ROZDZIAA CZTERDZIESTY SZÓSTY
SAM
I znowu nadszedł czas pożegnań.
Grace leżała na moim łóżku na plecach, z nogami zgiętymi w kolanach. Jej T-shirt podciągnął się
odrobinę, odsłaniając nieco bladego brzucha; blond włosy miała rozsypane po jednej stronie głowy, jakby
leciała w powietrzu albo nurkowała w oceanie. Stałem przy włączniku światła, patrząc na nią i po prostu&
pragnąc jej.
- Nie wyłączaj jeszcze poprosiła Grace. Jej głos brzmiał odrobinę dziwnie. Po prostu chodz i
usiądz ze mną na trochę. Nie chcę jeszcze spać.
I tak wyłączyłem światło w nagłej ciemności Grace wydała z siebie poirytowany dzwięk a potem
włączyłem sznur choinkowych lampek przyczepionych do sufitu. Migotały pośród wolno obracających się
żurawi i rzucały ruchome cienie na twarz Grace, jakby siedziała w blasku kominka.
Jej gniew zamienił się w zachwyt.
- To jest jak& - zaczęła, ale nie dokończyła.
Dołączyłem do niej na łóżku, ale zamiast się kłaść, usiadłem po turecku.
- Jak co& ? zapytałem, przesuwając palcami po jej nagim brzuchu.
- Hm& - wymruczała, przymykając oczy.
- Jak co? powtórzyłem pytanie.
- Jak patrzenie w gwiazdy albo na gigantyczne stado ptaków przelatujące na ich tle
wyszeptała.
Westchnąłem.
- Sam, ja naprawdę chcę kupić czerwony ekspres do kawy, jeśli takie istnieją powiedziała
nagle Grace.
- Znajdę ci taki obiecałem; jej skóra była szokująco gorąco w zetknięciu z moją dłonią.
Isabel powiedziała mi, żebym zapytał Grace, jak się czuje. Żebym nie czekał, aż ona mi powie, bo na
pewno tego nie zrobi, a potem będzie za pózno. Bo nie chce sprawić mi bólu.
- Grace& ? zacząłem, zabierając dłoń, przerażony.
Oderwała wzrok od ptaków wirujących powoli nad naszymi głowami i przeniosła spojrzenie na moją
twarz. Chwyciła mnie za rękę w taki sposób, że nasze ręce otaczały się nawzajem. Opuszki jej palców
muskały moja linię życia, a ja dotykałem jej linii swoimi palcami.
- Co? gdy się odezwała, w jej oddechu poczułem zapach miedzi i lekarstw, i krwi.
Wiedziałem, że powinienem ja zapytać, co się dzieje, ale po prostu chciałem jeszcze jednej minuty
spokoju. Jeszcze jednej chwili, zanim zmierzymy się z prawdą. Więc zadałem pytanie, na które teraz nie
było właściwej odpowiedzi. Pytanie, które należało do innej pary, z inną przyszłością.
- Gdy będziemy już po ślubie, czy możemy pojechać na ocean? Nigdy go nie widziałem.
- Po ślubie powtórzyła za mną, a to nie brzmiało jak kłamstwo, choć jej głos był cichy i smutny
możemy pojechać nad wszystkie oceany. Tylko po to, żeby móc powiedzieć, że to zrobiliśmy.
Położyłem się obok niej, nasze dłonie wciąż spoczywały splecione w węzeł i razem, ramię przy
ramieniu, gapiliśmy się na stado szczęśliwych wspomnień latających nad nami, zamkniętych w tym pokoju.
Choinkowe lampki mrugały do nas, a kiedy kołyszące się skrzydła zasłaniały żaróweczki, czułem, jakbyśmy
się huśtali na gigantycznej łodzi, wpatrzeni w nieznajome konstelacje.
Nadeszła pora.
Zamknąłem oczy.
- Grace, co się z tobą dzieje?
Milczała tak długo, że zacząłem wątpić, czy wypowiedziałem swoje pytanie na głos. Lecz wtedy
szepnęła:
- Nie chcę iść spać. Boję się zasypiać.
