"Saper myli się tylko raz"
O Bożych wezwaniach przychodzących do nas w konkrecie życia i o tym, co robić, aby je usłyszeć - mówi O. Józef Augustyn SJ
Czy powołanie to "czysty dar Boga" czy też "tylko" wysiłek odpowiedzi człowieka?
Nie sądzę, aby istniała potrzeba stawiania słowa "czy" między rozumieniem powołania jako daru Boga, a rozumieniem go jako wysiłku człowieka. Te dwie rzeczywistości wychodzą sobie naprzeciw i dopełniają się; dar Boga trzeba łączyć z potrzebą wysiłku człowieka. Nie ma powołania w chrześcijańskim rozumieniu bez łaski i daru, ale z drugiej strony jest rzeczą niemożliwą wcielić w życie powołanie bez pracy i zaangażowania człowieka.
Czym jest powołanie?
Papież Paweł VI powiedział, że powołanie to pragnienie otrzymane od Ducha Świętego. Rozmawiając kiedyś z pewnym dziennikarzem, przytoczyłem mu te właśnie słowa definiujące w jakimś sensie powołanie. W odpowiedzi usłyszałem, że pragnienie - to rzeczywistość, którą łatwo jest mu zrozumieć i uchwycić, ale sam Nadawca tego pragnienia jest trudny do odkrycia.
I dlatego powołanie jest tajemnicą?
Właśnie tak. Powołanie jest tajemnicą wzywającego Boga i jest także - choć w nieco innym sensie - tajemnicą wolności człowieka. Powołanie to spotkanie dwóch wolności: wolności "Powołującego" i wolności odpowiadającego. Wolność Boga, który daje powołanie jest pierwsza. Za nią dopiero idzie wolność człowieka. Powołanie może być zawsze przyjęte tylko w wolności.
Najczęściej trudno jest nam uzasadnić w sposób logiczny, dlaczego Pan Bóg powołuje do wykonania pewnych zadań w świecie i Kościele tych, którzy z ludzkiego punktu widzenia nie zawsze są najlepszymi kandydatami. Sw. Paweł mówi, że Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć (1 Kor 1,27). Nierzadko Bóg powołuje nie to, co wielkie, mądre i doskonałe, ale właśnie to, co niedoskonałe i słabe w ludzkich oczach. Nie da się tak naprawdę podać ostatecznego uzasadnienia dla powołania Bożego. Nasze możliwości "podglądania" planów Boga są bardzo ograniczone.
Ale z drugiej strony również odpowiedź człowieka na powołanie jest - w jakimś sensie - także tajemnicą. Trudno jest nam nieraz zrozumieć, dlaczego odpowiadamy na powołanie; dlaczego przyjmujemy wezwanie, które jest czasem bardzo trudne, a nawet sprzeczne z naszymi planami i marzeniami. W autentycznym powołaniu jednak, choć rezygnuje się z tego, co "moje", nie doświadcza się bynajmniej jakiegoś żalu i rozgoryczenia.
Powołania bywają różne. Najczęściej rozważając o powołaniu mówimy o kapłaństwie, małżeństwie, życiu zakonnym. Istnieje jednak przecież jakieś wspólne nam wszystkim powołanie. Do czego więc jako chrześcijanie jesteśmy przede wszystkim powołani?
Powiedziałbym, że najpierw jesteśmy powołani do życia, w najgłębszym i jednocześnie najszerszym sensie tego słowa: do życia ludzkiego, do życia godnego, dojrzałego, do życia uczciwego, do życia w wolności, do życia w miłości... Podkreślenie, iż jesteśmy najpierw powołani do życia wydaje się dziś tym ważniejsze, że nasza cywilizacja naznaczona jest "cieniem śmierci". Jan Paweł II często używa określenia "cywilizacja śmierci".
Bolesny jest fakt, że dzisiaj wielu młodym ludziom nie chce się żyć: wpadają w depresję, uciekają w zniechęcenie, w narkotyki, w alkoholizm, w nadużycia seksualne. Tym młodym trzeba najpierw pokazać "pierwsze powołanie": powołanie do życia. Jest rzeczą paradoksalną, że młodzi, którzy nie czują "zapału do życia", czują się jednocześnie powołani do małżeństwa, do życia zakonnego, do życia kapłańskiego. Nie można jednak zrealizować w sposób dojrzały "stanu życia", nie odkrywając samej istoty życia ludzkiego.
