Henryk Sienkiewicz, Latarnik - treść
Napisane na podstawie rzeczywistego wypadku opisanego przez Juliana Horaina.
I.
Latarnik z Aspinwall koło Panamy przepadł bez wieści. Trzeba było szybko znaleźć nowego, bo droga przez Zatokę Moskitów jest bardzo trudna bez światła latarni. Poszukiwania spadły na konsula USA w Panamie, mr. Izaaka Falconbridge'a.
Kandydatów nie było, bo to ciężka praca. Latarnik jest jak więzień, musi regularnie wywieszać flagi, zapalać światło, wspinając się po wysokich schodach.
Zgłosił się 70-latek o posturze żołnierza, opalony, ale z niebieskimi oczami. Wyglądał smutno, ale uczciwie. Był to tułacz z Polski szukający pokoju. Miał krzyże wojenne. Nazywał się Skawiński.
Skawiński dostał pracę i jako latarnik wreszcie poczuł się bezpieczny. Dotąd bił się w czterech częściach świata, próbował wielu zawodów, zawsze tracił zarobione pieniądze, bo los mu nie sprzyjał. Ludzi zazwyczaj spotykał dobrych, ale poza tym nie miał szczęścia. Mówił, że nieszczęście ma przez gwiazdę polarną (północ - Rosja). Nigdy nie prosił o łaskę, zawsze podnosił się z upadku. Oddawał potrzebującym nawet ostatnią porcję chininy. Ufał - zawsze zimą się ożywiał (liczył na wybuch powstania), ale nic się nie zmieniało. Na starość roztkliwiał się, tracił energię, tłukła go nostalgia.
Pierwszej nocy w latarni długo patrzył w morze. Słyszał huk armat, szum lasów i głosy ludzkie, westchnienia, łkania i znów groźne wybuchy. Potem rozpętała się burza i zszedł do cichego pokoju.
II.
Latarnik żyje w odosobnieniu, wszystko wydaje mu się ogromne - niebo, woda. Jest samotną duszą ludzką. Każdy dzień jest podobny do drugiego. Skawiński był jednak szczęśliwy, obserwował statki i port. Karmił mewy i zbierał ślimaki, nocą łowił ryby. Przez lunetę obserwował podzwrotnikowy las za Aspinwall - wiedział, jaką mękę przeżywa człowiek pod jego jarzmem, bo rozbił się kiedyś na Amazonce. Tym milej było mu obserwować las z bezpiecznej pozycji, podziwiać piękno, a nie doświadczać zdrad.
Początkowo kupował gazety i chodził do kościoła, potem odizolował się całkiem, bo nawet nostalgia przeszła w rezygnację. Stał się mistykiem, duchowo stopił się z otoczeniem.
III.
Kiedyś Skawiński wysłał połowę pensji polskiemu Towarzystwu w Nowym Yorku. Teraz dostał w zamian polską książkę. Wśród ciszy oceanu zaczął czytać „Pana Tadeusza”. Przy słowach „Tak nas powrócisz cudem na ojczyzny łono...” z płaczem padł na ziemię. 40 lat nie widział kraju. Płaczem przepraszał teraz ojczyznę za zanikanie tęsknoty.
O zmierzchu, gdy zasnął, Maryja Częstochowska przeniosła jego duszę do pól ojczystych. Widział siebie jako ułana w rodzinnej wiosce. Cieszył się na poranną bitwę.
Rankiem Johns oznajmił mu, że wylatuje ze służby, bo nie zapalił latarni i łódź z San-Geromo rozbiła się. Na szczęście nikt nie ucierpiał, więc ominie go sprawa sądowa.
Skawiński pojechał do Nowego Yorku na nową tułaczkę. Ale tym razem oczy miał błyszczące, a na piersiach chował swoją książkę.
THE END