Dario Fo
Przypadkowa śmierć anarchisty
a-tak
Anarchistyczna Inicjatywa Wydawnicza AIW
Kraków 2002
WSTĘP
„Przypadkowa śmierć anarchisty”, której prapremiera odbyła się w Mediolanie 5 grudnia 1970 r., uchodzi za jedną z najlepszych sztuk antypolicyjnych. Powstała w reakcji na wydarzenia związane z aresztowaniem i śmiercią mediolańskiego anarchisty Giuseppe Pinellego. Weszła do kanonu sztuk, których zadaniem była kontrinformacja - odpowiedź na zafałszowany obraz politycznej rzeczywistości, kreowany przez rządowe i kapitalistyczne mass media.
Od krwawej wiosny do gorącej jesieni
W kwietniu 1969 r. podczas targów na dworcu centralnym w Mediolanie eksplodowały bomby. 8 sierpnia seria bomb podłożonych w pociągach tylko przez przypadek nie spowodowała masakry. O podłożenie ich policja oskarżyła dwóch anarchistów: Pinellego i Valpredę.
Policja znała ich działalność, gdyż anarchistyczne Koło 22 Marca, do którego należał drugi z nich, od dawna było infiltrowane przez agenta policji i faszystę w jednej osobie - 25-letniego Mario Merlina. Agent ów w kwietniu 1968 przeszedł szkolenie w rządzonej przez pułkowników Grecji, gdzie wyjechał oficjalnie z wycieczką rzymskich studentów. Merlino był również współzałożycielem Circolo Bakunin (Koło Bakunina), do którego działalności z rezerwą odnosiła się Włoska Federacja Anarchistyczna (FAI).
Wspomniane wydarzenia poprzedziła fala strajków w zakładach pracy i na uczelniach. Ich przyczyną był systematycznie wprowadzany przez pracodawców nowy rytm pracy, organizowanej w taki sposób, by utrudnić robotnikom prowadzenie rozmów i zredukować do niezbędnego minimum, sankcjonowanego jedynie względami technologicznymi, wzajemne kontakty międzyludzkie na terenie zakładów pracy. Rozwiązanie to miało zapobiec skutecznej koordynacji akcji strajkowych. Robotnicy jednak nie rezygnowali z prób oporu. Popularne stały się „strajki w kratkę”, polegające na blokowaniu produkcji przez czasowe wstrzymanie od pracy w poszczególnych sektorach linii montażowych. Coraz częściej dochodziło do starć z policją. Wiosną 1969, w miasteczku Battipaglia koło Salerno, zapowiedź zamknięcia fabryki papierosów skłoniła tłum robotników i bezrobotnych do obrzucenia kamieniami mównicy, na której przemawiali politycy chadecji, partii komunistycznej i socjaliści. Przegoniono nawet przedstawicieli radykalnej lewicy, następnie podpalono komisariat policji, ponieważ jego załoga odmówiła wydania broni demonstrantom. Obrzucono kamieniami gmach sądu i ratusz, a kiedy wzniesiono barykady na autostradzie na torach kolejowych, do kontrataku ruszyła policja z Salerno i Neapolu. Podczas zdobywania miasteczka zastrzelono dwóch robotników, kilkunastu poważnie raniono. Fabryka nie została jednak zamknięta.
Wiosenne wydarzenia odbiły się głośnym echem w prawie każdym włoskim zakładzie pracy. Sceną kolejnych walk robotniczych stały się słynne zakłady Pirellego. W sytuacji, gdy Mirelli zaczął importować opony z Grecji, aby w ten sposób przetrzymać strajk swoich robotników, odpowiedzieli oni wyłamaniem bram w turyńskiej fabryce, niszcząc kilkaset opon i samochodów gotowych do sprzedaży.
Inauguracja sezonu w La Scali zaczęła się od obrzucenia gmachu opery puszkami z farbą i jajkami. Była to akcja przeciwko bawiącej się tam burżuazji. Niedługo potem tłum demonstrantów i klientów zablokował wejścia do najdroższego z włoskich domów towarowych „Rinascente”. Z kolei 6 listopada dwadzieścia pięć tysięcy robotników i studentów zebrało się przed siedzibą mediolańskiej RAI-TV protestując przeciwko fałszowaniu informacji i monopolowi państwa w telewizji. Kiedy pokojowa demonstracja miała się ku końcowi, nastąpiła szarża policji, w wyniku której wielu demonstrantów odniosło rany, bądź zostało aresztowanych. Wreszcie 19 listopada strajk powszechny wstrząsnął całymi Włochami, a uczestniczyło w nim dziewiętnaście i pół miliona pracowników. Tego samego dnia w Mediolanie dwudziestokilkuletni policjant Antonio Annaruma poniósł śmierć zgnieciony ciężarówkami policyjnymi (jak wynika z materiału filmowego francuskiej TV), lecz odpowiedzialność za jego śmierć została przypisana demonstrantom napadniętym przez policję po tym, jak opuszczali Teatr Lisica, żądając zakazu eksmisji i prawa do mieszkań. Następnego dnia ponad dziesięć tysięcy studentów manifestowało w sprawie uwolnienia swoich dziewiętnastu kolegów zatrzymanych przed Teatrem Lisica. Znowu interweniowała policja. Pogrzeb policjanta Annarumy stał się pretekstem do rządowej i medialnej nagonki przeciwko „ekstremistom” i w obronie „demokratycznych instytucji”. Prezydent Włoch, socjaldemokrata Saragat, wysłał telegram, w którym potępił „barbarzyński mord na młodym policjancie”, a dziennikarze prześcigali się w opisach bestialstwa demonstrantów, którzy mieli wywlec policjanta z samochodu, aby następnie zmiażdżyć mu głowę metalowym prętem.
Związki zawodowe nie przerwały jednak akcji protestacyjnych. 28 listopada w Rzymie doszło do stutysięcznej manifestacji robotników przemysłu metalowego przeciw nowym kontraktom. Członkowie Koła Bakunina i Koła 22 Marca z Valpredą i Merlino na czele wywołali przy tej okazji zamieszki, atakując policję butelkami z benzyną i pociskami wystrzeliwanymi z proc.
Rzeź 12 grudnia 1969
W komunikacie wydanym przez włoski Anarchistyczny Czarny Krzyż można było przeczytać, że „jedynym wyjściem, jakie pozostaje klasie rządzącej jest wytworzenie takiej sytuacji zagrożenia i takiego stanu napięcia, w którym każda podłość byłaby legalna oraz wykreowanie takiej desperacji, która sprawi, że ludność z ulgą powita utratę wolności”.
12 grudnia 1969 r., w piątek o godz. 16.37 w Banku Rolnym przy Pizza Fontana w Mediolanie wybuchła bomba, od której zginęło szesnaście osób a dziewięćdziesiąt jeden zostało rannych, w tym wielu okaleczonych do końca życia. Eksplozję spowodowało sześć kilogramów trotylu połączonych z mechanizmem zegarowym. Krew i wnętrzności zabitych splamiły marmurowe filary od podłogi do wysokości dwóch metrów. Drugą bombę odnalazł portier w Banco Commerciale Italiana. Metalową kasetkę ukrytą w torbie uznał za zgubę klienta banku i zaniósł na biurko dyrektora. Bank ewakuowano, a bombę zdetonowano na podwórku, zamiast zachować ją dla potrzeb śledztwa. Było to o tyle zaskakujące, że w Mediolanie pracował sierżant Guido Bizzari, rekordzista, który rozbroił wcześniej dwanaście tysięcy ładunków. Tego samego dnia wybuchły, niemal równocześnie, trzy inne bomby w Rzymie. Pierwsza - w centrali Krajowego Banku Pracy, raniąc siedemnaście osób; druga - na schodach prowadzących do Ołtarza Ojczyzny, górującego nad Placem Weneckim; trzecia - w jego pobliżu. Te ostatnie nie spowodowały strat w ludziach.
Rząd włoski ogłosi żałobę narodową, a związki zawodowe postanowiły zawiesić wszelkie akcje protestacyjne. Godzinę po pierwszym zamachu w Mediolanie, a prawie jednocześnie z ostatnim w Rzymie, w obydwu miastach rozrzucono ulotki oskarżające anarchistów o przygotowanie tej rzezi. Śledztwem objęto wyłącznie działaczy lewicy rewolucyjnej i anarchistów. Inne tropy zlekceważono.
Anarchista, który nie potrafił fruwać
Wśród zatrzymanych znalazł się Giuseppe Pinelli. Był kolejarzem, miał żonę i dzieci. Znany był z tego, że nie popierał indywidualnych aktów terroru. Pełnił funkcję sekretarza Anarchistycznego Czarnego Krzyża w Mediolanie. Cieszył się opinią człowieka spokojnego, który lubił swój zawód. Urodził się pod koniec lat dwudziestych. Podczas II wojny światowej, będąc już zdeklarowanym anarchistą, został kurierem i zwiadowcą oddziałów partyzanckich. Później jego wesoła twarz z bródką stała się bardzo znana w środowisku mediolańskiej lewicy. Inicjował przywrócenie anarchosyndykalistycznego związku USI. Był esperantystą, antyklerykałem. Sprawnie zorganizował księgarnię w anarchistycznym klubie Ponte Della Ghisolfa. To właśnie on, korzystając z przywileju kolejarzy do darmowego podróżowania, utrzymywał kontakty z towarzyszami spoza Mediolanu, w szczególności ze starymi działaczami. W momencie wybuchu znajdował się w odległym od banku barze i grał z kolegami w karty. Miał żelazne alibi potwierdzone także przez dwóch agentów policji, którzy go śledzili. Wieczorem poszedł do lokalu, gdzie zbierali się anarchiści. Wszedł akurat w momencie, gdy policja przeprowadzała rewizję i sprawdzała tożsamość obecnych. Pinellego przewieziono na komendę policji. Był długo przesłuchiwany, nie pozwolono mu spać z piątku na sobotę (z 12 na 13 grudnia). Następnego dnia policjanci pozwolili mu zadzwonić do żony. Poprosił ją, aby powiedziała jego przełożonemu, że nie może przyjść do pracy, bo jest chory. Musieli się liczyć z każdym groszem, bał się więc, że utraci posadę.
14 grudnia komisarz Calabresi oświadczył dziennikarzom z La Stampa, że sprawcami byli anarchiści, a pomagać im mogli maoiści i studenci z lewackiego Potere Operaio (Władza Robotnicza).
15 grudnia, w poniedziałek rano zaniepokojona matka Pinellego, Rosa Malacarne, odwiedziła komisarza policji politycznej Mediolanu, Luigiego Calabresiego. „Pani syn - powiedział jej - nie jest zamieszany w nic poważnego, trzymamy go dla pewnych uściśleń”.
Oto fragment zeznania złożonego przez Pasquale Valituttiego, anarchistę zatrzymanego 13 grudnia i przywiezionego na komendę policji, gdzie już siedział Pinelli: „W niedzielę po południu rozmawiałem z Pino (tak wołano Pinellego) i z Elanie. Pino powiedział, że robili mu trudności z powodu jego alibi, co do którego on był całkowicie spokojny. Powiedział mi też, że czuje się prześladowany przez Calabresiego. Pod wieczór jeden z funkcjonariuszy policji rozgniewał się, ponieważ rozmawiałem z innymi i wsadził mnie do sekretariatu, przylegającego do biura Pagnozziego, w ten sposób miałem okazję usłyszeć fragment poleceń, które Pagnozza wydawał swoim podwładnym. Z tego, co usłyszałem, mogę stwierdzić, że nakazał w sposób specjalny traktować Pinellego, nie pozwolić mu spać i trzymać pod presją. W nocy Pinelli został przeniesiony do innego pokoju, a rano powiedział mi, że czuje się zmęczony, że nie dali mu spać i że ciągle powtarzali, że jego alibi jest nieprawdziwe. Miałem wrażenie, że był bardzo rozgoryczony. Pozostawaliśmy cały dzień w tym samym pokoju i mogliśmy zamienić co prawda tylko kilka zdań, ale za to bardzo znaczących. Ja powiedziałem: `Pino, dlaczego się na nas uwzięli?', a on odpowiedział: `To na mnie się uwzięli'. Także w poniedziałek wieczorem zapytałem go, czy podpisał protokoły, a on odpowiedział, że nie. Około 20.00 zostałem zabrany stamtąd i kiedy zapytałem strażnika, gdzie jest Pinelli, odpowiedział, że poszedł do domu. Myślałem, że przyszła kolej na moje przesłuchanie, z pewnością najcięższe, któremu miałem być tam poddany. Miałem wyraźnie takie wrażenie. Po pewnym czasie, myślę, że około 23,30, usłyszałem podejrzany hałas, jakby bójkę i pomyślałem, że Pinelli tam jeszcze jest i że go biją. Po jakimś czasie nastąpiła zmiana dyżurującego policjanta. Krótko potem usłyszałem hałas przypominający przesuwanie krzesła i zobaczyłem ludzi biegnących w stronę wyjścia i krzyczących: `Rzucił się'! Na moje pytanie odpowiedzieli, że rzucił się Pinelli, powiedzieli też, że usiłowali go powstrzymać, ale nie zdołali tego uczynić. Calabresi powiedział mi, że rozmawiali w żartach o anarchiście Valpredzie, dając mi jasno do zrozumienia, że był w pokoju w momencie, gdy Pinelli wypadł. Ponadto powiedzieli, że Pinelli był terrorystą, że był świetnie poinformowany i że wiele wiedział o zamachach 25 kwietnia. Te rzeczy zostały mi powiedziane przez Pagnozzę i Calabresiego, podczas gdy inni policjanci przytrzymywali mnie unieruchomionego na krześle, kilka minut po czynie Pinellego. Uściślam, że z miejsca, w którym się znajdowałem, mogłem widzieć dokładnie odcinek korytarza, który Calabresi musiałby koniecznie przejść, aby udać się do doktora Allegry i że w ciągu minut poprzedzających czyn Pinellego Calabresi absolutnie nie przebył tego odcinka korytarza”.
Pinelli wyleciał z czwartego piętra gmachu komendy policji. W oficjalnym komunikacie podano, że stało się to podczas przesłuchania. Pinelli miał wyskoczyć przez okno z okrzykiem: „Koniec z anarchią”! Przypominało to historię, która wydarzyła się w USA w 1921 r. Aresztowano tam anarchistę Salsedę. Był robotnikiem i pochodził z Włoch. To wystarczyło, by oskarżyć go o podłożenie bomby. Podczas przesłuchania „wypadł” z czternastego piętra k0omendy policji w Nowym Jorku.
Śledztwo
13grudnia na komisariat policji w Rzymie zgłasza się dwudziestodwuletni Udo Werner Lemie, Niemiec, który przybył autostopem do Palermo dwa tygodnie wcześniej, Zaniepokojony wiadomościami o zamachach w Mediolanie i Rzymie postanawia zgłosić, że zaraz po jego przybyciu trzej Sycylijczycy zwrócili się do niego z dziwną propozycją. Chcieli, by za pewną sumę pieniędzy położył teczkę na jednym z placów Rzymu, Mediolanu bądź Neapolu, nie sprawdzając zawczasu jej zawartości. Lemie odmówił. Policjanci postanowili złożyć wizytę pokoju wynajmowanym przez niemieckiego turystę. Pod łóżkiem znaleziono narkotyki. Lemie został aresztowany i zamknięty w klinice psychiatrycznej w Perugii, gdzie spędził dwa lata. Trzech tajemniczych Sycylijczyków nikt nie próbował nawet szukać.
Jest 15 grudnia. „Jesteście mordercami. Wiem o wszystkim” - krzyczy na zebraniu Fronte Nazionale (Front Narodowy) Armando Calzolari, czterdziestotrzyletni oficer marynarki handlowej, zaufany człowiek Valeria Borghese, zwanego „czarnym księciem faszystów”. Nikt nie reaguje. W Boże Narodzenie idzie na spacer z psem i już nie wraca do domu. Jego zwłoki zostają znalezione miesiąc później w studni, w której woda sięga 80 cm. W wyniku śledztwa orzeczono, że Calzolari popełnił samobójstwo topiąc się razem z psem w studni.
16 grudnia szef mediolańskiej policji mówił dziennikarzom, że „czyn Pinellego jest równoznaczny z przyznaniem się do winy”. Kilka dni później odwołał tę opinię.
Dziennikarze dyżurujący w komendzie policji odnotowali godzinę wypadnięcia anarchisty - 3 minuty po północy. Natomiast komenda policji wezwała karetkę pogotowia 58 sekund po północy. Oficjalna godzina samobójstwa została później zmieniona na 23.57. Oględziny nie wykazały żadnych zadrapań na rękach, stwierdzono natomiast złamanie kręgów szyjnych „spowodowane mocnym uderzeniem o ziemię”. Rzecz dziwna, na głowie nie znaleziono żadnych obrażeń.
Jeszcze jedna sprzeczność: policja usiłuje tłumaczyć długi upadek Pinellego. „Próbowaliśmy uratować go, przytrzymując za nogę, ale pozostał nam w ręku tylko but”. Jednakże dziennikarze widzieli na podwórzu ciało anarchisty w obu butach.
Licia Pinelli, żona Giuseppe, usłyszała również wersję prowadzącego śledztwo d'Ambrosiego” „Skończyło się przesłuchanie, Pinelli wstaje z krzesła, zapala papierosa i spokojnie podchodzi dokona. Wychodzi na balkonik z niskimi poręczami. Stoi między dwoma policjantami: Panessim i Meinardim, opiera się o balustradę, słabnie i wypada. Świadkowie stojący na zewnątrz nie widzą tej chwili. Zauważają Pinellego,kiedy ten już leci na bruk i brygadiera Panessiego, który się za nim wychyla”. Licia jest innego zdania: „Wydaje mi się, że faktycznie początek jest do przyjęcia. Koniec przesłuchania, Pino wstaje, zapala papierosa, wie, że jest praktycznie wolny, przygotowuje się do powrotu do domu. Znając jego charakter, nie odpuściłby sobie w geście triumfu ironicznych uwag, może nawet obelg. I w tym momencie musiało się coś stać. Może jeden z policjantów nie wytrzyma i uderzył Pino. Ten zatoczył się i wypadł za barierkę. Jest też sprawa `owalnej plamy' na szyi Giuseppe. Może to ślad uderzenia, które spowodowało utratę przytomności. To by tłumaczyło, dlaczego Pino, spadając, nawet nie jęknął, nie wyda żadnego okrzyku, co stwierdzili stojący na zewnątrz. Nie twierdzę z całą pewnością, że tak było, jak to opisałam. Jedno, czego jestem pewna, to że mój mąż nie popełnił samobójstwa”.
W czerwcu 1970 r. Licia oficjalnie oskarżyła policję o zamordowanie jej męża. Później udała się w tej sprawie do prokuratora d'Espinosy, tam żądała ekshumacji ciała. Zgoda na nią nastąpiła dopiero 27 października 1971 r. Obdukcja wykazała, że Pinelli zginął od ciosu w szyję. Wizja lokalna i doświadczenia z manekinem dowiodły, że został później wypchnięty z okna przez czterech mężczyzn. Przesłuchanie prowadził wówczas komisarz Ligi Calabresi i czterech innych policjantów. Pismo radykalnej lewicy „Lotta Continua” nazwało Calabresiego mordercą. Calabresi wytoczył pismu proces, który rychło przekształcił się w proces przeciwko policji. Mimo tego Calabresi dostał awans, ale nie cieszył się nim zbyt długo. 17 maja 1972 r. został zabity trzema strzałami z pistoletu. Dwie kule w plecy i jedna w głowę. Stało się to przed drzwiami jego domu.
Tymczasem toczyło się śledztwo w sprawie zamachu z 12 grudnia w mediolańskim Banku Rolnym. Ostatecznie policja zdecydowała się oskarżyć o ten czyn anarchistę Pietro Valpredę, lat czterdzieści, z zawodu tancerza, zamieszkałego w opuszczonym baraku na przedmieściach Rzymu i sądzonego już w sprawie o obrazę papieża. Valpreda dał się poznać jako delegat na międzynarodowy kongres anarchistów w Carrarze (sierpień-wrzesień 1968), gdzie wsparł stanowisko przybyłego tam Daniela Cohn-Bendita, apelującego o otwarcie na zewnątrz iż zakończenie „sporu między Bakuninem a Marksem”. O Valpredzie mówiono, że jest abnegatem o lekkim chodzie i niespokojnych oczach. Przystał do Koła 22 Marca, bo jego członkowie mówili, że są „wściekłymi” anarchistami, w odróżnieniu od pozostałych, „sennych i biurokratów”.
15 grudnia 1969 r. sędzia Antonio Amato przesłuchiwał Valpredę w sprawie o obrazę papieża. Gdy Valpreda opuszczał gmach sądu w Rzymie, został aresztowany i natychmiast przewieziony do Mediolanu. Przesłuchujący go policjanci mieli później powiedzieć: „To potwór w ludzkiej skórze”. Posłużono się fałszywym świadkiem, taksówkarzem Kornelio Rolandim, który zeznał, że przed wybuchem zawiózł Valpredę do banku. Podważono jednak wiarygodność tych zeznań. Z placu Becaria, gdzie Valpreda miał wsiąść do taksówki, do budynku Banku Rolnego na Pizza Fontana, jest zaledwie 130 metrów! Jeśli zamachowiec jechał taksówką, to chyba tylko po to, żeby policja mogła znaleźć świadka oskarżenia. Policja tłumaczyła, że Valpreda cierpi na chorobę Burgera i ma trudności z chodzeniem. Tylko że kilka dni wcześniej Valpreda tańczył na scenie w teatrze. Kilka miesięcy później pewien dziennikarz opublikował rewelacje, że Rolandi od dawna był konfidentem policji, a równocześnie należał do dwóch partii politycznych: komunistycznej PCI i neofaszystowskiej MSI. Warto jeszcze wspomnieć, jak wyglądało słynne „okazanie Valpredy”. Taksówkarz rozpoznał „terrorystę” wśród czterech osobników krótko ostrzyżonych, o przylizanych włosach, problem w tym, że Valpreda miał długie włosy. Fakt ten nie przeszkodził jednak Rolandiemu w bezbłędnym wytypowaniu sprawcy zamachów przed konfrontacją. Na wszelki wypadek policjanci już wcześniej pokazali zdjęcie tego, kogo miał rozpoznać.
Czasem sam Rolandi zaczął się wahać i chciał odwołać zeznania. Rozpowiadał, że otrzymał pięćdziesiąt milionów lirów za swoje zeznania. Został więc zamordowany. W akcie zgonu napisano, że „zmarł na zawał płuc”.
O współudział w działalności terrorystycznej oskarżono również niemiecką przyjaciółkę Valpredy, osiemnastoletnią Annalisę Borth i pięciu jego włoskich kolegów. Jedną z poszlak miało być to, że jeden z nich, dziewiętnastoletni Pietro Gargamelli, dobrze znał centralę Krajowego Banku Pracy na Via Veneto w Rzymie, ponieważ jego ojciec był tam głównym kasjerem.
