Jezus żyje


Jezus żyje!

Słońce z trudem przedzierało się przez opuszczone rolety. Za oknami od kilku godzin trwał piękny dzień. Ale tu w mieszkaniu na trzecim piętrze dopiero rozpoczynało się leniwe życie. Lucyna obudziła się pierwsza, miała więc szansę na długą, przyjemną kąpiel. Wczoraj zasiedziała się przy komputerze do bardzo późnych godzin nocnych. Teraz bolał ją kark i oczy. Gorąca woda z pachnącą pianą pomoże jej rozruszać kości i obudzić w niej wszystko co jeszcze śpi.

- Gdybyś parzyła herbatę to zrób i dla mnie - matka jeszcze leżała w łóżku, ale już włączony telewizor grał cichutko migając niebieskimi światłami. Ojciec pochrapywał lekko nie zwracając uwagi na hałasy zza ściany. To dzieciaki sąsiadów od kilku godzin wyczyniały harce. Po kilku latach mieszkania w bloku można było się do tego przyzwyczaić, że i w niedzielę maluchy budziły się tak samo wcześnie jak co dzień. Lucyna spojrzała na zegarek. Jedenasta. Matka zaraz zacznie się krzątać po kuchni. Jej nie zdjęte papiloty i wygnieciona podomka zawsze Lucynę żenowały. W powszednie dni matka wyglądała jak wyjęta z żurnala, zadbana, elegancka kobieta. W niedzielę chodziła po domu jak wiejska baba. Lucyna weszła do łazienki. Odkręciła kurek nad wanną.

- Ciszej! - ojciec odwrócił się na drugi bok. Wstanie nie prędzej niż na obiad. A i później w spranej koszulce będzie drzemał w fotelu pomiędzy telewizyjnymi programami do samego wieczora. Lubił po całym tygodniu ciężkiej pracy odpocząć na luzie, bez poczucia pośpiechu i uwierającego go krawata przy firmowej koszuli.

Lucyna zamknęła drzwi łazienki, weszła do wanny, wyciągnęła się w niej z błogą przyjemnością. Po kąpieli wybierze się na zakupy. W markecie widziała ostatnio torebkę zdobioną złotymi sprzączkami. Gdyby tak chciała pójść z nią Kaśka. Przyjaciółka jednak w niedzielę wybierała Kościół. Taka mądra, inteligentna, wesoła dziewczyna a przedkładała Boga ponad wszystko inne. Jakby ten Bóg o którym tak chętnie rozprawiała mógł jej zastąpić to wszystko co się działo wokół. W piątek na przykład zrezygnowała z dyskoteki, choć wiedziała, że będzie na niej Alek.

- Czy ty nie rozumiesz, że taka okazja drugi raz ci się może nie zdarzyć ? - przekonywała ją Lucyna wiedząc , jak bardzo Kaśce Alek się podobał - podbierze ci go jakaś frajerka i znów będziesz sama…

- Nie jestem sama - Kaśka znacząco popatrzyła do góry.

Nie jest sama? Lucyna nie mogła tego pojąć. Modlić się przecież można zawsze i wszędzie. A Alek pojawiał się na zabawach od czasu do czasu. Zresztą na różańce i litanie przyjdzie czas na starość. Teraz trzeba korzystać z życia. Ech, jakże się one z Kaśką różniły! Ale przecież coś ją do niej ciągnęło, cos kazało jej się z nią przyjaźnić, coś ciepłego przyciągało ją do niej jak magnes. Lucyna przymknęła oczy. Jutro musi z Kaśką poważnie porozmawiać. Tak chciałaby ją przekonać do…

No właśnie. Do czego?

Wracała z marketu uradowana. Upatrzona torebka czekała na nią i teraz zwisając na długim pasku podskakiwała raźno w takt Lucyny kroków. Słońce nadal połyskiwało złotem dając poczucie dziwnej energii i chęci do zycia. Lucyna westchnęła głęboko nabierają w płuca jak najwięcej powietrza. Za chwilę będzie w domu i zsiądzie do smacznego obiadu. A wieczorem spotka się z Grzegorzem w pubie. Jedno, dwa piwa i oboje będą śmiać się do rozpuku z byle czego. Z Grzegorzem czas płynął tak szybko. Z Grzegorzem nigdy się jej nie nudziło. Miał taki zapas dowcipów, że mógłby występować w kabarecie. Lucyna zatrzymała się nagle na chodniku. Z drugiej strony ulicy dobiegł ją jakiś nieznany hałas. Ktoś śpiewał wykrzykując raz po raz jakieś imię

