Był zakochany w Bogu
Nasz Dziennik, 2007-07-03
S
anto
subito
Ks. bp Ignacy Dec o świętości Jana Pawła
II
Gdy krótko po II wojnie światowej prof. Stefan
Swieżawski przystępował do pisania jednej z pierwszych swoich
książek pt. "Byt", tłumaczył się przed czytelnikiem z
lęku, jaki mu towarzyszył przy ogłaszaniu tego dzieła. W
"Przedmowie" zamieścił takie oto słowa: "jest w tym
lęku coś z bojaźni przed wielką świętością, coś z
przerażenia, które przenika człowieka obnażającego na oczach
tłumów jakąś rzecz wielką, która winna być ukryta i zasłonięta
przed okiem tych, co patrzą na nią bez czci i miłości".
Podobne doświadczenie towarzyszy chyba każdemu, kto chce dzisiaj
mówić o Janie Pawle II. Na osobę Sługi Bożego patrzymy z wielką
czcią i miłością. Stąd też ośmielamy się odsłaniać na
oczach wszystkich Jego wielkość i świętość. Bogu Wszechmocnemu,
Panu doczesności i wieczności, dziękujemy, że dał Kościołowi
takiego właśnie Papieża na dzisiejsze przełomowe czasy, że taki
Sternik Łodzi Piotrowej wprowadził Kościół w trzecie
tysiąclecie. Jan Paweł II był wielkim i świętym prorokiem
naszych czasów. Jego droga do świętości rozpoczęła się na
polskiej ziemi. Po raz pierwszy spotkałem się z nim bezpośrednio
24 kwietnia 1966 r., gdy w czasie uroczystości 400-lecia Seminarium
Duchownego we Wrocławiu wygłosił wykład: "Seminaria duchowne
w świetle Soboru Watykańskiego II". Kilka dni później, 3
maja 1966 r., słuchaliśmy kazania, jakie wygłosił na Jasnej Górze
w czasie uroczystości milenijnych. Podziwialiśmy już wówczas Jego
mądrość, miłość do Pana Boga, do Kościoła i do Matki Bożej.
Już wtedy mówiono o Jego prywatnych pielgrzymkach do Kalwarii
Zebrzydowskiej i dróżkach Męki Pańskiej i Matki Bożej, które
samotnie przemierzał. Objąwszy stolicę Piotrową zapisywał
historię współczesnego Kościoła jako wielki charyzmatyk, mistyk,
nauczyciel, prorok, myśliciel i świadek Ewangelii. W przedziwny
sposób łączył w sobie charyzmaty i świętość dwóch apostołów,
których imiona nosił, i charyzmat apostoła Piotra, którego stał
się następcą. Uobecniał charyzmat apostoła Jana. Był zakochany
w Bogu. Myśliciel, filozof, teolog i mistyk w jednej osobie,
człowiek wielkiej modlitwy jak rzadko kto wnikał w tajemnicę Boga
i człowieka. Rozwijał Janową wizję Boga - Miłości i
Miłosierdzia. Uczynił to w encyklikach poświęconych osobom
Boskim: Synowi Bożemu (Redemptor hominis - 1979), Bogu Ojcu (Dives
in misericordia - 1980) i Duchowi Świętemu (Dominum et vivificantem
- 1986). W Janowym stylu rozwijał prawdę o godności człowieka, o
jego dziecięctwie Bożym. Od początku był przekonany, że życie
osobiste i społeczne (rodzinne, narodowe, międzynarodowe),
gospodarcze i polityczne, a także cała kultura (nauka, etyka,
sztuka, religia), powinny się opierać na właściwym, obiektywnym
wizerunku człowieka, zaś wszelkie dewiacje, kryzysy są
konsekwencją tzw. błędu antropologicznego. Wzorem św. Jana był
zawsze blisko Maryi. Syntetyczny zarys mariologii przedłożył już
w pierwszej encyklice "Redemptor hominis", w końcowym
fragmencie tego programowego dokumentu nazywając Maryję "Matką
naszego zawierzenia". Odwiedzał sanktuaria maryjne, kierując
do Maryi wiele głębokich, wzruszających modlitw. W swojej
apostolskiej działalności naśladował także apostoła Pawła z
Tarsu. Jak kiedyś on poniósł chrześcijaństwo w rejon basenu
Morza Śródziemnego, odbywając liczne podróże apostolskie,
docierając z Ewangelią nie tylko do ludzi prostych, ale i na
ateński Areopag, tak samo Jan Paweł II niósł chrześcijaństwo na
wszystkie kontynenty świata i stawał z Ewangelią zarówno przed
ludźmi zwyczajnymi, prostymi, ale i przed współczesnym areopagiem
- ludźmi nauki, kultury i polityki. Występował na forum ONZ,
Parlamentu Europejskiego, w parlamentach narodowych. Odbył 104
podróże apostolskie. Te pielgrzymki przyniosły przebogate owoce w
wymiarze indywidualnym i społecznym. Spotykając się z chorymi,
często przypominał im, że są bardzo ważną cząstką Kościoła,
że przez łączenie swego cierpienia z cierpieniem Chrystusa, mogą
mieć udział w zbawianiu świata. Równie ważne prawdy przekazywał
podczas pielgrzymek ludziom nauki i kultury. Przypominał im o
respektowaniu zasad etycznych w nauce; mówił o potrzebie promowania
takich wartości, jak: prawda, dobro, piękno, świętość, godność
człowieka, sprawiedliwość, pokój i miłosierdzie. Osobliwym
klimatem cieszyły się spotkania Jana Pawła II z młodzieżą,
zarówno te doroczne w niedzielę palmową, podczas pielgrzymek
apostolskich, a także specjalne z okazji Światowych Dni Młodzieży
w Rzymie, Toronto czy innych krajach. Patrząc na niezmordowaną
działalność Ojca Świętego, pod koniec życia dotkniętego
dolegliwościami fizycznymi, jesteśmy zdecydowani powiedzieć, że
ten współczesny Apostoł narodów realizował Pawłową dewizę:
Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia" (Flp 4,13). W
działalności apostolskiej Jana Pawła II widzimy także uosobienie
apostoła Piotra. Czyż ten Papież nie powtarzał codziennie za
Piotrem: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham (J 21, 16b). Czyż nie
powtarzał i nie przedłużał swoim słowem i całą działalnością
Piotrowego wyznania: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa
życia wiecznego (J 6, 68). W takiej postawie, w której splatają
się charyzmaty trzech apostołów, Papież służył Kościołowi i
światu blisko 27 lat. Za ks. kard. Marianem Jaworskim możemy
powiedzieć, że Jan Paweł II swoją charyzmatyczną działalnością
uczynił obecnym Kościół w świecie współczesnym. Zrealizował
tym samym najważniejszy postulat Soboru Watykańskiego II, którego
był uczestnikiem i współkonstruktorem, aby Kościół swoją
działalnością przenikał świat, w myśl Konstytucji "Gaudium
et spes".
not.
Mariusz Kamieniecki
Porywał swą aktywnością i duchem modlitwy
Nasz Dziennik, 2008-08-18
Z
ks. bp. Edwardem Janiakiem, biskupem pomocniczym archidiecezji
wrocławskiej, rozmawia Mariusz Kamieniecki
Ekscelencjo,
w czym tkwiła wielkość Sługi Bożego Jana Pawła II i Jego
pontyfikatu?
- Prawie dwudziestosiedmioletni pontyfikat
Sługi Bożego Jana Pawła II pozostawił nam w testamencie duchowym
przede wszystkim świadectwo życia i nauczania Papieża. Wydaje się,
że wielkość i tajemnica tego pontyfikatu mieści się w głoszonej
nauce Chrystusowej i potwierdzeniu jej własnym postępowaniem,
możemy powiedzieć, że Ojciec Święty był obrazem życia w
prawdzie i tym właśnie pociągał rzesze słuchaczy, zwłaszcza
młodzież. Ten wymiar wielkości Ojca Świętego jest
nieprzemijający i autentyczny.
Kim Ojciec Święty
był i wciąż pozostaje dla nas, Polaków?
- Pozostanie On
na zawsze duchowo obecny wśród nas, jako "patrzący na nas z
okna Domu Ojca". Każdy z Polaków w różny sposób doświadczał
obecności Ojca Świętego Jana Pawła II. Jego apostolskie
pielgrzymki do Ojczyzny dawały sposobność szczególnej łączności
z tym niezwykłym Pielgrzymem. Wiele obrazów ciągle odświeżamy w
naszych umysłach i sercach.
Podczas Międzynarodowego
Kongresu Eucharystycznego w 1997 roku Ojciec Święty określił
Wrocław "miastem spotkania, miastem, które jednoczy".
Ekscelencja był wówczas jednym z organizatorów tego Kongresu. Jak
wspomina Ksiądz Biskup tamto wydarzenie?
