Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.181)
Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana
Maria Valtorta
Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego
–
POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA –
181. JEZUS W
ŚWIĄTYNI NA ŚWIĘTO NAMIOTÓW. «KRÓLESTWO
BOŻE NIE PRZYJDZIE W ZEWNĘTRZNYM BLASKU»
Napisane 3 września 1946. A,
9046-9059
[Por.
J 7,14] Jezus wchodzi do Świątyni. Jest z
apostołami i bardzo
licznymi uczniami, których już znam, przynajmniej z widzenia. W tyle,
za
wszystkimi – twarze nowe, wszystkie nieznane, z wyjątkiem tego bystrego
Greka
przybyłego z Antiochii. Idą już jednak przyłączeni do grupy, jakby
chcieli
pokazać, że chcą być uznawani za uczniów Nauczyciela. Grek rozmawia z
innymi ludźmi, być może z poganami jak on. Kiedy zaś Jezus ze Swoimi
uczniami idzie na środek Dziedzińca Izraelitów, Grek wraz ze swoimi
rozmówcami
zatrzymuje się na Dziedzińcu Pogan.
Wejście
Jezusa do przepełnionej tłumem Świątyni nie
przechodzi oczywiście bez zauważenia. Podnosi się nagły szmer zajętego
Nim
tłumu. Giną w nim głosy doktorów udzielających lekcji pod Portykiem
Pogan.
Pouczenia zresztą milkną jakby w oczarowaniu. A uczniowie uczonych w
Piśmie
rozbiegają się we wszystkie strony, roznosząc nowinę o przybyciu
Jezusa.
Kiedy więc wchodzi On w drugi obręb, gdzie znajduje się Przedsionek
Izraelitów,
liczni faryzeusze, uczeni w Piśmie oraz kapłani gromadzą się,
obserwując
Go. Dopóki się modli, nic Mu nie mówią, nawet do Niego nie podchodzą.
Zadowalają się obserwowaniem Go.
Jezus
powraca do Portyku Pogan, oni zaś idą za Nim. I świta
mających niecne zamiary zwiększa się, podobnie jak i świta ciekawskich
oraz
dobrze nastawionych. Przyciszone szepty przebiegają pośród ludzi. Od
czasu do
czasu jakaś głośna uwaga:
[Por. J 7,12]
«Widzicie, że przyszedł? On jest sprawiedliwy: nie
mógłby
znieważyć święta.»
Albo:
«Co przyszedł tu robić? Zwieść jeszcze bardziej
naród?»
Albo
jeszcze: «Teraz jesteście zadowoleni? Widzicie, gdzie
jest? Tak chcieliście Go ujrzeć!»
Głosy
nienawidzących Jezusa wrogów są odosobnione i zaraz
tłumione, duszone w gardłach przez znaczące spojrzenia uczniów lub
zwolenników,
grożące nawet z miłości. Głosy ironiczne, zjadliwe, plujące trucizną,
uspokajają się z obawy przed tłumem...
[Por. J 7,13]
Po tym znaczącym przejawie przychylnosci wobec
Nauczyciela tłum
milknie, gdyż lęka się odwetu ze strony możnych. Lęk panuje po obydwu
stronach...
Jedynym,
który się nie boi, jest Jezus. Idzie powoli i
dostojnie do miejsca, do którego chce dojść, nieco zamyślony, a jednak
gotowy porzucić zamyślenie, aby pogłaskać dziecko, które jakaś matka Mu
podaje, lub uśmiechnąć się do starca, który Go wita z błogosławieństwem.
W
Portyku Pogan znajduje się Gamaliel. Stoi pośrodku grupy
uczniów ze skrzyżowanymi ramionami, w swej wspaniałej szacie,
olśniewająco
białej i bardzo szerokiej. Zdaje się ona jeszcze bielsza przez kontrast
z
grubym ciemnoczerwonym dywanem rozciągniętym na ziemi w miejscu, w
którym
znajduje się Gamaliel. Zdaje się rozmyślać, z nieco pochyloną głową,
jakby się nie interesował tym, co się dzieje. Jego uczniów, przeciwnie,
ogarnia pobudzenie wywołane wielką ciekawością. Jeden z uczniów, niski,
wchodzi nawet na taboret, aby lepiej widzieć.
