BRACIA JOZEFA WYRUSZAJĄ DO EGIPTU
Wszystko potoczyło się tak, jak Józef przepowiedział. Najpierw nadeszło siedem lat urodzaju. Na polach rosło tyle zboża, że ludzie nie byli w stanie wszystkiego zjeść, więc co im zbywało, znosili do Józefa, a on kazał budować spichlerze i napełniał je ziarnem. Zgromadził dużo zboża i przechowywał je starannie.
Potem nadeszły lata nieurodzaju. Słońce wypaliło ziemię i nic nie urosło! Wszędzie ludzie dokoła cierpieli głód. Ale w Egipcie zboża było pod dostatkiem. Spichrze były pełne!
Z różnych stron przybywali ludzie, by kupować ziarno w Egipcie.
Pewnego dnia zjawiło się w pałacu dziesięciu mężczyzn. Przybyli aż z Kanaanu, aby kupić zboże. Przyjechali na osłach, wioząc z sobą puste worki na ziarno. Wyobraź sobie, że tymi ludźmi byli bracia Józefa! Ci sami, tak dla niego niedobrzy, bracia, którzy bez litości sprzedali go do Egiptu. O, tak, Józef poznał ich natychmiast, ale im nawet przez myśl nie przeszło, kim może być on. Pokłonili się przed nim nisko, bo był ważną osobą, zastępcą króla! Widzisz! Nisko i pięknie pokłonili się Józefowi, a więc jednak jego sen się sprawdził!
Miał teraz braci w swoich rękach! Mógł ich ukarać za podłość, mógł wtrącić do więzienia, mógł nawet skazać na śmierć, gdyby tylko zechciał.
Ale on wcale nie zamierzał tak zrobić. Mimo że bracia wyrządzili mu tyle zła, już się na nich nie gniewał. Chciał odpłacić im dobrem za wyrządzone zło i wszystko przebaczyć.
Zastanawiał się: - Powiedzieć im, że jestem Józefem, czy nie? Lepiej będzie na razie nic nie mówić. Przekonam się, czy ciągle są tacy niedobrzy jak dawniej. Ale... gdzie jest Beniamin? Może przypadkiem i jego sprzedali?
Przybrał surowy wyraz twarzy i zapytał:
- Skąd przybywacie? - Z Kanaanu, panie! - odparli pokornie. I opowiedzieli, że w domu został stary ojciec i mały brat, że cierpią głód...
Józef poznaje swoich braci
Józef przybrał zagniewany wyraz twarzy i odrzekł
- To, co opowiadacie, nie jest prawdą! Jesteście naszymi nieprzyjaciółmi i przyszliście tu na przeszpiegi. Na razie zjawia się was kilku, aby rozpoznać teren, a potem przyjdzie cała gromada, żeby nas obrabować.
Bracia okropnie się przerazili! - Ależ skąd, panie, nie jesteśmy żadnymi szpiegami! Jesteśmy uczciwymi ludźmi. Przyszliśmy, aby kupić zboże!
Na nic zdały się ich zaklinania. Namiestnik nie chciał im uwierzyć.
- Muszę sprawdzić, czy mówicie prawdę - rzekł. - Wracajcie teraz do siebie i przyprowadźcie najmłodszego brata. Wtedy wam uwierzę. Jednak jeden z was zostanie tutaj, abym miał pewność, że wrócicie.
Tak też się stało. Symeona zatrzymano w pałacu Józefa, a pozostali bracia mogli wrócić do domu. Zabrali ze sobą zboże. Jeden tylko osioł szedł bez jeźdźca. Był to osioł Symeona.
Zmartwieni bracia wrócili do domu. Mieli wprawdzie teraz co jeść, ale nie czuli się szczęśliwi. Symeona zatrzymano w dalekim kraju, a ojciec, dowiedziawszy się o wszystkim, nie chciał puścić od siebie Beniamina do tak srogiego władcy. Bał się, by nie spotkało go tam coś złego.
W końcu jednak musiał wyrazić zgodę. Kończył się zapas zboża i znowu nie było co jeść. Gdyby zaś bracia sami stawili się w Egipcie, zostaliby zatrzymani jako szpiedzy.
Juda rzekł do ojca: - Puść z nami Beniamina bez obawy! Sam będę nad nim czuwał.
- Skoro tak, niech jedzie. Będę prosił Boga, aby się wami opiekował - zgodził się Jakub.
Wszyscy razem wyruszyli więc w drogę i cało i zdrowo dotarli do Egiptu. Tam także wszystko układało się jak, najlepiej. Zaprowadzono ich do pałacu, gdzie odnaleźli Symeona, a groźny namiestnik był tym razem bardzo uprzejmy.
