"DAR I TAJEMNICA"
podkład muzyczny Enigma
aktorzy przy zgaszonym świetle ze świecami wchodzą na scenę
przy muzyce Vivaldi-Gloria wykonują układ taneczny z szarfami w trzech kolorach (papieskie)
na scenie pojawia się postać Papieża
Historia mojego powołania kapłańskiego? Historia ta znana jest przede wszystkim Bogu samemu. Każde powołanie kapłańskie w swej najgłębszej warstwie jest wielką tajemnicą, jest darem, który nieskończenie przerasta człowieka. Każdy z nas kapłanów doświadcza tego bardzo wyraźnie w całym swoim życiu. Wobec wielkości tego daru czujemy, jak bardzo do niego nie dorastamy. Powołanie jest tajemnicą Bożego wybrania: "Nie wyście MNIE wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał" (J 15,16). "I nikt sam sobie nie bierze tej godności, lecz tylko ten, kto jest powołany przez Boga jak Aaron" (Hbr 5,4).
Moje przygotowanie seminaryjne do kapłaństwa zostało poniekąd zaantycypowane, uprzedzone. W jakimś sensie przyczynili się do tego moi Rodzice w domu rodzinnym, a zwłaszcza mój Ojciec, który wcześnie owdowiał. Matkę straciłem jeszcze przed Pierwszą Komunią św. w wieku 9 lat i dlatego mniej ją pamiętam i mniej jestem świadom jej wkładu w moje wychowanie religijne, a był on z pewnością bardzo duży. Po jej śmierci, a następnie po śmierci mojego starszego Brata, zostaliśmy we dwójkę z Ojcem. Mogłem na co dzień obserwować jego życie, które było życiem surowym. Z zawodu był wojskowym, a kiedy owdowiał, stało się ono jeszcze bardziej życiem ciągłej modlitwy. Nieraz zdarzało mi się budzić w nocy i wtedy zastawałem mojego Ojca na kolanach, tak jak na kolanach widziałem go zawsze w kościele parafialnym, ale ten przykład mojego Ojca był jakimś pierwszym domowym seminarium.
Kiedy byłem w gimnazjum, Książe Adam Stefan Sapiecha, Arcybiskup Metropolita Krakowski wizytował naszą parafię w Wadowicach. Mój katecheta, ks. Edward Zacher zlecił mi zadanie przywitania. Po moim przemówieniu Arcybiskup zapytał katechetę, na jaki kierunek studiów wybieram się po maturze. Ks. Zacher odpowiedział: "idzie na polonistykę". Na co Arcybiskup miał powiedzieć: "szkoda, że nie na teologię".
Na tamtym etapie życia moje powołanie kapłańskie jeszcze nie dojrzało, chociaż wielu z mojego otoczenia przypuszczało, że mógłbym pójść do seminarium duchownego.
W tamtym okresie decydujące wydawało mi się nade wszystko zamiłowanie do literatury, a w szczególności do literatury dramatycznej i do teatru.
W ciągu tych wszystkich lat moim spowiednikiem i bezpośrednim kierownikiem duchowym był ks. Kazimierz Figlewicz. Zetknąłem się z nim po raz pierwszy jako uczeń pierwszej klasy gimnazjalnej w Wadowicach. Ks. Figlewicz, jako wikary parafii wadowickiej, uczył nas wtedy religii. Dzięki niemu zbliżyłem się do parafii, zostałem ministrantem, a nawet poniekąd zorganizowałem koło ministranckie.
W maju 1938 roku zdałem egzamin dojrzałości i zgłosiłem się na Uniwersytet, na filologię polską. W związku z tym obaj z Ojcem wyprowadziliśmy się z Wadowic do Krakowa. Zamieszkaliśmy w domu przy ulicy Tynieckiej 10 na Dębnikach. Dom należał do moich krewnych ze strony matki. Rozpocząłem studia na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagielońskiego - na filologii polskiej, zdołałem jednak ukończyć tylko pierwszy rok tych studiów, gdyż 1 września 1939 roku wybuchła druga wojna światowa.