Kiedy
jednak Jezus znajduje się na wysokości Gamaliela,
rabbi podnosi głowę i jego głębokie oczy, [osadzone] pod czołem
myśliciela,
zatrzymują się na chwilę na spokojnej twarzy Jezusa. To spojrzenie
badawcze,
niespokojne i udręczone. Jezus czuje je i odwraca głowę. Patrzy na
niego. W
dwóch błyskach krzyżują się spojrzenia bardzo czarnych oczu i oczu
szafirowych. Spojrzenie Jezusa jest otwarte, łagodne, pozwalające się
badać.
Spojrzenie Gamaliela – nieprzeniknione, próbujące poznać i rozszyfrować
tajemnice prawdy. Dla niego bowiem Rabbi galilejski jest tajemnicą.
Jako
faryzeusz zazdrości Mu Jego myśli i zamyka się na badanie czegoś, co
nie
pochodziłoby od Boga. Mija chwila. Potem Jezus idzie dalej i rabbi
Gamaliel na
nowo spuszcza głowę, głuchy na wszelkie pytania: szczere i niespokojne
niektórych
otaczających go osób lub podstępne i nienawistne innych:
«To On, nauczycielu?»
«Co na to powiesz?»
«Jakiż jest twój osąd?»
«Kim On jest?»
Jezus
idzie na wybrane miejsce. O! On nie ma pod stopami
dywanu! Nie stoi nawet pod portykiem. Po prostu opiera się o kolumnę,
stojąc
na najwyższym stopniu w głębi portyku. Miejsce najbardziej nędzne.
Wokół
– apostołowie, uczniowie, zwolennicy, ciekawscy. Dalej – faryzeusze,
uczeni
w Piśmie, nauczyciele. Gamaliel pozostaje na swoim miejscu.
[Por. Łk 17,20]
Jezus rozpoczyna po raz setny głoszenie nadejścia
Królestwa
Bożego i przygotowania tego Królestwa. Wydaje mi się nawet, że powtarza
z
jeszcze większą mocą już przedstawiane myśli, niemal na tym samym
miejscu,
przed dwudziestu laty. Mówi o proroctwie Daniela, o Poprzedniku
przepowiedzianym przez proroków; przypomina gwiazdę Magów, rzeź
Niewiniątek.
I po tych wstępach, których celem jest ukazanie znaków przyjścia
Chrystusa
na ziemię, cytuje – jako potwierdzające Jego przyjście – aktualne
znaki,
które towarzyszą Chrystusowi nauczającemu, jak przedtem inne
towarzyszyły
przyjściu wcielonego Chrystusa. Przypomina więc o sprzeciwie, jaki Mu
towarzyszy, o śmierci Poprzednika, o cudach, jakie się stale dokonują,
potwierdzając, że Bóg jest ze Swym Chrystusem. Nigdy nie atakuje
przeciwników.
Wygląda nawet, jakby ich nie zauważał. Mówi, aby utwierdzić w wierze
tych,
którzy idą za Nim; aby oświecić prawdą tych, którzy są pogrążeni w
nocy, bez swojej winy...
[Por. J 7,21]
Jakiś niemiły głos dochodzi z krańców tłumu: «Jakże
Bóg może być w Twoich cudach, skoro ich
dokonujesz w dniu zakazanym? Nie dalej niż wczoraj uzdrowiłeś
trędowatego na
drodze do Betfage.»
Jezus
patrzy na człowieka, który Mu przerwał, i nie
odpowiada. Nadal mówi o wyzwoleniu z mocy ciemiężącej ludzi i o
utworzeniu
Królestwa Chrystusa, wiecznego, niezwyciężonego, chwalebnego,
doskonałego.
«A
kiedyż się to stanie?» – pyta szydząc uczony w Piśmie.