- Je-zus, Je-zus, Je-zus - niosło się wzdłuż ulicy wołanie odbijając słowa o ściany domów, latarni, słupów. Lucyna uśmiechnęła się na widok zbliżającej się grupki młodych ludzi z transparentami w dłoniach. Roześmiane twarze , taneczne ruchy i euforia w oczach widoczna była z daleka. Gromadka rozweselonej młodzieży skręciła na osiedlowy park. Lucyna podążyła za nimi. Skoro wołają Jezusa to powinna tam być również Kaśka. Jak dobrze byłoby się z nią teraz spotkać

- Chodźcie do nas. Zostawcie na chwilę swoje sprawy i posłuchajcie jak Jezus was woła. Jak pragnie przyjść do waszych domów, rodzin. Otwórzcie drzwi na jego przyjście - młodziutki ksiądz z prędkością karabinu maszynowego wtłaczał słowa do trzymanego w dłoni mikrofonu. Chudy wyrostek uginał się pod ciężarem niesionego głośnika, ale i on podrygiwał w rytm taktów granych na bębenkach i tamburinach.

- Jezus was kocha! Jezus żyje - wykrzykiwał nadal kapłan, a reszta uczestników skandowała za nim te same słowa.

Okna domów zaczęły się otwierać, z klatek wyskoczyła garstka dzieci. Niektórzy przechodnie tak jak Lucyna - stawali zaciekawieni widowiskiem. Kilka dziewcząt chwyciło dzieciarnię za ręce, utworzyły korowód i śpiewając i tańcząc pociągnęły je do rozbawionego pociągu. Inne skakały unosząc ręce do góry jakby chciały dosięgnąć nieba. Kolorowe transparenty zafalowały za wietrze jak jachtowe maszty. Lucyna przebiegła wzrokiem po wszystkich postaciach. Nie, Kaśki wśród nich nie było. A przecież tylko opowiadała o Bogu. Tak bardzo przeżywała spotkania z Nim. Teraz, kiedy naprawdę się coś działo przyjaciółka siedzi pewnie w domu i wgapia się w telewizor, albo odrabia lekcje. Ech, też mi pobożność.

- Jezus żyje! Jest wśród nas - nawoływał nadal ksiądz i Lucyna poczuła nagle jak kolana jej podrygują, jak biodra zaczynają falować a serce otwiera się na tę dziwność słów. Ktoś wsunął do jej ręki kijek z płóciennym kawałkiem materiału. „Chrystus moim Królem” odczytała zadowolona, że wzięli ja za swoją, że włączyli w krąg bawiących się i cieszących się ludzi. Usłyszała nagle swój głos i swoje okrzyki łączące się z innymi. To było niesamowite uczucie pozwolić sobie na taki luzacki szał, na odgrywanie takiej pasjonującej roli, czegoś, co przyprawiało zmysły o zawrót głowy. Gapiów przybywało. Niektórzy tak jak Lucyna włączali się do spektaklu, inni przyglądali się z pewnym dystansem. Lucyna nie myślała, że religią można się tak świetnie bawić, toż to przecież sam Pan Bóg zapraszał do tańca. Szkoda, ze Kaśki z nią tu nie ma, szkoda, że nie wyrzuca wraz z nią ramion i nie woła zachrypniętym głosem

- Bóg moim Panem. W Nim moje zbawienie! ……

Wracała do domu zmęczona. Przeszła z grupą prawie pół miasta. Ze śpiewem i tańcem. Z muzyką i okrzykami. Wokół fontanny na Starym Mieście wykonali pożegnalny taniec. Modlili się. Ściskali wzajemnie swoje dłonie. Lucyna była wzruszona. Zapomniała nawet zadzwonić do domu, żeby nie czekali z obiadem. Dawno nie przeżyła takich chwil ekstazy. To był naprawdę święty czas. Kaśka pewnie jej nie uwierzy jak jej o wszystkim opowie. Ominęła ją fantastyczna przygoda. Musi jej opowiedzieć o tym teraz, póki w niej to jeszcze wszystko gra, póki ma w sobie ten żar i ten podniosły nastrój.

