0
Christie
Ridgway
Przebudzenie
Złota Dynastia 12
Tytuł oryginału: The Reckoning
1
Drogie Czytelniczki!
Mam przyjemność zarekomendować Wam kolejną sagę rodzinną, w
której odnajdziecie wiele wątków obyczajowych, romansowych, ale też
kryminalnych.
Tym
razem
zapraszam
do
poznania
Fortune'ów,
najpotężniejszej i najbogatszej rodziny w Teksasie. Są wśród nich ranczerzy,
żołnierze, finansiści, właściciele firm, ale też gwiazdy filmowe.
Przez dwanaście miesięcy będziemy śledzić losy niektórych członków
tego rozgałęzionego rodu, poznamy także mroczne i wstydliwe sekrety
rodzinne.
Bogactwo zdobyli pracą własnych rąk, a ich pierwsze ranczo Dwie
Korony – nazwane tak od charakterystycznego znamienia, które mają
wszyscy członkowie rodziny – było na początku podupadającą farmą.
Kingstone Fortune, założyciel rodu, często przymierał głodem. Jego syn
Ryan jest milionerem i powszechnie szanowanym obywatelem.
A zatem zapraszam do Teksasu!
RS
2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Pełen zakamarków ogromny dom na ranczu w Teksasie był –wypełniony
kwiatami, stoły uginały się od jedzenia, a dwa bary aż pękały od butelek z
alkoholami. Byłoby to naprawdę wspaniale przyjęcie, pomyślał Emmett
Jamison, gdyby nie fakt, że honorowego gościa nie ma już wśród żyjących.
– Nie mogę uwierzyć, że Ryan Fortune odszedł. – Usłyszał smutny głos
szczupłej siwowłosej kobiety.
Emmett zamknął oczy. Jemu też było trudno to pojąć. U Ryana
stwierdzono przed paroma miesiącami guz mózgu i mimo jego ogromnej
żywotności i opieki ze strony rodziny oraz przyjaciół, tego ranka jego prochy
zostały rozsypane na ukochanym ranczu „Dwie Korony".
Tragedia nie zaskoczyła Emmetta. Parę miesięcy wcześniej stracił
wszelką nadzieję i optymizm. Nie czekał na szczęśliwy finał; zaczął się powoli
przyzwyczajać do pogrzebów.
– Ubiegasz się o posadę przedsiębiorcy pogrzebowego? – Rozległ się
męski głos tuż przy jego uchu. – Bo posępny wyraz twarzy już masz.
– Nie czepiam się twojej paskudnej gęby, więc odczep się od mojej –
mruknął.
Nie poczuł się jednak urażony tymi słowami, bo mężczyzna, który je
wypowiedział był jego kuzynem. Wszyscy twierdzili, że Colin Jamison był
nieco starszą kopią Emmetta. Obaj wysocy, mierzyli metr osiemdziesiąt
wzrostu, harmonijnie zbudowani, jak przystało na mężczyzn trenujących
regularnie i utrzymujących kondycję fizyczną niezbędną w ich pracy. Obaj
mieli krótkie ciemne włosy, a orzechowe oczy Collina tylko o ton były
jaśniejsze od zielonych oczu Emmetta.
RS
3
– Nie chciałem być złośliwy – powiedział Collin. – Martwię się tobą.
Znowu masz tę swoją minę: pozwólcie mi umknąć w góry.
Emmett wsunął ręce w kieszenie ciemnych spodni. We wrześniu, po
pogrzebie swego brata Christophera, i tragicznym zakończeniu jednej ze
spraw, które prowadził w FBI, zaszył się w Sandia Mountains w Nowym
Meksyku. Starał się tam uśmierzyć ból tanią tequilą i samotnością. Nie trwało
to długo. Ojciec go odszukał po tym, jak dowiedział się, że jego drugi syn,
Jason, zamieszany w morderstwo Chrisa, uciekł z więzienia. Emmett musiał
natychmiast wytrzeźwieć i wrócić do Teksasu.
– Nie obawiaj się – uspokoił Collina. – Kiedy ojciec odszukał mnie w
Nowym Meksyku, zabrał klucze od chaty i zagroził, że puści ją z dymem, jeśli
do niej zajrzę. Nie wrócę tam.
– To dobrze – stwierdził Collin, przesuwając spojrzeniem po
zgromadzonych gościach. – Nie widziałem wuja Blake'a i cioci Darcy, ale w
tym tłumie mogli się gdzieś zgubić. Przyjechali?
Emmett potrząsnął głową.
– Jestem jedynym przedstawicielem naszej gałęzi Jamisonów –
powiedział. – Rodzice czuliby się tu nieswojo, zważywszy, że to ich syn
uprowadził wdowę po Ryanie zaledwie dwa miesiące temu.
Właśnie porwanie Lily Fortune przez Jasona sprowadziło Collina do Red
Rock w Teksasie. Emmett zadzwonił do niego, gdy po uwolnieniu Lily Jason
znowu uciekł. Emmett chciał, żeby Collin pomógł mu odnaleźć brata. Nie
udało się.
– Dorwiemy go, Emmett. – Collin zdawał się czytać w jego myślach.
– Ja go dorwę – skorygował Emmett, choć obaj wiedzieli, że stracili
wszelki trop.
RS
4
Jason zwiał z pieniędzmi z okupu za Lily, zabijając po drodze agenta
FBI. Od tego czasu ślad po nim zaginął.
– Musisz teraz mieć na oku Lucy – powiedział Emmett do kuzyna. –
Choćby się waliło i paliło, nie dopuszczę, żeby ktoś jeszcze padł ofiarą mego
brata. – Rejestr przestępstw Jasona obejmował również śmierć jego dziew-
czyny, Melissy, i strażnika konwojującego więźniów.
Emmett zniżył głos.
– Nawet gdyby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu, to Jason
zapłaci za całe zło i ból, jakie wyrządził innym.
– Uważaj – ostrzegł go Collin. – Jason musi znaleźć się za kratkami, ale
nie kosztem twoich uczuć.
Emmett potrząsnął głową.
– Miłość do Lucy sprawiła, że złagodniałeś – zauważył.
Nie miał ochoty rozmawiać na ten temat. Bez słowa usprawiedliwienia
opuścił Collina, unikając spojrzeń otaczających go ludzi. Po drodze omal nie
przewrócił sztalugi, na której ustawiono zdjęcie wielkości dużego plakatu.
Widniała na nim uśmiechnięta twarz Ryana Fortune'a. „Mąż, ojciec,
przyjaciel. Kochany przez wszystkich" – głosił napis pod zdjęciem.
Emmett przyjrzał się fotografii. Oczy Ryana zdawały się błyszczeć jak za
życia. Poczuł na ramieniu ciepły ciężar, jakby jego niewidzialną rękę. Czyżby
chciał mu o czymś przypomnieć?
Tknięty nagłym niepokojem, skierował się do holu. Pchnął ciężkie drzwi
wejściowe i wyszedł na zewnątrz. Owiało go chłodne, kwietniowe powietrze.
Niebo było tak ponure jak jego nastrój i zanosiło się na deszcz, ale potrzebował
świeżego powietrza i chciał być sam.
„Kochany przez wszystkich". Zapamiętał to, schodząc ze stopni ganku.
Na nagrobku jego brata Chrisa wypisano „Ukochany". Rodzina Jessiki
RS
5
Chandler kazała wykuć na jej nagrobku napis: „Pozostanie na zawsze w naszej
pamięci".
Wiadomo, że takie podniosłe frazy niczego nie rozwiązują. Nie ułatwiają
życia tym, którzy zostali. Miłość niczego nie ułatwia.
Na pewno nie wskrzesi zmarłego.
Emmett oparł się o ścianę i popatrzył na rośliny posadzone w dużych
donicach. Zastanawiał się, czy w maju, gdy rozkwitną, będzie jeszcze w Red
Rock. Zresztą i tak by ich nie zauważył.
Nagle jego uwagę zwróciło rytmiczne tupanie dochodzące zza węgła.
Zaciekawiony ruszył w tym kierunku. Zobaczył chłopca średniego wzrostu, w
sportowej kurtce i dżinsach. Podbijał nogą piłkę, co wydawało dźwięk
podobny do tupania.
Emmett cofnął się pamięcią trzy, może cztery miesiące wstecz. Zauważył
wtedy tego samego chłopca w restauracji w Red Rock w towarzystwie starszej
pary i jasnowłosej kobiety. Widział tylko jej plecy, ale dostrzegł napięcie na
twarzy siedzącego naprzeciw niej dziecka.
Zaczęło kropić, ale chłopiec nie przerywał zabawy. Wiatr się nasilał i
Emmett zawrócił do wejścia. Chciał zawołać chłopca, żeby wszedł do domu,
ale zrezygnował.
– Richard? – Usłyszał nagle kobiecy głos za sobą i odgłos otwieranych
drzwi. – Richard, jesteś tam?
Dzieciak skulił się i dalej podrzucał piłkę, mimo deszczu i nawoływania.
Emmett przyspieszył, musiał odszukać Lily i złożyć jej kondolencje.
– Richard... – Usłyszał ponownie głos kobiety, a po chwili zobaczył, jak
wyłania się z cienia. W tej samej chwili zza chmur wyjrzało słońce, oświetlając
jej długie jasne włosy, białą suknię i szczupłe, delikatne ciało...
RS
6
Emmett zamrugał oczami. Miał przed sobą anioła. Kobieta na sekundę
zatrzymała na nim wzrok, po czym spojrzała na chłopca.
– Richard... – zaczęła.
– Ricky, wciąż ci powtarzam – mruknął chłopiec. –Ricky!
Kobieta zmarszczyła czoło i Emmett zaczął się obawiać, czy aby się nie
rozpłacze. Postąpił ku niej, tknięty nagłą myślą, by ją pocieszyć, otoczyć
ramieniem, ale uśmiechnęła się nieznacznie.
– Cóż, Ricky–Ricky, nie powinieneś przebywać na deszczu –
powiedziała.
– Już nie pada – zauważył Emmett, sam nie wierząc, że wtrącił się do
rozmowy obcych osób. Poczuł się zakłopotany, bo jakiś dziwny impuls kazał
mu objąć tę kobietę. Na szczęście opanował się.
Kobieta rzuciła mu zdumione spojrzenie, po czym uniosła twarz ku
niebu. Miała jasną cerę, mały nos i śliczne usta. Emmett znów pomyślał o
wiośnie, a właściwie skojarzył ją z jej ciepłem, zapachami i kolorami świeżej
zieleni. Postąpił krok w stronę kobiety.
– Chyba ma pan rację – powiedziała, mrużąc oczy.
– Przestało padać. – Zakołysała się lekko, jakby traciła równowagę. –
Czyż słońce nie robi dobrze?
– Kim pani jest? – Emmett zmienił temat.
Od razu pojął, że pytanie zabrzmiało zbyt obcesowo. Kobieta dziwnie go
intrygowała, równocześnie wprawiając w pewne zakłopotanie. Chciał się
dowiedzieć o niej czegoś więcej. Ku jego zaskoczeniu odpowiedział mu
chłopiec, stając między nim a kobietą.
– To Linda Faraday – oznajmił. – Ja jestem Ricky. A ty kim jesteś?
Linda Faraday i jej syn, Ricky. Zapomniał o nich w pierwszych dniach po
śmierci Ryana. Może dlatego poczuł zaniepokojenie, gdy patrzył na zdjęcie
RS
7
starszego pana. I może dlatego tak silnie zareagował na jej widok parę minut
później. Rozpoznał ją i przypomniał sobie o obietnicy złożonej Ryanowi. Nie o
tej, którą uczynił w imię pamięci Ryana, przysięgając sobie, że dorwie Jasona,
ale o tej, którą złożył Ryanowi przed jego śmiercią.
– No, kim jesteś? – powtórzył chłopiec.
Emmett odetchnął głęboko i spojrzał w duże niebieskie oczy Lindy
Faraday. Wiosna. Powinien teraz odsunąć od siebie tę myśl, tak będzie lepiej.
– Jestem mężczyzną, który ma zamiar się wami zająć – odpowiedział.
Wróciwszy do gości, Emmett nie tracił czasu. Pierwszą napotkaną osobę
spytał, gdzie może znaleźć doktor Violet Fortune. Była w jadalni i właśnie
nakładała sobie na talerz sałatkę owocową.
– Muszę ci zająć trochę czasu, Violet – powiedział. Odwróciła się i przez
chwilę przyglądała mu się uważnie.
– Wiesz, co musisz? Odpocząć, przestać się obwiniać i wreszcie zjeść
porządny posiłek – zauważyła. – Za poradę należy się dwieście dolarów.
Możesz mi przysłać czek do gabinetu – dodała żartem.
– Bardzo śmieszne – mruknął. – Chcę z tobą porozmawiać o Lindzie
Faraday.
– Och, wiesz... ona nie jest moją pacjentką, a nawet gdyby była, nie
mogłabym...
– Ryan rozmawiał o niej z tobą. Prawda?
Linda Faraday i jej syn, Ricky, byli źródłem wyrzutów sumienia Ryana
przez ponad dziesięć lat, gdy jego brat Cameron spowodował po pijanemu
wypadek samochodowy. Cameron zginął, a Linda, która z nim jechała, została
ciężko ranna. Ryan zachował to w tajemnicy przed opinią publiczną i rodziną.
Wiedziała tylko Lily i Violet. Linda była wtedy w ciąży. Nosiła w łonie dziec-
ko Camerona. To właśnie był Ricky.
RS
8
– Ryan mówił o jej sytuacji raz czy dwa. – Violet skinęła głową. – Ale to
była poufna rozmowa. Nie mam prawa omawiać...
– Omawiać urazu mózgu ze mną – dokończył Emmett, bo właśnie takie
obrażenia odniosła Linda w wypadku przed dziesięciu laty. – I rozmawiać na
temat śpiączki, zdrowienia i rehabilitacji...
– Dobrze, już dobrze. – Violet położyła mu rękę na ramieniu. – Chcesz
porozmawiać ze mną na ten temat?
Czuł się bezradny w obliczu śmierci Ryana i niemożności odnalezienia
Jasona, ale wreszcie znalazł coś, czym mógł się zająć.
– Teraz, proszę – powiedział.
– A więc spotkajmy się w gabinecie, tylko dam znać Peterowi –
zaproponowała Violet.
– Powiedz mężowi, że postaram się zająć cię jak najkrócej.
Violet potrząsnęła głową i uśmiechnęła się.
– Nie jesteś gadatliwy, wiem coś o tym – rzuciła.
W mgnieniu oka była z powrotem. Usiedli na sofie w rogu gabinetu i
Emmett popatrzył na duże biurko stojące naprzeciw.
– Kiedy tu byłem ostatni raz, Ryan zdawał się zajmować większą
przestrzeń niż jego biurko – mruknął.
Violet podała mu filiżankę kawy.
– Wszyscy staramy się jakoś uporać z faktem, że odszedł – powiedziała.
Emmett czuł podobnie, dlatego postanowił dotrzymać obietnicy, którą
złożył Ryanowi.
– Urazowe uszkodzenie mózgu – wrócił do tematu.
– No dobrze, nie będę marnować twego czasu. Urazowe uszkodzenie
mózgu – przyznała Violet, upijając łyk kawy. – W skrócie TBI, określane
potocznie jako uraz głowy, to po prostu uszkodzenie mózgu spowodowane
RS
9
czynnikiem zewnętrznym. Częste w wypadkach samochodowych, gdy mózg
obija się o wnętrze czaszki. To właśnie powoduje jego obrażenia, a następnie
obrzęk. Urazy głowy są na pierwszym miejscu listy zabójców Amerykanów
przed czterdziestym czwartym rokiem życia. Zabijają więcej osób niż
wszystkie inne choroby.
Emmett przysłuchiwał się uważnie tym danym, ale w tej chwili
interesowała go tylko jedna osoba, którą to dotknęło.
– Czy wszyscy z TBI zapadają w śpiączkę? – spytał.
– Czasem poważny uraz może przebiegać nawet bez utraty przytomności,
ale w TBI na ogół uszkodzony zostaje pień mózgu, i to powoduje śpiączkę,
która może trwać jakiś czas – wyjaśniła Violet.
– Czy to normalne, że przebywa się w śpiączce przez lata? – zdziwił się
Emmett.
Violet zwlekała z odpowiedzią. Linda zapadła w śpiączkę po wypadku, a
potem lekarze stwierdzili, że od dwóch miesięcy jest w ciąży. Urodziła w
stanie śpiączki i obudziła się z niej zaledwie przed rokiem.
– Bardziej niezwykle, Emmett – powiedziała wreszcie Violet – jest
wyzdrowienie pacjenta na tyle, by po tak długim czasie mógł prowadzić
samodzielne życie.
– Ale nie jest to tak, że pewnego dnia chory budzi się jak gdyby nigdy
nic, żywotny i pełen energii – zauważył Emmett.
– Może tak było ze śpiącą królewną... – Violet potrząsnęła głową – ale w
rzeczywistym świecie podobne przypadki się nie zdarzają. Co do Lindy... –
zamilkła na chwilę. – Nie bardzo wiem, czy powinnam o niej mówić.
– Więc mów hipotetycznie. – Emmett nie chciał nalegać. – Jeśli
hipotetyczny pacjent byłby w śpiączce...
Violet znowu potrząsnęła głową.
RS
10
– Nie była w śpiączce? – zdziwił się Emmet.
– Techniczna definicja określa śpiączkę jako odmienny stan
świadomości, w którym chory ma zamknięte oczy i nie reaguje na ból ani
polecenia, nie mówi też rozpoznawalnymi słowami. Z chwilą gdy hipotetyczny
pacjent zacznie reagować, odpowiadać czy mówić, nie jest już w śpiączce,
choć może jeszcze nie odzyskać pełnej świadomości. W takim stanie
półświadomości można go karmić, może też sam jeść, można go poddać
niektórym rodzajom fizjoterapii, żeby zapobiec zanikowi mięśni. Zdarza się, że
ktoś pozostaje w takim stanie półświadomości przez resztę życia.
– A więc co sprawiło, że Linda... przepraszam... co może sprawić, że
hipotetyczny pacjent odzyskuje pełną świadomość?
– Tego nikt nie wie. – Violet wzruszyła ramionami. – Po tylu latach
myślę, że najlepsze wytłumaczenie to... cud.
Emmett zesztywniał. Cud nie mieścił się w kategorii pojęć agenta FBI.
– Wydaje mi się, że Ryan uważał, iż Linda wciąż potrzebuje czyjejś
pomocy – powiedział. – Obiecałem mu, że się nią zajmę.
– W porządku. – Violet westchnęła. – Linda. A więc porozmawiajmy o
Lindzie – zgodziła się. – Ryan miał rację. Minęło dziesięć lat. Świat jest dziś
inny niż ten, który ona znała. Ona też się zmieniła. Przez cały miniony rok
przechodziła rehabilitację, uczyła się wielu czynności na nowo, nabywała
nowych umiejętności, ale to nie jest proste.
– Ryan chciał, żebym... ją ochraniał.
– To podobne do Ryana – stwierdziła Violet. – Musisz jednak
wysondować, czy Linda chce twojej opieki albo czy choćby ją zaakceptuje. Z
tego co wiem, uda się do domu Nancy i Deana Armstrongów, małżeństwa, któ-
re opiekowało się Rickim od niemowlęctwa.
RS
11
– Nieważne, czego ona chce. Obiecałem Ryanowi, że się nią zaopiekuję.
Przynajmniej tyle mogę dla niego zrobić.
– I znów to twoje poczucie winy. – Violet popatrzyła mu w oczy. –
Żadna kobieta, nawet będąca na miejscu Lindy, nie chciałaby stanowić dla
ciebie obiektu zobowiązania.
– To nie zobowiązanie. Ona jest...
Fascynacją. Światłem. Wiosną. Oczami wyobraźni
Emmett widział jej twarz zwróconą ku słońcu i znowu poczuł na
ramieniu ciepłą dłoń Ryana. Ona go potrzebuje, a jego proszono, aby otoczył ją
opieką. Boże, jak ma to wyjaśnić Violet, żeby nie wezwała facetów w białych
kitlach z kaftanem bezpieczeństwa?
– Ona jest po prostu osobą, którą powinienem się zająć jak najszybciej –
dokończył.
– A więc życzę powodzenia w przekonaniu jej do tego. – Violet uniosła
w jego stronę kubek z kawą.
Od razu po przebudzeniu Linda spojrzała na gruby notes leżący na szafce
nocnej. Dzisiejszy dzień był zaznaczony spinaczem do papieru. Przeczytała to,
co napisała wieczorem, tak jak to czyniła każdego dnia przed pójściem spać,
żeby nie pogubić się w tych pierwszych, często dezorientujących, momentach
przebudzenia.
Dzisiaj jest wtorek, 2 maja.
Zmieniłaś pokój.
Teraz mieszkasz w skrzydle południowym. Łazienka jest po prawej
stronie. Jeśli jest ranek, wstań, weź prysznic, ubierz się. Idź na śniadanie. Skręć
w lewo w korytarz prowadzący do jadalni.
Wtorek, 2 maja. Dzień nie był objawieniem. Ale uzmysłowienie sobie
roku mogło już zająć chwilę. Wiedziała, że zmieniła pokój, ale wciąż miała
RS
12
nawyki, których nabyła w ciągu pierwszych miesięcy pobytu w ośrodku
rehabilitacyjnym, kiedy najmniejsza niepewność czy przeoczenie mogły
spowodować utratę biegu myśli albo, co gorsza, jednodniową utratę pamięci.
Wolała się zabezpieczyć przed takimi sytuacjami.
Rozprostowała się i wstała z łóżka. Popatrzyła na ubranie, które
przygotowała poprzedniego dnia. Spodnie od dresu, podkoszulek, tenisówki.
Przed południem miała fizjoterapię i gimnastykę. Przed rokiem uczyła się cho-
dzić, teraz korciło ją, żeby trochę pobiegać.
Za kilka dni być może to zrobi.
Zignorowała uczucie niepokoju i udała się do łazienki. Ośrodek był
komfortowy i jej opiekunowie zapewniali ją, że już jest gotowa wyruszyć na
spotkanie ogromnego złego świata.
Wolałaby, żeby tak nie mówili. Oczywiście miał to być żart, ale Linda
nie uważała go za śmieszny.
W dużym złym świecie będzie musiała zorganizować sobie nowe życie.
Niezależne... cóż, na tyle, na ile może być niezależne życie z dziesięciolatkiem
u boku, jej synem Richardem. Rickim.
Na myśl o nim uśmiechnęła się. Może i przerażał ją ten chłopiec – tak,
przerażał ją śmiertelnie – ale równocześnie napawał ją szczęściem. Stanęła pod
prysznicem i wzięła mydło do ręki. W tej samej chwili zorientowała się, że
wciąż ma na sobie nocną koszulę.
Incydent pod prysznicem popsuł jej humor i nawet wyborne śniadanie nie
zdołało przywrócić dobrego nastroju. Zauważyła to jedna z pracownic ośrodka.
– Źle spałaś? Boli cię głowa? – spytała.
– Wzięłam prysznic w nocnej koszuli – odpowiedziała Linda z
zakłopotaniem.
– To wszystko? – roześmiała się kobieta.
RS
13
– Nie wystarczy? Kto wchodzi pod prysznic w ubraniu? Nie dość, że
muszę sobie przypominać, jak myć włosy, to jeszcze teraz zapomniałam o tym,
żeby najpierw się rozebrać.
– Nie mów nikomu... – Kobieta pochyliła się ku niej – ale kiedyś
przyszłam do pracy w różowych rannych pantoflach z puszkiem. Zdarza się, że
kiedy mamy dużo na głowie, potrafimy zapomnieć o najprostszych rzeczach.
Ale jak tu być osobą niezależną, w dodatku matką, jeśli nie sposób
spamiętać prostych czynności? – pomyślała ze smutkiem Linda.
– Uporałaś się z tą sytuacją, Lindo – pocieszyła ją opiekunka, jakby
czytając w jej myślach. – Zauważyłaś, że popełniłaś błąd i naprawiłaś go.
– To był tylko prysznic – mruknęła Linda. – Poradziłam sobie.
– Coś jeszcze cię niepokoi? Powiedz szczerze.
– Chodzi o... o mężczyznę – wyznała.
– O Ryana Fortune'a? – Kobieta pogładziła ją po ramieniu. – Żal jest
rzeczą normalną.
Linda ostrożnie skinęła głową. Odczuwała żal za Ryanem. Był jej
przyjacielem, opiekunem, kuzynem, wspierał ją w pierwszych miesiącach po
cudownym odzyskaniu świadomości. To on wyszukał ten wspaniały ośrodek i
płacił za jej rehabilitację, to on, jak dowiedziała się kilka dni po jego śmierci,
ustanowił fundusz powierniczy dla niej i jej syna, który dawał im
zabezpieczenie finansowe do końca życia.
– Mam na myśli innego mężczyznę – wyznała.
Sięgnęła odruchowo po notes i otworzyła go na ostatniej zapisanej
stronie.
Godzina dziewiąta rano, masz spotkanie z Armstrongami...
Armstrongowie byli następnym cudem, jaki zdarzył się w jej życiu. Gdy
urodził się Ricky, Ryan poznał małżeństwo Armstrongów za pośrednictwem
RS
14
organizacji „Matki przeciw pijanym kierowcom". W wypadku spowodowanym
przez pijanego kierowcę stracili córkę, zięcia i wnuczkę. Dowiedziawszy się,
co spotkało Lindę, otworzyli swój dom dla Rickiego, a serca dla jego matki,
choć przez długie lata nie była świadoma ich cotygodniowych wizyt i ich
modlitw o jej powrót do zdrowia. Chcieli ją zabrać do siebie po zakończeniu
rehabilitacji w ośrodku i zapewnili, że będzie mogła zostać u nich wraz z
Rickim jak długo zechce. Linda wiedziała, że traktują ją jak córkę, a Rickiego
jak najdroższego wnuka.
To nie Armstrongowie ją niepokoili.
Godzina dziewiąta rano, masz spotkanie z Armstrongami i Emmettem
Jamisonem.
Emmett Jamison. To on był powodem jej niepokoju.
– Kto to jest Emmett Jamison? – spytała opiekunka.
– Kto to jest? – powtórzyła cicho Linda i zamyśliła się.
Agent FBI. Twardy gość. Ktoś taki, że wystarczyło jedno spojrzenie jego
niepokojących, zielonych oczu, żeby poczuła zdenerwowanie i zakłopotanie.
Kobieta, która była pogrążona w półśnie przez tyle lat, nie wiedziała, jak sobie
z tym poradzić.
W dniu, kiedy się poznali, nie zdradził, kim jest.
– Jestem człowiekiem, który ma zamiar się wami zająć – powiedział
tylko i odszedł.
Byłaby o nim zapomniała, jak o jakimś pomyleńcu czy wytworze swojej
szwankującej pamięci, gdyby Ricky nie odkrył, że wśród uczestników
spotkania dla upamiętnienia Ryana był agent FBI, właśnie ten irytujący,
nietuzinkowy facet. A potem, wczoraj, Emmett zadzwonił do niej, żeby ją
powiadomić o spotkaniu ich obojga z Armstrongami. Nie miała pojęcia, o co
chodziło. Bała się zgadywać.
RS
15
– Lindo, kim jest ten mężczyzna? – spytała terapeutka ponownie.
– Emmett Jamison jest... – Linda podniosła rękę. – Emmett Jamison jest...
– Jest wcześniej niż się umówiliśmy – usłyszała głęboki męski głos,
dobiegający od drzwi jadalni.
Zadrżała, bo to był on. Spojrzał na nią uważnie swymi zielonymi oczami.
Wyglądał posępnie i stanowczo. Duży zły wilk, z dużego złego świata.
RS
16
ROZDZIAŁ DRUGI
Idąc obok Emmetta Jamisona, Linda zauważyła, że korytarze ośrodka
rehabilitacyjnego stały się zdumiewająco wąskie. W sportowych spodniach i
koszuli rozpiętej pod szyją Emmett był tak potężny i męski, że niemal ją
przytłaczał.
Wydawało się jej, że był głośny. Lecz nie w zwykłym tego słowa
znaczeniu, bo nawet nie próbował nawiązać rozmowy, ale sposób, w jaki się
poruszał i otaczająca go aura pewności siebie, czyniły jego obecność bardzo
wyrazistą. Nie sposób było ignorować kogoś takiego.
Linda wyczekiwała chwili, żeby się go pozbyć.
– Nie powiedział pan, dlaczego chce się ze mną spotkać – odważyła się
napomknąć.
Gdyby nie była tak zmieszana i zaskoczona, kiedy poprzedniego dnia
zadzwonił, nalegałaby, żeby od razu wyjawił jej powód spotkania.
– Nie powiedziałem? – Wzruszył ramionami i zajrzał do jednej z sal.
Przy oddzielnych stolikach siedziało trzech pacjentów ośrodka, grając w gry
komputerowe. – Tym się pani zajmowała przez zeszły rok? – spytał.
– Tak. Gry komputerowe i puzzle poprawiają zręczność oraz pamięć i
koncentrację. Miałam fizjoterapię, logopedię i terapię zajęciową. Pod wieloma
względami byłam jak dziecko, kiedy się tu znalazłam. Musiałam się niejednego
uczyć na nowo.
– Ale teraz jest pani... – zawahał się. – Jak by to pani określiła?
Wyleczona? Na bieżąco?
Linda znowu poczuła niepokój.
RS
17
– Nigdy nie będę wyleczona – wyznała. To była gorzka prawda, z którą
w ośrodku próbowano oswoić pacjentów po urazach mózgu. – Jestem teraz
inną osobą niż przed wypadkiem.
Lecz kim właściwie była? Mając przeszłość niemal tak samo mglistą jak
przyszłość, Linda usilnie starała się odkryć swoją tożsamość i wzbudzić w
sobie wiarę, że jej się to uda. Martwiła się, że po opuszczeniu ośrodka może
mieć z tym problemy.
Widok Nancy i Deana Armstrongów czekających na nią nie złagodził
tego uczucia. Byli cudownymi, wspaniałomyślnymi ludźmi, którzy troszczyli
się o Rickiego i o nią, odwiedzali ją regularnie w okresie rehabilitacji, zabierali
na spacery po okolicy i do swego domu w San Antonio. Ich widok jednak
przypominał jej, że wkrótce przeniesie się do ich domu i będzie musiała nie
tylko zacząć samodzielne życie, ale także stać się matką dla swego syna.
– Nancy, Dean, cieszę się, że was widzę – powitała ich.
– Przyniosłam więcej zdjęć. – Nancy wręczyła jej album. – Z meczu
piłkarskiego i z wycieczki, którą opiekowałam się w zeszłym tygodniu.
Linda zacisnęła palce na zdjęciach. Armstrongowie wiele robili, żeby ją
włączyć w życie Rickiego. Przy każdej okazji dawali jej zdjęcia, opowiadali,
co chłopiec robił, starali się, by jak najwięcej przebywał w jej towarzystwie.
Nie była winna, że miała trudności z odnalezieniem się w roli matki.
Tłumiąc w sobie tę myśl, gestem ręki wskazała na swego towarzysza.
– Znacie Emmetta Jamisona?
Najwyraźniej znali, co jeszcze bardziej ją zakłopotało. Kiedy usiedli,
postanowiła wyjaśnić sytuację.
– Panie Jamison... – zaczęła.
– Emmett – skorygował.
RS
18
– A więc, Emmett. Co mogę... – Popatrzyła na małżeństwo
Armstrongów. – Co możemy dla ciebie zrobić?
Nancy i Dean wymienili spojrzenia. Duży zły wilk nie spuszczał z niej
wzroku.
– Chodzi o to, co ja mogę zrobić dla ciebie – uściślił Jamison.
Lindzie nie podobał się sposób, w jaki wypowiedział te słowa.
– Ależ ja niczego nie potrzebuję – żachnęła się.
– Wkrótce opuścisz ośrodek. – Emmett zerknął na Nancy i Deana. – Chcę
ci służyć pomocą.
Czyżby polecał jej swoje usługi w przeprowadzce? Tylko takie
wyjaśnienie miało sens.
– Będę mieszkać u państwa Armstrongów i mam bardzo mało rzeczy do
zabrania – powiedziała Linda. – Trochę ubrań, parę książek, to wszystko.
Emmett nie odpowiedział od razu. W pokoju zaległa cisza. Lindę
opanował niepokój.
– Obiecałem Ryanowi – rzekł wreszcie Emmett.
– Co mu obiecałeś? – Linda rzuciła mu baczne spojrzenie.
– Że będę się tobą opiekował. Zrobię wszystko, aby ci ułatwić powrót do
normalnego życia. – Odwrócił wzrok od jej twarzy. – Uczyniłem parę obietnic
i zamierzam ich dotrzymać.
– To było bardzo... miłe ze strony Ryana – wyjąkała Linda. –I typowe dla
niego, że się o mnie zatroszczył. Ale nie potrzebuję opieki. I nikogo, kto by mi
ułatwiał życie.
Cóż, oczywiście, że potrzebowała, wątpiła jednak, by znalazł się ktoś, kto
pomógłby jej poczuć się jak prawdziwa matka i kobieta, a nie jak rozsypane,
niepasujące do siebie puzzle, bo właśnie tak siebie postrzegała.
RS
19
– A więc, powiedzmy, że zadbałbym o twoją wygodę – zaproponował
Emmett.
Nie bardzo wiedząc, jak odrzucić jego ofertę, przeniosła wzrok na
Armstrongów. Nancy wyglądała na zmartwioną.
– O co chodzi? – spytała Linda. – Co przede mną ukrywacie?
– Myślę, że mącimy ci w głowie – westchnęła Nancy. –A z całą
pewnością nie jest to naszym zamiarem. Chodzi o to, że mamy nowy plan,
który mógłby być dla ciebie korzystniejszy.
– Nowy plan? Czy uwzględnia też Emmetta? Dopiero teraz jestem
zdezorientowana.
– Kiedy Emmett skontaktował się z nami w sprawie obietnicy, jaką
złożył Ryanowi – włączył się Dean Armstrong – pomyśleliśmy, że stało się to
w samą porę. Jego propozycja da ci szansę uzyskania większej niezależności,
niż gdybyś zamieszkała u nas. Wiesz, twoi terapeuci nie byli przekonani, że to
dobry pomysł.
Linda orientowała się, że opiekunowie z ośrodka nie popierali pomysłu
jej przeprowadzki do Armstrongów. Była tam gosposia i kucharka, dlatego
obawiali się, że w takich warunkach Linda nie będzie miała okazji do
praktykowania tych umiejętności, które tak ciężko przyswajała przez cały
ubiegły rok.
– Myślisz, że nie powinnam się do was przenieść? – spytała niemal
szeptem.
Jeśli Armstrongowie z nią zerwą, jak zdoła się pozbierać? Czy może się
opiekować Rickim i funkcjonować samodzielnie jako Linda Faraday?
– Nie, nie, Lindo – pospieszyła z wyjaśnieniem Nancy. – Chcemy, żebyś
przeprowadziła się do nas, proponujemy tylko, żebyś zamieszkała w domku dla
gości po drugiej stronie basenu. Są tam trzy pokoje, łazienka i kuchnia.
RS
20
Będziesz mogła troszczyć się sama o siebie, od zakupów poczynając na
gotowaniu kończąc. Emmett mógłby zająć jeden pokój, powiedzmy na kilka
pierwszych tygodni, żeby ci służyć pomocą.
Linda potarła czoło, pulsowały jej skronie. Zmiany planów, nawyków,
nawet otaczających ją twarzy mogły całkowicie wybić ją z rytmu. Adaptacja
do nowych pomysłów i sytuacji była jedną z tych umiejętności życiowych, nad
którymi dopiero zaczynała pracować.
Spuściła wzrok, jej spojrzenie zatrzymało się na zdjęciach, leżących na
stoliku. Tuzin zdjęć dzieci, zwłaszcza jednego. Była tak rozkojarzona, że przez
chwilę nie mogła sobie uświadomić, kogo widzi.
Ach, prawda, to Ricky. Ricky z kolegami. Nie jakiś anonimowy
chłopczyk, lecz Ricky, jej syn.
Dean to zauważył.
– Zanim się rozeznasz w nowym domu, Ricky zostanie u nas, w swoim
dotychczasowym pokoju – powiedział – ale będzie cię odwiedzał, ile razy
zechcesz. W ten sposób wilk będzie syty i owca cała. To najlepsze rozwiązanie
dla was obojga.
Linda zastanowiła się chwilę. Najlepsze było to, że otrzymała możliwość
zyskania na czasie i nabrania większego dystansu do rzeczywistości. I do
własnych lęków. Więcej czasu, pomyślała ze wstydem połączonym z ulgą, że
jeszcze nie będzie musiała pełnić obowiązków matki Rickiego.
Podjąwszy decyzję, nawet nie spojrzała na Emmetta. Nie było to
szlachetne ani dzielne, ale prawdziwe. Jest gotowa znosić nawet obecność
dużego złego wilka, jeśli oddzieli ją od dużego złego świata, w którym będzie
musiała być matką dla swego dziecka.
Dziś jest ósmy maja. Przeprowadziłaś się.
RS
21
Mieszkasz teraz w domku gościnnym Armstrongów. Łazienka jest po
drugiej stronie korytarza. Jeśli jest rano, wstań, weź prysznic, ubierz się.
Tych parę linijek tekstu w notesie uśmierzyło niepokój, z jakim obudziła
się w obcym łóżku i w nieznanym pokoju. Na jasnych tapetach tańczyły
promienie słońca. Przeniosła swoje rzeczy do tego ślicznego małego pokoju
poprzedniego popołudnia, a potem wycieńczona przeżyciami i zmianą
otoczenia, włożyła nocną koszulę, wyciągnęła się na łóżku i natychmiast
zasnęła. Na szczęście pamiętała, żeby zrobić notatki na następny dzień.
Poczuła skurcz żołądka. Uświadomiła sobie, że od lunchu poprzedniego
dnia nie miała nic w ustach. Jedzenie może poczekać.
Jeśli jest rano, wstań, weź prysznic, ubierz się.
Wolała kierować się instrukcjami w notesie. Improwizacja mogłaby mieć
fatalne skutki, jak to się kiedyś zdarzyło, gdy przed porannym spotkaniem
zignorowała zapiski. Na spotkanie z jednym z adwokatów Ryana Fortunek
przyszła w piżamie. Na szczęście dla niej było to w sali konferencyjnej
ośrodka rehabilitacyjnego.
Dziś też miała na sobie tę piżamę. To Nancy ją wybrała, jak zresztą całą
jej garderobę. Przyjrzała się sobie w lustrze. Piżama była w różowym kolorze,
miała krótkie szorty i górę bez rękawów. Linda była tak szczupła, że w tym
stroju wyglądała na kilkunastoletnią dziewczynkę, a nie trzydziestodwuletnią
kobietę. Lata w śpiączce nie tylko wpłynęły na jej sylwetkę, również na cerę.
Nie wyglądała na swoje lata i była za to wdzięczna losowi.
Żołądek znów dał o sobie znać.
Wziąć prysznic i ubrać się, przypomniała sobie. Łazienka jest po drugiej
stronie korytarza.
Gdy otworzyła drzwi od pokoju, równocześnie otworzyły się drzwi do
łazienki.
RS
22
Naprzeciw niej stał mężczyzna.
Otworzyła usta, ale nie wydostał się z nich żaden dźwięk. Mężczyzna był
wysoki i nagi, tylko na biodrach miał jasnozielony ręcznik. Zatrzymała wzrok
na szerokiej muskularnej klatce piersiowej. Wokół niego unosiła się para.
Wyglądał niezwykle zmysłowo.
Linda pospiesznie skrzyżowała ramiona na cienkiej tkaninie okrywającej
jej piersi.
Nie patrzył na nie. Wpatrywał się w jej twarz, stojąc nieruchomo i nie
chcąc jej przestraszyć.
– Dzień dobry – powiedział łagodnie. – Myślałem, że jeszcze śpisz.
Cofnęła się o krok.
– Jestem Emmett, pamiętasz? – spytał ściszonym głosem.
– Oczywiście, że pamiętam. – Linda cofnęła się do swego pokoju i
zatrzasnęła za sobą drzwi.
Pamiętała, kim on jest. Zaabsorbowana przeprowadzką zapomniała o
czymś jeszcze. Sięgnęła po ołówek i notes i przysiadła na brzegu łóżka.
Skreśliła parę linijek tekstu i napisała nowy.
Przeprowadziłaś się.
Mieszkasz teraz w domku gościnnym Armstrongów z Emmettem
Jamisonem. Łazienka jest naprzeciw, po drugiej stronie korytarza. Pamiętaj, że
on może tam być przed tobą.
Jeśli jest rano, wstań, weź prysznic i ubierz się. Nie zapomnij o szlafroku.
Kiedy po pewnym czasie wróciła do łazienki, uświadomiła sobie na
dobre, że ma współlokatora. W kabinie prysznicowej unosił się męski zapach.
Nie był niemiły. Z przyjemnością stwierdziła też, że Emmett nie poprzestawiał
licznych buteleczek, które umieściła na półce pod oknem.
RS
23
Weszła do kabiny i upewniwszy się najpierw, że jest naga, otworzyła
butelkę z szamponem, drugą z odżywką i jeszcze jedną z płynem do
spłukiwania włosów. Po użyciu – zakręciła je. Teraz była już pewna, że
opanowała sztukę mycia włosów i nie wyjdzie z łazienki z głową w pianie, jak
to zrobiła raz czy dwa jakiś czas temu.
Po chwili jej myśli znów wróciły do Emmetta. Miał zamiar przez
pierwszy miesiąc jej pobytu u Armstrongów być dla niej kimś w rodzaju
podpory. Gdyby „upadła", cokolwiek by to miało znaczyć, chwyciłby ją. W
tym celu zgodziła się, żeby porozmawiał z jej opiekunami z ośrodka o tym,
czego można się spodziewać w czasie okresu przejściowego. Było to
krępujące, ale w ostatnich miesiącach wyćwiczyła się w radzeniu sobie z
krępującymi sytuacjami.
Nie było tak, jakby był rzeczywistym mężczyzną. W każdym razie nie
dla niej. W czasie wspólnego pobytu w domu Armstrongów będzie go
traktowała jak... jeszcze jeden sprzęt. Suszarkę, toster. To nic, że wyglądał nie-
wiarygodnie seksownie, kiedy był niemal nagi, ale był tu po to, aby pomagać.
Nie wydawał się być pod wrażeniem jej kobiecości, czy nawet ją
dostrzegać, co tylko ułatwiło jej zignorowanie faktu, że był żywym,
oddychającym, bardzo atrakcyjnym mężczyzną. Było jej łatwiej stanąć z nim
twarzą w twarz, gdy ubrana w dżinsy, T–shirt i tenisówki weszła do kuchni i
tam go zastała.
– Kawy? – spytał.
Robot, pomyślała, tłumiąc śmiech. Mruknąwszy dziękuję, wzięła kubek,
który jej podał. Usiedli przy małym stole. Emmett sięgnął po gazetę,
popychając w jej stronę kosz z owocami.
RS
24
Wzięła banana, Emmett kontynuował czytanie. Własny automat
sprzedający, wydaje kawę i owoce w dogodnych odstępach czasu. Powinna się
do tego przyzwyczaić,
Po chwili pomyślała, że już to umie. Jednym z warunków
umożliwiających jej samodzielne życie, było nauczenie się wykonywania
różnych czynności. A więc odsunęła krzesło i podeszła do Emmetta, chcąc i
jemu dolać kawy.
– Dziękuję. – Oderwał wzrok od gazety.
Żadne urządzenie, jakie znała, nie miało tak pięknych zielonych oczu, tak
wyrazistych. Ani czarnych rzęs, wyglądających na równie miękkie jak jego
ciemne włosy. Odruchowo wyciągnęła rękę i przesunęła po nich palcami.
Emmett zesztywniał.
Szybko cofnęła rękę. Poczuła, jak robi się jej gorąco.
– Przepraszam – wybąkała.
– Nie przejmuj się. – Emmett ponownie zagłębił się w lekturze,
– Chciałam tylko dotknąć twoich włosów – tłumaczyła się. – To znaczy,
że...
– Nie przejmuj się – powtórzył.
Przypuszczalnie terapeuci z ośrodka rehabilitacyjnego powiedzieli mu, że
niekiedy ludzie po urazach mózgu robią rzeczy niestosowne, gdyż obrażenia
upośledziły ich kontrolę nad impulsami. Linda słyszała o tym i widziała takie
zachowania. Dotychczas jednak nigdy sama nie przejawiała tego szczególnego
symptomu.
Opadła na krzesło i skuliła się, chcąc jak najszybciej uwolnić się od
uczucia zakłopotania. Nic takiego się nie stało, wytłumaczyła sobie. Przecież
Emmett jest czymś w rodzaju sprzętu pomocniczego, jak toster czy mikser.
RS
25
Czuła jego zapach. Taki sam jak w kabinie prysznicowej. Sprzęt? Aż
nazbyt wyraźnie był mężczyzną, nie maszyną.
Mężczyzną, który dobrowolnie poświęca jej kilka tygodni swego życia.
Dlaczego? Po raz pierwszy zadała sobie to pytanie. Wyprostowała się.
Powinna się była nad tym wcześniej zastanowić, tamtego dnia w ośrodku.
Ludzie z urazami mózgu jednak często są skoncentrowani na sobie, zwłaszcza
gdy się uczą tego, co zapomnieli. W dniu, kiedy Emmett zaoferował się, że
zamieszka z nią u Armstrongów, nawet przez chwilę nie zastanowiła się, co ta
sytuacja może dla niego oznaczać.
Można to uznać za objaw postępu, jaki uczyniła, skoro nagle
zainteresowała się mężczyzną siedzącym naprzeciw niej przy stole. To
mogłoby nawet tłumaczyć jej skupienie na jego zapachu i chęć dotknięcia jego
włosów.
– Emmett? – odezwała się.
Chrząknął i podniósł na nią wzrok. Ależ on ma niesamowite oczy.
Niemal straciła wątek.
– Dlaczego tu jesteś? – spytała.
– Nie pamiętasz? – Uniósł brwi.
– W zasadzie nigdy nie powiedziałeś. Napomknąłeś o obietnicy, nawet o
dwóch, które złożyłeś, ale nie powiedziałeś, co cię do tego skłoniło.
– Ryan był moim krewnym, niezbyt dalekim – odrzekł Emmett. –
Ostatnio zbliżyliśmy się do siebie. Gdy poprosił, żebym coś dla niego zrobił –
a właściwie obiecał, że ci pomogę – nie mogłem odmówić.
Linda znieruchomiała. Była pewna, że kryło się za tym coś więcej.
– Pochodzisz stąd? – pytała dalej.
– Niezupełnie. – Wzruszył ramionami. – Od dawna nie mieszkam w
Teksasie. Mój ostatni stały adres to Sacramento w Kalifornii. Skierowano mnie
RS
26
do tamtejszej filii FBI. Przez ostatnich parę miesięcy byłem na urlopie ze
względów osobistych.
W życiu sprzed wypadku Linda sama pracowała jako agent rządowy. To
była część tej zamazanej przeszłości, którą teraz próbowała dopasować do
swojej obecnej tożsamości. I choć miała bardzo mgliste wspomnienie z tam-
tego okresu, wydawało się jej, że kilkumiesięczny urlop ze względów
osobistych nie jest w przypadku agenta czymś normalnym. Wstrzymała się
jednak z wyrażeniem swoich wątpliwości.
– Dlaczego Ryan zwrócił się właśnie do ciebie? – zapytała. –I dlaczego
nie mogłeś mu odmówić?
Emmett przez chwilę nie odpowiadał, wpatrywał się w kubek z kawą.
Wreszcie podniósł wzrok i popatrzył jej prosto w oczy.
– Nie wiem, dlaczego wybrał mnie – odparł – ale nie mogłem odmówić,
ponieważ mój cholerny brat dał mu w kość w ostatnich tygodniach jego życia.
