Aikido Sztuka Walki Dla Dżentelmenów scooter


0x01 graphic



WSTĘP

Żadnej sztuki walki nie można opanować z książki - to oczywiste. Książka może jednak pełnić wartościową funkcję informacyjną - zwłaszcza, gdy brak odpowiedniej liczby instruktorów. Bywa, że tekst książki pobudza zainteresowania - wiele osób zetknęło się ze sztukami walki dzięki wiadomościom zasłyszanym lub przeczytanym. Wreszcie, książka odgrywa istotną rolę w wyjaśnianiu historycznego i kulturowego kontekstu sztuki walki oraz, przynajmniej ogólnie, zapoznaje z filozoficzno-obyczajową aurą, w której tkwią korzenie wszelkiej techniki.

Aikido, judo, karate, kendo - wszystkie te systemy w ich współczesnej postaci są produktem określonej kultury intelektualnej i krzewieniu tej kultury zasadniczo służą. Oczywiście, można je bez trudu zwulgaryzować - w końcu i pędzlem Picassa da się pisać na płocie niektóre krótkie słowa. Jeśli jednak mamy świadomość ciągłości ludzkiej myśli i szacunek dla szlachetnych intencji, to obowiązkiem praktyków sztuk walki

Jest troska o ich kształt współczesny. Nie ma sztuki bez człowieka dany system w konkretnych warunkach wart jest tyle, ile warci są praktycy i propagatorzy.

Czy aikido jest "sztuką walki dla dżentelmenów"?

Twórca i kodyfikator - Morihei Ueshiba, opracował ów system z myślą o tym, aby brutalne starcie nie owocowało ani klęską fizyczną napadniętego, ani też moralną. Jakże, bowiem cenić wysoko postawę, której głupocie, prymitywizmowi, lekkomyślności, upojeniu alkoholowemu lub wręcz chorej psychice przeciwstawia się śmiercionośne czy kaleczące narzędzie obronne? Prawo nie powinno i nie może ustępować przed bezprawiem. Jednakże troską każdego człowieka społecznego jest dobranie takich środków przeciwdziałania złu, które moralnie nie będą stały w jednym szeregu z postawą, którą zwalczamy. Zabicie lub okaleczenie przeciwnika, nawet w walce o życie, zostawia jedynie gorzki posmak pyrrusowego zwycięstwa i dręczące wspomnienia.

Gorąco pragniemy, aby wszyscy zainteresowani aikido mieli na uwadze to naturalne posłanie moralne. Jest ono fundamentem filozofii i techniki sztuki "wirującej kuli". Kultywowane i chronione z troską będzie zawsze punktem moralnego oparcia dla tych, którzy uważają, że nawet w realiach brutalnego starcia trzeba pozostać człowiekiem.

Każda książka powstaje w określonych ramach objętościowych. Ta, przynajmniej w chwili pisania tych słów, zdaje się pierwszą polską pozycją książkową poświeconą, aikido. W tej sytuacji lwią jej część, z konieczności stanowi historyczny kontekst narodzin aikido oraz wykładnia systemu. W części szczegółowej napotkaliśmy na dodatkowe trudności. Aikido jest sztuką jednej odpowiedzi przeciw wielu atakom i wielu odpowiedzi przeciw jednemu atakowi. Nie dość, że techniki są niezmiernie liczne, to jeszcze ich objaśnienie wymaga obszernego opisu, bądź dokładnych ilustracji. W ramach określonej objętości nieustannie pojawia się konieczność wyborów pomiędzy "dobrym" i "jeszcze lepszym". Ostatecznie wybraliśmy te techniki, które są osią systemu, a i to raczej arbitralnie. Zwłaszcza w odniesieniu do rzutów musieliśmy użyć drastycznych cięć - wykorzystano tylko jedenastą część zgromadzonych materiałów, a i te były dalece niekompletne. Dla ratowania sytuacji w końcowej części książki daliśmy przewagę obrazowi nad słowem.

Wreszcie, doświadczenie autorów w szlachetnej sztuce aikido jest skromne. Licząc w latach - mniejsze niż czas, który mistrz Ueshiba poświęcił rafinacji jednej tylko techniki. W tej sytuacji autorytatywnym stylem staramy się pisać tylko o tych zagadnieniach, których sami doświadczyliśmy. Przykre kontuzje nie są małą częścią tych doświadczeń - tę przestrogę polecamy szczególnie pieczołowitej uwadze Czytelników.

Poszczególne odmiany aikido różnią się od siebie stylistycznie nieraz dość znacznie. Kanwą książki były dane ze stylów i szkół, którym przewodzą mistrzowie Koichi Tohei i Gozo Shioda. Rysunki wzorowano na własnych fotografiach, zdjęciach z książek, Shiody, Torei, Villadoraty i Tissiera oraz na pięknych rycinach zawartych w książce Oscara Ratti i Adeli Westbrook - "Aikido and the dynamic sphere". Jednakże w wielu przypadkach układ lub kolejność technik zmieniono stosownie do potrzeb. Postacie na rysunkach nie są w szerokich hakama, lecz w normalnych spodniach, dla lepszego uwidocznienia pracy nóg.

Na koniec, pragniemy wyrazić podziękowanie wszystkim Przyjaciołom i Kolegom, którzy dzielili się z nami opiniami i cennymi materiałami.

Pani red. Ewie Cynke i Panu red. Ryszardowi Lachmanowi dziękujemy za cierpliwość w jednych, a słowa otuchy w innych etapach pracy.

Autorzy

Łódź i Skarżysko-Kamienna, 17 listopada 1987 roku.


Rozdział I

Dziejowe tło rozwoju sztuk walki w Japonii.

WPROWADZENIE

Powstanie i rozwój sztuk walki w sensie biegłości technicznej jest zjawiskiem ze sfery militarnej. W decydującej mierze zależało od sztuki wojennej, natężenia działań wojskowych itp. czynników.

Sztuki walki w sensie zjawiska kulturowego kształtowane były jednak na tle szeroko rozumianych dziejów. Istotna jest tu kultura, stosunki polityczne, społeczno-ekonomiczne a nawet obyczajowość i religia.

Obszerne omówienie historii Japonii dla objaśnienia rozwoju sztuk walki byłoby jednak wytaczaniem armaty na mysz. Ponadto zadaniem nie do pogodzenia ze skromną objętością książki i jej głównym tematem.

Dokonaliśmy, więc wyboru tych elementów dziejowych tła, które najsilniej na rozwój sztuk walki oddziałały. Odnosząc ewolucję sztuk walki do biegu historii, można dokonać jej podziału na cztery okresy. I tak pierwszy, czyli innowacyjny lub militarny, mówi o warunkach powstawania tworzywa przyszłej sztuki, jakim jest technika walki. Z kolei okres rafinacji, to czas, w którym rzeczywistość pola bitwy czy ciemnego zaułka konstruowana jest w system i pojawia się dla niego jakieś ideowe spoiwo. Okres modernistyczny mówi o skutkach zderzenia japońskiego średniowiecza ze światem XIX i XX wieku. Okres współczesny dodany jest dla zachowania porządku chronologicznego - tu ewolucja sztuk walki odbywa się przecież na naszych oczach i trudno ją bez dystansu czasowego rozsądnie omawiać.

Dlaczego omawianie dziejów sztuk walki ograniczamy do historii Japonii? Jest wielka trudność w jednoczesnym ujęciu dziejów całej Azji w niewielkiej objętości. Ponadto prawidła relacji pomiędzy określonymi sytuacjami dziejowymi a rozwojem sztuk walki są powtarzalne, stąd zamysł wyboru pewnego modelu. Japonia wreszcie jest nie tylko ojczyzną wielkiej liczby odmiennych systemów, ale również japońscy instruktorzy położyli czołowe zasługi w propagowaniu ich w Europie i Ameryce. Sądzimy, że usprawiedliwia to wybór tego właśnie kraju.

I jeszcze jedna kwestia. Pojęcie "sztuki walki" jest w polszczyźnie nowe. Wydaje nam się, iż powstało ono ze zbitki dwóch terminów

"sporty walki" i "martial arts", tj. sztuki marsowe, wojenne. "Sztuka wojenna" oznacza jednak raczej sztukę dowodzenia na różnych szczeblach niż indywidualną sprawność fizyczną żołnierza, stąd lepszym terminem okazały się "sztuki walki". Czy nie nadużywamy tu słowa "sztuka"? Chyba nie. Jeśli bowiem ruch i przydana mu warstwa intelektualna są nie tylko wyrazem praktycznej biegłości i głębokich przemyśleń, ale posiadają także zdolność przenoszenia treści estetycznych i filozoficznych o uniwersalnym znaczeniu, to słowo "sztuka" jest właściwe. Oczywiście, istotne jest pytanie, które ze sztuk walki zasługują na to miano a które nie, ale... to już rzecz rozważań szczegółowych.

OKRES INNOWACYJNY

Chronologicznie początek okresu innowacyjnego przypada na wiek XI i XII naszej ery i jest to, czas, w którym rycerstwo japońskie poczyna sprawować faktyczne rządy w państwie. Za koniec tego okresu będziemy uważać wiek XVII, kiedy po wyciszeniu długotrwałej wojennej zawieruchy możliwa staje się refleksja nad walką.

O dawnej historii Japonii wiemy niewiele. Brak wiarygodnych źródeł skazuje historyków tego kraju na mozolne i wieloznaczne interpretacje danych. Jednakże w odniesieniu do tzw. czynników politycznych generalnie można przyjąć, że pomiędzy V a XII wiekiem władza koncentrowała się w rękach dworu cesarskiego i bliskich mu rodów arystokratycznych. Stolicę absorbowały głównie rewolucje pałacowe oraz zakulisowe walki oligarchii czołowych magnatów o uzyskanie największych wpływów na dworze. Na prowincji coraz bardziej rosło znaczenie rycerstwa, ale miało ono niewielki wpływ na wydarzenia w centrum kraju.

W wieku XII pojawia się wyraźnie zarysowany konflikt pomiędzy dwiema koalicjami politycznymi; z których jedna związana jest z rodem Taira (Henshi), druga z Minamoto (Genji). Najpierw supremację uzyskali Taira, potem Minamotowie, ale to mniej ważne. Istotne, że do owej rywalizacji obie koalicje zmobilizowały i ściągnęły do centrum kraju poważne siły wojskowe. Udział rycerstwa w walce o władzę był tak znaczny, że w naturalny sposób poczęło się ono liczyć jako realna siła polityczna. Z końcem XII wieku wojownicy faktycznie sprawują władzę, aczkolwiek nominalnie jej ośrodkiem jest cesarska stolica Kioto. Główny hetman (szogun) ma swoją siedzibę w Kamakura. Zatem ster rządów przechodzi wprawdzie w inne ręce, ale władza wciąż ma zdecydowanie centralistyczny charakter i taki pozostaje aż do połowy XIV wieku. Przez ponad dwieście następnych lat coraz wyraźniej rysuje się dyspersja władzy centralistycznej, tak, że w połowie XVI wieku rządzi kilkunastu potężnych feudałów, którzy na swoim terenie w praktyce nie muszą się z nikim liczyć.

Następne wydarzenia będą już przedmiotem szczegółowych rozważań na dalszych kartach. Zanim do nich przejdziemy, nieco miejsca poświęcimy różnym czynnikom wpływającym na technikę walki.

Japonia rozciągnięta jest pomiędzy północą i południem tak znacznie, że na Hokkaido panuje klimat ostry z długą i mroźną zimą a na Kyushu - klimat podzwrotnikowy. Góry, w tym w znacznej mierze wysokie góry, zajmują 3/4 powierzchni kraju. Terenów rolniczych jest mało - wiele z nich wymaga mozolnej i pieczołowitej kultywacji. Brakuje naturalnych, dogodnych szlaków komunikacyjnych. Z powodów terenowych i ekonomiczno-rolniczych w Japonii nigdy nie rozwinęły się masowo tak charakterystyczne dla Europy formacje ciężkozbrojnej konnicy. Wojny japońskie to wojny wytrwałych piechurów zdolnych do szybkich przemarszów i zaskakujących przejść przez górskie przełęcze, to oblężenia potężnych twierdz, których siłę obronną wspierało naturalne ukształtowanie terenu.

Masywne zbroje, ciężkie tarcze i włócznie, nie są uzbrojeniem dla piechura walczącego i maszerującego w trudnym terenie. Przed strzałami z łuku chroniono się doskonale również bez pomocy żelaza. Skuteczną ochronę dawały grubo plecione maty, worki wypchane słomą, rzadziej zbroje skórzano-metalowe. Broń zaczepna dostosowana była konstrukcją i wagą do środków ochrony. Podstawowe uzbrojenie stanowiła lekka lanca (yari), halabarda podobna do osadzonej na sztorc kosy (naginata) i lekko wygięta dwuręczna szabla długości ok. 1 metra (katana) z czasem uzupełniona o 30 - 40-centymetrowy nóż (wakizashi). Ponieważ powszechnie przyjęto mówić o mieczu samurajskim (a nie o szabli, choć tak należałoby nazwać broń ostrzoną jednostronnie) katanę i wakizashi będziemy nazywać dalej "długim" i "krótkim mieczem". O wspaniałych zaletach mieczów i lanc samurajskich pisano całe rozprawy. W istocie zarówno pod względem walorów materiałowych, jak i przydatności do fechtunku obie bronie, zwłaszcza jednak miecz, należały do najbardziej udanych konstrukcji.

Lekka zbroja nie chroniła przed żadną z tych broni. Miecze i lance musiały być w tej sytuacji zarówno środkami ataku, jak i obrony. Powstały w ten sposób warunki do rozwoju sztuki fechtunku w stopniu tak znacznym, jak w żadnym innym kraju na świecie. Mamy tu na myśli także i czynnik czasu. W Europie również opracowywano znakomite konstrukcje białej broni niezmiernie do fechtunku przydatne, ale żadna z nich nie przetrwała od wieku X do XIX w praktycznie niezmiennej formie! Inne czynniki, które wspierały rozwój sztuki fechtunku to jedynie przejściowe pojawienie się broni palnej na polach bitew i... wielka łatwość wytwarzania broni białej (poza mieczem wymagającym skomplikowanej obróbki technologicznej). Prawie każdy mógł wyekwipować się w broń równą wyposażeniu przeciętnego piechura. Wystarczyło na bambusie osadzić wyprostowany sierp albo ostrze noża, naostrzyć pospolity przyrząd do sadzenia ryżu (sai), zmontować 2 - 3-członowy cep i okuć go żelazem.

Lekka broń, szybkie i gwałtowne starcie pieszo, nadawały też sens wspomaganiu broni przez zręczność ciała. Poza "robieniem mieczem" równie ważny był unik, sprytny zwód, wytrącenie z równowagi przez podcięcie lub przewrócenie. Sekundowe choćby postawienie przeciwnika w tak niekorzystnej sytuacji zwykle definitywnie rozstrzygało losy starcia. W określonych warunkach możliwe było nawet zwycięstwo nieuzbrojonego nad uzbrojonym, rzecz niepodobna, powiedzmy, pod Grunwaldem.

Na rozwój fechtunku istotnie wpłynęła też taktyka wojenna. Pospolicie operowano małymi oddziałami, a nawet, gdy walczyły większe ugrupowania wojsk, to z powodu warunków terenowych bitwa i tak przeradzała się wielokroć w serie pojedynków. Armie często miały charakter koalicyjny a żołnierze byli bez reszty oddani tylko swojemu dowódcy, nie zaś wodzowi naczelnemu. Jednoosobowe manewrowanie wielkimi formacjami, tak pospolite w Europie i Azji, w Japonii było stosunkowo rzadkie. Nie zawsze w walkach uczestniczyło regularne i zdyscyplinowane taktycznie wojsko. Bardzo powszechne były potyczki z oddziałami chłopskimi, grupami maruderów, bezpańskich samurajów, mnichów, piratów, wreszcie pospolitych bandytów. W starciach z tego rodzaju przeciwnikiem, gwałtownych i zaskakujących, indywidualne wyszkolenie szermiercze było bodaj ważniejsze od jakiejkolwiek sztuki taktycznej.

Ciągłe wojny domowe, konflikty lokalne i sąsiedzkie zajazdy stworzyły możliwość i konieczność nieustannego praktykowania walki. Powszechnie wysoki poziom techniczny fechtunku wymagał z kolei zorganizowanego szkolenia. Na dworach różnej rangi i w drużynach samurajskich pospolity był zawód instruktora szermierki. .

Ranga i biegłość techniczna fechtunku w Japonii nie ma odniesienia do żadnego okresu średniowiecznej i nowożytnej historii wojskowości w Europie. Wynika to z kultywacji sztuki szermierczej przez całe wieki - Japończycy, aż do czasów najnowszych, nigdy nie byli zmuszeni do rewizji zasad sztuki wojennej i techniki walki. Z obcymi przeciwnikami zetknęli się tylko dwukrotnie - na swym terytorium z Mongołami, a w Korei z wojskami lokalnymi i chińskimi. Oba starcia rozstrzygnęli zwycięsko - nie było więc żadnego bodźca do rewizji głównych założeń. Zderzenie japońskiej sztuki wojennej z Chińczykami i Koreańczykami omawiamy dalej - nie jest ono zresztą zbyt ciekawe, bo przeciwnik był mało wymagający. Interesujące są natomiast losy kontaktu z najwyższej rangi sztuką wojenną Mongołów. W połowie XIII wieku Mongołowie stanowili jedną z najpotężniejszych sił zbrojnych ówczesnego świata. Na północy granicę ich podbojów wyznaczał mroźny klimat Syberii, na zachodzie docierali aż do zachodnich granic Polski, na południu do Jawy i Sumatry, na wschodzie oparły się im tylko niektóre plemiona mandżurskie - dalej na wschód rozciągał się ocean.

Sukcesy zawdzięczali wieloaspektowo rozwiniętej sztuce wojennej. Nikt nie mógł dorównać manewrowości ich oddziałów, zdolności do raptownego rozpraszania i koncentrowania sił. Systematycznie prowadzili rozpoznanie, niezmiernie pomysłowo wykonywali zadania oblężnicze. Nienaganna technika jazdy oraz mistrzowskie posługiwanie się arkanem i mocnym łukiem niwelowało przewagę bojową oddziałów ciężkozbrojnej konnicy. Powszechnie stosowali podstępy i wojnę psychologiczną, przeciwników zatrważali na długo przed uderzeniem dzięki rozsiewaniu fantastycznych i rzeczywistych wiadomości o swej potędze.

W drugiej połowie XIII wieku Kubilaj-chan - wódz Mongołów (przedstawiony w serialu "Marco Polo" jako sympatyczny starszy pan) wiedział o Japonii niewiele i początkowo nie zamierzał jej atakować żądał jedynie hołdu lennego. Jednakże wysyłanych przez Kubilaja posłów Japończycy bądź odprawiali bez odpowiedzi, bądź ścinali bez większych ceregieli. Po szeregu takich incydentów Kubilaj-chan postanowił uderzyć.

W planowanej kampanii wojennej kluczową rolę odgrywała oczywiście morska operacja desantowa. Mongołowie nie mieli jednak żadnego doświadczenia jako żeglarze, a choć zmusili do współpracy Koreańczyków - żeglarzy znakomitych, to przecież popełnili szereg błędów o poważnych konsekwencjach. Interesujące, że błędy te były antytezami najlepszych cech mongolskiej sztuki wojennej.

Zdecydowali się na atak nie mając prawie zupełnie rozeznania sił japońskich, podczas gdy Japończycy otrzymali od Koreańczyków wiele istotnych informacji. Nie zdawali sobie sprawy ani z warunków klimatycznych (tajfuny), ani z ukształtowania wysp japońskich, ani też z warunków terenowych, w jakich przyjdzie im walczyć. Koreę jako bazę wypadową wybrali słusznie, gdyby... zamierzali zaatakować centralne regiony Japonii. Do ataku na Kyushu znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby przesuwanie przynajmniej części wojsk wzdłuż archipelagu Ryukyu.

Miejsce desantu - wyspa Kyushu, też było źle wybrane. Od dawna zasiedlały ją rody bitne i bogate, doświadczone w wypadach na Koreę i piractwie.

Konieczność podróży drogą morską silnie ograniczała ilość koni i fatalnie wpływała na ich kondycję, Mongołowie jakby zapomnieli, że szybkie i liczne zagony kawalerii są ich główną bronią. Pierwszy desant miał miejsce w 1274 roku. 30-tysięczna armia na blisko 1000 okrętach opanowała małe wyspy Tsushimę i Iki, po czym wylądowała na Kyushu w rejonie Hakaty, już pierwszego dnia napotykając silny opór. Następnego dnia nadszedł tajfun... Z pozoru nie było innego wyjścia jak tylko przeczekać huragan na lądzie - tracąc z pewnością część floty, lecz zachowując trzon oddziałów wojskowych. Wodzowie mongolscy wymyślili jednak inne - fatalne zresztą rozwiązanie. Załadowali wojsko na statki niemal w oku tajfunu, co przyniosło oczywiste konsekwencje. Tę bitwę wygrała przyroda.

Drugi najazd, liczący prawie 100 tysięcy wojowników, przygotowany był nieco lepiej, lecz wciąż niezadowalająco. Oszołomieni sukcesami na kontynencie Mongołowie znów dali się ponieść dumie i zarozumialstwu. Wylądowali w tym samym rejonie, w międzyczasie silnie ufortyfikowanym i obsadzonym wojskiem. Mimo to na licznych odcinkach przełamali obronę i wdarli się w głąb kraju.

Japończycy stawiali rozpaczliwy opór, walcząc do ostatniej kropli krwi w beznadziejnych nawet sytuacjach. Zacięcie i determinacja opłaciły się, pozwalając wytrwać bez większych porażek o strategicznym znaczeniu przez blisko dwa miesiące. Potem nadszedł niezwykle potężny tajfun i... tym razem Mongołowie nie zdecydowali się na przyjęcie go na lądzie, lecz porzucili pozycje i w panice wsiedli na okręty. Wśród szalejącego wichru cała niemal flota rozbiła się na przybrzeżnych skałach lub potopiła. "Kamikze", czyli "boski wiatr" nazwali później ów tajfun Japończycy.

Abstrahując od końcowego wyniku inwazji warto zauważyć, że zaprawiona w bojach armia mongolska nie osiągnęła przez blisko dwa miesiące wielkich sukcesów strategicznych. Japońska sztuka wojenna mizerna taktycznie i operacyjnie w porównaniu z mongolską, przeciwstawiła desantowi nie tylko zażartość obrońców, lecz również znakomite wyszkolenie indywidualnych żołnierzy. Obiektywnie rzecz ujmując, wynik dwumiesięcznych walk wystawił celującą ocenę rycerskiemu rzemiosłu samurajów.

Pora teraz przejść do wydarzeń wielkiej wojny rozpoczętej w 1560 roku a zakończonej, w przybliżeniu, w roku 1600. Omówimy ją nieco dokładniej, ponieważ w jej toku dokonał się najintensywniejszy rozkwit praktyki wojennej w średniowiecznej Japonii. Ponadto towarzyszyły jej ważne wydarzenia społeczne i wyostrzone konflikty, które istotnie wpłynęły na losy późniejszego rozwoju sztuk walki.

Wspominaliśmy już, że w połowie XVI wieku władza samurajów leżała w rękach kilkunastu potężnych rodów, ściślej - koalicji, w których rolę hegemona sprawowały poszczególne klany. Trwał stan delikatnej równowagi. Ktoś, kto chciałby przełamać ją i uzyskać powodzenie, musiałby zacząć od opanowania centrum kraju. Klanom zajmującym strategicznie dogodną pozycję wyjściową bądź to brakowało sił na takie przedsięwzięcie (jak Hojo, czy Hosokawa), bądź też były uwikłane w krwawe zapasy z równym siłą sąsiadem (np. Takeda i Uesugi). Inni, uderzając w kierunku centrum, musieliby wyprowadzić armie poza własne tereny, gdzie względny spokój zawdzięczali bardzo delikatnej równowadze wojskowej (np. Mod obawiający się sąsiadów z zachodu). Potężne klany z Kyushu (np. Shimazu) miały z kolei do przebycia długą i potencjalnie obfitującą w liczne lokalne wojny drogę. Wreszcie część klanów wykrwawiała się w wewnętrznych waśniach lub metodami dyplomatycznymi wzajemnie paraliżowała swoje ruchy.

Sytuacja przypominała, więc rozwiniętą partię szachów z równowagą strategiczną stron. W takich momentach partii do ataku z poświęceniem ruszają zwykle figury, lecz kluczową rolę odgrywają właściwie ustawione piony.

Rolę inicjatora ataku przyjął na siebie Yoshimoto Imagawa. Przeciwnicy po drodze do stolicy wydawali się niepozorni - Oda, Saito, Asai mogli wystawić jedynie kilkutysięczne oddziały przeciw 25-tysięcznej armii Imagawy. Strategicznym pionem okazał się już pierwszy z tych przeciwników - Oda Nobunaga.

Imagawa lekkomyślnie wybrał na postój górski wąwóz Okehazama i ufny w liczebną siłę wojsk czekał na wyniki działań przedniej straży. Tu spadł na niego ledwie dwutysięczny oddział Nobunagi. Nagłość ataku, tłok, fatalne położenie obozu - wszystko to spowodowało panikę i bezładną ucieczkę części oddziałów. Reszta została rozproszona w górskim terenie lub wycięta w boju. Sam Yoshimoto Imagawa zginął.

Sukces był znaczny na, tyle, że Nobunaga stał się kłopotliwym sąsiadem, z którym warto zawrzeć na wszelki wypadek pokój, zwłaszcza, jeśli samemu toczy się wojnę. Tak też pomyślał potężny klan, Takedów uwikłany w walkę z Uesugi. Sojusz Takeda - Nobunaga był aliansem lwa z wilkiem - politycznie i wojskowo korzystnym dla słabszego. Z drugiej strony Nobunaga nie wydawał się rywalem na tyle poważnym, aby w imię zagrożenia położyć kres konfliktom i skierować nań ostrze nowych sojuszów. Zabezpieczywszy się dogodnym przymierzem, Nobunaga manewrował teraz ostrożnie. Pertraktując i wojując na zmianę, umacniał swoje siły. Dogodny moment do ataku pojawił się, kiedy Yoshiaki Ashikaga postanowił objąć stanowisko szoguna a szukając wsparcia zwrócił się do Nobunagi. Obaj bez większego trudu wkroczyli, do Kioto, ale w krótkim czasie Nobunaga zdominował Ashikagę i wypędził go ze stolicy, wyrastając nagle na poważnego rywala w wielkiej partii. Wprawdzie nie był jeszcze zbyt silny, ale zajmował teraz kluczową pozycję strategiczną.

W powadze sytuacji pierwszy zorientował się, Shingen Takeda i rozwiązawszy sobie ręce zawieszeniem broni z dotychczasowymi rywalami, obrócił swój osobisty talent strategiczny i potęgę wojsk przeciw Nobunadze. Sprzyjały mu wywoływane z pomocą mnichów powstania chłopskie. W 1572 roku Takeda odnosi głośne i ważne militarnie zwycięstwo pod Mikatagahara i sytuacja Nobunagi staje się trudna. Ale życie to nie partia szachów - w przededniu wielkich sukcesów Shingen Takeda nieoczekiwanie umiera. Jego syn, Katsuyori, znacznie ustępuje ojcu talentami strategicznymi. W bitwie pod Nagashino (1575) muszkieterzy Nobunagi wykorzystując odpalanie salw kolejnymi szeregami masakrują trzon sił Takedów. Klan ten już nigdy nie odbuduje dawnej potęgi. Uwolnieni od presji Takedów samuraje Uesugi przegrywają swoją dziejową szansę w podobny sposób - po śmierci Kenshina Uesugi jego następca - Kagekatsu nie potrafi poważnie zagrozić Nobunadze.

Centrum jest opanowane w całości. Teraz najgroźniejszym rywalem staje się Terumoto Mori napierający z zachodu. Jednak Nobunadze nie dane już było rozstrzygnąć tej walki - jego kariera kończy się tak niespodziewanie jak kiedyś zaczęło pasmo sukcesów. W połowie 1582 roku przebywa w otoczeniu niewielkiej gwardii przybocznej w Kioto. Stąd wysyła oddziały mające przeciwstawić się napierającym samurajom Mori i przynieść pomoc walczącym w Bitchu a dowodzonym przez Hideyoshiego wojskom. Z odsieczą ma pospieszyć Mitsuhide Akechi wypróbowany wcześniej sojusznik i towarzysz broni. Spiesznie wymaszerowuje z Kioto, po czym... za wraca i uderza na Nobunagę. Atak jest kompletnym zaskoczeniem - po krótkim, beznadziejnym boju Nobunaga ginie z własnej ręki. Wedle tradycji powodem tego zdumiewającego czynu było starannie tajone pragnienie zemsty. Matka Akechiego była zakładniczką i Nobunaga, zrywając sojusze" wzmocnione" wymianą zakładników, poświęcił jej życie dla sukcesów militarnych. Czy była to jedyna przyczyna zdrady - nie wiemy.

