Salome Indianie Ameryki Północnej


KRÓTKO 1JWĘZŁOWATO
Cyrus, Irene Salome

INDIANIE AMERYKI PÓŁNOCNEJ

1000086276
1997
przekład Ryszard Wojnakowski

PRZEDMOWA
716003
Tytuł oryginału: Die Indianer Nordamerikas
i 1988 by hpt-Verlagsgesellschaft mbH & Co KG-hpt-breitschopf Yerlag
First published in Austria by hpt-VerIagsgesmbH & Co KG, hpt-breitschopf Yerlag, under the title Die Indianer Nordamerikas

Opracowanie graficzne JOANNA I JANUSZ WYSOCCY



(c) Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Znak, Kraków 1997
ISBN 83-7006-632-1 BUW-EO- ^/, iC/
Łzy pamiętamy jeszcze wyobrażenia, marzenia i zabawy z czasów swojej młodości? Obracały się one wokół szlachetnego Winnetou czy też przygód Skórzanej Pończochy, opłakiwaliśmy śmierć Ostatniego Mohłkanina. Zawsze obecne było także tego przeciwieństwo: emocjonujące filmy z Dzikiego Zachodu, w których Indian przedstawiano przeważnie jako wściekłą hołotę, brutalnych łowców skalpów, koniokradów i prymitywnych dzikusów, podpalających rancza dzielnym białym farmerom...
Nic z tego nie znajduje potwierdzenia w historii. Historia ta jest długa, a odkąd pojawił się biały człowiek, staje się coraz smutniejsza. To dzieje niemal dokonanego ludobójstwa.
Indianie, którzy sami siebie nigdy tak nie nazywają, przybyli według wszelkiego prawdopodobieństwa z Syberii przez pomost lądowy, który istniał w miejscu Cieśniny Beringa, do Ameryki, gdzie tworzyli - razem z Eskimosami - pierwotną ludność kontynentu, w każdym razie tak wynika z naszej obecnej wiedzy. Stanowią
5


oni barwną mieszaninę wielu plemion, ludów i jeżyków. Niektórzy z nich byli koczownikami, inni zajmowali się uprawą roli i prowadzili osiadły tryb życia. Jedno nie ulega wątpliwości: na pewno nie byli dzikusami, ludem prymitywnym, barbarzyńcami.
Prymitywnych dzikusów zrobili z nich dopiero ich biali bracia, nasi przodkowie, kiedy realizując poniekąd biblijną misję, zaczęli czynić sobie ziemię poddaną. Przyjmowani na początku przyjaźnie, co najwyżej nieufnie, bardzo rzadko od razu z wrogością, europejscy przybysze przystąpili do odbierania ziemi jej prawowitym właścicielom oraz niszczenia fizycznych i psychicznych podstaw ich egzystencji. W końcu Indianie znaleźli się w tak zwanych rezerwatach.
Z tego, że prawa człowieka zostały ogłoszone w Ameryce (1776 r.), Indianie mieli równie małą korzyść, jak ze zwycięskiej wojny wyzwoleńczej przeciwko Anglii. Ostatecznie to oni musieli zapłacić - bez względu na to, po której stali stronie.
W zamian za to przyniesiono im religię i kulturę, z którą nie wiedzieli, co począć, choroby, którym nie potrafili się przeciwstawić, i wódkę, głównie ją.
Dziś są maleńką, na ogół zubożałą mniejszością w bogatym kraju swoich przodków.
Ludzkość jednak stała się bardziej wrażliwa w kwestii praw człowieka - czego mogą doświadczyć także Indianie. Osiągnięto pewne postępy i zauważane są dalsze. Powinno być jeszcze lepiej. Sami Indianie z coraz większym zapałem zaczynają przypominać sobie swoją prawdziwą historię i dawną wielkość. Budzą się. Nawet wśród białych Amerykanów szerzy się, jakkolwiek postępując powoli, zrozumienie i opamiętanie. Jednakże długu historycznego jeszcze nie spłacili.
Niniejsza książka umożliwia nam wgląd w dzieje i kulturę Indian oraz naświetla ich sytuację współczesną. Czyta się ją z prawdziwą korzyścią.

OSADNICTWO l WCZESNE KULTURY
Kiedy Ameryka została zaludniona? Skąd przybyli osiedleńcy i czy naprawdę byli czerwonoskórzy? Ile było plemion i języków, zanim Hiszpanie odkryli kontynent - tym razem dla Europejczyków?
Europejscy odkrywcy, znający już Chińczyków i Murzynów, zastanawiali się długo, jaki gatunek ludzi tu spotkali. Z początku Hiszpanie wątpili, czy w ogóle mają do czynienia z istotami ludzkimi, ponieważ Biblia nie wspomina o Indianach.
Obecnie nikt już nie wątpi, że ci pierwsi ludzie wtargnęli na kontynent amerykański podążając śladami zwierząt, na które polowali. W epoce kamienia napływali w małych grupach z północno-wschodniej Azji przez Pomost lądowy, który istniał w miejscu Cieśniny Beringa. Według obecnego stanu wiedzy prawdopodobnie doszło o tego w środkowej i młodszej epoce kamienia, między 50000 a 8000 lat przed Chrystusem.

7


W plejstocenie, starszej epoce czwartorzędu, przez kilka tysięcy lat Cieśniny Beringa nie zalewała woda ani nie pokrywał lód, gdyż zamknięta była w lodowcach (obecnie głębokość wody wynosi 45 metrów).
Topnienie lodowców trwało tysiące lat, dzięki czemu przybysze mogli się stopniowo przemieszczać na obszary wolne od lodu i w końcu zasiedlić oba kontynenty; amerykańskie.
Ostatnimi, którzy już łodziami przeprawili się przez zalaną wodą Cieśninę Beringa, byli Eskimosi i Aleuci.
Oprócz tej uznanej teorii istnieją także różne poglądy, od dawna będące przedmiotem sporów antropologów, archeologów, językoznawców i innych badaczy. Według jednego z tych poglądów przynajmniej część późniejszej fali imigracyjnej przybyła z Azji i Polinezji przez Pacyfik lub z Europy i Afryki przez Atlantyk. Za przyjęciem tej tezy przemawiają korzystne prądy morskie: z zachodu na wschód na Oceanie Spokojnym oraz ze wschodu na zachód na Atlantyku.
Thor Heyerdahl podjął próbę potwierdzenia tej możliwości i przepłynął na łodzi papirusowej "Ra" Morze Śródziemne i Atlantyk, docierając do Ameryki Środkowej (1969/70). Za tezą tą przemawiają również podobieństwa, jakie wykazują drewniane rzeźby Indian z pólnocno-za-chodniego wybrzeża i rzeźby mieszkańców Polinezji, a także podobieństwo języka mówionego na Południu i w dorzeczu Missisipi do języka libijskiego. Napisy i budowa piramid przypominają Egipt. Podobieństwa językowe z Celtami i Fenicjanami odkryto też prawdopodobnie w Nowej Anglii, a w Pensylwanii - z Baskami.
"Czerwonoskóry" zawdzięcza tę nazwę nie czerwonawej barwie skóry, lecz zwyczajowemu wśród wielu plemion malowaniu ciała i twarzy czerwoną farbą. Zdarzają się rdzenni Amerykanie o cerze brązowej w tonacji bardzo jasnej i bardzo ciemnej. Znaleźć można wszystkie

odcienie koloru skóry, także niemal biały na północnym wschodzie, co tłumaczy się krótkim pobytem wikingów w tym rejonie około 1000 roku po Chrystusie.
Indian zalicza się przede wszystkim do rasy mon-goloidalnej o źródłach kaukaskich i innych azjatyckich.
GEOGRAFIA AMERYKI PÓŁNOCNEJ
Na ogromnym obszarze dzisiejszej Kanady i USA występują wszystkie typy krajobrazowe Ziemi. Owa różnorodność tłumaczy też wielkie różnice w warunkach życia rdzennej ludności i rozmaitość jej kultur. Powierzchnia obu państw wynosi łącznie 19339493 km2; dla porównania - powierzchnia Europy wynosi 10530622 km2, Ameryka Północna jest zatem prawie dwa razy większa.
Kanada: prawie połowę powierzchni tego kraju stanowi na północy płaska nizina polarna i subpolarna, przechodząc nad Morzem Arktycznym w bardzo liczne, częściowo pokryte lodowcem wyspy. Dzięki nim i głęboko wciętej w ląd Zatoce Hudsona kraj jest wystarczająco zaopatrzony w wodę i ryby.
Część wschodnią, wzdłuż Rzeki Świętego Wawrzyńca, stanowi na przestrzeni ponad 1000 kilometrów żyzna kraina o łagodnym klimacie. Na północ i na zachód od Wielkich Jezior ciągną się wielkie równiny, będące przedłużeniem prerii z USA.
^Na zachodzie znajdują się pokryte gęstymi lasami Góry Skaliste i płaskowyż Kolumbii Brytyjskiej. Północ-no-zachodnie wybrzeże jest silnie rozczłonkowane, typu fiordowego, z wieloma wyspami.
USA: na wschodzie obejmuje atlantyckie równiny nadbrzeżne od Nowego Jorku po Florydę i Zatokę Meksykańską. Na północnym wschodzie znajdują się Pagórkowate Appalachy, a pomiędzy nimi i Górami Ska-

8
9



listymi na zachodzie rozciąga się ogromna kotlina, poprzecinana wielkimi rzekami. Na zachód od Missisipi zaczyna się preria, wznosząca się aż do Gór Skalistych na wysokość nawet 1500 metrów.
Na południowym zachodzie leży płaskowyż Wielkiej Kotliny, a na północnym zachodzie - Wyżyna Kolumbii. W południowej części Wielkiej Kotliny znajdują się pustynie i obszary półpustynne, osławiona Dolina Śmierci (Death-Yalley, 86 m poniżej poziomu morza) oraz słynny Wielki Kanion rzeki Kolorado.
Klimat: na wschodzie jest umiarkowanie wilgotny, na Florydzie tropikalny, na pustyniach w części południowej i zachodniej - gorący i suchy; klimat śródziemnomorski w Kalifornii, a na północnym zachodzie znowu wilgotny i umiarkowany.
Oba kraje są bogate w obszary leśne, przy czym jedną trzecią powierzchni USA i 44 procent obszaru Kanady pokrywają lasy iglaste i mieszane.
Wielkie bogactwa naturalne nie byiy (z wyjątkiem miedzi) przez Indian wykorzystywane i do dziś stanowią przyczynę sporów między nimi a białymi.
Pierwotne ludy dostosowały się do takich warunków geograficznych, rozwijając bardzo różnorodne kultury, które przyjęło dzielić się na następujące obszary: Arktyka, Subarktyka, Północny Wschód, Południowy Wschód, Południowy Zachód, Wielka Kotlina, Płaskowyż, Kalifornia, Północny Zachód i Wielkie Równiny.
POCZĄTEK DZIEJÓW
Przodkowie Indian polowali na duże zwierzęta za pomocą oszczepu i atlatl (w języku azteckim słowo to oznacza procę do wyrzucania oszczepów), które później zastąpił łuk i strzała. Byli oni zręcznymi koszykarzami, garnca-

rzarni i tkaczami. Do nawadniania pustyni powszechnie stosowali systemy rozgałęzionych kanałów.
Indianie z epoki kamienia polowali na mamuty, olbrzymie bizony, mastodonty, ogromne leniwce i pancerniki oraz na wiele innych, także mniejszych gatunków zwierząt. Odnalezione kości, narzędzia i groty oszczepów datuje się na okres około 40000-25000 lat przed Chrystusem.
Najdawniejsze znaleziska szczątków ludzkich (z Le-wisville w Teksasie) mają około 38000 lat, najstarsze narzędzia z kości karibu - około 27000 lat. Duże ilości grotów do oszczepów o różnych kształtach znaleziono utkwione jeszcze w szkieletach mamutów. Ze względu na wiek i miejsce odkrycia wyróżnia się trzy typy: Sandia, Clovis i Folsom.
Duże zwierzęta prawdopodobnie spędzano w niebezpieczne skaliste miejsca, by spadały w przepaść, gdzie łatwiej można było je zabić. Według innej teorii dla celów łowieckich podpalano prerię, żeby pędzić zwierzęta w żądanym kierunku.
Pierwotny Indianin (około 8000-1000 lat przed Ghr.) wiódł jeszcze koczowniczy żywot, lecz tworzył już osady nad rzekami i jeziorami. Jego narzędzia różniły się od paleolitycznych większą różnorodnością materiału: do drewna, kamienia i kości doszły kość słoniowa, muszle, wyroby z włókien roślinnych, rogu i miedzi.
Z tych właśnie materiałów wytwarzali swoje młoty, noże, topory, wiertła, kliny, skrobaczki, harpuny, haczyki do łowienia ryb i wspomniany już atlatl (czyli krótki kołek z nacięciem, w które wkładano oszczep, osiągając dzięki temu większą siłę wyrzutu).
Pożywienie podgrzewano w uszczelnionych żywicą plecionych koszach przez włożenie do środka gorących Kamieni. Najstarsze świadectwa koszykarstwa odkryto w Utah w Danger Cave (w Grocie Niebezpieczeństw, / 500 lat przed Ghr.).

10


Pierwotny Indianin budował również proste łodzie i oswoił już psa.
Ostatni okres zlodowacenia skończył się około 8000 lat przed Chr. Wymarły wtedy olbrzymie zwierzęta, a wraz z nimi wielbłąd, tygrys szablowy, lew, jak również koń, którego do Nowego Świata sprowadzili ponownie dopiero Hiszpanie.
Z tego okresu znane są ludy kultury Cochise w Arizonie i Nowym Meksyku, które uprawiały ziemię już około 3 500 lat przed Chr., oraz starsza kultura miedzi w rejonie Wielkich Jezior. Wytwarzane tam były przedmioty z rozgrzewanej i kutej miedzi, które znajdowano także w bardziej odległych rejonach jako obiekty handlu.
Również na północnym wschodzie, w Nowej Anglii, znaleziska grobowe świadczą o ulubionym już wtedy kolorze w życiu ludzi nazwanych z tego powodu redpaint (3000 lat przed Chr. do około 500 lat po Chr.).
Okres postpierwotny sięga od około tysiąca lat przed Chrystusem do czasu przybycia Europejczyków.
Z Ameryki Środkowej, gdzie odkryto najstarsze ślady uprawy kukurydzy, wiedza o kultywacji także innych roślin nadających się do jedzenia rozprzestrzeniała się w Ameryce Północnej od VII tysiąclecia przed Chr. Najbardziej zaawansowana była kultura rolna w połu-dniowo-zachodniej części północnego kontynentu, czyli w dzisiejszej Arizonie, Nowym Meksyku, Teksasie, Utah i Kolorado. Znalezione na tym terenie kolby kukurydzy datuje się na około 3 500 lat przed Chr.
W owym czasie nastąpiło przejście od atlatl do jeszcze skuteczniejszego łuku ze strzałami.
Oszałamiająca mnogość ludów i kultur wykształciła się na Południowym Zachodzie, a ich punkty kulminacyjne i okresy największego rozkwitu były zbliżone czasowo lub się pokrywały. Niektóre z nich wpływały nawzajem na siebie lub mieszały się z biegiem czasu.

Mogollon uchodzą za pierwszych budowniczych domów, rolników i garncarzy na Południowym Zachodzie (od około 300 lat przed Chr. do 1300 lat po Chr.).
Uprawiali kukurydzę, fasolę, dynię, tytoń i bawełnę, ale byli także myśliwymi i zbieraczami jagód, orzechów, korzeni i tym podobnych. Bez krosna tkackiego z bawełny i innych włókien wytwarzali odzież i koce, sporządzali też ubrania z piór, jak Indianie Ameryki Środkowej.
Po roku 1200 stopili się prawdopodobnie z Anasazi, od których przejęli sztukę budowy domów (zwanych
pueblo).
Hohokan (w języku Pimów: d, którzy zniknęli) osiedlili się na pustynnych terenach między rzekami Gila i Salt. W celu nawadniania pól zakładali wielokilometrowe kanały. Domy wznosili z pali i gałęzi, które obrzucali już gliną.
Niezwykłe przedstawienia ludzkich postaci oraz boiska do gry z gumowymi piłkami pozwalają domyślać się ścisłych kontaktów z Ameryką Środkową. Z posiadanych przez nich muszli można domniemywać, że Hohokan byli pokojowym ludem, utrzymującym kontakty handlowe z innymi plemionami. Na tych muszlach, jako pierwsi w świecie, grawerowali za pomocą kwasu otrzymywanego z kaktusa wizerunki zwierząt i inne dekoracje.
Potomkami tego ludu indiańskiego o zdolnościach artystycznych są prawdopodobnie Pimowie i Papago.
Anasazi byli mieszkańcami kanionów i gór stołowych (mesas). Żyli na obszarze, na którym obecnie graniczą ze sobą cztery stany: Utah, Kolorado, Arizona i Nowy Meksyk.
Ci z kolei byli rolnikami, chociaż słynęli także z wytwarzania koszyków. To oni "wynaleźli" pueblo i są przodkami Indian Pueblo oraz Hopi. Oni też założyli około 1150 roku po Chr. najstarszą stałą osadę w Ame-

12
13


ryce Północnej, Pueblo Oraibi. W Chaco Canyon "przylepiali" do skał (od 900 roku po Chr.) pięciopiętrowe pueblos; budując w ten sposób, potrafili stworzyć około 800 pomieszczeń!
Patayan, których ceramikę znamy z wykopalisk i którzy handlowali malowanymi muszlami, Sinagua i Salado - wszyscy oni stopniowo wyginęli około 1400 roku. Nie wiadomo, czy powodem były długie okresy suszy, czy najazdy wrogich ludów (Atapasków z Północy). Wraz z nimi upadły jednak także ich kultury.
BUDOWNICZOWIE KOPCÓW
Na wschodzie i środkowym zachodzie Ameryki Północnej powstały kultury Adena i Hopewell z centrum w dolinie rzeki Ohio. Żyły one mniej więcej w tym samym czasie i na tym samym terenie, ale nie wiadomo, jakie były ich wzajemne stosunki.
Kultura Adena trwała w przybliżeniu od 1000 roku przed Chr. do 200 po Chr., a kultura Hopewell od roku 300 przed Chr. do 700 po Chr.
Centrum tej kultury znajdowało się w Chillicoth w obecnym Ohio, gdzie wznosił się wielki kopiec. Takich kopców (mounds), których tysiące rozrzucone są po całej Ameryce Północnej, nie budowano z kamienia, ale z ziemi. Początkowo tego rodzaju małe wzniesienia usypywano nad grobami szanowanych osobistości.
Z biegiem wieków kopce stawały się coraz wyższe, wciąż jednak dodawano nowe warstwy zmarłych oraz ziemi. Powierzchnia podstawy największego z tych pagórków jest większa od podstawy piramidy Cheopsa. Kopce zwężały się ku górze, w niektórych rejonach miały kształt piramidy, a często owe nagrobki były dodatkowo otaczane wałami ziemnymi.

Istniało też wiele pagórków usypanych w kształcie zwierząt, zwanych effigy mouds (effigy znaczy wizerunek). Te dostrzegalne tylko z góry formy przedstawiają ogromne żaby, ptaki, a także ludzi. Najsłynniejszy jest kopiec w kształcie węża (Great Serpent Mound), który "wije" się na wzgórzu nad rzeką i ma 400 metrów długości!
Ludzie z kultury Adena, którzy usypywali te kopce, byli myśliwymi, prowadzącymi osiadły tryb życia. Uprawiali też słoneczniki, dynie i tytoń.
Hopewell mieli znacznie większy niż Adena obszar wpływów, rozciągający się na cały Środkowy Zachód i Wschód. Zajmowali się uprawą roli znacznie intensywniej niż Adena i wydaje się, że chcieli ich przewyższyć we wszystkich dziedzinach: ich wały ziemne były jeszcze większe, dary wkładane do grobów bogatsze, a poza tym tworzyli doskonalsze dzieła sztuki.
Sądząc po darach wkładanych do grobów, ich społeczność była zapewne zorganizowana hierarchicznie, z kapłanami stojącymi na czele. Szerokie kontakty handlowe i prawdopodobnie, odgrywający ważną rolę, kult zmarłych zapewniały im wpływ na odległe tereny.
W olbrzymich kopcach, często otoczonych dodatkowo długimi, kolistymi wałami ziemnymi, oprócz szkieletów znajdowano także artystycznie wykonane ozdobne dodatki i wyroby garncarskie: miedziane ozdoby noszone na głowie i napierśniki, gliniane figurki i fajki, lustra z miki, mnóstwo pereł, noże i groty oszczepów z obsydianu oraz wiele innych. Czasem te miasta zmarłych rozciągały się wraz z otaczającymi je wałami ziemnymi na obszarze ponad 10 kilometrów kwadratowych.
Ale i ta kultura zaginęła lub upadła - zdani jesteśmy tutaj tylko na domysły - a możliwe, że została podbita przez plemiona, które były nosicielami kultury Missisipi, zwanej też kulturą świątynno-kopcową. Również przedstawiciele tej ostatniej byli wspaniałymi rolnikami, han-

15
14


dlarzami i artystami. Główny ośrodek tej kultury znajdował się w żyznej dolinie Missisipi.
Oprócz kopców pochówkowych Indianie usypywali również kopce przeznaczone wyłącznie na świątynie. Największy kopiec świątynny wznosi się w miejscowości Cahokia w stanie Illinois.
Najsłynniejszy jednak jest Monks Mound (Kopiec Mnisi), na którym europejscy mnisi hodowali później warzywa. Został on usypany około 900-1150 roku, ma 330 metrów długości, 216 szerokości i 30 wysokości. Schody wyłożone były jednak nie kamieniami, jak u Indian środkowoamerykańskich, lecz drewnem.
Cechami charakterystycznymi tych ludów były wielki kult zmarłych oraz sztywny system kastowy. Podobieństwo do piramid i wizerunki przedstawiające ofiary z ludzi wskazują, że ludy te albo przybyły z Ameryki Środkowej, albo utrzymywały ożywione kontakty z tym obszarem. Na wszelkich obrazach, maskach i rzeźbach archeolodzy znajdowali symbole śmierci, jakby wszystko w tej kulturze obracało się wokół niej. Kult ten łączył różne plemiona i zabraniał im toczenia wojen między sobą.
Francuzi, którzy poznali w XVIII wieku Indian z plemienia Naczezów, stwierdzili u nich jeszcze rysy kultury Missisipi, lecz duże osady i ośrodki tej kultury były już opuszczone od początku XVII wieku.
Kiedy Naczezowie zostali odkryci przez Francuzów, żył jeszcze na centralnym kopcu wódz plemienia, nazywany Wielkie Słońce. Panował ścisły system kastowy kultury Missisipi z podziałem na rodzinę królewską, arystokrację plemienną i ludzi honoru. "Zwykli" ludzie byli najniższą kastą i nazywali się "śmierdzielami". Dopiero wraz z upadkiem Naczezów zniknęly także ostatnie pozostałości kultury Missisipi.