I dodaje: – «Wiemy, że chcesz z Siebie zrobić króla, ale taki Król jak
Ty
byłby zgubą dla Izraela. Gdzież jest Twoja królewska potęga? Gdzie
zastępy,
wszystkie bogactwa, Twoje sojusze? Jesteś szaleńcem!»
I wielu
jemu podobnych kiwa głowami, pogardliwie się śmiejąc.
Jakiś faryzeusz odzywa się:
«Nie
tak. W taki sposób nie dowiemy się, co On rozumie
przez królestwo, jakie prawa będą w tym królestwie, jak się ono ukaże.
I cóż?
Czy może dawne królestwo Izraela nagle stało się doskonałe, jakim było
za
czasów Dawida i Salomona? Czy nie pamiętacie, ile było niepewności i
okresów
mrocznych przed wspaniałością królewską doskonałego króla? Aby mieć
pierwszego króla, trzeba było najpierw uformować człowieka Bożego,
który
miał go namaścić, a zatem odjąć bezpłodność Annie, małżonce Elkany. I
natchnąć ją, aby ofiarowała [Bogu] owoc swego łona. Przemyślcie kantyk
Anny. To jest pouczeniem dla naszej zatwardziałości i naszego
zaślepienia:
„Nikt nie jest święty jak Pan... Nie mnóżcie pysznych słów dla
wychwalania siebie... To Pan sprowadza śmierć i życie... On podnosi
nędzarza...
On daje pewność krokom Swych świętych. Bezbożni zamilkną, gdyż to nie
własną
siłą człowiek jest mocny, lecz dzięki tej, która pochodzi od Boga”. O!
Pamiętajcie! „Pan osądzi krańce ziemi i da królestwo Swemu królowi i
wywyższy
w mocy Swego Chrystusa”. Czyż Chrystus ukazany w proroctwach nie miał
pochodzić od Dawida? Czyż więc wszystkie przygotowania, począwszy od
narodzin Samuela, nie są przygotowaniem na królowanie Chrystusa? Ty,
Nauczycielu, czy nie pochodzisz przypadkiem od Dawida, skoro urodziłeś
się w
Betlejem?» – pyta w końcu [faryzeusz] bezpośrednio Jezusa.
«Jak powiedziałeś» – odpowiada krótko
Jezus.
«O! Nasyć więc nasze umysły. Widzisz,
że milczenie nie
jest dobre, gdyż wzbudza opary wątpliwości w sercach.»
«Nie wątpliwości, lecz pychy. To jest
jeszcze groźniejsze»
[– stwierdza Jezus.]
«Co? Wątpienie w Ciebie jest mniej
groźne niż bycie
pysznym?»
«Tak. Pycha bowiem to rozwiązłość
rozumu. Jest największym grzechem, gdyż jest grzechem samego Lucyfera.
Bóg
przebacza tak wiele rzeczy i Jego Światło rozbłyska z miłością, aby
oświecić
niewiedzę i rozproszyć wątpliwości. Ale nie przebacza pysze, która
naśmiewa
się z Niego, mówiąc, że Go przewyższa.»
«Któż z nas mówi, że Bóg jest od nas
mniejszy? My nie
bluźnimy...!» – woła wielu.
«Nie mówicie tego waszymi wargami,
ale stwierdzacie to
waszymi czynami. Chcecie
powiedzieć Bogu:
„Niepodobna, aby Chrystus był Galilejczykiem, człowiekiem z ludu. To
nie może
być On.” A cóż jest niemożliwe dla Boga?»
Głos
Jezusa jest jak grom. Najpierw miał wygląd raczej
pokorny: wspierał się jak żebrak o kolumnę. Teraz zaś prostuje się,
oddala
od pilastry, unosi majestatycznie głowę i przeszywa tłum promieniejącym
spojrzeniem. Jego postać jest tak królewska, że – choć stoi wciąż na
stopniu schodów – wygląda tak, jakby przemawiał z wysokości tronu.