Możesz sobie wyobrazić, jak Józef ucieszył się, ujrzawszy braci! Na widok Beniamina aż się rozpłakał z radości! Wyszedł jednak prędko do drugiej komnaty, aby ukryć swe łzy.
Bracia zostali zaproszeni na ucztę do pałacu, Beniamin oczywiście także. Jemu nakładano największe i najlepsze porcje. Namiestnik siedział pośród nich i popijał wino ze swego srebrnego kubka.
Kiedy już bracia położyli się spać i posnęli, Józef kazał napełnić ich worki ziarnem, a swój srebrny kubek po kryjomu wsunął do worka Beniamina. Bracia nic o tym nie wiedzieli. Następnego dnia, skoro świt ruszyli w drogę. Byli bardzo zadowoleni - wieźli zboże, a Symeon wracał z nimi do domu. Wszystko ułożyło się pomyślnie, również dla Beniamina. Z radości chciało się im śpiewać! Starali się posuwać jak najspieszniej, aby szybko znaleźć się w domu i podzielić z ojcem dobrymi nowinami.
Nagle usłyszeli, że ktoś ich woła. Za nimi nadciągał oddział wojska. Żołnierz, jadący na przedzie, krzyczał: - Stać! Zatrzymać się! Jak śmieliście uczynić coś podobnego? Ukradliście srebrny kubek naszego namiestnika! W pierwszej chwili bracia wystraszyli się, ale zaraz potem poczuli gniew i odrzekli z godnością:
- Niczego nie ukradliśmy! Nie jesteśmy złodziejami! Co wy sobie wyobrażacie! Przejrzyjcie nasze worki, a jeżeli w którymkolwiek znajdziecie srebrny kubek, możecie nas srogo ukarać!
- Dobrze! Tego, u kogo znajdziemy kubek, zabierzemy ze sobą do namiestnika - odrzekli żołnierze i zabrali się do przetrząsania worków. Szukają i szukają, aż tu naraz coś znajdują w worku Beniamina! Kubek! Srebrny kubek namiestnika!
- Ja tego nie zrobiłem! - bronił się Beniamin. - Zapewniam was, że ja go nie ukradłem! Nie mam pojęcia, skąd ten kubek znalazł się w moim worku.
Żadne błagania nie zdały się na nic. Żołnierze zabrali z sobą Beniamina. Musiał udać się z nimi do namiestnika. Bracia poszli razem z nim, bo nie chcieli puścić go samego! Już nie byli tacy źli, jak kiedyś.
Wkrótce wszyscy stanęli przed namiestnikiem, który wyglądał znów tak srogo, jak za pierwszym razem.
- Wracajcie do siebie! - rozkazał braciom. - Zatrzymuję tylko Beniamina!
Srebrny kubek
Oni jednak nawet nie drgnęli. Nie! odejdą! Wszyscy stanęli w obronie najmłodszego brata, a szczególnie Juda, który powiedział:
- Panie, pozwól Beniaminowi wrócić do domu, bo inaczej nasz stary ojciec, umrze ze zmartwienia. Pozwól, abym ja został i mnie ukarz zamiast niego. Daruj Beniaminowi! Obiecałem ojcu, że będę nad nim czuwał!
Teraz Józef nie mógł już dłużej opanować wzruszenia, bo przekonał się, jak bardzo jego bracia się zmienili. Zapłakał.. A po chwili zawołał: - To ja, wasz brat, Józef! Powiedzcie mi, co się dzieje z ojcem?
Teraz dopiero bracia przerazili się jak: jeszcze nigdy w życiu! Czyżby ten surowy władca naprawdę był Józefem? Tym Józefem, któremu oni zawsze dokuczali i którego sprzedali? Teraz ukarze ich!
Trzęśli się ze strachu... Ale Józef powiedział:
- Nie bójcie się. Nic wam złego nie zrobię. Dawno już wszystko przebaczyłem. Wyście postąpili bardzo źle względem mnie, ale Bóg to odmienił w dobro. Gdybym nie znalazł się w Egipcie, wszyscy byśmy teraz pomarli z głodu!
Wyściskał Beniamina i po kolei wszystkich braci, a potem kazał im wrócić do Kanaanu, do ojca. Obsypał, ich jeszcze wspaniałymi prezentami, a dla ojca posłał piękny rydwan, aby na nim przyjechał do Egiptu.
- Wracajcie tu z ojcem - powiedział. - Zamieszkacie w tej ziemi, a ja będę czuwał, żeby niczego wam nie brakło.
Radośnie bracia wracali do domu. Tym razem już się nie lękali, że żołnierze ich zatrzymają i zawrócą z drogi. Wszystko układało się tak pomyślnie!