- Swoje
wspomnienie chciałbym zacząć od słów wypowiedzianych przez Jana
Pawła II - dlaczego 46. Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny ma
odbyć się właśnie na Dolnym Śląsku. "Zbliżający się
Kongres odbędzie się w historycznym mieście, Wrocławiu, w samym
sercu Europy - tej Europy, która dla dobra całej ludzkości musi
zachować lub odnaleźć swoje chrześcijańskie korzenie. W tym
mieście, którego bramy są otwarte ku Wschodowi i które ma bardzo
wyraźny charakter ekumeniczny. Kongres będzie musiał także zadać
sobie pytanie: w jaki sposób chrześcijanie mają wyzwolić się od
wszystkiego, co nie pozwala im zgromadzić się razem wokół
Eucharystii". W homilii wygłoszonej w czasie "Statio
Orbis" ujęła mnie przede wszystkim bardzo mocno zaakcentowana
przez Jana Pawła II troska o sprawy socjalne, upominanie się o
tych, którzy są bez pracy, mają życiowe trudności. Słuchając
Go, czułem, jak bardzo Ojciec Święty jest po prostu blisko każdego
człowieka. Wszystkie kongresowe homilie i nauczania papieskie
wydaliśmy później w wersji polskiej i angielskiej. Kiedy dzisiaj
do nich sięgam, z pełną satysfakcją na nowo je odczytuję, bo one
są po prostu ciągle aktualne!
W centrum życia
chrześcijańskiego Ojciec Święty zawsze stawiał Eucharystię,
źródło mocy, siły i nadziei. Wydaje się, że ta świadomość w
kontekście wolności, którą człowiek otrzymał od Pana Boga,
powinna prowadzić do osobistej refleksji, osobistych kontaktów z
Chrystusem. W tej hierarchii wartości bardzo ważne jest miejsce
Mszy św. w życiu każdego człowieka, jako źródła mocy do
pokonywania zwykłych, codziennych trudności życiowych, do
dźwigania codziennego krzyża.
Spotykał się
Ekscelencja z Papieżem osobiście jako kapłan i biskup. Proszę
opowiedzieć o swoich wrażeniach związanych z przebywaniem w
obecności Sługi Bożego.
- Całe moje kapłaństwo,
począwszy od święceń 19 maja 1979 r., łączy się z pontyfikatem
Jana Pawła II. Pamiętam naszą dumę, młodych kapłanów, że
naszym Ojcem na Stolicy Piotrowej jest Polak. Świadomość ta
wyzwalała w nas entuzjazm i wolę, aby całym kapłańskim
posługiwaniem nawiązywać do stylu Ojca Świętego, który porywał
nie tylko swoją aktywnością, ale i duchem modlitwy. Mam mocno
zapisaną w pamięci ostatnią wizytę u Ojca Świętego. W kwietniu
2004 r. byliśmy z leśnikami ponad 300-osobowa grupa - na placu św.
Piotra. Po wspólnej modlitwie wszyscy zostaliśmy zaproszeni do Sali
Klementyńskiej. Obecność nasza stała się okazją, by Papież
wspomniał naszą Ojczyznę w wymiarze przyrody, środowiska
naturalnego. Była też taka chwila, kiedy leśnicy nieśli dary
lasów, nie wiem dokładnie, co tam było - Ojciec Święty z uwagą
zapytał: "A miodu nie macie?" - i wtedy całe napięcie
ustąpiło, obecni poczuli się tak blisko Osoby Ojca Świętego -
prawie na wyciągnięcie ręki, że prawie każdy miał z nas
śmiałość coś powiedzieć... Wówczas nastąpiło to pamiętne
poświęcenie 528 sztuk ziaren dębu "Chrobry". I kto wtedy
pomyślał, że sadzonki z tych ziaren będą wysadzone w całej
Ojczyźnie jako żywe pomniki dla uczczenia Osoby Sługi Bożego Jana
Pawła II.
Bóg zapłać za rozmowę.
Nauka dla pokoleń
Nasz Dziennik, 2008-07-28
Czerwiec
1997 r.
Gdańsk Westerplatte (cz. III)
(...) Ta
moc ducha, moc sumień i serc, moc łaski i charakterów jest
szczególnie nieodzowna w tym waszym pokoleniu. Ta moc jest
potrzebna, aby nie ulec pokusie rezygnacji, obojętności, zwątpienia
czy wewnętrznej, jak to się mówi, emigracji; pokusie wielorakiej
ucieczki od świata, od społeczeństwa, od życia, także ucieczki w
znaczeniu dosłownym - opuszczania Ojczyzny; pokusie beznadziejności,
która prowadzi do samozniszczenia własnej osobowości, własnego
człowieczeństwa poprzez alkoholizm, narkomanię, nadużycia
seksualne, szukanie doznań, wyżywanie się w sektach czy innych
związkach, które są tak obce kulturze, tradycji i duchowi naszego
Narodu.
Ta moc jest potrzebna, ażeby umieć samemu docierać
do źródeł poznania prawdziwej nauki Chrystusa i Kościoła,
zwłaszcza wtedy, gdy na różne sposoby usiłuje się was przekonać,
że to, co "naukowe" i "postępowe" zaprzecza
Ewangelii, gdy ofiarowuje się wam wyzwolenie i zbawienie bez Boga
czy nawet wbrew Bogu.
Ta moc jest potrzebna, by żyć we
wspólnocie Kościoła, współtworzyć środowiska oparte na
akceptacji Chrystusa Prawdy, by dzielić się ze wspólnotą swoim
bogactwem, a także swoimi poszukiwaniami. Tyle jest serc, tyle jest
serc, które czekają na Ewangelię.
Ta moc potrzebna jest, by
żyć na co dzień odważnie, także w sytuacji obiektywnie trudnej,
aby dochować wierności sumieniu w studiach, w pracy zawodowej, by
nie ulec modnemu dziś konformizmowi, by nie milczeć, gdy drugiemu
dzieje się krzywda, ale mieć odwagę wyrażenia słusznego
sprzeciwu i podjęcia obrony. "Więcej być". Dzisiejsze
"więcej być" młodego człowieka to odwaga trwania
pełnego inicjatywy - nie możecie z tego zrezygnować, od tego
zależy przyszłość każdego i wszystkich - trwania pulsującego
świadectwa wiary i nadziei. "Więcej być" to na pewno nie
ucieczka od trudnej sytuacji.
(...) Przyszłość Polski zależy
od was i musi od was zależeć. To jest nasza Ojczyzna - to jest
nasze "być" i nasze "mieć". I nic nie może
pozbawić nas prawa, ażeby przyszłość tego naszego "być"
i "mieć" zależała od nas. Każde pokolenie Polaków,
zwłaszcza na przestrzeni ostatnich dwustu lat, ale i wcześniej,
przez całe tysiąclecie, stawało przed tym samym problemem, można
go nazwać problemem pracy nad sobą, i - trzeba powiedzieć - jeżeli
nie wszyscy, to w każdym razie bardzo wielu nie uciekało od
odpowiedzi na wyzwanie swoich czasów. Dla chrześcijanina sytuacja
nigdy nie jest beznadziejna. Chrześcijanin jest człowiekiem
nadziei. To nas wyróżnia, począwszy od tego patriarchy, którego
nazywa św. Paweł "ojcem naszej wiary": uwierzył wbrew
nadziei; to nas wyróżnia poprzez Bogarodzicę, o której Elżbieta
przy nawiedzeniu powiedziała: "Błogosławiona jesteś, któraś
uwierzyła", po ludzku, wbrew nadziei, uwierzyła, że się
stanie, bo w dziejach człowieka działa Bóg. Powiedział Chrystus:
"Ojciec mój dotąd działa i Ja działam". I to miejsce
jest także świadkiem wielkiego działania Boga przez ludzi.
Wiemy,
że tu, na tym miejscu, na Westerplatte, we wrześniu 1939 roku grupa
młodych Polaków, żołnierzy, pod dowództwem majora Henryka
Sucharskiego, trwała ze szlachetnym uporem, podejmując nierówną
walkę z najeźdźcą. Walkę bohaterską. Pozostali w pamięci
Narodu jako wymowny symbol. Trzeba, ażeby ten symbol wciąż
przemawiał, ażeby stanowił wyzwanie dla coraz nowych ludzi i
pokoleń Polaków.
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje
też w życiu jakieś swoje "Westerplatte". Jakiś wymiar
zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę,
o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od
której nie można się uchylić. Nie można "zdezerterować".
Wreszcie - jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba
"utrzymać" i "obronić", tak jak to
Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić - dla siebie i
dla innych.
Biskup Kozal, męczennik z Dachau, powiedział: "Od
przegranej orężnej bardziej przeraża upadek ducha u ludzi.
Wątpiący staje się mimo woli sojusznikiem wroga" (ks.
Wojciech Frątczak, Biskup Michał Kozal, w: Chrześcijanie, t. 12).
(...)
