POZNAJEMY TWÓRCZOŚĆ WANDY CHOTOMSKIEJ
Brązowa piosenka
Kasztany są brązowe
ten kolor lubi wielu.
Prawdziwek w starym borze
brązowy ma kapelusz.
Brązowy dym w oddali,
brązowy w ZOO miś,
a kiedy się opalisz
brązowy będziesz dziś.
Brązowy mały szczeniak,
brązowe buty nowe,
- a konie?- zmieńmy temat!
-też często są brązowe.
Nie żaden to przypadek
brązowy świeży chleb.
-Gdy wcinasz czekoladę
brązowa bywasz też!
Brązowo w ciepłych krajach
pustynia w słońcu świeci
na przykład na Hawajach
brązowe wszystkie dzieci.
Brązowy chrust pod lasem,
brązowy mały jeż,
wakacje tuż za pasem-
brązowy będziesz też!
Czy tutaj mieszka Królewna Śnieżka?
W siódmym lesie domek stał,
właścicieli siedmiu miał.
Rosło nad nim siedem drzew
i o siódmej rano co dzień słychać było śpiew
śpiew, śpiew, śpiew:
Czy tutaj mieszka królewna Śnieżka?
Bo jeśli mieszka, jeśli mieszka, to niech wstanie.
Słoneczko chodzi po leśnych ścieżkach
i krasnoludki już czekają na śniadanie.
Siedem bułek każdy jadł
i ruszały zaraz w świat,
a po przyjściu w siódmy las
siedem razy powtarzały w kółko raz po raz,
po raz, po raz, po raz:
Czy tutaj mieszka królewna Śnieżka?
Bo jeśli mieszka niech się w domku zamknie teraz
na siedem klamek i siódmy zamek
i niech nikomu absolutnie nie otwiera!
Dalszy ciąg już każdy zna:
czarownica przyszła zła,
zapukała ciach, ciach, ciach,
a ta Śnieżka już w otwartych stoi drzwiach!
drzwiach! drzwiach! Ach!
Czy tutaj mieszka królewna Śnieżka?
Ach, już nie mieszka, już nie mieszka, witaj smutku!
A wszystko przez to, a wszystko przez to,
że nie słuchała, nie słuchała krasnoludków.
Bo chociaż małe, bo chociaż tycie,
lecz rozum w głowie mają wcale nie malutki.
I znają życie, i znają życie,
więc postępujcie jak wam radzą krasnoludki!
I to jest to!
I to jest to, i to jest to
co cieszy nas najwięcej,
więc raz, dwa, trzy
na przyszłe dni
umówmy się w piosence,
podajmy sobie ręce,
umówmy się w piosence
to jest to i to jest to!
Pa, pa, pa-ra pa,
pa,ra, pa, pa, pa, pa, pa, pa
pa, pa, ra, pa, pa, pa,
pa, ra, pa, pa, pa, pa.
Wyśpiewamy światu radość,
wyśpiewamy miłość
żeby serce świata
młodym rytmem biło.
Świat odmłodzić- to jest pomysł!
Dobry pomysł nie jest zły!
Odmłodzimy świat piosenką-
będzie młody -tak jak my!
I to jest to, i to jest to,
bo o to przecież chodzi,
by stary świat piosenką tą
o parę lat odmłodzić,
piosenką świat odmłodzić.
Nam o to przecież chodzi
to jest to i to jest to!
Pa, pa, pa, ra, pa,...
Najlepiej razem!
Kiedy jesteś sam jak palec, sam jak palec
świat wygląda dość ponuro i paskudnie,
bo o smutki, bo o smutki dużo łatwiej,
a o radość, a o radość znacznie trudniej.
Najlepiej razem, najlepiej razem
cieszyć się książką, piosenką, obrazem
i z przyjacielem dzielić każdą swoją myśl
najlepiej razem, zawsze razem, tak jak dziś!
Kiedy jesteś wśród przyjaciół, to wiadomo-
w trudnych chwilach na drugiego możesz liczyć,
bo jak nawet skrzydła trochę ci oklapną,
to przyjaciel własnych skrzydeł w mig pożyczy.
Najlepiej razem, najlepiej razem
cieszyć się książką, piosenką, obrazem
i z przyjacielem dzielić każdą swoją myśl
najlepiej razem, zawsze razem, tak jak dziś!
Nie deptać stokrotek!
Idziemy w tym marszu wciąż naprzód i naprzód,
a tutaj stokrotka pod płotem.
Ostrożnie kochani, nie włazić butami!
Uwaga! Nie deptać stokrotek!
Nie deptać stokrotek pod płotem,
bo chociaż stokrotka maleńka,
to w każdej jest nuta piosenki
i w każdej poezji kropelka.
I człowiek się czuje bogatszy
przez taki maleńki kwiatuszek.
Dlatego rzucamy dziś hasło:
Nie deptać stokrotek i wzruszeń!
Stokrotka jest mała, stokrotka nieśmiała,
musimy stokrotkom pomagać.
Niech cieszą się słońcem, niech kwitną na łące.
Nie deptać stokrotek! Uwaga!
Nie deptać stokrotek!
Nie wolno zapomnieć - to ważne ogromnie,
to serce dyktuje ten protest -
na wielkim afiszu stokrotkę narysuj.
Uwaga! Nie deptać stokrotek!
Nie deptać stokrotek!