PLEMIONA l ICH JĘZYKI
Od czasu przybycia na kontynent amerykański języki indiańskie rozwinęły się w tak odmiennym kierunku od jeżyków azjatyckich (które naturalnie też się zmieniły), że nie sposób wykazać ich pokrewieństwa ani z azjatyckimi językami, ani z jakimikolwiek innymi.
Duże są także różnice między poszczególnymi grupami języków indiańskich, a mniej więcej takie, jakby chcieć porównać język niemiecki z chińskim.
Między sobą ludy indiańskie porozumiewały się za pomocą języka migowego. Indianie udoskonalili go do tego stopnia, że potrafili w nim przekazać prawie wszystko. Potem komunikowali się w ten sposób także z bia-tymi, gdy nie było tłumacza.
Na większą odległość przekazywali wiadomości za pomocą sygnałów dymnych, bębnów i naśladowania głosów zwierząt, jak czasami pokazuje się to w filmach i opisuje w książkach.
Pierwotnie w Ameryce Północnej było podobno 350 języków, a do tego jeszcze 24 języki Eskimosów. Wraz z wytępieniem wielu plemion wymarły także ich języki. W USA i w Kanadzie używa się wprawdzie obecnie jeszcze ponad stu z nich, jednak niektóre są używane tylko przez kilka rodzin.
Od I Kongresu Języków Indian Amerykańskich w 1966 roku zestawienie i podział tych języków opiera się głównie na metodzie opracowanej przez dwóch wybitnych językoznawców, C.F. i F.M. Voegelinów. Według tego bardzo skomplikowanego systemu wszystkie Jeżyki północno- i południowoamerykańskie dzieli się na 12 typów (p/iy/ae), a te z kolei - na rodziny i pod-rodziny.
Ubszary rozpowszechnienia poszczególnych grup językowych były często znacznie oddalone od siebie,

16
17


z czego próbuje się wyciągnąć wniosek o "wędrówkach ludów" na tym kontynencie. Pewne jest na przykład, że Apacze i Nawahowie odłączyli się od żyjących na Północy Atapasków i osiedlili na Południowym Zachodzie. Tajemnicze są natomiast dzieje Siuksów, ponieważ ich "wyspy językowe" rozsiane były w różnych miejscach i nie wiadomo, czy byli oni wczesnymi przybyszami, czy późniejszymi najeźdźcami.
Największy obszar zajmowała jednak grupa algonkiń-ska, a następnie języki Atapasków, rodzina uto-aztecka oraz języki Siuksów i Irokezów.
W bardzo gęsto wówczas zasiedlonej Kalifornii (350 000 Indian w okresie podbojów hiszpańskich) żyło blisko 500 grup etnicznych, posługujących się przeszło stoma językami, a zatem więcej niż w całej Europie.
Obecnie najczęściej używanym językiem jest język Nawahów.
Indianie nie znali pisma, ale niektóre plemiona stosowały do zapisywania swego rodzaju sekwencji obrazków (piktografii). Rysunki przedstawiające zwierzęta, sceny myśliwskie i symbole, potem także sceny wojenne, znajdowano na skórach zwierzęcych, korze i drewnie lub też na ścianach skalnych i na piasku.
Brak pisma nie przeszkadzał jednak Indianom w tworzeniu i przekazywaniu bogatego skarbca baśni, historii o powstaniu ziemi, legend, mitów i religii. Sztuka opowiadania miała długą tradycję, a najlepsi bajarze cieszyli się wielkim poważaniem.
Naukowcy już dawno odrzucili przyjmowany wcześniej pogląd, że języki nie posiadające pisma są prymitywne: słownictwo języków indiańskich jest nie mniejsze niż innych i zawiera zarówno pojęcia konkretne, jak i abstrakcyjne.
Słynny stał się wódz Czirokezów - Sequoya, który w 1821 roku stworzył alfabet dla swego ludu. Już w 1829

roku ukazywał się w tym języku "Cherokee Phoenix" (czasopismo), a później drukowano w nim także wiele
książek.
Irokezi używali wampum jako narzędzi mnemotechnicznych: na sznur nakładano białe, fioletowe i purpurowe muszelki w określonej kolejności i wzorach, które miały odpowiednie znaczenie. Utrwalano w ten sposób czynności sakralne, konstytucję Ligi Irokeskiej i traktaty z białymi. Poza tym wampum były używane jako środek płatniczy i ozdoba.
Podczas II wojny światowej Stany Zjednoczone odniosły dużą korzyść z jednego z języków indiańskich: podczas działań wojennych na Pacyfiku "czerwonoskó-rzy" żołnierze z plemienia Nawahów używali w łączności radiowej swego języka jako "szyfru" odpornego na wszelkie próby złamania!
W zbyt małej mierze uświadamiamy sobie, jak wiele słów indiańskich weszło do naszego języka potocznego: tytoń (tabaka), mokasyn, wigwam, tobogan, tomahawk, kajak, Manitu, huragan, squaw i kukurydza (mays) - by wymienić tylko te najczęściej używane. Ale również takie pojęcia, jak: pal męczarni, braterstwo krwi, ścieżka wojenna, fajka pokoju, czarownik i tak dalej, to wyrażenia wzięte z życia Indian.
Najlepiej jednak widać to w tysiącach nazw geograficznych na mapach USA i Kanady, jak na przykład: Alabama, Dakota, Kansas, Manhattan, Wichita, Ottawa - pochodzących od nazw plemion. Miasta nazwane od "mion wodzów to: Seattle, Cochise, Osceola, Black Hawk, Quanah. Poza tym jest Chicago, które w języku a|gonkmskim oznacza "miejsce cebuli", i wiele innych, Jak Miami, Yosemite, Michigan, Potomac, Ghesapeake, '-nattanooga, Hoboken i tak dalej.

18
19


W Nowym Świecie, podobnie jak w Starym, znaleziono niezliczone znaki wcześniejszych kultur: ślady paleolitycznych myśliwych polujących na mamuty, uprawiających kukurydzę prarol-ników, indiańskich artystów, kunsztownie malujących ceramikę o pięknych kształtach.
Odkryto ogromne groby z bogatymi ozdobami i bronią, jakie dawano zmarłym, mumie w ubraniach utkanych z włókien roślinnych i zwierzęcych. Archeologia odsłoniła przed nami zaskakująco barwne życie wielu różnych pierwotnych ludów kontynentu amerykańskiego.

NAJBARDZIEJ ZNANE PLEMIONA | KULTURA ICH ŻYCIA

l ryb żyda rdzennych mieszkańców dostosowany był do przyrody: kultury myśliwskie gromadziły się na Pólnocy, natomiast rolnicy na Południu, Wojownicze i pokojówce, koczownicze i osia-dle grupy zaludniały kontynent przed przybyciem białych zdobywców. Wspólna wszystkim tym ludom była pokora wobec stworzenia i wszechwładna religijność.
W życiu Indian nie było dziedziny, której nie przenikałaby religia. Każdą czynność rozpoczynały i każdej towarzyszyły modły, ceremonie i rytuały: narodziny i uroczyste nadanie imienia, obrzęd wprowadzenia (przeważnie tylko chłopców) w wiek dojrzałości płciowej i do grona młodych wojowników; ceremonie przygotowawcze przed polowaniem i wojną; rytuały podczas wysiewania ziemiopłodów, święta dziękczynne za plony, modły o urodzaj i deszcz; kult zmarłych. Nawet przed zawodami sportowymi poszczono, a miejsce rywalizacji było oczyszczane i poświęcane.
21

Odprawianie tych ceremonii powierzano czarownikowi. Rytuały odprawiane były na wiele rozmaitych sposobów: od prymitywnego szamanizmu (wśród Eskimosów i myśliwych na Północy) po zorganizowane kapłaństwo (na Południowym Wschodzie i Południowym Zachodzie), a także przyjmowały formy mieszane.
Wyobrażenia religijne przekazywano w legendach, które opowiadały o stworzeniu ziemi i ludzi. Każde plemię budowało własną genealogie, powtarzaną z pokolenia na pokolenie.
Duże znaczenie miała wiara w boską świętą siłę, która tkwi we wszystkim. Owa bezosobowa istota stała się nam znana jako Wielki Duch. Plemiona algonkińskie nazywają ją Manitu, Irokezi - Orenda, natomiast Siuksowie - Wakan Tanka. Wielki Duch dlatego jest określony niedokładnie, by mogło w nim spełnić się wyobrażenie wszechwładnej istoty boskiej. Tymczasem wiara Indian odnosi się do siły działającej w sposób nadprzyrodzony nie poza lub ponad człowiekiem i przyrodą, lecz w nich obu, przez co określa się jej dynamizm (podobnie do many Polinezyjczyków i innych ludów, także afrykańskich).
Niektóre rzeczy i nieliczni ludzie posiadają owej siły więcej niż inni. Zdobycie jej jest również możliwe dzięki wiele znaczącym snom. Ludzie szczególnie inspirowani przez nie zostawali szamanami i wykorzystywali swoje zdolności do magii i leczenia.
Na przykład wśród Irokezów sny albo opowiadano publicznie, albo po kryjomu słuchano wyjaśnień ekspertów. Uchodziły one za wyraz ukrytych tęsknot i pragnień, których nigdy w sobie nie powinno się gromadzić zbyt wiele. (Przypomina to w przybliżeniu teorię marzeń sennych Freuda!).
Zdaniem Indianina istota ludzka składa się z trzech elementów: z ciała, duszy, która po śmierci udaje się do

on rodzaju nieba, oraz ducha, który po pogrzebie iftnieje w pobliżu potomków zmarłego i, będąc dla nWidzialnym, bierze udział w ich życiu II Irokezów w czasie święta zimy łamana była bariera edzv żywymi a duchami przodków: wyobrażano sobie, Te uczestniczą one w uczcie, zabawach i tańcach.
Tańczono zarówno dla czystej przyjemności przy świeckich okazjach, jak i przede wszystkim podczas czynności rytualnych. Pojedynczo lub w grupach, w przebraniu zwierzęcym lub tylko w lekkim odzieniu, ale z pomalowanym ciałem, tańczyli przeważnie mężczyźni.
ESKIMOSI W ARKTYCE
W tym miejscu wypada krótko wspomnieć o dziejach Eskimosów, mimo że nie są oni Indianami. Jednak ze względu na ich tryb życia, wierzenia i los, który jako rdzenni mieszkańcy Ameryki dzielą ze swymi sąsiadami, Atapaskami i Algonkinami, należy im się miejsce we wszystkich publikacjach poświęconych Indianom.
Nazwa Eskimos, pod którą znani są na świecie, pochodzi z języka algonkińskiego i oznacza "tych, którzy jedzą surowe mięso". Oni sami nazywają siebie: Inuit - ludzie.
Siady obecności plemion w rejonach arktycznych można datować na około 9000 lat przed Ghr. Pierwsza kultura znająca iuk ze strzałami oraz harpuny, której dowody znaleziono w okolicy Kodiak, nazywana jest Takli (2500 przed Chr.).
D' ' *
rozniej rejony arktyczne zostały zdominowane przez
d\vie kultury: Norton, nad Cieśniną Beringa i na Alasce,
oraz Dorset, na wschód od rzeki Mackenzie aż po
renlandię. Obie posiadały kamienne lampy na tran,
arpuny i noże w kształcie sierpa, zwane ulu. Mieszkali

22
23



w niskich, osadzonych głęboko w ziemi domkach pokrytych skórami zwierzęcymi.
Eskimosi wynaleźli kajak i większy od niego urniak, którego długość dochodziła do 10 metrów. Były to typowe wąskie łodzie, mające szkielet z drewna lub kości wielorybich, obciągany foczymi skórami.
Prawie wszystkie ludy eskimoskie mieszkały w rejonach nadbrzeżnych. Eskimosi byli świetnymi wioślarzami (wystarczy wspomnieć o obrocie eskimoskim, czyli natychmiastowym odwróceniu łodzi do właściwej pozycji po wywrotce), polowali na foki, uchatki, ryby i wieloryby. Prawdopodobnie ze względu na te ostatnie przenieśli się na Wschód i w końcu rozmieścili się na olbrzymim terytorium od wschodniej Syberii do Grenlandii.
Ich wynalazkiem są zarówno sanie ciągnięte przez psy, jak i parka - długa futrzana kurtka z kapturem, szyta ze skór foczych lub innych. Eskimosi wymyślili także iglu.
Między 1000 a 1700 rokiem kultura Thule rozprzestrzeniła się z Alaski na tereny arktyczne.
Języki i dialekty eskimoskie nie różniły się między sobą tak bardzo, jak języki Indian. Dzięki temu opowieści i wiadomości mogły się rozchodzić w ciągu roku z obozu do obozu, od Alaski aż po Grenlandię.
Upolowane zwierzęta służyły im nie tylko za pożywienie, lecz były wykorzystywane w całości: na odzież, przedmioty codziennego użytku i dzieła sztuki.
Ozdobny charakter miały jednak nie tylko przedmioty używane do ceremonii, ale także sprzęty gospodarstwa domowego i broń. Umieszczano na nich wizerunki zwierząt, na które polowano i których ducha należało usposobić pojednawczo i życzliwie, gdyż wierzono w nieśmiertelność i powrót duszy w ciałach innych istot. W ogóle życie codzienne zdominowały duchy, które trzeba było odpędzać przy pomocy szamanów, używając do tego celu amuletów, magicznych zaklęć i różnych tabu.

Odzwierciedlają to również ich pieśni i opowieści, których wykonawcy cieszyli się, podobnie jak wśród Indian, wielkim poważaniem.
Kobiety obrabiały skóry, budowały obozy, wychowywały dzieci i wykonywały inne prace domowe. Swoją atrakcyjność podnosiły pięknymi tatuażami na twarzy oraz na rękach i kolanach.
Kiedy mężczyźni wracali z polowania, spędzali długie noce na muzykowaniu, tańcach i zabawach, opowiadaniu historii i rzeźbieniu.
W ramach tej wspólnoty rozstrzygano też spory, wyszydzając w pieśniach wszelkie uchybienia obwinionego. Czasem dotyczyło to w takich przypadkach "wypożyczenia" żony, co możliwe było jedynie za zgodą wszystkich zainteresowanych. Bardzo rzadko zdarzały się zabójstwa, za które przeważnie karano śmiercią.
Aleuci spokrewnieni z Inuit mieli lepiej rozwinięty system społeczny, ponieważ żyli zawsze w większych wspólnotach. Na wzór społeczeństwa kastowego dzielili się na arystokrację, pospólstwo i niewolników. Na czele wspólnoty stał wódz.
W 1840 roku James Evans wymyślił pismo dla Kri (Indian z grupy algonkińskiej), które zostało zaadaptowane dla potrzeb Eskimosów i jest nadal używane w obu językach. Na szczęście wiele legend zachowało się w przekazie ustnym, później zaś utrwalono je na piśmie.
ALGONKINI l ATAPASKOWIE W 5UBARKTYCE
W głębi lądu, w tajgach północnej Kanady, żyły grupy Indian mówiące po algonkińsku i atapaskańsku: Algon-kini we wschodniej Kanadzie, nad Zatoką Hudsona aż po Labrador, wokół Wielkich Jezior oraz na wschód od

25
24
L,


Missisipi aż po obszar południowo-wschodni, natomiast Atapaskowie na terenach od jeziora Athabaska do rzeki Jukon na Alasce.
Należeli do nich między innymi Kri, Odżibuejowie, Czarne Stopy, Micmac i Czejeni. Na Południowym Wschodzie żyli Powhatanie i Delawarowie, oddzieleni od plemion północnych przez tereny należące do narodów irokeskich.
Podobnie jak Inuit, Indianie terenów subarktycznych wiedli przeważnie koczowniczy tryb życia. Polowali na karibu, czyli północnoamerykańskie renifery, które tropiły również niektóre grupy Eskimosów, a także na niedźwiedzie, łosie, bobry, jeżozwierze, pardwy i inne zwierzęta.
W licznych jeziorach i rzekach zaopatrywali się w ryby, w lasach zbierali jagody, zioła i korzenie.
Algonkini mieszkali w wigwamach, czyli okrągłych chatach, których szkielet, zrobiony z wygiętych gałęzi, pokrywano skórami lub korą brzozową. Niektóre plemiona, przede wszystkim mieszkańcy wschodniego wybrzeża, używali tipi, stożkowatych namiotów z długimi żerdziami tworzącymi szkielet, natomiast Algonkini z Południowego Wschodu budowali podłużne drewniane chaty podobnie jak Kri, ich sąsiedzi.
Zimą subarktyczni Indianie poruszali się po śniegu na szerokich rakietach śnieżnych, ciągnąc swój dobytek na saniach (toboganach).
Ważnym surowcem była kora brzozowa, którą stosowano nie tylko jako pokrycie wigwamów i kadłubów kanu, lecz także przerabiano na mniejsze przedmioty codziennego użytku, na przykład pudełka.
Sanie budowano z drewna świerkowego, podobnie jak ramy rakiet śnieżnych, które wyplatane były rzemieniami z surowej skóry. Z drewna robiono także nosidełka (ang. cradleboard), do których przywiązane były przez

większość czasu niemowlęta, dopóki nie nauczyły się chodzić, gdyż indiańskich dzieci nigdy nie zostawiano samych. Matka miała te nosidełka umocowane na plecach lub stawiała je podczas pracy, dzięki czemu dziecko było zawsze w pobliżu. W tym właśnie tkwi ważne źródło silnego poczucia wspólnoty w społecznościach indiańskich.
Kilka rodzin łączyło się przeważnie w grupę, której przywódcę uznawano za "pierwszego wśród równych". Był on nie tylko najdzielniejszym myśliwym, lecz powinien również okazywać wspaniałomyślność i odznaczać się innymi nadzwyczajnymi zdolnościami.
Upolowaną zwierzynę dzielono między rodziny. Zwyczaj ten zachował się przynajmniej dopóty, dopóki nie doszło do kontaktu z białymi, którzy prędko, zasadniczo i bynajmniej bez korzyści dla Indian zmienili ich zwyczaje życiowe.
Przerobienie zabitych zwierząt było zadaniem kobiet: ze skór, które po usunięciu sierści wyprawiano, szyły one koszule, odzież, kurtki, mokasyny i opaski biodrowe. W plemieniu Naskapi odwłosione skóry zwierzęce dodatkowo malowano. Z futer bobrowych szyto nakrycia głowy i płaszcze.
Ludy te znane były z tego, że nigdy nie okazywały publicznie swoich uczuć. Ukrywano radość, nienawiść, strach i miłość. Dozwolony był tylko śmiech. Agresja fizyczna prawie nie występowała, samobójstwa były niemal nieznane, a kradzieże zdarzały się bardzo rzadko.
Przyczyna tych nie kontrolowanych przez żadną instancję społeczną zachowań tkwiła w obawie przed chorobami i śmiercią. Według eskimoskich wyobrażeń fnożna je było na siebie ściągnąć przez złe uczynki 1 czary. Za złe zachowanie uchodziły między innymi wykroczenia przeciwko zwyczajom seksualnym (zakaz kazirodztwa), okrucieństwo wobec ludzi i zwierząt, ob-

26
27



rażanie i ośmieszanie, brak szacunku dla zmarłych oraz niegościnność. Za takie złamanie zasad obawiano się kary w postaci choroby lub śmierci. Ów strach i wiara w magie były charakterystyczne dla wszystkich ludów Subarktyki.
Z języka algonkińskiego pochodzi także znane słowo totem, które znaczy: ,,on jest moim krewnym". Ułatwia to wyjaśnienie zjawiska, którym zajmowało się wielu naukowców, także Sigmund Freud (Totem i tabu). Indiańskie rodziny wywodziły swe pochodzenie od totemicznego zwierzęcia, którego nazwę czasem nosiły, często jednak wykorzystywały je tylko jako swego rodzaju godło.
Przed polowaniem na własne totemiczne zwierzę trzeba było je najpierw poprosić o zgodę. Po jego zabiciu należało za to przeprosić, a kiedy chciano je zjeść - odprawić określone obrzędy.
Członkowie różnych rodzin, mających ten sam totem, nie mogli nigdy zawierać ze sobą małżeństw, nawet jeśli nie byli spokrewnieni.
Plemiona mówiące językiem atapaskańskim rozprzestrzeniały się w północno-zachodniej Kanadzie już od piątego tysiąclecia przed Chrystusem. Niektóre grupy zawędrowały do obecnej Kolumbii Brytyjskiej, na Alaskę i aż do dzisiejszej Kalifornii (Haida, Tlingit, Hoopa), inne na Wielkie Równiny i na Południowy Zachód (Nawahowie i Apacze, po VIII wieku po Chrystusie).
NARODY INDIAŃSKIE PÓŁNOCNEGO WSCHODU
Ich tereny obejmowały wybrzeże Atlantyku aż do Wielkich Jezior, Appalachy, obecną Wirginię, Północną Karolinę i Tennessee, aż po Missisipi. Dominujące środowisko naturalne tych plemion stanowiły tereny nadbrzeżne, lasy iglaste i mieszane, liczne rzeki i jeziora, a najważ-

niejszym surowcem, jakiego używały, było drewno. Budowano z niego domy, robiono narzędzia i broń, a także stosowano jako opał.
Najważniejszym źródłem pożywienia były dla nich zwierzęta lasów, ale również ryby. Na obszarach położo-nvch dalej na południe plemiona te słynęły z rolnictwa. Nad Wielkimi Jeziorami Menomini i Odżibuejowie zbierali "dziki ryż" (gatunek trawy morskiej: Zizania aquati-ca), który jest tak smaczny i zdrowy, że obecnie można go kupić także w Europie.
Ten wielki obszar zamieszkiwały wspomniane już plemiona algonkińskie, mówiące językiem irokua Mo-hawk, Oneida, Onondaga, Kajuga, Seneka i inne, żyjące w granicach obecnego stanu Nowy Jork. Oprócz nich językami irokua i algonkińskim posługiwali się Powhata-nie, Notaway, Secotan, Tuskarora, Susąuehannock w rejonie zatoki Chesapeake (Wirginia).
W wyniku gęstego zaludnienia i wzajemnej bliskości różnych plemion, powstawały między nimi silne więzi, lecz z tego powodu dochodziło też do wojen. Algonkini, sąsiadujący z Irokezami, prowadzili jak oni osiadły tryb życia. Irokezi mieszkali jednak w długich wielorodzinnych drewnianych domach. Oba plemiona otaczały swe wioski palisadami.
Irokezi to najbardziej znane plemię Północnego Wschodu. Wojny między plemionami irokeskimi osłabiły je jednak do tego stopnia, że w końcu połączyły się w ligę, chcąc zdobyć przewagę nad wspólnymi wrogami, grupami Algonkinów. Plemiona Mohawk, Oneida, Onondaga, Kajuga i Seneka oraz Tuskarora, które doszło później, utworzyły około 1500 roku (niektórzy historycy twierdzą, że znacznie wcześniej) bardzo skuteczną konfederację.
Liga praktykowała prostą demokrację, posiadała konstytucję (patrz wampum), a kierowana była przez zgro-

