a4 w pogoni za życiem swolkien

background image

4

5

wszystkie fot. w artykule: olaf swolkień

Termin „rewitalizacja” oznacza powtórne przy-

wrócenie do życia, czy też przydanie życia cze-

muś, czemu witalności brakuje. W odniesieniu

do przestrzeni wymaga osobnego omówienia.

Przestrzeń bowiem nie jest ani żywa, ani martwa.

Życie, witalność są wobec niej osobne. Jednak

mówienie o rewitalizacji przestrzeni, zwłaszcza

przestrzeni miejskiej, nie jest pozbawione sensu.

Mamy wtedy na myśli wypełnienie jej życiem, a

zwroty mówiące o tym, że ona żyje, traktujemy

jako metaforę. Od razu też pojawiają się w niej co

najmniej dwa rozumienia życia: biologiczne i społecz-

ne. Szczególnie to drugie sprawia, że przekonanie

o tym, czy dana przestrzeń jest pełna witalności, czy

nie, obarczone jest całkiem sporym ładunkiem filozo-

ficznym i ideowym. Żeby nie być gołosłownym, przy-

wołajmy jeden przykład. W czasie głośnego sporu

o lokalizację Centrum Handlowo-Usługowego „Ivaco”

przy krakowskich Błoniach, zwolennicy jego budowy

wielokrotnie odwoływali się do potrzeby „ożywienia”

tego miejsca. Przeciwnicy również twierdzili, że bro-

nią interesu istot żywych – głównie mieszkańców.

Z jeszcze innym rozłożeniem akcentów i znaczeń

słowa „życie” mamy do czynienia w klasycznych

sporach ekologów z developerami, gdzie dzika

i żyjąca przyroda broniona jest, np. w imię ochrony

życia zagrożonych gatunków, przed „ożywieniem”,

o jakim mówią inwestorzy.

W odniesieniu do przestrzeni miejskiej, która

w naszych czasach staje się siedzibą większości

ludzi, a w obrębie znanej nam historii jest silnie

utożsamiana ze stanem cywilizacji – zagadnienie

rewitalizacji wydaje się szczególnie ciekawe oraz

uwikłane w szereg poglądów i ocen o znacznie

szerszym wymiarze. Życie w mieście, w opozycji

do życia na wsi, pobudzało do rozważań już sta-

rożytnych, choć najbardziej znana jest późniejsza,

bo pochodząca ze średniowiecza, teza arabskiego

myśliciela Ibn Chalduna, który sformułował teorię o

cykliczności upadku i rozwoju cywilizacji połączonych

nierozerwalnie z miejskością bądź – w jego ujęciu

– z koczowniczym trybem życia. Miasto było w takim

schemacie

prawie zawsze miejscem dekadencji,

czy nawet degeneracji, ale z drugiej strony za-

wsze fascynowało i przyciągało. Zarówno historia

starożytnego Rzymu, jak i fakt, że spore połacie

Konstantynopola były w momencie jego upadku

opuszczone, wydaje się potwierdzać, że tezy te nie

są pozbawione podstaw. W obecnym świecie mamy

background image

4

5

do czynienia z dwoma wielkimi ruchami ludności.

Jeden – to porzucanie wsi, w krajach rozwijających

się wymuszane najczęściej nędzą lub mirażami

lepszego życia. Drugi – to proces opuszczania cen-

tralnych dzielnic miejskich przez ludzi zamożnych.

Jego skutkiem jest zjawisko „rozpełzania się” miast,

znane szczególnie w USA. Warto w tym miejscu

przypomnieć, że był to proces sterowany przez

politykę kredytową po zakończeniu drugiej wojny

światowej; sprawiła ona, że np. zakup mieszkania

w starej kamienicy był o wiele trudniejszy, niż wej-

ście w posiadanie domku na przedmieściu. W efekcie

stare dzielnice podupadły

zaczęto przecinać je autostradami, które miały

umożliwiać ludziom z przedmieść przemieszczanie

się (z powodu zbyt małej gęstości zamieszkania nie

opłacało się tam inwestować w transport publiczny).

Tak powstał klasyczny schemat dzisiejszego miasta.

Banki, piesze pasaże, eleganckie sklepy, przytulne

czy kultowe knajpki znajdują sie w luksusowym cen-

trum. Wokół, nieraz w bezpośrednim sąsiedztwie,

lokują się dzielnice, przed wejściem do których

ostrzega się nie tylko turystów; wreszcie gdzieś

daleko za horyzont i poza zasięg świetnego metra

ciągną się, niemal w nieskończoność lub do granic

innego miasta, dzielnice domków z ogródkami.

