1
Co łączy Palikota i Komorowskiego
Szczegóły
Opublikowano: środa, 25, styczeń 2012 17:41
Super User
Na portalu www.nowyekran.pl napotkałem bardzo intresujący wpis. Zainteresowanych zapraszam na
http://janpinski.nowyekran.pl/post/49567,bronislaw-komorowski-moze-byc-szantazowany.
Ponizej jeden z wątków:
„Taśmy Palikota” wywołały polityczną burzę. Ponad tydzień trwała w mediach i na sejmowych
korytarzach gorąca debata na temat finansowania kampanii wyborczej Platformy Obywatelskiej w 2005
roku. W całym tym zamieszaniu pojawił się jednak pewien istotny wątek, który – wydaje się – umknął
uwadze wielu komentatorów życia politycznego w naszym kraju. To emocjonalna wypowiedź
Bronisława Komorowskiego
Gdy ujrzałem w telewizji roztrzęsionego marszałka, który niczym lwica chroniąca swoje młode bronił
partyjnego kolegi, nie mogłem powstrzymać zdumienia. – Janusz Palikot pewnie jest pierwszy w tej
nowej fali działań pisowskich, może ja będę drugi, może trzeci, może czwarty – mówił Komorowski. W
rozmowie z dziennikarzami sugerował, że niebawem mogą ukazać się kolejne taśmy, które go
zdyskredytują. Oczywiście o przygotowanie tej, jak i „preparowanie” następnej politycznej bomby
oskarżył PiS, tak jakby nie istniały w Polsce niezależne media, które prowadzą własne śledztwa
dziennikarskie. I gdy tak obserwowałem marszałka, zacząłem się zastanawiać, jakie to taśmy ma on na
myśli? Dlaczego tak bardzo jest zdenerwowany sprawą finansowania kampanii Palikota? Czemu
zdecydował się na wypowiedź wyglądającą na klasyczne uderzenie wyprzedzające? I po chwili
przypomniałem sobie o pewnej leśniczówce niedaleko Janowa Lubelskiego. Leśniczówce, która kryje
wiele tajemnic i łączy marszałka z Januszem Palikotem.
> Ojciec chrzestny Komorowski
W 2008 roku jako dziennikarz programu „Misja specjalna” przygotowywałem reportaż na temat konfliktu
interesów, który miał dotyczyć Bronisława Komorowskiego, gdy ten pełnił funkcję ministra obrony
narodowej w rządzie Jerzego Buzka. Reportaż ten nigdy nie został wyemitowany. Powodem był artykuł,
który ukazał się w „Gazecie Wyborczej”. Agnieszka Kublik i Wojciech Czuchnowski opisali w nim
prowadzone przeze mnie śledztwo – oczywiście w jednoznacznie negatywnym świetle. Artykuł był
wyraźnie inspirowany przez samego marszałka Komorowskiego, który najwidoczniej obawiając się
treści reportażu, postanowił wykonać ruch wyprzedzający i interweniował w zaprzyjaźnionej gazecie.
Czy marszałek obawia się dokumentów i taśm zebranych w tym śledztwie? Być może.
Historia, którą one zawierają, jest bowiem bardzo interesująca. Dotyczy zabytkowej leśniczówki
położonej głęboko w Lasach Janowskich, nieopodal wsi Władysławów. Leśniczówkę tę wynajął od
Nadleśnictwa Janów Lubelski na początku lat 90. Francuz o polsko brzmiącym nazwisku Kruch. Według
pracowników nadleśnictwa pan Kruch był w rzeczywistości Belgiem z francuskim paszportem. Co
ciekawe, w pismach kierowanych przez niego do Polski widniał adres w Monako. Pan Kruch wynajął
leśniczówkę jako bazę dla swojego hobby, jakim były polowania. I rzeczywiście, w leśniczówce do tej
pory wiszą na ścianach podpisane przez niego trofea. Jego pracownikiem i jedynym przedstawicielem w
Polsce był Jerzy Kostka.
2
Kostka za dewizy przysyłane przez Krucha kupował samochody, sprzęt AGD, meble, wybudował także
obok leśniczówki (będącej zabytkowym dworkiem) mały dom, w którym zamieszkał. Od początku lat 90.
w leśniczówce pojawiał się także Bronisław Komorowski. Był on wówczas wiceministrem obrony
narodowej. Podobnie jak Kruch kochał polowania. Czy Komorowski dobrze znał Krucha? Nie wiadomo.