28
29



madzenie rady. Po długich mowach i pertraktacjach postanowienia musiały zapadać jednogłośnie. W Wielkiej Radzie roztrząsano problemy dotyczące wszystkich pięciu (później sześciu) narodów (czyli ustalano politykę zagraniczną), natomiast sprawy wewnętrzne plemiona załatwiały zawsze we własnym zakresie.
Ważne wiadomości, traktaty, postanowienia, utrwalane za pomocą wampum, musiały być opanowywane pamięciowo przez specjalistów, którzy przekazywali ich treść z pokolenia na pokolenie.
Irokescy wojownicy mogli wzbudzać strach swym wyglądem. Jak prawie wszyscy mężczyźni na Wschodzie golili głowy, a zostawiali tylko czub pośrodku (tak jak punki). W swych barwach wojennych, pomalowani na czerwono i czarno, podkradali się bezszelestnie, by następnie atakować z zaskoczenia. Na wojnie nosili drewniane lub skórzane tarcze i swego rodzaju zbroje z drewnianych prętów połączonych skórzanymi rzemieniami. Wr walce wręcz śmiercionośną bronią była siekiera. Jej określenie - tomahawk - pochodzi z języka algonkińskiego. Najpierw była to prosta maczuga z drewna, która, dopiero po zetknięciu się z białymi, została doprowadzona do postaci wojennej siekierki o metalowym ostrzu.
Irokezi byli bardziej okrutni od innych plemion, brali możliwie jak najwięcej jeńców, torturowali ich już w drodze do wioski, tam zmuszali najpierw do biegania po rózgach, a następnie zamęczali na śmierć.
Ich ofiary musiały znosić okrutne tortury. Powolne palenie żywcem, łamanie kości, a wszystko rozciągnięte w czasie, żeby przedłużyć cierpienia. Podczas tej procedury było zwyczajem, że ofiary śpiewały pieśni, w których szydziły ze swych dręczycieli. Niekiedy na zakończenie uroczystości jedzono nawet mięso zamęczonych, aby dzięki temu przyswoić sobie część siły i odwagi

zmarłych. Cały rytuał był ofiarą składaną Aireskoiowi, bogu wojny i polowania.
Jeńcy mogli uważać się za szczęśliwych, jeśli Irokezi adoptowali ich w miejsce swych poległych, co zdarzało się często i oznaczało pełną integrację z plemieniem.
Dzięki polowaniu Irokezi, podobnie jak Algonkini, zdobywali pożywienie i skóry na odzież. Naturalnie im dalej na południe żyły poszczególne plemiona, tym bardziej wzrastało znaczenie ziemiopłodów. Wszyscy Indianie znali wypalanie jako sposób karczunku i stosowali popiół jako nawóz. W charakterze motyki używali kijów z hikory lub kości łopatkowych bizonów.
Uprawiali wiele różnych gatunków kukurydzy, fasoli, dyni, słonecznika i tytoniu. Szczególne znaczenie miały dla Irokezow poziomki. Potrafili już także gotować syrop klonowy, cieszący się do dziś dużą popularnością w Ameryce Północnej.
Polityka, wojna i polowanie były domenami mężczyzn; kobiety rządziły w olbrzymich długich domach, zamieszkiwanych przez kilka rodzin jednego klanu, oraz na polach. Plony i domy były ich własnością i kobiety miały prawo wyrzucić swoich mężów za drzwi, jeśli ich już nie chciały.
Dzieci wychowywano zawsze w rodzinie matki. Tylko kobiety wybierały sachema - przywódcę, który reprezentował plemię w Lidze, dzięki czemu wywierały duży wpływ na tę polityczną organizację. Jeśli sachem nie spełniał stawianych mu wymagań, trzykrotnie go napominano, a potem usuwano z urzędu.
Wśród Irokezow byli szamani, którzy dzięki swym nadprzyrodzonym siłom (i wielu ziołom) leczyli choroby i zaklinali duchy. Blisko dwieście używanych przez Indian ziół i korzeni weszło do nowoczesnej terapii. Najbardziej znanym środkiem leczniczym jest kwas salicylowy, który uzyskiwali z kory wierzbowej. Dziś wytwarza się go chemicznie (aspiryna).

31
30


Dużą popularnością cieszyła się gra w piłkę. Francuzi nazwali tę grę lacrosse: na boisku dwie drużyny próbowały wbić piłkę do bramki przeciwnika za pomocą długiego kija z płaskim, zakrzywionym zakończeniem, podobnego do naszej rakiety tenisowej. Irokeskie drużyny narodowe do dziś biorą udział w międzynarodowych rozgrywkach lacrosse'a.
NARODY POŁUDNIOWEGO WSCHODU
Obszar od Atlantyku po Teksas, Zatokę Meksykańską i Florydę obejmuje lasy, równiny nadbrzeżne, nadmorskie marsze, prerie, subtropikalne Everglades, tereny nadrzeczne Missisipi i południowe Appalachy. Krainy te były ojczyzną Czirokezów, Czoktawów, Czikasawów, Kri i Seminolów, a także Muskogi, Hitchi, Catawba, Yuchi, Szaunisów, Kaddo, Alabama i Naczezów. Plemiona te należały do różnych rodzin językowych.
Największą grupą wśród tych plemion byli Czirokezi. Wszystkie ludy Południowego Wschodu miały podobną organizację życia: duże wioski, których centrum stanowił główny plac z siedzibą naczelnika. Domy, budowane z drewna, były trwałe i solidne.
Stosownie do klimatu ludzie chodzili tutaj lżej ubrani niż na Północy. Mężczyźni nosili przeważnie tylko przepaski na biodrach i mokasyny. Włosy na głowie golili, zostawiając tylko czub (kosmyk skalpo-wy). Tatuowali się lub nosili blizny po ranach, które sami wydrapywali na ciele przy pewnych okazjach: podczas nadania imienia, przyjęcia do grona wojowników, po zdobyciu pierwszego skalpu i tym podobnych.
Wodzowie cieszyli się respektem i byli otaczani czcią jak królowie. (Tak tytułowali ich zresztą później biali.)

Wybierano ich z uwagi na powszechnie cenioną mądrość. Przeważnie nie byli wodzami wojennymi; tych mianowano specjalnie w wypadku wojny.
Podobnie jak u Irokezów tworzyli konfederacje (przymierza), lecz były one skuteczne tylko wobec bezpośredniego zagrożenia. Wojnę Czirokezi nazywali swoim "ulubionym zajęciem".
Byli okrutnymi wojownikami, przeciwnikom odcinali palce, a jeszcze chętniej ściągali im skalpy. Również oni torturowali jeńców, lecz w przeciwieństwie do Irokezów czynili to bardziej w charakterze święta radości niż czynności religijnej. Żony i dzieci pokonanych wrogów adoptowali.
Podobnie jak u Irokezów, także tutaj ziemiopłody, sprzęty domowe i domy były własnością kobiet, a mąż mieszkał w domu żony. Problemy z teściową regulowano za pomocą tabu: zięć nie mógł się do niej odzywać. Raz w roku wymieniano prezenty.
W wioskach obchodzono wiele świąt religijnych, świadczących o życiu w harmonii z przyrodą, na przykład święto dziękczynne za plony i święto "zielonej kukurydzy". Sprzątano wtedy wioskę, gaszono palący się zawsze święty ogień i tłuczono wszystkie naczynia. Zachowywano post, dopóki nie wypełniono wszystkich obrzędów i nie rozpalono nowego ognia.
Ludy Południowego Wschodu wytwarzały piękne wyroby garncarskie i potrafiły bez krosna gęsto tkać różne materiały. Wyprawiały ze znawstwem skóry zwierząt łownych, nadając im odpowiednią miękkość, i handlowały nimi.
Także tutaj bardzo popularne były różne zabawy i zawody sportowe. Organizowano gry hazardowe i zagadki, a także uprawiano takie sporty siłowe, jak: strzelanie z łuku, rzucanie oszczepem, biegi, lacrosse oraz inne gry z użyciem piłki.

33
32


Seminolowie na Florydzie żyli w podobnej wspólnocie jak inne plemiona, ale ich budowane na palach chaty, zwane chickee, nie miały stałych ścian z uwagi na warunki klimatyczne.
Na zachodnim krańcu Florydy istniała prężnie zorganizowana społeczność plemienia Calusa: Całusa byli rybakami i słynęli z umiejętności nurkowania, nie uprawiali roli i żyli wyłącznie z bogactw morza. W jednej z ich wiosek stał kopiec wzniesiony z muszli i piasku. Według relacji Hiszpanów wódz Całusa ściągał trybut z siedemdziesięciu wiosek.
Miedzy ludami Całusa a Seminolami znajdowały się tereny Timucua, którzy uznawali zwierzchnictwo swojego króla w ramach systemu kastowego.
Na terenach nadrzecznych wzdłuż Missisipi mieszkali wspomniani już Naczezowie.
Kult słońca i szczególny system kastowy odróżniał ich od wszystkich innych plemion północnoamerykańskich i przypominał raczej Indian Ameryki Środkowej. W odróżnieniu od znanych nam typowych społeczeństw kastowych tutaj członkowie najwyższych trzech grup mogli zawierać małżeństwa wyłącznie z członkami najniższej warstwy. Przynależność do określonej kasty można było rozpoznać po pewnych obyczajach, po domu mieszkalnym, po najróżniejszych tatuażach i ubraniach (ze skóry zamszowej lub piór indyczych), które noszono jednak tylko w zimie. Latem chodzono przeważnie nago, co bardzo nie podobało się misjonarzom...
Wioski Naczezów poprzecinane były szerokimi ulicami. Przy głównym placu stał na kopcu (mound) dom wodza zwanego "Wielkie Słońce". Naprzeciw niego, również na kopcu, znajdowała się świątynia, w której płoną} święty ogień.
Wodza otaczano wielkim szacunkiem i noszono w lektyce. Kobiety i służba umierały wraz z nim. Jego władza

była wielka, ale nie bezgraniczna: musiał słuchać "rady starszych".
Naczezowie byli prawdopodobnie jedynym plemieniem Ameryki Północnej, które dzieliło rok na miesiące i nadało im nazwy swych najważniejszych produktów spożywczych. Były to: zwierzyna łowna, poziomki, kukurydza, arbuz, brzoskwinia, jeżyny, indyk, bizon, niedźwiedź, "posiłek na zimno", kasztany, orzechy.
Już na początku XVIII wieku wielu Naczezów, sprzedanych w niewolę przez Francuzów, dotarło na Karaiby. Niektórzy uciekli do innych plemion, większość zmarła wskutek chorób, które przynieśli biali przybysze, a przed którymi indiański system immunologiczny nie potrafił się bronić.
POŁUDNIOWY ZACHÓD OJCZYZNĄ PUEBLO
Południowo-zachodni rejon kontynentu północnoamerykańskiego ma bardzo zróżnicowany charakter. Oprócz śródziemnomorskiego wybrzeża Kalifornii występują tu gorące, głęboko wcięte kaniony rzeki Kolorado (Wielki Kanion), wietrzne Mogollon Mountains w Nowym Meksyku, Wyżyna Kolorado z płaskimi mesas (górami stołowymi), lecz poza tym głównie pustynie i suche obszary półpustynne.
Akurat tutaj uprawa roli osiągnęła najwyższy poziom w Ameryce Północnej i tu znajdują się najstarsze ślady ciągłego ludzkiego osadnictwa od tysięcy lat. Dzięki swej wytrwałości i pustynnym krajobrazom tego obszaru rożne ludy mogą do dziś zamieszkiwać swoje prawie nie zmienione pierwotne terytoria, gdy tymczasem plemiona ze Wschodu wielokrotnie były przesiedlane przez białych w obce im rejony.
Południowy Zachód jest ojczyzną ludów Pueblo (pueb-0 znaczy po hiszpańsku wioska). Pueblo było nazwą

34
35


zbiorczą obejmującą wiele grup Indian: żyjących na Zachodzie Hopi i Zuni, Pueblo znaid Rio Grandę (Keres, Tewa, Tiwa, Towa). Poza tym na Południowym Zachodzie bytowały plemiona rolników puistyni: wyżynni Jurna, nadrzeczni Jurna oraz mówiący jeżykiem uto-azteckim Pimowie i Papago. Ostatnimi przybyszami byli w tym rejonie pochodzący z Północy Atap^skowie (Nawahowie i Apacze).
Apacze pozostali koczownikami i rozbójnikami, Nawahowie natomiast przejęli wiele z trybu życia Pueblo, poświęcając się uprawie roli i hodowli bydła.
Z powodu wielkich upałów w p-ołudniowej Arizonie Pimowie prawie nie używali ubrań. Budowali drewniane chaty o płaskich dachach i wytwarzali wyroby plecion-karskie oraz garncarskie, które były zarazem praktyczne i miały walory artystyczne. Ich społeczność była pat-rylokalna, to znaczy, że młoda żoria przenosiła się do domu, w którym mieszkała rodzina męża.
Godny wzmianki jest zwyczaj Papago, nie spotykany poza tym w Ameryce Północnej, polegający na tym, że raz w roku podczas specjalnego święta upijano się specjalnym rodzajem wina ze sfermentowanego s!ku agawy; możliwe, że był to pochodzący z Ameryki Środkowej rytuał płodności, który symbolizował wchłanianie deszczu przez ziemię. Na granicy Arizony i Kalifornii, pad rzeką Kolorado, żyło plemię Jurna. Regularnie zalewane, żyzne pola nadrzeczne były uprawiane przez kpbiety. Także Jurna chodzili właściwie nago, ich jedyną "odzież" stanowiły bardzo popularne tatuaże. Ziemia uprawna była własnością rodzin i przekroczenie jej granic przez obcych mogło stać się szybko powodem do wojny.
Jurna, w przeciwieństwie do swych sąsiadów Pueblo, nie byli plemieniem miłującym pokój- Władzę plemienną dzielili między naczelnika, wodzai wojennego i strażników skalpów.

Dla Juma bardzo ważny był kult zmarłych. Je^o elementem było palenie zmarłych na wielkich stosach, wokół których tańczył klan rodzinny. Podpalano tafee dom nieboszczyka. Co roku odprawiano na cześć zmir-łych trwające cztery dni święto.
Pueblo budowali typowe kubiczne wielopiętrowe cO-my o płaskim dachu, na który mogli się wycofywać wciągając drabiny z niższych kondygnacji, skąd nie bvło innego dostępu na wyższe piętra. Materiałem budowlanym była glina zmieszana ze słomą i plewami, a tę mieszankę nazywano adobe.
Natomiast w plemieniu Hopi (znaczy miłujący pokój) obowiązywała matrylinearność. Kobiety posiadały do"ny i pola, dzieci należały do klanu matki. Zwyczajowa byta monogamia, ale także tutaj "rozwód" odbywał się w Łar-dzo prosty sposób: kobieta kładła przed drzwiami c nie chcianego już męża. W niektórych plemionach no jednak za cudzołóstwo publiczną chłostą.
D'la ludów zamieszkujących ten biedny region ważniejsze od świąt narodzin i zaślubin były jednak cerefo-nie ipoświęcone płodności, które stanowiły oś ich ży^a-W lcivach - okrągłych, częściowo wpuszczonych w siemię salach zebrań, spotykały się na swoich rytuałach stowarzyszenia religijne (i wojenne). Do tych pomi'sz-czem mogli wchodzić wyłącznie mężczyźni.
Hopi i Zuni nazywali duchy swoich przodków ka-hi-narmi. Kachiny, które przychodziły do wiosek w d'ień przesilenia zimowego i na święto sadzenia fasoli, ^yły zamiaskowanym wcieleniem zmarłych. Kukły przecsta-wiajjące kachiny wisiały w domach, same nie były jecnak czczone, lecz służyły do przypominania o istnieniu du-chórw zmarłych. W kult kachin wtajemniczano chłofcow mię^dzy siódmym a dziesiątym rokiem życia.
Dla Indian Pueblo centrum kosmosu stanowiło Lipa-pu,, miejsce, w którym z ciemnego podziemnego śviata

37
36



wyłonił się ojciec rodu. Wszyscy Pueblo mieli takie miejsce otoczone z każdej strony świętym obszarem, w strefie którego życie musiało być harmonijne i wolne od niegodziwych postępków.
Jeśli pojawiał się powód do wojny, przeważnie po napadach w porze żniw, należało odprawić przed walką ceremonie trwające trzy noce. Na Południowym Zachodzie nie było zwyczaju brania jeńców na wojnie i torturowania ich. Jeśli wojownicy wracali jako zwycięzcy ze skalpami zabitych wrogów, które przekazywały podobno nadprzyrodzone siły, musieli je oczyścić przed wejściem do wioski, dokonując specjalnych rytuałów.
Artystycznie wykonane naczynia z gliny były przeznaczone do ceremonii, a także do użytku w gospodarstwie domowym. Naczynia o różnych kształtach i wielkości zdobiły czarno-białe lub czerwone wzory geometryczne, motywy ze świata zwierzęcego i wyimaginowane postaci.
Dla Zuni turkusy zawsze posiadały magiczną moc. Kamienie te noszono dla ozdoby jako kolczyki i nanizane niczym perły na sznury w postaci naszyjników lub wieszano je przy wejściach do domów i nad kołyskami, żeby odpędzać złe duchy.
Nawahowie i Zuni okazali się wielkimi mistrzami w sztuce kowalstwa w srebrze, którą sprowadzili na Południowy Zachód Hiszpanie.
Nie wiadomo, kiedy rozdzielili się Nawahowie i Apacze. Ci ostatni pozostali koczownikami, polowali w górach, zbierali jagody i inne rośliny oraz napadali na wioski Indian Pueblo, żeby dodatkowo zaopatrzyć się w żywność.
Od innych ludów Południowego Zachodu różnili się nie tylko trybem życia, który wymagał przenośnych schronień (wickiup, czyli specyficzna chata z liści), lecz
38

także ubraniem (mokasyny do kolan) i ściśle patriarchal-nym modelem życia małżeńskiego: podobno zdarzało się, że odcinali niewiernym żonom nosy oraz uszy!
Ich życie w górach było uciążliwe, więc dobra kondycja fizyczna stanowiła warunek przetrwania.
Młody wojownik potrafił przejść w jeden dzień pieszo ponad sto kilometrów. Apacze byli znani zarówno od dobrej, jak i od złej strony umiejętności bezszelestnego skradania się, błyskawicznego ataku i następnie znikania bez śladu.
Dzięki tej taktyce partyzanckiej przez dwadzieścia lat wymykali się ścigającej ich armii amerykańskiej i byli ostatnimi Indianami, którzy poddali się białym.
Nawahowie, podobnie jak Pueblo, żyli z uprawy roli i już od początku XVIII wieku hodowali konie i owce. Byli stosunkowo zamożni, a konie zamieniali na Indian z plemienia Paunisów, których trzymali czasem jako niewolników.
Nie mieszkali jednak w domach typu puchło, ale w hoganach: półowalnych chatach z drewnianych belek, pokrywanych ziemią lub adobe.
Ich kraj to monumentalny krajobraz Arizony z kanionami i skalnymi wieżami, znany z filmów o Dzikim Zachodzie.
Nawahowie przejęli wprawdzie od Pueblo model społeczeństwa matrylinearnego, ale z tą różnicą, że młoda para zamieszkiwała we własnym domu.
Plemię to zasłynęło ze sztuki tkackiej, której wspaniałe i oryginalne wzory miały źródło w malarstwie na sucho. Te obrazy rysowane na piasku stanowiły centralny punkt ceremonii Nawahów i były nierozerwalnie związane z ich wzniosłymi pieśniami. Ponad 500 pieśni musieli znać na pamięć, a każda z nich poświęcona była leczeniu konkretnej choroby. Ich śpiewanie miało na celu pogodzenie na powrót ciała i umysłu chorego z'sa-
39

mym sobą i ze światem, aby w ten sposób doprowadzić do wyzdrowienia (w medycynie współczesnej znamy takie leczenie pod nazwą muzykoterapii).

nego handlu. W trakcie późniejszego zajmowania tych terenów armia amerykańska masowo zabijała konie, pozbawiając w ten sposób Indian podstaw egzystencji.

