Hagen Schulze NIEMCY NOWA HISTORIA
XIII.
Naród podzielony (1949-1990)
Również w polityce wewnętrznej wszystko wskazywało na bliską zmianę. Wraz z ustąpieniem „Starego” w październiku 1963 r. era Adenauera dobiegła końca. Jego następca, popularny „ojciec cudu gospodarczego” Ludwig Erhard, wygrał wybory do Bundestagu 19 września 1965 r. — CDU, wspólnie z bawarską partią siostrzaną CSU, zabrakło do uzyskania absolutnej większości tylko czterech głosów. Liczba mandatów koalicyjnej partii FDP zmniejszyła się o jedną czwartą, podczas gdy SPD, prowadzona przez charyzmatycznego kandydata na kanclerza Willy'ego Brandta (1913-1991), znacznie poprawiła stan posiadania. Erhardowi nie udało się jednak przekształcić sukcesu wyborczego w stabilną politykę. Zwycięstwo w wyborach zawdzięczał przede wszystkim kosztownym prezentom, jakie w ramach polityki socjalnej rozdawał wyborcom; wydatki państwa rosły szybciej niż produkt społeczny, recesja w gospodarce zaostrzyła trudności budżetowe, i Erhard, który kiedyś z odwagi konsumowania uczynił hasło wyborcze, zmuszony był teraz — całkiem bezskutecznie — głosić konieczność zachowania umiaru. Jego gabinet w końcu upadł, ponieważ FDP nie chciała ponosić współodpowiedzialności za deficyt budżetowy i 27 października 1966 r. opuściła koalicję rządową.
Potem nadszedł czas rządów wielkiej koalicji CDU/CSU i SPD z kanclerzem CDU Kurtem Georgiem Kiesingerem (1904-1994), ale było to jedynie rozwiązanie przejściowe. Wprawdzie w polityce gospodarczej rząd odnosił sukcesy — przezwyciężono recesję, a nowe mechanizmy sterowania gospodarką przyczyniły się do wsparcia i stabilizacji rozwoju. Lecz sojusz ten był zbyt heterogeniczny, by przetrwać. W polityce niemieckiej i wschodniej SPD była gotowa pójść za wskazującymi na odprężenie sygnałami z Moskwy, Waszyngtonu i Paryża i zaakceptować „stan realny” — pogodzić się z podziałem kontynentu, a tym samym również Niemiec, oraz zawrzeć kompromis („uregulowane istnienie obok siebie”) z NRD. Rząd Kiesingera poczynił nawet pewne kroki w tym kierunku, praktycznie od-
190
rzucając „doktrynę Hallsteina” przez podjęcie stosunków dyplomatycznych z Rumunią i Jugosławią oraz szukając możliwości bezpośredniego dialogu z Moskwą. W maju 1967 r. gabinet rządowy RFN postanowił ponadto przyjmować noty rządu NRD i udzielać na nie odpowiedzi. Jednak dla licznych polityków unijnych, zwłaszcza elit CSU, ten nowy realizm szedł zbyt daleko. Kanclerz Kiesinger przez pewien czas kontrolował rozbieżne tendencje członków swego gabinetu, ćwicząc się w sztuce „wyłączania” problemów.
