Karol Marks
Rękopisy ekonomiczno-
filozoficzne z 1844 r.
Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski)
WARSZAWA 2005
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
“Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 roku” zostały napisane przez Marksa w kwietniu-sierpniu 1844 roku.
Praca ta doszła do nas w postaci 3 rękopisów, z których każdy ma swą odrębną paginację (rzymskie cyfry). Z
rękopisu drugiego zachowały się tylko cztery ostatnie strony (str. XL-XLIII). W rękopisie pierwszym każda ze
składających się nań 27 stron podzielona została pionowymi liniami na 3 kolumny, i każda kolumna zaopatrzona
została na każdej stronie
–
jeszcze przed jej wypełnieniem
–
tytułem: “Płaca robocza”, “Zysk z kapitału”, “Renta
gruntowa”. Od strony XXII do końca rękopisu pierwszego Marks pisał przez wszystkie trzy kolumny, nie licząc
się z uprzednio wpisanymi tytułami. Tekst tych sześciu stron (str. XXII-XXVII) nosi w obecnym wydaniu
redakcyjny tytuł “Praca wyobcowana”. Rękopis trzeci składa się z dużych 43 stron, podzielonych na dwie kolumny
i ponumerowanych przez samego Marksa. Pod koniec trzeciego rękopisu (na str. XXXIX-XL) znajduje się
“Przedmowa”.
Tytuł pracy Marksa oraz ujęte w nawiasy kwadratowe tytuły poszczególnych części rękopisu pochodzi od redakcji.
Układ poszczególnych części odpowiada układowi Marksa, z wyjątkiem “Przedmowy”, przeniesionej na początek,
i rozdziału: “Krytyka heglowskiej dialektyki i filozofii w ogóle”, przeniesionego na koniec, zgodnie ze wskazówką
Marksa w jego “Przedmowie”.
Wszystko, co pochodzi od redakcji lub było w oryginale słabo czytelne, ujęto w nawiasy kwadratowe [ ].
Nawiasami < > oznaczono te ustępy tekstu, które są przekreślone w rękopisie pionową kreską. Krzyżykami
opatrzono fragmenty, które Marks podaje w języku francuskim.
Po raz pierwszy “Rękopisy” zostały opublikowane przez Instytut Marksa-Engelsa-Lenina (Moskwa) w języku
rosyjskim w 1927 roku (częściowo) i w języku oryginału w r. 1932 (w całości).
Źródłem dla niniejszego wydania są “Dzieła” Karola Marksa i Fryderyka Engelsa, tom I, wyd. Książka i Wiedza,
Warszawa 1960 r.
Tłumaczenie: Konstanty Jażdżewski oraz (rozdział ostatni) Tadeusz Zabłudowski.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 2 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Przedmowa
1
W “Deutsch-Französische Jahrbücher” zapowiedziałem krytykę nauki o prawie i państwie w postaci
krytyki heglowskiej filozofii prawa
2
. Przy opracowywaniu materiałów do druku okazało się, że zmieszanie
krytyki wymierzonej jedynie przeciwko spekulacji myślowej z krytyką samych przedmiotów, przy tym
różnorodnych, jest zupełnie niestosowne, hamuje wywód i utrudnia zrozumienie. Ponadto, ze względu na
bogactwo i różnorodność spraw, które należałoby omówić, materiał dałby się wtłoczyć do jednej pracy
jedynie w sposób aforystyczny, a znowu taki aforystyczny wykład sprawiałby wrażenie dowolnego
systematyzowania. Opublikuję zatem kolejno w kilku samodzielnych broszurach krytykę prawa,
moralności, polityki itd., a w końcu postaram się przedstawić w osobnej pracy powiązanie całości, stosunek
poszczególnych części do siebie i wreszcie dać krytykę spekulatywnego opracowania owego materiału. Z
tego powodu w niniejszej pracy zajmuję się związkiem ekonomii politycznej z państwem, prawem,
moralnością, życiem obywatelskim itd. tylko o tyle, o ile ekonomia polityczna sama ex professo porusza te
tematy.
Czytelnika obeznanego z ekonomią polityczną nie potrzebuję chyba zapewniać, że wyniki swoich
badań uzyskałem dzięki analizie całkowicie empirycznej, opartej na sumiennym, krytycznym studiowaniu
ekonomii politycznej.
<Natomiast ignorancki recenzent, który usiłuje skryć swoje zupełne nieuctwo i ubóstwo myślowe
obrzucając pozytywnego krytyka frazesami takimi, jak “utopijny frazes” albo też “całkowicie czysta,
całkowicie zdecydowana, całkowicie krytyczna krytyka”, “nie tylko prawne, lecz i społeczne, całkowicie
społeczne społeczeństwo”, “zwarta masowa masa”, “przewodzący przywódcy masowej masy”
3
– recenzent
ten musi wpierw jeszcze dać jakiś dowód tego, że ma coś do powiedzenia nie tylko w swych teologicznych
sprawach rodzinnych, ale i w sprawach świeckich>.
Jest rzeczą oczywistą, że korzystałem nie tylko z socjalistów francuskich i angielskich, ale i z
niemieckich prac socjalistycznych. Jednakże do zawierających głębszą treść i oryginalnych prac
niemieckich z zakresu tej wiedzy zaliczyć można – prócz pism Weitlinga – jedynie artykuły Hessa w
“Einundzwanzig Bogen”
4
i “Zarys krytyki ekonomii politycznej” Engelsa z “Deutsch-Französische
Jahrbücher”, w których i ja nakreśliłem bardzo ogólnikowo pierwsze elementy niniejszej pracy.
<Poza wspomnianymi autorami, którzy zajmowali się krytycznie ekonomią polityczną, krytyka
pozytywna w ogóle, a więc i niemiecka krytyka pozytywna ekonomii politycznej zawdzięcza swe
rzeczywiste uzasadnienie odkryciom Feuerbacha, przeciw którego “Filozofii przyszłości”
5
i
wydrukowanym w “Anekdota” “Tezom o reformie filozofii”
6
małostkowa zawiść jednych, a szczery gniew
drugich uknuły, rzec można, formalną zmowę milczenia, choć po cichu się je wykorzystuje>.
Dopiero od Feuerbacha datuje się pozytywna humanistyczna i naturalistyczna krytyka. Im mniej
hałaśliwy, tym pewniejszy, głębszy, szerszy i trwalszy jest wpływ prac Feuerbacha, jedynych prac od czasu
“Fenomenologii” i “Logiki” Hegla, które zawierają prawdziwą rewolucję teoretyczną.
1
Przedmowa ta nie stanowi skończonej całości, ani też nie można uważać, że jest to wersja ostateczna, przeznaczona do druku.
Jest to pełen przekreśleń i szkicowych ujęć pierwszy rzut przedmowy do pracy, którą Marks chciał napisać, a której części
doszły do nas jako tzw. “Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r.”. Plany swe, nakreślone w “Przedmowie", Marks
zrealizował w pełni – po gruntownych studiach – w serii swych późniejszych, szczegółowych prac z zakresu filozofii i
ekonomii. – Red.
2
Mowa o artykule pt. “Przyczynek do krytyki heglowskiej filozofii prawa. Wstęp”, który ukazał się w czasopiśmie “Deutsch-
Französische Jahrbücher”, Paryż 1844. – Red.
3
Wyrażenia z artykułów Brunona Bauera zamieszczonych w miesięczniku “Allgemeine Literatur-Zeitung” w numerach z
grudnia 1843 r. oraz z marca i z lipca 1844 r. – Red.
4
Moses Hess, “Sozialismus und Communismus” (“Socjalizm i komunizm”), “Die eine und die ganze Freiheit” (“Wolność
jednostki i ogółu”), “Philosophie der Tat” (“Filozofia czynu”) w zbiorze “Einundzwanzig Bogen aus der Schweiz”, Zurych i
Winterthur 1843. – Red.
5
Ludwig Feuerbach, “Grundsätze der Philosophie der Zukunft”, Zurych i Winterthur 1843. – Red.
6
Ludwig Feuerbach, “Vorläufige Thesen zur Reformation der Philosophie” w II tomie zbioru “Anekdota zur neuesten
deutschen Philosophie und Publicistik”, Zurych i Winterthur 1843. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 3 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Końcowy rozdział niniejszej pracy, rozprawienie się z heglowską dialektyką i filozofią w ogóle,
uznałem, w przeciwieństwie do krytycznych teologów
7
naszych czasów, za bezwzględnie potrzebny, gdyż
nie dokonano dotąd tego rodzaju pracy – ten brak gruntowności jest tu koniecznością, ponieważ nawet
krytyczny teolog pozostaje teologiem, a zatem albo musi wychodzić z określonych założeń filozofii jako
autorytetu, albo też, gdy w toku krytyki i wskutek cudzych odkryć budzą się w nim wątpliwości co do tych
filozoficznych założeń, porzuca je tchórzliwie i bez uzasadnienia, abstrahuje od nich, a swoją niewolniczą
zależność od tych założeń i złość na tę niewolę przejawia już tylko w sposób negatywny, nieświadomy i
sofistyczny.
<Przejawia tylko negatywnie i nieświadomie, już to zapewniając nieustannie o czystości swej
własnej krytyki, już to w ten sposób, że – w celu odwrócenia uwagi obserwatora, jak i swej własnej uwagi,
od konieczności rozprawienia się krytyki z jej rodzicielką (z heglowską dialektyką i filozofią niemiecką w
ogóle), od owej konieczności wzniesienia się nowoczesnej krytyki ponad swą własną ograniczoność i
żywiołowość – usiłuje raczej stworzyć pozory, jakoby krytyka miała do czynienia jedynie z pewną
ograniczoną postacią krytyki poza nią samą (powiedzmy, z krytyką XVIII wieku) oraz z ograniczonością
masy. Wreszcie w ten sposób, że krytyczny teolog, kiedy pojawiają się odkrycia dotyczące istoty jego
własnych filozoficznych założeń (jak odkrycia Feuerbacha), bądź to stwarza wrażenie, jakoby on sam tego
dokonał, ciskając rezultatami owych odkryć, których nie umie rozwinąć, rezultatami ograniczonymi u niego
do efektownych frazesów, w pisarzy pozostających jeszcze w niewoli filozofii, bądź też potrafi nawet
wmówić w siebie, że jest wyższy nad te odkrycia, gdy skrycie, złośliwie i sceptycznie wysuwa przeciw
feuerbachowskiej krytyce dialektyki heglowskiej te elementy tejże dialektyki, których jeszcze w tej krytyce
nie znajduje, których nie dostarcza mu się jeszcze w krytycznym, gotowym już opracowaniu, a których sam
nie usiłuje i bodaj nie potrafi właściwie zastosować, tylko po cichu posługuje się nimi po prostu w tej
postaci, która jest właściwa dialektyce heglowskiej – stosuje np. kategorię dowodu pośredniego wobec
kategorii poczynającej się z samej siebie prawdy pozytywnej. Teologiczny krytyk uznaje mianowicie za
rzecz całkiem naturalną, że filozofowie ze swej strony powinni uczynić wszystko, by on mógł pleść o
czystości, stanowczości, o całej tej krytycznej krytyce, i roi sobie, że jest tym, który prawdziwie
przezwyciężył filozofię, kiedy czuje, że jakiegoś tam elementu Hegla brak u Feuerbacha, bo teologiczny
krytyk nie potrafi się wznieść ponad czucie do świadomości, do wiedzy, mimo całego swego
spirytualistycznego bałwochwalstwa wobec “samowiedzy” i “ducha”.>
Teologiczna krytyka – mimo że w początkach ruchu była momentem rzeczywistego postępu – przy
dokładniejszej analizie okazuje się w ostatniej instancji niczym innym, jak wyrodzonym w teologiczną
karykaturę uwieńczeniem i konsekwencją starej filozoficznej, a zwłaszcza heglowskiej transcendencji. Tę
interesującą sprawiedliwość historii, która teologię, będącą od dawna zgniłą plamą na filozofii, obecnie
przeznacza również do tego, żeby na sobie zademonstrowała negatywny rozkład filozofii – tzn. proces jej
gnicia – tę historyczną Nemezis przedstawię obszernie przy innej okazji
8
.
<W jakim stopniu natomiast po odkryciach Feuerbacha dotyczących istoty filozofii niezbędne jest
jeszcze – przynajmniej dla ich udowodnienia – krytyczne rozprawienie się z dialektyką filozoficzną, to się
okaże z samego mego wywodu.>
Płaca robocza
Płacę roboczą określa wroga walka między kapitalistą i robotnikiem. Niechybnym zwycięzcą
kapitalista. Kapitalista może dłużej żyć bez robotnika niż robotnik bez kapitalisty. Zrzeszanie się
kapitalistów ogólnie przyjęte i skuteczne; zrzeszanie się robotników zakazane i przynosi im złe skutki.
Prócz tego właściciel ziemski i kapitalista mogą do swoich dochodów dodać zyski przemysłowe, robotnik
nie może dodać do swego dochodu przemysłowego ani renty gruntowej, ani procentów od kapitału. Stąd tak
wielka konkurencja wśród robotników. A zatem jedynie dla robotnika oddzielenie od siebie kapitału,
7
Mowa tu o Brunonie Bauerze i jego grupie z “Allgemeine Literatur-Zeitung”. – Red.
8
Patrz: F. Engels i K. Marks, “Święta Rodzina, czyli krytyka krytycznej krytyki”. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 4 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
własności ziemskiej i pracy jest oddzieleniem nieuchronnym, istotnym i szkodliwym. Kapitał i własność
ziemska nie muszą pozostawać w ramach tej abstrakcji, praca robotnika musi.
Tak więc dla robotnika oddzielenie od siebie kapitału, renty gruntowej i pracy – zabójcze.
Najniższą – i taka jedynie jest niezbędna – stawkę płacy stanowi utrzymanie robotnika w czasie
pracy i tyle ponadto, żeby mógł wyżywić rodzinę i żeby rasa robotników nie wymarła. Zwykłą płacą jest
według Smitha najniższa, jaką można pogodzić z simple humanité [ze zwykłą humanitarnością]
9
,
mianowicie z bydlęcą egzystencją.
Popyt na ludzi reguluje w sposób konieczny produkcję ludzi, jak każdego innego towaru. Jeżeli
podaż znacznie przewyższa popyt, część robotników stacza się do stanu żebraczego albo ginie śmiercią
głodową. Egzystencja robotnika została więc sprowadzona do warunków egzystencji każdego innego
towaru. Robotnik stał się towarem i jest dla niego szczęściem, jeśli uda mu się znaleźć nabywcę. A popyt,
od którego zależy życie robotnika, zależy od kaprysu bogaczy i kapitalistów. Jeżeli podaż przewyższa
popyt, to jedna z części konstytuujących cenę (zysk, renta gruntowa, płaca robocza) jest opłacana poniżej
ceny, następuje więc wstrzymanie zastosowania [części z tych] czynników i w ten sposób cena rynkowa
ciąży ku cenie naturalnej jako punktowi centralnemu. Ale 1. przy wysoce rozwiniętym podziale pracy
robotnikowi najtrudniej znaleźć dla swej pracy inne zastosowanie, 2. będąc zależny od kapitalisty on
pierwszy ponosi stratę.
Wskutek ciążenia ceny rynkowej ku cenie naturalnej robotnik traci więc najwięcej i bezwarunkowo.
Właśnie zdolność kapitalisty do nadania swemu kapitałowi innego zastosowania albo pozbawia chleba
robotnika, który jest ograniczony ramami określonej gałęzi pracy, albo zmusza go do podporządkowania się
wszystkim żądaniom kapitalisty.
Przypadkowe i nagłe wahania ceny rynkowej godzą mniej w rentę gruntową niż w tę część ceny,
która rozpada się na zysk i płacę, przy czym godzą mniej w zysk niż w płacę. Wypadki wzrostu płacy
znajdują zazwyczaj przeciwwagę w innych wypadkach jej stagnacji i spadku.
Gdy kapitalista osiąga zysk, robotnik niekoniecznie musi zyskiwać, natomiast straty dzieli on z
kapitalistą nieuchronnie. Tak np. robotnik nie zyskuje, gdy kapitalista dzięki tajemnicy fabrycznej lub
handlowej, dzięki monopolowi lub korzystnemu położeniu swej ziemi utrzymuje cenę rynkową powyżej
ceny naturalnej.
Dalej: ceny pracy są znacznie bardziej stałe niż ceny środków utrzymania. Często pozostają one
wobec siebie w stosunku odwrotnym. W roku drogim płaca maleje wskutek zmniejszenia się popytu, rośnie
zaś wskutek wzrostu cen środków utrzymania. A więc jedno równoważy drugie. W każdym razie pewna
ilość robotników zostaje bez chleba. W latach taniości płaca wzrasta wskutek wzrostu popytu, maleje zaś
pod wpływem cen środków utrzymania. A więc jedno równoważy drugie.
Inne upośledzenie robotnika:
Ceny pracy różnych kategorii robotników są o wiele bardziej zróżnicowane niż zyski w różnych
dziedzinach zastosowania kapitału. Co się tyczy pracy, występuje w pełni naturalne, duchowe i społeczne
zróżnicowanie indywidualnej działalności i różnie się ją wynagradza, gdy tymczasem martwy kapitał
chadza stale tą samą drogą i rzeczywista indywidualna działalność jest mu obojętna.
W ogóle należy zauważyć, że tam, gdzie robotnik traci równo z kapitalistą, strata robotnika godzi w
jego egzystencję, a strata kapitalisty – w zysk z jego martwej mamony.
Robotnik musi walczyć nie tylko o fizyczne środki do życia, ale i o uzyskanie pracy, tzn. o
możliwości, o środki urzeczywistniania swej działalności.
Rozpatrzmy trzy podstawowe sytuacje, w których może się znaleźć społeczeństwo, i zważmy, jakie
będzie w nich położenie robotnika.
9
Marks posługiwał się przekładem francuskim: “Recherches sur la nature et les causes de la richesse des nations”; par Adam
Smith. Traduction nouvelle avec les notes et observations; par Germain Garnier. Paryż 1802. – Stąd wszystkie podawane
później przez Marksa strony pracy Smitha odnoszą się do wydania francuskiego. (Por. Adam Smith, “Badania nad naturą i
przyczynami bogactwa narodów”, Warszawa 1954, t. I, str. 88, 92). – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 5 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
1. Jeżeli bogactwo społeczeństwa upada, robotnik traci najwięcej, choć bowiem w okresie
pomyślności społeczeństwa klasa robotnicza nie może tyle zyskać, co klasa właścicieli, “żadna nie cierpi
tak okrutnie przy jego upadku, jak klasa robotnicza”
10
.
2. Weźmy teraz pod uwagę społeczeństwo, w którym bogactwo wzrasta. Jest to jedyna sytuacja
pomyślna dla robotnika. Pojawia się wówczas konkurencja wśród kapitalistów. Popyt na robotników
przewyższa ich podaż. Ale:
Po pierwsze: Wzrost płacy powoduje przepracowywanie się robotników. Im więcej chcą zarobić,
tym więcej swojego czasu muszą poświęcać i wykonywać w służbie chciwości pracę niewolniczą,
wyrzekając się całkowicie wszelkiej wolności. Zarazem skracają sobie wskutek tego życie. To skracanie
życia jest okolicznością pomyślną dla klasy robotniczej wziętej jako całość, gdyż stwarza konieczność coraz
to nowego dopływu. Klasa ta musi stale składać w ofierze część samej siebie, aby nie zginąć całkowicie.
Po wtóre: Kiedy społeczeństwo przeżywa proces bogacenia się? Wraz ze wzrostem kapitałów i
dochodów kraju. Ale to jest możliwe jedynie dzięki temu, że
a) gromadzi się wiele pracy, gdyż kapitał jest nagromadzoną pracą; a więc dzięki temu, że
robotnikowi zabiera się coraz więcej jego produktów, że jego własna praca w coraz większym stopniu
przeciwstawia mu się jako cudza własność, a środki jego egzystencji i jego działalności coraz bardziej
koncentrują się w ręku kapitalisty.
b) Nagromadzenie kapitału zwiększa podział pracy, podział pracy zwiększa ilość robotników;
odwrotnie – zwiększenie ilości robotników zwiększa podział pracy, a podział pracy zwiększa
nagromadzenie kapitałów. Wraz z rozwojem podziału pracy – z jednej strony – i gromadzeniem się
kapitałów – z drugiej, robotnik staje się coraz bardziej zależny wyłącznie od pracy, i to od określonej,
bardzo jednostronnej, zmechanizowanej pracy. W miarę jak robotnik jest duchowo i fizycznie degradowany
do roli maszyny, przekształcany z człowieka w abstrakcyjną działalność i żołądek, popada on w coraz
większą zależność od wszelkich wahań ceny rynkowej, zastosowania kapitałów i kaprysu bogaczy.
Zarazem wskutek przyrostu klasy ludzi żyjących tylko z pracy zwiększa się konkurencja wśród robotników,
a więc cena ich spada. W systemie fabrycznym ta pozycja robotnika osiąga swój punkt szczytowy.
c) W społeczeństwie, którego dobrobyt wzrasta, już tylko co najbogatsi mogą żyć z procentu.
Wszyscy inni muszą prowadzić przy pomocy swego kapitału jakieś przedsiębiorstwo albo ulokować go w
handlu. Wskutek tego konkurencja kapitałów zwiększa się, koncentracja kapitałów rośnie, wielcy kapitaliści
rujnują małych i część dawnych kapitalistów spada do klasy robotników, której powiększenie się powoduje
po części znowu obniżkę płacy i pociąga za sobą jeszcze większą zależność tej klasy od nielicznych
wielkich kapitalistów; wraz ze zmniejszeniem się liczby kapitalistów nieomal znika ich walka
konkurencyjna o robotników, natomiast wraz ze wzrostem liczby robotników konkurencja między
robotnikami staje się tym większa, bardziej zwyrodniała i gwałtowna. Część klasy robotniczej stacza się
wskutek tego równie nieuchronnie do stanu żebraków bądź mrących z głodu nędzarzy, jak część średnich
kapitalistów spada do stanu robotniczego.
A zatem nawet wtedy, gdy sytuacja społeczeństwa jest dla robotników najkorzystniejsza,
nieuchronnie czeka ich przepracowanie i wczesna śmierć, stoczenie się do roli maszyny, do roli
niewolników kapitału, którego nagromadzenie groźnie im się przeciwstawia, czeka ich nowa konkurencja,
śmierć głodowa albo żebractwo części robotników.
Wzrost płacy budzi w robotniku kapitalistyczną żądzę bogacenia się, którą jednakże może zaspokoić
jedynie przez złożenie w ofierze swego ducha i ciała. Przesłanką i wynikiem wzrostu płacy jest
gromadzenie kapitału; wzrost płacy przeciwstawia więc robotnikowi wytwór jego pracy jako coś coraz
bardziej mu obcego. Podobnie podział pracy czyni go coraz bardziej jednostronnym i zależnym, a także
prowadzi do konkurencji nie tylko ludzi, lecz i maszyn. Ponieważ robotnik stoczył się do roli maszyny,
maszyna może mu się przeciwstawić jako konkurent. Wreszcie, gdy gromadzenie kapitału zwiększa ilość
pracy [Industrie], a więc i robotników, to ta sama ilość pracy daje wskutek owej akumulacji większą ilość
10
Por. tamże, str. 74-75. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 6 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
produktu; następuje nadprodukcja, która prowadzi do tego, że albo wielka część robotników traci pracę,
albo płaca ich spada do najnędzniejszego minimum.
Oto skutki takiej sytuacji społeczeństwa, która jest najkorzystniejsza dla robotnika, mianowicie
sytuacji, kiedy bogactwo rośnie, rozwija się.
Ostatecznie jednak ten okres wzrostu musi wreszcie kiedyś osiągnąć swój punkt szczytowy. Jakież
jest teraz położenie robotnika?
3. “W kraju, który by osiągnął możliwie najwyższy poziom bogactw, zarówno płace robocze, jak i zyski z
kapitału byłyby bardzo niskie. Konkurencja wśród robotników o uzyskanie pracy byłaby tak wielka, że
zredukowałaby płace do poziomu wystarczającego ledwie na to, by utrzymać dotychczasową liczbę robotników, a
że kraj byłby już dostatecznie zaludniony, liczba ta nie mogłaby wzrastać”
11
. Wszystko, co ponadto, musiałoby
umrzeć.
A więc w okresie pogarszającego się położenia społeczeństwa nędza robotnika rośnie, w okresie
poprawy – obraz nędzy się komplikuje, w okresie pełnego rozkwitu – nędza się stabilizuje.
Skoro jednak według Smitha nie jest szczęśliwe takie społeczeństwo, w którym większość cierpi, i
skoro stan najwyższego bogactwa społeczeństwa prowadzi do tego cierpienia większości, a ekonomia
polityczna (w ogóle społeczeństwo interesu prywatnego) prowadzi do tego stanu najwyższego bogactwa, to
celem ekonomii politycznej jest nieszczęście społeczeństwa.
Co do stosunku pomiędzy robotnikiem a kapitalistą należy jeszcze zauważyć, że wzrost płacy
wyrównuje się kapitaliście z nadwyżką przez zmniejszenie się wydatkowanego czasu pracy i że wzrost
płacy wpływa na cenę towaru jak procent prosty, a wzrost zysku z kapitału jak procent składany.
Przyjmijmy teraz w zupełności punkt widzenia ekonomisty i zestawmy, idąc za nim, teoretyczne i
praktyczne roszczenia robotników.
Ekonomista mówi nam, że pierwotnie i zgodnie z pojęciem cały produkt pracy należy do robotnika.
Równocześnie jednak mówi nam, że w rzeczywistości robotnikowi przypada najmniejsza i
najniezbędniejsza część produktu; tylko tyle, ile potrzeba, żeby istniał nie jako człowiek, lecz jako robotnik,
żeby rozmnażał nie ród ludzki, lecz niewolniczą klasę robotników.
Ekonomista mówi nam, że wszystko kupuje się za pracę i że kapitał to nic innego jak nagromadzona
praca, ale równocześnie mówi nam, że robotnikowi nie tylko daleko do tego, żeby mógł wszystko kupować,
lecz nawet musi sprzedawać samego siebie i swoje człowieczeństwo.
Podczas gdy renta gruntowa gnuśnego właściciela ziemskiego stanowi najczęściej trzecią część
produktu ziemi, a zysk skrzętnego kapitalisty nawet dwakroć przewyższa procent, zarobek robotnika w
najlepszym razie wynosi tyle, że na czworo dzieci dwoje musi mu umrzeć z głodu.
Według ekonomistów praca jest jedynym czynnikiem, dzięki któremu człowiek powiększa wartość
wytworów przyrody, jest jego czynną własnością; zarazem według tejże ekonomii politycznej właściciel
ziemski i kapitalista, którzy jako właściciel ziemski i kapitalista są przecież niczym więcej, jak
uprzywilejowanymi i próżniaczymi bogami, wszędzie mają przewagę nad robotnikiem i dyktują mu prawa.
Według ekonomistów praca jest jedyną niezmienną ceną rzeczy, zarazem jednak nie ma nic bardziej
przypadkowego, narażonego na większe wahania niż cena pracy.
Podział pracy podnosi produkcyjną siłę pracy, bogactwo i cywilizację społeczeństwa; zarazem
zubaża on robotnika, spychając go do poziomu maszyny. Praca powoduje gromadzenie kapitałów, a tym
samym wzrost dobrobytu społeczeństwa, ale robotnika uzależnia ona coraz bardziej od kapitalisty, wciąga
go do coraz ostrzejszej konkurencji, pcha w wir nadprodukcji, po której następuje równie wielki zastój.
Według ekonomistów interes robotnika nigdy nie przeciwstawia się interesowi społeczeństwa, ale
społeczeństwo zawsze i nieodzownie przeciwstawia się interesowi robotnika.
Według ekonomistów interes robotnika nigdy nie przeciwstawia się interesowi społeczeństwa, 1.
gdyż wzrost płacy wyrównuje się z nadwyżką przez zmniejszenie się wydatkowanego czasu pracy oraz inne
omówione wyżej następstwa, i 2. gdyż w odniesieniu do społeczeństwa cały produkt brutto jest produktem
netto, produkt netto ma sens tylko w odniesieniu do osób prywatnych.
11
Por. tamże, str. 76-77. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 7 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
To zaś, że sama praca – nie tylko w obecnych warunkach, lecz w ogóle zawsze, gdy celem jej jest
jedynie powiększenie bogactwa – to, że sama praca jest szkodliwa, zgubna, wynika z wywodów
ekonomisty, choć on sam nie zdaje sobie z tego sprawy.
– – –
Zgodnie z pojęciem renta gruntowa i zysk z kapitału stanowią potrącenie z płacy. Ale w
rzeczywistości płaca jest potrąceniem dokonywanym przez ziemię i kapitał na rzecz robotnika, ustępstwem
z produktu pracy na rzecz robotnika, na rzecz pracy.
W okresie podupadania społeczeństwa robotnik cierpi najbardziej. Specyficzny ciężar jego
brzemienia wynika z jego stanu jako robotnika, ale brzemię w ogóle – ze stanu społeczeństwa.
Natomiast w okresie rozwoju społeczeństwa upadek i zubożenie robotnika jest wytworem jego pracy
i wytworzonego przezeń bogactwa. A więc nędza ta wynika z samej istoty dzisiejszej pracy.
Stan największego bogactwa społeczeństwa, ten ideał, który jednak bywa w przybliżeniu osiągany,
a przynajmniej jest celem zarówno ekonomii politycznej, jak i społeczeństwa burżuazyjnego, oznacza
ustabilizowaną nędzę dla robotników.
Jest rzeczą oczywistą, że ekonomia polityczna rozpatruje proletariusza – tzn. człowieka
pozbawionego kapitału i renty gruntowej, żyjącego wyłącznie z pracy, i to z pracy jednostronnej,
abstrakcyjnej – jedynie jako robotnika. Dlatego może ona wysunąć tezę, że robotnik zupełnie tak samo jak
koń musi otrzymywać tyle, by mógł pracować. Gdy jest bez pracy, nie zajmuje się nim jako człowiekiem,
lecz pozostawia to sądownictwu kryminalnemu, lekarzom, religii, tabelom statystycznym, polityce i
specjalnym urzędnikom policji.
Wznieśmy się teraz ponad poziom ekonomii politycznej i poszukajmy w dotychczasowym
wywodzie, przedstawionym niemal słowami ekonomii politycznej, odpowiedzi na dwa pytania:
1. Jaki sens ma w rozwoju ludzkości to sprowadzenie przeważającej części ludzkości do pracy
abstrakcyjnej?
2. Jakie błędy popełniają reformatorzy en détail, którzy albo chcą podwyższyć płacę i w ten sposób
polepszyć sytuację klasy robotniczej, albo (jak Proudhon) widzą cel rewolucji społecznej w zrównaniu
płacy?
Praca występuje w ekonomii politycznej tylko jako działalność zarobkowa.
– – –
“Można wysunąć twierdzenie, że takie zajęcia, które wymagają specyficznych uzdolnień lub dłuższego
szkolenia, na ogół stały się zyskowniejsze; natomiast w porównaniu z tym płaca za pracę mechanicznie
jednostajną, do której każdego można szybko i łatwo przyuczyć, w warunkach rosnącej konkurencji obniżyła się i
nieuchronnie musiała się obniżyć. A właśnie ten rodzaj pracy przy obecnym stanie jej organizacji zdecydowanie
przeważa. Jeśli więc jakiś robotnik pierwszej kategorii zarabia obecnie siedem razy więcej niż przed mniej więcej
pięćdziesięciu laty, a inny robotnik drugiej kategorii zarabia tyle samo, to obaj zarabiają przeciętnie, rzecz jasna,
cztery razy więcej. Jednakże gdy w jakimś kraju pracę pierwszej kategorii wykonuje zaledwie tysiąc ludzi, a
drugiej – milion ludzi, to 999 tysiącom ludzi wiedzie się nie lepiej niż przed pięćdziesięciu laty, a gdy
równocześnie wzrosły ceny artykułów pierwszej potrzeby, wiedzie im się gorzej. I za pomocą takich
powierzchownych obliczeń przeciętnych chce się siać złudzenia co do najliczniejszej klasy ludzi. Ponadto
wysokość płacy jest tylko jednym z elementów oceny dochodów robotnika, ponieważ przy ich ustalaniu istotną
rolę odgrywa zabezpieczenie ich trwałości, o czym przecież w anarchii tak zwanej wolnej konkurencji, z jej stale
powtarzającymi się wahaniami i okresami zastoju, po prostu nie może być mowy. W końcu należy jeszcze wziąć
pod uwagę, jaki zazwyczaj był dawniej i jaki jest obecnie czas pracy. A czas pracy angielskich robotników
zatrudnionych w manufakturze bawełnianej przedłużono – wskutek pogoni przedsiębiorców za zyskiem – w ciągu
jakichś 25 lat, a więc właśnie od czasu wprowadzenia maszyn oszczędzających pracę, do 12-16 godzin dziennie, a
wobec ogólnie jeszcze uznawanego prawa bogatych do nieograniczonego wyzysku biednych przedłużenie czasu
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 8 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
pracy w jednym kraju i w jednej gałęzi przemysłu musiało w mniejszym lub większym stopniu nastąpić i gdzie
indziej”(Schulz, “Bewegung der Produktion”, str. 65)
12
.
“Ale gdyby nawet było tyle prawdy, ile jest fałszu w twierdzeniu, jakoby przeciętny dochód wszystkich
klas społeczeństwa się zwiększył, to jednak różnice i względne rozpiętości między dochodami mogły się
zwiększyć i skutkiem tego mogły przeciwieństwa między bogactwem i ubóstwem wystąpić ostrzej. Bo właśnie
dlatego, że ogólna produkcja wzrasta i że w tym samym stopniu, co ona, rosną również potrzeby, pragnienia i
ambicje, względne ubóstwo może się zwiększać, podczas gdy bezwzględne maleje. Samojed żyjąc tranem i
nadpsutymi rybami nie jest biedny, ponieważ w jego odizolowanym społeczeństwie wszyscy mają te same
potrzeby. Ale w rozwijającym się państwie, które np. w ciągu dziesięciolecia zwiększa swą ogólną produkcję w
stosunku do ludności o jedną trzecią, robotnikowi, którego zarobek w ciągu tych dziesięciu lat się nie zmienił, nie
powodzi się równie dobrze; jego niedostatek wzrósł o jedną trzecią” (tamże, str. 65-66).
Lecz ekonomia polityczna zna robotnika tylko jako bydlę robocze, jako zwierzę, którego potrzeby
ograniczają się do najniezbędniejszych potrzeb fizycznych.
“Aby lud mógł się swobodniej rozwijać duchowo, nie może dalej pozostawać w niewoli swych potrzeb
fizycznych, nie może być dalej niewolnikiem ciała. Musi więc mieć przede wszystkim czas na to, by móc tworzyć
dobra duchowe i korzystać z nich. Postęp w organizacji pracy daje ten czas. Przecież obecnie w fabrykach
wyrobów bawełnianych jeden robotnik dzięki nowym siłom napędowym i ulepszonym maszynom wykonuje
nierzadko pracę, którą dawniej wykonywało stu, a nawet 250 do 350 robotników. Podobne skutki występują we
wszystkich gałęziach produkcji, gdyż w coraz większej mierze zmusza się zewnętrzne siły przyrody do udziału w
pracy ludzkiej. O ile tedy nakład czasu i siły ludzkiej, niezbędny dawniej dla zaspokojenia pewnej ilości potrzeb
materialnych, zmniejszył się później o połowę, to zarazem o tyleż bez żadnego uszczerbku dla dostatku fizycznego
powiększyły się możliwości twórczości duchowej i korzystania z niej. Lecz i o podziale tego skarbu, wydartego
samemu sędziwemu Kronosowi, będącego jego najosobistszą własnością, decyduje jeszcze gra ślepego,
niesprawiedliwego przypadku. Obliczono we Francji, że przy obecnym stanie produkcji, gdyby każdy człowiek
zdolny do pracy pracował przeciętnie pięć godzin dziennie, wystarczyłoby to do zaspokojenia wszystkich
materialnych potrzeb społeczeństwa... Pomimo oszczędności na czasie wynikłej z udoskonalenia maszyn długość
dnia niewolniczej pracy w fabrykach dla znacznej liczby ludności tylko się powiększyła” (tamże, str. 67-68).
“Przejście od skomplikowanej pracy ręcznej ma za przesłankę rozłożenie jej na proste operacje. Ale
początkowo tylko jedną część jednostajnie powtarzających się operacji wykonywać będą maszyny, druga
natomiast przypadnie ludziom. Z natury rzeczy i według zgodnych doświadczeń taka ustawiczna, jednostajna
czynność jest równie szkodliwa dla ducha, jak i dla ciała; a zatem przy tym połączeniu maszyn z prostym
podziałem pracy pomiędzy wiele rąk ludzkich muszą jeszcze występować także wszystkie szkodliwe strony
takiego podziału. Szkodliwość ta ujawnia się m.in. w wielkiej śmiertelności robotników fabrycznych... Tej wielkiej
różnicy między pracą ludzi za pomocą maszyn i pracą ludzi jako maszyn nie... uwzględniono” (tamże, str. 69).
“Jednakże ludzkość doczeka przyszłości, gdy nierozumne siły przyrody działające w maszynach będą
naszymi niewolnikami i poddanymi” (tamże, str. 74).
“W angielskich przędzalniach pracuje tylko 158 818 mężczyzn i 196 818 kobiet. Na każdych 100
robotników w fabrykach wyrobów bawełnianych hrabstwa Lancaster przypadają 103 robotnice, a w Szkocji nawet
209. W angielskich fabrykach wyrobów lnianych w Leeds było na 100 robotników 147 robotnic; w Druden i na
wschodnim wybrzeżu Szkocji – aż 280. W angielskich fabrykach jedwabiu wiele robotnic; w fabrykach wyrobów
wełnianych, gdzie trzeba większej siły fizycznej, więcej mężczyzn... Również w północnoamerykańskich
fabrykach wyrobów bawełnianych było zatrudnionych w 1833 r. obok 18 593 mężczyzn nie mniej niż 38 927
kobiet. A więc wskutek zmian w organizacji pracy zakres pracy zarobkowej płci żeńskiej rozszerzył się... kobiety
bardziej usamodzielniły się ekonomicznie... obie płci zbliżyły się do siebie pod względem społecznym” (tamże, str.
71-72).
“W angielskich przędzalniach, pędzonych parą i wodą, pracowało w 1835 r.: 20 558 dzieci w wieku od 8
do 12 lat, 35 867 – w wieku od 12 do 13 lat i wreszcie 108 208 – w wieku od 13 do 18 lat... Wprawdzie dalsze
postępy mechaniki, uwalniając ludzi w coraz większym stopniu od wszelkich jednostajnych zajęć, prowadzą
stopniowo do usunięcia tego zła. Jednakże szybszym postępom mechaniki stoi na przeszkodzie właśnie ta
okoliczność, że kapitaliści mogą niezmiernie łatwo i niezmiernie tanio przywłaszczać sobie siły niższych klas,
nawet siły dzieci, aby stosować i zużywać je zamiast pomocniczych środków mechaniki” (tamże, str. 70-71).
12
Wilhelm Schulz, “Die Bewegung der Produktion. Eine geschichtlich-statistische Abhandlung”, Zurych i Winterthur 1843. –
Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 9 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
“Lord Brougham wzywa robotników: 'Stawajcie się kapitalistami!'... Zło w tym, że miliony mogą zdobyć
skąpe utrzymanie tylko przez usilną pracę, rujnującą organizm i kaleczącą człowieka moralnie i duchowo; że nawet
nieszczęście, jakim jest znalezienie takiej pracy, muszą uważać za szczęście” (tamże, str. 60).
“+Żeby więc żyć, nieposiadający zmuszeni są pójść bezpośrednio lub pośrednio w służbę do
posiadających, tzn. uzależnić się od nich+” (Pecqueur, “Théorie nouvelle d'économie soc.” etc.
13
, str. 409).
+Służba – zasługi; robotnicy – płaca; urzędnicy – pensja lub uposażenie+ (tamże, str. 409-410).
“+Wynajmować swoją pracę, wypożyczać swoją pracę na procent, pracować za kogoś”.
“Wynajmować rzeczowe elementy pracy, wypożyczać rzeczowe elementy pracy na procent, kazać innym
pracować za siebie+” (tamże [str. 411]).
“+Ten ustrój ekonomiczny skazuje ludzi na zajęcia tak dalece upodlające, na poniżenie tak dalece
rozpaczliwe i gorzkie, że stan dzikości w porównaniu z tym wydaje się królewskim życiem+” (l. c., str. 417-418).
“+Prostytucja klasy nieposiadającej we wszelkich formach+” (str. 421-422). Gałganiarze.
Ch. Loudon w pracy “Solution du problème de la population”
14
etc., Paryż 1842, ocenia liczbę
prostytutek w Anglii na 60 000 do 70 000. Liczba “femmes d'une vertu douteuse” [kobiet wątpliwej cnoty]
ma być równie wielka (str. 228).
“+Przeciętna długość życia tych nieszczęśliwych istot ulicznych, po zejściu na drogę występku, wynosi
około sześciu lub siedmiu lat. Tak więc żeby ilość prostytutek mogła się utrzymać na poziomie 60 000 do 70 000,
w Zjednoczonym Królestwie musi co najmniej 8 do 9 tys. kobiet rocznie poświęcać się temu hańbiącemu
rzemiosłu, a to wynosi około dwudziestu czterech nowych ofiar dziennie lub przeciętnie jedna na godzinę. A zatem
jeżeli ten sam stosunek dotyczy całej kuli ziemskiej, musi stale istnieć półtora miliona tych nieszczęśliwych
kobiet+” (tamże, str. 229).
“+Liczba nędzarzy rośnie wraz z ich nędzą i na granicy skrajnej nędzy tłoczy się największa ilość istot
ludzkich, dobijając się o prawo do cierpienia... W roku 1821 ludność Irlandii wynosiła 6 801 827 osób. W roku
1831 wzrosła do 7 764 010 osób, to jest o 14% w ciągu dziesięciu lat. W prowincji Leinster, w której jest
największy dobrobyt, ludność wzrosła tylko o 8%, podczas gdy w najuboższej prowincji Connaught przyrost
wynosił 21%. (Wyciągi z ogłoszonych w Anglii badań nad Irlandią. Wiedeń 1840 r.)+” (Buret, “De la misère”
etc.
15
, t. I, str. 36-37). Ekonomia polityczna rozpatruje pracę abstrakcyjnie, jako rzecz; +praca jest towarem+; jeżeli
cena jest wysoka, to znaczy, że jest duży popyt na towar; jeżeli cena jest niska, to znaczy, że jest duża podaż
towaru; +jako towar, praca musi coraz bardziej spadać w cenie+; częściowo zmusza do tego konkurencja między
kapitalistą a robotnikiem, częściowo konkurencja wśród robotników. “+Ludność robotnicza, sprzedawczyni pracy,
jest zmuszona poprzestać na najmniejszym udziale w produkcie... Czyż teoria o pracy jako towarze nie jest teorią
zamaskowanego niewolnictwa?+” (l. c., str. 43). “+Dlaczego w pracy widziano jedynie wartość wymienną?+”
(tamże, str. 44). Wielkie zakłady kupują przede wszystkim pracę kobiet i dzieci, gdyż ta mniej kosztuje od pracy
mężczyzn (l. c.). “+Robotnik nie jest wobec tego, kto go zatrudnia, w położeniu wolnego sprzedawcy... Kapitalista
ma zawsze wolną rękę, jeśli chodzi o zatrudnienie pracy, a dla robotnika sprzedaż pracy to zawsze mus. Wartość
pracy zupełnie ginie, jeżeli jej się natychmiast nie sprzeda. Pracy, w przeciwieństwie do rzeczywistych towarów,
nie można ani gromadzić, ani nawet oszczędzać. Praca jest życiem, a jeżeli życia nie wymienia się dzień w dzień
na środki utrzymania, marnieje i rychło zamiera. Żeby życie człowieka mogło być towarem, trzeba dopuścić
niewolnictwo+” (l. c., str. 49-50). Jeżeli więc praca jest towarem, to jest ona towarem o najfatalniejszych
własnościach. Ale nawet według zasad ekonomii politycznej nie jest ona nim, nie będąc “wolnym rezultatem
wolnej sprzedaży”. Obecny system ekonomiczny +obniża zarazem i cenę, i wynagrodzenie za pracę; doskonali on
robotnika, a degraduje człowieka+ (l. c., str. 52-53). “+Przemysł stał się wojną, a handel grą+” (l. c., str. 62).
