POSZUKAM NA CZACIE...
zaqwsxdr
Wchodzę na czata. Nick taki jak zwykle i jak zwykle zagadują jakieś tam zboczuchy. Wszystkim chodzi o jedno - o seks. Mam już tego dość!! Czy nie ma tu nikogo normalnego?! Kogoś, komu chodzi tylko o dobrą zabawę?! Siedzę tak przez jakieś dwie godziny i zaczynam tracić nadzieję. Wkoło te same pytania: „możesz się opisać?”, „kogo szukasz?”, „co lubisz?” itp. Normalnie można zwariować!
Tak samo było niedawno... Już praktycznie straciłem wiarę w to, że poznam w końcu kogoś fajnego, aż tu nagle...? Zagadał ktoś z kamerką. W opisie napisane: „szukam kumpla”. Pomyślałem: może wreszcie jakiś fajny koleś się odezwał, który nie myśli tylko pałką? Zgłosiłem się, a on zagaił rozmowę jak większość:
On: Cześć!
Ja: No hej!
On: Kogo szukasz?
Ja: Na razie kumpla, a później się okaże. A Ty?
On: Ja podobnie - i dodał emotkę.
Wreszcie! Po raz pierwszy zdarzyło mi się spotkać kogoś, kto przez pierwsze dziesięć minut rozmowy nie wspomniał nic o seksie.
Gadaliśmy tak dobre pół godziny, potem wymieniliśmy się numerami gg. Dowiedziałem się, że zaczął studia, że mieszka w Krakowie, w wolnych chwilach sobie dorabia, itp. Wymieniliśmy się także fotkami. Rozmowę dokończyliśmy już w komunikatorze.
Przez kolejne dwa dni rozmawialiśmy wieczorami, kilka razy, aż w końcu postanowiliśmy się spotkać. Cieszyłem się, bo nie dosyć, że bardzo fajnie mi się z nim rozmawiało, to w dodatku bardzo mi się spodobał. Umówiliśmy się następnego dnia o godzinie osiemnastej. Nie mogłem się doczekać!
Pojechałem. Czekałem w umówionym miejscu, ale jego wciąż nie było. Było już pięć minut po czasie, gdy zadzwoniła moja komórka. Tak, to on! Mówi, że się spóźni parę minut i żebym poczekał jeszcze chwilkę. Powiedział, że rozpoznam go po białej kurtce.
Wypatrywałem każdego w białej kurtce, zwracałem uwagę na każdego, kto by go przypominał. O... jest! Jakiś koleś w białej katanie kieruje się w moją stronę. Jest coraz bliżej... Nie, minął mnie, poszedł dalej. To jednak nie on... Czekam dalej. Nie widać nikogo podobnego. Czekam... Znowu jakiś koleś w białej wiatrówce. Jest coraz bliżej. Podchodzi, uśmiecha się, staje przede mną... Tak, to on! Nie mogłem uwierzyć własnym oczom - jeszcze ładniejszy niż na zdjęciu! Wysoki, zielonooki brunet, budowa ciała raczej normalna, niezbyt gruby, nie za chudy i nie przypakowany przesadnie - w sam raz. Włosy krótkie, postawione na żelu, ubrany dosyć modnie, na luzie i zarazem gustownie. Jak go zobaczyłem, odebrało mi mowę.
- Cześć! - powiedział uśmiechając się w moją stronę - Jestem Tomek.
- ...yy... Krzysiek... - wydusiłem wreszcie, podając mu dłoń na powitanie.
Usiedliśmy na ławce i próbowaliśmy jakoś rozmawiać. Ale nie wychodziło nam to zbytnio. Jestem raczej dość nieśmiały, w szczególności jeśli chodzi o nawiązywanie nowych znajomości. Nasza rozmowa ograniczała się do krótkich pytań, takich samych krótkich odpowiedzi i dość długich przerw pomiędzy nimi. Co chwilę uśmiechał się i chichotał z powodu naszego sposobu prowadzenia konwersacji. Nie wiedziałem kompletnie, co mówić, o co zapytać, żeby ta nasza gadka sama się jakoś kręciła. A na jego twarzy było widać coraz większe znudzenie. Kurczę, szkoda by było stracić taką okazję, bo koleś wydał mi się naprawdę sympatyczny. Miałem taką chęć zaciągnąć go do WC! Wejść w jakąś kabinę i „rozluzować” się z nim troszkę. Wystarczyłoby mi nawet tylko to, aby się do niego przytulić. Jednak widziałem, że to nie ten typ faceta.