15września 1970 r. zamordowano również pięciu anarchistów pozorując wypadek samochodowy. Dwóch spośród nich (Angelo Casile i Giani Arico) miało zeznawać jako świadkowie obrony. Wraku samochodu wydobyto również bliską Valpredzie Annalisę Borth. W przeddzień wypadku do ojca jednego z tych anarchistów zadzwonił znajomy policjant i powiedział: „Nie pozwól synowi wyjechać”. Ale to jeszcze nie koniec.
Ambrosini, adwokat, który domagał się, by winnych szukać wśród neofaszystów i funkcjonariuszy tajnych służb został wyrzucony przez okno w rzymskiej klinice Gemelli. Stało się to 20 października 1971 r. Nie przeżył. Ambrosini zwierzył się swemu staremu przyjacielowi, że 10 grudnia 1969 r. brał udział w tajnym zebraniu odbywającym się w siedzibie neofaszystowskiego „Ordine Nuovo” (Nowy Porządek). „Właśnie tam - mówił adwokat - należy szukać sprawców zamachów”. Napisał list w tej sprawie do ministra spraw wewnętrznych Restivo. Policja uznała, że Ambrosini popełnił samobójstwo. Przez całe Włochy przetoczyła się fala demonstracji z żądaniem uwolnienia Valpredy. Dochodziło do walk ulicznych z policją. Valpreda miał jednak przesiedzieć w więzieniu prewencyjnym bez wyroku trzydzieści pięć miesięcy, ponieważ sędziowie i prokuratorzy kierujący śledztwem stronę neofaszystów zostali albo wyłączeni ze śledztwa (prokurator Paolillo i Sinatra, sędzia Vitozzi) albo przeniesieni na inne stanowisko (sędzia Stiz), wreszcie zwolnieni z pracy w wyniku prowokacji (sędzia Juliano).
Przeciw Valpredzie miało świadczyć jego doświadczenie w dziedzinie pirotechniki wojskowej zdobyte rzekomo w czasie służby, a także kawałek kolorowego szkła znalezionego w torbie z bombą w Banca Commerciale Italiana. Tego rodzaju szkła miał używać anarchista do wyrobu lamp w stylu secesyjnym, których podrabianiem się trudnił. Valpreda dowiódł jednak, że w armii zajmował się rysowaniem map, a do wyrobu lamp używał innego typu szkła. Po dwóch latach pobytu w celi więziennej położonej nad rzeką Tybr, zaczął cierpieć na zaburzenia krążenia, straci władzę w lewej ręce, ale w odróżnieniu od dwóch pozostałych oskarżonych siedzących w więzieniu(Elimio Borghese, Roberto Mander) nie stracił nigdy w pełni władz umysłowych.11marca 1972 r. doszło w Mediolanie do krwawych zamieszek z żądaniem wolności dla anarchisty. Dwa tysiące lewaków i anarchistów starło się z neofaszystami i policją. Zginął jeden demonstrant, dziewięćdziesięciu dwóch zostało rannych, spłonęła redakcja jednej z gazet. 12 marca Valpreda zgodzi się na kandydowanie do parlamentu z listy lewackiego „Manifesto”. Organizacje anarchistyczne oświadczyły, że nie pomogą mu w kampanii wyborczej, chociaż duża część anarchistów uznała, że Valpreda ma prawo ubiegać się o zwolnienie także i tą drogą. Jednak opuścił więzienie dopiero w grudniu 1972 r.
Kilka lat później wyszło na jaw, że zamachy na dworcu, w pociągach i w banku w Mediolanie przeprowadzili neofaszyści działający na zlecenie antyterrorystycznych komórek policji oraz wysoko postawionych wojskowych z kręgów prawicy. Nieprzypadkowo zamachy przeprowadzono w czasie trwania parlamentarnej debaty poprzedzającej głosowanie nad demilitaryzacją policji i odebraniem jej szeregu uprawnień. W 1979 r. skazano za dokonanie owych zamachów kilku policjantów i faszystów. Sąd w Catanzaro skazał na dożywocie Giannetiniego, eks-agenta SID-u, czyli antyterrorystycznej komórki policji włoskiej, a także neofaszystów: Franco Freda i Giovanniego Venturę. Inni policjanci i działacze neofaszystowscy dostali wyroki więzienia. Freda i Ventura zdołali zbiec tuż przed ogłoszeniem wyroku. Wznowiono więc śledztwo, zapakowano akta w wagon towarowy i przewieziono je do Bari. Ponieważ zdaniem sądu w Bari śledztwo nie przyniosło przekonywujących dowodów, w 1986 r. wydano wyrok uniewinniający wszystkich wcześniej skazanych.
KIM JEST DARIO FO
Dario Fo urodził się 24. 03. 1926 r. w Porto Valtravaglia na północy Włoch, przy granicy ze Szwajcarią, jako syn pracownika kolei i chłopki. Była tam największa we Włoszech fabryka wyrobów ze szkła, do której zapraszano mistrzów szklarskich z całego świata. W tym wiecznie gwarnym, nigdy nie zasypiającym miasteczku, punkt centralny stanowiła gospoda, gdzie cały ten tłum wielokulturowy, przemawiający różnymi językami spotykał się, by zjeść, wypić i podzielić się nowymi wiadomościami. To właśnie ich, przyjezdnych kupców, mistrzów szklarskich, alpejskich górali i rybaków z jeziora Maggiore, Dario wymienia jako swych pierwszych mistrzów aktorstwa i umiejętności opowiadania. Ale nie tylko. Fo pozostaje również pod wpływem dziadka ze strony matki, wędrownego sprzedawcy warzyw, który zwykł raczyć swych klientów pikantnymi historyjkami o miłości i zdradzie. Z kolei na jego postawę polityczną z pewnością wywarł wpływ ojciec - socjalista. Dario Fo podczas wojny zaangażował się w przerzucanie żołnierzy alianckich do Szwajcarii. Ale podczas tej samej wojny został siłą wcielony do armii faszystowskiej. Przy pierwszej nadarzającej się okazji zdezerterował. Miał wtedy osiemnaście lat. Ten krótki epizod wystarczył jednak, żeby Pier Paolo Pasolini (lewicowy reżyser włoski) nie mówił o nim inaczej jak „ten pieprzony faszysta Fo”.
Wprawdzie pierwszym jego pomysłem na życie była chęć wykorzystania zdolności malarskich i najpierw zdecydował się na liceum plastyczne, a w 1945 r. zapisał się na Wydział Architektury przy Akademii Sztuk Pięknych w Mediolanie, ale bardzo szybko przekonał się, że to mu nie wystarcza i zaczął współpracować z teatrami studenckimi. Twierdzi, podpierając się autorytetem niemieckich psychologów, że pierwsze siedem lat życia kształtuje osobowość, a jego dzieciństwo wykształciło w nim gawędziarza, mima i komika zarazem. Studiów nie ukończył, ale do dziś maluje obrazy.
Na estradzie zadebiutował jako aktor w rewiach „Siedem dni w Mediolanie” (1951) i „Kukuryku” (1952). Próbował sił także w filmie, zagrał w „Dziwaku” Lizzoniego, pracował jako scenarzysta w rzymskim Cinecitta. W latach 1952-1959 wygłaszał monologi radiowe. W 1953 utworzył z kolegami Franco Parentim i Giustino Durano trio komedio-kabaretowe.
W 1954 poznał i poślubił Francescę Rame. Poznali się w windzie, gdy Franca, występująca w teatrze i ubrana zgodnie ze swą rolą jedynie w skąpe kiście winogron, tak go onieśmieliła swoim widokiem, że musiała sama zrobić pierwszy krok, by zdobyć niepewnego siebie adoratora.
W latach 1958-1959 Fo napisał kilka fars ludowych, odwołujących się bezpośrednio do włoskich tradycji Commedia dell'arte. Ich styl będzie odtąd główną cechą rozpoznawczą jego sztuk. W 1959 r. powstaje zespół Compagna Dario Fo - Franca Rame i wystawia w Mediolanie. W1962 roku pracuje jako prezenter popularnego telewizyjnego programu rozrywkowego. Kiedy poprowadził telewizyjny show piosenkarski Canzonissima, wybuchł skandal. Sam napisał tekst piosenki otwierającej widowisko: „Zmusimy do śmiechu sieroty i wdowy we łzach”. Został za to wyrzucony. ówczesny dyrektor RAI wytłumaczył, że „Fo podburzał milionową publiczność przeciwko przedsiębiorcom”. Do 1967 r. Fo pisze siedem komedii obyczajowych. Najbardziej znana to „Archaniołowie nie grają w bilard” i „Siódme: mniej kradnij”. W 1967 r. rozwiązuje swą grupę Compagna ogłaszając, że należy skończyć z burżuazyjnym teatrem. W 1968 r. zakłada wraz z żoną zespół Nova Scena. Jego głównym zadaniem miała być agitacja w imieniu klasy robotniczej. A jego realizację miało umożliwić oparcie się na ARCI - organizacji kulturalnej Włoskiej Partii Komunistycznej (PCI). Początkowo ich siedziba mieściła się w hangarze pod Mediolanem, później musieli się stamtąd wynieść i główną formą ich działalności stał się objazd. Objeżdżali cały kraj występując w salach związkowych, barach, tancbudach, w okupowanych podczas strajków fabrykach i na wsiach. Bilety były bardzo tanie. Fo mówił o swoim zespole: „Chcemy być bojownikami”. Ta walka wyrażała się graniem, a czasem improwizowaniem przedstawień tam, gdzie się coś działo - a to na placu w Locarno, z okazji strajku Włochów pracujących w Szwajcarii, podczas demonstracji związków zawodowych, a to w Pescarze w tamach solidarności z buntem tamtejszych więźniów. Wyraźnie nawiązywali do wizji teatru publicystycznego, który realizował w Berlinie Brecht. Fo w swoich sztukach wzywał często do obywatelskiego nieposłuszeństwa, np. przeciw podwyżce cen w „Nie płacimy, nie płacimy” (1974). Zawsze przyznawał, że najbardziej zależy mu na publiczności wywodzącej się z kręgów robotniczych, którą przeciwstawiał znudzonym intelektualistom. Postanowił pokazywać swoje przedstawienia tym, których on sam nazywał „niepublicznością”, zwrócił się do ludzi, którzy do teatru nigdy nie chodzili i nigdy, do tradycyjnego czy awangardowego, by nie poszli. Coraz częstsze stawały się dyskusje z publicznością po zakończeniu przedstawienia. Były one inspiracją do powstawania nowych sztuk, rodził się z nich także nowy język teatralny.
Zarzucano teatrowi Fo populizm. Ale bronił się on przed tymi posądzeniami słowami Brechta: „Lud potrafi mówić rzeczy głębokie i złożone z wielką prostotą; populiści zniżają się do pisania dla ludu i mówią z wielką prostotą rzeczy puste i banalne”. W swoich sztukach namawiał do walki z wyzyskiem ze strony pracodawców, np. w „Wielkiej pantomimie z flagami i kukłami małymi, średnimi” (1968), w „Warsztacie tkackim” (1969) oraz w „Pogrzebie pracodawcy” (1969). Wiele razy był aresztowany, m. in. po wystawieniu sztuki „Pani jest do wyrzucenia” został aresztowany natychmiast po zejściu ze sceny za obrazę głowy państwa (chodziło o prezydenta USA Johnsona). jak się oblicza, wytoczono mu 47 procesów za „przestępstwa światopoglądowe”. W parafiach, podczas mszy, ogłaszane były ostrzeżenia przed oglądaniem jego sztuk. W 1970 r., zarzucając partii komunistycznej rewizjonizm i obłudę, zerwał współpracę z PCI (za co ogłosiła ona bojkot jego sztuk) i związał się z radykalną i rewolucyjną lewicą, aby po kilku latach rozstać się także z grupą „Avangarda Operaia”, ogłaszając, że gwałci ona niezależność artystów.
Od 1970 r. Fo działał w założonym przez siebie zespole La Komuna. 9 marca 1973 r. spełniają się trwające od lat pogróżki. Franca Rame zostaje uprowadzona, brutalnie zgwałcona, pobita, wychłostana batem i po kilku dniach wyrzucona z samochodu na ulicę przez jedną z bojówek neofaszystowskich. Sprawcy nigdy nie stanęli przed sądem.
Z początkiem lat '80 Fo razem z Francą Rame zaczną pisać komedie obyczajowe traktujące o seksie i feminizmie, np. „Kuchnia, kościół, łóżko”. Walcząc o prawa kobiet do rozwodu, do aborcji, do seksualnych wyborów stworzą monodramy grane przez Francę. Jeden z nich, ”Gwałt”, to zapis nigdy nie złożonych na policji zeznań kobiety, na której dokonano zbiorowego gwałtu: ofiarę wciągają do samochodu, krępują, najpierw czuje swąd przypalanej wełny, potem ból przypalanego ciała, uświadamia sobie, że to papieros gaszony na jej piersi. ściągają jej but, nogawkę spodni, słyszy głos w ciemności: „Ruszaj się, kurwa, muszę sobie ulżyć”...
W 1974 r. Fo i jego grupa skłotują odebrany jego grupie budyneczek zwany Kamieniczką Liberty w robotniczej dzielnicy Mediolanu. Była to wcześniej rudera, którą wraz z sąsiadami samodzielnie wyremontowali. Kiedy odmówili zakończenia okupacji budynku, „nieznani sprawcy” podpalili Kamieniczkę. W 1978 r. podczas wystawiania „Wojny ludu chilijskiego” w Pałacu Sportów w Turynie, Fo przerwał nagle występ i powiedział: „Stało się. Teatr jest otoczony. Proszę zachować spokój. Spróbuję pertraktować z komendantem”. Po chwili wrócił i powiedział, że spektakl jest odwołany i wszyscy będą rewidowani przy wyjściu. „Ale nie damy się zgnoić” - zakrzyknął na zakończenie i zaintonował Międzynarodówkę. Sześć tysięcy widzów z pięściami uniesionymi w górę śpiewało razem z nim, wielu płakało. Później Fo rozładował sytuację tłumacząc, że była to próba solidarności. „Możecie sobie teraz wyobrazić stadion w Santiago de Chile. Musimy być przygotowani...” Na tym przedstawieniu był młody Chilijczyk, jeden z internowanych przez Pinocheta na stadionie w Santiago. On uwierzył Fo do tego stopnia, że zjadł notes z adresami opozycjonistów i rodzin uwięzionych, który udało mu się przemycić z Chile.
Zespól Fo nigdy nie mógł narzekać na brak widzów. Np. w sezonie 1980/1981na jednym spektaklu gromadzili ponad tysiąc widzów, podczas gdy inne teatry awangardowe z trudem gromadziły taką ich ilość na kilkudziesięciu spektaklach łącznie. W 1980 i 1983 władze USA odmówiły Fo wizy wjazdowej, powołując się na zakaz wjazdu dla „anarchistów i komunistów, którzy wspierają działania polityczne z użyciem przemocy”. Wiązano jego nazwisko z Czerwonymi Brygadami. Bezpośrednią przyczyną była jednak działalność Fo i Rame w organizacji Czerwone Pogotowie, pomagającej finansowo i prawnie więźniom politycznym i ich rodzinom. Dla administracji Reagana nie miało znaczenia, że Fo brał udział w protestach i żądaniach amnestii dla więźniów politycznych w Polsce przed i po wprowadzeniu stanu wojennego. Przeciwko decyzji władz USA protestowali m.in. Arthur Miller, John Irwing, E.L.Doctorow. W 1984 r. pozwolono Fo na krótki pobyt w Ameryce.
Wrogiem Fo była zawsze hierarchia kościoła katolickiego. Jego słynna sztuka „Misterio Buffo” (1969) spotkała się z zapisem cenzury ze strony Watykanu. Telewizyjna wersja wyemitowana w 1977 została potępiona przez Watykan jako „najbardziej bluźnierczy spektakl w dziejach telewizji”. Była to składanka satyrycznych obrazków parafrazujących średniowieczne legendy i apokryfy o cudach Jezusa i żywocie papieża Bonifacego VIII, zawzięcie zwalczającego herezje i otrzymującego kopniaka w tyłek od samego Chrystusa. Podobny skandal wywołała jego sztuka „Papież i czarownica” (1989). Była to opowieść o czarownicy, która rzuciła urok na papieża tak, że ten zrozumiawszy, co to znaczy być narkomanem, ogłasza encyklikę nawołującą do złagodzenia przepisów dotyczących tego problemu. Z równą wściekłością przyjęto wystawienie w czasie wystawy Expo'92 w Sewilli jednej z jego najważniejszych sztuk „Izabella, trzy karawele i łgarz” (1963) piętnującej zbrodnie hiszpańskiej królowej, gdyż wszczęto właśnie kroki celem wyniesienia jej na ołtarze.
Dario Fo to rzadki przykład splecenia treści i formy w doskonałą, nierozróżnialną całość. Między jego życiem osobistym a jego ideałami i sztuką nie ma najmniejszej niespójności.. Fo jest pisarzem, który przedkłada słowo mówione nad słowo pisane. Używa on narzędzi aktorskich bardzo dalekich od tego, co podpowiada kanon pisanej dramaturgii. Stara się być wymownym bez retoryki i literackiego żargonu. Jego sztuki są amalgamatem motywów branych z tzw. kultury wysokiej i tej prowincjonalnej i dialektalnej, grubiańskiej - owszem - lecz w stopniu nie większym, niż była taką w XII i XIV w. tradycja mieszczańska, ukoronowana przez Giovanniego Boccaccia „Dekameronem”. Fo, chcąc dotrzeć do źródeł włoskiej kultury, sięga po tradycje średniowiecznych minstreli i widowisk sycylijskich. W jego teatrze zawsze najistotniejsze było to, co bliskie teatrowi ludowemu: epizod, improwizacja, incydent. Nie ma tu miejsca na jakąkolwiek psychologię, zmniejsza się znaczenie dialogu. Z czasem Fo redukuje środki wyrazu. Najważniejsze stają się: estrada, aktor, oświetlenie i efekty dźwiękowe. Zamiast długich tyrad liczy się pojedyncze słowo, hasło i piosenka. Dość szybko zrezygnował z efektownych dekoracji, bogatego kostiumu. Jest przede wszystkim mimem, który iluzje sceniczne buduje za pomocą ekspresji ciała i głosu. Przeważnie grywał w ubraniu noszonym na co dzień. Tak występował w uważanym powszechnie za najsłynniejsze, wspomnianym już „Misterio Buffo”, gdzie przez ponad dwie godziny, sam na scenie najpierw streszczał, a potem odgrywał historyjki, w których czasem występował naraz w kilku rolach. Kluczem do powodzenia teatru jest tu, jak sam wyjaśniał, próba dania syntezy ruchu i zachowania wielu osób, a nie próby portretowania indywidualnych postaci, bo wtedy nigdy nie uda się osiągnąć iluzji tłumu w grze jednego aktora. Powołuje się na tradycje średniowiecznych giullari - wędrownych komików, którzy na gorąco komentowali swoimi występami wydarzenia chwili, parodiowali możnych, dawali satyryczne wersje żywotów świętych, dwojąc się i trojąc na scenie. Ich język był językiem dołów społecznych, a więc posługiwali się dialektem, dlatego też Fo wymyślił na potrzeby własnej dramaturgii podobny język - gramelot, oparty na dialekcie lombardzkim z jego stron rodzinnych, ale mocno zmodyfikowany. ”Kulturowo zawsze byłem częścią proletariatu” - powiedział w 1996 r. w wywiadzie dla brytyjskiego „Guardiana”. „Żyłem otoczony synami robotników i przemytników. Historie, które opowiadali, były satyrami na hipokryzję polityków i klasy średniej, na dwulicowość nauczycieli i prawników. Urodziłem się już upolityczniony”.
W 1997 Królewska Akademia Szwedzka przyznała Dario Fo literacką nagrodę Nobla. W uzasadnieniu podkreśla się, że otrzymał tę nagrodę „za swą odwagę w kreowaniu tekstów” oraz za to, że „chłostał władzę i przywracał godność najbardziej pokrzywdzonym przez los”. W chwili ogłoszenia werdyktu jego dzieła znajdowały się w repertuarach około siedmiuset teatrów na świecie. Ponad czterdzieści sztuk przetłumaczono na kilkadziesiąt języków.
Oburzenie z powodu tego werdyktu ogłosił watykański dziennik, a także Gianfranco Fini, przywódca postfaszystowskiego Sojuszu Narodowego. Mario Luzi, włoski poeta od siedmiu lat proponowany do nagrody przez Accademia degli Lincei, w pierwszej chwili złożył laureatowi suche gratulacje dodając, że ma już tej zabawy po dziurki w nosie. Potem dodał, iż jego zdaniem jest to antynagroda dla antypisarza, żeby mieć z głowy włoskie kandydatury na następne dwadzieścia lat, gest obraźliwy w stosunku do całego środowiska. A wielka aktorsko-dramatopisarska sława włoska, Carrnelo Bene, określił decyzję Szwedzkiej Akademii krótko: „To tak, jakby nasikać obok nocnika”. Gustaw Herling-Grudziński powiedział, że to kompromitacja nagrody Nobla. Czesław Miłosz stwierdził: „przyznam, że nie znoszę Dario Fo”. „Nie chcę wypowiadać się o nim, bo go wyjątkowo nie lubię”, stwierdziła prof. Janina Klave, tłumaczka literatury. Wydawnictwo Pruszyński i S-ka nie zamierza wydawać Fo, „Bo jego polityczne poglądy mogłyby nie przypaść do gustu polskim czytelnikom”, a wydawnictwo Słowo Obraz/Terytoria nie będzie go drukowało, gdyż „nie ma on w naszym kraju przyjaciół”.
Z aprobatą dla przyznania nagrody Fo nie kryli się natomiast: Umberto Eco (który poświęcił mu zresztą swą pracę magisterską): „wystąpiono przeciwko akademickim tradycjom, odznaczającym się pyszałkowatością” i wybitny aktor teatralny Vittorio Gassman, a w Polsce Jerzy Pomianowski, Bogusław Litwiniec i Olga Lipińska.
Dario Fo jest w Polsce mało znany, chociaż jego sztuki były u nas wystawiane. „Archaniołowie nie grają w bilard” miało swoją premierę w Teatrze Powszechnym w Łodzi w 1960 r., następnie w 1961 w Teatrze im. Osterwy w Lublinie, a w rok później w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. `Siódme: mniej kradnij” przedstawił widzom Teatr Komedia w Warszawie w 1979 r.; „Przypadkową śmierć anarchisty”przygotował w 1980 krakowski Teatr Bagatela, „Restaurację pryncypała” w sezonie 1981 Teatr Kalambur (wznowienie w 1989), zaś „Śmieciarza, dziwkę, złodzieja, jego żonę, człowieka we fraku i jego kochankę” łódzki Teatr Nowy w 1999. Ponadto Laco Adamik wyreżyserował w teatrze telewizji „Pogrzeb pracodawcy” (1980), a Krystyna Janda „Związek otwarty” (2000). W 1998 wydano w Polsce powieść łotrzykowską Dario Fo pt. „Johan Padano”. Ukazały się też przekłady sztuk „Pogrzeb pracodawcy” (Literatura na świecie 2/1976) i „Trzech zbirów” (Dialog 6/1998).