Mężczyzna znany jako Jason Wilkes, człowiek, który zamordował czworo
ludzi i w lutym uprowadził Lily Fortune, to mój brat.
Ponure spojrzenie i gniewna nuta w głosie Emmetta powiedziały Lindzie
więcej, niż chciała wiedzieć. Uświadomiła sobie, że to nie maszyna, nie robot
siedzi naprzeciw niej. Nie, nie może go lekceważyć. Przez następne cztery
tygodnie będzie dzielić mieszkanie z żywym, oddychającym, czującym
mężczyzną.
***
Emmett wiedział, że musi postępować z Lindą delikatnie, lecz dwa razy
w ciągu pierwszego wspólnego poranka przestraszył ją swoim dość
bezceremonialnym zachowaniem. Raz, gdy wyszedł wprost na nią z łazienki,
po raz drugi, gdy opowiedział jej o Jasonie.
RS
27
Później, w drodze do sklepu spożywczego, starał się ją przeprosić i
wytłumaczyć swoje zachowanie.
– Posłuchaj, naprawdę przykro mi, że zaskoczyłem cię tą informacją o
moim bracie – mówił.
– Niczym mnie nie zaskoczyłeś. – Linda machnęła ręką. – Wiedziałam o
Lily i słyszałam jakieś wzmianki o innych przestępstwach. Nie wiedziałam
tylko, że ma to związek z tobą.
– Wybacz – powtórzył Emmett.
– Ależ przestań – żachnęła się Linda. – Nie jestem małym kwiatuszkiem,
który masz obowiązek chronić przed słońcem i wiatrem. Ja też żyłam kiedyś na
tym świecie.
No tak, ale ten świat pełen jest delikatnych kwiatków i grożących im
niebezpieczeństw, pomyślał Emmett, przypominając sobie przypadek Jessiki
Chandler. Zło wyrządzone przez jego brata tylko ten fakt podkreślało.
Linda była równie uparta co delikatna. W sklepie nalegała, że sama
będzie pchała wózek. W drugiej ręce trzymała listę zakupów.
– Poradzę sobie – powiedziała, z trudem manewrując wózkiem. – Zrób
mi tę przyjemność i stań daleko ode mnie.
Zastosował się do jej prośby, ale nie spuszczał jej z oka. Była bardzo
szczupła. Wystarczyłoby kilka kilogramów, żeby zaokrągliła się tam, gdzie
trzeba, stwierdził. Mimo tak szczupłej sylwetki miała pełne piersi. Zobaczył je,
kiedy stanęła przed nim w piżamie i natychmiast poczuł się winny, że zwrócił
na to uwagę.
Zauważył jednak, że chłopak układający obok niej towar na półce nie ma
takich skrupułów i coraz to ku niej zerka, taksując jej twarz, piersi i nogi.
Emmett natychmiast do nich podszedł.
RS
28
– Wszystko w porządku, kochanie? – spytał, kładąc Lindzie rękę na
ramieniu, a wyrostkowi rzucając ostrzegawcze spojrzenie.
– Co? – Linda aż podskoczyła.
– Wszystko w porządku? – powtórzył pytanie i pogładził ją po ramieniu.
– Ja... oczywiście – bąknęła. – Co... ? – Zaczerwieniła się.
Chłopak zrozumiał aluzję i wrócił do swego zajęcia.
– To „co" to ten pryszczaty młodzieniec, który łypał na ciebie okiem –
wyjaśnił Emmett.
Linda rzuciła okiem na chłopaka.
– Daj spokój, mogłabym być jego matką – obruszyła się.
– Wykluczone – roześmiał się Emmett, nie wyobrażając sobie, gdy na nią
patrzył, że mogłaby być matką takiego młodzieńca. – Kontynuujmy zakupy –
powiedział, nie chcąc myśleć o tym, jak wyglądała, kiedy rano spotkali się pod
drzwiami łazienki.
Linda pchnęła wózek, po czym stanęła przed następnymi półkami z
puszkami z zupą i słoikami z dżemem, Emmett trzymał się na dystans, kiedy
przeszła do działu pieczywa.
W pewnej chwili zorientował się jednak, że w jej wózku nic nie ma.
Dosłownie nic. W tym samym momencie Linda szybkim krokiem podążyła do
wyjścia. Listę zakupów rzuciła na ziemię. Emmett dobiegł do niej.
– Lindo?
Odwróciła się gwałtownie i spojrzała na niego tak, jakby widziała go po
raz pierwszy w życiu. W oczach miała łzy, wargi jej drżały.
– Dobrze się czujesz? – spytał, uświadamiając sobie, że to głupie pytanie.
Nie czuła się dobrze. Wyglądała na przerażoną i przygnębioną, a on nie
wiedział, jak mógłby jej pomóc. Podał jej kartkę, którą przed chwilą upuściła.
RS
29
– Jest taki duży wybór – szepnęła, biorąc ją od niego. Napisałam „płatki",
ale było ich tyle, że nie mogłam się zdecydować, które wziąć. A chleb... biały,
ciemny, ze słonecznikiem, ziarnami zbóż... głos jej drżał, a z oczu popłynęły
łzy.
– Już dobrze. Poradzimy sobie – uspokoił ją. Powinien był zabrać ją do
mniejszego sklepu. Najlepiej osiedlowego, w którym nie byłaby przytłoczona
różnorodnością towarów. – Teraz pojedziemy do domu, a zakupy załatwimy
później.
– Nie. – Wyprostowała się i podniosła głowę. – Poradzę sobie.
Zawróciła. Tym razem Emmett towarzyszył jej, pomagając dokonać
wyboru. Pół godziny później byli z powrotem przy samochodzie. Załadowali
torby do bagażnika. Linda była zmęczona, ale zadowolona.
– No i co? Możesz być z siebie dumna, prawda? – uśmiechnął się.
– O tak – pokiwała głową. – Wiem, że dla ciebie to drobna sprawa, ale
dla mnie...
– Nie jest drobna, wiem– wpadł jej w słowo. – Przepraszam, chciałaś coś
powiedzieć? – spytał.
– Powiedziałam dziękuję. –I jak gdyby to była rzecz najnaturalniejsza
pod słońcem, wtuliła się w jego ramiona. Objął ją. Z jej strony był to niewinny
gest wdzięczności, odruch osoby oddającej się pod jego opiekę.
Z jego strony było to coś więcej niż tylko instynkt, gdy wdychał zapach
jej złocistych włosów i czuł bicie jej serca przy swoim.
To było pożądanie, które mogło wszystko niepotrzebnie skomplikować.
RS
30
ROZDZIAŁ TRZECI
W pierwszym dniu swej „niezależności" Linda była bardziej zależna
niżby się tego spodziewała. Ale Emmett
– człowiek, a nie robot – sprawił, że pierwsze doświadczenie ze sklepem
spożywczym zakończyło się sukcesem. Po wypakowaniu zakupów, lekkim
lunchu i drzemce uznała, że poranne osiągnięcie dało jej odwagę do uczynienia
pierwszego kroku w kierunku „spraw czyniących życie samodzielnym".
Pora, żeby spróbowała zachowywać się jak matka.
Zastała Emmetta w trzecim pokoju, jak dokręcał śruby przy ruchomej
bieżni. Ubrany był tak jak ona – w dżinsy i podkoszulek, który jednak leżał na
nim znacznie lepiej niż na niej, podkreślając muskularną sylwetkę. Zauważyła
obok inny sprzęt gimnastyczny – ciężarki, piłki gimnastyczne i dużą matę.
– Co to znaczy? – spytała.
– Lubię trenować – odparł. – Ty też powinnaś. Nancy i Dean zgodzili się,
żebym zmienił ten pokój w salę gimnastyczną.
– Zawsze szczyciłam się dobrą kondycją fizyczną
– przypomniała sobie Linda. – Teraz wyglądam jak patyk, jestem
chudsza niż modelki – dodała, zerkając na swoje odbicie w lustrze.
– Nie znasz najnowszych tendencji – zauważył Emmett.
– Patyki są
modne. No bieżnia gotowa, gdybyś miała ochotę trochę się poruszać.
– Nie teraz– Linda potrząsnęła głową. – Chciałam cię prosić o następną
przysługę.
– Po to tu jestem, Lindo.
– Chcę znaleźć jakiś sposób, żeby ci odpłacić za to, co dla mnie robisz –
powiedziała.
– Może sam coś wymyślę – zasugerował Emmett.
RS
31
Nie odpowiedziała. Wychwyciła w jego głosie jakąś nutę, która dała jej
do myślenia... Ale nie, on nie traktował jej w kategoriach damsko–męskich.
Dlaczego miałby to robić, skoro była kobietą, która nie potrafiła kupić płatków
śniadaniowych, nie rozpłakawszy się uprzednio?
– Cóż, hm, do tego czasu... – Zrobiło się jej gorąco i nie bardzo mogła
zebrać myśli. – Miałam nadzieję, że podwieziesz mnie do szkoły Rickiego.
Chciałabym go dzisiaj odebrać.
– Oczywiście. – Emmett wyprostował się, po czym ściągnął koszulkę.
– Co... co ty robisz? – zdumiała się Linda, zmieszana widokiem jego
męskiego ciała.
– Zmieniam koszulkę – odrzekł. – Ta jest poplamiona smarem.
– Ach tak. – Trudno było nie przyznać mu racji. Nie mogła jednak
oderwać oczu od półnagiego mężczyzny, po raz drugi w ciągu jednego dnia.
Uzmysłowiła sobie nagle, że był to jej drugi raz w ciągu całej dekady.
Znowu poczuła, że robi się jej gorąco i z trudem przełknęła ślinę. Faktem
jest, że nie myślała o sobie w kategoriach kobiecości, ale teraz miała wrażenie,
jakby opuszczenie ośrodka rehabilitacyjnego wyzwoliło w niej coś innego –
świadomość, że minione dziesięć lat nie unicestwiło jej hormonów.
– Dobrze się czujesz? – Emmett zawahał się.
Miał opaloną gładką skórę i wyraźnie zarysowane bicepsy. Lindzie
zaschło w gardle.
– Ja... hm... tak, dobrze – wybąkała.
Emmett postukał palcem w czubek jej nosa gestem starszego brata.
– Za dwie minuty jestem z powrotem – rzucił i udał się do swego pokoju.
Linda spędziła te dwie minuty na powtarzaniu sobie, że pociąg seksualny
jest czymś normalnym i nie ma w nim nic złego. To tylko kolejny objaw
RS
32
zdrowienia, optymistyczny znak, że pewnego dnia stanie się normalną kobietą,
co oznacza również, a to jest najważniejsze, że i matką.
Matka.
Słowo to wywoływało w niej emocje. Poszła jednak za Emmettem do
samochodu, starając się zachować spokój i przytomność umysłu. Gdy zajechali
na szkolny parking, popatrzyła na zegarek.
– Jesteśmy za wcześnie – powiedziała.
– Żaden problem, zaczekamy trochę. – Emmett opuścił szybę.
Czekanie ją denerwowało. Żeby zająć czymś myśli, przesuwała wzrok po
stojących najbliżej samochodach, ciekawa, co robią matki siedzące za
kierownicą. Wydawało się, że wszystkie zajmują się trzema rzeczami naraz –
rozmawiają przez komórkę, opiłowują paznokcie i przeglądają kalendarzyki.
Wszystkie miały krótko ostrzyżone włosy albo nosiły koński ogon.
Dotknęła swoich długich prostych włosów.
– Może powinnam coś z nimi zrobić – zamyśliła się.
– Są piękne.
Odwróciła się do Emmetta. Zupełnie zapomniała o jego obecności.
– Co jest piękne?
– Twoje włosy. Ty jesteś piękna.
Linda znowu poczuła, że się rumieni.
– Ty... ja... nie domagałam się komplementów.
– Tylko stwierdzam fakty – zauważył Emmett. – Widziałem jak patrzyłaś
na inne kobiety. Nietrudno odgadnąć, o czym myślisz. Nie musisz martwić się
o to, jak im dorównać.
– Jesteś dobrym obserwatorem – stwierdziła Linda, nie będąc pewna, czy
ją to raduje.
RS
33
– Sprawa treningu. – Wzruszył ramionami. – Chyba nie jest to dla ciebie
nic nowego, prawda? Ryan mówił, że przed wypadkiem byłaś agentką w
Departamencie Skarbu. Zajmowałaś się nieścisłościami w księgach rachun-
kowych firmy Fortune TX, Ltd. I wtedy poznałaś Camerona Fortune'a, ojca
Rickiego.
– Cameron Fortune – powtórzyła, wpatrując się w przestrzeń za oknem. –
Założę się, że doświadczenie nauczyło cię, że nie należy traktować osobiście
obiektu prowadzonego dochodzenia. Nie wolno się w nim zakochać, a potem
zrobić czegoś tak głupiego jak pójście do łóżka.
– Właśnie to ci się przytrafiło? – spytał spokojnie Emmett.
– Nie wiem. – Linda potarła czoło. – Te fakty Ryan zrekonstruował po
wypadku, ale kiedy odzyskałam przytomność, nie mogłam nic dodać do tej
historii. Mam całkowicie wymazane z pamięci miesiące w firmie Fortune'ów.
Pamiętam, jak wchodzę na podium, żeby odebrać dyplom, kiedy miałam
dwadzieścia
jeden
lat.
Pamiętam,
jak
prosto
stamtąd
idę
na
piętnastotygodniowy kurs dla agentów. Następne co pamiętam, to Nancy Ar-
mstrong, która coś do mnie mówi. Patrzyłam jej prosto w oczy i powiedziałam,
że chcę dietetyczną pepsi. To były pierwsze słowa, które wyraźnie
wypowiedziałam po dziesięciu latach. Między uroczystością wręczania dy-
plomów a dietetycznym napojem... nic, czarna dziura.
– Nic, co dotyczyłoby uczuć do Camerona?
– Nic. – Linda potrząsnęła głowa.
– Musi ci być trudno uwierzyć, że jesteś matką – domyślił się Emmett.
Linda bała się przytaknąć.
– Ale jestem – powiedziała. – Ricky miał szczęście, że trafił na Nancy i
Deana.
RS
34
Wychowywali go jak własnego wnuka. Ale to ona jest jego matką. Boże,
proszę cię, spraw, żebym zaczęła się czuć jak matka. Pięknie jest cieszyć się
pełnią życia, normalnym dzieckiem, ale matkować mu... ? Jak się tego
nauczyć?
Rozległ się dźwięk dzwonka. Drzwi samochodów stojących obok
otworzyły się i oczekujące matki wysiadły jak na komendę.
Linda zaczerpnęła powietrza i też otworzyła drzwi auta.
– Zaraz wracam – rzuciła.
– Pójdę z tobą – zaproponował Emmett.
Może inna matka nie potrzebowałaby jego obecności, ale Linda nie
zaprotestowała. Podążyła za innymi kobietami w stronę wejścia do budynku.
Grupa dzieci w żółtych plastikowych kaskach wybiegła pierwsza, niosąc
znaki „Stop".
– Uczniowski patrol drogowy – wyjaśnił Emmett.
Patrol drogowy! Oczywiście! To starsze dzieci ze szkoły podstawowej,
które miały bezpiecznie przeprowadzać młodsze przez jezdnię. Po nich z
budynku wysypały się młodsze. Część pobiegła do autobusu szkolnego, inne w
ramiona matek z nieodłącznymi komórkami w ręku. Wśród uczniów Linda nie
zauważyła Rickiego.
Przyglądając się mijającym je twarzom podążyła do otwartej bramy.
„Ricky!" usłyszała swój nienaturalnie wysoki głos.
Zawróciła, nakazując sobie nie wpadać w panikę, przekonując się, że
każdy mógłby się pogubić w tej masie głosów i ogólnym zamęcie. Oddychaj,
Lindo, oddychaj.
Poczuła na ramieniu uścisk silnej dłoni. To Emmett.
– Istna dżungla, prawda? – szepnął.
RS
35
Oparła się o niego. Tak jak w sklepie spożywczym i teraz jego obecność
podziałała na nią uspokajająco i dodała jej siły.
– Nie widzę Rickiego – powiedziała. – Czy to możliwe, że go nie
zauważyliśmy?
Matki z komórkami przy uchu już znalazły swoje dzieci i wsiadały z nimi
do samochodów, nie przestając rozmawiać.
– Nie przeoczyliśmy go. – Emmett odwrócił ją w stronę skrzyżowania
przy szkole. – Widzisz tamten znak „Stop"?
Przy znaku stał Ricky. niemal całą twarz miał zakrytą daszkiem
plastikowego kasku.
Jej syn, Ricky. Gwiazda uczniowskiego patrolu drogowego.
W każdym razie Lindzie tak się wydawało. Ogarnęło ją wzruszenie, gdy
obserwowała, jak skinął na grupę dzieci czekających na rogu. Pobiegły przez
skrzyżowanie pod jego czujnym okiem.
– Dobrze sobie radzi, prawda? – Podniosła z dumą wzrok na Emmetta.
– Prawdziwy talent – przyznał.
– Śmiejesz się ze mnie? – Zmarszczyła brwi.
– Nie. – Potrząsnął głową. – To zabrzmiało tak po matczynemu.
– Nie bardzo, nie mam przy sobie komórki – zażartowała Linda.
– Co? – Emmett nie zorientował się, co ma na myśli.
– Nieważne. – Popatrzyła ponownie na Rickiego, jak nadzorował
ostatnich przechodzących przez jezdnię uczniów, potem wziął pod pachę znak
„Stop" i pomaszerował z powrotem do szkoły. Zauważył ją.
– Cześć – powiedziała, mając nadzieję, że zachowa ten matczyny ton, na
który zwrócił uwagę Emmett. Może jeśli zacznie mówić jak matka i
zachowywać się jak matka, wkrótce tak się poczuje. – Jak było w szkole?
– Co tu robisz? – spytał obcesowo Ricky.
RS
36
– Pomyślałam, że może wolałbyś dziś pojechać do domu ze mną, a nie
autobusem szkolnym. Moglibyśmy wstąpić... na lody albo coś. – Zerknęła na
Emmetta, szukając u niego aprobaty, ale oddalił się od nich.
– Chcę pojechać autobusem. – Ricky przeniósł wzrok na chłopca, który
stał obok. – Zawsze jeździmy z Anthonym – dodał.
– Możemy zabrać Anthony'ego – zaproponowała Linda. – Na lody też.
– Nie mogę jechać do domu z obcą osobą – oświadczył Anthony.
– Nie jestem obca... – zaczęła Linda, ale Ricky pociągnął przyjaciela w
stronę budynku.
– Chodź, musimy oddać kaski i znaki – powiedział.
– Ricky, zaczekaj! Chłopiec zawrócił niechętnie.
– Czego jeszcze chcesz? – mruknął.
– Ja... – Linda westchnęła. – Naprawdę chcesz jechać autobusem?
– Tak.
– Cóż, a zatem jedź. Przepraszam, że przyjechałam bez uprzedzenia. –
Linda nerwowo zacisnęła dłonie. – I przepraszam, że chciałam zabrać
Anthony'ego. Nie sądziłam, nie zdawałam sobie sprawy...
– Że on miałby kłopoty – dokończył Ricky. – Prawdziwa mama by to
wiedziała. – Odwrócił się i odszedł.
Prawdziwa mama by to wiedziała. Prawdziwa mama.
Nie może oszukiwać Rickiego. Nawet jeśli zachowywałaby się jak
matka, nauczyłaby się wszystkich matczynych zasad, na nic się to zda, jeśli
Ricky sam jej nie zaakceptuje.
Emmett szybko się zorientował, że rozmowa Lindy z synem nie
przebiegła pomyślnie. Nie dość, że wróciła do samochodu sama, to jeszcze
przez całą powrotną drogę milczała.
RS
37
W domu poprosiła, żeby jej pokazał, jak korzystać z ruchomej bieżni.
Miała nadzieję, że wysiłek fizyczny trochę złagodzi kotłujące się w niej
emocje.
Ćwiczyła już pół godziny, wciąż zwiększając szybkość, jakby chciała
uciec od tego, co ją gnębiło. Włosy miała mokre od potu, mimo to ćwiczyła
uparcie dalej.
Pod pretekstem, że też musi trenować, Emmett nie spuszczał jej z oczu.
Nie mógł jednak zbyt długo udawać, że nie martwi go jej stan.
– Może powinnaś już skończyć – zawołał z drugiego końca pokoju.
Linda zachowywała się tak, jakby go nie słyszała. Odłożył więc hantle i
podszedł do niej. Stanął przed bieżnią i spojrzał jej w oczy.
– Może powinnaś już skończyć – powtórzył. Rzuciła mu złe spojrzenie,
ale zwolniła tempo.
– Nie potrzebuję... anioła stróża. Zawsze byłam sprawna, mruknęła.
– I znowu będziesz. – Emmett zmniejszył jej szybkość. – To grozi
atakiem serca. Nie chciałabyś, abym policzył sobie za reanimację?
– Nie wierzysz mi – obruszyła się. – Uważano mnie za twardą kobietę.
Zwolniła kroku. Emmett zatrzymał wzrok na jej szczupłych nogach.
Twardy charakter nie jest antidotum na zło i tragedię, pomyślał, marszcząc
brwi. Ryan był twardy. Lily Fortune była twarda. Nie uciekli jednak przed
ciemną stroną tego świata. Jessica Chandler też była twarda – najmłodsza,
cudowna osoba, jakiej kiedykolwiek próbował pomóc. Ale koniec końców i
ona stała się ofiarą.
– Tajna agentka księgowości.
– Co powiedziałaś? – Emmett wrócił do teraźniejszości.
– Tak siebie postrzegałam. – Linda oparła dłonie na biodrach i wolno szła
na bieżni. – Oczywiście, miałam dyplom z finansów i biznesu, ale gdy
RS
38
zostałam zwerbowana jako agentka do Departamentu Skarbu, widziałam siebie
jako Lindę Faraday, tajną agentkę księgowości.
– Byłaś młoda, prawda?
– Nasz kurs na agentów uwzględniał ćwiczenia zarówno z bronią palną,
jak i trening fizyczny – powiedziała. – Nie tak intensywny jak w przypadku
mężczyzn, ale uważałam, że sobie poradzę. – Zatrzymała bieżnię i sięgnęła po
ręcznik. – Ale nie fizycznego treningu potrzebowałam, lecz emocjonalnego.
Linda nawiązała do swojej przygody z obiektem śledztwa, które
prowadziła, Cameronem Fortune'em. Emmetta zaskoczył nagły przypływ
gniewu. Brat Ryana był dwa razy starszy od Lindy i bardzo sprytny. Sukinsyn,
zaklął w duchu. Wykorzystał Lindę, a potem nieodwołalnie zmienił jej życie.
Nie pokazał jednak po sobie, co o nim myśli.
– Z tego, co słyszałem, był przystojnym i czarującym mężczyzną –
powiedział tylko.
– I to ma sprawić, że poczuję się lepiej? – Linda popatrzyła na niego z
goryczą. – Osoba, za jaką się wtedy uważałam, nie dałaby się łatwo uwieść
sympatycznemu facetowi.
– Och, dobrze. Więc może będę miał u ciebie szansę – zażartował.
Linda nawet się nie uśmiechnęła.
– Nie byłam dobra jako Linda Faraday, tajna agentka. Ricky ma mnie za
nic jako matkę. Wątpię, czy jestem wiele warta jako kobieta.
Mimo tych słów w powietrzu unosił się kwiatowy kobiecy zapach,
drażniący zmysł powonienia Emmetta i budzący w nim ponownie pożądanie,
które poczuł, gdy trzymał Lindę przez chwilę w ramionach. Nie mógł się
opanować, by nie odgarnąć jej z czoła kosmyka włosów.
– Daj sobie trochę czasu – poradził.
RS
39
– Nie mogę, nie widzisz? Straciłam już tyle czasu. Za następne dziesięć
lat Ricky nie będzie już potrzebował matki. – Głos jej zadrżał.
Co miał na to odpowiedzieć? Niestety, nie był typem pocieszyciela.
– Jaki masz wybór? – spytał.
– Poddać się.
Te dwa słowa zmroziły go. Kiedyś przecież sam zachował się podobnie.
Po sprawie Jessiki Chandler, co nastąpiło zaraz po zabójstwie jego brata,
Chrisa, poddał się i uciekł do chaty w górach. Gdyby to zależało od niego,
prawdopodobnie tkwiłby tam do dziś, na wpół pijany i pogrążony w bólu.
– Nie, nie mogę. Nie poddam się. – Linda obróciła się gwałtownie. –
Jestem odpowiedzialna za Rickiego, mam zobowiązania wobec Nancy i Deana,
którzy nigdy mnie nie zawiedli. Rozumiesz?
– Rozumiem. – Emmett kiwnął głową. – Niekiedy jest tak, że działamy
nie dlatego, że chcemy, lecz dlatego, że jesteśmy to winni innym ludziom. –
Rozumiał to aż nazbyt dobrze.
– Masz na myśli obietnicę, którą złożyłeś Ryanowi?
– Linda obserwowała go uważnie.
– I sobie. Moim rodzicom. Pamięci mego brata, Christophera.
– Wybacz, – Linda przesunęła dłoń po jego ręce.
– Wciąż się staram, aby nie myśleć, że wszystko obraca się wokół mnie.
Użalam się nad sobą, ale twoja sytuacja też jest niewesoła, a jednak jesteś tutaj,
będąc dla mnie jak Mary Poppins. A mówiąc poważnie, Emmett. – Zacisnęła
palce na jego ramieniu. – Wiem, że jeszcze nie wszystko ze mną w porządku,
ale gdybyś chciał porozmawiać, możesz na mnie liczyć.
– Nie jestem szczególnie rozmowny. Zawsze byłem samotnikiem w
rodzinie – wyznał.
RS
40
– Masz szczęście – uśmiechnęła się Linda. – Ja praktykowałam milczenie
przez wiele lat.
Udowodniła mu, że ma w tym wprawę. Usiadła na brzegu bieżni,
wskazując, by usiadł obok. Posłuchał. Zapanowała cisza.
Linda skrzyżowała ręce na kolanach i oparła o nie policzek. Emmett
patrzył na nią, słuchając odgłosów wiosny za oknem. Świergotały ptaki, gałąź
poruszana wiatrem uderzała lekko o szybę. Wiosna. Odrodzenie. Nadzieja.
Linda zamknęła oczy, zastanawiał się, czy nie zasnęła. Miała
ciemnobrązowe rzęsy, lekko zaróżowioną twarz okalały loki.
– Wciąż jesteś kobietą, przecież wiesz – szepnął.
– Tak myślisz? – Podniosła głowę.
..... Wiem o tym. – Wytrzymał jej spojrzenie. Policzki Lindy przybrały
ciemniejszy odcień. Dotknął jej policzka. – Mam ci to udowodnić? – spytał.
– Nie czuj się zobowiązany – żachnęła się.
– Nie czuję się zobowiązany. – Potrząsnął głową.
Pragnął to zrobić, bo była smutna. Chciał, żeby miała o jeden powód do
zmartwienia mniej. No i było jeszcze pożądanie. Wiedział, że to może
skomplikować ich wzajemne relacje, ale w tej chwili o to nie dbał.
Pochylił się i dotknął wargami jej ust.
Drgnęła, jakby ją ukłuł, ale on był bardzo delikatny.
Całowała się z nim nieśmiało, ale po chwili rozchyliła usta. Nie uznał
tego za zaproszenie. Nie odrywał jednak warg od jej ust, starając się je
rozgrzać do prawdziwego pocałunku.
– Powinnaś odetchnąć – wyszeptał. – Potrzebujesz powietrza.
– To dlatego widzę gwiazdy?
Emmett uśmiechnął się i popatrzył jej w oczy. Przesunęła palcami po
jego wargach.
RS
41
– Nieczęsto to robisz. To znaczy, uśmiechasz się – powiedziała.
– Nie przestawaj mnie całować, to może będę – zażartował.
Ale Linda potrząsnęła głową.
– Przejrzałam cię.
– Jak to?
– Jesteś słodki. – Odsunęła się od niego.
– Słodki? Żartujesz, prawda? Jestem cyniczny. Zimny. Nietowarzyski.
Pewny siebie. Spytaj kogo chcesz.
– Nie muszę. – Linda wstała. – Czułam się niewiele warta i niepewna
siebie, a ty mnie pocałowałeś. To miłe.
– Nie zrobiłem tego, żeby być miłym! – oburzył się Emmett.
– A więc dlaczego? – Linda otworzyła szeroko błękitne oczy.
– Ponieważ... – To nie miało nic wspólnego z chęcią bycia miłym. Zrobił
to, ponieważ była piękna i seksowna.
– Wiem swoje. – Linda roześmiała się i wybiegła z pokoju.
– Nie oszukuj siebie – zawołał za nią. – Jestem cyniczny, zimny,
nietowarzyski, pewny siebie. Poczekaj, a ci to udowodnię.
Odpowiedzią było trzaśnięcie drzwi od łazienki. Emmett wciąż się
uśmiechał – znów się uśmiechał – gdy zadzwoniła jego komórka.
– Jamison, słucham – odezwał się.
– Tu też Jamison. – Usłyszał głos w słuchawce.
Natychmiast zapomniał o wiośnie i słońcu. Powiało złem. Wypadł z
pokoju ćwiczeń i rozejrzał się po korytarzu, zatrzymując wzrok na drzwiach od
łazienki. Sprawdzał, czy Linda jest bezpieczna.
– Gdzie ty u diabła jesteś, Jason? – warknął.
– Myślisz, że dzwonię, żeby ci to powiedzieć, braciszku? W takim razie
jesteś głupszy, niż myślałem. – Jason zaśmiał się szyderczo.
RS
42
Emmett zacisnął zęby. W jakimś perwersyjnym sensie arogancja brata
była uzasadniona. Policja go zaaresztowała, a on uciekł i porwał Lily Fortune.
Później, nawet włączywszy do akcji tak doświadczonych ludzi jak Emmett,
FBI zgubiła go w czasie wręczania okupu. Jeden agent zginął.
– Podejrzewaliśmy, że jesteś w drodze na wyspy południowego Pacyfiku
czy do Ameryki Południowej, razem z pieniędzmi z okupu. – Emmett starał się
mówić spokojnie.
– Chciałbyś pozbyć się mnie z kraju, co?
To, czego by chciał Emmett, to znaleźć brata i raz na zawsze go
unieszkodliwić. To właśnie sobie przysiągł. Gdyby Linda mogła teraz zajrzeć
w głąb jego psychiki, nie miałaby wątpliwości, że jest zimny, zdeterminowany
i wyobcowany.
– Chciałbym wiedzieć, po co dzwonisz, Jason – powiedział.
– Czytałem rano gazetę z Red Rock.
A więc tu kryje się klucz do zagadki. Jason znajduje się na tyle blisko
Red Rock, że ma dostęp do tamtejszej prasy. Emmett nie miał pojęcia, co to
znaczy. Ponieważ sam przebywał w San Antonio, czytał lokalną gazetę. Jason
jednak nie mógł wiedzieć, gdzie jest Emmett, a on oczywiście nie zamierzał
mu tego mówić. Jego brat i tak był dostatecznie sprytny.
– Nie miałem jeszcze okazji jej przeczytać – rzucił.
– Nie miał okazji przeczytać – powtórzył kpiąco Jason. – Nie musisz jej
czytać, żeby wiedzieć, że Ryan Fortune zostawił ci gotówkę i opcję na zakup
akcji.
Najwyraźniej pewne punkty testamentu Ryana przedostały się do prasy.
Zirytowałoby to Emmetta, gdyby nie fakt, że dzięki temu Jason się ujawnił.
– Cóż, to nie był mój wybór. To była decyzja Ryana.
RS
43
– Dlaczego ty miałbyś otrzymać pieniądze Fortune'ów, skoro to ja na nie
ciężko pracowałem? – warknął Jason.
Od dziecka uważał się za uprawnionego do majątku rodziny Fortune'ów,
a jego dziadek, Farley Jamison, miał obsesję na punkcie pieniędzy, które miały
mu pomóc w zaspokojeniu wygórowanych ambicji politycznych.
– Masz przecież część pieniędzy Fortune'ów – zauważył Emmett. – Okup
za Lily.
– Nie zależy mi na nich – parsknął Jason.
– Nie zależy ci na pieniądzach? – Emmett znieruchomiał.
– Nie tak bardzo jak na tym, żeby cię załatwić, braciszku. Oglądaj się w
tył, bo będę ci deptać po piętach, a potem będę miał swoją nagrodę. I resztę.
Połączenie zostało przerwane. Emmett wpatrywał się w telefon. To
oznacza nowy zwrot w sprawie.
Mężczyzna, którego za wszelką cenę chciał unieszkodliwić, właśnie
oświadczył, że chce go zabić.
Nieźle, pomyślał.
Niech wygra lepszy.
RS
44
ROZDZIAŁ CZWARTY
Następnego ranka Emmett wstał później niż zwykle. Usiadł przy stole w
kuchni i sączył kawę. Osad na dnie kubka był tak ciemny jak jego nastrój po
bezsennej nocy. Nie mógł zapomnieć rozmowy z bratem.
Będę ci deptać po piętach, powiedział Jason.
Emmett nie bał się Jasona, lecz wiedział, że jego brat był przebiegły, a on
miał oprócz siebie inne osoby, o których musiał myśleć. Jason nie wiedział,
gdzie Emmett aktualnie przebywa i nigdy do głowy by mu nie przyszło, żeby
szukać go w domku gościnnym Armstrongów. Jason nie miał pojęcia o
istnieniu starszych państwa, Lindy i Rickiego. Emmett był więc raczej pewny,
że ostatnia groźba Jasona ich nie dotyczy.
Tyle że Emmett siedział bezczynnie, zamiast tropić mordercę.
Zgodnie z obietnicą poczynioną Ryanowi opieka nad Lindą wykluczała
zajmowanie się sprawą Jasona. Tym samym piłka była po stronie brata – będę
ci deptać po piętach – a tego Emmett nie lubił. Był przyzwyczajony, że to on
kontroluje przebieg wydarzeń.
– Dzień dobry. – Usłyszał nagle.
Do kuchni weszła Linda. Była jeszcze zaspana. Wyglądała czarująco w
grubym szlafroku i frotowych kapciach. Na policzku widział odciśnięty ślad od
poduszki.
Emmett chrząknął, zaskoczony.
– Ty jesteś Emmett Jamison, tak? – Linda patrzyła na niego, mrużąc
oczy.
Czyżby to następny objaw urazu mózgu? Zapomniała go, czy może
żartuje?
– Kiedy ostatnio sprawdzałem, to byłem ja – zażartował.
RS
45
– Dobrze – skinęła głową. – Tak też myślałam, ale sposób, w jaki mnie
przywitałeś, na sekundę zbił mnie z tropu.
– A jak cię przywitałem? – zdziwił się Emmett.
– To urocze chrząknięcie na dzień dobry – wyjaśniła Linda.
– Och, przepraszam. – A jednak żartowała.
– Nie ma za co. – Machnęła ręką. – Sama nie jestem rannym ptaszkiem.
Po prostu, kiedy wydobyłam się z... mego stanu, często byłam
zdezorientowana widokiem nowych i nieznanych twarzy. Nauczyłam się więc
poznawać po sposobie odpowiedzi, czy znam daną osobę czy nie. Twoja
wyglądała mi na chrząknięcie nieznajomego.
Zabawne, jak potrafiła równocześnie wywołać uśmiech na jego twarzy
oraz poczucie winy. Jeszcze bardziej winny się poczuł, zobaczywszy, jak
wpatruje się w pusty dzbanek po kawie.
– Pozwól. – Podniósł się z krzesła.
– Nie, nie. – Zatrzymała go. – Mogę to zrobić. Umiem już parzyć kawę.
Ćwiczyliśmy to w ośrodku. To było jak zabawa w dom, żeby się od nowa
nauczyć prostych czynności.
Obserwował, jak podchodzi do blatu. Przyciągnęła młynek do kawy,
który zostawił na blacie i zdjęła wieczko, żeby wsypać ziarna. Potem wyjęła
wkład z ekspresu. W środku był zużyty filtr i wilgotne fusy.
Przez chwilę wpatrywała się w nie, po czym przeniosła wzrok z
powrotem na młynek. I znowu na wkład.
Podobnie jak poprzedniego dnia w supermarkecie, Emmett widział, jak
bardzo jest zdezorientowana. Stała sztywno, wpatrzona w młynek. Serce mu
się ścisnęło.
– Przypomnij mi – poprosiła wreszcie. – Co teraz ?
RS
46
– Wyrzuć do kubła pod zlewem fusy i zużyty filtr – poinstruował ją
spokojnie. – Nowe filtry są w tym słoiku obok młynka.
Obserwował, jak zbliżyła się do kubła. Zapomniał powiedzieć, żeby
razem ze zużytym filtrem nie wyrzuciła plastikowego koszyczka. W ostatniej
chwili sama się zreflektowała. Wypłukała koszyczek i włożyła do ekspresu.
– Wiedziałam to – rzuciła, napełniając czysty filtr.
– Trzeba wyrzucić stary filtr i fusy. Ale zawsze ćwiczyliśmy na czystym
ekspresie i trochę się pogubiłam. Wiem, że jest coś, co powinnam zrobić i
gdyby to był test wielokrotnego wyboru, poznałabym odpowiedź. Czasami jed-
nak nie mogę przywołać informacji, która kryje się gdzieś w mojej
świadomości – tłumaczyła.
Emmett znowu poczuł ucisk w gardle i powiedział pierwszą rzecz, jaka
mu wpadła do głowy.
– Podziwiam cię, że potrafisz poprosić o pomoc. To niełatwe.
– Niełatwe – przyznała, włączając ekspres. – Wolałabym nie przyznawać
się, że tak bardzo potrzebuję pomocy. Będzie tak dopóty, dopóki nie nabiorę
praktyki w codziennym życiu.
Podeszła do kuchenki i nastawiła minutnik.
– Strategie. Podpory. Oto jak sobie będę radzić – rzekła. – Jedna z moich
strategii polega na nastawianiu minutnika, żeby mi przypominał o moich
zadaniach. Pięć minut na parzenie kawy. Gdybym tego nie zrobiła, mogłabym
tu siedzieć i zapomnieć, na co czekam. Chyba że zapiszę w notatniku – to mój
drugi ulubiony pomocnik.
Znowu wzbudziła uznanie Emmetta. Nie lamentowała, nie prosiła o
litość. Terapeuci z ośrodka rehabilitacyjnego powiedzieli mu o jej strategiach,
a także poinformowali go, że z czasem coraz rzadziej będzie ich potrzebowała.
RS
47
Nie był jednak przygotowany na to, że obserwowanie jej przy codziennych
czynnościach wzbudzi w nim uczucie...
Nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa.
Ignorując ucisk w gardle, chrząknął i wziął ze stołu lokalną gazetę z San
Antonio. Nie podniósł wzroku, dopóki nie usłyszał dzwonka minutnika i Linda
nie dolała mu świeżej kawy.
– Dziękuję – powiedział.
– To ja powinnam dziękować – odparła. – Wydaje mi się, że nie byłam
dostatecznie wdzięczna, ale zaczynam pomału i tego się uczyć.
– Nie musisz... – zaczął.
– Muszę, Emmett – przerwała mu. – Jestem wdzięczna i zobowiązana.
Mam dług wdzięczności wobec Armstrongów i wobec ciebie. Nie wiem, jak go
spłacę.
– Lindo...
– Nie mówi mi, że się mylę. Mój mózg jako tako już pracuje.
– Zaczekaj...
– Och, daj spokój.
– Ale... – Emmett próbował dalej.
– Emmett, co ty będziesz miał z tego wszystkiego?
– Lekcję, jak wtrącić słowo w rozmowę, dzieląc stół z kobietą w czasie
śniadania. – Zwrócił na nią pytający wzrok.
– W porządku – roześmiała się Linda. – Teraz przeprosiny.
– Nie są potrzebne.
– Cóż, jestem pewna, że nie musisz ćwiczyć się w siedzeniu naprzeciw
kobiety przy śniadaniowym stole.
RS
48
– A co ty o tym myślisz? – Odchylił się w krześle i obserwował jej twarz.
– Pomyśl, że może jesteś pierwszą – oprócz matki – kobietą, z którą mi się to
zdarza.
– Nie masz żony? – Linda była wyraźnie zaskoczona.
– Nigdy nie byłem żonaty.
– A miałeś narzeczoną?
Emmett potrząsnął głową.
– Kochanek też nie? – Oczy Lindy rozszerzyły się ze zdumienia.
– Ależ oczywiście, że miałem kochanki! – Może znów żartowała, ale
jego męskie ego poczuło się dotknięte.
– Ach tak – uśmiechnęła się żartobliwie. – Ale nie były to dłuższe
związki. Nikt, z kim chciałbyś dzielić łazienkę czy jeść śniadanie.
A więc jednak żartowała.
– Jestem raczej samotnym facetem – rzekł. – Przez całe życie byłem.
– Ile masz lat? – spytała.
– Trzydzieści jeden.
– Jestem od ciebie starsza – stwierdziła. – Może mógłbyś się czegoś
nauczyć ode mnie.
Na przykład jak kontrolować pożądanie, które w nim wzbierało.
Zobaczył jak rozchyliły się poły jej szlafroka, ukazując delikatną jasną skórę i
delikatny obojczyk.
Zawsze kogoś ochraniał i zaakceptował tę rolę wiele lat temu. Lindzie też
postanowił zapewnić bezpieczeństwo. Nigdy jednak nie pociągała go żadna
kobieta, którą ratował z opresji lub nad którą czuwał. Nawet Jessica Chandler,
o której nie mógł zapomnieć.
RS
49
Powinien od razu z tym skończyć, zanim jeszcze na dobre się zaczęło, bo
ta sytuacja będzie go niepotrzebnie rozpraszać, a nie ma nic wspólnego z
obietnicą złożoną Ryanowi.
Opiekuj się Lindą i Rickim.
Skończ z Jasonem.
Kobieta siedząca naprzeciw uśmiechała się. Wdychał jej zapach
sprawiający mu tyle przyjemności. Woń kwiatów, słońca i świeżości, którą on
mógłby tylko zniszczyć swymi dużymi rękami, podłym nastrojem i paskudną
historią rodzinną.
Odsunął krzesło i wstał.
Ona też wstała.
– Emmett? – zagadnęła, marszcząc czoło. Przestała się uśmiechać.
– Emmett? – odezwała się ponownie.
– Mój brat... – Emmett przesunął dłonią po włosach.
Powiedz jej, ponaglał siebie. Powiedz jej, że twoja przysięga
odnalezienia brata zdominowała wszystko inne. Musisz to zrobić dla
bezpieczeństwa wszystkich. Opuść ten dom i rusz w pościg za Jasonem. Linda
znajdzie kogoś innego, bardziej uprzejmego, beztroskiego, kto będzie jej
pomagał parzyć kawę, robić zakupy i łagodzić ból spowodowany brakiem
kontaktu z dzieckiem.
– Martwisz się nim? – Linda położyła mu rękę na ramieniu. – Słyszałam
w nocy, że chodziłeś. To z powodu Jasona nie mogłeś spać?
Emmett popatrzył na szczupłe, blade palce spoczywające na ciemnej
skórze jego ramienia. Nie mógł znieść myśli, że to Jason go kontroluje. Ale
teraz... Teraz był też zdany na łaskę Lindy. Nie mógł temu zaprzeczyć.
Położył dłoń na jej ręce.
RS
50
– Nie chcę myśleć o moim bracie – powiedział, uświadamiając sobie, że
to prawda. – Po prostu chcę cię pocałować.
Nie czekając na jej pozwolenie, pochylił się i dotknął wargami jej ust.
I było mu absolutnie obojętne, że stracił wszelką kontrolę nad sobą i
sytuacją.
Trzymając w ręku brzytwę, Jason Jamison alias Jason Wilkes, uśmiechał
się do swego odbicia w porysowanym lustrze nad nędzną umywalką. Tkwił w
podłym motelu w niewielkim zapyziałym miasteczku nieopodal Red Rock. To
otoczenie – choć przyzwyczajony do lepszych warunków – nie psuło mu
humoru, gdyż wyobrażał sobie, jaką minę musiał mieć jego młodszy brat
Emmett po ich rozmowie.
Samotnik i nieudacznik, oto jego brat. Swiętoszkowaty dobroczyńca,
który nigdy nie posiadał prawdziwej dalekowzroczności Jamisonów. Jego
drugi brat, Christopher, też nie. Jason nienawidził tego skauta Christophera od
czasu gdy byli dziećmi, a młodszego Emmetta na ogół ignorował. Teraz
jednak, gdy Chris wreszcie zniknął z tego świata – dzięki zdecydowanej akcji
Jasona, kiedy to święty Christopher próbował mu wybić z głowy plany zemsty
na rodzinie Fortune'ów – miał na celu tego dupka Emmetta.
A Jason był cholernie dobrym strzelcem.
Posługiwanie się bronią było jedną z tych rzeczy, których nauczył go
dziadek, Farley Jamison.
Od dziadka dowiedział się też, jak rodzina Fortune'ów oszustwem
pozbawiła Farleya, a więc i Jasona, wpływów w polityce. Przed laty Kingston
Fortune, brat przyrodni Farleya, odmówił finansowego wsparcia Farleyowi,
gdy ten chciał się zająć polityką w Teksasie. Dziadek Jasona nigdy nie
przebolał tego rozczarowania, a po jego śmierci to Jason miał pomścić utratę
RS
51
marzeń dziadka, doprowadzając do ruiny imperium Kingstona, którym aż do
swojej śmierci kierował Ryan Fortune.
Zebrał brzytwą krem do golenia z policzka. Nie dbał o to, że po operacji
plastycznej, której poddał się po wypadku w wieku zaledwie dwudziestu lat,
stracił rysy Jamisonów. Jego ojciec i bracia byli słabymi ludźmi, którzy nie
mieli talentu ani bezwzględności koniecznych do zdobycia tego, co on już
miał.
Dwa miliony dolarów, podrobiony paszport, kradzione karty kredytowe.
Wszystko, czego potrzebuje facet, żeby wyjechać z Teksasu i zacząć nowe
życie. W ciągu ostatnich kilku miesięcy życia Ryana Fortune'a, kiedy ten
umierał na raka mózgu, napędził mu niezłego stracha, porywając jego
ukochaną Lily.
Ten stary dureń kochał ją bardziej niż samego siebie.
Jason nigdy takiego błędu nie popełnił. Dlatego nie było mu trudno zabić
tę niewierną sukę, Melissę. Był cholernie zadowolony, że nie będzie korzystała
z jego łupu.
Teraz nikt mu nie stanie na drodze ku przyszłości. Mógł wyruszyć nawet
na koniec świata z workami pełnymi pieniędzy Fortune'ów i mieć cholernie
dobre życie.
Gdyby nie Emmett.
Nie była to część jego pierwotnego planu, ale błyskotliwy mężczyzna
musi być elastyczny. I zdecydowany.
Emmett go wkurzał i Emmett musiał umrzeć. Jason nie opuści Teksasu,
dopóki nie dopnie tego ostatniego celu.
Dziś jest poniedziałek.
RS
52
W południe jesz lunch z Nancy w jej domu. Unikaj Emmetta. Dwa dni
temu jego pocałunek omal nie wprowadził cię w następną śpiączkę. Wciąż
wałczysz z urazem mózgu.
Linda zerknęła na otwarty notatnik po raz ostatni i zamknęła go. Wyszła
z pokoju i skierowała się do drzwi frontowych. Usłyszała rytmiczny odgłos
przyrządu do treningu wioślarskiego. Była zadowolona, że wie, gdzie jest
Emmett. Nie mogła pozwolić mu się zaskoczyć po raz kolejny, chciała
zachować spokój w czasie rozmowy z Nancy. Nan, poprawiła się,
przypomniawszy sobie, że takim skrótem imienia nazywał starszą panią Ricky.
Linda chciała, żeby Nan zobaczyła ją w dobrej formie.