Wybuch wojny zmienił w sposób dość zasadniczy sytuację w moim życiu. Wprawdzie profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego usiłowali rozpocząć nowy rok akademicki, ale zajęcia trwały tylko do 6 listopada 1939 roku. W tym dniu władze niemieckie zwołały wszystkich profesorów na zebranie, które zakończyło się wywiezieniem tych czcigodnych ludzi nauki do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen. Na tym urywa się w moim życiu okres studiów polonistycznych i rozpoczyna się okres okupacji niemieckiej, w czasie której starałem się najpierw dużo czytać i pisać. Właśnie w tym okresie powstały moje pierwsze młodzieńcze utwory literackie.
Dorastają znienacka przez miłość,
a potem tak nagle dorośli.
Trzymając się za ręce wędrują w wielkim tłumie.
Serca schwytane jak ptaki, profile wzrastają w półmroku.
Trzymając się za ręce usiedli cicho nad brzegiem.
Pień drzewa i ziemia w księżycu i niedoszeptany tli trójkąt.
Mgły nie dźwignęły się jeszcze, serca
Dzieci wyrastają.
Czy zawsze tak będzie? - pytam!
Gdy wstaną stąd i odejdą, albo, albo też jeszcze inaczej.
Kielich światła nachylony wśród roślin
Odsłania jakieś przedtem nieznane dno
Tego co w was się zaczęło czy potraficie nie popsuć,
Czy potraficie odróżnić dobro od zła?
Refren
Pójdziemy tam, dokąd prowadzi droga wąska i pod górę pójdziemy tam,
weźmy tylko nadzieję, wiarę i miłość i pójdziemy tam
z plecakami pełnymi miłości i marzeń odejdziemy tam dojdziemy tam.
Pójdziemy tam, bo otwarto już bramy, wołają na nas więc dojdziemy tam,
chociaż ostre kamienie rzeźbią cierpienie w nas pójdziemy tam.
Chodź z nami ty i daj twą rękę i weź moją przyjazną dłoń
spójrz jaki piękny jest świat i pokochaj go
jutro, gdy już piękny jest świat i pokochaj go
zobaczysz, że szczęście jest lekkie jak obłok.
Refren
Możesz użyźnić jak ono dolinę i zieleni spragnioną dłoń.
Gdy twoje łzy skropią jej omdlałą skroń.
Zakwitną ogrody serc i rajska roztoczy się wokół woń
w promieniach łaski żyjemy tak, by wciąż biegnąć doń. (x2)
(Słowa p. Ewa Sęk)
Aby uchronić się przed wywózką na przymusowe roboty do Niemiec, jesienią roku 1940 zacząłem pracę jako robotnik fizyczny w kamieniołomie, związanym z fabryką chemiczną Solvay. Kamieniołom znajdował się na Zakrzówku, około pół godziny drogi od mojego domu na Dąbnikach.
Spotykałem się na co dzień z ludźmi ciężkiej pracy, poznałem ich środowisko, ich rodziny, ich zainteresowania, ich ludzką wartość i godność. Osobiście doznałem od nich wiele życzliwości. Wiedzieli, że jestem studentem i wiedzieli, że jeżeli tylko na to okoliczności pozwolą, wrócę do studiów. Nigdy jednak nie doznałem z powodu jakiejś nieżyczliwości. Nie drażniło ich to, że do pracy przynosiłem książki. Mówili: "My tu przypilnujemy, a pan niech sobie poczyta". Działo się tak zwłaszcza na zmianach nocnych.
W tamtym okresie pozostawałem w kontakcie z teatrem słowa, który stworzył Mieczysław Kotlarczyk i był jego animatorem w konspiracji.
Spotkania teatru słowa odbywały się w wąskim gronie znajomych, zaproszonych gości szczególnie zainteresowanych literaturą i równocześnie "wtajemniczonych".
Muszę przyznać że całe to szczególne doświadczenie teatralne zapisało się bardzo głęboko w mojej pamięci, chociaż od pewnego momentu zdawałem sobie sprawę, że teatr nie był moim powołaniem.
Przychodzę do Ciebie, Panie, z pytaniem, które nie daje mi spokoju: Co mam czynić? Czuję w sercu wielkie pragnienie, aby życie moje było piękne, udane, wartościowe. Chcę je poświęcić dobrej sprawie.
