.
_________________________
* - Wszyscy wiemy, że ryba nie może być w ciąży. Chybaże Draco zna jakieś magiczne rybki,
które tak potrafią. Noale. Przyjmijmy, że mugolskiej biologii to on się nie uczył ^^
_________________
Rozdział siedemnasty – Cisza przed burzą
Hermiona weszła do restauracji i natychmiast usiadła.
Spacer minął im w błogiej ciszy - Draco walczył o utrzymanie w pionie swoich płyt, a Hermiona
knuła zemstę. Jego wcześniejszy pokaz w sklepie z pewnością służył udowodnieniu swojej
wyższości nad nią przed nowopoznanymi kolegami i dziewczyna miała nieszczęście być celem
całego żartu. Jednak teraz była zdeterminowana, aby odzyskać swoją godność i dumę przez
odegranie się na chłopaku w jakikolwiek sposób.
Niestety, jak dotąd nie miała żadnych pomysłów, jak to zrobić.
Dorastając w przekonaniu, że wszyscy ludzie są z natury dobrzy, Hermiona nigdy nie musiała
radzić sobie z przygotowywaniem planów i przebiegłych intryg, by kogoś zawstydzić lub
poniżyć. Pomijając jej przygody z Harrym i Ronem, nigdy nie musiała wykorzystywać żadnych
nikczemnych pomysłów i rzadko kiedy była na kogoś zła – pomijając oczywiście tych, którzy
naprawdę ją zirytowali.
Ciągle jednak nikomu nic złego nie życzyła – za wyjątkiem Voldemorta, oczywiście, ale tak
naprawdę nigdy nie myślała o nim, jako o prawdziwej osobie. Cały pomysł zemsty była dla niej
nowością. Na Merlina, jej rodzice byli dentystami, a nie sługami Czarnego Pana i Hermiona
nigdy nie musiała radzić sobie ze spiskami!
To jednak nie znaczyło, że nie miała zamiaru spróbować.
Wiedziała, że jednym z głównych źródeł dumy Dracona był jego imponujący rodowód i na tym
dziewczyna miała zamiar się skupić. Jeśli był jakikolwiek sposób, by namieszać w jego
genealogii, miałabym go już na zawsze w garści, zdecydowała Gryfonka, wpatrując się w menu,
które przyniósł kelner. Przelotne spojrzenie na chłopaka powiedziało jej, że również był skupiony
na swojej karcie, jednak dało się zauważyć, że był nerwowy, jakby w każdej chwili oczekiwał
jakiegoś odwetu.
- A wracając do tego, co się wydarzyło w sklepie… - zaczął chłopak, składając swoje menu i
kładąc je na krawędzi stołu. Hermiona postąpiła za nim i zaczęła przyglądać mu się z szeroko
otwartymi oczami.
- Wydawało mi się, że ustaliśmy, że był to przypadek i już więcej się nie powtórzy – przerwała
mu, starając się pozostać spokojną i niewinną. Dracon pokiwał głową, ale zmarszczył brwi.
- Wiem, że to właśnie powiedzieliśmy, ale wyraźnie widzę, że jeszcze sobie z tym nie poradziłaś.
- Nie wiem, o czym mówisz – upierała się Hermiona, utrzymując swoją niewinna pozę. Chłopak
spojrzał na nią nieprzekonany, ale już więcej się nie odezwał. Dziewczyna uśmiechnęła się. –
Możemy teraz coś zamówić?
- Jesteś pewna, że nie chcesz o tym porozmawiać? – naciskał Draco. Hermiona westchnęła,
przewracając oczami.
- Wiesz, Draco, jeśli nie przestaniesz tego wałkować, to pomyślę, że ty chcesz o tym rozmawiać
– ostrzegła dziewczyna. Malfoy spojrzał przestraszony na Hermionę i przymierzał się do odwetu,
jednak zamiast tego zdecydował siedzieć cicho.
Hermiona pomyślała, że było to najlepsze, co zrobił tej nocy.
***
Trzy godziny później Draco i Hermiona wrócili do mieszkania najedzeni, zadowoleni i śmiejący
się do siebie.
Kiedy całkowicie zaskoczony Draco w końcu uwierzył, że Hermiona nie zamierza wywinąć mu
jakiegoś zawiłego psikusa w restauracji, uspokoił się i właściwie wyglądał na lekko skruszonego
z powodu swojego wcześniejszego zachowania. Razem zamówili i zjedli wspaniały posiłek (za
który Draco nalegał, by zapłacić) i teraz zachowywali się dość przyjaźnie wobec siebie. Chłopak
uspokoił się nawet do tego stopnia, by zauważyć, że Hermiona daleka była od diabolicznego
knucia, o które ją posądzał.
Ach, jak naiwnym facetem był!
- Chcesz coś do picia? – zapytał, podchodząc do barku i wyciągając karafkę. Hermiona spojrzała
na niego przekornie.
- Nie wydaje ci się, że wystarczająco dużo wypiłeś w restauracji? – zapytała, opadając na kanapę.
Komu próbujesz zaimponować, tak przy okazji, zastanowiła się, kwestionując swoją
przyzwoitość i zagłębiając głębiej na sofie.
- Niemożliwe.
- Patrząc na to, co i jak dużo pijesz, powinieneś pomyśleć o powstrzymaniu swych zapędów –
zaczęła dokuczać mu Hermiona, gdy chłopak odłożył karafkę i ze szklankami podszedł do
kanapy. Zrzucił jej nogi na podłogę tak, że zrobiło się miejsce, aby mógł usiąść.
- Patrząc na to jak dużo, i w jakim stylu wygłaszasz pouczenia, powinnaś pomyśleć o
seminarium.
- To twoja wątroba – powiedziała Hermiona, wzruszając ramionami, jakby kończyła tym
rozmowę. Chociaż było to kłamstwo, Gryfonka była zdziwiona, z jaką łatwością przyszła jej cała
wymiana zdań i uświadomiła sobie, że prawie cieszy się tą słowną potyczką.
- Dlaczego tak się o mnie martwisz? – zapytał Draco, unosząc brwi, wciąż jednak lekkim tonem.
- Nie o ciebie – martwię się o mnie i nasz projekt – przyznała szczerze dziewczyna. Ślizgon nie
wyglądał na przekonanego.
- Nie wierzę ci.
- Tak?
- Tak, mam wrażenie, że naprawdę masz szaleńczą, żarliwą chętkę na mnie i nie chcesz, żeby
moja wątroba była chora.
- Twoja arogancja nie przestanie mnie nigdy zadziwiać – zadeklarowała Hermiona, gdy Draco
podał jej pełną szklankę. I choć wcześniej dziewczyna nigdy nie była zbyt zainteresowana piciem
mocniejszego alkoholu, wzięła zaoferowany drink i upiła niewielki łyk.
- Widzisz, nie jest taki zły.
- Większość rzeczy nie jest, kiedy są stosowane w umiarze - skarciła go lekko, kończąc swój
drink i odstawiając szklankę. Chłopak rzucił jej ukośne spojrzenie, ale jasnym było, że był
rozbawiony.
- Twoja troska mnie denerwuje – przyznał Draco, ale ciągle uśmiechał się, gdy wziął powolny
łyk miedzianego płynu.
- A to dlaczego?
- Obawiam się, że jest to spokój przed burzą – na to stwierdzenie Hermiona roześmiała się na
głos.
- Nawet nie masz pojęcia.
***
Później, tej samej nocy, długo po tym, jak Draco zapadł w „po alkoholowy” sen, który z
pewnością spowoduje ból głowy następnego dnia, Hermiona usiadła, przykładając swój długopis
do czystej kartki. Miała tak dużo do powiedzenia, jednak nie mogła stworzyć nawet jednego
zdania. To musi być idealne, to musi być przekonywujące…
To musi być kłamstwo.
Hermiona prawie roześmiała się na głos na skutek nowoodkrytej dyskrecji i możliwości
wymierzenia kary. To było do niej tak nie podobne, ale zauważyła, że dziwnie pasujące do
normalnego oblicza. Może to jego wpływ, pomyślała, ponieważ, pomimo tego, jak bardzo ich
kochała, nie mogła przypisać tego zamiłowania do odwetu Harry’emu czy Ronowi, którzy mieli
w sobie razem mniej nienawiści, niż ktokolwiek, kogo znała. Jednak gdy uświadomiła sobie, że
może to mieć związek z wcześniejszym tygodniem, Gryfonka z zaskoczeniem zauważyła, że była
prawie ośmielona tym porównaniem do Draco, co było kolejnym powodem, aby przyśpieszyć
ponowne przyłożenie długopisu do kartki.
A potem zaczęła pisać.
_________________
Rozdział osiemnasty – Masz wiadomość!
- Twoja troska mnie denerwuje – przyznał Draco, ale ciągle uśmiechał się, gdy wziął powolny
łyk miedzianego płynu.
- A to dlaczego?
- Obawiam się, że jest to spokój przed burzą – na to stwierdzenie Hermiona roześmiała się na
głos.
- Nawet nie masz pojęcia.
Później, tej samej nocy, długo po tym, jak Draco zapadł w „po alkoholowy” sen, który z
pewnością spowoduje ból głowy następnego dnia, Hermiona usiadła, przykładając swój długopis
do czystej kartki. Miała tak dużo do powiedzenia, jednak nie mogła stworzyć nawet jednego
zdania. To musi być idealne, to musi być przekonywujące…
To musi być kłamstwo.
A potem zaczęła pisać.
***
Następnego poranka wszystko było skończone.
Nie żeby był to koniec nowości, oczywiście – byłoby to śmieszne i trochę niedorzeczne, widzieć
jak niewielu ludzi wiedziało o ścisłej rywalizacji, która przetoczyła się przez burzliwą znajomość
Hermiony Granger i Draco Malfoya. Jednak ci, którzy znali parę, byli zaszokowani. Cóż,
pomyślała Hermiona, kiedy kolejna sowa – czwarta, jak do tej pory – podleciała do okna i
gwałtownie zaczęła w nie stukać, przecież sam tego chciał, prawda?
Co bez względu na to jak bardzo Hermiona próbowała to usprawiedliwiać, było wierutnym
kłamstwem.
Draco nie zapytał o to, nie sprzymierzył się z nią i – pomijając pocałunek w sklepie muzycznym
– nie wykazywał, że pragnie utrzymywać jakiekolwiek stosunki z Hermioną. Ciągle jednak to on
ją pierwszy pocałował, a teraz dziewczyna będzie miała swoją zemstę. I, och, jak słodka ona
była…
Teraz, gdyby tylko Draco zechciał się wreszcie obudzić.
Hermiona nie była przyzwyczajona do wymyślania zawiłych podstępów, ale wyglądało na to, że
wszystko, co robiła, było robione z perfekcją, do której, nawiasem mówiąc,była przyzwyczajona.
Autorka planu wiedziała, co robić, jak to robić i jak dużo czasu zajmie cała rzecz. I do czasu,
kiedy Hermiona z łatwością wykonała dwie pierwsze rzeczy, z trzecią miała największe
problemy.
Bo Draco wciąż jeszcze spał.
Ostrzegałam go przed piciem bez umiaru, pomyślała dziewczyna, a teraz prawdopodobnie
prześpi cały dzień i nie dowie się o tym, aż do wieczora! W pośpiechu, by go obudzić i jeszcze
chwilę cieszyć się dniem, Hermiona kilka razy wsadzała głowę do sypialni (wielkodusznie
odstąpiła mu prawo do łóżka, wiedząc, że będzie potrzebował trochę snu, kiedy ona będzie już
całkiem obudzona), i dlatego była pewna, że żyje, a nie jest trzy ćwierci od śmierci w jakiejś
pijackiej spelunie.
No, dalej, pomyślała rozdrażniona Hermiona z cierpliwością sześciolatka w świąteczny poranek,
chodząc dookoła mieszkania. Wleciała kolejna sowa i upuściła wiadomość, a dziewczyna
uśmiechnęła się, przypisując to, jako kolejne osobiste zwycięstwo. To już piąta, policzyła w
myślach, a jej uśmiech poszerzył się. Kiedy wysyłała list do Blaise’a, nigdy nawet nie marzyła,
że to tak szybko się rozejdzie, ale wyraźnie zamieszanie, jakie to spowodowało, wprawiło ją w
wyśmienity humor.
Kiedy układała list do Zabini’ego, wiedziała, że w jakiś sposób hańbi swoje nazwisko, podobnie
jak i Malfoya, ale było to ryzyko, które warto było podjąć. Pochodzenie i status zawsze miało
większe znaczenia dla chłopaka, niż dla niej, i dlatego była gotowa na przyjęcie społecznego
potępienia przy zabezpieczeniu, że Draco będzie zaraz obok niej.
Dlaczego on się nie budzi?, jęknęła w myślach dziewczyna, kierując się w stronę kuchni. W
przeciągu ich pobytu w Paryżu, Hermiona użyła tylko dwóch garnków i jednej patelni –
pomijając dziesięć innych, błyszczących urządzeń, całkowicie bezużytecznych. Cóż, nie
całkowicie, pomyślała złośliwie i szerokim ruchem ręki zmiotła stos garnków na podłogę.
Upadły, robiąc taki harmider, że wiedziała, iż Draco musi się obudzić. Dziesięć sekund później
usłyszała zirytowanego chłopaka, próbującego dostać się do łazienki.
- Granger! – jego głos przerwał ciszę.
- Przepraszam! – odkrzyknęła Hermiona z udawanym współczuciem, uśmiechając się do siebie
diabolicznie, gdy kucnęła, by pozbierać rozsypane garnki. – Wypadek przy gotowaniu.
Minutę później, Draco wyłonił się z łazienki, wyglądając na niewiarygodnie zmęczonego i
zaniedbanego. Jego włosy były w nieładzie, oczy przekrwione, a ubrania owinięte dookoła niego.
Kto by pomyślał, że on jest prawdziwym człowiekiem, zadumała się Hermiona, prawie żałując
chłopaka, nad którego zniszczeniem reputacji pracowała tak ciężko. Prawie pożałowała tego, że
wysłała list.
Ale po chwili te uczucia minęły.
- Zaraz ci pokażę wypadek – zagroził bez zapału, zbliżając się do Hermiony i sięgając po rogalik
na śniadanie. Zjadł go do połowy, zanim ponownie odwrócił się do dziewczyny. – Co z tobą?
- Co masz na myśli? – zapytała Hermiona z fałszywą niewinnością.
- Czemu wstałaś tak wcześnie?
- Nie jest aż tak wcześnie – zaprotestowała dziewczyna, podnosząc swój zegarek. – Prawie
południe. – Draco spojrzał na godzinę i był wyraźnie zaskoczony.
- Dość długo spałem.
- Wyobraź sobie – zaśmiała się Hermiona, gdy jej wzrok spoczął na małej kupce listów, która
wydawała się rosnąć z każdą sekundą.
- Co to jest? – zapytał Draco, podnosząc jeden z nich.
- Przychodziły do ciebie przez cały ranek.
- Dlaczego? – zapytał podejrzliwie, podnosząc jedną kopertę za róg, jakby nagle miały wyrosnąć
jej zęby i go ugryźć. Hermiona wzruszyła ramionami, odwracając wzrok na czajnik z herbatą,
jakby patrzenie na Draco zdradziło całą tajemnicę. Chłopak wyglądał na nieprzekonanego.
- Nie wiem, to twoi przyjaciele – zripostowała Hermiona.
- Ta, ale coś mi tu śmierdzi – upuszczasz garnki, moi przyjaciele piszą do mnie masę listów,
zasypiam…
Hermiona w szoku aż otworzyła usta.
- Przecież nie możesz mnie winić za fakt, że się upiłeś i praktycznie na mnie zasnąłeś!
- Zobaczymy – powiedział Draco i otworzył kopertę. Hermiona próbowała udawać zajętą, kiedy
czytał, jednak nie mogła powstrzymać się przed rzucaniem mu ukradkowych spojrzeń, żeby
ocenić jego reakcję.
Na początku Draco wyglądał na zaskoczonego – jednak ponowne czytanie listu z niepokojem,
tylko pogłębiło głębokie niedowierzenie wymalowane na jego twarzy. Następnie rozdarł inne i z
wściekłością czytał ich treść, a jego twarz z każdą chwilą stawała się coraz bardziej czerwona. W
końcu – kiedy skończył – odwrócił się do Hermiony z prawie namacalną wściekłością.
- Co ty, do cholery, zrobiłaś?! – warknął przez zaciśnięte zęby Draco. Hermiona przybrała
najbardziej obojętny wzrok, na jaki ją było stać, i uśmiechnęła się szeroko.
- Och, no wiesz – powiedziała żywo, machając ręką.
- Nie, nie wiem! O czym, do cholery, ci ludzie piszą?!
- Nie wiem, nie czytałam ich – powiedziała. Po chwili, jakby coś właśnie przyszło jej na myśl,
uśmiechnęła się. – Och, chociaż wysłałam wczoraj list do Blaise’a. Może to do tego.
- Może to do tego – sarkastycznie powtórzył Malfoy. – Po co do niego pisałaś?!
Hermiona wzruszyła ramionami.
- Jestem święcie przekonany, że zrobiłaś kopię – przecież jesteś Hermioną Granger! Daj mi ją,
albo powiedz, co napisałaś!
Hermiona uśmiechnęła się.
- No cóż, zrobiłam kopię i nawet mam ją tutaj, jeśli chcesz przeczytać.
- Oczywiście, że chcę! – rzucił Ślizgon, wyrywając papier z rąk dziewczyny. Zauważył jej
pośpieszne pismo i, próbując zachować spokój, zaczął czytać:
Najdroższy Blaise,
wiedząc, że jesteś najlepszym przyjacielem Draco, pomyślałam, że powinnam napisać na
początku do Ciebie, aby nawiązać przyjazne stosunki.
Jak zapewne wiesz, ja i Draco zostaliśmy do siebie przydzieleni w tym całym konkursie i
ulokowani w Paryżu, we Francji. I, podążając z duchem tego miasta, Draco i ja nawiązaliśmy
stosunki, które dalece rozciągają się ponad pojęcie przyjaźni. Jesteśmy teraz, jak to popularnie
określają w szkole, parą i oczekuję, że ty i ja z czasem staniemy się coraz bliższymi przyjaciółmi,
stosownie do czasu, który spędzę z Draconem.
Jako że jesteś jego najlepszym przyjacielem, pomyślałam, że powinieneś pierwszy wiedzieć o
naszym związku, bo znając Draco, musi o wszystkim poinformować swoich znajomych (jednak
jest taki zapominalski, ale dla mnie, ku zaskoczeniu, bardzo kochany). Byłabym bardzo
wdzięczna, jeśli mógłbyś podesłać sowę do swoich przyjaciół, powiadamiając ich o najnowszych
wiadomościach. Zaoszczędzi mi to wiele czasu i atramentu.
Wiem, że nie zawsze byliśmy w najlepszych stosunkach, ale mam nadzieję, że nowy związek
Dracona naprawi te napięcia pomiędzy nami. Draco obiecał pokazać mi wszystkie popularne
ślizgońskie metody spędzania czasu i jestem przekonana, że pomoże to w naprawieniu naszych
wspólnych relacji.
Z góry dziękuję za Twoją uprzejmość. Z niecierpliwością czekam na rozwinięcie naszej
znajomości.
Szczerze oddana,
Hermiona Granger
Draco upuścił list, a jego całe ciało drżało ze wściekłości.
- Granger – zaczął powoli. – Co. To. Jest.
- Och, list? – powiedziała żywo Hermiona, jakby nie widziała w tym nic złego. – Po prostu
pomyślałam, cóż, od tego niewielkiego incydentu w sklepie muzycznym, że twoje intencje
zaczęły być dość jasne. A od czasu, gdy w oczywisty sposób chciałeś stworzyć związek, cóż,
pomyślałam, że powiadomię twoich przyjaciół.
Kłamała. To było oczywiste. Draco nigdy by nie pomyślał, że to potrafi, ale jasnym było, że teraz
to właśnie robi i nie mógł zrozumieć dlaczego. To ma być jakaś zemsta za pocałunek? Jakiś
odwet? Poniżyłem ją, a teraz ona robi to samo mnie?, pomyślał. Przecież nie mogę tu siedzieć i
jej na to pozwalać! Muszę się jej jakoś odpłacić!
I nagle Draco wiedział, co zrobić.
Ale napisze do Harry’ego i Rona później. Jeśli chciała związku, będzie go miała. Wyciągając
rękę, chwycił przerażoną Hermionę i przycisnął ją do siebie.
A potem zaczął całować.
_________________
Rozdział dziewiętnasty – Zazdrosny?
- Więc – zaczęła jak zwykle pogodnym tonem Marie. – Wynajęłam gmach operowy na galę,
zamówiłam obsługę, muzykę i całą resztę, i prawie skończyłam.
- A co wiemy na temat kosztów? – zapytał z niepokojem Pierre. Zgodził się na spotkanie z
dziewczyną w biurze, żeby przedyskutować plany, które zrobiła, ale słysząc o nich zrozumiał, że
zrobiła coś więcej, niż plany – kompletnie zrujnowała bankowe fundusze.
Pan Riley przydzielił Pierre’a do Hermiony, ale to zostawiało nieszczęśliwą Marie samą. Bez
żadnych wskazówek, ani przydziałów, była skłonna nie brać udziału w większości pracy, więc
Pierre dał jej kilka zadań, które zajęłyby ją przez jakiś czas. Chłopak wierzył, że nadchodząca
gala jest dla niej idealnym zajęciem, ale teraz trochę się denerwował. Przez kilka dni nie słyszał
jej ćwierkania, gdy była zajęta planowaniem, ale teraz Francuz zaczynał zdawać sobie sprawę z
konsekwencji jej milczenia.
- Czy to ma jakieś znaczenie? – zapytała Marie, marszcząc brwi. – Ale już nie możemy z tym nic
zrobić, zapłaciłam za wszystko zaliczki.
- Marie – zaczął Pierre, próbując zachować spokój. – Lepiej, żebyś nie popełniła żadnych
błędów, w przeciwnym razie, będzie to moja wina. A jeśli zostanę zwolniony, ty idziesz ze mną
na dno.
- Zaufaj mi – uśmiechnęła się nonszalancko Marie. – Będzie dobrze. Zapraszasz Hermionę?