Kucharka Armstrongów zaprowadziła ją przez kuchnię do małego
saloniku, gdzie Nan już na nią czekała. Pod dużym oknem, z którego rozciągał
się widok na ogród, stał stolik, a na nim zestaw do herbaty. Pani Armstrong
siedziała na kanapce w rogu pokoju.
– A więc jesteś! – Wstała i podeszła do Lindy, żeby ją objąć.
– Spóźniłam się? – Linda pocałowała ją w policzek.
– Nie, skąd. Po prostu jestem ciekawa, jak się urządziłaś.
– Doskonale. Domek dla gości jest bardzo ładny i wygodny. Taki
praktyczny i przytulny. – Linda umilkła, uświadomiwszy sobie, że paple jak
najęta.
Za dużo zachwytów brzmi nieszczerze, przypomniała sobie. Co gorsza,
może sprawić wrażenie, że powinna wrócić do ośrodka rehabilitacyjnego. A na
to nie może sobie pozwolić.
– A Emmett? – spytała Nan. – Jak wam się układa?
– Emmett? – Dźwięk jego imienia przywołał scenę w kuchni sprzed
dwóch dni. Wyglądał tak atrakcyjnie, gdy weszła tam jeszcze rozespana.
Wilgotne włosy miał sczesane do tyłu, a twarz przybrała ten charakterystyczny
RS
53
dla niego ponury wyraz. Ale później ona skłoniła go do uśmiechu, a jeszcze
później...
– Lindo?
– Słucham? – Zwróciła wzrok z powrotem na twarz Nancy.
– Pytałam o Emmetta, ale chyba powędrowałaś myślami gdzie indziej.
Linda poczuła się zakłopotana. Jej myśli poszybowały w bardzo
niebezpieczne rejony. To jeszcze jeden objaw urazu mózgu – kłopoty z
koncentracją.
– Emmett jest w porządku – powiedziała, patrząc w niebieskie oczy
Nancy. – W piątek zabrał mnie na zakupy, a potem do szkoły Rickiego.
– Słyszałam – powiedziała Nancy, dotykając jej ramienia. –
Powiedziałam twojemu synowi, że powinien był pozwolić ci odwieźć się do
domu.
Twojemu synowi. Jej syn. Ricky. Musi się do niego zbliżyć. Musi
nauczyć się być silną normalną osobą, bo jest za niego odpowiedzialna.
I powinna go kochać.
Ta myśl nie dawała jej spokoju. Z czasem go pokocha, tak jak z czasem
nauczy się parzyć dobrą kawę, prowadzić samochód i robić te wszystkie
rzeczy, które sobie przypomni.
Przecież przypomni je sobie, czyż nie? W kącikach oczu pojawiły się łzy.
Odwróciła wzrok, żeby ukryć je przed starszą panią.
– Lindo, kochanie...
Cokolwiek Nancy zamierzała powiedzieć, przerwała jej kucharka, która
wniosła na tacy dwie miseczki zupy. Dało to Lindzie czas, żeby się opanować.
Wyborny smak zupy nieco rozjaśnił jej nastrój. Po kilku łyżeczkach
uśmiechnęła się do Nancy.
A co u ciebie? – spytała. – Czy aby jutro nie jest twój dzień brydżowy?
RS
54
– Nie, brydża mam w środę, a jutro jest wtorek. Mam dyżur w klasie
Rickiego. Może byś... – zawiesiła głos.
Nie. Nancy zamierzała ją zapytać, czy zechce jej towarzyszyć. Czy
zechce odgrywać rolę matki w szkole Rickiego. Czyż nie skończyło się to
fiaskiem w piątek? Zmień temat, to unikniesz odpowiedzi, pomyślała.
– Co wiesz o Emmetcie? – spytała starszą panią.
– O Emmetcie? – powtórzyła Nancy.
I znowu dźwięk jego imienia poprowadził Lindę w odległe rejony.
Emmett pocałował ją w kuchni. To był pocałunek życzliwości, otuchy,
pociechy. Nic poza tym. Ale dla niej znaczył o wiele więcej. Gdy poczuła na
ustach jego wargi, przeszedł ją dreszcz, ścisnął się żołądek, zmiękły kolana.
A potem doświadczyła tego, co nazywali w ośrodku „powodzią", gdy
zalewały ją emocje. I samo wspomnienie tego pocałunku sprawiło, że
doświadczyła tego stanu ponownie. Ogarnęło ją pożądanie i czułość
równocześnie.
– Lindo? – Usłyszała głos Nancy.
Trzymaj się, napomniała siebie. Nie daj po sobie poznać, jak daleko stąd
jesteś.
– Przepraszam – uśmiechnęła się. – Pytałam, co wiesz o... – nie o
Emmetcie – bracie Emmetta. O Jasonie.
– Jason. – Nancy zesztywniała. – Dlaczego o niego pytasz?
Bo wydaje mi się, że to dość bezpieczny temat, pomyślała. W każdym
razie na pewno bezpieczniejszy niż Ricky czy Emmett.
– Wspomnieliśmy o nim w rozmowie z Emmettem – odrzekła Linda. –
Przypominam sobie, że to on porwał
Lily parę miesięcy temu, ale nie pamiętam żadnych szczegółów.
RS
55
– To jedna z tych smutnych historii, które wymykają się wszelkiej logice.
– Nancy potrząsnęła głową. – Jak jeden syn może stać się tak zły, jak jeden
człowiek może zrobić takie spustoszenie?
– Zrobił coś więcej oprócz uprowadzenia Lily? – dopytywała się Linda. –
To pamiętam, ale Emmett wspomniał też, że on również kogoś zamordował. I
że Ryan jest dalekim krewnym. To dlatego Lily stanowiła cel?
– Związek między Jamisonami a Fortune'ami jest jedną z tych historii, o
których przysłowiowo mówi się, że każda rodzina ma swego trupa w szafie.
Ryan powiedział o tym Deanowi i mnie przed śmiercią i najwyraźniej jest to
historia, którą znał również Jason Jamison i tak ją na wszystkie strony obracał
w głowie, żeby zdobyć motywację dla swoich zbrodni.
– Co dokładnie łączy rodzinę Jamisonów i Fortune'ów? – Linda nie kryła
zainteresowania.
– Nie co, lecz kto – odrzekła Nan. – Kingston Fortune, ojciec Ryana.
I dziadek Rickiego, pomyślała Linda. Cameron, ojciec Rickicgo, był
starszym bratem Ryana, a tym samym byłby drugim synem Kingstona
Fortune'a.
– Mów dalej, proszę – zwróciła się do Nan.
– W Iowa, na początku XX wieku przystojny syn bogatej rodziny, Travis
Jamison, wpędził w ciążę młodą dziewczynę z farmy. Został wysłany poza
granice stanu, zanim się o tym dowiedział, a dziewczyna zostawiła dziecko,
chłopca, u rodziny w sąsiednim hrabstwie, właśnie u Fortune'ów, którzy dali
mu na imię Kingston. To on stworzył imperium Fortune'ów tutaj w San
Antonio i w okolicy Red Rock.
– A kto skontaktował ponownie Jamisonów z Fortune'ami?
– Siostra Travisa Jamisona odkryła, co łączy obie rodziny. Travis ożenił
się, miał dwóch synów, po czym zmarł w latach trzydziestych – opowiadała
RS
56
Nancy. – Ale ciotka Bonnie miała bzika na punkcie jego synów, Farleya i
Josepha. Farley skończył prawo i zajął się polityką. Ożenił się i miał troje
dzieci, z których żadne nie odziedziczyło jego pędu do władzy. Przegrał ważne
wybory i wtedy to ciotka powiedziała mu o dawno zaginionym krewnym,
którego odnalazła – Kingstonie Fortunie. Kingston był bratem przyrodnim
Farleya, na tyle majętnym i wpływowym, żeby móc kupić Farleyowi
wpływowe stanowisko polityczne w Teksasie.
Linda skończyła zupę i sięgnęła po chrupiący rogalik.
– Czy Kingston pomógł Farleyowi? – spytała.
– Nawet się z nim nie spotkał. – Nancy potrząsnęła głową. – Im bardziej
niedostępny był Kingston, tym większą obsesję na jego punkcie miał Farley.
Koniec końców wylądował w przyczepie na obrzeżach Houston, gdzie ciskał
gromy na rodzinę Fortune'ów wobec każdego, kto chciał słuchać, zwłaszcza
jednego ze swoich wnuków.
– Jasona – domyśliła się Linda.
– Właśnie. Syn Farleya, Blake, miał trzech synów, Christophera, Jasona i
Emmetta. Christopher został nauczycielem...
– Emmett agentem FBI – dokończyła Linda.
– A Jason... – Nancy wzruszyła ramionami. – W czasach mojej młodości
nazywaliśmy takich chłopców czarną owcą.
– Czego on chciał od Fortune'ów?
– W gazetach spekulowano, że zamierzał zrujnować firmę Ryana w
odwecie za nieudzielenie wsparcia Farleyowi. Faktem jest, że jego starszy brat
Christopher przybył tu do Teksasu za Jasonem w zeszłym roku, mając
nadzieję, że go odwiedzie od tych groźnych planów w stosunku do rodziny
Fortune'ów. Ale Jason go zabił.
Linda otworzyła usta ze zdumienia.
RS
57
– Jeden z ludzi, których zabił, był jego rodzonym bratem? – Nie wierzyła
własnym uszom.
– Tak, tak było. Wrzucił ciało do jeziora Mondo, ale gdy je znaleziono,
okazało się, że ma ono znamię z tyłu na prawym biodrze, charakterystyczne dla
Fortune'ów z Teksasu.
– Ricky też je ma? Nan skinęła głową.
–
Oczywiście.
Kiedy
ostatecznie
ciało
wydobyte
z
jeziora
zidentyfikowano jako Christophera Jamisona, jego ojciec, Blake, opowiedział
Ryanowi okoliczności narodzin Kingstona Fortune'a. Nic dziwnego, że
informacja przeciekła do prasy kilka miesięcy temu.
– Skąd wiadomo, że to Jason zamordował Christophera?
– Sześć miesięcy temu aresztowano go za zabójstwo jego dziewczyny.
Świadkiem zbrodni była miejscowa reporterka. Wtedy stała się znana jego
prawdziwa tożsamość i skojarzono to ze śmiercią Christophera. Niestety, Jason
uciekł z aresztu jeszcze przed procesem o zabójstwo dziewczyny, po czym
udało mu się uprowadzić Lily. Choć zespół z FBI uratował ją, Jason uciekł z
pieniędzmi z okupu, zabijając jednego z agentów.
– Czy Emmett był w tym zespole z FBI? – Lindę przeszedł zimny
dreszcz.
– Tak. Chce powstrzymać swego brata bardziej niż ktokolwiek inny, jak
sądzę.
Ale... ale... – jęknęła Linda przerażona.
Jeden agent już zginął. Jason Jamison zamordował już jednego ze swoich
braci. Co będzie, jeśli Emmett zostanie ranny? A co, jeśli... ?
Linda poczuła niebezpieczny przypływ emocji. Niepokój, lęk, żal,
nieuzasadniony w stosunku do mężczyzny, który przecież żyje. I którego
ledwo zna.
RS
58
Ale co będzie, jeśli Emmettowi coś się stanie?
Próbowała opanować te uczucia, ale wymknęły się jej spod kontroli.
Drżała, a w oczach znów miała łzy.
– Nan, ja... – zaczęła, szukając rozpaczliwie jakiegoś wytłumaczenia,
które pozwoliłoby jej wyjść, zanim Nancy zorientuje się, że jej stan pozostawia
jeszcze wiele do życzenia. Musi wydobrzeć, musi za wszelką cenę wydobrzeć,
bo jest tyle winna różnym ludziom i musi zająć się tyloma rzeczami, z...
– Ricky! – wykrzyknęła Nan z radością. – Ricky wrócił. Patrz, jest tam,
w ogrodzie.
– Ricky? – To tyle czasu minęło? Linda rzuciła okiem na zegarek. – Jest
dopiero trzynasta.
– Dziś miał mniej lekcji – odpowiedziała Nan, nie odrywając wzroku od
okna. – Rośnie jak na drożdżach, nie uważasz?
Linda patrzyła na chłopca. To jej syn. Wydał jej się wyższy niż
poprzednio.
– W piątek widziałam jak kierował ruchem, żeby młodsze dzieci mogły
spokojnie przejść przez jezdnię – powiedziała.
Ricky miał plecak, z którym zdawał się nie rozstawać. Podbijał nogą
małą piłeczkę. Jasne włosy rozsypały się w nieładzie.
Ten chłopiec jest śliczny, pomyślała Linda.
Mój syn.
Ta myśl ją przytłoczyła. Zacisnęła mocno powieki i wzięła głęboki
oddech, po czym otworzyła oczy.
A teraz obok chłopca pojawił się ciemnowłosy mężczyzna. Złotowłosy
dzieciak uśmiechał się do niego, do Emmetta, a ten zmierzwił jego włosy
przyjacielskim i czułym gestem.
RS
59
Lindę wypełniły emocje, których nie mogła powstrzymać. Troska,
sympatia, niepewność, łęk.
Jej syn, z jednym rodzicem.
Emmett, ze zniszczoną rodziną.
– Lindo, kochanie. –Nan podała jej świeżą chusteczkę. – Ty płaczesz.
Linda odwróciła się od okna. Nie mogła ukryć łez.
– Przepraszam. To ten uraz mózgu – tłumaczyła się. – Nazywają to
powodzią. Nie chciałabym tego odczuwać w ten sposób, ale ja... ja nic na to
nie mogę poradzić.
– Nikt cię nie ponagla, Lindo – uśmiechnęła się łagodnie Nan. – Nikt nie
oczekuje, że będziesz kimś innym niż jesteś.
– Ale...
– Ale musisz pamiętać, że troszczymy się o ciebie i zawsze będziemy się
troszczyć. Obawiam się, że nie wierzę w taką diagnozę twoich łez – dodała.
– To ten uraz głowy – powtórzyła Linda.
– Powiedzmy. Wzruszenie jakąś tragiczną historią czy widokiem syna nie
ma nic wspólnego z urazem, tylko z tym, że jesteś kobietą.
Jesteś kobietą.
Linda ponownie zwróciła wzrok na ogród, a Emmett spojrzał w okno. Ich
oczy się spotkały. Znów poczuła jego wargi na swoich ustach i silny uścisk
dłoni na ramieniu.
Zaczęła się martwić, że bycie kobietą nie jest czymś, z czego można się
wyleczyć.
RS
60
ROZDZIAŁ PIĄTY
Parę dni później Lindę obudziły dziwne dźwięki dochodzące z kuchni.
Domyśliła się, że to Emmett przygotowuje śniadanie, więc została jeszcze w
łóżku, usiłując sobie przypomnieć, czy ma tego dnia jakieś istotne zajęcia. A
ponieważ nic jej nie przychodziło do głowy, uniosła się na łokciu i spojrzała na
notatnik leżący na stoliku obok łóżka.
Dziś jest niedziela.
Poza jednym zdaniem niczego nie zapisała, a to znaczyło, że nie ma dziś
żadnych szczególnych planów. Powinna więc poświęcić ten dzień synowi, lecz
już sama myśl wzbudzała w niej niepokój i poczucie bezradności, więc opadła
z powrotem na poduszkę, zastanawiając się, czy jeszcze trochę nie pospać. Z
kuchni jednak wciąż dochodziły odgłosy krzątaniny, więc powodowana cieka-
wością wstała i włożyła szlafrok. Właśnie sięgała do klamki, gdy rozległo się
lekkie pukanie do drzwi.
Otworzyła i ku swemu zdumieniu zobaczyła przed sobą dwie postaci.
Przesunęła wzrok z twarzy mężczyzny na dziecko. Ricky trzymał w rękach
tacę, wyraźnie zakłopotany.
– Wszystkiego najlepszego w Dniu Matki – odezwał się niepewnym
głosem.
– Och! – Linda zaniemówiła. Cofnęła się o krok. Dzień Matki – Dziękuję
– wykrztusiła po chwili.
Ricky zmarkotniał.
– To miało być śniadanie do łóżka – mruknął, wskazując tacę.
– Och! Cóż, ja... – To jest test, uświadomiła sobie Linda. To jest test, a
ona padła już przy pierwszym pytaniu. – Przepraszam, nie wiedziałam... –
bąkała zdenerwowana.
RS
61
– Nic się nie stało – uspokoił ją Emmett. – Wskakuj z powrotem pod
kołdrę, a Ricky poda ci śniadanie, tak jak to sobie zaplanował.
Posłuchała i błyskawicznie znalazła się z powrotem w łóżku. Popatrzyła
na Rickiego wyczekująco, starając się ukryć zdenerwowanie.
– To taka miła niespodzianka – uśmiechnęła się.
Ricky wzniósł oczy w górę, a jej serce zamarło. Zdawała sobie sprawę, że
te słowa zabrzmiały sztucznie i nazbyt formalnie. Znowu pudło. W milczeniu
położyła tacę na kołdrze.
– Masz tutaj sok i kawę, a Emmett pomógł mi usmażyć naleśniki z
szynką. Powiedział, że będą ci smakować.
– Chłopiec nie spuszczał z niej wzroku.
– Lubię je, naprawdę. Bardzo, bardzo ci dziękuję.
– Podniosła serwetkę z tacy, odsłaniając kolorową kartkę.
– Co to jest? – zdziwiła się. Ricky utkwił wzrok w podłodze.
– Głupia laurka, którą kazali nam zrobić w szkole – powiedział.
Linda wzięła kartkę.
– Wcale nie wydaje mi się głupia – stwierdziła.
– Jest głupia, naprawdę głupia – powtarzał chłopiec. Linda patrzyła na
kartkę. Niewątpliwie Ricky odziedziczył po niej talent artystyczny, co
znaczyło, niestety, kompletny jego brak. Brak podobieństwa chudych jak patyk
postaci i krajobrazu nadrobił bogactwem kolorów. Niebo było bardzo
niebieskie, słońce jaskrawopomarańczowe, a jedna z namalowanych osób
miała burzę długich jasnych włosów.
– To ja? – domyśliła się Linda.
– Ty jesteś bardzo chuda – powiedział Ricky.
– Ale to śniadanie może pomóc zmienić tę sytuację – powiedziała
poważnie Linda.
RS
62
Uniósłszy wzrok, pochwyciła spojrzenie uśmiechniętych oczu Emmetta i
zagryzła wargi, żeby też się nie roześmiać. Cóż, może Ricky nie miał zdolności
artystycznych, ale patykowata postać z laurki wykazywała uderzające
podobieństwo do jej chudego ciała.
Linda postawiła kartkę na stoliku przy łóżku i wypiła łyk soku i kawy, po
czym ugryzła kęs naleśnika. Ricky obserwował ją kątem oka, choć czubkiem
lewego buta uparcie drążył podłogę.
– Wszystko jest bardzo dobre – zapewniła go. – Chyba jeszcze nigdy nie
jadłam śniadania w łóżku.
– Naprawdę? – Chłopiec podniósł wzrok, zadowolony, po czym umknął
spojrzeniem w bok. – To był pomysł Nan.
– Będę musiała jej podziękować. – Jeszcze jedna z długiej listy rzeczy, za
które jest wdzięczna tej kobiecie.
– Musiałeś wcześnie wstać – zauważyła.
– Ale jest lepiej niż było w innych latach – wyrwało mu się, po czym
natychmiast się schylił, udając, że zawiązuje sznurowadło przy tenisówkach.
– W innych latach? – zdziwiła się Linda.
– Kiedy cię odwiedzałem w Dniu Matki – mruknął nachmurzony
chłopiec.
Lindzie serce się ścisnęło, z oczu popłynęły łzy.
– Byłeś u mnie w Dniu Matki? – spytała.
– We wszystkie – odrzekł Ricky, wstając. – Namalowałem ci dużo
laurek. Ale ty mnie nie znałaś... albo było ci to obojętne.
– Ricky. – Emmett położył rękę na ramieniu chłopca. – Wiesz przecież...
– W porządku. – Linda wpadła mu w słowo. – Jestem pewna, że tak ci się
wydawało, Ricky. Myślałeś, że nie zależy mi na tym, żeby się obudzić i cię
poznać. Żałuję, że nie pamiętam twoich odwiedzin w te wszystkie Dni Matki.
RS
63
Ricky zarumienił się aż po nasadę włosów.
– Głupio powiedziałem. Wiem, że nie mogłaś się obudzić.
– Nie mogłam – przytaknęła Linda. – Nie wiem dlaczego nie mogłam ani
dlaczego w końcu się obudziłam, ale jestem niezmiernie szczęśliwa z tego
powodu, choć to znaczy, że poznaję cię praktycznie dopiero teraz, kiedy już
wyrosłeś.
– Jeszcze niezupełnie wyrosłem – uśmiechnął się chłopiec.
– Ale prawie. – Lindzie wydawało się niekiedy, że Ricky jest już za duży,
by mogły się między nimi nawiązać prawdziwe relacje matki z dzieckiem. Bała
się, że jest za duży, by mogła go traktować jak swoje dziecko. I być matką.
– Prawie wyrosłem – powtórzył.
– Mam pamiątki z tamtych odwiedzin, choć ich nie pamiętam – dodała
Linda.
– Jakie pamiątki? – Ricky zmarszczył czoło.
Linda otworzyła szufladę w stoliku obok łóżka. Nancy wciąż dawała jej
rzeczy, które, jak sądziła, sprawią jej przyjemność: zdjęcia, klasówki Rickiego,
rysunki. W pierwszej chwili Linda nie chciała ich wziąć, bo przypominały jej,
ile straciła i czego już nigdy nie odzyska, ale teraz była zadowolona, że nie
odmówiła.
– Oto one – powiedziała, wyjmując kolorowe kartonowe kartki. – Mam
wszystkie laurki, jakie mi ofiarowałeś z okazji Dnia Matki. Nie miałam
pojęcia, że przynosiłeś mi je osobiście.
Zaskoczenie kazało Rickiemu postąpić krok bliżej, a potem przysiąść na
brzegu łóżka. Linda popatrzyła ponad jego głową na Emmetta, który cofnął się
do drzwi, oparł o framugę i wpatrywał w nią swymi posępnymi zielonymi
oczami. Skinął lekko głową i napięcie zelżało.
RS
64
Przeglądała razem z Rickim kartki, śmiejąc się z niektórych rysunków.
Ricky gderał, że nie poprawiły się one w ciągu tych lat. Jego najlepszy
przyjaciel, Anthony, potrafił narysować Spider–Mana tak dobrze jak w
komiksie.
Linda nachyliła się do chłopca.
– Kompleks Faradaya – mruknęła. – Jesteśmy dobrzy w liczeniu, ale nie
umiemy rysować.
– Możemy za to zrobić dziś coś fajnego – zaproponowała.
– Na przykład co?
– Pogramy w piłkę nożną. – To było proste. Dzieciak przepadał za piłką.
– Będziesz mógł mnie nauczyć. Swego czasu trochę kopałam piłkę.
– To nie to samo. – Ricky potrząsnął głową. – W futbolu inaczej się
kopie. Ale możesz stać na bramce i chwytać piłkę. No dobrze – dodał po
chwili. – Nauczę cię futbolu, jak ty mi pomożesz w streszczeniu książki.
– Sama nie wiem – zawahała się Linda. – Czy trzeba będzie też coś
narysować? Bo jak ci mówiłam...
– Nie umiesz rysować – roześmiał się Ricky. – Nic nie trzeba rysować.
To książka o psie, a Nan i Dean nie lubią książek, w których pies umiera.
– Nikt nie lubi takich książek – wtrącił Emmett.
– Ale każdy lubi dobre streszczenie – powiedziała Linda. – A więc
postaramy się napisać dobre streszczenie książki, w której pies umiera.
– Zaczyna mówić jak matka. – Ricky zwrócił się do Emmetta. Nie było
jasne, czy to dobrze czy nie.
– Bo jest matką – stwierdził Emmett.
– A więc trzymając się swojej roli, proponuję, żebyś wrócił do domu i
zjadł śniadanie, a ja w tym czasie wezmę prysznic i się ubiorę – powiedziała
Linda. – Potem wrócisz tu z papierem, długopisem i książką.
RS
65
Ricky natychmiast czmychnął.
Linda westchnęła i podniosła wzrok na Emmetta.
– Ten pies naprawdę ginie? – spytała.
Emmett skinął głową.
– Nie będzie mi się to podobało.
– Ale zrobisz to doskonale. Już byłaś doskonała.
– Przesadzasz. Dałabym sobie dostateczny.
– Na początek.
– Myślisz? – spytała z powątpiewaniem. – Nie jestem pewna, czy traktuje
mnie jak matkę, czy raczej jak... starszą siostrę albo kogoś w tym rodzaju.
– Powiedziałem, że to dopiero początek – powtórzył Emmett. – Myślę, że
wasze stosunki wspaniale się rozwiną.
Lecz czy potrafi temu sprostać? Wkracza w życie tego małego chłopca i
zmusza go, aby traktował ją jak matkę. A czy sama czuje się jak jego matka?
Emmett usiadł obok niej i nagle pokój stał się mniejszy i duszny. Linda
uniosła głowę i napotkała spojrzenie jego zielonych oczu.
I znowu miała wrażenie, że jest poddawana testowi.
Od dnia ich jedynego pocałunku w kuchni Emmett jej nie dotknął, ale
miała wrażenie, jakby miniony czas skondensował się do kilku sekund, do
jednego mgnienia oka od chwili, gdy ich wargi się spotkały.
– Lindo – zaczął, wpatrując się w jej usta. – Czy powinniśmy... ?
Czy powinniśmy... znów się pocałować? Czy całkiem z tego
zrezygnować? To był znowu inny test. I choć tego ranka jakoś sobie poradziła
z Rickim, nie była gotowa poddać się następnemu egzaminowi.
Podniosła się, przerywając tę wymianę spojrzeń i krępującą sytuację.
– Muszę się ubrać, zaraz przyjdzie Ricky – powiedziała, kierując się do
łazienki.
RS
66
– Tchórz – usłyszała albo tak jej się wydawało. Równie dobrze mogłaby
to powiedzieć sama.
Emmett zostawił Lindę i Rickiego nad książką o psie. Nie chciał im
przeszkadzać. Do domku dla gości wrócił dopiero późnym popołudniem.
Odgłos naciskanych klawiszy wskazywał, że Linda pracuje przy komputerze
ustawionym na biurku w rogu salonu. Kiedy wszedł, akurat uderzyła dłonią w
klawiaturę. Pochyliła głowę, aż oparła czoło na przedramieniu. Była wyraźnie
wyczerpana, sfrustrowana i zrozpaczona.
Westchnęła ciężko.
Emmettowi zrobiło się jej żal. Instynktownie cofnął się o krok.
Wycofać się. Wyjść. Oddalić.
W ciągu ostatnich paru miesięcy doświadczył wiele cierpień. Przyrzekł
Ryanowi, że jej pomoże, ale nie miał zamiaru dać się wciągnąć w świat jej
emocji.
Nie powinien ulegać pragnieniom utulenia jej czy pocałowania.
Tak, czuli do siebie pociąg, ale nie będzie tego wykorzystywać. Kobieta,
która była „uśpiona" przez dziesięć lat, nie miała praktyki w sprawach
damsko–męskich. Nie była gotowa do flirtów, nie mówiąc już o przygodzie, a
tylko tyle mógł jej zaoferować.
Cofnął się jeszcze o krok i zawadził o stolik. Linda podskoczyła i
odwróciła się.
– Emmett! – Dotknęła dłonią szyi. – Przestraszyłeś mnie.
Ty też mnie napawasz łękiem, kochanie, pomyślał. Te piękne jasne
włosy, niebieskie oczy i delikatne rysy zdawały się być stworzone po to, by
unicestwić jego szlachetne intencje.
Rzucił okiem na monitor.
– Nie radzisz sobie ze streszczeniem? – spytał.
RS
67
Na czarnym ekranie widać było tylko kilka gwiazdek.
– Nie, streszczenie poszło dobrze. Grałam w jedną z tych gier
sprawnościowych, które dostałam w ośrodku – odpowiedziała.
– No i co? Jak ci idzie? – spytał.
– Nie ma o czym mówić. – Machnęła ręką. – Spędziłeś miłe popołudnie?
– Pojechałem na ranczo Ryana w Red Rock – wyrwało mu się.
– Odwiedzić Lily?
– Nie – potrząsnął głową. – Po prostu... popatrzeć na okolicę.
– Odwiedzić Ryana – domyśliła się Linda. Emmett utkwił w niej wzrok.
Skąd wiedziała?
– Ale Ryana tam nie ma – rzekł schrypniętym nagle głosem. Ryana
nigdzie nie ma, tak jak jego brata Christophera, jak Jessiki Chandler. Jego
pragnienie, żeby było inaczej tego nie zmieni.
Miłość nie wskrzesi zmarłego. Ojciec Jessiki tak mu powiedział, kiedy
udał się do domu Chandlera z informacją, że Jessica została odnaleziona. Ona
nie została odnaleziona, skorygował go John Chandler. Ona została utracona na
zawsze i nie miało znaczenia jak bardzo się o nią troszczyli, jak bardzo i jak
długo będą ją opłakiwali. Miłość nie wskrzesi zmarłego.
– Na ranczu zostawiłeś wspomnienia związane z Ryanem. – Usłyszał
głos Lindy.
– Nie chcę o tym mówić.
– Bo wtedy masz ochotę w coś uderzyć? Mogę to zrozumieć. – Smutny
ton w jej głosie znów poruszył w nim jakąś czułą stronę. – Czasami mój uraz
czyni mnie tak straszliwie bezbronną, jak gdyby na zewnątrz czekały jakieś
ciemne moce, za rogiem albo za domem, żeby mnie znowu porwać w mrok.
RS
68
Emmett znał to uczucie z własnego doświadczenia po śmierci
Christophera. Choć ojciec wyciągnął go siłą z chaty w górach Sandia, jeszcze
przez dłuższy czas był pogrążony w depresji.
Nikomu nie życzył podobnych przeżyć, a już na pewno nie Lindzie.
– Może potrafimy jakoś temu zaradzić – powiedział, pamiętając, że
powiedziała mu, iż zawsze była twarda i chce być taka znowu. – Poradzimy
sobie też z twoją potrzebą uderzenia w coś. Wiesz coś na temat sztuk walki?
– Sztuk walki?
– Znasz Jackie Chana? Albo na przykład „Przyczajonego tygrysa,
ukrytego smoka"?
– Jackie Chana? – Linda zamrugała oczami. – Przyczajony tygrys? Nie
wiem, o czym mówisz.
Oczywiście, że nie wiedziała. Była pogrążona w śpiączce, gdy bohater
sztuk walki, Jackie Chan, stał się sławny, a film „Przyczajony tygrys, ukryty
smok" został przebojem kinowym. – Wieczorem wypożyczymy parę kaset. Ale
tymczasem, co byś powiedziała na mały sparring na rękę, tajna agentko?
– Dobrze – uśmiechnęła się Linda. – Chętnie się z tobą zmierzę.
Po kilku minutach spotkali się na macie w pokoju ćwiczeń – oboje w
podkoszulkach i spodniach od dresu. Linda ściągnęła włosy w koński ogon.
– Czego chcesz mnie nauczyć? – spytała. – Nie pamiętam wszystkich
stylów, ale jest ich dużo, prawda? Karate, tae kwon, dżiu–dżitsu...
– Mimo ich historycznych korzeni wiele dyscyplin uczy się dziś dla
celów rywalizacji i pokazów – odparł Emmett. – Zamierzam cię nauczyć
chwytów przydatnych w samoobronie. Na wypadek gdybyś na przykład została
napadnięta na ulicy.
Linda otworzyła szeroko oczy, ale się nie odezwała. Natomiast on
wypełnił ciszę wszelkimi możliwymi napomnieniami, jakich chętnie by
RS
69
udzielił tym wszystkim ofiarom, z którymi w ciągu ostatnich kilku lat się
zetknął bądź przy których zjawił się za późno, by móc im pomóc. Mówił
szybko niczym karabin maszynowy, jakby miał wyrzucić to z siebie przed
upływem terminu ważności.
Jeśli chodzi o zachowanie na ulicy, to nigdy nie sprawiaj wrażenia ofiary.
Przestępca na ogół omija tych, którzy wydają się pewni siebie i zdecydowani.
Szukają przepłoszonych i bezbronnych. Boisz się kogoś? To patrz mu prosto w
oczy, nie uciekaj wzrokiem w bok. Daj mu poznać, że jesteś świadoma jego
obecności i jeśli
będziesz musiała, to go zidentyfikujesz. Nigdy nie odwracaj się
plecami
do kogoś, kto zdaje się stanowić zagrożenie.
Linda pocierała dłonie o spodnie, lekko zaniepokojona, ale on pamiętał,
jak bardzo jest wrażliwa.
– Każdy dostawca czy mechanik, który przychodzi do twego domu,
powinien umówić się telefonicznie, z wyprzedzeniem, i posiadać identyfikator
ze zdjęciem. Sprawdź go dokładnie, zanim otworzysz drzwi. Jeśli ktoś wedrze
się do twego domu, wiedz, że wszelka broń, która się tam znajduje, może być
użyta przeciwko tobie – kontynuował. – A na koniec pamiętaj, żeby słuchać
swojej intuicji. Ostrzegawcze dzwonki rozlegające się w twojej głowie to nie
żadna paranoja. Twój instynkt jest potężniejszy niż przypuszczasz i nie należy
go lekceważyć. Ale...
– Ale? – Linda zwróciła na niego pytające spojrzenie.
– Ale jeśli znajdziesz się w niebezpiecznej sytuacji, możesz być na tyle
sprytna i zręczna, żeby z niej wyjść – dodał.
– I jedna sesja treningowa z tobą zwiększy moje szanse?
– Prawdopodobnie nie. Może jestem dziwakiem, ale chciałabym, żeby
każdy przeszedł kurs samoobrony.
RS
70
– W porządku. – Linda pokiwała głową. – A czego będziesz mnie uczyć?
– Jeśli chcesz, codziennie czego innego – zaproponował.
Formy ataku, które przygotował na początek i chwyty obronne były
proste do wykonania i do zapamiętania. Emmett starał się demonstrować
wszystko w sposób jak najprostszy, przypominając Lindzie, że w realnej
sytuacji będzie prawdopodobnie miała przed sobą kogoś większego od siebie i
z całą pewnością bardziej agresywnego. Po półgodzinie Linda dyszała ciężko,
choć proste techniki obrony, które jej pokazał, nie wymagały siły, lecz tylko
zręczności.
– A teraz szczypanie – powiedział, gdy stanęli twarzą w twarz na macie.
– Nigdy nie lekceważ szczypania.
Wyjaśnił, że ściśnięcie cienkiego fałdu skóry napastnika między palcem
wskazującym a kciukiem może zaskoczyć i zaboleć na tyle, by zyskać czas na
uwolnienie się i ucieczkę. – Najlepszy cel to ramię od strony wewnętrznej i z
tyłu, boki górnej części klatki piersiowej koło pach, wewnętrzna strona nóg od
kolan w górę do pachwin, fałd skóry między górną wargą a nosem oraz męskie
genitalia.
Linda skrzywiła się. Ściągnęła mocniej włosy.
– Wydaje mi się, że nie mam ochoty ćwiczyć na tobie tego szczypania –
powiedziała.
Emmett uznał jednak, że nadszedł czas, żeby ćwiczyła coś innego. Bez
słowa ostrzeżenia zaszarżował na nią ruchem futbolisty, wyciągając ręce, by
chwycić ją za uda.
Prychnęła zaskoczona, po czym chwyciła go obiema rękami w pasie.
Gdyby nosił pasek, byłoby jej łatwiej, ale postąpiła tak jak ją uczył i przesunęła
do tyłu stopy i ciało, rozluźniając jego uchwyt na swoich udach. Emmett upadł
twarzą na matę.
RS
71
Leżał na ziemi, z rozpostartymi na boki rękami, Linda pochylona nad
nim.
– Wstań – rozkazał zduszonym głosem. – Wstań i uciekaj.
Linda podniosła się.
– O Boże, zrobiłam ci krzywdę! – przeraziła się. – Nic ci nie jest? Mam
wezwać lekarza?
– Nie, w porządku. – Emmett usiadł. – Gdy tylko obezwładnisz
napastnika, musisz natychmiast uciekać. Trzaśnij go twarzą o ziemię i zmykaj,
okay?
– Jesteś pewien, że nic ci się nie stało? – Linda przypatrywała mu się
uważnie. – Nie uraziłam cię? – Dotknęła jego ramion.
– Nie – uspokoił ją. – Pamiętaj, że chcę, żebyś była w tym dobra. –
Owszem, trochę mu podzwoniło w uszach, a jego męska duma została lekko
nadszarpnięta, ale nie musiał tego okazywać. – Byłaś świetna, Lindo –
pogratulował jej.
Opadła na matę obok niego i posłała mu uśmiech jaśniejszy niż promień
letniego słońca.
– Zrobiłam to, prawda? Pokonałam cię. – Podniosła rękę i lekko uderzyła
go w ramię. Przewrócił się na plecy i pociągnął ją za sobą.
– Nie jesteś jedyną osobą o tak delikatnych ruchach – zażartował, patrząc
w jej zdziwione oczy. Niemal leżała na jego piersi, jasne włosy opadły jej na
twarz. Była zarumieniona, a oczy jej błyszczały. Wiedział, że udało mu się
poprawić jej nastrój i podnieść trochę poziom pewności siebie.
Pomógł jej. Nie było już powodu, by chcieć ją pocieszać, tulić, całować.
Jeszcze raz zafascynował go jej hart ducha. Nie poddawała się. Robiła
wszystko, żeby wrócić do normalnego życia.
RS
72
– Co mówiłeś o tych dzwonkach ostrzegawczych w mojej głowie? –
zwróciła ku niemu twarz. – Że to nie paranoja?
Emmett uśmiechnął się, słysząc to pytanie.
– Myślisz, że jestem dla ciebie groźny?
– Nie w taki sposób jak myślisz – odparła.
Nie zdejmował dłoni z jej ramienia. Czuł ciepło jej skóry przez tkaninę
bawełnianej koszulki.
– Nie zranię cię, Lindo – zapewnił.
– Nie wątpię.
– Więc powinienem pozwolić ci odejść. – Żadne z nich jednak się nie
poruszyło.
– Byłam sierotą, gdy w wieku szesnastu lat poszłam do college'u.
– Musiało ci być ciężko. – Emmett uznał, że zaufanie z jej strony
wymaga tego samego od niego. – Od czasu opuszczenia domu rodzinnego
praktycznie zerwałem z rodziną – wyznał. – Wydarzenia ostatnich dziesięciu
miesięcy przywróciły kontakty między nami, ale nie staliśmy się sobie bliżsi.
– Chyba byłam bardzo samotna i dlatego po college'u poszłam pracować
w Departamencie Skarbu – powiedziała Linda.
– Myślałem, że chciałaś być tajną agentką finansową – zażartował.
Skrzywiła się.
– Powinnam była wiedzieć, że kiedyś pożałuję, że ci o tym
powiedziałam. Bardziej niż praca tajnej agentki pociągała mnie perspektywa
należenia do zespołu, stanowienia jego części... swego rodzaju rodziny.
– Interesujące – zauważył Emmett. – Zrobiłem wszystko, żeby uciec od
mojej rodziny. – Niechęć panująca między dwoma starszymi braćmi i napięcie
w domu rodziców sprawiły, że od kiedy pamiętał, chciał stamtąd uciec.
RS
73
– Ale rozpracowywanie firmy Fortune TX, Ltd pozostawiło mnie samej
sobie.
– I uczyniło zdobyczą Camerona. – Emmett natychmiast pożałował
swoich słów.
– Możliwe, nie wiem – zamyśliła się Linda. – Chyba nigdy nic będę
wiedziała, bo niewiele pamiętam z tamtego okresu, a skoro nie jestem tą samą
dwudziestodwulatką, nie ma znaczenia, że te lata minęły, jakbym ich nie
przeżyła.
– Dlaczego mi o tym mówisz? – spytał Emmett.
– Bo myślę, że nie jestem dobra, jeśli chodzi o kontakty z mężczyznami.
– Brak doświadczenia nie oznacza, że nie jest się w czymś dobrym –
zauważył Emmett.
– Nie mam doświadczenia, żeby to wiedzieć – wzruszyła ramionami.
– Do czego zmierzasz?
Linda zrobiła głęboki wdech i wydech. Poczuł, jak jej miękkie piersi
dotknęły jego ciała. Był zadowolony, że ma na sobie luźne spodnie od dresu.
W obcisłych dżinsach jego podniecenie byłoby nazbyt widoczne.
– Mówię, że chyba wiem, dlaczego leżymy ta razem na podłodze, ale nie
jestem pewna, co zrobić w tej sytuacji i czy to, co może nastąpić, będzie dla
nas satysfakcjonujące – wyjaśniła.
Czyżby miała na myśli seks? A może trwalszy związek? Z tym
pierwszym oczywiście by sobie poradził, o drugiej ewentualności nie myślał.
Odsunął się więc od niej i usiadł.
– A więc tak jak powiedziałem, mamy przed sobą ostatni etap treningu,
walkę.
– Okay – mruknęła, gdy wyszedł z pokoju. – Tak jak powiedziałeś.
Najpierw czujność, potem ucieczka.
RS
74
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Emmett był przekonany, że gdyby Linda umiała prowadzić samochód,
nie pozwoliłaby mu zawieźć się na mecz Rickiego. Nan i Dean podrzucili
chłopca wcześniej na trening, więc nikt nie przerywał uporczywej ciężkiej
ciszy panującej między Emmettem i Lindą.
Choć zgodnie zamieszkiwali domek dla gości, a nawet ćwiczyli
samoobronę na macie, z każdą godziną napięcie między nimi rosło.
– Podrzucę cię, a potem jeszcze po kogoś pojadę powiedział. – Myślę, że
ona też zechce obejrzeć ten mecz.
– Ona? – zdziwiła się Linda. – Umówiłeś się na randkę? – Jej głos był
chłodny i przesadnie uprzejmy. – To miło, ale proszę cię, nie czuj się w
obowiązku niańczenia mnie w czasie spotkania z kobietą.
Emmett westchnął głęboko.
– To nie... – zaczął, ale postanowił niczego nie wyjaśniać. Po paru
minutach dojechali na boisko. Linda opuściła samochód z uśmiechem, rzucając
tylko zdawkowe dziękuję. Obserwował ją, gdy się oddalała.
Wyglądała cholernie atrakcyjnie w krótkich szortach, ukazujących długie
zgrabne nogi. Jasne włosy powiewały na wietrze. Mógł tak stać i stać, nie
odrywając od niej oczu, gdyby stojący za nim samochód i nie dał znać
klaksonem, żeby ruszył.
Za chwilę był już z powrotem ze swoją „randką". Nie tylko będzie
stanowiła bufor między nim a Lindą, ale na pewno się ucieszy, że może wyjść
między ludzi.
– Lily! – wykrzyknęła Linda, gdy zauważyła towarzyszkę Emmetta. –
Nikt mi nie powiedział, że będziesz na meczu. – Wstała i uścisnęła ją. – Jak się
masz? Tak się cieszę, że tu jesteś. Ricky też się ucieszy – mówiła uradowana.
RS
75
Lily Fortune, wdowa od kilku tygodni, zbliżała się do sześćdziesiątki. Ból
po stracie męża i porwanie przez Jasona dodały jej siwych włosów, ale nadal
była atrakcyjną kobietą. Usiadła na drewnianej ławce, włożyła ciemne okulary
i wzięła Lindę za rękę.
– Jakoś się trzymam – powiedziała. – Spotykam się z dawnymi
przyjaciółmi – właśnie w tym celu byłam dzisiaj w San Antonio – i chodzę na
mecze futbolowe mego ulubionego dziesięciolatka.
Emmett usiadł obok niej z drugiej strony.
– I jesteś zajęta przygotowaniami do zbliżającego się zjazdu rodziny
Fortune'ów, prawda? – Popatrzył na nią kątem oka. – Coś na ten temat
słyszałem.
– Lily, niemożliwe. – Linda otworzyła szeroko oczy. – Nie możesz brać
na siebie tak dużego przedsięwzięcia.
– Ależ właśnie tego potrzebuję – odrzekła Lily.
– Mam zajęcie, a poza tym cieszę się na samą myśl, że wreszcie wszyscy
się spotkamy.
– Fortune'ów było bez liku... – zaczął Emmett, ale przerwał w pół zdania.
– Na nabożeństwie żałobnym za Ryana – dokończyła Lily beznamiętnym
tonem. – Tym razem to co innego – dodała. – Okazja będzie radosna.
Radosna okazja? – zastanowił się Emmett. Jeśli do tego czasu nie wpadnę
na trop Jasona, na tę radosną okazję może paść cień.
– Dorwę go – mruknął do siebie.
– Oczywiście. – Lily usłyszała jego słowa. – Ale nawet Jason nie zepsuje
mi tego święta. Właściwie zaplanował je Ryan. To było jego marzenie.
Emmett wiedział o tym. W latach siedemdziesiątych Ryan ponownie
zacieśnił kontakty z rodziną Patricka Fortunek, swego starszego brata z
RS
76
Nowego Jorku. Patrick i jego żona, Lacey, mieli pięcioro dzieci, wszystkie spę-
dzały lato w Teksasie i koniec końców osiedliły się niedaleko Ryana.
Poprzedniego listopada, gdy Jason został aresztowany za zabójstwo
Melissy, a potem podejrzany o spowodowanie śmierci Christophera, z Ryanem
skontaktował się ojciec Emmetta, Blake. To on mu wyjaśnił, dlaczego na ciele
Christophera widniało charakterystyczne znamię Fortune'ów. Ojciec Blake'a i
ojciec Ryana byli przyrodnimi braćmi i Ryan natychmiast otworzył swoje serce
dla członków klanu Jamisonów, mimo problemów z Jasonem, a nawet po tym,
jak uprowadził jego ukochaną Lily.
Ryan był człowiekiem, którego świadomość więzów rodzinnych była
bardzo głęboka.
– Emmett? – Lily położyła mu dłoń na ramieniu. – Nic ci nie jest?
Unikając jej wzroku, spojrzał na boisko. Mecz miał się za chwilę
rozpocząć i nietrudno było dostrzec wśród małych zawodników jasną czuprynę
Rickiego.
– Wygląda na to, że będzie stał na bramce – zauważył, widząc, że
chłopiec wkłada inną koszulkę niż pozostali gracze.
– Na bramce? – przeraziła się Linda. – Będzie bramkarzem?
– Widziałaś już przecież jak gra – starał się ją uspokoić. – Jest świetnym
bramkarzem. Nic mu się nie stanie.
– Nie chodzi mi o to, że coś mu się stanie fizycznie.
– Linda kręciła się niespokojnie. – Nie mogę usiedzieć, kiedy on stoi na
bramce. Czy ty sobie uświadamiasz, co się dzieje, kiedy chłopiec jest
bramkarzem? Jeśli piłka wpadnie do bramki, całą winę zrzucą na niego!
– Nie...
– Tak. Widziałam to już. I potem patrzą na matkę chłopca, a ona czuje się
tak, jakby musiała zrobić dwie rzeczy: chwycić swoje dziecko w ramiona i
RS
77
zniknąć w jakiejś ciemnej dziurze. – Zaczęła nerwowo stukać w ławkę. –
Muszę się przejść.
Emmett chciał za nią pójść, ale Lily go powstrzymała.
– Pozwól jej iść – powiedziała. – Obserwowanie meczu może wymagać
od niej innej praktyki.
– To prawda. – Emmett opadł z powrotem na ławkę.
– Jestem pewien, że wiesz coś na ten temat.
– Baseball i balet. Mecze futbolowe i mecze szkolne. Moje dziewczynki,
Hannah i Maria, włączały się we wszystko. Mój syn, Cole, był fanatykiem
sportu. Doskonalił w ten sposób swoje umiejętności rywalizacji przydatne w
zawodzie prawnika.