Dałeś mi, Panie, życie i zdrowie. Dałeś mi umysł, by poznać Ciebie, Twoje zamiary, Twoją miłość dla mnie i całego świata. Dałeś mi serce, które pragnie kochać. Dałeś mi liczne dary. Pragnę je pomnożyć dla twojej chwały jak talenty ewangeliczne.
Co mam czynić, Boże?
Często wraz z całym kościołem modlę się, by wiele młodych poszło za głosem powołania, poświęcając Tobie, Boże swoje życie. Modlę się bo wiem, że potrzebujesz rąk do pracy, serc do miłowania biednych, cierpiących i zagubionych na drogach całego świata.
Modlę się o łaskę powołania dla innych, nie myśląc wcale, że swój wzrok mogłeś skierować właśnie na mnie.
Przychodzę do Ciebie z niepokojem w sercu. I stawiam pytanie: czy nie potrzebujesz, Boże, mojego serca, mojego życia, moich rąk? Nie wiem, jaka jest Twoja wola. Proszę Cię, Panie, oświeć mój umysł - co mam czynić?
Chcę pełnić Twoją wolę...
Jaką rolę odegrała w moim powołaniu postać św. Brata Alberta? Wiadomo, że Brat Albert był artystą - malarzem: studia ukończył w Monachium. Dorobek artystyczny, jaki pozostawił, wskazuje na to, że był to wielki talent malarski. I oto ten człowiek w pewnym okresie życia zrywa ze sztuką, gdyż dochodzi do wniosku, że Bóg daje mu zadanie ważniejsze. Zapoznawszy się ze środowiskiem krakowskim nędzarzy, zbierających się wokół tzw. "ogrzewalni" przy ulicy Krakowskiej, Adam Chmielowski postanawia stać się jednym z nich, a więc nie jałmużnikiem przychodzącym z zewnątrz, aby rozdzielać dary, ale człowiekiem, który daje całego siebie, aby tym wydziedziczonym ludziom służyć. Dla mnie Jego postać miała znaczenie decydujące, ponieważ w okresie mojego własnego odchodzenia od sztuki do literatury i od teatru, znalazłem w nim szczególne duchowe wsparcie i wzór radykalnego wyboru drogi powołania.
Habit miał szary i sztywny,
Przetyczką drewnianą spięty,
W spojrzeniu jasność dziecięcą,
Dobroć i ciszę - jak święty.
Na wóz się wdrapał z trudnością,
Bo jedną miał nogę drewnianą,
I ruszył sobie na Kraków
W jesienne, jasne rano.
"Dla biednych zbieram, dla biednych!
Dla najbiedniejszych w świecie.
W przytułku mam chorych i głodnych,
Więc datki najmniejsze choć, nieście!
Co łaska! Za wszystko Bóg zapłać,
Za strawę, odzież czy grosze!
Dla biednych zbieram, dla biednych
Na miłość Boga was proszę!"
Brat Albert stanął na wozie,
A głos nad gwarem precz leciał,
Gdy mówił o nędzy w przytułku,
O głodnych i chorych dzieciach.
...nie mogę pominąć jednego środowiska i jednej postaci, która w tym okresie dała mi bardzo wiele. Jest to mianowicie środowisko mojej parafii pod wezwaniem św. Stanisława Kostki na Dębnikach w Krakowie. Parafia ta była prowadzona przez księży salezjanów, których pewnego dnia hitlerowcy zabrali do obozu koncentracyjnego. W parafii była osoba wyjątkowa: chodzi tu o Jana Tyranowskiego. Tyranowski, sam kształtował się na dziełach św. Jana od Krzyża i św. Teresy od Jezusa, wprowadził mnie po raz pierwszy w te niezwykłe, jak na ówczesny wiek, lektury.
Albo Ty myślisz, o Ty wieczny Żywy,
Że Ciebie kocham za przyszłe nagrody,
Za obietnice w królestwie Twym gody,
Za palmy - harfy - i cuda - i dziwy -
Za jakąkolwiek bądź w niebie zapłatę,
Którą byś spłacił mi dni mych utratę?
Ja kocham Ciebie - żeś był nieszczęśliwy,
Że przebolałeś tu wszystko, co boli,
Że zniosłeś wszystko, co tylko poniża,
Ty, Bóg, w kajdanach cielesnej niewoli,
Ty, Bóg, przez katów prowadzon do krzyża!