Powołanie człowieka do życia jest wezwaniem do uczestnictwa w życiu samego Boga. Bóg jest Ojcem, Panem naszego żyda. On jest Pierwszym Dawcą życia. Pierwszym powołaniem jest więc przyjąć życie jako wielki dar, cieszyć się nim i pomnażać ten dar poprzez dzielenie się nim z innymi. Przyjmując dar życia, realizując go, zmierzamy tym samym do jego Dawcy.
Powołanie do życia musi jednak zakładać fakt, że życie przemija. I pewnie w tym tkwi największa trudność w przyjęciu tego podstawowego powołania, bo przecież dzisiejsza cywilizacja sprzeciwia się upływowi czasu, przemijaniu życia i wydaje się gloryfikować stan wiecznej młodości...
Rzeczywiście. Tony Anatrella w książce "Niekończące się dojrzewanie" pisze, iż współczesna cywilizacja chciałaby człowieka zatrzymać w jego rozwoju. Dzieci nie chcą być dziś dziećmi, dorośli też nie chcą być dorosłymi. Wszyscy chcieliby być nastolatkami. Życia jednak nie da się zatrzymać. W tym kontekście chciałbym przytoczyć piękną wypowiedź wielkiego rosyjskiego poety Josifa Brodskiego z książki "Pochwała nudy": "Przed Państwem wspaniała, lecz męcząca podróż. Wskakują dziś niejako Państwo do rozpędzonego pociągu. Nikt Państwu nie powie, co Państwa czeka, co do jednego wszak mogę Państwa zapewnić - że nie jest to podróż tam i z powrotem. Proszę więc czerpać pewną pociechę z faktu, że choćby jedna czy druga stacja ukazała się nawet najbardziej nieznośna, pociąg nie przystanie tam na zawsze".
Pociąg życia nigdy nie kursuje tam i z powrotem. Pociąg życia jedzie zawsze tylko w jedną stronę. Powołaniem człowieka jest przyjąć rzeczywistość życia, zaakceptować "pociąg życia" i w nim realizować to, do czego Bóg nas zaprasza. Tak więc pierwszym naszym powołaniem, powołaniem wspólnym dla wszystkich, jest przyjąć życie i oddać życie. Owo przyjęcie i oddanie życia dokonuje się przede wszystkim w miłości. Życie przyjmuje się jako dar miłości i w miłości życie to powierza się drugiemu.
Ujmując powołanie od innej strony, możemy powiedzieć, że jest ono wezwaniem do przyjęcia i oddania swego życia "drugiemu" - Bogu i człowiekowi.
Jak na tym tle widzieć szczegółowe powołania - do życia zakonnego, małżeństwa, konkretnego dzieła?
Każde dzieło ludzkie realizowane jest poprzez konkrety. Także to zasadnicze "powołanie do życia" - do przyjęcia życia i do oddania tego życia - musi zostać ukonkretnione w codziennej ludzkiej egzystencji. Zasadnicze pragnienie (powołanie) przyjmowania i dawania życia, Bóg ukonkretnia poprzez bardziej szczegółowe pragnienia, powołania. Przyjmować i dawać życie można w różnych "stanach" czy rodzajach życia: w stanie małżeńskim, kapłańskim, zakonnym czy też w celibacie człowieka świeckiego.
Najczęściej tajemnicą Boga jest to, dlaczego daje On określonym osobom powołanie do danego stanu życia. Ludzie posiadający pewną wrażliwość duchową łatwo rozróżniają ludzkie upodobania od rzeczywistego powołania. Słyszy się nieraz stwierdzenie: "Bardzo podoba mi się życie zakonne, ale nie czuję się do niego powołany(a)". Słyszałem też wiele razy świadectwa młodych ludzi: "Bardzo podoba mi się życie w małżeństwie, mimo to czuję powołanie do życia kapłańskiego. Wiem, iż Bóg chce, abym zrezygnował z tego, co mi się podoba".
Mówiąc o powołaniu nie można nie przytoczyć znanych słów św. Pawła o wyższości dziewictwa (por. 1 Kor 7,25nn). Jak to więc jest z wezwaniami i powołaniami udzielonymi nam przez Boga? Czy istnieje ich gradacja? Czy rzeczywiście Bóg wzywa jednych do czegoś "więcej", a drugich do czegoś "mniej"?