Emmett spotkał syna Lily na uroczystości żałobnej przed paroma
tygodniami i wiedział o nim coś jeszcze.
– Ryan mi powiedział, że Cole jest bratem przyrodnim Rickiego.
Cameron był również jego ojcem.
– To prawda i bardzo stara historia – pokiwała głową Lily. – Ale Ricky
ma jeszcze inne rodzeństwo przyrodnie, a mianowicie dzieci Camerona z jego
żoną, Mary Ellen. Musiałeś poznać Holdena i Logana, obaj pracują przecież w
Fortune TX, Ltd. Ich siostra, Eden, jest żoną szejka Ben Ramira. Jeśli Linda się
zgodzi, chciałabym przedstawić im Rickiego, ich małego przyrodniego bra-
ciszka, na zjeździe rodzinnym.
– Czy to dobry pomysł? – Emmett nie był przekonany. – Dotychczas
zachowywaliśmy ten fakt w tajemnicy. Tak zdecydował Ryan.
– Owszem, ale to było dziesięć lat temu, kiedy nie chciał, żeby wyszło na
jaw to, co zrobił Cameron. Minęły jednak lata, jego dzieci są dziś dojrzałymi
ludźmi i potrafią zaakceptować ten fakt. Powiedziałam o tym komuś jeszcze,
mojej bratanicy Susan Fortune, która jest psychologiem i ma doświadczenie w
RS
78
pracy z dziećmi. Zgodziła się ze mną, że prawda może być korzystna dla
Rickiego. Nie sądzisz, że będzie czuł się pewniej, wiedząc, że ma swoje
miejsce w rodzinie? No i ma prawdziwych braci i siostrę, którzy będą z nim
przez całe jego życie?
– Chyba nie mnie powinnaś pytać o stosunki z rodzeństwem – westchnął
Emmett.
– O Boże. Nie chciałam budzić w tobie bolesnych wspomnień –
zreflektowała się Lily.
– Po prostu nie jestem w nastroju, żeby myśleć 0 przyjęciach rodzinnych,
Lilly. Wybacz.
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo starsza para, siedząca nieco niżej na
trybunie, podeszła, żeby ją uścisnąć i złożyć kondolencje z powodu śmieci
Ryana. Za nimi zbliżyli się inni, wszyscy wyrażając szczere uznanie dla jej
zmarłego męża.
Emmett nie włączał się w rozmowę. Pozostał na swoim miejscu, ale
skoncentrował się na grze. Patrzył na Rickiego. Chłopak był dobrym graczem,
wyraźnie utalentowanym i Emmett złapał się na tym, że kurczowo zaciskał
dłonie na kolanach, kiedy piłka toczyła się niebezpiecznie blisko bramki. Ricky
jednak zawsze ją chwytał i wykopywał daleko w pole.
Uśmiechając się do siebie, poszukał wzrokiem Lindy.
Zauważył ją na odległym końcu trawnika przy boisku. Opierała się o
ogrodzenie. Dał jej znak uniesionym kciukiem, odpowiedziała mu
powściągliwym gestem. To na wypadek, gdyby Ricky ją obserwował,
pomyślał. Wiedziała już, że matka nie powinna być zbyt wylewna. Roześmiał
się głośno.
– Czekałam na to – odezwała się Lily.
– Na co?
RS
79
– Na śmiejącego się Emmetta Jamisona.
– Nie jestem typem faceta, który szczerzy zęby – mruknął. – Niewiele
miałem momentów do śmiechu.
– Nie musisz się o nic obwiniać, Emmett – zauważyła Lily, jakby
czytając w jego myślach. – Jesteś na to zbyt rozsądny.
– A o to, że mój brat zwiał? Powinienem był go zatrzymać.
– Ale to nie przywróciłoby życia Ryanowi. – Lily potrząsnęła głową. –
Nie chciałby, żebyś tracił czas na roztrząsanie, co by było, gdyby.
– Może tracę czas z Lindą i Rickim – mruknął Emmett. – Zajmuję się
nimi, zamiast ścigać Jasona.
– Och, naprawdę? – spytała kpiąco Lily. – Ja też mam swoje kontakty,
młody człowieku, i przypadkiem wiem, że codziennie porozumiewasz się z
FBI i policją pracującą nad tą sprawą. Powiedzieli mi o telefonie Jasona do
ciebie i zachęcili cię, żebyś się przyczaił i czekał na następny telefon.
Wszystkie inne drogi są już wyczerpane. Nie pozostało nic innego.
– Ja ich nie wyczerpałem. Może gdybym...
– Wiesz, że postępujesz właściwie. – Linda wpadła mu w słowo. – Nawet
twój kuzyn Collin jest tego zdania.
Emmett zrobił niecierpliwy ruch ręką.
– Collin już nie jest ten sam co kiedyś. Zmienił się, od kiedy poznał
Lucy. Co też kobieta potrafi zrobić z mężczyzną...
– Masz na myśli Lindę i siebie? – Lily przyjrzała mu się bacznie.
– Linda... – zaczął Emmett. Ona stała się jego przekleństwem w ostatnich
dniach. Była taka piękna, taka zmysłowa. Miała tyle cech, które w niej
podziwiał – odwagę, zdolność budowania nowego życia sobie i synowi.
Pociągała go, ale wiedział, że nie ma prawa jej uwieść. – Linda wymaga
ochrony – powiedział.
RS
80
– Przed tobą? Wątpię. – Lily wzruszyła ramionami.
– Od lat nie miała do czynienia z mężczyzną – powiedział Emmett. – Nie
chciałbym dać jej złego wyobrażenia o swojej płci.
– Daj spokój – uśmiechnęła się Lily. – Nie przypuszczałabym, że jesteś
takim seksistą. Nie sądzisz, że ona jest dostatecznie bystra, żeby wyrobić sobie
własny pogląd o tobie i o tym, czego od ciebie chce?
– Tego nie powiedziałem! – zaprotestował Emmett. Wiedział, że jest
inteligentna i dowcipna. Tajna agentka księgowości. I cholernie seksowna.
Znowu powędrował spojrzeniem w jej kierunku, przybrała na wadze, stwier-
dził, i to w sam raz. – Nie chcę, żeby myślała, że zamierzam ją wykorzystać.
– Ale kto mówi o wykorzystywaniu – żachnęła się Lily. – Ja tylko chcę,
Ryan też chciał, żebyś był szczęśliwy. Wyciągnij rękę do życia i żyj chwilą,
przestań pławić się w tych wszystkich obrzydliwościach.
– To brzmi tak, jakbym był prosiakiem taplającym się w błocie –
skrzywił się Emmett.
– Skąd ci to przyszło do głowy?
– Ja jestem... – zawahał się. Chciał powiedzieć „szczęśliwy", ale nie
mógł. Szczęście zawsze zdawało się być poza jego zasięgiem, było marzeniem,
fantazją, czymś na tyle niekonkretnym, by mogło trwać.
– O czym rozmawiacie?
Linda wróciła uśmiechnięta, pachniała wiatrem.
– Ricky siedzi chwilowo na ławce rezerwowych, więc mam chwilę
oddechu – dodała.
– Rozmawiamy o Emmetcie – poinformowała ją Lily. –I o tym, jak
mógłby sięgnąć po to, czego pragnie.
RS
81
Linda milczała. Przeniosła spojrzenie na Emmetta i natychmiast między
nimi coś zaiskrzyło, lada chwila grożąc wybuchem. Nie mógł wyobrazić sobie
tej eksplozji, ale bardzo chciał, żeby wstrząsnęła jego światem.
– Też myślę, że powinien po to sięgnąć – powiedziała wreszcie, nie
odrywając od niego oczu. – Sięgnąć i odkryć, co tam jest, dokładnie pod
czubkami jego palców.
O tak, mógł sobie wyobrazić eksplozję. I kusiło go, żeby pozwolić jej
wstrząsnąć swoim światem.
Linda była w doskonałym wiosennym nastroju. Pewnie dlatego, że będąc
matką bramkarza wytrzymała nerwowo pierwszą część meczu, a może udzielił
się jej pogodny nastrój Lily? Teraz, wszyscy uśmiechnięci, zeszli na boisko,
żeby utworzyć razem z innymi rodzicami tradycyjny tunel zwycięstwa. Linda
stanęła naprzeciw Emmetta.
– Sięgnij w górę i odkryj, co tam jest – mruknął, unosząc ręce.
Poczuła, że się czerwieni. Tych słów użyła na trybunie w czasie meczu i
nawet z Lily w roli przyzwoitki zabrzmiało to w jej uszach jak bezpośrednie
zaproszenie: sięgnij i dotknij mnie.
Tamtego dnia na macie też by mu się nie opierała. Okay, wyraziła parę
wątpliwości, ale oczekiwała – wręcz pragnęła – żeby je zignorował i
zademonstrował jej, do czego może prowadzić pożądanie. Ale Emmett był
dżentelmenem – nie, opiekunem – i nie chciał z tego skorzystać, widząc jej
niepewność.
Znaczyło to, że musi być dorosła i sięgnąć sama po to, czego pragnie.
Powoli uniosła ręce. Ich dłonie się spotkały. Poczuła dreszcz
przechodzący jej po plecach.
Drużyna Rickiego wymieniła jeszcze uściski dłoni z przeciwnikami.
Spojrzała w ich kierunku, po czym z powrotem przeniosła wzrok na Emmetta.
RS
82
Emmett zacisnął palce.
– Znakomity mecz, prawda? – powiedziała.
– Owszem, ekscytujący – przyznał. – Myślałem, że rzucisz się na
sędziego, kiedy ogłosił spalonego. Jesteś bardzo ambitna, wiedziałaś o tym?
– Tak? – Linda nie mogła oderwać od niego wzroku. Nawet nie wiem, co
to jest spalony – wyznała. – Byłam po prostu lojalna wobec drużyny. –
Wpatrywała się w Emmetta i znowu poczuła, że drży.
Zaczerpnęła głęboki haust powietrza i poczuła nagły przypływ energii i
radości. Może to wiosna pobudza hormony? To chyba naturalne.
Tłumaczyłoby to jej niesamowity pociąg do tego mężczyzny. Pomyśleć tylko –
dziesięć lat uśpionej seksualności nagle się budzi!
– Lindo? – Emmett ponownie ścisnął jej dłonie.
Musi mu powiedzieć. Musi go poprosić o to, czego od niego chce... i być
może otrzyma to. Chciałaby.
– Emmett... – zaczęła.
Nie dokończyła. Straciła dogodny moment, bo drużyna Rickiego zaczęła
z krzykiem biec przez tunel.
Zauroczenie Emmettem nie minęło.
Minęło, gdy Emmett odwoził ich do domku dla gości, najpierw
podrzucając Lily do przyjaciółki, potem zatrzymując się po ulubioną pizzę
Rickiego. Nie było jeszcze ciemno, gdy we trójkę usiedli przy małym stole w
kuchni. Ricky miał pobrudzone policzki i włosy zlepione od potu.
– Może powinieneś wziąć prysznic, zanim zaczniemy jeść –
zasugerowała Linda.
– Ręce mam czyste, umyłem. Widzisz? – Chłopiec wyciągnął przed
siebie dłonie. Wyglądały na czyste, o ile zatrzymało się wzrok na wysokości
nadgarstków.
RS
83
– Masz brudne łokcie i powalaną szyję – powiedziała Linda.
– Nie jem pizzy ani łokciami, ani szyją, prawda? – Ricky przewrócił
oczami.
– Ricky – napomniał go Emmett spokojnie.
To jedno słowo wystarczyło, żeby chłopiec od razu się zmienił.
– Przepraszam – powiedział. – A więc co mam zrobić? Wziąć prysznic?
Pizza była gorąca, a chłopcu burczało w brzuchu. W tej sytuacji Linda
uznała, że nie może być zbyt rygorystyczna.
– Nie. – Czyż prawdziwa matka poświęciłaby gorącą pizzę na rzecz
czystości? Jej dobry nastrój prysł. – Domyślam się, że nie jesz pizzy łokciami
ani szyją.
– Nie jem. – Ricky sięgnął do pudełka i wyjął kawałek pizzy. – Pójdę pod
prysznic po kolacji. A potem możesz mi zrobić sprawdzian z ortografii.
– Oczywiście. – Sprawdzian może zrobić, ale humoru jej to nie poprawi.
Emmett nalał jej mrożonej herbaty.
– Dobra decyzja – szepnął, zbliżając wargi do jej ucha.
Lindzie natychmiast zrobiło się ciepło. Nie wiedziała tylko, czy Emmett
ma świadomość, że tak na nią działa.
A co będzie, jeśli wiosenna gorączka i burza hormonów są tylko
jednostronne? Czy nie dlatego pozostawił ją tamtego dnia na macie, bo był
dżentelmenem, ale dlatego że był zbyt dobrze wychowany, by odrzucić ją
całkowicie? Zbyt długo przebywała poza świadomością i teraz nie potrafi
rozpoznać odpowiednich sygnałów.
W sprawach męsko–damskich jest tak samo kiepska jak w
macierzyństwie, pomyślała z przygnębieniem, biorąc do ust kęs pizzy.
– Co taka ponura? – Emmett dotknął lekko palcem jej policzka.
Odwróciła ku niemu głowę, przesunął kciuk do kącika jej ust.
RS
84
– Wyciekło ci trochę sosu – zauważył.
Wyciekło. Trafne słowo, pomyślała, obserwując, jak zlizuje z kciuka
kroplę sosu pomidorowego. Pożądanie wyciekało z niej wszystkimi porami,
promieniowało niczym ciepło z rozgrzanego słońcem chodnika.
– Chcę... – zatrzymała się w pół zdania, pamiętając, że jedzą kolację, nie
zapadł mrok, a przede wszystkim jej syn siedzi z nimi przy stole.
– Chcesz, co? – Emmett uniósł ciemne brwi.
– Ja... ja... potem ci powiem – odrzekła, nakładając kolejny kawałek
pizzy. Musi to zrobić. W przeciwnym razie oszaleje zastanawiając się, czego
on chce, co może się stać, co mogłoby być między nimi, gdyby on miał te same
objawy co ona.
Po zjedzeniu pizzy sprawdzian Rickiego posłużył jej tylko jako
odroczenie. Choć była aż nadto świadoma, że Emmett czyta gazetę przy stole
tuż obok niej, skoncentrowała się i popatrzyła na wypisane słowa. Ricky
przygotował papier i długopis.
– Jak mam to robić? – Popatrzyła bezradnie na syna.
Chłopiec rzucił jej jedno ze swoich spojrzeń ty–nicze–go–nie–wiesz, ale
odpowiedział w miarę grzecznie.
– Powiedz jakieś słowo. Użyj go w zdaniu, a potem znowu powiedz.
– Ach tak, dobrze. – Dziesięć lat w śpiączce i przedtem jeszcze dziesięć,
które upłynęły od czasu, gdy sama miała sprawdziany z ortografii, ale
najwyraźniej nie nastąpiły żadne zmiany w nauce tego przedmiotu.
– U mnie w szkole było tak samo – stwierdziła.
– Jestem dobry z ortografii – pochwalił się Ricky.
– Też byłam. – Linda uśmiechnęła się do syna.
Jak na komendę oboje popatrzyli na Emmetta. Podniósł wzrok znad
gazety.
RS
85
– Odmawiam odpowiedzi – mruknął.
– Możesz sobie odmawiać – zachichotał Ricky – ale założę się, że nie
potrafisz tego napisać.
Linda roześmiała się, choć Emmett rzucił jej zbolałe spojrzenie.
Ricky się śmiał, ona też, a w oczach Emmetta pojawił się błysk, którego
nie widziała przedtem i podejrzewała, że tłumił śmiech.
– No dobrze. – Popatrzyła na listę przed sobą. Pierwsze słowo: pszczoła.
Jestem królową pszczół. Pszczoła.
Ricky jęknął, ale pochylił się nad kartką.
– Następne.
– Narzuta. – Przez chwilę to słowo wydawało jej się obce. Narzuta?
Nagle coś jej zaświtało. Na moim łóżku leży piękna narzuta. Narzuta.
Emmett zaszeleścił gazetą. Może to dźwięk, a może wzmianka o łóżku
sprawiła, że znów na nią zerknął. Uniosła głowę i stwierdziła, że ją obserwuje.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy.
– Jakie jest następne? – zniecierpliwił się Rick. – Nie będę tu siedzieć
całą noc.
– Ja też nie – poparł go Emmett. – Musisz wracać do domu, a my
musimy...
Linda spuściła wzrok, serce zabiło jej gwałtownie.
– Odprężyć się – przeczytała głośno. – Trudno się odprężyć, gdy... – nie
bardzo wiedziała, jak dokończyć zdanie...
– Gdy w pokoju jest tak gorąco – podpowiedział Emmett.
– To bez sensu – stwierdził Ricky.
– Lód – przeczytała. – Lód... Lód... Lód zmienia się w wodę, kiedy... –
zawahała się.
– Roztapia się – dokończył Emmett.
RS
86
Och, ona się roztapiała i nie była w stanie dłużej się koncentrować.
Wpatrywała się w wyrazy, które nagle wydały jej się zupełnie pozbawione
sensu. Słyszała już tylko bicie własnego serca w oczekiwaniu tego, co mogłoby
nastąpić.
– Muszę się napić wody – powiedziała, podsuwając kartkę z wyrazami
Emmettowi.
– Marzenie –usłyszała jego głos. – Ta piękna kobieta była jego
największym marzeniem. Marzenie.
– Żadnych zdań miłosnych – zaprotestował Ricky.
Linda przymknęła oczy i przycisnęła zimną szklankę do policzka.
Usłyszała następne słowa. Przemiana, przeszkoda, prześcieradło.
– Natychmiast – czytał dalej Emmett. – Dziecko musi iść natychmiast
spać. Natychmiast.
– Dlaczego?– spytał Ricky,– Może powinienem siedzieć dzisiaj do późnej
nocy?
–Nie. Nie ma mowy powiedział Emmett.
– Tego słowa nie ma na liście.
– Ale odpowiedź jest taka sama. – Emmett zerknął ku Lindzie. Ścisnęła
szklankę, żeby uspokoić drżenie ręki.
– Jeszcze tylko dwa wyrazy i czas do łóżka.
– Przeczytaj – mruknął Ricky.
– Podniecony. Stwierdził, że kobieta jest podniecona. Podniecony.
– Czym? – spytał chłopiec. – Czym jest podniecona?
Emmett rzucił okiem na listę, potem przeniósł spojrzenie na Lindę.
Ledwo widoczny uśmieszek błąkał mu się w kącikach ust. – Nadchodzącą
eksplozją – odrzekł.
– Eksplozja.
RS
87
Linda o mało nie upuściła szklanki, ale się opanowała. Uścisnęła
Rickiego, a kiedy Emmett wyszedł z chłopcem, żeby go odprowadzić do domu
Armstrongów, pobiegła do łazienki.
Nie miała wątpliwości. Emmett pragnął jej tak samo jak ona jego. Po raz
pierwszy od ponad dziesięciu lat poczuje jak to jest być w ramionach
mężczyzny.
Popatrzyła na swoje odbicie w lustrze. Nie popsuj tego, Lindo,
powiedziała do siebie. Nie popsuj tego.
RS
88
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Przez całą drogę do domu Armstrongów i z powrotem Emmett nie
przestawał rozmyślać. Rozmowa z Lily w czasie meczu poprawiła mu trochę
nastrój, a spojrzenia Lindy przy kolacji uzmysłowiły mu jej oczekiwania.
Jamison, napomniał siebie, musisz panować nad sytuacją. Niczego nie
przyspieszaj, dostosuj się do tempa Lindy i nie zapędzaj się za daleko.
Niezależnie od wzajemnego pociągu fizycznego, nie możesz dopuścić do żad-
nej intymności.
Kiedy wszedł do domku dla gości, usłyszał szum wody w łazience. Oparł
się o ścianę i zaczekał na Lindę. Po chwili wyszła z łazienki, zgasiła światła i
popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
– To ty?
– Spodziewałaś się kogoś innego?
Potrząsnęła głową, jej policzki nagle się zaróżowiły.
– Chcę tylko ciebie. – Twarz jeszcze bardziej jej pociemniała.
– Brzmi nieźle – powiedział, postępując w jej stronę. Przez sekundę
wyglądała, jakby chciała umknąć, ale zaraz się uśmiechnęła i zbliżyła do niego.
Stali naprzeciw siebie, niemal się dotykając.
– Nie zapominaj, co ci powiedziałam, że nie mam żadnej praktyki w
sprawach damsko–męskich – ostrzegła.
Emmett czuł żar ogarniający jego ciało.
–Skąd wiesz, że ja ją mam?
–Nie robiłam tego od ponad dziesięciu lat.
–A więc spróbujemy innego dnia. – Ujął jej ręce, ich palce się spotkały.
– Ta noc jest nasza. – Powiedziała Linda z drżeniem.
– Zimno ci? – szepnął.
RS
89
Zaśmiała się lekko, ściskając jego dłonie.
– Raczej przyjemnie – powiedziała. – Pański dotyk dodaje mi siły i
poczucia bezpieczeństwa, panie Jamison.
– Na wypadek, gdybym zapomniał, panno Faraday, właśnie o to mi
chodzi. – Przyciągnął ją do siebie, tak że ich biodra się zetknęły, a wargi
zbliżyły.
Linda podniosła na niego wzrok i skrzywiła się.
– O co chodzi? – spytał.
– Strasznie tu jasno.
– Nie ma sprawy. – Zgasił światło. Zaległa zupełna ciemność. Tylko
światło padające z kuchni pozwalało mu dostrzec złoty połysk jej włosów i
piękny zarys ust. Poza tym było na tyle ciemno, że inne zmysły mogły zacząć
działać ze zdwojoną siłą. Słyszał jej oddech, a kiedy dotknął policzka, poczuł
na zewnętrznej stronie dłoni pulsowanie tętna na szyi.
Nie dopuść do zbytniej intymności, przypomniał sobie, gdy Linda znowu
zadrżała.
– Przyrzekam, że nie musisz się niczego obawiać – powiedział.
– Wiem. Nie boję się ciebie. – Linda wspięła się na palce, poczuł na
wargach ciepło jej oddechu.
Tym razem to jego przeszedł dreszcz i natychmiast zapomniał o
wszystkich obietnicach, obawach, przeszłości i przyszłości.
Pamiętał tylko, żeby się nie spieszyć. Dotknął ustami jej ust z niezwykłą
delikatnością, a potem przesunął po nich czubkiem języka. Przytrzymał jej
głowę i pogłębił pocałunek.
Czuł, że jej skóra robi się gorąca, ale nie dotknął jej. Skupił się na ustach.
A gdy przytuliła się do jego piersi, poczuł stwardniałe sutki. Miał ochotę
zedrzeć z niej bluzkę, rozerwać stanik, pochylić usta do piersi i całować je.
RS
90
Powstrzymał się jednak. Był coraz bardziej podniecony i nie mógł tego
ukryć. Jęknął, gdy przycisnęła łono do jego podbrzusza. Usłyszał jej długie
westchnienie. Wsunął dłonie pod bluzkę, miała nabrzmiałe piersi.
– Jesteś łaskotliwa? – uśmiechnął się.
– Tylko wrażliwa.
O tak, wrażliwa i delikatna, pomyślał, przesuwając dłonie, by ująć jej
piersi.
– Nie masz stanika, nawet tego nie zauważyłem.
Przytuliła się do niego całym ciałem i przycisnęła usta do jego warg.
To zaproszenie było oczywiste. Zaczął ją całować coraz gwałtowniej i
namiętniej, równocześnie pieszcząc palcami małe sutki, a potem delikatnie je
szczypiąc. Linda westchnęła przeciągle i objęła jego szyję.
Niewiele myśląc, szybkim ruchem ściągnął z niej bluzkę. Zobaczył jej
zdziwioną twarz i przestraszył się, że zepsuł nastrój tej chwili.
Jamison! Nie powinieneś przyspieszać.
Cofnął się o krok.
– Wybacz, ja... – Zamilkł, gdy Linda zbliżyła się do niego. Teraz to ona
ściągnęła z niego koszulę i rzuciła ją na podłogę. Dotknęła jego nagiego torsu.
– Przytul mnie, Emmett – szepnęła.
Dobry Boże! Pragnął tego, musiał to zrobić, zrobił, obracając ją tak, że
plecami opierała się o ścianę, a on mógł pochylić się nad nią, przyciskając
biodra do jej bioder, przykrywając dłońmi jej gorące piersi, przywierając ustami
do jej ust.
Po chwili opuścił głowę, by całować jej sutki. Czuł jej zapach. Pachniała
słońcem, kwiatami i podnieceniem. Nie odrywając ust od jej piersi powędrował
dłońmi niżej, na całkiem nowe obszary jej ciała.
RS
91
– Emmett, och Emmett – szepnęła tylko, gdy wsunął palce za pasek
szortów.
„Och Emmett" nie chciała go powstrzymać, czuł to. Zsuwał rękę coraz
niżej, aż sięgnął jej łona, po czym wsunął palce w jej najintymniejsze miejsce.
Była gorąca i wilgotna.
Drugą ręką rozpiął guziki przy szortach.
– Muszę cię dotykać, muszę cię czuć – szeptał.
– Proszę, Emmett, proszę.
– Czas do łóżka, kochanie –powiedział. – Czas na nas.
– Tak, proszę – skinęła głową, ale trzymała się go kurczowo. Wzmagało
to tylko jego pożądanie.
– Kochanie, musimy na chwilę przerwać – tłumaczył. – A potem,
obiecuję...
– Chcę wszystkiego – powiedziała schrypniętym głosem. – Tego, czego i
ty chcesz.
– Obiecuję – powtórzył, choć zdumiała go taka deklaracja z własnej
strony. Lecz w tej chwili był zbyt zaabsorbowany przejściem do sypialni.
Swojej? Jej?
Jej była bliżej. Objął ją i skierował w stronę pokoju. Nagle coś sobie
przypomniał. Prezerwatywa, idioto. Nie możesz tego robić bez prezerwatywy.
– Zaczekaj – mruknął i zawrócił do łazienki. Miał kilka sztuk w
kosmetyczce z przyborami toaletowymi.
Linda nie puszczała go, trzymając kurczowo za pasek od spodni.
Pociągnął ją za sobą do łazienki i zapalił światło. Sięgnął do kosmetyczki, po
czym odwrócił się do niej.
– Już... – urwał nagłe, widząc jak się zmieniła.
Była blada, powieki miała mocno zaciśnięte.
RS
92
– Lindo?
Zobaczył łzę spływającą po policzku.
– Lindo? Co się stało? – przeraził się. Skąd ten ból na twarzy? – Co ja
zrobiłem?
– Nie ty, nie ty. – Po policzku spłynęła następna łza. Ból głowy,
straszliwy...
Emmett odetchnął z ulgą. Nie sprawił jej bólu. Delikatnie odgarnął jej
włosy z czoła.
– Co mogę dla ciebie zrobić? – spytał.
– Zgaś światło – poprosiła. – Nie mogę znieść światła. Natychmiast to
zrobił, ale jej stan się nie poprawił.
Wziął ją w ramiona.
Tajny agent księgowości, twarda dziewczyna Linda Faraday nie broniła
się. Zaniósł ją do sypialni i ostrożnie położył na łóżku, zdjął z niej sandały i
szorty i przykrył ją kocem. Chwyciła go za ręce i zaczęła coś szeptać.
– Co mówisz, kochanie? – Pochylił się nad nią tak nisko, żeby nie uronić
ani słowa.
– Tabletki – wymamrotała. – Są w apteczce w łazience.
Emmett natychmiast przyniósł lekarstwo i szklankę wody. Linda zażyła
lek, ale wciąż miała zamknięte oczy.
– Światło – szepnęła.
– Jest zgaszone – powiedział. – W pokoju jest ciemno.
– To było światło... nie ty. – Lekko uniosła powieki. – To nie ty sprawiłeś
mi ból.
– Wiem, nigdy tego nie zrobię. – Ułożył ją z powrotem na poduszce.
– Emmett! – Chwyciła go za rękę.
– Jestem tutaj. Przy tobie.
RS
93
– Zostań ze mną – poprosiła.
Nie wahał się, nie mógłby. Nie teraz, gdy po jej policzkach wciąż
spływały łzy. Nie teraz, gdy wydawała się tak krucha i bezbronna. Tkwiła w
nim dusza agenta FBI, obrońcy, który nie mógł opuścić osoby potrzebującej
opieki.
To była sprawa zawodowa, nie osobista.
Nalegała, żeby położył się pod kocem obok niej. Ściągnął więc buty i
dżinsy, został tylko w bokserkach i T–shircie. Linda obróciła się na bok i
wtuliła w niego plecami; nie zauważyła, jak bardzo jest podniecony.
Emmett zignorował więc własne odczucia i objął ją w talii. Cicho
westchnęła. Wpatrywał się w ciemność, kosmyki jej włosów łaskotały mu
twarz. Ogarnęło go dziwne uczucie, którego nie chciał analizować.
Nie, na Boga nie. To nic intymnego, zapewniał sam siebie.
Poznał po rytmie oddechu Lindy, że zasnęła. Rozluźnił ramiona. To
dobrze, pomyślał, widocznie ból ustępuje.
Natomiast jego ból się potęgował. Dawało mu o tym znać jego ciało,
podniecone do granic wytrzymałości. To będzie długa noc, pomyślał, ale
wiedział, że Lindy nie zostawi.
W każdym razie nie tej nocy.
Emmett nie widział wyraźnie. Nigdy nie nosił okularów, ale w tej chwili
było tak, jakby je nosił zawsze i nagle zapomniał włożyć. Światło było
przyćmione, mrużył oczy przemierzając labirynt korytarzy. Słyszał w uszach
bicie własnego serca, w ustach mu zaschło. Poczuł strach.
Nie bał się o siebie. Miał w ręku pistolet i w razie konieczności użyje go.
Bał się, że przybędzie za późno.
Za późno na co? Nie mógł sobie przypomnieć, ale ogarnął go taki
niepokój, że z trudem łapał oddech.
RS
94
Gdzie ona jest?
Ta myśl przemknęła mu przez głowę jak błyskawica. Gdzie ona jest?
Skręcił i poczuł znajomy zapach. Terror, śmierć i krew. Wyschniętą
krew. O Boże! Spóźnił się.
Zaczął biec, obijając się w ciemności o ściany. Tropił zapach, od którego
większość ludzi instynktownie uciekała. Lecz on musiał iść naprzód, bo to
należało do jego obowiązków, do jego pracy.
Pędzić ku przemocy, ku krwi. Znaleźć ciało, bo zapach mówił mu, że
szczęśliwego finału nie będzie.
Następny zakręt i znalazł się w pustym pokoju. Z cienia wyłoniła się
jakaś postać. Wymierzył pistolet w jej kierunku.
– Christopher! – To był jego starszy brat. Nieżyjący Christopher. – Co ty
tutaj robisz?
Duch Christophera nie odpowiedział. Podał mu tylko kasetę z taśmą.
– Nie chcę tego – powiedział Emmett. – Nie chcę.
Christopher potrząsnął taśmą, nalegając, by ją wziął.
– Nie – zaprotestował Emmett. – Nie chcę tego. Chcę jej. Gdzie ona jest?
– Próbował sobie przypomnieć, kim ona jest, ale bezskutecznie.
Nagle kaseta znalazła się w jego ręce, a Christopher podał mu coś jeszcze
– mały magnetofon. Chciał, żeby Emmett odtworzył taśmę. Ale on tego nie
chciał! Nie mógł.
Christopher wyrwał mu kasetę i włożył ją do magnetofonu. Emmett
patrzył z przerażeniem, jak brat naciska guzik
– Nie! – zawołał. – Nie przegrywaj tej taśmy!
– Emmett. – Poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. – Emmett, obudź się.
Wokół panowała ciemność. Prawie nic nie widział.
RS
95
Ktoś znowu go dotknął. Była jeszcze noc, ale teraz rozpoznał otoczenie.
Był w innym pokoju, z szafą i lustrem, leżał w łóżku z... kobietą. Z Lindą.
Jęknął i odwrócił się na plecy.
– Przepraszam. – Zasłonił oczy. – Przepraszam, że cię obudziłem. Jak się
czujesz?
– Lepiej, może niewyraźnie, ale lepiej. Tabletka pomogła. Ale jak ty się
czujesz? Krzyczałeś przez sen.
– Coś mi się śniło – mruknął.
– Zły sen? – Pogładziła jego włosy, jakby był dzieckiem.
Zakłopotany, zsunął się z łóżka.
– Idę do siebie, śpij dobrze – powiedział.
– Najpierw muszę cię przeprosić. – Chwyciła go za łokieć.
– Co?
– Przepraszam za to... co było. Czasem mam jeszcze te bóle głowy –
tłumaczyła się.
– Wiem. Twoi lekarze mnie uprzedzili.
– Tak, mimo wszystko przepraszam.
– Nie musisz. – Wstał z łóżka.
Linda usiadła, przyciskając do piersi prześcieradło. Włosy opadały jej na
nagie ramiona. Emmett wciąż nie mógł się otrząsnąć ze swego snu, podobnie
jak z uczucia upokorzenia, że zaskoczono go, gdy krzyczał przez sen.
– Emmett... – zaczęła Linda. – Pozwól, że jeszcze raz powiem, że... że...
przykro mi, że tak zawiodłam.
– Co? – Stanął obok łóżka. – O czym ty teraz mówisz?
– Myślałam, że tej nocy stanę się prawdziwą kobietą – zniżyła głos. – I
gdyby nie ten potworny ból głowy... a potem wpędziłam cię w te koszmarne
sny.
RS
96
– Moje koszmarne sny nie mają nic wspólnego z tobą – oświadczył. –
Trudno mi się do tego przyznać, ale takie koszmary miałem już nieraz. To nie
twoja wina.
Linda zmarszczyła brwi.
– Dlaczego trudno ci się do tego przyznać? – zdziwiła się. – Nie sądzisz,
że masz prawo do własnych demonów?
– Czy ja wiem? – Emmett westchnął. – Myślę, że nie chcę, żeby one
miały prawo do mnie.
Linda ścisnęła jego dłoń.
– Zawsze słyszałam, że wy, prawdziwi mężczyźni z FBI, nie
potrafilibyście przyznać, że jesteście śmiertelni jak my wszyscy. Ale każdy ma
czasem złe sny, Emmett. Nie znaczy to wcale, że jesteś słaby. Teraz słaba
jestem ja – dodała.
– Słaba? Nie.
– A więc niekompletna. Niecała.
– Lindo. – Usiadł z powrotem na łóżku i przysunął się do niej, tak że
niemal dotykał jej twarzy. – Nie możesz tak mówić ani myśleć. Naprawdę
zaskakujesz mnie swoją siłą i męstwem.
Mruknęła coś, co wskazywało na niedowierzanie.
– Naprawdę – podkreślił. – Choć od tyłu lat obracam się wśród
twardzieli, wciąż nie mogę wyjść z podziwu dla niejednej kobiety, która
fascynuje mnie swoim hartem ducha.
– Miło, że to mówisz, ale...
– Ja wiem, o czym mówię – wpadł jej w słowo. – Ten sen dzisiaj w nocy,
ten koszmar, dotyczył pewnej młodej kobiety, którą podziwiam.
– Kto to jest?
RS
97
– Była – skorygował Emmett. – To ostatnia sprawa, nad którą
pracowałem, zanim postanowiłem odejść z FBI. Dotyczyła młodej kobiety,
Jessiki Chandler. – W chwili, gdy powiedział te słowa, najchętniej by je cofnął.
Ta sprawa, sama Jessica, nigdy nie schodziła mu z myśli. I opowiedzenie o niej
nie uśpi demonów.
– Opowiedz mi o niej – poprosiła Linda.
– Nie. – Od czasu zakończenia śledztwa z nikim o Jessice nie rozmawiał.
A przedtem, gdy sprawa się toczyła, słuchał, co inni o niej mówili, pozwalając
jej matce i ojcu podawać wszystkie szczegóły. Wiedział, jaki był jej ulubiony
kolor, jej ulubiony wypchany zwierzak, ulubiona piosenka. Jej młodsza siostra
powiedziała mu imię pierwszego chłopca, z którym Jessica się całowała, a
starszy brat opowiedział, jak zadrapała samochód rodziców, a on wziął winę na
siebie.
Emmett poznał Jessicę oczami tych, którzy ją najbardziej kochali.
– To nie jest opowieść na dobranoc – powiedział.
– Nie powinienem był o tym wspominać.
– Ale wspomniałeś – zauważyła Linda. – Może potrzebujesz tej
rozmowy?
– Nie. – Potrzebował siły, żeby zapomnieć o tej sprawie. Może wtedy
mógłby się pozbyć nocnych koszmarów? Chciał wymazać ze swojej pamięci te
straszliwe szczegóły.
– Emmett... – nalegała Linda.
– Miała dopiero osiemnaście lat – zaczął bezwiednie.
– Tylko osiemnaście!
– Opowiedz mi o niej – szepnęła. – Chcę, żebyś opowiedział.
Wbrew jego woli oburzenie, rozpacz, poczucie bezsensu, które ogarniały
go ilekroć pomyślał o Jessice Chandler, znów się odezwały. Może to z powodu
RS
98
koszmarnego snu, może z powodu pełnego współczucia, łagodnego głosu
Lindy, postanowił zacząć mówić.
Zamknął oczy, zaciskając mocno powieki.
– Wracała do domu z pracy. Zatrzymała się przy skrzynce na listy na
końcu długiej wiejskiej drogi. Jej brat znalazł tam jej samochód w niecałe pół
godziny później. Drzwi były otwarte, torebka na siedzeniu pasażera, ale Jessiki
nie było.
– Została porwana – domyśliła się Linda.
– Dlatego włączyło się FBI. – Emmett skinął głową.
– Piękna młoda kobieta uprowadzona – historia mrożąca krew w żyłach.
Trudno mieć nadzieję w tej sytuacji. Ale jej rodzina ją miała. To była
niezwykła rodzina. Wierzyli w Jessicę i jej zdolność zapanowania nad
przeciwnościami losu.
Linda pogłaskała go po ręce.
– Poznałeś jej rodzinę.
– Tak. Poznałem rodzinę, a poprzez nią Jessicę. Gdy porywacze zaczęli
dzwonić, niemal uwierzyłem, że ten koszmar skończy się szczęśliwie.
Emmett był w domu Chandlerów, czekając z rodzicami i rodzeństwem
Jessiki na telefon. Wtedy zobaczył, jak wygląda bliska sobie, kochająca się
rodzina i rozpaczliwie pragnął, żeby ich męka szczęśliwie się skończyła.
– Ale porywacz igrał z nami – kontynuował. – Żadnych jednoznacznych
odpowiedzi, żadnych rozmów przez telefon z Jessicą, tylko informacja, że ma
ją w swoich rękach. Nigdy nie był przy telefonie na tyle długo, żeby można go
było namierzyć. Tak samo postępował Jason, kiedy przetrzymywał Lily
Fortune.
– Ale znalazłeś go?
RS
99
– Później. Dopiero po odnalezieniu Jessiki. – Emmett otworzył oczy.
Zaczynało świtać, pokój przybrał perłowy odcień.
– Po tygodniu takich telefonów podał nam namiary – mówił dalej. –
Znaleźliśmy Jessicę we wskazanym miejscu, tyle że nie żyła i nie czekała na
nas. Znajdowała się metr pod ziemią, w płytkim grobie, w którym ją umieścił
po zamordowaniu dwa dni wcześniej.
Linda nie drgnęła, nie krzyknęła, nie zerwała się na równe nogi.
Przysunęła się do Emmetta i objęła go, wtulając głowę w jego ramię. Czuł pod
policzkami jej jedwabiste włosy. Położył dłonie na jej szczupłych plecach.
Było coś jeszcze, coś gorszego.
– Pogrzebał ją z kasetą magnetofonową. Pozwolił jej nagrać ostatnie
przesłanie do rodziny i przyjaciół.
Linda objęła go mocniej.
– Były to najczulsze słowa, jakie mogłabyś sobie wyobrazić – ciągnął. –
Prosiła, żeby nie wspominali jej ostatnich chwil życia, lecz zapamiętali ją taką,
jaka była przedtem. W czasie świąt, urodzin, wszystkich szczęśliwych dni. A
potem zaśpiewała. Starą piosenkę Simona i Garfunkela „Feelin' Groovy".
Wyobrażasz sobie? – Głos mu się załamał. – Według tego, co mi mówiono, w
ogóle nie miała głosu i nie potrafiła utrzymać tonacji, ale na tym nagraniu
śpiewała anielskim głosem. Każdy ci to powie. Naprawdę, jakby anioł śpiewał
tę piosenkę. Sam słyszałem.
– Och, Emmett. To musiała być wspaniała dziewczyna.
– Mówiłem ci. Była dzielna i silna. A ja nie zdołałem jej uratować. Nagle
znalazłem się jakby w czarnej otchłani. Uciekłem do chaty w Nowym
Meksyku, ale byłem tam tylko fizycznie. Psychicznie wciąż tkwiłem w czarnej
dziurze, dopiero ty rzuciłaś mi trochę światła.
– Ja? – zdziwiła się Linda.
RS
100
– Mam skłonność do widzenia świata w kolorach czarno–białych.
Przegrani, zwycięzcy, ofiary, przestępcy...
– Martwi, żywi – dokończyła Linda.
– I śpiący oraz obudzeni.
Linda podciągnęła wyżej prześcieradło i przechyliła głowę.
– A ja ci uzmysłowiłam, że to nie jest takie proste, że jest jeszcze kolor
szary.
– Żebyś wiedziała – zgodził się Emmett. – Ty żyjesz i masz się dobrze.
Nie dajesz się. Chcesz odzyskać normalne życie. Wiem, że ci się to uda.
W pokoju było już jasno. Linda wyglądała niczym wschód słońca, ze
złotymi włosami i delikatnie zaróżowioną cerą. Mógłby przez cały dzień nie
odrywać od niej wzroku. Wnosiła bowiem światło dnia w bezlitosną noc, która
stanowiła jego egzystencję.
– Twoja dzielność i hart ducha pozwalają mi ponownie uwierzyć w dobro
i w to, że dobro zwycięży – powiedział Emmett.
Wtuliła się w jego ramiona.
– To chyba najmilsze słowa, jakie kiedykolwiek usłyszałam – szepnęła.
To najmilsza rzecz, jaką ktoś dla mnie zrobił, pomyślał Emmett. Dzięki
Lindzie znów poczuł się niemal człowiekiem. Mężczyzną.
Linda przywróciła go do życia.
Poczuł, że kosmyki jej włosów są mokre. Uniósł jej głowę.
– Wybacz – powiedział. – Ty płaczesz?
– Ty też. – Dotknęła jego twarzy.
RS
101
ROZDZIAŁ ÓSMY
Linda pochwyciła niedowierzający wyraz twarzy Emmetta, gdy dotknął
swojej twarzy, żeby poczuć łzy. Nie powinna mu tego mówić. Żaden
mężczyzna nie lubi słuchać takich rzeczy. Lecz jej usta były szybsze niż umysł,
a to się zdarzało ludziom po odzyskaniu świadomości. On jednak też ją
zaskoczył, mówiąc o jej sile i męstwie.
Prawie mu uwierzyła.
Otarł policzek wierzchem dłoni.
– Nie wiem, czy ukryć swoją twarz, czy pocałować twoją – powiedział.
Był piękny, surowy i męski, wyglądał bardzo pociągająco.
– Całowanie brzmi nieźle – szepnęła, przyciskając policzek do jego
ciepłej dłoni i muskając ustami jego palce.
Uniósł jej brodę i przycisnął wargi do jej ust delikatnie jak motyl. A
potem ujął w dłonie jej nagą pierś, znowu delikatnie jak motyl. Spuściła wzrok,
zaskoczona swoją nagością. W czasie gdy rozmawiali koc się zsunął i nikt tego
nie zauważył.
Skupiła się na nim. Obserwowała dłonie Emmetta pieszczące jej
delikatną skórę, kciuk dotykający twardniejące sutki. Widok jego ciemnej
skóry przy swojej jasnej był tak samo podniecający jak dotyk jego palców
drażniących jej wrażliwe miejsca na ciele.
Delikatnie pchnął ją na poduszki. Ściągnął z siebie podkoszulek i
pochylił się nad jej nagimi piersiami.
– Teraz ja się nimi zajmę – rzekł. – Odświeżę twoją pamięć, ile razy
zapragniesz.
Prawie go nie słyszała, zajęta podziwianiem jego mięśni.
– Okay – mruknęła i uniosła się tak, że jej sutki dotknęły jego torsu.
RS
102
Jęknął.
– To boli? – spytała ze szczerą naiwnością. – Zrobiłam coś nie tak?
– Cicho, w tę grę grają dwie osoby.
Dotykał ustami jej warg, raz, drugi, trzeci, potem pocałunki stawały się
dłuższe, głębsze, bardziej namiętne. Po chwili usta wędrowały w dół szyi, za
uszami, do obojczyka, wreszcie do zagłębienia między piersiami.
Objął ręką jedną pierś, Linda wstrzymała oddech, czekając na rozkoszny
dotyk jego gorących warg, ale on tylko musnął policzkiem jej twardy sutek, a
ją przeszedł dreszcz. Gdy przesunął rękę do drugiej piersi, zastygła w
oczekiwaniu. Pragnęła czegoś więcej.
Czekała, co nastąpi dalej.
Popatrzył na nią, po czym uniósł głowę.
Linda miała ochotę zamknąć go w sobie.
Musiał o tym wiedzieć. Uśmiechnął się lekko.
– Myślę, że nadszedł czas na małe przypomnienie – powiedział. – Proś o
co chcesz, kochanie. Prawdę mówiąc, to polecenie.
– Słowa... – zawahała się. – Słowa nie zawsze łatwo przechodzą przez
usta.
– Więc pokaż, czego pragniesz.
Była przekonana, że on już wie. Lecz to było polecenie, a ona nie chciała
zrobić niczego niewłaściwie.
Wsunęła palce w jego włosy i przyciągnęła jego głowę do swoich piersi,
żeby dotknął ich wargami. A potem wygięła ciało w łuk.
– Tak – usłyszała swój głos. – Tak, tak, tak.
– A teraz – powiedział Emmett – chcę cię zobaczyć całą.
Nagle się zawstydziła, zesztywniała. Słońce wzeszło i zalało pokój
porannym światłem.
RS
103
– Zawsze robiłam to po ciemku – wyznała, nie wiedząc, dlaczego tak się
denerwuje.
– A więc będę twoim pierwszym dziennym mężczyzną – skomentował
Emmett.
Dzienny mężczyzna. Ponury i przygnębiony Emmett, który miał tyle
własnych demonów, wszedł w jej życie, żeby jej pomóc. I być z nią. Może
potrafią oboje wnieść wzajemnie trochę światła w swoje życie.
– Proszę. – Wyciągnęła do niego ramiona.
Zsunął bokserki, nałożył prezerwatywę i wcisnął się między jej uda.
Zamknęła oczy. Czuła na sobie jego ciężar, jego ciało, tak męskie i
muskularne.
– Nasza pamięć – szepnął. – Twoje nogi kochanie, obejmij mnie nimi i
unieś biodra.
– Och – westchnęła, gdy poczuła jak się w nią wślizguje. Będąc w niej,
Emmett oparł się na biodrach i znieruchomiał.
Poruszyła biodrami. Emmett się uśmiechnął.
– Patrzę na ciebie z rozkoszą – rzekł. – Twoje oczy są tak niebieskie.
Twoje policzki zaróżowione, a twoje usta i sutki mają kolor malin. – Przesunął
język po jej dolnej wardze. – Pyszne.
Chwyciła jego głowę i przytrzymała ją, domagając się pocałunku. Teraz
zaczął się poruszać, najpierw wolno, pragnąc i ją pobudzić, potem coraz
szybciej.
Linda wtulała się w niego, oddychając ciężko. Ach, to tak? – pomyślała.