Otóż właśnie, drodzy przyjaciele, w takim momencie,
nazwijmy go "momentem Westerplatte", a momentów podobnych
jest wiele, nie stanowią tylko jakiegoś historycznego wyjątku,
powtarzają się w życiu społeczeństwa, w życiu każdego
człowieka. Więc w takim momencie pamiętajcie: oto przechodzi w
twoim życiu Chrystus i mówi: "Pójdź za Mną".
Nie
opuszczaj Go. Nie odchodź. Przyjmij to wezwanie. W przeciwnym razie
może zachowasz "wiele majętności", tak jak ten
młodzieniec z Ewangelii, ale "odejdziesz smutny".
Pozostaniesz ze smutkiem sumienia.
Drodzy przyjaciele!
Pragnę powiedzieć waszym rówieśnicom i rówieśnikom na
różnych miejscach ziemi, spotykając się z nimi na różnych
kontynentach i w różnych krajach, podobnie jak dzisiaj z wami, że
są w Polsce młodzi ludzie, którzy pragną świata lepszego:
bardziej ludzkiego. Świata prawdy, wolności, sprawiedliwości i
miłości.
Pragnę powiedzieć tym waszym rówieśnikom i
rówieśnicom na całym świecie, że są w Polsce ludzie, którzy to
podstawowe pragnienie, mimo wszystkich trudności, starają się
wprowadzić w czyn i uczynić rzeczywistością swych środowisk,
swego Narodu i społeczeństwa.
Pragnę im powiedzieć, że
ludzie ci, ich rówieśnice i rówieśnicy w Polsce, trwają na
rozmowie z Chrystusem: słyszą Jego wezwanie: "Pójdź za Mną",
i wezwanie to starają się stosować do różnych powołań i
"darów", jakie są ich udziałem w Kościele i w
społeczeństwie; że nie chcą rozstawać się z naszym Mistrzem i
Odkupicielem wśród smutku sumienia, ale szukają u Niego wytrwale
mocy i radości, takiej mocy i takiej radości, jakiej "świat
dać nie może" (por. J 14, 27). Jaką daje tylko On: Chrystus -
i Jego Eucharystia.
Żył w obecności Boga
Nasz Dziennik, 2008-06-30
S
anto
Subito
Z ks. infułatem Jerzym Bryłą, duszpasterzem
artystów, kapelanem Bractwa Kurkowego w Krakowie, długoletnim
współpracownikiem ks. kard. Wojtyły, rozmawia Mariusz Kamieniecki
Przez wiele lat był Ksiądz blisko związany z Karolem
Wojtyłą. Kiedy po raz pierwszy spotkał się Ksiądz z przyszłym
Papieżem?
- Pierwszy raz zobaczyłem młodego Karola
Wojtyłę w 1947 r. na dziedzińcu Kurii Biskupiej w Krakowie, kiedy
przygotowywał się do święceń subdiakonatu. Zaintrygowało mnie
Jego wielkie skupienie, powaga i zaduma. Kolega, którego wówczas
odwiedzałem w seminarium, szepnął mi do ucha: "To jest Karol
Wojtyła, najmądrzejszy z naszych kleryków i najbardziej święty".
Opowiedział mi także o wielkim miłosierdziu Wojtyły, który mając
dwie koszule, oddał jedną repatriantowi ze Wschodu, który wraz z
innymi ogołocony powracał ze Związku Sowieckiego. Później
spotkaliśmy się dopiero po 11 latach, w 1958 r., kiedy ks. Wojtyła
został biskupem, a ja jako wikariusz w parafii św. Floriana
przejąłem po nim duszpasterstwo akademickie. Nie ukrywam, że byłem
bardzo przejęty tym, czy sobie poradzę z prowadzeniem młodzieży
po tak wykształconym i mądrym człowieku, o nieprzeciętnej
osobowości. Od czasu do czasu odwiedzał nas ks. bp Wojtyła.
Na
czym polegał fenomen kontaktów ks. Wojtyły, a następnie Jana
Pawła II z młodzieżą?
- Przede wszystkim był to
człowiek autentyczny, o wielkiej osobowości. Tym, czym przyciągał
młodzież, była również szczerość i osobista świętość,
która z niego emanowała. Przyciągał swoim sposobem bycia,
autentyzmem. Jako biskup, kardynał, a przede wszystkim jako Papież
posługiwał się językiem prostym, jasnym, którym docierał do
wszystkich i dzięki któremu - w myśl przepowiedni Słowackiego -
stał się Papieżem ludowym, porywał tłumy. Wszędzie, gdzie się
pojawiał, mocno, zdecydowanie, ale z miłością i troską o
człowieka, głosił prawdę Bożą.
W 1971 r.
zorganizował Ksiądz pierwszy opłatek artystów krakowskich z ks.
kard. Wojtyłą, dając początek corocznym spotkaniom. Jak do tego
doszło?
- Od początku mojej posługi kapłańskiej w
Krakowie uczęszczałem na większość koncertów do filharmonii, a
także na premiery do teatru. Dzięki temu poznałem wielu muzyków,
aktorów. Spotykaliśmy się, rozmawialiśmy na różne tematy,
wzajemnie się ubogacając. Pewnego dnia, w okresie Bożego
Narodzenia, poprosiłem ks. kard. Wojtyłę, czy nie zechciałby
przyjść do nas na opłatek, a On zaprosił nas do siebie. I tak się
zaczęło. Przyszły Papież bardzo przeżywał każdy opłatek z
artystami, słuchał poezji, zwłaszcza Norwida, był także
zafascynowany muzyką wykonywaną podczas minikoncertów w Pałacu
Arcybiskupim. Ludzie się do Niego garnęli.
Po
wyborze na Stolicę Piotrową kontakty z Ojcem Świętym trwały
nadal. Jak wyglądały, czy były częste?
- Szczerze
mówiąc, zawsze rozumieliśmy się bardzo dobrze. Może to zabrzmi
trochę nieskromnie, ale miałem zdolność niejako wnikania w Jego
duszę, a On w moją. Dlatego będąc na inauguracji pontyfikatu,
patrzyłem, jak się czuje na tym nowym stanowisku. Zobaczyłem, że
mimo ogromu zadań, jakie Bóg przed Nim postawił, jest na swoim
miejscu, czuje się dobrze i pewnie pokieruje Kościołem. Później,
przynajmniej dwa razy do roku, gościłem w Rzymie. Byłem też
zapraszany na spotkania z Papieżem, często rozmawialiśmy podczas
posiłków. Lubił mnie i do końca Jego życia byliśmy ze sobą
blisko.
Ojciec Święty, choć odszedł, wciąż żyje
w nas. Jaki Papież obecny jest w sercu Księdza Infułata?
-
Pozostał w moim sercu jako człowiek autentyczny, który
bezgranicznie kochał i był zjednoczony z Panem Bogiem, ale
równocześnie był dla ludzi. Gołym okiem można było dostrzec, że
żyje w obecności Boga. Wszystkie dokumenty apostolskie, encykliki,
adhortacje czy listy do wiernych pisał, klęcząc przed Najświętszym
Sakramentem. To jego wielkie oddanie, zawierzenie Chrystusowi i Matce
Najświętszej sprawiało, że wszystko, co czynił, miało moc
samego Boga. Możemy i powinniśmy się uczyć od Jana Pawła II
świętości, autentyczności, pracy na sobą, bo każdy z nas jest
powołany i może być świętym tak jak On.
Szukał ludzi i jednał ich z Bogiem
Nasz Dziennik, 2008-09-29
S
anto
subito
Z księdzem prałatem Józefem Niżnikiem,
kustoszem sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Strachocinie, asystentem
kościelnym Akcji Katolickiej Archidiecezji Przemyskiej, rozmawia
Mariusz Kamieniecki
Czy pamięć o Janie Pawle II w
Strachocinie jest ciągle żywa? W czym się ona przejawia?
-
Wierni każdej parafii, w tym także w Strachocinie, mają okazję
wsłuchiwać się w słowa duszpasterzy nawołujące do bliższego
poznawania nauki Sługi Bożego. Akcja Katolicka w archidiecezji
przemyskiej organizuje konkursy wiedzy o Papieżu, w których bierze
udział także młodzież naszej parafii. Pamiętamy o Ojcu Świętym
nie tylko od święta, w rocznicę Jego wyboru czy odejścia, ale
także w codziennych modlitwach. Wciąż powracamy do nauki
Największego z rodu Polaków.
Co powinniśmy zrobić,
aby pamięć o Największym z Polaków wiernie zachować i przekazać
potomnym?
- Kościół słusznie podejmuje różnego
rodzaju akcje, które mają na celu zachowanie pamięci Sługi
Bożego. Sądzę jednak, że jeśli chcemy, by pamięć Papieża
przetrwała dla przyszłych pokoleń, konieczny jest także ciągły,
systematyczny powrót do Jego nauczania. Nie można bowiem sprowadzać
czy też ograniczać pamięci o Papieżu jedynie do pomników, tablic
czy nazywania Jego imieniem szkół. Konieczny jest powrót Kościoła
do bogactwa nauki Jana Pawła, którą nam pozostawił podczas
pielgrzymek do Ojczyzny.