Skręciła w ulicę na której mieszkała koleżanka. Mijając kościół zauważyła otwarte drzwi. Garstka wiernych opuszczała właśnie kościelne mury. Byli zamyśleni, poważni. Zupełnie inni niż tamci z którymi się przed chwilą rozstała. Gdyby wiedzieli , że można inaczej, piękniej przeżywać bliskość z Panem Bogiem pewnie i oni by do nich dołączyli. Nagle Lucyna poczuła potrzebę wejścia do Kościoła. Może chciała podziękować Bogu za dzisiejszy dzień? A może tylko chciała zobaczyć co w nim jest takiego co przyciąga Kaśkę?

Kościół nie był jeszcze całkiem pusty. Gdzieniegdzie widniały plamki głów pochylonych prawie w jednakowy sposób. Ludzie klęczeli, choć w kościele było cicho i nic nie wskazywało na to , że odbywa się tu jakieś nabożeństwo. Lucyna obrzuciła wzrokiem ściany zawieszone obrazami, przyjrzała się ciekawie kolorowym witrażom, zrobiła kilka kroków po terakotowej posadzce. Już chciała zając miejsce w ostatniej ławce gdy zauważyła jasny włosy Kaśki. Jeny, jak dobrze że zaufała swojej intuicji, jak dobrze , że weszła do tego kościoła. Prawie podbiegła do koleżanki, zajęła miejsce obok niej

- Kaśka - szepnęła głośno - chodź , musze ci coś opowiedzieć

- Ciii - Kaśka położyła palec na ustach wskazując głową ołtarz

- Nie rozumiem - Lucyna podniosła głos

- On tu jest

- Kto?

- Jezus.

Jezus? No jasne, przecież to kościół. Ale i oni przed chwilą byli z Jezusem i nikt nie szeptał, nikt nie klęczał, nikt kładł palców na ustach Lucyna spojrzała zniecierpliwiona na Kaśkę. Jej oczy skierowane były wciąż w jedno miejsce. Teraz dopiero Lucyna zauważyła, że ołtarz nie był pusty, że na środku białego obrusa stała złota Monstrancja z Białym Opłatkiem.

- On tu jest - jak echo zabrzmiały w głowie Lucyny przed chwilą słyszane słowa. Kaśka nie patrząc na nią wyciągnęła rękę, chwyciła ją za dłoń. Była taka przejęta i taka rozmodlona. Lucyna nie widziała jeszcze nigdy u nikogo takiego wyrazu szczęścia na twarzy ...

- No, opowiadaj! - zachęcała Kaśka Lucynę , gdy wyszły z kościoła

- O czym? - Lucyna była, dziwnie nieprzytomna

- Myślałam, ze masz mi coś ważnego do powiedzenia. Szukałaś mnie w kościele

- E , nie, to nic takiego …..- Lucyna zupełnie zapomniała o tamtym hałaśliwym marszu - naprawdę ważne to było to tu, teraz …..

Kaśka uśmiechnęła się promiennie. Rzuciła się Lucynie na szyję. Głośne cmoknięcie słychać było chyba na kilometr,

- Wariatka! - krzyknęła Lucyna. Ale serce jej skakało z radości, więc zaczęła się śmiać tak mocno i tak serdecznie jak jeszcze nigdy w życiu. Nawet Grzegorz nie umiałby jej tak rozśmieszyć. Choćby opowiedział najweselszy na świecie żart. Choćby opowiedział jej sto najśmieszniejszych na świecie kawałów. Lucyna już wiedziała , że musi opowiedzieć o swoim spotkaniu z Jezusem Grzegorzowi. Ze musi opowiedzieć o Nim rodzicom.

- O Boże , Kaśka ….Jezus naprawdę żyje! - jęknęła. Było to jednak najdelikatniejsze jęknięcie jakie kiedykolwiek wymknęło się jej z ust.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jezus żyje-ROZWIĄZANIE, KATECHEZA DLA DZIECI, QUIZY
Alleluja, Jezus zyje
Alleluja, Jezus zyje
Katecheza 40 Wierzę,że Jezus żyje
Jezus żyje!
alleluja Jezus żyje
Alleluja Jezus żyje
Już Zbawiciel, Jezus żyje
alleluja Jezus żyje 3
Alleluja! Jezus żyje! Już
Już Zbawiciel Jezus żyje
Alleluja Jezus żyje
Alleluja Jezus żyje On
Alleluja Jezus żyje
Jezus zyje
E Tardif Jezus żyje
Emilien O Tardif Jezus żyje
Amen, Amen, Amen Jezus żyje z akord

więcej podobnych podstron