Cofnął nieco biodra, po czym ponownie się w nią zagłębił. Przywarła do
niego całym ciałem, poddając się rytmowi jego ruchów. Zbliżył usta do jej
ucha.
RS
104
– Już sobie przypomniałaś, prawda? – szepnął. – Pamiętasz, jak staramy
się wytrzymać jak długo się da, pieszcząc się, podniecając, budując napięcie?
Skinęła głową, choć nigdy dotychczas nie przeżywała tego, co teraz.
Jakże by to było możliwe, skoro Emmett nigdy przedtem nie trzymał jej w
ramionach, nie był w niej, nie dotykał jej ciała i nie doprowadzał do rozkoszy?
Przetoczył się na plecy i znalazła się nad nim. Nigdy tak nie było,
naprawdę nigdy, bo pokój był zalany słońcem, które dodatkowo rozgrzewało
jej skórę. Promienie wpadały przez okno, obmywając tors Emmetta i
przepływając po niej, gdy uklękła i objęła udami jego biodra. Przykrył jej
piersi dłońmi i uniósł się lekko.
Nigdy tak nie było, bo każdy jego ruch potęgował podniecenie, unosząc
ją na szczyty, których jeszcze nie znała. Pod opuszczonymi powiekami
widziała tęczę kolorów. Usłyszała własne pojękiwanie i czekała, co nastąpi
potem. W końcu opadła na niego, niemal bez świadomości.
– Lindo.
Otworzyła oczy, uniosła się. Emmett patrzył na nią. Jedną rękę przesunął
na jej brzuch i jeszcze niżej, w miejsce, gdzie ich ciała się stykały.
– Odświeżamy pamięć – powiedział. – Nadeszła ta chwila.
Poczuła ucisk jego palców, zadrżała i jak przez mgłę usłyszała jęk
Emmetta. Miała wrażenie, że za chwilę rozpadnie się na tysiące kawałeczków.
Jej dzienny mężczyzna, pomyślała. I z tą radosną myślą zasnęła.
Wychodząc z domu na poranną kawę, Jason wsunął do kieszeni trochę
pieniędzy. Jednym z większych problemów w tej zabawie w kotka i myszkę
było to, że musiał nosić ze sobą te cholerne pieniądze. Nie mógł złożyć ich w
banku, bo uchwyciłyby go kamery bankowe, no i nie mógłby ich w każdej
chwili podejmować. A on chciał mieć dostęp do swoich pieniędzy przez całą
dobę.
RS
105
Po przejęciu dwóch milionów okupu za Lily Fortune błyskawicznie zwiał
ukradzionym lexusem. Wiedział jednak, że daleko nim nie zajedzie, bo
właściciel złoży zawiadomienie o kradzieży.
Zostawił lexusa w najbliższym miasteczku i kupił starego grata od
jakiegoś dziwaka, który znał tylko hiszpański. Skoro ten powitał go na progu
swego domu z karabinem, Jason wiedział, że będzie równie nieprzyjazny w
stosunku do ewentualnych gliniarzy. Uznał więc, że może bezpiecznie
zostawić jeden z worków z pieniędzmi w bagażniku skorodowanego buicka.
Drugi worek musiał taszczyć ze sobą. Wynajęty pokój w motelu miał w
drzwiach byle jakie zamki i klientelę, która unikała patrzenia w oczy. Jego
obecne miejsce pobytu było już lepsze. Dobrze się czuł, mogąc wywiesić na
drzwiach tabliczkę „Nie przeszkadzać" i umieścić łup w szafce pod
telewizorem.
Jason poszedł parę przecznic dalej, mijając po drodze sklep spożywczy i
inny bar, w którym był wcześniej. Nie chciał, żeby go zapamiętano jako
bywalca.
Stanął w kolejce, czekając wraz z innymi na kawę. Kobieta w służbowym
stroju stojąca przed nim obejrzała się, uśmiechnęła i wskazała na tych, którzy
stali bliżej kasy.
– Każdego dnia myślę, że powinnam zaoszczędzić cztery dolary i nie
wstawać kilku minut wcześniej, żeby ustawić się w tej kolejce, a mimo to
każdego dnia to robię – powiedziała.
Jason odpowiedział jej uśmiechem. Podobał się kobietom, zawsze tak
było.
– No tak – odrzekł. – Byłoby prościej, gdyby miała pani w biurze swój
zapas kawy.
Podszedł do kasy razem z nią.
RS
106
– Zapłacę za nas dwoje – powiedział kasjerce.
– Co pani zamawia? – zwrócił się do nowo poznanej kobiety.
Wzięli kawę i usiedli przy małym stoliku. Jason uznał, że pojawienie się
z kobietą u boku będzie go chronić, gdyby ewentualnie ktoś go tutaj szukał.
Poza tym kobieta była ładna, a on nie miał ostatnio okazji rozmawiać z ładną
kobietą.
– A więc czym się pan zajmuje? – spytała. Miała na imię Joanne i była
architektem.
– Jestem prywatnym detektywem.
– Niemożliwe. – Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Ależ tak. Właśnie pracuję nad sprawą zaginionej osoby. – Nie było to
zupełnie pozbawione prawdy. Nie mógł opuścić kraju, dopóki nie znajdzie
Emmetta i go nie unieszkodliwi.
– Fascynujące, niesłychane. – Joanne była zaintrygowana.
Sposób, w jaki na niego patrzyła, wskazywał, że prywatny detektyw był
cholernie dobrym zawodem. Niezależnie od tego, gdzie w końcu wyląduje – w
Meksyku,
Australii czy Brazylii – miał zamiar wyrobić sobie kilka wizytówek.
Jason Jamison – nie, odpada. Pomyślał o swoim nowym nazwisku, Frank
Dixon. Najpierw kupił paszport na nazwisko Jordan Collins, ale to
wywoływało w nim nieprzyjemne skojarzenia z Collinem Jamisonem,
kuzynem, zajmującym ważne stanowisko publiczne. Dlatego kupił następny, w
którym figurował jako Frank Dixon. Wizytówka: Frank Dixon – prywatny
detektyw, będzie się podobała. On też się będzie podobał. Joanne zaczęła pić
kawę.
– Co pana skłoniło do wybrania takiej pracy? – zainteresowała się.
RS
107
Jason przybrał smutny wyraz twarzy i wpatrzył się w przestrzeń przed
sobą.
– Moja żona... została zamordowana – powiedział. – Nie bardzo minął się
z prawdą, z wyjątkiem tego, że Melissa nie była jego żoną i to on ją
zamordował.
Joanne chwyciła go za rękę.
– Mój Boże, tak mi przykro.
– To było bolesne doświadczenie, chyba nie muszę dodawać. Teraz
poświęciłem się... – Pomyślał o świętoszkowatym młodszym bracie –
wymiarowi sprawiedliwości.
Joanne wpatrywała się w niego z nieukrywanym współczuciem. I
podziwem.
– Jak sobie pan z tym radzi? – spytała. – Pewno dużo siedzi przy
komputerze...
– Czasami. – Jason wzruszył ramionami. – Ale najczęściej wystarczy
zadawać właściwe pytania właściwym ludziom. Mężczyzna, którego
poszukuję, zatrzymał się w motelu w małym mieście Red Rock. Dwa tygodnie
temu się wymeldował.
Wkurzyło Jasona, że nie wziął pod uwagę, iż Emmett może opuścić
okolice rancza Fortune'ów. Jason przypuszczał, że będzie tkwił przy wdowie.
W końcu cały czas jej się podlizywał. Ale gdy tylko stary wyciągnął kopyta,
Emmett się zmył. Dostał, co chciał, ten piękny spadek od Ryana. Skandal!
Tylko pokrzyżował Jasonowi jego plany.
– A więc jak pan zamierza znaleźć tę zaginioną osobę? – Usłyszał nagle
głos Joanne.
– Słucham? – Pogrążony w myślach zapomniał, o co pytała.
– Pytałam, jak pan zamierza znaleźć tę zaginioną osobę?
RS
108
– Ach tak. To proste. Kiedy się zorientowałem, że mój cel opuścił hotel,
zadzwoniłem, żeby zapytać, czy zostawił adres kontaktowy.
– Podają takie informacje przez telefon? – zainteresowała się Joanne.
– Powiedziałem, że mam dla niego przesyłkę z Waszyngtonu. Na
wzmiankę o stolicy każdy myśli, że chodzi o coś ważnego.
– A więc wie pan, gdzie jest teraz ten mężczyzna? Jason chciałby
wiedzieć.
– Obawiam się, że nie jest to takie proste – odrzekł. – Zostawił adres
kontaktowy, ale to jest adres służbowy.
Jason dobrze znał ten adres. Główna siedziba Fortune TX, Ltd. na
Kingston Street, nazwana tak na cześć tego skąpego bękarta, który przed laty
nie chciał pomóc jego dziadkowi, Farleyowi. Kilka miesięcy temu Jason
pracował w tym biurowcu, planując wykorzystanie swojej wiedzy biznesowej i
sprytu do finansowej ruiny i osobistej klęski syna Kingstona, Ryana.
– A więc to był podstęp? Chęć zbicia z tropu szukających go ludzi? –
spytała Joanne.
– Nie, on ma pewne powiązania z tą firmą. Domyślam się, że prędzej czy
później zjawi się tam. Będę obserwował to miejsce, węszył za nim. Jest w San
Antonio, a teraz i ja tu jestem. Znajdę go.
Emmett ocknął się z głębokiego snu, zdziwiony, że tak dobrze spał. Od
lat mu się to nie zdarzało. Otworzył oczy i spostrzegł jasne światło, które
wskazywało, że dawno już minął poranek. Obok niego ktoś leżał pod
spiętrzonym prześcieradłem; ubawiło go to, ale i zatrwożyło z lekka.
Było im ze sobą wspaniale, ale, do licha, musi być ostrożny, żeby nie
dawać Lindzie powodów do wyciągania błędnych wniosków.
Nie zamierzał tutaj zostać.
RS
109
Postać pod prześcieradłem poruszyła się, przeciągnęła. Wysunęła rękę i
dotknęła jego gołego torsu. Znieruchomiała. Potem delikatna dłoń pogłaskała
go, jakby starając się odgadnąć, czego dotyka.
Prześcieradło zsunęło się z głowy Lindy, popatrzyła na niego
skonsternowana.
Nie wiedział, dlaczego na widok jej miny miał ochotę się roześmiać.
– Odświeżanie pamięci – powiedział. – My... – jak to wyrazić, żeby
uniknąć zwodniczego słowa „kochać się" albo prostackiego „uprawiać seks" –
utrzymujemy teraz ze sobą intymne stosunki – dokończył.
Linda chwyciła brzeg prześcieradła i trzymała je przy samej szyi.
– Intymne stosunki?
Natychmiast stracił ochotę do śmiechu. Ogarnął go niepokój. Nie był w
stanie wyczytać niczego z twarzy Lindy i nawet nie wiedział, jakich uczuć od
niej oczekuje. Zadowolenia, owszem. Ale czego jeszcze? Nie powinien był
opowiadać jej o sobie. Nie o Jessice Chandler i depresjach, jakie przeżywał.
Ciemnościach, z jakimi walczył.
Linda usiadła, wciąż zasłaniając się prześcieradłem. Był ciekaw, jak
skomentuje jego słowa.
– Czy to znaczy, że zrobisz kawę, gdy ja będę brała prysznic? – spytała.
Kiwnął głową i pomknął do kuchni. Do diabła, znów się uśmiechał. Już
się nastawił na wygłoszenie mowy o braku perspektyw wspólnej przyszłości,
gdy tymczasem ona pozbawiła go tej możliwości, prosząc jedynie o zaparzenie
kawy, nic więcej.
Lily Fortune miała rację. Linda mogła nie być zainteresowana jego stałą
pomocą.
Po półgodzinie wszystko już było tak jak każdego poranka, odkąd
zamieszkali razem w domku dla gości. Siedzieli oboje przy stole, popijając
RS
110
kawę i przeglądając gazety. Emmett stwierdził, że jest z tego zadowolony,
oczywiście, ale czy to nie było dziwne? Rzadko było tak, żeby po nocy z
dziewczyną jadł z nią śniadanie.
Czy ona też oczekiwała od niego przygody na jedną noc?
Linda przewróciła gazetę i westchnęła. Zerknął na nią kątem oka.
Wyglądała bardzo świeżo, tylko lekko zmarszczyła czoło.
– Dlaczego westchnęłaś? – spytał. – O czym myślisz?
– O przyszłości – odrzekła.
Zmarszczka na czole pogłębiła się.
Emmettowi serce załomotało. Do diabła! Miał rację. Powinien był
trzymać się od niej z daleka, bo teraz ona zechce, żeby się zbliżyli do siebie. A
to nie było jego zamiarem.
– Jak to o przyszłości? – zaniepokoił się.
Linda postukała palcem w gazetę.
– O mojej przyszłej pracy – odpowiedziała. Zamrugał oczami. Był
pewien, że zamierzała mówić o nich, ale znów go zaskoczyła. Popił kawy i
spojrzał na jej gazetę, chcąc zobaczyć, co czyta. Ogłoszenia drobne.
– Nie szukają tajnego agenta księgowości? – spytał.
– Jeśli nie przestaniesz, to pożałujesz – ostrzegła, rzucając mu zaczepne
spojrzenie.
Już żałował. Patrząc na jej lekko wydęte usta, mógł myśleć tylko o tym,
żeby ją znowu pocałować, objąć, wdychać jej zapach, czuć jej uda ściskające
jego biodra.
– Nie miałem pojęcia, że tak ci spieszno wznowić karierę zawodową –
zauważył.
– Moja dawna kariera się skończyła. Jest kilka powodów, dla których nie
byłabym miłe widziana w Departamencie Skarbu – powiedziała Linda. –
RS
111
Pierwszy i główny to ten, że wykazałam wyraźny brak wyczucia sytuacji,
wiążąc się z Cameronem Fortune'em, obiektem dochodzenia.
Emmett upił łyk kawy, by ukryć swoją reakcję na dźwięk nazwiska
tamtego mężczyzny. Szczerze mówiąc, nienawidził tego gościa. Ryan
powiedział mu, jakim typem człowieka był jego brat, i Emmett nie miał
najmniejszych wątpliwości, że Cameron uwiódł młodziutką Lindę z wprawą,
która ją zaskoczyła, i... zachwyciła. Była młoda i samotna, szukała rodziny, co
czyniło ją bardziej podatną na sztuczki dużo od niej starszego mężczyzny.
– Mnie też nie podobałby się pomysł twego powrotu do dawnej pracy –
wyrwało mu się bezwiednie.
Skąd te słowa? Przecież nie chciał się wtrącać w jej przyszłość. Nie
chciał, żeby ona oczekiwała w tej sprawie jego opinii.
Popatrzyła na niego zdezorientowana.
– Ze względu na Rickiego – wyjaśnił. – Myślę o nim.
– Pewnie masz rację. – Linda skinęła głową, traktując jego słowa
najzupełniej normalnie. – Mam teraz małego syna. I odpowiedzialność, którą
traktuję poważnie. Muszę znaleźć taką pracę, w której nie będę narażać swego
zdrowia i dobrego samopoczucia. Muszę mieć czas dla Rickiego. – Znowu
zmarszczyła brwi. – Jeśli będzie tego ode mnie oczekiwał.
Widząc, jak zadrżały jej wargi, Emmett znów poczuł ukłucie w piersiach.
– Nie chciałbym mieszać się za bardzo w twoje sprawy osobiste –
powiedział, jak gdyby jeszcze niedawno nie całował jej ust i nie pieścił jej
piersi – ale rozumiem, że Ryan zabezpieczył was finansowo na resztę życia,
tworząc specjalny fundusz powierniczy. Nie musisz pracować.
Może była to zbyt osobista uwaga, bo Linda zmarszczyła brwi i rzuciła
mu spojrzenie spod oka.
RS
112
– Mam nadzieję, że nie będzie to zbyt osobiste, ale rozumiem, że Ryan
też ci zostawił niemało pieniędzy, a jakoś nie słyszę, żebyś rozważał leżenie
martwym bykiem przez resztę życia, panie agencie federalny – odcięła się.
– Ja... Myślę, że nie wrócę do FBI, jeśli o to ci chodzi.
Po raz pierwszy wypowiedział myśl, z którą nosił się od pewnego czasu.
Nie zamierza wrócić do FBI?
– Dlaczego?
– Pracując jako agent FBI musisz mieć nadzieję – powiedział z
namysłem. – Ja ją prawie utraciłem. Poza tym musisz się angażować bez reszty
w to, co robisz, a ja już nie przejmuję się dostatecznie sprawami, które pro-
wadzę.
– Albo przejmujesz się za bardzo – zauważyła Linda.
– Nie. – To nie była prawda. Nie chciał, żeby to była prawda. – Jestem z
wykształcenia prawnikiem, więc przypuszczalnie zajmę się obroną nadzianych
klientów.
– Nie wierzę w to nic a nic – pokręciła głową Linda.
– Masz rację. – Emmett nie próbował udawać, że nie docenia jej wiary w
niego. – Ale chciałbym zrobić coś związanego z moim kierunkiem studiów.
Linda zamyśliła się przez chwilę.
– Mam pomysł – powiedziała po paru minutach.
– Pomysł na swoją karierę?
– Nie, na twoją.
– Moją?
– Nie denerwuj się. Ja tylko myślę o twojej przyszłości.
– Nie denerwuję się – obruszył się. Ona zaczynała myśleć za niego.
Obudził się zatroskany, że będzie musiał wyjaśnić sprawę ich przyszłości, a
RS
113
teraz to ona próbowała zaplanować mu życie. Życie bez niej. Czy nie powinna
chcieć od niego czegoś więcej?
Zasługiwała na to, żeby mieć od mężczyzny wszystko.
– Nie interesuje cię mój pomysł? – spytała.
– Sądzę, że i tak się dowiem.
– Cóż, masz rację. Myślałam o Ryanie, i o tym, ile mu oboje z Rickim
zawdzięczamy, i myślałam o tych wszystkich ludziach i organizacjach
charytatywnych, którym przez lata pomagał. Lily powiedziała mi, że Ryan
chciał założyć coś w rodzaju fundacji charytatywnej, ale nie zdążył.
– Człowiek taki jak Ryan nie powinien był odejść tak wcześnie. –
Emmett zacisnął dłoń na kubku z kawą.
– Powiem ci, co możesz zrobić – ciągnęła Linda. Emmett podniósł na nią
wzrok. – Możesz założyć fundację. Ryan zostawił pieniądze. Potrzebny jest
tylko ktoś, kto orientuje się w przepisach prawnych i kto znał serce Ryana. To
byłaby dobra robota, Emmett, i sposób na zagospodarowanie jego dziedzictwa.
Jestem pewna, że Lily to poprze.
Emmett nie mógł wprost uwierzyć w cudowną prostotę tego pomysłu.
– To by znaczyło pozostanie tutaj, w Teksasie. – Zastanowił się.
– Tak myślę. – Linda się zaczerwieniła.
Byliby więc w tym samym stanie? Jednak myśli o wspólnej przyszłości.
Albo martwi się, że został zmuszony do przebywania w jej pobliżu.
Może i tak, gdy nagle i jemu przyszła do głowy pewna myśl.
– Taka fundacja będzie potrzebować na pewno tajnego agenta
księgowości – powiedział. – No, może niekoniecznie tajnego, ale na pewno
księgowej.
RS
114
Linda podniosła wzrok znad filiżanki. Nie wiedział, co to znaczy.
Otworzyła usta, a on przygotował się na najgorsze. Czy to znaczy, że się
zgadza?
Rozległo się głośne walenie w drzwi. Przez szybę zobaczył twarz
Rickiego. Przerwał pełną napięcia chwilę.
Dzięki Bogu, pomyślał Emmett. I, do diabła.
RS
115
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Niecałą godzinę później Emmett obserwował z kuchennego okna, jak
Linda biega z Rickim po boisku. Chłopiec był dobrym graczem, Linda
przeciwnie, ale jakoś razem dawali sobie radę. Linda starała się być dobrą
matką. I była nią.
Nie namyślając się wiele, sięgnął po komórkę i wystukał znany numer,
pod który w ostatnich latach dzwonił bardzo rzadko. Usłyszał łagodny głos, na
którego dźwięk, targany wyrzutami sumienia, omal nie przerwał połączenia.
Ale jego wzrok znów padł na Rickiego i Lindę, więc przełamał swoje opory.
– Witaj mamo, to ja – powiedział.
– Emmett! Tak się cieszę, że dzwonisz.
– Nie mówiąc o tym, że jesteś zdziwiona, prawda? Oczami wyobraźni
widział matkę w kuchni, parzącą poranną herbatę. Na pogrzebie Christophera
przysiągł sobie, że będzie częściej kontaktował się z rodzicami, ale tak się
stało, że znów się od nich oddalił.
– Może i jestem zdziwiona, ale to nie zmienia faktu, że cieszę się, słysząc
twój głos – odparła matka.
Darcy Derosier była ongiś gwiazdą małego miasta w Teksasie, gdy jego
ojciec tam się zabłąkał, dotknięty zanikiem pamięci po wypadku
samochodowym. Blake Jamison został otoczony opieką przez rodzinę
Derosierów i zdobył serce ich pięknej córki. Darcy była delikatną, a zarazem
silną kobietą Południa, jedną z tych, które określano mianem stalowych
magnolii. Emmett wiedział, jak ciężko przeżyła stratę swoich dwóch synów:
zamordowanego Christophera i Jasona, którego zbrodniczej działalności nikt
nie był w stanie ani wytłumaczyć, ani usprawiedliwić.
– Co u ciebie, mamo? – spytał.
RS
116
– Trzymam się – westchnęła lekko Darcy. – Ustanowiliśmy z ojcem
stypendium pamięci Christophera w twoim dawnym liceum.
– Świetny pomysł. – Emmett odetchnął głęboko. Rozważam założenie
fundacji, żeby zrealizować projekty Ryana.
– Chcesz odejść z FBI? – zdziwiła się Darcy.
– Tak, chyba tak. – Im częściej to mówił, tym bardziej słuszne mu się to
wydawało. – Myślisz, że to zły pomysł?
– Myślę, że nie masz złych pomysłów, synu. Zawsze byłeś dobry w tym,
co robiłeś, ale oczywiście wciąż się o ciebie martwię. Egzekwowanie prawa
jest niebezpiecznym zajęciem, a teraz nawet bardziej niż kiedyś.
– Nigdy nie byłem ranny, mamo – przypomniał jej.
– Tak, ale martwię się o twoją psychikę, o twoje serce – powiedziała
Darcy. – Masz do czynienia z ciemnymi sprawami.
– Tak. – Ojciec musiał jej powiedzieć, że znalazł go w górach Sandia
parę miesięcy temu, kiedy próbował utopić ból w alkoholu. Lecz po ostatniej
nocy... po prostu teraz nie chciał już drążyć tego tematu.
– Będę zadowolona, kiedy skończysz z FBI – powiedziała Darcy.
– Najpierw muszę odnaleźć Jasona. – W tym samym momencie
pożałował, że wymienił imię brata.
– Z tego też będę zadowolona. – Matka zniżyła głos niemal do szeptu. –
Nie mogę znieść myśli, że mógłby jeszcze kogoś skrzywdzić.
– To nie twoja wina, mamo, przecież wiesz.
– Powinieneś wiedzieć synu, że matki zawsze niosą na sobie ciężar winy,
choć równocześnie potrafią wybaczać.
Emmett wiedział, że te słowa i do niego się odnoszą. Matka była
niezwykłą kobietą. Jej rana była głęboka, ale równie głęboka była miłość, jaką
żywiła do swoich synów.
RS
117
– Chciałbym, żebyś poznała pewną szczególną matkę – rzekł.
Popatrzył na Lindę, która właśnie oglądała brudne ręce Rickiego.
Wczoraj pokazał Emmettowi małą drzazgę. Teraz wyglądało, że zabiega o
współczucie u swojej mamy.
– Szczególną matkę czy szczególną kobietę? – spytała Darcy Jamison.
Bystra, pomyślał Emmett.
– Jedno i drugie.
– Mówisz o tej dziewczynie, Lindzie, którą Ryan polecił twojej opiece –
domyśliła się od razu Darcy. – Tej, z którą mieszkasz?
– Nie jest dziewczyną. Jest... – kobietą, chciał powiedzieć. Ale jego
sprytna mama odpowiednio by to sobie zinterpretowała. – Jest trochę starsza
ode mnie, jeśli o to chodzi. A jej dzieciak... Polubiłabyś go.
– Wygląda na to, że i ty go lubisz.
– No tak, nie przeczę. Trudno go nie lubić. Ma dziesięć lat, gra w piłkę
nożną, reguluje ruch na przejściu przed szkołą i jest lepszy w ortografii ode
mnie – wyliczał Emmett. – Przepada za pizzą hawajską i nie lubi myć rąk.
– Te dwie ostatnie cechy kogoś mi przypominają – roześmiała się Darcy
Jamison.
Ten śmiech podziałał jak balsam na duszę Emmetta.
– Powinnaś nas odwiedzić – zachęcił matkę. – Lily planuje wielkie
spotkanie rodu Fortune'ów pod koniec miesiąca.
– Och, Emmett, sama nie wiem... – zawahała się Darcy.
– Ale ja wiem. Chcę, żebyś poznała Rickiego. Może potrzebować...
– Babci?
Emmett zaniemówił. Czyżby o tym myślał? Gdyby jego matka była
babcią Rickiego, to wtedy on zostałby jego... ojcem. Czy brał taką możliwość
pod uwagę?
RS
118
Chłopiec wpadł do kuchni w chwili, gdy Emmett zadał sobie to pytanie.
Za nim weszła Linda. Emmett oparł się 0 lodówkę i utkwił w niej spojrzenie.
Gdyby został ojcem Rickiego, to stałby się... mężem Lindy.
Chyba właśnie o tym myślał.
– Emmett? – Usłyszał głos matki.
– Jestem, mamo.
– Jakie jest ulubione ciasto tego chłopca?
– Nie wiem, zaczekaj. – Podał telefon Rickiemu. – Do ciebie, kolego.
– Do mnie?
– Chodzi o ciasto. To moja matka, więc bądź miły.
– Halo? – odezwał się chłopiec.
– Co to wszystko znaczy? – Linda popatrzyła zdziwiona na Emmetta.
Jak daleko moglibyśmy się posunąć? Dlaczego o tym myślę? Uśmiechnął
się, podszedł do niej i uniósł jej twarz do pocałunku. Przestraszyła się i
wskazała na Rickiego.
Chłopiec jednak był do nich odwrócony plecami. Emmett słyszał, jak
przystał na szarlotkę i ciasto brzoskwiniowe, ale zdecydowanie odmówił
placka z borówkami. Emmett też nigdy go nie lubił.
– Chwilowo jest zajęty – mruknął Emmett i po raz drugi pocałował
Lindę. – Za parę lat będzie myślał o deserze i o całowaniu równocześnie.
Linda wydawała się zmieszana. On też był zmieszany. Mimo to nigdy w
życiu nie miał w sobie tyle optymizmu.
Jakie to dziwne. Przed chwilą niepokoił się, że Linda może myśleć o ich
wspólnej przyszłości. Teraz to on wyobrażał sobie ich razem. Powiedział jej,
że wniosła światło w jego życie i, na Boga, to była prawda.
– Ona mówi, że ty nie tylko byłeś kiepski z ortografii, ale nie umiałeś
ścielić łóżka. – Ricky odjął telefon od ucha i krztusił się ze śmiechu.
RS
119
– Daj mi telefon. – Emmett wyrwał mu komórkę. – Mamo, nie powinnaś
zdradzać wszystkich moich sekretów.
Matka znowu się śmiała. Teraz miał wrażenie, że otacza go samo światło.
– On jest słodki, Emmett – powiedziała. – Muszę sobie przypomnieć, jak
się piecze placek z brzoskwiniami. Nie robiłam go od lat.
– A więc przywieź nam jeden albo dwa – zachęcił matkę Emmett.
– Nie wiem jeszcze, jakie ciasto lubi Linda?
– Szarlotkę – szepnął poufnym tonem Emmett, patrząc na jasne włosy
Lindy. – Jest typem dziewczyny, która uwielbia szarlotkę.
– Zdawało mi się, że uznałeś ją za kobietę – przygadała mu matka. – Nie
mogę się doczekać, kiedy ją poznam. Dobrze, będzie szarlotka.
Skończyli rozmowę w bardzo dobrych humorach z perspektywą rychłego
spotkania. Emmett wyłączył komórkę i zaczął pogwizdywać pod nosem.
Idąc za ciosem, zadzwonił do swego kuzyna, Collina, żeby umówić się z
nim na lunch w Red Rock. Spotkali się „U Emmy", w popularnej kawiarni przy
rynku. Jak zwykle wjechali na parking równocześnie, dwanaście minut przed
czasem.
– Cieszę się, że cię widzę. – Emmett uścisnął Collinowi dłoń.
– Kim jesteś i co zrobiłeś z moim przyjacielem, agentem o twardym
sercu? – zażartował Collin.
– Zamknij się.
– Mówię poważnie. Emmett, którego znam, nie uśmiechnął się od czasu,
gdy pokonał mnie w walce indiańskiej, kiedy miał dziesięć lat.
– Dopóki pamiętasz, że cię pobiłem, będę się uśmiechał.
– Hej, ale potem trochę urosłem i kopałem cię w tyłek przy każdej okazji,
aż leciałeś z krzykiem do mamusi.
RS
120
– Rozmawiałem z nią dzisiaj – powiedział Emmett, gdy szli do stolika w
ogródku.
– Z matką? – Collin przyjrzał mu się bacznie. Emmett skinął głową.
– To dobrze. Powinieneś częściej się z nią kontaktować.
– Wiem – zgodził się Emmett. – Zastanawia się, czyby nie przyjechać na
zjazd organizowany przez Lily. I nie przywieźć placka brzoskwiniowego dla
Rickiego i szarlotki dla Lindy.
– No, no. – Collin rozsiadł się na krześle. – Dla Rickiego i Lindy. To
bardzo milutko brzmi.
Emma podała im mrożoną herbatę i przyjęła zamówienie. Dla obu to
samo. Duży hamburger z frytkami.
– A więc na ile jest to milutkie, Emmett? – zagadnął go Collin z błyskiem
w oku.
– Jak się czuje moja ulubiona złotowłosa studentka medycyny? – spytał
Emmett, ignorując pytanie kuzyna.
– Rozmowa o Lucy nie odwróci mojej uwagi od tematu, chłopie.
Emmett wypił łyk herbaty.
– Może to i jest bardzo milutkie – powiedział z wahaniem. – Albo
zmierza w tym kierunku.
– Żartujesz...
– Nie, zresztą może. Nie wiem – wahał się Emmett. – Ona... ma w sobie
coś takiego, że...
– No, no! Kto by pomyślał. Ten twardy, ponury gość wpadł.
Emmett zmarszczył brwi. Pamiętał czasy, gdy Collin był tak zmęczony
życiem jak on.
– Nikt ci nigdy nie mówił, że nieuprzejmie jest nad kimś triumfować? Ja
nie robiłem wielkiej sprawy, kiedy zgłupiałeś na punkcie Lucy.
RS
121
– Wojskowi nigdy nie głupieją. Odszczekaj to. – Collin wciąż się
uśmiechał.
Emmett potrząsnął głową. Gdzie się ulotniła cała dawna gorycz kuzyna?
Czyżby Lucy wniosła w jego życie takie samo światło, jak Linda w jego?
– Ani mi się śni. Zachowywałeś się jak wariat.
– Spróbuj sam, zobaczysz jak to jest – odparł Collin.
– Ja nie jestem zakochany w Lindzie. – Emmett sięgnął po keczup. – Nie
posuwaj się za daleko.
On był jej obrońcą, czuli do siebie pociąg seksualny. To naturalne, że
rozważał, czyby nie wziąć jej pod swoje skrzydła na bardziej... trwałej
zasadzie. Może coś w rodzaju... ale nie mógł nawet pomyśleć o słowie na literę
„ś"... Jeszcze nie teraz.
– W porządku, więc to nie miłość – podsumował Collin. – Zrozumiałem.
– Zaczynam żałować, że zaprosiłem cię na lunch.
– Dlaczego to zrobiłeś?
– Z powodu Jasona. – Popatrzył kuzynowi prosto w oczy. – Musimy
pogadać o Jasonie.
– Jakieś nowe wieści?
– Nic, poza tym, że dzwonił do mnie dwa tygodnie temu – odparł
Emmett. Jako wojskowy przydzielony CIA do operacji specjalnych, Collin był
znany ze swej umiejętności rozpracowywania tych, których ścigał. Wiedział, w
jaki pokrętny sposób rozumuje taki człowiek i dlatego jego prośba o
przeniesienie do Austin jako szkoleniowca została szybko spełniona. Talent
Collina był znany. – Myślisz, że Jason ostatecznie zwiał z kraju?
– Przeanalizujmy, co ci powiedział przez telefon.
– Wydawał się zły, że Ryan uwzględnił mnie w testamencie. „Dlaczego
ty miałbyś dostać część majątku Fortune'ów, skoro to ja tak ciężko na niego
RS
122
pracowałem?" – spytał. A potem powiedział: „Oglądaj się za siebie, Emmett,
bo depczę ci po piętach".
Przypomnienie tych słów przybliżyło mu znane przeżycia. Zło, które go
otaczało, gdy usłyszał w głosie Jasona oszalałą wrogość.
– Jason nie wyjechał z kraju, prawda? – Popatrzył Collinowi w oczy.
– W tych sprawach masz takie samo doświadczenie jak ja. – Collin
obserwował go uważnie.
– Przysiągłem, że go dopadnę. Obiecałem Ryanowi, że powstrzymam
mego brata – mówił Emmett. – A nie posunąłem się ani krok naprzód.
– Ryan nie wymagał od ciebie takiej przysięgi – zauważył Collin. –
Prosił, żebyś chronił Lindę i Rickiego. To twoje zadanie.
– A jednak. Nikt z nas nie będzie miał spokoju, dopóki Jason nie znajdzie
się za kratami. Matka powiedziała, że przyjedzie na spotkanie rodzinne u Lily
Fortune, ale obaj wiemy, że tak się nie stanie, w każdym razie dopóki Jason
jest na wolności. A co do mego ojca... Wiem, że z każdym dniem nęka go
coraz większe poczucie winy i strach.
– A ty, Emmett? Jak się czujesz? – spytał Collin.
– Jakbym nie zrobił dostatecznie dużo. Powinienem wiedzieć, co się
święci od czasu, gdy byliśmy dziećmi. Jason nienawidził Christophera.
Nienawidził wszystkiego, co było z nim związane, począwszy od sprawności
harcerskich po sposób, w jaki się troszczył o otaczające go osoby. – Zresztą
Emmett, choć podziwiał Christophera, też nie potrafił się zbliżyć do niego.
Zachowanie Jasona wpływało na atmosferę w domu i Emmett uciekał od niej,
dystansując się od każdego członka rodziny.
– Nikt nie mógł przewidzieć, jakim człowiekiem stanie się Jason –
zauważył Collin.
RS
123
– A jednak wciąż uważamy, że powinniśmy byli – zasępił się Emmett. –
Może uda mi się położyć temu kres, gdy go odszukam.
– To zadanie FBI, Emmett.
– Jestem w FBI.
– Ale na wylocie. I nie masz obowiązku ścigania członka rodziny.
– Dwa miesiące temu właśnie obaj to robiliśmy – przypomniał Emmett. –
Czy mam przepraszać, że cię w to wciągnąłem?
– Nie, do diabła. – Collin posłał mu uśmiech. – Dzięki temu poznałem
moją Lucy, czyż nie? Obaj zdajemy sobie sprawę, że Jason jest pozbawiony
wszelkich skrupułów. Nie cofnie się przed niczym. Nie chcę, żeby coś ci się
stało. Nie darowałbym sobie tego.
– Nie stanie się – zapewnił go Emmett.
– A co z Lindą i Rickym?
– Zastanawiałem się nad tym. Mój brat nie ma możliwości dowiedzenia
się, że oni istnieją ani że mieszkam u Armstrongów. Na wszelki wypadek
jednak podjąłem środki ostrożności. Nigdy nie wracam do domu, dopóki się
nie upewnię, że nie jestem śledzony. – Strach go jednak ogarnął, likwidując
cały optymizm, jaki czuł tego ranka.
– Powinienem z tym skończyć – mruknął.
– Z Lindą? – spytał Collin.
– Jason wisi nade mną jak ciemna chmura.
– To skąd ten szczęśliwy uśmiech?
– Posłuchaj, czy ty pozwoliłbyś sobie na moim miejscu na związek z
kobietą? Wiedząc o moim parszywym zajęciu? – spytał Emmett.
– Wiem, że z przyjemnością na ciebie patrzyłem, kiedy mówiłeś o swojej
mamie i miłych sytuacjach w towarzystwie tej kobiety i jej syna.
Emmett odsunął talerz z niedojedzonym hamburgerem.
RS
124
– Będę znowu tym mężczyzną, o którym mówisz, jak dorwę Jasona.
– A tymczasem będziesz siedział, czekając, aż chwyci cię za ramię?
– Nie. – Im dłużej Jason przebywa na wolności, tym większe
niebezpieczeństwo czyha na wszystkie niewinne istoty, włącznie z Lindą i
Rickym. – Pomyślę o jakimś sposobie, żeby go wykurzyć.
– Biorąc pod uwagę nasze działania, na pewno tak będzie. – Collin
pokiwał głową. – Nie możesz oczywiście być zbyt pewny. Może cię przejrzeć i
nie złapać się na przynętę. Ale jeśli będziesz się pokazywał publicznie w
związku ze swoją nową spuścizną i filantropią, to powinno chwycić i skłonić
Jasona do opuszczenia jego kryjówki.
– Filantropia... spadek... – zamyślił się Emmett.
– Masz jakiś pomysł? – spytał Collin.
– Coś mi majaczy.
– Jakie masz zamiary wobec damy?
– Kogo?
– Tej, do której się przymilasz. – Collin westchnął ciężko. – Do diabła,
człowieku. Już zapomniałeś.
Nie. Nie mógłby zapomnieć Lindy nawet na pół sekundy. Jej
niewiarygodnie jedwabistych włosów, smukłej sylwetki, słodkiego zdziwienia
na twarzy, gdy pieścił jej piersi. Musi się od niej zdystansować, dopóki nie
znajdzie Jasona. Za wcześnie na obietnice – wypowiedziane czy
niewypowiedziane – dotyczące przyszłości. Nie będzie więcej pocałunków ani
pieszczot, ani ciepłych poranków w łóżku, dopóki jego brat nie znajdzie się w
więzieniu.
Dziś jest poniedziałek.
RS
125
Kochałaś się z Emmettem trzy dni temu, ale od tego czasu on prawie się
do ciebie nie odzywa. Nie rób z siebie idiotki i nie bądź dla niego zbyt miła.
Przestań używać jego mydła!
Zanim Linda wyszła ze swego pokoju, rzuciła okiem na notatkę. Tego
ranka w łazience pamiętała, żeby nie ruszać jego rzeczy. Zachowanie Emmetta
wobec niej wyraźnie określiło jego intencje. Powąchała świeżo umyte ręce i
odetchnęła. Pachniały jej normalnym kwiatowym mydłem, a nie tym męskim,
którego zapach tak lubiła. Wciąż go czuła, otaczał ją, mimo że Emmett trzymał
się od niej na dystans.
On już jej nie chce.
Ona jednak miała ochotę na kawę, więc chcąc nie chcąc udała się do
kuchni. Emmett jak zawsze o tej porze siedział przy stole z kubkiem w ręku i
rozłożoną przed sobą lokalną gazetą z San Antonio.
Posłała mu najpiękniejszy z uśmiechów.
– Dzień dobry! – powitała go serdecznie.
Mruknął coś w odpowiedzi. Był nieogolony, miał cienie pod oczami.
Gdyby nie był tak olśniewający, podejrzewałaby, że spał równie kiepsko jak
ona.
Zacisnęła powieki i odwróciła się.
– Ból głowy? – zagadnął Emmett.
– Co? – Spojrzała na niego przez ramię.
– Zamykasz oczy. Pomyślałem, że może nadchodzi atak bólu głowy.
A ona sądziła, że nawet nie podniósł wzroku znad gazety.
– Nie, to nie głowa. – Nie chciała, żeby się domyślił, że to on jest
powodem jej zgryzoty. – Jestem trochę podenerwowana, to wszystko.
– Nie ćwiczyliśmy ostatnio – mruknął Emmett.
RS
126
No nie. Linda myślała, że stało się tak, ponieważ Emmett chciał trzymać
się od niej jak najdalej. Musiała zrobić coś, co go do tego skłoniło. Ale co?
Chyba nie będzie zaprzątać sobie tym głowy.
Emmett podniósł kubek do ust. Patrzyła jak urzeczona na jego ramiona.
Jak by to było, gdyby ich dotknęła policzkiem, ustami? Gdyby przesunęła
językiem? Czy jego skóra też stałaby się tak gorąca jak jej?
Wciąż miała w pamięci chwile, gdy się kochali, gdy ją obejmował i czuła
jego silne ciało.
Jej dzienny mężczyzna.
– Lindo? – Głos Emmetta wyrwał ją z zamyślenia.
Zamrugała oczami zdezorientowana. Wciąż się w niego wpatrywała.
Sięgnęła po kawę i wypiła łyk.
– Słucham?
Wstała od stołu, żeby zaparzyć drugi dzbanek kawy.
– Poćwiczymy dziś samoobronę? – zaproponował. Czy się zgodzić?
– Umówiłem się z Lily u niej w domu – powiedział Emmett – ale mam
jeszcze trochę czasu. Chciałabyś poćwiczyć?
Samoobrona. Może tego potrzebuje? Jeśli potrafi obronić się przed
atakiem, to być może uda się jej pokonać niepokój spowodowany obojętnością
Emmetta.
– Okay. Czemu nie. Możemy teraz?
Po chwili już byli na macie. Kofeina sprawiła, że puls Lindy nieco
przyspieszył.
– Jesteś gotowa? – spytał Emmett.
Nie spuszczała z niego wzroku, zirytowana, że przestała być dla niego
atrakcyjna.
– Spróbuj się ze mną zmierzyć – powiedziała wyzywająco.
RS
127
Emmett zmarszczył brwi.
– Czy nie mówiłem ci, żebyś nie zgrywała twardziela? Tych chwytów
nauczysz się na koniec. Najpierw masz się nauczyć unikać niebezpieczeństwa
albo uciekać, gdzie pieprz rośnie.
Fatalnie. Ona czuła się w tej chwili jak twardziel, cokolwiek to znaczy.
Mężczyzna nie powinien nazywać kobiety swoim światłem, kochać się z nią, a
potem odwrócić się na pięcie i traktować jak kogoś obcego. Ugięła lekko
kolana i zakrzywiła palce obu rąk.
– No, spróbuj – powtórzyła. Emmett wzniósł wzrok ku niebu.
– Wyczuwam w tobie wrogość. O co chodzi? – spytał.
– Poczujesz jeszcze większą wrogość, kiedy spróbujesz mnie powalić na
matę – ostrzegła. – Nie mam nastroju do żartów.
– Zauważyłem. A w jakim nastroju jesteś? Zraniona, zakłopotana,
rozczarowana, sfrustrowana.
On rozpalił w niej płomień, a potem nagle stał się zimny jak lód, jak
gdyby nie czuł tego pożądania, które wcale nie wygasło między nimi. Nie
mogła za nim nadążyć.
Dlaczego już jej nie chce? Dlaczego ją odrzuca? A mimo to ona nie
potrafi zdobyć się na taką samą obojętność?
– Jestem zdeterminowana – powiedziała.
Jeśli on może udawać, że między nimi nic nie ma, ona też to potrafi.
– W porządku. – Wzruszył ramionami, błyskawicznie znalazł się przy
niej, chwycił ją za koński ogon i szarpnął do przodu.
Pamiętała, jak ma się zachować w takiej sytuacji. Nie ciągnąć w tył.
Postąpić w stronę atakującego. Obróciła się tak, żeby stopy były stabilnie
oparte o ziemię i w tej samej chwili wbiła mu łokieć między żebra.
Emmett chrząknął.
RS
128
Odskoczyła, dysząc ciężko.
– No i jak? – spytała.
– Czy ktoś ci kiedyś powiedział, że jesteś koścista? – Emmett rozcierał
sobie bok.
– Mięczak. Jak było?
– Doskonale – pochwalił ją.
– No to jeszcze raz. Zaatakuj mnie.
– Czyżbym stworzył potwora? – Spojrzał na nią z ukosa.
Znowu złożyła ręce do obrony.
– No, ruszaj, Emmett – zachęciła.
Emmmett zaczął krążyć wokół maty. Nie spuszczała z niego wzroku,
ciekawa, co planuje. Była z siebie bardzo dumna, ale bała się zgrywać
chojraka. Chciała mu pokazać, że potrafi być tak twarda i skoncentrowana jak
on. Emmett nie może się zorientować, że gra jego mięśni mogłaby na nią
wpłynąć, gdyby na to pozwoliła.
Emmett rzucił się do przodu.
Był zbyt szybki i nie mogła się usunąć z zasięgu jego ręki. Otoczył ręką
jej głowę, pociągnął w dół i trzymał w żelaznym uścisku.
Wiedziała, co powinna zrobić. Nie atakować napastnika, ale poddać się
jego chwytowi i użyć jego energii, żeby móc uciec. Wiedziała teoretycznie, co
powinna zrobić, ale teraz zesztywniała w jego uścisku, z twarzą przytuloną do
jego twardej klatki piersiowej. Słyszała bicie jego serca. Czuła zapach jego
mydła, i szamponu, i jego ciała.
Kochała zapach Emmetta.
– Dobrze się czujesz? – Emmett rozluźnił chwyt.
– Nie odchodź! – Chwyciła go. – Daj mi minutę. Potrafię się uwolnić i
uciec od ciebie.
RS
129
A jeśli nie zechce tego zrobić? Przecież woli zostać przy nim przez cały
dzień, czując jego ciepło i siłę, promieniujące na nią.
Słyszała urywany oddech Emmetta. Dziwne, bo przecież z nim nie
walczyła. Stała spokojnie w jego uścisku. Nie powinien mieć trudności z
oddychaniem.
– Emmett...
– Lindo...
Zaczęli jednocześnie.
– Może nie powinniśmy... – spróbował ponownie.
– Ależ... – powtórzyła Linda, usiłując wyzwolić się z jego uścisku. Kiedy
myślała, że już się jej uda, Emmett przycisnął ją mocniej do piersi.
Sfrustrowana pchnęła go ramieniem w pierś raz i drugi. Choć tego ruchu
się nie uczyła, wykonała go instynktownie i zadziałał. Emmett stracił
równowagę i oboje upadli na matę. Wciąż była w jego ramionach. Emmett
upadł na plecy, a ona wylądowała na nim.
Popatrzyli na siebie, ciężko dysząc.
– Nic ci się nie stało? – spytał.
– Nie, a tobie?
– Nie.
Żadne z nich się nie poruszyło. Nie wiedziała, dlaczego Emmett nie
wstaje, ale po chwili ją olśniło. Gdy tak leżeli na sobie, stykając się ciałami,
stało się dla niej jasne przynajmniej jedno: Emmett nie jest tak obojętny na jej
kobiece wdzięki, jakby mogło na to wskazywać jego zachowanie.
RS
130
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Może spotkanie na macie doprowadziłoby do czegoś więcej, ale akurat w
tym momencie do drzwi zapukał Ricky. Emmett natychmiast wypuścił Lindę z
objęć i wycofał się, chcąc, żeby sama przywitała się z chłopcem. Ricky właśnie
wybierał się do szkoły i wstąpił, żeby zobaczyć się z matką i uzyskać jej zgodę.
– Na co mam się zgodzić? – spytała, patrząc na kartkę papieru, którą jej
podał.