Jan Paweł II zostawił po
sobie wielkie dziedzictwo duchowe. Które z przesłań papieskich
jest Księdzu szczególnie bliskie?
- Ojciec Święty w
swoim zaangażowaniu misyjnym przypominał mi Apostoła Narodów -
św. Pawła. Pokazywał, że wiara może się zrodzić poprzez
osobisty kontakt z drugim człowiekiem, do którego trzeba umieć
dotrzeć. Stąd tak liczne pielgrzymki papieskie do tak odległych,
także kulturowo, krajów świata. Jego fenomen polegał na tym, że
nie tylko umiał dawać, ale obserwował i potrafił czerpać.
Organizując konferencje Episkopatów w poszczególnych krajach,
wydając szereg dokumentów, pomagał duszpasterzować biskupom i
kapłanom na wszystkich kontynentach. Przy tym zrodziły się dzieła,
które powracają niejako do sedna Ewangelii. Papież, broniąc
fundamentalnych praw Bożych, pokazał nam, że ewangelizacja nie
może być pozbawiona miłości i życzliwości, ale jednocześnie
musi być wymagająca i oparta na prawdzie. Tym, czym zaskarbiał
sobie serca, były miłość i szacunek do wszystkich ludzi - bez
wyjątku. Nie wahał się postawić na laikat, uczył, że Kościół
to my wszyscy. Wskazywał także, że w drodze do osiągnięcia
świętości każdemu z nas potrzebna jest Maryja. Jako Polak
realizował zamysł naszego Narodu, który trwa dzięki Maryi i który
swoją tożsamość zawdzięcza Matce Bożej.
Spotykał
się Ksiądz z Ojcem Świętym. Proszę o tym opowiedzieć.
-
Wielokrotnie uczestniczyłem w pielgrzymkach papieskich do Polski.
Pamiętam również, jak w 1993 roku podczas wizyty "ad limina
Apostolorum" Jan Paweł II przypomniał biskupom o potrzebie
odrodzenia się na nowo Akcji Katolickiej. W 1997 roku podczas wizyty
papieskiej w Krośnie biskupi zdawali relację z tego, co w tym
kierunku poczyniono. Akcja Katolicka Archidiecezji Przemyskiej
wręczała wówczas w darze Ojcu Świętemu, jako owoc rozwijającej
się inicjatywy, obraz św. Andrzeja Boboli, a ja, jako
odpowiedzialny za Akcję Katolicką w naszej archidiecezji, byłem w
to osobiście zaangażowany.
Ale były też inne,
bardziej osobiste spotkania...
- Owszem, było ich kilka.
Jedno z nich miało miejsce w Auli Pawła VI, kiedy w 1990 roku
byliśmy w Rzymie wraz z siostrami z Japonii. Drugie niezapomniane
spotkanie było już w Castel Gandolfo w 1996 roku, kiedy przebywałem
tam z ks. abp. Józefem Michalikiem. Najpierw odprawialiśmy Mszę
św. z Janem Pawłem II w Jego prywatnej kaplicy, a później, w
bardzo nielicznym gronie, spożywaliśmy śniadanie z Ojcem Świętym.
Papież dużo mówił o sprawach związanych z Akcją Katolicką i o
św. Andrzeju Boboli. Są to momenty niezapomniane i ogromnie dla
mnie ważne, które pozostaną w pamięci na zawsze.
Żył w obecności Boga
Nasz Dziennik, 2008-06-30
S
anto
Subito
Z ks. infułatem Jerzym Bryłą, duszpasterzem
artystów, kapelanem Bractwa Kurkowego w Krakowie, długoletnim
współpracownikiem ks. kard. Wojtyły, rozmawia Mariusz Kamieniecki
Przez wiele lat był Ksiądz blisko związany z Karolem
Wojtyłą. Kiedy po raz pierwszy spotkał się Ksiądz z przyszłym
Papieżem?
- Pierwszy raz zobaczyłem młodego Karola
Wojtyłę w 1947 r. na dziedzińcu Kurii Biskupiej w Krakowie, kiedy
przygotowywał się do święceń subdiakonatu. Zaintrygowało mnie
Jego wielkie skupienie, powaga i zaduma. Kolega, którego wówczas
odwiedzałem w seminarium, szepnął mi do ucha: "To jest Karol
Wojtyła, najmądrzejszy z naszych kleryków i najbardziej święty".
Opowiedział mi także o wielkim miłosierdziu Wojtyły, który mając
dwie koszule, oddał jedną repatriantowi ze Wschodu, który wraz z
innymi ogołocony powracał ze Związku Sowieckiego. Później
spotkaliśmy się dopiero po 11 latach, w 1958 r., kiedy ks. Wojtyła
został biskupem, a ja jako wikariusz w parafii św. Floriana
przejąłem po nim duszpasterstwo akademickie. Nie ukrywam, że byłem
bardzo przejęty tym, czy sobie poradzę z prowadzeniem młodzieży
po tak wykształconym i mądrym człowieku, o nieprzeciętnej
osobowości. Od czasu do czasu odwiedzał nas ks. bp Wojtyła.
Na
czym polegał fenomen kontaktów ks. Wojtyły, a następnie Jana
Pawła II z młodzieżą?
- Przede wszystkim był to
człowiek autentyczny, o wielkiej osobowości. Tym, czym przyciągał
młodzież, była również szczerość i osobista świętość,
która z niego emanowała. Przyciągał swoim sposobem bycia,
autentyzmem. Jako biskup, kardynał, a przede wszystkim jako Papież
posługiwał się językiem prostym, jasnym, którym docierał do
wszystkich i dzięki któremu - w myśl przepowiedni Słowackiego -
stał się Papieżem ludowym, porywał tłumy. Wszędzie, gdzie się
pojawiał, mocno, zdecydowanie, ale z miłością i troską o
człowieka, głosił prawdę Bożą.
W 1971 r.
zorganizował Ksiądz pierwszy opłatek artystów krakowskich z ks.
kard. Wojtyłą, dając początek corocznym spotkaniom. Jak do tego
doszło?
- Od początku mojej posługi kapłańskiej w
Krakowie uczęszczałem na większość koncertów do filharmonii, a
także na premiery do teatru. Dzięki temu poznałem wielu muzyków,
aktorów. Spotykaliśmy się, rozmawialiśmy na różne tematy,
wzajemnie się ubogacając. Pewnego dnia, w okresie Bożego
Narodzenia, poprosiłem ks. kard. Wojtyłę, czy nie zechciałby
przyjść do nas na opłatek, a On zaprosił nas do siebie. I tak się
zaczęło. Przyszły Papież bardzo przeżywał każdy opłatek z
artystami, słuchał poezji, zwłaszcza Norwida, był także
zafascynowany muzyką wykonywaną podczas minikoncertów w Pałacu
Arcybiskupim. Ludzie się do Niego garnęli.
Po
wyborze na Stolicę Piotrową kontakty z Ojcem Świętym trwały
nadal. Jak wyglądały, czy były częste?
- Szczerze
mówiąc, zawsze rozumieliśmy się bardzo dobrze. Może to zabrzmi
trochę nieskromnie, ale miałem zdolność niejako wnikania w Jego
duszę, a On w moją. Dlatego będąc na inauguracji pontyfikatu,
patrzyłem, jak się czuje na tym nowym stanowisku. Zobaczyłem, że
mimo ogromu zadań, jakie Bóg przed Nim postawił, jest na swoim
miejscu, czuje się dobrze i pewnie pokieruje Kościołem. Później,
przynajmniej dwa razy do roku, gościłem w Rzymie. Byłem też
zapraszany na spotkania z Papieżem, często rozmawialiśmy podczas
posiłków. Lubił mnie i do końca Jego życia byliśmy ze sobą
blisko.
Ojciec Święty, choć odszedł, wciąż żyje
w nas. Jaki Papież obecny jest w sercu Księdza Infułata?
-
Pozostał w moim sercu jako człowiek autentyczny, który
bezgranicznie kochał i był zjednoczony z Panem Bogiem, ale
równocześnie był dla ludzi. Gołym okiem można było dostrzec, że
żyje w obecności Boga. Wszystkie dokumenty apostolskie, encykliki,
adhortacje czy listy do wiernych pisał, klęcząc przed Najświętszym
Sakramentem. To jego wielkie oddanie, zawierzenie Chrystusowi i Matce
Najświętszej sprawiało, że wszystko, co czynił, miało moc
samego Boga. Możemy i powinniśmy się uczyć od Jana Pawła II
świętości, autentyczności, pracy na sobą, bo każdy z nas jest
powołany i może być świętym tak jak On.