- A ty bierzesz Draco? – odpowiedział Pierre, usiłując uniknąć odpowiedzi.
- Chciałabym, ale jeszcze go nie pytałam. Jak myślisz, co mi odpowie? – zapytała Marie,
całkowicie łapiąc przynętę. Pierre wzruszył ramionami.
- Tak naprawdę, to w ogóle go nie znam. A poza tym, jedyną osobą, która potrafi odpowiedzieć
na to pytanie, jest on sam.
- Och, w porządku. Zamierzasz zapytać Hermionę? – zapytała zirytowana Marie. Miała nadzieję,
że Pierre pocieszy ją i powie, że Draco z pewnością ją zaakceptuje, ale oczywiście, musiał mówić
i zachowywać się praktycznie.
Typowe.
- Myślisz, że powinienem? – zastanowił się głośno Pierre, chociaż wiedział lepiej, niż pytając o
to Marie, wieczną optymistkę. Była miła i w ogóle, ale tak pozytywnie nastawiona i przekonana
do świata, gdzie wszyscy są piękni i idealni, że czasami trudno było brać jej uwagi na serio.
- Dlaczego wciąż odpowiadasz mi pytaniami? – zapytała dziewczyna, ciężko wzdychając.
- A dlaczego nie? Tylko żartuję, mon petite! Tak szybko się o wszystko denerwujesz! – droczył
się Pierre.
- Nie jestem zła! – Marie zaczęła krzyczeć, ale po chwili spojrzała na chłopaka z uśmiechem. –
Nie uważasz, że Draco jest najprzystojniejszym ciachem w całym Paryżu?
- Mówisz o nim tak, jakby był jakąś częścią garderoby – wymamrotał Pierre, lekko zirytowany
jej obsesją na punkcie blondyna.
Osobiście, wydawało mu się trochę dziwne, że Hermiona i Draco pojawili się tak nagle – z nikąd
– i natychmiast dostali pracę, i stali się przyjaciółmi ludzi, którzy mieli pewne względy, i byli na
wyższym poziomie życia towarzyskiego i biznesowego. Nikt nie kłopotał się z pytaniem ich o
przeszłość – zostali po prostu zaakceptowani, bez żadnych wątpliwości. Pierre pamiętał, jak
ciężko musiał pracować, by dostać się na miejsce, które zajmował teraz, a mimo to, wyglądało na
to, że Draco i Hermiona dostaną to wszystko bez zbytniego wysiłku. Życie jest ciężkie,
przypomniał sobie, ale jednak nie mógł nic poradzić na swoją irytację.
Jednak nawet cała ta złość potrafiła zniknąć, gdy tylko na horyzoncie pojawiała się Hermiona.
Było w niej coś całkowicie magicznego. Była inteligentna i bardzo piękna w klasyczny sposób. Z
perspektywy pracy, którą wykonywała, jasnym było, że miała talent do przekonywania, a kiedy
czytał kilka z przedstawionych przez nią argumentów, przyłapał się na tym, że zaczynał w nie
wierzyć. Potrafiła używać bardzo przekonywujących słów, a pomijając jego własne uczucia w
stosunku do niej, dziwnym wydawał mu się fakt, że ona i Draco nie są razem. Zawsze wyglądało
na to, że jest coś dziwnego w sposobie, w jaki pilnują siebie nawzajem. Ktoś mógłby pomyśleć,
że życie z kimś łatwo może złamać te granice, ale jasne zamiary pomiędzy parą przypominały,
jakby byli zamieszani w jakiś ogromny sekret, na który reszta świata była zbyt ślepa, by go
dostrzec. Z całą pewnością istniało coś, co ukrywali.
A jemu się to nie podobało.
***
Później tego samego dnia, Marie wybrała się do mieszkania Draco i Hermiony.
Wiedziała, że zastanie tam chłopaka, bo nie było go w pracy. Teraz, kiedy Marie o tym
pomyślała, zdała sobie sprawę, że Draco rzadko kiedy był w pracy. Ale nie przejmowała się tym,
wiedząc, że wystarczy jej pieniędzy dla dwójki znajomych. Poza tym, Dracon nie wyglądał na
takiego, który naprawdę potrzebuje pracy. Posiadał wszelkie zadatki na kogoś, kto pochodził z
wyższej klasy społecznej – sposób, w jaki mówił, zachowywał się – było w tym coś
arystokratycznego.
Dokładnie to, co lubiła.
Z tymi radosnymi myślami przebiegającymi przez jej umysł, Marie kierowała się w stronę
mieszkania i z nieobecnym wyrazem twarzy wyobrażała sobie, jak wspaniale by to było, gdyby
ona mogła być z Draco, a Hermiona z Pierre’em.
Przechodząc przez ulicę, zobaczyła mieszkanie chłopaka. Miała nadzieję, że nie będzie miał nic
przeciwko jej odwiedzinom, ale nawet jeśliby, to nie przejmowała się tym aż tak bardzo.
Przecież i tak nic tam się nie działo.
***
Marie właśnie miała zapukać do drzwi, kiedy zauważyła, że są nieco otwarte. Popychając je
lekko, wślizgnęła się do środka i rozglądnęła w poszukiwaniu chłopaka. Na początku nie mogła
go nigdzie znaleźć, ale z całą pewnością coś słyszała. Wchodząc do kuchni, jej oczy rozszerzyły
się na widok tego, co zobaczyła.
Hermiona i Draco stali – Hermiona przyciśnięta do jednej z szafek kuchennych – obejmując się.
Chłopak znaczył jej usta drobnymi pocałunkami, a ona miękko mamrotała jego imię.
Oczy Marie rozszerzyły się w szoku. Nie może być!
- Draco! – zawołała dziewczyna z przed frontowych drzwi. Obydwoje gwałtownie odskoczyli od
siebie i z winami wymalowanymi na twarzy, wpatrywali się we wściekłą Marie. – Nie mogę w to
uwierzyć! Zdradzasz mnie!
- Um, technicznie rzecz biorąc, nigdy się nie spotykaliśmy – powiedział napiętym głosem Draco,
po minucie ciszy . – Nie wiedziałem, jak ci to powiedzieć, ale jak widać, teraz już wiesz.
Marie stała, wpatrując się w nich. Nigdy się tego nie spodziewała. Ale dlaczego, tego nie
wiedziała. Zawsze myślała, że Draco lubi ją, nie Hermionę. Była dość zszokowana, zwłaszcza po
wysiłku, jaki włożyła w to, żeby dobrze czuli się w Paryżu. A teraz poczuła łzy wypływające z jej
oczu.
Draco jednak zobaczył tylko zepsute dziecko, stojące naprzeciw niego, które płakało, bo nie
dostało tego, co chciało. Wyglądała żałośnie, a jeśli przypatrzyłby się uważnie, mógłby dostrzec
w jej zachowaniu coś ze swojej postawy z przeszłości. Irytowało go to, że była taka rozpuszczona
i rozpieszczona.
Och, był takim hipokrytą.
Hermiona z kolei czuła się okropnie. Z jednej strony była Marie, o której wiedziała, że miała
obsesję na punkcie Draco, która znalazła ich w dość jednoznacznej pozie – i na dodatek ciągle w
piżamach! A najgorsze było to, że Gryfonka nawet nie próbowała powstrzymać chłopaka.
Podobało jej się to, a teraz zostali przyłapani. Ale z drugiej strony, była jej wdzięczna. Nie miała
pojęcia, co mogłoby się wydarzyć, gdyby Marie nie weszła do mieszkania. Wzdrygnęła się winna
na myśl o przyjemności.
Teraz musiała szybko coś zrobić. Ale Draco odezwał się pierwszy.
- Więc wydaje mi się, że teraz już wiesz, że nasze relacje nie są całkowicie platoniczne –
uśmiechnął się złośliwie Ślizgon, obejmując ręką talię Hermiony. Pocałował ją delikatnie w
czoło, co spowodowało lekkie podciągnięcie nosem ze strony Marie.
Ale Hermiona miała inny pomysł.
- To nieprawda! – prychnęła.
- Wcale na to nie wygląda! – wrzasnęła Marie. – Jak mogłaś mi to zrobić, Hermiono?!
Żadna tego część nie była winą Draco – przekonywała się dziewczyna. – Hermiona musiała na
niego naskoczyć. Wiedźma!
- Nie, czekaj! – powiedziała Hermiona. – Jestem – jestem z Pierre!
- Co? – wydusili zgodnie Marie i Draco. To była dla nich całkowita nowość – cóż, dla Hermiony
też.
- Tak! To tylko… Nigdy wcześniej nikogo nie całowałam, więc tylko ćwiczyłam! – wyznała
dziewczyna, mając nadzieję, że Marie to kupi.
I kupiła.
Jej mina natychmiast złagodniała i Hermiona zauważyła jej znaczący uśmieszek, jakby wiedziała,
że Gryfonka jest idealną, niewinną dziewicą i nigdy wcześniej z nikim nie była. To by wszystko
wyjaśniało.
Draco jednak wściekle spojrzał na dziewczynę za to, że nawet odważyła się coś takiego
zasugerować. To była ogromna skaza na jego honorze. Po raz pierwszy w życiu został odrzucony
– i to dla jakiegoś Francuza!
Nienawidził Pierre’a.
- Oczywiście – westchnęła z ulgą Marie. – Dlaczego mi nie powiedziałaś? Ale jak Pierre mógł mi
o tym nic nie wspomnieć?!
- On, em… nie chciał, żebyś się martwiła – powiedziała Hermiona, przeklinając się za tę
wymówkę, która tak głupio brzmiała.
- W porządku, cóż, to pójdę do niego i powiem, żeby się niczym nie przejmował – uśmiechnęła
się przyjaźnie Marie. Hermiona walczyła z chęcią przewrócenia oczami.
Tak jakby Pierre przejmował się tym, czy Marie myśli o tym, co robi w swoim życiu.
- Cześć! – powiedziała Hermiona, wypychając dziewczynę z mieszkania, zanim Draco mógł
cokolwiek powiedzieć. Zamykając drzwi, a później przekręcając kluczyk w zamku, Gryfonka
odwróciła się i westchnęła.
- Było blisko – powiedziała. – Mieliśmy szczęście – uśmiechnęła się niepewnie. Miała nadzieję,
że Draco się z nią zgodzi.
Ale gdy na niego spojrzała, szybko zrozumiała, że się nie zgodzi.
Był wściekły.
_________________
Rozdział dwudziesty – Wynocha!
Chyba muszę o tym powiedzieć Pierre’owi, pomyślała Hermiona, próbując być tak daleko od
Dracona, jak to tylko możliwe.
Przeszukując torebkę, dziewczyna próbowała zlokalizować swoją komórkę, która piszczała
niemiłosiernie przez cały tydzień, ku jej głębokiej irytacji. W końcu zdecydowała się ją
zignorować i to zdecydowanie pomogło jej przetrwać kolejne dni. Teraz jednak Hermiona
walczyła z maleńkimi przyciskami, dopóki nie znalazła numeru Pierre’a.
Cześć, Pierre, piszę, bo zastanawiam się, czy byłbyś zainteresowany wyjściem gdzieś dzisiaj?
Naciskając „Wyślij”, Hermiona usiadła na sofie, mając nadzieję, że chłopak szybko odpisze. Nie
musiała długo czekać.
Hej, oczywiście! To prawdziwa randka, czy spotkanie w sprawach biznesowych? Mam nadzieję
na to pierwsze:) Spotkamy się wieczorem w Twoim mieszkaniu?
Tak, to randka. Nie masz nic przeciwko?
Oczywiście, że nie! Będę czekał na zewnątrz o dziewiątej trzydzieści, ubierz się ładnie,
pójdziemy do dość ekskluzywnego lokalu. Ja stawiam. Do zobaczenia.
Do zobaczenia.
***
- Och, Merlinie – jęknęła Hermiona. – Dlaczego? Dlaczego musiałeś mnie całować?
- Co?! To nie jest moja wina! – ryknął Draco. – Gdybyś nie zachowywała się jak dziw…
- Nie waż się kończyć tego zdania, hipokryto, próbując mnie tak nazwać, kiedy sam spałeś z
połową dziewczyn z naszego roku!
- Pudło, Granger – wzruszył ramionami napuszony chłopak. – Zresztą – wszyscy wiedzą, że
spałaś z Potterem lub Łasicą przynajmniej raz, jeśli nie z obojgiem na raz.
Hermiona nie odezwała się słowem, ale podeszła do niego, zmniejszając tym samym dzielącą ich
odległość, i Draco wiedział, że zamierza go spoliczkować. Zanim jej dłoń dotknęła jego policzka,
złapał jej nadgarstek. Obydwoje stali wpatrując się w siebie z furią, a Hermiona nie zauważyła
nawet, gdy wzmocnił uścisk. Była jednak pewna, że nigdy nie uderzyłby dziewczyny.
Odsunął się od niej, a na moment przed tym, jak zatrzasnął drzwi sypialni, wymamrotał na tyle
głośno, by mogła zrozumieć:
- I przy okazji, nie spałem z połową dziewczyn na roku. Było ich coś koło trzy czwarte.
Hermiona gotowała się ze złości.
Dupek.
***
Tej samej nocy, Draco usiadł na łóżku w sypialni, kipiąc ze wściekłości. Próbował myśleć nad
tym, jak mógłby się odegrać na Hermionie za list, który wysłała do Blaise’a i za reakcję na to, że
zostali przyłapani na pocałunku. Jedynym problemem było to, że chłopak nie był tak
utalentowany pod względem doboru słów – przynajmniej nie tak, jak Gryfonka. Preferował
działanie oraz bezpośredniość i nie chciał powielać wyczynu dziewczyny. Chciał zrobić coś
dużego, szokującego i nie chciał, żeby zajęło to wieki. Nie był typem cierpliwego człowieka.
Dlatego musiał myśleć o rzeczy idealnej, aby ją wkurzyć. Wiedział, że coś poniżającego w
stosunku do kobiety rozzłości ją najbardziej. Hermiona nie była prawdziwą feministką, ale
zawsze narzekała na to, że kobiety nie są postrzegane jako tak samo mądre, jak mężczyźni, w
czarodziejskiej społeczności. Mimo to, Draco ciągle nie mógł znaleźć inspiracji do zrobienia jej
czegoś okropnie upokarzającego. Koniec końców, miał matkę, którą bardzo kochał. Ale co mógł
zrobić? Dziewczyna zawsze była postrzegana jako sztywny mol książkowy, więc może jakaś
muzyka, alkohol i impreza ją wkurzą. Draco szybko zanotował to na leżącym przed nim papierze.
I musiał zawstydzić ją przed kimś. Najchętniej przed francuskim kimś.
Draco uśmiechnął się diabolicznie.
Czas na zemstę.
***
Hermiona zdecydowała się założyć sukienkę, którą kupiła, by zaimponować Malfoyowi. Teraz to
wszystko wydawało jej się strasznie dziecinne, ale sukienka była ładna i dziewczyna nie widziała
żadnego powodu, dlaczego by nie powinna jej założyć, tylko przez jej oryginalne przeznaczenie.
Więc przeglądając się w lustrze, dziewczyna wciągnęła sukienkę po raz tysięczny i nieco ją
wygładziła.
- Nie powinnaś być już gotowa? – zapytał Draco z sofy, gdy dziewczyna zbierała się do wyjścia.
- Jestem gotowa – powiedziała Hermiona z pewnością, której tak naprawdę w ogóle nie czuła.
- Nie zamierzać niczego na siebie włożyć?
- Bardzo śmieszne – odwarknęła dziewczyna, próbując zignorować niepokojące uczucie w dołku.
Nie przyznałaby tego głośno – a w szczególności nie przy Draco – ale czuła się dokładnie tak, jak
mówił.
- Co? Po prostu próbuję cię ostrzec, że ktoś na zewnątrz może sobie coś o tobie pomyśleć –
zaczął wyniośle Draco, ku większej irytacji Hermiony.
- Twoje żarty robią się coraz gorsze – zauważyła. – Zaczynam się zastanawiać czy może masz do
mnie jakąś słabość, w tej zimnej bryle, którą nazywasz sercem.
- Nawet jeśli, nie obwieszczałbym o tym po dwóch piwach – odpowiedział pewnie Draco.
- Tak, cóż – zaczęła niezręcznie Gryfonka, zdając sobie sprawę z tego, że ma nic do powiedzenia.
– Muszę iść.
- Dobrze.
- Czy jest coś, co mogę…
- Nie – powiedział Draco, przerywając jej, zanim mogła cokolwiek zaoferować. – Życzę ci
wspaniałego wieczoru.
Hermiona zatrzymała się na chwilę skonsternowana. Nie miała pojęcia, dlaczego zachowywał się
tak nonszalancko w związku z tym wszystkim. Jeśli nie znałaby go, pomyślałaby, że zwariował,
gdy wydawał się wahać między złością, a obojętnością. Przynajmniej kiedy zachowywał się jak
dupek, łatwo jej było się mu odpłacić, ale w ten sposób – tak naprawdę nie robił niczego złego.
- W porządku, cóż, pa – wymamrotała Hermiona, chwytając płaszcz i wychodząc z mieszkania.
Draco obserwował ją, czekając aż zamknie drzwi, a następnie wrócił do oglądania ekranu
telewizora.
- I krzyż na drogę.
***
- Och, Pierre – powiedziała Hermiona później, w nocy. - To był wspaniały wieczór!
Przez kilka pierwszych minut randki panowała niezręczna cisza, ale później dziewczyna
przyzwyczaiła się do swojego partnera i zaczęła cieszyć się wieczorem. Pierre również wyglądał
na zadowolonego i ciągle zamawiał kolejne drinki. Wszystko zmierzało w świetnym kierunku.
Jednakże, pamiętając kilka ostatnich komentarzy Dracona, Hermiona próbowała nie dać ponieść
się alkoholowi i jedzeniu, i starała się trzymać swoją zachłanność na wodzy.
Dziewczyna była tak pochłonięta śmiechem, że nie zauważyła przyciemnionego, migoczącego
światła, dochodzącego z jej mieszkania. Pierre z kolei, który był bardziej świadomy otoczenia,
zauważył, że jakaś muzyka dochodzi z góry, kiedy prowadził Hermionę do mieszkania.
Dziewczyna zachichotała i wyszeptała do chłopaka:
- Wiedziałam, że sąsiedzi pod nami nie żyją w całkowicie niewinnym związku!
Uśmiechając się do niej, Pierre nacisnął guzik windy i obydwoje dotarli do mieszkania
dziewczyny, podczas gdy muzyka stawała się coraz głośniejsza. Jej odgłosy wzmagały się wraz z
ciasnym supłem w żołądku Hermiony, a stały się całkiem ogłuszające, gdy stanęli przed
drzwiami mieszkania.
- Wiedziałam – sarknęła dziewczyna, walcząc z przekrzyczeniem dźwięku. Spojrzała na partnera
przepraszająco.
- Lepiej jak sama się z tym uporam.
Nie chcąc, by sytuacja stała się zbyt niezręczna, dziewczyna dała chłopakowi szybki całus w usta
i przekręciła klucz w zamku. Pierre rzucił jej współczujące spojrzenie, a ona skrzywiła się.
Chłopak próbował zaglądnąć do środka, by zobaczyć, co tam się dzieje, ale Hermiona zamknęła
drzwi zbyt szybko.
To była sprawa pomiędzy nią, a Draco.
***
Jakimś cudem w salonie był disco-bal, rozświetlając pokój światłem świeczek. Muzyka
dochodziła z wieży, a Hermiona nie mogła nawet myśleć logicznie w otoczeniu tych ludzi i
zamieszania wokół niej.
Ludzie zajmowali meble, obściskując się, zażywając narkotyki lub pijąc piwo. Kilkoro tańczyło
w jakimś obłąkanym tańcu, a gdy Hermiona starała się dostać się do głośników, jakiś chłopak
próbował złapać ją za nadgarstek i chciał do siebie przyciągnąć. Powiedział coś do niej po
francusku, czego i tak by nie zrozumiała, nawet gdyby nie bełkotał. Odpychając go, wyciągnęła
wtyczkę od wieży i nagle wszystkie oczy zwróciły się na nią.
- Wszyscy! Natychmiast! WON! – wrzasnęła, patrząc na obojętne, dziwne twarze w
poszukiwaniu Draco. W pokoju panował kompletny bałagan i dziewczyna poczuła się brudna
przez samo stanie na jego środku. Gdyby kiedykolwiek była potrzeba użycia zaklęcia
czyszczącego, to byłby to właśnie ten moment, pomyślała dziewczyna, żałując, że nie ma
różdżki. Kiedy ludzie wyszli, Hermiona zdołała przebrnąć przez cały bałagan do drzwi sypialni,
jedynego miejsca, gdzie dziewczyna obawiała się wejść.
Wiedziała, że on tam będzie, ale wystarczy jej siły, by stawić mu czoła?
***
Niepewnie otwierając drzwi, Hermiona rozejrzała się po wnętrzu i sapnęła na widok tego, co
zobaczyła. Było to z pewnością jakiegoś rodzaju pomieszczenie dla VIP-ów, ponieważ było tam
tylko kilkoro ludzi, wraz z czymś, co Draco z pewnością nazywał „luksusową obsługą”.
A on był w samym środku, leżąc elegancko na łóżku, jako król świata – a jedna z wielu nagich
dziewczyn tańczyła przed nim w bardzo jednoznacznym celu.
Draco podniósł wzrok dokładnie w momencie, aby ujrzeć przerażoną twarz Hermiony i
natychmiast zdał sobie sprawę z jednej rzeczy.
Poważnie wkurzył Hermionę Granger.
_________________
Rozdział dwudziesty pierwszy – Winny
Draco nie mógłby być bardziej szczęśliwy.
Uśmiechając się z zadowoleniem, odsunął tańczącą przed nim dziewczynę i wrzasnął na
wszystkich, aby wyszli. Hermiona stała w drzwiach, trzęsąc się ze złości. Ostatnimi resztkami
swojej samokontroli powstrzymywała się przed rzuceniem się na Dracona i rozerwaniem go na
strzępy.
Chłopak leniwie zsunął nogi na łóżko i wyprostował się. Hermiona dostrzegła jego uśmieszek
triumfu, gdy poszedł do framugi drzwi, w których stała. Opierając się o ścianę, spojrzał na nią z
udawanym zakłopotaniem.