Wiadomo natomiast, że wokół obecnego marszałka pojawiali się w tamtych latach inni podejrzani
Francuzi. Jednym z nich był Julien Demol, o którym służby wojskowe wiedziały, że prowadził
działalność „stanowiącą zagrożenie dla obronności i skarbu państwa RP.” Mówiąc wprost, oznaczało to,
że pracuje on dla obcego wywiadu. Demol stał się pretekstem do nielegalnego rozpracowania
Komorowskiego przez WSI.
Wracając jednak do leśniczówki, to z całą pewnością marszałek znał dobrze asystenta Krucha, Jerzego
Kostkę. Panowie od lat się przyjaźnią. Komorowski jest nawet ojcem chrzestnym córki Kostki.
> Złe wyniki polowań i inwazja grzybiarzy
W 1997 roku Kruch nagle wyjechał i nigdy więcej się już nie pojawił. Wysłał jedynie do Polski dosyć
lakoniczny list, w którym stwierdzał, że powodem jego wyjazdu były złe wyniki na polowaniach
spowodowane inwazją grzybiarzy. Jednocześnie przekazał nadleśnictwu całe wyposażenie leśniczówki
z meblami i sprzętem RTV i AGD. Oprócz tego zostawił samochody honker i łada niva, pojazd
wojskowy, ciężarówki, motocykl i bryczki. Jednym słowem, dosyć spory i cenny jak na tamte czasy
tabor. Jerzy Kostka otrzymał volkswagena taro. Okoliczni mieszkańcy twierdzą, że Kruch po prostu
nagle zniknął. W tym samym roku 11 kwietnia leśniczówkę wynajęła od Nadleśnictwa Janów Lubelski
firma Auto-Hit z Tychów. Jej właścicielem jest wymieniany na liście „Wprost” wśród najbogatszych
Polaków – Krzysztof Strykier. Firma podpisała umowę na 10 lat i miała płacić za wynajem 13 tys. zł
rocznie. Rok później do umowy o najem dołączyła spółka Prokom innego polskiego miliardera Ryszarda
Krauzego. Od tej pory Prokom miał wnosić 90 proc. opłat za leśniczówkę, a Auto-Hit 10 proc. Jerzy
Kostka został administratorem obiektu, a firma Prokom zarejestrowała go jako swojego pracownika.
W 1997 roku Bronisław Komorowski został przewodniczącym Sejmowej komisji obrony narodowej i
nadal często pojawiał się w leśniczówce. W 2000 roku obecny marszałek Sejmu został ministrem
obrony narodowej. W tym samym roku spółka Auto-Hit podpisała z ministerstwem pierwszy duży
kontrakt na dostawy samochodów fiat i iveco.
Łącznie w latach 2000–2004 MON kupił od firmy Strykiera 308 pojazdów. W 2000 roku kontrakt
opiewał na 2 374 824,00 zł. W 2001 na 15 480 974,22 zł, a w 2002 na 23 038 731,60 zł. Za kontrakt w
2003 roku MON zapłacił 15 447 040,84 zł, a za 2004 – 41 647 428,18 zł. Podobnie milionowe kontrakty
w czasie, gdy Bronisław Komorowski był ministrem (2000–2001), MON podpisał z Prokomem i
spółkami, w których Prokom ma udziały. Dotyczyły one dostaw sprzętu komputerowego,
informatycznego i poligraficznego oraz oprogramowania. Biorąc pod uwagę powyższe, można z
przekonaniem stwierdzić, że wieloletnie wizyty Komorowskiego w leśniczówce były klasycznym
przykładem konfliktu interesów. Czy jednak były czymś więcej?
Według rzecznika Prokomu, Bronisława Komorowskiego i Ryszarda Krauzego nigdy nie łączyły żadne
relacje. Sam Krauze w leśniczówce był tylko raz, a leśniczówka nigdy nie służyła za miejsce spotkań. –
Celem dzierżawy było odrestaurowanie obiektu i zachowanie go jako dziedzictwa historycznego i
przyrodniczego. Mieściło się to w ramach działań określanych jako społeczna odpowiedzialność
biznesu. Ponadto, leśniczówka służyła jako miejsce wypoczynku pracowników Prokomu – tłumaczył
wówczas rzecznik firmy Krzysztof Król. Czy jednak Prokom nie wiedział, że częstym gościem
leśniczówki był Komorowski?
