SANDOR MARAI
KSIĘGA ZIÓŁ
FÜVES KÖNYV
przekład — Feliks Netz
Czytelnik — Mała Proza
Warszawa 2003 — wydanie 4
ISBN — 978 83 07 03190 3
DEDYKACJA
Książkę tę dedykuję Senece, ponieważ uczył, że bez moralności nie ma
człowieka.
I Epiktetowi, ponieważ uczył o tym, co jest w naszej mocy.
I Markowi Aureliuszowi, który nauczył się od Epikteta, czym jest to, co
jest w naszej mocy — i był cierpliwy.
I Montaigne'owi, ponieważ był pogodnego usposobienia i nie przejmował
się tym, co stanie się z jego dziełem po śmierci.
I w ogólności stoikom, którzy pocieszali, kiedy nie było pociechy na
ziemi, i nauczali, aby nie bać się śmierci ani niewolnictwa, ani biedy, ani
choroby.
I dwóm – trzem mężczyznom, którzy byli moimi przyjaciółmi i
prawdziwymi mężczyznami.
I dwóm – trzem kobietom.
O TYM, JAKI JEST CEL TEJ KSIĄŻKI
Czytelniku, ta książka chciałaby być szczera. Napisał ją człowiek,
którego wiedza jest skromna i ograniczona. Ta książka nie chce niczego
więcej, niż wszystkie niezliczone książki w czasie zaprzeszłym i
przeszłym dokonanym, które pragnęły mówić o losie ludzkim na ziemi.
Chciałby ów człowiek opowiedzieć, jak należy mieszkać, jeść, pić, spać;
jak chorować i jak zachować zdrowie, jak kochać i jak się nudzić, jak
sposobić się na śmierć i jak pogodzić się z życiem. To niewiele, bowiem
człowiek w ogóle, a autor tej książki w szczególności, mało wie o sobie i
świecie. Ale dostatecznie dużo jak na trud wyznaczony człowiekowi. Bo
też i niczego więcej nie możemy się w życiu podjąć.
Zatem ta książka, Czytelniku, będzie szczera i nie będzie mówić o
ideach i bohaterach, lecz tylko o tym, co ma związek z człowiekiem.
Autor, pisząc tę książkę, nie chce pouczać, lecz sam się uczyć. Chce uczyć
się z książek, jakie pisali przed nim mędrcy i wtajemniczeni, chce uczyć
się z życia ludzi, na tyle, na ile udało mu się obserwować i zrozumieć,
chce uczyć się ze znaków życia, a więc z liter, z człowieczego serca, z
traw, a jednocześnie ze znaków na niebie. Bowiem wszystko to razem
tworzy ludzki los. Nie jest to książka uczona, lecz taka jak książki, które
uczą rzeczy elementarnych. Ten, który ją napisał, nie zna absolutnej
prawdy i często myli się w szczegółach. Bo jest człowiekiem. Ale
szuka bezwzględnej prawdy i nie wstydzi się, kiedy się myli w
szczegółach. Bo jest człowiekiem. Więc ta książka będzie taka, jak dawne
zielniki, które prostymi przykładami pragnęły odpowiedzieć na pytanie, co
trzeba robić, gdy kogoś boli serce albo gdy Bóg go opuścił.
A kto to wie lepiej, niech lepiej to powie.
O WARTOŚCI ŻYCIA
Wartość życiu może nadać jedynie służba sprawie człowieka. Brzmi to
cokolwiek oschle i ogólnikowo. Ale to jedyna prawda, jaką poznałem, z
wszystkimi następstwami. Nikt nie może siedzieć, jak byczek Fernando,
na kwitnącej łące i bezkarnie wąchać pięknych kwiatów. Jesteś
człowiekiem, musisz więc żyć po ludzku, pośród ludzi.
Żyjesz po ludzku, jeżeli żyjesz sprawiedliwie. Jeżeli u spodu każdego
twojego uczynku i słowa leży ten oto zamiar — nie szkodzić ludziom.
Jeżeli usiłujesz — nie zwracając na siebie uwagi i nie popisując się —
pomagać ludziom. Czasami tylko w ten sposób, że nie przemilczasz
prostych prawd. Czasami, że nie przekazujesz dalej cudzych kłamstw.
Czasami jedynie przez to, że nie mówisz tak, kiedy wszyscy wołają tak,
tak! Nie godzić się — przez całe życie, konsekwentnie — z kłamstwem
większe to bohaterstwo, niż okazyjnie, bijąc się w piersi, głośno przeciwko
niemu protestować.
Tylko wtedy spoczniesz w spokoju na łożu śmierci, jeżeli każdego
dnia, w pełni tego świadom, służyłeś prawdzie. Czasami prawda jest
prosta i skromna. Lecz ty nie przebieraj. Taka jest wartość życia.
O TYM, JAK TRZEBA ŻYĆ I PISAĆ
Każdy mędrzec, którego myśli udało mi się poznać, uczył, że należy
tak żyć i pisać, jakbyśmy każdą naszą czynność wykonywali w życiu po
raz ostatni, jakby po każdym napisanym przez nas zdaniu śmierć miała
postawić kropkę. Jedynie świadomość śmierci, pozbawiona
czułostkowości, lęku i nierozumnego tchórzostwa, nadaje naszemu życiu i
pisaniu prawdziwego dostojeństwa. Trzeba żyć i pisać z wiarą w
nieodwracalność losu, a więc spokojnie, bardzo uważnie, z jednakową siłą
obserwując świat i nas samych, nasz rozum i naszą namiętność, ludzkie
zamiary i nasze związki z wszechświatem. Jest to jedyna postawa godna
człowieka — sam Bóg więcej nie żąda od nas. I nie ma większego grzechu
ni bardziej daremnego trudu, niż chcieć czegoś więcej lub czegoś innego
nad to, czego Bóg żąda od nas.
O LUDZKIM CHARAKTERZE
Najciekawszym zjawiskiem, z jakim spotykamy się w życiu człowieka,
jest jego charakter. Nic nie jest tak interesujące, zaskakujące,
nieobliczalne, jak proces, w którym człowiek zdradza
właściwości swojego charakteru. Cokolwiek przedstawia świat —
krajobrazy i cuda natury, nieprzejrzane odmiany ziemskiej fauny i flory,
nic nie jest tak swoiste, jak charakter jednego czy drugiego człowieka.
Kiedy naszą ciekawość, z jaką obserwujemy rzeczy tego świata,
przeniesiemy na człowieka, od razu poczujemy, że poznanie ludzkiego
charakteru było prawdziwym zadaniem naszego życia. Wszystko inne, co
poznaliśmy, jedynie wzbogaciło naszą wiedzę. Lecz nasza dusza wzbogaci
się tylko poprzez poznawanie charakterów. Jest to bowiem najbardziej
bezpośrednie ludzkie doświadczenie, tak — charakter to człowiek.
A skoro charakter — to człowiek, daremnie próbujemy go zataić; bo
człowiek w równie znikomym stopniu może ukryć swój charakter, jak
jakaś czapka – niewidka zdolna jest ukryć istotę jego
ciała. Do jakiegoś czasu możemy nosić sztuczne brody i chodzić w
przebraniu, lecz w jednej chwili spada z nas wszelki kostium i ukazuje się
prawda. W końcu jeden gest, jedno słowo, jeden postępek odsłania nasz
prawdziwy charakter — bal maskowy może być tylko krótkotrwały.
Natomiast spotkanie z prawdziwymi właściwościami charakteru jest
największym ludzkim przeżyciem.
O TYM, CO JEST PRAWDZIWYM ŻYCIOWYM
DOŚWIADCZENIEM
Zatem prawdziwe ludzkie doświadczenie sprowadza się przede
wszystkim do poznania samego siebie. Poznawanie świata jest
interesujące, pożyteczne, niepokojące lub pouczające; poznanie nas
samych jest najdłuższą podróżą, najbardziej poruszającym odkryciem,
najbardziej kształcącym spotkaniem. Podróż do Rzymu czy wyprawa na
Biegun Północny nie są tak zajmujące, jak dowiedzenie się czegoś
istotnego o naszym charakterze, a więc o prawdziwej naturze naszych
skłonności, o naszym stosunku do świata, do dobra i zła, do ludzi, do
namiętności. Od czasu, gdy mój umysł dostatecznie dojrzał, szukam w
życiu już tylko tego jednego doświadczenia.
O POZNANIU CIAŁA
Równocześnie z poznawaniem naszego charakteru winniśmy poznawać
naturę naszego ciała. Ale tylko tak, jakby to była natura złego i
niewiernego sługi. Nasz charakter jest panem, nasz umysł wydaje rozkazy;
ciało jest tylko sługą. Tak też należy się z nim obchodzić, rozumnie i
godnie, bezstronnie i surowo, jak ze sługą, który w każdej chwili jest skory
do niewierności, ucieczki i buntu. Musimy poznać jego naturę, skłonności
i, na ile to możliwe, pojednać go ze światem, z perspektywami, z
odwiecznym rytmem życia. Sługą jest ciało i jest całkiem dziecinne.
Skłonności naszych organów są tak pierwotne, jak żądania małego
dziecka. Ciało domaga się wszystkiego, każdej przyjemności,
nieprzerwanie żąda wszelkiego rodzaju zaspokojenia. Wtedy trzeba
obchodzić się z nim surowo. Materia, z jakiej jest wykonane, zachowuje
więzy krwi z ziemią, wodą i gwiazdami; w ciele jest coś odwiecznego, a
jednocześnie tak śmiesznie ulega rozkładowi i przemija. W bardzo krótkim
czasie, kiedy ów sługa znajduje się pod naszymi rozkazami, musimy
poznać jego naturę i jakość, jego tajemnicze potrzeby oraz życzliwie i
zdecydowanie dać mu to wszystko, co może być mu niezbędne, by
wypełnił swoje zadanie i nie mącił naszego umysłu ani nie wadził
naszemu charakterowi. Zaś sam charakter niech nie toleruje żadnego buntu
niewolników.
O ZMYSŁACH
Rozumiem to tak — musimy zachować godność wbrew naszym
zmysłom. Jedynie dzięki ostrożności i godności oraz doświadczeniu
możemy pozostać panami naszych zmysłów. Kto jest gwałtowny wobec
siebie, ponosi klęskę. Wojsko zmysłów to jest dzika horda. Zmysły walczą
przeciwko człowiekowi wszystkimi sposobami, niczym zapaśnicy catch –
as – catch – can, nie przestrzegają żadnych reguł gry, kopią, szczypią i
gryzą. W ich buncie jest coś trwożliwego i zarazem wspaniałego.
Człowiek żyje dopóty, dopóki są w nim namiętności. Ale namiętności
można wychowywać. Samolubstwo, lubieżność, cielesne głody można
zaczarować w coś człowieczego. Zachłanność można przekształcić w
pożyteczną człowieczą wolę. Tak jak można oswoić wiatr, ogień i światło,
i stosowne siły oddać w pożyteczną służbę człowiekowi — nawet jeżeli są
tak potężne, iż biczują morze, podpalają lasy i miasta — człowiek jest
silniejszy! — tak samo można poskromić siły i namiętności, które
przenikają na wskroś ludzkie ciało, panują nad naszymi sercami i
nerwami. Te dzikie siły można wychować tak, by służyły człowiekowi. Ku
temu trzeba wiele doświadczenia, wiele smutku, wiele woli i nadludzkiej
siły.
O LUDZKIM ZACHOWANIU SIĘ
Jakakolwiek postawa, która wyraża się chęcią zbudowania własnego
ładu życia, porządku dnia poza porządkiem ludzkim, nie jest prawomocna.
Sprawy i postępki świata mają dla człowieka sens dopóty, dopóki chcą
wpływać na ludzi i współdziałają z ludzkim światem. To współdziałanie
może być bezpośrednie i pośrednie. Jednakże nikt nie ma prawa żyć
tylko dla siebie, a nawet tylko dla siebie tworzyć.
O TYM, ŻE CZŁOWIEK JEST CZĘŚCIĄ ŚWIATA
Człowiek, w swojej niezmierzonej pysze i próżności, skłonny jest
wierzyć, że może żyć nawet wbrew prawom świata, może je zmieniać i
bezkarnie buntować się przeciw nim. To tak, jakby kropla wody
powiedziała — jestem inna niż morze. Albo iskra — mnie ogień się nie
ima. A przecież człowiek nie jest niczym innym, niż zwyczajną częścią
składową świata, jest materią, która psuje się tak samo, jak mleko albo
mięso z niedźwiedzia, jak wszystko, co w jednej chwili pojawia się na
wielkim targowisku świata, by później, w następnej chwili, trafić na
śmietnik lub do kloacznego dołu. Człowiek w swojej cielesnej istocie nie
jest elementem świata wyższego rzędu; raczej tylko sumą materiałów,
skazanych na nędzny rozkład. Kamień, metal dłużej żyją niż człowiek.
Dlatego to wszystko, co znaczymy w świecie dzięki naszemu ciału, jest
mało ważne. Jedynie nasza dusza jest silniejsza i trwalsza niż kamień i
metal — dlatego nigdy nie wolno patrzeć na siebie inaczej, niż przez
pryzmat duszy. Ta siła, która się objawia w podlegającej zepsuciu materii
ciała, jest nie tylko częścią świata, lecz całym jego sensem. Tą siłą jest
dusza człowieka. Wszystko inne, cokolwiek znaczymy w świecie, i
jakkolwiek się światu prezentujemy, jest śmieszne i żałosne.
O PRZESĄDACH
Nie wolno żyć przesądami. Piątek, trzynastkę, rzucanie uroku,
wróżbiarskie objaśnianie liczb i znaków przynieśli na nasz świat gnostycy,
niezborne, chaotyczne sekty, Syryjczycy i aleksandryjscy kuglarze,
zezowaci objaśniacze pisma, obłudni zapaleńcy z pianą na ustach,
napływający do wczesnochrześcijańskiego Rzymu. Młode chrześcijaństwo
nie miało jeszcze dość siły, aby pobić tych, którzy rzucają urok, na piątek
mówią — zwykły dzień, na trzynastkę — liczba jak inne. Były to czasy
zamętu i fermentu. Stoicy już nie rozkazywali w Rzymie, chrześcijanie
jeszcze nie panowali. Zagubiony człowiek był przeciwny naturze w ogóle i
swojej w szczególności. Bał się, skowyczał, oddawał przesądom i czarom.
Jesteś człowiekiem, masz wiarę, wiesz, że za zjawiskami jest porządek,
wyższy rozum. Wzgardź zabobonami.
Ale wiedz i to, że dumna świadomość twojego umysłu i wiary nie
dyscyplinuje i nie trwoży tajemniczych sił tego świata, które od twojego
urodzenia aż do śmierci skradają się i czają wokół ciebie. Wypadek,
zgodność liczb, prawo wielkich liczb, ziemia, powietrze, niezrozumiałe
zamiary i plany słonecznych promieni, wszystko to nie daje się ogarnąć
wzrokiem. Dlatego możesz zachować w sercu odrobinę pokory i drżenia.
Świat nie jest tylko ciemny i jasny, o nie; świat jest zmącony. Jest w nim
nie tylko słoneczny promień, blask i ciepło; są też demony (Goethe
wierzył w demony). Świat jest nie tylko rozumny i konsekwentny; gdzieś
tam w zjawiskach ukrywają się również czary. Nie
możesz być przesądny, albowiem to nie przystoi człowiekowi. Ale też nie
możesz całkowicie pogardzać przesądami, bo to nadludzka, niestosowna
pycha. Już raczej powinieneś się do przesądów odnosić z łagodną ironią,
jak ktoś, kto się uśmiecha — ale i trochę boi.
O SYSTEMIE, KTÓRY POZNAJEMY PÓŹNIEJ
Starszy wiek, mijające lata naprawdę dają coś w zamian za to, że w
ciągu życia znosiliśmy mordęgę, upokorzenie i bolesne baty. Dają nie
tylko doświadczenie, bowiem doświadczenie samo w sobie nie ma wiele
wychowawczej energii, co możemy dostrzec w życiu na każdym kroku —
ludzie, którzy posiadają tragiczne doświadczenia, popełniają te same
nieszczęsne błędy także wtedy, gdy z góry znają ich następstwa. Nie,
starszy wiek ma tę wielką zaletę, że z naszych doświadczeń potrafimy
zbudować system, jeśli nie jesteśmy zupełnie głupi i podli, i nie
zamierzamy być siwymi pajacami, wyśmiewanymi i lekceważonymi przez
innych ludzi! Jak wędrowiec, który w czasie swych wędrówek poznał
skomplikowany system górski i dotarłszy na najwyższy szczyt, przenika
spojrzeniem strukturę okolicy, ogarnia wzrokiem geologiczne
prawidłowości powiązanego pasma szczytów górskich, tak i my z
mijającymi latami widzimy system we wszystkim, co dzieje się w naszym
życiu i w życiu innych ludzi. Ta przenikliwość spojrzenia, która
przychodzi z upływem lat, jest największym zadośćuczynieniem, jakie
możemy zyskać w trakcie poznawania ludzi i spraw tego świata.
O TYM, ŻE CODZIENNIE MUSISZ IŚĆ DALEJ
Jako że jesteś wędrowcem, codziennie musisz iść dalej drogą, która jest
twoim jedynym celem, a więc prowadzi do poznania twojej duszy i boskiej
treści, ukrytej w twojej duszy. A to niełatwe. Pomyśl tylko, jak wiele
różnych pokus nęci cię, byś zaprzestał drogi, abyś odpoczął, abyś zajął się
czymś innym! Na skraju drogi stoi piękna kobieta i powabnym uśmiechem
daje ci znak. Twoje ciało i zmysły reagują na to wezwanie, chciałbyś
stopić się z tym ciałem, oddać się słodkiemu odurzeniu rozkoszy. Ale
powinieneś wiedzieć, że po czczych i rozkosznych chwilach przychodzi
pustka i bezradność. Bo twoja dusza chce czegoś innego i kiedy swoje
ciało nakarmisz piekącymi przyprawami innego ciała, dusza pozostanie
głodna i spragniona. Po drodze trafią ci się pieniądze, ordery, tytuły,
stanowiska — ale co z tym wszystkim poczniesz, skoro względy, fatyga,
stracony czas, które są ceną za uznanie świata, odrywają najlepsze siły
twojej duszy od trudu boskiego poznawania? Kompani na poboczu drogi
coś wykrzykują, wołają cię, zachęcają do złośliwego uczynku — co
możesz zyskać na tych wszystkich interesach i zabawach, kiedy tak tkwisz
przy biesiadnym stole albo przy stole gry, a twoja dusza pyta cię
udręczonym szeptem — dlaczego tutaj marnujesz czas? wszystko to jest
dziecinne i żałosne. musisz iść dalej, przecież masz swoją sprawę.
Podobnie zwraca się do ciebie życie, codziennie, w każdej chwili —
namawia cię, abyś odpoczywał, oddawał się rozkoszy, sycił się próżnością
i władzą. A przecież nie to jest twoją powinnością! Jesteś wędrowcem i
każdego dnia musisz iść dalej. Nie możesz wiedzieć, jak długo będziesz
żył i czy w ogóle będzie czas na to, byś dotarł do ostatecznego
celu twojej drogi, poznania własnej duszy i tego, co boskie. Dlatego
codziennie idź dalej, nawet w biedzie, nawet z okaleczonymi stopami. Bo
jesteś wędrowcem.
O POKUSIE I DOŚWIADCZENIU
Na pytanie, czy doświadczenia życiowe uzbrajają nas przeciwko tanim
lub niebezpiecznym, odzywającym się z wielką siłą pokusom, trzeba
odpowiedzieć przecząco. Takimi pokusami są — fałszywa ambicja,
rozliczne pasje — jak miłość, publiczne występy, światowy sukces,
podniety zmysłów, przesadne, szkodliwe dla naszego zdrowia obżarstwo,
pijaństwo i środki odurzające, cielesne namiętności i bardziej od nich
szkodliwe i niebezpieczne dewiacje ducha i charakteru, jak choćby żądza
zemsty, zakłamanie i chciwość. Wszystkie te niebezpieczeństwa i powaby
uwodzą człowieka z zawziętą powtarzalnością, w każdym okresie życia.
Doświadczenie, które uczy, że wszelka przesada, kłamstwo i nieczysty
zamiar prowadzą do oszustwa, obrzydzenia, upokorzenia i choroby, nie
daje nam gwarancji, iż nie staniemy się ofiarami pokus. Przed upadkiem
może nas ochronić jedynie wierność naszemu charakterowi, a nie nasze
doświadczenia. W przyrodzie nie występuje bezwzględne dobro i zło; lecz
dla człowieka bezwzględnie złe jest to, czego nie potrafimy bezkarnie
pogodzić z naszym charakterem. A więc i w tym przypadku, jak zawsze,
gdy musimy się na coś zdecydować, nie badajmy kwestii, czy nadarzająca
się pokusa jest sama w sobie dobra lub zła, lecz spytajmy wprost — czy to,
co zamierzamy zrobić, jest zgodne z naszym charakterem? Doświadczenie
życiowe nie jest tak ważne, jak gruntowna i bezwzględna znajomość
naszego charakteru. Są ludzie niedoświadczeni, którzy wszakże pozostają
wierni swojemu charakterowi i dlatego nie oblewają egzaminu przed
światem, i są też stare, szczwane lisy, które nie potrafią dostosować
pragnień do swojego charakteru, i dlatego co rusz ponoszą porażkę i
haniebnie padają na nos.
O NAMIĘTNOŚCI
Wierzyć w to, że możemy uciec od namiętności, jest takim samym
szaleństwem, jakby ktoś wierzył, że można zbudować dom z piasku w
środku pustyni, kryjówkę przed samumem.
Namiętność jest bowiem tak samo sensem naszego życia, jak rozum,
umiar i rozważna obrona. Tylko ten może być pełnym człowiekiem, z
mądrą uległością respektującym porządek przyrody, kto szczerze i na
miarę własnej natury potrafi powierzyć samego siebie porywom swego
ciała i charakteru. Ale nie stanie się zwierzęciem, zna bowiem granice,
których musi się chwycić zębami i pazurami, gdy — na krawędzi rozumu
— atakuje go trąba powietrzna. Nie wypieraj się własnego ciała, ale
obchodź się z nim godnie i wyniośle, jak poskramiacz z dziką bestią. Nie
wypieraj się żądz, lecz wyznacz im zakres. Nie wypieraj się zmysłów, lecz
stań w samym ich centrum, jak kapitan pośród zbuntowanej
załogi na statku miotanym przez burzę — surowy i rozumiejący,
nieubłagany i bohaterski. Nie możesz zrobić nic innego. To wszystko, co
może uczynić człowiek.
O OPIESZAŁOŚCI W CZYNIENIU DOBRA
Prawdziwą przyczyną większości ludzkich bied, niepowodzeń,
beznadziejnych, haniebnych i złowróżbnych sytuacji nie jest zło tkwiące w
człowieku, lecz po prostu gnuśność. To swego rodzaju lenistwo, które
wychodzi na dobre, o czym mówi Biblia. Zabójca jest dość rzadkim
ludzkim fenomenem. Do zabójstwa bowiem potrzebna jest siła,
indywidualność, wyobraźnia, wielkie pasje. Przed zabójcami można się
bronić. Lecz częściej spotyka się człowieka, przed którym nie można się
bronić, który milionkrotnie pomnaża ludzkie biedy i tragedie, ten
poczciwy i gnuśny osobnik, który odwraca głowę, gdy widzi podłość lub
bezprawie, nie zadzwoni, choć wie, że ten telefon mógłby czemuś
zapobiec, raczej ostrożnie obejdzie nędzę i bez słowa pójdzie dalej, mimo
iż bez specjalnej ofiary, bez wysiłku mógłby przywrócić komuś chęć do
życia lub pomóc biedakowi. Człowiek, który staje do walki ze światem w
interesie własnej tyranii, nie jest tak niebezpieczny, jak uprzejma, obłudna
i przemyślna przeciętność, mrucząca ugodowość i tchórzliwe, a też leniwe
samolubstwo. To jest grzech główny. Tego rodzaju człowiek czyni świat
takim, jaki jest, i jemu możemy być wdzięczni, gdy mając ów zasób
doświadczeń, bez specjalnego żalu żegnamy się, w godzinę śmierci, ze
światem.
O TYM, ŻE ŚWIAT NAS WOŁA
Ciągły konflikt między przyzywającym mnie, wabiącym światem a
obcą moim predyspozycjom, mojej naturze działalnością publiczną
spowodował wiele zamętu i powikłań w moim życiu. Bowiem ludzie są
istotami towarzyskimi i ta piękna skłonność, jaka w nas tkwi, nie zasługuje
na pogardę — dobrze, gdy ludzie poszukują nawzajem swojego
towarzystwa, gdy w trakcie inteligentnych rozmów, prowadzonych w
przyjacielskiej atmosferze, nawzajem poznają swoje poglądy, i
jeśli te spotkania nie dają im nic więcej poza chwilową ucieczką przed
samotnością, to już to samo warte było tej odrobiny zmęczenia i
niewygody, która jest ceną bycia wśród ludzi. Człowiek jest istotą
towarzyską i najczęściej właśnie w towarzystwie rozwija piękne przymioty
swego charakteru — ten, kto godnie i cierpliwie rozmawia, kto w
przemyślanym i efektownie formułowanym dialogu próbuje poznać
poglądy bliźnich o świecie i ludzkich palących kwestiach, kto cierpliwie
odpowiada na kontrargumenty, nie wyrokuje przed czasem, dobrze
formułuje odpowiedzi i, czy to z grzeczności, czy też dla świętego
spokoju, nie jest skłonny odstąpić od tego, co uważał za prawdę — ten w
gruncie rzeczy wykonuje najpiękniejsze ludzkie zadanie, kiedy przyłącza
się do towarzystwa, poznaje opinie bliźnich i nie przemilcza
własnych. Ale raczej chęć ucieczki przed pustką i nudą pcha większość
ludzi w krąg bliźnich; bardzo rzadko zdarza się, że po wieczorze
spędzonym wśród ludzi nie mamy poczucia winy, jakbyśmy zostali
współuczestnikami jakiejś rozpusty lub pijatyki. Bardzo trzeba uważać i w
porę unikać zaproszeń do takich domów, których gospodarze oczekują od
towarzystwa jakichś — towarzyskich czy zawodowych — dowodów
uznania. Na takich spotkaniach uważa się gości za rzadki towar, który
gospodarze sprzedają na światowym targowisku próżności.
Zawsze unikałem życia towarzyskiego i wszelkich jego
wielkoświatowych czy zawodowych odmian. I nie ociągałem się, gdy
trzeba było urazić ludzi, którzy w imię próżności lub fałszywie
rozumianej ambicji zapraszali mnie do swoich domów. zapraszać — o, tak,
to wielka umiejętność, która wymaga wiele duchowej szlachetności, taktu,
znajomości ludzi i sytuacji. Przyjąć czy też nie przyjąć zaproszenia — to
także jest kwestią charakteru, jak każda ludzka kwestia.
O TYCH, KTÓRZY W TOWARZYSTWIE WYGŁASZAJĄ
REFERATY
Trzeba uważać w towarzystwie na tych ludzi, którzy nigdy nie
zwracają się do swoich sąsiadów przy stole, lecz zawsze do całego
towarzystwa, chcą, aby każdy z obecnych słuchał każdego ich
słowa, pilnie uważają, by ani jedno słowo nie potoczyło się im pod stół,
bezustannie opowiadają historie, wygłaszają referaty, aby potwierdzić
swoją wybitność i aby oczarować towarzystwo. Takich ludzi mile i chętnie
zaprasza się do towarzystwa, ponieważ zajmują uwagę obecnych,
zaspokajają ich ciekawość, a niekiedy potrafią stworzyć przyjemny
nastrój, ku zadowoleniu zebranych. Lecz są to fałszywi prorocy — nie to
jest dla nich ważne, co mówią, nawet nie to, że przekonują tych, do
których mówią; ważne jest dla nich tylko i wyłącznie zaspokojenie własnej
próżności. Wskazane jest starannie unikać towarzystwa takich ludzi.
O TYM, ŻE CZŁOWIEK CZTERDZIESTOLETNI WIE
WSZYSTKO
Powiada Marek Aureliusz, że mężczyzna czterdziestoletni, w którym
jarzy się iskra rozumu, przeżył wszystko i wie wszystko, co działo się z
ludźmi przed nim i co jeszcze może się z nimi dziać w czasach, jakie
nadejdą po jego śmierci.
Szczegóły mogą być rozmaite i odmienne, ale fundamentalne
doświadczenie — wspólne dla każdego ludzkiego życia — w ciągu
czterdziestu lat faktycznie staje się udziałem każdego człowieka. Bowiem
zaznał namiętności, doświadczył stałości praw natury i wie z całą
pewnością, że jest śmiertelny. Więcej nie wiedział ani Cezar, ani
Antoniusz, ani Marek Aureliusz, i człowiek w ciągu dziejów nie dowie się
więcej o sobie samym i o świecie. Wszystko inne to już tylko powtarzanie.
O TYM, ŻE TEN, KTO CZEGOŚ SIĘ DOWIEDZIAŁ, BĘDZIE
OBOJĘTNY
Za wiedzą stoi obojętność. Gdy dowiesz się czegoś istotnego o życiu,
będziesz spokojny i obojętny.
Ta obojętność nie użala się. Nie oskarża, nie odpytuje, nie domaga się
zemsty, ni zadośćuczynienia, ni wyjaśnienia. Wszystko, co ludzkie, jest
beznadziejne. Jedynie boskie jest pełnią, jedynie dusza nie jest
pozbawiona nadziei. Czegóż innego może chcieć człowiek niźli
obojętności, gdy ze swymi ludzkimi pragnieniami zwraca się ku temu, co
boskie? Człowiek wtajemniczony jest cichy. Wie, że pomoc jest
niemożliwa. Co najwyżej może nie szkodzić — innym i sobie. Czego
może się spodziewać ten, kto żyje ku śmierci, a jednocześnie żyje wśród
ludzi, a więc żyje w sprzeczności? Jeżeli jednak potrafi nakierować swoje
serce na spokój i pokorę — zazna nieomal
pocieszenia i słonecznej pogody.
O WYGODZIE I SAMOTNOŚCI
Na próżno mówimy — nie ma znaczenia ani nagana, ani uznanie
świata! wszystko przemija! — jeśli w głębi duszy nie czujemy, że
sumiennie wypełniliśmy naszą powinność wobec świata. Dobrze znam ten
rodzaj samooskarżenia. Nie tak trudno jest zrezygnować z tego, co oferuje
świat — z próżnego uznania, z niezliczonych zabaw, z możliwości
zaspokojenia aspiracji towarzyskich i materialnych — i odgrodzić się od
ludzi, i żyć tylko pracą, w ciasnym kręgu spraw, dla których podjęliśmy
człowieczą służbę. Zarazem nie tak łatwo to zrobić, ale też nie jest to
niemożliwe; nasze wycofanie się mają nam za złe, bo w takiej postawie
dopatrują się krytyki i pogardy dla rzeczy tego świata;
nazywają nas dziwakami, a jednocześnie pewien szacunek otacza
ponurego pustelnika, i właśnie ten szacunek zaspokaja naszą próżność.
Poza tym, odgradzając się od ludzi, wyzwolimy się od wielu
niedogodności.
A przecież jakiś głos szepcze nam, że postępujemy dla własnej
wygody, samolubnie, gdy rezygnujemy ze styczności z ludźmi i, uciekając
w wyniosłą samotność pustelnika, błąkamy się po pustyni naszego dzieła i
naszego sposobu bycia. Po pierwsze, każdy pustelnik — wedle
francuskiego przysłowia — który dokładnie zna rozkład jazdy, jest
podejrzany; większość z tych, którzy się stali pustelnikami, czy to wskutek
obrazy, czy też na skutek kompleksu niższości, doskonale zna czas
odjazdu pociągów, które mogą ich z powrotem zawieźć do świata! — a
wokół większości wielkich samotników unosi się aura próżności, niczym
zorza polarna, która tylko lśni, ale nie ogrzewa i nie daje światła. Wreszcie
nie każdy ma prawo być samotnikiem. Tylko ten ma prawo do samotności,
tylko ten ma rzeczywiście prawny tytuł do odgrodzenia się od ludzi, kto w
ten sposób lepiej potrafi służyć sprawie człowieka. Nikt bowiem nie ma
prawa być samotnikiem z powodu spleenu, uporu albo próżności. Ale jeśli
natura naszego temperamentu lub charakter naszej pracy, którą chcemy
służyć człowiekowi, są takie, że niezbędna jest nam samotność, wtedy i
tylko wtedy możemy unikać towarzystwa ludzi. Wszelako taki robotnik i
taka praca są czymś rzadkim, i człowiek, który wybiera samotność,
najpierw powinien gruntownie rozliczyć się z własnym sumieniem.
O TYM, ŻE O WSZYSTKIM ROZSTRZYGA CZAS
Kiedy życie, jakaś ludzka sytuacja zmusza cię do podjęcia decyzji,
pamiętaj, abyś ją podjął w granicach prawa zmian, ponieważ każda
decyzja tylko w czasie otrzymuje ostateczną moc i postać.