Śmierć Nobunagi nie spowodowała jednak wielkich, strategicznych zmian. Mitsuhide Akechi wkrótce zginął, ścigany przez jednego z najwybitniejszych dowódców Nobunagi - Toyotomi Hideyoshiego. On też bez większego trudu przejął po swym wodzu niemal nienaruszone zdocze. Przyszło mu to o tyle łatwo, że już u boku Nobunagi był dostrzegany jako wojskowa gwiazda pierwszej wielkości.

Hideyoshi miał komplet zalet charakteryzujących wielkich dowódców, zwłaszcza dwie: oryginalne pomysły strategiczne i nieobliczalność w działaniu zaskakującą nawet sojuszników. Sam niegdyś prosty żołnierz (pochodził z chłopskiej rodziny), szanował życie żołnierskie, co niezmiernie zjednywało mu podwładnych. Zarazem nie tracąc pogody ducha i z odrobiną nonszalancji osobiście dokonywał brawurowych wyczynów. Był prawdziwym mistrzem sztuki oblężniczej, co w warunkach licznych walk o silnie ufortyfikowane twierdze było niezmiernie ważne i co warto w kilku słowach skomentować. Hideyoshi uważał, że atak z marszu na silnie obsadzoną fortecę jest tylko przejawem głupiego gniewu na przeciwnika. Nie uderzał, lecz szachował obrońców siłą wojsk.

Górskie fortece z reguły czerpały wodę z własnych źródeł w obrębie murów, lecz te były zasilane z wyżej położonych w sposób naturalny lub też do fortecy prowadził starannie zamaskowany głęboki kanał wodociągowy. Część oddziałów Hideyoshiego ruszała, więc powyżej twierdzy i tam spokojnie wykonywała prace inżynierskie odcinając bieg strumieni w stronę twierdzy, albo zmieniając ich kierunek. Ta robota, wykonywana jakby na oślep, okazywała się jednak bardzo skuteczna. Brak wody i wyczerpywanie się zgromadzonych zapasów zmuszały broniących do poddania. Na Kyushu Hideyoshi zastosował jeszcze inny pomysł. Do źródeł zasilających twierdzę nakazał wlać długo zbieraną zawartość latryn i wrzucić padlinę rozkładających się w upale zwierząt. Obrońców w ciągu niewielu dni zdziesiątkowała epidemia. Tam gdzie zawodziły "wodne" metody, ludzie Hideyoshiego wysadzali mury poprzez prace minerskie. Kilkakrotnie wygrał oblężenie obiecując, że w razie poddania się wszystkich żołnierzy przyjmie do swej zwycięskiej armii.

Podczas oblegania twierdzy Oda wara, bronionej przez oddziały Hojo, Hideyoshi popisał się pomysłem tak' sławnym, że znanym powszechnie, wręcz anegdotycznym. Swoim zwyczajem zaniechał szturmów a dobrze wygłodziwszy obrońców rozpoczął jego realizację. Gdy część oddziałów, ukryta w lesie i namiotach trwała w gotowości do walki, reszta odgrywała na oczach obrońców festiwal obżarstwa, pijaństwa i zabaw ze specjalnie sprowadzonymi kurtyzanami. Obrońcy, zamiast krzepnąć w walce i nienawiści do wroga, mogli do woli napatrzeć się jak ciekawe i wesołe jest życie pod sztandarami Hideyoshiego. W niedługim czasie morale wojsk w fortecy upadło tak znacznie, że prawie zmuszono dowódców do jej poddania. Sprytny wódz okazał w tej sytuacji wielko duszność i zadowolił się jedynie głowami generałów i przywódców rodu Hojo. Hideyoshi długo i starannie planował poszczególne kampanie zarówno pod kątem rozpoznania i wsparcia logistycznego (zaopatrzeniowego) wojsk, jak i szczegółów operacyjnych. Realizował je za to błyskawicznie, tak szybko jak tylko w ogóle było to możliwe w ówczesnych warunkach. W 1587 roku, wykorzystując swoje talenty strategiczne ~ siłę niemal 300-tysięcznej armii, uderzył na południe, gdzie pozycję potężnego hegemona uzyskali Shimazu. Ten niebagatelny rywal stawiał opór zaledwie przez cztery miesiące. Pozostali tylko Hojo (na wschodzie) oraz na północy kilka mniejszych rodów i klan Date. Ci ostatni uprzedzili bieg wydarzeń, zawierając z Hideyoshim sojusz a Hojo stawiali opór zaledwie przez 3 miesiące. W 1590 roku Hideyoshi kontrolował praktycznie całą Japonię - data ta jest uważana za rok zjednoczenia kraju. Miał teraz 54 lata. Jakby zapominając o nieubłaganym biegu czasu, miast umacniać władzę tak by trwała po śmierci, postanowił uderzyć na Koreę a później na Chiny.

Zamiar nie był nie do zrealizowania, ale raczej nie za życia Hideyoshiego. Na pewno nie poprzez błyskawiczną kampanię, lecz poprzez stopniowe zdobywanie i umacnianie terenów zdobytych, poprzez mądrą i cierpliwą dyplomację. Do ewentualneg9 ataku na Chiny potrzebne było również spacyfikowanie Korei. Siły zbrojne tego państwa przedstawiały wartość bojową znacznie niższą od zahartowanych w toku nieustannych wojen samurajów, za to flota przewyższała liczebnością i umiejętnościami Japończyków. Ponadto zacięci i bitni górale koreańscy byli na swoim terenie bardzo trudnym przeciwnikiem - wielu kłopotów przysporzyli już Mongołom.

Wyprawa na Koreę była, więc podobnym gestem zarozumiałego zdobywcy jak w swoim czasie uderzenie Kubilaja na Japonię zamierzeniem nonszalanckim, niepotrzebnym i megalomańskim.

Uderzono dwukrotnie - w 1592 i w 1598 roku. Zgodnie z przewidywaniami Japończycy odnieśli błyskawiczne sukcesy wojskowe, ale rozbicie koreańskich i chińskich armii wcale nie oznaczało jeszcze zwycięstwa. Po pierwszym szoku druzgoczących porażek prawie natychmiast krzepła partyzantka, pojawiały się wielkie trudności z utrzymaniem frontu, aprowizacją wojsk, organizacją łączności itp. Zawarciu korzystnych sojuszów przeszkadzały z kolei absurdalne żądania Hideyoshiego, który dowodząc z Japonii nie zdawał sobie sprawy z trudności. Rósł w dumę, odbierając meldunki o zwycięstwach - o drobnych, lecz istotnych przez ilość kłopotach meldowano mu oględnie, aby nie narazić się na zarzut nieudolności.

Krótko mówiąc, obie wojny przeciwko Korei nie były polityką wspartą siłą, lecz łupieżczymi, okrutnymi wyprawami prowokującymi tylko zapiekłą nienawiść napadniętych.

Kto wie zresztą, czy Hideyoshi nie upatrywał w obu inwazjach jeszcze jednego celu. Tysiące samurajów, w tym większość z rodów niedawno podporządkowanych, z jednej strony się wykrwawiło, z drugiej - wojownicy nałupili się, wyszumieli i... nieco wytrzeźwieli z bitewnego amoku obejmującego już przecież kilka pokoleń. Skierowanie nienawiści przeciw obcym miało być może stępić antagonizmy wewnętrzne i odwrócić uwagę od spraw krajowych. A były to sprawy ważne. W 1593 roku Hideyoshi wreszcie doczekał się syna. Aż do śmierci w 1598 roku gorączkowo montował misterną sieć wojskowych i politycznych układów mających zapewnić mu sukcesję. Koncepcja była prosta pozostawić po sobie tak zrównoważony układ sił, aby przez kilkanaście lat nikt nie osiągnął zdecydowanej hegemonii, przynajmniej do czasu, kiedy syn Hideyori będzie pełnoletni. Pomyślano i wykonano rzecz sprytnie nawet, kiedy doszło do rozłamu nikt nie podniósł ręki na sukcesora. Spadek po Hideyoshim był jednak zbyt kuszący, aby ludzie, którzy strawili życie na wojnach i intrygach łatwo zrezygnowali ze swych ambicji i koncepcji politycznych.

Wojskowe oblicze konfliktu zarysowało się ostro w roku 1599. Wkrótce powstały dwa, równie potężne stronnictwa. Kierowali nimi: Mitsunari Ishida (armia zachodnia) i Ieyasu Tokugawa (armia wschodnia). Po stronie Ishidy zgrupowali się, jak łatwo było przewidzieć, dawni rywale Hideyoshiego - Shimazu, Mori, Ukita, Chosokabe i inni. Ieyasu zgrupował wokół siebie sojuszników mniej potężnych, ale licznych byli to z reguły ludzie, którzy osiągnęli wysoką pozycję dzięki wytrwałym wojnom u boku Tokugawy i Hideyoshiego i nagrodom w tych wojnach otrzymanych. Do otwartej bitwy doszło w 1600 roku pod Sekigahara. Walkę rozpoczęto dość nieoczekiwanie - w warunkach przypadkowego boju spotkaniowego, w ulewnym deszczu i tęgim zamieszaniu.

W trudnych warunkach terenowych i wobec zaskakującego początku boju obie armie nie zdołały wprowadzić do walki wszystkich sił. Chaos i zamieszanie spotęgowały się jeszcze, kiedy nieoczekiwanie przeszli na stronę Tokugawy dwaj doświadczeni wodzowie - Kobayakawa i Kikkawa. Warmii zachodniej wybuchła panika. Nieszczególnie spisali się dowódcy, którzy zamiast ratować przynajmniej trzon sił wojskowych, pierwsi uciekli. Ishidę złapano ledwie kilkanaście dni później i publicznie stracono. Teraz los wskazał palcem na Ieyasu Tokugawę. Ieyasu Tokugawa (1542-1616), "znany" nam z telewizyjnego serialu "Szogun" jako "pan Toranaga" był postacią niezwykłą. Jako dowódca wojskowy ustępował znacznie zarówno Nobunadze, jak i Hideyoshiemu - przegrał wiele bitew i kilkakrotnie ledwie uszedł z życiem z opresji wojennych. Był jednak prawdziwym Odyseuszem - wytrwałym graczem politycznym, mistrzem spokojnej i chłodnej kalkulacji. Najpierw wróg, a potem sojusznik Nobunagi, wróg i sojusznik Hideyoshiego, był wobec obu wodzów trzeźwo lojalny. Zresztą, jego "osobiści" wrogowie zawsze byli po stronie rywali obu wielkich poprzedników. Rozsądek i mądrość zjednywały mu szacunek. W koalicjach z silniejszymi traktowany był jak partner, a nie uległy wasal. Przegrywając bitwy negocjował remisowe warunki rozejmu. W dramatycznych sytuacjach, bywało, pomocną dłoń wyciągali do niego nawet wrogowie. Swoją potęgę zawdzięczał nie efektownym i błyskawicznym kampaniom, lecz fenomenalnej umiejętności utrwalania zdobyczy i nieomylnemu "nosowi" politycznemu.

W 1600 roku okazał się "właściwym człowiekiem we właściwym miejscu i czasie". Jego talenty rozkwitły właśnie teraz, gdy przyszła pora na umocnienie dorobku Nobunagi i Hideyoshiego. Dla pacyfikacji i wyciszenia nastrojów wojennych użył całego arsenału metod: politycznych, wojskowych, administracyjnych. Rządził ręką stalową, ale w jedwabnej rękawiczce. Przyjaciół nie rozpieszczał a wrogów nie poniżał - mało, kto mógł mieć wobec niego osobistą urazę. Postępował tak jakby czynił to w imię wyższej konieczności, jasnej dla wszystkich, nie zaś z powodu gniewu czy urażonej ambicji. Za gnącymi się w ukłonach posłami postępowały jednak poważne siły wojskowe a jeśli nie, to przynajmniej horda tajnych agentów. Nie groził słownie, rozumując, że nawet najbardziej zacietrzewieni jego wrogowie widzą i myślą. Jeśli w historii konfliktów wojennych ważną rolę odgrywały osobiste animozje przywódców, to, Tokugawa nie dawał powodu do ich powstania. W swojej siedzibie nieustannie gościł z pełnym szacunkiem i ceremoniałem wszystkich ważnych partnerów. Jeśli jednak któregoś z nich wzywały do powrotu ważne sprawy w prowincjach, to dawano mu do zrozumienia, że nietaktem byłby wyjazd wraz z żoną, braćmi, rodzicami i synami. Każdy mógł, więc wyjechać spokojnie - nad jego bliskimi czuwano arcyskrupulatnie. Dobre zdrowie (i kompetentna ochrona!) pozwoliły mu dożyć późnego wieku a wychowani u jego boku następcy okazali się równie mądrzy i utalentowani jak ojciec i dziadek. Działalność tych trzech pierwszych Tokugawów przyniosła krajowi stabilizację i wolny od wojen domowych okres dwóch wieków.

Opisując główne wydarzenia lat 1560-1600, pominęliśmy celowo wśród plejady nazwisk jeszcze jednego, potężnego, choć anonimowego partnera rozgrywek. Pora teraz poświęcić mu kilka słów.

Kler buddyjski stanowił w Japonii potęgę ekonomiczną i polityczną już w VIII wieku. Bezpośredni dostęp do osoby cesarza i jego rodziny, możliwość uczestnictwa we wszystkich oficjalnych i nieoficjalnych wydarzeniach dworskich, zaufana i z pozoru neutralna pozycja w walkach o władzę - wszystko to dawało liczne możliwości wpływania na bieg życia w państwie. Klasztory w pierwszej (Nara) i drugiej (Heian) stolicy były nie tylko ściśle związane z dworem, ale dysponowały też licznymi areałami ziemi uprawnej i bogactwem pochodzącym z wielowiekowych datków i dotacji. Mnisi mogli wygodnie i nie budząc podejrzeń podróżować, przekazywać ważne informacje handlowe i polityczne. Immunitetem i, dowodem neutralności wobec spraw świata doczesnego był przecież habit. Klasztory w pobliżu stolicy były dogodnym miejscem spotkań nawet wysokiej rangi wodzów i polityków -z dala od ciekawskich oczu świty dworskiej i uciążliwego ceremoniału. Tą drogą komunikowali się z dworem możni panowie z prowincji, kupcy, ambitni dowódcy, niekiedy posłowie z zagranicy - zwłaszcza ci nieoficjalni, w habitach.

Potęga klasztorów wzrasta szczególnie w wieku XI, kiedy to pojawia się praktyka, czy też zjawisko insei.

Cesarz, skrępowany uciążliwym i czasochłonnym ceremoniałem dworskim, nieustannie zajęty świętami i uroczystościami, obserwowany przez setki oczu, miał ograniczone możliwości efektywnego sprawowania władzy. Korzystnym wyjściem z tej sytuacji była dobrowolna abdykacja, po której ex-władca osiadał w niedalekim od stolicy klasztorze i stąd sprawował faktyczne rządy (insei = rządy z klasztoru). Tu, z oczywistych powodów, rolę najbliższych doradców i zaufanych ludzi "do wszystkiego" sprawowali mnisi. W ten sposób mieli oni nie tylko możliwość zakulisowego manipulowania i wpływania na decyzje cesarskie, ale również bezpośrednio uczestniczyli w wykonywaniu władzy i zyskiwali dostęp do tajemnic państwowej rangi.

O przychylność arystokracji klasztornej w "cesarskiej" świątyni starali się wszyscy potrzebujący kontaktów z cesarzem. Szły za tym bogate prezenty i rozmaite, świadczone na rzecz mnichów, usługi. W ślad za praktyką cesarskiego rezydowania w klasztorach pojawiła się potrzeba ich obwarowywania i uzbrajania. Klasztor był przecież siedzibą faktycznego władcy i jego przybocznej gwardii. Kiedy proces ten doprowadził do powstania w klasztorach poważnej siły militarnej - dokładnie nie wiemy. Przypuszczalnie "militaryzacja" rozpoczęła się już w wieku XI. W każdym razie na przełomie 1159 i 1160 roku ma miejsce' interesujące wydarzenie. Oto w toku wojny Taira - Minamoto zdarza się następujący incydent: ściganym przez Tairów Minamotom zastępują drogę liczne oddziały uzbrojonych mnichów z klasztoru na górze Hiei w pobliżu Heian (dzisiejsze Kioto). Tęgo uzbrojeni samuraje Minamotów przegrywają bitwę z "braciszkami”, co pośrednio wskazuje na nie bagatelną bojową sprawność mnichów.

Z chwilą, kiedy faktyczne rządy w państwie 'poczyna sprawować rycerstwo, siła oddziaływania klasztorów przejściowo słabnie. Nie na długo wszakże. Po dwukrotnej inwazji mongolskiej klasztory roszczą sobie pretensje do udziału w odsieczy, jaka przyszła ze strony "boskich" tajfunów. W okresie między inwazjami stają się ośrodkami modlitw

i miejscem składania darów w intencji pokonania najeźdźców. Rośnie, więc autorytet kleru w szerokich rzeszach społeczeństwa, rośnie nienaruszona dotąd potęga ekonomiczna. W czasach burzliwych chronią się w klasztorach różni utalentowani i ambitni osobnicy, ścigani za te talenty i wcielanie ich w życie przez władze i prawo. W anonimowej postaci szeregowego mnicha łatwo ukryć swoją właściwą osobowość, a pod habitem ~ broń. Klasztory poświęcone bóstwom wojennym, i nie tylko one, stają się oficjalnie miejscami masowego a fachowego szkolenia w szermierce i 'walce wręcz. Liczy się zresztą nie tylko sprawność osobista. Liczna sieć świątyń stanowi zaplecze do działań bojowych nawet w wielkiej skali. Silny wpływ mnichów na chłopstwo pozwala wzniecać bunty i powstania o groźnym, masowym zasięgu. W owym czasie to czy ktoś był chłopem, czy walczącym samurajem, zależało często od potrzeby chwili. Z siłą tą, zwłaszcza w toku wojen domowych, musi się liczyć każdy wódz i władca. Cóż znaczą sukcesy militarne na terenach sąsiadów, gdy płonie własna ziemia?

Około, XV wieku i tak cichociemne armie klasztorne poczynają dysponować jeszcze bardziej utajoną i niezmiernie skuteczną siłą. To "ninja", czyli "ci, których nie ma". Na co dzień ninja to skromni mnisi lub spokojni, niewiele znaczący obywatele. Nocą zamieniają się w ściśle zakonspirowany, mafijny klan zrzeszający szpiegów, sabotażystów, podpalaczy, zawodowych morderców. Za niewidoczne nitki tej mafii pociągają nieznani zleceniodawcy, tajemniczy nawet dla tych, którzy za pieniądze zamawiają usługi. Zakres ich - prawie nieograniczony - od "sprzątnięcia" nowobogackiego kupca i chłopa, który odmawia haraczu, aż do skrytobójczego zamordowania wschodzącej gwiazdy wojskowej czy politycznej, wywołania buntów i powstań.

Umiejętności ninja przenoszone są drogą długotrwałego treningu z pokolenia na pokolenie. Osiągają odrażający, ale niezaprzeczalnie najwyższy poziom "fachowy". Z usług ninja korzystają, więc liczni feudałowie. Kiedy przekonują się o skutecznym wykonaniu postawionych zadań, sami stają się rozsądni i bez dodatkowych namów dbają o dobre stosunki z tym użytecznym, ale jakże groźnym partnerem.

Interes klasztorów i ludzi stanowiących ich "organy wykonawcze" polega oczywiście na podtrzymywaniu decentralizacji władzy wojskowej i sprzyjaniu koncentracji władzy cesarskiej. "Żywią" się one przecież korzyściami płynącymi z lokalnych konfliktów. Słabość rywali jest gwarancją bezpieczeństwa, ponieważ władza samych mnichów jest dostatecznie scentralizowana. W tej sytuacji najpoważniejszym przeciwnikiem stają się inne, podobnie zorganizowane grupy - stąd liczne w historii Japonii krwawe monachomachie. W niektóre z nich lęka się (lub nie chce...) wkroczyć regularna armia, a stolica i dwór drżą o bezpieczeństwo.

Potężni feudałowie z początku wieku XVI wielokrotnie próbują ukrócić wpływy mnichów, ale zwykle udaje im się obcinać tylko pojedyncze macki. Mnichom nie można "po prostu" przeciwstawić potęgi wojsk, bo rywala "nie ma". Nie można również wypowiedzieć wojny habitowi. W istocie oznaczałoby to wojnę z religią - pod skrzydła uciśnionych braciszków łatwo byłoby zwołać całe masy wiernych. A jak odróżnić mnicha "prawdziwego" od "fałszywego"?

Nobunaga jako pierwszy rozpoczyna regularną wojnę. Przezornie sam otacza się chrześcijańskimi misjonarzami, zorganizowanymi niewiele gorzej od ich buddyjskich rywali. Poza wojnami, o jakich już wspominaliśmy, Nobunaga nieustannie gasi zarzewia buntów, które wiążą przecież poważne siły wojskowe. Mimo to, w niektórych prowincjach (np. Ise, Kaga) mnisi faktycznie sprawują władzę. Samuraje przychodzą i odchodzą a mnisi zostają. Zaatakowani wprost chronią się w potężnych fortecach. Tu masowo produkują broń białą, proch, muszkiety. Żywności dostarczają położone wewnątrz murów i intensywnie uprawiane pola. Dla przykładu - klasztor Ishijama-Honganji w Osace atakowany był przez ponad 9 lat zanim ostatecznie upadł. Podobne problemy sprawiały całe kompleksy klasztorów w Nogashimie, Saiga, Kioto. Nabunadze nie udało się pokonać mnichów, ale atakując poważnymi siłami zmuszał ich do koncentracji i otwartej walki. Groźny przeciwnik tracił w ten sposób najpoważniejszy atut - tajność. "Wystawiwszy" sobie rywali pod ostateczne uderzenia Nobunaga miał prawo liczyć, że w końcu nadejdzie dzień ostatecznej rozprawy. Nie zdążył jej przeprowadzić. Któż wie, co (i kto!?) poza pragnieniem zemsty inspirował zdradę Akechi?

W wystawiony cel uderzył, Hideyoshi - mistrz przecież sztuki oblężniczej. Mnichów nienawidził, sam prowadził za czasów Nobunagi i w jego imieniu liczne przeciw klasztorom kampanie. Jako przeciwników -szanował i doceniał; poddanych czy pokonanych wycinał w pień, nie bawiąc się w dochodzenie, ile winy spoczywa na czyjej głowie. Palił budynki i osady klasztorne, rozdawał wojsku zgromadzone zapasy broni i żywności. Fortece szczególnie potężne starannie rozbudowywał i, oczywiście, obsadzał własnym wojskiem, aby nie odrodziła się w starych murach stugłowa hydra. Ponadto Hideyoshi konsekwentnie kontynuował pomysł Nobunagi - chłopom i mnichom odbierał broń. Na mocno opornych uderzał z całą siłą i bezwzględnością. Mniej opornych rozbrajał pod hasłami religijnymi i innymi pretekstami nadającymi tej działalności pozory racji kultowych (zbierał na przykład metale na rzekomo zaplanowaną budowę gigantycznego posągu Buddy). Zlikwidował również zawód "chłop-samuraj" -należało oddać broń i zostać na ziemi lub oddać ziemię, zachować broń, lecz niezwłocznie zaciągnąć się do armii. 'Na skutek tego uporczywego i konsekwentnego działania chłopi z wolna przestali się liczyć jako groźna siła zbrojna. Stracił znaczenie silny i łatwy do podburzenia sojusznik klasztorów.

Ostateczny cios mnichom, a zwłaszcza "ninja", zadał jednak dopiero Ieyasu Tokugawa. W charakterystyczny dla siebie sposób nie tracił czasu na ściganie "nieuchwytnych", lecz zaproponował im odpowiednie zajęcie w zamian za ujawnienie się i deklarację lojalności. Eksperci od "mokrej roboty" zostają, więc metsuke - funkcjonariuszami policji politycznej a później również kryminalnej.

Podobno istotną rolę odegrały tu osobiste powiązania Ieyasu z szefem sieci 'ninja w prowincji Iga - Hanzo Hattorim. Poznali się podobno w Sakai, kiedy po zabójstwie Nobunagi przez Akechiego Tokugawa znalazł się w dramatycznej sytuacji wojskowej. Tu, spod ziemi, pojawił się Hattori (wróg przecież!) i zaproponował wyprowadzenie z okrążenia przy pomocy swoich kontaktów. Akcja się udała i Tokugawa wkrótce wrócił do Mikawy pilnować swoich interesów. .

W 1609 lub 1610 roku Hattori dyskretnie się przypomniał a Ieyasu Tokugawa nie zapomniał. Hattori otrzymał stanowisko ometsuke z zadaniem sprawowania funkcji szefa służby bezpieczeństwa. Wkrótce ujawniło się również kilka tysięcy ludzi Hattoriego. Teraz przeciw nieujawnionym poczęli działać w majestacie prawa, lecz starymi metodami, ich dawni kamraci z mafii. Nikt inny nie mógł być bardziej skuteczny...

Ile w tym prawdy, a ile rozdmuchanej współcześnie sensacji - nie wiemy. Dla naszych rozważań istotne jest podkreślenie, że klasztory, jako ważne ośrodki szkoleniowe, odegrały niebagatelną rolę w wyniesieniu techniki sztuki walki na bardzo wysoki poziom.

OKRES RAFINACJI

Wspominaliśmy już częściowo o metodach rządzenia Tokugawów. Warto dodać, że po zdobyciu dominującej pozycji sprawowali władzę w państwie liczącym setki tysięcy doświadczonych i groźnych wojowników. Rzemiosło wojenne było dla nich przez ostatnie dziesiątki lat jedynym zajęciem. Część tych ludzi znalazła "pracę" w utrzymywanym dalej wojsku, w administracji, policji, służbach celnych itp., ale ogromne rzesze samurajów pozostały bez środków do życia, za to z bronią w ręku i niemałymi umiejętnościami. Przywiązani administracyjnie do swej klasy nie mogli zająć się ani uprawą roli, ani kupiectwem, ani rzemiosłem. Stanowili ogromny problem społeczny a ich tragiczna sytuacja prowokowała tysiące razy do działań dramatycznych i okrutnych. Warto nieco bliżej przedstawić jej uwarunkowania.

W okresie intensywnych wojen domowych każdy władca poszukiwał możliwie wielu wojowników - z oczywistych powodów. Nie było jednak jeszcze, aż do sławnego edyktu Hideyoshiego, tak silnie zaznaczonej stratyfikacji klasowej. W razie klęski armii, kto uszedł z życiem a miał jakieś "cywilne" umiejętności czy zaplecze w postaci skrawka ziemi uprawnej, ten chował miecz i pracował na utrzymanie. Można było również zaciągnąć się pod sztandary zwycięskiego wodza i dalej uczestniczyć w prowadzonych przez niego wojnach. Jednak po bitwie pod Sekigahara wojnom położono kres. Raptownie zmalało zapotrzebowanie na wojowników. Olbrzymie zmiany na mapie politycznej kraju powodowały kilkakrotne przechodzenie ziemi z rąk do rąk - na dawnej działce powracającego z wojny samuraja pracowali już zupełnie inni ludzie, dla zupełnie innego władcy. Ci, którzy mieli szczęście być po stronie zwycięzców zostali w większości na służbie: zwycięski daimyo wyniósł, bowiem z wojny nowe posiadłości - stać go było na utrzymanie licznej drużyny. Ci zaś, których mocodawcy zginęli lub zostali pozbawieni włości pozostali i bez zajęcia, i bez środków utrzymania.

W Japonii areał ziemi uprawnej, a ściślej plon, jaki z niego uzyskiwano, decydował o potędze. Miarą majątku a pośrednio i władzy było koku - jednostka objętościowa ryżu (ok. 160 litrów). Tyle a tyle koku znaczyło dokładnie "tylu a tylu ludzi może wyżywić się w ciągu roku". W praktyce wyznaczało to również liczebność osób w sferze nieprodukcyjnej a więc dworzan, urzędników i wojowników w drużynie. Bezpańscy samuraje wędrowali od dworu do dworu błagając o przyjęcie na służbę, ale przecież decyzja lokalnego władcy nie zależała od dobrego serca, lecz realnych możliwości. Każdy nowy samuraj w drużynie był dodatkową osobą do wyżywienia. W kraju tak często nawiedzanym przez klęski żywiołowe, jak Japonia, i z urodzajami było różnie. Wielokrotnie klęski głodu dramatycznie redukowały liczbę ludności. Odpędzonych od bram przyjmowały niekiedy klasztory - również jednak nie bez ograniczeń.