- Coś się stało? – zapytał.
- Nie, Malfoy, kompletnie nic – odpowiedziała.
- Dobrze – i po tych słowach zamknął jej drzwi przed nosem.
Zresztą, było to dobrym posunięciem, bo dziewczyna nie chciała, żeby widział, jak płacze.
***
Hermiona położyła się na kanapie, wpatrując się w sufit, zastanawiając się, jak można to
wszystko poukładać. Zemsta? Jakiś odwet? Nie – tego miała już dosyć. Ciągła rywalizacja, żeby
być lepszym od innych, frustrowała ją niewymownie; to nie było w jej stylu. Lubiła konkursy
naukowe i edukacyjne – a nie rywalizację o to, kto potrafi lepiej pokonać drugą osobę przez
złośliwe podchody. Miała tego dość, i jeśli Draco nalegał do zniżania się do tego poziomu, niech
tak będzie. Niech będzie dziecinny.
Hermiona zacisnęła zęby, wiedząc, że to, co sugeruje może zarówno zrujnować jak i wzmocnić
ich relacje.
***
Kiedy dziewczyna obudziła się, Draco już wyszedł do pracy. Był poniedziałek rano, co
oznaczało, że byli w Paryżu dokładnie przez tydzień, ale Hermiona miała wrażenie, jakby minął
już rok. Czuła się kompletnie inną osobą od czasu, gdy przyjechali.
Była dziesiąta dwadzieścia, co oznaczało, że dziewczyna ma tylko dziesięć minut do
przygotowania się i wyjścia do pracy. Westchnęła, nastawiając się psychicznie na spotkanie
Marie.
To będzie długi dzień.
***
Praca minęła jej bez żadnych ekscesów i Hermiona poczuła się, jakby zaczęło to odzwierciadlać
jej życie. Chodzenie na palcach wokół Marie, próbując uniknąć innych współpracowników i
włóczenie się ślepo przez niekończące się, beztroskie dni. Wszystko było tak nudne, że
dziewczyna poczuła się, jakby przechodziła przez jakiś mechanizm. Dzisiaj wieczorem jednak
postanowiła coś zmienić.
Bo dzisiaj będzie ta noc.
Mijając jeden z licznych sklepów muzycznych, weszła do niego, podeszła do kasy i kupiła bilety
na koncert zespołu, który akurat występował w okolicy, blisko mieszkania, co ułatwi spotkanie
się na miejscu. Hermiona zastanawiała się, jak Draco przyjmie jej propozycję.
Weszła do mieszkania, uśmiechając się szeroko. Chciała zaimponować chłopakowi i zaoferować
bilety jak jakiegoś rodzaju zgodę pomiędzy nimi. Może to poprawi ich stosunki.
Przynajmniej miała taką nadzieję.
***
- Więc – zaczęła Hermiona – kupiłam bilety na dzisiejszy koncert.
- To świetnie – rzucił lekceważąco Draco.
- Miałam nadzieję, no wiesz, może byśmy poszli razem.
Ślizgon popatrzył na dziewczynę, zastanawiając się nad tym, co właśnie próbowała powiedzieć.
Nie było to takie trudne: miała już dość.
- Pewnie, pójdę, kiedy to jest?
- O ósmej, ale teraz muszę już wyjść.
- Żaden problem. Gdzie to będzie?
- Tu masz adres – powiedziała Hermiona, wręczając mu bilet i wskazując na adres. – Więc teraz
pewnie już pójdę…
Hermiona wstała, wzięła aparat i ubrania na zmianę, i zbierała się do wyjścia.
- Do zobaczenia na miejscu – powiedział, chwytając bilet i odwracając się do telewizora.
- Cześć – powiedziała, uśmiechając się. Westchnęła głęboko. Działało.
Punkt dla mnie.
***
- Tu ma pan dokumenty potrzebne do załatwienia sprawy – powiedziała dziewczyna, wręczając
swojemu pracodawcy plik papierów, nad którymi pracowała przed ostatnie kilka dni. –
Zastanawiałam się, czy nie ma pan może chwili czasu, żeby udzielić mi tych lekcji francuskiego,
o których pan wspominał podczas naszego pierwszego spotkania.
Była dopiero szósta i Hermiona nie miała nic lepszego do roboty. Nie chciała, żeby Draco
pomyślał, że jest zdesperowana, by iść z nim na ten koncert.
Nawet, jeśli naprawdę była.
- Oczywiście, moja droga – rozpromienił się pan Riley. – Zaczniemy od zwykłych podstaw…
***
Hermiona wręczyła bilet i podziękowała kobiecie w okienku, a następnie weszła do budynku.
Dziewczyna zeszła w dół przejściem i potrąciła kilkoro ludzi, zanim doszła do swojego miejsca.
Dracona widocznie jeszcze nie było, bo upewniła się, że będą siedzieli obok siebie. Nie byliby w
stanie poprawić swoich stosunków, gdyby siedzieli osobno, a Hermionie nie podobał się pomysł
siedzenia w otoczeniu dwóch nieznajomych. Dziewczyna popatrzyła na zegarek – zostało jeszcze
dziesięć minut do początku występu, z drugiej jednak strony, Draco nie był typem, który
przychodzi na cos dużo wcześniej i dlatego Gryfonka nie martwiła się zbytnio jego
nieobecnością.
Dziewczyna usiadła, przypatrując się ludziom dookoła niej. Minęło bardzo dużo czasu, od kiedy
po raz ostatni była na koncercie, a teraz była zadowolona, że obecność na nim była jednym z
zadań, jakie zostały im przydzielone. Uwielbiała anonimowość, jaką dawało jej to wydarzenie,
gdy tysiące ludzi przeciskało się przez drzwi; będąc jedną z wielu, mało ważnych istot pośród
wielu.
Wszyscy byli szczęśliwi, krzyczeli i wrzeszczeli w podekscytowaniu, gdy zespół wchodził na
scenę, ale Hermiona nerwowo rozglądała się w poszukiwaniu Ślizgona. Ciągle go nie było, a ona
naprawdę chciała, by zobaczył coś całkowicie mugolskiego. Wprawdzie w świecie
czarodziejskim były zespoły muzyczne i koncerty, ale były zdecydowanie bardziej cywilizowane,
niż mugolskie, i dlatego większość nastolatków w Hogwarcie nigdy nie miała szansy
uczestniczyć w chaosie, jaki może przynieść takie wydarzenie.
Och, spodobałoby mu się to.
Jeśli tylko by się pojawił.
Zespół wszedł na scenę i wszyscy krzyczeli dopingująco, gdy rozbrzmiały pierwsze dźwięki
piosenki. Rozglądając się ponad głowami otaczających ją ludzi, Hermiona szukała sylwetki
Malfoya. Spojrzała na zegarek i zobaczyła, że jest już siódma dziesięć. Lekko zaskoczona jego
opieszałością, krzyknęła z podekscytowania, gdy piosenkarz chwycił za mikrofon i zaczął
śpiewać. Dziewczyna była ogromnie zaaferowana zespołem, który śpiewał piosenkę za piosenką.
Tylko czułaby się o wiele lepiej, gdyby Draco w końcu się pojawił.
***
Po kolejnych dwudziestu minutach, Hermiona nie mogła dłużej tego wytrzymać. Może czekał na
zewnątrz, bo zgubił bilet? Może nie wiedział, którędy wejść? Może…
A może po prostu nie przyszedł.
Ponownie podeszła do kontuaru i zapytała kobietę za nim siedzącą, czy może widziała tu
wysokiego blondyna. Ta pokręciła głową mówiąc, że widziała masę ludzi odpowiadających
opisowi. Wzdychając z rozczarowania, Hermiona wróciła na swoje miejsce. Usiadła
przygaszona, jedyna w całym tłumie, która nie była pewna, czy utrzyma się na swoich nogach.
I prawdopodobnie była jedyną, która płakała.
***
Po nieszczęśliwych dwóch godzinach, Hermiona zaczęła iść do domu. Złapała taksówkę i
niezdarnie weszła do środka. Patrząc przez szybę, wpatrywała się w ciągle rozbudzone miasto.
Światła na drodze zdawały się do niej mrugać, jakby próbowały powiedzieć jej, że wszystko jest
w porządku, że to może tylko niewielka pomyłka.
Mogło tak być. Draco mógł mieć idealnie przyzwoite wytłumaczenie swojej nieobecności.
Gdyby tylko Hermiona mogła wiedzieć, co to jest.
***
Dziewczyna otworzyła frontowe drzwi pełna obaw, jakby oczekiwała zobaczyć umierającego
Dracona na środku podłogi lub przywiązanego do krzesła, jako niefortunny materiał uboczny
włamywaczy.
On jednak nie odwrócił głowy od telewizora, gdy Gryfonka przywitała go cicho, zdając sobie
sprawę z tego, że nic mu się nie stało – był jedynie okrutny. Wargi dziewczyny zatrzęsły się
lekko, gdy stanęła obok sofy, wpatrując się w niego i czekając na wytłumaczenie lub cokolwiek,
co chciałby powiedzieć.
Nawet na nią nie spojrzał.
Ciężko przełykając wielką gulę w gardle, Hermiona powoli odwróciła się i skierowała w stronę
sypialni.
Draco czekał, dopóki nie usłyszał zamykania drzwi i zwrócił uwagę na całkowicie apatyczne
zachowanie dziewczyny.
I natychmiast zrozumiał, że właśnie oficjalnie przekreślił ostatnie szanse, jakie kiedykolwiek
miał u Hermiony.
I nigdy wcześniej nie czuł się bardziej winny.
_________________
Rozdział dwudziesty drugi – Wielki błąd
Hermiona nie kłopotała się z zamykaniem drzwi, bo wiedziała, że Draco i tak nie wejdzie do
środka. Nie obchodziła go. Była tylko kolejną dziewczyną, która dała się nabrać na jego głupi
wygląd i głupie oczarowanie. Dlaczego nie potrafiła być silna i wcześniej go odtrącić? Wyglądało
to tak, jakby za każdym razem, gdy próbowała to zrobić, stawali się sobie jeszcze bardziej bliscy,
a gdy chciała się do niego zbliżyć, on odsuwał się. To była sytuacja bez wyjścia.
Draco wyłączył telewizor i nerwowo okrążył kuchnię, zanim zdecydował się wejść do sypialni.
Hermiona siedziała na łóżku, tyłem do drzwi. Chłopak nie widział jej twarzy, ale przypuszczał,
że była okropnie nieszczęśliwa.
- Hermiono – zaczął nerwowo Draco, starając się ocenić poziom jej złości, zanim przeszedłby do
przepraszającej mowy. – Wszystko w porządku?
- Tak – odpowiedziała pusto i Ślizgon nie mógł zignorować poczucia bólu i winy, który go
przeszył, gdy zdał sobie sprawę, że to on był tym, który doprowadził ją do takiego stanu. –
Mógłbyś zostawić mnie samą? Proszę? – zapytała, próbując powstrzymać się przed krzyczeniem
i wrzeszczeniem na niego.
- Naprawdę mi przykro – wyznał Draco, nie zważając na to, że godzi to w jego dumę. – Gdybym
tylko wiedział, jak bardzo cię to zrani…
Draco zrobił krok w kierunku łóżka, ale nagle zatrzymał się, gdy Hermiona gwałtownie odsunęła
się od niego – była jedyną kobieta, która cofała się przed jego dotykiem.
- Hermiona, proszę – zaczął Draco, zdając sobie sprawę, że chce ją przeprosić. Nie mógł znieść
jej widoku, kiedy była taka… słaba. Nie chciał mieć tego na sumieniu. Za każdym razem, gdy się
ze sobą kłócili, zawsze oczekiwał, że odwdzięczy mu się czymś równie bolesnym – ale teraz
mógł nie wygrać tej bitwy, wiedząc, że to może się tak skończyć…
- Po prostu wyjdź – powiedziała cichym, lecz pewnym głosem dziewczyna. Chciała jeszcze coś
dodać, ale jej głos zachwiał się i zdała sobie sprawę, że zaczęła dławić w sobie łzy.
Chłopak powoli usiadł na łóżku, próbując ją objąć, ale Hermiona gwałtownie zaczęła się wić.
- Draco, przestań! Nie dotykaj mnie! – krzyknęła histerycznie. Dziewczyna nigdy nie czuła w
sobie takiej złości, ale musiała zmusić go do wyjścia. – Proszę – wyszeptała głosem pełnym
smutku. – Proszę, po prostu wyjdź.
Draco odczuwał taką pokusę, jednak wiedział lepiej. Wiedział, że kiedy ludzie mówią, aby
zostawić ich samych, tak naprawdę proszą, by zostać. Była teraz tak bezbronna i nie mógł
skazywać ją na samotność przez całą noc. Nie mógł być powodem, przez który tak się czuła.
Draco objął swoimi rękami wąską talię Hermiony i przylgnął do niej z całej siły. Znowu zaczęła
się wić, piszcząc, żeby zostawił ją w spokoju, ale po kilku minutach zmęczyła się i w zamian
rozluźniła w jego ramionach, pozwalając uciec niepewności, ustępującej miejsca okazjonalnej
czkawce i podciągnięciami nosem.
Leżeli tak przez chwilę, aż Draco zabrał rękę z jej kruchej talii i sięgnął, by wyłączyć światło, i
okrył ich kocem. Po raz kolejny próbowała się od niego odsunąć, ale Malfoy wystarczająco
mocno ją trzymał. Po chwili odprężyła się i chłopak mógł usłyszeć, jak jej oddech wyrównuje
się. Nie wiedział, czy spała, bo nie widział jej twarzy. Ale kiedy tylko doszedł do wniosku, że śpi,
Hermiona przekręciła się i objęła rękami jego szyję dla wsparcia. Ponownie zaczęła płakać i
zawężyła przestrzeń pomiędzy nimi, a ich ciała styknęły się ze sobą. Draco przycisnął ją jeszcze
bliżej, a ona ułożyła głowę na jego piersi, podczas gdy jej łzy kapały na jego koszulę.
Potrzebowała teraz kogoś, kto powie jej, że wszystko będzie dobrze, nawet, jeśli znaczyłoby to
otworzenie się przed osobą, która doprowadziła ją do takiego stanu. Potrzebowała jego dotyku,
ciepła, siły…
Potrzebowała miłości.
***
Hermiona wybiegła z mieszkania, śpiesząc się do pracy. Musiała znaleźć się jak najdalej od
Dracona. Nie była w stanie sprecyzować swoich uczuć i po raz pierwszy w życiu, zadawała sobie
pytania, na które nie mogła znaleźć odpowiedzi w książkach. Nienawidziła tego uczucia –
uczucia niewiedzy. Zawsze miała pełną kontrolę nad swoim życiem, a teraz przez niego czuła, że
wszystkie jej uczucia i wrażenia zostały wystawione na jakąś próbę czy test. Popychał ją ponad
jej normalną granicę.
Wchodząc do banku, Hermiona wybrała schody, zamiast windy, bo potrzebowała jakiejkolwiek
wymówki by nie myśleć. Musiała odsunąć rzeczywistość na bok, przynajmniej dzisiaj. Może
mogłaby wynająć pokój w hotelu i spędzić tam następne dwa tygodnie, jeśli tylko oznaczałoby to
trzymanie się z dala od niego.
Wpadła do biura, łapiąc oddech, za co otrzymała dziwne spojrzenie od Marie, która o dziwo była
dzisiaj wcześniej. Rzucając jej przepraszające spojrzenie, Hermiona zaczęła całkowicie
pochłaniać się pracy.
Jakakolwiek wymówka była dobra, by tylko trzymać się od tego z daleka.
***
Wyczerpana, ale czując się o wiele lepiej, Hermiona wyszła z biura, otrzymując kilka uśmiechów
i pomruków w stylu „ona jest jedyną osobą, która naprawdę tu pracuje”. Ostatnio pracowała tak
ciężko, gdy przygotowywała się do sumów, a teraz wyszczerzyła się na myśl o własnym
sukcesie. Jednak w chwili obecnej ze strachem wracała do mieszkania.
Zdecydowała się na małą rundkę po sklepach, unikając powrotu tak długo, jak to tylko było
możliwe. Długo wpatrywała się w wystawy sklepowe, aż w końcu przez przypadek na coś
wpadła.
Albo kogoś.
- Pierre! – uśmiechnęła się. – Jak się masz? Właśnie skończyłam swoją papierkową robotę!
To było dość głupie, wiedziała o tym, próba pozyskania gratyfikacji od kolegi, ale Hermiona była
dumna ze swojego osiągnięcia i nie obchodziło ją to.
- Świetnie! – pogratulował jej szybko Pierre. – Mam dzisiaj część z nich dla pana Riley’a, więc
jeśli masz resztę…
- Tak, mam je tutaj – powiedziała Hermiona, przeszukując swoją torbę, zanim je znalazła i podała
mu ciężki plik papierów, nad którymi dzisiaj pracowała. Pierre spojrzał krótko na dokumenty, a
po chwili ponownie skupił wzrok na dziewczynie.
- To wszystko wspaniale, ale masz może gdzieś otwierające zestawienie? – zapytał.
- Och, nie! Musiałam zostawić je w mieszkaniu – westchnęła Hermiona. – Mogę podrzucić ci je
jutro?
- No cóż, możemy tam iść teraz – zasugerował chłopak. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
Był przystojny i zdecydowanie bardziej czuły niż Draco. Ciągle jednak wolała Ślizgona i nie była
w stanie zrozumieć dlaczego. Pierre był wszystkim, czym nie był Malfoy. Ale w tym tkwił
problem – nie był nim.
- Pewnie, chodźmy – powiedziała. Robiło się coraz ciemniej, a Hermiona nie miała ochoty
włóczyć się sama po nocy. Dwójka znajomych szła w kierunku mieszkania dziewczyny,
uśmiechając się do siebie. Gryfonka otworzyła drzwi, śmiejąc się z jakiegoś żartu, który
opowiedział Pierre, ale natychmiast pożałowała tego, że zaprosiła chłopaka, kiedy zobaczyła, co
przygotował Draco.
- Hermiona? – zawołał z kuchni Ślizgon. – Chciałem porozmawiać z tobą o wczorajszej nocy… -
przerwał, kiedy zobaczył Francuza, stojącego obronnie przy uśmiechniętej Hermionie.
- Draco – zapytała cicho. – Zrobiłeś to dla mnie?
Dziewczyna weszła do pokoju gościnnego i zobaczyła ogromny bukiet białych róż, stojący w
eleganckiej wazonie. Przyciągnęła je do siebie i wciągnęła ich odurzający zapach. Biorąc do ręki
liścik, przeczytała:
Hermiono,
zarezerwowałem stolik w Ritz na dzisiejszy wieczór – by porozmawiać o tym, co się stało
wczoraj.
Odwróciła się z uśmiechem do Draco, ale nie otrzymała tego samego od niego. Ubrał swoją
kurtkę i upuścił wino, które dla nich nalewał, prosto pod stopy Pierre. Spojrzał na niego wściekle,
a Hermiona zdała sobie sprawę, że Ślizgon prawdopodobnie pomyślał, że ona i Pierre nie są
„tylko przyjaciółmi”.
- Wielkie dzięki za rozbicie również mnie – syknął do Francuza.
I po tym stwierdzeniu już go nie było.
***
Hermiona zaczęła gorączkowe poszukiwania potrzebnych papierów. Znajdując je, rzuciła
Francuzowi i pospiesznie przeprosiła, oraz wyjaśniła wszystko, łącznie z jej uczuciami wobec
niego. Nie czekając na odpowiedź, wybiegła z mieszkania w poszukiwaniu Dracona, ale
zrozumiała, że jego sportowa reputacja nie była tylko pustym przechwalaniem się.
Zniknął w tłumie ludzi i dziewczyna nie miała żadnych szans na ponowne odnalezienie go.
Biegnąc gorączkowo przez ulice, Hermina modliła się, by w jakikolwiek sposób znaleźć
chłopaka. Musiała. Nie chciała, żeby był to koniec tego, co dzielili przez ostatnie dni. Od
pierwszego dnia w Paryżu, potem, kiedy pokazał jej swoją zaborczość w szpitalu, aż do sprawy z
listami i całą resztą, Hermiona nie mogła przypomnieć sobie, jak wyglądało życie bez tego
irytującego blondyna w tle.
Kochała go, do cholery!
Hermiona biegła tak szybko, że ostatecznie wylądowała na Champs-Elysées. Zatrzymała się na
chwilę, by złapać oddech, na moment przed tym, gdy ponownie zaniemówiła, patrząc na piękno
miasta. Błyszczące światła sklepowe górowały nad nią, rozświetlając ciemność miasta, i pomimo
późnej pory, setki ludzi wędrowało ulicami, śmiejąc się i rozmawiając ze sobą, gdy ich oddechy
formowały przed nimi ścieżki z mgły.
Większość z nich trzymała się za ręce lub uśmiechała do osoby obok. Hermiona nagle z całą
mocą poczuła realność sytuacji, to, że była jedyną samotną osobą pośród nich. Samochody
nieprzerwanie ciągnęły się wzdłuż ulic, a z tej odległości, dziewczyna mogła dostrzec światła
Łuku Triumfalnego.
I nagle go zobaczyła.
Zaczęła biec przez otaczający ją tłum, popychając przechodniów, wołając go po imieniu, ale nie
odwrócił się.
Hermiona rzuciła się na niego, obejmując go w ciasnym uścisku. Odwrócił się, by na nią
spojrzeć, a wtedy dziewczyna ze zdziwienia otworzyła usta i wyszarpnęła swoje ręce z jego
objęć.
Zła osoba.
- Przepraszam, monsieur – Hermiona wymamrotała niezręcznie, gdy chłopak wpatrywał się w
nią, zanim odwrócił się i uciekł. Czując się zakłopotana i będąc na skraju płaczu, dziewczyna
mocno przetarła oczy i pomyślała o powrocie do mieszkania.
Hermiona zatrzymała się, gdy usłyszała obok siebie niewyraźny śmiech. Odwracając się,
zobaczyła prawdziwego Draco Malfoya, obserwującego ją z oczywistym rozbawieniem.