Parasole od łez
Kiedy ktoś zabrał ci to , co kochasz
nie łam się, nie właź w kąt i nie szlochaj.
Nie bój się, w górę nos, trzymaj fason!
Jasne? Tak! Proste? Tak! Jak parasol!!!
Parasole od łez, parasole od łez
i już żegnasz się z mokrą chusteczką.
Jak masz taki parasol- w górę nos, trzymaj fason
i dla ciebie zaświeci słoneczko!
Jeśli ktoś zabrał ci skarb największy
idź i walcz o ten skarb, a zwyciężysz.
Nie bój się, w górę nos, trzymaj fason!
Jasne? Tak! Proste? Tak! Jak parasol!!!
Parasole od łez, parasole od łez-
w żagiel może zamienić się każdy
Jak masz taki parasol- w górę nos, trzymaj fason
Hej żeglarze, żagle na maszty!
Z krasnalem jest dobrze
Z krasnalem jest dobrze
w przedszkolu i w domu,
bo zawsze we wszystkim
potrafi dopomóc.
Jest zawsze przy tobie
czy w słońce,
czy w deszcz.
W kieszonce go nosisz,
bo swoje już wiesz.
Z krasnoludkiem nawet
ciemna noc jest jasna
bardzo jasna, bardzo jasna,
bo weselej iść przez świat,
gdy jest z tobą taki skrzat,
taki śmieszny i pocieszny mały krasnal.
Pamiętaj, że krasnal
pięć klepek ma w głowie,
więc w szkole ci także
nie jedno podpowie.
W tornistrze do szkoły
codziennie go nieś.
Tornister jest lżejszy,
gdy krasnal w nim jest.
Z krasnoludkiem nawet
ciemna noc jest jasna
bardzo jasna, bardzo jasna,
bo weselej iść przez świat,
gdy jest z tobą taki skrzat,
taki śmieszny i pocieszny mały krasnal.
Tak prędko się rośnie,
wyrasta się z ubrań,
już spodnie za krótkie,
za ciasna wiatrówka.
Już dziecko nie dziecko,
już z chłopca jest chłop.
Kochany, zaczekaj!
Zastanów się! Stop!
Z krasnoludka nigdy w życiu nie wyrastaj!
Nie wyrastaj, nie wyrastaj!
Bo weselej iść przez świat,
gdy jest z tobą taki skrzat,
taki śmieszny i pocieszny
mały krasnal.
Kabaret na jednej nodze
K o n f e r a n s j e r
Mają festiwale Sopot i Opole,
lecz jeszcze nie było festiwalu w szkole.
Każdy się zabawi, każdy się rozerwie,
raz-dwa i robimy "Festiwal na przerwie".
Sponsorem festiwalu
jest Kabaret HORROREK.
Który z piosenkarzy pierwszy się odważy,
tego dziś publiczność brawami obdarzy.
(Wchodzi piosenkarz lub piosenkarka. Śpiewa na melodię "Krakowiaczek jeden", ew. gra na gitarze. W trakcie śpiewania pojawiają się kolejne koniki galopujące na szczotkach do zamiatania. I tak 1 - ubrany w nocną koszulę i czepek, 2 - ma czapkę bejsbolówkę i napis: "wagary", 3 - w kominiarce, czarnych okularach, z pistoletem, 4 - z talią kart, 5 - z butelką po piwie, 6 - ma napis na koszulce: "Precz z nauką", 7 - cały oblepiony cyframi 2.)
P i o s e n k a r z
- Na mój skromny występ proszę uroczyście,
zaśpiewam piosenki o pewnym hobbyście.
Krakowiaczek jeden, o przezacna dziatwo,
miał siedem koników, co wyliczyć łatwo.
Pierwszym z tych koników było długie spanie,
jeszcze o dziesiątej leżał na tapczanie.
A ten drugi konik, krakowiaczek ci ja
jak była klasówka, to szkołę omijał.
Niegłupim konikiem był i konik trzeci
wszystkie kryminały oglądał, jak leci.
W gronie tych koników był i konik czwarty,
bo nasz krakowiaczek lubił pograć w karty.
A ten piąty konik, krakowiaczek ci ja
to nie czytał książek i piwo popijał.
A ten szósty konik, czyli szóste hobby,
to polegał na tym, że lekcji nie robił.
A ten siódmy konik, ozdoba kolekcji
to zbieranie dwójek* podczas każdej lekcji.
Krakowiaczku jeden, przestań wreszcie brykać
dokąd chcesz zajechać na takich konikach?
K o n f e r a n s j e r
- Żegnamy artystę i jego asystę,
prosimy o brawa i kończymy występ.
A ja, po tej końskiej dawce koników,
z Konferansjera zmieniam się w końferansjera.
Ale afera!
(Rży końskim śmiechem i galopem zjeżdża ze sceny.)
Motyle
W szarych miastach
szary beton, szary asfalt.
W szarych miastach
szare dymy aż do nieba.
Nie ma miejsca dla motyli
w szarych miastach,
a tak mało, tak niewiele im potrzeba.
Taki motyl
to ma skromne wymagania
nie je masła
ani mięsa, ani chleba,
nie potrzeba mu mieszkania
i ubrania, i
inwestować w niego wcale nie potrzeba.
Ludzie mówią,
że to tylko zwykły owad,
a to przecież
do krainy czarów bilet,
wstęp do bajki
i przygoda kolorowa,
więc pomyślcie o motylach choć przez chwilę.