Sztuka ”Przypadkowa śmierć anarchisty” nie była dotąd w Polsce drukowana.
Przypadkowa
śmierć anarchisty
Osoby
Wariat
Komisarz Bertozzo
Komisarz sportowiec
Dyrektor policji
Reporterka
Policjant I
Policjant II
AKT I
Scena I
Biuro w dyrekcji policji. Biurko, szafa, kilka krzeseł, maszyna do pisania, telefon, dwoje drzwi, okno
KOMISARZ BERTOZZO Aaa... więc to nie pierwszy raz się przebierasz. Z akt wynika, że podawałeś się dwa razy za chirurga, raz za kapitana strzelców, trzy razy za biskupa, raz za inżyniera morskiego... w sumie byłeś aresztowany - zobaczmy...dwa a trzy - pięć... raz, trzy... dwa... razem jedenaście razy... ten jest dwunasty.
WARIAT Tak, dwanaście razy aresztowany, ale zwracam panu uwagę, komisarzu, że nie byłem nigdy skazany... kartotekę mam czystą!
KOMISARZ BERTOZZO Taaak... nie wiem, jakimi sztuczkami zdołałeś się wymigać, ale zapewniam cię, że ja ci zabrudzę kartotekę... możesz być spokojny!
WARIAT Doskonale pana rozumiem, komisarzu: zabrudzenie nieskazitelnej kartoteki to przecież wasza specjalność.
KOMISARZ BERTOZZO Tak... odstawiaj jeszcze dowcipnisia...z akt wynika, że sześć razy podawałeś się za psychiatrę, profesora, byłego docenta uniwersytetu w Padwie. Wiesz o tym, że posługiwanie się nieistniejącym tytułem grozi więzieniem?
WARIAT Owszem, jeśli nieistniejącym tytułem posługuje się człowiek zdrowy, a ja jestem autentycznym wariatem, proszę, oto są moje wariackie papiery: byłem już szesnaście razy pacjentem... mam manię odgrywania ról, nazywa się to „mitomania”. Słowem, mam manię odgrywania za każdym razem innej roli. Tylko... dlatego mój zespół musi się składać z prawdziwych ludzi... nie mógłbym im płacić, nie mam na to środków... wnosiłem o subwencję do ministra kultury, ale ponieważ nie mam poparcia kół politycznych...
KOMISARZ BERTOZZO Właśnie, więc każesz się subwencjonować swoim aktorom... kazałeś sobie zapłacić ni mniej ni więcej tylko 20 tysięcy lirów za wizytę...
WARIAT To jest normalne honorarium szanującego się psychiatry, który ma za sobą szesnaście lat nieprzerwanych studiów.
KOMISARZ BERTOZZO Oczywiście, a gdzieżeś ty studiował?
WARIAT Ja studiowałem przez dwadzieścia lat w szesnastu domach wariatów na tysiącach takich samych wariatów jak ja. Dzień w dzień, a nawet i nocami, bo proszę się poinformować, a przekona się pan, że postawiłem znakomitą diagnozę temu schizofrenikowi, za którego mnie pan oskarża.
KOMISARZ BERTOZZO 20 tysięcy lirów. Ach, dla jego dobra to było nieodłącznym warunkiem uleczenia?
WARIAT Rozumie się! Gdybym nie zażądał dwudziestu tysięcy, czy myśli pan, że co ten biedak, a zwłaszcza jego rodzina, byliby pomyśleli? „To chyba jakiś konował, może nie jest nawet profesorem, pewnie jakiś początkujący, świeżo upieczony doktorek!” Tymczasem po takiej kuracji odeszli zachwyceni i zadowoleni: „Dziękujemy panu profesorowi!”, płakali ze wzruszenia, jeszcze mnie w rękę pocałowali.
KOMISARZ BERTOZZO Długo tak jeszcze będziesz się wygłupiał?
WARIAT Ależ to nie są wcale wygłupy, komisarzu, sam Freud mówi: „słone honorarium jest najskuteczniejszym lekiem zarówno dla lekarza, jak dla pacjenta”.
KOMISARZ BERTOZZO Owszem, wierzę, ale popatrz na swoją wizytówkę i na recepty. O ile się nie mylę, tu jest napisane: Profesor ANTONIO RABBI - Psychiatra. Były docent Uniwersytetu w Padwie. proszę, co mi teraz powiesz?
WARIAT Przede wszystkim naprawdę jestem profesorem... profesorem rysunku... dekoracyjnego, etatowym w szkole wieczorowej Zbawiciela.
KOMISARZ BERTOZZO Ale tu jest napisane: psychiatra!
WARIAT Owszem, ale po kropce. Zna pan składnię i interpunkcję. Niech pan dobrze uważa: Profesor Antonio Rabbi. Kropka. Potem duże P - psychiatra. Otóż, widzi pan, powiedzieć: „jestem psychiatrą” wcale nie jest nadużyciem tytułu. To tak, jakbym powiedział: wegetarianinem, artretykiem. Zna pan gramatykę i język włoski? Tak? W takim razie powinien pan wiedzieć, że jeśli ktoś pisze: archeolog to tak, jakby napisał: mediolańczyk. To wcale nie znaczy, że ma studia.
KOMISARZ BERTOZZO No dobrze, ale ten „były docent uniwersytetu”?
WARIAT Widzi pan, przykro mi, ale tym razem to pan się chwali: powiedział pan, że zna język, składnię i interpunkcję, a potem się okazuje, że nie umie pan nawet czytać poprawnie.
KOMISARZ BERTOZZO Czego nie umiem?...
WARIAT Nie powiedział pan przecinka po „były”?
KOMISARZ BERTOZZO A, rzeczywiście, jest przecinek. Ma pan rację, nie zwróciłem uwagi.
WARIAT A! Mam rację! Nie zwróciłem uwagi! I przez takie nie zwrócenie uwagi skazuje pan niewinnego na więzienie!
KOMISARZ BERTOZZO Ależ pan jest naprawdę wariatem! Co tu ma do rzeczy przecinek?
WARIAT Nic, dla kogoś, kto nie zna włoskiego języka i składni! Chciałbym wiedzieć, jaki pan ma tytuł naukowy i kto go panu nadał! Proszę mi nie przerywać. Niech pan zapamięta, że przecinek jest podstawą wszystkiego. Jeżeli po „były” jest przecinek, cały sens zdania od razu się zmienia. Po przecinku musi pan wziąć oddech, na moment zawiesić głos... gdyż... należy więc przeczytać: „Były!” I tu nie zaszkodzi dodać sarkastyczny grymas albo ironiczny uśmieszek. Wtedy poprawnie to zdanie należy przeczytać tak: Były - grymas, uśmieszek, to znaczy był, ale już nie jest - docent uniwersytetu... w Padwie - to tyle, co: nie gadaj bzdur... babci swojej to powiedz, tylko głupiec da się na to nabrać!
KOMISARZ BERTOZZO Niech pan skończy z tymi kpinami! Zaczynam teraz wierzyć w tę pańską manię odgrywania, bo nawet wariata pan odgrywa, a tymczasem założę się, że jest pan zdrowszy ode mnie!
WARIAT Nie wiem... pewnie, że wasz zawód musi prowadzić do różnych zaburzeń psychicznych... Proszę mi pokazać dno oka.
KOMISARZ BERTOZZO Dość już tego! Może skończymy wreszcie z tym protokołem?
WARIAT Proszę bardzo - jeśli pan chce, mogę pisać na maszynie, jestem dyplomowanym daktylogramem: czterdzieści pięć uderzeń na minutę.
KOMISARZ BERTOZZO Bo panu założę kajdanki!
WARIAT Tego pan zrobić nie może! Najwyżej kaftan bezpieczeństwa. Art. 122 kodeksu karnego mówi: „Kto działając w charakterze urzędowym stosuje środki przymusu, nie kliniczne ani psychiatryczne, wobec podmiotu upośledzonego psychicznie, powodując w ten sposób atak choroby, popełnia przestępstwo karalne utratą wolności od pięciu do piętnastu lat, oraz traci uposażenie i stopień służbowy”.
KOMISARZ BERTOZZO A,. widzę, że i na prawie się znasz!
WARIAT Od dwudziestu lat studiuje prawo!
KOMISARZ BERTOZZO Gdzie studiowałeś prawo?
WARIAT W szpitalu. Żeby pan wiedział, jak się tam przyjemnie studiuje! Był tam taki pisarz sądowy, paranoik, który dawał mi lekcje. Cóż to był za geniusz! Znam wszystko: prawo rzymskie, nowoczesne, kanoniczne, ustawy norymberskie, statuty Mussoliniego, kodeks Fryderyka, Napoleona, longobardzki... grecko- ortodoksyjny... kodeks drogowy... wszystko! Chce mnie pan przeegzaminować?
KOMISARZ BERTOZZO Nie mam czasu. W twoim curriculum vitae nie widać, żebyś udawał sędziego. Ani nawet adwokata...
WARIAT A nie, adwokata nigdy bym nie grywał, nie lubię bronić. Sędzia to najlepszy zawód. Przede wszystkim, nie idzie się prawie nigdy na emeryturę. Wiek, w którym każdy zwyczajny człowiek, jakikolwiek pracownik, między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką, jest już do wyrzucenia, bo zaczyna powoli myśleć, nie nadążać, dla sędziego jest szczytowym punktem kariery. Im są starsi i bardziej zramo... zużyci, do tym wyższych stanowisk dochodzą i tym ważniejsze funkcje im się powierza. Mają moc zniszczenia albo ocalenia człowieka... jak im się podoba. Tobie pięćdziesiąt lat... tobie trzydzieści... a tobie tylko dwadzieścia, bo jesteś sympatyczny! Dyktują, osądzają, wyrokują i są zawsze nietykalni, bo biada u nas temu, kto zlekceważy władzę sądową...
KOMISARZ BERTOZZO Zmęczyłeś mnie... Siadaj tam i bądź cicho!
WARIAT Z daleka z rękami, bo cię ugryzę!
KOMISARZ BERTOZZO Kogo ugryziesz?
WARIAT Ciebie! W kark i pośladek! A jeżeli będziesz się rzucał, to artykuł 122 bis mówi wyraźnie: „za prowokację i gwałt, zadany nieodpowiedzialnemu i bezbronnemu podmiotowi upośledzonemu - od sześciu do dziewięciu lat z utratą uposażenia”.
KOMISARZ BERTOZZO No, co tak stoisz! Posadź go na tym krześle!
POLICJANT I Tak jest, panie komisarzu, ale on gryzie!
WARIAT Pewnie, że gryzę! Wrrrr... wrrrr... i uprzedzam was, że mam wściekliznę!
KOMISARZ BERTOZZO Jeszcze tylko zatrutego wariata nam brakowało! Pozwolisz w końcu skończyć ten protokół, czy nie? No, bądź grzeczny przez chwilę. Potem pozwolę ci odejść... Obiecuję ci!
WARIAT Nie, niech pan mnie nie wypędza, panie komisarzu! Tak mi tu dobrze z panem... na policji... tak się czuję bezpiecznie... pomogę panu w przesłuchiwaniu aresztowanych, wywrotowców, umiem dawać czopki z nitrogliceryny.
KOMISARZ BERTOZZO Dość już tego! Zmęczyłeś mnie!
WARIAT Komisarzu, jeśli pan mnie nie zatrzyma, rzucę się z okna. Na którym piętrze jesteśmy? Na jedenastym? Doskonale, przepisowo, rzucam się! A jak będę leżał na bruku, w kawałkach, konający i rzężący, bo ja zawsze ciężko umieram i strasznie rzężę - zlecą się reporterzy, a ja im powiem - ciągle rzężąc, że to wyście mnie zrzucili! Rzucam się!
KOMISARZ BERTOZZO Zarygluj okno!
WARIAT To się rzucę z klatki schodowej!
KOMISARZ BERTOZZO Na miłość boską, bo ja w końcu zwariuję! Siadaj! A ty zamknij drzwi na klucz, wyjmij klucz.
WARIAT I wyrzuć go przez okno!
KOMISARZ BERTOZZO Tak, wyrzuć go!... Nie!! Włóż go do szuflady. Zamknij szufladę na klucz. Wyjmij klucz.
WARIAT Włóż go do ust i połknij.
KOMISARZ BERTOZZO Nie, nie, nie... Mnie nikt jeszcze dotąd za nos nie wodził. Daj mi ten klucz. Jazda, wynoś się. Możesz się nawet rzucić ze schodów. Rób, co ci się podoba, tylko wynoś się, zanim dostanę szału!
WARIAT Nie, panie komisarzu, tego pan robić nie może. To jest nadużycie władzy. Niech mnie pan tak nie pcha!
KOMISARZ BERTOZZO Jazda!! Uff. nareszcie!...
POLICJANT I Panie komisarzu, muszę panu przypomnieć, że jest zebranie u doktora Bellami i jesteśmy już pięć minut spóźnieni.
KOMISARZ BERTOZZO Dlaczego, która godzina? O, psia krew! Przez tego drania straciłem poczucie czasu. Chodźmy prędko!
WARIAT Można? Komisarzu, nie przeszkadzam? Niech się pan nie złości, przyszedłem tylko po swoje dokumenty. Nie odpowiada pan? No, niech się pan nie dąsa... Pogódźmy się... A, tu nikogo nie ma! Doskonale, sam je sobie wezmę. Zaświadczenia kliniczne... recepty... O, jest tutaj także akt oskarżenia. Świetnie, przedrzyjmy go i sprawa zakończona! A to czyj akt oskarżenia? „Ciężki przypadek kradzieży”. Ach tak, w tej aptece, nie ma o czym mówić. Jesteś wolny. po zorientowaniu, że nikt nie patrzy, podbiega do biurka Protokół, doskonale! drze go na kawałki i wyrzuca przez okno Moje dokumenty, zaświadczenia kliniczne, recepty. Brawo! dzwoni telefon Gabinet komisarza Bertozzo! głos lub bełkot w słuchawce Komisarz kierownik wydziału politycznego? Sąsiad z czwartego piętra? Szalenie się cieszę! głos Bertozzo, postrach anarchistów, pyta, kim jestem? głos Komisarz Angari? Poznałeś mnie po głosie? Tak, komisarz Pietro Angari głos Po co przyjechałem do Mediolanu? Za dużo chcesz wiedzieć. Bertozzo nie może podejść do telefonu, czego od niego chcesz? głos Sędzia Najwyższego Trybunału. Przysyłają specjalnie z Rzymu, ma zbadać motywy umorzenia śledztwa głos Opinia publiczna domaga się... śmiech To Bertozzo dostał ataku śmiechu, bo to nie o niego chodzi, ale dla ciebie i twojego dyrektora może się źle skończyć. głos Tak...Notuję... Kopia decyzji o złożeniu w archiwum akt sprawy śmierci anarchisty i kopie protokołów. Musisz się dobrze przygotować. Twój dyrektor, były bojówkarz faszystowski, też. Faktem jest, że w Rzymie przygotowano wam już niespodziankę. Tak... nazywa się Malipero. Bywaj... śmiech Czekaj, czekaj! Hahaha...Bertozzo powiedział coś bardzo dowcipnego. Jeśli nie będziesz się wściekał, to ci powtórzę... głos Powiedział, że po tej wizycie sędziego rewizora wyślą cię na południe, może nawet do Vibo. Valentia Calabrese, gdzie gmach policji ma tylko jedno piętro, a gabinet komisarza znajduje się w podziemiach, zrozumiałeś aluzję? W podziemiach! głos Co, nie podoba ci się? To nic. głos Zaraz mu to powiem. Bertozzo, nasz dzielny komisarz lochów kalabryjskich mówi, że gdy nas spotka, spierze nam mordy. Pozdrawiamy cię, skurr... synku. Cześć! odkłada słuchawkę i gorączkowo szuka papierów anarchisty Do pracy, panie sędzio, czas nagli. Ach! Nieprędko trafi się taka okazja zademonstrowania całemu światu, że mam wszelkie kwalifikacje i prawa wejść do grona nieomylnych i nietykalnych. Boże, jakiż jestem wzruszony! Zupełnie, jakbym miał zdawać egzamin. Co mówię! Doktorat! Jeżeli zdołam ich przekonać, że jestem autentycznym sędzią rewizorem - zwycięstwo! Ale biada mi, jeśli zrobię jakąś gafę! Przede wszystkim wypróbujmy chód: nie, tak chodzi kancelista. Chód artretyczny, ale pełen godności! O tak - kark trochę wykręcony... jak u emerytowanego konia cyrkowego... Nie, lepiej trochę człapiący, ale posuwisty. Nieźle! A kolana zgięte? A może tak - sztywno i godnie. O, do diabła, a okulary? Nie, żadnych okularów... Lewe oko trochę przymknięte... o, tak... czytać nieco z ukosa, mówić niewiele... lekki kaszelek... hm, hm... Nie, kaszel nie... może jakiś tik? No nic, zobaczymy później. Głos nosowy, obleśny? Dobroduszny, ale z nagłymi wybuchami od czasu do czasu: „Nie, drogi panie dyrektorze, niech pan da spokój... proszę nie zapominać, że już nie jest pan zarządcą faszystowskiego więzienia”! Nie, nie, lepiej wprost przeciwnie: zimny, beznamiętny, ton arbitralny, głos monotonny, trochę smutne spojrzenie krótkowidza, który nie używa okularów, tylko monokla... o tak!... O cholerny świat, toż to właśnie dokumenty, których szukam! Spokojnie, do licha! Od razu wchodzimy w rolę, proszę: jest tu wszystko? Zobaczymy: dekret o złożeniu do archiwum sądu mediolańskiego. A, jest także śledztwo anarchistów grupy rzymskiej... z Baletnikiem na czele... Dobre! pakuje papiery do teczki, wkłada płaszcz i kapelusz komisarza
KOMISARZ BERTOZZO Dzień dobry, pan sobie życzy? Szuka pan czegoś?
WARIAT Niczego, komisarzu, wróciłem po swoje dokumenty.
KOMISARZ BERTOZZO A, to znowu pan! Proszę mi się wynosić!
WARIAT Przepraszam, ale jeżeli ktoś pana w domu zdenerwował, dlaczego pan się wyładowuje na mnie?
KOMISARZ BERTOZZO Wynosić się!
WARIAT Co, u Boga Ojca, tacyście tu wszyscy neurastenicy? Poczynając od tego bezczelnego łobuza, który rozpowiada na prawo i lewo że zniekształci panu facjatę!
KOMISARZ BERTOZZO Kto rozpowiada? O czym?
WARIAT A taki jeden typ, w golfie, nie nabił pana jeszcze?
KOMISARZ BERTOZZO Mnie miał nabić?
WARIAT Tak, pana i pańskiego kolegę, jakiegoś Angari... Angario...
KOMISARZ BERTOZZO Anghiari, komisarza z Rzymu, z policji politycznej?
WARIAT A czy ja wiem?
KOMISARZ BERTOZZO I dlaczego to niby miałby mnie nabić ten typ?
WARIAT Za nieprzyzwoite wyrazy.
KOMISARZ BERTOZZO Nieprzyzwoite?...
WARIAT Tak, przez telefon... i za śmieszki i nieprzyjemne dowcipuszki, ha, ha... Nie pamięta pan?
KOMISARZ BERTOZZO O czym pan właściwie mówi? Czy to znów jedno z pańskich wcieleń?
WARIAT Aha, zobaczy pan to wcielenie, jak panu oko spuchnie... i nie mogę nawet mieć mu tego za złe... biednemu sąsiadowi z czwartego piętra...
KOMISARZ BERTOZZO Komu?
WARIAT Temu pańskiemu koledze: skoro powiedział mu pan, że ma nadzieję, iż ześlą go do Kalabrii do podziemi... i pańskiego szefa, faszystowskiego eks-strażnika i bojówkarza.
KOMISARZ BERTOZZO Kogo? Naszego dyrektora, który...
WARIAT ...który wami rządzi i kieruje!
KOMISARZ BERTOZZO Wie pan co, dość już tego, za dużo czasu straciłem przez pana... z łaski swojej, niech pan stąd idzie! Idź już stąd!
WARIAT Na zawsze? Cium, cium! Dobrze, dobrze, idę sobie, ale radzę panu z serca, bo mi pan jest sympatyczny, gdy pan spotka tego playboya z czwartego piętra, niech pan zrobi unik!
KOMISARZ BERTOZZO O drań! Pod pretekstem, że jest wariatem. kradnie garderobę... Hej, ty! Biegnij za tym wariatem, kradnie garderobę... spotkasz go na schodach w moim płaszczu i może jeszcze... naturalnie, z moja teczką! Prędko, zanim czmychnie!
POLICJANT I Lecę, panie komisarzu... Tak jest, panie komisarzu... pan komisarz jest tutaj... proszę wejść.
KOMISARZ BERTOZZO Ale gdzież się podziały protokoły i akta oskarżenia w sprawie anarchistów?
POLICJANT I Komisarzu Bertozzo, pan komisarz z sekcji politycznej chce z panem rozmawiać.
KOMISARZ BERTOZZO O, kochany, właśnie przed chwilą rozmawiałem o tobie z wariatem, który twierdził, że... hahaha... pomyśl tylko... że jak mnie spotkasz, dasz mi w gębę!
WARIAT A radziłem, żeby się pan schylił!
Scena 2
Znajdujemy się a gabinecie bardzo podobnym do poprzedniego. Meble mniej więcej takie same, tylko ustawione inaczej. Na ścianie w głębi króluje spory portret prezydenta. Dokładnie widać kwadrat otwartego okna. Wariat stoi nieruchomo twarzą do okna, plecami do wejścia, którym po kilku minutach wchodzi komisarz w sportowym garniturze i golfie.
KOMISARZ SPORTOWIEC A to kto taki? Czego chce?
POLICJANT II Nie wiem, panie komisarzu. Wszedł tu tak dumnie, jakby był cesarzem chińskim, co najmniej. Powiedział, że chce mówić z panem i dyrektorem.
KOMISARZ SPORTOWIEC A, chce mówić! Dzień dobry, pan sobie życzy? Podobno chciał się pan widzieć ze mną?
WARIAT Dzień dobry. Co pan sobie zrobił w rękę?
KOMISARZ SPORTOWIEC Ach, nic... Z kim mam przyjemność?
WARIAT Nic pan sobie nie zrobił? Więc dlaczego ją sobie pan masuje? Tak dla kontenansu? Czy to może taki tik?
KOMISARZ SPORTOWIEC Być może. Ale pytałem pana, z kim mam przyjemność?
WARIAT Znałem kiedyś biskupa, który tak samo się masował, jak pan... to był jezuita.