Ponadto liczni ronini mieli przecież rodziny, które należało utrzymać. Głód i tragizm sytuacji prowadziły, więc do aktów desperacji, bądź moralnego upadku. Pospolicie szerzył się bandytyzm o krótkich nogach, bo coraz sprawniej działała policja i lokalne oddziały wojskowe.

Problem dla władz stanowili nie tylko ronini. Wraz ze zwycięstwem pod, Sekigaharą Tokugawowie nie zniszczyli fizycznie swoich przeciwników. Doprowadzili tylko do sytuacji, w której utrudnione było zawiązanie koalicji na tyle silnej, by ewentualny bunt miał szanse powodzenia. Stan równowagi był delikatny - tysiące samurajów stało przecież z bronią u nogi, kontemplując w goryczy niedawną klęskę.

Szogunat stosował rozmaite metody. Wielu samurajów zatrudnił Hideyoshi w napaści na Koreę, Tokugawa wysłał ludzi Shimazu na podbój Ryukyu (w tym Okinawy, na której dzięki starciu japońskiego miecza z kung-fu tak ciekawie rozwinęło się karate) i udzielił im koncesji na prowadzenie handlu na południowych wodach. Wielu innych rozdzielano metodą przesiedleń w "grupach mniej zwartych. Jeszcze innych prowokowano do wystąpień a korzystając z przewagi sił - wycinano w pień. Te i inne metody nie rozwiązywały wciąż jednak całego zakresu problemu.

W 1615 roku ukazał się zestaw rozkazów, czy też zaleceń szoguna tzw. Buke-shohatto. Temperował on nastroje bojowe poprzez skierowanie zainteresowań samurajów w sfery' "łagodzące obyczaje": drobiazgowy ceremoniał, literaturę, teatr, szlachetne rzemiosła. Już pierwszy artykuł mówi, że głównym zajęciem samuraja winno być "studiowanie literatury przy jednoczesnym nie zaniedbywaniu sztuki wojennej". Artykuł drugi zwalcza pijaństwo, nieokiełznaną rozpustę, brak szacunku dla starszych, zepsucie moralne. I on, autorytetem wodza i jego rozkazem, temperuje nieokrzesane charaktery niedawnych "psów wojny". Podobne do Buke-shohatto zalecenia ukazywały się w następnych latach jeszcze wielokrotnie i, w stosunku do pozostających na służbie, były skuteczne. Między innymi udało się skierować zainteresowania samurajów w stronę refleksji nad sztuką wojenną i techniką walki. Rozbudzono istniejące już wcześniej zainteresowanie dla pięknej broni i akcesoriów wojskowych. Nakłoniono do upiększania, usprawniania i kultywowania broni w miejsce jej używania.

Zawód nauczyciela szermierki lub walki wręcz - niegdyś raczej pospolita funkcja instruktora wojskowego, uległ nobilitacji do rangi "mistrza umiejętności". Najbieglejsi szermierze byli wysoko cenieni już nie z tytułu urodzenia, tylko fachowości i przymiotów ducha. Zresztą niektórzy z nich filozofowali na wysokim poziomie, pisali refleksyjne traktaty ożyciu i walce, poradniki - vide znany nam przecież z serialu telewizyjnego (najgorszego niestety z filmów nakręconych o nim) sławny Miyamoto Musashi. Poziom wyszkolenia technicznego rósł błyskawicznie, nie bez zasług zewnętrznej presji.

Na funkcję nauczyciela szermierki czyhały setki zrozpaczonych roninów, gotowych do walki i głośno reklaml1jących swoje umiejętności. I oni nie zasypiali gruszek w popiele. Przymuszeni potrzebą, trenowali na granicy fanatycznego szaleństwa. Wielogodzinne ćwiczenia w amoku wojennym przyprawiały wygłodzonych ludzi o omdlenia, zwidy i halucynacje. W mrocznym półśnie pojawiały się duchy starych wojowników dających rady techniczne, bóstwa i demony wojenne podsuwały pomysły modernizacji broni, przemawiały drzewa i górskie szczyty zachęcając do jeszcze bardziej wytrwałej ascezy. Podobnie, w atmosferze obrzędu religijnego, w obliczu bogów i w dymach kadzideł ćwiczono w klasztorach. Nierzadkie były też wpływy szamanizmu - po górach błąkały się setki samurajów-pustelników zaprzyjaźnionych z demonami urwisk i strumieni, bóstwami drzew i zwierząt - Ascezie tej towarzyszył jednak kult miecza i codzienny trening.

Konkurencja wśród mistrzów miecza, włóczni i walki wręcz była, więc bardzo silna. Na przykład w prowincji Owari, nauczyciel szermierki Yui Fushima jednego tylko dnia zabił dwóch pretendentów do objęcia jego stanowiska, a w ciągu roku stoczył 18 takich pojedynków (ostatni, notabene, przyniósł upragnioną pracę roninowi - Nariaki Tatasuke a zakończył karierę Fushimy).

Obok nauczycieli związanych na stałe z jakąś miejscowością lub klanem, pojawili się również właściciele prywatnych szkół szermierki ~ niekiedy prowadzonych na bardzo wysokim poziomie, niekiedy - zbójeckich. Szkoły te ostro konkurowały z sobą w indywidualnych pojedynkach i wzajemnych zajazdach dla przepędzenia konkurencji. Rozwinęła się praktyka "musashuguyo" - podróżowania po kraju od szkoły do szkoły bądź w roli wędrownego nauczyciela, bądź w poszukiwaniu nowinek technicznych.

Zresztą władanie bronią było rzeczywistą potrzebą codziennego.

W kraju w skali makro panował spokój, lecz na drogach, w zajazdach i dzielnicach rozrywki, w ciemnych zaułkach miast i oddalonych od głównych traktów wsiach wcale go nie było. Kraj wszerz i wzdłuż przemierzali szpiedzy Tokugawów i ich rywali. Nie brakowało ciągle zbirów ukrywających się pod habitem, ani uzbrojonych chłopów polujących na samotnego samuraja. Bandytyzm był tak powszechny, że podróż bez odpowiedniej eskorty stawała się ryzykownym przedsięwzięciem. Zdesperowani mieszczanie i kupcy tworzyli z kolei z pomocą roninów organizacje samoobrony obywatelskiej przeradzające się, bywało, w mafie o rozgałęzionych mackach. Silna stratyfikacja społeczna i trudności ekonomiczne spychały coraz więcej ludzi do najnędzniejszych kast - hininów i eta. Ci byli zdesperowani i gotowi na wszystko w walce o elementarną egzystencję, bo poza życiem nie mieli absolutnie nic do stracenia. Ranga umiejętności walki wręcz i białą bronią stała, więc bardzo wysoko w hierarchii potrzeb wielu mężczyzn:

Jednakże z upływem lat szkolenie i trening coraz bardziej poczęły tonąć w oparach tajności. Samuraje ćwiczyli w miejscach dostępnych tylko dla ludzi z ich kręgu. Techniki walki wręcz z wolna stawały się zazdrośnie strzeżoną tajemnicą rodową. Mnisi ćwiczyli w ustronnych klasztorach i raczej dyskretnie z obawy przed represjami. Rozmaite półlegalne czy nielegalne organizacje, szajki bandyckie - taiły się z oczywistych powodów. Ta aura tajemniczości jeszcze bardziej przyczyniła się do wyodrębnienia spójnych systemów walki. Wielopokoleniowy, uporczywy szlif nadał im blask sztuki prawdzie ekwilibrystycznej i wobec laika zwłaszcza - niewiarygodnie skutecznej. Zarazem jednak sztuki walki wyizolowane od konfrontacji uległy zamrożeniu w tradycyjnej formie, zamknięciu na nowe prądy techniczne.

OKRES MODERNISTYCZNY

3 stycznia 1868 roku odsunięto od władzy ostatniego szoguna. Tokugawowie sprawowali władzę przez 267 lat.

Mechanizmy, które doprowadziły do przełomu były bardzo złożone. Ważną rolę odegrały stosunki ekonomiczne - ucieczka chłopów z roli, wzrost finansowej pozycji mieszczaństwa, destrukturalizacja klas, postępujący chaos gospodarczy, chybione próby reform. Mimo ksenofobii i izolacjonizmu docierały do Japonii rozmaite nowości naukowe i techniczne, światłe kręgi społeczeństwa coraz wyraźniej zdawały sobie sprawę z potrzeby otwarcia na kontakty ze światem. Poczęta narastać opozycja wewnętrzna.

Katalizatorem, który przyspieszył przemiany, były niewątpliwie wymuszone siłą, a później zresztą pożądane, kontakty z mocarstwami imperialistycznymi. Wielokrotnie ostrzelani przez nowoczesne okręty wojenne i bezsilni wobec tej agresji Japończycy zrozumieli zagrożenie, jakie stanowiła dla kraju, rażąca dysproporcja sił i własne zacofanie. Różne były postawy wobec zagrożenia. Jedni wołali, aby skrzyknąć hufce samurajskie jak przeciw Mongołom, inni kpili z tego pomysłu i nawoływali do modernizacji armii i gospodarki. Jeszcze inni tłumaczyli, że nic nie da się zrobić bez gruntownej reformy politycznej, co tłumaczono jako hasło "precz z szogunatem ". Zwolennicy i przeciwnicy, Tokugawów byli obecni zarówno w kręgu tradycjonalistów, jak i modernistów. Na ten galimatias nakładał się jeszcze mniej lub bardziej konserwatywny stosunek do obyczajów i gigantyczny splot różnic poglądów w rozmaitych kwestiach szczegółowych. Sytuacja była, więc niezmiernie skomplikowana, przekrzykiwały się różne frakcje. Ludzie o zgodnych poglądach w jednej sprawie, w drugiej kwestii krwawo walczyli z sobą. Modernizm jednakże triumfował, bo nad wszystkimi poglądami i sentymentami musiało dominować przekonanie o oczywistej przewadze różnych osiągnięć cywilizacji zachodniej - od spodni na guziki poczynając, a na nowoczesnej medycynie czy technice wojennej kończąc. Zmiany postępowały w tempie rewolucyjnym, przez kraj przebiegały tak potężne wstrząsy świadomości społecznej jak nawiedzające Japonię trzęsienia ziemi.

Dla nas szczególnie interesująca jest sytuacja samurajów. Dla wielu z nich reorganizacja stosunków ekonomicznych i społecznych oznaczała bądź potrzebę głębokiego przewartościowania kultywowanej przez całe wieki tradycji obyczajowej, bądź dramatyczny spadek poziomu życia, aż do skrajnego ubóstwa. Spora część samurajów, od stuleci wdrażana do zdobywania wykształcenia i ogłady kulturalnej, administrowania, a zwłaszcza do lojalności wobec władz i wewnętrznej dyscypliny, po krótkim okresie szoku znajdowała nowe miejsce w życiu. Masowo wyjeżdżali na studia zagraniczne, angażowali się w budowę przemysłu i działania nowej administracji, wstępowali do armii. Jednakże dla stosunkowo licznej grupy ekspertów sztuk walki "nowe" oznaczało katastrofę. Walka wręcz, czy szermierka, tak bogato ornamentowane tradycją bohaterskich czasów, nagle stały się archaizmem, wręcz symbolem zacofania i wstecznictwa. Szkoły świeciły pustkami, głód natarczywie pukał do papierowych ścian. Postawy były różne. Zajadli tradycjonaliści zamykali się w domach trawiąc w melancholii i goryczy spustoszenie obyczajów, albo przechadzali się po ulicach "pod mieczem", prowokując policję i modernistów. Część knuła spiski i rewolty albo za lada przyczyną masakrowała zbyt pewnych siebie chłopów i mieszczan. Realiści z kolei organizowali na przykład trupy objazdowe, demonstrując na estradzie sztukę miecza i lancy. Tłumy publiczności gapiły się na te pokazy z otwartymi ustami - wszak publicznie od więcej niż stu lat nikt treningu ani sprawności technicznej nie demonstrował. Część samurajów patrzyła z pogardą na to pospolitowanie szlachetnej sztuki, ale pokręciwszy głową poprawiali tużurek, mocniej ściskali aktówkę pod pachą i pędzili spiesznie do biura lub fabryki.

Sztuki walki upadły. Pierwszy napór modernistycznego tsunami był tak silny, że mianem "śmieszne i archaiczne" oznaczano prawie wszystko, co stare - nie bacząc na fakt, że wśród reliktów zacofanej przeszłości upadają też wspaniałe wytwory kultury narodowej - zarówno w materialnym jak i niematerialnym sensie. Modernistami kierował jednakże zdrowy rozsądek i szybko dostrzegli potrzebę obrony niektórych zabytków i tradycyjnych wartości. Oto Jigoro Kano - współtwórca pierwszego w Japonii klubu siatkówki (wówczas jeszcze gra ta nazywała się "minonette") i programów wychowania fizycznego dla szkół, ćwiczył zarazem w ustronnych świątyniach sztuki walki i wygrzebywał w antykwariatach spisane dla potomnych tajemnice szkół jujitsu. Ale charakterystyczną postacią był także Saigo Takamori - z jednej strony reformista, z drugiej - przywódca jednego z najbardziej krwawych buntów samurajskich.

Wobec współżycia ludzi o tak różnych a czasem przemieszanych w jednym człowieku poglądach, w odniesieniu do sztuk walki toczyły się równolegle rozmaite procesy.

Pierwszy to całkowita negacja tych "tracących myszką", wręcz wstydliwych umiejętności. Proces drugi - skrajnie tradycjonalistyczny. Kapłani i samuraje nauczający wciąż walki z prawdziwym mieczem w ręku, w atmosferze nienawiści dla nowych porządków -'z nadzieją, że sprawią jeszcze modernistom krwawą łaźnię. Proces ten długo trwał w hibernacji, aby znaleźć nieoczekiwanego sojusznika w militaryzacji kraju i wielkomocarstwowych zapędach. Kult miecza łatwo przeradzał się w kult wszelkiej broni, lojalność - w podwaliny surowej dyscypliny wojskowej. Pamięć o bohaterskich czynach przodków żywiła nastroje szowinistyczne i nacjonalistyczne w szeregach armii. Ponadto niektóre ultrakonserwatywne systemy przetrwały w łonie sekt religijnych. Proces trzeci polegał na przekształcaniu dawnych sztuk walki w dyscypliny sportowe, np. kendo czy judo - bądź to pod hasłem" w zdrowym ciele zdrowy duch", bądź jako próba znalezienia oryginalnej recepty na stworzenie podwalin własnej kultury fizycznej. Wreszcie proces czwarty. Ten wykorzystywał sztuki walki i zasady ich treningu do kształtowania postaw pełnych szacunku dla tradycji, ale i otwartych na demokratyczne i humanistyczne ideały cywilizacji zachodnich. W jego wyniku powstawały sztuki walki wpisane w systemy pedagogiczne i filozoficzne - takie było karate Funakoshiego czy aikido Ueshiby. Oczywiście, różne te wpływy i koncepcje krzyżowały się wzajemnie.

OKRES WSPÓŁCZESNY

Amerykanie, którzy okupowali powojenną Japonię, spodziewali się początkowo fanatycznej opozycji, partyzantki, rebelii wojskowych. To, co się stało było, więc zdumiewające - wojenny fanatyzm i szowinizm przekształciły się w kult pracy, nastawienia pokojowe a nawet przyjazne. Japonia jakby głęboko westchnęła a z westchnieniem tym niemal od razu poszło w zapomnienie ostatnie kilkadziesiąt lat. Po krótkim okresie ścisłego zakazu uprawiania sztuk walki wróciły one do życia społecznego, ale już normalnie - jako pewien element kultury. Napęd do ich dalszego rozwoju, paradoksalnie, przyszedł wraz z zainteresowaniem Zachodu. Amerykanów i Europejczyków w Japonii zafascynowała z jednej strony egzotyka tych umiejętności, z drugiej - zdumiewająca skuteczność. Pojawiły się w sztukach walki silne tendencje utylitarne, przystosowujące je do potrzeb samoobrony przed napaścią bandycką czy chuligańską. Zainteresowała się nimi policja różnych krajów a nieco później wojsko. Jednocześnie bardzo ostro zarysowała się komercjalizacja. Nauczanie sztuk walki okazało się po prostu dobrym biznesem i mamonie bez większych sentymentów podporządkowano rozmaite zasady. Masowe stały się wyjazdy rozmaitych ekspertów na pokazowe tournee, gdzie, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, zdarzało się im występować obok zawodowych zapaśników "catch as catch can", bokserów, kowbojów z rodeo, linoskoczków, specjalistów od rozrywania łańcuchów i wyginania gwoździ w zębach. Niejeden mistrz chciałby dzisiaj zapomnieć o tym okresie. Nieco inaczej było w Europie. Tu wyraźnie przeważała fascynacja egzotyką, zainteresowanie kulturą i historią Japonii. Instruktorzy nie musieli poniżać się dla zdobycia środków utrzymania - wystarczyło, jeśli byli sobą. Natrafiali oni oczywiście na inną mentalność i obyczaje, ale nie musieli rewidować podstawowych zasad sztuk. Wprowadzenie całej hierarchii kolorowych pasów czy angielskich nazw dla japońskich technik trudno uznać za złamanie niepodważalnych kanonów sztuki.

Z początkiem lat sześćdziesiątych okazało się, że te sztuki walki, które poddano najsilniejszym cięciom użytkowym i najsilniej związano z biznesem szybko się "przejadają". Obserwujemy teraz gwałtowny nawrót do tradycji. Odszukuje się nazwiska wielkich mistrzów z przeszłości i odtwarza bieg historycznych zdarzeń. Tam gdzie jest to trudne, historię po prostu się stwarza albo interpretuje w najdziwniejszy sposób, robiąc mniej wykształconym Europejczykom i Amerykanom wodę z mózgu. Im bardziej starożytny rodowód - tym lepiej. Ponieważ proces ten trwa dalej, być może wkrótce dowiemy się, że wymalowany gdzieś wewnątrz piramid z nożem w ręku specjalista od balsamowania zwłok jest duchowym ojcem tanto-jutsu - kompleksowej sztuki walki obejmującej m.in. i rzucanie nożem.

Wraz ze śmiercią starych mistrzów kilka głównych sztuk walki rozpada się na istną plejadę szkół i stylów. Nawet w judo, scementowanym przecież "na mur" przez Jigoro Kano, pojawią się dwie zwalczające się wzajemnie frakcje. W aikido jest ich kilkanaście, w jujitsu - kilkadziesiąt, zaś w karate, najbardziej "kasowym" - kilkaset. Obok głównych odłamów, zwykle w miarę sensownych i kompetentnych, istnieje ogromna ilość tworów dziwacznych. Najpodlejsze z nich nie oferują ćwiczące mu nic poza tzw. "bajerem dla głupich". Ot na przykład korespondencyjna szkoła ninja. Za sowitą opłatą wysyłają ufarbowane na czarno kimono, miękkie łapcie z bawełny, stalowe pazury do wspinania się po murze i broń - nóż w bambusie czy miecz ze specjalnym ostrzem, które można zatruć. Jeden z czołowych włoskich karateków zakpił z owej szkoły pytając w liście, czy nie mógłby kupić kryształowego sztyletu ze specjalnym ostrzem do złamania i pozostawienia w ciele przeciwnika.

Odpowiedziano mu bardzo grzecznie, że istotnie ninja używali takiej broni i może ją kupić za jedne 249 dolarów i 90 centów. Włoch zakupił na to rolkę drukowanego w dolary papieru toaletowego i wysłał w liście odpowiedni odcinek. Istnieją oczywiście i odłamy mniej "bajeranckie", ale poza nazwą zwykle nie mają do zaoferowania nic oryginalnego. W najlepszym razie powielają techniki będące własnością i oryginalnym wytworem innych stylów. Czasem o oryginalności ma stanowić mieszanka różnych technik rzekomo nadająca rzeczy "nowy" wymiar duchowy i niewiarygodną skuteczność.

Na szczęście czołowe szkoły i style sztuk walki otrząsnęły się już z reklamiarstwa i komercjalizacji. W pewnej mierze przyczynił się do tego zimny prysznic, jaki sprawili Japończykom Europejczycy. Po złamaniu ich dominacji w judo niewiele brakuje, aby złamano ją również w karate / aikido. Poważnie myślący instruktorzy japońscy wzięli się jednak do pracy. Dziś kierowane przez nich europejskie, amerykańskie i japońskie ośrodki znów przodują w wyrafinowanej technice i sportowej rywalizacji. Jeśli chodzi o ten właśnie aspekt sztuk walki (tj. technikę i wyczyn sportowy) to bez żenady czerpie się obecnie z metodyki treningu stosowanego w nowoczesnym sporcie - ot, trener reprezentacji Japonii w karate mówi np., że wiele nauczył się obserwując zajęcia kadry radzieckich bokserów. Bardzo popularne jest już wykorzystywanie ciężarków rozmaitej konstrukcji, worków bokserskich, ekspanderów i długich gum stosowanych w treningu pływaków, drążków, poręczy, nowoczesnych mat sportowych itd. Wśród metod szkoleniowych chętnie korzysta się z treningu stacyjnego (obwodowego), skocznościowego, tzw. zabaw biegowych czy ćwiczeń akrobatycznych na batucie.

Dotyczy to jednak tylko techniki. W sztukach walki technika jest ważna, ale wbrew pozorom nie jest kamieniem węgielnym. Rzuty czy ciosy zawsze wykonuje człowiek. "Gruntowne" w sztukach walki to charakter, moralność, siła motywacji. Tu trening tradycyjny jest niezastąpiony. Wciąż, bowiem mamy do czynienia z wielką tajemnicą. Bez treningu tradycyjnego nie potrafimy nadać technikom sztuk walki tej niezwykłej koordynacji, szybkości, dynamiki, Nie potrafimy uzyskać "kime" - eksplozywnego "wyładowania energii", nie umiemy zsynchronizować procesów psychicznych z mechaniką ciała a nade wszystko uzyskać połączenia cech dynamicznych z niezwykłym pięknem ruchu. Jest ono zupełnie odmienne od baletu i gimnastyki. Za parawanem miękkości widać siłę jak w ruchach skradającego się tygrysa, a w błyskawicznych technikach - refleksję. Elegancję i dostojność - w postawach. Bez treningu tradycyjnego niemożliwe jest połączenie skuteczności z pięknem. Krótko mówiąc, tylko w najlepszych szkołach sztuk walki sztuka pisze się przez "S" a walka przez "W".

Jak dotrzeć do tych szkół, jak je rozpoznać? To nie jest żaden problem. Kiedy trafia się na odpowiedniego instruktora nawet zupełny laik po minucie wie, że to jest właśnie TO. W miejsce zachwytu czy podziwu dla określonej sprawności, uzasadnionego racjonalnie, pojawia się po prostu olśnienie, jakiego doznajemy nieraz w kontakcie z wybitnym dziełem sztuki. Choć bardzo trudno nam powiedzieć, co właściwie jest takie nadzwyczajne, wrażenie niezwykłości jest olbrzymie. Doznanie takiego uczucia jest najskuteczniejszym probierzem przy ocenie sztuk walki i instruktorów.


Rozdział II

Geneza aikido

Popularnie, choć niezupełnie ściśle, mówi się, że twórcą aikido był Moriheri Ueshiba. W istocie jednak zasługi Ueshiby są podobne do tych, jakie dla judo położył Jigoro Kano, czy dla karate - Gichin Funakoshi. Lepszym terminem niż "twórca" jest "założyciel podstaw" lub "kodyfikator".

Aikido nie zostało, bowiem wymyślone od podstaw ani przez mistrza Ueshibę, ani przez żadnego innego pojedynczego człowieka. Sięga ono korzeniami do licznych systemów walki wręcz przewijających się przez długie dzieje Japonii. Również filozoficzna doktryna aikido ma odniesienie do szeregu dawniejszych koncepcji religijnych i etycznych.

Z drugiej strony zbyt skromne byłoby przypisywanie Morihei Ueshibie jedynie roli teoretyka i kompilatora. Podobnie jak Kano i Funakoshi, w budowany przez siebie system włożył znaczną część życia. Stoi za nią gigantyczna praca organizacyjna i szkoleniowa, osobisty udział w opracowywaniu i rafinacji szeregu nowych technik, podniesienie poziomu osobistego wyszkolenia do rangi sztuki mistrzowsko skutecznej.

Niebagatelną zasługą, Morihei Ueshiby jest stworzenie tak bogatego i oryginalnego systemu niejako "u boku" judo i licznych szkół jujitsu, które, zdawałoby się, wyczerpują bogactwem inwencji i pomysłów temat walki wręcz.

Nie jest, więc rzeczą prostą rozróżnienie, co w aikido jest osobistym wkładem Ueshiby a co zasługą poprzedników. Aby bliżej zapoznać się z tym problemem winniśmy sięgnąć do historii.

W dziejach Japonii można wyróżnić dwa kierunki walki wręcz. Jeden z nich związany był z sumo, drugi z jujitsu. Oba nurty to biegły równolegle, to mieszały się. Omówimy je kolejno.

SUMO

Któż z nas z uśmiechem, zdziwieniem i niedowierzaniem nie oglądał, przynajmniej w telewizji, gigantycznych zapaśników sumo (przeciętna waga 140 kg, ale przekroczenie 200 kg nie jest rzadkie!). Laika z kręgu kultury europejskiej zadziwiają także ich zdumiewające stroje do walki i na czas prezentacji. Te ostatnie - kesho-mawashi, bywają prawdziwymi dziełami sztuki. Można je zresztą kupić w specjalnych sklepach za 1200-2000 dolarów amerykańskich. Intrygujący jest także ceremoniał, który nuży przypadkowego widza, ale podnieca i wzrusza prawdziwych fanów. Wreszcie ten wspaniały dach ponad ringiem, bogato zdobiony a będący miniaturą dachów świątyni shinto. Turnieje sumo odbywały się przypuszczalnie jeszcze w czasach przed naszą erą, wiele elementów ceremoniału to pieczołowicie przeniesiona przez wieki tradycja. Dziś odbywa się każdego roku sześć wielkich turniejów: styczniowy w Tokio, marcowy w Osace, majowy w Tokio, lipcowy w Nagoya, wrześniowy w Tokio i listopadowy na wyspie Kyushu. Spotyka się na nich czołowa piętnastka z yokozuną (wielkim championem), ozekim (championem), sekiwake, komusubi i mae-gashira - mistrzami niższej rangi. i pretendentami.

Współczesna walka odbywa się w ringu o średnicy ok. 6 metrów i trwa przeciętnie kilkanaście sekund. Zwycięstwo polega na zmuszeniu przeciwnika do dotknięcia podłoża jakąkolwiek częścią ciała poza stopą, bądź do wykroczenia choćby o centymetr poza pole walki. Sędziuje w ringu sędzia w stroju samuraja z ceremonialną czapką dworską na głowie i pięciu sędziów pomocniczych.

Wbrew pozorom, warstwa techniczna walki jest arcyciekawa. Stosuje się ponad sześćdziesiąt technik, w tym uderzenia płaską dłonią, podcięcia, kopnięcia. Potężna waga jest ogromnie pomocna, ale wcale niedecydująca. Same techniki są zdumiewająco subtelne i wyrafinowane w porównaniu z wyglądem czołowych zapaśników.