Uśmiechając się zakłopotana, podeszła do niego próbując zachowywać się spokojnie i
opanowanie, ale wewnątrz drżała. Wydawało jej się, że minęły wieki, zanim do niego podeszła, a
kiedy to zrobiła, nie musiała się martwić.
Wiedział, co robić.
Przyciągając ją w romantycznym uścisku, Draco przycisnął ją do siebie, a później okręcił
wokoło. Stali tak przez chwilę, splątani ze sobą, aż przechodzący obok ludzie wzdychali na
widok "romantycznej pary".
Draco pomyślał o ostatnim tygodniu – o tym, jak nigdy nie spodziewał się, że do czegoś takiego
dojdzie. Nigdy nie myślał, że będzie z dziewczyną, której nigdy nie mógł mieć. Szlamą
Gryffindoru. A teraz, proszę. Trzymanie jej sprawiało, że czuł, jakby przelewał coś z siebie do
niej, jakby obydwoje rozumieli trudności w stanięciu twarzą w twarz. W byciu obok niej było coś
tak niebezpiecznego i nie do zaakceptowania, i ciągle nawiedzały go wspomnienia o tym, że jest
to ktoś poniżej jego standardów w każdej sprawie. Teraz jednak nic nie mogło stanąć pomiędzy
nimi. Chyba że… Cóż. Chyba że naprawdę zbytnio się zaangażowali.
Ale jak na razie, było idealnie.
_________________
Rozdział dwudziesty trzeci – Zielony
Hermiona obudziła się z twarzą wciśniętą w poduszkę. Było to tak całkowicie nieprzyjemne
doświadczenie, że zajęło jej kilka dobrych minut, zanim przekonała się, że jej nos na pewno nie
wbił się w jej twarz – i to dopiero wtedy, gdy poczuła okropny zapach dochodzący z kuchni.
Obawiając się, że całe mieszkanie zostało zajęte przez jakieś cuchnące ścieki, dziewczyna weszła
do pokoju, gotowa na stawienie czoła czemukolwiek, co powodowało, że śmierdziało w całym
mieszkaniu. Kiedy jednak stanęła w drzwiach kuchni, aż jej dech zaparło w piersiach.
Draco przygotowywał śniadanie.
- Dzień dobry – powiedział żywo. – Robię tosty!
- Och, naprawdę? – skwitowała Hermiona w niedowierzaniu, walcząc z chęcią zatkania nosa. –
Cóż, zazwyczaj mugole nie używają ekspresu do kawy do opiekania chleba. – Uśmiechnęła się
krótko. – Doprawdy, po prawie dwóch tygodniach bycia tutaj, nadal jesteś całkowicie zielony w
tych sprawach.
Spojrzała na jego twarz, z której zniknął uśmiech, gdy go zbeształa. Z całą pewnością chciał jak
najlepiej – a ona w taki sposób mu dziękuje?
- Wybacz, Draco. – Uśmiechnęła się przepraszająco.
- Wydaje mi się, że mogę to zrobić – powiedział po minucie chłopak, starając się, by jego głos
brzmiał groźnie, ale rozbawienie w jego oczach popsuło cały efekt – jeśli mnie pocałujesz.
Przewracając oczami, Hermiona cmoknęła chłopaka w policzek.
- Och, to było cudowne, matko – powiedział sarkastycznie. – Ledwie poczułem!
- Świetnie – jęknęła w udawanej irytacji, a następnie chwyciła go za koszulę i przyciągnęła do
siebie. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyła przed tym, gdy ich wargi się spotkały, było zaskoczenie w
oczach Dracona, gdy go do siebie przycisnęła.
Dwie minuty później Hermiona oderwała się od niego i pytająco uniosła brwi.
- Teraz poczułeś?
***
Po zjedzeniu lekko pokiereszowanych tostów, Hermiona i Draco zaczęli rozmawiać o zadaniach,
które wciąż pozostawały niewykonane. Nie była to zniechęcająca lista, ale biorąc pod uwagę
niewiele czasu, jaki im został, uporanie się z tym mogło być trudne. Wzięli kartkę z Hogwartu i
spisali zadania, które ciągle musieli wykonać:
1. Aranżacja powrotu do zamku.
2. Obiad w trzech różnych miejscach.
3. Kupno mebli.
4. Rozmowa po francusku.
5. Obejrzenie francuskiego filmu.
6. Zaproszenie kilku znajomych na obiad.
- No dobrze – zaczęła starannie Hermiona. – Zostało nam sześć dni, a w piątkowy wieczór
idziemy na Galę.
- Idziesz z Pierre’em? – zapytał figlarnie Draco, chociaż dziewczyna pomyślała, że mogła
wychwycić z jego tonu jakąś nutkę ciekawości.
- Mogę, jeśli nie przestaniesz mówić – odparowała dokuczliwie. – Więc które z zadań
powinniśmy wykonać dzisiaj?
- Może chodźmy kupić jakieś meble, albo coś – zasugerował Draco. – Ale znając nas,
prawdopodobnie zajmie nam to większość dnia.
- Szkoda, że nigdy nie mogę znaleźć sobie faceta, który jest dobry w rękach – wzruszyła kpiąco
ramionami Hermiona, ale spojrzenie Dracona wyglądała na dalekie od rozbawienia.
- Gdybyś tylko wiedziała, co potrafię zrobić jednym palcem… - zaczął mamrotać, ale
dziewczyna powstrzymała go.
- Mówię o tworzeniu czegoś przez pracę rękoma, głupku – zaśmiała się. – Widziałam niedaleko
taki sklep. Możemy tam iść, gdy tylko uporamy się z tym tutaj – powiedziała Hermiona,
wskazując na jedzenie.
- Pewnie – powiedział Draco. – Dla mnie może być.
- Świetnie, pozwól, że teraz się przebiorę – powiedziała, wstając od stołu, i wyszła szukać jakichś
innych ubrań od tych, w których spędziła całą noc.
- A może potem mógłbym ci pokazać, jak naprawdę utalentowane są moje ręce – zawołał za nią
Draco z figlarnym uśmieszkiem na twarzy. Hermiona roześmiała się, unosząc brwi na aluzyjne
słowa chłopaka.
- Zobaczymy.
***
- Więc co powinniśmy kupić? - zapytała dwadzieścia minut później Hermiona, gdy przybyli do
sklepu z urządzeniami domowymi. Dziewczyna myślała, że wybór będzie łatwy, ale po prawie
półgodzinnym marszu wzdłuż regałów, oglądając pudła czekające na otwarcie, wciąż nie mogli
się na nic zdecydować.
- Może łóżko? Te wyglądają na fajne – zastanowiła się głośno dziewczyna. Draco uśmiechnął się
z aprobatą.
- I wydaje mi się, że powinniśmy je później wypróbować, żeby upewnić się o jakości, oczywiście
– zawołał ze sterty krzeseł chłopak.
- Bardzo zabawne – wymamrotała Hermiona, przeglądając katalog z meblami. – Och, czekaj!
Spójrz na ten stół – jest idealny!
- Możesz to też zrobić na stole, jak przypuszczam, jednak nie będzie za bardzo wygodnie –
powiedział, obchodząc dookoła ogromną wystawę. Kilkoro ludzi odwróciło się i spojrzało na
niego potępiająco, a Draco szybko wymamrotał – No co, to prawda.
Potrząsając głową i rzucając mu surowe spojrzenie, Hermiona chwyciła go i przyciągnęła do
stołu, o którym mówiła.
- Dlaczego tobie wszystko kojarzy się z seksem! – syknęła.
- Jestem mężczyzną, mam obowiązek zaspokojenia swoich potrzeb – powiedział obronnie.
- Tak, cóż, w każdym razie, nie musisz o tym wrzeszczeć dookoła – odparowała.
- Nie wrzeszczę – wymamrotał i miał zamiar wyjaśniać dalej, gdy Hermiona rzuciła mu ostre
spojrzenie, które go uciszyło.
***
- No dobrze, nawet nieźle wygląda – zdecydowała Gryfonka, przypatrując się krytycznie stołowi,
który właśnie złożyli. Jak się okazało, nie było to coś, co sprawiało zbytnie wyzwanie, ale nawet
pomimo tego, Draco i tak zrobił więcej, niż ona. Kto by pomyślał, że on właściwie wiedział, co
robić?
Dziewczyna cofnęła się nieco i kiwnęła aprobująco głową.
- Teraz tylko musimy go pomalować – powiedział Draco, biorąc do ręki puszkę z zieloną farbą
(był nieugięty pod względem koloru, upierając się przy nim, gdy Hermiona chciała wybrać cos
tak „śmiesznego” jak czerwony i złoty), którą kupili razem z pędzlami.
- To będzie łatwe – powiedziała Hermiona, z wysiłkiem próbując otworzyć puszkę. Spojrzała na
chłopaka i rzuciła mu przepraszające spojrzenie. Ten, uśmiechając się, otworzył wieczko jedną
ręką, kręcąc przy tym głową.
Hermiona zanurzyła pędzel w puszcze i nagle zdała sobie sprawę z tego, że nie miała pojęcia, co
namalować. Znakomicie rozwijała swoje szkolne talenty, ale nie miała jakiegoś większego zapału
ku sztuce i nie wiedziała, co mogłoby być warte namalowania na stole. W końcu, czując na sobie
ciążącą presję, zdecydowała się na coś prostego i znajomego, i napisała swoje imię.
- Dobrze wygląda na zielono – skomentował lekko Draco, a dziewczyna nie mogła powstrzymać
się przed zaczerwienieniem, chociaż nie wiedziała dokładnie dlaczego.
Tak właśnie było z tym chłopakiem, pomyślala zadumana Hermiona. Był tak tajemniczy, że
trudno było zrozumieć, co chciał powiedzieć, a co dopiero, gdy chodziło o uczucia. Rzeczy
fizyczne były łatwe. Żądał tego, czego chciał i odmawiał tego, czego nie lubił. Ale kiedy
przychodziło do spraw związanych z przyszłością lub czymś związanym ze słowami bądź
uczuciami, stawał się zmieszany i wykrętny, używając słów, których znaczenie on tylko rozumiał,
i które były obce dla całej reszty.
- No może – zgodziła się Hermiona, chociaż ciągle była ciekawa prawdziwego znaczenia jego
słów ukrytych pod komplementem. Ponownie zanurzyła pędzel w farbie i pod swoim imieniem
namalowała ogromny uśmiech. Draco obserwował ją przez chwilę, zanim własnym pędzlem
gwałtownie zamalował wszystko, co stworzyła.
- Hej! – wrzasnęła Hermiona. – Była w tym prawdziwa sztuka!
Draco tylko uśmiechnął się złośliwie i kontynuował zamalowywanie, dopóki rysunki dziewczyny
kompletnie nie zniknęły pod jego pędzlem. Hermiona zaczęła robić to samo, co on, dopóki
całkowicie nie pokryli stołu zieloną farbą i już mieli zacząć malować drugą warstwę, gdy
Hermiona zanurzyła swój pędzel w farbie, a potem pomalowała nim nos chłopaka.
- Dzięki! – powiedział sarkastycznie. Dziewczyna, zamiast swojego pędza, zanurzyła w puszcze
palec, a potem przyłożyła go do twarzy chłopaka. Namalowała na niej niewielkie serduszko, a
kiedy skończyła, chłopak złapał ją za nadgarstek.
Draco przyciągnął ją do siebie i zaczął całować. Początkowo powoli, ale gdy pocałunek trwał,
trudno było im się oprzeć. Chłopak sapnął z wrażenia na skutek gwałtowności dziewczyny, gdy
przylgnęła do niego z pasją, o jaką by się nigdy nie posądziła. Przesuwali się powoli, dopóki nie
znaleźli się przed stołem, opierając się na nim dla wsparcia. Dopóki Draco nie oderwał się od niej
łapiąc oddech, nie przestali.
- Biorę stół – wysapał ciężko chłopak, wpatrując się w dziewczynę. Zmarszczyła brwi w
niepewności.
- Może być, ale dlaczego – zapytała, machając nogami.
- Przynajmniej mogę mieć odbitkę twojego tyłka na moim meblu – odpowiedział Draco ze
swoim słynnym uśmieszkiem. Hermiona podskoczyła jakby coś ją parzyło i spojrzała na bałagan,
jaki zrobili na stole, nad którym męczyli się przez większą część dnia. A na środku, błyszczący, w
zielonym świetle chwały odbity był….
Jej tyłek.
_________________
Rozdział dwudziesty czwarty – Przygotowania
Po przyjemnym posiłku dzień wcześniej, Hermiona wraz z Draco z radością wykreślili kolejną
rzecz na swojej liście z zadaniami. Z tą satysfakcjonującą myślą w głowie, chłopak wyszedł
wcześnie do pracy, a dziewczyna została sama w domu, nudząc się. Skończyła większość
przydzielonej jej pracy z Pierre, a wizja bezczynnego siedzenia w biurze przez cały dzień nie
była zbyt kusząca. Dlatego myśli o zrobieniu czegoś produktywnego skierowały ją do rezerwacji
biletów powrotnych do Hogwartu i zaplanowania kolejnej lekcji z panem Riley’em.
Obydwoje zdecydowali, że przeprowadzą rozmowę po francusku, gdy Draco wróci z pracy, a
jeśli miało to mieć wpływ na ich końcową ocenę, Hermiona chciała poświęcić temu jak
największy wysiłek, żeby upewnić się, że jest gotowa.
Dziewczyna chwyciła laptop i szybko zamówiła dwa najtańsze loty do Anglii – chociaż
właściwie robienie tego w ten sposób będzie stanowiło dla nich pewne wyzwanie. Wylądują
około mili od stacji kolejowej, ale Hermiona zakładała, że dotrą do pociągu bez żadnych
kłopotów. Po dokonaniu rezerwacji, dziewczyna wyłączyła komputer i wyszła na balkon.
Mieszkańcy Paryża spacerowali pod nią, oglądając wystawy sklepowe i żywo rozmawiając w
chłodzie poranka. Ritz był zawsze pełen gwarnych ludzi, którzy cały czas wychodzili i wchodzili,
cieszyli się życiem oraz podziwiali piękno i popularność tego miejsca. W dole ulicy słychać było
odgłosy samochodów oraz ludzi, nawołujących się poprzez tłumy innych, a za każdym zakrętem
dało się usłyszeć pogodny śmiech mieszkańców. Hermiona obserwowała obraz rozpościerający
się poniżej z błogim spokojem, wielbiąc otoczenie centrum i czując się tak, jakby mogła oglądać
tę scenę przez resztę swojego życia.
Przeszył ją nagły smutek, gdy po raz pierwszy zdała sobie sprawę z tego, że nie chce wracać do
Hogwartu. Pierwszy raz zadrżała na możliwość powrotu do dostojeństwa szkoły i zastanowiła
się, czy te nowe uczucia były odpowiednie dla osoby, którą stała się przez cały ten projekt.
Wcześniej Hogwart zawsze był ucieczką od jej przeciętnego życia z rodzicami, ale teraz – teraz
doświadczyła czegoś całkowicie innego niż to, co znała wcześniej i zdała sobie sprawę, że nie
była zbyt chętna do pozostawiania tego.
Hermiona poczuła się całkowicie pewna, że nigdy nie zapomni o tym, co przeżyła przez ostatnie
dwa tygodnie; nawet by tego nie chciała. Miała nadzieję, że pewnego dnia będzie mogła wrócić
do Paryża, dla zabawy, nie w związku ze szkołą. Już tak bardzo przyzwyczaiła do
wielkomiejskiego życia i zauważyła, że z trudem może sobie przypomnieć, co tak bardzo
pociągało ja we wcześniejszym pobycie w szkole.
Gryfonka zastanowiła się przez chwilę, myśląc o swoich przyjaciołach. Z zaskoczeniem
zauważyła, że nie poświęcała im tak dużo czasu, jak początkowo miała nadzieję, że będzie.
Czując się winna przez to, iż nie utrzymywała z nimi głębszego kontaktu i zdecydowała, że wyśle
im kilka listów, jak tylko będzie miała chwilę czasu. Po prostu była zajęta. Dziewczyna
westchnęła, już żałując dnia, w którym będzie musiała opuścić Paryż.
Nie miała najmniejszego pojęcia, jak szybko to nastąpi.
***
- Cóż, panno Granger – powiedział pan Riley po godzinie nauki. – Zrobiłaś ogromne postępy!
Jestem z ciebie dumny – prawdziwa mademoiselle!
- Merci – odpowiedziała z szerokim uśmiechem Hermiona, zbierając notatki, które zrobiła dla
siebie i Dracona.
- Jak radzisz sobie ze swoim współlokatorem? – zapytał pan Riley, podając dziewczynie wysoką
szklankę wody.
Hermiona przyjęła ją z wdzięcznością i upiła mały łyk, przypominając sobie swoją pierwszą
rozmowę z panem Riley’em i to, jak wkurzona była wtedy na Dracona. Powiedziała, że nie
mogłaby nazwać ich przyjaciółmi, a teraz – cóż, teraz dziewczyna z trudem mogła wyobrazić
sobie, jak to wszystko wyglądałoby bez niego.
- Ostatnio jest coraz lepiej – przyznała, próbując nadać swojemu głosowi swobodne brzmienie,
chociaż jej głęboki rumieniec sugerował głębsze relacje, niż pan Riley wyłapał.
- Och, rozumiem – uśmiechnął się. – Tak po prawdzie, to trochę się tego spodziewałem, no
wiesz, dwoje nastolatków, samych przez trzy tygodnie – zadziwiające byłoby to, gdybyście się
nadal kłócili!
Śmiejąc się, Hermiona przytaknęła głową.
- Jestem bardzo szczęśliwa. Paryż zresztą dużo nam w tym pomógł!
- No cóż, nie na darmo nazywa się go miastem miłości – zauważył pan Riley z przyjacielskim
uśmiechem. - A ten Draco Mallory wygląda na…
- Malfoy – poprawiła automatycznie Hermiona. – Draco Malfoy.
Uśmiech pana Riley’a natychmiast znikł, gdy wcześniejszy, jowialny wyraz twarzy został
zastąpiony zaciekawionym spojrzeniem. Lekko zbladł, jakby właśnie zdał sobie z czegoś sprawę
– z czegoś naprawdę dużego. Hermiona z zainteresowaniem obserwowała tę przemianę i już
miała zapytać, czy jest coś, w czym może mu pomóc, gdy wymamrotał:
- Malfoy… Syn Lucjusza.
- Tak – powiedziała Hermiona, marszcząc brwi. Skąd wiedział?
Pan Riley nagle szybko wstał, a jego nogi lekko uderzyły w stół, co spowodowało jego krótkie
zachwianie. Dziewczyna złapała swoją wodę, zanim ta wylałaby się i ze zdziwieniem
obserwowała, jak pan Riley odprowadza ją do drzwi. Ciągle marszcząc czoło wyszła, jeśli tylko
uspokoiłoby to poruszonego mężczyznę i z niepokojem udała się do własnego mieszkania. Z
pewnością mężczyzna wiedział, kim był Lucjusz Malfoy i znał konsekwencje tego nazwiska. Ale
jeśli to było…
Nie, zdecydowała Hermiona. To niemożliwe.
***
- Hej! – zawołał od drzwi Draco. – Już jestem.
- Jesteś wcześniej? – skomentowała Hermiona, wychodząc z balkonu. Siedziała tam cały poranek
z nadzieją, że pan Riley wyjdzie i wytłumaczy jej swoje wcześniejsze, nieobliczalne zachowanie,
ale tak niestety się nie stało i jedyne, co zyskała dziewczyna, to lekka opalenizna na twarzy.
- Rzuciłem pracę – powiedział chłopak ku ogromnemu zdziwieniu Gryfonki.
- Co?! – wrzasnęła niedowierzająco. – Dlaczego?
- Hermiono – zaczął spokojnie Draco. – Nigdy w całym swoim przyszłym życiu nie zamierzam
pracować, więc dlaczego miałbym to robić teraz? Poza tym, każda praca się kiedyś kończy – ja
tylko przyśpieszyłem ten proces.
- No przypuszczam – wymamrotała Gryfonka, nie znajdując logiki w planie chłopaka. – Ale czy
to nie obniży naszej oceny?
Draco zaśmiał się, lekceważąc niepokój dziewczyny. – W życiu nie chodzi tylko o to, by ciągle
wygrywać.
- Nie rozumiesz – powiedziała złowrogo Hermiona, krzywiąc się.
- Oświeć mnie, proszę – wyzwał ją Draco, sceptycznie unosząc brwi.
- Chodzi o ciebie! – ucięła dziewczyna. – Nie masz nawet pojęcia, jakie to okropne uczucie, gdy
za każdym razem nazywasz mnie szlamą. Musiałam pobić cię w nauce, bo była to jedyna droga
by pokazać ci, że nie jestem gorsza. To był jedyny sposób by udowodnić wszystkim, że
stereotypy, jakimi się kierują w stosunku do urodzonych wśród mugoli, nie są prawdą!
Po tych słowach zapadła cisza, gdy Draco przyswajał sobie komentarz dziewczyny. Hermiona
obserwowała go, nieco zawstydzona swoim wyznaniem, ale mimo to pozostała nieugięta. Chciała
wiedzieć, o czym myślał, ale jego twarz była zadziwiająco obojętna, gdy rozmyślał nad jej
słowami.
- Rozumiem – powiedział po prostu po kolejnej chwili ciszy. – Możemy przejść do następnego
zadania?
Hermiona westchnęła, bezwiednie przyzwalając na przejście do kolejnego tematu. Czego tak w
ogóle oczekiwała, zastanowiła się. Przeprosin?
- Bonjour, j’mappelle Hermione. Et toi? Comment tu-t’apelle? (Dzień dobry, nazywam się
Hermiona. A ty?) – powiedziała Hermiona, wpatrując się w Dracona, zanim zwróciła uwagę na
kamerę, żeby upewnić się, czy właściwie jest ustawiona.
- Eee… j’mappelle Draco. J’ai 17 ans, quel-age et tu? (Nazywam się Draco, mam siedemnaście
lat. A ty ile?) – wymamrotał niezręcznie Draco. Jego głos nie brzmiał całkowicie
przekonywująco, ale jasnym było, że starał się jak mógł.
- Moi aussi! (Tyle samo!)– odpowiedziała entuzjastycznie Hermiona. - Que faites-vous? (Czym
się zajmujesz?)