Decyduj się, ale nie tak znów bezwzględnie! Nie za wszelką cenę! Nie
tak zupełnie! Daj ludzkiej decyzji tę możliwość gry, jaka jest konieczna,
aby mogła dostosować się do świata i czasu, a także usytuować się
pomiędzy ludzkimi zamiarami a prawami zmiany. Nie chciej przysięgą,
gwoździami i młotkiem przytwierdzić raz na zawsze tego, na czym ranek i
noc stale coś zmieniają, na czym również twoje serce i rozum — dzisiaj,
jutro, wiecznie — coś polerują, zmieniają, przetwarzają. Daj decyzji czas i
przestrzeń, aby znalazła swoje prawdziwe miejsce i formę w świecie.
Decyduj, ale nie za bardzo! Decyduj się, ale nie bezwarunkowo! Działaj,
ale jednocześnie wszystko powierzaj czasowi. Zobaczysz, na drugi dzień
albo za rok, że nie ty decydowałeś, lecz ta wielkość, w której rozstrzyga
się każda ludzka sprawa — czas.
O PRÓŻNOŚCI
Czy najwięcej i najokrutniej nie cierpiałeś z próżności? Czy nie
chciałeś stale czymś się popisać? Biegłością umysłu i ducha, albo też
innymi, bardziej podejrzanymi i śmieszniejszymi, uzdolnieniami,
towarzyską przebojowością, swoim entree lub znajomością ludzkich
rzeczy? Kręciłeś się na targowisku świata i byłeś tak śmieszny, jak clown
na posypanej trocinami cyrkowej arenie, kiedy naśladuje niebezpieczne
pokazy poskramiaczy zwierząt i siłaczy. I dlaczego nigdy nie pomyślałeś,
że poklask, jaki możesz zdobyć, jest tylko przypadkowym poklaskiem
nudzącego się, zawistnego i dziecinnego tłumu? Jedna chwila samotności,
samopoznania, kiedy przezwyciężyłeś próżność, więcej dała tobie i światu
niż wszystkie żałosne przedstawienia, jakie dawałeś przed światem. Jeden
gest pokory jest bardziej bohaterski niż wszystkie cyrkowe numery, jakie
ludzie oklaskują. Pomyśl o tym, póki nie jest za późno.
O TYM, ŻE PIĘKNO JEST KRUCHE
Jesteś niespokojny, bo twoje zmysły drażni i prowokuje ta piękna,
młoda kobieta, i obawiasz się, czy swojej urody i młodości nie dzieli z
innymi? A czegóż ty się po niej spodziewasz? Jakichś ślubów
klasztornych, ponurej wierności? Nie po to jest piękna i młoda. Pomyśl
tylko, jak wielką troską i zmartwieniem jest dla niej to kruche piękno i ta
przemijająca młodość, ten okrutny dar, jakim Stwórca ją pobłogosławił i
ukarał — to piękno, które z każdym dniem, z każdą chwilą zmienia się,
przemija, staje się coraz bledsze i kruchsze? Czy ona może myśleć o
czymś innym, czy może oddać swoje serce czemuś innemu niż własnemu
pięknu i własnej młodości, czy może zajmować się czymś innym,
prawdziwie i bez reszty, wedle swego serca i dla swojego dobra? To tak,
jakbyś chciał zatrzymać słoneczną chwilę poranka albo swoiste
oświetlenie morza, jakbyś życzył sobie, aby świat na wieki pozostał
właśnie taki! Ucz się skromności, ciesz się pięknem, ale nie oczekuj od
niego więcej nad to, co może dać. Natomiast ciepła życia szukaj gdzie
indziej — piękno jest zimnym płomieniem, nie można się przy nim
ogrzać.
OGÓLNIE O CHOROBIE
Chorobę należy przyjmować z taką samą pokorą, z jaką przestępca
przyjmuje zasłużony i sprawiedliwy wyrok. Albowiem choroba zawsze
wynika z konfliktu naszego charakteru, natury, gniewu i namiętności,
słabości i grzesznych skłonności. Jeżeli na ulicy potrącił cię tramwaj,
również i ty jesteś przyczyną tego wypadku — dlaczego nie
byłeś bardziej czujny, rozważny i przezorny niż nieprzyjazny świat!
Nie mówię, że zachowując zdwojoną czujność, rozwagę i przezorność,
możesz uniknąć choroby. Choroba jest jednym z naturalnych rekwizytów i
instrumentów życia, które wszystko stwarza i wszystko niszczy. Jednakże
tryb egzekucji zazwyczaj wybierasz sobie sam. Natura jest dobrotliwym
katem — jeżeli zechcesz, przydzieli ci mądry, pełen godności rodzaj
śmierci — ciche zgaśnięcie, powolne wypalenie się. Lecz jeśli nie
zachowujesz się stosownie do twojego charakteru — zakładając, że masz
dobry, ludzki charakter — przypiecze cię na wolnym ogniu. Pamiętaj o
tym, gdy zaatakuje cię choroba.
O TYM, ŻE OSZUKUJEMY LEKARZA
Ile razy szedłem do lekarza, nie umiałem uwolnić się od dręczącego i
upokarzającego uczucia, że oszukuję kogoś zacnego, kto zgodnie ze swoją
sztuką i znajomością człowieka zajmuje się mną
skrupulatnie i troskliwie, lecz całkowicie beznadziejnie. Bowiem
wszystko, co mógł mi zalecić — lekarstwa, niezwyczajne sposoby
leczenia, woda lub słoneczna kąpiel, proszki i płyny — może nawet
leczyło mi nerki, wątrobę albo serce, lecz nie mogło wyleczyć tego, co jest
jedyną przyczyną mojej choroby — mojego trybu życia, który wynika z
mojego charakteru, z głębi mojej natury i z moich skłonności. Dlatego my
obaj — lekarz i chory — zawsze się oszukujemy,
poważnie i grzecznie, najlepiej, jak potrafimy. Nie można wyleczyć trybu
życia, a odmienić go można jedynie na jakiś czas.
Dlatego sama natura, rozumnie, troszczy się o choroby — ponieważ
większość ludzi tylko podczas przymusowej kwarantanny, jaką jest
choroba, daje wypocząć swoim namiętnościom. il est quelque fois saine
d'etre malade — powiedział pewien Francuz. Najwięcej ludzi zmarłoby w
wieku czterdziestu pięciu lat, gdyby co jakiś czas nie odpoczęło sobie w
łożu boleści.
O UGODZIE
Najważniejsze jest, abyśmy naszą pracę, nasze skłonności i tempo
naszego życia godzili z wielkim i odwiecznym rytmem przyrody. Ruch
księżyca, zmiana kierunku wiatrów, skwar dnia, prądy nocy, wszystko to
tworzy nasz osobisty los, także porządek naszych dni powszednich —
człowiek słyszy z bardzo daleka przestrogi i ostrzeżenia, sygnały
ostrzegawcze wszechświata… Trzeba żyć jednocześnie ze słońcem i z
księżycem, z wezbraniem wód, z zimnem i ciepłem — nigdy przeciwko
światu, lecz zawsze w zgodzie z harmonią świata, z powszechnym
porządkiem stwarzania i niszczenia. Tylko ci potykają się w życiu, którzy
są wewnętrznie głusi na głosy świata.
O TYM, ŻE MUSIMY ŻYĆ TAKŻE SERCEM
Lecz jednocześnie musimy żyć także sercem, tym innym rytmem życia,
który jest bardziej tajemniczy i głębiej ukryty, trudniej poznawalny niż
porządek, wedle którego toczy się świat. Ten, czyje serce uderza w rytmie
osiemdziesiąt razy na minutę, nie może chcieć żyć jak wyczynowi
maratończycy. Stale należy słuchać tajemniczych sygnałów Morse'a,
wysyłanych przez nasze ciało i charakter, tych subtelnych i energicznych
wieści, które określają prawdziwą miarę twojego życia. Komu ambicja i
namiętność stępiły zmysły, nigdy już nie usłyszy tych dźwięków. Taki
człowiek żyje przeciwko rytmowi swojego ciała, duszy i świata; żyje w
sposób niegodny człowieka, a więc nieludzko pokutuje.
O TYM, ŻE MAMY PRAWO ZMIENIAĆ PRZEMOCĄ ŻYCIOWE
SYTUACJE
Męczy cię otoczenie i charakter twojej pracy, czujesz, że gdzie indziej,
pośród innych ludzi, w innych warunkach potrafiłbyś pracować z większą
energią i z prawdziwą satysfakcją. Współżycie z ludźmi
wyczerpało cię, rodzina, kochanka, przyjaciele są dla ciebie ciężarem,
coraz mocniej pragniesz nawiązać nowe kontakty. Znasz, po ciemku,
wszystkie zakamarki swojego mieszkania i masz nadzieję, że w nowym,
nowocześniejszym, wygodniejszym mieszkaniu odnajdziesz komfort ciała
i spokój ducha. Co więcej, do znudzenia znasz miasto, w którym urodziłeś
się, dorastałeś, stawałeś się mężczyzną. Ba, kraj, który jest twoją ojczyzną,
poznałeś jak górnik kopalniane szyby, w których przepracował
czterdzieści, pięćdziesiąt lat; znasz go nie tylko w poziomie, ale i w pionie,
znasz go ze wszystkimi jego niebezpieczeństwami i przepaściami. I
słyszałeś o innych krajach, o dalekich światach, gdzie warunki współżycia
ludzi są o wiele godniejsze. Dręczy cię zwątpienie, ponagla i popędza
pragnienie porzucenia miejsca pracy, rodziny, kochanek, miasta, ojczyzny,
aby jednym gwałtownym ruchem wyrwać się z tego wszystkiego, co
dotychczas było twoim środowiskiem.
W godzinie próby sprawdź swoje doświadczenia, swój umysł i
charakter, a świadom rzeczywistej natury rzeczy tego świata, zbadaj owe
pragnienia. Nowi ludzie nie mogą ci dać nic takiego, co mogłoby
zasadniczo zmienić twój stosunek do świata; bo tylko ty sam możesz dać
sobie coś istotnego. Podobnie w nowym miejscu pracy nadal będziesz
pracownikiem i od ciebie zależy, z jaką energią stworzysz sobie w nowej
sytuacji odpowiednie możliwości działania.
Wszystko zależy od ciebie. Bo właśnie w tym nowym mieście, w
obcym kraju, tam, gdzie warunki współżycia ludzi są o wiele godniejsze,
znajdziesz z czasem ten sam ludzki egoizm, chciwość, próżność i złą wolę,
to, co w ojczyźnie wydawało ci się nienawistne; bo zrąb ludzkiej natury
nie zmienia się za szlabanami, wyznaczającymi granice państwa. Poza tym
będziesz tam obcy; a być obcym to zawsze tyle samo, co być nędzarzem; a
jedno z praw ludzkich nakazuje, abyś zawsze, bezwarunkowo, pozostał
wierny swojej ojczyźnie, nawet wtedy, gdy ta ojczyzna, wzorem tyranów,
niegodnie traktuje swoje dzieci.
Kiedy zatem masz prawo zmieniać okoliczności swojego życia,
sytuacje, ramy? W każdym razie nie wtedy, gdy spodziewasz się, że dzięki
takiej właśnie decyzji zaspokoisz swoje pragnienia, skończysz z nudą i
weźmiesz odwet. Zostań tam, gdzie postawiło cię życie, wypełniaj swoje
obowiązki i napełniaj duszę prawdą; więcej nie możesz otrzymać w
nowym świecie ani też na południowych wyspach. Ale jeśli pewnego dnia
przekonasz się, że środowisko i warunki twojej pracy, twojego życia nie są
zgodne z twoim charakterem — wtedy i tylko wtedy zdecyduj się na
zmianę. I wiedz, że w obrębie każdej zmiany pozostaniesz ten sam.
O UBIERANIU SIĘ
W ogóle nie należy przejmować się ubiorem.
O DOBROWOLNYCH ŚLUBOWANIACH
Te śluby, jakie składamy sobie — od jutra nie robię tego czy tamtego,
żyję tak albo siak, nie zajmuję się tym czy tamtym — być może należy
przemyśleć jeszcze gruntowniej, niż przyrzeczenia składane innym
ludziom. Bowiem dane komuś słowo możemy odwołać, jeśli widzimy, że
świat zmienia się wokół naszego słowa, inaczej sytuują się ludzkie sprawy
wokół idei, uznanej kiedyś za prawdziwą i wyznawanej dobrowolnie.
Prawda również się zmienia. Ale słowo dane sobie znaczy tyle, że
zawarliśmy umowę z naszym charakterem, który się nie zmienia, i dlatego
nie można zmienić zawartej z nim umowy. Gdy świat wzgardzi nami, bo z
jakiejś przyczyny tyczącej kwestii sumienia nie potrafiliśmy dotrzymać
danego słowa, to tę wzgardę da się przeżyć, ponieważ z dwóch
układających się stron świat wcale nie jest wzorem cnót. Jeśli natomiast
oszukujemy własny charakter, to i wtedy da się dalej żyć, ale nasza
wewnętrzna postawa będzie niepewna, grzeszna i chwiejna.
O RYTMIE ŻYCIA
Nieustannie zmieniać rytm życia. Świadomie i uważnie wymieniać
pracę i odpoczynek, niedostatek i dostatek, trzeźwość i odurzenie, ba,
nawet zmartwienie i radość; świadomie wstawać od nakrytego
stołu życia, kiedy najwięcej wysypuje się z rogu obfitości, świadomie
sprzęgać ze sobą troski z zadaniami, które mają energię wychowawczą. W
żadnej sytuacji nie stawać się butnym. Fundamentem wszystkiego jest
boska myśl, duch, który rządzi światem; i ten duch nie znosi żadnej
zadufanej w sobie przyjemności, zarozumiałego zadowolenia, ślepawego,
leniwego samozaspokojenia. Zawsze kształtować się i zmieniać,
dostosowywać się i coś ofiarować, zawsze dawać, gdy coś otrzymujesz,
cokolwiek zdobyłeś, zawsze, tak czy inaczej, przekaż drugiemu… Byleby
nie żyć w pewności. Zawsze oczekiwać burzy i pożaru. A kiedy
nawiedza nas burza i pożar, nie dziwić się i nie lamentować. Spokojnie
mówić — zdarza się. I gasić, i bronić się.
O TYM, ŻE NICZEGO NIE TRZEBA SIĘ BAĆ
Jeżeli bronisz dobrej sprawy, czegóż możesz się bać? Bo i cóż ci się
może przydarzyć? Powalą cię, oczernią, zhańbią? Oskarżą, fałszywie
osądzą? Nic nie zmieni faktu, że broniłeś dobrej sprawy, a przeto dobre
było i to, co zrobiłeś, gdy włączyłeś się w obronę dobrej sprawy. Zatem
nie przejmuj się niczym i nikim, jedynie racją tej sprawy, której
powinieneś bronić. W końcu, w obliczu prawdy są bezsilni. Mogą cię
powalić, ale nie mogą pokonać, mogą cię oskarżyć, ale nie mogą wmówić
ci kłamstwa. Mogą ci odebrać życie, ale nie mogą odebrać prawdy. Tylko
wtedy nie jesteś w życiu samotny, gdy bronisz dobrej sprawy. W tym
procesie nie ma zapłaty ni nagrody. Ale nie ma też ugody. Dlatego nie bój
się wypowiadać tego, o czym w głębi duszy jesteś przekonany, że jest
prawdziwe.
O TYM, ŻE JESTEŚMY WOLNI
Kiedy stoisz naprzeciw możnowładców, zawsze myśl o tym, od kogo ci
ludzie otrzymali władzę. I co właściwie mogą uczynić przeciwko tobie.
Odebrać ci dobra, wolność, życie? I co potem? Drobniutki mikrob,
zakaźna bakteria także może pozbawić cię życia, które jest kruche i
nietrwałe jak życie owadów. Nie, najpotężniejszy pan nie ma prawdziwej
władzy nad twoją duszą, dlatego jest bezradny, jeżeli ty jesteś
sprawiedliwy, a on niesprawiedliwy. Tylko wtedy może uczynić coś
przeciwko tobie, jeżeli przyłapie cię na występku, a sam jest sprawiedliwy.
Dlatego nie myśl o tym, co powiesz możnowładcy, ani o tym, jak się
zachowasz; myśl o tym, że jesteś wolny, dopóki jesteś sprawiedliwy, a
możnowładca jest bezsilny wobec twojej prawdy.
O TYM, ŻE MĘDRCY TEŻ UMIERAJĄ
Każda książka, która uczy, jakie przyjąć stanowisko i jak się zachować
wobec śmierci, ma w sobie posmak czegoś upokarzającego i
zniechęcającego. Cała ta ars beatae moriendi, wszyscy mędrcy —
pogańscy w starożytności i chrześcijańscy w średniowieczu, stoicy,
wyznawcy wiary, humaniści, przyrodnicy czasów nowożytnych — usiłują
wpoić nam przekonanie, że śmierci w ogóle nie należy się bać. Jedni
proponują — jako obronę i postawę — pychę i wyniosłą godność, drudzy
mądrą łagodność i akceptację, jeszcze inni obojętność, jedni uwielbienie,
tęsknotę, jakby śmierć była najwyższym dobrem, zbawczym biletem
wstępu na drugi świat, przy czym wcale nie musimy się aż tak bardzo
spieszyć z kupnem tego biletu. Tak mówi Seneka, kiedy uczy obojętności,
ponieważ odsłania przed nami, jak to wszystko, co pozostawiamy na
ziemi, jest znikome, kruche i niegodne uwagi, tak mówi chrześcijanin
Boecjusz, tak też mówi przyrodnik Huxley, kiedy życie i śmierć postrzega
jako dwie odmiany swego rodzaju procesu chemicznego. Każdy mędrzec
stara się zająć stanowisko wobec lęku przed śmiercią.
To usiłowanie jest ludzkie i wzruszające. I właśnie dlatego zupełnie
beznadziejne. Pamiętaj, że mędrcy także umierają. I próżno mówią, że —
śmierć to jedynie zmiana — bo nie potrafią tą mądrością uspokoić naszych
serc ani też serc własnych. Ich rozum może i uznaje tę prawdę, lecz ich
serca pozostają nieukojone. Seneka umiera, szczękając zębami. Nie
wstydź się lęku przed śmiercią. Nie wstydź się przyznać, iż sprawia ci ból
myśl o tym, że masz pozostawić tę ohydną i wspaniałą pewność, życie, w
zamian za nieznaną i złowieszczo niepojętą niepewność, jaką jest śmierć,
zaprzestanie, nicość. Możesz się bać, ale spokojnie. Nie lamentuj, ale masz
prawo się bać. A zresztą, jeżeli ci to ulży na duszy, możesz sobie
lamentować. Nie chciej umierać z godnością, a więc kłamliwie. Umrzyj
tak, jak żyłeś — w ludzki sposób, zatem trochę po bohatersku i odrobinę
tchórzliwie.
O RZECZYWISTEJ POTRZEBIE
Więcej, o wiele więcej masz żywić się trawą, rośliną, owocem. Mniej,
o wiele mniej tłustym i czarnym mięsem! Masz jeść więcej ryb i
codziennie żytni chleb. Nigdy nie pić w ciągu dnia żadnych napojów
alkoholowych, a jeśli już pijesz, to tylko wieczorem, tylko po posiłku,
tylko czyste wino, nigdy o innej porze i nic innego. Jeśli piłeś któregoś
dnia, to przez następne dwadzieścia cztery godziny nie waż się tknąć
kieliszka. Masz słuchać szumu krwi, kiedy ze szczerym pragnieniem chce
wymieszać się z rytmem krwi drugiego ciała. Masz odwracać się od każdej
przygodnej pokusy. Masz wiedzieć, kiedy ty chcesz czegoś naprawdę, ty,
czyli twoje ciało, twój smak, twój temperament, a kiedy jesteś głodny lub
spragniony z żarłoczności, z próżności, z nudy lub kiedy jesteś ciekaw
swoich zmysłów.
Masz żyć podług rzeczywistych potrzeb twojego ciała i na miarę
twojego charakteru.
O WROGU
Są ludzie tobie obojętni, twoi przyjaciele, twoi przeciwnicy, którzy w
imię idei lub przekonania walczą przeciwko tobie. To naturalny porządek
życia, tylko w ten właśnie sposób — pomiędzy przyjaciółmi i wrogami, w
wielkim tłumie ludzi obojętnych życie ma chwile pięknego napięcia.
Co innego wróg. To nie jest przeciwnik, to coś znacznie więcej. Jakby
los wam dwóm kazał zmierzyć się w pojedynku bez żadnego powodu i bez
sensu. Wiesz o nim, tak jak on wie o tobie, choć drogi waszego
życia, waszych karier nigdy się nie skrzyżowały. Nienawidzi cię, nastaje
na twój kawałek chleba, na twoje życie — a przecież
nigdy nie zrobiłeś mu nic złego. Przez całe życie unikacie się i szukacie
wzajemnie.
Cóż możesz uczynić przeciwko niemu? Nade wszystko staraj się go
zrozumieć. On nadaje równowagę twojemu życiu. W przeciwnym razie
walka, jaką toczy twoje życie, byłaby niezdarna, koślawa. Potrzebujesz go.
Musisz pokonać samego siebie, aby móc pokonać jego. Musisz poznać
prawdę, abyś mógł mu przeciwstawić twoją rację. Musisz być lepszy, bo
on wierzy i rozgłasza wszem i wobec, że jesteś zły. Bóg wyznaczył go na
twojego towarzysza na ziemi. Macie wspólną sprawę, jak dwaj szermierze.
Nie przebij go przed czasem — w ogóle go nie przebij. On uczy cię żyć,
walczyć, bronić się. Wiedz, że potrzebujesz go.
O KOBIETACH W OGÓLE
KOBIETOM W PODZIĘCE
Dziękuję tobie, która mnie urodziłaś. I tobie, która zostałaś moją żoną.
I tobie, trzeciej, dziesiątej, tysięcznej, która posłałaś mi uśmiech, znak
czułości, ciepłe spojrzenie na ulicy, na odchodnym; pocieszałaś, kiedy
byłem samotny, ukołysałaś, kiedy bałem się śmierci. Dziękuję ci, bo byłaś
jasnowłosa. I tobie, bo byłaś biała. I tobie, bo miałaś piękne
ręce. I tobie, bo byłaś głupia i dobra. I tobie, bo byłaś mądra i wesoła. I
tobie, bo byłaś cierpliwa i wielkoduszna. I tobie, bo swoimi włosami
zakryłaś moją twarz, kiedy poniosłem porażkę i chciałem ukryć się przed
światem, i tobie, bo ciepło swojego ciała oddałaś mojemu ciału, kiedy
marzłem sam na sam z moim życiem. I tobie, bo urodziłaś mi
dzieci. I tobie, bo miękkimi palcami zamkniesz mi oczy. I tobie, bo dałaś
mi chleba i wina, kiedy byłem głodny i spragniony. I tobie, bo z
twojego ciała promieniowała rozkosz. Wielkie dzięki i tobie, bo byłaś
dobra jak zwierzęta. I tobie, bo twoje ciało miało ten sam zapach, co
ziemia u zarania życia. Wielkie dzięki kobietom, wielkie
dzięki.
O OJCZYŹNIE I PAŃSTWIE
Czy możemy nauczyć kogoś miłości ojczyzny? To tak, jakbym
powiedział — batem i knutem zmuszę cię, abyś pokochał samego siebie.
Ojczyzna — to nie tylko pola i góry, polegli bohaterowie, mowa
ojczysta, kości przodków na cmentarzach, chleb i kraj — nie. Ty jesteś
ojczyzną, ty od stóp do głów, w całej twej cielesnej i
duchowej istocie; ona cię urodziła, ona cię pogrzebie, żyjesz nią i
wyrażasz ją w każdej kalekiej, wspaniałej, gorejącej i nudnej chwili,
których suma tworzy twoje życie. A twoje życie jest chwilą w życiu
ojczyzny.
Nie umiem nauczyć cię miłości ojczyzny — szaleńcem jest ten, kto
zaprzecza samemu sobie. Twoja ojczyzna jest osobistością ponadczasową,
zwielokrotnioną w wymiarze historycznym. Ojczyzna jest losem, także
indywidualnym. To nieważne, czy kochasz ją, czy nie. Jesteście jednią. Ale
zdaje mi się, a nawet wiem, że ty… — słowem, uroczyście, w
piśmie i na podium — dajesz raczej świadectwo miłości i wiary w
państwo. Bowiem niczego nie należy oczekiwać od ojczyzny. Ojczyzna
nie daje odznaczeń, ni posad, ani chleba z masłem. Ojczyzna jedynie jest.
Ale państwo daje wyśmienite stalle, śliczne breloczki do twojego surduta,
pierwszorzędny ochłap, jeżeli sprawnie mu służysz, jeżeli chodzisz wokół
niego z kadzidłem, jeżeli — po męsku, z wypiętą piersią — wyznajesz
przed światem, że kochasz państwo, także wtedy, gdy łamią cię kołem.
Człowieka za coś takiego w ogóle nie łamie się kołem. I właśnie dlatego
każda miłość do państwa jest podejrzana. Ten, kto kocha państwo, kocha
interes. Ten, kto kocha ojczyznę, kocha przeznaczenie. Pomyśl o tym,
kiedy charczysz na podium i bijesz się w piersi.
O HAŃBIE I BÓLU INNYCH
Ten, kto chce, opancerzony, wytrwać — w sposób godny człowieka —
w bezlitosnym boju życia, postępuje właściwie, gdy wychowuje samego
siebie nie tylko dla bezstronnej i bezwzględnej sprawiedliwości, ale i dla
nieustraszonej dumy, w pogardzie dla wszelkiego rodzaju intryg i
niebezpieczeństw, patrząc z góry na wszelkie sytuacje, w jakich może
znaleźć się człowiek. Wyniosłość nie oznacza w moim rozumieniu
aroganckiej obojętności, lecz umiejętność zachowania zimnej krwi przez
człowieka rozumnego i z charakterem w obliczu rozmaitych ciosów, jakich
nie szczędzi nam życie. Na ludzką nikczemność, nędzę, splot
nieszczęśliwych wypadków i tragedii, wszelkie prawdopodobieństwa,
jakie każdej chwili czają się dokoła nas, aby obalić to, co — środkami
naszej sztuki — budowaliśmy w nas lub w świecie, aby zakłócić
spokój naszej duszy, zatruć względne zadowolenie z naszego życia, ukraść
to, do czego godziwie doszliśmy — na to wszystko nie można patrzeć z
dostatecznej wysokości, obojętnie, okiem chłodnym i wyniosłym.
Jedynie wówczas nie mamy prawa pozostać zimni i wyniośli, kiedy
widzimy, że poniżają i dręczą niewinnych. W takich razach niechaj
człowiek nie próbuje, niewzruszenie i zimno, spoglądać na ludzką nędzę z
wyżyn poglądów, mądrości czy postawy. W swojej sprawie pozostań
wytworny, chłodny, nieczuły i hardy. W sprawie nędzy
drugich bądź wrażliwy, zapalaj się, działaj — nie wahaj się być ciężarem
dla możnych, bądź natrętny, proś, gdy trzeba, nie szczędź siebie,
dopuszczaj się wszystkiego, aby pomóc. W sprawie drugich nie możesz
być bezstronnie i na chłodno mądry, ni dumny, ni wyniosły. Ból i
poniżenie niewinnych zobowiązuje cię do tego, abyś porzucił nagie skały
twojego spokoju. Wtedy, tylko wtedy nie masz prawa pozostać samotny i
dumny. Dobrze to sobie zapamiętaj!
O SUMIENIU
Tylko sumienie może być twoim sędzią, katem albo protektorem, nikt
inny! Gdy piszesz, zdajesz sprawę tylko własnemu sumieniu, nikomu
innemu. Obojętne, czego oczekują od ciebie, obojętne, jak cię ukarzą,
jeżeli nie dasz im tego, czego się po tobie spodziewali, lub tego, co chcieli
usłyszeć! Więzienie i wstyd, pręgierz i sponiewieranie,
fałszywe oskarżenie i słowne upokorzenie, bieda i nędza, wszystko to
prawdziwie nie dotyka. Tylko twoje sumienie potrafi cię ukarać, tylko ten
tajemniczy głos może powiedzieć — zawiniłeś. Albo — jest dobrze.
Reszta to mgła, dym, nicość.
O TYM, ŻE NIKT NIE MOŻE OBRONIĆ PISARZA
Wielekroć urządzano na mnie nagonki i inicjowano napaści — w
karierze pisarza takie nagonki są nieuniknione, niekiedy przyjmują obrót
zgoła niebezpieczny dla jego życia — i przekonałem się, że żadna
interwencja z zewnątrz nie może obronić pisarza. Ani żadna władza, ani
sąd, ani pomoc kolegów po piórze, ani nawet szczery zapał ludzi mu
życzliwych, ani mądrość doświadczonych. Pisarza bronią tylko i
wyłącznie jego dzieła. I nawet nie jakość jego dzieł, które często są
nierówne, ale zamysł, który prześwietla cały jego pisarski dorobek. Ten
zagadkowy promień i siła, które — jakoś tam, czyli względnie —
sprawiają, że pisarz jest nie do zranienia. Pisarz tylko wtedy może
przegrać, gdy udowodnią mu, że ów zamysł nie był szczery. Wtedy pisarz i
jego dzieło popełniają harakiri. Wszystko inne niewiele się
liczy — ani oskarżenie, ani obrona.
O CZYTANIU
Czytać należy intensywnie. Czasami powinieneś czytać z
intensywnością większą od tej, z jaką pisano tekst, który czytasz. Czytać
należy gorliwie, z pasją, z uwagą i bezlitośnie. Autor może
paplać, lecz ty czytaj rozumnie; każde słowo, jedno po drugim, tam i z
powrotem, wsłuchując się w książkę, wypatrując śladów, które prowadzą
w gąszcz, uważając na tajemnicze sygnały, które sam autor mógł
przeoczyć, gdy kroczył naprzód w puszczy swojego dzieła. Nigdy nie
należy czytać lekceważąco, od niechcenia, jak ktoś, kogo zaproszono na
królewską ucztę, a on tylko dłubie końcem widelca w potrawach. Czytać
trzeba elegancko, wielkodusznie. Czytać należy tak, jakbyś w celi śmierci
czytał ostatnią książkę, którą ci przyniósł strażnik więzienny. Czytać
trzeba na śmierć i życie, bo to największy ludzki dar. Pomyśl — tylko
człowiek umie czytać.
O PORZĄDKU I OPATRZNOŚCI
Przekonałem się, że u fundamentów ludzkiego życia jest porządek. A
ponieważ życie ludzkie jest najbardziej skomplikowaną formą dzieła
Stworzenia, można domniemywać, że gdzie indziej również jest porządek
— w świecie egzystencji prostszej i prymitywniejszej, w przyrodzie skał,
szopów praczy, gadów i planet. We wszystkim jest porządek, rzeczy i
sprawy dochodzą do nas także wtedy, gdy nawet nie ruszymy palcem,
porządek jest także w tym, że co jakiś czas dajemy znak palcem albo
głową po to, by rzeczy i sprawy dotarły do nas, abyśmy my dotarli do
pewnych miejsc, ludzi, myśli, z którymi łączy nas coś osobistego i
nieuchronnego. Wierzę, że we wszystkim jest porządek.
Ale wierzę również, że za tym porządkiem jest zamysł, którego nie
znam. Nazwij go, jak chcesz. Ja nazywam go Opatrznością. Ów zamysł
troszczy się o mnie, osobiście, karze mnie, prowadzi, urządza moje
sprawy, pcha w głąb, każdej chwili kontroluje, buduje wokół mnie świat i
mnie buduje w tym świecie, wykorzystuje mnie. Kto sobie tego z czasem
nie uzmysłowi, znaczy to, że jest ślepy i głuchy. Za wszystkim jest
Opatrzność — w to również wierzę.
O SPRAWIEDLIWYM ORZEKANIU
Z takim samym poczuciem sprawiedliwości orzekaj we własnej
sprawie, z jakim zwykłeś orzekać w sprawie drugich. Względem siebie nie
wolno ci być niecierpliwym, niesprawiedliwym, przesadnie
wymagającym. Jeżeli chcesz, aby świat uznał twoją ludzką wartość, ty
sam musisz ją uznać. Zachowuj się przeto odpowiedzialnie, bądź cierpliwy
i wielkoduszny. Nie wymagaj od siebie więcej, ani niczego innego, ani
niczego gorszego ponad to, co uważasz za sprawiedliwe względem innych.
Nie można być bezwzględnie wymagającym wobec siebie. Staraj się być
skromniejszy, wiedz, że twoje siły są żałośnie ograniczone. W pracy,
w zaspokajaniu ambicji i wszelkich ludzkich pragnień — miarkuj nie tylko
siebie, ale i innych. Nie wystarczy współczuć ludziom; współczuj także
sobie. Bo ty także jesteś człowiekiem — tak łatwo o tym zapomnieć
pośród powszechnej rywalizacji. Nie tylko inni zapominają; najczęściej ty
sam.
O DUSZY I WŁADZY
Palącym pytaniem każdego dawnego filozofa było — co człowiek ma
w swojej władzy? I wszyscy odpowiadali jednogłośnie — tylko swoją
duszę.