Gdybyśmy wyuczyli technik sumo dwóch przeciętnych Europejczyków i ubrali ich w stroje gimnastyczne (a więc "strząsnęli" z siebie przytłaczające wrażenie egzotyki) to walkę najkrócej można scharakteryzować w następujący sposób: jest to niezmiernie skuteczny rodzaj rozstrzygnięcia gwałtownego zderzenia dwóch atakujących ludzi. Patrząc na sumo w ten sposób łatwo dostrzeżemy jego realną wartość w samoobronie a wręcz olśniewające jest wrażenie skuteczności tej sztuki walki na polu bitwy. Oto w wojennym amoku uderza na siebie dwóch samurajów - ten, który wytrąci przeciwnika z równowagi zakończy starcie w następnej sekundzie poprzez decydujący cios mieczem lub lancą. Jakże często w realiach bitwy dwóch szermierzy zderzało się ciało w ciało techniki sumo musiały odgrywać ogromną rolę w rozstrzygnięciu tej szarpaniny na śmierć i życie. W sumo, znacznie wcześniej niż w jakiejkolwiek innej sztuce walki, pojawiły się elementy zręcznościowe - ileż tu zejść z linii, podcięć, gwałtownych uników, rzutów z obrotem. Ta walka nie toczy się przecież o położenie rywala na łopatki, lecz o wytrącenie go z równowagi ciosem, podcięciem, szarpnięciem, uderzeniem własnego ciała. To nie statyczne zapasy, lecz starcie gwałtowne, niezmiernie dynamiczne. Wydaje się oczywiste, że zarówno współczesne judo, jak i szereg odmian jujitsu zaczerpnęły właśnie z sumo wiele fundamentalnych technik. Warto także odróżnić sumo jako dyscyplinę sportową od kumi-uchi, tj. tzw. "bitewnego sumo". Tu ciosy, które w sumo wolno zadawać tylko płaską dłonią, były wykonywane pięścią i krawędzią ręki. Chronione w sumo głowa, szyja i genitalia są w kumi-uchi najczęstszym celem ataku. Obok podcięć stosowano kopnięcia w krocze i sta w kolanowy. W miejsce bezpiecznych dźwigni sportowych łamano łokcie, kręgosłupy, wywoływano zwichnięcia barków. Stopą, łokciem, kolanem miażdżono twarz. Samuraje trenowali kumi-uchi jako walkę o realnej wartości na polu bitwy bardzo często. Istniał również zwyczaj symbolicznego rozstrzygania sporów mniejszej wagi przez walkę sumo, która pełniła wówczas funkcję porównywalną ze znanym nam ze średniowiecza europejskiego "sądem bożym". Za czasów Tokugawów pojawili się również pierwsi zapaśnicy profesjonalni walczący o kosztowne nagrody. Jedno z pierwszych zezwoleń na publiczne (tj. przed samurajami!) rozgrywanie takich walk uzyskał w 1623 roku Akashi Shiganosuke w Edo. Odnotowano także zezwolenie, jakiego udzielił szogunat mnichom z Kofukuji w Yamashiro na przeprowadzenie szeregu walk i wykorzystanie dochodu na odbudowę świątyni. Z kolei w 1694 roku mnichom z Shiroji w Owari takiego zezwolenia nie udzielono. Do naszych czasów zachowało się również kilkanaście portretów zapaśników sumo wykonanych w XVII i XVIII wieku, co pośrednio wskazuje na ich wysoką rangę w ówczesnym społeczeństwie. Interesujące, że walki sumo nigdy nie odbywały się pod patronatem świątyń buddyjskich i zawsze były związane z shinto.

JUJITSU

Drugi nurt walki wręcz rozwijał się inaczej i, jak się wydaje, główną przyczyną jego powstania były szczególne sytuacje w walce. W wielu opracowaniach podkreśla się, że potrzebą, dla której wynaleziono jujitsu była sytuacja, w której samuraj tracił miecz albo musiał walczyć z przeciwnikiem uzbrojonym w dwa miecze. Wyjaśnienie to nie wydaje się wiarygodne. Utrata miecza, choć możliwa, musiała być niezmiernie rzadka.

Z kolei walkę dwoma mieczami rozwinął szeroko dopiero Musashi w XVII wieku. Przedtem była ona uważana za skrajnie trudną i praktykowana niechętnie. Miecz japoński jest w zasadzie bronią dwuręczną. Pogląd ten wyznawali i współcześni Musashiemu, i późniejsi od niego szermierze. Gdyby w istocie dwa miecze dawały przewagę w każdych rękach, to z pewnością czołowi szermierze przejęliby tę technikę bez zastrzeżeń a tak nie było. W bitwie, bardziej pospolitą od utraty miecza okolicznością, była utrata lancy yari. W bitewnym ścisku, zamieszaniu i rozgardiaszu łamano yari w ciałach przeciwników, po chybionych pchnięciach w leżącego, po upadku. Zdarzało się też pospolicie odcięcie szczytowej części drzewca i osadzonego na nim ostrza.

Oczywiście, miecz we wprawnych rękach jest bronią wobec yari równorzędną, ale... w pojedynku. W bitwie metrowa przewaga długości broni była handicapem trudnym do przezwyciężenia.

Warto też zauważyć, że miecz - broń kosztowna i trudna w wykonaniu, nie był z reguły elementem uzbrojenia prostego żołnierza. Ten, poza lancą, miał jeszcze zwykle tylko niewielki nóż, praktycznie bez znaczenia w wojennym starciu.

Umiejętność kontynuowania walki bez broni była, więc sposobem na ocalenie życia, żywo przydatnym na polu każdej bitwy. Strategia tej walki była jednakże odmienna niż w sumo, gdzie wytrącenie przeciwnika z równowagi było etapem poprzedzającym definitywny cios bronią. W działaniu takim wojownik nieuzbrojony nie znajdował żadnych przewag - odwrotnie, żywy atak bez broni na uzbrojonego przeciwnika miał łatwy do przewidzenia finał. Narodziła się potrzeba opracowania walki rozstrzyganej nie przez starcie ciał, lecz przez zręczne wykorzystanie impetu atakującego dla własnych potrzeb. Była to walka "ostatniej szansy". W odróżnieniu od sumo, jej sekretów zazdrośnie strzeżono.. Musiała być uważana za sprawność szczególnie cenną, skoro na przykład wnoszono ją jako posag pana młodego w małżeństwo, bądź przekazywano w testamencie jako najwartościową część spadku. Początkowo dominowały w tej walce wyłącznie elementy zręcznościowe i wydaje się, że te są oryginalnym dorobkiem samurajów - choć nie bez zastrzeżeń. W końcu w każdej kulturze znano od bardzo dawna zapasy. W odróżnieniu od współczesnego sportu zapaśniczego, powszechnie stosowano w nich również dźwignie na drobne stawy i inne techniki rzekomo specyficzne dla jujitsu. Oryginalne jest, więc nie "wynalezienie" tych technik, lecz połączenie ich w spójny system - konsekwentny technicznie i mogący stanowić kanwę nauczania. Istotnym elementem różnicującym było wprowadzenie do owej sztuki wiedzy medycznej. Poznano dobrze mechanikę stawów, inne niż powszechnie znane wrażliwe okolice ciała (np. okolice tętnic szyjnych), dogodne punkty do zastosowania paraliżujących ucisków. Skojarzenie z akupunkturą i akupresurą jest w tym miejscu oczywiste.

Wątek medyczny przewija się zresztą wielokrotnie przez dzieje jujitsu i pokrewnych systemów. Mówi się, więc, że tajemnicę tego "zręcznościowo-medycznego" jujitsu przywiózł do Japonii Chin Gempin, chiński lekarz (?) lub mnich (?) naturalizowany w Japonii w 1659 roku a zmarły w roku 1670 lub 1671. W świątyni Kakushoji w Azabu miał on przekazać swą wiedzę trzem roninom, którzy ponieśli ją dalej. Inna popularna wersja przypisuje główną zasługę Shirobei Akyamie -lekarzowi, który studiował w Chinach kwappo - technikę przywracania do przytomności, reanimacji i udzielania pomocy przy urazach. Po powrocie z Chin Akyama osiadł w Nagasaki i tu miało mu się przydarzyć owo sławne olśnienie, że śnieg łamie gałęzie mocnych drzew a zsuwa się z wiotkich gałązek wierzby (w innej wersji - wiśni). Jeszcze innym "ojcem" jujitsu miał być lekarz z Nagasaki - Yoshin Miura, również wykształcony w Chinach. Nie jest wykluczone zresztą, że Akyama i Miura to ta sama postać, albo ludzie bardzo sobie bliscy - np. mistrz i uczeń.

Medycy przewijają się w korowodzie potencjalnych ojców jujitsu bardzo często i kto wie, czy ów stale powtarzający się motyw lekarza powracającego z Chin nie jest najbliższy rzeczywistej prawdzie. W rezerwie mamy jeszcze przecież postać Masahiro Yuki - mnicha lub lekarza nauczającego prowincji Satsuma nauczającego jujitsu w klanie Shimazu (jedyna data z jego życia, jaką znamy, to prawdopodobny czas przybycia do Japonii

1584 lub 1585). Wreszcie Shinra Saburo yoshimitsu - lekarz przeprowadzający sekcje zwłok przestępców w celu zbadania mechaniki stawów. Ten miał ożenić się z damą z klanu Takeda i nowej rodzinie przekazać swą sztukę.

Na koniec jeszcze jedna ciekawa postać. Niejaki Ganko lub Tanko Mandżur czy też Mongoł, który przywędrował do Japonii przez Koreę. Choć był lekarzem (albo mnichem), mistrzem akupresury, to trudnił się również piractwem na wodach koreańskich. Podobnie jak Chin Gempin miał w swych wędrówkach odwiedzić którąś ze świątyń w Azabu i tam w tajemnicy nauczać mnichów zabijania bez pozostawiania śladów.

Nie wszyscy jednakże są zgodni, co do tego, że cudzoziemcy bądź szkoleni. w obcych krajach Japończycy przetransponowali do Kraju Kwitnącej Wiśni zalążki jujitsu. Sztuka o nazwie Daito-aikijitsu miała być rozwijana w rodzie Minarnoto już z początkiem XII wieku. Japończykiem był również samuraj a właściwie ronin - Hisamori Takenouchi. Ten zapadł w sen podczas medytacji w świątyni Sannomiya (w szóstym miesiącu 1532 roku) i we śnie został oświecony przez jakieś bóstwo wojenne. Jeśli wierzyć datom, to wspomniane wyżej cudowne zdarzenie miało miejsce wcześniej, niż przybywali do Japonii wzmiankowani już "lekarze". Prawdy przypuszczalnie już nie dojdziemy. Zresztą wszystkie wspomniane tu przekazy są mocniej zakotwiczone w ustnej tradycji niż w dokumentach historycznych.

W okresie szogunatu Tokugawów mistrzowie walki wręcz wywodzą się z reguły ze szkół samurajskich, jak Matayemon Iso, czy Jushin Sekiguchi, rzadziej z klasztorów (z reguły shinto a nie buddyjskich!) jak Fugatami Hannosuke czy bliższy naszym czasom Saigo Tanorno Chikamasa (1829-1905). Zresztą wielu mistrzów nauczało podczas wędrówek a uczniami bywali przygodni towarzysze podróży z rozmaitych warstw społecznych. Wiemy o nich niewiele. Pamięć o mistrzu przechowywali zwykle jego uczniowie. Jeśli byli to samuraje lub mnisi, to miał jeszcze jakąś szansę utrwalenia nazwiska w historii, ale jeśli uczniami byli ronini czy też zbuntowani chłopi? Imiona mistrzów-praktyków, których sztuka zaginęła wraz z nimi, są z reguły nie do odtworzenia.

Kimś takim miał być niejaki Ganryaku (zm. w 1720 roku). Nędzarz niewiadomego pochodzenia, bo z umiejętnością gry na cytrze koto, awanturnik a może po prostu sowizdrzał. Nie wiemy, czy coś przeskrobał, czy też naraził się komuś ważnemu, dość, że został pojmany i niezwłocznie miał być stracony. W krótkiej walce rozbroił eskortujących go samurajów i uciekł. Wkrótce pojmano go po raz drugi - i tym razem poradził sobie z eskortą tak pysznie, że w jego obronie stanął podróżujący wraz ze świtą jakiś znaczny hatamoto. Wybuchła tęga bijatyka a sprawca zamieszania zbiegł. Później jeszcze dwukrotnie wywinął się policjantom, popisując się biegłością techniczną. Zdradzony przez "opiekuna" jakiejś nędznej kurtyzany i otoczony, wyrwał broń jednemu ze strażników prawa i poderżnął sobie gardło.

Okres szogunatu Tokugawów, przynajmniej do połowy wieku XVIII był spokojny, jeśli chodzi o wyciszenie wojen domowych, lecz wciąż pełen działań na tzw. cichym froncie. Tokugawowie nie zawdzięczali swojej dominacji fizycznemu wyniszczeniu wszystkich przeciwników, lecz sprytnej dyplomacji prowadzonej z pozycji hegemona. Nad całym krajem rozciągnięto nadzór policyjny. Dwór i sprawy bliskie centrum kontrolował urząd Shoshidai - w pewnym sensie rodzaj kontrwywiadu i służby bezpieczeństwa. Nadzorował on m.in. sprawne funkcjonowanie systemu zakładników i kontakty dyplomatyczne wielkich feudałów w obrębie dworu i centrum kraju. Na granicach prowincji silnie obsadzono wojskiem punkty celne (sekisho), panujące nad głównymi traktami. Załoga sekisho sprawdzała tożsamość wszystkich przechodzących i wyjaśniała dokładnie cel podróży. Przejścia górskie i mniej uczęszczane szlaki były stosunkowo słabo 'kontrolowane, lecz przydrożne gospody i zajazdy roiły się od bystrych donosicieli. Ludzie na wsiach bez trudu potrafili zidentyfikować obcego a system bardzo surowych kar zbiorowej odpowiedzialności podniósł aktywne donosicielstwo do rangi życiowej potrzeby. Zasadę zbiorowej odpowiedzialności stosowano często także wobec klasztorów, które bacznie musiały uważać, komu udzielają gościny.

Do odległych prowincji szogunat wysyłał systematycznie agentów, którzy nie tylko zbierali informacje od rezydentów, ale organizowali w razie potrzeby prowokacje z podpaleniami i zabójstwami włącznie. Ma się rozumieć, że potężni daimyo nie tkwili w błogiej bezczynności i podobnymi metodami realizowali również swoje interesy. Kłopotów ze znalezieniem ludzi pewnych i dyskretnych nie było, jako że kraj przemierzały tysiące bezpańskich samurajów - pochodzących z reguły z rodów rozbitych, czy też pośrednio doprowadzonych do upadku przez Tokugawów. Odpowiednio zwerbowany agent był wygodny - w razie schwytania nie wiedział przecież nawet, kto jest jego faktycznym zleceniodawcą. Spiski zawiązywane przez roninów przeszły do historii. Jeden z nich, uknuty przez ex-mnicha Yui Shosetsu (1605-1651) i nauczyciela szermierki lancą Marubashi Chuya (?-1651) przewidywał nawet zabicie szoguna i poważne działania wojskowe. Rzecz się wydała dzięki uczynnym donosicielom a przywódcy oraz wierni im gladiatorzy zginęli.

Kolejny okres wielkiego zamętu w kraju przypadł dopiero dwa wieki później, kiedy to obalono szogunat a Japonia weszła na drogę niezwykle przyspieszonej rewolucji burżuazyjnej. Samuraje nie zaniedbali oczywiście licznych ani krwawych prób przeciwstawienia się nowym porządkom, lecz niejako z góry skazane były one na niepowodzenie. Zresztą próba restauracji dawnych porządków wynikała raczej z tęsknoty za mihionymi tradycjami niż z powodu jakiejś sensownej, choćby reakcyjnej, koncepcji politycznej. Od momentu kontaktów ze światem XIX-wiecznego kapitalizmu i imperializmu odnowienie średniowiecznych stosunków społecznych mogło być jedynie sentymentalną mrzonką.

W okresie szczytowego nasilenia modernizmu aikido jeszcze nie istnieje. Istnieją natomiast, z reguły w opłakanym stanie, liczne, rozproszone szkoły walki wręcz. Jakie są w nich proporcje technik wywodzących się z kumi-uchi a jakie z jujitsu - trudno powiedzieć. Mistrzowie tych szkół z reguły przymierają głodem, bywa, że latami nie mają żadnego ucznia, albo też jedyny uczeń jest zarazem domownikiem i służącym. W burzliwie rozwijającym się społeczeństwie burżuazyjnym mało, kogo pociągają relikty zacofania. Głód, nędza, gruźlica, upadek praworządności i moralności są bardzo powszechne. Bywa, iż sztuki walki służą po prostu celom bandyckim. Kto pamięta jeszcze interesujący film "Saga o judo" przypomni sobie z pewnością, że możliwość uzyskania elementarnej egzystencji, np. przez nauczanie sztuk walki w policji, rodziła rywalizację na śmierć i życie pomiędzy poszczególnymi szkołami.

Jednym z tych, którzy jeszcze dźwigają ciężar wielopokoleniowej tradycji "sztuk sekretnych a śmiertelnych" jest wspomniany już wcześniej kapłan kultu shinto - Saigo Tanorno Chikamasa. Kultywowana przez niego sztuka - oshikiushi, jest echem dawnych systemów: Aizu-todome, Daito-ryu i Takeda-ryu, wymieszanych w XVIII i XIX wieku z różnymi prądami religijnymi.

Uczniem Chikamasy staje się Sokaku Takeda - maleńki wzrostem, ale wielki w konsekwencji tradycjonalistycznych upodobań. Ma z tego powodu liczne kłopoty z policją, w tym i bójki z mieczem w ręku. Kapłan przekonuje go, aby kłopotliwą coraz bardziej pasję do sztuki miecza poświęcił oshikiushi. Tak się staje. Nauczywszy się, co było do nauczenia, Takeda "zmienia powietrze" i wynosi się na Hokkaido z nadzieją, że przeprowadzka zamknie okres konfliktów z policją i władzami. Tajemnice oshikiushi przekazuje synowi - Takimune, który zresztą później otworzy w Abashiri szkołę. Wcześniej jednak poznaje je i twórczo wykorzystuje Morihei Ueshiba. .

Morihei Ueshiba urodził się 14 grudnia 1883 roku w małym miasteczku Tanabe - niedaleko Osaki, w rodzinie Yoroku Ueshiby - drobnego posiadacza ziemskiego. Chłopiec był niski, wątły i nerwowy i (jako dorosły człowiek Ueshiba mierzył 154 cm wzrostu). Ojciec wysłał go na naukę sumo (!) i pływanie, głównie z myślą aby chłopiec nabrał wagi. Jako kilkunastoletni chłopak Ueshiba rozpoczął pracę w charakterze szeregowego urzędnika. Wkrótce zaangażował się całym sercem w rozmaite działania społeczne, zwłaszcza zaś w walkę miejscowych rybaków o zmianę nowego, niesprawiedliwego prawa połowowego. Prześladowany za udział w strajkach i demonstracjach wyjechał potajemnie do Tokio, gdzie pod nazwiskiem Ueshiba Shokai podejmował różne proste prace. Z czasem rozpoczął handel warzywami a w końcu otworzył maleńki punkt skupu i sprzedaży używanych podręczników dla uczniów i studentów. Uczył się jednocześnie kito-ryu - interesującej odmiany jujitsu, która stała się później jednym z technicznych korzeni judo. Zajęcia prowadził wówczas mistrz Tokusaburo Tozawa. Jeśli czas pozwalał, Ueshiba chodził także do szkoły ken-jutsu - Shinkage-ryu.

Nędzne warunki życia spowodowały, że zachorował na beri-beri. Początkowo zresztą sądził, że zmęczenie i osłabienie było wynikiem intensywnych zajęć, dopiero porównywanie objawów z opiniami studentów medycyny przychodzącymi do sklepiku naprowadziło go na myśl o potrzebie lepszego odżywiania się. Doszedł do wniosku, że powinien wrócić do Tanabe - nie miał już bowiem na wet sił do codziennej pracy. Wkrótce po powrocie ożenił się z koleżanką z lat dziecinnych - panną Hatsu Itokawa. Pod troskliwą opieką żony szybko wrócił do sił. Postanowił teraz dużo biegać i wykonywać ćwiczenia siłowe. Efekty przyszły szybko, mocniejszy nieco zapisał się do szkoły miecza Yagyu-ryu prowadzonej przez Masakatsu Nakae. W 1903 roku powołano go do wojska i wysłano do Chin i Mongolii. Okazał się tu niepokonany w szermierce na bagnety. Koledzy go uwielbiali a za różne zasługi wojenne i szkoleniowe dosłużył się stopnia sierżanta. Przełożeni namawiali go na karierę oficerską, ale Ueshiba brzydził się wojną i zdecydował wrócić do domu. W wojsku okrzepł fizycznie. Szybko ukończył teraz szkołę Yagyu a po otrzymaniu w 1908 roku dyplomu zapisał się na judo do Kiyochi Takagi, późniejszego dziewiątego dana i uznanego autorytetu.

W pierwszej dekadzie XX wieku rząd japoński czynił liczne wysiłki dla zagospodarowania Hokkaido - wyspy o surowym i nieprzyjaznym klimacie. Organizowano ekspedycje ochotników, wyposażano ich jedynie w najprostsze narzędzia i namawiano do zakładania osad. Tkwiła w tym jakaś nadzieja na poprawę nędznych warunków bytowania i Ueshiba zdecydował się zostać "pionierem"; Wraz z grupą 80 osób założył od podstaw wieś Shirataki. Jak zawsze aktywny w pracy i działalności społecznej, Ueshiba stał się wkrótce znany jako inicjator budowy różnych obiektów publicznych i miejscowej świątyni shinto. Trening różnych sztuk wojennych zszedł teraz na dalszy plan.

W lutym 1915 roku Ueshiba wybrał się do Engaru w sprawach gospodarczych. Nocował w Kubota, w niewielkim zajeździe. Późnym wieczorem zaprzyjaźniony właściciel hotelu poinformował go w wielkiej tajemnicy, że gościem jest również szanowany ekspert walki wręcz. Człowiek ten podróżował incognito z powodu kłopotów z władzami i depczącej mu po piętach policji. Ueshiba poprosił więc o zorganizowanie dyskretnego spotkania i jeszcze tej samej nocy poznał Sokaku Takedę. Łączyło ich bardzo wiele, od poglądów politycznych, poprzez zainteresowania, aż do wspólnych doświadczeń w jujitsu i kenjutsu. Byli nawet tego samego wzrostu i wagi. Nie wiemy, co się działo tej nocy, dość na tym, że następnego dnia Ueshiba zaczął treningi oshikiushi. Warunki, w Kubota były jednak bardzo liche. Ueshiba wrócił do Shirataki, szybko przygotował dojo i zaprosił Takedę. Wraz z jego przyjazdem rzucił wszystko i przez ponad trzy miesiące całe dnie trenował a nocami gorączkowo robił notatki. Należało się spieszyć, gdyż Takedzie pozostawanie w jednym miejscu przez zbyt długi okres czasu groziło niebezpieczeństwem. Obiecał Ueshibie, że pozostanie przez 100 dni i z ich upływem wyjechał.

W 1919 roku, ojciec Yoroku Ueshiba ciężko zachorował. Morihei natychmiast wyruszył w podróż do domu. Po drodze dowiedział się, że w Ayabe przebywa sławny kapłan kultu Shinto - Kitasaburo Ueda. Z intencją prośby o modlitwę za ojca Ueshiba pojechał do Ayabe i tam zafascynowała go postać kapłana. Obiecał, że jak tylko będzie mógł, wróci do grona jego uczniów. Z początkiem stycznia ojciec zmarł a syn spędził najbliższe trzy miesiące na medytacjach. Potem nie wrócił już do Tanabe, tylko dołączył do grona uczniów podróżujących z Uedą.

W istocie, Ueda nosił już wtedy nazwisko Wanisaburo Deguchi, które przyjął na cześć założycielki sekty Omotokyo (odmiana shinto) - mniszki Nao Deguchi. Deguchi - bezkompromisowy w głoszeniu swych poglądów, szybko popadł w konflikt z władzami. Po którymś z płomiennych, pacyfistycznych artykułów oskarżono go o obrazę cesarza i wydano nakaz aresztowania. 13 lutego 1924 roku mnich potajemnie wyjechał do Mongolii wraz z kilkoma najwierniejszymi uczniami. Nie zabrakło wśród nich Ueshiby. W Mongolii zakładali Królestwo Pokoju, nawołując walczące strony do zaniechania walki. Na froncie życie pacyfistów jest trudne - bardzo szybko trafili do chińskiego więzienia i ledwie wywinęli się przed rozstrzelaniem jako dywersanci i sabotażyści osłabiający ducha bojowego. Odbili ich Japończycy i na szczęście, w wojennym zamieszaniu, nie zorientowali się, że jeńcy jeszcze niedawno prowadzili antywojenną działalność również w ich własnych szeregach. W ten sposób Ueshiba statkiem wrócił do kraju jako rzekomy żołnierz armii japońskiej uwolniony z niewoli.

Wczesną jesienią 1924 roku Ueshiba wdał się w dyskusję o sztukach walki z oficerem marynarki - ekspertem kendo. Poglądy obu rozmówców różniły się znacznie, po kilku ostrzejszych wywodach sformułowano propozycję pojedynku. Ten miał praktycznie wyjaśnić po czyjej stronie jest racja. Ueshiba wystąpił bez broni. Oficer marynarki odłożył w tej sytuacji prawdziwy miecz i wziął do ręki bokken - atrapę miecza z dębowego drewna. Zastrzegł wszakże, że nie będzie jej używał tylko do wymachiwania. Walka stała się pierwszym z serii koncertowych popisów Ueshiby, który ani razu nie dał się trafić. Już w parę miesięcy później wieści o tym wydarzeniu rozeszły się szeroko i mistrz stał się popularną postacią. Sam twierdził, że po prostu jasno widział zamiary rywala w pojedynku i to pod postacią białych błyskawic wskazujących drogę, jaką za chwilę przebędzie miecz. Powiedzmy, że było to... popularne wyjaśnienie zasad technicznych. Niewątpliwie jednak o późniejszym kształcie aikido zadecydowało przeżycie psychiczne, jakiego Ueshiba doświadczył po walce. Zawsze był głęboko religijny i uduchowiony, wrażliwy na piękno przyrody i poprawność kontaktów z ludźmi. Po walce poszedł do pobliskiego parku obmyć w strumieniu twarz. Poruszony przebiegiem starcia, w atmosferze pięknego, jesiennego dnia doznał nagle głębokiej satysfakcji z rozstrzygnięcia pojedynku bez potrzeby brutalnego obezwładnienia rywala. Miał odczucie, że oto objawiła mu się możliwość połączenia filozofii walki wręcz z zasadami etycznymi i ontologicznymi Omotokyo. Koncepcja Wanisaburo, Deguchi postulowała zaś idealną harmonię pomiędzy człowiekiem a jego przyrodniczym i społecznym otoczeniem. Harmonia taka była pierwotnie stanem naturalnym człowieka, lecz uległa zaburzeniu. Celem życia jest jej przywrócenie. Następuje to poprzez uduchowiony kontakt z przyrodą, niesprzeciwianie się jej prawom, czerpanie 'z niej podniet estetycznych. Stosunki z innymi ludźmi powinny być pełne tolerancji i dobroci, poszanowania dla obyczajów i norm moralnych. To współbrzmienie, z otaczającym światem i ludźmi pozwala człowiekowi wykroczyć poza granice własnej osobowości, głębiej i intensywniej przeżywać, żyć szczęśliwie i klarownie w zgodzie z prawami natury.

Ludzie z natury "ciążą" ku harmonii, lecz przeszkadza im w tym drapieżny wobec przyrody i innych ludzi styl życia, zachłanność, popędliwość, uganianie się za nieistotnymi wartościami- "detalami" życia.

Wojna jest jednym z przejawów głębokiego zaburzenia harmonii. Jednak przeciwstawienie się agresji harmonii nie przywraca - jeszcze bardziej pogłębia konflikt. Gwałtowności fal trzeba przeciwstawiać piasek plaż, wichrowi - łany trzciny. Człowiek winien poszukiwać sposobów podobnego neutralizowania agresji ludzkiej.

Dla praktyka tak znakomitego jak Ueshiba, znalezienie wspólnego mianownika pomiędzy techniką walki a filozofią nie okazało się trudne. Zresztą, koncepcja NIE-PRZECIWSTAWIANIA SIĘ (ju) była już wcześniej obecna w jujitsu.

Początki rozwijania systemu walki wręcz tak silnie podporządkowanego koncepcji światopoglądowo-etycznej są trudne. Nie wszyscy podzielają pogląd, że trzeba żyć w harmonii. Sporo osób mniema, że to walka właśnie nadaje życiu smak i sens, jest sposobem jego sensownej realizacji. Wśród tych z kolei, którym koncepcja Ueshiby nie zawadza, jest wielu sceptycznie oceniających skuteczność systemu. Dla osób, które doświadczyły realnego starcia, hasło "neutralizacji" siły brzmi bardzo poetycznie, ale wydaje się odległe od rzeczywistości. Ueshiba nie przekonuje sceptyków w dyskusji, lecz podczas licznych pokazów po prostu demonstruje swój system. Osobisty jego przykład jest bardzo pociągający.

W 1927 roku znana postać ówczesnego życia politycznego - admirał Takeshita zaprasza Ueshibę do Tokio. Przez kilka miesięcy odbywają się "salonowe" treningi dla wojskowych wysokiej rangi i notabli politycznych, ba, nawet dla osobistej straży cesarza - posiadaczy minimum piątego dana w kendo lub judo.