Same tylko +maszyny przerabiające bawełnę+ (w Anglii) zastępują 84 000 000 rzemieślników [tamże, str.
133].
Przemysł toczył dotychczas wojnę zaborczą: “+roztrwonił życie ludzi, którzy stanowili jego armię, z taką
samą obojętnością, jak wielcy zdobywcy. Celem jego było posiadanie bogactwa, nie zaś szczęście ludzi+” (Buret,
l. c., str. 20). “+Te interesy (ekonomiczne), pozostawione wyłącznie samym sobie... muszą z konieczności popaść
w konflikt; nie mają one nad sobą żadnego innego arbitra prócz wojny, a wyroki wojny przynoszą jednym klęskę i
śmierć, drugim – zwycięstwo... W konflikcie przeciwstawnych sił nauka doszukuje się porządku i równowagi:
13
Charles Constantin Pecqueur, “Théorie nouvelle d'économie sociale et politique, ou études sur l'organisation des sociétés”,
Paryż 1842. – Red.
14
Charles Loudon, “Solution du problème de la population et de la subsistance”, Paryż 1842. – Red.
15
Eugène Buret, “De la misère des classes laborieuses en Angleterre et en France”, Paryż 1840. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 10 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
wieczna wojna jest według niej jedynym sposobem osiągnięcia pokoju; ta wojna zwie się konkurencją+” (l. c., str.
23).
“Pomyślne prowadzenie wojny przemysłowej wymaga wielu armii, które by można gromadzić w jednym
punkcie i narażać na masowe dziesiątkowanie. A żołnierze tych armii znoszą trudy, którymi się ich obarcza, nie z
przywiązania ani z poczucia obowiązku; znoszą je tylko po to, żeby ujść twardej konieczności głodu. Nie żywią
oni dla swoich dowódców ani przywiązania, ani wdzięczności; tych nie łączy z podwładnymi żadne uczucie
życzliwości; nie widzą w nich ludzi, lecz wyłącznie narzędzia produkcji, które muszą przynosić możliwie jak
największy dochód i przyczyniać możliwie jak najmniej kosztów. Te zastępy robotników, coraz bardziej uciśnione,
nie mają nawet pewności, że będą stale zatrudnione; przemysł, który robotników zgromadził, pozwala im żyć tylko
wówczas, kiedy ich potrzebuje, a skoro tylko może się bez nich obejść, porzuca ich bez najmniejszych skrupułów;
robotnicy są wówczas zmuszeni zaofiarować swoją osobę i swoją siłę za cenę, jaką im zechcą dać. Im bardziej
długotrwała, męcząca, wstrętna jest praca, którą otrzymują, tym gorzej jest płatna; spotyka się robotników, którzy
za szesnaście godzin pracy dziennie, przy ustawicznym wysiłku, ledwie zdobywają sobie prawo do tego, żeby nie
skonać” (l. c., str. 68-69).
“+Mamy przekonanie... podzielane przez członków komisji, której zlecono zbadanie położenia tkaczy
rękodzielników, że wielkie miasta przemysłowe straciłyby w krótkim czasie swą ludność roboczą gdyby nie
otrzymywały nieustannie dopływu zdrowych ludzi, świeżej krwi, z sąsiednich wsi+” (l. c., str. 362).
Zysk z kapitału
1. Kapitał
1. Na czym polega kapitał, tj. prywatna własność produktów cudzej pracy?
“Dopuściwszy nawet, że kapitał nie jest owocem żadnego wywłaszczenia, to jednak potrzebne mu jest
współdziałanie ustawodawstwa do uświęcenia dziedzictwa” (Say, t. I, str. 136, przypis)
16
.
Jak dochodzi się do własności funduszu produkcyjnego? Jak dochodzi się do własności produktów,
które są wytwarzane przy pomocy tego funduszu?
Dzięki prawu pozytywnemu (Say, t. II, str. 4).
Co zdobywa się wraz z kapitałem, np. z odziedziczeniem wielkiego majątku?
“Osoba, która np. dziedziczy wielki majątek, nie zdobywa bezpośrednio przez to władzy politycznej.
Władza, jaką posiadłość ta daje jej bezpośrednio i natychmiast, to siła nabywcza, prawo rozporządzania wszelką
pracą innych lub wszelkim produktem tej pracy, jaki znajduje się wówczas na rynku” (Smith, t. I, str. 61).
Zatem kapitał to władza zwierzchnia nad pracą i jej produktami. Kapitalista posiada tę władzę nie
dzięki swym cechom osobistym czy ludzkim, lecz jedynie jako właściciel kapitału. Jego siłą jest siła
nabywcza jego kapitału, której nic nie jest w stanie się oprzeć.
Później zobaczymy, po pierwsze, jak kapitalista przy pomocy kapitału realizuje swą władzę
zwierzchnią nad pracą, po wtóre zaś poznamy władzę zwierzchnią kapitału nad samym kapitalistą.
Co to jest kapitał?
“+Pewna ilość pracy nagromadzonej i odłożonej na zapas+” (Smith, t. II, str. 312).
Kapitał jest nagromadzoną pracą.
2. Fundusze, zasoby – to wszelkie nagromadzenie produktów ziemi i pracy przemysłowej. Zasoby
nazywają się kapitałem tylko wówczas, gdy przynoszą swemu właścicielowi dochód czy też zysk (Smith, t.
II, str. 191).
2. Zysk z kapitału
16
Jean Baptiste Say, “Traité d'économie politique, ou simple exposition de la manière dont se forment, se distribuent et se
consomment les richesses”, wydanie trzecie, Paryż 1817. Wydanie polskie: “Wykład ekonomii politycznej, czyli proste
wyłuszczenie, jak się tworzą, rozdzielają i spożywają bogactwa” przez Jana Baptistę Say, tłumaczenie z francuskiego przez
Damazego Dzierożyńskiego, Warszawa 1821; por. t. I, str. 140-141. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 11 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Zysk z kapitału jest zgoła odmienny od płacy roboczej. Ta odmienność objawia się w dwojaki sposób: po
pierwsze, zyski z kapitału zależą całkowicie od wartości włożonego kapitału, chociaż praca polegająca na nadzorze
i kierowaniu może być przy różnych kapitałach taka sama. Do tego dochodzi okoliczność, że w wielkich fabrykach
cała ta praca bywa powierzana naczelnemu kierownikowi, którego pensja nie pozostaje w żadnej proporcji do
kapitału, którego funkcjonowania dogląda. Chociaż więc praca właściciela sprowadza się tu niemal do zera,
domaga się on jednak zysków proporcjonalnych do wielkości swego kapitału (Smith, t. I, str. 97-99).
Dlaczego kapitalista domaga się tej proporcji między zyskiem a kapitałem?
Nie byłby zainteresowany w tym, aby zatrudniać robotników, gdyby nie spodziewał się ze sprzedaży ich
wytworów czegoś więcej, niż potrzeba do zastąpienia kapitału wyłożonego na płacę, i nie byłby bardziej
zainteresowany w tym, aby stosować większą sumę kapitału niż małą, gdyby zysk jego nie był proporcjonalny do
wielkości zastosowanego kapitału (t. I, str. 96-97).
Kapitalista osiąga zatem zysk, po pierwsze, odpowiednio do płac, po drugie – odpowiednio do sum
wyłożonych na surowce.
W jakim tedy stosunku pozostaje zysk do kapitału?
Jeżeli już trudno określić zwykłą średnią stopę płacy w danym miejscu i czasie, to jeszcze trudniej określić
zysk z kapitałów. Zmiany cen towarów, z którymi kapitał ma do czynienia, powodzenie albo niepowodzenie jego
rywali i klientów, tysiąc innych przypadków, na które towary są narażone zarówno podczas transportu, jak i w
składach, powodują co dzień, niemal co godzinę, zmianę zysku (Smith, t. I, str. 179-180). Jakkolwiek więc nie
można określić ściśle zysków z kapitałów, to jednak można wyrobić sobie o nich pewne pojęcie na podstawie
procentu. Jeżeli z pieniędzy można mieć wielki zysk, to daje się dużo za to, by móc ich używać, a jeżeli zysk mały,
to i procent niewielki (Smith, t. I, str. 181). Stosunek, w jakim musi pozostawać zwykła stopa procentowa do stopy
czystego zysku, zmienia się z konieczności w miarę tego, jak zysk wzrasta lub obniża się. W Wielkiej Brytanii
ocenia się, że suma dwakroć wyższa od stopy procentowej stanowi to, co kupcy nazywają zyskiem przyzwoitym,
umiarkowanym, rozsądnym; wszystkie te terminy nie oznaczają nic innego jak zysk zwykły i utarty (Smith, t. I, str.
198).
Jaka jest najniższa stopa zysku? Jaka najwyższa?
Najniższa stopa zwykłego zysku z kapitałów musi zawsze nieco przewyższać to, co jest potrzebne na
skompensowanie przypadkowych strat, na które jest narażone każde zastosowanie kapitału. Ta nadwyżka stanowi
właściwy zysk, czyli zysk netto. Tak samo ma się sprawa z najniższą stopą procentową (Smith, t. I, str. 196).
Najwyższą stopą, do jakiej mogą dochodzić zwykłe zyski, jest ta, która w większości towarów pochłania
całą rentę gruntową, a płacę roboczą zawartą w dostarczonym towarze redukuje do najniższej ceny, wyłącznie do
utrzymania przy życiu robotnika w czasie pracy. Robotnika, dopóki używa się go do pracy, trzeba bądź co bądź
utrzymać w ten czy w inny sposób; renta gruntowa może całkowicie odpaść. Przykład: w Bengalu agenci
indyjskiej kompanii handlowej (Smith, t. I, str. 197-198).
Poza wszelkimi korzyściami ze słabej konkurencji, jakie może kapitalista ciągnąć w danym
wypadku, może on nie naruszając zasad przyzwoitości utrzymywać cenę rynkową powyżej ceny naturalnej.
Po pierwsze, dzięki tajemnicy handlowej, kiedy rynek jest bardzo odległy od tych, którzy go zaopatrują:
mianowicie dzięki trzymaniu w tajemnicy zmian ceny, jej podwyżki ponad naturalny poziom. Zatajenie to ma
mianowicie ten skutek, że inni kapitaliści nie lokują kapitału w tej branży.
Następnie, dzięki tajemnicy produkcji, kiedy to kapitalista przy mniejszych kosztach produkcji dostarcza
towaru po tych samych lub nawet niższych cenach z wyższym zyskiem niż jego konkurenci. – (Czy oszustwo
polegające na zatajeniu nie jest niemoralne? Transakcje giełdowe). – Dalej: kiedy produkcja jest związana z
określoną miejscowością (np. drogie wina) i efektywnego popytu nigdy nie da się zaspokoić. Wreszcie: dzięki
monopolom poszczególnych osób i towarzystw. Cena monopolowa jest najwyższa z możliwych (Smith, t. I, str.
120-124).
Inne przypadkowe przyczyny, które mogą zwiększyć zysk z kapitału: opanowanie nowych terytoriów albo
nowych gałęzi gospodarki powiększa często, nawet w bogatym kraju, zysk z kapitałów, ponieważ odciąga część
kapitałów z dawnych gałęzi, łagodzi konkurencję, przyczynia się do słabszego zaopatrzenia rynku w towary,
których ceny wówczas rosną; ci, którzy tymi towarami handlują, mogą wtedy płacić za pożyczone pieniądze
wyższe procenty (Smith, t. I, str. 190).
Im więcej pracy przetwórczej zawiera towar, im w większym stopniu staje się produktem manufaktury,
tym bardziej wzrasta ta część ceny, która przypada na płacę i zysk, w stosunku do tej części, która przypada na
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 12 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
rentę gruntową. Ze wzrostem udziału pracy przetwórczej w towarze zwiększa się nie tylko ilość kolejnych zysków,
lecz każdy następny zysk jest większy od poprzedniego, gdyż kapitał, z którego zysk płynie, siłą rzeczy jest coraz
większy. Kapitał, który daje pracę tkaczom, musi być zawsze większy od kapitału, który daje pracę przędzarzom,
nie tylko bowiem zwraca tamten kapitał wraz z jego zyskami, ale poza tym pokrywa jeszcze płace tkaczy, a zyski
muszą zawsze pozostawać w określonym stosunku do kapitału (tamże, t. I, str. 102-103).
Tak więc wzrost pracy ludzkiej nad przetwarzaniem produktu przyrody i w przetworzonym
produkcie przyrody nie zwiększa płacy, lecz zarówno liczbę kapitałów dających zysk, jak i wielkość
każdego następnego kapitału w stosunku do poprzedniego.
O korzyści, jaką kapitalista osiąga z podziału pracy – później.
Zyskuje on podwójnie, po pierwsze na podziale pracy, po drugie w ogóle na tym, że wzrasta praca
ludzka nad przetwarzaniem produktu przyrody. Im większy udział pracy ludzkiej w towarze, tym większy
zysk z martwego kapitału.
W jednym i tym samym społeczeństwie przeciętne stopy zysków z kapitału są o wiele bliższe jednego
poziomu niż płace za różne rodzaje pracy (tamże, t. I, str. 228). Przy rozmaitych zastosowaniach kapitału zwykła
stopa zysku zmienia się w zależności od tego, czy powrót kapitału jest bardziej czy mniej pewny. Stopa zysku
wzrasta wraz z ryzykiem, choć niezupełnie proporcjonalnie (tamże, str. 226-227).
Jest rzeczą oczywistą, że zyski z kapitału wzrastają również i wtedy, kiedy środki cyrkulacji stają się
bardziej dostępne czy też mniej kosztowne (np. pieniądz papierowy).
3. Panowanie kapitału nad pracą i motywy kapitalisty
Jedynym motywem decydującym o tym, czy właściciel kapitału zastosuje go raczej w rolnictwie czy w
przemyśle, czy też w jakiejś specjalnej gałęzi handlu hurtowego lub detalicznego, jest wzgląd na jego własny zysk.
Nigdy nie przychodzi mu do głowy, żeby obliczać, ile pracy produkcyjnej uruchomi kapitał w zależności od tego,
jak go zastosuje, albo o ile zwiększy wartość rocznego produktu ziemi i pracy jego kraju (Smith, t. II, str. 400-
401).
Najpożyteczniejsze dla kapitalisty jest takie zastosowanie kapitału, które przy tym samym ryzyku przynosi
mu największy zysk. Zastosowanie to nie zawsze jest najpożyteczniejsze dla społeczeństwa; najpożyteczniejsze
jest to zastosowanie, które ma na celu osiągnięcie korzyści z sił wytwórczych przyrody (Say, t. II, str. 130-131).
Wszelkimi ważniejszymi operacjami pracy rządzą i kierują zamiary i przedsięwzięcia osób stosujących
kapitał, a celem, do którego zmierzają wszystkie te plany i operacje, jest zysk. Otóż stopa zysku nie wzrasta, jak
renta gruntowa i płaca robocza, wraz z dobrobytem społeczeństwa i nie spada wraz z jego upadkiem. Przeciwnie,
jest ona z natury rzeczy niska w krajach bogatych, a wysoka w biednych, najwyższa zaś jest zawsze w tych
krajach, które najszybciej zdążają ku ruinie. Toteż interes tej klasy nie jest tak związany z ogólnym interesem
społeczeństwa, jak interesy obu pozostałych... Własny interes przedsiębiorców poszczególnych gałęzi handlu czy
przemysłu jest zawsze pod pewnym względem różny od interesu publicznego, a często nawet jest mu wrogi. W
interesie kupców leży zawsze rozszerzanie rynku i ograniczanie konkurencji sprzedawców... Jest to klasa ludzi,
której interes nigdy nie będzie dokładnie taki sam, jak interes społeczeństwa, i która na ogół zainteresowana jest w
tym, by oszukiwać społeczeństwo i ciemiężyć je (Smith, t. II, str. 163-165).
4. Akumulacja kapitałów i konkurencja między kapitalistami
Wzrost ilości kapitałów, który podnosi płacę, prowadzi do obniżania zysku kapitalistów wskutek
konkurencji między nimi (Smith, t. I, str. 179).
“Jeśli np. kapitał potrzebny do prowadzenia handlu towarami kolonialnymi w jakimś mieście jest
podzielony między dwóch różnych kupców, konkurencja sprawi, że każdy z nich sprzedawać będzie taniej, niż
gdyby kapitał ten był w ręku jednego tylko kupca; gdyby zaś kapitał ten był podzielony między dwudziestu,
konkurencja byłaby tyleż razy silniejsza, a szansa na to, by porozumieli się w sprawie podniesienia cen swych
towarów, byłaby tyleż razy mniejsza” (Smith, t. II, str. 372-373).
Skoro, jak już wiemy, ceny monopolowe są najwyższe z możliwych, skoro interes kapitalistów
nawet z pospolitego punktu widzenia ekonomii politycznej jest wrogi społeczeństwu, skoro wzrost zysku z
kapitału działa na cenę towaru jak procent składany (Smith, t. I, str. 199-201), to konkurencja, która według
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 13 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
ekonomii politycznej wpływa równie dobroczynnie na wzrost płacy, jak i na potanienie towarów z
korzyścią dla ogółu konsumentów, jest jedynym ratunkiem przeciwko kapitalistom.
Jednakże konkurencja jest możliwa tylko dzięki temu, że kapitały rosną, i to w wielu rękach.
Powstanie wielkiej liczby kapitałów jest możliwe tylko dzięki wielostronnej akumulacji, ponieważ kapitał
w ogóle powstaje tylko w drodze akumulacji, a wielostronna akumulacja siłą rzeczy przechodzi w
akumulację jednostronną. Konkurencja między kapitałami wzmaga akumulację kapitałów. Akumulacja,
która pod panowaniem własności prywatnej jest koncentracją kapitału w niewielu rękach, występuje w
ogóle w sposób nieuchronny, gdy pozostawia się kapitały ich naturalnemu biegowi; a to naturalne
przeznaczenie kapitału toruje sobie na dobre drogę właśnie dzięki konkurencji.
Słyszeliśmy, że zysk z kapitału jest proporcjonalny do jego wielkości. Dlatego też jeśli nawet zrazu
całkowicie pominiemy rozmyślną konkurencję, wielki kapitał akumuluje, odpowiednio do swojej wielkości,
szybciej niż mały kapitał.
Dlatego też nawet zgoła niezależnie od konkurencji akumulacja wielkiego kapitału jest o wiele
szybsza niż mniejszego. Ale śledźmy dalej przebieg tych zjawisk.
W miarę wzrostu kapitałów zmniejszają się, wskutek konkurencji, zyski z kapitałów. A więc cierpi
przede wszystkim drobny kapitalista.
Dalej. Przesłanką wzrostu kapitałów i wielkiej ilości kapitałów jest rosnące bogactwo kraju:
“W kraju, który by osiągnął bardzo wysoki stopień bogactwa, zwykła stopa zysku byłaby nader niska;
przeto stopa procentowa, na jaką ten zysk by pozwalał, byłaby tak niska, że nikt prócz ludzi najbogatszych nie
mógłby żyć z procentów od swych pieniędzy. Wszyscy ludzie średnio zamożni musieliby więc sami zająć się
zastosowaniem swych kapitałów, trudnić się przemysłem albo jakąś gałęzią handlu” (Smith, t. I, str. 196-197).
Ten stan jest ulubionym stanem ekonomii politycznej.
“Stosunek między sumą kapitałów i dochodów określa wszędzie proporcję ludzi pracowitych do
próżniaków; tam, gdzie przeważa kapitał, dominuje pracowitość, gdzie zaś przeważa dochód, panuje próżniactwo”
(Smith, t. II, str. 325).
Jak ma się tedy sprawa zastosowania kapitału w warunkach tej zwiększonej konkurencji?
“Wraz ze wzrostem kapitałów musi się stopniowo zwiększać ilość funduszów pożyczanych na procent; w
miarę jak rosną te fundusze, obniża się procent, gdyż 1. cena rynkowa wszystkich rzeczy spada w miarę, jak
wzrasta ich ilość; 2. skoro w jakimś kraju kapitały wzrastają, staje się rzeczą coraz trudniejszą znaleźć zyskowny
sposób ulokowania nowego kapitału. Powstaje konkurencja między poszczególnymi kapitałami, właściciele
jednych kapitałów usiłują zdobywać dla siebie te dziedziny działalności, które już zajęli inni. Ale w większości
przypadków właściciel kapitału nie może mieć nadziei, że wyprze drugiego inaczej, jak tylko w ten sposób, że
będzie prowadził interesy na gorszych dla siebie warunkach. Musi nie tylko taniej sprzedawać swe towary, ale też
niekiedy, aby je dostać na sprzedaż, musi sam drożej za nie płacić. Im więcej funduszów przeznacza się na
utrzymanie pracy produkcyjnej, tym bardziej wzrasta popyt na pracę: robotnicy łatwo znajdują zatrudnienie,
kapitalistom natomiast trudniej znaleźć robotników. Konkurencja między kapitalistami podnosi płacę i obniża
zyski” (Smith, t. II, str. 358-359).
Drobny kapitalista ma więc do wyboru: 1. albo przejeść swój kapitał, ponieważ nie może już wyżyć
z procentów, a więc przestać być kapitalistą, albo 2. samemu założyć interes, sprzedawać swoje towary
taniej i kupować drożej niż bogatszy kapitalista oraz drożej płacić robotnikom, a że cena rynkowa wobec
panującej, według założenia, silnej konkurencji jest już bardzo niska, zrujnować się. Jeżeli natomiast wielki
kapitalista chce mniejszego wysadzić z siodła, ma nad nim pod każdym względem tego rodzaju przewagę,
jaką ma kapitalista jako kapitalista nad robotnikiem. Mniejsze zyski kompensuje mu większa masa kapitału
i nawet chwilowe straty może ponosić tak długo, aż zrujnuje mniejszego kapitalistę i uwolni się od jego
konkurencji. W ten sposób akumuluje sobie zyski drobnego kapitalisty.
Dalej. Wielki kapitalista kupuje zawsze taniej niż drobny, ponieważ zakupuje masowo. Może więc
bez straty sprzedawać taniej.
Jeśli zaś spadek procentu przeobraża średnich kapitalistów z rentierów w ludzi interesu, to z drugiej
strony wzrost kapitałów funkcjonujących i wynikający stąd mniejszy zysk wywołuje spadek procentu.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 14 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
“Gdy zmniejszają się zyski, jakie można osiągnąć ze stosowania kapitału, cena, jaką można zapłacić za
użycie tego kapitału, musi się z konieczności zmniejszać” (Smith, t. II, str. 359).
“Im bardziej wzrasta bogactwo, przemysł, ludność, tym bardziej obniża się stopa procentowa, a więc i zysk
z kapitałów; ale same kapitały pomimo to rosną, i to jeszcze szybciej niż poprzednio, choć zyski uległy
zmniejszeniu... Wielki kapitał, choćby dawał małe zyski, wzrasta na ogół o wiele szybciej niż mały kapitał, który
daje wielkie zyski. Pieniądz robi pieniądz, mówi przysłowie” (t. I, str. 189).
Jeżeli więc z tym wielkim kapitałem zmierzą się nader małe kapitały, dające małe zyski, jak to się
dzieje w warunkach silnej konkurencji, przyjętej w założeniu, to wypiera on je całkowicie.
Nieuniknionym następstwem tej konkurencji jest wtedy ogólne pogorszenie się jakości towarów,
fałszowanie, podrabianie, masowe zatrucia, jakie zdarzają się w wielkich miastach.
Ważną okolicznością w konkurencji wielkich i małych kapitałów jest poza tym stosunek między
kapitałem trwałym a kapitałem obrotowym.
“Kapitał obrotowy jest to kapitał użyty na wytwarzanie środków utrzymania, przetwarzanie czy handel.
Kapitał użyty w ten sposób nie przynosi swemu właścicielowi dochodu czy zysku dopóty, dopóki pozostaje w jego
posiadaniu lub dopóki zachowuje tę samą postać. Odpływa od niego nieustannie w jednej postaci, a wraca w innej,
i tylko przez taką cyrkulację, czyli kolejne przeobrażanie i akty wymiany, może przynosić zysk. Kapitał trwały to
kapitał użyty na podniesienie jakości ziemi, na zakup maszyn, przyrządów, narzędzi itp. rzeczy" (Smith, t. II, str.
197-198).
“Każda oszczędność na kosztach utrzymywania kapitału trwałego zwiększa czysty zysk. Cały kapitał
każdego przedsiębiorcy zatrudniającego robotników dzieli się z konieczności na kapitał trwały i kapitał obrotowy.
Gdy cały kapitał nie ulega zmianie, to im mniejsza będzie jedna część, tym większa musi być druga. Kapitał
obrotowy dostarcza mu materiałów i płac roboczych oraz uruchamia produkcję. A zatem każda oszczędność na
kapitale trwałym, która nie pomniejsza produkcyjnej siły pracy, zwiększa fundusz, jaki uruchamia produkcję”
(Smith, t. II, str. 226).
Widać od razu, że wzajemny stosunek kapitału trwałego i kapitału obrotowego jest o wiele
korzystniejszy dla wielkiego kapitalisty niż dla mniejszego. Bardzo wielki bankier potrzebuje tylko nieco
więcej kapitału trwałego niż bankier bardzo mały. Kapitał trwały jednego i drugiego ogranicza się do
kantoru. Ilość narzędzi wielkiego właściciela ziemskiego nie zwiększa się proporcjonalnie do wielkości jego
gruntu. Tak samo kredyt, do którego wielki kapitalista ma pierwszeństwo przed małym, stanowi tym
większą oszczędność na kapitale trwałym, tzn. na pieniądzach, które kapitalista musi stale mieć w
pogotowiu. Jest wreszcie rzeczą zrozumiałą, że tam gdzie praca przemysłowa osiągnęła wysoki poziom, a
więc gdzie prawie cała praca ręczna przekształciła się w pracę fabryczną, cały kapitał drobnego kapitalisty
nie wystarcza już choćby na to, by pokryć tylko niezbędny kapitał trwały
17
.
W ogóle wraz z akumulacją wielkich kapitałów zachodzi też odpowiednia koncentracja i
uproszczenie kapitału trwałego w porównaniu z drobnymi kapitałami. Wielki kapitalista wprowadza u
siebie pewnego rodzaju organizację narzędzi pracy.
“Tak samo w dziedzinie przemysłu każda manufaktura i fabryka stanowi już dalej idące powiązanie
większego majątku rzeczowego z licznymi i wielorakimi umiejętnościami intelektualnymi i sprawnością
techniczną dla wspólnego celu produkcji... Gdzie dzięki ustawodawstwu utrzymują się wielkie obszary własności
ziemskiej, tam nadmiar zwiększającej się ludności pcha się do przemysłu, i, jak w Wielkiej Brytanii, właśnie
głównie w przemyśle skupia się większa liczba proletariuszy. Gdzie natomiast ustawodawstwo nie ogranicza
podziału ziemi, tam powiększa się, jak we Francji, liczba drobnych i zadłużonych właścicieli, którzy na skutek
postępującego rozdrobnienia zostają zepchnięci do klasy biednych i niezadowolonych. Gdy wreszcie to
rozdrobnienie i nadmierne zadłużenie dojdzie do odpowiednio wysokiego stopnia, to znowu wielka własność
ziemska połyka małą, podobnie jak wielki przemysł rujnuje drobny; a że powstają wówczas większe zespoły dóbr,
to wielu nieposiadających robotników, którzy są po prostu niepotrzebni w rolnictwie, zostaje znowu wypartych do
przemysłu” (Schulz, “Bewegung der Produktion”, str. 58-59).
“Jakość tych samych towarów zmienia się wskutek przemian w sposobie produkcji, a zwłaszcza wskutek
zastosowania maszyn. Samo wyeliminowanie siły ludzkiej umożliwiło wyprzędzenie z funta bawełny, mającej
17
W tym miejscu rękopisu Marks zrobił przypis w języku francuskim: “Wiadomo, że na wielkich uprawach zajęta jest zwykle
przy pracy tylko niewielka ilość rąk”. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 15 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
wartość 3 szylingów i 8 pensów, 350 motków długości 167 mil angielskich, czyli 36 mil niemieckich, o wartości
25 gwinei” (tamże, str. 62).
“Przeciętnie w Anglii ceny wyrobów bawełnianych w ciągu ostatnich 45 lat spadły o 11/12, i tę samą ilość
produktu, za którą w 1814 r. płacono jeszcze 16 szylingów, teraz sprzedają według obliczeń Marshalla za 1 szyling
10 pensów. To, że wyroby przemysłowe stały się tańsze, zwiększyło zarówno konsumpcję w kraju, jak i rynek za
granicą; w związku z tym w Wielkiej Brytanii liczba robotników przemysłu bawełnianego po wprowadzeniu
maszyn nie tylko się nie zmniejszyła, lecz wzrosła z 40 000 do 1½ miliona. Co się zaś tyczy zarobku
przedsiębiorców przemysłowych i robotników, to wskutek rosnącej konkurencji wśród fabrykantów zysk ich w
stosunku do ilości dostarczonych przez nich wyrobów musiał się zmniejszyć. W latach 1820 do 1833 zysk brutto
fabrykantów manchesterskich na jednej sztuce kalikotu spadł z 4 szylingów 1 1/3 pensa do 1 szylinga 9 pensów.
Ale w celu wyrównania tej straty jeszcze bardziej rozszerzono rozmiary produkcji. Wskutek tego w
poszczególnych gałęziach przemysłu występuje okresowa nadprodukcja, dochodzi często do bankructw, a to
sprawia, że w łonie klasy kapitalistów i chlebodawców chwieje się niebezpiecznie i chyboce stan posiadania, co
część przedsiębiorców zrujnowanych ekonomicznie przerzuca do szeregów proletariatu; stąd się bierze
konieczność częstego i nagłego wstrzymywania lub ograniczania pracy, a ujemne skutki tego klasa robotników
najemnych zawsze gorzko odczuwa” (tamże, str. 63).
“+Oddać w najem swoją pracę to zapoczątkować swą własną niewolę; oddać w najem rzeczowe elementy
pracy to ustanowić swoją wolność... Praca to człowiek, natomiast w elementach rzeczowych nie ma nic z
człowieka+” (Pecqueur, “Théorie nouvelle d'économie sociale” etc., str. 411-412).
“+Elementy rzeczowe, które w procesie tworzenia bogactwa nic nie znaczą bez drugiego elementu, pracy,
zyskują magiczną siłę przynoszenia im [tym, którzy je posiadają] owoców, jak gdyby własnymi rękoma włożyli w
nie ów niezbędny element+” (tamże).
“+Jeżeli przyjmiemy, że codzienna praca jednego robotnika przynosi mu przeciętnie 400 franków rocznie i
że ta suma wystarczy dorosłemu człowiekowi na prymitywne życie, to każdy, kto posiada 2 000 franków rocznego
dochodu z procentów, dzierżawy, komornego itd., zmusza pośrednio do pracy na siebie 5 ludzi; 100 000 franków
dochodu reprezentuje pracę 250 ludzi, a 1 000 000 – pracę 2 500 osób+” (tamże, str. 412-413). (A więc 300
milionów – Ludwik Filip – pracę 750 000 robotników).
“+Właściciele otrzymali – na mocy ustawy wydanej przez ludzi – prawo do używania i nadużywania, to
znaczy prawo robienia co im się podoba z wszelkimi rzeczowymi elementami pracy... nie są oni wcale
zobowiązani przez ustawę do tego, by w każdym wypadku i na czas dawać nieposiadającym pracę, ani do tego, by
zawsze płacić wystarczające wynagrodzenie itd.+” (l. c., str. 413). “+Całkowita swoboda co do natury, ilości,
jakości, celowości produkcji, używania i konsumpcji dóbr, rozporządzania wszelkimi rzeczowymi elementami
pracy. Każdy może dowolnie wymienić swoją rzecz, jak chce, biorąc pod uwagę wyłącznie swój własny,
indywidualny interes+” (l. c., str. 413).
“+Konkurencja wyraża jedynie dowolną wymianę, która ze swej strony jest bezpośrednią i logiczną
konsekwencją prawa jednostki do używania i nadużywania wszelkich narzędzi produkcji. Te trzy momenty
ekonomiczne, stanowiące w istocie jedną całość – prawo używania i nadużywania, swoboda wymiany i
nieograniczona konkurencja – pociągają za sobą następujące skutki: każdy produkuje, co chce, jak chce, kiedy
chce, gdzie chce; produkuje dobrze lub źle, za dużo lub za mało, za późno lub za wcześnie, za drogo lub za tanio;
nikt nie wie, czy swój towar sprzeda, komu sprzeda, jak sprzeda, kiedy sprzeda, gdzie sprzeda; tak samo sprawa
ma się z kupnem. Producent nie zna ani potrzeb, ani źródeł surowców, ani popytu, ani podaży. Sprzedaje, kiedy
chce, kiedy może, gdzie chce, komu chce, bierze cenę, jaką chce. Tak samo kupuje. W tym wszystkim jest on stale
igraszką przypadku, niewolnikiem prawa dyktowanego przez tego, kto silniejszy, kogo nie naglą okoliczności, kto
bogatszy... Podczas gdy w jednym miejscu brak jakiegoś dobra, w drugim jest go za dużo i marnuje się. Podczas
gdy jeden producent sprzedaje dużo lub bardzo drogo i z olbrzymim zyskiem, drugi nie sprzedaje nic lub ze
stratą... Podaż nie wie nic o popycie, a popyt nie wie nic o podaży. Produkuje się licząc na gust, modę, jaka pojawia
się wśród konsumentów, ale gdy towar jest gotów do sprzedaży, to kaprys już minął, a upodobania zwróciły się ku
innemu produktowi... Nieuchronną konsekwencją tego są ciągłe, zataczające coraz szersze kręgi bankructwa,
zawiedzione nadzieje, nagłe ruiny i równie nieoczekiwane fortuny; kryzysy handlowe, bezrobocie, powtarzające
się okresy nadmiaru i niedostatku towarów; niepewność i spadek płac i zysków, trwonienie lub olbrzymie
marnotrawstwo dóbr, czasu i wysiłków na arenie dzikiej konkurencji+” (l. c., str. 414-416).
Z książki Ricarda (rent of land [renta gruntowa]): Kraje są tylko warsztatami wytwórczymi, człowiek jest
maszyną do konsumowania i produkowania; życie ludzkie jest kapitałem, światem rządzą ślepo prawa
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 16 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
ekonomiczne. Dla Ricarda ludzie są niczym, produkt wszystkim. W 26 rozdziale tłumaczenia francuskiego
czytamy: “+Dla osoby, która posiada 20 000 fr. kapitału przynoszącego rocznie 2 000 fr. zysku, jest sprawą
zupełnie obojętną, czy jej kapitał zatrudnia sto czy tysiąc osób... Czyż nie podobnie ma się sprawa z rzeczywistym
interesem całego narodu? Jeśli rzeczywisty dochód netto narodu, jego renta i zysk pozostają bez zmiany, to bez
znaczenia jest, czy składa się on z dziesięciu czy dwunastu milionów mieszkańców”. “Doprawdy, mówi pan de
Sismondi (t. II, str. 331), nie pozostaje nic więcej, jak życzyć sobie, żeby król sam jeden mieszkał na wyspie i
ustawicznie kręcąc korbą wykonywał za pomocą automatów całą pracę Anglii”
18
.
“Pan, który kupuje pracę robotnika za cenę tak niską, że ta ledwie wystarcza na najniezbędniejsze
potrzeby, nie jest odpowiedzialny ani za niedostateczny poziom płac, ani za zbyt długi czas pracy: on sam podlega
prawu, które narzuca innym... źródłem niedoli są nie tyle ludzie, ile potęga rzeczy+” ([Buret], l. c., str. 82).
“W Anglii jest wiele terenów, których mieszkańcom nie starcza kapitałów do uprawy wszystkich gruntów.
Znaczna część wełny z południowych hrabstw Szkocji po długim przewozie lądowym po bardzo złych drogach jest
przerabiana w Yorkshire, ponieważ na miejscu brak jest kapitału do jej przeróbki. W Anglii wiele jest miasteczek
przemysłowych, których mieszkańcy nie mają dosyć kapitału, by przewieźć wyroby własnego przemysłu na te
odległe rynki, gdzie jest na nie popyt i są konsumenci. Miejscowi kupcy są tylko agentami bogatszych kupców,
którzy mają swe siedziby w którymś z większych miast handlowych” (Smith, t. II, str. 382). “+Nie można
powiększyć wartości rocznego produktu ziemi i pracy inaczej, jak tylko albo zwiększając liczbę robotników
produkcyjnych, albo też siłę produkcyjną tych robotników, którzy byli dotychczas zatrudnieni... W obu
przypadkach niemal zawsze jest potrzebny dodatkowy kapitał+” (Smith, t. II, str. 338).
“Podobnie jak akumulacja kapitału z natury rzeczy musi poprzedzać podział pracy, tak też i dalsze
pogłębianie się podziału pracy może następować jedynie w miarę coraz większego gromadzenia kapitałów. Ilość
materiałów, jaką może przerobić ta sama liczba osób, zwiększa się w miarę pogłębiania się podziału pracy, a
ponieważ czynności każdego robotnika upraszczają się stopniowo coraz bardziej, to wynajduje się rozmaite nowe
maszyny dla ułatwienia i skrócenia tych czynności. Aby więc w miarę rozwoju podziału pracy zapewniać stałe
zatrudnienie tej samej liczbie robotników, należy uprzednio nagromadzić zasoby środków utrzymania w ilości tej
samej, a zasoby materiałów i narzędzi w ilości większej, niż byłoby to potrzebne dawniej. Liczba robotników w
każdej gałęzi rośnie w miarę, jak postępuje tam podział pracy, albo raczej wzrost tej liczby pozwala na tego
rodzaju specjalizowanie się i różnicowanie pracy” (Smith, t. II, str. 193-194).
“I podobnie jak uprzednia akumulacja kapitałów jest niezbędna, aby dokonał się ten wielki wzrost
produkcyjnej siły pracy, tak akumulacja kapitałów prowadzi w sposób naturalny do tego wzrostu. Kapitalista chce
mianowicie wytwarzać przy pomocy swego kapitału możliwie największą ilość produktu, stara się więc o to, aby
przeprowadzić jak najwłaściwszy podział pracy między swymi robotnikami i wyposażyć ich w najlepsze maszyny.
Jego możliwości w jednym i drugim zakresie są proporcjonalne do wielkości jego kapitału i do liczby ludzi, jaką
może za pomocą tego kapitału zatrudniać. Tak więc nie tylko ilość pracy zwiększa się w kraju wraz ze wzrostem
kapitału, jaki ją uruchamia, ale wskutek tego wzrostu ta sama ilość pracy wytwarza znacznie większą ilość
produktu” (Smith, l. c., str. 194-195). Stąd nadprodukcja.
“Dalej idące kombinacje sił wytwórczych... w przemyśle i handlu przez zespolenie liczniejszych i
różnorodniejszych sił ludzkich i sił przyrody dla dokonywania przedsięwzięć na większą skalę. Gdzieniegdzie...
już ściślejsze połączenie ze sobą głównych gałęzi produkcji. Tak np. wielcy fabrykanci starają się również nabyć
wielką własność ziemską, aby przynajmniej części surowców potrzebnych dla ich przemysłu nie musieli nabywać
z drugiej ręki, albo łączą ze swoimi przedsiębiorstwami przemysłowymi handel, nie tylko w celu zbytu własnych
fabrykatów, lecz z pewnością też w celu zakupu innych produktów i sprzedaży ich robotnikom. W Anglii, gdzie
poszczególni wielcy fabrykanci mają niekiedy 10 000 do 12 000 robotników... takie połączenia różnych gałęzi
produkcji pod kierownictwem jednej inteligencji, takie małe państwa czy prowincje w państwie, nie są już
rzadkością. Ostatnio np. właściciele kopalń z okręgu Birmingham przejmują w swoje ręce cały proces produkcji
żelaza, który dawniej był podzielony pomiędzy różnych przedsiębiorców i właścicieli. Patrz 'Okręg górniczy
Birmingham', 'Deutsche Vierteljahrsschrift' nr 3, 1838. – Wreszcie widzimy w większych przedsiębiorstwach
akcyjnych, których tyle się namnożyło, daleko idące kombinacje sił pieniężnych wielu udziałowców z naukową i
techniczną wiedzą i biegłością innych, którym powierzono wykonawstwo. Dzięki temu kapitaliści mają możność
zastosowania swych oszczędności w różnorodny sposób, a nawet w rolnictwie, przemyśle i handlu równocześnie,
przez co ich interesy stają się bardziej wielostronne, a przeciwieństwa między interesami rolnictwa, przemysłu i
18
Cały ten ustęp (łącznie z cytatami z książki Ricarda “Zasady ekonomii politycznej i opodatkowania” i z książki Sismondiego
“Nowe zasady ekonomii politycznej” etc.) wzięty jest z pracy Bureta, cyt. wyd., t. I, str. 6-7. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 17 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
handlu zacierają się i zanikają. Ale nawet to, że łatwiej jest w najrozmaitszy sposób wykorzystać kapitał, musi
zwiększyć przeciwieństwo między klasami posiadającymi i nieposiadającymi” (Schulz, l. c., str. 40-41).
Kolosalny zysk, jaki kamienicznicy ciągną z nędzy. Komorne jest odwrotnie proporcjonalne do
nędzy spowodowanej przez przemysł.
Procenty również z występków zrujnowanych proletariuszy (prostytucja, pijaństwo, lombard).
Akumulacja kapitałów wzrasta, a ich konkurencja maleje, gdy kapitał i własność ziemska skupiają
się w jednym ręku, a także wówczas, gdy kapitał dzięki swej wielkości jest w stanie tworzyć kombinację
różnych gałęzi produkcji.
Obojętność wobec ludzi. 20 losów loteryjnych Smitha
19
.
+Dochód netto i brutto+ Saya.
Renta gruntowa
Prawo właścicieli ziemskich wywodzi się z grabieży (Say, t. I, str. 136, przypis). Właściciele ziemscy, jak
wszyscy ludzie, lubią zbierać, czego nie posiali, i żądają renty nawet za naturalne płody ziemi (Smith, t. I, str. 99).
“Można by myśleć, że renta gruntowa jest tylko zyskiem od kapitału, jaki właściciel wyłożył, by podnieść
kulturę ziemi. W pewnych przypadkach może tak być częściowo... Ale właściciel żąda 1. renty także od ziemi nie
użyźnionej, a rzekomy procent czy zysk z wydatków łożonych na jej użyźnienie jest na ogół tylko dodatkiem do
owej pierwotnej renty. 2. Poza tym kulturę ziemi nie zawsze podnosi swymi kapitałami właściciel, lecz niekiedy
podnosi ją własnym kapitałem dzierżawca. A gdy przychodzi do odnowienia umowy dzierżawnej, właściciel żąda
zazwyczaj takiego podwyższenia czynszu, jakby ulepszeń tych dokonano na jego własny koszt. 3. Niekiedy żąda
renty i od tego, czego ludzkie starania nie mogą zupełnie udoskonalić” (Smith, t. I, str. 300-301).