To najstarsza, ba, jedyna prawda, której sens człowiek poznał i uznał za
bezwarunkowo prawdziwy. Czas, doświadczenie, odczuwanie i zaduma
nie odmieniły tej prawdy. Tylko nasza dusza jest w naszym władaniu, nic
innego. Lecz jest to władza nieograniczona. Nikt nie może nam pomóc,
nikt nie może nam odebrać władzy sprawowanej nad naszą duszą, nie ma
takiego tyrana, nie ma takiego systemu społecznego, prawa naturalnego,
które mogłoby nam przeszkodzić, iżbyśmy byli wolni w naszej duszy. Jest
to wolność absolutna. I stosując miarę tej wolności, każda inna wolność,
jaką może nam dać społeczeństwo, władza i pieniądze, jest ułamkowa
i względna.
O LEKARZACH I STRONACH ŚWIATA
W średniowieczu istniało przekonanie, że lekarze przynoszą z sobą
choroby do pewnych miejsc, niczym materiał niezbędny do wykonywania
ich rzemiosła. Monteskiusz, po kilku stuleciach, przeciwstawił się owemu
przesądowi.
Nie lekarze przynoszą choroby, lecz choroby przynoszą lekarzy.
Rzeczywiście widzimy, że każdej stronie świata odpowiada inny lekarz.
Sposób leczenia, który ma gorących i mądrych zwolenników w Paryżu, nie
skutkuje w Konstantynopolu. Lekarstwo, które niezawodnie działa w Oslo,
nie działa już tak pewnie w Marsylii i Budapeszcie. Lekarz,
który w Londynie przywrócił życiu tysiące chorych, jest bezradny w
Bagdadzie, gdy los go tam rzuci. Człowiek choruje i leczy się nie tylko
stosownie do swojej natury i obyczajów, ale i części świata, w której żyje.
Co w Helsinkach jest środkiem przeczyszczającym, w Chartumie
powoduje obstrukcję, a skurcz żyły, który w Budapeszcie bez
wątpienia ustępuje pod działaniem piramidonu, w Chinach nie ustępuje,
jakkolwiek mandaryn także zażywa piramidon. W Budapeszcie
połykamy pół grama chininy, a na Sumatrze nabieramy jej łyżeczkę do
herbaty. Wiele przyczyn składa się na to, że człowiek jest chory lub
zdrowy. Pamiętaj o tym, kiedy wymyślasz lekarzowi.
O TYM, ŻE ZDRAJCY NIE TRZEBA ŻAŁOWAĆ
W procesie przeciw człowiekowi, kiedy tylko jest to możliwe, należy
wydawać wyrok uniewinniający. Tylko wówczas nie, gdy oskarżonego
uznasz winnym zbrodni zdrady, zaplanowanej na chłodno i bez pośpiechu.
Już prędzej można wybaczyć zabójcy niż zdrajcy. Zabójca zazwyczaj
działa w afekcie i płaci za to całym swoim życiem. Zabójca i ofiara są
zwykle ze sobą powiązani wedle ukrytego i niepojętego prawa. Zabójca
najczęściej trafia na szubienicę. Ale zdrajca ściska ci rękę, zdrajca patrzy
ci w oczy, wypytuje o twoje plany, wzdycha z tobą, jęczy, zaklina się.
Nigdy nie wybaczaj zdrajcy. Dla zdrajcy nie miej litości. Kto raz zdradził
— wszystko jedno, czy to mężczyzna, czy kobieta — dla tego nie ma już
żadnej próby, usprawiedliwienia, rozgrzeszenia. Usuń go ze swego życia.
Przyglądaj się jego losowi bez współczucia. Jest bowiem ostatnim z ludzi
we wspólnocie i w życiu prywatnym. Nie ma dla niego usprawiedliwienia.
O PODRÓŻY
Nie wolno podróżować samemu. Samotny podróżny wykonuje coś w
rodzaju pracy przymusowej. Podróżować można jedynie w towarzystwie
taktownym, budzącym zaufanie. Towarzystwo kobiety o duszy wrażliwej i
czułej bądź uważnego i cierpliwego przyjaciela uwielokrotnia przeżycia
doznawane w podróży, potęguje barwność rzeczy godnych zobaczenia,
pomaga zrozumieć to wszystko, co pokazuje nam szlak podróży i sam
świat.
Bo człowiek tylko w towarzystwie potrafi oglądać i odczuwać świat.
Towarzystwo przydaje ludzkiego wymiaru posępnemu czarowi podróży,
ustawicznej zmianie. W latach moich wędrówek po świecie często
podróżowałem sam, z małym bagażem, zawsze rozgorączkowany,
niespokojny, goniący za czymś. Brakowało mi mądrego towarzysza, który
by stał przy mnie w trakcie pełnego niebezpieczeństw i niepokojów
doświadczania świata, który by mnie ostrzegał, który by dzielił ze mną
posępną samotność zajazdów i obyczaje kolei, przyprawiające o rozstrój
nerwowy. W towarzystwie odpowiedniego człowieka możesz odbyć
podróż dookoła świata, a będzie ci się zdawało, że wszystko to trwa jedną
chwilę. W pojedynkę jedynie wleczesz się przez świat, nawet jeśli jedziesz
ekspresem albo lecisz samolotem.
O TYM, ŻE NIC NIE MOŻE CIĘ PRZESTRASZYĆ
Cóż może cię przestraszyć, jeśli twoja dusza jest spokojna? Jeżeli
pokonujesz próżność, lubieżność i chciwość? Jakież potęgi mogą cię
dręczyć, jeżeli ty sam nie zadręczasz siebie? Czym jest więzienie, jeżeli
wolna jest twoja dusza? Czymże jest śmierć, jeżeli poznajesz świat i
własną duszę i nie dbasz o błahostki? Doprawdy, byłeś jak dziecko, które
jest nieszczęśliwe, bo nie otrzymuje tego czy tamtego. Zawsze myśl tak —
nie mam władzy ni majątku, może nawet i zdrowia. a jakiż jestem potężny,
jakże bogaty i jaką mam przewagę nad innymi, bo moje pragnienia
nakierowałem na prawdę i prawdziwość rzeczy, a moja dusza jest wolna!
Tego nikt nie może ci odebrać i nikt nie może ci dać nic więcej.
O NIKCZEMNOŚCI I POMOCY
Skala ludzkiej nikczemności jest tak nieograniczona, temperatura tak
wysoka, pomysłowość tak oryginalna i urozmaicona, formy, w jakich
objawia się, tak zaskakujące, że niekiedy cofamy się przed nią i czujemy,
że jest to największa ludzka siła.
Później przekonujemy się, że gdziekolwiek naciera ludzka
nikczemność, tam natychmiast pojawia się ludzka pomoc. Najczęściej ów
zamysł pospieszenia z pomocą jest bardziej nieudolny niż
nikczemność, bardziej tchórzliwy i niezdecydowany. Trudniej jest
zorganizować energię pomocy. Ale zjawia się, nieproszona, niekiedy
bardzo zawstydzona, i naraz zmuszony jesteś dostrzec, że w obliczu
nikczemności budzi się w człowieku gotowość pospieszenia z pomocą.
Czasami za późno. Czasami niedoskonale. Jednak w końcu tryumfalnie.
Przekonałem się o tym.
O TYM, ŻE ŻYJEMY PODŁUG LUDZKIEJ MIARY
Czy jesteś zmęczony życiem? Tak, pewnego dnia czujesz, że
przychodząc na świat, podjąłeś się zadania ponad siły.
Zbyt wiele było oporu, zbyt wiele nieobliczalnego, nieprzyjaznego,
zbyt wiele niegodziwości, beznadziei, zbyt wiele zadań, zbyt wiele
cierpień i rozczarowań. A czy nie przychodzi ci na myśl, że
właśnie to zbyt, to wiele nadało twojemu życiu rangę i przydało mu
wartości? Czy nie czujesz, że miałeś swoje zadanie, osobistą sprawę? Czy
nie czujesz, że natura, co tak nierozumnie przesadza i trwoni, wyróżniła
cię tym, iż stworzyła cię człowiekiem i wyznaczyła ci zadanie na ziemi
podług ludzkiej miary? Czy możesz być inny niż zmęczony? To właśnie
było twoją sprawą na ziemi — abyś żył i abyś się zmęczył.
O TYM, ŻE PAKOWANIE SIĘ POSTARZA
Podróżuj, ale z małym bagażem. Podróżuj, ale w każdej chwili
pamiętaj, że w podróży nigdzie nie usiedzisz dłużej na jednym miejscu.
Nie trać wiele czasu na porządkowanie bagażu, nie zabieraj na drogę zbyt
wiele rzeczy. Pakowanie się postarza.
Drobne, uboczne zadania postarzają szczególnie podstępnie.
Marudzenie, nadmierne komplikowanie powszedniego ceremoniału, gniew
z powodu urwanych guzików, zmartwienie wywołane nie wysłanymi w
porę listami, pakowanie się w czasie podróży. Człowiek starzeje się nie
tylko dramatycznie — gdy powiewa białymi kędziorami, gdy zwapniają
mu się żyły, nie. Człowiek starzeje się przed czasem także wtedy, gdy
brudna bielizna już po tygodniu nie mieści się w jego walizce, choć przed
tygodniem, wyprasowana, doskonale się w niej mieściła. Podróżuj lekko,
jak ptaki. W ten sposób dotrzesz dalej i pozostaniesz młody.
O ROZLICZANIU SIĘ
Pewnego dnia trzeba się rozliczyć ze wszystkiego. Ale to ze
wszystkiego. Rzecz to nieuchronna. I jakkolwiek to odkładasz — to, w
czym się myliłeś, co jesteś dłużny, przed czym stchórzyłeś, w czym jest
twoja wina, z tego wszystkiego rozliczysz się pewnego dnia. Dlatego
bezustannie wzmacniaj swoją duszę — bo nie jesteś bez grzechu. A kiedy
prowadzą cię na stos, powtarzaj w duchu — jestem niewinny, ale jestem
też winny. I rozlicz się dobrowolnie, wprzód, nim tego zażądają — czyń
roztropnie, a ludzie będą cię bardziej szanować, jeżeli to uczynisz. Nie
zwlekaj z tym rozliczeniem. Bo i na co możesz liczyć? Jesteś
człowiekiem, a przeto jesteś winny.
O MARCHWI
Przekonałem się, że drobno utarta, surowa marchew, podlana sokiem
cytrynowym, jest nie tylko orzeźwiającym pożywieniem, lecz koi nerwy, a
zwłaszcza nerwy oczne. Słyszałem — osobiście tego nie doświadczyłem
— że jeden z komponentów marchwi, karoten, pod każdym względem
wzmacnia nerwy wzrokowe i niekiedy zapobiega procesowi
ślepnięcia, powoduje zanik tworzącego się bielma. Nie jest to pewne, lecz
możliwe. Natomiast pewne jest, że podlana sokiem cytrynowym surowa
marchew, którą w trakcie posiłku możemy spożywać zamiast sałaty,
wzmacnia organizm, orzeźwia, jest w niej coś pożytecznego
i uzdrawiającego. I na pewno nie szkodzi. Tak samo polecam obfite
spożywanie nieobranych jabłek — jeśli w sezonie, to codziennie jedno —
oraz picie soku cytrynowego i pomarańczowego. Zauważyłem, że w tych
latach, kiedy pod koniec zimy spożywam obficie marchew, piję sok
cytrynowy i pomarańczowy, jestem odporny na przeziębienie i choroby
zakaźne.
O LUDZKIM MATERIALE
Przez pięć, dziesięć tysięcy lat nie zmienił się materiał ludzki. Zmieniły
się tylko kostiumy, ustroje i warunki życia. To, co jest człowiekiem —
dusza i charakter — nie zmieniło się. W mieście Ur,
w Babilonie, żyli tacy sami ludzie, jak w dzisiejszym Budapeszcie — tak
samo postrzegali w swoich duszach świat i dokładnie tak
samo reagowali na świat. Tyle że — bez narzędzi — bliżej byli tajemnic
świata, bliżej czasu, bliżej gwiazd i migowego języka natury. Mieli
subtelniejszy słuch, wzrok — nawet i bez teleskopu ostrzejszy, więcej
postrzegający, czulszy, więcej przeczuwający, więcej ogarniający. Materiał
ludzki nie zmienił się, ale człowiek — dzięki paru geniuszom i
przyrządom — jest w cywilizacji technicznej bardziej ślepy i głuchy, niż
był u zarania ludzkich dziejów. Gnuśniejszy i głupszy. Lepiej
poinformowany i zarazem mniej wykształcony. Wydaje mu się, że za
pociśnięciem guzika kieruje wszechświatem. Ta olbrzymia struktura —
cywilizacja — skazała człowieka na wygnanie z wielkiej, tajemniczej,
intymnej wspólnoty świata.
O TYM, ŻE POWINIENEŚ UCZESTNICZYĆ W SPRAWIE
TYCZĄCEJ LUDZI
Dokądkolwiek uciekasz, w pracę, w rolę, którą pragniesz odegrać, w
postawę, jaką chcesz przyjąć, ludzie nie pozwalają ci odejść, ciągną za
tobą, żądają, abyś uczestniczył w ich akcjach, dzielił z nimi troski,
nadzieje, plany, szarpią cię za poły płaszcza, napadają, wyrzekają się
ciebie, jeżeli uchylasz się od wspólnych zadań. Musisz pogodzić się — a
to niełatwe, jeśli jesteś artystą, człowiekiem myślącym, naturą
kontemplacyjną — z tym, że powinieneś być z ludźmi. Powinieneś płakać
z nimi i śmiać się z nimi, bo szczęśliwy i zadowolony możesz być jedynie
o tyle, o ile oni ci na to zezwolą.
ale ludzie — powiadasz — tylko w pojedynkę są ludźmi
odpowiedzialnymi, czującymi, zdolnymi do współczucia; w tłumie są
niczym sfora; zagrzewają ich najtańsze hasła, pierś tłumu rozpierają
najnikczemniejsze żądze. jakże mam brać udział w ich sprawach, jeżeli nie
chcę, aby ucierpiała moja dusza?
Mogę ci odpowiedzieć jedynie tak — zachowaj wolność swojej duszy,
a pozostaniesz sprawiedliwy. Kiedy tłum zażąda od ciebie czegoś, z czym
nie godzi się twoje sumienie, odmów spełnienia jego żądania. Wszystko
jedno, jaka jest cena i jakie będą następstwa takiej postawy. Granicę twojej
solidarności wyznacza sprawiedliwość. Ty także masz swoje prawo i
swoją władzę, nie tylko oni. Tym prawem i władzą jest prawda — mogą ci
rozbić głowę, ale tej władzy nie mogą ci odebrać.
O ZAWIŚCI
Są ludzie nieuleczalnie okaleczeni, których chciwość i próżność skaziła
tak głęboko, że nie ma żadnego sposobu, aby się zbliżyć do ich chorej
duszy i zjednać ją sobie. Takim ludziom współczuj, lecz ich omijaj. Nie
ma takiego wielkodusznego uczynku, bezinteresownej postawy, dzielnego
i szlachetnego podejścia, które mogą pomóc tym ludziom. Osobliwie
zawiść dręczy tych ludzi. Wymiotują żółcią, krzyczą we śnie, miotają się
w swoich legowiskach jak epileptycy, plują pianą, gdy widzą, że ktoś
zdobył coś z łaski życzliwego losu, że czegoś w życiu dopiął. To ludzie
chorzy, zaraźliwie chorzy. Unikaj ich towarzystwa, nie sądź, że
argumentacja i dowód mogą ich przekonać. To tak, jakbyś chciał
udowodnić trędowatemu, że zdrowi są bezgrzeszni i niewinni! Nie
uwierzy ci. Gdy odkryjesz przed nimi prawdziwy powód ich choroby,
znienawidzą cię. Gdy chcesz oddziaływać na ich uczucia, chwytają za
maczugę. Tak głęboko pogrążają się w swoich gniewach, jak zesłaniec w
swoim wygnańczym losie — nie widzą innego wyjścia niż zemsta. Nie
układaj się z nimi, omijaj ich i znoś ich istnienie na ziemi jak dopust losu.
O PRZESTRZEGANIU PORZĄDKU RUCHÓW
Uważaj, aby nigdy nie działać w pośpiechu, w pracy, w życiu
towarzyskim, także w powszednich czynnościach podporządkuj się
surowym konsekwencjom faktów i sytuacji. Nie próbuj dwiema rękami
robić to i tamto w tej samej chwili. Kiedy piszesz list, nie rozmawiaj przez
telefon. Kiedy palisz, nie chciej w tym samym czasie leczyć się z kataru
tchawicy. Kiedy czytasz, nie słuchaj muzyki. I nade wszystko — uważaj
na głęboki porządek zadań i sytuacji. U podstawy rozlicznych ludzkich
zadań tkwi swego rodzaju zręczność; nie zawadzi się jej nauczyć. Gdy coś
chwytasz, chwytaj obiema rękami, i to mocno; gdy coś wypuszczasz,
wypuszczaj świadomie i ze wszystkimi konsekwencjami; gdy
mówisz, niech twoje słowa trwają w czasie jak kamień; gdy cieszysz się z
czegoś, ciesz się bez zastrzeżeń. W życiu jest również coś z rzemiosła; dni
powszednie mają swoich mistrzów, mają też swoich partaczy. Uważaj na
swoje gesty. Przyczyną większości ludzkich nieszczęść jest nie greckie
fatum, lecz niezręczność, gnuśność, niedbałość. Wyucz się tego fachu —
życia, pozostań mistrzem życia każdym swoim gestem i czynem.
O PRZYJAŹNI
Nie istnieje związek między ludźmi, który byłby głębszy, bardziej
poruszający, niż przyjaźń. Ileż jest egoizmu i próżności wśród
zakochanych, a także w związku uczuciowym, łączącym rodziców i
dzieci! Tylko przyjaciel nie jest egoistą; w przeciwnym razie żaden z niego
przyjaciel. Jedynie przyjaciel nie jest samolubny, bowiem nie dla siebie,
ale dla przyjaciela pragnie wszystkiego, co dobre i piękne. Kochanek
(kochanka) zawsze czegoś się domaga; przyjaciel niczego nie oczekuje dla
siebie. Dziecko zawsze chce coś dostać od rodziców, chce przeróść ojca;
przyjaciel nie chce otrzymywać ni przerastać. Nie ma w życiu człowieka
bardziej tajemniczego, szlachetniejszego daru niż skąpa w słowa,
wyrozumiała, cierpliwa i ofiarna przyjaźń. I nie ma nic rzadszego.
Montaigne, kiedy zadumał się nad uczuciem, jakie wiązało go z La
Boetie, powiedział — byliśmy przyjaciółmi… bo on to był on, a ja byłem
ja. Nad wyraz to precyzyjne. A Seneka w jednym z listów
do Lucyliusza pisze tak — ten, kto jest przyjacielem, kocha, lecz ten, kto
kocha, nie zawsze jest przyjacielem. To stwierdzenie — to
nawet więcej niż precyzja — to już sama prawda. Każda miłość jest
podejrzana, bowiem w jej popiele tli się samolubstwo i sknerstwo. Jedynie
sympatia przyjaciela jest bezinteresowna — nie ma w niej interesu ani gry
uczuć. Przyjaźń jest służbą, mocną i poważną służbą, największą
człowieczą próbą i rolą.
O MIŁOŚCI
W harcach kobiety i mężczyzny nie dopatruj się niczego innego prócz
beznadziejnej walki, do której zagrzewają bezlitosny egoizm i pozbawiona
hamulców próżność. Oby czarujące chwile, spokojniejsze sytuacje
życiowe, okazjonalne złagodnienie nigdy nie pozwoliły ci zapomnieć, że
kiedy stoisz naprzeciw kobiety, jesteś wojownikiem, którego skóry, ba,
życia domaga się strona przeciwna. Walcz po rycersku, ale walcz. Jeśli
czasem spotkasz się z wielkodusznością, odpłać wielkodusznością; jeżeli
otrzymasz czułość, odpłać czułością, bez czułostkowości. Ale nigdy, na
jedną chwilę nie zapomnij, że u spodu każdego czułego spotkania tli się
nagi egoizm i próżność. Ten, który leży w łóżku w objęciach kobiety, leży
na żarzących się węglach. Może przypalić sobie skórę; musi wszakże
chronić swoją ludzką rangę i szacunek dla siebie. Bacz pilnie i walcz.
Wokół ciebie stoją przeciwnicy, z piórami we włosach, z farbą na
twarzach, jak dzicy wojownicy.
O TYCH, CO ŚMIEJĄ SIĘ TYLKO USTAMI
Jest pewien gatunek człowieka, który śmieje się tylko ustami. Tacy
ludzie są jak dotknięci paraliżem; jak głusi albo ci, u których nie
funkcjonuje zmysł powonienia. Żartujesz w ich obecności, wypowiadasz
swoje zdanie o jakiejś karykaturalnej lub zabawnej życiowej sytuacji i ze
zdumieniem spostrzegasz, że nie rozumieją i nie słuchają tego, co w
krótkiej, przygodnej historyjce jest przewrotnie zabawne — śmieją się, ale
śmieją się tylko ustami. Ich serce i rozum nie przeniknęły na wskroś
przewrotnej śmieszności owej sytuacji. Uprzejmie się śmieją, szczerzą
zęby. Lecz ich serce nigdy się nie śmieje. Ci ponuro szczerzący zęby
potrafią być groźni. Nie żartuj z nimi. Kiedy ty wskazujesz na życie, oni w
odpowiedzi pokazują kły.
O TYM, ŻE CHOROBA JEST WYPOCZYNKIEM
W straszliwej rywalizacji, jaką jest życie, większość ludzi jedynie
wtedy wypoczywa, gdy jest chora. Choroba, wedle słów francuskiego
poety, jest nie tylko podróżą biedaków, ale i wywczasami biedaków,
Riwierą w zimie, Tatrami i Egiptem. Na gorączkowe nastroje choroba
wysyła prawdziwą gorączkę, aby się nieco uspokoiły. Ktoś żądny sławy i
wiecznie niezadowolony, kto — jak Kleist, poeta — zmienia miasta, jak
gorączkujący poduszki, jedynie w łóżku, w czasie choroby uświadamia
sobie swoje prawdziwe pragnienia, beznadziejne namiętności.
Choroba jest wypoczynkiem, to truizm. Dlatego uprzedź nakaz natury,
przymusowy urlop, i wstaw do rejestru twojego rozpędzonego życia
drobne, sztuczne choroby, abyś mógł sobie odpocząć. I choć jesteś w
doskonałym zdrowiu, nie opuszczaj czasami przez jeden dzień swojego
łóżka. Masz wilczy apetyt, gryzłbyś nawet gwoździe — lecz głoduj, z
własnej woli, przez dzień, dwa. Serce jeszcze ci nie zrzędzi z powodu
nikotyny, odpłać mu się tym, że bez nakazu rzucisz palenie na trzy dni.
Organizm będzie ci wdzięczny za tak niewielką troskę! I owe nieznaczące,
sztuczne stany chorobowe i kuracyjne — wywołane nie na rozkaz choroby
— dobrowolne diety, odjęcie od ust i wypoczynek dorównają podróży na
Wschód albo operacji ślepej kiszki. Spróbuj. A ujrzysz cuda.
O TYM, ŻE NA SPRAWY TRZEBA ZACZEKAĆ
Zaczekaj, z cierpliwością anioła i świętego, nim sprawy — ludzie, idee,
sytuacje — które do ciebie należą, przyjdą do ciebie. Ani jednym krokiem,
ani jednym gestem ni słowem nie przyspieszaj ich zbliżania się. Bowiem
pewni ludzie, pewne idee, sytuacje, które należą do twojego życia, twojego
charakteru, do twojego ziemskiego i duchowego losu, stale są w drodze,
zmierzając do ciebie. Książki. Mężczyźni. Kobiety. Przyjaźnie.
Poszukiwania, wielorakie prawdy. To wszystko zbliża się do ciebie
powolnym przetaczaniem się, i pewnego dnia musicie się spotkać. Ale nie
działaj w pośpiechu, nie przyspieszaj ich drogi i zbliżania się. Jeżeli
bardzo się ku nim spieszysz, może ominąć cię to, co jest ważne i
przeznaczone tylko dla ciebie. Czekaj, mężnie, uważnie, całym swoim
losem i całym swoim życiem.
O CZEKANIU
Jeżeli ktoś nie przychodzi w porę na umówione spotkanie — czy to
kobieta, czy mężczyzna, przyjaciel czy obcy — możesz czekać piętnaście
minut. Potem odejdź. Jeżeli nie potrafi usprawiedliwić się uzasadnionym
pretekstem, nie szukaj już nigdy towarzystwa takiego człowieka. Nie
zachowuj w sercu gniewu czy urazy, bo to nie przystoi człowiekowi. Ale
też nie stwarzaj komu innemu okazji, by przestał na ciebie czekać.
Bowiem ludzie obrażają się także wskutek arogancji i
tchórzostwa. Kazać na siebie czekać też jest taką impertynencką obelgą.
W każdej, ale to w każdej sprawie bądź punktualny co do sekundy. Nie
możesz być tak zmęczony, smutny, ponury, abyś mógł uchybić prawu
uprzejmej punktualności. Punktualność nie jest tylko grzecznością królów,
lecz obowiązkiem każdego odpowiedzialnego, mającego poczucie rangi
człowieka. Człowiekiem pierwszorzędnym jest ten, kto, nie mając w tym
interesu, jest punktualny. Człowiek leniwy, arogancki, frywolny zawsze się
spóźnia. W końcu taki człowiek spóźni się na spotkanie życia — na
poznanie samego siebie.
O FANATYKU
Zawsze i wszędzie, na wszelki sposób i przy każdej okazji należy
walczyć z fanatyzmem. Z epileptyczną furią o spienionych ustach, która
wydostaje się z ludzkich schowków i chce posiekać, przerobić świat.
Walczyć z fanatyzmem trzeba cierpliwością, objaśnieniem, rozumem,
konsekwentną pedagogiką. Także współczuciem. Współczuj fanatykowi.
Napada na ciebie, lecz w ataku furii odgryzie sobie język i poobija się.
O TYM, ŻE NIE WOLNO UPAŚĆ PRZED SAMYM SOBĄ
Jeżeli w naszym życiu uformowała się jakaś reguła, musimy się jej
uchwycić za wszelką cenę; bo życie dorosłego człowieka tak samo składa
się z reguł i życiowych zasad, jak budowla z mocno
zespolonych ze sobą cegieł, i nie jest wskazane zachwiać tą konstrukcją,
aby usunąć z miejsca jedną czy drugą cegłę. Nasze życie do czterdziestki
napełnia się przepisami, które inni uważają za dziwactwa — my zaś
wiemy, że ich rzeczywistym zadaniem jest obrona przed anarchią.
Wstawanie, kładzenie się do łóżka, rozrywki, czas pracy, stosunki z
ludźmi, wszystko to z czasem regulują surowe prawa.
I jeśli wykroczymy przeciwko tym prawom, nasze sumienie przepełni
się poczuciem winy. To nieprawda, że sposób życia może być
spontaniczny. Ty sam możesz być niekiedy spontaniczny, twoje decyzje,
pasje, pomysły mogą być samorzutne — ale twój sposób życia, który jest
niezależny od tego wszystkiego, nie może być żywiołowy i
nieprzemyślany. Jeśli ludziom nie podoba się, że żyjesz tak czy siak,
inaczej, niż oni by chcieli, niż sobie wyobrażają, albo też inaczej, niż im to
kiedyś pod przymusem wpojono lub narzucono przez jakieś
nieporozumienie — nie przejmuj się. Nie żyjesz dla ludzi. Lecz jeśli ty
sam występujesz przeciwko twoim prawom, gorzko pożałujesz tej
niewierności. Nawet w swoich przewinach i błędach przestrzegaj pewnego
układu, który wynika z praw twojego życia. Przed światem możesz upaść,
ile razy zechcesz. Nie wolno nam pobłażać samym sobie; bo to jest
prawdziwy upadek.
O BOHATERSTWIE
Największym bohaterstwem jest trwać przy swojej pracy, cokolwiek
świat o tym mówi. A jeszcze większym bohaterstwem jest zniszczyć swoją
pracę, jeżeli czujesz, że nie umiesz w stopniu doskonałym zrobić tego, na
co podpisałeś umowę z samym sobą. Żyj pomiędzy tymi dwoma
zamysłami, nie mów o tym, żyj całkowicie oddany swojej pracy i bądź
bezlitosny względem swojego dzieła. Bądź surowy dla twojego dzieła,
daleko bardziej surowy niż nawet cały świat.
O ŚWIĘTACH
Gdy w twoim życiu nadchodzi czas świąt, świętuj je całym sobą. Włóż
czarne ubranie. Zaczesz włosy wilgotną szczotką. Przestrzegaj higieny
osobistej — wewnątrz i na zewnątrz. Zapomnij o wszystkim, co jest
rytuałem i zadaniem codzienności. Święto nie tylko w kalendarzu zapisane
jest czerwonymi literami. Popatrz na starożytnych, jak zapamiętale
świętowali, jak bezwarunkowo, w jakże skomplikowany sposób i z jaką
dziką radością! Święto jest odmianą. Święto jest głębokim i czarownym
zawieszeniem ładu. Niech święto będzie świąteczne. Niech będzie w nim
taniec, kwiaty, piękne kobiety, wyborne potrawy, trunki, które burzą krew i
skłaniają do wyznań. A nade wszystko niech będzie w nim coś z dawnego
poczucia harmonii, z dnia siódmego, z przerwy, z całkowitego wyłączenia,
niech będzie w nim gorliwość i bezwzględność. Święto jest godnością
życia, jego najwyższą mądrością. Gotuj się na nie ciałem i duszą.
I nie tylko w kalendarzu są dni zapisane czerwonymi literami. Także
życie przynosi wiele różnorodnych, niewidocznych świąt. W takich razach
zapomnij o wszystkim, bacz, byś nie przeoczył święta.
O TYM, ŻE SAM ROZUM TO ZA MAŁO, BY ROZUMIEĆ
Rozum nie wystarcza, byśmy zrozumieli siebie lub zjawiska świata —
dla istotnego, nieomylnego zrozumienia i odczucia trzeba czegoś jeszcze,
czegoś więcej niż rozumu. Trzeba i łaski, i pokory, jakiegoś szczególnie
fortunnego działania naszego ciała i instynktów, także korzystnego
usytuowania przedmiotu naszych badań, a może potrzebna jest
też odpowiednia konfiguracja gwiazd, byśmy coś rozumieli na tej ziemi.
Pomyśl o tym, kiedy rozpiera cię duma, bo zdaje ci się, że rozumiesz to
czy tamto.
O SZCZĘŚCIU
Szczęścia, naturalnie, nie ma w tym — poddającym się destylacji,
łatwym do opakowania, dającym się zaopatrzyć w etykietkę — sensie, jak
to sobie wyobraża większość ludzi. Jakby wystarczyło wejść do apteki,
gdzie za trzy sześćdziesiąt wydają pewien lek, po którym nic już nie boli.
Jakby dla jakiejś kobiety żył gdzieś jakiś mężczyzna lub jakaś kobieta dla
jakiegoś mężczyzny i gdy kiedyś spotkają się, już nigdy nie będzie w ich
życiu nieporozumień, samolubstwa, gniewu, jedynie wiecznie pogodne,
nieustanne zadowolenie, dobry nastrój i zdrowie. Jakby szczęście w ogóle
było czymś innym niż tęsknotą za nieosiągalnym!
Większość ludzi spędza życie na metodycznym, żmudnym, pilnym,
niezmordowanym przygotowywaniu się do szczęścia. Ci ludzie planują
sobie, że będą szczęśliwi, w tym celu podróżują i trudzą się, z
pracowitością mrówki i drapieżną chciwością tygrysa kolekcjonują
rekwizyty szczęścia. A gdy okazuje się, że życie minęło, dowiadują się, że
nie wystarczy gromadzić wszelkie rekwizyty szczęścia. Bo czyniąc to,
trzeba też być szczęśliwym. A o tym właśnie zapomnieli.
O SEKSIE I SMUTKU
U podstawy rzeczy jest seks. Może także w życiu kryształów. Ale
wszelka seksualność jest smutna.
Tak widzieć kwestię ciała, jak rodzaj wyroku. Tylko czułość jest
ludzka. Namiętność jest nieludzka i beznadziejna.
Ale wyrok, który każdą żyjącą istotę skazuje na namiętność, jest
okrutny. Pomiędzy żądzą a spełnieniem buduje się żywy świat, posługując
się antyhumanitarną wolą, tak jak faraonowie, posługując się nagimi
tłumami, budowali piramidy.
Czego oczekujesz, biedny, nagi niewolniku, kiedy nabijany
gwoździami bicz rozkoszy smaga cię po grzbiecie?
Szczęścia? Zaspokojenia?
Budujesz gmach świata, używając jako spoiwa krwi i spermy,
wykonujesz katorżniczą robotę. Jedynie delikatność i czułość pozwala na
kilka chwil zapomnieć o smutnym przymusie bezlitosnego
niewolnictwa seksualizmu.
O TYM, ŻE SERCA SIĘ ŁAMIĄ
I to dokładnie tak, jak w piosenkach, które śpiewają kawiarniane
szansonistki. A nauka z tych piosenek zawsze płynie taka, że raz
złamanych serc nie da się już nigdy zlepić w jedną całość.