Myślę, że jest to bardzo delikatny problem i należy go potraktować z dużym wyczuciem. Sądzę, że Bóg wszystkich wzywa do "czegoś więcej". Bóg dla nikogo z nas nie jest skąpy w powołaniu. Owo "więcej" Chrystus ofiarowuje każdemu. Św. Ignacy Loyola mówi w "Ćwiczeniach duchownych", że owo "więcej", "magis" w powołaniu nie zależy jednak tylko od Boga, ale także od wielkości pragnień człowieka. Tylko w kontekście hojności człowieka, Bóg każdemu z nas może dać "więcej powołania", "większe powołanie".
Wyższość dziewictwa, o której mówi św. Paweł, nie wynika - jak sądzę - z ludzkiego porównywania różnych stanów i rodzajów życia. Porównując różne powołania kryteriami współczesnej mentalności, można stwierdzić, że "stan dziewictwa" jest dziś traktowany jako niżej stojący od stanu małżeńskiego. Dzisiaj "dziewictwo" jest cnotą całkowicie wyśmianą.
Może ową wyższość dziewictwa, o której mówi św. Paweł, należy przypisywać "wyjątkowości" tego powołania, a także potrzebie większej ofiary związanej z tym powołaniem i to od początku jego realizowania? Powołanie to bowiem od początku wymaga wielkiego zaufania Bogu i wielkiego wyrzeczenia. Dlaczego? Dlatego, że potrzeba ludzkiej miłości erotycznej i seksualnej jest wielkim i naturalnym pragnieniem każdego z nas. Miłość ludzka, połączona z bliskością emocjonalną i fizyczną, przynajmniej na początku wydaje się czymś łatwiejszym. Ona fascynuje każdego młodego człowieka. Natomiast powołanie do życia w dziewictwie od samego początku jawi się jako zadanie trudne, które wymaga ofiary. Trzeba bowiem wyrzec się tego, do czego popycha nas natura całą siłą swoich potrzeb i pragnień. W takim przypadku konieczna jest "wyższa miłość" - trudniejsza, bardziej zaangażowana; miłość, która kładzie przede wszystkim nacisk na doświadczenie duchowe.
Trzeba jednak pamiętać, że z ową większą miłością wiąże się większe ryzyko. Stąd życie w celibacie, o ile nie będzie nieustannie karmione większą miłością, ryzykuje wiele: ryzykuje większy egocentryzm, większe zamknięcie się w sobie. W życiu rodzinnym i małżeńskim zwykle łatwiej człowiekowi wyrwać się z pokusy egoizmu i zamknięcia, ponieważ pomagają mu w tym bliscy, z którymi związany jest naturalnymi więzami miłości.
Bywa, że młodzi ludzie chcący rozeznać swoją drogę życia I obawiają się, że Bóg może przymusić ich do czegoś, czego w głębi serca nie pragną. Czy rzeczywiście Bóg nas przymusza do przyjęcia jakiegoś powołania?
Bóg nigdy nas do niczego nie przymusza. Przymus Boga, o którym mówią nieraz wielcy mistycy i święci, jest raczej rodzajem wielkiego przynaglenia wewnętrznego, wielkiej fascynacji. Jesteśmy dziećmi Boga i On posiada "klucz" do naszych serc. On może wlać w nie swoje pragnienie, może wzbudzić w nich swoją wolę. Może ją wzbudzić i tylko wzbudzić. Nie może jej jednak sam wykonać. Wiele osób prowadzących życie duchowe daje nieraz świadectwo wielkości, gwałtowności przyciągania Bożego, fascynacji powołaniem. Powołanie i fascynacja nim ujawnia się nieraz w bardzo młodym wieku - w dzieciństwie lub w okresie dojrzewania. Nie należy tego faktu lekceważyć; i chociaż dziecięce fascynacje życiem zakonnym, życiem kapłańskim czy małżeńskim są niedojrzałe (albo dojrzałe na "swój" wiek), mają one jednak nieraz ogromne znaczenie dla późniejszego życia. Myślę, że nie da się jednak- nakreślić jakiegoś jednego schematu powołania, dla wszystkich.
Wiemy więc, że Bóg nas nie zmusza do przyjęcia jakiegoś powołania, ale - bywa - że boimy się Jego planu. Taki lęk może chyba znacznie utrudnić rozeznanie powołania...
To prawda. Mówiłem już, że Bóg komunikuje nam powołanie, wezwanie poprzez pragnienia, natchnienia wewnętrzne, które wlewa w nasze serca. Pragnienie to przychodzi jakby niezależnie od ludzkich planów, od ludzkich oczekiwań.