Czerpał radość życia z wiary
Nasz Dziennik, 2008-06-16
S
anto
subito
Z ks. Piotrem Iwankiem, duszpasterzem
akademickim przy kolegiacie św. Anny w Krakowie, rozmawia Mariusz
Kamieniecki
Ojciec Święty wiele uwagi poświęcał
kształtowaniu ludzi młodych, zbliżaniu ich do Pana Boga poprzez
właściwe relacje z drugim człowiekiem. Czy dzisiejsza młodzież
idzie śladami Jana Pawła II?
- Trudno określić to
jednoznacznie. Na pewno dla wielu jest to inspiracja, postać ciągle
bardzo żywa. Świadczy o tym chociażby niedawna pielgrzymka
środowisk akademickich Krakowa do grobu Sługi Bożego Jana Pawła
II, gdzie widziałem, jak studenci bardzo mocno przeżywali możliwość
nawiedzenia i modlitwy w miejscu, gdzie spoczywają doczesne szczątki
Polaka Papieża. Sądzę, że wielu młodych żyje według wskazań
nauki papieskiej, ale nie można generalizować.
Czym
Jan Paweł II - człowiek starszy, zdobywał sobie tak olbrzymi
autorytet wśród młodzieży?
- Myślę, że decydowały o
tym dwie rzeczy: autorytet i pełna zgodność tego, co głosił, z
tym, jak żył. Współczesne, zawirowane czasy cechuje brak
autorytetów. Młodzież, może trochę podświadomie, wciąż
poszukuje osoby, kogoś, kto wygrał swoje życie, kto umie kroczyć
przez ten zwariowany świat w sposób uporządkowany, poszukuje osoby
autentycznej. Taką osobą, w której nie było rozdźwięku między
słowem a czynem, która wskazywała na Chrystusa, który jest
najważniejszy, był Jan Paweł II.
Organizuje Ksiądz
czuwania modlitewne pod oknem papieskim na Franciszkańskiej. Czym te
spotkania są dla młodzieży?
- Ciągle, niezmiennie
bardzo dużo ludzi chce czuwać przy Papieżu i czuwać razem z nim.
Ludzie chcą przychodzić pod okno papieskie, w ciszy i skupieniu
modlić się w tym wyjątkowym miejscu. Myślę, że jest to ciągle
ważne dla nich, coś, co autentycznie przeżywają w głębi swoich
wnętrz. Staramy się tak organizować te spotkania, by Ojciec Święty
niejako zaistniał przede wszystkim w swoim słowie, w swoim bardzo
czytelnym i jasnym przesłaniu, które kierował zwłaszcza do ludzi
młodych. Przesłanie z 1987 roku o tym, że każdy znajduje w życiu
swoje własne "Westerplatte", czy spotkanie na Skałce,
którego 30. rocznicę będziemy obchodzić w przyszłym roku, a
które dało przecież pomysł organizowania Światowych Dni
Młodzieży, to jasne i przejrzyste wskazania, które zachęcają do
pracy nad sobą i budowania w sobie systemu wartości, których
będziemy bronić i którym będziemy wierni. Idea spotkań pod oknem
papieskim polega na tym, by obok modlitwy w różnych intencjach,
które każdy z nas nosi w swoim sercu, było to także spotkanie z
Janem Pawłem II, m.in. przez Jego słowo.
Które ze
spotkań z Ojcem Świętym utkwiły Księdzu szczególnie w pamięci?
- Zawsze wspominam spotkanie z Ojcem Świętym w campusie
uniwersyteckim Tor Vergata podczas Światowych Dni Młodzieży w
Rzymie w 2000 roku. Jednak najbardziej niesamowite spotkanie
nastąpiło w Krakowie w 1999 roku, kiedy Ojciec Święty zachorował
i nie mógł osobiście przybyć na Błonia. Podczas ulewnego deszczu
to, co szczególnie dało się odczuć, to niesamowita serdeczność
ludzi wobec siebie i łączność z chorym Papieżem.
W
jaki sposób określiłby Ksiądz pontyfikat Sługi Bożego Jana
Pawła II?
- Myślę, że jako czas ukazania radości
wiary. Ojciec Święty pokazywał, że bez względu na to, co Go
spotykało, bez względu na wiek czerpał niesamowitą radość życia
z wiary. Dziś często widzimy - także u ludzi młodych - coś, co
może niepokoić - brak optymizmu. Natomiast Papież parł do przodu
z niesamowitą energią, z radością serca i tym zdecydowanie
zarażał wszystkich.
W Kalwarii żyje duch Papieża
Nasz Dziennik, 2008-06-09
S
anto
subito
Z ojcem Damianem Muskusem OFM, kustoszem
sanktuarium Pasyjno-Maryjnego w Kalwarii Zebrzydowskiej, rozmawia
Mariusz Kamieniecki
Kalwaria Zebrzydowska to
miejsce ściśle związane z biografią Karola Wojtyły. Proszę
opowiedzieć o śladach Jana Pawła II w tym szczególnym dla Niego
miejscu?
- Karol Wojtyła pielgrzymował do Kalwarii od
najmłodszych lat, gdzie wspólnie z ojcem, prawdopodobnie już po
śmierci matki, modlił się przed tronem Kalwaryjskiej Pani. O tym,
że były to bliskie, osobiste relacje młodego chłopca z Matką
Bożą, którą traktował jak swoją matkę, świadczy fakt, że w
1987 r. na stulecie koronacji Cudownego Obrazu ofiarował Jej
Papieską Złotą Różę - mówiąc, że składa ją jako wyraz
wdzięczności za to, kim była i kim nie przestaje być w Jego
życiu. Ślady obecności Papieża widoczne są szczególnie na
Dróżkach Kalwaryjskich. O tym, że ten święty szlak był ważny
dla Sługi Bożego, świadczą chociażby Jego osobiste wypowiedzi,
które kierował do pielgrzymów podczas swoich dwóch wizyt w
sanktuarium, w 1979 i 2002 roku. Wspominał wówczas, że właśnie
na Dróżkach, gdzie rozpamiętywał Mękę Pana Jezusa i
współcierpienie Jego Matki, domadlał sprawy trudne, które
niepokoiły Jego biskupie serce, a które potem w jakiś przedziwny
sposób się rozwiązywały. Ślady Karola Wojtyły widoczne są
także w oratorium - domowej kaplicy, której okno wychodzi na
prezbiterium świątyni, gdzie często i długo w nocy klęczał,
modląc się. Szczególne są także pamiątki, jakie Ojciec Święty
przekazywał stróżom sanktuarium. Obok wspomnianej już Złotej
Róży są to m.in. monstrancja, perłowy różaniec oraz Krzyż
Pektoralny. Ponadto w pokoju papieskim, gdzie wypoczywał, są szaty
liturgiczne, w których sprawował swą ostatnią Mszę Świętą w
Polsce w 2002 r., a także mszał, kielich i kompletny strój
papieski: sutanna, pas, piuska i buty.
Podczas tej
ostatniej wizyty w sanktuarium kalwaryjskim w 2002 r. Ojciec Święty
powiedział: "Proszę, abyście się tu za mnie modlili, za
życia mojego i po śmierci...". Jak ten duchowy testament
realizowany jest obecnie?
- Ojciec Święty tę prośbę
wypowiadał dwukrotnie: w 1979 r. i powtórzył ją w roku 2002.
Ojcowie bernardyni od początku pontyfikatu otoczyli Papieża
szczególną modlitwą. Zaledwie kilkanaście dni po wyborze na
Stolicę Piotrową, w sanktuarium kalwaryjskim zaczęto sprawować
Mszę św. w intencji Papieża o godz. 9.00, która jest odprawiana
do dziś. Oczywiście zmieniały się intencje. Przez blisko 27 lat
modlono się o zdrowie Ojca Świętego, o pomoc Bożą w kierowaniu
Kościołem, natomiast po Jego śmierci zaczęto realizować drugą
część Jego duchowego testamentu. Od dnia, kiedy Benedykt XVI
ogłosił Jana Pawła II Sługą Bożym, a tym samym kiedy rozpoczął
się Jego proces beatyfikacyjny, modlimy się o wyniesienie Ojca
Świętego do chwały ołtarzy. Od momentu wyboru Karola Wojtyły na
Papieża w sanktuarium naszym odprawiono blisko 11 tysięcy Mszy św.,
ofiarując je w Jego intencji. Można powiedzieć, że była to, jest
i pozostanie szczególna intencja w naszym sanktuarium. Ponadto
każdej wiosny i jesieni, w miejscach, które Papież tak bardzo
ukochał, były, są i będą nadal odprawiane Dróżki Pana Jezusa i
Dróżki Matki Bożej w Jego intencji. Każdego dnia o godz. 20.30 w
bazylice odmawiany jest Różaniec zakończony Apelem Maryjnym, który
- podobnie jak modlitwy każdego drugiego dnia miesiąca - ofiarowany
jest w intencji Papieża Polaka. Modlitwa w Jego intencji będzie
zawsze żywa w naszym sanktuarium, a w przyszłości, już po
beatyfikacji, dziękując Bogu za ten wielki pontyfikat i za świętość
Papieża, za Jego przyczyną będziemy prosić o łaski dla kolejnego
Następcy św. Piotra.