Ale trzeba powrócić na ziemię. Przecież on siedzi obok, a mnie zebrało się na jakieś kudłate myśli. Więc dalej toczymy bardzo suchą rozmowę. I znowu kilka pytań, krótkie odpowiedzi i coraz dłuższe milczenie. Właśnie dlatego nie lubię takich pierwszych spotkań: nigdy nie wiem, o czym mam mówić.
I chyba nadszedł koniec naszego spotkania. Wstaje; mówi, że musi już uciekać. Chyba faktycznie go zanudziłem.
Pożegnaliśmy się. Ja poszedłem - tam, w kierunku przystanku autobusowego na dworzec, on w przeciwną stronę. Odwróciłem się jeszcze, żeby zobaczyć ten ósmy cud świata. O, tak! Był wspaniały!...
Znowu uleciałem w marzenia. Wyobraziłem sobie nas sam na sam. Nic wokoło się nie liczy, tylko my. Ale jesteśmy już bardziej śmiali. Nie tylko rozmawiamy, ale i trzymamy się za ręce. Nasze ciała są coraz bliżej. Czuję jego oddech na swoim ciele. Ciarki przechodzą mi po plecach. Wpatruję się w jego piękne oczy... aż można się w nich utopić! W dodatku uśmiecha się równie zabójczo. Obrazek jak ze snu. Nasze usta zbliżają się, przyciągają jak magnes. Jest tak fajnie... Łączymy się za pomocą naszych języków. Jego ręce wędrują pod moją bluzkę, a moje po jego delikatnym torsie. Nic nas nie może oderwać od siebie. Nagle staje przede mną bez koszulki. Ja nie pozostaję dłużny i również ściągam swoją. Teraz nasze ręce wędrują po tych dwóch ciepłych ciałach, nie mogąc znaleźć tego, czego tak naprawdę szukają. Tak - to jest troszkę niżej. Jeszcze niżej... A to co? Oj, to chyba guziki do tej wielkiej tajemnicy. Rozpinam je. On również ściąga moje spodnie wraz ze slipami. Teraz stoimy przed sobą już bez żadnych tajemnic. Możemy poznawać nasze ciała, w jaki tylko chcemy sposób. Wzrokiem: o tak, piękny... duży i dość gruby... prawie tak duży jak mój... Dotykiem: ciepły, twardy... a w dodatku z podniecenia pulsuje jak oszalały!... I smakiem: schylam się, aby go posmakować... w dodatku pachnie tak świeżo. Biorę go w swoje wargi. Najpierw muskam bardzo delikatnie. Widzę, że zaczyna mu się to podobać, bo pomrukuje cicho. Potem zaczynam działać językiem - robię to najlepiej, jak potrafię. W końcu zanurzam całego w swoich ustach - a przynajmniej staram się, ale nie da rady! Teraz wydaje mi się taki ogromny, chyba większy niż mój!... On zaczyna pomrukiwać coraz głośniej, chyba robię mu to coraz lepiej, bo słyszę dźwięki uniesienia...
Boże...! O czym ja myślę...?
Tak, to tylko marzenie... Patrzę, jak znika w oddali. Miesza się z tłumem, robi się coraz mniejszy, już prawie go nie widać... Znika... I chociaż nie ma go dopiero od minuty, czuję się bardzo dziwnie... Prawie wcale go nie znam, a już zaczynam za nim tęsknić. Czy to miłość od pierwszego wejrzenia? Przynajmniej tak mi się wydaje... Nawet nie powiedział, czy będzie się chciał jeszcze spotkać...