INDIANIE WIELKIEJ KOTLINY l PŁASKOWYŻU
Ta pustynia to wielka niecka, otoczona przez Sierra Nevada, Góry Skaliste, Wyżynę Kolorado i Wyżynę Kolumbii. Do tego regionu należy także osławione obniżenie Doliny Śmierci (Death Yalley).
Osiadli tam Indianie, których największymi grupami byli Pajuci, Ute i Szoszoni, zajmowali się zbieractwem, polowaniami i wykopywaniem z ziemi wszystkiego, co nadawało się do jedzenia. Z tego powodu nazywano ich także diggers (kopaczami). Należą do uto-azteckiej rodziny językowej z wyjątkiem Waso, którzy posługują się językiem hoka.
Wielka Kotlina była słabo zaludniona, gdy grupy i rodziny indiańskie przywędrowały tu w poszukiwaniu jagód, korzeni, orzechów, owadów i małych gryzoni. Od czasu do czasu kilka rodzin podejmowało wspólne polowania. Ponieważ w bardzo surowych warunkach klimatycznych musieli walczyć o przeżycie, mieli mało czasu na wielkie ceremonie. Później opuścili te niegościnne tereny i przenieśli się na Wielkie Równiny.
Liczne rzeki na północ od Wielkiej Kotliny stanowiły bogate źródła pożywienia. Ale i bezdrzewne, suche równiny o trochę większym zaludnieniu stały się ojczyzną Kutenai, mówiących językiem salisz Coeur d'Allene, Flathead, Kalispel i innych, jak również posługujących się językiem penuti Klamath, Modoc, Nez Perce, Chi-nook, Cayusd i Palousa.
Dwa ostatnie plemiona słynęły z hodowli koni, które były dla nich także przedmiotem ożywionego i intrat-

KULTURY KALIFORNIJSKIE
Wybrzeże kalifornijskie obejmuje trzy bardzo różne strefy klimatyczne: na północy - klimat wilgotny i łagodny, w części środkowej - żyzne dorzecza Sacramento i San Joaąuin, uchodzących do zatoki San Francisco, a na południu - sucha pustynia Mojave. Świat zwierzęcy i roślinny jest bardzo bogaty.
Liczne drobne plemiona mieszkały osobno, prowadząc osiadły tryb życia, lecz z uwagi na wiele źródeł pożywienia nie uprawiały ziemi. Żywiły się drobną zwierzyną łowną, a na wybrzeżu - rybami i skorupiakami. Podstawowym środkiem żywnościowym były dla nich żołędzie, tłuczone na mączkę żołędziową, oraz inne dziko rosnące rośliny, które zbierano i gotowano.
W Kalifornii mówiono wieloma językami i dialektami: na północy - hoka, w części środkowej - penuti, na południu - uto-azteckim, atapaskańskim, algonkińskimn i yuka...
Centrum życia społecznego stanowiły rodziny, zorganizowane w patrylinearne klany.
Równie liczne jak plemiona były w Kalifornii zwyczaje i obrzędy, z których należy tutaj wymienić choćby rytuał przyjęcia do grona dorosłych, rozpowszechniony wśród Indian południowokalifornijskich.
Po podaniu chłopcom napoju z wilczej jagody, wywołującego pożądane wizje, poddawano ich różnym torturom, na przykład leżeniu bez ruchu na mrowisku...
Nie było to, jak mogłoby się wydawać, bezsensowne dręczenie młodych ludzi. Próba ta miała zahartować przyszłych wojowników na uciążliwości walki i życia

40
41


w dziczy oraz wyrobić w nich niewrażliwość na ból. Podobne zwyczaje znane są obecnie, zwłaszcza w szkoleniu wojskowym, jako "trening przetrwania".
BOGACTWO PÓŁNOCNEGO ZACHODU
Kraina miedzy morzem a górami jest wąska, była jednak gęsto zaludniona przez wiele różnych plemion.
Najważniejszą grupę na północy stanowili Tlingit, na południe od nich - Haida, oba plemiona należące do atapaskańskiej rodziny językowej, następnie Tsimshian (penuti), Kwakiutlowie i Nootka (salisz), Bella Coola oraz Salisze nadbrzeżni w stanie Waszyngton. Do tego samego obszaru kulturowego należą poza tym Chinook nad rzeką Kolumbia i mniejsze grupy, jak Karok, Hoopa i Jurokowie.
Dzięki prądowi morskiemu, płynącemu od strony Japonii, klimat jest łagodniejszy, niż mogłoby na to wskazywać północne położenie, i bardzo wilgotny.
W wioskach z dużymi drewnianymi domami natychmiast zwracały uwagę wysokie słupy totemowe. Te i inne dzieła sztuki snycerskiej były najbardziej dojrzałe artystycznie na całym kontynencie.
Łowiono tak dużo zwierząt morskich, że dla uzupełnienia nie trzeba było wiele polować. Oprócz niewielkich ilości tytoniu (na ceremonie) nie uprawiano nic innego. Poza połowem ryb, polowaniem na foki i wieloryby menu uzupełniano zbieraniem jagód i cebuli camas. Mieszkańcy tego regionu opanowali także, lepiej od wszystkich innych, konserwację żywności: łososia suszono i przechowywano w postaci sprasowanej, żyto było przerabiane na pewnego rodzaju "ser" lub trzymane w pęcherzach zwierzęcych.
Przechowywanie żywności i gospodarowanie zapasami wymagało ścisłego planowania, które było zadaniem wo-

dza: oddawano mu wszystkie zdobycze, on zaś dbał o sprawiedliwy podział. Dzięki temu był najważniejszą instancją w wiosce, a jego rodzina cieszyła się wraz z nim najgłębszym poważaniem.
Do pochodzenia i dziejów rodzinnych przywiązywano ogromną wagę: niektóre rodziny potrafiły wymienić imiona swoich przodków nawet z ostatnich kilkuset lat. Najdostojniejsze rody wywodziły swój rodowód w prostej linii od świętych zwierząt, na przykład orła, niedźwiedzia, wilka, które uznawały za swoje godło (totem). Z tym pochodzeniem wiązały się pewne przywileje: prawo do najlepszych łowisk, organizowania połowu wieloryba, odprawiania ceremonii i tańców...
Podczas potlaczu, najważniejszej ceremonii w tej kulturze, hierarchia odgrywała istotną rolę. W trakcie tego święta wódz obdzielał wszystkich gości prezentami, demonstrując tym swoje bogactwo. Na podstawie kolejności obdarowywania oraz wielkości prezentów każdy wiedział, jak wysoką pozycję zajmuje w społeczności. Rangę społeczną dziedziczono przez urodzenie, a okazje do awansu przez małżeństwo zdarzały się nader rzadko.
Poza wszelką hierarchią znajdowali się niewolnicy (jeńcy wojenni), którzy spełniali najniższe posługi. Jako symbol statusu swych właścicieli rzeczywiście byli "o-statnimi". Tylko nieliczni mieli to szczęście, że zostali wykupieni przez swoje rodziny.
Na mocy uprawnień określonych rodzin do pewnych czynności powstały takie "zawody", jak budowniczy łodzi, wielorybnik i snycerz, którzy przekazywali swoją wiedzę z pokolenia na pokolenie.
Również szamani pochodzili przeważnie z tych samych rodzin, czasem jednym z nich mógł być także wódz.
Snycerstwo, jak wszystko w tej społeczności, służyło do demonstracji rangi i bogactwa. Rzeźbione postacie,

43
42


zwierzęta łodzie odrzwia i ściany domów, łyżki, ka, skrzynie, przedmioty używać podczas ceremonii i inne posiadają swój charakterystyczny styl, często s kolorowo pomalowane i/lub inkrustowane miedzią bądź muszelkami. Ze słupów totemowych i znajdujących le na nich wizerunków można było wyczytać dzieje ro-
o, ze Indianie nie byli oddani przez b panów, ponieważ nie znali pojęci? własność,, jest r e-słuszny. Wszyscy mieszkańcy Ameryk, Północnej posiadali indywidualną własność rodzinirt, klanową . plem^n-ną, tylko nigdzie nie okazywali tPgP tak, jak Indiame Północnego Zachodu. Tereny myśliwskie pola , zbierane z nich plony, domostwa, sprzęty gospodarstwa domowego, odzież, przedmioty używane podczas cereniomi broń i łodzie, konie, ale także t^nce, pieśń,, zaldecia magiczne i prawo ich stosowani*., woreczki z lękam, i wiele innych uważano za własne^ i w zależność, od regionu dziedziczono w linii żeńskiej lub męskiej.
KULTURA WIELKICH RÓWNIN
"Największe pastwisko świata" - f ak nazywano Wielkie Równiny ciągnące się od Kanady po połudmowy Teksas i od Missisipi do Gór Skalistych- Monotonię porośniętych trawą równin urozmaicały tf ko nieliczne pasma górskie (Ozark, Efckota, B.dlands, Black Hills) , rzadkie skupiska drzew w dolinach rzecznych.
iiru - -^o^m or7vnns7("Zeniom ostatnio oka-
Wbrew wcześniejszym przypuszi
i \ir in> Aminv Hvły zamieszkane ou
zało się, ze Wielkie Kowmny Lj } ,
tysięcy lat. Typowa, składająca się % wielu ludów kultura Wielkich Równin, w oparciu o ktć>rą za pośrednictwem obrazów, zdjęć, literatury i filmów stworzono znany nam wizerunek Indianina, powstała ciop.ero po odkryciu

Ameryki. Ponowne wprowadzenie konia do Nowego Świata i handel z białymi umożliwiły wielu różnym plemionom w "krainie bizonów" rozwinięcie nowego stylu życia. Koczownicze życie w kraju bogatym w bizony przyciągnęło wiele plemion z biedniejszych regionów, inne przywędrowały tutaj uciekając ze swej ojczyzny przed białymi.
Pierwotnie w północnej części Wielkich Równin mieszkali Algonkini: Czarne Stopy (Blackfoot), a w południowej - wiodący koczowniczy tryb życia, Komańcze z uto-azteckiej rodziny językowej. W dorzeczu Missouri mieściły się wioski uprawiających ziemię Siuksów (Hida-tsa, Mandan) oraz ludów z grupy Kaddo (Kaddo, Ankara, Paunisi, Wichita).
W okresie największego rozkwitu kultury konia i bizona (około 1850 r.) szereg plemion zajęło nową, do tego czasu słabo zasiedloną przestrzeń życiową Wielkich Równin. Z północnego wschodu dotarli tu Algonkini: Ara-paho, Czejeni, Kri, Gros Yentre, Odżibuejowie; ze wschodu - Siuksowie: Asinboinowie, Crow, Iowa, Kansa, Missouri, Osagowie, Oto i Ponca; z zachodu - mówiący językiem tano Kiowa; z północnego zachodu - atapas-kańscy Apacze Kiowa i Sarcee. Ponieważ w konsekwencji tego powstała barwna mieszanina ludów ł języków, jak nigdy dotąd rozwinął się język migowy.
Oprócz ważnych gatunków zwierząt, takich jak: antylopa, łoś, niedźwiedź i wilk, najczęstszym celem polowań Indian w tym regionie był bizon.
BIZON l KOŃ PODSTAWĄ INDIAŃSKIEJ EGZYSTENCJI
Bawół, znany dawniej z wędrówek po stepach Ameryki i Europy, to krewny bizona. Bawół właściwy (syncerus i bubaluś) obecnie żyje tylko w Afryce i w Azji.

45
44


W niebezpiecznym polowaniu na bizony brali udział mężczyźni i kobiety (przynajmniej dopóki Indianie nie mieli koni). Przeważnie polowano z nagonką, wpędzając zwierzęta na skały, skąd spadały w przepaść, lub do zagrody zbudowanej z pali, gdzie zabijano je strzałami z łuku albo włócznią. Zdobycz do obozu dźwigały potem zazwyczaj kobiety, które objuczały się takim ciężarem, jaki tylko mogły unieść.
Skóra i żebra bizona należały do myśliwego, który go zabił, resztę dzielono między wszystkie rodziny. Najpierw jedzono na surowo wątrobę, nerki i mózg, potem zaczynała się właściwa praca kobiet. Skórę oddzielano od tłuszczu i mięsa, po czym rozpinano ją na ziemi lub na drewnianej ramie i zmiękczano za pomocą wątroby i mózgu zwierzęcia. Mięso krojono na cienkie paski i suszono na słońcu.
Mięso, tłuszcz i jagody wkładano warstwami do skórzanej torby, którą Francuzi nazywali parfleche. Dzięki temu można było wygodnie wozić zapasy przy siodle. Wytwarzano także znany już pemmikan, a masę z krwi zmieszanej z jagodami, którą nadziewano jelita, jedzono jak kiszkę.
Skór używano do przykrywania tipi, jako derki i odzież wierzchnią, z oczyszczonej z sierści skóry robiono tarcze, siodła i kanu, głowę zaś Indianie przechowywali jako trofeum i ważny element kostiumu do tańca bizonów. Ze ścięgien wytwarzali liny i nici, którymi szyli ubrania. Pęcherz spełniał funkcję naczynia, z kopyt wygotowywano klej, a nawóz służył za opał w tej rzadko porosłej drzewami okolicy.
Wiele legend i mitów narosło wokół bizona i jego regularnego powrotu każdej zimy, gdy wielkie stada wędrowały z północy na południe.
Handel bardzo poszukiwanymi przez białych skórami bizonów (i językami, które uchodziły za przysmak)

wywarł ogromny wpływ na życie ludów z Wielkich Równin. Skóry wymieniano bowiem na karabiny, proch i ołów, szklane paciorki, koce i naczynia. Zdobycie nożyc, igieł i innych narzędzi spowodowało duże zmiany w rękodzielnictwie Indian. Biali handlarze pojawiali się jedynie z rzadka i na początku przynosili im tylko korzyści. Wielu z nich żeniło się z indiańskimi kobietami (squaw).
Zanim Indianie poznali konia, życie ludów myśliwskich było znacznie bardziej uciążliwe. Pies, jedyne udomowione zwierzę, nosił dobytek, a ludzie wędrowali pieszo. Tipi rozbierano i przerabiano na środek transportu: dwie tyczki związywano na jednym końcu i umocowywano na karku psa. Między tymi długimi tyczkami montowano pośrodku krótsze pręty poprzeczne i w ten sposób powstawała powierzchnia nośna (nazywana przez Francuzów fravois).
Koń został sprowadzony przez Hiszpanów najpierw do Ameryki Środkowej, a stamtąd na początku XVI wieku na Południowy Zachód (Nowy Meksyk). Handel końmi z Indianami był wprawdzie zabroniony, lecz mimo to Indianie zdobywali je, początkowo chwytając zbiegłe wierzchowce, a później, kiedy umieli już na nich jeździć, także kradnąc. Zresztą na tak olbrzymim terenie skuteczna kontrola tego rodzaju zakazów nie była możliwa.
Po buncie Pueblo w 1680 roku i zabiciu bądź przepędzeniu Hiszpanów mnóstwo koni wpadło w ręce Indian. Od tej pory kolejne plemiona wchodziły bardzo szybko w ich posiadanie. W drugiej połowie XVIII wieku konie stały się powszechne właściwie na całym kontynencie.
Konie, które uciekły Hiszpanom, zdziczały, więc nazywano je mustangami (od hiszp. mustenos - dziki). Indianie chwytali je na lassa, oswajali, sprzedawali lub wymieniali, a z czasem stali się słynnymi hodowcami

47
46


koni, handlarzami, ujeżdżaczami i jeźdźcami, poganiaczami bydła oraz kowbojami, występującymi na rodeo.
Wyścigi konne stały się w krótkim czasie ich ulubionym sportem. Na siodle czy na oklep, Indianin nawet ze słabszych zwierząt potrafił wydobyć zawsze więcej niż biały. Konie do polowania na bizony specjalnie tresowano, dzięki czemu myśliwi mieli znacznie łatwiejsze zadanie.
O zręczności indiańskich jeźdźców nie brak opowieści. Już od dziecka Indianie ćwiczyli różne sztuczki, jak strzelanie z łuku pod końskim brzuchem, ukrywanie się przed wrogiem z boku zwierzęcia wisząc w pozycji horyzontalnej czy wskakiwanie na konia i zeskakiwanie z niego podczas jazdy. Dorośli wojownicy ładowali karabiny w pełnym galopie, biorąc w usta ołowiane kule i wypluwając je potem w lufę.
Wśród tych ludów do zyskania sławy ważne było nie tyle zabicie kogoś, ile raczej narażenie się na niebezpieczeństwo. Im poważniejsze ryzyko, tym większa zdobyta chwała. Za czyn bohaterski uchodziło przejechanie przez szeregi wroga i tylko trącenie przy tym możliwie największej liczby przeciwników. To dotknięcie wroga uznawano jako coup (fr. = uderzenie) i wyrażano symbolicznie za pomocą piór.
Jak duże było znaczenie konia, widać również po tym, że wielcy wojownicy dostawali na ostatnią drogę ulubione zwierzę. Wraz z innymi darami (np. żywność, woreczek z lekami) umieszczano pod rusztowaniem, na którym leżały zwłoki, również zabitego wierzchowca. Zmarłego zawijano w skóry bizonie i zostawiano na wysokim rusztowaniu albo na drzewie, dopóki ciało nie zgniło. Dopiero wtedy grzebano jego kości. Krewni zmarłego odwiedzali te święte miejsca, jak my nasze cmentarze.
Z tyczek stanowiących szkielet i ze skór bizonich budowano namioty. Dokładny opis wszystkich czynności
48

zamieszczony został w książce W. Haberlanda Ich, Dakota (Ja, Dakota). Średnica owalnego tipi wynosiła niekiedy ponad pięć metrów, co wymagało blisko czternastu skór na przykrycie. Na zewnątrz malowano czasem sceny myśliwskie i wojenne, ale mogły to być także przedstawienia jakiejś wizji. Na ścianie zewnętrznej często znajdowały się również zdobienia ze szklanych paciorków lub kolców jeżozwierza oraz wisiały końskie ogony. W środku tipi płonął ogień, u góry, gdzie krzyżowały się tyczki, znajdował się wyciąg dymowy i otwór wentylacyjny. Każda rzecz i wszyscy członkowie mieli swoje określone miejsce, aby w razie ataku być jak najprędzej gotowym do drogi.
SPOŁECZNOŚĆ l WSPÓŁŻYCIE
Klany i ich surowe prawa matrymonialne straciły znaczenie na Wielkich Równinach. Młodzi małżonkowie, gdy tylko mogli sobie na to pozwolić, zamieszkiwali we własnym tipi. W trakcie zalotów ważnym instrumentem był flet, który służył także później do komunikacji między kochankami. Przed ślubem było w zwyczaju obdarowywanie rodziców narzeczonej prezentami (konie, koce, skóry i inne), bowiem w większości plemion, podobnie zresztą jak w ówczesnej Europie, to oni wybierali córce przyszłego męża.
W miejsce klanów wykształciła się inna, nowa struktura społeczna: sodalicje (lać. sodalis = towarzysz, kolega). Były to wojenne lub religijne zrzeszenia, bractwa, towarzystwa lub kluby, dostępne przeważnie tylko dla mężczyzn. Występowały jednak także sodałicje wyłącznie dla kobiet i, nieliczne, mieszane.
Często chodziło tutaj o "wspólnoty interesów", do których młodzi wojownicy mogli się "wkupić", czasem
49

też po szczególnych czynach byli zapraszani do wstąpienia. W niektórych z tych klubów wprowadzono zależne od wieku szczeble wtajemniczenia, przez które kolejno przechodzono. Niemal każde plemię z Wielkich Równin wykształciło własny skomplikowany system członkostwa i związanych z nim warunków.
"Bractwa" te nosiły często nazwy zwierząt i spełniały różne zadania: wybierały wojowników, organizowały polowania, dbały o porządek w wiosce, jak policja, lub, jak Towarzystwo Tytoniu, troszczyły się o uprawę i obrzędy, pielęgnowały tradycje plemienne i tym podobne (m. in. Towarzystwo Psów, Towarzystwo Lisów, Towarzystwo Cięciw do Łuku, Towarzystwo Bębnistów, Towarzystwo Kultu Niedźwiedzia, Towarzystwo Tańca Traw, Towarzystwo Tańca Konia, Towarzystwo Tańca Skalpu).
Jedne można porównać z właściwymi cechami rzemieślniczymi, inne zaś z tajnymi stowarzyszeniami religijnymi. Władza tych stowarzyszeń bywała niekiedy znaczniejsza od władzy wodzów. Byli oni przeważnie wybierani dożywotnio na przywódców wojennych i pokojowych i mogli przekazywać swój urząd w spadku. Prócz odwagi ważną rolę przy wyborze odgrywała wspaniałomyślność i hojność kandydata.
Nigdzie w Ameryce Północnej wizje nie były tak istotne jak w kulturze Wielkich Równin. Młody człowiek musiał mieć wizję, aby osiągnąć jakiekolwiek znaczenie. Dla jej przeżycia wysyłano chłopców pod koniec wieku dojrzewania, przeważnie po mutacji, pierwszy raz na odludzie. Tam, często na wierzchołku góry, cierpieli głód, pragnienie i zadręczali się, aż w końcu doznawali halucynacji. Stosownie do mitów plemiennych, które znał każdy młodzieniec, ukazywały mu się pewne zwierzęta lub zjawiska (gwiazdy, duchy opiekuńcze itp.) i mówiły mu, jakie przedmioty powinien zebrać do swego woreczka z lekami. Pomagało to w podejmowaniu

ważnych decyzji i na wojnie. Wizja mogła także przekazywać nowe modły, tańce i obrzędy oraz służyła do zapewnienia życzliwości Wakan Tanka (określenie Ma-nitu w języku Siuksów).
Młodzieńcy, którzy mimo różnych wysiłków nie doznali wizji, ewentualnie mogli ją sobie kupić, co jednak wymagało pewnej zamożności.
Niewątpliwie do popularności alkoholu przyczyniło się później i to, że dzięki niemu szybko i skutecznie można było mieć wizje...
W woreczku z lekami nie przechowywano lekarstw, jak można by przypuszczać, lecz ptasie pióra, kawałki skór zwierzęcych, pazury i szpony oraz inne przedmioty, które miały chronić właściciela. Owe "leki" były także dziedziczone. Nazwalibyśmy je dzisiaj talizmanem lub, bardzo trywialnie, maskotką.
Choć w społeczności tej nie należy lekceważyć wpływu kobiet,^ w kulturze Wielkich Równin dominują jednak wartości przypisywane właściwościom wojennym, sportowo-ambicjonalnym i "supermęskim". Mimo to zdarzali się i w tym świecie mężczyźni, którzy nie byli tymi wartościami zainteresowani. Nazywano ich berdaches, mogli się ubierać jak kobiety i wykonywali prace przeznaczone dla kobiet. Indianie, którzy okazywali wielki respekt cudom i kaprysom natury, zachowywali się względem homoseksualistów bardziej tolerancyjnie niż niektóre tak zwane ludy cywilizowane. Mimo to zdarzało się, że mężczyźni, którzy ze swojej wizji wyciągali wniosek, iż mają zostać berdaches, odbierali sobie życie.
Kiedy z pomocą koni zabijano więcej bizonów, zamożni mężczyźni brali sobie często po kilka żon, ponieważ J
50
51


Tylko o jednym plemieniu (Illinois) w całej Ameryce Północnej wiadomo, że mężczyźni trzymali nieraz chłopców w charakterze konkubin.
Ważnym atrybutem mężczyzn była święta fajka, kalu-met. Główkę fajki wykonywano ze specjalnego materiału, od Gatlina nazywanego catlinit, i kunsztownie zdobiono. Fajek używano do przekazywania wiadomości (czerwone pióra oznaczały wojnę, białe - pokój), noszono je podczas tańców i palono w trakcie obrzędów. U niektórych ludów tylko wysocy rangą wojownicy i czarownicy mieli prawo palić fajkę. Przy specjalnych okazjach do palenia używano świętego tytoniu. Dym wznoszący się znad fajki przekazywał Wielkiemu Duchowi życzenia i modlitwy. Wokół tytoniu i fajki wykształcił się we wszystkich plemionach niezwykły kult.
W celu przygotowania się do ceremonii przeważnie poszczono i - o czym w Europie mniej wiemy - wywoływano poty!
INDIAŃSKA SAUNA l TANIEC SŁOŃCA
W całej Ameryce Północnej, także na ciepłym Południowym Wschodzie, popularne były łaźnie. U Delawa-rów publiczny herold zapraszał wszystkich mieszkańców wioski na wspólne pocenie się. Następnego dnia rano wszyscy rzucali się do najbliższej rzeki lub dla ochłody nacierali się śniegiem. Nawiasem mówiąc, wszyscy żyjący nad wodą Indianie, również kobiety, uwielbiali pływanie.
W zależności od regionu takie łaźnie budowano z gałęzi przykrywanych skórami albo z ziemi.
Stosowano dwa systemy: bezpośrednio skierowanego od ognia suchego powietrza i "kąpieli parowej", kiedy polewano wodą rozgrzane kamienie.