Dla motyli
trzeba miejsce zrobić w miastach
i odkurzyć zakurzony błękit nieba,
żeby słońcem i kwiatami
zakwitł asfalt, tylko tyle i nic więcej już nie trzeba.
DZIEŃ DOBRY, SZKOŁO -.
Muz.: Michał Mokrzyc
1. Lekko na sercu, choć ciężki tornister,
jeśli chcesz poznać jak piękny jest świat?
Otwartą głowę i oczy miej bystre,
weź w rękę książkę i bądź z nią za pan brat.
Ref.:
Dzień dobry, szkoło,
wchodzimy znów do twoich klas
i szkolny dzwonek jak werbel marsza gra.
Znajome kąty wesoło też witają nas,
dzień dobry, szkoło wakacji minął czas!
2. Czekają na nas równania i słówka,
lody Grenlandii, pustynia i żar ...
Czeka nas tutaj niejedna klasówka,
cisza na lekcjach i dużej przerwy gwar!
Ref.: Dzień dobry, szkoło ...
AUTOPORTRET
Matejką to ja nie jestem -
malować nie potrafię
i bardzo kiepsko, niestety,
wychodzą mi fotografie.
Choć pstrykam z wielkim zapałem,
zawsze pękają klisze,
więc może lepiej będzie,
jak ja nie namaluję
i nie sfotografuję,
tylko po prostu opiszę:
Szatynka. Oczy piwne. Siedem piegów na nosie.
Metr sześćdziesiąt dwa wzrostu. Waga - 58.
Znaki szczególne?... W zimie nie mam szczególnych znamion,
a gdy nadchodzi wiosna - skrzydła mi rosną u ramion.
Chociaż jestem dorosła, muszę wyznać ze wstydem,
że dorośli nie mają zrozumienia dla skrzydeł.
Głupia sprawa, naprawdę - człowiek jedzie tramwajem,
człowiekowi spod palta skrzydło trochę wystaje
i już komuś zawadza, i już komuś przeszkadza,
już mandatem mi grożą, już wołają: - Gdzie władza?
Niech nam pani przed nosem tak nie macha skrzydłami,
bo te skrzydła nikomu niepotrzebne są na nic! -
Więc uciekam do dzieci, tak jak do was na przykład.
Jak się macie, kochani? Przyleciałam na skrzydłach!
POLONEZ
Polonezem wchodzą drzewa w polską jesień
śpiew tej ziemi w swoich liściach każde niesie.
Przez ogrody, przez aleje i przez pole
idą brzozy, idą klony i topole.
A te klony ustroiły się bogato,
a te brzozy wplotły w warkocz babie lato.
Idą wiązy, idą buki i jesiony,
szczerym złotem wyzłocone po konary.
Koralami zaświeciła jarzębina,
dąb żołędzie do gałęzi poprzypinał.
Idą drzewa - słońce w liściach każde niesie,
polonezem wchodzą drzewa w polską jesień.
PLECAK NA PLECACH -
Muz.: Michał Mokrzyc
Był plecak na plecach
i były walizki,
a teraz już lekcje skończone.
Tornistry i teczki czekają na wszystkich
i zaraz zawoła nas dzwonek.
Czy w tornister, czy też w teczkę,
weź wakacji choć troszeczkę.
Nie zostawiaj w plecaku
tego słońca od Tatr,
weź piosenkę od ptaków,
zapach morza i wiatr.
Nie zostawiaj w plecaku
barwy nieba i zbóż,
kolor chabrów i maków
między książki dziś włóż.
Nie zostawiaj w plecaku
blasku słońca i gwiazd,
do tornistra zapakuj
smak poziomek i las.
Czy w tornister, czy też w teczkę,
weź wakacji choć troszeczkę.
ULICZKA TABLICZKI MNOŻENIA
Wśród ulic tysiąca jest jedna uliczka,
A na tej uliczce jest jedna tabliczka.
Kto tędy przechodzi, ten nie bez zdziwienia
Spostrzega, że jest to TABLICZKA MNOŻENIA.
Mieszkańcy uliczki bez żadnej pomocy
Wciąż mnożą i mnożą od rana do nocy.
A ledwie się zbudzą i oczy otworzą,
Od rana do nocy znów mnożą i mnożą.
Miejscowa krawcowa
Zdyszana, zziajana
Spódnice i bluzki
Mnożyła od rana.
Piekarze mnożyli
Rogale i bułki,
Aptekarz - lekarstwa,
Pastylki, pigułki.
Stolarze ciosając
Deseczki i kołki
Mnożyli stoliki,
Krzesełka i stołki.
Kucharki nie jadły,
Nie spały, nie piły
I tylko bez przerwy
Omlety mnożyły.
Szewc - buty, rzecz jasna,
Zegarmistrz - zegarki,
Hodowca kanarków
Zaś mnożył kanarki.
Mieszkańcy uliczki TABLICZKI MNOŻENIA
Nie znali, niestety, zupełnie dzielenia.
Więc chociaż po uszy wszystkiego już mieli,
To jeden się z drugim nie umiał podzielić.
Szewc chodził po świecie
zupełnie jak struty,
od kiedy na obiad
zjadł męskie półbuty.
Zegarmistrz na nogi
zakładał zegarki,
w omlety ubrane
chodziły kucharki.
Dwie bluzki jedwabne
połknęła krawcowa,
gdy kiedyś okropnie
bolała ją głowa.