Mecenasem dla dalszej działalności stał się książe Shimazu. Kazał on przebudować na dojo salę bilardową. Ot, modernizm, niedawno triumfujący, ustępował pola tradycji. Dawna sala bilardowa okazała się wkrótce za mała. Prawdziwe dojo wybudowano kilka lat później w dzielnicy Wakamatsu-cho i nadano mu nazwę Kobukan. Podczas wojny Morihei Ueshiba odsunął się w zacisze klasztorne. W wyludnionym dojo pozostał z niewielką ilością uczniów syn mistrza - Kisshomaru - obecny O Sensei. W latach 1946-1948 dojo było zamknięte z powodu zakazu praktykowania sztuk wojennych. Stary mistrz powrócił doń w latach 1949-1959. W tym okresie uczyli się w Kobukan niemal wszyscy dzisiejsi czołowi instruktorzy. Budynek rósł o kolejne piętra, koncepcja filozoficzna krzepła. Trening był bardzo ciężki i, podobnie jak w karate, zaowocował gwałtownym wzrostem poziomu techniki. Od 1954 roku aikido zdobywa szeroką popularność.

W ostatnich latach życia Ueshiba wycofał się z czynnego udziału w zajęciach, ale nieustannie wizytował dojo, chętnie wykładał i instruował. Zmarł otoczony atmosferą głębokiego szacunku 26 kwietnia 1969 roku, w wieku 85 lat. Aikido było już sztuką znaną w wielu krajach świata i w myśl życzeń mistrza niosło posłannictwo "wojny wojnie".


Rozdział III

Trening

CEL TRENINGU I PRAKTYCZNA FILOZOFIA AIKIDO

Jadąc kiedyś przez Mazury zabrałem na trasie chłopaka - jeszcze niedawno maturzystę, a już od kilkunastu dni studenta. Rozmawiamy o tym i o owym.

- Co pan będzie studiował? - Pytam.

- Polonistykę.

- Jak pan sobie wyobraża te studia? Co pana skłoniło do wyboru tego kierunku? Lektura książek czy komputer w teorii języka?

- N o, nie wiem, co będę robił. Chyba normalnie, to co w programie i tyle. A reszta, wie pan, oprócz studiów są jeszcze ładne dziewczyny, żagle na Mazurach. Trzeba jakoś żyć, czyż nie?

- A po studiach?

- Dziennikarstwo albo literatura. Będę próbował pisać.

- To nie będzie pan nauczycielem?

- A skąd!? - Oburza się towarzysz podróży i z uśmiechem dodaje

- Czy ja na takiego wyglądam?

- A wie pan, że większość osób po polonistyce pracuje w zawodzie nauczyciela?

- N o, może... - Odpowiada niechętnie po chwili milczenia, szczyptę skonsternowany.

Obrazek drugi.

Przed treningiem podchodzi do mnie 18-19-letni chłopak.

- Dzień dobry, czy to pan prowadzi zajęcia?

- Tak, słucham pana.

- Chciałbym się zapisać...

- Chce pan trenować?

- Oczywiście, że tak!

Po co?

- Ogólnie, dla zdrowia, sprawności...

- A nie myślał pan o joggingu, żaglach, kulturystyce?

- Nie, interesuje mnie tylko samoobrona.

- Dlaczego? .

- Normalnie - odpowiada nieco zniecierpliwiony rozmówca.

Żebym się umiał bronić jak mnie ktoś napadnie.

- Napadł pana już ktoś?

- Nie.

- Może zależy panu na tym, aby nauczyć się bić?

- Coś w tym rodzaju.

- Po co?

- Są różne sytuacje. Na przykład wracam nocą od kolegów, czy coś takiego...

- Proszę pana - przerywam. - Po co ma pan poświęcić kilka lat na uciążliwy trening, jeśli wystarczy wcześniej wracać do domu, obchodzić pijaków dookoła, być uprzejmym i życzliwym dla ludzi. Są w ten sposób duże szanse, że nigdy nie będzie pan musiał się bić.

- Może - mówi zniecierpliwiony rozmówca. - Ale ja jednak wolę umieć się bić niż obchodzić pijaków.

- A może chce pan po prostu zostać mistrzem sztuk walki? - Pytam poważnie.

- E, co to, to nie - odpowiada chłopak z szerokim uśmiechem.

To nie dla mnie. Nie mam czasu ani chęci na taką tyranię.

Pozwoliłem sobie przytoczyć te dwie rozmowy z życia wzięte jako ilustrację postaw nierokujących najmniejszych sukcesów. Młody polonista gardzi zawodem nauczyciela i nie zamierza "zarzynać" się na studiach, lecz mniema, że postawa taka bez trudu zaprowadzi go do zawodu dziennikarza lub pisarza. Jest zupełnie nieświadomy, że gorycz rozczarowania sam wpisuje w plany życiowe. Kandydat do sekcji ani razu nie zadał sobie pytania, „po co?". Widzi się mglisto w roli anioła sprawiedliwości "lutującego" nocą drobnych pijaczków. Cel tak odległy, lecz i szlachetnie prosty zarazem jak mistrzostwo w sztukach walki po prostu go rozśmiesza. Ma, zatem świadomość mizernych marzeń, lichą motywację, lecz i tak chce przychodzić na treningi. Po co? Szkoda czasu...

Pierwsze, co potrzebne do treningu to marzenie. Marzenie o tym, aby być lepszym, mądrzejszym, sprawniejszym niż się jest. Kto jest z siebie zadowolony, ten nie ma czego szukać w sztukach walki.

Druga z potrzebnych rzeczy to rozsądne przekonanie, że nie można osiągnąć więcej od innych, jeśli więcej od innych nie pracujemy. Nie można przecież kupić sławy światowego wirtuoza ani zdobyć jej dyskutowaniem o sztuce czy najsumienniejszym choćby wysłuchiwaniem koncertów. Potrzebna jest praktyka. Wielu mniema niestety, że kiedy zapłacą składki i dwa - trzy razy w tygodniu przyjdą na trening, to uzyskają realną szansę opanowania sztuki walki. Pierwszy dan, z nazwy "mistrz" to w istocie nie "mistrz świata" lecz "mistrz rzemiosła", czyli ktoś, kto może samodzielnie pracować. To dopiero poznanie podstaw, dopiero początek drogi. .

Przeciętny człowiek uzyskuje przeciętne rezultaty ćwicząc 2- 3 razy tygodniowo w sekcji i dwa razy dziennie po godzinie w domu. Dążenie do rezultatów ponadprzeciętnych wymaga dwukrotnego zwiększenia liczby treningów i bardzo skoncentrowanej postawy psychicznej. Osiągnięcia prawdziwie wybitne są niemożliwe bez zmiany całego trybu życia i wybitnie i n t e n s y w n e g o oraz d ł u g o t r wał e g o treningu.

Rzecz trzecia -nie bądź "filiżanką';. Angielski dziennikarz sportowy z czasopisma "Judo Croydon" uzyskał roczne stypendium w Japonii. Czas wolny zaplanował tak, aby podnieść swoje umiejętności. Zapisał się m.in. na lekcje zen do znanego mistrza Isao Botake. W czasie pierwszych lekcji intensywnie dyskutowali. Mistrz chwalił zalety pozycji zazen. Anglik twierdził, że nogi są niedokrwione. Mistrz wykładał, że Wszechświat jest zbudowany harmonijnie - Anglik że ten i tamten filozof sądził inaczej. Wreszcie mistrz bardziej słuchał niż mówił, a dziennikarz opowiadał mu o własnych poglądach. Wniesiono herbatę i Anglik postanowił usłużyć nauczycielowi. Nalał pełną filiżankę.

- Jeszcze trochę - poprosił Botake. Dziennikarz dolał.

- Jeszcze szczyptę - poprosił mistrz z uśmiechem. Herbata w filiżance sięgnęła jej kra wędzi.

- Gdyby pan był uprzejmy jeszcze odrobinę - nalegał dalej ekspert zen.

"Starsi ludzie miewają kłopoty z wzrokiem" - pomyślał Anglik i przez chwilę zawahał się, co powiedzieć. Wreszcie, nieco skonsternowany odparł, Chętnie... ale herbata się wyleje. Nie można tu już nic dolać...

- Otóż to - roześmiał się mistrz pogodnie, zadowolony z udanego podstępu.- Pan, proszę wybaczyć porównanie, jest jak ta filiżanka z herbatą. Ma pan rozległą wiedzę i ciekawe spostrzeżenia, ukształtowany pogląd na świat i wyrobione opinie. Ucząc pana nalewam herbatę do pełnej filiżanki. Proszę zaufać temu, co powiem. Zenu nie można opanować przez polemikę czy dyskusję. Jest to powolne podawanie prawd i opanowywanie praktycznych umiejętności, mozolne zdobywanie własnych doświadczeń. Coś w rodzaju budowania olbrzymiego, wielowarstwowego tortu. Moje mistrzostwo polega tylko na tym, że wiem, jaka powinna być kolejność warstw i z czego je zrobić. Zatem, jeśli chce pan zaczerpnąć ode mnie wiedzy, to proszę dać mi szansę i opróżnić umysł na przyjęcie innych poglądów.

Czwarta z potrzebnych do treningu rzeczy. Aikido bazuje na ostrej jak brzytwa krawędzi absurdu. Nie chodzi o to, żeby wygrać, lecz o to, by nie przegrać. Przeciwnika nie można ani zabić, ani pobić, ani ośmieszyć, ani poniżyć. Dla NIEGO trzeba zachować dobroć i szacunek, ponieważ wedle filozofii aikido nie jest zły, lecz błądzi. Należy, więc neutralizować agresję a nie rywala. Ba, nie trzeba go pouczać o moralności i etyce - te prawdy ma odkryć samodzielnie.

Mówimy oczywiście o walce wręcz, o starciu. Brutalna siła, zaślepiony gniew, pałka, nóż czy pięść są realiami. Jak wygląda, więc konfrontacja tych realiów z duchem spokoju i wewnętrznej pogody? Czy nie jest to czasem filozofia nastawiania głowy po otrzymaniu kopniaka w podbrzusze, pochwała ustępowania przed bezprawiem w imię mglistych ideałów etycznych?

Otóż aikido dysponuje najpierw realnymi środkami technicznymi a potem dopiero buduje na nich założenia teoretyczne. Nie odwrotnie! Ueshiba żądał etycznej postawy od zwycięzcy, nie od pokonanego. Jednakże o skuteczności środków technicznych nie decyduje ich obrazek w książce, nie "zewnętrzność" ruchu, lecz mistrzowskie wkomponowanie w ciało i umysł. Finezja aikido jest skutkiem współgrania prostych środków - ot, jakby rzeźbić subtelną figurkę śmiałymi uderzeniami topora. Do osiągnięcia takich umiejętności potrzeba jednak pracy długiej, racjonalnej i psychicznie skoncentrowanej.

Można ją w pewnym sensie porównać z nauką gry na fortepianie. Do zagadnienia można podejść dwojako. Sposób pierwszy: najpierw naucz się przebierać palcami. Potem ponumeruj klawisze. Następnie poproś doświadczonego muzyka, aby rozpisał ci kolejność uderzania w poszczególne numery i wskazał siłę uderzeń. Naucz się tego na pamięć i graj... Sposób drugi jest bardziej tradycyjny: słuchaj innych, ćwicz wiele i często graj pod okiem nauczyciela. Po zakończeniu jednego cyklu zacznij wszystko od nowa i powtarzaj to kilka godzin dziennie przez kilkanaście lat. Są duże szanse, że będziesz grał poprawnie.

Wiele osób uprawiających sztuki walki sądzi, że w ich opanowaniu można zastosować pierwszy sposób. Jeśli nauczę się pojedynczych ruchów i ich sekwencji a nauczyciel podpowie, który wariant przydatny jest, na którą okazję, to... Niestety, nic z tego nie wyjdzie. Nawet, jeśli w proces takiej nauki włożymy mnóstwo pracy.

W rzeczywistości tak proste ruchy, jak i ich sekwencje muszą zostać wkomponowane w naturalną aktywność naszego ciała mimochodem. Wysiłek fizyczny nie jest nakierowany na kształt i kolejność technik, lecz na ich sens i wyraz. Budoka ma własne techniki zautomatyzowane a inwencję wkłada w rozpoznanie zamiarów przeciwnika i twórczą kreację strategii obrony. Czas potrzebny na zdobycie takiego poziomu świadomości w walce m u s i być długi. Zatem wytrwałość i cierpliwość to piąta z rzeczy potrzebnych do treningu.

Rzecz szósta - najważniejsza. Zachowaj dobroć i pogodę ducha. W aikido nie powinno się używać słów takich jak rywal, przeciwnik, napastnik - w każdym razie nie w psychologicznej aurze przydawanej tym słowom. W myśl zasad akido atakujący jest błądzącym b r a t e m.

Aikido nie zwalcza jego ciała ani też nie próbuje ujarzmić jego psychiki. W ogóle odrzuca jakiekolwiek dążenie do zdobycia przewagi.

Atakujący to partner potrzebujący pomocy, a uzyska ją od nas, kiedy wygasimy w nim agresywne nastawienie. Neutralizujemy czyn a nie, człowieka. Partnera treningowego zawsze traktujemy tak, jak w rozmowie kogoś, kogo zarazem lubimy i szanujemy. Właściwe nastawienie to pogodna i pełna przychylności uwaga. Niezależnie od kipiących w nas I uczuć, a nawet wbrew nim, zachowujemy kurtuazję i dostojność.

Zyski z takiej postawy są wielorakie. Po pierwsze, jest ona godna etycznie, nie obraża ani nas, ani nikogo z otoczenia. Po drugie, postawa spokojna i uprzejma, bez źle tajonej agresji lub lęku działa kojąco i w ogromnej większości przypadków gasi zarzewie starcia. Po trzecie, i stan pogodnej relaksacji połączonej z uwagą sprzyja właściwej ocenie, sytuacji, wyostrza refleks, racjonalizuje obronę. Krótko mówiąc - z psychologicznego punktu widzenia spokój i pogoda ducha zapewniają zachowanie inicjatywy i sprzyjają korzystnemu rozstrzygnięciu starcia.

Główna trudność polega na tym, że dla biologicznej natury człowieka pogoda i spokój wobec niebezpieczeństwa są fizjologicznie obce. Strach i lęk inicjują szereg procesów nerwowych i biochemicznych przygotowujących organizm w ciągu kilku sekund do zaciekłej walki lub ucieczki. Z punktu widzenia praw rządzących w świecie zwierząt, procesy te są korzystne. Mechanizmy biologiczne sprzyjają zachowaniu możliwości przeżycia.

Nie uwzględniają one jednak innej niż u wszystkich, zwierząt kulturowej i społecznej sytuacji człowieka. Zwycięska walka może zaprowadzić nas na długie lata do więzienia, zaś skuteczna ucieczka - okryć hańbą niezależnie od tego jak słuszne było działanie instynktowne! Zatem człowiek, chcąc nie chcąc, staje niekiedy w sytuacji głębokiej sprzeczności pomiędzy swą zwierzęcą naturą a koniecznością nienaturalnych dla niej zachowań.

Wielokrotnie weryfikowana w praktyce psychologia walki mówi, że wobec tego konfliktu bazowanie na odruchach naturalnych jest szkodliwe. Szkodliwe, bo "naturalność" jest skrępowana. Mieszanka żywiołowych reakcji z wahaniami wynikającymi z wyobrażeń, zobowiązań moralnych, poczucia prawa i sprawiedliwości daje fatalne efekty. Atak jest zazwyczaj niedostatecznie zdeterminowany i w dodatku nasila agresywne nastawienie napastnika. Ucieczka pełna wahań to bieg ze spętanymi nogami, w popłochu i nierozumnej panice. W efekcie rozwija się kalejdoskop błędnych decyzji i gestów źle rokujący dla wyniku starcia.

Aby uniknąć takiej sytuacji, mistrzowie sztuk walki wymyślili inne 11 rozwiązanie. Należy odrzucić reakcje spontaniczne i zastąpić je wyuczonymi w takim stopniu, iżby stały się naturalne. W płaszczyźnie psychicznej winna to być pogodna i uważna postawa "wyważonego optymizmu". W płaszczyźnie psychofizjologicznej i taktycznej - "elastyczna gotowość".

Uzyskujemy ją przez:

1. Wytrenowanie własnego ciała w tym stopniu, aby technika nie zaprzątała świadomości.

2. Wyuczenie się do poziomu mimowolnego automatyzmu pewnych cech taktyki - takich jak postawa, dystans, kreacja "otwarcia" itp. odpowiednio do całości założeń techniczno-taktycznych danego systemu walki.

3. Zdobycie psychologicznego doświadczenia w reagowaniu na tzw. trudne sytuacje.

4. Nabycie umiejętności łączenia pogodnego nastawienia z wysokim poziomem fizjologicznego przygotowania do walki.

Mistrzowskie opanowanie postulatów 1 i 2 możliwe jest przez odpowiednio długi trening ogólnosprawnościowy i techniczny. Cała trudność ma tu tylko charakter problemu natury sportowo-teoretycznej.

Postulat 3 a zwłaszcza 4 wymaga pracy psychicznej - skoncentrowanej aktywności podczas treningu. I to jest szczególnie trudne. Jest, bowiem naturalną reakcją organizmu, aby podczas powtarzalnych ćwiczeń fizycznych psychika odpoczywała. Inaczej - aby odpoczywała ta część psychiki, która odpowiedzialna jest za refleksję, gdyż skuteczniej kształtują się wtedy automatyczne mechanizmy sterujące ruchem i jego parametrami. Powstaje dylemat -automatyzmów lepiej się uczyć bez udziału świadomości, ale bez jej udziału nie ma sztuki walki. Praktycznie i skuteczne sposoby rozwiązywania powyższego dylematu może teoretycznie rozwinąć każdy człowiek. Efektywne sposoby są jednak ściśle związane z treningiem tradycyjnym - być może mało teoretyzującym, za to weryfikowanym przez wieki. Sądzimy, że w ciężkiej pracy realizowanej w rygorach treningu tradycyjnego tkwią właśnie

"sekrety" wspaniałego poziomu światowej sławy mistrzów.

PO CO PODEJMOWAĆ TRUD TRENINGU?

Czasy współczesne wymagają działania pragmatycznego - sensownie wyważonego rachunku potrzeb, środków, możliwych strat i zysków.

Działania powinny być efektywne a zamierzony skutek, przy spełnieniu określonych warunków, prawie pewny. Nakład pracy - proporcjonalny do mierzonego w skali wartości życiowych efektu. Nastawienia hurra-romantyczne się płomienne, ale zwykle nietrwałe i' nieco nierozsądne, ponadto obarczone potężnym rachunkiem kosztów. Warto, więc zastanowić się, czy mozolna, liczona na lata praca da w skali życiowej efekt proporcjonalny do nakładu wysiłków i poświęceń. Co ma być jej efektem?

Dobre zdrowie i pogoda ducha są niewątpliwie ważne. Pytanie tylko - czy' konieczny jest tak duży koszt uzyskania? Raczej nie. Dla realizacji takich celów wystarczy zdrowy tryb życia, regularne uprawia nie sportów lub turystyki.

Nabycie sprawności w walce wręcz?

Owszem, rzecz to pożyteczna, lecz i tu powstaje pytanie, „po co?" i "za ile?". Jeśli sprawność ta ma służyć zwycięskiemu rozstrzyganiu sporów, to radzimy z niej zrezygnować, gdyż" konflikt z prawem będzie pewny.

Dla potrzeb zawodowych? Nie znamy takich potrzeb, dla których aikido byłoby najprzydatniejsze. "Bramkarz" w nocnym lokalu winien być zapaśnikiem ciężkiej wagi. Milicjantowi bardziej przyda się jujitsu, żołnierzowi - prosty system walki wręcz oparty o szermierkę białą bronią, jujitsu i elementy karate.

Może, więc dla uchronienia się przed skutkami niespodziewanej napaści? Tak, owszem, ale są prostsze sposoby. Przed zaskakującym: atakiem podstępnego i uzbrojonego mordercy może uchronić tylko odrobina szczęścia. Bez niej nie pomoże żadna sztuka walki, nawet broń w kaburze i wyćwiczona ochrona osobista. Przed atakiem seksualnego zboczeńca? Wyuczenie się aikido przez kilka tysięcy kobiet nie zmniejszy wcale częstotliwości ataków. Należy raczej oświetlać ulice, okolice dworców i przystanków, usprawniać komunikację. Ochronę wracającym kobietom winni zapewnić mężczyźni. O napadach powinno się informować i przestrzegać społeczeństwo, zanim liczba ofiar stanie się powodem plotek powszechnie znanych. Niezmiernie ważne jest społeczne współdziałanie z milicją. Za mało mówi się o praktycznych sposobach zapewniania bezpieczeństwa. Lekkomyślne otwieranie drzwi bez sprawdzenia, kto za nimi stoi, wsiadanie do przypadkowych samochodów, ryzykowne samotne przejścia przez laski, parki, tereny budów oto główne przesłanki ryzyka.

Atak rabusia czy chuligana? Unikajmy wracania do domu samotnie i o późnej porze, unikajmy meliniarskich ulic, omijajmy podejrzane typy, wzywajmy milicję nie tylko wtedy, kiedy nam ktoś zagraża. Jeśli ryzyko jest szczególnie duże, kupmy psa obronnego. Naciskajmy miejscowe władze, aby likwidowały wyszynk alkoholu. Wreszcie, aby skutecznie obronić się przed przeciętnym atakiem, nie trzeba wcale być mistrzem walki wręcz. Wystarczy utrzymywana na wysokim poziomie ogólna sprawność fizyczna - zwłaszcza siła i zręczność. Są tysiące ludzi nigdy nietrenujących sztuk walki, lecz biada chuliganowi, który na nich się natknie.

Dla wszystkich omawianych wyżej potrzeb aikido jest użyteczne, lecz nie dla nich trenuje się aikido. Aikido ćwiczy się po to, aby zostać aikidoką. Znaczy to, być zdrowym i sprawnym w walce, ale przede wszystkim - dokonać głębokich zmian w psychice i mieć poczucie, że życie mocno trzymamy w rękach. Znaczy to, nauczyć się tolerancji i pogodnej wyrozumiałości, wyzbyć lęku i agresji, wytworzyć skalę wartości przydatną na różne przygody życiowe i niełatwą do zachwiania. Kultywować upartą pracę jako jedyny sposób kształtowania siebie i otoczenia, pokonywania trudności. Oto cele godne wieloletniego treningu.

GENERALNE ZASADY TECHNICZNE I TAKTYCZNE - CHARAKTERYSTYKA SYSTEMU

Najpierwotniejsza jest zasada "wtórnej inicjatywy". Nie ma technik wykonywanych wobec rywala zachowującego się pasywnie. Nie ma aikido bez ataku przeciwnika.

Zasada druga - "czystej neutralizacji agresji". Należy ją rozumieć tak: zaawansowany praktyk potrafi obronić się, nie powodując powatl1iejszej kontuzji u rywala i wywołując tylko przejściowy ból. Taka forma obrony jest jednak tylko kwestią wyboru. W razie potrzeby, aikido dysponuje dostatecznym repertuarem technik, aby ciężko i groźnie porazić napastnika. Innymi słowy - jest to kompleksowy system walki identyfikujący zaawansowanie techniczne i właściwą postawę etyczną z "łagodnymi" rozwiązaniami. Gdybyśmy jednak rozpatrywali tylko możliwości techniczne, to "niewinność" systemu jest wątpliwa. Jak powiedział Jerome Mc Vay, jeden z wybitnych praktyków brytyjskich: "aikidoka strzela gumowymi pociskami, bo chce i potrafi, aby lufę opuszczały gumowe pociski. Ale to jest prawdziwy pistolet, który w rękach niewprawnych lub brudnych niczym nie różni się od innych broni".

Zasada trzecia - osią aikido jest pojęcie "Ki". Co to oznacza? Rzecz trudno wytłumaczyć w "zachodnich" (w odróżnieniu od "Wschodu") pojęciach i terminach. Europejczycy i Amerykanie mają tendencję do mówienia "psychika i ciało", "myślenie i działanie", "refleksja i czyn" itp. W filozofii Wschodu i praktyce treningu rozróżnianie tych pojęć po prostu nie ma miejsca.

Jeśli więc powiemy, że Ki jest drzemiącą siłą, która wypełnia ciało człowieka, to owego sformułowania nie' należy rozumieć jako wynajdywanie nowego rodzaju energii i w ogóle jako sformułowania ontologicznego. Ki jest p r z ej a w e m psychofizycznej jedności człowieka a nie czymś fizycznym, czy duchowym. Ki oznacza w przybliżeniu tyle: "myślenie jest procesem, ruch jest procesem. Idealne zharmonizowanie psychiki i ciała nadaje jednak inną jakość zarówno myśleniu, jak i ruchowi"

I Ki jest siłą w tym sensie, że przejawia się jako zaskakująca, niezwykła możliwość działania.

Tajemnicę Ki opanowuje się przez uporczywy trening. Nie jest istotne czy będziemy realizować go w świątyni buddyjskiej, czy też w nowoczesnej sali gimnastycznej. Ani irracjonalno-mistyczna, ani skrajnie racjonalna atmosfera nie pomagają i nie przeszkadzają w opanowaniu Ki. Skuteczna jest tylko praca, reszta to detale.

Przy tym jednak niezwykłość Ki nie jest trickiem ani iluzją czy oszustwem. Jest to zbiór wielu drobnych szczegółów technicznych wywierających łącznie wrażenie nadzwyczajnej, -"niepojętej" sprawności.

Jak się przejawia "Ki"?

W dojo, mniej więcej półtora metra pod sufitem wisi worek o wadze 70-80 kg. Kopią go karatecy mający za sobą kilka lat treningu, ale w nieznaczny tylko sposób wprawiają worek w ruch. Nawet najciężsi uzyskują tylko niewielkie powodzenie. Podchodzi instruktor o wadze 60-65 kg i... worek uderza o sufit.

Pokaz eksperta aikido. Mistrz prosi, aby ktoś uderzył go mocno w twarz. Zapewnia, że nie da się trafić i przewróci atakującego nie dotykając go ręką ani nogą. Z widowni zgłasza się młody wysportowany mężczyzna. Pierwsze próby są nieudane, mężczyzna, bowiem zatrzymuje rękę tuż przed twarzą i skonsternowany rozgląda się po sali jakby chciał powiedzieć "sami widzicie, nie chcę go uderzyć". Mistrz jednak z uśmiechem nalega, prosi o silny niespodziewany cios. Mężczyzna zgadza się zapowiada jednak, że dwa razy uderzy "na niby", dopiero za trzecim razem z pełną szybkością i siłą. Raz, dwa, po trzecim ciosie mężczyzna się przewraca...

Ten sam pokaz. Aikidoka prosi, aby zgłosił się silny, cięższy od niego mężczyzna. Nie jest trudno znaleźć kogoś, kto waży znacznie więcej niż 55 kg. Mistrz opiera rękę na ramieniu wybranej osoby i prosi o możliwie silne napieranie. W istocie - mężczyzna przepycha aikidokę. Ten prosi jeszcze o kilka osób więcej. Pcha teraz czterech dorosłych mężczyzn, ale bezskutecznie. Aikidoka uśmiecha się i spokojnie przesuwa całą czwórkę do tyłu... .

Chwilę później starszy pan, magazynier z sali gimnastycznej, na której odbywa się pokaz, podchodzi do mistrza i pyta przez tłumacza:

- Czy mógłby pan zademonstrować swoją siłę w przeciąganiu liny przeciw czterem osobom?

- Chodzi o to, czy wygrałbym taką walkę? - pyta aikidoka. - Tak, naturalnie...

- Nie - odpowiada aikidoka. - Nie jestem supermanem. Po prostu umiem przewracać uderzających i przepychać pchających. Nie jestem niestety mistrzem przeciągania liny i z pewnością przegram. Proszę mi, zatem wybaczyć, że wobec oczywistego Wyniku nie przystąpię do tej próby...

Powyższe zdarzenia i rozmowa miały miejsce naprawdę. Rzecz zresztą nie w tych "cudach", lecz w ostatnich słowach aikidoki. Prezentowane na pokazach te i inne przejawy "Ki" to nie super moc, tylko umiejętność. Podobnie jest zresztą z całym repertuarem technicznym aikido. Nadzwyczajna skuteczność technik nie zależy od ich przestrzennego kształtu. Jeśli laik będzie próbował je powtórzyć jedynie przez naśladowanie zewnętrznej formy, to "nie wychodzą". Trzeba po prostu nauczyć się ich wykonywania w taki sposób, aby w realizacji przejawić

Ki - wtedy "wychodzą" niezawodnie. Zatem, nie ma aikido bez pracy, pracy, pracy...

Mówi się o aikido, że system ten jest wyjątkowo trudny. I tak, i nie. Tak, ponieważ zewnętrzność ruchu nie stanowi tu o niczym i nie przesądza o skuteczności. W tym sensie karate jest łatwiejsze. Nie tu jednak sens, tak naprawdę to karate nie polega na zadaniu "kujawiaka w nos".