Kim dla Ojca był Sługa Boży
Jan Paweł II?
- Był dla mnie przede wszystkim ojcem,
niedoścignionym wzorem modlitwy, umiłowania Boga i drugiego
człowieka. Noszę w pamięci obraz starego, schorowanego Papieża
modlącego się w ciszy kaplicy Matki Bożej Kalwaryjskiej podczas
nawiedzenia sanktuarium w 2002 roku. W pewien sposób ponaglany przez
ceremoniarzy nie zważał na to, że zbliżał się czas rozpoczęcia
Eucharystii, modlił się w ciszy i skupieniu, od czasu do czasu
spoglądając na oblicze Tej, która - jak sam mówił - wychowywała
Jego serce od najmłodszych lat. Ten obraz Papieża zmęczonego,
który niejako resztkami sił chce się z nami podzielić swoją
wielką wiarą i swoją miłością, pozostanie w moim sercu i
pamięci na zawsze.
Prorok cierpienia
Nasz Dziennik, 2008-05-04
S ANTO SUBITO
Z ks. dr.
Henrykiem Nowikiem z Instytutu Filozoficzno-Teologicznego im. Edyty
Stein w Zielonej Górze rozmawia Mariusz Kamieniecki
Proszę
Księdza, czy my, Polacy, możemy się czuć spadkobiercami nauki
Jana Pawła II? Czy Jego przesłania dla wolnej Polski nie idą w
zapomnienie?
- Podczas pielgrzymkowych spotkań z Papieżem
zobaczyliśmy siebie w całej potędze wielkości i odkryliśmy w
sobie autentyczne poczucie jedności. Sługa Boży z głębi naszej
zbiorowej duszy wydobywał wszystko, co przez wieki gromadzili i
pielęgnowali nasi przodkowie: ideę polskości - honor narodowy i
godność osobistą, ducha suwerenności i wolności, a także
nastawienie uniwersalistyczne i przekonanie o posłannictwie wobec
ludów i narodów świata. Obudził w nas ducha solidarności, prymat
wyższych wartości - dobro, prawdę, piękno i religijność z
Maryją, rycerskość, wreszcie słowiańską emocjonalność i
subtelną inteligencję. Wskazywał na sferę etniczno-kulturową
Polaków, trwale zrośniętą z chrześcijaństwem. Nieustannie
umacniał tę więź swoją nauką i modlitwą. Trzeba dołożyć
starań, by nikt z nas nie odcinał się od korzeni, z których
wyrastamy. Tym bardziej że wróg Narodu i Kościoła czuwa. Niszczy
się Kościół za pomocą ludzi z katolewicy medialnej i grup
modernistycznych (liberalistycznych), penetrujących odgórnie
intelektualne struktury Kościoła, oraz wykorzystując zasadę
milczącej apostazji. Temu trzeba się przeciwstawiać.
Podnosząc
z kolan zniewoloną przez komunizm Europę Środkowowschodnią,
Papież uświadomił nam nasze prawa: do wolności, prawdy i
samostanowienia o sobie. Czy umiemy z nich korzystać?
-
Ewangelizując świat, Jan Paweł II w sposób szczególny podkreślał
wrodzoną godność osoby ludzkiej, jako podstawę praw człowieka i
narodów. Apelował do rządów i parlamentów o obwarowanie tych
praw normami prawa stanowionego. W ten sposób burzył komunistyczny
globalizm monistyczny. W tym samym czasie drakońskie restrykcje USA
wobec ZSRS rozkładały ekonomicznie blok wschodni. "Solidarność"
zaś urosła w siłę autorytetem Papieża - obrońcy wolności.
Globalizm komunistyczny przeszedł metamorfozę w globalizm
monistyczny, typu liberalistycznego, przyjmując postać superpaństwa
europejskiego, wbrew referendalnym obietnicom przedakcesyjnym o Unii
państw narodowych. Dziś możemy i powinniśmy korzystać ze
zdobyczy Papieża - z wolności i samostanowienia, oraz z ideałów
"Solidarności", którym na imię niezależność i
samorządność.
Jan Paweł II tchnął w Europę i w
świat ducha solidarności społecznej. Czy sprostaliśmy temu
wyzwaniu?
- Papież zaangażowany w ewangelizację ze
szczególną troską inspirował solidarność społeczną Polski,
Europy i świata. Narodowo-religijny ruch NSZZ "Solidarność"
należało wyposażyć w wymiar ludzkiej pracy, w duchowość
religijną. Papież zamierzał ogłosić tę ideę 15 maja 1981 r., w
90. rocznicę ukazania się encykliki "Rerum novarum" Leona
XIII. Jednak dwa dni wcześniej usiłowano go zabić. W tym
tragicznym czasie niezłomny Papież podpisał encyklikę "Laborem
exercens". Zawarł w niej ideę pierwszeństwa człowieka przed
pracą - przeciw globalizmowi komunistycznemu oraz ideę
pierwszeństwa człowieka przed kapitałem - przeciw globalizmowi
liberalistycznemu. Zaznaczył, że drogą do lepszego świata jest
człowiek - obraz Boga.
Jak wspomina Ksiądz Sługę
Bożego?
- Przechowuję w pamięci spotkania z pielgrzymek
papieskich do Polski, obraz zwycięskiego proroka, który 2 czerwca
1979 r. na placu Zwycięstwa wzywał Ducha Świętego, by odnowił
oblicze polskiej ziemi. Nazajutrz stanął u grobu św. Wojciecha w
Gnieźnie - miejscu pierwszej Unii Europejskiej, i otworzył drzwi
wieczernika dziejów Słowian, dzięki czemu ludy i narody przemówiły
wspólnym językiem "wolności". Dalej zwycięski prorok
stanął przed jasnogórskim tronem Królowej z modlitwą swego życia
"Totus Tuus", mówiąc: "Pozwólcie, że wszystko to
tutaj zawierzę!". Mijał czas, a świat ogłaszał kolejne
zwycięstwa ojca chrześcijaństwa. Łamał się globalizm
komunistyczny, a globalizm liberalistyczny szukał dróg akceptacji.
Na przełomie tych epok, w rocznicę objawień fatimskich padły
strzały na placu św. Piotra, a Papież okazał się prorokiem
niezłomnym, prorokiem cierpienia, który skuty boleścią choroby
skutecznie prowadził Kościół po drogach krzyżowych historii ku
Golgocie swego życia.
Idąc przez świat, niósł dobro
Nasz Dziennik, 2008-04-21
S
anto
subito
Z biskupem polowym Wojska Polskiego gen.
dywizji prof. Tadeuszem Płoskim rozmawia Mariusz Kamieniecki
Od
śmierci Jana Pawła II minęły trzy lata. Czy wypełniliśmy pustkę
po Ojcu Świętym, czy wypełniliśmy Jego testament?
-
Zawsze pozostaje niedosyt, nigdy bowiem nie da się wypełnić w stu
procentach testamentu przodków. Myślę jednak, że po pewnym -
nazwijmy to - zastoju czy zaspaniu pamięć czynów i słów Papieża
odradza się na nowo. Niedawna rocznica, w moim odczuciu, była nowym
ożywczym powiewem Ducha Świętego. Świadczy o tym frekwencja w
kościołach, liczba przystępujących do sakramentu pokuty. To z
kolei dowodzi większej dojrzałości społeczeństwa, która
przychodzi z czasem. Pamięć i Tożsamość - jak pisał w swej
książce Ojciec Święty - zobowiązuje i przypomina zarazem, że
naród, który traci pamięć, nigdy nie będzie do końca zachowywał
swej tożsamości. To jest sztafeta pokoleń, która dotyczy zarówno
czasu, miejsca, faktów, wydarzeń i decyzji życiowych, jak i
pewnych strategii odnoszących się do naszej Ojczyzny. Tym bardziej
powinniśmy przejąć się nauczaniem naszego Wielkiego Rodaka i
korzystać z wektorów, jakie nam wskazał. Polska zawsze powinna być
chrześcijańska, gdzie duch patriotyzmu nie ginie, a Naród posiada
świadomość swojej przeszłości, ale zarazem wyrasta ku
przyszłości zatopionej w nadziei. Dziś, kiedy rozmywa się pojęcie
tożsamości narodowej, zwłaszcza we Wspólnocie Europejskiej, ten
element papieskiego nauczania jest sterem, azymutem, by nie stracić
z horyzontu wartości narodowych i chrześcijańskich.
Które
z papieskich nauk, słów szczególnie utkwiły Księdzu Biskupowi w
pamięci? Które są najbardziej cenne?