Ludzie
odsuwają się, jakby się przestraszyli. Nikt nie
odpowiada na ostatnie pytanie. Potem jakiś rabbi, niski, pomarszczony,
o wyglądzie
szkaradnym i pewnie z taką samą duszą, zadaje pytanie, poprzedzając je
śmiechem
ostrym i obłudnym:
«Rozwiązłość
popełnia się we dwoje. Z kimże ją popełnia
rozum? On nie jest cielesny. Jakże więc może grzeszyć lubieżnością? Z
kimże
się łączy, on, bezcielesny, dla popełnienia grzechu?» – i śmieje się,
cedząc te słowa przerywane śmiechem.
«Z kim? Z szatanem. Rozum
pysznego cudzołoży z szatanem przeciw Bogu i przeciw miłości»
[– odpowiada mu Jezus.]
«A
Lucyfer z kim to uczynił, stając się szatanem, skoro
szatan jeszcze nie istniał?»
«Uczynił
to z samym sobą, z własną rozumną i
nieuporządkowaną myślą. Czym jest rozwiązłość, o uczony?»
«Ależ...
powiedziałem Ci! Któż by nie wiedział, czym
jest rozwiązłość! Wszyscy się z nią spotkaliśmy...»
«Nie
jesteś rabbim mądrym, skoro nie znasz prawdziwej
natury tego powszechnego grzechu, potrójnego owocu Zła, jak Ojciec, Syn
i Duch
Święty są potrójną formą Miłości. Lubieżność jest nieporządkiem, o
uczony. Nieporządkiem kierowanym przez
rozum
wolny i świadomy, który wie, że jego pragnienie jest złe, a mimo to
chce je
zaspokoić. Rozwiązłość jest nieporządkiem i gwałtem wobec praw
naturalnych, wobec sprawiedliwości i miłości do Boga, do nas samych, do
naszych braci. Każda rozwiązłość. Zarówno cielesna jak i mająca za cel
bogactwa i potęgi ziemi, jak i ta, która pragnie przeszkodzić
Chrystusowi w
wypełnieniu Jego misji, gdyż [ulegający jej] spiskują z powodu swojej
przesadnej ambicji, drżącej z obawy, że Ja ją zaatakuję.»
Wielki
szmer przebiega wśród tłumu. Gamaliel, jedyny, który
pozostał na swoim dywanie, podnosi głowę i kieruje na Jezusa
przenikliwe
spojrzenie.
[Por. Łk
17,20] «Kiedyż więc przyjdzie Królestwo Boże?
Nie odpowiedziałeś...»
– faryzeusz, który przed chwilą mówił, powraca do ataku.
«Kiedy
Chrystus będzie na tronie, który Izrael mu
przygotuje, wyższym od każdego innego tronu, wyższym od samej Świątyni»
[– odpowiada Jezus.]
«Ale
gdzież się go przygotowuje, skoro nie ma żadnego
przepychu? Czy kiedykolwiek będzie prawdą, że Rzym pozwoli Izraelowi na
podniesienie się? Czyżby orły stały się ślepe i nie widziały tego, co
się
przygotowuje?»
[Por. Łk
17,20] «Królestwo Boże nie przyjedzie w
zewnętrznym blasku.
Jedynie oko Boga widzi jego przygotowywanie, gdyż oko Boga czyta we
wnętrzu
ludzi. Nie dociekajcie więc, gdzie jest to Królestwo ani gdzie się ono
przygotowuje. I nie wierzcie tym, którzy mówią: „Spiskuje w Batanei,
spiskuje w grotach pustyni Engaddi, spiskuje
nad brzegami morza”. Królestwo
Boże jest w was. Ono jest w waszym wnętrzu, w waszym duchu, który
przyjmuje
Prawo przybyłe z Niebios jako prawo prawdziwej Ojczyzny, prawo, którego
praktykowanie czyni obywatelem Królestwa. To
dlatego przede Mną przyszedł Jan, aby przygotować drogi serc, przez
które
powinna wniknąć w nie Moja Nauka. To przez pokutę przygotowane zostały
te
drogi, to przez miłość powstanie to Królestwo, a upadnie niewolnictwo
grzechu, który broni ludziom dostępu do Królestwa Niebieskiego.»
[Por.