- J'aime faire des tours magiques (Lubię robić czarodziejskie sztuczki) – Hermiona uśmiechnęła
się. Wiedziała, że McGonagall, czy ktokolwiek inny będzie oglądał ich wideo, doceni jej ostatni
komentarz.
Para kontynuowała tę niezręczną wymianę zdań przez chwilę, zanim chłopak odłożył swój tekst,
jakby przygotowując własny dialog.
- Co ty robisz? – zapytała Hermiona. Draco uśmiechnął się diabolicznie.
- Myślę, że powinniśmy wyłączyć kamerę.
- Dlaczego? – zapytała dziewczyna, spoglądając na swój scenariusz. Zapomniała czegoś? Jej
gramatyka była zła? Zaczęła w myślach przypominać sobie całą rozmowę, kiedy ręka chłopaka
zabrała jej kartkę z ręki.
- Ponieważ nie chcę dostać niższej oceny za to, co zamierzam teraz zrobić – powiedział niskim
głosem Draco, jedną ręką wyłączając kamerę, druga zaś sięgając ku Hermionie.
___________________________
Rozdział dwudziesty piąty – Przygotowania cz.2
Wtorek nadszedł szybko, po poniedziałku, który minął w lekkim zmęczeniu. Hermiona i Draco
krzątali się po mieszkaniu, przygotowując się do wyjazdu, jakby te cztery dni, które im zostały,
chcieli w głównej mierze spędzić na robieniu czegoś, co ich interesuje, w przeciwieństwie do
przygotowań do wyjazdu.
Wzięli taksówkę i wybrali się do centrum razem z aparatem i zdjęciami, które zrobili. Wpatrując
się z tęsknotą w wystawy sklepowe, Draco komentował kunszt i umiejętności wykorzystane do
stworzenia tych wszystkich drogich produktów.
- Trudno uwierzyć w to, że mugole coś takiego stworzyli! – powiedział, wskazując na torebki
Hermesa. – Jeśli kupiłbym jedną z nich mojej matce i powiedział, że jest to czarodziejska marka,
nie zauważyłaby różnicy. Prawdopodobnie nawet podobałaby się jej bardziej!
- Cóż, to właśnie pokazuje jak bardzo uprzedzony jesteś do mugoli! Jest tu masa wspaniałych
rzeczy, ale czarodzieje automatycznie je odrzucają, bo nie są magiczne! – oznajmiła z pasją
Hermiona. Bardzo chciała, by Draco zaakceptował mugoli, a ten konkurs zdecydowanie zmieniał
jego opinie o nich.
Na szczęście na lepsze.
Para przechadzała się ulicą, wpatrując w witryny sklepowe i rozmawiając pogodnie, gdy
Hermiona nagle zatrzymała się, całkowicie zahipnotyzowana jedną z wystaw.
- Hermiono? – zapytał chłopak. – Eee… co się stało?
- Nie, nic tylko… Ona jest piękna - westchnęła delikatnie dziewczyna, wskazując na jeden
manekin.
Draco zrobił krok do przodu, wpatrując się we wskazanym kierunku i ze zdziwieniem zauważył,
że Hermiona była kompletnie zauroczona czarną sukienką wiszącą na wystawie. Z pewnością
była piękna, a teraz, kiedy Gryfonka ją wskazała, Draco desperacko chciał ją jej kupić. Nigdy nie
miał problemów z dawaniem prezentów – było to wystarczająco łatwe przy jego nadmiarze
pieniędzy i sposobie, w jaki zwykle je otrzymywał.
Poza tym, był to prosty sposób, by oczarować kobiety.
- Wejdźmy – powiedział, prowadząc dziewczynę ku wejściu. Zatrzymała się, kręcąc przecząco
głową.
- Nie, Draco – sprzeciwiła się. – Jest zdecydowanie za droga!
- Wątpię – odparł pogodnie, próbując przekonać ją do wejścia.
- Draco, nie rozumiesz. To Chanel – jedna z najdroższych marek na świecie! Nie wiem, do czego
mogłabym ją porównać w świecie czarodziejskim, ale nigdy nie mogłabym jej przyjąć!
- W porządku – powiedział chłopak, jakby uznając się za przekonanego.
Kupi ją później.
***
Opuszczając niewielką restaurację obok kina po posiłku, Hermiona wyjaśniła Draconowi, że
rozmawiała z Marie wcześniej tego samego dnia.
- Powiedziałam jej o wszystkim. Na początku była zła, ale po chwili podeszła do Pierre’a i
zapytała go, czy nie pójdzie z nią na tę Galę.
- I co odpowiedział?
- Zgodził się! Swoją drogą, nigdy bym nie pomyślała, że to zrobi. Ale idą razem, więc teraz jest
w porządku. Spotkamy się w piątek po południu, żeby się przygotować. Chociaż muszę przyznać,
że trochę się denerwuję – wyznała dziewczyna.
- Nie powinnaś – powiedział Draco, prowadząc ją do kina i przyglądając się liście z repertuarem.
Zmarszczył brwi, wpatrując się w Hermionę. – Nie możemy po prostu udawać, że obejrzeliśmy
ten głupi film?
- Nie! To jedno z naszych zadań, a poza tym, już kupiłam bilety – sprzeciwiła się dziewczyna,
machając mu nimi przed nosem.
- No dobra – mruknął Draco, chwytając je i wchodząc do sali. Jednak gdy tylko znalazł się w
środku, jego zachowanie diametralnie się zmieniło. – Tu jest świetnie! – wyszeptał. – Ciemno,
spokojnie i dość prywatnie. Idealne miejsce do…
- Nawet o tym nie myśl – zaśmiała się Hermiona, chociaż zaprowadziła go do ostatniego rzędu.
Nie wiedział, że były one wyraźnie przygotowane dla par i dziewczyna zauważyła, iż było to dla
niego niemałą niespodzianką.
Prawie dwie sekundy od rozpoczęcia filmu, Draco zwrócił twarz ku uśmiechniętej Gryfonce.
Przechyliła się w jego kierunku i…
Cóż, reszty można się domyślić.
***
- Cholera – mruknęła Hermiona, gdy dotarli do domu. – I co teraz napiszemy, skoro w ogóle nie
obejrzeliśmy tego filmu?
- Mówisz o tych pięciu punktach po francusku o filmie? - zapytał Draco.
- Tak – westchnęła Hermiona. Chłopak uśmiechnął się, unosząc sugestywnie brwi.
- Och, mam parę pomysłów.
***
1. J'ai aimé le film - la fille était très douée. (Podobał mi się ten film - dziewczyna była bardzo
zdolna.)
2. J'espère aller encore. (Mam nadzieję, że znowu pójdziemy)
3. Il était savoureux. (Był bardzo pikantny)
4. L'homme était beau. (Mężczyzna był przystojny)
5. Inoubliable. (Niezapomniany)
***
Nowy rozdział
***
Draco!
Co, na Merlina, się z Tobą stało?! Nie miałem od Ciebie żadnej wiadomości od czasu tej sowy,
którą wysłałeś po pomyłce Granger. Więc, będąc Twoim jednym i jedynym przyjacielem,
zastanawia mnie, czy w końcu nie posunąłeś się za daleko i nie wyładowałeś swojego gniewu na
Granger, która, przepraszam, że to mówię, mogła prawdopodobnie zamienić cię w coś
wstrętnego, zanim w ogóle mogłeś pomyśleć o tym, by wyciągnąć różdżkę i odeprzeć atak.
Po prostu musisz przyznać się do porażki, natychmiast wyślę pomoc. Ale to oczywiście
spowoduje urazę Twojego ego i z pewnością śmierć jest rzeczą bardziej od tego pożądaną.
B.Z.
***
Blaise!
Twoja wiara we mnie jest załamująca. Na nieszczęście dla Ciebie ciągle żyję i mam się dobrze.
Kolejna zła wiadomość jest taka, że nie mam żadnych problemów z moja różdżką czy Granger.
W rzeczywistości, obydwie wydają się być doskonale sprawne.
I chociaż mogę pożałować tego, że pytam, to co słychać u Ciebie? I gdzie Ty w ogóle jesteś?!
D.M.
***
Draco!
Jestem w cholernym Egipcie, a jedynym jasnym punktem w moim dniu jest fantastyczne gorąco,
które powoduje częste halucynacje, w których na szczęście nie pojawia się Milicenta.
Jeśli mówisz, że nie masz żadnych problemów ze swoją różdżką oraz Granger, modlę się, żebyś
miał na myśli czysto magiczne znaczenie, i że nie są to żadne aluzje do męskich części Twojego
ciała lub wstrętnych rzeczy, które możesz robić w Paryżu ze Złotą Dziewczyną Gryffindoru…
B.Z.
***
Blaise!
Nie mogę niczego obiecać…
D.M.
***
Hermiono!
Wszystko w porządku? Ron non stop wysyła do nas sowy, żeby sprawdzać, co robimy. Myślę, że
obawia się tego, że nie odpisujesz na nasze listy z powodu zdecydowanie kłopotliwej sytuacji, w
jakiej mogłaś się znaleźć i nie masz pozwolenia na jakikolwiek kontakt z nami.
Nam z Ginny idzie świetnie. Nie powiem nic więcej nadto, że pewne rzeczy, które zrobiliśmy
zdecydowanie NIE zostałyby zaakceptowane przez Rona. Więc proszę, jeśli będziesz
odpowiadała w grupowym liście, nie wspominaj nic na TEN temat. Ron ma tendencję do
wpadania w szybką złość, a to nie bardzo by nam posłużyło, gdyby nas zaczął oskarżać teraz, gdy
zostało nam tylko kilka dni do wyjazdu…
Wiemy, że miałaś wątpliwości, co do decyzji o byciu przydzieloną do Malfoya, ale od kiedy nie
dostaliśmy żadnej wiadomości o pomoc lub cokolwiek innego, co sugerowałoby, że jesteś
nieszczęśliwa, możemy tylko przypuszczać, że zaakceptowaliście własne różnice i jesteście dla
siebie tolerancyjni. Założyliśmy się, że już do tej pory wyprowadziłaś się z mieszkania, ale do
czasu, gdy nie wysłałaś nam nowego adresu, (ani żadnego listu – co się dzieje z naszym znanym
kolegą?) możemy tylko przypuszczać, że tak się nie stało.
Z niecierpliwością czekamy na moment, kiedy wreszcie się zobaczymy. Do tego czasu – trzymaj
się.
Harry i Ginny
***
Harry i Ginny!
Przepraszam Was, że tak długo się nie odzywałam! Wszystko było tu takie zwariowane, że
wygląda na to, że całkowicie straciłam głowę! Mam Wam tyle rzeczy do wytłumaczenia, które
zdecydowanie na nadają się do opisywania w liście, który mógłby być przez kogokolwiek
przechwycony (mówiąc „kogokolwiek” mam na myśli Rona, który byłby zdecydowanie
niezadowolony moimi uczynkami i wyborami serca bardziej, niż waszymi – wasze przynajmniej
mają jakiś sens!)
Wszystko, co mogę z pewnością teraz powiedzieć to to, że jest w porządku i przykro mi, że nie
utrzymywałam z nikim kontaktu.
A co do was dwojga – tylko upewnijcie się, że nie zachowujecie się zbyt bezmyślnie. Nie wydaje
mi się, żeby Ron zaakceptował swoją małą siostrzyczkę, powracającą z własnym dzieckiem i
żadnymi wizjami ślubu…
Całuski,
Hermiona
***
Droga Hermiono!
Powinniśmy się martwić?
Tymczasowo Twoi,
Harry i Ginny
***
Drodzy Harry i Ginny!
Jedyne czym powinniście się martwić to fakt, że Ron może Was przyłapać w mało platonicznej
pozycji.
Szczerze oddana,
Hermiona
***
Do: Hermiony
Od: Marie
Hej, Hermiono! Dostałam Twoje zaproszenie na przyjęcie i nie mogę się już doczekać!
***
Do: Marie
Od: Hermiony
Dzięki za odpowiedź. Czekam z niecierpliwością na Ciebie i Pierre’a. Ciao!
***
Hermiona usiadła z powrotem na kanapie, wyczerpana odpowiadaniem przez cały poranek na
swoją korespondencję. Zajęło jej to sześć listów z miłymi pozdrowieniami do przyjaciół, aby nie
pomyśleli, że o nich zapomniała lub, co gorsze, ignorowała ich. Później Marie napisała do niej,
pytając o szczegóły wieczornego przyjęcia, którego Hermiona była gospodarzem i znalazła się w
środku szaleńczych przygotowań.
Jednym z ostatnich zadań, jakie im pozostały, było przygotowanie obiadu dla gości. Na szczęście
Hermiona i Draco zdołali zawiązać kilka trwałych przyjaźni podczas swojego pobytu w Paryżu i
dlatego zdecydowali się tylko zaprosić Marie, Pierre’a i pana Rileya. Wszystko to miało sens,
dlatego dziewczyna nie musiała przygotowywać uczty na wieczorne spotkanie, ale mimo to była
dość niezdecydowana, bo nigdy wcześniej nie musiała troszczyć się o podjęcie gości
pochodzących z tak wysokiej klasy społecznej.
Draco z drugiej strony wyglądał na całkowicie zakłopotanego przygotowaniami i spędził cały
poranek na pisaniu i odpisywaniu na listy do Merlin wie kogo. W pewnej chwili Hermiona była
pewna, że sowa niosła coś zdecydowanie nieodpowiedniego, ale zanim dłużej się temu
przyjrzała, że upewnić się, co to jest, sowa znikła, pozostawiając Hermionę pełną domysłów.
Wyglądało na to, że dla Draco wieczorne przyjęcie będzie jednym z wielu, na których już w
swoim życiu był i nie widział żadnego powodu, dla którego miałby uważać, że to będzie inne.
Dorastał w ich otoczeniu, wlekąc się od jednego przyjęcia biznesowego do kolejnego, poznając
znanych ludzi i zawierając sojusze z tymi, którzy, jak zapewniał go ojciec, przyniosą mu korzyści
w przyszłości. Wszystkie te kolacje były niezmiernie długie i nudne, wraz z matką, doskonale
udającą niezwykłą panią domu, olśniewając gości i ich żony swoją kojącą elegancją. Tym razem,
zdecydował, nie będzie żadnej różnicy.
Na nieszczęście Draco przeoczył jeden, mały szczegół; z braku obecności skrzatów domowych,
on będzie odpowiedzialny za niektóre przygotowania.
- Draco, mógłbyś tu przyjść na minutkę? – zawołała Hermiona, wabiąc chłopaka z sypialni do
kuchni, gdzie stała pochylona nad książką kucharską.
- O co chodzi? – zapytał, próbując przeczytać przepis nad ramionami dziewczyny. Odepchnęła
go, a jej wzrok wędrował od kartek do jego twarzy.
- Nie ma szans, żebyśmy to zrobili – nie bez magii!
- Więc jej użyjmy – zasugerował swobodnie Draco. Hermiona wyglądała na zszokowaną.
- Draco! – wrzasnęła. – Wiesz, że nie wolno nam jej używać! Poza tym, co powiesz naszym
gościom, gdy coś nagle zacznie dziwnie reagować na ich żołądki? Czy mugole mogą w ogóle
jeść dania magicznie przygotowane?
- Skąd niby mam to wiedzieć? – wzruszył ramionami Draco, biorąc do ręki zielony groszek z
lady i lekko go nadgryzając. Jego wstręt do warzywa był ewidentny i pośpiesznie chciał go
odłożyć z powrotem.
- Nie waż się tego robić! – ostrzegła go Hermiona ze wzrokiem wpatrzonym w książkę. Ślizgon
uśmiechnął się lekko i wrzucił go do kosza, uważając by nie zepsuć nic z tego, co przygotowała
dziewczyna, a co leżało na blacie kuchennym.
- Dlaczego po prostu się nie wyluzujesz i nie powiesz mi, co mam zrobić? – zasugerował Draco,
przesuwając się tak, że stał za nią. Położył ręce na jej napiętych ramionach i zaczął je wolno
masować. Dziewczyna odprężyła się natychmiast, z książką zwisającą jej z dłoni.
- Muszę… uh… naprawdę powinieneś…. cóż… byłoby najbardziej pomocne, gdybyś… jąkała
się Hermiona, rozkoszująca się silnym uściskiem rąk chłopaka, masującego tak, że nic nie było
warte artykułowania. W końcu wyprostowała się i odsunęła z widocznym ociąganiem. – Draco,
musisz zacząć myć te warzywa.
- Nie do końca to miałem na myśli – wymamrotał, gdy Hermiona wcisnęła durszlak wypełniony
warzywami w jego ręce. Wzruszyła ramionami, ponownie skupiając się na książce kucharskiej.
- Teraz, gdybym tylko zdołała wymyślić jak to ugotować, byłoby wspaniale – wymamrotała do
siebie dziewczyna, a jej brwi zmarszczyły się w zakłopotaniu. Draco uśmiechnął się na jej
oczywistą irytację, ale pomimo to podszedł do zlewu.
To będzie długi dzień.
_________________
Rozdział dwudziesty szósty - Whining and Dining
Kilka godzin później, Gryfonka była prawie pewna, że przyjęcie się udało.
Z jakiegoś powodu, na pięć godzin przed przybyciem gości, Hermiona i Draco zdołali
przygotować dość przyzwoity posiłek, składający się z duszonego kurczaka z serem i szynką,
pieczonych ziemniaków i mieszanki warzyw, i chłopak mógł z dumą powiedzieć, że przy ich
aranżacji potrzebował tylko minimalnej pomocy Gryfonki.
Ku radości dziewczyny, goście przybyli na czas i, ku radości Dracona, przynieśli ze sobą wino.
Marie i Pierre wyglądali na zakochanych, i nawet jeśli Francuz wpatrywał się trochę za długo w
Hermionę podczas obiadu, a Marie ociągała się z oderwaniem wzroku od Dracona w dość
nieprzyzwoity sposób, gdy ten sięgał po upuszczony widelec, obydwoje wyglądali na
szczęśliwych. Nawet pan Riley wydawał się zapomnieć o swojej niezręcznej wymianie zdań z
Hermioną na temat Dracona i siedział zrelaksowany, co było pozytywnie zaraźliwe.
- Kto by pomyślał, że wy dwoje zdołacie współpracować ze sobą, żeby stworzyć coś takiego! –
skomentował pan Riley po drugim kawałku ciasta. – Kiedy tu przyjechaliście, myślałem, że się
pozabijacie w przeciągu tygodnia!
- Byliśmy chyba okropni, jak przypuszczam – odpowiedziała Hermiona, wymieniając nieśmiały
uśmieszek z Draconem, który nie miał zamiaru zaprzeczać. – Myślałam, że cię nienawidzę.
- Mogę cię zapewnić, że uczucia były wzajemne – wtrącił chłopak.
- Cóż, nie byłeś zbyt miły.
- Tak wyszło – zgodził się Draco z niewielkim uśmiechem. Marie z kolei wyglądała na
zakłopotaną.
- Więc jeśli się nienawidziliście, jak to się stało, że jesteście razem?! – zapytała, spoglądając
szybko to na Hermionę to na Draco. Nie byli w stanie sprecyzować dnia lub nawet godziny, w
której rzeczy zaczęły się zmieniać – to się po prostu stało. Byli w środku tego, zanim
którekolwiek z nich zorientowało się, że coś się zaczęło. W końcu Draco wzruszył ramionami.
- Czysty zwierzęcy magnetyzm – zażartował. - Nie mogła utrzymać przy sobie rąk.
- Och, proszę, musiałam się od ciebie odganiać kijem – wtrąciła Hermiona, chociaż w jej głosie
nie było gniewu.
- Cóż, sądzę, że ja z Pierre’em na tym skorzystaliśmy – skomentowała Marie ze skromnym
uśmiechem. – Nigdy nie bylibyśmy razem, gdybyście nam tego nie zasugerowali!
Pierre spojrzał nieco powątpiewająco, ale nie odezwał się, tylko wpatrywał w Hermionę, jakby
chciał znaleźć prawdziwy powód jej nowych uczuć względem Draco. Na szczęście pan Riley
zakaszlał lekko, a następnie upił mały łyczek swojego wina i odwrócił uwagę wszystkich, zanim
mogła nastać krępująca cisza.
- Cóż, gdybym wiedział, że będzie to przyjęcie dla par, znalazłbym sobie jakąś osobę
towarzyszącą – powiedział spokojnym, żartobliwym tonem. Ręka Hermiony szybko
powędrowała do jej własnych ust, zasłaniając je w przerażeniu brakiem własnej
przewidywalności.
- Och, panie Riley, przepraszam! Oczywiście powinnam pozwolić panu kogoś przyprowadzić!
Nawet przez myśl mi nie przeszło, jak może to być dla pana niezręczne ! My tutaj siedzimy, w
najlepsze rozmawiając o byciu razem, a pan jest sam! To okropne z mojej strony!
Przerażenie Hermiony szybko zostało stłumione przez opanowanie gościa, gdy rozwiał jej troski
wzruszeniem ramionami.
- Panno Granger, mogę panią zapewnić, że nie zrobiła pani nic złego. Jestem szczęśliwy mogąc
słuchać szaleństw młodzieży, gdy sam już dawno tego nie doświadczałem. Ty i twoi przyjaciele
jesteście powiewem świeżego powietrza dla mojej starej, zmęczonej duszy.
- Ale przecież nie jest pan taki stary! – zaprzeczyła Hermiona, a Marie pośpiesznie się z nią
zgodziła.
- Nie aż tak bardzo! – zawołała dziewczyna. Pan Riley zaśmiał się lekko, potrząsając głową.
- Jesteście zbyt miłe – skomentował, zanim rozpoczął nowy temat konwersacji.
I tak mijał czas. Nie była to grupa intelektualistów, ale byli mili i Hermiona była zadowolona z
tego, że ten cały eksperyment okazał się mniej bolesny niż przewidywała. Draco nawet wydawał
się być przez chwilę odprężony, śmiejąc się z żartów pana Rileya i prowadził ożywioną rozmowę
z Pierre’em na temat pracy w sklepie. Czasami Hermiona była zachwycona, czując jego rękę na
swoim kolanie i tym, że nie był zbyt nieśmiały, by zakreślać niewielkie kółka wzdłuż jej nogi.