KOMISARZ SPORTOWIEC Czy się mylę, czy pan?...
WARIAT Pewnie, że się pan myli. Myli się pan na pewno, insynuując, że chciałem zrobić aluzję do przysłowiowej hipokryzji jezuitów. Ja, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, studiowałem u jezuitów i cóż z tego? Ma pan może jakieś obiekcje?
KOMISARZ SPORTOWIEC Ach, cóż znowu... nie... ja tylko...
WARIAT Ten biskup jednak, o którym panu mówiłem, o tak, ten był naprawdę hipokrytą, kłamczuchem i rzeczywiście masował sobie rękę.
KOMISARZ SPORTOWIEC Przepraszam, ale pan...
WARIAT Pan powinien iść do psychiatry, taki ciągły masaż bywa zwykle objawem niepewności siebie, poczucia winy i niezaspokojenia seksualnego. Ma pan trudności z kobietami?
KOMISARZ SPORTOWIEC Może skończymy?
WARIAT I impulsywny! Oto dowód! Niech się pan przyzna, to nie jest tik. Pan zdzielił kogoś w mordę nie dalej, jak kwadrans temu, niech się pan przyzna!
KOMISARZ SPORTOWIEC Do czego mam się przyznać? Może raczej zechce mi pan powiedzieć, z kim mam zaszczyt? Oprócz tego zechce mi pan zrobić przyjemność i zdjąć kapelusz.
WARIAT Ma pan rację. Ale proszę mi wierzyć, że nie przez grubiaństwo nie zdjąłem go... tylko przez to okno otwarte, przeciągi mi szkodzą... szczególnie na głowę. Panu nie? Czy nie można by go zamknąć?
KOMISARZ SPORTOWIEC Nie, nie można.
WARIAT O, przepraszam. Otóż jestem profesorem Marco Maria Malipiero, pierwszym radcą Najwyższego Trybunału.
KOMISARZ SPORTOWIEC Sędzią?
WARIAT Tak, byłym... prywatnym docentem uniwersytetu w Padwie. Po byłym, oczywiście, przecinek, jak zwykle.
KOMISARZ SPORTOWIEC Rozumiem...
WARIAT Co pan rozumie?
KOMISARZ SPORTOWIEC Nic, nic.
WARIAT Właśni e... Rzeczywiście: dokładnie nic! Kto pana poinformował, że mam przybyć na rewizję śledztwa i akt sprawy?
KOMISARZ SPORTOWIEC Ale ja, doprawdy...
WARIAT Niech pan nie pozwala sobie kłamać! To jest rzecz, która mnie straszliwie denerwuje. Ja też mam tik... tu, ta żyła na szyi... jak tylko ktoś opowiada brednie... niech pan patrzy, jak mi drga. Niech pan patrzy! Więc wiedział pan o moim przybyciu, czy nie?
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak, wiedziałem. Ale nie spodziewaliśmy się pana tak szybko.
WARIAT Tak i właśnie dlatego Rada Najwyższa postanowiła przyspieszyć mój przyjazd. My również mamy dobrych informatorów. I tak, zaskoczyliśmy was. Zmartwiony?
KOMISARZ SPORTOWIEC Nie, skądże znowu! To znaczy owszem, bardzo... Ale proszę usiąść, proszę mi też podać kapelusz... a może woli go pan zatrzymać?
WARIAT Ależ proszę, niech go pan weźmie, i tak nie jest mój.
KOMISARZ SPORTOWIEC Co proszę? Zamknąć okno?
WARIAT Nie, nie, proszę się nie trudzić. Niech pan raczej każe poprosić dyrektora. Chciałbym zacząć jak najprędzej.
KOMISARZ SPORTOWIEC Oczywiście. Ale czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy przeszli do jego gabinetu? Jest wygodniejszy.
WARIAT Może, ale to w tym gabinecie zdarzył się wypadek z anarchistą, prawda?
KOMISARZ SPORTOWIEC mamrocze pod nosem Tak, tutaj...
WARIAT A więc, komisarzu, wolałbym, aby w mojej obecności rozmawiano głośno!
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak jest, przepraszam. Poproście pana dyrektora, żeby - jeżeli może - przyszedł tu jak najprędzej.
WARIAT A nawet, jeśli nie może!
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak, nawet, jeśli nie może!
POLICJANT II Rozkaz!
KOMISARZ SPORTOWIEC Ach, prawda! Protokoły! Halo, proszę poprosić komisarza Bertozzo... dokąd poszedł? Do pana dyrektora?
WARIAT Przepraszam, komisarzu, ale pozwolę sobie...
KOMISARZ SPORTOWIEC Słucham, panie sędzio.
WARIAT Czy komisarz Bertozzo, którego pan szuka, ma może coś wspólnego z rewizją śledztwa?
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak... to znaczy, o tyle... że to on ma archiwum z całą dokumentacją...
WARIAT Ale to niepotrzebne. Ja tu już wszystko mam ze sobą. Po cóż robić nowe kopie? Jaki to ma sens?
KOMISARZ SPORTOWIEC Istotnie, to nie ma sensu.
DYREKTOR Co to ma znaczyć, komisarzu, że ja mam przyjść do pana nawet, jeśli nie mogę?
KOMISARZ SPORTOWIEC Nie, ma pan rację, dyrektorze... ale ponieważ...
DYREKTOR Nie ma żadnego ponieważ! Czy pan nagle został moim zwierzchnikiem? Uprzedzam pana, że pańskie bezczelne zachowanie wcale mi się nie podoba. Szczególnie w stosunku do kolegów... żeby się pan śmiał posuwać do rękoczynów, tego już za wiele!
KOMISARZ SPORTOWIEC Ale widzi pan, panie dyrektorze... Bertozzo nie powiedział panu o wyzwiskach i o grze słów na temat kalabryjskiego podziemia.
DYREKTOR Co za wyzwiska kalabryjskie?... To jest dziecinada! Zamiast siedzieć cicho, bo wszystkie oczy są na nas skierowane, przez tych łajdaków dziennikarzy, którzy robią aluzje, rozsiewają najidiotyczniejsze wiadomości... i niech pan przestanie na mnie mrugać... mówię, jak mi się... Ach, o to panu chodzi? A któż to jest, do licha? Dziennikarz? Ale dlaczego mi pan od razu nie powiedział?
WARIAT Nie, panie dyrektorze, proszę się nie lękać, nie jestem dziennikarzem... żadne plotki panu nie grożą... gwarantuję.
DYREKTOR Dziękuję.
WARIAT Ja sam, jeszcze przed panem, robiłem wymówki pańskiemu współpracownikowi.
DYREKTOR Naprawdę?
WARIAT Który, jak zauważyłem, jest bardzo popędliwy i drażliwy. On potrzebuje dobrego psychiatry. Niech go pan zaprowadzi do mojego przyjaciela, to geniusz, profesor Antonio Rabbi... były docent prywatny... proszę zwrócić uwagę na przecinek.
DYREKTOR Dziękuję, ale jeżeli mi pan pozwoli, to ja...
WARIAT Ależ oczywiście, pozwolę panu... Proszę siadać i zaczynamy... A propos, czy pański współpracownik poinformował pana, że ja...
KOMISARZ SPORTOWIEC Nie, proszę mi darować, ale nie zdążyłem... To jest profesor Marco Malipiero, pierwszy radca Najwyższego Trybunału.
WARIAT Ależ proszę, niech pan da spokój z tym „pierwszym radcą”, nie zależy mi na tym.
KOMISARZ SPORTOWIEC Jak pan sobie życzy.
DYREKTOR Ekscelencjo... nie wiem, doprawdy...
KOMISARZ SPORTOWIEC Pan sędzia przyjechał, żeby dokonać rewizji śledztwa w sprawie...
DYREKTOR Ależ oczywiście, oczywiście, czekaliśmy na pana!
WARIAT Widzi pan, o ile szczerszy jest pański zwierzchnik? Gra w otwarte karty. Niech pan bierze przykład! Ale naturalnie - inna generacja, inna szkoła...
DYREKTOR Tak, inna szkoła.
WARIAT Ciekawe, muszę panu od razu wyznać: jest mi pan, jakby to powiedzieć?... Jakby kimś bliskim... jakbym pana już kiedyś znał... przed wielu laty. Czy nie był pan przypadkiem na zesłaniu?
DYREKTOR Na zesłaniu?
WARIAT Cóż ja mówię! Dyrektor policji na zesłaniu? Skądże by?! Wróćmy raczej do nas!
DYREKTOR Do nas?
WARIAT Właśnie. Ależ nie, nie, nie, to niemożliwe! Przystąpmy zatem do faktów. Otóż według protokołów numer... dwadzieścia pięć, dwadzieścia sześć, dwadzieścia siedem i dwadzieścia osiem... wieczór dnia... data nas nie interesuje... anarchista, z zawodu maszynista kolejowy, w tym pokoju poddany był śledztwu, mającemu stwierdzić, czy był, czy nie był zamieszany w napady anarchistyczne na banki, które spowodowały śmierć szesnastu niewinnych obywateli! I tu mamy dosłowną wypowiedź pańską, panie dyrektorze: „Obciążały go pewne poszlaki”. Tak pan powiedział?
DYREKTOR Tak, ale w pierwszej wersji, panie sędzio... później...
WARIAT Jesteśmy właśnie w pierwszej wersji... idziemy po kolei: około północy anarchista, pod wpływem silnego impulsu - nazywamy to „raptus” - rzucił się z okna na bruk. A teraz, co to jest „raptus”? W encyklopedii czytamy, że „raptus” jest to do ostatecznych granic doprowadzona rozpacz, popychająca do samobójstwa nawet osobników psychicznie zdrowych, jeżeli coś wywoła u nich gwałtowny lek, wszechogarniający strach. Zgadza się? Zobaczmy więc, co mogło spowodować ten lęk, ten strach. Nie pozostaje nam nic innego, jak zrekonstruować akcję: pańska kolej, panie dyrektorze, wchodzi pan na scenę.
DYREKTOR Ja?
WARIAT Tak, proszę... Czy sprawia panu przykrość odegranie przede mną swego słynnego wejścia?
DYREKTOR Przepraszam, dlaczego słynnego?
WARIAT Gdyż spowodowało raptus.
DYREKTOR Panie sędzio, to jakieś nieporozumienie, to nie ja wszedłem, tylko mój zastępca, współpracownik...
WARIAT O, to nieładnie zrzucać odpowiedzialność na swoich podwładnych, to nawet bardzo brzydko... No, proszę się zrehabilitować i odegrać swą rolę...
KOMISARZ SPORTOWIEC Ależ panie sędzio, to był jeden z tych wybiegów, do których często się uciekamy... w każdej policji, aby skłonić podejrzanego do wyznania.
WARIAT A kto się pana pytał? Może pan, z łaski swojej, pozwoli mówić swemu zwierzchnikowi. Jest pan źle wychowany. Na przyszłość będzie pan odpowiadał tylko zapytany! Zrozumiano? Proszę zatem, dyrektorze, żeby odegrał mi pan to swoje wejście osobiście.
DYREKTOR Dobrze. Sprawa wyglądała mniej więcej tak: podejrzany anarchista znajdował się dokładnie w tym miejscu, gdzie pan siedzi. Mój zastęp... to znaczy ja wszedłem dość gwałtownie.
WARIAT Brawo!
DYREKTOR I napadłem na niego!
WARIAT To mi się podoba!
DYREKTOR Mój kochany maszynisto i wywrotowcze... przestań sobie kpić ze mnie!
WARIAT Nie, nie, łaskawco... niech się pan trzyma scenariusza. Tu nie ma cenzury... nie tak pan powiedział!
DYREKTOR Dobrze. Powiedziałem: ”Skończ już z tym zawracaniem głowy!”
WARIAT Ograniczył się pan do głowy?
DYREKTOR Tak, przysięgam!
WARIAT Proszę dalej. Jak pan zakończył?
DYREKTOR Mamy dowody, że to ty podłożyłeś bomby na dworcu głównym.
WARIAT Jakie bomby?
DYREKTOR Mówię o zamachu z dwudziestego piątego, o...
WARIAT Nie, niech pan mówi tymi samymi słowami, co tego wieczoru. Niech pan sobie wyobrazi, że to ja jestem maszynistą-anarchistą. No więc, jakie bomby?
DYREKTOR Nie odstawiaj głupka! Wiesz doskonale, o jakich bombach mówię: tych, które podłożyliście pod wagony na dworcu głównym, przed ośmiu miesiącami.
WARIAT Ale naprawdę mieliście na to dowody?
DYREKTOR Nie, ale jak panu właśnie tłumaczył przed chwilą komisarz, by to jeden z tych zwykłych chwytów, jakich u nas, w policji, często się używa.
WARIAT Aha, taki haczyk...
DYREKTOR Mieliśmy jednak podejrzenia... Ponieważ podejrzany był jedynym kolejarzem anarchistą w Mediolanie...nietrudno było wywnioskować, że to waśnie on...
WARIAT Jeżeli zatem jest rzeczą niewątpliwą, że bomby na kolei podłożył kolejarz, musimy niechybnie wnioskować, że owe słynne bomby w pałacu sprawiedliwości podłożył sędzia, a pod pomnikiem nieznanego żołnierza - żołnierz pełniący straż, a w banku rolnym podłożył je albo bankowiec, albo rolnik, tu sprawa może być sporna. Panowie, przyjechałem, żeby prowadzić na serio śledztwo, a nie żeby się bawić w idiotyczne sylogizmy. Tu jest napisane: „Anarchista robił wrażenie, jakby oskarżenie nie jego dotyczyło, uśmiecha się z niedowierzaniem”. Kto złożył to oświadczenie?
DYREKTOR Ja, panie sędzio.
WARIAT Doskonale, zatem uśmiechnął się... ale tu jest jeszcze taki komentarz: pańskie oryginalne słowa... „niewątpliwie do samobójczego kroku przyczynił się strach, że straci posadę, że zostanie zwolniony”. Ależ jak to? Więc najpierw uśmiechał się, a potem nagle przestraszył? Kto mu naraz powiedział, że zostanie z miejsca zwolniony?
KOMISARZ SPORTOWIEC Nie, przysięgam, panie sędzio, że jeśli o mnie chodzi, ja...
WARIAT Nie zaprzeczajcie z łaski swojej... i nie urządzajcie mi tu duetu! Wiadomo, że wszyscy policjanci na świecie podchodzą do delikwenta tak brutalnie, mają prawo tak się zachowywać - nie rozumiem, dlaczego właśnie wy dwaj mielibyście używać wazeliny!
DYREKTOR I KOMISARZ Dziękuję.
WARIAT Proszę. Drugiej strony, czasami bywa to niebezpieczne, mówi się takiemu anarchiście: „twoja sprawa źle stoi, kto wie, jak powiemy władzom kolejowym, że jesteś anarchistą, wyrzucą cię na ulicę” - i taki typ załamuje się. Anarchiście, bądźmy szczerzy, bardziej niż komukolwiek zależy na posadzie... W gruncie rzeczy to są drobnomieszczanie. Reasumując, więc znęcacie się moralnie nad tym pantoflarzem a on rzuca się...
KOMISARZ SPORTOWEC Przepraszam, panie sędzio, ale uczciwie mówiąc, to nie nastąpiło zaraz... tu brakuje jeszcze mojego wejścia.
WARIAT Prawda, prawda, słusznie... najpierw pan wyszedł, potem pan wrócił i trudno, komisarzu, niech pan odegra swoją partię... wyobrażając sobie, że to ja jestem anarchistą.
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak: „Miałem telefon z Rzymu... dobra nowina dla ciebie, twój przyjaciel, pardon, towarzysz tancerz wyznał... przyznał się, że to on podłożył bombę pod bank w Mediolanie”.
WARIAT A on jak to przyjął?
KOMISARZ SPORTOWIEC Hm, źle, zbladł... poprosił o papierosa... zapalił go...
WARIAT I potem się rzucił.
DYREKTOR Nie, nie od razu...
WARIAT W pierwszej wersji powiedział pan „Zaraz” - prawda?
DYREKTOR Tak, prawda.
WARIAT Co więcej, w prasie i w telewizji oświadczył pan, że anarchista był jak „osaczony”... tak pan powiedział?
DYREKTOR Tak, dokładnie tak się wyraziłem: „osaczony”.
WARIAT I co jeszcze pan powiedział?
DYREKTOR Że jego alibi, według którego owego feralnego dnia zamachu miał spędzić popołudnie na grze w karty w kantynie, to alibi nie utrzymało się, padło.
WARIAT Wobec czego anarchista był poważnie podejrzany o zamachy nie tylko na pociągi, ale i na banki mediolańskie. I na zakończenie dodał pan, że samobójstwo anarchisty było „najoczywistszym przyznaniem się do winy”.
DYREKTOR Owszem, tak powiedziałem.
WARIAT A pan, komisarzu, krzyknął, że ten typ był za życia łotrem i zbrodniarzem. Ale zaledwie po paru tygodniach pan, dyrektorze, oświadczył - oto dokument - że na biednym kolejarzu nie ciążyły dowody winy. Był więc całkiem niewinny, a pan, komisarzu, dodał nawet: „ten anarchista to był fajny chłopak”.
DYREKTOR Tak, przyznaję... omyliliśmy się...
WARIAT Boże drogi, każdy może się omylić. Ale wy, pozwólcie sobie powiedzieć, zanadto przedobrzyliście. Przede wszystkim aresztujecie bezprawnie obywatela, potem, nadużywając swej władzy, przetrzymujecie go poza dozwolony termin, następnie wysilacie się, żeby ten biedak załamał się i wmawiając mu, że macie dowody, doprowadzacie do psychozy, a w końcu dobijacie go efektownie mówiąc, że jego przyjaciel i towarzysz rzymski przyznał się do rzezi mediolańskiej, że jego przyjaciel jest ohydnym mordercą! Tak, że on, szepcząc z rozpaczą: „to już koniec anarchii”, rzuca się z okna! Jesteście obaj winni. Jesteście całkowicie odpowiedzialni za przypadkową śmierć anarchisty!
DYREKTOR Ależ, panie sędzio, jakże to możliwe? Do naszego zawodu należy, sam pan przyznał, wypytywanie podejrzanych, i ażeby ich skłonić do mówienia, musimy z konieczności nieraz uciekać się do podstępów, zasadzek, czasem do gwałtu psychicznego...
WARIAT Nie, tu nie chodzi o „czasem”! Czy mieliście niezbite dowody, że ten biedak poda fałszywe alibi?
DYREKTOR Nie, nie mieliśmy niezbitych dowodów, ale...
WARIAT Nie interesuje mnie żadne ale. Czy istnieją jacyś stołownicy kantyny, którzy mogliby jeszcze dzisiaj potwierdzić jego alibi?
KOMISARZ SPORTOWIEC Owszem, istnieją.
WARIAT Skłamaliście więc także, podając w prasie i telewizji, że jego alibi było fałszywe i swoich bzdur używacie nie tylko do pognębiania podejrzanych i ale i do oszukania i nadużycia dobrej wiary łatwowiernych i niewinnych mas. Rozsiewanie fałszywych, a w każdym razie tendencyjnych wiadomości, jest poważnym przestępstwem!
DYREKTOR Ale ten mój współpracownik zapewnił mnie...
WARIAT Aha, znów zaczynamy z odwoływaniem się do osób trzecich... Niech mi pan odpowie, komisarzu, skąd pochodzi wiadomość, że tancerz anarchista przyznał się? Przeczytałem wszystkie protokoły z dochodzeń prowadzonych przez policję i sędziego śledczego z Rzymu... i wcale z nich nie wynika, jakoby wyżej wymieniony anarchista miał się, choć jednym słowem, przyznać do odpowiedzialności za zamachy na banki. Więc i to przyznanie się także sobie sprytnie wymyśliliście? odpowiadajcie!
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak, to my wymyśliliśmy.
WARIAT Co za fantazja! Powinniście się obaj zająć pisarstwem. I może będziecie mieli do tego okazję. W więzieniu doskonale się pisze. Co, zatkało was? Więc muszę wam jeszcze powiedzieć z całą szczerością, że w Rzymie mają druzgocące dowody waszych ciężkich przewinień. Że jesteście wykończeni, że ministerstwa sprawiedliwości i spraw wewnętrznych postanowiły poświęcić was i możliwie najsurowszymi karami przywrócić policji autorytet, który straciła!
DYREKTOR Nie, to nieprawdopodobne!
KOMISARZ SPORTOWIEC Ale jak mogą...
WARIAT Pewnie, zrujnowane kariery. To polityka, moi złoci: przedtem byliście potrzebni do pewnej gry - stworzyć klimat „bij, zabij wywrotowca” - tymczasem teraz się trochę odwróciło... ludzie są wzburzeni śmiercią zrzuconego z okna anarchisty i żądają dwóch głów... więc rząd ofiaruje im je!
DYREKTOR Właśnie nasze?
KOMISARZ SPORTOWIEC Właśnie!
WARIAT Stare powiedzonko angielskie mówi: Pan szczuje psy przeciw wieśniakom, jeśli wieśniacy poskarżą się królowi, pan, aby mu przebaczono, zabija psy.
DYREKTOR I pan myśli... naprawdę... jest pan przekonany...
WARIAT A kimże ja jestem, jeżeli nie waszym katem?
KOMISARZ SPORTOWIEC Paskudny zawód!
DYREKTOR Jak już wiem, kto mi nogę podstawił... o, ale zapłaci mi za to!
WARIAT Pewnie, że wielu ludzi cieszyć się będzie z waszego nieszczęścia.
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak, poczynając od naszych kolegów... i to mnie najbardziej wścieka!
DYREKTOR Nie mówiąc już o prasie.
KOMISARZ SPORTOWIEC No, ta się dopiero rzuci na nas!... A wyobraża pan sobie te karykatury?
DYREKTOR Kto wie, czego nie wywloką te gnidy, co przedtem nam ręce lizały... „To prosty zbir!”...
KOMISARZ SPORTPOWIEC „Sadysta, zboczeniec”!...
WARIAT Nie mówiąc o upokorzeniach... drwinach...
DYREKTOR ...obelgach... Wszyscy się odwrócą plecami... Nawet jako stróża nocnego mnie nie zatrudnią.
KOMISARZ SPORTOWIEC Drański świat!
WARIAT Nie... drański rząd!
DYREKTOR Niech nam pan powie, co w tej sytuacji mamy zrobić? Niech nam pan poradzi!
WARIAT Ja? A cóż ja wam mogę pomóc?
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak, tak, niech nam pan poradzi!
WARIAT Ja, na waszym miejscu...
DYREKTOR Tak...?
WARIAT Rzuciłbym się z okna!
DYREKTOR Cooo?...
WARIAT Chcieliście mojej rady... W tej sytuacji, zamiast znosić takie upokorzenia... Posłuchajcie mnie, rzućcie się! Już, śmiało!
DYREKTOR Dobrze, ale co to ma za związek?