Tyle samo uczy nas życie. Jeśli jakiś człowiek zbliżał się do kogoś z
ufnością, z bezwarunkową czułością, a jego uczucia zostały zranione,
serce złamane, to już nigdy nie potrafi zwrócić się do drugiej osoby z
prawdziwą ufnością i bezwarunkowym oddaniem. Nie ma na ziemi
wrażliwszego materiału nad materiał ludzki. Człowiek nie potrafi
zapomnieć rany zadanej jego duszy lub uczuciom. Niezależnie od tego,
jakie jeszcze przyjaźnie czy miłości przyniesie mu życie, pozostanie
podejrzliwy, każdy związek będzie dla niego szpetną i złą, przygodną grą;
on wiecznie łaknie zemsty. Taki jest człowiek. Uważaj, gdy stajesz twarzą
w twarz z ludźmi o zranionych sercach — nie zdołasz ich
pocieszyć. I nie ma takiej cierpliwości, mądrości, wielkoduszności,
namiętności, która byłaby zdolna ukoić owe zawiedzione
serca.
O TYM, ŻE ĆWICZENIA CIELESNE NIE ZAWSZE SĄ ZDROWE
Na przykład ja sam — co prawda już w dojrzałym, męskim wieku —
nabrałem wielkiej ochoty do pływania i gry w tenisa. Szczególnie
polubiłem tenis, gdy przekroczyłem czterdziestkę; jest to jedyny sport
prawdziwie humanitarny — człowiek zmaga się z człowiekiem ze
wszystkich sił, ale pomiędzy walczącymi stronami pozostaje
nieprzekraczalna granica — nigdy się nie dotkną. To tak, jak z Lutrem,
który nigdy nie widział Erazma, choć przez całe życie toczył z nim
pojedynek. Jak dobrze było pływać, zwłaszcza w morzu! Pływać bardzo
długo, w niemej, litej jak skała wodzie, jakby człowiek powracał między
odwieczne żywioły bytu! Ale zorientowałem się, że owe ćwiczenia
cielesne odciągają mnie od mojej pracy. Przyjemne dla ciała, nie czyniły
żadnego dobra dla mojej duszy. A co nie jest dobre dla mojej pracy i dla
mojej duszy, w rezultacie nie jest pożyteczne dla mojego ciała. Dlatego
ograniczyłem owe przyjemności; bo też coraz więcej było w nich
próżności — pozostać młodym, zdrowym! A to przecież nie moja rzecz
zachować młodość i zdrowie, aczkolwiek nie jest też moim zadaniem
chorować. Człowiek wybrany do pracy duchowej ma jedną tylko sprawę
— pracę duchową. Być może jedynym rodzajem hartowania ciała, na jaki
możemy sobie pozwolić, jest spacer; jesteśmy jak więźniowie,
którzy przez jedną godzinę w ciągu dnia chodzą dookoła więziennego
dziedzińca. Praca jest największym więzieniem.
O KULTURZE CHARAKTERU
Z dumą i pychą myślisz o tym, że przeczytałeś i zrozumiałeś kilka
książek, pomnożyłeś wiadomości, dowiedziałeś się czegoś o przyrodzie
albo o marzeniach ludzkiego ducha. Czujesz, że jesteś wykształcony,
lepszy niż niewykształceni. Pomyśl tylko, jak nieskończenie wielką masę
wiedzy zawiera w sobie suma wszystkich książek, a ile jeszcze trzeba by
ich przeczytać, aby w pełni zrozumieć zaledwie jedną? Pomyśl o
biegnących wokoło żelaznych regałach biblioteki British Museum, jak
długo musiałbyś żyć, aby poznać coś z materiału ludzkiej myśli, jaki
zawierają w sobie zgromadzone tam książki! Ale wystarczy, abyś rozejrzał
się po swojej domowej bibliotece — przyznaj się, jak wielu książek nie
przeczytałeś spośród tych, które stoją na twoich własnych regałach, a
pośród tych przeczytanych ileż trafiło się takich, które w pełni
zrozumiałeś, czytając je z natężoną uwagą? Jałowe i daremne jest
wykształcenie, które pozwala bez mrugnięcia okiem mierzyć się z
wszechświatem ludzkiego ducha. Raczej pomyśl, że zrozumienie,
ogarnięcie, odczucie już tylko jednego przedmiotu wiedzy wymaga sumy
wysiłków całego życia. Pomyśl też o tym, ile tego wszystkiego napisano,
przemyślano przed tobą, jakież to oceany myśli spoczywają w przeszłości
i z jaką siłą, w każdej nowej epoce, wybucha z uniwersum zjawisk
bogactwo ludzkiej myśli. Pomyśl o tym i zawstydź się. Kultura twojego
mózgu jest ograniczona i dziecinna. Ale kultura twojego charakteru i serca
może być pełna i godna człowieka, także wtedy, gdy zasoby twojej
duchowej wiedzy są ograniczone.
O LENISTWIE
Są dwa rodzaje lenistwa — poziome i pionowe. Istnieje taki rodzaj
człowieka, który jest leniwy tylko w wielkich perspektywach życia; w
planach; w tym, że odkłada na później własne postanowienia i decyzje;
powoli buduje dzieło swojego życia, wszystko wbudowuje w czas, w
wielkie odległości. Jest też inne lenistwo, pionowe, kiedy pozostajemy
leniwi względem chwili, kiedy nie myślimy, nie mówimy lub nie robimy
tego, co moglibyśmy pomyśleć, powiedzieć, zrobić właśnie w tej
konkretnej chwili. Nie sięgamy po coś, co moglibyśmy zdobyć bez
specjalnego trudu, a co później, być może, zdołamy zdobyć tylko za cenę
wielkiego poświęcenia, nie podejdziemy do telefonu, nie napiszemy tego
listu albo nie zanotujemy tej myśli natychmiast, wtedy, w tej właśnie
chwili. Ten ostatni rodzaj lenistwa jest bardziej niebezpieczny. W takich
chwilach, przegapionych, zaniedbanych z lenistwa, przemija nasze życie.
O PRZYKAZANYCH ZADANIACH
Pewnego dnia odzywa się w tobie głos. Akurat czymś się zajmujesz lub
coś zajmuje ciebie — obowiązki, które, tak uważasz, są pierwszorzędnej
wagi i dotyczą tylko ciebie, są tylko twoją sprawą. Przygotowywałeś się
do tego zadania i z zapałem kończysz pracę. I naraz odzywa się głos, który
mówi — twoja sprawa jest inna. I nagle błyska możliwość
zadania, o jakim nigdy przedtem nie pomyślałeś. Wiesz, że to zadanie nie
będzie dla ciebie całkowicie bezpieczne. Odwiedzie cię od
dotychczasowego kierunku twojej pracy i zażąda nadzwyczajnego
wysiłku, wywoła wiele nieporozumień, sporów, serię niebezpieczeństw. A
jednak teraz wszystko musisz porzucić. To nowe zadanie poważnie
zagraża twoim praktycznym interesom. A jednak wszystko musisz
odłożyć, musisz podjąć się tego wysiłku, tego niebezpieczeństwa, tego
poświęcenia, zakresu nowych obowiązków, tego zasugerowanego i
niezrozumiałego nowego zadania. Nakazu tego głosu nie można pomylić z
niczym innym.
Kto w takim przypadku dobrze słyszy i jest posłuszny, być może
padnie pośród ziemskich niebezpieczeństw, wywołanych przez to zadanie,
ale ocali swoją duszę. A kto jest głuchy i wygodny albo jest tchórzem, ten
dalej będzie sobie spacerkiem szedł przez życie, lecz z duszą zranioną,
niezaspokojoną i niespokojną. Wybieraj, przyjacielu.
O MĄDROŚCI I FILOZOFII
Mądrzy ludzie zawsze mnie męczyli i wyczerpywali. W ich
towarzystwie czułem się jak przed uprzedzoną do mnie komisją
egzaminacyjną. Wiecznie musiałem uważać, ponieważ oni również nie
spuszczali mnie z oka, obserwując mnie spod ściągniętych brwi, jak
myśliwy zwierzynę, czy też właściwie reaguję na ich mądre uwagi, czy
jestem dostatecznie mądry, by oni, ludzie mądrzy, odzywali się do mnie?
Niestety, mądrzy ludzie zawsze mnie męczyli. I nigdy niczego się od nich
nie dowiedziałem, niczego istotnego. Najczęściej wyjaśniali, dlaczego coś
nie jest dobre — życie, dzieło jakiegoś człowieka, wiosna albo jesień.
Lecz nigdy nie powiedzieli, że życie jest również dobre, śmierć — czymś
naturalnym, a człowiek nie tak całkiem beznadziejny; na to byli zbyt
mądrzy.
Mądrość nie jest filozofią. Mądrość jest to biegłość, ruchliwość
systemu nerwowego, lotność umysłu. Filozofia jest prawdą, uspokojeniem,
wyrozumiałością i zgodą. Mądrzy ludzie nigdy nie są mędrcami,
zbyt są podnieceni, niemal stale upici własną mądrością; lecz mędrcy są
także mądrymi ludźmi i jednocześnie kimś więcej niż tamci, ponieważ
niczego nie chcą udowodnić. Unikaj towarzystwa mądrych, bowiem
rozdrażnią cię, a w końcu obrażą. Szukaj towarzystwa mędrców.
Z mądrymi można rozmawiać. Z mędrcami można milczeć.
O HARTOWANIU SIĘ I REGULAMINIE
Intelektualiście, twórcy, tak samo jak szermierzowi, lub woltyżerowi,
lub siłaczowi, potrzebne są treningi, sposoby hartowania się, a także
regulamin zdrowotny i ćwiczebny. Z niechlujnego, nikczemnego,
niemoralnego trybu życia nie można w kilka chwil przeskoczyć na arenę
ludzkiego wysiłku najwyższej miary, aby zabrać się do twórczej, duchowej
pracy.
Tryb życia, prosty i powszedni regulamin w życiu, żywienie się,
otoczenie, porządek dzienny, wszystko to określa jakość wiersza albo
rozprawy naukowej.
Nie możesz od piątej do wpół do szóstej po południu rozmawiać z
Bogiem, jeśli w nocy i w ciągu dnia żyłeś jak świnia. Chciwy, pazerny tryb
życia ciska odpadki do morskiego oka twojej pracy. Myślenie wymaga
nieustannego ćwiczenia; twórczość nawet czegoś więcej.
O GOTOWOŚCI
Jako że jesteśmy śmiertelni — największym darem ludzkiego życia jest
to, że z każdym dniem uważamy ten fakt za nader oczywisty i rozumiemy
go coraz lepiej — tak musimy urządzać nasze życie codzienne, jak
człowiek, który żyje w ciągłej gotowości. Jak Seneka, kiedy w Urbs
panuje Neron; jak damy i panowie w lochach Conciergerie; jak każdy
człowiek, który żyje w czas rewolucji. Bo życie to jest rewolucja. W
każdym razie czasami; na przykład w okresie, w którym teraz żyjemy i
kiedy masy przechwytują władzę.
Dlatego musimy żyć a jour. Każdego dnia dawać światu odpowiedź, w
liście, uczuciem albo myślą. Z nagła uważnie przyjrzeć się zwątpieniu,
jakie rodzi się w nasze dni powszednie; pełnią sił, jeśli to tylko
możliwe, odpowiedzieć na każde pytanie; przepracować i dokończyć
aktualny etap naszego zadania. Natura także żyje a jour, każdego dnia
wszystko przetwarza, załatwia i odkłada na miejsce.
O URZĘDZIE I URZĘDNIKACH
Nie ma takiego okresu w dziejach ludzkości zaawansowanej w
rozwoju, żyjącej w społeczeństwach, aby co znamienitsi poeci i myśliciele
nie złorzeczyli na urząd i urzędników. Jedynie koczownik, jedynie horda
nie znała owej skargi. Grupy ludzkie zorganizowane w społeczeństwo nie
mogą się obejść bez tego zła koniecznego, jakim jest urząd — Cyceron
łajał go tak samo, jak Szekspir lub Monteskiusz, i żadna epoka nie może
bez niego istnieć. Bowiem na początku była agora, plac, na którym ludzie,
wychodząc z koczowniczego życia, zebrali się, aby omówić wspólne im,
ludziom, zadania; dokoła placu powstało miasto, polis; wokół miasta
powstało państwo wskutek chorobliwego, naturalnego pączkowania. Ten
proces powtarza się przez tysiąclecia, w jednostajnym rytmie. Urzędnik
jest konsekwencją społeczeństwa, urząd — warunkiem funkcji życia
miasta. Jeszcze nikt nie wynalazł w ich miejsce czegoś innego lub
lepszego.
Urząd zawsze był zły i zawsze był arogancki; pomyśl o tym, kiedy
stoisz w kolejce do kasy, by po grzecznym i pokornym czekaniu móc
uiścić podatek albo uratować coś, co zresztą, zgodnie z prawem, jest także
twoje. Nie jest celem urzędu być dobrym. Jego cel nie jest ludzki, lecz
państwowy. Najlepszym urzędnikiem i najdoskonalszym
urzędem jest ten, który zbyt nie utrudnia życia. Który przesadnie nie
działa. Jeżeli życie dogada się z urzędem, jeżeli pójdą na ugodę, mniej
więcej pół na pół, i nie będą się nawzajem zbytnio dręczyć, to jest
najlepsze, co może być. Do tego jednak zdolne są jedynie bardzo
rozwinięte, przejrzałe, a nawet przekwitające już społeczeństwa i urzędy.
O UTARTYM JABŁKU
Mądrze czyni ten, kto co rano, po obudzeniu, a przed posiłkiem, zjada
na czczo jedno, dwa utarte jabłka. Jabłko — to tajemniczy owoc.
Nieprzypadkowo jest jednym z najstarszych symboli w świadomości
człowieka. Jabłoń była drzewem wiadomości, jabłko było biblijnym
zakazanym owocem. No, ten zakazany owoc ma coś wspólnego z
człowiekiem. Może jabłko odegrało swoją rolę, kiedy człowieka
wypędzano z Raju; nie wiemy tego na pewno. Ale zauważyłem, że utarte
na surowo jabłko jest jednym z niezawodnych elementów codziennej
higieny. Orzeźwia, uspokaja żołądek, ma regulujący wpływ na jelita.
Zwłaszcza jeśli przed utarciem umyjesz jabłko starannie, czystymi rękami,
następnie pokropisz sokiem cytrynowym. Ta delikatna odżywka nie
zapewnia długiego życia, lecz twój żołądek i jelita z
wdzięcznością przyjmują ten codzienny, czysty prezent o właściwościach
leczniczych. Bo człowiek jest człowiekiem nie tylko przez serce i umysł,
ale także przez żołądek i jelita.
O PRAWDZIWEJ GŁUPOCIE
Bo i głupota jest wieloraka. Są ludzie inteligentni, w których duszach
wygasł migoczący promyk rozumu, ponieważ urodzili się i wychowali w
niefortunnych warunkach. Są też ludzie głupi, bo nie umieją panować nad
własnym ciałem, otumania ich namiętność, płomień ich duszy dławi pycha
zmysłów. Są i tacy głupi ludzie, którzy po prostu stali się ofiarami
okoliczności. Tych należy żałować. Ale prawdziwa głupota jest dość
rzadka, a przez to bardziej niebezpieczna i beznadziejna. Człowiek z
natury jest istotą rozumną. Prawdziwą, ciemną, beznadziejną głupotę
należy obserwować z takim samym zaciekawieniem, jak pradawne,
budzące trwogę zjawisko przyrody, jak cielę o dwu głowach, jak
zwyrodniały, niepojęty wybryk natury, w którym nie ma — dosłownie —
krzty rozumu. Prawdziwa głupota jest niezniszczalna. Czego nie dostaje
duszy i ciału takiego człowieka? Ducha Świętego czy też pewnych soków,
produktów i gruczołów? Jodu? Hormonu płciowego? Dokładnie nie
wiadomo. Co jednak powinniśmy wiedzieć — to, że jest wskazane, aby
wszelkimi sposobami unikać prawdziwych głupców i w sposób nie
rzucający się w oczy bronić się przed nimi. Nie staraj się ich przekonać,
ponieważ nie ma w nich życzliwości. Kochany, biedny idiota jest
poczciwcem; człowiek głupi jest złośliwcem. Idioci — to biedne dzieci
Boga; głupcy są sprzymierzeńcami piekła. Są nieszczęściem, które trzeba
znosić.
O SMUTKU
Nie odpędzaj smutku. Przychodzi bez przyczyny; może w takich
chwilach starzejesz się, może coś zrozumiałeś, może w tę godzinę smutku
żegnasz się z czymś. A jednak smutek upiększa życie. Nie trzeba, abyś ze
zwieszoną głową włóczył się po ziemskich traktach, obnosząc swój
sztuczny weltschmerz, medytując o beznadziejnym
przemijaniu życia i wszelkich zjawisk, uganiając się za niknącymi
fantomami radości. Bo też po pierwsze, owe rozliczne radości, które
znikają, być może nie były prawdziwymi radościami. Przypomnij sobie…
Poza tym — smutek w nieoczekiwanej chwili przykrywa świat, na który
patrzysz, cudowną, szarosrebrną mgłą, i wszystko staje się szlachetniejsze,
rzeczy i wspomnienia. Smutek jest wielką siłą. Wszystko widzisz z
większego oddalenia, jakbyś w czasie wędrówki wspiął się na szczyt.
Sprawy okażą się bardziej tajemnicze, prostsze i prawdziwsze w tej
szlachetnej mgle, w perłowym świtaniu. Naraz sam poczujesz się bardziej
ludzki. Jakbyś słuchał muzyki bez melodii. Świat też jest smutny. Jakże
podły, jakże trywialny, jakże bekający z przeżarcia, jakże nie do zniesienia
byłby świat całkowicie z siebie zadowolony, jakże smutny byłby świat bez
smutku!
O ZDROWIU I PRAWDZIE
Kiedy osacza cię choroba, jeszcze przez jakiś czas, ogromną siłą woli,
możesz panować nad nią. Na początku. Kiedy przeznaczenie dopiero
skrada się wokół ciebie. Mierzy twoje siły, jak zawodnik siły przeciwnika.
Jeśli wtedy napinasz uwagę, jeśli jesteś bardzo silny, jeśli zachowujesz
prawdziwy ład w duszy, we wszelkich twoich sprawach — zdrowie równa
się prawda — być może w pierwszej fazie walki będziesz silniejszą stroną.
Pozostać przy zdrowiu — to tyle samo, co pozostać uczciwym i
sprawiedliwym.
O KOBIETACH I PTAKACH
Kobiety z takim samym instynktem znajdują sobie miłosny pokarm na
ziemi, jak ptaki ziarna lub ryby. Krążą w nieskończonej przestrzeni,
instynkt prowadzi je ponad jeziorami, rzekami, morzami, nizinami, aby, po
skomplikowanych zygzakach i zakolach, nagle runąć w dół. W takich
razach cudownie przejawia się ich instynkt i dobre oko. Bardzo rzadko się
mylą i tylko niekiedy zdarza się, że ofiara jest silniejsza albo zręczniejsza i
wyślizguje się im z dziobów jak kijanka z dzioba mewy. Wówczas trochę
skrzeczą, jak mewa; i odlatują dalej, krążąc, kołując, niezmordowanie,
czujnie.
O JEZUSIE I SAMOTNOŚCI
Każdy człowiek, któremu Bóg wyznaczył misję, jest samotny. Jezus
zwrócił się z krzyża do matki jak ktoś, kto odrzuca wszelkie ludzkie
współodczuwanie. Są to najokrutniejsze słowa pisma świętego. Bo Jezus
powiedział, że ten, kto chce pójść jego śladem, musi porzucić rodzinę,
porzucić wszystkich. Ten człowiek z misją nie żąda mniej od siebie i od
swoich wyznawców. Nie można zbawić świata i jednocześnie być
najlepszym mężem, synem i ojcem z czwórką dzieci, z małżonką,
z kanarkiem i starczą zapomogą. Misja zawsze wymaga całkowitego
osamotnienia, pustynnej samotności, okrutnej, omal nieludzkiej postawy.
Każdy człowiek, który bierze na siebie brzemię ludzkich spraw, musi także
przyjąć tę samotność, także nieludzkość. Kto jej nie podejmie, jest
kuglarzem; nawet wtedy, gdy go ukrzyżują.
O KRYTYCZNYCH DZIESIĘCIU MINUTACH
Każdy wiek, każdy okres życia, ba, każdy dzień ma swoje krytyczne
dziesięć minut, kiedy to wszystko, co do tej pory cierpliwie znosiłeś, a
więc — twoja praca, twoje otoczenie, twoje niespełnienia, twoje
pragnienia i twoja własna natura — naraz, ni stąd, ni zowąd, wydaje ci się
nie do zniesienia. Jest to kryzys potężny niczym eksplozja. Pochylasz się
nad swoją pracą i raptem odczuwasz niedoskonałość tego, co dotychczas
zrobiłeś, a także nieznośną beznadziejność skali i zakresu oczekujących
cię zadań. Pochylasz się nad swoim życiem i w błysku jednej chwili,
niczym topielec, widzisz w skondensowaniu to wszystko, do czego byłeś
zbyt leniwy, tchórzliwy, zakłamany lub samolubny, a co teraz zagraża
wezbraniem i uduszeniem.
Ten kryzys, tych dziesięć minut, te zagrażające życiu i pracy chwile
powracają z upływem lat, jeszcze bardziej zapalczywe. Zdarza się, że
wracają co dzień. Powinieneś w takich razach pamiętać, że kryzysy wiążą
cię z czasem; patrz uważnie na wskazówkę serca i zegarka. Jak ktoś, kogo
męczy atak, a on wie, że ataki również mają swój odmierzony rytm.
Zaprzestań na krótko swojej pracy, rozluźnij surowy porządek dnia,
spróbuj być niedbałym i pokornym. Dziesięć minut minie. Praca i życie,
dopóki coś was łączy, pozostaną.
O ZŁODZIEJACH PRĄDU
Znam ludzi, których kulturę podziwiam, których sposób myślenia
zaskakuje mnie, którzy wszelako we współżyciu są męczący. Znam też
innych ludzi, którzy nie są szczególnie mądrzy lub wykształceni, nigdy nie
mówią nic zaskakującego lub oryginalnego, a jednak gdy po spotkaniu
żegnam się z nimi, mam uczucie, że coś od nich otrzymałem.
Wydaje się, że człowiek to nie tylko jego wykształcenie, inteligencja,
lecz również pewien rodzaj prądu, który ze zmienną mocą i obfitością
promieniuje z jednostki. Są ludzie ubodzy w ów rodzaj
prądu, którzy bezustannie czerpią siły ze swojego otoczenia. Ci są jak owi
złodzieje prądu, którzy za pomocą kabla, podłączonego do przewodu w
sąsiednim mieszkaniu, podkradają prąd do swojego mieszkania lub
warsztatu, wskutek czego w ich mieszkaniu jest widniej,
a w warsztacie są lepsze warunki do produkcji. Tacy ludzie zamęczają na
śmierć. Gadają bez przerwy, wreszcie ty, ich słuchacz, biedny i
wyczerpany, rozstajesz się z nimi. Tych ludzi należy unikać.
O WYPADKACH
Natomiast o nieszczęśliwych wypadkach — podobnie jak o
czarownicach, których nie ma — ani słowa więcej! Nie wierzę w wypadki.
Jest tylko nieuwaga. Potrąca cię tramwaj, w czasie podróży kradną ci
bagaż, szantażuje cię jakiś cham i miesza z błotem twoje nazwisko,
jedzeniem i piciem rujnujesz sobie żołądek — i cóż z tego? Dlaczego
bardziej nie uważałeś? Świat jest niebezpieczny, możliwość wypadku tli
się w każdej życiowej sytuacji, w każdym twoim działaniu, owo
niebezpieczeństwo i możliwość wypadku są tożsame z ludzkim życiem.
Ba, możliwe, że ta szansa wytwarza w człowieku napięcie, ma głębszy
wpływ na jego postawę. Pomyśl tylko, jaki byłby świat, jakie byłoby
ludzkie życie bez szansy na nieszczęśliwy wypadek? Jakże zuchwale
byłoby pewne swego, jakże bezwstydnie wyniosłe i pełne
pychy! Nie, możliwość wypadku tli się w każdej twojej chwili; wszystko
— rzeczy, sytuacje, ludzie, substancje chemiczne, wzory z dziedziny
statyki i fizyki, wszystko to jest przeciwko tobie. Zatem uważaj. Nie z
duszą na ramieniu, lecz stosownie do twojej ludzkiej rangi, poważnie i
rzeczowo, bacznie. I zawsze, ilekroć przytrafi ci się nieszczęśliwy
wypadek, wiedz, że to nie świat samowolnie knuje intrygę przeciwko
tobie, lecz ty byłeś słaby, leniwy i małostkowy. Nie ma potrącenia przez
tramwaj. Jesteś tylko ty i tramwaj, i porządek świata.
O GADUŁACH
Przymus gadania dla większości ludzi jest jednoznaczny z prawem
życia; gadają, póki żyją; dopóki gadają, żyją; nie myślą, lecz gadają, a
więc, tak im się wydaje, są. W rzeczywistości jednak nie ma ich, w tym
sensie, w jakim jest ten, kto myśli; jedynie gadają; a ten, kto gada, nie
myśli. Człowiek myślący, gdy tylko może, milczy; a gdy już nie może
dłużej milczeć, wówczas mówi lub pisze. Ale czyni to tylko w ostatecznej
potrzebie. Dla gaduły natomiast wartkie mówienie, za pomocą którego
wysyła w świat mnóstwo niezbornych informacji, alkaliczne tęsknoty,
niezgrabne spostrzeżenia, powierzchowne uwagi, jakie zmysły dostarczają
do jego świadomości — jest życiową potrzebą. Możliwe, że pękłby, gdyby
nie gadał. Nie przetrawia materii świata; natychmiast ją wypluwa, wyrzuca
z siebie w stanie równie surowym, w jakim ją przyjął. Nie ma
takiej prośby ni groźby, która mogłaby mu zamknąć usta. Zagada cały
świat, który potem będzie nie do wytrzymania — bo kiedy przemówi
gaduła, znikną pojęcia, a świat napełni się słowami.
O MILCZENIU I TYCH, CO MILCZĄ
Ale nie zawsze masz prawo milczeć; zwłaszcza gdy gaduła gada,
prędzej czy później musisz zareagować. Oczywiście, nie byłoby nic
przyjemniejszego, nic bardziej pociągającego, niż zawsze, przy każdej
okazji milczeć pośród ludzi i jedynie poprzez swoje dzieło przemawiać do
świata — poprzez swoje dzieło, które może być książką albo parą
porządnie uszytych butów, albo tylko cierpliwym i zrównoważonym
faktem istnienia. To byłoby najlepsze; ale życie tak tanio nie oferuje
rozwiązania. Powinieneś milczeć, ale nie jak ktoś, kto milczy z przymusu
albo z pychy, z pogardy; do tego nie masz prawa, bo jesteś człowiekiem i
twoi bliźni mają prawo prosić cię, byś odpowiedział na ich pytania. Masz
tak milczeć, jakbyś czegoś strzegł. I rzeczywiście, kto milczy
odpowiedzialnie, zawsze coś zachowa — tajemnicę,
pozycję, świadomość ludzkiej kultury. Lecz niekiedy musisz też mówić,
musisz zrzucić ciemny płaszcz milczenia, musisz nago wyjść na arenę,
z prawdą w ręku — jedyną bronią stosowną dla rycerskiego turnieju. Jeżeli
ktoś przeczy prawdzie, ty nie masz prawa milczeć.
O WIELKICH LASACH, SZCZEGÓLNIE IGLASTYCH
W lasach jest coś wstrząsającego, szczególnie w lasach iglastych.
Poraża nie tylko ich ciemne i konsekwentne milczenie, głęboki cień,
katedralna wyniosłość i nabożne skupienie. Wstrząsająca jest
wola życia, poprzez którą wielki las wyraża siły natury. Pomyślmy tylko,
jakież to siły i zamysły budowały setki tysięcy pięćdziesięciometrowych
drzew iglastych! Co sama natura zmarnowała w nasionach, pylnikach,
znamionach, w próbach, w słońcu, w deszczu i wietrze, zanim powstał taki
las! I jakże świadomy swojego celu, i jakże milczący jest ten byt, który nie
chce niczego innego, niż tylko być, tylko rosnąć i trwać przez stulecia, w
całej pełni wyrażając siebie, oddychając, odpowiadając światu — a
jednocześnie na nic i na nikogo nie nastając, dając dom i życie miliardom
istnień. Jakże wielką i mądrą wspólnotą jest ów rozległy las iglasty na
pięćdziesięciu tysiącach mórg. I niczym nasi przodkowie, lasy iglaste
strzegą życia. Zarazem, swymi potężnymi pniami, stanowią gwarancję dla
ziemi i nieba. Kiedy tylko możesz, idź do lasu.
O TYM, ŻE NATURA JEST RÓWNOCZEŚNIE WSPANIAŁA I
NUDNA
Ale kiedy wchodzisz do wielkiego lasu albo wychodzisz na pustkowia,
albo gdy podróżujesz morzem i twoja dusza wypełnia się uczuciem
wspaniałości i nieskończoności, nie łudź się — wiedz, że
ciebie w głębi serca interesuje tylko człowiek, nic innego. Gwarna
kawiarnia jest tak samo ciekawa jak Atlantyk, albo Sahara, albo sosnowe
lasy w Karpatach. Tak, jeden tylko człowiek, kiedy odsłania swoją istotę
albo zdradza tajemnicę, jest ciekawszy niż Mont Blanc. Podziwiaj
nieskończoność natury, staraj się żyć w harmonii z własnym charakterem i
siłami przyrody, ale nie wstydź się i nie zaprzeczaj, gdy nawet
najwspanialszy jej spektakl zdumiewająco szybko przestanie cię
interesować i pociągać, jeśli bezpośrednio nie ma nic wspólnego z losem
znanych ci ludzi. Romantyczna okolica w ciągu krótkiego czasu okaże się
niezrozumiała i nudna, jeśli na nieskończoną scenę natury nie wejdzie
człowiek, jedyny prawdziwy i nigdy nie nużący przedmiot twojej
obserwacji i twojego zainteresowania. Twoją sprawą,
przeżyciem, rolą, losem na tej ziemi jest człowiek, a nie Mont Blanc.
Świat jest tylko barwą i dekoracją, którą niezbyt uważnie obserwujesz;
twoje serce i umysł, dygocąc, nasłuchują jedynie monologu tego
podejrzanego bohatera. Wszystko inne, prędzej czy później, zrobi się
nudne.
O MUZYCE
Tołstoj miał rację, muzyka jest największym rajfurem,
najniebezpieczniejszym uwodzicielem. Rozum zaczyna skowyczeć, gdy
słyszy muzykę. Muzyka sprzeciwia się zdrowemu rozumowi. Nie chce
rozumieć, jak rozum, ale rozlewać się, rujnować, rozbrajać, uwodzić;
dotyka w nas tego, co tajemnicze i bolesne, odsłania to, co tak troskliwie
ukrywaliśmy przed sobą, co trzymaliśmy w karbach wszelkimi
dostępnymi nam narzędziami; muzyka jest jak wiosenna woda z tajania
śniegu, rujnuje obszary nie bez skrupułów przez rozum rozparcelowane,
uprawiane, obrabiane, wreszcie uporządkowane i zdyscyplinowane.
Dokądkolwiek wtargnie muzyka, tam prawa rozumu tracą ważność. W
rozkoszy, jakiej dostarcza muzyka, jest coś chorobliwego — zmysłowa
potrzeba zaspokojenia tęsknoty za śmiercią. Muzyka to jest atak.
Człowiek, który swoje życie buduje na fundamencie poznania, dyscypliny,
rzeczywistości, powinien zatkać uszy i trzymać się z dala od muzyki.
Życie bez muzyki jest o wiele uboższe. Ale też bardziej ludzkie, twardsze,
smutniejsze i rozumniejsze.
O SZCZĘŚCIU
Herodot, który tak czarująco plotkuje o Grekach, Persach, Medach i
Lidyjczykach, o losie starożytnych ludów i ich przywódców, powiada, iż
nie zawadzi samowolnie i wbrew naturze przeciwstawiać się szczęściu,
które zapala przed nami swoją gwiazdę. Każdy starożytny lud, Persowie,
Babilończycy, Fenicjanie, każda starożytna religia ostrzega szczęśliwych
ludzi przed ich gwiazdą. Bogowie, Los — nie znoszą trwałego szczęścia
— doświadczył tego Herodot w czasie swych wędrówek, uczą tego
wszystkie dawne przypowieści, religie, przesądy. Twój dom nie jest twój,
twoje złoto, twoja żona, twoje dziecko, twoje zdrowie, twoja sława,
wszystko to jest twoje tylko w takim stopniu, w jakim może dopisać ci
szczęście w grze w kości. Wszystko to jest twoje tylko na jedną chwilkę
— potem los się odmienia. Tak chcą bogowie.
Dlatego nic nie jest tak wzruszające jak historia o pierścieniu
Polikratesa, rybie i rybaku. Człowiek przeczuwa swój los i chciałby,
składając ofiary, uciec przed tym losem. Ale ofiara także nie pomaga,
bogowie są bezlitośni. Okrutnie uśmiecha się do ciebie szczęście i gdy,
dygocąc, odwracasz się od niego, spieszy za tobą, aby los później dopadł
cię, upokorzył i obrabował.