- Zawsze
przemawiało do mnie szczególnie to, co Papież mówił do nas po
linii wojskowej, żołnierskiej. W pamięci mam spotkanie z
40-tysięczną rzeszą żołnierzy w Zegrzu Pomorskim. Jan Paweł II,
chyląc czoła przed sztandarem Kompanii Reprezentacyjnej Wojska
Polskiego, przeżywał to bardzo mocno, ale opowiedział o swoich
doznaniach dopiero kilka dni później. Podczas spotkania z ludźmi
kultury i sztuki w Teatrze Wielkim w Warszawie stwierdził, że to,
co przeżył w Zegrzu, było dla niego rezurekcyjnym odkryciem.
Trzeba pamiętać, że żyjąc w kraju okupowanym przez sowiecki
totalitaryzm, przez ponad 50 lat pragnął takiego spotkania w wolnej
Polsce. Przywrócenie ordynariatu polowego w 1991 r., powołanie
pierwszego prawowitego biskupa po dwóch wielkich poprzednikach: ks.
bp. Stanisławie Gallu i ks. abp. Józefie Gawlinie, było ogromnie
ważne i On, syn oficera Wojska Polskiego, doskonale to czuł.
Wspominam też słowa, jakie wypowiedział do młodzieży na
Westerplatte, że każdy w swoim życiu znajduje Westerplatte swoich
własnych wartości, które trzeba nie tylko obronić, ale wobec
których nie wolno zdezerterować. Innym znów razem, niejako w
prorockiej wizji, apelował do młodych, że choćby przyszły czasy,
kiedy inni nie będą od nich wymagać, to sami w imię tych
wartości, które noszą w sercu, muszą ich bronić, co więcej
pomnażać i przekazywać następnym pokoleniom jako ubogacone,
chrześcijańskie i polskie.
Ojciec Święty w
kontaktach z ludźmi w mundurach zawsze wyrażał swoją sympatię
dla tego środowiska. Czy wynikało to jedynie z faktu, że - jak sam
o sobie mówił - "jest synem żołnierza i dlatego czuje się
blisko każdego z was"?
- Papież niemal całe swe
życie był związany z wojskiem, a w kontaktach z ludźmi w
mundurach stale wyrażał swą wdzięczność za ich żołnierski
trud i ofiarę życia. Urodził się w roku wojny
polsko-bolszewickiej, w dzieciństwie stracił mamę i wychowywał Go
ojciec - oficer WP. Podczas spotkania z wojskiem w Radzyminie w
pięknych słowach mówił, że nie mógłby odejść z tego świata,
nie złożywszy hołdu i wdzięczności tym, którzy oddawali swe
życie za wolną i suwerenną Polskę, w czasie, kiedy On przychodził
na świat. Znamienny jest również fakt, że sakramentu chrztu
świętego w farze wadowickiej udzielił przyszłemu Papieżowi ks.
mjr Franciszek Żak, kapelan garnizonu Kraków.
Kim
dla Księdza Biskupa, kapłana, żołnierza był Sługa Boży?
-
Dał się poznać światu jako wielki autorytet moralny. Jednak tym,
co najbardziej uderzało mnie w postawie Papieża, była Jego wielka
prostota, prostota człowieka, do którego każdy miał dostęp. Idąc
przez świat, niósł dobro, jednocześnie pokazywał, czym w
praktyce jest wiara i zaufanie do Boga i szacunek do drugiego
człowieka. Uczył nas, że w imię wdzięczności za to, w co
wyposażył nas Stwórca, powinniśmy żyć prostą, nieskazitelną
wiarą.
Zatopiony w Maryi
Nasz Dziennik, 2008-04-14
S
anto
subito
Z ks. dr. Krzysztofem Tomkiewiczem,
administratorem parafii Holice, diec. Hradec Králové w Czechach,
rozmawia Mariusz Kamieniecki
Kim dla Księdza był
Ojciec Święty Jan Paweł II?
- Bezsprzecznie wielką
osobowością i autorytetem. Jako młodzieniec dorastałem w duchu
pontyfikatu Papieża Polaka i wciąż żywo mam w pamięci to, co
uczynił dla swojej Ojczyzny, ale też dla całego świata. Jego
otwartość, głębia, charyzma, jaką ujmował ludzi - kochał ich,
nie pozostały bez wpływu na moją decyzję o wyborze kapłaństwa.
Z Ojca Świętego biły jakaś przedziwna moc i siła, a zarazem
wielkość, która nie przytłaczała. Przeciwnie - była
przyciągającą siłą miłości.
Który z momentów
pontyfikatu najbardziej utkwił Księdzu w pamięci?
-
Moment zamachu na Ojca Świętego. W tym czasie odbywały się
uroczystości rocznicowe 600-lecia obecności cudownej figury Matki
Bożej Bolesnej w bazylice OO. Dominikanów w Jarosławiu. Służąc
do Mszy Świętej, dowiedziałem się od ojca przeora, że Papież
jest ranny. Zabolało mocno, ale silniejsze od łez było pragnienie
ocalenia Jana Pawła II i modlitwy, jakie zanosiliśmy w tej intencji
przez pośrednictwo Bolesnej Matki.
Który z wątków
nauczania papieskiego miał dla Księdza szczególne znaczenie?
- Myślę, że kult maryjny, a szczególnie encyklika
"Redemptoris Mater", w której Papież wyraźnie zaznaczył,
iż dokonane przez Chrystusa odkupienie potwierdza "niezbywalną
godność i wartość każdej osoby ludzkiej bez względu na jej
wyznanie czy kulturę". Papież, zatopiony od dziecka w Maryi,
ukazał w treści encykliki Jej centralne miejsce i rolę, jaką
odgrywa w Kościele pielgrzymującym. Wskazał, że to macierzyńskie
pośrednictwo Maryi wynika z Jej podwójnego związku z Chrystusem i
Kościołem. Podkreślił, że Bóg obdarzył Maryję pełnią łaski
ze względu na miłość do ludzkości pogrążonej w grzechu, której
miała Ona przynieść Zbawiciela. Nam, Polakom, przypomniał, że w
dziejach Narodu Maryja była i wciąż pozostaje Matką niezwykłą,
do której możemy i powinniśmy się uciekać.
Od
ośmiu lat sprawuje Ksiądz posługę w Czechach. Proszę powiedzieć,
jak tam odbierany jest Jan Paweł II?
- Pracuję w diecezji
Hradec Králové, w parafii Holice - miasteczku liczącym ok. 7,5
tys. mieszkańców. To dobrzy, prawi i wrażliwi ludzie, ale
skomplikowane uwarunkowania historyczne i czasy postępującego
ateizmu pozostawiły na nich swoje piętno. To wszystko sprawia, że
w mojej parafii tylko sto osób uczęszcza do Kościoła. Z
pozostałych wielu jest ochrzczonych, ale niewielu praktykujących.
Do 2006 r. uczyłem w szkole, gdzie na lekcje religii spośród 500
dzieci uczęszczało 9. Teraz jest ich tylko 3 i zajęcia z
konieczności odbywają się na plebanii. To wskazuje, że warunki w
tym kraju są zgoła odmienne niż w Polsce. Po śmierci Papieża w
Holicach, a także w czterech innych kościołach filialnych
przygotowałem ołtarze ku Jego czci. Przypomniałem też w homiliach
historię życia i główne myśli papieskiej nauki. Wśród ludzi,
którzy wierzą i praktykują, odejście Papieża wywołało
poruszenie. Również dzisiaj ludzie ci pamiętają i modlą się o
Jego wyniesienie na ołtarze. Są przekonani o świętości Sługi
Bożego i przez Jego pośrednictwo zanoszą prośby do Boga. Chętnie
też biorą udział w katechezach, które odbywają się po Mszach
wieczornych, gdzie często pojawia się temat życia i nauczania
papieskiego.
Człowiek zawierzenia
Nasz Dziennik, 2008-04-07
S
anto
subito
Z ks. abp. Mieczysławem Mokrzyckim,
koadiutorem archidiecezji lwowskiej, wieloletnim sekretarzem Sługi
Bożego Jana Pawła II i Papieża Benedykta XVI, rozmawia Mariusz
Kamieniecki
Dziewięć lat pracy u boku Ojca Świętego
Jana Pawła II. Jak wspomina Ksiądz Arcybiskup ten czas?
-
Był to szczególny czas łaski w moim życiu i powołaniu
kapłańskim. Mogłem być u boku nie tylko Następcy św. Piotra,
ale też wielkiego człowieka, wielkiego Polaka, Namiestnika
Chrystusowego, który w pełni odzwierciedlał miłość Boga do
człowieka. Sam będąc wielkim człowiekiem, uczył mnie poprzez
Swoją posługę przede wszystkim wielkiego szacunku do innych ludzi.
Nikt, nigdy nie był Mu obojętny i nie miało znaczenia, czy byli to
wielcy, możni tego świata, czy zwykli, prości ludzie. Każdego
zauważył, każdemu poświęcał czas i o każdego troszczył się z
jednakową miłością. Dbał przede wszystkim o dobro duchowe
każdego człowieka, obejmował też troską ludzi samotnych i
chorych.