Przy końcu posiłku nawet pozwolił Hermionie siedzieć przy stole, a sam sprzątał.
Podsumowując, obiad był jednym wielkim sukcesem.
***
Później tej nocy, gdy goście już wyszli, Hermiona i Draco rozłożyli się na kanapie, zupełnie
wyczerpani paniką, począwszy od przygotowań, aż do sprzątania.
- Nie wierzę, że niektórzy ludzie robią to przez cały czas! – niedowierzająco westchnęła
Hermiona. Draco pokiwał głową w zgodzie.
- Zdecydowanie darzę teraz matkę większym szacunkiem – zauważył ciężko.
- Jak ona może to robić kilka razy w tygodniu?
- Z pomocą tysięcy skrzatów domowych – przypomniał chłopak. Hermiona zmarszczyła brwi.
- Proszę, powiedz, że nie macie ich tysiące– Draco uśmiechnął się na widok jej rozpaczy.
- Cokolwiek, jeśli poczujesz się lepiej.
- Och, Draco, jeśli tylko przyszedłbyś na spotkanie W.E.S.Z., przekonałbyś się…
- Hermiono, jedyne, co teraz chcę zrobić, to abyś przestała mówić o skrzatach domowych, a
zaczęła o pójściu do łóżka.
Dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia na skutek szczerości intencji chłopaka, ale ku swojemu
zaskoczeniu, nie mogła wymyślić żadnej reprymendy.
Bo nagle, raczej duże łóżko w pokoju obok wyglądało bardzo obiecująco.
*
Rozdział dwudziesty siódmy – Burza
Tej nocy była burza.
Nie była to zwyczajna burza, jak zauważył Draco, ale taka wywołana magią. Coś działo się w
tym drugim świecie. Nie słyszał nic o tym, co się dzieje w Anglii, a jedyne wiadomości, jakie
otrzymywał były od jego przyjaciół, którzy nic mu nie mówili. Również jego ojciec się z nim nie
kontaktował. Ale to nie była normalna burza, ale magiczna, a magiczne burze zawsze oznaczały
coś ważnego.
Nie, zdecydował, tam coś się dzieje.
Podszedł do ogromnego okna i przyłożył rękę do zimnego szkła, jakby mógł dowiedzieć się, co
się dzieje dzięki patrzeniu na miasto. Zobaczył kilka samochodów, desperacko próbujących
dostać się do domu przed ulewą, i hotel naprzeciwko ich mieszkania, błyszczący w padającym
deszczu. Przez sekundę nagle wszystko gwałtownie się rozświetliło, sprawiając wrażenie, że
miasto promieniuje jakimś blaskiem. I jak szybko to przyszło, tak szybko odeszło, i wszystko
ponownie stało się ciemne.
Awaria zasilania.
Draco nie był w stanie nic zobaczyć, a gdy gwałtowna ciemność wydała mu się atrakcyjna,
jeszcze bardziej zbliżył się do okna. Jego oddech formował na nim ścieżki i nagle, bez żadnego
ostrzeżenia, zygzak błyskawicy przeciął niebo. W oddali usłyszał, jak Hermiona podskoczyła ze
strachu, ale on sam był świadkiem o wiele gorszych rzeczy niż błysku błyskawicy dokładnie
przed nim.
Nie, pomyślał. Dzieje się coś złego.
- Draco… - wyszeptała Hermiona. – Co się dzieje?
Poczuł, jak się do niego zbliża. Z kolejnym błyskiem zobaczył jej odbicie w szkle. Była blada i
przerażona.
- Nie wiem – powiedział prosto, nadal wpatrzony w martwe miasto. Ale kłamał. Przynajmniej
częściowo. Nie wiedział, co się dokładnie dzieje, ale był pewny jednej rzeczy.
Było podobnie, gdy miały zacząć się ich obławy.
***
- Potrzebujemy światła – powiedział Draco do Hermiony. – Nie będziemy wiedzieli czy coś się
dzieje, jeśli nie będziemy w stanie nic zobaczyć.
- Na wypadek gdybyś nie zauważył, nie ma prądu – zauważyła Hermiona. Chłopak wskazał na
pokój gościnny i dziewczyna natychmiast zrozumiała.
- Kominek – wyszeptała.
- Bardzo dobrze – uśmiechnął się z wyższością Draco, starając się, by Hermiona zachowała
spokój. Nie chciał, żeby się martwiła więcej niż było potrzeba, a przypuszczał, że żarty poprawią
im humor. Podchodząc do centralnego miejsca w mieszkaniu, podpalił drewno zapałkami.
Odwrócił się do rozdrażnionej dziewczyny, która nieustannie spoglądała przez okno. Nie
wiedziała, co się dzieje, ale była pewna, że jest to coś poważnego.
- Draco… - zaczęła ciekawie, ale chłopak szybko jej przerwał.
- Hermiono, błagam, nie pytaj mnie – poprosił.
Dziewczyna z trudem przełknęła ślinę. Wiedział. Wiedział, że oni się zbliżają.
Zbliżali się, nie żeby znaleźć jego, miał nadzieję, ale żeby znaleźć tych, którzy wspierali jasną
stronę. Przypomniał sobie, jak jego ojciec mówił o jakimś planie sterroryzowania sąsiednich
krajów, żeby wesprzeć Czarnego Pana, ale Draco nigdy nie zdawał sobie sprawy, że zacznie się
on tak szybko oraz jak blisko niego się znaleźli.
I blisko Hermiony.
Uderzyło go to, jak niebezpieczne to dla nich było, będąc samotnie w środku miasta, bez różdżek,
w samym centrum wojny. Zastanowił się niewyraźnie, co zrobiłby, gdyby ktokolwiek lub
cokolwiek pojawiło się w mieszkaniu. Przerażony próbował zablokować te niewesołe myśli,
mając nadzieję, że nigdy nie będzie zmuszony do podjęcia takiej decyzji.
Bo jak mógł wytłumaczyć Hermionie, że wiedział, że Śmierciożercy zamierzają zaatakować, bez
udowadniania tym samym, że jest jednym z nich?
- Em… - wymamrotała Hermiona, zauważając, jak chłopak był spięty. – Chcesz coś do picia?
- Hermiono, jeśli tu ktokolwiek przyjdzie, musisz się schować. Obiecaj mi, że nie będziesz mnie
bronić lub nie zrobisz czegokolwiek innego, odrażająco gryfońskiego. Po prostu upewnij się,
żeby nikt cię nie zobaczył.
- Draco, nie! Proszę, nie każ mi obiecywać ci czegoś takiego! Nikt się tu nie dostanie!
Ale Hermiona powiedziała to zbyt pochopnie, bo nagle ktoś zaczął łomotać w drzwi.
***
Hermiona i Draco nadal stali na swoich miejscach, zbyt przerażeni by się poruszyć. Ślizgon
próbował się uspokoić i sprawiać wrażenie, że wie, o co chodzi, ale cały drżał, a jego serce biło
tak szybko, że był pewny, że ktokolwiek, gdyby tylko się przysłuchał, byłby w stanie je usłyszeć.
Pozbywając się uczucia niepewności, Draco dał znak Gryfonce, by była spokojna, a sam powoli
podszedł do drzwi, gdy łomotanie stało się coraz bardziej nieobliczalne.
Hermiona wolno podeszła za Draconem, delikatnie dotykając jego ramion, jakby chciała
zapewnić go, że jest zaraz za nim. Chłopak jednak zdawał się tego nie zauważać i zamiast
przyjąć wsparcie, zdjął jej rękę i odepchnął od drzwi. Jeśli by się jej cokolwiek stało, nigdy by
sobie tego nie wybaczył.
Następnie, z odwagą, której wcale nie miał, chwycił za klamkę i otworzył drzwi.
Na progu stał pan Riley.
Draco westchnął z ulgą, a Hermiona podeszła, by zobaczyć intruza.
- Panie Riley! – westchnęła. – Myśleliśmy, że to… - spojrzała na Dracona, a następnie ponownie
na gościa, pozostawiając zdanie niedokończone.
- Mogę wejść? – zapytał pan Riley, rozglądając się nerwowo dookoła, jakby spodziewał się, że w
każdej chwili ktoś może wyskoczyć.
Draco i Hermiona spojrzeli na siebie, a następnie dziewczyna kiwnęła głową.
- Oczywiście, proszę.
- Dziękuję – powiedział. – Musimy porozmawiać.
- O? – zapytał Draco. Nadal był podenerwowany burzą i myśl, o tym, że może pokazać to przed
panem Rileyem sprawiała, że czuł się jeszcze mniej komfortowo.
Pan Riley usiadł na sofie, a Hermiona zajęła miejsce naprzeciwko niego. Draco podszedł do
dziewczyny, zatrzymując się obok niej i kładąc rękę na jej ramieniu. Wpatrywał się zjadliwie w
gościa, czekając na jego kontynuację.
- Zrozumiałem, kiedy zobaczyłem sowę niosącą list tego poranka. Powiedziałem Marcowi –
recepcjoniście – że moje listy będą dostarczane przez sowy, nie przez normalną pocztę. Pomyślał,
że to dziwne, ale nic nie powiedział. A kiedy zobaczyłem sowę u was, cóż, pomyślałem, że to do
mnie. Byłem w lekkim szoku, gdy zobaczyłem, że list jest zaadresowany do pani, panno Granger.
Pan Riley sięgnął do kieszeni i wyciągnął list.
- A później, gdy poprawiłaś mnie co do nazwiska pana Malfoya…
- Ale nie rozumiem, jakie to ma znaczenie! – przerwała Hermiona.
- Panno Granger, pracuję w Ministerstwie w Paryżu. Pomagam waszej stronie, nie rozumiesz?
Oni szukają mnie i obawiam się, że ta burza…
- Zaraz, mówi pan, że jest… - Hermiona nie była w stanie dokończyć zdania, ale pan Riley
zrozumiał ją idealnie. Pokiwał głową, prawie współczująco.
- Tak, panno Granger. Jestem czarodziejem.
_________________
Rozdział dwudziesty ósmy – Bal
Hermiona obudziła się późnym popołudniem, po nocy spędzonej na śnieniu o tym, że pan Riley
jest czarodziejem. Niejasno dostrzegała realizm i prawdziwość tej historii, jednak była ona zbyt
niewiarygodna. Nie mogła w to uwierzyć – jeśli naprawdę był po jasnej stronie, dlaczego nigdy o
nim nie słyszała? Jak McGonagall mogła umieścić ich tak blisko niego? I dlaczego nie zauważyła
tego wcześniej, gdy zareagował na nazwisko Ślizgona? Nie było to coś powszechnego.
Po swoim wyznaniu, pan Riley zdecydował się spać w mieszkaniu Hermiony i Dracona, a teraz
dziewczyna szła w stronę pokoju gościnnego, by sprawdzić, jak mu minęła noc. Kiedy tam
weszła, zobaczyła, że pomieszczenie jest kompletnie puste, - pan Riley zostawił jedynie na
stoliku do kawy pośpiesznie napisaną notkę „Dziękuję za ostatnią noc. Mam nadzieję, że teraz
wszystko jest bezpieczne.”. Hermiona zmarszczyła brwi, czytając ją. Nie było to zbytnio w jego
stylu.
Nadal zakłopotana spojrzała w stronę okna i widok wspaniałego, czystego nieba nieco ją
uspokoił, gdy wszystkie ślady po wczorajszej burzy zniknęły tak, jakby nigdy jej nie było.
Chociaż w oddali na horyzoncie jarzyła się bladoczerwona poświata, Hermiona szybko odwróciła
od niej wzrok, marząc o tym, by była w stanie zignorować ten ucisk, który czuła w swoim
żołądku. W zamian za to, spojrzała na zegarek i zdała sobie sprawę, jak bardzo jest już późno, i
jak niewiele czasu zostało do jej spotkania z Marie.
Pośpiesznie wracając do sypialni, w której leżał Draco, dała mu szybkiego całusa i powiedziała,
że zobaczą się ponownie wieczorem. Po ziewnięciu, chłopak powiedział jej, żeby wzięła ze sobą
paczkę dla Marie. Kiwając głową, wzięła ją i wyszła.
Nie zauważyła nalepki, na której napisane było: „Dla Hermiony”.
***
- Jak dużo ludzi dzisiaj będzie? – zapytała nerwowo Hermiona, gdy malowała paznokcie.
Trzeba przyznać, że wyglądała lepiej niż zwykle – ale rezultat ten zaczynał odbijać się na
Gryfonce. To wszystko bolało bardziej, niż było tego warte. Nie była w stanie zrozumieć tego,
jak Marie mogła robić to dla zabawy, dla niej były to czyste tortury. Zwłaszcza woskowanie.
Skrzywiła się na samo wspomnienie o tym.
- Masa! To jest jak wydarzenie roku! – wybuchła Marie. – I to ja to wszystko organizuję!
- Jesteś zdenerwowana? – zapytała Hermiona, osobiście marząc o tym, by dziewczyna posiadała
jakieś ukryte obawy tak, żeby nie musiała czuć się całkiem sama. Nie miała jednak tego
szczęścia.
- Oczywiście, że nie! To mój czas, by zabłyszczeć, zwłaszcza z Pierre’em – zachichotała. – No i
twój z Draco, oczywiście – dodała nieco gorzkim tonem. Hermiona uśmiechnęła się do swoich
myśli.
Draco…
***
Draco przeciągnął się, gdy wszedł do kuchni, tylko po to, by przypomnieć sobie wydarzenia
wczorajszego wieczoru. Razem z Hermioną martwili się burzą – Ślizgon jednak zdecydowanie
bardziej, bo wiedział, że nie udałoby mu się uciec, gdyby jego ojciec go złapał, a dodatkowe
wyznanie pana Rileya spowodowało jeszcze większy szok. Ogólnie to tylko bardziej wyczerpało
chłopaka, który nie był zaskoczony tym, że przespał większą część dnia. Spoglądając na zegarek,
zdał sobie sprawę, że zostało już tylko kilka godzin do gali i na skutek tego przygotował sobie
podwójną porcję kawy.
Przez sekundę pozwolił sobie na zdziwienie nad swoją zmianą, jaka dokonała się w przeciągu
ostatnich tygodni. Wcześniej nie miał zielonego pojęcia, że istniały takie rzeczy jak ekspres do
kawy, nie wspominając o tym, jak się go używa. Tak bardzo przyzwyczaił się do używania
mugolskich urządzeń, że wiedział, że bardziej doceni posiadanie swojej różdżki, kiedy wreszcie
ją dostanie. Na początku ciężko było mu się przystosować do życia bez niej. Te małe rzeczy
wydawały się zabierać o wiele więcej wysiłku, bez na przykład Reparo czy Lumos, ale teraz zdał
sobie sprawę z tego, że prawie nie zauważył różnicy.
Biorąc do ręki kubek z kawą, podszedł do okna. Pomyślał o tym, że pan Riley jest czarodziejem i
w myślach przeklnął się za to, że nie zauważył tego wcześniej. Dorastał ucząc się wykrywania
jakichkolwiek podstępów, a teraz żył obok kogoś i nigdy nie zastanawiał się nad przynależnością
swojego sąsiada. Było to okropnie kłopotliwe, gdy zdał sobie z tego sprawę. Jeśli nie zauważył
tego, że pan Riley jest czarodziejem, co jeszcze przegapił?
I dlaczego, na Merlina, nikt z Hogwartu o tym nie wspominał? Dość dziwne było to, że zostali
umieszczeni tak blisko drugiego czarodzieja. Z pewnością McGonagall wiedziała, gdzie
najbardziej wybitni członkowie francuskiego czarodziejskiego świata się znajdowali i nie
umieściłaby ich tak blisko. Chyba że – miała w tym jakiś cel. Może spodziewała się czegoś
takiego i chciała, żeby mieli lepszą ochronę. Ale czy tylko oni, czy też ktokolwiek inny został
umieszczony nieopodal tajnego opiekuna?
Draco nie był tego pewien i zdał sobie sprawę, że jego myśli wędrują w kierunku wczorajszej
burzy. Miasto nie wyglądało na spustoszone i Śmierciożercy zrobili niewiele, jeśli w ogóle, szkód
mieszkańcom. Uspokoiło go to przez chwilę, ale bał się, że prawdziwa rzeź może się dopiero
zacząć.
I nagle uderzyło go coś, co napełniło go spokojem i ulgą. Dzisiejsza noc była ich ostatnią w
Paryżu i będą mogli wrócić do Hogwartu i uczyć się pod opieką, jaką oferowała szkoła. Tylko
jedna noc, a później…
Później wszystko wróci do normalności.
***
- Ubierasz tę MC z Saks? – zapytała Marie, gdy Hermiona wyciągnęła jedną z sukienek, które
przywiozła z Anglii.
- MC? – zapytała zakłopotana dziewczyna.
- Mała Czarna – zażartowała Marie.
- Wydaje mi się, że jest dość nieodpowiednia – odpowiedziała Hermiona.
- Ale jest świetna – powiedziała Marie, wyciągając sukienkę od Chanel z paczki, którą cały dzień
nosiła Gryfonka.
Dziewczynie zaparło dech w piersiach, gdy zdała sobie sprawę z tego, że kupił ją dla niej Draco.
Był to ta, którą widzieli na wystawie sklepowej, i co do kupna której Hermiona stanowczo się
sprzeciwiała. Była zbyt droga, zbyt wyszukana, zbyt idealna. Oblała się rumieńcem, gdy ją
przyłożyła do siebie, obracając się przed Marie, która ledwo dostrzegalnie wyglądała na
zazdrosną, dopóki nie odwróciła się do swojej obszernej garderoby.
Hermiona rozebrała się szybko i wciągnęła sukienkę przez głowę, odwracając się do lustra.
Nigdy nie była próżną osobą, ale była wystarczająco pewna swojego wizerunku, żeby przyznać,
że wygląda całkiem dobrze. Wygładzając materiał, odwróciła się po aprobatę Marie. Ta kiwnęła
głową i uśmiechnęła się radośnie do Gryfonki.
Marie pamiętała tę przestraszoną, nieśmiałą dziewczynę, która przybyła do biura pierwszego
dnia, ubraną w nieco workowate dżinsy i wełniany sweter, która teraz przeobraziła się w
elegancką, modną, młodą kobietę. Marie pomyślała, że to jej zasługa.
Ale w większości należała ona do Dracona.
***
Hermiona i Marie wyszły z samochodu spóźnione dobre dwadzieścia minut. Marie wytłumaczyła
jej, że nie miało to nic wspólnego z ‘modnym spóźnieniem’, ale zawsze był to najlepszy sposób
do zyskania widowni, gdy wchodzisz po raz pierwszy, a i tak przyjęcie rozpoczęło się dopiero
jakieś piętnaście minut po godzinie, która widniała na zaproszeniu.
- Poza tym, nie chcemy czekać na naszych partnerów. Już tam będą!
Przewracając oczami, Hermiona zaśmiała się na słowa koleżanki. Weszły na dywan i dziewczyna
nie mogła powstrzymać się przed myślą, że Marie nie jest jedyną, która szła takim tokiem
rozumowania. Większość z zaproszonych dopiero przyjeżdżała, a fotoreporterzy naokoło robili
zdjęcia, gdy obie weszły przez imponujące drzwi.
Doszły do końca kolejki, czekającej na wejście do właściwej sali balowej, a gdy Gryfonka
spojrzała pytająco na Marie, usłyszała, że każda osoba jest formalnie przedstawiana. Marie jakoś
udało się wysunąć przed dziewczynę, ale kolejka posuwała się dość szybko, więc Hermiona nie
miała jej tego za złe.
Dochodząc wreszcie do schodów i konferansjera, Hermiona podała mu swoje imię i nazwisko i
zaczęła schodzić na dół.
- Panna Hermiona Granger! – ogłosił.
Dziewczyna zeszła elegancko na dół, a kilkoro ludzi odwróciło głowy, by na nią spojrzeć. Z tej
odległości widziała podekscytowaną Marie, próbującą wyciągnąć Pierre na parkiet. Chłopak
słabo jej pomachał. Równocześnie zauważyła również blondyna, odstawiającego kieliszek
szampana na blat.
Uśmiechając się uprzejmie, zaczęła iść w jego kierunku, ale chłopak obserwował jej zejście i sam
zwrócił się w jej stronę. Rzucił kilku innym mężczyznom niebezpieczne spojrzenia, na co ci
cofnęli się od Hermiony.
- Cholerni Francuzi! – wymamrotał. – Zostawić cię na sekundę, a oni tylko… - Ale nie dokończył
zdania. W zamian okręcił Hermionę dookoła tak, żeby móc podziwiać ją ze wszystkich stron.
- Wyglądasz olśniewająco – powiedział.
Lekko czerwieniąc się, dziewczyna wybąkała podziękowania za komplement i sukienkę.
Rozglądając się dookoła zauważyła, że prezentacja się skończyła i dyrektor banku wraz z żoną
oficjalnie otwierali Galę, tańcząc pierwszy taniec.
Zespół rozpoczął grać kilka pierwszych akordów, a ludzie obserwowali parę, tańczącą idealnego
walca z wdziękiem ludzi, którzy tańczyli razem przez lata. Gdy muzyka zaczęła stopniowo
milknąć, goście zaczęli klaskać, a dyrektor pochylił się i pocałował rękę swojej żony.
Po chwili inne pary zaczęły zapełniać parkiet - Draco wziął rękę Hermiony i poprosił ją do tańca.
Zgadzając się, dwójka zaczęła kołysać się w rytm wolnych melodii, który pasował im obojgu.
Przysuwając się bliżej, dziewczyna zdała sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie czuła tak silnych
uczuć do kogokolwiek.
Para oderwała się do siebie, gdy umilkła muzyka, a Draco pocałował delikatnie Hermionę w
policzek. Dziewczyna biorąc go za rękę, poprowadziła ich w kierunku Pierre’a i Marie. Przez
dobre dwadzieścia minut para rozmawiała ze znajomymi, piła i śmiała się.
Gdy tylko Marie skomentowała nieobecność pana Rileya, Draco i Hermiona zesztywnieli.
Przepraszając znajomych, zdecydowali się zatańczyć ponownie, żeby tylko uniknąć odpowiedzi
na pytanie Marie.