– Wybieramy się do księgarni w centrum handlowym na spotkanie z
pisarzem – odparł Ricky. – Pewnie to będzie nudne, ale jeśli nie podpiszesz, to
będę musiał siedzieć w klasie i ćwiczyć tabliczkę mnożenia.
– Ile jest trzy razy pięć?
– Piętnaście.
– A siedem razy osiem?
Chłopiec westchnął ciężko.
– Pięćdziesiąt sześć.
– Dziewięć razy trzy?
– Dwadzieścia siedem. – Rzucił jej zdesperowane spojrzenie. –
Zadowolona?
– Tak. Zgoda.
Linda podpisała się i dała mu grzankę, ale Ricky jej nie wziął. Do
pudełka z drugim śniadaniem dorzucił banana i kilka herbatników. Linda
udała, że tego nie widzi.
Gdy pobiegł do przystanku pomachała mu na pożegnanie.
– Wiesz, że to Nancy powinna mu była podpisać te zgodę – usłyszała
głos Emmetta.
RS
131
Miał na sobie szary garnitur, białą koszulę i szmaragdowy krawat.
Trudno było oderwać od niego oczy.
– Tak uważasz?
– Zaakceptował cię – powiedział Emmett.
– Uhm. – Patrzyła na świeżo ogoloną twarz Emmetta, czuła delikatny
zapach płynu po goleniu. Niektórzy pacjenci po urazach głowy twierdzili, że
pewne zmysły im się wyostrzyły. Teraz uzmysłowiła sobie, że i ją to spotkało.
Miała wyjątkowo wyczulony węch. Wcale tego nie żałowała, zwłaszcza gdy
wokół Emmetta unosił się tak rozkoszny zapach. Wyglądał niezwykle
atrakcyjnie w tym nowym dla niej wydaniu biznesmena.
A gdyby mu to powiedziała? Tak po prostu, otwarcie, nie owijając
niczego w bawełnę? Kocham zapach, który się unosi wokół ciebie. Otworzyła
usta, ale natychmiast je zamknęła. Nauczyli ją tego na rehabilitacji. Trzeba się
wystrzegać działania pod wpływem impulsu i mówienia pierwszej rzeczy,
która przyjdzie do głowy. Ludzie normalni, bez urazów głowy, cenzurowali
siebie. To część umowy społecznej, tak jej mówili opiekunowie, i ona to
dobrze zapamiętała. Ujawnianie własnych uczuć może czasami być groźne. A
co, jeśli niewłaściwie zinterpretowała tamten ranek w swojej sypialni? A to
podniecenie Emmetta, kiedy upadli na matę? Mogło jej się tylko wydawać.
Może miał coś w kieszeni?
Uśmiechnęła się na tę myśl. Lecz jeśli zawsze będzie wszystko
przewidywać i uprawiać autocenzurę, w jaki sposób zasygnalizuje swoje
pragnienia?
– Wychodzę na parę godzin – oznajmił Emmett. – Potrzebujesz czegoś?
Mogę po drodze coś kupić – zaproponował.
Oto jak kobieta może wysyłać sygnały do swego mężczyzny. Mogłaby
pójść do sklepu z bielizną czy z akcesoriami erotycznymi i kupić coś naprawdę
RS
132
seksownego, jakiś drobiazg, który powiedziałby wszystko to, czego ona nie
może powiedzieć.
Nie, nie może tego zrobić. Nie może poprosić Emmetta, żeby przyniósł
jej jedwabną bieliznę w niedużym rozmiarze. I nie wyobraża sobie, żeby mogła
poprosić Nancy, aby biegała z nią po Victoria Street.
– Muszę znowu prowadzić samochód – powiedziała. – Muszę dostać
prawo jazdy, żeby mieć trochę niezależności.
– Nie miałem pojęcia, że cię ograniczam. – Emmett popatrzył na nią
zdziwiony.
Nie, nie. Linda potarła czoło, starając się jakoś uporać z tym
nieporozumieniem. Ale w głowie jej się mąciło. Wspaniały zapach Emmetta,
kupno bielizny, wzrastające rozdrażnienie z powodu ich oddalania się.
– Przyniosę ci tabletki. – Emmett poszedł do łazienki i wrócił ze
słoiczkiem i szklanką wody.
Spotęgował tym jej rozdrażnienie i złość.
– Nie potrzebuję opiekuna, potrzebuję lekcji jazdy.
– W porządku. – Emmett położył tabletki na stole i odstawił szklankę. –
Zajmiemy się tym, gdy tylko wrócę z siedziby firmy Fortune'ów.
Jason tak zaparkował skorodowanego buicka, żeby móc obserwować
wejście do biurowca firmy Fortune TX, Ltd. Ulica poprzeczna nosiła nazwę
Kingstona, a park publiczny na jej końcu też był parkiem Kingstona, tego
egoistycznego bękarta.
Jason miał ochotę wysiąść i napluć na tablicę z nazwą ulicy, ale nie mógł
zwracać na siebie uwagi. Poza tym nie mógł spuścić oka z wejścia do budynku,
żeby nie przeoczyć żadnej wchodzącej do środka osoby. Od kilku dni tak tu
tkwił, nie opuszczając samochodu ani na chwilę.
RS
133
Wsunął rękę do kieszeni, w której miał komórkę. Może powinien wysłać
zatrutą strzałę przez telefon. Ot tak, po prostu, żeby dać znać, że brat Jason jest
na posterunku. Ale nie, niech się gnojek trochę napoci.
Czekanie jest piekielnie nudne. A pozostawanie osobą anonimową w
czasie oczekiwania jeszcze nudniejsze.
Jason był przyzwyczajony do tego, że zwracał na siebie uwagę. Ot,
choćby ta laska, architektka z kawiarni. Podobał mu się sposób, w jaki na niego
patrzyła tymi dużymi oczami. Przypuszczalnie jednak była tak samo obłudna
jak cała jej płeć. Pomyślał o Melissie. Co za pokrętna suka. Myślała, że go
wystawi do wiatru, wdając się w aferę z Ryanem. Zanim jednak do tego
doszło, Jason zdołał ją wyeliminować.
A potem ta cała reporterka, Natalie McCabe, zobaczyła go i zakablowała
policji. Głupia suka.
Poruszył się na siedzeniu i spojrzał na idącą chodnikiem w jego kierunku
nieznajomą młodą kobietę. Ona też weszłaby mu w drogę, gdyby tylko mogła.
Uniósł rękę i udawał, że w nią celuje. Nie widziała go przez przyciemnione
szyby, ale wyobrażał sobie jej zdziwienie, gdyby nacisnął spust.
Następna kobieta, która spróbuje mu pokrzyżować plany, dostanie za
swoje. Koniec z panem Miłym Facetem. Nie doceniono go ani nie traktowano
dobrze, to i on przystąpi teraz do prawdziwej walki.
Emmett i każdy, kto mu się narazi, zapłacą za to.
Zauważył samochód wjeżdżający w bramę Fortune
TX, Ltd. Zmrużył oczy, żeby lepiej zobaczyć kierowcę. Bingo!
Wystarczyły cztery dni i znalazł tego, kogo szukał.
Strzała trafiła prosto w cel, tak jak to przewidział.
Do diabła! Teraz trzeba już tylko czekać.
RS
134
Zajęło mu to kilka godzin. Niczego nie przyspieszał, choć poczuł nagły
przypływ adrenaliny. Gdy w końcu zobaczył Emmetta wyjeżdżającego z
parkingu, był gotowy podążyć w ślad za nim.
Popołudniowy ruch w San Antonio okazał się jego sprzymierzeńcem.
SUV brata musiał zwolnić, a on mógł być niezauważalny wśród tylu
otaczających ich samochodów. Jak idzie ta piosenka Stinga, zastanawiał się,
zanuciwszy głośno kilka taktów. No tak „I'll be watching You".
Emmett kierował się ku centrum miasta. Nagle wykonał szybki manewr,
żeby zdążyć skręcić na zielonym świetle.
Jason zaklął pod nosem, kiedy musiał gwałtownie przyspieszyć, nie
chcąc zgubić Emmetta. Kierowca, na którym wymusił pierwszeństwo, zatrąbił
głośno. Nie przejął się tym. Ten dureń powinien mu ustąpić pierwszeństwa.
SUV jechał coraz szybciej, więc Jason musiał wcisnąć gaz do dechy.
Jego wysłużony buick najwyraźniej nie lubił, by go ponaglać, co
zasygnalizował rykiem silnika. Jason musiał zatem nieco zwolnić, żeby hałas
nie zwrócił uwagi Emmetta.
SUV wziął następny zakręt. Znajdowali się teraz w dzielnicy
mieszkaniowej zupełnie innej niż przedmieście, na którym Jason mieszkał z
Melissą. Sposób, w jaki urządziła wynajęte mieszkanie powinien mu od razu
wskazać, że to nie była kobieta odpowiednia dla niego.
Nie wspominając już o tych wszystkich okropnych rzeźbach ze szkła, na
które Melissa wyrzucała pieniądze. Powinien był dawno trzasnąć ją w łeb
jedną z nich. Poza sypialnią przebywanie z nią było wyłącznie stratą czasu.
– Do diabła! – Zajęty własnymi myślami omal nie przeoczył
skręcającego samochodu Emmetta. Skup się, powiedział do siebie. Nie
spuszczaj go z oczu.
RS
135
Teraz musiał się trzymać w pewnej odległości od Emmetta, bo w bocznej
ulicy ruch był mniejszy, a domy większe i usytuowane na rozległych
działkach. Pieprzeni bogacze. Co u diabła jego młodszy brat robił w tym
zamożnym otoczeniu? Jason zerkał kątem oka na mijane rezydencje, przez cały
czas jednak nie spuszczając wzroku z samochodu Emmetta, który wykonywał
kolejną serię zakrętów. Jechał za nim i nagle... i nagle Emmett zniknął.
– Do diabła! – warknął, rozglądając się za SUV–em. Gdzie on się
podział? Tutejsze domy miały duże garaże, a za niektórymi budynkami widział
dachy domków gościnnych.
Zbliżywszy się do skrzyżowania, rozejrzał się.
– Jest!
Skręcił i przyspieszył nieco, żeby znowu nie zgubić samochodu Emmetta.
Wtedy zza żywopłotu przy bocznej uliczce wyskoczył biały hummer, blokując
mu przejazd.
Jason z całej siły nacisnął hamulec, aż spod opon rozniosła się woń
palonej gumy. Kobieta za kierownicą spuściła szybę i uśmiechnęła się
rozbrajająco.
– Przepraszam – wyczytał z jej ust.
Jason był wściekły. Zaklął pod nosem i szybko wyminął hummera.
Rozejrzał się. Ani śladu Emmetta. Ulotnił się. Hummer jechał za nim. Widział
we wstecznym lusterku twarz kobiety. Gdyby wzrok mógł zabijać, już byłaby
martwa. Głupia suka. Miała jasne włosy, jak Melissa. Rany, ależ on nie cierpi
blondynek. Następna, która mu stanie na drodze zapłaci za Melissę, za tę durną
babę z hummera i wszystkie inne, które dały mu się we znaki.
Nastrój Lindy nie poprawił się, gdy po kilku godzinach Emmett wiózł ją
za miasto, szukając jakiegoś pustego terenu, gdzie mogłaby ćwiczyć się w
prowadzeniu samochodu.
RS
136
– Jak przebiegło spotkanie? – spytała, siląc się na uprzejmy ton.
– Dobrze.
Nie spytała, jaki był charakter spotkania, zdając sobie sprawę, że sam by
jej o tym powiedział, gdyby chciał. Utwierdziło ją to w podejrzeniu, że nie
chciał wprowadzać jej w swoje życie i dzielić się z nią swoimi sprawami.
Znowu poczuła rozczarowanie i złość.
Gdy w końcu zajechali na opustoszały parking, z trudem zmusiła się, by
na niego popatrzeć.
– Gotowa? – spytał.
– Oczywiście.
Zamienili się miejscami i Emmett poinstruował ją, jak ustawić siedzenie
kierowcy. Linda miała na sobie dżinsy i podkoszulek, Emmett ten sam
garnitur, w którym rano udał się na spotkanie.
– Włącz silnik – polecił.
Choć bardzo się starała opanować, zdenerwowanie jej nie opuszczało.
Odetchnęła głęboko, przekręciła kluczyk w stacyjce.
– To największy samochód, jaki prowadziłam w życiu – powiedziała, gdy
rozległ się warkot silnika. – Czuję się tak, jakbym mogła wjechać nim na
górskie szczyty, a nie zjechać w dół ulicą.
– Dlaczego nie ruszasz? Zwolnij hamulec – powiedział Emmett.
Posłuchała go.
– A teraz dodaj trochę gazu.
Pedał był bardzo czuły. Myślała, że nacisnęła go lekko, tymczasem
samochód aż wystrzelił do przodu. Szybko nacisnęła hamulec. Mimo pasów
bezpieczeństwa oboje polecieli do przodu, po czym uderzyli głową w za-
główki.
– Do diabła – syknął Emmett. – Spokojniej, dobrze?
RS
137
– Starałam się. – Pomyślała, że pojazd może trochę przypominać swego
właściciela. Duży, ale bardzo delikatny.
– Spróbuj jeszcze raz. I pamiętaj, że wystarczy lekko dodać gazu.
– Okay. – Linda znów odetchnęła głęboko i nacisnęła na gaz. Tym razem
samochód ruszył spokojnie.
– Dobrze – pochwalił Emmett. – A teraz okrąż parking. Nie musisz się tu
o nic martwić, z wyjątkiem tego dużego słupa na środku.
Nie powinien był tego mówić. Niezależnie od tego, czemu miał służyć
ów słup, teraz wydawał się mieć magnetyczną siłę przyciągania. Okrążenia,
jakie robiła Linda, były coraz mniejsze i samochód za każdym razem zbliżał
się bardziej ku środkowi. Starała się odjechać nieco dalej, I wciąż była coraz
bliżej tego dużego kawałka metalu.
Emmett siedział w milczeniu, naciskając wyimaginowany hamulec.
Linda zorientowała się, widząc, jak napinają się mięśnie jego ud.
– Nie wychodzi mi to, prawda? – zwróciła się do niego z napięciem w
głosie.
– Patrz przed siebie, okay? Nie na mnie – napomniał ją.
Przewróciła oczami, ale dzielnie jechała dalej, starając się ignorować
napięcie, jakie się jej udzielało. Emmett skrzywił się, gdy po raz kolejny udało
jej się cudem ominąć słup.
– Posłuchaj, jeśli nie chcesz mi pomóc w nauce jazdy, w porządku. –
Linda zatrzymała samochód. – Rozumiem to. Ale nie mogę znieść twojego
wyraźnego strachu, że walnę w pierwszy lepszy przedmiot, który znajdzie się
na mojej drodze.
– Ależ mam zamiar ci pomagać – powiedział obronnym tonem Emmett.
– Tak, na pewno. Niebawem wykopiesz dziurę w podłodze po swojej
stronie – zauważyła.
RS
138
– Jestem trochę spięty.
– Nie trochę, bardzo!
Emmett mruknął coś pod nosem.
– Czy powiedziałeś coś o kobietach kierowcach? – syknęła Linda.
– Nie! Powiedziałem: kobieto, doprowadzisz mnie do szału. A to duża
różnica.
– Czyżby? – Linda skrzyżowała przed sobą ramiona.
– Owszem. – Emmett przyjął taką samą pozycję.
– Zresztą robię uwagi o wszystkich kobietach za kółkiem – dodał.
– Ale teraz to ja jestem za kółkiem.
– Tak, ty – westchnął. – Do diabła. No dobrze. Ty jesteś za kółkiem, na
macie, w kuchni, w sypialni. Jestem spięty zawsze i wszędzie, kiedy jesteś koło
mnie.
– Co? – zdumiała się Linda.
– Pragnę cię w każdej cholernej minucie i walczę w tej z góry przegranej
bitwie, żeby coś z tym zrobić.
Linda patrzyła na niego jak na wariata. Czuł się idiotycznie. Przez nią tak
się czuł. Postanowienie, jakie zrobił podczas lunchu z Collinem, żeby trzymać
się na dystans od Lindy do czasu uporania się ze sprawą Jasona, było sensow-
ne. Świadczyło o jego rozwadze i ostrożności.
Lecz ona sprawiła, że zapomniał o wszystkich swoich szlachetnych
postanowieniach.
– Jestem na ciebie wściekła – szepnęła Linda.
– Okazałaś to wyraźnie w czasie lekcji jazdy.
– Nie z tego powodu, tylko dlatego, że kazałeś mi czekać. – Linda
zaciągnęła ręczny hamulec.
– Na co? – spytał.
RS
139
Linda zaczęła się przesiadać ze swego siedzenia na jego kolana. Objęła
go za szyję, przyparła do drzwiczek. Usłyszał kliknięcie zatrzaskującego się
zamka.
– Zaczekaj, proszę. – Chwycił ją w pasie, żeby ją unieść, ale nie mógł
tego zrobić. Naciskała biodrem jego czułe męskie miejsce i było mu z tym
cholernie dobrze.
– Na nic nie zaczekam – powiedziała, zbliżając usta do jego warg.
To był słodki pocałunek, który natychmiast rozpalił jego zmysły.
Całowali się z zapamiętaniem. Emmett zaczął rozpinać jej bluzkę.
Dokoła nie było żywego ducha. Kiedy wyjechał z siedziby firmy, miał
nieznośne uczucie, że ktoś go śledzi. Natychmiast pożałował, że przed
wprowadzeniem się do domku gościnnego Armstrongów zamknął w szafie u
Ryana broń, którą posługiwał się jako agent FBI. Zrobił to ze względu na
Rickiego, żeby przypadkiem nie dostała się w jego ręce. Teraz, wracając do
domu Armstrongów, musiał się wykazać zdwojoną czujnością. Jechał więc
okrężną drogą, przez osiedle sąsiadujące z tym, na którym mieszkali
Armstrongowie. Był pewien, że nikt za nim nie jechał, był pewien, że na
opustoszałym parkingu są sami i wiedział, że chce od Lindy czegoś więcej.
– Cicho, kochanie, spodoba ci się, zobaczysz. – Rozpiął jej bluzkę, potem
stanik i ściągnął go z niej.
Siedziała teraz na jego kolanach, do połowy rozebrana i wpatrywała się w
niego dużymi, niebieskimi oczyma. Uśmiechnął się i powędrował wzrokiem w
dół, zatrzymując się na jej piersiach. Sutki jej pociemniały i naprężyły się pod
wpływem jego wzroku.
– Gorąco – szepnęła. – Gorąco.
– Wiem. – Emmett opuścił szyby w obu przednich oknach. Ciepły wiatr
poruszył jasnymi włosami Lindy.
RS
140
– Teraz chłodniej? – spytał, nie spuszczając oczu z jej piersi.
– Goręcej. – Potrząsnęła głową. Włosy opadły jej do przodu,
przykrywając ramiona i piersi.
Emmett odgarnął je delikatnie. Zauważył, że zareagowała na dotyk jego
ręki. Zaczął pieścić jej sutki. Jęknęła cicho.
Wiedział, czego pragnie i przesunął głowę ku drugiej piersi.
– Emmett...
– Jestem tutaj, kochanie.
– Niezupełnie tutaj. – Głos jej się załamał. – Chcę czegoś więcej.
Uśmiechnął się do siebie. On też pragnie czegoś więcej, ale lubi czekać.
Linda odrzuciła w tył głowę. Była taka piękna.
Znowu pocałował jej pierś, tym razem pieścił ją językiem, a drugą gładził
i uciskał ręką. Linda przycisnęła łono do jego podbrzusza. Przeszedł go
dreszcz.
– Musimy wracać do domu – powiedział schrypniętym głosem. –
Skończymy w domu to, co zaczęliśmy.
– Nie chcę czekać, Emmett. – Linda nie schodziła z jego kolan.
– Ależ... – Oboje nie chcieli. Ta zabawa w samochodzie była
podniecająca, ale u licha, są przecież dorośli. Mają łóżka, cały dom na to, żeby
się kochać, oddalony o parę minut drogi stąd.
– Nie każ mi czekać – prosiła.
Jęknął, po czym ujął palcami obie sutki i zaczął je uciskać.
– Dobrze, kochanie, już dobrze.
Nie potrafił jej odmówić, później się będzie o to martwił. Teraz musi ją
doprowadzić do orgazmu, musi zrobić to, czego ona od niego oczekuje.
Linda chwyciła go mocno za koszulę. Unosiła się i opadała na jego
kolanach, cała niecierpliwa.
RS
141
– Zdejmij – powiedziała.
– Nie muszę. – Rozejrzał się po pustym parkingu. W zasięgu wzroku nie
było nikogo, ale powinien być czujny. Tymczasem czując jej palce na swojej
nagiej skórze, tracił wszelką kontrolę nad sytuacją.
– Emmett, proszę.
Ściągnął koszulę.
Linda westchnęła cicho i przycisnęła nagie piersi do jego ciała.
Serce mu waliło jak młotem, a jedwabista skóra Lindy rozpalała go.
Chwycił ją w pasie i chciał zdjąć z kolan, ale rozchyliła wargi i zanim się
zorientował, ich usta spotkały się w namiętnym pocałunku.
Teraz zupełnie stracił samokontrolę.
On też nie chciał dłużej czekać.
Uświadomił sobie jednak, że nie może się posunąć dalej. Ujął ją za ręce i
odsunął od siebie.
– Nie, nie możemy.
– Dlaczego?
– Nie, kochanie, nie mam prezerwatywy.
– Prezerwatywy? – Otworzyła szeroko oczy. – Na rehabilitacji dawali
nam pigułki. Uważali, że to najlepszy sposób na wypadek... takiej impulsywnej
decyzji jak...
– Jak teraz? – zaśmiał się Emmett. – Ale tu nie chodzi tylko o ciążę.
– Przebadano mnie pod kątem wszelkich możliwych chorób – zapewniła
go.
– Mnie też, zgodnie z przepisami FBI. Jestem zdrowy, ale...
– Ale co?
– Ale wciąż mam kłopoty ze znalezieniem właściwego słowa, gdy jestem
z tobą.
RS
142
– Przykro mi – westchnęła Linda.
– Nie powinnaś wierzyć mężczyźnie w takiej sytuacji. Może kłamać, nie
dbając o to, czy cię zrani czy nie.
– A ty kłamiesz, Emmett? Zamierzasz mnie zranić?
– Nie.
– A więc kochaj mnie, po prostu mnie kochaj.
Westchnął i pozwolił, żeby pozostała na jego kolanach. Po prostu mnie
kochaj. Będzie się tym martwił później.
Nie była to chwila na czekanie ani na samokontrolę. To była chwila dla
nich, dla Emmetta i Lindy. Zobaczył uniesienie w jej oczach i usłyszał
stłumiony okrzyk, gdy sięgnęła szczytu rozkoszy.
Podążył na ten szczyt w ślad za nią.
RS
143
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Linda roześmiała się, patrząc na Emmetta. Świtało. Leżeli w łóżku i jak
każdego ranka – i każdej nocy od tamtego wieczoru na parkingu – kochali się.
Minęły trzy dni i Linda rozkoszowała się każdą chwilą z Emmettem.
– Chyba odkryłam w sobie nowy talent – powiedziała, zamykając oczy,
gdy Emmett otarł się piersią o jej sutki. – Myślę, że potrafię się z tobą kochać.
– Potrafisz, kochanie – przyznał.
Przesunął usta wzdłuż jej szyi, odchyliła do tyłu głowę, żeby mu to
ułatwić. Czy jakakolwiek kobieta mogłaby być aż tak szczęśliwa?
Rozkoszowała się swoim szczęściem, nie dopuszczając ponurej myśli,
która mogłaby położyć się cieniem na tych cudownych momentach. Nie
myślała o tym, co przyniesie przyszłość.
– Co robisz? – Uniosła się na łokciach, gdy Emmett powędrował ustami
ku jej piersi i niżej, w stronę talii.
– Chcę poczuć twój smak, twoją słodycz – powiedział.
Czuła rozkosz, która rozpalała jej skórę i burzyła krew, gdy język
Emmetta dotykał wrażliwych miejsc na jej ciele.
– Emmett... – zaprotestowała słabo.
Chwycił jej biodra, starając się dostosować do reakcji jej ciała. Objęła go,
trzymając dłonie na jego plecach. Rozchylił jej kolana i przywarła do niego
całą sobą. Minęła dłuższa chwila i znów spowodował, że osiągnęła pełnię
zaspokojenia. Wtedy zsunął się z niej i oparł policzek na jej piersi.
– Nie pozwól, żebym został zbyt długo – wymamrotał, zapadając w sen.
– O dziewiątej mam spotkanie.
Dziś jest wtorek.
Emmett okazuje mi wiele czułości. Spędził następną noc w moim łóżku.
RS
144
Zakochałam się w nim.
Nie zamierzała się tym przejmować ani tym bardziej martwić.
Zachowywała się zgodnie z codzienną rutyną – prysznic, kawa, przeglądanie
gazety – do czasu gdy zapukał Ricky przed wyjściem do szkoły. Nie potrze-
bował już pretekstu, żeby przyjść. Wciąż podkradał ciasteczka, a ona udawała,
że tego nie widzi.
Jak zwykle pomachała do niego, stojąc na progu, aż zniknął jej z oczu.
Bardzo lubiła mały ganek tego domku dla gości. Okalała go pomalowana na
biało balustrada. W rogu stał koń od starej karuzeli. Promienie słońca padały
jej na twarz. Zamknęła oczy, ciesząc się ciepłem i piękną pogodą.
– Dzień dobry! – Usłyszała nagle obcy męski głos.
Otworzyła oczy i odwróciła się. Twarz mężczyzny też była obca. Miał na
sobie spodnie khaki i sportową koszulę. Przez ramię przerzucił marynarski
worek.
– Szukam Emmetta Jamisona – powiedział.
Linda cofnęła się i uderzyła plecami w pierś Emmetta. Położył jej rękę na
ramieniu uspokajającym gestem.
– Nolan Green? – zwrócił się do przybysza.
– Tak. – Mężczyzna skinął głową. – Fotoreporter „San Antonio Express
News" – przedstawił się.
Emmett podszedł do niego i uścisnął mu dłoń.
– To Linda Faraday – przedstawił Lindę. – Kochanie, pan Green zrobi mi
parę zdjęć, dobrze? – zwrócił się do niej. – Nie miałem okazji powiedzieć ci o
tym wcześniej.
– W porządku.
– Zrobisz mi kawy? – spytał jeszcze Emmett.
RS
145
– Oczywiście. – Miała ochotę zapytać, w jakim celu robią te zdjęcia, ale
nie chciała być wścibska. – Może i pan ma ochotę na kawę – zwróciła się do
fotoreportera.
Green potrząsnął głową i zaczął wyjmować aparaty. Z kuchni słyszała
rozmowę obu mężczyzn. Fotograf chciał robić zdjęcia na dworze.
– Tutaj, na ganku, byłoby super – powiedział. – W takiej scenerii sprawi
pan wrażenie bardziej przystępnego.
– Prawnicy na ogół nie sprawiają przyjaznego wrażenia – zauważył
Emmett.
– Ani agenci FBI – dodał Green. – Czytałem artykuł, do którego mają
być te zdjęcia, o panu i o fundacji, którą pan zakłada w imieniu Ryana
Fortune'a. Mamy w archiwum trochę jego zdjęć. Zamieścimy je również.
Linda wracała na ganek z kawą, ale zatrzymała się na moment. Emmett
zabiega o reklamę, zdziwiła się. To do niego niepodobne.
Szybko podeszła do obu mężczyzn i podała Emmettowi kubek.
– Dziękuję. Teraz wiem, że przeżyję, by zobaczyć następny dzień – rzucił
niefrasobliwie.
Lindę coś w tych słowach przestraszyło.
– Czy... czy powiedziałeś Lily o moim pomyśle fundacji? – spytała.
Po twarzy Emmetta przemknął cień... poczucia winy?
– Tamtego dnia, kiedy byłem w firmie Fortune'ów – odrzekł. –
Rozmawialiśmy o terminach, nadaliśmy bieg sprawie, nawet sformułowaliśmy
komunikat dla prasy. Udzieliliśmy też z Lily wywiadu dla „Express News".
Fotograf robił zdjęcia, więc Linda cofnęła się.
– Nie wspomniałeś o tym – zauważyła.
– Kiedy jestem z tobą, myślę o innych rzeczach – odparł.
RS
146
I robi plany, o których nie chce, żeby je znała. Potwierdziły to jego
następne słowa skierowane do fotoreportera.
– Na pewno Lindy nie ma na zdjęciach? Przed czym ją chroni?
– Będę też na pana konferencji prasowej – poinformował Green. – W
piątek w południe, czy tak?
– Zgadza się – przytaknął Emmett. – Odbędzie się poza siedzibą firmy.
Powinna być też telewizja.
– O Fortune'ach zawsze jest głośno w tym mieście – zauważył fotograf,
po czym zastanowił się chwilę.
– Niewykluczone, że obok artykułu znajdzie się wzmianka o pańskim
bracie, Jasonie. Nie ma pan nic przeciwko temu?
– Nie mogę kontrolować prasy. – Emmett wzruszył ramionami, rzucając
szybkie spojrzenie w stronę Lindy.
Uświadomiła sobie w tym momencie jego intencje. Te zdjęcia,
informacja o fundacji, konferencja prasowa w piątek. On chciał rozgłosu w
prasie, chciał przyciągnąć uwagę ludzi.
Zwłaszcza jednej osoby.
Niewykluczone, że obok naszego artykułu... Nie ma pan nic przeciwko
temu?
Chodziło o Jasona Jamisona!
– Czy twój brat nie przebywa w Ameryce Południowej? – spytała
nienaturalnie wysokim głosem. – Uciekł z okupem, prawda?
– Gdzieś tam jest – mruknął Emmett, nie patrząc na nią.
– Słyszałem, że FBI uważa, że wciąż jest w tej okolicy – włączył się
Nolan. – W naszym dziale informacyjnym mówi się, że miał pan od niego
telefony z pogróżkami.
Emmett zesztywniał.
RS
147
– Ktoś wie więcej niż powinien – mruknął.
Linda zamarła z przerażenia. Wyglądało na to, że fotograf mówi prawdę.
– Nie, Emmett, nie – zawołała.
– Nie martw się, Lindo. – Popatrzył na nią, po czym odwrócił wzrok. –
Nic się nie stanie. Ani tobie, ani Rickiemu.
Ponieważ Emmett Jamison, agent FBI, wciąż wykonuje swoje obowiązki.
Wywiad, zdjęcia nie miały służyć fundacji, ale jego pracy jako agenta
federalnego, człowieka zdecydowanego powstrzymać swego brata.
Mężczyzna, w którym się zakochała, zamierzał wystąpić w roli przynęty.
Linda nie wiedziała, co robić. W głowie miała chaos. Nie ważyła się
wyrazić głośno swoich obaw i zastrzeżeń co do postępowania Emmetta.
Zostawiła go z fotoreporterem i skierowała się do domu Armstrongów.
W salonie już czekała na nią herbata. Linda usiadła przy długim stole i
zerknęła na mały telewizor w rogu. Akurat nadawano jakiś lokalny program na
dzień dobry.
Była zakochana w mężczyźnie, który jest gotów na wszystko, żeby
dorwać swego brata.
Jak mogłaby go powstrzymać?
Rozmyślanie przerwało jej wejście Nancy. Uśmiechnęła się na jej widok.
– Dzień dobry! Cieszę się, że cię widzę – rozpromieniła się. – Co cię
sprowadza w ten piękny letni dzień?
Piękny dzień? Linda wyjrzała przez okno. Była roztrzęsiona, rozchwiana
psychicznie i... bała się.
– Do Emmetta przyszedł fotograf zrobić zdjęcia do artykułu, więc nie
chciałam im przeszkadzać.
– Cóż, to dobrze. – Nancy nalała sobie herbaty i przysunęła krzesło do
stołu. – Nie mamy wielu okazji do pogaduszek, sama wiesz.
RS
148
– Pogaduszek? – Linda nie bardzo rozumiała.
– Tak, jak to między nami dziewczynami. O modzie. O sławnych
ludziach. Moje spotkanie brydżowe w tym tygodniu zostało odwołane i
rozpaczliwie pragnę babskiej rozmowy. Teraz, kiedy Dean jest na emeryturze i
przesiaduje całymi dniami w domu, za dużo czasu spędzam na odpowiadaniu
na pytania, gdzie trzymam jego skarpetki, gdzie schowałam dżem
truskawkowy albo czy nie widziałam przypadkiem zszywacza do papieru. Nie-
ważne, że te wszystkie rzeczy są w tym samym miejscu od czterdziestu lat. On
nawet nie próbuje ich szukać, tylko pyta mnie, gdzie je schowałam.
Mimo ponurego nastroju Linda się roześmiała. Wiedziała, że zanim Dean
Armstrong przeszedł na emeryturę, był dyrektorem generalnym w dużej firmie.
I pomyśleć, że nie radził sobie z tak zwykłymi sprawami.
Nancy upiła łyk herbaty.
– Widać po tobie, że czynisz niewiarygodne postępy – stwierdziła.
– Chyba tak – przyznała Linda. Od pewnego czasu notatnik służył jej
bardziej jako dziennik niż zeszyt do zapisywania codziennych rutynowych
czynności. –I rzadziej napadają mnie bóle głowy – dodała. – Nie potrzebuję też
tyle snu co kiedyś. Jeszcze parę lekcji za kierownicą i będę mogła zdawać
egzamin na prawo jazdy.
– Coraz lepiej radzisz sobie z Rickim – zauważyła Nancy.
– W tym tygodniu dał mi do podpisania swój dzienniczek – nadmieniła
Linda. – Emmett uważa, że to bardzo dobry znak.
– Zaczyna cię uważać za swoją matkę. – Nancy z uśmiechem pokiwała
głową.
Było w tonie starszej pani coś, co kazało Lindzie odstawić filiżankę i ująć
Nancy za rękę.
RS
149
– Och, Nan – powiedziała. – Teraz dopiero zdałam sobie sprawę, ile dla
nas zrobiliście. Ty i Dean byliście dla Rickiego rodzicami przez te wszystkie
lata. A teraz...
– Dziadkami, nie rodzicami – skorygowała pani Armstrong. – Zawsze
czyniliśmy to rozróżnienie w naszych umysłach i staraliśmy się, żeby i Ricky
zdawał sobie z tego sprawę.
Linda ścisnęła dłoń Nancy.
– Nigdy w życiu nie spotkałam tak nadzwyczajnych ludzi jak
wypowiedziała. –Nie wiem, jak mam wyrazić swoją wdzięczność. Wziąć obce
dziecko i...
– Och, daj spokój. – Nancy zaczerwieniła się z zakłopotania i
zadowolenia. – Z chwilą, gdy wzięłam to dziecko na ręce, przestało być dla
mnie obce. Nietrudno kochać taką słodką niewinną istotkę.
– Ale nie łączyły was więzy krwi. – Linda nie powiedziała tego głośno,
bo wciąż nie była pewna, na ile silne stosunki będą ją łączyć z jej synem.
Dręczyły ją wątpliwości, czy osoba dorosła i już dość duże dziecko potrafią się
wzajemnie pokochać.
Czy obdarzy Rickiego macierzyńską miłością i będzie dobrą matką?
– Dlaczego nagle posmutniałaś? – spytała Nan.
– Nie, nie – zaprzeczyła Linda. – Tylko że czasami...
Jak ma wyjaśnić swoje wątpliwości tej starszej kobiecie? Może sobie
pomyśleć, że Linda nie zasłużyła na Rickiego albo próbuje się uwolnić od
odpowiedzialności.
– Jak układają się stosunki Rickiego z Emmettem? – zainteresowała się
Nancy.
Na to pytanie twarz Lindy się rozjaśniła. Nachyliła się ku Nancy.
RS
150
– Dobrali się jak w korcu maku. Lubią taką samą pizzę, takie samo
ciasto, takie same kreskówki. Ricky jest chyba lepszy z ortografii, ale woli,
żeby w matematyce pomagał mu Emmett, nie ja. Oczywiście, że moje
przykłady nie dorównują tym, które daje Emmett. On robi jakieś odniesienia
do gier komputerowych i Bóg wie czego jeszcze, o czym ja nie mam pojęcia.
– Będzie wspaniałym ojcem – zaśmiała się Nancy. Linda cofnęła się.
Ojcem? Emmett ojcem?
Ojcem Rickiego? Jej mężem? Czy w tym kierunku zdążają jej uczucia do
niego?
– Nigdy przedtem nie myślałam o nim w ten sposób – wymamrotała.
– Może powinnaś, Lindo. – Nancy uniosła brwi.
Linda dostrzegła szczególny błysk w oczach starszej pani.
– Ja nie... ja nie miałam... my... – jąkała się, nie bardzo wiedząc, co
powiedzieć w tej sytuacji.
– Nie każ mi rozmawiać o robótkach ręcznych i o tym, gdzie schowałam
skrzynkę z narzędziami Deana. Są przecież ciekawsze tematy.
– Emmett tylko mi pomaga, bo przyrzekł to Ryanowi broniła się Linda.
W każdym razie od tego się zaczęło. Nie mogła wiedzieć, czy poza tym
żywi do niej jakieś głębsze uczucia, pomijając fakt, że byli razem w łóżku.
Uspokoił też jej skołatany umysł i otworzył serce. Przypomniał jej, jak to jest
być kobietą.
– Widziałam jak na ciebie patrzy, Lindo – ciągnęła Nancy. – Jakbyś była
słońcem, a on grzał się w twoim blasku.
Och, gdyby to była prawda. Lecz widziała to w jego oczach, kiedy się
kochali. Nigdy ich nie zamykał. Lubił obserwować jej reakcje, odpowiadać na
nie, tak by jeszcze bardziej ją rozpalić. Dawał jej tak dużo.
RS
151
– Jest ponurym człowiekiem – powiedziała jakby do siebie. – Widział
rzeczy, które kazały mu się wycofać na ciemną stronę życia.
– Masz rację – zgodziła się Nancy. – Ale możesz wziąć go za rękę i
wyciągnąć z mroku. Właśnie to robią ludzie, którzy się troszczą o siebie. Tak
się zachowują kochankowie. Wspierają się wzajemnie.
Czy ona rzeczywiście może to uczynić dla Emmetta? Czy potrafi?
Twoja dzielność, twój hart ducha sprawiły, że znowu uwierzyłem w
dobro. Tak powiedział do niej niedawno Emmett. I o tym właśnie mówiła
Nancy.
Przerażała ją jednak świadomość, że miałby to być jej obowiązek do
końca życia. Podobnie jak lękiem napawała ją perspektywa opiekowania się
Rickim.
– Boję się kogokolwiek kochać – wyznała drżącym głosem. – Co będzie,
jeśli... wszystko popsuję?
– Zła wiadomość jest taka, że to napawa lękiem.
– Nancy uśmiechnęła się łagodnie. – Dobra zaś to ta, że kobieta nie ma
wyboru.
– To ma być dobra wiadomość? – zdziwiła się Linda.
– No tak, bo wtedy nie ma się czego bać, nie sądzisz? Jeśli twoim
przeznaczeniem jest miłość, zaakceptuj to.
Co to ma wspólnego ze sobą?
Coś ma, pomyślała Linda. Została cudem obudzona
– wszyscy bowiem twierdzili, że to był cud – więc musiała wierzyć w
jakąś siłę, która ma większe działanie niż ona sama, czyż nie?
Rozmowę z Lindą przerwał dzwonek telefonu.
– Odbiorę. – Nancy sięgnęła po telefon.
RS
152
Jeśli jest mi przeznaczone kochać Emmetta, pomyślała Linda, nie ma
sensu się zamartwiać ani denerwować. Niepokoi mnie tylko, że zastawił
pułapkę na brata. Muszę z nim porozmawiać. Niech pozna moje obawy, a
może nawet moją miłość?
Tego wieczoru, w intymnej atmosferze domu, wyzna mu swoje
prawdziwe uczucia.
– O, nie! – usłyszała okrzyk Nancy.
Zwróciła się w jej stronę, usiłując wyczytać coś z jej twarzy
– W którym szpitalu? – spytała Nan, zbladłszy jak chusta.
Szpital? Lindzie zabiło mocniej serce.
– Jest przytomny? – pytała dalej Nancy.
Kto? Serce podeszło jej do gardła. Ricky? Usiłowała wymówić głośno
jego imię, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Czyżby coś się stało
Rickiemu?
Nie, to niemożliwe. Sparaliżowana nieznanym sobie dotychczas
uczuciem, wpatrywała się w twarz Nancy. Czyżby odezwał się w niej instynkt
macierzyński? Zaschło jej w gardle, serce jej łomotało, z całej duszy za-
pragnęła zawołać: proszę, jeśli coś mu się stało, weźcie mnie zamiast niego!
Nancy odłożyła telefon. Linda nie spuszczała z niej oczu, rozpaczliwie
łaknąc wiadomości.
– Chodziło o brata Deana – wyjaśniła. – Miał wypadek.
– Tak mi przykro. – Linda położyła dłoń na piersi, usiłując uspokoić
rozszalałe serce. – Co się stało?
– Ma złamaną nogę i prawdopodobnie uszkodzoną śledzionę, ale
przeprowadzają jeszcze dodatkowe badania. Jego żona prosi, żebyśmy
przyjechali z Deanem do szpitala.
RS
153
– Oczywiście. – Linda podniosła się z krzesła. – Czy mogę wam jakoś
pomóc?
– Mieszkają w Utah – powiedziała Nancy. – Nie będzie nas co najmniej
kilka dni.
– Ach tak.
– Czy Ricky może mieszkać z tobą przez ten czas? – spytała.
– Oczywiście. – Odrzekła spontanicznie Linda.
Przecież powinna była tak odpowiedzieć, prawda? Serce jednak znów jej
zakołatało. Jeśli Ricky będzie mieszkał z nią przez kilka dni, z nią i
Emmettem...
Przekona się, na ile potrafi być matką.
Zobaczy, czy ona, Emmett i Ricky mogą się zachowywać jak rodzina.
Nie będzie sama z Emmettem. To lepiej, dzięki temu jeszcze raz się
zastanowi, czy może mu powiedzieć o swoich obawach wobec jego brata... i o
swoich uczuciach do niego.
Była nadal zdenerwowana, a równocześnie odetchnęła z ulgą, bo chyba
tego oczekiwała.
W małej kafejce Jason zamówił dwie kawy i zaniósł je do stolika na
zewnątrz. Chciał jeszcze odetchnąć świeżym powietrzem, wiedząc, że czekają
go długie godziny w samochodzie pod siedzibą Fortune TX, Ltd.
Obok jakiś mężczyzna czytał akurat lokalne wydanie „San Antonio
Express News". Jason zerknął na gazetę.
Na pierwszej stronie widniało zdjęcie Emmetta i Ryana Fortune'a.
Dwóch ludzi, których nienawidził najbardziej ze wszystkich na świecie.
Spojrzał w stronę stojaka z gazetami, ale był tylko ten pieprzony „New
York Times". Kogo tutaj obchodzi ten cholerny Nowy Jork?
RS
154
Jason przesunął się na krześle, usiłując przeczytać tekst pod zdjęciem.
Zdołał jednak wychwycić tylko niektóre wyrazy. Lily Fortune, fundacja, agent
federalny.
Jason był zdziwiony, że w jednym artykule pisano o Emmetcie i o
agencie federalnym. Jakim to agentem federalnym mógł być Emmett? Pewnie
się dręczył całymi nocami, zastanawiając się, gdzie może przebywać jego
starszy, inteligentniejszy i sprytniejszy brat. Emmett nigdy go nie znajdzie.
Odchylił się w krześle i dalej pił kawę. Niezależnie od tego, co piszą w
artykule, nic się nie zmieni. To on znajdzie Emmetta, a potem... zostanie z
niego tylko mokra plama.
Ciekawość nie dawała mu spokoju. Znowu zerknął kątem oka na gazetę,
po czym uniósł głowę, gdy gazeta zaszeleściła. Mężczyzna trzymający ją
spojrzał na niego.
Jason, bynajmniej nie zbity z tropu, wskazał gazetę gestem ręki.
– Przepraszam, że tak zaglądam, ale zaciekawił mnie artykuł na pierwszej
stronie – powiedział. – To o Fortune'ach? Nie mylę się?
Mężczyzna złożył gazetę, żeby popatrzeć na wzmiankowany artykuł.
– A tak – odparł. – Wdowa po Ryanie Fortunie i kilkoro jego krewnych
zakładają fundację charytatywną w jego imieniu.
– Fundację charytatywną? – powtórzył spokojnie Jason, choć w środku aż
się w nim gotowało. Zamierzają dawać pieniądze głupkom i nieudacznikom,
gdy tymczasem ten stary sukinsyn Kingston nie dał ani centa jego dziadkowi
Farleyowi! – Musi być przyjemnie mieć tyle wolnej gotówki – skwitował.
Jego dwa miliony wydały mu się w tej sytuacji bardzo mizerne. Oni
prawdopodobnie przeznaczają dwa razy tyle na jakąś bandę skautów czy
stukniętych obrońców żab.
RS
155
– To porządni ludzie – stwierdził mężczyzna. – Kupili nowe stroje i
instrumenty dla mojego zespołu szkolnego.
Widzisz? Ci bogacze odgrywają rolę dobrego wujka dla bandy
gówniarzy, zamiast założyć dynastię polityków, wspierając przed laty Farleya.
Ile to ukradziono jego dziadkowi? A jemu samemu ile ukradziono?
– A kto stoi na czele fundacji? – spytał Jason, choć odpowiedź już znał.
Mężczyzna wskazał zdjęcie na pierwszej stronie gazety.
– Emmett Jamison. Ma jakieś powiązania z rodziną Fortune'ów.
– Ach tak – skinął głową Jason. – Piszą może, gdzie ten Jamison
mieszka? – spytał jakby mimochodem.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
– Nic na ten temat nie wiem – odrzekł, wstając od stolika. – Chce pan? –
Podał gazetę Jasonowi. – Ja już wszystko przeczytałem.
– Dzięki. – Jason wziął gazetę, po czym skoncentrował się na artykule.
Rzeczywiście, Emmett zakładał fundację charytatywną, ale w artykule nie było
żadnej wzmianki na temat jego aktualnego miejsca zamieszkania.
Zatrzymał wzrok na fotografii młodszego brata.
– Do diabła – mruknął pod nosem.
Ze zdjęcia nie wywnioskował, gdzie przebywa Emmett. Stał, opierając
się o drewnianą balustradę. Jedyną charakterystyczną rzeczą był – Jason
pochylił się niżej nad gazetą – widoczny na zdjęciu kawałek starego
drewnianego konia z karuzeli dla dzieci. To wszystko.
Postukał palcem w zdjęcie. Niewykluczone, że prywatny detektyw Jason
Jamison przeprowadzi teraz małe śledztwo.
W dziale ogłoszeń redakcji „San Antonio Espress News" zastał kobietę.
Spodziewał się tego. Uśmiechnął się do siebie, gdy wkładał do kieszeni koszuli
garść różowych papierosów z gumy do żucia, żeby trochę wystawały.
RS
156
Poprawił włosy, wyciągnął poły koszuli i zbliżył się do dziewczyny za
biurkiem.
– Czy mogę w czymś pomóc? – spytała uprzejmie.
Przed nią piętrzył się stos formularzy i stał pojemnik z zaostrzonymi
ołówkami.
– Na to liczę – odrzekł Jason, posyłając kobiecie szeroki, choć zmęczony
uśmiech. – Proszę mi pogratulować. Tej nocy urodziło mi się dziecko. To
znaczy, urodziła je moja cudowna żona.
Dobry jestem, pomyślał. Dziewczę aż się rozpływa z zachwytu.
– To wspaniale. Gratuluję.
Jason prześliznął się spojrzeniem po biurku i zauważył drewnianą
plakietkę ze złotymi literami.
– To dziewczynka – dodał. – Dziesięć paluszków u rączek, dziesięć u
nóżek, puszyste włoski. Damy jej na imię Katherine.