Smith przytacza jako przykład tego przypadku soliród (salicornia), rodzaj rośliny morskiej, która daje po
spaleniu sól alkaliczną, przydatną do wyrobu szkła, mydła itp. Rośnie ona w wielu okolicach Wielkiej Brytanii,
zwłaszcza w Szkocji, ale na takich tylko skałach, które leżą niżej od poziomu przypływu wód (wysokiej fali), są
dwa razy dziennie zalewane przez morze i pracowitość ludzi nie powiększyła nigdy produktu tych skał. Jednakże
właściciel gruntu, na którym rośnie ten rodzaj roślin, domaga się renty tak samo, jak za pole zbożowe. W pobliżu
Wysp Szetlandzkich morze jest nadzwyczaj bogate. Wielka część ich mieszkańców żyje z rybołówstwa. Aby
jednak móc korzystać z tego produktu morza, muszą oni mieszkać na pobliskim wybrzeżu. Renta gruntowa
odpowiada tu nie temu, co dzierżawca może osiągnąć z ziemi, lecz temu, co może osiągnąć zarówno z ziemi, jak i
z wody (Smith, t. I, str. 301-302).
“Rentę gruntową można uważać za produkt tych sił przyrody, które właściciel ziemi wypożycza
dzierżawcy. Produkt ten jest większy lub mniejszy w zależności od wielkości tych sił, czyli innymi słowy od tego,
jaka jest naturalna lub osiągnięta dzięki kulturze urodzajność ziemi. Gdy odliczy się czy też pokryje wszystko to,
co można uważać za dzieło człowieka, to wtedy reszta, jaka pozostaje, jest dziełem przyrody” (Smith, t. II, str.
377-378).
“Renta gruntowa rozumiana jako cena, którą płaci się za użytkowanie ziemi, jest naturalnie ceną
monopolową. Nie odpowiada ona bynajmniej temu, co właściciel wyłożył na użyźnienie gruntu lub co musi wziąć,
by nie ponieść straty, lecz temu, co dzierżawca może ewentualnie dać, nie ponosząc straty” (Smith, t. I, str. 302).
“Właściciele ziemscy są jedyną z trzech zasadniczych klas, której dochody nie wymagają od nich ani
pracy, ani żadnych starań, lecz zjawiają się jak gdyby same i niezależnie od jakiegokolwiek zamiaru czy
przedsięwzięcia z ich strony” (Smith, t. II, str. 161).
Słyszeliśmy już, że wysokość renty gruntowej zależy od stopnia urodzajności gruntu.
Innym momentem, który ją określa, jest jego położenie.
“Renta gruntowa zależy nie tylko od urodzajności ziemi, bez względu na to, jaki byłby jej produkt, ale od
położenia ziemi, bez względu na jej urodzajność” (Smith, t. I, str. 306).
“Wielkość produkcji otrzymywanej z roli, z kopalń i łowisk rybnych przy równej ich naturalnej wydajności
jest proporcjonalna do rozmiarów kapitałów, włożonych w uprawę i eksploatację, i do właściwego ich użycia. Gdy
kapitały są jednakowe i równie dobrze użyte, wielkość produkcji zależy od naturalnej wydajności roli, kopalń i
łowisk” (t. II, str. 210).
19
Por. cyt. wydanie polskie, t. I, str. 136-137. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 18 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Te twierdzenia Smitha są ważne dlatego, że przy jednakowych kosztach produkcji i jednakowych
rozmiarach kapitału sprowadzają rentę gruntową do mniejszej lub większej urodzajności ziemi. Świadczy to
jawnie o pomieszaniu pojęć w ekonomii politycznej, która przekształca urodzajność ziemi we właściwość
właściciela ziemskiego.
Rozpatrzmy teraz, jak renta gruntowa kształtuje się w rzeczywistych stosunkach.
Renta gruntowa ustala się w walce pomiędzy dzierżawcą i właścicielem ziemskim. Wszędzie w
ekonomii politycznej widzimy wrogą przeciwstawność interesów, walkę, wojnę jako uznaną podstawę
organizacji społecznej.
Zobaczmy teraz, w jakim stosunku do siebie pozostają właściciel ziemski i dzierżawca.
“Układając warunki dzierżawy właściciel ziemi usiłuje pozostawić dzierżawcy możliwie tylko tyle, ile
potrzebne jest do zwrócenia kapitału, wyłożonego na nasiona, na opłacenie pracy, na zakup i utrzymanie bydła i
wszelkiego innego inwentarza gospodarskiego wraz ze zwykłym zyskiem z kapitału, jaki dają dzierżawy w danej
okolicy. Jest to oczywiście najmniejszy udział, jakim dzierżawca może się zadowolić nie ponosząc straty, a
właściciel ziemski rzadko kiedy jest skłonny pozostawić mu więcej. Wszystko, co pozostaje z produktu czy z jego
ceny poza tym udziałem, właściciel stara się zastrzec dla siebie jako rentę gruntową, której wielkość jest
oczywiście najwyższa, jaką dzierżawca może zapłacić w warunkach aktualnego stanu ziemi. Tę nadwyżkę uważać
można zawsze za naturalną rentę gruntową, czyli za rentę, za którą z natury rzeczy wydzierżawią się większą część
ziemi" (Smith, t. I, str. 299-300).
“Właściciele ziemscy – mówi Say – władają pewnego rodzaju monopolem w stosunku do dzierżawców.
Popyt na ich towar, na ziemię, może stale rosnąć, ale ilość ich towaru rośnie tylko do pewnego momentu... Umowa
między właścicielem ziemskim i dzierżawcą jest zawsze jak najbardziej korzystna dla pierwszego z nich... prócz
korzyści, jakie czerpie z przyrodzenia rzeczy, odnosi on korzyści ze swej pozycji, większego majątku, kredytu,
znaczenia; wystarczy już korzyści pierwszego rodzaju, by miał on możność zgarniać wyłącznie do własnej
kieszeni zyski płynące z okoliczności pomyślnych dla jego posiadłości. Otwarcie kanału, drogi, wzrost ludności i
dobrobytu jakiejś okolicy podwyższają zawsze cenę dzierżawy... Sam dzierżawca może wprawdzie polepszyć
jakość ziemi własnym nakładem, ale z użytego na to kapitału korzysta tylko w okresie trwania dzierżawy, z chwilą
zaś jej wygaśnięcia dostaje się on właścicielowi. Odtąd właściciel ziemski, nie poniósłszy nakładów, ciągnie z tego
kapitału procenty, gdyż czynsz dzierżawny odpowiednio teraz wzrasta” (Say, t. II, str. 143).
“Renta gruntowa, rozumiana jako cena płacona za użytkowanie ziemi, jest naturalnie ceną najwyższą, jaką
w warunkach aktualnego stanu ziemi dzierżawca jest w stanie zapłacić” (Smith, t. I, str. 299).
“Renta z posiadłości na powierzchni ziemi stanowi przeważnie trzecią część produktu brutto i jest to na
ogół renta stała i niezależna od przypadkowych różnic w zbiorach” (Smith, t. I, str. 351). “Rzadko kiedy wynosi
ona mniej niż jedną czwartą całego produktu” (tamże, t. II, str. 378).
Nie wszystkie towary mogą przynosić rentę gruntową. Np. w niektórych okolicach nie płaci się
renty gruntowej za kamienie.
“Na ogół spośród produktów ziemi tylko takie mogą być dostarczane na rynek, których zwykła cena jest
dostatecznie wysoka, aby zwrócić zużyty na ich dostarczenie kapitał wraz ze zwykłym zyskiem. Jeżeli zwykła cena
jest wyższa od takiej ceny, to ta nadwyżka pójdzie oczywiście na rentę gruntową. Jeżeli nie jest od niej wyższa, to
towar może być wprawdzie dostarczony na rynek, ale nie może dać renty właścicielowi ziemi. Zależy od popytu,
czy ceny są, czy nie są dostatecznie wysokie” (Smith, t. I, str. 302-303).
“Renta w inny sposób wchodzi w skład ceny towarów niż płace i zysk. Wysokie lub niskie płace i zyski są
przyczyną wysokiej lub niskiej ceny, wysoka lub niska renta jest jej skutkiem” (Smith, t. I, str. 303-304).
Do produktów, które zawsze przynoszą rentę gruntową, należy żywność.
“Ponieważ ludzie, podobnie jak wszystkie zwierzęta, rozradzają się zależnie od środków utrzymania,
przeto zawsze istnieje większy lub mniejszy popyt na żywność. Zawsze można za nią nabyć większą lub mniejszą
ilość pracy i zawsze można znaleźć kogoś, kto gotów jest coś zrobić, by żywność tę uzyskać. Ilość pracy, jaką
można za nią nabyć, nie zawsze wprawdzie jest równa pracy tych robotników, których ta żywność przy bardzo
skrupulatnej gospodarce mogłaby utrzymać, a to ze względu na wysokie płace, jakie czasami otrzymują
pracownicy. Zawsze jednak można za nią nabyć taką ilość pracy, jaką żywność ta może utrzymywać według
zwykłej stopy utrzymania dla danego rodzaju pracowników w danej okolicy. Lecz ziemia w każdych niemal
warunkach daje większą ilość żywności niż potrzeba, aby utrzymać wszystkich pracowników niezbędnych dla
dostarczenia jej na rynek. Nadwyżka ta zawsze przewyższa również to, co jest potrzebne na odtworzenie wraz z
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 19 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
zyskiem kapitału zatrudniającego tych pracowników. Zawsze więc pozostaje coś na rentę gruntową dla właściciela
ziemi” (Smith, t. I, str. 305-306). “Żywność jest nie tylko pierwotnym źródłem renty, lecz każdy inny produkt
ziemi, który przynosi później rentę, czerpie tę część swej wartości z rozwiniętej przez postęp kultury rolnej
produkcyjnej siły pracy, która żywność wytwarza” (Smith, t. I, str. 345). “Pożywienie ludzi zawsze przynosi rentę
gruntową” (t. I, str. 337). “Zaludnienie kraju nie jest proporcjonalne do liczby ludności, którą kraj może zaopatrzyć
w odzież i mieszkanie, lecz do liczby, którą może wyżywić swym produktem” (Smith, t. I, str. 342).
“Odzież i mieszkanie z opałem stanowią po żywności dwie najważniejsze potrzeby człowieka. Materiały
na odzież i mieszkanie przynoszą przeważnie rentę, ale nie zawsze muszą ją przynosić” (tamże, t. I, str. 337-338).
Zobaczmy teraz, jak właściciel ziemski wykorzystuje wszystko, co przynosi pożytek społeczeństwu.
1. Renta gruntowa podnosi się wraz ze wzrostem ludności (Smith, t. I, str. 335).
2. Dowiedzieliśmy się już od Saya, jak renta gruntowa rośnie, w miarę jak powstają koleje itd., jak
następują ulepszenia, rośnie bezpieczeństwo i ilość środków komunikacji.
3. “Wszelki postęp, który pojawia się w stosunkach społecznych, prowadzi pośrednio lub bezpośrednio do
podniesienia renty gruntowej, powiększenia rzeczywistego bogactwa właściciela ziemskiego, tj. jego zdolności
nabywania pracy lub wytworu pracy innych ludzi... Wzrost kultury rolnej prowadzi do tego bezpośrednio. Udział
właściciela ziemskiego w produkcie ziemi wzrasta nieodzownie wraz ze wzrostem produktu... Wzrost rzeczywistej
ceny tego rodzaju płodów rolnych, np. wzrost ceny bydła, prowadzi również bezpośrednio do zwiększenia renty
gruntowej, i to w jeszcze większym stopniu. Wraz z rzeczywistą wartością produktu wzrasta nie tylko rzeczywista
wartość udziału właściciela ziemskiego, jego rzeczywista władza nad pracą innych ludzi, lecz także stosunek jego
udziału do całości produktu. Wytworzenie tego produktu, gdy wzrośnie jego rzeczywista cena, nie wymaga więcej
pracy niż poprzednio. Mniejsza część produktu wystarczy więc na to, by odtworzyć wraz ze zwykłym zyskiem
kapitał, który tych pracowników zatrudnia. Wskutek tego część produktu, która przypada właścicielowi
ziemskiemu, musi być większa” (Smith, t. II, str. 157-159).
Zwiększający się popyt na surowce i spowodowany tym wzrost wartości może wypływać częściowo
ze wzrostu ludności i ze wzrostu jej potrzeb. Ale każdy nowy wynalazek, każdy nowy użytek, jaki przemysł
czyni z surowca dotąd mało lub w ogóle nie używanego, powiększa rentę gruntową. Tak np. gdy powstały
koleje, parowce itd., renta kopalń węgla ogromnie wzrosła.
Prócz tej korzyści, którą właściciel ziemski czerpie z przemysłu, odkryć, pracy, poznamy wkrótce
jeszcze inną korzyść.
4. “Cały ten rozwój produkcyjnej siły pracy, który zmierza bezpośrednio do tego, by obniżyć rzeczywistą
cenę wyrobów przemysłowych, zmierza pośrednio do tego, by podnieść rzeczywistą rentę gruntową. Właściciel
ziemi wymienia tę część swych płodów rolnych, która przewyższa jego własne spożycie, lub cenę tej części, na
wyroby przemysłowe. Cokolwiek obniża rzeczywistą cenę tych ostatnich, podnosi cenę pierwszych. Jednakowa
ilość płodów rolnych staje się przez to równoważna większej ilości wyrobów przemysłowych, a właściciel ziemi
może nabyć większą ilość rzeczy służących wygodzie i ozdobie, więcej przedmiotów zbytku” (Smith, t. II, str.
159).
Kiedy jednak Smith z tego, że właściciel ziemski wykorzystuje wszystko, co przynosi pożytek
społeczeństwu, wyciąga wniosek (t. II, str. 161), że interes właściciela ziemskiego zawsze jest
równoznaczny z interesem społeczeństwa, to jest to niedorzecznością. W ekonomii politycznej, w
warunkach panowania własności prywatnej, interes własny jednostki w stosunku do społeczeństwa jest
akurat odwrotny niż interes społeczeństwa w stosunku do jednostki, podobnie jak interes lichwiarza w
stosunku do utracjusza bynajmniej nie pokrywa się z interesem utracjusza.
Wspomnimy tylko mimochodem zapędy monopolistyczne właścicieli ziemskich wobec własności
ziemskiej innych krajów, co np. dało początek ustawom zbożowym. Tak samo pomijamy tu średniowieczne
poddaństwo, niewolnictwo w koloniach, nędzę robotników rolnych w Wielkiej Brytanii. Trzymajmy się tez
ekonomii politycznej głoszonych przez nią samą.
1. Według ekonomii politycznej właściciel ziemski jest zainteresowany w dobrobycie
społeczeństwa, jest zainteresowany w ustawicznym wzroście jego ludności, we wzroście jej potrzeb, w
produkcji przemysłowej, słowem – we wzroście bogactwa, a wzrost ten, jak już widzieliśmy, jest
identyczny ze wzrostem nędzy i niewolnictwa. Podnoszenie się komornego, w miarę jak rośnie nędza, jest
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 20 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
przykładem pokrywania się interesu właściciela ziemskiego z interesem społeczeństwa, wraz z czynszem
mieszkaniowym rośnie bowiem renta gruntowa, czynsz z ziemi, na której stoi dom.
2. Według samych ekonomistów interes właściciela ziemskiego jest wrogo przeciwstawny
interesowi dzierżawcy, a więc już znacznej części społeczeństwa.
3. Ponieważ właściciel ziemski może żądać od dzierżawcy tym większej renty, im mniej dzierżawca
wydaje na płacę, i ponieważ dzierżawca tym bardziej obniża płacę, im większej renty gruntowej żąda
właściciel, interes właściciela ziemskiego jest w tym samym stopniu wrogi interesowi parobków, co interes
fabrykantów interesowi robotników. Wymaga on, tak samo jak interes fabrykantów, aby płaca spadła do
minimum.
4. Ponieważ rzeczywista obniżka ceny wyrobów przemysłowych podnosi rentę gruntową, właściciel
ziemski jest bezpośrednio zainteresowany w obniżaniu płacy robotników przemysłowych, w konkurencji
między kapitalistami, w nadprodukcji, we wszelkich plagach, które rodzi przemysł.
5. Interes właściciela ziemskiego nie tylko nie pokrywa się w najmniejszym stopniu z interesem
społeczeństwa, nie tylko przeciwstawia się wrogo interesowi dzierżawców, parobków, robotników
przemysłowych i kapitalistów, ale interes jednego właściciela ziemskiego nie pokrywa się nawet z
interesem drugiego z powodu konkurencji, którą teraz rozpatrzymy.
Na ogół sprawa z wielką i drobną własnością ziemską ma się podobnie jak z wielkim i drobnym
kapitałem. Wchodzą tu jednak w grę jeszcze szczególne okoliczności, które bezwarunkowo prowadzą do
akumulacji wielkiej własności ziemskiej i pochłaniania przez nią własności drobnej.
1. Nigdzie względna liczba robotników i narzędzi pracy nie maleje wraz ze wzrostem zasobów tak
bardzo, jak w rolnictwie. Tak samo możliwość wszechstronnego wyzysku, oszczędność na kosztach
produkcji i właściwy podział pracy nigdzie nie zwiększają się wraz ze wzrostem zasobów tak bardzo, jak w
rolnictwie. Choćby pole było nie wiem jak małe, ilość narzędzi pracy, które są dlań niezbędne, takich jak
pług, piła itd., dochodzi do pewnej granicy, poniżej której zejść już nie może, podczas gdy rozmiary
gospodarstwa mogą spaść znacznie poniżej tej granicy.
2. Wielka własność ziemska akumuluje procenty od kapitału, który dzierżawca obrócił na ulepszenie
gruntów. Drobna własność musi wykładać swój własny kapitał i cały ten zysk dla niej nie istnieje.
3. Podczas gdy każdy postęp społeczny wychodzi na korzyść wielkiej własności ziemskiej, małej
przynosi szkodę, gdyż zawsze sprawia, że potrzeba jej więcej gotówki.
4. Trzeba jeszcze rozpatrzyć dwa prawa ważne dla tej konkurencji.
a) Renta z gruntów uprawnych, których wytworem jest pożywienie dla ludzi, reguluje rentę z
większości innych gruntów uprawnych (Smith, t. I, str. 331).
Takie środki żywności, jak bydło itd. może ostatecznie produkować tylko wielka własność ziemska.
Reguluje ona zatem rentę pozostałych gruntów i może obniżyć ją do minimum.
Drobny posiadacz, który pracuje sam, ma się wówczas do wielkiego właściciela ziemskiego jak
rzemieślnik, który posiada własne narzędzia, do fabrykanta. Drobna posiadłość stała się tylko narzędziem
pracy. Drobnemu posiadaczowi renta gruntowa całkowicie przepada, pozostaje mu co najwyżej procent od
jego kapitału i jego płaca robocza, gdyż renta gruntowa może pod wpływem konkurencji ulec takiej
redukcji, że właśnie będzie już tylko procentem od kapitału stosowanego nie przez samego posiadacza.
b) Słyszeliśmy ponadto, że przy równej wydajności naturalnej i równie umiejętnej eksploatacji
gruntów, kopalń czy łowisk rybnych produkt jest proporcjonalny do wielkości kapitałów. A więc
zwycięstwo wielkiej własności ziemskiej. Podobnie przy równych kapitałach – proporcjonalny do
wydajności naturalnej. Zatem przy równych kapitałach wygrywa właściciel ziemi urodzajniejszej.
c) “Kopalnię możemy na ogól nazwać wydajną lub niewydajną w zależności od tego, czy ilość kopaliny,
jaką przy określonej ilości pracy dać może, jest większa czy też mniejsza od ilości, którą przy takiej samej ilości
pracy dać może większość innych kopalń tego rodzaju” (Smith, t. I, str. 345-346). “Najbardziej wydajna kopalnia
węgla decyduje o cenie węgla wszystkich innych sąsiadujących z nią kopalń. Sprzedając cokolwiek taniej niż
sąsiedzi, właściciel kopalni spodziewa się uzyskać większą rentę, a przedsiębiorca – większy zysk. Ich sąsiedzi
będą zmuszeni wkrótce sprzedawać po takiej samej cenie, choć trudniej im pozwolić sobie na to i choć to zawsze
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 21 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
zmniejsza, a niekiedy zupełnie niweczy ich rentę i zysk. W rezultacie niektóre kopalnie są całkowicie porzucane,
inne nie mogą już przynosić renty i mogą być eksploatowane jedynie przez właścicieli” (Smith, t. I, str. 350). “Po
odkryciu peruwiańskich kopalń srebra zaniechano eksploatacji większości kopalń europejskich... Tak stało się
również z kopalniami na Kubie i na San Domingo, a nawet z dawnymi kopalniami w Peru po odkryciu kopalń w
Potosi” (t. I, str. 353).
To samo, co Smith mówi tu o kopalniach, dotyczy w mniejszym czy większym stopniu własności
ziemi w ogóle.
d) “Należy zauważyć, że rynkowa cena ziemi zależy wszędzie od zwykłej stopy procentowej... Gdyby
renta gruntowa była o wiele niższa niż procent, nikt nie chciałby kupować ziemi, co obniżyłoby wkrótce jej cenę.
Na odwrót, gdyby przychody z renty gruntowej o wiele przewyższały procent, wszyscy chcieliby kupować ziemię,
co znów podniosłoby wkrótce jej zwykłą cenę” (t. II, str. 367-368).
Z tego stosunku renty gruntowej do procentu wynika, że renta gruntowa musi się coraz bardziej
zmniejszać, tak że w końcu już tylko co najbogatsi będą mogli żyć z renty. A więc konkurencja między
właścicielami ziemskimi, którzy nie wydzierżawiają gruntów, coraz większa. Część z nich się rujnuje.
Nowa akumulacja wielkiej własności ziemskiej.
Dalej. Wskutek tej konkurencji wielka część własności ziemskiej dostaje się w ręce kapitalistów,
którzy stają się tym sposobem równocześnie właścicielami ziemskimi; podobnie zresztą pomniejsi
właściciele ziemscy są już tylko kapitalistami. Tak samo część wielkich właścicieli ziemskich równocześnie
staje się przemysłowcami.
Ostatecznym wynikiem tego jest więc zatarcie różnicy między kapitalistą a właścicielem ziemskim,
tak że – ogólnie biorąc – pozostają już tylko dwie klasy ludności, klasa robotników i klasa kapitalistów.
Kupczenie własnością ziemską, przekształcenie jej w towar, jest oznaką ostatecznego upadku starej
arystokracji i ostatecznego ukształtowania się arystokracji pieniądza.
1. Dalecy jesteśmy od sentymentalnych łez, które z tego powodu wylewają romantycy. Mylą oni
stale nikczemność, która tkwi w kupczeniu ziemią, z całkiem racjonalnymi, w ramach własności prywatnej
nieuniknionymi i pożądanymi konsekwencjami zawartymi w kupczeniu prywatną własnością ziemi. A
przede wszystkim, już feudalna własność ziemska jest w istocie ziemią wyszachrowaną, ziemią
wyobcowaną od człowieka, i dlatego przeciwstawiającą mu się w osobach nielicznych wielkich panów.
Już feudalne władanie ziemią zawiera w sobie panowanie ziemi nad ludźmi jako władzę jakiejś
obcej im siły. Poddany jest dodatkiem do ziemi. Tak samo ordynat, pierworodny syn, należy do ziemi. Ona
go dziedziczy. W ogóle od władania ziemią zaczyna się panowanie własności prywatnej; władanie ziemią
jest jej podstawą. Ale w feudalnej posiadłości ziemskiej pan przynajmniej wydaje się królem posiadłości.
Tak samo istnieje jeszcze pozór bardziej intymnych więzów między posiadaczem a ziemią niż więzy
samego rzeczowego bogactwa. Posiadłość indywidualizuje się wraz ze swym panem, nosi wraz z nim jego
tytuł baronowski czy hrabiowski, posiada jego przywileje, jego jurysdykcję, jego pozycję polityczną itd.
Stanowi nieorganiczne ciało swego pana. Stąd przysłowie: nulle terre sans maître [nie ma ziemi bez pana],
które wyraża zrośnięcie się majestatu z posiadaniem ziemi. Tak samo panowanie własności ziemskiej nie
występuje bezpośrednio jako panowanie nagiego kapitału. Ci, którzy do niej należą, traktują ją raczej jako
ojczyznę. Jest to dychawiczna odmiana narodowości.
Feudalna własność ziemska nadaje imię swemu panu tak samo jak królestwo swemu królowi.
Historia jego rodu, historia jego domu itd. – wszystko to indywidualizuje jego posiadłość i czyni ją
formalnie jego domem, personifikuje ją. Tak samo ci, którzy uprawiają posiadłość, nie występują jako
najemnicy pracujący na dniówkę, lecz po części sami jako poddani są własnością pana, po części pozostają
z nim w stosunkach opartych na uszanowaniu, podległości i powinnościach. Jego pozycja wobec nich nosi
zatem charakter bezpośrednio polityczny, a ponadto ma pewną stronę emocjonalną. Obyczaje, charakter itd.
są w każdej posiadłości odmienne i niejako z nią zrośnięte, podczas gdy później już tylko sakiewka pańska,
a nie charakter i osobowość, wiąże ludzi z posiadłością. Wreszcie pan nie usiłuje ciągnąć z posiadłości
maksimum możliwych korzyści. Raczej spożywa to, co ma, i w spokoju ducha pozostawia troskę o
zaopatrzenie poddanym i dzierżawcom. Oto szlachecki stosunek do własności ziemskiej, który opromienia
jej pana nimbem romantyczności.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 22 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Trzeba usunąć te pozory, trzeba, żeby własność ziemska, ten korzeń własności prywatnej, została
całkowicie wciągnięta w ruch własności prywatnej i stała się towarem; żeby panowanie właściciela
wystąpiło jako panowanie samej własności prywatnej, kapitału, bez wszelkiej politycznej tynktury; żeby
stosunki między właścicielem i robotnikiem sprowadziły się do ekonomicznego stosunku między
wyzyskiwaczem i wyzyskiwanym; żeby znikł wszelki osobisty stosunek właściciela do jego własności i
żeby stała się ona jedynie rzeczowym, materialnym bogactwem; żeby miejsce małżeństwa z ziemią dla
honoru zajęło małżeństwo z wyrachowania i żeby ziemia tak samo jak człowiek spadła do rzędu wartości,
będącej przedmiotem handlu. Trzeba, żeby brudny egoizm, z którego wyrasta własność ziemska, wystąpił
również w swej cynicznej postaci. Trzeba, żeby monopol statyczny przekształcił się w monopol pełen ruchu
i nie zaznający spokoju, w konkurencję, a próżniacze rozkoszowanie się cudzą krwawicą – w ożywiony
handel tą krwawicą. Wreszcie trzeba, żeby w tej konkurencji własność ziemska w postaci kapitału okazała
swe panowanie zarówno nad klasą robotniczą, jak i nad samymi właścicielami, rujnowanymi lub
awansowanymi przez prawa ruchu kapitału. Wówczas to miejsce średniowiecznego przysłowia: nulle terre
sans seigneur zajmuje nowoczesne przysłowie: l'argent n'a pas de maître [pieniądz nie zna pana], które
dobitnie wyraża panowanie martwej materii nad człowiekiem.
2. Co się tyczy sporu na temat: dzielić posiadłości ziemskie czy nie dzielić, należy zauważyć, co
następuje:
Podział posiadłości ziemskich stanowi zaprzeczenie wielkiego monopolu własności ziemskiej, znosi
go, ale jedynie poprzez nadanie mu charakteru powszechnego. Nie znosi podstawy monopolu, własności
prywatnej. Atakuje formę istnienia monopolu, nie zaś jego istotę. W wyniku tego podzielona własność pada
ofiarą praw własności prywatnej. Podział posiadłości ziemskich odpowiada mianowicie ruchowi
konkurencji w przemyśle. Prócz ujemnych skutków ekonomicznych, jakie przynosi podział narzędzi i
rozproszenie pracy (rozproszenie to należy dokładnie odróżniać od podziału pracy: pracy nie dzieli się tu
między wiele osób, lecz tę samą pracę wykonuje każdy z osobna, mamy tu uwielokrotnienie tej samej
pracy), podział ten przekształca się nieuchronnie, podobnie jak konkurencja w przemyśle, w akumulację.
Dlatego też tam, gdzie dochodzi do podziału posiadłości ziemskich, nie pozostaje nic innego, jak
tylko albo powrót do monopolu w postaci jeszcze bardziej odrażającej, albo negacja samego podziału
posiadłości ziemskich, zniesienie go. Nie jest to jednak powrót do własności feudalnej, lecz zniesienie
prywatnej własności ziemi w ogóle. Pierwsze zniesienie monopolu jest zawsze jednoznaczne z nadaniem
mu powszechnego charakteru, z jego rozszerzeniem. Zniesienie monopolu, który upowszechnił się i doszedł
do możliwie najpełniejszego rozwoju, jest jednoznaczne z jego całkowitym unicestwieniem. Zrzeszenie w
zastosowaniu do ziemi podziela ekonomiczne walory wielkiej własności ziemskiej i ono dopiero realizuje
pierwotną tendencję podziału, mianowicie równość, a także przywraca emocjonalny stosunek człowieka do
ziemi, urzeczywistniając go w sposób racjonalny, a nie za pośrednictwem poddaństwa, panowania i
niedorzecznej mistyki własności, ziemia bowiem przestaje być przedmiotem kupczenia i dzięki wolnej
pracy i wolnemu używaniu znowu staje się prawdziwą, osobistą własnością człowieka. Wielką zaletą
podziału jest to, że tu masy, które nie godzą się na dalszą pańszczyźnianą niewolę, giną od własności
inaczej niż w przemyśle.
Co się tyczy wielkiej własności ziemskiej, to jej obrońcy utożsamiają wszędzie w sofistyczny
sposób korzyści ekonomiczne, jakie daje wielka gospodarka rolna, z wielką własnością ziemską, jak gdyby
nie dostrzegali, że korzyści te właśnie dopiero dzięki zniesieniu własności osiągają maksymalne rozmiary i
stają się pożyteczne dla społeczeństwa. Podobnie szydzą oni z szachrajskiego ducha drobnej własności, jak
gdyby wielka własność ziemska nie kryła w sobie szachrajstwa, nawet już w swej formie feudalnej, a cóż
dopiero mówić o współczesnej formie angielskiej, w której feudalizm wielkiego właściciela ziemskiego
łączy się z szachrajstwem i przedsiębiorczością dzierżawcy.
Rzecznicy wielkiej własności ziemskiej mogą zrewanżować się tym samym zarzutem monopolu,
który wysuwają rzecznicy podziału posiadłości ziemskich, gdyż również podział opiera się na monopolu
własności prywatnej; podobnie rzecznicy podziału posiadłości ziemskich mogą zrewanżować się
rzecznikom wielkiej własności ziemskiej zarzutem podziału, gdyż i tam panuje podział, tyle że w sztywnej,
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 23 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
zastygłej postaci. W ogóle własność prywatna opiera się przecież na podziale. Zresztą podział własności
prowadzi z powrotem do wielkiej własności jako bogactwa kapitalistycznego, a feudalna własność ziemska
musi nieuchronnie ulec z czasem podziałowi lub przynajmniej wpaść w ręce kapitalistów, choćby nie wiem
jak się od tego wykręcała.
Albowiem wielka własność ziemska, jak widać to w Anglii, rzuca przeważającą część ludności w
objęcia przemysłu, a własnych robotników doprowadza do skrajnej nędzy. Rodzi więc ona i wzmaga potęgę
swego wroga, kapitału, przemysłu, oddając w jego ręce biedotę i w ogóle całą działalność w kraju. Sprawia,
że większość ludności kraju staje się przemysłowa, a więc staje się przeciwnikiem wielkiej własności
ziemskiej. A gdy przemysł osiągnie wielką potęgę, jak to widać obecnie w Anglii, odbiera stopniowo
wielkiej własności ziemskiej jej monopol wobec zagranicy i rzuca ją w wir konkurencji z własnością
ziemską innych krajów. Pod panowaniem przemysłu własność ziemska mogła bowiem zabezpieczyć swą
feudalną wielkość tylko dzięki monopolom wobec zagranicy, broniąc się w ten sposób przed ogólnymi
prawami handlu, sprzecznymi z jej feudalną istotą. Raz rzucona w wir konkurencji, podlega prawom
konkurencji jak każdy inny wciągnięty do niej towar. Tak samo się chwieje, rośnie i maleje, przechodzi z
rąk do rąk, i żadna ustawa nie zdoła już jej utrzymać w rękach niewielu predestynowanych do tego osób.
Bezpośrednim skutkiem jest rozdrobnienie jej między wielu właścicieli, a w każdym razie
podporządkowanie władzy kapitału przemysłowego.
Wreszcie, jeśli wielka własność ziemska zostaje w ten sposób przemocą utrzymana i rodzi obok
siebie potężny przemysł, to jeszcze szybciej doprowadza to do kryzysu niż podział własności ziemskiej,
przy którym potęga przemysłu zachowuje wciąż jeszcze znaczenie drugorzędne.
Wielka własność ziemska, jak widać to w Anglii, straciła już na tyle swój feudalny charakter i
nabrała charakteru przemysłowego, że usiłuje zbijać możliwie jak najwięcej pieniędzy. Przynosi ona
właścicielowi maksymalnie wysoką rentę gruntową, a dzierżawcy – maksymalnie wysoki zysk z jego
kapitału. Dlatego też zarobki robotników rolnych ograniczają się do minimum, a klasa dzierżawców
reprezentuje już w łonie własności ziemskiej potęgę przemysłu i kapitału. Wskutek konkurencji z zagranicą
renta gruntowa przeważnie przestaje już stanowić wystarczający dochód. Wielka część właścicieli
ziemskich musi zająć miejsce dzierżawców, których część stacza się w ten sposób do szeregów proletariatu.
Z drugiej strony również wielu dzierżawców może zawładnąć własnością ziemską, gdyż wielcy właściciele,
którzy dzięki łatwym dochodom stają się po większej części utracjuszami, przeważnie już nie nadają się do
prowadzenia gospodarki rolnej na wielką skalę, gdyż nie posiadają ani kapitału, ani odpowiednich
kwalifikacji. Tak więc również część z nich doszczętnie się rujnuje. Wreszcie ograniczoną do minimum
płacę roboczą trzeba jeszcze bardziej ograniczyć, by móc wytrzymać nową konkurencję. A to prowadzi
nieuchronnie do rewolucji.
Własność ziemska musiała rozwijać się zarówno w jeden, jak i w drugi sposób, by i w jednym, i w
drugim przypadku doczekać się nieuchronnej zagłady, podobnie jak przemysł zarówno w postaci monopolu,
jak i w postaci konkurencji musiał dojść do ruiny, by nauczyć się wierzyć w człowieka.
[Praca wyobcowana]
Wyszliśmy z przesłanek ekonomii politycznej. Zgodziliśmy się na jej język i jej prawa. Przyjęliśmy
jako założenie własność prywatną, oddzielenie od siebie pracy, kapitału i ziemi oraz płacy roboczej, zysku z
kapitału i renty gruntowej; następnie podział pracy, konkurencję, pojęcie wartości wymiennej itd. Na
podstawie samej ekonomii politycznej, używając jej własnych słów, pokazaliśmy, że robotnik spada do
poziomu towaru, i to najlichszego towaru, że nędza robotnika pozostaje w odwrotnym stosunku do mocy i
rozmiarów jego produkcji, że nieuchronnym wynikiem konkurencji jest akumulacja kapitału w ręku
nielicznych osób, to znaczy przywrócenie jeszcze straszliwszego monopolu, wreszcie, że różnica między
kapitalistą a rentierem ziemskim, jak i różnica między rolnikiem a robotnikiem przemysłowym zanika i całe
społeczeństwo musi się rozpaść na dwie klasy: właścicieli i pozbawionych własności robotników.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 24 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Punktem wyjścia ekonomii politycznej jest fakt własności prywatnej. Faktu tego ekonomia
polityczna nie wyjaśnia. Ujmuje materialny proces, który własność prywatna przebywa w rzeczywistości, w
ogólne, abstrakcyjne formuły, które mają dla niej następnie walor praw. Nie rozumie tych praw, tzn. nie
wykazuje, jak wynikają z istoty własności prywatnej. Ekonomia polityczna nie wyjaśnia nam wcale
przyczyn oddzielenia się od siebie pracy i kapitału, kapitału i ziemi. Kiedy np. określa stosunek płacy
roboczej do zysku z kapitału, to ostateczną przyczynę upatruje w interesie kapitalisty, tzn. zakłada to, co ma
wykazać. Podobnie ma się wszędzie wciskać konkurencja. Wyjaśnia się ją okolicznościami zewnętrznymi.
Ekonomia polityczna nie mówi nam nic o tym, w jakim stopniu te zewnętrzne, pozornie przypadkowe
okoliczności stanowią jedynie przejaw koniecznego rozwoju. Widzieliśmy, że nawet wymiana wydaje się
jej czymś przypadkowym. Jedyne koła napędowe, jakie ekonomista puszcza w ruch, to chciwość i wojna
między chciwcami, konkurencja.
Właśnie dlatego, że ekonomia polityczna nie rozumie wzajemnego związku, jaki istnieje w tym
ruchu, można było np. teorię konkurencji przeciwstawić teorii monopolu, teorię wolności przemysłowej
teorii korporacji, teorię podziału posiadłości ziemskich teorii wielkiej własności ziemskiej, gdyż
konkurencję, wolność przemysłową, podział posiadłości ziemskich rozpatrywano i rozumiano tylko jako
przypadkowe, zamierzone, narzucone przemocą, a nie jako konieczne, nieuchronne, naturalne następstwa
monopolu, korporacji i własności feudalnej.
Musimy więc teraz zrozumieć istotny związek między własnością prywatną, żądzą posiadania,
oddzieleniem się od siebie pracy, kapitału i własności ziemskiej, między wymianą a konkurencją, między
wartością a deprecjacją ludzi, między monopolem a konkurencją itd., między całą tą alienacją a systemem
pieniężnym.
Nie przenośmy się, jak ekonomista, kiedy chce coś wyjaśnić, w urojony stan pierwotny. Taki stan
pierwotny nic nie wyjaśnia. Przenosi to tylko pytanie w siną, mglistą dal. Ekonomista zakłada w postaci
faktu, zdarzenia, to, co ma wyprowadzić, mianowicie konieczny związek między dwiema rzeczami, np.
między podziałem pracy i wymianą. Tak teologia wyjaśnia pochodzenie zła grzechem pierworodnym, tzn.
zakłada, jako fakt, w postaci historii, to, co ma wyjaśnić.
Dla nas punktem wyjścia jest współczesny fakt ekonomiczny.
Robotnik ubożeje tym bardziej, im więcej produkuje bogactwa, im bardziej wzrasta moc i ilość jego
produkcji. Robotnik staje się towarem tym tańszym, im więcej towarów wytwarza. W miarę jak rośnie
wartość świata rzeczy, zwiększa się wprost proporcjonalnie deprecjacja świata ludzi. Praca wytwarza nie
tylko towary; wytwarza samą siebie i robotnika jako towar, i to w takim stosunku, w jakim w ogóle
wytwarza towary.
Fakt ten wyraża tylko tyle: przedmiot, który praca wytwarza, jej produkt, przeciwstawia się jej jako
jakaś obca istota, jako siła niezależna od wytwórcy. Produkt pracy jest pracą utrwaloną w przedmiocie,
pracą, która przybrała formę rzeczy, jest uprzedmiotowieniem pracy. Urzeczywistnieniem pracy jest jej
uprzedmiotowienie. W tym stanie rzeczy, o jakim traktuje ekonomia polityczna, to urzeczywistnienie pracy
występuje jako odrzeczywistnienie robotnika, uprzedmiotowienie występuje jako utrata przedmiotu i
dostanie się w jego niewolę, przyswojenie – jako wyobcowanie, jako alienacja.
Urzeczywistnienie pracy oznacza, tak daleko idące odrzeczywistnienie, że robotnik zostaje
odrzeczywistniony aż do śmierci głodowej włącznie. Uprzedmiotowienie oznacza utratę przedmiotu tak
dalece, że robotnik zostaje obrabowany z przedmiotów najniezbędniejszych nie tylko do życia, lecz i do
pracy. Ba, sama praca staje się przedmiotem, który robotnik może zdobywać tylko z najwyższym wysiłkiem
i bardzo nieregularnie. Przyswojenie przedmiotu oznacza tak daleko idące wyobcowanie, że im więcej
przedmiotów robotnik produkuje, tym mniej może posiadać i tym bardziej dostaje się we władzę swego
produktu, kapitału.
Wszystkie te następstwa zawarte są już w określeniu, że robotnik pozostaje do produktu swojej
pracy w takim stosunku, jak do obcego przedmiotu. Bo z tego założenia wynika jasno, że im bardziej
robotnik się spracowuje, tym potężniejszy staje się obcy świat przedmiotów, który tworzy jako coś, co mu
się przeciwstawia, tym uboższy staje się on sam, jego świat wewnętrzny, tym mniej jest jego własnością.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 25 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Podobnie jest z religią. Im więcej człowiek wkłada w boga, tym mniej zachowuje w sobie samym. Robotnik
wkłada w przedmiot swoje życie; lecz odtąd należy ono już nie do niego, tylko do przedmiotu. Im bardziej
wzrasta więc ta działalność, tym bardziej bezprzedmiotowy jest robotnik. Co jest produktem jego pracy, nie
jest nim samym. Dlatego też im większy jest ten produkt, tym mniej przedstawia on sam. Alienacja
robotnika we własnym produkcie oznacza nie tylko to, że jego praca staje się przedmiotem, bytem
zewnętrznym, lecz i to, że istnieje poza nim, niezależnie od niego, jako coś obcego, i że staje się wobec
niego samodzielną potęgą, że życie, które dał przedmiotowi, przeciwstawia mu się wrogo i obco.
Rozpatrzmy teraz dokładniej uprzedmiotowienie, produkcję robotnika, a w niej – wyobcowanie,
utratę przedmiotu, jego produktu.
Robotnik nie może nic tworzyć bez przyrody, bez zmysłowego świata zewnętrznego. Jest to
materia, w której urzeczywistnia się praca robotnika; w niej on działa, z niej i za pomocą niej produkuje.
Lecz przyroda daje pracy środki do życia nie tylko w tym znaczeniu, że praca nie może żyć bez
przedmiotu jej uprawiania; przyroda dostarcza środków do życia również w węższym znaczeniu,
mianowicie środków fizycznej egzystencji samego robotnika.
Im bardziej więc robotnik przyswaja sobie dzięki swej pracy świat zewnętrzny, zmysłową przyrodę,
tym bardziej pozbawia siebie środków do życia, i to w dwojakim znaczeniu, gdyż, po pierwsze, zmysłowy
świat zewnętrzny coraz bardziej przestaje być przedmiotem pracy robotnika, środkiem do życia jego pracy,
oraz po drugie, coraz bardziej przestaje być środkiem do życia w znaczeniu bezpośrednim, środkiem
umożliwiającym fizyczną egzystencję robotnika.
Robotnik staje się zatem niewolnikiem swego przedmiotu w tym dwojakim znaczeniu, że po
pierwsze, żywi, utrzymuje przedmiot pracy, tzn. pracę, i po drugie, że utrzymuje środki swej fizycznej
egzystencji. A więc po pierwsze, że może istnieć jako robotnik, a po drugie, że może istnieć jako podmiot
fizyczny. Szczytem tej niewoli jest fakt, że już tylko w charakterze robotnika może utrzymać się jako
podmiot fizyczny i że robotnikiem jest już tylko jako podmiot fizyczny.
(Wyobcowanie robotnika w jego przedmiocie wyraża się według praw ekonomicznych w ten
sposób, że im więcej robotnik produkuje, tym mniej może konsumować, im więcej tworzy wartości, tym
bardziej staje się bezwartościowy, wzgardzony, im piękniejszego kształtu jest jego produkt, tym bardziej
kaleki jest robotnik, im bardziej cywilizowany jego produkt, tym bardziej barbarzyński staje się on sam, im
bardziej rośnie potęga pracy, tym bardziej bezsilny staje się robotnik, im większej inteligencji wymaga
praca, tym bardziej tępy i ujarzmiony przez przyrodę staje się sam robotnik).