Karate, to właśnie tak kopnąć cięższy od siebie worek, aby pofrunął pod sufit. Unikajmy, zatem mówienia "trudne" przez jakiekolwiek porównywanie z inną sztuką walki. Aikido jest "trudne" jak każda złożona umiejętność i w tym samym stopniu jest "łatwe". Łatwe, bo do mistrzowskiego opanowania potrzeba tylko... pracy.

O to czy karate, judo, jujitsu są łatwiejsze od aikido pytano mistrza Gozo Shiodę Shioda długo kluczył, nie odpowiadał, lecz sam zadawał pytania. Wreszcie ktoś powiedział "sensei, ale przecież do końcowego efektu prowadzą środki techniczne a te są w aikido bardzo złożone".

- N o nie - zaprotestował Shioda. - O efekcie nie decydują wcale środki techniczne, lecz, jeżeli pan się upiera... Proszę powiedzieć, czy przeciętnemu człowiekowi łatwiej będzie zagwizdać "Most na rzece Kwai", czy też zagrać to na fortepianie?

- Zagwizdać - odparł ucieszony interlokutor. - Sensei, pan przecież wspiera moją tezę!

- Dobrze - uprzejmie zgodził się Shioda. - A co w takim razie drogi panie z koncertami Liszta. Czy i te łatwiej zagwizdać?

Spróbujmy teraz opisać ogólnie, na czym polega technika aikido. Przede wszystkim praktyk musi znakomicie opanować własne ciało. Należy je podporządkować technicznym zasadom systemu w takim stopniu, aby nowe przecież nawyki ruchowe stały się naturalne. Mamy tu na uwadze postawę, sposoby poruszania się, wyjściowe ułożenie rąk, wykonywanie obrotów itp. czynności. Istotna jest koordynacja ruchów i idealna równowaga. Jeszcze ważniejsze - zgranie oddechu z ruchem. Tylko wtedy można przejawić "Ki" w ruchach własnego ciała.

Element drugi. Aikido jest sztuką reaktywności na różne formy ataku. W umyśle broniącego się nie ma i nie powinno być żadnego zamysłu obrony dopóki atak nie zostanie rozpoczęty. Nie ma, więc żadnej techniki "ogólnej" czy "wyjściowej" - jest tylko reakcja na atak. Różnych sposobów przeciwdziałania atakom trzeba po prostu się nauczyć mozolnego toku mozolnego treningu. Specyfiką aikido jest wszakże i to, że ta sama reakcja może służyć obronie przed różnymi atakami, a różne reakcje obronie przed takim samym atakiem. Dla laika momentalny wybór właściwej instynktownej reakcji obronnej jest możliwy tylko przypadkowo. Dla zaawansowanego aikido ki nie jest trudną rzeczą wybrać spośród wielu możliwych wyuczoną reakcję. Najczęściej jest nią unik, ale nie w bokserskim znaczeniu, do jakiego przywykliśmy. "Unik" polega zazwyczaj (nie zawsze) na kątowym zejściu z linii ataku z jednoczesnym obrotem wokół własnej osi i zbliżeniem się do napastnika. Obowiązują tu dwa ważne postulaty:

1. Unik musi być "wyrwaniem kęsa z zębów", tj. należy go wykonać dopiero w fazie zaawansowania techniki agresywnej.

2. Istotny jest dystans, ponieważ...

Tu dochodzimy do zasady trzeciej. Techniki aikido wykorzystują inercję przemieszczającej się masy. Dystans nie może być zbyt mały, aby przeciwnik nie wyhamował przez zderzenie z nami. Jeśli zbytnio się oddalimy, to napastnik po prostu zatrzyma się. Kluczem skuteczności jest, więc to, aby rywal zachował moment bezwładności - on sam lub dowolna część jego ciała powinna być w ruchu. Oczywiście, możliwe jest również wykonywanie technik, w których energię ruchu nadaje przeciwnikowi aikidoka (np. w obronie przed duszeniem z tyłu), ale istotą systemu jest spożytkowanie agresywnego ruchu dla własnej potrzeby.

Zasada czwarta to zasada "wirującej kuli" i ma związek z wcześniej opisaną. Otóż aikidoka stara się przemieszczać w ten sposób, aby zawsze być w centrum ruchu wirowego, zaś rywala utrzymywać na obwodzie "wiru". Przy stałej prędkości kątowej prędkość liniowa na obwodzie wiru jest oczywiście większa niż blisko centrum. Zatem i moment pędu rywala jest większy, przez co traci on możliwość skutecznego manewrowania i względnie łatwo wytrącić go z równowagi. Fundamentalne znaczenie ma, więc dla aikidoki techniczna sprawność obracania się wokół własnej osi z zachowaniem idealnie zrównoważonej pozycji. Z kolei, aby znaleźć się w centrum "wirującej kuli" aikidoka musi opanować technikę szybkiego i zręcznego przemieszczania się. Z wyjątkiem kilku szczególnych technik wszystkie obniżenia postawy uzyskuje się w aikido przez ugięcie kolan. Nie wolno obniżać postawy przez zginanie tułowia lub załamywania się w biodrach czy też pochylanie głowy. Błędy w tym zakresie, czasem trudne do spostrzeżenia, nieodmiennie przynoszą małą skuteczność techniki.

Zasada piąta mówi, że w aikido nie można przeciwstawiać atakowi ani szybkości, ani gwałtowności. Szybkość winna być dostosowana do szybkości przeciwnika, do tempa jego ruchu. Reakcja obronna nie spóźnia się i nie wyprzedza, lecz "prowadzi" atak w pożądanym kierunku. Gwałtowne, "odcięte" ruchy są przeciwwskazane, ponieważ ostrzegają napastnika. Gwałtowne pchanie lub szarpanie prowokuje zaś odruchową reakcję.

Zasada szósta - "techniki aikido wykonuje całe ciało", Nie wolno ciągnąć, szarpać, pchać r ę k a m i. Ręce tylko trzymają lub prowadzą! Dla przykładu, ktoś trzyma przeciwnika za klapy kurtki i chce zmusić go do przybliżenia się. Laik wykorzysta siłę bicepsów i przez ugięcie łokci pociągnie. Aikidoka cofnie się o krok i obniży postawę. Jeśli zadanie brzmi "lewą ręką pchaj a prawą ciągnij" - to aikidoka nie będzie prostował lewej a zginał prawej, lecz trzymając ręce prosto obróci tułów w prawo jednocześnie zataczając prawą stopą łuk w tył i w lewo. Łokcie obu rąk pozostaną bez ruchu.

Zasada siódma i ostatnia. Techniki wykonuj z "elastycznym napięciem". Błędem jest uzyskiwanie elastyczności przez zupełne rozluźnienie mięśnia; jeszcze poważniejszym - usztywnienie ramion czy całego ciała.

Właściwy stan napięcia mięśniowego można porównać z oczekiwaniem, aż ktoś rzuci w naszą stronę miękką piłkę. Łapiemy ją inaczej niż puchową poduszkę, ale inaczej niż np. żelazną kulę.

Na zakończenie jeszcze dwie uwagi. Jak wspominaliśmy, w aikido możliwe jest stosowanie wielu reakcji na jeden atak i jednej reakcji przeciw wielu atakom. W trakcie nawiązywania kontaktu z przeciwnikiem kolejne czynności nie determinują ściśle następnych. Istnieje możliwość kombinowanego łączenia różnych technik podstawowych. Eksperci obliczają, że można wyróżnić ok. 150 podstawowych technik i kombinacji oraz ponad 3000 wszystkich wariantów. Stwarza to wielkie trudności, szczególnie początkującym, (ale nie tylko), nazywania technik. Sam mistrz, Tohei demonstrował kiedyś walkę z kilkoma przeciwnikami a zapytany później, jakie to były techniki odparł z rozbrajającą szczerością "nie wiem, musiałbym skupić się na ich zapamiętywaniu a byłem zajęty wykonywaniem". Radzi się, więc początkującym, aby opanowali ruch nie zaprzątając sobie głowy nazwą. Rutyna w opanowaniu terminologii przychodzi sama.

Uczeń ćwicząc na treningu reakcję na atak ma zwykle tendencję do naśladowania mistrza, a więc próbuje bronić się szybko i bez wahań, dbając szczególnie o praktyczną efektywność techniki. Przypomina to sytuację, w której ktoś próbował naśladować znakomitego pianistę w kolejności i tempie przebierania palcami po klawiszach. Bez wieloletniego treningu efektem będzie tylko kakofonia. Krótko mówiąc - ciało wyprzedza umysł. W aikido takie postępowanie jest błędne. Biegłości ruchów własnych nabiera się w pantomimicznych ćwiczeniach bez przeciwnika - mozolnych, wielokrotnych"'; wykonywanych z głęboką koncentracją. Kosztem szybkości nie można kształtować stereotypu przestrzennego ani płacić złym stereotypem za właściwą szybkość. Uczyć się trzeba powoli, ponieważ "człowiek w pośpiechu uczy się bardzo wolno".

Metoda taka jest nużąca, ale jedynie skuteczna. Eksperci, np. Seigo

Yamaguchi zwracają uwagę, że powierzchowne opanowanie przestrzennego i dynamicznego "zewnętrznego" stereotypu techniki jest wręcz szkodliwe. Aikidoka, który popełnił taki błąd z pośpiechu i niecierpliwości łatwo gubi się, tracąc orientację w ruchach przeciwnika i własnych celach. Zatem - umysł prowadzi ciało a nie odwrotnie. Umysł wymaga również starannego wytrenowania i potrzebuje na to odpowiedniej ilości czasu. Takie wytrenowanie laicy nazywają później "wrodzonym talentem" po to, aby usprawiedliwiać brak postępów własnych. W żadnej złożonej umiejętności nie można uzyskać dobrych wyników w krótkim czasie.

ZAGADNIENIA ORGANIZACYJNE

MIEJSCE Ćwiczeń

Treningi aikido odbywają się w dojo - sali ćwiczeń wybudowanej specjalnie z myślą o potrzebach judo, karate, aikido, albo w obiekcie sportowym służącym innym celem - przeznaczonym na trening sztuk walki tylko przez kilka godzin. Wbrew pozorom wybudowanie specjalnego obiektu warte jest rozważenia. Dojo nie musi być wysokie ani o rozległej powierzchni. Doskonale sprawdzają się obiekty barakowe; z elementów prefabrykowanych - w Polsce produkowane na przykład przez Stolbud w Ciechanowie. Ich koszt, w porównaniu z typową salą '" gimnastyczną przeznaczoną do gier sportowych, jest banalnie mały. Znakomicie służą nie tylko, budokom, ale również ciężarowcom, pingpongistom, szermierzom, akrobatom, bokserom, zapaśnikom itd. Przy ich budowie wiele można zrobić czynem społecznym - wybudowane łatwo oszklić i ogrzać. Miejmy nadzieję, że kiedy duch reformy zadomowi się na dobre również wśród działaczy i organizatorów sportu, przestaniemy budować wielkie gmaszyska sportowe a zamiast każdego z nich pojawią się dziesiątki tanich i funkcjonalnych parterowych sal. Do treningu aikido potrzebna jest oczywiście mata i co bodaj jeszcze ważniejsze - specjalna podłoga pod matę. Notabene nie tylko aikido krzyczy o takie podłogi. Mata chroni przed kontaktem z twardą powierzchnią, ale ułożona na parkiecie (a ten na betonie) minimalnie absorbuje energię upadającego ciała. Właściwą, specjalną podłogę układa się z grubych i długich desek podpartych tylko na końcach lub z desek krótszych wspartych na gumowych blokach i stalowych sprężynach. i

Koszt jej założenia jest znacznie mniejszy niż położenie parkietu. W obiektach, które mają już parkietową podłogę, korzystne jest zbudowanie "nadpodłogi". Wydatki potrzebne na jej zainstalowanie nie przekraczają kilkudziesięciu tysięcy złotych - wiele można zrobić własną pracą zainteresowanych sportowców. Pod kierunkiem doświadczonego cieśli grupa młodych ludzi jest w stanie zakończyć pracę w kilka dni.

Zyski są oczywiste. Oszczędzamy zdrowie, za małe pieniądze usprawniamy trening.

Jakakolwiek nie byłaby sala, warunkiem sine qua non jest utrzymywanie idealnej czystości. Pamiętam doskonale jak podczas treningu kadry sensei zlecił prowadzenie rozgrzewki pomocnikowi a sam chwycił szczotkę i na oczach setek obserwatorów zabrał się do zamiatania sali.

W miarę jak rosła fura brudów my wszyscy byliśmy coraz bardziej buraczkowi. Cóż, policzek, który niechlujstwem i niedbalstwem sami sobie wymierzyliśmy. Nie chce się zgadywać, co pomyślał zamiatający gość z zagranicy.

Sala powinna być tak utrzymana, aby kimona nie brudziły się! Skoro może zabrać się do sprzątania mistrz o międzynarodowej sławie, to i nikt z sekcji nie powinien uchylać się od obowiązku utrzymania czystości.

Do tradycji należy umieszczenie na sali gaku, czyli ozdobnie wypisanego motta fub sentencji oraz nafuda-kake - listy członków klubu.

Często nazwiska umieszcza się na drewnianych klockach i wchodzący na salę dokładają swój klocek na piramidkę. Umożliwia to instruktorowi sprawdzenie obecności bez zwoływania zbiórek, odczytywania list itd. a jest sympatycznym obyczajem. "Cegiełkę" zabiera się odchodząc z klubu i pozostaje wówczas miłą pamiątką.

Wyznaczone przez najstarszego ucznia osoby winny być na treningu o pół godziny wcześniej. Ich obowiązkiem jest zmycie podłogi (maty), wywietrzenie sali przed treningiem i przygotowanie sprzętu.

UBI ÓR

Tradycyjny ubiór składa się z gi, tj. kurtki (keikogi) i spodni (zubon) podobnych do noszonych przez judoków oraz bardzo szerokich spodni, czy też "dzielonej spódnicy" hakama. Pas i tasiemki spodni wiąże się biodrach aikido na biodrach - ok. 5-6 cm poniżej pępka. Kolor pasów mistrzowskich jest zawsze czarny, uczniowskich (6-1 kyu) biały lub biały i niebieski (dla starszych uczniów). Tęczowe zestawy kolorów pasów nie są w aikido powszechnie używane. To czy prawo noszenia hakama mają tylko mistrzowie, czy też wszyscy w danej sekcji, jest sprawą umowy i lokalnych obyczajów. Praktykowane są oba rozwiązania.

Ubranie powinno być idealnie czyste. Bawełna nie brudzi się trwale, jeśli zaraz po treningu prana jest w następujący sposób:

l. Namoczyć gi na kilka minut w zimnej wodzie (długie moczenie lub moczenie w gorącej wodzie powoduje "nasączenie" tkaniny trudno usuwalnym brudem).

2. Ostrą szczotką i szarym mydłem oczyścić najbardziej zabrudzone miejsca, zwłaszcza kołnierz, rękawy, pas spodni i kolana. Szczotkować do skutku.

3. Dobrze wypłukać zimną wodą i wyżąć.

4. Zamoczyć na kilka godzin w ciepłej wodzie z dodatkiem proszków enzymatycznych.

5. Raz na dwa tygodnie ubranie wygotować (program "bio" w pralce automatycznej) z dodatkiem środków bielących i wybielacza optycznego do firanek lub bielizny pościelowej.

Ze względów praktycznych potrzebne są dwa komplety ubrania. W dojo nie wolno nosić sygnetów, obrączek, bransoletek, kolczyków. Niebezpieczne są łańcuszki na szyi, bez względu na to czy nosi się na nich dewocjonalia czy też ząb tygrysa. Długie włosy muszą być gładko sczesane i spięte gumką. Japońscy mistrzowie strzygą włosy bardzo krótko. Jest zrozumiałe, że bardzo krótko muszą być także obcięte paznokcie.

ZASADY PORZĄDKOWE I CEREMONIAŁ

Dyscyplina, etykieta i wzajemna kurtuazja są bardzo ważnym elementem. Lekceważący stosunek do tych spraw początkowo nie owocuje niekorzystnymi zjawiskami i zdaje się, że "poluzowanie" obyczajów tradycyjnych nie jest niczym nagannym. Z czasem jednak postawa taka utrudnia trening, rodzi nieład i bałagan, częstsze są nieporozumienia i kontuzje. Na sali panuje gwar, trudno się skoncentrować i trudno odpocząć. Cierpi dusza i umysł... Pryska jak bańka mydlana nie tylko specyficzny nastrój, ale pogarszają się również warunki do nauki i dokładnego wykonywania technik. W zamieszaniu i rozkojarzeniu łatwo przegapić ostrzeżenie kolegi czy sygnał o niebezpieczeństwie kontuzji.

Zmorą treningów są nieobecności i spóźnienia. Kolega, który opuścił. kilka treningów może zostać pouczony o tym, czego osobiście nie widział. Jeśli jednak chodzi "w kratkę" to bardzo szybko staje się sprawcą lub ofiarą kontuzji, zawadza podczas ćwiczeń w parze a nie mogąc się połapać, o co właściwie chodzi, wprowadza swoim zachowaniem bałagan i zamieszanie. Zmusza to instruktora do powtarzania przerobionych już tematów a kolegów do ich wielokrotnego wysłuchiwania. Kary (surowe!) winni uchwalić sami uczestnicy zajęć a "organem wykonawczym represji" jest najstarszy uczeń. On też zresztą odpowiada za porządek, opłacanie składek i regulowanie spraw finansowych z gospodarzem obiektu.

W dojo nie wolno rozmawiać bez wyraźnego zezwolenia. Praktykujemy ciałem. Okrzyki mogą służyć wyłącznie do ostrzegania. Wolno oczywiście rozmawiać z instruktorem, ale jeżeli rozmowa ma się rozpocząć z naszej inicjatywy, to trzeba zasygnalizować ją podniesieniem ręki.

Nie wolno rozmawiać "ponad" ćwiczącymi kolegami czy partnerem.

Instruktor odpowiada tylko tej jednej osobie i jego rozmowa nie upoważnia pozostałych do przerywania zajęć. Policzono kiedyś, że w gadatliwej sekcji ćwiczący kilkadziesiąt razy w czasie treningu zwrócili się do instruktora a każdej jego odpowiedzi przysłuchiwało się najmniej kilka osób. Przecież to beznadziejna strata czasu.

Wchodząc na salę wykonujemy ukłon w pozycji stojącej - ritsurei (tab. 1), podobnie - wychodząc z sali, a także składamy go instruktorowi lub partnerowi przed i po każdym starciu, przed i po rozmowie. Z pozoru ten "dworski ceremoniał" zabiera niepotrzebnie czas. W istocie służy opanowaniu emocji, wzmożeniu koncentracji, trzeźwym przemyśleniom.

Na salę wchodzimy jeszcze przed instruktorem a po ustawieniu "cegiełki" wolno zająć się medytacją lub indywidualną rozgrzewką.

Staramy się nie rozmawiać o problemach życiowych i innych kwestiach spoza dojo. Z chwilą, kiedy nadchodzi pora rozpoczęcia treningu najstarszy uczeń organizuje zbiórkę. Z prawej strony mamy zawsze kolegę starszego stopniem lub stażem w sekcji (przy równych stopniach). Po przybyciu instruktora siadamy w pozycji zazen, klękając najpierw na lewym, potem prawym kolanie. Z tej pozycji wykonuje się ukłon zarei (tab. 1). Nie pokazujemy w ukłonie karku i nie tracimy z oczu tego, co dzieje się przed nami. Instruktor wraz z ćwiczącymi składa ukłon w stronę "miejsca wyróżnionego" a potem odwraca się i wymienia ukłony z ćwiczącymi.

Od kilku do kilkudziesięciu minut poświęca się na medytację i naukę oddychania w pozycji zazen lub lotosu. Po zakończonej medytacji rozpoczyna się trening.

0x08 graphic
0x01 graphic

KONTUZJE

Aikido jest walką dynamicznego przemieszczania ciał a "miękkim" punktem przeciwnika jest nadgarstek, staw łokciowy lub ramienny. Szybkość poruszeń i wielkość mas są w rażącej dysproporcji z mechaniczną wytrzymałością stawów. Niebezpieczeństwo poważnej kontuzji jest przewidywalne teoretycznie i rzeczywiście każde prawie dojo ma swój "własny dorobek" licznych urazów. Mało, który z doświadczonych aikidoków nie poznał całej gamy bolesnych kontuzji. Problem zapobiegania poważnym urazom jest, więc zagadnieniem pierwszorzędnej wagi. Niedostatki dyscypliny jako ewentualne źródło kontuzji już wskazywaliśmy. Z naciskiem trzeba jeszcze raz podkreślić, że aikido wymaga więcej rozsądku i odpowiedzialności niż jakakolwiek inna sztuka walki.

Wśród przyczyn natury technicznej najistotniejsze jest niecierpliwe i przedwczesne dążenie do "praktycznej skuteczności". Słabo skoordynowany i niedostatecznie zaawansowany zawodnik ma wiele problemów już z własnym ciałem. "Skuteczność" pragnie uzyskać, więc nie przez technikę, lecz siłę. Łatwo o, tyle, że przecież partner celowo poddaje się techf1ice i niejako powierza własne bezpieczeństwo w ręce tori. Statystyki podają, że najcięższe kontuzje powodują początkujący u zaawansowanych - ci, bowiem mają tendencję do bardziej realistycznego atakowania i "nie podkładają" się, choć pozwalają się uchwycić!

Warto, więc zapamiętać garść przestróg.


Rozdział IV

Przygotowanie ogólnosprawnościowe i specjalne

ĆWICZENIA OGÓLNOSPRAWNOŚCIOWE

Czas poświęcony na zajęcia w dojo jest zwykle ograniczony do kilku spotkań w tygodniu trwających 2- 3 godziny. Przyczyny mogą być różne - od organizacyjnych poczynając a na finansowych kończąc.

Jakie nie byłyby przyczyny, wniosek jest oczywisty - w dojo należy skoncentrować się na technikach, które mogą być wykonywane tylko na macie. Inne ćwiczenia należy przenieść w sferę treningu indywidualnego czy w gronie koleżeńskim.

Techniki aikido nie wymagają znacznej siły ani też innych cech sprawności fizycznej rozwiniętych w wysokim stopniu - może z wyjątkiem gibkości i koordynacji ruchowej. Tym niemniej odpowiedni poziom przygotowania ogólnego ułatwia opanowywanie technik, stwarza podłoże do intensyfikacji treningu i chroni przed kontuzjami. Wreszcie dodatkowe ćwiczenia zapobiegają znużeniu monotonią treningu.

Szczególne znaczenie ma gibkość - cecha oznaczającą możliwie duży zakres ruchu w poszczególnych stawach i elastyczność mięśni. Przykłady ćwiczeń gibkościowych zilustrowano rysunkami w tab. 2- 6.

Jest kilka ogólnych zaleceń sprzyjających sukcesom w ćwiczeniach gibkościowych. Pierwsze z nich, to cierpliwość i systematyczność. Elastyczność mięśni poprawia się w miarę jak wzmaga się ich ukrwienie i długa, staranna rozgrzewka daje bardzo dobre efekty. Jednakże zwiększenie zakresu ruchów w stawach wymaga przebudowy włóknistych przyczepów mięśniowych, ścięgien i więzadeł a tego nie da się osiągnąć w krótkim czasie - nawet przez najsumienniejszą pracę treningową. Doświadczenie pokazuje, że pierwsze efekty przychodzą po 2- 3 miesiącach codziennego treningu. Kolejne, również skokowo, mniej więcej, co 3-4 miesiące. Po roku postęp jest już bardzo wyraźny, po czym następuje długotrwała stagnacja.

Ćwiczenia siłowe są niezbędne w różnych etapach treningu. W początkowej fazie służą po prostu ogólnemu usprawnieniu. Później ich celem jest cykliczne podnoszenie poziomu siły i utrzymywanie go na pożądanym poziomie. W fazie zaawansowanego treningu wiodą do coraz większej szybkości i dynamiki, możliwie sprawnego posługiwania się własnym ciałem.

Rosnące obciążenia powodują większy przyrost siły i masy mięśniowej. Należy jednak przestrzec przed przesadą - "góra" mięsni powoduje wzrost ciężaru ciała i utratę szybkości oraz gibkości. Wreszcie siła nie może zastępować techniki a dzieje się tak, kiedy postęp w rozwijaniu siły wyprzedza zaawansowanie techniczne.

Ćwiczenia siłowe nie powinny zabierać więcej niż 10-15% czasu przeznaczonego na całą praktykę treningową. Waga hantli 5-7 kg i sztangi 25-30 kg jest aż nadto zadowalająca. Najlepszym obciążeniem jest ciężar własnego ciała w obszernym i zróżnicowanym zestawie ćwiczeń. Obciążenie, ilość powtórzeń w serii oraz liczbę serii należy tak dobierać, aby nawet pod koniec treningu siłowego zachować zdolność do dynamicznego wykonywania ruchów.

W tab. 7-9 przedstawiono fundamentalne ćwiczenia rozwijające mięśnie klatki piersiowej i ramion - możliwe do wykonywania w warunkach nawet najskromniej wyposażonej sali gimnastycznej. Mięśnie brzucha i grzbietu dogodnie jest rozwijać według propozycji przedstawianych w tab. 10-11. Mięśnie nóg i obręczy kończyny dolnej - według tab. 12-14. Tab. 15-16 prezentują z kolei typowe ćwiczenia mięśni rąk i przedramion. Te ostatnie są szczególnie ważne dla aikidoki, bowiem zręczność i "zahartowanie" rąk oraz silny, a zwłaszcza precyzyjny chwyt mają wielkie znaczenie dla poprawnego wykonywania technik.

Wytrzymałość należy rozwijać na takim poziomie, na jakim zapewnia ona prawidłowe funkcjonowanie układów: krążenia i oddechowego. Tak można sformułować tzw. zadanie

0x01 graphic

0x08 graphic

0x01 graphic

0x08 graphic

0x01 graphic

0x08 graphic

0x01 graphic

0x08 graphic

0x01 graphic

0x08 graphic

bliższe w treningu przygotowawczym. W późniejszym okresie oczekuje się takiego poziomu wytrzymałości, aby aikidoka mógł realizować cały program treningu technicznego bez większych przerw na odpoczynek i, co jeszcze ważniejsze, bez utraty precyzji technicznej. Najlepiej kształcić wytrzymałość poprzez zaprawę terenową - bieg i marszobieg w terenie przemieszane z urozmaiconym zestawem ćwiczeń. Ponieważ większość ćwiczeń w aikido wykonuje się na sali, dotlenienie organizmu 2- 3 razy w tygodniu jest bardzo korzystne. Poranne przebieżki można łączyć z ćwiczeniami gibkościowymi.

W miarę zaawansowania technicznego narasta i wewnętrzna, i obiektywna potrzeba większej częstotliwości treningów. Zabiera to więcej czasu i poświęcanie go na elementarne zajęcia ogólnorozwojowe jest nieopłacalne. Nie znaczy to jednak, że ćwiczenia ogólnosprawnościowe można zaniedbać - chronią one skutecznie przed znużeniem monotonią, zagrożeniem kontuzjami i zbyt wycinkowym rozwojem niektórych tylko cech sprawności fizycznej. Rachunek strat i zysków nakazuje wybrać rozwiązanie podobne do tego, jakie na przykład funkcjonuje w profesjonalnych zespołach piłkarskich. Tam trener nie martwi się o kondycję zawodnika, bo szkoda czasu na jej kształtowanie w toku treningu na boisku. Zawodnikowi płaci się za to, aby sam dbał o kondycję. Jeśli na meczu "traci oddech" - siada na ławce rezerwowych ze świadomością ile kosztuje go każda minuta. Aikidoka, w dążeniu do nieustannego postępu, winien tak zorganizować swój czas poza dojo, aby niedostatki sprawnościowe nie hamowały tempa zdobywania umiejętności technicznych. Trener może służyć w tym zakresie konsultacją i opieką, jednak odpowiedzialność za wyniki ponosi sam ćwiczący. Niezbędny jest, więc zarówno wkład pracy własnej, jak i higieniczny tryb życia. W tym okresie nie należy się zniechęcać ani forsować przez coraz to intensywniejsze ćwiczenia, lecz cierpliwie, z żelazną systematycznością, robić swoje. Po okresie stagnacji nastąpi znów bardzo wyraźna poprawa. Począwszy od początku treningu, co 2- 3 miesiące należy robić 1- 2-tygodniową przerwę w ćwiczeniach gibkościowych. Kilka dni po wznowieniu ćwiczeń najwyraźniej odczuje się postęp.