J 7,15]
«Ależ ten człowiek jest wielki! A wy mówicie, że to
rzemieślnik?» – mówi całkiem głośno ktoś, kto uważnie słuchał. A
inni – żydzi jak można sądzić po szatach – być może wcześniej
podburzani przez wrogów Jezusa, rozglądają się oszołomieni, patrzą na
tych, którzy ich podżegali, i pytają:
«Cóż wy nam wmawialiście? Któż może
powiedzieć, że
ten człowiek podburza lud?»
A jeszcze inni:
«Zastanawiamy się i pytamy was: skoro
jest prawdą, że
nikt z was Go nie pouczył, skądże w Nim tyle wiedzy? Gdzie ją więc
posiadł,
skoro nigdy nie pouczał Go nauczyciel?»
A zwracając się do Jezusa pytają:
«Powiedz nam więc, skąd
wziąłeś tę prawdę, której nauczasz?»
[Por.
J 7,16]
Jezus unosi natchnione oblicze i
mówi:
«Zaprawdę,
zaprawdę powiadam wam: ta nauka nie jest Moja,
ale Tego, który Mnie do was posłał.
Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam wam, że nie nauczył Mnie jej
żaden nauczyciel i że nie znalazłem jej w żadnej żyjącej księdze ani w
żadnym
zwoju czy kamiennym pomniku.
Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam wam: Ja się przygotowałem na
tę godzinę słuchając Żyjącego, który mówił do Mojego ducha. Teraz zaś
nadeszła dla Mnie godzina, aby dać ludowi Bożemu Słowo pochodzące z
Nieba.
I czynię to, i będę to czynił aż do ostatniego tchnienia. Kiedy je
wydam,
wtedy kamienie, które Mnie usłyszą, lecz się nie rozmiękczą, odczują
bojaźń
Bożą silniejszą niż Mojżesz na Synaju. W tej bojaźni głosem prawdy –
błogosławiącym
lub przeklinającym – słowa Mojej odrzuconej nauki wyryją się na
kamieniach.
I słowa
te już nigdy się nie zatrą. Znak pozostanie.
Światłość
dla tych, którzy przynajmniej wtedy przyjmą ją z miłością. Ciemności
całkowite
dla tych, którzy nie zrozumieją nawet wtedy, że to Bóg ze Swej woli
posłał
Mnie, abym założył Jego Królestwo.
[Por. J 7,17]
Na początku Stworzenia
zostało powiedziane: „Niechaj się
stanie światłość”. I w chaosie pojawiła się światłość. Na początku
Mego życia zostało powiedziane: „Niechaj będzie pokój ludziom dobrej
woli”. Dobra wola to taka, która spełnia wolę Bożą i nie
przeciwstawia
się jej. Otóż ten, kto czyni wolę Boga i nie walczy z nią, czuje,
że
nie może Mnie zwalczać. Czuje bowiem, że Moja nauka pochodzi od Boga, a
nie
ode Mnie samego.
[Por. J 7,18]
Czy Ja być może szukam własnej
chwały? Czy mówię może,
że to Ja jestem Autorem Prawa łaski oraz epoki przebaczenia? Nie. Ja
nie
przypisuję Sobie chwały, która Mi się nie należy, lecz oddaję cześć
Chwale Boga, Sprawcy wszelkiego dobra. Moją chwałą jest czynienie tego,
co
Ojciec chce, abym czynił, gdyż to otacza Go chwałą. Kto mówi dla
własnej
korzyści, aby Go chwalono, ten szuka własnej chwały. Ale ten – który
może,
nawet nie szukając tego, otrzymać chwałę od ludzi za to, co robi lub
mówi,
a odrzuca ją mówiąc: „Ona nie jest moja, nie stworzyłem jej, lecz
pochodzi
od Ojca, jak ja pochodzę od Niego” – trwa w prawdzie i nie ma w nim
niesprawiedliwości. Każdemu bowiem daje to, co do niego należy, nie
zachowując
nic z tego, co nie jest jego. Ja jestem, bo On Mnie chciał.»
[Por. J 7,19]
Jezus przerywa na chwilę.