Piekarze nie mieli
w swych domach foteli,
więc ilu ich było,
na bułkach siedzieli.
A stolarz gdy chodził,
uginał się nisko,
bo zamiast zegarka
miał stolik z dewizką.
Aż wreszcie uliczkę zamknęli na kluczyk
i poszli do szkoły dzielenia się uczyć.
KRAINA FANTAZJI
Ze wszystkich podróży najbardziej lubię podróże
po liniaturze. Kiedy miałam tyle lat co Wy, podróżowałam
przez baśnie Jana Christiana Andersena i wiersze dwóch wspaniałych
poetów - Jana Brzechwy i Juliana Tuwima - do miejsc, które oni pierwsi odkryli.
A teraz, moi mili, zapraszam Was w strony odkryte przez mnie.
Kto lubi podróże,
te małe i duże,
niech prędko korzysta z okazji -
przez rymki i rymy
za chwilę ruszymy,
przed nami -
KRAINA FANTAZJI
NASZ TATA -
Muz.: Adam Markiewicz
Ten nasz tata
To dopiero fajny facet,
Nie chciał draki,
Więc dzieciaki
Wziął na spacer.
Dobrze z tatą iść
Teraz pewnie dla ochłody
Zaprowadzi nas na lody,
Zimne lody dla ochłody
To jest myśl!
Choć nasz tata
Robi strasznie duże kroki
I nie patrzy
Wcale na nas,
Lecz w obłoki ...
Chociaż tata wcale nas nie słucha,
Bo mu słońce
Właśnie szepce
Coś do ucha ...
Dobrze z tatą iść ..
WIERSZ O PIWIE I LOKOMOTYWIE
Pewien kolejarz miał moc roboty,
musiał napoić sześć lokomotyw.
Pięć lokomotyw piło jak smoki
wody strumienie, wody potoki,
a ta ostatnia, właśnie ta szósta,
rzekła, że wody nie weźmie w usta.
Biedny kolejarz, rwąc włosy z brody,
pytał ją: - Czemu nie chcesz pić wody?
Czym cię napoję, lokomotywo?
A ona na to: - Mam chęć na piwo! -
Wypiła browar piwa bez mała,
przez dobry kwadrans potem wzdychała,
wreszcie sapnęła: - Więcej nie mogę... -
I dysząc ciężko ruszyła w drogę.
Jedzie po szynach lokomotywa,
Cała się kiwa od tego piwa.
Chciała zagwizdać na szyn zakręcie,
Lecz gwizd się zmienił
W straaaaaaszne ziewnięcie.
Wlecze się, wlecze koło przy kole,
ciężko, ospale, jak mucha w smole,
gnuśnie, leniwie, sennie, mozolnie,
coraz to wolniej, wolniej i wolniej...
Wreszcie na bocznym torze stanęła,
ślepia zamknęła, no i zasnęła.
Śpi tam spokojnie już cztery doby,
na różne przy tym chrapiąc sposoby.
Bo tak to bywa z lokomotywą,
co zamiast wody popija piwo.
DZIURKI W SERZE
Wielka mnie ciekawość bierze -
skąd się biorą dziurki w serze?
Myślę o tym na spacerze,
myślę, kiedy w łóżku leżę,
przy obiedzie, przy deserze -
skąd się biorą dziurki w serze?
Przypuszczenia różne mnożę -
może ktoś je wyciął nożem?
Może to są skutki dłuta?
Może piła była tutaj?
Nie?
No to może jest maszyna,
co te dziurki tak wycina,
nie?
Ser dziurawy jest jak sito -
może dziurki czymś wybito?
Może strzelał z dwururki
i wystrzelał w serze dziurki?
Może winić trzeba ptaki,
że ten ser dziurawy taki?
Może dzięcioł dziobem pukał?
Może to jest wina kruka?
Może wróble albo gile
wydziobały dziurek tyle?
Nieee?
No to może jakieś zwierzę
buszowało po tym serze?
Może najeżone jeże
urządziły tu wieczerzę?
Może z ZOO przyszedł tygrys?
Może lew te dziurki wygryzł?
Także nie?
Wymyśliłam przyczyn sporo,
skąd się dziurki w serze biorą
i wciąż słyszę: - Nie! - i - Nie!
No więc proszę - kto z was wie?
Niech zabiorą głos eksperci,
kto te dziurki w serze wierci.
Ja - we wszystko wam uwierzę,
nawet w krasnoludka w serze.
TROJAK
Siedzę od rana przy telefonie
i dzwonię,
dzwonię,
dzwonię,
dzwonię.
Do wszystkich górników,
do kopalni w Bytomiu, w Rybniku,
do Gustlika z kopalni "Wujek",
do Karlika, co węgiel fedruje,
do sztygarów z Będzina, z Bielszowic,
do Sosnowca, do Zabrza, Katowic.
Halo! - wołam. - Co słychać u was? -
i słuchawka w ręku mi fruwa,
i telefon zaczyna mi skakać.
Co tam słychać?
Słychać trojaka!
Dzisiaj święto górnicze, Barbórka,
wystroiło się całe Zagłębie,
rozśpiewały się śląskie podwórka,
zatańczyły na niebie gołębie.
Tańczy tata i mama, i córka -
od starzyka do przedszkola
wszyscy tańczą bo dzisiaj Barbórka,
i śpiewają śląskiego trojaka!