Zalecenie drugie odnosi się do częstotliwości i długotrwałości treningu. Ćwiczenia należy wykonywać przynajmniej dwa razy dziennie np. rano w domu i wieczorem w ramach przygotowania do treningu lub z początkiem treningu. Przed ćwiczeniami porannymi nie jest wymagana długotrwała rozgrzewka. Wystarczy kilka minut biegu w miejscu i kilka minut skłonów, wymachów ramion, przysiadów w szerokim rozkroku. Jednak z tego względu ćwiczenia poranne nie mogą być zbyt dynamiczne. Zwiększony zakres ruchów w stawach wymuszamy w sposób powolny, miękkimi ruchami przebiegającymi po obszernych łukach. Kładziemy nacisk na dokładność ruchu, głębokie oddychanie i silną psychiczną koncentrację na rozluźnieniu mięśni. Trening wieczorny winna poprzedzić rozgrzewka długotrwała i kompleksowa a następujące po niej ćwiczenia mogą być energiczne.

Zalecenie trzecie mówi, że mając do wyboru ćwiczenia statyczne i dynamiczne oddajemy pierwszeństwo tym drugim. Przy tym za statyczne będziemy uważać ćwiczenia wymuszające zwiększony zakres ruchu przez nacisk partnera lub ciężaru własnego ciała. Dynamiczne zaś to takie, które przez wielokrotne, energiczne powtarzanie danego ruchu dążą do zwiększenia jego zakresu. Klasycznym ćwiczeniem statycznym jest dla przykładu tzw. szpagat wymuszany ciężarem własnego ciała. Za ćwiczenie dynamiczne możemy na, przykład uważać serię skłonów w przód z dotykaniem podłogi najpierw palcami, potem nadgarstkami, wreszcie łokciami. Ćwiczenia dynamiczne są trudniejsze, często ich realizacja wymaga pomysłowości, ale też są skuteczniejsze i bardziej bezpieczne.

W końcu, zalecenie czwarte to potrzeba pamiętania o niebezpieczeństwie kontuzji. Urazy mięśni są tylko bolesne, ale z upływem czasu goją się bez poważniejszych konsekwencji. Gorzej jest z urazami biernego aparatu ruchu -,dolegliwości trwają niekiedy latami, często prowadzą do wydłużenia ścięgien, więzadeł czy torebek stawowych o charakterze patologicznym, w konsekwencji prowadzą do destabilizacji stawów i na wracających za lada przyczyną dolegliwości. O ile uraz taki powstał i kontaktujemy się z lekarzem - najlepiej ortopedą, bezwzględnie należy powiadomić go, że uprawiamy sport, w którym sprawność biernego aparatu ruchu ma zasadnicze znaczenie. Sportowców i niesportowców leczy się w wielu przypadkach zupełnie inaczej, bowiem stan pełnego powrotu funkcji może oznaczać w obu tych grupach coś zupełnie innego. "Zadowalający" wynik leczenia oznacza u normalnego człowieka zdolność do wykonywania zajęć życia codziennego i pracy zawodowej bez ograniczeń. Wynik zadowalający w przypadku sportowca oznacza możliwość powrotu do praktyki treningowej, często niezmiernie intensywnej, na granicy fizycznych możliwości. W tym kontekście brawura, lekkomyślność i popisywanie się "twardością" są najdelikatniej mówiąc niemądre. Zwykle, choć nie od razu i w sposób utajony, prowadzą do zahamowania postępu. Źle wyleczone i często nawracające kontuzje zmuszają wręcz do zmiany dyscypliny lub zupełnego rozstania się ze sportem wyczynowym.

0x08 graphic
0x01 graphic

0x08 graphic
0x01 graphic

0x01 graphic

0x08 graphic

0x01 graphic

0x08 graphic

0x01 graphic

0x08 graphic

0x01 graphic

0x08 graphic

0x01 graphic

0x08 graphic

0x01 graphic

0x08 graphic

0x01 graphic

0x08 graphic

0x01 graphic

0x08 graphic

AIKI-TAISO, CZYLI ĆWICZENIA "WPROWADZAJĄCE"

Z reguły wprowadza się je podczas treningu w dojo i umieszcza w programie treningu tuż po rozgrzewce. Ogromna większość tych ćwiczeń jest później kultywowana przez całe lata. Mimo to, jak łatwo Czytelnik zauważy, po opanowaniu poprawności ruchu ćwiczenia specjalne można, a nawet trzeba przenieść również do codziennej praktyki poza treningowej. Nie ma takiej ilości powtórzeń tych ćwiczeń, która byłaby zadowalająca. Bariery i granice mają tylko charakter "zdroworozsądkowy".

Rozgrzewka winna obejmować różne formy marszu i biegu oraz fundamentalne ćwiczenia gibkości owe. Na początku lub w środku rozgrzewki można umieścić pierwsze z ćwiczeń specjalistycznych - kote-mawashi-ho (tab. 17 u góry). Ręce kierujemy 16łko w przód i palcami ku sobie a dłońmi do podłoża. Kciuki skierowane są w stronę podbrzusza. Z tej pozycji dowolną ręką, nachwytem, obejmujemy łokciową krawędź drugiej ręki. Teraz dość energicznym, ale płynnym ruchem przenosimy złączone dłonie ku górze, opuszczamy, podnosimy, opuszczamy itd. przez kilkanaście powtórzeń, po czym następuje zmiana chwytu. Celem ćwiczenia jest takie uelastycznienie nadgarstków, aby dowolnym palcem danej dłoni móc swobodnie dotknąć zgięci owej powierzchni przedramienia. Innymi słowy, dążymy do wykonania "sztuki", którą potrafi niemal każde dziecko i większość młodych kobiet, ale rzadko, który dorosły mężczyzna.

Podobny cel, tj. uelastycznienie nadgarstków, stawia przed sobą drugie ćwiczenie - kote-gaeshi-ho (tab. 17 u dołu). Tym razem ruch wykonujemy z góry ku dołowi. Oba ćwiczenia wykręcania nadgarstków muszą towarzyszyć aikidoce jak cień przez całą praktykę treningową. Z jednej strony służą zręcznemu wykonywaniu różnych rodzajów przechwyceń i uwalnianiu się od chwytów. Z drugiej - i to jest ich fundamentalne zastosowanie - umożliwiają trening, czyniąc aikidokę zdolnym do "bycia rzucanym" bez grymasów bólu i przykrych kontuzji. Aikido jest w pewnym sensie sztuką wykręcania cudzych nadgarstków, ale przecież w toku treningu jesteśmy nie tylko wykonawcą, ale i "odbiorcą" technik partnera. W aikido partner, który wykonuje technikę obronną jest określany terminem nage lub tori. Partner, który prezentuje zachowanie agresywne a w konsekwencji jest rzucany, unieruchamiany lub zmuszany do utraty równowagi - określany jest terminem uke. W toku dalszych wywodów będziemy używać właśnie tych terminów.

0x01 graphic

0x08 graphic

KAMAE I DACHI

Kamae znaczy tyle co "garda", pozycja rąk. Odnosi się do standardowej pozycji rąk, która powinna być respektowana tak długo, aż aikidoka - w oparciu o wyniki doświadczeń z walki wolnej - nie skonstruuje własnej, dostosowanej do swoich indywidualnych warunków, gardy. W klasycznej kamae (tab. 18) obie dłonie są otwarte a pałce lekko rozstawione i skierowane w stronę przeciwnika.

Garda jest dodatkiem a zarazem nieodłączną częścią dachi (postawy), tj. przepisu określającego właściwe ułożenie stóp i reszty ciała. Stopy (tab. 18) leżą na jednej linii we wzajemnej odległości równej ok. 1,5 długości stopy. Około 2/3 ciężaru ciała spoczywa na nodze wykrocznej (łatwo nabrać właściwego nawyku pomagając sobie początkowo wagą łazienkową, na której wsparta jest stopa wykroczna. Wskaźnik wagi winien wskazywać wartość zbliżoną do 2/3 wagi ciała). Kolana są lekko ugięte, nie należy załamywać się w biodrach. Głowa osadzona prosto, cała postawa nie może robić wrażenia "na baczność", ale też nie "zgarbionego przyczajenia". Najlepiej określić ją jako swobodną a zarazem "dumną", pełną godności. Wzrok skierowany prosto w przód, najlepiej na szyję lub mostek partnera, ale niezbyt skoncentrowany na szczegółach. Najlepiej wytworzyć w sobie wrażenie, że patrzymy poprzez szyję partnera na odległy przedmiot. Należy strzec się przed odruchowym kierowaniem głowy ku przodowi. Całość postawy warto starannie wystudiować przed lustrem i co pewien czas korygować, czy nie pojawiły się w niej nieprawidłowe nawyki. Postawa jest bazą do wykonywania technik - nawet drobne błędy automatycznie powodują cały łańcuch nieprawidłowości.

O prawej postawie mówimy wówczas, kiedy wykroczna jest prawa stopa a dalej ku przodowi wysunięta prawa ręka. Analogicznie o lewej. Jeśli obaj partnerzy stoją w tej samej postawie, mówimy, że jest ona zgodna (ai-hanmi). Jeśli jeden z partnerów przyjął lewą a drugi prawą postawę, to określimy je jako przeciwne (gyaku-hanmi).

Przedstawiamy teraz szereg ćwiczeń uważanych za wprowadzenie do właściwych technik aikido. Należy je praktykować pod okiem instruktora - ani rysunek w książce, ani opis niestety nie oddają wszystkich subtelności koordynacyjnych zawartych w tych ćwiczeniach. Jednakże... nie jeden mistrz sztuk walki opanowywał ich sekrety, studiując tajemne zapisy - zatem i zapis może stać się przynajmniej uzupełnieniem praktyki.

0x01 graphic

0x08 graphic

Ćwiczenie 1

Stoimy w normalnej pozycji z rękami opuszczonymi (tab. 19a). Na komendę instruktora lub w wybranym przez siebie momencie energicznie wypychamy biodra w przód, jednocześnie przesuwając po podłożu nogę wykroczną i prostując w kolanie nogę zakroczną. Ręce przez chwilę, siłą bezwładności pozostają nieco z tyłu w stosunku do poruszających się bioder a potem energicznie przyjmują pozycję wskazaną na rysunku (tab. 19a). Końcowej pozycji powinno towarzyszyć wrażenie, że jesteśmy zdolni niezłomnie przeciwstawić się sile napierającej wzdłuż ramion. Powrót do pozycji następuje przez ugięcie nogi zakrocznej i wyprostowanie wykrocznej. Ramiona wracają miękko, bez uczucia ciągnięcia czegoś, ale z elastycznym napięciem. W dowolnej fazie ćwiczenia tułów pozostaje prosty a równowaga idealnie zachowana.

Ćwiczenie 2

Z postawy dach i (tab. 19b) wykonujemy identyczny krok do przodu jak w ćwiczeniu pierwszym. Ramiona zataczają łuk i w sposób naturalny zatrzymują się na wysokości oczu. Łokciowe krawędzie dłoni "patrzą" w stronę przeciwnika. Winno nam towarzyszyć poczucie siły płynącej przez ramiona do małych palców obu rąk. Łokcie są lekko zgięte a promieniowe krawędzie przedramion skierowane ku górze. Powrót bez uczucia "ciągnięcia" ramionami, praca nóg identyczna jak w ćwiczeniu poprzednim.

Ćwiczenie 3

Z postawy wykonujemy niewielki wykrok w przód, po czym dosuwamy nogę zakroczną, aby powtórnie przyjąć postawę (krok dostawny tsugi-ashi). Ręce wykonują ruch jak opisany w ćw. 2. W istocie ćwiczenie 3 jest identyczne z ćwiczeniem 2 z tą różnicą, że wzbogacone o krok dostawny (tab. 19c).

Ćwiczenie 4

Powtarzamy ruch opisany w ćw. 2, jednakże w sekundę po powrocie do pozycji wyjściowej wykonujemy obrót o 1800 i całą sekwencję ruchów wykonujemy w kierunku przeciwnym - tak jakbyśmy chcieli powstrzymać kolejnego, atakującego od strony pleców przeciwnika poprzez przeciwstawienie mu siły ramion i niezłomnie stabilnej pozycji. Zasadniczym motorem ruchu zarówno w jednym, jak i w drugim kierunku są biodra. (Por. tab. 20 - u góry).

0x01 graphic

0x08 graphic

0x01 graphic

0x08 graphic

Ćwiczenie 5

Wykonujemy identyczne zadanie jak w ćwiczeniu opisanym powyżej, jednak tym razem przeciwstawiamy się jakby czterem przeciwnikom napierającym kolejno z kierunków północ, południe, wschód, zachód.

Poszerzony wariant tego ćwiczenia obejmuje osiem kierunków, wreszcie dowolną ilość kierunków przeciw "różnym przeciwnikom" atakującym z dowolnego miejsca na obwodzie okręgu, w którego centrum stoi ćwiczący.

W dalszym rozwinięciu omówionych wyżej ćwiczeń wzbogacamy je o wykonywanie kroku przestawnego zamiast dostawnego oraz o różne kombinacje obu kroków.

Nie należy się spieszyć z wykonywaniem opisanych ćwiczeń. Szybkość ruchów nie może wyprzedzać idealnej koordynacji. Trzeba, więc rozpocząć od wykonań bardzo wolnych, nawet wręcz w zwolnionym tempie, ale zawsze płynnych. W aikido nie ma gwałtownych, odciętych ruchów nawet w najszybszych i najbardziej złożonych technikach. Całość jest zawsze płynna. Obserwator patrzący z boku na ćwiczącego powinien mieć kłopot z wyodrębnieniem poszczególnych faz ruchu. Opisy przedstawione wyżej przypominają pociętą na poszczególne fazy naukę walca wiedeńskiego. Dobre wykonanie powinno przypomnieć sam taniec i to w wykonaniu Freda Astaire'a. Z naciskiem pragniemy podkreślić, że wbrew pozorom nie idzie tu o jakieś estetyczne dywagacje na temat technik aikido. Po prostu w tej sztuce walki skuteczność i idealna płynność ruchu są z sobą nierozerwalnie związane. Baletowa gracja jest jakby produktem ubocznym doskonałego wyszkolenia, choć przecież nie zjawisko artystyczne było jego celem.

Trzeba uczciwie przyznać, że już te najprostsze ćwiczenia zniechęcają szereg osób rozpoczynających trening aikido. Ściślej, polaryzują grupę ćwiczących osób na dwa obozy. Jedni uważają uporczywe poszukiwanie płynności ruchów za irytujące - inni właśnie w toku tej praktyki zaczynają czuć, że aikido jest jakby stworzone z myślą o nich. Niewątpliwie ogromną rolę odgrywają tu wrodzone, bądź wykształcone przy innych okazjach zdolności ruchowe. Przy tym warto powiedzieć, że ani przynależność do pierwszej grupy nie przesądza o braku późniejszych postępów, ani też do drugiej nie determinuje sama przez się sukcesów.

O wszystkim decyduje upór i wytrwałość ćwiczącego, ale nie upór połączony z gniewem, pasją i źle skrywaną irytacją, lecz pogodne i skromne zrozumienie, że opanowanie trudnych rzeczy wymaga wielkiej pracy. Ten rodzaj wytrwałości i cierpliwości można porównać z działaniem matki wychowującej małe dziecko, ale na pewno nie można porównać go z kolejnymi próbami skoczka wzwyż czy ciężarowca. W aikido sukcesu ani porażki nie rozpatruje się w czasowej chronologii prób, treningów czy tygodni, lecz w przebiegu lat. "Zwycięstwa" trenującego nie są wynikiem krańcowego wyczynu, lecz sumy niedostrzegalnych z osobna małych postępów.

Jest to ważna rzecz wymagająca od Czytelnika uważnego przemyślenia. Praktyka pokazuje, że ogromna większość osób ćwiczących w sekcjach sztuk walki rozumie talent w znaczeniu potocznym: jako wybitne uzdolnienie do czegoś, nieprzeciętne zdolności do czegoś. Przy czym przez to "coś" rozumie się sztuki walki jako zjawisko, fenomen, coś obserwowalnego. Konsekwencją tezy, że ktoś jest utalentowany w karate, aikido itp. jest twierdzenie, że wykazuje on wybitny talent w wykonywaniu technik danej sztuki walki. To nie porozumienie niebiorące się z rozumienia talentu w podobny sposób jak jakiejś wrodzonej cechy fizjologicznej - np. w rodzaju absolutnego słuchu. W rzeczywistości talent, przynajmniej w sztukach walki, polega na zdolności do wewnętrznej kreacji takich motywacji, które umożliwiają długotrwałe i ponad przeciętność uporczywe wykonywanie pracy treningowej - przy tym w taki sposób, że na praktykę treningową ani nie wpływają zniechęcająco klęski, ani też demoralizująco łatwe sukcesy. Jeśli więc ktoś mówi po krótkim okresie treningu - "nie będę ćwiczył, bo nie mam talentu" to w istocie go nie ma, tylko, że nie w takim sensie jak to miał na myśli. Mówiącej w ten sposób osobie nie brakuje uzdolnień ruchowych, lecz psychicznych.

Drobne to rozróżnienie jest bardzo istotne. Elastyczna, niekiedy ustępliwa postawa wobec trudności natury obiektywnej jest zrozumiała i rozsądna - jeśli zamierzamy wyjechać z miasta, w którym nie ma linii kolejowej, to oczywiście lepiej choćby się czołgać niż czekać na wybudowanie dworca. Jednakże nie jest właściwe poddanie się, gdy trudności tkwią w nas samych - to znaczy, mają subiektywny charakter, choćby z pozoru wydawały się obiektywnymi. Pokonywanie tych ostatnich jest korzystne w każdej strategii życiowej. Gdyby nawet nie udało się w końcu osiągnąć planowanego celu (np. choroba uniemożliwiająca dalszy trening) to i tak odnosimy korzyści. Walka z własnymi słabościami jest na tyle kształcąca, że ma walor uniwersalnej metody treningowej. Nabyte umiejętności są przydatne również w innych dziedzinach życiowej aktywności. Innymi słowy - wewnętrzne doskonalenie w kierunku sprawnego działania nigdy nie prowadzi na manowce. Paradoksalnie, długa i trudna droga prowadząca do celu jest pod wieloma względami lepsza od pasma spektakularnych sukcesów. Pomyślmy o tym zanim zrezygnujemy zniechęceni pierwszymi niepowodzeniami.

Ćwiczenie 6

Dotychczasowe ćwiczenia miały charakter przeciwstawiania się napierającej sile w sposób umożliwiający zachowanie własnej równowagi i zdolności manewrowych. W ćwiczeniu szóstym zapoznamy się z zasadą zejścia z kierunku działania siły, połączoną jednocześnie ze sposobem ukierunkowywania siły. Rozpoczynamy (tab. 20b) np. z lewej pozycji (hidari dachi) zdecydowanym, krótkim ruchem lewej ręki podążającej jakby na spotkanie z atakiem. Jej nadgarstek osiąga punkt położony ok. 25 cm od tułowia i pozostaje w tym punkcie przestrzeni aż do końca ćwiczenia. Jednocześnie lewa stopa wykonuje szybki, ale płynny wykrok w przód i na nią przenosimy ciężar ciała (nadgarstek lewej ręki jest stale w tym samym punkcie!). Na palcach lewej stopy wykonujemy teraz obrót o 180 stopni, jednocześnie wykonując krok do tyłu prawą stopą koniec. Początkowo ćwiczymy szereg prostych powtórzeń w lewo, później w prawo, wreszcie w płynnej i szybkiej sekwencji naprzemiennie w prawo i w lewo jak to przedstawiono w tabeli 20b. Po wykonaniu ćwiczenia "tam i z powrotem" wracamy do punktu wyjścia.

Ćwiczenie 7

Stoimy w rozkroku - odległość między stopami równa ok. 1,5 szerokości barków. Głowa prosto, wzrok skierowany na wprost. Dłonie swobodnie opuszczone przed brzuchem, skierowane palcami ku sobie, nadgarstki zgięte jak w tab. 21a. Z tej pozycji przenosimy ciężar ciała na prawą nogę. Jednocześnie prawe ramię wykonuje swobodny wymach z dołu i przodu w bok i ku górze w prawo a lewa ręka zgina się w łokciu pod kątem 90 stopni i zajmuje pozycję przed prawą piersią. Pozycja dłoni jest taka jakbyśmy trzymali w nich długą i grubą tyczkę skierowaną w prawo, po skosie, do góry. Kciuki obu dłoni są skierowane dokładnie pionowo ku górze, ale same dłonie lekko skośnie. W toku ruchu prawe przedramię wykonuje ruch rotacji na zewnątrz w stawie łokciowym. Prawda, że ruchowi temu trudno na razie przypisać jakikolwiek fizyczny sens? Wyobraźmy sobie jednak, że ktoś próbuje uchwycić od przodu oburącz nasze nadgarstki, my zaś chcemy natychmiast po uchwyceniu skłonić go do wychylenia się w lewo i w skos. Jeszcze inaczej, ruch można porównać z odsłanianiem ciężkiej kotary i odrzucaniem jej w prawo i ku tyłowi. Po opanowaniu techniki w miejscu można przystąpić do wykonywania jej z krokiem w bok jak to pokazano w tab. 21b.

0x01 graphic

0x08 graphic

0x01 graphic

Tab. 22. Ćwiczenia podstawowe

Ćwiczenie 8

Szybkie obroty wokół własnej osi mają fundamentalne znaczenie w aikido. Technika wykonywania takich obrotów zależy w bardzo dużej mierze od opanowania uczucia zawrotu głowy. Aikidoka nie może sam się "zakałapućkać" w toku obrotów i przewrócić wprost pod nogi przeciwnika. Dobra równowaga i orientacja przestrzenna w trakcie wykonywania obrotów przychodzą w miarę treningu - trzeba po prostu przyzwyczaić się do wykonywania różnych czynności podczas wirowania i nauczyć się przemieszczać w toku obrotów. Dobrze jest rozpocząć od wielokrotnie powtarzanych wyskoków z obrotem w powietrzu o 180, 270, 360 stopni, a później spróbować wykonywania piruetów na palcach jednej stopy. Klasyczne ćwiczenie pokazano w tab. 22. Rozpoczynamy z pozycji przedstawionej na rysunku. Zamach rąk w lewo, krok prawą nogą w przód, obrót na palcach prawej stopy i zakończenie obrotu tak, aby znaleźć się w pozycji, jaką przedstawia trzecia sylwetka na rysunku. Stop. Teraz zamach rąk w prawo itd. Rozpoczynamy oczywiście od niewielkiego tempa i małych kroków. Rękami wykonujemy tylko jeden płynny ruch. Tułów i głowa idealnie prosto. Mięśnie tułowia, ramion, karku - rozluźnione. Jeżeli w trakcie obrotów zostaniemy pchnięci w plecy - nie powinniśmy stracić równowagi ćwiczenie należy powtarzać bardzo wiele razy w różnym tempie i przy użyciu różnej długości kroków, aż do uzyskania baletowej płynności ruchów - miękkich, ale dynamicznych. Ilość powtórzeń w jednej serii nie musi być duża wystarczy 5-71ub mniej, jeśli odczuwamy zawroty głowy. W tej niewielkiej liczbie jednorazowych wykonań należy jednak maksymalnie skoncentrować się na poprawności ruchu, aby nie tylko "wrastał" on w ciało, ale również w psychikę.

Ćwiczenie 9

W tab. 23a przedstawiono istotę ćwiczenia. Z pozycji naturalnej ramiona kierujemy początkowo ku przodowi, jednocześnie obracając w prawo tułów i wysuwając w przód lewą stopę. Następnie lewa ręka zmierza ku podłodze, ciężar ciała pewnie wspieramy na wysuniętej prawej stopie a prawą rękę odprowadzamy ku tyłowi i w górę, tak, aby tworzyła z lewą ręką łuk skierowany wypukłością ku górze. Fizyczny sens tego ruchu odpowiada obrotom przed atakiem z tyłu polegającym na oburęcznym objęciu tułowia wraz z ramionami.

0x01 graphic

Tab. 23. Ćwiczenia podstawowe

Ćwiczenie 10

Istota ruchu (tab. 23b) polega na ćwiczeniu obrony przed przeciwnikiem, który uchwycił za nadgarstki z tyłu, ale nie chodzi teraz o jakiekolwiek konkretne zastosowanie, lecz o naukę zespołu ruchów przydatnego również w innych technikach. W pierwszej fazie dłonie kierujemy ku przodowi i zginamy, formując z nich "miseczkę" - tak jakbyśmy chcieli w zagłębieniach dłoni przenieść nieco wody. Wraz z rozpoczęciem wykroku w przód unosimy ramiona ku górze do wysokości, w której palce wskazujące skierowane są w nasze skronie. Wysuwając stopę coraz dalej obracamy ręce palcami ku przodowi i prostując nieco ramiona w łokciach wykonujemy głęboki skłon po łuku w przód - w jednym płynnym ruchu, który ręce winny zakończyć tuż przy palcach stopy wykrocznej. Jak zawsze zaczynamy od wykonań powolnych i stopniowo przechodzimy do coraz szybszych. Po opanowaniu ćwiczenia z wykrokiem, ćwiczymy z półkrokiem do tyłu, (tab. 23c) ćwiczenia przedstawione powyżej wykonuje się zasadniczo bez partnera. Pełnią one funkcję form ruchu (kata) a mają na celu opanowanie własnego ciała tak w zakresie nauczenia się równowagi, jak i opanowania przestrzennego oraz dynamicznego stereotypu ruchu. To, że stosuje się je od początku praktyki treningowej nie znaczy, że są one początkowe, lecz że p o d s t a w o w e. Nie wolno, więc traktować ich jak mieszanki mlecznej, którą karmi się oseska, lecz jak codzienny chleb. Do kata wraca się systematycznie na różnych, również bardzo zaawansowanych etapach umiejętności technicznych.

Kolejne prezentowane ćwiczenia wykonujemy z partnerem lub bez niego, ale pamiętając, że w dalszym ciągu pełnią one funkcję form. Partner nie przeciwdziała energicznie - pełni jedynie funkcję "pomocy naukowej" - umożliwia lepsze opanowanie fizycznego sensu ruchu.

Ćwiczenie 11 - kihon dosa

Kihon-dosa to jeden z podstawowych, elementarnych ruchów uczący zasad schodzenia z linii ataku (tab. 24a). Partnerzy przyjmują pozycję jak na pierwszym rysunku. Uke chwyta ręką nage i pcha. Nage zatacza lewą stopą łuk ku tyłowi - ciężar ciała spoczywa na prawej stopie. Stopa winna zatoczyć łuk o kącie 90 do 100 stopni ślizgając się po podłożu. Jednocześnie nage obraca uchwyconą rękę dłonią ku górze -nie ciągnie jej, ani nie szarpie, lecz lekko pcha wzdłuż osi ręki i w górę. Wolna ręka wykonuje podobne czynności jak ręka uchwycona i jest do niej równoległa.

Ćwiczenie powinno się wykonywać naprzemiennie - w prawą i lewą stronę, po czym następuje zmiana partnerów. W ruchu należy szukać nie skuteczności czy siły, lecz idealnej poprawności technicznej.

Ćwiczenie 12 - irimi (tab. 24b)

W kihon-dosa partner (uke) pchał - w tym ćwiczeniu ciągnie. Tori podąża za tym kierunkiem ruchu, pchając prawą rękę w przód i w górę w kierunku prawego barku tori. Jednocześnie postępuje krok do przodu prawą nogą. Prawa ręka jest pchana coraz dalej i coraz wyżej, jednocześnie obraca się dłonią ku górze i wreszcie naciska w bok i w górę na szyję i podbródek atakującego. Ruch ten ma dwie składowe - zasadniczą jest parcie w przód i w górę nie dzięki sile ręki, lecz na skutek przemieszczania całego ciała. Druga składowa, tj. parcie w bok wychylające przeciwnika w tył i w górę, jest tylko pochodną pierwszej siły, tak jak odpychanie na boki fal przez dziób płynącego na wprost statku.

Ćwiczenie 13 - hiriki (tab. 25)

Studia techniczne nad hiriki służą opanowaniu zasad technicznych użycia łokci w aikido oraz uczą przenoszenia ciężaru ciała. Ćwiczenie odbywa się w dwóch wariantach: "nadciągającej fali" (tab. 25a) i "powracającej fali" (tab. 25b). Uke chwyta oburącz rękę nage. Nage wykonuje energiczny wykrok do przodu, zaś ręce wykonują ruch, który do złudzenia przypomina wznoszenie miecza ponad głową - tak jakbyśmy chcieli wykonać później potężne cięcie w dół. To wznoszenie rąk po łuku wsparte jest oczywiście ruchem postępowym całego ciała. W "powracającej fali" nage wykonuje zwrot na własnych stopach o 180 stopni, obraca rękę i przenosi ciężar ciała ze stopy lewej na prawą. Dalej następuje ruch "wznoszenia miecza". W trakcie zwrotu nie należy przysiadać (obniżać bioder) ani też odrywać pięt od podłoża.