3
> Limuzyny jadą na Władysławów
Gdy rozmawiałem z mieszkańcami wsi, to niemal wszyscy pamiętali wizyty marszałka. Do tej pory
krążą opowieści o kolumnach limuzyn przyjeżdżających do wsi Władysławów i śmigłowcach lądujących
nieopodal tamtejszej puszczy. W nadleśnictwie wizyty Komorowskiego też były tajemnicą poliszynela.
Zresztą do dnia dzisiejszego zachowały się zeszyty, w których leśniczy rejestrowali polowania
obecnego marszałka. Pomimo to Prokom i Auto-Hit utrzymują, że o wizytach Komorowskiego nie
wiedziały. – W czasie gdy pracowników Prokomu nie było w leśniczówce, jej zarządcy mieli wolną rękę
w jej wykorzystaniu – tłumaczył Krzysztof Król. – Oświadczam z pełnym przekonaniem, że pan
Bronisław Komorowski nigdy nie był zaproszony przez kogokolwiek z kierownictwa lub pracowników
Auto-Hitu do leśniczówki dzierżawionej przez naszą spółkę ani nie znamy jakiegokolwiek przypadku,
aby nasi pracownicy spotkali pana Bronisława Komorowskiego na jej terenie – to z kolei Andrzej
Stolarczyk, rzecznik Auto-Hit. Skąd dwie duże firmy dowiedziały się o istnieniu domku położonego w
leśnej głuszy i o tym, że właśnie wyprowadził się stamtąd były dzierżawca i jest możliwość przejęcia
obiektu? Czy Prokom, zatrudniając Jerzego Kostkę, nie wiedział o jego koligacjach z marszałkiem?
Biorąc pod uwagę wypowiedź rzecznika, trzeba się zastanowić, jak często pracownicy Auto-Hit bywali w
leśniczówce. Z opowieści mieszkańców wynika bowiem, że marszałek potrafił przyjeżdżać do
leśniczówki na kilka dni, ale też mieszkał w niej nieraz i cały miesiąc. Komorowskiego wszyscy
pamiętają, pracowników Auto-Hit, jak twierdzą, nie widywali.
> Marszałek bez negatywnych związków
Gdy przygotowywałem reportaż, zwróciłem się do marszałka Komorowskiego z prośbą o wypowiedź na
temat jego wizyt w leśniczówce. Niestety pan marszałek konsekwentnie nie miał dla mnie czasu. W jego
imieniu wypowiedział się wówczas rzecznik Jerzy Smoliński. – Pan marszałek przebywał rzeczywiście
wielokrotnie w leśniczówce Władysławów. Przyjeżdżał tam na zaproszenie swojego przyjaciela Jerzego
Kostki – potwierdzał rzecznik. – Czy pan marszałek miał świadomość, że leśniczówka ta była
wynajmowana przez te (Prokom i Auto-Hit) firmy i że pan Kostka był ich pracownikiem? – pytałem
wówczas. – Myślę, że tak, natomiast przebywali tam najczęściej, z tego co wiem, pracownicy szeregowi
poszczególnych firm. I oczywiście tak się często zdarza, że w takich miejscach przebywają także osoby,
które pracują w różnych firmach, ale tu jakby pan marszałek nie widział jakiegoś negatywnego związku
– odpowiedział rzecznik.
Być może do leśniczówki nigdy nie przyjeżdżali znani biznesmeni czy podejrzane postacie. Jeżeli
jednak przyjeżdżali, to możliwe, że nigdy nie rozmawiali z Bronisławem Komorowskim. Czy jednak nie
wiedział on, jakie firmy wynajmują leśniczówkę? Czy nikt ówczesnego ministra obrony narodowej nie
poinformował, że w firmach tych pracują ludzie wywodzący się z wojskowych służb specjalnych lub
związani z tymi służbami? Dyrektorem oddziału produkcji specjalnej w Auto-Hit był wówczas Marek
Nowakowski, pułkownik Wojskowych Służb Informacyjnych. To właśnie ten dział zaopatrywał MON w
ciężarówki. Nowakowski szerzej „zasłynął” z głośnej sprawy Pertronu. Jako oficer WSI odpowiedzialny
był za nadzorowanie kontraktów dla Marynarki Wojennej. Według raportu weryfikacyjnego WSI mógł on
świadomie preparować informacje na temat rzekomego szpiegostwa w marynarce, aby uzasadnić
działania operacyjne wobec prezesa Pertronu Andrzeja Fornalskiego i tym samym zapewnić osłonę
przed działaniem innych służb. Miało to na celu stworzenie dogodnej sytuacji do korumpowania
oficerów marynarki i wyprowadzania pieniędzy z MON. O tym, że w Prokomie pracują ludzie związani z
WSI, wiedzieli wówczas wszyscy. Bronisław Komorowski także musiał o tym wiedzieć.