– To moje imię! – wykrzyknęła kobieta.
Jason szeroko otworzył oczy, jakby nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
– Żartuje pani! Myśleliśmy, że zdrobniale mogłoby brzmieć...
– Katie – wpadła mu w słowo kobieta. – Tak mnie nazywano, od kiedy
przyniesiono mnie do domu ze szpitala.
– Katie – powtórzył Jason. – Podoba mi się. Katie. – Sięgnął do kieszeni
po cygaro do żucia. – Dla pani od mojej Katie – podał je kobiecie.
– Dziękuję. Ale co mogę dla pana zrobić?
– Czy ma pani dziecko, Katie? – Dziewczyna nie miała obrączki.
– Nie. – Wzruszyła ramionami i lekko się zaczerwieniła. – Jeszcze nie.
– Cóż, uświadomiłem sobie, że urodzenie dziecka to wspaniała rzecz. No
i taka, której nigdy nie będę mógł zrobić. Podziwiam was, kobiety.
Pulchna Katie znów obdarowała go serdecznym uśmiechem.
RS
157
– Chcę podarować mojej żonie szczególny prezent z tej okazji – rzekł. –
Podziękować jej i okazać wdzięczność za moją śliczną Katie.
– Czy to coś, co widział pan w ogłoszeniach? – spytała kobieta.
– Och, ogłoszenia? – Rozejrzał się dokoła, jakby nie uświadamiał sobie,
do jakiego działu przyszedł. Odgrywanie głupiego nie przychodziło mu łatwo,
ale musiał to robić teraz. – Nie zdawałem sobie sprawy...
– Cóż, może mimo wszystko będę mogła panu pomóc – zaoferowała się
kobieta. – Czy widział pan coś w jednej z naszych reklam?
– Nie, na jednym ze zdjęć przy artykule. – Jason wyjął z kieszeni kartkę z
gazety i rozłożył ją na biurku.
– Moja żona zobaczyła tego konia z karuzeli i stwierdziła, że chce kupić
takiego samego dla naszej Katie. Miałem nadzieję, że mogłaby mi pani
powiedzieć, gdzie to zdjęcie zostało zrobione, żebym mógł porozmawiać z
właścicielami domu. Jeśli nie zechcą sprzedać tego konika, to może powiedzą
mi, gdzie mógłbym dostać takiego samego.
Kobieta popatrzyła na niewyraźny zarys połowy konia.
– Niewiele tu widać – stwierdziła.
– Wystarczy adres – zapewnił ją Jason.
– Nie podajemy takich informacji – powiedziała. – Nie mówiąc o tym, że
w naszym dziale nikt nie znałby adresu, którego pan szuka.
– Och – zasmucił się Jason. – A tak się cieszyłem, że znalazłem sposób,
by załatwić prezent dla naszej córeczki. Naszej malutkiej Katie.
Redakcyjna Katie znów zagryzła wargę.
– Hm, zadzwonię do przyjaciółki z działu informacyjnego – powiedziała,
zniżając głos. – Rzuciła wzrokiem w lewo i w prawo. – Ale niech pan nikomu
o tym nie mówi.
Jason przyłożył rękę do serca.
RS
158
– Może być pani spokojna. Przyrzekam, że nie pisnę słowa. Wymyślę
jakąś wiarygodną historyjkę.
RS
159
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Dziś jest czwartek.
Emmett śpi w swoim pokoju, bo jest u nas Ricky. Ricky śpi u Emmetta.
Wstań, zrób śniadanie i wypraw Rickiego do szkoły. Porozmawiaj z
Emmettem na temat jego planów co do Jasona.
Spiesząc do kuchni, Linda zapukała lekko do drzwi pokoju Emmetta.
– Ricky, wstawaj i ubieraj się. Czas do szkoły. Za chwilę będzie
śniadanie – zawołała.
Odpowiedziało jej jakieś niezrozumiałe mamrotanie. Poprzedniego
wieczoru Ricky za późno się położył. Poznała to po jego zaspanym głosie.
Wiedziała o tym, ale nie chciała prowokować żadnych tarć ani niesnasek. Od-
powiedzialność związana z opieką nad Rickim przez najbliższe dni,
przytłaczała ją, do tego cały czas była podminowana z powodu bliskości
Emmetta.
Uległa prośbom chłopca i Ricky w końcu usnął w fotelu. Emmett zaniósł
go na materac ułożony obok swego łóżka i wsunął do śpiwora. Linda w tym
czasie zaszyła się w swoim pokoju. Po poprzednich nocach w namiętnych
ramionach Emmetta potrzebowała snu. Obudziła się więc później niż zwykle.
Nastawiła kawę i wyjęła gazetę, którą roznosiciel zostawił rano na ganku.
Zawahawszy się chwilę, oparła rękę na podniszczonym koniu od karuzeli i
głęboko odetchnęła ciepłym porannym powietrzem, żeby się uspokoić. Sok i
płatki. Duży brązowy pojemnik z masłem orzechowym, kanapka z dżemem,
banan, chipsy, ciasteczka i karton soku. Zapamiętała.
Prasowanie! O tym byłaby zapomniała. Obiecała Rickiemu, że rano
wyprasuje mu koszulę. Nagłe poczuła znajomy ból głowy. Zignorowała go,
rzuciła gazetę na stół w kuchni i znowu zapukała do pokoju Emmetta.
RS
160
– Ricky? Wstałeś? – spytała. – Zaraz ci wyprasuję koszulę. – Pobiegła do
kuchni, rozłożyła deskę do prasowania i nastawiła żelazko. Koszula Rickiego
wisiała na oparciu krzesła.
Czekając, aż żelazko się rozgrzeje, zalała mlekiem płatki, po czym
szybko przygotowała Rickiemu drugie śniadanie do szkoły. Teraz zaatakowała
koszulę. Właśnie zaatakowała, to było właściwe słowo. Koszula była nieduża,
z małym kołnierzykiem i listwą z guzikami od szyi do polowy klatki
piersiowej. Wydawało jej się, że nie upora się z tym zadaniem. Prasowała z
jednej strony, a z drugiej tworzyły się załamania. Spociła się ze
zdenerwowania. W końcu uznała, że wystarczy. Ricky wszedł do kuchni w
długich szortach khaki, skarpetkach i tenisówkach.
– Twoja koszula – powiedziała, podając mu ją. Popatrzył na nią spod
długich jasnych rzęs.
– Nienawidzę tej koszuli – skrzywił się. – Jest obciachowa.
– Przecież wczoraj sam ją przygotowałeś – zdziwiła się Linda. –
Chciałeś, żebym ci ją uprasowała. Nan spakowała tę koszulę razem z innymi
twoimi rzeczami.
– Tak, ale jej nienawidzę. Wyglądam w niej jak głupek. Wszyscy
powiedzą, że to obciach – skrzywił się.
Ból głowy Lindy nasilił się.
– Masz tu jakąś inną? – spytała. – Może pójdź do domu...
– Nie ma czasu! – przerwał jej Ricky. – Za późno mnie zbudziłaś. –
Chwycił koszulę i zaczął ją pospiesznie wkładać.
Linda podała mu sok.
– Proszę – powiedziała.
Może witamina C sprawi, że poprawi mu się humor.
RS
161
– Nie piję soku. – Kopnięciem odsunął krzesło i usiadł nad miseczką z
płatkami. – Zjem tylko to – oświadczył.
Linda sama wypiła trochę soku. Wiedziała, że Ricky zachowuje się w ten
sposób z powodu zmęczenia. Czuła się winna. Należało wcześniej wysłać go
do łóżka. Czy kiedykolwiek nauczy się być dobrą matką?
Zostało zaledwie parę minut, żeby zdążyć na szkolny autobus. Szybko
umył zęby i sięgnął energicznie po torebkę z drugim śniadaniem. Wypadła mu
z rąk. Wszystko się rozsypało, a karton z sokiem rozerwał się z hukiem. Kana-
pka wylądowała w soku i natychmiast nasiąkła nim jak gąbka.
Linda uklękła, żeby posprzątać.
– To potrwa sekundę, zaraz ci przygotuję nowe drugie śniadanie – rzuciła
w stronę syna.
– Nie mam czasu. Przywieź mi je później do szkoły. Możesz?
– Zobaczę. Nie umiem jeszcze prowadzić samochodu, a nie jestem
pewna, czy Emmett będzie mógł.
– Co z ciebie za matka? – W oczach Rickiego pojawiły się łzy. – Nie
możesz mnie nawet obudzić na czas. Nie umiesz zrobić dobrego śniadania. Nie
możesz przynieść do szkoły drugiego śniadania. Wiesz co? Jako mama jesteś...
jesteś... do niczego.
Wybiegł z domu, trzasnąwszy drzwiami.
Linda popatrzyła za nim, po czym utkwiła wzrok w podłodze. W głowie
jej dudniło. Bam, bam, bam.
Usłyszała odgłos prysznica. A więc Emmett jest w łazience. To dobrze.
Nie chciała, żeby był świadkiem sceny między nią a Rickim. Bóg jeden wie,
jak bardzo pragnęła, żeby tej sceny w ogóle nie było.
Jako mama jesteś... jesteś... do niczego!
RS
162
– Chciałabym nie być matką Rickiego. – Usłyszała, jak wypowiada
głośno te słowa. Wstrzymała oddech, czekając, czy nie zostanie rażona
piorunem.
Żadna kobieta nie powinna mieć takich myśli.
Wciąż czekając na jakiś karzący kataklizm, zaczęła sprzątać resztki ze
stołu, przygotowała drugie śniadanie dla Rickiego, po czym nalała sobie
filiżankę kawy. Nie wiedząc, co jeszcze mogłaby zrobić, usiadła i otworzyła
gazetę. Na pierwszej stronie zobaczyła Emmetta. Nie wyglądał na prezesa
fundacji, bardziej na złowrogiego agenta federalnego, którym był. Przeczytała
artykuł i zorientowała się dlaczego Emmett zastawił pułapkę i sam przyjął rolę
przynęty w stosunku do swego brata Jasona. Na dodatek próbował z niego
szydzić i prowokował go.
Ramka obok artykułu z notatką na temat Jasona była kompilacją
wypowiedzi Emmetta, które można by ująć w słowach: chodź i dorwij mnie.
Wpatrując się w gazetę nie usłyszała zbliżających się kroków. W głowie
wciąż jej huczało. Dopiero gdy poczuła czyjąś rękę na ramieniu, odwróciła się
gwałtownie i zerwała z krzesła. Aż się zatoczyła i oparła o ścianę.
Żołądek podszedł jej do gardła, a w głowie dudniło. Mężczyzna stojący
naprzeciw niej stanowił niewątpliwe zagrożenie.
– Nie – powiedziała. – Nie.
Emmett przygładził wilgotne włosy.
– Co nie? – spytał. – Wybacz, że cię przestraszyłem.
– Nie. – Linda potrząsnęła głową. Była blada jak ściana.
– O co chodzi, kochanie? – Emmett zbliżył się, chcąc wziąć ją w
ramiona.
Znowu potrząsnęła głową i cofnęła się o krok.
– Nie zbliżaj się do mnie – powiedziała.
RS
163
– Co ci się stało? O co chodzi? – Emmett nic z tego nie rozumiał.
– O ciebie – odpowiedziała. – Nie chcę cię. Już nie. Nie zniosę tego
wszystkiego, co się ma wydarzyć.
Emmett, zbity z tropu, odstąpił od niej.
– O czym ty u diabła mówisz?
– Chcę żebyś się wyprowadził z tego domu. I to dzisiaj. Teraz.
Emmett nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. To nie była ta sama kobieta,
która ostatnio każdą noc spędzała w jego ramionach. Kobieta, dzięki której w
ciemnych zakamarkach jego duszy znów pojawił się promyk słońca.
– Powiedz mi, o co chodzi – nalegał. – Dlaczego wszystko się zmieniło?
Linda gestem dłoni wskazała leżącą na stole gazetę.
– Zamierzasz sprawić mi ból.
Emmett przebiegł wzrokiem artykuł, po czym przeniósł spojrzenie na
Lindę.
– Lindo, kochanie, tobie nic się nie stanie – uspokoił ją. – Jason cię nie
skrzywdzi. Nawet nie wie o twoim istnieniu. Nie ma pojęcia, gdzie
mieszkamy.
– Ja się boję o ciebie – wyjaśniła Linda. – Czas, żebym wreszcie
pomyślała o sobie. Mam za sobą jeden fatalny związek. Straciłam dziesięć lat
życia, bo zakochałam się w niewłaściwym mężczyźnie. Nie mam zamiaru
zrobić tego po raz drugi.
Emmett z trudem się opanował.
– Nie porównuj mnie z Cameronem. To był egoista. Facet, który myślał
tylko o sobie i dla własnej korzyści zrobiłby wszystko – oburzył się Emmett. –
Do diabła! Nie myślę wykorzystywać twojej niewinności i zaufania. Myślę, że
mógłbym ko...
– Nie mów tego – przerwała mu Linda. – Nie wypowiadaj tego słowa.
RS
164
– Co cię przestraszyło? – Emmett nie wiedział, co się stało. – Było nam
ze sobą tak dobrze. Dlaczego nagłe odwracasz się od tego, co mogliśmy razem
stworzyć?
– Kim ja jestem? Wiem na pewno, że nie jestem dobrą matką –
wzburzyła się Linda. – Wiem, kim byłam. Złą tajną agentką, mylącą się
fatalnie w ocenie mężczyzn.
– Byłaś samotnym dzieckiem, które popełniło błąd! – Gdyby żył
Cameron, Emmett zmusiłby go do wyznania win przed tą piękną kobietą, która
wciąż jeszcze nie pozbierała się po tym, co ją spotkało. – To nie ma nic
wspólnego z nami.
– Słyszałeś, co powiedziałam? Nie możesz wiedzieć, że nie schrzanię i
tego, tak jak schrzaniłam wszystko inne. Nie może być żadnego „my", bo ja
nie znam siebie.
O Boże! Emmett zmartwiał, jego gniew ustąpił. To o to chodzi, o jej
tożsamość.
Nagle poczuł, jak ból spowodowany stratą, wypełnia mu serce. Jeszcze
przed chwilą miał nadzieję, że nie zazna powtórnie tego uczucia pustki, które
dobrze znał. Nadaremnie.
Kiedy zbliżyli się do siebie, chwilami martwił się, że to, co Linda do
niego czuje, okaże się czymś nierealnym, jedynie objawem jej zdrowienia.
Teraz ta prawda znowu zabolała.
Linda naprawdę się przebudziła i uznała, że nie spędzi reszty życia w tym
ponurym krajobrazie, jaki wypełniał jego wnętrze.
Kto mógłby ją za to winić?
On na pewno nie, choć zabrzmiało to dla niego jak wyrok.
Linda nie pamiętała, żeby kiedykolwiek lubiła prace domowe, ale dzięki
nim miała zajęcie przez całe przedpołudnie i ciągnące się w nieskończoność
RS
165
popołudnie. Pracowała z prawdziwym zapamiętaniem. Wysprzątała cały
domek dla gości, włącznie z pokojem Emmetta. Z szafy znikły już wszystkie
jego rzeczy. Zmieniła pościel, starając się nie myśleć o jego kształtnej sylwetce
i opalonym ciele.
W łazience zauważyła otwartą buteleczkę szamponu, którą zostawił na
oknie obok kabiny prysznicowej. Zbliżyła go do twarzy, wdychając unoszący
się zapach.
Zamknęła oczy i oddała się wspomnieniom. Przypomniała sobie, jaki był
miły i uprzejmy w sklepie spożywczym pierwszego dnia, ile cierpliwości
wykazał, ucząc ją samoobrony, jak doskonale porozumiewał się z Rickim.
Będzie cudownym ojcem. Nan tak powiedziała. Linda miała nadzieję, że los da
mu taką szansę.
Pewnego dnia Emmett pozna inną kobietę, dobrą matkę, przyjaciółkę,
żonę, a nie taką zbieraninę puzzli jak ona. Nie może zaryzykować miłości,
żeby jej serce zostało złamane, gdyby go utraciła.
Tylko o tym myślała, czytając artykuł w gazecie. Jej lęk o niego
świadczył, że go kochała. Emmett mógłby się zmęczyć jej słabością i
chwiejnością. Lepiej zakończyć tę sprawę szybko, jednym cięciem, by nie
pogłębiać bólu.
Nie wiedziała jednak, że ból mimo to może być większy. Opadła na sofę
w pokoju i ukryła twarz w dłoniach.
Po chwili drgnęła przestraszona, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
Wstała, żeby otworzyć, ale się zawahała. Czyżby Emmett wrócił?
Gdy otworzyła, nie zauważyła nikogo. Po chwili, spuściwszy wzrok,
zobaczyła jasną czuprynę.
– Już po lekcjach? – spytała Rickiego.
RS
166
– Jest po trzeciej. – Chłopiec przeszedł obok niej. Zerknęła na zegarek.
Ależ ten czas pędzi, pomyślała.
– Dostałeś drugie śniadanie? – spytała, idąc za nim do kuchni.
– Tak, nauczycielka powiedziała, że dzwoniłaś do sekretariatu i
upewniłaś się, że mogę sobie coś kupić, chociaż nie miałem przy sobie
pieniędzy. – Rzucił na stół plecak.
– Jutro wyślę czek – powiedziała Linda. Wzięła z blatu kuchennego
papierową torbę i wyciągnęła w stronę chłopca. – Chcesz coś z tego zjeść? –
spytała.
– Co to jest? – Zmarszczył brwi i popatrzył na nią nieufnie.
– Drugie śniadanie, które ci przygotowałam, kiedy wybiegłeś z domu.
– Ach tak. – Wziął torbę. – Dzięki. Dlaczego nie przyniosłaś go do
szkoły?
Dobra matka by to zrobiła, pomyślała za niego.
– Wiesz, że jeszcze nie prowadzę samochodu.
Ricky od razu wyjął z torby ciasteczka. Zagryzła wargi. Lunch szkolny
prawdopodobnie nie był pożywny. To z powodu epidemii otyłości dziecięcej.
Słyszała o tym w programie telewizyjnym któregoś dnia. Tłuste i przesłodzone
jedzenie przyczyniło się do nadwagi Amerykanów. Nic o tym nie mogła
wiedzieć, skoro przez całe dziesięć lat była pogrążona w śpiączce.
Lecz Ricky był chudy. Spędzał dużo czasu na grze w piłkę, dlatego
nadmiar kalorii mu nie groził.
Uznała więc, że ciasteczka mu nie zaszkodzą i pozwoliła mu je zjeść.
– Gdzie Emmett? – spytał Ricky z ustami pełnymi herbatników. – Mam
zadanie z matmy.
– Nie ma go, ja ci pomogę – zaproponowała. Ricky potrząsnął głową.
– Zaczekam, aż wróci – powiedział. Najwyraźniej nie chciał jej pomocy.
RS
167
– On... – zająknęła się. – On nie wróci. Ricky znieruchomiał z ręką
uniesioną do ust.
– Jak to, nie wróci. – Spojrzał na Lindę spode łba. Wzruszyła ramionami.
– Od teraz będzie mieszkał gdzie indziej – oznajmiła.
– To znaczy gdzie?
– Nie wiem – mruknęła.
Ricky przestał jeść i odwrócił się od Lindy. Wsunął ręce w kieszenie,
skulił ramiona.
– Chciałem go na coś zaprosić – rzucił.
– Ach tak – westchnęła Linda. – Może kiedy za parę dni wrócą Nan i
Dean dowiemy się...
– To jest jutro wieczorem – zezłościł się Ricky
– Co jest jutro wieczorem?
– Szkolny grill dla ojców z synami.
– No cóż, jestem pewna, że nie musisz iść z ojcem
– zaczęła Linda.
– Oczywiście, że muszę. – Ricky spojrzał na nią.
– Miałem zaprosić Emmetta wczoraj wieczór, ale potem...
No tak, może dlatego prosił ją wczoraj, żeby mu pozwoliła później iść
spać? Chciał przyprowadzić do szkoły Emmetta jako swego – o Boże – ojca,
ale zabrakło mu odwagi, żeby mu o tym powiedzieć. Dlatego rano był w takim
złym humorze.
– Może pójdziesz z Deanem – zasugerowała ostrożnie.
– On nie wróci na czas. A ciebie nie zamierzam zabrać – dodał, patrząc
jej w oczy.
– Pewnie, że nie. – Słowa Rickiego nie sprawiły jej przykrości. – W
końcu to ma być grill z ojcami.
RS
168
– Dlaczego Emmett się wyprowadził? – Chłopiec wrócił do tematu.
– Cóż, ja... – Ile mu może powiedzieć? – Emmett wyświadczał
uprzejmość mnie i Ryanowi. Czasami dorośli...
– To też popsułaś, tak? – Popatrzył na nią nie tyle ze złością, co z
goryczą. – Zawsze mi wszystko psujesz.
– Nie jest to moim zamiarem, Ricky – powiedziała spokojnie Linda. – To
nie był mój wybór. Nigdy nie chciałam...
– Co? Nigdy mnie nie chciałaś?
Te zimne słowa ugodziły ją prosto w serce. Wydała stłumiony okrzyk.
Nie, nie. Sama taka myśl była dostatecznie zła, ale usłyszeć te słowa
wypowiedziane głośno przez jej syna...
– To nieprawda – zaprzeczyła ostro.
Nie było prawdą, że go nie chciała. Prawdą było to, że nie chciała go
zawieść.
A właśnie to robiła. Gorączkowo szukała wyjaśnienia.
– No tak, ja też nigdy ciebie nie chciałem – oświadczył Ricky,
odgarniając z czoła grzywkę. – Wolałbym, żebyś się w ogóle nie obudziła.
Te słowa nie dotknęły jej tak bardzo jak poprzednie. Nigdy mnie nie
chciałaś. Przycisnęła dłoń do serca, chcąc je uspokoić. Ricky wypadł z kuchni,
po chwili usłyszała trzask frontowych drzwi.
Linda oparła się o blat i zamknęła oczy. Nie udało się, była kompletną
niezdarą. Jak zdołam to naprawić? Jak naprawić to, co dziś popsułam?
Znowu usłyszała trzask frontowych drzwi. Bała się mieć nadzieję, że
wrócił Ricky. Nie wiedziała, co mu powiedzieć. Jak się wytłumaczyć? Jak się
zachować?
– Mamo? – Usłyszała cienki głosik.
RS
169
Otworzyła oczy. Ricky wrócił. Jakiś obcy mężczyzna trzymał go za
ramię w żelaznym uścisku.
– Kim pan jest? – spytała. – Co pan robi z moim synem?
W odpowiedzi mężczyzna uniósł pistolet, który trzymał w drugiej ręce i
przyłożył go do skroni chłopca.
– Jestem tu, żeby zobaczyć się z pewnym mężczyzną w sprawie konia.
– Co?
– Przepraszam. – Mężczyzna uśmiechał się. – To taki żart.
– Czego pan chce? – krzyknęła Linda.
– Jachtu, domu na Tahiti, telewizji satelitarnej i radia. Ale skłonny jestem
na to poczekać. – Mrugnął do niej. – A poważnie, to chcę Emmetta.
– Nie ma go tutaj – odrzekła.
– Niewątpliwie, kochanie. Zauważyłem, że nie ma jego samochodu. –
Kopnął krzesło i pchnął na nie Rickiego. – Wróci.
Jason! Ten obcy mężczyzna to Jason Jamison. To musi być on. Linda
oddychała ciężko.
– On nie wróci – powiedziała. – Rano wyprowadził się na dobre. Nie
wiem, dokąd pojechał.
Jason zmarszczył brwi.
– Nie wciskaj mi kitu, mała. Nie lubię kłamców, zwłaszcza takich blond
dzidzi. – Gestem ręki wskazał krzesło. – Ty też siadaj. Gdy Emmett wróci,
będziemy wszyscy razem.
Emmett rozważał, czy nie pojechać do najbliższej granicy z Teksasem,
przekroczyć ją i nigdy nie wrócić. W końcu może trafić do jakiejś dziury i
zakopać się w niej na zawsze.
Najlepsze miejsce to chata w Sandia Mountains. Tam pojechał po śmierci
Christophera i po tragicznym finale sprawy Jessiki Chandler. Nie znalazł
RS
170
pociechy, ale zapas tequili jeszcze na niego czeka. Picie nie jest złym
sposobem spędzania czasu.
Pamiętał, iż obiecał ojcu, że już tam nie wróci, ale to było, zanim stracił
Lindę. Zanim opuściło go światło. Teraz wszystko stało się nieaktualne.
Zauważył, że wskaźnik paliwa zbliża się do poziomu minimum, więc
skręcił na najbliższą stację benzynową. I nagle stwierdził, że znajduje się w
Red Rock. Z jakichś powodów pojechał na autopilocie do ulubionego miejsca
Ryana Fortune'a, do Red Rock w Teksasie.
Z kantorka wyszedł jasnowłosy nastolatek.
– Czym mogę służyć? – spytał.
Chłopiec przypominał Emmettowi Rickiego. Przeszył go ból dokładnie w
tym miejscu, gdzie miał nadzieję, że nie ma serca. Nie tylko stracił kobietę, ale
również świetnego gracza w piłkę i znawcę ortografii, jej syna.
– Nalej do pełna, proszę – powiedział do nastolatka. Wysiadł z auta, żeby
rozprostować nogi.
– Jest pan z tej okolicy? – spytał Emmetta chłopiec.
– Niezupełnie. Poznałem to miejsce przez Ryana Fortune'a. – Znów
poczuł ukłucie bólu.
– Pan Fortune! – Chłopiec się uśmiechnął. – Znałem go. Tankował u nas
swoje furgonetki i drogie samochody.
Kiedy dowiedział się, że jestem dobry z matmy, ale muszę przerwać
naukę w szkole średniej, przekonał mnie, żebym tego nie robił. – Opowiadał.
– On taki był – potwierdził Emmett.
– Nie skończyło się na rozmowie. – Kontynuował chłopiec. – Mój tata się
zabrał, a mama straciła pracę w bibliotece, zmuszonej do cięć budżetowych. To
dlatego chciałem rzucić szkołę. Mógłbym wtedy pracować na stacji na pełnym
RS
171
etacie i pomagać matce w utrzymaniu domu. Ale pan Fortune znalazł pracę dla
mamy w biurze na ekologicznej farmie kurzej, tam, w dole drogi.
– A ty zostałeś w szkole.
– Tak. W przyszłym tygodniu kończę i jesienią rozpoczynam naukę w
college'u stanowym. Pan Fortune opłacił mi czesne za cztery lata z góry.
Taki był Ryan. I właśnie tego typu działalność miała prowadzić fundacja,
o której Emmett rozmawiał z Lily. Miał nadzieję, że jego wyjazd niczego nie
zmieni. Nie można zaprzepaścić tak szczytnego celu.
– Wie pan, co w zamian kazał mi obiecać? – spytał chłopiec.
– Nic?
– Nie, chciał, żebym mu coś przyrzekł.
Ryan przykładał dużą wagę do obietnic. Opiekuj się Lindą w moim
imieniu, Emmett. Rób, co będziesz mógł dla niej i jej syna. Przez krótką chwilę
Emmett poczuł, że coś ściska go za gardło, ale się opanował.
– Poprosił, żebym kontynuował jego dzieło. Prosił, żebym pomagał
innym ludziom, gdy tylko będę mógł, przez resztę swego życia.
– Jak bym słyszał Ryana – powiedział Emmett. Chłopiec oparł się o
zderzak i wpatrywał w dal.
– Nie wiem, co mam robić, jeszcze nie wiem. Ale przez całe życie będę
pamiętał pana Fortune'a. On będzie wiedział o moim pierwszym dobrym
uczynku. Jestem pewien.
Emmett znów poczuł ucisk w gardle i przypomniał sobie słowa Lily.
Chcemy – ja i Ryan – żebyś był szczęśliwy. Żebyś żył prawdziwym życiem, a
nie pogrążał się w tych wszystkich obrzydliwościach.
A właśnie to zamierzał zrobić. Zaszyć się w górach i poddać się depresji
niszczącej jego duszę.
RS
172
Zostawiając Lindę i Rickiego bez opieki, zrobił dokładnie odwrotnie, niż
go prosił Ryan. To błąd! Powinien dotrzymać obietnicy, czyż nie? Jeśli ona go
nie chce, może przynajmniej zapewnić jej ochronę, nawet trzymając się od niej
na dystans.
– To będzie czterdzieści dolarów i siedemdziesiąt jeden centów, proszę
pana – usłyszał.
Otworzył oczy i wyjął portfel.
– A teraz u twojej mamy wszystko w porządku? – spytał chłopca.
– O tak, dziękuję. Kiedy tata odszedł, a ona straciła pracę, poczuła się
przytłoczona sytuacją, tak myślę. Mówiła, że zawiodła jako matka i jako
kobieta. Moje siostry i ja nie wierzyliśmy w to, ale ona tak się czuła. Chyba
była przerażona.
Emmett sięgnął do portfela i wyjął trzy banknoty dwudziestodolarowe.
Słowa chłopca pobrzmiewały echem w jego głowie. Czuła się przytłoczona.
Uważała, że zawiodła. Była przerażona.
Czy to właśnie przytrafiło się dzisiaj Lindzie? Przeraziła się?
– Ale nowa praca pomogła twojej mamie dojść do siebie, prawda? –
zwrócił się Emmett do chłopca, wręczając mu pieniądze.
– Myślę, że bardziej przyczynił się do tego pan Fortune – odparł
chłopiec. – Dał jej nadzieję. Pokazał, że w nią wierzy. – Chłopiec z
zakłopotaniem potarł czoło. – W każdym razie tak mi powiedziała.
Czy Emmett zawiódł Lindę? W chwili gdy potrzebowała wsparcia,
uciekł, zamiast zostać i dodawać jej otuchy.
Uciekł, bo tak było łatwiej niż wierzyć, że mógłby się dla niej zmienić.
Dała mu tyle nadziei, i to od pierwszej chwili, gdy ją zobaczył, a on ją opuścił.
Do diabła.
RS
173
Kiedy ona zwątpiła w siebie, on nie pomyślał, żeby okazać jej, że w nią
wierzy.
– Pańska reszta – powiedział chłopiec.
Emmett odwrócił się. Słońce było nisko, świeciło prosto w oczy
Emmetta. Chłopiec stał przed nim i bardzo przypominał Rickiego.
– Nie martw się – mruknął Emmett. – Już wiem, co mam zrobić. Wracam
do niej.
– Słucham, proszę pana? – Chłopiec nie zrozumiał.
– Mówiłeś o obietnicy złożonej panu Fortune'owi, prawda? – zwrócił się
do chłopca.
– Tak, ale... – Nastolatek wyglądał, jakby żałował swej opowieści.
– Właśnie zrobiłeś swój pierwszy dobry uczynek – powiedział Emmett. –
I jestem pewien, że Ryan o tym wie.
Kiedy odjeżdżał, chłopiec odprowadzał go wzrokiem. Emmett pomachał
do niego. O tak. Powziął właściwą decyzję.
Zaczął pogwizdywać pod nosem.
RS
174
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Lindę ogarnął strach. Nie potrafiła zebrać myśli i ogarnąć tej sytuacji.
Mogła tylko wpatrywać się w ciemnowłosego, przystojnego mężczyznę, który
przez cały czas trzymał pistolet przy skroni Rickiego. W końcu usiadła na
krześle przy kuchennym stole.
– Wszystko będzie dobrze, Ricky, uspokajała chłopca, choć język miała
suchy jak wiór i słowa z trudem wydobywały się jej z gardła.
Chłopiec miał oczy szeroko otwarte i utkwione w jej twarzy, jakby była
to jedyna rzecz, którą chciał widzieć.
– Emmett zaraz tu będzie – wymamrotał. Jason Jamison uśmiechnął się.
– No właśnie, wiedziałem. Twoja mama to podła kłamczucha, dzieciaku.
Wiedziałem, że tym razem Emmett mi nie ujdzie. Ja zawsze wygrywam.
– Powiedziałam prawdę – zaprotestowała Linda. – Opuścił ten dom na
dobre. Może pan pójść do jego pokoju i się przekonać. Nie ma tam żadnych
jego rzeczy.
– Nic z tego, mała. – Jason potrząsnął głową. – Kiedy już znalazłem ten
adres, zajrzałem do książki telefonicznej i zadzwoniłem pod numer widniejący
przy tym adresie. Ktoś z głównego domu potwierdził, że Emmett mieszka tu z
tobą.
– Nikt nie powiedziałby... – zaczęła Linda.
– Och, nie obwiniaj gospodyni, czy ktokolwiek to był. Powiedziałem, że
jestem szefem mego braciszka z FBI i muszę zweryfikować jego adres, żeby
mu przekazać pewne ważne dowody, – Znowu się uśmiechnął. – Poczciwa
gosposia chętnie poinformowała mnie, że mieszka on w domku gościnnym i
osobiście gwarantuje, że każda przesyłka do Emmetta, zostanie mu
dostarczona.
RS
175
Tymczasem zamiast przesyłki zjawił się jego brat, Jason.
Myśl, Lindo, myśl. Emmett poświęcił dużo czasu, żeby ją nauczyć
samoobrony, ale teraz zapomniała wszystkiego. Nawet pod tym względem
zawiodła.
– Emmett da ci popalić. – Ricky rzucił na Jasona wściekłe spojrzenie.
– Mylisz się, młody człowieku. – Oczy Jasona były lodowate i puste. –
To ja dam mu popalić.
– Co on ci zrobił? – spytał Ricky, ignorując wymowne spojrzenia Lindy.
Nie drażnij go! Siedź cicho i pozwól, żebym się zastanowiła nad jakimś
wyjściem z tej sytuacji.
Mimo to Linda w ogóle nie była zdolna do myślenia. Miała tylko
nadzieję, że Jason znuży się czekaniem w nieskończoność na Emmetta i
odjedzie, zostawiając ich w spokoju.
– Przez całe życie obaj moi bracia byli mi solą w oku odpowiedział Jason
na pytanie zadane przez Rickiego. Największym moim błędem było, że nie
rozprawiłem się z nimi wcześniej. Posłuchaj, dzieciaku, bierz z życia to, co
chcesz, a każdego, kto ci stanie na drodze, zastrzel.
– Chcesz zastrzelić Emmetta? – Oczy chłopca zrobiły się okrągłe jak
talerzyki.
Lindzie ścisnęło się serce na widok zmienionej twarzy syna. To nie był
film w telewizji ani gra komputerowa. To działo się naprawdę. Pistolet był
realny, zamiary Jasona były realne, niebezpieczeństwo było realne.
– Właściwie kim wy jesteście, wy dwoje? – Jason popatrzył na Lindę, po
czym przeniósł wzrok na Rickiego. – Dlaczego mój brat tu mieszka z kobietą z
dzieciakiem?
Ricky skrzyżował ramiona na szczupłej piersi.
RS
176
– On ma pilnować, żebyśmy trzymali się z daleka od innych ludzi, a inni
ludzie z daleka od nas – wyjaśnił.
– Jesteśmy śmiertelnie chorzy. Jeśli się bardziej zbliżysz... zarazimy cię.
Jason aż gwizdnął.
– A więc teraz możesz mnie zarazić dzieciaku? Dobre sobie – zaśmiał się
szyderczo.
– Jeśli stąd pójdziesz, natychmiast, to może się nie zarazisz.
– Brawo. – Jason przeniósł spojrzenie na Lindę. – Ten dzieciak jest
bystry i ma refleks, muszę to przyznać. A teraz ty mi powiedz, po co Emmett
tu się znalazł?
Co odpowiedzieć, żeby dać im szansę? Czym mogłaby zyskać sympatię
Jasona i skłonić go do opuszczenia domu? Jej głupi umysł stać było tylko na
zadawanie pytań, ale nie na znalezienie odpowiedzi. Po raz kolejny nie stanęła
na wysokości zadania.
– Miałam uraz mózgu – powiedziała, bo prawda wydała jej się w tej
chwili najlepszym rozwiązaniem.
– A Emmett pomaga mi w zorganizowaniu sobie życia.
Jason uniósł brwi.
– Tak? To podobne do mego świętoszkowatego brata. Ale nie wyglądasz
na upośledzoną.
– Moja mama nie jest upośledzona! – Ricky zerwał się z krzesła, Linda
również.
Okrążyła stół i chwyciła chłopca w ramiona.
– Już dobrze, Ricky, już dobrze – uspokoiła go.
– Nie jest dobrze. – Chłopiec rzucił Jasonowi wściekłe spojrzenie.
Jason cofnął się o parę kroków i patrzył na nich z rozbawieniem.
RS
177
– Nie próbuj tłumić jego ikry, blondyneczko. Dzieciak właśnie tego
potrzebuje, żeby iść do przodu. Trochę ognia.
– To jest to, co ty masz? – spytała Linda. – Ogień? – Wzrokiem nakazała
Rickiemu, żeby usiadł i odetchnęła z ulgą, gdy jej posłuchał.
– Tak, mam ogień – przyznał Jason. – Jako jedyny z mego pokolenia,
któremu przekazano to w genach. Prosto od mego dziadka Farleya, który miał
ambicje polityczne, talent do polityki, dzięki któremu zrobiłby karierę w
rządzie stanowym, a nawet dalej, gdyby ten stary kutwa Kingston Fortune nie
dusił wszystkich swoich pieniędzy dla siebie.
Linda oparła się o ścianę i zerknęła na blat kuchenny. Czy było tam coś,
czego mogła użyć do obrony? Nie miałaby czasu, żeby dojść do suszarki i
wyjąć nóż. Czego jeszcze mogłaby użyć?
Notes i ołówek nadają się do sporządzenia listy zakupów, ale nie do
powstrzymania napastnika. Uchwyt na serwetki też nie na wiele by się przydał.
Staroświecka żeliwna patelnia – oto czego potrzebowałaby.
Przypomniało jej się coś, co kiedyś powiedział Emmett.
Jeśli ktoś wtargnie do twego domu, pamiętaj, że każda broń, jaka się tam
znajduje, może być użyta przeciwko tobie.
Zwiesiła bezradnie ramiona. Niezależnie od tego, czym by się posłużyła,
musi postępować ostrożnie. Jason jest wyższy od niej i prawdopodobnie
znacznie szybszy.
Jason mówił i mówił o swoim dziadku i własnych udaremnionych
ambicjach jak o klęsce i nagle Linda poczuła się zupełnie bezbronna. Ktoś inny
musi ich wybawić z opresji, tyle że nikogo innego nie było. W każdym razie
nie tu i nie teraz.
RS
178
– Emmett nie wróci – powiedziała głośno, przerywając monolog Jasona.
Było jej niedobrze na myśl o własnej słabości. Nic nie może zrobić. Nie jest w
stanie obronić ani Rickiego, ani siebie.
Nie była prawdziwą kobietą. Jason nie spuszczał z niej oczu.
– Nie wiem, dlaczego się przy tym upierasz – powiedział.
– Bo to prawda – stwierdziła lodowatym głosem.
– Ale ja zostanę tu z tobą jak długo zechcesz i będę czekać. Pozwól tylko
odejść Rickiemu. Nie potrzebujesz go.
Ricky wyprostował się na krześle.
– Ja...
– Cicho! Uspokój się! – napomniała syna.
– O, mamusia z charakterem – zaśmiał się szyderczo Jason.
– Proszę – powtórzyła Linda, ignorując zaczepkę.
– Puść go, poczekamy oboje na Emmetta.
– Blondyneczko, blondyneczko. – Jason był wyraźnie rozbawiony. –
Zdecyduj się wreszcie, czy Emmett wróci czy nie.
Linda potarła czoło, sfrustrowana i zrozpaczona zarazem.
– No dobrze. Wróci. Ale Ricky nie jest ci potrzebny – powiedziała.
– Hm. – Jason stukał palcami w udo. – Wspomniałaś przedtem, że
mógłbym sprawdzić pokój Emmetta. Może warto to zrobić. W każdym razie
niegłupio będzie rozejrzeć się tu trochę.
Skierował pistolet w stronę Rickiego.
– Wstawaj, dzieciaku. Czeka nas mały rekonesans. – Odwrócił się do
Lindy. – Ty też, blondyneczko. – Podniósł się. – Idziemy we troje.
Przynajmniej ruszymy się stąd, pomyślała Linda. W kuchni czuła się jak
w potrzasku. Może w innym miejscu domu uda się jej zebrać myśli i znaleźć
jakieś wyjście z sytuacji.
RS
179
– Idźcie przodem, do sypialni – rozkazał, gdy Linda stanęła obok
Rickiego.
Zrobili zaledwie jeden krok, gdy to usłyszeli. Odgłos hamowania na
podjeździe przed domkiem dla gości. Znieruchomieli.
– Coś takiego? – W głosie Jasona słychać było autentyczną radość. –
Założę się, że to mój braciszek Emmett.
Linda też tak pomyślała. Poznała silnik jego SUV–a, ale nie wiedziała,
czy bardziej się cieszyć, czy bać. Znowu ogarnął ją niepokój.
– Pozwól Rickiemu odejść – błagała Jasona. Tylko tę jedną myśl miała w
głowie. – Puść go.
– Chyba nie mogę. – Jason posłał jej kolejny krzywy uśmiech. – Bo twój
syn będzie doskonałą żywą tarczą.
Co? Powietrze wokół niej zgęstniało. Miała wrażenie, że się dusi.
Potrząsnęła głową.
– Nie! Proszę, nie!
Jason nie przejmował się jej błaganiem. Kiwnął na chłopca.
– Chodź tutaj, dzieciaku.
Ricky zawahał się. Jason szybko pochylił się do przodu, żeby go
chwycić.
Czas stanął w miejscu. Powietrze stało się gęste jak syrop. Linda patrzyła
na rękę mężczyzny, pokrytą czarnymi włosami, na jego pałce, sięgające po
dziecko.
Jej dziecko.
Jej pociechę.
Jej chłopca.
RS
180
Chciałbym widzieć ciebie, chciałbym widzieć każdego na kursie
samoobrony, który uczy wyostrzać świadomość, uciekać i – najważniejsze i
ostatnie – uczy walczyć.
To jej powiedział Emmett.
Na kurs samoobrony było za późno, ucieczka w tej sytuacji nie wchodziła
w grę.
Pozostawała jej walka, zanim dopuści do tego, żeby ten pozbawiony
sumienia potwór znowu dotknął jej syna.
Wydała z siebie okrzyk wściekłości. Powodowana odwiecznym
instynktem macierzyńskim, z siłą właściwą tylko matkom w sytuacjach, gdy
zagrożone było ich dziecko, rzuciła się naprzód. Jason, zdumiony jej
okrzykiem i niespodziewanym ruchem, cofnął się. Wtargnęła między niego a
Rickiego, odpychając chłopca silnym ruchem ręki. Drugą ręką, zaciśniętą w
pięść, uderzyła w nadgarstek Jasona, wytrącając mu pistolet z ręki.
– Uciekaj! – zawołała do syna. – Uciekaj! – Natarła na Jasona.
A wtedy, jak przekonały się wszystkie kobiety przed nią w podobnych
sytuacjach, okazało się, że siła mężczyzny ma przewagę nad siłą kobiety,
nawet nad siłą zdeterminowanej matki. Otoczył ramieniem jej szyję chwytem,
który Emmett demonstrował jej na macie.
Przycisnął ją do siebie i zacieśnił chwyt.
W rzeczywistej sytuacji prawdopodobnie staniesz twarzą w twarz z kimś
wyższym i bardziej agresywnym od ciebie, mówił jej Emmett.
Pamiętała te słowa, gdy próbowała wcisnąć palce między swoją szyję a
przedramię Jasona. Większy ode mnie, zgoda, ale nie bardziej agresywny,
uznała. Nie w sytuacji, gdy moje dziecko jest w niebezpieczeństwie.
RS
181
Tracąc świadomość, uniosła jedną rękę, usiłując znaleźć odsłoniętą pachę
Jasona. I jak uczył ją Emmett uszczypnęła go z całej swej słabnącej siły i
matczynej zaciekłości.
Kiedy Emmett podjechał i zaparkował przed domkiem dla gości, z drzwi
frontowych wypadł Ricky.
Na moment zatrzymał się, po czym wskazał na dom.
– Powstrzymaj go! – Krzyknął. – Powstrzymaj!
Emmett przeczuł najgorsze.
– Co? Kogo? – Wyskoczył z auta i chwycił chłopca za ramię. – Co się
dzieje?
– Tam, w środku. – Ricky był blady jak ściana, cały się trząsł. – W
środku. Twój brat... moja mama.
Emmett, wściekły, rzucił się w stronę drzwi, ale raptem odwrócił się do
Rickiego. Jeśli tam wpadnie, może jeszcze pogorszyć sprawę.
– Czy on ma... ?
Chłopiec w lot pojął, o co pyta.
– Wytrąciła mu z ręki pistolet, ale on ściska ją za szyję.
– Biegnij do głównego domu i wezwij policję – polecił.
Sam cicho ruszył korytarzem, żałując, że zamknął swoją broń w szafie na
ranczu Ryana. Usłyszał głos Jasona, zanim go zobaczył.
– Aleś ty głupia, laluniu. Wszystkie jesteście takie same, małe oszustki.
Nie wiecie, gdzie wasze miejsce, nie wiecie, że trzeba się słuchać. Ja ci to
mówię.
Emmett doszedł do kuchni. Brat stał tyłem do niego i krzyczał na Lindę.
Siedziała na podłodze, oparta o lodówkę. Na szyi miała czerwone plamy,
spojrzenie zamglone.
Najważniejsze, że żyje. Bogu dzięki, żyje.
RS
182
– Ja wygram, rozumiesz? – Głos Jasona brzmiał histerycznie. – Zajmę się
Emmettem, a potem nie będę się już musiał zatrzymywać w tanich hotelach i
jeździć zardzewiałym gratem.
Emmett zacisnął zęby. Przycisnął się jak mógł najbardziej do ściany i
rozejrzał po podłodze w kuchni. Gdzie jest pistolet?
– Nigdy nie dostaniesz Emmetta – wycedziła przez zęby Linda. – Dobro
zwycięży, a nie ty.
Pistolet leżał na podłodze obok zmywarki, niemal całkiem wciśnięty pod
szafkę. Na drodze Emmetta stał jednak jego brat, Jason.
W porządku, Jamison, spokojnie, pomyślał. Skoro Jason wpadł w trans i
nie przestawał mówić, najlepsze co mógł zrobić, to zaczekać na przyjazd
policji.
– Co powiedziałaś? – mruknął Jason.
– Powiedziałam, że nie dostaniesz Emmetta.
Dlaczego, u diabła, ona się z nim drażni, pomyślał Emmett. No tak,
odpowiedź nasuwała się sama. Żeby dać Rickiemu czas na ucieczkę.
– Zrozumiałam, że lubisz swego dziadka Farleya –mówiła Linda –bo
jesteś taki sam jak on. Obaj jesteście nieudacznikami, żałosnymi
nieudacznikami.
O Boże, Lindo. Nie prowokuj go. Emmett spiął się, gotów na wszystko.
Jason zastygł w bezruchu.
– Zamknij się, laluniu. Zamknij się – zaczął histerycznie wrzeszczeć po
chwili.
Skoczył do Lindy, chwycił ją za bluzkę i podniósł do góry.
– I nie próbuj znów mnie uszczypnąć, ty głupia suko. – Zamachnął się
ręką, jakby chciał ją uderzyć.
RS
183
Emmett nie wytrzymał. Wpadł do kuchni i chwycił Jasona za rękę.
Obrócił go do siebie gwałtownym ruchem i wymierzył mu potężny cios pięścią
w szczękę.
Taki cios powinien powalić rozjuszonego nosorożca, ale nie jego brata.
Wpadł w furię, tak wykręcał ciało, aż udało mu się uwolnić z uchwytu
Emmetta. Lecz zamiast go zaatakować, zwrócił się ponownie ku Lindzie.