WARIAT Właśnie, że nie ma związku! Nagle ogarnia pana raptus i rzuca się pan!
DYREKTOR I KOMISARZ Ależ nie! Chwileczkę!
WARIAT Dlaczego? Na co czekacie? Czy to jest życie? Drański świat, drański rząd... Wszystko jest drańskie! Rzucamy się!
DYREKTOR Ależ nie, panie sędzio! Co pan robi? Ja mam jeszcze nadzieję!
WARIAT Nie ma już żadnej nadziei, jesteście wykończeni... nie chcecie tego zrozumieć? Wykończeni! Jazda!
DYREKTOR I KOMISARZ Na pomoc! Niech pan nas nie popycha, z łaski swojej!
WARIAT To nie ja was popycham, to raptus!
DYREKTOR I KOMISARZ Nie, nie, na pomoc, na pomoc!
POLICJANT II Co się dzieje, komisarzu?
WARIAT Ach, nic, nic, nic się nie dzieje... Niech pan uspokoi swojego funkcjonariusza.
DYREKTOR Tak, nie niepokój się... to był tylko...
WARIAT Lekki raptus.
POLICJANT II Raptus?
WARIAT Tak, chcieli rzucić się z okna.
POLICJANT II Co, panowie także?
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak, tylko, przez litość, nie mówcie o tym dziennikarzom!
POLICJANT II Nie, nie powiem.
KOMISARZ SPORTOWIEC Ale to nieprawda... To pan sędzia chciał...
POLICJANT II Pan się chciał rzucić, panie sędzio?
DYREKTOR Nie, pan sędzia popychał.
WARIAT To prawda, to prawda, ja ich popychałem. I o mało nie rzucili się naprawdę... Gdy ktoś jest w rozpaczy, wystarczy byle drobnostka...
POLICJANT II A tak, byle drobnostka!
WARIAT Widzicie, jakie mają grobowe miny?
POLICJANT II Tak, za przeproszeniem pana, wyglądają, jakby mieli zatwardzenie...
DYREKTOR Czyś ty zwariował?
POLICJANT II Przepraszam, chciałem powiedzieć obstrukcję.
DYREKTOR Zapewniam pana, że była chwila, że już, już, a byłbym się rzucił naprawdę!
POLICJANT II Pan chciał się rzucić? osobiście?
KOMISARZ SPORTOWIEC Ba, i ja także!
WARIAT Widzicie, kochani panowie, teraz, co znaczy raptus?! I czyja byłaby wina?
DYREKTOR Tego łajdackiego rządu, a niby czyja?... Najpierw cię szczują... „gnębić, tworzyć atmosferę podatną do zamieszek, do rozruchów”...
KOMISARZ SPORTOWIEC „Żeby pokazać, że potrzebny jest rząd silnej ręki”... Więc starasz się robić, jak ci każą, a oni potem...
WARIAT Ależ nic podobnego! Wina byłaby wyłącznie moja!
DYREKTOR Pańska? Dlaczego?
WARIAT Dlatego, ze to wszystko nieprawda, wszystko sam wymyśliłem!
DYREKTOR Jak to? Nieprawda, że Rzym chce nas zwolnić?
WARIAT Ani im to przez myśl nie przeszło.
KOMISARZ SPORTOWIEC A druzgocące dowody?
WARIAT Nigdy nie mieli żadnych
KOMISARZ SPORTOWIEC No, a minister, który żądał naszych głów?
WARIAT Wszystko bzdura! Minister was uwielbia, jesteście źrenicą jego oka. A szef policji, gdy słyszy wasze nazwiska, jest tak wzruszony, że musi sięgać po chusteczkę!
DYREKTOR Pan naprawdę nie żartuje?
WARIAT Ani mi to w głowie! Cały rząd was kocha! I co więcej wam powiem, przysłowie angielskie o panu, który zabija psy, też wymyśliłem. Żaden pan na świecie nie zabił psa, żeby zadowolić chłopa! Najwyżej mogło być odwrotnie! A jeżeli panu zdechnie pies, to król natychmiast wysyła panu telegram kondolencyjny. I wieniec!
KOMISARZ SPORTOWIEC Albo źle zrozumiałem...
DYREKTOR Oczywiście, że pan źle zrozumiał... Niech mi pan pozwoli mówić, panie komisarzu.
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak jest, przepraszam, dyrektorze.
DYREKTOR Nie rozumiem, po co pan, panie sędzio, zainscenizował tę bujdę...
WARIAT Bujdę? Ależ nie, to była tylko jedna z tych „pułapek” i „zasadzek”, do których nawet sądownictwo ucieka się czasem, aby udowodnić policji, że takie metody są niekulturalne, żeby nie powiedzieć, zbrodnicze!
DYREKTOR A więc pan wciąż obstaje przy twierdzeniu, że jeśli anarchista rzucił się z okna, to dlatego, że myśmy go popchnęli?
WARIAT Sami potwierdziliście mi to przed chwilą.
KOMISARZ SPORTOWIEC Ale nas tu nie było w momencie, gdy on się rzucił!
POLICJANT II Tak, panie sędzio, panowie tylko co wyszli, kiedy on się rzucił.
WARIAT To znaczy, że jeśli ktoś podkłada bombę pod bank, po czym wychodzi, nie jest winien, gdyż nie był obecny w chwili jej wybuchu? Z logiką to jesteście tu na bakier!
DYREKTOR To nieporozumienie... policjant powoływał się na pierwszą wersję... a my mówimy o drugiej.
WARIAT Ach tak, gdyż w drugiej wersji miało miejsce pewne odwołanie.
DYREKTOR Nie powiedziałbym - odwołanie... prosta poprawka jedynie...
WARIAT Słusznie, posłuchajmy więc, coście poprawili.
KOMISARZ SPORTOWIEC Otóż myśmy...
WARIAT Uprzedzam was, że z tej drugiej wersji też mam protokoły. Proszę, słucham.
KOMISARZ SPORTOWIEC Poprawiliśmy godzinę... tej... jakby to powiedzieć... zasadzki...
WARIAT Jak to godzinę zasadzki?
DYREKTOR Tak, po prostu oświadczyliśmy, że tę pułapkę na anarchistę razem z odnośnymi bajeczkami, urządziliśmy nie o północy, ale około ósmej wieczorem.
KOMISARZ SPORTOWIEC Inaczej mówiąc, o dwudziestej.
WARIAT Aha, przyspieszyliście wszystko o cztery godziny, razem z upadkiem z okna. Coś w rodzaju letniego rozkładu kolejowego!
KOMISARZ SPORTOWIEC Nie, upadek nie... on nastąpił bez zmian, o północy. Byli świadkowie.
DYREKTOR Między innymi ten dziennikarz, który stał na korytarzu, pamięta pan? Ten, który usłyszał uderzenie o gzyms i o bruk i nadbiegł pierwszy. On natychmiast zanotował godzinę.
WARIAT Doskonale... Samobójstwo miało miejsce o północy, a wasz genialny kant o dwudziestej. No i gdzie tu teraz włożymy raptus? Bo raptus jest podstawą całej waszej wersji o samobójstwie. A teraz wy w najlepsze obalacie mi raptus.
DYREKTOR Ależ nie, wcale go nie obalamy...
WARIAT Owszem, obalacie! Odsuwacie samobójstwo dokładnie o cztery godziny od chwili, kiedy pan czy pana zastępca wszedł ze swoim gigantycznym dowcipem: „Mamy dowody”! No i gdzie się podział niespodziany raptus? Po czterech godzinach anarchista miałby czas strawić nie tylko taką bujdę. Równie dobrze moglibyście mu powiedzieć, że Bakunin to szubienicznik i był konfidentem policji i Watykanu!
DYREKTOR Ależ my waśnie tego chcieliśmy, panie sędzio!
WARIAT Chcieliście opowiedzieć mu o Bakuninie?
DYREKTOR Nie, chcieliśmy dowieść, że raptus nie mógł być spowodowany naszymi gierkami i fałszywymi twierdzeniami... właśnie dlatego, że od tej chwili do momentu samobójstwa upłynęły cztery godziny!
WARIAT W takim razie nikt już nie ma prawa was oskarżyć. Dowcip był wprawdzie ciężki, ale nie zaważył na sprawie.
KOMISARZ SPORTOWIEC Właśnie. Jesteśmy więc niewinni.
WARIAT Ciągle wprawdzie nie wiadomo, dlaczego ten biedaczysko rzucił się z okna, ale to teraz nie ma znaczenia, ważne jest, że wy jesteście niewinni.
DYREKTOR Stokrotne dzięki. Wyznam szczerze, że obawiałem się, iż pan będzie w stosunku do nas uprzedzony.
WARIAT Uprzedzony?
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak, za wszelką cenę będzie pan chciał nas obciążyć.
WARIAT Jeżeli zachowałem się wobec was w sposób trochę przykry i prowokacyjny, to zrobiłem to jedynie w celu wydobycia od was takich dowodów i argumentów, na których mógłbym się oprzeć, aby pomóc wam wyjść zwycięsko z tego wszystkiego.
DYREKTOR Jestem ogromnie wzruszony... Jak to miło pomyśleć, że sądownictwo zawsze najlepszym przyjacielem policji.
WARIAT Powiedzmy - współpracownikiem...
DYREKTOR I KOMISARZ Powiedzmy.
WARIAT Ale, ażebym mógł wam pomóc skutecznie, wy też musicie współpracować ze mną i starać się wymyślić taką wersję wydarzeń, żeby nie było się do czego przyczepić.
DYREKTOR Oczywiście!
KOMISARZ SPORTOWIEC Z przyjemnością!
WARIAT Przede wszystkim musimy dowieść za pomocą niezbitych argumentów, że w przeciągu tych czterech godzin anarchista przetrawił już całkiem przygnębienie, ów słynny wstrząs psychiczny.
KOMISARZ SPORTOWIEC Ależ tak, jest przecież zeznanie obecnego tu policjanta, a także i moje, że anarchista otrząsnął się z początkowego stanu przygnębienia.
WARIAT Jest to w protokole?
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak przypuszczam...
WARIAT Tak, tak, jest w tekście drugiej wersji: „Kolejarz uspokaja się i mówi, że stosunki między nim a ex- tancerzem nie były dobre”.
KOMISARZ SPORTOWIEC Może nawet nie uważa go za anarchistę. Podczas kłótni rzucił nawet w niego solniczką...
WARIAT I rozsypali sól? To przynosi nieszczęście! Nie zapominajmy też, że nasz kolejarz wiedział, iż w anarchistycznych kręgach rzymskich kręciło się mnóstwo szpiegów i konfidentów policji... Powiedział nawet tancerzowi: „Policja i faszyści posługują się wami dla wywołania zamieszek... jesteście otoczeni płatnymi prowokatorami, którzy robią z wami, co chcą, a potem odpowiadać będzie cała lewica”.
KOMISARZ SPORTOWIEC Może być, że właśnie dlatego się pokłócili!
WARIAT Tak, a ponieważ tancerz nie przyznał mu racji, może nasz kolejarz zaczął podejrzewać, że tamten też by prowokatorem.
DYREKTOR Tak, to możliwe!
WARIAT A zatem, skoro go to nic nie obchodziło, mamy niezbity dowód: kolejarz był pogodny.
KOMISARZ SPORTOWIEC Nawet uśmiechał się... pamięta pan? Ja to oświadczyłem jeszcze w pierwszej wersji.
WARIAT Tak, ale w tym sęk, niestety, że w pierwszej wersji opowiadaliście, że anarchista „załamany” zapalił papierosa i szepnął z rozpaczą: „to już koniec anarchii”. Nie, no co wam strzeliło do głowy urządzać melodramat. Bez sensu!
DYREKTOR Ma pan rację, panie sędzio! To był jego pomysł, mojego kolegi, powiedziałem mu nawet: „Takie sceny zostawmy autorom filmowym, my jesteśmy policjantami”.
WARIAT Jedynym wyjściem, jeżeli chcemy znaleźć rozwiązanie trzymające się kupy, jest rzucić wszystko do diabła i zacząć od nowa.
KOMISARZ SPORTOWIEC Mamy dać trzecią wersję?
WARIAT Cóż znowu! Wystarczy te dwie, które już mamy, zrobić bardziej prawdopodobnymi.
SYREKTOR Słusznie!
WARIAT A zatem - punkt pierwszy, reguła pierwsza. To, co się powiedziało, to się powiedziało i tak już musi zostać. Dlatego też pozostaje faktem, że pan, panie komisarzu i pan, czy ktoś w pana imieniu, dyrektorze, zrobiliście ten swój genialny kant, że anarchista wypalił swego ostatniego papierosa, że oddeklamował swoje melodramatyczne zdanie... Ale my tu mamy wariant: nie rzucił się z okna, bo jeszcze było daleko do północy, była dopiero ósma.
DYREKTOR Jak mówi druga wersja.
WARIAT A wiadomo, że kolejarz szanuje zawsze rozkład jazdy.
DYREKTOR W ten sposób mielibyśmy czas, by poprawić mu samopoczucie, a nawet skłonić do porzucenia zamiaru samobójczego.
KOMISARZ SPORTOWIEC Wszystko gra bez zarzutu.
WARIAT Tak, lecz w jaki sposób doszło do tej zmiany nastroju? Ktoś musiał mu pomóc, czy ja wiem, jakimś gestem?...
POLICJANT II Ja mu dałem gumę do żucia.
WARIAT Wspaniale. A pan?
DYREKTOR Ależ mnie nie było...
WARIAT Nie, to był moment zbyt ważny, pan powinien być!
DYREKTOR Zgoda, więc byłem.
WARIAT Ten strach, w jaki wpadł anarchista, wzruszył was trochę?
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak, mnie naprawdę wzruszył.
WARIAT Żałowaliście, żeście go tak przerazili...panie dyrektorze, pan jest człowiekiem tak wrażliwym...
DYREKTOR Tak, w gruncie rzeczy przykro i było... żałowałem.
WARIAT Znakomicie! I założę się, że w pierwszym odruchu położył mu pan rękę na ramieniu...
DYREKTOR Nie, nie sądzę..
WARIAT Dlaczego? Taki ojcowski gest...
DYREKTOR Może, ale nie pamiętam.
WARIAT A ja jestem pewny, że pan to zrobił! Proszę, niech pan powie, że tak!
POLICJANT II Tak, tak, zrobił to, ja widziałem!
DYREKTOR Ba, jeżeli on widział...
WARIAT A pan poklepał go po policzku... o tak...
KOMISARZ SPORTOWIEC Nie, przykro mi, ale muszę pana rozczarować. Jestem pewny, że nie... nie klepałem go.
WARIAT Pewnie, że mnie pan rozczarował, a wie pan, dlaczego? Dlatego, że ten człowiek był nie tylko anarchistą, ale i kolejarzem. Zapomniał pan o tym? A czym jest kolejarz? Jest czymś, co nas wszystkich wiąże z dzieciństwem... z wagonikami elektrycznymi i na resorach... Nie miał pan, jako dziecko, kolejki?
KOMISARZ SPORTOWIEC Owszem, miałem taki waśnie pociąg parowy... z dymem...pancerny, naturalnie.
WARIAT I robił fu-fu?
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak, fu-fu...
WARIAT To nadzwyczajne! Powiedział pan: fu-fu i od razu rozbłysły panu oczy! Nie, panie komisarzu, pan nie mógł nie poczuć sympatii do tego człowieka, gdyż w pańskiej podświadomości był on związany z pociągiem pancernym i gdyby podejrzany był, czy ja wiem... przypuśćmy, bankierem, pan by nawet nie spojrzał na niego, ale on był kolejarzem i jestem zupełnie pewien, że pan go poklepał po policzku...
POLICJANT II Tak, to prawda... sam widziałem poklepał go pan dwa razy!
WARIAT Widzi pan? Mam świadków!... I co mu pan powiedział, klepiąc go?
KOMISARZ SPORTOWIEC Nie pamiętam...
WARIAT To ja panu powiem, co pan powiedział - powiedział mu pan: „no, no, nie załamuj się tak... i tu nazwał go pan po imieniu - zobaczysz, że anarchia nie zginie”.
KOMISARZ SPORTOWIEC Nie, nie zdaje mi się...
WARIAT A, nie... Do licha! Powiedział pan to, bo inaczej się rozgniewam. Widzi pan ten mięsień na szyi? Przyznaje pan, że powiedział?
KOMISARZ SPORTOWIEC No, więc dobrze, jeśli panu to sprawia przyjemność...
WARIAT Więc niech pan powie. Muszę to umieścić w protokole.
KOMISARZ SPORTOWIEC No cóż, powiedziałem... „no, no, chłopcze... nie poddawaj się tak... zobaczysz, anarchia nie zginie”...
WARIAT Dobrze... a potem zaśpiewaliście!
DYREKTOR Śpiewaliśmy?
WARIAT Rozumie się, kiedy doszliście do takiego punktu, wytworzyła się atmosfera tak przyjacielska, koleżeńska, w której po prostu musi się śpiewać... chórem! A co też śpiewaliście? Wyobrażam sobie, że...
DYREKTOR Nie, daruje pan, panie sędzio, ale jeśli idzie o ten chóralny śpiew, to nie możemy się zgodzić.
WARIAT Ach, nie możecie się zgodzić?... Ja umywam ręce i załatwiajcie to sobie sami, ostatecznie to wasza sprawa... Przedstawię fakty tak, jak mi je zreferowaliście... wyjdzie z tego wielkie trzęsienie ziemi! Ależ oczywiście! Najpierw mówicie coś, potem się z tego wycofujecie... dajecie jedną wersję, za pół godziny drugą, całkiem inną...nawet między sobą nie jesteście zgodni...Tu szeregowiec opowiada, że anarchista po raz pierwszy próbował rzucić się tego samego dnia późnym popołudniem, w waszej obecności... a wy o tym drobnym szczególe nawet nie wspominacie.... składacie oświadczenia całej prasie, a jeśli się nie mylę, nawet telewizji, takiej treści: „naturalnie, że z przesłuchiwania anarchisty nie istnieje żaden protokół, nie było na to czasu”... a za chwilę, jak diabeł z pudełka, wyskakują dwa albo trzy protokoły... podpisane przez niego własnoręcznie... zażycia! Ależ gdyby podejrzany tak przeczył sam sobie, jak wyście się plątali, bylibyście go od razu zlikwidowali! Proszę was! Dla waszego dobra... żeby śledztwo wypadło na waszą korzyść... Zaśpiewajcie! :Wciąż na życie skazani tułacze, porzucamy rodzinę, przyjaciół...” Głośniej! Razem! „Naszą ojczyzną jest świat cały...” Głośniej, na Boga!... „Myśl i wolność - nasze ideały... nasze ideały... naszą ojczyzną jest świat cały...”
AKT II
Scena I
Jeszcze przed podniesieniem kurtyny wszyscy czterej śpiewają jak w finale pierwszego aktu. Kończą wysokim tonem - światło na scenę.
WARIAT Świetnie, wspaniale! Tak, teraz jesteśmy w porządku. Teraz już nikt nie będzie mógł wątpić, że anarchista był całkiem rozpogodzony.
KOMISARZ SPORTOWIEC Zaryzykowałbym nawet, że był zadowolony.
WARIAT Pewnie, czuł się jak u siebie w domu. Jak wśród członków tych klubów rzymskich, gdzie zawsze więcej jest przebranych policjantów niż prawdziwych anarchistów.
DYREKTOR Krzyżowy ogień naszych zasadzek i prowokacji w najmniejszym stopniu nie zachwiał jego psychiką.
WARIAT Czyli raptus nie istniał, raptus ujawnił się później. Kiedy?
KOMISARZ SPORTOWIEC Koło północy.
WARIAT Czym spowodowany?
DYREKTOR Ba, myślę...
WARIAT Nie, na miłość boską, pan nic nie myśli! Pan nie powinien o niczym wiedzieć, panie dyrektorze!
DYREKTOR Jak to nie powinienem o niczym wiedzieć?
WARIAT Do jasnej Anielki, to my tu robimy salto mortale, żeby pana wyciągnąć z tego, żeby udowodnić, że pan ze śmiercią kolejarza nie miał nic wspólnego. bo nawet pana przy tym nie było...
DYREKTOR Ma pan rację. Proszę mi darować, to roztargnienie...
WARIAT Och, ale pan za często bywa roztargniony, panie dyrektorze... Niechże pan się opamięta! A więc, jak w tej starej farsie, „o godzinie policyjnej na policji nie było ani jednego policjanta”. Ale pan był, komisarzu.
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak, ja byłem, tylko wkrótce wyszedłem.
WARIAT Aha, znowu zaczynamy z obciążaniem się. No, niech mi pan ładnie opowie, co zdarzyło się koło północy?
KOMISARZ SPORTOWIEC Było nas w tym pokoju sześciu: czterech policjantów, ja i jeden porucznik karabinierów.
WARIAT A tak, ten, którego potem awansowano na kapitana.
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak, właśnie ten.
WARIAT No i coście robili?
KOMISARZ SPORTOWIEC Przesłuchiwaliśmy go.
WARIAT „Gdzie byłeś, co robiłeś, mów, tylko nie próbuj żadnych sztuczek”... Wyobrażam sobie, że wszyscy musieliście już być wykończeni nerwowo, rozdrażnieni...
KOMISARZ SPORTOWIEC Wcale nie, panie sędzio, byliśmy zupełnie spokojni.
WARIAT Nie usiłowaliście go czasem ujarzmić troszeczkę? Jakimś na przykład ciosem w papę na odlew?
KOMISARZ SPORTOWIEC Nie!
WARIAT Płaskim?
KOMISARZ SPORTOWIEC Ależ nie, panie sędzio! Przesłuchiwaliśmy go żartobliwie...
WARIAT Popatrz, popatrz! Żartobliwie?
KOMISARZ SPORTOWIEC Zapewniam pana, niech pan spyta policjanta.
WARIAT Nie, nie potrzeba, wierzyć się nie chce, ale to jest także w zeznaniu złożonym przed sędzią archiwizującym.
KOMISARZ SPORTOWIEC Naturalnie. I zupełnie tego nie kwestionował.
WARIAT A, w to wierzę... ale w jakim sensie „żartobliwie”?
KOMISARZ SPORTOWIEC W tym sensie, że żartowaliśmy... Przesłuchiwaliśmy go, starając się to robić na wesoło.
WARIAT Nie rozumiem - bawiliście się w żołnierzyki, w chińskie cienie, graliście na trąbkach?
KOMISARZ SPORTOWIEC No, nie aż do tego stopnia... Po prostu chcieliśmy go rozśmieszyć, układaliśmy wierszyki, kalambury na temat podejrzanych, kawały...
POLICJANT II Tak, tak, śmiechu była kupa. Wie pan, komisarz nie wygląda na to, ale to figlarz, że hej! Żeby go pan widział, jak jest w humorze, to takie zabawne śledztwo robi... hahaha... kupa śmiechu, mówię panu!
WARIAT To teraz rozumiem, dlaczego w Rzymie postanowiono zmienić waszą dewizę.