Rozróżnienie między tym pragnieniem a lękiem jest największą trudnością w rozeznaniu powołania. Lęk jest pewnym zdeformowanym pragnieniem, zniekształconym pragnieniem. Nierzadko nasze pragnienia bywają uwikłane w nasze lęki: lęki o siebie, o swoją przyszłość, lęki przed innymi, lęki przed odpowiedzialnością za życie. Życie jest wartością, która jest nam najbliższa, najdroższa i dlatego często się o nią boimy.
Bóg komunikując nam nasze powołanie nigdy nie odwołuje się jednak do naszych lęków. Lęk nie jest źródłem powołania. Powołanie i lęk to dwie wrogie sobie rzeczywistości. Lęk paraliżuje powołanie. Uniemożliwia jego odczytanie i uniemożliwia też decyzję życia nim. Aby odkryć powołanie, trzeba wyzwolić się z lęku. Na początku rozeznawania powołania należy najpierw zdemaskować lęk i podjąć stały wysiłek, aby go pokonać w sobie. Ważnym kryterium autentyzmu powołania jest zawsze wyzwolenie się z lęku. Powołanie daje też moc do przekraczania go. I tak np. kiedy dziewczyna - zraniona brutalnością swego ojca i doświadczająca lęku przed zaufaniem mężczyźnie - zakochuje się i odkrywa powołanie do małżeństwa, będzie w stanie pokonać ów lęk.
Autentyczne powołanie przeżywamy w relacji do Boga i jest ono zawsze większe od człowieka i jego lęków. Bóg, który powołuje, jest też zawsze większy od zatrwożonego ludzkiego serca. Siła i odwaga na drodze do pokonania trudności w realizacji powołania jest ważnym kryterium jego autentyczności.
Czy są jeszcze jakieś inne kryteria?
Innym ważnym kryterium rozeznania powołania będzie zawsze hojność i wielkoduszność na modlitwie, w korzystaniu z sakramentów świętych, w otwieraniu się na natchnienia Boże, szczerość w kierownictwie duchowym. Dalszym kryterium autentyczności powołania jest także otwarcie się na bliźnich. Powołanie, jakim Bóg nas obdarza, jest zawsze skierowane ku drugiemu. Bóg nie powołuje nas tylko dla siebie samego, ale także dla wspólnoty Kościoła, dla braci.
To, o czym Ojciec mówi - wyzwolenie się z lęku, hojność wobec Boga, pokonywanie egocentryzmu - to kryteria wewnętrzne. W grupach Odnowy często mówi się o znakach towarzyszących powołaniu, mam na myśli znaki zewnętrzne...
Istnieją oczywiście także znaki zewnętrzne powołania. Człowiek jest nie tylko istotą duchową, ale także cielesną i zmysłową, i dlatego też Bóg wspiera nierzadko naszą niepewność w powołaniu bardzo mocnymi znakami zewnętrznymi. Aby potwierdzić nasze pragnienia wewnętrzne, Bóg może posłużyć się praktycznie każdym znakiem zewnętrznym. Decydujące jest jednak zawsze pragnienie wewnętrzne.
Jeżeli zarówno znaki zewnętrzne, jak i pragnienia wewnętrzne, pochodzą od tego samego Ducha Świętego, to mogą się jedynie wzajemnie uzupełniać i potwierdzać. Sprzeczność między znakami zewnętrznymi i pragnieniami wewnętrznymi byłaby sygnałem, że znaki lub też pragnienia są nieautentyczne. To stwierdzenie opieramy na przekonaniu, że Bóg w swoim działaniu jest zawsze spójny i "logiczny".
Czy mógłby dać Ojciec jakiś przykład znaków zewnętrznych w powołaniu?
Istnieje ogromna różnorodność znaków zewnętrznych w przeżywaniu powołania. Z pewnością takim znakiem może być spotkanie z ważnym dla nas człowiekiem, z autorytetem. Ale znakiem może być także spotkanie z człowiekiem ubogim. Kiedyś w kierownictwie duchowym jeden z penitentów wspominał o tym, iż decydujące dla jego powołania było spotkanie z człowiekiem z marginesu społecznego. Krótka rozmowa z nim naprowadziła go na wewnętrzne pragnienie poświęcenia się służbie biednym.
Celowo nie chciałbym rozbudowywać tej odpowiedzi podając zbyt wiele przykładów znaków zewnętrznych. Jeżeli w rozważaniach o powołaniu zbytnio podkreśla się przede wszystkim znaki zewnętrzne, to ludzie zagubieni wewnętrznie mogą nieraz przeakcentowywać ich rolę; mogą próbować podpierać się zbytnio znakami zewnętrznymi. W ważnych powołaniach życiowych konieczną rzeczą jest wyjście z niezdecydowania i niepewności.