Ja Ciebie kocham - że Cię o tej chwili
Niebo odbiegło - i ludzie zdradzili
Ja Ciebie kocham - żeś był przymuszony
Wołać do Ojca: "O, jam opuszczony!
Ja Ciebie kocham za Twoje konanie
I za śmierć więcej niż za Zmartwychwstanie.
Czas ostatecznego dojrzewania mojego powołania kapłańskiego, jak już wspomniałem, łączy się z okresem drugiej wojny światowej, z okresem okupacji nazistowskiej. Czy można to uważać za zwykły zbieg okoliczności ? Czy też istnieje jakiś głębszy związek pomiędzy tym, co dojrzewało we mnie, a wydarzeniami historycznymi ? Na tak postawione pytania trudno odpowiedzieć. W planach Bożych nic nie jest przypadkowe. Myślę, że skoro Bóg mnie powołał, to we właściwym momencie powołanie to musiało się objawić. Powołanie, które dojrzewa w takich okolicznościach, nabiera nowej wartości i znaczenia. Wobec szerzącego się zła i okropności wojny, sens kapłaństwa i jego misja w świecie stawały się dla mnie nadzwyczaj przejrzyste i czyste.
Na skutek wybuchu wojny zostałem oderwany od studiów i od środowiska uniwersyteckiego. Straciłem w tym czasie mojego Ojca, ostatniego człowieka z mojej najbliższej rodziny. Wszystko to stanowiło także w znaczeniu obiektywnym jakiś proces odgrywania od poprzednich własnych zamierzeń, poniekąd wyrywania z gleby, na której dotychczas rosło nowe człowieczeństwo. (...) ...coraz bardziej jawiło się w mojej świadomości światło: Bóg chce, ażebym został kapłanem. Pewnego dnia zobaczyłem to bardzo wyraźnie: był to rodzaj jakiegoś wewnętrznego olśnienia. To olśnienie niosło w sobie radość i pewność innego powołania. I ta świadomość napełniła mnie jakimś wielkim wewnętrznym spokojem.
Pieśń: "Szedłem kiedyś inną drogą..."
Jesienią roku 1942 powziąłem ostateczną decyzję wstąpienia do Krakowskiego Seminarium Duchownego, które działało w konspiracji. Przyjął mnie ks. Rektor Jan Piwowarczyk. Rozpocząłem studia na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, który także działał w konspiracji., pracując nadal fizycznie jako robotnik w Solvayu.
W okresie okupacyjnym Arcybiskup Metropolita założył konspiracyjne Seminarium Duchowne, umieszczając je pod dachem swojej rezydencji. W każdej chwili groziło to zarówno przełożonym, jak i klerykom surowymi represjami ze strony władz niemieckich. Przebywałem w tym szczególnym seminarium, pod bokiem umiłowanego Księcia Metropolity, począwszy od września 1944 roku i tam doczekałem się wraz z kolegami dnia 18 stycznia 1945 roku, dnia - a raczej nocy - wyzwolenia.
Muzyka: Vivaldi, Gloria
Moje święcenia kapłańskie miały miejsce w dniu, w którym zwykle tego sakramentu się nie udziela: 1 listopada obchodzimy bowiem Uroczystość Wszystkich Świętych i cała liturgia Kościoła jest nastawiona na przeżycie tajemnicy świętych obcowania i przygotowanie do Dnia Zadusznego. Jednakże Książe Metropolita wybrał ten dzień ze względu na to, że miałem wkrótce wyjechać do Rzymu na dalsze studia. Przyjmowałem święcenia sam, w prywatnej kaplicy Biskupów Krakowskich. Moi koledzy mieli otrzymać święcenia dopiero następnego roku w Niedzielę Palmową.
Cały miesiąc październik był dla mnie miesiącem świeceń subdiakonatu i diakonatu oraz trzech serii rekolekcji, jakie je poprzedzały. W dniu Wszystkich Świętych stawiłem się rankiem w rezydencji Arcybiskupów Krakowskich przy ul. Franciszkańskiej 3, aby otrzymać święcenia kapłańskie. W tej ceremonii uczestniczyła grupa moich krewnych i przyjaciół.