Ekonomia polityczna zataja wyobcowanie zawarte w istocie pracy przez to, że nie rozpatruje
bezpośredniego stosunku między robotnikiem (pracą) a produkcją. Bo w istocie rzeczy praca stwarza cuda
dla bogatych, a dla robotnika nędzę. Wznosi pałace, a dla robotnika nory. Stwarza piękno, a robotnika czyni
kaleką. Zastępuje pracę maszynami, ale część robotników wprzęga na powrót w jarzmo barbarzyńskiej
pracy, z drugiej zaś części robi maszyny. Tworzy bogactwa duchowe, a robotnikowi niesie tępotę i
kretynizm.
Bezpośrednim stosunkiem pracy do jej produktów jest stosunek robotnika do przedmiotów jego
produkcji. Stosunek bogacza do przedmiotów produkcji i do samej produkcji jest tylko konsekwencją
tamtego stosunku. I potwierdza go. Tę drugą stronę rozpatrzymy później.
Kiedy więc pytamy, na czym polega istota stosunku pracy, to pytamy o stosunek robotnika do
produkcji.
Dotychczas rozpatrywaliśmy wyobcowanie, alienację robotnika tylko od jednej strony, mianowicie
jego stosunek do produktów własnej pracy. Ale wyobcowanie ujawnia się nie tylko w końcowym wyniku,
lecz i w samym akcie produkcji, w samej działalności produkcyjnej. Jakże robotnik mógłby przeciwstawiać
się produktowi swej pracy jako czemuś obcemu, jeśliby w samym akcie produkcji nie dokonywało się jego
samowyobcowanie? Produkt jest przecież tylko podsumowaniem działalności, produkcji. Jeżeli więc
produktem pracy jest alienacja, to i sama produkcja musi być alienacją czynną, alienacją czynności,
czynnością alienacji. W wyobcowaniu przedmiotu pracy podsumowuje się tylko wyobcowanie, alienacja w
czynności samej pracy.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 26 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Na czym więc polega alienacja pracy?
Po pierwsze na tym, że praca jest dla robotnika czymś zewnętrznym, tzn. nie należy do jego istoty,
że wobec tego robotnik nie potwierdza się w swojej pracy, lecz zaprzecza, nie czuje się zadowolony, lecz
nieszczęśliwy, nie rozwija swobodnie energii fizycznej i duchowej, lecz umartwia swe ciało i rujnuje się
duchowo. Robotnik czuje się zatem sobą dopiero poza pracą, a w procesie pracy nie czuje się sobą. Czuje
się swobodnie, gdy nie pracuje, a gdy pracuje, czuje się skrępowany. Toteż praca jego nie jest dobrowolną,
lecz narzuconą, jest pracą przymusową. Nie jest ona zaspokojeniem potrzeby pracy, lecz tylko środkiem do
zaspokojenia potrzeb poza nią. Jej obcość uwidacznia się wyraźnie w tym, że gdy tylko nie ma przymusu
fizycznego czy jakiegoś innego, człowiek ucieka od niej jak od zarazy. Praca zewnętrzna, praca, w której
człowiek się alienuje, to składanie w ofierze siebie samego, umartwianie się. Wreszcie zewnętrzny w
stosunku do robotnika charakter pracy uwidacznia się w tym, że nie jest ona jego własnością, lecz
własnością kogoś innego, że do niego nie należy, że nie należy on w procesie pracy do samego siebie, lecz
do kogoś innego. Podobnie jak w religii własna aktywność fantazji ludzkiej, ludzkiego mózgu i ludzkiego
serca wywiera wpływ na jednostkę niezależnie od niej, tzn. jako siła obca, boska czy diabelska, tak i
działalność robotnika nie jest jego własną działalnością. Należy do kogoś innego, jest utratą samego siebie.
Dochodzi więc do tego, że człowiek (robotnik) odczuwa jako nieprzymuszone tylko swoje funkcje
zwierzęce, jedzenie, picie i płodzenie, co najwyżej jeszcze mieszkanie, ubieranie się itd., i w swych
funkcjach ludzkich czuje się tylko zwierzęciem. To, co zwierzęce, staje się ludzkie, a to, co ludzkie,
zwierzęce.
Co prawda, jedzenie, picie, płodzenie itd. to również funkcje prawdziwie ludzkie. Jednakże w
abstrakcji, która odrywa je od pozostałej działalności ludzkiej i czyni ostatecznym i wyłącznym celem
głównym, mają charakter zwierzęcy.
Rozpatrzyliśmy akt wyobcowania praktycznej działalności ludzkiej, pracę, od dwóch stron. 1.
Stosunek robotnika do produktu pracy jako do obcego przedmiotu, który nad nim panuje. Stosunek ten jest
zarazem stosunkiem do zewnętrznego świata zmysłowego, do przedmiotów przyrody, jako obcego świata,
który mu się wrogo przeciwstawia. 2. Stosunek pracy do aktu produkcji w procesie pracy. Stosunek ten jest
stosunkiem robotnika do jego własnej działalności jako do działalności obcej, nie należącej do niego.
Działalność jako pasywność, siła jako niemoc, płodzenie jako trzebienie, własna fizyczna i duchowa
energia robotnika, jego życie osobiste – bo czymże jest życie jeśli nie działalnością – jako działalność
zwrócona przeciwko niemu samemu, niezależna od niego, nie należąca do niego. Samowyobcowanie jak
powyżej wyobcowanie rzeczy.
Musimy teraz wyprowadzić z obu poprzednich jeszcze trzecie określenie pracy wyobcowanej.
Człowiek jest istotą gatunkową nie tylko dlatego, że praktycznie i teoretycznie czyni swym
przedmiotem gatunek, zarówno własny, jak i gatunek pozostałych rzeczy, lecz również dlatego – a to jest
tylko inny wyraz tej samej rzeczy – że odnosi się do siebie samego jako do istniejącego, żyjącego gatunku,
że odnosi się do siebie jako do istoty uniwersalnej i dlatego wolnej.
Życie gatunkowe, zarówno człowieka, jak i zwierzęcia, polega pod względem fizycznym, po
pierwsze, na tym, że człowiek (jak i zwierzę) żyje przyrodą nieorganiczną, a im uniwersalniejszy jest
człowiek od zwierzęcia, tym uniwersalniejszy jest zakres przyrody nieorganicznej, którą żyje. Tak jak pod
względem teoretycznym rośliny, zwierzęta, kamienie, powietrze, światło itd. stanowią część świadomości
ludzkiej, bądź jako przedmioty przyrodoznawstwa, bądź jako przedmioty sztuki – jego duchową przyrodę
nieorganiczną, duchowy pokarm, który musi dopiero przygotować do spożycia i przetrawienia – tak i pod
względem praktycznym stanowią część ludzkiego życia i ludzkiej działalności. Fizycznie człowiek żyje
tylko tymi produktami przyrody, a występują one w postaci pożywienia, opału, odzieży, mieszkania itd.
Uniwersalność człowieka uwidacznia się praktycznie właśnie w tej uniwersalności, która całą przyrodę
czyni jego ciałem nieorganicznym, zarówno jako 1. bezpośredni środek do życia, jak też [2.] jako
substancję, przedmiot i narzędzie jego działalności życiowej. Przyroda, o ile sama nie jest ciałem ludzkim,
jest nieorganicznym ciałem człowieka. Człowiek żyje przyrodą, znaczy to: przyroda jest jego ciałem, z
którym musi pozostawać w nieustannym procesie, by nie umrzeć. To, że fizyczne i duchowe życie
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 27 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
człowieka jest nierozdzielnie związane z przyrodą, znaczy tyle tylko, że przyroda jest nierozdzielnie
związana z sobą samą, gdyż człowiek jest częścią przyrody.
Ponieważ praca wyobcowana czyni człowiekowi obcymi 1. przyrodę, 2. samą siebie, jego własną
czynną funkcję, jego działalność życiową, to czyni mu obcym gatunek; sprawia, że życie gatunkowe staje
się dlań jedynie środkiem życia indywidualnego. Po pierwsze, wyobcowuje życie gatunkowe i życie
indywidualne, a po drugie, czyni z życia indywidualnego w jego abstrakcyjnej postaci – cel życia
gatunkowego, również w jego abstrakcyjnej i wyobcowanej postaci.
Po pierwsze bowiem praca, działalność życiowa, samo życie produkcyjne, staje się dla człowieka
tylko środkiem zaspokojenia jednej jego potrzeby, potrzeby zachowania egzystencji fizycznej. A życie
produkcyjne jest życiem gatunkowym. Jest to życie wytwarzające życie. W sposobie działalności życiowej
zawiera się cały charakter danej species, jej charakter gatunkowy – a wolna, świadoma działalność stanowi
charakter gatunkowy człowieka. Życie samo staje się tylko środkiem do życia.
Zwierzę jest bezpośrednio tożsame ze swoją działalnością życiową. Nie odróżnia się od niej. Jest
nią. Człowiek czyni samą swą działalność życiową przedmiotem własnej woli i świadomości. Jego
działalność życiowa jest świadoma. Nie jest czymś, z czym człowiek bezpośrednio stapia się w jedno.
Świadoma działalność życiowa odróżnia człowieka bezpośrednio od działalności życiowej zwierząt.
Właśnie tylko dzięki temu jest on istotą gatunkową. Czyli że jest istotą świadomą, tzn. jego własne życie
jest dla niego przedmiotem właśnie dlatego, że jest on istotą gatunkową. Tylko dlatego jego działalność jest
działalnością wolną. Praca wyobcowana odwraca ten stosunek w taki sposób, iż człowiek, właśnie dlatego,
że jest istotą świadomą, czyni ze swej działalności życiowej, ze swej istoty, jedynie środek swej
egzystencji.
Praktyczne wytwarzanie świata przedmiotowego, przetwarzanie przyrody nieorganicznej jest
przyświadczeniem człowieka jako świadomej istoty gatunkowej, tzn. istoty, która odnosi się do gatunku
jako do swej własnej istoty, czyli do siebie jako do istoty gatunkowej. Wprawdzie i zwierzę produkuje.
Buduje sobie gniazdo, mieszkanie, jak pszczoła, bóbr, mrówka itd. Ale zwierzę produkuje tylko to, czego
potrzebuje bezpośrednio dla siebie albo dla swego potomstwa; produkuje jednostronnie, podczas gdy
człowiek produkuje wszechstronnie; zwierzę produkuje tylko pod działaniem bezpośredniej potrzeby
fizycznej, podczas gdy człowiek produkuje będąc nawet wolnym od fizycznej potrzeby i naprawdę dopiero
wtedy produkuje, gdy jest od niej wolny; zwierzę produkuje tylko siebie samo, podczas gdy człowiek
reprodukuje całą przyrodę; produkt zwierzęcia jest bezpośrednio związany z jego organizmem fizycznym,
podczas gdy człowiek jest wolny w stosunku do swego produktu. Zwierzę formuje tylko na miarę i
odpowiednio do potrzeb swojej species, podczas gdy człowiek potrafi produkować na miarę każdego
gatunku i stosować do każdego przedmiotu właściwą miarę; dlatego też człowiek formuje również według
praw piękna.
Toteż właśnie przetwarzanie świata przedmiotowego stanowi dopiero rzeczywiste przyświadczenie
człowieka jako istoty gatunkowej. Produkcja ta jest jego czynnym życiem gatunkowym. Dzięki niej
przyroda staje się jego dziełem i jego rzeczywistością. Przedmiot pracy jest więc uprzedmiotowieniem
życia gatunkowego człowieka: człowiek podwaja się nie tylko intelektualnie, jak w świadomości, lecz
czynnie, rzeczywiście, i ogląda siebie w stworzonym przez siebie świecie. A więc praca wyobcowana,
wydzierając człowiekowi przedmiot jego produkcji, wydziera mu tym samym jego życie gatunkowe, jego
rzeczywistą gatunkową przedmiotowość, i zmienia jego wyższość nad zwierzęciem w upośledzenie,
polegające na tym, że zostaje on pozbawiony swego ciała nieorganicznego, przyrody.
Podobnie praca wyobcowana, degradując samorzutną, wolną działalność do roli środka, czyni życie
gatunkowe człowieka środkiem jego egzystencji fizycznej.
Świadomość swego gatunku, jaką ma człowiek, zmienia się zatem wskutek wyobcowania tak, że
życie gatunkowe staje się dlań środkiem.
Praca wyobcowana czyni więc:
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 28 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
3. gatunkową istotę człowieka, zarówno przyrodę, jak i jego duchowe własności gatunkowe, istotą
dlań obcą, środkiem jego egzystencji indywidualnej. Czyni człowiekowi obcym zarówno jego własne ciało,
jak i przyrodę zewnętrzną, jak również jego istotę duchową, jego istotę ludzką.
4. Bezpośrednią konsekwencją tego, że człowiekowi obcy staje się produkt jego pracy, jego
działalność życiowa, jego istota gatunkowa, jest to, że człowiekowi obcy staje się człowiek. Gdy człowiek
przeciwstawia się samemu sobie, to przeciwstawia się mu inny człowiek. Co dotyczy stosunku człowieka
do jego pracy, do produktu jego pracy i do siebie samego, dotyczy również stosunku człowieka do innego
człowieka oraz do pracy i przedmiotu pracy innego człowieka.
W ogóle twierdzenie, że człowiekowi stała się obca jego istota gatunkowa, znaczy, że jeden
człowiek stał się obcy drugiemu, a każdy – istocie człowieczeństwa.
Wyobcowanie człowieka, w ogóle wszelki stosunek, w jakim człowiek pozostaje do siebie samego,
urzeczywistnia się, wyraża się dopiero w stosunku, w jakim człowiek pozostaje do innych ludzi.
A zatem w warunkach pracy wyobcowanej każdy człowiek traktuje drugiego według miernika i
stosunku, w jakim znajduje się sam jako robotnik.
Naszym punktem wyjścia był ekonomiczny fakt alienacji robotnika i jego produkcji.
Sformułowaliśmy pojęcie tego faktu: praca wyobcowana, wyalienowana. Zanalizowaliśmy to pojęcie, a
więc zanalizowaliśmy tylko fakt ekonomiczny.
Zobaczmy teraz z kolei, jak pojęcie pracy wyobcowanej, wyalienowanej musi się wyrażać i
przedstawiać w rzeczywistym świecie.
Skoro produkt pracy jest mi obcy, przeciwstawia się mi jako obca siła, do kogo więc należy?
Skoro moja własna działalność nie należy do mnie, jest działalnością obcą, narzuconą, do kogo więc
należy?
Do jakiejś istoty innej niż ja.
Kim jest ta istota?
Bogowie? Co prawda, w dawnych czasach najważniejsza produkcja, jak np. budowa świątyń itd. w
Egipcie, Indiach, Meksyku, dokonuje się w służbie bogów, a także sam produkt należy do bogów. Jednakże
nigdy sami bogowie nie byli pracodawcami. Ani też przyroda. I cóż to by była za sprzeczność, gdyby
człowiek, im bardziej podporządkowuje sobie dzięki pracy przyrodę, im bardziej cuda bogów stają się
zbędne dzięki cudom przemysłu, miał dla tych sił rezygnować z radości produkowania i używania produktu.
Obcą istotą, do której należy praca i produkt pracy, która jest panem pracy i której używaniu służy
produkt pracy, może być tylko sam człowiek.
Jeśli produkt pracy nie należy do robotnika i przeciwstawia mu się jako obca siła, to jest to możliwe
tylko dlatego, że produkt pracy należy do innego człowieka, nie do robotnika. Jeśli działalność robotnika
dla niego jest męką, to dla kogoś innego musi być źródłem używania i radości życia. Nie bogowie, nie
przyroda, tylko sam człowiek może być tą obcą siłą, panującą nad człowiekiem.
Należy ponadto wziąć pod uwagę sformułowane wyżej twierdzenie, że stosunek człowieka do siebie
samego staje się dlań przedmiotowy, rzeczywisty dopiero poprzez jego stosunek do drugiego człowieka.
Jeżeli zatem produkt jego pracy, jego uprzedmiotowiona praca, jest dlań przedmiotem obcym, wrogim,
potężnym, odeń niezależnym, to jest tak dlatego, że inny, obcy mu, wrogi, potężny, niezależny odeń
człowiek jest panem tego przedmiotu. Jeżeli do swojej własnej działalności odnosi się on jako do
działalności niewolnej, to odnosi się do niej jako do działalności w służbie, pod panowaniem, pod
przymusem i w jarzmie drugiego człowieka.
Wszelkie samowyobcowanie człowieka od siebie i przyrody przejawia się w stosunku, który
ustanawia on między sobą i przyrodą a innymi, różnymi od niego ludźmi. Stąd religijne samowyobcowanie
przejawia się z konieczności w stosunku człowieka świeckiego do kapłana czy też, jako że chodzi tu o świat
intelektu, do jakiegoś świętego pośrednika itd. W praktycznym, rzeczywistym świecie samowyobcowanie
może się przejawić tylko poprzez praktyczny, rzeczywisty stosunek do innego człowieka. Sam środek, za
pomocą którego dokonuje się wyobcowanie, jest środkiem praktycznym. Przez pracę wyobcowaną
człowiek kształtuje więc nie tylko swój stosunek do przedmiotu i aktu produkcji jako do obcych i wrogich
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 29 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
mu sił, ale kształtuje również stosunek innych ludzi do swojej produkcji i swego produktu oraz swój
stosunek do innych ludzi. Przeistaczając swoją własną działalność produkcyjną w odrzeczywistnienie siebie
samego, w karę dla siebie, a swój własny produkt w stratę, w produkt nie należący do niego, stwarza tym
samym panowanie tego, kto nie produkuje, nad produkcją i nad produktem. Wyobcowując od siebie swoją
własną działalność, przyswaja komuś obcemu działalność doń nie należącą.
Dotychczas rozpatrywaliśmy ten stosunek tylko od strony robotnika; dalej rozpatrzymy go także od
strony nierobotnika.
Otóż poprzez pracę wyobcowaną, wyalienowaną robotnik kształtuje stosunek, w jakim pozostaje do
tej pracy człowiek, któremu jest ona obca, który stoi poza nią. Stosunek robotnika do pracy kształtuje
stosunek do niej kapitalisty, czy jak tam nazwać pracodawcę. Własność prywatna jest więc produktem,
wynikiem, konieczną konsekwencją pracy wyalienowanej, zewnętrznego stosunku robotnika do przyrody i
do siebie samego.
Pojęcie własności prywatnej otrzymujemy zatem w drodze analizy z pojęcia pracy wyalienowanej,
tzn. wyalienowanego człowieka, wyobcowanej pracy, wyobcowanego życia, wyobcowanego człowieka.
Co prawda, biorąc za punkt wyjścia ekonomię polityczną otrzymaliśmy pojęcie pracy
wyalienowanej (wyalienowanego życia) jako rezultat ruchu własności prywatnej. Ale analiza tego pojęcia
wykazuje, że chociaż własność prywatna występuje jako podstawa, jako przyczyna pracy wyalienowanej,
jest ona raczej jej następstwem, tak jak i bogowie pierwotnie są nie przyczyną, lecz skutkiem zbłądzenia
rozumu ludzkiego. Później stosunek ten przekształca się we wzajemne oddziaływanie.
Dopiero w ostatecznym, kulminacyjnym punkcie rozwoju własności prywatnej znów odsłania się ta
jej tajemnica: własność prywatna okazuje się, z jednej strony, produktem pracy wyalienowanej, z drugiej
zaś – środkiem jej alienacji, realizacją tej alienacji.
Wyjaśnienie to rzuca od razu światło na różne nie rozwiązane dotąd sprzeczności.
1. Punktem wyjścia ekonomii politycznej jest praca jako właściwa dusza produkcji, a mimo to pracy
nie przyznaje ona nic, własności prywatnej zaś wszystko. Proudhon wyciągnął z tej sprzeczności wnioski na
korzyść pracy, przeciwko własności prywatnej. Widzimy jednak, że ta pozorna sprzeczność jest
sprzecznością pracy wyobcowanej z samą sobą i że ekonomia polityczna wyraziła tylko prawa pracy
wyobcowanej.
Widzimy więc również, że płaca robocza i własność prywatna są identyczne, gdyż istnienie płacy,
kiedy to produkt, przedmiot pracy, opłaca samą pracę, jest tylko koniecznym następstwem wyobcowania
pracy, boć w płacy praca występuje nie jako cel sam w sobie, lecz jako służebnica płacy. Rozwiniemy to
później, a teraz wyciągniemy jeszcze tylko kilka wniosków.
Wymuszona przemocą podwyżka płacy (nie mówiąc już o wszelkich innych trudnościach, nie
mówiąc już o tym, że jako anomalię można by ją utrzymać również tylko przemocą) byłaby zatem jedynie
lepszą opłatą niewolników i nie zapewniłaby ani robotnikom, ani pracy ich ludzkiego charakteru i godności.
Ba, nawet równość płac, której żąda Proudhon, przekształca tylko stosunek obecnego robotnika do
pracy w stosunek wszystkich ludzi do pracy. Społeczeństwo zostaje tu ujęte jako abstrakcyjny kapitalista.
Płaca jest bezpośrednim następstwem pracy wyobcowanej, a praca wyobcowana jest bezpośrednią
przyczyną własności prywatnej. Dlatego z upadkiem jednej musi upaść i druga.
2. Ze stosunku pracy wyobcowanej do własności prywatnej wynika następnie, że emancypacja
społeczeństwa z własności prywatnej itd., z niewoli, przybiera polityczną postać emancypacji robotników,
nie dlatego, by szło tylko o ich emancypację, lecz dlatego, że ich emancypacja zawiera w sobie ogólną
emancypację człowieka, a zawiera ją dlatego, że cała niewola społeczeństwa zawarta jest w stosunku
robotnika do produkcji, a wszelkie stosunki niewolące człowieka są jedynie odmianami i następstwami tego
stosunku.
Jak z pojęcia pracy wyobcowanej, wyalienowanej otrzymaliśmy w drodze analizy pojęcie własności
prywatnej, tak też można z pomocą obu tych czynników wywieść wszystkie ekonomiczne kategorie, przy
czym w każdej z tych kategorii, jak np. w handlu, konkurencji, kapitale, pieniądzu, odnajdziemy tylko
pewien określony i rozwinięty wyraz tych pierwszych założeń.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 30 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Zanim jednak rozpatrzymy te kategorie, spróbujmy rozwiązać jeszcze dwa zadania.
1. Określić ogólną istotę własności prywatnej, jako rezultatu pracy wyalienowanej, w jej stosunku
do własności prawdziwie ludzkiej i społecznej.
2. Przyjęliśmy wyobcowanie pracy, jej alienację jako fakt i poddaliśmy ten fakt analizie. Nasuwa się
teraz pytanie, jak doszedł człowiek do alienacji, do wyobcowania swej pracy? Jakie uzasadnienie znajduje
to wyobcowanie w istocie rozwoju ludzkości? Wiele już zrobiliśmy dla rozwiązania tego zadania
przekształcając zagadnienie pochodzenia własności prywatnej w zagadnienie stosunku pracy
wyalienowanej do procesu rozwoju ludzkości. Bo kiedy mowa o własności prywatnej, sądzi się, że chodzi o
rzecz istniejącą poza człowiekiem. Kiedy mowa o pracy, chodzi bezpośrednio o samego człowieka. To
nowe ujęcie zagadnienia zawiera już jego rozwiązanie.
Ad 1. Ogólna istota własności prywatnej i jej stosunek do własności prawdziwie ludzkiej.
Pracę wyalienowaną rozłożyliśmy na dwie części składowe, które się wzajemnie warunkują czy też
są tylko różnymi wyrazami jednego i tego samego stosunku: przyswojenie występuje jako wyobcowanie,
jako alienacja; alienacja jako przyswojenie; wyobcowanie – jako prawdziwe zyskanie praw obywatelstwa.
Rozpatrzyliśmy jedną stronę, pracę wyalienowaną w jej stosunku do samego robotnika, tzn.
stosunek pracy wyalienowanej do siebie samej. Jako produkt, jako nieuchronny rezultat tego stosunku
otrzymaliśmy stosunek własności nierobotnika do robotnika i pracy. Własność prywatna jako materialny,
sumaryczny wyraz pracy wyalienowanej obejmuje oba stosunki: stosunek robotnika do pracy, do produktu
jego pracy i do nierobotnika oraz stosunek nierobotnika do robotnika i do produktu jego pracy.
Skoro już przekonaliśmy się, że w odniesieniu do robotnika, który poprzez pracę przyswaja sobie
przyrodę, przyswojenie występuje jako wyobcowanie, działalność własna jako działalność dla kogoś innego
i jako działalność kogoś innego, życie jako ofiara z życia, produkcja przedmiotu jako utrata przedmiotu na
rzecz obcej siły, obcego człowieka, to rozpatrzmy teraz stosunek tego obcego pracy i robotnikowi
człowieka do robotnika, do pracy i do jej przedmiotu.
Po pierwsze, trzeba zauważyć, że wszystko, co u robotnika występuje jako czynność alienacji,
wyobcowania, u nierobotnika występuje jako stan alienacji, wyobcowania.
Po drugie, że rzeczywisty, praktyczny stosunek robotnika w produkcji i do produktu (jako stan
ducha) występuje u przeciwstawiającego się mu nierobotnika jako stosunek teoretyczny.
Po trzecie. Nierobotnik czyni w stosunku do robotnika wszystko, co robotnik czyni w stosunku do
siebie samego, ale nie czyni w stosunku do siebie samego tego, co czyni w stosunku do robotnika.
Rozpatrzmy dokładniej te trzy stosunki
20
.
[Przeciwieństwo między kapitałem a pracą. Własność ziemska a kapitał]
[...] stanowi procenty od jego kapitału
21
. A więc w robotniku istnieje subiektywnie to, że kapitał jest
człowiekiem, który całkowicie postradał samego siebie, w kapitale zaś istnieje obiektywnie to, że praca jest
człowiekiem, który postradał siebie. Ale robotnik ma nieszczęście być kapitałem żywym i dlatego będącym
w potrzebie – w każdej chwili, gdy nie pracuje, traci swoje procenty, a tym samym i swoją egzystencję.
Jako kapitał wartość robotnika wzrasta w zależności od popytu i podaży, a nawet fizycznie jego byt, jego
życie pojmowano i pojmuje się jako podaż towaru takiego samego jak każdy inny. Robotnik wytwarza
kapitał, kapitał wytwarza robotnika, robotnik wytwarza więc samego siebie, a produktem tego całego ruchu
jest człowiek jako robotnik, jako towar. Dla człowieka, który jest wyłącznie robotnikiem, dla człowieka
jako robotnika jego ludzkie właściwości istnieją tylko o tyle, o ile istnieją dla obcego mu kapitału.
Ponieważ zaś kapitał i robotnik są sobie obcy i dlatego pozostają w obojętnym zewnętrznym i
przypadkowym stosunku wzajemnym, obcość ta musi występować także i realnie. Dlatego też kiedy tylko
kapitałowi przyjdzie do głowy – z konieczności czy z własnego widzimisię – żeby przestać istnieć dla
robotnika, sam robotnik przestaje istnieć dla siebie, nie ma pracy, a więc nie ma płacy, a że istnieje nie jako
20
Na tym kończy się rękopis pierwszy. – Red.
21
Tak zaczyna się czterdziesta strona drugiego rękopisu. Początkowych stron brak. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 31 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
człowiek, lecz jako robotnik, może dać się pogrzebać, zginąć z głodu itd. Robotnik tylko wówczas istnieje
jako robotnik, gdy jest dla siebie kapitałem, a jest kapitałem tylko wówczas, gdy jest dla niego kapitał.
Istnienie kapitału jest jego istnieniem, jego życiem, i określa treść jego życia w sposób dla siebie obojętny.
Dlatego też ekonomia polityczna nie zna robotnika nie zatrudnionego, człowieka pracy znajdującego się
poza obrębem stosunku pracy. Łajdak, szalbierz, żebrak, bezrobotny, ginący z głodu, cierpiący nędzę i
popełniający przestępstwa człowiek pracy – to postaci, które istnieją nie dla niej; pozostawia je innym:
lekarzom, sędziom, grabarzom, specjalnym urzędnikom policji itd.; są to widma spoza jej królestwa.
Dlatego potrzeby robotnika są dla niej tylko potrzebą utrzymywania go podczas pracy, i to tylko o tyle,
żeby ród robotników nie wymarł. Płaca ma zatem zupełnie taki sam sens, jak konserwacja, utrzymywanie
w dobrym stanie jakiegokolwiek narzędzia produkcyjnego, jak w ogóle konsumpcja kapitału, potrzebna mu
po to, by mógł się reprodukować z procentami, jak oliwienie kół w celu utrzymania ich w ruchu. Oto
dlaczego płaca robocza należy do koniecznych kosztów ponoszonych przez kapitał i kapitalistę, i nie może
wykraczać poza ramy tej konieczności. Angielscy fabrykanci postępowali więc zupełnie konsekwentnie,
kiedy do czasu Amendment Bill z 1834 r. odtrącali z płacy roboczej jałmużnę publiczną, którą robotnik
otrzymywał z podatku na ubogich, traktując ją jako integralną część płacy roboczej.
Produkcja nie tylko wytwarza człowieka w postaci towaru, człowieka-towar, człowieka z
przeznaczeniem towaru; wytwarza go, zgodnie z tym przeznaczeniem, jako istotę odczłowieczoną zarówno
duchowo, jak i fizycznie. – Zepsucie, zwyrodnienie, tępota robotników i kapitalistów. – Jej produktem jest
towar świadomy sam siebie i zdolny do samodzielnej działalności... człowiek-towar... Wielkiego postępu
dokonali Ricardo, Mill itd. w stosunku do Smitha i Saya, uznając istnienie człowieka – mniejszą czy
większą zdolność towaru do produkowania ludzi – za coś obojętnego, a nawet szkodliwego. Prawdziwy cel
produkcji polega nie na tym, ilu kapitał utrzymuje robotników, lecz na tym, ile przynosi procentów, jaką
sumę rocznych oszczędności. Poważnym i konsekwentnym krokiem naprzód najnowszej angielskiej
ekonomii politycznej było również to, że podnosząc pracę do rangi jedynej zasady ekonomii politycznej
stwierdziła zarazem z całkowitą jasnością odwrotną proporcjonalność między płacą roboczą a procentami
od kapitału, to, że kapitalista z reguły może powiększać swoje zyski tylko przez obniżanie płacy roboczej i
odwrotnie. Nie zdzieranie z konsumenta, lecz wzajemne zdzierstwo kapitalisty i robotnika ma być
stosunkiem normalnym.
Stosunek własności prywatnej zawiera w sobie w sposób utajony zarówno stosunek własności
prywatnej jako pracy, jak i jej stosunek jako kapitału oraz wzajemny stosunek jednego i drugiego. Z jednej
strony produkcja działalności ludzkiej jako pracy, a więc jako działalności zupełnie obcej samej sobie,
zupełnie obcej człowiekowi i naturze, a zatem działalności zupełnie obcej świadomości i przejawom życia,
abstrakcyjny byt człowieka jako wyłącznie człowieka pracy, który wskutek tego w każdej chwili ze swej
wypełnionej nicości może stoczyć się w nicość absolutną, w swój społeczny i dlatego w swój rzeczywisty
niebyt; z drugiej strony produkcja przedmiotu działalności ludzkiej jako kapitału, gdzie niknie wszelka
naturalna i społeczna określoność przedmiotu, gdzie własność prywatna pozbawiona zostaje swych jakości
naturalnych i społecznych (a więc wszelkich złudzeń politycznych i socjalnych i nie splata się z
jakimikolwiek stosunkami choćby pozornie ludzkimi) – gdzie ten sam kapitał pozostaje tym samym w
najróżnorodniejszych naturalnych i społecznych formach bytu, całkowicie obojętny wobec swej
rzeczywistej treści; przeciwieństwo to, posunięte do ostateczności, staje się nieuchronnie szczytem,
punktem kulminacyjnym i zagładą całego tego stosunku.
Jest zatem znowu wielką zasługą najnowszej angielskiej ekonomii politycznej, że określiła rentę
gruntową jako różnicę między procentami z najgorszej uprawianej ziemi i najlepszej, rozwiewając
romantyczne rojenia właściciela ziemskiego co do jego rzekomej społecznej ważności i identyczności jego
interesu z interesem społeczeństwa, co jeszcze głosi, śladem fizjokratów, Adam Smith; że antycypowała i
przygotowała rzeczywisty proces, który przekształci właściciela ziemskiego w zwykłego, prozaicznego
kapitalistę, a przez to uprości i zaostrzy to przeciwieństwo i przyśpieszy dzięki temu jego likwidację.
Ziemia jako ziemia, renta gruntowa jako renta gruntowa utraciły przez to swoją różnicę stanową i stały się
nic nie mówiącym lub raczej przemawiającym tylko językiem pieniądza kapitałem i procentem.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 32 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Różnica między kapitałem a ziemią, między zyskiem a rentą gruntową oraz między jednym i drugim
a płacą, między przemysłem a rolnictwem, między nieruchomą a ruchomą własnością prywatną jest jeszcze
różnicą historyczną, nie zaś różnicą założoną w istocie rzeczy, jest utrwalonym momentem kształtowania
się i powstawania przeciwieństwa między kapitałem a pracą. W przeciwstawianiu przemysłu itd.
nieruchomej własności ziemskiej znalazł tylko wyraz sposób jego powstawania i to, że przemysł rozwijał
się jako coś przeciwstawnego rolnictwu. Jako szczególny rodzaj pracy, jako różnica istotna, ważna,
obejmująca wszystkie dziedziny życia istnieje ona tylko dopóty, dopóki przemysł (życie miejskie)
kształtuje się jako coś przeciwstawnego posiadłości ziemskiej (życiu feudalno-szlacheckiemu) i sam nosi
jeszcze feudalny charakter swego przeciwieństwa – w postaci monopolu, cechu, gildii, korporacji itd., w
obrębie których praca ma jeszcze znaczenie pozornie społeczne, znaczenie rzeczywistej wspólnoty, nie
nabrała jeszcze obojętnego stosunku względem swej treści i nie stała się całkowicie bytem dla siebie, tj.
wyabstrahowanym z wszelkiego innego bytu, a zatem nie stała się jeszcze wolnym kapitałem.
Lecz nieuchronnym stadium rozwoju pracy jest wolny, a więc sam dla siebie ukonstytuowany
przemysł i wolny kapitał. Panowanie przemysłu nad przeciwstawnym mu rolnictwem uwidacznia się rychło
w powstaniu rolnictwa jako rzeczywistego przemysłu, gdy dawniej główną pracę pozostawiało ono ziemi i
niewolnikowi tej ziemi, za pomocą którego ta się sama uprawiała. Wraz z przekształceniem się niewolnika
w wolnego robotnika, tzn. w najemnika, właściciel ziemski ze swej strony przekształcił się w
przemysłowca, kapitalistę; przekształcenie to dokonuje się początkowo poprzez ogniwo pośrednie –
dzierżawcę. Ale dzierżawca jest przedstawicielem właściciela ziemskiego, jego wyjawioną tajemnicą; tylko
dzierżawcy zawdzięcza właściciel ziemski swój byt ekonomiczny, swój byt właściciela prywatnego – bo
renta gruntowa z jego ziemi istnieje tylko wskutek konkurencji dzierżawców. A więc w osobie dzierżawcy
właściciel ziemski stał się już w gruncie rzeczy pospolitym kapitalistą. I to musi się dokonać także w
rzeczywistości; kapitalista zajmujący się rolnictwem, tj. dzierżawca, musi stać się właścicielem ziemskim
lub odwrotnie. Przemysłowe machinacje dzierżawcy są przemysłowymi machinacjami właściciela
ziemskiego, gdyż byt pierwszego warunkuje byt drugiego.
Pamiętają oni sobie jednak swą przeciwstawną genezę, swe pochodzenie: właściciel ziemski widzi
w kapitaliście butnego, wyzwolonego, wzbogaconego wczorajszego swego niewolnika i czuje się sam jako
kapitalista zagrożony przez niego, kapitalista natomiast widzi we właścicielu ziemskim próżniaczego i
egoistycznego, okrutnego wczorajszego pana, wie, że ten mu jako kapitaliście szkodzi, choć przemysłowi
zawdzięcza całe swoje obecne znaczenie społeczne, swe mienie i swe przyjemności; widzi w nim
przeciwieństwo wolnego przemysłu i wolnego kapitału, niezależnego od wszelkiej naturalnej określoności;
to ich przeciwieństwo jest w najwyższym stopniu zaprawione goryczą i skłania do mówienia sobie prawdy
w oczy. Wystarczy tylko przeczytać napaści własności nieruchomej na ruchomą i odwrotnie, żeby mieć
jasne wyobrażenie o niegodziwości tak jednej, jak i drugiej. Właściciel ziemski obnosi się ze szlacheckim
pochodzeniem swej własności, ze swoimi feudalnymi reminiscencjami, pamiątkami, poetycznymi
wspomnieniami, ze swoją romantycznością, doniosłością polityczną itd., a gdy mówi językiem ekonomii
politycznej: tylko rolnictwo jest produkcyjne. Równocześnie mówi o swoim przeciwniku, że jest to łajdak
łasy na pieniądze, chytry lis, sprzedajny kupczyk, faktor, oszust, chciwiec, warchoł, nieczuły egoista bez
serca i bez ducha, obcy społeczności i z lekkim sercem kupczący jej dobrem, lichwiarz, stręczyciel, sługus,
płaszczący się pochlebca, zdzierca, rodzic, karmiciel i piastun konkurencji, a przez to pauperyzmu, zbrodni i
rozkładu wszelkich więzów społecznych, nikczemnik bez zasad, bez poetyczności, bez substancji, bez
niczego. (Patrz m.in.: fizjokrata Bergasse, którego już Camille Desmoulins chłoszcze w swym czasopiśmie
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 33 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
“Révolutions de France et de Brabant”
22
, patrz von Vincke, Lancizolle, Haller, Leo, Kosegarten
23
, a także
Sismondi).
Własność ruchoma ze swej strony powołuje się na cuda przemysłu i ruchu, na to, że jest dzieckiem
czasów nowożytnych, ich prawowitym, rodzonym synem; ubolewa nad tym, że jej przeciwnik jest
półgłówkiem nie rozumiejącym swej istoty (i to jest zupełnie słuszne), który chce zastąpić moralny kapitał i
wolną pracę brutalną, niemoralną przemocą i poddaństwem; przedstawia go jako Don Kichota, który pod
maską prostoty, poczciwości, interesu społecznego, stałości ukrywa niemoc czynu, zachłanną żądzę
rozkoszy, samolubstwo, prywatę, niegodziwe zamiary; uznaje go za przebiegłego monopolistę; jego
wspomnienia, jego poetyczność, jego romantyczność zagłusza historycznym i sarkastycznym wyliczaniem
podłości, okrucieństw, marnotrawstwa, prostytucji, nikczemności, anarchii, warcholstw, których wylęgarnią
były romantyczne zamki.
To ona przecie miała dać ludowi wolność polityczną, zerwać okowy ze społeczeństwa
obywatelskiego, połączyć ze sobą światy, stworzyć dobroczynny handel, czystą moralność, dobrodziejstwa
oświaty; to ona miała zrodzić w ludzie w miejsce prostackich potrzeb potrzeby cywilizowane i dać środki
ich zaspokojenia, podczas gdy właściciel ziemski – ten zgnuśniały lichwiarz zbożowy i zawalidroga –
podraża ludowi artykuły pierwszej potrzeby, a przez to zmusza kapitalistę do podwyższania płacy roboczej
bez możności zwiększenia siły produkcyjnej; w ten sposób właściciel ziemski utrudnia i w końcu
całkowicie uniemożliwia wzrost rocznych dochodów narodu, akumulację kapitałów, a więc i dostarczanie
ludowi pracy, a krajowi bogactwa, to on powoduje ogólny upadek i po lichwiarsku eksploatuje wszelkie
dobrodziejstwa nowoczesnej cywilizacji, nic zgoła dla niej nie czyniąc i nie odstępując nawet od swych
feudalnych przesądów. Wreszcie, niechże właściciel ziemski spojrzy tylko na swojego dzierżawcę – on,
który w rolnictwie i w samej ziemi widzi tylko otrzymane w darze źródło pieniędzy – i niech sam powie,
czy nie jest on prostaczą, pełną fantastycznych pomysłów, przebiegłą szują, która w głębi serca i w
rzeczywistości już od dawna należy do wolnego przemysłu i kochanego handlu, choć tak bardzo się on
przed tym broni i choć tyle plecie o swojej historycznej przeszłości i o celach moralnych czy politycznych.
Wszystko, co przytacza rzeczywiście na swoją korzyść, jest słuszne tylko w odniesieniu do rolnika
(kapitalisty i parobka), a przecież właściciel ziemski jest raczej ich wrogiem; świadczy on więc przeciwko
sobie samemu. Bez kapitału własność ziemska jest martwą, pozbawioną wartości materią. Jego
cywilizowane zwycięstwo ma polegać właśnie na tym, że w miejsce martwej rzeczy odkrył i powołał do
życia pracę ludzką jako źródło bogactwa. (Patrz: Paul Louis Courier, St. Simon, Ganilh, Ricardo, Mill,
MacCulloch, Destutt de Tracy i Michel Chevalier).
Z rzeczywistego procesu rozwoju (tu wstawka) wynika nieuchronne zwycięstwo kapitalisty, tzn.
rozwiniętej własności prywatnej nad nierozwiniętą, połowiczną, nad właścicielem ziemskim, jak w ogóle
ruch musi zwyciężyć bezruch, jawna, świadoma podłość – ukrytą i bezwiedną, żądza posiadania – żądzę
użycia, jawny, niepohamowany, obrotny egoizm oświecenia – lokalny, ostrożny, prostaczy, gnuśny i
dziwaczny egoizm zabobonu, jak pieniądz musi zwyciężyć inne formy własności prywatnej.
Państwa, które mają jakieś wyobrażenie o niebezpieczeństwie w pełni rozwiniętego wolnego
przemysłu, w pełni rozwiniętej czystej moralności i w pełni rozwiniętego dobroczynnego handlu, próbują –
ale całkiem bezskutecznie – zahamować kapitalizację własności ziemskiej.
Własność ziemska, w odróżnieniu od kapitału, jest taką własnością prywatną, takim kapitałem,
który obciążony jest jeszcze lokalnymi i politycznymi przesądami, który jest jeszcze w pewnym stopniu
wpleciony w otaczający go świat i nie stał się jeszcze kapitałem dla siebie, nie stał się jeszcze kapitałem w
pełni rozwiniętym. Musi on w trakcie swego światowego rozwoju osiągnąć abstrakcyjny, tzn. czysty wyraz.
22
Tygodnik wydawany w Paryżu w latach 1789-91, stanowiący serię pamfletów jakobina Camille'a Desmoulins. – Red.
23
Napuszony staroheglowski teolog Funke ze łzami w oczach powtarza za panem Leo, jak to w czasie zniesienia poddaństwa
pewien niewolnik nie chciał przestać być własnością szlachecką. Porównaj także patriotyczne fantazje Justusa Mösera (Justus
Möser, “Patriotische Phantasien”, Berlin 1774-1778), które wyróżniają się tym, że ani na chwilę nie wykraczają poza poczciwy,
drobnomieszczański, “domorosły”, pospolity, ograniczony horyzont filistra, a pomimo to są czystymi fantazjami. Ta
sprzeczność sprawiła, że tak urzekają umysłowość niemiecką.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 34 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Stosunek własności prywatnej to praca, kapitał i ich stosunek wzajemny.
Ogniwa te muszą dokonać następującego ruchu:
Po pierwsze – bezpośrednia lub zapośredniczona jedność obu.