Nie wiem, czy kiedykolwiek go jeszcze zobaczę. Rozczarowałem go. Dlaczego z nowo poznanymi ludźmi nie umiem rozmawiać normalnie? Może gdyby ta rozmowa potoczyła się inaczej, to od razu byłaby propozycja kolejnego spotkania? A tak - to nic nie wiadomo. Czy spotkam go jeszcze kiedyś, czy jeszcze do mnie zagada na gg...?
Tak to się zaczęło... Nie, naprawdę zaczęło się inaczej. Jakieś sześć miesięcy temu...
Był to czas, w którym dopiero zapoznawałem się z „tym” całym światem. Nie szukałem wielkiej miłości, bo sam nie wiedziałem, czy tego chcę. Nie byłem pewien niczego. Ale chciałem sprawdzić, jak to jest z facetem, z drugim chłopakiem - nie tylko w łóżku. Wchodząc na czata, raczej nie szukałem fajnych kolesi do seksu. Ale niczego nie wykluczałem. I tak też było tego wieczoru, wtedy...
To był ostatni tydzień wakacji. Postanowiłem się trochę rozerwać, na swój sposób. Mieszkam w małej miejscowości kilkadziesiąt kilometrów od Krakowa. Nie chciałem tam dojeżdżać, więc szukałem kogoś z mojej najbliższej okolicy albo kogoś z autem, kogoś, kto będzie mógł do mnie lub po mnie przyjechać. I znalazłem w miarę fajnie wyglądającego chłopaka - przynajmniej na fotce. Na imię miał Paweł. Gadaliśmy dość długo i nie wydawał się jakimś tam maniakiem seksualnym, który myśli tylko pałą. Po prostu, tak jak ja, miał ochotę kogoś poznać i zrobić mały „skok w bok”. Umówiliśmy się już na następny dzień wieczorem. Szczerze mówiąc, nie mogłem się doczekać, byłem go bardzo ciekawy i bardzo, bardzo wyposzczony. Gdyby chciał - na pewno bym się zgodził...
Czekałem na niego, jakbym stał na rozżarzonych węglach. Jest...! Podjechał swoim autkiem, wcześniej dał mi numer rejestracyjny, nie było mowy o pomyłce. Wsiadłem. Ruszyliśmy. Skręcił za miasto, w jakieś pola. Był już zmierzch, więc w samochodzie nawet za bardzo nie widziałem jego twarzy. Zauważyłem, że był blondynem - tak jak na fotce, średniego wzrostu, szczupły. Uroku dodawał mu jego bardzo miły głos.
Zatrzymaliśmy się. Tu nikt o tej porze nie chodzi. Na początku trochę rozmawialiśmy o tym i o tamtym, to znaczy on więcej mówił, a ja słuchałem. Było naprawdę bardzo przyjemnie. Ale nie zapomnieliśmy, po co tak naprawdę spotkaliśmy się. Zaproponował, żebyśmy przeszli na tylne siedzenia. Zgodziłem się. Najpierw nasze ręce splotły się ze sobą, a głowy zbliżyły się do siebie... o boshe! jak on pachniał!... Cudo...! Pocałunek... Byłem bardzo nieśmiały, ale przecież chciałem tego! Nasze języki się spotkały. Poczułem dreszcz... Trwaliśmy długo w tym namiętnym pocałunku. Jeszcze nigdy z nikim się nie całowałem. Nie wiedziałem, że można się tak całować! A do tego jego pieszczoty... Rozebrał mnie, nawet nie wiem kiedy - to była chwilka! - i wędrował swoimi rękami po moim prawie już nagim ciele. Więc ja zacząłem rozbierać jego. Pomógł mi. Tylko bielizna skrywała to, co miało być dla nas najsłodsze... Po chwili i tego nie było. Nasze pałki były już nabrzmiałe i nabrały pełnych kształtów i rozmiarów - poezja! Sam powiedział, że jego jest mniejsza od mojej, co od razu zauważyłem, ale to dla mnie nie było ważne. Wspólnie braliśmy sobie do ust. Prawie poleciałem od razu - choć rzadko mi się to zdarza, bo „w rękach” raczej jestem długodystansowcem. Ale on był naprawdę rewelacyjny. To, że się spuściłem, wcale nie przeszkodziło nam w dalszej zabawie, która dopiero rozkręcała się na całego. Jego jeszcze bardziej to podnieciło! Teraz chciałem, abyśmy doszli mniej więcej w tym samym momencie. Widziałem, że i on się wstrzymuje, że o to samo mu chodzi! A ja teraz dłużej potrzebowałem... O, jestem blisko, on potrafi to robić!... On też dochodzi... Ale chciał, abym to najpierw ja trysnął mu na twarz... Chce? Nie ma problemu... o, taaaak...! - poleciałem lepiej niż przedtem! Teraz musiałem dokończyć swoje dzieło i doprowadzić go do wytrysku. Trwało to zaledwie parę sekund i poczułem jego gorącą spermę w ustach. Trochę połknąłem, reszty nie umiałem, pociekło mi po brodzie... Po chwili znowu nasze języki się spotkały. Całowaliśmy się dość długo, a potem jeszcze przez chwilę leżeliśmy w objęciach... Jak mi wtedy było dobrze!