Zdawało się, że w martwym punkcie utknęła nie tylko polityka niemiecka i wschodnia, lecz również cała nawa państwowa. Na początku lat sześćdziesiątych klimat polityczny i kulturalny w Niemczech Zachodnich uległ gruntownej zmianie. Nowemu pokoleniu wartości rodziców wydawały się anachroniczne i podejrzane: znów pojawił się typowy dla niemieckiej historii konflikt pokoleń, powracający co pięćdziesiąt lat, czy to w okresie poprzedzającym wybuch rewolucji marcowej 1848 r., czy to w epoce fin de siécle'u, czy też w Republice Weimarskiej. Po raz kolejny młode pokolenie było przekonane, że dłużej nie zniesie pragmatyczno-oświeconego, pozbawionego złudzeń, gotowego do kompromisu myślenia ojców i matek, zorientowanego na osiągnięcie tego, co możliwe. Pragmatyzm ery Adenauera, konserwatywne fundamenty polityki wczesnych Niemiec Zachodnich, w których wielu urzędników, sędziów i dyplomatów z okresu nazizmu mogło kontynuować swoje kariery, kulturalna stagnacja jako odwrotna strona sukcesu gospodarczego, dziesięciolecia tabuizowania i potępiania idei lewicowych i radykalnych, nieposkromiony materializm epoki, w której wyrzeczenia i wewnętrzne oraz zewnętrzne spustoszenia okresu wojennego i powojennego były kompensowane przez prawdziwe upojenie konsumpcją — wszystko to spotkało się teraz z bezwzględną fundamentalną krytyką. Podobnie jak na początku XX w. nastąpiła spóźniona reakcja po industrializacji Europy, która zaowocowała radykalnymi koncepcjami życia alternatywnego, tak i w latach sześćdziesiątych zdawało się, że dopiero następna generacja uświadomiła sobie całą potworność ery narodowego socjalizmu i jej zbrodni. Społeczeństwo zachodnioniemieckie objął silny nurt odnowy moralnej: szczególnie inteligencja, młodzież studiująca, intelektualne kręgi opi-
191
niotwórcze, nauczyciele, profesorowie i dziennikarze zapragnęli teraz stawić opór, na który nie zdobyli się ojcowie i matki, i niejako ex post uwolnić się od winy i uwikłań najnowszej historii niemieckiej.
Śmierć studenta, który 2 czerwca 1967 r. został przypadkowo zastrzelony przez policjanta podczas demonstracji przeciw wizycie perskiego szacha w Berlinie, wyzwoliła falę protestów, która w imię szczytnych ideałów moralnych antyfaszyzmu przetoczyła się przez całe Niemcy: należało rozsadzić „zaskorupiałe struktury”, zdemaskować instytucje liberalnej demokracji jako bastiony „codziennego faszyzmu", zastąpić „charakterystyczne maski establishmentu” oświeconą „antyelitą”. Przez kilka lat na uniwersytetach i w innych miejscach dochodziło do przypominających wojnę domową ekscesów wywołanych przez Opozycję Pozaparlamentarną (APO); Marks i Lenin, którzy w Europie Wschodniej dawno już spadli do roli anachronicznych, cynicznie wykorzystywanych bożków, przeżywali na liberalnym Zachodzie krótką drugą młodość. Jednak iskra nie wznieciła pożaru, ponieważ robotnicy, zgodnie z marksistowskimi nadziejami wiodąca klasa nowego społeczeństwa socjalistycznego, mieli do stracenia znacznie więcej niż kajdany, oraz dlatego, że marzenie o rewolucji kulturalnej w RFN na wzór maoistowskich Chin było groteskowym, nierealnym dziwactwem. APO szybko rozpadła się na wiele sekt politycznych, które znalazły swe miejsce po części w ruchu pokojowym końca lat siedemdziesiątych, po części w terrorystycznych ugrupowaniach podziemnych.
Ale ogólny nastrój w kraju uległ zmianie, co uwidoczniło się w czasie wyborów do Bundestagu 28 września 1969 r., w których SPD, prezentująca się jako partia przemian w przeciwieństwie do rządzącej CDU, po raz pierwszy w swej historii przekroczyła próg czterdziestoprocentowego poparcia; przewodniczący SPD i FDP, Willy Brandt i Walter Scheel, uzgodnili utworzenie koalicji rządowej.