Spogląda na tłum, przenika
sumienia, czyta, rozważa. Mówi ponownie:
«Milczycie.
Połowa – z podziwu, druga zaś połowa
milczy, bo zastanawia się, co zrobić, aby Mnie uciszyć. Czyje jest
dziesięć
przykazań? Skąd pochodzą? Kto wam je dał?»
«Mojżesz!»
– woła tłum.
«Nie.
Najwyższy. Mojżesz, Jego sługa, wam je przyniósł,
ale one pochodzą od Boga. Wy, którzy posiadacie formułki, lecz nie
macie
wiary, mówicie w swych sercach: „Boga nie widzieliśmy ani my, ani
Hebrajczycy u stóp Synaju”. O! Nie wystarczył wam – aby uwierzyć, że
Bóg
był [tam] obecny – nawet piorun, który rozpalił górę, gdy Bóg miotał
błyskawicami
i gromami w obecności Mojżesza. Nawet błyskawice i trzęsienia ziemi nie
pomagają wam uwierzyć, że Bóg jest nad wami, aby napisać wieczny Dekret
o
zbawieniu lub potępieniu. Wkrótce ujrzycie w tych murach Objawienie
nowe,
straszliwe. I ciemności znikną z poświęconych kryjówek, gdyż rozpocznie
się
panowanie Światłości. Święte Świętych zostanie wywyższone w obecności
świata i już nie będzie ukryte za potrójną zasłoną. Wy jednak nadal nie
będziecie
wierzyć. Czegóż więcej potrzebowaliście, aby uwierzyć? Sprawiedliwość
zostanie jednak wtedy złagodzona i zastąpią ją błyskawice miłości. Ale
nawet one nie zapiszą Prawdy w waszych sercach – we wszystkich waszych
sercach – i nie wzbudzą Skruchy, a potem Miłości...»
Gamaliel ma teraz wzrok utkwiony w
twarzy Jezusa...
«Mojżesz, wiecie o tym, był
człowiekiem pośród ludzi.
Jego opis pozostawiły wam kroniki z jego czasu. Czy jednak, choć wiecie
kim
jest, od Kogo i jak otrzymał Prawo, czy je może zachowujecie? Nie. Nikt
z was
go nie zachowuje.»
Z tłumu dochodzi krzyk
protestu. Jezus nakazuje ciszę i mówi:
[Por. J 7,19]
«Mówicie, że to nie jest prawdą, bo je zachowujecie? A
zatem dlaczego usiłujecie Mnie zabić? Czy piąte przykazanie nie
zabrania
zabijania człowieka? Nie rozpoznajecie wprawdzie we Mnie Chrystusa,
jednak nie
możecie zaprzeczyć, że jestem człowiekiem. Dlaczego więc usiłujecie
Mnie
zabić?»
[Por. J 7,20]
«Ależ jesteś szalony! Jesteś
opętany! Demon przemawia
przez Ciebie i sprawia, że majaczysz i wypowiadasz kłamstwa! Nikt z nas
nie myśli
o zabiciu Ciebie! Kto Cię chce zabić?» – krzyczą właśnie ci, którzy
chcą
to uczynić.
«Kto?
Wy. I szukacie pretekstów, aby to zrobić.
[Por. J 7,21]
I
zarzucacie Mi winy nieprawdziwe. Upominacie Mnie, nie po raz pierwszy,
że
uzdrowiłem człowieka w szabat. A czy Mojżesz nie mówi, że należy okazać
litość nawet osłu i wołowi, który upadł, gdyż są dobrem dla waszego
brata? A Ja nie powinienem okazać litości choremu ciału brata, dla
którego
odzyskane zdrowie jest dobrem fizycznym i duchowym środkiem dla
błogosławienia
Boga i miłowania Go z powodu Jego dobroci?
[Por. J 7,22]
A obrzezania danego wam przez
Mojżesza
– a otrzymanego już od patriarchów – czyż nie dokonujecie w dniu
szabatu?