Kapitał i praca początkowo jeszcze zespolone; potem, choć oddzielone i wyobcowane, jednak
dźwigają się wzajemnie i stymulują jako warunki pozytywne.
Przeciwstawność obu względem siebie. Wykluczają się wzajemnie; robotnik widzi w kapitaliście (i
odwrotnie) swój niebyt; każdy z nich usiłuje drugiego pozbawić bytu.
Przeciwstawność każdego z nich wobec samego siebie. Kapitał = nagromadzona praca = praca. Jako
taki rozpada się na siebie i swoje procenty, a te znowu na procenty i zysk. Całkowite ofiarowanie
kapitalisty. Stacza się do szeregów klasy robotniczej, jak robotnik – jednak tylko wyjątkowo – staje się
kapitalistą. Praca jako moment kapitału, jako jego koszty. Zatem płaca robocza ofiarą ponoszoną przez
kapitał.
Praca rozpada się na siebie i płacę roboczą. Robotnik sam kapitałem, towarem.
Wroga wzajemna przeciwstawność
24
.
[Własność prywatna a praca. Poglądy merkantylistów,
fizjokratów, Adama Smitha, Ricarda i jego szkoły]
Do str. XXXVI. – Subiektywna istota własności prywatnej, własność prywatna jako działalność
sama dla siebie, jako podmiot, jako osoba, to – praca. Jest więc rzeczą zrozumiałą, że dopiero ekonomię
polityczną, która uznała pracę za swą zasadę (Adam Smith), a więc przestała pojmować własność prywatną
tylko jako stan poza człowiekiem – że dopiero tę ekonomię polityczną należy, z jednej strony, uważać za
wytwór rzeczywistej energii i ruchu własności prywatnej, za wytwór nowoczesnego przemysłu
25
, z drugiej
zaś strony – ekonomia ta pobudziła, uświetniła energię i rozwój tego przemysłu, i uczyniła siłą
świadomości. Dlatego też dla tej oświeconej ekonomii politycznej, która odkryła w łonie własności
prywatnej subiektywną istotę bogactwa, fetyszystami, katolikami są zwolennicy systemu monetarnego i
merkantylnego, którzy sądzą, że własność prywatna jest dla człowieka jedynie istotą przedmiotową.
Słusznie więc Engels nazwał Adama Smitha Lutrem ekonomii politycznej
26
. Podobnie jak Luter uznał, że
religia, wiara, ma za swą istotę świat zewnętrzny, i dlatego powstał przeciw katolickiemu pogaństwu, zniósł
zewnętrzną religijność, przekształcając religijność w wewnętrzną istotę człowieka, odrzucił klechę
znajdującego się na zewnątrz człowieka świeckiego, bo umieścił go w sercu człowieka świeckiego – tak
znosi się bogactwo znajdujące się poza człowiekiem i niezależne odeń, a więc bogactwo, które można
zachować i utrzymać jedynie w sposób zewnętrzny; innymi słowy, znosi się tę jego zewnętrzną, bezmyślną
przedmiotowość, uznając, że własność prywatna ucieleśnia się w samym człowieku, a człowiek sam
stanowi jej istotę; ale dlatego też człowiek ujmowany jest w kategoriach własności prywatnej, podobnie jak
u Lutra w kategoriach religii. Pod pozorem uznania człowieka ekonomia polityczna, której zasadą jest
praca, przeprowadza więc właściwie tylko konsekwentną negację człowieka, gdyż nie jest on już w stanie
zewnętrznego napięcia z zewnętrzną istotą własności prywatnej, lecz sam stał się tą pełną napięcia istotą
własności prywatnej. Co dawniej było czymś zewnętrznym, rzeczywistą alienacją człowieka, stało się tylko
aktem alienacji, wyobcowania. Gdy więc owa ekonomia polityczna zaczyna od pozornego uznania
człowieka, jego samodzielności, jego działalności własnej itd., to przenosząc własność prywatną do istoty
samego człowieka nie może już być uzależniona od lokalnych, narodowych itp. określeń własności
prywatnej jako czegoś istniejącego poza nią, a więc rozwija energię kosmopolityczną, powszechną,
obalającą wszelkie bariery, zrywającą wszelkie więzy, aby zająć ich miejsce jako jedyna polityka, jedyna
24
Na tym kończy się rękopis drugi. – Red.
25
Ekonomia ta jest samoistnym ruchem własności prywatnej, który w świadomości stał się ruchem dla siebie, nowoczesnym
przemysłem jako samoistnym podmiotem.
26
Patrz: Fryderyk Engels, “Zarys krytyki ekonomii poltycznej”. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 35 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
forma wspólnoty, jedyna bariera i jedyna więź – dlatego też w procesie dalszego rozwoju musi odrzucić tę
hipokryzję, wystąpić w całym swym cynizmie. Tak też i czyni, kiedy nie dbając o wszelkie zewnętrzne
sprzeczności, w których wikła się ta teoria, rozwija o wiele jednostronniej, a stąd ostrzej i konsekwentniej
pojęcie pracy jako jedynej istoty bogactwa, ujawnia konsekwencje tej teorii – w przeciwieństwie do owego
pierwotnego ujęcia – jako wrogie człowiekowi, a wreszcie zadaje śmiertelny cios ostatniemu
indywidualnemu, naturalnemu, istniejącemu niezależnie od ruchu pracy bytowi własności prywatnej i
źródłu bogactwa, rencie gruntowej, temu całkowicie już zekonomizowanemu i dlatego niezdolnemu do
przeciwstawiania się ekonomii wyrazowi własności feudalnej. (Szkoła Ricarda). Cynizm ekonomii
politycznej rośnie nie tylko w sensie względnym od Smitha poprzez Saya do Ricarda, Milla itd., w miarę
tego, jak konsekwencje przemysłu przed oczyma tych ostatnich stają w formie bardziej rozwiniętej i
bardziej sprzecznej, lecz i w sensie pozytywnym posuwają się oni ustawicznie, i to świadomie, dalej niż ich
poprzednicy w obcości względem człowieka, ale jedynie dlatego, że ich nauka rozwija się konsekwentniej i
prawdziwiej. Kiedy czynią podmiotem własność prywatną w jej aktywnej postaci, a więc uznają za istotę
zarówno człowieka, jak i coś nieludzkiego, to sprzeczność rzeczywistości całkowicie odpowiada sprzecznej
istocie, którą przyjęli jako zasadę. Rozdarta rzeczywistość przemysłu bynajmniej nie obala tej ich rozdartej
wewnętrznie zasady, lecz ją właśnie potwierdza. Ich zasada to przecież zasada tego rozdarcia.
Fizjokratyczna teoria dra Quesnaya stanowi przejście od systemu merkantylnego do Adama Smitha.
Fizjokratyzm jest bezpośrednio ekonomicznym rozkładem własności feudalnej, ale właśnie dlatego równie
bezpośrednim ekonomicznym przekształceniem, przywróceniem tej własności, tyle że jego język nie jest
już językiem feudalnym, lecz ekonomicznym. Wszelkie bogactwo sprowadzone zostaje do ziemi i
rolnictwa (kultury rolnej). Ziemia nie jest jeszcze kapitałem, jest jeszcze szczególną formą jego istnienia,
formą, której walor ma być zawarty w jej naturalnej szczególności i z niej wynikać; ale ziemia jest przecie
powszechnym naturalnym żywiołem, gdy natomiast według systemu merkantylnego jedyną formą istnienia
bogactwa jest kruszec szlachetny. Przedmiot bogactwa, jego materia, staje się więc przez to najbardziej
uniwersalny w obrębie granic przyrody (będąc jeszcze jako element przyrody bogactwem bezpośrednio
przedmiotowym). A ziemia służy człowiekowi tylko dzięki pracy, dzięki uprawie. Tak więc subiektywna
istota bogactwa zostaje już związana z pracą. Ale zarazem uprawa ziemi jest jedyną pracą produkcyjną. Nie
jest to więc jeszcze ogólne i abstrakcyjne ujęcie pracy, jest ona jeszcze związana ze szczególnym
elementem przyrody jako swą materią, dlatego też uznaje się tylko szczególną, określoną przez przyrodę
formę jej istnienia. Stanowi ona wobec tego dopiero określoną, szczególną alienację człowieka, podobnie
jak jej produkt ujmuje się tylko jako określone bogactwo, pochodzące raczej z przyrody niż z niej samej.
Ziemię uznaje się tu jeszcze za niezależny od ludzi byt przyrody, jeszcze nie za kapitał, tzn. za moment
samej pracy. To raczej praca występuje jako jej moment. Ponieważ jednak fetyszyzm dawnego
zewnętrznego bogactwa, istniejącego tylko jako przedmiot, zostaje zredukowany do bardzo prostego
elementu przyrody, a za istotę bogactwa jest uznane – aczkolwiek dopiero częściowo, w specyficzny sposób
– jego istnienie subiektywne, to nieunikniony staje się dalszy krok naprzód: poznanie ogólnej istoty
bogactwa, a więc uznanie pracy w jej skończonej absolutności, tj. abstrakcji, za zasadę. Wykazuje się
fizjokratyzmowi, że rolnictwo pod względem ekonomicznym, a jest to jedyny wzgląd właściwy, nie różni
się od żadnej innej produkcji, i dlatego też istotę bogactwa stanowi nie jakaś praca określona, związana z
jakimś szczególnym elementem, nie jakiś szczególny przejaw pracy, lecz praca w ogóle.
Uznając pracę za istotę bogactwa, fizjokratyzm neguje bogactwo szczególne, zewnętrzne, wyłącznie
przedmiotowe. Ale dla fizjokratyzmu praca jest subiektywną istotą tylko własności ziemskiej (jego punktem
wyjścia jest ten rodzaj własności, który historycznie występuje jako panujący i uznany); czyni on tylko
własność ziemską wyalienowanym człowiekiem. Fizjokratyzm znosi feudalny charakter własności
ziemskiej, uznając produkcję (rolnictwo) za jej istotę; ale jego stosunek do świata przemysłu jest
negatywny, uznaje on feudalizm, uważając rolnictwo za jedyną produkcję.
Jest rzeczą zrozumiałą, że skoro tylko ujmie się subiektywną istotę przemysłu konstytuującego się
jako przeciwieństwo własności ziemskiej, tzn. konstytuującego się jako przemysł, istota ta zawiera w sobie i
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 36 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
to swoje przeciwieństwo. Bo podobnie jak przemysł zawiera w sobie zniesioną własność ziemską, tak
subiektywna istota przemysłu zawiera w sobie zarazem subiektywną istotę własności ziemskiej.
Podobnie jak własność ziemska jest pierwszą postacią własności prywatnej, a przemysł historycznie
występuje wobec niej początkowo tylko jako szczególny rodzaj własności, albo raczej jest wyzwolonym
niewolnikiem własności ziemskiej – tak tenże sam proces powtarza się przy naukowym ujmowaniu
subiektywnej istoty własności prywatnej, pracy, i praca występuje początkowo tylko jako praca rolnicza,
potem jednak zostaje uznana jako praca w ogóle.
Wszelkie bogactwo staje się bogactwem przemysłowym, bogactwem pracy, przemysł jest
skończoną postacią pracy, a system fabryczny rozwiniętą postacią przemysłu, tzn. pracy, kapitał
przemysłowy zaś – skończoną obiektywną postacią własności prywatnej.
Widzimy, że dopiero teraz może się dokonać panowanie własności prywatnej nad człowiekiem i w
najogólniejszej formie stać się siłą dziejową.
[Własność prywatna a komunizm. Różne etapy rozwoju
poglądów komunistycznych. Komunizm prymitywny, zrównujący,
i komunizm jako socjalizm, pokrywający się z humanizmem]
Do str. XXXIX. – Lecz przeciwieństwo między brakiem własności a własnością jest
przeciwieństwem jeszcze obojętnym; nie ujmuje się go w jego czynnym stosunku, w jego stosunku
wewnętrznym, nie ujmuje się go jeszcze jako sprzeczności, dopóki nie pojmie się go jako przeciwieństwa
między pracą a kapitałem. Przeciwieństwo to może wyrazić się w swej pierwszej postaci nawet tam, gdzie
ruch własności prywatnej nie jest zaawansowany, w starożytnym Rzymie, w Turcji itd. Wówczas nie
występuje ono jeszcze jako przeciwieństwo stworzone przez samą własność prywatną. Ale praca,
subiektywna istota własności prywatnej, jako coś, co wyłącza własność, i kapitał, praca obiektywna, jako
coś, co wyłącza pracę – oto własność prywatna jako rozwinięty stosunek tej sprzeczności, a zatem stosunek
w stanie czynnym, prący do rozwiązania.
Do tej samej strony. – Zniesienie samowyobcowania przebywa tę samą drogę, co
samowyobcowanie. Najpierw rozpatruje się własność prywatną tylko od jej strony obiektywnej, ale jednak
uważa się pracę za jej istotę. Formą jej istnienia jest zatem kapitał, który “jako taki” należy znieść
(Proudhon). Albo też bierze się szczególny sposób pracy – pracę zniwelowaną, rozdrobnioną i dlatego
niewolną – za źródło szkodliwego charakteru własności prywatnej i jej wyobcowania w stosunku do
człowieka. Tak jest u Fouriera, który podobnie jak fizjokraci znów uważa pracę rolniczą co najmniej za
pracę par excellence, podczas gdy St. Simon, przeciwnie, uznaje pracę przemysłową jako taką za istotną i
dlatego domaga się wyłącznego panowania industrialistów i poprawy położenia robotników. Komunizm
wreszcie jest pozytywnym wyrazem zniesionej własności prywatnej; początkowo występuje on jako
powszechna własność prywatna. Ujmując stosunek własności prywatnej w jego powszechności, jest on
1. w swej początkowej postaci tylko upowszechnieniem i dokonaniem stosunku własności
prywatnej; w tym charakterze występuje w dwojakiej postaci: po pierwsze, panowanie własności rzeczowej
jest w porównaniu z nim taką potęgą, że chce on zniweczyć wszystko, co nie może stać się własnością
prywatną wszystkich; chce siłą abstrahować od talentów itd. Bezpośrednie fizyczne posiadanie jest dlań
jedynym celem życia i istnienia; kategorii robotnika nie znosi, lecz rozciąga na wszystkich ludzi; stosunek
własności prywatnej pozostaje stosunkiem wspólnoty do świata rzeczy; wreszcie, ten ruch usiłujący
przeciwstawić własności prywatnej powszechną własność prywatną wyraża się w zwierzęcej postaci, gdy
małżeństwu (które jest zresztą pewną formą ekskluzywnej własności prywatnej) przeciwstawia wspólność
żon, kiedy to kobieta staje się społeczną i pospólną własnością. Rzec można, że ta idea wspólności żon
zdradza tajemnicę tego jeszcze zupełnie prymitywnego i bezmyślnego komunizmu. Jak kobieta z
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 37 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
małżeństwa do powszechnej prostytucji
27
, tak i cały świat bogactwa, tzn. przedmiotowej istoty człowieka,
przechodzi ze stosunku ekskluzywnego małżeństwa z właścicielem prywatnym w stosunek uniwersalnej
prostytucji ze społeczeństwem. Komunizm ten, negując wszędzie osobowość człowieka, jest właśnie tylko
konsekwentnym wyrazem własności prywatnej, będącej tą negacją. Powszechna i konstytuująca się we
władzę zazdrość jest tą zamaskowaną formą, którą przyjmuje żądza posiadania i w której, tylko w pewien
odmienny sposób, znajduje satysfakcję. Idea każdej własności prywatnej jako takiej obraca się
przynajmniej przeciw większej własności prywatnej jako zazdrość i dążenie do zrównania – co stanowi
nawet istotę konkurencji. Prymitywny komunista jest jedynie dokonaniem tej zazdrości i tego zrównania, a
punktem wyjścia jest tu urojone minimum. Ma on określony, ograniczony miernik. Że takie zniesienie
własności prywatnej nie jest bynajmniej rzeczywistym przyswojeniem, tego dowodzi właśnie abstrakcyjna
negacja całego świata kultury i cywilizacji, powrót do nienaturalnej prostoty ubogiego i nie mającego
potrzeb człowieka, który nie tylko nie przerósł własności prywatnej, lecz nawet do niej nie dorósł.
Wspólnota jest tu tylko wspólnotą pracy i równością płacy, którą wypłaca wspólny kapitał,
wspólnota jako powszechny kapitalista. Obie strony stosunku podniesiono do rzędu urojonej
powszechności: pracę jako coś, co określa każdego, kapitał jako uznaną powszechność i siłę wspólnoty.
W stosunku do kobiety jako do zdobyczy i niewolnicy powszechnej pożądliwości wyraża się
nieskończona degradacja, w jakiej człowiek znajduje się wobec siebie samego, gdyż tajemnica tego
stosunku znajduje swój niedwuznaczny, zdecydowany, otwarty, ujawniony wyraz w stosunku mężczyzny
do kobiety i w sposobie pojmowania bezpośredniego, przyrodniczego stosunku gatunkowego.
Bezpośrednim, przyrodniczym, koniecznym stosunkiem człowieka do człowieka jest stosunek mężczyzny
do kobiety. W tym przyrodniczym stosunku gatunkowym stosunek człowieka do przyrody jest
bezpośrednio jego stosunkiem do człowieka, a stosunek do człowieka jest bezpośrednio jego stosunkiem do
przyrody, jego własnym przyrodniczym określeniem. W tym stosunku przejawia się więc w sposób
zmysłowy, sprowadzony do naocznego faktu, w jakiej mierze ludzka istota stała się dla człowieka przyrodą
czy też w jakiej mierze przyroda stała się ludzką istotą człowieka. Wedle tego stosunku można więc ocenić
poziom całej kultury człowieka. Charakter tego stosunku świadczy o tym, w jakiej mierze człowiek stał się
dla siebie istotą gatunkową, Człowiekiem, oraz w jakiej mierze pojmuje siebie jako taką istotę; stosunek
mężczyzny do kobiety jest najbardziej przyrodniczym stosunkiem człowieka do człowieka. Pokazuje on
więc, w jakiej mierze przyrodnicze postępowanie człowieka stało się ludzkie, czyli w jakim stopniu ludzka
istota stała się dlań istotą przyrodniczą, w jakiej mierze jego natura ludzka stała się dlań przyrodą. Stosunek
ten pokazuje również, w jakiej mierze potrzeba człowieka stała się potrzebą ludzką, a więc w jakiej mierze
inny człowiek stał się dlań potrzebny jako człowiek, w jakiej mierze w swym najbardziej indywidualnym
bycie jest on zarazem istotą społeczną.
A więc pierwsze pozytywne zniesienie własności prywatnej, komunizm prymitywny jest tylko
formą przejawiania się nikczemności własności prywatnej, która chce się ukonstytuować jako pozytywna
wspólnota.
2. Komunizm a) jeszcze o charakterze politycznym, demokratyczny lub despotyczny; b) połączony
ze zniesieniem państwa, ale zarazem jeszcze nie w pełni rozwinięty i w dalszym ciągu pozostający pod
wpływem własności prywatnej, czyli alienacji człowieka. W obydwu postaciach komunizm traktuje już
siebie jako reintegrację, czyli powrót człowieka do siebie, jako zniesienie samoalienacji człowieka,
ponieważ jednak nie uchwycił jeszcze pozytywnej istoty własności prywatnej oraz nie zrozumiał ludzkiej
natury potrzeby, przeto jest jeszcze omotany przez własność prywatną i nią zakażony. Uchwycił wprawdzie
jej pojęcie, nie uchwycił jednak jeszcze jej istoty.
3. Komunizm jako pozytywne zniesienie własności prywatnej – tej samoalienacji człowieka – i
dlatego też jako rzeczywiste przyswojenie ludzkiej istoty przez człowieka i dla człowieka; dlatego też jako
pełny powrót człowieka do samego siebie jako do człowieka społecznego, to znaczy ludzkiego, powrót
27
Prostytucja to tylko szczególny wyraz powszechnej prostytucji robotnika, a ponieważ prostytucja jest stosunkiem
obejmującym nie tylko prostytuowanego, lecz i prostytuującego – którego nikczemność jest jeszcze większa – to do tej
kategorii należy także kapitalista itp.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 38 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
dokonany świadomie i w oparciu o całe bogactwo dotychczasowego rozwoju. Komunizm ten, jako
skończony naturalizm = humanizmowi, jako skończony humanizm = naturalizmowi; stanowi on prawdziwe
rozwiązanie konfliktu między człowiekiem a przyrodą oraz między człowiekiem a człowiekiem, prawdziwe
rozwiązanie konfliktu między istnieniem a istotą, między uprzedmiotowieniem a samostanowieniem,
między wolnością a koniecznością, między osobnikiem a gatunkiem. Stanowi on rozwiązanie zagadki
historii i jest świadomy tego.
A zatem cały ruch historii, będąc rzeczywistym aktem płodzenia komunizmu – aktem narodzin jego
empirycznego bytu – jest zarazem dla jego myślącej świadomości pojętym i uświadomionym ruchem jego
stawania się; tymczasem ów nie rozwinięty jeszcze w pełni komunizm szuka dla siebie historycznego
dowodu w poszczególnych przeciwstawnych własności prywatnej formacjach historycznych, szuka dowodu
w tym, co istnieje, wyrywając pojedyncze momenty ruchu (na tym koniku jadą w szczególności Cabet,
Villegardelle itd.) i fiksując je jako dowody swej historycznej rasowości; ale w ten sposób wykazuje on
tylko, że nieporównanie większa część ruchu historii przeczy jego twierdzeniom i że jeżeli już kiedyś
istniał, to właśnie jego przeszły byt obala jego pretensje do tego, by stanowić istotę.
Że ruch własności prywatnej, właśnie ekonomia, stanowi nie tylko empiryczną, ale i teoretyczną
bazę całego ruchu rewolucyjnego – tę konieczność nietrudno pojąć.
Ta materialna, bezpośrednio zmysłowa własność prywatna jest materialnym, zmysłowym wyrazem
wyalienowanego życia ludzkiego. Jej ruch – produkcja i konsumpcja – jest zmysłowym przejawem ruchu
wszelkiej dotychczasowej produkcji, tzn. urzeczywistnieniem, czyli rzeczywistością człowieka. Religia,
rodzina, państwo, prawo, moralność, nauka, sztuka itd. są to tylko szczególne sposoby produkcji
podporządkowane jej ogólnemu prawu. A zatem pozytywne zniesienie własności prywatnej, jako
przyswojenie życia ludzkiego, jest pozytywnym zniesieniem wszelkiej alienacji, czyli powrotem człowieka
od religii, rodziny, państwa itd. do swego ludzkiego, tj. społecznego bytu. Alienacja religijna jako taka
dokonuje się tylko w sferze świadomości, w ludzkim wnętrzu, natomiast alienacja ekonomiczna jest
alienacją rzeczywistego życia – i dlatego też zniesienie tej ostatniej obejmuje obie strony. Jest rzeczą
zrozumiałą, że początkowy punkt wyjściowy tego ruchu u poszczególnych narodów zależy od tego, czy
prawdziwe, uznane życie narodu rozwija się bardziej w świadomości czy też w świecie zewnętrznym, czy
jest bardziej życiem idealnym czy też realnym. Komunizm zaczyna od razu (Owen) od ateizmu; ateizmowi
początkowo wiele jeszcze brakuje do tego, by być komunizmem, jako że ów ateizm jest bardziej jeszcze
abstrakcją. Filantropia ateizmu jest więc zrazu tylko filantropią filozoficzną, abstrakcyjną, natomiast
filantropia komunizmu jest od razu realna i nastawiona bezpośrednio na działanie.
Widzieliśmy, jak przy założeniu pozytywnego zniesienia własności prywatnej człowiek produkuje
człowieka – siebie samego i innego człowieka; jak przedmiot, który jest bezpośrednią czynną manifestacją
jego indywidualności, jest zarazem jego własnym bytem dla drugiego człowieka, bytem tego drugiego
człowieka oraz bytem tego drugiego człowieka dla pierwszego. Tak samo jednak i materiał pracy, i
człowiek jako podmiot są zarówno rezultatem, jak i punktem wyjściowym ruchu (i właśnie na tym, że
muszą być tym punktem wyjściowym, polega dziejowa konieczność własności prywatnej). A więc
charakter społeczny jest ogólnym charakterem całego tego ruchu; jak samo społeczeństwo produkuje
człowieka jako człowieka, tak i człowiek produkuje społeczeństwo. Działalność i używanie zarówno co do
swej treści, jak i co do sposobu istnienia są społeczne – jest to działalność społeczna i społeczne używanie.
Ludzka istota przyrody istnieje dopiero dla człowieka społecznego; bo dopiero tu przyroda jest dla niego
więzią łączącą człowieka z człowiekiem, bytem jego dla drugiego człowieka i drugiego dla niego,
elementem życiowym rzeczywistości ludzkiej, podstawą jego własnego ludzkiego bytu. Dopiero wtedy jego
byt przyrodniczy staje się dla niego bytem ludzkim i przyroda staje się dla niego człowiekiem. Tak więc
społeczeństwo jest skończoną jednością istoty człowieka i przyrody, prawdziwym zmartwychwstaniem
przyrody, urzeczywistnieniem naturalizmu człowieka i humanizmu przyrody.
Działalność społeczna i społeczne używanie istnieją bynajmniej nie tylko w postaci bezpośrednio
wspólnej działalności i bezpośrednio wspólnego używania, aczkolwiek wspólna działalność i wspólne
używanie, tj. taka działalność i takie używanie, które przejawiają się i potwierdzają bezpośrednio w
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 39 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
rzeczywistym obcowaniu z innymi ludźmi, będą istnieć wszędzie tam, gdzie ów bezpośredni wyraz
społeczności ma oparcie w istotnej treści działalności i używania i odpowiada naturze tej treści.
Nawet wtedy, kiedy zajmuję się pracą naukową itp. – pracą, którą mało kiedy mogę wykonywać
bezpośrednio wespół z innymi – działam społecznie, gdyż działam jako człowiek. Nie tylko materiał mojej
działalności – nawet sam język, którym posługuje się myśliciel – jest mi dany jako produkt społeczny, ale
mój własny byt jest działalnością społeczną; dlatego też to, co daję z siebie, daję z siebie za społeczeństwo,
będąc świadomy siebie jako istoty społecznej.
Moja ogólna świadomość jest tylko teoretyczną postacią tego, czego żywą postacią jest realna
wspólnota, społeczność, natomiast w naszych czasach ogólna świadomość abstrahuje od rzeczywistego
życia i dlatego wrogo mu się przeciwstawia. Dlatego też i działalność mojej ogólnej świadomości – jako
taka – jest moim bytem teoretycznym jako istoty społecznej.
W szczególności należy unikać z kolei przeciwstawiania “społeczeństwa” jako abstrakcji jednostce.
Jednostka jest istotą społeczną. Dlatego przejawy jej życia – choćby nie miały bezpośrednio postaci
społecznej, postaci przejawów życia wespół z innymi – są przejawami i potwierdzeniem życia społecznego.
Życie indywidualne i gatunkowe człowieka nie są czymś różnym, choć sposób życia indywidualnego jest
siłą rzeczy bądź bardziej szczególnym, bądź bardziej ogólnym przejawem życia gatunkowego, czy też życie
gatunkowe jest bądź bardziej szczególnym, bądź ogólnym życiem indywidualnym.
Jako świadomość gatunkowa człowiek potwierdza swoje realne życie społeczne i tylko powtarza w
myśleniu swój rzeczywisty byt, i na odwrót, byt gatunkowy potwierdza się w świadomości gatunkowej i
istnieje dla siebie w swej ogólności jako istota myśląca.
Człowiek przeto, jakkolwiek jest jednostką szczególną i ta szczególność właśnie czyni go jednostką
i prawdziwie indywidualną istotą społeczną, jest zarazem w równej mierze całością, idealną całością,
subiektywnym bytem dla siebie myślanego i zmysłowo doznawanego społeczeństwa, podobnie jak i w
rzeczywistości istnieje on zarówno jako ogląd i rzeczywiste używanie bytu społecznego, jak również jako
całość ludzkiego przejawiania życia.
Dlatego myślenie i byt są wprawdzie czymś różnym, ale równocześnie stanowią jedność.
Śmierć wydaje się srogim zwycięstwem gatunku nad określonym osobnikiem i niejako
zaprzeczeniem ich jedności, ale określony osobnik jest tylko określoną istotą gatunkową i śmiertelny jest
jako taki.
<4. Jak własność prywatna jest tylko zmysłowym wyrazem tego, że człowiek staje się dla siebie
równocześnie czymś przedmiotowym i zarazem przedmiotem obcym sobie i nieludzkim, że jego
przejawianie życia jest jego alienacją życia, jego urzeczywistnianie – jego odrzeczywistnianiem, obcą
rzeczywistością, tak też pozytywne zniesienie własności prywatnej, tj. zmysłowe przyswojenie dla
człowieka i przez człowieka istoty ludzkiej i życia ludzkiego, człowieka przedmiotowego, dzieł ludzkich,
należy pojmować nie tylko w sensie bezpośredniego, jednostronnego używania, nie tylko w sensie
władania, w sensie posiadania. Człowiek przyswaja sobie swą wszechstronną istotę w sposób
wszechstronny, a więc jako człowiek całościowy. Wszelki jego ludzki stosunek do świata, widzenie,
słyszenie, wąchanie, smakowanie, dotykanie, myślenie, kontemplowanie, czucie, chcenie, działanie,
kochanie – słowem, wszystkie narządy jego osobowości, jak i narządy, które są bezpośrednio w swej formie
narządami społecznymi, stanowią w swym stosunku przedmiotowym, czyli w swym stosunku do
przedmiotu, przyswojenie tego przedmiotu, przyswojenie rzeczywistości ludzkiej; ich stosunek do
przedmiotu to przejawianie się rzeczywistości ludzkiej
28
; ludzka aktywność i ludzka pasywność
[menschliches Leiden], bo pasywność, ujęta z punktu widzenia człowieka, jest używaniem jego samego.
Własność prywatna zrobiła z nas ludzi tak głupich i jednostronnych, że przedmiot jest nasz dopiero
wówczas, gdy go mamy, a więc gdy istnieje dla nas jako kapitał, albo gdy go bezpośrednio posiadamy,
jemy, pijemy, nosimy na sobie, mieszkamy w nim itd. – słowem, gdy go spożywamy – aczkolwiek sama
własność prywatna uważa wszystkie te sposoby bezpośredniej realizacji posiadania tylko za środki do
życia, życie zaś, dla którego są one środkami, to życie własności prywatnej, praca i kapitalizacja.
28
Dlatego jest ona tak samo wieloraka, jak wielorakie są określenia istoty i działania ludzkie.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 40 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Miejsce wszystkich zmysłów fizycznych i duchowych zajęła więc prosta alienacja wszystkich tych
zmysłów – zmysł posiadania. Do takiego stanu bezwzględnej nędzy musiała być doprowadzona istota
ludzka, żeby mogła zrodzić z siebie swe wewnętrzne bogactwo. (O kategorii posiadania ob.: Hess, w
“Einundzwanzig Bogen”
29
).
Toteż zniesienie własności prywatnej jest całkowitą emancypacją wszystkich ludzkich zmysłów i
właściwości; ale jest tą emancypacją właśnie dlatego, że owe zmysły i właściwości stały się ludzkie,
zarówno subiektywnie, jak i obiektywnie. Oko stało się okiem ludzkim, a jego przedmiot stał się
przedmiotem społecznym, ludzkim, pochodzącym od człowieka i dla człowieka przeznaczonym. Zmysły
stały się więc bezpośrednio w swej praktyce teoretykami. Ustosunkowują się do rzeczy ze względu na samą
rzecz, ale sama rzecz jest przedmiotowym, ludzkim ustosunkowaniem się do siebie samej oraz do
człowieka
30
, i na odwrót. Toteż potrzeba czy też używanie utraciły swoją egoistyczną naturę, a przyroda
utraciła swą czystą użyteczność, gdyż pożytek stał się pożytkiem ludzkim.
Tak też zmysły i używanie innych ludzi zostały przeze mnie zawłaszczone. Dlatego oprócz tych
bezpośrednich narządów tworzą się narządy społeczne, w postaci społeczeństwa; tak np. działalność w
bezpośrednim powiązaniu z innymi itd. stała się narządem mego przejawiania życia i sposobem
zawłaszczania życia ludzkiego.
Jasne jest, że oko ludzkie doznaje inaczej niż prymitywne oko nieludzkie, ucho ludzkie słyszy
inaczej niż ucho prymitywne itd.
Stwierdziliśmy, że człowiek nie traci siebie w swym przedmiocie tylko wtedy, gdy ten staje się dla
niego przedmiotem ludzkim albo człowiekiem przedmiotowym. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy przedmiot
ten staje się dla niego przedmiotem społecznym, on sam staje się dla siebie istotą społeczną, a
społeczeństwo staje się dla niego istotą w tym przedmiocie. Kiedy zatem, z jednej strony, dla człowieka w
społeczeństwie rzeczywistość przedmiotowa staje się wszędzie rzeczywistością sił istoty ludzkiej,
rzeczywistością ludzką, a więc rzeczywistością sił jego własnej istoty, wówczas wszystkie przedmioty stają
się dla niego uprzedmiotowieniem jego samego, przedmiotami potwierdzającymi i urzeczywistniającymi
jego indywidualność, jego przedmiotami, tzn. przedmiot staje się nim samym. To, jak się one dla niego
stają jego przedmiotami, zależy od natury przedmiotu i od natury odpowiadającej jej siły istoty, bo właśnie
określoność tego stosunku stanowi szczególny, rzeczywisty sposób potwierdzania. Dla oka, przedmiot jest
inny niż dla ucha i przedmiot oka jest inny niż przedmiot ucha. Swoistość każdej siły istoty stanowi właśnie
jej swoistą istotę, a zatem również swoisty sposób jej uprzedmiotowienia, jej przedmiotowo-rzeczywistego,
żywego bytu. Człowiek potwierdza się więc w świecie przedmiotowym nie tylko przez myślenie, lecz także
wszystkimi zmysłami.
Z drugiej strony, biorąc subiektywnie, dopiero muzyka rozbudza zmysł muzyczny człowieka; dla
niemuzykalnego ucha najpiękniejsza muzyka nie ma żadnego sensu, nie jest dla niego przedmiotem, gdyż
mój przedmiot może być tylko potwierdzeniem jednej z sił mojej istoty, czyli może istnieć dla mnie tylko
tak, jak istnieje dla siebie siła mojej istoty, jako zdolność subiektywna, gdyż sens przedmiotu dla mnie (ma
sens tylko dla odpowiadającego mu zmysłu) sięga właśnie tak daleko, jak daleko sięga mój zmysł. Dlatego
zmysły człowieka społecznego są innymi zmysłami niż zmysły człowieka niespołecznego; dopiero poprzez
rozwinięte przedmiotowo bogactwo istoty ludzkiej bądź rozwija się, bądź się dopiero tworzy bogactwo
subiektywnej zmysłowości ludzkiej: muzykalne ucho, oko wrażliwe na piękno formy, słowem, zmysły
zdolne do ludzkich doznań, zmysły, które potwierdzają się jako siły istoty ludzkiej. Albowiem nie tylko
pięć zmysłów, lecz również tzw. zmysły duchowe, zmysły praktyczne (wola, miłość itd.), słowem – zmysł
ludzki, człowieczeństwo zmysłów, powstaje tylko dzięki istnieniu swego przedmiotu, dzięki
uczłowieczonej przyrodzie. Wykształcenie pięciu zmysłów jest dziełem całej dotychczasowej historii.
29
Moses Hess, “Sozialismus und Communismus” (“Socjalizm i komunizm”), “Die eine und die ganze Freiheit” (“Wolność
jednostki i ogółu”), “Philosophie der Tat” (“Filozofia czynu”) w zbiorze “Einundzwanzig Bogen aus der Schweiz”, Zurych i
Winterthur 1843. – Red.
30
Praktycznie mogę ustosunkować się do rzeczy po ludzku tylko wtedy, kiedy rzecz ustosunkowuje się po ludzku do
człowieka.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 41 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Zmysł podległy prymitywnej potrzebie praktycznej ma tylko ograniczone znaczenie.> Dla człowieka
wygłodzonego nie istnieje ludzka postać pokarmu, lecz tylko abstrakcyjny byt pokarmu jako pokarmu; z
równym powodzeniem mógłby on mieć postać jak najbardziej prymitywną i nie sposób powiedzieć, czym
takie zaspokojenie głodu różni się od zwierzęcego zaspokajania głodu. Człowiek stroskany, nękany
potrzebami nie jest wrażliwy na najpiękniejszą sztukę teatralną; handlujący minerałami widzi tylko ich
wartość handlową, nie zaś ich piękno i swoistą naturę; nie ma on zmysłu mineralogicznego. Tak więc
uprzedmiotowienie istoty ludzkiej, zarówno pod względem teoretycznym, jak i praktycznym, jest niezbędne
zarówno do tego, by uczłowieczyć zmysł ludzki, jak i do tego, by uczłowieczyć całe bogactwo ludzkiego i
przyrodniczego jestestwa.
<Podobnie jak stające się społeczeństwo znajduje wskutek ruchu własności prywatnej, jej bogactwa
i jej nędzy – bogactwa i nędzy materialnej i duchowej – cały materiał do tego kształtowania się, tak
społeczeństwo już powstałe produkuje, jako swoją stałą rzeczywistość, człowieka w całym tym bogactwie
jego istoty, człowieka bogatego, o głęboko i wszechstronnie wykształconych zmysłach.>
Widzimy, że subiektywizm i obiektywizm, spirytualizm i materializm, działanie i pasywność
dopiero w stanie społecznym tracą swój przeciwstawny charakter, a więc i przestają istnieć jako takie
przeciwieństwa; <widzimy, że nawet przeciwieństwa teoretyczne można rozwiązać tylko w sposób
praktyczny, tylko dzięki praktycznej energii człowieka, i dlatego rozwiązanie ich nie jest bynajmniej tylko
zadaniem poznania, lecz rzeczywistym zadaniem życia, zadaniem, którego filozofia nie mogła rozwiązać
właśnie dlatego, że ujmowała je jako zadanie wyłącznie teoretyczne.>
<Widzimy, że historia przemysłu i powstały przedmiotowy byt przemysłu jest otwartą księgą sił
istoty ludzkiej, zmysłową postacią psychologii ludzkiej, którą dotychczas rozpatrywano nie w jej związku z
istotą człowieka, lecz stale tylko pod kątem zewnętrznego stosunku użyteczności, albowiem – poruszając
się w sferze alienacji – ludzie umieli ujmować jako rzeczywistość sił istoty ludzkiej i jako ludzkie akty
gatunkowe tylko ogólny byt człowieka, religię czy historię w ich postaci abstrakcyjno-ogólnej, w postaci
polityki, sztuki, literatury itd. W zwykłym, materialnym przemyśle (– który można traktować jako część
owego ogólnego ruchu, ale równie dobrze sam ten ruch można traktować jako szczególną część przemysłu,
gdyż wszelka działalność ludzka była dotąd pracą, czyli przemysłem, działalnością sobie samej
wyobcowaną –) mamy przed sobą w postaci zmysłowych, obcych, użytecznych przedmiotów, w postaci
wyobcowanej, uprzedmiotowione siły istoty człowieka. Psychologia, dla której księga ta, to znaczy właśnie
zmysłowo najbardziej obecna, najdostępniejsza część historii, jest zamknięta, nie może stać się rzeczywistą,
bogatą w treść i realną nauką.> Cóż w ogóle myśleć o takiej nauce, która arystokratycznie abstrahuje od tej
wielkiej części pracy ludzkiej i nie odczuwa jako swej własnej ograniczoności, gdy tak wielkie bogactwo
ludzkiego działania nie mówi jej nic, prócz tego, co da się wyrazić jednym słowem: “potrzeba”, “pospolita
potrzeba”?
Nauki przyrodnicze rozwinęły niebywałą działalność i przyswoiły sobie materiał, który nieustannie
rośnie. Ale filozofia pozostała im równie obca, jak one filozofii. Chwilowe połączenie było tylko
fantastyczną iluzją. Nie brak było woli, ale nie dostało zdolności. Historiografia sama zwraca uwagę na
nauki przyrodnicze tylko mimochodem, jako na moment oświecenia, użyteczności, poszczególnych
wielkich odkryć. Ale za to tym praktyczniej przyrodoznawstwo wtargnęło za pośrednictwem przemysłu do
życia ludzkiego, przekształciło je i przygotowało emancypację człowieka, aczkolwiek bezpośrednio musiało
dokonać odczłowieczenia. Przemysł jest rzeczywistym historycznym stosunkiem przyrody, a zatem i
przyrodoznawstwa, do człowieka; skoro zatem ujmie się przemysł jako egzoteryczne odsłonięcie sił istoty
ludzkiej, to zrozumiała stanie się również ludzka istota przyrody czy też przyrodnicza istota człowieka; w
rezultacie przyrodoznawstwo utraci swój abstrakcyjnie materialny, a raczej idealistyczny kierunek i stanie
się podstawą nauki ludzkiej, jak już dziś – choć w wyalienowanej postaci – stało się podstawą rzeczywiście
ludzkiego życia, przyjmować zaś inną podstawę dla życia, a inną dla nauki – to a priori zakładać coś
kłamliwego. <Przyroda kształtująca się w historii ludzkiej – w akcie narodzin społeczeństwa ludzkiego –
jest rzeczywistą przyrodą człowieka, dlatego przyroda kształtowana – aczkolwiek w wyalienowanej postaci
– przez przemysł jest prawdziwą przyrodą antropologiczną.>
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 42 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Zmysłowość (ob. Feuerbach) powinna być podstawą wszelkiej nauki. Nauka jest rzeczywistą nauką
tylko wtedy, gdy jej punktem wyjścia jest zmysłowość w dwojakiej postaci, zarówno w postaci zmysłowej
świadomości, jak i zmysłowej potrzeby, a więc wtedy, gdy punktem wyjścia nauki jest przyroda. Cała
historia to przygotowywanie tego, by “człowiek” stał się przedmiotem zmysłowej świadomości, a potrzeba
“człowieka jako człowieka” stała się prawdziwą potrzebą. Sama historia jest rzeczywistą częścią historii
naturalnej, stawania się przyrody człowiekiem. Przyrodoznawstwo w przyszłości wchłonie naukę o
człowieku, podobnie jak nauka o człowieku wchłonie przyrodoznawstwo: będzie jedna nauka.
Człowiek jest bezpośrednim przedmiotem przyrodoznawstwa, bo bezpośrednią zmysłową przyrodą
jest dla człowieka bezpośrednio ludzka zmysłowość (wyrażenie identyczne), bezpośrednio jako inny
zmysłowo istniejący dlań człowiek; albowiem jego własna zmysłowość jest dla niego samego
zmysłowością ludzką dopiero poprzez innego człowieka. Przyroda zaś jest bezpośrednim przedmiotem
nauki o człowieku. Pierwszy przedmiot człowieka – człowiek – jest przyrodą, zmysłowością; i szczególne
zmysłowe siły istoty ludzkiej znajdujące swoje przedmiotowe urzeczywistnienie wyłącznie w przedmiotach
przyrody, mogą osiągnąć swoje samopoznanie tylko w nauce o przyrodzie w ogóle. Nawet żywioł
myślenia, żywioł, w którym przejawia się życie myśli, język, jest natury zmysłowej. Społeczna
rzeczywistość przyrody i ludzkie przyrodoznawstwo albo nauka przyrodnicza o człowieku – to wyrażenia
identyczne.