Erę koalicji socjalliberalnej pod kierunkiem kanclerzy Willy'ego Brandta i Helmuta Schmidta, która rządziła od 1969 do 1982 r., można pojmować jako rodzaj koncepcji komplementarnej wobec idei Adenauera. Po Adenauerowskiej integracji z Zachodem nadszedł czas polityki wschodniej Brandta, zmierzającej do normalizacji stosunków z państwami bloku wschodniego,
192
żeby w warunkach trwającego podziału Europy usytuować RFN w systemie układów pokojowych. W polityce wewnętrznej Brandt przeciwstawił Adenauerowskiemu: „żadnych eksperymentów”, programowe hasło: „odważmy się na więcej demokracji”, na reformy i kulturalną otwartość. Aczkolwiek niektóre decyzje tej epoki w dziedzinie szkolnictwa, wykształcenia i wychowania wydają się wątpliwe i zbytnio nacechowane ideologicznie, to jednak polityka ta przyniosła spore sukcesy, pozyskując dla bońskiej państwowości umysły krytyczne, lewicowe i lewicowo-liberalne. Intelektualiści, którzy dotychczas zachowywali raczej pewien dystans wobec „restauracyjnej” republiki Adenauera, teraz, w zmienionym klimacie społecznym lat siedemdziesiątych, zaczęli odgrywać rolę duchowych przywódców. W historii Republiki Federalnej Niemiec Adenauer i Brandt stanowią jedność, ich działania wzajemnie się uzupełniały, kształtując dwie strony tego samego medalu.
„Nowa polityka wschodnia” nie została jednak zainicjowana przez Niemców, lecz przez supermocarstwa. Prezydent USA Richard Nixon i sowiecki minister spraw zagranicznych Andriej Gromyko oświadczyli, że napięcia wokół Berlina należy załagodzić w drodze pertraktacji; 26 marca 1970 r. przedstawiciele czterech zwycięskich mocarstw drugiej wojny światowej spotkali się w berlińskiej siedzibie Sojuszniczej Rady Kontroli, żeby wynegocjować układ w sprawie Berlina, który ostatecznie podpisano 3 września 1971 r., co znacznie poprawiło sytuację za-chodnioberlińskiej wyspy. Tej nowej fazy polityki odprężenia nie mógłby zlekceważyć nawet rząd RFN pod kierunkiem CDU, a gabinet Brandta miał znacznie mniej oporów przed pójściem w ślady wielkich sojuszników i zawarciem układów o rezygnacji z użycia siły w stosunkach z Moskwą i Warszawą. Jak kiedyś Adenauer zaakceptował niemiecką integrację z Zachodem, której życzyli sobie zachodni alianci, ponieważ był głęboko przekonany o jej słuszności, tak teraz Brandt usilnie zabiegał o przyśpieszenie procesu zawierania kompromisów z państwami bloku wschodniego i NRD, których życzyli sobie amerykańscy sojusznicy, ponieważ sam uważał je za pilną konieczność.
Debata niemieckiego Bundestagu nad ratyfikacją „układów wschodnich” osiągnęła punkt kulminacyjny 22 marca 1972 r. i była momentem chwały w historii niemieckiego parla-
193
mentaryzmu, porównywalnym z wielkimi potyczkami oratorski-mi parlamentu z kościoła św. Pawła na temat kwestii niemieckiej w 1848 i 1849 r. Po raz pierwszy od dziesiątków lat znów spierano się o to, czym właściwie są Niemcy i jaka powinna być ich przyszłość. Mówcy frakcji rządowej podkreślali szansę, jakie wyłaniają się dla Niemiec dzięki „normalizacji” stosunków między Wschodem a Zachodem, przedstawiciele CDU ostrzegali przed niebezpieczeństwami. Ośrodkiem dyskusji nie była kwestia wymiany ambasadorów i kształtowania stosunków Niemiec Zachodnich z Europą Wschodnią, lecz przyszłość Niemiec w Europie. Czy chodziło, jak domagała się chrześcijańskode-mokratyczna opozycja, o priorytet ponownego zjednoczenia Niemiec „w granicach z 1937 roku”, co oczywiście w wyniku zawartych układów stało się mniej prawdopodobne, czy też, jak chciała koalicja rządowa, przede wszystkim o pokój i odprężenie w całej Europie, nawet kosztem niemieckich nadziei na ponowne zjednoczenie? Czy chciano jeszcze jedności narodu, czy też cel ten stał się już anachroniczny?
