Mityczne latające konie
W słynnym zbiorze baśni „Księga tysiąca i jednej nocy” jest „Opowieść o hebanowym koniu”,
przydługa historia miłosna, w której interesujący jest wyłącznie opis tytułowego czarnego konia:
władca Persji, szach Sabur, otrzymał od pewnego mędrca konia z czarnego hebanu. Przekazując
szachowi swój dar, mędrzec powiedział:
„Ten drewniany koń w jeden dzień zaniesie cię dalej, niż prawdziwy koń zdoła cię przewieźć
przez cały rok, ponieważ lata w powietrzu niczym orzeł. Żadne morze nie jest dlań zbyt wielkie i
wzburzone, żadna góra zbyt wysoka i niedostępna. Możesz nad nimi przelecieć na tym rumaku
[...]”.
Zaiste, przedziwny był to koń! Nieznajomy zdradził zaskoczonemu wladcy możliwości czarnego
konia. Gdy dosiadł go, przekręcił śrubę na szyi zwierzęcia i natychmiast „rumak uniósł się w
powietrze z niewiarygodną prędkością”. Szach Sabur i jego dworzanie zaniemówili ze zdumienia i
podążali wzrokiem za cudownym jeźdźcem, który stawał się coraz mniejszy: najpierw wyglądał jak
orzeł, potem jak wróbel, a wreszcie jak malutka mucha, aby w końcu zniknąć na błękitnym niebie.
Jaką to „śrubę" przekręcił mędrzec? Co ciekawe, osoby, które nie znały się na obsłudze konia,
nie potrafiły ruszyć go z miejsca. Gdy dosiadł go młody książę, czarny koń nie wykonał żadnego
ruchu. Dopiero gdy mędrzec wyjaśnił księciu funkcję pokrętła, rumak ożył. Chcąc zmusić go do
lądowania, należało użyć drugiego, mniejszego pokrętła. Książę przebywał w powietrzu przez
dłuższy czas, ponieważ nie umiał zmusić rumaka do powrotu na ziemi. Przypuszczalnie zapomniał,
do czego służy drugie pokrętło, albo nieprawidłowo się nim posłużył. W pewnej chwili „spostrzegł,
że koń zwolnił pęd i zaczął się opuszczać ku ziemi”. Młodzieniec wylądował w dalekim kraju, a po
wielu latach dotarł nawet do Chin. Tam zaprezentował czarodziejskiego czarnego rumaka obcemu
królowi, który początkowo nie mógł śledzić lotu „z powodu ogromnej chmury kurzu”.
Koń pojawia się w tej opowieści wiele razy: pewnego dnia zaszczytu podniebnej podroży
dostąpiła księżniczka. Szybko pokonała lęk przed niezwykłym środkiem transportu, ponieważ „[...]
koń leciał spokojnie i bez wstrząsów”.
To, że końskie kopyta wzniecają chmury kurzu, nie jest niczym niezwykłym - chyba że owe
chmury są ogromne i zakrywają całe zwierzę. Opowieść o mknącym w przestworzach koniu można
przypisać marzeniom jeźdźców, którzy pragnęli unieść się w powietrze. Ale opisy
„bezwstrząsowej” jazdy i pokręteł, dzięki którym „koń” startował i lądował, brzmi nader osobliwie.
Tym bardziej że czarny rumak mógł przetransportować nie jedną, lecz kilka osób. Według legendy,
cudowny koń został w końcu umieszczony w królewskim skarbcu, gdzie przypuszczalnie stoi do
dziś i czeka, aż ktoś go wreszcie odkryje...!
Koń ze śrubami
Mitologia Państwa Środka zawiera nie tylko opowieści o ziejących ogniem latających smokach,
lecz także historie o skrzydlatych koniach. Pewien stolarz wykonał drewnianego konia, który
poruszał się dzięki dwudziestu sześciu śrubom. I w tej legendzie pojawia się książę, który na
grzbiecie cudownego rumaka dotarł do dalekich krajów, gdzie przeżył niezliczone przygody.