<Widzimy, że miejsce ekonomicznego bogactwa i nędzy zajmuje bogaty człowiek i bogata potrzeba
ludzka. Bogaty człowiek jest zarazem człowiekiem potrzebującym pełni przejawów ludzkiego życia,
człowiekiem, w którym jego własne urzeczywistnienie istnieje jako wewnętrzna konieczność, jest
człowiekiem w potrzebie. Nie tylko bogactwo, w równej mierze także ubóstwo człowieka zyskuje – w
warunkach socjalizmu – znaczenie ludzkie, a zatem społeczne. Jest pasywną więzią, która każe
człowiekowi odczuwać jako potrzebę największe bogactwo, jakim jest inny człowiek. Panowanie we mnie
istoty przedmiotowej, zmysłowy wybuch działalności mojej istoty, jest namiętnością, która w ten sposób
staje się tu działalnością mojej istoty
31
.>
5. Istota uważa się za samodzielną dopiero wtedy, gdy stoi na własnych nogach, a stoi na własnych
nogach dopiero wtedy, gdy swoje istnienie zawdzięcza samej sobie. Człowiek, który żyje z łaski innego,
uważa się za istotę zależną. Żyję zaś całkowicie z łaski innego wtedy, gdy zawdzięczam mu nie tylko
utrzymanie swego życia, lecz i to, że ponadto stworzył moje życie, że jest źródłem mojego życia, a moje
życie ma z konieczności taką przyczynę zewnętrzną, jeśli nie jest moim własnym tworem. Dlatego akt
stworzenia jest wyobrażeniem, które bardzo trudno wyprzeć ze świadomości ludu. Byt sam przez się
przyrody i człowieka jest dlań niepojęty, ponieważ przeczy wszelkim oczywistościom życia praktycznego.
Wyobrażeniu o stworzeniu Ziemi zadała potężny cios geognozja, tj. nauka, która przedstawia
kształtowanie się ziemi, powstawanie ziemi jako proces, jako samotworzenie się. Generatio aequivoca jest
jedynym praktycznym obaleniem teorii stworzenia.
Łatwo, rzecz jasna, powiedzieć poszczególnemu osobnikowi to, co mówił już Arystoteles: Zostałeś
zrodzony przez swego ojca i swą matkę, to znaczy, spółkowanie dwojga ludzi, a więc akt gatunkowy ludzi
stworzył człowieka w twojej osobie. Widzisz więc, że człowiek również pod względem fizycznym
zawdzięcza swoje istnienie człowiekowi. Masz więc mieć na uwadze nie tylko jedną stronę, nieskończony
proces, na mocy którego pytasz dalej: Kto zrodził mojego ojca, kto zrodził jego dziadka itd.? Musisz też
pamiętać o tym ruchu okrężnym, który w owym procesie jest zmysłowo postrzegalny, o ruchu, na mocy
którego człowiek rodząc powtarza siebie samego, a więc podmiotem pozostaje stale człowiek. Ale ty
odpowiesz: Uznaję ten ruch okrężny, uznaj więc i ty ten proces, który prowadzi mnie coraz dalej i dalej, aż
do pytania, kto zrodził pierwszego człowieka i w ogóle przyrodę. Mogę ci odpowiedzieć tylko tyle: Twoje
pytanie samo jest wytworem abstrakcji. Zapytaj sam siebie, jak doszedłeś do tego pytania; zapytaj, czy
swego pytania nie zadałeś z punktu widzenia, który nie pozwala mi udzielić odpowiedzi, gdyż jest on z
gruntu opaczny? Zapytaj sam siebie, czy dla rozumnego myślenia istnieje ów proces jako taki? Pytając o
stworzenie przyrody i człowieka, abstrahujesz tym samym od człowieka i przyrody. Zakładasz ich
31
Por. str. 62. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 43 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
nieistnienie, a mimo to chcesz, bym ci dowiódł ich istnienia. Powiem ci więc: Porzuć swoją abstrakcję, a
porzucisz i swoje pytanie, jeśli zaś chcesz się jej trzymać, to bądź konsekwentny, i skoro myślisz człowieka
i przyrodę jako nie istniejące, to myśl też siebie jako nie istniejącego, bo przecież ty też jesteś przyrodą i
człowiekiem. Nie myśl, nie pytaj mnie, bo skoro tylko myślisz i pytasz, twoje abstrahowanie od istnienia
przyrody i człowieka traci sens. A może jesteś takim egoistą, że zakładasz nicość wszystkiego i chcesz
istnieć tylko sam?
Możesz mi odrzec: Nie chcę zakładać nicości przyrody itd., ja pytam ciebie o akt jej powstania, jak
anatoma pytam o powstanie kości itd.
Skoro jednak dla człowieka socjalistycznego cała tak zwana historia powszechna jest niczym innym,
jak tylko tworzeniem człowieka przez pracę ludzką, jak tylko stawaniem się przyrody dla człowieka, to ma
on oczywisty, nieodparty dowód swego narodzenia z siebie samego, dowód procesu swego powstawania.
Skoro istotność człowieka i przyrody stała się czymś praktycznym, zmysłowym, naocznym, skoro człowiek
stał się dla człowieka praktycznie, zmysłowo, naocznie bytem przyrody, a przyroda dla człowieka bytem
człowieka, pytanie o obcą istotę, o istotę istniejącą ponad przyrodą i człowiekiem – pytanie, które zawiera
w sobie stwierdzenie nieistotności przyrody i człowieka – stało się praktycznie niemożliwe. Ateizm, jako
zaprzeczenie tej nieistotności, nie ma już sensu, bo ateizm jest negacją boga i stanowieniem przez tę negację
bytu człowieka; ale socjalizm jako socjalizm nie potrzebuje już takiego pośrednictwa; rozpoczyna on od
teoretycznie i praktycznie zmysłowej świadomości człowieka i przyrody jako istoty. Jest pozytywną
samowiedzą człowieka, obywającą się już bez pośrednictwa zniesienia religii, tak jak rzeczywiste życie jest
pozytywną rzeczywistością człowieka, obywającą się już bez pośrednictwa zniesienia własności prywatnej,
czyli komunizmu. Komunizm jako zaprzeczenie zaprzeczenia jest pozytywnym stanowieniem i dlatego jest
rzeczywistym, koniecznym dla najbliższego etapu rozwoju historycznego, momentem emancypacji i
odnalezienia się człowieka. Komunizm jest konieczną formą i czynną zasadą najbliższej przyszłości, ale
komunizm nie jest jako taki celem rozwoju ludzkiego – formą społeczeństwa ludzkiego.
[Znaczenie potrzeb człowieka w ustroju własności prywatnej
i w ustroju socjalistycznym. Różnica między bogactwem rozrzutnym
a bogactwem przemysłowym. Podział pracy]
7. Widzieliśmy, jakie znaczenie ma w warunkach socjalizmu bogactwo potrzeb ludzkich, a więc
zarówno nowy sposób produkcji, jak i nowy przedmiot produkcji: nowy przejaw siły istoty ludzkiej i nowe
wzbogacenie ludzkiej istoty. W granicach własności prywatnej ma to znaczenie odwrotne. Każdy człowiek
przemyśliwa nad tym, by wzbudzić w drugim nową potrzebę, by zmusić go do nowej ofiary, by wtrącić go
w nową zależność, podsunąć nowy sposób używania, a przez to doprowadzić do ruiny ekonomicznej.
Każdy usiłuje stworzyć jakąś siłę panującą nad drugim, obcą jego istocie, aby znaleźć w tym zaspokojenie
swej własnej egoistycznej potrzeby. Wraz z masą przedmiotów rośnie więc królestwo obcych istot, które
ujarzmiają człowieka, a każdy nowy produkt stanowi nową możliwość wzajemnego oszustwa i wzajemnego
rabunku. Człowiek staje się tym uboższy jako człowiek, potrzebuje tym więcej pieniędzy, by móc
zawładnąć tą wrogą istotą, a siła jego pieniądza spada akurat odwrotnie proporcjonalnie do masy produkcji,
tzn. potrzeby człowieka rosną wraz ze wzrostem władzy pieniądza. – Potrzeba pieniądza jest przeto
rzeczywistą potrzebą zrodzoną przez ekonomię i jedyną potrzebą, jaką ona rodzi. Ilość pieniądza staje się
coraz bardziej jego jedyną możną właściwością; podobnie jak redukuje on wszelką istotę do jej abstrakcji,
tak też siebie redukuje w swym własnym ruchu do istoty ilościowej. Brak miary i nieumiarkowanie staje się
jego faktyczną miarą.
Nawet subiektywnie wygląda to w pewnej mierze tak, że rozszerzenie kręgu produktów i potrzeb
staje się wynalazczym i bezustannie kalkulującym niewolnikiem nieludzkich, wyrafinowanych,
nienaturalnych i zmyślonych rozkoszy. Własność prywatna nie potrafi przekształcić potrzeby prymitywnej
w potrzebę ludzką; jej idealizm sprowadza się do fantazji, zachcianki, kaprysu i żaden eunuch nie schlebia
bardziej haniebnie swemu despocie i nie usiłuje w bardziej podły sposób podniecać jego stępiałych
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 44 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
zmysłów, aby zaskarbić sobie jego łaski, niż eunuch przemysłowy, producent, starający się wyłudzić
srebrniki, wywabić złotego ptaka z kieszeni po chrześcijańsku umiłowanego bliźniego (każdy produkt jest
przynętą, za pomocą której chce się zwabić istotę drugiego, jego pieniądze; każda rzeczywista czy możliwa
potrzeba jest słabostką, która ściągnie muchę na lep – powszechny wyzysk społecznej istoty ludzkiej;
podobnie wszelka niedoskonałość człowieka jest więzią łączącą go z niebem: tu łatwy przystęp do jego
serca ma kapłan; wszelka potrzeba stanowi okazję, by pod najniewinniejszym pozorem podejść do
bliźniego i powiedzieć: drogi przyjacielu, daję ci, czego potrzebujesz; ale znasz conditio sine qua non;
wiesz, jakim atramentem masz mi podpisać cyrograf; sprawiając ci przyjemność daję ci wpaść w matnię i
zdzieram z ciebie skórę). Eunuch ten jest na usługi najbardziej przewrotnych pomysłów człowieka, gra rolę
stręczyciela między nim i jego potrzebą, budzi w nim chorobliwe pożądania, podpatruje każdą jego słabość,
by potem zażądać zapłaty za tę przyjacielską przysługę.
Ta alienacja wyraża się częściowo w tym, że istniejące, z jednej strony, wyrafinowanie potrzeb i
środków ich zaspokojenia wytwarza, z drugiej strony, zwierzęce zdziczenie, skończony, surowy,
abstrakcyjny prymitywizm potrzeb albo raczej odtwarza tylko samo siebie w swym odwrotnym znaczeniu.
Nawet potrzeba świeżego powietrza przestaje być potrzebą robotnika; człowiek wraca znów do jaskini, tyle
że teraz jest ona zatruta morowym powietrzem cywilizacji i mniej pewna jako siła obca; każdego dnia może
być jej pozbawiony; każdego dnia mogą go z niej wyrzucić, jeśli nie uiści zapłaty. Za tę trupiarnię musi
płacić. Jasne mieszkanie, które Prometeusz u Ajschylosa nazywa jednym z największych darów, dzięki
którym przekształcił dzikusa w człowieka, przestaje istnieć dla robotnika. Światło, powietrze itd.,
najprostsza, właściwa nawet zwierzętom, czystość przestaje być potrzebą człowieka. Brud, to zabagnienie,
gnicie człowieka, rynsztok (w dosłownym znaczeniu) cywilizacji stają się żywiołem jego życia. Przeciwne
naturze całkowite zaniedbanie, gnijąca przyroda staje się żywiołem jego życia. Żaden z jego zmysłów już
nie funkcjonuje nie tylko na sposób ludzki, lecz i nieludzki, a więc nawet na sposób zwierzęcy. Wracają
znów najprymitywniejsze sposoby (i narzędzia) pracy ludzkiej, np. deptak niewolników rzymskich stał się
sposobem produkcji, sposobem egzystencji wielu angielskich robotników. Człowiek wyzbywa się nie tylko
potrzeb ludzkich, ale i zwierzęcych. Irlandczyk zna już tylko potrzebę jedzenia, i to tylko jedzenia
ziemniaków, i to tylko ziemniaków świńskich, ziemniaków najpodlejszego gatunku. A Anglia i Francja
mają już w każdym mieście przemysłowym małą Irlandię. Dzikus, zwierzę mają przecież jeszcze potrzebę
polowania, ruchu itd., potrzebę towarzystwa. – Uproszczenie maszyny, pracy wykorzystuje się do tego, by
istotę, która dopiero staje się człowiekiem, zupełnie nie ukształtowanego człowieka – dziecko – uczynić
robotnikiem, podobnie jak robotnik stał się zaniedbanym dzieckiem. Maszyna przystosowuje się do
słabości człowieka, by słabego człowieka przekształcić w maszynę.
<W jaki sposób wzrost potrzeb i środków ich zaspokojenia rodzi brak potrzeb i środków, wykazuje
ekonomista (i kapitalista – w ogóle mamy zawsze na myśli empirycznych przedsiębiorców, gdy mówimy
coś pod adresem ekonomistów, którzy są ich naukowym sumieniem i bytem) w ten sposób, że 1. redukuje
potrzeby robotnika do najniezbędniejszego, najnędzniejszego utrzymania egzystencji fizycznej, a jego
działalność do najbardziej abstrakcyjnego ruchu mechanicznego, czyli mówi, że człowiek nie ma żadnych
innych potrzeb ani jeśli chodzi o działalność, ani też o używanie; albowiem nawet takie życie ekonomista
nazywa życiem ludzkim i ludzkim bytem; że 2. najmarniejsze życie (egzystencję) bierze w swych
kalkulacjach za miernik, i to miernik powszechny: powszechny, bo mający walor dla masy ludzi; czyni z
robotnika istotę pozbawioną zmysłów i potrzeb, a z jego działalności czystą abstrakcję wszelkiej
działalności; dlatego wszelki luksus robotnika jest dlań zdrożny, a wszystko, co przekracza granice
najbardziej abstrakcyjnie pojętej potrzeby – czy to będzie bierne używanie, czy aktywna działalność –
wydaje mu się luksusem. Tak więc ekonomia polityczna, ta nauka o bogactwie, jest zarazem nauką o
wyrzeczeniu się, rezygnacji, oszczędności, i dochodzi ona faktycznie do tego, że oszczędza człowiekowi
nawet potrzeby czystego powietrza czy też ruchu fizycznego. Ta nauka o cudownym przemyśle jest
zarazem nauką o ascetyzmie, a jej prawdziwym ideałem jest ascetyczny, ale trudniący się lichwą kutwa
oraz ascetyczny, ale produkujący niewolnik. Jej ideałem moralnym jest robotnik, który zanosi część swego
zarobku do kasy oszczędności, i dla tej ulubionej idei wynalazła nawet lokajską sztukę. Takie sentymenty
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 45 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
grają w teatrze. Ekonomia polityczna jest więc – mimo swego ziemskiego i zmysłowego wyglądu – nauką
prawdziwie moralną, najmoralniejszą z nauk. Jej podstawową zasadą jest samowyrzeczenie, wyrzeczenie
się życia i wszelkich ludzkich potrzeb. Im mniej jesz, pijesz, kupujesz książek, im rzadziej chodzisz do
teatru, na bal, do gospody, im mniej myślisz, kochasz, teoretyzujesz, śpiewasz, malujesz, układasz
wierszy
32
, tym więcej oszczędzasz, tym większy staje się twój skarb, którego ani mól nie zje, ani robak nie
stoczy – kapitał. Im mniej jesteś, im słabiej przejawiasz swoje życie, tym więcej masz, tym większe jest
twoje wyalienowane życie, tym więcej gromadzisz swej wyalienowanej istoty. Wszystko, co ekonomista
zabiera ci z życia i człowieczeństwa, zwraca ci w pieniądzach i w bogactwie, i wszystko, czego ty nie
możesz, może twój pieniądz: może jeść, pić, chodzić na bale i do teatru, może podróżować, potrafi [zdobyć]
sobie sztukę, uczoność, rzadkości historyczne, władzę polityczną – wszystko to może tobie przyswoić;
może to wszystko kupić; jest on prawdziwą możnością. Lecz mimo wszystko nie może tworzyć nic więcej
prócz siebie samego, nie może kupić nic więcej prócz siebie samego, albowiem wszystko inne jest przecie
jego sługą, a skoro władam panem, to władam i sługą i nie potrzebuję uganiać się za sługą. Tak więc
wszelkie namiętności i wszelka działalność musi utonąć w żądzy posiadania. Robotnikowi wolno mieć
tylko tyle, żeby chciał żyć, a wolno mu chcieć żyć tylko po to, żeby mieć.>
Co prawda, pojawia się na terenie ekonomii politycznej kontrowersja. Jedna strona (Lauderdale,
Malthus i in.) zaleca luksus i wyklina oszczędność; druga (Say, Ricardo i in.) zaleca oszczędność i wyklina
luksus. Ale pierwsza przyznaje, że chce luksusu, by produkować pracę (tzn. absolutną oszczędność); druga
zaś przyznaje, że zaleca oszczędność, by produkować bogactwo, tzn. luksus. Pierwsza strona ulega
romantycznym fantazjom, pragnąc, by nie sama żądza zysku określała konsumpcję bogaczy, i przeczy
swym własnym prawom, gdy przedstawia rozrzutność jako bezpośredni środek wzbogacenia; dlatego druga
strona dowodzi bardzo poważnie i szczegółowo, że przez rozrzutność uszczuplam, a nie pomnażam swoje
mienie. Ta druga strona obłudnie uchyla się od przyznania, że właśnie kaprysy i zachcianki określają
produkcję; zapomina o “wyrafinowanych potrzebach”, zapomina, że bez konsumpcji nie byłoby produkcji;
zapomina, że na skutek konkurencji produkcja musi się stawać tylko wszechstronniejsza, bardziej
luksusowa; zapomina, że według niej użytek określa wartość rzeczy, a moda określa użytek; chciałaby, żeby
produkowano tylko “to, co pożyteczne” [“Nützliches”], zapomina jednak, że produkcja zbyt wielu rzeczy
pożytecznych produkuje zbyt wiele zbytecznej [unnütze] ludności. Obie strony zapominają, że rozrzutność i
oszczędność, luksus i brak rzeczy niezbędnych, bogactwo i nędza równają się sobie.
<I musisz oszczędzać nie tylko na swoich bezpośrednich potrzebach zmysłowych, jak na jedzeniu
itd., musisz również oszczędzić sobie udziału w sprawach ogółu, współczucia, zaufania itd., wszystkiego
tego musisz sobie oszczędzić, jeśli chcesz być w zgodzie z ekonomią, jeśli nie chcesz zginąć wskutek
złudzeń.>
Wszystko, co masz, musisz mieć na sprzedaż, tzn. musisz mieć z tego pożytek. Gdy pytam
ekonomistę: czy jestem posłuszny prawom ekonomicznym, kiedy zarabiam pieniądze, wystawiając na
sprzedaż, wydając na łup cudzej rozpusty swoje ciało (robotnicy fabryczni we Francji nazywają prostytucję
swych żon i córek X-tą godziną pracy, i tak jest dosłownie), albo czy postępuję według zasad ekonomii
politycznej, kiedy sprzedaję swego przyjaciela Marokańczykom (a bezpośrednia sprzedaż ludzi w postaci
handlu poborowymi itd. jest praktykowana we wszystkich krajach cywilizowanych), to ekonomista
odpowiada: nie postępujesz wbrew moim prawom, ale posłuchaj, co powie na to ciotka Moralność i ciotka
Religia; moja ekonomiczna moralność i religia nie mają ci nic do zarzucenia, ale... – Ale komu jednak mam
bardziej wierzyć, ekonomii politycznej czy moralności? – Moralność ekonomii politycznej to zysk, praca i
oszczędność, wstrzemięźliwość – ale ekonomia polityczna obiecuje mi zaspokojenie moich potrzeb. –
Ekonomia moralności to bogactwo czystego sumienia, cnoty itd.; ale jakże mogę być cnotliwy, jeśli w
ogóle nie jestem, jakże mogę mieć czyste sumienie, jeśli nie mam zgoła rozeznania. – W istocie alienacji
tkwi to, że każda sfera przykłada do mnie inną, wprost przeciwstawną miarę, inną – moralność, inną –
ekonomia polityczna, gdyż każda z nich jest określoną alienacją człowieka i każda utrwala odrębny zakres
wyalienowanej działalności mej istoty, każda odnosi się w sposób wyalienowany do drugiej alienacji. I tak
32
W oryginale słowo trudne do odczytania. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 46 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
pan Michel Chevalier zarzuca Dawidowi Ricardo, że abstrahuje od moralności. Ale u Ricarda ekonomia
polityczna mówi swym własnym językiem. Jeśli nie jest on moralny, to nie Ricarda to wina. M. Chevalier
abstrahuje od ekonomii politycznej, gdy moralizuje, ale z konieczności abstrahuje faktycznie od moralności,
gdy uprawia ekonomię polityczną. Przecież odniesienie ekonomii politycznej do moralności – jeśli nie ma
być arbitralne, przypadkowe, a więc nieuzasadnione i nienaukowe, jeśli nie ma być przeprowadzone dla
pozoru, lecz ujmować istotę – może oznaczać tylko przynależność praw ekonomii politycznej do dziedziny
moralności; jeśli tak nie jest, lecz raczej jest wręcz przeciwnie, to cóż może na to poradzić Ricardo? Zresztą
samo przeciwieństwo między ekonomią polityczną i moralnością to tylko pozór; będąc przeciwieństwem
wcale nim nie jest. Ekonomia polityczna wyraża prawa moralne, tyle że na swój sposób.
<Wyzucie z potrzeb jako zasada ekonomii politycznej przejawia się najdobitniej w jej teorii
ludnościowej. Jest za dużo ludzi. Nawet istnienie ludzi jest czystym luksusem i jeśli robotnik jest
“moralny” (Mill proponuje publiczne pochwały dla tych, którzy są wstrzemięźliwi w życiu płciowym, i
publiczne potępienie tych, którzy grzeszą płodnością małżeństwa... Czyż to nie moralność, nie nauka
ascezy?), będzie oszczędny w płodzeniu. Produkcja człowieka okazuje się złem społecznym.>
Sens produkcji obliczonej na bogatych ujawnia się bez osłonek w sensie, jaki ma produkcja
obliczona na biedotę; w górze manifestuje się to zawsze w sposób subtelny, zamaskowany, dwuznaczny –
to pozór; na dole – w sposób brutalny, bez ogródek, szczerze – to istota. Prymitywna potrzeba robotnika jest
o wiele większym źródłem zysku niż subtelna potrzeba bogacza. Londyńskie sutereny przynoszą swym
właścicielom więcej niż pałace, tzn. stanowią ze względu na zysk, jaki przynoszą, większe bogactwo, czyli,
mówiąc językiem ekonomii politycznej, są większym bogactwem społecznym.
Przemysł spekuluje w równej mierze na subtelności potrzeb, jak i na ich prymitywności, i to na
prymitywności wywołanej sztucznie, dla której prawdziwym używaniem jest samoodurzenie, złudne
zaspokojenie potrzeby, cywilizacja pośród prymitywnego barbarzyństwa potrzeb. Dlatego angielskie knajpy
są jaskrawym symbolem własności prywatnej. Ich luksus obrazuje prawdziwy stosunek przemysłowego
luksusu i bogactwa do człowieka. Toteż nie bez powodów są to jedyne rozrywki świąteczne ludu, do
których policja angielska odnosi się co najmniej pobłażliwie.
Widzieliśmy już, jak to ekonomista ustanawia różnymi sposobami jedność pracy i kapitału. 1.
Kapitał jest to nagromadzona praca; 2. przeznaczenie kapitału w procesie produkcji – po części reprodukcja
kapitału z zyskiem, po części kapitał jako surowiec (przedmiot pracy), po części jako samo pracujące
narzędzie (maszyna to kapitał bezpośrednio utożsamiony z pracą) – to praca produkcyjna; 3. robotnik jest
kapitałem; 4. płaca robocza należy do kosztów kapitału; 5. w odniesieniu do robotnika praca jest
reprodukcją jego kapitału życiowego; 6. w odniesieniu do kapitalisty momentem działania jego kapitału.
Wreszcie, 7. ekonomista zakłada pierwotną jedność obu tych czynników jako jedność kapitalisty i
robotnika, jest to ów rajski stan pierwotny. To, że te dwa czynniki występują przeciw sobie jako dwie
osoby, jest dla ekonomisty wydarzeniem przypadkowym, a więc takim, które się tłumaczy tylko
przyczynami zewnętrznymi. (Por. Mill).
Narody, które są jeszcze oślepione zmysłowym blaskiem metali szlachetnych i dlatego są jeszcze
fetyszystami metalowego pieniądza, nie są jeszcze w pełni narodami pieniężnymi. Przeciwieństwo między
Francją i Anglią. – Na przykładzie fetyszyzmu widzimy, w jak wielkiej mierze rozwiązanie zagadek
teoretycznych jest zadaniem praktyki i dokonuje się za jej pośrednictwem, jak prawdziwa praktyka jest
warunkiem rzeczywistej i pozytywnej teorii. Świadomość zmysłowa fetyszysty jest inna niż Greka, dlatego
że inny jest też jego byt zmysłowy. Abstrakcyjna wrogość między zmysłami i duchem jest nieuchronna
dopóty, dopóki człowiek nie stworzy swoją własną pracą ludzkiego odczuwania natury, ludzkiego zmysłu
natury, a więc i naturalnych zmysłów człowieka.
Równość to nic innego, jak niemieckie Ich = Ich [Ja = Ja], przetłumaczone na francuski, tzn. na
język polityki. Równość jako zasada komunizmu stanowi jego uzasadnienie polityczne; z tym samym
mamy do czynienia, kiedy Niemiec uzasadnia sobie komunizm ujmując człowieka jako powszechną
samowiedzę. Jest rzeczą zrozumiałą, że zniesienie alienacji rozpoczyna się zawsze od tej postaci alienacji,
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 47 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
która jest siłą panującą: w Niemczech samowiedza, we Francji równość, bo polityka, w Anglii rzeczywista,
materialna potrzeba praktyczna, mająca za swój miernik tylko siebie samą. Z tego punktu widzenia należy
krytykować i uznawać Proudhona.
Jeśli nawet komunizmu (ponieważ jest zaprzeczeniem zaprzeczenia, takim przyswojeniem istoty
ludzkiej, które samo siebie [zapośrednicza] poprzez zaprzeczenie własności prywatnej) nie nazywamy
jeszcze prawdziwym pozytywnym stanowieniem, poczynającym się z samego siebie, tylko takim, które
zaczyna od własności prywatnej, [. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .]
33
. Ponieważ więc przy
tym
34
rzeczywista alienacja życia ludzkiego trwa i jest tym większa, im bardziej ludzie uświadamiają ją
sobie jako taką, to [znieść tę alienację] może tylko wprowadzony w czyn komunizm. Do zniesienia idei
własności prywatnej wystarcza w zupełności idea komunizmu. Do zniesienia rzeczywistej własności
prywatnej konieczne jest rzeczywiste działanie komunistyczne. Historia przyniesie je, i ruch ten, który w
teorii znamy już jako ruch, który sam się znosi, w rzeczywistości przejdzie nader brutalny i długotrwały
proces. Musimy jednak uznać za rzeczywisty postęp już to, że z góry mamy świadomość zarówno
ograniczoności, jak i celu tego ruchu historycznego, że wyprzedziliśmy ten ruch w świadomości. Gdy
jednoczą się komunistyczni rzemieślnicy [kommunistische Handwerker], ich celem jest przede wszystkim
nauka, propaganda itp. Ale równocześnie wytwarza się u nich przez to nowa potrzeba, potrzeba wspólnoty,
i to, co ma być środkiem, staje się celem. Najświetniejsze osiągnięcia tego praktycznego ruchu można
ujrzeć obserwując zebrania francuskich socjalistycznych ouvriers [robotników]. Palenie, picie, jedzenie itd.
przestały już tam być środkiem jednoczenia, środkiem wytwarzającym więź. Wystarcza im wspólnota,
związek, rozmowa, której celem znów jest wspólnota; braterstwo ludzi nie jest w ich ustach frazesem, lecz
prawdą, a z ich zgrubiałych od pracy rysów bije ludzkie dostojeństwo.
<Kiedy ekonomia polityczna twierdzi, że popyt i podaż zawsze się pokrywają, to zapomina
równocześnie, że według jej własnych twierdzeń podaż ludzi (teoria ludności) zawsze przewyższa popyt, że
więc w najistotniejszym rezultacie całej produkcji – w egzystencji człowieka – znajduje najdobitniejszy
wyraz dysproporcja między popytem a podażą.
O tym, w jakiej mierze pieniądz, który występuje jako środek, jest prawdziwą siłą i jedynym celem,
w jakim stopniu w ogóle ten środek, który czyni mnie istotą, który przyswaja mi obcą przedmiotową istotę,
jest sam sobie celem, świadczy to, że własność ziemska tam, gdzie ziemia jest źródłem życia, koń i miecz
tam, gdzie one są prawdziwym środkiem egzystencji – są również uznawane za prawdziwe siły życia
politycznego. W średniowieczu stan emancypował się uzyskując prawo noszenia miecza. U ludów
koczowniczych koń jest tym, co czyni człowieka wolnym, co daje mu możność uczestniczenia w życiu
wspólnoty.>
Powiedzieliśmy wyżej, że człowiek wraca do mieszkania jaskiniowego itd., ale w jego
wyalienowanej, wrogiej postaci. Dziki czuje się w swej jaskini – którą po prostu sama przyroda ofiarowuje
do użytkowania i obrony – nie bardziej obco, a raczej równie swojsko jak ryba w wodzie. Natomiast
suterena biedaka jest dla niego czymś wrogim, gdyż jest to “mieszkanie, które kryje w sobie obcą siłę, które
jest jego tylko dopóty, dopóki oddaje mu swą krwawicę”; nie może go uważać za swój dom, o którym
wreszcie mógłby powiedzieć: “tu jestem u siebie”, znajduje się bowiem w domu cudzym, w domu innego
człowieka, który dzień w dzień na niego czyha i wyrzuci go, gdy nie zapłaci komornego. Wie również, że i
pod względem jakości jego mieszkanie jest przeciwieństwem ludzkiego mieszkania znajdującego się na
tamtym świecie, w niebieskim królestwie bogactwa.
<Alienacja wyraża się zarówno w tym, że mój środek do życia należy do kogoś innego, że to, co jest
moim pragnieniem, stanowi niedostępną własność kogoś innego, jak i w tym, że każda rzecz jest czymś
innym, niż jest, że moje działanie jest czymś innym, że wreszcie – a odnosi się to także do kapitalisty – nad
wszystkim w ogóle panuje nieludzka siła.
33
W rękopisie udarty lewy dolny róg stronicy, wskutek czego zachowały się tylko końcowe słowa sześciu wierszy (podane w
następnym przypisie). Można z nich wywnioskować, że Marks krytykuje tu heglowskie przezwyciężenie alienacji. – Red.
34
Przy “przezwyciężeniu” alienacji “na modłę staroniemiecką – na sposób heglowskiej fenomenologii”, to znaczy przy
przezwyciężeniu jej tylko w “świadomości” podmiotu. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 48 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Charakterystyka bogactwa, które służy wyłącznie użyciu, bogactwa bezczynnego i
marnotrawionego: z jednej strony, rozkoszujący się bogactwem uaktywnia się jako indywiduum jedynie
przemijające, wyżywa się bezsensownie i traktuje cudzą niewolniczą pracę, ludzką krwawicę, jako łup swej
pożądliwości, a przeto i samego człowieka, a więc też siebie samego, jako wydaną na łup marną istotę, przy
czym pogarda dla człowieka przejawia się w swawoli, w szastaniu tym, co mogłoby utrzymać przy życiu
setkę istnień ludzkich, bądź w bezecnym urojeniu, że jego nieokiełznana rozrzutność i niepohamowana,
nieproduktywna konsumpcja są warunkiem pracy, a tym samym warunkiem istnienia innych;
urzeczywistnienie sił istoty ludzkiej zna tylko w postaci urzeczywistnienia swych wybryków, swych
zachcianek i kapryśnych, dziwacznych pomysłów; z drugiej strony jednakże uważa bogactwo tylko za
środek i rzecz wartą jedynie tego, by ją zmarnować. Tym samym jest więc zarazem i niewolnikiem
bogactwa, i panem, jest i wielkoduszny, i nikczemny, kapryśny, pyszny, zarozumiały, wykwintny,
wykształcony, wyrafinowany; nie doświadczył jeszcze bogactwa jako całkowicie obcej siły nad samym
sobą; widzi w nim raczej tylko swą własną siłę i [nie] bogactwo, lecz użycie [wydaje mu się] celem
ostatecznym [. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .]
35
. Tej błyskotliwej, zaślepionej zmysłowym
pozorem iluzji co do istoty bogactwa przeciwstawia się pracujący, wstrzemięźliwy, myślący kategoriami
gospodarczymi, prozaiczny, świadomy istoty bogactwa przemysłowiec; stwarzając dla żądzy użycia
rozrzutnika nowe możliwości, wdzięcząc się do niego swoimi produktami – jego produkty to równie niskie
schlebianie zachciankom rozrzutnika – potrafi w jedyny korzystny sposób przyswoić sobie wymykającą się
tamtemu siłę. Jeśli więc początkowo bogactwo przemysłowe występuje jako rezultat bogactwa rozrzutnego,
fantastycznego, to z czasem własny rozwój bogactwa przemysłowego wypiera bogactwo rozrzutne również
w sposób czynny. Spadek procentu jest właśnie konieczną konsekwencją i rezultatem rozwoju przemysłu.
Środki rozrzutnego rentiera zmniejszają się więc dzień w dzień akurat w stosunku odwrotnie
proporcjonalnym do wzrostu środków i pokus użycia. Musi on więc albo przejeść swój kapitał, czyli
doprowadzić się do ruiny, albo sam stać się kapitalistą przemysłowym. Wprawdzie z drugiej strony wskutek
procesu rozwoju przemysłu ustawicznie wzrasta bezpośrednio renta gruntowa, ale – jak już widzieliśmy –
nadchodzi nieuchronnie moment, gdy własność ziemska, jak każda inna własność, musi podpaść pod
kategorię reprodukującego się z zyskiem kapitału – co jest także rezultatem tegoż rozwoju przemysłu. Tak
więc i rozrzutny właściciel ziemski musi albo przejeść swój kapitał, czyli zrujnować się, albo sam zostać
dzierżawcą swej własnej ziemi, to znaczy przemysłowcem rolnym.
Spadek procentu – który Proudhon traktuje jako zniesienie kapitału i tendencję do jego socjalizacji –
jest więc bezpośrednio raczej tylko oznaką całkowitego zwycięstwa kapitału pracującego nad bogactwem
rozrzutnym, czyli przekształcenia wszelkiej własności prywatnej w kapitał przemysłowy; jest to całkowite
zwycięstwo własności prywatnej nad wszelkimi pozornie jeszcze ludzkimi jej cechami i całkowite
podporządkowanie właściciela prywatnego istocie własności prywatnej – pracy. Oczywiście kapitalista
przemysłowy też używa życia. Nie cofa się bynajmniej do nienaturalnej prostoty potrzeb. Ale jego
używanie jest tylko czymś ubocznym, odpoczynkiem podporządkowanym produkcji, jest przy tym
używaniem skalkulowanym, a więc również ekonomicznym, dolicza je bowiem do kosztów kapitału i
dlatego może wydać na używanie tylko tyle, żeby to, co roztrwonił, zwróciło mu się z zyskiem poprzez
reprodukcję kapitału. Używanie jest więc podporządkowane kapitałowi, jednostka konsumująca – jednostce
kapitalizującej, gdy przedtem było odwrotnie. Dlatego też spadek procentu jest tylko w tym sensie
symptomem zniesienia kapitału, iż jest symptomem dopełniającego się panowania kapitału, symptomem
dopełniania się alienacji i rychłego jej zniesienia. Jest to w ogóle jedyny sposób, w jaki to, co istnieje,
potwierdza swoje przeciwieństwo.>
Spór ekonomistów na temat luksusu i oszczędności jest zatem tylko sporem ekonomii politycznej,
która uświadomiła sobie istotę bogactwa, z ekonomią, która jeszcze jest obarczona romantycznymi,
antyprzemysłowymi reminiscencjami. Ale żadna ze stron nie potrafi ująć przedmiotu sporu w prosty sposób
i dlatego też nie dojdą ze sobą do ładu.
35
Urwana dolna część stronicy rękopisu; brak trzech lub czterech wierszy. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 49 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Dalej. Renta gruntowa została obalona jako renta gruntowa, gdy najnowsza ekonomia polityczna –
w przeciwieństwie do argumentu fizjokratów, że właściciel ziemski jest jedynym rzeczywistym wytwórcą –
dowiodła, że właściciel ziemski jako taki jest właśnie jedynym całkowicie nieprodukcyjnym rentierem i że
rolnictwo jest sprawą kapitalisty, który lokuje tam swój kapitał, gdy może stąd oczekiwać normalnego
zysku. Dlatego też teza fizjokratów, że tylko własność ziemska jako jedyna własność produkcyjna powinna
płacić podatki państwowe, a tym samym tylko ona powinna je uchwalać i uczestniczyć w sprawach
państwowych, przekształca się w twierdzenie odwrotne, że podatek od renty gruntowej jest jedynym
podatkiem od dochodów nieprodukcyjnych, a więc jedynym podatkiem, który nie przynosi szkody
produkcji narodowej. Jest rzeczą zrozumiałą, że przy takim ujęciu sprawy również przywileje polityczne
właścicieli ziemskich nie wynikają już stąd, że są oni głównymi podatnikami.
Wszystko, co Proudhon ujmuje jako ruch pracy przeciwko kapitałowi, jest tylko ruchem pracy w
postaci kapitału, kapitału przemysłowego przeciwko kapitałowi zużywanemu nie jako kapitał, tzn. nie w
sposób przemysłowy. I ruch ten kroczy drogą swego zwycięstwa, tzn. drogą zwycięstwa kapitału
przemysłowego. – Widzimy więc, że dopiero wtedy, gdy ujmuje się pracę jako istotę własności prywatnej,
można również zgłębić rzeczywistą naturę ruchu ekonomicznego jako takiego.
Społeczeństwo widziane oczyma ekonomisty jest społeczeństwem obywatelskim, w którym każda
jednostka stanowi pewien całokształt potrzeb, i jednostki istnieją dla siebie nawzajem tylko o tyle, o ile
stają się dla siebie nawzajem środkiem. Ekonomista – tak samo jak politycy w ich prawach człowieka –
sprowadza wszystko do człowieka, tzn. do jednostki, którą pozbawia wszelkiej konkretności, by traktować
ją jako kapitalistę czy robotnika.
Podział pracy jest ekonomicznym wyrazem społecznego charakteru pracy w ramach alienacji.
Innymi słowy, ponieważ praca jest tylko wyrazem działalności ludzkiej w ramach alienacji, przejawianiem
się życia jako alienowaniem życia, to i podział pracy jest niczym innym, jak tylko wyobcowanym,
wyalienowanym stanowieniem działalności ludzkiej jako realnej działalności gatunkowej, czyli jako
działalności człowieka jako istoty gatunkowej.
Na temat istoty podziału pracy – który od chwili, gdy pracę uznano za istotę własności prywatnej,
musiał być, rzecz jasna, uważany za jeden z głównych motorów wytwarzania bogactw – tzn. na temat
wyobcowanej, wyalienowanej postaci działalności ludzkiej jako działalności gatunkowej – ekonomiści
wypowiadają się nader niejasno i przeczą sobie nawzajem.
“Podział pracy nie zawdzięcza swego powstania mądrości ludzkiej. Jest on koniecznym następstwem
powolnego i stopniowego rozwoju skłonności do wymiany i wzajemnego handlu produktami. Ta skłonność do
handlu jest prawdopodobnie koniecznym następstwem zdolności myślenia i mówienia. Skłonność ta jest wspólna
wszystkim ludziom i nie spotykamy jej u żadnego zwierzęcia. Zwierzę, gdy tylko dorośnie, żyje na własną rękę.
Człowiekowi stale potrzebna jest pomoc innych ludzi i daremnie czekałby na nią licząc na ich dobrą wolę. O wiele
pewniej będzie odwołać się do ich interesu osobistego i przekonać ich, że ich własna korzyść wymaga, aby czynili
to, czego sobie od nich życzymy. W stosunkach z innymi ludźmi zwracamy się nie do ich humanitarności, lecz do
egoizmu, nie mówimy im nigdy o naszych potrzebach, lecz zawsze o ich korzyściach. – Ponieważ więc większość
usług, które są nam nawzajem potrzebne, otrzymujemy przez wymianę, handel, targ, to właśnie ta skłonność do
handlu zrodziła podział pracy. Na przykład w jakimś plemieniu myśliwych czy pasterzy ktoś wyrabia łuki i
cięciwy szybciej i zręczniej niż inni. Często wymienia on ze swymi towarzyszami te produkty swojej pracy na
bydło i zwierzynę i wkrótce spostrzega, że tym sposobem może zdobyć łatwiej zwierzynę, niż gdyby sam chodził
na łowy. Na podstawie kalkulacji czyni przeto z wyrobu łuków etc. swoje główne zajęcie. Zróżnicowanie
przyrodzonych uzdolnień poszczególnych jednostek jest więc nie tyle przyczyną, ile skutkiem podziału pracy...
Gdyby człowiek nie miał skłonności do handlu i wymiany, każdy musiałby sam wytwarzać wszystkie rzeczy
niezbędne do życia i służące jego wygodzie. Wszyscy musieliby wykonywać jednakową pracę i nie byłoby tej
wielkiej różnorodności zajęć, a tylko ona może zrodzić tak wielką różnorodność uzdolnień. – I jak ta skłonność do
wymiany stwarza wśród ludzi różnorodność uzdolnień, tak też ta sama skłonność sprawia, że ta różnorodność jest
użyteczna. Wiele ras zwierząt, choć należy do tego samego gatunku, obdarzyła natura odmiennymi cechami i
predyspozycjami, bardziej rzucającymi się w oczy niż te, które spotykamy wśród niewykształconych ludzi. Z
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 50 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
natury różnica między filozofem a tragarzem – jeśli chodzi o talent i inteligencję – nie jest nawet w połowie tak
wielka, jak między kundlem a chartem, chartem a wyżłem, wyżłem a owczarkiem. Niemniej jednak te różne rasy
zwierząt, chociaż należą do tego samego gatunku, nie przynoszą sobie nawzajem prawie żadnej korzyści. Kundel
nie może wesprzeć walorów swojej siły szybkością charta itd. Owoce tych różnych uzdolnień czy poziomów
inteligencji z braku zdolności czy popędu do handlu i wymiany nie mogą łączyć się, sumować i nie mogą w żaden
sposób przynieść korzyści czy udogodnień życia całemu gatunkowi. Każde zwierzę musi utrzymać się, obronić
samo, niezależnie od innych, nie może czerpać nawet najmniejszych korzyści z różnorodności uzdolnień, jakimi
obdarzyła natura jego pobratymców. Wśród ludzi natomiast najbardziej odmienne uzdolnienia są sobie nawzajem
użyteczne, albowiem dzięki ogólnej skłonności do handlu i wymiany różne produkty poszczególnych uzdolnień
składane są jak gdyby na jedną wspólną gromadę, z której każdy człowiek może nabyć tę część produktu uzdolnień
innych ludzi, jakiej potrzebuje. – Skoro skłonność do wymiany jest źródłem podziału pracy, to wskutek tego
wzrost tego podziału jest zawsze ograniczony przez zakres zdolności do wymiany, czyli, innymi słowy, przez
zakres rynku. Gdy rynek jest bardzo mały, nikt nie znajduje zachęty do tego, by oddać się wyłącznie jednemu
zajęciu, a to dlatego, że nie może wymienić całej nadwyżki produktu własnej pracy, przekraczającej jego własną
konsumpcję, na odpowiednią ilość produktu pracy innych...” Na wyższym szczeblu rozwoju “każdy człowiek żyje
dzięki wymianie, staje się w pewnej mierze kupcem, a samo społeczeństwo staje się właściwie społecznością
prowadzącą handel”
36
. (Por. Destutt de Tracy: Społeczeństwo stanowi łańcuch wzajemnej wymiany, na commerce
polega cała istota społeczeństwa
37
). “...Akumulacja kapitałów wzrasta wraz z rozwojem podziału pracy i na
odwrót”.