Celem kąpieli było przygotowanie się do obrzędów lub tylko zapewnienie sobie dobrego samopoczucia. Indianie wiedzieli też, że hartując ciało zwiększają siły obronne organizmu przeciwko pewnym chorobom. Większą długowieczność Indian w porównaniu z ówczesnymi białymi tłumaczy się również stosowaniem "indiańskiej sauny".
Poza tańcem wojennym, tańcem skalpu i bizona najsłynniejszą ceremonią był taniec słońca. Z kultem słońca taniec ten nie miał jednak nic wspólnego. Głównym jego celem było duchowe i cielesne oczyszczenie przez torturowanie samego siebie. Powód stanowiło zazwyczaj ślubowanie złożone przez mężczyznę. Sama ceremonia i częstotliwość jej wykonywania były różne w różnych plemionach. U jednych ludów taniec słońca wykonywano bardzo rzadko, u innych zaś latem każdego roku. Oprócz tancerzy znaczną rolę w przygotowaniach odgrywały również kobiety (np. przy stawianiu pala).
Temu, kto wcześniej odbył post i oczyścił się w saunie, przymocowywano do piersi dwie długie liny, które przywiązywano do czubka wysokiego pala. Nie wszyscy wprawdzie, ale wielu tancerzy (w zależności od zwyczajów plemiennych) nacinało sobie skórę na piersi i umocowywało tam liny za pomocą małych drewnianych kołków. Z twarzą zwróconą ku czubkowi pala tancerz tańczył przez cały dzień, aż w końcu wpadał w trans i bez przytomności, przeważnie zalany krwią, walił się na ziemię.
Tahca Ushte (Lamę Deer = Kulawy Jeleń), czarownik Siuksów, pisze w swej książce pod tym samym tytułem, że taniec słońca jest najstarszą i najbardziej uroczystą z wszelkich ceremonii. Uważa on tę ofiarę za oddanie się Wakan Tanka. Możliwe, że pierwotnie był to także rytuał płodności.
W 1910 roku po interwencji misjonarzy zabroniono tego obrzędu. Jednak mimo zakazu białym nie udało się

53
52



wyprzeć tego pradawnego rytuału; po kryjomu był on nadal odprawiany i przeżywa ostatnimi czasy zadziwiający renesans. Obecnie tylko w bardzo rzadkich przypadkach biały mógłby uczestniczyć w tak świętym widowisku.
Głębokie wrażenie pozostawia ilustrujący to zjawisko znakomity film Człowiek, którego nazywano Koniem.
Zakończenie tego rozdziału warto poświęcić pewnemu okrutnemu zwyczajowi: Paunisi obchodzili co roku ceremonię gwiazdy porannej, podczas której składano w ofierze młodą dziewczynę wziętą do niewoli. Nie domyślającą się niczego brankę troskliwie wcześniej pielęgnowano. Pewnego ranka przywiązywano ją do pala i w momencie pojawienia się gwiazdy porannej strzelano jej z łuku prosto w serce z najbliższej odległości, a następnie zabijano ją uderzeniem maczugi. Potem wykrawano jej serce i składano w ofierze gwieździe porannej. Na koniec wszyscy mężczyźni z plemienia przeszywali strzałami jej ciało.
Na początku XIX wieku pewien młody wojownik uratował jedną z tych dziewcząt i zwrócił ją rodzinie. Tradycyjny zwyczaj został zaniechany.

na Poudniowym Zachodzie - najstarsi mieszkańcy miast - pienię Pueblo, rolnicy z terenów pustynnych, Nawaho-wie, Papi i Zuni, odprawiający rytuały płodności oraz żyjący s rozboju koczowniczy Apacze w Kaifornii - największa mieszanina ludów, "kopacze" w nietrodzajnej Wielkiej Kotlinie oraz myśliwi i późniejsi kodowy koni na Płaskowyżu
na Pdnocnym Zachodzie - wodzowskie "społeczeństwo obfitośi" z systemem kastowym, słupami totemowymi i po-tlaczen
na Wrdkich Równinach - składająca się z wielu plemion koczomicza kultura bizona i konia.

Różne kultury pierwotnych mieszkańców Ameryki Północnej:
- w Arktyce - koczujący w małych grupach Eskimosi, będący i~ybakami i łowcami wielorybów
- w Subarktyce - myśliwi, zbieracze i żywiący się dzikim ryżem Algonkini i Atapaskowie
- na Północnym Wschodzie - osiadli rolnicy, będący zarazem wysoce uzdolnionymi mówcami i politykami (Liga Irokeska)
- na Południowym Wschodzie - również uprawiający ziemię Czirokezi i Kri oraz, wyznająca kult słońca, kastowa społeczność Naczezów
54

WYTĘPIENIE INDIAN PRZEZ EUROPEJCZYKÓW
" \3dzie jest dzisiaj Pequot? Gdzie są Narragansett, Mohawk, Pokanoket i wiele innych, niegdyś potężnych plemion naszego ludu? Ustąpiły przed chciwością i uciskiem białego człowieka, jak śnieg ustępuje przed letnim słońcem".
(fragment mowy wodza Tecumseha)
WIKINGOWIE BYLI PIERWSI
Pierwszymi, których kontakty z Europejczykami potwierdziły także znaleziska archeologiczne, byli mieszkańcy północno-wschodniej części Ameryki, którzy zetknęli się z wikingami. Normańskie sagi opowiadają o awanturniczych wyprawach morskich Bjarne'a Herjulfssona, Eryka Czerwonego i jego syna - Leifa Eriksona około 1000 roku po Chrystusie.
Podejmując wyprawy ze swoich osad na Grenlandii, wikingowie odkryli Helluland, Markland i Yinland, jak

nazywali wybrzeża obecnej Kanady i USA. Próba osiedlenia się w tym rejonie nie powiodła się, ponieważ według sag skandynawskich pierwsi odkrywcy natrafili na zacięty opór tubylców (prawdopodobnie Eskimosów oraz Indian z plemion Beothuk i Micmac). Wikingowie nadali mieszkańcom tej krainy nazwę Skraelinger.
Pod nazwą "Indian" mieszkańcy Ameryki stali się znani w Starym Świecie dopiero później, gdy nazwał ich tak Kolumb, przypuszczając, że dotarł do Indii. On sam zwiedził jedynie Karaiby i nigdy nie widział Ameryki Północnej ani żadnego z jej mieszkańców. Mimo to Indianin, jako określenie wszystkich pierwotnych mieszkańców Ameryki, zachowało się do dzisiaj.
Dopiero w 1497 roku John Cabot (Giovanni Cabotto), Włoch podobnie jak Kolumb, ale w służbie angielskiej, podjął wyprawę odkrywczą, podczas której (szukając jakiegoś przesmyku w kierunku północno-zachodnim) zetknął się z Indianami na północno-wschodnim wybrzeżu kontynentu. Według przekazu do niewoli wzięto trzech Indian z plemienia Micmac.
Początkowo odkrywcy przywozili Indian do Starego Świata, gdzie przyglądano się im z nieukrywanym zdziwieniem, jako swego rodzaju osobliwości, lecz bardzo szybko zaczął się handel niewolnikami. Pierwszą sprzedaż Indian z plemienia Beothuk jako niewolników przypisuje się Portugalczykowi Gasparowi Corte Realowi (1507 r.). Indiańskie ludy na północy były jeszcze bezpieczne od Hiszpanów, ale niedługo już miały pozostać nie odkryte.
HISZPANIE SZUKAJĄCY ZŁOTA
W 1513 roku Juan Ponce Leon wkroczył na Florydę, gdzie natknął się na wrogo usposobionych Całusa. Hiszpanie skupili się jednak przede wszystkim na Ameryce

56
57


Środkowej. Dopiero po podboju królestwa Azteków (1518-1522) skierowali uwagę na północ, gdzie, jak sądzili, także powinno występować złoto.
Pierwsze ekspedycje do Teksasu pod wodzą Narvaeza i Cabezy de Vaca zainicjowano w 1528 roku. W trakcie owych wypraw z udziałem Murzyna Estevana doszło do pierwszych starć z Indianami Pueblo. Estevan, z racji swego egzotycznego wyglądu znana osobistość wśród Indian, zginął później z rąk Zuni.
Południowy wschód dzisiejszych Stanów Zjednoczonych badali od 1539 roku Hermano de Soto i Moscoso de Alvaro, a Coronado organizował od 1540 roku duże wyprawy na południowy zachód: w Zatoce Kalifornijskiej, w Kolorado i w rejonie Wielkiego Kanionu nawiązał kontakt z niemal wszystkimi żyjącymi tam plemionami.
Pierwszą stałą osadę Hiszpanie założyli w 1565 roku na Florydzie (St. Augustine). Francuscy hugenoci szukali tam schronienia, lecz Hiszpanie zaraz ich przepędzili.
Po ogłoszonym już w 1512 roku dekrecie papieża Juliusza II, który potwierdził, że również Indianie pochodzą od Adama i Ewy, jezuici założyli w 1568 roku w Hawanie pierwszą szkołę misyjną. Indiańskie dzieci "przesiedlono" na Kubę z Florydy!
Aż po wiek XIX Hiszpanie niemal nieprzerwanie mieli w posiadaniu Florydę, wybrzeża Zatoki Meksykańskiej, Południowy Zachód, Kalifornię, Teksas i Arizonę.
Ich polityka polegała na bezwzględnym ucisku Indian poprzez pracę przymusową i niewolnictwo oraz na chrystianizacji przez franciszkanów, jezuitów i dominikanów.

FRANCUZI PODBIJAJĄCY OGROMNE OBSZARY
Także Francuzi szukali początkowo drogi do Indii, chcąc okrążyć Amerykę od północy.
Na końcu swych podbojów również oni posiadali ogromne obszary: tereny po obu stronach Rzeki Sw. Wawrzyńca i wokół Wielkich Jezior, dolinę Ohio, dolinę Missisipi i Missouri oraz całą Luizjanę, którą Napoleon w 1803 roku "podarował" USA za 15 milionów dolarów.
Wszystko zaczęło się od wyprawy Jaquesa Gartiera w 1543 roku. Zamiast przesmyku w kierunku północno-zachodnim odkrył on Rzekę Św. Wawrzyńca. Tam zaś nie tylko nawiązał kontakty z różnymi plemionami al-gonkińskimi i Irokezami, lecz także zapoczątkował najważniejszy interes na następne stulecia: handel skórami.
Ponieważ do bardzo lukratywnego, jak się prędko okazało, handlu konieczne były dobre stosunki z indiańskimi myśliwymi, Francuzi starali się żyć z tubylcami w miarę zgodnie. Powstała koegzystencja, której sprzyjał dodatkowo fakt, że wielu francuskich handlarzy, za-stawiaczy sideł i podróżnych brało za żony Indianki.
Pewną ochronę stanowiła później sławna kanadyjska policja konna, także dla Indian, którzy cierpieli bezprawie panujące na innych terytoriach.
Jednak, pomimo tych w porównaniu z Hiszpanami trochę łagodniejszych rządów, Naczezowie zostali wytępieni niemal doszczętnie, a plemię Beothuk całkowicie.
ANGLICY - NAJPIERW PRZYJ ACI ELE, POTlEM WROGOWIE
Po nieudanych próbach sir Waltera Raleigha w 1585 roku, Brytyjczycy założyli w 1607 roku w Wirginii pierwszą stałą osadę: Jamestown, pośrodku terytorium Indian z plemienia Powhatanów.

59
58


Ich przywódca, nazywany przez Anglików królem Po-whatanem, stał na czele konfederacji przeszło 30 plemion algonkińskich, zamieszkujących blisko 200 wiosek.
Sławę zdobyła córka "króla", Pocahontas, która podobno uratowała życie założycielowi Jamestown. Została ochrzczona, otrzymała imię Rebecca i wyszła za Anglika Johna Rolfe'a. Razem z nim odwiedziła Brytanię, gdzie w wieku 21 lat zmarła na gruźlicę.
Na początku brytyjscy osadnicy nie przeżyliby, gdyby nie pomoc Indian. Przez kilka lat byli uzależnieni od plemienia, które zaopatrywało ich w żywność. Wzajemne stosunki były więc przyjazne, a nawet serdeczne.
Chociaż zdarzały się skargi na Anglików z powodu braku szacunku dla indiańskich zwyczajów oraz żądzę posiadania ziemi, dopóki żył król Powhatan, panował pokój.
Po nim rządził jego brat Opechancanough. Kiedy w 1622 roku stracono pewnego Indianina (rzekomo zamordował białego handlarza), wybuchł otwarty bunt Indian. Zabili oni ponad 300 Brytyjczyków, w tym kobiety i dzieci. Wojny, jakie nastąpiły, uchodzą za pierwsze indiańskie walki w obronie niezależności.
Biali prowadzili bezwzględną wojnę niszczycielską: burzono indiańskie wioski, mieszkańców palono żywcem w domach, a tych, którzy przeżyli, wypędzano.
Gdy Opechancanough w 1646 roku został wzięty do niewoli, miał podobno przeszło 100 lat. Za jego życia dokonała się zasadnicza zmiana od fazy pokojowego sąsiedztwa aż do niemal całkowitego genocydu jego ludu.
HOLENDRZY l SZWEDZI
Holendrzy osiedlili się na terenie obecnego stanu Nowy Jork. Futra i skóry, jakie przynosili im Indianie, wymieniali na tekstylia i wyroby metalowe.

Początkowo uznawali plemiona za suwerenne narody, od których oficjalnie kupowali ziemię. Byli bardziej tolerancyjni od Anglików, lecz nie tak "ochoczy do żeniaczki" jak Francuzi i próbowali "ratować dusze Indian poprzez misje". W realizacji tego zamierzenia Kościół reformowany stosował jednak mniej drastyczne środki niż misjonarze hiszpańscy.
W 1626 roku Holendrzy kupili wyspę Manhattan za towary wartości 60 guldenów i założyli Nieuw Amsterdam, późniejszy Nowy Jork.
Dopóki koloniści zachowywali neutralność w sporach pomiędzy zwaśnionymi ze sobą plemionami, panował pokój. Działania wojenne wybuchły dopiero wtedy, gdy niektórzy Holendrzy wspólnie z Mohikanami napadli na tereny plemienia Mohawk.
Mianowanie Willema Kiefta na stanowisko generalnego gubernatora (1639 r.) było początkiem końca mieszkających tam narodów indiańskich.
Kieft najpierw podwyższył podatki, które Indianie musieli uiszczać w kukurydzy, a następnie wyznaczył premię za każdy indiański skalp. Ten wyrafinowany pomysł Kiefta sprawił, że skalpowanie stało się tym bardziej popularne. Nie tylko biali polowali na indiańskie skalpy dla pieniędzy, ale też Indianie inkasowali premie za skalpy swoich wrogów z innych plemion, przyśpieszając w ten sposób zagładę własnego ludu.
Wappingom, którzy w Nowym Amsterdamie szukali schronienia przed swymi wrogami z plemienia Mohawk, Kieft nie tylko odmówił jakiejkolwiek ochrony, lecz kazał ich zabić lub wziąć do niewoli. Jeńców publicznie zamęczono na śmierć, a ich głowy wystawiono na pokaz. Zdarzyło się to w 1643 roku, na pięć lat przed zakończeniem wojny trzydziestoletniej w Niemczech.
Nastąpiły akty zemsty ze strony Indian, osadnicy uciekli do Nowego Amsterdamu, który rozbudowano jak

60
61


twierdzę i otoczono murem. Przypomina o tym dzisiejsza Wall Street.
Niszczono wioski i plony zebrane przez Indian. Pod naciskiem białych handlarzy, którzy widzieli w tym zagrożenie dla swych interesów, ale też uważali rzezie za niechrześcijańskie, w 1644 roku doszło do rokowań pokojowych.
Ale już w 1655 roku, za nowego gubernatora Stuyve-santa, rozgorzała "wojna brzoskwiniowa" - jak wiele wcześniejszych i późniejszych wojen z błahego powodu: rzekomo jakaś Indianka ukradła brzoskwinię...
W trakcie tego konfliktu wymordowano w czasie snu członków delegacji pokojowej Indian, a ich plemię w rewanżu spaliło żywcem grupę białych żołnierzy. Wojnę prowadzono coraz brutalniejszymi środkami: w 1660 roku Stuyvesant wpadł na pomysł, żeby biorąc dzieci jako zakładników zmusić Delawarów do poddania się.
Niechlubne wyczyny Holendrów w Ameryce dobiegły końca, gdy Brytyjczycy odebrali im w 1664 roku Nowy Amsterdam. Nie poprawiło to sytuacji Indian, zmienili się tylko ich wrogowie.
Szwedzcy imigranci osiedlili się na terenach Delawarów, z którymi byli zaprzyjaźnieni. Zajmowali się przeważnie handlem i płacili lepiej od Anglików i Holendrów. Na rzecz tych ostatnich stracili już w 1655 roku swoje tereny, które stały się później terytorium brytyjskim.
ROSJANIE l ICH WYNISZCZAJĄCA KAMPANIA
Duńczyk Yitus Bering z polecenia cara Piotra Wielkiego zbadał (1728 r.) cieśninę morską między kontynentami, którą nazwano jego imieniem, a w 1741 roku wkroczył na Alaskę. Na tym terenie rosyjscy odkrywcy znaleźli

olbrzymie stada fok i innych poszukiwanych zwierząt futerkowych. Promyszlenniki (roś. = myśliwi polujący na zwierzęta futerkowe) grasowali jednak do tego stopnia, że w krótkim czasie wytępili niektóre gatunki.
Nie tylko zwierzęta, także mieszkańcy cierpieli z powodu Rosjan. Przypłynąwszy statkami, schodzili na ląd, brali w wioskach kobiety jako zakładniczki, a mężczyznom kazali przynosić skóry jako okup. W czasie gdy Indianie polowali, promyszlenniki wykorzystywali ich kobiety. Jeśli potem nie byli zadowoleni z ilości futer, zabijali zakładniczki.
Do 1760 roku splądrowali w ten sposób wszystkie wyspy (Aleuty) aż po ląd stały. Eskimosi i Tlingit z lądu stałego przystąpili wprawdzie do zaciętej obrony i często napadali na rosyjskie floty, lecz na dłuższą metę ich opór był daremny.
W 1766 roku Rosjanie zorganizowali wyniszczającą kampanię, w trakcie której burzyli wioski, a mężczyzn, kobiety i dzieci zabijali lub uprowadzali w niewolę. W 1784 roku na wyspie Kodiak założyli swą pierwszą osadę w Ameryce Północnej, a w 1812 roku następną, położoną najdalej na południe, w Kalifornii, na terenach plemienia Porno.
Liczne przypadki małżeństw Rosjan z tubylczymi kobietami nie przeszkadzały indiańskim wojownikom w zwalczaniu władzy kolonialnej wszelkimi sposobami a możliwe, że przeciwnie, fakt ten tym bardziej skłaniał ich do oporu. Wiele krwawych wojen podjazdowych w późniejszym okresie było zapewne dla Rosji jednym z powodów sprzedania Alaski USA w 1867 roku (za 7,2 miliona dolarów).
Dla Porno i Tlingit nie miało to już jednak znaczenia: za sprawą morderstw, chorób, głodu i niewolnictwa zostali już niemal zupełnie wytępieni.

63
62


Reasumując należy stwierdzić, że początkowo większość ludów indiańskich przyjęła Europejczyków gościnnie i życzliwie, w Ameryce Środkowej witając ich nawet jako "białych bogów". Wrogie nastawienie pojawiło się dopiero wtedy, gdy biali europejscy handlarze zaczęli ich oszukiwać i odebrali im ziemię. Nawet jeśli ziemię odkupiono od Indian bardziej lub mniej legalnie, to nie rozumieli oni, dlaczego nie wolno im już na niej polować. O prawo użytkowania tego gruntu toczą się spory do dzisiaj.
Powodów rosnącego niezadowolenia Indian było zresztą więcej, a szczególnie lekceważenie indiańskich obyczajów i religii, niedotrzymywanie traktatów i wiele innych...
Mimo to należy wystrzegać się uogólnień: nie wszyscy biali postępowali w ten sposób i gonili wyłącznie za bogactwem i zyskiem. Wielu z nich stawało w obronie praw tubylców. Nie wolno także pominąć faktu, że większość Europejczyków, którzy przybywali do Ameryki, nie pochodziła z warstwy wykształconej, lecz byli to prości ludzie, uważający Indian, zgodnie z ówczesnymi przesądami, za "poślednich gatunkowo dzikusów". Do tego dochodziła osobliwa mieszanina awanturników, poszukiwaczy przygód i kryminalistów, którzy z różnych przyczyn musieli opuścić swe europejskie ojczyzny.
Często byli to analfabeci i pod niejednym względem (np. higieny) nawet ustępowali Indianom. Wielu pociągały formy współżycia przyjęte wśród Indian, w innych zaś (purytanach) zgorszenie budziła ogromna, według ówczesnych pojęć, "swoboda seksualna" tubylców.
Inni biali byli pod wrażeniem instytucji demokratycznych. Najważniejszy wśród nich był Benjamin Franklin, wynalazca piorunochronu, pisarz, dyplomata i jeden z przywódców ruchu niepodległościowego, który jako uczestnik rokowań obserwował społeczność Irokezów.

W swej książce Forgotten Founders (Zapomniani założyciele) Bruce Johansen opisuje, jak wielkie wrażenie zrobiła na Franklinie nie tylko polityczna organizacja Irokezów.
Jako zwolennik oświecenia uważał on, że indiański tryb życia zapewnia ludziom większe szansę uzyskania szczęścia i polecał Ligę jako wzór dla tworzonego właśnie niepodległego państwa amerykańskiego. W tym też kierunku wpływał na kształt powstającej konstytucji USA.
Indianie zachowywali się różnie. Wielu dostrzegało szansę przeżycia tylko w pokojowej koegzystencji z białymi, inni zaś uważali to za zdradę. Zdarzali się zarówno żądni krwi wodzowie wojenni, dla których jedynym motorem działania było zaspokojenie osobistych ambicji, jak i wspaniali rzecznicy pokoju. Indianie stracili panowanie nad krajem nie z braku odwagi, lecz z powodu waśni międzyplemiennych oraz przewagi liczebnej i woj-skowo-technicznej Europejczyków.
Początkowo przedstawiano dzieje Ameryki, podkreślając bezbronność osadników, na których napadali Indianie. Obecnie za ofiary uznaje się Indian, którzy ze wszystkich sił starali się obronić swoje życie, swój kraj i swą kulturę.
Jednak jak wszędzie na świecie, tak i w Ameryce koloniści potrafili sprzymierzać się z jednymi grupami ludności przeciw drugim, gdy uważali, że mogą odnieść korzyść z ich wzajemnych sporów.
W wojnie angielsko-francuskiej (1755-1763), którą państwa te przeniosły również do Ameryki, Indianie uczestniczyli jako sojusznicy po obydwu stronach. Ich niekwestionowany udział w zwycięstwie Brytyjczyków nie doczekał się żadnej wzmianki w "traktacie paryskim", spośród przegranych natomiast właśnie oni cierpieli najbardziej.