Tym razem taniec był zdecydowanie wolniejszy i intymniejszy niż wcześniej. Kołysali się
zgodnie i szybko spostrzegli, że opuścili parkiet i znaleźli się w swoim małym, idealnym świecie,
niedostępnym dla nikogo.
To jednak nie trwało długo.
Światła nagłe błysnęły i zgasły, a ludzie zaczęli spoglądać na siebie w zakłopotaniu, czekając na
wyjaśnienia. Jak tylko Hermiona usłyszała, że ktoś wrzasnął Nox, wiedziała, że są w ogromnych
tarapatach.
Nagle znikąd zaczęły pojawiać się ludzkie postacie, ubrane w powiewające, czarne szaty,
zapełniając pomieszczenie i otaczając gości w starannym, wyćwiczonym okręgu. Hermiona
rozpoznała maski i zdała sobie sprawę, że są to Śmierciożercy. Natychmiastowa panika wybuchła
pomiędzy ludźmi w kręgu, zaniepokojonych przez przerwanie balu. Hermiona z Draco z
zaskoczeniem zauważyli, że pan Riley nie był jedynym czarodziejem, związanym z bankiem, gdy
kilkoro innych wyciągało różdżki. Szybko jednak Śmierciożercy wytrącili im je z rąk i
przywołali do siebie.
Z drugiej strony pomieszczenia Hermiona usłyszała paniczne krzyki i zauważyła, że trzyma się
kurczowo ręki Dracona, gdy ten zasłonił ją obronnie. Gdy miała swoją różdżkę, była
zdecydowanie bardziej pewna, ale bez możliwości użycia magii poczuła się tak bezbronnie jak
mugole, bo jej ręce były bezużyteczne w walce przeciwko Śmierciożercom. Draco również
wyglądał na zdenerwowanego, gdy przeszukiwał wzrokiem pomieszczenie, poszukując wyjścia.
Powoli zaczął kierować się w stronę schodów, mocniej chwytając rękę Hermiony.
Nie uszedł daleko.
Jakaś postać pojawiła się przed nim, blokując drogę ucieczki. Śmierciożerca powoli zsunął swój
kaptur i gdy Hermiona cicho westchnęła z przerażenia, Draco stanął twarzą w twarz ze swoim
ojcem.
- Draco? – zapytał Lucjusz gładkim i arystokratycznym tonem. Hermiona zadrżała. – Myślałem,
że cię tu znajdę, dzięki stukniętemu planu McGonagall. Wszystko jest już dla ciebie gotowe –
wyjaśnił. Draco spojrzał niepewnie.
- Jedną minutkę, ojcze. Muszę pozbyć się najpierw tej szlamy – powiedział wreszcie ochrypłym i
niepewnym głosem. Lucjusz zwęził oczy.
- Możesz być spokojny, że zrobimy to sami, tutaj. Zapewniam cię, że z naszymi różdżkami
możemy zrobić jej coś o wiele gorszego niż planowałeś – wyjaśnił Lucjusz.
Hermiona wyglądała na przestraszoną i próbowała chwycić rękę Dracona, ale ten odepchnął ją od
siebie. Nie mógł dopuścić do tego, żeby ojciec dowiedział się, ile dla niego znaczyła – jeśli tylko
mógłby ją odsunąć od tego wszystkiego, z pewnością udałoby mu się namówić ojca, żeby
pozwolił mu stąd wyjść.
- Chcę pozbyć się tej szlamy sam - powiedział z większą jadowitością w głosie, niż przypuszczał,
że miał. - Zbyt długo była mi solą w oku i chce się upewnić, że zniknie już na zawsze.
Draco spojrzał na ojca, próbując odgadnąć czy uwierzy synowi, czy nie, ale twarz Lucjusza była
denerwująco spokojna.
- Podejdź, Draco, zaprowadź ją do kręgu, to zrobimy nawet większy pokaz – nakłaniał Lucjusz. –
Co w ogóle zrobiłbyś jej bez różdżki? Pobił, jak mugol? Wątpię. Musi dostać to, na co zasłużyła.
Przekaż ją mnie, Draco, a zobaczymy, do czego możemy ją zmusić.
- Ojcze, proszę…
- Myślisz, że jestem głupi? – powiedział nagle Lucjusz, głosem bliskim furii. Dracon był
całkowicie zaskoczony.
- Co… Co masz na myśli? – wyjąkał, a jego uścisk przybierał na sile, zanim Hermiona nie
przestraszyła się, że jego uścisk uszkodzi kość.
- Myślisz, że nie wiem, co się dzieje?
- Co?
- Odpowiedz mi, chłopcze! – zażądał Lucjusz, a jego gniew przybierał coraz wyraźniejsze formy.
– Myślisz, że nie wiem, co robiliście tutaj, w Paryżu? Myślisz, że nie widzę tego, w jaki sposób
na nią patrzysz, a ona na ciebie?!
- Nie… nie wiem, o czym mówisz – wyjąkał Draco, ale Lucjusz już skierował się do pary. Draco
automatycznie wysunął się przed Hermionę i natychmiast przeklął siebie za coś takiego. Nie był
już teraz w stanie dłużej utrzymywać fasady nienawiści.
- Zapomnij o tej szlamie, Draco. Jeszcze nie jest za późno – poradził Lucjusz, ale chłopak
przecząco potrząsnął głową.
- Nie jestem w stanie o niej zapomnieć, ojcze – powiedział stanowczo, odmawiając spojrzenia na
Hermionę.
Lucjusz wpatrywał się w oczy swojego syna i ujrzał w nich odbijającą się swoją determinację.
Trząsł się ze złości, którą Lucjusz mógłby podziwiać, gdyby tylko była skierowana we właściwą
stronę. I nagle przyszedł mu do głowy pewien plan.
- Świetnie – uśmiechnął się złośliwie. – Jeśli ty jej nie zapomnisz, ona zapomni o tobie. –
Spojrzał na Hermionę, rozkoszując się strachem, który zobaczył w jej oczach. Wycelował swoją
różdżkę dokładnie w nią.
- Oblivate!
_________________
Rozdział dwudziesty dziewiąty – Fotografia
Hermiona poruszyła się, ale nie otworzyła oczu. Zrozumiała, że leży na łóżku, i sądząc po jego
wygodzie i gwarze innych osób, zdała sobie sprawę, że jest w skrzydle szpitalnym. Dziwne,
pomyślała. Nie pamiętam, żebym tu trafiła.
Nagle rozpoznała znajome głosy.
- … i właśnie wtedy wymazał jej pamięć! – mówił Harry. – Malfoy powiedział mi, że próbował
zabrać stamtąd Hermionę, by ją chronić. Ale złapał ich Lucjusz i wpadł w szał, kiedy zobaczył,
że są razem!
Gryfonka za wszelką cenę starała się nie wrzasnąć, że za żadne skarby świata nie chodziłaby z
Malfoyem i nie miała wymazanej pamięci. Mogła dokładnie przypomnieć sobie, co robiła
wczoraj. Była… Była…
Hermiona wzruszyła ramionami. Może Harry miał rację?
Jednak zanim mogła cokolwiek powiedzieć, odezwał się Ron.
- McGonagall powiedziała nam, żebyśmy w ogóle nie wspominali o tym konkursie. I tak nie
wygrali, więc to nie jest takie ważne. Powiedziała wszystkim, aby nic nie mówić.
- To nie jest w porządku! – napłynął głos Ginny. – Powinna wiedzieć, co się stało. Może by sobie
przypomniała!
- Ginny, nie! – powiedział Ron. – Nie powinna pamiętać bycia z Malfoyem.
- Cóż, z pewnością musiała go lubić – odpowiedziała żarliwie Ginny. – I nie jest głupia, musiała
mieć do tego jakiś powód!
- Nie mogę uwierzyć, że wygrali Cho i Ernie! – wtrącił się Harry, próbując uniknąć argumentacji
rodzeństwa. – Ale wydaje mi się, że to przez to, że są tak zdeterminowani do zdobywania
dobrych stopni.
- Tak samo jak Draco i Hermiona! Dlaczego oni nie wygrali? – zapytała Ginny.
- Nie wiem, ale powinnaś usłyszeć o osobach, które teraz są razem! – powiedział Harry. – Pansy i
Neville, Hanna i Dean…
- Oraz Draco i Hermiona – uzupełnił Ron.
Hermiona otworzyła oczy, a grupa przyjaciół natychmiast przestała rozmawiać, wpatrując się w
nią ciepło.
- Hermiono! – przywitali ją radośnie, przerażeni tym, że się obudziła.
- Jak się czujesz? – zapytała Ginny. – Zaliczyłaś paskudny upadek ze schodów.
Ginny skurczyła się wewnętrznie, nienawidząc tego, że była zmuszona do kłamania. Ale to było
najbardziej odpowiednia wymówka, jaką wymyśliła McGonagall. Zajęłoby masę czasu
wyjaśnienie jej całej sytuacji – i może, gdy Hermiona będzie gotowa, dowie się całej prawdy. Jak
na razie, to było najlepsze wyjście.
- Nie wiem, ciągle jestem trochę zmęczona – zachrypiała dziewczyna, zdając sobie sprawę z
tego, że jej gardło jest suche i szorstkie z braku wody. Ach, spadłam ze schodów, pomyślała. Cóż,
to wyjaśnia całą rozmowę. Musiało mi się coś przyśnić. I tak nie pasowało to do tego, o czym
mówiła Ginny.
Ginny by jej nie skłamała.
Uśmiechnęła się i próbowała nawiązać uprzejmą rozmowę z przyjaciółmi, ale jej słowa były
wymuszone - czuła się zmęczona oraz miała gorączkę. Po chwili posłała im przepraszające
spojrzenie i uprzejmie poprosiła o wyjście, by mogła trochę odpocząć. Czuła się tak, jakby przez
ostatnie trzy tygodnie była wyprana z całej energii. Nie mogła sobie dokładnie przypomnieć, co
ją tak wyczerpało, ale prawdopodobnie był to ten upadek ze schodów. Nie żeby tak w ogóle go
pamiętała…
Harry, Ron i Ginny uśmiechnęli się ciepło i pomachali jej na pożegnanie. Ucieszyła się, że nie ma
już nikogo obok niej, bo potrzebowała trochę czasu dla siebie.
Ale właśnie wtedy, gdy pomyślała, że jest całkowicie sama, przez drzwi weszła ostania osoba,
jakiej Hermiona mogłaby się spodziewać.
Draco Malfoy.
***
Podszedł do dziewczyny i natychmiast na nią spojrzał. Przylewitował krzesło, postawił je obok
łóżka i usiadł na nim. Hermiona nieco się podniosła i podparła poduszkę tak, by mieć swoją
twarz na wysokości jego.
Przez chwilę nikt nic nie mówił, a później odezwał się Draco.
- Hermiono – wymamrotał. – Wszystko w porządku?
- Od kiedy niby się tym przejmujesz? – warknęła. – I od kiedy zacząłeś nazywać mnie po
imieniu?
Chłopak westchnął, ukrył swoją twarz w dłoniach i pochylił głowę. Przeczesał swoje włosy nieco
roztrzęsioną ręką - wyglądał bladziej niż zazwyczaj.
- Hermiono, nie kazali mi nic mówić, ale… ale… - Jego głos łamał się, jakby zbyt często
doświadczał porażki, a teraz właśnie coś sobie uświadamiał. – Nie chcę, żebyś tak po prostu
odeszła, bez pamiętania o niczym.
- Pamiętaniu o czym? – zapytała Hermiona, czując się tak, jakby wszyscy, oprócz niej brali
udział w jakimś wielkim, skomplikowanym żarcie. – Nie rozumiem.
- Hermiono, możesz mi powiedzieć, co się działo przez ostatnie trzy tygodnie? – ponaglił
delikatnie Draco i dziewczyna przez moment była przerażona tym, że jego łagodny ton powoduje
ciarki na jej ciele. Ale kiedy zdała sobie sprawę, że nie pamięta nic, co wydarzyło się przez
ostatnie tygodnie, poczuła łzy pod powiekami i nagle miała wrażenie, jakby coś ciężkiego
przygniotło jej klatkę piersiową.
- Nie… nie mogę sobie nic przypomnieć – powiedziała chwiejnym głosem, który zaczął zdradzać
jej ukryte emocje. Draco westchnął, wyciągając rękę w kierunku jej dłoni. Hermiona natychmiast
ją cofnęła i przez moment chłopak wyglądał na urażonego. Po chwili jednak ból z jego twarzy
zniknął i wziął głęboki wdech.
- To dlatego, że mój ojciec wymazał ci pamięć. Zrobił to, ponieważ, cóż – wymamrotał – byliśmy
razem.
- Co?! – parsknęła Hermiona.
Nie mogła zmusić się do tego, żeby w to uwierzyć. To był czysty absurd. Ale z drugiej strony – to
pasowało do tego, o czym mówili Harry, Ron i Ginny. Potrząsnęła głową i spojrzała na spiętego
chłopaka siedzącego przed nią. To miało sens – ale nie mogło być prawdą! To było niemożliwe.
Nigdy nie umówiłaby się z Draco Malfoyem.
- Nie widzisz, jakie to dla mnie trudne? – jęknął Draco. – Hermiono, nienawidziłem cię! Byłaś
wszystkim, czym gardziłem - szlamą, Gryfonką, przyjaciółką Pottera. Byłaś fizycznym
wcieleniem tego, do czego uczono mnie być przeciwnym i – jakimś cudem – pokochałem cię!
Nadal cię kocham. Musiałem odsunąć od siebie te wszystkie uprzedzenia i osądy, wśród których
dorastałem, i dzięki termu mogłaś mnie poznać! Pomijając to wszystko, przez co przeszliśmy,
byłaś dla mnie taka cierpliwa. To tak, jak próba zapomnienia całego mojego życia! – przerwał
Draco, wpatrując się smutno w dziewczynę. – Może coś na kształt tego, co ty czujesz teraz.
Gryfonka zacisnęła usta, za wszelką cenę nie chcąc dopuścić to tego, aby zobaczył, że jest jej go
szkoda. To nie był ten Draco Malfoy, którego kiedyś znała, ale całkiem nowy, bardziej wrażliwy.
Teraz jednak nie pociągał jej w żaden sposób, w jaki ona pociągała jego. Poczuła się winna tego,
że nie potrafi mu odpowiedzieć czymś równie romantycznym, więc nie odezwała się słowem,
podczas gdy on kontynuował.
- Nie masz pojęcia, jak się czułem, po tym, co zrobił ci mój ojciec, i czułem się okropnie przez tę
całą próbę, ale – przerwał, a jego głos zniżył się do szeptu. – I tak nie wywinąłem się stamtąd
nietknięty.
Hermiona spojrzała na niego i zobaczyła kilka blizn, zapewne po przechodzonych torturach.
Chociaż pomijając to, nadal czuła się zagubiona. Dlaczego nie mogła sobie niczego
przypomnieć? Chciała postarać się bardziej, więcej pomyśleć, tylko po to, żeby nie bolał jej
widok tak zagubionego Dracona.
Ale nie mogła się okłamywać.
- Malfoy – zaczęła. Chłopak spiął się, a ona szybko się poprawiła. – Znaczy Draco, nie mogę
udawać, że wiem, o czym mówisz.
Wzięła do ręki jego dłoń i ścisnęła ją pokrzepiająco.
- Ale myślę, że jeśli coś – jeśli cokolwiek – nas łączyło, myślę, że najlepiej będzie, gdy nauczysz
się o tym zapomnieć. Nie czuję do ciebie tego samego i potrzebuję trochę czasu do przemyślenia
tego wszystkiego. Naprawdę mi przykro.
Draco spojrzał na nią i pomimo tego, że pokiwał głową, nie odstraszyła go jej odpowiedź.
Przychodziłby do niej każdego cholernego dnia, jeśli by musiał, ale wiedział, że nigdy jej nie
zapomni. Sprawi, że sobie wszystko przypomni.
Potrzebował tylko jakiejś rzeczy, pojedynczej pamiątki, aby przekonać Hermionę. Potrzebował
dowodu na to, że nie kłamał lub nabijał się z niej. Jedyne, czego potrzebował to…
Zdjęcia.
_________________
Rozdział trzydziesty – W płomienie
Draco wręczył Colinowi pieniądze w zamian za zdjęcia, które przygotował.
Ich wywołanie zajęło znacznie dłużej niż chłopak przewidywał, ale bez wątpienia warto było
czekać. Przeglądając je, Ślizgon zaczął się uśmiechać na wspomnienie tego, co razem z
Hermioną doświadczyli. Był to idealny sposób, żeby sobie wszystko przypomniała – jak mogłaby
tego nie zrobić, skoro miała dowód na zdjęciach? Odesłał Colina i ledwo dostrzegł przerażone
spojrzenie, jakie mu rzucił chłopak, gdy pośpiesznie uciekał.
Minęło kilka dni od czasu, gdy Hermiona opuściła skrzydło szpitalne. Draco próbował z nią
porozmawiać ponownie w ich wspólnym pokoju Prefektów, ale skończyło się to tym, że
dziewczyna zabroniła mu o tym kiedykolwiek więcej wspominać. Nadal była zakłopotana i
zdezorientowana, i nie podobało jej się to, że chłopak ciągle przypomina jej o rzeczach, o których
ona nie miała najmniejszego pojęcia.
Zastanowił się, jak jej wręczy te zdjęcia. Nie mógł dać jej ich osobiście, ale z drugiej strony, jak
mógł być pewny, że dostanie je, jeśli zostawi je na jej łóżku czy podrzuci do torby? Musiał je dać
jej przez kogoś zaufanego – najlepiej przez przyjaciela. Zastanawiając się, kto wykonałby to
zadanie najlepiej, wpadł na kogoś, kto szedł w przeciwnym kierunku korytarza, który patrolował.
- Weasley – powiedział. – Nie powinno cię być teraz na korytarzu.
- Odwal się, Malfoy – warknął Ron. – I nie waż się dać mi szlaban lub coś w tym stylu.
- Dobra – odpowiedział Draco. Gryfon wyglądał na nieco zszokowanego jego postawą, lecz
westchnął, gdy zdał sobie sprawę, że chłopak coś od niego chce. – Ale w zamian, masz to dać
Hermionie. – Draco wcisnął zdjęcia do ręki Rona. – Idź do pokoju prefektów i nie oglądaj tego.
- Świetnie – wymamrotał Ron, biorąc plik zdjęć od chłopaka i kierując się w stronę pokoju
Hermiony.
Ale w drodze nie mógł się powstrzymać przed zerknięciem.
***
Zanim doszedł na miejsce, być kompletnie zdegustowany.
Wszystko, o czym mówił Ślizgon, było prawdą – nie mógł w to uwierzyć! Na zdjęciach
Hermiona uśmiechała się szczęśliwie, ciesząc się z różnych zajęć razem z równie zadowolonym
Malfoyem. To było nie do przyjęcia, zdecydował Ron i w żadnym wypadku nie mogło być mowy
o tym, żeby dał te zdjęcia Hermionie. Czuł się tak, jakby musiał ją chronić przed Draconem – ona
była zbyt delikatna i niewinna, by zobaczyć, co te fotografie przedstawiają. W żadnym wypadku
nie mogłaby być szczęśliwa z kimś tak okrutnym i złym.
Zapukał do drzwi i zawołał, że to on. Po chwili Gryfonka podeszła do drzwi, otworzyła je i się
uśmiechnęła. Ron podszedł do kominka, a Hermiona wróciła na kanapę, na której wcześniej
czytała.
- Hermiono – zaczął chłopak. – Wiesz, że cię kocham i nigdy nie pozwoliłbym na to, żeby stała ci
się jakakolwiek krzywda, prawda?
- Oczywiście, Ron – uśmiechnęła się dziewczyna. – To samo czuję wobec ciebie. Ty razem z
Harrym jesteście moimi najlepszymi przyjaciółmi i nie zniosłabym, gdyby coś się wam stało.
- Dlatego podziękujesz mi za to, co za chwilę zrobię.
I rzucił ostatnią nadzieję Dracona na przekonanie Hermiony do tego, że kiedykolwiek go
kochała…
W płomienie.
***
Zaczynały się ferie wielkanocne i uczniowie żegnali się ze sobą, wychodząc z Wielkiej Sali, aby
zająć przedział w pociągu.
W tej gwarze znajdowała się też Hermiona.
Ściskała każdego na do widzenia, a Draco przyglądał się jej z daleka. Nie powiedziała nic na
temat zdjęć i chłopak zaczynał teraz wątpić w to, czy kiedykolwiek je otrzymała. Próbował
przesłuchać w tej sprawie Rona, ale ten uparcie go ignorował. A kiedy Draco zrobił się jeszcze
bardziej sfrustrowany, uderzył go dokładnie na oczach przechodzącej obok McGonagall. Dostał
szlaban na tydzień, a to nie poprawiło jego nastroju.
Osobiście zostawał w Hogwarcie – wiedział, że nie jest zbyt mile widziany w domu przed
wakacjami, które prawdopodobnie rozpoczną się jego inicjacją zostania Śmierciożercą. Nie
wyczekiwał tego momentu.
- Dokąd się wybierasz? – zawołała Ginny do Hermiony, która już prawie wychodziła z Sali.
- Paryż! – zawołała, uśmiechając się. – Rodzice mnie tam zabierają!
Kilka osób odwróciło się w jej stronę z obawą na twarzach.
Draco też to słyszał.
***
- W porządku, mamo – powiedziała Hermiona któryś raz z rzędu tego dnia. - Też chciałabym z
wami iść, ale mam zadanie do odrobienia.
- Jesteś pewna, kochanie? – zapytała pani Granger. – Wyjeżdżamy za parę dni, a do tego czasu
twoje ferie już się skończą.
- Wiem – odpowiedziała Hermiona. – Ale byłam w Paryżu wystarczająco długo, by poznać
wszystkie tutejsze uliczki.
Byli w mieście już tydzień - wynajęli pokój w hotelu w środku miasta – niedaleko mieszkania,
które dzieliła z Draconem nie tak dawno temu. Jej rodzicie spotkali starych znajomych trzeciej
nocy i zostali zaproszeni do nich – trudno było im odmówić. I pomimo tego, że teraz wychodzili,
wyglądali na niepewnych, zostawiając Hermionę samą na tak długo.