Ryszard Krauze wręcz „kolekcjonuje” ludzi ze służb specjalnych. Dość wspomnieć adwokata, a niegdyś
współpracownika gen. Władysława Pożogi związanego z KGB, Krzysztofa Wilskiego, gen. Sławomira
Petelickiego będącego niegdyś oficerem wywiadu i kontrwywiadu, Wojciecha Brochwicza będącego
4
niegdyś dyrektorem w UOP, Zbigniewa Końskiego nadzorującego swego czasu WSI czy Marcina
Dukaczewskiego, syna gen. Marka Dukaczewskiego, byłego szefa WSI. Na Bronisławie Komorowskim
obecność tych osób w firmach wynajmujących leśniczówkę, do której przyjeżdżał na polowania, mogła
nie wywoływać specjalnego wrażenia. Marszałek, jak się w zeszłym roku okazało, miał wszak w
zwyczaju przyjmować u siebie byłych oficerów WSI takich jak płk Tobiasz i płk Lichocki. Sam nie miał
też złego zdania o WSI, bo jako jedyny poseł Platformy Obywatelskiej głosował przeciwko rozwiązaniu
tej formacji.
> Palikot poluje w Rosji
Sprawa leśniczówki do tej pory nie została do końca wyjaśniona. Co jednak ma z nią wspólnego
Janusz Palikot? Otóż okazuje się, że to właśnie w tej leśniczówce poznał on w sylwestrową noc 1994
roku Bronisława Komorowskiego. Panowie zaprzyjaźnili się i pięć kolejnych sylwestrów spędzili razem.
Komorowski uczył Palikota myślistwa. Wspólnie odbywali wiele wypraw. O jednej z nich Palikot pisze z
rozrzewnieniem na swoim blogu: „Z tych wszystkich wydarzeń najbardziej niezwykły był nasz wspólny
pobyt w Rosji i polowanie na głuszca. To było dobre 300 km od Moskwy, w kierunku na Białoruś, jak
sobie przypominam – w marcu 1997 lub 1998 roku. […] To było moje pierwsze polowanie. Nie jestem
urodzonym myśliwym i bardziej ciągnęło mnie do przygody i towarzystwa, niż do strzelania. Wśród
prawdziwych myśliwych doświadczyłem swoistego rodzaju więzi i kultury, które mają niezwykle wiele
uroku. Składają się na to różne obyczaje, pieśni i... nalewki, a nawet dobra tradycyjna kiełbasa. Dawne
KGB podesłało nam na wieczór jakiegoś niby-sąsiada, który raczył nas wódką i próbował wyciągać na
debaty polityczne. W pewnym momencie powiedział prowokacyjnie: mówcie co chcecie, ale Polska to
prostytutka! Jak Rosja była silna – to była z Rosją, kiedy silna stała się Ameryka, to poszła za Ameryką.
I patrząc na nas dodał: tylko się nie gniewajcie, ja wam tylko prosto mówię, co myślę... Bronek czujnie
nie dał się sprowokować, zaczął coś swoim zwyczajem mądrze i historycznie tłumaczyć. Ja zaś w
pewnym momencie powiedziałem: to i ja ci coś powiem – Rosja to było, jest i będzie gówno. Gawno!
Tylko się nie gniewaj, wiesz, bo ja tak tylko po prostu ci mówię... co myślę. I tak sobie we trójkę
gaworzyliśmy, budując przyjaźń polsko-postradziecką. I popijając jakimś bimbrem z soku z sosny”.
Bronisław Komorowski wprowadzał Palikota nie tylko w arkana myślistwa, ale też w arkana polityki. To
on miał być jego gwarantem w Platformie Obywatelskiej. Dziś, kiedy Palikot ma poważne problemy
związane z finansowaniem swojej kampanii wyborczej, Komorowski gotów jest poświęcić wiele w jego
obronie. Pozostaje tylko pytanie, jaką tajemnicę skrywa ich wspólna przyjaźń? Czy chodzi o taśmy, o
których tak nerwowo mówił marszałek, gdy gorąco zrobiło się wokół Palikota?
Na pytania te z pewnością mógłby udzielić odpowiedzi Janowski Las, który widział i słyszał wiele. Tylko
jakoś ciągle milczy, zajęty własnymi sprawami.