Pośród niesnasek Pan Bóg uderza
W ogromny dzwon:
Dla Słowiańskiego oto Papieża
Otworzył tron.
Ten przed mieczami tak nie uciecze,
Jako ten Włoch:
On śmiało, jak Bóg, pójdzie na miecze,
Świat mu - to proch!
Twarz jego, słowem rozpromienia,
Lampa dla sług -
Za nim rosnące pójdą plemiona
W światło, gdzie Bóg.
Na jego pacierz i rozkazanie
Nie tylko lud -
Jeśli rozkaże, to słońce stanie
Bo moc - to cud!
On się już zbliża - rozdawca nowy
Globowych sił!
Cofnie się w żyłach pod słowy
Krew naszych żył,
W sercach się zacznie światłości Bożej
Strumienny ruch -
Co myśl pomyśli przezeń, to stwórz,
Bo moc - to duch.
A trzeba mocy, byśmy ten Pański
Dźwignęli świat -
Więc oto idzie Papież Słowiański,
Ludowy brat -
Oto już leje balsamy świata
Do naszych łon,
A chór aniołów kwiatem umiata
Dla niego tron.
On rozda miłość, jak dziś mocarze
Rozdają broń -
Sakramentalną moc on pokaże,
Świat wziąwszy w dłoń,
Gołąb mu słowa w hymnie wyleci
Poniesie wieść,
Nowinę słodką, że duch cześć,
I ma swą cześć
Niebo się nad nim pięknie otworzy
Z obojga stron,
Bo on na świecie stanął i tworzy
I świat i tron
On przez narody uczyni bratanie,
Wydawszy głos,
Że duchy pójdą w cele ostatnie
Przez ofiar stos,
Moc ta przez duchy będzie widzialna
Boga pokaże w twórczości świata
Jasno, jak w dzień.
Mający otrzymać święcenia kapłańskie pada na twarz całym ciałem, czołem dotyka posadzki świątyni, a w tej postawie zawiera się wyznanie jakiejś całkowitej gotowości do podjęcia służby, jaka zostaje mu powierzona. Ceremonia ta pozostawiła głęboki ślad w moim życiu. W tej postawie leżenia krzyżem przed otrzymaniem święceń wyraża się najgłębszy sens duchowości kapłańskiej: tak jak Piotr, przyjąć we własnym życiu krzyż Chrystusa i uczynić się "posadzką" dla braci.
Cała ziemia piękna nasza
Godnie wita Cię na tronie
I dla Ciebie, Polski Ojcze,
Z serdecznością chyli skronie.
Prowadź nas Piotrowym szlakiem,
Niech Ci Bóg wytrwanie daje,
Niechaj czyny Twe Papieskie
Uszczęśliwią ludzkość rajem.
Tyś żył w ziemi nadwiślańskiej
Czerpał moc i nadzieję,
Niech przez długie, długie lata
Serce Twoje promienieje.
Niech w ludzkości miłość kwitnie
I rytm serca wspólny dzwoni,
Pod sztandarem Twym Papieskim
Od zagłady świat uchroni.
Ojcze drogi, nasz rodaku,
Dusza, ciałem i umysłem
Toruj drogę najjaśniejszą
Nam i ludom po nas przyszłym.
Okrzyk wyboru (16.X.1978)
Przed dwudziestu laty, w pamiętnym dniu 16 października 1978 r. świat jakby na chwilę zatrzymał się. U steru Łodzi Piotrowej stanął kardynał pochodzący "z dalekiego kraju", duchowny z katolickiej Polski. Rozpoczął się wielki pontyfikat, za który dzisiaj dziękujemy Bogu. Jest to pontyfikat radości i wielkich zwycięstw, ale także bólu i cierpienia.
Jan Paweł II wierność Chrystusowi i Jego Matce przypieczętował własna krwią. Ten papież, który w swoim herbie umieścił słowa "Totus Tuus" - cały Twój - wypełniając polecenie Matki Najświętszej wypowiedziane w Fatimie , zawierzył Maryi Rosję i świat oraz wszystkie jego sprawy. Od tej pory nie trzeba było długo czekać na odzyskanie przez uciskane kraje wolności i na historyczne zmiany w świecie.