Co zatem jest twoje, co to takiego, czego bogowie nie mogą ci
odebrać? Twoja jest tylko praca. Ta praca, która nie oczekuje nagrody, ani
laurów, ani chwały u potomności. Tak też będzie z tobą, jeśli
teraz jej nie unikasz i nie przejmujesz się jej losem. Tylko zmęczenie jest
twoje, pot i poświęcenie. Wszystko inne jest bardziej ulotne niż poranna
mgła, kruchsze niż skrzydełko motyla.
O TOWARZYSZACH PODRÓŻY
W pociągu albo na pokładzie okrętu ludzie czują się tak, jakby
wyzwolili się spod rutynowych prawideł dotychczasowego życia,
zaczynają trajkotać wylewniej i ufniej niż zwykle, oczekują cudu,
z tupetem i nadzieją mrugają do towarzyszy podróży. Bacz, byś ich nie
obraził. Kiedy głupkowato i niezdarnie, lecz nade wszystko ze
wzruszającą, ludzką nadzieją zwrócą się także do ciebie z pytaniami w
rodzaju — jak pan myśli, czy o północy w varad będzie bagażowy? —
odpowiadaj z uśmiechem, w kilku słowach. Nie unikaj ich, bo w tym
stanie ducha, kiedy pociąg lub okręt pcha ich w kierunku domniemanego
cudu — wszelka zmiana jest oczekiwaniem na cud — są nadzwyczaj
wrażliwi. Uśmiechaj się, potakuj głową, potem wracaj do książki albo do
krajobrazu. Nie daj im odczuć, że cudów nie ma. Ale też nie łudź ich
cudami. Masz powiedzieć tylko tyle, że może trafi się bagażowy, o
północy, w Varad. I ani słowa więcej.
O ZMYSŁOWOŚCI
Większość ludzi odnosi śmiertelne rany w walce płci. Ich próżność nie
znosi ani miłości, ani braku miłości; tak samo doskwiera im samotność,
jak życie we dwoje; tarzają się w rozpuście albo wcielają się
w rolę obrażonego samotnika, który pała żądzą zemsty.
Nad naszymi zmysłami możemy zapanować tylko wtedy, gdy w swoim
czasie nauczymy się skromności. Nie ma trwałych rozwiązań
uczuciowych; możliwe, że nawet przyjaźń nie jest trwała; nic, co ludzkie,
nie jest trwałe. Na płaszczyźnie ludzkiego życia nie ma uczuciowych
planów pięcioletnich; są jedynie sytuacje, zawsze niedoskonałe. wielkie
uczucia zadają najgłębsze rany i zawsze przed czasem. Chwilowy bunt
naszych zmysłów musimy znosić jako jedno z naszych życiowych
doświadczeń. Trzeba się pogodzić z tym, że nie ma rozwiązania, jest tylko
cierpliwość. A jeśli ktoś jest tak silny, że przekuwa swoje namiętności na
szlachetne zamiary, rozpuszcza je w tyglu pracy, jeśli z tych sił
odparowuje w kolbach próżność — postępuje mądrze. Ale to jest
najtrudniejsze zadanie w życiu.
O TYM, ŻE GDZIEŚ CZEKAJĄ, ALE TO NIEWAŻNE
Gdzieś czekają, przed południem lub po południu, czas płynie, a ty
jeszcze nie uporałeś się ze swoją pracą. Chciałbyś się pospieszyć?
Działasz zbyt pospiesznie; pracy, która jest jedynym sensem twojego
życia, poświęcasz dość letnią uwagę, ponieważ gdzieś czekają? A niech
sobie czekają. Nikt i nic nie jest ważne, prócz twojej pracy. Czas też nie
jest ważny — nie pozwól, by czas przeszkadzał ci w pracy.
Nieważna jest pora dnia, tak jak nieważne jest, kto czeka i w jakim celu
gdzieś tam czekają. Nieważne jest i to, że mógłbyś coś uczynić dla
swojego zdrowia, gdybyś przed czasem opuścił swoją pracownię, wybrał
się na spacer w ładną pogodę albo odwiedził któreś z pożytecznych i
zbawiennych kąpielisk, gdzie odświeżyłbyś swoje ciało. Nieważna jest
także twoja kochanka czy ów potężny i wpływowy człowiek, którego
przyjaźń stracisz, jeśli każesz mu czekać. Nikt i nic nie jest ważne,
ponieważ i tak umrzesz, a do tego czasu musisz ukończyć swoją pracę.
Tylko to miej na uwadze; nie wskazówkę zegara ni kalendarz.
O GORLIWOŚCI W CZYNIENIU DOBRA
Bo istnieje nie tylko opieszałość w czynieniu dobra. Innym grzechem
jest gorliwość w czynieniu dobra, ów niecierpliwy zapał, jaki pewnym
ludziom każe co parę chwil zrywać się z miejsca, aby niezwłocznie
uczynić coś dobrego, obok ich własnej pracy, pośród rozmaitych
życiowych okoliczności — pospiesznie ocierają łzę; przez telefon
załatwiają formalności związane ze śmiertelnym wypadkiem; albo
zażegnują kryzys małżeński; uściskiem ręki, na odchodnym, wyrażają
pogrążonym w żałobie rodzicom współczucie z powodu śmierci dziecka; i
w ogóle wtrącają się, ale tylko tak, pospiesznie i mimochodem, do
cudzych nieszczęść. Chorym na raka mówią, że mają jeść dużo arbuza, a
bankrutowi radzą, żeby koniecznie obejrzał najnowszy film Chaplina. Ci
uliczni sprzedawcy dobra i współczucia handlują marnym i niezbyt
bezpiecznym towarem. Cierpiącemu podają cukier kartoflany. Nie
przyjmuj ich dobroci, wypluj ją jak tanie kartoflane cukierki, jakimi cię
częstują.
O WYBREDNOŚCI
I ćwicz swoją duszę w nieubłaganym poczuciu wybredności. To jest
najważniejsze. Masy są tylko chciwe, nie zaś wybredne. Ty pozostań
umiarkowany i wymagający. Świat coraz bardziej
upodabnia się do domu towarowego Woolwortha, gdzie za szóstaka jest do
nabycia, w marnym wykonaniu, wszystko, co może zadowolić — szybko,
tanio i w lichym gatunku — powszednie marzenia tłumów, skłonnych do
rozkoszowania się byle czym. Niebezpieczeństwa owego zaspokajania
tłumów już ujawniają się na wszystkich obszarach życia i ducha. Kultura
nie tylko wtedy ginie, gdy na wykwintnych placach Aten i Rzymu
pojawiają się barbarzyńcy z bojowymi toporami, ale również
wtedy, gdy tacy sami barbarzyńcy pojawiają się na publicznych placach
kultury i załatwiają sobie, bez jakiejkolwiek wybredności, podaż i popyt
oraz wymianę towarową na wielką skalę. Wybieraj! Nie grymasząc i
kręcąc nosem, ale surowo i bezlitośnie. Nigdy nie możesz być
wystarczająco wybredny w kwestiach moralności i ducha. I nigdy nie
możesz być wystarczająco konsekwentny, gdy mówisz — to jest
szlachetne, a to fałszywe, to jest wartościowe, a to tandetne. Oto
twoja powinność, skoro jesteś człowiekiem i chcesz zachować to miano.
O BÓLU GŁOWY
Kiedy migrena uporczywie powraca przez kilka dni, poszukajmy
godnego zaufania okulisty, poprośmy go, aby poddał nas niezbędnym
badaniom; i dopiero potem wybierzmy się do internisty.
Pospolite, powszednie bóle głowy najczęściej powoduje nikotyna;
następnie pogoda, ciśnienie atmosferyczne i zmiany temperatury dnia w
zależności od przesunięcia się frontu atmosferycznego; rzadziej błąd
dietetyczny; jeszcze rzadziej zakłócenia w krążeniu krwi. Również może
je powodować nerwowość, tchórzostwo, lęk przed trudnymi zadaniami czy
sytuacjami. A oto moje propozycje na ostry skurcz żyły — wypijmy
filiżankę gorącej, mocnej kawy, zaciemnijmy pokój, połóżmy się do łóżka,
połknijmy jedną albo dwie tabletki algocratiny, bolącą czaszkę ogrzejmy
elektryczną poduszką i pozostańmy w łóżku jedną, dwie godziny.
Ta metoda jest niezawodna i bezwarunkowo leczy nieskomplikowany
skurcz żył i migrenę. W przypadku innego rodzaju bólu głowy natychmiast
zwróćmy się do okulisty i internisty.
O WIELKIM BÓLU I TWOJEJ POSTAWIE WZGLĘDEM BÓLU
Jeśli cię dosięgnie ciężki cios, jeśli poczujesz ból duszy, nade wszystko
pomyśl o tym, że to jest naturalne, ponieważ jesteś człowiekiem. A coś ty
sobie wyobrażał? Jesteś człowiekiem, przeto umrą twoje kochanki,
opuszczą cię przyjaciele, i wszystko to, co zbierałeś i kochałeś, uleci
niczym pył na wietrze. Nic w tym dziwnego, jeśli wszystko dzieje się w
zgodzie z porządkiem natury, to rzecz pospolita i oczywista. Już prędzej
dziwić może, że ciężkie ciosy nie dosięgają nas każdego dnia. Jesteś
człowiekiem, musisz więc cierpieć; a cierpienie twoje nie trwa wiecznie,
ponieważ jesteś człowiekiem.
Twoje zachowanie się w żałobie i pośród razów losu dostosuj do tej
prawdy. Nigdy nie pokazuj światu swojego bólu. Nie okazuj też dumy i
pychy. Nie przecz bólowi przed samym sobą, ale wiedz, że ból i cios
zawsze jest klęską. Ludzie myślą tak — zmarł ktoś, kto był dla niego
ważny, kogo kochał; a więc i on poniósł klęskę. Odczuwaj ból, ale nie
wydawaj z siebie syknięcia. Bo kiedy sykniesz, kiedy uronisz łzę, to w tej
samej chwili już odrobinę oszukujesz. Prawdziwy ból jest niemy; łzy
i krzyk to już jest ulga. Zatem nie zwódź samego siebie i nie rozweselaj
świata. Milcz. Powściągaj mimikę i gesty. A gdy sam zostaniesz ze swoim
bólem, powiedz tak — rozgość się, bólu. i jakkolwiek będziesz
mnie bolał, wiem, że tak być powinno, ponieważ jestem człowiekiem.
O SILE WYOBRAŹNI
Wedle Francuzów prawdziwą fantazję ma tylko ten, kto umie zobaczyć
rzeczywistość. A to rzadka zdolność. Ludzie uważają, że fantazja jest
tożsama z wyobrażeniem jakiegoś nigdy nie istniejącego
zjawiska. Ale zjawiska, które nigdy nie istniały, nie mają rąk ni nóg, są
niczym gryfy z bajki, a to, co nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, jest
nudne i dziecinne. Prawdziwa siła wyobraźni buduje coś nowego,
cudownego i zaskakującego tylko z rzeczywistości. Zobaczyć
rzeczywistość — to przedsięwzięcie o wiele bardziej zaskakujące i
fantazjotwórcze niż budowanie z obłoków urojonych zamków, które się
rozwalą przy pierwszym podmuchu rzeczywistości. Ucz się widzieć
człowieka w całej jego postaci i wiedz, że jest bardziej zaskakujący i
cudowniejszy niż skrzydlaci bohaterowie mitów.
O PRZYSTOSOWANIU SIĘ
W naszej pracy, w porządku życia, w stylu, w sposobie, w jaki nasz
charakter, nasz rozum, nasz smak odpowiada na zjawiska świata, w tym
wszystkim jest wewnętrzne prawo, którego nie możemy samowolnie a
bezkarnie ominąć. Nie chciej pracować inaczej, niż określa to twój
charakter, twoje uzdolnienia, natura samej pracy. Nie chciej inaczej być
szczęśliwy, inaczej wypoczywać i podejmować się śmiałych zadań, niż
nakazuje ci twój charakter i twój system nerwowy. Przystosuj się do
prawa, które nieubłaganie wyznacza twoje miejsce, twoja praca i twoja
postawa względem życia. Wszystko należy po kolei doprowadzić do końca
i przyjąć — radość, żal, powołanie, zadanie, porażkę, a także śmierć.
Przystosuj się do siebie, do niepojętego i twardego prawa twojego życia,
które precyzyjnie wyznacza kolejność twoich działań, temperaturę
intelektu i uczuć. Nie chciej być zręczniejszy, mądrzejszy, szczęśliwszy i
zdolniejszy, ani też bardziej nieszczęśliwy i wyzbyty nadziei, niż jesteś.
Prawo płonie ognistymi literami na fasadzie gmachu twojego życia. Czytaj
to prawo codziennie, w każdej chwili.
O PRZYPŁYWIE I SENNYM ROJENIU
Niechaj postawa, jaką przejawiasz wobec świata i życia, będzie wolna
od patosu i czułostkowości. Ale do pracy, do twórczej pracy konieczne jest
coś jeszcze — senne rojenie, patos i przypływ, konieczny jest
pewien przerost uczuć. Wielkich dzieł nie da się rozrysować na papierze
cyrklem, z zimną głową; w ogóle nie można uprawiać twórczości za
pomocą spekulacji; tak jak nie można tworzyć z pomocą spekulacji ani
płodzić dzieci wedle planów nakreślonych uprzednio ołówkiem na
papierze. Niezbędne jest także uczucie i namiętność, wezbranie i oddanie
się tworzeniu. Wychowanie katolickie zostawia w duszy wiele fantazji i
uczucia, i taka dusza może nie znosi dobrze licznych doświadczeń twardej
i prymitywnej codzienności — daje się ponosić uczuciom — ale będzie
czuła na zagadnienia twórcze. Wychowanie protestanckie wychowuje ku
niezależności od uczuć i fatalizmu, ku powszednim pożytkom, co może
jest najużyteczniejsze. To prawda, że świadomość fatalizmu może tworzyć
tylko niezłomne żywoty; rzadziej i z trudnością wielkie dzieła. Dlatego
pozostań twardy i niepodległy uczuciom — w poniedziałek i wtorek, kiedy
grzebiesz swoich najbliższych albo musisz walczyć z aroganckimi
przeciwnikami; kiedy tworzysz, staraj się snuć marzenia i nie bój się
przypływu natchnienia.
O ZWIERZĘTACH
Nie wstydź się tego, że kochasz zwierzęta. Nie rumień się dlatego, że
jakiś pies bliższy jest twojemu sercu niż większość ludzi, których znasz
osobiście.
Kłamią prorocy i ci grubiańscy, kiepscy ludzie, którzy karcą cię za tę
nić sympatii, i mówią tak — kradnie ludziom uczucia, które trwoni na psy!
samolubny, zimny typ! — nie przejmuj się nimi. Spokojnie kochaj
swojego psa, tego niezmordowanego przyjaciela o lśniących oczach, który
za swoją przyjaźń nie prosi o nic więcej niż byle jaki ochłap i pogłaskanie.
Nie wierz w to, jakoby słabość i egoizm skłoniły cię do miłości do
zwierząt. To są nasi bracia, wyrabia się ich w tym samym warsztacie, co
człowieka, i mają rozum, częstokroć bardziej skomplikowany i
subtelniejszy niż większość ludzi. Niech sobie drudzy nazywają słabością
miłość do zwierząt i szydzą z niej — a ty spaceruj sobie ze swoim psem.
Jesteś w dobrym towarzystwie; i Bóg o tym wie.
O ARCYDZIEŁACH
Jeżeli tylko możesz, żyj zawsze tak, abyś choć kilka chwil z każdego
dnia mógł poświęcić któremuś z zaklętych w kryształ arcydzieł ludzkiego
ducha! Niech nie minie bodaj jeden dzień, byś nie przeczytał paru linijek
Seneki, Tołstoja, Cervantesa, Arystotelesa, pisma świętego, Rilkego albo
Marka Aureliusza. Każdego dnia wysłuchaj paru taktów muzyki, jeżeli nie
sposób inaczej, choćby z pozytywki jakiś temat z Bacha, Beethovena,
Glucka bądź Mozarta. Niech nie minie jeden dzień, byś nie popatrzył
przez kilka minut na dobre reprodukcje obrazu lub rysunku Breughla, albo
Dürera, albo Michała Anioła. Wszystko to można bez trudu zaaranżować,
tak łatwo przecież znaleźć pół godziny, która jest niezbędna dla arcydzieł!
Jakże łatwo napełnisz swoją duszę szczęśliwą harmonią ludzkiej
doskonałości.
Jesteś bogaty, nawet jeżeli jesteś nędzarzem. Pełnia ludzkiego ducha
jest także twoją własnością. Żyj nią, każdego dnia, tak jak człowiek
oddycha.
O CIERPLIWOŚCI
To jest ta ludzka zdolność, na którą najtrudniej zdobyć środek, ta
właściwość, przeciwko której buntują się najbardziej tajemnicze instynkty
naszej istoty, ponieważ jesteśmy śmiertelni, ponieważ nasz czas jest
odmierzony, ponieważ nasza gwiazda spada — jest to najboleśniejszy
obowiązek, wobec nas samych, wobec naszego losu i jego najgłębszego
sensu — naszej pracy. Nie ma prawdziwej twórczości bez nieskończonej,
rozumnej cierpliwości, zdolnej zapanować nad najsekretniejszą strukturą
człowieka. Bowiem twórczość nigdy nie jest kuglarskim pokazem,
błyskawicznym sans gene – passe, dzieła sztuki nie można wyjąć z
cylindra. Nie jest ono tylko kwestią geniuszu — samo dzieło jest już
cierpliwością, cierpliwością organicznego rozwoju, cudem spowalnianego
i przyspieszanego dojrzewania. Nauczyć się cierpliwości, w życiu i w
pracy, to tyle, co nauczyć się tajemnic Stwórcy. Wykuj tę lekcję, ty, który
jesteś niespokojny i śmiertelny.
O WYBORZE I WIERNOŚCI
Zastanów się, zanim weźmiesz do ręki książkę i zaczniesz ją czytać,
rozważ to, przynajmniej tak, jak wtedy, gdy z ufnością podajesz rękę
drugiemu człowiekowi. Bowiem na pewien czas skupiasz na książce
uwagę swojej duszy; a to dużo, ponieważ życie jest krótkie, a dusza jest
tylko twoja. A kiedy już się zdecydowałeś i zacząłeś
czytać, czytaj powoli, bardzo uważnie i cierpliwie, jakbyś polemizował ze
słusznym wnioskowaniem. I jeśli nawet książka nie odpowiada twojemu
gustowi i twoim przekonaniom albo narracja jest nudna i powikłana,
doczytaj ją do końca. Właśnie dlatego, że życie jest krótkie, a książek jest
nieomal tyle, co kropli wody w oceanie, starannie wybieraj książkę, zanim
otworzysz jej stronice. Czytaj konsekwentnie i wiernie, ale wybieraj
uważnie, ponieważ książce, którą akurat czytasz, podarowujesz cząstkę
własnego życia i rozumu. Skoro już zabrałeś się do czytania, bądź wierny
książce, także wtedy, gdy ona zwraca się przeciwko tobie, przeciwko
twojej duszy i twojemu rozumowi. Książka potrafi być również wrogiem;
trzeba stoczyć z nią pojedynek do samego końca. Ale odzywaj się tylko do
godnych przeciwników; którym — jak powiada pewien poeta — nawet w
czasie pojedynku należy dać lekcję fechtunku.
O POTĘDZE ROZUMU
Cokolwiek dzieje się na świecie, nie zapominaj o prawdzie, że państwo
i władza polityczna nigdy nie może się obejść bez władzy mędrców i
rozumu. Także wtedy, gdy w życiu wspólnoty na czas jakiś górę biorą
instynkty albo miejsce odchodzących cesarzy zajmują pretorianie. Oni
także nie mogą uczynić niczego trwałego przeciwko potędze rozumu.
Pomyśl o tym, jak to dzięki wychowaniu Arystotelesa — za
pośrednictwem pewnego zdolnego człowieka — powstało imperium. Bo
przecież imperium macedońskie co najmniej w takim samym stopniu
stworzył Arystoteles, co Aleksander Wielki. Nigdy nie ociągaj się, gdy
trzeba dowieść racji zdrowego rozumu przeciwko racji władzy politycznej
i państwowej. Państwo pozbawione kierownictwa rozumu — to tylko
horda; państwo, które jest własnością władzy politycznej, niechybnie
rozpadnie się. Jedynie zespolone siły rozumu mogą nadać kształt ludzkiej
wspólnocie. Państwo może zabić filozofa; ale żyć bez niego i
uchować się — nie może.
O ZAGROŻENIU ŻYCIA
W sytuacjach zagrażających życiu powinniśmy myśleć o tym, że nasz
czas, pod każdym względem, minął, także wówczas, gdy ręka losu
dosięgnie nas dziesięć lat wcześniej czy później; bo tylko silne napięcie,
twórcze chwile — nie zaś kalendarzowe miary fizycznego istnienia —
oznaczają treść życia. Żyłeś, jeśli ze wszystkich sił wyrażałeś ten boski
nakaz, jaki był treścią twojego życia, jeśli wypełniałeś, z ochotą i
sumiennie, swoje obowiązki. Takie chwile były czasem prawdziwego
życia. Wszystko inne było tylko przygotowaniem, oczekiwaniem. A natura
jest ekonomiczna — tych, którzy są jej niezbędni w twórczym dziele, nie
wypuszcza przed czasem; dopiero wtedy przestaje się nimi zajmować, gdy
zrobią to, na co świat zawarł z nimi umowę. Zatem zagrożenie życia jest
jednoznaczne z tym, czy żyłeś dobrze, czy żyłeś dzielnie, wypełniając
swoje obowiązki. Reszta to sprawa prywatna, która w głębi serca nie
interesuje nawet ciebie.
O KĄPIELI
Kiedy tylko możesz — ale nigdy kradnąc czas przeznaczony na pracę,
z nieczystym sumieniem, działając w pośpiechu! — idź dwa, trzy razy w
tygodniu do którejś z publicznych łaźni z termami. Kąpiel jest starym
ludzkim obyczajem i nie tylko ćwiczy i odświeża ciało, lecz także duszę.
Kąp się powoli, wedle praw twojego ciała, rozważnie i nie skąpiąc czasu.
Wody lecznicze przenikną w głąb ciebie przez twoje ciało i ożywią duszę,
uspokoją nerwy umęczone przez świat i pracę. Kąpieliska lecznicze są to
takie nasycone wilgocią klasztory, gdzie bez przeszkód możesz oddać
ciało i duszę trzeźwemu i godnemu wypoczynkowi. Wody siarczane i
żelaziste przesączają się przez pory do wewnętrznych organów, do
systemu nerwowego; atmosfera łaźni, zawoalowane, zaparowane
otoczenie uwalnia od tandetnych wyobrażeń zewnętrznego świata. Zatem
kąp się systematycznie i metodycznie jak Rzymianie.
Nie przejmuj się tym, że Spartanie pogardzają twoim obyczajem;
pamiętaj, że Sparta nie dała światu ani jednego oryginalnego myśliciela i
w końcu zmarniała. Kąp się ze spokojnym sumieniem. Kąp się
metodycznie, zmieniaj baseny i prysznice gorące na letnie, a potem na
zimne, powierz swoje ciało sprawnym rękom masażystów, przesiaduj
długo w ciepłej wodzie, pozwól owinąć twoją czaszkę turbanem zimnej
wody, oddaj ciało i duszę spokojowi ciepłej wody i letniej ciszy, myśl, ucz
się cierpliwości wody, wypoczywaj. W ramionach hurys nie można tak
wypoczywać, jak w basenach leczniczych kąpielisk z gorącą wodą. W
komorze ogrzanej gorącym powietrzem nigdy nie przebywaj dłużej niż
dwie, trzy minuty. A obsłudze daj pokaźny napiwek. I wiedz, że jesteś
śmiertelny, lecz póki żyjesz, coś jesteś winien swojemu ciału. Na przykład
kąpiel leczniczą dwa razy w tygodniu; najwyżej trzy razy.
O TYM, CO WARTO I CZEGO NIE WARTO ROBIĆ
Nie warto, abyś podniósł pióro, nie warto, byś upuścił jedną kroplę
atramentu na papier, nie warto zmarnować kwadransa twojego życia na to,
byś napisał coś takiego, co spodoba się tłumowi i ćwierćinteligentowi,
który, przeczytawszy to, zawoła — o, tak! my też tak myśleliśmy! — za co
urzędowy świat przypnie ci do piersi order, a jakaś literacka firma zapłaci
ci dużo pieniędzy, a za te pieniądze możesz wystawić sobie piękny dom,
który potem zapełnisz rzadkimi przedmiotami i
szlachetnymi meblami! Bo albo to, co podoba się tłumowi, jest zawsze
pomyłką z jego strony, albo z twojej strony — zdradą. Odznaczanie — to
jest złota folia, dziecinna zabawka. A ta góra pieniędzy, jaką możesz
otrzymać za pracę, która tak spodobała się światu, i ten piękny dom, jaki
możesz sobie na tej górze pieniędzy wystawić, wszystko to tylko mgła,
którą pewnego dnia zdmuchnie tchnienie sił tego świata. Ty nie zaprzątaj
sobie głowy niczym innym, jak tylko tym głosem, którym anioł zagrzewa
cię do pracy.
O ATAKU POZIOMYM I PIONOWYM
Z pewnością nie jest przypadkiem, że najskuteczniejszą bronią podczas
drugiej wojny światowej był samolot — broń, która atakuje pionowo.
Bowiem wszystkie dotychczasowe wojny ludzkości zaczynały się i
przebiegały w linii poziomej. Tę wojnę poprzedził kryzys, który nazywają
wertykalnym najazdem tłumów — tłum nie wtargnął poziomo na
terytorium sztuki, ale w obrębie sztuki, w pionie, zaatakował pewną formę
życia. Naturalnie, że kiedy ten atak, to wertykalne wtargnięcie
przekształciło się w wojnę — poszukało broni stosownej do swojej natury,
działającej w pionie — bomb i samolotów. Bo też wielkim zwrotom w
dziejach ludzkości zawsze towarzyszy styl i zmiana rekwizytów.
O NIKOTYNIE
Nikotyna jest największym podarunkiem współczesnego życia i
najsilniejszym ciosem — wynalazł ją diabeł, i człowiek nie może nic
przeciwko niej uczynić, dopóki na ziemi panuje nuda. Nikotyna jest silną
trucizną, nadto ogłupia. Ilekroć jednego dnia dużo palę, aby móc
pracować, nazajutrz jestem półgłówkiem, niezdolnym do pracy. Poza tym
może wywołać uczucie niepokoju, pocenie się, wzmożone bicie serca i
inne niebezpieczne dla życia powikłania. Nie można nic przeciwko niej
uczynić. Dymek z papierosa okrywa świat miłosierną zasłoną z mgły; owo
gorzkie szczęście i zapomnienie — to tylko pospolite, chwilowe upojenie;
któż jest tak silny, by z niego zrezygnować czy bodaj zrezygnować o
chwilę wcześniej, niż to będzie bezwzględnie konieczne? Bo pewnego
dnia będzie to konieczne… Serce, nerwy wzrokowe, żołądek,
jelita, wszystko zbuntuje się przeciwko nikotynie. Wtedy odrzucimy ten
gorzki niedopałek, raptownie przybierzemy na wadze, będziemy zdrowi,
tędzy i nieszczęśliwi.
Ale do tej chwili! Jakbyśmy co dnia ssali gorzką pierś złej, a jednak
uszczęśliwiającej pramatki! Wszak jakiś rodzaj gry i trucizny też jest
niezbędny do życia; w przeciwnym razie nie byłoby to życie,
lecz tylko zdrowie i rutyna.
O TYM, CZEGO NAUCZYŁEM SIĘ W CZASIE ATAKU
LOTNICZEGO
W czasie ataku lotniczego nauczyłem się jednego — że uczucie
strachu, które na odgłos bliskiego eksplodowania bomb w pierwszym
kwadransie usidliło i mnie, nazbyt niegodne jest człowieka, zanadto
upokarza i nie zasługuje na to, byśmy mu oddali we władanie naszą duszę
i nerwy. Dlatego nauczyłem się czegoś, co zarazem jest jedyną prawdziwą
wartością wszystkich naszych zamysłów — że nie wolno bać się niczego,
bo kto boi się w chwili zagrożenia, ten wcześniej, w czasach pokoju,
nadaremnie uczył się, czytał i rozmyślał, na próżno zbierał doświadczenia
o wartości ludzkiego życia i naturze śmierci. Kto boi się, ten oszukuje —
oszukiwał samego siebie w ciągu całego swojego życia, ponieważ nie
przygotował się, szczerze, ze wszystkich sił, całą swoją duszą, na śmierć.
Dlatego wychowałem samego siebie tak, abym już nigdy więcej nie bał się
niczego, co mogłoby mi zagrażać ze strony ludzi albo natury; jeszcze tylko
boję się tego, czym mógłbym uchybić samemu sobie; boję się głosu
mojego sumienia; ponieważ demaskują nas nasze czyny.
O LUDZKIEJ POSPOLITOŚCI
Tłum, jako siła społeczna, rozpanoszył się za mojego życia w takim
stopniu, że nie ma takiej jaskini, postawy, światopoglądu, dokąd jeszcze
moglibyśmy się przed nim schronić. Naturalnie, nierozumny, głupi jest ten,
kto się obraża na sam fakt istnienia tłumu i szuka schronienia, przyjmując
postawę wybrednego i skwaszonego indywidualizmu.
Tłum po prostu jest, jak deszcz, wiatr, ziemia. Trzeba się z nim liczyć.
Jednakże powiada Arystoteles — wielki tłum ma duszę
niewolnika i postępuje jak bydło. Dwa i pół tysiąca lat mija, jak padło to
stwierdzenie; nigdy nie było tak aktualne, jak dzisiaj.
Ludzka pospolitość przybrała w naszych czasach rozmiary tak
beznadziejne, że nie ma już systemu pedagogicznego, który by umiał
skutecznie z nią walczyć. Odruchy tłumu nie są już odruchami ludzkimi w
tym rozumieniu, w jakim poznawaliśmy to, co ludzkie, a więc w
rozumieniu chrześcijańskiej kultury oraz klasycznego i
starożytnego wychowania. Nie można polemizować z masami; to tak,
jakbyś polemizował z pijakiem albo z głupcem, którzy w odpowiedzi
wyjąkują wyłącznie swoje urojenia. Nie można wpłynąć na ich uczucia;
czują inaczej, niż człowiek czuł do tej pory. W ich duszach litość, poczucie
wspólnoty uległy wypaczeniu; chciwość, żądza krwi panują w ich
nerwach, nieograniczona i zachłanna, żarłoczna i smutna pogoń za
rozkoszą. Jeden powód więcej, aby każdy prawdziwie ludzki osobnik
uporczywie i dzielnie trwał na swoim miejscu, aby myślał, czuł tak, jak
przystało człowiekowi.
O SATYSFAKCJI
Oto jedyna satysfakcja, co więcej, jedyny sposób osiągnięcia
zadowolenia w życiu — dokończyć tę cichą, nienachalną, lecz fachowo
wykonywaną pracę, do której wyznaczyły cię twoje skłonności i
uzdolnienia, nie uciekać przed tą pracą w jakąś tam próżną rolę, zadowolić
się przeświadczeniem, że twoja praca, w miarę możliwości, była
sumienna, a może i pożyteczna dla ludzi. Niczego więcej życie dać nie
może.
O CYGARNICZKACH Z FILTREM
Po czterdziestce wskazane jest palić papierosy przez cygarniczkę z
filtrem. Te cygarniczki napełnione mineralnym wkładem wchłaniają
jedynie nieznaczną część produktów spalania nikotyny i papierosowej
bibułki, a przecież w niemałym stopniu pomagają. Nie uchronią przed
zatruciem nikotyną, ale łagodzą poranny kaszel i śluzowatą
chrypkę. Polecam wszystkim.
O TYM, ŻE KOBIETAMI NIE TRZEBA SIĘ ZBYTNIO
PRZEJMOWAĆ
Nigdy nie rozumiałem mężczyzn, którzy potrafią wzdychać i
lamentować z powodu kobiety. Powiadają — co ona teraz robi? kocha
innego? Albo — dlaczego nie jest ze mną? Albo — jak długo
będzie należała do mnie? Te odczucia w prawdziwym, tragicznym
znaczeniu są mi nieznane, przynajmniej teraz już są mi
nieznane — nie mogę, oczywiście, powiedzieć, że w młodych latach nie
przechodziłem przez takie chorobliwe kryzysy. Lecz teraz nie potrafię
zrozumieć, że ktoś może popełnić samobójstwo z powodu niewierności
czy oziębłości kobiety. Wraz z dojrzewaniem płciowym, w moich latach
męskich, odnosiłem się do kobiet jak do miłych i potrzebnych partnerek,
które pośród swych wielkich życiowych zadań od czasu do czasu
sprzymierzały się ze mną, byśmy wspólnie znosili ciężki los, los
człowieczy. Zresztą nie oczekiwałem od nich wierności, ni szczególnej
serdeczności, ni poświęcenia. Radowała mnie ich czułość, emocjonujące i
kojące, ogłuszające siły naszych ciał, bystry umysł, instynktowne, a
niekiedy heroiczne porywy, obserwowałem ich wytrwałą i pedantyczną
zręczność, gdy — dziecięca naiwności! — chciały utrwalać ludzkie
uczucia. Ale kiedy wychodziły z mojego pokoju albo z mojego życia, już
więcej o nich nie myślałem. Taką mam naturę i sądzę, że jedynie taka
postawa godna jest mężczyzny; i jestem wdzięczny losowi, że ofiarował
mi takie usposobienie.