Niedoczekanie, pomyślał Emmett i jeszcze raz rzucił się na Jasona. Ten
chwycił go obiema rękami za ramiona i silnie odepchnął. Emmett potknął się i
uderzył plecami w lodówkę, gdy Jason wymierzył mu cios w sam splot
słoneczny.
Emmettowi zaparło dech w piersiach, ale zdołał jeszcze chwycić Jasona
za gardło. Teraz Jason uderzył plecami w ścianę. Walczyli zaciekle, każdy
próbował wydusić życie z przeciwnika.
Emmett nie czuł palców brata wpijających mu się w kark. Nie czuł
niczego poza determinacją. Muszę go powstrzymać. Wróciły wspomnienia.
Trzej chłopcy we flanelowych piżamach i szlafrokach, zbiegający ze schodów,
żeby zobaczyć, co święty Mikołaj zostawił pod choinką. Ujrzał w zbliżeniu ich
twarze. Podnieconą Christophera, chciwą Jasona i nieufną własną. Już w wieku
pięciu lat cechowała go rezerwa i ostrożność.
Nie bez powodu.
Rakieta do tenisa, którą dostał od świętego Mikołaja była złamana.
Abonament na mecze baseballowe dla jego starszego brata, Christophera,
podarty na strzępy.
Tylko rękawica i czapeczka Jasona były nienaruszone.
Emmett pamiętał do dziś wyraz twarzy swego starszego brata. Widział,
jak bardzo jest zdumiony i zraniony. Zacisnął palce.
Załatwię go dla ciebie, Christopher.
RS
184
Załatwię go dla was, Lily, Lindo i Ricky. Dla ciebie, Ryan, i dla
wszystkich tych, których skrzywdził.
Załatwię go dla ciebie, Jessico Chandler. Położę kres złu.
Nagle usłyszał szloch i poczuł, że ktoś go szarpie za łokieć.
Obejrzał się. Linda.
– Nie zabijaj go. – Płakała, łzy płynęły jej po twarzy. – On jest
nieprzytomny, Emmett. Nie musisz go zabijać.
Emmett otrzeźwiał, spojrzał na brata. Jason miał zamknięte oczy. Ręce
leżały wzdłuż ciała tak samo bezwładne jak całe ciało.
– Nigdy sobie nie wybaczysz, jeśli go zabijesz – powiedziała Linda.
Emmett ponownie popatrzył na jej zalaną łzami twarz. Widział ślady na
jedwabistej skórze jej szyi i zmierzwione włosy. Jason zniszczył jego osobisty
promyczek słońca.
– Nigdy sobie nie wybaczysz, jeśli go zabijesz – powtórzyła. – Proszę,
nie rób tego. Proszę.
Emmett rozluźnił palce. Obserwował leżącego bezwładnie na podłodze
mordercę. Swego brata. Jasona Jamisona.
Nigdy sobie nie wybaczysz, jeśli go zabijesz.
Słowa Lindy brzmiały echem w jego głowie. Dziwne. Bo on się
zastanawiał, czy kiedykolwiek sobie wybaczy, jeśli nie zabije Jasona.
Parę godzin później Emmett wystukał znajomy numer. Nie wiedział, czy
woli, żeby telefon odebrał ojciec czy matka. Usłyszawszy głos ojca, wciąż tego
nie wiedział. Czy łatwiej byłoby mu powiedzieć to matce?
– Mam dobrą wiadomość – zaczął – Jason jest znowu za kratami.
Długie milczenie, które nastąpiło po tych słowach uświadomiło mu, że
Blake Jamison nie bardzo wiedział, jak potraktować tę informację.
– Żyje? – wykrztusił wreszcie.
RS
185
– Tak, tato, żyje. – Nie dzięki Emmettowi. Poczucie winy jeszcze
spotęgowało jego ponury nastrój. – Jest w areszcie w San Antonio. Podobno
opowiada dokładnie o wszystkich swoich zbrodniach, licząc na ugodę i łagod-
niejszy wyrok.
– Jakiego typu ugodę? Emmett zawahał się.
– Może mieć nadzieję jedynie na to, że zlikwidują karę śmierci, tato.
Przykro mi.
– Mnie też. – Blake miał tak zmęczony głos, jakby liczył już sto lat. – O
Boże. Jak to możliwe, że jest mi przykro, a równocześnie czuję ulgę, a zarazem
mam już dość tego wszystkiego?
– Nie wiem, tato. – Emmett nie wiedział więcej, niż w dniu, gdy ojciec
odnalazł go w chacie w Sandia Mountains. Miał wrażenie, jakby duchem
znalazł się tam ponownie, choć ciałem był tutaj, w San Antonio.
– Czy... czy ktoś jeszcze został zraniony, zanim go zaaresztowano? –
spytał ostrożnie ojciec.
Linda. Ricky. Ja.
– Nikt nie zginął – odrzekł. – Śmiertelnie przestraszył dziesięcioletniego
chłopca, a jego matkę zabrali do szpitala. – Zawahał się, ale uznał, że nie ma
sensu owijać niczego w bawełnę. Zatajanie faktów nie pomoże jego rodzicom.
– Jason przyjechał po mnie i zaatakował kobietę, z którą mieszkałem, Lindę.
Dusił ją i uderzył jej głową o ścianę, zanim zdołała się wyrwać. – Uszczypnęła
go, pomyślał z przygnębieniem.
Słyszał, jak Linda opowiadała policjantom, że to on pokazał jej ten
chwyt. Przynajmniej coś dla niej zrobił, a nie tylko sprowadził jej na kark
swego szalonego brata.
– Zabrali ją do szpitala na opatrunek – dodał.
RS
186
– To się nigdy nie skończy – szepnął ojciec i Emmettowi wydało się, że
słyszy w jego głosie szloch.
– Nie, tato – powiedział łagodnie. – To się skończyło. Naprawdę się
skończyło.
– Przekażę to twojej matce – powiedział Blake. – A ta kobieta, czy to jest
ta Linda, dla której syna twoja matka przygotowuje najlepszy przepis na
ciasto? – spytał po chwili.
– Tak. – Lecz ta myśl nie poprawiła nastroju Emmetta. Podejrzewał, że
już nigdy na jego twarzy nie zagości uśmiech. – Linda jest matką Rickiego.
– Cóż, powiedz jej... powiedz jej w naszym imieniu, że bardzo nam
przykro. Powiedz, że będziemy się modlić w intencji jej szybkiego powrotu do
zdrowia.
– Dobrze tato, zrobię to.
Skłamał. Nie zobaczy już Lindy i nie będzie z nią rozmawiał. Jego
związek z nią się zakończył. Chyba na zawsze.
RS
187
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Wkrótce jednak Emmett stwierdził, że nie mógłby sam wyjechać.
Postanowił, że nie zobaczy się z Lindą, mimo to poszedł do szpitala, bo chciał
się upewnić, czy czuje się lepiej. Zadzwonił do Collina, żeby tam na niego
czekał.
Pierwszą osobą, którą ujrzał w szpitalnym holu, był jego kuzyn. Byli do
siebie podobni, tyle że Collin nie był tak ponury i przygnębiony jak on.
Uścisnął mu dłoń, gratulując zakończenia sprawy Jasona.
– To dobrze – powiedział. – Dobrze, że Jason znalazł się z powrotem
tam, gdzie jego miejsce.
– Tak. – Zgodził się Emmett, cokolwiek to miało znaczyć.
– Już dzwoniłem do Lucy – poinformował go Collin. Twoja Linda jest na
trzecim piętrze.
– Ona nie jest moją Lindą – obruszył się Emmett. Collin spojrzał na
niego spod oka.
– Jak chcesz...
– Czy Lucy nie mówiła, jak się czuje? – spytał Emmett. – Gdybym znał
rokowania, nie musiałbym iść na górę.
Collin zmierzał w stronę windy.
– Lucy nic mi nie mówiła – odparł. – Powiedziała trzecie piętro i właśnie
tam się udajemy, chłopie.
Chcąc nie chcąc Emmett podążył za kuzynem. Może i przyjazd do
szpitala nie był konieczny, ale nie zawrócił.
Szybko znaleźli się na trzecim piętrze. Weszli do jasnożółtego pokoju.
– Emmett! – Usłyszał radosny okrzyk i nagle w jego ramiona rzucił się
Ricky. Ledwo zdążył go złapać. Chłopiec objął go mocno, jakby chciał go
RS
188
zatrzymać na zawsze. – Wiedziałem, że przyjdziesz. Wiedziałem. – Nie
posiadał się z radości.
Spojrzawszy ponad głową chłopca, Emmett napotkał wzrok policjantki
siedzącej na krześle.
– Chłopiec został przebadany – powiedziała, uprzedzając jego pytanie. –
Nic mu nie jest. Teraz czekamy na informację o jego matce.
– Jej też nic nie będzie – mruknął Emmett, przytulając Rickiego. –
Obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze.
Chłopiec wtulił głowę w szyję Emmetta.
– Nan i Dean też to mówią.
– Są tutaj? – Emmett rozejrzał się dokoła. Byłoby naturalne, że starsi
państwo zaopiekują się chłopcem.
– Próbują dostać się na samolot. – Ricky potrząsnął głową. – Powiedzieli,
że wrócą jutro rano.
Emmett spojrzał w stronę okna. Zapadła noc.
– Usiądźmy, kolego – powiedział i nie wypuszczając chłopca z ramion,
przysunął sobie krzesło. – Przedstawię cię teraz memu kuzynowi, Collinowi –
powiedział. – Pracuje w CIA.
Chłopiec wyraźnie się ożywił, podniósł wzrok na drugiego mężczyznę.
– Nie żartujesz? – spytał, po czym, przypomniawszy sobie o dobrych
manierach, wyciągnął rękę do Collina. – Miło mi pana poznać, sir.
– Słyszałem, przez co dzisiaj przeszedłeś, Ricky. Uścisnął dłoń chłopca i
usiadł na sąsiednim krześle. – Niewykluczone, że kiedy dorośniesz,
przyjmiemy cię do nas. Zawsze potrzebujemy ludzi, którzy potrafią dzielnie się
zachować w niebezpiecznych sytuacjach.
– Tak? – Ricky przeniósł wzrok z Collina na Emmetta. – Co o tym
myślisz?
RS
189
Emmett pomyślał, że jeszcze nigdy nie zaznał takiego uczucia słodyczy
połączonej z goryczą pod wpływem spojrzenia dziecka, patrzącego na niego z
takim uwielbieniem jak na bohatera. Słodyczy, ponieważ to była zapowiedź
miłości. Goryczy, bo na nią nie zasługiwał.
– Myślę, że w odpowiednim momencie sam podejmiesz właściwą
decyzję – powiedział.
– Jesteś może głodny, Ricky? – zwrócił się do chłopca Collin. – Moja
narzeczona tutaj pracuje i powiedziała mi, jakie pyszności są w bufecie na
dole. Mógłbym cię tam zabrać.
Ricky potrząsnął głową.
– Dziękuję, ale nie. Muszę tu czekać z Emmettem na lekarzy. Powiedzą,
jak się czuje mama.
Collin się uśmiechnął.
– Cóż, rozumiem, że musicie tu obaj czekać.
– Może byś poszedł poszukać Lucy i spróbował zasięgnąć jakichś
informacji. – Emmett popatrzył na kuzyna. – Chciałbym stąd wyjść możliwie
jak najprędzej.
– Chcesz wyjść? – Ricky ścisnął go za ramię. – Nie możemy się stąd
ruszyć, dopóki nie zobaczymy mamy i nie będziemy wiedzieli, jak się czuje.
– Jestem tu, kolego. – Emmett nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć
chłopcu. Poklepał go po ramieniu. – Teraz tu jestem.
– No tak – mruknął Ricky, opierając się o jego ramię.
Collin wstał i pokręcił tylko głową, widząc jak dziecko tuli się do
Emmetta.
– Twoja mama miałaby frajdę, gdyby zobaczyła was razem, kuzynie –
powiedział. – Ja mam frajdę.
Ricky wtulił się jeszcze bardziej w pierś Emmetta.
RS
190
– Ona mi zrobi ciasto – powiedział. – Ja i Emmett lubimy takie samo
ciasto.
– Ja i Emmett – powtórzył Collin.
Emmett skrzywił się, słysząc to „ja i Emmett".
– Nie idź do żadnego bufetu – powiedział. – Znajdź Lucy, proszę.
Collin udał, że salutuje i oddalił się. Emmett odprowadził go wzrokiem.
Collin szedł długim, raźnym krokiem. Zawsze stawiał długie kroki, ale nikt
nigdy nie użyłby określenia „raźny" na opisanie twardziela, Collina Jamisona.
A teraz takie właśnie sprawiał wrażenie – raźnego i radosnego.
Boże, jak to się stało, że jego twardy i zasadniczy kuzyn stał się radosny i
rozluźniony?
Odpowiedź już znał. Kochał i był kochany.
Wcześniej tego dnia – czy to właśnie dziś był na stacji benzynowej w
Red Rock? – Emmett postanowił znaleźć trochę radości dla siebie. Był
zdecydowany wrócić do domku dla gości i dowieść Lindzie, że w nią wierzy i
pragnie, żeby byli razem. Mógłby na to czekać nawet w nieskończoność.
Byleby tylko mu uwierzyła.
Przestał jednak wierzyć, że na nią zasługuje.
Wrócił mrok – w nim i wokół niego.
Był zakochany w Lindzie – pod tym względem nic się nie zmieniło i się
nie zmieni. Lecz pozwolił, aby i ona zobaczyła tę całą szpetotę, całe zło
uosobione przez Jasona, które tkwiło także i w nim samym. Nigdy sobie nie
wybaczysz, jeśli zabijesz swego brata – po tych słowach wiedział, że Linda
wolałaby trzymać się od niego na dystans.
W porządku, rozumiał to. I wobec innych on też chciał zachować
dystans.
RS
191
Przesunął chłopca, który siedział na jego kolanach. Równy oddech
powiedział mu, że Ricky zasnął. Był wyczerpany po przeżyciach tego dnia.
Emmett oparł brodę o jego głowę i też zamknął oczy. Tylko chwilę się zdrze-
mnie...
Miał straszną wizję. Nigdy w życiu nie nosił okularów, ale teraz ich
używał. Przyćmione światło niewiele pomagało, więc pomagał sobie rękami,
szukając drogi w labiryncie korytarzy. Serce mu waliło, w ustach zaschło.
Bał się jak diabli.
Nie o siebie, o kogoś innego. Zacisnął dłoń na broni, ale poczuł tylko
własne ciało. Zdziwiony spojrzał w dół. Gdzie jego pistolet? Dlaczego nie ma
broni?
Niepokój narastał. Oddychał głośno i nierówno.
Z jakiegoś powodu zaczął biec, obijając się w ciemności o ściany.
Zwykle czuć ta było mdłe, obrzydliwe zapachy, jak pamiętał. Woń krwi i
śmierci. Tym razem jednak poczuł świeże powietrze. Tak, właśnie w tę stronę
biegł. Ku wyjściu z tego grobu za życia.
Za następnym zakrętem znalazł się w pustym pokoju. Z cienia wyłoniła
się jakaś postać. Emmett chciał w nią wymierzyć z pistoletu, ale jego ręka była
pusta.
To był Christopher, jego starszy brat, ale tym razem towarzyszył mu
zapach świeżego, czystego powietrza. Za nim widać było światło.
Christopher wyciągnął do niego obie ręce.
Co w nich było? Taśma? Zawsze to była taśma. Emmett spróbował
cofnąć się, ale światło za bratem powiększało się i promieniujące od niego
ciepło przyciągało go jak magnes.
– Christopher, co się dzieje? – spytał.
RS
192
Christopher milczał, uśmiechał się. To był szeroki, szczęśliwy uśmiech.
Radosny i dobry.
Wyciągając ręce do Emmetta, zbliżył się do niego. A kiedy Emmett
popatrzył, co w nich trzyma, aż zamrugał oczami, żeby się upewnić, czy nie
śni. Oczywiście, że śnił. Tak, to był sen.
W jednej ręce jego brat trzymał nieuszkodzoną rakietę tenisową, a w
drugiej miał abonament na mecze bejsbolowe.
Emmett podniósł wzrok i spojrzał w twarz bratu. Wciąż się uśmiechając,
Christopher skinął głową, po czym odwrócił się, żeby odejść w stronę światła.
– Christopher!
Nie zatrzymał się.
– Christopher! – zawołał po raz drugi.
Szedł nadal.
– Tęsknię za tobą, Christopher. Kocham... kocham cię.
Chris wchodził już w strefę światła. Lecz odwrócił się jeszcze, skinął
ręką, po czym poszedł swoją drogą. Drogą ku światłu.
Emmett mógłby przysiąc, że obok niego szła młoda kobieta, Jessica
Chandler.
– Emmett. – Poczuł czyjąś rękę na ramieniu.
To następny sen, pomyślał, próbując się obudzić. Pewnie Linda go budzi.
Powie jej, że to nie był kolejny koszmar senny. Po prostu jest w niej
zakochany.
– Emmett.
– Linda? – wymamrotał, otwierając oczy.
To był Collin. Znajdowali się w szpitalu. Jedna noga mu ścierpła pod
ciężarem Rickiego.
Collin pochylił się, żeby mu spojrzeć w oczy.
RS
193
– Linda jest gotowa zobaczyć się z tobą i Rickim – powiedział.
Drzwi do pokoju otworzyły się i w progu stanął jasnowłosy chłopiec i
ciemnowłosy mężczyzna. Dłoń w dłoń.
Może niezupełnie dłoń w dłoń, pomyślała Linda. To raczej Ricky ściskał
kurczowo rękę Emmetta, a ten nie miał serca wyzwolić się z uścisku.
Z wyrazu jego twarzy poznała, że nie miał ochoty się tu znaleźć.
Ogarnął ją niepokój, obawiała się, że straci jasność myślenia, ale się
opanowała.
Podobnie jak jej syn, trzymający rękę Emmetta, ona też nie pozwoli mu
odejść.
Przesunęła wzrok na twarz chłopca i uśmiechnęła się.
– Czy najlepsze dziecko na świecie może uściskać swoją mamę? –
spytała.
Ricky błyskawicznie znalazł się przy jej łóżku.
– Dzięki Bogu, że barierki są spuszczone – powiedziała, śmiejąc się, gdy
mocno ją objął. Uścisk był krótki, ale serdeczny i szczery. Poczuła, że łzy
napływają jej do oczu, gdy Ricky cofnął się, by spojrzeć jej w twarz.
Zmarszczył brwi na widok śladów na szyi.
– Ojej, mamo. Okropne siniaki – przeraził się.
Mamo. Dziękuję ci, Boże, że jestem mamą tego chłopca.
– Tak, no cóż. Będę musiała wybrać się do sklepu z apaszkami –
zażartowała.
Ricky uniósł rękę w stronę jej twarzy, ale zawahał się.
– Umyłem je – zaznaczył. – Są czyste.
– Nieważne, czy są czyste, czy nie. Najważniejsze, że jesteś tu ze mną. –
Linda nie ukrywała wzruszenia.
Ricky dotknął delikatnie śladu otarcia na jej policzku.
RS
194
– Mówili, że masz guza jak jajo z tyłu głowy. – Posmutniał nagle. – Ty...
ty nie zaśniesz znowu, prawda?
Patrzył na nią z niepokojem.
Wzięła go za rękę i mocno przytrzymała.
– Dali mi już coś na sen, ale to nie będzie tak jak przedtem. Obiecuję. –
Ricky nie wyglądał na przekonanego, więc zwróciła się do Emmetta. –
Możemy zorganizować spotkanie z lekarzem? – poprosiła. – Mój chłopiec
chciałby usłyszeć od niego diagnozę.
– Ależ tak. – Emmett natychmiast się odwrócił. – Już...
– To nie musi być w tej chwili – zatrzymała go.
Bała się pozwolić mu odejść. W jego oczach wciąż był ten
charakterystyczny dystans.
Emmett oparł się ramieniem o drzwi. Waha się, czy iść czy zostać,
pomyślała.
– On już jest w więzieniu, mamo – powiedział Ricky. – Już nigdy nie
zrobi ci nic złego.
– I tobie też nic złego nie zrobi – rzekła Linda.
– On mi nie zrobił krzywdy – zaprotestował chłopiec.
– Fizycznej może nie, ale cię przeraził, a to też krzywda. Prawda
Emmett? – zwróciła się do niego.
Patrzył na nią i na Rickiego, jakby byli marzeniem, którego nigdy nie
otrzyma. Wyraz jego oczu dał jej nadzieję. Musiała mieć nadzieję.
– Ja... Co mówiłaś?
– Powiedziałam Rickiemu, że jeśli się kogoś śmiertelnie przerazi, to też
jest dla niego krzywda. Taka sama rana jak siniak, otarcie czy guz z tyłu
głowy.
– Pewno. – Emmett wyglądał na zakłopotanego.
RS
195
– Emmett się nie bał. – Ricky zmarszczył czoło. – Pobiegł od razu do
domku, jak mu powiedziałem o Jasonie. Nie miał pistoletu ani nic. Emmett
nigdy się nie boi.
Linda podniosła wzrok na mężczyznę wciąż stojącego w progu.
Wyglądał ponuro i nieprzystępnie, ale przecież wrócił do niej. Pamiętała wyraz
jego oczu, kiedy odciągał od niej Jasona. Poznała jego determinację, żeby nie
utracić ukochanej osoby.
Była pewna, że miała taki sam wyraz oczu, gdy zobaczyła jak Jason sięga
po Rickiego.
Teraz trzymała swego syna w ramionach.
– Powiedz mi – zwróciła się do Emmetta. – Czy ty się nigdy nie boisz?
Ani przez chwilę się nie bałeś?
– Nie o siebie. – Wydawał się zdziwiony, że wypowiedział te słowa.
Przeniósł wzrok z jej twarzy na okno i wpatrywał się w ciemność. – Choć przy
innych zadaniach bałem się, że coś mi się stanie: będę ranny albo coś gorszego.
Rozumiem to tak. Człowiek jest wtedy odważny, kiedy jest świadom
otaczającego go niebezpieczeństwa. – Zwrócił się do Rickiego.
Och, on byłby wspaniałym ojcem, pomyślała Linda. Silnym i uczciwym.
– Ale dziś nie bałeś się o siebie – stwierdził Ricky. – Właśnie to
powiedziałeś.
Emmett przelotnie spojrzał na Lindę, po czym znów wpatrzył się w
ciemność za oknem.
– Dziś byłem przerażony, że coś może się stać twojej mamie – wyznał. –
Wyobrażam sobie, co czuła, gdy weszła za Jasonem do kuchni. Nie martwiła
się wtedy o siebie. Zrobiła to, bo cię kocha.
Lindzie serce mocniej zabiło. A potem zabiło mocno po raz drugi, gdy
Ricky odwrócił do niej głowę. Przełknęła z trudem ślinę.
RS
196
– Skąd o tym wiesz, Emmett? – spytała.
– Ja mu powiedziałem – oświadczył Ricky. – Opowiedziałem mu
wszystko, co się wydarzyło, jak zabierali Jasona i czekaliśmy na karetkę dla
ciebie. – Odetchnął głęboko. – To dlatego to zrobiłaś, tak mamo? Rzuciłaś się
na Jasona, walczyłaś z nim, żeby mnie bronić, prawda?
– Tak.
I ta siła, jaką w sobie znalazła, była dla niej świadectwem, że przez cały
czas była matką Rickiego. Prawdziwą matką, aż do głębi swego serca.
– Ty... ty mnie kochasz? – Ricky patrzył na nią nieśmiało.
– Ależ tak. – Przytuliła chłopca do piersi. – Teraz cię kocham. I zawsze
będę cię kochać.
Łzy napłynęły jej do oczu, gdy sobie uprzytomniła, że jeszcze nigdy nie
powiedziała do niego tych słów. Jeszcze nigdy, aż do dziś, nie czuła
prawdziwego sensu tych słów. Lecz miłość, jaką czuje do Rickiego nie była
przez to wcale słabsza.
– Ja też cię kocham, mamusiu – wyszeptał chłopiec.
Po raz pierwszy usłyszała z jego ust te słowa i rozpłakała się z radości.
Popatrzyła w oczy synkowi. To jej rodzina. On jest jej rodziną. Uśmiechnęła
się przez łzy.
– Śmiesznie wyglądasz jak płaczesz – powiedział Ricky.
– Zapewne – roześmiała się. – Przepraszam.
– To nie szkodzi. Mnie się podobasz – zapewnił ją.
– No proszę – rozległ się od drzwi męski głos. Obok Emmetta stanął
mężczyzna, bardzo do niego podobny. – On ma więcej wrodzonego uroku niż
ty, kuzynie. – Mężczyzna trącił Emmetta łokciem.
Emmett zachował ponury wyraz twarzy.
RS
197
– Lindo Faraday, przedstawiam ci mego okropnego kuzyna, Collina
Jamisona.
– Cieszę się, że lepiej się czujesz – uśmiechnął się do niej Collin. – Twój
syn nie chciał się ruszyć z poczekalni, dopóki cię nie zobaczy, ale ja myślę, że
byłby zainteresowany hamburgerem z frytkami i sokiem. Wiem z dobrego
źródła, że to najlepsze, co mają w tutejszym bufecie.
– Co o tym myślisz? – zwróciła się Linda do Rickiego.
– Jestem głodny, ale... – zawahał się chłopiec.
– Moja Lucy załatwiła, że będziesz mógł zostać tu z mamą na noc, Ricky
– powiedział Collin. – A więc chodźmy coś szybko przekąsić i wracamy.
Twoja mama potrzebuje kogoś, kto wie, jak się posługiwać tym pilotem od
telewizora.
– A więc dobrze – zdecydował Ricky. Zeskoczył z łóżka i podszedł do
Collina.
Linda uśmiechnęła się do siebie. Następny mężczyzna, który zostanie
pewnego dnia przykładnym ojcem.
Collin z Rickim wyszli z pokoju, zostawiając ją sam na sam z Emmettem.
– Mógłbyś zamknąć drzwi? – poprosiła, bo wciąż stał w progu.
– Oczywiście. – Położył rękę na klamce. – A więc do widzenia.
– Nie! – zawołała w panice. – To znaczy, nie, bo mam ci coś do
powiedzenia – dodała już spokojniej. – Chcę cię o coś zapytać, porozmawiać z
tobą.
Emmett zatrzasnął drzwi i zbliżył się do łóżka.
– O co chodzi?
O co chodzi? Co mogłaby powiedzieć, żeby zasypać tę przepaść między
nimi?
RS
198
– Chcę cię przeprosić, że krzyczałam na ciebie dziś rano. A właściwie, że
wyrzuciłam cię z domu.
Emmett wzruszył ramionami.
– To już prehistoria.
– A jednak przepraszam.
– W porządku – mruknął.
Wspaniale. Znowu zaległa między nimi ta krępująca cisza.
– Dlaczego wróciłeś po południu do domku dla gości? – Linda przerwała
milczenie.
– Słucham? – Emmett błądził myślami daleko stąd.
– Dlaczego wróciłeś? Miałeś mi coś do powiedzenia czy może... ? –
Patrzyła na niego w oczekiwaniu, że dokończy to, co zaczęła mówić. Przez
cały czas w szpitalu zachodziła w głowę, dlaczego Emmett wrócił.
Wnosząc ze spojrzenia, z jakim rzucił się na Jasona, miała nadzieję, że
wie.
Emmett nie spuszczał z niej wzroku.
Zamknęła oczy. Mocno zacisnęła powieki. Co teraz?
– Kochanie? Skarbie? – Materac gwałtownie ugiął się pod ciężarem
Emmetta, gdy usiadł na łóżku. – Rozbolała cię głowa? Mam wezwać lekarza?
Otworzyła oczy. Emmett patrzył na nią z troską. Dziesięć lat spędzonych
w śpiączce nie poprawiło jej wiedzy o sprawach damsko–męskich, ale
wiedziała, że nie powinna tracić czasu, liczy się każda minuta.
– Nie sądzę, by lekarz mógł mnie wyleczyć z problemu, który mnie
gnębi. Zresztą nawet tego nie chcę. Kocham cię, Emmetcie Jamisonie. Jestem
w tobie zakochana.
Zmartwiał.
RS
199
– Ty... – Potrząsnął głową, jakby chciał pozbyć się natrętnej myśli. – Nie
powinnaś. Nie możesz.
– Owszem, mogę.
– Nie. – Między ciemnymi brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka. –
Widziałaś, w jakim żyję świecie. Widziałaś całe zło, uosobione przez mego
brata. To nie może ciebie dotyczyć.
– Ależ nic mi nie będzie. Jason już mi nie zagraża.
– Lecz widziałaś, do czego ja jestem zdolny. Jaka ciemność jest we mnie.
Linda potrząsnęła głową.
– Emmett, w tobie jest smutek i gorycz spowodowana okrucieństwem, z
którym się zetknąłeś, i tym czego doświadczyłeś w życiu. Pomogę ci się z tym
uporać. Ricky też ci pomoże. Nasza miłość, rodzina, którą stworzymy, będzie
dla ciebie wsparciem. Twoja dusza nie jest mroczna.
– Nie wiesz... czy ja też cię kocham. – Odwrócił wzrok.
– Wiem. Widziałam to w twojej twarzy, gdy broniłeś mnie przed
Jasonem. Byłeś rozjuszony, bo mnie kochasz, a nie dlatego, że jesteś zły.
Emmett mruknął coś pod nosem,
– Nie próbuj zaprzeczać. – Linda nie pozwoliła mu dojść do słowa. –
Sam to powiedziałeś. Powiedziałeś Rickiemu, że byłeś przerażony, bo może mi
się coś stać. Powodowało tobą to samo uczucie co mną, gdy starałam się
chronić Rickiego. Miłość.
Emmett znowu coś mruknął.
– Ta moja niewyparzona gęba!
– Dlaczego nie chcesz ofiarować mi tej miłości? – spytała.
– Bo nie chcę być cieniem na twoim słońcu.
– Potrzebuję twojej miłości, Emmett. Myślałam, że na nią nie zasługuję.
Myślałam, że nie jestem dostatecznie silna, że nie jestem kobietą odpowiednią
RS
200
dla ciebie. Myliłam się jednak. I ty też się mylisz. Miłość nigdy nie jest
cieniem. – Położyła mu rękę na ramieniu. – Powiedziałeś, że jesteś moim
pierwszym dziennym mężczyzną. I chcę, żebyś był ostatnim.
Emmett nie bronił się dłużej, wziął ją w ramiona.
– Lindo, Lindo – powtarzał, szukając jej ust. Pocałunek był mokry od łez
ich obojga. – Kiedy się do ciebie wprowadziłem, myślałem, że mnie
potrzebujesz. Naprawdę to ja potrzebuję ciebie – wyznał.
Linda uśmiechnęła się i ujęła w dłonie jego twarz.
– Będziemy dla siebie światłem – powiedział. – Przez resztę naszego
życia.
Dziś jest niedziela, spotkanie rodzinne Fortune'ów. Wstań, weź prysznic,
włóż nową letnią sukienkę. Przypilnuj, żeby Ricky i Emmett ubrali się
odświętnie. Pamiętaj, żeby podziękować Bogu za miłość, rodzinę i za to, że się
obudziłaś i znalazłaś jedno i drugie.
Ricky zerknął na otwarty notatnik Lindy. Nie zamierzał nic czytać, ale
Linda poprosiła go, żeby przyniósł jej zegarek ze stolika przy łóżku i przez
przypadek zauważył swoje imię.
Na pewno nie będzie miała mu za złe, że rzucił okiem na to, co napisała.
Kochała go i powtarzała mu to setki razy w ciągu dnia. Nagle potrafiła
przerwać to, co robiła, podnieść na niego wzrok i powiedzieć.
– Wiesz co, Ricky?
I choć dokładnie wiedział, co powie, cierpliwie czekał.
– Kocham cię, dziecinko.
Powinna już była przestać tak się do niego zwracać, ale Ricky postanowił
być wspaniałomyślny i nie wspominać na ten temat przed ukończeniem
jedenastu lat. Emmett mu to wyjaśnił. Mama musi teraz nadrobić przespany
RS
201
czas, kiedy takie słowa jak dziecinko, maleńki, kocham cię, były jak
najbardziej właściwe.
Dopóki nie mówi tak przy jego kolegach, może to tolerować. Obawiał się
jednak, czy Linda zdoła się opanować na spotkaniu z Fortune'ami. Westchnął.
Co wtedy zrobisz?
Kiedy znaleźli się na ranczu – które bardzo się podobało Rickiemu, pełne
kwiatów i zieleni, z białymi namiotami rozstawionymi na całym terenie –
stwierdził, że słowa „kocham cię" padają tu niezwykle często. Rzucano nimi
dokoła jak ryżem na uroczystości ślubnej. W ciągu ostatnich paru miesięcy w
rodzinie Fortune'ów odbyło się kilka wesel, teraz wszyscy oczekiwali z
niecierpliwością na kolejny – ślub matki i Emmetta. Powiedział im, że nie
włoży garnituru, ale mama pociągnęła nosem i w końcu uległ.
Emmettowi też nie podobał się smoking, w który miał się ubrać, ale obaj
chcieli zrobić przyjemność Lindzie.
– Ricky, podejdź do nas. – Chcę, żebyś poznał parę osób – zwróciła się
do niego Lily.
Podszedł do niej, zbliżyli się również Emmett i Linda. Ricky wiedział, o
co chodzi. Był już na to przygotowany, ale mimo wszystko czuł się jak
pierwszego dnia w szkole. Zaschło mu w gardle z emocji.
Lily przedstawiła go swemu synowi, Cole'owi oraz Holdenowi i
Loganowi Fortune'om. Wszyscy byli przyrodnimi braćmi Rickiego. Miał też
przyrodnią siostrę, Eden. Była miła i wyglądała normalnie jak na kogoś, kto
ma za męża prawdziwego szejka. Wszyscy się uśmiechali i powiedzieli, że
cieszą się ze spotkania z nim i mają nadzieję, że poznają swego małego
braciszka lepiej, a on odpowiedział, że bardzo się będzie z tego cieszył.
Co za niespodzianka, pomyślał.
RS
202
Wreszcie dowiedział się wszystkiego o swojej przeszłości. Jego
biologicznym ojcem – mama mu powiedziała, że tak ma o nim mówić – był
Cameron Fortune, który był również ojcem Cole'a, Holdena i Eden. Mama
mówiła, że myślała, że go kocha, ale pamiętała to jak przez mgłę ze względu
na obrażenia głowy. Tak więc postanowili skupić się na teraźniejszości i
przyszłości.
Poinformowali go tylko, że należy do rodziny Fortune'ów. Lily
powiedziała, że może dzięki temu poczuje się bardziej... bezpiecznie. Pojechał
nawet odwiedzić jeszcze jedną kuzynkę, Susan Fortune, która pomagała
dzieciom z trudnych środowisk znaleźć swoje miejsce w życiu.
Kiedyś mieszkała w Kalifornii, ale po wyjściu za mąż za Ethana, farmera,
mieszkającego na ranczu nieopodal Ryana, przeniosła się do Teksasu i stamtąd
prowadziła gorącą linię dla dzieci. Miał więc Ricky wokół siebie ludzi, którzy
go kochali i chcieli mieć swoje miejsce w jego życiu. Nan i Dean, Lily,
przyrodnie rodzeństwo. Oczywiście mama. A także rodzice Emmetta, którzy
też przybyli na zjazd rodzinny. Pani Jamison przywiozła mu obiecany placek z
brzoskwiniami.
I wreszcie miał Emmetta.
Oprócz Lindy to Emmett był dla niego największym autorytetem.
– Jeśli coś będzie nie tak, coś ci nie będzie odpowiadać, przyjdź do mnie
pogadać. Zastanowimy się nad tym wspólnie – zaproponował.
Ricky mógł oczywiście rozmawiać z matką, ale fajnie było mieć obok
kogoś w rodzaju ojca. Emmett powiedział mu, że może do niego dzwonić,
kiedy tylko zechce i Ricky ułożył sobie własny plan dotyczący Emmetta. Gdy
tylko Linda i Emmett złożą przysięgę małżeńską, zacznie mówić do niego
„tato".
– Ricky! – Usłyszał głos matki. – Chodź! Poznasz kogoś.
RS
203
Zobaczył małą dziewczynkę z czarnymi włosami i dużymi brązowymi
oczami. Była młodsza od niego ze trzy, może cztery lata. Sposób, w jaki
siedziała sztywno na krześle, wskazywał, że nie jest to jej naturalna pozycja,
właściwa ruchliwym dzieciom w jej wieku. Ricky wiedział coś na ten temat, bo
dyżurując w patrolu ulicznym musiał pilnować, żeby żwawe pierwszaki nie
wpadły z impetem na jezdnię.
– To Celeste – powiedziała Linda. – Córeczka doktor Violet i doktora
Petera.
Dziewczynka uśmiechnęła się nieśmiało.
– Cześć – pisnęła.
– Cześć.
Mama zasygnalizowała mu coś spojrzeniem. Ricky zrozumiał. Emmett
też na niego patrzył, więc chłopiec ukłonił się i usiadł obok dziewczynki.
– Jak leci? – spytał.
– Dobrze. – Zerknęła na niego spod gęstych ciemnych rzęs. – Uczę się
znowu chodzić. Idzie mi coraz lepiej, ale jeszcze nie nadaję się do udziału w
olimpiadzie. – Zwróciła oczy na ojca, doktora Petera. – Tatuś mówi, że na
pewno zacznę biegać. Teraz pływam. A ty pływasz?
– Tak.
Nie mieli sobie więcej do powiedzenia, lecz Ricky nadal siedział obok
niej. Słońce go trochę rozleniwiło. Dokoła były inne dzieci, krzyczały i śmiały
się, bawiąc w chowanego. Może później się do nich przyłączy. Na razie bardzo
dobrze się czuł, siedząc obok tej spokojnej dziewczynki. Zanim jego mama
obudziła się ze śpiączki, czasami też siedział cicho obok jej łóżka w szpitalu.
Teraz jego mama była pełna życia. Rozmawiała właśnie z mamą Celeste,
Violet. Mama miała zamiar pracować w fundacji, którą zakładał Emmett.
Podeszła do nich inna para i wszyscy rozmawiali. Może o pracy?
RS
204
Były następne uściski i pocałunki, gdy do grupki, w której była jego
mama i Emmett, zaczęli dołączać kolejni goście. Ricky przestał się już
zastanawiać, jakie pokrewieństwo go z nim łączyło. Na końcu podeszli Vincent
i Natalie. Wszyscy podnieśli krzyk, usłyszawszy, że Natalie otrzymała awans
w gazecie, w której pracowała. Koniec z pisaniem głupot, oświadczyła,
czymkolwiek one były.
Jeszcze większą wrzawą zareagowano na wyznanie Natalie, że spodziewa
się dziecka. Najgłośniej wyraziła swój aplauz Amy Fortune, która oznajmiła,
że sama zostanie mamą we wrześniu. Mąż Natalie, Vincent, dodał, że to
pierwsze z kilkunastu dzieci, które jej obiecał. Ricky rzucił Emmettowi
przerażone spojrzenie.
– Kilkanaście? – szepnął.
Emmett potrząsnął głową.
– Przesadza – mruknął, pochylając się ku chłopcu. Położył mu rękę na
ramieniu.
Ricky lubił czuć jej dotyk. Drugą ręką Emmett obejmował jego matkę, o
której mawiał, że jest promykiem słońca.
Ricky musiał przyznać, że jest piękna. Był zadowolony, że i Emmett tak
uważa. Niekiedy widział smutek na twarzy Emmetta i domyślał się, że myśli
on o swoim bracie, Jasonie. Wtedy oboje z mamą starali się go pocieszyć. Ona
go całowała, Ricky wyciągał do gry w piłkę. Wkrótce Emmett znów się
uśmiechał. Oboje wiedzieli, jak go uszczęśliwić.
Pod koniec przyjęcia Ricky zabrał się do jedzenia. Grill, kukurydza, góra
surówki z białej kapusty. Pomyślał sobie, że jest jedynym dzieckiem na
świecie, które lubi takie rzeczy, ale to właśnie czyniło go kimś szczególnym.
Jego trener mówił chłopcom z drużyny, że powinni jeść jak najwięcej warzyw.
RS
205
Dobrą stroną takiego odżywiania było to, że pozwalano mu na podwójny
deser. Wziął drugi kawałek placka i oddalił się od gości. Usiadł na balustradzie
ogrodzenia i zaczął jeść. Nagle zobaczył starszego mężczyznę siedzącego obok
niego. Był podobny do Ryana Fortune'a, naprawdę był do niego bardzo
podobny, ale to nic dziwnego, skoro większość zaproszonych gości należała do
tej rodziny. Może to jakiś daleki kuzyn?
Ricky popatrzył na niego. Mężczyzna uśmiechnął się, więc on też
odpowiedział mu uśmiechem.
– Cześć.
Mężczyzna rozpromienił się. Była wokół niego jakaś dziwna poświata,
która nawet podobała się Rickiemu.
– Część, Ricky. Dobrze się bawisz?
– Tak.
– Cieszę się. – Mężczyzna skinął głową. – Dobry dzień na zabawę.
Ricky popatrzył ponad tłumem gości. Widział łzy w oczach jednej czy
drugiej osoby, gdy wymieniano imię Ryana, żałując, że go tu nie ma, ale Lily
nalegała, żeby wszyscy byli uśmiechnięci.
– To silna rodzina, Ricky – kontynuował mężczyzna. – Rodzina, która
trzyma się razem w trudnych chwilach i może na siebie liczyć. Należy to
docenić.
– Tak, proszę pana.
– I ważne jest, żeby ich cenić. Tę miłość, jaką do siebie czują i jaką
żywią do ciebie. Trzeba się cieszyć każdą sekundą życia. Będziesz o tym
pamiętał, prawda?
– Będę, proszę pana. – Ricky znów zwrócił wzrok ku gościom i zobaczył
jasne włosy mamy i Emmetta obok niej. Odwrócili się i pomachali do niego.
On też do nich pomachał.
RS
206
Potem zobaczył obok Lily. Patrzyła na niego smutno uśmiechnięta. A
może patrzyła na tego starego mężczyznę? Ricky się odwrócił, ale mężczyzny
już nie było.
Hm. Rozejrzał się dokoła, starając się go dostrzec. Lecz nie było go
nigdzie w zasięgu wzroku.
Mama i Emmett znów do niego pomachali, chcieli, żeby do nich
podszedł.
Zeskoczył z balustrady i pobiegł ku nim. On też chciał być z nimi.
RS
207
Biografia autorki
Christie Ridgway
Od dziecka uwielbiała czytać, a pisać zaczęła już w szkole
podstawowej. Były to romanse, w których opisywała własne problemy
sercowe. Dzisiaj te debiutanckie opowiadania są ukryte głęboko na dnie
szuflady, do której podobno zgubiła klucz. Po college'u pracowała przez
kilka lat jako programistka komputerowa, jednak to zajęcie nie dawało
jej zbyt wiele satysfakcji. Wyszła za mąż za sympatię z liceum, niedługo
potem na świecie pojawił się pierwszy syn. Właśnie wtedy długoletnia
przyjaciółka namówiła ją do powrotu do pisania. Dwa tygodnie później
Christie zapisała się do miejscowego oddziału Romance Writers of
America. Kiedy urodziła drugiego syna, wydawcy zainteresowali się jej
twórczością. Od tej chwili Christie dzieli czas między karierę literacką i
życie rodzinne. Twierdzi, że kiedy nie piszę, to robi pranie, pomaga
chłopcom odrabiać lekcje i ogląda mecze koszykówki... Mieszka w
południowej Kalifornii, ma psa, ptaki i rybki.
RS
208
WYWIAD Z CHRISTIE RIDGWAY
Opowiedz coś o początkach twojej kariery literackiej.
Zaczęłam pisać romanse w szóstej klasie. Dorabiałam jako opiekunka do
dzieci i wszystkie zarobione pieniądze wydawałam na kolejne romanse
Harlequina. Już wtedy wszyscy w rodzinie uważali, że na pewno zostanę pisar-
ką. Wiele lat później, kiedy już zostałam mamą – mój starszy syn właśnie
zaczął raczkować – odwiedziła mnie stara przyjaciółka. Zapytała, dlaczego nic
nie piszę, skoro zawsze o tym marzyłam. Nie potrzebowałam większej
zachęty! Wróciłam do czytania romansów, no i zaczęłam wymyślać własne
historyjki.
Co cię zainspirowało do napisania „Przebudzenia"?
Żadne konkretne wydarzenie, chociaż słyszałam kilka opowieści o
podobnych wypadkach, jakiemu uległa moja bohaterka. Wiem, że po
przebudzeniu ze śpiączki ludzie muszą się nauczyć żyć od nowa.
Jak wygląda twój dzień pracy?
Nie trzymam się żadnych ułożonych wcześniej harmonogramów. To
raczej niemożliwe, bo prowadzę dom i mam dwóch synów w wieku szkolnym.
Piszę, kiedy dzieci nie ma w domu, no i kiedy znajdę chwilę czasu. To
wspaniałe, że sama ustalam sobie godziny pracy. Jeżeli mam ochotę przerwać
pisanie i pójść na spacer, po prostu to robię.
Jak szukasz materiałów do książek?
Najpierw w Internecie, a potem w książkowych opracowaniach na dany
temat. Przed napisaniem „Przebudzenia" przeczytałam książkę o FBI i dwie
książki napisane przez kobiety, które przez jakiś czas były w śpiączce.
W jaki sposób pracujesz nad charakterami bohaterów twoich
książek?
RS
209
Charakter postaci wynika w pewnym stopniu ze wstępnych ustaleń.
Przecież wtedy już muszę wiedzieć, czym zajmuje się dana postać i jakie ma
cechy charakteru. Często też zadaję sobie pytanie, co ja zrobiłabym w sytuacji,
w jakiej postawiłam moich bohaterów. Przede wszystkim muszę zawsze
pamiętać, o kim piszę.
Jak lubisz spędzać wolny czas?
Jestem namiętną czytelniczką. Czytam nawet podczas ćwiczeń, które
staram się wykonywać kilka razy w tygodniu. Lubię też gotować i piec ciasta.
Cóż, to właśnie dlatego katuję się ćwiczeniami...
Opowiedz coś o twojej rodzinie.
Mam wspaniałego męża. Jesteśmy parą od czasów studenckich.
Poznaliśmy się podczas obchodów Halloween, i teraz co roku w tym okresie
urządzamy huczne przyjęcie rocznicowe. Mój mąż uczy matematyki w szkole
średniej, ale z zamiłowania jest muzykiem. Przez nasz dom przewija się
mnóstwo kolegów moich synów – grają w gry wideo albo bawią się klockami
Lego. Kiedy jest ładnie, grają na podwórku w siatkówkę albo koszykówkę.
Mamy labradora, który według nas jest najwspanialszym psem na świecie.
Mamy również żółwie, kilka papug, przepiórkę i rybki.
Jak lubisz spędzać wakacje?
Uwielbiam plażę, mimo że mieszkam w słonecznej południowej
Kalifornii, zaledwie kilkaset metrów od oceanu. Kilka razy spędzaliśmy
wakacje w meksykańskich kurortach. Mąż i synowie spędzają czas bardzo
aktywnie, ja wyleguję się na leżaku. W zeszłym roku objechaliśmy północno–
zachodnie stany, to była fantastyczna wycieczka. W tym roku wybieramy się
na Hawaje, na wyspę Kauai. Pojechaliśmy tam w naszą podróż poślubną.
Twój ulubiony film, ulubiona książka?
RS
210
Trudno wybrać jeden tytuł. Chyba książki Georgette Heyer. A co do
filmu, to „Kiedy Harry poznał Sally". Jak widać, uwielbiam romanse.
Co chciałabyś powiedzieć twoim czytelnikom?
Cieszę się, że tak wiele osób lubi czytać moje książki i pasjonuje się
losami moich bohaterów. Zawsze marzyłam o tym, by utrzymywać się z
pisania romansów. Dzięki moim czytelnikom te marzenia się urzeczywistniły.
RS