Ale trzeba było wracać do domu...
Bardzo podobało mi się to nasze pierwsze spotkanie. Nie tylko ze względu na seks, ale i na niego. Był naprawdę bardzo sympatyczny i czarujący. Przez kolejne dni pisaliśmy sms-y. Po tygodniu znowu się spotkaliśmy. Znowu te same - niewygodne - warunki. Ale nie przeszkadzało nam to. Znowu odjazd na całego. A w dodatku czułem, że on może się stać nie tylko moim partnerem do seksu, ale i kumplem.
Spotykaliśmy się przez kolejne tygodnie. Co prawda rzadko, ale jednak. Nie były to tylko spotkania na chwile zabawy, czasami były krótsze, tylko na rozmowę.
Tym razem to ja wpadłem. Wpadłem po uszy i - BAM! Chyba za szybko się zakochuję. Ale czułem, że to nie jest zwyczajne zauroczenie, które dość często mnie dopadało i równie szybko przechodziło. To było coś więcej. Postanowiłem napisać mu to w sms-ie. Był trochę zdziwiony, ale powiedział, że musi nad tym pomyśleć na spokojnie. Więc czekałem.
Po paru dniach dostałem odpowiedź, że chce o tym pogadać w cztery oczy, a nie przez telefon, żebym tym razem ja wpadł do Krakowa. Ucieszyłem się, że tak szybko to sobie poukładał. Zgodziłem się. Mieliśmy się spotkać dwa dni później u niego w mieszkaniu - w Krakowie. Dał mi adres, wyjaśnił, jak dojechać.
Trafiłem bez trudu. Przywitaliśmy się jak zwykle - mały kiss. Potem siedliśmy na kanapie wtuleni w siebie - zresztą, jak zwykle, więc do tej pory nic nie zdradzało jego decyzji. Tym razem długo milczeliśmy, nie wiedząc, od czego zacząć. Jak byśmy zapomnieli, po co się spotkaliśmy. W końcu on przerwał milczenie. Powiedział, że jeśli jesteśmy sami, bo jego współlokatora nie ma w domu - ta wiadomość mnie zaskoczyła, myślałem, że to jego mieszkanie - to możemy to jakoś inaczej wykorzystać. Zgodziłem się, a nawet ucieszyłem! Myślałem, że odpowiedź jest jasna, że w ten sposób potwierdzimy to, że chcemy być razem! Dość szybko byliśmy nago...
...Bolało. I wcale nie było takie przyjemne, jak sobie wyobrażałem. Gdy potem ja chciałem spróbować na nim - nie chciał, bo mój jest grubszy i większy, i wiadomo...
Leżeliśmy nadzy koło siebie. Znowu długie milczenie.
- Więc jak będzie? - spytał w końcu.
- Nie wiem. Ty miałeś się zastanowić. Ale już chyba wiemy...
- Może wiemy...
Znowu długa pauza.