Mówiono o kilku możliwych wariantach niemieckiej przyszłości oraz — co się z tym wiąże — o kilku wersjach niemieckiej przeszłości. Debatę zdominowały cztery całkowicie odmienne wyobrażenia o niemieckiej historii. Rzecznik opozycji, Richard von Weizsacker, uważał, że cała polityka niemiecka musi być ukierunkowana na ponowne ustanowienie takiego państwa narodowego, jakie w 1871 r. stworzył Bismarck. „Uważam — stwierdził Weizsacker, nawiązując do słynnej definicji Ernesta Renana — że naród jest ucieleśnieniem wspólnej przeszłości i przyszłości, języka i kultury, świadomości i woli, państwa i terytorium. Ze wszystkimi błędami, ze wszystkimi pomyłkami ducha czasów, a jednak przy wspólnej woli i świadomości to nasze pojęcie narodu ukształtował rok 1871. Stąd — i tylko stąd — my współcześni wiemy, że czujemy się Niemcami. Dotychczas nic tego nie zastąpiło”.
Sprzeciw był gwałtowny i pochodził ze wszystkich obozów. Mówca z SPD wskazywał na różnicę między państwem a narodem i wyjaśniał, że w państwie Bismarcka większa część narodu była uciskana. Jeśli ktoś chce — jak dodał — powoływać się na niemiecką historię, żeby kształtować przyszłość, musi nawiązać do wolnościowych tradycji wojen chłopskich, do oświecenia, ruchu robotniczego i ruchu oporu przeciw Hitlerowi.
194
Kilku mówców z południa Niemiec przywoływało zupełnie inne konteksty historyczne: Niemcy nie są właściwie niczym innym jak tylko zlepkiem wielu państw, regionów i miast, Prus, Wirtembergii, Bawarii, Saksonii-Coburg-Gothy, Hamburga i wielu innych, które w swej historii bardzo późno i jedynie na krótko połączyły się w państwo narodowe. I wreszcie socjaldemokrata Carlo Schmid nazwał niemieckie państwo narodowe powstałą w wyniku procesów historycznych, ale już niemal całkowicie przezwyciężoną formą wspólnoty, wstępnym stadium na drodze ku narodowi europejskiemu.
Słowa te, jak się zdawało, na pewien czas zakończyły debatę. Po „układach wschodnich” 21 grudnia 1972 r. zawarto niemiecko-niemiecki układ o podstawach stosunków wzajemnych, który biorąc za punkt wyjścia fakt istnienia dwóch państw niemieckich, ustalał „dobrosąsiedzkie stosunki” między obydwiema stronami i gwarantował nienaruszalność granicy niemiecko-niemieckiej. Wkrótce potem obydwa państwa zostały przyjęte do ONZ jako równoprawni członkowie. Wprawdzie obie strony podkreślały w układzie odmienność poglądów „w zasadniczych kwestiach, w tym w kwestii narodowej”, praktycznie jednak problem niemiecki zdawał się ostatecznie rozstrzygnięty.
W rzeczywistości tak jednak nie było. Podczas gdy politycy, naukowcy i publicyści wyjątkowo zgodnie prześcigali się w opisywaniu dwóch państw niemieckich w Europie i dzielącej ich granicy jako normalnego zjawiska historycznego, jako ceny za pychę okresu nazistowskiego, a w każdym razie jako nieuniknionej ofiary na rzecz światowego pokoju, ludzie nadal umierali przy murze berlińskim, wykrwawiali się na niemiecko-niemieckiej granicy w gradzie kuł straży granicznych NRD lub w wyniku detonacji min i urządzeń samostrzelnych. Kto chciał skorzystać z prawa do swobody emigracji, zagwarantowanego w ratyfikowanej właśnie przez NRD konwencji praw człowieka ONZ, musiał się przygotować na szykany, dyskryminację wszystkich swoich krewnych i karę więzienia. Fakt, że w NRD istniała opozycja, która od czasu układu o podstawach stosunków wzajemnych i aktu końcowego KBWE w Helsinkach miała odwagę domagać się urzeczywistnienia praw człowieka i prawa do swobodnego przemieszczania się, zakłócał nową, pragmatyczną zgodę obydwu państw niemieckich. „Zmiana przez zbliżenie”, tak
195
brzmiała formuła, którą doradca Willy'ego Brandta w sprawach polityki wschodnioniemieckiej, Egon Bahr, ukuł już w 1963 r., a która oznaczała, że komunistycznych reżimów nie da się usunąć, można je tylko zmieniać. Dlatego też w stosunku do NRD chodziło o ustabilizowanie reżimu SED. Dzięki temu rząd NRD miał się pozbyć lęku o własne istnienie i przyznać społeczeństwu większe swobody.