Jakże po 20-tu latach od rozpoczęcia pontyfikatu Jana Pawła II zmienił się świat! "Otwórzcie drzwi Chrystusowi" wołał w dniu inauguracji swojego pontyfikatu nowy Papież. Te drzwi w wielu krajach rzeczywiście otworzyły się. Dziękujemy za to Panu Bogu i modlimy się, abyśmy pod przewodem Jana Pawła II weszli w trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa.
Na krakowskiej wieży
Grucha gołąb szary
Krakowianin - Papieżem?
To wprost nie do wiary!
W górze braciszkowie
Zataczają koła,
Wnet w całym Krakowie
Nowina wesoła
Echo ją zanosi
Nad polską krainę,
Telewizja o tym głosi
Ludziom z oczu łzy płyną.
Cześć Tobie i chwała
Za tak łaskę wielką,
coś nam wybłagała
Najświętsza Panienko.
Wzrok swój z Jasnej Góry
skieruj w Rzymu strony,
gołąbeczku, leć pod chmury
Nasz Papież stęskniony.
A więc szybuj wprost na Niego
I zostań w bazylice,
By od ludu Mu bratniego
Gruchać co dzień wiele życzeń.
Podkład muzyczny Handel - Salomon (układ taneczny z tiulem białym)
Przychodzę do was z daleka
Zostawiam
Wysokie Tatry
I katedrę wawelską
we mnie
Wiele umarło
Odpłynęło
Abym mógł być
Tu gdzie Piotr
Razem z wami
Byłem
Polakiem
Dziś jestem rzymianinem
Wyciągam ręce
które znają
Pracę kamieniołomu
Ja słowiański papież
Jadłem chleb na kartki
i często klękałem na grobach
Rozstrzelanych braci
Teraz urosła moja parafia
Jeżdżę po całym świecie
Łamiąc się ze wszystkimi
swoją homilią
tak
Wiele światowego zła
Grzechu
Przemocy
Nienawiści
Zasłania
Twarz Boga
Niech
Zstąpi Duch Twój
I napełni ziemię
Tę ziemię
Gdzie człowieczy brat
Piosenka: sutanna
Nie zapominajcie o mnie
pachnie chlebem
z okna
na oścież
błogosławi
światu
Nie zapominajcie o mnie
w sercu ojczyzny
w jaśminów kantyczce
razowego chleba
zachodzącego słońca czerwieni
świętojańskiej sobótki
nie zapominajcie
Mam do was
szczególne prawo
Jan Paweł II już wiele razy odwiedził Polskę - naszą i jego Ojczyznę. Znamy owoc tych pełnych miłości pielgrzymek.
Ojcze święty
znów przybądź do Polski
z najmocniejszą siecią
Piotrowej łodzi
w tę polską noc
apostolskim wiosłem
pomóż oczyścić
pomącone wody
dolin i gór
serc w Polsce
z wysokości Sandomierskiego Wzgórza
bielami ewangelii
zmyj kłamstwo
uparcie przyległe do naszych podszewek
Janie Pawle
w tę polską ciemność
zapal pochodnie Prawdy
nad polskimi rzekami Matki Boskiej
Twój pasterski krzyż
Niech zaprowadzi
Całą
Wyspowiadaną Polskę
Do połowu sumień
Nad Wisłą polskiego pojednania
Chciejmy w tym roku często i gorąco modlić się za Ojca świętego, polecając Bogu i Matce Najświętszej jego pasterską posługę w naszym Kościele. Prośmy o zdrowie i wszelkie potrzebne łaski.
Z woli Twej Boskiej, z ludu polskiego
Wybrałeś Panie Ojca świętego.
Wiedziesz go Boże najcięższą z dróg,
Przeto wspomagaj, by iść nią mógł.
Usłysz Panie głos ludu Bożego
Kornej prośby wysłuchać chciej
Strzeż i broń Jana Pawła II
I w opiece go miej.
Niech Matka nasza Królowa
Ojca świętego w zdrowiu zachowa
By nie zabrakło mu nigdy sił
By jak najdłużej opoką był.
Na prośbę Ojca świętego o modlitwę chcemy odpowiedzieć całym sercem.
Ucz się od Papieża
Swojej codzienności!