Tyle Adam Smith.
“Gdyby każda rodzina wytwarzała wszystkie przedmioty swojej konsumpcji, społeczeństwo mogłoby
funkcjonować, choćby nie było tam żadnej formy wymiany. – Aczkolwiek wymiana nie jest podstawą
społeczeństwa, jest jednak nieodzowna na wyższym szczeblu rozwoju naszego społeczeństwa. – Podział pracy jest
umiejętnym zastosowaniem sił człowieka; pomnaża produkty społeczeństwa, jego potęgę i jego wygody, ale
ogranicza, pomniejsza zdolności każdego człowieka wziętego z osobna. – Produkcja nie może istnieć bez
wymiany”.
Tak mówi J. B. Say
38
.
“Siły tkwiące w samym człowieku to: jego władze umysłowe i fizyczna zdolność do pracy. Te siły, które
wypływają ze stanu towarzyskiego, zależą na możności rozdzielania między ludzi różnych zatrudnień... oraz na
możności zobopólnej zamiany usług i rzeczy, środkami utrzymania będących. Pobudką, która nakłania ludzi do
wzajemnego świadczenia sobie usług, jest korzyść własna. – Człowiek żąda wynagrodzenia za usługi obcym
świadczone. – Prawo wyłącznej własności jest niezbędne, by mogła istnieć zamiana między ludźmi”. “Zamiana i
podział przemysłu wpływają na siebie wzajemnie”.
Tak mówi Skarbek
39
.
Mill przedstawia rozwiniętą wymianę, handel, jako następstwo podziału pracy.
“Działalność człowieka można sprowadzić do bardzo prostych elementów. W istocie może on robić tylko
jedno: wytwarzać ruch; może poruszać rzeczy, by je oddalać od siebie lub do siebie przybliżać; reszty dokonują
właściwości materii. Mając do czynienia z pracą i maszynami ludzie często spostrzegają, że można zwiększyć
wyniki przez umiejętny podział, przez rozdzielenie operacji, które się ze sobą kłócą, i przez połączenie wszystkich
tych operacji, które w jakikolwiek sposób mogą się nawzajem wspomagać. Ponieważ na ogół człowiek nie potrafi
wykonywać wielu różnych operacji z szybkością i sprawnością równą tej, z jaką wykonuje dzięki nawykom pewną
małą ich ilość, przeto zawsze korzystne jest maksymalne ograniczenie ilości operacji powierzonych każdej
jednostce. – W celu jak najkorzystniejszego podzielenia pracy i rozmieszczenia sił ludzi i maszyn konieczne jest w
licznych wypadkach przeprowadzanie operacji na wielką skalę, czyli, innymi słowy, produkowanie bogactw w
ogromnych ilościach. Ta korzyść jest przyczyną powstania wielkich manufaktur. Niekiedy mała ilość takich
manufaktur, założonych w sprzyjających warunkach, zaopatruje częstokroć w żądaną ilość produkowanych przez
nie przedmiotów nie tylko jeden kraj, lecz wiele krajów”.
36
Por. cyt. wyd. polskie, t. I, str. 31. – Red.
37
Antoine Destutt de Tracy, “Éléments d'idéologie. IV-e et V-e parties. Traité de la volonté et de ses effets”, Paryż 1826, str.
68, 78. – Red.
38
Por. cyt. wyd. polskie, t. I, str. 323, 77. – Red.
39
Frédéric Skarbek, “Théorie des richesses sociales”, Paryż 1839. Por. Fryderyk Skarbek, “Ogólne zasady nauki gospodarstwa
narodowego, czyli czysta teoria ekonomii politycznej”, Warszawa 1955, t. I, str. 27-28, 61, 89-96. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 51 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Tak mówi Mill
40
.
Cała współczesna ekonomia polityczna zgodna jest jednak co do tego, że podział pracy i bogactwo
produkcji, podział pracy i akumulacja kapitału wzajemnie się warunkują, jak również co do tego, że tylko
nieskrępowana, pozostawiona samej sobie własność prywatna może stworzyć najkorzystniejszy i możliwie
najszerszy podział pracy.
Wywody Adama Smitha można zreasumować, jak następuje:
Podział pracy daje pracy nieograniczoną wydajność. Podstawą jego jest skłonność do wymiany i
handlu, skłonność specyficznie ludzka, która zapewne nie jest przypadkowa, lecz uwarunkowana zdolnością
myślenia i mówienia. Motywem wymiany nie jest humanitarność, lecz egoizm. Różnorodność ludzkich
uzdolnień jest raczej skutkiem niż przyczyną podziału pracy, tj. wymiany. I dopiero wymiana czyni tę
różnorodność użyteczną. Szczególne cechy różnych ras jednego gatunku zwierzęcego są z natury bardziej
zróżnicowane niż uzdolnienia i działania ludzi. Ponieważ jednak zwierzęta nie potrafią wymieniać,
żadnemu z nich nie przynosi korzyści odmienna cecha zwierzęcia tego samego gatunku a innej rasy.
Zwierzęta nie potrafią łączyć różnych cech swej species; nie potrafią w niczym przyczynić się do jej
ogólnego dobra i wygody. Inaczej ludzie: ich najróżnorodniejsze zdolności i sposoby działania wzajemnie
się wspomagają, gdyż potrafią oni zbierać różne swe produkty na jedną wspólną gromadę, z której każdy
może nabywać. Jak podział pracy wyrasta ze skłonności do wymiany, tak też rozmiary wymiany, rynku
określają wzrost podziału pracy i jego granice. Na wyższym szczeblu rozwoju każdy człowiek jest kupcem,
a społeczeństwo – towarzystwem handlowym.
Say uważa wymianę za rzecz przypadkową, a nie podstawową. Społeczeństwo mogłoby istnieć i bez
niej. Staje się ona niezbędna na wyższym szczeblu rozwoju społeczeństwa. Jednakże produkcja nie może
bez niej istnieć. Podział pracy jest wygodnym, korzystnym środkiem, umiejętnym zastosowaniem sił
ludzkich do wytwarzania bogactwa społecznego, ale pomniejsza zdolności każdego człowieka z osobna. Ta
ostatnia uwaga jest u Saya krokiem naprzód.
Skarbek odróżnia siły indywidualne, tkwiące w samym człowieku, jego władze umysłowe i fizyczną
zdolność do pracy, od sił wywodzących się ze społeczeństwa, wymiany i podziału pracy, które się
nawzajem warunkują. Ale konieczną przesłanką wymiany jest własność prywatna. Skarbek wyraża tutaj w
formie obiektywnej to, co mówią Smith, Say, Ricardo i in., gdy przedstawiają egoizm, interes prywatny
jako podstawę wymiany albo gdy nazywają handel odpowiadającą istocie rzeczy i adekwatną formą
wymiany.
Mill przedstawia handel jako następstwo podziału pracy. Działalność ludzka sprowadza się według
niego do ruchu mechanicznego. Podział pracy i zastosowanie maszyn sprzyja bogactwu produkcji.
Poszczególnym ludziom należy powierzać możliwie mały zakres operacji. Ze swej strony podział pracy i
zastosowanie maszyn warunkują masowe wytwarzanie bogactwa, tzn. produktów. To jest przyczyną
wielkich manufaktur.
Analiza podziału pracy i wymiany ma wielkie znaczenie, gdyż są to postrzegalnie dla zmysłów
wyalienowane wyrazy działalności człowieka jako działalności gatunkowej oraz siły istoty człowieka jako
gatunkowej siły istoty.
Teza, że podział pracy i wymiana opierają się na własności prywatnej, jest równoznaczna z
twierdzeniem, że praca stanowi istotę własności prywatnej, z twierdzeniem, którego ekonomista nie może
udowodnić i które udowodnimy za niego. Właśnie to, że podział pracy i wymiana są formami własności
prywatnej, właśnie to stanowi dowód zarówno tego, że życie ludzkie potrzebowało do swego
urzeczywistnienia własności prywatnej, jak i z drugiej strony dowód tego, że obecnie potrzebne mu jest
zniesienie własności prywatnej.
Podział pracy i wymiana to dwa zjawiska, przy analizie których ekonomia chełpi się społecznym
charakterem swej nauki i jednym tchem, nieświadomie wypowiada zawartą w niej sprzeczność, a
mianowicie uzasadnienie społeczeństwa za pomocą niespołecznego interesu prywatnego.
40
Por. James Mill, “Éléments d'économie politique” (przełożył z angielskiego J. T. Parisot), Paryż 1823, str. 7, 11-12. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 52 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Mamy rozpatrzyć następujące momenty: po pierwsze skłonność do wymiany – której podstawę
widzi się w egoizmie – traktuje się jako podstawę podziału pracy bądź stwierdza się, że zachodzi między
nimi oddziaływanie wzajemne. Say uważa, że wymiana nie jest sprawą podstawową dla istoty
społeczeństwa. Bogactwo, produkcję tłumaczy się podziałem pracy i wymianą. Przyznaje się, że podział
pracy powoduje zubożenie i degradację działalności indywidualnej. Wymianę i podział pracy uznaje się za
przyczynę wielkiego zróżnicowania uzdolnień ludzkich, zróżnicowania, które z kolei staje się pożyteczne
dzięki wymianie. Skarbek dzieli siły wytwórcze, czyli produkcyjne siły istoty ludzkiej, na dwie części: 1.
tkwiące w niej samej siły indywidualne, jej władze umysłowe i szczególne usposobienie, czyli zdolność do
określonej pracy, 2. siły wywodzące się ze społeczeństwa, a nie z konkretnej jednostki, którymi są podział
pracy i wymiana. – Dalej: podział pracy jest ograniczony przez rynek. – Praca ludzka jest prostym ruchem
mechanicznym; najważniejszą rolę odgrywają materialne właściwości przedmiotów. – Poszczególnej
jednostce należy przydzielać możliwie najmniej operacji. – Podział pracy i koncentracja kapitału,
nieefektywność produkcji indywidualnej i masowa produkcja bogactwa. – Sens wolnej własności prywatnej
w podziale pracy
41
.
[Pieniądz]
Jeśli doznania człowieka, jego namiętności
42
itd. są nie tylko określeniami antropologicznymi w
[wąskim]
43
znaczeniu, lecz prawdziwie ontologicznymi potwierdzeniami istoty (natury) – i jeśli ich
rzeczywistym potwierdzeniem jest tylko to, że ich przedmiot istnieje dla nich zmysłowo, to rzecz
zrozumiała, że 1. sposób ich potwierdzania nie jest bynajmniej jeden i ten sam, lecz – na odwrót – różnoraki
sposób potwierdzania stanowi swoistość ich bytu, ich życia; sposób, w jaki przedmiot istnieje dla nich, jest
swoistym sposobem ich używania; 2. tam gdzie potwierdzenie zmysłowe jest bezpośrednim zniesieniem
przedmiotu w jego samoistnej postaci (jedzenie, picie, obrabianie przedmiotu itd.), stanowi ono
potwierdzenie przedmiotu; 3. o ile człowiek jest ludzki, a więc i jego doznawanie itd. jest ludzkie,
potwierdzenie przedmiotu przez kogoś innego jest również jego własnym używaniem; 4. dopiero dzięki
rozwiniętemu przemysłowi tj. dzięki pośrednictwu własności prywatnej, realizuje się ontologiczna istota
namiętności ludzkiej zarówno w swej całościowości, jak i w swym człowieczeństwie; nauka o człowieku
jest więc sama produktem praktycznej samorealizacji człowieka; 5. sens własności prywatnej – w
oderwaniu od jej alienacji – polega na istnieniu istotnych przedmiotów dla człowieka, zarówno w postaci
przedmiotów używania, jak i przedmiotów działalności.
Pieniądz posiada właściwość nabywania wszystkiego, właściwość przyswajania sobie wszystkich
przedmiotów, jest więc przedmiotem par excellence. Uniwersalność jego właściwości stanowi wszechmoc
jego istoty; uchodzi on zatem za istotę wszechmocną. Pieniądz występuje w roli rajfura między potrzebą i
przedmiotem, między życiem i środkiem do życia człowieka. Ale to, co jest pośrednikiem między mną i
moim życiem, jest też dla mnie pośrednikiem między mną a istnieniem innego człowieka. To jest dla mnie
innym człowiekiem.
“Do diaska! mówisz: ręce i nogi, i głowa,
i wszystkie części ciała są moje, li-moje –
więc ci i rozum, i myśl każe zdrowa
funkcje tych członków też uznać za swoje!
Gdy kupię ogrów sześć – czyjeż ich nogi?
moje! – to ja ubijam kopytami drogi!”
Goethe, “Faust” (Mefisto)
44
41
Na tym urywa się ta część trzeciego rękopisu, która stanowi uzupełnienie do XXXIX stronicy rękopisu drugiego. – Red.
42
Por. str. 62. – Red.
43
W rękopisie słowo trudne do odczytania. – Red.
44
Przekład Emila Zegadłowicza, Warszawa 1953, cz. I, str. 119. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 53 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Szekspir w “Tymonie Ateńczyku”:
“Cóż to jest? Złoto? Żółte i świecące,
Kosztowne złoto? Modłym me zanosił
Nie o to, bogi...
Toć odrobina tego zmienić zdolna
Czarne na białe, szpetne na urodne,
A złe na dobre, podłe na szlachetne,
Starość na młodość, tchórza na rycerza.
Na co to, bogi? To zdolne odciągnąć
Kapłanów waszych od waszych ołtarzy,
Wyrwać poduszkę spod głów zdrowych ludzi
45
.
Złoty niewolnik ten wiąże i zrywa
Ludzkie przysięgi, przeklętych poświęca,
Każe ubóstwiać wstrętną trędowatość,
Złodziejom daje godność i pokłony,
Na senatorskiej ławie ich osadza.
Zwiędłą już wdowę w nowe stadło wiedzie;
Tej, którą nawet szpital trędowatych
Od drzwi by swoich odepchnął ze wstrętem,
Wdzięk i woń daje wiosennego ranka.
Przeklęty prochu, świata wszetecznico,
Ziarno niezgody między narodami...”
A niżej:
“O, królobójco słodki, drogi sprawco
Rozwodu między synem a rodzicem!
Czystego łoża jasny hańbicielu!
Waleczny Marsie, tyś zawsze jest młody,
Świeży, kochany! Twój rumieniec topi
Śnieg poświęcony na łonie Diany!
Widomy Boże, wszystkie przeciwieństwa
46
Ty w jednym możesz połączyć uścisku!
W każdym języku każdą wygrasz sprawę!
O, ty, probierczy serc ludzkich kamieniu!
Przypuść, że podniósł bunt człek, twój niewolnik,
Twoją potęgą zniszcz ród jego cały,
By mogły bestie tym światem zawładnąć!”
47
.
Szekspir świetnie przedstawia istotę pieniądza. By go zrozumieć, zacznijmy najpierw od
interpretacji ustępu z Goethego.
To, co mam dzięki pieniądzowi, to, za co mogę zapłacić, tzn. to, co mogą kupić pieniądze – to
wszystko to ja, sam posiadacz pieniądza. Siła moja jest tak wielka, jak wielka jest siła pieniądza. Cechy
pieniądza są moimi – jego właściciela – cechami i siłami istoty. Nie osobowość moja określa więc, czym
jestem i na co mnie stać. Jestem brzydki, ale mogę sobie kupić najpiękniejszą kobietę. A więc nie jestem
45
Uważano wówczas, że wyrywanie poduszki spod głowy umierającego przyśpieszało jego śmierć. – Red.
46
Podkreślenia Marksa. – Red.
47
Wiliam Szekspir, “Tymon Ateńczyk”, akt IV, “Dzieła”, t. V, str. 580, 594, PIW 1958. Tłum. Leon Ulrich. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 54 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
brzydki, bo działanie brzydoty, jej siłę odstraszającą zniweczył pieniądz. Sam jestem chromy, ale pieniądz
dostarczy mi 24 nóg; a więc nie jestem chromy. Jestem człowiekiem złym, nieuczciwym, niesumiennym,
ograniczonym, ale pieniądz doznaje czci, a więc czczony jest i jego posiadacz. Pieniądz jest najwyższym
dobrem, a więc i jego posiadacz jest dobry; ponadto dzięki pieniądzowi nie potrzebuję sobie zadawać trudu
być nieuczciwym, z góry mają mnie więc za uczciwego. Nie jestem mądry, ale pieniądz jest prawdziwą
mądrością wszystkiego, więc jakże jego posiadacz miałby nie być mądry? Ponadto może on sobie kupić
mądrych ludzi, a czyż ten, kto włada mądrymi ludźmi, nie jest mądrzejszy od mądrych ludzi? Czyż ja, który
dzięki pieniądzowi mogę mieć wszystko, do czego wzdycha dusza ludzka, nie posiadam wszystkich
ludzkich możności? Czyż więc moje pieniądze nie zamieniają wszystkich moich niemożności w ich
przeciwieństwo?
Jeśli pieniądz jest więzią, która wiąże mnie z życiem ludzkim, ze społeczeństwem, z przyrodą i
ludźmi, to czyż nie jest on więzią wszystkich więzi? Czyż nie potrafi rozwiązywać i zawiązywać wszelkich
więzi? Czyż nie jest zatem również powszechnym środkiem separacji? Jest on prawdziwą monetą
zdawkową
48
, jak i prawdziwym środkiem wiążącym, [powszechną]
49
chemiczną siłą społeczeństwa.
Szekspir podkreśla zwłaszcza dwie cechy pieniądza:
1. Jest on widzialnym bóstwem, przeistacza wszystkie cechy ludzkie i przyrodnicze w ich
przeciwieństwo, podmienia i wywraca na opak wszystkie rzeczy; łączy przeciwieństwa.
2. Jest on wszetecznicą świata, powszechnym rajfurem ludzi i narodów.
Wywracanie na opak i podmienianie wszystkich właściwości ludzkich i przyrodniczych, łączenie
przeciwieństw; ta boska moc pieniądza tkwi w jego istocie jako w wyobcowanej, alienującej i alienującej
się istocie gatunkowej ludzi. Jest on wyalienowaną mocą ludzkości.
Czego nie jestem w stanie zrobić jako człowiek, czego nie są w stanie zrobić wszystkie siły mojej
indywidualnej istoty, to jestem w stanie zrobić przy pomocy pieniądza. Zatem pieniądz czyni każdą z tych
sił mej istoty czymś, czym sama w sobie nie jest, tj. jej przeciwieństwem.
Kiedy mam chęć na jakąś potrawę albo chcę skorzystać z dyliżansu, ponieważ jestem za słaby, by
odbyć drogę pieszo, pieniądz dostarcza mi potrawy i dyliżansu, tzn. przeobraża moje życzenia ze stanu
wyobrażenia, przenosi je z bytu myślowego, w wyobraźni, w pragnieniu – w byt zmysłowy, rzeczywisty, z
wyobraźni w życie, z bytu wyobrażonego w byt rzeczywisty. Jako ten pośrednik pieniądz jest siłą
prawdziwie twórczą.
Popyt występuje oczywiście i u tego, kto nie ma pieniędzy, ale jego popyt jest jedynie czymś, co
istnieje w wyobraźni, nie ma wpływu na mnie, na osobę trzecią, na innych, nie istnieje, a więc pozostaje
nawet dla mnie czymś nierzeczywistym, bezprzedmiotowym. Różnica między popytem efektywnym,
opartym na pieniądzu, a nieefektywnym, opartym na mojej potrzebie, mojej namiętności, moim życzeniu
itd., jest różnicą między bytem a myśleniem, między wyobrażeniem istniejącym jedynie we mnie a
wyobrażeniem istniejącym dla mnie jako rzeczywisty przedmiot poza mną.
Kiedy nie mam pieniędzy na podróżowanie, nie mam potrzeby, tzn. nie mam rzeczywistej i
urzeczywistniającej się potrzeby podróżowania. Kiedy mam powołanie do studiów, ale brak mi pieniędzy,
nie mam powołania do studiów, tzn. nie mam powołania efektywnego, prawdziwego. Natomiast kiedy w
rzeczywistości nie mam powołania do studiów, ale mam takie życzenie i pieniądze, to mam efektywne
powołanie do studiów. Pieniądz – jako powszechna możność i powszechny środek zewnętrzny, nie
pochodzący od człowieka jako człowieka i nie wywodzący się ze społeczeństwa ludzkiego jako
społeczeństwa, zdolny uczynić wyobrażenia rzeczywistością, a rzeczywistość pustym wyobrażeniem – z
jednej strony, przekształca rzeczywiste ludzkie i przyrodnicze siły istoty w czysto abstrakcyjne
wyobrażenia, a więc w ułomności, dręczące urojenia, z drugiej zaś przeobraża rzeczywiste ułomności i
urojenia, faktycznie bezwładne, istniejące tylko w wyobraźni jednostki siły istoty ludzkiej – w jej
rzeczywiste siły i zdolności. A więc to samo świadczy już, że jest on powszechnym wywróceniem na opak
48
W oryginale gra słów: scheiden – rozłączać, separować; Scheidemünze – moneta zdawkowa. – Red.
49
W rękopisie brak w tym miejscu kawałka strony. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 55 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
indywidualności, które przekształca w ich przeciwieństwo i którym nadaje cechy sprzeczne z ich
rzeczywistymi cechami.
Jako ta siła wywracająca wszystko na opak występuje pieniądz z kolei i wobec jednostki, i wobec
więzi społecznych itd., pretendujących do roli istoty. Przekształca on wierność w niewierność, miłość w
nienawiść, nienawiść w miłość, cnotę w występek, występek w cnotę, sługę w pana, pana w sługę, głupotę
w rozsądek, rozsądek w głupotę.
Ponieważ pieniądz jako istniejące i potwierdzające się w rzeczywistości pojęcie wartości zamienia i
podmienia wszystkie rzeczy, jest on powszechną zamianą i podmianą wszystkich rzeczy, a więc światem na
opak, zamienianiem i podmienianiem wszystkich ludzkich i przyrodniczych cech.
Kto może kupić dzielność, jest dzielny, nawet gdy jest tchórzem. Ponieważ pieniądz wymienia się
nie na określoną właściwość, na określoną rzecz, na określone siły istoty ludzkiej, lecz na cały
przedmiotowy świat ludzki i przyrodniczy, to, z punktu widzenia jego posiadacza, wymienia on każdą
właściwość na każdą inną – również przeciwną jej właściwość i przeciwny przedmiot; brata niemożliwości,
łączy w uścisku przeciwieństwa.
Przy założeniu, że człowiek jest człowiekiem i jego stosunek do świata jest ludzki, miłość możesz
wymieniać tylko na miłość, zaufanie tylko na zaufanie itd. Jeśli chcesz rozkoszować się sztuką, musisz być
człowiekiem wykształconym w dziedzinie sztuki; jeśli chcesz wywierać wpływ na innych ludzi, musisz być
człowiekiem, który rzeczywiście inspiruje i wiedzie naprzód innych ludzi. Każdy twój stosunek do
człowieka – i do przyrody – musi być określonym, odpowiadającym przedmiotowi twej woli przejawem
twego rzeczywistego indywidualnego życia. Jeśli kochasz nie wzbudzając wzajemnej miłości, tzn. jeśli
twoja miłość jako miłość nie wytwarza wzajemnej miłości, jeśli poprzez swój przejaw życia człowieka
kochającego nie czynisz siebie człowiekiem kochanym, miłość twoja jest bezsilna, jest nieszczęściem.
[Krytyka heglowskiej dialektyki i filozofii w ogóle]
6. Chyba w tym punkcie będzie miejsce na to, by dla wyjaśnienia i uzasadnienia wywodów
poświęcić kilka uwag dialektyce heglowskiej w ogóle, a w szczególności ujęciu jej w “Fenomenologii” i
“Logice”, jak również stosunkowi do Hegla nowego ruchu krytycznego.
Współczesna krytyka niemiecka była tak zaabsorbowana treścią starego świata, jej rozwój był tak
przemożnie skrępowany materiałem krytyki, że w konsekwencji cechował ją całkowicie bezkrytyczny
stosunek do metody krytykowania i zupełny brak rozeznania, jeśli chodzi o kwestię poniekąd formalną, w
istocie jednak zasadniczą, jaki jest nasz stosunek do dialektyki heglowskiej. Nieświadomość – jeśli chodzi o
stosunek współczesnej krytyki do filozofii Hegla w ogóle i do jego dialektyki w szczególności – była tak
wielka, że krytycy tacy, jak Strauss i Bruno Bauer, wciąż jeszcze pozostają w niewoli logiki heglowskiej:
pierwszy całkowicie, drugi również – przynajmniej potencjalnie – w swoich “Synoptykach”
50
(gdzie w
przeciwieństwie do Straussa wysuwa “samowiedzę” abstrakcyjnego człowieka na miejsce substancji
“abstrakcyjnej przyrody”), a nawet jeszcze w “Chrześcijaństwie odkrytym”
51
. Tak na przykład w
„Chrześcijaństwie odkrytym” czytamy:
“Jak gdyby samowiedza ustanawiając świat, ustanawiając różnicę, i w tym, co tworzy, tworząc siebie
samą, jako że z kolei znosi ona różnicę między tym, co stworzyła, a samą sobą i jest samą sobą tylko w akcie
tworzenia i w ruchu – jak gdyby ta samowiedza nie miała mieć swego celu w tym ruchu” itd.; albo: “Oni”
(materialiści francuscy) “nie mogli jeszcze dostrzec, że ruch wszechświata stał się rzeczywiście ruchem dla siebie i
osiągnął jedność z samym sobą dopiero jako ruch samowiedzy”.
Wyrażenia te nawet językowo nie różnią się niczym od ujęcia Hegla, raczej powtarzają je
dosłownie.
Jak mało świadomy był stosunek do dialektyki Hegla w samym akcie krytyki (Bauer, “Synoptycy”),
jak mało świadomy pozostał również po akcie krytyki przedmiotowej, dowodzi Bauer, który w swojej
50
Bruno Bauer, “Kritik der evangelischen Geschichte der Synoptiker”, t. I, II, Lipsk 1841, t. III, Brunszwik 1842. – Red.
51
Bruno Bauer, “Das entdeckte Christentum”, Zurych i Winterthur 1843. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 56 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
“Słusznej sprawie wolności” uchyla się od odpowiedzi na niedyskretne pytanie pana Gruppego: “A co teraz
począć z logiką?” – odsyłając go do przyszłych krytyków
52
.
Ale i teraz, kiedy Feuerbach – i w swoich “Tezach” w “Anekdota”, i szczegółowo w “Filozofii
przyszłości” – obalił starą dialektykę i filozofię w jej podstawach, kiedy natomiast owa krytyka, która nie
potrafiła tego dokonać, ujrzawszy, iż rzecz została dokonana, ogłosiła się krytyką czystą, zdecydowaną,
absolutną, krytyką, która wszystko sobie wyjaśniła, kiedy w swoim spirytualistycznym zadufaniu
sprowadziła cały ruch historyczny do stosunku pozostałego świata (który w odróżnieniu od siebie samej
zalicza do kategorii “masy”) do niej samej i rozwiązała wszystkie przeciwieństwa dogmatyczne w jedno
dogmatyczne przeciwieństwo własnej mądrości i głupoty świata, krytycznego Chrystusa i ludzkości jako
“tłumu”, kiedy nieustannie dowodziła swej własnej doskonałości wykazując ubóstwo duchowe masy, kiedy
ogłosiła drukiem
53
swą wyższość nad wszelkimi doznaniami ludzkimi, jak i nad światem, nad którym
króluje we wzniosłej samotności wybuchając tylko od czasu do czasu szyderczym śmiechem olimpijskich
bogów, kiedy wreszcie zapowiedziała krytyczny sąd ostateczny oznajmiając, że zbliża się dzień, w którym
cała ginąca ludzkość stanie przed nią gromadnie, zostanie przez nią podzielona na grupy i każda grupa
otrzyma swoje testimonium paupertatis – teraz, po tych wszystkich pociesznych gestach idealizmu
(młodoheglizmu), umierającego w formie krytyki, idealizm ten nawet nie napomknął o tym, że nadszedł
czas na rozrachunek krytyczny z własną jego matką, dialektyką heglowską, a nawet nie potrafił nic
powiedzieć o swoim krytycznym stosunku do dialektyki Feuerbacha. Jest to zupełnie niekrytyczny stosunek
do samego siebie.
Feuerbach jest jedynym myślicielem, który ma poważny, krytyczny stosunek do dialektyki
heglowskiej; on jeden dokonał prawdziwych odkryć w tej dziedzinie i w ogóle naprawdę przezwyciężył
starą filozofię. Wielkość dzieła dokonanego przez Feuerbacha i skromna prostota, z jaką podaje je światu,
odbiegają jaskrawo od zachowania się krytyków. Wielkim dziełem Feuerbacha jest:
1) dowód, że filozofia nie jest niczym innym, jak wyrażoną w myślach i logicznie
usystematyzowaną religią, że zatem powinna być również osądzona jako inna forma, inny sposób istnienia
alienacji istoty ludzkiej;
2) stworzenie prawdziwego materializmu i rzeczywistej nauki, Feuerbach czyni bowiem również
społeczny stosunek “człowieka do człowieka” podstawową zasadą teorii, a
3) zaprzeczeniu zaprzeczenia, które podaje siebie za absolutną pozytywność, przeciwstawia
pozytywność zasadzającą się na samej sobie i w samej sobie znajdującą swe pozytywne uzasadnienie.
Feuerbach w następujący sposób tłumaczy dialektykę Hegla (i tym samym uzasadnia, że punktem
wyjścia powinno być to, co jest pozytywne – to, co jest pewne zmysłowo):
Punktem wyjścia Hegla jest alienacja (logicznie: to, co nieskończone, abstrakcyjnie ogólne),
substancja, absolutna i niezmienna abstrakcja, czyli – wyrażając się popularnie – jego punktem wyjścia jest
religia i teologia.
Po drugie: znosi on to, co nieskończone, i ustanawia to, co rzeczywiste, zmysłowe, realne,
skończone, szczególne (filozofia, zniesienie religii i teologii).
Po trzecie: znosi z kolei to, co pozytywne, i przywraca abstrakcję, to, co nieskończone.
Przywrócenie religii i teologii.
Feuerbach rozpatruje więc zaprzeczenie zaprzeczenia tylko jako sprzeczność filozofii samej z sobą,
jako filozofię, która potwierdza teologię (transcendentność itd.), gdy uprzednio poddała ją zaprzeczeniu, a
zatem potwierdza ją wbrew samej sobie.
To twierdzenie, czyli samoutwierdzenie i samopotwierdzenie zawarte w zaprzeczeniu zaprzeczenia
Feuerbach rozpatruje jako twierdzenie, któremu brak jeszcze pewności siebie, które przeto zawiera w sobie
własne przeciwieństwo, samo podaje się w wątpliwość i dlatego wymaga dowodu, a więc rozpatruje je jako
52
Bruno Bauer, “Die gute Sache der Freiheit und meine eigene Angelegenheit”, Zurych i Winterthur 1842, str. 193. Autorem
pytania był nie Gruppe, jak podaje przez pomyłkę Marks, lecz Marheineke. – Red.
53
Mowa o “Allgemeine Literatur-Zeitung”. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 57 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
twierdzenie, które nie dowodzi siebie samo przez się, przez swój byt, jako twierdzenie nie poświadczone, i
dlatego przeciwstawia mu bezpośrednio twierdzenie pewne zmysłowo, zasadzające się na samym sobie
54
.
Natomiast Hegel, który zaprzeczenie zaprzeczenia od strony pozytywnej, zawartej w nim,
rozpatrywał jako pozytywność prawdziwą i jedyną, od strony zaś negatywnej w nim zawartej jako jedyny
akt prawdziwy i akt samourzeczywistniania się wszelkiego bytu, znalazł tylko abstrakcyjny, logiczny,
spekulatywny wyraz dla ruchu historii, która nie jest jeszcze rzeczywistą historią człowieka przyjętego w
założeniu jako podmiot, lecz dopiero aktem kreacji, historią powstania człowieka.
Postaramy się wytłumaczyć zarówno abstrakcyjną formę tego ruchu u Hegla, jak i to, czym różni się
ten ruch u Hegla w porównaniu z krytyką współczesną, w porównaniu z tym samym procesem w “Istocie
chrześcijaństwa” Feuerbacha, albo mówiąc inaczej, postaramy się wytłumaczyć krytyczną formę tego ruchu
będącego u Hegla ruchem jeszcze niekrytycznym.
Rzut oka na system Hegla. Należy zacząć od heglowskiej “Fenomenologii”, z niej bowiem zrodziła
się filozofia Hegla i w niej kryje się jej tajemnica.
Fenomenologia.
A. Samowiedza.
I. Świadomość: a) Pewność zmysłowa, czyli to, co jest [das Dieses], i mniemanie. – b) Postrzeżenie,
czyli rzecz z jej właściwościami, i złudzenie. – c) Siła i umysł, zjawisko i świat nadzmysłowy.
II. Samowiedza. Prawdziwość pewności samego siebie. a) Samodzielność i niesamodzielność
samowiedzy, panowanie i niewola. b) Wolność samowiedzy. Stoicyzm, sceptycyzm, nieszczęśliwa
świadomość.
III. Rozum. Pewność i prawda rozumu. a) Rozum obserwujący; obserwacja przyrody i samowiedzy.
b) Urzeczywistnienie samowiedzy rozumnej za pośrednictwem siebie samej. Zadowolenie i konieczność.
Prawo serca i szaleństwo zarozumiałości. Cnota i bieg świata. c) Indywidualność realna w sobie i dla siebie.
Duchowe królestwo zwierzęce i oszustwo, czyli rzecz sama. Rozum prawodawczy. Rozum badający prawa.
B. Duch.
I. Duch prawdziwy, moralność obiektywna [die Sittlichkeit].
II. Duch wyobcowany z siebie, kultura.
III. Duch pewny samego siebie, moralność subiektywna [die Moralität].
C) Religia. Religia natury, religia sztuki, religia objawienia.
D) Wiedza absolutna.
Ponieważ “Encyklopedia” Hegla zaczyna się od logiki, od czystej spekulatywnej myśli, a kończy na
wiedzy absolutnej, na mającym świadomość samego siebie, pojmującym samego siebie duchu
filozoficznym, czyli absolutnym, to znaczy ponadludzkim duchu abstrakcyjnym, przeto cała
“Encyklopedia” jest niczym innym, jak rozwiniętą istotą ducha filozoficznego, jego
samouprzedmiotowieniem; natomiast duch filozoficzny jest niczym innym, jak wyalienowanym duchem
świata pojmującym siebie myślowo, tzn. abstrakcyjnie, w obrębie swojej samoalienacji.
Logika – pieniądz ducha, spekulatywna, myślowa wartość człowieka i przyrody – ich istota, która
stała się zupełnie obojętna wobec wszelkiej rzeczywistej określoności i dlatego nierealna – jest myśleniem
wyalienowanym i dlatego abstrahującym od przyrody i rzeczywistego człowieka; myśleniem
abstrakcyjnym. – Zewnętrzność tego abstrakcyjnego myślenia... Czymże jest przyroda dla tego
abstrakcyjnego myślenia? Jest ona dla niego czymś zewnętrznym, jest jego samoutratą; ono zaś ujmuje ją
również zewnętrznie, jako myśl abstrakcyjną, ale jako wyalienowane myślenie abstrakcyjne. – Wreszcie
duch, owo myślenie powracające na swe własne, macierzyste łono, myślenie, które jako duch
antropologiczny, fenomenologiczny, psychologiczny, moralny, artystyczno-religijny wciąż jeszcze nie jest
dla siebie samym sobą, aż w końcu odnajduje siebie jako wiedzę absolutną w duchu już absolutnym, tzn.
abstrakcyjnym, w którym odnosi się do siebie samego i otrzymuje swój świadomy i odpowiadający mu byt.
Albowiem jego prawdziwym bytem jest abstrakcja.
54
Feuerbach rozpatruje zaprzeczenie zaprzeczenia, konkretne pojęcie, również jako myślenie, które w myśleniu przechodzi
siebie i jako myślenie chce być bezpośrednio oglądem, przyrodą, rzeczywistością.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 58 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Podwójny błąd u Hegla.
Pierwszy najdobitniej występuje w “Fenomenologii” jako łonie macierzystym filozofii Hegla. Kiedy
na przykład rozpatruje on bogactwo, władzę państwową itd. jako istoty wyalienowane z istoty ludzkiej, to
ujmuje je tylko w ich formie myślowej... Są one istotami myślowymi i dlatego są tylko alienacją czystego,
tzn. abstrakcyjnego filozoficznego myślenia. Dlatego cały ruch kończy się na wiedzy absolutnej. Tym, z
czego przedmioty te są wyalienowane i czemu się przeciwstawiają jako pretendujące do realności, jest
właśnie abstrakcyjne myślenie. Filozof – który sam jest abstrakcyjną postacią wyalienowanego człowieka –
czyni siebie miarą wyobcowanego świata. Cała historia alienacji i całe usuwanie alienacji jest przeto
niczym innym, jak historią produkowania myślenia abstrakcyjnego, tzn. absolutnego, myślenia logicznego,
spekulatywnego. Wyobcowanie będące właściwą treścią tej alienacji i znoszenia tej alienacji, jest tu
przeciwieństwem między “w sobie” i “dla siebie”, między świadomością i samowiedzą, między podmiotem
i przedmiotem, czyli przeciwieństwem między myśleniem abstrakcyjnym i rzeczywistością zmysłową czy
też rzeczywistą zmysłowością, w obrębie samej myśli. Wszystkie inne przeciwieństwa i ruchy tych
przeciwieństw są tylko pozorem, powłoką, egzoteryczną formą tych przeciwieństw, które są jedynymi
interesującymi przeciwieństwami i stanowią sens innych, pospolitych przeciwieństw. Istotą alienacji,
ustanowioną i podlegającą zniesieniu, jest w tym ujęciu nie to, że istota ludzka uprzedmiotawia się w
sposób nieludzki i jako swoje przeciwieństwo, lecz to, że się uprzedmiotawia jako różnica i przeciwieństwo
myślenia abstrakcyjnego.
Przyswojenie sił istoty człowieka, które stały się przedmiotami, i to przedmiotami obcymi, jest więc,
po pierwsze, tylko takim przyswojeniem, które dokonuje się w świadomości, w czystym myśleniu, czyli w
abstrakcji, jest przyswojeniem tych przedmiotów jako myśli i ruchów myśli; dlatego już w
“Fenomenologii” – mimo że z wyglądu jest zdecydowanie negatywna i krytyczna i mimo że rzeczywiście
zawiera krytykę, która często znacznie wyprzedza późniejsze rozwinięcia – znajduje się w postaci utajonej,
jako zarodek, potencja, tajemnica, niekrytyczny pozytywizm i równie niekrytyczny idealizm późniejszych
dzieł Hegla, owo filozoficzne rozłożenie i restytucja istniejącej empirii. Po drugie, windykacja świata
przedmiotowego dla człowieka – na przykład zrozumienie tego, że świadomość zmysłowa nie jest
abstrakcyjną świadomością zmysłową, lecz ludzką świadomością zmysłową, że religia, bogactwo itd. są
tylko wyalienowaną rzeczywistością ludzkiego uprzedmiotowienia, wyalienowaną rzeczywistością
uprzedmiotowionych sił istoty ludzkiej i że dlatego są tylko drogą do prawdziwie ludzkiej rzeczywistości –
to przyswojenie sił istoty ludzkiej albo uświadomienie sobie tego procesu przybiera tedy u Hegla taką
postać, w której zmysłowość, religia, władza państwowa itd. są istotami duchowymi, tylko duch bowiem
jest prawdziwą istotą człowieka, prawdziwą zaś formą ducha jest duch myślący, logiczny, duch
spekulatywny. Ludzki charakter przyrody, jak również przyrody tworzonej przez historię, wytworów
człowieka, przejawia się w tym, że są one wytworami ducha abstrakcyjnego, a więc w tym sensie
momentami duchowymi, istotami myślowymi.
Dlatego “Fenomenologia” jest krytyką utajoną, krytyką, która jest jeszcze dla samej siebie niejasna,
krytyką mającą w sobie coś z mistyki; o tyle jednak, o ile konstatuje ona alienację człowieka – jakkolwiek
człowiek występuje w niej tylko w postaci ducha – o tyle ukryte są w niej wszystkie elementy krytyki,
często przygotowane i opracowane w sposób, który znacznie góruje nad punktem widzenia Hegla.
“Nieszczęśliwa świadomość”, “uczciwa świadomość”, walka “szlachetnej i nikczemnej świadomości” itd.,
itd., te poszczególne rozdziały zawierają w sobie – jakkolwiek jeszcze w formie wyalienowanej – elementy
krytyczne całych sfer, takich jak religia, państwo, życie obywatelskie itd. Tak jak istota, przedmiot są u
Hegla istotami myślowymi, tak samo podmiot jest zawsze świadomością lub samowiedzą, albo raczej
przedmiot występuje tylko jako abstrakcyjna świadomość, a człowiek tylko jako samowiedza. Dlatego też
różne formy alienacji występujące w “Fenomenologii” są tylko różnymi postaciami świadomości i
samowiedzy. Podobnie jak świadomość abstrakcyjna – w której to postaci rozpatruje się przedmiot – jest
sama w sobie tylko momentem różnicowania samowiedzy, tak też w wyniku całego tego ruchu
otrzymujemy tożsamość samowiedzy i świadomości, wiedzę absolutną, czyli taki ruch myślenia
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 59 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
abstrakcyjnego, który skierowany jest już nie na zewnątrz, lecz przebiega tylko w obrębie samego siebie,
czyli że w wyniku otrzymujemy dialektykę czystej myśli.
Wielkość “Fenomenologii” Hegla i jej ostatecznego rezultatu – dialektyki negatywności jako zasady
poruszającej i twórczej – polega więc na tym, że Hegel samotworzenie się człowieka ujmuje jako proces,
uprzedmiotowienie jako odprzedmiotowienie, jako alienację i jako zniesienie tej alienacji; polega więc na
tym, że uchwycił on istotę pracy i pojmuje człowieka przedmiotowego, człowieka prawdziwego, bo
rzeczywistego, jako rezultat jego własnej pracy. Rzeczywisty, czynny stosunek człowieka do samego siebie
jako do istoty gatunkowej albo samoprzejawianie się człowieka jako prawdziwej istoty gatunkowej, tzn.
jako istoty ludzkiej, jest możliwe tylko w ten sposób, że człowiek rzeczywiście wydobywa z siebie
wszystkie swoje siły gatunkowe (co z kolei możliwe jest tylko na drodze współdziałania ludzi, tylko jako
rezultat historii), że ma do nich stosunek jako do przedmiotów, co początkowo możliwe jest znów tylko w
postaci alienacji.
Jednostronność i ograniczoność Hegla przedstawimy szczegółowo przy omawianiu rozdziału
końcowego “Fenomenologii”, traktującego o wiedzy absolutnej, rozdziału, który zawiera w sobie w postaci
skondensowanej zarówno ducha fenomenologii, jej stosunek do dialektyki spekulatywnej, jak również
rozumienie przez Hegla jednej i drugiej oraz ich wzajemnego stosunku.
Na razie zaznaczymy jeszcze tylko, co następuje: Hegel stoi na stanowisku nowoczesnej ekonomii
politycznej. Ujmuje on pracę jako istotę, jako realizującą się istotę człowieka; widzi on tylko pozytywną
stronę pracy, nie widzi jej strony negatywnej. Praca jest stawaniem się dla siebie człowieka w ramach
alienacji, czyli jako człowieka wyalienowanego. Hegel zna i uznaje jedną tylko postać pracy, abstrakcyjną
pracę duchową. A więc to, co w ogóle stanowi istotę filozofii, mianowicie alienację człowieka wiedzącego
siebie, czyli myślącą siebie wyalienowaną wiedzę ujmuje Hegel jako jej istotę, może przeto w
przeciwieństwie do filozofii, która go poprzedza, ująć w jedną całość poszczególne jej momenty i
przedstawić swoją filozofię jako filozofię w ogóle [die Philosophie]. To, co robili inni filozofowie –
rozpatrywali oni poszczególne momenty przyrody i życia ludzkiego jako momenty samowiedzy, i to
samowiedzy abstrakcyjnej – to Hegel wie z czynności samej filozofii, dlatego jego wiedza jest absolutna.