Rewitalizacja dotyczy najczęściej terenów poło-

żonych w pobliżu centrum – chodzi o wyrwanie

skrawków miasta wzbierającemu jak ocean

w czasie przypływu procesowi slumsyfikacji. Jed-

nak i tu mamy do czynienia z dwojakim podejściem

do zagadnienia. Jedno polega na wyburzaniu starej

zabudowy i budowaniu danego fragmentu miasta od

nowa, drugie stara się głównie wykorzystać istniejące

obiekty. Znowu wydaje się, że podejście do rewita-

lizacji dobrze odzwierciedla bardziej powszechne

trendy kulturowe, czy nawet psychologiczne. Tak,

jak w medycynie, jedni kładą nacisk na

wczesne wykrywanie choroby i chirurgię,

inni wolą żmudne, drobne, czasem bardzo subtelne,

ale systematyczne zabiegi obejmujące wiele dzie-

dzin życia. Jedni uważają, że warto zedrzeć starą

farbę i zadbać o drewniane okno sprzed stu lat, inni

są przekonani, że lepiej kupić nowe z PCV. Takie

same różnice dotyczą urządzania ogrodów, polityki

transportowej i wielu innych dziedzin.

Okazuje się więc, że to, jak chcemy coś rewitalizo-

wać, zależy od wielu czynników: od kultury danej

społeczności, od kondycji architektury i urbanistyki,

od interesów ekonomicznych. W urbanistyce, po-

dobnie jak w sztuce leczenia, wielkie zabiegi

rewitalizacyjne polegające na wielkich inwestycjach

poprzedzonych wielkimi zniszczeniami wydają się

na ogół (bo i tu są wyjątki) podejściem nie tylko

prymitywnym, ale i nieskutecznym. Witalność

szybko z takich miejsc ucieka, wraca przestępczość

i trzeba je „rewitalizować” na nowo. Lepsze, bar-

dziej długotrwałe efekty wydają się przynosić kroki

mniejsze, ale obejmujące szersze spektrum działań.

W przypadku miasta niezwykle ważne jest dodatko-

wo pamiętanie o kulturze mieszkańców, o ich sytu-

acji socjalnej: wielka, kosztowna budowla ze szkła i

stali budowana w dzielnicy nędzy będzie przykładem

nieudanego przeszczepu, czy wręcz ciała obcego.

„Żyjące miasto” jest zatem formułą, za którą kryje się

wyraźna koncepcja dotycząca tego, jak owo życie ma

wyglądać. Chodzi o miejsce, gdzie zaspokajane są

aspiracje kulturalne, społeczne, polityczne,

ale także gdzie dobrze się mieszka, godziwie żyje

i pracuje, gdzie można poczytać książkę, puścić

dziecko samo do szkoły bez obawy, że zostanie na-

padnięte czy przejechane. Obecne miasta wydają

się nie odpowiadać tym potrzebom, a przynajmniej

niezdolne są do zaspokajania ich wszystkich. Hałas,

spaliny samochodowe, przestępczość, schamienie

stosunków sąsiedzkich, wandalizm to najczęstsze

powody opuszczania centralnych dzielnic. Czy jed-

nak „tracą one życie”? Blokersi nie są przecież mniej

witalni od inteligentów, upadające dzielnice tracą nie

tyle życie jako takie, ale pewien jego poziom, styl

i klimat, które pozostają ciągle naszym ideałem.

Ich utrzymanie wymaga jednak stałej pielęgnacji,

ale także uwzględnienia zmian, jakie zachodzą

w bardzo różnych dziedzinach rzeczywistości. W

naszych czasach wokół większości tych procesów

oraz określających je pojęć trwają jednak spory i

dlatego muszą również dotyczyć kształtu, a nawet

istoty rewitalizacji przestrzeni wokół nas. I może

dlatego, choć mamy coraz częściej poczucie jej

zdegradowania, tak trudno nam uzgodnić, jaka

powinna ona być.

olaf swolkień – publicysta, tłumacz, nauczyciel języka

angielskiego, redaktor „Magazynu Obywatel”, autor książ-

ki „Nowy ustrój te same wartości. Rzecz o tym dlaczego

współczesny czlowiek niszczy naturalne środowisko”,

koordynator kampanii antyautostradowej „Tiry na Tory”,

stypendysta programu German Marshall Fund ( USA 2000)

w zakresie zagospodarowania przestrzennego i transportu.

Prezes krakowskiej Federacji Zielonych.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
W POGONI ZA REKORDEM, NAUKA, WIEDZA
W pogoni za orgazmem
35.Stosunek pisarzy polskich do pogoni za cudzoziemszczyzna , „Powrót posła”
GR702 Moreland Peggy Rodzina Tannerów 03 W pogoni za marzeniem
Sposób na?llulit W pogoni za gładką skórą
Antologia W pogoni za wezem morskim
Antologia W pogoni za wezem morskim
Arct Bohdan W pogoni za Luftwaffe
Antologia W pogoni za wezem morskim
Antologia W pogoni za wezem morskim
Giżycki Kamil W pogoni za mwe
Konar Aleksander W POGONI ZA SZCZĘŚCIEM
Antologia S F W pogoni za wężem morskim (Opowiadania)

więcej podobnych podstron