O TAKTYCE BOJOWEJ I LINII FRONTU
W czasach, jak nasze, kiedy wszystko dzieje się nie tylko w poziomie,
ale i w pionie, człowiek postąpi słusznie, jeśli nauczy się żyć z odwagą
frontowego żołnierza. Bowiem kiedy postępujesz mądrze, niemałostkowo,
kiedy poruszasz się rozważnie, kiedy liczysz się z miejscem, sytuacją,
niebezpieczeństwem, kiedy zmierzasz tam, gdzie opór jest najsłabszy,
kiedy nie atakujesz przed czasem, a w chwili ataku zachowujesz zimną
krew i spokój — wtedy jesteś naprawdę odważny. Być żołnierzem w
czasie starcia jest zadaniem niebezpiecznym, ale nie mniej niebezpieczne
jest być mieszczaninem, gdy życie atakuje nas totalnie — w poziomie
i w pionie. A my żyjemy w takiej epoce. Dlatego bądźmy opanowani w
gestach, w dzień i w nocy, przy każdej okazji, abyśmy w wielkiej walce,
która wyznaczyła nas na bojowników, nie trwonili niepotrzebnie sił.
Walczyć trzeba dniem i nocą. Nasza praca, lektury, pojęcia, jakie
stworzyliśmy o życiu, wiedza i doświadczenie, wszystko to jest bronią w
tej walce. Zatem zajmijmy swoje miejsce w skromnym i niebezpiecznym
okopie, obserwujmy z jamy naszego życia każdy ruch wroga i nie
trwońmy przed czasem ni energii, ni amunicji. Równocześnie, gdy niebo
jest gwiaździste, a wróg śpi, patrzmy również w gwiazdy.
O NASZYCH GRZECHACH I ŚWIADOMOŚCI GRZECHU
Trzeba nauczyć się milczeć, co być może jest najtrudniejsze. Człowiek
zawsze mówi o jedno słowo za dużo. Nigdy dość milczenia. Także
dlatego, że wszelka rozmowa jest beznadziejna. Jakże beznadziejne jest
już słowo napisane i utrwalone! Rozejrzyj się po świecie — w czym
pomaga to mnóstwo zapisanych słów, rad, przekonujących starań? W
niczym zgoła. Czego możesz się spodziewać po tym, że coś komuś
powiesz? Niczego. Dlatego milcz, a zawsze milcz silniej i konsekwentniej,
niż mówisz, nie chciej na siłę przekonywać drugich, bo to niemożliwe —
prawda jedynie wówczas ma wychowawczą siłę, gdy sam ją odkrywasz —
i nie popisuj się, że niby coś wiesz. Raz jeszcze powiadam ci — milcz.
Gdy trwa wojna i gdy jest pokój, milcz. A jeśli mówiłeś, nie zapomnij
potem wypłukać sobie ust. A kiedy mówiłeś fałszywie i dręczy cię
sumienie, nie odpędzaj od siebie tej świadomości grzechu; spójrz jej
prosto w oczy, twardo; i mów — znowu mówiłem fałszywie, przesadnie,
porywczo lub też chełpliwie; to już się stało i nic na to nie poradzę; ale w
przyszłości będę twardszy i będę milczał. Milcz, ponieważ Bóg także
milczy, i On wie — dlaczego. Milczenie jest mądrością.
O TYM, ŻE NIE MOŻESZ LICZYĆ NA NIKOGO
Wiedz, a wiedz wszystkimi siłami serca i rozumu, że w krytycznych
chwilach nie możesz liczyć na nikogo. Nie ma takiego krewnego,
przyjaciela, kochanki, których naprawdę znasz; w krytycznej chwili każdy
zrzuca maskę, pokazuje czysty egoizm, a ty pozostajesz sam, gdy
największą potrzebą byłoby, iżby ktoś stanął przy tobie i pomógł ci
dobrym słowem, pokrzepiającym spojrzeniem. Przecież niczego więcej nie
oczekujesz od nikogo; ale w potrzebie nie dostaniesz nawet tego.
Żyj — uprzejmy i cierpliwy — wśród ludzi, ale nie zdawaj się na
niczyją pomoc. Zaprawiaj się ku samotności i sile. Wiedz, że nikt nigdy
nie pomaga. Ale nie lamentuj. Jesteś człowiekiem, a więc niczego nie
możesz oczekiwać od ludzi; i to jest naturalne.
O PISARZU I O ŚWIECIE
Pisarz nie powinien niczego oczekiwać od świata. To wszystko, co
może dać mu świat — pieniądze, majątek, pozycję, społeczne uznanie —
odbije się na jego pracy, naruszy duchową równowagę, źle wpłynie na
moralną siłę jego dzieła. Pisarz nie powinien być autorytetem społecznym;
jego dzieło dokładnie tyle samo straci ze swego ciężaru etycznego, na ile
wzniesie się w uznaniu społecznym. Pisarzowi nie jest potrzebny żaden
tytuł, żadne stanowisko; jedynym jego tytułem, jedynym stanowiskiem
może być tylko jego nazwisko. A jedynym majątkiem na świecie jest jego
dzieło. I niech pisarz nie ciuła pieniędzy ani przedmiotów wartościowych
w postaci ruchomości i nieruchomości; niech tak zorganizuje sobie życie,
aby nie musiał napisać ani jednej linijki wbrew sobie, i niech przyjmuje
jedynie taką zapłatę, jaką w najlepszej wierze, nie oglądając się na modę i
względy społeczne, może uznać za równowartość swojej pisarskiej pracy. I
niechaj nie przejmuje się tym, czy to, co pisze, podoba się, czy nie, niech
nie przejmuje się tym, co stanie się z jego dziełem po jego śmierci. Pisarz
powinien żyć ubogo. A jeśli się zdarzy, że będą mu łopatami sypać złoto,
oby miał dość sił, by odwrócić się od tego sukcesu. I jeśli zachłanne ręce
przypinają mu do piersi order, niech jego ręka odtrąci natrętów. Niech
nigdy nie politykuje; zawsze niech osądza; naturalnie przede wszystkim i
najsurowiej — samego siebie. W przeciwnym razie nie ma prawa mienić
się pisarzem.
O LUDZKIEJ MATERII
Ludzka materia jest trująca, należy postępować z nią z największą
ostrożnością i przezornością. Ludzka materia to jest to, co żyje w duszy
człowieka; co tworzy substancję naszej duszy; ta niepochwytna, a
jednocześnie rzeczywista materia, która sprawia, że nie jesteśmy
drzewami, nie jesteśmy zwierzętami, lecz ludźmi. Ta materia jest taka
sama jak trucizna. Jest to materia szkodliwa. Człowiek nie jest
stworzeniem bezpiecznym, lecz niebezpiecznym, jak cyjanek albo
muchomor czerwony. Człowiek jedynie wtedy nie zatruwa duszną materią
swojego bliźniego, jeżeli nie ma ku temu sposobności, gdy próba wydaje
mu się niebezpieczna lub zbyt trudna. Gdy jednak ma ku temu sposobność,
wówczas — bezinteresownie, bezcelowo i bez pożytku — natychmiast
rozsiewa swoją truciznę po świecie. Ludzka materia jest tak trująca, że bez
zagrożenia śmiercią można ją tolerować tylko w minimalnych dawkach.
Jedynie rozumem można je wszystkie zneutralizować, rozumem i
świadomością beznadziei. Bowiem człowiek jest beznadziejny, nie można
go wychować do prawdziwych zadań, nie można zneutralizować
odwiecznej trucizny w jego duszy. Człowiek jest zagrożeniem dla świata.
O ARCYDZIELE I O CZYMŚ CUDOWNYM
Do tego, aby dzieło człowieka było arcydzielne i wiecznie mieniło się
blaskiem oraz zachwycało ludzi, konieczne jest coś jeszcze poza talentem,
tematem i doskonałym wykonaniem. W arcydziele jest
pewien element cudowności, który czarodziejskim blaskiem przenika na
wskroś całość, tak przy tym łagodnie i ujmująco, jak światło księżyca
letnią noc, nierealnie, a przecież jasno, bo można przy nim dobrze widzieć,
a nawet czytać. Arcydzieło niechaj będzie realne, precyzyjne, mądre,
świadome celu, proporcjonalne, starannie wykonane, wiernie oddane — i
niechaj będzie w nim jeszcze coś innego. Niechaj w nim będzie coś
cudownego. I przy zdrowej przytomności, niechaj w nim będzie także coś
z zapomnienia. Niech będzie wzniesione wedle prawideł inżynierii, ale
niechaj będzie w nim również chaos, szczypta odwiecznej mgły, jaka
wzbija się złotymi ziarenkami na szlaku gwiazdozbiorów. Bez owej
cudowności dzieła są tylko wielkie albo doskonałe. Czasami arcydzieło nie
jest aż takie doskonałe. Tyle że promieniuje, że jest w nim także tylko sen,
światło gwiazd, cudowność. A to jest ta część zadania, na którą artysta nie
ma już żadnego wpływu; ostatnie pociągnięcie pędzlem, cudowność jest
dziełem Boga.
O BOGU
Nigdy nie umiałem wyobrazić sobie Boga, prawdopodobnie dlatego, że
nie jest ludzki ni ziemski, lecz boski. Człowiek, gdy wyobraża sobie Boga
lub oddaje Boga na obrazie czy w postaci rzeźby, zawsze wyobraża sobie i
przedstawia brodatego praojca, kogoś w rodzaju wodza plemienia, z
bujnym włosem, w peplum, z wełnistą brodą, niczym rabina bądź
francuskiego inspektora szkolnego. Jak Grecy i Rzymianie przedstawiali
Zeusa i Jowisza, tak chrześcijanie przedstawiają Ojca. To wyobrażenie
zawsze mi przeszkadzało, napełniało mnie uczuciem wstydu. Takiego
człekokształtnego Boga, który ma ondulowaną brodę, ma także nos, który
co jakiś czas wyciera, nie mogłem odczuwać jako prawdziwego Boga.
Spośród wizerunków Ojca, Syna i Ducha Świętego, jedynie wyobrażenie
Ducha Świętego wydawało się godne Boga. Bóg stworzył świat i zarządza
nim, i dlatego jest pewne, że świat jest podobny do Niego — lecz Bóg nie
może być człowieczy, ponieważ w takim razie musiałby także chodzić do
fryzjera. Ta naiwność zawsze mnie rozdrażniała. Mój Bóg nie ma brody
ani peplum. Stoi — za wszelką rzeczą — jako Siła i Rozum. Dla mnie Bóg
jest to Zamysł, który przenika świat. Ten Zamysł jest świadomy. Dlatego
mogę z nim rozmawiać, bez fałszywych wyobrażeń, tak jak drobniutki
rozum rozmawia z definitywnym Rozumem przez duże r.
O TYM, ŻE LUDZIE SĄ NIEOBLICZALNI
Bo ludzie są zupełnie nieobliczalni. Na próżno znasz kogoś od
trzydziestu lat — nie potrafisz przewidzieć, jak się zachowa, gdy odniesie
sukces i kiedy spotka go niepowodzenie. Na próżno znasz czyjś charakter,
czyjeś codzienne przyzwyczajenia, czyjś intelekt, serce, reakcje —
bowiem człowiek pozostaje tajemnicą nawet wtedy, gdy jest, skądinąd,
półgłówkiem. Na cios może odpowiedzieć piskiem i okrzykiem radości,
sukces niekiedy go załamuje, rozstraja. Zdarza się, że ludzie
z przyczyn niezrozumiałych wpadają we wściekłość; na przykład — noszą
żałobę, doznają upokorzeń, nieszczęść materialnych, cielesnych lub
moralnych, po czym w jednej chwili zabijają lub zaczynają
charczeć i wyć, bo tramwaj nie nadjeżdża w porę albo but ich uwiera.
Ludzie zrównoważeni, znający umiar, bardzo dziwnie reagują na czyjąś
prostacką uwagę — jakby zraniono najczulsze miejsce ich ludzkiej istoty.
Jedni nie wytrzymują dzwonka telefonu, inni, zanim pójdą pod szubienicę,
proszą o szklankę czerwonego wina. Zwierzę, kamień, roślina są bardziej
przewidywalne i obliczalne, a burza i trzęsienie ziemi bardziej zasługują
na zaufanie niż człowiek. Ludzie są cudowni.
O RYTMIE I ZMIANIE
Wskazane jest zmieniać i odmieniać nie tylko życiowe sytuacje, ale i
porządek życia. Czasami niewiele znacząca podróż, zmiana miejsca o parę
kilometrów wyrywa nas z pospolitej, okresami dręczącej i na pozór
niemożliwej do zniesienia, kręcącej się w kółko bezradności. Czasami
wystarczy wybrać się do Ostrzyhomia, a już przychodzą nam do
głowy inne myśli o życiu, wyraźniej widzimy nasze zadania. Podróż
odmienia idee, powiadają Francuzi. Inny pokój, w którym układamy się do
snu, inne twarze, odmienna kuchnia, wszystko to uruchamia w naszych
duszach swego rodzaju ciąg pogody i świeżości.
I właśnie tak powinniśmy zmieniać powszedni rytm naszego życia. Nie
gwałtownie. Nie bez zastanowienia. Ale świadomie, instynktownie, kiedy
czujemy, że uwięźliśmy w dotychczasowym sposobie bycia. Kto do tej
pory uparcie wstawał o świcie, niech tak zorganizuje sobie rytm spania i
wstawania, aby przez jakiś czas budzić się koło południa. Kto wcześnie
chodzi spać i czuje, że zabrnął w życiowy ślepy zaułek, niech kładzie się
po północy. Kto do tej pory przed południem kończył co ważniejsze prace,
niechaj, jeśli to możliwe, spróbuje zmienić rytm pracy, przenosząc ją na
czas popołudniowy. Kto wieczorem bywa zmęczony, niech odpoczywa
w ciągu dnia, a pracuje nocą. Kto ucinał sobie drzemkę po obiedzie, niech
teraz prześpi się pół godzinki przed obiadem. Byle tylko nie zdrętwieć w
życiowych sytuacjach, nie nałożyć papuci i nie zapuścić brody, i zawsze
uważać, aby twórcze siły świata odnajdywały nas w oczekiwaniu i ciągłej
gotowości! Niewiele do tego trzeba. Jest to sztuka umiejętnego
współgrania słuchu, serca, uwagi, instynktu i rozumu. I jest to jedna z
tajemnic życia.
O TAKCIE I DELIKATNOŚCI
Bo istnieje coś takiego, co jest czymś więcej, czymś wartościowszym
niż wiedza, rozum, ba, czymś cenniejszym niż dobro. Istnieje pewien
rodzaj delikatności, który jest najwyższym osiągnięciem, na jakie człowiek
może się zdobyć. Jest nim czułość, która jest niewidoczna, pozbawiona
koloru i smaku, a przecież tak niezbędna, jak na terenie skażonym przez
zarazę gotowana woda, bez której człowiek umrze z pragnienia albo się
rozchoruje. To jest takt i delikatność, które niczym cudowny słuch
muzyczny wiecznie przypominają człowiekowi, ile jest człowieczeństwa
w tym, co robi — dużo czy mało, co wolno, a co jest przesadą, co boli
drugiego i co jest aż tak dobre, że stanie się naszym wrogiem ten, którego
tym obdarzymy, a on nie potrafi okazać wdzięczności. To jest ta
delikatność, która zna nie tylko stosowne słowa i właściwą intonację, lecz
także czułość milczenia. Rzadko, ale spotyka się ludzi, którzy to potrafią.
Którzy dobro, zawsze przecież samolubne, wydestylowali i uszlachetnili, a
swoją przyjaźnią lub sympatią nikomu nie sprawiają bólu, nie
naprzykrzają się ciągłą gotowością zacieśniania znajomości i nigdy nie
wypowiadają o jedno słowo za wiele ponad to, co potrafi znieść drugi
człowiek, i jakby mieli jakieś szczególne, subtelne narządy słuchu, w lot
wychwytują to, co by mogło sprawić ból drugiemu człowiekowi. I zawsze
potrafią zmienić temat. A wszystko to, co zagraża ludziom, słyszą tak
przenikliwie, jak radary, które postrzegają nieprzyjacielski samolot
zbliżający się na wielkich wysokościach, pomiędzy chmurami. Takt i
delikatność odbierają w sposób nadludzki. Tak, obie te właściwości są
nadludzkie.
O GOŚCINIE
Bycie gościem — to jedno z najmilszych i najbardziej uprzykrzonych
zniewoleń. Bo daremnie powiadają gospodarze — u nas gość robi to, co
chce! wstaje i kładzie się spać, kiedy chce! je, co chce! nie
musi przejmować się domownikami! — naturalnie, ani goście, ani
gospodarze nie robią nic innego, jak od rana do wieczora wzajemnie się
sobą przejmują, jedni obserwują tryb życia drugich, odgadują ich życzenia,
dostosowują się do siebie. Przy czym gospodarze są swobodniejsi, bo
znajdują się w swoim domu, i stosując terror ukształtowanego w ten
sposób porządku dnia, wpływają na gościa, który od rana do wieczora
zmuszony jest zachowywać się tak, jakby robił to, co chce, choć nie robi
nic innego, prócz tego, że dostosowuje się do gospodarzy. Szczególnym
grubiaństwem jest zapraszanie kogoś w gości na dzień czy zgoła na noc,
poza miasto. Jest to zamach na poczucie smaku człowieka, jego zwyczaje,
czas, przyjemności, pracę i w ogóle tryb życia. niczego więcej nie zabieraj
ze sobą oprócz piżamy i szczoteczki do zębów! — mówią gospodarze; i
proszę, na dzień, dwa jesteś wygnany ze swojego życia, pozbawiony
swobody działania, a nierzadko i swobody myślenia.
Bycie gościem — to niewola. Zapraszanie kogoś w gości jest
świadectwem dużej duchowej szorstkości i samolubstwa. Nawet przyjęcie
zaproszenia na kolację jest nad wyraz ciężkim, nudnym i męczącym
obowiązkiem. Najstosowniej jest spotkać się z przyjaciółmi w restauracji,
wieczorem o godzinie dziewiątej, by o jedenastej wrócić
do domu; przy czym każdy zapłacił swój rachunek. Wszystko inne jest
zamachem na czyjąś wolność i samolubstwem.
O PLANIE PRACY I O CIARKACH
Naturalnie, nie szkodzi, jeśli jest jakiś plan pracy. Tylko nie ustalaj tego
planu sztucznie. Pewnego dnia — z oczekiwania, ze studiów, ze
skłonności, z powszedniego ładu i z inspiracji
nadzwyczajnych chwil — ukształtuje się ów plan pracy. Nigdy nie ulegaj
kuszącym pomysłom. Zaświta ci pomysł i ty, mając w
posiadaniu rozmaite umiejętności, zapewne potrafisz coś z niego
zbudować, coś, co ma formę, co wygląda tak, jakby było prawdziwą
sztuką. Ale pozostanie pomysłem, także wówczas, gdy doskonale go
wykonasz. Prawdziwa praca, osobista i ostateczna, jest czymś innym.
Trzeba zaczekać, aż wszystko, co ma przyjść, przyjdzie, ażebyś
rzeczywiście napisał lub uczynił to, co jest właśnie twoją sprawą. A
wówczas bądź nieubłagany i konsekwentny wobec siebie i swojej pracy.
Lecz podstawowym warunkiem każdego twórczego aktu jest taki stan
ducha czy taki stan nerwów, który Goethe nazywa schauder. Jeżeli nie
czujesz tych ciarek w czasie pracy, tworzysz jedynie coś
odpowiedzialnego i poprawnego. Bez schauder nie ma twórczości.
O ROLI I CZĘŚCI SKŁADOWEJ
Masz swoją rolę; i to jest twoja umowa z Bogiem. Ale jesteś także
częścią składową w wielkiej strukturze świata, nie znaczysz wiele więcej
niż śruba lub przewód, który jest jednym z pomocniczych narzędzi
ubocznego i podrzędnego procesu w nieskończenie skomplikowanym
mechanizmie. Nigdy nie zapominaj o swojej roli, ponieważ
jest tylko twoja, przypisana twojej osobie, i nie zapomnij nigdy, że w
Całości nie znaczysz wiele więcej niż część wymienna, śruba albo
przewód.
O DNIU POWSZEDNIM I ŚWIĘCIE
Miej to na względzie, aby z każdego dnia, z najbardziej powszedniego,
ponurego dnia zrobić święto, choćby na kilka chwil! Jednym życzliwym
słowem. Szlachetnym uczynkiem. Uprzejmym gestem. Niewiele trzeba do
takiego święta. Do każdego dnia możesz przemycić czarodziejski element,
możesz obdarować siebie kwadransem prawdy zaczerpniętym z książki,
zadowoleniem wynikającym ze zrozumienia mglistego pojęcia,
pocieszeniem albo rozpogodzeniem twojego otoczenia. Życie będzie
bogatsze, odświętne i bardziej ludzkie, jeśli kilka chwil codzienności
napełnisz czymś nadzwyczajnym, ludzkim, życzliwym i uprzejmym; a
więc świętem.
O TYM, ŻE KULTURA WYMAGA WIELE ODWAGI
Powinieneś wiedzieć, że ludzie nie bez powodu przywiązują się do
tego, co przeciętne, mętne i znachorskie, do iluzji i powierzchownych,
przyswojonych odruchowo wiadomości, a zatem do niewykształcenia. Bo
wykształcenie — to tyle, co odkrycie i udźwignięcie prawdy —
prawdziwe poznanie prawdy. A udźwignąć prawdę zawsze jest bardzo
ciężko. Do kultury, a więc do poznawania rzeczywistości i prawdy,
potrzeba nadzwyczajnej odwagi. Człowiek poznaje prawdę całym swoim
sercem, losem, całą swą istotą. Człowiek może zdobyć kulturę tylko za
cenę życia i śmierci. Ludzie zawsze chętniej przystają na zawoalowane
objaśnianie nieprzyjemnej prawdy, a więc na niewykształcenie, niż na
surową, nieskomplikowaną — jak zdanie proste nierozwinięte — prawdę,
która jest wykształceniem, czyli kulturą. Ludzie w skrytości wiedzą, że
wszystko, co prawdziwe i ludzkie, a więc rzeczywiste, zostało poczęte we
krwi, pocie i pasji, ale chętniej szepczą ze
spuszczonymi oczyma, że dzieci przynosi bocian. Bo tak jest milej i
wygodniej. Ale kultury bocian nie przynosi.
O POKUSIE
Zawsze, ilekroć nachodzi cię pokusa, która obiecuje ci przyjaźń,
namiętność, poufałość, przywiązanie — wiedz i pamiętaj, że materiał, z
którego powstaje takie przywiązanie, łatwo się psuje, ponieważ jest to
materiał ludzki. Co dzisiaj jest przysięgą, jutro będzie utrapieniem, co
dzisiaj jest namiętnością i pożądaniem, jutro będzie niezrozumiałym,
karykaturalnym wspomnieniem, co dzisiaj jest wiernością, jutro będzie
smutnym obowiązkiem. Pokusa daremnie uśmiecha się i obiecuje.
Daremnie żyje w twoim sercu, aż do śmierci, pragnienie podzielenia się z
kimś, całkowicie i z ufnością, twoim samotnym życiem. Nie ma na to
sposobu, bo jesteś człowiekiem. Zawsze pamiętaj o tym.
O CZYMŚ NADZWYCZAJNYM
Zanim wyrobisz sobie opinię o czymś nadzwyczajnym, wrzuć to do
młynka rzeczy powszedniego użytku i miel przez jakiś czas. Spotkałeś się
z nadzwyczaj piękną kobietą, której uroda oślepiła cię i wprawiła w
zakłopotanie? Przyglądaj się temu nadzwyczajnemu pięknu czas jakiś,
przez pryzmat powszednich dni, a raptem zrozumiesz, że każde piękno jest
beznadziejne i smutne, nie warto się nim specjalnie zajmować. Oślepia cię
nadzwyczajna inteligencja jakiegoś człowieka? Sprawdź to, co mówi, w
praktyce powszedniego dnia, a rychło zrozumiesz, że mądrość nie jest
czymś nadzwyczajnym i nieuchwytnym, lecz zgoła prostym i naturalnym.
Spotkałeś człowieka wyposażonego w nadzwyczajną władzę? Pomyśl
tylko, jak krucha jest potęga tego człowieka, w poniedziałek czy wtorek
może go zabić najemny morderca, zmiana politycznego kursu, czy nawet
coś tak drobnego jak zakaźny mikrob. Spotkałeś się z nadzwyczajną
ludzką dobrocią? Tedy zdumiewaj się i pozostań pobożny. Tylko że to nie
zdarza ci się tak często.
O PRÓBIE OBCIĄŻENIA RZECZYWISTOŚCI
Każde swoje słowo tak zapisuj, tak wypowiadaj, by przetrzymało próbę
obciążenia rzeczywistym światem. Może to właśnie jest tajemnicą pisania
i życia. Bo słowo daremnie zajmuje miejsce w przestrzeni literackiej,
jeżeli nie wytrzyma ciśnienia atmosferycznego rzeczywistości w
przestrzeni świata.
O TYM, ŻE CO JAKIŚ CZAS TRZEBA W ŻYCIU POLUZOWAĆ
Jak żeglarz, którego statek dopadła wielka burza i który naraz widzi, że
liny napinają się, a żagle niebezpiecznie wydymają pod oszalałym
tchnieniem huraganu, druty zgrzytają i trzeszczą, zataczając się na
chwiejącym się i tańczącym pokładzie, spieszy ostatkiem sił — pomiędzy
ryczącymi i przedzierającymi się falami — do żagli i lin, aby to wszystko
poluzować, tak i ty w niebezpiecznych i burzliwych chwilach swojego
życia wiedz, że nie można znieść wielkiego napięcia, trzeba rozluźnić
ludzkie więzy i kontakty, w przeciwnym razie wszystko pozrywa się i
połamie. W takich razach odrzuć na bok wszystko — pracę, stosunki z
ludźmi, porządek życia, zdaj się na los i burzę. W życiu każdego
człowieka, w każdym okresie życia zrywają się takie burze, kiedy to
wszystko, co dotychczas było wiązaniem, nie wytrzymuje napięcia
porywów namiętności. Rozluźnij się i czekaj. Nad ranem burza ustanie.
O TARPEJSKIEJ SKALE
Wcale nie jest pewne, że Spartanie, zrzucając z Tarpejskiej Skały dzieci
o wątłym ciele, wraz z mizernymi ciałkami nie wyrzucali silnych,
potężnych dusz. Zawsze kochałem wątłe dzieci; nie tylko żywiłem
naturalną słabość do tak bezbronnych, małych, bladych istot, ale i respekt,
a nawet pociąg. Wcale nie jest pewne, że największe wysiłki ludzkości
biorą na siebie i wykonują je doskonale zbudowani zapaśnicy i nienaganni
gladiatorzy, co więcej, sądzę, że chuchra też mają swoją sprawę na
świecie, i być może ta ich sprawa wcale nie jest błahym zadaniem.
Naturalnie, nie mówię, że mamy hodować mizeroty, mówię jedynie,
żebyśmy ufali życiu, jego zamiarom względem ludzi, i uwierzyli, że istoty
o wątłej posturze też mają swoją sprawę na naszym świecie. Być może
życie właśnie ich wypatrzyło sobie do tak potężnych zadań, pod których
ciężarem padłby gladiator. Tarpejska Skała zatem nigdy nie może być
rozwiązaniem. Życie wie lepiej niż Spartanie, kogo ma zachować do
współpracy, a kogo odrzucić.
O KŁAMSTWACH
Kłamca zawsze mówi prędko, trajkocząc i mieląc językiem. Pilnie
uważa, by błahy szczegół kłamstwa przyozdobić wszelkimi odcieniami
prawdopodobieństwa. Drobiazgowo opisuje ubranie tego, z którym się nie
spotkał, ale kłamie, że dopiero co go widział. Łże płynnie jak dobry uczeń,
który monotonnie wyklepuje wyuczoną lekcję.
Kłamca nie ma prawdziwej wyobraźni, najczęściej kłamie bez celu; nie
wie, że najprostsza rzeczywistość jest o wiele ciekawsza niż to wszystko,
co on zdoła nałgać.
O ZADANIU I O CHWILI
Uważaj, abyś nie przeoczył chwili, która jest tylko twoją chwilą, porą
wyznaczoną przez los na realizację twojego dzieła. Wygoda, marudzenie,
tchórzostwo, lenistwo niekiedy opóźniają wykonanie twojego zadania,
choć w głębi serca dobrze wiesz, że czas naładowany jest czymś, co chce
wypowiedzieć tylko poprzez ciebie, i nie wolno ci przeoczyć tej chwili,
ponieważ ktoś inny powie zamiast ciebie i nie da świadectwa twojej
wierze w dobro i prawdę. W nauce, w sztuce, w literaturze, w
życiu publicznym są takie naglące chwile, kiedy prawda jest już w pełni
dojrzała i trzeba ją wypowiedzieć. Jeżeli tak to odczuwasz, bez wątpienia
właśnie ciebie wyznaczył los do tego zadania, nie spóźnij się jak lichy
aktor, który przegapił moment swojego wejścia na scenę.
Bo istnieje nie tylko twoje dzieło, istnieje również czas. I wewnątrz
tego czasu mieści się ta twoja chwila, której nie wolno przegapić.
O SAMOTNOŚCI
Gdy patrzę w moje serce i dobrze sprawdzam to wszystko, czego
doświadczyłem, żyjąc wśród ludzi, muszę powiedzieć, że każda
społeczność jest beznadziejna, i człowiek, chcąc właściwie żyć i samemu
doprowadzić do końca swoją pracę, do której los wyznaczył jego, właśnie
jego, postępuje rozumnie, gdy żyje zupełnie sam. Wszelkie tkliwe, ludzkie
uczucie przekształca się w praktyce w egoizm; postąpisz tedy rozumnie,
jeżeli pozostaniesz sam, nawet wtedy, gdy będzie to bardzo bolesne
i trudne. Nie ma kobiety, nie ma przyjaciela, nie ma takiego ludzkiego
związku, który by z czasem nie upokarzał. Pozostań uprzejmy i samotny,
bo ludzie są beznadziejni.
Właściciela sklepu z obuwiem albo statecznego finansisty i w ogóle
przygniatającej większości ludzi nie możesz nakłaniać, żeby żyli samotnie;
znakomita większość ludzi nadaje się do tego, by żyć we wspólnocie, w
rodzinie i wśród przyjaciół, i rozmnażać się do końca świata. Taka jest
zasada, i tak jest w porządku. Ale dla człowieka twórczego
ducha prawdziwym życiowym zadaniem nie jest rodzina ani
pielęgnowanie przyjacielskiej wspólnoty, lecz jego dzieło, do którego
konieczna jest całkowicie czysta atmosfera. Tam, gdzie ludzie oddychają,
powietrze będzie zmącone, zduszone i nieczyste. Dlatego pozostań sam,
jeżeli masz swoją sprawę — w pracy i w życiu.
O SERCU
Ale dopóki wierzysz, że gdzieś bije serce, które bije dla ciebie,
wybaczaj ludziom. Jedno ludzkie serce, które, bezinteresownie, żywi
uczucie do ciebie, wystarczy, abyś wybaczył tym wszystkim, których
samolubne i marne serca zdążyłeś poznać; wystarczy, abyś wybaczył
wszystkim ludziom. Tak niewiele trzeba, aby przebłagać cię wśród tej
beznadziei. Wystarczy jeden człowiek. I nie jest prawdą, że nie spotkałeś
takiego człowieka. Tylko że akurat byłeś zdenerwowany albo niecierpliwy
i zachłanny, i poszedłeś dalej. Bo jesteś człowiekiem, bo takie jest ludzkie
serce.
O WSPÓLNEJ SPRAWIE
Mało znam pojęć, którymi by w mojej epoce żonglowano tak zuchwale
i tak niekonsekwentnie, jak pojęciem wspólnej sprawy. Ludzie, o których
można by słusznie domniemywać, że nigdy nie dali żebrakowi dwudziestu
filerów, z hasłem wspólnej sprawy na ustach stawali do walki o postęp
ludzkości, przemawiali, stojąc na beczkach i z trybun ludowych wieców.
Tym hasłem zapełniali pierwsze strony gazet znakomici publicyści,
których działalność, rozwijana w interesie wspólnotowej zasady, w końcu
naprawdę przynosiła skutek — piękny dom albo posiadłość, którą
załatwiali sobie tytułem rachunku kompensacyjnego za ukończoną pracę w
dziele popularyzowania poczucia wspólnoty. Tylko ci nie mówią o
wspólnej sprawie, którzy, o każdym czasie, oddawali społeczeństwu swoją
pracę, energię i życie — a lud milczał. Wydaje się,
że lud, czyli społeczeństwo, nie ma poczucia wspólnoty. Po prostu żyje dla
siebie i dla wspólnoty, bez haseł.