Rozeznanie powołania - tego zasadniczego i tych, które wyłaniają się przed nami w ciągu życia - nie jest więc sprawą prostą. Jakie warunki musimy spełniać, aby rozeznać powołanie?
Podstawowym warunkiem rozeznania powołania jest rozeznanie naszego związku z Bogiem - rozeznanie i pogłębianie rzeczywistego pragnienia Boga i Jego woli. Nie ma powołania bez szukania Boga i Jego woli. Powołanie jest najpierw wolą Boga, darem Boga. Nie można przyjąć powołania, nie przyjmując Dawcy. Karykaturą powołania jest nieraz to, że chcemy przyjąć pewną funkcję, rolę w Kościele, ale nie przyjmując Tego, który ją nam powierza. Wielką pomyłką byłaby więc np. chęć bycia księdzem czy zakonnikiem bez głębokiego intensywnego szukania Boga i Jego woli. Ważnym warunkiem powołania jest także przejrzystość w świecie własnych odczuć, natchnień i potrzeb. Stąd też -jak mówiliśmy wcześniej - do realizacji powołania konieczne jest wyzwolenie się z lęku. Warunkiem realizacji powołania jest też rozeznanie zasadniczych dyspozycji, potrzebnych do jego wypełnienia. Każdy rodzaj powołania wymaga odpowiednich dyspozycji. I tak np. powołanie zakonne domaga się umiejętności życia we wspólnocie, dostosowania się do reguł wspólnoty. Skrajny indywidualizm byłby sprzeczny z życiem zakonnym.
I oczywiście nie możemy powołania rozeznawać sami...
Człowiek nie powinien sam rozeznawać swoich dyspozycji do wypełnienia powołania. Chrześcijanin otrzymuje powołanie w Kościele. Stąd też warunkiem realizacji powołania jest przyjęcie pomocy Kościoła. To sam Duch Święty daje pragnienie powołania, ale ten sam Duch Święty udziela jednocześnie światła "przedstawicielom" Kościoła do rozeznania go. Duch Święty działa zarówno w powołanym, jak i w tych, którzy są odpowiedzialni za powołania w Kościele.
Na zakończenie kwestia, która może nurtować wielu z nas. Co w wypadku gdybyśmy nasze powołanie rozeznali błędnie?
Są pewne powołania, co do których naprawdę nie można się pomylić. O pewnych decyzjach powołania można powiedzieć tak, jak mówi się w wojsku - "saper myli się tylko raz". W zasadniczych powołaniach życiowych - w powołaniu do stanu kapłańskiego, małżeńskiego czy zakonnego, także "człowiek myli się tylko raz". Za taką pomyłkę płaci się bardzo wysoką cenę. Nieraz tę wysoką cenę płacą inni, np. w pomyłce wyboru współmałżonka(i) wysoką cenę zwykle płacą dzieci.
Kiedy jednak rozeznajemy nasze powołanie w Bogu i z Bogiem, kiedy szukamy najpierw Jego woli, a dopiero później tego, co mamy "konkretnie" robić w życiu, jaki stan wybrać, wówczas pomyłka jest po prostu niemożliwa.
Pomyłka w rozeznaniu powołania wynika zawsze z samowoli człowieka, który nie liczy się z Bogiem, ale idzie "własną drogą", za własnymi upodobaniami i pragnieniami. Pamiętam sytuację kobiety, która z uczuciem goryczy wspominała, w jaki sposób "dokonała wyboru" swojego męża. Poznała pewnego bardzo atrakcyjnego mężczyznę, który bardzo podobał się jej fizycznie. "Walczyłam o niego z innymi dziewczynami i wygrałam, ale na swoją zgubę - mówiła z bólem. Dziś wiem, że byłam w swoim wyborze nieuczciwa". Kiedy człowiek jest nieuczciwy w wyborze swojego stanu życia, w wyborze partnera życiowego - ryzykuje, że dokona błędnego rozeznania.
Trzeba nam wierzyć, że rozeznając uczciwie - z Bogiem i z pomocą Kościoła - przyjmujemy zawsze "tylko" to (a raczej "aż" to), co Bóg przygotował dla nas. A dar Boga, który przyjmujemy i wcielamy w życie,, nigdy nie jest pomyłką.
o. Józef Augustyn odpowiadał
na pytania Lucyny Siup