65
64


BUNTY l WOJNY
Zanim armia Stanów Zjednoczonych przystąpiła w XIX wieku do ostatecznej wyniszczającej rozprawy z plemionami Wielkich Równin, działania wojenne ograniczały się przeważnie do pojedynczych plemion i zajmowanych przez nie terenów. Były to krwawe wojny podjazdowe, napady, potyczki i rebelie niezliczonych małych grup, których nazwy zostały już prawie całkiem zapomniane.
Przytoczmy tutaj najważniejsze i najbardziej brzemienne w następstwa rebelie indiańskie:
- 1680 - bunt Indian Pueblo przeciw panowaniu hiszpańskiemu
- 1695 - powstanie Pimów
- 1729 - rewolta Naczezów
- 1760 - wojny Czirokezów
- od 1711 - powstanie plemienia Tuskarora; ci, którzy przeżyli, przystąpili jako szósty naród do Ligi Irokes-kiej.
Wszystkimi powstaniami i rewoltami kierowały zawsze wielkie osobistości, słynni wodzowie. Jednym z nich był Pontiac (jego imię stało się znane jako marka samochodu) z plemienia Ottawa, który podczas wojny walczył po stronie Francuzów. Udało mu się zjednoczyć do wspólnej walki Indian kilkunastu plemion. W roku 1763 zajęli oni wiele angielskich fortów i zabili przeszło dwa tysiące kolonistów. W trakcie tych walk Brytyjczycy stosowali podobno "broń biologiczną", podrzucając Indianom zakażone ospą koce, po których ci masowo umierali na tę chorobę.
Podczas rewolucji amerykańskiej Irokezi zachowywali się z początku neutralnie, ale w drugim roku wojny (1777 r.) podzielili się na dwie grupy: Oneida i Tuskarora walczyli po stronie "amerykańskich rebeliantów", nato-

miast pozostałych czterech członków Ligi poparło Brytyjczyków. Jak się skończyła ta wojna, powszechnie wiadomo, a dla większości Irokezów miała zgubne skutki: Liga została rozbita, same plemiona zaś straciły dużo
t i l l . * /
ludzi i kolejne części terytorium. Irokezi, którzy walczyli po stronie Brytyjczyków, musieli uciekać na ich tereny, czyli do Kanady.
Kongres nowo założonej niepodległej Unii (USA) wydał wprawdzie proklamację, która zabraniała białym osiedlania się na terytoriach indiańskich, lecz w rzeczywistości nic się nie zmieniło: kolejne fale imigracyjne budziły wśród tubylców ferment i niepokoje.
W 1790 roku prezydent Waszyngton wysłał armię w celu "uspokojenia" Indian. Po pierwszym zwycięstwie Indian, którymi dowodził Little Turtle (Mały Żółw), wódz plemienia Miami, nastąpiło druzgocące kontrude-rzenie armii. Rokowania pokojowe pozbawiły potem Indian całego Ohio i du:żej części Indiany.
Jednym z najwybitniejszych wodzów był Szaunis Te-cumseh. Już jako chłopiNiestrudzenie jeździłt od plemienia do plemienia, zęby przekonać wszystkich o konieczności zjednoczenia i założenia wielkiego p>aństwa Indian. W 1812 roku ponownie sprzymierzył Fama głosi, że Amerykanie ściągnęli z niego skórę. Według innych relacji Imdianie uratowali jednak jego zwłoki i wywieźli je w bezpieczne miejsce.
Nie tylko na północy, także na południu ciągle dochodziło do walk, które z czasem przeradzały się w wię-

66
67


ksze bitwy, a zjednoczone plemiona wysyłały na nie często nawet do tysiąca wojowników.
Wiatach 1813-1818 Kri pod dowództwem Czerwonego Orła (Red Eagle) toczyli walki z amerykańskim generałem Andrew Jacksonem, którego nazywali Ostrym Nożem (Sharp Knife).
W decydującej bitwie przy Horseshoe Bend zginęło 750 z 900 Indian. Potem Jackson zażądał od wszystkich Kri, nawet od tych, którzy walczyli po jego stronie, "odszkodowania" na rzecz USA. "Odszkodowanie" to wyniosło 23 miliony akrów, a więc objęło mniej więcej cały ich kraj!
Od 1817 roku miały miejsce powstania Seminolów. Część z nich zgodnie z wezwaniem przeniosła się do rezerwatów. Inni, pod dowództwem Osceoli, toczyli przez siedem lat wojnę partyzancką, siejąc strach wśród białych. Ci Seminolowie również później nigdy nie przeszli do rezerwatu, a ich potomkowie żyją do dziś na terenie Everglades.
Wiele plemion broniło się przed ustawicznym wdzieraniem się kolonistów na ich tereny, organizując krwawe powstania. Byli wśród nich Kickapoo, Sauk i Fox, słynni Komańcze i Kiowa w Teksasie oraz wiele innych...
"DROGA ŁEZ"
Czirokezi stworzyli dla swego ludu osobną konstytucję już w 1827 roku. Wydawali własne czasopismo w języku stworzonym przez swego wodza Seąuoyę. (Od jego imienia Amerykanie nazwali sekwoją drzewo z rodziny cyprysowatych i kilka miast.)
Czirokezi byli w owym czasie zamożnymi rolnikami i właścicielami młynów. Zbudowali wiele bibliotek, szkół, kościołów i wiedli chrześcijański żywot.

Tymczasem prezydentem Stanów Zjednoczonych został Sharp Knife (Andrew Jackson). Z jego inicjatywy Kongres uchwalił w 1830 roku prawo przewidujące przesiedlenie wszystkich Indian na osobne terytorium na zachód od Missisipi (Oklahoma). Ziemie te według jego obietnic miały "na zawsze" pozostać krajem Indian! Kongres nie zgodził się jednak później, aby kraj ten jako państwo Indian przystąpił do Unii. Kiedy w 1907 roku Oklahoma weszła wreszcie w skład Stanów Zjednoczonych, od dawna już była w niej biała większość.
Pięć Cywilizowanych Plemion (Czirokezi, Kri, Seminolowie, Czikasawowie i Czoktawowie) walczyło natomiast przeciwko przesiedleniu przy pomocy własnych prawników. Wygrało wprawdzie proces przed Trybunałem Konstytucyjnym, ale stan Georgia nie przyjął tego do wiadomości. Cywilizowane Plemiona zostały zmuszone do opuszczenia swoich posiadłości.
W nieludzkich warunkach Indianie maszerowali ponad tysiąc kilometrów pieszo do obcego kraju. Na tej "Drodze Łez" umarło z wycieńczenia cztery z piętnastu tysięcy członków plemienia.
Dla wyjaśnienia skandalicznych wypadków, jakie rozegrały się w związku z przymusowym przesiedleniem, rząd amerykański powołał komisję śledczą pod kierownictwem majora Hitchcocka. Wykazała ona, że zachłanni biali nie cofali się przed żadnym przestępstwem, aby przywłaszczyć sobie mienie Indian. Rząd postanowił jednak nie udostępniać opinii publicznej raportu komisji.
Gorączka złota, budowa kolei transkontynentalnej i związane z tym powstawanie dróg i fortów przywiodły na Zachód w latach 50. ubiegłego stulecia prawdziwą falę imigrantów. Na dodatek po rewolucji 1848 roku przybyło wielu uciekinierów z Niemiec i Austro-Węgier.

68
69


OSTATNIE WOJNY
Uchwalony przez rząd w 1862 roku "Homestead Act" był jawną zachętą do zasiedlania terenów indiańskich. Wszak ustawa ta obiecywała ziemie na własność każdemu, kto potrafił dowieść, że uprawiał ją przez pięć lat (65 ha na rodzinę).
W owym czasie biali dla pozyskania skór wybijali bizony w tak wielkich ilościach, że pod koniec stulecia bizon stał się właściwie gatunkiem wymarłym. W ten sposób zniszczono ważną podstawę egzystencji Indian.
Po zakończeniu wojny domowej (secesyjnej, 1861-1865) na Zachód ściągnęli weterani wojenni, którzy albo szukali ziemi, albo chcieli walczyć dalej i po prostu zabrali się do tępienia "dzikusów".
W szeregach armii byli już doświadczeni generałowie, którzy "wyróżnili się" podczas wojny domowej: generał Sherman wszedł nawet do historii swym osławionym "marszem ku morzu". Jego wojsko przetoczyło się przez Georgię do morza, zostawiając za sobą pustynię szerokości stu kilometrów. Jemu też przypisuje się często jeszcze używane powiedzenie: "Tylko martwy Indianin to dobry Indianin!"
I akurat tego człowieka wysłano na Wielkie Równiny, żeby ujarzmił ostatnich żyjących na wolności czerwono-skórych. Najbardziej znani z nich, Czejenowie, Komańcze, Kiowa i Siuksowie ze swymi wspaniałymi wodzami jak Red Cloud, Sitting Buli, Grazy Horse, Joseph i wielu innych, walczyli zaciekle w obronie własnej ziemi, przede wszystkim Świętych Gór, Czarnych Wzgórz (Black Hills), gdzie na domiar ich nieszczęścia odkryto złoto.
Była to beznadziejna walka z kolonistami, z armią oraz z głodem. Nawet te plemiona, które nie stawiały oporu, tylko walczyły w szeregach armii amerykańskiej, musiały w końcu przenieść się do rezerwatów.

Wiele wstrząsających zdarzeń z owych lat opisał wnikliwie we wszystkich swoich książkach Dee Brown.
Z dala od widowni działań wojennych, na Wschodnim Wybrzeżu, gdzie w XIX wieku prawie nie było już Indian, dawny fałszywy wizerunek "czerwonego diabła" (to wyrażenie purytanów) zmienił się tymczasem w równie mylące wyobrażenie "szlachetnego dzikusa". Przyczyniły się do tego romantyczne obrazy, relacje i powieści. Również mowy wygłaszane przez wielkich wodzów w Białym Domu oraz ich potężne postacie robiły na białych duże wrażenie.
Pisarze i dziennikarze, a także niektórzy politycy domagali się publicznie większej tolerancji i humanitaryzmu w stosunku do narodów indiańskich, które ocalały.
Był rok 1876, zbliżały się uroczystości jubileuszowe setnej rocznicy Deklaracji Niepodległości, kiedy w samym środku życzliwej dyskusji nad kwestią indiańską spadła jak bomba wiadomość o "masakrze nad rzeka Little Bighorn", w której pułkownik Custer wraz z całym pułkiem kawalerii (246 żołnierzy i oficerów) został zabity przez Siuksów.
Zwycięstwa armii amerykańskiej zawsze określano jako takie, nawet gdy nie były one niczym innym jak masakrami, natomiast po Little Bighorn prasa w swych relacjach uwypuklała zwłaszcza okrucieństwa popełnione na żołnierzach. A jak doszło do tej klęski?
Armia generałów Crooka i Terry'ego (tysiąc żołnierzy oraz wspierający ich Crow i Szoszoni) ruszyła na mniej więcej 7-10 tysięcy Indian (w tym 3-4 tysiące wojowników) ze swymi najsłynniejszymi wodzami: Sitting Bullem, Grazy Horse'em i Gallem na czele, którzy zebrali się na wspólne polowanie. Ambitny Custer, mimo rozkazu, żeby czekać na posiłki, zaatakował Indian - ku własnej zgubie.

71
70


T


Było to ostatnie indiańskie zwycięstwo.
Chcąc uniknąć schwytania, poszczególne plemiona rozproszyły się natychmiast po bitwie. Ukarani zaś zostali po raz kolejny ci, którzy żyli już w rezerwatach i w bitwie wcale nie brali udziału.
W ciągu następnego roku plemiona uczestniczące w bitwie nad rzeką Bighorn przegrywały wszystkie bitwy. Słynni wodzowie, jak American Horse i Duli Knife zostali pokonani, a Sitting Buli musiał uciekać do Kanady, skąd wrócił do USA dopiero w 1881 roku. W 1885 roku zdobył wielką popularność w całej Ameryce jako gwiazda objazdowego "Wild-West Show" Buffalo Billa.
SMUTNY KONIEC ROZDZIAŁU: TAN l EC DUCHÓW l "WOUNDED KNEE"
Jeszcze przed końcem stulecia zamknięto w rezerwatach prawie wszystkich Indian. Często lądowali oni z dala od swych stron ojczystych i świętych miejsc, upadli na duchu i przymierający głodem.
Zbrojny opór nie wchodził już w rachubę. I wtedy Wovoka, czarownik Pajutów, zakładając w 1888 roku nowy ruch religijny, wniósł na powrót nadzieję w ponure życie Indian.
Pod wpływem proroczej wizji Wovoka zaczął głosić odrodzenie dawnego życia indiańskiego. Obrzędowe tańce, jakich wymagała jego pokojowa religia, stały się szybko znane pod nazwą Tańca Duchów (Ghost Dan-ce). Z wielkim oddaniem i zapałem tubylcy zaczęli znowu tańczyć i żywić nadzieję.
Tańce te wzbudziły wśród białych podejrzliwość i strach przed nowymi buntami. Rząd uznał zwolenników Wovoki za siły wywrotowe i wysłał wojsko do rezerwatów.

Również Sitting Buli należał do grona podejrzanych i w 1890 roku w czasie aresztowania został zastrzelony przez Indianina (policjanta).
I znów Indianie uciekali przed żołnierzami amerykańskimi. Wódz Big Foot, którego także miano aresztować, wraz z 350 Siuksami Hunkpapa był już w drodze do rezerwatu Pine Ridge. Była zima i Big Foot zachorował na zapalenie płuc. Kiedy zatrzymali ich żołnierze, poddał się razem ze swoimi ludźmi bez oporu.
Wieczorem wszyscy rozłożyli się obozem nad strumieniem Wounded Knee. Żołnierze rozstawili wokół obozu armaty.
Następnego ranka wszyscy Indianie złożyli broń, jedynie głuchy Black Coyote stawiał opór. Kiedy chciano mu odebrać strzelbę, rozległ się strzał. A następnie w ciągu godziny w ogniu artyleryjskim zginął Big Foot i wszyscy jego ludzie, w tym także kobiety i dzieci. 500 żołnierzy zabiło 150 Indian i zraniło 50 (straty armii: 25 zabitych, 39 rannych). Pułkownik Forsyth, odpowiedzialny za tę akcję, został później postawiony przed sądem - i uniewinniony. Masakrą nad Wounded Knee, zwaną zwycięstwem, zakończyły się ostatecznie wojny z Indianami.
Największym nieszczęściem dla rdzennej ludności były jednak nieznane dotąd choroby, przywleczone do Ameryki przez Europejczyków.
Przypuszcza się, że tylko około 10 procent ludności indiańskiej zginęło podczas wojen, natomiast wskutek chorób zmarło prawdopodobnie przeszło 50 procent (a w niektórych plemionach nawet do 90 procent). Owe choroby to przede wszystkim ospa, odrą, gruźlica, tyfus, cholera i dyfteryt.
Holendrzy z kolei szybko stwierdzili i wykorzystali fakt, że Indianie lubią alkohol tak samo jak wielu Europejczyków, ale mają słabą głowę i szkodzi im nawet

73


w małych ilościach. Wielu Indian wpadło w alkoholizm, co jeszcze bardziej osłabiło ich siły obronne. Pijaństwo jest do dziś jednym z największych problemów rdzennych mieszkańców Ameryki.
ILU INDIAN BYŁO W CZASIE ODKRYCIA?
Pytanie to wciąż się pojawia, lecz nie da się odpowiedzieć na nie w sposób pewny.
Pierwsze dane, pochodzące przeważnie od imigrantów, nie są wiarygodne, ponieważ obejmują okres, gdy tubylcy zostali już zdziesiątkowani. Dla całego kontynentu amerykańskiego (Ameryka Północna, Środkowa i Południowa) przyjmuje się liczbę od 15 do 60 milionów.
Jeszcze kilka lat temu sądzono, że na początku kolonizacji w Ameryce Północnej żyło nie więcej niż milion, najwyżej półtora miliona Indian. Według nowszych teorii mogło ich być nawet dziesięć razy więcej.
Na wcześniejsze, niższe dane szacunkowe należy jednak patrzeć w kontekście potrzeby usprawiedliwienia się, jakże często odczuwanej przez potęgi kolonialne: ...wszak brano tylko w posiadanie nie zamieszkany kraj!
W odróżnieniu od wszelkich przytoczonych wyżej przypuszczeń liczba tych, którzy przeżyli genocyd, jest dość dokładnie znana. Na początku naszego stulecia żyło w USA jedynie około 250 000 Indian, lecz od tego czasu ich liczba wciąż rośnie.

Hiszpanie rościli sobie pretensje do Południa, natomiast Francuzi i Anglicy badali wschodnie wybrzeże i posuwali się w głąb kontynentu.
W XVIII wieku za przykładem potęg kolonialnych poszła carska Rosja, otaczając pierścieniem ludy indiańskie od północnego zachodu. Zaczęła się rywalizacja ówczesnych europejskich mocarstw o dominację w ważnych rejonach kolonialnych - a tym samym eksterminacja Indian. Mimo że przyjęli oni gościnnie białych przybyszów, szybko doszło do rozbieżności. "Goście" okazali się nienasyceni w swojej żądzy ziemi, łamali traktaty, oszukiwali tubylców w handlu zamiennym i lekceważyli ich obyczaje. Trwającą 400 lat walkę o swoją ziemię Indianie przegrali na skutek braku jedności wśród plemion, różnic kulturowych i technologicznych, chorób oraz znacznej przewagi liczebnej białych.

Już około 990 roku po Chrystusie wikingowie odkryli północny wschód Ameryki. Pierwsze fale imigracyjne Europejczyków nastąpiły jednak dopiero po odkryciu Kolumba w 1492 roku.
74

DROGA W XX WIEK INDIANIE WSPÓŁCZEŚNI
Ud polityki rezerwatów do idei indywidualnego przydziału ziemi - następstwem są dalsze straty terytorialne pierwotnych Amerykanów. Dopiero po l wojnie światowej, w której walczyli indiańscy żołnierze, Indianie zostali wreszcie obywatelami amerykańskimi. Po reformach Roosevelta odstępuje się od przymusowej asymilacji, lecz bieda i dyskryminacja pozostały i jeszcze dziś dominują w indiańskiej codzienności.
Fizyczne unicestwienie tubylców nie udało się w zupełności, lecz pod względem wojskowym, gospodarczym i kulturalnym byli oni właściwie zrujnowani.
Jako rekompensatę za ziemię, z której ich wywłaszczono, otrzymywali wprawdzie bydło i narzędzia rolnicze, lecz tak łatwo nie zostaje się rolnikiem, nawet gdy przodkowie jeszcze przed kilkoma pokoleniami zajmowali się uprawą roli. W dodatku ziemia w większości rezerwatów na Zachodzie nie nadawała się do celów rolniczych z uwagi na zbyt niską urodzajność.

W rezerwatach panował często głód także i z tego powodu, że obiecane przez rząd amerykański dostawy żywności przybywały za późno albo już zepsute. Wiele zresztą produktów "ginęło" po drodze - a korupcja kwitła.
Spośród misjonarzy największe sukcesy osiągali Hiszpanie w Kalifornii. W krótkim czasie zniknęły tam tradycje plemienne, pozostali tylko "Indianie misyjni", często nazywani od samych misji (np. Fernandeno, Gabrielino, Luiseno). Ci nawróceni Indianie uprawiali własne pola dla braci zakonnych i nie różnili się w istotny sposób od niewolników.
Powstawały jednak także religie synkretyczne, łączące elementy wiary chrześcijańskiej z wierzeniami indiańskimi: religia Długiego Domu Irokezów, shakeryzm i ruch związany z tańcem duchów.
Religia panindiańska wykształciła się dopiero na przełomie ostatniego wieku w postaci pejotyzmu.
Pejotl (także peyotl, Lophophora williamsii) to wysuszony owoc kaktusa z Południowego Zachodu, często mylony z tą rośliną z uwagi na to, że zawiera meskalinę. Nie jest to narkotyk, lecz zawiera środki zarówno pobudzające, jak i uspokajające i żuty lub pity w postaci naparu powoduje najpierw wymioty, a potem przyjemne uczucie i halucynacje.
Wcześniej używany tylko przez Apaczów i Koman-czów podczas rytuałów płodności, a także dla stłumienia uczucia głodu i pragnienia, stał się znany w całej Ameryce za sprawą Amerykańskiego Kościoła Tubylczego (American Native Church - ANC). Obecnie jest to najważniejszy Kościół, łączący chrześcijańską liturgię z użyciem pejotlu jako sakramentu.
Około 1930 roku podobno już 50 procent wszystkich Indian było członkami ANC, który zdelegalizowano w 1898 roku, lecz od 1918 roku zaczęto go znowu tolerować, a w 1934 oficjalnie zewolono na jego działalność.

77
76


ALLOTMENT ACT
Jeszcze nie wszyscy Indianie zgodnie z życzeniem rządu przenieśli się do rezerwatów, gdy Kongres wydał w 1887 roku nową ustawę, Allotment Act. Według tego prawa rezerwaty miały być zlikwidowane, a ziemia przydzielana indywidualnie indiańskim rodzinom (65 ha na głowę rodziny). (Niemała "reszta" przypadła białym kolonistom).
Szlachetnym zamiarem ustawodawcy było umotywowanie Indian przez osobistą własność do intensywniejszej uprawy ziemi. Takie rozumowanie było jednak całkowicie europejskie i dla czerwonoskórych Amerykanów mało atrakcyjne, ponieważ wspólnie pracowali i także jako farmerzy dzielili między siebie zbiory.
Parcele tylko przez krótki czas były wolne od podatków. Po ich wprowadzeniu wielu Indian padło ofiarą niewypłacalności i musiało sprzedać ziemię białym. Tym sposobem Indianie utracili z czasem kolejne dwie trzecie swoich terytoriów.
Polityka USA na początku XX wieku zmierzała do oddzielenia własności od terytorium plemienia, rozbijania wszelkich organizacji politycznych (samorządów plemiennych) i do zakazu odprawiania wielowiekowych obrzędów. Oznaczało to przymusową asymilację, a w życiu codziennym przyniosło zakaz noszenia tradycyjnych strojów indiańskich, ba, od mężczyzn żądano nawet obcinania tak symbolicznych dla nich długich włosów.
Indiańskim dzieciom nie wolno było posługiwać się w szkole własnym językiem. Poza tym takie szkoły połączone z internatem znajdowały się często daleko od rezerwatów, co popychało dzieci, przyzwyczajone do stałej bliskości swoich rodzin, do ciągłych ucieczek.