Trwania na modlitwie
Daru życzliwości
Pochyl się nad chorym
Pocałuj dzieciaka
Podaj rękę nieznanemu
Uściśnij żebraka
Od spotkanych szczerze
Ucz się miłowania
Bóg nam każe kochać
Niewiele zabrania
Sługa dobrze służy
Bez bólu poddania
I znajduje radość
W gestach darowania
Piosenka: "Człowiek w bieli"
1. Wychodzisz w bieli z samolotu
Całujesz swa prastarą ziemię
Na twarzy twej uśmiech spokój
Tyś nasza krew słowiańskie plemię.
Nadzieją jesteś i podporą gdy
Innych słowa nic nie znaczą
I wiem codziennie późną porą
Modlitwą wspierasz tych co płaczą
A tych co błądzą dniem i nocą
być może tak jak ja poproszą
wysłuchaj mnie Wszechmocny Panie
Ref.: Chcę być z Tobą do końca tego świata
Wierzyć w Ciebie myślami w górę wzlatać
Prowadź, prowadź przez całe moje życie
Pozwól, pozwól radosnym być o świcie.
Chcę być z Tobą do ...
2. A gdy nadejdzie czas rozstania
Zostawisz w darze swoje słowa,
A ja w momencie pożegnania
Zanucę swoją pieśń od nowa.
Niech ją zaniesie wiatr do nieba
Niech się dowiedzą aniołowie,
Że czasem tak mi bardzo trzeba
Zadumać się, pomyśleć sobie.
Na głowę swoją dostojną
Ojcowski przyjąłeś trud:
Kościół umacniać, pokój utrwalać,
Braterstwem złączyć lud.
Na głowę swoją nie tiarę,
lecz mitrę skromną włożyłeś,
bo skromną miałeś młodość
i w takim narodzie żyłeś.
Przed Tobą, Janie Pawle,
Schylamy głowy nisko
I przyrzekamy Polki synu,
Być chrześcijańską kołyską.
Okrzyk ludu: "NIECH ŻYJE PAPIEŻ" (3x)
Uczyń wszystkich nas
Narzędziem Twojego pokoju
Aby miłość Twa mieszkała
W każdym z nas.
Zachowaj nas od złego
Uświęć nas w prawdzie
Aby Syn Twój został uwielbiony.
Wiersz: "Dorastając znienacka" (autorstwa Igi Góreckiej kl. IV)
Chociaż jestem jeszcze mała
chociaż mam niewiele lat
będę Bogu dziękowała, że
że nasz gród odwiedzić chciał.
On to sprawił, że już wkrótce
Miasto się przemieni w raj
Bo nasz papież Ojciec Ludu
Zawita do naszych bram
Serce moje się raduje, oczy moje pełne łez
Tak ogromną radość czuję,
Jakby gwiazdy zajaśniały,
Jakby zaśpiewały dzieci, że dla wszystkich słońce świeci.
Już od dzisiaj, już od zaraz
będę serce szykowała
na spotkanie z przyjacielem
który zna już dzieci wiele.
Będę modlić się co rano,
Będę pomagała w domu,
Z siostrą kłócić się przestanę,
Dobre słowo powiem mamie.
Pana Boga też poproszę by nasz
Papież długo żył,
By się cieszył dobrym zdrowiem
I już w czerwcu z nami był.
Wtedy w sandomierskich murach
Niech rozbrzmiewa dzieci śpiew
Niech modlitwa łączy ludzi z serc
Niech zniknie każdy gniew.
A w tym tłumie, a w tej rzeszy
Małe miejsce zajmę ja,
Niech się Ojciec święty cieszy, że tak
Dobre dzieci ma.
(Abba Ojcze)
Ty wyzwoliłeś nas Panie
Z kajdan i samych siebie,
A Chrystus stając się bratem
Nauczył nas wołać do Ciebie:
Ref.: Abba Ojcze! Abba Ojcze!
Abba Ojcze! Abba Ojcze!
Bo Kościół, jak drzewo życia
W wieczności zapuszcza korzenie,
Przenika codzienność
I pokazuje nam Ciebie.
Ref.: Abba Ojcze! Abba Ojcze!
Abba Ojcze! Abba Ojcze!