- Ale... chyba lepiej będzie... - nie wiedział jak mi to powiedzieć - jak zostalibyśmy tylko kolegami...
Nie wiedziałem, co teraz tak naprawdę mam myśleć. Szybko wyrzuciłem stanowcze: „jasne” - po czym wstałem i ubrałem się. Sam nie wierzyłem w to, co mówię i wcale tak nie czułem.
Wykorzystał mnie. Ja dałem mu wszystko, a on?
Pożegnaliśmy się. Sam jechałem na dworzec i wróciłem do domu. Nie wiedziałem, co robić.
Od tego czasu coraz rzadziej pisaliśmy sms-y, aż w końcu przestaliśmy. Straciłem do niego zaufanie. Został tylko żal, że zawiodłem się, że nic z tego nie wyszło. Potem złość. Ale złość mijała, a uczucie, którym go darzyłem - nie. Chciałem o nim zapomnieć, ale nie mogłem. Myślami ciągle wracałem do tamtych chwil. Co źle zrobiłem? - myślałem. Że byłem nieśmiały? Że nie umiałem z nim rozmawiać? Źle mu... dałem? A może - za szybko mu dałem? Byłem za łatwy?
Wtedy jeszcze bardziej zamknąłem się w sobie. Został mi tylko net - i czatowanie.
I wtedy, pół roku później, na czacie poznałem Tomka, z którym spotkałem się tylko raz, właśnie tam, w Krakowie. Tomka, o którym marzyłem, że... Teraz to o nim nie mogłem zapomnieć.
Ciągle czekałem, czy Tomek się jeszcze odezwie, czy coś napisze. Nieważne co, ale niech napisze!... Nie napisał. Następne rozczarowanie. Sam biłem się ze swoimi myślami. Sam nie wiedziałem, co tak naprawdę czuję.
Tydzień później znów pojechałem do Krakowa. Coś mnie tu ciągnęło, do tego samego miejsca, gdzieśmy się wtedy umówili i spotkali. Jechałem tym samym autobusem MPK. Zaraz na następnym przystanku wsiadł... Byłem bardzo zaskoczony, gdy go zobaczyłem...
To nie był Tomek. To... Paweł. Podejść do niego czy nie? Co mam zrobić? Serce mi strasznie szybko biło. Od naszego ostatniego spotkania - prawie pół roku temu - nie widziałem go ani z nim nie rozmawiałem... Usiadł na drugim końcu autobusu, przy tylnej szybie. Mogłem na niego zerkać. Wydawało mi się, że on też patrzył czasami w moją stronę i wtedy szybko uciekałem wzrokiem. Już miałem wysiadać, kiedy zobaczyłem, że i on się podniósł. Zaczekam...
Dobrze zrobiłem. Jak tylko autobus stanął, on szybko wyskoczył na chodnik. A parę kroków dalej... Przywitali się mocnym uściskiem ręki...
Poczułem, jak zapiekły mnie oczy. Coś ścisnęło mnie w gardle. Nie odezwałem się, bo do kogo... Patrzyłem na nich, wesołych, uśmiechniętych, zadowolonych, szczęśliwych... Autobus ruszył... Ich obraz mi się rozmazał. Ale wystarczyło mi, że ich chociaż widziałem. Razem... Teraz przynajmniej wiem. Wiem, co czuje jeden, i do kogo... i co czuje drugi, i do kogo...
Nigdy nie wyrzuciłem tego uczucia z siebie, uczucia do Pawła. Z Tomkiem chciałem jedynie jakoś to załagodzić, naprawić. Nie udało się.
Więc Paweł jest z... Tomkiem - Tomek jest z... Pawłem. Ja byłem, i nie byłem, z nimi dwoma. Ciekawe, jak się poznali, też na czacie...?
Ani jeden, ani drugi od tamtego czasu nie odezwał się. Ja też do nich nie zagadałem, chociaż mam namiary i do jednego, i do drugiego. I dalej mam nadzieję... ale na co? Bo - jak długo mogę jeszcze czekać?
...Może znów coś poszukam na czacie?
zaqwsxdr