Podskoczyło pióro do ręki,
zatańczyły trojaka wiersze:
W dniu Barbórki
wszystkim górnikom
przesyłamy życzenia najszczersze!
MOJE ZWIERZAKI
Nie cierpię klatek. Nie chodzę do ZOO, bo nie mogę patrzeć
na zwierzęta w klatkach. Jedyne klatki jakie toleruję to klatki
schodowe. A zwierzaki lubię wszystkie. To znaczy - prawie wszystkie,
bo pchły i komary też przecież zaliczamy do zwierząt.
Gdybym miała wielki dom z ogrodem, z palmami, kokosami i bananami,
mieszkałyby tam ze mną psy i koty, konie i słonie, krowy
i cielaki, i w ogóle - te wszystkie zwierzaki, które opisałam
w wierszach i te, których nie zdążyłam jeszcze opisać.
Byłyby nawet tygrysy. Oczywiście takie, które jadłyby
tylko irysy...
A teraz, dziewczynki i chłopaki,
przedstawiam Wam -
MOJE ZWIERZAKI
SPACER Z PSEM
Idziemy sobie z psem.
Dokąd?
A bo ja wiem?
Może tam, gdzie na każdym zagonie
rośnie salceson przy salcesonie,
gdzie serdelki kwitną na drzewach,
gdzie kabanos dojrzewa i śpiewa,
gdzie na klombach z pasztetów i klopsów
sztuka mięsa uśmiecha się do psów,
gdzie szynkowa, różowa jak róża,
swym zapachem psie nosy odurza
i gdzie lasy,
na przekór wszystkim lasom,
wcale nie pachną jałowcem,
tylko jałowcową -
wędzoną kiełbasą...
Ciągnie psa do lasu
i do tych psich słodyczy,
i tam właśnie mój pies
prowadzi mnie dzisiaj na smyczy.
KRÓL JAMNIKÓW
Martwił się Król Jamników,
martwił się, biedak, głęboko -
dlaczego do innych królów
mówi się Wasza Wysokość?
Aż wreszcie tupnął nogą
i kazał swoim sługom,
żeby do niego odtąd
mówili: - Wasza Długość.
PIES NA MEDAL -
sł.: Wanda Chotomska
muz.: Adam Markiewicz
Gdy był mały, to znalazłem go w ogródku
I wyglądał jak czterdzieści dziewięć smutków.
Taki mały, taki chudy, nie miał domu, nie miał budy,
Więc go wziąłem, przygarnąłem, no i jest!
Ref.:
Razem ze mną kundel bury
Penetruje wszystkie dziury.
Kundel bury!
Kundel bury!
Kundel bury, fajny pies!
Gdy jest obiad, to o kundlu najpierw myślę,
Gdy jest brudny, to go najpierw kąpie w Wiśle.
Ma mundurek, ma obrożę i wygląda nie najgorzej,
Chociaż czasem ktoś zapyta: co to jest?
Ref.: Razem ze mną ...
Ludzie mają różne kundle i jamniki,
Ale ja bym nie zamienił tam się z nikim.
Tylko mam troszeczkę żalu, że nie dadzą mu medalu,
bo mój kundel, to na medal przecież jest
ALE CYRK
Kiedy byłam mała, uwielbiałam cyrk. Najbardziej podobała
mi się pani tańcząca na linie. Trzymała parasolkę
i wyglądała tak jakby fruwała nad areną. Jak wielki
kolorowy motyl. Chciałam pójść w jej ślady
Chciałam zostać cyrkówką. Więc zaczęłam
trenować,
a ponieważ nie miałam liny, ćwiczyłam na poręczy
mostku nad rzeką Utratą. Z liściem łopianu w ręku,
bo parasolki też nie miałam. Jak utraciłam nad tą
Utratą równowagę, zrobił się wielki chlup i jeszcze
większa awantura rodzinna...
Nie zostałam cyrkówką. Ale z dziecinnych marzeń coś
jednak zostało - linę z nad cyrkowej areny zamieniłam
w linijki wierszy i robię co mogę, żeby z nich nie zlecieć.
ŻONGLER
Są tacy,
co nie wierzą
w latające talerze.
A ja wierzę.
Żongler nimi żonglował -
talerze w powietrzu fruwały,
żaden na ziemię nie spadł,
wszystkie dzieci widziały.
A gdy spytały żonglera:
Szanowny panie żonglerze,
gdzie się pan tak nauczył
rzucać i łapać talerze?
To żongler mrugnął okiem
i patrząc na chłopaków
powiedział:
Trenowałem
u mamy, przy zlewozmywaku.
AKROBACJE NA TRAPEZIE
Foka na trapez nie wlezie,
królik na trapez nie wlezie
i miś na trapez nie wlezie,
i lew na trapez nie wlezie,
i koń na trapez nie wlezie,
i słoń na trapez nie wlezie,
więc kto robi sztuki na trapezie?
Małpka - najlepsza akrobatka,
małpka - brązowa jak czekoladka.
A inni patrzą zezem
i stoją pod trapezem.
ZBÓJNICKI
W murowanej piwnicy
tańcowali zbójnicy.
Jak ten pierwszy skoczył w górę -
to w suficie wybił dziurę.
Jak ten drugi tupnął nogą -
to się znalazł pod podłogą.
Jak ten trzeci się zawinął -
wyleciały drzwi z futryną.
Jak ten czwarty rozweselił -
cztery ściany diabli wzięli.