DYREKTOR Dewizę policji?
WARIAT Tak, waszą, ministerstwo już zdecydowało.
DYREKTOR Chcą ją zmienić?
WARIAT Powiedzmy raczej, chcą ją uzupełnić... Jak ona brzmi teraz?
KOMISARZ SPORTOWIEC Policja służy obywatelowi.
WARIAT Właśnie, a od teraz będzie: Policja służy obywatelowi do rozśmieszania go!
DYREKTOR O, ale pan sobie kpinki z nas urządza!
WARIAT Nic podobnego, jestem głęboko przekonany, że - tak jak twierdzicie - podchodzicie do podejrzanych żartobliwie. Przypominam sobie, jak byłem w Bergamo, mieszkałem w hoteliku sąsiadującym z Komedą policji, gdzie odbywały się przesłuchania i prawie każdej nocy budziły mnie ryki, lamenty tak, że początkowo myślałem, że tam się ludzi bije, katuje... dopiero później zrozumiałem, że to były wybuchy śmiechu!
DYREKTOR Ironia ironią, ale czy pan wie, że po tej sprawie wszyscy, od komendanta aż do ostatniego szeregowca, zostali skazani?
WARIAT Pewnie za przesadne poczucie humoru! Nie, nie, ja nie żartuję. Wy jeszcze nie zdajecie sobie sprawy, ilu osobników, wcale nie przestępców, zmyśla różne historie, byleby tylko móc się dostać do komendy! Wy ich uważacie za anarchistów, komunistów, przywódców robotniczych, syndykalistów... a w rzeczywistości są to tylko biedni chorzy, maniacy, hipochondrycy, melancholicy, którzy podają się za rewolucjonistów, żeby być przez was przesłuchiwani i choć raz nareszcie zdrowo się pośmiać!
DYREKTOR Zdaje mi się, panie sędzio, że teraz już nie żartuje pan z nas, lecz nas obraża!
WARIAT Mój Boże, nigdy bym sobie na to nie pozwolił...
KOMISARZ SPORTOWIEC A jednak przysięgam panu, że tego wieczoru myśmy sobie z anarchistą żartowali!
POLICJANT II Tak, tak, żartowaliśmy, ja też panu przysięgam!
WARIAT Ty bądź cicho, tylko zwierzchnicy mogą przysięgać! No więc dobrze, przypuśćmy. A z kogo czy z czego żartowaliście?
KOMISARZ SPORTOWIEC Głównie z anarchisty tancerza.
WARIAT Aaa... przede wszystkim z tego, że był kulawy. Anarchista i kulawy tancerz... Hahaha...
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak i z tego także.
WARIAT I pewnie robiliście jakieś złośliwe docinki, że będąc tancerzem, a przy tym chałupniczo zajmując się nawlekaniem kolorowych paciorków do wyrobu abażurów marki „Wolność”... może, kto wie? Niewykluczone, że i on był trochę liberalny.
POLICJANT II Anarchista liberalny! To dobre!
DYREKTOR Milczeć!
KOMISARZ SPORTOWIEC Nie, naprawdę, tak daleko nie posunęliśmy się.
WARIAT No, no, nie bądźmy znów tacy skromni. W każdym razie faktem jest, że kpiliście grubo z jego przyjaciela tancerza i że on, kolejarz, obraził się! Tak było?
KOMISARZ SPORTOWIEC Myślę, że tak mogło być.
WARIAT Zerwał się nagle!
KOMISARZ SPORTOWIEC Rzeczywiście, zerwał się nagle...
WARIAT I zaczął krzyczeć: „Dosyć! Nie pozwalam na takie insynuacje. Mój przyjaciel jest tancerzem, zgoda, nawleka paciorki, jest kulawy... ale jest mężczyzną, do diaska!” I to mówiąc wskoczył na parapet, zrobił pas de deus i rzucił się!
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak mniej więcej musiało być... Nie mógłbym jednak przysiąc, gdyż, jak już mówiłem, zaraz wyszedłem.
POLICJANT II Ale ja byłem. I jeżeli chcecie, mogę przysiąc.
WARIAT Nie, ty bądź cicho.
DYREKTOR Ale swoją drogą, jaki drażliwy ten anarchista: żeby rzucać się z okna tylko dlatego, że mu znieważają przyjaciela!
WARIAT Tak, ale dotknięto bardziej delikatnej sprawy: anarchiści są bardzo wrażliwi na punkcie męskości! Bardziej, niż ktokolwiek! Nie czytał pan nigdy studium Ottona Weiningera „Płeć i anarchia”? Nie? To klasyczne dzieło.
DYREKTOR Ale obrażać się za przyjaciela, z którym wcale nie był w dobrych stosunkach! Proszę pamiętać, że to są jego dosłowne oświadczenia. Rzucił w niego nawet solniczką!
WARIAT To prawda, dobrze, że mi pan przypomniał! Zatem nie był rozgniewany ani obrażony.
DYREKTOR Chyba nie.
WARIAT Cóż za makiaweliczny typ! Więc udawał!
KOMISARZ SPORTOWIEC Udawał?
WARIAT Ależ oczywiście! Cwaniak odegrał komedię wielce obrażonego, żeby mieć logiczny pretekst do popełnienia samobójstwa, logiczny dla was, ale absurdalny dla innych!
DYREKTOR Dla innych, to znaczy dla kogo?
WARIAT Czyż jeszcze nie rozumiecie? Odstawia kamikadze, żeby was zgubić.
DYREKTOR Pewnie, pewnie, to brzmi jak dowcip.
WARIAT I dlatego was gubi wasza własna szczerość... podczas gdy anarchista, złośliwiec, tarza się ze śmiechu w grobie!
POLICJANT II Co za szubrawiec! I pomyśleć, że wyglądał na takiego fajnego chłopa!
DYREKTOR Milczeć! Proszę się nie gniewać, panie sędzio, ale ta pańska wersja o kolejarzu kamikadze... nie zanadto mnie przekonuje.
KOMISARZ SPORTOWIEC Ja również miałbym pewne zastrzeżenia.
WARIAT Mnie w ogóle nie przekonuje! Nawet do telewizji nie przyjęliby takiego kryminału! Ja tylko usiłowałem ocalić waszą, która jeszcze bardziej nie gra!
DYREKTOR Przepraszam, czy miałby pan cos przeciwko zamknięciu okna? Jakoś nagle zrobiło się zimno...
WARIAT Proszę, proszę, istotnie, jest zimno.
KOMISARZ SPORTOWIEC To dlatego, że słońce już zaszło.
WARIAT Właśnie, to znaczy, że wtedy, owego wieczora, słońce wcale nie zaszło.
KOMISARZ SPORTOWIEC Jak to?
WARIAT Powiedziałem, że tego wieczoru, gdy anarchista się rzucił, nie było wcale zachodu słońca.
DYREKTOR Nie rozumiem...
WARIAT Powtarzam: mimo, że był grudzień, o północy okno było jeszcze otwarte, to znaczy, że nie było zimno... a jeżeli nie było zimno, to tylko dlatego, że słońce jeszcze nie zaszło... zaszło później, o pierwszej, jak w Norwegii w lipcu.
DYREKTOR Ależ nie, tylko co otwarto je, by przewietrzyć pokój, prawda?
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak, było dużo dymu.
POLICJANT II Wie pan, anarchista strasznie palił!
WARIAT I otworzyliście i okna, i kraty także.
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak, kraty także.
WARIAT W grudniu, o północy, kiedy termometr schodzi poniżej zera, a mgła aż dławi? Mieliście chociaż płaszcze?
KOMISARZ SPORTOWIEC Nie, byliśmy w marynarkach.
WARIAT Cóż za sportowcy!
KOMISARZ SPORTOWIEC Ale kiedy naprawdę nie było zimno, zapewniam pana!
DYREKTOR Nie, nie było zimno...
WARIAT Ach, tak? Tego wieczoru stacje meteorologiczne zanotowały w całej Italii temperaturę, od której biały niedźwiedź mógłby oszronieć, a panom nie było zimno, przeciwnie - czuli się wiosennie. Cóż się tu u was dzieje? Czy sam monsun afrykański przylatuje do was co noc, czy Golfsztrom przepływa pod waszymi oknami rynsztokiem?
KOMISARZ SPORTOWIEC Przepraszam, panie sędzio, ale nie rozumiem, przed chwilą twierdził pan, że przyjechał umyślnie, aby nam pomóc, a tymczasem podaje pan w wątpliwość każde nasze oświadczenie, kpi pan z nas i upokarza...
WARIAT Zgoda, może przesadzam, może zbyt wiele rzeczy podaję w wątpliwość... ale my tu przecież bawimy się w grę dla niedorozwiniętych i debili, którą co tydzień można znaleźć w dodatku rozrywkowym niektórych gazet: „znaleźć trzydzieści siedem błędów i sprzeczności, w które wpadł komisarz Tertulian Głupawy”. I jak mogę wam pomóc? Dobrze, dobrze, nie róbcie takich grobowych min. Przyrzekam wam, że od tej chwili nie będę z was kpił więcej. Przechodzimy do porządku dziennego nad tym, co było powiedziane...
DYREKTOR Tak, przechodzimy do porządku.
WARIAT I z jak największą powagą przystępujemy do właściwego i istotnego faktu: skoku.
KOMISARZ SPORTOWIEC O właśnie!
WARIAT Nasz anarchista, ogarnięty przez raptus, wstaje gwałtownie, bierze rozpęd... Chwileczkę, kto mu służył za podnóżek?
KOMISARZ SPORTOWIEC Jak to, za podnóżek?
WARIAT Który z was stanął przy oknie z palcami splecionymi na wysokości brzucha, o, tak, by mógł oprzeć stopę - i potem buch!... przelecieć przez kraty.
KOMISARZ SPORTOWIEC Ależ co pan mówi, panie sędzio? Uważa pan, że my...
WARIAT Nie, błagam was, nie unoście się... ja tak zapytałem... pomyślałem sobie, jest mało miejsca na rozbieg, więc bez pomocy z zewnątrz... nie chciałbym, aby ktoś mógł zakwestionować...
KOMISARZ SPORTOWIEC Tu nie ma nic do kwestionowania, panie sędzio, zapewniam pana... on wszystko zrobił sam!
WARIAT A skaczący nie miał butów z elastycznymi podeszwami?
KOMISARZ SPORTOWIEC Także nie...
WARIAT Dobrze, mamy zatem z jednej strony człowieka o wysokości mniej więcej metr sześćdziesiąt, samego, bez pomocy, bez stopnia do wdrapania się... a z drugiej strony pół tuzina policjantów, którzy znajdują się parę metrów od niego, jeden nawet tuż przy oknie i nie potrafią na czas przeszkodzić.
KOMISARZ SPORTOWIEC Ależ to się stało tak nagle...
POLICJANT II I nie ma pan pojęcia, jaki ten diabeł był zręczny... ledwie zdążyłem pochwycić go za nogę.
WARIAT A, moja metoda prowokacji daje owoce... więc pan go chwycił za nogę!
POLICJANT II Tak, ale mi w ręce został tylko but, a on i tak zleciał.
WARIAT To nie ma znaczenia! Ważne jest, że został but. Ten but jest niezbitym dowodem waszej chęci ratowania go.
KOMISARZ SPORTOWIEC Oczywiście, niezbitym.
DYREKTOR Brawo!
POLICJANT II Dziękuję, panie dyrekt...
DYREKTOR Milczeć!
WARIAT Chwileczkę, ale coś tu nie gra... Samobójca miał trzy buty?
DYREKTOR Jak to trzy buty?
WARIAT No tak, jeden został w ręku policjanta... Sam to zeznał w parę dni po wypadku... o, jest tutaj!
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak, to prawda. Opowiedział to reporterowi „Corriere Della Sera”.
WARIAT Ależ ten tu oto załącznik zapewnia, że umierający na bruku podwórza anarchista miał na obu nogach buty. Zeznają to wszyscy, którzy przybiegli, gdy jeszcze leżał, między innymi reporter „Unita” i inni przechodzący dziennikarze.
KOMISARZ SPORTOWIEC Nie rozumiem, jak to się mogło stać...
WARIAT Ja również... Chyba, że ten policjant był tak chyży, że rzucił się natychmiast na schody, w oknie drugiego piętra zaczekał na przelatującego samobójcę i zdążył mu w locie założyć buta na nogę i błyskawicznie wrócić na czwarte piętro w chwili, kiedy anarchista spadał na bruk.
DYREKTOR No widzi pan, panie sędzio, znów zaczyna pan ironizować!
WARIAT Przepraszam. mamy więc trzy buty... Słuchajcie, nie przypominacie sobie, czy przypadkiem nie był trójnogi?
DYREKTOR Kto?
WARIAT Samobójca, kolejarz... gdyby przypadkiem miał trzy nogi, jest rzeczą jasną, że nosiłby trzy buty.
DYREKTOR Nie, nie by trójnogi!
WARIAT Niech się pan nie gniewa, proszę... zwłaszcza, że po anarchiście i tego można by się spodziewać!
POLICJANT II Oj, to prawda!
DYREKTOR Milczeć!
KOMISARZ SPORTOWIEC Co za kłopot, do pioruna! Trzeba znaleźć jakiś prawdopodobny powód, bo inaczej...
WARIAT Ja już go znalazłem.
DYREKTOR Słuchamy.
WARIAT Otóż najwidoczniej jeden z butów był na niego za duży, więc nie mając pod ręką wkładki do butów, włożył najpierw, pod ten zbyt duży, drugi - ciaśniejszy.
KOMISARZ SPORTOWIEC Dwa buty na jednej nodze?
WARIAT Tak, co w tym dziwnego? Coś w rodzaju kalosza, pamiętacie? Na buty wkładało się dawniej gumowe kalosze.
DYREKTOR Właśnie - dawniej!
WARIAT A nawet, wiecie, co wam powiem? W rękach policjanta został właśnie nie but, a kalosz.
KOMISARZ SPORTOWIEC Ależ nie, to niemożliwe! Anarchista w kaloszach! Mogą ich używać najwyżej ludzie starej daty, konserwatyści...
WARIAT Anarchiści są konserwatystami, wierzcie mi! W każdym razie, jeśli nie odpowiadają wam ani kalosze, ani historia z trzema butami...
KOMISARZ SPORTOWIEC Przepraszam... Tak, o co chodzi?... Chwileczkę... Strażnik melduje, że zatrzymał w bramie jakąś dziennikarkę, która pyta o pana, panie dyrektorze.
DYREKTOR Ach tak...wyznaczyłem jej spotkanie na dzisiaj... Ona jest z „Espresso” czy „Europeo”, nie pamiętam... niech pan spyta, czy nazywa się Feletti?
KOMISARZ SPORTOWIEC Nazywa się Feletti?... Tak, Maria Feletti.
DYREKTOR W takim razie to ona, prosiła o wywiad. Niech przyjdzie kiedy indziej, dziś nie mam czasu.
WARIAT Ależ nigdy w życiu!... Nie pozwolę, żeby pan przeze mnie miał przykrości.
DYREKTOR Dlaczego przykrości?
WARIAT Ja ją znam, ona jest ważna... i gotowa się obrazić... zdolna jest, przez zemstę, napisać o panu taki artykulik... Niech ją pan każe wpuścić.
DYREKTOR Ale nasze śledztwo?
WARIAT Może zaczekać. Czy nie rozumiecie jeszcze, że ja jadę z wami na tym samym wózku? A ludzi tego pokroju lepiej mieć za sobą, niż przeciwko. Mam rację, czy nie?
DYREKTOR Tak jest... Niech ją wpuszczą.
KOMISARZ SPORTOWIEC Przyprowadź ją do mnie na górę.
DYREKTOR A pan co zrobi, opuści nas pan?
WARIAT Ani myślę... nigdy nie opuszczam przyjaciół, szczególnie w chwili niebezpieczeństwa!
KOMISARZ SPORTOWIEC Zostaje pan?
DYREKTOR W jakim charakterze? Chce pan, aby ten sęp odkrył, kim pan jest i po co pan tu przyjechał? I potem napisze o tym całą kolumnę? Niech pan powie od razu, że chce nas pan zgubić!
WARIAT Ależ nie, nie chcę was zgubić; sęp nigdy się nie dowie, kim jestem naprawdę.
KOMISARZ SPORTOWIEC Ha, ha, nie?
WARIAT Nie, na pewno...zmienię osobowość. Dla mnie to dziecinna zabawka, możecie mi wierzyć: Psychiatra z sekcji kryminalnej czy dyrektor Interpolu, czy kierownik oddziału naukowego - jak wolicie. Jeśli sęp zaskoczy was jakimś podstępnym pytaniem, mrugnijcie tylko okiem, a wtedy ja wkroczę... najważniejsze, żebyście wy się nie skompromitowali.
DYREKTOR Pan jest niesłychanie szlachetny, panie sędzio...
WARIAT Od tej chwili jestem kapitanem z wydziału naukowego, Marcantonio Banzi Piccinni... dobrze?
KOMISARZ SPORTOWIEC Ale kapitan Banzi Piccinni rzeczywiście istnieje... i mieszka w Rzymie...
WARIAT Właśnie, wic jeżeli dziennikarka napisze coś dla nas nieprzychylnego, łatwo będzie wykazać, że wszystko zmyśliła, wzywając na świadka prawdziwego kapitana Piccinni z Rzymu.
KOMISARZ SPORTOWIEC Ależ pan genialny! A czuje się pan na siłach odegrać rolę kapitana?
WARIAT Niech się pan nie boi.
DYREKTOR Uwaga: idzie! Witam panią, proszę bliżej.
REPORTERKA Dzień dobry. Czy mam przyjemność z panem dyrektorem?
DYREKTOR Tak, to ja... bardzo mi przyjemnie... znamy się tylko przez telefon, niestety...
REPORTERKA Bardzo mi przyjemnie. Policjant w bramie robił mi trudności.
DYREKTOR Istotnie, proszę wybaczyć, to moja wina, bo nie uprzedziłem go o pani przybyciu. Przedstawiam pani moich współpracowników: szeregowiec Pisani, komisarz kierownik tego działu...
REPORTERKA Bardzo mi przyjemnie.
KOMISARZ SPORTOWIEC Cała przyjemność po mojej stronie.
REPORTERKA Och! co za siła!...
KOMISARZ SPORTOWIEC O, przepraszam.
DYREKTOR I na koniec... kapitan... kapitan...
WARIAT Kapitan Marcantonio Banzi Piccinni, z naukowego. Proszę darowa…ć mą sztywną rękę, to pamiątka z kampanii algierskiej: ex-spadochroniarz z legii cudzoziemskiej... ale proszę siadać, panno Feletti.
DYREKTOR Może się pani czegoś napije?
REPORTERKA Nie, dziękuję... Wolałabym, jeśli można, zacząć od razu... Proszę mi darować, ale spieszę się. Powinnam, niestety, oddać ten artykuł dziś wieczór, aby poszedł na maszynę w nocy.
DYREKTOR Dobrze, jak pani sobie życzy, zaczniemy od razu, my jesteśmy gotowi.
REPORTERKA Miałabym kilka pytań... Pierwsze jest pod pana adresem, komisarzu i proszę wybaczyć, że jest nieco prowokacyjne... Jeżeli panowie nie macie nic przeciwko temu, będę używała magnetofonu... Chyba, że wam to przeszkadza...
KOMISARZ SPORTOWIEC Doprawdy, proszę pani, my...
WARIAT Ależ oczywiście, proszę! Pierwsza zasada: nigdy się nie sprzeciwiać!
KOMISARZ SPORTOWIEC Ale jeżeli wymknie mi się coś... i będziemy chcieli zdementować... pani będzie miała dowody...
REPORTERKA Przepraszam panów, czy coś jest nie w porządku?
WARIAT Nie, nie, wprost przeciwnie... komisarz śpiewał mi tu peany na pani cześć, mówił, że jest pani kobietą niesłychanie odważną, demokratką z przekonania, zwolenniczką prawdy i sprawiedliwości... za każdą cenę!
REPORTERKA Och, kapitan zbyt łaskaw!
KOMISARZ SPORTOWIEC Proszę pytać.
REPORTERKA Dlaczego nazywają pana „Okrakiem przez okno”?
KOMISARZ SPORTOWIEC „Okrakiem przez okno”? Mnie?
REPORTERKA Tak. Albo też „Komisarzem od okna”.
KOMISARZ SPORTOWIEC I któż to mnie tak nazywa?
REPORTERKA Mam tutaj fotokopię listu młodego anarchisty, wysłanego z więzienia San Vittore, gdzie chłopiec ten był uwięziony właśnie w okresie śmierci naszego anarchisty i w tym liście mówi on właśnie o panu komisarzu i no tym pokoju.
KOMISARZ SPORTOWIEC Ach tak... i co mówi?
REPORTERKA „Komisarz z czwartego piętra policzkując mnie, zmusił mnie, abym usiadł na oknie z nogami w powietrzu, a potem zaczął mnie prowokować: `rzuć się' i znieważał mnie. `Czemu się nie rzucasz, brak ci odwagi, co? No, skacz już, na co czekasz?” Zapewniam was, że musiałem zacisnąć zęby, żeby nie ulec”.
WARIAT Wspaniałe! Wygląda, jak scenariusz do filmu Hitchcocka.
REPORTERKA Przepraszam, kapitanie, ale postawiłam pytanie kierownikowi tego biura, nie panu... Co mi pan odpowie?
WARIAT Spokój i przytomność umysłu!
KOMISARZ SPORTOWIEC Nie mam nic do powiedzenia... to pani raczej powinna mi odpowiedzieć... z cała szczerością: Czy myśli pani, że kolejarza także posadziłem okrakiem?
WARIAT Cicho, bo pan wpadnie. „Sęp leci drogą i dojrzeć go nie mogą”.
REPORTERKA Jeżeli się nie mylę, kapitanie, to pan celowo przeszkadza.
WARIAT Nic podobnego, zrobiłem tylko mały komentarz. I jeśli mi pani pozwoli, chciałbym zapytać, panno Feletti, czy nie bierze nas pani czasem za agentów, reklamujących proszki do prania... skoro za wszelką cenę chce pani, abyśmy robili pokazowy eksperyment z oknem na każdym anarchiście, jaki nam wpadnie w rękę?!
REPORTERKA Trzeba przyznać, że jest pan bardzo sprytny, kapitanie.
KOMISARZ SPORTOWIEC poklepując Wariata po plecach Dzięki, wybawił mnie pan z wielkiego kłopotu....
WARIAT Uważnie z takimi gestami, komisarzu... Ja mam szklane oko!
KOMISARZ SPORTOWIEC Szklane oko?
WARIAT I niech pan uważa także, ściskając mi rękę. Jest sztuczna.
REPORTERKA Ale wracając jeszcze do okien, w aktach sędziego śledczego brak orzeczenia biegłych na temat paraboli upadku.
DYREKTOR Paraboli upadku?
REPORTERKA Tak, paraboli upadku rzekomego samobójcy.