Ta skłonność do przymykania oczu na łamanie zasad demokratycznych przez NRD i uprawiania nieco makiawelicznej „Realpolitik” rzeczywiście wydawała się słuszna. Ostatecznie w ten sposób możliwe było wykupienie z enerdowskich więzień dziesiątków tysięcy więźniów politycznych i wynegocjowanie wielu drobnych ułatwień dotyczących swobody podróżowania. Nawet sensacyjne ustąpienie Willy'ego Brandta 6 maja 1974 r. w wyniku niepojęcie wręcz głupiej operacji agenturalnej Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego NRD podjętej w otoczeniu kanclerza niczego nie zmieniło w oficjalnych stosunkach niemiecko-niemieckich. Także „zwrot” z 17 września 1982 r., kiedy to rozpadła się koalicja socjalliberalna, ustępując miejsca czarno-żółtemu sojuszowi partyjnemu (CDU/CSU i FDP) z kanclerzem CDU Helmutem Kohlem, nie miał żadnego wpływu na kwestię niemiecką i jej ocenę w zachodnioniemieckich urzędach i redakcjach gazet. W 1987 r. przewodniczący Rady Państwa NRD i sekretarz generalny SED, Erich Honecker, złożył oficjalną wizytę w RFN. Zdjęcia prasowe, które całemu światu ukazały kwa-śnosłodkie miny Kohla i Honeckera, przechodzących przed frontem kompanii honorowej Bundeswehiy, sygnalizowały normalność i trwałość stosunków w środku Europy.
W polityce i historii nic nie jest tak trwałe jak prowizorium; nic natomiast nie jest tak kruche jak stan, który wydaje się trwały. Jeszcze zanim kanclerz RFN i przewodniczący Rady Państwa wymienili uściski dłoni, jedność niemiecka zaczęła się odradzać. Niełatwo stwierdzić, gdzie zaczął się ten proces — musiało się to zdarzyć gdzieś w lasach Białorusi. Na tym właśnie terenie amerykańskie satelity szpiegowskie odkryły już w 1976 r. pojawienie się nowoczesnych, mobilnych sowieckich rakiet średniego zasięgu. Niepokojące było to, że rakiety te zagrażały nie Ameryce, lecz Europie i Azji. Ówczesny kanclerz RFN, Helmut Schmidt, który w odróżnieniu od swego poprzednika
196
wizjonera był trzeźwym, precyzyjnie kalkulującym pragmatykiem, jako jeden z pierwszych polityków zachodnioeuropejskich zrozumiał niebezpieczeństwo, jakie stwarzały te rakiety. Teoretycznie osłabiały one amerykański parasol nuklearny, gdyż w Europie możliwa stałaby się wojna nie zagrażająca kontynentowi amerykańskiemu, mogło nastąpić więc strategiczne oderwanie Europy od USA, Europa zaś mogła stać się przedmiotem politycznego i militarnego szantażu. Sowiecki szef państwa i partii, Leonid Breźniew, zdawał się prowadzić podwójną grę. Za zasłoną dyplomatycznych uprzejmości powstawało nowe zagrożenie równowagi strategicznej, a wkroczenie wojsk sowieckich do Afganistanu w Boże Narodzenie 1979 r. wzmocniło nieufność państw zachodnich. Odpowiedzią Zachodu była tzw. podwójna uchwała NATO, wyrażająca gotowość do zainstalowania odpowiednich rakiet średniego zasięgu w Europie Zachodniej, żeby pod amerykańskim parasolem atomowym rozpiąć mniejszy, europejski.
197