Zakochał się w księżniczce, która z powodu swojej urody była więziona przez ojca w „powietrznym
zamku” w chmurach.
Bohaterowi opowieści udało się dotrzeć do prześlicznej panny. Jej ojciec też miał latającego
konia, którym przewoził strażników do „powietrznego zamku” (koń musiał mieć zatem bardzo
szeroki grzbiet i odpowiednio obszerne siodło!), aby strzegli księżniczki jak oka w głowie. Ku
przerażeniu króla okazało się, że strażnicy zamku regularnie zasypiali na służbie - zapewne stawali
się senni z braku tlenu. W każdym razie książę uwolnił dziewczynę i razem odlecieli w dal.
Podróżowali nad chmurami i dotarli do bezpiecznej przystani.
Z greckiej mitologii znamy skrzydlatego konia imieniem Pegaz, który miał ponoć boskie
pochodzenie. Pegaz był wolny jak ptak: latał po niebie, pasł się na ziemi i nikomu nie pozwalał się
do siebie zbliżyć. Dopiero młodemu Bellerofonowi udało się poskromić niepokorne zwierzę, w
czym dopomogła bogini Atena. Bohater przechytrzył protegowanego bogów i wykorzystał go do
swoich celów. Na grzbiecie skrzydlatego rumaka Bellerofon pokonał licznych wrogów, a nawet całe
armie. Pewnego dnia bohater poczuł, że ma już dość pozornych zwycięstw, i postanowił polecieć do
bogów. Pegaz wznosił się coraz wyżej i wyżej. Zarozumiałość młodzieńca rozgniewała jednak ojca
bogów, Zeusa. Ugodził konia, który stanął dęba i zrzucił jeźdźca. Bellerofon runął na ziemię,
odniósł ciężkie rany i był do końca życia kaleką. Skrzydlaty koń kontynuował lot bez swojego
pilota. Od tamtej pory służy Zeusowi, przenosząc pioruny, które bóg ciska na ziemię.
Badając baśnie i mity dawnych ludów, w wielu z nich znajdziemy motyw „latającego konia”, z
którym związane są pewne powtarzające się elementy:
•
koń ma oprzyrządowanie, dzięki któremu może latać;
•
oprzyrządowanie wymaga prawidłowej obsługi przez pilota;
•
pilot musi najpierw zostać wtajemniczony, czyli poznać zasady działania urządzeń;
•
prawidłowa obsługa instrumentów umożliwia wielokrotne starty, lądowania, loty długody-
stansowe, a przede wszystkim spokojną podroż;
•
podczas startu „koń” wznieca chmurę kurzu;
•
jest w stanie zabrać kilka osób (np. Żołnierzy);
•
służy jako środek transportu między Ziemią a „powietrznym pałacem”, to znaczy o wiele
większym obiektem, który nie znajduje się na Ziemi (być może, o czym wiemy z mitologii
Indii, jest to stacja kosmiczna umieszczona na orbicie);
•
ludzie, którzy podróżują na „koniu” do „powietrznego pałacu” bez specjalnego przygoto-
wania, regularnie zasypiają - taki skutek może przynieść przebywanie na stacji kosmicznej
bez wcześniejszego treningu, przystosowującego organizm do innych warunków;
•
„koń” może zostać zaatakowany i uszkodzony, pilot spada na ziemię i może odnieść ciężkie
obrażenia.
Bez wzglądu na to, co w opowieściach o dziwnych „koniach” można by zaliczyć do świata
fantazji i co dodali do nich późniejsi kronikarze i tłumacze, sedno historii o potężnym latającym
obiekcie, którym poruszali się wykwalifikowani, wtajemniczeni i autoryzowani piloci pozostaje
nienaruszone.
Autor: Wolfgang Siebenhaar