Hermiona naciskała, by poszli – namawiając ich do cieszenia się okolicą z przyjaciółmi. To były
tylko dwa dni samotności, a oni zasługiwali na spotkanie się ze swoimi przyjaciółmi. Chociaż
dziewczyna skrycie była podekscytowana tym, że przez całe dwa dni będzie mogła robić to, na
co tylko przyjdzie jej ochota. W sumie jej rodzice i tak nigdy nie byli chociaż trochę tak
zainteresowani muzeami, jak ona.
- W porządku – powiedział w końcu jej tata. – Tylko bądź ostrożna, dobrze? W tych czasach
ostrożności nigdy nie za wiele.
Hermiona pokiwała głową i pomachała im na pożegnanie.
Tak!, nie mogła się powstrzymać.
***
Kilka godzin później, Hermiona zdecydowała się przejść wokoło kwadratowego placu Venôme,
na którym znajdował się hotel Ritz. Wszędzie były sklepy, a ponad nimi, ładne pomieszczenia,
które, jak przypuszczała dziewczyna, były mieszkaniami. To wszystko było dla niej jakoś
dziwnie znajome, pomimo tego, że była tu tylko raz lub dwa w ciągu swojego życia. Już
zamierzała wejść do jednego ze sklepów i zaglądnęła do wnętrza, widząc te wszystkie piękne
produkty.
- Panna Granger?
Hermiona odwróciła się, gdy usłyszała swoje nazwisko, ale nie zauważyła nikogo znajomego. Po
chwili jakiś starszy mężczyzna uśmiechnął się i pomachał ręką.
- Hermiona? – zapytał ponownie.
- Znam pana? – zapytała dziewczyna. Mężczyzna potrząsnął głową, a jego twarz nagle przybrała
poważny wyraz.
- Jak widzę, zaklęcie działa. Szkoda.
- Nie wiem, o czym pan mówi – powiedziała zakłopotana Gryfonka. Nigdy wcześniej nie
spotkała tego mężczyzny i nie miała pojęcia, o jakim zaklęciu mówił.
- Pracuję w Ministerstwie Magii w Paryżu – wyjaśnił. – Może masz ochotę je zobaczyć?
Hermiona zawahała się przez moment, wiedząc, że jakiekolwiek wyjście z tym mężczyzną nie
jest bezpieczne. Ale w końcu zwyciężyła jej nieposkromiona ciekawość.
Wiecie, jak mówią…
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
***
- To jest moje biuro – powiedział mężczyzna, wchodząc do środka i wskazując jej krzesło
naprzeciwko swojego biurka. – Koniecznie musimy porozmawiać, panno Granger.
- Dlaczego? – zapytała bez ogródek. Obchód po budynku był fascynujący, ale naprawdę chciała
wiedzieć, skąd ten mężczyzna ją zna i wie, że jest czarownicą, oraz czego od niej chce.
- Panno Granger – powtórzył wolno. – Czy rozpoznaje pani jakiekolwiek z tych imion: Pierre,
Marie, Jacque, Bols Bank…
Coś poruszyło się w umyśle Hermiony. W jakiś sposób niewyraźnie kojarzyła te nazwiska, jak
wspomnienia z dzieciństwa. Pokiwała wolno głową, a pan Riley uśmiechnął się.
Winił siebie.
Sprowadził niebezpieczeństwo na Hermionę oraz przez niego dziewczyna nie była już z
Malfoyem, ani nie rozmawiała z nikim, kogo poznała tutaj, w Paryżu. Teraz jego obowiązkiem
było sprawić, by sobie przypomniała przeszłość. Było to ciężkie, ale nie niemożliwe. Musiał
zapełnić jej umysł zdjęciami, słowami i rzeczami z ostatnich trzech tygodni, i jeśli była
wystarczająco inteligentna, a jej mózg posiadał wystarczającą pojemność, by przetworzyć te
informacje, przypomni sobie. Był to powolny i emocjonalny proces. Częstokroć, czarownice i
czarodzieje, którym wymazano pamięć odmawiali przypominania sobie, woląc prostotę ich
nowych żyć, ale jeśli chodziło o Hermionę, pan Riley uważał, że musi pamiętać. Musi
przynajmniej spróbować przywrócić jej życie do takiego stanu, w jakim było kiedyś.
Była taka szczęśliwa.
- Pamiętasz, jak pisałaś to z Pierre’em? – zastanowił się pan Riley, wręczając stos papierów
dziewczynie, nad którymi pracowała w trakcie trwania konkursu. Spojrzała na nie z szeroko
otwartymi oczami, gdy rozpoznała swoje pismo i nazwisko na górze papierów. Przeglądnęła je i
jej ręce zaczęły się trząść.
Muszę to pamiętać, zdecydowała stanowczo. Była już zmęczona zastanawianiem się, co robiła
przez ostatnie trzy tygodnie i próbowaniem dochodzenia prawdy, którą oferowali jej średnio
zaufani przyjaciele.
I nagle jakieś wspomnienie błysnęło w jej umyśle. Było krótkie, ale wiedziała, że robiła to już
wcześniej. Pochylała się nad biurkiem z długopisem w ręce, pisząc szybko, ale eleganckim
charakterem na kartce papieru, z mężczyzną, którym jak przypuszczała był Pierre, pracującym na
przeciwnym biurku. Podniósł głowę i uśmiechnął się do niej.
- Czy Pierre – zaczęła wolno, jakby mówienie mogło zrujnować to wspomnienie – czy on mnie
lubił?
- Bardzo, dużo mi o tobie opowiadał – zapewnił ją pan Riley. – Ale musimy iść dalej. Czy
pamiętasz to?
Trzymał w ręce kilka fotografii mieszkania, w którym żyli Draco i Hermiona. Dziewczyna
widziała siebie czytającą na sofie, gdy Malfoy kiwał rytmicznie głową w takt grającej muzyki.
Zdjęć było dużo więcej.
- A spójrz na to – powiedział pan Riley, podając jej kolejną rzecz z przeszłości i życia, którego
już nie pamiętała.
- Proszę przestać! – krzyknęła. Zaczęła histerycznie łkać, czując się strasznie dziwnie.
Niemożliwe, żeby cokolwiek z tego było prawdą – jednak z drugiej strony, dowody były
dokładnie przed nią. Kolejne życie, z którego Hermiona nie była w stanie nic sobie przypomnieć,
było przedstawione dokładnie przed nią, gotowe do zbadania. Poczuła się tak, jakby jej umysł był
w jakimś nieporządku lub zaciemnieniu. Nie mogła tego wszystkiego robić – ale dowody mówiły
co innego. Nie mogła to być prawda, ale… To się musi skończyć…
- Przepraszam – wyszeptała Hermiona, zbierając swoje rzeczy, zanim wstała.
Musiała wyjść.
_________________
Rozdział trzydziesty pierwszy – Początek końca
Hermiona wybiegła z biura, zdeterminowana, by dostać się do swojego pokoju.
W ciągu miesięcy jej rekonwalescencji, różni profesorzy i przyjaciele próbowali przywrócić
kawałki jej pamięci tak, by odzyskać to, co straciła podczas wypadku, ale nic nie pomagało. A
teraz, po miesiącach niepewności, jakiś nieznajomy we Francji był jedynym, którego opowieść
miała choć trochę sensu. Jednak jedynym problemem był fakt, że dla niej ta cała sytuacja w ogóle
takowego nie miała.
To było dziwne, wiedząc, że ktoś nieznajomy wie więcej o jej życiu, niż ona sama. Hermiona,
dziewczyna, która zawsze pożądała wiedzy i ciężko pracowała nad tym, by wiedzieć wszystko,
teraz nie była w stanie poukładać różnych fragmentów swojego życia.
I doprowadzało ją to do szaleństwa.
Gryfonka szła korytarzem francuskiego ministerstwa, szukając wyjścia. Była już zmęczona,
słuchaniem wyjaśnień innych ludzi, dotyczących jej życia, i bała się tego, co może odkryć na
swój temat na końcu poszukiwań.
- Wydostać się stąd – syknęła dziewczyna, zbiegając po schodach. Była już trzy schodki przed
zejściem, kiedy coś ją zatrzymało. Nie było to właściwe wspomnienie, ale coś jak przebłysk;
przebłysk, który, gdy zatrzymała się, by się nad nim dokładniej zastanowić, przeobraził się w
pamięć.
Była z Draconem, idąc po ulicach Paryża, niedaleko miejsca, gdzie była teraz.
Ona i Draco razem w mieszkaniu.
Ona w banku, razem z jakąś dziewczyną i tym dziwnym panem Rileyem.
Nagle te rzeczy przestały wydawać się jej takie dziwne i zaczęły nabierać sensu. Hermiona
wiedziała, kim byli ci ludzie, wiedziała, co robiła, tak samo jak to, że Draco…
- Muszę go zobaczyć, natychmiast! – krzyknęła, rozglądając się dookoła. Myślała, że jest na
pustym korytarzu, ale ku jej zaskoczeniu, pan Riley szedł za nią od biura. – Muszę wrócić, muszę
o tym porozmawiać, muszę znaleźć Draco!
- Wszystko? – zapytał pan Riley, podchodząc do niej. Położył rękę na jej ramieniu i poklepał ją
pocieszająco. Jego oczy były pełne nadziei, ale jego ton ostrożny, jakby bał się pozwolić sobie na
pełną ufność w to, że została całkowicie wyleczona. – Naprawdę wszystko pamiętasz?
- Tak, tak, tak mi się wydaje – powiedziała dziewczyna. – Pamiętam konkurs, przyjazd do
Paryża, mój związek z Draconem, wszystko. Pamiętam wszystko – powtarzała dobitnie.
Hermiona zamknęła oczy, a w jej umyśle rozpoczęło się coś na kształt wyświetlania filmu. Od
momentu, gdy zdała sobie sprawę, że będą razem, aż do gali - była w stanie przywołać
najdrobniejsze szczegóły. Sposób, w jaki obejmował swoim małym palcem u ręki jej własny, gdy
siedzieli na ławce lub jak podchodził do niej, obejmował i mocno do siebie tulił. Tęskniła za jego
dotykiem, jego oddechem na swojej szyi, jego rękami, dłońmi, jego… Za nim całym!
Hermiona ze zdziwieniem zauważyła, że się trzęsie i bezwiednie zaciska pięści.
- Jak mogłam mu to zrobić? – wyrzucała sobie. – Nie miał nikogo i ja też się od niego
odwróciłam! Jak w ogóle kiedykolwiek mogłam wątpić w jego opowieść?
Hermiona rozpłakała się, a pan Riley nigdy wcześniej nie widział, by ktoś tak młody płakał w
taki sposób. Dziewczyna wylewała z siebie morze łez ostatnio, ale pan Riley nigdy wcześniej nie
przywiązywał zbytniej wagi do tego aspektu jej charakteru.
- Natychmiast udajemy się do Hogwartu – zarządził.
- Jak?
- Deportujemy się, oczywiście – powiedział szorstko, wstając i chwytając ją za rękę.
- Ale nie na błoniach, ponieważ…
- Nie, panno Granger – uśmiechnął się. – Nie na błoniach.
Mocniej ścisnęła jego rękę i od razu poczuła nadchodzące znajome zawroty głowy. Przez krótką
chwilę pomyślała o swoim powitaniu z Draconem. Czy przyjmie ją ponownie? Czy nadal ją
kocha?
Ona dopiero co sobie o nim przypomniała – co, jeśli on już o niej zapomniał?
***
- Dziękuję – zawołała dziewczyna do pana Rileya, biegnąc w kierunku ogromnej szkoły. – Bez
pana pomocy nic bym nie osiągnęła!
Hermiona odmachała Francuzowi, gdy dobiegła do bramy, a uśmiechnięty pan Riley zniknął,
kiedy wślizgnęła się przez wrota i pobiegła w kierunku szkoły. Otworzyła drzwi i biegła
korytarzem, a wielu ludzi odwracało swoje twarze, przyglądając się jej w zdumieniu.
- Hipokrytka – ktoś wymamrotał, gdy przebiegła obok. Hermiona ciągle powtarzała ludziom, by
przestali biegać po korytarzach!, a teraz łamała jedną ze swoich kardynalnych zasad. Jednak na tę
chwilę to nie miało dla niej żadnego znaczenia, najważniejszą sprawą było odnalezienie Dracona.
Ignorując resztę, wbiegła do pokoju wspólnego.
- Draco? – zawołała.
Żadnej odpowiedzi.
- Draco! – powtórzyła histerycznie. Rozejrzała się dookoła i prawie rozpłakała, gdy go nie
znalazła. Myśl logicznie. On może być wszędzie. Weź głęboki oddech i sprawdź bibliotekę,
Wielką Salę lub cokolwiek innego.
Nie było to dokładnie to, czego oczekiwała Hermiona i była przerażona tym, że mogłoby ją to
złamać. Musiała znaleźć Draco i co ważniejsze, musiała przed tym wziąć się w garść. Odsunęła
go od siebie na tak długo, że chciała być w stanie właściwie wyartykułować swoje przeprosiny.
Zamiast tego, zdała sobie sprawę, że miała problemy z oddechem, kiedy przebywa w tym samym
pomieszczeniu, co on.
Dalej Hermiona, weź się w garść, poinstruowała się w myślach, chcąc wziąć pełny oddech, by
znaleźć chłopaka. Ale nagle rzeczy zaczęły wydawać się o wiele trudniejsze. Musiała go znaleźć
tyko po to, by i tak pozostać sama. Każda sekunda była przełomowa i Gryfonka miała problemy
z prostym przetwarzaniem zdarzeń z ostatnich kilku tygodni.
- Draco, gdzie jesteś? – westchnęła dziewczyna, zwalając się na kanapę w pokoju wspólnym.
Poczuła się tak, jakby mogła - chciała – spać przez kilka dni, ale przede wszystkim, chciała
znaleźć Ślizgona. Chciała upewnić się, że zrozumie jej uczucia w stosunku do niego i to, że
całkowicie przypomniała sobie wszystko, co wydarzyło się w Paryżu. Chciała, żeby wiedział, że
czuje to samo.
- Hermiono?
Dziewczyna wyprostowała się nagle, przestraszona nagłym pojawieniem się Dracona. Zastygł w
drzwiach, jakby obawiał się poruszyć, aby nie sprawić, że Hermiona zniknie tak szybko, jak się
pojawiła. Tak długo czekał na ten moment, że trudno było mu uwierzyć, że dzieje się to
naprawdę.
Przez sekundę para jedynie wpatrywała się w siebie, bojąc się poruszyć. Po chwili, chłopak wziął
głęboki oddech i zapytał.
- Wszystko w porządku?
Hermiona wypuściła powietrze z płuc, które trzymała, nawet o tym nie wiedząc, i uśmiechnęła
się szeroko po raz pierwszy od wielu miesięcy. Nadal się przejmował. Nie powiedział nic
szczególnego, ale ona wiedziała. Wiedziała, widząc to, w jaki sposób się na nią patrzy, z
pytaniem w oczach i gotową postawą ochronną. Nadal coś do niej czuł.
Nadal ją kochał.
- Draco! – krzyknęła Hermiona, podrywając się i biegnąc w jego kierunku. Prawie potknęła się o
własne nogi, ale znalazła oparcie w silnych ramionach chłopaka. – Merlinie, Draco, jest mi tak
bardzo przykro, że wcześniej nic nie pamiętałam!
Hermiona objęła rękami szyję chłopaka, gdy ten wpatrywał się w nią w osłupieniu.
- Co… czy to znaczy… że przypomniałaś sobie?! – zapytał półszeptem. Hermiona odpowiedziała
mu pocałunkiem, przytulając się mocniej i ciesząc się jego obecnością.
Draco trzymał ją blisko, a ogromny uśmiech nie schodził z jego przeważnie pasywnej twarzy. W
przeszłości mogli kłócić się, ale teraz nie mieli żadnych wątpliwości.
I wszystko to zawdzięczali Paryżowi.
KONIEC
Epilog
Hermiona miała zasłonięte oczy.
Jednak pomijając to, dziewczyna mogła poczuć chłodną bryzę, omiatającą jej twarz, powodując
dreszcze, rozchodzące się po całym ciele. Czuła się, jakby unosiła się nad wodą, z twarzą
zwróconą ku górze i czuła rosnącą panikę, dopóki czyjeś ramiona nie objęły jej w talii. Powoli
wypuszczając powietrze, Hermiona uśmiechnęła się. Poczuła się bezpieczna – jakby nic nie
mogło jej zranić, kiedy była w objęciach tajemniczych ramion.
─ W porządku, Hermiono, chodź za mną – wyszeptał ochryple głos, wprost do jej ucha.
Lekko ją popychając, chłopak prowadził Hermionę w dół ścieżką, którą tylko on mógł zobaczyć.
Była przerażona wiedząc, że była na jakimś wysokim wzniesieniu - prawdopodobnie w
niebezpieczeństwie. Było niesamowicie cicho i jedynym dźwiękiem, jaki mogła usłyszeć
Hermiona, były odgłosy ich kroków po ziemi.
─ Wystaw ręce – nakazał głos, a później dodał łagodniejszym tonem: – Nie pozwolę ci upaść.
Hermiona wyciągnęła ręce, podświadomie czując parapet.
─ Zdejmę teraz opaskę – powiedział chłopak, a Hermiona zaczęła szybciej oddychać.
─ Nie odchodź – wyszeptała niepotrzebnie, gdy tajemniczy chłopak rozwiązał opaskę i odrzucił
ją na bok.
─ Otwórz oczy!
Hermionie zaparło dech w piersiach, patrząc na rozciągającą się scenę. Spoglądali na miasto,
mieniące się w śniegu i oświetlone poświatą księżyca. Natychmiast zdała sobie sprawę z tego, że
znajduje się na najwyższym piętrze wieży Eiffla, blisko i bezpiecznie trzymana przez
tajemniczego nieznajomego. Odwracając się, dziewczyna uśmiechnęła się, a jej twarz rozjaśniła
się w uwielbieniu.
─ Och, Draco, to jest idealne! – wyszeptała, nachylając się do pocałunku.
─ Hermiono… Chcę ci to dać. – Draco sięgnął do kieszeni, szukając małego pudełeczka, które
kupił wcześniej, tego samego dnia.
Klęknął na jedno kolano i spojrzał na dwudziestodwuletnią kobietę, pracowniczkę ministerstwa,
Hermionę Granger. Tak dużo wydarzyło się od tamtego pocałunku w pokoju wspólnym.
Trzymali swój związek w tajemnicy, bo tak chciała Hermiona. Dziewczyna nie zniosłaby
etykietki, że ona i Draco są „naczelną parą Hogwartu” przez resztę ich życia, więc walczyli o
utrzymanie kontroli nad swoim związkiem. Zawsze niewyraźnie wiedziała, że ona i Draco będą
stosownie razem, gdy będą dorośli – ale nie chciała, żeby ludzie myśleli, że jedynym mężczyzną
w jej życiu jest ten, którego poślubi.
Draco nie protestował i w zamian był wynagradzany wieczorami, wypełnionymi żądzą i pasją, po
całym dniu nieśmiałych uśmiechów, ocierania się na korytarzach za maską nienawiści. Taka
sytuacja im odpowiadała, chociaż wiedzieli, że w końcu przyjdzie czas, kiedy ich przyjaciele
odsuną na bok uprzedzenia i nie będą narzekać na ich związek. Ale jak na razie, ich mały sekret
musiał pozostać w ukryciu.
Po zakończeniu nauki w Hogwarcie, Draco wrócił do domu, do swojego ojca. Hermiona
desperacko mu to odradzała, ale chłopak nie miał wyjścia. Dziewczyna obawiała się, że już
więcej się nie zobaczą, a jej strach był coraz mocniej utwierdzany po tym, co rzadko kiedy
widziała lub słyszała od niego w ciągu lat, kiedy trwały walki. Latem wojna przybrała
niebezpieczne rozmiary, później zaczęła kurczyć się, aż do ostatecznego szczytu – bitwy, w której
Harry został ochrzczony nowym przydomkiem - Chłopca-Który-Przeżył-Po-Raz-Drugi.
Ale kiedy wszyscy inny świętowali ostateczne zwycięstwo, a umarli i zaginieni zostali
zapomniani, Hermiona zdała sobie sprawę, że nie może pozbyć się widoku twarzy Dracona ze
swojej głowy. Nie widziała się z nim od zakończenia nauki, ale coś w jej podświadomości
podpowiadało jej, że był gdzieś tam i na nią czekał. Dlatego też kontynuowała poszukiwania, a
po jakimś czasie, gdy nadal nie miała od niego żadnego znaku, nagle zmaterializował się na
progu jej domu, nie wiadomo skąd, zaniedbany, zraniony i załamany.
Nigdy nie mówił jej o swoich problemach czy doświadczeniach wojennych i do szaleństwa
doprowadzało go to, że Hermiona musi widzieć go tak słabego i bezbronnego. Nie chciał, żeby
tak o nim myślała, ale ona nie miała nic przeciwko. Opiekowała się nim i wiedziała, że nigdy nie
mogłaby go zostawić samego.
I nie zostawiła.
Kilka tygodni po ich spotkaniu, przenieśli się do domu Dracona. Jego ojciec zginął, służąc
Voldemortowi, a jego matka uciekła i była również uznana za martwą. Jednak gdy Hermiona
dostała posadę w ministerstwie, zdecydowali, że łatwiej im będzie (ponieważ Draco również tam
pracował, chociaż zawsze było zaskakująco niejasne to, co właściwie robił) przeprowadzić się do
miasta. Kupili duży, ale pozornie skromny apartament na szczycie banku Thames, a dom Dracona
trzymali dla przyszłości, przez którą obydwoje rozumieli dzieci.
Byli razem szczęśliwi i z jakiegoś powodu zostawili błahe frazesy ich wcześniejszego okresu
zalotów i zaczęli odkrywać całkiem nowe aspekty ich związku.
A teraz, kilka miesięcy po ich wprowadzeniu się do nowego domu, pojechali na wakacje do
Paryża, który Hermiona dopiero odkrywała.
- Hermiono Granger – kontynuował Draco. – Wyjdziesz za mnie?
Jej oczy napełniły się łzami i niewyraźnie wyjąkała szczęśliwe – Tak! Tak, oczywiście!
I tak, jak zaczęło się to lata temu, tak i teraz rozwinęło – w Paryżu.
____________________________________