Jak ciupagą rąbnął piąty -
poszły w drzazgi wszystkie gonty.
Jak ten szósty zaczął tupać -
zawaliła się chałupa.
A ten siódmy to był baca -
skoczył w górę i nie wraca.
Pewnie siedzi na Giewoncie
i rozmyśla o remoncie...
PRZYSŁOWIA
Na pytania - skąd biorę pomysły do wierszy? - dorosłym
odpowiadam zazwyczaj, że:
pomysły
biorę z Wisły,
potem je trzymam w akwarium,
a potem biorę honorarium.
Ale Wam muszę odpowiedzieć serio. Więc wyjaśniam -
pomysły biorę nie tylko z Wisły. Czasem znajduję je
na dnie garnka. Naprawdę! Z wierszem o makaronie tak było.
Gotowałam makaron i przypomniało mi się przysłowie:
"W gorącej wodzie kąpany". A to znaczy tyle co - niecierpliwy,
gwałtowny, zapalczywy, taki, że go trzeba ostudzić.
Więc zaczęłam pisać o tym wiersz. Od razu, bo ja też
jestem w gorącej wodzie kąpana. I tak się zapisałam,
że rodzina nie miała obiadu. Garnek się spalił, zawartość
też. Cały makaron! Ten w garnku oczywiście. Bo w wierszu
został. Jest tutaj w rozdziale -
PRZYSŁOWIA
PLACEK
Piekła baba placek,
miała ciężką pracę.
Chociaż miała chłopa w domu,
ani trochę jej nie pomógł.
Narąbała drew na opał,
a on coca-colę żłopał.
Rozpaliła ogień duży,
a on fajkę sobie kurzył.
Przytargała worek mąki,
a on tylko zbijał bąki.
Wbiła w mąkę jajek kopę,
a on ziewa. Co z tym chłopem?
Zaczyniła ciasto w dzieży,
a on już na łóżku leży.
Piekła placek dwie godziny,
chłop nie wylazł spod pierzyny.
A jak wylazł po omacku,
to od razu siadł na placku.
Zniszczył babie całą pracę.
To ci chłop....
MASZ, BABO, PLACEK!
WÓŁ
W czasach
kiedy karety
jeździły po świecie,
pewien wół
zakochał się w karecie.
Patrzył na nią jak cielę
na malowane wrota
i wzdychał:
Moja śliczna! -
I mówił:
Moja złota!
Zawiozę cię do ślubu,
zamówię ślubne portrety! -
Tu mu kareta przerwała
i powiedziała:
Niestety,
pan do mnie tak pasuje...
Jak co?
JAK WÓŁ DO KARETY.
LIST DO SŁOŃCA -
Muz.: Michał Mokrzyc
Ref.:
Kochane, kochane słoneczko
co świecisz, co świecisz na niebie,
list czerwoną, czerwoną kredką
piszemy, piszemy do ciebie.
List czerwoną, czerwoną kredką
piszemy, piszemy do ciebie.
Słoneczko, lampeczko, kochamy cię za to,
że nas bardzo ładnie opalasz przez lato.
Słoneczko piecyku, bardzo cię prosimy
ogrzewaj nas mocniej również w czasie zimy!
Nie żałuj nam ciepła, nie żałuj promieni,
ani w dni wiosenne, ani na jesieni.
Grzej, ile masz siły, tak jak tylko możesz,
żeby przez rok cały upał był na dworze.
Ref.: Kochane, kochane słoneczko ...
Niech będzie gorąco, żeby dla ochłody,
bez przerwy musieli kupować nam lody.
Więcej już nie mamy żądań, ani życzeń,
więc cię całujemy w każdy twój promyczek.
Ref.: Kochane, kochane słoneczko ...
TARKA
Tarka bardzo nie lubi, jak ktoś się chwali.
Niejednej zarozumiałej marchewce utarła już nosa, niejeden dumny chrzan doprowadziła do łez i z niejednego pysznego buraka zrobiła ćwikłę. A teraz właśnie bardzo szorstko rozprawia się z bułką paryską.
Bo tak bułka bardzo się chwaliła, że jest z Paryża. I do każdej innej bułki mówiła tak:
Ty się do mnie nie zbliżaj,
bo ja jestem z Paryża!
Chociaż naprawdę to była z Wołomina. Z piekarni numer 1, przy ulicy Zwyczajnej numer 7.
I taka była niedotykalska, że nikomu pozwoliła się ruszyć.
Nie podchodź do mnie z bliska,
bo ja jestem paryska! - wołała do każdego.
Więc leżała w kredensie dzień, leżała dwa dni, a po tygodniu wyschła jak deska i tarka zrobiła z niej bułkę tartą. A kiedy ją tarka tarła, to mówiła tak:
Czyś urodziła się nad Wartą,
czy nad Sekwaną, czy nad Wartą -
nosa do góry nie zadzieraj,
bo w końcu będziesz - bułką tartą.
SPODEK
Spodek jest zawsze pod spodem.
Stają na nim po kolei wszystkie szklanki, depczą go, przytłaczają swoim ciężarem i każda, która tylko stanie, woła od razu z góry:
- Moje na wierzchu! Zyg, zyg marchewka! Moje na wierzchu!
Ale chociaż codziennie tak wołają - spodek milczy. I nie narzeka nawet wtedy, kiedy wlewają do szklanek kawę, która jest czarna jak noc i przez którą nic nie można zobaczyć.