Moje serce nie tyle zamarło, co zwolniło bieg do żółwiego tempa.
- Co czujesz?
- Boli, gdy mówię wyszeptała. A mój brzuch& naprawdę& - Położyła sobie moja rękę w
okolicy żołądka, a potem przykryła ja swoja dłonią. Sam, boję się.
Jej wyznanie sprawiło mi ogromne cierpienie. Nie mogłem wydusić słowa.
- Zaraziłaś się& ? zapytałem w końcu cicho, bo tylko na tyle potrafiłem się zdobyć. Wtedy&
gdy znalazłyście z Isabel martwego wilka& ? Jak to się stało& ?
- Ja myślę, że wilk j e s t we mnie poważnie stwierdziła Grace. Myślę, że to jest wilk, którym
nigdy nie byłam. Właśnie tak się czuję. Jakbym chciała się przemienić, ale nie mogła.
W myślach gorączkowo wertowałem wszystkie wiadomości na temat wilkołaków, szukałem choroby,
która atakowała nas, gdy byliśmy zwierzętami, jednak nigdy nie słyszałem o czymś takim. Czyżby Grace była
jedyna w swoim rodzaju?
- Powiedz mi zaczęła czy ty nadal to czujesz? Wilka wewnątrz ciebie? Czy może już zniknął?
Westchnąłem i pochyliłem się, żeby oprzeć czoło o jej policzek. Oczywiście, że wciąż we mnie był, on
nie znika. Oczywiście, że tak.
- Grace, zabiorę cię do szpitala. Zmusimy ich, żeby sprawdzili, co jest nie tak. Nie obchodzi
mnie, co będziemy musieli im powiedzieć, żeby nam uwierzyli.
- Nie chcę umierać w szpitalu jęknęła Grace.
- Nie umrzesz zapewniłem ją. Jeszcze nie skończyłem pisać piosenek o tobie.
Uśmiechnęła się kącikiem ust, a potem po prostu oparła głowę na mojej piersi. Zamknęła oczy.
Ja nie zamknąłem swoich. Obserwowałem ją i cienie żurawi drgające na jej twarzy i& pragnąłem.
Pragnąłem więcej szczęśliwych wspomnień, które mógłbym potem zawiesić pod sufitem, tak wiele
radosnych chwil z tą dziewczyną, żeby zapełniły mój pokój i poszybowały na korytarz, i zaczęły wylatywać z
domu wszystkimi oknami.
Godzinę pózniej Grace zaczęła wymiotować krwią.
Nie mogłem dzwonić pod 911 i pomagać jej w tym samym czasie, więc zostawiłem ja skuloną przy
ścianie w korytarzu. Smuga jej krwi znaczyła drogę z sypialni; stałem w drzwiach z telefonem, nie odrywając
od niej oczu.
Cole nie pamiętałem, żebym go wołał pojawił się u szczytu schodów; w milczeniu niósł ręczniki.
- Sam jęknęła Grace głosem cienkim i nieszczęśliwym moje włosy.
To była najmniej znacząca drobnostka na świecie krew na końcówkach jej włosów. Jednak dla niej
stanowiło to największy problem Grace pozbawiona kontroli.
Cole pomógł jej docisnąć ręcznik do nosa i ust, ja niezdarnie zebrałem jej włosy w kucyk, żeby nie
przeszkadzały. Potem usłyszeliśmy, jak karetka wjeżdża na podjazd, pomogliśmy jej wstać i spróbowaliśmy
sprowadzić ją na dół tak, żeby nie zaczęła znowu wymiotować. Żurawie drżały i trzepotały wokół nas, jakby
chciały polecieć za nami. Ale ich sznurki były za krótkie.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
rozdział 46 Forma i kolejnośćRozdział 46rozdzial 46Tom II rozdziały 46 52Alchemia II Rozdział 8Drzwi do przeznaczenia, rozdział 2czesc rozdzialRozdział 51rozdzialrozdzial (140)rozdzialrozdział 25 Prześwięty Asziata Szyjemasz, z Góry posłany na Ziemięczesc rozdzialwięcej podobnych podstron