O DUMIE ZAWODOWEJ
Duma zawodowa wzrasta dokładnie w takiej mierze, w jakiej ludzie z
usłużną pokorą zrezygnowali ze swojej osobistej dumy. Za moich czasów
większość ludzi bez słowa pozwalała, aby Państwo, Urząd, Instytucja
pozbawiły ją przywilejów jednostki, danych od Boga. Ludzie przystawali
na to, by bezduszny, kiepski i sztywny regulamin cywilizacji nakazywał
im, jak mają mieszkać, ubierać się, bawić i używać życia, ba, w tej epoce
określono nawet, jak mają chodzić po ulicy. Godzono się, by na komendę
myśleć i mówić. Godzono się, by sztucznie nadmuchany potężny krąg
interesów, który nazywano Partią, Urzędem lub Zasadą, wmieszał się we
wszystkie sfery prywatnego życia, by przystrzygał i kształtował charaktery
i sposób myślenia. Wszystko to znoszono bez słowa sprzeciwu. Każdy
mógł tresować jednostkę; w milczeniu podporządkowywała
się. Ale ten sam oswojony i wytresowany człowiek, którego pozbawiono
wszystkich przywilejów przypisanych jednostce, zaczynał charczeć, gdy
ktoś ośmielił się osądzać zawód, do którego przynależał. Mogłeś
wypowiadać dowolną opinię o kotlarzu, znosił to z gnuśną cierpliwością,
mrugając oczami; ale gdy ośmieliłeś się mówić o Profesji Kotlarzy,
natychmiast zaczynali krzyczeć i protestować wszyscy kotlarze świata.
Podobna sytuacja była z urzędnikami, lekarzami, pisarzami. Dentysta w
milczeniu godził się, abyś w cztery oczy nazwał go głupcem, ale
natychmiast odwoływał się do Światowego Stowarzyszenia Dentystów,
gdy ktoś publicznie ośmielił się twierdzić, że dentyści nie są
najdoskonalszymi i nienagannymi ludźmi na ziemi. Jednostka przełykała
wszystko, profesja szczerzyła kły. To także przeżyłem.
O POMYŚLE I PRZEŻYCIU
Uważaj, by pomysł nigdy cię nie porwał, i nie zmuszaj się do twórczej
pracy przed czasem. Bo sam pomysł jest niczym. Pies też ma pomysły.
Każdy partacz ma notes pełen doskonałych pomysłów — literackich,
socjalnych, politycznych. dobry pomysł błyska, bo coś przeczytałeś,
usłyszałeś, bądź czegoś doświadczyłeś, bo jakieś ziemskie zjawisko
dotknęło naskórka twojej duszy — a ty już ostrzysz ołówek i z pomysłu
wyciosujesz dzieło, powodujesz, że do rozmiarów dzieła puchnie to, co
jest niczym innym i niczym więcej, niż zaledwie pomysłem! Uważaj, bo to
pokuszenie jest częste w życiu twórcy. Nie tylko dzieła winny leżakować
latami; także pomysły. Jeżeli z pomysłu nie wyniknie przeżycie, odrzuć
go, jakkolwiek byłby mądry, kuszący i gustowny. Przeżycie pisze się
samo; pomysł piszesz ty. A to niedobrze.
O MIŁOŚCI
Miłość można dać i można ją otrzymać. Nie można tylko jednego —
szantażować miłości. A tego najczęściej nie wiedzą ci biedacy i
nieszczęśliwcy, którzy są złaknieni miłości.
To oczywiste, że człowiek albo kocha, albo jest kochany — ten prąd
zmienny wytwarza natura z nieubłaganą konsekwencją. Najdoskonalsza i
najszczęśliwsza forma harmonii jest wtedy, kiedy jedno bez specjalnego
buntu godzi się na to, by drugie go kochało. W końcu natura jest także
łaskawa — prawda, że nigdy nie pozwala, by kochał ten, od którego tego
oczekujemy, ale zgadza się, byśmy bezgranicznie kochali tego, który nas
nie kocha. Tylko na jedno nie daje zgody — byśmy łzami, oskarżeniami,
atakiem lub błaganiem wymuszali miłość na drugiej osobie. Jeszcze
można wyłudzić tkliwość czy namiętność; ale miłość jest suwerenna.
O ŚWIECIE I WYPACZENIU
Zdecydowałeś się na wielkie działanie. Postanowiłeś, że wypowiesz to,
co poznałeś. Chcesz wykrzyczeć na cały świat sekret twojego życia, twoje
najgłębsze przekonanie. Staniesz przed ludźmi i — tak to postanowiłeś —
powiesz, nareszcie, prawdę. Podejmujesz walkę, odrzucasz szyderstwo,
porzucasz dom, ojczyznę. Tak, zdecydowałeś, że staniesz przed światem,
świadom wszystkich następstw, i wypowiesz prawdę.
Wszystko to bardzo piękne. Takie jest powołanie człowieka na ziemi,
to jego prawdziwe zadanie. Lecz nigdy nie zapominaj o jednym — świat
jest przerażającym, krzywym zwierciadłem. Takim, jak te w gabinecie
krzywych luster, które wysokich ludzi pokazują jako małych, a grubasów
jako chudych golców. Nie możesz liczyć na to, że trafi się na świecie
choćby jeden tylko człowiek, który twoje słowa, twoje działanie dokładnie
tak zrozumie, przyjmie i zinterpretuje je, jak to sobie obmyśliłeś. Zawsze
tylko ty jeden wiesz, czego chciałeś naprawdę; świat tyle tylko widzi i
pojmuje z twoich zamysłów, ile zagadkowe krzywe lustro ludzkiego
umysłu uchwyci i odbije. Dlatego nigdy nie lamentuj — nie zrozumieli
mnie! nikczemnicy! Zawsze mów tylko to — ja chciałem to i to, ale świat
pojął mnie tak i tak. Bo taka jest prawda.
O REWOLUCJI I REWOLUCJONIŚCIE
Kiedy to stulecie było młode, ja też byłem młody; jako że byliśmy
młodzi, naturalnie oboje byliśmy rewolucjonistami. A potem mijał czas, i
stulecie, a wraz z nim jego dziecię wkroczyli w wiek męski; i pragnęliby
mądrze się starzeć. Już chciałbym włożyć papucie albo szlafrok; już
chciałbym odrzucić wszystkie hasła rewolucji, ponieważ czas spowodował
dojrzewanie tych haseł w moim sercu i w mojej świadomości, i już
wiedziałem, że w praktyce wolność, równość, braterstwo wcale nie są
takimi ideałami, za jakie je za młodu, jak przystoi rewolucjoniście,
uważałem. I już pragnąłbym mówić o tym, że chronić jest o wiele trudniej,
niż odrzucić stare i budować nowe ze skorup; teraz już
chciałbym się pogodzić z ludźmi, budować ład i opuścić wszystkie
sztandary. Lecz czas mi tego nie umożliwił. Zrozumiałem, że muszę
pozostać beznadziejnym rewolucjonistą, ponieważ pokolenie, które
przychodzi po mnie, dziwnym sposobem w ogóle nie jest rewolucyjne; nie
mam komu przekazać sztandaru, jak nakazywałyby natura i porządek
spraw ludzkich; ja muszę zostać tym, który protestuje i wznosi barykady,
ponieważ żyję w epoce, której młodzi synowie gotowi są przyjąć
wszystkie ograniczenia nie przyjęte przeze mnie i mój wiek, gdy byliśmy
młodzi. Bezzębny i posiwiały, muszę pozostać rewolucjonistą, uparcie
powtarzającym święte słowa o wolności myśli, równości i braterstwie, w
które chyba nawet już tak bezwarunkowo nie wierzę. Muszę,
w sędziwym wieku, pozostać sankiulotą; chociaż byłoby tak dobrze raz
wreszcie ubrać się w szlafrok!
O PODRÓŻY I HOTELOWYCH POKOJACH
Gdy podróżujesz, nie staraj się wyczarować domu z hotelowego
pokoju. Są tacy ludzie, którzy beznadziejnie zabierają w podróż tęsknoty i
rekwizyty z własnego domu i najchętniej zabraliby z sobą kanarka, fotel na
biegunach i album rodzinny, aby w hotelowym pokoju nie brakowało im
liturgicznych symboli domowego ogniska. Ci ludzie są rozpieszczeni i
dziecinni, wiecznie tęsknią za nianią i kołyską. Człowiek doświadczony
oczekuje od podróży krótkotrwałych, świeżych, urlopowych wrażeń,
czegoś dziko nieobliczalnego, zaskakującego rzeczywistość, i nie zamierza
szukać w hotelowym pokoju domowego ciepełka. Człowiek, który zna
swoje serce, świat i naturę ludzkich spraw, we własnym domu żyje tak
samo, jak w hotelowym pokoju i nie napycha zbytecznymi,
sentymentalnymi bądź marnymi rupieciami pomieszczenia, gdzie upływa
jego doczesny żywot.
Taki człowiek we własnym domu żyje tak samo, jak w hotelu; bo
czegóż trzeba do życia? Łóżka, stołu i krzesła. A ty jesteś podróżnikiem,
przelotnym wędrowcem, nawet w swoim podnajmowanym mieszkaniu.
Myśl o tym zawsze, ilekroć wyciągasz się w łóżku, w domu czy na
obczyźnie — nadal musisz wstawać rano. Właściciel może ci wymówić. A
do tego nie trzeba — nigdy, nigdzie — ni kanarka, ni fotela na biegunach.
O GNUŚNOŚCI JELIT
Unikaj środków przeczyszczających. A kiedy już dręczący ból głowy
lub ostry nieżyt żołądka zmusza cię, byś je zażył, zadowól się — i to
bardzo rzadko — szklanką ciepłej wody z angielską
solą. W preparacie ze strączyńca jest siłowy zamysł, aby sztucznie
wmieszać się w porządek natury. Za niedowładem jelit najczęściej kryje
się sknerstwo, kurczowa chciwość, cierpiąca na febrę ambicja; a także
leniwy tryb życia; za gnuśnością jelit kryje się, całkowicie i bez reszty,
gnuśność życia i człowieka. Jeżeli ty sam jesteś gnuśny, dlaczego
spodziewasz się, że twoje trawienie będzie żwawe? Za każdą chorobą
kryje się charakter całego człowieka. Pogódź się ze swoim charakterem, a
będziesz również żył w zgodzie ze swoim trawieniem.
O WSPOMNIENIACH I O CZYMŚ CUDOWNYM
Nigdy nie mogę zrozumieć, dlaczego najpiękniejszym wspomnieniem z
mojego życia jest chwila, kiedy — mogłem mieć dziesięć lat — w pewne
zimowe popołudnie wszedłem do ciemnej, pustej sypialni mojej matki i,
stojąc w progu, dostrzegłem na politurze mebli i kaflowym piecu na
wprost okna świecące się odbłyski niebieskiego śniegu, leżącego na ulicy i
na dachach przeciwległych domów. Czaru tamtej chwili nie umiem
zapomnieć. Niebieski odblask śniegu w ciemnym pokoju matki zdumiał
mnie swoją realnością, przy tym nigdy przedtem ani potem nie przepełnił
mnie tak widocznym uczuciem szczęścia. Nigdy dotychczas i nigdy
później, w całym moim życiu, nie poznałem, nigdy i nigdzie nie spotkałem
tak całkowitego omamu tajemnicy, bajki, oczarowania, czegoś z baśni, z
Andersena. Co wtedy działo się z moim sercem lub z moimi nerwami czy
z całym światem? Nie wiem, nie potrafię tego objaśnić. Czegoś
cudownego nie da się objaśnić. I takie wspomnienie wiecznie świta w
duszy, takim samym bajkowym, niebieskim blaskiem, jak ów śnieg na
dachach naprzeciwko sypialni mojej matki.
O BARBARZYŃSTWIE I BIZANTYJCZYKACH
W ślad za panowaniem barbarzyńców zawsze idzie panowanie
Bizancjum. Pewien rodzaj ludzkiej, historycznej prawidłowości, będącej
konsekwencją własnego ustroju ludzkiej natury, nakazuje, by za brutalnym
najazdem, za podbojem, za zamętem szedł jak cień przerafinowany,
zepsuty, sztuczny system, wypełniony służalczymi ceremoniami, trucizną,
sztyletem i duszną uprzejmością z jej gładkim gadaniem, kłanianiem się w
pas oraz łaszącym się okrucieństwem. Taki jest człowiek — raz
barbarzyński, raz bizantyjski. I tylko czasami, w bardzo rzadkich okresach,
pod panowaniem nadzwyczajnej jednostki o ambicjach wychowawczych,
która potrafi pogodzić surowość doskonałych praw z niepisanymi prawami
ludzkiej godności, człowiek się uczłowiecza; lecz są to okresy rzadkie i
szybko przemijające.
O TYM, CZEGO LUDZIE SOBIE ŻYCZĄ
Ludzie, naturalnie, życzą sobie zawsze, aby ten, który objaśnia, który
ma zdolność wyrażania — pisarz, wypowiadał się w ich interesie. A pisarz
nie może spełnić tego życzenia, ponieważ ludzkie interesy są opaczne i
sprzeczne ze sobą. Pisarz zawsze może wyrażać tylko prawdę, w każdym
razie taki przyświeca mu zamiar. Ale jednocześnie, gdy ludzie zachłannie i
niecierpliwie domagają się od pisarza, aby wczuł się w ich sytuację i
wypowiedział w ich imieniu to wszystko, co leży w ich interesie, oczekują
również, by pozostał bezstronny i bezinteresowny. Dlatego powinieneś
wiedzieć, że nigdy nie możesz postępować wedle ich upodobania — gdy
służysz ich interesom, utracisz samego siebie, gdy jesteś bezstronny,
stracisz łaskę ludzi, kiedy powiesz prawdę, nie to badają i oceniają, co
powiedziałeś, lecz odkrywają braki w twoim dziele, zarzucają ci, że nie
powiedziałeś tego i owego, i surowo zapytują, dlaczego nie powiedziałeś?
Nikt nie prosi kapelusznika, aby zrobił buty, tak jak nikt nie prosi
szewca, aby zrobił kapelusz — ale pisarza wszyscy proszą o wszystko, z
takim zapałem i niecierpliwością. Dlatego nigdy nie słuchaj
nikogo prócz swojej własnej duszy i Anioła.
O PŁOMIENIACH I AZBEŚCIE
Wiedz, że kiedy wypowiadasz prawdę — najprostszą prawdę — raptem
wybuchają wokół ciebie płomienie — istna pożoga namiętności,
obrachunków i obrazy. Kto mówi prawdę, przechodzi przez morze ognia, i
czyni roztropnie, gdy wkłada na siebie swego rodzaju ubranie z azbestu, w
przeciwnym razie natychmiast zginie w płomieniach. To
azbestowe ubranie nie może być niczym innym niż obojętnym,
nieubłaganym spokojem, spokojem nakazu i służby — nie możesz
postąpić inaczej, tak musisz czynić nawet wtedy, gdy cię palą. Pisarz, w
jakimś stopniu, zawsze płonie na stosie. Czasami pieką go na powolnym
ogniu, czasami wydają na pastwę sążnistych płomieni. Pisarz jest jak fakir,
który opętany swoją wiarą, w zimnej ekstazie, bosą stopą, bez czucia, bez
obrażeń przechodzi przez ognisko, bo i pisarza nic innego nie chroni przed
oparzeniami trzeciego stopnia, jak jego wiara i opętanie — które są zimne,
nieubłagane i bezlitosne zarówno względem niego, jak i drugich. Włóż na
siebie to azbestowe ubranie, wypowiedz swoją prawdę, przejdź przez
płomienie.
O CUDZIE
Ty nie wierzysz w cud, negujesz go? Ale widzisz, nie mogę cię
przekonać, ponieważ główną cechą cudu jest to, że jest cudowny — nie
można go udowodnić, jak udowadnia się fakt życiowy, nie można
sfotografować ani zawczasu wywróżyć i wyliczyć podług
matematycznych reguł. Nigdy też nie jest łatwo postrzegać formy
objawiania się cudu — nie zawsze chodzi na dwóch nogach, nie można go
sfotografować, nie ma jego danych hipotecznych ni metrykalnych. Cud,
całkiem po prostu, objawia się — i niekiedy dopiero znacznie później
pojmujemy, co było cudem, w jaki sposób wmieszał się w nasze życie i co
w tym wmieszaniu się było ponadnaturalnego i cudownego. Nie umiem
zademonstrować ni udowodnić cudu. Ale pomyśl, jak bardzo
niepochwytne i cudowne jest w prawdziwej rzeczywistości to wszystko, co
uważasz za powszednie i naturalne — już sam fakt istnienia jakże jest
cudowny! To, że się urodziłeś, żyjesz i pewnego dnia umrzesz! Wszystko
to uważasz za naturalne? Wobec tego jesteś ślepy i głuchy jak pień. Już
sama rzeczywistość jest cudowna, niepochwytna, ze wszystkimi swoimi
naturalnymi rekwizytami, z materią także jest nadnaturalna! Bo też
dlaczego cud miałby być bardziej niepojęty niż nieprawdopodobnie
skomplikowana rzeczywistość? Cud jest duszą świata, która objawia się
we wszystkim. Dlatego jestem jego wyznawcą — bowiem dusza świata
jest obecna i we mnie, w każdym moim dniu powszednim, w
moim smutnym i cichym losie.
O POKUSIE
Ilekroć zwątpisz w swoją pracę, ilekroć skusi cię zmęczenie, mdłości,
dręczące uczucie utraty celu! — samooskarżenie, że to tylko próżność,
mroczne pożądanie, że lepiej byłoby porzucić to wszystko, doprowadzić
do końca jedynie działania najkonieczniejsze i samozachowawcze, a więc
— czytać i żyć; żyć bez znaczenia i przeminąć bez śladu — wiedz, że to
najcięższa pokusa, jaką ci podsunie życie. Wówczas musisz być silniejszy
niż prawdziwi bohaterowie, kiedy stoją oko w oko z
niewykonalnym zadaniem.
Wiedz, że do wszystkiego masz chyba większe prawo, aniżeli uciec
przed pracą, jaką los wybrał dla ciebie.
O STRACHU
Nie upłynie wiele czasu, a świat zapomni całkowicie i bez reszty nie
tylko twoje imię i twoją osobę, pył zapomnienia pokryje nie tylko pamięć
o twoim dziele, lecz zbutwieje także materia twojego dzieła, zadrukowany
papier i oprawa płócienna ulotnią się w nicości, nikt na świecie nie
zobaczy już nigdy obrazów, jakie namalowałeś, rzeźby z marmuru —
twoje prace czas zetrze na drobny pył. Wszystko to z całą pewnością
nastąpi i w swoim czasie, i upłyną zaledwie sekundy na zegarze czasu,
zanim w pełni i bez reszty ulegniesz zniszczeniu ty i wszystko, co w
świecie znaczyłeś. Czego zatem boisz się w życiu? Co jest aż tak ważne
lub niebezpieczne, lub godne zazdrości, abyś uciekał przed prawdą? Nie
rozumiem cię.
O OFIARACH I ZAMACHOWCACH
Zawsze i wszędzie myśl tylko o tym, że ludzie, którzy zbliżają się do
ciebie, są jednocześnie grzeszni i niewinni, i że to samo prawo działa w
ich sercach, co w twoim sercu i w pulsie wszechświata, i są
tak samo śmiertelni jak ty. Ludzkie zło i ludzkie dobro są po równi prądem
i częścią składową życiodajnego rytmu świata. Na największego złoczyńcę
— nawet na tego, który nastaje na moje życie — nie umiem spojrzeć
inaczej, jak na jedno z narzędzi całego mechanizmu życia. Nastaje na moje
życie, ale on także jest ofiarą — dlaczego mam go nienawidzić?
O TYM, CO ISTOTNE
Uważaj, aby w życiu i w pracy nie uwiodły cię komunał i błahostka,
możliwości rozwiązań łatwych i przyjemnych. Zawsze trafi się szansa,
która rozwiąże napięcie koniecznego wysiłku, wskaże boczne wyjście,
zaoferuje tańszą możliwość. Mów o tym, co istotne, pisz to, co istotne,
działaj konstruktywnie. To zawsze jest trudniejsze i wymaga więcej
życiowej energii — ale w tym samym czasie, kiedy zdecydujesz się oddać
swoje istotne siły sytuacji lub pracy, zrozumiesz, że było to rozwiązanie
prostsze, ba, jedyne i idealne. Rzecz uboczna, półrozwiązanie, komunał,
pustosłowie, unik, staranne owijanie w bawełnę, wszystko to w końcu
wymaga więcej wysiłku, i to podlejszego, niż to, co istotne, proste,
idealne. Kiedy wybierasz boczne wyjście, marnujesz czas i siebie. To, co
istotne, zawsze jest tańsze, pożyteczniejsze, skuteczniejsze. Żyj
ekonomicznie, twórz oszczędnie, całą swoją energię kieruj tylko na to, co
istotne, i na nic innego.
O MIODZIE I SZTUCE ODDYCHANIA
Nie musisz być akurat fakirem i żyć podług praw jogi, poddając siebie
uporczywym i dziwacznym ćwiczeniom, ale myślę, że postępuje słusznie
ten, kto o świcie, po przebudzeniu, staje przy otwartym oknie i kilka razy
głęboko oddycha przez nos, napełnia płuca rzeźwym, porannym
powietrzem, wietrzy je i wypłukuje z nich dym po papierosach, opary
nieczystego powietrza, zalegającego pokój. Coś przecież trzeba dać
płucom. Ciało jest bardzo wdzięczne, entuzjastycznie kwituje bodaj
ułamek jemu poświęconej uwagi. Przekonałem się także, że dobrze robi
miód — do śniadania, które nie może być zbyt lekkie, zjedz łyżkę stołową
czystego miodu. Jest w miodzie coś, co przemycają doń czyste
siły natury; organizm przyjmuje to z wdzięcznością.
O CZŁOWIEKU SUWERENNYM
Człowiek suwerenny, który poświęcił życie na głoszenie i
praktykowanie prawd, które poznał i za które ponosi konsekwencje, jest —
co naturalne — zawsze skromny i grzeczny. Także wtedy, gdy głosi
prawdę. Najbardziej znamiennym rysem człowieka suwerennego jest to, iż
niczego się nie boi, jedynie własnego sumienia, i jednocześnie o nic się nie
obraża. Bo ten, kto się obraża, nie jest odważny i nie jest suwerenny. Ten,
kto się boi i obraża, nie potrafi na śmierć i życie, konsekwentnie
reprezentować prawdy w świecie. Ten, kto się obraża, wdaje się w kłótnie.
Człowiek suwerenny nigdy się nie kłóci, co więcej, nawet nie wdaje się w
polemiki. Wypowiada swoją prawdę, po czym trwa na pozycji, do ostatniej
chwili, i bierze na siebie wszystko, co wynika z prawdy i z niecierpliwych
nieporozumień świata. Wszystko inne to tylko gardłowanie. Jeśli masz
swoją pozycję, nie wolno ci się bać. Tylko partacze zwykli się obrażać i ci,
dla których opinia świata ważniejsza jest od prawdy.
O TYM, ŻE Z PODLECAMI NIE MA CO ZACZYNAĆ
Co to jest zło? Nadzwyczaj złożone zjawisko. Za okrucieństwem kryje
się najwięcej okaleczeń z lat dziecinnych — lecz kryje się za nim także coś
innego — charakter, współgra cielesnej i duchowej struktury, złe
przykłady. Kultura tysiącleci nie potrafiła zlikwidować tkwiącej w
człowieku skłonności do okrucieństwa. Zwierzęta, bestie nigdy nie są
okrutne, z wyjątkiem kota. Zło rodzi się z niedosytu; następnie z braku
kultury. Człowiek skłonny do okrucieństwa nie zna w buchalterii swojego
życia rubryki winien i ma, on tylko żąda. Nie sądzę, abyśmy byli zdolni
zlikwidować w takim człowieku porywy zła i okrucieństwa dobrocią,
pobłażliwością i nauczaniem. Kto urodził się zły — bo i tak się zdarza —
albo kogo oszustwa, doświadczenia i okrutne zakręty życia nie nauczyły
cierpliwości i sztuki wybaczania, lecz podłości, dla takiego człowieka
stracona jest wszelka argumentacja moralna. Najrozsądniej ustąpić mu z
drogi, o ile to możliwe. Możliwe jednak, że trzeba go również pożałować,
najczęściej bowiem w mrocznym tle dzieciństwa takiego człowieka stoi
okrutna, samolubna i głupia matka albo podły ojciec.
O TYM, ŻE TRZEBA RÓWNIEŻ PŁONĄĆ
Jak na stosie, tak trzeba płonąć. Jak ktoś, kto wie, że palą go za coś, i
nie czyni nic, a nawet nie chce uczynić nic przeciwko temu. Nie wystarczy
poznać prawdę, nie wystarczy ją sformułować, nie wystarczy odważnie
wypowiedzieć — bo i materię życia, tkaninę ciała trzeba oddać na pastwę
płomieni, które jednocześnie przypalają od wewnątrz i z zewnątrz. Ten
stos, gdzie w końcu należy postawić każdego człowieka, który chce
prawdy, wznoszą oni dwaj — kat i ofiara. Nie można pogodzić się na
samym końcu. Każda próba, doświadczenie i odwaga są daremne. Nic nie
pomoże, w końcu, jeśli chcesz, żeby pozostało coś z tego, co było sensem
twojego życia, musisz spłonąć.
O TALENCIE I GŁUPOCIE
Bardzo trzeba uważać na tych ludzi, których natura pobłogosławiła
talentem, ale do talentu nie dodała im rozumu. Ci bowiem są
najgroźniejszymi rywalami każdej umiejętności i w ogóle ludzkiej
wspólnoty. Można współpracować z człowiekiem mniejszego talentu, lecz
rozumnym, natomiast z utalentowanym, ale głupim — nie ma zgody. W
ten sposób obdarowany i pokarany człowiek wiecznie podejrzewa, że coś
wyjdzie na jaw; podejrzewa słusznie. W końcu naprawdę wychodzi na jaw,
że jest głupi, i ten smutny defekt oddziałuje na jego dzieło i talent.
Podobnie jak piękna kobieta, która potrafi się wdzięcznie uśmiechnąć i
stroić czarujące miny, nie jest już taka piękna w chwili, gdy w trakcie
rozmowy wychodzi na jaw, że ta piękność jest głupia jak but. Istnieje
bezrozumna piękność tak samo, jak pozbawiony rozumu talent. Są to
paskudne fenomeny. Głupcy — co w ciągu dnia zbudują, w nocy zburzą.
Są też nadzwyczaj podejrzliwi. Więcej może być pożytku dla świata
z człowieka rozumnego, pozbawionego szczególnego talentu niż z
człowieka utalentowanego, ale nie obdarzonego rozumem. W końcu to oni
będą prorokami — znam to z doświadczenia.
O SZTUCE JAKO PRZEZNACZENIU
Bo talent nie wystarczy. Nie wystarczy też intelekt. Wykształcenie
także nie wystarczy, aby ktoś był artystą. Do tego wszystkiego konieczne
jest przeznaczenie, którego nie można rozumieć opacznie i którego nie
może zmienić żadna ludzka siła czy ludzki zamiar. Każdy rodzaj sztuki
obfituje w utalentowanych ludzi, którzy w szczęśliwych
chwilach, wysiłkiem swego talentu, skupienia, powagi, w końcu nawet
stworzą coś pożytecznego. Czasami coś rzadkiego i wspaniałego. Tak
powstają wszystkie dzieła światowej literatury, malarstwa i muzyki. Ale ci
ludzie nie są twórcami, lecz tylko wykonawcami, bo nie mają swojego
przeznaczenia. Jeśli przypadkiem trafią do zawodu lekarza lub inżyniera,
wówczas również mogą tworzyć coś znakomitego i pożytecznego. Ale
artysta, ten prawdziwy, nie może trafić do żadnego innego zawodu, i nie
istnieją takie historyczne czy współczesne przyczyny, które mogłyby go
oderwać od podjętego zadania; nie może być nikim innym niż pisarzem,
malarzem lub muzykiem. Kto w ten sposób staje się artystą, ten ma swoje
przeznaczenie. Inaczej być nie może.
O TYM, CO POSPOLITE, I O WIZJI
Powinniśmy tak ćwiczyć naszą świadomość i umiejętność patrzenia,
abyśmy i w tym, co pospolite, co nas otacza, w codzienności, umieli
dojrzeć to, co jest jednorazowe, cudowne, wizyjne. Bo cud nie jest jak
moment grzmotu, kiedy rozwierają się niebiosa, grzmią trąby, snują się
mgły, otwierają się grobowce i pośród zamętu rozlega się głos Boga; nie,
cud najczęściej jest zupełnie cichy. Przechodzisz z jednego pokoju do
drugiego i coś widzisz — wyraz czyjejś twarzy; usytuowanie jakiegoś
przedmiotu; i naraz odsłania się przed tobą prawdziwy sens tego
przedmiotu i jego relacja ze światem; słyszysz głos jakiegoś człowieka,
choć nie słyszałeś go nigdy wcześniej, i za pośrednictwem obojętnych
słów dociera do ciebie tajemnica tego człowieka; cudu jest zawsze tylko
tyle. Najważniejsze, aby nie oślepnąć w rzeczywistości, w
powszedniości; abyś zobaczył to, co widziałeś już tyle razy — ta zdolność
umiera u większości ludzi, podobnie jak w cywilizowanym człowieku
słabnie funkcjonalna rutyna pewnych narządów zmysłu, na przykład
węchu. Patrz, wyczuj cud tam, gdzie akurat jest. A zawsze jest w pobliżu,
w zasięgu twojej ręki, tak blisko, że przez całe życie nie przyszło ci do
głowy, aby wyciągnąć po niego rękę.
O TYM, ŻE NAJMĄDRZEJ JEST ZOSTAĆ SAMEMU
Nie licz na nikogo. Jeśli liczysz na kogokolwiek, już nie jesteś wierny
swojej pracy. Jeśli przyjąłeś czyjąkolwiek pomoc, nie skończysz swojej
pracy całkowicie, bezwarunkowo, na śmierć i życie, tej pracy, którą
powierzył ci twój los. Nie ma nikogo takiego, kto może ci pomóc. Nikt w
ostatniej chwili nie może pomóc, nikt nie może obronić dzieł, ludzi,
narodów; nikt inny, bo dzieło, człowiek i naród bronią się same. Tylko ta
jedna jedyna siła, która stworzy dzieło, zbuduje życie, może je obronić.
Dlatego najmądrzej jest pozostać samemu. Tylko ten, kto prawdziwie,
zdecydowanie jest samotny, kto w głębi duszy nie odczuwa samotności,
tylko ten jest silny. Nie możesz być sentymentalny ani łudzić się nadzieją.
U kresu musisz umrzeć, wiedz o tym. Czegóż więc się boisz? I czego się
spodziewasz? Jeżeli jesteś wierny swojej pracy, to i śmierć nie może nic
uczynić przeciwko tobie, dopóki koniec nie zwieńczy twojego dzieła.
Wiedz to i pozostań dzielnym samotnikiem.
O TYM, ŻE TRUDNO JEST WZNIECIĆ OGIEŃ
Zaobserwowałem, że trudno jest wzniecić ogień. W kaflowym piecu,
płonącym wiórem albo skrawkiem gazety i suchym polanem, wzniecić taki
ogień, który zapłonie w zimnym, kaflowym piecu i będzie się żwawo palił;
do tego też konieczna jest zręczność i doświadczenie. Uważasz, że jest to
zadanie proste i pospolite, które wykonuje każda umorusana służąca. Ale
ty, taki mądry, popróbuj tylko swoimi wprawnymi rękami, a przekonasz
się, jak kłopotliwe jest to zadanie, ile wymaga doświadczenia i zręczności!
Nie umiem rozpalić w kaflowym piecu, jakkolwiek staram się. Nie umiem
jeszcze wielu innych rzeczy, na przykład na fortepianie gram tylko tak, jak
smutny wyrobnik muzyczny w lokalu rozrywkowym; a jednak jakże
kompetentnie, z jakąż dumą ośmielam się perorować o muzyce! Nie
umiem prowadzić lokomotywy. Nie umiem przyszyć oderwanego guzika.
Ale właśnie to i wiele innych drobnych umiejętności tworzy świat. Ucz się
szacunku dla wszelkiej ludzkiej zręczności, dla każdego gestu.
O TYM, ŻE TCHÓRZE NIE SĄ ZDOLNI NAWET DO ZDRADY
Unikaj ich, jak tylko możesz. Ci bowiem gorsi są niż zdrajcy. Bo dla
zdrajcy nie ma w istocie żadnego usprawiedliwienia, dla niego jest
stryczek. Ale ten, kto z zamiarem przezornej samoochrony
kręci się koło ciebie i wokół wspólnej sprawy, a nie ma odwagi ni tytułu
moralnego do tego, by pozostać sam, ani do tego, by ponieść
konsekwencje działania, zdrady lub zemsty — ten naprawdę jest
podlecem. Są następstwa czynu, które ponoszą równocześnie zdrajca i
ofiara. Zdrada jest nikczemnym czynem, jednakże jest czynem. Ale ci
przezorni, którzy z gładką twarzą stoją obok wspólnej sprawy, a nie są
dość dzielni, aby wkroczyć na drogę aktywnej, bohaterskiej, pełnej
samotności, ani też dość dzielni na to, aby siebie ochronić, ani też, aby
zdradzić sprawę, pod której hasłami kręcą się wśród ludzi,
ci, których każdy uważa za towarzysza swojej partii, a w rzeczywistości
nie są dość ludzcy i bohaterscy, by wyznać swój grzech i ponieść wszelkie
konsekwencje — ci tchórze, którzy nie są zdolni nawet do zdrady, zbyt
słabi, aby się mścić, zbyt bezsilni, by wybrać samotność, ci są najbardziej
niebezpieczni. Zdrajcą możesz pogardzać. Ale takim człowiekiem nie
pogardzaj i nie prześladuj go; patrz na niego tak, jakby był powietrzem.