Dopiero w 1924 roku pierwotni mieszkańcy Ameryki uzyskali obywatelstwo USA, z jednej strony w nagrodę - wprawdzie spóźnioną - za zasługi podczas I wojny światowej, z drugiej zaś w nadziei, że przyśpieszy to ich asymilację. Jednak samo przyznanie obywatelstwa nie poprawiło warunków życia rdzennych Amerykanów, wielu musiało jeszcze długo walczyć o prawa wyborcze (Arizona, Nowy Meksyk i Maine przyznały im te prawa dopiero po II wojnie światowej).
Wreszcie, w 1928 roku, "komisja Meriama" po dwuletnim śledztwie stwierdziła, że polityka nadziału miała dla Indian pod każdym względem katastrofalne następstwa. Upłynęło jednak jeszcze parę lat, nim Biały Dom programem reform gospodarczych i społecznych (New Deal) Roosevelta rozpoczął nową politykę także wobec Indian.
W 1934 roku prezydent Franklin D. Roosevelt mianował Johna Colliera pełnomocnikiem do spraw Indian. W tym samym roku Kongres uchwalił "Reorganisation Act", który miał być próbą naprawienia błędów z poprzednich dziesięcioleci.
Nastąpiła fala innowacji, a najważniejsze z nich, jakie wymienimy tutaj, pokazują wyraźnie, co do tej pory robiono źle. Zamiast internatów poza rezerwatami budowano na terytoriach plemiennych szkoły dzienne. Część kraju stała się na powrót własnością plemienną, tworzono konstytucje plemion, Indianie znajdowali pracę w podlegającym Ministerstwu Spraw Wewnętrznych Biurze do spraw Indian (Bureau of Indian Affairs - BIA), a w końcu przywrócono też wolność wyznania. Z pomocą firm prywatnych podjęto wysiłki mające na celu rozwiązywanie problemów społecznych, poprawę opieki medycznej i tak dalej.
Podczas II wojny światowej powstał (głównie z urzędników BIA) Narodowy Kongres Indian Amerykańskich (National Congress of American Indians), pierwsza duża

79
78


l
organizacja, która miała reprezentować wszystkie narody indiańskie i zajmować się ich problemami.
Powołana do życia Komisja Skarg, również pod przewodnictwem Johna Colliera, zajęła się wypłatą rekompensat dla Indian za nie dotrzymane przez rząd umowy.
Wszystkie reformy - a właściwie ich zalążki - wprowadzano w okresie największego kryzysu gospodarczego w dziejach USA: bezrobocie oraz ubóstwo dotykały indiańską ludność, i tak wegetującą tylko na marginesie społeczeństwa, jeszcze mocniej niż białych. Dlatego reformy ani nie posuwały się dość prędko, ani nie naprawiały wyrządzonych niesprawiedliwości. Środki finansowe, jakie państwo przeznaczało na ów cel, nie podsycały sympatii białych dla, ich zdaniem, "wymigujących się od pracy i wciąż pijanych czerwonoskó-rych".
Niektórzy biali przypomnieli sobie znowu o istnieniu czerwonoskórych współobywateli dopiero wtedy, gdy ci zwrócili na siebie uwagę swoją postawą podczas II wojny światowej. Ich wielkie zasługi spotkały się z powszechnym uznaniem, a rodzące się pozytywne nastawienie umożliwiło Johnowi Collierowi kontynuację (do 1945 roku) kwestionowanego programu reform.
Dziś może to zabrzmieć niewiarygodnie, lecz nawet "zimna wojna" w latach 50. dała wielu białym kolejny pretekst do nieufności i niechęci do indiańskiego trybu życia: wpływowi politycy podejrzewali komunistyczne niebezpieczeństwo nawet w zespołowym zarządzaniu swoją własnością i kolektywnej uprawie ziemi przez wspólnoty indiańskie...
Nagle nowa (stara) polityka lat 50. głosiła znowu: koniec z rezerwatami (termination) oraz państwem w roli powiernika; asymilacja i akulturacja (dostosowanie do obcej kultury); przesiedlenie Indian do miast. Te i wiele innych żądań wciąż wysuwano pod adresem Indian...

Plemiona walczyły środkami prawnymi przeciwko polityce ograniczeń, w której nie dostrzegały obiecanej wolności, tylko kolejny atak na resztki posiadanej przez Indian ziemi.
W praktyce to "wyzwolenie" od państwowego nadzoru wyglądało bowiem tak, że od dobrze prosperujących indiańskich przedsiębiorstw wymagano nagle wysokich podatków, których Indianie jako mieszkańcy rezerwatów nigdy nie musieli płacić. Poza tym odpadały państwowe subwencje - i tym sposobem plemionom znowu zaczęła grozić zagłada.
Również ta polityka poniosła szybko klęskę i rząd musiał stopniowo wziąć "pod swą opiekę" wiele rezerwatów indiańskich. Oficjalne zakończenie polityki ograniczeń nastąpiło w latach 60., kiedy coraz więcej białych zaczęło wraz z Indianami upominać się o ich prawa.
POWSTANIE l OBECNA SYTUACJA REZERWATÓW
Pierwsze rezerwaty "stworzyli" purytanie już w 1638 roku w New Haven, żeby oddzielić Indian od białych - była to wczesna forma apartheidu.
Z biegiem lat negocjowane co jakiś czas na nowo granice kraju Indian "przesuwały się" ciągle na zachód, gdyż coraz więcej kolonistów wdzierało się nielegalnie na ich terytorium; początkowo granicę stanowiły Appa-lachy, potem Missisipi.
Do lat 60. XIX wieku zawarto kilkaset traktatów, które ograniczały coraz bardziej tereny indiańskie lub zmuszały tubylców do opuszczenia własnego kraju.
W 1871 roku Kongres zrezygnował z polityki rokowań i odtąd Indianie podlegali jednostronnym postanowieniom prezydenta i rządu.
81

Większość rezerwatów powstała miedzy 1867 a 1887 rokiem, kiedy poszczególnym plemionom przydzielono osobne tereny, "zarezerwowane" tylko dla nich.
Indianie zatrzymani poza rezerwatami (przeważnie podczas polowań) traktowani byli przez wojsko jak wrogowie. Obecnie czerwonoskórzy obywatele USA mogą żyć także poza rezerwatami. Według szacunkowych danych BIA z roku 1987 w rezerwatach mieszka około 861000 Indian, a w miastach i na wsi poza terenami rezerwatów 700 000, z czego większość w Kalifornii.
W USA żyje 310 uznanych oficjalnie plemion oraz 197 grup ludności na Alasce. Według BIA istnieje blisko 300 rezerwatów federalnych; największy z nich to rezerwat Nawahów. Jednak wyłączną własnością plemienną jest z tego tylko 140, ponieważ także nie-Indianie mogą kupować lub dzierżawić ziemię.
Powierzchnia zajmowana przez Indian wynosi mniej niż 2 procent pierwotnej, a połowa plemion procesuje się w dalszym ciągu o przyznanie prawa do ziemi. Nie wszystkie wprawdzie, ale większość rezerwatów to tereny powiernicze Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, w których lokalną władzę sprawuje zawsze samorząd plemienny, lecz zasadniczo ich mieszkańców obowiązują również prawa federalne.
BUREAU OF INDIAN AFFAIRS (BIA)
BIA zostało utworzone w 1824 roku i do 1849 roku podlegało Ministerstwu Wojny, potem zaś Ministerstwu Spraw Wewnętrznych. Według oficjalnych oświadczeń stosunek BIA do samorządów plemiennych jest obecnie taki, jak jednego rządu do drugiego, jego celem zaś jest dalsza rozbudowa instytucji samookreślenia plemion (self-determination).

Członkami samorządów plemiennych mogą jednak zostać tylko Indianie odpowiadający BIA, a nie zawsze są to kandydaci, jakich życzyłyby sobie plemiona. Naturalnie dotyczy to również indiańskich urzędników BIA (którzy stanowią od 60 do 80 procent, lecz niewielu z nich zajmuje stanowiska kierownicze).
Często katastrofalne warunki bytowe i poczucie, że BIA nie tylko nie chroni Indian, ale traktuje ich niesprawiedliwie, doprowadziły do powstania w latach 60. indiańskich grup oporu, o których będzie jeszcze mowa. BIA została powołana do wspierania samorządów plemiennych w administrowaniu podległymi im terenami oraz sprawowania nadzoru nad ziemią.
Do jego zadań należy dzierżawa praw do wydobycia bogactw naturalnych, utrzymywanie areału lasów, ochrona wód oraz rozwój programów pomocy, które obejmują szkolnictwo (181 szkół finansowanych przez BIA), wspieranie języków indiańskich, oświatę dorosłych i stypendia dla uzdolnionych.
BIA wspomaga też samorządy plemienne w budowie dróg, organizuje programy społeczne i służące ożywieniu gospodarki oraz budownictwa mieszkaniowego. System lecznictwa przejęło w 1955 roku federalne Ministerstwo Zdrowia.
Mimo pewnych postępów wszystkie te programy bynajmniej nie osiągnęły jeszcze swego celu, jakim było istotne podniesienie poziomu życia Indian, Niektóre dane statystyczne mówią o tym wyraźnie (źródło: Towarzystwo Narodów Zagrożonych). Zdrowie
Umieralność dzieci w pierwszym roku życia jest 3,5-krotnie wyższa od średniej amerykańskiej, w ostatnich latach notuje się jednak pewną poprawę-
Gruźlica występuje 7 razy częściej, a zapalenie opon mózgowych - 20 razy częściej niż wśród białych.

82
83


25 procent mężczyzn i 12 procent kobiet to alkoholicy. Odsetek samobójstw wśród nastolatków jest 15-krot-nie wyższy niż średnia amerykańska!
Kiedy ujawniono, że miedzy 1974 a 1977 rokiem lekarze wysterylizowali około 3500 indiańskich kobiet bez ich wiedzy, wiadomość ta wzbudziła sensację w mediach amerykańskich! Oczekiwana dlugość żyda
Według aktualnej informacji BIA oczekiwana długość życia wśród Indian wynosi 71,1 roku wobec zaledwie 44 lat, jakie podaje Towarzystwo Narodów Zagrożonych (średnia amerykańska: 67 lat). Jeśli nawet zważyć, że te negatywne liczby są prawdopodobnie starszej daty, rozbieżność wydaje się zbyt wielka. Strona indiańska twierdzi, że statystyki BJA są "upiększane". Bezrobocie
Waha się regionalnie i sezonowo między 60 a 95 procent. Natomiast dochody są o około 50 procent niższe od oficjalnej granicy ubóstwa w USA. Mieszkania
40 procent indiańskich mieszkań ma najniższy standard.
Z powodu nieudolności BIA w rozwiązywaniu tych problemów dostawało się ono już nieraz w krzyżowy ogień publicznej krytyki. Ponieważ Biuro wydaje pieniądze podatników, opinia publiczna w USA jest szczególnie wyczulona.
Dla podatników amerykańskich szokiem była seria artykułów poświęconych oszustwom i defraudacjom w kraju Indian. W związku z tym przez sześć miesięcy dziewięciu reporterów i fotografów "Arizona Republic" prowadziło badania w różnych rezerwatach, pragnąc ustalić, jak naprawdę żyją Indianie w USA.

RAPORT "ARIZONA REPUBLIC"
Główne tematy artykułów:
- biurokratyczna dżungla BIA
- szkoły
- mieszkania
- zdrowie
- ochrona bogactw naturalnych na terenach indiańskich
- prawo.
BIA, urząd podległy Ministerstwu Spraw Wewnętrznych, zyskało wątpliwą sławę jako najgorzej funkcjonujący organ rządowy. Nawet jego dyrektor, Ross Swimmer, Czirokez, przyznaje się do niegospodarności i nadużyć i oświadcza w trakcie jednego z wywiadów: "Powinno się rozwiązać nie plemiona, lecz BIA..."
Administracja wewnętrzna i biurokracja pochłaniają olbrzymią część budżetu (bądź co bądź miliard dolarów), a z każdego dolara1 tylko 10 centów dociera dc adresatów, czyli Indian. Indiańscy przywódcy zgadzają się z urzędnikami federalnymi, że reputacja BIA nigdy dotąd nie była tak fatalna.
BIA zarzuca się, że nie potrafi właściwie rozporządzać swym budżetem, a i poza tym zawodzi we wszystkich dziedzinach podlegających jego kompetencji.
Przeprowadzona wśród Indian ankieta wykazała, że wprawdzie 65,8 procent pytanych jest za dalszym funkcjonowaniem BIA, ale domaga się zarazem zasadniczych reform.
Szkoły: szkoły publiczne w USA generalnie nie cieszą się dobrą opinią, a kto może sobie na to pozwolić, posyła swoje dzieci do szkół prywatnych.
Pod względem poziomu szkoły finansowane przez BIA - co wynika z badań opinii publicznej - zajmują ostatnie miejsce po szkołach publicznych, prywatnych (przeważ-

85
84


nie wyznaniowych) i plemiennych. Mimo to 70,7 procent ankietowanych Indian wypowiada się przeciwko zamykaniu szkół BIA, ponieważ w szkołach publicznych indiańskie dzieci wciąż narażone są na dyskryminację.
Jak pisze "Arizona Republic": "oświata i szkolnictwo są nadzieją plemion, lecz szkoły są często okropne..." W wielu szkołach brakuje pomocy naukowych i wykwalifikowanego personelu. Ponieważ z radością przyjmuje się wszystkich nauczycieli, którzy chcą pracować w szkołach BIA, prawie nikt nie sprawdza, czy nadają się do tego zawodu. Zdarzało się też, że zamiast na szkołę wydawano pieniądze publiczne na zakup sprzętu do gry w golfa dla personelu nauczycielskiego... W latach 1981-1984 stwierdzono ponad 100 przypadków wykorzystywania uczniów i znęcania się nad nimi...
Badania stanu wiedzy indiańskich uczniów dowodzą, że poziom uczniów ze szkół BIA jest znacznie niższy niż średnia krajowa, ale od 1984 roku można zauważyć lekką poprawę.
W ramach programu budownictwa mieszkaniowego, mającego zapewnić lokum biednym Indianom, powstały wprawdzie drogie domy, lecz okazało się, że ich dachy zostały uszkodzone jeszcze przed wprowadzeniem się mieszkańców. Naprawy kosztowały państwo dodatkowe miliony.
Najcięższe jednak zarzuty, w których chodzi o ogromne sumy, dotyczą ochrony indiańskich praw w branży naftowej, a także w dziedzinie eksploatacji złóż węgla i uranu.
Dziennikarskie śledztwo potwierdza pogłoski, według których urzędnicy BIA działali nielegalnie na rzecz firm naftowych wbrew interesom indiańskich właścicieli. Nawet sam dyrektor BIA Ross Swimmer jest właścicielem akcji trzech firm naftowych.
BIA jako powiernik Indian pertraktuje z towarzystwami wydobywczymi i odstępuje prawa firmom naf-

towym: Biuro Zarządzania Ziemią nadzoruje wydobycie i produkcje ropy; firmy naftowe odprowadzają cześć zysków do Biura Zarządzania Złożami Mineralnymi
- a ono przekazuje pieniądze BIA, które powinno oddawać te dochody Indianom.
Często koncerny naftowe domagają się od Indian zwrotu tysięcy dolarów z racji rzekomych "nadpłat", nie podając dokładnie ilości wydobytej ropy. Dotychczas udało się Indianom wygrać kilka procesów, w których ustalono, że to jednak nie oni, lecz koncerny muszą płacić.
Nawahowie i Hopi stracili majątek, ponieważ BIA zażądała od firmy wydobywczej tylko 35 centów za tonę węgla zamiast 1,50 dolara, jakie wtedy zwyczajowo brano. Jest rzeczą zrozumiałą, że firmy wydzierają sobie z rąk tak tanie tereny wydobywcze...
Prawo: wielość różnych jego rodzajów (federalne, stanowe, lokalne, plemienne) oraz kompetencja bądź niekompetencja rozmaitych władz sprawiają, że rezerwaty są często rajem dla przestępców.
Pomijając fakt, że zabicie Indianina na "Dzikim Zachodzie" nawet dziś uchodzi jeszcze raczej za drobne przewinienie, brak wykwalifikowanych sił porządkowych oraz odosobnienie wielu rezerwatów przyciąga kryminalistów.
Urzędnicy federalni i samorządy plemienne uskarżają się na skomplikowaną sytuację.
Do interwencji w sprawach drobnych przestępstw popełnianych między Indianami uprawniona jest policja plemienna, do przestępstw popełnianych przez Indian na nie-Indianach kompetentne jest FBI i władze stanowe, do przestępstw popełnianych przez nie-Indian na nie-
-Indianach w rezerwacie - państwo. Wyjątkowo ciężkie przestępstwa wchodzą w zakres uprawnień FBI lub BIA... Nie-Indian w rezerwatach przeważnie się nie ściga, ponieważ policja plemienna nie ma do tego pełnomocnictwa, a policja federalna jest często za daleko.

87
86


Wobec tak skomplikowanych stosunków nikogo nie dziwi, że niektórzy krewni ofiar i sprawców dawnym zwyczajem wolą wyjaśniać sprawy między sobą przez wymianę prezentów (zwaną ,,Navajo Plea Bargain").
Zdrowie: podobnie jak w szkołach, w szpitalach brakuje wyposażenia oraz wykwalifikowanego personelu. Według statystyk na około 1200 Indian przypada zaledwie jeden lekarz, w pozostałej części USA liczbowo jest to 1,65 na 1000. Tu właśnie ujawniają się 40-procentowe cięcia administracji Reagana w budżecie socjalnym przeznaczonym dla rdzennych mieszkańców. Wielką nadzieję pokłada się w indiańskich studentach, którzy sami finansują swoje studia medyczne.
Innym ciekawym tematem serii artykułów w "Arizona Republic" było pragnienie zwrotu przedmiotów kultowych, jak również kości przodków zdeponowanych w muzeach, by mogły być ostatecznie uroczyście pochowane.
O uznanie za plemiona przez BIA ubiegało się w ostatnich dziesięciu latach 118 grup. Tylko siedem spełniło surowe kryteria, a kolejnym pięciu udało się osiągnąć pożądany status bezpośrednio w Kongresie.
Strona indiańska ubolewała, że w serii artykułów zbyt mało miejsca poświęcono sukcesom, jakie w ostatnich latach osiągnięto w lecznictwie, w gospodarce oraz w szkolnictwie (wprowadzenie szkół dwukulturowych). Dla Indian duże znaczenie ma jednak już fakt, że artykuły te narobiły wiele wrzawy i pociągnęły za sobą śledztwo organów państwowych.
RUCH OPORU
W XX wieku opór zbrojny przerodził się w opór polityczny, czasami nawet wojujący. Wzburzenie wśród plemion wzbudził już Allotment Act, przeciw któremu protes-
88

towało w Kongresie wiele delegacji indiańskich. Potem zakładano, często z poparciem białych sympatyków, prywatne stowarzyszenia ponadplemienne (obejmujące wszystkie plemiona) w celu ochrony praw Indian.
Już w 1922 roku wódz Indian Kajuga próbował uzyskać w Lidze Narodów w Genewie suwerenność dla swego plemienia, jednak bez rezultatu. Spotkał go ten sam los co wielu innych, którzy chcieli się powoływać na wilsonowskie prawo narodów do samostanowienia.
Bezskuteczne były również liczne protesty w latach 50. przeciw budowie tam i powstałym jeziorom zaporowym, które zalały duże części terenów plemiennych.
Światową sensację wzbudziły akcje w latach 60. Na fali innych protestów z owych czasów (Martin Luther King, bojownicy o prawa obywatelskie dla Murzynów, ruch protestu przeciwko wojnie w Wietnamie, protesty studentów i hipisi) przywódcy indiańscy lepiej już wykształconej, nowej generacji zaczęli organizować akcje prowadzące bezpośrednio do celu: obok "Black Power" i "Flower Power" powstała "Red Power".
Przemawiające do publiczności demonstracje i częściowo akcje bojowe, w których uczestniczyło wielu białych lobbystów i prominentów jak Marlon Brando i Jane Fonda, zwróciły uwagę świata na niewesołą sytuację pierwszych mieszkańców Ameryki Północnej.
Zaczęło się od "Fish in's" w stanie Waszyngton w 1964 roku (protestu przeciwko anulowaniu indiańskich praw do połowu ryb), w 1969 roku miała miejsce okupacja wyspy Alcatraz, na której dawniej znajdowało się więzienie, potem długi marsz na Waszyngton z zajęciem siedziby BIA i spotkanie nad Wounded Knee na pamiątkę masakry z 1890 roku, a w latach 1973 i 1975 doszło tam do ekscesów.
W 1977 roku Indianie wysłali rezolucję do Organizacji Praw Człowieka w Genewie. Od tego czasu przedstawi-
89

ciele Indian biorą udział w specjalnych konferencjach ONZ. W 1978 roku powstało także ugrupowanie kobiece, WARN (Women of Ali Red Nations). Natomiast najważniejszym z ugrupowań jest AIM (American Indian Move-ment), realizujący cele polityczne i kulturalne.
Ponieważ prawne możliwości działania w USA są w wielu dziedzinach wyczerpane, grupy te szukają coraz częściej poparcia za granicą. W tym celu indiańskie delegacje odwiedzały także kraje europejskie, pragnąc nawiązać kontakty z politykami, mediami i ludnością.
W 1983 roku doszło też do spotkania z ówczesnym kanclerzem Austrii doktorem Brunonem Krełskym, które przyniosło tę drobną korzyść, że Ministerstwo Edukacji zrewidowało przedstawienie kwestii indiańskiej w austriackich podręcznikach szkolnych.
Podobnie jak niektóre mniejszości etniczne w Europie, ludy indiańskie starają się uzyskać nie tylko równouprawnienie, ale także specjalny status jako rdzenni mieszkańcy USA (i Kanady). Dalekosiężnym celem, na razie tylko kilku radykalnych grup, jest uznanie Indian za suwerenne narody.
Pilniejsze wydaje się jednak rozwiązanie problemów, które dotyczą jednocześnie gospodarki i ochrony zdrowia: jedna trzecia złóż surowców energetycznych USA, w tym 55 procent uranu, znajduje się na terytoriach indiańskich.
W południowej części Black Hills wydobywa się i przetwarza uran, powstają więc także zwały odkrywkowe, które muszą być zdeponowane, gdyż są jeszcze w 85 procentach radioaktywne.
Jak donosi czasopismo "Pogrom", w miejscowości Oglala (Black Hills) już w 1956 roku zmierzono wysoką radioaktywność wody pitnej, lecz BIA ogłosiło to publicznie dopiero w 1976 roku!