Łyżeczki traktują go jak podpórkę, opierają się na nim, brudzą go czarnymi kroplami kawy - a on nic.
Nie skarży się i tylko czeka na swój dzień.
Bo wie, że kiedyś on będzie górą. Że przykryją nim szklankę parującej kawy i poproszą:
- Pilnuj, żeby ciepło nie uciekło.
A wtedy on, po raz pierwszy w życiu, popatrzy na szklankę z góry i powie:
- Widzisz? Nareszcie moje na wierzchu!
Albo może nawet nie powie, tylko tak sobie pomyśli?
KRAKOWIAK
W gazetach
nie pisano o tym ani słowa,
ale mówił mi jeden
znajomy poeta z Krakowa,
że wczoraj,
w ogrodzie króla Kraka,
zdarzyła się pomyłka taka -
ten pan, który o dwunastej godzinie
hejnał z wieży Mariackiej i trąbić powinien,
zamiast hejnału zagrał krakowiaka.
Krakowiaczek jeden
miał koników siedem!
zatrąbiła trąbka
pod krakowskim niebem.
I nagle -
siedem koni zjawiło się nad miastem,
a wszystkie siedmiobarwne,
tęczowe i pasiaste.
I nagle -
pawie pióra błysnęły pawim okiem,
sypnęły się na dachy,
na wieże i do okien.
Barbakan pawie pióra
do murów poprzypinał,
fruwały nad Wawelem,
zakwitły na kominach.
Tańczyły wszystkie domy
i ludzie w piórach pawich
i Kraków się roztańczył,
roztęczył i rozbawił.
Tak było,
wiem na pewno
i własnym piórem ręczę -
ten pan, co w trąbkę dmucha,
wydmuchał z trąbki tęczę.
A na tej tęczy
wiosna wjechała do Krakowa,
zielona i niebieska,
słoneczna i tęczowa.
KUJAWIAK
Przekroiła Kujawianka na Kujawach jabłko,
przyszedł chłopak, spojrzał na nią,
ukłonił się czapką.
Przyszedł drugi, przyszedł trzeci,
kapelusze mieli,
a jak zdjęli kapelusze,
to śpiewać zaczęli:
- Czerwone jabłuszko
przekrojone na krzyż,
czemu ty dziewczyno,
krzywo na nas patrzysz?
Jak zaczęli chłopcy śpiewać,
zrobiła się draka -
wszystkie drzewa zatańczyły
w sadzie kujawiaka.
Od ziemi do nieba
zatańczyła jabłoń -
niejedno jabłuszko
chłopcom w ręce wpadło.
Zjedli chłopcy jabłka,
zatańczyły grusze -
sypnęły chłopakom
gruszki w kapelusze.
Zjedli chłopcy gruszki,
zatańczyła śliwa -
nie musieli wcale
śliwek z drzewa zrywać
Zjedli chłopcy śliwki,
poszli swoją dróżką
i zostało tylko
to jedno jabłuszko:
- Czerwone jabłuszko
przekrojone na krzyż,
bo więcej owoców
w sadzie nie uświadczysz.
HEJ, HEJ, DOBRY DZIEŃ -
Muz.: Włodzimierz Korcz
Hej, hej, hej,
dobry dzień!
Jak nie dobry, jak nie dobry,
to go zmień!
Pożyczymy ci drabinę,
a ty prędko na nią właź
po błękitu odrobinę
i po słońca pełną garść.
Wiatr przeleci przez czuprynę,
barwne piórko rzuci ptak,
pożyczymy ci drabinę
i zawołasz z nami tak:
Hej, hej, hej,
dobry dzień!
Jak niedobry, jak niedobry,
to go zmień!
Hej, hej, hej,
dobry dzień!
Nie siedź w domu, nie siedź w domu,
wyjdź przed sień!
Pożyczymy ci kapelusz,
taki duży aż do gwiazd,
weź go od nas przyjacielu,
bo kapelusz jest w sam raz.
Pożyczymy ci kapelusz,
bo bez tego ani rusz,
i piosenkę, przyjacielu,
w ten kapelusz prędko włóż.
Hej, hej, hej,
dobry dzień!
Jak niedobry, jak niedobry,
to go zmień!
Hej, hej, hej,
dobry dzień!
Jak niedobry, jak niedobry, jak niedobry,
to go zmień!
Dzień dobry, panie Andersenie
Było brzydkie kaczątko,
najsmutniejsze z kaczątek,
zahukane, malutkie i słabe.
Dokuczali mu wszyscy
i nikt o tym nie wiedział,
że z kaczątka narodzi się łabędź.
Dzień dobry, panie Andersenie.
Pan tak daleko pośród gwiazd,
a tutaj rośnie pokolenie
i to pytanie zadać czas:
A co z nas będzie, co z nas będzie?
Czy w srebrne pióra dmuchnie wiatr,
czy wyrośniemy na łabędzie
jak to kaczątko z dawnych lat?
Jeszcze pióra za małe,
jeszcze skrzydeł nie widać,
jeszcze łabędź nie gotów do lotu.
Ej, kaczęta, słyszycie?
Pan Andersen w nas wierzy,
nie możemy mu sprawić zawodu.
Dzień dobry, panie Andersenie.
My nie rzucamy słów na wiatr:
będziemy starać się codziennie,
żeby łabędzie ujrzał świat.