DYREKTOR A do czego ona ma służyć?
REPORTERKA Do ustalenia, czy w momencie wypadnięcia z okna anarchista był całkiem przytomny czy nie całkiem. To znaczy, czy wyskoczył, co wymagałoby minimalnego choćby rozmachu, czy spadł nieprzytomny, jak istotnie było, ześlizgując się po murze... czy miał jakieś zadraśnięcia lub skaleczenia na ramionach i dłoniach, których w rzeczywistości nie było, co znaczy, że domniemany samobójca nie miał w chwili lądowania na bruku rąk wyciągniętych przed siebie gestem ochrony... gestem normalnym i najzupełniej instynktownym.
KOMISARZ SPORTOWIEC Tak, proszę tylko nie zapominać, że mamy tu do czynienia z samobójcą...z kimś, kto się rzuca, bo chce umrzeć.
WARIAT Ach, to nie znaczy... tu muszę, niestety, przyznać rację pani. Jak pani widzi, jestem obiektywny. Robiono w tej materii mnóstwo eksperymentów: brano samobójców i rzucano ich z góry... i zauważono, że wszyscy... w pewnym momencie instynktownie... ooo! Ręce naprzód!
DYREKTOR Pięknie nas pan popiera... Czy pan wariat?
WARIAT Tak, a kto panu powiedział?
EPORTERKA A jeszcze dziwniejszym szczegółem, o którego wyjaśnienie proszę uprzejmie, jest brak w aktach taśmy magnetofonowej i rejestracją dokładnej godziny telefonicznego wezwania karetki pogotowia. Wezwanie pochodziło z Komedy policji i miało miejsce, co poświadczył również kierowca karetki, o dwudziestej czwartej bez dwóch minut. Podczas gdy wszyscy reporterzy przybyli na miejsce wypadku oświadczyli, że skok nastąpi dokładnie trzy minuty po dwudziestej czwartej... Słowem, karetka została wezwana na pięć minut przed upadkiem anarchisty z okna. Czy któryś z panów może mi wyjaśnić tę ciekawą rozbieżność?
WARIAT Ba, często się zdarza, że wołamy karetkę pogotowia tak, prewencyjnie... gdyż nigdy nie wiadomo... i czasami, jak pani widzi, mamy rację...
KOMISARZ SPORTOWIEC Brawo!
WARIAT Uwaga na oko! Skończy się na tym, że mi wyskoczy!
DYREKTOR A swoją drogą nie rozumiem, o co nas pani obwinia. Czy zbrodnią jest być przewidującym? Trzy minuty wcześniej... Policji przewidywanie i pospiech są wszystkim!
KOMISARZ SPORTOWIEC A poza tym mam przekonanie, że to wina zegarów... u reporterów zawsze się spóźniają... to znaczy, spieszą.
DYREKTOR A mógł się też spóźnić zegar w centrali telefonicznej.
REPORTERKA Przedziwna niedyspozycja zegarowa!
WARIAT Dlaczego dziwna?... Nie jesteśmy przecież w Szwajcarii. Tu każdy nastawia sobie zegarek tak, jak mu się podoba... jeden woli, żeby się spieszył, drugi, żeby spóźniał... jesteśmy w kraju artystów, wybujałych indywidualistów, nienawidzących utartych szablonów.
KOMISARZ SPORTOWIEC Brawo! Wspaniale!
WARIAT No widzi pan! A co mówiłem? Przez pana wypadło mi szklane oko!
KOMISARZ SPORTOWIEC Och, najmocniej przepraszam... zaraz je odnajdziemy...
WARIAT Nic nie widzę... przepraszam panią, o czym mówiliśmy?
REPORTERKA O tym, że jesteśmy krajem artystów nienawidzących utartych zwyczajów... I przyznaję panu rację. Szczególnie sędziowie śledczy nienawidzą ich: pomijają zebranie bezpośrednich zeznań, taśmy rejestrującej godziny, zaświadczeń rzeczoznawców, pomijają zbadanie, dlaczego karetka przyjechała przedterminowo... to wszystko błahostki! Łącznie z podbiegniętym krwią siniakiem na szyi zmarłego...
DYREKTOR O co chodzi?
WARIAT Chodzą pogłoski, ze podczas ostatniego przesłuchania anarchisty, jeden z obecnych, właśnie na parę sekund przed północą, zniecierpliwił się i wymierzył taki cios ręką w szyję wyżej wymienionego anarchisty... spokojnie, komisarzu... że tamtego prawie sparaliżowało. Co więcej, rzęził, nie oddychał... wówczas jakoby wezwano karetkę, a w międzyczasie, aby go ocucić, otwarto okno i położono anarchistę na parapecie z głową odchyloną tak, aby świeże powietrze orzeźwiło go. Mówią, że dwóch go podtrzymywało... i, jak często się w takich wypadkach zdarza, jeden zdaje się na drugiego... ja mam go trzymać? Ty go trzymasz? On tymczasem buch - i zleciał!
REPORTERKA Właśnie, dokładnie tak miało być.
DYREKTOR Czy pan zwariował?
WARIAT Tak, dyrektorze, szesnaście razy.
KOMISARZ SPORTOWIEC Do diabła! Na czymże ja się pośliznąłem?
WARIAT Naturalnie na moim szklanym oku! Ależ mi je pan wybrudził! Panie posterunkowy, zechce mi pan przynieść szklankę wody, żebym je obmył?
REPORTERKA Przyznacie, panowie, że taka wersja wyjaśniałaby wiele tajemnic: dlaczego wezwano przedwcześnie karetkę, dlaczego anarchista spadł nieprzytomny... i wreszcie tę ciekawą definicję użytą przez Prokuraturę w uzasadnieniu końcowym.
WARIAT Jaką definicję? Proszę starać się mówić wyraźniej bo i tak już mnie głowa boli!
REPORTERKA Prokuratura oświadczyła na piśmie, że śmierć anarchisty należy uważać za „śmierć przypadkową”. Czyli przypadek, a nie samobójstwo, jak panowie mówili. Między tymi określeniami jest duża różnica. Drugiej strony dramat, tak, jak go naświetlił kapitan, przy dobrej woli, można by uznać jako „przypadek”.
WARIAT pije ze szklanki O Boże, moje oko... niech to zaraza... połknąłem oko... no, trudno, miejmy nadzieję, że mi ból głowy przejdzie.
DYREKTOR W jakąż to grę gra pan teraz z nami?
KOMISARZ SPORTOWIEC Czy nie wydaje się panu, że zanadto popuścił pan cugli sępowi? Teraz jest już pewna, że nas dostała.
WARIAT No proszę. A jednak ja pani udowodnię że ta ostatnia wersja jest całkowicie niewiarygodna.
REPORTERKA Tak, tak samo niewiarygodna, jak dla sędziego śledczego są niewiarygodne zeznania emerytów.
WARIAT Jacy znów niewiarygodni emeryci?
REPORTERKA Dziwne, że pan o tym nie wie. W dokumencie wspomniany sędzia oświadczył, że zeznania trzech świadków, na których powołuje sięgasz anarchista, a którzy twierdzili, że spędzili owo tragiczne popołudnie w kantynie okrętowej, grając z nim w karty, są niewiarygodne.
WARIAT Zeznania niewiarygodne... a dlaczego?
REPORTERKA Dlatego, że - jak twierdzi ten sam sędzia - „są to ludzie starsi, słabego zdrowia i przeważnie inwalidzi”.
WARIAT I tak napisał?
REPORTERKA Tak!
WARIAT Cóż! Trudno nie przyznać mu racji. Jak można, obiektywnie rzecz biorąc, żądać od emeryta w pewnym wieku, w dodatku inwalidy wojennego czy zawodowego, obojętnie, ex-robotnika - proszę to wziąć pod uwagę - ex- robotnika, aby posiadał choćby minimalne zdolności psychofizyczne, których wymaga odpowiedzialna rola świadka?
REPORTERKA Dlaczego ex-robotnik ich nie posiada? Proszę mi to wytłumaczyć.
WARIAT Ależ, droga pani, gdzie pani żyje? Zamiast jeździć na reportaże do Meksyku, Kambodży, Wietnamu, czemu nie wybierze się pani kiedyś do Piombino, Marghera, Sesto San Giovanni? Czy ma pani pojęcie, co to jest robotnik? Kiedy dochodzą do emerytury, a z ostatnich statystyk wynika, że dochodzi ich coraz mniej, o ile więc do niej dochodzą, są już wyciśnięci jak cytryny, są cieniami, niezdolnymi do najprostszych refleksów... łachmanami.
REPORTERKA Czy to może ich wina, że są tak otępiali?
WARIAT Nie, na pewno, winę ponosi społeczeństwo. Ale my nie po to tu jesteśmy, żeby wytaczać proces kapitalizmowi i kapitalistom, my tu tylko dyskutujemy o mniej czy bardziej wiarygodnych świadkach. A że ktoś jest otępiały, bo go zanadto wyzyskiwano, albo miał wypadek w fabryce, to nas, jako przedstawicieli ładu i sprawiedliwości, nie powinno obchodzić.
DYREKTOR Brawo, kapitanie!
WARIAT Nie masz środków na to, by leczyć pamięć witaminami, proteinami, glukozą, tłuszczami i fosforanem wapnia?... Tym gorzej dla ciebie, mogę ci współczuć, ale jako sędzia powiadam: „nie, bracie, przykro mi, ale nie wchodzisz już w rachubę, jesteś obywatelem drugiej kategorii”.
REPORTERKA O właśnie, wiedziałam, że prędzej czy później wyskoczy sprawa klasowa, kwestia przywilejów klasowych.
WARIAT Przyznaję, że nasze społeczeństwo jest podzielone na klasy... Jeżeli nawet jesteś stary i bardziej zramolały... ale jeżeli wyszedłeś prościutko z sauny, jeżeli po masażu włożyłeś jedwabną koszulę i przyjechałeś sześcioosobowym Mercedesem z szoferem... chciałbym widzieć sędziego, który cię z miejsca nie uzna za wiarygodnego.
KOMISARZ BERTOZZO Przepraszam, nie przeszkadzam?
DYREKTOR Proszę, proszę, komisarzu Bertozzo. Niech pan siada.
KOMISARZ BERTOZZO Ja tylko chciałem to tu złożyć.
DYREKTOR Cóż to takiego?
KOMISARZ BERTOZZO To kopia bomby, która eksplodowała w banku.
REPORTERKA O mój Boże!...
KOMISARZ BERTOZZO Proszę się nie obawiać, jest zabezpieczona.
DYREKTOR W takim razie świetnie, niech ją pan tu położy.... i poda rękę koledze... pan również, komisarzu... niech pan tu przyjdzie i pogódźcie się.
KOMISARZ BERTOZZO Ale dlaczego mamy się godzić, panie dyrektorze... żebym przynajmniej wiedział, o co się tak rozsierdził na mnie, że mi podbił oko.
KOMISARZ SPORTOWIEC Ach, nie wiesz? A wyzwiska?
KOMISARZ BERTOZZO Jakie wyzwiska?
KOMISARZ SPORTOWIEC No, dosyć już... przy obcych ludziach...
WARIAT Właśnie...
KOMISARZ BERTOZZO Ale, panie dyrektorze, ja chciałbym tylko zrozumieć... o co mu chodziło... wszedł, nawet nie powiedział dzień dobry - i bum!
WARIAT Tak, przynajmniej dzień dobry mógł powiedzieć. Tu pan ma rację.
KOMISARZ BERTOZZO O, widzi pan... Przepraszam, ale pan... wydaje mi się znajomy.
WARIAT To pewnie dlatego, że obaj mamy przepaski na oku.
KOMISARZ BERTOZZO Nie, nie, żarty na bok...
WARIAT Pan pozwoli, że się przedstawię: kapitan Marcantonio Banzi Piccinni... z naukowego...
KOMISARZ BERTOZZO Piccinni?... Ależ nie, to niemożliwe... ja znam kapitana Piccinni!
DYREKTOR Nie, nie zna go pan!
KOMISARZ BERTOZZO Nie znam go?... Pan żartuje!...
KOMISARZ SPORTOWIEC Nie, nie znasz go.
KOMISARZ BERTOZZO Słuchaj, nie zaczynaj znowu!
DYREKTOR Niechże pan da spokój...
KOMISARZ BERTOZZO Ależ on był moim kolegą na kursie...
WARIAT Skoro proszą, żeby pan dał spokój...
KOMISARZ BERTOZZO Nie, coś takiego!...
WARIAT Piccinni to ja!
DYREKTOR Pozwoli pani, że przedstawię pani komisarza... panna Feletti, reporterka. Rozumie już pan?
KOMISARZ BERTOZZO Bardzo mi przyjemnie, komisarz Bertozzo... Nie, nie rozumiem. No, widzi pan, dyrektorze, to on zawsze zaczyna!...
REPORTERKA No wie pan! Cóż to za zachowanie!
DYREKTOR Ma pani rację, nie wiem, co mam o tym myśleć... Bertozzo... niech się pan uspokoi i posłucha mnie! Pani przyszła tu na bardzo ważny wywiad, zrozumiał pan?
KOMISARZ BERTOZZO Zrozumiałem.
DYREKTOR Panno Feletti, jeżeli zechce pani i jemu zadać jakieś pytanie... komisarz jest przede wszystkim najlepszym ekspertem od spraw balistyki i środków wybuchowych.
REPORTERKA O, to się doskonale składa, może pan zaspokoi moją ciekawość... powiedział pan, że w tej kasetce jest kopia bomby z banku.
KOMISARZ BERTOZZO Tak, ale to kopia bardzo niedokładna, gdyż wszystkie elementy oryginalne poginęły... pani rozumie...
REPORTERKA Ale zachowała się przecież jedna bomba, która nie wybuchła.
KOMISARZ BERTOZZO Tak, ta z banku handlowego.
REPORTERKA Proszę mi wyjaśnić, dlaczego zamiast rozbroić ją i przekazać wydziałowi naukowemu, jak zwykle, aby można ją było zbadać dokładnie, ci, którzy ją znaleźli, zanieśli ją od razu na podwórze, zagrzebali i tam ją wysadzili?
KOMISARZ BERTOZZO Dlaczego pani o to pyta?
REPORTERKA Pan to wie lepiej ode mnie. Gdyż w ten sposób, komisarzu, zniszczono nie tylko bombę, ale i podpis morderców.
WARIAT Słusznie... nie darmo mówi się: „powiedz mi, jak fabrykujesz bomby, a powiem ci, kim jesteś!”
KOMISARZ BERTOZZO Ale nie, to nie Piccinni!
DYREKTOR Pewnie, że nie, niech pan siedzi cicho!
KOMISARZ BERTOZZO Więc dobrze mi się zdawało. A kto to jest?
WARIAT Jeśli komisarz Bertozzo mi pozwoli, to w charakterze kierownika oddziału naukowego...
KOMISARZ BERTOZZO Komu on chce głowę zawracać! Co pan robi?... Proszę zostawić kasetkę... to niebezpieczne!
WARIAT Jestem z naukowego...niech się pan usunie.
DYREKTOR Naprawdę zna się pan na tym?
WARIAT Widzi pani, bomba tego rodzaju jest tak skomplikowana... niech pani spojrzy, ile tu drucików, dwa detonatory... mechanizm godzinowy... ampułka zapłonowa, dźwignie, przekładnie... powtarzam: jest tak skomplikowana, że można w niej doskonale ukryć mechanizm z opóźnionym zapłonem i nikt go nie znajdzie, chyba że zechce rozmontować cała bombę kawałek po kawałku, na co trzeba całego dnia, niech mi pani wierzy... a ona tymczasem bum!
DYREKTOR Wygląda rzeczywiście na technika, co pan myśli?
KOMISARZ BERTOZZO Tak, ale to nie jest Piccinni...
WARIAT Oto dlaczego lepiej było zniszczyć podpis morderców, jak się pani wyraziła... i dać bombie eksplodować na podwórzu, niż pozwolić, żeby eksplodowała wśród ludzi i dokonała jeszcze większej rzezi, niż tamta.
REPORTERKA Tak, tym razem zupełnie mnie pan przekonał.
WARIAT Siebie również przy okazji.
KOMISARZ SPORTOWIEC potrząsając ręką Wariata
Mnie pan też całkiem przekonał, to był świetny wykład.
WARIAT No i przecie mi ją pan oderwał. A uprzedzałem pana, że jest sztuczna.
KOMISARZ SPORTOWIEC Strasznie przepraszam!
WARIAT Teraz już tylko noga pozostała do wyrwania.
DYREKTOR Niech pan też coś powie, Bertozzo, niech im pan pokaże, że i u nas w sekcji się nie śpi.
KOMISARZ BERTOZZO Pewnie. Prawdziwa bomba jest raczej skomplikowana. Widziałem ją. Znacznie bardziej niż ta. Jest niewątpliwie dziełem profesjonalistów, jak mówią.
DYREKTOR Niech się pan nie rozpędza!
REPORTERKA Profesjonalistów? Wojskowych może?
KOMISARZ BERTOZZO To więcej niż prawdopodobne!
DYREKTOR Ach, co pan narobił!...
KOMISARZ BERTOZZO Dlaczego? Co takiego powiedziałem?
REPORTERKA Bardzo dobrze! Tak więc wy, wiedząc, że do konstrukcji tego rodzaju bomb, nie tylko do operowania nimi, potrzebna jest umiejętność i doświadczenie zawodowców, szczególnie wojskowych, wy mimo to rzuciliście się na łeb, na szyję na tę jedyną, nędzną grupkę anarchistów, zaniedbawszy zupełnie innych śladów... nie potrzebuję chyba wymieniać, jakiego koloru i partii!
WARIAT Pewnie, jeżeli się pani opiera na wersji Bertozzo, który nie może być miarodajny, gdyż nie jest specem od środków wybuchowych... to tylko jego hobby!
KOMISARZ BERTOZZO Hobby? Jak to, ja się na tym nie znam... skąd pan o tym wie? Kim pan jest?... Kto to jest, zechcecie mi wreszcie powiedzieć?
DYREKTOR Niech pan da spokój!...
KOMISARZ SPORTOWIEC Uspokój się...
REPORTERKA Proszę być spokojny, komisarzu, jestem pewna, że wszystko, co mi pan powiedział, jest prawdą, taką samą prawdą, jak fakt, że cała policja i sądownictwo bez wahania oskarżyły... proszę mi darować określenie: najbardziej wariacki i egzaltowany zespół niepozbieranych typów, jaki sobie można wyobrazić - grupę anarchistów dowodzonych przez tancerza!
DYREKTOR Ma pani rację, że byli niepozbierani, ale to była tylko fasada, którą sobie skonstruowali, by nie zwracać na siebie uwagi.
REPORTERKA Istotnie, cóż bowiem odkryto za tą fasadą - że na dziesięciu członków grupy dwaj byli po prostu waszymi konfidentami, a raczej szpiegami i prowokatorami. Jeden to faszysta rzymski, znany wszystkim, z wyjątkiem naszych lekkomyślnych anarchistów, a drugi - wasz agent policyjny, ucharakteryzowany również na anarchistę.
WARIAT Co się tyczy policjanta ucharakteryzowanego na anarchistę, nie rozumiem, jak mogli mu wierzyć? Znam go, to gość tak nieprzeciętnie inteligentny, że jeśli go spytasz, co to jest Bakunin, odpowie ci, że ser szwajcarski bez dziurek.
KOMISARZ BERTOZZO Do wściekłości doprowadza mnie ten osobnik, który wszystko wie i wszystkich zna... a jednak ja go skądś znam!
DYREKTOR Ten nasz agent-szpieg jest właśnie bardzo wartościowym pracownikiem. I świetnie przygotowanym.
REPORTERKA I dużo macie jeszcze takich agentów- szpiegów, świetnie przygotowanych, porozsiewanych w różnych pozaparlamentarnych zrzeszeniach?
WARIAT „Sęp leci drogą...”
DYREKTOR Nie widzę powodu taić tego - tak, mamy ich wielu, wszędzie po trochę.
REPORTERKA Teraz pan blefuje, dyrektorze!
DYREKTOR Ani trochę... nawet tego wieczoru, powiem pani, że mamy kogoś... jak zawsze... wśród publiczności!
GŁOSY Z WIDOWNI Słucham, dyrektorze!... Co pan rozkaże?... Rozkaz!...
WARIAT Spokojna głowa, proszę państwa, to są tylko aktorzy... ci prawdziwi też tu są, ale siedzą cicho.
DYREKTOR Konfidenci są naszą siłą.
KOMISARZ SPORTOWIEC Przestrzegają, sprawdzają...
WARIAT Prowokują zamachy by mieć potem pretekst do represji... Chciałem tylko uprzedzić niewątpliwą ripostę panny Feletti!
REPORTERKA Oczywiście, że niewątpliwą! Jakim sposobem, mając całkowitą kontrolę nad każdym z członków tej wędrownej grupki, dopuściliście do tak skomplikowanego zamachu i nie staraliście się powstrzymać ich?
WARIAT Uwaga, sęp zaczyna nurkować!
DYREKTOR Tak się złożyło, że w owym czasie nasz agent- szpieg był nieobecny w związku...
WARIAT To prawda, przyniósł nawet usprawiedliwienie, podpisane przez rodziców.
KOMISARZ SPORTOWIEC Proszę pana... panie sędzio!...
REPORTERKA A ten drugi konfident, faszysta? Ten był obecny... tak dalece, że sędzia rzymski uważa go za najbardziej odpowiedzialnego, organizatora i mocodawcę, gdyż korzystając z naiwności tych anarchistów, popchnął ich do dokonania zamachu, którego zbrodniczej intencji na pewno nie podejrzewali... To wszystko, co mówię, to słowa i przekonania sędziego.
WARIAT Paf! Sęp spada na ofiarę!
DYREKTOR Więc przede wszystkim muszę pani wyjaśnić, że faszysta, o którym pani mówi, nie jest wcale naszym konfidentem.
REPORTERKA Dlaczego w takim razie przebywał tak często na policji, szczególnie w rzymskiej sekcji politycznej?
DYREKTOR To pani tak mówi... Mnie o tym nic nie wiadomo.
WARIAT ściskając dłoń Dyrektora Brawo! Doskonały sztych!
DYREKTOR Dziękuję!... Ale ręka pańska... ogromnie mi przykro...
WARIAT Może ją pan zatrzymać, mam inną!
KOMISARZ SPORTOWIEC Ależ to damska!
WARIAT Nie, unisex.
REPORTERKA Ach, nie wiadomo panu? I nawet o tym panu nie wiadomo, że na sto siedemdziesiąt trzy zamachy anarchistyczne, dokonane po dziś dzień: dwanaście miesięcznie, co trzy dni jeden - na sto siedemdziesiąt trzy zamachy wykryto, że co najmniej sto dwa zorganizowali faszyści, a co do połowy pozostałych siedemdziesięciu jeden istnieją poważne poszlaki, że były dziełem faszystów lub organizacji paralelnych.