Okoliczni mieszkańcy ponoszą konsekwencje napromieniowania: rak, schorzenia gruczołu tarczowego, dzieci potworki oraz uszkodzenia genetyczne. Zachorowalność na raka jest wśród miejscowych Indian 10-krotnie wyższa od średniej krajowej. Organizacja kobieca WARN opublikowała w 1980 roku studium, które dowiodło, że w badanym miesiącu 1979 roku 36 procent wszystkich ciąż kończyło się poronieniem, a u 60-70 procent urodzonych dzieci stwierdzono wady rozwojowe płuc. Władze kwestionowały początkowo wyniki tych badań, lecz później musiały je uznać. Ministerstwo Energetyki przyznaje, że żaden zwał odkrywkowy nie jest w zadowalającym stanie!
Nieodwracalne szkody ekologiczne przynosi z sobą wydobycie węgla: w USA węgiel miesza się z wodą i transportuje rurociągami. Na terenach pustynnych zamieszkanych przez Indian następstwem tego jest niebezpieczne obniżenie się poziomu wód gruntowych.
Zarówno w wypadku węgla, jak i uranu nie tylko lekceważy się w jaskrawy sposób przepisy bezpieczeństwa na terenach indiańskich, BIA odstępuje także firmom wydobywczym - podobnie jak w wypadku ropy naftowej - prawa do eksploatacji złóż za bezcen (w przypadku uranu - 3,4 procent wartości rynkowej!), działając wybitnie na niekorzyść Indian.
Inny problem to próby atomowe w Nevadzie. Wprawdzie zachodni Szoszoni zgodnie z wyrokiem Sądu Najwyższego USA nie mają prawa do ziemi na właściwym terenie doświadczalnym, lecz żyją w bezpośrednim sąsiedztwie i są narażeni na działanie radioaktywnych odpadów.
Poligon ten jest jednym z najczęściej używanych w świecie: od 1951 roku przeprowadzono tam około 800 prób atomowych. Od 1962 roku testy wykonuje się wprawdzie tylko pod ziemią, ale po każdej próbie tunele

90
91


są "odpowietrzane", a wtedy - jak relacjonuje Renatę Domnick w czasopiśmie "Pogrom" z 1987 roku - radioaktywne chmury dostają się do atmosfery.
Nie tylko liczba zachorowań na raka pluć w Nevadzie przekracza średnią krajową wśród mężczyzn o około 31, a wśród kobiet - o 53 procent, również w wypadku białaczki i innych rodzajów raka statystyki wyglądają podobnie. Resort zdrowia określa związek między tymi danymi a próbami atomowymi jako "czystą spekula-
cję"-
W konferencji "Radioaktywność a zdrowie", która odbyła się w Amsterdamie w maju 1987 roku (zorganizowana przez World Information Service on Energy), wzięła także udział Pauline Esteves, obrończyni środowiska i przedstawicielka zachodnich Szoszonów. Zgodnie z tradycją, jako nestorka tego plemienia mieszkańców pustyni, chciałaby uświadomić Indian i wezwać ich do oporu.
Jeśli jednak zważyć, jak trudno przeciwnikom energii atomowej w naszej gęsto zaludnionej Europie udaremnić budowę elektrowni atomowych, można sobie wyobrazić, jak niewielkie szansę powodzenia mają biali i czerwono-skórzy obrońcy środowiska protestując z rzadko zasiedlonego "tylnego podwórza USA" (Backyard country) przeciwko wojskowym próbom atomowym.
INDIANIE W EUROPEJSKICH MEDIACH
Wiosną 1988 roku także czytelnicy gazet, telewidzowie i radiosłuchacze w Europie zwrócili uwagę na problemy Indian: stało się to za sprawą Indian z plemienia Kri Lubikon z Kanady, którzy przed otwarciem i podczas zimowej olimpiady w Calgary na oczach całego świata sygnalizowali zniszczenie swojej przestrzeni życiowej,

szukając zrozumienia i poparcia w Europie. Owa grupa Indian żyła do tej pory tradycyjnie z polowań, lecz na ich terenach odkryto ropę i rozpoczęto wiercenia. Wiąże się z tym budowa dróg, wyrąb drzew i wypalanie. Dlatego też zniknęła niezbędna do życia plemienia zwierzyna łowna i niezależni dawniej, sami zaopatrujący się w żywność Indianie, stali się klientami opieki społecznej.
"Spiegel" i inne czasopisma uznały, że warto poświęcić na swoich łamach miejsce na relacje z wyborów wodza wojennego i,^ trwającej od kilkudziesięciu lat, walki Siuksów o ich Święte Góry, Black Hills. Na wodza wojennego wybrano wówczas Phila Stevensa, prawnuka słynnego wojownika Siuksów, Standing Beara. Stevens nie jest pierwszym lepszym Indianinem, tylko wybitnym specjalistą od wyższych technologii, byłym szefem działu badawczego jednego z programów rakietowych USA. Dzięki niemu Siuksowie mają po raz pierwszy ważną osobistość, która może ich skutecznie reprezentować w rokowaniach z władzami amerykańskimi.
Wyrokiem Sądu Najwyższego z 1980 roku Siuksom przyznano odszkodowanie w wysokości 122,5 miliona dolarów, które na razie leżą nie tknięte w banku i dzięki odsetkom wzrosły już do sumy 200 milionów. Indianie nie chcą jednak pieniędzy, tylko zwrotu swoich Paha Sapa (Black Hills), które USA odebrały im kiedyś w niezbyt chwalebny sposób.
Wydaje się rzeczą wątpliwą, by nowemu wodzowi wojennemu udało się wszcząć na nowo najdłuższy proces sądowy w dziejach USA, jeśli zważyć, że na tym terenie znajdują się nie tylko złoża złota i uranu, lecz także baza floty powietrznej i Mount Rushmore (pomnik narodowy USA)...
Motto Indian brzmi w dalszym ciągu: "The Black Hills arę not for sold!" (Black Hills nie są na sprzedaż!)

92
93


Nie tak spektakularny, lecz przez to nie mniej ważny dla przeżycia Indian, punkt widzenia można bylo ostatnio poznać z pewnej notatki prasowej. Otóż Eskimosi
1 Indianie zawarli porozumienie o ograniczeniu polowań na białe niedźwiedzie nad Morzem Beauforta. W ten sposób uprzedzili oficjalne rokowania między Alaską i Kanadą, które prawdopodobnie będą jeszcze w toku, gdy ostatni niedźwiedź polarny dawno będzie zabity...
Tymczasem doszło do kolejnych protestów Innu (Na-skapi i Indianie Montagnais) i Innuit (Eskimosi) po ćwiczebnych lotach niemieckich samolotów bojowych na małej wysokości, które przepędziły z Labradoru stada karibu niezbędne do życia owych ludów.
W Kanadzie, mimo że było mniej wojen z rdzenną ludnością i nie zmuszano jej do asymilacji tak bardzo jak w USA, występują podobne problemy z ochroną zdrowia, bezrobociem, alkoholizmem i zagrożeniem środowiska naturalnego jak u południowego sąsiada.
Obecnie 300000 Indian i 25000 Inuit stanowi około
2 procent ludności, lecz liczba ta ma wyraźnie tendencję zwyżkową. Wśród nich oficjalnie uznane są 573 grupy, które posługują się 10 językami i 58 dialektami. Niespełna 30 procent żyje w rezerwatach.
PONOWNE ODKRYCIE KULTUR INDIAŃSKICH
Vine Deloria, jeden z pierwszych bezkompromisowych intelektualistów indiańskich, prawnik i pisarz, dowodzi w swojej książce Tylko plemiona przetrwają, że w 1969 roku nie-Indianie zaczęli odkrywać Indian.
Czy to za sprawą akcji politycznych samych Indian, czy za sprawą hipisów, czy w wyniku ogólnej dyskusji o mniejszościach i prawach człowieka, a może po prostu

dlatego, że nadszedł odpowiedni czas, wszystko, co indiańskie, stało się modne.
Hipisi zachęceni lekturą książek Hermanna Hessego, którego młodzież Ameryki uznała za swego idola, szukali często nowego, alternatywnego modelu życia właśnie w rezerwatach. Ubierali się "po indiańsku" i starali się żyć tak, jak wyobrażali sobie życie Indian. Z pewnością moda na koszule obszyte frędzelkami, opaski na włosy i mokasyny miała źródła w "turystyce indiańskiej" w po-łudniowo-zachodniej części USA i szybko zawędrowała też do Europy.
Najwyraźniej widać było tę zmianę poglądów podczas spisów ludności USA w 1970 i 1980 roku. W tym ostatnim doliczono się 1418195 Indian, Eskimosów i Aleutów, co oznaczało wzrost o 7 procent w ciągu zaledwie dziesięciu lat. Przyczyną jest nie tylko naturalny przyrost ludności, lecz także fakt, że chętnie przyznawano się do indiańskiego pochodzenia, które wcześniej lepiej było trzymać w tajemnicy.
Ruchy zielonych, obrońcy przyrody i zwolennicy ucieczki od cywilizacji odkryli eko(logicznego)-Indianina. Służył on za wzór życia w harmonii z "Matką Ziemią", chętnie więc przejmowano elementy jego duchowości. Publikowano mowy dawnych wodzów, którzy wcześnie przepowiedzieli, że biali zniszczą kontynent.
Rosło zainteresowanie indiańską historią oraz kulturą i wielu naukowców zaczęło je badać. Jeszcze przed kilkoma laty moi indiańscy przyjaciele skarżyli się, że amerykańskie dzieci wiedzą o pierwotnych mieszkańcach Ameryki mniej niż ich europejscy koledzy (uważali, że z powodu braku książek Karola Maya w USA!), ale w latach 80. sytuacja ta uległa zmianie.
Amerykański rynek zalała fala wyjaśniających publikacji białych i czerwonoskórych autorów: książki dla dzieci, podręczniki szycia indiańskiej odzieży, tipi itd., prace

95
94


z dziedziny archeologii, antropologii i historii, autobiografie, książki kulinarne, literatura poświęcona indiańskiej medycynie i lecznictwu, indiańskiej sztuce i filozofii...
Jako pozytywy należy także dostrzec, że nie produkuje się już westernów, w których występują schematyczne postacie żądnych krwi lub szlachetnych czerwonoskó-rych. Nader rzadkie są jednak również filmy ukazujące życie Indian w sposób niezafałszowany. Nie ma też "czerwonoskórego" gwiazdora, który budziłby sympatię do Indian jak Sidney Poitier do Murzynów.
Wraz ze wzrostem zainteresowania do świadomości obywateli amerykańskich dotarło również stopniowo bardziej obiektywne pojmowanie dziejów. Wielu Indian tłumaczy finansowe wspieranie działania ich grup przez białych budzącym się w tych ostatnich "kompleksem winy".
Nastrojom proindiańskim towarzyszył też wzrost lokalnej samoświadomości. Wiele plemion znowu używa częściej swych pierwotnych nazw (Nawahowie - Dine, Siuksowie = Lakota itd.). Renesans przeżywają tradycje plemienne, języki indiańskie, tańce, pieśni i filozofia życiowa. Ostatnimi laty wydaje się jednak, jakby zapał z lat 70. nieco przygasał.
Typowego Indianina nie znajdzie się dziś tak samo jak dawniej - zbyt duże są różnice między poszczególnymi plemionami, ich doświadczeniami historycznymi i językami. Do stworzenia panindiańskiej solidarności przydatny okazał się jednak język angielski.
Wyraźnie zarysowany indywidualizm stworzył różnorodność typów współczesnych Indian: spotykamy ich jako mieszkańców miast i rezerwatów (wielu młodych ludzi, którzy przenoszą się do miast z nadzieją na pracę, wraca jednak szybko do wspólnot plemiennych w rezerwatach), jako całkowicie zasymilowanych lub zupełnie tradycyjnych, jako nie zainteresowanych polityką lub radykalnych aktywistów - i we wszelkich odmianach pośrednich.

Podobne zróżnicowanie występuje na płaszczyźnie zawodowej. W rezerwatach jedyną możliwość zatrudnienia oferuje często BIA. Na terenach wiejskich spotyka się czasem hodowców koni, ujeżdżaczy i kowbojów występujących na rodeo. W Nowym Jorku Indianie z plemienia Mohawk, którzy nie mają lęku wysokości, zatrudniani są w budownictwie przy pracach wysokościowych. Indianie występują również w balecie klasycznym, jak Maria Tallchief, najsłynniejsza eksbalerina New York City Ballet. W społeczeństwie amerykańskim działają już także indiańscy aktorzy, futboliści, adwokaci, lekarze i pisarze. Wielu z nich poświęca swój wolny czas kultywowaniu indiańskich tradycji w grupach politycznych i kulturalnych.
Bardzo duży udział we wzroście znaczenia pierwotnych mieszkańców, ale i sztuki całej Ameryki Północnej mieli w ostatnich dziesięcioleciach artyści pochodzenia indiańskiego.
SZTUKA INDIAŃSKA
Regionalne różnice spowodowały wielką różnorodność sztuki indiańskiej. Rozgłośną sławę "narodu rzeźbiarzy" zdobyli sobie na przykład Eskimosi jako rytownicy i snycerze w steatycie, a tematem ich prac pozostaje do dziś polowanie.
Na wysokim poziomie stoi snycerstwo na Północnym Zachodzie (zwierzęta totemiczne), ale także sugestywne maski Irokezów są bardzo cenione.
Turyści na Południowym Zachodzie bardzo chętnie kupują wyroby koszykarskie i garncarskie oraz lalki przedstawiające kachiny, duchy plemienia Hopi. Prawie bezcenne są srebrne ozdoby Nawahów i Zuni, a także ręcznie tkane dywany Nawahów.

96
97


l
W Europie mniej znane, lecz przez to nie mniej urocze są rozmaite wyroby rzemiosła artystycznego, jak patchwork (zszyte kawatki różnych materiałów) na Florydzie, quilts (pikowane kołdry z kolorowych resztek materiałów) na Wielkich Równinach, gdzie znajduje się także centrum sztuki wyszywania perełkami, oraz quills (technika zdobienia kolcami jeżozwierza).
Największe uznanie i sukcesy komercyjne Indianie zyskują w sztukach plastycznych. Do ich popularności w Europie przyczyniły się ostatnio wystawy w Niemczech i w Szwajcarii. W 1983 roku odbyła się w Austrii wystawa indiańskich plakatów. Również niemiecka telewizja, dzięki emisji cyklu programów "Indiańska dusza Ameryki", miała swój udział w poznaniu przeżywającej rozkwit sceny kulturalnej.
Pod względem tematycznym "tradycjonaliści" wśród malarzy opierają się na piktografiach ze skór zwierzęcych (motywy myśliwskie i wojenne), obrazach utrwalonych na piasku i na malowidłach w kiva (dzieje stworzenia, rytuały). Ale także prace młodego pokolenia artystów, którzy odwracają się od tej tradycji - "nonkonformistów" - sprzedawane są jako indiańskie,
Dorothy Dunn, zakładając Santa Fe Indian School, rozpoczęła już w latach 30. kształcenie Indian. Szkoła ta wydała sławnych artystów, jak Allan Houser, Harrison Begay i Quincy Tahoma.
Ulubioną techniką prawie wszystkich tych malarzy jest akwarela. W zależności od regionu powstały różne style i szkoły (np. styl Kiowa, szkoła leśna). Na "nonkonformistów" z kolei decydujący wpływ wywarł wybitny malarz Fritz Scholder (Indianin z plemienia Luise-nio), który od 1964 roku wykładał w Institute of American Indian Arts w Santa Fe. W amerykańskich muzeach wystawia się wiele obrazów artystów indiańskich.

Muzyka: czystą muzykę tradycyjną można jeszcze usłyszeć na wielkich pow-wow (tańcach połączonych z konkursami), które cieszą się dużą popularnością również wśród białej publiczności. Tancerzom akompaniują przeważnie grupy bębnistów. Pieśniarze indiańscy chętnie wykorzystują muzykę country, którą często przekształcają w protest songi. Cher Bono, pochodząca z rodziny czirokesko-armeńskiej, zdobyła już popularność jako piosenkarka (Sony & Cher), zanim w 1988 roku otrzymała Oscara za kreację aktorską w filmie Lunatyczka.
Indiańskie pieśni (przede wszystkim Nawahów) można dostać w USA także na płytach.
Literatura: począwszy od XVIII wieku, tylko nieliczni z wielu piszących po angielsku indiańskich autorów zdobyli większy rozgłos w Stanach Zjednoczonych (np. Samson Occom), ale nie w skali międzynarodowej. Ci dawni autorzy zajmowali się głównie tematyką chrześcijańską, która była im bliska, ponieważ kończyli szkoły misyjne.
W XIX wieku pojawiało się coraz więcej autobiografii, opisów historycznych i prac krytykujących kulturę białych (np. Historia narodu Odżibuejów George'a Copwa-ya,1850). Znani byli również niektórzy pisarze z plemienia Czirokezów, a wśród nich przede wszystkim John Ross.
Na przełomie wieku dominowali autorzy z Wielkich Równin, zwłaszcza Siuksowie, którym udało się zafascynować białą publiczność. Autorzy tacy jak lekarz plemienia Siuksów, Charles Eastman, Gertrudę Bonin i Carlos Montezuma, stali się popularni dzięki książkom i artykułom w amerykańskich czasopismach. W ostatnich dziesięcioleciach renomę zdobyli też niektórzy piszący naukowcy (np. D'Arcy McNickle dzięki swoim książkom Runner in the Sun i They came here first).

98
99



Państwa na kontynencie obszary kulturowe Indian
Współczesnych autorów ośmieliły sukcesy Vine'a De-lorii i wyróżnienie Nagrodą Pulitzera House Madę of Dawn Scotta Momadaya; warto tu wymienić Hyemeyoh-sta Storma (Seven Arrows), Simona Ortiza (Fight back) i literaturoznawczynię Paulę Gunn Allen z artykułami o indiańskich kobietach w literaturze.
Wielu współczesnych autorów pisze nie tylko po angielsku, lecz także w językach indiańskich, poruszając w swoich książkach zarówno polityczne, jak i codzienne problemy Indian.
Najważniejsze i największe z wielu przeważnie dwujęzycznych gazet indiańskich to "Wassaja" i ,Akwesasne Notes", regularnie drukujące teksty indiańskich autorów i polityków. Zadziwiająco dużo jest piszących kobiet oraz liryki, którą regularnie publikują "Akwesasne Notes".
Zarówno w literaturze, jak i w sztukach plastycznych, Indianom udało się zaznaczyć swą odrębność jako mniejszości etnicznej, a jednocześnie stać się ważnym elementem amerykańskiej sceny kulturalnej.
Warunki życiowe współczesnych nam Indian są wynikiem historii i polityki najbogatszych krajów świata: USA i Kanady.
Zauważalny w ostatnich dziesięcioleciach postęp nie powinien przesłaniać nadal dominującej obojętności białych obywateli ani powszechnie znanej beznadziejnej sytuacji wielu Indian, którzy często szukają ucieczki w alkoholu, narkotykach i samobójstwach. Wprawdzie nie należy się obawiać powrotu do dawnej polityki przymusowej asymilacji, lecz postępy zostały mocno zahamowane przez restrykcyjną politykę społeczną prezydenta Reagana.
Samookreślenie i wykształcenie dwukulturowej odpowiedzialnej inteligencji mogłoby być dla narodów indiańskich drogą w bardziej obiecującą przyszłość.


NAJWAŻNIEJSZE PLEMIONA W OKRESIE ODKRYCIA
Objaśnienia nazw - mapy przedrukowano z oryginału niemieckiego
Aleuten - Aleuci Algonkin = Algonkini Apachen = Apacze Assiniboine = Asinboinowie Athapasken = Acapaskowie Blackfoot = Czarne Stopy Caddo = Kaddo Cherokee = Czirokezi Cheyenne = Gzejeni Chikasaw = Czikasawowie Choctaw = Czoktawowie Greek = Kri Eskimo = Eskimosi Huron = Huroni Irokesen = Irokezi Komantschen = Komańcze Kutchin = Kuczinowie Kwakiucl = Kwakiutlowie Mahican = Mohikanie Nacchez = Naczezowie Navajo = Nawahowie Ojibwa = Odżibuejowie Osagen = Osagowie Paiute = Pajuci Pawnee = Paunisi Pima = Pi mowie Schoschonen = Szoszoni Seminolen = Seminolowie Sioux = Siuksowie Tsimschian = Tsimshian Wappinger = Wappingowie Yuma = Jurna Yurok = Jurokowie


NAJWIĘKSZE REZERWATY W USA
Delawaren = Delawarowie
Kalifornische Stamme = plemiona kalifornijskie
Mohikaner = Mohikanie
NO. Cheyenne = Czejenowie pólnocno-wschodni
NW. Stamme = plemiona Północnego Zachodu
Salisch = Salisze
Sauk u. Fox = Sauk i Fox
Wascho = Wasco

SPIS TREŚCI
PRZEDMOWA .............. 5
OSADNICTWO I WCZESNE KULTURY ..... 7
Geografia Ameryki Północnej ........ 9
Początek dziejów ............ 10
Budowniczowie kopców .......... 14
Plemiona i ich języki ........... 17
NAJBARDZIEJ ZNANE PLEMIONA
I KULTURA ICH ŻYCIA .......... 21
Eskimosi w Arktyce ........... 23
Algonkini i Atapaskowie w Subarktyce ..... 25
Narody indiańskie Północnego Wschodu ..... 28
Narody Południowego Wschodu ........ 32
Południowy Zachód ojczyzną Pueblo ...... 35
Indianie Wielkiej Kotliny i Płaskowyżu ..... 40
Kultury kalifornijskie ........... 41
Bogactwo Północnego Zachodu ........ 42
Kultura Wielkich Równin .......... 44
Bizon i koń podstawą indiańskiej egzystencji ... 45
107

T


Seria KRÓTKO l WĘZŁOWATO
W
przygotowaniu:
Peter Pawlowsky Chrześcijaństwo
Herbert Ellinger Hinduizm
Bartłomiej Dobroczyński
New Agę
Społeczność i wspólżycie .......... 49
Indiańska sauna i taniec słońca ....... 52
WYTĘPIENIE INDIAN PRZEZ EUROPEJCZYKÓW . . 56
Wikingowie byli pierwsi .......... 56
Hiszpanie szukający zlota ......... 57
Francuzi podbijający ogromne obszary ..... 59
Anglicy - najpierw przyjaciele, potem wrogowie . . 59
Holendrzy i Szwedzi ........... 60
Rosjanie i ich wyniszczająca kampania ..... 62
Bunty i wojny ............. 66
"Droga Łez" ............. 68
Ostatnie wojny ............. 70
Smutny koniec rozdziału: taniec duchów i "Wounded
Knee" ............... 72
Ilu Indian było w czasie odkrycia? ...... 74
DROGA W XX WIEK. INDIANIE WSPÓŁCZEŚNI . . 76
Allotment Act ............. 78
Powstanie i obecna sytuacja rezerwatów ..... 81
Bureau of Indian Affairs (BIA) ........ 82
Raport .Arizona Republic" ......... 85
Ruch oporu .............. 88
Indianie w europejskich mediach ....... 92
Ponowne odkrycie kultur indiańskich ..... 94
Sztuka indiańska ............ 97
MAPY
Państwa na kontynencie i obszary kulturowe Indian 101
Najważniejsze plemiona w okresie odkrycia . . . 103
Największe rezerwaty w USA ........ 105





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
NGC7000 MGŁAWICE AMERYKA PÓŁNOCNA I PELIKAN
Ameryka Północna
Indianie Ameryki
religie Indian Ameryki konspekt
Ameryka Północna karty MI, nie PIM
Radek Palonka Kilka uwag na temat tabu wśród starożytnych i współczesnych Indian północnoamerykańs

więcej podobnych podstron