Przejdźmy teraz do naszego przedmiotu.
Wiedza absolutna. Ostatni rozdział “Fenomenologii”.
Istota rzeczy polega na tym, że przedmiot świadomości to nic innego jak samowiedza, albo inaczej,
że przedmiot jest tylko uprzedmiotowioną samowiedzą, jest samowiedzą w charakterze przedmiotu.
(Postawienie znaku równości między człowiekiem i samowiedzą).
Chodzi więc o przezwyciężenie przedmiotu świadomości. Przedmiotowość jako taka traktowana
jest jako wyalienowany stosunek człowieka, stosunek nie odpowiadający istocie ludzkiej, samowiedzy.
Powrotne przyswojenie przedmiotowej istoty człowieka, która w ramach alienacji ukształtowała się jako
obca, oznacza zatem nie tylko zniesienie alienacji, ale i przedmiotowości, czyli że człowiek jest
rozpatrywany jako istota nieprzedmiotowa, spirytualistyczna.
Ruch przezwyciężania przedmiotu świadomości opisuje Hegel w sposób następujący:
Przedmiot ukazuje się nie tylko jako powracający do własnego ja [in das Selbst] (jest to według
Hegla jednostronne – tzn. obejmujące jedną tylko stronę – pojmowanie tego ruchu). Człowiek zostaje
zrównany z własnym ja. Ale własne ja to człowiek ujęty abstrakcyjnie i stworzony przez abstrakcję.
Człowiek jest egocentryczny [selbstisch]. Jego oko, jego ucho itd. są egocentryczne; każda z sił jego istoty
posiada w nim właściwość egocentryzmu. Ale właśnie dlatego jest rzeczą całkowicie błędną mówić:
samowiedza posiada oczy, uszy, siłę istoty. Nie natura ludzka stanowi qualitas samowiedzy, lecz
przeciwnie, samowiedza stanowi qualitas natury ludzkiej, oka ludzkiego itd.
Własne ja, wyabstrahowane i utrwalone jako rzecz dla siebie – to człowiek jako abstrakcyjny
egoista, to egoizm podniesiony w swej czystej abstrakcji do sfery myślenia. (Wrócimy do tego później).
Istota ludzka, człowiek jest dla Hegla równoznaczny z samowiedzą. Wszelka alienacja istoty
ludzkiej jest przeto dla niego alienacją samowiedzy. Alienacja samowiedzy nie jest ujmowana jako wyraz,
jako odzwierciedlający się w wiedzy i myśleniu wyraz rzeczywistej alienacji istoty ludzkiej. Przeciwnie,
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 60 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
rzeczywista, realnie przejawiająca się alienacja jest ze swej najbardziej wewnętrznej, ukrytej – i dopiero
przez filozofię ujawnionej – istoty jedynie zjawiskiem alienacji rzeczywistej istoty ludzkiej, samowiedzy.
Dlatego też nauka, która tego docieka, nazywa się fenomenologią. A więc wszelkie powrotne przyswojenie
wyalienowanej istoty przedmiotowej występuje jako wcielenie jej w samowiedzę; człowiek opanowujący
swoją istotę jest tylko samowiedzą, która opanowuje swoją przedmiotową istotę; powrót przedmiotu do
własnego ja jest właśnie przyswojeniem przedmiotu.
Przezwyciężenie przedmiotu świadomości znajduje wszechstronny wyraz w tym:
1) że przedmiot jako taki przedstawia się świadomości jako coś znikającego;
2) że alienacja samowiedzy jest tym, co ustanawia rzeczowość [Dingheit];
3) że ta alienacja ma znaczenie nie tylko negatywne, lecz również pozytywne;
4) że ma ona to znaczenie nie tylko dla nas czy też w sobie, ale i dla niej samej;
5) że dla niej negacja przedmiotu czy też jego samozniesienie otrzymuje znaczenie pozytywne
dzięki temu, albo uświadamia ona sobie tę nicość przedmiotu dzięki temu, że sama siebie alienuje, w tej
alienacji bowiem ustanawia ona siebie jako przedmiot albo przedmiot jako siebie samą – a to z racji
nierozdzielnej jedności bytu dla siebie;
6) z drugiej strony jest tu jednocześnie zawarty i ten moment, że świadomość w takiej samej mierze
zniosła i wchłonęła w siebie z powrotem tę alienację i tę przedmiotowość, że zatem w swoim innobycie
jako takim jest u siebie;
7) jest to ruch świadomości i w ruchu tym świadomość jest całokształtem swoich momentów;
8) świadomość musi również odnosić się do przedmiotu wedle całokształtu swoich określeń i
ujmować go z punktu widzenia każdego z nich. Ten całokształt określeń świadomości czyni przedmiot w
sobie istotą duchową, dla świadomości zaś przedmiot staje się nią naprawdę przez ujmowanie każdego z
określeń przedmiotu z osobna jako własnego ja albo dzięki wyżej wspomnianemu duchowemu stosunkowi
do nich.
ad 1) To, że przedmiot jako taki przedstawia się świadomości jako coś znikającego, jest owym
wyżej wspomnianym powrotem przedmiotu do własnego ja.
ad 2) Alienacja samowiedzy ustanawia rzeczowość. Ponieważ człowiek równa się samowiedzy,
przeto jego wyalienowana przedmiotowa istota, czyli rzeczowość (to, co jest dla niego przedmiotem, a
przedmiotem jest dla niego naprawdę tylko to, co jest dla niego przedmiotem jego istoty, co zatem jest jego
istotą przedmiotową; ponieważ podmiotem czyni się tu nie rzeczywistego człowieka jako takiego, a zatem i
nie przyrodę – bo przecież człowiek jest ludzką przyrodą – lecz tylko abstrakcję człowieka, samowiedzę,
przeto rzeczowość może być tylko samowiedzą wyalienowaną) równa się wyalienowanej samowiedzy i
rzeczowość jest przez tę alienację ustanowiona. Jasne jest, że żywa, naturalna istota, wyposażona i
obdarzona przedmiotowymi, tzn. materialnymi siłami istoty, posiada również rzeczywiste, naturalne
przedmioty swej istoty i że jej samoalienacja ustanawia świat rzeczywisty, lecz występujący w formie
zewnętrzności, a więc nie należący do jej istoty i panujący nad nią świat przedmiotowy. Nie ma w tym nic
niepojętego ani zagadkowego. Byłoby raczej czymś zagadkowym, gdyby się rzecz miała przeciwnie. Ale
jest również jasne, że samowiedza przez swoją alienację może ustanawiać tylko rzeczowość, to znaczy
tylko rzecz abstrakcyjną, rzecz abstrakcji, a nie rzecz realną. I jasne jest także, że rzeczowość w stosunku do
samowiedzy nie jest przeto bynajmniej czymś samodzielnym, istotnym, lecz tylko tworem przez nią
ustanowionym i że ten ustanowiony twór zamiast potwierdzać sam siebie jest tylko potwierdzeniem aktu
ustanawiania, który na moment utrwala swoją energię w postaci produktu, nadając mu dla pozoru – lecz
tylko na moment – rolę samodzielnego, rzeczywistego przedmiotu.
Kiedy rzeczywisty, cielesny człowiek, stojący na twardym gruncie kuli ziemskiej, emanujący i
wchłaniający w siebie wszystkie siły przyrody, poprzez swoją alienację ustanawia rzeczywiste
przedmiotowe siły swojej istoty jako przedmioty obce, to nie ustanawianie jest podmiotem; jest nim
podmiotowość przedmiotowych sił istoty, których działanie musi być przeto również przedmiotowe. Istota
przedmiotowa działa przedmiotowo i nie działałaby przedmiotowo, gdyby przedmiotowość nie była
zawarta w określeniu jej istoty. I tylko dlatego tworzy ona, ustanawia przedmioty, że sama jest przez
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 61 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
przedmioty ustanawiana, że sama jest od początku przyrodą. W akcie ustanawiania nie przechodzi ona od
swojej “czystej działalności” do tworzenia przedmiotu – jej przedmiotowy produkt tylko potwierdza jej
przedmiotową działalność, jej działalność jako działalność przedmiotowej istoty przyrodniczej.
Widzimy tu, że konsekwentny naturalizm czy też humanizm różni się zarówno od idealizmu, jak i
od materializmu będąc zarazem prawdą jednoczącą je oba. Widzimy zarazem, że tylko naturalizm jest w
stanie pojąć akt historii powszechnej.
<Człowiek jest bezpośrednio istotą przyrodniczą. Jako istota przyrodnicza, i to żywa istota
przyrodnicza, jest on, z jednej strony, wyposażony w siły przyrodnicze, siły życiowe, jest aktywną istotą
przyrodniczą; siły te istnieją w nim jako dyspozycje i zdolności, jako popędy; z drugiej strony, jako istota
przyrodnicza, cielesna, zmysłowa, przedmiotowa jest on istotą pasywną, doznającą [ein leidendes Wesen],
uwarunkowaną i ograniczoną, jak zwierzę i roślina, to znaczy że przedmioty jego popędów istnieją poza
nim jako niezależne od niego przedmioty, które są jednak przedmiotami jego potrzeb, przedmiotami, które
są nieodzowne, istotne dla przejawiania i potwierdzania sił jego istoty. To, że człowiek jest istotą cielesną,
wyposażoną w siły przyrodnicze, żywą, rzeczywistą, zmysłową, przedmiotową, oznacza, że przedmiotem
jego istoty, jego przejawiania życia, są rzeczywiste, zmysłowe przedmioty, albo że może on przejawiać swe
życie tylko w rzeczywistych, zmysłowych przedmiotach. Być przedmiotowym, przyrodniczym, zmysłowym
to to samo, co mieć przedmiot, przyrodę, zmysł na zewnątrz siebie albo być samemu przedmiotem,
przyrodą, zmysłem dla innej istoty. Głód jest potrzebą przyrodniczą, przeto dla swego zaspokojenia, dla
uśmierzenia potrzeba mu przyrody na zewnątrz siebie, przedmiotu na zewnątrz siebie.> Głód to
przedmiotowa potrzeba ciała, potrzeba pewnego przedmiotu znajdującego się na zewnątrz ciała i
nieodzownego dla jego integracji i przejawienia jego istoty. Słońce jest przedmiotem rośliny, przedmiotem
nieodzownym dla niej, utwierdzającym jej życie, podobnie jak roślina jest przedmiotem słońca jako
uzewnętrznienie życiodajnej siły słońca, przedmiotowej siły istoty słońca.
Istota, która nie ma swojej przyrody na zewnątrz siebie, nie jest istotą przyrodniczą i nie uczestniczy
w bycie przyrody. Istota, która nie ma żadnego przedmiotu na zewnątrz siebie, nie jest istotą przedmiotową.
Istota, która sama nie jest przedmiotem dla jakiejś innej istoty, nie posiada żadnej istoty, która byłaby dla
niej przedmiotem, a zatem nie zachowuje się przedmiotowo, jej byt nie jest bytem przedmiotowym.
Istota nieprzedmiotowa jest istotą nierzeczywistą.
Proszę sobie wyobrazić istotę, która ani sama nie jest przedmiotem, ani nie posiada przedmiotu.
Taka istota byłaby, po pierwsze, istotą jedyną, poza nią nie istniałaby żadna istota, istniałaby ona samotnie,
sama jedna. Z chwilą bowiem kiedy istnieją przedmioty poza mną, z chwilą kiedy nie jestem sam, jestem
czymś innym, jakąś inną rzeczywistością niż przedmiot na zewnątrz mnie. Dla tego drugiego przedmiotu
jestem więc inną rzeczywistością niż on, to znaczy jestem jego przedmiotem. Zatem istota, która nie jest
przedmiotem dla innej istoty, zakłada, że nie istnieje żadna istota przedmiotowa. Z chwilą kiedy mam coś
jako przedmiot, to przedmiot ten ma mnie jako swój przedmiot. Istota nieprzedmiotowa zaś jest istotą
nierzeczywistą, niezmysłową, istotą tylko pomyślaną, to znaczy tylko wyobrażoną, rzeczą abstrakcji. Być
zmysłowo to tyle co być rzeczywiście, być przedmiotem zmysłu, być przedmiotem zmysłowym, a więc
mieć na zewnątrz siebie przedmioty zmysłowe, przedmioty swojej zmysłowości. Być zmysłowym to tyle co
być pasywnym, doznającym [leidend sein].
Człowiek jako istota przedmiotowa, zmysłowa, jest tedy istotą pasywną, doznającą [ein leidendes
Wesen]; a że jest istotą ten swój stan odczuwającą, jest zarazem istotą obdarzoną namiętnością [ein
leidenschaftliches Wesen]; namiętność, pasja, to siła istoty człowieka energicznie sięgająca po swój
przedmiot
55
.
55
Język niemiecki pozwala tu na taką grę słów – przejście od pasywności, doznawania czegoś, cierpienia czegoś do
namiętności, pasji. Począwszy zresztą od greki, gdzie cierpienie czegoś, odbieranie wrażeń jest połączone w jednym – nader
bogatym semantycznie – słowie z afektem, namiętnością (pátos) poprzez łacinę i języki romańskie ciągnie się to etymologiczne
powinowactwo tych dwóch dla Polaka odrębnych pojęć. Podobnie w języku rosyjskim spotykamy się z analogicznym
zjawiskiem. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 62 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
<Ale człowiek jest nie tylko istotą przyrodniczą, lecz jest ludzką istotą przyrodniczą, to znaczy istotą
istniejącą dla samej siebie; jest tedy istotą gatunkową i jako taka musi potwierdzać się i przejawiać w
swoim bycie i w swojej wiedzy. Ani więc przedmioty ludzkie nie są przedmiotami przyrodniczymi w tej
postaci, w jakiej dane są bezpośrednio, ani też zmysł ludzki, tak jak jest dany bezpośrednio, w swej
przedmiotowości, nie jest ludzką zmysłowością, ludzką przedmiotowością. Ani obiektywnie, ani
subiektywnie przyroda nie jest dana istocie ludzkiej bezpośrednio i adekwatnie.> I podobnie jak wszystko,
co przyrodnicze, musi powstać, tak również człowiek ma swój akt powstania, historię, która jednak jest dla
niego czymś świadomym i dlatego jako akt powstania jest znoszącym się świadomie aktem powstania.
Historia jest prawdziwą historią naturalną człowieka. – (Do tego trzeba jeszcze wrócić).
Po trzecie, to stanowienie rzeczowości samo jest tylko pozorem, aktem sprzecznym z istotą czystego
działania, musi ono przeto być z kolei zniesione, rzeczowość musi być poddana zaprzeczeniu.
ad 3, 4, 5, 6. – 3) Ta alienacja świadomości ma znaczenie nie tylko negatywne, lecz również
pozytywne i 4) to pozytywne znaczenie ma ona nie tylko dla nas czy też w sobie, ale i dla niej samej, dla
świadomości. 5) Dla świadomości negacja przedmiotu czy też jego samozniesienie otrzymuje znaczenie
pozytywne dzięki temu, albo uświadamia ona sobie tę nicość przedmiotu dzięki temu, że sama siebie
alienuje, w tej alienacji bowiem rozpoznaje siebie jako przedmiot albo przedmiot jako siebie samą, a to z
racji nierozdzielnej jedności bytu dla siebie. 6) Z drugiej strony jest tu jednocześnie zawarty i ten moment,
że świadomość w takiej samej mierze zniosła i wchłonęła w siebie z powrotem tę alienację i tę
przedmiotowość, że zatem w swoim innobycie jako takim jest u siebie.
Widzieliśmy już, że przyswojenie wyobcowanej istoty przedmiotowej, czyli zniesienie
przedmiotowości jako wyobcowania – które musi się rozwijać od obojętnej obcości aż do rzeczywistego
wrogiego wyobcowania – ma dla Hegla zarazem, a nawet przede wszystkim znaczenie zniesienia
przedmiotowości, dla samowiedzy bowiem kamieniem obrazy w alienacji jest nie określony charakter
przedmiotu, lecz jego przedmiotowy charakter. Dlatego przedmiot jest czymś negatywnym, czymś, co się
samo znosi, nicością. Ta nicość przedmiotu ma dla świadomości znaczenie nie tylko negatywne, lecz
również pozytywne, nicość przedmiotu stanowi bowiem właśnie samopotwierdzenie nieprzedmiotowości,
abstrakcji, jej samej. Dla samej świadomości nicość przedmiotu ma znaczenie pozytywne dlatego, że
rozpoznaje ona tę nicość, istotę przedmiotową, jako swoją samoalienację, wie, że owa nicość istnieje tylko
dzięki jej samoalienacji...
Sposobem, w jaki świadomość istnieje i w jaki coś dla niej istnieje, jest wiedza. Wiedza jest jej
jedynym aktem. Dlatego też coś może zaistnieć dla świadomości o tyle, o ile zna ona to coś. Wiedza jest jej
jedynym stosunkiem przedmiotowym. – Świadomość zna nicość przedmiotu, to znaczy wie, że przedmiot
nie różni się od niej, wie o niebycie przedmiotu dla niej, ponieważ zna przedmiot jako swoją samoalienację,
to znaczy, zna siebie (wiedzę jako przedmiot) dzięki temu, że przedmiot jest tylko pozorem przedmiotu,
złudnym mirażem, ze swej istoty zaś nie jest niczym innym, jak samą wiedzą, która się sama sobie
przeciwstawia i dlatego przeciwstawiła sobie nicość, coś, co nie posiada żadnej przedmiotowości poza
obrębem wiedzy, czyli że wiedza wie, iż kiedy odnosi się do jakiegoś przedmiotu, wychodzi tylko poza
obręb siebie, alienuje się, że sama tylko się jawi sobie jako przedmiot albo że tym, co jawi się jej jako
przedmiot, jest tylko ona sama.
Z drugiej strony, jak powiada Hegel, jest tu jednocześnie zawarty i ten moment, że samowiedza w
takiej samej mierze zniosła i wchłonęła w siebie z powrotem tę alienację i tę przedmiotowość, że zatem w
swoim innobycie jako takim jest u siebie.
W tym rozumowaniu mamy wszystkie iluzje spekulacji zebrane razem.
Po pierwsze: w swoim innobycie jako takim świadomość, samowiedza jest u siebie. Dlatego
samowiedza człowieka – jeżeli, abstrahując od heglowskiej abstrakcji, postawimy ją zamiast samowiedzy –
w swoim innobycie jako takim jest u siebie. Zawiera się w tym, po pierwsze, to, że świadomość – wiedza
jako wiedza, myślenie jako myślenie – utrzymuje o sobie, że jest bezpośrednio czymś innym niż ona sama:
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 63 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
zmysłowością, rzeczywistością, życiem – myśleniem, które w myśleniu przeszło samo siebie (Feuerbach)
56
.
Moment taki zawiera się w tym o tyle, że dla świadomości jako czystej świadomości kamieniem obrazy jest
nie przedmiotowość wyalienowana, lecz przedmiotowość jako taka.
Po drugie, zawiera się w tym to, że jeżeli człowiek obdarzony samowiedzą rozpoznał i zniósł świat
duchowy – albo powszechny byt duchowy swego świata – jako samoalienację, to jednak potwierdza go on
ponownie w tej wyalienowanej postaci i utrzymuje, że jest to jego byt prawdziwy, przywraca go
utrzymując, że w swoim innobycie jako takim jest u siebie. Tak więc np. po zniesieniu religii, po
rozpoznaniu religii jako produktu samoalienacji znajduje mimo to potwierdzenie samego siebie w religii
jako religii. Tutaj właśnie tkwi korzeń fałszywego pozytywizmu Hegla albo jego pozornego tylko
krytycyzmu (to, co Feuerbach nazywa ustanowieniem, zaprzeczeniem i przywróceniem religii albo teologii,
co należy jednak pojmować w sensie bardziej ogólnym). Zatem rozum jest u siebie w nierozumie jako
nierozumie. Człowiek, który zrozumiał, że w prawie, polityce itd. prowadzi życie wyalienowane, prowadzi
w tym wyalienowanym życiu jako takim swoje prawdziwe życie ludzkie. A zatem samoutwierdzenie,
samopotwierdzenie się w sprzeczności z samym sobą, zarówno z wiedzą, jak i z istotą przedmiotu, ma być
prawdziwą wiedzą i prawdziwym życiem.
A więc nie może już być mowy o jakimś przystosowaniu się Hegla do religii, do państwa itd.,
albowiem kłamstwo to jest kłamstwem jego zasady.
Jeżeli wiem, że religia jest wyalienowaną samowiedzą ludzką, to wiem, że w niej jako religii
potwierdza się nie moja samowiedza, lecz moja wyalienowana samowiedza; wiem tedy, że moja
samowiedza należąca do samej siebie, do swej istoty, potwierdza się nie w religii, lecz przeciwnie, w
unicestwionej, zniesionej religii.
U Hegla tedy negacja negacji nie jest potwierdzeniem prawdziwej istoty właśnie przez negację
istoty pozornej, lecz potwierdzeniem istoty pozornej lub istoty wyobcowanej z siebie w swoim zaprzeczeniu
albo zaprzeczeniem tej istoty pozornej jako istoty przedmiotowej, znajdującej się poza człowiekiem i
niezależnej od niego, i przemianą jej w podmiot.
Dlatego szczególną rolę odgrywa u niego zniesienie, w którym łączą się zaprzeczenie i zachowanie,
utwierdzenie.
Tak więc na przykład w heglowskiej filozofii prawa zniesione prawo prywatne równa się
moralności, zniesiona moralność równa się rodzinie, zniesiona rodzina równa się społeczeństwu
obywatelskiemu, zniesione społeczeństwo obywatelskie równa się państwu, zniesione państwo równa się
historii powszechnej. W realnej rzeczywistości prawo prywatne, moralność, rodzina, społeczeństwo
obywatelskie, państwo itd. istnieją nadal, ale stały się momentami, egzystencjami i sposobami istnienia
człowieka, które tracą sens w izolacji, wzajemnie się rozwiązują i tworzą itd. Momenty ruchu.
W ich rzeczywistej egzystencji ta ich ruchliwa istota pozostaje ukryta. Ukazuje się ona, objawia
dopiero w myśleniu, w filozofii, i dlatego moim prawdziwym bytem religijnym jest mój byt w filozofii
religii, moim prawdziwym bytem politycznym – mój byt w filozofii prawa, moim prawdziwym bytem
przyrodniczym – mój byt w filozofii przyrody, moim prawdziwym bytem artystycznym – mój byt w
filozofii sztuki, moim prawdziwym bytem ludzkim – mój byt w filozofii. Tak też prawdziwą egzystencją
religii, państwa, przyrody, sztuki jest filozofia religii, filozofia przyrody, filozofia państwa, filozofia sztuki.
Jeżeli jednak prawdziwym bytem religii jest dla mnie tylko filozofia religii itd., to prawdziwie religijny
jestem tylko jako filozof religii, to neguję rzeczywistą religijność i rzeczywiście religijnego człowieka.
Zarazem jednak potwierdzam jedno i drugie po części w obrębie mego własnego bytu czy też w obrębie
obcego bytu, które im przeciwstawiam (gdyż jest on tylko ich wyrazem filozoficznym), po części zaś w ich
własnej pierwotnej formie, gdyż mają one dla mnie walor tylko pozornych innobytów, alegorii, ukrytych
pod powłokami zmysłowymi form ich własnego prawdziwego, tj. mojego bytu filozoficznego
57
.
56
W § 30 dzieła “Grundsätze der Philosophie der Zukunft” Feuerbach mówi: “Hegel to myśliciel, który przeszedł siebie w
myśleniu”. – Red.
57
Cały ten akapit Marks dopisał później na marginesie, stąd akapit następny wiąże się ściśle z poprzednio omówionym
zagadnieniem. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 64 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
Podobnie zniesiona jakość równa się ilości, zniesiona ilość równa się mierze, zniesiona miara równa
się istocie, zniesiona istota równa się zjawisku, zniesione zjawisko równa się rzeczywistości, zniesiona
rzeczywistość równa się pojęciu, zniesione pojęcie równa się obiektywności, zniesiona obiektywność równa
się idei absolutnej, zniesiona idea absolutna równa się przyrodzie, zniesiona przyroda równa się duchowi
subiektywnemu, zniesiony duch subiektywny równa się obiektywnemu duchowi moralnemu, zniesiony
duch moralny równa się sztuce, zniesiona sztuka równa się religii, zniesiona religia równa się wiedzy
absolutnej.
Z jednej strony zniesienie to jest zniesieniem istoty myślowej, a więc myślowa własność prywatna
znosi się w myślowe ujęcie moralności. A że myślenie mniema, że jest bezpośrednio czymś innym niż ono
samo, że jest zmysłową rzeczywistością, a więc ma swą czynność za czynność także i zmysłową, realną,
przeto owo myślowe zniesienie, pozostawiając w rzeczywistości swój przedmiot nienaruszonym, mniema,
że go rzeczywiście przezwyciężyło; z drugiej zaś strony, ponieważ przedmiot stał się teraz dla myślenia
momentem myśli, przeto myślenie traktuje go również w jego realności jako samopotwierdzenie jego
samego, samowiedzy, abstrakcji.
Dlatego też, z jednej strony, ten byt, który Hegel znosi w filozofię, nie jest wcale rzeczywistą
religią, państwem, przyrodą, lecz religią, która już jest przedmiotem wiedzy, dogmatyką; to samo dotyczy
nauki prawa, nauki o państwie, przyrodoznawstwa. A więc z jednej strony zajmuje on pozycję
przeciwstawną zarówno rzeczywistej istocie, jak i bezpośredniej wiedzy niefilozoficznej lub
niefilozoficznym pojęciom o tej istocie. Pozostaje więc w sprzeczności z ich potocznymi pojęciami.
Z drugiej strony człowiek religijny itd. może znaleźć w Heglu swe ostateczne potwierdzenie.
Teraz należy rozpatrzyć – w ramach kategorii alienacji – pozytywne momenty dialektyki Hegla.
a) Zniesienie jako ruch przedmiotowy wchłaniający na powrót alienację. <– Jest to wyrażona w
ramach alienacji idea przyswojenia istoty przedmiotowej przez zniesienie jej alienacji, wyalienowane
poznanie rzeczywistego uprzedmiotowienia człowieka, rzeczywistego przyswojenia przezeń jego
przedmiotowej istoty przez unicestwienie wyalienowanej determinacji świata przedmiotowego, przez
zniesienie go w jego wyalienowanym bycie, podobnie jak ateizm jako zniesienie boga jest stawaniem się
humanizmu teoretycznego, a komunizm jako zniesienie własności prywatnej jest windykacją prawdziwie
ludzkiego życia jako własności człowieka, jest stawaniem się humanizmu praktycznego; albo, innymi
słowy, ateizm jest humanizmem zapośredniczonym z sobą samym przez zniesienie religii, komunizm zaś
humanizmem zapośredniczonym z sobą samym przez zniesienie własności prywatnej. Dopiero przez
zniesienie tego pośredniczenia – które stanowi jednak konieczną przesłankę – powstaje humanizm
poczynający się pozytywnie z samego siebie, humanizm pozytywny.>
Wszakże ateizm, komunizm nie są bynajmniej ani ucieczką, ani abstrakcją, ani utratą świata
przedmiotowego, stworzonego przez człowieka, utratą sił jego istoty, które przybrały formę przedmiotową,
ubóstwem, które powraca do nienaturalnej, nierozwiniętej prostoty. Przeciwnie, to one dopiero są
rzeczywistym stawaniem się, otwartą realnie przed człowiekiem realizacją jego istoty, realizacją jego istoty
jako czegoś rzeczywistego.
Rozpatrując – wprawdzie znów w formie wyalienowanej – sens pozytywny negacji odniesionej do
samej siebie, rozpatruje tedy Hegel samowyobcowanie człowieka, alienację jego istoty, jego
odprzedmiotowienie i odrzeczywistnienie – jako odzyskanie siebie, przejawianie istoty, uprzedmiotowienie
i urzeczywistnienie. <Krótko mówiąc, rozpatruje on – w ramach abstrakcji – pracę jako akt samotworzenia
się człowieka, stosunek do siebie jako do istoty obcej i realizowanie siebie jako istoty obcej, jako stającą się
świadomość gatunkową i życie gatunkowe.>
b) Ale u Hegla – niezależnie lub raczej w konsekwencji wyżej opisanego opacznego ujęcia sprawy –
akt ten, po pierwsze, ma charakter czysto formalny, ponieważ jest abstrakcyjny, ponieważ istota ludzka
sama jest rozpatrywana tylko jako abstrakcyjna istota myśląca, jako samowiedza, a
po drugie, jako że ten punkt widzenia jest formalny i abstrakcyjny, zniesienie alienacji staje się
potwierdzeniem alienacji albo, inaczej mówiąc, dla Hegla ów ruch samotworzenia się,
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 65 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
samouprzedmiotowiania się jako samoalienacji i samowyobcowania – to absolutne i dlatego ostateczne
ludzkie przejawianie życia, będące samo sobie celem, uspokajające się w sobie i docierające do swej istoty.
Ruch ten rozpatrywany w jego abstrakcyjnej formie, jako dialektyka, traktowany jest zatem jako
prawdziwe życie ludzkie, ale że jest abstrakcją, alienacją życia ludzkiego, przeto jest traktowany jako
proces boski – jako boski proces człowieka, proces, który przebywa sama jego różna od niego,
abstrakcyjna, czysta, absolutna istota.
Po trzecie: proces ten musi mieć swego nosiciela, swój podmiot; podmiotem jednak jest dopiero
rezultat; tym rezultatem, podmiotem, który jest świadomy siebie jako samowiedzy absolutnej, jest przeto
bóg, duch absolutny, świadoma siebie i urzeczywistniająca się idea. Człowiek rzeczywisty i rzeczywista
przyroda stają się jedynie predykatami, symbolami tego ukrytego, nierzeczywistego człowieka i tej
nierzeczywistej przyrody. Podmiot i predykat pozostają więc do siebie w stosunku absolutnie opacznym:
mistyczny podmiot-przedmiot albo subiektywność rozciągająca się na obiekt, podmiot absolutny jako
proces, jako podmiot, który się alienuje i z tej alienacji powraca do siebie wchłaniając ją jednak na powrót
w siebie, oraz podmiot jako ten proces; czyste, bezustanne krążenie w sobie.
Najprzód co do formalnego i abstrakcyjnego ujmowania aktu samotworzenia czy też
samouprzedmiotowiania się człowieka.
Ponieważ Hegel stawia znak równości między człowiekiem a samowiedzą, przeto wyalienowany
przedmiot, wyalienowana rzeczywistość istoty człowieka jest niczym innym, jak świadomością alienacji,
myślą o alienacji, jej abstrakcyjnym i dlatego beztreściowym i nierzeczywistym wyrazem, negacją. Dlatego
i zniesienie alienacji jest niczym innym jak abstrakcyjnym, beztreściowym zniesieniem owej beztreściowej
abstrakcji, negacją negacji. Dlatego pełna treści, żywa, zmysłowa, konkretna czynność
samouprzedmiotowiania się staje się jedynie jej abstrakcją, absolutną negatywnością, abstrakcją, która z
kolei utrwala się jako taka i jest myślana jako czynność samoistna, jako po prostu czynność. Ponieważ ta
tak zwana negatywność jest niczym innym, jak abstrakcyjną, beztreściową formą owego rzeczywistego
żywego aktu, przeto również jej treść może być tylko treścią formalną, otrzymaną przez abstrahowanie od
wszelkiej treści. Są to więc ogólne, abstrakcyjne, właściwe każdej treści i dlatego zarówno obojętne wobec
każdej treści, jak i właśnie dlatego dla każdej treści nadające się formy abstrakcji, formy myślenia,
kategorie logiczne, oderwane od rzeczywistego ducha i rzeczywistej przyrody. (Treść logiczną
negatywności absolutnej analizujemy dalej).
Strona pozytywna tego, czego tu w swojej spekulatywnej logice Hegel dokonał, zawiera się w tym,
że określone pojęcia, ogólne stałe formy myślenia są w swojej samoistności wobec przyrody i ducha
koniecznym rezultatem ogólnej alienacji ludzkiej istoty, a więc również ludzkiego myślenia, i że Hegel
przedstawił je dlatego jako momenty procesu abstrakcji i ujął je w jedną całość. Tak więc na przykład
zniesiony byt jest istotą, zniesiona istota pojęciem, zniesione pojęcie... ideą absolutną. Ale czymże z kolei
jest idea absolutna? Z kolei znosi ona samą siebie, jeżeli nie chce całego aktu abstrakcji dokonać znów od
początku i zadowolić się tym, że jest całokształtem abstrakcji albo abstrakcją pojmującą siebie. Ale
abstrakcja pojmująca siebie jako abstrakcję jest świadoma swojej nicości; musi się wyrzec siebie jako
abstrakcji i w ten sposób dochodzi do czegoś, co jest jej zupełnym przeciwieństwem, do przyrody. Cała
logika jest tedy dowodem, że myślenie abstrakcyjne samo przez się jest niczym, że idea absolutna sama
przez się jest niczym, że tylko przyroda jest czymś.
Idea absolutna, idea abstrakcyjna, która “rozważana od strony swej jedności ze sobą jest oglądem”
(Hegel, “Encyklopedia”, wyd. 3, str. 222)
58
, która (l. c.) “w swej absolutnej prawdzie decyduje się
wyzwolić z siebie moment swej szczególności, czyli pierwszego określenia i innobytu, ideę bezpośrednią
jako swe odbicie, wyzwolić z samej siebie siebie jako przyrodę”, cała ta idea zachowująca się tak osobliwie
i dziwacznie, idea, która przyprawiła heglistów o tak straszliwe bóle głowy, jest niczym innym, jak
abstrakcją – to znaczy abstrakcyjnym myślicielem – która nauczona doświadczeniem i rozpoznawszy swą
prawdziwą istotę decyduje się pod pewnymi warunkami – fałszywymi i również jeszcze abstrakcyjnymi –
58
Georg Wilhelm Friedrich Hegel, “Encyklopädie der philosophischen Wissenschaften im Grundrisse”, 3 wydanie, Heidelberg
1830. – Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 66 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
wyrzec się siebie i na miejsce swego bytu u siebie, niebytu, swej ogólności i nieokreśloności postawić swój
innobyt, czyli to, co szczególne i określone; decyduje się wyzwolić z siebie przyrodę, która była w niej
ukryta jedynie jako abstrakcja, jako rzecz myślowa, to znaczy porzucić abstrakcję i spojrzeć wreszcie na
wolną od niej przyrodę. Idea abstrakcyjna, która staje się bezpośrednio oglądem, jest właśnie takim
myśleniem abstrakcyjnym, które wyrzeka się siebie i decyduje się na to, by stać się oglądem. Całe to
przejście logiki w filozofię przyrody jest niczym innym jak przejściem – którego abstrakcyjnemu
myślicielowi tak trudno dokonać i które dlatego opisuje tak fantastycznie – od abstrahowania do oglądu.
Mistycznym uczuciem, które wygania filozofa ze sfery myślenia abstrakcyjnego do sfery oglądu, jest nuda,
tęsknota za treścią.
(Człowiek wyalienowany z samego siebie jest myślicielem wyalienowanym również ze swej istoty,
to znaczy ze swej istoty przyrodniczej i ludzkiej. Myśli jego są przeto zastygłymi duchami
przemieszkującymi gdzieś poza przyrodą i poza człowiekiem. Hegel wszystkie te zastygłe duchy zamknął
razem w swojej “Logice”, rozpatrując każdego z nich najprzód jako negację, tzn. jako alienację ludzkiego
myślenia, potem jako negację negacji, tzn. jako zniesienie tej alienacji, jako rzeczywistą manifestację
ludzkiego myślenia; ponieważ jednak ta negacja negacji nie wyzwoliła się jeszcze sama z alienacji, jest ona
po części równoznaczna z restytuowaniem tych zastygłych duchów w ich alienacji, po części oznacza
zatrzymanie się na ostatnim akcie, odniesienie siebie do samej siebie w alienacji jako prawdziwym bycie
tych zastygłych duchów
59
, po części zaś – jako że owa abstrakcja ogranicza się do samej siebie i jest jej
bezbrzeżnie nudno z sobą samą – wyrzeczenie się abstrakcyjnego myślenia, które porusza się tylko w
obrębie myślenia, które nie ma oczu, zębów, uszu, nie ma niczego, występuje u Hegla jako postanowienie
uznania przyrody za istotę i oddania się oglądowi).
Ale również przyroda, ujmowana abstrakcyjnie, dla siebie, utrwalona w oderwaniu od człowieka,
jest dla człowieka niczym. Rozumie się samo przez się, że abstrakcyjny myśliciel, który zdecydował się na
ogląd, patrzy na nią abstrakcyjnie. Gdy przedtem przyroda spoczywała zamknięta przez myśliciela jako idea
absolutna, jako rzecz myślowa w postaci dla niego samego tajemniczej i zagadkowej, to teraz, kiedy ją z
siebie wyzwolił, w rzeczy samej wyzwolił tylko tę abstrakcyjną przyrodę, tylko abstrakcję myślową
przyrody, nadał jej jednak to znaczenie, że jest innobytem myśli, że jest przyrodą rzeczywistą, oglądaną,
różną od myślenia abstrakcyjnego. Albo – mówiąc językiem ludzkim – w swoim oglądzie przyrody
abstrakcyjny myśliciel przekonuje się, że istoty, o których w boskiej dialektyce mniemał, że tworzy je z
niczego, z czystej abstrakcji, jako czyste produkty pracy myślowej, która przebiega sama w sobie i nigdzie
nie spogląda w realną rzeczywistość, są niczym innym, jak abstrakcjami określeń przyrody. A więc cała
przyroda powtarza mu abstrakcje logiczne, tyle że w formie zmysłowej, zewnętrznej. On zaś znów
analizuje ją i te abstrakcje. Jego ogląd przyrody jest zatem tylko procesem potwierdzenia jego
abstrahowania od oglądu przyrody, jest tylko powtórzonym przez niego świadomie aktem tworzenia jego
abstrakcji. Tak więc na przykład czas równa się negatywności odniesionej do siebie samej (l. c., str. 238).
Zniesionemu stawaniu się jako bytowi odpowiada – w formie przyrodniczej – zniesiony ruch jako materia.
Światło jest przyrodniczą formą refleksji introspekcyjnej. Ciało w postaci księżyca i komety jest
przyrodniczą formą przeciwieństwa, które według “Logiki” jest, z jednej strony, pozytywnością
zasadzającą się na samej sobie, z drugiej zaś strony – negatywnością zasadzającą się na samej sobie.
Ziemia jest przyrodniczą formą racji logicznej, jako negatywna jedność przeciwieństwa itp.
Przyroda jako przyroda, to znaczy o tyle, o ile różni się jeszcze zmysłowo od owego tajemnego,
ukrytego w niej sensu, przyroda oddzielona, różna od tych abstrakcji, jest nicością, która objawia się jako
nicość, jest czymś bezsensownym albo ma tylko sens zewnętrzności, która została zniesiona.
59
To znaczy, że na miejsce owych zastygłych abstrakcji stawia Hegel krążący w samym sobie akt abstrakcji; dzięki temu, i to
jest jego zasługą, mógł on wskazać źródło wszystkich tych nieodpowiednich pojęć (które, jeśli chodzi o ich pierwotne
pochodzenie, należą do różnych filozofii), ująć je syntetycznie i zamiast jakiejś jednej określonej abstrakcji uczynić
przedmiotem krytyki abstrakcję wyczerpującą je, wszechogarniającą. (Zobaczymy później, dlaczego Hegel oddziela myślenie
od podmiotu, ale już teraz jest rzeczą jasną, że jeżeli nie ma człowieka, to i manifestacja jego istoty nie może być ludzka i
dlatego również myślenie nie mogło być rozpatrywane jako manifestacja istoty człowieka pojmowanego jako podmiot ludzki i
przyrodniczy, obdarzony oczami, uszami itd., żyjący w społeczeństwie, świecie i przyrodzie).
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 67 -
www.skfm-uw.w.pl
Karol Marks – Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. (1844 rok)
“W punkcie widzenia finalistycznej teleologii mieści się słuszna przesłanka, że przyroda nie zawiera celu
absolutnego w sobie samej” (str. 225).
Celem jej jest potwierdzenie abstrakcji.
“Przyroda pojawiła się jako idea w formie innobytu. Ponieważ idea występuje wobec tego jako
zaprzeczenie samej siebie czy też jako zewnętrzna wobec siebie, przeto sprawa ma się nie tak, że przyroda jest
zewnętrzna tylko w sensie względnym, w stosunku do tej idei, ale tak, że zewnętrzność stanowi określenie, w
którym występuje ona jako przyroda” (str. 227).
Zewnętrzność należy tu rozumieć nie jako zmysłowość, która się uzewnętrznia i otwiera dla światła,
dla zmysłowego człowieka; zewnętrzność tę należy tu pojmować w sensie alienacji, braku, ułomności,
której być nie powinno. Albowiem prawdziwa jest wciąż jeszcze idea. Przyroda jest tylko formą jej
innobytu. A ponieważ myślenie abstrakcyjne jest istotą, wobec tego to, co jest w stosunku do niego
zewnętrzne, jest z istoty swojej tylko czymś zewnętrznym. Abstrakcyjny myśliciel uznaje, że istotę
przyrody stanowi zmysłowość, zewnętrzność, w przeciwieństwie do obracającego się w sobie samym
myślenia. Ale zarazem wyraża on to przeciwieństwo w ten sposób, że ta zewnętrzność przyrody, jej
przeciwieństwo do myślenia stanowi jej brak, że przyroda, o ile różni się od abstrakcji, jest istotą
niedoskonałą. Istota, niedoskonała nie tylko dla mnie, nie tylko w moich oczach, lecz niedoskonała sama
przez się, ma na zewnątrz siebie coś, czego jej brak. To znaczy, że jej istota jest czymś innym niż ona sama.
Toteż dla abstrakcyjnego myśliciela przyroda musi się sama znieść, ponieważ założył ją już jako istotę
potencjalnie zniesioną.
“Duch ma dla nas jako swoją przesłankę przyrodę, której sam jest prawdą, jest więc w stosunku do
przyrody czymś absolutnie pierwotnym. Przyroda znikła w tej prawdzie, duch zaś okazał się ideą, która osiągnęła
swój byt dla siebie i której przedmiotem, jako też podmiotem, jest pojęcie. Tożsamość ta jest absolutną
negatywnością, ponieważ w przyrodzie pojęcie ma swoją całkowitą zewnętrzną obiektywność, ale ta jego
samoalienacja została zniesiona, przez co stało się ono tożsame z sobą. Jest więc ono tą tożsamością tylko jako
powrót z przyrody” (str. 392).
“Objawianie się, które jako idea abstrakcyjna jest bezpośrednim przejściem do przyrody, jej stawaniem
się, jest jako objawianie się ducha, który jest wolny, stanowieniem przyrody jako jego świata; stanowieniem, które
zarazem jako refleksja zakłada świat jako samodzielną przyrodę. Objawianie się w pojęciu jest tworzeniem
przyrody jako bytu ducha, w którym daje on sobie potwierdzenie i prawdę swej wolności”. “Absolutem jest duch;
jest to najwyższa definicja absolutu”
60
.
60
Georg Wilhelm Friedrich Hegel, “Encyklopädie der philosophischen Wissenschaften im Grundrisse”, dz. cyt., str. 393. –
Red.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 68 -
www.skfm-uw.w.pl