[Por. J 7,23]
Skoro obrzezanie człowieka w
czasie szabatu nie stanowi pogwałcenia mojżeszowego
Prawa szabatowego, gdyż służy uczynieniu chłopca synem Prawa, dlaczego
unosicie się gniewem z powodu tego, że uzdrowiłem w dniu szabatu całego
człowieka:
jego ciało oraz ducha i uczyniłem z niego syna Bożego?
[Por. J 7,24]
Nie osądzajcie według pozorów i
litery, ale oceniajcie w
sposób prawy i zgodnie z duchem
[Prawa]. Litera
bowiem, formułki i forma to coś martwego, malowidło, a nie – prawdziwe
życie.
Tymczasem duch słów i formy to rzeczywiste życie i źródło wieczności. Ale
wy nie pojmujecie tych spraw, gdyż nie chcecie ich zrozumieć. Chodźmy.»
[Por. Łk
17,22] I odwraca się, aby wyjść. Za Nim
podążają otaczający
Go apostołowie i uczniowie. Spoglądają na Niego zasmuceni i pełni
pogardy
dla Jego nieprzyjaciół.
On,
blady, uśmiecha się do nich, mówiąc:
[Por. Łk
17,22] «Nie bądźcie zasmuceni. Jesteście Moimi
przyjaciółmi i
dobrze, że nimi jesteście, bo Mój czas dobiega końca. Wkrótce nadejdzie
czas, kiedy będziecie chcieli ujrzeć jeden
z tych dni Syna Człowieczego, ale nie będziecie mogli Go
już oglądać. Wtedy
będzie pociechą możliwość powiedzenia sobie: „Kochaliśmy Go i byliśmy
Mu wierni tak długo, jak długo był pośród nas”.
[Por. Łk
17,23] Żeby z was szydzić i żeby was przedstawić
jako szaleńców,
będą wam mówić: „Chrystus powrócił. Jest tu! Jest tam!”. Nie wierzcie
ich słowom. Nie chodźcie, nie idźcie śladem tych obłudnych
szyderców.
[Por. Łk
17,24] Kiedy Syn Człowieczy odejdzie, powróci
dopiero w Swoim Dniu. Wtedy Jego
ukazanie się będzie podobne do błyskawicy, która rozbłyska i przechodzi
z
jednego punktu nieba do drugiego [tak szybko], że oko nie potrafi za
nią nadążyć.
Wy – i nie tylko wy, lecz żaden człowiek – nie będziecie mogli nadążyć
za Mną w Moim końcowym ukazaniu się dla zgromadzenia wszystkich, którzy
istnieli, istnieją i będą istnieć.
[Por. Łk
17,25] Ale nim to nastąpi, Syn Człowieczy będzie
musiał wiele wycierpieć: znieść wszystko,
cały ból [zadany przez] Ludzkość, a to pokolenie się Go zaprze.»
«W takim
razie, mój Panie, będziesz musiał cierpieć z
powodu całego zła, jakim zdoła Cię dotknąć to pokolenie» – zauważa
pasterz Maciej.
«Nie.
Powiedziałem: „Cały ból [zadany przez] Ludzkość”.
Był on zadawany przed tym pokoleniem i będzie zadawany przez pokolenia,
które
nadejdą po nim. [Ludzkość] zawsze będzie grzeszyć. A Syn Człowieczy – w
Swoim duchu, nim będzie Odkupicielem – zakosztuje całej goryczy
grzechów
minionych, obecnych, przyszłych: aż po ostatni grzech. I pomimo
osiągnięcia
Swej chwały będzie nadal cierpiał w Swoim duchu Miłości, widząc
ludzkość
depczącą Jego Miłość. Wy na razie nie możecie tego pojąć...
Chodźmy
teraz do tego domu. To dom Mi przyjazny.» Jezus puka do drzwi, które
się otwierają. Pozwalają Mu wejść,
nie okazując nawet zdziwienia liczbą osób, jaka za Nim wchodzi.
Przekład: "Vox Domini"
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
181 04 (3)181 04 (2)04 (131)2006 04 Karty produktów04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 104 How The Heart Approaches What It Yearnsstr 04 07 maruszewski[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiOwięcej podobnych podstron