O NIEPOROZUMIENIU
Na ziemi żyje, jak powiadają, dwa miliardy kilka milionów ludzi.
Wiedz zatem, iż są dwa miliardy kilka milionów szans na to, aby opacznie
zrozumieć twoje słowa i działania. Ilu ludzi żyje na ziemi, tyle jest
możliwych nieporozumień. I to właśnie jest w życiu ludzkim wspaniałe i
przerażające, to właśnie jest tragiczne w każdym ludzkim
wystąpieniu i przedsięwzięciu. Powiadasz — białe albo czarne. Ale na
ziemi żyją przecież biali i czarni, czyż nie? I w oczach białego czarny jest
inny niż w oczach czarnego. I nieskończenie rozmaicie odbija się świat w
każdej ludzkiej duszy. Każde wypowiedziane, napisane słowo ma
całkowicie inne brzmienie w duszy każdego z dwóch
miliardów paru milionów ludzi. Wiedzieć powinieneś i to, i nigdy nie
powinien zaskoczyć cię oddźwięk, jakim jeden człowiek odpowiada na
słowa drugiego człowieka. Życie ludzkie jest wieczną cyrkulacją
nieskończonych nieporozumień. Suma tych nieporozumień to jest dopiero
ów barwny, skomplikowany, trwożliwy i doskonały cud, którego
rzeczownikiem zbiorowym — człowiek.
O ZMIANIE I NADZIEI
Życie — czasami tak to odczuwasz — naprawdę jest nie do zniesienia.
Żyjesz w chwili przełomowej, gdy wszystko drży i zmienia się —
tradycja, prawa moralne, znane formy życia. Jakbyś już nie mieszkał w
domu, ale w puszczy życia, gdzie ustawicznie grzmi niebo i szaleje burza.
I masz nadzieję na zmianę. Ufasz, że kiedyś wszelki gniew spali się w
sercach na popiół, a proch i gorzki dym, jakie zalegają serca, rozproszą się.
I znowu blask słońca padnie na ludzką okolicę. Niebo będzie niebieskie, a
owoce drzew pachnące. Zmiana sprowadzi pokój.
Zmiana, naturalnie, nastąpi wtedy, gdy tutaj będzie odpowiednia pora,
gdy odpoczną namiętności. Lecz jedno się nie zmieni — ludzka natura.
Nie ma takiej moralności, argumentacji, cudu, które prawdziwie i głęboko
potrafiłyby odmienić ludzką naturę. Ci, co przyniosą zmianę i posłużą się
nią, będą przecież tylko ludźmi, a więc będą niesprawiedliwi,
nietolerancyjni, okrutni, chciwi i rozpustni. Zmiana, odmiana wszelkich
ludzkich spraw nastąpi, ale człowiek nie zmieni się. Dotychczas zawiodły
wszelkie próby wychowania człowieka. Czasami bardzo silny charakter,
indywidualność, na krótki czas, na czterdzieści, pięćdziesiąt lat ludzkiego
życia, potrafi w praktyce urzeczywistnić moralne wymagania wielkich
wychowawców ludzkości. Te okresy są sporadyczne i rzadkie w dziejach
rodzaju ludzkiego. I to jest moment najwyższego wzlotu człowieka. Ale to
nader rzadkie zjawisko. Człowiek pozostaje taki, jaki był. Materiał ludzki
jest beznadziejny, ognia i ługu też nie da się zmienić.
O TYM, ŻE TRZEBA DUŻO SPACEROWAĆ
Naturalnie, trzeba zawsze spacerować samemu, co najmniej godzinę,
ale lepiej półtorej, a jeśli można — dwie godziny dziennie. Spacer w
najbardziej ludzki sposób wyraża rytm życia. Kto spaceruje, nigdzie nie
chce dotrzeć, jeśli bowiem wyrusza w drogę z wyraźnym zamiarem,
znając cel podróży, ten już nie spaceruje, lecz kursuje. Spacerowicz z
każdą chwilą przybliża się do celu spaceru, którym nie jest dom, albo
drzewo, albo piękny widok, lecz właśnie owo powietrzne, bezpośrednie
zetknięcie ze światem. Człowiek, który powoli zlewa się z krajobrazem,
staje się częścią lasu lub pola, stopniowo, więc rytmicznie powierza siebie
— pośród wielkiej dekoracji natury — wiecznej rzeczywistości,
nieskończonej przestrzeni świata, w każdej chwili czuje, że w czasie
spaceru powrócił do domu. Spacer — to zupełna samotność. W pokoju
otaczają cię książki i przedmioty, które przypominają ci o zadaniach i
obowiązkach, o pracy albo o twojej życiowej misji. Kto spaceruje, uwalnia
się od swojej pracy, jest sam ze światem, duszę i ciało powierza
wieczystym żywiołom. Pomyśl tylko, że chodzisz po ziemi i możesz
spacerować pod gwiazdami. To wspaniała rzecz.
O ZNAKACH ZODIAKU I GWIAZDACH
Nie szkodzi, jeżeli dokładnie wiesz, spod jakiego jesteś znaku. Bowiem
bezspornie urodziłeś się pod gwiazdami, a więc masz z nimi coś
wspólnego.
Ale żyj tak, jak ktoś, kto urodził się na ziemi i kto do niej, do ziemi,
powróci. Gwiazdy jedynie pozdrawiaj spojrzeniem, ponieważ, jeśli o nie
idzie, nie możesz wiedzieć niczego. Możesz znać tylko ziemię. Bo ziemią
byłeś i ziemią będziesz. Poznawaj ziemię, przyzwyczajaj się do niej.
Pokochaj ziemię, bo to twój los, który jest zapisany w znakach i
gwiazdach. Dbaj o niego, pogódź się z nim, poznaj również materię, nie
stroń, grymasząc, od ziemi.
Ziemia nie jest brudna. Jest taka jak ty; jest materiałem, w którym tkwi
energia. Znaki i gwiazdy są to tajemnice. Bez wątpienia, żyjesz pośród
tajemnic. Ale pewniejsze jest to, że pewnego dnia umrzesz i będziesz
ziemią.
O TEATRZE I WIDZACH
Epiktet zaleca, abyśmy, jeśli to możliwe, w ogóle nie chodzili do teatru.
Lecz skoro już tam przyszliśmy, zachowujmy się skromnie i cicho.
W teatrze bowiem siedzą dzieci. Dzieci, a nawet niemowlęta. Podnosi
się kurtyna, błyska reflektor na czerwonym pluszu, a na widowni w tej
właśnie chwili siedzi tysiąc niemowląt z rozdziawionymi ustami, które
czekają na cud. Owe niemowlęta przed kilku minutami, w życiu
prywatnym, były poważnymi lekarzami, rozsądnymi adwokatami,
sumiennymi i oświeconymi nauczycielami, ludźmi dorosłymi,
odpowiedzialnymi, rozważnymi. Ale w chwili, gdy zajęli miejsce na
widowni teatralnej, gdy na czerwonym pluszu kurtyny błysnął żar
reflektora, cały ów teatralny tłum możemy już uważać za lokatorów — o
drobnych, rozdziawionych buziach — gigantycznego dziecięcego pokoju.
Tysiąc niemowląt czeka na smoczek. I kiedy dostaną smoczek — słodki
czy gorzki, wszystko jedno — siedzą cicho, nieprzytomne ze szczęścia.
Ale jeśli w ciągu pięciu minut nie dostaną smoczka, zaczynają się wiercić,
pokasłują, ziewają, kwękają, nierzadko szczebiocąc, protestują. Co to jest
smoczek? Napięcie. Dlatego więc nie bądź w teatrze zbyt dumny, jeśli coś
ci się spodoba. Powiedz tak — byłem dobrym dzieckiem i dostałem
smoczek.
O ŚMIERCI JAKO NAOCZNYM ŚWIADKU
Kiedy czule rozmawiasz z kobietą, albo układasz się z
możnowładcami, albo polemizujesz z paplającym głupstwa, wiedz, że za
tobą stoi śmierć i przez ramię przysłuchuje się twojej rozmowie. Jej
koścista twarz jest uważna, śmieje się, szczerząc zęby. Bo jakimikolwiek
słowami szermowałaby twoja prawda, śmierć wie, że ostatnie słowo
należy do niej. Pomyśl o tym, kiedy obiecujesz, targujesz się albo
argumentujesz.
O TWÓRCZOŚCI I WYKSZTAŁCENIU
Człowiek twórczy i utalentowany nie ma prawa podkradać czegoś dla
własnej twórczości z czasu koniecznego do samokształcenia. Nie jest
znowu tak ważne, abyś pisał codziennie; ważniejsze, byś codziennie
czytał. Zawsze miej czas na kształcenie, codziennie. Bo nie jest takie
pewne, że kiedy coś tworzysz, pomagasz sobie i ludzkości; do
tego niezbędna jest łaska Boża. Ale z pewnością pomagasz również sobie,
ojczyźnie i ludzkości, gdy codziennie poświęcasz czas na kształcenie
swojej duszy, odczytujesz urywek dzieła wyjątkowo twórczego ducha,
dokładnie poznajesz pewną prawdę lub gałąź wiedzy. Nie jest istotne, by w
jakiejś wspólnocie ludzkiej było wielu pisarzy, natomiast jest istotne, by
było wielu czytelników. Nieważne, czy ty opiszesz piękno i prawdę;
ważne, abyś je poznał.
O TYCH, CO MAJĄ RACJĘ
Trzeba bardzo uważać na tych, którzy mają rację. Na przykład dotknęła
ich wielka niesprawiedliwość, podłość — odebrano im owoce ich pracy,
wolność, pobito ich bliskich, a tego wszystkiego dokonali bezprawnie
ludzie chciwi, albo niegodziwi, albo nie znający litości. Tacy ludzie mają
rację i chodzą po świecie niczym płonąca pochodnia, obnosząc szkarłatny
ogień klęski, swoją bezsporną prawdę. I domagają się odszkodowania albo
pragną zemsty, niekiedy sami już nie wiedzą, czego właściwie chcą? —
byleby coś potłuc… Ci nieszczęśliwcy są bardzo niebezpieczni, bo mają
rację; niebezpieczny jest każdy człowiek, który ma rację i wie o tym.
W praktyce współżyć można tylko z ludźmi mającymi poczucie
własnej winy, z tymi, którzy coś zbroili w ten czy w inny sposób, i wiedzą
o tym. Z nimi można wprawiać w ruch całe społeczeństwa. Obrażeni, ci
którzy mają bezsporną rację, są gorsi od ludzi, którzy przeczytali jedną
książkę. Ci bowiem znają tylko jedną prawdę i chcą, aby cały świat służył
tej jedynej prawdzie, prawdzie ich niezawinionych cierpień. W ogóle nie
można się do nich zbliżać z argumentami rozumu lub serca. Trzeba
odczekać, aż czas wyssie z ich dusz wężowy jad pierwszego bólu. Wtedy
się uspokoją. I pewnego dnia uprzytomnią sobie, że oni także są
odpowiedzialni za to, co się dzieje. Każdy jest odpowiedzialny za to, co
się z nim dzieje. Dopiero wtedy pociesz ich; nie wcześniej.
O TYM, CO BYŁO TWOIM ZADANIEM NA ZIEMI
W końcu powinieneś wiedzieć, co było twoim zadaniem na ziemi. W
żadnym wypadku nie to, abyś trzymał w fabryce chemicznej — w pewnej
ilości, jakiejś tam jakości i w postaci jakiejś substancji — kości, mięso,
tłuszcz i trzewia. Ani też to, abyś zbierał ordery i zaszczyty, abyś
prezesował w towarzystwach, spacerował w wytwornych
strojach i potrząsał dzwoneczkiem. Ani też — a to już jest bardziej bolesne
— abyś był bardziej szczęśliwy, bo szczęścia nie ma, wszak każde twoje
pragnienie zniekształca się w chwili urzeczywistnienia i raczej jest
ciężarem niż radością. Taki jest człowiek.
Nie, jedyne twoje zadanie, jedyna racja twojego istnienia na ziemi jest
ta — poznaj prawdziwą naturę spraw ludzkich i ziemskich, wzajemne
powiązania ludzkich i ziemskich spraw i zachowuj się godnie także wtedy,
gdy twoi bliźni zachowują się niegodnie.
Taką miałeś sprawę na ziemi; nic więcej.
O TYM, JAK NALEŻY ŻEGNAĆ SIĘ Z MŁODOŚCIĄ
Młodość należy pożegnać na wesoło. Zatem nie w stanie wzruszenia,
nie sentymentalnie, jak to czynią słabeusze, beksy i ludzie zagubieni,
którzy ze zwieszoną głową, ze łzą w oku patrzą za odchodzącą młodością,
kiwając jej na pożegnanie i głosem drżącym od czułostkowości, od
użalania się nad samym sobą, pojękują — vale, młodości!
oddalasz się i znikasz, szczęśliwa młodości. Tak nie należy pożegnać
młodości. Z młodością należy się żegnać pełną piersią, gromkim
śmiechem, jak ktoś, kto uwalnia się od niebudzącego zaufania towarzysza
podróży. Należy powiedzieć tak — zniknijże już, młodości. bez żalu
patrzę, jak się oddalasz. być młodym — to nie było coś aż tak specjalnego.
był zamęt, mgła, tęsknota, dezorientacja, fałszywe pojęcia i jeszcze
bardziej fałszywe wyobrażenia, pożądanie i strach, że w
wielkim konkursie pozostajemy w tyle. i jakiż zawód, kiedy trzymaliśmy
kogoś w ramionach! i ten lęk, że przegapiamy kogoś innego, o ileż
prawdziwszego! a ta sława, o której marzyliśmy za młodu,
jakże była inna, kiedy już przyszła, o ileż bardziej podejrzana i ulotna! a
doczesne dobra, kiedy już przybyły do naszego życia, jakże podejrzanie
lepiły się od brudów ludzkiej zawiści! nie, z młodością można się żegnać
bez zbędnej litości. był to stan podwyższonej temperatury, wzruszające i
tkliwe omdlenie. teraz, gdy odchodzisz, młodości, z radością zwracam się
ku innym okolicom. teraz ja jestem ja, od stóp do głów. nie to, żeby dobry,
mądry czy absolutnie sprawiedliwy — ale już trochę domyślam się, czym
jest prawda. moje nerki nie są już tak sprawne; ale umysł się wyostrzył.
rozczarowania nie dotykają już do żywego, co najwyżej zaskakują.
Powiedz tak — bogu dzięki, nareszcie skończyła się młodość.
O NIESPRAWIEDLIWOŚCI I WTRĄCANIU SIĘ
Ilekroć w życiu spotykamy się z niesprawiedliwością lub
okrucieństwem — biciem dzieci, dręczeniem zwierząt, upokarzaniem
człowieka bądź odmawianiem mu tego, co się mu, wedle praw boskich i
ludzkich, należy — zawsze na nowo pojawia się pytanie, czy masz prawo i
obowiązek mieszać się, wtrącać w zawiłości cudzych losów i podejmować
się niewdzięcznej roli niepożądanego adwokata? Czy też masz iść dalej, z
nieczystym sumieniem, ale bez zadraśnięcia?
Wiedz, iż do spraw innych ludzi, a także świata, tylko dopóty masz
prawo się mieszać, dopóki ty sam, osobiście, bez interwencji obcych osób
bądź władz, naprawdę potrafisz pomóc tam, gdzie dostrzegasz krzywdę,
niesprawiedliwość lub okrucieństwo. Bo ten, kto w aureoli prawa
przerzuca w takich razach ciężar niesienia pomocy na innych, zwraca
uwagę władz bądź humanistów na to, co widział, już robi sprawę z
ludzkiej nędzy, już podejmuje się roli rozjemcy pomiędzy cierpieniem a
pomocą, już oszukuje samego siebie i świat. Pozostań sam z ludzkim
cierpieniem i staraj się pomóc na miarę twoich własnych sił. Jeżeli możesz
zetrzeć łzy z twarzy dziecka, jeżeli możesz złagodzić los chorego konia,
jeżeli możesz ofiarować pieniądze, które należą do ciebie, jeśli możesz dać
szmaciarzowi kilka sztuk odzieży, jeżeli osobiście możesz w czymś pomóc
radą albo działaniem — wtedy, tylko wtedy masz prawo wtrącać się. Lecz
każdy, kto w takich razach wzywa przez telefon policję albo pisze list do
gazet, albo zarządza zbiórkę dla biednych, słowem każdy, kto na cudzym
nieszczęściu chce sobie upiec własną pieczeń —
jest podejrzany. Twój ból i twoja bieda są także tylko twoje i tylko ty
osobiście możesz na nie zaradzić. Wszystko inne jest daremne.
O ŚWIATOWYM DOSTOJEŃSTWIE
Światowe dostojeństwo — to złota folia i żeton do gry; lecz ludzkie
dostojeństwo — to realność, szczere złoto. Dlaczego grasz o fałszywe
pieniądze, skoro Bóg napełnił ci kieszeń szczerym złotem?
O SPRAWIEDLIWOŚCI
Z kimkolwiek się prawujesz, wiedz, że jest on tylko człowiekiem, który
ma jeden jedyny tytuł do wielkości — sprawiedliwość.
To wszystko, co mówi, co wie, jakąż ma rangę?
Tylko wtedy ma do tego prawo, byś uważał go za człowieka, gdy
pokona w sobie próżność, żądzę, pychę i chciwość, i powie prawdę w
twojej sprawie i w sprawie świata, o której właśnie
mówiliście. Wszystko inne jest może i miłe, bądź ujmujące, ale ciebie
niechaj nie niepokoi i nie kusi.
O TYM, ŻE NIKT NIE MOŻE POMÓC
Trzeba się z tym pogodzić, że człowiek nie umie pomóc. Nie ma takiej
kobiety i takiego przyjaciela. Trzeba się z tym pogodzić, że pomoc być
może nie jest konieczna — to miotanie się, ta beznadzieja, te chwilowe
rozwiązania, ta wieczna nierozwiązywalność wszystkiego, co ludzkie — to
właśnie jest warunkiem, abyś stał się człowiekiem i na ludzki sposób
wypowiedział się w świecie.
O PERSPEKTYWIE
Rzeczy nie są tylko same w sobie — mają swoją perspektywę. Dlatego
nigdy nie mów o jakimś zjawisku — jest takie czy siakie — mów jedynie
— kiedy patrzy się z tej perspektywy, wydaje się, że jest takie.
O POKORZE I GODNOŚCI
Ludzie chętnie pysznią się i nienawidzą, gdy nadarza się ku temu
okazja; najczęściej naprawdę są osobliwie okrutni, jak dzieci. Lecz ty bądź
pokorny i jednocześnie strzeż swojej godności.
Bowiem obu możesz strzec jednocześnie. Twoja godność zmieni się w
zwyrodniałą maskę, jeśli nie zaświta za nią świadomość pokory twojej
omylnej osoby; twoja pokorna postawa będzie kalką tchórzostwa
mięczaka, jeśli inni nie poczują za nią twojej człowieczej rangi. Skoro
musisz żyć wśród ludzi — i nie jesteś tapirem ni sępem, gdzież indziej
tedy możesz żyć? — jednocześnie musisz panować i być posłuszny,
zawsze z klasą i skromnie, zawsze poważnie i chętnie, zawsze pokornie
i godnie. W przeciwnym razie będziesz tylko zuchwałym facetem,
budzącym litość tchórzliwym niewolnikiem. Epiktet w rzeczywistości był
niewolnikiem, a jednak — z pokorą znosił ten los i
panował nad ludźmi.
O TYM, ŻE NIC NIE POWINNO CIĘ ZDZIWIĆ
Dziwi cię, że z jakiegoś człowieka wytryskuje podłość niczym trucizna
z ropuchy? Lecz zastanów się, jakiego to rodzaju jest człowiek? Jaki
szkaradny, jaki bezsilny, jak dalece jego siłą jest tylko nienawiść i
zazdrość?
Zetrzyj wydzielinę, która bryznęła na twoją twarz, nie rozdeptuj
ropuchy, bo pobrudzisz sobie but krwią i ropą.
O SEKSUALNYM GŁODZIE I CHCIWOŚCI
Obnoszona na zewnątrz, jaskrawo demonstrowana i stale udowadniana
religijność zawsze osłania głęboką i tchórzliwą chciwość i seksualny głód.
O PRÓŻNOŚCI
Największą, tragiczną pokusą wieku męskiego nie jest kobieta, lecz
próżność. Naraz napada cię ziemski głód — chcesz zaszczytów, pozycji
między ludźmi, tytułu lub orderu, wszystkiego, co błyszczy, co możesz
przypiąć do piersi w postaci wisiorków, co możesz wydrukować na swojej
wizytówce w słowach pustych i wzniosłych. Chcesz fotela, kiedy
większość boso tłoczy się na wielkich traktach i miejskich kocich łbach.
Chcesz dostojeństwa, kiedy dla niezliczonych ludzi życie jest tak nędznie
puste, że większość traci swoją ludzką godność.
To ciężka godzina w życiu mężczyzny. Większość w tym czasie ponosi
porażkę. Tylko ten pozostaje człowiekiem i mężczyzną, kto umie pochylić
się nad ludzką biedą, kto zadowala się jedynym zaszczytem, jaki przystoi
człowiekowi — znajomością swojego rzemiosła i gotowością służenia
pomocą, a odrzuca wszystko, co może dać mu świat w geście
bezwartościowego uznania. Zważ tylko, jacy nikczemni ludzie dostąpili
najwyższych zaszczytów i tytułów! Kto paraduje z orderami! Ty pozostań
człowiekiem, bez tytułu, bez ozdób. A wtedy naprawdę będziesz miał
rangę pośród ludzi. W przeciwnym razie będziesz tylko wielce szanownym
panem — taki jesteś skromny? Myślałem, że pragniesz więcej.
O CIELE
Dwojako możesz zawinić przeciwko ciału — rozpustą lub tchórzliwą,
próżną i obrażoną ascezą. Nie wytrzyma żadnej z nich, przekornie i
definitywnie odpowie na obrazę. Ciało znosi jedynie szczerość.
O TYM, ŻE ZAWSZE JESTEŚ W DRODZE
Wydaje ci się, że zbudowałeś dom, i z dumnych szczytów swojej
kariery możesz, zadowolony, oglądać świat. Czy nie wiesz, że na wieki
pozostaniesz wędrowcem, i wszystko, co czynisz, jest ruchem wędrowca,
podążającego drogą? Po wsze czasy idziesz przed siebie pośród miast,
celów, okresów życia, zmian, i jeśli odpoczniesz, nie odpoczniesz pewniej
i trwalej niż wędrowiec, który przycupnął na pół godzinki w cieniu
przydrożnej jabłoni. Miej to na względzie, kiedy układasz plany. Sensem
twojej drogi nie jest cel, lecz wędrówka. Nie żyjesz w określonych
sytuacjach, ty zawsze jesteś w drodze.
O UMOWACH
Do pracy — która jest tylko twoja, od której nie masz możliwości ani
prawa uciec, która jest twoim przeznaczeniem — nie wystarczy sama
gotowość, zdolność, wiedza, doświadczenie, nie. Do pracy potrzeba nie
tylko inspiracji i łaski. I nie tylko pilności pociągowego zwierzęcia.
Wszystko to jest potrzebne i wszystko to nie wystarcza.
Do pracy potrzebna jest także boska cnota. Tą cnotą jest cierpliwość.
Nie porzucić pracy. Nie wycofać się. Nie uciec przed nią. Cierpliwie ją
znosić, jak tajemniczą chorobę, z dnia na dzień, latami, żyć z nią przez
całe życie, jak więzień ze swoim więzieniem, jak chory z dolegliwością,
którą Bóg mu wymierzył.
Cierpliwość nie jest cnotą człowieka. Jeśli jednak ją podjął i ćwiczy się
w niej, wtedy, tylko wtedy, chwilami podobny jest do Boga.
O UMOWIE RAZ JESZCZE
Wszystko, czego świat może chcieć od ciebie, to ugoda i połowiczne
rozwiązanie. Liczy się tylko to, na co ty układasz się sam ze sobą i swoim
charakterem. Ta umowa nie przewiduje ugody.
Życie, bezlitośniej niż lichwiarze, pobiera procent od ludzkiego
charakteru. Za wszystko musisz zapłacić, za niezależność, za radość, także
za zdrowie cielesne, ale najstraszliwszą cenę musisz zapłacić za umowę,
związaną z twoim charakterem i pracą. Temu ciemięzcy nigdy nie możesz
powiedzieć — boli mnie głowa. Albo — miałbym chęć na
coś innego. Nawet galernikowi jest lżej niż temu, kto umowę o pracę
podpisał z własnym charakterem.
O ŻYCIU I O ŚMIERCI
Czasami czujesz, że w następnej chwili umrzesz. Wtedy nie trzeba
bezwarunkowo wzywać lekarza. Naucz się nie bać i nie żywić nadziei.
Śmierć nie jest czymś najgorszym, co może się przydarzyć śmiertelnikowi,
nie, śmierć w ogóle nie jest zła — śmierć jest nijaka. Umierajmy, skoro tak
trzeba, po ludzku, a więc z godnością, bez pośpiechu i bez pisku.
Ale i żyjmy, póki można, po ludzku, a więc uważnie, szukając sensu
zjawisk, badając ich prawdziwą naturę. Bo też co byś mógł powiedzieć
lekarzowi, gdybyś go wezwał w chwili niebezpiecznej, a on jął wypytywać
o przyczynę twojego złego samopoczucia? Umysł twój działa, a więc
wypadałoby, byś wszystko wiedział, co się tyczy twojego ciała. I kiedy tak
przyglądasz się sobie, to zarazem dziwisz się, jak bardzo powikłana jest
rzeczywistość — każda ludzka sprawa ma nieskończoną ilość przyczyn,
każdy związek, jaki cię łączy z wszechświatem, jest przyczyną czegoś, co
w pewnej chwili zdarzy się w naszym życiu albo w naszym organizmie,
zaś z wszystkich przyczyn główną jestem ja sam — fakt
istnienia. Ta przyczyna kryje się za każdym fenomenem życia. Tę
przyczynę można samowolnie usunąć, ale nie można jej całkowicie
rozebrać, ani objaśnić, ani zrozumieć.
O PRAWDZIE I O TYM, CO JEST ZA NIĄ
Kochaj, głoś i wyznawaj prawdę, małą i wielką prawdę, prawdę dnia
powszedniego i prawdę chwil tragicznych, zawsze, odważnie, bez lęku.
Ale nie zaszkodzi, jeśli, czyniąc to, cicho się śmiejesz — i z siebie, i z
prawdy.
Bowiem prawda jest stała i niezmierzona jak wielkie prawa natury.
Lecz ty, który jesteś człowiekiem, wierzysz w prawdę i wyznajesz ją, nie
jesteś stały ani niezmierzony. Nawet pogoda zmienia swoje zamiary, nawet
padający śnieg zbacza z drogi wyznaczonej mu z boskiego rozkazu, nawet
kobieta może mieć wpływ na ciebie — oto jak bardzo jesteś niestały.
Czegóż więcej możesz spodziewać się po sobie? Głoś prawdę, ale też nie
zaszkodzi, jeśli, czyniąc to, czasami się uśmiechniesz.
O LUDZKIEJ WRAŻLIWOŚCI
Cudowne jest i to, jak bardzo ludzie są wrażliwi. Jak róża. Jak
pierwiosnek. Z takim poczuciem tragizmu wsłuchują się w każde słowo,
które może obrazić ich próżność, jak żadna z żyjących w świecie istot.
Pewien ton potrafi śmiertelnie zranić takiego człowieka, a już to, że akurat
nie napomkniesz o nim, kiedy on czeka, abyś go pochwalił bądź mu
przytaknął — zmienia go w twojego śmiertelnego wroga. I ci sami ludzie,
którzy bojaźliwie, wyostrzonym słuchem odbierają wszystko, co tyczy ich
osoby, którzy w poufałym uścisku ręki, w tonacji rozmowy telefonicznej
widzą sygnały opinii lub prawdy, wysłane w ich kierunku, ciż sami ludzie,
delikatniejsi i wrażliwsi od mimozy, beztrosko podążają śladem
najbardziej grubiańskiej nikczemności, znęcają się bez mrugnięcia okiem,
z zimną krwią, a niekiedy także nie bez przyjemności. Nie warto osądzać
tej akurat elastyczności ludzkiej duszy; lecz wiedzieć o niej trzeba. I nigdy
niczemu się nie dziwić.
O GRZECZNOŚCI
Na ogół ludzie obrażają się, gdy odnosimy się do nich z nadmierną
uprzejmością. Mówię o Europejczykach i Amerykanach. Jedynie
Chińczycy potrafią znosić bezwzględną, całkowitą i ostateczną
grzeczność, która już nasyciła tkaninę ich ciał i dusz, tworzy jedność z
życiem, zarówno dla czyściciela flaków, jak i księcia. Ta
grzeczność, która jest równoznaczna z formą życia całego narodu, jest
najwyższym przejawem ludzkiego współżycia.
Ale nasza grzeczność jest całkowicie powierzchowna. Francuzi mają
jedynie uprzejmą literaturę i sposób wypowiadania wojny, ale jadalnia,
sklep, salon to już nie to. Nie wystarczy powiedzieć — pardon, gdy
nadepniemy komuś na nogę. Trzeba też czuć owo pardon — a to już
znacznie trudniejsze. Nasza epoka jest jedną z najbardziej
niegrzecznych w dziejach ludzkości. Średniowieczny kat jeszcze klękał
przed ofiarą i prosił ją o przebaczenie, ponieważ musiał jej ściąć głowę —
zaś Maria Antonina na szafocie powiedziała Sansonowi — pardon. A
dzisiaj nie proszą siebie o przebaczenie ni kat, ni ofiara. Jest to wysoce
zasmucające.
I jeśli ktoś w naszych czasach jest doskonale grzeczny, współcześni
odbierają tę postawę z zimną, beznamiętną obojętnością. Dzisiaj każdy
domaga się wyjawienia prawdziwych zamiarów i grzeczność uważa za
wykręt i zdradę. Chociaż to nie to — to po prostu jest tylko
doświadczenie. Nie ma innego rozwiązania. Kiedy jedni, z namiętnym
zapamiętaniem bądź z durną nienawiścią, grzebią w trzewiach drugich, ty
pozostań grzeczny.
O FORMACH
Natomiast form należy przestrzegać do ostatniej chwili. W trakcie
posiłku, w trakcie rozmowy. W łóżku i przy stole. W czasach, gdy
współżycie między ludźmi staje się coraz bardziej bezforemne, ty pozostań
wierny ostatecznie i krystalicznie ukształtowanym formom powitania,
ukłonu, uścisku ręki i wyrażania uczuć i sądów. W czasie, gdy wszyscy
domagają się, abyś włożył uniform, ty konsekwentnie chodź w marynarce,
a wieczorem, gdy akurat wybierasz się na przyjęcie, włóż czarny garnitur.
Nie dla samego garnituru, lecz dla formy.
Nie tylko książki ocalają kulturę. Kulturę ocalają drobne, powszednie
odruchy. Kiedy jakaś epoka idzie przeciwko tobie ze wniesionymi
pięściami, ty się jej odkłoń, spokojnie i grzecznie, tak jak uchylasz
kapelusza.
Nie możesz uczynić nic innego.
O OJCZYŹNIE
Czy jest ci wszystko jedno, kim są ci, którzy zabierają głos w imieniu
twojej ojczyzny? Czy jest ci obojętne i to, co mówią ci, którzy uważają się
za uprawnionych do zabierania głosu w imieniu twojej ojczyzny?
Słuchaj tylko swojej ojczyzny.
Zawsze, wszystko oddaj ojczyźnie. Świat bez twojej ojczyzny nie ma
dla ciebie żadnej wartości. Nie oczekuj od niej dobra, i nie lamentuj, gdy
cię skrzywdzą w imieniu ojczyzny. To nieistotne. W ogóle
niczego nie oczekuj od ojczyzny. Tylko daj jej to, co masz w życiu
najlepszego.
To najwyższy nakaz. Łotrem jest ten, kto nie zna tego nakazu.
O ŚWIECIE
I nigdy nie zapominaj, że byłeś także synem świata. Krewnym
Murzynów i gwiazd, gadów i Leonarda da Vinci, Golfsztromu i Malajek,
trzęsień ziemi i Lao Tse. Z tym wszystkim miałeś coś wspólnego,
jesteście z jednej materii, jeden duch was stworzył i ten sam duch przyjmie
was z powrotem. To jest pewne.
O SOBIE
Z ostatnim tchnieniem podziękuję losowi, że byłem człowiekiem i iskra
rozumu świeciła także w mojej mrocznej duszy. Widziałem ziemię, niebo,
pory roku. Poznałem miłość, ułamki prawdy, żądze i rozczarowania.
Żyłem na ziemi i powoli nabierałem wewnętrznej pogody. Pewnego dnia
umrę; i to także jest cudownie zwyczajne i proste! Czy mogło zdarzyć się
ze mną coś innego, lepszego, doskonalszego? Nie mogło. Przeżyłem coś
największego i najwspanialszego, los człowieka. Nie mogło mi się
przydarzyć nic innego i nic lepszego.