Z pewnością lata spędzone w najbliższym
otoczeniu Papieża to wielkie wyróżnienie, ale też ogrom
odpowiedzialnej pracy. Na czym polegała rola sekretarza papieskiego
u boku Jana Pawła II?
- Jako drugi sekretarz byłem
odpowiedzialny za Kancelarię papieską. Przygotowywałem Ojcu
Świętemu dokumenty do wglądu, ponadto codzienny przegląd prasy.
Przyjmowałem także niektórych gości, którzy przychodzili do Ojca
Świętego, organizowałem też Msze Święte poranne. Słowem, moim
zadaniem była troska o dobre funkcjonowanie Kancelarii i Domu
Papieskiego.
Jan Paweł II był charyzmatykiem, a
równocześnie intelektualistą. Większość z nas znała Go jednak
tylko z transmisji uroczystości kościelnych, pielgrzymek do Polski.
Ksiądz Arcybiskup jako bliski współpracownik obserwował Go na co
dzień. Jaki był Ojciec Święty w relacjach bezpośrednich?
-
Był bardzo spokojnym, zrównoważonym, ciepłym człowiekiem, a przy
tym niezwykle pogodnym. Był osobą niewiarygodnie zdyscyplinowaną,
wymagał przede wszystkim od siebie, ale także od innych. Miał
harmonogram dnia, którego ściśle przestrzegał i którego się
trzymał. Ta konsekwencja w działaniu pozwalała Mu na dobrą
organizację pracy zawsze, nawet w chorobie, można powiedzieć - do
końca życia. Jednocześnie był człowiekiem dobrotliwym. Wiedzą
to wszyscy, którzy mieli okazję się z Nim spotkać, przede
wszystkim jednak ci, z którymi współpracował, czy to
przedstawiciele Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej, czy my,
osoby z najbliższego otoczenia. Nikt nie odczuwał lęku czy strachu
przed spotkaniem z Ojcem Świętym. Przeciwnie, przychodziło się do
Jana Pawła II z wielkim pokojem, zresztą On sam miał w sobie
pokój, który udzielał się wszystkim dookoła. Stwarzał
atmosferę, w której przy Jego boku mogłem się czuć jak we
własnym domu. Jako podwładny Jana Pawła II życzyłbym wszystkim,
aby ich przełożeni byli tacy jak nasz Ojciec Święty.
A
jaki był Ojciec Święty w relacji do Księdza Arcybiskupa?
-
Można powiedzieć, że był Ojcem. Ojcem wymagającym, ale
jednocześnie swoją postawą i zachowaniem bardzo pouczającym. Był
bardzo dobrym człowiekiem i dobroć tę miałem szczęście odczuć
osobiście.
Niewiele wiemy o codziennej pracy Papieża
skrytej gdzieś w ciszy watykańskich gabinetów. Jak wyglądały
zajęcia Sługi Bożego, dzielił je przecież z modlitwą?
-
To prawda, modlitwa i relacje z Panem Bogiem zawsze były na
pierwszym miejscu. Ojciec Święty kładł się późno i wstawał
bardzo wcześnie. Mszę Świętą w swojej prywatnej kaplicy, na
którą zapraszał gości, poprzedzała modlitwa i rozmyślanie. Po
Mszy Świętej i dziękczynieniu spotykał się na chwilę ze swoimi
gośćmi i spożywał śniadanie. Potem jeszcze raz wracał do
kaplicy, a następnie przygotowywał się do audiencji, do spotkań
lub pracował w swojej bibliotece. Przygotowywał homilie,
przemówienia, pisał listy pasterskie, prywatne, ale także
encykliki czy inne ważne dokumenty. Każdego dnia od godz. 11.00 do
13.30 były oficjalne spotkania, potem zaś obiad, na który zawsze
zapraszał najbliższych pracowników Kurii Rzymskiej lub innych
gości. Po południu, po chwili odpoczynku, Ojciec Święty
przeglądał czasopisma, po czym znów wracał do pracy. Tak było do
18.00, kiedy przez godzinę spotykał się z najbliższymi
współpracownikami. Jan Paweł II miał zawsze czas na modlitwę,
Koronkę do Miłosierdzia Bożego, Nieszpory, a w piątek na
odprawienie Drogi Krzyżowej. W każdy czwartek była Godzina Święta,
a przez cały rok codziennie adoracja Najświętszego Sakramentu.
Wieczorem po kolacji, na której zazwyczaj też spotykał się z
zaproszonymi gośćmi, była Kompleta, Apel Jasnogórski o godz.
21.00, a potem ok. 23.00 Ojciec Święty udawał się na odpoczynek.
Trzecia rocznica śmierci Jana Pawła nieuchronnie
prowadzi nas ku rozważaniom na temat wpływu, jaki wywarł On na
oblicze świata, a także na sposób, w jaki sprawował posługę
papieską. Towarzyszył Ksiądz Arcybiskup w pielgrzymkach,
spotkaniach Papieża z ludźmi. Czym Ojciec Święty zdobył sobie
tak wielki autorytet moralny, czym zaskarbił sobie ludzkie serca?
- Jan Paweł II miał szczególny charyzmat i był człowiekiem
zawierzenia. Myślę, że poprzez modlitwę Bóg udzielał mu
wielkiej łaski umiejętności docierania do każdego człowieka.
Pomocna w tych relacjach była wielka pokora Papieża, skromność, a
jednocześnie zdolność do przenikania swoją duchowością, a także
wiedzą, do ludzkich serc. To wszystko sprawiało, iż bez trudu
docierał do każdego, każdego zauważał i do wszystkich kierował
Słowo Boże. Był Ojcem, który upomina się o wszystkie swoje
dzieci, a w szczególności o najbiedniejszych, chorych i samotnych.
W ten sposób wszyscy czuli się ogarnięci miłością naszego Ojca
Świętego.
Jako Polacy czuliśmy się szczególnie
wyróżnieni, że nasz rodak piastuje najwyższy urząd w Kościele.
Proszę powiedzieć, jakie znaczenie pontyfikat Jana Pawła II miał
dla Polski i dla nas, Polaków?
- Był to powiew Ducha
Świętego, wiatr prawdziwej wolności serc i umysłów po latach
zniewolenia. Wszyscy pamiętamy, w jakim układzie politycznym
znajdowała się Polska w 1978 r., a Ojciec Święty wlał w nasze
serca nadzieję, otuchę, odwagę, a jednocześnie zapoczątkował
wielką wewnętrzną przemianę Polaków. Szczyciliśmy się, że ten
Papież, tak Wielki Papież, pochodzi z Polski. Ojciec Święty
kochał nas, ale też od nas wymagał. Tak było podczas każdej z
pielgrzymek do Ojczyzny, gdzie wzywał nas do wierności Panu Bogu,
pobudzał patriotyzm w sercach, studził emocje, zachęcając
jednocześnie do jeszcze bardziej wzmożonego wysiłku na rzecz
budowy ojczystego domu.
Jan Paweł II odmienił świat,
ludzkie serca. Odmienił też oblicze Watykanu, który zarówno za
życia, jak i po śmierci Sługi Bożego stał się jeszcze bardziej
otwarty na pielgrzymów z całego świata nawiedzających Jego grób.
Czy mamy zatem do czynienia z Watykanem dwóch Papieży?
-
Każdy Papież jest inny, ma swój własny dar od Boga, charyzmat,
ale jednakowoż poświęca go dla szerzenia większej chwały Bożej.
Niektórzy mówią, że za Benedykta XVI Watykan nawiedza więcej
pielgrzymów, inni z kolei twierdzą, iż to Sługa Boży Jan Paweł
II przyciąga tak wielkie rzesze. Myślę, że rola zarówno jednego,
jak i drugiego Papieża jest tu bardzo ważna i potrzebna w budowaniu
tego wielkiego autorytetu posługi Piotrowej.
Czy
sposób sprawowania posługi Piotrowej przez Jana Pawła II wpłynął
znacząco na "model" papiestwa Benedykta XVI?
- Z
pewnością tak. Ojciec Święty Benedykt XVI przez długie lata był
jednym z najbliższych współpracowników Jana Pawła II, od którego
też wiele zaczerpnął. Trzeba też pamiętać, że ks. kard.
Ratzinger był teologiem o wielkim autorytecie, prefektem Kongregacji
Nauki Wiary, i poprzez swoje zdolności i charyzmat pragnie
realizować misję posługi Piotra, jaką powierzył mu Chrystus.
Księże Arcybiskupie, kim dla Księdza osobiście był
Jan Paweł II?
- Trudno to wyrazić w kilku słowach, ale
to, co płynie z głębi serca, to przede wszystkim ogromna
wdzięczność wobec tego wielkiego człowieka, świętego człowieka,
osoby, od której nauczyłem się życia kapłańskiego, życia
modlitwy, dobroci, miłości, pokory i człowieczeństwa. Czas
spędzony w otoczeniu Sługi Bożego był dla mnie czasem łaski i
najpiękniejszą szkołą życia, za którą Bogu dziękuję.