0x01 graphic

Tab. 24. Ćwiczenia podstawowe

0x01 graphic

Tab. 25. Ćwiczenia podstawowe

Ćwiczenie 14 - shumatsu dosa (tab. 26)

Ruch można opisać następująco: wznieś miecz w górę, obróć się i tnij za siebie w dół. Uke uchwycił obie ręce nage. Ten wysuwa stopę wykroczną nieco ku przodowi, przenosi na nią ciężar ciała i wykonuje energiczny krok stopą zakroczną w przód, jednocześnie "unosząc miecz". Teraz przenosi ciężar ciała na stopę zakroczną, obraca się i prostuje nieco nogi, wznosząc miecz jeszcze wyżej. Ze skrajnie wysokiej pozycji wysuwa prawą nogę w przód i tnie.

Ćwiczenie 15 - ukemi (tab. 27 i 28)

Zademonstrowano tu podstawowe sposoby wykonywania przewrotów w przód i w tył. Obok sylwetek przedstawiających porawne fazy ruchu pokazano typowe błędy. Warto zwrócić uwagę, że w zależności od potrzeb aikidoka może po przewrocie zwrócić się twarzą w kierunku ruchu lub w przeciwnym. W toku wykonywania przewrotów aikidoka jest wirującą kulą - zachowuje się podobnie jak jeż atakowany przez psa - "nie daj się rozwinąć". Zarówno przewroty w tył jak i w przód nie są przewrotami przez głowę, lecz przez bark!

0x01 graphic

Tab. 26. Ćwiczenia podstawowe

0x01 graphic

Tab. 27. Przewroty. Krzyżykami zaznaczono najczęstsze błędy wykonania - wyżej wykonania prawidłowe

0x01 graphic

Tab. 28. Pady w tył i w bok

Rozdział V

Przegląd technik

Ćwiczenia podstawowe dają Czytelnikowi pewne wyobrażenie o zasadach technicznych aikido. Pierwsze próby są bardzo pouczające ćwiczenie "nie wychodzi" tak długo, aż spełnione zostaną wszystkie kryteria poprawności. Zazwyczaj kilkanaście lub kilkadziesiąt razy zżymamy się na teorię, próbujemy poprawiać, irytujemy się na brak skuteczności, wreszcie... pierwsze dobre wykonanie o zaskakującym finale. Tak niewiele siły włożyliśmy w ruch a tak dynamiczny jest efekt! To pierwsze odczucie aikido jest bardzo satysfakcjonujące. Kiedy rozmawia się z ćwiczącymi to niemal każdy pamięta uczucie miłego zaskoczenia towarzyszące dobrze wykonanej technice.

Od czego zależy dobre wykonanie? Można oczywiście odpowiedzieć, że od koordynacji, szybkości, poprawności technicznej całości lub tego i owego ruchu i tak dalej. Raoa taka ma jednak niewielkie znaczenie praktyczne. Dla początkującego złotą radą jest zwracanie najpilniejszej uwagi na pracę nóg i przemieszczanie tułowia w przestrzeni. Błędy w tym zakresie są, bowiem najtrudniejsze do uchwycenia dla niewprawnego oka - nie dostrzega ich również sam aikidoka. Pracę rąk można skorygować wzrokiem, podobnie, choć w mniejszym zakresie, pracę nóg. Wadliwych wychyleń tułowia i głowy, złych nawyków pracy biodrami nie da się jednak zaobserwować samemu w zadowalającym stopniu. Jeśli od samego początku nie przywiązywaliśmy odpowiedniej wagi do wytworzenia właściwych nawyków, błędy stają się podstępną, bo utajoną przyczyną dalszych niepowodzeń.

Rozpoczynamy teraz prezentację technik aikido, w której na plan pierwszy będą wysuwać się uchwyty, przechwyty, wykręcenia, itd. Nie dajmy się jednak zwieść pozorom i "zewnętrzności" ruchu - istota technik leży zawsze w brzuchu aikidoki - tam, gdzie jest fizyczny środek ciężkości ciała.

IKKYO

Ikkyo jest pierwszym ze sposobów oddziaływania na przeciwnika o dwojakim walorze. Po pierwsze, może to być technika trzymania, po drugie - technika służąca wykonaniu rzutu. Generalna zasada ikkyo polega na naciskaniu ramienia przeciwnika od tyłu, tuż powyżej łokcia (ok. 2-3 cm) w charakterystycznym, "miękkim" miejscu, które najpierw należy dokładnie rozpoznać na własnym ramieniu przez dokładne, dość mocne obmacywanie. Naciskamy nie siłą rąk, lecz ciężarem całego tułowia (tab. 29). Na rysunku technikę wykonuje ręka lewa i w niej koncentruje się nacisk. Prawa ręka uniemożliwia tylko wykonanie obrotu ramieniem, bez którego przytrzymywany nie zegnie łokcia i nie uwolni się od trzymania. W tab. 30 przedstawiliśmy jeden ze sposobów praktycznego zastosowania ikkyo w obronie przed uderzeniem ręką z góry, przy czym najpierw prosimy skoncentrować się na czterech górnych parach sylwetek. Obrona przebiega według zasady "miecz przeciwko mieczowi" i połączona jest z "wejściem w przeciwnika". Innymi słowy aikidoka wprowadza własne ciało w dynamiczny ruch postępowy i przejmuje inicjatywę w przemieszczaniu mas. Taki sposób wykonywania technik nosi ogólną nazwę irimi.

Dolne dwie pary sylwetek są innym wariantem tej samej zasady ikkyo. Aikidoka nie wchodzi w przeciwnika, lecz schodzi z linii jego ataku w tak i sposób, aby własna inercja napastnika wprowadziła go na obwód wirującej kuli. Ten sposób wykonywania obrony nosi ogólną nazwę tenkan.

W tab. 31 prezentujemy zastosowanie ikkyo w obronie przed napastnikiem, który uchwycił za bark i ciągnie. Kilka charakterystycznych szczegółów winno zwrócić uwagę Czytelnika. Szczegół pierwszy to atemi lub metsubushi, czyli szybki, ostry cios w twarz lub wrażliwy punkt ciała. Atemi pełnią w aikido funkcję pomocniczą. Nie mają na celu znokautowania przeciwnika czy też zadania mu bólu - służą raczej chwilowemu odwróceniu uwagi lub sprowokowaniu odruchowego odchylenia głowy. Cios może, więc być tylko markowany, albo zakończyć się lekkim dotknięciem twarzy. Na treningu techniki wymagające rozpoczęcia od atemi wykonuje się tak, jak to przedstawiono na rysunku. Uke wystawia przed twarz otwartą dłoń a nage uderza w nią lekko i z wyczuciem. Natychmiast po uderzeniu ręka wraca na własny lewy bark i obejmuje z góry dłoń przeciwnika. Jednocześnie aikidoka zwraca biodra w lewo i wypychając prawą ręką ramię przeciwnika do góry zarazem przenosi ciężar ciała na lewą stopę. Na ramię przeciwnika oddziaływuje cała masa ciała " do wrażliwego punktu ponad łokciem przykładamy nie dłoń, jak w technice poprzedniej, lecz łokciową krawędź nadgarstka. W miarę jak przeciwnik wychyla się w przód, aikidoka postępuje prawą nogą krok

0x01 graphic

Tab. 29. Ikkyo - zasada

0x01 graphic

Tab. 30. Ikkyo - zastosowanie. U góry irimi, na dole tenkan

Naprzód, tak, aby jego prawe kolano napierało w kierunku "przez żebra do prawego barku". Ostatecznie przeciwnik leży na brzuchu a trzymanie można zrealizować trzema różnymi sposobami pokazanymi w tabeli 31. Warto zwrócić uwagę, że różnią się one od sposobu trzymania prezentowanego w tabeli 29, choć wszystkie oparte są o tę samą zasadę. W sposobie trzecim wyraźnie widać, że na nadgarstek rywala oddziaływuje, poprzez bark aikidoki, ciężar całego tułowia.

NIKYO

Zasadą nikyo (tab. 32a) jest wykręcanie nadgarstka w kierunku łokciowym. Ostrożnie, uwaga na kontuzje! W unieruchomienie i wykręcenie nie należy wkładać zbyt wiele siły również z powodów technicznych. Siła chwytu pomiędzy kciukiem a małym palcem jest całkowicie zadowalająca. Nacisk może być wywierany z pomocą barku, rąk lub jednej ręki (tab. 32b). Klasyczny przykład zastosowania nikyo - tab. 33, a bardziej skomplikowany wariant - tab. 34.

SANKYO

Zasada oczywista - wykręcanie nadgarstka w kierunku promieniowym - odwrotnie niż w nikyo (tab. 35). Dłoń nage w połowie spoczywa na palcach ręki uke a w połowie na grzbiecie jego ręki. Przykładowy sposób obrony z użyciem sankyo - tab. 36. Ostatnia para sylwetek w tej tablicy to zarazem pozycja wyjściowa do czterech sposobów zakończenia techniki rzutem przedstawionych sukcesywnie w tab. 37 i 38.

YONKYO

Istota oddziaływania (tab. 39) polega na wywieraniu silnego nacisku na zgięci ową powierzchnię przedramienia - ok. 5,...6 cm od dłoni, gdzie dość powierzchownie przebiega nerw pośrodkowy. Jeżeli silnie zaciśniemy rękę w pięść, miejsce to me wydaje się zbyt wrażliwe - nerw jest bowiem chroniony przez strop z napiętych ścięgien. Spróbujmy jednak powtórzyć zdecydowany nacisk po wykonaniu zgięcia dłoniowego w stawie nadgarstkowym... W toku techniki z reguły naciska się twardym punktem kostnym u podstawy palca wskazującego. Niektóre z możliwych zastosowań prezentujemy w tab. 40-43.

Jak Czytelnik zapewne zauważył, cztery przedstawione dotąd techniki mogą służyć zarówno unieruchamianiu powalonego przeciwnika, jak i wykonywaniu samych rzutów. Podobnie funkcjonuje technika piąta może być wykonywana jako trzymanie, jednak częściej wykonywana jest jako rzut.

SHIHO-NAGE

Shiho- nage jest jedną z pierwszych technik, jakie aikidoka poznaje na treningu i jedną z ostatnich w repertuarze technicznym aikido. Istnieje przynajmniej kilkadziesiąt wariantów tej techniki - opanowuje się je na różnych etapach zaawansowania. My przedstawimy tylko fundamentalne zasady. Istotę techniki wykonywanej jako trzymanie przedstawia tab. 44. zasadę rzutu, który może być wykonywany jedną ręką lub obiema tab. 45. Przedramię przeciwnika należy uchwycić nachwytem oburącz. Do uchwycenia mogą prowadzić, oczywiście, różne warianty pośrednie, o których dalej. Bezpośrednio po uchwyceniu aikidoka wykonuje zwrot wokół własnej osi, przenosząc uchwyconą rękę ponad własną głową. Z tej pozycji "cięcie mieczem w dół" i obniżenie postawy powoduje nieuchronny upadek uke.

Zastosowanie najlepiej przedstawić na przykładzie (tab. 46). Uke pochwycił nadgarstek nage i ciągnie. Nage wysuwa najpierw prawą stopę lekko w przód i jednocześnie prawą ręką przechwytuje od góry, nachwytem dłoń uke. W palcach prawej ręki nage winna znaleźć się łokciowa krawędź dłoni uke. W toku tego ruchu nage wykonuje energiczny wykrok lewą nogą w przód. Teraz obraca się o 180 stopni, przenosi ciężar ciała na nogę prawą a rękę uke przenosi ponad swoją głową. Dalsze naciskanie prawą ręką i całym tułowiem prowadzi do obalenia uke na plecy. Wersje irimi i ten kan w obronie przed uderzeniem ręką z góry przedstawiamy odpowiednio w tabelach 47 i 48. Inne zastosowania por. tab. 49-50.0x01 graphic

Tab. 30. Ikkyo - zastosowanie. Trzy sposoby trzymań

0x01 graphic

Tab. 32a. Nikyo - zasada

0x01 graphic

Tab. 32b. Nikyo - naciskanie: barkiem, rękami na łokieć przy pomocy dźwigni na nadgarstek.

0x01 graphic

Tab. 33. Nikyo - zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 33. Nikyo - zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 35. Sankyo - zasada

0x01 graphic

Tab. 36. Sankyo - przykład - pozycja wyjścia do dwóch następnych tabel (37-38) przedstawiających cztery sposoby zakończenia rzutu

0x01 graphic

Tab. 37. Ciąg dalszy tab. 36 - u góry wariant I, u dołu II

0x01 graphic

Tab. 37. Ciąg dalszy tab. 36 - u góry wariant III, u dołu IV

0x01 graphic

Tab. 39. Yonkyo - zasada

0x01 graphic

Tab. 40. Yonkyo - Zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 41. Yonkyo - Zastosowanie - u góry tenkan, u dołu irimi

0x01 graphic

Tab. 42. Yonkyo - Zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 43. Yonkyo - Zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 44. Shiho-nage - zasada i sposób trzymania

0x01 graphic

Tab. 45. Shiho-nage -zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 46. Shiho-nage - zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 47. Shiho-nage -zastosowanie - wersja iriami

0x01 graphic

Tab. 48. Shiho-nage -zastosowanie - wersja tenkan

0x01 graphic

Tab. 49. Shiho-nage - zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 50. Shiho-nage -zastosowanie - wersja tenkan

KOTE-GAESHI

Podobnie jak shiho-nage, kote-gaeshi, czyli wykręcenie nadgarstka, może służyć jako rzut i jako unieruchomienie obalonego przeciwnika. Istotę ruchu wskazano na rysunkach w tabeli 51. Uwaga! Przeciwnik poprawnie uchwycony może uwolnić się od chwytu tylko przez wykonanie wysokiego przerzutu całego ciała wokół swojej ręki. Jeśli tego nie uczyni a nage będzie konsekwentnie dążył do wykonania rzutu "murowana" jest ciężka kontuzja ręki! Zatem, zanim przystąpimy do jakichkolwiek prób na partnerze, najpierw poddajmy się jego działaniu. Przykłady zastosowania kote-gaeshi prezentujemy w tab. 52- 54.

KOKYU-NAGE

Kokyu-nage to pierwszy "czysty" rzut jaki prezentujemy, choć w praktyce treningowej zaczyna się właśnie od kokyu- i shiho-nage. Zaletą kokyu jest względna prostota wykonania i duża uniwersalność zastosowań. Jak powszechnie wiadomo, rzut ten nosi również nazwę "techniki 20 lat" - na pamiątkę wysiłków Ueshiby w doskonaleniu tego rzutu. Istota rzutu (tab. 55) polega na tym, aby wprowadzić przeciwnika w ruch obrotowy wokół własnego ciała - samemu kręcąc się wokół własnej osi. Gwałtowne odwrócenie kierunku ruchu powoduje, iż napastnik traci równowagę i upada na plecy. Inaczej mówiąc - najpierw wirujemy w płaszczyźnie poziomej, potem zmieniamy kierunek i wprowadzamy ruch wirowy w płaszczyźnie skośnej lub pionowej. Słowa lepiej zastąpić przykładami - por. tab. 56-60.

IRIMI-NAGE

Ten piękny rzut nie wymaga żadnego komentarza, choć dopiero praktyka treningowa pokazuje ile pracy trzeba włożyć, aby uzyskać efektywność i piękno zarazem. Nie instruując w szczegółach prosimy tylko Czytelnika, aby zastosowaniom przedstawionym dalej przyjrzał się w kategoriach estetycznych, (tab. 61-63).

0x01 graphic

Tab. 51. Kote-gaeshi - zasada

0x01 graphic

Tab. 52. Kote-gaeshi - zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 53. Kote-gaeshi - zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 54. Kote-gaeshi - zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 55. Kokyu-nage - zasada

0x01 graphic

Tab. 56. Kokyu-nage - zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 57. Kokyu-nage - zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 58. Kokyu-nage - zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 59. Kokyu-nage - zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 60. Kokyu-nage - zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 61. Irimi-nage - zasada

0x01 graphic

Tab. 62. Irimi-nage - zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 63. Irimi-nage - zastosowanie

TENCHI-NAGE

Tenchi-nage, czyli rzut "ziemia-niebo" w samej nazwie wskazuje główną zasadę techniczną. Przyjrzyjmy się jej na przykładzie, w którym uke uchwycił ręce nage i usiłuje je rozewrzeć na zewnątrz (tab. 64). Jedna z rąk nage pcha w górę i na zewnątrz, druga w dół. Uke popychany jednocześnie w górę ("niebo") i dół ("ziemia") traci równowagę i przewraca się w tył po skosie. Kilka zastosowań praktycznych tenchi-nage prezentujemy w tabelach 65-68.

KAITEN-NAGE

Istotą rzutu jest wychylenie przeciwnika w przód tak dalece, aby znalazł się w stanie chwiejnej równowagi. Wówczas wystarczy przyłożenie stosunkowo niewielkiej siły, aby zmusić go do wykonania przewrotu.

Praktyczne zastosowania - por. tab. 69-71.

0x01 graphic

Tab. 64. Tenchi-nage - zasada

0x01 graphic

Tab. 65. Tenchi-nage - zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 66. Tenchi-nage - zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 67. Tenchi-nage - zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 68. Tenchi-nage - zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 69. Kaiten-nage - zasada

0x01 graphic

Tab. 70. Kaiten-nage - zastosowanie

0x01 graphic

Tab. 71. Kaiten-nage - zastosowanie


Słownik ważniejszych terminów

Ai - zasada harmonii odnosząca się zarówno do warstwy technicznej (timing, koordynacja), jak i filozoficznej aikido (dot. harmonijnego współistnienia człowieka z otaczającym światem przyrody i innymi ludźmi)

Ai-hanmi - postawa harmonijna, tj. obaj rywale stoją naprzeciw siebie w tej samej postawie (dachi)

Aiki-taiso - podstawowe ćwiczenia aikido - termin obejmuje zarówno ćwiczenia gibkościowe, jak i formy ruchów

Ashi - kończyna dolna

Atami - uderzenie we wrażliwy punkt ciała

Awase - łącznie, razem

Ayumi ashi - krok przestawny

Butsukari - automatyzacja ruchów

Chika-ma - mały, również za mały dystans

Chikuden - szybkość

Chu - centrum, środek

Chudan - poziom środkowy, środkowe partie tułowia

Dan - ranga mistrzowska, stopień wyszkolenia

Dan - grupa, organizacja, również poziom w takim sensie jak w określeniu chudan

Do - metoda, sposób, droga

Dojo - "miejsce drogi" - miejsce, gdzie poszukuje się do, sala, w której uprawia się sztuki walki - dawniej pomieszczenie w świątyni buddyjskiej służące do grupowych praktyk medytacyjnych

Gaku - motto lub ozdobny element kaligraficzny - tradycyjny element dekoracyjny ścian, dojo

Gedan - dolny poziom, dolne partie tułowia

Geiko - trening, ćwiczenie (również keiko)

Gl - ubranie treningowe złożone z bawełnianej kurtki i spodni, które w potocznym języku polskim często nazywamy "kimonem"

Goshi - biodro

Gyaku - przeciwny, przeciwstronny

Gyaku-hanmi - postawa "przeciwna" - jeden z rywali stoi w lewej postawie (hidari-dachi), drugi w prawej (migi-dachi)

Hachimaki - przepaska lub chustka na głowę chroniąca oczy przed spływającym potem - w sensie symbolicznym "założyć hachimaki" oznacza pełne oddanie praktyce treningowej - "nie będę miał nawet czasu obetrzeć czoła"

Hakama - bardzo szerokie spodnie (albo "dzielona spódnica"), tradycyjny ubiór zawodników aikido i kendo

Hanmi - postawa, pozycja

Hanmi-hantachi - postawa, pozycja "siedząca-stojąca" - pozycja wyjściowa, w której stojący uke atakuje siedzącego tori

Hara - brzuch

Hidari - lewy, lewostronny

Hiji - łokieć

Hiriki - skrótowe określenie "parcia w przód", dążenia do uzyskania korzystnej pozycji wyjściowej do dalszych technik przez przemieszczanie ramion, zwłaszcza łokci, w górę i do przodu

Irimi - ruch "wejścia" w przeciwnika, zwykle pod kątem do kierunku, w którym przemieszcza on swoje ciało

Irimi-nage - ogólnie - rzuty wykorzystujące w szczególnym stopniu zasadę irimi. Dokładniej, w węższym znaczeniu nazwa stosowana dla dwóch rzutów: shomen-irimi-nage = kokyu-nage,

sokumen-irimi-nage = irimi-nage. Oczywiście, jeżeli używa się nazwy kokyu-nage, to irimi-nage oznacza tylko jeden, konkretny rzut (por. opis technik - irimi-nage)

Jime - duszenie (również shime)

Jo - kij, miejsce, plac, pole, część górna

Jodan - poziom górny, w odniesieniu do ciała ludzkiego głowa i szyja

Kai - organizacja, towarzystwo

Kaiten - okrąg, koło (kaiten-nage - "rzut kołowy")

Kamae - garda, pozycja rąk - niekiedy dla uproszczenia oznacza zarówno pozycję rąk, jak i stóp oraz ułożenie całego ciała

Kata - bark, również ćwiczenie formalne polegające na wykonywaniu elementów danej techniki bez partnera - zwykle w sposób pantomimiczny, dokładnie naśladujący stereotyp przestrzenny i dynamiczny pożądanego ruchu

Katate - jedną ręką

Kote - nadgarstek (również tekubi)

Kote-gaeshi - wykręcenie nadgarstka na zewnątrz

Kiai - chwila maksymalnej koncentracji fizycznej i psychicznej, umiejętność momentalnego zogniskowania wszystkich posiadanych umiejętności technicznych, sprawnościowych i psychicznych. W aikido, gdzie ruchy wykonuje się płynnie w całej sekwencji, odpowiednikiem kiai jest shuchu-ryoku - koncentracja siły na wybranym punkcie ciała przeciwnika i w określonym kierunku

Kihon - podstawy, podstawowe techniki w danym systemie walki

Kokyu - dosłownie oddychanie, w złożeniach ma znaczenie przenośne - oddaje wrażenie takiego sposobu oddziaływania na przeciwnika, jak gdyby był on odrzucony bądź obalony siłą podmuchu wiatru lub gwałtownego wydechu

Kokyu-nage - "rzut powiewu"

Kyu - stopień, ranga uczniowska

Maai - dystans, zwłaszcza "właściwy dystans"

Marui - zasada wykonywania ruchów po łukach

Mawashi - toczyć, kręcić, obracać

Men - maska, twarz - w złożeniach oznacza zwykle cel ataku i kierunek skąd nadchodzi - np. yokomen atak z boku na głowę, ciosem sierpowym lub zamachowym

Metsubushi - dosłownie "smagnięcie po oczach" - w przenośni szybka technika mająca na celu chwilową dezorientację napastnika w celu zyskania dodatkowego czasu na akcję obronną - w praktyce lekkie uderzenie otwartą dłonią w twarz na wysokości oczu

Migi - prawy, prawostronny

Mochi - chwyt, uchwycenie

Mune - tors, pierś, korpus

Mune-tsuki - uderzenie na korpus

Nafuda-kake - lista członków sekcji

Nage - rzut, również osoba wykonująca rzut lub inną technikę obronną (nage w tym znaczeniu = tori)

Ne-waza - techniki "w parterze", tj. wykonywane w pozycji klęczącej, siedzącej, leżącej

Ninjutsu - dosłownie "sztuka pozostawania nierozpoznanym" - pas

Obi - naciskać

Osae - ukłon

Rei - ukłon w pozycji stojącej (również tachi-rei)

Ritsurei - siła, moc

Ryoku - oburącz

Ryote - sposób, szkoła, metoda

Ryu - siad klęczny na piętach

Seiza - zasada przechodzenia ceremonialnego z pozycji stojącej do siadu klęcznego na piętach

Seiza-ho - cztery kierunki

Shiho - poruszanie się w pozycji klęczącej

Shikko - postawa swobodna, naturalna

Shizentai - "od przodu na twarz"

Shomen - termin określający kierunek i cel ataku

Shuchu - koncentracja, skupienie (siły, uwagi)

Shime = jime

Sokumen - "z boku na twarz" - termin określający kierunek i cel ataku (sokumen = yokomen)

Suri-ashi - przesuwanie stopy po podłożu

Suwari-waza - techniki wykonywane w pozycji siedzącej lub klęczącej

Tachi-waza - techniki wykonywane w pozycji stojącej

Tatami - mata ze słomy ryżowej (ostatnio również z materiałów syntetycznych) o standardowych rozmiarach 186 x 93 x 6cm. Tatami są dostatecznie twarde, aby chronić stopy przed skręceniem a zarazem dostatecznie elastyczne, aby amortyzować upadek

Te - ręka

Tegatana - dosłownie "miecz ręki" -łokciowa krawędź dłoni, nadgarstka lub przedramienia

Tekubi - dosłownie "szyja ręki" - nadgarstek

Tenchi - "ziemia-niebo" lub "góra-dół"

Tenkan - zejście z linii ataku przeciwnika i wprowadzenie go na obwód "wirującej kuli"

To-ma - duży, zwykle "za duży" dystans

Tori - ten, który wykonuje daną technikę obronną (tori = nage)

Tsugi-ashi - krok dostawny

Tsukami - chwyt, uchwyt

Tsuki - cios po trajektorii prostej

Uchi - uderzenie po trajektorii łuku - sierp, hak, cep, cios na odlew, cios z góry itp.

Ude - przedramię

Uke - ten, na kim zastosowana jest lub będzie dana technika obronna

Ukemi - obrona - pady, przewroty

Waza - techniki

Yoko - w bok, w kierunku bocznym

Yokomen - por. sokumen

Zanshin - pozostawanie w stanie czujnej gotowości - nawet (zwłaszcza!) po wykonaniu skutecznej techniki. W aikido zanshin to wymóg starannego wykonania (zakończenia) rzutu, dla bezpieczeństwa partnera i zachowania do końca pieczołowitości technicznej.

W pewnym sensie odpowiada japońskiemu przysłowiu, „Jeśli zwyciężyłeś, tym mocniej zawiąż rzemienie hełmu pod brodą"

Zarei - ukłon z siadu klęcznego

Zazen - pozycja medytacyjna - siad w pozycji lotosu lub siad klęczny na piętach

2

Tab. 1. Ceremoniał - pozycje i ukłony. Krzyżykami zaznaczono wadliwe wykonanie

Tab. 2. Ćwiczenia gibkościowe

Tab. 3. Ćwiczenia gibkościowe

Tab. 4. Ćwiczenia gibkościowe

Tab. 5. Ćwiczenia gibkościowe

Tab. 6. Ćwiczenia gibkościowe

Tab. 7. Ćwiczenia rozwijające mięśnie ramion, obręczy kończyny górnej i klatki piersiowej.

Tab. 8. Ćwiczenia rozwijające mięśnie ramion, obręczy kończyny górnej i klatki piersiowej.

Tab. 9. Ćwiczenia rozwijające mięśnie ramion, obręczy kończyny górnej i klatki piersiowej.

Tab. 10. Ćwiczenia rozwijające mięśnie brzucha i grzbietu

Tab. 11. Ćwiczenia rozwijające mięśnie brzucha i grzbietu

Tab. 12. Ćwiczenia rozwijające mięśnie nóg

Tab. 13. Ćwiczenia rozwijające mięśnie nóg

Tab. 14. Ćwiczenia rozwijające mięśnie nóg

Tab. 15. Ćwiczenia rozwijające mięśnie rąk i przedramion

Tab. 16. Ćwiczenia rozwijające mięśnie rąk i przedramion

Tab. 17. Przygotowanie nadgarstków

Tab. 18. Klasyczne pozycje: od góry chudan-kamae, gedan-kamae, jodan-kamae.

70% ciężaru ciała spoczywa na stopie nogi wykrocznej

Tab. 19. Ćwiczenia podstawowe (por. tekst)

Tab. 20. Ćwiczenia podstawowe

Tab. 21. Ćwiczenia podstawowe



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Aikido Sztuka Walki Dla Dżentelmenów
Świadectwo sztuka walki aikido
Capoeira jest sztuką walki
szTUKA WALKI
Trening GibkoAci W Sztukach Walki, chomikowane nowe, sport
sztuka walki duchowej
2003 16 Sztuka opium dla ludu
sztuka wojny dla kobiet helion
Sztuka wojny dla kobiet artwak
TONGUE FU Sztuka walki z jezykiem Horn Sam oprawa Miekka
Sztuka wojny dla kobiet Genialne strategie Sun Tzu w sluzbie plci pieknej artwko

więcej podobnych podstron