Pan wie, co będzie, co z nas będzie,
i już niedługo przyjdzie czas,
że wyrośniemy na łabędzie
i pofruniemy aż do gwiazd!
Kolęda
Nasza mama kocha muzykę
i my także muzykę kochamy,
więc na gwiazdkę myśmy kupili
płytę dla naszej mamy.
Potem była wigilia, choinka,
pierwsza gwiazdka błysnęła z nieba,
myśmy wszyscy siedzieli przy stole
i ta płyta zaczęła śpiewać.
Złotą świeczką mrugnęło drzewko,
zatańczyły na ścianie cienie,
Dobry wieczór... szepnęła mama
dobry wieczór, panie Chopinie.
Płyta grała scherzo z kolędą,
rozśpiewały się pięknie klawisze
i tak było, jakby naprawdę
Chopin do nas, do domu, przyszedł.
Z krainy czarów nie wagaruj
Chleb i masło to za mało dla człowieka,
jeszcze trzeba nam fantazji parę deka,
trochę czarów, trochę baśni,
żeby szary świat rozjaśnić,
więc od bajek nigdy w życiu nie uciekaj!
Z krainy czarów nie wagaruj,
przed bajką nie zamykaj drzwi,
kto chce choć trochę świat rozjaśnić,
ten szuka baśni, tak jak my!
Bajka dobra na dzień dobry i dobranoc,
na zły humor i pogodę nieudaną,
na początek i na finał,
więc dziś klasa przypomina
wszystkim bajkom zanim z nami się rozstaną:
Z krainy czarów nie wagaruj,
przed bajką nie zamykaj drzwi,
kto chce choć trochę świat rozjaśnić,
ten szuka baśni, tak jak my!
Dobranoc, tatusiu
Tata pracuje na nocną zmianę,
wraca do domu rano,
a ja do szkoły wtedy wychodzę
i mówię mu dobranoc.
Refren:
Dobranoc, tatusiu, dobranoc, tatusiu,
zostawiam ci jabłko przy łóżku
i moją piosenkę, cichutką piosenkę,
malutką jak ziarnko w jabłuszku.
A w piosence jest niebo
i na niebie słoneczko,
karuzela, koniki i my -
jest wesołe miasteczko
i jest tata z córeczką,
a ten tata, tatusiu, to ty!
Wrócę do domu zaraz po szkole,
wysuniesz nos spod kołdry,
a ja zobaczę, czy zjadłeś jabłko,
i powiem ci - dzień dobry.
Refren:
Dzień dobry, tatusiu, dzień dobry, tatusiu,
na skrzydłach ze szkoły przyfrunę,
prędziutko po niebie
przylecę do ciebie
i z teczki wyciągnę rysunek.
A tam niebo niebieskie,
a tam żółte słoneczko,
karuzela, koniki i my -
jest wesołe miasteczko
i jest tata z córeczką,
a ten tata, tatusiu, to ty!
DYZIO TRĄBALAK autor. Wanda Chotomska
Dyzio Trąbalak jest słoniem -
tak twierdzą jego rodzice.
Znaki szczególne ? Trąba.
A trąbę ma jak gaśnicę.
Gdy chlusnie wodą z trąby
wieżowiec można skąpać,
a brzuch ma tak pojemny
jak wielka motopompa.
W strażackim kasku chodzi
i ma pięć klepek w głowie,
a resztę to o sobie
sam Dyzio już opowie;
Gasiłem pożary jak tydzień długi,
gasiłem pożary jeden po drugim.
W poniedziałek -
osioł dał dziecku do zabawy
pudełko zapałek.
We wtorek u goryli
żelazka nie wyłączyli.
W środę
wielbłąd z wielbłądem
zostawił grzałkę
pod prądem.
W czwartek
w domu indyków
zasnęli
przy czajniku,
W piątek
u pani krowy
wybuchł
piecyk gazowy.
W sobote
gęś z prosięciem
zrobili
krótkie spięcie.
A w niedzielę
wytrąbiłem im do słuchu ;
Dość mam takich lekkomyślnych lekkoduchów !
Nie umiecie się obchodzić
z gazem , z pradem ?
Gdzie rozwaga ?
Gdzie ostrożność ?
Gdzie rozsądek ?
Żeby skonczyć z pożarami
w naszym mieście
klepki w łepki powstawiajcie
sobie wreszcie !
Tak zrobili jak powiedzial Dyzio strażak -
powstawiali sobie klepki u bednarza
z pożarami się skończyło i nasz Dyziek
trąbą klomby dziś podlewa przy remizi
.Literatura:
Chotomska W. „Wiersze dla dzieci” Wydawnictwo Podsiedlik - Raniowski i Spółka Poznań 1997
Chotomska W. „Od rzeczy do rzeczy” Nasza Księgarnia, Warszawa 1976
Chotomska W. „Tańce polskie” Nasza Księgarnia Warszawa 1981
Doleżal W. Idzik D, Slaska M. „Gawęda śpiewa” Polskie Wydawnictwo Muzyczne Kraków 1979
Bergandy L. Chamski H. Mokrzyc M. Węckowski J. Seria: „Rozśpiewany szkolny rok” Hejnał Płock 1995
Smoczyńska U. Jakóbczak-Drążek K. „Muzyka i my” (podręcznik do kl. IV) WSiP Warszawa 1999
Jankowska L. Wasilewska D. „Muzyka w klasie 3” (przewodnik metodyczny dla nauczycieli) WSiP Warszawa 1987