WARIAT Straszliwa!
DYREKTOR Tak, cyfry mniej więcej by się zgadzały... Co pan na to, komisarzu?
KOMISARZ SPORTOWIEC Musiałbym sprawdzić, ale tak na oko wydaje mi się, że zgadzają się z naszymi.
REPORTERKA Może też przy okazji zechce pan sprawdzić, ile z tych zamachów zorganizowano z zamiarem zrzucenia podejrzeń i odpowiedzialności na ugrupowania skrajnej lewicy.
KOMISARZ SPORTOWIEC Ba, prawie wszystkie, to jasne.
REPORTERKA Tak, to jasne... A ile razy wyście wpadli? Mniej lub bardziej niewinnie?
WARIAT Obrzydliwa!
DYREKTOR Jeśli o to chodzi, wpadli również, mniej lub bardziej niewinnie, niektórzy syndykaliści i paru przywódców Partii Komunistycznej... Właśnie tu mam artykuł „Unita”, oskarżający ich o „niepoważną i awanturniczą lewicowość”... o wandalizm, za który, jak później się okazało, oskarżeni nie ponosili wcale winy.
REPORTERKA Znam ten artykuł. To prawicowy dziennik rozsiewał te wiadomości... ze zwykłym sloganem: ”starcie przeciwstawnych ekstremizmów”, to normalny slogan obiegowy... wy go też używacie.
WARIAT Żmija!
KOMISARZ BERTOZZO Ale ja przecież tego typa znam, zaraz mu zerwę opaskę!
WARIAT Czego się pani spodziewa dokonać, panno Feletti, przy pomocy tych jałowych prowokacji? Czy oczekuje pani, abyśmy przyznali, że gdyby policja, zamiast uganiać się za tymi kilkoma niewydarzonymi anarchistami, zajęła się poważnie tropieniem innych, prawdopodobniejszych śladów, w typie organizacji paramilitarnych i faszystowskich, finansowanych przez przemysłowców, a kierowanych przez wojskowych greckich i okolicznych, doszłaby może do sedna sprawy?
DYREKTOR Niech się pan nie boi... zaraz ją zrobi na szaro... to jego taktyka... już ja się na niej poznałem, jezuicka dialektyka!
WARIAT Jeżeli pani tak myśli, to odpowiem pani: tak, ma pani rację. Gdybyśmy poszli tą inną drogą, ileż pięknych rzeczy byśmy odkryli, hahaha!
KOMISARZ BERTOZZO Ma pan jezuicką dialektykę!
DYREKTOR Co?... Czy on jest wariat?...
KOMISARZ BERTOZZO Wariat... Wariat?!... ależ naturalnie!!! To on!
REPORTERKA Przyznam się, że takie stwierdzenie wyrażone przez przedstawiciela policji... jest doprawdy... szokujące!
KOMISARZ BERTOZZO Panie dyrektorze, ja już odkryłem, kim on jest, znam go!
DYREKTOR No to niech pan to zatrzyma dla siebie, a nie opowiada wszystkim.
KOMISARZ BERTOZZO Przysięgam, że ja go znam. Nigdy nie był w policji, symuluje!
KOMISARZ SPORTOWIEC Wiem o tym. Ameryki nie odkryłeś. Tylko żeby się reporterka o tym nie dowiedziała.
KOMISARZ BERTOZZO Ależ to jest maniak! Nie rozumiesz?
KOMIOSARZ SPORTOWIEC To ty jesteś maniak. I bądź cicho, nie słyszę, o czym mówią!
WARIAT Oczywiście, pani jest dziennikarka i w takim skandalu pogrążyłaby nas pani po szyję... miałaby pani jednak trochę kłopotu z wykazaniem, że ta rzeź niewiniątek w banku miała na celu wyłącznie... wytworzenie tak napiętej sytuacji, aby obywatele sami zaczęli się domagać rządów silnej ręki!
KOMISARZ SPORTOWIEC Nie pamiętam już, czy te słowa czytałem w „Unita” czy w „Lotta Continua”...
KOMISARZ BERTOZZO zrywa opaskę z oka Wariata Proszę bardzo! Widzicie? On ma oko!
DYREKTOR Czy pan całkiem oszalał? Pewnie, że ma! Dlaczego miałby nie mieć?
KOMISARZ BERTOZZO Więc po co nosił opaskę, jeżeli ma oko?
KOMISARZ SPORTOWIEC Ale ty też masz oko pod opaską... I nikt ci jej nie zrywa! Zachowuj się jak cywilizowany człowiek, potem ci wszystko wyjaśnię.
REPORTERKA Nosił pan opaskę dla fantazji?
WARIAT Nie, tylko żeby nie wpadać w oko!
REPORTERKA Haha!... To dobre... Ale proszę nie przerywać, niech pan opowie o skandalu, jaki by powstał.
WARIAT O tak, wielki skandal... dużo aresztowań w kołach prawicowych, niejeden proces... mnóstwo grubych ryb skorumpowanych, senatorów, posłów, pułkowników... Szef policji dostaje pochwały za odważny wyczyn... i niedługo potem przenoszą go w stan spoczynku.
DYREKTOR Nie, kapitanie... te pańskie wnioski są nieco... bezpodstawne...
REPORTERKA Tym razem zgadzam się z panem, kapitanie. Myślę, że skandal tego rodzaju podniósłby autorytet policji. Obywatel miałby wrażenie, że żyje w lepszym państwie, gdzie sprawiedliwość jest trochę mniej niesprawiedliwa.
WARIAT Ależ z pewnością... i to zupełnie by wystarczyło. Naród chce prawdziwej sprawiedliwości, a my staramy się, aby zadowolił się trochę mniej niesprawiedliwą. Pracownicy krzyczą: dosyć! Taki bestialski wyzysk to wstyd, a my staramy się, żeby stał się trochę mniej bestialski, a zwłaszcza, aby pracownicy nie wstydzili się, ale żeby byli dalej wyzyskiwani... więc postaramy się, żeby różnica między nizinie była taka duża, a przynajmniej, żeby tak nie wpadała w oczy! Oni chcieliby rewolucji... A my im damy reformy... dużo, dużo reform... zatopimy ich w reformach. A raczej zatopimy ich w obietnicach reform, których przecież nigdy im nie damy!
KOMISARZ BERTOZZO Wie pan, kto mi przychodzi na myśl, gdy go słucham? Marzone... ten sędzia postawiony w stan oskarżenia za znieważanie sądownictwa...
DYREKTOR Nie, to jeszcze gorzej...On jest kompletny wariat!
KOMISARZ BERTOZZO Ależ pewnie, że tak... od godziny wam to już powtarzam!
WARIAT Widzi pani, przeciętnego obywatela nie interesuje, żeby świństwa w ogóle zniknęły...nie, jemu wystarcza, żeby zostały ujawnione, żeby wybuchł skandal i nie ma już o czym mówić! To jest dla niego prawdziwa wolność, alleluja!
KOMISARZ BERTOZZO Patrzcie na tę nogę... też jest fałszywa!
WARIAT Ściśle mówić, z orzechowego drzewa.
DYREKTOR Wiedzieliśmy o tym.
KOMISARZ BERTOZZO Ale to oszustwo... ona jest przywiązana do kolana!
KOMISARZ SPORTOWIEC Zostaw ją, głupcze! Chcesz mi go całkiem rozmontować?
WARIAT Nie, nie, owszem, proszę... niech pan odwiąże... dziękuję... już mi całe udo ścierpło.
REPORTERKA Ale właściwie dlaczego ciągle nam przerywacie? Czy chcecie go poniżyć w moich oczach dlatego, że ma drewnianą nogę?
KOMISARZ BERTOZZO Nie, tylko żeby pani udowodnić, że to samochwał, maniak i blagier, który nigdy nie był ani inwalidą, ani kapitanem...
REPORTERKA Kim jest w takim razie?
KOMISARZ BERTOZZO Jest po prostu...
DYREKTOR Przepraszam, panno Feletti, ale wołają go do telefonu.
KOMISARZ SPORTOWIEC Chcesz nas zrujnować, idioto?
DYREKTOR Nie rozumie pan, że to musi pozostać tajemnicą? Jeżeli ta panna dowie się o rewizji śledztwa, jesteśmy zgubieni!
KOMISARZ BERTOZZO Jaka znowu rewizja śledztwa?... Hallo!...
KOMISARZ SPORTOWIEC Ty mnie się pytasz? Dopiero przechwalałeś się, że wszystko wiesz, a tymczasem nic nie wiesz! Rzucasz się i robisz wrzawę!
KOMISARZ BERTOZZO Nie robię wrzawy... chcę wiedzieć...
DYREKTOR Cicho!... Niech pan telefonuje i spokój!
KOMISARZ BERTOZZO Halo, kto mówi?
REPORTERKA Och, to nadzwyczajne! Panie dyrektorze, niech się pan już nie martwi, kapitan... ex-kapitan wszystko mi powiedział!
DYREKTOR Co pani powiedział?
REPORTERKA Kim jest naprawdę.
KOMISARZ SPORTOWIEC Powiedział pan?
WARIAT Nie mogłem dłużej kłamać... zresztą, pani sama odgadła.
DYREKTOR Ale przyrzekła pani chyba, że nie napisze o tym w gazecie?
REPORTERKA Oczywiście, że napiszę! „Biurze policji spotkałam biskupa po cywilnemu”.
KOMISARZ SPORTOWIEC I DYREKTOR Biskupa?
KOMISARZ BERTOZZO Jeszcze i biskup teraz! Nie uwierzycie mu chyba?
KOMISARZ SPORTOWIEC Dość nas już wynudziłeś!
WARIAT Ojciec Augusto Bernier, z upoważnienia Stolicy Apostolskiej obserwator łącznikowy przy policji włoskiej.
KOMISARZ BERTOZZO Współpraca z policją?
WARIAT Po świętokradczych usiłowaniach obrzucenia kamieniami Ojca Świętego w Sardynii, ostatnio w Pastel Gandolfo, pani rozumie, że naszym, legatów papieskich, obowiązkiem, jest zapobieganie... nawiązywanie kontaktów...
KOMISARZ BERTOZZO A nie, tego już naprawdę za wiele: teraz biskup-policjant dla odmiany...!
KOMISARZ SPORTOWIEC Ależ my też wiemy, że to bujda!... on umyślnie udaje biskupa, żeby nas ocalić, rozumiesz?
KOMISARZ BERTOZZO Żeby nas ocalić?? Dostałeś obłędu mistycznego? Duszę chce ocalić!
KOMISARZ SPORTOWIEC Nie wygłupiaj się i ucałuj pierścień.
KOMISARZ BERTOZZO Nie, na Boga, to już nie! Absolutnie odmawiam! Wyście chyba wszyscy powariowali! Zaraził was!
REPORTERKA Co się stało temu komisarzowi?
WARIAT Atak... zdaje się. Przytrzymajcie go, to mu na pewno dobrze zrobi... to benedyktyński środek uspokajający.
DYREKTOR Benedyktyński?
WARIAT Tak.
REPORTERKA Nie uwierzy pan, eminencjo, ale kiedy przed chwilą, mówiąc o skandalach, wykrzyknął pan „alleluja”, pomyślałam zaraz... proszę mi darować brak szacunku...
WARIAT Proszę, proszę.
REPORTERKA Pomyślałam sobie: „Ho, ho, mówi jak ksiądz”. Nie obraziłam eminencji?
WARIAT Nie ma żadnego powodu do obrazy. Rzeczywiście, mówiłem jak ksiądz, bo nim jestem. Zresztą, sam Grzegorz Wielki, gdy tylko został papieżem i stwierdził, że za pomocą intryg i różnych manewrów usiłowano zataić wielkie skandale, rozzłości się i wykrzyknął słynne słowa: „Nolimus aut volimus, omnibus gentibus, iustitiam et veritatem”!
REPORTERKA Eminencjo, błagam... trzy razy oblano mnie z łaciny.
WARIAT Krótko mówiąc, powiedział: „Czy ktoś chce czy nie chce, ja nakazuję poszanowanie sprawiedliwości i prawdy, zrobię wszystko, co w mej mocy, aby skandale wybuchały w jak najbardziej głośny sposób i nie obawiajcie się, że w ich zgniliźnie zatonie wasza władza. Niechaj będą skandale, gdyż na nich najbardziej utrwala się potęga Państwa”!
REPORTERKA To nadzwyczajne!... Czy mogłabym prosić o napisanie mi tego w całości... tutaj?
Wariat zdejmuje ze ściany portret prezydenta, odrywa fragment i pisze na odwrocie
DYREKTOR Co pan zrobił? Przedarł pan portret prezydenta? Nie wie pan, że to przestępstwo? Co pana opętało?
KOMISARZ SPORTOWIEC Ależ, dyrektorze, on tu napisał takie rzeczy...
DYREKTOR Mogę się z panem nawet zgodzić, że on ma manię pisania melodramatycznych manifestów do narodu... ale to jeszcze nie powód, żeby profanować jego portret... To hańba!
REPORTERKA Słowem, wynika z tego, że nawet jeśli skandalu nie ma, trzeba go wymyślić, gdyż jest on znakomitym sposobem utrzymania władzy, a jednocześnie przynosi ulgę sumieniu uciskanych.
WARIAT Zapewne, to oczyszczające katharsis... a wy, niezależna prasa, jesteście jej kapłanami, godnymi najwyższego uznania.
REPORTERKA Na pewno nie ze strony naszego rządu, który, gdy tylko wykryjemy jakiś skandal, szaleje i robi wszystko, żeby go zatuszować.
WARIAT Szleje, tak, tak... szaleje nasz rząd... który jest jeszcze burboński... prokapitalistyczny... niech pani spojrzy jednak na inne państwa, bardziej postępowe... północne, europejskie. Pamięta pani skandal „perfumeryjny” w Anglii? Minister wojny, zamieszany w aferę z narkotykami, prostytutkami, szpiegostwem? Upadł może przez to rząd? Zachwiała się giełda? Nic podobnego, przeciwnie: rząd i giełda nie były nigdy tak silne, jak po tym skandalu. Ludzie pomyśleli: „Owszem, gnój jest, ale wypływa na powierzchnię... Pływamy w nim i pijemy go nawet, ale nikt nam nie wmawia, że to lemoniada! A to najważniejsze!”
DYREKTOR Ależ nie! To by znaczyło, że skandal jest nawozem pod socjaldemokrację!
WARIAT Słusznie! Doskonale to pan określił! Skandal jest nawozem pod socjaldemokrację! Co więcej, to najlepsze antidotum przeciwko najgorszej truciźnie, jaką jest uświadomienie narodu. Gdy naród będzie uświadomiony, wtedy zginęliśmy! Weźmy taką Amerykę, ten kraj prawdziwie socjaldemokratyczny, gdzie spacerowali z transparentami „Wojna wojnie” i „Precz z wyzyskiem człowieka przez człowieka”, i grożą obaleniem państwa ich pracodawców. To przecież jest cudowne! Wyzyskiwani, którzy bronią wyzyskiwaczy!
KOMISARZ SPORTOWIEC Co to ma być? Ewangelia według Czou-en Laia?
KOMISARZ BERTOZZO Ręce do gry... i stanąć pod ścianą, albo strzelam!
KOMISARZ SPORTOWIEC Ależ, Bertozzo, tyś całkiem oszalał?
KOMISARZ BERTOZZO Ręce do góry, powiedziałem... Pan też, panie dyrektorze... uprzedzam, że już dłużej nie odpowiadam za siebie!
REPORTERKA O mój Boże!...
DYREKTOR uspokój się, Bertozzo!
KOMISARZ BERTOZZO Teraz pan niech się uspokoi, dyrektorze i o nic się nie martwi! Tak, a teraz zawieś ich na wieszaku. I nie patrzcie tak na mnie: niedługo zrozumiecie, że tylko w ten sposób mogłem dojść do głosu. Tak, panią również. I siebie także. A teraz ty, mój miły, zrobisz mi przyjemność i objaśnisz tych państwa, kim jesteś naprawdę... bo już mi się tak uprzykrzyłeś, że jeżeli tego nie zrobisz, to ci strzelę w łeb... zrozumiałeś? Spokój... proszę państwa...
WARIAT Chętnie, ale boję się, że jeżeli powiem im to tak... ustnie, nie uwierzą mi.
KOMISARZ BERTOZZO A co, może wolisz im to wyśpiewać?
WARIAT Nie, ale wystarczyłoby pokazać im dokumenty... oświadczenie szpitala psychiatrycznego itd.
KOMISARZ BERTOZZO Zgoda... a gdzie one są?
WARIAT Tu, w tej teczce.
KOMISARZ BERTOZZO No, to rusz się i weź je... tylko bez żadnych dowcipów, bo cię wykończę!
WARIAT Proszę!
KOMISARZ BERTOZZO Proszę przeczytać, a przekonacie się!
DYREKTOR Nieme! Ex-nauczyciel rysunków? Inwalida? Paranoik? Ależ to wariat!!
KOMISARZ BERTOZZO Od godziny już to wam mówię!
KOMISARZ SPORTOWIEC Szpital psychiatryczny w Imola. Voghera, Varese w Gorycji, Parmie...wszystkie odwiedził!...
WARIAT Tak, to taki wariacki rajd po Italii.
REPORTERKA Piętnaście elektrowstrząsów... dwadzieścia dni w odosobnieniu... trzy ataki wandalizmu...
POLICJANT II Podpalacz! dziesięć podpaleń!
REPORTERKA Niech pan pokaże!... Podpalił bibliotekę w Aleksandrii. W Aleksandrii egipskiej! W II wieku przed Chrystusem!
KOMISARZ BERTOZZO Niemożliwe! Proszę mi to dać! Tak, ale to sam ręcznie dopisał, widzi pani!? Egipcie!...
DYREKTOR A więc jeszcze i fałszerz... oprócz tego, że mistyfikator, symulant... transformista... Ależ ja cię każę uwięzić za bezprawne podszywanie się pod cudzą osobowość świecką i duchowną!
WARIAT Psst, psst!...
KOMISARZ BERTOZZO Nic się nie da zrobić, ma wariackie papiery... ja już to wszystko wiem.
REPORTERKA szkoda... zaplanowałam sobie taki piękny artykuł... i zniszczył mi wszystko!
KOMISARZ SPORTOWIEC O, ale ja go zniszczę... Bertozzo, uwolnij mnie od tych kajdanek!
KOMISARZ BERTOZZO W takim razie sam się zgubisz! Powinieneś wiedzieć, że u nas wariaci są tym, czym święte krowy w Indiach... spróbuj ich dotknąć, a zaraz zostaniesz zlinczowany!
DYREKTOR Ten przestępca... ten zbrodniczy wariat... podaje się za sędziego... przeprowadza rewizję śledztwa... Gdy pomyślę, ile nerwów przez niego straciłem...
WARIAT Liczę do dziesięciu i wszyscy wylecimy w powietrze!
KOMISARZ BERTOZZO Cóż tam znowu wykombinowałeś?... Nie odstawiaj głupka!
WARIAT Jestem wariatem, nie głupkiem... licz się ze słowami, Bertozzo i rzuć ten pistolet... bo jak nacisnę zapalnik, to i tak już nie zdążysz!
REPORTERKA O Boże! Panie wariacie, niech się pan zlituje...!
DYREKTOR Niech się pan nie daje nabrać, Bertozzo... to bomba rozbrojona... Jak może wybuchnąć?
KOMISARZ SPORTOWIEC Prawda... nie dajmy się nabrać.
WARIAT W takim razie, Bertozzo, ty się na tym znasz... mimo, że jesteś niegramatyczny... spójrz tu... jest detonator? Przypatrz się, widzisz go? To longber akustyczny.
KOMISARZ BERTOZZO Longber akustyczny? Ale gdzie go znalazłeś?
WARIAT Tu go miałem... Tu wewnątrz jest wszystko! Nawet magnetofon, na który nagrałem wszystkie nasze rozmowy, odkąd tu wszedłem. O proszę!
DYREKTOR I co pan chce z tym zrobić?
WARIAT Powtórzę nagrania setki razy i roześlę je wszędzie, do partii politycznych, do prasy, do ministerstw, hahaha... to będzie prawdziwa bomba!
DYREKTOR Nie, czegoś takiego nie może pan zrobić... Nie, pan doskonale wie, że te wszystkie nasze oświadczenia były sfałszowane i przekręcone na skutek prowokacji rzekomego sędziego!
WARIAT A co mi tam zależy...? Najważniejsze, żeby wybuchł skandal... Nolimus aut volimus! I żeby naród włoski, tak samo jak angielski i amerykański, stał się narodem socjaldemokratycznym i nowoczesnym. I aby mógł nareszcie zawołać: „Tak, tkwimy w gnoju aż po szyję, to prawda, ale dlatego waśnie możemy chodzić z podniesioną głową”!
Koniec
Jules Elysard
Widziałem Nobla
dedykowane na wesoło D. Fo
Widziałem Nobla, był Nobel bardzo dziwny
Dostał go „krasnoludek” i bardzo się cieszył
A ten, co od dawna na niego liczył
Został o suchym pysku
Widziałem Biskupa. On też był wkurzony
Wydzierał się na całe gardło
Że ateista w nagrodę dostał tytuł szlachecki
Tak być nie może...
Widziałem bogacza. Ten też był zmartwiony
Płakał, że komunistę nagrodzono
„żeby to chociaż dostał Cosutta albo Bertinotti
ale musieli dać Fo, popatrz no”
Widziałem polityka, parlamentarzystę, krewnego wieprza
Do tej pory rzuca się o to samo:
„Piazza Fontana... Pinelli...Calabresi...”
jak to? obrazili się? Prawda władz:
„Pinellemu popełniliśmy samobójstwo, niech będzie
pochwalony bóg Calabresi.
Teraz wszystko od nowa? Nobel, nie możesz żartować...
Idź to powiedzieć F. Rame, towarzyszom, ludziom na
ulicach
Boję się! A jeśli potem nie pójdą głosować?”
My prostactwo, wieśniacy, lubiący się zabawić, potańczyć całą nockę
Cieszymy się, olewamy polityków. bogaczy, biskupów i możnych
Śmiejemy się i pokazujemy zęby. Jesteśmy gotowi żeby ugryźć w tyłek
Tego wieprza, który jeszcze nie chce zdechnąć i wszędzie go pontyfikują (być może w znaczeniu przenośnym”
Ale jemu Nobla nie dali. Zobaczysz, że teraz, załatwiony jak głupek
zostawi nas. Byłoby świetnie!
Anarchistyczny Czarny Krzyż - organizacja pomocy więźniom politycznym i osobom represjonowanym
W 1924 r. Erwin Piscator wystawił w Berlinie spektakl „Bandiera” Alfonso Paqueta, oparty na historii śmierci anarchisty Salsedo.
W jego obronie Dario Fo napisał sztukę „Puk, Puk! Kto tam? Policja” - premiera w 1972 r.
Cosutta, Bertinotti - przywódcy partii Rifondazione Comunista
3